147
niało z każdym dniem. Pierwszy uświadomił narn wszystkim, że telewizja (a zwłaszcza filmy) zaczyna zastępować naszych bliskich w opisywaniu świata, wypełniając naszą świadomość opowieściami niby-dokumen-talnymi i fabularnymi, których założenia i cechy stają się dla nas wyznacznikami postrzegania rzeczywistości. Telewizja to coś więcej niż „zwykłe medium’’ - to „kulturowe środowisko”, zastępujące rodziców w wychowaniu dzieci, z łatwością narzucające widzom swoje normy i wartości. Gerbner pisał: „Ten, kto opowiada historie o naszej kulturze, ma prawdziwą władzę nad nami -władzę nad naszymi zachowaniami” -wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego przed telewizorem. Kierunek ewolucji telewizji pozwolił z czasem na sformułowanie tezy, że główne cechy tego medium to nastawienie na rozrywkę („najsilniejszy czynnik współczesnego wychowania”) oraz na przemoc (zapewniającą uniwersalną atrakcyjność). Na tych przesłankach opierał się zainicjowany przez Gerbnera w 1968 roku program badań wskaźników kulturowych, który miał na celu systematyczne dokumentowanie wpływu telewizji. Zebrano dane o ponad 3 tys. programów i 35 tys. bohaterów telewizyjnych. Wykazano ponad wszelką wątpliwość, że programy amerykańskich telewizji zawierają znacznie więcej aktów przemocy niż dzieje się naprawdę. Porównywano strategie programowe nadawców z zawartością programów, co zestawiano później z badaniami postrzegania świata przez telewidzów. Wyniki ujęto w ramach teoretycznej koncepcji - tzw. hipotezy kultywacyjnej -pokazującej długotrwałość i siłę związków między praktykami oglądania telewizji a postawami wobec rzeczywistości. Zgodnie z hipotezą, nałogowi telewidzowie (spędzający przed ekranem co najmniej 4 godziny dziennie) wraz z upływem czasu nabierają wypaczonego obrazu rzeczywistości (tzw. syndrom złego świata) i, co więcej, stopniowo upodabniają się do siebie pod względem poglądów politycznych (jako centrowi i pro-rządowi zwolennicy status quo).
W miarę rozwoju debaty o oddziaływaniu telewizji George Gerbner doskonalił swoją teorię, wprowadzając m.in. rozróżnienie między zjawiskiem „rezonansu” (kiedy efekt kultywacyjny zachodzi głębiej dzięki podatności jakiejś specyficznej grupy telewidzów) oraz „mainstreamingu” (gdy nałogowe oglądanie telewizji powoduje konwergencję poglądów i postaw członków różnych grup), osłabiając tym samym zarzut redukujący zakres hipotezy do grupy osób o podobnych cechach demograficznych i społecznych.
W swoich badaniach George Gerbner przekonywająco objaśniał ewolucję telewizji (jako technologii komunikacji, jako medium wpływu społecznego, a może nawet kontroli społecznej), trafnie przewidując wzrost znaczenia wizualnych środków komunikacji w świecie tak szybko podlegającym globalizacji. Uważał, że naszym obowiązkiem powinno być staranne, interdyscyplinarne dokumentowanie związków między przemocą w mediach a zmianami świadomości społecznej, postaw i działań ludzi, jak również rozsądne ograniczanie reprezentacji agresji w mediach. Temu zadaniu poświęcił ostatnie lata aktywności. Jego ostatnia książka ukazała się w 1996 roku. Nosi tytuł „Niewidzialne kryzysy. Jakie znaczenie dla Ameryki i świata ma korporacyjny nadzór nad mediami” (Invi-sible Crises: What Conglomerate Media Con-trol Means for America and the World).
Jacek H. Kołodziej
P.S. W Polsce znany jest przede wszystkim wkład George’a Gerbnera, „człowieka, który liczył zabójstwa”, w teorię i metodologię analizy zawartości mediów. Nawet jego „teoria kultywacji” przyjęta została raczej jako okazja do porządkowania problematyki badań (pamiętamy jej Gerbne-rowski podział na cztery płaszczyzny - egzystencji, priorytetów, ewaluacji i relacji) niż jako narzędzie walki ze scenami przemocy w telewizji. Z jego pomysłu rekonstrukcji medialnych map świata wg częstości występowania poszczególnych krajów i regionów na łamach wybranych gazet robiliśmy użytek także w naszych Zeszytach. Z Polską i polskimi prasoznawcami - zapewne nie bez wpływu jego węgierskiego pochodzenia - łączyły Gerbnera serdeczne związki. Bywał w Polsce przy okazji konferencji IAMCR (AIERl), którego to międzynarodowego stowarzyszenia był współorganizatorem i przez wiele lat wiceprzewodniczącym. Również polscy prasoznawcy korzystali nieraz z jego gościny w Filadelfii. Wielka szkoda, że się z nim na tym świecie już nie spotkamy.