posłus z eń st w a , żąda od księcia roz k a z u , przy m u s z e n i a jej, grożąc WILLIAM SHAKESPEARE ska z a n i e m na wie c z ną pok u tę i za m k n ię ci e w dzie w i c z y m SEN NOCY LETNIEJ klas z t o r z e Dy a n y... Jezli nie pójd zi e za De m e t r y u s z a , nie wy d a jej PR Z E K A A D ST A N I S A A W A KOy M I A N A za nik o g o. Her m i j a nie daje się zastr a s z y ć groz b a m i. Lyz a n d e r na m a w i a ją do ucie c z k i z sobą i naz n a c z a miej s c e sch a d z k i, w Cz a r o d z i e j s k a ta fant a z y a po wi n n a b y się właści wi e naz w a ć: Sn e m gaj u po d mia s t e m , zkąd w dals zą wyr u s z y ć m ają, dro gę. noc y Święto - Jański ej "Mid s u m m e r " nie ozn a c z a w An glii M a m y więc nap r z ó d parę książęcą i dwi e pary koc h a n k ó w , około nie o k r e śl o n e g o jakie g o ś dnia letnie g o, ale tę pełną czar ó w noc Ś. któr y c h dra m a t m a się roz wi nąć. W lesie spot y k a m y się jesz c z e z Jan a, d. 24 Cz e r w c a , którą u nas też obc h o d z o n o So b ó t k a m i , z król e m duc h ó w Ob e r o n e m i król o wą Tyt a niją, por óż ni o n y c h z sobą te mi sa m e m i obrzęd a m i pra w i e co na Za c h o d z i e. o frasz kę, chłop a k a , któr e g o król chc e wziąć do usług sw oi c h, a Od w i e c z n a cześć Ba al a, któr a się po cały m roz e s zła świeci e, król o w a mu go nie daje. ws p ó l ną, była z inn e m i i nar o d o m słowi ańs ki m . Ba al o w ą tę noc Po d rozk a z a m i króla duc h ó w jest figlar z złośli w y Puk. obc h o d z o n o og ni a m i zap a l o n e m i , śpie w a m i i sko k a m i, poc zą w s z y Kro p e l k a sok u wysąc z o n a z bratk ó w (Viola tricol or) m a mieć tę od brz e g ó w Dni e p r u i Wi sły, aż do Re n u, Sek w a n y i Ta m i z y. Co włas n o ść, że pus z c z o n a na po w i e k ę śpiące g o, zap al a go miłością więc ej, też sa m e na w e t z nią w An glii związ a n e były gusła, ku istoci e, którą pier w s zą ujrz y po prz e b u d z e n i u . Ob e r o n chc e się pod a n i a i obrzęd y. Jak u nas szu k a n o tej noc y w An glii, nie kwiat u po m śc ić na Tyt a nii, pos yła Pu k' a po sok cud o w n y , roz k a z u j e wpr a w d z i e , ale nasi e n i a pap r o c i. Du c h y z królo w ą swą na czel e, na m aś c ić jej po wi e k i, i po d s u w a w ch wili ock nięci a się tkac z a szat a n y po d wo d zą sw e g o pan a walc z yły o posi a d a n i e teg o Sp o d k a , któr e m u Puk przy c z e p ił głowę oślą. Bie d n a Tyta n iją cud o w n e g o ziar n a. szal ej e za poc z w a r ną istotą. Gro s e w sw y m "Provi n ci al Glo s s a r y" opo w i a d a o kimś, co Ty m c z a s e m w lesie raz e m znaj d u j e się Lyz a n d e r i Hel e n a, pos z e dłs z y za nasi e n i e m pap r o c i, pobit y zost ał i potłuc z o n y prz e z prz y c h o d z i De m e t r y u s z , oso b y te spot y k a j ą się, gu bią, zaz d r o s n e duc h y. ws p ółz a w o d n i c y waśnią, a figlar n y Pu k złośliw e płata im sztu ki. Dzi w y się działy w tę noc Ku p ało wą duc h y u m a rły c h Wśr ó d teg o dra m a t u dw oj g a par zak o c h a n y c h , nie licząc król o w e j wy stęp o w ał y z gro b ó w , wid m a zbliżały się i mie s z ał y z ludz m i Tyta nii, nad z w y c z a j ko mi c z n i e prz e d s t a w i a się trup a arty st ó w żyw e m i, najd zi k s z e sny ich trapiły, łudziły lub prz e p o w i a d a ł y dra m a t y c z n y c h , złożo n a z bie d n y c h rze m i e śl ni k ó w ateńs kic h, prz y s złość. M ar z e n i a te zw a n o "Szałe m noc y Ś. Jan a" i dla m ając y c h w cza si e we s e l a króla, grać gw oli rozry w k i jego, histor yę teg o Sze k s p i r dra m a t o w i sw e m u fanta s t y c z n e m u nad ał ten tytuł, o Pyr a m i e i Tyz b e. Tra gi c z n y ten prz e d m i o t w ręka c h i na usta c h któr e g o znac z e n i e u nas się zaci e r a... a w An glii jest zroz u m i ał e m . cieśli, stol ar z a, tkac z a, mie c h o w n i k a , kotlar z a i kra w c a , zmi e ni a Ws z y s t k o co tu wid zi eć ma m y , jest jakb y sne m , ułudą, się w prz e d z i w n ą farsę i par o d yę wiel u zap e w n e teatr ó w z cza s ó w roz g o rą c z k o w a n e j wy o b r a z n i igras z ką,... Sze k s p i r a. Po d o b n i am a t o r o w i e sztu ki dra m a t y c z n e j i dziś by się Ok o poet y bieg a w szc z y t n y m szal e jesz c z e znal ezli. W sce n a c h prz y g o t o w u j ą c y c h się arty st ó w , Z nie b a do zie m i, a z zie m i do nie b a; m ając y c h grać role M ur u, Światła Księżyc o w e g o , Lw a, hu m o r i I gdy zary s y niez n a n y c h prz e d m i o t ó w do w c i p jest niezr ó w n a n y . Jest to Sat yr a, któr a nieg d y ś jesz c z e Mk ną z wy o b r az n i, w ciało je oble k a ostrz e j s zą być mu si ała, doty k a ją c zna n y c h ludzi i okolic z n o ś c i, o Piór o poet y, na d ają c m ar z e n i o m któr e się cod zi eń ocier a n o . W o g ó l e też teatr Sz e k s p i r a, mi m o Miejs c e, naz w i s k o i tło rzec z y w i s t e ... ko m e n t a t o r ó w i trad y c y i, stra cił wiel e dla nas z tych rys ó w , któr e (Akt V. Sce n a I.) ws p ółc z eś n i tylk o poc h w y c ić m o gli... M n ó s t w o na p o m k n i eń i Sze k s p i r pisząc tę cud ną fanta z yę w końc u XVI wie k u, gdy alluz yj niezr o z u m i ał e m u się stały. jesz c z e palo n o w najle p s z e czar o w n i c e (i dług o pot e m) gdy nie Sa m tytuł m ając ej się prz e d s t a w i ać sztu ki, jest dos k o n a l e wier z yć w duc h y, wid m a , i czar n o k s ię z k i e prakt y ki, w kon s z a c h t y z naśla d o w a n y z wy d ań ów c z e s n y c h dra m a t ó w , na w e t włas n y c h dja bła m i, w zaklęcia i wy w oły w a n i a duc h ó w uw aż ało się za Sze k s p i r a." N aj r z e w n i e j s z a ko m e d y a i najo k r o p n i e j s z a grz e c h i bez b o ż n o ść; dał do w ó d wielki ej wyż s z oś ci sw ej na d śmierć P y r a m a i Tyz b y." pojęcia wie k u. W s p ółc z e s n y m u, także pisar z dra m a t y c z n y , Ws p o m n i a n y prz e z am a t o r ó w artyst ó w Her k u l e s na pr z y kła d, Julijus z Książę Bru nś w i c k i, któr y po d o b n e na w e t z poetą był jed ną z najul u b i eń s z y c h figur prz e d Sz e k s p i r o w s k i e g o teatr u. angi el s k i m układ ał sztu ki dla sce n y, palił u sie bi e tak gorli wi e
czar o w n i c e , że plac, na któr y m się egz e k u c y e odb y w ał y, jak las W Gre e n ' a "Gro a t s w o r t h of Wit" jede n z aktor ó w m ó w i: pal ó w nie d o g o r z ał y c h wy glą d ał. Sze k s p i r z tych mrz o n e k fant a z y i "Dw a n a ś c i e pra c Her k u l e s o w y c h wy g r z m i ał e m ze sce n y. " roz b u j ałej czy nił właści w y użyte k, przędąc z nich złote po e z y i nici, Sce n a , gdy Sp o d e k obie c u j e pod sekr e t e m , ostrz e d z widz ó w , że tkając z nich tę różn o b a r w n ą tkan kę, któr a oble k a Burzę i Se n nie jest pra w d z i w y m Lw e m , i że się nie m ają cze g o ob a w i ać, No c y Let ni ej. prz y p o m i n a an e g d o t ę słysz a n ą prz e z Mal o n e ' a, którą Sz e k s p i r W jego świe ci e duc h ó w , po d o b n y m do świat a ludzi, mi e s z c z ą się zużyt k o w ał. Ob e r o n y i Tyt a nij e, Puki i Ariel'e, post a c i e cud n e j piękn oś ci, Da w a n o raz na Ta m i zi e prz e d s t a w i e n i e uro c z y s t e dla Król o w e j poc z w a r n e i fant a s t y c z n y c h kszt ałtó w, poci e s z n e Gr o s z k i i Elżbi et y, nieja ki Harr y Gol di n g h a m , wy stąpić miał w roli Ary o n a Gor c z y c z k i. Było to no w oś cią zuc h w ałą w XVI w. za m i a s t lękać na Delfini e. Ty m c z a s e m od wilg o ci dost ał chry p k i, głos mu nie się czar ó w i duc h ó w , robić z nich zab a w ę i posłu gi w a ć się nie m i służył, i, gdy się Król o w a zbliżyła, poc zął suk ni e, w któr e był na sce ni e. Nal eż y poe ci e więc ej moż e niż uwi el bi e n i e genij us z u , prz e b r a n y , zrzu c ać, wołając: Nie jeste m Ary o n e m , jako żyw o, bo cześć dla odw a g i, z jaką w ten spo s ó b prot e s t o w ał prz e c i w k o ale sław e t n y m i ucz ci w y m Harr y m Gol di n g h a m e m . .. Co Król o w ę obłąka ni o m , któr e na czar o w n i k ó w uży w ały stos u, tortur y i mie c z a . niez m i e r n i e ub a w iło. Po e t a czer p ał z obfitej skar b n i c y po d ań ludu, ale każd y z kwiat k ó w Ro k, w któr y m Sz e k s p i r wy m a r z ył tę fant a z yę, ten sen na jawi e, usz c z k n ięt y c h, tch e m jego oży wi o n y , no w e g o nabi e r ał blas k u. Z daj e się ozn a c z y ć dos yć pra w d o p o d o b n i e . W sa m e j sztu c e są druk o w a n y c h mat e r y ał ó w służyły m u, we dl e ba d a c z y an gi el s ki c h , pe w n e ska z ó w k i. Gd y Filo str at daj e do wy b o r u Te z e u s z o w i z Ch a u c e r' a "Ca nt e r b u r y Tale s" opo w i a d a n i a w " Th e Wif of sztu kę, jak a m a być gra ną w cza si e zab a w we s e l n y c h , międ z y Bat h e s Tale" z cza s ó w Król a Artur a. inn e m i wy m i e n i a: U Ch a u c e r' a też zap oż y c z ył post a ci e Te z e u s z a i Hip p o lit y, i wiele "Dzie w ięć mu z we łzach, na d zgo n e m nau ki, któr a nied a w n o z szcz e g ół ó w , na w e t po m y sł do wy b o r n e j par o d y i dra m a t u o nędz y um a rła. " Pyr a m i e i Tyz bi e. "Azy M u z" Sp e n s e r ' a, do któr y c h to jest alluz yą, wys zły w r. 159 1. Po st ać Ro bi n a "goo d - fello w" (Puck'a) była, i jest dotąd tak Dru gą ska z ó w k ą jest ws p o m n i e n i e w Ro m e o i w ty m Śnie, pop u l a r ną, iż z m n o g i c h o ni m po wi eś ci, wy b ó r tylko był trud n y m . Król o w e j M a b, doz w a l a jąc e przy p u s z c z a ć, że oba dra m a t a Sa m a osn o w a teg o dra m a t u mar z e n i a fanta z y i, wc al e jest poc h o d z ą mni ej więcej z jed n ej epo ki; zate m międz y 159 3 a 159 4. nie za wi kła ną. Tez e u s z Książę At eński, ma się żenić z Hip p o litą Na o s t a t e k M er e s, w Palla d i s Ta m i a (1598) już go ws p o m i n a ... Król o w ą A m a z o n e k . Cz a s ślub u nie na d s z e dł jesz c z e , czy nią się M al o n e ozn a c z a rok 1592, Halli w e ll 159 4. Pózni ej s z e daty ku nie m u przy g o t o w a n i a . Wt e m nad c h o d z i Eg e u s z , ojciec małej, opi er a ją się na bar d z o słab ej hyp o t e z i e, że sztu k a gra ną być ślicz n ej, żyw ej Her m ii, ze skar gą do Król a. Post a n o w ił on ją wy d a ć m o gła, (co się do wi eść nie daje) na we s e l u Lor d a So u t h a m p t o n ' a , za De m e t r y u s z a (który wpr z ó d y koc h ał się w piękn e j, sm u kłej, inni sięgają aż 1590 rok u, prz y p u s z c z a ją c, że prz e z n a c z o n ą była m aj e s t a t y c z n e j post a c i, Hel e ni e) Her m i j a, kapr yś n e dzi e w c zę, na wes e l e Hr. Ess e x' a. W isto ci e, czar o d z i e j s k a ta fant a z y a , ma dała się zbała m u c ić pios n k o m , jed w a b n y m słów k o m i dar o m ws z y s t ki e cec h y sztu ki, któr a na we s e l u gra ną być mo gła, ale młod e g o Lyz a n d r a . Ojci e c, któr e m u dzie cię od m a w i a wia d o m o ś c i nie ma o te m żadn e j. H. Kurz, prz yj m u jąc za pe w n e , że prz e z n a c z o n ą była dla Hr. TE Z E U S Z , KSIŻ Ate n. Ess e x ' a chc e w Tyt a nii, w oślej głowi e roz k o c h a n e j , wid zi eć E G E U S Z , ojcie c Her m ii. sat yrę prz e ci w Elżbi e ci e, którą Sp e n s e r zw ał: "Fairy Qu e e n . " LY Z A N D E R . Se n noc y letni ej, dw a raz y był druk o w a n y za życia auto r a, raz D E M E T R Y U S Z . Za k o c h a n i w Her m ii. prz e z wy d a w c ę Th o m . Fish e r a, dru gi raz prz e z Ja m e s Ro b e r t s' a, FIL O S T R A T , mist rz cere m o n i i na dw o r z e Te z e u s z a . w rok u 1600. Po d zi el o n y na akty i sce n y, do pi e r o w wy d a n i u PI G W A , cieśla. Ro w e' a w r. 1709. W s z y s c y się zac h w y c a j ą, tym Sn e m SP Ó J , stolar z. czar o d z i e j s k i m , tą niezr ó w n a n ą, fant a z yą, któr a, jak w m ar z e n i u SP O D E K , tkac z. gorąc z k o w e m łączy, i w jedn o zle w a najróż n o r o d n i e j s z e j nat ur y, D U D K A , mie c h o w n i k . siły i char a k t e r u istoty nikt jedn a k wytłó m a c z y ć nie umi e po et y i R Y J E K , kotlar z. wni k nąć w myśl, co tę ślicz ną, tkan kę uprzędła. Zd aj e się na w e t, GA O D N I A K , kra w i e c. że zro z u m i e n i e teg o, co z natu r y sw ój m u si być niep o jęt e m , nie HIP O L I T A , Król o w a A m a z o n e k , zaręc z o n a z Te z e u s z e m . zroz u m i ał e m , jak najd zi w a c z n i e j s z e m jest nie m o żli w e. Każd y tu H E R M I J A , córk a Eg e u s z a , zak o c h a n a w Lyz a n d r z e . znaj d z i e, co zec h c e, i prz y c z e p ić moż e do tej bryły jasn ej, jakąś H E L E N A , zak o c h a n a w De m e t r y u s z u . papi e r o w ą etyki etę; rze c z jed n a k sa m a za siebi e mó w ić będzi e OB E R O N , Król elfó w. więc ej dale k o, niż naj w y s z u k a ń s z e tłóm a c z e n i e . TY T A N I J A , Król o w a elfó w. W d zięk szcz e g ół ó w led wi e doz w a l a myśleć, czy całość ozn a c z a P U K, alb o Ro bi n Do b r y- dru h, jed e n z elfó w. co więcej na d m ar z e n i e noc y Święto - Jański ej. Sztu k a m a naturę G R O S Z E K . snó w , i m ar z eń, nielo gi c z n o ść fanta z y j ną. Najs p r z e c z n i e j s z e PA J C Z Y N K A . żywi oły sch o d z ą się tu i oci er ają: duc h y, królo w i e, sze w c y , CIE M K A . Elfy. poc z w a r y ... los roz pr a s z a i łączy, kro p e l k a sok u zmi e ni a serc a, G O R C Z Y C Z K A . wid m a zja w i ają się i nikną, gro z a roz w i e w a się śmie c h e m , miłość PY R A M . prz ei st a c z a w złudz e n i e. TY Z B E . Próżn o b y w te m szu k ać ciągu i logiki... Fa nt a z y a ze star y c h ŚCI A N A . upi or ó w wy d o b y w a bez wy b o r u , co ma pod ręką i ba wi się KSIŻ Y C . naj d zi w a c z n i e j s z e m i ko m b i n a c y a m i . Nie m a tu ludzi, są wid m a LE W. noc y Ś. Jan a, któr e prz el at ują i znik ają... Cały obr a z w mglist y c h (Role w krot o c h w i li od e g r a n e j prz e z pro st a k ó w .) osłon a c h , w pół mr o k u prz e s u w a się sne m tylko... Inn e elfy w Ors z a k u Ob e r o n a i Tyta n ii. Lec z na tej na poz ó r od niec h c e n i a zary s o w a n e j karci e, Ors z a k Te z e u s z a i Hip olity. uśmi e c h a ją się rajski e m i rysy, twar z y c z k i nie z teg o świat a... choć Sce n a w Ate n a c h , oraz w pobliz ki m gaju. obo k nich zar a z stoi ośla głow a Sp o d k a i szy d e r c z a ma s k a "goo d - fello w a. " Se n noc y letni ej pod zi w i a ć trze b a, roz m iło w y w a ć się w ni m, ale go tłóm a c z y ć niep o d o b n a . .. po et a chci ał go mieć taką fant a z yą, któr ej tęczo w e bar w y rozłożyć się nie dad zą... a jed n a k... Jak w tej noc y Puk, tak ludz mi "dola" rzu c a naj d zi w a c z n i e j, nie tylko losy ich ale serc a zmi e ni ając i ucz u c i a. Po d wpły w e m tej siły na d zi e m s k i e j, któr ej uleg a na w e t duc h ó w król o w a , koc h a n k o w i e nien a w iść ku sobi e czują, poc z w a r y stają się ide ała m i, zmi e n i a ją się serc a, prz et w a r z a ją char a k t e r y... Tą siłą taje m n i c z ą cóż jest, jezli nie na m iętn ość, zaśle pi ając a ludzi, pod któr ej pa n o w a n i e m szał ich oga r ni a. Na m ięt n o ść ta mie s z k ać m oż e w jed n e m nicz e m , ob u d z i ją nie d o s t r z e ż o n a kro p el k a , wy ciśnięta z nap o z ó r najni e w i n n i e j s z e j roślin y. Se n ten nie jestże to życie nas z e ? to zbior o w i s k o najróż n o r o d n i e j s z y c h żywiołó w, nie jestże to najpr a w d z i w s z y obr a z świat a, w który m sztu kę repr e z e n t u ją rze m i e śl ni c y, potęgę kwi at e k, miłość ośla gło w a... i t. p. Ironi c z n y wyr a z dra m a t u , jest w głębi po w a ż n y m , ozn a c z a on m oż e wie k u i s t y ból bez sil n oś c i czło wi e k a... któr y tak jak nic nie m oż e i wc al e nic nie roz u m i e. Po na d nim jed n a k stoi ws z e c h wł a d n a potęg a spra w i e d l i w a , któr a ucz y n i w s z y go losó w igras z ką, zwr a c a na dro gę m u prz e z n a c z o n ą i w prz e b u d z e n i u szczęści e m go na gr a d z a . AKT PIERWSZY. Sc e n a I. OS O B Y . Ate n y. Ko m n a t a w pałac u Tez e u s z a . Wc h o d z ą: TE Z E U S Z . TE Z E U S Z , HIP O L I T A , FIL O S T R A T i Ors z a k. Cóż Her m j o, m ó w i s z ? Po m y śl, piękn e dzie w c z ę. Czcić ojca win n a ś jak sa m e g o Bo g a. TE Z E U S Z . O n twej uro d y twór cą. Tak, w istoci e, Już si ę na m zbliża, piękn a Hip olit o, Tyś w obe c ojca jakb y post ać z wo s k u, G o d zi n a ślub u. No w y za dni czter y O n ci kszt ałt nad ał, w jego prz et o m o c y Za błyśni e księżyc. O jakżeż ten stary Ró w n i e ż