UFO Z Plejad
























[patrz: dołączony
katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia -
UFO Z PLEJADa]

 

GUIDO MOOSBRUGGER

 

UFO Z
PLEJAD

 

Tłumaczenie Halina Ostapczuk

 

AGENCJA NOLPRESS

 

Białystok 1994

 

Tytuł oryginału ...und sie fliegen doch!

Verlag
Michael Hesemann, Mnchen/Dusseldorf, Germany Copyright 1991 by Yerlag
Michael Hesemann

Okładka Ryszard Z. Fiejtek

Redaktor serii Ryszard Z. Fiejtek

Projekt i własność znaku serii Ryszard Z. Fiejtek

For
the Polish translation Copyright 1994 by Halina Ostapczuk

ISBN 83-85212-11-6

Książkę złożono Timesem firmy Adobe System Inc. za pomocą
programu Cyfroset 3.0

w

AGENCJI NOLPRESS

ul. Witosa 25 lok. 22

15-660 Białystok

Wydanie I

Druk

Białostockie Zakłady Graficzne Tysiąclecia Państwa
Polskiego 2 15-111 Białystok

SPIS
TREŚCI

Podziękowanie...12

Przedmowa...14

Od autora...17

I. Era
Wodnika...21

1. Era Wodnika w
ujęciu astronomicznym i astrologicznym...21

2. Znaczenie ery
Wodnika...25

3. Precesja...29

4. Era Wodnika w
liczbach...31

II. Zagadaka
NOLi...32

1. Nieprawdziwe
NOLe...33

1.1. Złudzenia
optyczne...33

1.2.
Mistyfikacje...33

1.3. Nieświadome
złudzenia wywołane obcym wpływem...33

1.4. Nieświadome
złudzenia wywołane autosugestią...34

1.5.
Transcendentalny stan wywołujący rozdwojenie jaźni...34

2. Prawdziwe
NOLe...34

2.1. Materialne
obiekty latające pochodzenia ziemskiego...34

2.2. Obiekty
latające pochodzenia pozaziemskiego...35

A. Materialne
obiekty latające...36

B. Niematerialne
obiekty latające...38

1. Bioorganiczne
obiekty latające...38

2. Energetyczne
obiekty latające...38

3. Inteligencje
kierujące pozaziemskimi obiektami latającymi...39

4. Światła
Kaikoura...39

III. Plejadanie...41

1. Uczucia i
doznania...47

2. Przeciętny
czas życia i obliczanie upływu czasu...48

3. Język i
pismo...50

4.
Mieszkanie...53

5. Ubiór...54

6.
Odżywianie...54

7. Rośliny...55

8. Kwiaty...56

9. Zwierzęta
domowe...56

5

10. Praca...57

11. Pojazdy...60

12. Problem
chorób...60

13. Muzyka, sztuka
i literatura...62

14. Chowanie
zmarłych...63

15. Prawo
karne...64

16. Forma
rządów...66

17. Kosmiczne
zrzeszenia i służby porządkowe...67

18. Życie
małżeńskie...68

IV. Pojazdy
kosmiczne Plejadan...72

1. Urządzenia
telemetryczne...72

2. Statki
rozpoznawcze...73

3. Statki
promienne...73

3.1. Urządzenie
chroniące żywe istoty...74

3.2. Bulaje...75

3.3. Ekrany
obserwacyjne...76

3.4. Antena...76

3.5. Schemat
wnętrza statku...76

3.6. Ekrany
kontrolne...77

3.7. Analizator
powierzchni...78

3.8. Analizator
myśli...78

3.9. Analizator
miejsca...78

3.10. Ekrany
zerowej widoczności...80

3.11. Przekaźnik
telepatyczny...81

3.12. Urządzenia
leczące i regenerujące...81

3.13. Leczenie
złamania żeber...81

3.14. Leczenie z
zatrucia jadem kiełbasianym...83

3.15. Czytnik
pamięci...84

3.16. Paralizator
drgań...84

3.17. Laserowe
działo podkładowe...85

3.18. Przekaźnik
rozmów...85

4. Wytwarzanie
materiału na powłoki statków...85

5. Możliwości
techniczne statków Plejadan...86

6. Ekrany
ochronne statków Plejadan...87

V. Billy

łącznik Plejadan...89

1. Kim jest
Billy?...89

2. Współczesny
prorok...93

3. Gorzkie słowa
prawdy...96

4. Kto finansuje
Billy'ego?...97

5. Demonstracje
siły duchowej Billy'ego...99

6

5.1. Wpływanie na
ludzi impulsami myślowymi...99

5.2. Umysłowy
telefon Billy'ego...100

5.3. Niesamowite
siły...101

5.4. Piec...102

5.5. Potęga sił
umysłu...103

5.6. Z początku
pomyślałem, że śnię...103

5.7. Wiadomo,
jak...104

5.8. Drzwi...106

5.9. Zdarzenie w
Semjase-Silver-Star-Center...107

6. Wypadek
Billy'ego i jego następstwa...108

7. Iloraz
mózgu...110

7.1. Materialny
iloraz mózgu...111

7.2. Duchowy
iloraz mózgu...111

VI. Kontakty Billyłego z
pozaziemskimi inteligencjami...113

1. Kontakty
osobiste Billy'ego...114

1.1. Możliwość
pierwsza...114

1.2. Możliwość
druga...115

1.3. Możliwość
trzecia...115

2. Co się dzieje,
gdy łącznikowi towarzyszy inna osoba?...116

3. Co widzą i
słyszą osoby towarzyszące?...116

4. Środki
bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów...117

5. W jakim języku
prowadzone są rozmowy podczas kontaktów?...117

6. Przekazywanie
zapisów rozmów...118

7. Dlaczego
teksty przekazywane telepatycznie zawierają nawyki językowe Billy'ego?...119

8. Mechanizmy
niszczące...120

9. Urządzenie
ostrzegawcze... 120

10. Kontakty
telepatyczne...121

11.
Inspiracje...122

12. Dlaczego
Plejadanie utrzymują kontakt tylko z Eduardem Albertem Meierem?...124

13. Telepatia
zwykła...126

14. Telepatia
duchowa...127

15.
Teletransmisja...128

15.1.
Teletransmisja kontrolowana...128

15.2.
Teletransmisja nie kontrolowana...128

16.
Teleportacja...129

16.1. 
Teleportacja materialna...129

16.2.  Teleportacja
duchowa...129

7

17. Dematerializacja i rematerializacja...130

VII. Dzienne
demonstracje Plejadan...132

1. Statki
kosmiczne i ślady ich lądowań...132

1.1. Ślady
lądowania pierwszego rodzaju...133

1.2. Ślady
lądowania drugiego rodzaju...133

1.3. Relacja ze
zdarzenia w dniu 15 czerwca 1980 roku...136

2. Teletransmisje
Billy'ego...137

2.1. Zaginiony
bez śladu...138

2.2. Zamknięte
drzwi...139

2.3. Ślady stóp w
śniegu...139

2.4. Jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki...139

2.5. Nocny wypad
w rejon Schnbergeru...140

2.6. Niepojęte
dla osób postronnych...141

3. Pozaziemskie
krasnoludki...142

Niewiarygodne
przeżycie...143

4. Niecodzienne
rozmowy radiowe...144

4.1. Jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki...144

4.2. Przeżycie z
4 stycznia 1978 roku...145

4.3. Instrukcje
radiowe ze statku Semjase...146

4.4. Niezwykła
przemowa...148

5. Pokaz
pistoletów laserowych...149

6. Niezwykłe
odgłosy...152

Symfonia statku promiennego...153

7. Zagadkowa
eliminacja jodeł...155

Zdarzenie z 17 października 1976 roku...156

VIII.
Nocne demonstracje Plejadan...158

1. Moja pierwsza
obserwacja UFO...158

2. Moja druga
obserwacja UFO...169

3. Moja trzecia
obserwacja UFO...171

4. Nocny pokaz w
dniu 14 marca 1976 roku...172

IX. Obserwacje
dzienne i nocne...174

1. Obserwacje
dzienne...174

1.1. Niezwykła
obserwacja...174

1.2. Moja
pierwsza obserwacja UFO...176

2. Obserwacje
nocne...177

2.1. Światła na
niebie...177

2.2. Któż to
błąka się po nocy...177

2.3. Zdarzenie z
8 kwietnia 1983 roku...180

A. Moje pierwsze
spotkanie z UFO...180

B. Niezwykłe
zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku

8

(godz. 20.15)...181

C. Sprawozdanie z rozmowy o zdarzeniu z 8 kwietnia

1983 roku...182

2.4. Moje pierwsze przeżycie z UFO...188

X. Dlaczego
pozaziemskie statki kosmiczne unikają nas?...190

XI. Material_fotograficzny
Billyłego...196

1. Trudności
podczas fotografowania i filmowania...197

2.
Ułatwienia...199

3. Różne opinie i oszczerstwa
na temat zdjęć i filmów Billy'ego...201

4. Nieustanne
kradzieże...200

5. Manipulacje
obcych osób...201

6. Podwójne
ekspozycje...201

7. Zarzuty wobec
niektórych zdjęć Billy'ego...205

7.1. Zbliżenie
zdjęcie nr 65...205

7.2. Wyrzucone
zdjęcia zdjęcie nr 67...206

7.3. Fabryka
modeli Billy'ego zdjęcie nr 67...206

7.4. Zdjęcie nr
66 lub 16... 209

8. Zdjęcia
kosmiczne Billy'ego... 211

8.1. Zdjęcie
Semjase i Asket zdjęcie nr 4... 213

8.2. Oko Boga
(JHWH Mata) zdjęcia nr 68 i 69...214

8.3. Kolonia
kosmiczna czy bariera wszechświata?

- zdjęcia nr 70 i 71...215

8.4. Połączenie
statków Apollo-18 i Sojuz-19 17 lipca

1975 roku zdjęcia nr 72, 73 i 74...216

XII. Badania
naukowe i inne dowody...219

1. Opinie
świadków o zdjęciach Billy Meiera...220

2. Wyniki
niektórych analiz zdjęć i filmów...221

3. Analiza próbki
metalu...222

4. Analizy
odgłosów statków Plejadan...225

5. Badania
fizyczne miejsc lądowań...228

6. Testy na
detektorze kłamstw...229

7. Potwierdzenie
pewnych faktów astronomicznych...232

7.1. Legendarna
planeta Malona...232

7.2. Reguła
Titiusa-Bodego...234

7.3. Historia
Wenus według Semjase...236

7.4. Księżyce
Saturna...239

7.5.   
Niektóre fakty dotyczące Jowisza...240

8. Dwa listy...242

9. Uwagi końcowe...255

9

9.1. Tajemnicza
likwidacja jodeł...255

9.2. Niesamowite dźwięki...255

9.3. Historia z
brodą...256

9.4. Badania
ogólne...256

9.5.
Najważniejsze ogniwa łańcucha dowodów...258

Oświadczenie świadków...260

XIII.
Zamachy na Billyłego...262

XIV. Ataki Inteligencji
Giza...273

1. Kim jest
Inteligencja Giza?...273

2. Ataki
Inteligencji Giza...276

2.1. Pierwszy
atak zakłóczacz myśli...276

2.2. Drugi atak
infekcja bakteryjna...276

2.3. Trzeci atak
betonowy mur...279

2.4. Czwarty atak
uderzenie fali dźwiękowej ...280

2.5. Piąty atak
negatywne wibracje...281

2.6. Szósty atak
szok psychiczny...282

2.7. Siódmy atak
dziwne zjawisko świetlne...282

XV. Czego
chcą od nas istoty pozaziemskie?...286

l.. Skąd pochodzą NOLe i co wiemy o ich załogach?...286

1.1. Sens
ludzkiego istnienia...289

1.2. Co się
dzieje z człowiekiem po śmierci?...290

1.3. Co to jest
Kreacja i kim jest Bóg?...291

2. Dlaczego
istoty pozaziemskie odwiedzają nas na Ziemi?...291

3. Cel działalności
Plejadan i ich sprzymierzeńców na Ziemi ...293

Przekazywanie
wiedzy duchowej ...295

4. Niektóre
wiadomości przekazane przez Plejadan... 296

4.1. Totalne
przeludnienie...296

4.2. Niszczenie
warstwy ozonowej chroniącej żywe organizmy...298

4.3. Militarne
oraz pokojowe wykorzystanie energii atomowej...300

4.4. Bezwzględna
eksploatacja Ziemi...302

4.5. Ostrzeżenie
przed podejmowaniem zaborczych planów...304

4.6. Konieczność
istnienia barbarzyństwa...305

4.7.
Niszczyciel...306

4.8. Czerwony meteor..307

4.9. Niezwykła
historia Semjase o Księżycu...308

A. Kosmiczna
katastrofa...308

B. Narodziny
Niszczyciela...309

10

C. Narodziny Księżyca...310

5. Czego nie
wolno robić Plejadanom?...310

6. Czy w rządach
różnych państw działają istoty pozaziemskie?...311

7. Dlaczego
Plejadanie nie wspierają nas finansowo?...312

8. Dlaczego nie
można całkowicie zlikwidować wojen?...313

9. Dlaczego nie
ujawnia się metody leczenia raka?...313

10. Akcje
specjalne przeprowadzone dla dobra Ziemian...314

10.1. Powstrzymanie
groźby zagłady ludzkości...314

10.2.
Powstrzymanie kosmicznej katastrofy...314

11. W jaki sposób
każdy z nas może przyczynić się do utrzymania pokoju na świecie?..315

Spis zdjęć...320

Biblografia...327

PODZIĘKOWANIE

Wszystkim ziemskim i pozaziemskim istotom, które
przyczyniły się do powstania tej książki, składam niniejszym gorące
podziękowanie za udzieloną mi pomoc.

Szczególne podziękowanie składam na ręce łącznika Eduarda
Alberta Meiera i jego pozaziemskich przyjaciół i pomocników z systemu Lira-Wega
oraz Plejad za cenne wskazówki i informacje. Słowa podziękowania i uznania
kieruję przede wszystkim do Sfaatha, Asket oraz trzyosobowego zespołu Semjase,
Quetzala i Jszwjsza Ptaaha z planety Erra. Wyrazy wdzięczności kieruję również
do znanych mi z imienia istot Jsodosa, Solara, Pleji, Elektry, Nery, Menary,
Rali, Aleny, Taljdy i Hjlaary.

Słowa uznania składam również na ręce amerykańskich
naukowców i inżynierów, którzy nie bacząc na ewentualną utratę swojego prestiżu
badali materiał dowodowy Billy'ego Meiera, przyczyniając się w ten sposób do
uwiarygodnienia całej tej sprawy.

Dziękuję również za ogromny wkład w upowszechnienie
historii Billy'ego amerykańskiej i japońskiej grupie badaczy pod kierownictwem
emerytowanego podpułkownika lotnictwa wojskowego Wendelle'a C. Stevensa oraz
Jun-Ichi Yaoi. Nie sposób również pominąć w tym miejscu amerykańskiego
dziennikarza i pisarza Gary Kindera.

Serdeczne podziękowanie kieruję również pod adresem wszystkich
tych, którzy wspierali mnie w mojej pracy relacjami ze swoich przeżyć bądź
tłumaczeniem angielskich tekstów. Są to: moja żona, Elisabeth, dr Walter Bhler, Bernadette Brand,
Christian Frehner, Rainer Schenck, Hans Lanzen-dorfer, Engelbert Wachter,
Jacobus Bertschinger, żona Billy'ego, Kalliope, Gilgamesha Meier, Elisabeth
Gruber, Brunhilde i Bernhard Koye, Thomas Keller, Herbert Runkel, Mariann
Uehlinger, Christina Gasser, Simone

12

Holler,
mgr inż. Marete Mattern, Piero Petrizzo, Louis Memper oraz wydawca Michael
Hesemann.

Gorące słowa podziękowania za hojne finansowe wsparcie
składam również Marie-Louise i Christianowi Frehnerom, Renatę Steur, Louisowi
Memperowi, Mariannowi Uehlingerowi, dr. Walterowi Bhlerowi
i Erns-towi Kroegerowi.

13

PRZEDMOWA

Poniższą przedmowę do tej książki poświęconą mojej osobie
napisał mój przyjaciel z Brazylii dr Walter Bhler,
z którym koresponduję od lat. Pragnę w tym miejscu gorąco mu za nią
podziękować, a także za jego ogromne zaangażowanie w sprawę Billy'ego Meiera.

Autor książki, Guido Moosbrugger, urodził się 14 lutego
1925 roku w Dornbirn w Austrii. Obierając zawód nauczyciela, a później
dyrektora szkoły ludowej w Hirschegg, potwierdził swój zamiar pracy dla dobra
ogółu. Od wielu lat zajmuje się badaniem zjawiska UFO oraz astrofizyką, w tym
zagadnieniem wielkości, budowy oraz genezy Wszechświata. Od najwcześniejszych
lat żywo interesuje się także innymi dziedzinami nauk przyrodniczych. W roku
1951 brał udział w trwającej 9 tygodni austriackiej wyprawie naukowej do
Maroka, której celem było poznanie kilku białych plam w Wysokim Atlasie.

Poza tym podróżował w celach naukowych po prawie
wszystkich krajach Europy, Afryki Północnej (Maroko, Tunezja, Algieria, Egipt,
Liban, Turcja), Ameryki Południowej oraz Meksyku.

Pierwszą książkę poświęconą zjawisku UFO przeczytał już w
roku 1954. Wzbudziła ona jego duże zainteresowanie i wówczas to doszedł do
przekonania, że te obiekty istnieją rzeczywiście. Niestety nie znał wówczas
nikogo, z kim mógłby podyskutować na ten temat. Dopiero 20 lat później natknął
się na ogłoszenie w gazecie informujące o comiesięcznych prelekcjach
poświęconych temu zjawisku wygłaszanych w Monachium. W latach 1975-1976
uczęszczał na nie regularnie zdobywając w ten sposób liczne materiały dotyczące
tej tematyki.

14

Do pierwszego kontaktu Guida ze sprawą
Billy'ego doszło w kwietniu 1976 roku podczas jednej z prelekcji w Monachium.
Materiał o Billym był tak fascynujący, że postanowił osobiście przyjrzeć się
jego sprawie. Niezwłocznie napisał do niego list z pytaniem, czy i kiedy
mógłby go odwiedzić. Ku jego ogromnej radości Billy odpowiedział mu bardzo szybko,
zapraszając go do Hinwil. Miał dużo szczęścia, bowiem już w pierwszych
miesiącach częstych odwiedzin Billy zaczął zabierać go ze sobą w różne miejsca,
gdzie mógł obserwować manewry statków Plejadan. Otrzymał nawet pozwolenie na
fotografowanie pozostawianych przez nie śladów oraz ich nocnych demonstracji.

Od maja 1976 roku jest członkiem zarządu FIGU i
propagatorem misji Billy'ego. (FIGU to skrót od Freie Interessengemeinschaft
fur Grenz- und Geisteswissenschaften und Ufologiestudien oznaczającego
Niezależne Stowarzyszenie do spraw Nauk Pogranicza, Wiedzy Duchowej oraz
Studiów Ufologicznych, które w roku 1977 założył łącznik Szwajcar Eduard Albert
Meier. Skupia ono poszukiwaczy i badaczy działających w imię prawdy i duchowego
rozwoju. Jego siedziba mieści się w Semjase-Silver-Star-Center w
Hinterschmidruti w dolinie Tóss w gminie Turbenthal w kantonie Zurych).

