widzisz się podlejszym”26)? Gestu, który pozornie prosty i nie rzucający się w oczy (choć jednak transgresywny, czasami nawet zakazany, bo któż z nas nie był pouczany, by „nie pokazywać palcem”?), potrafi nagle opanować naszą (pod)świadomość z gwałtownością (nomen omen) wskazującą na doniosłość tego, co rozgrywa się poza planem naszych racjonalnych, dziennych myśli. Jak wyjaśnić to niespodziewane narzucanie się myśli (jeśli to jest w ogóle myśl) o palcach wyciągniętych w czyjąś stronę: „Wstałem bardzo wcześnie. Nagłe pragnienie dokonania spisu palców, które na obrazach coś pokazują, a jest ich tyle, malarstwo typu Madonna wśród Skał i inne dzieła da Vinci [,..].”27
Gest dekonstrukqi, jej migowy język rozgrywający się wokół nagle umilkłego źródła prawdy, polega głównie na wskazaniu: idę „tam”, spoglądam „w tamtą stronę”. Już nie ma tu mowy o nostalgicznym spojrzeniu w stronę ojczyzny, jedynie o deiktyce pozwalającej zdać sobie sprawę z dzielącego nas dystansu i z naszej „dezorientacji”. W ostatnim roku szesnastego stulecia Caravaggio przystąpił do malowania obrazu Powołanie świętego Mateusza; obrazu, na którym możemy prześledzić dramaturgię wołania i wskazywania, losy pisma ręki, która wskazując, woła, wysyła list (ważna to metafora dla Derridy) wzywający do stawienia się. Spojrzenia pozostają w przestrzeni płótna, pouczając nas, że to-co-przychodzi, zostało uchwycone jakby in flagranti: to-co-przychodzi, właśnie idzie, nie można powiedzieć, iż już nadeszło, bo dopiero zaczęło wynurzać się ze strefy głębokiego cienia, ledwie w postaci dwóch mężczyzn pojawiło się w przestrzeni obrazu częściowo obciętej przez jego krawędź. Lecz jedna rzecz nie ulega wątpliwości, na niej koncentruje się znaczna część światła Caravaggia: to-co-przychodzi, przychodzi z wyciągniętą ręką. Następną fazą Derridiańskiej antropologii rozgrywanej na tej płaszczyźnie, poddanej metaforze wołania przez rękę kreślącą swoje pismo (niczym tajemnicza dłoń w czasie uczty Baltazara), jest ujęcie bytu człowieczego jako tego, który jest po-wołany przez to-co-przychodzi. To nie człowiek sięga; to „coś” sięga po człowieka. Nasze wskazywanie (komuś drogi, na przykład) okazuje się kruche wobec
26 A. Silesius: Cherubirtischer Wandersmann. Zurich, Manese Verlag, 1986, ks. V. 315 (przeł. T. Sławek).
21 J. Derrida: Enwis. In: Idem: The Post Card..., s. 206.
14