ocalić jak zgład zić sw e dzieło. Zw ol n a uby w a , spóz ni ając m e szc zęści e W s z a k ż e De m e t r j u s z zac n y m jest, młod zi a n e m ? Jak o m a c o c h a , lub na doży w o c i u W d o w a , co ścieśni a doc h ó d spa d k o b i e r c y. HE R M I J A . Alboż ni m nie jest Lyz a n d e r ? HIP O L I T A . Czte r y dnie szy b k o pogrążą się w noc a c h, TE Z E U S Z . Prz e z czter y noc e rączo się cza s prześ ni, Nie prz e c zę, A wte d y księżyc, no w y m sreb r n y m łukie m Lec z że w tym razi e brak m u ojca zgo d y, Na niebi e zgięty, ujrzy noc świątec z ną Ta m t e g o trze b a uw aż ać god ni ej s z y m . Na s z y c h zaślu bi n. HE R M I J A . TE Z E U S Z . O, gdy b y ojcie c chci ał spojr z eć m e m okie m . Idz, idz, Filostr a ci e, W e z w i j ateńską młod zi eż do zab a w y , TE Z E U S Z . O b u d z polot n y i hoży duc h ucie c h, Ra c z e j twe ocz y kieruj sąde m ojca. A sm ut e k odpę dz do czar n y c h pogr z e b ó w . Nie dla gód nas z y c h ten blad y tow a r z y s z . HE R M I J A . (Wych o d z i Filostr at).. Błag a m cię, Książę, błag a m prz e b a c z e n i a . Mie c z, Hip olit o, był my m dzie w o słęb e m . Nie wie m , skąd siła, która mię ośmi el a, Po gr o m e m woj n y zdo b yłe m twe serc e. Ani jak m oj ej skro m n o ś c i przy s t ało Lec z ślub nas z inne uświ et nią tu spra w y : Tu w obe c wsz y s t ki c h bro nić życz eń moi c h. Po m p a , tryu m f y i huc z n e igrzy s k a. Lec z cię zakli n a m , po wi e d z , jaka moż e (Wcho d zą: Eg e u s z , Her m i j a, Lyz a n d e r i De m e t r y u s z). Naj cięższ a dola spot k ać mię w przy p a d k u . Jezli nie zec h cę pójść za De m e t rj u s z a ? E G E U S Z . Szc zęść, Tez e u s z u , prz e sła w n y nas z Książę! TE Z E U S Z . Ś m i e r ć, śmierć okrut n a, albo już na [zaw s z e TE Z E U S Z . M u si s z się wyr z e c tow a r z y s t w a ludzi. Dzięki ci, dzięki, jakież niesi e s z wieści? Więc, piękn a Her m j o, zba d a j twe pra g ni e n i a, Po m n i j na młod ość, twoj ej krwi się por a dz, E G E U S Z . Czy jezli wy b ó r odrz u c i s z ojco w s k i, Pełe n fras u n k u , przy c h o d z ę ze skar gą Zd oła s z znieść lichą szatę pust el ni c y, Na włas n e dzi e cię, na mą córkę Her m ję. W cie m n y m klas zt o r z e za m k nąć się na wieki, Oto De m e t rj u s z. Te m u to mężo wi, Bez d z i e t ną siostrą spęd zić żyw ot cały, Prz e z a c n y Pa ni e, przyr z e kł e m jej rękę. Nu cą c mdłe hy m n y bez pło d n e j Dy a ni e. W y s tą p, Lyz a n d r z e , a ten ocz a r o w ał, Trzy k r oć te szczę s n e, któr e kre w uśmi er zą, Aask a w y Książę, serc e me g o dzi e c k a. By odb yć taką pani eńs ką pielgr z y m k ę. Ty, ty, Lyz a n d r z e , tyś da w ał jej wiers z e, Lec z zie m s k o szc zęśni ej róży, co zer w a n a , Tyś z nią wy m i e n i ał miłości rękoj m i e, Niż tej, co więdnąc na cier ni u dzi e w i c z y m , Tyś po księżyc u pod jej okn e m śpie w ał W zr a s t a i żyje i mrz e w sa m o t n o ś c i. O błu d n y m głose m pieśń ucz uć obłud n y c h ; Tyś skra dł dara m i pociąg jej fanta z y i, HE R M I J A . Śląc jej pierści o n k i, m a n e l e z twy c h włos ó w , Tak pra g nę wzr a s t ać, tak żyć i umi er ać Błysk o t ki, cac k a, buki et y, łakoci e, Ra c z e j niżeli przy w i l ej dzie w i c t w a Posły prz e m o ż n e nad płoc hą młod oś cią. Zd ać wład z y męża, pod któr e g o jarz m o Tyś się chytr oś cią wtulił w Her m j i serc e Nig d y się ugiąć m a dus z a nie zdoła. I ojcu win ną uległość zmi e niłeś W niezło m n y upór. Miłości w y Książę, TE Z E U S Z . Jezli nie zec h c e ona tu prz e d tobą W str z y m a j się, na m y śl, a z no w y m księżyc e m , Prz yr z e c , iż będzi e żoną De m e t r j u s z a , W dzień, co ma m oi m z uko c h a n ą ślub o m W e z w ę ateński c h z da w n a przy w i l ej ó w ; Prz yłożyć piec zęć wiec z y s t e g o sta dła, M oją jest, nią więc ma m pra w o rozrzą d zić: W tym to dniu, m ó w ię, bądz goto wą um r z eć Albo ją, te m u prz e k a żę mężo wi, Za krnąbr n ość prz e ci w twe g o ojca woli; Albo też śmierci, jak żąda usta w a , Lub De m e t rj u s z a pojąć, jak chc e ojcie c, W p r o s t na wy p a d e k taki prze pi s a n a . Lub na ołtarz u Dy a n y zapr z y s ią d z Czy st ość i życie sa m o t n e na wieki. Nig d y pog o d n i e pra w d z i w śj miłości DE M E T R Y U S Z . Stru m i eń nie płynął; lecz raz krwi różni c a... W str z y m a j się, Her m j o! Ty Lyz a n d r z e , cofnij Dzi ki e rosz c z e n i a prze d m e m wyżs z e m pra w e m . HE R M I J A . W st y d, gdy dost oj n ość sprzę g a się z prost a c t w e m ! LY Z A N D E R . Tyś, Do m e t rj u s z u , posi a dł ojca miłość, LY Z A N D E R . Zost a w mi Her m ję, a sa m z ni m się ożeń. To struły związ e k zle dobr a n e lata. E G E U S Z . HE R M I J A . O n ma mą miłość, szy d e r c z y Lyz a n d r z e , Zgro z a, gdy młod ość w jarz m i e u staroś ci ! I co jest m oj e m , ta miłość m u odd a. M oją jest Her m j a, więc m e pra w a do niej LY Z A N D E R . Na De m e t rj u s z a przel e w a m w całości. To znó w w wy b o r z e chy biła rod zi n a. LY Z A N D E R . HE R M I J A . Jeg o rod o w i m ój ród nie ustąpi. Piekło, gdy miłość nie sa m a wy bi e r a. Ró w n i e m bog a t y, w miłości bog a t s z y . M ój za w ó d w życiu sięga tak wy s o k o , LY Z A N D E R . Jezli nie wyż ej, jak De m e t rj u s z o w y . A jezli związe k miłość skoj a r z yła, A co waż ni ej s z e nad te ws z y s t k i e chlu b y, W n e t go obie gły woj n a, śmierć, chor o b a , M ni e piękn a Her m j a miłość ślubo w ał a. I było szczęści e jako dzwięk ch wil o w e , Cz e m u ż więc pra w my c h nie miałby m doc h o d z i ć? Jak cień przel o t n e, jak sen krótk o tr w ał e, De m e t rj u s z , śmiało zarz u c a m mu w ocz y, Nikłe jak w czar n e j noc y błysk a w i c a , Ch o d z ił w zaloty do córki Ne d a r a, Któr a gw ałto w n i e rozsło ni świat cały, I tak jej serc e pod b ił, że Hel e n a I zani m czło wi e k zdąży wyrz e c: Patr z ci e! Sz al ej e za ni m aż do bałw o c h w a l s t w a , Pas z c z e cie m n o ś c i już onę pożarły. Za ni m, spla m i o n y m , niest ały m czło wi e ki e m . Nikni e tak rączo wsz y s t k o, co się świeci. TE Z E U S Z . HE R M I J A . O te m, wyz n a ję, już słysz ałe m niera z, Jezli nie inny los wier n y c h koc h a n k ó w , I miałe m za m i a r m ó w ić z De m e t r j u s z e m , Wi d ać, że taki wyr o k prze z n a c z e n i a . Ale mi z myśli wy p a dł o w natłok u Więc nas zą tros kę, uzbr ój m y w cier pli w o ść, Włas n y c h my c h zajęć. Pój dzż e, De m e t rj u s z u , Pe w n i, że ona przy g o d ą tak zwy kłą Pój dz, Eg e u s z u , oba pójdz ci e ze mną. W każd ej miłości, jak sm u t ki, west c h n i e n i a, M a m dać nau kę wa m obu sa m na sa m. Sny, łzy, tęskn o t y, tkliw y c h serc druży n a. Ty, piękn a Her m j o, uzbr ój się, byś mo gła Zg o d z ić twe chęci z rod zi ci el s ką wolą. LY Z A N D E R . Inac z e j, skaż e cię ateński e pra w o. W y b o r n a rad a. Więc słuc h aj mię, (W cze m żadną miarą ulżyć ci nie zdoła m), M a ciotk a wd o w a , doży w o t n i a pani[H e r m j o . Sk aż e cię na śmierć lub życie sa m o t n e . Zn a c z n y c h m ajątk ó w , a przyt e m bez d zi e t n a, Pój dz, Hip olit o. Co du m a s z , koc h a n i e ? Mie s z k a mil sied e m od Ate n. Po c z c i w a , Ch o dz, De m e t rj u s z u , Eg e u s z u , śpies z się. Koc h a mię jakb y syn a jedy n a k a . Ch ci ałb y m wa s użyć w spra w i e my c h zaślu bi n, Ta m , miła Her m j o, m oż e m za w r z e ć śluby. Ora z po m ó w i ć oso b n o w prze d m i o c i e, Ta m nas ateński e pra w o nie dości g n i e Któr y was sa m y c h naj bliżej się tycz y. Sw y m srogi m mi e c z e m. Więc jezli mię koc h a s z, Jutrz ej s z e j noc y opuść do m twój skry ci e, E G E U S Z . A w gaj u milkę od mi a st a odl e gły m , Chętni e, pok o r n i e, idzie m y za tobą. G d zi e m cię raz spot k ał, kied yś ci e z Hel e ną (Wych o d zą: Tez e u s z , Hip olita, Eg e u s z, De m e t r y u s z , i Święciły god y m aj o w e g o rank a, Ors z a k). Będę cię cze k ał. LY Z A N D E R . HE R M I J A . Cóż ci to luba? Tw e lica pobl a dły! Prz y się g a m , m ój dro gi, Cz e m ż e tak nagl e zwiędły róże na nich ? Na łuk Ku pi d a, gdy naj d zi el ni ej spięty, Na jego złotą strzałę, na nie wi n n o ść HE R M I J A . Śnieżn y c h gołąbk ó w w W e n e r y ryd w a n i e, Sn ać bra ki e m des z c z u, lubo je tak łacn o Na to, co bud zi i wz m a g a koc h a n i e, M o gła b y m zrosić burzą ocz u m oi c h. Na gni e w Dy d o n y , gdy ujrzała nagl e Jak nikły zwr ot n e En e a s z a żagl e, LY Z A N D E R . Na wsz y s t ki e mężcz y z n śluby wiar oło m n e , Ah, bied n e serc e! gdyż o ile m słysz ał, Bo o nie wi eś ci c h, mni ej liczn y c h , nie ws p o m n ę, Lub czyt ał kied y w po wi a s t k a c h lub dziej a c h, Prz y się g a m , jako na miej s c e obr a n e Jutrz ej s z e j noc y nieo c h y b n i e stanę. HE R M I J A . LY Z A N D E R . I w gaj u, gdzi eś m y często spo c z y w ał y Po m n i j na słow o. Patr z, Hel e n a idzie. Na miękki e m łożu pier w i o s n k ó w , i cały (Wcho d z i Hel e n a). Sk ar b serc z szc z e r oś cią jawiły wz aj e m n ą, Lub y Lyz a n d e r m a się spot k ać ze m ną. HE R M I J A . Ta m na Ate n y spojr z y m raz ostat ni. Piękn a Hel e n o! Gd zi eż cię kroki wio dą? Pój d zi e m z obc y m i za w r z e ć związ e k bratni. M ó dl się, m ó dl za nas. Druż k o, bądz mi zdro w a . HE L E N A . Nie c h De m e t r j u s z a nieb o ci uch o w a . Piękn a? O, nie m ó w! Tw oją to uro dą Do jutra, luby. Cz e k a j m y cier pli wi Tknięty De m e t rj u s z , zwi e twy c h ócz pro m i e n i e Aż nas wz aj e m n y uścis k znó w poży w i. Prz e w o d n i ą gwi a z dą, głos milsz y m niż pieni e Sk o w r o n k a , który past e r z a zac h w y c a , LY Z A N D E R . Kied y głóg w pączk a c h a w ziel u psz e n i c a. Nie chy bię, Her m j o. G d y b y się m oż n a wdzięki e m jak chor o bą (Wych o d z i Her m ij a). Zara zić, jaby m prz ejęła się to bą, Hel e n o, bądz zdro w a . M e uch o głos twój, m e ocz y twe ocz y, Nie c h twej odp o w i e cześć De m e t rj u s z o w a . Usta b y usto m skra dły dzwięk uroc z y. (Lyza n d e r odc h o d z i). Ah! gdy b y m oją, była zie m i a cała, Kro m De m e t rj u s z a w szy st k o b y m ci dała, HE L E N A . Na u c z mię, nau c z, jaką sztu ką wzr u s z a O, jakąż szc zęści e dzieli nas prz e st r z e n ią!: Tw oj a oso b a serc e De m e t r j u s z a ? Z uro d y rów ni eż mię Ate n y cenią Jak Her m ję. Cóż ztąd? De m e t rj u s z inac z e j. HE R M I J A . Na wd zięk wsz e m jaw n y on jede n nie bac z y. Koc h a mie, choć sie nań m ar s z c z ę i zrzęd zę. O n błądzi, wiel biąc Her m ję tak szal e ni e, Ja, że w ni m wsz y s t k o za wy s o k o cenię. HE L E N A . Lec z co jest liche m , podłe m , bez zna c z e n i a, Każ wejść w m ój uśmi e c h twyc h zm a r s z c z eń potęd z e. Miłość w dost oj n e i kszt ałtn e prze m i e n i a, Bo miłość sądzi serc e m nie ocz y m a , HE R M I J A . Ztąd też w obra z a c h Ku pi d ocz u nie m a. W miarę m y c h prz e kl eńst w, w ni m się miłość wz m a g a . Miłość i wsz el ki za nic rozu m waży. Skrz y dła bez ocz u, to pośpi e c h bez straż y. HE L E N A . Toż ją w dzi e cięc ej m al ują post a c i, M ni ej m oż n y hołd m ój niż twoj a znie w a g a . Bo ni m wy bi e r z e, już roz w a g ę traci. Jak się na kłam s t w o chłopi e c w grze zakli n a, HE R M I J A . Tak wiar oło m cą jest miłość chłop c z y n a . Im silni ej gar d zę, tem koc h a mię bard zi ej. W s z a k ni m De m e t rj n s z ujrz ał Her m j i post ać, Siał gra d e m przy siąg, że m oi m chc e zost ać, HE L E N A . Na za w s z e m oi m . Po d Her m ji oblicz e m Im silni ej koc h a m , tem srożej m ną gar d zi. I on sa m stop n i ał, i gra d stał się nicz e m . W n e t mu ozn aj m ię, w jakiej się ustr o ni HE R M I J A . Her m j a chc e ukryć. O n z a nią, pog o n i. Te jego szały nie z m ej winy płyną. Cóż, choć otrz y m a m szc z e r e dzięki za to, Zys k z jedn e j stro n y, będzi e z dru gi ej stratą. HE L E N A . Lec z tem przy n a j m n i e j mą boleść osłod zę, Wi n a w twy c h wd zięk a c h. Obl e c z miętą winą. Że tak w po w r o c i e ujrzę go jak w dro d z e. (Wych o d z i). HE R M I J A . Poci e s z się. Już on nie ujrzy mię wc al e. Sce n a II. Jutro z Lyz a n d r e m z tych stro n się odd alę. Ni m e m Lyz a n d r a pok o c h ał a wz aj e m , Ate n y. Izba w chału pi e, PI G W A , SP Ó J , SP O D E K , Ate n y istny m były dla m ni e raje m . D U D K A , RY J E K , i GA O D N I A K Na cóż mi zda się cała wd zięk ó w siła. Kied y mi w piekło luby raj zmi e niła ? PI G W A . A co, czy już się całe zebr ało tow a r z y s t w o ? LY Z A N D E R . Oto, Hel e n o, nas z a taje m n i c a : SP O D E K . Jutrz ej s z e j noc y, kied y sreb r n e lica Najl e pi ej ci będzi e wez w a ć ich hurt e m , jedn e g o po Fe b e odbij e wśró d przejr z y s t y c h toni, dru gi m , we dłu g spis u. I perły rosy na sm u g i uro ni, Ujść z bra m ateński c h, w tej przyj a z n e j dobi e PI G W A . Zbi e g o m koc h a n k o m , przyr z e k liś m y sobi e. Oto lista imie n n a osó b, który m całe Ate n y przy z n a ją Na ciebi e rola Tyz b y przy p a d a . zdat n o ść do wystąpi e n i a w nas z e j krot o c h w i li, prze d księcie m i księżną, w dzień ich zaślu bi n, prze p r a s z a m , D U D K A . bo w noc y. Co to za Tyz b y, czy jaki błędny rycer z? SP O D E K . PI G W A . Naj pr z ó d , dobr y Pie trze Pig w o, po wi e d z , o co idzie w Nie wi a s t a, którą Pyr a m m a koc h ać. tej sztu c e, nastę p ni e wy m i eń naz w i s k a aktor ó w , i tak przy s tąp do rzec z y. D U D K A . O nie, na ucz ci w o ść, nie chcę grać roli kobi e c e j. A PI G W A . prze ci eż włos na bro d zi e już mi się syp ać poc z y n a . Otóż, tytuł nas z e j sztu ki jest: Najrz e w n i e j s z a ko m e d y a i naj o k r o p n i e j s z a śmierć Pyr a m a i Tyz b y. PI G W A . W s z y s t k o to jedn o. Będzi e s z grał w m a s c e i m oż e s z SP O D E K . dekl a m o w a ć naj pi s kli w s z y m głose m , jak ci się tylko W y b o r n y , ręczę, ka w ałe k, a przyt e m i śmies z n y. pod o b a . Zac z e m , dobr y Pietr z e Pig w o, wy m i eń twyc h aktor ó w we dłu g listy. Us z y k u j ci e się, m ości pan o w i e. SP O D E K . W s z a k ż eż i ja skryć twar z potrafię, więc mi dajci e rolę PI G W A . Tyz b y. Będę pisz c z ał okro p n i e cien ki m głose m : Nie c h każd y odp o w i a d a , jak za w oła m . Mik ołaj "Tys b e, Tys b e, ach, Pyr a m i e koc h a n k u dro gi, twoj a Sp o d e k , tkac z. Tyz b e dro g a, twoj a dro g a dzie w i c a!" SP O D E K . PI G W A . Jest. Po w i e d z , jaka m oj a rola, a pote m dal ej. Nie, nie, ty mu si s z być Pyra m e m , a ty, Du d k o, Tyz bą. PI G W A . SP O D E K . Ty, Mik ołaj u Sp o d k u , m a s z ode g r ać rolę Pyra m a . Zg o d a, więc dalej. SP O D E K . PI G W A . Co to za Pyr a m ? Czy to jaki koc h a n e k czy tyra n? Ro b e r t Głod ni a k, kra wi e c. PI G W A . GAO D N I A K . Koc h a n e k , który się z miłości zabij a w najc hl u b n i e j s z y Tu, Pietrz e Pig w o. spo s ó b . PI G W A . SP O D E K . Ro b e r c i e Głod ni a k u, ty będzi e s z m at ką Tyz b y. Żeby dobr z e tę rolę ode g r ać, wid zę, że się bez łez nie To m a s z Ryj e k, kotlar z. obej d zi e. Jezli ja m a m to spra w ić, niec hż e słuch a c z e strz e gą sw oi c h ocz u. Por u s zę burz e, będę utys ki w ał RY J E K . co nie m i a r a. Tera z dal ej. Jed n a k do roli tyra n a głów n y Jest e m , Pietrz e Pig w o . czuję pociąg. W y b o r n i e ode g r ałb y m Her k ul e s a , albo taką rolę, w której b y wy p a dł o drz eć kota ze skór y i PI G W A . rozbij ać ws z y s t k o w ka w ałki. Ty będzi e s z ojce m Pyr a m a , ja zaś ojce m Tyz b y. "Pod zi e m n y szał To bi e, Sp oj u stol ar z u, przy p a d a rola Lw a. A tak zdaj e Ryc zą c y c h skał się, że sztu k a wyś m i e n i c i e obs a d z o n a . Ro ztr z a s k a wał Więzi e n n y c h bra m . SP Ó J . Ty zdal a świeć, A czy m a s z rolę Lw a na piśmi e? Jeżeli ma s z, pro s zę Pot ar g a j, zmi eć cię o nią, bo mi żmu d n o idzie nau k a. Głupi c h park sieć, Ty Fe bi e sa m. " PI G W A . Oto mi wz ni o słość! Tera z wy m i eń resztę aktor ó w . To Będzi e s z ją m ó gł im pr o w i z o w a ć , nie m a w niej nic mi w Her k u l e s a we ni e, w tyra n a we ni e. Ko c h a n e k pró c z ryku. byłby płaczli w s z y m . SP O D E K . PI G W A . Poz w ó l c i e mi, niec h także i Lw a ode g r a m , Będę tak Fra n e k Du d k a, mie c h o w n i k. rycz ał, że aż serc e urośni e każd e m u , co mię posłys z y. Oj, będę rycz