Rozdział 2 WEJŚCIE W POTOK Rozważmy dziwny fakt, że chociaż wiemy, iż Bóg jest we wszystkim, także w naszych ciałach i umysłach, nie możemy Go odczuć żadnym z pięciu zmysłów. Wydaje się, iż cały sekret tkwi w tym, że Bóg czuje razem z nami poprzez zmysły i że nasz wysiłek, by Go nimi odczuć, daje nam równie mało satysfakcji, jak wysiłek, by poczuć samych siebie. Nie jest łatwo poczuć naszą najgłębszą istotę, której zupełnie nie dotyczy to, czy jest nam ciepło, czy zimno, czy czujemy się szczęśliwi, czy przygnębieni, ociężali czy lekcy. Zmysły służą nam po to, by uświadomić nam rzeczy zewnętrzne, a nie wewnętrzne, które tworzą Ja. Równie dziwne jest, że nie potrafiąc wyczuć Ja w sobie jako czegoś, co miałoby zapach lub smak, było twarde bądź miękkie, stale mamy przemożne poczucie bycia indywidualną istotą, Ja, tożsamością – jakkolwiek to nazwiemy. Nie umiemy wyobrazić sobie swego Ja w kategoriach świata fizycznego. Nie możemy wyobrazić sobie jego wyglądu, jego głosu czy siły jego ręki. A jednak, nie ma na tym świecie zdrowego na umyśle człowieka, który dałby się przekonać, nawet najbardziej uczonymi argumentami, że nie istnieje jako Ja, zupełnie niezależne od ciała. Jest to przyrodzona WIARA – co warto zapamiętać. Skoro mamy niezachwianą wiarę, że ISTNIEJEMY jako jednostki, musimy z kolei mieć podobną wiarę w Najwyższego Boga, który istnieje w swoim Stworzeniu, tak samo jak my, „mikrokosmiczni bogowie", istniejemy w tym, co zwiemy umysłem, ciałem i duchem. Dojście do wyczuwania Boga w ten sam niewytłumaczalny sposób, w jaki odczuwamy siebie jako Ja, to sprawa zasadnicza, jeśli mamy stworzyć w umyśle mądry obraz Boga i Stworzenia, który wesprze naszą pracę nad osiąganiem rozumienia siebie jako Ich integralnej części. Nauka odczuwania Boga, tak jak odczuwamy Ja w sobie, zaczyna się od pracy świadomego umysłu. Dociekamy istoty rzeczy – to właśnie robimy teraz razem. Przekonujemy średnie Ja, czyli racjonalne świadome Ja naszego umysłu, że musi być jakiś Bóg – że Bóg istnieje. Nie jest to bardzo trudne, bo możemy postrzegać Boga jako życie we wszystkich rzeczach i potrafimy zaakceptować dowody, które same zewsząd się narzucają. Ale jeśli chodzi o rozwinięcie wewnętrznego poczucia, które mówi nam, że Bóg jest tak bliski, tak realny i tak bardzo w nas jak nasze własne Ja, to do procesów rozumowych musimy dodać jeszcze coś ponadto. To dodatkowe coś jest dokładnie tak samo dziwne, jak dziwne jest istniejące w nas poczucie prawdziwości naszego Ja. Jest to zarazem wyczuwanie, jeśli można to tak ująć, w którym nie bierze udziału żaden z pięciu zmysłów. To tak, jakbyśmy zdołali rozwinąć szósty zmysł, intuicję, która pozwala nam czuć i wiedzieć bez wrażeń fizycznych. Napisano setki książek o drogach i sposobach poznania, czy też „realizacji" Boga. Większość z nich ma niewiele do zaoferowania, bo autorzy nie zdają sobie sprawy, że to niższe, czyli podświadome Ja w nas pozostaje w najbliższym kontakcie ze światem, w którym Bóg „porusza się i ma Swój byt". Kiedy już średnie Ja zrobi, co leży w jego mocy, by pojąć Boga, trzeba się zwrócić do niższego Ja i nauczyć się odczuwać poprzez nie – zupełnie poza zwykłymi, czyli znanymi nam zmysłami – obecność Bożą przenikającą wszystko, co istnieje. Jest to proces wchodzenia w Boga tam, gdzie jest On obecny w świecie wokół nas, a nie jednoczenia się z Nim w jakimś dalekim niebie, gdzie jest czystym Duchem. To odczucie można porównać do wielkiego cichego przepływu Bytu – bardzo rozszerzonej świadomości Ja. Mędrcy nazwali ten przepływ Rzeką Życia. Mówimy o upływie Czasu. Od dawna upodobano sobie ideę płynności i ruchu, a także wielkiej rzeczywistości. Zatem, aby wejść w potok, łączymy się z niższym Ja, przestajemy rozumować na temat Boga, natomiast usiłujemy odczuć Go szóstym zmysłem wiary, jaka wypływa z niższego Ja. Ważne jest, aby ZAPRZESTAĆ POSŁUGIWANIA SIĘ ROZUMEM, o czym od wieków doskonale wiadomo niektórym z najstarszych religii. Na przykład w odmianie buddyzmu znanej na Zachodzie jako Zen jedna z praktyk polega na tym, że mnichom w klasztorach daje się zagadki, nad którymi mają rozmyślać, problemy tak postawione, że rozum w żaden możliwy sposób nie potrafi ich rozwiązać. (Taka zagadka nazywa się koan). Dla ilustracji przytoczę opowieść o mnichu Zen, który dawno temu praktykował w Japonii. Pragnął on dojść do poznania, urzeczywistnienia siebie jako Ja i zmagał się z umysłem, zmysłami i pamięcią, usiłując przeniknąć poza to, co zewnętrzne, do cichego wewnętrznego jądra swej Istoty. Pewnego dnia udał się do swojego mistrza i powiedział: – Poddaję się. Nigdy nie potrafię osiągnąć Urzeczywistnienia. Przyszedłem, by Cię pożegnać i podziękować za wszystko, co uczyniłeś, by pomóc mi odnaleźć Światło. Mistrz skinął głową i powrócił do głębokiej medytacji, nie udzielając mu ani słowa współczucia czy nadziei. Mnich odszedł smutny, w wielkiej rozpaczy. Chodził bez celu ogrodowymi alejkami, powtarzając sobie: – Jedyne, co mi pozostaje, to zdjąć szatę i powrócić do świata. Nie udało mi się. Tak rozmyślając, zbliżał się do krzewu róży, przy którym poprzedniego dnia długo stał w podziwie. W całym swym dotychczasowym życiu nigdy nie widział tak doskonałej róży i patrzenie na nią sprawiało mu ogromną radość. Odczuwał też nieco dumy, ponieważ pomagał w uprawie ogrodu. Teraz pomyślał strapiony, że rzuci jeszcze jedno ostatnie spojrzenie na doskonały kwiat. – Będzie mi zawsze przypominać – powiedział sobie o doskonałości, która istnieje tu w tym ogrodzie, ale która mi się ciągle wymykała. Raz jeszcze podszedł do róży. Zwieszała główkę, wyblakła, i jej płatki zaczęły opadać. Utraciła swe piękno i zapach. Wielki żal wypełnił mu serce. Wyciągnął rękę i dotknął wyblakłych płatków, jak gdyby mógł w jakiś sposób przynieść jej ulgę. Nagle poczuł, że cały świat cierpi i że on sam jest całym cierpieniem świata. Po paru chwilach popędził z powrotem do swego mistrza. Mistrz otworzył oczy i uśmiechnął się. – Ach – powiedział radośnie – a więc nareszcie przestałeś myśleć o Bogu i nauczyłeś się Go odczuwać? – Urwał i przyjrzał się uczniowi pytająco. – Czy potrafisz teraz rozwiązać swój koan? – Nie da się tego wyrazić w słowach – padła cicha odpowiedź. – Tak naprawdę rzeczy zewnętrzne nie istnieją w sposób rzeczywisty. Bóg jest ciszą, nicością i Wszystkim. Dopiero gdy poczuje się wszystkie rzeczy w sobie, można siebie poznać... Wczoraj widziałem doskonałą różę, ale kiedy dzisiaj przechodziłem obok... – Tak, tak, oczywiście – przerwał mistrz. – Przestałeś myśleć i stałeś się zdolny do odczuwania. Poczułeś Boga i odkryłeś, że nie przypomina On niczego, co do tej pory poznałeś. Ale słowa potrafią tylko lekko dotknąć tych spraw. Musiałeś poznać Byt w sobie, odczuć Go... Teraz jednakże pora na herbatę. Usiądź przy mnie, a ja dam ci nowy koan, nad którym popracujesz; i wkrótce poczynisz szybkie postępy. Pokaż mi teraz, jak wyjść, jednocześnie wchodząc. Nie ma drzwi. Pokaż mi, jak je zamkniesz.
