Gazeta Wyborcza nr 38, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1997/02/14, dział ŚWIAT, str. 8 Leopold Unger Ulga tchórzy Uff. Świat odetchnął. Z "tchórzliwą ulgą", żeby użyć określenia, które zrobiło karierę po oddaniu Hitlerowi Czechosłowacji w Monachium w 1938 r. Formuła jak znalazł: na jakiś co najmniej czas Czeczenia zniknie z programów spotkań dyplomatycznych i z wyrzutów sumienia polityków i opinii publicznej. Na pierwszy rzut oka kolejne, jak przez kilka lat powtarzali Chińczycy, poważne ostrzeżenie rosyjskie odniosło skutek. Moskwa uprzedziła świat, że oficjalny udział zagranicy w uroczystości zaprzysiężenia Asłana Maschadowa potraktowany będzie jako "akt nieprzyjazny wobec Rosji", co pociągnie za sobą "odpowiednie kroki"... jakie, nie wiadomo. Wiadomo, że zagranica została w domu i że jedynym zagranicznym dygnitarzem, gorąco oklaskiwanym w środę w zablokowanym mieście Grozny, był Rosjanin Aleksander Lebiedź. Oklaski tym bardziej uzasadnione, że Lebiedź, z właściwą sobie delikatnością, znalazł komentarz do rosyjskiego ognia zaporowego wokół Czeczenii. "To zupełny idiotyzm - powiedział. - Demokratyczny i praworządny wybór prezydenta Czeczenii to wydarzenie, które powinno być jak najszerzej obchodzone". Trudno się powstrzymać od chichotu. I zadumy. Jesteśmy świadkami i, w pewnym sensie, aktorami podwójnej politycznej i moralnej sprzeczności. Pierwsza ujawnia, jak wielkie państwo, to znaczy Rosja, kompromituje się z braku wyobraźni. Ta sama Moskwa, która pozwoliła na pobyt kilkudziesięciu obserwatorów zagranicznych podczas wyborów w Czeczenii, nie pozwoliła niecały miesiąc później strachem i przemocą (zamknięte lotniska, odmowy wizy etc.) na udział innych obserwatorów w ceremonii "wyświęcenia" prezydenta i, może prowizorycznego, ale niewątpliwego triumfu demokracji. I to w Czeczenii! Na Kaukazie! W drugiej sprzeczności tkwi nie tylko Rosja, ale my wszyscy, reszta cywilizowanego świata. Ta sprzeczność jest dawniejsza niż dramat Czeczenii. I przetrwa inaugurację jej prezydenta. Z jednej bowiem strony podpisaliśmy uroczyście Akt Końcowy KBWE w Helsinkach i serię innych z niego zrodzonych dokumentów (m.in. Karta Paryska). Na ich mocy kwestia m.in. stosunków między jakimś państwem a mniejszościami na jego terytorium NIE stanowi sprawy wewnętrznej tego państwa i każdy ich sygnatariusz ma prawo, a nawet obowiązek, ingerencji w obronie praw człowieka. Z drugiej jednak strony, mimo świadomości ogromu zbrodni rosyjskich w Czeczenii (wystarczyło otworzyć telewizor w salonie), państwa leżące na zachód od Białorusi były sparaliżowane presją, ba, szantażem rosyjskim. Każdy krok dyplomatyczny w sprawie Czeczenii, uprzedzała Moskwa, dobije naszego i waszego, fizycznie chorego i politycznie słabego, Borysa Jelcyna, wzmocni nacjonalistów i ekstremistów, powstrzyma proces demokratyzacji i reform, doprowadzi do władzy siły wojny i terroru. Skąd my znamy ten repertuar? Jak to skąd? Z rosyjskiej ofensywy przeciw rozszerzeniu NATO. W obu wypadkach cała ta argumentacja jest równie fałszywa. Ale, znając Zachód, może się okazać równie skuteczna. Jeżeli i tym razem Zachód zostawi swe zasady w szatni... [Hasła: Czeczenia; Rosja - Czeczenia; prezydentura; Maschadow Asłan]