O Billym usłyszałem mniej więcej w tym samym czasie, co
Guido, kiedy to zwiedzając Europę odwiedziłem krewnych w Bazylei, gdzie
poznałem Lou Zinstag kobietę-ufologa, która poinformowała mnie o jego kontaktach
i pokazała wspaniały materiał fotograficzny. Nie mogła zdecydować się na
opisanie jego przypadku w formie książki, bowiem jak wyznała, jego idee i
filozofia oraz poglądy samych Plejadan stały w sprzeczności z jej szwajcarskim
patriotyzmem. Wspominam o Lou, gdyż mimo wszystko przysłużyła się ona
upowszechnieniu prawdy o Billym. Podczas swojej wizyty w Ameryce w Tucson w
Arizonie spotkała się z czołowym ufolo-giem amerykańskim, emerytowanym
podpułkownikiem Wendelle'em C. Stevensem, któremu opowiedziała szczegółowo o
nim i jego kontaktach. W rezultacie Stevens odbył w towarzystwie kilku innych
badaczy szereg podróży do Hinterschmidruti, aby osobiście zbadać tę sprawę na
miejscu. Ich plonem są trzy książki oraz kilka filmów video poświęconych kontaktom
Meiera z Plajadanami.

Na stronach 204-207 oraz 234-25 3' książki Gary Kindera Light
Years (Lata świetlne) opisanych jest szereg dowodów potwierdzających
kontakty Billy'ego. Kiedy skontaktowałem się listownie ze Stevensem, który interesował
się również przypadkiem z Mirassol w stanie Sao Paulo w Brazylii

1 Strony 180-183 i 205-221 polskiego
wydania.

15

(badanym przez Marię de Lourdes i Ney Matiel Piresa), w
odpowiedzi otrzymałem odeń w prezencie jego własną książkę UFO...
Contactfrom the Pleiades (UFO... kontakt z Plejad).

Korzystając z okazji, pragnę podziękować Billy'emu, że
mimo złego stanu zdrowia zdołał poświęcić mi ponad dwie godziny w czasie mojej
wizyty w Semjase-Silver-Star-Center. Pod jej koniec Guido opowiedział mi między
innymi treść niniejszej książki, ja zaś obiecałem mu pomoc w przetłumaczeniu
jej na portugalski i znalezieniu wydawcy. Ogromną zasługą Guido jest obiektywne
na ile to było możliwe i wierne przedstawienie całej sprawy związanej z
osobą Billy'ego Meiera i jego kontaktami z Pleja-danami. Być może książka ta
stanie się pomostem dla tych naukowców, którzy mimo swej pychy i arogancji,
zrozumieli już, że zarówno w najdrobniejszym atomie, jak i całym, gigantycznym
Kosmosie przejawia swoją obecność siła ducha. Jeśli nasi politycy staną się
rozsądniejsi, wówczas nasze ziemskie wojny z całą pewnością same znikną, zaś
przyroda nie będzie nas już "obdarzać" tellerycznymi nieszczęściami, a
kosmos grozić uderzeniami komet. W ten sposób alternatywa przedstawiana przez
Plejadan stanie się realniejsza. Mając przed sobą perspektywę zgliszcz
pokrywających powierzchnię naszej planety, powinniśmy przestać zwlekać i
zacząć wspierać dążenia FIGU, bowiem w ten sposób możemy przyczynić się do
zachowania pokoju na naszym globie.

Brazylia, styczeń 1991

dr Walter
Bhler

16

OD AUTORA

Prowokujący tytuł tej książki ...a jednak latają1
nawiązuje do znanego powiedzenia Galileusza "...a jednak się kręci". W
jego czasach burzono fałszywe średniowieczne wyobrażenia, aby stworzyć miejsce
nowym poglądom i utorować drogę nowemu wiekowi.

My, obywatele XX wieku, znajdujemy się dzisiaj w podobnej
sytuacji, kiedy to rewidowane są nieaktualne i fałszywe poglądy. Po pierwsze
musimy odpowiedzieć sobie na bardzo istotne pytanie, czy oprócz Ziemi istnieją
inne planety zamieszkałe przez ludzkie cywilizacje oraz czy w związku z tym
mamy prawo do uprzywilejowanego stanowiska. Jeśli uznamy, że istoty
pozaziemskie istnieją rzeczywiście, to musimy rozstrzygnąć, czy mogą być one
tak dalece zaawansowane technologicznie, aby móc pokonywać nieprzekraczalną w
naszym wyobrażeniu barierę czasu i przestrzeni i odwiedzać nas w swoich
statkach kosmicznych.

W świetle logiki na to pierwsze pytanie istnieje tylko
jedna odpowiedź. Jak wiadomo dziś każdemu uczniowi, Ziemia z kosmicznego punktu
widzenia jest niczym więcej jak kosmicznym ziarnkiem piasku. Stąd też często
powtarzane jeszcze dziś twierdzenie, że jest ona jedynym miejscem we
Wszechświecie, w którym występują istoty rozumne, jest kompletnym idiotyzmem.
Na szczęście coraz szerszą akceptację zyskuje pogląd, że mieszkańcy Ziemi nie
są jedynymi istotami myślącymi, a już na pewno nie są ukoronowaniem dzieła
Stwórcy, jak to dotychczas z pychą głoszono. Właśnie w tym sensie dokonał się
istotny postęp w procesie rozumowania, choć na ostatni decydujący przełom
przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać, bowiem gros ludzkości nadal nie może lub
nie chce pojąć, że tak zwane NOLe istnieją rzeczywiście i od wieków są
obserwowane ziemskim niebie.

1 Oryginalny tytuł książki brzmi ...und
się fliegen dochL Ze względów komercyjnych Agencja NOLPRESS zmieniła go
jednak na UFO z Plejad. Przyp. red.

17

Ich istnienie wzbudza dziś kontrowersje jak nigdy dotąd.
W ten sposób znowu doszliśmy do stwierdzenia: "...a jednak latają".

W dwóch pierwszych rozdziałach książki wyjaśniam, czym są
te owiane aurą tajemnicy NOLe i dlaczego "obcy przybysze" właśnie teraz tak
często manifestują swoją obecność na naszym globie. W rozdziałach X i XV
odpowiadam z kolei na pytanie, dlaczego pozaziemskie obiekty latające nie
lądują na oczach wszystkich i czego właściwie od nas chcą ich załoganci.

W rozdziale III opisany jest w ogólnym zarysie styl życia
mieszkańców planety Erra zwanych Plejadanami w oparciu o wszelkie dostępne
informacje uzyskane od łącznika Eduarda Alberta Meiera. Plejadanie z planety
Erra nie są istotami nadprzyrodzonymi, lecz takimi samymi ludźmi jak my, tyle że
bardziej zaawansowanymi pod względem rozwoju ewolucyjnego. Ich rodzinna planeta
znajduje się w układzie planetarnym gwiazdy Taygeta2 położonym
wewnątrz otwartej gromady gwiazd zwanej przez nas Plejadami i oddalonym od
Ziemi o około 500 lat świetlnych. Erra znajduje się jednak w innym wymiarze, to
znaczy w innej czasoprzestrzeni, która przesunięta jest w stosunku do tej, w
której istnieje nasz system słoneczny, o ułamek sekundy w przyszłość, co
oczywiście jest trudne dla nas do pojęcia w świetle naszej dzisiejszej wiedzy.
Plejadanie, a właściwie Erranie, przewyższają nas pod względem technologicznym
o około 3.500 lat, zaś pod względem rozwoju duchowego o około 30 milionów lat.

Dzięki swojemu niezwykle wysokiemu rozwojowi ewolucyjnemu
w sposób perfekcyjny opanowali podróżowanie w przestrzeni. Posiadają kilka
punktów wypadowych w całym Wszechświecie i funkcjonują w pewnym stopniu jako
kosmiczni strażnicy porządku, a także duchowi misjonarze.

Także i my, mieszkańcy Ziemi, mogliśmy i nadal możemy
korzystać z ich cennej pomocy. Dysponują ogromną armadą pojazdów kosmicznych
służących do pokonywania wprost niewyobrażalnych odległości kosmicznych. Ich
technologia podróży kosmicznych jest tak wspaniale rozwinięta, że mogą
dosłownie przeskakiwać z jednego systemu gwiezdnego do drugiego, co dla nas
jeszcze długo pozostanie w sferze marzeń. Ich pojazdy kosmiczne omówione są
szczegółowo w rozdziale IV.

Następny poświęcony jest szwajcarskiemu łącznikowi
zwanemu UFO-Billym, który już od najwcześniejszych lat dziecinnych kontaktował
się najpierw telepatycznie, a potem osobiście z istotami pozaziemskimi.
Działa on jako pośrednik między nimi i mieszkańcami Ziemi. W rozdziale tym
opisałem kilka znamiennych "kamieni milowych" na burzliwej drodze jego
pełnego wrażeń życia oraz jego jedyną w swoim rodzaju misję.

2 Jak podają niektóre źródła astronomiczne Taygeta położona jest w
odległos'ci 390 lat świetlnych od Ziemi. Przyp. red.

18

Omawiając to, przedstawiłem jego kontakty z istotami
pozaziemskimi, wyjaśniając jednocześnie, w jaki sposób do nich dochodzi, choć
dzisiaj nie są już one tak częste, jak przed laty.

W następnych trzech rozdziałach mowa jest o rozmaitych
dziennych i nocnych demonstracjach ich pojazdów oraz wrażeniach obserwujących
je świadków - - często o charakterze wręcz mistycznym. Aby Billy mógł
potwierdzić prawdziwość swoich kontaktów, Plejadanie pozwolili mu nakręcić
osiem krótkich filmów oraz wykonać kilkaset kolorowych zdjęć przedstawiających
ich różnego typu statki kosmiczne, ich niezwykłe manewry oraz ślady lądowania.
Ten materiał fotograficzny jest nie tylko najobszerniejszy, ale i najlepszy na
świecie.

Przypadek ten był szczegółowo badany przez różnych
badaczy. Jedną z rzeczy, która szczególnie zainteresowała badaczy
amerykańskich i japońskich, były ślady lądowań statków tych istot. Badacze ci
przebywali kilka tygodni w miejscu zamieszkania Billy'ego i dzień i noc
obserwowali jego poczynania mając cichą nadzieję odkrycia mistyfikacji.
Billy'ego oraz kilku naocznych świadków poddano nawet testowi na "wykrywaczu
kłamstw". Wypowiedzi różnych świadków będące wynikiem przeprowadzanych
niezależnie od siebie wywiadów okazały się ze sobą zgodne. Część materiału
dowodowego będącego w posiadaniu Billy'ego została zabrana do USA i zbadana
przez kilku wybitnych specjalistów przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu
badawczego.

Badaniu poddano:

a) kilka zdjęć i
fragmentów filmów,

b) nagrania
dźwięków wydawanych przez statki Plejadan,

c) cztery
niewielkie próbki metalu, z którego wykonywane są powłoki statków Plejadan.

Badania tych rzeczy nie wykazały jakichkolwiek
oznak fałszerstwa, a co za tym idzie potwierdziły autentyczność kontaktów
Billy'ego. W rezultacie Japończycy nakręcili film o nim i jego kontaktach. Inny
film na ten sam temat nakręciła czternastoosobowa ekipa z Hollywood. W ciągu
ostatnich piętnastu lat ukazało się ponadto kilka książek opowiadających o
Billym i jego kontaktach wszystkie w języku angielskim.

W rozdziale IX przedstawione jest moje stanowisko wobec
materiału fotograficznego Billy'ego i jego autentyczności, zaś w rozdziale XII
najistotniejsze wyniki analiz naukowych oraz kilka innych dowodów.

Godnym ubolewania faktem są opinie krążące w światku
ufologicznym, w wyniku których osoby będące łącznikami oraz ich sympatycy są w
mniejszym lub większym stopniu nieustannie krytykowani. Dotyczy to szczególnie
Billy Meiera. Takie jest właśnie podziękowanie tych ludzi za to, że nie bacząc
na swoje zdrowie przekazuje on ludziom ważne informacje, mądroś-

19

ci i niestrudzenie kontynuuje swoją misję. Jego
przeciwnicy bezustannie przeszkadzają mu w rozpowszechnianiu prawdy. Na jego
życie dokonano 13 zamachów, o czym jest mowa w rozdziale XIII. W następnym
przedstawiona jest tak zwana Inteligencja Giza, która również stara się, jak
tylko może, przeszkadzać Billy'emu w jego misji. Jest to rozproszona grupa
obcych istot-renegatów, która przysporzyła Billy'emu i FIGU wielu kłopotów. W
roku 1978 została deportowana przez Plejadan w bezpieczne miejsce.

Jeśli chodzi o szykany, muszę z przykrością stwierdzić, że
to właśnie Billy cieszy się najgorszą sławą wśród licznej grupy ufologów,
których jest na całym świecie około 20.000. Powodem tego stanu rzeczy są
nieporozumienia, oszczerstwa, omyłki, a nade wszystko brak rzetelnej
informacji. Jego wrogowie określają go jako osobę pośrednią między Einsteinem,
Dylem Sowizdrzałem i Myszką Miki. Mimo wszystkich tych fałszywych opinii i
złośliwych kłamstw rozpowszechnianych na całym świecie, między innymi przez
byłych członków jego grupy, nikomu nie udało się jednak dowieść tego, co "złe
języki" rozpowszechniają jako prawdę. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod
uwagę fakt, że osoby chcące zostać łącznikami wyrastają jak "grzyby po
deszczu", to nie należy się dziwić ludziom, że stają się zaniepokojeni i w
końcu przestają rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Stąd też niezbędne stało
się gruntowne sprawdzenie i rozważenie wszystkich informacji, którymi
dysponujemy. Polecam uczynić to wszystkim, którzy w labiryncie błędów chcą
odnaleźć właściwą drogę. Z mojej strony mogę jedynie zapewnić, że w żadnym
wypadku nie ośmieliłbym się występować publicznie, nie mając stuprocentowej
pewności co do realności kontaktów Billy Meiera.

Biorąc pod uwagę swoje przeżycia i długoletnie badania,
mogę stwierdzić ze spokojnym sumieniem, że nie mamy tu do czynienia z czymś w
rodzaju bajki braci Grimm czy też "Z tysiąca i jednej nocy", lecz z nagimi
faktami. Moim jedynym dążeniem było przedstawienie faktów takimi, jakimi są.
Jeśli lektura mojej książki pobudzi kogoś do poważnego rozważenia tej sprawy,
będzie do dla mnie najlepsza zapłata za trud, jaki włożyłem w napisanie tej
książki. Będąc jedyną w swoim rodzaju, historia Billy Meiera oceniana jest w
dwojaki sposób przeciwnicy określają ją jako niezwykle wyrafinowane oszustwo,
zaś zwolennicy jako największą sensację XX wieku.

Rozstrzygnięcie, który punkt widzenia jest właściwy,
pozostawiam Czytelnikom.

Hinterschmidrti, styczeń 1991

Gnido Moosbrugger

 

20

I ERA
WODNIKA

1. Era Wodnika w ujęciu astronomicznym i
astrologicznym

New Agę, Nowy Wiek, Złoty Wiek, Era Wodnika tak brzmią
modne obecnie hasła, które spotykamy na każdym kroku krocząc przez świat z
otwartymi oczyma, nie chowając głowy w piasek przed tym, co stale przynoszą nam
nowe zdarzenia. Niezależnie od tego, czy dokonaliśmy już tego odkrycia, czy też
nie, tkwimy już w środku okresu przejściowego tej nowej ery, która nosi nazwę
"Wodnika".

Zanim jednak szczegółowo omówię niezwykłe znaczenie Ery
Wodnika, niezbędne jest choćby ogólne wyjaśnienie podstawowych pojęć astronomicznych.
Iluzją jest mniemanie, że Ziemia jest spokojnym ciałem niebieskim, wokół
którego krążą pozostałe w rzeczywistości jest odwrotnie. Ziemia wykonuje
wiele ruchów równocześnie. Nawiązując do sentencji Archimede-sa: "Dajcie mi
stały punkt, a ruszę z posad cały świat" - - należy stwierdzić, że w całym
Wszechświecie nie istnieje ani jedno nieruchome ciało niebieskie, co
nieustannie potwierdzają badania kosmosu.

Jak wiadomo dzisiaj każdemu, Ziemia obraca się wokół
własnej osi raz na 24 godziny, wywołując w ten sposób zjawisko dnia i nocy. Z
kolei oś ziemska będąca umowną linią przebiegającą przez środek Ziemi łączącą
biegun północny z południowym okrąża raz w ciągu roku Słońce wzdłuż eliptycznej
orbity. Pozornie wygląda to, jak gdyby to Słońce wędrowało wokół Ziemi, a nie odwrotnie.
Ze zjawiskiem tym łączy się pojęcie ..precesji", które omówione zostało w
dalszej części tego rozdziału. Wcześ-

21

niej jednak należy zapoznać się z poszczególnymi
ruchami wykonywanymi przez Ziemię.

By umiejscowić ciała niebieskie i określić ich ruchy,
całą sferę niebieską traktujemy umownie jako olbrzymią powierzchnię kulistą
otaczającą Ziemię, której równik leży na tej samej płaszczyźnie co równik
Ziemi. Na jej górnej i dolnej powierzchni na przedłużeniu ziemskiej osi leżą
dwa bieguny określane mianem północnego i południowego bieguna nieba. Równik
Ziemi nachylony jest do płaszczyzny jej orbity pod kątem 2327' albo inaczej
mówiąc oś Ziemi nachylona jest do płaszczyzny jej orbity pod kątem 6633'
(płaszczyzna orbity Ziemi to powierzchnia, wzdłuż której Ziemia krąży wokół
Słońca). Rzutowana na powierzchnię sfery niebieskiej płaszczyzna orbity Ziemi
nazywa się ekliptyką. Ekliptyka to pozorna orbita, którą przemierza w ciągu
roku Słońce obserwowane z Ziemi. Wzdłuż ekliptyki rozciąga się Zodiak zwany
Zwierzyńcem Niebieskim, który jest pasem na sferze niebieskiej o szerokości
16. Zodiak tworzy 12 konstelacji: Wodnik, Koziorożec, Strzelec, Skorpion,
Waga, Panna, Lew, Rak, Bliźnięta, Byk, Baran i Ryby.

W znaczeniu astronomicznym Era Wodnika zaczyna się w
chwili, gdy punkt równonocy wiosennej zwany także punktem Barana wstępuje w
gwiazdozbiór Wodnika (punkt równonocy wiosennej to jeden z dwóch punktów
przecięcia się ekliptyki z równikiem nieba, który Słońce przekracza 21 marca;
równik nieba dzieli nieboskłon na sferę północną i południową i może być
traktowany jako przedłużenie równika ziemskiego leżącego na tej samej
płaszczyźnie).

Wskutek powolnego ruchu zataczającego osi ziemi punkt
równonocy wiosennej przesuwa się po równiku niebieskim w ciągu roku o kąt
50,116" w kierunku przeciwnym niż Słońce i w ten sposób co 2155 lat
przemierza jeden gwiazdozbiór, a co 26.000 (dokładnie 25860) lat cały pas
zodiakalny (patrz podrozdział "Precesja").

W tym miejscu sprzeniewierzyłem się nieco sobie samemu,
bowiem podane przeze mnie dane nie pokrywają się dokładnie z danymi astronomicznymi.
Mogę jednak zapewnić, że nie są one wytworem mojej fantazji, lecz danymi
przekazanymi przez pilotkę statku kosmicznego pochodzącą z Plejad imieniem
Semjase. Jest ona jednym z najważniejszych kontaktów Eduarda Alberta
"Billy" Meiera (patrz rozdział III}.