AFORYZM II. Jeśli sądzisz, że odnalazłeś Boga, poproś Go, by do ciebie przemówił. Poproś, aby dotknął twego czoła, żeby dał ci znak, tchnienie pięknego zapachu, błysk koloru albo dźwięk niebiańskiej muzyki. Jeśli coś takiego się pojawi, NIE będzie to od Boga. On przemawia od wewnątrz. Ty jesteś Bogiem. Ty musisz dać znak. Wejdź w Potok.
Jest to paradoks. Oznacza, że kiedy popełni się błąd myślenia o sobie jako o kimś oddzielonym i bytującym z dala od Boga oraz błąd oczekiwania, że Bóg przyjdzie z zewnątrz, by dać „znak" albo jakieś wrażenie, pora udać się do niższego Ja. Czuć Boga to znaczy zaniechać wszelkiego odczuwania z zewnątrz i dać się pochłonąć Przepływowi, który zawiera wszystkie uczucia. Aby otrzymać czystą biel, która nie jest żadnym kolorem, miesza się trzy podstawowe barwy światła; podobnie człowiek rzuca wszystko, co jego, w potok, nic nie zatrzymując, oddając każdy najmniejszy ślad błędnego poczucia oddzielności. Najpierw zatapiamy się w naszym niższym Ja, przestając zupełnie rozumować, wyciszając wszelką myśl. Kiedy, po dostatecznej praktyce, potrafimy to uczynić, wtedy wraz z niższym Ja opuszczamy się na większą głębokość: Bogawe-Wszystkim. Można to również pojmować jako rozszerzanie się w przestrzeni. Pozwalamy pęknąć granicom. Pozwalamy, by poczucie Ja rozszerzyło się w poczucie Wszystkiego. Owo Wszystko niektórzy nazwali Tym lub Tamtym. Może najmądrzejsi są ci, którzy nie dają temu w ogóle nazwy, mówiąc, że trzeba to poczuć, wejść w to i poznać – a nie nazywać czy opisywać. Ci, którzy pragną „znaku", aby upewnić się, że Bóg naprawdę istnieje (a grupa ta zawsze była liczna), sami muszą stać się znakiem. Aby poznać Go do końca, musimy stać się jednym z Nim w cichym słuchaniu bez uszu, obserwowaniu bez oczu. To raczej serce niż umysł zasygnalizuje poznanie tej PRAWDY, która, raz odczuta, pozostanie na zawsze z człowiekiem jako sama substancja wiary. ĆWICZENIE 1. Nauczyciel dał kiedyś swemu uczniowi fascynującą lekcję. Następnego dnia uczeń przyszedł pełen zapału, żądając: – Jeszcze! Powiedz mi więcej o tych cudownych prawdach. – Chętnie to uczynię, ale najpierw powiedz mi, czego nauczyłem cię wczoraj – odpowiedział nauczyciel. Waszą pierwszą lekcją dzisiaj będzie wyrecytowanie lekcji wczorajszej. Nie niepokójcie się, jeśli zapamiętaliście tylko fragmenty. To niższe Ja musi wielokrotnie powtarzać lekcje, by nauczyć się ich na pamięć. Wymaga to czasu, cierpliwości i pracy, ponieważ żadna lekcja nie stanie się naprawdę naszą własną, zanim niższe Ja nie wchłonie jej od średniego, czyli świadomego Ja. Nauczenie się wiary jest lekcją – lekcją, której się wkrótce nauczymy. Powtarzaj i przypominaj sobie. Powtarzaj i przypominaj sobie. Wróć do poprzedniego ćwiczenia i upewnij się, że tak samo jasno widzisz to, co widziałeś na wczorajszej lekcji. Dzisiaj zobacz to jeszcze jaśniej. Pamiętaj, że polerowanie lustra wymaga ponownego codziennego oczyszczania, nawet wówczas, gdy Światło zacznie się od niego odbijać. 