ał, że aż sa m D U D K A . książę za w oła: A zary c z raz jesz c z e, jesz c z e raz mi Jest e m , Pietrz e Pig w o . zary c z. PI G W A . PI G W A . Stój, jezlibyś zbyt prze r azli wi e zary c z ał, m ó głb yś tak księżnę i da m y prz e st r a s z y ć, że poc zęłyb y pisz c z e ć z trwo gi, a wte d y cóżby nas z e szyj e od po w r o z a uchr o n iło? W S Z Y S C Y . Po w i e s z o n o b y nas ws z y s t k i c h co do nogi, syn a każd zi u t ki ej z nas z y c h m at e k. SP O D E K . Pra w d a , przyj a c i el e, gdy b y się dus zę z tych pań wystr a s z ył o, nie stałob y im roz w a g i chy b a na to, iżby nas ska z ać na po wi e s z e n i e . Lec z ja tak m ój glos wz m o g ę, że zary c zę łago d n i e kieb y ssąca syn o g a r l i c a. Jak b y jaki słowi k wa m zary c zę. PI G W A . M u si s z być Pyr a m e m albo nicz e m . Pyr a m jest to czło wi e k miłeg o oblicz a, przy st oj n y mężcz y z n a , jakie g o led wi e zdar z y się spot k ać na długi m dni u w lecie, naj m il u c h n i e j s z y , najd o s t o j ni ej s z y ka w a l e r. Więc koni e c z n i e mu si s z grać Pyr a m a . SP O D E K . Zg o d a, przyj m u ję. Ale w jakiejże bro d z i e będzi e mi AKT DRUGI. najst o s o w n i e j wystąpić? Sc e n a I. PI G W A . W jakiej ci się pod o b a . G aj w pobliż u Ate n. Jed ną stro ną wc h o d z i EL F, Dru gą PU K. SP O D E K . Prz y w d z i e ję albo bro dę sło mi a n e g o kolor u, albo PU K. bru d n o- po m a r ań c z o w ą, albo jaskr a w o p u r p u r o w ą, albo Witajże, duc h u! doką d to wędr uj e s z ? dos k o n a l e żółtą jak złoto we fran c u z k i c h cza s z a c h . EL F. PI G W A . Prz e z wz g ó r z a , rozłogi, Tylk o że na fran c u z k i c h cza s z k a c h częst o ani włos k a Prz e z krza ki, prze z głogi, nie wid ać. M u si ałb yś prz et o wy stą pić z wyt art e m Prz e z płoty, ogr o d y, czołe m. Ale pan o w i e , oto was z e role. Błag a m , I ogni e i wo d y, obo w ią z u ję wa s, wy m a g a m , byści e się ich nau c z y l i do Lot m ój, lżejsz y od pro m y k a , jutrz ej s z e j noc y. M a ci e się zejść ze m ną w gaj u za Prędz e j niż księżyc po m y k a . pałac e m , o milkę od mia st a, skor o księżyc zaś wi e c i. Ja z król o wą elfó w cho d zę Ta m odpr a w i m y pró bę, bo gdy b y ś m y się zebr ali w Skra pi ać kępki po rozłod z e. mieści e, nie opęd zili b yś m y się ciek a w y m , a tak Patr z, pier wi o s n k i, dw o r z a n roty; pos zły b y w świat nas z e za m y sły. Ty m c z a s e m Cętki zdo bią strój ich złoty, przy g o t u ję spis przy b o r ó w , jakic h nas z a sztu k a To rubi n y, w który c h łonie, wy m a g a . Pro s zę, nie zrób ci e mi za w o d u . Z daru elfó w, wo n n o ść płoni e. Ty m jej dw o r z a n o m , skor o rosę zbiorę, SP O D E K . Każd e m u perłę na uch u za wi e s zę. Prz yj d zi e m y , a będzi e m ta m m o gli jesz c z e mężni ej i Bądz zdró w, cud a k u. M u s zę zdążyć w porę. roz więzlej pró bę ode g r ać. Nie żałujci e trud u, nau c z y ć W n e t tu król o w a zw oła elfó w rzes zę. się dos k o n a l e , a teraz bądzci e zdro w i. PU K. PI G W A . Dziś tu król noc n e wy pr a w i a igrzy s k o. Miej s c e m spot k a n i a będzi e dąb książęcy. Strz eż, by Tyta nj a nie wes zła za blisk o. G d yż on w stras zli w e m trw a ku niej za w z ię ci u, SP O D E K . Że wykr a d z i o n e indyj s ki e m u księciu Dość. Prz yj d zi e m , choćb y pioru n y trza s k ały. Ślicz n e pac h o lę skryła w sw e orsz a k i. (Wych o d zą). Nie służył u niej jesz c z e pies z c z o c h taki. O b e r o n , chci w y i w zaz d r oś ci skor y, Ch c e go mieć gier m k i e m do wyci e c z e k w bory. Lec z ona gw ałte m od m a w i a chłop c z y n y , Stroi go kwi e ci e m jakb y skar b jedy n y. Ztąd gdy się zejdą w gaju lub na łące, Bo twa juna c k a butn a A m a z o n k a , Prz y czyst e m zródl e, gdy skrzą gwi a z d y drżące, Miłość w szys z a k u , koc h a n k a w pan c e r z u , Taki spór wio dą, że elfy co razni ej M a Tez e u s z a poślu bić. Więc śpies z y s z W kub ki żołędne kryją się z boj az ni. O wi ać ich łoże szczęści e m i rozk o s zą. EL F. O B E R O N . Jezli m ni e post ać i głos twój nie łudzi, Jak śmie s z, Tyta nj o, wyr z u c ać mi wz glę d y Tyś figlar z, psot ni k, tak zw a n y u ludzi U Hip olity, kied y wie s z, żem świa d o m Ro bi n Do b r y dru h. Po wi e d z, czy się mylę? Tw oj ej miłości ku Tez e u s z o w i : Ty to wieśni a c z k o m płatas z figló w tyle, Czyż eś go w noc n y m nie od wi o dła mro k u Skra d a s z śmiet a n kę, w żarn a c h stroi s z harc e, O d Peri g e n j i, którą pod s z e dł niec ni e? M a sła wyr o b ić zdy s z a n e j mle c z a r c e , Czyż eś nie była po w o d e m , że złam ał Drożdż o m m u s o w a ć nie doz w a l a s z w trun k u, Wi arę Arja d ni e, Egli, Anty o p i e ? Zwi o dłs z y drwi s z z noc n y c h wędr o w c ó w fras u n k u . Kto Ho b g o b l i n e m , luby m Puki e m zwi e cię, TY T A N I J A . Te m u usłużys z, das z szczęści e na świeci e. O, to są tylko fałsz er s t w a zaz d r oś ci. Czy zga dła m ? Zejść się nie m oż e m od poc zątk u lata Na wz g ó r z u, łące, w gaj u lub na błoni u, PU K. G d zi e zdrój wśró d głazó w , stru m y k sze m r z e w Zg a dłaś. Ja m to żarto bli w y trzci ni e, No c y wędr o w i e c . Ja wy p r a w i a m dzi w y, Lub na pias c z y s t y m brz e g o w i s k u m or z a, Ja ba wię król a, daję śmie c h u hasło, Zejść się na tańce przy wiatr ó w poś wiści e, G d y rżąc jak zrebię, zwi o dę klac z opa słą Byś wn e t sw ar a m i nie zmącił na m uci e c h. Na tłusty m bobi e. Cz a s e m znó w m ni e plotk a. I stąd to wiatry, że dar m o na m gwiżdżą, Na dni e sw ej szkl a n k i skryt e g o nap o t k a Jak b y prze z ze m s tę wy s s ały z wó d m or s ki c h W sus z o n e m jabłku, a gdy łyka dus z k i e m , M gły zarazli w e, które spa dłs z y na dół, Na gl e ją w usta utnę te m jabłus z k i e m , Najlic h s zą rzekę wz m o gł y w taką pyc hę, I zwiędłe łono zleję piw a stru gą. Że występ uj e po za więzy brz e g ó w . G d y mądr a cioci a pra w iąc po wi eść długą, Próż n o wół jarz m o, rolnik sw ój pług dzwi g a. Ku m ni e jak w stołek gni e sw e ciężkie brz e m ię, Zn ój ich dar e m n y . Zg niło zboż e na pni u, U m k n ę się z pod niej, bab a brz dę k na zie m ię, Za ni m kłos młod y przy s tr o ił się w bro dę. Krzt u si się, kas zl e, krzy c z y: Cz o rt nie stołek! Pust ką hurt stoi na zala n y m łanie. Pęka od śmiec h u gro n o przyj a c i ółe k. Po m ó r na bydło ścier w e m tucz y wro n y, Z ucie c h y pars k a, gzi się i zakli n a, Błote m zale gły siels ki c h zab a w sm u g i. Że nigd y milsz a nie prze s zła god zi n a. Któż na tra w ni k a c h dziś roze z n a ć zdoła Otóż Ob e r o n. Uc h o d z. Ja nie m o gę. O d stó p od w y kł e skręty labiry n t ó w ? Głód ludzi gnie ci e. Zda się, że już zim a? EL F. Lec z w noc y nie brz m i ni hy m n, ni kolęd a. A tu Tyta nj a. Po cóż wsz e dł na m w dro gę! Prz e t o i księżyc, wład c a wó d i toni, Blad y ze złości, tnie des z c z e m po wi et r z e, Sc e n a II. Ztąd pełno ws zę d zi e reu m a t y c z n y c h chor ó b; W taki m za mę ci e wsz y s t ki e pory rok u Jed ną stro ną wc h o d z i O B E R O N ze swy m Ors z a k i e m , Z mi e niły kol ej. Na młod zi u c h n e łono a dru gą TY T A N I J A ze sw oi m . Szk a rłat n ej róży pad a mr ó z zgrz y b i ały, A star a zim a łeb sw ój lodo w a t y O B E R O N . Stroi jak na śmie c h wo n n y m wia n ki e m kraśn y c h Du m n a Tyta nij o, zły cię przy w i ó dł księżyc. Cz er w c o w y c h pączk ó w . Tak więc wios n a, lato, Brz e m i e n n a jesień, gni e w n a zi m a, zw y kl e TY T A N I J A . Mie ni ają szat y. Świat zdu m i o n nie moż e Co, zaz d r o ś ni k u ? Uc h o dz m y ztąd, elfy! Jed n e j od dru gi ej roze z n a ć po plon a c h. O b c e mi jego łoże i pożyci e. Skądżeż to nies z c zęść zro d ziło się ple m ię, Jezli nie z nas z y c h nies n a s e k i spor ó w ? O B E R O N . W nas ma rodzi c ó w , w nas wz ór i poc ząte k. W str z y m a j się płoch a. Nie jestże m twy m męże m ? O B E R O N . Na p r a w więc, napr a w . Zmi a n a w twoj ej m o c y. TY T A N I J A . Poc óż Tyta nj a dręcz y O b e r o n a ? Więc jam twą żoną, lecz mi cza s pa m ięt n y, "Wsz a k tylko żąda m, byś mi dro b n e dzie cię G d yś z czar o d z i e j s k i ej wy m k n ął się krai n y, Dała na pazi a. Aby dni e całe w post a c i Kor y n a Grać na fujarc e i opie w ać miłość TY T A N I J A . Lub ej Filidzi e. I tera z tak nagl e Nie kuś się napr óż n o. Z naj głębs z ej w Indj a c h przy b y w a s z ustro ni, I twe m król e s t w e m nie kupi s z go u m ni e. M oją kapła n ką była jego m at k a. Sok zeń spu s z c z o n y na śpiące po wi e k i Nier a z noc całą. wśró d indyj s ki c h wo ni Mężcz y z n czy nie wi a s t, każe im miło w ać G w a r z ył a ze m ną. To znó w, gdyś m y siadły Tw ó r, który najpi e r w ujrzą po ock ni e n i u. Na żółtyc h pias k a c h Ne p t u n a , zkąd kup c y Zn aj dz mi to ziółko, i wpr z ó d do m ni e po w r óć W świat odpły w a li, śmiec h nas imał pusty, Ni m jedną milę upłyni e lewi at a n. Sk or o się żagle wz d y m a ć poc z y n ał y, Sw a w o l n y m wiatr e m zac h o d z ą c w brz e m i e n n o ść, PU K. Co ona ch wi ej n y m podr z ez ni ała biegi e m , Do k oła zie m ię my m lote m opa s zę (W łonie nosiła wte d y m e pac h o lę), W czter d z i eś ci mi n u t. I ślicz ni e niby żegl ując po zie m i, {Wyc h o d z i Puk). Zbi er ała fras z ki i zno siła do m ni e Jak b y z podr oż y bog a t e j w tow a r y. O B E R O N . Śmiert el n a, rod zą c to dzi e cię, um a rła. Sk or o sok posię dę, Prz e z wz gląd na m at kę, wy c h o w u j ę syn a. Będę czat o w ał, gdy uśni e Tyta nj a, Prz e z pa m ięć na nią, z ni m się nie rozłączę. I tym bals a m e m na m a s z c z ę jej ocz y. Istotę, którą ujrzy po ock ni e n i u, O B E R O N . (Lwa czy niedz w i e d z i a, wilk a czy buh aj a, Dług oż zab a w i s z w tej leśnej dolini e? Natrętną m ałpę czy też koc z k o d a n a), Będzi e ścigała rozk o c h a n ą dus zą, TY T A N I J A . A zani m zdej mę ten urok z jej oka, Aż Tez e u s z a wes el e prze m i n i e. (Który zdjąć inne m łacno m o gę ziel e m), G d y chc e s z bez zw a d y tańcz yć w nas z y c h kołac h, Z m u s zę, że odd a mi sw oj e g o pazi a. Być świad ki e m zab a w przy księżyc u, zost ań. Lec z któż nad c h o d z i ? W s z a kż e m nie wi d z i al n y, G d y nie, ja ciebi e a ty mni e unik aj. Więc ich taje m n ą pod słu c h a m roz m o w ę. (Wcho d z i De m e t r y u s z a za ni m Hel e n a). O B E R O N . Daj mi to dzie cię, a zost a nę z tobą. DE M E T R Y U S Z . Nie k o c h a n i ciebi e, poc óż więc m ni e ściga s z? TY T A N I J A . G d zi eż jest Lyz a n d e r , gdzi eż jest piękn a Her m j a? Ni za twe państ w o. Elfy, dalej w nogi. Ta m ni e odg a n i a, tam t e g o ja zgo nię. G d y b y m zost ała, wsz c ząłby się spór sro gi. M ó w iłaś, że się w tym gaj u ukryli. (Wych o d z i Tyta nij a ze sw oi m Ors z a k i e m). Oto m tu przy s z e dł, lecz wśró d drz e w jak drze w o Bez wł a d n y stoję, bo m Her m j i nie spot k ał. O B E R O N . Pre c z, pre c z mi z ocz u, nie ścigaj mię dłużej. Idz więc w twą dro gę. Nie wyj d zi e s z z tych gaj ó w, Aż cię udręc zę za tę obelży w o ś ó. HE L E N A . M ój luby Puk u, zbliż się. W s z a kż e po m n i s z, Cz e m u ż m ni e ciągni e s z niec z uły m a g n e- Jak raz ze szc z y t u przyląd k a słuch ałe m Lec z nie żelaz o ciągni e s z, gdyż me serc e [sie, Syre n y, która na grz bi e c i e delfin a Jak stal rzet el n e. Zni s z c z twą m o c pociąg u, Nu ciła głos e m tak słodki m i dzwięcz n y m , A ja tę stra cę, co m ni e prze ku tobi e, Że gni e w n e m or z e korz yło się prz e d nią" A gwi a z d y w szal e z sfer swy c h przy bi e g ał y, DE M E T R Y U S Z . Ey się jej tono m przy słu c h a ć. Czyż cię uw o d z ę? Zo więż cię nad o b ną? Czyż ci suro w e j wręcz nie m ó w ię pra w d y , PU K. Że cię nie koc h a m i koc h ać nie m o gę? Pa m ięt a m . HE L E N A . O B E R O N . I przet o właśni e koc h a m cię tem m o c n i ej, Wt e d y m to widzi ał, choć tyś widzi eć ni e m ó gł, Bo m ja twy m wyżłe m. Im srożej m ni e sm a g a s z , Jak zbroj n y Ku pi d bieg ną c międz y zie m ią Te m ci się korni ej łaszę, De m e t rj u s z u . A m dły m księżyc e m , wziął na cel W e s t a l kę A więc się ze m ną obc h o dz jakb y z wyżłe m: Błysz c zą cą, wdzięki e m na troni e zac h o d u , G ar dz, bij, zani e d b u j, zgu b mię, ale poz w ó l, I grot miłości tak dziel ni e pch nął z łuku, Ch o c i aż nieg o d n e j, poz w ó l bied z za sobą. Jak b y chci ał prz e s z yć wra z serc sto tysięcy. M o gęż w twy c h wz glę d a c h lichs z e j żądać miar y, Lec z m gli sty księżyc zga sił płomi e n i s tą A i tę sobi e za łaskę poc z y t a m , Strz ałę Ku pi d a chłod e m swy c h pro m i e n i, Jeżeli racz y s z przyjąć mię za pies k a. I prze s zła dalej kapła n k a król o w a , W ol n a miłości w dzi e w i c z y m spo k o j u. DE M E T R Y U S Z . A jam uw aż ał, gdzi e padł grot Ku pi d a, M ej nien a w i ś ci nadt o nie doś wi a d c z a j, Pa dł na kwi at dro b n y, wpr z ó d jak ml e k o biały. Bo aż mi słab o, gdy patrzę na ciebi e. Tera z miłości raną purp u r o w y , Dzi e w i c e zo wią te kwi at ki bratk a m i . HE L E N A . Zn aj dzż e mi taki, jam ci go raz wsk a z ał. M ni e słabo, kied y na ciebi e nie patrzę. Ty m tu bals a m e m na m a s z c z ę jej ocz y. DE M E T R Y U S Z . W n e t ją szał dziki c h uroj eń za m r o c z y . Na sz w a n k zbyt ciężki sta wi a s z twą nie wi n n o ść W ez krop el kilka, prze s z u k a j te kniej e, O p u s z c z a s z mi a st o, odd aj e s z się w ręce W nich za wz g a r d l i w y m młod zi eńc e m szal ej e Bez b r o n n a tem u, który cię nie koc h a, Ateński e dzie w c z ę. Na m a ść m u zreni c e. Po w i e r z a s z łacny m spo s o b n o ś c i o m noc y, Nie c h po ock ni e n i u naj pi er w tę dzie w i cę I złej pok u si e sa m o t n e g o miej s c a, Ujrz y jedy ną. A który to młod zi a n, Klej n o t dzie w i c t w a , drożs z y nad skar b wsz e l ki. Poz n a s z z ateński c h szat, jakie m i odzi a n. Spr a w to star a n n i e. W miłos n ej pog o n i HE L E N A . Nie c h młod zi a n błag a a dzie w c z ę niec h stro ni. W twej cno ci e m oj a tarcz a i przy w il ej. Wr óć, ni m zapi ej e pier w s z y kur w zara ni e. G d y twar z twą widzę, dla m ni e noc dni e m biały m, I przet o m ni e m a m , żem jest tu nie w noc y; PU K. Nie brak mi świata tow a r z y s t w w tym gaju, Spr a w i to sługa, nie lękaj się, Pa ni e. Bo za świat cały ty jede n mi starc z y s z. Któż więc po wi e d z i eć m oż e, żem sa m o t ną, Sc e n a III. Jezli tu na m ni e świat cały pogląd a. Inn a część lasu. W c h o d z i TY T A N I J A z Ors z a k i e m . DE M E T R Y U S Z . Uci e k nę od cię, skryję się w urwi s k a TY T A N I J A . Dzi ki m pot w o r o m na łup cię zost a w ię. Tańcz ci e, śpie w a j ci e, a pote m niec h w trze cią Cząst kę min u t y jedn e z wa s pośpi e s zą HE L E N A . W y g n i eść rob a c z k i z pączk ó w róż piż m o w y c h , W najd zi k s z y m serc e nie taki e jak twoj e Dru gi e niec h w boj u nieto p e r z o m wy d rą G d y chc e s z, ucie k a j, i zmi e ni się po wi eść: Sk ór z a n e skrz y dła na strój elfo m dro b n y m , Ap oll o zm y k a, Daf n e szcz uj e za ni m, Inn e wrz a s k l i wą, niec h odpę d zą, so wę, G ołąb' jastrzębi a, trwoż n a łania pędzi Co w noc y huk a z pod zi w u nad na m i. Sc h w y c i ć tygry s a. Dar e m n a gonit w a, W pieśń mię uśpi w s z y, idzcie, a ja spo c z nę. G d y bojazń ściga a męzt w o ucie k a. PIEŚC. DE M E T R Y U S Z . PIE R W S Z A Z O R S Z A K U . Nie wstrz y m a s z mię tu twe m i roz pr a w a m i . Pre c z z dw u d z i e l n e m żądłe m, węże! Daj mi, daj odejść. Jezli pój d zi e s z za m ną, Nie c h jeż, co się w kolc a c h lęże, Wi er z mi, w tym gaj u krzy w d ę ci wyrzą d zę. Nie c h pad al e c i niec h zmija Aoże król o w e j omij a. HE L E N A . C H Ó R . Ty mię w świątyni, w mieści e i na polu Nie c h ją, śpie w e m w sen utuli, Jed n a k o krzy w d z i s z. W st y d z się, De m e t rj u s z u! Filo m e l o, twoj e luli, Krz y w d z ą c mię, całą płeć nas zę znie w a ż a s z. Lul a, luli, lula, luli, O miłość wal c z yć wa m nie na m przy s t ało, Lul a, luli, lula luli. Nieść hołdy, wa s zą, zbier ać, nas zą ch w ałą. Żade n urok, czar ni zdra d a, Pój dę za tobą, i piekło prz eś wię cę Nie c h na oko jej nie pad a, Na nieb o, ginąc na tak dro gi ej ręce. Kied y śpie w ją, w sen utuli, (Wych o d z i De m e t r y u s z i Hel e n a). A więc na dobr a n o c : Luli! D R U G A . O B E R O N . Pre c z, dług o n o g i e pająki, Nie trosz