RozdziaÅ‚ trzeci - WiÄ™c zobaczmy czy to rozumiem powiedziaÅ‚a Sami, maÅ‚ymi palcami uderzajÄ…c o podbródek. Wszystko co wiesz w tym punkcie to to, że ma na imiÄ™ Blayne i myÅ›laÅ‚a& - Nie myÅ›laÅ‚a. ByÅ‚a przekonana. - Przekonana. ByÅ‚a przekonana, że jesteÅ› seryjnym mordercÄ…? - Tak. Sander usiadÅ‚ przy stoliku , jego talerz peÅ‚en bekonu, szynki i jajek. Bo nie miaÅ‚ pojÄ™cia gdzie para znalazÅ‚a caÅ‚e jedzenie. WiedziaÅ‚, że tego nie ugotowali i gdy szedÅ‚ do łóżka ostatniej nocy, nie byÅ‚o ich nawet w stanie. Ale gdy dziÅ› rano obudziÅ‚ siÄ™ w swoim umeblowanym apartamencie na Central Park Avenue z basenem olimpijskiego rozmiaru, który miaÅ‚ zapewniony przez kontrakt z Carnivores, czekaÅ‚o na niego peÅ‚ne Å›niadanie. Pewnie powinien siÄ™ dowiedzieć skÄ…d pochodzi jedzenie, w razie gdyby pokazali siÄ™ gliniarze. To zawsze byÅ‚o takie niezrÄ™czne. Sander wskazaÅ‚ na niego widelcem. - Chcesz powiedzieć, że oddaÅ‚eÅ› farmÄ™ fok dla wilkopsa, który myÅ›li, że jesteÅ› seryjnym mordercÄ…? - Wtedy tego nie wiedziaÅ‚em. Sami westchnęła. - To wÅ‚aÅ›nie siÄ™ dzieje gdy nie rozmawiasz z nami przed podjÄ™ciem ważnych decyzji. - Rozmawiam o czym? - O tym, którÄ… ofertÄ™ przyjąć. My wskazaÅ‚a miÄ™dzy sobÄ… a Sanderem. JesteÅ›my najważniejsi w twoim życiu. - JesteÅ›cie? Bo to tak jakby byÅ‚o doÅ‚ujÄ…ce. - Tak. I wiesz dlaczego? - SkÄ…d mam wiedzieć, jeÅ›li nie wiedziaÅ‚em, że jesteÅ›cie? - Bo jesteÅ›my twoimi lisami. CaÅ‚a nasza trójka jest poÅ‚Ä…czona. Na zawsze. - Ale nigdy was nie ma w pobliżu. str. 20 - Bo jesteÅ›my mÅ‚odzi przypomniaÅ‚a mu. Podróżujemy po Å›wiecie, próbujÄ…c siÄ™ odnalezć. Ale gdy bÄ™dziemy starsi, gotowi mieć kilka mÅ‚odych, wrócimy. A ty musisz być zdolny o nas zadbać. To twoje zdanie. - Które farma fok mocno by wspomogÅ‚a dodaÅ‚ Sander z ustami peÅ‚nymi szynki i jajka. - PamiÄ™tacie, że jestem niedzwiedziem polarnym tylko w poÅ‚owie, prawda? Lwia część nie miaÅ‚aby problemu z odgryzieniem wam głów. Sami siÄ™gnęła przez stół i pogÅ‚adziÅ‚a dÅ‚oÅ„ Bo. - Ale to wÅ‚aÅ›nie polarnÄ… poÅ‚owÄ™ oboje kochamy. Ë% Ë% Ë% Blayne odebraÅ‚a swój bekon i uderzyÅ‚a w ramiÄ™ Mitcha Shawa. To byÅ‚ jej comiesiÄ™czny brunch z GromadÄ… dzikich psów i lew wprosiÅ‚ siÄ™, jak to zwykle robiÄ… lwy, a teraz kradÅ‚ jej jedzenie! Niegrzecznie! - Au! zaskomlaÅ‚ wielki kot. - PrzestaÅ„ zabierać mi jedzenie albo zacznÄ™ ci odgryzać