13 DÅ‚ugo nie mogÄ™ zasnąć. Przez dobrych kilka godzin pilnujÄ™ ogniska pÅ‚onÄ…cego przed lepiankÄ…. W Å›rodku Å›piÄ… nasi: Ella na hamaku, a Szósta i Crayton na podÅ‚odze, pod kocami. JakiÅ› czas pózniej ogieÅ„ przygasa i po trzaskajÄ…cych pÅ‚omieniach pozostaje tylko garść czerwonego żaru. WodzÄ™ wzrokiem za wÄ…sami dymu snujÄ…cymi siÄ™ w powietrzu, skÅ‚Ä™bionymi w szare obÅ‚oki pod baldachimem z liÅ›ci. W koÅ„cu żar także gaÅ›nie. Po prostu nie mogÄ™ zasnąć. Przez tyle lat byÅ‚am zamkniÄ™ta w sierociÅ„cu jak wiÄ™zieÅ„, sama ze swojÄ… zazdroÅ›ciÄ… i gniewem. Teraz nareszcie mogÄ™ o tym zapomnieć. UwierzyÅ‚am, że kiedy jesteÅ›my wszyscy razem, nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Czemu wiÄ™c wciąż, kiedy tylko mam chwilÄ™, żeby pomyÅ›leć, czujÄ™ w Å›rodku pustkÄ™? Wiem, czym ona jest. To samotność. Powtarzam sobie jednak: nie jesteÅ› sama. Ósmy Å›pi na ziemi, przy ognisku, tak blisko żaru, jak tylko siÄ™ da. W blasku wstajÄ…cego dnia zwiniÄ™ty w kÅ‚Ä™bek wydaje siÄ™ bardzo maÅ‚y. Leży pod cienkÄ… matÄ… z poskrÄ™canych pnÄ…czy, a sen ma bardzo niespokojny. ObserwujÄ™, jak co rusz przekrÄ™ca siÄ™ z bok u na bok, przeczesujÄ…c palcami wÅ‚osy, które i bez tego sÄ… dostatecznie zmierzwione. Dorzucam opaÅ‚u do ogniska, aby maksymalnie podsycić żar, ale pÅ‚omienie robiÄ… tyle trzasku, że Ósmy zaczyna siÄ™ krÄ™cić niespokojnie. Nie wiem dlaczego, ale budzi we mnie instynkt opiekuÅ„czy, a jednoczeÅ›nie, kiedy myÅ›lÄ™ o jego muskularnych ramionach, chciaÅ‚abym, żeby to on wziÄ…Å‚ mnie pod opiekÄ™. CoÅ› chyba w tym jest, że przeciwieÅ„stwa siÄ™ przyciÄ…gajÄ…. On jest zawsze skÅ‚onny do żartów, a ja... A ja nie. Przypominam sobie, jak opowiadaÅ‚ o wizji, w której widziaÅ‚ Setrakusa Ra. To najwiÄ™ksze zagrożenie ze wszystkich: ten jeden przeciwnik jest dla nas bardziej niebezpieczny niż armia dobrze uzbrojonych Mogów. Wiem, Crayton uważa, że nie jesteÅ›my jeszcze gotowi stanąć z nim do walki. Nasze Dziedzictwa nie wyksztaÅ‚ciÅ‚y siÄ™ w peÅ‚ni, nie mieliÅ›my okazji wspólnie trenować, wiÄ™c nie umiemy waÅ‚czyć jak drużyna, a poza tym musimy odnalezć brakujÄ…ce numery: Czwarty, PiÄ…ty i DziewiÄ…ty. Dopiero wtedy bÄ™dziemy mogli stawić czoÅ‚o takiemu mocarzowi jak Setrakus Ra. Wczoraj powiedziaÅ‚am o tym na gÅ‚os, a Ósmy potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… rozdrażniony takim sceptycyzmem. -ð Wiem, że razem możemy go pokonać powiedziaÅ‚. WidziaÅ‚em go w snack i czuÅ‚em jego moc. Wiem, do czego jest zdolny, ale znam też nasze możliwoÅ›ci, a te daleko przekraczajÄ… jego najÅ›mielsze marzenia. WierzÄ™ w naszÄ… siÅ‚Ä™. Musimy jednak być pewni zwyciÄ™stwa, każde z nas, inaczej nic z tego nie wyjdzie. -ð Zgadzam siÄ™ przytaknÄ…Å‚ Crayton ale najpierw musimy odszukać pozostaÅ‚ych. Kiedy zbierzecie