ADAM WAŻYK.
Sklepy malowane są zieloną farbą
wynosi to najtaniej Zieleń miejska jest we mnie
Jeśli kiedyś ukradkiem rozchylisz ulic album
znajdziesz tam twarze kobiet i witryn oazy
i co ważniejsza kapelusz mój głęboko nasunięty na ciemię
jak biplan płócienny zwycięża obłoki i zamieć
nie znając żadnego okna, balkonu, żadnego szyldu na pamięć
Za szybą wystaw jak za oknami pociągu wieją pejzaże
Mieszkając w ustronnej uliczce dążę do serca miasta
Laska moja wydzwania kwadranse po trotuarze
gruba laska niezgrabna jak chłopak który podrasta
To prawie tak jak w twojej maszynie do pisania kiedy
na skraju walca pismo wyparuje w dźwięki
To byłoby cudem w dzieciństwie kiedy zbieraliśmy marki
dziś klawisz kaleczy ci palce
i głos ten to głos twojej ręki
Dziś
♦
kiedy karty dni
karty mojej książki
okładka nocy zamyka
cień mojej laski łamany na murze
(dawno już nie pisałem wierszy)
wygląda jak oskard górnika
N. TOPOROWSKI.
Twarz mam chłodną matową niegładką Spijam z fajki dym słodki i puszczam go nad morze Zieleń pieści me ciało niby ręka dziewczyny Drzewa całują usta moje w zielonym kolorze.
Nigdzie nie pójdę. Sam śpiewam sobie o różowych prerjach Piję powietrze jak chłodną herbatę z cytryną Rozczerwieniło się niebo ścielącą się smugą Za chwilę przyjdą mgły niebo spowinąć W różowiący się woal podróżny.
46 —