rzeczy. - Chytra. - Chciwy. - Tutaj, kocie Sabina z Gromady Kuznetsov postawiÅ‚a przed nim talerz z bekonem. Zabije caÅ‚Ä… Å›winie, żebyÅ› mógÅ‚ nakarmić tÄ™ wielkÄ… gÅ‚owÄ™. - Wiem, że gdzieÅ› w tym jest obelga, ale tak seksownie to brzmi z rosyjskim akcentem, że to zignorujÄ™ Mitch zabraÅ‚ caÅ‚y talerz bekonu. Blayne potrzasnęła gÅ‚owÄ…. - Jak możesz tak jeść? Ludzie gÅ‚odujÄ… a ty siÄ™ zapychasz. - Buu-huu. Serce mi krwawi. Biedni, gÅ‚odujÄ…cy ludzie. WiedziaÅ‚a, że Mitch mówiÅ‚ tak tylko po to, żeby jÄ… zdenerwować, ale to co jÄ… przerażaÅ‚o to, że zawsze siÄ™ na to Å‚apaÅ‚a. Klepnęła go w gÅ‚owÄ™, ignorujÄ…c jego wybuch Å›miechu. - Nie, żebyÅ›my nie kochali twojej obecnoÅ›ci na naszym niedzielnym brunchu, Mitch powiedziaÅ‚a Jess Ward-Smith ze swojego miejsca na szczycie dÅ‚ugiego stoÅ‚u w jadalni Gromady Kuznetsov peÅ‚nej dorosÅ‚ych, gdy wszystkie mÅ‚ode bawiÅ‚y siÄ™ w ogródku albo w swoich pokojach. Ale ciekawa jestem dlaczego tu jesteÅ›? str. 21 - Ważne wilcze interesy Watahy przywiodÅ‚y mnie tu z moja ukochanÄ… damÄ… i jej kuzynkÄ…, Dee. - Dee jest tutaj? powiedziaÅ‚a Blayne z prawdziwÄ… ekscytacja i podskoczyÅ‚a, tylko po to, żeby Mitch szarpnÄ…Å‚ jÄ… w dół. - Nie nakazaÅ‚ jej. - Ale chcÄ™ siÄ™ tylko przywitać Znów podskoczyÅ‚a i znów szarpnÄ…Å‚ jÄ… w dół. - Nie. - Daj spokój. ProooooszÄ™, pozwól mi siÄ™ przywitać z Dee-Ann! W tym punkcie, Mitch praktycznie zwinÄ…Å‚ siÄ™ na krzeÅ›le, tak mocno siÄ™ Å›miaÅ‚, ale i tak trzymaÅ‚ jÄ… mocno. - I cokolwiek robisz z Dee-Ann skoÅ„cz z tym. Bo na tÄ™ chwilÄ™, myÅ›lÄ™, że jest już pÅ‚ytki grób noszÄ…cy twoje imiÄ™. - Psujesz zabawÄ™- nadÄ…saÅ‚a siÄ™ Blayne. Potem strzeliÅ‚a palcami, jej skupienie przeniosÅ‚o siÄ™ na coÅ› caÅ‚kiem innego. SiÄ™gnęła do plecaka, który oparÅ‚a przy nodze krzesÅ‚a. - Patrzcie jakÄ… książkÄ™ znalazÅ‚am& - PrzerwaÅ‚a natychmiast gdy caÅ‚y stół jÄ™knÄ…Å‚. Co? - Blayne powiedziaÅ‚a Jess. Nie możesz mi ciÄ…gle kupować książek o ciąży. - To nie dla ciebie. To dla mnie. Mitch pochyliÅ‚ siÄ™ i powÄ…chaÅ‚ jej kark. - Nie jesteÅ› w ciąży. SpojrzaÅ‚a na niego groznie. - Tak, jestem tego Å›wiadoma. - Poniższe terytorium starej Blayne ostatnio niespokojne? Blayne uderzyÅ‚a książkÄ… w wielka lwia gÅ‚owÄ™ Mitcha. Tylko pytam! PrzewertowaÅ‚a książkÄ™. - To książka o tym, co robić gdy przyjaciółka przechodzi przez ciążę. Jest caÅ‚y dziaÅ‚ o tym co robić na porodówce. Mitch