siÄ™ razem, wzrosnÄ… szanse na zwyciÄ™stwo. ByÅ‚ zmartwiony, sÅ‚yszaÅ‚am to wyraznie. Ósmy obstawaÅ‚ przy swoim, niezachwiany w przekonaniu, że możemy pokonać wodza Mogów we czwórkÄ™. -ð Moje sny doprowadziÅ‚y mnie do was przekonywaÅ‚ i te same sny mówiÄ… mi, że damy radÄ™. Nie możemy uciekać nawet po to, żeby szukać pozostaÅ‚ych. Teraz Ósmy budzi siÄ™ i wstaje, przeciÄ…gajÄ…c zesztywniaÅ‚e mięśnie. Koszula podjeżdża mu do góry, odsÅ‚aniajÄ…c kawaÅ‚ek brzucha. ChÅ‚opak pochyla siÄ™, podnosi z ziemi drewnianÄ… laskÄ™ i obraca jÄ… w palcach. Nie mogÄ™ oderwać od niego oczu. To nowe, nieznane do tej pory uczucie rodzi we mnie jednoczeÅ›nie wstyd i ekscytacjÄ™. -ð DokÄ…d chcecie jechać? pyta Ósmy, wodzÄ…c wzrokiem po naszych twarzach. -ð Na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych od powiada Szósta, trÄ…cajÄ…c stopÄ… koniec jego laski, która wylatuje w powietrze i zatrzymuje siÄ™ w jej dÅ‚oni. NiezÅ‚y Z nich duet komików. Szósta odrzuca Ósmemu laskÄ™, a on udaje, że skacze po niÄ…, umyÅ›lnie upuszczajÄ…c jÄ… na ziemiÄ™. Ich zabawy przypominajÄ… flirt i muszÄ™ przyznać, że czujÄ™ siÄ™ zazdrosna. Nawet gdybym chciaÅ‚a, nie umiaÅ‚abym tak siÄ™ odnosić do Ósmego i w ogóle do nikogo. A Szósta już taka jest wyluzowana. Nic dziwnego, że Å›wietnie siÄ™ bawiÄ…. -ð No dobrze wzdycha Ósmy skoro tak uważacie... MożliwoÅ›ci podróży mamy kilka. Chcecie lecieć samolotem? Starczy nam pieniÄ™dzy na bilety dla wszystkich? Crayton poklepuje siÄ™ po kieszeni koszuli. -ð Nie bÄ™dzie z tym problemu. -ð Åšwietnie. W takim razie wracamy do New Delhi, tam kupujemy bilety i w Stanach możemy być za mniej wiÄ™cej dobÄ™. Druga możliwość jest taka, że za kilka godzin jesteÅ›my w Nowym Meksyku. -ð Wszyscy nie możemy siÄ™ teleportować zwraca mu uwagÄ™ Szósta, rysujÄ…c czubkiem Luta kółko na piasku. -ð Może i możemy odpowiada Ósmy z chytrÄ… minÄ…, dodajÄ…c do jej kółka parÄ™ oczu, nos i szeroki uÅ›miech. Oboje spoglÄ…dajÄ… na siebie, szczerzÄ…c zÄ™by. Musimy tylko udać siÄ™ w pewne miejsce, niedaleko stÄ…d, a potem już bÄ™dzie z górki. Wystarczy mieć wiarÄ™. WielkÄ… wiarÄ™. Widać, że trzymanie nas w niepewnoÅ›ci sprawia mu frajdÄ™. Zerkam w lewo, w prawo wszyscy kiwajÄ… gÅ‚owami do tego stopnia zarażeni jego pewnoÅ›ciÄ… siebie, że zapominajÄ… zapytać o szczegóły tego planu. A ja nie chcÄ™ być jedynÄ…, która zwróci mu uwagÄ™, że nie mamy zielonego pojÄ™cia, na czym wÅ‚aÅ›ciwie ten plan polega. -ð Szybciej niż samolotem zamyÅ›la siÄ™ Ella. I chyba znacznie fajniej? -ð ZainteresowaÅ‚eÅ› mnie. Crayton podnosi mój kuferek i zarzuca go sobie na ramiÄ™. Musisz nam pokazać to, o czym mówisz. Im szybciej, tym lepiej. JeÅ›li Setrakus Ra przybyÅ‚ już na ZiemiÄ™, to poÅ›piech jest jak najbardziej wskazany. Ósmy ucisza go, unoszÄ…c palec. A potem szybko