c z się, Ni m f o. W tym gaj u niez wł o c z n i e, Pre c z, rod zi e tkac z ó w włók ni st y, Ty go unik ać, on cię szu k ać poc z n i e, Cz ar n e żuki pre c z z tej łąki, (Wcho d z i Puk). Pre c z ślim a ki, pre c z ztąd glisty. Zn al a złżeś kwi at e k ? Witaj mi, wędr o w c z e . C H Ó R . Nie c h ją śpie w e m w sen utuli, PU K. Filo m e l o, twoj e luli, Nio sę go tobi e. Lul a, luli, lula, luli, Lul a, luli, lula, luli. O B E R O N . Żade n urok, czar ni zdra d a, Po d a j mi go, pro s zę. Nie c h na oko jej nie pad a. Zn a m sm u gę dziki m tymi a n k i e m usłaną, Kied y śpie w ją w sen utuli. Stroj ną w stokr o t e k i fijołkó w wia n o, A więc na dobr a n o c : Luli! Z po w o j e m w górz e jakb y w dac h się splat a. Dru g a. Idzcie! Już się do snu waży, Tyta nj a w noc y sypi a pod tą strz e c hą, Jed n a niec h stani e na straży. Z m o r z o n a w kwi e ci e c h tańce m i ucie c hą. (Elfy wy c h o d z ą, Tyta nij a zas y p i a). Ta m złotołus ki wąż z grzbi et u wyl e n i a (Wcho d z i O b e r oń). W sa m raz goto w e dla elfó w odzi e ni a. O B E R O N . By tym kwi at ki e m w jego oku W n e t swą m o c ten sok wyk o n a . Spr a w d z i ć potęgę uro k u. (Ober o n wyci s k a sok z kwi at u na po wi e ki Tyta nit). No c i cisz a... Któż tu leży? To, co ujrzy s z prze b u d z o n a , Młod zi a n... Ateńc z y k z odzi eż y, Koc h a j, błag aj, tul do łona. To on właśni e, co tak srog o Żbik! ryś, niedz wi e d z, lam p a r t, czy to Dręcz y koc h a n k ę nieb o gą. Dzi k ze skórą, w kolc e krytą, A tu dzie w c z ę, słodk o śpiące Co k o l w i e k ci w ocz a c h stani e, Na wilg ot n e j, bru d n e j łące. G d y się ock ni e s z, twe koc h a n i e, Lub a dus z k o, śpisz, lecz zdal a Ujrz yj pot w ó r nies p o d z i a n i e. O d niec z uł e g o brut al a. (Wcho d z i Lyz a n d e r i Her m ij a). Prz e k o r o , skład a m w twe m oku Całą potęgę urok u. LY Z A N D E R . Ock ni e s z się jak inny czło wi e k. O m d l ałaś, luba, błądząc po tyra lesie. Miłość spłos z y sen z twy c h po wi e k. W pra w d z i e m zap o m n i ał, jak w ni m dro gi wio dą. Zb u dz się, gdy jaw inną stro nę Jezli chc e s z, spo c z n i e m , zani m na m przy ni e s i e Za Ob e r o n e m po wi o nę. Jutrz e n k a ulgę z miłą dni a sw o b o d ą. (Wych o d z i). (Wcho d z i De m e t r y u s z , za ni m szy b k o wbi e g a HE R M I J A . Hel e n a). Zg o d a. Zn aj dz sobi e na ubo c z u łoże, G d yż ja mą głowę na tej sm u d z e złożę. HE L E N A . Stój, choćb yś zabić miał mię tu nikc z e m n i e . LY Z A N D E R . Jed n a darń starc z y, bo cho ci aż dw a łona, DE M E T R Y U S Z , Jed n o w nich serc e i wier n ość złączo n a. Pre c z, pre c z mi z ocz u, odc z e p się ode m n i e . HE L E N A . HE R M I J A . Ch c e s z ż e po cie m k u zost a w ić m ni e w dro d z e ? O, nie, Lyz a n d r z e . Mó głb yś w poś m i e w i s k o Po d ać mą skro m n o ść. Nie kładz się tak blisk o. DE M E T R Y U S Z . G d y się stąd rusz y s z, na śmierć cię ugo d zę. LY Z A N D E R . (Dem e tr y u s z odc h o d z i). Z nie wi n n e j prośb y nie wy w o d z uraz y Miłością tłóm a c z miłości wyr a z y. HE L E N A . Ja ci to tylko po wi e d z i eć pra g nąłe m , Ah, już my m piersi o m bra k tchu w tej Że jedn ość twor zą serc a zrosłe społe m . Żadn a, jak wid zę, prośb a go nie skłoni, [pog o n i. Na łona skut e w przy się gi ogni w a G d zi e k o l w i e k jesteś, o, Her m j o szczęśli w a, Sz at a wier n oś ci niep o d z i e l n i e spły w a. Jas n ość i szc zęści e twe ocz y opły w a. Prz e t o m ni e udar z rów n y m w łożu działe m. Czyż łzy im dają taki blas k? W s z a k m oj e G d y tak myślałe m , wierz mi, nie zm yśl ałe m . Słon e m i łzami częściej od niej poję. Nie, nie, jam brzy d s z a niż niedz wi e dz. Z dal e k a, HE R M I J A . Śli c z n i e Lyz a n d e r grać na słów k a c h umi e. Led w i e mię zoc z y, każdy zwi er z ucie k a. Nie! prędz ej w sobi e ws z el ki wsty d przytłu m ię, Więc się nie dzi wię, że De m e t r y u s z z trwo gi Niż cię o kła m st w o posą d zę w m ej du m i e; Jak prz e d pot w o r e m uch o d z i z mej dro gi. Lec z prze z twą miłość i prz e z dbałość o m ni e, Jaki e m ż e zdra d n e m zwi er ci a dłe m zwi e d z i o n a . Połóż się dal ej... Tak, po ludz k u, skro m n i e. Śmiała m się mi e nić tak piękną jak ona? Jaką przy s t o j n o ść dzieli się gra ni cą Lec z któż tu leży? Lyz a n d e r! Związ a n y Międz y cnotli w y m chłop c e m a dzie w i cą, Czy sne m czy śmiercią, ? Lec z ni krwi ni ran y. Taką się ods uń. Do b r a n o c , koc h a n i e. Jezliś żyw, zbu dz się. Sło w o prze m ó w jeno. Dotr w a j w miłości, póki życia sta ni e. LY Z A N D E R . LY Z A N D E R . I w ogi eń pój dę dla ciebi e, Hel e n o. A m e n, ah! am e n twój prośbi e dołożę. Jaki m ż e cud e m , aniel e prz e z r o c z y , M a pra w o ść chy b a z życie m sko n ać m oż e. Na wskr oś w twe m serc u nurtują m e ocz y. Nie c h sen twe oko cały m tch ni e spo k o j e m . G d zi eż jest De m e t r j u s z ? Słow o nies zl a c h e t n e! Nie c n e to imię my m mie c z e m rozet nę. HE R M I J A . O b y poło w a spo c zęła na twoj e m . HE L E N A . (Usypi ają), W st y d z się, Lyz a n d r z e . (Wcho d z i Puk). W str z y m a j się w zapęd zi e. O n koc h a Her m ję, lecz jej nie posięd zi e, PU K. G d yż ona twoją. Więc się rad uj szcz e r z e. Cały gaj prze bi e głs z y cw ałe m , Ateńcz y k a nie zdy b ałe m . LY Z A N D E R . Co? Ra d ość z Her m ją? O w s z e m żal Każd ej min u t y, co m dał jej w ofier z e. [mię bierz e Dziś dla Hel e n y, nie dla Her m ji płonę, Któż z gołębicą śmiałby rów n a ć wro nę? Ro z u m , co wolą kieruj e czło wi e k a, To bi e hołduj e, Her m j i się wyr z e k a , Każd a rzec z ros ną c, dojrz e w a w sw ej porz e. Młod zi a n, jak dotąd ch wi ał się na my m torz e, Lec z gdy dziś gra ni c mądr oś ci doc h o d zę, Już nad mą wolą rozu m objął wo d z e, I każe czyt ać w twoi c h ócz potęd z e Jak b y w miłości najb o g a t s z e j księdz e HE L E N A . M ni eż to spot y k a taki e naj gr a w a n i e ? Cz e m ż e u ciebi e zasłużyła m na nie? Nie dośćże, nie dość widzi s z cier pi eń we m ni e, Że De m e t rj u s z a błag a m nad a r e m n i e . O jede n uśmi e c h, o jedn o spojrz e n i e, Jes z c z e śmie s z bied n e j urągać Hel e ni e? Krz y w d z i s z mię, krzy w d z i s z , m ó w ię ci otw a r ci e, Cz eść mi ślubując w tak zelży w y m żarci e Bądz zdró w. Myślała m , wy z n ać ci to m u s zę. Że m a s z zac ni ej s zą, litości wą dus zę. M aż dzie w c z ę, któr e jede n z was ucis k a, Być ztąd dru gi e m u cele m poś m i e w i s k a ? (Wych o d z i). LY Z A N D E R . Nie widzi Her m j i. Her m j o, śpij tu błog o Byłeś się odtąd mijała z mą dro gą. Bo jako prz e s y t choć najsło d s zą rzec zą Ro d z i ob m i e r złość, jak ludzi e złorz e c zą Błędo m her e z yi, któr a ich uwi o dła, Sk or o po w r ó cą znó w pod pra w d y godła, Tak ty, her e z y o m oj a i prz e s y c i e, Bądz mi ob m i e r złą. Dziś całe m e życie, Każd a m a wład z a niec h ku te m u zmi e r z a, By m czcząc Hel e nę wzr ó sł na jej rycer z a. (Wych o d z i). HE R M I J A . (zryw ają c się ze snu). Rat uj, Lyz a n d r z e! Śpies z na gw ałt z obro ną, W yr w ij, zduś węża, co się wżarł w m e łono. Rat uj mię. M oż e sen tylko. mi e drażni! Lec z patrz, Lyz a n d r z e , cała drżę z boj az ni. Stra s z n y wąż zdał się pożer ać mi serc e, AKT TRZECI. A tyś z uśmi e c h e m patrz ał na mor d e r cę. Lyz a n d r z e . gdzi eś jest? Czy się żarte m cho w a , Sc e n a I. Czy też nie słysz y? Ni dzwięk u, ni słow a, Nie st e t y, gdzi eś jest? W oła m ż e dare m n i e ? Las. Tyta nij a leży uśpio n a. W c h o d z ą: PIG W A , SP Ó J, Prz e m ó w , patrz, mdl eję, dec h się zap a rł we m ni e. SP O D E K , DU D K A , RY J E K , G A O D N I A K . Nic? Nic? Więc ods z e dł. Stra c h przej m u j e dus zę, W n e t lub cię dog n ać, albo um r z eć m u s zę. SP O D E K . (Odch o d z i). Czyś m y się już wsz y s c y zebr ali ? PI G W A . W s z y s c y co do nogi. Co za dzi w ni e wy b o r n e tu miej s c e na nas zę pró bę! Te n tra w ni k będzi e nas zą sce ną, ta zarośl cierni st a nas zą, gard e r o bą. O d e g r a j m y więc sztu kę jakb y prze d sa m y m księcie m . SP O D E K . już byłob y po m ni e. Nie, ja żadną pod o b ną poc z w a rą Pietr z e Pig w o! nie jeste m . Ja m czło wi e k jak inni ludzi e. I wte d y zapr a w d ę n i e c h wyj a w i sw e naz w i s k o i po wi e im po PI G W A . pro st u,że jest Sp ój stolar z. Co m ó w i s z, ty juna c k i Sp o d k u ? PI G W A . SP O D E K . Zg o d a, niec h i tak będzi e. Lec z są jesz c z e dwi e Są rzec z y w tej ko m e d y i Pyra m a i Tyz b y, które się wiel ki e trud n oś ci. Jakż e wpr o w a d z i ć księżyc do nigd y pod o b a ć nie m o gą. Naj pr z ó d , Pyr a m m u si pok oj u, bo wie ci e dobr z e, że Pyr a m i Tyz b e m ają się dob yć mie c z a, by się zabić, cze g o kobi et y nie zni o są. spot k ać przy świetl e księżyc a. Co m ó w i s z na to ? SP Ó J . RY J E K . Czy księżyc będzi e świecił w noc y na nas zę sztu kę Na ucz ci w o ść, pun kt to nieb e z p i e c z n y . prze z n a c z o n e j ? GAO D N I A K . SP O D E K . M ni e się zdaj e, że będzi e m y m u si eli przełoż yć to Do kale n d a r z a , do kale n d a r z a! Zob a c z y ć w al m a n a k u , zab ój s t w o aż po za koni e c całeg o prze d s t a w i e n i a . znal ezć światło księżyc a, znal ezć światło księżyc a. SP O D E K . PI G W A , By n a j m n i e j. M a m spo s ó b, który wsz y s t ki e m u zara d z i. Us p o k ó j c i e się; będzi e to noc księżyc o w a . Na pi s z mi prol o g, a w ni m daj do zroz u m i e n i a, że nas z e mie c z e niko m u szk o d y nie wyrzą d zą, i że SP O D E K . Pyra m nie zabij a się rzec z y w i ś ci e; a dla więks z e j Więc zost a w ić otw o r e m jednę połać wiel ki e g o okn a w jesz c z e pe w n o ś c i po wi e d z im, że ja Pyr a m nie jeste m pok oj u, w który m będzi e m y grali, a księżyc m oż e Pyra m , ale tkac z świecić prze z nią. SP O D E K . PI G W A , To ich do reszt y usp o k o i. Do b r z e, albo też który z wa s moż e przyjść z krza ki e m chru s t u i latar ką, i oświ a d c z y ć,że m a prz e o b r a ż ać czy PI G W A . wy o b r a ż ać oso bę księżyc a. Ale oto dru g a trud n o ść. Do b r z e, znaj d zi e się taki prol o g, a będzi e napi s a n y w M u si m y mieć mur w wiel ki m pok oj u, bo, jak m ó w i ośmi o i sześci o z gł o s k o w y c h wier s z a c h . po wi eść, Pyra m i Tyz b e prze z szp a rę w m ur z e roz m a w i a l i. SP O D E K . SP Ó J . Co ci szk o d z i, dod aj dwi e jesz c z e i niec h będzi e w O, co do m ur u, to nigd y go wpr o w a d z i ć ta m nie ośmi u i ośmi u. potr afi ci e. Cóż na to m ó w i s z, Sp o d k u ? RY J E K . SP O D E K . Czy też kobi et y lwa się nie prz elęk ną? Dar m o , więc któryś z was m u si m ur prz e d s t a w i a ć. Nie c h się om aż e wa p n e m , albo gliną, albo tynki e m , i GAO D N I A K . będzi e się zda w ał o, że jest m ur e m . Niec h wre s z c i e Ręczę wa m , że się stra s z n i e teg o boję. palc e roze m k n i e tak, a prze z taką szp a rę Pyr a m i Tyz b e będą sobi e sze p t a li. SP O D E K . Pa n o w i e, po wi n n iś ci e to dobr z e wpr z ó d roz w a ż yć. PI G W A . W p r o w a d z a ć, niec h Bó g bro ni, lwa międz y kobi et y, to Jezli to się uda, wte d y już wsz y s t k o dobr z e pójd zi e. rzec z najo k r o p n i e j s z a , gdyż ni e m a s z stra s zli w s z e g o Tera z niec h usiądzi e każd y syn sw oj ej m at ki i ptas z k a jak lew, kied y żyw y. Do b r z e więc bac z m y na wyr e c y t u j e swą rolę. Pyra m i e, ty zac z y n a s z . Skor o to. skończ y s z swą. m o wę, odej d z i e s z w te krza ki, i tak każd y nastę p ni e we dl e sw ej roli. RY J E K . A zate m niec h inny prol o g po wi e, że to nie lew PU K. pra w d z i w y . Cóż to za ciury tu się popi s ują? I przy kole b c e król o w e j tak blizk o? SP O D E K . Co ? Grają sztu kę ? Będę więc słuch a c z e m , Nie dość na tem, trze b a wy m i e n ić jego naz w i s k o, i M oż e aktor e m , jezli po w ó d znaj dę. niec h pół jego twar z y wyzi e r a z pod lwiej grzy w y . On zaś sa m niec h dod a, m ó w ią c tak, albo w pod o b n y m PI G W A . non s e n s i e: Pa ni e, lub piękn e Pa ni e, jaby m żądał od M ó w, m ó w Pyr a m i e. Tyz b e wystąp napr z ó d. wa s, jaby m wa s prosił, jaby m was błag ał, abyś ci e się nie trw oż yły i nie drżały. Sta wi a m m oj e życie za PY R A M . wa s z e. Jezlib yś ci e osąd ziły, że tu jak lew przy c h o d z ę, Jak kwi at cuc h ną c y wo nią... PI G W A . RY J E K . Tch ną c y, jak kwi at tch ną c y. Ah! Sp o d k u , Jakżeś ty prze m i e n i o n y! Cóż to ja widzę na twoi m kark u ? PY R A M . Jak o kwi at tch ną c y wo nią, tak Tyz b e Pyr a m a SP O D E K . O wi e w a swy m odd e c h e m , Tyz b e dro g a tyle! Co wid zi s z? Chy b a twą włas ną oślą głowę, ws z a k Ale, słuc h aj, głos jakiś! Ah, zost ań tu sa m a. pra w d a ? A ja się zno w u tobi e ukażę za ch wilę. (Ryjek odc h o d z i). (Wych o d z i). (Pigw a wra c a). PU K. PI G W A . (na stro ni e). Nie c h cię Bó g strz eż e, Sp o d k u . Tyś prz e m i e n i o n y . Nig d y Pyra m a więks z y nie grał cud a k. (Wych o d z i). (Wych o d z i). SP O D E K . TY Z B E . Tera z rozu m i e m ich niec n e figle. Chcą mię zrobić M ni eż tera z m ó w ić wy p a d a ? osłe m, prz e st r a s z y ć, jezli im się uda. Lec z się z teg o miej s c a nie ruszę, niec h sobi e dok a z u ją, co chcą,. PI G W A . Będę się tu prze c h a d z ał w tę i ową, stro nę, będę Jużciż tobi e. Trz e b a ci bo wi e m zroz u m i e ć, iż on śpie w ał sobi e, aby się prz e k o n a l i, że się nicz e g o nie wys z e dł, żeby zob a c z y ć zgiełk, który usłysz ał, i zara z lęka m. wini e n po w r ó c ić. Śpie w a.. Z wyzła c a n y m dzio b e m kos, TY Z B E . Pier z e m czar n e j bar w y wz ór, Pro m i e n i s t y Pyr a m i e, jako lilja biały. Dro z d, co ma tak dzwięcz n y głos, Kraś n y jak na prze p y s z n y m cier ni u pącz e k róży, Królik słyn n y z dro b n y c h piór. Naj s z u m n i e j s z y młok o si e, żydzi e oka z ały, Wi er n y jak ru m a k, który nigd y się nie nuży, TY T A N I J A Cz e k a ć cię tęskni e będę na Ny g u s a gro bi e. (budząc się). Jakiż mię ani oł z łoża kwi at ó w bud zi ? PI G W A . Na Nin u s a gro bi e, czło wi e k u. Ale tego jesz c z e nie SP O D E K . po wi ni e n e ś m ó w ić. Ty m ostat ni m wiers z e m (śpiew a). odp o w i e s z dopi e r o, jak Pyra m zno w u zag a d a . Czyży k, wró b e l, sko w r o n e k , Re p e t u j e s z od raz u całą, rolę, odp o w i a d a s z , ni m Pstr a kuk ułk a, co drwić śmie, cięjes z c z e zap y t a n o . Pyr a m i e, wej dz. Kol ej twoj a już Ro z u m i e ją, małżon e k, prze s zła. Sta nęliś m y na wyr a z a c h : nigd y sięnie nuży. A nie moż e odrz e c: nie. (Wrac a Puk za ni m Sp o d e k z oślą głową). I w istoci e, nie miałby ten rozu m u , cob y chci ał prze g a d a ć tak głupi e g o ptak a. Któż b y jej chci ał TY Z B E . zad a w a ć kłam s t w o , choćb y i wiec z n i e po wt a r z ał a: Wi er n y jak ru m a k, który nigd y się nie nuży. Kuk u! PY R A M . TY T A N I J A . G d y b y m był piękn y m , Tyz b e, to tylko dla ciebi e. Ah, śpie w a j jesz c z e, piękn y śmiert el ni k u. M e uch o wiel c e twą pieśń pol u biło, PI G W A . A z twą post a cią sprzę gło się m e oko. O strac h! o dzi w o! Cz ar y padły na nas. Tak mię twej cnot y wzr u s z a siła cała, Błag a m was, bra ci a, uci e k a j m y! G w ałtu! Żem cię już w pier w s z e j ch wili pok o c h ał a. (Uciek ają). SP O D E K . PU K. O ile mi się zdaj e, łaska w a Pa ni, rozu m twój nie Puk wa s popę d zi, i w kółko wa s zag n a znaj d zi e w te m dost a t e c z n e g o po w o d u , cho ci aż, Na cierni e, głogi, prz e z kniej e i bag n a. m ó w ią c pra w d ę, rozu m i miłość rzad k o cho d zą w Będę pse m , koni e m , niedz w i e d z i e m bez głow y. parz e za nas z y c h cza s ó w . Te m więks z a szk o d a , że Dzi ki e m lub ogni e m , i spra w ię wa m łowy jacy poc z ci w i sąsie d zi nie pog o d z ą ich Rżąc, sko m lą c, kwic zą c, rycząc, paląc zgraję zie m i a n , na w z a j e m . U m i e m ja żarty pra w ić, gdy się por a Jak b y koń, pies, dzik, niedz wi e d z i ogi eń na prze m i a n . zdar z y. SP O D E K . TY T A N I J A . Cz e g ó ż oni ucie k a ją? Ch ci eli b y tą podłą sztu c z ką Wi d zę, żeś rów ni e mądr y jak nad o b n y . napę d zić mi stra c h u . (Wcho d z i Ryj e k). SP O D E K . Ani jedn o, ani dru gi e. Lec z gdy b y m mi ał dość roz u m u , by się wy d o b y ć z teg o lasu, toby mi starc z ył SP O D E K . przy n a j m n i e j na włas ną, potrz e