Silniejsza niż heroina
Wieczornym nabożeństwem w środę 19.03.2008 r. zakończyła się trzydniowa ewangelizacja z udziałem gości z Victory Outreach. Vicotry Outreach to służba działająca w środowiskach osób uzależnionych, założona przez pastora Sony'ego -jednego z pierwszych narkomanów, którego do Chrystusa przyprowadził znany nam dobrze Dawid Wilkerson. Przez trzy dni misjonarze z Niemiec i Anglii wydawali świadectwo na ulicach Łodzi. Wieczorne spotkania cieszyły się sporym zainteresowaniem (czyt. relacja obok). Z radością obserwowaliśmy jak nowe dusze pozyskiwane są dla Jezusa.
W niedzielę w nocy (15.03) zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią przyjechała grupa z Londynu z pastorem Dave'm na czele. W poniedziałek dołączyli do nich bracia z Dusseldorfu z pastorem Gertja-nem. Od poniedziałku prowadzili działania misyjne w Łodzi. Zdążyli też odwiedzić oddział detoksykacyjny, by wydać świadectwo o mocy Jezusa Chrystusa, o Bożej miłości, która jest silniejsza niż heroina. Ta Boża miłość zmieniła życie Ryszarda i Pawła, którzy jeszcze nie tak dawno, ciężko uzależnieni od heroiny staczali się na dno. Żyli w beznadziei do chwili, gdy Bóg postawił na ich drodze ludzi z V0. Dziś są wolni w Chrystusie. - Byłem w więzieniu, sześciokrotnie na odwykach i nic nie pomagało. Teraz oddałem swe życie Jezusowi i jestem wolny! - opowiada swoje świadectwo Ryszard. g
W czwartek 9 kwietnia 2009 r. w Liege (Belgia) odszedł do Pana nasz drogi brat i przyjaciel pastor Jean-Claude Duhamel.
Pastor Jean-Claude przyjechał do naszego zboru po raz pierwszy w roku 2002. Od tamtego czasu przyjeżdżał regularnie, przywożąc dary, które trafiały do najuboższych mieszkańców miasta. Przed laty wraz z żoną Stephanie założyli służbę chrześcijańską "Aide a 1'Enfance Defavorisee" zajmującą się właśnie pomocą humanitarną. Gromadzili żywność i zawozili ją na Ukrainę, Białoruś, do dawnej Jugosławii i wielu innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Jean-Claude umarł w wieku 64 lat krótko po tym jak dowiedział się, że ma raka. Zakomunikował mi tę złą wiadomość zaraz po Nowym Roku. Wiedział, że nie ma żadnego remedium na tę chorobę, ale miał nadzieję i modlił się wraz z nami o Boże uzdrowienie. Toczył bój z chorobą do samego końca. Ostatni czas wykorzystał, by przygotować swą żonę i rodzinę, zachęcając ich, by do końca pozostali wierni Panu i by bojowali dobry bój.
Jean-Claude wzrastał w u bogiej rodzinie we Francji. Bardzo wcześnie, w młodym wieku, zastał porzucony przez swych rodziców, którzy nie byli w stanie dłużej zajmować się dziećmi. Wraz ze swoim porzuconym bratem został przyjęty do francuskiego państwowego sierocińca. Dorastał jako sierota, pozbawiony miłości ojca i matki i bardzo szybko, jako nastolatek znalazł się sam
W latach osiemdziesiątych Bóg skierował kroki pastora Jean-Claude'a do Polski. W roku 2002 do Łodzi. Brat Duhamel był z powołania ewangelistą, więc służbę swą charytatywną łączył z głoszeniem Ewangelii. Często wspominał swoje pierwsze usługi ewangelizacyjne w Białowieży. Opowiadał świadectwo o tym jak sam tułając się po świecie, bez domu. głodny, żyjąc na skraju nędzy, doświadczył zbawienia przez moc Pana Jezusa Chrystusa. Cieszył się zawsze, gdy mógł komuś pomóc. Wspierał wiele polskich zborów. Jego pełna miłości postawa i uśmiech na ustach wyrażający niesamowitą radość w Panu - byty wielką zachętą dla wierzących i dla pastorów w naszym kraju.