Å›ciÄ…ga koszulÄ™ i wyskakuje ze spodni. Widok zapiera dech w piersi. -ð Nie ruszÄ™ siÄ™ nigdzie przed porannym pÅ‚ywaniem oznajmia, puszczajÄ…c siÄ™ pÄ™dem w kierunku urwiska, przez które przelewa siÄ™ wodospad. Odbija siÄ™ w peÅ‚nym biegu i rozkÅ‚ada rÄ™ce, zawisajÄ…c w powietrzu niczym szybujÄ…cy ptak. Podbiegam do krawÄ™dzi i spoglÄ…dam w dół akurat wtedy, gdy on, tuż przed pluÅ›niÄ™ciem w wodÄ™, zamienia siÄ™ w czerwonego miecznika i nurkuje, aby wynurzyć siÄ™ we wÅ‚asnej postaci. Nagle nachodzi mnie ochota, żeby skoczyć za nim, i zanim siÄ™ obejrzÄ™, już jestem w jeziorze. Woda jest niesamowicie zimna, ale kiedy wystawiam gÅ‚owÄ™, aby zaczerpnąć powietrza, czujÄ™ na twarzy rumieniec. Co siÄ™ ze mnÄ… dzieje? Zazwyczaj nie jestem taka spontaniczna. -ð NiezÅ‚y skok chwali Ósmy, podpÅ‚ywajÄ…c do mnie. Kiedy potrzÄ…sa gÅ‚owÄ…, lÅ›niÄ…ce czarne loki oblepiajÄ… mu czoÅ‚o. Mam do ciebie mówić Marina czy Siódma? Jak wolisz? -ð Jak chcesz. Wszystko mi jedno. Zaczynam siÄ™ wstydzić. -ð Podoba mi siÄ™ imiÄ™ Marina decyduje Ósmy, nie wiedzÄ…c, że mam dokÅ‚adnie takie samo zdanie. Powiedz mi, Marino, jesteÅ› w Indiach po raz pierwszy? -ð Tak. DÅ‚ugo mieszkaÅ‚am w Hiszpanii. W sierociÅ„cu. -ð W sierociÅ„cu? No cóż, przynajmniej miaÅ‚aÅ› tam towarzystwo. MogÅ‚aÅ› siÄ™ przyjaznić z różnymi dzieciakami. Nie to co ja. Widać wyraznie, że bardzo doskwieraÅ‚a mu samotność. UznaÅ‚am, że lepiej go nie oÅ›wiecać i nie wyjaÅ›niać, że ani jedna dziewczyna z sierociÅ„ca mnie nie lubiÅ‚a i nie miaÅ‚am żadnych przyjaciół, dopóki nie zjawiÅ‚a siÄ™ Ella; wzruszyÅ‚am tylko ramionami. -ð Pewnie masz racjÄ™ przyznajÄ™. Ale teraz jestem szczęśliwsza. -ð Wiesz co, Marino? Podobasz mi siÄ™ mówi Ósmy. W jego ustach moje imiÄ™ brzmi tak, jakby delektowaÅ‚ siÄ™ jego smakiem. JesteÅ› Å›wietna, chociaż taka spokojna. Przypominasz mi... Nagle z wielkim pluskiem coÅ› lÄ…duje pomiÄ™dzy nami, wzburzajÄ…c fale, które odpychajÄ… nas od siebie. Po chwili spod wody wynurza siÄ™ Szósta; jej wÅ‚osy spÅ‚ywajÄ… gÄ™stÄ… zÅ‚otÄ… strugÄ… po plecach. Nie mówiÄ…c ani sÅ‚owa, nurkuje z powrotem, pociÄ…gajÄ…c Ósmego za sobÄ…. Ja też siÄ™ zanurzam, aby popatrzeć, jak mocujÄ… siÄ™ pod wodÄ…; wreszcie chÅ‚opak, rozeÅ›miany od ucha do ucha, bÅ‚aga o litość, a Szósta puszcza go. -ð Ależ ty jesteÅ› silna dyszy Ósmy, wynurzajÄ…c siÄ™ i zanoszÄ…c kaszlem. -ð Nie zapominaj o tym uÅ›miecha siÄ™ ona. Możemy już stÄ…d iść? WidzÄ…c ich splÄ…tane ciaÅ‚a, poczuÅ‚am ukÅ‚ucie zazdroÅ›ci, ale nie czas teraz na to. Zanurzam gÅ‚owÄ™; potrzebujÄ™ kilku chwil, żeby siÄ™ pozbierać. NapeÅ‚niam pÅ‚uca wodÄ… i tonÄ™, aż wreszcie moje stopy dotykajÄ… skalistego, pokrytego muÅ‚em dna. Siadam w tej gÄ™stej brei, próbujÄ…c poukÅ‚adać myÅ›li. Jestem na siebie zÅ‚a ze tÄ™ wrażliwość, bezradność. To