azie, iuuzie. luazio — no me wieaziaia co Krzyczeć. nie mogła znaleźć innych słów.
Potem przypomniała sobie, że w jednem oknie, po drugiej stronie ulicy, było światło. Tam zastuka, tam ktoś jest napewno, będzie stukać tak długo, aż otworzą, muszą przecież w końcu otworzyć. Gdy wyszła z bramy, tamto okno już nie świeciło. Czarne pomieszało się z innemi, wsiąkło w ciemność i Jesionowa nie mogła go odnaleźć.
Stukała do wszystkich po kolei parterowych okien, potem wydało jej się, że gdzieś w górze skrzypnęły drzwi, że ktoś wyszedł na balkon. Znów zakrzyezałn. Ale nikt nie odpowiadał na jej krzyk.
Wtedy, bardzo zmęczona, wróciła do leżącego. Pizsunęła go na brzeg chodnika, pod drzewo i suma usiadła obok. Gdy zdawało jej się, że słyszy kroki lub głosy, zaczynała krzyczeć. Potem znów cichła.
Na ciemnem tle nocy rysowały się ogniste koła i zygzaki. Serce biło głośno 1 prędko, to znów ustawało zupełnie. Cóż to było? Cóż to działo się z nią. z nim. z ich życiem, z ich szczęściem, które tak bardzo chcieli uratować. Dlaczego oni oboje na ziemi, w ciemnościach, u stóp drzewa? Czy nic było już togo kiedyś? Napewno, napewno już było to samo — dawno na majówce drzewa, i noc, i jego głowa na jej kolanach — wszystko jak teraz. Jak teraz — powtórzyła cicho Jesionowa. I zaczęła się śmiać. Potem zapłakała. Ciemność rzedła 1 z jej mętnych fal coraz wyraźniej, jak topielec, wypływał Jesion, Jesionowa w osłupieniu wpatrywała się w twarz, która rodziła się jakby z cieni i plam, obca, nieznana, nowa. Przypominały się różne kawałki ich żvcia.
jaKDy tKmęta 3 a Kas mysią pocmosia ręKę i dotknęła twarzy matki.
— Ty płaczesz?!
Jesionowa wciąż milczała.
Mała wstała z ławki, przeszła parę kroków w zamyśleniu.
— Nie martw się, jeszcze nic straconego rzekła, zatrzymując się przed ławką.
— Uciekniemy, tak samo jak z Warszawy.
Zobaczysz. Też się wtedy bałaś, pamiętasz? Ja niosłam koszyk z jedzeniem . . Cóż z tego. że
jestem chora? Ojciec mnie weźmie na ręce.
Gdy mała wspomniała o ojcu. Jesionową jęknęła. Alicja, czujna jak zwierzątko, urwała wpół zdania.
— Czy ojca . . . złapali Niemcy? — wyrzekła po długiem milczeniu.
Teraz Jesionowa zakryła twarz rękami i zaczęła głośno płakać. *
— Mamo — odezwało się znów dziecko. — Jeżeli i teraz nie odpowiesz, pomyślę, że on nie żyje . . .
Znów żadnej odpowiedzi. Tylko coraz głośniejsze. straszliwsze, niepowstrzymane łkanie.
Wtedy Alicja podeszła zupełnie blisko i położyła dłoń na ramieniu matki.
— Słuchaj zaczęła. Jesionowa przestała
nagle płakać i podniosła oczy.
Mała wstała wyprostowana, z wysoko podniesioną na cienkiej szyjce głową, ustrojoną w straszliwy turbart z bandaży. Policzki były szare, Wargi i podbródek drżały.
— Słuchaj, mamo powtórzyło dziecko, ze straszliwym wysiłkiem przełykając łzy i panując nad głosem.
Wiesz, co myślę? To lepiej. Nie dowie się... że jestem ślepa.
-
w > i /iin mj
tanie wojny. Lecz chcieli •? bez zwracania uwagi na ćkie fumy i kaprysy Fu-i. Hi ller za l.<> wydalał ich ■;rt po drugim. Lista gene-w nłeiaśec u Hitlera jeśi niemieckich da w n y c h ięstw.