Na stronie 31 w podrozdziale "Era Wodnika w
liczbach" przedstawiłem w sposób przejrzysty istotne punkty i okresy
czasowe. Koniec lub inaczej mówiąc czas upływu ery Ryb i jednocześnie początek
pierwszej połowy okresu przejściowego ery Wodnika nastąpił 3 lutego 1844 roku o
godzinie 11.20 czasu środkowoeuropejskiego. W tym samym momencie czasowym

22

93 lata później, a więc 3 lutego 1937 roku, zaczęła się
druga połowa okresu przejściowego, po której to dopiero w roku 2029 Era Wodnika
zacznie się naprawdę i będzie w pełni na nas oddziaływać. Podobnie jak inne era
Wodnika trwać będzie 2155 lat i zakończy się w roku 3999. Bezpośrednio po niej
nastanie era Koziorożca, a po niej era Strzelca. Dopiero po 25860 latach
zakończy się cały cykl precesyjny i zacznie następny.

Podając te związki astronomiczne, do których większość
astronomów i innych naukowców prawdopodobnie nie przywiązuje żadnej wagi, jako
że astrologia do dziś nie jest uważana za naukę, wsadziłem zapewne głowę w
przysłowiowe gniazdo os.

Znaczenie Ery Wodnika można przedstawić jednak tylko z
astrologicznego punktu widzenia bez względu na to, czy to się komuś podoba,
czy nie. Postaram się te nie najprostsze zagadnienia przedstawić możliwie
najprzystępniej, jak potrafię. Zanim jednak dotknę tego "parzącego"
tematu, pragnę dodać, że astrologia jest traktowana przez mieszkańców Plejad
jak każda inna dyscyplina naukowa w rodzaju astronomii, astrofizyki, fizyki,
chemii etc.

Plejadanie są mieszkańcami otwartej gromady gwiazd zwanej
Plejadami znajdującej się w gwiazdozbiorze Byka (patrz rozdział III). Nasza
dotychczasowa wiedza w dziedzinie astrologii jest bardzo skromna i dlatego
musimy nauczyć się jeszcze wielu rzeczy, zanim osiągniemy poziom wiedzy
Plejadan w tej materii. Obecnie wśród nas jest już wielu wybitnych astrologów
poważnie traktujących swój zawód i świetnie znających się na rzeczy, jak choćby
znany na całym świecie dr Hans Holzer. Niestety, oprócz tej stosunkowo
nielicznej grupy ekspertów działa cała armia domorosłych astrologów, wśród
których dominują zwyczajni krętacze, łgarze i zarozumialcy wykorzystujący
ludzką łatwowierność, aby wyłudzić od nich jak najwięcej pieniędzy. Tym swoim
przestępczym postępowaniem dyskredytują rzetelnych znawców i badaczy tej
gałęzi wiedzy. Jak w każdej dziedzinie ludzkiej działalności nie należy
"wrzucać wszystkich do jednego worka", lecz starać się "oddzielać ziarno
od plew".

Twierdzenie oponentów astrologii, że jest ona nic
niewarta, jest błędne i do niczego nie prowadzi. Zarzut ten powinien raczej
brzmieć: "błędnie stosowana astrologia jest nic niewarta" - dopiero takie
stwierdzenie jest słuszne. Należy zatem wyraźnie oddzielić rzeczywiste fakty od
spekulacji, które z natury rzeczy nie posiadają wielkiego znaczenia.
Mniemanie, że los pojedynczego człowieka lub całych narodów zależy wyłącznie od
gwiazd, jest oczywiście błędne, z drugiej zaś strony prawdziwy jest pogląd, że
gwiazdy wywierają określony wpływ na Ziemię i jej mieszkańców, lecz

23

nigdy w takim sensie, że determinują los poszczególnych
ludzi. Głównym czynnikiem, który o tym decyduje, jest sposób, w jaki człowiek
reaguje na wibracje. Każdy może kierować się w tym względzie własną wolą i sam
decydować o swoim losie. Z astrologicznego punktu widzenia należy uwzględniać
następujące promieniowania:

1. Najsilniejsze
oddziaływanie kosmiczne, jakim jest promieniowanie Centralnego Słońca
Galaktyki. Jest ono niezwykle silne i przekazywane poszczególnym gwiazdom. Jego
odbiorcy przemieniają je na swój własny sposób odpowiednio do własnego poziomu
ewolucyjnego (dotyczy to zarówno gwiazd, jak i żywych istot zamieszkujących
krążące wokół nich planety). Każdy układ, konstelacja ciał niebieskich (gwiazd
i planet) przekazuje nam inną część promieniowania centralnego słońca objawiającą
się różnym stopniem jego intensywności. Odbierane drgania pojedynczych ciał
niebieskich to jedynie cząstka tego, co wysyła centralne słońce galaktyki.

2. Kolejnym pod
względem siły oddziaływania jest promieniowanie konstelacji pasa zodiakalnego
na przykład w erze Ryb występują najniższe częstotliwości drgań, zaś w erze
Wodnika najwyższe.

3. Drgania własne
planet, które odgrywają istotną rolę w obliczeniach astrologicznych.

Jest pewien drażliwy dział astrologii, o którym należy tu
wspomnieć. Są to horoskopy. Na ich temat krąży wiele sprzecznych opinii. Otóż
produkowane taśmowo roczne horoskopy, a także cotygodniowe ogólnikowe prognozy
zamieszczane w licznych czasopismach są całkowicie bezwartościowe. Nie oznacza
to jednak, że horoskopy należy generalnie odrzucić. Aby miały one sens, aby
posiadały pewną wymowę, niezbędne jest posłużenie się do ich sporządzenia
odpowiednimi informacjami i umiejętnościami. Nasza obecna wiedza w tej
dziedzinie jest zbyt uboga, abyśmy mogli precyzyjnie prognozować przyszłe
wydarzenia. Nie jest tego w stanie zrobić nawet najlepszy astrolog.

Przykładem na to może być chociażby znaczenie daty
urodzin. Znajomość dokładnego czasu narodzin co do sekundy to znaczy
momentu, w którym głowa dziecka wynurza się z ciała matki i "ogląda światło
dzienne", ma fundamentalne znaczenie przy sporządzaniu horoskopu. Również
poświęcanie zbyt mało uwagi innym, z pozoru błahym, faktom może w znacznym
stopniu wpłynąć na dokładność horoskopu.

Pewnym powodem, dla którego odczytywanie gwiazd
traktowane jest jako bezsensowna spekulacja, jest fakt, że usytuowanie
konstelacji astro-

24

nomicznego pasa zodiakalnego nie jest zgodne z
kolejnością astrologicznych znaków zodiaku o tej samej nazwie.

Wskutek precesji przesunięcie punktu równonocy wiosennej
względem astrologicznych znaków zodiaku następuje w kierunku odwrotnym, a więc
na przykład nie od znaku Wodnika do Ryb, lecz od Ryb do Wodnika etc. Poza tym
czasy trwania astrologicznych znaków zodiaku są takie same, podczas gdy długość
kątowa poszczególnych konstelacji astronomicznych nie jest taka sama.

Ponadto symboliczne znaczenie astrologicznego zodiaku
jest zawsze takie same, zaś niewielkie zmiany, jakie w nim występują, zależą od
tego, jakiej konstelacji astronomicznej jest on w danym momencie przyporządkowany.
Konstelacja jest tak zwanym tłem, które można porównać z kulisami teatralnymi.
Aby to łatwiej zrozumieć, załóżmy, że przed wielu laty oglądaliśmy pewną sztukę
w teatrze, która wywarła na nas duże wrażenie. Po dłuższym okresie czasu
ponownie nadarza się nam okazja jej obejrzenia. Oczekując na to wydarzenie
początkowo nie zauważamy, że zmieniły się już zewnętrzne okoliczności. Udajemy
się na swoje miejsce i czekamy na rozpoczęcie spektaklu. W końcu kurtyna unosi
się i rozpoczyna się przedstawienie. I nagle doznajemy uczucia zdziwienia.
Naszym oczom ukazują się nowe kulisy, nowi aktorzy, kostiumy etc. Przez chwilę
odnosimy wrażenie, że jesteśmy na zupełnie innej sztuce, mimo iż jej wymowa
wcale się nie zmieniła. Wszystko zależy teraz od tego, jak ta zmieniona
sytuacja zadziała na nas.

Krótko mówiąc, znaczenie poszczególnych astrologicznych
znaków zodiaku jest niezmienne w ciągu całego cyklu precesji wynoszącego
25.860 lat - zmienia się jedynie ich tło, to znaczy poszczególne konstelacje
astronomiczne.

Wielu czytelników odbierze to zapewne jako czystą bzdurę,
lecz bez względu na to, co będą o tym sądzić, tak jest i nic tego nie zmieni.
Taka jest natura rzeczy, czy się to nam podoba, czy nie. Wszystko wokół nas
ulega stałym cyklicznym zmianom powstawaniu i znikaniu. Te powtarzające się
bez końca zmiany wspomagają ewolucję, czyli przyczyniają się do dalszego
rozwoju wszelkich form życia.

2. Znaczenie ery Wodnika

Początek nowej ery oznacza, że nasz układ planetarny
"wszedł" w obszar nieba należący do gwiazdozbioru Wodnika, a co za tym
idzie w obszar bezpośredniego promieniowania Centralnego Słońca Galaktyki. Z
powodu specyficznego układu konstelacji gwiezdnych promieniowanie Słońca Cent-

25

ralnego jest w tej erze tak mocno odczuwalne, jak w
żadnej innej. Stąd też słuszne są uwagi mówiące o "złotym wieku".

Era Wodnika zaczęła się 3 lutego 1844 roku, w
chwili gdy znaleźliśmy się w najbardziej zewnętrznym brzegu jej promieniowania.
Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie okresu przejściowego, w którym
jednocześnie odczuwamy słabnący wpływ minionej ery Ryb i stale rosnący wpływ
promieniowania ery Wodnika.

To, co dokonuje się w czasie owych 185 lat okresu
przejściowego, można w pewnym stopniu porównać do przechodzenia zimy w wiosnę,
które również następuje stopniowo, a nie z dnia na dzień.

Minioną erę Ryb cechowały mordy, zamachy, przemoc,
fanatyzm religijny, wiara w urojenia, czarnoksięstwo, mistycyzm i inne
negatywne aspekty ludzkiej psychiki. Ryba należy do wody, zaś wodnik do
powietrza. Wygląda to tak, jak gdyby latająca ryba wyskoczyła z wody i w locie
przemieniła się w ptaka. Czas trwania tej metamorfozy wynosi 185 lat. Pogrążona
w mroku ludzkość stopniowo wychodzi ku światłości chłonąc nową wiedzę. Najtrafniejszym
określeniem tego okresu jest przełom. Chyląca się ku upadkowi budowla życia
musi zostać zburzona bez względu na koszty jednocześnie na jej gruzach
powstają fundamenty nowego domu. Niekorzystny wpływ Ery Ryb sprawia, że
dokonujące się przemiany zachodzą z pewnymi kłopotami objawiającymi się w
postaci wojen, rewolucji, terroru, fanatyzmu, rządnych władzy polityków,
nienawiści, waśni, kłamstw, fałszu etc. Ta spuścizna przeszłości jest drogo
opłacana.

Zatroskane o losy świata umysły już od dłuższego czasu
głoszą czarne wizje przyszłości, mówiąc o totalnej zagładzie. Jak powszechnie
wiadomo, znajdujemy się obecnie w niebezpiecznej sytuacji i to pod wieloma
względami. Oto krótki cytat z 5 numeru naszego biuletynu Wissenswertes
(Godne uwagi) z lutego 1985 roku, str. 7, zwierający główne przyczyny i zagrożenia:

...przeludnienie, militaryzm, przemysł zbrojeniowy,
rozmaite trucizny, radioaktywność, przestępczość, lekomania, herezje, wyzysk
finansowy, przemysł chemiczny, terroryzm, rasizm, handel ludźmi, prostytucja,
anarchia, mistycyzm etc.

Jeśli dodamy do tego jeszcze różne kataklizmy, takie jak
trzęsienia ziemi, huragany, powodzie, obumieranie lasów, zmiany klimatyczne,
dziury ozonowe, zagrożenia nuklearne, AIDS, zboczenia seksualne i temu podobne
plagi, to wówczas będziemy mieli pełny obraz objawów okresu przejściowego, w
którym się obecnie znajdujemy.

26

Mimo tego wszystkiego osiągnęliśmy jednak niezaprzeczalne
sukcesy we wszystkich możliwych dziedzinach życia, zwłaszcza w naukach przyrodniczych
i technice. W ubiegłych dziesięcioleciach jak nigdy dotąd dokonaliśmy wielu
odkryć i wynalazków. Niestety postęp w naukach humanistycznych nie był tak
szybki, w wyniku czego powstała znaczna, trudna do przekroczenia, przepaść
między znacznym postępem naukowo-technicznym a wiedzą socjalno-etyczną. Inaczej
mówiąc, nasz poziom etyczny jest daleko w tyle za poziomem rozwoju
technicznego, co widać po wykorzystywaniu przez nas odkryć naukowych w
negatywnych celach, to znaczy w celach militarnych, oraz po podporządkowywaniu
sobie przyrody pod kątem chęci zysku. To błędne nastawienie należy czym prędzej
zlikwidować, bowiem ciąży ono nad ludzkością niczym miecz Damoklesa.

Erę Wodnika często określa się jako "Czas Końca". To
określenie jest prawdziwe jedynie w tym sensie, że to co przestarzałe musi
zniknąć. Nie chodzi tu o ostateczny koniec, apokalipsę, lecz o początek, który
da o sobie znać w pełni dopiero w roku 2029.

Drgania energetyczne Słońca Centralnego o dużej
częstotliwości zalewają naszą planetę inicjując erę pozytywnego duchowego
przełomu. Promieniowanie Ery Wodnika aktywizuje ewolucję planety i jej
mieszkańców w tak ogromnym stopniu, że jej wpływowi ulega każdy. Nowa era
wywołuje gruntowne zmiany we wszystkim, co dotychczas obowiązywało, usprawniając
to i podporządkowując nowym kryteriom. Kosmiczne wpływy osiągają taki stopień,
że przełomowe wydarzenia, odkrycia i wynalazki stają się czymś powszednim. W
tym "dostojnym" wieku mają miejsce również ogromne przemiany w warstwie
duchowej. Zdaniem Semjase to co intelektualne przestaje być miarodajne i
uzupełnione zostaje wiedzą i umiejętnościami. Wszystko, co hamuje i zniewala
umysł, podlega zniszczeniu. Ten nowy początek niesie ze sobą konsekwencje
brzemienne w skutkach, zarówno dla całej ludzkości, jak i dla każdego człowieka
z osobna.

Pojedyncze osoby różnie reagująjednak na impulsy.
Niektórzy odczuwają je jako zagrożenie i uporczywie czepiają się tego co
konwencjonalne oraz bardziej niż dotychczas oddają się materialnym potrzebom i
konsumpcji, inni z kolei nękani wewnętrznym niepokojem szukają schronienia
w instytucjach religijnych, które wyrastają jak grzyby po deszczu i biorą
swych zwolenników pod swoje niebezpieczne skrzydła. W tę "pajęczą sieć łowców
ludzi" najczęściej wpadają młodzi ludzie. Ci rzekomi uzdrowiciele i
fałszywi profeci panoszą się na oczach wszystkich, wyciągając swoje macki po
nowe ofiary, które są następnie wykorzystywane i wiedzione na manowce.

Nowy wiek wymaga swojego trybuna, dlatego też tak wielu złośliwych
kłamców i oszczerców łatwo znajduje pożywkę do swojej niecnej działalno-

27

ści. Inni ludzie szukają ukojenia w narkotykach, ale
zamiast niego grozi im trafienie do rynsztoka lub wiezienia, jeśli nie zerwą z
tym nałogiem.

Istnieje jeszcze grupa ludzi, którzy są bardzo wyczuleni
na wszelkie pozytywne zmiany, przez co są niezwykle podatni na wahania
kosmicznych oddziaływań. Ludzie ci nie zachowują swojej nowo ukształtowanej
świadomości tylko dla siebie, lecz przekazują ją nieświadomie w formie
promieniowania swojemu otoczeniu, co z kolei wywołuje odpowiednie oddziaływania
ewolucyjne.

Złoty Wiek jest początkiem prawdziwego życia w sensie
twórczym. Wraz z jego nastaniem Ziemianie rozpoczną jedyny w swoim rodzaju
"wzlot umysłowy", lecz zanim się on rozpocznie musi zdaniem Semjase upłynąć
jeszcze wiele dziesięcioleci. Żadna inna era nie jest w stanie wynieść
Człowieka na tak wysoki poziom rozwoju umysłowego. Doznamy największej
ewolucji, jak miała kiedykolwiek miejsce. Wraz ze stopniowym nastawaniem Ery
Wodnika mieszkańcy naszej planety będą pokonywali w swoim rozwoju stopień po
stopniu, z wyjątkiem tych, którzy będą się temu rozwojowi opierali. Ci odpadną,
o ile nie wyzbędą się swoich złych przyzwyczajeń.

Aby choć w niewielkim stopniu zmniejszyć "bóle
porodowe" okresu przechodniego, w którym będziemy żyli aż do 3 lutego 2029
roku, odwiedzać nas będą inteligencje pozaziemskie w tak zwanych NOLach, aby
dać nam znać o swoim istnieniu.

Coraz rzadziej nawiązują kontakty z wyselekcjonowanymi
ludźmi, których misją jest przekazywanie mieszkańcom naszej planety ważnych
informacji i różnego rodzaju nauk. Ich działalność tego typu jest nam
niezbędna. Należy bezwzględnie "zaorać pole niewiedzy", zanim będziemy
mogli zbierać owoce nowych czasów. Najbardziej zaangażowanymi w niesieniu tej
pomocy są nasi pozaziemscy bracia i siostry z Plejad oraz ich sprzymierzeńcy z
gwiazdozbioru Lutni. To oni wytyczyli nam drogowskazy na upstrzonej licznymi
przeszkodami drodze ku przyszłości. Dzięki swojej wszechstronnej pomocy
zasługują na więcej niż tylko uznanie.

Już od dawna wśród ludzi działają jako pośrednicy między
nami i istotami pozaziemskimi specjalnie wybrane osoby, które przez swoją
funkcję są swego rodzaju prorokami na "scenie naszych dziejów". Aby
uniknąć nieporozumień, należy wyjaśnić, że ludzie ci nie należą do żadnej
kasty. Są to zupełnie normalni ludzie, którzy różnią się od innych tym,
że posiadają pozaziemską wiedzę, dzięki której są w stanie korygować błędne
przekazy oraz głosić prawdziwe prawa i nakazy Kreacji. Często jednak głoszona
przez nich gorzka prawda jest niewłaściwie odbierana przez wielu ludzi i
poddawana w wątpliwość, między innymi ze względu na sposób, w jaki

28

jest oznajmiana. Jak wiadomo, prorocy od zarania dziejów
przedstawiani byli jako kłamcy i oszczercy, często prześladowani i uśmiercani
za słowa prawdy, które ośmielali się głosić.

Mówiąc słowami Semjase: "Wielu proroków zarówno
ziemskich, jak i kosmicznych, to znaczy rewolucjonistów, buntowników i
nauczycieli urodziło się w lutym. Najwięksi spośród nich to ci, którzy przyszli
na świat na początku drugiej połowy okresu przechodniego, przy czym bardzo
istotny jest tutaj również czas z dokładnością co do godziny i minuty, bowiem
im bliższy jest on punktowi przechodniemu, to jest godzinie 11.20 czasu
ziemskiego, tym wyraźniej wykształcone są w takim człowieku cechy Wodnika. Tego
rodzaju osób jest niewiele i są oni rozproszeni po całym świecie".

Zatem nie powinno nikogo dziwić, że Plejadanie wybrali na
swojego pośrednika człowieka z taką datą urodzin. Jest nim Szwajcar Eduard Albert
Meier, znany również pod przydomkiem UFO-Billy. Jest on jednym z najważniejszych
proroków Ery Wodnika.