2. Zacznij posługiwać się jednym jedynym najwspanialszym narzędziem, jakim dysponuje ludzkość. Jest to NARZĘDZIE WYOBRAŹNI. Ucisz się. Uspokój swoje niższe Ja. Rozluźnij się i wejdź w potok, używając wyobraźni. Wyobraź sobie, że odpuszczasz od siebie jedną rzecz po drugiej. Zewsząd dochodzą cię dźwięki. Wyobraź sobie, że przestałeś je słyszeć. Pomyśl, że wokół ciebie unoszą się piękne zapachy i że próbujesz najprzeróżniejszych pysznych smaków. Następnie zostaw to. Wyobraź sobie wszelkie przyjemności płynące z odczuwania rzeczy dotykiem i z poczucia ruchu. Wstępujesz w jasne wody głębokiej rzeki i odczuwasz zmysłową radość z unoszenia się z prądem. Następnie przestań odczuwać cokolwiek skórą i zaniechaj wszelkiego odczuwania ruchu. Na koniec upajaj się barwami i kształtami, wzgórzami i dolinami, chmurami i zachodami słońca, jeziorami i kwiatami. Teraz zamknij oczy. Wycofaj swe zmysły i ucisz je jeden po drugim w wyobraźni. Kiedy już stworzysz ciszę i wejdziesz w nią, spróbuj poczuć rzeczywistość twojej wewnętrznej istoty umysłowej – twoich dwóch Ja. To ćwiczenie należy praktykować tak często, jak pozwolą na to czas i okoliczności. Stale próbuj, a pewnego dnia wyjdziesz z wyobrażonej sytuacji w rzeczywistość. Nagle, a może powoli i stopniowo, zaczniesz odczuwać siebie jako żywe i wibrujące centrum świadomości, która w żaden sposób nie zależy od wrażeń zewnętrznych – wrażeń dźwięku, dotyku, węchu, smaku czy wzroku. Te wrażenia to dane płynące z całego twojego otoczenia – sprawozdania, które mówią o braciach ze wszystkich poziomów, od powietrza po pieśń ptaków, które odpowiadają za świadomość fizycznej rzeczywistości. Tym, czego potrzeba teraz, nie jest świadomość materialnego świata. To nie wystarczy. Bóg w nas jest Inteligencją, a także Siłą i Substancją. Teraz nadeszła pora, by przestać odczuwać ruch, który daje Siła, i wrażenia zmysłowe, które pochodzą z kontaktu Siły z Substancją, te powodujące dźwięk i pozostałe drugorzędne odczucia. Spróbuj. Posłuż się następującą medytacją:
AFIRMUJ: Teraz wykonuję starożytną medytację mędrców, którzy wskazali drogę do poznania rzeczywistości Bożej. Stwierdzam. że Ja Jestem. Jestem częścią Bożej Substancji, Siły i Inteligencji. Ja jestem TYM. Jestem JEDNYM ZE WSZYSTKIM.