zabraÅ‚ jej książkÄ™ z rÄ™ki palcami pokrytymi tÅ‚uszczem z bekonu. - A po co ci te informacje? Blayne siÄ™gnęła po swoja wÅ‚asność, ale Mitch uniósÅ‚ rÄ™kÄ™ w górÄ™ i przytrzymaÅ‚ jÄ… z dala używajÄ…c przedramienia. str. 22 - Może bÄ™dÄ™ mogÅ‚a pomóc na porodówce gdy nadejdzie czas i chcÄ™ być na to przygotowana. - W przypadku gdyby wilkopies Ward-Smith byÅ‚ równie szalony co reszta i próbowaÅ‚ wygryzć sobie drogÄ™ nie tÄ… stronÄ… co trzeba? Wiem! Może bÄ™dziesz jÄ… mogÅ‚a rozproszyć zabawkÄ… do gryzienia! Blayne zwinęła dÅ‚oÅ„ w pieść, gotowa uderzyć Mitcha O Neilla Shawa w orzeszki, gdy ktoÅ› wyrwaÅ‚ mu książkÄ™ z rÄ™ki. - Hej, och& - Mitch siÄ™ obróciÅ‚. Cześć, Smitty. Smitty poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na ramieniu Mitcha i uÅ›cisnÄ…Å‚, Blayne wzdrygnęła siÄ™ na widok bólu , który zobaczyÅ‚a na twarzy lwa. Cóż, bólu i uderzenia w jego przeroÅ›niÄ™te ego. - Co powiedziaÅ‚eÅ› o wilkopsach i mojej niedÅ‚ugo-z-nami córeczce, Mitchell? LiczÄ™, że nie sÅ‚yszaÅ‚em ciÄ™ dobrze.- Nic wycedziÅ‚ Mitch przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by. - Tak myÅ›laÅ‚em Smitty odsunÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ i grzecznie podaÅ‚ książkÄ™ Blayne, zanim pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… w czoÅ‚o. Witaj, skarbie. - Witaj, Smitty. I dziÄ™kujÄ™ Blayne parsknęła szyderczo na Mitcha a ten siÄ™ odwdziÄ™czyÅ‚. Siostra Smitty ego, Sissy Mea, chwyciÅ‚a wciąż na wpół peÅ‚ny talerz bekonu i opadÅ‚a na krzesÅ‚o obok Mitcha. OparÅ‚a znoszone kowbojskie buty na stole, tuż obok rÄ™ki Mitcha. - To mój bekon powiedziaÅ‚ jej lew. - Musisz nauczyć siÄ™ dzielić, Mitchellu Shaw Sissy uÅ›miechnęła siÄ™ do Blayne. - DzieÅ„ dobry, skarbie. - Cześć, Sissy Blayne siÄ™ rozejrzaÅ‚a. Gdzie Dee-Ann? MyÅ›laÅ‚am, ze byÅ‚a z tobÄ…. - Och, cóż& Blayne, nie! Ale Blayne już biegÅ‚a do frontowych drzwi. OtworzyÅ‚a je i szybko rozejrzaÅ‚a siÄ™ po ulicy w Å›ródmieÅ›ciu aż zobaczyÅ‚a wilczycÄ™ w poÅ‚owie drogi w górÄ™ bloku. UÅ›miechajÄ…c siÄ™ szeroko, Blayne wrzasnęła: - Dee! Hej, Dee! Gdzie idziesz? Nie idz! - Wilczyca stanęła, jej ramiona siÄ™ napięły. Blayne wstrzymaÅ‚a oddech, ale to na nic. Dee ruszyÅ‚a przed siebie. Dee! Czekaj! Dee! Ann! Dee-Annnnnnnnnnnnn! Wróć! str. 23 Dee-Ann nie wróciÅ‚a i Blayne zamknęła frontowe drzwi i wróciÅ‚a do jadalni do pozostaÅ‚oÅ›ci po jej