Mimo licznych sukcesów w wielu dziedzinach, wciąż jeszcze
mamy przed sobą wiele zamkniętych drzwi uniemożliwiających nam dostęp do
lepszego świata; świata trwałego pokoju, dobrosąsiedzkich stosunków między
wszystkimi narodami ziemi, miłości, przyjaźni etc. Nowa era przyniesie nam
wprawdzie olbrzymi postęp, lecz wymaga też od nas radykalnej zmiany
dotychczasowego, zbyt materialistycznego sposobu myślenia nasyconego nierealną
wiarą oraz przesiąkniętego różnymi niskimi pobudkami, takimi jak żądza
posiadania, władzy, egoizm i apodyktyczność.

Należy uruchomić wszystkie siły, aby jak najszybciej
wyjść z tej "ślepej uliczki", w której znajduje się obecnie ludzkość. Sama
zmiana świadomości tu jednak nie wystarczy. Następstwem oddziaływań kosmicznych
będą gigantyczne zmiany, jakich nasz świat jeszcze nigdy nie przeżywał. Musimy
wykorzystać tę szansę i każdy z nas może "dorzucić swój grosik" do tego,
aby era Wodnika świeciła w przyszłości pełnym blaskiem, w co wszyscy wierzymy,
że nastąpi.

3. Precesja

Pod wpływem działania sił grawitacyjnych Słońca, Księżyca
i pozostałych planet usiłujących ustawić równik ziemski w płaszczyźnie
ekliptyki odchylona od pionu względem niej oś Ziemi wykonuje powolny ruch
okrężny w kierunku przeciwnym do kierunku obrotu Ziemi. Przedłużona umowna oś
Ziemi (oś nieba) wykonuje raz na 25.860 lat pełny obrót wokół bieguna
północnego ekliptyki zakreślając podwójny stożek w przestrzeni.

29

Ponadto precesji towarzyszy zjawisko nutacji, które
wywołuje dodatkowe niewielkie zmiany w precesyjnym ruchu osi Ziemi. Jest ono
efektem periodycznych zmian położenia orbity Księżyca w stosunku do płaszczyzny
równika ziemskiego, a także zmieniających się wzajemnych odległości Słońca,
Ziemi i Księżyca. W wyniku precesji punkt równonocy wiosennej przesuwa się co
roku o 56,116 sekund łuku i co 2155 lat przemierza jedną konstelację, obiegając
cały pas zodiakalny co około 26.000 lat (dokładnie 25.860).

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADc]

30

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADd]

31

II ZAGADKA NOLI

24 czerwca 1947 roku amerykański pilot Kenneth Arnold
doniósł o zaobserwowaniu formacji dziewięciu jaskrawo połyskujących obiektów
lecących na wysokości 3.000 metrów z prędkością około 1.500 km/godz.
Twierdził, że lecąc podskakiwały one jak spodki rzucone poziomo do powierzchni
wody. W taki lub podobny sposób narodziło się określenie "latające spodki"
używane powszechnie do dzisiaj, niestety z pejoratywnym podtekstem. Mówiąc o
nich mamy najczęściej na myśli tak zwane NOLe, czyli Niezidentyfikowane lub
Nieznane Obiekty Latające.

Dla większości z nas NOLe nadal są tajemnicą, która nie
została do dzisiaj wyjaśniona. Zasadnicze pytanie, jakie automatycznie nasuwa
się w związku z nimi, dotyczy istoty tego mistycznego zjawiska, które od
dziesięcioleci manifestuje się wokół naszego globu. Czy jest ktoś, kto
potrafiłby udzielić wiążących informacji o tych obiektach, czy też nadal musimy
zadowalać się mglistymi domysłami i hipotezami?

Bazując na absolutnie wiarygodnych informacjach, które
posiadamy w FIGU, jestem w stanie wyjaśnić tajemnicę tak zwanych NOLi. Jednak
również w tych sprawach obowiązuje znane przysłowie: "Nie wszystko złoto, co
się świeci". Innymi słowy, nie wszystkie obserwacje NOLi dotyczą w
rzeczywistości obiektów latających w dosłownym tego słowa znaczeniu. W
przypadku tego zjawiska mamy do czynienia z ogromnąwiększą niż to można sobie
nawet wyobrazićpaletą złudzeń optycznych, pomyłek i oszustw. W związku z tym
niezbędnie jest wyraźne oddzielenie nieprawdziwych NOLi od rzeczywistych
obiektów latających.

32

1. Nieprawdziwe NOLe

Do nieprawdziwych NOLi należą:

1.1. Złudzenia optyczne

Są to niecodzienne zjawiska obserwowane na niebie w ciągu
dnia lub nocy, które w wyniku błędnej interpretacji lub niedostatecznej
znajomości rzeczy są omyłkowo traktowane jako nieznane obiekty latające.
Mogą to być na przykład jaskrawo błyszczące planety, takie jak Jowisz lub
Wenus, chmury w kształcie soczewek, światła polarne, odbicia powietrza w
rodzaju fatamorgany, kuliste błyski, świecący gaz bagienny (tak zwane błędne
ognie), wysoko przelatujące roje owadów oraz inne zjawiska przyrodnicze. Mogą
to być również różne obiekty ziemskiego pochodzenia jak na przykład balony
meteorologiczne, reklamowe lub sportowe, światła reflektorów, błyszczące
powłoki spadochronów, samoloty i inne urządzenia latające, latawce, sztuczne
satelity Ziemi, spadające części urządzeń latających etc.

1.2. Mistyfikacje

Najczęstszymi mistyfikacjami są proste fotomontaże lub
zdjęcia trikowe rzekomo zaobserwowanych obiektów latających. Często towarzyszom
im pełne fantazji opisy kontaktów, a nawet lotów kosmicznych odbywanych w
pojazdach istot pozaziemskich. Autorami tych oszust są z reguły notoryczni
kłamcy, którzy kierując się niskimi pobudkami próbują w ten sposób wzbudzić
sensację i zdobyć sławę i uznanie. Nierzadko szalbierstwa tego typu są dziełem
młodych, często chorych umysłowo ludzi, którzy rozpowszechniają wymyślone
przez siebie opowieści o NOLach w celu oszukania innych ludzi dla zwykłej
uciechy.

1.3. Nieświadome złudzenia wywołane obcym
wpływem

Złudzenia tego typu mogą być wywołane zarówno bez, jak i
z pomocą odpowiedniej aparatury. Osoby mające owe halucynacje są głęboko przekonane,
że to, co widziały lub odczuły, wydarzyło się naprawdę. Ludzie ci odpowiadają
między innymi o bliskich spotkaniach pierwszego, drugiego lub trzeciego
stopnia, o kosmicznych przejażdżkach i innych temu podobnych rzeczach.
Naprawdę jednak ulegają pod wpływem teleprojekcji lub realwizji złudzeniom,
które wyglądają tak wiarygodnie, że nie potrafią odróżnić ich od
rzeczywistości. (Realwizje to iluzje, których celem jest przekazanie innym
osobom określonych wrażeń lub przeżyć. Zwykle trwają one tyle samo czasu, ile
trwałoby prawdziwe zdarzenie, przez co są bardzo trudne do odróżnienia od
rzeczywistości). Ludzi doznających tego typu złudzeń nie można oczywiście
nazywać oszustami, bowiem opowiadają oni

33

nieprawdziwe historie, nie mając pojęcia, że są przez
kogoś manipulowani.

1.4. Nieświadome złudzenia wywołane
autosugestią

Złudzenia te mogą powstawać w normalnym stanie
świadomości lub w czasie transu. Osoby doznające tego typu złudzeń opowiadają
potem często niezwykłe historie o spotkaniach z istotami pozaziemskimi, podróżach
w kosmos etc. Czynią to tak przekonywająco, że nawet poważni ufolodzy dają się
na nie nabierać i opisują je potem w swoich pracach. Również i w tym przypadku
nie należy określać tych na swój sposób godnych pożałowania ludzi mianem
oszustów, gdyż nie są oni świadomi, że ich rzekome przeżycia w rzeczywistości
nie miały miejsca.

1.5. Transcendentalny stan wywołujący
rozdwojenie jaźni

Od pewnego czasu pojawia się coraz więcej ludzi, którzy
potrafią wprowadzić się w stan transu, rozdwojonej świadomości, podczas którego
użyczają swoich narządów mowy zmarłym ludziom lub obcym istotom. Trans ten może
być wywoływany nieświadomie przez "niewłaściwe" czynniki psychiczne lub
zupełnie świadomie w oszukańczych celach. Metoda ta jest obecnie bardzo
popularna na świecie i nosi nazwę "przekazu medialnego"
("channeling").

2. Prawdziwe NOLe

Powyższe uwagi mogą wywołać wrażenie, że tak zwane NOLe w
ogóle nie istnieją, że są urojeniami powstającymi w głowach ufologów i
ezoteryków. Tak jednak nie jest. W ten sposób doszliśmy do najistotniejszego i
najbardziej właściwego pytania: Czym są w rzeczywistości Nieznane Obiekty
Latające?

Otóż prawdziwymi obiektami latającymi są:

2.1. Materialne obiekty latające pochodzenia
ziemskiego

Nie, nie, to nie przejęzyczenie. Materialne obiekty latające
pochodzenia ziemskiego przypominające z wyglądu NOLe naprawdę istnieją!

Chodzi tu o niemieckie i kanadyjskie latające spodki
skonstruowane i częściowo przetestowane podczas II wojny światowej będące tajną
cudowną bronią Hitlera, które nie zostały jednak użyte na froncie. Na wschód
od Lipska, w zakładach BMW w Pradze, Wrocławiu, Wiedniu i innych
miejscowościach, stworzono podwaliny pod całkowicie nowe urządzenia latające.
Wynikiem tych badań było skonstruowanie tak zwanych ognistych kuł oraz
latających tarcz (latających bąków). Prace badawcze i konstrukcyjne prowadzone
były przez austriackiego przyrodnika Yiktora Schaubergera

34

(miał prawdziwe kontakty z obcymi istotami), niemieckich
konstruktorów i pilotów Miethe, Schrievera i Habermohla, Włocha Belluzzo i
wielu innych.

Latające dyskoidalne tarcze posiadały początkowo
konwencjonalny napęd odrzutowy, potem bardziej nowoczesny. Pierwsze udane loty
prototypów miały miejsce pod koniec II wojny światowej i jak na ówczesne
możliwości stanowiły znaczące osiągnięcie. W połowie lutego latający dysk
wzniósł się nad Pragą na wysokość 12 kilometrów w ciągu 3 minut i w locie
poziomym osiągnął prędkość dwukrotnie większą od prędkości dźwięku. Pojazd ten
latał jak helikopter.

Pod koniec wojny wszystkie istniejące pojazdy, park
maszynowy oraz plany konstrukcyjne postanowiono całkowicie zniszczyć, aby nie
dostały się w ręce wroga. Zamiar ten nie został jednak wykonany w stu
procentach, w związku z czym ocalały plany i częściowo park maszynowy, które
bardzo szybko trafiły w niewłaściwe ręce. Niektóre pogłoski mówią, że ta
bezcenna dokumentacja trafiła w ręce zwycięskich mocarstw. Nie wiadomo jednak,
czy tak się rzeczywiście stało. Według Plejadan niektóre wycofujące się pod
koniec wojny nazistowskie oddziały natknęły się na te materiały konstrukcyjne,
dzięki czemu same podjęły w ścisłej tajemnicy dalsze prace nad budową i
udoskonaleniem tych pojazdów. Z ich danych wynika, że w roku 1976 największy
pojazd osiągnął już średnicę 100 metrów. Stałe udoskonalanie mechanizmu napędowego
z biegiem czasu znacznie zwiększyło jego moc. Z obserwacji wynika, że te
ziemskie pojazdy latające są bardzo podobne do dyskoidalnych obiektów
latających pochodzenia pozaziemskiego, stąd też często mylone są ze sobą.

Pod względem możliwości ustępują one jednak znacznie
pozaziemskim pojazdom latającym. Tego faktu nie zmieniłoby nawet posiadanie
przez nie nowoczesnego systemu napędowego. Wiedząc już, że istnieją ziemskie
pojazdy latające w kształcie dysków i że od czasu do czasu można je obserwować
na naszym niebie, możemy wyodrębnić dwa błędne poglądy:

a) Ci, którzy
wiedzą o istnieniu ziemskich latających spodków, są w oczywistym błędzie,
uważając, że wszystkie tego rodzaju obiekty są wyłącznie pochodzenia
ziemskiego bądź oszustwem lub złudzeniem. Według nich pozaziemskie pojazdy
latające to nic innego jak urojenia.

b) Drudzy z
kolei, którzy nie wiedzą lub nie chcą uwierzyć w istnienie ziemskich latających
spodków, wszystkie obiekty tego typu uważają za pozaziemskie pojazdy latające.

2.2. Obiekty latające pochodzenia
pozaziemskiego

Większość ludzi informacje o pozaziemskich obiektach
latających czerpie z prasy codziennej, w związku z czym ich pojęcie o nich jest
bardzo mgliste.

35

Pozaziemskie obiekty latające można podzielić na dwa
rodzaje: materialne i niematerialne.

A. Materialne obiekty latające

(zdjęcia 6 l od 8 do 28)

Są to rzeczywiste, widzialne, namacalne obiekty wykonane
z wysoko-wartościowych materiałów głównie stopów metali. Jeśli chodzi o ich
postrzeganie, należy stwierdzić, że większość tych pojazdów posiada zabezpieczenia
przed namiarem akustycznym, optycznym oraz radarowym, w związku z czym mogą być
dla nas całkowicie niedostrzegalne. Abstrahując od możliwości
technologicznych, to, czy będziemy mogli je postrzegać, zależy wyłącznie od
nastawienia istot pozaziemskich.

Plejadanie i przedstawiciele wielu innych cywilizacji
starają się być niedostrzegalni. Są jednak rasy, którym nie zależy na ukrywaniu
swojej obecności i beztrosko latają na oczach wielu świadków.

Przelotom tych obiektów towarzyszą różnorodne efekty
świetlne, które najbardziej widoczne są w czasie nocnych obserwacji. W
zależności od szybkości obiektów światło emanują określone ich części lub też
one całe, a niekiedy nawet otaczające je powietrze, przy czym intensywność
światła oraz paleta barw jest zmienna.

Latające obiekty są obserwowane jako pulsujące światła
lub ich pasma, także jako świetlne kule wypuszczające niekiedy snopy światła,
czasami stwierdza się ich obecność poprzez występowanie różnego rodzaju promieniowania
oraz silnych pól magnetycznych. Po ich lądowaniach często pozostają różne
ślady, jak na przykład wgłębienia, wypalenia roślinności itp.

Zewnętrzny kształt statków jest niezwykle zróżnicowany.
Najbardziej rozpowszechnionym jest dysk. Innymi najczęściej występującymi
formami są kule, dzwony, kopuły, cygara, wrzeciona, prostopadłościany,
pierścienie i elipsoidy. Ich wielkość jest również bardzo zróżnicowana i może
się wahać od centymetra (zdalnie sterowane przyrządy obserwacyjno-pomiaro-we)
do kilkuset metrów.

Gigantyczne rozmiary osiągają jedynie wielkie statki
kosmiczne. Będący w posiadaniu Plejadan pojazd tego typu ma 17 km średnicy (sam
korpus bez ramion). Tego rodzaju cuda techniki wyposażone są zawsze w
najnowocześniejszy sprzęt, o którym my możemy tylko marzyć. Z konieczności
wyposażone są one również w skuteczną broń, począwszy od stosunkowo niewinnych
urządzeń oszałamiających aż do broni masowego rażenia, znacznie groźniejszej w
działaniu od broni jądrowej. Chodzi tu o tak zwaną broń typu "Overkill",
która zamienia w ułamku sekundy każdy obiekt materialny w energię. Nawet całą
planetę.

36

Najbardziej charakterystyczną cechą pozaziemskich
pojazdów kosmicznych jest ich zdolność wykonywania niezwykłych manewrów. Są to
na przykład:

1. Zdolność
nagłego przyspieszania, podczas którego w ciągu kilku sekund prędkość obiektu
może być kilkakrotnie zwiększona lub zmniejszana bez jakiegokolwiek uszczerbku
dla pasażerów oraz pojazdu. Obiekty te mogą błyskawicznie przyśpieszać aż do prędkości
światła (299.792,5 km/sek)... a
nawet poza nią, co w świetle naszej wiedzy wydaje nam się całkowitą utopią.

2. Nagłe
pojawianie się obiektów -- pozornie znikąd --i równie nagłe znikanie bez śladu
z pola widzenia. Mogą być tego trzy przyczyny:

a) włączenie lub
wyłączenie optycznej osłony, która odchyla promienie świetlne biegnące wokół
statku czyniąc go w ten sposób niewidocznym;

b) błyskawiczne
przyśpieszenie - - tak nagłe, że nasze oko nie jest w stanie nadążyć za
oddalającym się obiektem;

c) nagłe
przejście do innego wymiaru lub teleportacja (zjawiska te omówione zostały
szczegółowo w rozdziale VI).

3. Zdolność do
bezdźwięcznego i niewidocznego przemieszczania się za pomocą odpowiednich osłon
energetycznych. Urządzenia napędowe tych pojazdów wytwarzają oczywiście różne
dźwięki, jednak dzięki odpowiednim osłonom można sprawić, że nie będą one
słyszalne w ich bezpośrednim otoczeniu. Szczególnie interesujący jest w ich
przypadku brak huku przy przekraczaniu przez nie bariery dźwięku.

4. Dowolnie długi
czas unoszenia się na każdej wysokości.

5. Niezwykłe
manewry niemożliwe do wykonania przez nasze urządzenia latające, takie jak
huśtanie się na boki, lot zygzakiem itp.

Sprawność urządzeń latających zależy oczywiście od
poziomu techniki mieszkańców danej planety, zwłaszcza od rodzaju używanego
przez nich napędu. Jedne napędy przydatne są jedynie do przemieszczania się wewnątrz
atmosfer planet, inne umożliwiają dalekosiężne loty kosmiczne do innych układów
planetarnych, galaktyk, a nawet wszechświatów. Jak wiadomo, istnieje jedna
zasada fizyki, która obowiązuje wszystkie lub prawie wszystkie rodzaje napędu
bez względu na poziom techniki. Chodzi mianowicie o regułę akcji i reakcji,
czyli siłę odpychania, która wykorzystywana jest we wszystkich rodzajach napędu
w całym wszechświecie.

Różnice w poziomie techniki pomiędzy poszczególnymi
rasami kosmicznymi najwyraźniej widać po czasie trwania lotów. Być może brzmi
to niewiarygodnie, ale ogromne odległości astronomiczne oddzielające poszczególne
układy planetarne mogą być bez trudu pokonywane przez

37

poszczególne rasy i to na różne sposoby. Właśnie od
rodzaju napędu zależy czas trwania lotu, który na tej samej trasie może się od
siebie bardzo różnić. Odległości, które jedne rasy przemierzają w ciągu kilku
minut, godzin czy dni, inne muszą pokonywać przez wiele miesięcy lub lat.
Pierwsza lepsza technologia podróży kosmicznych wykorzystywana przez istoty
pozaziemskie przewyższa naszą pod każdym względem.

B. Niematerialne obiekty latające

(zdjęcia od 29 do 32)

W przeciwieństwie do już omówionych istnieją jeszcze
niematerialne obiekty latające składające się z substancji pierwotnej, to
znaczy z określonego rodzaju energii. Do tych niezwykłych obiektów należą:

1. Bioorganiczne
obiekty latające.

Są to formy życia, które swobodnie wnikają z innych
wymiarów w naszą czasoprzestrzeń.

2. Energetyczne
obiekty latające.

Są to statki energetyczne. Posiadają one możliwość
przekształcania się, to znaczy w zależności od woli załogi mogą przybierać
dowolny kształt. Przyjęcie określonego kształtu lub jego zmiana dokonywana jest
za pomocą myśli.

