Autor: FIODOR DOSTOJEWSKI TytuÅ‚: AAGODNA PRZEAOÅ»YA GABRIEL KARSKI OPOWIADANIE FANTASTYCZNE OD AUTORA Przepraszam moich czytelników, że tym razem zamiast Dziennika w zwykÅ‚ym ksztaÅ‚cie dajÄ™ im tylko opowiadanie. Ale rzeczywiÅ›cie pracowaÅ‚em nad tym utworem przez wiÄ™kszÄ… część miesiÄ…ca. W każdym razie proszÄ™ czytelników o wyrozumiaÅ‚ość. A teraz - co do samego opowiadania. DaÅ‚em mu podtytuÅ‚ fantastyczne , chociaż uważam je za jak najbardziej realne. Ale fantastyczność jest w nim istotnie - a mianowicie w samej formie opowieÅ›ci, co też chciaÅ‚bym zawczasu wyjaÅ›nić. Chodzi o to, że nie jest to opowiadanie, ani nie sÄ… to notatki. ProszÄ™ sobie wyobrazić męża, którego żona leży na stole martwa: przed kilkoma godzinami popeÅ‚niÅ‚a samobójstwo, rzuciwszy siÄ™ z okna. Jest wzburzony i jeszcze nie zdążyÅ‚ zebrać myÅ›li. Chodzi po pokojach i usiÅ‚uje zdać sobie sprawÄ™ z tego, co zaszÅ‚o, uporzÄ…dkować swe myÅ›li . Dodajmy, że jest to zagorzaÅ‚y hipochondryk z gatunku tych, co sami z sobÄ… rozmawiajÄ…. Oto wÅ‚aÅ›nie mówi sam do siebie, referuje sprawÄ™, wyjaÅ›nia jÄ… sobie. Mimo pozornÄ… ciÄ…gÅ‚ość tej relacji, niejednokrotnie przeczy sobie - zarówno logicznie jak uczuciowo. To usprawiedliwia siebie, to oskarża jÄ… i wdaje siÄ™ w uboczne rozważania: mamy tu i wulgarność myÅ›li, i serca, i gÅ‚Ä™biÄ™ uczucia. Z wolna rzeczywiÅ›cie wyjaÅ›nia sobie sprawÄ™ i porzÄ…dkuje myÅ›li . AaÅ„cuch wywoÅ‚anych przezeÅ„ wspomnieÅ„ nieodparcie przywodzi go wreszcie do prawdy; prawda nieodparcie uwznioÅ›la jego umysÅ‚ i serce. Pod koniec zmienia siÄ™ nawet sam ton opowieÅ›ci - w porównaniu z chaotycznym jej poczÄ…tkiem. Prawda dość jasno i wyraznie - przynajmniej dla niego samego - odstania siÄ™ przed nieszczęśnikiem. Oto temat. Ma siÄ™ rozumieć, przebieg opowieÅ›ci obejmuje kilka godzin - z zawieszeniami i przeskokami - i ma ksztaÅ‚t nader zawiklany: bohater mówi sam do siebie, to znów zwraca siÄ™ jak gdyby do niewidzialnego sÄ™dziego. Tak też zawsze bywa w rzeczywistoÅ›ci. Gdyby stenograf mógÅ‚ go podsÅ‚uchać i wszystko zanotować - tekst wypadÅ‚by nieco bardziej chropowaty, surowy, aniżeli u mnie; ale, jak mi siÄ™ wydaje, proces psychologiczny chyba pozostaÅ‚by nie zmieniony. Otóż ta hipoteza o stenografie, który wszystko zanotowaÅ‚ (po czym ja bym opracowaÅ‚ to literacko), stanowi wÅ‚aÅ›nie to, co w tym opowiadaniu traktujÄ™ jako element fantastyczny. Ale w sztuce coÅ› podobnego nieraz bywaÅ‚o dopuszczalne. Wiktor Hugo na przykÅ‚ad w swym arcydziele Ostatni dzieÅ„ skazaÅ„ca zastosowaÅ‚ chwyt prawie identyczny i choć nie wprowadziÅ‚ stenografa, pozwoliÅ‚ sobie na jeszcze wiÄ™ksze nieprawdopodobieÅ„-stwo, zakÅ‚adajÄ…c, że skazaniec może (i ma czas) kreÅ›lić notatki nie tylko w ostatnim dniu, lecz nawet 1 w ostatniej godzinie, dosÅ‚ownie w ostatniej minucie. Gdyby jednak zaniechaÅ‚ tej fantyzji, nie powstaÅ‚by i sam utwór - najrealniejszy i najprawdziwszy ze wszystkich, jakie napisaÅ‚. ROZDZIAA PIERWSZY I. KIM BYAEM JA I KIM BYAA ONA ...O, dopóki ona tu jest-wszystko jeszcze dobrze: podchodzÄ™ i coraz spoglÄ…dam; a wyniosÄ… jÄ… jutro - jakże ja tu zostanÄ™ sam? Teraz leży w saloniku, na stole, zestawiono dwa stoliki do kart, a trumna bÄ™dzie jutro, biaÅ‚a, wybita biaÅ‚ym atÅ‚asem, a zresztÄ… ja nie o tym... Wciąż chodzÄ™ i chodzÄ™, żeby to sobie wytÅ‚umaczyć. Oto już tak od szeÅ›ciu godzin chodzÄ™, usiÅ‚ujÄ…c sobie wytÅ‚umaczyć i wciąż nie mogÄ™ skupić myÅ›li. Rzecz w tym, że chodzÄ™, chodzÄ™, chodzÄ™... To byÅ‚o tak: po prostu opowiem wszystko po kolei. (PorzÄ…dek!) Panowie, wcale nie jestem literatem, i wy to widzicie, ale niech tam, opowiem tak, jak sam rozumiem. StÄ…d wÅ‚aÅ›nie caÅ‚e moje przerażenie, że wszystko rozumiem! Otóż, jeżeli chcecie wiedzieć, to znaczy, jeÅ›li zacząć od samego poczÄ…tku - po prostu przychodziÅ‚a do mnie zastawiać różne rzeczy, aby opÅ‚acać ogÅ‚oszenia w GÅ‚osie : że tak a tak, guwernantka gotowa na wyjazd i na przychodzenie na lekcje do domów itd., itd. To byÅ‚o na samym poczÄ…tku i ja naturalnie nie odróżniaÅ‚em jej od innych: przychodzi tak jak wszyscy i tak dalej. A pózniej to zaczÄ…Å‚em jÄ… odróżniać. ByÅ‚a taka szczuplutka, blondyneczka, Å›redniego wzrostu, w mojej obecnoÅ›ci zawsze jakaÅ› niezrÄ™czna, jakby skrÄ™powana (myÅ›lÄ™, że taka sama byÅ‚a wobec każdego, a ja, ma siÄ™ rozumieć, byÅ‚em dla niej taki sam, jak ten czy ów, to znaczy, jeżeli mówimy nie o wÅ‚aÅ›cicielu lombardu, lecz o czÅ‚owieku). Gdy tylko otrzymywaÅ‚a pieniÄ…dze, natychmiast w tyÅ‚ zwrot i znikaÅ‚a. I zawsze w milczeniu. Inni tak siÄ™ sprzeczajÄ…, mole- 741 stujÄ…, targujÄ… siÄ™, żeby wiÄ™cej dostać; ta-nie: ile dadzÄ…... Mam wrażenie... wciąż siÄ™ gubiÄ™... Aha, przede wszystkim zaciekawiÅ‚y mnie jej rzeczy: srebrne pozÅ‚acane kolczyki, mizerny medalionik - przedmioty groszowej wartoÅ›ci. Sama to wiedziaÅ‚a, ale patrzÄ…c na niÄ… widziaÅ‚em, że to dla niej dro-gocenność - i rzeczywiÅ›cie to byÅ‚o wszystko, co jej pozostaÅ‚o po tatusiu i mamusi - jak siÄ™ pózniej dowiedziaÅ‚em. Raz tylko pozwoliÅ‚em sobie na docinek. Bo wÅ‚aÅ›ciwie, widzicie, ja sobie na to nigdy nie pozwalam, wobec klientów zachowujÄ™ siÄ™ po dżentelmeÅ„sku: maÅ‚o słów, uprzejmie i surowo. Surowo, surowo i surowo. 1 Lecz oto ona oÅ›mieliÅ‚a siÄ™ przynieść resztki (ale to dosÅ‚ownie resztki) starego serdaka - no i nie wytrzymaÅ‚em: powiedziaÅ‚em coÅ› niby w rodzaju dowcipu. Chryste Panie, jak siÄ™ rozgniewaÅ‚a! Oczy ma niebieskie, duże, zamyÅ›lone, ale-jak siÄ™ rozżarzyÅ‚y! Jednak nie padÅ‚o ani jedno sÅ‚owo, zabraÅ‚a swoje resztki i wyszÅ‚a. Wtedy po raz pierwszy zauważyÅ‚em jÄ… specjalnie i pomyÅ›laÅ‚em o niej w podobny sposób, to znaczy wÅ‚aÅ›nie w sposób specjalny. Tak: pamiÄ™tam jeszcze wrażenie, to jest, wÅ‚aÅ›ciwie, główne wrażenie, ogólnÄ… syntezÄ™: to mianowicie, że jest strasznie mÅ‚oda, taka mÅ‚odziutka, iż, rzekÅ‚oby siÄ™ - czternastolatka. A miaÅ‚a wtedy już szesnaÅ›cie lat bez trzech miesiÄ™cy. A zresztÄ… nie to miaÅ‚em na myÅ›li, to wcale nie w tym zawieraÅ‚a siÄ™ synteza. Nazajutrz przyszÅ‚a znowu. DowiedziaÅ‚em siÄ™ pózniej, że byÅ‚a z tym serdakiem u Dobronrawowa i u Mozera, ale oni oprócz zÅ‚ota żadnych przedmiotów nie przyjmujÄ…, toteż nie chcieli z niÄ… gadać. Ja natomiast przyjÄ…Å‚em kiedyÅ› od niej kameÄ™ (takie ot, Å›wiÅ„stewko) i - 2 zastanowiwszy siÄ™ pózniej - zdumiaÅ‚em siÄ™: ja także prócz zÅ‚ota i srebra nic nie przyjmujÄ™, a od niej przyjÄ…Å‚em tÄ™ kameÄ™. Taka byÅ‚a wtedy moja druga o niej myÅ›l, to pamiÄ™tam. Tamtym razem, to znaczy po wizycie u Mozera, przyniosÅ‚a bursztynowÄ… cygarniczkÄ™: gracik taki sobie, amatorski, ale dla nas znów bez wartoÅ›ci, bo my - tylko zÅ‚oto. Ponieważ zjawiÅ‚a siÄ™ po wczorajszym buncie, przyjÄ…Å‚em jÄ… surowo. Surowość u mnie - to oschÅ‚ość. Niemniej jednak wrÄ™czajÄ…c jej dwa ruble, nie zdoÅ‚aÅ‚em siÄ™ powstrzymać i powiedziaÅ‚em z niejakim rozdrażnieniem: robiÄ™ to wyÅ‚Ä…cznie dla pani, a Mozer takiej rzeczy od pani nie przyjmie . SÅ‚owa dla pani wypowiedziaÅ‚em ze szczególnym naciskiem i wÅ‚aÅ›nie w pew- 742 n y m sensie. ZÅ‚y byÅ‚em. Ona znowu zaczerwieniÅ‚a siÄ™ usÅ‚yszawszy owo dla pani, jednakże zachowaÅ‚a milczenie, nie odsunęła pieniÄ™dzy, przyjęła - ot, co znaczy bieda! A jaka byÅ‚a wzburzona! ZrozumiaÅ‚em, żem jÄ… zraniÅ‚. A po jej wyjÅ›ciu nagle siÄ™ zastanowiÅ‚em: czyż istotnie taki triumf wart jest dwa ruble? Cha-cha-cha! PamiÄ™tam, żem sobie to pytanie zadaÅ‚ dwukrotnie: czy to warte? Czy warte? I Å›miejÄ…c siÄ™ odpowiedziaÅ‚em sobie na nie twierdzÄ…co. Ogromnie mnie to wtedy rozbawiÅ‚o. Ale nie byÅ‚o to brzydkie uczucie: powiedziaÅ‚em tamto rozmyÅ›lnie, celowo; chciaÅ‚em jÄ… poddać próbie, ponieważ raptem, zaÅ›witaÅ‚y mi w gÅ‚owie pewne pomysÅ‚y dotyczÄ…ce jej osoby. To byÅ‚a moja trzecia specjalna myÅ›l o niej. No i od tego czasu wszystko siÄ™ zaczęło. Ma siÄ™ rozumieć, zaraz postaraÅ‚em siÄ™ okólnÄ… drogÄ… zbadać wszelkie okolicznoÅ›ci i oczekiwaÅ‚em jej przyjÅ›cia ze szczególnÄ… niecierpliwoÅ›ciÄ…. PrzeczuwaÅ‚em bowiem, że siÄ™ rychÅ‚o zjawi. Kiedy przyszÅ‚a, wszczÄ…Å‚em - z nadzwyczajnÄ… galanteriÄ… - uprzejmÄ… rozmowÄ™. Jestem przecie niezgorzej wychowany i znam siÄ™ na formach. Hm... No i wtedy wyczuÅ‚em, że jest dobra i Å‚agodna. Osoby dobre i Å‚agodne nie opierajÄ… siÄ™ dÅ‚ugo i choć same do wywnÄ™trzania siÄ™ nie sÄ… bynajmniej skore, jednakże od rozmowy wykrÄ™cić siÄ™ żadnym sposobem nie potrafiÄ… i odpowiadajÄ… skÄ…po, ale odpowiadajÄ…, a im dalej, tym obficiej, trzeba tylko samemu nie ustawać, skoro nam zależy. Ma siÄ™ rozumieć, ona mi wtedy sama nic nie wyjaÅ›niÅ‚a. Pózniej dopiero dowiedziaÅ‚em siÄ™ o GÅ‚osie i o wszystkim. Ona siÄ™ wtedy rujnowaÅ‚a na ogÅ‚oszenia; z poczÄ…tku, ma siÄ™ wiedzieć, wynioÅ›le: guwernantka, panie dobrodzieju, zgodzi siÄ™ na wyjazd i oferty proszÄ™ nadsyÅ‚ać z podaniem warunków , a pózniej - gotowa na wszystko: i do towarzystwa, i uczyć może, i doglÄ…dać gospodarstwa, i pielÄ™gnować chorÄ… osobÄ™, i szyć umiem itd. itd.-to wszystko tak dobrze znamy! Naturalnie wystÄ™powaÅ‚o to w ogÅ‚oszeniu w rozmaitych wariantach, a pod koniec, gdy jej poÅ‚ożenie staÅ‚o siÄ™ rozpaczliwe, to nawet bez. pensji, za wyżywienie . Otóż nie, nie znalazÅ‚a posady! Wtedy postanowiÅ‚em po raz ostatni jÄ… wybadać: raptem biorÄ™ Å›wieży numer GÅ‚osu i wskazujÄ™ ogÅ‚oszenia: MÅ‚oda osoba, zupeÅ‚na sierota, poszukuje posady guwernantki do maÅ‚ych dzieci, najchÄ™tniej u starszego wdowca. Może dopomóc w prowadzeniu domu. 743 - Ot, proszÄ™, ta dziÅ› rano daÅ‚a ogÅ‚oszenie, , na wieczór z pewnoÅ›ciÄ… posadÄ™ otrzyma. Oto jak trzeba si -iglaszać! Znów siÄ™ wzburzyÅ‚a, znowu bÅ‚ysnęła oczyma, odwróciÅ‚a sic i natychmiast wyszÅ‚a. Bardzo mi siÄ™ to spodobaÅ‚o. ZresztÄ… byÅ‚em wtedy caÅ‚kiem pewny i nie obawiaÅ‚em siÄ™: cygarniczek nikt nie zacznie przyjmować. A-ona zresztÄ… nie miaÅ‚a już nawet cygarniczek. I rzeczywiÅ›cie, po dwóch dniach przychodzi - taka bledziutka, zdenerwowana; zrozumiaÅ‚em, że coÅ› siÄ™ musiaÅ‚o wydarzyć u niej w domu; i faktycznie, wydarzyÅ‚o siÄ™. Zaraz wyjaÅ›niÄ™, co siÄ™ wydarzyÅ‚o, ale na 3 razie pragnÄ™ tylko wspomnieć, jak jej wówczas zaimponowaÅ‚em i urosÅ‚em w jej oczach. Taki nagle powziÄ…Å‚em zamiar. Chodzi o to, że przyniosÅ‚a ten obraz (zdecydowaÅ‚a siÄ™ przynieść)... Ach sÅ‚uchajcie, sÅ‚uchajcie! To wÅ‚aÅ›nie wtedy już siÄ™ zaczęło, bo ja siÄ™ wciąż plÄ…taÅ‚em... Chodzi o to, że teraz chcÄ™ wszystko odtworzyć, każdy taki drobiazg, każdÄ… kreseczkÄ™. Wciąż usiÅ‚ujÄ™ skupić myÅ›li i-nie mogÄ™, a to wÅ‚aÅ›nie owe kreseczki, kreseczki... Obraz Matki Boskiej z DzieciÄ…tkiem, domowy, rodzinny staroÅ›wiecki, ornat srebrny pozÅ‚acany - warte to, no warte ze sześć rubli. WidzÄ™, że przedmiot jest jej drogi; zastawia caÅ‚ość, nie zdejmujÄ…c koszulki z obrazu. Powiadam jej: lepiej zdjąć, a obraz niech pani zabierze; bo sam obraz jednak jakoÅ› nie bardzo... - A czy panu nie wolno? - Nie, nie o to chodzi, że nie wolno, tylko tak... Może dla pani samej... - No wiÄ™c proszÄ™ zdjąć. - Wie pani, nie bÄ™dÄ™ zdejmować, tylko wstawiÄ™ o tam, do szafki - rzekÅ‚em po namyÅ›le - razem z innymi obrazami, pod lampkÄ™ (u mnie zawsze, kiedy otwieraÅ‚em kasÄ™, paliÅ‚a siÄ™ lampka) i, caÅ‚kiem po prostu, niech pani wezmie dziegieć rubli. - Nie potrzebujÄ™ dziesiÄ™ciu, niech pan da pięć; ja niezawodnie wykupiÄ™. - A dziesiÄ™ciu pani nie chce? Obraz jest tyle wart - powiedziaÅ‚em zauważywszy, że jej oczka znów siÄ™ zaiskrzyÅ‚y. Nic nie odpowiedziaÅ‚a. WrÄ™czyÅ‚em jej pięć rubli. - Nie trzeba nikim gardzić; ja sam bywaÅ‚em w podobnych 744 opresjach, nawet w jeszcze gorszych, i jeżeli obecnie zastaje mnie pa ~ przy takiej robocie, to wÅ‚aÅ›nie dlatego, po wszystkim, com przecierpiaÅ‚... - Pan mÅ›ci siÄ™ na spoÅ‚ecznoÅ›ci? Tak? - z nagÅ‚a przerwaÅ‚a mi ze zjadliwym uÅ›mieszkiem, zresztÄ… dosyć niewinnym (to znaczy zwróconym nie bezpoÅ›rednio do mnie, ponieważ ona mnie podówczas bynajmniej nie odróżniaÅ‚a od innych - tak, że powiedziaÅ‚a to prawie bez zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci). Aha, pomyÅ›laÅ‚em, toÅ› ty taka, charakter siÄ™ ujawnia, nowomodny. - Widzi pani - oznajmiÅ‚em zaraz na poÅ‚y żartobliwie, na poÅ‚y tajemniczo:- Jam częściÄ… części, która ongi byÅ‚a, jam częściÄ… tej ciemnoÅ›ci, co Å›wiatÅ‚o zrodziÅ‚a... 2 ZwróciÅ‚a ku mnie bystre i peÅ‚ne ciekawoÅ›ci spojrzenie, w którym, dodam nawiasem, byÅ‚o sporo dzieciÄ™ooÅ›ci. - Zaraz... Co to za sentencja? SkÄ…d to jest? Ja to gdzieÅ› sÅ‚yszaÅ‚am... - ProszÄ™ siÄ™ nie gÅ‚owić, tymi sÅ‚owy Mefistofeles przedstawia siÄ™ Faustowi. CzytaÅ‚a pani FawtaJ - N-nie... nieuważnie. - To znaczy, wcale pani nie czytaÅ‚a. Trzeba przeczytać. A zresztÄ… znowu widzÄ™ na pani wargach ironiczne skrzywienie. ProszÄ™ tylko nie przypisywać mi tak zÅ‚ego smaku, że oto, chcÄ…c ubarwić swojÄ… rolÄ™ lichwiarza, wpadÅ‚em na koncept zaprezentowania siÄ™ pani jako Mefistofeles. Lichwiarz lichwiarzem pozostanie. Wiadomo. - Pan jest jakiÅ› dziwny... Wcale nie chciaÅ‚am powiedzieć panu nic takiego... MiaÅ‚a ochotÄ™ powiedzieć: nie spodziewaÅ‚am siÄ™, że pan jest czÅ‚owiekiem wyksztaÅ‚conym , ale nie powiedziaÅ‚a; wiedziaÅ‚em jednak, że tak pomyÅ›laÅ‚a; ogromnie jÄ… zaintrygowaÅ‚em. - Widzi pani - zauważyÅ‚em - na każdym kroku można czynić dobro. OczywiÅ›cie, nie mówiÄ™ o sobie: ja oprócz zÅ‚a, powiedzmy, nic nie czyniÄ™, jednakże... 