bę. Pro s zę cię o bliższą znaj o m o ść, dobr a pani Pajęcz y n k o , Gd y się skal e c zę w pale c, śmiało się do TY T A N I J A , twej usługi od w oła m , A twoj e imię, poc z c i w y Nie c h cię myśl żadn a za ten las nie niesi e. szlac h c i c u ? Czy chc e s z, czy nie chc e s z, zost a n i e s z w tyra lesie. Ja m duc h e m , który wz ni o sły m rod e m słyni e. G R O S Z E K . Wi e c z n e się lato święci w m ej dzie d zi ni e. Gro s z e k. Koc h a m cię, prz et o pój dz ze m ną, m ój miły; M e piękn e elfy będą ci służyły. SP O D E K . O n e ci w m or z u znaj dą perły na dnie, Pok o r n i e upr a s z a m , racz mię pol e cić pani Aupini e, Śpie w ać ci będą, gdy cię sen owład ni e.. twej m at c e, i pan u Strącz k o w i, twe m u ojcu. Do b r y M a m o c śmiert el ną z ciebi e ciężkość zetrz e, Pa ni e Gro s z k u , i z tobą będę sięstar ał bliższą Byś jak duc h zdołał wzl at y w a ć w po wi e t r z e, za wiąz ać znaj o m o ść. A twoj a god n o ść, jezli śmiałby m Ćm o, Pajęcz y n k o , Gro s z k u i G or c z y c z k o! się zap y t ać? (Wcho d zą Czte r y Elfy). G O R C Z Y C Z K A . PIE R W S Z Y . G or c z y c z k a , Jest e m . SP O D E K . D R U G I . Do b r a Pa ni Gor c z y c z k o , zna m dobr z e twoję Ja także. cierpli w o ść. Te n nielitości w y olbrz y m , pośla d e k woło w y, pożarł niej e d n o dzie cię twe g o rod u. Wi er z mi, TR Z E C I . rod zi n a twoj a nie m ał o już mi łez z ocz u wyci s nęła. I z I ja. tobą rad b y m bliżej się poz n a j o m ić, dobr a Pa ni G or c z y c z k o . CZ W A R T Y . I ja jeste m . TY T A N I J A . Strz eż ci e go, wie dz ci e wra z do m ej altan y. W S Z Y S C Y . Zd a mi się księżyc w krąg łzami we z b r a n y . G d zi eż bież eć m a m y ? G d y księżyc płacz e, płacz e każd e kwi e ci e, Że jakaś czyst ość cier pi gw ałt na świeci e. TY T A N I J A . Idąc z m y m luby m , usta m u zwiążeci e. Rącz o, uprz ej m i e służci e te m u pan u, (Wych o d zą). Nie c h go wa s z tani e c i sko ki we s e lą. Kar m c i e go m or wą, jeżyną, mor elą, Sc e n a II. Ziel o ną figą, m o d r e m win o g r o n e m , I skrzętn ej psz c z ółki mi o d o pł y n n y m plon e m . Inn a część lasu. W c h o d z i O B E R O N . Z jej nóg wos k o w y c h poc h o d n i a skręco n a I w świętoj ańs ki m rob a c z k u zatlo n a, O B E R O N . Nie c h koc h a n k o w i do łoża przyś w i e c a , Jezli Tyta nj a już się ze snu wz ni o sła, Se n n e m u oko chrońci e od księżyc a Cie k a w y m , co też najpr z ó d oba c z ył a M al o w n y m skrz y d eł mot yli c h wac hl a r z e m . I z cze m ją zwiąże niepr z e p a r t a siła? Kor z ci e się elfy prze d wa s z y m m o c a r z e m . (Wcho d z i Puk). PIE R W S Z Y . Otóż m ój pos eł. Cóż, duc h u szal o n y ? Cz eść ci, śmiert el n y, cześć. Jaki eż w zaklęty m gaj u pos w a t a n i e ? D R U G I . PU K. Cz eść ci. Król o w a koc h a pot w ó r. Gd y w altani e, Któr a jej cich y m ch wil o m poś więc o n a, TR Z E C I . Lub y sen w gnuś n e objął ją ra mi o n a , Cz eść ci. Tuż obo k ga wi e d z pro st y c h rze m i eśl ni k ó w , Co wśró d ateński c h prac u ją kra m i k ó w , CZ W A R T Y . Prz y s zła ode g r ać pró bę krot o c h w i li Cz eść. Jaką na god y księcia ułożyli. W n e t gbur naj więk s z y z tej śmie s z n e j hołoty, SP O D E K . Któr y prze d s t a w i ał Pyr a m a zalot y, Z całeg o serc a dziękuję wa m , dost oj n e pani e. Zes z e dł ze sce n y i wlazł międz y chru st)-; Błag a m , jakież imię twoj ej dost oj n o ś ci? Więc go ująłem, i na czer e p pust y Oślą m u głowę nas a d z iłe m zgra b n i e. PA J C Z Y N K A . Wt e m we dłu g roli Tyz b e go zag a b n i e. Pajęcz y n k a . W c h o d z i mój mi m i k, niecą c popłoc h w zgrai, Jak w dziki c h gęsiac h ptas z n i k, co się czai. Lub w płow y c h wro n a c h strz ał, gdy je roz g a n i a HE R M I J A . Na liczn e stad a, któr e wśró d krak a n i a Pre c z psie! W y z y w a s z z więzó w cierpli w o ś ci Pędzą szal o n e w krąg po niebi e całe m. W st y d m ój dzi e w i c z y. Więc się już nie zbu d z i? Tak, gdy ws z e dł, pierz c hł a ow a ga wi e d z cw ałe m . Cie bi e już odtąd nie liczę, do ludzi! Ja m tup nął, jede n na dru gi e g o pad a, Ra z po wi e d z pra w dę, m ó w, jezli dba s z o m ni e: Zwi e Ate n w po m o c , krzy c z y: roz b ó j, zdra d a. Śmiałżeb yś w ocz y spojr z eć m u przyt o m n i e ? Zwątlo n y m zm y sło m ogro m prze r aż e n i a Więc w śnieś go zabił? O rycer s k i czy ni e! M art w e prze d m i o t y w żyw e wro gi zmi e ni a, Prz e s z e dł eś węża, spro st ałeś gad zi ni e. R wą im za odzi eż krze głog ó w i cierni. Bo czy n to żmii, gdyż zdra dli w s z y m zmija Ręka w y, cza p k i, wsz y s t k o gubią bier ni. Niż twój języki e m , wężu, nie zabij a. G d y tak obłędn y c h gnała trw o g a sa m a, W str z y m a ł e m w miej s c u ośleg o Pyra m a , DE M E T R Y U S Z . A wte m Tyta ni a ze snu się pod ni o sł a Na p r óż n o zap ał trwo ni s z w błędny m gnie w i e. I wra z, jak los chci ał, pok o c h ał a osła. Ja m krwi Lyz a n d r a nie wini e n. Nikt nie wie Na w e t, że um a rł. Ja prz e c zę. O B E R O N . Lepi ej to pos zło, niżby m ukn uć zdołał, HE R M I J A . Lec z czyś na m a ś c ił, jako m cię po w oł ał, Więc śmiało Soki e m miłości zreni c e młod zi a n a ? Zaręc z, że złego nic m u się nie stało. PU K. DE M E T R Y U S Z . Zsz e dł e m śpiące g o, więc rzec z dok o n a n a . Jezli zaręczę, jakież mi łaska w s z e Ateński e dzie w c z ę było przy młod zi a n i e, Da s z za to wz glę d y ? Toć ją niec h y b n i e ujrzy, gdy po w s t a n i e. (Wcho d zą: De m e t r y u s z i Her m i j a). HE R M I J A . O d p r a w ę na za w s z e. O B E R O N . Idę. O b e c n o ść twą zmi er ziła m sobi e. Prz y s uń się, właśni e mk ni e ów młod zi a n w szal e. Już mię nie ujrzy s z, czy on żyw czy w gro bi e. (Odch o d z i). PU K. To sa m o dzie w c z ę, lecz mąż inny wc al e. DE M E T R Y U S Z . Próż n o ją ścigać w tak dziki m hu m o r z e , DE M E T R Y U S Z . Więc tu na ch wilę ciężką głowę złożę. M ni e, co cię koc h a m , cze m u ż e ś tak srog a? Bo ciężar sm u t k u wz m a g a się w podr óż y, Tak wraż e słow a zac h o w a j dla wro g a. Im m u się więcej ban k r u t sen zadłuż y. M oż e mi tera z choć część spłaci za to. HE R M I J A . G d y tu poc z e k a m niec o za wy płatą. Wi n n a m złorz e c z y ć, a tylko ci grożę, (Kładzi e się). Tyś mi dał po w ó d aż do prze kl eńst w m oże. Jezliś go zabił, gdy był sne m ujęty, O B E R O N . Zbro c z o n po kost ki, brnij we krwi od m ęty, Jakż eś się zm ylił! Co za nies p o d z i a n k a! I m ni e za m o r d u j. Wl ałeś sok w ocz y wier n e g o koc h a n k a , Dzi eń nie m a takiej wier n oś ci u słońca, Ztąd te miłości na opa k wy p a d ną. Jaką w ni m miała m. S mi ałże b y obr ońc a Nie zdra d n a w wier ną, wier n a prz ej d z i e w zdra d ną. Uśpi o ną rzucić ? Nie, prędz ej uwi er zę, Że w Anti p o d y księżyc się prz e b i e r z e PU K. Prz e z środ e k zie m i prz e b it ej, i cud ni e A więc los prz e m ó gł. Sn ać z przy siąg milio n a, Błysz c zą c e brat a zmi e s z a ta m połud ni e. Zal e d w i e jedn a wier n oś ci dok o n a . Tyś, tyś go zabił, próżn o myśl mo z o lę, Tk wi zna k m or d e r c y na twe m stras z n e m czol e, O B E R O N . Prędz e j od wiatr u niec h cię lot poni e si e, DE M E T R Y U S Z . Hel e nę z Ate n znaj dz co tchu w tym lesie. Zn a k ten ofiarę zdra d z a nie m or d e r cę. Ch o r a miłością, z bra k u szc zęści a blad a, Ja m nią, gdyż Her m j a prze s z yła mi serc e, Z krwi ją naj dr oż s z e j tłok we st c h n i eń okra d a. Jed n a k tak jasn o m ój zab ój c a płoni e, Znęć ją tu złud ni e. Ni m przyj d zi e w tę stro nę, Jak ow a Ve n u s w pro m i e n n y c h gwi a z d gro ni e. Ja odc z a r u ję mu ocz y uśpi o n e. HE R M I J A . Cóż m u ztąd przyj d z i e? Gd zi e on, gdzi e m ój luby? PU K. Zwr óć mi go, błag a m , zwr óć dla włas n ej chlu b y. Bieg nę, patrz, lecę tak hyżo, tak dziar s k o Jak grot spu s z c z o n y cięci wą tatar s ką. DE M E T R Y U S Z . (Wybi e g a), Prędz e j b y m pso m my m rzucił jego kości. O B E R O N . Poz w ó l mi posiąść szczęści e nieb o s iężn e Kwi at k u z pur p u r o w ą pla mą, I ucało w ać tę białości księżnę. Zra ni o n y strzałą Ku pi d a, Spłyń m u w oka jądro sa m o! HE L E N A . Nie c h m u się koc h a n k a wy d a, O zgro z o! Wi d zę, żeście ws z y s c y w zm o w i e, G d y ją ujrzy obo k siebi e, By ze m ni e szy d z ić. Gd y zna ci e, mężo wi e. Jak ow a Ve n u s na niebi e. Grz e c z n o ść i wz glę d n ość należ ną kobi e ci e, Zb u dz się przy niej i jej piec z y Cz e m u ż mi taką krzy w d ę zad aj e c i e ? Błag aj niec h cię wra z ulec z y. Zn a m wa s zę ku m ni e nien a w i ść, lecz po co (Puli wra c a). W a s z e się dus z e szy d e r s t w e m sro m o cą? Jezli męża m i nie w poz ó r jesteści e, PU K. Prz e s t ańci eż skro m n e j urągać nie wi eś ci e, W o d z u nas z e j elfó w rzes z y, Kląć się, ślub o w a ć, prze s a d z a ć w poc h w a l e , Patr z, z Hel e ną już tu śpies z y A w serc u gar d zić. W miłości ryw al e Młod zi a n zm yl o n y prz e z e m n i e , Prz y piękn ej Her m j i, wy rów ni eż wal c z y c i e Co do niej wz d y c h a dar e m n i e, O pry m w szy d e r s t w a c h , co god zą w m e życie. Prz yjr z e m y ż się ich ułud zi e? Ch w a l e b n e czy n y, męzki e prze d s ię w z ięci a, Oj, co za głupc y ci ludzi e! Azy z ócz bied n e g o wyci s k ać dzie w c zę ci a Ostr z e m poś m i e w i s k . Jakiżb y mąż pra w y O B E R O N . Śmiał krzy w d z i ć dzie w c zę i w gni e w u obj a w y Zej dz na bok. Hałas tych trzpi ot ó w Z m u s z a ć cier pli w o ść dla pust ej zab a w y ? De m e t rj u s z a zbu d zić gotó w. LY Z A N D E R . PU K. Por z uć, De m e t r y, żart, który ją drazni. Jed nę koc h ać będą oba, W s z a k koc h a s z Her m ję? Wi e m to, więc w przyj az ni, Spr a w a śmie s z n a a nie łatw a, Z dobr ej ci woli, zdaję serc e m całe m M ni e naj więc ej się pod o b a . Pra w o miłości, jaki e w Her m j i mi ałe m; Co się tak dzi w a c z n i e gm a t w a . A ty mi prz e k a ż twe włas n e w Hel e n i e, (Wcho d zą: Lyz a n d e r i Hel e n a), Którą czcząc, już się do śmierci nie zmi e nię. LY Z A N D E R . HE L E N A . Jak m oż e s z myśl eć, że ja wz g a r dą płonę W ol n oż szy d e r c o m drwić w ocz y tak śmiało? Nie łza mi wz g a r d a i szy d e r s t w o kłami e. Patr z, klnąc się, płaczę. Ślub y tak zro d z o n e DE M E T R Y U S Z . W sa m e m poc zę ci u biorą, pra w d y zna m i e. W ez sobi e Her m ję, wez, Lyz a n d r z e całą Cz e m u ż ta m wz g a r dę śledzi s z tak na m iętni e, Jezli m ją koc h ał, prz e s zło już złudz e n i e. G d zi e pra w d a świeci w rod zi m e m sw e m piętni e? Ser c e z nią tylko jak gość prz e b y w a ł o, I jak w do m tera z wra c a ku Hel e ni e, HE L E N A . By tam już zost ać. Cor a z to głębiej twoj a chytr ość sięga. Ślub nisz c z yć ślube m , to szat ańs ki spo s ó b . LY Z A N D E R . Prz y sią głeś Her m ji. Sp ełz ni eż twa przy się g a? M ó głb yś żartó w prz e s t ać. Zn o s zą się wz aj e m śluby dla dw ó c h osó b. Złóż oba twoj e na szalę, a właśni e DE M E T R Y U S Z . Ró w n o za w a żą, oba czc z e jak baśni e. Nie bluzń tej wier z e, na którą cię[nie stać, Byś z twe m zuc h w a l s t w e m nie prze p a dł we wsty d z i e, LY Z A N D E R . Patr z, tam twa włas n a, twa koc h a n k a idzie. G d y m jej przy sięg ał, rozu m u nie mi ałe m. (Wcho d z i Her m ij a), HE L E N A . HE R M I J A . G d y ją porz u c a s z , rów n y m grz e s z y s z szałe m . Cie m n a noc, w któr ej gaśni e wzr o k u Uc h o drazli w s z e m czu ci e m wy n a g r a d z a ; [władz a, LY Z A N D E R . I co ze zm y słu widz e n i a zabi e r z e, De m e t rj u s z koc h a Her m ję a nie ciebi e, Spłac a słuch o w i w pod w o j o n e j mier z e. Ch oć cię, Lyz a n d r z e , nie wid zę na prz e d z i e, DE M E T R Y U S Z . Słuch za twy m głose m ku tobi e mię wie d z i e. (budząc się). Lec z cze m u ż e ś mię opuścił tak z cich a ? Hel e n o, bózt w o, ni mf o cud n a, święta! Z cze m ż e por ó w n a m , luba, twe oczęta? LY Z A N D E R . Kry s z t ał jest błote m . Tw e usta dwi e wiśni e Któż zdoła zost ać, gdy miłość pop y c h a ? W całus spoj o n e . G d y twa ręka błyśnie,Ś ni e g Ta ur u wiatr y wsc h o d n i e m i prze z r o c z y , HE R M I J A . Z m r oż o n a białość, w kruc zą czerń się mr o c z y. Jak aż mi ciebi e m o gła wy d r z eć siła? LY Z A N D E R . HE L E N A . Miłość, co z tobą zost ać mi wz br o n iła, O tak, brnij dalej, strój min kę żałos ną. Hel e n a, któr a świetni ej) roz pr o m i e n i a G d y się od w r ó c ę, prz e d r z ez n i aj mię, mr u g a j No c, niż gwi a z d ow y c h ogni st e spojr z e n i a. Na twy c h ws p ó l n i k ó w . Pro w a d z żart do końca. Poc óż mię ściga s z? M a s z do w o d ó w dos yć, Grę, tak wy b o r ną kro ni ki zapi s zą. Że cię unik a m , bo nie m o gę zno sić. G d y b y ś ci e mieli litość, takt, oby c z a j, Czyż b yś ci e brali mię za prz e d m i o t drwi n e k ? HE R M I J A . Lec z, bądzci e zdro w i. Tę mą w części winę Nie myślis z tego i nie m ó w i s z szc z e r z e . W n e t nieo b e c n o ść albo śmierć ulec z y. HE L E N A . LY Z A N D E R . Otóż i ona we s zła w to przy m i e r z e . Stój, stój, Hel e n o! niec h się unie w i n n ię. Tera z spo str z e g a m , ukn uli we troje Koc h a n k o , życie, dus z o m a Hel e n o! Plan tej igras z k i na zm a rt w i e n i e m oj e. Złośliw a Her m j o, nie w d z ię c z n a dzie w i c o, HE L E N A . Tyż się sprz y s ię głaś i zm ó w iłaś z nie m i, Prz e d z i w n i e . Aby mię jątrzyć te m niec n e m szy d e r s t w e m ? W s z y s t k i eż zwi er z e n i a nas z y c h serc wz aj e m n y c h , HE R M I J A . Siostr zę c e śluby, ws p ó l n y c h zab a w ch wil e, Lub y, już prz e s t ań ją dręcz yć. Za w s z e skar g pełne na cza s szy b k o n o g i , Że nas rozłącz ał, ws z y s t k o ż zap o m n i a n e ? DE M E T R Y U S Z . I szk ol n a przyj azń i wiek i nie wi n n o ść? G d y nie wy p r o s i s z, przy m u s i ć go zdoła m . O bi eś m y , Her m j o, jak dw a mistrz e - bogi Na s z e m i igły tkały kwi at e k jede n, LY Z A N D E R . Z jedn e g o wzr o k u , na jedn e m sied z e n i u, Tyl e twój przy m u s wart co jej zaklęci a. Nu cą c pieśń jednę obie jedn y m ton e m , Ró w n i e twe grozb y jak jej prośb a słab e. Jak gdy b y dłoni e, łona, głosy, dus z e Cie bi e, Hel e n o, ciebi e koc h a m jednę, Zro sły się w jedn o. I rosłyś m y raze m Klnę się na życie, które m stra cić gotó w, Jak o na poz ó r roz d zi el o n a wiśni a, By prze c zą c e m u kłam s t w o udo w o d n i ć. Tw o r zą c a prze ci eż jedn ość w pod w ó j n o ś c i, Jak dwi e jagó d k i na jedn e j szy p ułc e, DE M E T R Y U S Z . D w o i st e ciałe m ale serc e m jedn e, A ja przy sięg a m , że cię koc h a m więcej. D wi e tarcz e w herbi e, zna k jedn e g o rod u, Jed ną koro ną uwi eńc z o n e społe m . LY Z A N D E R . I tyż śmies z zry w ać nas zą da w ną miłość, Jezli tak m ó w i s z, pój dz i do wi e d z czy n e m . By z mężcz y z n a m i szy d z ić z przyj a c i ołki? W z d r y g a się na to przyj azń i dzie w i c t w o . DE M E T R Y U S Z . Cała płeć nas z a ze m ną ci to zga ni, O w s z e m . Ch o c i aż ja tylko sa m a cios ten zno s zę. HE R M I J A . HE R M I J A . Lyz a n d r z e , gdzi eż to ws z y s t k o zmi e r z a ? Wi el c e mię dzi wią twe gnie w l i w e słow a, W s z a k nie ja tobą, lecz ty m ną po m i a t a s z ? LY Z A N D E R . Pre c z, Ety o p k o! HE L E N A . Co, czyż nie z twoi c h pod u s z c z eń Lyz a n d e r DE M E T R Y U S Z . Na żart mię ściga, wiel bi twar z i ocz y, Zn a m ja cię, udaj e s z, A ów De m e t rj u s z , twój dru gi koc h a n e k , Że się chc e s z wy dr z eć, że za m ną iść pra g n i e s z, (Który prze d ch wilą odp y c h ał mię nogą), Jed n a k nie idzi e s z. Pre c z, tch ór z u wier u t n y! Zwi e mię bogi nią, ni mfą" świętą, rzad ką, Cu d ną, niebi ańs ką, ? Poc óż tak wy sła w i a LY Z A N D E R . Tę, którą gar d zi? Poc óż się Lyz a n d e r O d c z e p się, koci e, puść mię podłe zwi er zę, Tw ej tak m u dro gi ej miłości wy pi e r a, Albo cię strząs nę z siebi e jako żmiję. t m ni e nato m i a s t skład a hołd? Zaist e, Z twej to na m o w y , z twe g o przy z w o l e n i a . HE R M I J A . Jezli nie jeste m tak jak ty uro c zą, Zkądże ta srog ość, zkąd tak nagła zmi a n a ? Tak obl e g a n ą prze z miłość, tak szc zę s ną, Lub y m ó j! Lec z ow s z e m nędz ną i wstrętną miłości, Wi n n a ś mi racz ej litość nizli wz g a r dę. LY Z A N D E R . Lub y? Pre c z, czar n a cyg a n k o , HE R M I J A . Ckli w e lekar st w o , ob m