Wiosną 1979 roku dwa takie statki zatrzymały się na kilka
miesięcy w przestrzeni wokołoziemskiej w celu wykonania określonej misji. Billy
obserwował je wielokrotnie w nocy, gdyż telepatycznie został poinformowany o
ich obecności. Wprawdzie podana godzina była niewłaściwa, niemniej dzień się
zgadzał, dzięki czemu udało mu się je sfotografować.

Początkowo statki te przybrały kształt wanny, jednak
później przekształciły się w kule i pręty. W czasie tych przemian zmieniła się
również ich wielkość od 5 do kilkuset metrów. Emitowane przez nie światło było
anormalne. Na przykład oświetlony ciemną nocą pagórek wyglądał jak w świetle
dziennym, zaś zaparkowane przed domem samochody zaczęły zużywać przeciętnie o 5
litrów benzyny więcej na 100 km po tym, jak znalazły się w zasięgu ich
promieniowania. Zdaniem ich właścicieli po tym energetycznym napromieniowaniu
wymagały gruntownego remontu.

Gdy statki te zatrzymywały się w pobliżu biur, wówczas
znajdujące się w nich maszyny do pisania "wariowały". Pewna maszynistka
stwierdziła, że po którymś razie zaczęła się czuć bardzo głupio musząc po raz
kolejny zanieść swoją maszynę do pisania do naprawy. Oczywiście te efekty
uboczne nie były zamierzone przez załogantów tych statków.

Jak się później dowiedzieliśmy od Plejadan, te pojazdy
należały do wysoko rozwiniętej rasy karłów-półzjaw. (Półzjawa to forma bytu
będą-

38

ca stopniem pośrednim, który człowiek osiąga podczas
swojego rozwoju duchowego. Ciało półzjawy tylko częściowo składa się ze stałych
elementów i wygląda jak mglisty, półprzeźroczysty twór). Istoty te nazywają się
Nabulanerami i pochodzą z mgławicy Andromedy położonej w odległości ponad 2
milionów lat świetlnych od Ziemi.

3. Inteligencje kierujące pozaziemskimi
obiektami latającymi

W przypadku pozaziemskich obiektów latających pod
względem sposobu kierowania nimi wyróżniamy dwa rodzaje pojazdów:

a) Zdalnie
sterowane z bazy lub statku-matki bezzałogowe obiekty latające. Niekiedy
używane są w pełni zautomatyzowane pojazdy wykonujące samodzielne zadania.

b) Załogowe
obiekty latające kierowane przez roboty, androidy lub żywe istoty. (Androidy są
półorganicznymi, półmechanicznymi tworami wykreowanymi przez żywe istoty na
swoje podobieństwo. Posiadając organiczny mózg są one w stanie samodzielnie
myśleć i podejmować decyzje w ramach dopuszczalnych przez oprogramowanie. Są
jednak maszynami, które można w dowolnej chwili wyłączyć tak jak roboty. Można
unieruchamiać je w całości lub wyłączać tylko niektóre ich funkcje. Odłączenie
dopływu energii do sztucznego mózgu powoduje blokadę całego organizmu. Ze
względów bezpieczeństwa androidy są w stanie wyłączać się samoczynnie w przypadku
wystąpienia różnego rodzaju przeciążeń - - na przykład procesów myślowych.
Androidy nadzorują działanie robotów często wspomagając je w wykonywaniu
różnych prac, wykonują także typowo ludzkie czynności).

Co ciekawe, wśród pozaziemskich ras najczęściej pilotami
są osobniki żeńskie. Wynika to z faktu, że sterowanie statkami kosmicznymi nie
wymaga siły fizycznej i że kobiety są bardziej subtelne w nawiązywaniu
kontaktów od mężczyzn. W przypadku innych ras nie będących na zbyt wysokim
stopniu rozwoju ewolucyjnego jest odwrotnie, to znaczy pilotami są prawie
wyłącznie osobniki męskie w myśl błędnej zasady, że kobiety są mniej
wartościowe od mężczyzn. Wśród Plejadan pilotami są przede wszystkim kobiety.

4. Światła Kaikoura

(przykład nieprawdziwego zjawiska UFO)

Pod koniec grudnia 1978 roku nad położonym na wschodnim
wybrzeżu Nowej Zelandii (Wyspa Południowa) miastem Kaikoura przez 12 dni miały

39

miejsce liczne niezwykle widowiskowe zjawiska świetlne,
które wbrew powszechnie panującym poglądom nie mają nic wspólnego NOLami. Oto
wypowiedź Billy Meiera na ten temat:

Obserwowane zjawisko było trójwymiarowym odbiciem różnych
planet układu słonecznego. Tego typu odbicie powstaje podobnie jak fatamorgana,
z tą jednak różnicą, że jest ono dużo bardziej plastyczne i realistyczne.
Rzutowane podczas niego planety w jedno miejsce przesuwają się nagle w pobliże
obserwatora i wyglądają, jakby przemieszczały się wokół samolotu. Ogólnie
mówiąc planety rzutowane w ten sposób na Ziemię wyglądają na większe i
jaśniejsze niż normalnie. Ich wielkość zmienia się na skutek projekcji typowej
dla fatamorgany, ponieważ odpada działanie czynników utrudniających widoczność.
Takie trójwymiarowe odbicia mogą obejmować jednocześnie wiele planet, których
rozmiary mogą być tak duże, że można ujrzeć na nich nawet obłoki, jak w
przypadku świateł nad Kaikourą. Że tak było w tym przypadku, dowodzą tego
nakręcone filmy oraz zdjęcia.

O ile mi wiadomo, podczas tej obserwacji widoczne były
odbicia Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna. Nie wiem jednak, czy
obserwowano wówczas wszystkie pięć planet jednocześnie. Jeśli tak było, to
trzeba uznać, że było to wyjątkowe zjawisko, ponieważ podczas podobnego
zdarzenia, które miało miejsce w Indiach w roku 1964 i trwało 11 dni, widoczne
były tylko trzy planety.

Trójwymiarowe odbicia planet układu słonecznego w
ziemskiej atmosferze powstają na skutek zakrzywienia promieniowania świetlnego,
którego pasma wiją się w kosmosie na przestrzeni miliardów kilometrów niczym
węże. Jeżeli wiązka takiego promieniowania dostanie się w obszar układu
planetarnego, wówczas obraz jednej lub kilku planet rzutowany jest na inną w
taki sposób, jak to miało miejsce w przypadku świateł znad Kaikoury.

Obraz pojedynczej planety lub kilku z nich, a nawet
całego układu planetarnego może być rzutowany za pośrednictwem takiej wiązki w
głąb przestrzeni kosmicznej na odległość milionów lub miliardów kilometrów
tworząc ich plastyczne obrazy w miejscach, w których ich w rzeczywistości nie
ma.

40

III PLEJADANIE

Plejady są drugą pod względem jasności gromadą otwartą na
naszym niebie, która składa się ze stosunkowo młodych gwiazd. Znajduje się ona
w gwiazdozbiorze Byka i oddalona jest od Ziemi o około 500 lat świetlnych.
Często określa się ją mianem "gwiazdozbioru siedmiu gwiazd", ponieważ co
najmniej siedem gwiazd wchodzących w jej skład można bez trudu dostrzec gołym
okiem w północnej części zimowego nieba. Większość znajdujących się w niej
planet jest wciąż w fazie rozwoju, przez co są one całkowicie nieprzydatne jako
ewentualne miejsce zamieszkania ludzkich form życia.

Istnieją tam jednak układy planetarne zamieszkałe przez
ludzkie cywilizacje, lecz w innych wymiarach, w których istnieje taki sam
układ czasoprzestrzeni oraz występuje podobna gęstość materii jak na Ziemi.
Jeden z nich przesunięty jest w czasie w przyszłość o ułamek sekundy, co nam
Ziemianom, wciąż jest niezrozumiałe i trudne do zaakceptowania.

Jedna z tamtejszych gwiazd nazywająca się Taygeta posiada
w swoim układzie 10 planet, spośród których 4 są zamieszkałe. Żyjące tam istoty
nazywamy Plejadanami. Jedna z tych planet nazywa się Erra i jest ona ojczyzną
Erran, o których to właśnie jest przede wszystkim ta książka. W niniejszym
rozdziale przedstawiony jest ich styl życia, zaś przytoczone tu informacje
pochodzą z bezpośrednich wypowiedzi Semjase, Quetzala i Ptaaha zawartych w
sprawozdaniach z kontaktów z nimi. (Sprawozdania z kontaktów zawierają spisane
słowo w słowo rozmowy, które łącznik

41

Eduard Billy Meier prowadził z wieloma Plejadanami,
głównie z Semjase, Quetzalem i Ptaahem).

Wiele przytoczonych tu spraw może wydać się egzotycznych
i dziwnych, przeto wskazane jest, aby podczas ich lektury uwolnić się od
własnych wyobrażeń i uprzedzeń. Do wszystkich tych niezwykłych wypowiedzi
należy podchodzić oczywiście krytycznie, aczkolwiek z pewną dozą obiektywizmu.
Być może lektura ta stanie się impulsem do własnych przemyśleń nad obrazem
naszego świata i doprowadzi do nowych wniosków.

Na początek kilka danych fizycznych dotyczących Erry i
porównanie ich z analogicznymi danymi dotyczącymi Ziemi. Jak widać poniżej,
między naszymi planetami istnieje bardzo duże podobieństwo.

Ziemia:

Odległość od centrum układu słonecznego: Czas obiegu
wokół słońca: Nachylenie pozornej osi planety: Średnica w płaszczyźnie równika:
Gęstość:

około 150 min km 365,25 dni 23,5 stopnia 12.756 km

5,5
g/cm

Erra:

Odległość od centrum układu słonecznego: około 150 min km

Czas obiegu wokół słońca: 365,25 dni

Nachylenie pozornej osi planety: 22,99 stopnia

Średnica w płaszczyźnie równika: 12.749 km

Gęstość: 5,5 g/cm

Atmosfera: 3,4% tlenu
więcej niż na

Ziemi

Grawitacja: 0,03% większa od ziemskiej

Rok na Errze trwa tyle samo co na Ziemi, lecz podzielony
jest nie na 12, a na 13 miesięcy (miesiąc nazywa się asar) z okresem wyrównania
co 23 lata. Dzień (musal) liczy 23 godziny i 59,4 minut. Godzina (odur) prawie dokładnie
równa się ziemskiej.

Mówiąc o symbolu swojej planety Semjase powiedziała
Meierowi: - Już wyjaśniłam, że wasze symbole gwiazd [Semjase ma tu na myśli
planety przyp. red.] pochodzą od naszych przodków, którzy
stworzyli je w oparciu o ich poziom wibracji i promieniowania. Innymi słowy
oznacza to, że symbole te odzwierciedlają poziom ewolucji poszczególnych
planet. W ten sposób pojedynczy znak pokazuje, w jakim miejscu cyklu ewolucyjnego
lub na jakim poziomie ewolucji jest dana planeta. Dotyczy to również

42

Erry, mojej ojczystej planety, której symbol składa się z
różnych dawnych, tradycyjnych znaków stosowanych przez naszych przodków, tych
samych, jakich użyto do oznaczenia planet Układu Słonecznego i których wy
również używacie obecnie. Jego pozioma część symbolizuje równowagę między górą
i dołem, to jest harmonię. Porównaj to z symbolami Układu Słonecznego, gdzie
nie występuje równowaga, lecz stała dominacja czynników negatywnych bądź
pozytywnych.

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADe]

Symbol
planety Erra

Liczba mieszkańców Erry wynosi około 500 milionów i
dzięki stałej kontroli urodzeń mieści się w ramach ustalonej normy, zgodnie z
którą na l kilometr kwadratowy urodzajnej ziemi przypada nie więcej niż 12 osób.
Pozaziemskie istoty nie są żadnymi potworami, niebiańskimi zjawami czy też
istotami obdarzonymi magiczną mocą niczym nasi bajkowi czarodzieje. Są to
istoty z krwi i kości, takie same jak my. Co więcej, Erranie prawie w ogóle nie
różnią się swoim wyglądem od nas, co wyraźnie widać po wizerunku Semjase
przedstawionym na zdjęciu nr 7 oraz fotografii Asket (zdjęcie nr 5).
[Asket pochodzi z sąsiedniego wszechświata nazywającego się DAL i była drugim
kontaktem1 Billy'ego; ich kontakty odbywały się w latach 1953-1964].
Żadnej z nich z całą pewnością nie wzięto by za istoty pozaziemskie, gdyby
odpowiednio ubrane przechadzały się ulicami na przykład Paryża lub robiły
zakupy. Zdaniem Billy'ego, który pod koniec lat siedemdziesiątych przebywał
przez kilka dni z wizytą na Errze, jej mieszkańcy nie tylko mają dbały wygląd,
ale są również bardzo pogodni i przyjaźni. Okazywana przez nich uprzejmość i
życzliwość, dotyczy w równym stopniu obcych, jak i swoich rodaków. Każdy
pozdrawia każdego, niezależnie od tego, czy go zna, czy nie. Nie oglądają się
też za obcymi, nawet jeżeli są oni dziwacznie ubrani lub mają inny kolor skóry.

Na powitanie lub pożegnanie mieszkaniec Erry kładzie
prawą rękę na sercu i pochyla lekko głowę. Pod względem technicznym Erranie wy-

1W literaturze ufologicznej mianem "kontaktu" określa się obcą
inteligencję lub istotę kontaktującą się z wybranym przez siebie Ziemianinem,
którego z kolei nazywa się "łącznikiem" lub mniej elegancko
"kontaktowcem".

43

przedzają naszą cywilizację o około 3.500 lat, zaś pod
względem rozwoju duchowego i intelektualnego o około 30 milionów lat.

Ze względu na wysoki poziom drgań własnych Erry żyją oni
na o wiele wyższym poziomie wibracji niż my. Nieco dokładniej przedstawił to w
swojej wypowiedzi Quetzal (jeden z głównych kontaktów Meiera):

- Nasze wibracje są nad wyraz delikatne i odpowiednio do
nich reagujemy na drgania [innych form życia], które wnikną w nasze pole
wibracji. Gdyby więc dotarły do nas drgania niezbyt wrażliwego Ziemianina,
wówczas jego niewyważone i negatywne wibracje wchodząc w nasze pole wywołałyby
wstrząs wewnątrz całego naszego pola drań, co doprowadziłoby do
niekontrolowanych myśli, a te wzbudziłyby z kolei niekontrolowane uczucie
strachu. Oznacza to, że znalazłszy się w zasięgu pola wibracji człowieka, które
zawiera wiele negatywnych drgań, zaczynamy działać w sposób niekontrolowany, co
miało miejsce w przypadku Semjase, kiedy upadła w Centrum i doznała uszkodzenia
głowy. Poziomy wibracji między nami i ludźmi bardzo się od siebie różnią. Ludzkie
wibracje zawierają elementy zarówno negatywne, jak i pozytywne, nie brak w nich
jednak także elementów równowagi. Wszystko to jest bardzo ważne w przypadku
wzajemnego zbliżenia. Pole wibracji człowieka rozciąga się z reguły na
odległość do 90 metrów i ta odległość w kontaktach z nami nie może być
przekraczana, w związku z czym Ziemianie nie zbliżają się do nas na mniejszą
odległość.

Ze względów bezpieczeństwa Erranie stosują odpowiednie
urządzenia ochronne, aby zabezpieczyć się przed szkodliwymi wibracjami Ziemian (patrz
rozdział VI). Mówiąc o Billym, Quetzal dodał, że w jego przypadku środki
ochronne są zbędne, bowiem jego wibracje są na tyle wyważone, że nie wyrządzają
im szkody.

Spośród Erran najczęściej z Billym kontaktowała się
Semjase, Ptaah i Quetzal. Oto niektóre dotyczące ich dane.

Ptaah:

Ma 770 ziemskich łat i troje dzieci: dwie córki, Semjase
i Pieję, oraz nieżyjącego już syna, Jucatę. Ptaah jest dowódcą floty Plejadan w
randze Jszwjsza (JHWH) oznaczającej "Króla Mądrości". (JHWH oznacza osobę
posiadającą największą wiedzę i mądrość, jaką może posiąść ludzka istota.
Dawniej pojęcie to utożsamiano z bogiem, lecz nie w sensie stwórcy. Zadaniem
Króla Mądrości jest służenie radą i pomocą oraz nadzór nad zamieszkałymi
planetami, lecz nie jako władca, co dawniej często miało miejsce na Ziemi).
Ptaah nadzoruje obecnie trzy różne planety, z których znane są nam z nazwy
tylko dwie, a mianowicie Erra i Terra (Ziemia).

44

Semjase:

Ma 344 ziemskich lat i około 1,7 metra wzrostu. Jest
szczupłą, młodo wyglądającą kobietą o białej karnacji, błękitnych, błyszczących
oczach i jasnoblond włosach. (Ich pukiel znajduje się w archiwum
Semjase-Sil-ver-Star-Center). Uwagę zwracają jej bardzo długie i wysunięte
nieco do przodu uszy jedyna zewnętrzna różnica anatomiczna odróżniająca ją i
jej rodaczki od naszych kobiet. Dzięki swojej ogromnej wiedzy znacznie
przewyższającej poziom wiedzy przeciętnego jej rodaka jest Pół-Jszrjsz, czyli
Półkrólową mądrości lub zgodnie z naszą mitologiczną terminologią półboginią.

Od chwili nawiązania pierwszego kontaktu z Billym w dniu
28 stycznia 1975 roku aktywnie zajmuje się problemami naszej planety i jak
żadna inna istota pozaziemska jest zorientowana w naszych ziemskich sprawach.
Od lutego 1965 do czerwca 1973 roku przebywała we wszechświecie DAL wśród
rodaków Asket. (Wszechświat DAL jest wszechświatem równoległym lub jak kto
woli, bliźniaczym do naszego, nazywanego przez nich DERN, który powstał w tym
samym czasie co nasz). Po powrocie z wszechświata DAL na Errę w czerwcu 1973
roku przybyła na Ziemię i w ukrytej bazie przystąpiła do wykonywania swojej
misji. 28 stycznia 1975 roku odbyła pierwszy kontakt z Billym. Z ziemskich
języków zna tylko niemiecki i do czasu ostatecznego opuszczenia naszej
planety, co nastąpiło w listopadzie 1984 roku, nie uczyła się żadnego innego.
Naszą planetę musiała opuścić ze względów zdrowotnych.

Zakres jej działań ograniczony był wyłącznie do Europy,
bowiem nie była upoważniona do działań bądź nawiązywania kontaktów z kimkolwiek
spoza tego obszaru. 15 grudnia 1977 roku uległa groźnemu wypadkowi w
Semja-se-Silver-Star-Center mieszczącym się Hinterschmidrti, w wyniku czego
musiała poddać się leczeniu na swojej rodzinnej planecie. W maju 1978 roku
wróciła na Ziemię i na nowo nawiązała kontakt z Billym, który trwał do 26 marca
1981 roku. Następnie ponownie opuściła Ziemię, gdzie powróciła pod koniec
stycznia 1984 roku. Ziemię opuściła w celu spełnienia ważnej misji w innej
części kosmosu. 3 lutego 1984 roku odbyła ostatni kontakt z Billym.

W wyniku kontuzji głowy, której doznała 15 grudnia 1977
roku, na początku listopada 1984 roku doznała porażenia mózgu, w związku z czym
bezzwłocznie przetransportowano ją do wszechświata DAL, gdzie została poddana
leczeniu przez rodaków Asket. Kuracja zakończyła się szczęśliwie, jednak -- jak
wyjaśnił jej ojciec, Ptaah całkowita regeneracja mózgu oraz odzyskanie
wszystkich sił oraz zdolności Psi zajmie jej około 70 lat.