4 - Naturalnie, można czynić dobro w każdym miejscu- rzekÅ‚a, obrzuciwszy mnie poÅ›piesznym, ważkim spojrzeniem.- WÅ‚aÅ›nie w każdym miejscu - dodaÅ‚a nagfe. Och, pamiÄ™tam, wszystkie te momenty pamiÄ™tam! I zauważę jeszcze, że kiedy ta mÅ‚odzież, ta mila mÅ‚odzież pragnie powiedzieć coÅ› takiego mÄ…drego i ważkiego - to raptem zbyt szczerze i naiwnie na twarzy bÄ™dzie miaÅ‚a wypisane, że oto, 32 Dostojcwski, 745 panie dobrodzieju, mówiÄ™ d teraz coÅ› mÄ…drego i ważkiego - i to nie z próżnoÅ›ci, jak to bywa u nas, ale wrÄ™cz widać, że sama strasznie w to wszystko wierzy i ceni to, i szanuje, i myÅ›li, że wy to wszystko tak samo szanujecie. Ach, szczerość! Oto czym nas zwyciężajÄ…! A w niej- jakież to byÅ‚o urocze! PamiÄ™tam, niczegom nie zapomniaÅ‚! Po jej wyjÅ›ciu od razu zadecydowaÅ‚em. Tegoż dnia przeprowadziÅ‚em ostatnie poszukiwania i poznaÅ‚em wszystkie-już bieżące-tajniki; dawne znalem w caÅ‚oÅ›ci dziÄ™ki Lukierii, która podówczas u nich sÅ‚użyÅ‚a i którÄ… kilka dni temu przekupiÅ‚em. Owe kulisy rzeczywistoÅ›ci byÅ‚y tak przerażajÄ…ce, że nie pojmujÄ™, jak można byÅ‚o jeszcze siÄ™ Å›miać - tak jak niedawno ona - i interesować siÄ™ sÅ‚owami Mefista, gdy sama byÅ‚a w tak okropnym poÅ‚ożeniu. Ale-ot, mÅ‚odzież! Tak wÅ‚aÅ›nie pomyÅ›laÅ‚em o niej z dumÄ… i radoÅ›ciÄ…, albowiem w tym jest i wielkoduszność: oto proszÄ™, chociaż znajdujemy siÄ™ na skraju zagÅ‚ady, wielkie sÅ‚owa Goethego promieniejÄ…. MÅ‚odość zawsze - chociażby odrobinÄ™ i choćby w bÅ‚Ä™dnym kierunku - przecie jest wielkoduszna. To znaczy - ja wszak o niej, o niej jednej. I przede wszystkim wtedy już patrzaÅ‚em na niÄ… jak na mojÄ… i nie wÄ…tpiÅ‚em o swej potÄ™dze. Wiecie, przesÅ‚odka to myÅ›l, kiedy nie mamy już wÄ…tpliwoÅ›ci! Ale co siÄ™ ze mnÄ… dzieje? Jeżeli bÄ™dÄ™ dalej w ten sposób, kiedyż zbiorÄ™ to wszystko razem? PrÄ™dzej, prÄ™dzej - to wcale nie w tym rzecz, och Boże! II. PROPOZYCJA MAAÅ»ECSTWA Owe kulisy , to, czego siÄ™ o niej dowiedziaÅ‚em, wyrażę w jednym zdaniu: rodzice jÄ… odumarli już dawno, przed trzema laty, ona zaÅ› zamieszkaÅ‚a u niesamowitych ciotek. OkreÅ›lenie to jest zbyt sÅ‚abe. Jedna ciotka - wdowa, obarczona licznÄ… rodzinÄ…, dzieci sześć sztuk, jedno mniejsze od drugiego; druga - niezamężna, stara, wstrÄ™tna. Obydwie wstrÄ™tne. Ojciec jej byÅ‚ urzÄ™dnikiem, ale z kancelistów, i posiadaÅ‚ zaledwie szlachectwo indywidualne - jednym sÅ‚owem, dla mnie w sam raz. ZjawiaÅ‚em siÄ™ niejako z wyższego Å›wiata: bÄ…dz co bÄ…dz emerytowany sztabs-kapitan ze Å›wietnego puÅ‚ku, rodowity szlachcic, niezależny itd., a jeżeli chodzi o kasÄ™ pożycz- 746 kowÄ… - u ciotek mogÅ‚o to wywoÅ‚ywać jedynie szacunek. U tych ciotek spÄ™dziÅ‚a trzy lata w niewoli, ale przecie egzamin gdzieÅ› tam zdaÅ‚a - zdążyÅ‚a, zdążyÅ‚a zdać, mimo bezlitosnÄ… mÄ™kÄ™ codziennej pracy, a to-chyba Å›wiadczyÅ‚o o jej dążeniu do czegoÅ› wyższego i szlachetniejszego! Bo i po cóż chciaÅ‚em siÄ™ żenić? A zresztÄ…-do diabÅ‚a ze mnÄ…, o tym pózniej... I czyż o to idzie? UczyÅ‚a ciotczyne dzieci, szyÅ‚a bieliznÄ™, a pod koniec nie tylko bieliznÄ™, i - z tymi jej sÅ‚abymi pÅ‚ucami - podÅ‚ogi szorowaÅ‚a. Tamte ustawicznie jÄ… maltretowaÅ‚y i nawet biÅ‚y. DoszÅ‚o do tego, że zamierzaÅ‚y jÄ… sprzedać! Tfu! PominÄ™ plugawe szczegóły. 5 Pózniej opowiedziaÅ‚a mi wszystko dokÅ‚adnie. Wszystko to przez caÅ‚y rok obserwowaÅ‚ sÄ…siad, opasÅ‚y sklepikarz, ale nie taki zwyczajny sklepikarz, lecz wÅ‚aÅ›ciciel dwóch skÅ‚adów kolonialnych. MiaÅ‚ już na rozkÅ‚adzie dwie żony i szukaÅ‚ trzeciej - no i wypatrzyÅ‚ sobie: spokojniutka, panie dobrodzieju, wyrosÅ‚a w biedzie, a ja ożeniÄ™ siÄ™ ze wzglÄ™du na sieroty. RzeczywiÅ›cie miaÅ‚ maÅ‚e dzieci. WiÄ™c - w konkury, jÄ…Å‚ zmawiać siÄ™ z ciotkami; a chÅ‚op miaÅ‚ pięćdziesiÄ…t lat; ona jest przerażona. Wówczas to zaczęła czÄ™sto zachodzić do mnie - w zwiÄ…zku z owymi ogÅ‚oszeniami w GÅ‚osie . Wreszcie uprosiÅ‚a ciotki, aby pozostawiÅ‚y jej do namysÅ‚u choć odrobinkÄ™ czasu. DaÅ‚y jej tÄ™ odrobinkÄ™, ale tylko jednÄ…, drugiej już nie; warknęły: Same, nawet bez zbÄ™dnej gÄ™by, nie mamy co żreć. A wieczorem przyjechaÅ‚ kupiec; przywiózÅ‚ ze sklepu funt cukierków po pół rubla; ona siedzi obok niego; wywoÅ‚ujÄ™ tedy z kuchni AukieriÄ™ i wysyÅ‚am, żeby jej szepnęła, że stojÄ™ przy bramie i chcÄ™ z niÄ… pomówić w bardzo pilnej sprawie. ByÅ‚em zadowolony z siebie. I w ogóle przez caÅ‚y ten dzieÅ„ byÅ‚em ogromnie rad. No i kiedy siÄ™ ukazaÅ‚a, zdumiona już samym faktem, żem jÄ… wezwaÅ‚, zaraz tam w bramie, w obecnoÅ›ci Lukierii, oÅ›wiadczam jej, że bÄ™dÄ™ sobie poczytywaÅ‚ za szczęście i zaszczyt... Po drugie: niechaj siÄ™ nie dziwi, że w takim trybie i że w bramie: Jestem czÅ‚owiekiem, że tak powiem, prostolinijnym i rozważyÅ‚em wszelkie okolicznoÅ›ci. I to nie byÅ‚o kÅ‚amstwo, żem prostolinijny. No, mniejsza... MówiÅ‚em zaÅ› nie tylko grzecznie, to znaczy wykazawszy siÄ™ jako czÅ‚owiek dobrze wychowany, ale i oryginalnie, a to najważniejsze. Cóż, czy grzech to stwierdzić? Ja chcÄ™ siebie osÄ…dzić i czyniÄ™ to. Powinienem mówić pro i contra, no i mówiÄ™. Pózniej nawet z lu- boÅ›ciÄ… to wspominaÅ‚em, chociaż to ghipie: oÅ›wiadczyÅ‚em jej wtedy po prostu, bez najmniejszego zmieszania, że po pierwsze: nie jestem szczególnie uzdolniony, szczególnie mÄ…dry, może nawet niezbyt dobry, dość tani egoista (pamiÄ™tam to wyrażenie, uÅ‚ożyÅ‚em je sobie wtedy po drodze i byÅ‚em z niego zadowolony), oraz że może i pod innymi wzglÄ™dami jest we mnie dużo, dużo niemiÅ‚ego. Wszystko to zostaÅ‚o wypowiedziane z jakÄ…Å› swoistÄ… godnoÅ›ciÄ…-wiadomo, jak siÄ™ takie rzeczy mówi. OczywiÅ›cie miaÅ‚em na tyle dobrego smaku, że uczciwie wymieniwszy swoje braki, nie zabraÅ‚em siÄ™ do wyliczania: ale, panie dobrodzieju, w zamian posiadam to i tamto, i owo . WidziaÅ‚em, że ona na razie okrutnie siÄ™ boi, ale ani trochÄ™ swej wypowiedzi nie zÅ‚agodziÅ‚em; nie dość tego, widzÄ…c, że siÄ™ boi, rozmyÅ›lnie wzmocniÅ‚em: powiedziaÅ‚em wrÄ™cz, że bÄ™dzie syta, co zaÅ› siÄ™ tyczy strojów, teatrów, balów - tego nie bÄ™dzie, chyba dopiero w przyszÅ‚oÅ›ci, kiedy osiÄ…gnÄ™ swój cel. Ten surowy ton prawdziwie mnie upajaÅ‚. DodaÅ‚em-również najswobodniej, niby mimochodem - że jeżeli param siÄ™ takim zajÄ™ciem, to jest, prowadzÄ™ tÄ™ kasÄ™ - to mam w tym jeden tylko cel, jest, że tak powiem, pewna okoliczność... Ale przecież miaÅ‚em prawo tak mówić: rzeczywiÅ›cie taki cel miaÅ‚em i takÄ… okoliczność... Za pozwoleniem, panowie, ja przez cale życie pierwszy nienawidziÅ‚em tej kasy pożyczkowej, ale w istocie, chociaż to Å›mieszne przemawiać do samego siebie tajemniczymi frazesami, przecież wÅ‚aÅ›nie mÅ›ciÅ‚em siÄ™ na spoÅ‚ecznoÅ›ci , naprawdÄ™, naprawdÄ™, naprawdÄ™! Tak, iż jej docinek na temat tej mojej zemsty byÅ‚ niesprawiedliwy. To jest, uważacie, gdybym byÅ‚ rzuciÅ‚ jej wprost sÅ‚owa: Tak, ja siÄ™ mszczÄ™ na spoÅ‚ecznoÅ›ci , rozeÅ›miaÅ‚aby siÄ™ - jak to uczyniÅ‚a rankiem - i wypadÅ‚oby rzeczywiÅ›cie pociesznie. Ale kiedy ot tak, ubocznym napomknieniem wtrÄ…ciÅ‚em tajemnicze zdanie, okazaÅ‚o siÄ™, że można wyobrazniÄ™ zaintrygować. A poza tym ja siÄ™ wtedy niczego już nie obawiaÅ‚em: wszak wiedziaÅ‚em, że gruby 6 sklepikarz w każdym razie jest jej bardziej wstrÄ™tny ode mnie .i że oto ja, stojÄ…c przed bramÄ…, okazujÄ™ siÄ™ wyzwolicielem. Przecież ja to wszystko pojmowaÅ‚em. Jeżeli idzie o podÅ‚ość - czÅ‚ek orientuje siÄ™ doskonale! Ale czy to podÅ‚ość? Jakże tu czÅ‚owieka sÄ…dzić? Alboż ja jej już nawet wtedy nie kochaÅ‚em? ChwileczkÄ™: ma siÄ™ rozumieć, nie napomknÄ…Å‚em jej ani sÅ‚owem o dobrodziejstwie, przeciwnie, wrÄ™cz przeciwnie: To dla mnie, że tak powiem,-a nie dla pani dobrodziejstwo. Tak, iż nawet wyraziÅ‚em to sÅ‚owami i może wypadÅ‚o gÅ‚upawo, zauważyÅ‚em bowiem przelotny grymas na jej twarzy. Ale w ogólnym rozrachunku bezsprzecznie wygraÅ‚em. Czekajcie, skoro już mam wywlekać caÅ‚e to bÅ‚oto, przypomnÄ™ i ostatnie Å›wiÅ„stwo: staÅ‚em, a w gÅ‚owie mi siÄ™ kotÅ‚owaÅ‚o: jesteÅ› wysoki, zgrabny, edukowany i - i ostatecznie, mówiÄ…c bez fanfaronady-niebrzydki z ciebie mężczyzna. Oto co mi taÅ„czyÅ‚o w Å‚epetynie. OczywiÅ›cie ona tamże w bramie powiedziaÅ‚a tak. Ale... Ale muszÄ™ dodać: tamże w bramie dÅ‚ugo myÅ›laÅ‚a, zanim powiedziaÅ‚a tak. Tak siÄ™ zamyÅ›liÅ‚a, tak zamyÅ›liÅ‚a, żem po chwili spytaÅ‚: - No i jakże, co? -i nawet nie zdzierżyÅ‚em; z pewnym zaciÄ™ciem zapytaÅ‚em:-No i jakże, i cóż, szanowna pani? - ProszÄ™ zaczekać, myÅ›lÄ™. I takÄ… poważnÄ… miaÅ‚a twarzyczkÄ™, takÄ… " - że już wówczas byÅ‚bym mógÅ‚ wyczytać, co myÅ›li! A ja siÄ™ czuÅ‚em obrażony: czyżby wybieraÅ‚a miÄ™dzy mnÄ… a kupcem? Och, wtedy jeszcze nie rozumiaÅ‚em! Nie, jeszcze wtedy nie rozumiaÅ‚em! Do dziÅ› dnia nie rozumiaÅ‚em. PamiÄ™tam, Aukieria wybiegÅ‚a za mnÄ…, kiedym już odchodziÅ‚, zatrzymaÅ‚a mnie w drodze i z gorÄ…czkowym podnieceniem powiedziaÅ‚a: Bóg panu zapÅ‚aci za to, że pan bierze naszÄ… kochanÄ… panienkÄ™; tylko proszÄ™ jej tego nie mówić: ona jest ambitna. Ha, jest ambitna! Ja, panie dobrodzieju, sam lubiÄ™ ambitne osóbki. Ludzie ambitni sÄ… przemili, kiedy... ano kiedy nie mamy już wÄ…tpliwoÅ›ci co do naszej nad nimi wÅ‚adzy, prawda? Och ty prostaku, niedzwiedziu! Ach, jaki byÅ‚em zadowolony! Wiecie... przecież w niej, kiedy tak staÅ‚a przed bramÄ…, zamyÅ›liwszy siÄ™, by mi powiedzieć tak, a ja zdziwiony czekaÅ‚em, czy wiecie, że w niej mogÅ‚a byÅ‚a siÄ™ zrodzić nawet taka myÅ›l: Skoro już nieszczęście i tam, i tu, czy nie lepiej wybrać od razu najgorsze, to jest tÅ‚ustego sklepikarza; niechże co rychlej zatÅ‚ucze, gdy siÄ™ spije na umór! Co? Jak sÄ…dzicie: mogÅ‚a to pomyÅ›leć? Ot, przed chwilÄ… powiedziaÅ‚em, że mogÅ‚a tak pomyÅ›leć: iż z dwojga zÅ‚ego lepiej wybrać gorsze, czyli kupca. A kto byÅ‚ w jej oczach tym gorszym: ja czy tamten? Kupiec czy zastawnik cytujÄ…cy Goethego? To jeszcze pytanie! Jakież tu pytanie? Jeszcze tego nie rozumiesz? Odpowiedz leży tu 740 na stole, a ty powiadasz: pytanie! Ech, do diabla ze mnÄ…! Nie o mnie wcale chodzi... Ale wÅ‚aÅ›nie, co mi teraz za różnica czy o mnie, czy nie o mnie chodzi? Tego już zgolÄ… nie potrafiÄ™ rozstrzygnąć. Trzeba by pójść spać. GÅ‚owa boli... III. NAJSZLACHETNIEJSZY Z LUDZI, ALE SAM W TO NIE WIERZ Nie zasnÄ…Å‚em. Bo