W październiku 2008 r. widzieliśmy go po raz ostatni. Wówczas - jak pisaliśmy - przed bramą przy ul. Gdańskiej 29 zaparkowały dwie ciężarówki pełne żywności. Pastor Jean-Claude przyjechał w towarzystwie dwóch innych braci. "Przyjechali, zaopatrzyli Misję i wyjechali. Zostawili jednak coś więcej niż 10 ton żywności. Podzielili się z nami swoją miłością do Pana i do bliźniego. Zostawili po sobie ślad, ten sam, który sprawia, że chce się jeszcze mocniej szukać Boga i Jego obeo-ności" - pisaliśmy w naszym Informatorze Zborowym. Tak właśnie zapamiętamy pastora Jean-Claude'a. Taki zostawił ślad.
Pan zdecydował by odwołać do wieczności swego sługę. Pastor Duhamel odszedł do Pana. 'Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi" (Obj. 14,13).
na ulicy. Zaczął kraść i popełniać wszelkiego rodzaju przestępstwa, kręcąc się na ulicy, bez dachu nad głową, bez jedzenia i opieki. Z powodu swego stylu życia szybko nabawił się gruźlicy, ale Bóg w swym wielkim miłosierdziu uzdrowił go. Pewnego dnia spotkał chrześcijanina, który zaprosił go do swego mieszkania: człowiek ten żył w starym busie przerobionym na "dom na kółkach". Mężczyzna okazał współczucie Jean-Claudowi, opowiedział mu o Jezusie Chrystusie i o miłości Bożej. Poselstwo to tak dotknęło jego serca, że nieco później Jean-Claude oddał swe życie Panu. Zaprosił swego rodzonego brata, który podobnie jak on żył na ulicy i opowiedział mu
0 tym, jak Bóg zmienił jego życie i co dla niego uczynił. Jego brat został zbawiony. Przez kilka lat trzymał się tego brata w Panu, który pomógł mu załatwić pracę. Ten zaprowadził go do lokalnego zboru zielonoświątkowego, gdzie został ochrzczony (zarówno Jean-Claude jak
1 jego brat).
Pewnego dnia udał się na obóz młodzieżowy w Belgi, na któiym chrześcijańska młodzież z Belgi i Francji spotykała się każdego roku. Tam właśnie poznał swoją przyszłą żonę (Stephanie) i wkrótce ożenił się z nią. Po ślubie zdecydował się zamieszkać wraz z żoną w Belgii i uczęszczać do ukraińskiego zboru zielonoświątkowego, gdzie także i ja uczęszczałem. Bóg dał im dwójkę kochanych dzieci, chłopca i dziewczynkę (Davida i Muriel), któiych bardzo kochał.
Bardzo szybko został powołany przez Pana do służby i udał się do Szkoły Biblijnej. Był to szczególnie trudny czas dla jego żony i rodziny - studia po prostu dużo kosztowały. Żona Jean-Clauda była jedynym żywicielem rodziny, utrzymywała dom i płaciła za studia.
Później Jean-Claude i Stephany rozpoczęli służbę w kościele. Jean-Claude podjął służbę pastorską, co trwało 10 lat. Po tym czasie, zaczęli podróżować z pomocą humanitarną na wschód. Bardzo szybko stało się to ich prawdziwą służbą. Przez okres przeszło 25 lat odbywali 10 podróży do Europy Wschodniej rocznie, wioząc odzież i żywność dla osób ubogch i potrzebujących. Widział Bożą łaskę w swym życiu. Pomimo wszystkich problemów, trudności z jakimi się zmagał, zawsze był pełen radości i wiary w to, co robił. Swą ostatnią podróż odbył do Łodzi w październiku 2008.
Umarł pełen pokoju w czwartek 9-go kwietnia 2009 roku, rankiem.