Do tego czasu Semjase będzie przebywała we wszechświecie
DAL, skąd nie może się komunikować z nikim z naszego wszechświata. Jedynym

45

sposobem nawiązania kontaktu z kimkolwiek stamtąd jest
odbycie tam podróży lub stamtąd tutaj. Jest to bardzo ważna informacja,
ponieważ od czasu do czasu pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, że mają lub
mieli telepatyczne, a niekiedy nawet osobiste kontakty z Semjase, co z wymienionego
powodu jest obecnie całkowicie niemożliwe.

Semjase jest wdową po zaledwie siedmioletnim związku
małżeńskim. Jej partner zginął blisko 200 lat temu podczas wyprawy badawczej do
innej galaktyki, kiedy nie mieli jeszcze dobrze opanowanej techniki lotów przez
nadprzestrzeń. Z dwóch wysłanych wówczas statków badawczych po 11 latach wrócił
tylko jeden, drugi natomiast, na którego pokładzie znajdował się jej mąż, miał
usterki w układzie sterowania i spadł na jedną z gwiazd. Ich małżeństwo było
bezdzietne.

Pieją (siostra
Semjase):

Wiadomo o niej jedynie, że ma długie, czarne włosy.
Według Billy'ego jest pełną życia i rządną przygód osobą. Pewnego razu chciała
koniecznie przejechać się motorowerem Billy'ego. Semjase oznajmiła mu, że Pieją
nigdy jeszcze nie jeździła tak niebezpiecznym pojazdem.

Quetzal:

Ma 464 ziemskich lat, 1,9 metra wzrostu, szaroniebieskie
oczy i jasno-brązowe włosy. Jest mężem czterech pięknych kobiet oraz ojcem
sześciorga dzieci. Jego żony są bardzo blisko zaprzyjaźnione z Semjase i
chętnie widziałyby ją jako piątą w tym związku, jednak Quetzal i Semjase są
innego zdania w tej kwestii. W czasie jedenastoletniego okresu kontaktowania
się z Billym (1975-1986) Quetzal był dowódcą wszystkich punktów wypadowych
Plejadan w naszym układzie planetarnym. Billy twierdzi, że posiada on niezwykłe
uzdolnienia, zwłaszcza w dziedzinie techniki, na polu której dał się
wielokrotnie poznać jako wynalazca i konstruktor wielu użytecznych urządzeń.

Semjase, Quetzal i Ptaah angażowali się w różne sprawy
dotyczące naszej planety, za co należą się im specjalne podziękowania. Dzięki
swojemu niezwykłemu rozwojowi ewolucyjnemu Plejadanie do perfekcji opanowali
podróże kosmiczne i dysponują ogromną armadą pojazdów umożliwiających
pokonywanie ogromnych odległości. Pełnią rolę swego rodzaju strażników
kosmicznego porządku oraz przewodników wspomagających duchowy rozwój wszystkich
potrzebujących pomocy istot.

Posiadają liczne punkty wypadowe w całym wszechświecie. Trzy
z nich znajdują się na Ziemi, jeden w Ameryce, drugi w Azji a trzeci w Europie.

46

Wszystkie one są doskonale ukryte i zabezpieczone przed
wykryciem przez nasze urządzenia namiarowe. Europejska baza istniejąca już od
blisko 300 lat usytuowana jest w górach w Szwajcarii. W czasie
jedenastoletniego okresu kontaktów z Billym przebywało w niej bez przerwy w
zależności od potrzeb od 50 do 300 Plejadan. Mimo iż 28 stycznia 1986 roku
kontakty z nim zostały oficjalnie zawieszone, to jednak nadal przebywa w niej
siedmioosobowa załoga, której zadaniem jest różnego rodzaju kontrola i nadzór.

Razem z pozostałymi członkami ziemskiej ekipy Plejadan po
roku 1986 Ziemię opuścili także ich sprzymierzeńcy należący do innych ras. Ze
względów zdrowotnych kontakty z Billym Meierem ograniczono do formy czysto
prywatnej. Od 17 listopada 1989 roku nabrały one jednak z powrotem oficjalnego
charakteru.

1. Uczucia i doznania

Sposób zachowania się Plejadan (Erran) wzbudza silne
zainteresowanie ich sferą uczuciową, to znaczy, czy odczuwają radość, smutek
bądź złość. Wysoki poziom rozwoju ewolucyjnego sprawia, że ich życie duchowe
jest bardzo bogate dużo bardziej, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
Najlepiej oddają to słowa Semjase:

-Tak samo jak Ziemianie doznajemy takich uczuć jak
miłość, przyjaźń, sympatie i antypatie etc. W niektórych sprawach jesteśmy
niewątpliwie o wiele subtelniejsi, wrażliwsi i mamy do nich bardziej
realistyczne podejście. To sprawiło, że w ciągu ostatnich tysiącleci
zaczęliśmy się zbytnio kontrolować, izolując i tłumiąc swoje uczucia.
Uważaliśmy, że musimy to robić, aby chronić się przed mniej rozwiniętymi
istotami. W miarę postępowania ewolucji wszystkie nasze doznania stawały się
subtelniejsze, przez co wymagały zwiększonej kontroli, która wywołuje ogólny
wzrost harmonii. Dzięki temu potęguje się w nas miłość oraz chęć wspólnego
życia z istotami na tym samym etapie rozwoju, jak również w pewnym stopniu
mniej rozwiniętymi. Te doznania nie zastępują wiedzy ani myślenia, lecz są ich
rezultatem, ponieważ to właśnie wiedza i myślenie rodzaje. W związku z tym
nieprawdą jest, że pewne misje mogą wywoływać zmiany naszej sfery uczuciowej,
ponieważ nasze uczucia są tak dalece rozwinięte i stale kontrolowane, że nie
mogą podlegać żadnym zmianom poza dalszą ewolucją. Inaczej jest u Ziemian,
których rozwój w tej sferze jest jeszcze dość niski, przez co realizowane przez
nich zadania wywierają na nie duży wpływ. Przykładem może być tu strażnik
więzienny, który może doznawać agresywnych uczuć podczas pełnienia swoich
obowiązków. Popełniliśmy błąd za

47

bardzo kontrolując nasze uczucia, w wyniku czego
analizowaliśmy je z punktu widzenia prawdopodobieństwa. Zrozumieliśmy to po
poznaniu ciebie [chodzi o Billy'ego], ponieważ często dawałeś upust
swoim uczuciom. Błędem było również zamykanie naszych uczuć przed mniej rozwiniętymi
inteligencjami. Doszło do tego, że blokada uczuć zaczęła wśród nas
systematycznie wzrastać. Na szczęście zrozumieliśmy to w porę i w ciągu kilku
miesięcy udało się nam pokonać to zło, zanim doszło do ewolucyjnej blokady
uczuć, co ma miejsce u innych ras. Ten problem mamy na szczęście już za sobą.
Erranie są najbardziej rozwiniętą rasą pod tym względem. Decyzją Wysokiej Rady
zlikwidowano to zło, postanawiając jednocześnie chronić w przyszłości przed
powtórzeniem tego błędu inne mniej rozwinięte rasy. Mam na myśli oczywiście
inne rasy zamieszkujące wszechświat.

Na temat namiętności Semjase powiedziała:

Każdy zmienia się odpowiednio do poziomu rozwoju
duchowego, również cechy jego charakteru, jako że namiętność i obojętność
powstają właśnie podczas tego rozwoju. Stąd też podobnie jak na Ziemi również
wśród nas występują pod tym względem ogromne różnice. Tego rodzaju różnice
między Erranami są znaczne, bowiem emocje i temu podobne cechy zanikają dopiero
wraz z zanikiem ciała fizycznego, zaś rozwój duchowy czyni je tylko
subtelniejszymi. Istnieją tylko tak długo, jak długo istnieje ciało fizyczne.
Emocje w takiej postaci, w jakiej występują u Ziemian, u nas nie istnieją. Nie
jesteśmy istotami doskonałymi, jak to głoszą w celach religijnych różni
pseudołącznicy. Tego rodzaju rzekomo doskonałe istoty są albo kłamliwymi
kreaturami chcącymi trzymać Ziemian w ryzach, co faktycznie ma niekiedy
miejsce, albo nie istniejącymi istotami będącymi wyłącznie wytworem fantazji
pseudołączników.

Ze słów Semjase jednoznacznie wynika, że między istotami
jedyną różnicą jest intensywność uczuć. W związku z tym zupełnie zrozumiały
staje się fakt, że nawet bardzo rozwinięte rasy mogą popełniać błędy, co może
być dla nas swego rodzaju pocieszeniem.

2. Przeciętny czas życia i obliczanie upływu
czasu

Plejadanin żyje przeciętnie 1000 lat. Wypowiadając się na
ten temat Jszwjsz Ptaah stwierdził:

- Wszelkie formy życia osiągają wiek odpowiedni do
swojego poziomu umysłowego. Dawniej, gdy człowiek płodzony był przez swoich
pozaziemskich przodków, jego średni czas życia wynosił 1007 lat, gdyż uczony
przez nich dysponował ogromną wiedzą i umiejętnościami. Nieoczekiwanie jednak
szybko stał się ofiarą religii [kultów religijnych] i ich herezji. W rezul-

48

tacie zaczął działać wbrew prawom i nakazom Kreacji, co
doprowadziło do obniżenia jego średniego czasu życia, który systematycznie
spadając osiągnął poziom jednej dwudziestej pierwotnej wartości. Dopiero wraz
z nastaniem nowego wieku zacznie się zmiana na lepsze i przeciętny wiek życia
powoli się podniesie. Przyczyna tego leży w stosunku do prawdy i w związanym z
tym kierunkiem rozwoju intelektualnego. Tak więc im bardziej rozwój umysłowy
dąży ku prawdzie, tym bardziej wydłuża się czas życia, bowiem w ten sposób
następuje regulacja czynników genetycznych, które zostały zniekształcone w
ciągu minionych tysiącleci.

Dzisiejsi Plejadanie i Ziemianie są potomkami tej samej
grupy istot, co oznacza, że na Ziemi żyli kiedyś Plejadanie, a właściwie dawni
Liranie2 i Weganie. Przodkowie Plejadan płodzili potomstwo z
Ziemianami (biblijni ojcowie plemion), zachowując wierność prawdzie oraz prawom
i nakazom Kreacji, dzięki czemu ich przeciętny czas życia utrzymał się na
poziomie 1000 lat.

Ktoś mógłby zapytać w związku z tym, ile lat liczyłaby
sobie przykładowo Semjase, gdyby żyła na Ziemi. Biorąc pod uwagę, że
przeciętny czas życia Plejadanina jest mniej więcej dziesięć razy dłuższy do
naszego, na Ziemi byłaby ona trzydziestoczteroletnią kobietą.

Plejadanie obliczają upływ czasu na dwa sposoby. W
pierwszym przypadku liczą czas od roku, w którym nastał ostateczny pokój na
ich planetach, co nastąpiło około 50.000 lat temu (dokładnie 49.711 lat w
odniesieniu do roku 1977). Drugi pomiar czasu rozpoczęto 1951 lat temu (w
odniesieniu do roku 1977), kiedy to poszczególne grupy Plejadan i sprzymierzone
z nimi rasy tworzące "kosmiczną konfederację" oddały się pod kontrolę
"Wysokiej Rady", która stała się ich centralnym rządem (patrz
podrozdział "Forma rządów ").

Tak więc rok 47.734 p.n.e. według naszego ziemskiego
pomiaru czasu jest rokiem nastania wśród Plejadan ostatecznego pokoju, który
trwa nieprzerwanie do dzisiaj, natomiast rok 26 n.e. jest momentem, w którym
nastąpiło duchowe zjednoczenie ich światów.

Po roku 26 n.e. zgodnie z wolą "Wysokiej Rady"
Plejadanie dokonali zmiany polegającej na nadaniu swoim planetom dźwięcznie
brzmiących nazw, na przykład rodzinna planeta Semjase, Quetzala, Ptaaha, Pleji
i Jso-dosa została nazwana Errą.

2 Właściwie należałoby ich nazywać Lutnianami, ponieważ gwiazdozbiór, z
którego pochodzą, po polsku nazywa się Lutnia. Z uwagi jednak na to, że to
określenie nie brzmi najlepiej, w książce tej istoty te nazywać będziemy
Liranami, jako że łacińska nazwa tego gwiazdozbioru brzmi Lyra, co oznacza
lutnię, lirę (późniejsza odmiana lutni) lub cytrę.

49

3. Język i pismo

Na całej Errze używa się jednego języka, który nazywa się
Sarat (dwa przykładowe wyrazy pochodzące z niego "arimo" i "garasina"
oznaczają odpowiednio "stop" i "teściowa"). Na pozostałych planetach
Plejadan i ich sprzymierzonych używa się wielu innych języków. Istnieje jednak
jeden wspólny język, który znają wszyscy. Jest to Kosan. Jest on powszechnie
znany wśród cywilizacji pozaziemskich, gdyż rozprzestrzenił się już poza
granice naszej galaktyki.

Billy zapytał swego czasu Semjase, gdzie tak doskonale
nauczyła się języka niemieckiego. Oto, co mu powiedziała:

Podobnie jak wy, również i my musimy uczyć się innych
języków, jednak w przypadku waszych przychodzi to nam łatwiej, gdyż jesteśmy w
posiadaniu wszystkich ziemskich języków. Oznacza to, że dysponujemy ich
dokładnym zapisem w różnych postaciach. Dzięki temu stworzyliśmy kursy
językowe, które prowadzone są przez językoznawców z pomocą odpowiednich maszyn
podobnych do waszych komputerów. Podczas nauki jesteśmy podłączani do takiej
maszyny, która przekazuje nam niezbędne dane dotyczące danego języka. Wszystko
to odbywa się w indukowanym przez maszynę stanie, który jest bardzo podobny do
hipnozy. W ten sposób w naszych umysłach kodowane są pojęcia i terminy
językowe. Cały ten proces trwa 21 dni, potem przez kolejnych 9-10 dni ćwiczymy
się w poprawnym posługiwaniu się danym językiem. Poprawną wymowę ćwiczymy przy
pomocy odpowiedniej aparatury i językoznawców. Tak więc do pełnego opanowania
języka potrzebujemy 30-31 dni. W podobny sposób postępuje się na Ziemi,
zwłaszcza w specjalnych instytutach językowych, gdzie stosuje się nagrania na
taśmach magnetofonowych. Jest to wstępny krok do skonstruowania i stosowania
urządzeń, jakich my używany.

W przypadku trudności w opanowaniu jakiegoś języka
Pląjadanie mogą posługiwać się urządzeniami zwanymi "translatorami" (patrz
rozdział VI), które potrafią bez trudu tłumaczyć z i na dowolne języki.
Poza tym do porozumiewania się stosowana jest jeszcze telepatia, zwłaszcza gdy
zachodzi konieczność porozumienia się z kimś na odległość, przy czym jej
wielkość nie ma żadnego znaczenia, to znaczy nie jest przeszkodą. Telepatia,
czyli przekazywanie myśli na odległość, używana jest w różnych postaciach przez
wiele ras zamieszkujących wszechświat (patrz podrozdziały "Telepatia
zwykła" i "Telepatia duchowa" w rozdziale Vf).

W sprawie używanego obecnie przez Plejadan pisma Semjase
powiedziała:

50

- Znaki używane przez nas przejęte zostały przed 11.000
lat od naszych przodków, którzy żyli wówczas na Ziemi. Nasze stare pismo jest
bardzo skomplikowane, współczesne zaś bardzo proste. Stworzone zostało na Ziemi
przez naszych naukowców. Jako wzorców użyto konstelacji gwiezdnych widocznych z
Ziemi. Połączenie określonych gwiazd nadało tym znakom różne kształty. Dlatego
nasze pismo składa się z małych kółek i linii, przy czym owe kółka symbolizują
gwiazdy, zaś linie połączenia między nimi.

Pismo to zostało u was na Ziemi zapomniane niedługo po
tym, jak biegli w nim ludzie przejęli je od naszych przodków. Było ono w użyciu
przez kilka stuleci i często w tym czasie zmieniane. Dziś już niewielu Ziemian
posługuje się nim, jego zmienionymi i niezrozumiałymi znakami, które wywodzą
się do naszych.

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADf]

Alfabet
Plejadan

51

Ziemianie nie wymyślili własnego pisma, lecz przejęli je
od swoich pozaziemskich przodków, którzy żyli kiedyś na Ziemi. Owi "synowie
niebios" uczestniczyli ponadto aktywnie w powstawaniu i doskonaleniu wielu
ziemskich języków.

W alfabecie Plejadan "ch" i "sch" są
oddzielnymi literami, zaś "i", "q", "v" i "y" w ogóle nie
występują. Zamiast "i" używa się "j". Nie istnieją w nim również
również: "a", "o" i "u" (oraz inne znaki akcentowe).

Proces powstawania ziemskich języków jest bardzo
interesujący. Z pierwotnego prymitywnego języka Ziemian zwanego Bro
wymieszanego z siedmioma językami starolirańskimi, czyli językami
pozaziemskimi Westan, Trjdjn, Arjn, Hebrjn, Kjdan, Bamar i Suman powstawały
z biegiem czasu podstawowe języki ziemskie, a z nich współczesne. (Bro znaczyło
pierwotnie "grzmot pochodzący z ust"). I tak z połączenia języka Bro z...




Westan


powstały


wszystkie
języki afrykańskie




Trjdjn


 


wszystkie
języki indiańskie oraz insularne rejonu Pacyfiku




Arjn


 


wszystkie
języki indoeuropejskie, w tym germańskie, łaciński, angielski, celtycki etc.




Hebrjn


 


język
asyryjski, babiloński, aramejski, arabski, hebrajski etc.




Kjdan


 


język
chiński i japoński




Bamar


 


język
australijski oraz języki bliskowschodnie i osmańskie




Suman


 


język
minojski (z którego powstał starogrecki), gobański, sumeryjski i atlantyckie




Powyższe
zestawienie nie jest w oczywiście kompletne. Przedstawia ono jedynie z grubsza,
z jakiego języka wywodzi się dany ziemski język lub ich grupa.

Poruszając te sprawy chciałbym przy okazji przytoczyć
pewien fakt, który miał miejsce w roku 1976. Dzieci z mojej klasy poprosiły
mnie pewnego dnia o autograf Semjase. Przy najbliższej okazji przedstawiłem tę
prośbę Billy'emu, który przekazał ją z kolei Semjase podczas osobistego
kontaktu, do którego doszło 23 czerwca 1976 roku. Ku zadowoleniu wszystkich
zgodziła się na to bez wahania i jeszcze w czasie tego samego spotkania napisała
mazakiem po łacinie cztery swoje podpisy. Ponieważ nie znała dobrze naszego
pisma, w pierwszym autografie popełniła niewielki błąd wstawiając w swoim
imieniu w miejscu "j" literę "y". Gdy Billy zwrócił jej na to uwagę,
trzy pozostałe napisała już bezbłędnie. Następnie

52

oryginały te powieliłem w tylu kopiach, aby starczyło ich
dla wszystkich uczniów. Mimo iż żaden z nich nie otrzymał oryginalnego
autografu, wszyscy byli jednak bardzo zadowoleni i w dowód wdzięczności chcieli
sprezentować jej małego kociaka. Prezent ten bardzo ją ucieszył, jednak ze
względów bezpieczeństwa nie mogła go przyjąć. (Plejadanie nie mogą sprowadzać
żadnych zwierząt z innych planet z obawy przed chorobami). Moja radość została
wkrótce przygaszona, kiedy okrężną drogą dowiedziałem się, że niektórzy
rodzice rozzłoszczeni tym faktem złożyli na mnie skargę do władz szkoły. Ta
reakcja z ich strony była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, aczkolwiek jestem w
stanie zrozumieć motywy, które nimi kierowały. Była to dla mnie nauczka na przyszłość,
aby zachowywać powściągliwość w tych sprawach.

