wi obie brydżowe biblie, zostałem zaproszony na drugi dzień świąt na partyjkę i - co najważniejsze - gospodarz wprowadził mnie w tajniki gry Contractem (którym właśnie mieliśmy grać), stosowanym wówczas powszechnie na całym świecie z wyjątkiem - znajdującej się pod wpływem kultury francuskiej - Polski, w której nie tylko Plafona nie odrzucono, ale nonsensownie zmodyfikowano. Dobrze się stało, że staruszek tak mnie ukierunkował, gdyż za 25 lat ten nieszczęsny polski zapis będzie stanowił największą przeszkodę na drodze prowadzącej do stworzenia w kraju organizacji, która będzie mogła przyłączyć się do Europejskiej Ligi Brydżowej (Euro-pean Bridge League - EBL) i w konsekwencji do Światowej Federacji Brydża (World Bridge Federation - WBF).
Gdy piszę te wspomnienia właśnie dogadano się z Ukraińcami w sprawie Cmentarza Orląt Lwowskich i zamierzam, po raz pierwszy po wojnie, udać się w sentymentalną podróż do Lwowa, do moich, także brydżowych korzeni, tam m.in. na Cmentarzu Łyczakowskim, na mogile seniora Kuczyńskiego (mam namiary), zapalę polską świeczkę. Może to na jego grobie przeczytam epitafium, o którym pisze Jerzy Janicki, ekspert od nostalgicznych reminiscencji Iwowiaków, w swojej wzruszającej książce Krakidały: „Urodził się w Austrii, studiował w Polsce, był więziony w ZSRR i umarł na Ukrainie, nigdy nie opuszczając Lwowa”.
Od 1941 roku starałem się grać tylko zapisem międzynarodowym. Początkowo nie podobał mi się, wydawał się nudny, robry były szybkie, bez obron. Ale w miarę upływu czasu znajdowałem prawdziwy smak tej gry: zamiast chaotycznej, nieodpowiedzialnej, hazardowej (zależnej od przypadku) licytacji, zakończonej często premią za popełniony błąd lub karą za zgłoszenie prawidłowego kontraktu - jest nagradzane logiczne rozumowanie zakończone prawidłowym kontraktem, charakteryzującym się uzasadnioną matematycznie opłacalnością, błędy są zawsze karane, nadróbki są niewiele warte, licytuje się więcej szlemików, a zalicytowanie dużego szlema nie jest matematycznym nonsensem. Może rozgrywka i wist nie są tak ciekawe, gdyż nie rozgrywa się zwariowanych kontraktów. Stałem się agresywnym neofitą.
Niemiecka okupacja Lwowa nie służyła brydżowi. Godzina policyjna obsługiwana przez czujną i wrogą policję ukraińską oraz 60-godzinny tydzień pracy pozwalały - praktycznie rzecz biorąc
- na ćwiczenia tylko w niedzielne popołudnie lub w nocy z soboty na niedzielę. Te 3 lata byłyby całkiem stracone dla brydża, gdyby nie garnizon węgierski stacjonujący we Lwowie. Oficerowie węgierscy, a nawet sam generał, zapraszali często naszych brydżystów, którzy chodzili tam z przyjemnością (jedzenie, wino): w końcu nie byli to Niemcy, a to, co zrobił publicznie na placu św. Zofii węgierski generał zjednało naszym „bratankom” ogólną sympatię: na pierwszym z dwóch wagonów każdego tramwaju została umieszczona tablica z napisem: nurfurArier - generał widząc taki tramwaj, kazał adiutantowi zatrzymać pojazd i zrzucić tablicę na ziemię (Węgrzynie sąaryjczykami); nazajutrz ukazały się tablice z nowym napisem: nur fur Deutsche und Verbundete.
Poziom brydża węgierskiego był znacznie wyższy niż w Polsce, ich drużyna narodowa zdobyła dwukrotnie ME (1934 i 1938) i dwukrotnie wicemistrzostwo (1935 i 1936) - oczywiście wszyscy grali zapisem międzynarodowym, gdyż Plafona w ogóle nie znali. W 1937 roku mistrzostwa świata zorganizowano w Budapeszcie (ciekawostka: Austria wygrała z USA, które reprezentował team Culbertsona, różnicą 4740 pkt). Jan Kuczyński, który był częstym gościem generała, przekazał nam nie tylko informacje o przedwojennych sukcesach naszych sąsiadów i ich organizacji (Magyar Bridzs Szuretseg), ale także o nieznanej u nas konwencji uzgadniającej liczbę asów; do lat 50. funkcjonowała ona w Polsce pn. Konwencja węgierska, zanim - dzięki ukazującym się publikacjom
- została zastąpiona nazwą prawidłową: Blackwood (autorem konwencji był Easley R. Blackwood, prezes firmy Blackwood Bridge Enterprises, organizującej brydża na 32 luksusowych statkach).
Z początkiem lipca 1944 Lwów zajęli znowu Sowieci, ale jacyś inni, jak gdyby z innej talii. Oficerowie mieli pagony, szeregowi nie poklepywali ich po