Chciałem jeszcze coś powiedzieć, gdy zauważyłem, że Charlene, omijając mnie wzrokiem, wpatruje się w wejście do restauracji. Jej twarz zbladła i przybrała gniewny wyraz.
- Co się stało? - spytałem zwracając się w tamtą stronę. W kierunku parkingu szło kilka osób, rozmawiając jakby nigdy nic; żadna nie robiła na mnie niezwykłego wrażenia. Spojrzałem na twarz Charlene, która wciąż wyglądała na zaniepokojoną.
- Co tam zobaczyłaś?
- Zauważyłeś takiego faceta w szarej koszuli koło pierwszego rzędu samochodów?
Spojrzałem jeszcze raz na płytę parkingu. Z restauracji wychodziła tymczasem następna grupa ludzi.
-Jakiego faceta?
- Pewnie już go tam nie ma - stwierdziła, wytężając wzrok. Potem odwróciła się do mnie i wyjaśniła: - Ten mężczyzna, który ukradł moją teczkę, miał być łysawy, z brodą i w szarej koszuli. Wydaje mi się, że taki właśnie facet przyglądał się nam zza samochodów.
Poczułem skurcz strachu w żołądku. Obiecałem Charlene, że zaraz wrócę, i przeszedłem się po parkingu, przezornie starając się nie odchodzić zbyt daleko. Nie dostrzegłem jednak nikogo, kto odpowiadałby opisowi.
Gdy wróciłem, Charlene wyszła mi naprzeciw.
- Jak sądzisz? - spytała ostrożnie. - Może ten człowiek myślał, że mam w teczce kopię Rękopisu, i chciał go w ten sposób zdobyć?
- Nie mam pojęcia. Ale zaraz zadzwonimy znów na policję i powiemy im, co widziałaś. Powinni sprawdzić wszystkich pasażerów, którzy mają z tobą lecieć. Weszliśmy z powrotem do budynku i zadzwoniliśmy na posterunek. Policjanci przez dwadzieścia minut sprawdzali wszystkie samochody, potem oświadczyli, że nie mogą już poświęcić nam więcej czasu. Obiecali skontrolować wszystkich pasażerów samolotu, którym miała lecieć Charlene.
Gdy policjanci odjechali, znów znaleźliśmy się przy fontannie.
-Zaraz, o czym to mówiliśmy, zanim zobaczyłam tego