Å›niadaniu. Gdy usiadÅ‚a, każdy przy stole patrzyÅ‚ na niÄ…, podniosÅ‚a szklankÄ™ ze Å›wieżo wyciÅ›niÄ™tym sokiem i wzięła Å‚yk. - ZgadujÄ™, że mnie nie usÅ‚yszaÅ‚a. Mitch potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. - To jak patrzenie jak ktoÅ› jedzie prosto na betonowÄ… Å›cianÄ™ i nic nie możesz zrobić żeby go powstrzymać. - Nie wiem co masz na myÅ›li. - Zapomnij o tym powiedziaÅ‚a Sissy, pochylajÄ…c siÄ™ odrobinÄ™ i uÅ›miechajÄ…c szeroko. WidzieliÅ›my siÄ™ wczoraj na kolacji z Lockiem i Gwen dodaÅ‚a do Blayne. - To jak mieć przy stole górÄ™ poskarżyÅ‚ siÄ™ Mitch o grizzly Gwen. I rusza siÄ™ niemal tak samo szybko. - I kontynuowaÅ‚a Sissy, ignorujÄ…c swojego partnera. Co sÅ‚yszÄ™ o tobie i potężnie boskim Bo Maruderze Novikovie? Dość zle byÅ‚o, że Blayne wypluÅ‚a swój sok pomaraÅ„czowy z zaskoczenia, ale gdy poÅ‚owa dzikich psów, wilk i lew też to zrobili, nie wiedziaÅ‚a co myÅ›leć. Ë% Ë% Ë% Bo skoÅ„czywszy setne okrążenie, odpoczywaÅ‚ z ramionami opartymi na krawÄ™dzi basenu. ByÅ‚a niedziela, wiÄ™c byÅ‚ to jego wolny dzieÅ„ jak widniaÅ‚o w jego harmonogramie. Cztery godziny ćwiczeÅ„ na basenie to nic, w porównaniu z jego zwykÅ‚ymi dziesiÄ™cioma do piÄ™tnastu godzinami codziennych ćwiczeÅ„. RelaksujÄ…c siÄ™ na leżaku i noszÄ…c mikroskopijne biaÅ‚e bikini z jej biaÅ‚ymi wÅ‚osami siÄ™gajÄ…cymi ramion, zwiÄ…zanymi w kucyk, Sami przeglÄ…daÅ‚a japoÅ„ski Vogue. Sander spaÅ‚ na brzuchu na drugim leżaku. Nie chrapaÅ‚, ale siÄ™ Å›liniÅ‚. Co nie byÅ‚o Å‚adne. - Jak dÅ‚ugo zostajecie tym razem? Sami opuÅ›ciÅ‚a gazetÄ™ na podÅ‚ogÄ™. ByÅ‚a w Stanach tylko kilka dni, ale Bo już mógÅ‚ powiedzieć, że byÅ‚a znudzona, gotowa znów podróżować. Lisy Å‚atwo siÄ™ nudziÅ‚y i Bo już przywykÅ‚ do tego, że jego przyjaciele ciÄ…gle pojawiajÄ… siÄ™ i znikajÄ…. JeÅ›li byÅ‚by naprawdÄ™ zdesperowany, zawsze mógÅ‚ ich wyÅ›ledzić przez ich rodziców. Ale bÄ™dÄ…c szczerym, nigdy nie byÅ‚ tak zdesperowany. str. 24 CieszyÅ‚ siÄ™, gdy jego przyjaciele byli w pobliżu, ale nie myÅ›laÅ‚ o nich dużo gdy ich nie byÅ‚o. - Nie wiem powiedziaÅ‚a. Jeszcze nie postanowiliÅ›my. Tajwan może być zabawny SiÄ™gnęła po kolejnÄ… gazetÄ™. Wiesz, zatrzymaliÅ›my siÄ™ w domu zanim tu przyjechaliÅ›my. Dużo ludzi o ciebie pyta. - Dużo ludzi o mnie pyta? Czy dużo ludzi pyta o PyÅ‚ka? Przezwisko którym kompletnie gardziÅ‚. - Czy to ważne? - WÅ‚aÅ›nie jakby odpowiedziaÅ‚aÅ›. Sami