Redakcja: Do lego typu badań niezbędna jest odpowiednia aparatura. Katedra i Zakład Biochemii Klinicznej wykorzystuje chromatografię gazową ze spektrometrią masową i selektywnym monitorowaniem jonów (CG/ MS-SIM) oraz wysokociśnieniową chromatografię cieczową (HPLC) i jest dobrze wyposażony, m.in. w sprzęt niezbędny do preparatyki DNA z tkanek. Co jeszcze składa się na nowoczesne wyposażenie Zakładu? Skąd zdobyliście państwo fundusze na zakupi
Prof. Oliński: W momencie, kiedy zostałem Prorektorem ds. Nauki Akademii Medycznej nieco szerzej otworzyły się przed nami nowe perspektywy. Łatwiej było nawiązać kontakty z ludźmi, którzy decydowali o podziale pieniędzy. Po raz pierwszy wtedy pomyślałem
0 zakupie aparatu, który pozwoliłby mi usa-
amerykańskich, o aparacie do chromatografii gazowej ze spektrometrem masowym. To był
asingu (bo tylko na taki zakup mogłem sobie pozwolić) zapłaciliśmy 90 tysięcy dolarów. Na pierwszą ratę otrzymałem pieniądze z Funduszu Ochrony Przyrody. Pamiętam potem mój ból głowy i nieprzespane noce, bo musiałem oczywiście co roku spłacać kolejne raty. Warunki leasingu są twarde. Jeśli się nie zapłaci, przepada i aparat i pieniądze. Ale dzięki aparatowi ruszyły pierwsze analizy, zyskaliśmy kilka grantów KBN-owskich i z tych grantów spłacaliśmy kolejne raty. Tak więc kupiliśmy go w sposób praktycznie niezależny od uczelni. Dzięki niemu mogliśmy pomyśleć o bardziej ambitnych celach, które łączyły zdrowie z biologią molekularną. Weszliśmy w szeroko pojęty zakres nowotworów.
Aparat, który kupiliśmy pozwala na precyzyjną ilościową i jakościową analizę tych modyfikacji, o których wspominałem. To jeden z podstawowych instrumentów, na których pracujemy, ale w tym roku pozyskaliśmy sprzęt o wiele bardziej wyrafinowany
1 o wiele droższy, wart około 1.200 000 złotych, i jak zwykle nie obarczaliśmy tym wy-
w formie grantu z Ministerstwa Nauki, jest to chromatograf cieczowy z podwójnym czyli tandemowym układem do spektrometrii
pokój kosztem pracowników, dla których z kolei musieliśmy zagospodarować kawałek
lokalowe pozostawiają wiele do życzenia.
Redakcja: Nie przenoszą się Państwo do nowo wybudowanego budynku Farmacji?
Prof. Oliński: Nie. Niestety. Jak wspomniałem, mamy fatalne warunki lokalowe.
ków lokalowych w Collegium. Zazdroszczę moim kolegom i koleżankom, którzy teraz zyskają fantastyczne przestrzenie. Ta przestrzeń, którą tu państwo widzicie, to niewiele miejsca, a muszę pomieścić w niej cały sprzęt. Boję się również potencjalnego audytu, który mnie czeka w związku z realizowanym obecnie grantem Unii Europejskiej. Mogę mieć poważne problemy (ale wraz ze mną Uczelnia), które związane są z warunkami w jakich pracuję, bo po prostu nie spełniają kryteriów Unii. Warunki w nowym gmachu spełniałyby te kryteria, był to jeden z argumentów, który stawiałem na szali, próbując przekonać ów-
stety, stało się inaczej.
Redakcja: Czyli już nic się w tej sprawie nie da zrobić?
Prof. Oliński: Jeśli chodzi o nowy budynek Farmacji jest już za późno. Zresztą, teraz czułbym się nieswojo, gdyby moim kosztem
Redakcja: W Katedrze Pana Profesora od zawsze duży nacisk kładło się na publikację
niku Impact Factor. Czy moglibyśmy prosić
0 przystępne wyjaśnienie samej idei oceny
1 rankingu prac naukowych, ze szczególnym uwzględnieniem Impact Factor i jego znaczenia w naukach biomedycznych?
Prof. Oliński: Dzisiaj wyjaśnianie czym jest Impact Factor wydaje się być banalne. Ale dłaczegóżby nie? Cóż znaczy Impact Factor? Otóż jest to przeciętna liczba cytowań, których może się spodziewać artykuł ulokowany czy przyjęty do druku i wydrukowany w danym czasopiśmie. Żeby obrazowo to określić, jeśli ktoś umieści artykuł np. w bardzo prestiżowym czasopiśmie z mojej dziedziny „Cancer Research”, a to czasopismo ma IF około 9-10, to znaczy, że przeciętny artykuł publikowany w tym czasopiśmie może się spodziewać 9-10 cytowań rocznie. W naszym przypadku sprawdza się idealnie. To nie zawsze działa, są artykuły w ogóle nie cytowane, nawet jeśli zostały umieszczone w bardzo dobrych czasopismach i są artykuły, które znacznie podbijają tę średnią.
Prawie wszystkie artykuły moje i moich pracowników miały afiliacje Akademii Medycznej, a obecnie Collegium Medicum.
W nielicznych tylko przypadkach podpierały się nazwiskami z zagranicy. O wiele łatwiej jest umieścić jakikolwiek artykuł w dobrym czy bardzo dobrym czasopiśmie, jeżeli ma się w czołówce autorskiej kogoś zza granicy, najlepiej, aby był to ktoś o uznanej renomie naukowej.
Wówczas te artykuły są zdecydowanie chętniej cytowane. Droga do publikacji w dobrym cza-sopiśmie todroga przez mękę. Proszę mi wierzyć, mam całe teczki z poprawkami, które nanoszę zgodnie z sugestiami recenzentów. Z recenzentami należy umiejętnie dyskutować Nawet jeśli,
Czymś zupełnie innym jest praca w wie-loośrodkowych badaniach obojętnie czy to
rżało się, że współuczestniczyłem w pracach, również cytowanych, alepublikowanych wba-
współautorami artykułów podsumowujących granty ogólnoeuropejskie, pracowaliśmy na te wyniki w pocie czoła, ale publikowanie tych wyników jest o wiele łatwiejsze i „tańsze" Ja przekazuję wyniki, krótką interpretację tych wyników, a redakcja artykułu oraz wszystkie
Tak się przyjęło, i w całym tym zestawie, nawet jeśli jest ich 70 czy 100, to nazwisko pierwszego autora i ostatnie nazwisko tzw. autora seniora, który niejako firmuje całą publikację. Powiedziałbym, że są to dwie różne sprawy, jeśli artykuł wychodzi tylko z afiliacją Collegium Medicum (lub w towarzystwie jednego-dwóch innych
występują afiliacje jeszcze z kilkunastu-kilku-dziesięciu innych ośrodków. Mimo to można się spodziewać, że publikacja wieloośrodko-wa będzie zdecydowanie częściej cytowana, niż ta powstała indywidualnie, w macierzystej jednostce. Ale satysfakcja z tej drugiej pozostaje większa. Należy jednak podkreślić, że udział grupy badawczej z Collegium w znaczących wieloośrodkowych badaniach
Redakcja: Równie istotne są cytowania prac naukowych, a ściślej powiedziawszy liczba cytowań danej pracy w pracach innych autorów. Czy w ten sposób łatwiej jest ocenić wagę danego artykułu? W świetle bazy SCO-PUS począwszy od 1996 roku miał Pan 1245