70-lecie UMCS
70-lecie UMCS
Nadanie nowemu budynkowi Wydziału Nauk o Ziemi i Gospodarki Przestrzennej imienia mojego ojca - prof. Stanisława Uziaka, i związana z tym uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej 24 kwietnia 2014 r., stały się okazją do wspomnień i prywatnych refleksji.
Prof. Stanisław Uziak w gronie najbliższej rodziny
To prawda, że tak jak wszyscy podkreślali w czasie wspomnianej uroczystości, był niezwykle związany z UMCS. To wielkie szczęście, kiedy praca jest pasją człowieka i tak właśnie było w jego przypadku. Na pewno rodzina była dla niego ważna, ale czasami nie zauważaliśmy tego, bo początkowo znacznie więcej czasu spędzał w pracy. Z Zakładu do domu wracał bardzo późno, kiedy ja z bratem najczęściej już spaliśmy.
Wspólne wakacje zdarzały się, kiedy byliśmy już nieco starsi i było to zawsze związane ze zwiedzaniem różnych części naszego kraju. Warunki podróży były spartańskie - do tej pory nie wiem, jak udawało się nam zmieścić w cztery osoby, ze sprzętem campingowym, do Zastawy 750. Nasza mama nie przepadała za tymi wyprawami. Wyjątkowo dobrze pamiętam wyjazd w Bieszczady (które ojciec znał świetnie), kiedy tak lało cały tydzień, że nie mieliśmy szans na rozbicie namiotu i spędziliśmy go na niewykończonym strychu znajomych rodziców. Nasza mama marzyła o powrocie do domu, a ojciec, mimo niepogody, organizował wycieczki, m.in. na Połoninę Wetlińską, z której zjechaliśmy „na siedzeniach” w błocie. Jednakże większość czasu w trakcie wakacji ojciec spędzał w tzw. „terenie”. Wówczas powstawały mapy gleb. Pamiętam, że byłam bardzo dumna w szkole podstawowej, że mapka gleb Polski w naszej książce do geografii była podpisana: „wyk. S. Uziak ze współpracownikami".
Ojciec nie udzielał się w pracach domowych, rzadko widywaliśmy go w kuchni. Wyjątkiem było szatkowanie kapusty i jej kiszenie w dużej beczce, która stała później w piwnicy. Elektryczna maszyna do szatkowania była pożyczana z Zakładu Mechanizacji Rolnictwa Wyższej Szkoły Rolniczej i ojciec sam ją obsługiwał, a my ubijaliśmy. Gotowanie nie szło mu dobrze, pamiętam taki widok: ojciec smaży sobie jajecznicę na słoninie w goglach narciarskich, wyglądało to dość komicznie, ale wyjaśnił nam, że to zabezpieczenie przed pryskającym tłuszczem.
Ojciec nie mógł zrealizować w dzieciństwie pewnych swoich zainteresowań czy marzeń, co niestety zostało scedowane na nas. Zmorą mojego dzieciństwa była nauka gry na pianinie, miałam grać dla tzw. własnej przyjemności. Na moje nieszczęście jedna z nauczycielek powiedziała, że mam bardzo dobry słuch i tak ‘graniem’ byłam katowana do liceum, kiedy to na dobre się zbuntowałam. Nigdy potem nie usiadłam do pianina. Na szczęście z nauką języków szło mi lepiej.
'iec 2014 & Wiadc
syteckit
19