4. Mieszkanie

Jeżeli uprzytomnimy sobie, że około 500 milionów Erran ma
na swojej planecie tyle samo miejsca do mieszkania, co ponad 5 miliardów
Ziemian tutaj, to nietrudno dojść do wniosku, że na Errze każdy ma dosyć
miejsca. Jak twierdzą Plejadanie, Ziemię powinno zamieszkiwać jedynie 529 milionów
ludzi. Jest to najbardziej odpowiednia ilość mieszkańców i musimy podjąć
wszelkie możliwe środki, aby ją osiągnąć, bowiem przeludnienie stanowi
największe zagrożenie dla naszej planety.

Na Errze jest co prawda kilka miast z wielopiętrowymi
domami, lecz nie są to silosy mieszkalne w formie wieżowców czy drapaczy chmur,
w których ludzie zmuszeni są żyć ściśnięci jak śledzie w beczce. Między
budynkami mieszkalnymi rozciągają się parki z alejami spacerowymi. Nie ma tam
żadnych ulic, ponieważ są one całkowicie zbędne, jako że Erranie nie używają
pojazdów poruszających się po lądzie. Wszystkie miejsca spacerowe są wolne od
hałasu i spalin.

Większość mieszkańców preferuje wiejskie domki
jednorodzinne w kształcie kuli lub półkuli o minimalnej średnicy 21 metrów.
Materiał budowlany to stop wytrzymałych i odpornych na korozję metali,
sztucznych tworzyw i piasku. Domy tego typu stanowią wystarczające schronienie
dla pięcioosobowej rodziny. Jedna kobieta może mieć maksymalnie troje dzieci.
Domy położone są na działkach urodzajnej gleby o powierzchni wynoszącej co
najmniej l hektar. Każda rodzina uprawia dla własnych potrzeb ogródek z
kwiatami, warzywami i drzewami owocowymi. Uprawia się także rośliny w rodzaju
ziemniaków. Z zasady cała żyzna ziemia jest jakiś sposób uprawiana. Fabryki
oraz obiekty przemysłowe usytuowane są pod ziemią w rejonach niezamieszkałych i
nieurodzajnych ze względu na ochronę

53

środowiska. Na Errze nie ma kominów fabrycznych
zatruwających powietrze spalinami. Przykłada tam się ogromną wagę do ochrony
środowiska. Poszczególne wspólnoty mieszkalne starają się być w miarę
możliwości samowystarczalne, w związku z czym posiadają własne ujęcia wody i źródła
energii.

5.
Ubiór

O sposobie ubierania się Plejadan nie udało nam się
niestety dowiedzieć zbyt wiele od Semjase. Uważała ona, że jej ubranie może się
nam wydać nieco obce, niemniej jest bardziej funkcjonalne od naszego.
Powiedziała, że po 2000 roku również u nas będzie się podobnie projektować
odzież, kiedy w naszym rozumowaniu w tej dziedzinie nastąpi przełom i zacznie
się przywiązywać większą wagę do funkcjonalności niż do mody.

Buty są bardzo podobne do naszych, lecz nie są wykonywane
ze skóry, ale z tworzyw sztucznych.

Do podróży kosmicznych używane są specjalne, ściśle
przylegające do ciała kombinezony ochronne zaopatrzone w obrożę na szyi do mocowania
hełmu.

Jedynym rzucającym się w oczy, nietypowym elementem
ubioru, który spostrzegł Engelbert Wachter, członek naszej grupy, była
srebrzyście połyskująca przeciwdeszczowa peleryna, którą miał na sobie Quetzal
w czasie nocnego spaceru. Było to w chwili, kiedy oczekujący w umówionym
miejscu na Billy'ego Engelbert oświetlił światłem reflektorów samochodowych
Quetzala spieszącego na spotkanie z Menarą, biorąc go za kogoś innego (patrz
rozdział IX).

6.
Odżywianie

Erranie odżywiają się zgodnie z prawami i nakazami
Kreacji, to znaczy przyjmują przede wszystkim pokarm pochodzenia mineralnego i
roślinnego, jak również w odpowiednich ilościach zwierzęcego. Największą wagę
przykładają do pożywienia roślinnego, zwłaszcza owoców i warzyw. Zdecydowanie
jednak odrzucają pokarm wegetariański, gdyż może on wpływać negatywnie na
procesy myślowe oraz świadomą zdolność reagowania i doprowadzić do zwyrodnień,
w wyniku których może dojść do zaniku zdolności do krytycyzmu, czego skutkiem
może być trudność w odróżnianiu rzeczy realnych od nierealnych. Jeśli chodzi o
skutki fizyczne, to o ile dorośli mogą konsumować tego rodzaju monotonne
pożywienie bez uszczerbku dla zdrowia stosunkowo długo, o tyle u dzieci i
młodzieży mogą

54

wystąpić zakłócenia wzrostu oraz inne negatywne objawy. Z
kolei niedobór pożywienia roślinnego lub nadmiar produktów pochodzenia
zwierzęcego wywołuje dokładnie przeciwny skutek, a mianowicie bezwład myśli i
reakcji.

Erranie nie rezygnują więc w żadnym wypadku z pożywienia
zwierzęcego, nigdy jednak nie konsumują go w nadmiarze. Poza tym nie zabijają
zwierząt domowych tak jak my swoje bydło, świnie i inne zwierzęta. Drobniejsza
zwierzyna taka jak króliki, kaczki, kury itp. są zabijane i spożywane jedynie w
przypadkach koniecznych. Tak więc ludzie nie muszą rezygnować ze wszystkich
mięsnych specjałów i w ich menu powinny pozostać na przykład kotlety. Lecz jak
to wszystko ma się do tego, co powiedziałem wcześniej. Otóż mięso przeznaczone
do konsumpcji produkowane jest przez Erran sztucznie poprzez rozwój kultur
komórkowych, co oznacza, że na Errze można zjeść sznycel i nie musi w tym celu
zginąć żadne zwierzę.

Zdaniem Quetzala wielu Ziemian ma niestety fałszywe
wyobrażenia o naszym odżywianiu. Pogląd, że ludzkie formy życia mogą się w
pełni rozwijać bez produktów zwierzęcych, jest równie fałszywy jak pogląd, że
duża ilość produktów zwierzęcych wpływa korzystnie na konstytucję ciała. W
rzeczywistości wszelkie poważne negatywne objawy pojawiają się, zarówno przy
nadmiarze produktów zwierzęcych, jak i ich całkowitym braku. Ludzkie ciało jest
zbudowane w taki sposób, że niezbędny jest mu tak pokarm zwierzęcy, jak i
roślinny. Jeżeli w jakimś miejscu nie występuje pożywienie zwierzęce lub też z
błędnych założeń zostało ono całkowicie wyeliminowane, wówczas brakujące
składniki pochodzenia zwierzęcego należy zastąpić ich odpowiednikami
roślinnymi. Na Ziemi nie jest to jeszcze możliwe, bowiem składniki te nie są tu
jeszcze rozpowszechnione, zaś te, które są już znane, są odrzucane z
niezrozumiałą odrazą.

Interesujące jest, co Erranie piją. Niestety nie wiem
zbyt wiele na ten temat. Z całą pewnością piją różnego rodzaju soki roślinne w
różnych możliwych kombinacjach. Nie używają żadnych trunków, zamiast nich piją
napoje alkoholopodobne.

Dobrze byłoby, aby nasi specjaliści od żywienia
zainteresowali się bliżej ich sposobem odżywiania się, by móc w przyszłości
udzielać nam właściwych porad w tej dziedzinie.

7. Rośliny

Żyjący dawniej na Ziemi przodkowie dzisiejszych Plejadan
sprowadzili na swoją planetę wszelkie możliwe zwierzęta i rośliny, które
spotkać można tam do dzisiaj. Uprawia się więc zboże, ziemniaki, porzeczki i
inne owoce

55

i warzywa, lecz
między ich produktami i naszymi jest duża różnica. Ich owoce i warzywa są
bardziej treściwe i orzeźwiające, dzięki czemu na dłuższy okres czasu
zaspokajają głód i gaszą pragnienie. Ponadto ich owoce mają intensywniejszy
smak i aromat, oraz barwę. Na przykład kolor zielony, który ma u nas brudnawy
odcień, na Errze jest klarowny i soczysty. Wynika to z czystego powietrza
wolnego od różnego rodzaju zanieczyszczeń.

Na Errze prowadzona jest także uprawa gigantycznych
roślin, co może wydawać się nam wręcz niemożliwe. Są to specjalne odmiany
roślin hodowane w odpowiednim klimacie i warunkach. Z racji ich niezwykłych
rozmiarów winniśmy nazywać je roślinami-olbrzymami. Jest wśród nich na przykład
osiemnastometrowej wysokości kukurydza o kolbach długości

2 metrów i
średnicy 20-25 centymetrów lub piętnastometrowej wysokości krzew mięty. Ale to
jeszcze nic wobec jabłoni, grusz czy wiśni, których drzewa osiągają wysokość
nawet 120 metrów. Rosnące na nich jabłka mają wielkość dużych arbuzów i mogą
osiągać ciężar od 20 do 30 kg. Te olbrzymie owoce poddawane są obróbce
przemysłowej i wysyłane na inne planety, na których brak jest artykułów
żywnościowych w dostatecznych ilościach. Właśnie chęć niesienia pomocy innym
jest jedynym powodem uprawiania tych mamucich roślin.

8. Kwiaty

Gdy Billy przybył na Errę, został serdecznie powitany,
lecz nie bukietem kwiatów, bowiem Erranie nie zrywają ich. Nikomu z nich nie
przyszłoby do głowy, aby wyrwać z ziemi kwiat, zanieść go do domu i wstawić do
wazonu, jak to się praktykuje u nas.

Jest jednak pewien kwiat podobny do naszej róży hodowany
przez kobiety, który charakteryzuje się między innymi tym, że po zerwaniu przez
wiele godzin zachowuje świeżość, jak gdyby nadal rósł w ziemi. Po wyschnięciu
służy kobietom jako ozdoba włosów. Jest to zresztą ich jedyna ozdoba, bowiem
nie noszą one kolczyków, pierścionków, naszyjników, broszek, bransolet i innych
zdobników.

Wszyscy Erranie uważają, że każda, nawet najmniejsza
roślina jest ważnym elementem bytu i czują się blisko związani ze wszystkimi
formami życia.

9. Zwierzęta domowe

Przodkowie dzisiejszych Plejadan sprowadzili z Ziemi po
parze wszystkich żyjących na niej zwierząt, eliminując jednocześnie z ich
organizmów wszelkie szkodliwe drobnoustroje.

56

Obecnie ze względów bezpieczeństwa sprowadzanie przez
nich zwierząt jest surowo zabronione, chyba że jakieś zwierzę można w stu
procentach zdezynfekować.

Mimo silnej miłości do zwierząt są one hodowane zupełnie
inaczej niż u nas na Ziemi. Biorąc pod uwagę fakt, że szereg chorób
przenoszonych jest ze zwierząt na ludzi, od dawna wszystkie zwierzęta domowe
trzymane są w specjalnych zagrodach z dala od pomieszczeń mieszkalnych. Dotyczy
to zarówno kotów, psów, ptaków, chomików itp., które u nas są prawie członkami
rodzin. Z niewiedzy oraz fałszywie pojętej miłości do zwierząt ludzie
wyrządzają sobie takim postępowaniem wiele szkód natury zdrowotnej. Hołubione
przez nas zwierzęta domowe, będące często jedyną radością starych lub samotnych
ludzi, przenoszą prawie połowę wszystkich chorób. Dotyczy to przede wszystkim
psów i kotów, bowiem są one nosicielami wielu bardzo groźnych chorób. Ryzyko
zarażenia się od nich jest stosunkowo wysokie. Rzekoma czystość kotów jest
tylko pozorna, ponieważ nawet po dokładnej dezynfekcji już po minucie na ich
futrze pojawiają się zarazki różnych chorób. To bolesne dla nas słowa i trudno
nam je zaakceptować. Jak pokazuje jednak życie, nasza fałszywie pojęta miłość
do zwierząt nie ulegnie jednak szybko zmianie. Wszyscy miłośnicy zwierząt powinni
pamiętać dla własnego dobra, że po głaskaniu lub dotykaniu zwierząt należy
bezwzględnie umyć ręce. Nie wolno ich także traktować jak ludzi, a więc na
przykład całować ich lub spać z nimi w łóżku.

10. Praca

Gdyby Ziemianie odkryli ezoterykę, chętnie odłożyliby
wszystkie pozostałe sprawy, aby poświęcić się wyłącznie sprawom umysłu. Nie
byłoby to jednak słuszne, o czym się zaraz przekonamy. Mniemanie, że Plejadanie
osiągnęli już tak wysoki poziom ewolucji, że praca naukowa przestała być ważna
i straciła na znaczeniu, jest całkowicie błędne. W rzeczywistości wygląda to
zupełnie inaczej.

Jeżeli istota ludzka chce się rozwijać duchowo i
powiększać swoją wiedzę, może to także osiągnąć wykonując pracę manualną.
Dotyczy to nie tylko Ziemian, ale również mieszkańców innych planet. Praca
manualna pomaga nie tylko podtrzymywać byt, ale przyczynia się również do
rozwoju intelektualnego. Jeśli więc człowiek pragnie żyć w zgodzie z prawami
Kreacji, musi wykonywać również pracę fizyczną, bowiem w przeciwnym razie jego
rozwój może stanąć pod znakiem zapytania. Im więcej dany człowiek chce się
nauczyć, tym większy musi wykonać wysiłek fizyczny.

Znając poziom rozwoju ewolucyjnego człowieka, można
obliczyć czas trwania pracy fizycznej, którą dana osoba powinna wykonywać. Oto,
co na ten temat powiedział Quetzal:

57

Ziemianie również muszą pracować fizycznie, aby
trenować swój umysł i zdolność pojmowania. Maksymalny czas pracy fizycznej na
Ziemi powinien wynosić 11 godzin dziennie, podczas gdy nam wystarczają tylko 2
godziny.

Tę dwugodzinną prace fizyczną wykonują wszyscy Erranie,
zarówno dorośli, jak i młodzi. Jej celem jest zapewnienie równowagi miedzy
duchem i świadomością. Wykonują ją bez wynagrodzenia, lecz w zamian otrzymują
wszelkie niezbędne do życia dobra. Zasada ta obowiązuje na całej planecie
wzmacniając poczucie wspólnoty jej mieszkańców. Warunki i charakter tej pracy
są całkowicie różne od tych, które mamy na Ziemi. Erranie są bardzo
wszechstronnie wykształceni, dzięki czemu mogą należycie wykonywać wszelkie
użyteczne dla ogółu prace. Bez względu na miejsce zamieszkania żaden Erranin
nie jest przypisany na stałe do danego miejsca pracy, które może w każdej
chwili zmienić na inne. Najważniejsze jest, aby każdy wykonał swoją dzienną
normę pracy na rzecz ogółu. Wszystko pozostałe jest nieistotne. Może na
przykład wsiąść do swojego pojazdu, przelecieć kilka tysięcy kilometrów i
wylądować, gdzie mu się podoba. Raz może pomagać w gospodarstwie rolnym, innym
razem w zakładzie przemysłowym. Zatem nie musi wykonywać stale tej samej pracy
w tym samym miejscu, lecz wybierać sobie taką pracę, jaka mu w danym momencie
odpowiada. W przypadku wystąpienia w jakimś miejscu braku siły roboczej może
być ona uzupełniana "androidami". Praca w zakładach przemysłowych nie
wymaga z zasady wysiłku fizycznego, ponieważ produkcja wykonywana jest przez
maszyny i jest całkowicie zautomatyzowana. Oprócz tych istnieją oczywiście
jeszcze inne rodzaje prac, jak na przykład twórcza praca natury technicznej lub
zwyczajna umysłowa, jak u nas.

Po spełnieniu obowiązku dwugodzinnej pracy wszyscy mają
wolny czas, który mogą spędzać w zależności od swoich upodobań. Każdy stara się
jednak spędzać go z pożytkiem. Na Errze na porządku dziennym jest równoległe
studiowanie około 30 różnych dziedzin wiedzy. Nawet najstarsi nie udają się od
razu na spoczynek, lecz uprawiają własną ziemię lub pomagają innym w ich
gospodarstwach. W ten sposób poznają ludzi, nawiązują kontakty i zawierają
przyjaźnie na całej planecie. Wszystko to wzmacnia miłość do bliźniego i
poczucie wspólnoty, co jest niezwykle ważne dla harmonijnego współżycia
społeczeństwa.

Oprócz prac rolnych na rzecz ogółu i eksport, ważną rolę
w życiu społecznym Erran odgrywa prywatne ogrodnictwo. Gdyby chcieli, mogliby
mieć dostateczną ilość maszyn, które wyręczałyby ich z wszelkich prac we
własnym ogrodzie, lecz świadomie nie korzystają z nich. Po swoim powrocie z
Erry Billy powiedział, że ręce jej mieszkańców pokryte są

58

odciskami. Jest to efekt celowego własnoręcznego
uprawiania własnych ogrodów. Dotyczy to również Quetzala, który z naszej
planety sprowadził sobie widły, łopaty oraz inne narzędzia niezbędne do pracy w
ogrodzie.

W przeciwieństwie do tego uprawa roli do użytku ogólnego
oraz na eksport prowadzona jest przy użyciu maszyn. Ciekawostką jest to, że maszyny
wykonujące te prace "unikają" kontaktu z glebą, wyłącznie nad nią
szybując. Posiadają one w zależności od potrzeb krótkie lub długie odnogi z
przymocowanymi do nich przewodami zakończonymi lejkami służącymi do pobierania
gleby, która przesyłana jest do danej maszyny, uzdatniana w niej, a następnie
"wypluwana" na zewnątrz. Podobne maszyny używane są do zasiewów, zbiorów i
pielenia. Do wyrywania chwastów używane jest specjalne ramię, które
"zasysa" chwast wraz z ziemią, następnie przerabia go na próchnicę, po
czym miesza go z ziemią. Tak więc wszystkie te roboty szybują nad ziemią i
wykonują prace na zasadzie zasysania chroniąc w ten sposób glebę przed zbędnymi
zanieczyszczeniami, głównie w postaci metali ciężkich.

Podobnie jak inni również przywódcy duchowi Erry, którzy
zastąpili polityków i kierują życiem jej mieszkańców, pełnią swoje obowiązki
przez dwie godziny dziennie. Czas wolny poświęcają natomiast swojemu głównemu
zadaniu, którym jest doradzanie, informowanie i nauczanie Erran. Zakres ich rad
obejmuje wszystkie aspekty życia wszystko, co robią lub powinni robić
poszczególni mieszkańcy, aby żyć zgodnie z prawami i nakazami Kreacji. Owi
przywódcy duchowi, których liczba w przypadku pięciusetmilionowej populacji
Erran wynosi około 2800, także nie są związani ze stałym miejscem i jak wszyscy
mogą zmieniać miejsce swojego pobytu. Każde osiedle posiada specjalne miejsce,
w którym wypełniają oni swoje obowiązki. W większych osiedlach może być ich
odpowiednio więcej. Jeżeli wybrane przez danego przywódcę miejsce jest zajęte,
wówczas mieszkający w nim przywódca przenosi się w inne miejsce. Dzięki temu
następuje stała zmiana. Każdemu mieszkańcowi przysługuje prawo wybrania sobie
przywódcy duchowego i zadawanie mu pytań. (Wszyscy przywódcy duchowi wspierają
rozwój duchowy ludności wykorzystując do tego celu wszelkie możliwe środki).