tylko zauroczenie ! Nic wiÄ™cej! Bo tak naprawdÄ™ wcale mnie nie obchodzi, czy Ósmy woli gÅ‚adkie, piÄ™kne wÅ‚osy Szóstej od mojej niesfornej strzechy. Przecież ona nie jest i nie może być mojÄ… rywalkÄ…. Musimy dziaÅ‚ać zespoÅ‚owo, ufać sobie nawzajem. Nie chcÄ™ zÅ‚oÅ›cić siÄ™ na SzóstÄ…, zwÅ‚aszcza po tym wszystkim, co dla mnie zrobiÅ‚a. Przez kilka chwil krążę w tÄ™ i z powrotem po dnie jeziora, usiÅ‚ujÄ…c wymyÅ›lić jakiÅ› dowcipny tekst, który rzucÄ™ po wyjÅ›ciu z wody. Dam radÄ™, powtarzam sobie w myÅ›lach. RozglÄ…dajÄ…c siÄ™, dostrzegam, że jestem dokÅ‚adnie pod wodospadem, gdzie przejrzysta woda iskrzy siÄ™ i mieni. Nagle wpada mi w oko bÅ‚ysk Å›wiatÅ‚a odbitego od jakiejÅ› powierzchni ; w mule tkwi dÅ‚ugi srebrzysty przedmiot. PodpÅ‚ywam, chcÄ…c przyjrzeć siÄ™ z bliska. Obiekt ma okoÅ‚o piÄ™ciu metrów dÅ‚ugoÅ›ci. Okrążam go, uÅ›wiadamiajÄ…c sobie z niebotycznym zdumieniem, że to szyba kabiny jakiegoÅ› pojazdu. W Å›rodku dostrzegam fotel, a na nim loryjski kuferek. Nie do wiary! Czyżby to byÅ‚ ten sam mogadorski statek, który Ósmy widziaÅ‚ w dniu, w którym zginÄ…Å‚ jego Cepan? OglÄ…dam siÄ™ za siebie, sÅ‚yszÄ…c czyjÅ› zdÅ‚awiony krzyk, ale nie, nic siÄ™ nie dzieje, to tylko ja. OdnajdujÄ™ klamkÄ™ i ciÄ…gnÄ™ za niÄ…, ale wÅ‚az ani drgnie przygnieciony ciÅ›nieniem wody na dnie jeziora. Mimo to szarpiÄ™ dalej, aż wreszcie kabina daje siÄ™ otworzyć. Åšwieża woda jeziora miesza siÄ™ z tÄ…, która zalegaÅ‚a w Å›rodku. BiorÄ™ w dÅ‚onie oÅ›lizgÅ‚y kuferek i wynurzam siÄ™ jak najszybciej. Na powierzchni widzÄ™, że Szósta i Ósmy siedzÄ… na trawie i rozmawiajÄ…. Ella wymachuje przyniesionÄ… z lepianki laskÄ…, najpierw nad gÅ‚owÄ…, a potem przed sobÄ…. Crayton obserwuje swojÄ… podopiecznÄ…, opierajÄ…c podbródek na dÅ‚oniach. Kiedy wychodzÄ™ z wody, Ella wbija laskÄ™ w ziemiÄ™ i woÅ‚a: -ð Marina! -ð No jesteÅ›! Gdzie siÄ™ podziewaÅ‚aÅ›? pyta Ósmy, podchodzÄ…c do brzegu. -ð WyÅ‚az! dodaje Szósta. Musimy stÄ…d spadać. WyciÄ…gam znaleziony kuferek spod wody, unoszÄ…c go wy- soko, żeby wszyscy zobaczyli. UÅ›miechniÄ™ta tak szeroko, że aż kolÄ… mnie policzki, nie zwracam najmniejszej uwagi na ohydnÄ…, mÄ™tnÄ… wodÄ™, która leje mi siÄ™ na gÅ‚owÄ™. Cudownie widzieć ich szeroko otwarte usta i oczy wielkie jak spodki. Tak mnie to krÄ™ci, że zamiast wyjść i podać komuÅ› kuferek, przepycham go w powietrzu telekinezÄ…, zatrzymujÄ…c w pobliżu Ósmego i Szóstej. -ð Ósmy! woÅ‚am. Zobacz, co znalazÅ‚am! ChÅ‚opak znika w jednej chwili z trawy, by pojawić siÄ™ obok kuferka. Bierze go w rÄ™ce i przyciska do piersi, choć jest caÅ‚y w szlamie. Potem, nie wypuszczajÄ…c go z rÄ…k, teleportuje siÄ™ z powrotem tam, gdzie staÅ‚. -ð Nie mogÄ™ w to uwierzyć mówi wreszcie oszoÅ‚omiony. Przez caÅ‚y czas miaÅ‚em go pod samym nosem. -ð ByÅ‚ w kabinie