■port formatu
I
z projektu „Realizacja II etapu Regionalnego Centrum Innowacyjności" spowodowały, że w wielu wypadkach nasze wyposażenie laboratoryjne jest nie gorsze, a w pewnych przypadkach nawet lepsze od tego, które widzieliśmy w StephenviIle.
Wizytom w laboratoriach towarzyszyły rozmowy z kadrą akademicką, wykorzystującą je w dydaktyce i badaniach. Cieszyła nas otwartość i chęć podzielenia się wszystkimi swoimi doświadczeniami nie tak często już spotykana w polskich i europejskich laboratoriach. Konsultacje z kolegami ze Stanów Zjednoczonych dały nam możliwość wyłonienia tych obszarów w dziedzinie dydaktyki i badań naukowych, które mogłyby stać się w przyszłości przedmiotem wspólnych działań.
Gospodarze bardzo zadbali o to, by nasza wiedza o Teksasie była w miarę szeroka i bogata. Z tego względu nasze podniebienia każdego wieczoru miały okazję zapoznania się z odmiennymi specjalnościami kuchni amerykańskiej, teksańskiej i meksykańskiej, jeden wieczór spędziliśmy na grillu w pobliżu rancho jednego z pracowników uniwersytetu. Wszystkie te doświadczenia pozwoliły nam zweryfikować dość obiegowe w Europie opinie o ubogiej kuchni amerykańskiej. Powszechna serdeczność i otwartość gospodarzy także nas miło zaskoczyła i czasami, siedząc w otoczeniu bujnie rozwijającej się przyrody, zastanawialiśmy się nad tym, czy przypadkiem nie trafiliśmy w inny region globu. Tylko powszechnie rosnące opuncje dawały znak, że nie jesteśmy na naszym kontynencie.
Na zakończenie wizyty w Tarleton University dokonaliśmy podsumowania naszego pobytu. Zatwierdziliśmy program majowo-czerwcowego modułu dla studentów polskich i amerykańskich w Bydgoszczy. Uzgodniliśmy program konferencji dla doktorantów we wrześniu. Zaproponowaliśmy współpracę przedstawicielom kierunków technicznych na podobnej zasadzie, jaką przyjęliśmy dla studentów kierunków rolniczych. Omówiliśmy także możliwości prowadzenia wspólnych badań w obszarze nauk technicznych i rolniczych.
Nasz lot do Europy z lotniska Fort Worth w Dallas zaplanowany był około północy. Nasi partnerzy zaproponowali, byśmy przed odlotem zwiedzili w Fort Worth miejsce, w którym przez kilkadziesiąt lat przeprowadzano spęd bydła. Zgodziliśmy się chętnie, gdyż musieliśmy opuścić wcześniej hotel, a zwiedzanie miasta w towarzystwie bagażu nie należy do przyjemnych. Po dwugodzinnej jeź-dzie ze Stephenville do Fort Worth dotarliśmy do miejsca, które przypominało scenerię z filmów kowbojskich. Rampa, tory kolejowe, wąskie uliczki miasteczka-skansenu jak żywo przypominały nam obrazki z westernów oglądanych w latach młodości. Całości obrazu dopełnił zaaranżowany dla licznie przybyłych turystów przejazd grupy kowbojów pędzących, tak jak przed laty, stado bydła w kierunku rampy przy stacji kolejowej.
Po zjedzeniu tym razem całkowicie amerykańskiego hamburgera pożegnaliśmy się z partnerami z Tarleton i udaliśmy się na lotnisko. O północy odlecieliśmy do Londynu, a tam ze względu na godzinne opóźnienie szybkim