i jak tu spać, coÅ› tÄ™tni w gÅ‚owie. ChciaÅ‚oby siÄ™ ogarnąć to wszystko, caÅ‚e to bÅ‚oto. Och, bÅ‚oto! Och, z jakiego bÅ‚ota wówczas jÄ… wyciÄ…gnÄ…Å‚em! Chyba powinna byÅ‚a to wszystko zrozumieć, ocenić mój postÄ™pek! Przyjemne byÅ‚y mi też różne myÅ›li, na przykÅ‚ad: że 7 ja mam czterdzieÅ›ci jeden lat, a ona szesnaÅ›cie. To mnie ujmowaÅ‚o, owo poczucie nierównoÅ›ci - bardzo to mile, bardzo mile. Ja na przykÅ‚ad chciaÅ‚em urzÄ…dzić Å›lub a 1 anglaise, to znaczy tylko we dwoje, przy dwóch zaledwie Å›wiadkach (jednym byÅ‚aby Lukiem) i potem zaraz do Moskwy - do hotelu, na jakieÅ› dwa tygodnie. Ona sprzeciwiÅ‚a siÄ™, nie pozwoliÅ‚a i musiaÅ‚em siÄ™ wybrać z ceremonialnÄ… wizytÄ… do ciotek, od których jÄ… zabieram. UstÄ…piÅ‚em i ciotkom oddaÅ‚em powinność. Nawet daÅ‚em tym kreaturom po sto rubli i jeszcze coÅ› tam obiecaÅ‚em, oczywiÅ›cie nic jej o tym nie mówiÄ…c, żeby nie zmartwić przypomnieniem ubóstwa. Ciotki natychmiast staÅ‚y siÄ™ sÅ‚odziutkie. WywiÄ…zaÅ‚ siÄ™ spór w sprawie posagu: ona prawie literalnie nic nie miaÅ‚a, ale niczego siÄ™ też nie domagaÅ‚a. UdaÅ‚o mi siÄ™ jednak przekonać jÄ…, że tak caÅ‚kiem nic - niepodobna, no i posag sprawiÅ‚em ja, bo i któżby cokolwiek dla niej zrobiÅ‚! Ech, co tam, mniejsza o mnie. Różne myÅ›li przecie zdążyÅ‚em jej wtedy zwierzyć, żeby przynajmniej wiedziaÅ‚a, co i jak. Może siÄ™ z tym nawet trochÄ™ poÅ›pieszyÅ‚em. Najważniejsze to to, że - jakkolwiek hamujÄ…c siÄ™ - bÄ…dz co bÄ…dz lgnęła do mnie z miÅ‚oÅ›ciÄ…, z zachwytem witaÅ‚a moje wieczorne przyjazdy, opowiadaÅ‚a mi tym swoim dziecinnym stylem - ach, to czarujÄ…ce niewinne gaworzenie! - o caÅ‚ym swym dzieciÅ„stwie i rodzicielskim domu, o ojcu i matce. Lecz ja wszystek ten urok z miejsca oblaÅ‚em zimnÄ… wodÄ…. Na tym wÅ‚aÅ›nie polegaÅ‚a moja postawa. Na zachwyty odpowiadaÅ‚em milczeniem - ma siÄ™ rozumieć, Å‚askawym... lecz ona przecie rychÅ‚o stwierdziÅ‚a, żeÅ›my różni, że ja - to zagadka. A sedno w tym, że ja wÅ‚aÅ›nie na to biÅ‚em! Wszak po to, by zadać zagadkÄ™, może popeÅ‚niÅ‚em caÅ‚Ä… tÄ™ niedorzeczność! Przede wszystkim: surowość - pod tym też znakiem wprowadziÅ‚em jÄ… do swego domu... Jednym sÅ‚owem wtedy, aczkolwiek byÅ‚em rad, wypunktowaÅ‚em caÅ‚y system. Och, sam siÄ™ ten system bez żadnego natężenia uksztaÅ‚towaÅ‚... Ale bo też nie sposób byÅ‚o inaczej: musiaÅ‚em stworzyć caÅ‚y ten system pod naporem niezÅ‚omnych okolicznoÅ›ci... Czemuż miaÅ‚bym sam siebie oczerniać? System byÅ‚ sÅ‚uszny. Nie, posÅ‚uchajcie, jeżeli już kogoÅ› sÄ…dzić-to trzeba znać sprawÄ™... SÅ‚uchajcie: Jak by tu zacząć? Bo to bardzo trudne. Kiedy zaczniemy siÄ™ usprawiedliwiać-w tym wÅ‚aÅ›nie trudność. Bo, uważacie: mÅ‚odzież gardzi na przykÅ‚ad pieniÄ…dzem; no to ja natychmiast z naciskiem o pieniÄ…dzach - i to z takim, że ona coraz bardziej milkÅ‚a. RozwieraÅ‚a szeroko oczy, sÅ‚uchaÅ‚a, patrzaÅ‚a i milkÅ‚a. MÅ‚odzież, uważacie, jest wielkoduszna i wybuchowa, ale jest niezbyt tolerancyjna, skÅ‚onna niemal wrÄ™cz do pogardy. Ja ZaÅ› domagaÅ‚em siÄ™ liberalizmu, chciaÅ‚em ten liberalizm wszczepić jej wprost do serca, wszczepić w odruchy serca, czyliż nie tak? Wezmy potoczny przykÅ‚ad: jak miaÅ‚em, powiedzmy, takiej osobie przedstawić sprawÄ™ prywatnego lombardu? Ma siÄ™ rozumieć, nie zaczÄ…Å‚em bezpoÅ›rednio o tym, gdyż wypadÅ‚oby, że proszÄ™ o wybaczenie za tÄ™ kasÄ™, ale operowaÅ‚em, że tak powiem, dumÄ…, mówiÅ‚em nieomal milczÄ…c. A w tym to ja jestem mistrzem, cale życie przegadaÅ‚em w milczeniu i milczÄ…c sam z sobÄ… przeżyÅ‚em caÅ‚Ä… tragediÄ™. Ach, przecież i ja byÅ‚em nieszczęśliwy! Przez wszystkich odsuniÄ™ty, wyrzucony i zapomniany - a nikt o tym nie wie! A tu raptem ta szesnastolatka naÅ‚apaÅ‚a od ludzi, od ludzi nikczemnych, różnych o mnie szczegółów i wydaje siÄ™ jej, że wie wszystko, gdy wÅ‚aÅ›nie to, co najcenniejsze, tkwiÅ‚o jedynie we wnÄ™trzu tego czÅ‚owieka! Ja milczaÅ‚em wciąż i zwÅ‚aszcza, zwÅ‚aszcza przed niÄ… milczaÅ‚em - aż do wczorajszego dnia; dlaczego milczaÅ‚em? Ano-jako czÅ‚owiek dumny. ChciaÅ‚em, by siÄ™ dowiedziaÅ‚a sama, beze mnie - tylko już nie z plotek 8 plugawcow, lecz żeby sama siÄ™ domyÅ›liÅ‚a, co to za czÅ‚owiek, i zrozumiaÅ‚a go! WprowadzajÄ…c jÄ… do swego domu, wymagaÅ‚em caÅ‚kowitego szacunku. ChciaÅ‚em, by staÅ‚a przede mnÄ… w bÅ‚agalnej pozie - za moje cierpienia-i zasÅ‚ugiwaÅ‚em na to! O, ja zawsze byÅ‚em 7 i1 dumny, zawsze chciaÅ‚em mieć wszystko albo nic! Toteż wÅ‚aÅ›nie dlatego, że nie chcÄ™ poÅ‚owicznego szczęścia, lecz żem wszystkiego pragnÄ…Å‚ - wÅ‚aÅ›nie dlatego musiaÅ‚em wtedy tak postÄ…pić: ano, sama siÄ™ domyÅ›l i oceÅ„! Albowiem, zgódzcie siÄ™, gdybym sam zaczÄ…Å‚ jej objaÅ›niać i podpowiadać, wpÅ‚ywać na niÄ…, domagać siÄ™ respektu - toć wyglÄ…daÅ‚oby to caÅ‚kiem tak, jak gdybym prosiÅ‚ o jaÅ‚mużnÄ™... A zresztÄ…... a zresztÄ… po co o tym wszystkim mówiÄ™?! GÅ‚upio, gÅ‚upio, gÅ‚upio! Wyraznie i bezlitoÅ›nie (a podkreÅ›lam : bezlitoÅ›nie) wytÅ‚umaczyÅ‚em jej wtedy w dwóch sÅ‚owach, że wielkoduszność mÅ‚odych to Å›liczna rzecz, tylko że nie jest warta dwóch groszy. Dlaczego? Ponieważ tanio to im przychodzi, doszli do tego wszystkiego nic nie przeżywszy; to sÄ…, że tak powiem, pierwsze doznania żywota 3, ale zobaczymy was przy robocie! O taniÄ… wielkoduszność zawsze Å‚atwo, nawet życie poÅ›wiÄ™cić - to także Å‚atwe, bo tu tylko krew kipi i nadmiar siÅ‚, okrutnie pragnie siÄ™ piÄ™kna! Otóż nie, wezmy wielkoduszny czyn nieÅ‚atwy, cichy, bez rozgÅ‚osu, bez blasku, ocierajÄ…cy siÄ™ o potwarz, taki, gdzie dużo ofiarnoÅ›ci, a maÅ‚o sÅ‚awy, kiedy porzÄ…dnego czÅ‚owieka wszyscy majÄ… za Å‚otra, chociaż jest najuczciwszy w Å›wiecie - ano spróbujcie speÅ‚nić taki czyn; nie, zrezygnujecie! A ja-przez cale życie nosiÅ‚em go w piersi. Ona zrazu oponowaÅ‚a - i to jak! - ale pózniej zaczęła pomilkiwać, aż zupeÅ‚nie ucichÅ‚a, oczy tylko otwieraÅ‚a sÅ‚uchajÄ…c - takie wielkie, wielkie oczy, tak uważne. I... i potem... nagle spostrzegÅ‚em jej uÅ›miech - niedowierzajÄ…cy, gÅ‚uchy, niedobry. I oto tak wÅ‚aÅ›nie uÅ›miechniÄ™tÄ… wprowadziÅ‚em jÄ… do swojego domu. I to też prawda, że nie miaÅ‚a już dokÄ…d pójść... IV. PLANY, PLANY... Kto z nas dwojga zaczÄ…Å‚ wtedy? Nikt. Samo siÄ™ zaczęło - od pierwszego momentu. PowiedziaÅ‚em, żem jÄ… wprowadziÅ‚ do swego domu z surowÄ… powagÄ…; jednakże zaraz po pierwszym kroku zÅ‚agodziÅ‚em tÄ™ postawÄ™. Jeszcze jako narzeczonÄ… pouczyÅ‚em jÄ…, że zajmie siÄ™ przyjmowaniem zastawów i wypÅ‚atÄ… pieniÄ™dzy, a ona przecie wtedy nic nie powiedziaÅ‚a (proszÄ™ to zauważyć). Nie dość tego: zabraÅ‚a siÄ™ do pracy nawet gorliwie. Mieszkanie, meble - to wszystko, oczywiÅ›cie, zostaÅ‚o po dawnemu. Mieszkanie skÅ‚ada siÄ™ z dwóch izb: jeden obszerny pokój z odgrodzonÄ… kasÄ…, a drugi, także duży - nasz pokój wspólny i zarazem sypialnia. Umeblowanie u mnie skÄ…pe, nawet ciotki majÄ… lepsze. Szafka z lampkÄ… mieÅ›ci-siÄ™ w sali, tam gdzie kasa, w moim zaÅ› pokoju stoi szafa zawierajÄ…ca trochÄ™ książek oraz kuferek; klucze noszÄ™ przy sobie; no i łóżko, stoÅ‚y, krzesÅ‚a. Jeszcze jako narzeczonej zapowiedziaÅ‚em jej, że na nasze utrzymanie - czyli na żywność dla mnie, dla niej i dla Au-kierii, którÄ… udaÅ‚o mi siÄ™ przeciÄ…gnąć na swojÄ… stronÄ™ - przeznaczam rubla dziennie, nie wiÄ™cej. MuszÄ™, uważasz, zebrać w ciÄ…gu trzech lat trzydzieÅ›ci tysiÄ™cy, a inaczej siÄ™ pieniÄ™dzy nie uzbiera. Nie protestowaÅ‚a; ale sam podwyższyÅ‚em przewidzianÄ… kwotÄ™ o trzydzieÅ›ci kopiejek. PowiedziaÅ‚em narzeczonej, że teatru nie bÄ™dzie, a jednak zdecydowaÅ‚em, że raz w miesiÄ…cu bÄ™dziemy chodzić do teatru-i to elegancko: do krzeseÅ‚. ByliÅ›my razem na trzech przedstawieniach: PogoÅ„ za szczęściem, ÅšpiewajÄ…ce ptaki* i, zdaje siÄ™... (Och do diabÅ‚a z tym, do diabÅ‚a!) ChodziliÅ›my tam w milczeniu i w 9 milczeniu wracaliÅ›my. Czemu, czemuż to od samego poczÄ…tku milczeliÅ›my ? Toć na poczÄ…tku nie byÅ‚o kłótni - a milczenie też panowaÅ‚o. Ona stale, pamiÄ™tam, jakoÅ› ukosem patrzaÅ‚a na mnie, a znów ja, kiedy to spostrzegÅ‚em, wzmogÅ‚em milczenie. To prawda, że to ja je pogÅ‚Ä™biÅ‚em, a nie ona. Z jej strony raz czy dwa zdarzyÅ‚y siÄ™ jakieÅ› porywy, rzuciÅ‚a mi siÄ™ w objÄ™cia; ale ponieważ te porywy byÅ‚y chorobliwe, histeryczne, a ja potrzebowaÅ‚em szczęścia solidnego, zaprawionego jej szacunkiem - zareagowaÅ‚em oziÄ™ble. No i miaÅ‚em sÅ‚uszność: za każdym razem po porywach wybuchaÅ‚a kłótnia. To jest, kłótni wÅ‚aÅ›ciwie nie byÅ‚o, ale nastÄ™powaÅ‚o milczenie i z jej strony coraz bardziej zuchwaÅ‚a postawa. Bunt i niezależność - oto jak to wyglÄ…daÅ‚o, do tego tylko byÅ‚a zdolna. Tak, ta Å‚agodna twarz stawaÅ‚a siÄ™ coraz bardziej zuchwaÅ‚a. Czy uwierzycie: ja siÄ™ dla niej stawaÅ‚em obmierzÅ‚y - o tym siÄ™ dobrze przekonaÅ‚em. Ale co do tego, że w tych swoich porywach traciÅ‚a panowanie nad sobÄ… - co do tego nie byÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci. No, bo jakże to, na przykÅ‚ad, wydostawszy siÄ™ z takiego upodlenia i nÄ™dzy, po owym szorowaniu podłóg, zacząć raptem dÄ…sać siÄ™ z powodu naszego ubóstwa?! Zechciejcie, proszÄ™, zauważyć: nie żyliÅ›my ubogo, tylko oszczÄ™dnie, a tam, gdzie potrzeba, nawet luksusowo; ot, na przykÅ‚ad, jeżeli 753 idzie o bieliznÄ™ - czyÅ›ciutko. Ja zawsze, dawniej także, upajaÅ‚em siÄ™ myÅ›lÄ…, że schludność mężowska pociÄ…ga żonÄ™. ZresztÄ… ona miaÅ‚a mi za zÅ‚e nie ubóstwo, ale to sknerstwo w gospodarce: Zmierza do jakiegoÅ› celu, wykazuje niezÅ‚omność charakteru. Z bywania w teatrze sama zrezygnowaÅ‚a. I ten jej grymas coraz bardziej ironiczny... a ja coraz bardziej zacinam siÄ™ w milczeniu. Alboż mam siÄ™ usprawiedliwiać? Tu najważniejszÄ… sprawÄ… byÅ‚a owa kasa pożyczkowa. Za pozwoleniem: wiedziaÅ‚em, że kobieta, w dodatku szesnastoletnia, nie może nie ulegać caÅ‚kowicie mężczyznie. Kobietom brak oryginalnoÅ›ci, to... to jest aksjomat, nawet i dziÅ›, nawet teraz, to jest dla mnie aksjomat! Cóż znaczy to, co tam leży w sali? Fakt jest faktem, i tutaj sam MilP nic nie poradzi! A kobieta kochajÄ…ca, ach, kochajÄ…ca kobieta nawet usterki, nawet niegodziwoÅ›ci ukochanego czÅ‚owieka wybaczy. On sam nie wynajdzie dla swych wykroczeÅ„ takich usprawiedliwieÅ„, jakie mu ona podsunie. To jest wielkoduszne, ale nie oryginalne. I cóż, powtarzam, wskazujecie mi tam na stole? Alboż to, co tam leży, jest oryginalne? Ech! PosÅ‚uchajcie: byÅ‚em w owym czasie pewny jej miÅ‚oÅ›ci. Wszak i wtedy rzucaÅ‚a mi siÄ™ na szyjÄ™. A zatem kochaÅ‚a albo raczej pragnęła, usiÅ‚owaÅ‚a kochać. A najważniejsze to to, że tam nawet żadnych takich paskudztw nie byÅ‚o, żeby miald dla nich wyszukiwać usprawiedliwienia. Powiadacie - i wszyscy powiadajÄ… - lichwiarz. No i cóż z tego, że lichwiarz? Widocznie muszÄ… być jakieÅ› przyczyny, skoro najszlachetniejszy z ludzi zostaÅ‚ lichwiarzem. Uważacie, panowie, sÄ… pewne idee, to znaczy, widzicie, niekiedy, jeżeli pewne idee wyrazimy sÅ‚owami - to wypadnie okropnie gÅ‚upio. Sam siÄ™ czÅ‚ek zawstydza. A dlaczego? Dla niczego. Dlatego, żeÅ›my wszyscy dranie i nie znosimy prawdy, albo nic już nie wiem. PowiedziaÅ‚em przed chwilÄ…: najszlachetniejszy z ludzi. Åšmieszne to, a jednak tak przecież byÅ‚o. Oto prawda, to najrzetelniejsza prawda! Tak, miaÅ‚em prawo pomyÅ›leć o zabezpieczeniu siÄ™-no i zaÅ‚ożyÅ‚em tÄ™ kasÄ™: WyÅ›cie mnie odepchnÄ™li, wy, czyli ludzie, wygnaliÅ›cie mnie precz z milczÄ…cÄ… pogardÄ…. Na mój gorÄ…cy ku wam poryw odpowiedzieliÅ›cie mi caÅ‚ożyciowÄ… krzywdÄ…. Toteż miaÅ‚em prawo 10 odgrodzić siÄ™ od was, uciuÅ‚ać owe trzydzieÅ›ci tysiÄ™cy rubli i dokonać żywota gdzieÅ› na Krymie, na wybrzeżu poÅ‚udniowym, wÅ›ród gór i winnic, we wÅ‚asnej posiadÅ‚oÅ›ci, nabytej za te trzydzieÅ›ci tysiÄ™cy, a - co najważniej- 754 sze - z dala od was wszystkich, lecz bez zÅ‚oÅ›ci na was, z ideaÅ‚em w duszy, z ukochanÄ… kobietÄ… przy