mogadorskiego statku, który leży na dnie jeziora uÅ›ciÅ›lam, wychodzÄ…c z wody. Ósmy znów siÄ™ teleportuje, tym razem tak blisko mnie, że niemalże ociera siÄ™ nosem o mój nos. Zanim zdążę uprzytomnić sobie, jakie to miÅ‚e czuć na twarzy jego ciepÅ‚y oddech, on Å‚apie mnie w ramiona i mocno caÅ‚uje w usta, wirujÄ…c jak fryga. SztywniejÄ™ na caÅ‚ym ciele, nie wiedzÄ…c, co zrobić z rÄ™kami. W ogóle nie wiem, co mam robić, wiÄ™c po prostu... niech siÄ™ dzieje, co chce. Jego usta sÄ… sÅ‚one i sÅ‚odkie jednoczeÅ›nie. CaÅ‚y Å›wiat znika i mam wrażenie, że unoszÄ™ siÄ™ w czarnej pustce. Kiedy Ósmy stawia mnie z powrotem na ziemi, odchylam gÅ‚owÄ™, zaglÄ…dajÄ…c mu w oczy. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiem, że to, co ja przeżyÅ‚am jako wspaniaÅ‚Ä… chwilÄ™ romantycznego uniesienia, dla niego byÅ‚o spontanicznym gestem wdziÄ™cznoÅ›ci. I niczym wiÄ™cej. Jestem gÅ‚upia. NaprawdÄ™ muszÄ™ wybić sobie z gÅ‚owy to zadurzenie. -ð Nigdy nie pÅ‚ywam w tym miejscu mówi Ósmy. Zawsze wskakiwaÅ‚em do wody z tamtej strony jeziora. KrÄ™ci gÅ‚owÄ…. Nigdy siÄ™ stamtÄ…d nie ruszaÅ‚em. DziÄ™kujÄ™, Marino. -ð Nie ma za co szepczÄ™ wciąż jeszcze półprzytomna po pierwszej części jego podziÄ™kowania. -ð No dobrze, przywitaÅ‚eÅ› siÄ™ ze starym przyjacielem, a teraz może go otworzysz? proponuje Crayton. Nie daj siÄ™ prosić! -ð Aha! Jasne, pewnie, że tak! woÅ‚a Ósmy, teleportujÄ…c siÄ™ z powrotem do kuferka. Szósta podchodzi do mnie. -ð To byÅ‚o niesamowite, Marino! Åšciska mnie mocno, a potem cofa siÄ™ na dÅ‚ugość wyciÄ…gniÄ™tych rÄ…k i potrzÄ…sa za ramiona, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ znaczÄ…co i dodajÄ…c Å›ciszonym gÅ‚osem: Czy mnie wzrok nie myliÅ‚, że Ósmy pocaÅ‚owaÅ‚ ciÄ™ w usta? -ð TrochÄ™ to dziwne, co? odpowiadam również szeptem, wypatrujÄ…c uważnie na jej twarzy wszelkich Å›ladów zazdroÅ›ci. Ale dla niego to chyba nic nie znaczyÅ‚o. -ð Nie, wcale nie dziwne. To byÅ‚o Å›wietne. Szósta szczerze siÄ™ cieszy z tego, co mnie spotkaÅ‚o. Jak przyjaciółka alko siostra. Wstyd mi, że byÅ‚am o niÄ… zazdrosna. W tym momencie Ella zaczyna naÅ›ladować gÅ‚osem granie werbla, dajÄ…c znak, że Ósmy zaraz otworzy swój kuferek. OglÄ…damy siÄ™ na niego. Ósmy kÅ‚adzie dÅ‚onie na kłódce, która niemalże natychmiast zaczyna drżeć. Wieko kuferka unosi siÄ™ sprężyÅ›cie, a on bÅ‚yskawicznym ruchem wsuwa rÄ™ce do Å›rodka aż po same Å‚okcie, chcÄ…c dotknąć wszystkiego naraz. Cieszy siÄ™ jak dziecko, które otworzyÅ‚o pudÅ‚o z zabawkami. Stajemy dookoÅ‚a, żeby też coÅ› zobaczyć. Dostrzegam kilka kamieni podobnych do tych, które widziaÅ‚am w swoim kuferku, ale pozostaÅ‚e przedmioty nie przypominajÄ… niczego z mojej Schedy. Jest tam i szklany pierÅ›cieÅ„, i zakrzywiony róg, jakby jeleni. Ósmy dotyka kawaÅ‚ka czarnej tkaniny, która w