Idzie jest marszałek polny (łpchitsch, zdobywca wiciu •jów? Gdzie jest Bock, który >jj»ył Smoleńsk? Gdzie jest eb, który zaszedł aż do jera Ładoga? Gdzie jest sław-Kleist i Mannstein, genera-. i<\ którzy walczyli na Po-łniu? Gdzie jest patriarcha sty, marszałek polny Hun-ledt? Wydaleni. Usunięci. b..:nii isca zajęli Fryce w złoił lampasach i epoletach, z bowymi bśćmi na kaszkie-h, wierni podchlebcy mania--Fi era.
tera/ po pięciu latach woj-'osi.wiah, wyłysiali i bezzęh-gonerałowir zbuntowali się •riwko Hitlerowi, ponieważ trnieli. że nadeszła usta-godzina; że Hitler usuwa ko tu i tam generałów, ałą militarny naukę i że ■■ie armji stoją dylentanci apowcy, faworyci despoto Fuehrera.
ierlin zapewnia, że spiskow-ŻÓ.stali zgnieceń i, lecz jedno-śnie mówi o nowym “wo-ętrznym froncie”. Jest to no-nabytek, ponieważ Niemcy ~,zą walczyć nic tylko na U-inie. w Polsce, na Litwie, w n dj: i we Włoszech, ale vn. .. wewnątrz Niemiec.
edłutyo Zaginie
lorlm oświadczył, że ngonci umiera wyłapują generałów tieorów spiskowców w nio-:ckich miastach. Najwidoez-j Hirlei spodziewa się pod-ść zdolność bojową nięmiec-.1 armji przez wymordowanie lorałów. Ironiczny uśmiech ńe się na nam na usta. lecz należy zapominać, że my 'fi wyłapujemy niemieckich ralów w" lasach 1 2 zaroślach. .0 w jednym miesiącu my 1 uljanci pochwyciliśmy 36 •rałów niemieckich żyw-dziło się dobrze, gdy rabowali i łupili. Teraz płacą za to.
Widz^ Klęskę Nieuniknioną
Wiemy skąd pochodzą oparzenia i potłuczenia na twarzy Fuehrera. Oparzenia pochodzą od ognići Czerwonej Armji, która zbliża się do Wschodnich Prus, a potłuczenia od klęski na Białorusi, od pochodu na Lwów, od naszych tankistów i iriechot.y. od naszej armji. I będziemy szli dalej w tym samym duchu — bo nie zbuntowani generałowie rzucą na kolana hitlerowskie Niemcy, lecz my i nasi aljonci. Nie liczymy na żadnych Nieięców — głupich czy sprytnych, półśpiących czy przebudzonych Polegamy na naszych czołgach, szrapnelach i granatach.
Naturalnie, że niemiecka ar-mja dowiaduje się teraz o bliskiej klęsce, nie z naszych ulotek. lecz z berlińskich gazet, Fryce dowiedzą się, że nietylko rosyjscy dziennikarze, ale także niemieccy generćiłowie mówią o zbliżającej się klęsce Niemiec.
Lecz wiemy jak bardzo durni i są Niemcy. I dlatego nie będziemy czekać kiedy przyjdą oni do rozumu. Nasze wojska posuwają się szybciej, aniżeli rozum Fryców. Niemcy napewno zrozumieją wszystko, kiedy my wkroczymy do Berlina. Lecz niewielu będzie takich, których będzie obchodzić to, co Fryce myślą.
Muszę przyznać, że jestem zadowolony, iż bomba Stauf-fenherga nie zabiła Hitlera. Ta robota musi być dobrze wykonana. I my ją musimy wykończyć raz na zawsze, bez żadnej maskarady, bez niepotrzebnej litości i krokodylich łez.
A jeśli chodzi o tę główną figurę w tern widowisku — naczelnego ludożercę — tn nie bomba będzie potrzebna. To byłaby za lekka śmierć dla niego. Nawet małe dziecko wie, że dla Fuehrera już nie wiele czasu pozostało na tym świecie. W ten lub inny sposób musi on umrzeć już wkrótce. Najlepszy będzie powróz. Stryczek na szyi — oto najlepsza rzecz dla niego.
ceni. Ten ród stanie się niedługo bardzo rzadki.
Gdy poparzony, posiniaczony
wystraszony Fuchrer. osmaro-wany uspakajaijącęmi maściami, ujął za mikrofon, wycharczał z boleścią: “Dziękuję Opatrzności, żo mnie ocaliła, nie dla mnie, lecz dla mojego ludu”.
Lecz Fryce nie dziękują Opatrzności. Mruczą jeden do drugiego ponuro, żo Niemcy strumieniem uciekają z. Królewca, że Rosjanie znowu zajęli pięć miast i że poprzedniej nocy znowu tysiąc aljanckich aeroplanów bombardowało Niemcy.
Na próżno ter. pijak i złodziej Ley wrzeszczał do Niemców; “Możemy wytrzymać bomby, granaty i wszystko inne, lecz nie wytrzymalibyśmy straty Fuehrera". Lecz Niemcy z radością zamieniliby Fuchrera za spokojne domy bez bomb 1 życie bez granatów.
Podbicie Europy nie jest grą w kręgle, w której można powiedzieć: "Mam już dosyć” 1
pójść do domu Niemcom powo