boku, z rodzinÄ…, jeÅ›li Pan Bóg pobÅ‚ogosÅ‚awi i - wspomagajÄ…c okolicznych osadników. CaÅ‚e szczęście, rzecz prosta, że to ja teraz sam do siebie mówiÄ™, cóż bowiem mogÅ‚oby być bzdumiejszego, gdybym byÅ‚ jej to wtedy na glos wybÄ™bnil? Oto skÄ…d -owo dumne milczenie, oto czemuÅ›my siedzieli bez sÅ‚owa. No bo cóż by ona z tego zrozumiaÅ‚a? SzesnaÅ›cie latek, pierwsza to ci mÅ‚odość - i co też ona mogÅ‚a pojąć z tych moich usprawiedliwieÅ„, z tych przejść? Tam-prostolinijność, nieznajomość życia, mÅ‚odzieÅ„cze taniutkie przekonania, kurza Å›lepota wzniosÅ‚ych serc , a tu - przede wszystkim - kasa pożyczkowa i kropka (a czyż ja w tej kasie pożyczkowej byÅ‚em Å‚otrzykiem? Alboż nie widziaÅ‚a, jak postÄ™pujÄ™ i czy skrzywdziÅ‚em kogo?) Och, jakże okropna jest prawda na tym Å›wiecie! To cudo Å‚agodnoÅ›ci, ta niebianka - okazaÅ‚a siÄ™ tyranem, nieubÅ‚aganym tyranem i drÄ™czycielem mojej duszy! Przecież oszkalujÄ™ siebie, jeżeli tego nie powiem. MyÅ›licie, żem jej nie kochaÅ‚? Kto może powiedzieć, że jej nie kochaÅ‚em? Otóż widzicie: w tym wÅ‚aÅ›nie ironia, tu wystÄ…piÅ‚a gorzka ironia losu i natury! JesteÅ›my przeklÄ™ci, życie ludzkie jest w ogóle przeklÄ™te (moje w szczególnoÅ›ci!). Tu wypadÅ‚o coÅ› nie tak... Wszystko byÅ‚o jasne, plan mój byÅ‚ jasny jak niebo! Surowy, dumny i niczyich perswazji nie potrzebuje, cierpi w milczeniu. Tak też byÅ‚o, nie kÅ‚amaÅ‚em ! Sama pózniej zobaczy, że w tym byÅ‚a wielkoduszność, tylko że nie potrafiÅ‚a tego dostrzec - a kiedy siÄ™ tego domyÅ›li, oceni dziesiÄ™ciokrotnie i padnie przede mnÄ… upokorzona, ze zÅ‚ożonymi bÅ‚agalnie dÅ‚oÅ„mi. Lecz tutaj o czymÅ› zapomniaÅ‚em, czy też coÅ› przeoczyÅ‚em. CzegoÅ› tam nie potrafiÅ‚em zrobić. Ale dosyć, dosyć. I kogo teraz prosić o przebaczenie? Koniec - to koniec. Åšmielej, czÅ‚owiecze, i bÄ…dz dumny. Nie ty zawiniÅ‚eÅ›!... Ha, cóż, powiem prawdÄ™, nie zlÄ™knÄ™ siÄ™ spojrzeć prawdzie w oczy: to ona, ona zawiniÅ‚a! V. «AAGODNA SI BUNTUJE Sprzeczki zaczęły siÄ™ od tego, że jej siÄ™ raptem zachciaÅ‚o wypÅ‚acać pieniÄ…dze wedÅ‚ug wÅ‚asnego uznania, taksować przed- 755 mioty powyżej ich wartoÅ›ci i nawet raz czy dwa razy wszczęła ze mnÄ… dyskusjÄ™ na ten temat. Nie dopuÅ›ciÅ‚em do tego. Ale wtedy wÅ‚aÅ›nie napatoczyÅ‚a siÄ™ ta kapitanowa. ZjawiÅ‚a siÄ™ przynoszÄ…c medalion - prezent nieboszczyka męża, ot wiadomo, pamiÄ…tka. WydaÅ‚em jej trzydzieÅ›ci rubli. Staruszka jęła lamentować, prosić, byÅ›my przechowali ten przedmiot - oczywiÅ›cie przechowamy. AliÅ›ci nagle po piÄ™ciu dniach przychodzi, żeby tamto zamienić na bransoletkÄ™, niewartÄ… nawet oÅ›miu rubli. Ma siÄ™ rozumieć, odmówiÅ‚em. Ona już wtedy widocznie coÅ› odgadÅ‚a z oczu żony - no i przyszÅ‚a pózniej, kiedy mnie nie byÅ‚o, i uzyskaÅ‚a od niej zamianÄ™. Dowiedziawszy siÄ™ o tym, tegoż dnia rozmówiÅ‚em siÄ™ z niÄ… krótko, ale- surowo i stanowczo. SiedziaÅ‚a na łóżku utkwiwszy wzrok w podÅ‚odze i szurajÄ…c po dywaniku czubkiem prawego pantofla (zwykÅ‚y jej gest); na jej ustach trwaÅ‚ zÅ‚oÅ›liwy uÅ›mieszek. Wtedy, nie podnoszÄ…c oczu, 11 spokojnie zaznaczyÅ‚em, że pieniÄ…dze sÄ… moje i że mam prawo patrzeć na życie moimi oczyma, i że kiedym jÄ… zapraszaÅ‚ do swego domu, niczego przed niÄ… nie zataiÅ‚em. ZerwaÅ‚a siÄ™ raptownie, zatrzÄ™sÅ‚a siÄ™ caÅ‚a i - proszÄ™ sobie wyobrazić-nagle zatupaÅ‚a nogami, to byÅ‚o zwierzÄ™, to byÅ‚ atak szahÅ‚, to byÅ‚o szalejÄ…ce zwierzÄ™. ZdrÄ™twiaÅ‚em ze zdumienia; takiego wyskoku nie spodziewaÅ‚em siÄ™. Ale nie StraciÅ‚em panowania nad sobÄ…, nawet siÄ™ nie poruszyÅ‚em i tym samym spokojnym tonem oznajmiÅ‚em jej, że odtÄ…d pozbawiam jÄ… uczestniczenia w moich zajÄ™ciach. RozeÅ›miaÅ‚a mi siÄ™ prosto w twarz i wyszÅ‚a z mieszkania. MuszÄ™ podkreÅ›lić, że wychodzić nie byÅ‚o jej wolno. Nigdzie beze mnie - taki byÅ‚ nasz ukÅ‚ad zawarty jeszcze w okresie narzeczeÅ„srwa. WróciÅ‚a dopiero wieczorem, ja na to ani sÅ‚owa. Nazajutrz rankiem wyszÅ‚a znowu, nastÄ™pnego dnia również. ZamknÄ…Å‚em kantor i wybraÅ‚em siÄ™ do ciotek. Nie utrzymywaliÅ›my z nimi żadnych stosunków od czasu wesela. OkazaÅ‚o siÄ™, że nie przychodziÅ‚a do nich. WysÅ‚uchaÅ‚y mnie z zaciekawieniem, no i wyÅ›miaÅ‚y: To siÄ™ panu - powiadajÄ… - należy. Ale byÅ‚em przygotowany na ich kpinki. Z miejsca też tÄ™ mÅ‚odszÄ…, niezamężnÄ…, przekupiÅ‚em za sto rubli; dwadzieÅ›cia pięć daÅ‚em jako zaliczkÄ™. Po dwóch dniach przychodzi do mnie: Tam, powiada, oficer Jefimowicz, dawny pana kolega puÅ‚kowy, jest 756 zamieszany. Bardzo mnie to zdziwiÅ‚o. Ów Jefimowicz wÅ‚aÅ›nie najwiÄ™kszÄ… przykrość wyrzÄ…dziÅ‚ mi byÅ‚ w puÅ‚ku, a jakiÅ› miesiÄ…c temu, bezczelny!-jako rzekomy interesant-raz czy dwa razy zaszedÅ‚ do kasy i, pamiÄ™tam, zaczÄ…Å‚ z mojÄ… żonÄ… o czymÅ› żartobliwie rozmawiać. Wtedy podszedÅ‚em do niego i powiedziaÅ‚em-pomny naszych stosunków-żeby siÄ™ nie ważyÅ‚ tu przychodzić; ale nic takiego nawet przez myÅ›l mi nie przeszÅ‚o, tylko tak po prostu stwierdziÅ‚em w duchu, że jest bezczelny. A tu raptem ciotka informuje, że jest już wyznaczone spotkanie i że caÅ‚Ä… sprawÄ… manewruje pewna dawnii znajoma ciotek, Julia Samsonowna, wdowa, a do tego Jeszcze puÅ‚kownikowa: U niej to wÅ‚aÅ›nie bywa teraz pana małżonka. TÄ™ rzecz przedstawiÄ™ w skrócie. CaÅ‚a sprawa kosztowaÅ‚a mnie okoÅ‚o trzystu rubli, ale po dwóch dniach wszystko zostaÅ‚o urzÄ…dzone tak, że bÄ™dÄ™ staÅ‚ w sÄ…siednim pokoju, za zamkniÄ™tymi drzwiami, przysÅ‚uchujÄ…c siÄ™ pierwszej schadzce mojej żony z Jefimowiczem. Tymczasem zaÅ› w przeddzieÅ„ owego rendez-yous rozegraÅ‚a siÄ™ miÄ™dzy nami krótka, lecz dla mnie aż nazbyt znamienna scena. Å»ona .wróciÅ‚a pod wieczór, siadÅ‚a na łóżku, poglÄ…da n* mnie drwiÄ…co i nóżkÄ… stuka o dywanik. Gdy tak na niÄ… patrzÄ™, nagle pomyÅ›laÅ‚em, że w ciÄ…gu caÅ‚ego ostatniego miesiÄ…ca albo Å›ciÅ›lej od dwóch tygodni byÅ‚a nieswoja, rzec by nawet można - caÅ‚kowicie odmieniona: okazywaÅ‚a siÄ™ istotÄ… porywczÄ…, napastliwÄ…, nie powiedziaÅ‚bym - bezwstydnÄ…, ale niezrównoważonÄ… i zmierzajÄ…cÄ… do zamÄ™tu. NapraszajÄ…cÄ… siÄ™ o zamÄ™t. Aagodność jednak byÅ‚a jej w tym przeszkodÄ…. Kiedy taka osoba rozhula siÄ™ - to chociażby nawet przebraÅ‚a miarÄ™, przecież widać, że sama siÄ™ tylko przeÅ‚amuje, sama siÄ™ podnieca i że nie jest zdolna przezwyciężyć wÅ‚asnej dziewiczoÅ›ci i skromnoÅ›ci. Dlatego to takie wÅ‚aÅ›nie niekiedy rozpÄ™dzajÄ… siÄ™ zgoÅ‚a ponad miarÄ™ - tak iż nie wierzymy obserwacjom wÅ‚asnego rozumu. Istota zaÅ› przywykÅ‚a do rozpusty - przeciwnie: zawsze naÅ‚oży tÅ‚umik, postÄ…pi szpetniej, ale w ramach porzÄ…dku i przystojnoÅ›ci, z pretensjÄ… górowania nad nami. - A czy to prawda, że wygnano ciÄ™ z puÅ‚ku za to, żeÅ› stchórzyÅ‚ odmówiwszy pojedynku? - spytaÅ‚a nagle ni w pięć ni w dziewięć, bÅ‚ysnÄ…wszy oczyma. - Prawda; na skutek decyzji sÄ…du oficerskiego poproszono 12 757 mnie o podanie siÄ™ do dymisji, co zresztÄ… sam już przedtem uczyniÅ‚em. - Wyrzucili ciÄ™ jak tchórza? - Tak, ogÅ‚osili mnie tchórzem. Ale ja siÄ™ uchyliÅ‚em od pojedynku nie z tchórzostwa, lecz dlatego, że nie chciaÅ‚em poddać siÄ™ ich tyraÅ„skiemu wyrokowi i wystÄ…pić z wyzwaniem na pojedynek, skoro nie czuÅ‚em siÄ™ obrażony. Wiedz - tu nie zdoÅ‚aÅ‚em siÄ™ pohamować - że przeciwstawić siÄ™ czynnie takiej przemocy i przystać na wszystkie konsekwencje to byÅ‚o dowodem znacznie wiÄ™kszego mÄ™stwa niżeli wszelkie pojedynki. Nie wytrzymaÅ‚em: tym zdaniem niejako usiÅ‚owaÅ‚em siÄ™ usprawiedliwiać; a ona tylko na to czekaÅ‚a, na to moje nowe upokorzenie. RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ zjadliwie. - A czy to prawda, żeÅ› potem przez trzy lata jak włóczÄ™ga Å‚aziÅ‚ po ulicach Petersburga, proszÄ…c o dziesiÄ™ciokopiejkowe datki, i żeÅ› nocowaÅ‚ pod bilardami. - NocowaÅ‚em nawet na Siennej, w domu Wiaziemskie-go.6 Owszem, to prawda: kiedy opuÅ›ciÅ‚em puÅ‚k, w moje życie wdarÅ‚o siÄ™ wiele sromoty i poniżenia, ale nie byÅ‚ to upadek moralny, gdyż sam pierwszy nienawidziÅ‚em swoich ówczesnych poczynaÅ„. To byÅ‚ jedynie upadek woli i umysÅ‚u, wywoÅ‚any przez tragizm mego poÅ‚ożenia. Ale to minęło... - Oho, teraz jesteÅ› figurÄ…, finansistÄ…! ByÅ‚a to aluzja do kasy pożyczkowej, lecz już zdążyÅ‚em siÄ™ opanować. WidziaÅ‚em, że ona oczekuje poniżajÄ…cych mnie wyjaÅ›nieÅ„ i wyjaÅ›nieÅ„ tych jej nie daÅ‚em. W samÄ… porÄ™ zadzwoniÅ‚ do drzwi interesant; wyszedÅ‚em wiÄ™c do sali. NastÄ™pnie, już w godzinÄ™ pózniej, kiedy siÄ™ ubraÅ‚a, zamierzajÄ…c wyjść, przystanęła przede mnÄ… i rzekÅ‚a: - Jednak nic mi o tym przed Å›lubem nie powiedziaÅ‚eÅ›. PominÄ…Å‚em to milczeniem. WyszÅ‚a. Tak tedy nastÄ™pnego dnia staÅ‚em w tamtym pokoju, za drzwiami, sÅ‚uchajÄ…c, jak siÄ™ rozstrzygaÅ‚ mój los, a w kieszeni miaÅ‚em rewolwer. Ona byÅ‚a ubrana, siedziaÅ‚a przy stole, a Jefimowicz krygowaÅ‚ siÄ™ przed niÄ…. I cóż: wyszÅ‚o (muszÄ™ tu siebie pochwalić), wyszÅ‚o jota w jotÄ™ to, co przeczuwaÅ‚em i przewidywaÅ‚em, chociaż nawet nieÅ›wiadomy, że to przeczuwam i przewidujÄ™. Nie wiem, czy wyrażam siÄ™ zrozumiale. 758 Oto co nastÄ…piÅ‚o. SÅ‚uchaÅ‚em przez caÅ‚Ä… godzinÄ™ i przez caÅ‚Ä… godzinÄ™ byÅ‚em Å›wiadkiem pojedynku najszlachetniejszej i najwznioÅ›lejszej kobiety z rozpustnym Å›wiatowcem,. z tÄ™pym osobnikiem o peÅ‚zajÄ…cej duszy. I skÄ…d - myÅ›laÅ‚em zdumiony-skÄ…d ta naiwna, ta Å‚agodna i maÅ‚omówna istota wszystko to wie? Najdowcipniejszy autor salonowej komedii nie zdoÅ‚aÅ‚by stworzyć owej sceny drwin, peÅ‚nego nienawiÅ›ci chichotu oraz Å›wiÄ™tego oburzenia przy zetkniÄ™ciu siÄ™ cnoty z niecnotÄ…! I jakże siÄ™ skrzyÅ‚y jej sÅ‚owa i najdrobniejsze stóweczka! Ileż byÅ‚o humoru w szybkich replikach, jak trafne byÅ‚y jej sÄ…dy! A zarazem-ile niemal, dziewiczej prostodusznoÅ›ci. Wykpiwala wrÄ™cz jego wyznania miÅ‚osne, jego gesty, jego propozycje. Przybywszy w celu przypuszczenia prostackiego szturmu i nie przewidujÄ…c oporu, Jefimowicz nagle osÅ‚upiaÅ‚. Zrazu gotów byÅ‚em przypuÅ›cić, że to z jej strony po prostu kokieteria, kokieteria rozwiÄ…zÅ‚ej, lecz przy tym sprytnej istoty - żeby nadać sobie wyższÄ… cenÄ™ . Ale nie, prawda zajaÅ›niaÅ‚a jak sÅ‚oÅ„ce i niepodobna byÅ‚o powÄ…tpiewać. Jedynie poryw sztucznie wznieconej nienawiÅ›ci do mnie mógÅ‚ skÅ‚onić jÄ…, niedoÅ›wiadczonÄ…, do urzÄ…dzenia tej schadzki; gdy wszakże doszÅ‚o do realizacji-wnet siÄ™ jej otworzyÅ‚y oczy. Oto po prostu miotaÅ‚a siÄ™ ta 13 istota, chcÄ…c mnie za wszelkÄ… cenÄ™ znieważyć, lecz zdecydowawszy siÄ™ na taki manewr, nie wytrzymaÅ‚a jego szpetoty. I czyliż jÄ…, czystÄ… i bezgrzesznÄ…, posiadajÄ…cÄ… ideaÅ‚, czyliż mógÅ‚ jÄ… skusić Jefimowicz albo którakolwiek z tamtych wielkoÅ›wiatowych kreatur? Przeciwnie, on jÄ… tylko rozÅ›mieszyÅ‚. .Wszystka prawda wezbraÅ‚a w jej duszy i oburzenie wytrysÅ‚o sarkazmem z jej serca. Powtarzam: ten bÅ‚azen pod koniec caÅ‚kiem osowiaÅ‚ i siedziaÅ‚ nachmurzony ledwo odpowiadajÄ…c, tak iż zaczÄ…Å‚em siÄ™ wrÄ™cz obawiać, by w prostackim odruchu zemsty nie poważyÅ‚ siÄ™ jej obrazić. I jeszcze raz powtarzam: muszÄ™ siÄ™ pochwalić, że scenie tej przysÅ‚uchiwaÅ‚em siÄ™ nieomal bez zdziwienia. RzekÅ‚bym, że oto zastaÅ‚em same tylko znane rzeczy. Jak gdybym byÅ‚ siÄ™ tam udaÅ‚, żeby to zastać. SzedÅ‚em tam nie wierzÄ…c niczemu, żadnemu oskarżeniu, choć miaÅ‚em w kieszeni rewolwer, to prawda! I czyliż mogÅ‚em inaczej jÄ… sobie wyobrazić? Och, oczywiÅ›cie wiedziaÅ‚em, jak dalece mnie nienawidzi, ale upewniÅ‚em siÄ™ i co do tego, jak dalece jest nieskalana. PrzerwaÅ‚em owÄ… scenÄ™, otworzywszy drzwi. Jefimowicz zerwaÅ‚ siÄ™, ja ujÄ…Å‚em jej rÄ™kÄ™ i po- 759 prosiÅ‚em, by wyszÅ‚a ze mnÄ…. Jefimowicz z nagÅ‚a wyprostowaÅ‚ siÄ™ dziarsko i wybuchnÄ…Å‚ Å›miechem: - Och, przeciw Å›wiÄ™tym prawom małżeÅ„skim nie oponujÄ™, żegnam! I wie pan-zawoÅ‚aÅ‚, gdy kierowaÅ‚em siÄ™ ku wyjÅ›ciu - chociaż porzÄ…dny czÅ‚owiek nie powinien siÄ™ z panem