jego palcach migocze bÅ‚Ä™kitem i czerwieniÄ…, a potem wyjmuje zÅ‚otÄ… paÅ‚eczkÄ™ dÅ‚ugoÅ›ci ołówka. -ð O mówi miÅ‚o znów ciÄ™ widzieć. -ð Co to? pyta Szósta. -ð Nie wiem, jak siÄ™ naprawdÄ™ nazywa, ale ja mówiÄ™ na to duplikator . Ósmy unosi paÅ‚eczkÄ™ nad gÅ‚owÄ… jak czarodziejskÄ… różdżkÄ™. Kiedy potrzÄ…sa dÅ‚oniÄ…, paÅ‚eczka siÄ™ wydÅ‚uża i rozwija niczym zrolowany zwój. Po chwili ma już ksztaÅ‚t zÅ‚otego arkusza o rozmiarach przeciÄ™tnej futryny; gdy Ósmy prostuje palce, arkusz zawisa w powietrzu. ChÅ‚opak chowa siÄ™ za tÄ… kurtynÄ… i zaczyna robić pajacyki, a my widzimy tylko jego dÅ‚onie i stopy ukazujÄ…ce siÄ™ zza niej. -ð No dobra mruczy Szósta. To jest najdziwniejsza rzecz, jakÄ… widziaÅ‚am w życiu. Ósmy teleportuje siÄ™ staje obok niej i przechyla gÅ‚owÄ™, drapiÄ…c siÄ™ po brodzie jak juror oceniajÄ…cy czyjÅ› wystÄ™p. Wszyscy z powrotem odwracamy wzrok w stronÄ™ zÅ‚otego arkusza, zza którego wciąż widać dÅ‚onie i stopy poruszajÄ…ce siÄ™ miarowo w dół i w górÄ™. Zaraz... Jest dwóch Ósmych! Ten stojÄ…cy obok Szóstej klaszcze i wyciÄ…ga rÄ™kÄ™, a arkusz skÅ‚ada siÄ™ i Å›ciÄ…ga, lÄ…dujÄ…c w jego dÅ‚oni jako krótka paÅ‚eczka. -ð ImponujÄ…ce mówi Crayton, nagradzajÄ…c pokaz gÅ‚oÅ›nymi, miarowymi oklaskami. Ten gadżet już niedÅ‚ugo bardzo nam siÄ™ przyda. Przynajmniej do odwracania uwagi przeciwnika. Do tego nadaje siÄ™ Å›wietnie. -ð Kilka razy posÅ‚użyÅ‚em siÄ™ nim, żeby wykraść siÄ™ z domu wyznaje Ósmy. Reynolds nigdy siÄ™ nie zorientowaÅ‚, że tak umiem. Zawsze, nawet kiedy jeszcze żyÅ‚, próbowaÅ‚em wszystkiego, żeby wykorzystać moje Dziedzictwa do maksimum. Crayton podaje mu ubranie, które zdjÄ…Å‚ przed skokiem do wody, i podnosi mój kuferek. -ð NaprawdÄ™ musimy już ruszać w drogÄ™. -ð Ej, daj spokój. Ósmy wciÄ…ga spodnie, skaczÄ…c dookoÅ‚a. Rzuca okiem na Craytona i wyjaÅ›nia przymilnym gÅ‚osikiem: Przed chwilÄ… odzyskaÅ‚em swój kuferek. Nie mogÄ™ siÄ™ z nim zapoznać? Bardzo mi go brakowaÅ‚o. -ð Pózniej ucina Crayton, ale kiedy odwraca siÄ™ do nas. widzÄ™, że jest uÅ›miechniÄ™ty. Ósmy odkÅ‚ada zÅ‚otÄ… paÅ‚eczkÄ™ do kuferka i wyciÄ…ga stamtÄ…d zielony krysztaÅ‚, który wsuwa do kieszeni. Potem zatrzaskuje wieko i podnosi kuferek z tragicznym westchnieniem . -ð No dobrze... jÄ™czy żaÅ‚oÅ›nie. Spotkanie po latach musi wiÄ™c poczekać. Wszyscy za mnÄ…! -ð Ile razy Setrakus Ra odwiedziÅ‚ ciÄ™ we Å›nie? pyta Crayton Ósmego. Idziemy już ponad pięć godzin, powoli wspinajÄ…c siÄ™ po zboczu góry. Ósmy prowadzi nas krÄ™tym szlakiem, który bardziej przypomina półkÄ™ skalnÄ… niż Å›cieżkÄ™. WszÄ™dzie zalega cienka warstwa Å›niegu i kula brutalny wicher. Marzniemy na kość, ale z pomocÄ… przychodzi nam Dziedzictwo Szóstej, która odpycha od nas Å›nieg i wiatr. Panowanie nad pogodÄ… to z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… jedno z najbardziej użytecznych loryjskich Dziedzictw. -ð OdzywaÅ‚ siÄ™ do mnie już od jakiegoÅ› czasu, próbowaÅ‚ zwieść i wyprowadzić z równowagi odpowiada Craytonowi Ósmy ale odkÄ…d przyleciaÅ‚ na ZiemiÄ™, roki to częściej. WyÅ›miewa siÄ™ ze mnie, kÅ‚amie, a ostatnio namawiaÅ‚, żebym siÄ™ poÅ›wiÄ™ciÅ‚ za wszystkich: jeÅ›li oddam życie, wy bÄ™dziecie mogli wrócić na Lorien. Ostatnio atakowaÅ‚ jeszcze mocniej niż zazwyczaj. -ð Co to znaczy atakowaÅ‚ ? chce wiedzieć Crayton. -ð ZeszÅ‚ej nocy pokazaÅ‚ mi w wizji mojego przyjaciela Devdana wiszÄ…cego na Å‚aÅ„cuchach. Nie wiem, czy to wydarzyÅ‚o siÄ™ naprawdÄ™, czy może to byÅ‚a sztuczka, ale mocno namieszaÅ‚o mi w gÅ‚owie. -ð Czwarty też go widzi wtrÄ…ca Szósta. Ósmy obraca siÄ™ z zaskoczonÄ… minÄ… i dalej idzie tyÅ‚em, ukÅ‚adajÄ…c sobie wszystko w gÅ‚owie. JednÄ… stopÄ™ stawia niebezpiecznie blisko krawÄ™dzi; widzÄ…c to, wyciÄ…gam nerwowo rÄ™kÄ™, ale on nawet siÄ™ nie chwieje. -ð Wiecie, chyba widziaÅ‚em go dzisiaj w nocy mówi dalej. Dopiero teraz sobie przypomniaÅ‚em. Czwarty to wysoki blondyn? -ð Wysoki i przystojniejszy od ciebie uÅ›miecha siÄ™ Szósta. Tak, to on. Ósmy zatrzymuje siÄ™ w miejscu, marszczÄ…c brwi w gÅ‚Ä™bokim zastanowieniu. Przepaść, która otwiera siÄ™ po lewej, ma jakieÅ› sześćset metrów. -ð Zawsze uważaÅ‚em dodaje Ósmy zamyÅ›lony że to ja, ale chyba jednak siÄ™ myliÅ‚em. -ð Ze co ty? pytam, bÅ‚agajÄ…c go w myÅ›lach, żeby odsunÄ…Å‚ siÄ™ od urwiska. -ð Ze ja to Pittacus Lore. -ð Dlaczego tak uważaÅ‚eÅ›? drąży Crayton. -ð Bo Reynolds powiedziaÅ‚ mi kiedyÅ›, że Pittacus i Setrakus Ra zawsze umieli nawiÄ…zać kontakt ze sobÄ…. Ale teraz mówicie, że Czwarty też to potrafi, wiÄ™c już sam nie wiem. Odwraca siÄ™ z powrotem i znów idzie przodem. Ale jak to możliwe, żeby ktoÅ› byÅ‚ Pittacusem? pyta Ella. -ð Każde z nas ma zająć miejsce jednego czÅ‚onka Starszyzny, wiÄ™c to chyba musi oznaczać, że ktoÅ› zastÄ…pi Pittacus Lore wyjaÅ›nia Szósta. Czwarty dowiedziaÅ‚ siÄ™ tego z listu od swojego Cepana. CzytaÅ‚am ten list. Docelowo mamy przewyższyć mocÄ… poprzedniÄ… StarszyznÄ™. Dlatego Mogadorczykom tak siÄ™ spieszy. ChcÄ… zdążyć, zanim staniemy siÄ™ dla nich zagrożeniem, nauczymy siÄ™ lepszych form obrony i ataku. OglÄ…da siÄ™ na Craytona, który przytakuje wszystkiemu, co ona mówi. Chyba tylko ja wiem tak niewiele a w zasadzie zupeÅ‚nie nic o wÅ‚asnej historii. Adelina nie chciaÅ‚a mi nic mówić, nigdy nie odpowiadaÅ‚a na żadne pytania i nawet sÅ‚owem nie daÅ‚a do zrozumienia, jakie mogÄ… być moje przyszÅ‚e możliwoÅ›ci. MuszÄ™ wierzyć, że pewnego dnia, kiedy przyjdzie wÅ‚aÅ›ciwy czas, sama odkryjÄ™, kim jestem. Czasami jest mi przykro, gdy pomyÅ›lÄ™ o tym, co mogÅ‚abym już wiedzieć, o tym, jak powinno byÅ‚o wyglÄ…dać moje dzieciÅ„stwo. Nie mam jednak