16_Wspomnienie_
drzwi »ciemni«, dzwonię. Otwierają mi moi znajomi, od wejścia krzyczę »dzień do-bry!«. A co! Niech wszyscy wiedzą, że jestem. Pani Ania, Paweł i On - nasz Pan Redaktor, nasza wyrocznia w tych kilku ścianach pracowni fotograficznej. Nerwowo szukam mojej stykówki, ciekawe, co tym razem wyszło. Już trzymam ją w ręku. »Nie jest źle« - myślę. Ustawiam się w kolejce do »biurka prawdy«. A za tym biurkiem On, zawsze elegancki, w garniturze, w ręku lupa i czarny marker. Odwlekam swoją kolej dopóki mogę. Nagle słyszę ciepły, wesoły glos: »No, Karolina, pokaż, co tam masz. Co tym razem ci tam wyszło«. Pan Złotnicki patrzy na mnie i czeka z tym diabelskim markerem w ręku. Wiedziałam, że nie ma co się chować. Zawsze mnie zauważy i te moje »pożal się Boże« wypociny. Jednak mimo skrępowania i lekkiego uczucia wstydu, pokazuję moje zdjęcia. Pan Redaktor patrzy chwilę i mówi: »To jest dobre«, »to też«, »patrz, tak będzie lepiej« i kadruje czarnym markerem jedno z ujęć. Przez 5 minut słucham słów krytyki przemieszanych z pochwałą. Stów, po które biegłam rano. Słów, których nie jest łatwo słuchać, ale warto. Po te słowa od Pana Redaktora co tydzień, przez cały rok akademicki przychodziłam nie tylko ja, ale wszyscy. Moi znajomi ze studiów, starsi, młodsi.
Środa bez wątpienia była warta wczesnego wstawania i niedospania. Co tydzień warto było przyjść i posłuchać, jaką znów »chałę« się wyprodukowało. Dlaczego było warto? Chyba nikt z nas nie potrafi dokładnie powiedzieć. Po prostu. Tak było. Zajęcia u Redaktora Złotnickiego w ciemni - marka sama w sobie.
Poza rzeczową krytyką można też było usłyszeć parę ciekawych dygresji. Mnie na przykład do dziś w głowie dźwięczą słowa, że nadaję się do Sejmu, bo dużo mówię, a nic nie robię. Kolega dowiedział się, że w budynku, który sfotografował, w czasie wojny była, delikatnie mówiąc, niemiecka agencja towarzyska. Takich przykładów można podawać wiele. Pokazują one, że, oprócz wiedzy, Pan Redaktor miał również duże poczucie humoru.
»Przeżyłem wojnę, przeżyłem Niemców, nie obchodzi mnie żadna bomba. Nigdzie się stąd nie ruszam« - takimi słowami przywitał nas pewnej środy, gdy dyrekcja Instytutu Dziennikarstwa dostała telefon o rzekomo podłożonej bombie. Bomby oczywiście nie było, a Pan Redaktor został. Za tydzień znów przywitał nas z lupą, markerem i krytycznymi, lecz pogodnymi słowami. Można by w kółko powtarzać, że chcielibyśmy, aby »środy« trwały nadal. I myślę, że będziemy to robić, tak jak będziemy wspominać słowa Redaktora. Nie zawsze słodkie. Ale nie chodzi o to, żeby było słodko, tylko szczerze. Będziemy kadrować zdjęcia ze słowami w głowie: »tak będzie lepiej«. Tak będziemy też wspominać Redaktora Złotnickiego, jako fotografa i pedagoga, który cierpliwie podpowiadał »jak będzie lepiej«.”
Karolina Kaczmarczyk, studentka III roku studiów licencjackich (Opracowali: Anna Zapolska i Wiesław Sonczyk)