obróciÅ‚a siÄ™ na bok, twarzÄ… do niego. - Co z twoim wujem? - Nie rozmawiaÅ‚em z nim, ale nigdy nie daÅ‚ znać że czuje potrzebÄ™ mnie zobaczyć. - Zawsze zaczynasz mówić jak prawnik gdy wspominam twoja rodzinÄ™. Jak zwykle Sami sprawiÅ‚a, że brzmiaÅ‚o to jakby miaÅ‚ wielkÄ… rodzinÄ™ w Ursus County w Maine, a nie tylko wuja, który byÅ‚ chÄ™tny go wziąć gdy jego rodzice zginÄ™li. Nikt inny go nie chciaÅ‚. Stado jego matki nie miaÅ‚o pożytku z mÄ™skiej hybrydy a drugi brat jego ojca nie miaÅ‚ pożytku z Bo. WiÄ™c, wujek Bo, Grigori zostawiÅ‚ Korpus Marine i zabraÅ‚ Bo do Maine, gdzie byÅ‚ w wiÄ™kszoÅ›ci ignorowany przez mieszkaÅ„ców. Ignorowali go, tak, dopóki nie odkryli, że byÅ‚ dobry w hokeja. Hokej byÅ‚ wszystkim w Ursus County. Chociaż na poczÄ…tku nie byÅ‚o to Å‚atwe. Bo byÅ‚ uważany za maÅ‚ego jak na niedzwiedzia, a gra w hokeja przeciw drużynom zÅ‚ożonym z niedzwiedzi, nawet w lidze juniorów i pomniejszej lidze nie byÅ‚a dla sÅ‚abych sercem czy ciaÅ‚em. Jednak Bo wiele siÄ™ nauczyÅ‚ przez te lata, grajÄ…c przeciw wiÄ™kszym, peÅ‚nokrwistym niedzwiedziom, którzy uważali że jest maÅ‚y i bezużyteczny. A to czego siÄ™ nauczyÅ‚ to być wrednym. ZnaÅ‚ swojÄ… reputacjÄ™ jako gracza i, jakby go ktoÅ› pytaÅ‚, w caÅ‚oÅ›ci na niÄ… zapracowaÅ‚. ByÅ‚y tylko dwie zasady gdy byÅ‚ na lodzie. Krążek należaÅ‚ do niego i jeÅ›li spróbujesz mu go zabrać, Bo Novikov zrobi wszystko co konieczne, żeby go odzyskać. Intensywność jego ataku zależaÅ‚a od tego za jak dużą grozbÄ™ uważaÅ‚ gracza. Im wiÄ™ksza grozba, tym gorsze uszkodzenia. Gdy miaÅ‚ zaledwie sześć stóp i cal wzrostu i graÅ‚ przeciw niedzwiedziom przynajmniej stopÄ™ wyższym, to str. 25 miaÅ‚o sens a zniszczenia byÅ‚y Å‚agodzone przez jego braki w wzroÅ›cie. Gdy Bo dorósÅ‚ do ostatecznego wzrostu, nie zmieniÅ‚ sposobu gry. JedynÄ… różnicÄ… byÅ‚o to, że miaÅ‚ rozmiar i siÅ‚Ä™ by zwiÄ™kszyć zniszczenia dwudziestokrotnie. Nawet gorzej& Bo to nie obchodziÅ‚o. Wygrywanie byÅ‚o jego celem. Zawsze byÅ‚o, zawsze bÄ™dzie. PieniÄ…dze, kontrakty, kobiety, to wszystko, to tylko skutki wygrywania, ale to samo wygrywanie sprawiaÅ‚o, że Bo codziennie lÄ…dowaÅ‚ na lodowisku. To wygrywanie sprawiaÅ‚o, że zrobi wszystko by odzyskać krążek, który zabierze mu jakiÅ› facet. Zabawne, nie byÅ‚ tak drapieżny gdy polowaÅ‚ na kolacjÄ™, ani tak terytorialny o cokolwiek innego w życiu. - Potrzebujecie