i e r zła truci z n o! Nic nie poj m u ję, co prz e z to roz u m i e s z . HE R M I J A . O pr z eć się zdoła m ? W s z a k ty żartuj e s z ? HE R M I J A . HE L E N A . Niższ ej? Zn ó w to sa m o. I ty nie inac z e j. HE L E N A . LY Z A N D E R . Nie sroż się na m ni e. Za w s z e n i , dobr a Her m j o, Ch cę, De m e t rj u s z u , dotrz y m a ć ci słow a. Koc h ał a ciebi e. Po w o l n a twy m chęci o m , Nie za wi niła m nigd y prz e ci w tobi e, DE M E T R Y U S Z . Ch y b a , żem z trwoż n e j miłości doni o sła St wi e r d z to rękoj m ią silni ej s zą, niż ręka, De m e t rj u s z o w i , żeś w gaj ten um k nęła. Co cię wstrz y m u j e . Tw y m słow o m nie wier zę. Po g n ał za tobą, ja z miłości za ni m. Lec z on mię w gnie w i e ztąd odpę d z ał, gro ził, LY Z A N D E R . Że mię uder z y, zhańbi i zabij e. M a m ż e ją tyrać, kal e c z yć, zabij ać ? Tera z mi tylko daj odejść w pok oj u, Nie skrz y w d z ę Her m j i, choć ją nien a w i d z ę. Wr ó cę do Ate n z m oj e m uroj e ni e m , I już się przy k r z yć wa m nie będę. Patrz ci e, HE R M I J A , Jak prost o d u s z n ą i potul ną jeste m , Na d ws z el ką krzy w d ę srożs z a twa nien a w i ść... Nie n a w i ść ku m ni e ? Za co ? Zkąd ta no w ość ? HE R M I J A . Nie jestże m Her m ją? Nie jestżeś Lyz a n d r e m ? Więc co tchu rusz aj! Cóż cię tu wstrz y m u j e ? W s z a k ż e m tak piękn a, jak była m prze d ch wilą? Jes z c z e dzisi ej s z e j koc h ałeś mię noc y, HE L E N A . Lec z mię ods z e dł eś (ma mż e rzec) na pra w d ę, Sz al o n e serc e, któr e tu zost a w i a m . O, uch o w a j c i e Bo gi! HE R M I J A . LY Z A N D E R . Ser c e, z Lyz a n d r e m ? Tak, na pra w d ę, I już cię nigd y ujrzeć nie pra g nąłe m , HE L E N A . Więc rzuć nad zi eję i ws z el ką wątpli w ość. Nie, nie, z De m e t r j u s z e m . Wi er z mi, to nie żart, bez p r z e c z n a to pra w d a , Że cię nie cierpię, a koc h a m Hel e nę. LY Z A N D E R . O n a cię nie tkni e, nie trwóż się, Hel e n o. HE R M I J A . Tyżeś, kugl ar k o, gąsie ni c o w kwi e ci e, DE M E T R Y U S Z . Złod zi ej k o ucz uć, tyżeś przy s zła w noc y, Nie tknie jej, wier z mi, choć b yś jej po m a g ał. By skraść mi serc e koc h a n k a . HE L E N A . HE L E N A . Prz e d z i w n i e . G d y się rozzłości, chytrą jest, zaciętą. G d zi eż twoj a skro m n o ść, gdzi eż jest wsty d dzie w i c z y, Jędzą, już była, gdy cho d z iła do szk ół, G d zi e ślad ru mi eńc a? Chc e s z ż e gw ałte m wy dr z eć M ała we wzr oś ci e, wiel ką jest w za w zię ci u. Z ust m y c h łago d n y c h niegr z e c z n ą, odp o w i e d z ? W st y d z się, szal bi e r k o, wsty dz cac a n a lalko! HE R M I J A . Co, zno w u mała? W ciąż nizk a i m ała? HE R M I J A . M oż e ci eż ścierpi eć, by tak drwiła ze m ni e ? Lalk o? A to zkąd? W to więc fortel zmi e r z a ? Puśćci e mię do niej. Tera z poj m u ję. Kaz ała m u nas z e W zr o s t y poró w n a ć, chełpiąc się, że wyż s z a, LY Z A N D E R . I swą pers o ną, wy ni o słą pers o ną, Nie waż się, karlic o, Tak, wzr o s t e m tylko, wzięła górę nad ni m. Pu p k o, krus z y n o , chrzą stk o, nied o r o s t k u , Więc te m jedy ni e wzr o słaś tak wys o k o Kul k o żołędna. W jego sza c u n k u , żem tak dro b n a , nizk a. Jakż e m to nizk a ? M ó w, upstr z o n a tycz k o, DE M E T R Y U S Z . Jakż e m to nizk a? Jes z c z e m nie tak nizk a, Zbyt usłużny m jesteś By m paz n o g c i a m i ócz twyc h nie dosięgła. Dla tej, co twe m i usług a m i gar d zi. Nie broń Hel e n y, nie uj m uj się za nią, HE L E N A . I nie m ó w o niej. Gd y się jej nastręc z y s z Pro s zę, Pa n o w i e , choć mię za nic m a ci e, Ch oć b y z naj m n i e j s z y m do w o d e m miłości, Brońci e mię od niej. Nig d y m złą nie była, Ciężko odp o w i e s z . Bo żadn ej nie m a m zdol n oś ci do sw ar ó w . Ja m słab e dzie w c z ę i z płci i z tchór z o s t w a . LY Z A N D C R . Bić mię nie dajci e. W y m ni e m a c i e m oż e, Juże m zbył się Her m ji, Że jako niższ ej cok ol w i e k ode m n i e A więc, by spra w d z i ć, kto z nas do Hel e n y M a pier w s z e pra w o, jezli śmie s z, pój dz za m ną. I już jutrz e n k i zwi a s t u n lśni zdal e k a. Prz e d ni m do do m u na cm e n t a r z ucie k a DE M E T R Y U S Z . Tłu m błędny c h duc h ó w . Potępi eńc ó w rzes z a Ja iść za tobą? Rac z e j oko w oko... Już w rob a c z li w e sw e łoża pośpi e s z a (Wych o d zą: Lyz a n d e r i De m e t r y u s z). Na topi eli s k a i rozst aj n e dro gi, Drżąc, by ich hańby dzień nie rozkr ył wro gi. HE R M I J A . Pier z c h n ą upior y prz e d światłe m och o c z o Z ciebi e, pani e n k o , po w s t ał spór ten ws z y s t e k, I z czar ną nocą wiec z n i e społe m kroc zą. A więc nie uch o d z. O B E R O N . HE L E N A . My duc h y wyż s z e. Światło nas nie trw oż y. Do w i e r z a ć nie mo gę Nier a z m e łowy dzielił ran e k hoży. Tw ej za w ziętości, przet o cza s mi w dro gę. Nier a z, jak leśnik, ws kr oś prze bi e g a m gaje, Żwa w s zą m a s z rękę lecz ja dłuższą nogę, Ch oć bra m a wsc h o d u już w pło mi e n i a c h taje, Aatwi ej ci wal c z yć, m ni e sna d n i e j ucie k ać. I słońcu w m or z e rozt w o r z y w s z y wrot a, (Ucho d zi). Słoną ziel o n o ść stapi a w łunę złota. A jedn a k śpies z się, nie zwłóc z, gdyż się żwa w o HE R M I J A . M u si m prz e d e d n i e m uwi nąć z tą spra wą. Milczę z pod zi w u . Lec z nie m o gę cze k ać... (Wybi e g a goniąc za Hel e ną), PU K. Dołe m górą, górą dołe m, O B E R O N . Po pęd zę ich górą dołe m, Tw e to nied b a l s t w o . Wciąż po m yłki robis z, Trzęsę mia st e m , trzęsę siołe m. Albo z um y słu płatas z figle twoj e. G n aj, Go bli ni e, górą dołe m. Ot, już jedn e g o ująłe m. PU K. (Wcho d z i Lyz a n d e r). Wi er z, król u cieni ó w, wier z mi, żem się[zm ylił. W s z a k ż eś mi m ó w ił, że poz n a m czło wi e k a LY Z A N D E R . Z ateński ej szat y, która go oble k a, G d zi eś De m e t rj u s z u ? Prz e m ó w , du m n y łotrze! Więc m e g o czy n u nag a n a nie tyka, G d yż na m a ś c iłe m ocz y Ateńc z y k a ; PU K. O w s z e m rad jeste m , że tak rzec z wy p a dł a, Ty, gotó w z mie c z e m . Gd zi eż eś ty, niep o n i u! Bo mię te ba wią waś ni e i dzi w a dł a. LY Z N A D E R . O B E R O N . Zara z do ciebi e, zara z mie c z m ój dotrz e. Patr z! Miej s c a na bój szu k a ją ciż sa m i. Spi e s z się, Ro bi ni e, zas uń noc ch m u r a m i . PU K. G wi az d z i s t e nieb o skryj co tchu w osłoni e Więc pój dz w rów ni e j s z e tam mi ej s c e na błoni u. M gły dżdży st ej, czar n e j, jak toń w Ac h e r o n i e, (Lyza n d e r wy bi e g a za głos e m). Ro z g oń i zbłąkaj te butn e ryw al e, ( Wc h o d z i De m e t r y u s z). By jede n z dru gi m nie spot k ał się wc al e. Ra z drwiącą, mo wę Lyz a n d r a przy b r a w s z y , DE M E T R Y U S Z . Drazń De m e t rj u s z a w zapę d cora z krw a w s z y , G d zi eż eś Lyz a n d r z e ? oz wij się wyr az ni e. Zn ó w jak De m e t r j u s z szy dz, i tak do koła Skryłżeś w krza k głowę? Zbi e g u, tch ór z u, błazni e! Pędz ich, rozg a n i a j, aż im na m dłe czoła Se n, jak śmierć, sto pą ołowi a ną wkr o c z y PU K, I nieto p e r z a skrz y dłe m skryj e ocz y. Tyś sa m tch ór z. G wi a z d o m sta wi a s z minę[zbr oj ną, Wt e d y wsąc z z ziółka w Lyz a n d r a po wi e k i I krza k o m głosis z, że wz d y c h a s z za woj ną, Sok tak prz e d z i w n e j cnot y, że na wieki A tu przyjść nie śmies z. Pój dz, pój dz, dzie cię psot n e! W s z e l k i z nich obłęd zm yj e i przy w r ó c i Szk o d a mi mie c z a, więc rózgą cię otnę. Ocz o m wzr o k zwy kły. Gd y z szału wyz u c i Zh ańbiłbyś oręż, Zb u d zą się zno w u , igras z k a ta cała Próż ną im mrz o n ką będzi e się zda w ał a, DE M E T R Y U S Z . Wr ó cą do Ate n zgo dą połącz e n i, G d zi eż eś jest? Jak blizk o? Już się ich związ e k do śmier ci nie zmi e n i. A ni m w tej spra w i e spełnis z m oją wolę, PU K. M e u Tyta nji wy p r o s zę pac h o lę, Śpies z za my m głos e m , tu złe stan o w i s k o . Zd ej m ę z jej ocz ó w miłość ku poc z w a r z e , (Wych o d zą). I wsz y s t k o w świeci e pok oj e m udar zę. (Wrac a Lyz a n d e r). PU K. LY Z A N D E R . Wi e s z c z y m ój pani e, dzi ałaj m y bez zwłoki, W ciąż bieg ni e przo d e m , wo d z i mię dok oła, G d yż już noc zwr ot n a pus z c z a w cw ał sw e sm o k i, A znik a, skor o przyj dę doką d woła. Szy b s z e m i nogi ucie k a nikc z e m n i e , Sk ar b rozk o s z y Biegłe m wciąż prędk o, on prędz ej ode m n i e, Zn aj d z i e s z w oku Aż wre s z c i e padłe m wśró d nier ó w n e j dro gi. Tej, coś koc h ał wpr z ó d. Tu przet o spo c z nę. Prz y b y w a j , dniu błogi. I przy sło w i e: (Kładzi e się). Bier z, co twoj e, Bo skor o ujrzę światło brz a s k u szar e, Prz e z wa s wz n o w ię, O d s z u k a m wro g a i wy m i e r zę karę. G d y we dw oj e {Zasy pi a). Zb u d z i ci e się w ślub. (Powr a c a Puk i De m e t r y u s z), Jan k a żonąBę d zi e Jag n a; Chłop zwr ó c o n ą. PU K. Klac z w do m zag n a. Ho, ho, pójdz, tch ór z u! Już teg o za wiel e. Już nie będzi e zgu b. (Puk odc h o d z i. W s z y s c y inni śpią). DE M E T R Y U S Z . G d y śmies z, zac z e k a j. Zn a m ja twe fortel e. W ciąż miej s c e zmi e ni a s z dro gą mi taje m ną, A nie śmies z sta nąć i spot k ać się ze mną. G d zi eż eś jest? PU K. Pój dzż e. Stoję tu na dro d z e. DE M E T R Y U S Z . Zn o w u mię zw o d z i s z. Ja ci to nagr o d z ę, Jezli się spot k a m w dzi eń z oblicz e m twoj e m . Tera z idz sobi e. W y ci eńc z o n y znoj e m , Pa d nę jak długi na tę zim ną mie d zę. Strz eż się. Wr a z ze dni e m pe w n o cię od wi e d zę. (Kładzi e się i zas y pi a). (Wcho d z i Hel e n a). HE L E N A . O, ciężka noc y, wloką c a się głuch o! Skróć twe god zi n y. Za p a l ws c h ó d , otuc h o! By m m o gła odejść do Ate n z pok oj e m O d tych, co gard zą tow a r z y s t w e m moj e m . Śnie, który cza s e m koisz żal w potrz e b i e, Na ch wilę uw olń mię od sa m e j siebi e. (Zasy pi a). PU K. Do pi e r o troje. Prz y bą dz cz w a r t a skor o, D w o j e z płci każd ej a będzi e ich cz w o r o. Otóż i ona, zła a sm u t n a idzie. AKT CZWARTY. Nie c n e twe figle, złośliw y Ku pi d zi e, G d y rozu m bied n y m nie wi a s t o m zabi orą. Sc e n a I. (Wcho d z i Her m ij a). Las. W c h o d z i TY T A N I J A , SP O D E K , i gro n o Elfó w HE R M I J A . żeńskic h. Za nie m i O B E R O N nie wi d z i al n y. Bied n a jak nigd y, stru d z o n a niez m i e r n i e, Prz e m o kł a rosą, odart a prz e z cierni e, TY T A N I J A . Już iść nie m o gę, sił mi ciało skąpi. Pój dz, siądz tu przy mni e na kwi e ci s t e łoże, Dłużej już chęci o m m e nogi nie starc zą. Nie c h się z twe m lube m oblicz e m popi e s z c zę; Tu. spo c z n ę do dnia. Jezli bój nastąpi, Nie c h na skroń gładką, wie ni e c róż ci włożę, Nie b a! Osłońci e Lyz a n d r a swą tarczą! I długi e usz y uścisk a m raz jesz c z e . (Kładzi e się i zas y pi a). PU K. SP O D E K . Na m ur a w i e Ś p i j głębok o. G d zi eż jest Gro s z e k ? A wn e t spra w ię,Że w twe oko Spłyni e zdro w i a cud. G R O S Z E K . (Wycis k a sok w oko Lyz a n d r a), Na usługi. G d y dzień spłos z y Wi d m a mro k u, SP O D E K . Po dr a p mi głowę, Gro s z k u . G d zi eż jest jej m ość Tak się wici o k r z e w wra z z wo n n y m po w o j e m Pajęcz y n k a ? Pieści wi e splat a, i tak blus z c z dzie w i c z y Sz or s t ki e kon a r y więzu opierści e n i a. PA J C Z Y N K A . Jakż eż cię koc h a m , o jakżeż cię wiel bię! Na usługi. (Ober o n przy s u w a się. W c h o d z i Pu k). SP O D E K . O B E R O N . Pa ni Pajęcz y n k o , dobr a m oj a jej m o- ściuni u; wez broń Witaj, Ro bi ni e. Patr z, wid o k poci e s z n y! twą, do ręki, zabij mi czer w o n o n o ż n e g o szer s z e n i a na Lec z nad jej szałe m już litość mię bierz e. kwi e ci u osto w e m , i przy ni eś m i, łaska w a pani, jego Kied y m prze d ch wilą, spot k ał ją za lase m , wor e c z e k mi o d e m nap ełni o n y. Tylk o się zbyt e c z n i e G d zi e wo n n e zioła dla osła zbi er ała, nie zapę d z a j w tym trud zi e, moj a pani e n k o ; a bac z, G ni e w za w r z ał we m ni e, i jąłem ją gro m ić, aby nie pękł wor e c z e k z mio d e m . M o c n o b y m się Wi d zą c jak głowę pot w o r a obro słą. zm a rt w ił, gdy b y ś w mio d z i e skąp ać się m u si ała. Stroiła w wieńc e świeży c h wo n n y c h kwi at k ó w . G d zi eż jest pani G or c z y c z k a ? Ta sa m a ros a, co zw y kła na pączk a c h Pys z n ić się jakb y krągłe wsc h o d u perły, G O R C Z Y C Z K A . Tera z łzą stała w ocz a c h kwi e ci luby c h, Na usługi. Jak zna k boleści nad włas ną ohy dą. G d y m tak do woli nałaj ał, a ona SP O D E K . M ej cier pli w o ś ci błag ała łago d ni e. Daj mi twą łapkę, pani Gor c z y c z k o . Wt e d y m popr o s ił o zmi e ni o n e dzie cię. Pro s zę cię, porz uć ws z el ką cere m o n i ję, dobr a pani, W p r o s t się zgo d ziła, rozk a z u ją c elfo m , By go przy w i o dł y w m ój kraj czar o d z i e j s k i. G O R C Z Y C Z K A . Tera z posi a dłs z y pac h o lę, od wiążę Co rozk aż e s z ? Dzi ki ton obłęd od ocz u Tyta nji. Ty, miły Pu k u, zdej m ten łeb zaklęty SP O D E K . Z tego prost a k a ateński e g o głow y. Nic, dobr a pani. Tylk o pro s zę cię, po m óż ka w a l e r o w i Nie c h się obu d z i, gdy inni się zbu d zą, Gro s z k o w i w dra p a n i u mi głow y. M u s zę pójść do I niec h do Ate n ws z y s c y wró cą raz e m , bal wi e r z a, gdyż mi się zdaj e, żem stras z n i e zaro sł na Więc ej nie ważąc wy p a d k ó w tej noc y twar z y, a taki delik at n y osieł ze m ni e, że byl e włos e k Niż jakie przy k r e udręcz e n i a we śnie. m ni e załec ht a!, zara z dra p ać się m u s zę. Lec z naj pr z ó d wies z c zą uw ol nię król o wę. (Dotyk a ziółkie m jej ocz y). TY T A N I J A . Bądz, jaką byłaś popr z e d n i o na świeci e, Ch ci ałże b yś, luby, posłuc h ać m u z y k i? Patr z, jako patrz ałaś wpr z ó d; Pącz e k Dy a n n y na Ku pi d a kwi e ci e SP O D E K . M a tę wład zę, zdzi ała cud. M a m ja wc al e niezłe do m u z y k i uch o. Zb u dz się, Tyta nj o, m a król o w o miła. Nie c h n o zagr ają cęgi na kości a c h, TY T A N I J A . TY T A N I J A . M ój Ob e r o n i e, cóże m ja to śniła? Albo koc h a n k u , po wi e d z , co zjeść pra g ni e s z ? Nib y m z miłości wes zła z osłe m w stadło. SP O D E K . O B E R O N . Pra w d ę m ó w ią c zjadłb y m miar kę obro k u. M ó głb y m też Oto twój luby. prze g r y zć niec o dobr e g o suc h e g o ows a. Zdaj e mi się takż e, że miałby m wiel ką chętkę do wiązki sian a. TY T A N I J A . Do b r e sian o, słodki e sian o, nie m a nic sobi e rów n e g o . Zkądżeż to przy p a dł o? Jakż eż obrz y dły on w my c h ocz a c h ninie! TY T A N I J A . M a m zwi n ną służkę, któr a ci pos z u k a no w y c h O B E R O N . orze s z k ó w w spic hl e r z u wie wi ó r ki. Cich o na ch wilę. Zdej m ten łeb, Ro bi- Każ grać, Tyta nj o, i tych osó b pięciu [nie. SP O D E K . Zwiąż zm y sły w twar d s z e m niżli sen ujęciu. W ol ałb y m racz ej jednę lub dwi e garści e suc h e g o gro c h u. Lec z pros zę cię, niec h nikt z twe g o orsz a k u TY T A N I J A . nic prz e s z k a d z a mi. Cz uję, że mi się zbier a na jakąś Nie c h gra mu z y k a ta, co w sen upaj a. do snu eks p o z y c y ę. PU K. TY T A N I J A . O d z y s z c z , gdy wsta ni e s z , włas n y wzr o k m a z g a j a. Śpij, ja cię w m oj e ra m i o n a obej m ę. Elfy, roz ej dz ci e się na ws z y s t k i e stro n y. O B E R O N . (Wych o d zą Elfy), Brz m ij, m u z y k o . {Daje się słysz eć cich a m u z y k a). Pój dz, daj rękę, król o w o . TE Z E U S Z . Nie c h zie m i a zadrż y pod uśpi o n y c h głową, Pe w n i e tak ran o wst ali, by obc h o d z i ć Tera z nas przyj azń kojar z y na no w o. Święto m aj o w e , a znając nas z za m i a r, Jutrz ej s z e j noc y Tez e u s z a god y Prz y s z li uświ et nić uro c z y s t ość nas zą. Uro c z y s t e m i uświ et ni m poc h o d y , Lec z, Eg e u s z u , po wi e d z , czy dziś nie dzień, Wr óżąc m u szc zęści e w długi e wn u k ó w rod y, W który m ozn aj m ić Her m j a wy b ó r miała? Z ni m koc h a n k o w i e ci wier ni po parz e Pój dą rad oś ni e prze d ślubn e ołtarz e, E G E U S Z . Dziś właśni e, Książe. PU K. Prędz e j, król u, zw aż, już świta. TE Z E U S Z . Już sko w r o n e k zorzę wita. Idz, każ myśli w c o m rog a m i ich zbu d zić. (Dzwięk rog ó w i okrz y k to kniei. De m e t r y u s z , O B E R O N . Lyz a n d e r, Her m i j a i Hel e n a bud zą się i zry w a ją). Więc król o w o , cich y m kroki e m Bież m y za noc y po m r o k i e m ; TE Z E U S Z . Prędz e j zie m ię kołe m nas z e m Dzi eń dobr y, dzi