siani Nie
uomowcy? duch.*.
do Afryki!
Wicek: — Dni mu spok6i. ia mam lepszy
Ciocia Tekla: — Zamiast bawić *ię w głupstwa postara irie sic o łódź.
Wacek: — Jedyną łódź zabrał wujek Tom. ale mv r>onro«lmv wJrlorrha o pomor
Ciocia Tekla: — i\ cu aio fianie ir/cM on sv. zanurzy?
Wicek: — Nie zrobi tetfo. dopóki nie reźrr tej
Ciocia Tekla: — Czy nic pamiętam, co ci kazałam uczynić?
Wujek Tom: — Ależ kochana TeMunlu zlituj'sit
Wicek: — Widz* takiego? gnifaua wioski;gr<eo •Vko ra morzu.
ciocia ic.,.a. . , ..... u:i potwor nas pożre.
Wacek: — Kie bój się ciociu Wieloryb to nasz przyjaciel. Na żre się rybek, a potem nam pomoże.
* • * ‘%C.. * - ... . . > • V .AK i liii
w przestworzach, iak rybka w morzu. Wiozę na horyzoncie jakiś dymek. To napewno okręt, który inttie za
Mr-?* r*n
U ącck: — Dostał za swoje. Odechce mu sic A(r> k’ na przyszłołć.
Wicek: — Ale mocnij łepetyno ma. Ciocia tak
prała.
crocia Tekla: — Poka/ctc lunetę! To I om? A ia •.jo tak dobrze zamknęłam na jjórzc!
Wa-ek: - 0V«I4 <jn-'u r. nami.
v .ia rekin: — Czy mnie uniesie?
Wacek: — Wieloryb jest pewny iak okręt wojenny- Jarcze kilka takich armat udźwignie.
Ciocia Tekla: —
ujdzie*/. Karzące)
Wujek Tom: ~
Ciocia Tekla: — Tu macic wasz ulubiony tort. w najjrodę za to. że pomogliście swej biedna ciori.
Wuiek Tora: — A ia tu mam siedzieć o cWcble i wodzie?
M. A.
MWhlte Cross" przecina! równomiernie •wyra ostrym d/Jobem grzbiety faL Liljan Filh. znakomlLa gwiazda Hollywoodu. siidia w niedbale] pozie, wśród Heinego lowarzyHwa, na pokładź* łabędziego okrętu. który mknął Jak sjawa po gorących morzach Południa.
Douglas przyniósł Jej z kabiny okrętowej ciepły szal, właśnie ze względu na chłodną bryzę.
— Jak mara parni dziękować? zapytała gwiazda z czarującym ułmkchetn.
— Dziękować? Douglas uśmiechnął tlę. Niech nam pani lepiej opowie Jakie* przeżycie — jakieś własne przeżycie gwiazdy.
Znakomita artystka milczała dłuższą chwilę. Potem zapytała zzdonacka zebranych.
— Czy znacie Harry* Smitha?
— Ach. to ten. z którym nakręcała* „Ta je™Lee Chicago- zawołał Bob Sting.
Piękna pani skinęła główką potwierdza jąco I dodała:
— A więc, Harry Smith byt mofan porterem w fiknie „Tajemnice Chicago** W ciągu pierwszej serjł zdjęć zachowywał się Jak każdy normalny gentleman. dopić gdzie* wśród pracy nad drugim aktem — powiedział m". że kocha »'.ę we ranie do j szaleństwa. Zauważyłam ze śmiechem. że leżeli to Jut wskazane przez reżysera, to; nie mam żadnych objtkcyj.
Ale Harry Smith stał tlę od lej chwlU;
niemożliwy. W senat eh erotycznych popro Ou millrctowal mi .te. Każdy .pocałunek
przed obiektywem** p*i) nieskończoną ilość razy, żeby mieć okazję powlórzcola seaty.
— Harry, powiedziałam do niego po skonstatowaniu przyczyny tych „powtórzeń". Jeżeli się nie poprawisz to przesunę grać z tobą.
Ale Harry zaśmiał się beztrosko:
— Uwalaj na swój kontrakt, LCJanko!
Potem jednakie graliśmy znów współ*
nie w filmie „Klątwa Bramina". Przypominacie sobie zapewne tę scenę, gdy przystępujemy do ołtarza I przysięgamy sobie wierność aż do irałerd. Tę scenę Już wiele, wiele razy w życiu.
— Otóż, gdy zdjęcia zostały — Mirry odezwał się do mrlc w te słowa:
— Jcdflcmy więc, kochanie, do domu?
Zaśmiałam się — sądząc, że bierze
za żart, ale on z niezwykle poważną mówił da*cj.
— Jskto. więc teraz, gdyśmy sobk* przysięgli raltość aż do śmierci, nawet teraz myślisz, że żartuję? Przecież jesteś mo Ją żoną!
Odepchnęłam go od siebie, wołając:
— Oszalałeś, Harry, proszę mnie opuścić.