pieniÄ™dzy na podróż? zapytaÅ‚ Sami, nie chcÄ…c dyskutować o wuju czy mieÅ›cie, które dawno zostawiÅ‚ za sobÄ…. - Nie. ZostaÅ‚a nam gotówka z ostatniej roboty. Ostatnia robota Sami to najpewniej jej i Sandera ostatnia kradzież. W koÅ„cu byli lisami i lubili kraść. Sami byÅ‚a arktycznym lisem ze starej eskimoskiej linii. Sander byÅ‚ alaskaÅ„skim lisem, a jego ludzie od Kodiaka. Bo nie byÅ‚ zdolny siÄ™ ich pozbyć odkÄ…d wprowadziÅ‚ siÄ™ do Ursus County, para przyczepiÅ‚a siÄ™ do niego pierwszego dnia w szkole. Nie ważne gdzie prowadziÅ‚a go kariera, w którymÅ› punkcie Bo spojrzaÅ‚by w górÄ™ na widowniÄ™ i zobaczyÅ‚ Sami i Sandera obserwujÄ…cych go, albo wróciÅ‚by po treningu żeby znalezć ich rozÅ‚ożonych na jego meblach i jedzÄ…cych jego jedzenie. To byÅ‚o coÅ›, co po prostu nauczyÅ‚ siÄ™ akceptować i jak dÅ‚ugo po sobie sprzÄ…tali i kontrolowali swoje baÅ‚aganiarskie skÅ‚onnoÅ›ci, cieszyÅ‚ siÄ™, gdy byli w pobliżu. - Cóż, daj znać jeÅ›li bÄ™dziecie czegoÅ› potrzebować. - JesteÅ› takim dobrym polarem drażniÅ‚a Sami. Tak siÄ™ cieszÄ™, że uczyniliÅ›my ciÄ™ swoim. - Jakbym miaÅ‚ wybór. - Tak bardzo nie miaÅ‚eÅ›! rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. Ë% Ë% Ë% - Widzisz to? zażądaÅ‚ odpowiedzi Mitch, unoszÄ…c grzywÄ™, wiÄ™c Blayne byÅ‚a zmuszona spojrzeć na jego potężnych rozmiarów kark. - Na co patrzÄ™? str. 26 - PróbowaÅ‚em zdobyć autograf Novikova na meczu w Filadelfii i musiaÅ‚em go zaskoczyć bo ukrywaÅ‚em siÄ™ za drzwiami aż minÄ…Å‚& - Czemu ukrywaÅ‚eÅ› siÄ™ za& - & i wgniótÅ‚ mnie w Å›cianÄ™ tak mocno, że krwawiÅ‚em i nie mogÅ‚em stać przez godzinÄ™. Ciagle mam bliznÄ™! - Stary, stary, to nic Phil, mąż Sabiny, odciÄ…gnÄ…Å‚ koÅ‚nierz koszuli z dÅ‚ugimi rÄ™kawami, pokazujÄ…c sÅ‚abo widoczne zadrapania na piersi. OberwaÅ‚em na meczu, gdy graÅ‚ przeciw Jersey Stompers trzy lata temu. TÅ‚um rzucaÅ‚ napoje, chipsy i popcorn na niego po tym jak zniszczyÅ‚ drużynÄ™ z Jersey. WychyliÅ‚em siÄ™ i krzyknÄ…Å‚em: Novikov! JesteÅ› do bani! I ciÄ…Å‚ mnie tymi oÅ›miocalowymi pazurami hybrydy! Phil odchyliÅ‚ siÄ™ na krzeÅ›le, wyglÄ…dajÄ…c na odrobinÄ™ zbyt zadowolonego. I totalnie przetrwaÅ‚em. Przerażona, Blayne powiedziaÅ‚a: - O czym wy bredzicie? Poniewieranie fanami nie jest wÅ‚aÅ›ciwym zachowaniem Blayne wskazaÅ‚a na Phila. I jeÅ›li go nie lubisz, dlaczego jesteÅ› taki podekscytowany tym, że ciÄ™ fizycznie zaatakowaÅ‚? - Kto