e ci, Już święty W al e n t y Niż błędny księżyc opa s z e m . Prz e s z e dł, a ptaki dopi e r o się parzą? (Wszy s t k o cz w o r o klęka prze d Tez e u s z e m). TY T A N I J A . Pój dz. W bieg u po wi e d z rzec z całą, LY Z A N D E R Jak się to tej noc y stało,Żeś mię z te mi śmiert el n e m i Prz e b a c z na m, Książę. Tu znal a zł śpiącą, na zie m i. (Wych o d zą. Od gło s rog ó w po gaju). TE Z E U S Z . (Wcho d z i: Tez e u s z , Hip olit a, Eg e u s z i Ors z a k). Pro s zę, wst ańci e wsz y s c y ; Wi e m , żeście oba ryw al e i wro gi. TE Z E U S Z . Zkądże ta święta zgo d a na świat przy s zła, Nie c h mi z wa s który łowcz e g o pos z u k a , Zkądże nien a w i ść tak wol n a pod ej r z eń, Bo gdyś m y tera z obrzą d e k spełnili, Że śpi przy gnie w i e bez żadn ej oba w y ? I gdy brza s k dzie n n y świecić na m poc z y n a , Ps ó w m oi c h gra ni e posłys z y s z , m a luba. LY Z A N D E R . Ze sfór je spuśćci e w zac h o d n i e j dolini e. Da m ci odp o w i e d z, Książę, lecz bez ładu, Śpies z c i e się, m ó w ię, przy w oł ać łowc z e g o . Jak na wp ół śpiący, gdyż dotąd, przy się g a m , Piękn a król o w o , wej dz m y na szcz y t góry, Pojąć nie umi e m , jak w ten gaj przy s z e dł e m . By sch w y t ać uch e m m u z y c z n y rozh o w o r, Lec z, ile m ni e m a m , bo chcę m ó w ić pra w dę... G d y pso m grający m ech a wtór z yć zac z ną. Tak... tak... pa m ięt a m ... Tak jest w sa m e j rzec z y... Sp ołe m tu z Her m ją przy b yłe m w za m i a r z e, HIP O L I T A . By ucie c z Ate n w bez pi e c z n y zakąte k Ra z z Her k ul e s e m była m i z Ka d m u s e m , Prz e d ateński e g o pra w a suro w o ś c ią. G d y szcz w a l i psiar nią spart ańs ką niedz wi e d z i a W bor a c h kretyj s ki c h. Nig d y m nie słysz ała E G E U S Z . Tak dziel n y c h gw a r ó w . Zd ało się, że gaje, Dość; dość już, Książę, dość na tem wy z n a n i u. Nie b a, jezior a, okoli c a cała, Na jego głowę do m a g a m się pra w a. Jed n y m brz m ią dzwięki e m . Pier w s z y m raz słysz ała Ch ci eli na m ucie c, chci eli De m o t rj u s z u , Zgi ełk tak przyj e m n y i grz m o t tak czar o w n y . I m ni e i ciebi e prze z to ogołocić: Cie bi e z twej żony, m ni e zaś z woli m oj ej, TE Z E U S Z . Z tej woli, któr a daje ci w niej żonę. M e psy poc h o d z ą z spart ańs ki c h po m i o t ó w Bur e, pys k a t e, a ze łbów im wiszą DE N I E T R Y U S Z . Usz y, co ran ną rosę za m i a t a ją, Ich za m i a r skryt ej ucie c z k i w te gaje No gi w łuk, gar dła jak tess al s k i c h byk ó w , Piękn a Hel e n a odkr yła mi, Książę. W ol n o w pog o n i, lecz w głosi e jak dz w o n k i, Ja m więc z szal eńst w a pog n ał tu za nie m i, Każd y w ton niżej. Grz e tak har m o n i j n e j A za m ną piękn a Hel e n a z miłości. Nie na w oły w ał i rogi e m nic wtór z ył Lec z, dobr y Pa ni e, nie wie m , jaka wład zą" Nikt jesz c z e w Kre ci e, Sp a r ci e i Tes s a lji. Sn ać wład zą, wyżs zą), m a ku Her m j i miłość, Sądz, gdy usłysz y s z. Lec z cóż to za ni mf y? Jak śnieg sto pi o n a, zdaj e mi się teraz Nib y ws p o m n i e n i e m bzd u r n e j zab a w e c z k i, E G E U S Z . Za którą nieg d yś w dzie cińst w i e szal ałe m . Książę, to m oj a córk a tu uśpi o n a. Tera z mą wiarą, całą serc a chl u bą, To jest Lyz a n d e r , a oto De m e t rj u s z, Cel e m jedy n y m , rozk o s z ą my c h ocz u, Tu znó w star e g o Ne d a r a Hel e n a. Tylk o Hel e n a. Z nią, łaska w y Książę, Dzi w n o, zkąd oni raze m się tu wzięli. Byłe m zaręcz o n, ni m Her m ję poz n ałe m . Jak b y chor e m u obrz y dł mi ten pok a r m , miałe m... lecz czło wi e k byłby pstry m paj a c e m , gdy b y Lec z dziś mi zdro w i e zw y kły sm a k przy w r a c a . się podjął wyr a z ić, co mi się zdało, żem miał. Ok o Tera z jej pra g nę, koc h a m ją szal e ni e, ludz ki e nie słysz ało, uch o ludz ki e nie wid zi ało, ręka I m ej wier n oś ci do śmier ci nie zmi e nię,. ludz k a nie jest zdol ną pos m a k o w a ć , język pojąć, ani serc e wyrz e c, cze m był m ój sen. Na m ó w i ę Pietr a TE Z E U S Z . Pig wę, by o tem śnie napi s ał balla dę. Będzi e miała Szc zęści e m spot k a n i, piękni koc h a n k o w i e , tytuł: Se n Sp o d k a , poni e w a ż w niej nikt spo d k a nie W kr ó t c e mi ws z y s t k o bliżej opo w i e c i e. dojrz y. Zaśpi e w a m ją w sa m y m końcu sztu ki prze d M u s zę twą wolę złam ać, Eg e u s z u , księcie m , a m oż e leż dla nad a n i a jej więks z e g o G d yż społe m z na m i, za ch wilę, w świątyni wd zięk u, wyśpi e w a m ją po śmier ci. Te pary będą złączo n e na wieki; (Wych o d z i). A że już ran e k niec o się zest a r z ał, Więc odłoży m y za m i e r z o n e łowy. Sc e n a II. Śpies z m y do Ate n. Trz ej mężc, trzy żony, Uświ et ni m ucztą związ e k upra g n i o n y . Ate n y. Pok ó j w do m u Pig w y. W c h o d z ą: PI G W A , Pój dz, Hip olit o. D U D K A , M Y J E K i GA O D N I A K . (Wych o d z i: Tez e u s z , Hip olit a, Eg e u s z i Ors z a k), PI G W A . DE N I E T R Y U S Z . Posłaliżeści e do do m u Sp o d k a ? Cz yż b y jesz c z e do W s z y s t k o to zda się m glist e m , nie w y r az n e m , siebi e nie wró cił? Jak zdal a góry zmi e n i o n e w obłoki. GAO D N I A K . HE R M I J A . Ani słych ać o ni m. Nie m a wątpli w o ś ci,ż e zost ał Zd a się, że patrzę naciśnięte m okie m , por w a n y m W które m się ws z y s t k o dw oi. D U D K A . HE L E N A . Jeżeli nie wró ci, cała nas z a sztu k a zep s u t a. Moż eż iść Ja to sa m o, dal ej bez nieg o, czyż m oż e? G d yż De m e t r y u s z a znal a zła m jak klej n o t, Co m ój i nie mój. PI G W A . Nie p o d o b n a . Nie m a w całyc h Ate n a c h żadn e g o DE N I E T R Y U S Z . czło wi e k a , co byłby zdol n y m ode g r ać Pyr a m a , tylko Lec z jesteści eż pe w n i, on jede n. Żeśm y ock nię ci? Bo m ni e się wy d a j e, Że śpim y jesz c z e, m ar z y m y . D U D K A . M ni e m a c i e ż iż był tu książę i wzy w ał nas z sobą? Pra w d a , o n tylko jede n ze ws z y s t k i c h rze m i eśl ni k ó w ateński c h posi a d a po pro st u naj w y k w i n t n i e j s z y HE R M I J A . do w c i p. Był'z moi m ojce m . PI G W A . HE L E N A . Tak, a przyt e m naj o k a z a l s zą pers o nę. A z ni m Hip olit a. Pra w d z i w y to am a n t słody c zą głos u. LY Z A N D E R . D U D K A . Kaz ał na m z sobą do świątyni śpies z yć. Po w i e d z racz ej: dya m e n t. A m a n t, Boże odp uść, to bzd u r s t w o bez wart oś ci. DE M E T R Y U S Z . (Wcho d z i Sp ój). Więc my na jawi e. Idz m yż przet o za ni m. W dro d z e sny nas z e opo w i e m y sobi e. SP Ó J . (Wych o d zą). M ości Pa n o w i e , książę, już wra c a z świątyni, a opr ó c z (Spod e k, się bud zi w ch wili, gdy popr z e d n i odo h o d z ą). teg o wzięło tam ślub jesz c z e dwi e lub trzy dost oj n e pary. G d y b y się była nas z a sztu k a po wi o dła, SP O D E K . bylib yś m y ws z y s c y wy s zli na ludzi. G d y kolej przyj d z i e na m oję rolę, za w ołaj ci e mię a ja odp o w i e m . Przy c h o d z i ona zara z po słow a c h: D U D K A . Naj pięk ni ej s z y Pyra m i e! Ho, ho, Piotrz e Pig w o! Du d k o O, słodki juna k u ty Sp o d k u! Tak to stracił on półzłotk a mie c h o w n i k u! Ryj k u kotl ar z u! Głod ni a k u! Dalib ó g, na dzień prz e z całe życie. Nie m o gło go bo wi e m uci e kli ztąd i m ni e śpiące g o opuścili. Naj d zi w n i e j s z e półzłotk a na dzień omi nąć. Nie c h umi e po wi e s zą, miałe m wid z e n i e. Miałe m sen, ale prze c h o d z i roz u m jezliby m u książę nie dał półzłotk a na dzień za czło wi e k a po wi e d z i eć, co to był za sen. Czło wi e k ode g r a n i e Pyr a m a . So w i ci e byłby na to zasłużył, zost ałb y osłe m, gdy b y się ośmi elił taki sen wy kła d ać. półzłotk a na dzień na Pyra m a albo nic, Zd ało mi się, żem był... żade n czło wi e k nie zga d n i e, (Wcho d z i Sp o d e k). cze m byłe m. Zd ało mi się, żem był... zdało mi się, że SP O D E K . G d zi eż są te chłop c y? Gd zi eż są te zuc h y? PI G W A . Sp o d e k! O, dni u naj d zi el ni ej s z y! O, najs z c zęśli w s z a god zi n o! SP O D E K . M ości Pa n o w i e, będę wa m dzi w y pra w ił. Lec z nie pytaj ci e się m ni e o cze m , bo jezli wa m po wi e m , to m nie pra w d z i w y Ateńcz y k. Op o w i e m wa m każdą rzec z dokład ni e, jak się zdar z yła. PI G W A . M ó w, słuch a m y , luby Sp o d k u . AKT PITY. SP O D E K . Sc e n a I. O sobi e nie rzek nę ani słów k a. W s z y s t k o, co wa m po wi e m , jest to, że książę, już zjadł obi a d. Ate n y. Ko m n a t a w pałac u Tez e u s z a . Wc h o d z ą: Poz b i e r a j c i e wa s z e ubi or y, przy g o t u j c i e mo c n e TE Z E U S Z , HI P O L I T A , FIL O S T R A T , Pa n o w i e i tasi e m k i do bró d wa s z y c h , no w e wstąże c z ki Ors z a k. do trze wi k ó w . Prz y bą dz ci e nieb a w e m do pałac u. Nie c h każd y rzuci raz jesz c z e okie m na swą rolę. Bo HIP O L I T A . krótk o dług o m ó w ią c, nas z a sztu k a zost ała przyjętą. O, jakże dzi w n a po wi eść tych koc h a n k ó w . Na każd y wy p a d e k , niec h Tizb y m a czystą bieliz nę; a ton, co m a lwa ode g r ać, niec h nie obci n a paz n o g c i, TE Z E U S Z . gdyż one wisi eć po wi n n y jak lwie paz u r y. A przyt e m Więc ej w niej dzi w u niż pra w d y . Nie wier zę naj dr oż si aktor o w i e, nie jeść ani ceb uli ani czo s n k u , Ty m stary m baśni o m , gusło m czar o d z i e j s k i m . bo należ y na m mi eć słodki odd e c h , a wte d y nic W kipiący m m ó z g u koc h a n k ó w , szal eńc ó w , wątpię, iż usłyszę, jak oni będą m ó w i li: cóżto za Wr e wy o b r a z ni a tak płod n a, że stw a r z a słodk a ko m e d y a . Ani słów k a więcej, rusz aj ci e, Więc ej, niż zdoła zim n y pojąć rozu m . rusz aj ci e. W a rj a t, koc h a n e k i wies z c z istn ość całą (Wych o d zą). M a w wy o b r a z ni. Obłąka ni e c widzi Licz ni ej s z y c h czart ó w nizli ogro m piekła Zd ol n y po m i eś cić. Koc h a n e k odkr y w a Piękn ość Hel e n y w licu Egi p cj a n k i. Ok o poet y bieg a w szcz y t n y m szal e Z nieb a do zie m i a z zie m i do nieb a; I gdy zary s y niez n a n y c h prz e d m i o t ó w Mk ną z wy o b r az n i, w ciało je oble k a Piór o poet y, nad ają c m ar z e n i o m Miej s c e, naz w i s k o i tło rzec z y w i s t e. Z taką to siłą działa wy o b r az n i a, Że byle tylko w rad ość się pod ni o sła, Już wid zi zara z tej rad oś ci posła, Lub gdy ją w noc y nagl e stra c h na wi e d z i, Naty c h m i a s t krza ki prz et w a r z a w niedz wi e d z i. HIP O L I T A . Lec z cała po wi eść zgo d n i e po w t ó r z o n a , I dus z ich nastr ój jedn a k i w tej zmi a n i e, Do w o d z i cze g oś więcej nizli złudz eń, I rzec z y w i s t o ść przy bi e r a wid o c z ną, Ch o c i aż niez w y kłą i god ną pod zi w u . (Wcho d zą: Lyz a n d e r, De m e t r y u s z , Her m ij a i Hel e n a). TE Z E U S Z . Otóż rad oś ci pełni koc h a n k o w i e , Nie c h wa m , naj m il si, za w s z e służy miłość I szc zęści e stałe. LY Z A N D E R . Stal s z e niec h otac z a W a s z e Książęce kroki, stół i łoże. Zg o d n e g o z rzec zą, ni aktor a z rolą. Jest zaś tragi c z ną, miłości w y Książę, TE Z E U S Z . G d yż w końcu Pyr a m sa m siebi e zabij a. Lec z jakież tańce, jakież gry goto w e , Rz e c z ta, wyz n a ję, łzy mi wyci s nęła, Aby na m skró cić długi wiek trze c h god zi n G d y m był na pró bi e, ale łez wes el s z y c h Międz y wie c z e r zą a porą spo c z y n k u ? Nig d y nie dob ył śmie c h najg w ałt o w n i e j s z y. G d zi eż jest nas z zw y kły mistrz ucie c h ? Zab a w y Jaki eż przyr zą d ził ? Jestże sztu k a jaka, TE Z E U S Z . By spłos z yć ckli w ość tej przy k r ej god zi n y ? Cóż ci za jedni, co ją prze d s t a w i a ją? Wr a z Filostr at a przy z w a ć. (Wcho d z i Filostr at). FIL O S T R A T . Tw a r d y c h rąk ludzi e, rze m i eśl ni c y z Ate n, FIL O S T R A T . Któr y c h um y sło m dotąd trud był obc y m , Jest e m , Książę. Lec z tera z pa m ięć nie w p r a w n ą zapr zę gli W jarz m o tej sztu ki, by wa s z ślub uświ et nić. TE Z E U S Z . M ó w, jaką na ten m a s z wiec z ó r rozry w kę? TE Z E U S Z . Jaką m u z y kę ? Ma s k i ? Cz e m ż e zwi e d z i e n i A więc ją chc e m y usłys z eć. Cz a s ten leni w y, jezli nie zab a w ą? FIL O S T R A T . FIL O S T R A T . Nie, Książę, Oto spis, Książę, goto w y c h wid o w i s k . To nie dla ciebi e. Słysz ałe m ją całą; Ra c z wy br ać, któr e chci ałb yś naj pr z ó d ujrz eć. Nic, nic nie w a r t a, świat lichs z e j nie wid zi ał, (Podaj e papi e r). Ch y b a że znaj d zi e s z ucie c hę w ich trud zi e, Jak się wysil ać, pocić, dręcz yć będą, LY Z A N D E R . By wa s zab a w i ć. (czyta), "Z Ce n t a u r a m i wal k a, którą będzi e TE Z E U S Z . "Śpie w ał przy arfie ateński rzez a n i e c. " W y słu c h a m tej sztu ki, G d yż nic błędn e g o nigd y być nie moż e TE Z E U S Z . W te m, co prost ot a i po wi n n o ść skład a. Nie chcę, bo m o te m już koc h a n c e pra wił Idz, przy w i e d z ich tu. Rac z c i e zasiąść Pa ni e. Ku czci kre w n i a k a m e g o, Her k ul e s a . [ (Wych o d z i Filostr at). LY Z A N D E R . HIP O L I T A . "Dziki e szal eńst w o pijan y c h Bac h a n t e k , Prz y k r o mi wid zi eć nędzę prz e ciążo ną, Co rozs z a r p ał y trac ki e g o śpie w a k a . " Lub gdy gorli w ość pad a w służb nad m i a r z e . TE Z E U S Z . TE Z E U S Z . Star a to sztu k a. W s z a k ż e gra ną była, Nic tu przy k r e g o nie ujrzy s z, koc h a n k o . G d y m z Teb ó w wra c ał zw y cięz cą prz e d laty ? HIP O L I T A . LY Z A N D E R . W s z a k rzekł, że wsz el ki c h bra k im sił[w tym "Dzie w ięć m u z we łzach nad śmier cią nau ki, wz glę d zi e. Któr a um a rła nie tak da w n o z nędz y." TE Z E U S Z . TE Z E U S Z . Te m my wz ględ ni ej si dziękując im za nic, Jak aś satyr a ostra i dotkli w a, Ba w ić się będzi e m zga d u jąc w cze m błądzą. Co się nie zga d z a ze ślubn y m obc h o d e m . G d zi e nieu d o l n a usłużn ość sz w a n k u j e, Ta m wz glą d szla c h e t n y ceni chęć nie wart ość. LY Z A N D E R . G d y m podr óż o w ał, nier a z wiel c y mistr z e "Nud n y i krótki dyal o g Pyr a m a Szli mię po wit ać wy u c z o ną m o wą, Z koc h a n k ą Tyz b e, śmie s z n y i tragi c z n y. " Lec z, skor o m spo str z e gł blad y c h i stru c h l ały c h, TE Z E U S Z . Jak ucin ali w poło wi e sent e n c j i, Nu d n y a krótki, śmies z n y a tragi c z n y ? Prz y b r a n y m głos e m dławiąc się ze strac h u, Ra c z e j śnieg czar n y albo lód gorący. I jak nar e s z c i e umilkłsz y do szczęt u Jakż eż pog o d z ić taki e niez g o d n o ś c i ? Wręc z prze s t a w a l i witać, wierz mi, luba, Ja m z ich milcz e n i a sno w ał po wi t a n i e, FIL O S T R A T . I w potul n oś ci zalękłeg o hołdu W sztu c e tej, Książę, led wi e słów dzie siąte k. Tyl eż czyt ałe m , co w gw a r n y m język u Jes z c z e m tak krótki ej w m e m życiu nie widzi ał. But n e j, zuc h w ał ej i szu m n e j wy m o w y . Lec z o te właśni e dzie sięć słów za dług a, Tr w oż n a pro st o t a i miłość lękliw a I ztąd tak nud n a. W całej nie m a słów k a Pok o rą wzr a s t a, milczą c prz e k o n y w a . (Wcho d z i Filostr at). Prz e d s t a w i a księżyc; bo wi e m , kto chc e, niec h się do wi e, FIL O S T R A T . Po księżyc u, na gro bi e Nin u s a, ci wier ni Prol o g już gotó w , na was z e rozk a z y. W aż yli się w zalot y sch a d z a ć koc h a n k o w i e . Te n zwi er z stra s z n y , szk a r a d n y , który Lw e m się TE Z E U S Z . zo wi e, Nie c h wej d zi e. Wi er ną Tyz bę, co pier w s z a przy s zła porą noc ną, {Słych ać trąby). Spłos z ył zta m tą d a racz ej prz e s tr a s z ył tak m o c n o , (Wcho d z i Prol o g). Że bied n a ucie k ają c wyz uła się z płasz c z a . Le w go pod a rł, a krw a w ą była jego pas z c z a . PR O L O G . Więc gdy wsz e dł Pyr a m , młod zi a n luby i wys o k i, Jezli was obra zi m y , w nas z e j jest to myśli, I na płasz c z u sw ej Tyz b y ujrzał zna k pos o k i, Prz e k o n a ć wsz y s t ki c h, żeśm y obr a zić nie przyśli, Por w ał wręcz za pugi n ał, prze klęty pugi n ał, Nikt z nas nie chc e. W śmiec h pod ać sztu kę pro st ej Pc h nął w swą pierś i krwi prądy w popr z e k treści, popr z e r z y n ał. Oto w cze m zgo d n y z końce m poc ząte k się mieści, Wt e m Tyz b e z krza k ó w wy s zła, sztyl et m u wyr w ał a Zw aż ci e więc, m yś m y przyśli do wa s lecz w złym celu. I w włas n e wryła serc e. Jak się m a rzec z cała, W n e t dokła d n i e j Le w, Księżyc, M ur i Ko c h a n k o w i e , Nie przyśli o zab a w ę i was z pokl a s k dbali. Tu na sce ni e wyj aś nią w obs z e r n i e j s z e j m o w i e. Sp ełni m nas z