pojedynkować, jednakże, przez respekt dla paÅ„skiej damy, jestem do pana dyspozycji... Jeżeli w ogóle .pan zaryzykuje... - SÅ‚yszysz - przetrzymaÅ‚em jÄ… na chwilÄ™ w progu. Potem - przez caÅ‚Ä… drogÄ™ - ani sÅ‚owa. ProwadziÅ‚em jÄ… za rÄ™kÄ™; szÅ‚a bez oporu. Przeciwnie: byÅ‚a okrutnie zdumiona, ale tylko w drodze do domu. GdyÅ›my siÄ™ tam znalezli, siadÅ‚a na krzeÅ›le i utkwiÅ‚a we mnie spojrzenie. ByÅ‚a niezwykle blada; chociaż wargi jej natychmiast skrzywiÅ‚y siÄ™ ironicznie, patrzyÅ‚a już z uroczystym i surowym wyzwaniem, i chyba caÅ‚kiem serio byÅ‚a przekonana, że jÄ… zastrzelÄ™. Ale wyjÄ…Å‚em z kieszeni rewolwer i poÅ‚ożyÅ‚em na stole. PatrzaÅ‚a w milczeniu na mnie i na broÅ„. Zechciejcie zauważyć: ten rewolwer byÅ‚ jej znany. NabyÅ‚em go i trzymaÅ‚em nabity, odkÄ…d uruchomiÅ‚em kasÄ™ pożyczkowÄ…. PostanowiÅ‚em wtedy nie trzymać w domu groznych psów ani krzepkiego lokaja, jak to jest na przykÅ‚ad u Mo-zera. U mnie interesantów wpuszcza kucharka. Ale w naszym zawodzie niepodobna obywać siÄ™ - na wszelki wypadek - bez Å›rodków samoobrony, wiÄ™c miaÅ‚em w domu nabity rewolwer. Å»ona w pierwszych dniach po zamieszkaniu u mnie wielce siÄ™ tym rewolwerem interesowaÅ‚a, wypytywaÅ‚a mnie i nawet wyjaÅ›niÅ‚em jej mechanizm, i wtajemniczyÅ‚em w dziaÅ‚anie, i w koÅ„cu namówiÅ‚em jÄ…, by raz wystrzeliÅ‚a do celu. ProszÄ™ to wszystko zapamiÄ™tać. Nie zwracajÄ…c uwagi na jej wystraszonÄ… minÄ™, na pół rozebrany poÅ‚ożyÅ‚em siÄ™ do łóżka. ByÅ‚em ogromnie osÅ‚abiony. DochodziÅ‚a jedenasta. Ona nadal siedziaÅ‚a na tym samym miejscu, bez ruchu, jeszcze bez maÅ‚a godzinÄ™, nastÄ™pnie zdmuchnęła Å›wiecÄ™ i - również nie rozebrana - poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na kanapie przy Å›cianie. Po raz pierwszy nie ze mnÄ…; to także zechciejcie zauważyć... VI. OKROPNE WSPOMNIENIE Kolej teraz na to okropne wspomnienie. 14 ObudziÅ‚em siÄ™ rankiem - zdaje siÄ™ po siódmej; w pokoju byÅ‚o już zupeÅ‚nie jasno. OcknÄ…Å‚em siÄ™ od razu - caÅ‚kiem 7An przytomny - i nagle otworzyÅ‚em oczy. Ona staÅ‚a obok stoÅ‚u i trzymaÅ‚a w rÄ™kach rewolwer. Nie wiedziaÅ‚a, że siÄ™ obudziÅ‚em i że patrzÄ™. Wtem spostrzegam, że zaczyna siÄ™ ku mnie zbliżać z tym rewolwerem w rÄ™ce. Spiesznie zamknÄ…Å‚em oczy, udajÄ…c gÅ‚Ä™boko uÅ›pionego. DoszÅ‚a do łóżka i stanęła nade mnÄ…. SÅ‚yszaÅ‚em wszystko: chociaż zapanowaÅ‚a grobowa cisza, przecie sÅ‚yszaÅ‚em tÄ™ ciszÄ™. Nagle wyczuÅ‚em jakiÅ› jej kurczowy ruch - niepowstrzymanie, mimo woli, odemknÄ…Å‚em powieki: patrzaÅ‚a mi prosto w oczy, a rewolwer znajdowaÅ‚ siÄ™ tuż przy mojej skroni. Spojrzenia nasze spotkaÅ‚y siÄ™. Ale patrzeliÅ›my na siebie zaledwie chwilkÄ™. ZmusiÅ‚em siÄ™ do zamkniÄ™cia oczu i w tymże momencie - caÅ‚Ä… siÅ‚Ä… woli - postanowiÅ‚em, że już siÄ™ wiÄ™cej nie poruszÄ™ i nie rozewrÄ™ powiek - cokolwiek mnie czeka. RzeczywiÅ›cie zdarza siÄ™, że ktoÅ› pogrążony w gÅ‚Ä™bokim Å›nie nagle odmyka oczy, nawet na chwilkÄ™ unosi gÅ‚owÄ™ i rozglÄ…da siÄ™ po pokoju, i zaraz potem, straciwszy Å›wiadomość, znowu kÅ‚adzie gÅ‚owÄ™ na poduszce i zasypia, nic nie pamiÄ™tajÄ…c. Otóż kiedy zetknÄ…wszy siÄ™ z jej spojrzeniem i poczuwszy lufÄ™ rewolweru przy skroni szybko zamknÄ…Å‚em ponownie oczy, nie poruszajÄ…c siÄ™, jak gdybym spaÅ‚ gÅ‚Ä™boko, ona z pewnoÅ›ciÄ… mogÅ‚a przypuÅ›cić, że ja naprawdÄ™ Å›piÄ™ i że nie widziaÅ‚em nic, zwÅ‚aszcza że byÅ‚oby wrÄ™cz nieprawdopodobne, abym zobaczywszy to, co zobaczyÅ‚em, w takim momencie ponownie zamknÄ…Å‚ oczy. Tak, to byÅ‚o nieprawdopodobne! Ale jednak mogÅ‚a byÅ‚a także odgadnąć prawdÄ™ - to mi wÅ‚aÅ›nie w owej chwili przemknęło w umyÅ›le. Och, jakiż wicher myÅ›li i doznaÅ„ zaklÄ™biÅ‚ siÄ™ we mnie! Pochwalona niechaj bÄ™dzie elektryczność myÅ›li czÅ‚owieczej! W takim wypadku (tak to wyczuÅ‚em), jeżeli odgadÅ‚a prawdÄ™ i wie, że nie Å›piÄ™ - to już jÄ… zmiażdżyÅ‚em tÄ… swojÄ… gotowoÅ›ciÄ… poniesienia Å›mierci i dÅ‚oÅ„ jej może zadrżeć. Dawne zdecydowanie może runąć w zetkniÄ™ciu siÄ™ z tym nowym doznaniem. PowiadajÄ…, że kiedy siÄ™ stoi gdzieÅ› wysoko, coÅ› nas jak gdyby ciÄ…gnie w dół, w przepaść. MyÅ›lÄ™, że do niejednego samobójstwa albo zabójstwa doszÅ‚o jedynie dlatego, że rewolwer byÅ‚ już w rÄ™ce. Tutaj także bezdeÅ„, pochyÅ‚ość czterdziestopiÄ™ciostopniowa, z której niepodobna siÄ™ nie stoczyć, i coÅ› nas nieodparcie skÅ‚ania do spuszczenia kurka. Jednakże Å›wiadomość, żem wszystko widziaÅ‚, że wiem wÅ›zy- 761 stko i w milczeniu oczekujÄ™ Å›mierci, którÄ… mi zada - ta Å›wiadomość mogÅ‚a byÅ‚a jÄ… powstrzymać na pochyÅ‚oÅ›ci. Cisza przeciÄ…gaÅ‚a siÄ™ i nagle przy skroni, u nasady wÅ‚osów, poczuÅ‚em chłód stali. Spytacie: czy miaÅ‚em niezÅ‚omnÄ… nadziejÄ™ ocaleć? Odpowiem jak przed Bogiem: nie miaÅ‚em żadnej nadziei oprócz chyba jednej szansy na sto. Czemu godziÅ‚em siÄ™ na Å›mierć? Odpowiem pytaniem: a po cóż mi byÅ‚o żyć z chwilÄ…, gdy uwielbiana istota przytknęła mi do skroni rewolwer? Nadto wiedziaÅ‚em - byÅ‚em tego Å›wiadom wszystkÄ… mocÄ… mego jestestwa - że w tym momencie odbywa siÄ™ miÄ™dzy nami walka, straszliwy pojedynek na Å›mierć i życie, pojedynek owego wÅ‚aÅ›nie wczorajszego tchórza za maÅ‚oduszność wypÄ™dzonego przez swych towarzyszów. WiedziaÅ‚em to i ona to wiedziaÅ‚a - jeÅ›li tylko odgadÅ‚a prawdÄ™, że nie Å›piÄ™. 15 Może zresztÄ… tak nie byÅ‚o, może wtedy nawet tak nie rozumowaÅ‚em, ale przecież to wszystko musiaÅ‚o tak być - niechby i bez tych myÅ›li - ponieważ pózniej w każdej godzinie swego życia wÅ‚aÅ›nie o tym tylko myÅ›laÅ‚em. Lecz gotowiÅ›cie zapytać: czemu to nie uchroniÅ‚em jej od popeÅ‚nienia wystÄ™pku? Och, ja sobie sam pózniej po tysiÄ…ckroć to pytanie zadawaÅ‚em za każdym razem, gdy przejÄ™ty dreszczem wspominaÅ‚em owÄ… sekundÄ™. Ale moja dusza tonęła w mroku rozpaczy: ginÄ…Å‚em, sam ginÄ…Å‚em; kogóż tedy byÅ‚bym mógÅ‚ ratować? No i skÄ…d wiecie, czy kogokolwiek ratować wtedy chciaÅ‚em? SkÄ…d można wiedzieć, co wtedy mogÅ‚em odczuwać? Åšwiadomość jednak kipiaÅ‚a; mijaÅ‚y sekundy, trwaÅ‚a martwa cisza; ona wciąż staÅ‚a nade mnÄ… - i oto nagle drgnÄ…Å‚em, tkniÄ™ty nadziejÄ…. Spiesznie otwarÅ‚em oczy. Jej nie byÅ‚o już w pokoju. WstaÅ‚em z łóżka: zwyciężyÅ‚em-zostaÅ‚a pokonana na wieki! PodszedÅ‚em do samowara. HerbatÄ™ podawano u nas zawsze w pierwszym pokoju, przy czym nalewaÅ‚a jÄ… żona. UsiadÅ‚em za stoÅ‚em w milczeniu i wziÄ…Å‚em podanÄ… przez niÄ… szklankÄ™. Po upÅ‚ywie piÄ™ciu minut spojrzaÅ‚em na niÄ…. ByÅ‚a okropnie blada, jeszcze bledsza niżeli wczoraj, i patrzyÅ‚a na mnie. I z nagÅ‚a, z nagÅ‚a, widzÄ…c, że na niÄ… patrzÄ™, blado uÅ›miechnęła siÄ™ bladymi wargami z nieÅ›miaÅ‚ym w oczach pytaniem. Widać jeszcze ma wÄ…tpliwoÅ›ci i medytuje: czy on wie, czy nie, widziaÅ‚, czy też nie widziaÅ‚*? ObojÄ™tnie odwróciÅ‚em od niej wzrok. Po herbacie zamknÄ…Å‚em kasÄ™, poszedÅ‚em na rynek i kupiÅ‚em żelazne łóżko oraz parawan. Po powrocie do domu kazaÅ‚em łóżko postawić w sali i odgrodzić parawanem. To łóżko byÅ‚o przeznaczone dla niej, ale nic jej nie powiedziaÅ‚em. Lecz na widok tego łóżka zrozumiaÅ‚a bez stów, że widziaÅ‚em i wiem wszystko i że nie ma już wÄ…tpliwoÅ›ci. Na noc zostawiÅ‚em rewolwer jak zwykle na stole. Ona w milczeniu poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ do nowego łóżka: małżeÅ„stwo byÅ‚o rozerwane, ona pokonana, ale nie uÅ‚askawiona . W nocy popadÅ‚a w majaczenia, a rankiem dostaÅ‚a gorÄ…czki. PrzeleżaÅ‚a cale sześć tygodni. ROZDZIAA DRUGI I. SEN DUMY Aukiem z miejsca oÅ›wiadczyÅ‚a, że mieszkać u mnie nie bÄ™dzie i gdy tylko paniÄ… pochowajÄ…, odejdzie. ModliÅ‚em siÄ™ na klÄ™czkach przez pięć minut, a chciaÅ‚em siÄ™ modlić przez caÅ‚Ä… godzinÄ™, ale bez przerwy rozmyÅ›lam, rozmyÅ›lam, i gorzkie myÅ›li wciąż siÄ™ cisnÄ…, i gÅ‚owa boli: jakże tu siÄ™ modlić? Grzech tylko! Dziwne też, że mi siÄ™ nie chce spać: kiedy przeżywamy wielkie, zbyt wielkie cierpienie, po pierwszych mocnych wybuchach ogarnia nas senność. Skazani na karÄ™ Å›mierci podobno w ostatniÄ… noc Å›piÄ… twardo. Tak też być powinno, to zgodne z prawami natury, bo inaczej by nie wytrzymali... LegÅ‚em na kanapie, ale nie zasnÄ…Å‚em... Przez sześć tygodni choroby doglÄ…daliÅ›my jej dniem i nocÄ… - ja z AukieriÄ… oraz sprowadzona przeze mnie dyplomowana pielÄ™gniarka. PieniÄ™dzy nie szczÄ™dziÅ‚em i nawet rad byÅ‚em wydawać na niÄ…. WezwaÅ‚em doktora Schródera i pÅ‚aciÅ‚em mu po dzfesięć rubli za wizytÄ™. Gdy odzyskaÅ‚a przytomność - ukazywaÅ‚em siÄ™ przed niÄ… rzadziej. A zresztÄ… po cóż to opisywać? Kiedy już wstaÅ‚a z łóżka - to cichutko i w milczeniu usiadÅ‚a w moim pokoju przy osobnym siole, który wtedy dla niej kupiÅ‚em... Tak, to prawda, trwaliÅ›my w zupeÅ‚nym milczeniu, to jest pózniej zaczÄ™liÅ›my nawet mówić, tyle że " jedynie o sprawach powszednich. Ja, ma siÄ™ rozumieć, 16 wypowiadaÅ‚em siÄ™ lakonicznie, ale doskonale zauważyÅ‚em, że i jej dogadzaÅ‚a malomówność. WydaÅ‚o mi siÄ™ to z jej strony caÅ‚kiem naturalne. Jest zbyt wstrzÄ…Å›niÄ™ta i dostatecznie poko- If.A nana-rozumowaÅ‚em. Trzeba koniecznie pozwolić jej zapomnieć i przywyknąć. Tak tedy milczeliÅ›my oboje, ale ja wciąż siÄ™ przygotowywaÅ‚em wewnÄ™trznie na spotkanie przy-szÅ‚oÅ›-ci. SÄ…dziÅ‚em, że i w niej dzieje siÄ™ to samo i ogromnie mnie intrygowaÅ‚o odgadywanie: o czym też teraz myÅ›li? Dodam jeszcze: och z pewnoÅ›ciÄ… nikt nie wie, com przecierpiaÅ‚ lamentujÄ…c nad niÄ… podczas tej choroby. Lecz te lamenty dÅ‚awiÅ‚em w piersi kryjÄ…c siÄ™ z nimi nawet przed AukieriÄ…. Nie mogÅ‚em sobie wyobrazić, nawet przypuÅ›cić nie mogÅ‚em, żeby ona miaÅ‚a umrzeć nie dowiedziawszy siÄ™ wszystkiego. Kiedy zaÅ› niebezpieczeÅ„stwo minęło i zaczęła powracać do zdrowia - nader szybko, pamiÄ™tam, uspokoiÅ‚em siÄ™. Nie dość na tym: postanowiÅ‚em odÅ‚ożyć naszÄ… przyszÅ‚ość na możliwie daleki termin, a na razie wszystko pozostawić w nie zmienionym ksztaÅ‚cie. Tak, zaszÅ‚o wtedy we mnie coÅ› osobliwego, niesamowitego, nie potrafiÄ™ tego inaczej okreÅ›lić: zatriumfowaÅ‚em - i to poczucie okazaÅ‚o siÄ™ dla mnie caÅ‚kowicie zadowalajÄ…ce. No i tak upÅ‚ynęła zima. Och, byÅ‚em zadowolony jak nigdy dotychczas - i to przez caÅ‚Ä… zimÄ™. Bo widzicie: w moim życiu byÅ‚a jedna zewnÄ™trzna okoliczność, która aż do chwili obecnej, to znaczy aż do samej katastrofy z żonÄ…, co dzieÅ„ i o każdej godzinie uciskaÅ‚a mnie, mianowicie utrata reputacji i owo opuszczenie puÅ‚ku. MówiÄ…c krótko: tyraÅ„ska niesprawiedliwość, jaka mnie spotkaÅ‚a. Wprawdzie koledzy nie lubili mnie z powodu mego ciężkiego, a może też Å›miesznego charakteru, choć przede nieraz tak bywa, że to, co dla nas jest wzniosie, Å›wiÄ™te i czcigodne - zarazem, nie wiedzieć czemu, Å›mieszy naszych towarzyszy. Ach, nie lubiono mnie nawet w szkole. WszÄ™dzie i zawsze byÅ‚em nie lubiany. Nawet AukieriÄ… nie może siÄ™ do mnie przekonać. Owa zaÅ› sprawa w puÅ‚ku - chociaż byÅ‚a wynikiem antypatii wzglÄ™dem mnie - miaÅ‚a charakter niewÄ…tpliwie przypadkowy. Zaznaczam to dlatego, że nic tak nas nie boli i nie gnÄ™bi jak to, kiedy padamy ofiarÄ… przypadku, który mógÅ‚ siÄ™ zdarzyć albo i nie zdarzyć, wskutek fatalnego zbiegu okolicznoÅ›ci, który mógÅ‚ nas ominąć niczym chmura. Dla istoty rozumnej stanowi to poniżenie. A zdarzenie byÅ‚o nastÄ™pujÄ…ce: W teatrze, podczas antraktu, zaszedÅ‚em do bufetu. Huzar A-w, wszedÅ‚szy nagle, wszczÄ…Å‚ w obecnoÅ›ci znajdujÄ…cych siÄ™ tam oficerów gÅ‚oÅ›nÄ… rozmowÄ™ z dwoma kolegami-huzarami, 765 opowiadajÄ…c, jak to w kuluarach kapitan naszego puÅ‚ku Bie-zumcew przed chwilÄ… wywoÅ‚aÅ‚ skandal i że wyglÄ…da na pijanego . Rozmowa rychÅ‚o siÄ™ urwaÅ‚a, bo i sama wiadomość byÅ‚a bÅ‚Ä™dna, gdyż kapitan Biezumcew nie byÅ‚ pijany, i sk?ndal w gruncie rzeczy nie okazaÅ‚ siÄ™ skandalem. Huzarzy poczÄ™li rozmawiać na inne tematy, no i incydent siÄ™ skoÅ„czyÅ‚; aliÅ›ci nazajutrz plotka dotarÅ‚a do naszego puÅ‚ku i zaraz zaczÄ™to gadać, że z naszego puÅ‚ku znalazÅ‚em siÄ™ tam tylko ja jeden, i że kiedy huzar A-w wyraziÅ‚ siÄ™ obrazliwie o kapitanie Biezum-cewie, nie podszedÅ‚em do A-wa, by go odpowiednim wystÄ…pieniem poskromić. Ale po cóż miaÅ‚em to uczynić? Jeżeli żywiÅ‚ urazÄ™ do Biezumcewa, byÅ‚a to ich osobista sprawa: czemuż miaÅ‚bym siÄ™ do tego mieszać? Tymczasem oficerowie doszli do przekonania, że nie byÅ‚a to sprawa osobista, lecz zahaczajÄ…ca także o puÅ‚k, a że z oficerów tego puÅ‚ku byÅ‚em na placu tylko ja - tym samym dowiodÅ‚em wszystkim obecnym w bufecie oficerom i cywilom, że w naszym puÅ‚ku trafiajÄ… siÄ™ oficerowie niezbyt wrażliwi na punkcie wÅ‚asnego i puÅ‚kowego honoru. 