powiedziaÅ‚, że go nie lubiÄ™? - PowiedziaÅ‚eÅ›, że krzyknÄ…Å‚eÅ› ze jest do bani. - Bo jestem jego najtwardszym fanem Phil uniósÅ‚ rÄ™ce jakby jakimÅ› sposobem byÅ‚o to najbardziej oczywiste w wszechÅ›wiecie. Co jest lepsze niż bycie najbardziej lojalnym czy coÅ›. Prawda, Mitch? - Absolutnie. Zdegustowana, Blayne sie odezwaÅ‚a: - Ten mężczyzna jest totalnym dupkiem. Walczy z czÅ‚onkami wÅ‚asnej drużyny. Podczas gry! Kto robi coÅ› takiego? - Nie obchodzi mnie czy zatÅ‚ucze na Å›mierć caÅ‚a drużynÄ™ powiedziaÅ‚ Mitch, powodujÄ…c u Blayne nawet wiÄ™kszy niesmak, niż myÅ›laÅ‚a, że jest to możliwe. Jak dÅ‚ugo bÄ™dzie wygrywaÅ‚ dla drużyn którym kibicujÄ™. - Znowu chodzi ci o Dallas, co? - Nigdy nie powinien byÅ‚ doÅ‚Ä…czyć do tej drużyny! To byÅ‚a caÅ‚kowita zdrada. Blayne spojrzaÅ‚a w dół stoÅ‚u na Jess, robiÄ…c zeza, bo, tak, przeżyÅ‚a już wczeÅ›niej tÄ™ Å›mieszna kłótnie Filadelfijskich ZmiennoksztaÅ‚tnych. - Hej Mitch siÄ™ pochyliÅ‚. Skoro znasz faceta, może mi zaÅ‚atwisz podpisanie bluzy. str. 27 - Nie znam faceta i nic ci nie zaÅ‚atwiÄ™. - To jakbyÅ› mnie w ogóle nie kochaÅ‚a. - Nie kocham. - Dobra. Jak chcesz. Ale ciÄ…gle możesz mi zdobyć bluzÄ™. - Dwie dodaÅ‚ Phil. Dwie podpisane bluzy. - Å»adnemu z was nic nie zaÅ‚atwiÄ™. - Czemu nie, do diabÅ‚a? - Ponieważ Bo Novikov reprezentuje wszystko co jest niewÅ‚aÅ›ciwe w sportach zmiennoksztaÅ‚tnych Zaczęła wyliczać na placach. Å»adnego ducha drużyny. Å»adnego mentorowania rekrutom czy mÅ‚odym graczom. - JesteÅ› taka naiwna! krzyknÄ…Å‚ Mitch w zwykÅ‚ym dla siebie dramatycznym stylu. - Wysokie morale nie uczyni ciÄ™ mistrzem. I dodaÅ‚. Przez takie zachowanie Gwenie pewnie przeniesie ciÄ™ do drugiej linii drużyny podczas mistrzostw przeciw Texas Longfangs, żeby mogÅ‚a wÅ‚Ä…czyć Pussies Galore z Jamaica Me Howlers. Jej rÄ™ce opadÅ‚y na kolana i zapytaÅ‚a: - Co? Mitch, najprawdopodobniej nagle rozumiejÄ…c jak cicho zrobiÅ‚o siÄ™ przy stole, rozejrzaÅ‚ siÄ™ zanim znów skupiÅ‚ siÄ™ na Blayne. - Gwen, umm, wspominaÅ‚a ci o tym, prawda? Phil oparÅ‚ siÄ™ na krzeÅ›le. - ZgadujÄ™, że nie. Blayne odsunęła krzesÅ‚o i wstaÅ‚a, Mitch chwyciÅ‚ jej rÄ™kÄ™. - Czekaj! Pewnie siÄ™ mylÄ™. Jestem pewny& - To nie to, że podjęłaby taka decyzjÄ™ warknęła, wyrywajÄ…c rÄ™kÄ™. Chodzi o to, że rozmawiaÅ‚a o tym najpierw z tobÄ… PodniosÅ‚a plecak i odwróciÅ‚a siÄ™ żeby wyjść, zakÅ‚adajÄ…c go na