Z WYCIECZKI NA GÓRNY SZLASK. 97
Z WYCIECZKI NA GÓRNY SZLASK. 97
a czuc
wróci zdrowie naszemu Panu Fararzowi, mówi kilku.
£e te słowa ze serca im płyną; — toby znów do nas przychodzili i wszystko lepiejby było“.
„A co się stało, pyta mój towarzysz, z dawnym prezesem, tym dziarskim chłopakiem, co to tak pięknie przed księciem-bisku-pem na koniu się popisywał?
„Ej! źle się z nim dzieje, brzmi smutna odpowiedź! Pycha go poprostu zaślepiła; że zgrabny był i coś więcej umiał, to myślał, że cały świat jego. To on, co do Krakowa, do tego pisma „Dyabłaa na naszego Fararza takie głupstwa wypisał".
„Źe też to w Krakowie , dziwił się inny, takie mu głupstwa wydrukowali. Ani wiedzieli kto, ani co, ani dlaczego, a zaraz drukować. Zamiast upamiętac chłopaka, to go gorzej jeszcze w złem utwierdzili. Ot! szkoda go; a może też, za łaską Bożą poprawi się!
Niewesołą tę rozmowę przerwał wesoły „Śpiew górników^:
Jestem górnik tem się szczycę,
Ze ma praca tak słynie,
Gdziekolwiek się myślą rzucę,
W każdej bywa krainie.
Węgle, kruszce, to skarb drogi, Moją ręką dobyty,
Dla każdego owoc błogi, Wszędy bywa użyty.
Choć przy pracy łożę życie,
Lecz pociechę mam z tego,
Żem potrzebny w całym świecie,
Ku wygodzie bliźniego.
Więc nucę piosnki codziennie, Do górników patronki,
Choć pod ziemią to przyjemnie, W pieczy świętej Barbarki. Lampa, kilof i naboje,
Młot i świder przy boku,
Dzielą ze mną wszystkie znoje,
Nie odstąpią mnie kroku.
W tyle skóra połyskuje,
Czapka z piórem na przodzie, Gdy się górnik wymustruje,
To jak żołnierz w paradzie.
Choć przy pracy jestem czarny,
Choć mi słońce nie świeci.
n
4
P. P. T. XXIV.