17 Na takÄ… interpretacjÄ™ nie chciaÅ‚em przystać. Wtedy dano mi do zrozumienia, że mogÄ™ jeszcze wszystko naprawić, jeżeli przynajmniej teraz - lubo trochÄ™ pózno - zgodzÄ™ siÄ™ zażądać od A- wa formalnych wyjaÅ›nieÅ„. Na to siÄ™ nie zgodziÅ‚em, a tak byÅ‚em rozdrażniony, że odmówiÅ‚em z dumÄ…. Po czym niezwÅ‚ocznie zÅ‚ożyÅ‚em podanie o dymisjÄ™. Oto caÅ‚a sprawa. WyszedÅ‚em z niej z godnoÅ›ciÄ…, niemniej. wszakże wewnÄ™trznie zdruzgotany, z roztrzÄ™sionÄ… wolÄ… i umysÅ‚em. A wtedy wÅ‚aÅ›nie zdarzyÅ‚o siÄ™, że mąż mojej siostry w Moskwie przetrwoniÅ‚ nasz skromny majÄ…tek-wÅ‚Ä…cznie z mojÄ… mizernÄ… czÄ…stkÄ… - tak iż znalazÅ‚em siÄ™ bez grosza przy duszy na bruku. MiaÅ‚em wprawdzie możność pójÅ›cia na prywatnÄ… posadÄ™, ale nie uczyniÅ‚em tego: zaszczytnego munduru nie chciaÅ‚em zamienić na jakÄ…Å› kolejarskÄ… bluzÄ™. No i - jak wstyd, to wstyd, jeÅ›li haÅ„ba to haÅ„ba, skoro upadek, niechaj bÄ™dzie upadek i im gorzej, tym lepiej - oto co wybraÅ‚em. NastÄ…piÅ‚o trzylecie ponurych przeżyć i nawet pobyt w przytuÅ‚ku Wiaziemskiego. Półtora roku temu umarÅ‚a w Moskwie bogata staruszka, moja chrzestna matka, i nieoczekiwanie wÅ›ród innych zapisów znalazÅ‚o siÄ™ w jej testamencie i dla mnie trzy tysiÄ…ce rubli. Po krótkim namyÅ›le zadecydowaÅ‚em wtedy o swoich losach. PostanowiÅ‚em zaÅ‚ożyć prywatny lombard, nie zabiegajÄ…c o laskÄ™ bliznich: pieniÄ…dze, potem wÅ‚asny kÄ…t i... nowe życie, z dala od dawnych napomnieÅ„. Oto byÅ‚ mój plan. Ale ciemna przeszÅ‚ość i na zawsze zepsuta opinia drÄ™czyÅ‚y mnie nieustannie. No i wtedy ożeniÅ‚em siÄ™. Przypadkiem czy nie-nie wiem. Tyle tylko, że wprowadzajÄ…c jÄ… do swego domu sÄ…dziÅ‚em, że wprowadzam przyjaciela, a wÅ‚aÅ›nie przyjaciel byÅ‚ mi nade wszystko potrzebny. Ale rozumiaÅ‚em dobrze, iż tego przyjaciela należy przysposobić, urobić i wrÄ™cz ujarzmić. A czyż cokolwiek z tego mogÅ‚em tak z miejsca wyÅ‚ożyć tej uprzedzonej do mnie szesnastolatce? Jakże bym na przykÅ‚ad potrafiÅ‚ - bez przypadkowej pomocy, jakÄ… mi zesÅ‚aÅ‚a owa straszliwa scena z rewolwerem - przekonać jÄ…, że nie jestem tchórzem i że w puÅ‚ku niesprawiedliwie zarzucano mi tchórzostwo? Ale katastrofa nastÄ…piÅ‚a w porÄ™. Wytrzymawszy grozbÄ™ rewolweru, wziÄ…Å‚em odwet za caÅ‚Ä… swÄ… ponurÄ… przeszÅ‚ość. I chociaż nikt o tym nie myÅ›laÅ‚, wiedziaÅ‚a to ona-a to byÅ‚o dla mnie wszystkim, gdyż ona sama wszystkim dla mnie byÅ‚a, caÅ‚Ä… nadziejÄ… moich rojeÅ„ o przyszÅ‚oÅ›ci! Ona byÅ‚a jedynym czÅ‚owiekiem, którego hodowaÅ‚em dla siebie, a innych nie potrzebowaÅ‚em - i oto dowiedziaÅ‚a siÄ™ wszystkiego: tego w każdym razie, że niesÅ‚usznie postÄ…piÅ‚a przystajÄ…c do moich wrogów. UpajaÅ‚em siÄ™ tÄ… myÅ›lÄ…. W jej oczach nie mogÅ‚em już być nikczemnikiem, mogÅ‚a mnie tylko uważać ot za... dziwaka; ale i ta myÅ›l teraz, po wszystkim, co zaszÅ‚o, wcale mi nie byÅ‚a przykra: dziwność nie jest grzechem, lecz przeciwnie, niekiedy podbija kobiecÄ… naturÄ™. Jednym sÅ‚owem, rozmyÅ›lnie odsunÄ…Å‚em podsumowanie: to, co siÄ™ dokonaÅ‚o, wystarczaÅ‚o aż nadto dla mojego spokoju oraz zawieraÅ‚o zbyt wiele obrazów i tworzywa dla moich marzeÅ„. W tym wÅ‚aÅ›nie sÄ™k, że jestem marzycielem; miaÅ‚em sam materiaÅ‚u pod dostatkiem, o niej zaÅ› myÅ›laÅ‚em: że poczeka. Tak minęła zima-w jakimÅ› czegoÅ› tam oczekiwaniu. LubiÅ‚em ukradkiem przyglÄ…dać siÄ™ jej, siedzÄ…cej przy swoim stoliku. ZajmowaÅ‚a siÄ™ szyciem, naprawÄ… bielizny, a czasem wieczorami czytaÅ‚a książki, które braÅ‚a z mojej szafy. Dobór tych książek również powinien byÅ‚ przemawiać na mojÄ… korzyść. Nie wychodziÅ‚a prawie nigdzie. Po obiedzie, przed zapadniÄ™ciem zmierzchu, wyprowadzaÅ‚em jÄ… co dzieÅ„ na przechadzkÄ™; odbywaliÅ›my te spacery już nie, jak dawniej, w cal- 767 18 kowitym milczeniu. Ja mianowicie dokÅ‚adaÅ‚em staraÅ„, aby wyglÄ…daÅ‚o, że rozmawiamy zgodnie, ale, jak już wspomniaÅ‚em, oboje baczyliÅ›my, żeby siÄ™ raczej zbyt szeroko nie rozwodzić. Ja czyniÅ‚em to umyÅ›lnie, przy czym uważaÅ‚em, że jej należ koniecznie dać czas . Ma siÄ™ rozumieć, dziwne to, iż prze; caÅ‚Ä… zimÄ™ ani razu nie przyszÅ‚o mi na myÅ›l, że lubiÄ™ ukradkier " siÄ™ jej przyglÄ…dać, a przez caÅ‚Ä… zimÄ™ nie pochwyciÅ‚em ani jed nego jej spojrzenia skierowanego ku mnie! PrzypisywaÅ‚em to jej nieÅ›miaÅ‚oÅ›ci. ZwÅ‚aszcza że po chorobie miaÅ‚a tyle lÄ™kliwej pokory, tyle bezsiÅ‚y. Nie, lepiej poczekaj i - i nagle sama do ciebie podejdzie... Ta myÅ›l zachwycaÅ‚a mnie nieodparcie. Dodam jeszcze jedno: niekiedy jakby naumyÅ›lnie sam siÄ™ rozdrażniaÅ‚em i rzeczywiÅ›cie doprowadzaÅ‚em siÄ™ do tego, iż, rzekÅ‚oby siÄ™, żywiÅ‚em do niej urazÄ™. I tak siÄ™ to ciÄ…gnęło przez jakiÅ› czas. Ale nienawiść nigdy nie mogÅ‚a dojrzeć i ugruntować siÄ™ w mej duszy. Sam przy tym czuÅ‚em, że to tylko jakaÅ› gra. Ależ i wtedy nawet, chociaż rozerwaÅ‚em nasze małżeÅ„stwo, kupiwszy łóżko i parawan - nigdy wszakże, nigdy nie potrafiÅ‚em spojrzeć na niÄ… jako na zbrodniarkÄ™. I nie dlatego, żem niepoważnie osÄ…dziÅ‚ jej przestÄ™pstwo, lecz dlatego, że zamierzaÅ‚em przebaczyć jej caÅ‚kowicie od pierwszego dnia, jeszcze nawet zanim kupiÅ‚em to łóżko. SÅ‚owem, jest to u mnie osobliwe, albowiem mam surowe zasady moralne. Poza tym w moich oczach ona byÅ‚a tak pognÄ™biona, tak upokorzona, tak zmiażdżona, żem siÄ™ nad niÄ… chwilami boleÅ›nie litowaÅ‚, aczkolwiek przy tym wszystkim wyraznÄ… przyjemność sprawiaÅ‚a mi myÅ›l o jej poniżeniu. PodobaÅ‚o mi siÄ™ poczucie naszej nierównoÅ›ci... Owej zimy zdarzyÅ‚o mi siÄ™ rozmyÅ›lnie speÅ‚nić kilka dobrych uczynków. Dwu klientom umorzyÅ‚em należnoÅ›ci, jakiejÅ› ubogiej kobiecie wypÅ‚aciÅ‚em pieniÄ…dze bez żadnego zastawu. I nie powiedziaÅ‚em o tym żonie - a uczyniÅ‚em to wcale nie po to, żeby siÄ™ o tym dowiedziaÅ‚a, tylko owa kobiecina sama przyszÅ‚a dziÄ™kować nieomal na klÄ™czkach. W ten sposób rzecz wyszÅ‚a na jaw; wydaÅ‚o mi siÄ™, że wiadomość o tei sprawie moja żona przyjęła z zadowoleniem. Ale nadciÄ…gaÅ‚a wiosna, byÅ‚a już poÅ‚owa kwietnia, z okien wyjÄ™to podwójne szyby i sÅ‚oÅ„ce jęło jasnymi wiÄ…zkami promieni rozÅ›wiecać nasze gÅ‚uche pokoje. Lecz zasÅ‚ona wisiaÅ‚a nade mnÄ… i zaciemniaÅ‚a mi oczy. ZÅ‚owieszcza, straszliwa za- 768 sÅ‚ona. Jak to siÄ™ staÅ‚o, że raptem spadÅ‚a z moich oczu i żem nagle przejrzaÅ‚, i wszystko zrozumiaÅ‚? Czy staÅ‚o siÄ™ to przy- padkowo, czy dzieÅ„ taki nadszedÅ‚ szczególny, czy promieÅ„ sÅ‚o-^neczny roznieciÅ‚ myÅ›l i domysÅ‚ w mojej otÄ™piaÅ‚ej gÅ‚owie? Nie, nie myÅ›l, nie domysÅ‚ tu zabÅ‚ysnÄ…Å‚, lecz z nagÅ‚a zadrgaÅ‚a _ijedna żyÅ‚ka, z dawna zamarÅ‚a, zadrgaÅ‚a i ożyÅ‚a, i olÅ›niÅ‚a caÅ‚Ä… mojÄ… otÄ™piaÅ‚Ä… duszÄ™. Wtedy zupeÅ‚nie jakbym nagle zerwaÅ‚ siÄ™ z miejsca... Bo też wydarzyÅ‚o siÄ™ to nagle i niespodzianie. A wydarzyÅ‚o siÄ™ to po obiedzie, pod wieczór, okoÅ‚o godziny piÄ…tej. II. ZASAONA NAGLE OPADAA Dwa sÅ‚owa wstÄ™pu. Już od miesiÄ…ca spostrzegaÅ‚em w niej osobliwe zadumanie - nie tyle milkliwość, ile jakieÅ› zamyÅ›lenie. To także stwierdziÅ‚em nagle. SiedziaÅ‚a wtedy nad robotÄ…, z gÅ‚owÄ… pochylonÄ…, i nie wiedziaÅ‚a, że na niÄ… patrzÄ™. I oto zdumiaÅ‚o mnie, że staÅ‚a siÄ™ tak szczuplutka, wychudzona; twarzyczka pobladÅ‚a, wargi zbielaÅ‚y, wszystko to razem, w poÅ‚Ä…czeniu z zadumÄ…, od razu wielce mnie zafrapowaÅ‚o. Już i dawniej sÅ‚yszaÅ‚em jej drobny 19 suchy kaszel, szczególnie po nocach. Natychmiast wstaÅ‚em i, nic nie powiedziawszy, poszedÅ‚em zamówić wizytÄ™ doktora Schródera. ZjawiÅ‚ siÄ™ nazajutrz. Ona mocno siÄ™ zdziwiÅ‚a, spoglÄ…dajÄ…c to na lekarza, to na mnie. - Ależ jestem zdrowa - rzekÅ‚a z niewyraznym uÅ›miechem. Schróder zbadaÅ‚ jÄ… nie nazbyt dokÅ‚adnie (ci lekarze bywajÄ… niekiedy lekceważąco niedbali) i w drugim pokoju zakomunikowaÅ‚ mi tylko, że to pozostaÅ‚ość po przebytej chorobie i że na wiosnÄ™ warto by wyjechać gdzieÅ› nad morze albo, jeżeli to niemożliwe, po prostu na podmiejskie letnisko. SÅ‚owem, nic nie powiedziaÅ‚ prócz tego, że skonstatowaÅ‚ osÅ‚abienie czy coÅ› tam takiego. Po jego odejÅ›ciu żona, patrzÄ…c na mnie z ogromnÄ… powagÄ…, powtórzyÅ‚a: - Jestem zupeÅ‚nie zdrowa. Po tych sÅ‚owach jednakże raptownie siÄ™ zarumieniÅ‚a, najwidoczniej ze wstydu. Ach, teraz rozumiem: wstyd jej byÅ‚o, że ja-bÄ™dÄ…c jeszcze jej mężem-troszczÄ™ siÄ™ o niÄ… tak, 33 i-).ijak gdybym byÅ‚ nim faktycznie. Ale wtedy nie zrozumiaÅ‚em i rumieniec przypisaÅ‚em pokorze. (ZasÅ‚ona!) " I oto w miesiÄ…c pózniej, o godzinie piÄ…tej, w jasny sÅ‚oneczny dzieÅ„ kwietniowy siedziaÅ‚em przy kasie, sprawdzajÄ…c rachunki. Wtem sÅ‚yszÄ™, że ona - tam obok, w naszym pokoju, przy swym stoliku z robótkÄ… - cichutko zaÅ›piewaÅ‚a. Nowość ta wywarÅ‚a na mnie wstrzÄ…sajÄ…ce wrażenie i do dziÅ› nie potrafiÄ™ tego pojąć. Dotychczas prawie nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚em jej Å›piewu, chyba tylko może w pierwszych dniach, gdym jÄ… byÅ‚ wprowadziÅ‚ do swego domu i kiedy jeszcze mogliÅ›my zabawiać siÄ™ strzelaniem do celu z rewolweru. Wtedy glos miaÅ‚a jeszcze dosyć silny, acz niezbyt pewny w intonacji, ale za to niezwykle miÅ‚y i zdrowy. Teraz zaÅ› piosenka brzmiaÅ‚a tak slabiutko - uch nie szczególnie żaloÅ›liwie (byÅ‚ to jakiÅ› romans), ale, rzekÅ‚byÅ›, gÅ‚os byÅ‚ jakiÅ› nadpÄ™kniÄ™ty, zÅ‚amany, jak gdyby ten gÅ‚osik nie mógÅ‚ dać sobie rady, jak gdyby sama piosenka byÅ‚a chora; Å»ona nuciÅ‚a i oto raptem na wysokiej nucie glos jej siÄ™ oberwaÅ‚-taki wÄ…tÅ‚y byÅ‚ ten gÅ‚osik, tak smÄ™tnie opadÅ‚; od-kaszlnęła i znów cichutko zaÅ›piewaÅ‚a... Moje wzruszenia wydadzÄ… siÄ™ Å›mieszne, ale nikt nigdy nie zrozumie, czemu siÄ™ przejÄ…Å‚em! Nie, jeszczem siÄ™ nad niÄ… nie litowaÅ‚, to byÅ‚o coÅ› caÅ‚kiem innego, poczÄ…tkowo, przynajmniej w pierwszych minutach, wystÄ…piÅ‚o nagle zmieszanie i straszliwe zaskoczenie, straszne i niesamowite, bolesne i nieomal mÅ›ciwe: Åšpiewa, i to przy mnie! ZapomniaÅ‚a o mnie czy co? WstrzÄ…Å›niÄ™ty do gÅ‚Ä™bi trwaÅ‚em na miejscu, potem nagle wstaÅ‚em, naÅ‚ożyÅ‚em kapelusz i wyszedÅ‚em jak bÅ‚Ä™dny. W każdym razie nie wiem po co i dokÄ…d. Aukieria podaÅ‚a mi palto. - Åšpiewa? - spytaÅ‚em mimowolnie. Aukieria patrzyÅ‚a na mnie, nie pojmujÄ…c o co chodzi. Bo też istotnie nie sposób byÅ‚o mnie zrozumieć. - Pierwszy raz Å›piewa? - Nie, kiedy pana nie ma, czasem Å›piewa. PamiÄ™tam wszystko. ZszedÅ‚em po schodach, znalazÅ‚em siÄ™ na ulicy i ruszyÅ‚em bez celu przed siebie. PrzystanÄ…Å‚em na rogu i rozejrzaÅ‚em siÄ™ wokoÅ‚o. Mijano mnie, potrÄ…cano; nie czuÅ‚em nic. SkinÄ…Å‚em na dorożkarza i kazaÅ‚em siÄ™ zawiezć - nie wiem po co - na Policejskij Most; potem nagle zrezygnowaÅ‚em i rzuciÅ‚em mu dwudziestokopiejkówkÄ™. 