- Czy pani baronowa nie romansowała z panem Starskim?- zapytał Wokulski.
- O!... zaraz romansowała. Flirtowała go, zresztą miała do niego feblik...
- Feblik?... Nie znałem tego wyrazu. Więc jeżeli miała feblik do Starskiego, to po cóż wyszła za barona?
- Bo ją o to błagał na klęczkach... groził, że odbierze sobie życie...
- Przepraszam, ale... Czy on ją błagał tylko o to, ażeby raczyła przyjąć jego nazwisko i majątek, czy też i o to, ażeby nie miała feblika do innych mężczyzn?...
- A wy?... a mężczyźni?... co wyrabiacie przed ślubem i po ślubie?... Więc kobieta...
- Proszę pani, nam, jeszcze kiedy jesteśmy dziećmi, tłomaczą, żeśmy zwierzęta i że jedynym sposobem uczłowieczenia się jest miłość dla kobiety, której szlachetność, niewinność i wierność trochę powściągają świat od zupełnego zbydlęcenia. No, i my wierzymy w tę szlachetność, niewinność et caetera, ubóstwiamy ją, padamy przed nią na kolana...
-1 słusznie, bo jesteście daleko mniej warci od kobiet.
- Uznajemy to na tysiące sposobów i twierdzimy, że wprawdzie mężczyzna tworzy cywilizację, ale dopiero kobieta uświęca ją i wyciska na niej idealniejsze piętno... Jeżeli jednak kobiety mają nas naśladować pod względem owej zwierzęcości, to niby czymże będą lepsze od nas, a nade wszystko: za co mamy je ubóstwiać?...
- Za miłość.
- I to piękna rzecz! Ale jeżeli pan Starski otrzymuje miłość za swoje wąsiki i spojrzenia, to znowu inny pan nie ma racji dawać za nią nazwiska, majątku i swobody.
- Ja pana coraz mniej rozumiem - rzekła pani Wąsowska.- Uznajesz pan, że kobiety są równe mężczyznom czy nie?..
- W sumie są równe, w szczegółach nie! Umysłem i pracą przeciętna kobieta jest niższą od mężczyzny; ale obyczajami i uczuciem ma być od niego o tyle wyższą, że kompensuje tamte nierówności. Przynajmniej tak nam to ciągle mówią, my w to wierzymy i pomimo wielu niższości kobiet stawiamy je wyżej od nas... Jeżeli zaś pani baronowa zrzekła się swoich zalet, a że się ich od dawna zrzekła, tośmy widzieli wszyscy, więc nie może dziwić się, że straciła i przywileje. Mąż pozbył się jej jako nieuczciwego wspólnika.
[-]
- Więc utrzymuje pan, że baron miał prawo odepchnąć i zniesławić kobietę?...
- Która go oszukała?... Miał.
- Co pan nazywa oszustwem?
- Przyjmowanie uwielbień barona pomimo feblika, jak pani mówi, do pana Starskiego.
Pani Wąsowska przygryzła usta.
- A baron ile miał takich feblików?...
- Zapewne tyle, na ile mu starczyło ochoty i okazji - odparł Wokulski. - Ale baron nie pozował na niewinność, nie nosił tytułu specjalisty od czystości obyczajów, nie był za to otaczany hołdami... Gdyby baron zdobył czyjeś serce twierdząc, że nigdy nie miał kochanek, a miał je, byłby także oszustem. Co prawda, nie tego w nim szukano.
Pani Wąsowska uśmiechnęła się.
- Wyborny pan jesteś!... A któraż kobieta twierdzi czy zapewnia was, że nie miała kochanków?...
- Ach, więc pani ich miała...
- Mój panie!... - wybuchnęła wdówka zrywając się.
Wnet jednak opamiętała się i rzekła chłodno:
- Zastrzegam sobie u pana niejaką względność w wyborze argumentów.
- Na co to?... Przecież oboje mamy równe prawa, a ja wcale się nie obrażę, jeżeli pani zapyta mnie o liczbę moich kochanek.
- Nie ciekawam.
Zaczęła chodzić po salonie. W Wokulskim zadrgał gniew., ale go opanował.
- Tak, przyznaję panu - mówiła - że nie jestem wolną od przesądów. No, ale ja jestem tylko kobietą, mam mózg lżejszy, jak utrzymują wasi antropologowie: zresztą jestem spętana stosunkami, nałogami i Bóg wie czym!... Gdybym jednak była rozumnym mężczyzną jak pan i wierzyła w postęp jak pan, umiałabym otrząsnąć się z tych naleciałości, a choćby tylko uznać, że prędzej lub później kobiety muszą być równouprawnione.
- Niby pod względem tych feblików?...
- Niby... niby... - przedrzeźniała go. - Właśnie mówię o tych feblikach...
- O!... to po cóż mamy czekać na wątpliwe rezultaty postępu? Już dziś jest bardzo wiele kobiet równouprawnionych pod tym względem. Tworzą nawet potężne stronnictwo, nazywające się kokotami... Ale dziwna rzecz: posiadając względy mężczyzn, panie te nie cieszą się życzliwością kobiet...
- Z panem nie można rozmawiać, panie Wokulski - upomniała go wdówka.
- Nie można ze mną rozmawiać o równouprawnieniu kobiet?
Pani Wąsowskiej zapłonęły oczy i krew uderzyła na twarz. Usiadła gwałtownie na fotelu i uderzywszy ręką w stół, zawołała: