so — co po cygańsku znaczy „przeklęty Niemiec". Jest to niezapomniana scena — zamiast jak zwykle na leśnej polanie, Cyganie zasiadają na krzesłach z niklowanych rurek; gdy któryś ze starszyzny wylewa zgodnie z tradycją wino z myślą o przodkach, trunek rozlewa się po podłodze pokrytej linoleum Kris podjął decyzję przyłączenia się do walki z Niemcami i przez następne miesiące Yoors pracował z rosnącą w całej Francji siecią Cyganów, którzy używali swych wozów do przewożenia broni dla ruchu oporu. Często w metalowych koszach pod wozami kryli się brytyjscy lotnicy, których samoloty zostały zestrzelone. W tym przypadku niezwykły dla Cyganów udział w wojnie Gadżów wydawał się mniej nic na miejscu, bowiem wypełniali długą tradycję pomocy ludziom ukrywającym się przed policją
Wierzenia Cyganów wytrzymały nąjwiększe trudy wojny. Raz Yoors i Pulika ukrywali się w lesic zmarznięci i głodni. Nawiązali kontakt z grupą francuskiego ruchu oporu, gdzie zaproponowano im posiłek złożony ze świeżo ugotowanego bażanta. Pulika odmówił jedzenia Mimo swego upodobania do uczt, prawdziwi Rom nie zjedzą nigdy dziczyzny, gdyż zwierzyno Jest swobodna i dzika podobnie Jak my sami (Przeprawa. s. 8$).
Po wielu miesiącach Yoors i wielu jego cygańskich towarzyszy zostało złapanych przez Niemców. Oddzielony od cygańskich więźniów. Yoors został uwięziony w osobnej celi w więzieniu La Santć w Paryżu. Pewnej nocy usłyszał dochodzący z oddali głos. dobiegąjący echem z innej celi w labiryncie, który wołał po cygańsku: Romale taj Szarale. Czurara taj wi Lowara. ame Rom sam (Mężczyźni i młodzieży cygańska. Czurarzy I Lowarzy — jesteśmy Rom). Tego nocnego krzyku nigdy nie zidentyfikowałem, ale nie miało to znaczenia — pisze Yoors. Przywiódł mi on na pamięć wyraźną. żywą wizję rozciągniętych na dużej przestrzeni zaprzęgów cygańskiego taboru, sunących (Jeden za drugim) niestrudzenie w stronę horyzontu. (Przeprawa. s. 128)
Wizja ta trzymała go przy życiu przez sześć miesięcy tortur, ponad rok uwięzienia i świadomość, że Niemcy starają się zetrzeć Cyganów z mapy Europy. Po wojnie dowiedział się. że pół miliona Cyganów łącznic z Puliką i prawic całą jego rodziną zginęło w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
Samego Yoona uratował przypadek, dziwoie pasujący do człowieka. który żył podwójnym życiem. W wyniku urzędniczego błędu jego akta zostały widocznie pomylone z dokumentami innego więźnia i niespodziewanie został zwolniony. Niemcy uświadomili sobie swoją pomyłkę i w dwadzieścia cztery godziny później płakaty z jego wizerunkiem wisiały w całym Paryżu. Ale Yoors zdołał połączyć się znów z podziemiem i w końcu uciekł przez Pireneje do Hiszpanii Tam powracał do zdrowia przebywąjąc wśród Cyganów. Dwóch z nich miało go odwiedzić w Nowym Yorku trzydzieści lat później.
Grozą napełnia myśl. że ten człowiek siedzący naprzeciw mnie był kiedyś torturowany przez hitlerowców. W książce unikał szczegółów na ten temat, więc pytam go o to z wahaniem.
— Musi pan zrozumieć, że potem przez jakiś czas byłem naprawdę obłąkany. Przez wiele lat po wojnie dręczyły mnie koszmarne sny Kiedy szedłem do restauracji — widzi pan. aresztowano mnie w paryskiej kawiarni — musiałem siedzieć przodem do drzwi i blisko wyjścia. Dlatego właśnie w 1950 roku przybyłem do Ameryki: chciałem uciec jak najdalej od Niemców.
Jan Yoors jedzie chodnikiem zatłoczonej Bleccker Street. — Nic będzie tu trudno znaleźć Cyganów — mówi. — Są wszędzie Dobrze im się tutaj powodzi. Stany Zjednoczone mają nąjwiększy procent ludzi na świebe z wyższym wykształceniem; to przygotowuje paqemów do psychoanalizy i wróżenia. Poza tym ostatnio Cyganie wykorzystują fakt bycia mniejszością etniczną; dostają różne dotacje, pieniądze od ościołów i specjalne pożyczki rządowe. Dla nich jest to jeszcze jeden tziwny zwycząj Gadżów. z którego można skorzystać, tak jak ten. że hcą. aby im wróżyć. Nawiasem mówiąc, niech pan nie wierzy w te rodnie o cygańskich królach. Nie ma czegoś takiego. To też dla mylenia Gadżów. Każdy Cygan, który przychodzi do szpitala staje się utomatycznie królem. Królowie są lepiej traktowani.
Przypomina mi to o innym błędnym przekonaniu Gadżów dotyczą-ym Cyganów, o którym Yoors mówi w swoich książkach. Na przykład nsarze, którzy pisali o życiu Cyganów obserwując ich tylko z zewnątrz, ak D H. La w ren ce w The Vtrgm and the Ciypsy (Cygan i panna) często wyobrażali sobie, że cygańska wolność pociąga za sobą również wobodę seksualną. Ale w rzeczywistości Cyganie są bardzo purylańscy monogamiczni Nawet ci pisarze, którzy osobiście odwiedzali Cyga-iów zwykle wracali z obrazem, jaki Cyganie chcieli im przekazać: tlowieszczego i tajemniczego ludu. odprawiającego egzotyczne obrzędy i bdarzooego nadprzyrodzoną intuicją. Jest to obraz, jaki Cyganie iclęgnują od wieków, ponieważ sprzyja wróżeniu i pomaga odstraszyć policję- Sobie Cyganie nic wróżą
U podłoża cygańskiej swobody leży zdolność do prześliznięcia się przez granice, gdy grozi niebezpieczeństwo, czy też korzyści zachęcają do zmiany kraju. Yoors opisuje jedno takie zdarzenie w Cyganach: Wyraźnie pamiętam długie marsze nocą chyłkiem w głąb terytorium me nanego mi kraju. W czasie Jednego z takich marszów koniom owinięto słomą podkowy, przewiązując Je paskami kolorowego perkału. Podoi tednostajny deszcz. Już od szeregu dni wozy cygańskie gromadziły się w pobliżu granicy. Któregoś wieczoru zjechały się wszystkie i w marszu zaczęły formować w Jedną długą kolumnę tak. żeby całą gromodą przekroczyć granicę. Zjeżdżając z traktu Jechaliśmy na przełaj nierównym •erenem. Wśród zacinającego deszczu kolumna posuwała się wolno do przodu. Raz po raz zwalniała i wlokła się. my tymczasem brnęliśmy po kostki w śliskim błocie, popychając wozy i poganiając konie cichym cmokaniem. Chwilami wozy leciały raptem do przodu, przechylając się i chwiejąc. Nieugięcie parli Rom przed siebie, zostawiając za sobą głębokie koleiny w błocie mieszanym przez mnóstwo kom. koła wozów oraz idących pieszo ludzi. Stłumiony, powtarzający się gwizd nadleciał od strony wozu tadącego na przodzie. z wolna przekazywany w tył chybotliwie posuwają• cej się kolumny wozów. Odgłos ten był głęboki i ściszony, przedziwnie dodający otuchy, w przeciwieństwie do nieustannego chłupotu. sapania koni i ludzi, którzy brnęli w błocie, krzyku niemowlęcia czym prędzej uciszanego. Raptem donośny stukot podków oznajmił nam. że wjechaliśmy na bity trakt. Wiatr niósł ku nam woń dymu z ognisk. W końcu dogoniliśmy innych Cyganów biwakujących w okolicy, którzy być może oczekiwali nas w owym miejscu. Witały nas radosne choć stłumione głosy. Konie przywiązaliśmy do tyłu wozów, wycieraliśmy Je żwawo i nakry wali derkami, brezentem I dywanikami. Porywisty wicher tarmosił obfite spódnice kobiet (s. 164-165).
Pytam Yoorsa o granicę, którą przekroczył w swoim życiu. Czy mc *ałuje, że wrócił z powrotem do świata Gadżów?
— Nic — zdecydowanie kręci głową. — Cyganie mają powiedzenie: -jekka buliasa naszli beszes pc donc grastende" — jednym tyłkiem nie można siedzieć na dwóch koniach. Musiałem wybrać Nic mogłem w \obrazić sobie ułożenia z nimi życia Mimo całego swego piękna był to świat ograniczony. Przecież gdybym tara został, byłbym teraz wędrownym handlarzem końmi. Przerywa na chwilę i uśmiecha się: — Ale gdyby moi rodzice kiedykolwiek próbowali ranie powstrzymać, byłbym dzisiąj wciąż Cyganem
— Na swćj sposób jestem dziś bardziej Cyganem niż kiedykolwiek — mówi dalej. — Jeśli nic mogę pracować na wielką skalę, w ogóle nie pracuję Lubię o tyra myśleć jako o ekwiwalencie wspaniałości cygańskiego życia.
I