— Tak. omlatem, zawołał w wfeakflfr Oszalałem z trgo powoda, że oto nakręco na została rajwalnfebza chwila w mojem żyda — mój ślub z tobą. Przecież nikt rlc noże raprrec'/*- że pan, który nam udzie lal ślubu byt najautentyczniejszym pastorem sprowadzonym przeze irnrfc dla dokonania i aktu zaślubin. 0:1 chwlU tej przysięgi Je*; stoi naprawdę nroją żoną przed światem l| przed Bogiem.
— A wjęc do domu, zawołałam w odpowiedz L
I pojechaliśmy. Jcd.ak w domu zatrzasnęłam mu drzwi tuż przco nosem i stanął w hollu bezrzdny.
Harry dobijał się w dalszym ciągu do drzwi. Ja Jednak byłam niewzruszona. —
Wśród stosu papierów znalazłam przepisaną na maszynie jego rolę na Jutro. Nagło olśniła mnie zbawcza myśl.
Wyjęłam więc Jedną kartkę z maszynopisu I siadłam do pracy. 1*0 chwili „druga" kartka była już gotowa. Harry nawet nie powinien zauważyć mistyfikacji. Przecież on właśnie takie „ kawały" lubi Przecież to Jego dziełem było sprowadzeni ..autentycznego pastora" | -autentycxr>e| cwan-gelp". To Jego pomysłem byt Jtob- przed obiektywem.
Potem znów próbowałam wytłumaczyć temu szaleńcowi, że to przecież wszystko żarty. Ale przez dziurkę od klucza powiedział ml, żc przysięgał I że ma do mnie wszystkie prawa — o takie ,Jc nic rozumie mojego uporu". Zabarykadowałam się. Zasunęłam żaluzje I postanowiłam czeta^ aż mak Jotro wybawi z tej opresji erdccfcTpftwfppy reżyser.
Po długich milefranla-rh dałam ma plik papierów z rotą. Uctyt się Wedak w botka gdzie też ooc całą spędził jako mój „nieszczęsny małżonek4.
Na drugi driad otworzyłam dopiero wtedy, gdy posłyszałam glos reżysera za drzwiami. Zrobił wkCklc oczy. Począł się śmiać — ale nie było chwili czasu do namysłu.
Siedli.my więc w auto, które powiozło nas na teren atelier filmowego. Odrazu przysiąpUluay do zdjęć.
Nakręcaliśmy właśnie scenę, gdy tajemniczy bramin odkrywa nas w drapaczu chmur. Uciekamy po wszystkich piotrach — ot aa dach wysokiego domu. Prześladowcy są wciąż na naszym tropie.
I tutaj właśnie, według wstawionej prze ze mnie do maszynopisu fałszywe] roU Harry ma skoczyć z dachu drapacza wdól.
W dole zaś miały być przygotowane od powiędnie urządzenia. Harry ani na chwilę nie w,»pH, że U jest wszystko naprawdę!
Skoczył więc na brzeg ciacha I już zamierzał rzucić się w przepaść.
Umieszczeni iu sąsiednim dachu operatorzy zaniemówili z przerażenia. Nit było mowy o ostrzeżeniu biedaka. Za chwilę ru nie wgtąb uKcy I zguilo
W ostatniej chwili schwyciłam go za rękę.
— Stój, Harry, krzyk .ętam pobladła z trwogi. Stój Harry. Myślałam, że znasz nasze role, że wiesz o mojej młsłyllkacp. Przecież nie wolno d skakać wgtąb!
Harry Smith zrobił wtrlkie octy.
— Jnkto? zapytał. Więc la mam nie skakać? Co to ma znaczyć?
Przycisnęłam się do |cgo piersi. Kairy mój złoty I Myślałam, że znasz treść IŁ m* że wiesz co trzebi robić na dacho drc;a-cza chmur. Ja..- ja- chciałam odpfcdć.d pięknem za nadobne. Chciałam również zakpić z deble ł wstawiłam umyślnie tę ro lę po to abyś „zginął" abym została „wesołą wdówką" po llarry Smitti**łc. Przebacz!
Harry zrozumiał teraz wszystko. Byt pokonany swoją własną bronią. Czy bowiem było moją winą. żc n?e naucryl alf roli? Zc de znal dokładnie sccnarjusra? Byłby zginą! niechybnie, a ja zostr.łabym naprawdę „wdową po Harrym Srałff >**•*.
Operatorzy Już oprzytomnieli — aparaty zawarczały ponownie. Z uchylonych *»m nlków dachu wyjrzały zdziwione twanrt „braminów*'.
Harry Smith ujął mnie ra rękęw
— Więc naprawdę nfc chcesz zontać mo Ją żona? zapylał pokornie.
— Nie, Harry, odpowiedziałam z nie-xmlennem postanowieniem.
Ni pokładzie jachtu „Wbite Cross" zapanowało milczenie.
Towarzystwo LtPany Pish było "tfte jej opowiadaniem.
Douglas zadstrwal tłę n5cMctk»-n <ivmm egipskiego papierosa.
— A więc hr1nhvś ddś nao-iwdę „we sołn wdówka" Miarko zagadnął.
LWtn Flth nie ndoo* Wtrlala nic. «v poś-lwsiy na oczy zasłonę czam^-h. K-*. «vch rzęs Ti Ab.