czasu żaÅ‚ować tego, czego zmienić już nie można. Ella zbliża siÄ™ do mnie, ocierajÄ…c dÅ‚oniÄ… o mojÄ… dÅ‚oÅ„. -ð WyglÄ…dasz na smutnÄ…. Wszystko w porzÄ…dku? UÅ›miecham siÄ™ do niej. -ð Nie jestem smutna, tylko zÅ‚a na siebie. Zawsze winiÅ‚am AdelinÄ™ za to, że moje Dziedzictwa nie osiÄ…gnęły wÅ‚aÅ›ciwego poziomu, ale spójrz na Ósmego: on też straciÅ‚ Cepana, a mimo to daÅ‚ radÄ™ rozwinąć to, co miaÅ‚. Przez kilka minut idziemy w milczeniu, aż wreszcie Ósmy przerywa ciszÄ™. -ð Czy ktoÅ› kiedyÅ› żaÅ‚owaÅ‚, że Starszyzna nie daÅ‚a nam zamykanych plecaków zamiast... tego? pyta, przekÅ‚adajÄ…c swój kuferek z ramienia na ramiÄ™. OglÄ…dam siÄ™ na Craytona dotkniÄ™ta nagÅ‚ym wyrzutem sumienia. Pod chodzÄ™, żeby wziąć od niego swój kuferek, ale on tylko odpycha mnie delikatnym ruchem. -ð Na razie go poniosÄ™, Marino. NiedÅ‚ugo sama bÄ™dziesz musiaÅ‚a dzwigać ten ciężar, ale jeszcze ci pomogÄ™. Znów przez kilka minut maszerujemy w milczeniu, aż Å›cieżka wiodÄ…ca skrajem przepaÅ›ci nagle siÄ™ urywa. Do szczytu pozostaÅ‚o nam jeszcze kilkaset metrów. WodzÄ™ wzrokiem po górskiej panoramie po lewej stronie. Himalaje sÄ… olbrzymie i ciÄ…gnÄ… siÄ™ chyba bez koÅ„ca. Widok zapiera dech w piersi; mam nadziejÄ™, że zapamiÄ™tam go na zawsze. -ð A teraz dokÄ…d? pyta Szósta, mierzÄ…c sceptycznym spojrzeniem wznoszÄ…cÄ… siÄ™ nad nami górÄ™. Nie damy rady wejść prosto na szczyt. A innych możliwoÅ›ci nie widzÄ™. Ósmy wskazuje dwa gigantyczne gÅ‚azy wparte w górskie zbocze, a potem zaciska dÅ‚oÅ„ w pięść. GÅ‚azy rozsuwajÄ… siÄ™ na koki, ukazujÄ…c krÄ™te kamienne schody prowadzÄ…ce pod skalnÄ… Å›cianÄ™. Ósmy wstÄ™puje na stopnie. Idziemy za nim. Perspektywa tego, co nas czeka, przyprawia mnie o klaustrofobiÄ™ i przytÅ‚acza poczuciem zagrożenia. JeÅ›li ktoÅ› wejdzie tutaj za nami, to nie bÄ™dzie już odwrotu. -ð JesteÅ›my prawie na miejscu mówi Ósmy, oglÄ…dajÄ…c siÄ™ przez ramiÄ™. Na schodach jest zimno; kije od nich lodowaty chłód, który wsiÄ…ka w stopy i przenika caÅ‚e ciaÅ‚o. Kiedy nareszcie siÄ™ koÅ„czÄ…, przed nami otwiera siÄ™ olbrzymia jaskinia wykuta we wnÄ™trzu góry. Po kolei wynurzamy siÄ™ z korytarza, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ z po- dziwem dookoÅ‚a. Sklepienie wisi kilkaset metrów nad nami, a Å›ciany sÄ… gÅ‚adkie, wypolerowane. Na jednej z nick znajduje siÄ™ powtórzony dwukrotnie rysunek: dwie równolegÅ‚e, gÅ‚Ä™boko wykute w skale linie pionowe, wysokie na ponad dwa metry i odlegÅ‚e od siebie o półtora. PomiÄ™dzy nimi widnieje niewielki bÅ‚Ä™kitny trójkÄ…t, a nad nim trzy krótkie Å‚uki uÅ‚ożone poziomo. -ð To majÄ… być drzwi? pytam, wodzÄ…c oczami po tych liniach. Ósmy staje z boku, żebyÅ›my mogli siÄ™ przyjrzeć. -ð Nie, to nie majÄ… być drzwi. To sÄ… drzwi. A prowadzÄ… do najdalszych zakÄ…tków Ziemi.