770 - Masz tu za fatygÄ™ - powiedziaÅ‚em Å›miejÄ…c siÄ™ do niego bezmyÅ›lnie, ale serce wezbraÅ‚o mi jakimÅ› nagÅ‚ym zachwycÄ™ niem. 20 PrzyÅ›pieszywszy kroku, wróciÅ‚em do domu. NadpÄ™kniÄ™ta, żaÅ‚osna, urwana nutka raptem znowu zadzwiÄ™czaÅ‚a w niej duszy. BrakÅ‚o mi tchu. OpadaÅ‚a, opadaÅ‚a z oczu zasÅ‚ona! Skoro przy mnie zaÅ›piewaÅ‚a - snadż zapomniaÅ‚a o mnie, oto co byÅ‚o jasne i straszne. To czuÅ‚o moje serce. Jednak w duszy promieniaÅ‚ zachwyt przemagajÄ…c trwogÄ™. O, ironio losu! Wszak nic innego nie byÅ‚o i nic mogÅ‚o być w mojej duszy - prócz owego wÅ‚aÅ›nie zachwytu, tylko gdzież ja sam byÅ‚em w ciÄ…gu owej zimy? Alboż to byÅ‚em ja? WbiegÅ‚em po schodach w wielkim poÅ›piechu; nie wiem, czym wszedÅ‚ nieÅ›miaÅ‚o... To tylko pamiÄ™tam, że podÅ‚oga zdawaÅ‚a siÄ™ falować, a ja jak gdybym pÅ‚ynÄ…Å‚ po rzece. WszedÅ‚em do pokoju: siedziaÅ‚a na tym samym miejscu, przechyliwszy gÅ‚owÄ™, ale już nie Å›piewaÅ‚a. Zerknęła ku mnie przelotnie i bez zaciekawienia; lecz nie byÅ‚o to nawet spojrzenie-ot jedynie odruch, zwykÅ‚y i obojÄ™tny, kiedy ktokolwiek wchodzi do pokoju. PodszedÅ‚em wprost do niej i usiadÅ‚em obok na krzeÅ›le; byÅ‚em jak niespeÅ‚na rozumu. Ona obrzuciÅ‚a mnie szybkim spojrzeniem, jakby przelÄ…kÅ‚szy siÄ™; ujÄ…Å‚em jej dÅ‚oÅ„ i nie pamiÄ™tam, co powiedziaÅ‚em, to jest, co chciaÅ‚em powiedzieć, gdyż nie byÅ‚em zdolny mówić dorzecznie. Glos mi siÄ™ zaÅ‚amywaÅ‚ i odmawiaÅ‚ posÅ‚uszeÅ„stwa. A zresztÄ… nie wiedziaÅ‚em, co powiedzieć, i tylko krztusiÅ‚em siÄ™. - Porozmawiamy... wiesz... powiedz cokolwiek!-nagle wy bÄ…kaÅ‚em gÅ‚upawo; och! alboż mi w gÅ‚owie byÅ‚y mÄ…droÅ›ci? Ona znowu drgnęła i odsunęła siÄ™, mocno wystraszona spojrzaÅ‚a na mojÄ… twarz, lecz nagle w jej oczach odmalowaÅ‚o siÄ™ surowe zdziwienie. Tak, zdziwienie, surowe. PatrzyÅ‚a na mnie rozszerzonymi oczyma. Ta surowość, to surowe zdziwienie, z miejsca mnie zdruzgotaÅ‚y: WiÄ™c chcesz jeszcze miÅ‚oÅ›ci? MiÅ‚oÅ›ci? -wystÄ…piÅ‚o w tym jej zdziwieniu pytanie, chociaż trwaÅ‚a w milczeniu. Lecz ja wszystko odczytaÅ‚em. ZatrzÄ…sÅ‚em siÄ™ caÅ‚y i przypadÅ‚em do jej nóg. Tak, runÄ…Å‚em do jej nóg. PoderwaÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚townie, ale bardzo mocno przytrzymaÅ‚em jej obie rÄ™ce. I pojmowaÅ‚em, ach, pojmowaÅ‚em w peÅ‚ni wÅ‚asnÄ… rozpacz! Ale czy uwierzycie?-uniesienie kipiaÅ‚o w mym sercu tak 49. 771 nieodparcie, iż myÅ›laÅ‚em, że umrÄ™. W upojeniu i szczęściu caÅ‚owaÅ‚em jej stopy. Tak, w szczęściu bezmiernym i bezgranicznym - a zarazem ze Å›wiadomoÅ›ciÄ… caÅ‚ej beznadziejnoÅ›ci mej rozpaczy! PÅ‚akaÅ‚em. MówiÅ‚em coÅ›, ale nie mogÅ‚em mówić. W niej lÄ™k i zdumienie nagle ustÄ…piÅ‚y miejsca jakiemuÅ› zatroskaniu, jakimÅ› niesamowitym pytaniom; patrzyÅ‚a na mnie dziwnie, nawet dziko, usiÅ‚owaÅ‚a coÅ› czym prÄ™dzej pojąć i uÅ›miechnęła siÄ™. Ogromnie byÅ‚a zażenowana, że caÅ‚ujÄ™ jÄ… po nogach i usuwaÅ‚a je, lecz ja wtedy caÅ‚owaÅ‚em to miejsce na podÅ‚odze. WidziaÅ‚a to i ze wstydu nagle zaczęła siÄ™ Å›miać (wiecie, jak to bywa, że ktoÅ› Å›mieje siÄ™ ze wstydu); nadciÄ…gaÅ‚ wybuch histerii, widziaÅ‚em, jak drgajÄ… jej rÄ™ce - i nie myÅ›laÅ‚em o tym, i wciąż beÅ‚kotaÅ‚em, że jÄ… kocham, że nie wstanÄ™ i: pozwól mi caÅ‚ować twojÄ… sukienkÄ™... tak, przez caÅ‚e życie modlić siÄ™ do ciebie... Nie wiem, nie pamiÄ™tam - nagle ona zatrzÄ™sÅ‚a siÄ™ i wybuchnęła Å‚kaniem: nastÄ…piÅ‚ okropny atak histerii wywoÅ‚any przerażeniem, jakie w niej wzbudziÅ‚em. PrzeniosÅ‚em jÄ… na łóżko. Kiedy atak minÄ…Å‚, przysiadÅ‚a na krawÄ™dzi i - z wyrazem ogromnego przygnÄ™bienia - schwyciÅ‚a obie moje dÅ‚onie proszÄ…c, bym siÄ™ uspokoiÅ‚. - Zapanuj nad sobÄ…, nie mÄ™cz siÄ™, wez siÄ™ w garść! - i znowu w pÅ‚acz. 21 Nie opuÅ›ciÅ‚em jej w ciÄ…gu caÅ‚ego owego wieczora. Wciąż jej mówiÅ‚em, że zawiozÄ™ jÄ… do Boulogne, żeby siÄ™ kÄ…paÅ‚a w morzu, teraz zaraz, za dwa tygodnie, że ma taki nadpÄ™kniÄ™ty gÅ‚osik, sÅ‚yszaÅ‚em przecież... że zlikwidujÄ™ kasÄ™, sprzedam Dobronrawowowi, że zaczniemy wszystko na nowo, a przede wszystkim do Boulogne! SÅ‚uchaÅ‚a wciąż zalÄ™kniona. BaÅ‚a siÄ™ jeszcze bardziej. Ale ja nie tym byÅ‚em najgÅ‚Ä™biej przejÄ™ty, lecz tym, że coraz mocniej odżywaÅ‚o we mnie nieustÄ™pliwe pragnienie leżenia u jej nóg i znów chciaÅ‚em caÅ‚ować, caÅ‚ować miejsce, gdzie stojÄ… jej nogi, i modlić siÄ™ do niej, i nic ponadto, nic od ciebie nie zażądam powtarzaÅ‚em co chwila. Nic mi nie odpowiadaj, nie zauważaj mnie wcale i pozwól tylko z ubocza patrzeć na ciebie, uczyÅ„ mnie swojÄ… rzeczÄ…, pieskiem... PÅ‚akaÅ‚a. - A ja myÅ›laÅ‚am, że zostawisz mnie tak-wymknęło siÄ™ jej z nagÅ‚a mimo woli - tak dalece mimo woli, że może zgoÅ‚a nie spostrzegÅ‚a, kiedy to powiedziaÅ‚a, gdy tymczasem-och! to byÅ‚a najważniejsza, najbardziej rozstrzy- 772 gajÄ…ca i najbardziej dla mnie zrozumiaÅ‚a wypowiedz, która mnie niby nożem dzgnęła w serce! Te sÅ‚owa wszystko mi wyjaÅ›niÅ‚y, lecz dopóki miaÅ‚em jÄ… tu obok, przed oczyma, żywiÅ‚em niezÅ‚omnÄ… nadziejÄ™ i byÅ‚em niezmiernie szczęśliwy. Ach, okrutnie znużyÅ‚em jÄ… owego wieczora, zdawaÅ‚em sobie z tego sprawÄ™, ale nieustannie sÄ…dziÅ‚em, że wszystko natychmiast przeksztaÅ‚cÄ™. Wreszcie, z nadejÅ›ciem nocy, osÅ‚abÅ‚a ostatecznie; wtedy namówiÅ‚em jÄ…, by zasnęła - i z miejsca zapadÅ‚a w gÅ‚Ä™boki sen. PrzewidywaÅ‚em malignÄ™ i rzeczywiÅ›cie wystÄ…piÅ‚a, chociaż bardzo lekka. W nocy niemal co chwila wstawaÅ‚em, cichutko, w pantoflach podchodziÅ‚em, żeby na niÄ… patrzeć. ZaÅ‚amywaÅ‚em nad niÄ… rÄ™ce, patrzÄ…c na tÄ™ chorÄ… istotÄ™ na lichym żelaznym łóżeczku (które dla niej kupiÅ‚em za trzy ruble). KlÄ™kaÅ‚em przed niÄ…, ale nie Å›miaÅ‚em caÅ‚ować jej nóg (bez jej wiedzy!), gdy spaÅ‚a. PróbowaÅ‚em modlić siÄ™ do Boga, lecz siÄ™ znów zrywaÅ‚em. Lukieria coraz wychodziÅ‚a z kuchni i przyglÄ…daÅ‚a mi siÄ™. WstÄ…piÅ‚em do niej i powiedziaÅ‚em, żeby siÄ™ poÅ‚ożyÅ‚a, i że jutro zacznie siÄ™ caÅ‚kiem coÅ› innego . I wierzyÅ‚em w to, wierzyÅ‚em Å›lepo, szaleÅ„czo. Ach, tonÄ…Å‚em w zachwycie, w upojeniu! WyczekiwaÅ‚em tylko tego jutra. Przede wszystkim - wbrew wszelkim symptomatom - nie obawiaÅ‚em siÄ™ żadnego nieszczęścia. Nie odzyskaÅ‚em w peÅ‚ni rozeznania - chociaż zasÅ‚ona spadÅ‚a mi z oczu - i to rozeznanie dÅ‚ugo, dÅ‚ugo nie powracaÅ‚o, och, aż do dziÅ›, aż do dzisiejszego dnia! Bo też jak mogÅ‚o powrócić: przecież ona wtedy jeszcze żyÅ‚a, byÅ‚a tuż przede mnÄ…, a ja byÅ‚em przed niÄ…: Jutro siÄ™ obudzi, a ja jej wszystko powiem i ona wszystko zobaczy. Oto moje ówczesne rozumowanie - proste i jasne-stÄ…d to upojenie! NajważniejszÄ… sprawÄ… byÅ‚a owa podróż do Boulogne. Nie wiedzieć czemu wciąż myÅ›laÅ‚em, że Boulogne - to wszystko, że w Boulogne zawiera siÄ™ coÅ› ostatecznego: Do Boulogne, do Boulogne! ObÅ‚Ä™dnie oczekiwaÅ‚em ranka. III. ZBYT WIELE ROZUMIEM A przecież to nastÄ…piÅ‚o zaledwie przed kilku dniami, przed piÄ™cioma, wszystkiego piÄ™cioma dniami - w ubiegÅ‚y wtorek! Nie, nie, gdyby jeszcze tylko trochÄ™ czasu, gdyby jeszcze 773 chociaż odrobinÄ™ odczekaÅ‚a... byÅ‚bym rozproszyÅ‚ mrok! Czyż sit bowiem nie uspokoiÅ‚a? Wszak zaraz nazajutrz - mimo zmieszania-sÅ‚uchaÅ‚a mnie z uÅ›miechem... Sedno wÅ‚aÅ›nie w tym, /e 22 przez caÅ‚y ten czas, w ciÄ…gu piÄ™ciu dni, byÅ‚a zmieszana i zawstydzona. BaÅ‚a siÄ™ także, bardzo siÄ™ baÅ‚a. Ja siÄ™ nie spieram, nie myÅ›lÄ™ zaprzeczać jak wariat: byÅ‚a wystraszona, ale czyż mogÅ‚a siÄ™ nie lÄ™kać? Przecież od tak dawna staliÅ›my siv sobie obcy wzajem, takeÅ›my odwykli jedno od drugiego - a tu raptem to wszystko... Ale nie dostrzegaÅ‚em jej trwogi, nowość promieniowaÅ‚a!... To prawda, prawda bezsporna, żem popeÅ‚niÅ‚ bÅ‚Ä…d. I może nawet sporo bÅ‚Ä™dów. Ot, ledwo zbudziwszy siÄ™, zaraz z samego ranka (to byÅ‚o w Å›rodÄ™) popeÅ‚niÅ‚em omyÅ‚kÄ™: z miejsca uczyniÅ‚em jÄ… swym przyjacielem. PoÅ›pieszyÅ‚em siÄ™, zanadto siÄ™ poÅ›pieszyÅ‚em, ale przecież spowiedz byÅ‚a potrzebna, niezbÄ™dna-co mówiÄ™: wiÄ™cej niżeli spowiedz! Nie zataiÅ‚em nawet tego, co wrÄ™cz sam przed sobÄ… ukrywaÅ‚em. Otwarcie wyznaÅ‚em, żem przez caÅ‚Ä… zimÄ™ o tym jednym tylko myÅ›laÅ‚, że byÅ‚em przeÅ›wiadczony, iż mnie kocha. WyjaÅ›niÅ‚em jej, że kasa pożyczkowa byÅ‚a jedynie nastÄ™pstwem upadku mojej woli i umysÅ‚u, samoudrÄ™czenia i samochwalby. WytÅ‚umaczyÅ‚em jej, że wtedy w bufecie rzeczywiÅ›cie stchórzyÅ‚em; winna temu moja natura, moja podejrzliwość: wstrzÄ…snęły mnÄ… okolicznoÅ›ci, to otoczenie, ten bufet, myÅ›l: jakże tak z nagÅ‚a wystÄ…piÄ™, czy to nie wypadnie gÅ‚upio? StchórzyÅ‚em nie przed pojedynkiem, tylko przed myÅ›lÄ…: czy to nie wypadnie gÅ‚upio... A potem... to już nie chciaÅ‚em siÄ™ przyznać, no i drÄ™czyÅ‚em wszystkich, i jÄ… też zadrÄ™czaÅ‚em, aż siÄ™ z niÄ… ożeniÅ‚em, żeby jÄ… za to drÄ™czyć. W7 ogóle mówiÅ‚em przeważnie jak w gorÄ…czce. Ona sama braÅ‚a mnie za rÄ™ce i prosiÅ‚a, abym przestaÅ‚: - Przesadzasz... zamÄ™czasz siÄ™!-i znów zaczynaÅ‚y siÄ™ Å‚kania, znowu groziÅ‚y ataki nerwowe! Ustawicznie prosiÅ‚a, żebym o tym wszystkim nie mówiÅ‚ i nie wspominaÅ‚. Ja na te proÅ›by nie zwracaÅ‚em uwagi wcale albo prawie wcale: wiosna, Boulogne, Boulogne! Tam sÅ‚oÅ„ce, tam nowe nasze sÅ‚oÅ„ce - o tym tylko mówiÅ‚em. ZamknÄ…Å‚em kasÄ™, -prawy przekazaÅ‚em Dobronrawowowi. Nagle zaproponowaÅ‚em jej, że wszystko rozdamy ubogim oprócz kapitaÅ‚u podstawowego, owych trzech tysiÄ™cy odziedziczonych po chrzestnej maice, za które pojechalibyÅ›my do Boulogne, a potem wrócimy 774 i rozpoczniemy nowe pracowite życie. Tak też zdecydowaliÅ›my - ponieważ ona nie powiedziaÅ‚a nic... Tylko siÄ™ uÅ›miechnęła. I bodaj uÅ›miechnęła siÄ™ raczej przez delikatność, nie chcÄ…c mnie zasmucić. Toż wiedziaÅ‚em, że jej ze mnÄ… ciężko, nie myÅ›lcie, że bytem aż takim gÅ‚upcem i takim egoistÄ…, żeby tego nie widzieć. WidziaÅ‚em wszystko, wszystko, do ostatniego drgnienia, widziaÅ‚em i wiedziaÅ‚em lepiej od kogokolwiek; caÅ‚a moja desperacja byÅ‚a widoczna. OpowiadaÅ‚em jej wszystko o sobie i o niej. I o Aukierii. MówiÅ‚em, żem pÅ‚akaÅ‚... Och, zmieniaÅ‚em ton rozmowy, ja też staraÅ‚em siÄ™ nie poruszać wcale niektórych tematów. I ona przecież ożywiÅ‚a siÄ™ raz czy drugi, ja to pamiÄ™tam, pamiÄ™tam! Czemuż, powiadacie, żem patrzaÅ‚ na wszystko i nic nie widziaÅ‚? I gdyby tylko tamto siÄ™ nie zdarzyÅ‚o, toby odżyÅ‚o wszystko. Wszak jeszcze dwa dni przedtem, kiedy rozmowa zatrÄ…ciÅ‚a o lekturÄ™ i o to, co w ciÄ…gu tej zimy przeczytaÅ‚a - ona też mówiÅ‚a i Å›miaÅ‚a siÄ™ wspominajÄ…c dialog Gil Blasa z arcybiskupem Grenady. A byÅ‚ to taki dziecinny Å›miech, przemiÅ‚y, taki sam jak dawniej, za czasów narzeczeÅ„stwa (moment! mgnienie!). Jakże siÄ™ cieszyÅ‚em! ZresztÄ… zdziwiÅ‚em siÄ™ ogromnie, sÅ‚yszÄ…c jÄ… wspominajÄ…cÄ… o arcybiskupie; snadz jednak znalazÅ‚a w sobie tyle spokoju ducha i tyle szczęśliwoÅ›ci, żeby siÄ™ zaÅ›miewać nad literackim arcydzieÅ‚em, siedzÄ…c ze mnÄ… w tym pokoju. Widać wiÄ™c poczynaÅ‚a siÄ™ już uspokajać caÅ‚kowicie, w peÅ‚ni zaczynaÅ‚a ufać, że jÄ… pozostawiÄ™ tak. MyÅ›laÅ‚am, że zostawisz mnie tak -oto byÅ‚y jej sÅ‚owa 23 wypowiedziane we wtorek! Ach, toż to byÅ‚a myÅ›l dziesiÄ™cioletniej dziewczynki! I przecież wierzyÅ‚a, że wszystko istotnie pozostanie tak samo: ona przy swoim stole, ja przy swoim-i tak oboje aż do sześćdziesiÄ™ciu lat. A tu raptem podchodzi do niej mąż i ten mąż pragnie miÅ‚oÅ›ci! Ach, co za nieporozumienie, jakaż moja Å›lepota! BÅ‚Ä™dem także byÅ‚o to, żem patrzaÅ‚ na niÄ… z zachwytem: należaÅ‚o siÄ™ opanować, gdyż zachwyt budziÅ‚ lÄ™k. Ale wszakżem siÄ™ opanowaÅ‚, już jej nie caÅ‚owaÅ‚em po nogach. Ani razu nie okazaÅ‚em, że... no, że jestem mężem - och, nawet w moich myÅ›lach tego nie byÅ‚o; ja siÄ™ tylko modliÅ‚em. Jednakże niepodobna byÅ‚o przecież caÅ‚kiem milczeć, nie sposób byÅ‚o nie mówić wcale! W pewnym momencie wyznaÅ‚em, że rozkoszujÄ™ siÄ™ rozmowÄ… z niÄ… i że uważam, iż ona stoi bez porównania 775 wyżej ode mnie pod wzglÄ™dem wyksztaÅ‚cenia i kultury. Wtedy mocno siÄ™ zaczerwieniÅ‚a i zażenowana powiedziaÅ‚a, że przesadzam. Wtedy - niedorzecznie i nie mogÄ…c siÄ™ powstrzymać - opowiedziaÅ‚em, w jakim byÅ‚em zachwycie, kiedy ukryty za drzwiami przysÅ‚uchiwaÅ‚em siÄ™ pojedynkowi jej niewinnoÅ›ci z tamtÄ… kreaturÄ… i jak podziwiaÅ‚em jej rozum i bÅ‚yskotliwość dowcipu w poÅ‚Ä…czeniu z takÄ… dzieciÄ™cÄ… prostotÄ…. Ona jak gdyby