za m i a r. Kw oli wa s z e m u we s el u (Odch o d z i Prol o g, Tyz b e, Le w i Księżyc). Myś m y tu nie przy b y li. Byści e żałow ali, Akt or o w i e cze k a ją w przy b o c z n e j ko m n a c i e . TE Z E U S Z . A ich gra da wa m poz n ać to, co wie d z i eć m a ci e. Cie k a w y m , czy lew także będzi e gad ał. [Aatw o dostr z e d z , ze. nie właści w e prz e s t a n k i czy nią ten prolo g DE M E T R Y U S Z . wręc z sprz e c z n y m z za m i e r z o n ą myślą, Nal eż y go bo w i e m czyt ać Cz e m u nie, M ości Książę. W ol n o prze ci eż jedn e m u we dług następ n e j pun kt u a c y i: Jezli wa s obra zi m y , w nas z e j jest to m yśli lwu, gdy tylu osłó w prz e m a w i a . Prze k o n a ć ws z y s t k i c h, żeśm y obra zić nie przyśli. Nikt z nas nie chc e w śmiec h pod ać sztu kę pro st e j treści. Ot o w cze m zgo d n y z końce m poc ząte k się mieści. M U R . Zw a ż ci e więc: m yś m y przy s z li do wa s, lecz w złym celu Tak się zdar z a, że w nas z e j ja tu krot o c h w i li Nie przy s zl i. O zab a w ę i wa s z pokl a s k db ali, Sp e l ni m na s z za m i a r kwoli wa s z e m u wes el u. M ur prze d s t a w i a m , ja Ryj ki e m pos p o li ci e zw a n y. Myś m y tu nie przy b yl i, byście żało w a li. M ur, jaki pra g nę, byści e sobi e wyst a w i li, Akt or o w i e czek ają w przy b o c z n e j ko m n a c i e , A ich gra da wa m poz n a ć to, co wi e d zi eć m a ci e.] Co m a otw ó r na wyl ot czy szp a rę wśró d ścian y. Prz e z nią Pyr a m i Tyz b e, wier ni koc h a n k o w i e , TE Z E U S Z . Częst o z sobą gw a r z y l i w taje m n e j roz m o w i e . Nie dba o pun kt a ten czło wi e k. Ta tu glina, ten ka m i eń i ten tynk do w o d z i, Żem m ur ten sa m, a w pra w o i w lew o ta sa m a LY Z A N D E R . Sz p a r a, prz e z którą m ają koc h a n k o w i e młod zi Prz e g a l o p o w a ł sw ój prol o g jak nieuj eż dż o n y zrebi e c. Sz e p t ać, Pyr a m do Tyz b y, Tyz b e do Pyr a m a . Ani wie d zi ał, gdzi e stanąć. Do b r a ztąd nau k a, Książę. Nie dość jest mó w ić, trze b a m ó w ić do rzec z y. TE Z E U S Z . Nie p o d o b n a żądać, aby wa p n o i klaki lepi ej się HIP O L I T A . wyr aż ały. W istoci e, zagr ał na sw y m prol o g u jak dzie c k o na fleci e. Sa m e dzwięki bez taktu i ładu. DE M E T R Y U S Z . Nig d y m jesz c z e tak do w c i p n e j party c yi nie słysz ał, TE Z E U S Z . miłości w y Książę. M o w a jego była pod o b n ą spląta n e m u łańcus z k o w i , w który m nicz e g o nie bra k, ale ws z y s t k o w niep o r zą d k u. TE Z E U S Z . Cóż dal ej ? Pyra m zbliża się do mur u. Uci s z c i e się. (Pyra m , Tyz b e, Mur, Księżyc i Le w prz e c h o d z ą w (Wcho d z i Pyra m). milcz e n i u jak figur a n c i). PY R A M . PR O L O G . O, noc y stra s z n a , czar n a od met y do m et y! M oż e to wid o w i s k o zdzi wi wa s, pan o w i e. No c y, co za w s z e jesteś wte d y, gdy dni a nie m a. Dzi w ci e się, wn et to pra w dą będzi e ocz y w i s t e. No c y! No c y! Niest e t y, niest et y, niest e t y! Te n czło wi e k jest to Pyr a m , kto chc e, niec h się[do wi e, M oż e mi obiet ni c y Tyz b e nie dotrz y m a . A ta piękn a nie wi a s t a jest Tyz b e, zaist e. A ty m ur z e, m ój luby i czar o w n y mur z e, Te n zaś z gliny i wa p n a zna c z y ścianę lichą, Któr y odd zi el a s z m oję od jej ojca roli, Któr a dzieli koc h a n k ó w . Bied ni a szc zęśli wi, Ty m ur z e, m ur z e, luby i czar o w n y m ur z e, Że choć prz e z tę w ni m szp a rę mo gą gw a r z yć cich o, Nie c h mi twa szp a r a spojrz eć na prze s tr z ał poz w o l i. Cz e m u , m oi pan o w i e, niec h się nikt nie dzi wi. (Mur rozt wi e r a palc e). Te n czło wi e k z pse m , z latar ką, ora z z wiązką[cier ni, Dzięki ci, grz e c z n y mur z e, niec h cię strz eż e Jo wi s z! Lec z cóż widzę? M ej Tyz b y nie widzę w czel uś ci. Zły m ur z e, jezli szc zęści a zara z mi nie wz n o w i s z , DE M E T R Y U S Z . Za za w ó d niec h prze kl eńst w o nieb o na cię spuści. W s z y s t k o to jedn o, miłości w y Ksią-żę, gdyż i tak m ur y zwy kl e m ają usz y i pod słu c h u ją bez ostrz eż e n i a. TE Z E U S Z . Zd a mi się, że mur, jako czu ci e m obd a r z o n y , HIP O L I T A . po wi ni e n b y rów ni eż prz e kl eńst w e m odp o w i e d z i eć. Nig d y m więks z e g o głupst w a nie słysz ała. SP O D E K . TE Z E U S Z . Nie, zapr a w d ę Pa ni e, nie po wi ni e n, gdyż po Najl e p s z e z wid o w i s k tego rod z a j u są słow a c h : Nie b o na cię spuści, nastę p uj e rola Tyz b y, tylko om a m i e n i e m , a najg o r s z e stają się dobr e m i, O n a m a wejść tera z, a ja m a m ją spo str z e d z prz e z jezli je wy o b r az n i a pod ni e s i e. szp a rę w tym m ur z e. Zob a c z y c i e, że kub e k w kub e k tak wy p a d n i e, jak wa m po wi e d z i ałe m . Otóż i ona. HIP O L I T A . (Wcho d z i Tyz b e). Ch y b a twoj a, a nie ich wy o b r az ni a. TY Z B E . TE Z E U S Z . O, m ur z e, coś me skar gi słysz ał tyle razy Jezli nas z a wy o b r az ni a tak zec h c e o nich trzy m a ć, jak Na to, żeś od Pyra m a dzielił mię niec z uły, oni sa m i o sobi e, m o gą się wy d ać dos k o n ał y m i. Otóż Cało w ały wiśni o w e m e usta twe głazy, wc h o d z ą dwi e szla c h e t n e best y e, czło wi e k i lew. Głaz y, które się tulą w wa p n o i pak uły. (Wcho d zą: Le w i Księżyc). PY R A M . LE W . Wi d zę głos jakiś, prz et o w otw ó r oko włożę, W y pani e, który c h serc a drżą, w niez m i e r n e j trw o d z e , By twar z mej lubej Tyz b y usłysz eć w otw o r z e. Jezli my s z naj dr o b n i e j s z a po m k n i e po podło d z e, Tyz b e! Abyści e tu przy p a d k i e m nagl e nie struc hl ały, G d y zary c z y lew dziką wści e kłoś cią, zuc h w ał y, TY Z B E . O głas z a m , że nie jeste m żade n lew ni lwic a Tyś to m ój luby, tyś to sa m, jak myślę. Lec z Sp ój cieśla w lwiej skór z e. Wi el k a to różni c a, Bo gdy b y m tu zapr a w d ę ws z e dł jak lew zaja dły, PY R A M . Jużb y dni me g o życia z krete s e m prz e p a dł y. Myśl, co chc e s z, jam twój luby w całej tu ozd o b i e. I jak Li m a n d e r , wiar y doc h o w a m ci ściśle. TE Z E U S Z , Na d e r łago d n e zwi er zę i z delik at n e m su m i e n i e m . TY Z B E . Jak Hel e n a, do śmier ci będę wier ną, tobi e. DE M E T R Y U S Z . Nig d y m , Książę nie wid zi ał bez pi e c z n i e j s z e j best yi. PY R A M . Saf a n d uł a Pro kr u sę nie koc h ał tak czul e. LY Z A N D E R . Z od w a g i lew ten istny m wy d aj e się lise m . TY Z B E . Ni Pro k r u s a tak wier ną była Saf a n d u l e, TE Z E U S Z . Pra w d a , a gęsią z roz w a g i. PY R A M . Poc ałuj mię prze z dziurę w tym szk a r a d n y m mur z e. DE M E T R Y U S Z . Prz e p r a s z a m , Książę, gdyż jego od w a g a nie zdoła tak TY Z B E . por w a ć roz w a g i jak lis gęś uno si. Za m i a s t twy m usto m daję poc ału n e k dziur z e. TE Z E U S Z . PY R A M . Jest e m pe wi e n, że jego roz w a g a nie zdo- ła por w a ć Ch c e s z ż e na gró b Ny g u s a poni eść wra z twe kroki? od w a g i, bo gęś nie pory w a lisa. Zre s z tą, zost a w m y to jego roz w a d z e , a tera z posłuc h a j m y , c o Księżyc na m Tyz b e. po wi e. Ch oć b y m śmierć mi ała spot k ać, przyj dę[ta m bez zwłoki. KSIŻY C. Ta latar ni a dw u r o ż n y wy o b r aż a księżyc, M U R . G d y m już ode g r ał rolę całą w tym spo s o b i e, DE M E T R Y U S Z . Ja m ur, rzec z ukońc z y w s z y , ztąd odc h o d z ę sobi e: Po w i n i e n był rogi na włas n e j głowi e osa d z ić. (Wych o d zą: Mur, Pyra m i Tyz b e). TE Z E U S Z . TE Z E U S Z . Prz e ci eż już nie młod zi k, księżyc m a rogi na Tera z już nie będzi e m ur u międz y sąsia d a m i . młod zi k u, w pełni żadn y c h nie wid ać. I tak lew ze m k nął. KSIŻY C. (Wcho d z i Pyra m). Ta latar ni a dw u r oż n y wy o b r aż a księżyc, Ja zaś niby czło wi e k i e m na księżyc u jeste m . PY R A M . Dzięki, księżyc u, za twe słone c z n e pro m i e n i e. TE Z E U S Z . Dzięki, że tak w tej ch wili jasn y m świeci s z toki e m , To jest najgr u b s z ą, ze ws z y s t k i c h po m yłką. Nal eż ało G d yż mi twe wd zięc z n e , złote, błysz c zą c e stru m i e n i e ws a d z ić go w latar nię, inac z e j, jakżeż wy d a w a ć się Da d zą się wier n e j Tyz b y nas y c ić wid o ki e m . m oż e czło wi e ki e m na księżyc u? Lec z stój, o rozp a c z y! Zw aż, ryc er z u, co zna c z y DE M E T R Y U S Z . Te n tu prz er azli w y cios ? Boi się tam wejść z po w o d u świec y, gdyż, jak wid zi s z, Ocz y, czy widzi ci e? ona już dost ała wilka ze złości. O kotk o, o życie, Jakż e cię ten spot k ał los ? HIP O L I T A . Tw ój płasz c z ślicz ni e dzia n y, Już mię nud zi ten księżyc, chci ała b y m , ż e b y się Co? we krwi zbry z g a n y ? zmi e n ił. Furj e, przyj dzci e z piekła bra m! Par k o, Park o, przyj dz, przyj dz, TE Z E U S Z . Prz e t nij włók n o i nić, Zn ać po słabe m świat ełk u w jego głowi e, że jest na Zni s z c z, strz a s k a j, zdru z g o c z i ziarn! sch yłk u. W s z e l a k o prze z grz e c z n o śći z wsz y s t k i c h inny c h wz glę d ó w wy p a d a na m całąporę prz e c z e k a ć. TE Z E U S Z . Ta rozp a c z i śmierć uko c h a n e j oso b y Lyz a n d e r. o m ało czło wi e k a sm u t n y m nie czy nią,. Dal ej, księżyc u. HIP O L I T A . KSIŻY C. Na m e serc e, żal mi nieb o r a k a . W s z y s t k o , co m a m po wi e d z i eć, kończ y sięna ozn aj m i e n i u wa m , że ta latar ni a jest księżyc e m , ja PY R A M . czło wi e k i e m na księżyc u, ten krza k cierni o w y m oi m O cze m u ż, przyr o d z e n i e, tyś lwy utw o r z yło, krz a ki e m cier ni o w y m , a ten pies pse m m oi m . G d y się mi ał tu lew podły past w ić nad mą miłą, Co jest n i e , nie c o była naj pięk ni ej s zą da mą, DE M E T R Y U S Z . Nikt nie umi ał tak koc h ać, wd zięc z yć się tak sa m o. A więc ws z y s t k o to po wi n n o b y być w latar ni, gdyż De s z c z u łez, twar z mą zroś! wsz y s t k o prz e b y w a na księżyc u. W y s k o c z , mie c z u, pch nij ws kr oś, Lec z cich o, Tyz b e nad c h o d z i. G d zi e Pyra m ma piersi zna k, {Wch o d z i Tyz b e), E, gdzi e pierś lew a ta, G d zi e serc e kołata. TY Z B E . Tak umi er a m , tak, tak, tak! To star e g o Ny g u s a gró b, a gdzi eż m ój luby? Tera z e m trup ciałe m, Tera z już wzl e ci ałe m , LE W . Du c h mój wsz e dł do niebi o s bra m . O h! Język u, twój blas k zwl e c z! {Lew rycz y. Tyz b e uci e k a). Księżyc u, zm y k a j pre c z! Już umi e r a m , umi e r a m . DE M E T R Y U S Z . (Umier a. Księżyc odc h o d z i). Dzi el ni eś lwie zary c z ał. DE M E T R Y U S Z . Ż e b y tak umi e r ać, wier u t n y m trze b a TE Z E U S Z . być oste m . Dzi el ni eś ucie kła Tyz b e. LY Z A N D E R . HIP O L I T A . M ni ej jesz c z e niż osłe m, przyj a ci e l u, gdyż już um a rł, a Dzi el ni e świeci s z, księżyc u. Istotni e księżyc nad e r więc jest nicz e m . świeci uprz ej m i e. (Lew rozd zi e r a płasz c z Tyz b y i odc h o d z i). TE Z E U S Z . Prz y po m o c y cyruli k a m ó głb y jesz c z e odżyć i TE Z E U S Z . prze k o n a ć wa s, że jest w istoci e osłe m. Dzi el ni eś, lwie, potar g ał. HIP O L I T A . DE M E T R Y U S Z . Jakż e się stało, że księżyc ods z e dł, zani m Tyz b e A wte d y nad s z e dł Pyr a m . wró ciła i znal a zła sw e g o koc h a n k a ? LY Z A N D E R . TE Z E U S Z . Zn aj d z i e go przy jasn y c h gwi a z d świetl e. Otóż i ona. to napi s ał, prze d s t a w i ał był Pyr a m a i po wi e s ił się na Jej żałość sztu kę zak ońc z y. pod w ią z c e Tyz b y, byłab y to prz eślic z n a trag e d y a , a i (Wcho d z i Tyz b e). tak jest nią w istoci e, i przyt e m dos k o n a l e zost ała ode g r a n ą. No, tera z dalej do was z e g o ber g a m a s k a , a HIP O L I T A . epilo g o w i dajci e Zd aj e mi się, że nie po wi n n a b y długi c h wy w o d z i ć pok ój. żaló w za taki m Pyra m e m . Sp o d z i e w a m się, że krótk o (Gbury tańczą). się spra w i. Już żelaz n y półno c n y język bił dw a n a ś ci e. Koc h a n k o w i e , do łożnic. Cz a s już duc h ó w pra w i e. DE M E T R Y U S Z . Lęka m się, byś m y jutro rank a nie zas p a l i, Jed e n pyłek zdoła prz e w a ż yć, kto z dw oj g a leps z y, O ileś m y tej noc y czu w a l i za pózn o. czy ten Pyr a m , czy ta Tyz b e. Ta tu niez g r a b n a sztu k a dziel ni e przyśpi e s z ył a Ciężki krok noc y. Do łóż, mili przyj a ci e l e. LY Z A N D E R . Prz e z dw a tyg o d n i e będzi e m obc h o d z ić te god y Już go spo str z e gł a lube m i ocz y m a . W kole noc n y c h hul a n e k i lubej sw o b o d y . (Wych o d zą). DE M E T R Y U S Z . I tak jęczeć poc z y n a , videli c et: Sc e n a II. TY Z B E . W c h o d z i PU K. Tw e ocz y się zw a rły, Czy śpisz, czyś um a rły ? PU K. W st ań, Pyra m i e, wst ań, nie zwłóc z! W n e t zary c z y lew zgłod ni ały, Czyś wręcz nie m y ? M ó w, m ó w! A wilk na księżyc wyć zac z ni e, Tru p, trup ? Gro b o w y rów G d y kmi eć ciężki, zbity cały Miałże b y skryć blas k twy c h ócz? Dzi e n n y m trud e m , chra p i sm a c z n i e. Tw y c h ust blichtr lilio w y, Do g o r y w a m dłe żarze w i e, I twój nos wiśni o w y , A so w a w piskli w y m śpie wi e I twar z żółta jak pier w i o s n e k , W loże cier pi e n i a nas u n i e Już, już zga sł każd y wd zięk! Ch o r e m u myśl o całuni e. Koc h a n k o w i e nuż w jęk ! Tera z noc y ch wil a głuch a, O n miał ocz y jak czo s n e k! Gro b y zieją z pas z c z do koła, Do m ni e wy siostr y trzy Każd y sw e g o pus z c z a duc h a, W sko k tu przy bą dz ci e wy, By pląsał podl e kości oła. By blad e jak mle k a ciec z, My zaś elfy, przy He k a t y Ręce we krwi tej zm yć, Potr ój n y m zapr zę g u gońce, G d y mu jed w a b n ą, nić Co jak za sne m w mr o k ó w światy Prz e ciął wa s z y c h nożyc mie c z. Uc h o d z i m , gdy błyśni e słońce, Język u! skar g nie głoś, Tera z hul a m y . Ni my s z y Wi er n y mie c z u! dzgnij ws kr oś, Te n do m błogi nie usłysz y. Nie c h twe ostrz e w mą, pierś tnie. Ja m wy sła n z miotłą, co zmi e ci e Żegn a m wsz y s t ki c h co tch u, Na p r z ó d prze d e d r z w i a m i śmieci e. Tak Tyz b e kończ y tu. (Wcho d zą: Ob e r o n i Tyta nij a ze swy m Ors z a k i e m). Drużki me, adje, adje. (Umier a). O B E R O N . Nie c h m dłe, gas ną c e żarze w i e TE Z E U S Z . Pół światłe m do m ten rozś wi e c a . Zost ał Księżyc i Le w, by um a rłyc h poc h o w a ć. Sk a c z c i e elfy, wie s z c z e dzie ci, Lek k o jak ptas z k i na drze w i e. DE M E T R Y U S Z . I za m ną tę pieśń wes ołą O, i M ur także. Nućci e, sko c z n i e dre p c zą c w koło. SP O D E K . TY T A N I J A . By n a j m n i e j. Ręczę wa m , że już upa dł m ur, który Naj pr z ó d po w t ó r z c i e ją raze m , prze d z i el ał ich ojcó w. Ra c z y c i e ż teraz ujrzeć epilo g G o d zą c ton z każd y m wyr a z e m . albo usłys z eć berg a m s k i tani e c, wy k o n a n y prze z Z elfó w wd zięki e m spl otłsz y ręce, dw ó c h z nas z e j ko m p a n i i ? Nućci e, a ja do m poś więcę. TE Z E U S Z . O B E R O N . Pro s zę was, dajci e pok ój epilo g o w i, gdyż wa s z a Tera z, ni m dzień przyśl e zorzę, sztu k a nie potrz e b u j e żadn ej wy m ó w k i . Nie tłóm a c z c i e Błądzcie elfy po tym dw o r z e. się z nicz e g o , bo gdy wsz y s c y aktor o w i e zabi ci, nie Na d tych no w o ż eń c ó w łoże m zost ał żade n do nag a n i e n i a. Zapr a w d ę, gdy b y ten, co Błog o sła w i eń st w wia n o złoże m , A poto m s t w o w nie m spłod z o n e Posięd zi e szczęści a koro nę. Będą ws z y s t k i e te trzy pary Wi er ni e się koc h ać bez mi ar y. Nig d y ich dziat e k nie spla m i Sro m natur y bro d a w k a m i ; W a r g zajęcz y c h brzy d k i e zna ki, Żade n liszaj, ni trąd, jaki Uro d z e n i a krasę szp e c i, Nig d y nie skal a ich dzie ci, Nie c h pol ną święco ną rosą Elfy szc zęści e tu roz ni o są,. Każd y święcąc jede n pok ój W tym pałac u, mir m u rokuj. Prz e tr w a on lat milio n y, Jeg o pan błog o sła w i o n y . A więc tańcz ci e mili, Nie stańcie ni ch wili, Do m ni e, gdy się dzień wy c h y li. (Wych o d zą: Ob e r o n , Tyta nij a i Ors z a k). PU K. G d yś m y zbłądzili, my cieni e, Rz e c z się cala wra z ocali, Tylk o myślci e, żeście spali, G d y się snuło to mar z e n i e. Na czc z y prz e d m i o t, lich e baśni e Co się tylko kończą, na śnie, Miej ci e wz gląd. Gd y prz e b a c z y c i e , O d pła ci m y wa m so wi ci e, Puk ucz ci w y, ręczyć gotó w , Że, gdy szczę ci e m , nie zasłu gą, Uni k ni e m dziś wężyc h grot ó w, Na g r o d z i m wa m niez a dłu g o; Inac z e j łgarz e m mię głoście. Więc dobr a n o c , mili gości e. Klaśnij ci e, gdyści e łaska w i, A Puk lepi ej wn et się spra w i. (Wych o d z i).