Był to nieduży dom w pobliżu rzymskiego cmentarza.
Samoloty i czołgi wprawiały szyby w drżenie.
Profesor astronomii, emeryt, nauczył mnie grać.
To musiało być w czterdziestym czwartym.
W komplecie, którym graliśmy, złuszczyła się prawie cała farba z czarnych figur.
Zaginął biały Król,
trzeba go było czymś zastępować.
Podobno - ja sam w to nie wierzę -widywałem tamtego lata wisielców na słupach telefonicznych.
Pamiętam, jak matka często zasłaniała mi oczy.
Miała swą własną metodę nagłego chowania mojej głowy pod swój płaszcz.
W szachach też - mówił mi profesor -mistrzowie grają z zawiązanymi oczami, ci najwięksi nawet na kilku szachownicach jednocześnie.
JANUSZ SZUBER LATO 1961
Pierwsza samodzielnie złowiona ryba,
Holowana ku płyciźnie na lekko popuszczanej żyłce. Chyba duża, sądząc po łomocie wody I silnych szarpnięciach zginających bambusowy kij. Cofałem się w stronę brzegu, tyłem,
Ostrożnie, aby nie zerwała przyponu,
Mamrocząc zaklęcia, składając jakieś obietnice,