drgnęła, wybÄ…kaia coÅ› tam znowu, że przesadzam, lecz nagle spochmurniaÅ‚Ä… twarz zasÅ‚oniÅ‚a dÅ‚oÅ„mi i zatkaÅ‚a... Wtedy nie zdoÅ‚aÅ‚em siÄ™ pohamować: znów przypadÅ‚em do jej nóg i jÄ…Å‚em okrywać je pocaÅ‚unkami, znów - jak we wtorek - skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ atakiem nerwowym. To byÅ‚o wczoraj wieczorem, a rankiem... Rankiem! SzaleÅ„cze, wszak ten ranek nadszedÅ‚ dzisiaj, dopiero co, tylko co... PosÅ‚uchajcie i zechciejcie rozważyć! Przecież kiedyÅ›my siÄ™ zeszli przy herbacie (po wczorajszym ataku), ona sama wrÄ™cz zadziwiÅ‚a mnie swym spokojem, oto jak byÅ‚o! A tymczasem ja caÅ‚Ä… noc przetrwaÅ‚em w lÄ™ku po wczorajszej scenie. AliÅ›ci oto nagle ona zbliża siÄ™ do mnie i splótÅ‚szy dÅ‚onie powiada, że jest przestÄ™pczyniÄ…, że wie, co to znaczy, że pamięć tego przestÄ™pstwa drÄ™czyÅ‚a jÄ… przez caÅ‚Ä… zimÄ™ i nadal teraz drÄ™czy... Å»e ona zbyt wysoko ceni mojÄ… wielkoduszność... - BÄ™dÄ™ ci wiernÄ… żonÄ…, bÄ™dÄ™ ciÄ™ szanowaÅ‚a... Wtenczas zerwaÅ‚em siÄ™ i jak szaleniec objÄ…Å‚em jÄ… uÅ›ciskiem! CaÅ‚owaÅ‚em, caÅ‚owaÅ‚em jÄ… w usta, jak mąż, po raz pierwszy po naszej dÅ‚ugotrwaÅ‚ej rozÅ‚Ä…ce. I dlaczego - zaledwie tak niedawno temu - wyszedÅ‚em raptem na dwie godziny ? Nasze paszporty zagraniczne... Ach, Boże! Niechbym tylko o pięć minut wczeÅ›niej wróciÅ‚, tylko o pięć minut!... A tu-ten tÅ‚um w naszej bramie, te zwrócone ku mnie spojrzenia... O, Boże! Aukieria mówi (o, ja teraz za nic w Å›wiecie nie pozwolÄ™ jej odejść, ona bÄ™dzie mi wszystko opowiadać), Aukieria mówi, że po moim wyjÅ›ciu, a zaledwie w jakieÅ› dwadzieÅ›cia minut przed powrotem, weszÅ‚a nagle do pani - do naszego pokoju - żeby siÄ™, nie pamiÄ™tam już o co, zapytać, i zobaczyÅ‚a, że obraz (ten sam obraz Matki Boskiej) jest wyjÄ™ty i ustawiony na stole, i wyglÄ…da na to, że pani siÄ™ wÅ‚aÅ›nie przed nim modliÅ‚a. - Co też pani? 776 - Nic, Aukierio, idz. Czekaj no, Aukierio - podeszÅ‚a i pocaÅ‚owaÅ‚a mnie. - Czy pani teraz szczęśliwa? - Tak, Aukierio. 24 - Dawno - powiadam - powinien byÅ‚ pan przyjść przeprosić paniÄ…... ChwaÅ‚a Bogu, żeÅ›cie siÄ™ pogodzili. - Dobrze, Aukierio, dobrze - powiada - idz już, Aukierio. I uÅ›miechnęła siÄ™, ale tak jakoÅ› dziwnie. Tak dziwnie, że Aukieria po dziesiÄ™ciu minutach wróciÅ‚a, żeby siÄ™ jej przyjrzeć: Stoi pod Å›cianÄ… przy samym oknie, gÅ‚owÄ™ wsparÅ‚a na rÄ™ce, stoi ci tak i rozmyÅ›la. A tak gÅ‚Ä™boko zamyÅ›lona, że mnie nie usÅ‚yszaÅ‚a, jak tam stojÄ™ i patrzÄ™ na niÄ… z drugiego pokoju. WidzÄ™, że siÄ™ jakby uÅ›miecha, stoi, myÅ›li i uÅ›miecha siÄ™. PopatrzyÅ‚am ci na niÄ…, obróciÅ‚am siÄ™ cichutko, wyszÅ‚am i sama siÄ™ także zamyÅ›liÅ‚am... Wtem sÅ‚yszÄ™, że okno zostaÅ‚o otwarte. Zaraz poszÅ‚am przestrzec: - ChÅ‚odno, żeby siÄ™ pani nie zaziÄ™biÅ‚a... A tu widzÄ™, że weszÅ‚a na parapet i cala tam stoi w otwartym oknie, odwrócona do mnie plecami, a w rÄ™kach trzyma obraz. Serce we mnie zamarÅ‚o; woÅ‚am: - ProszÄ™ pani, proszÄ™ pani! UsÅ‚yszaÅ‚a, poruszyÅ‚a siÄ™, jak gdyby miaÅ‚a siÄ™ odwrócić do mnie, ale siÄ™ nie odwróciÅ‚a, tylko postÄ…piÅ‚a krok naprzód, obraz przycisnęła do piersi i rzuciÅ‚a siÄ™ w dół! To tylko pamiÄ™tam, że gdym wszedÅ‚ do bramy, byÅ‚a jeszcze ciepÅ‚a. A tu - wszyscy na mnie patrzÄ…. Z poczÄ…tku coÅ› tam wykrzykiwali, lecz nagle zamilkli i rozstÄ™pujÄ… siÄ™ przede mnÄ…, a ona... ona leży z tym obrazem. PamiÄ™tam jak skroÅ› mgÅ‚Ä™, że podszedÅ‚em ku niej w milczeniu i dÅ‚ugo wpatrywaÅ‚em siÄ™. StaÅ‚a tam także Aukieria, a ja jej nie widziaÅ‚em. Twierdzi, że mówiÅ‚a do mnie. ZapamiÄ™taÅ‚em jedynie jakiegoÅ› mieszczanina; wciąż powtarzaÅ‚, że tylko krzynka krwi wyciekÅ‚a z ust, krzynka, krzynka! i wskazywaÅ‚ mi tÄ™ krew-tuż obok, na kamieniu. Zdaje siÄ™, żem dotknÄ…Å‚ palcem, zaplami-Å‚em palec, patrzÄ™ naÅ„ (to pamiÄ™tam), a ten mi wciąż: Tylko krzynka, krzynka. - No wiÄ™c co z tego, że krzynka? - ryknÄ…Å‚em podobno na caÅ‚y glos, wzniosÅ‚em rÄ™ce i rzuciÅ‚em siÄ™ na niego... Och, szaleÅ„stwo, szaleÅ„stwo! Nieporozumienie! Nieprawdo-podobieÅ„stwo! Niemożliwość! 777 IV. SPÓyNIAEM SI ZALEDWIE O PIĆ MINUT A czyż nie tak? Czy to prawdopodobne? Czy można powiedzieć, że to możliwe? Dlaczego, po co umarÅ‚a ta kobieta? Ach wierzcie mi, ja rozumiem: ale czemu umarÅ‚a - to bÄ…dz co bÄ…dz zagadka. PrzeraziÅ‚a jÄ… moja miÅ‚ość, zastanowiÅ‚a siÄ™ poważnie: przyjąć jÄ…, czy odrzucić? I nie wytrzymaÅ‚a tego pytania, i wolaÅ‚a umrzeć. Wiem, wiem, zbÄ™dne gÅ‚owić siÄ™ nad tym: daÅ‚a zbyt wiele obietnic, zlÄ™kÅ‚a siÄ™, że ich dotrzymać nie zdoÅ‚a - to jasne. Jest kilka okolicznoÅ›ci caÅ‚kiem niesamowitych. No bo dlaczego umarÅ‚a? To pytanie bÄ…dz co bÄ…dz trwa. To pytanie stuka, stuka w moim mózgu... ByÅ‚bym jÄ… przecie zostawiÅ‚ tak, gdyby zechciaÅ‚a, żeby tak pozostaÅ‚o. Ale nie uwierzyÅ‚a w to, ot co! Nie, nie, kÅ‚amiÄ™: wcale nie to. Po prostu dlatego, że ze mnÄ… musiaÅ‚a postÄ…pić rzetelnie: jeżeli kochać - to peÅ‚niÄ… miÅ‚oÅ›ci, a nie tak jak kochaÅ‚aby kupca. A że byÅ‚a zbyt prawa, zbyt czysta, by przystać na takÄ… miÅ‚ość, jakiej wymagaÅ‚ kupiec, tedy nie chciaÅ‚a mnie zwodzić. Nie chciaÅ‚a Å‚udzić półmiÅ‚oÅ›ciÄ… imitujÄ…cÄ… miÅ‚ość albo nawet ćwierćmiÅ‚oÅ›ciÄ…. 25 Arcyuczciwe sÄ… niektóre kobiety, o tak! A ja jej chciaÅ‚em zaszczepić peÅ‚niÄ™ serca, pamiÄ™tacie? Dziwaczny pomysÅ‚! Ogromnie mnie ciekawi: czy mnie szanowaÅ‚a? Nie wiem: gardziÅ‚a mnÄ…, czy nie? Nie sÄ…dzÄ™, żeby gardziÅ‚a. Nader to osobliwe: dlaczego ani razu nie przyszÅ‚o mi do gÅ‚owy, że ona mnÄ… pogardza? ByÅ‚em jak najmocniej przeÅ›wiadczony, iż jest przeciwnie - aż do tamtej chwili, kiedy spojrzaÅ‚a na mnie z surowym zdziwieniem. WÅ‚aÅ›nie: z surowym. Wtedy to w lot zrozumiaÅ‚em, że ona mnÄ… gardzi. ZrozumiaÅ‚em bezpowrotnie, na wieki! Och, niechby gardziÅ‚a - chociażby przez caÅ‚e życie - byleby żyÅ‚a, byleby żyÅ‚a! Dopiero co jeszcze chodziÅ‚a, mówiÅ‚a. Ani rusz nie pojmujÄ™, że siÄ™ rzuciÅ‚a z okna! I skÄ…d mogÅ‚em przypuÅ›cić - choćby na pięć minut przedtem? ZawoÅ‚aÅ‚em AukieriÄ™. Ja teraz Aukierii nie odprawiÄ™ za nic w Å›wiecie! Och, mogliÅ›my jeszcze dojść do porozumienia. Ogromnie tylko odwykliÅ›my wzajem jedno od drugiego, ale czyliż nie można byÅ‚o na nowo siÄ™ przystosować? Czemu, czemu nie mielibyÅ›my zbliżyć siÄ™, rozpocząć nowego życia? Ja jestem wielkoduszny, ona też - oto punkt stycznoÅ›ci! Jeszcze tylko kilka słów, nie wiÄ™cej niż dwa dni - wszystko by zrozumiaÅ‚a. 778 Najbardziej bolesne jest to, że to wszystko byÅ‚o przypadkiem, barbarzyÅ„skim, prostackim przypadkiem. Oto klÄ™ska! Pięć minut - i moment przesunÄ…Å‚by siÄ™ bokiem jak chmura i nigdy by jej to potem nie przyszÅ‚o do gÅ‚owy. I koniec byÅ‚by taki, że wszystko by zrozumiaÅ‚a. A teraz - znowu puste pokoje, teraz znów samotność. Oto stuka wahadÅ‚o, jemu nic do tego, jemu niczego nie żal. Nie ma nikogo - oto klÄ™ska! ChodzÄ™, wciąż chodzÄ™. Wiem, wiem, nie odpowiadajcie: Å›mieszy was, że siÄ™ skarżę na przypadek i na pięć minut. Ale to przecież oczywiste. Rozważcie to tylko: nie zostawiÅ‚a nawet kartki, że - tak a tak - proszÄ™ nikogo nie winić z powodu mojej Å›mierci , jak siÄ™ zawsze robi. Alboż nie mogÅ‚a siÄ™ zastanowić nad tym, że może sprawić kÅ‚opot nawet Aukierii: Sama przy niej byÅ‚aÅ›, no i wypchnęłaÅ› jÄ…. Co najmniej by jÄ… niesÅ‚usznie obryzgano, gdyby nie to, że cztery osoby przez okna w oficynie widziaÅ‚y, jak staÅ‚a z obrazem w rÄ™kach i jak sama wyskoczyÅ‚a. Ale to przecie także przypadek, że ludzie stali i widzieli. Nie, to wszystko - moment, jeden tylko nieobliczalny moment, Raptowność i fantazja! Cóż stÄ…d, że siÄ™ modliÅ‚a przed obrazem? To nie znaczy, że - przed Å›mierciÄ…. Wszystko to trwaÅ‚o może ledwie dziesięć minut, caÅ‚a decyzja - wtedy mianowicie, kiedy staÅ‚a pod Å›cianÄ… z gÅ‚owÄ… przytulonÄ… do dÅ‚oni i uÅ›miechaÅ‚a siÄ™. NawiedziÅ‚a jÄ… przelotna myÅ›l, zawirowaÅ‚o jej w gÅ‚owie, tak, tak... że siÄ™ jej nie zdoÅ‚aÅ‚a oprzeć. To wyrazne nieporozumienie, mówcie, co chcecie. Ze mnÄ… jeszcze można by żyć. A jeżeli to niedokrwistość? Po prostu z powodu anemii, z wyczerpania energii życiowej? ZmÄ™czyÅ‚a siÄ™ podczas owej limy - ot co! SpózniÅ‚em siÄ™!!! Jaka ona szczuplutka w trumnie, jak siÄ™ wyostrzyÅ‚ kontur noska. RzÄ™sy leżą jak strzaÅ‚ki. I przecie, kiedy upadÅ‚a, nic sobie nie zgruchotaÅ‚a, nie zÅ‚amaÅ‚a. Tylko ta jedna krzynka krwi ! Ot, Å‚yżeczka deserowa. WstrzÄ…s wewnÄ™trzny. Dziwaczna myÅ›l: 26 gdyby można byÅ‚o jej nie pochować? Bo jeżeli jÄ… wyniosÄ…, to... och nie, to prawie niemożliwe. Och, wiem dobrze, że muszÄ… jÄ… wynieść, nie jestem obÅ‚Ä…kaÅ„com i wcale nie mówiÄ™ od rzeczy, przeciwnie, nigdy nie rozumowaÅ‚em jaÅ›niej... ale jakże tak: znowu nikogo w domu, znowu dwa pokoje i znów ja sam jeden z kasÄ… pożyczkowÄ…. Maligna, maligna, oto gdzie maligna! ZadrÄ™czyÅ‚em jÄ…-oto prawda! 779 r Cóż mnie teraz obchodzÄ… wasze paragrafy? Na co mi wasze normy, wasze obyczaje, wasze życie, wasze paÅ„stwo i wasza wiara? Niechaj mnie sÄ…dzi ten wasz sÄ™dzia, niech mnie postawiÄ… przed waszym sÄ…dem, przed waszym jawnym trybunaÅ‚em - a powiem, że siÄ™ do niczego nie przyznajÄ™. SÄ™dzia zawoÅ‚a: - ProszÄ™ milczeć, oficerze! A ja mu odkrzyknÄ™: - Gdzie znajdziesz teraz takÄ… silÄ™, co mnie skÅ‚oni do posÅ‚uchu? Czemu ponury bezwÅ‚ad zniszczyÅ‚ to, co mi jest ponad wszystko drogie? Cóż mi teraz wasze prawa? Ja siÄ™ wyÅ‚Ä…czam. Och, wszystko mi jedno! Åšlepa, Å›lepa, martwa, nie sÅ‚yszy. Nie wiesz, jakim rajem byÅ‚bym ciÄ™ otoczyÅ‚! Raj byt w mojej duszy, byÅ‚bym go roztoczyÅ‚ wokół ciebie! No cóż, ty byÅ› mnie nie kochaÅ‚a-niech tam, i cóż z tego? Wszystko byÅ‚oby tak samo. OpowiadaÅ‚abyÅ› mi tylko, ot, jak przyjacielowi - i dobrze by nam byÅ‚o, i Å›mialibyÅ›my siÄ™, pogodnie patrzÄ…c sobie wzajemnie w oczy. No i tak byÅ›my żyli. A gdybyÅ› nawet pokochaÅ‚a innego - no trudno, niech tam! ChodziÅ‚abyÅ› z nim, uÅ›miechniÄ™ta, a ja bym patrzyÅ‚ z drugiej strony ulicy... Och niech tam, byleby tylko chociaż raz otworzyÅ‚a oczy! Na jedno jedyne mgnienie! Å»eby spojrzaÅ‚a na mnie ot tak, jak jeszcze tak niedawno, kiedy staÅ‚a przede mnÄ… przysiÄ™gajÄ…c, że bÄ™dzie wiernÄ… żonÄ…! Ach, w jednym spojrzeniu zrozumiaÅ‚aby wszystko! Martwota! Och, naturo! Ludzie sÄ… samotni na ziemi- w tym tragizm. Czy jest w polu żywy czÅ‚owiek? - wola rosyjski heros. WoÅ‚am i ja-chociażem nie heros-i nikt siÄ™ nie odzywa. PowiadajÄ…, że sÅ‚oÅ„ce żywi wszechÅ›wiat. Wzejdzie sÅ‚oÅ„ce i-popatrzcie naÅ„, czy to nie trup? Wszystko martwe i wszÄ™dzie trupy, samotni tylko ludzie, a wokół nich milczenie-oto Å›wiat! Ludzie, miÅ‚ujcie siÄ™ wzajemnie - kto to powiedziaÅ‚? Czyje to wezwanie? Stuka, stuka wahadÅ‚o nieczule, dojmujÄ…co. Druga w nocy. Jej buciki stojÄ… przed łóżeczkiem, rzekÅ‚byÅ›, że czekajÄ… na niÄ…... Nie, doprawdy, kiedy jÄ… jutro wyniosÄ…, co ze mnÄ… bÄ™dzie? KONIEC PRZYPISY Surowo, surowo i surowo - niedokÅ‚adny cytat z PÅ‚aszcza M. Gogola, sÄ… to sÅ‚owa znacznej osobistoÅ›ci - dygnitarza, który tak okreÅ›la sposób postÄ™powania z podlegÅ‚ymi mu urzÄ™dnikami: Surowość, surowość i surowość. 2 SÅ‚owa Mefistofelesa z I części Fausta J.W. Goethego, przekÅ‚ad WÅ‚adysÅ‚awa KoÅ›cielskiego. :1 Pierwsze doznania żywota - nieznacznie zmieniona fraza z wiersza A. Puszkina Demon; w przekÅ‚adzie M. Jastruna brzmi on: Gdy jeszcze Å›wieży i uroczy ByÅ‚ dla mnie każdy objaw bytu. 27 4 PogoÅ„ za szczęściem - sztuka P. I. Jurkiewicza (pseudonim P. Go-tubin) wystawiona byÅ‚a w Petersburgu w 1876 r., a wiÄ™c w tym wÅ‚aÅ›nie czasie, gdy Dostojewski pisaÅ‚ AagodnÄ…; ÅšpiewajÄ…ce ptaki - operetka J. Offenbacha szÅ‚a na scenie Teatru Aleksandryjskiego w Petersburgu również jesieniÄ… 1876 r. 5 John Stuart Mili (1806-1873) - angielski filozof-logik i ekonomista. - Dom Wiaziemskiego - przytuÅ‚ek dla nÄ™dzarzy w Petersburgu. 28