ramiona. I, tak, wiedziaÅ‚a że w trakcie uderzyÅ‚a Mitcha, posyÅ‚ajÄ…c go na Å›rodek stoÅ‚u. Szkoda, że nie mogÅ‚a siÄ™ zmusić, żeby jÄ… to obchodziÅ‚o! IgnorujÄ…c dzikie psy woÅ‚ajÄ…ce, żeby wróciÅ‚a do stoÅ‚u, podeszÅ‚a do frontowych drzwi i je otworzyÅ‚a. Grizzly po drugiej stronie gwaÅ‚townie siÄ™ cofnÄ…Å‚. str. 28 - Och, hej, Blayne Lock MacRyrie uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej. PrzyniosÅ‚em Sabinie jej cholerna skrzyniÄ™ z szufladami, żebym nie musiaÅ‚ wiÄ™cej sÅ‚uchać jak o niÄ… pyta. - Gwen jest z tobÄ…? UÅ›miech Locka zbladÅ‚ gdy wskazaÅ‚ za siebie. - Taa. Jest& Blayne przeszeÅ‚a obok niedzwiedzia i zeszÅ‚a po frontowych schodach do pickupa, który byÅ‚ ciÄ…gle na chodzie, a którego Lock używaÅ‚ żeby dostarczać rÄ™cznie robione meble. ZapukaÅ‚a w okno i Gwen, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ szeroko, otworzyÅ‚a je. - Hej, dziewczyno! Nie wiedziaÅ‚am, że dziÅ› tu bÄ™dziesz. - Brunch dzikich psów. - Ty i twoja obsesja z jedzeniem Å›niadania Gwen oparÅ‚a rÄ™kÄ™ na oknie. WiÄ™c, co sÅ‚ychać? - WiÄ™c Pussies Galore jako twoja blokerka, co? ZÅ‚ote oczy Gwen siÄ™ rozszerzyÅ‚y, spojrzenie miaÅ‚a zdumione. - Blayne, zaczekaj. To po prostu& - Nie. Nie. Nie musisz wyjaÅ›niać. Ona rzÄ…dzi. WidziaÅ‚am jak gra. - Blayne& - Longfangs sÄ… naprawdÄ™ twarde. Twardsze ode mnie, najwyrazniej. WiÄ™c rozumiem. - Blayne, nie zastÄ™pujemy ciÄ™, ale to mistrzostwa, skarbie. Potrzebujemy odrobiny ostroÅ›ci. - OstroÅ›ci, której nie mam. - JesteÅ› cholernie zbyt miÅ‚a stwierdziÅ‚a Gwen bezpoÅ›rednio. CiÄ…gle przepraszasz inne drużyny i powstrzymujesz siÄ™, bo nie chcesz nikogo zranić. WiÄ™c tak powiedziaÅ‚a, wkurzajÄ…c siÄ™. Widać nie masz ostroÅ›ci jakiej potrzebujemy. Blayne cofnęła siÄ™ o krok od ciężarówki. WiedziaÅ‚a, że nie powinna nic mówić w tej chwili, bo zacznie to co jej tata nazywaÅ‚: CaÅ‚e to przeklÄ™te paplanie. - Blayne, zaczekaj. Gwen otworzyÅ‚a drzwi, ale Blayne odeszÅ‚a. str. 29 MusiaÅ‚a dojść do tego co teraz zrobi. Może i byÅ‚Ä… miÅ‚Ä… coÅ› na co odmawiaÅ‚a patrzenia jak na przekleÅ„stwo, ale to nie znaczyÅ‚o, że byÅ‚a sÅ‚aba. I nigdy nie odda czegoÅ› na co tak ciężko pracowaÅ‚a. Nie. Musi być sposób, żeby im wszystkim udowodnić, że siÄ™ mylÄ…. Udowodnić, że nie byÅ‚a rezydujÄ…cÄ… cheerleaderkÄ… Babes. TytuÅ‚, który do tej pory kochaÅ‚a. Taa. Jeszcze im wszystkim pokaże. str. 30