Twierdzenia różnych pseudołączników, że zwykłe istoty
pozaziemskie są nadistotami, są całkowicie błędne.

Ponieważ każdy Erranin otrzymuje wszystko, co mu potrzeba
do życia, przeto zbędne są tam jakiekolwiek środki płatnicze. Jak już
wspomniałem, wszyscy zdolni do pracy mieszkańcy Erry, pracują po 2 godziny
dziennie na rzecz ogółu bez wynagrodzenia, w zamian za co otrzymują bezpłatnie
wszelkie niezbędne rzeczy.

59

Kończąc omawianie tego zagadnienia, chcę jeszcze raz
podkreślić, że Erranie każdą pracę traktują jako czynnik wspomagający ewolucję,
bez którego niemożliwa byłaby zarówno egzystencja, jak i rozwój duchowy.

11. Pojazdy

Na Errze istnieją różne pojazdy, jednak żaden z nich nie
porusza się po lądzie. Nie ma więc tam ulic, takich jak na Ziemi, a jedynie
ścieżki pomiędzy domami oraz alejki spacerowe dla pieszych w kompleksach
zieleni.

Do celów komunikacyjnych w obszarze swojej planety
Erranie używają pojazdów latających dwóch typów: jeden ma kształt kulisty,
drugi zaś dyskoidalny podobny do statków kosmicznych. (Pojazdy kosmiczne
szczegółowo omówione zostały w następnym rozdziale).

Typowy pojazd latający mieści 5 osób. Każdy dorosły
mieszkaniec ma prawo posiadać co najmniej jeden tego typu środek transportu.
Zapotrzebowanie danej rodziny na pojazdy jest sprawą indywidualną i może się
zdarzyć, że dwie lub więcej osób używa wspólnie tego samego środka lokomocji
nigdy jednak więcej niż 5 osób. Jeśli większa grupa zamierza udać się w
to samo miejsce, wówczas wszyscy oni muszą zadowolić pojazdem na 5 osób. Chyba
zbyteczne jest podkreślanie, że owe pojazdy nie zanieczyszczają środowiska,
ponieważ ich napęd nie jest zasilany energią pochodzącą ze spalania paliwa, jak
to ma miejsce w naszych silnikach. Poruszają się prawie bezszmerowo i z
ogromnymi prędkościami.

Na koniec tego tematu chciałbym jeszcze wspomnieć o
pewnej atrakcji istniejącej na Errze. Mam tu na myśli "Muzeum Ziemskich
Pojazdów". Jest to teren o powierzchni wielu hektarów, na którym
zgromadzono wszelkie możliwe pojazdy kołowe i gąsienicowe, jakie kiedykolwiek
zbudowano na Ziemi. Szczególną atrakcją tego muzeum są wycieczki organizowane w
dzikie rejony jednym z pojazdów pochodzących z tej kolekcji, a mianowicie
ziemskim Landroverem!

12. Problem chorób

Zapewne każdego ciekawi, czy Plejadanie cierpią na te
same choroby co my, zwłaszcza raka i jeśli tak, to czy uporali się tą plagą
trapiącą Ziemian. Jeśli problem raka został już przez nich rozwiązany, dobrze
byłoby skorzystać z ich osiągnięć w tej dziedzinie.

Zapytana o to Semjase, przedstawiła ten problem
następująco: Wiele chorób nasi uczeni wyeliminowali już przed wiekami, lecz
jeszcze dzisiaj nękają nas różne dolegliwości wywodzące się z przeszłości

60

i innych planet. Nie mają one jednak działania
śmiertelnego lub wyniszczającego organizm. W większości są to choroby w
rodzaju przeziębienia, które można szybko i łatwo pokonać. Jesteśmy podobnie
jak wy ludzkimi formami życia, które są podatne na choroby, jednak wszystkie je
potrafimy kontrolować i leczyć. Poza tym występują u nas choroby całkowicie nie
znane na Ziemi, ale i te nasza nauka także już całkowicie opanowała. Co się
tyczy raka, o którym mówiłeś, Billy, muszę powiedzieć, że na szczęście udało
się nam go pokonać. Stało się to jednak możliwe dopiero wtedy, gdy mieszkańcy
naszej planety oraz uczeni zmienili swoje negatywne zapatrywania oraz sposób
postępowania i zaczęli rozumować i działać według nowych norm. Konieczną wiedzę
w tym względzie, Ziemianie muszą zdobyć sami, gdyż jest to jedyny sposób na
dalszy rozwój, który prowadzi do odmiennego pojmowania wielu spraw.
Udostępnienie wam tej wiedzy, byłoby daniem wam do ręki narzędzia, które
mogłoby zostać wykorzystane w destrukcyjnych celach, bowiem zawiera ona w sobie
potężne siły. Jeszcze nie nadszedł właściwy moment, aby człowiek posiadł tę
wiedzę. W miarę rozwoju ewolucji pozna i zrozumie ją, jej potęgę, a następnie
zastosuje we właściwy sposób zgodnie z prawami Kreacji, bez jakichkolwiek
negatywnych następstw.

Te słowa z pewnością rozczarują wielu ludzi, jednak nie
należy ich traktować jako odmowy Plejadan udzielenia nam pomocy w sprawie leczenia
raka. W rzeczywistości wyjawiając nam ten sekret mogliby się przyczynić do
nieszczęść, jakie ta wiedza mogłaby wywołać, gdyby dostała się w niepowołane
ręce. Podobna sytuacja, mogłaby powstać, gdybyśmy na przykład ujawnili
nieodpowiednim osobom śmiertelne działanie kurary, która jest powszechnie
używana w medycynie. Wszyscy, którzy chcieliby w tym momencie zarzucić Plejadanom
niehumanitarną postawę, powinni się na tym dobrze zastanowić i przemyśleć to.

Do celów leczniczych Plejadanie wykorzystują wiele
różnych urządzeń, między innymi maszyny regeneracyjne, które potrafią
błyskawicznie leczyć różne dolegliwości, na przykład złamania kości. Ich
lekarstwa bazują na medycynie naturalnej. Wykorzystują pewne substancje, które
mają działanie sygnalizacyjnie. Nasze leki alopatyczne działają niestety w ten
sposób, że po ich użyciu w organizmie pozostają substancje chemiczne, które go
zatruwają, a zatem posiadają również szkodliwe działanie uboczne.

O technikach operacyjnych nie udało nam się niestety
dowiedzieć zbyt wiele. Otrzymaliśmy natomiast od Semjase szczegółowe informacje
na temat transplantacji organów:

- .. .jest to swego rodzaju postęp w tej jeszcze
stosunkowo prymitywnej nauce. Na przykład transplantacje oka dokonywane są na
żywym organiz-

61

mię; nad tym pracują także nasi naukowcy, którzy
osiągnęli już znaczące sukcesy. Przeszczepy są bardzo istotne, bowiem żaden
narząd, a zwłaszcza oko nie może być zastąpione jakąkolwiek, nawet
najdoskonalszą protezą. Narządy wewnętrzne oraz części ciała nie są pobierane
ani od żywych, ani od zmarłych, a następnie przeszczepiane potrzebującym. Tego
rodzaju transplantacje kryją w sobie wiele niebezpieczeństw, z których dwa
najważniejsze to, po pierwsze, całkowite zniszczenie systemu immunologicznego
organizmu, do którego dany organ jest przeszczepiany. Oznacza to, że ciało, na
którym dokonuje się transplantacji, staje się zupełnie bezbronne w wyniku
stosowania środków osłabiających jego system immunologiczny; jego mechanizm
obronny zostaje sparaliżowany, aby przeszczepiony organ nie został odrzucony. W
rezultacie organizm pacjenta staje się bardzo podatny na wszelkie infekcje i
wystarczy nawet bardzo mała drobina kurzu, aby pozbawić go życia. Po drugie w
organie dawcy istnieje fluid, który działa wbrew siłom istniejącym w
organizmie, do którego jest on wszczepiany. Rodzi to wiele zagrożeń, które mogą
doprowadzić nawet do degeneracji ciała oraz umysłu organobiorcy. Jeśli chodzi o
nas, mamy możliwość całkowitej regeneracji naszych organizmów. Ponieważ
transplantacje nie dają takiej możliwości, uszkodzone organy zastępujemy
sztucznymi, które są w stanie przeżyć nawet dany organizm. Tak właśnie
postępujemy w przypadku narządów, które uległy zniszczeniu. Oznacza to zatem
żadnych transplantacji i do tego samego powinna dążyć również ziemska
medycyna.

Możliwości medycyny Plejadan z całą pewnością
przyprawiłyby niejednego ziemskiego lekarza o zawrót głowy. Na pocieszenie
dodam, że my również możemy osiągnąć ten sam poziom, odpowiednio ukierunkowując
i potęgując swoje wysiłki na tym polu.

13. Muzyka, sztuka i literatura

Pewnego dnia Billy spytał Semjase, czy inne istoty
pozaziemskie tak samo jak ludzie lubią muzykę. Jej odpowiedź była twierdząca:

Oczywiście, to upodobanie jest wspólne dla wszystkich
ludzkich form życia we wszechświecie. Jeśli chodzi o nas, posiadamy odpowiednie
szkoły, do których mogą uczęszczać jedynie odpowiednio uzdolnione osoby pracujące
potem dla dobra ogółu. U nas, w przeciwieństwie do Ziemi, inter-pretatorzy nie
występują publicznie i nie wydobywają ze swoich instrumentów drażniących uszy
dźwięków. Czują się okropnie słuchając ziemskiej muzyki. Lubimy słuchać dobrej
i harmonijnej muzyki, nie mającej nic wspólnego z tymi przebojami.

62

Podobne zdanie na temat tej muzyki, jak zresztą większość
ludzi, ma również Billy. Dla nas Ziemian muzyka Erran wydałaby się obca, z
drugiej zaś strony jest tak harmonijna i czarująca, że po bliższym jej poznaniu
nie moglibyśmy się bez niej obejść, to znaczy odczuwalibyśmy stale rosnącą
tęsknotę do tego stanu harmonii, jaki niesie ona z sobą. Niestety Billy nie
mógł przywieźć z Erry żadnego utworu muzycznego. Wyjaśnił jednak, że mamy na
Ziemi trzy utwory wykazujące pod względem harmonii pewne podobieństwo do ich
muzyki. Jest to Bolero Maurice'a Ravela, opera Walkiria Ryszarda
Wagnera oraz chór więźniów z opery Nabucco Giuseppe Verdiego. Poza tym
ludzie używają zupełnie innych instrumentów niż oni.

Niestety brak jest jakichkolwiek informacji w sprawie
innych form sztuki oraz literatury.

14. Chowanie zmarłych

Mimo swojego ogromnego rozwoju ewolucyjnego Plejadanie
posiadają jednak pewne cechy wspólne z nami. Jest to na przykład sposób
chowania zmarłych. Według Semjase wygląda to u nich następująco:

- Również my grzebiemy swoich zmarłych. Mamy do tego celu
specjalne miejsce znajdujące się poza terenem mieszkalnym. Z dawnych czasów
zachowaliśmy również zwyczaj palenia zwłok, jednak czynione jest to w bardzo
rzadkich przypadkach i tylko na specjalne życzenie. Oprócz chowania w ziemi
stosujemy jeszcze dość często eliminację martwych ciał. [Wprzeciwieństwie do
palenia zwłok, po których pozostaje przechowywany często w urnach popiół, po
eliminacji nie pozostaje zupełnie nic. Przyp. autora.] Chowanie w
ziemi jest aktem naturalnym wywodzącym się z zarania dziejów. Eliminacja jest
możliwa, nawet jeżeli w ciele zmarłego nadal jeszcze istnieją stopniowo
zanikające fluidy życiowe, bowiem ulatniają się one ostatecznie w momencie
palenia zwłok lub podczas ich eliminacji.

Fluidy te mogą trwać w ciele zmarłego przez wieki aż do
całkowitego zniszczenia szkieletu, bowiem są bezpośrednio związane z ciałem
materialnym, co może stanowić swego rodzaju pocieszenie dla najbliższych.
Wnikają także w przedmioty codziennego użytku używane przez zmarłego (elementy
garderoby, biżuteria etc.). Często dana część jego ubioru przechowywana jest
przez najbliższych w nadziei, że dzięki temu będzie przebywał on wśród nich. To
wszystko ma właśnie związek z owymi fluidami. Nigdy jednak nie należy
fetyszyzować tego rodzaju pamiątek, jak to się często czyni na Ziemi, bowiem w
ten sposób uszczupla się nieświadomie własne siły życiowe.

Plejadanie mają wyjątkowo racjonalne podejście do aktu śmierci,
to znaczy umierania ciała materialnego. Odczuwają oczywiście podobnie jak

63

my smutek i ból z powodu utraty kochanego człowieka, z
drugiej jednak strony doskonale wiedzą, co się z nim dzieje po śmierci. Wiedzą,
że ciało rozpada się na mniejsze składniki, które z kolei ulegają
mineralizacji, zaś nieśmiertelna dusza przechodzi do innego wymiaru, gdzie
przetwarza zgromadzone za życia odczucia i informacje, po czym ponownie
inkarnuje w nowym ciele. Wiedzą, że związek uczuciowy istniejący pomiędzy poszczególnymi
osobami nie kończy się wraz ze śmiercią któregoś z nich lub ich wszystkich,
lecz trwa dalej, bowiem miłość jest stanem trwałym i niezniszczalnym.

Nieznajomość tych faktów jest często przyczyną
dramatycznych scen, jakie się u nas nieraz rozgrywają, zwłaszcza kiedy umierają
młodzi ludzie ginący wskutek działań wojennych, kataklizmów przyrodniczych,
napadów terrorystycznych itp. Przesadna rozpacz wielu ludzi jest jednak w
większości przypadków niczym innym jak przejawem współczucia dla siebie samego.
Dodatkowe idealizowanie zmarłego może prowadzić wręcz do utraty kontaktu z
rzeczywistością. Aby uniknąć tego rodzaju nienaturalnych zachowań, należy po
prostu poważnie zająć się problem "życia i śmierci". Znajomość tych spraw
może stanowić istotną pomoc dla osób dotkniętych stratą najbliższych.

15. Prawo karne

Istnieje dość rozpowszechniane mniemanie, że istoty
pozaziemskie są swego rodzaju nadistotami, które nie popełniają błędów, dzięki
czemu zbędne są im prawa i nakazy. To rozumowanie jest całkowicie błędne,
bowiem prawa i nakazy nie istnieją tylko tam, gdzie twórczy porządek stał się
absolutną oczywistością. Ma to jednak miejsce jedynie na wyższych poziomach
bytu, to znaczy na czysto duchowym szczeblu ewolucji. Wszystkie cielesne formy
życia popełniają błędy, w związku z czym ich byt musi podlegać określonym
prawom.

Oznacza to, że również Plejadanie popełniają od czasu do
czasu błędy, z tą jednak różnicą, że przyznają się do winy, co jest następnie w
zależności od rozmiaru występku odpowiednio karane. Poruszając te sprawy
Semjase powiedziała, że każdy popełniony błąd jest nazywany po imieniu i nie
może być zatajany, jak to się bardzo często zdarza, na Ziemi.
Popełnianie błędów jest niezbędne dla dalszego rozwoju, bowiem z każdego z nich
wynika określona nauka. Właściwe postępowanie może pozwolić wyplenić z biegiem
czasu ich źródła, aby nigdy więcej nie dochodziło do ich popełniania.

Plejadanie kroczą tą samą drogą ewolucji, jak wszystkie
pozostałe ludzkie formy życia we wszechświecie. Krzywa częstotliwości
popełniania

65

błędów wraz z wiekiem stopniowo spada, gdyż w miarę
upływu czasu i rozwoju danej jednostki na czoło wysuwają się takie cechy
charakteru, jak rzetelność, dokładność i wiarygodność. Można powiedzieć, że
droga do bezbłędnego postępowania wybrukowana jest dobrymi chęciami. Godnymi
pożałowania są jedynie ci, którzy nie pojmują lub nie starają się pojąć swoich
błędów, przez co nie wyciągają z nich żadnych nauk i w rezultacie muszą od
czasu do czasu za to "płacić".

Errańskie prawodawstwo jest dostosowane do ich poziomu
rozwoju duchowego, dzięki czemu jest humanitarne, czego niestety nie można
powiedzieć o naszym.

Nawet najcięższe przewinienia nie są u nich karane
śmiercią czy też barbarzyńskim okaleczaniem. Na wszystkich planetach
zamieszkałych przez Plejadan wprowadzono jednolitą formę karania. W zależności
od szkodliwości czynu sprawcy skazywani są na banicję na odległą planetę, która
w przypadku ciężkich przewinień może trwać aż do końca życia. Ze zrozumiałych
względów na wygnaniu nie mogą razem przebywać osobnicy obojga płci mężczyzn
wysyła się w inne miejsce niż kobiety. Więźniowie skazani są tam wyłącznie na
siebie i muszą dosłownie "w pocie czoła" zapracować na swój chleb, nie
mogąc przy tym posługiwać się maszynami. Od czasu do czasu dokonywane są tam
kontrole, podczas których konfiskuje się wszelkie potajemnie wyprodukowane
urządzenia. Uniemożliwione są ponadto wszelkie kontakty z jakimikolwiek innymi
formami życia.

Poruszając te sprawy, Semjase powiedziała:

- Tego rodzaju forma karania gwarantuje zachowanie
porządku, z drugiej zaś strony osoba, która popełniła błąd, nie staje się
ciężarem dla ogółu społeczeństwa. Poza tym jest bardzo humanitarna i rozsądna,
ponieważ rozwój przebywających na wygnaniu skazańców nie jest hamowany.

Ten sposób karania może się wydać wielu osobom brutalny.
Osobiście uważam, że tak nie jest. Po jego gruntownym przemyśleniu doszedłem do
wniosku, że jest to prawdopodobnie najbardziej słuszna metoda, gdyż każda forma
życia ma prawo do wolności psychicznej, cielesnej i materialnej. Zamykanie w
więzieniach, a także wszelkiego rodzaju znęcanie się lub w skrajnych
przypadkach likwidacja nie jest zgodne z prawami natury. Tego rodzaju metody
odnoszą wręcz przeciwny skutek. Po kilkukrotnych ostrzeżeniach winny powinien
zostać ukarany, aby mógł zrozumieć, że postępował błędnie i że w przyszłości
nie powinien więcej tego robić.

Kara jest konieczna, lecz nie powinna ona naruszać
godności ludzkiej i praw Kreacji. Będzie ona skuteczna tylko wtedy, gdy
osiągnie zamierzony cel. Wielu przestępców popełnia wykroczenia, ponieważ
kieruje się fałszywymi pobudkami lub nielogicznym rozumowaniem. W takich
przypad-

65

kach należy dać im szansę zrozumienia swoich błędów i
umożliwić poprawę, izolując ich od społeczeństwa. Przestępcy muszą zrozumieć
swoje błędy, aby mogli w przyszłości postępować zgodnie z prawami Kreacji.
Maltretowaniem lub karą śmierci nigdy nie osiągnie się tego celu. Stosowane
jeszcze dziś tortury są nie tylko nieskuteczne, ale są przede wszystkim
najpodlejszym i najbardziej niegodziwym sposobem postępowania. Wobec nich kara
śmierci jest raczej niewinnym, choć całkowicie chybionym aktem, bowiem
przestępcy uniemożliwia się w ten sposób jakąkolwiek szansę pokuty,
jednocześnie popełnia się ewidentny błąd, sądząc, że wykonując karę śmierci
rozwiązuje się ostatecznie problem. Jest wręcz przeciwnie, bowiem z obiegu
"wypada" tylko jego ciało, zaś nieśmiertelna dusza trafia w zaświaty, skąd
wcześniej czy później będzie musiała inkarnować w innym ciele, aby rozpocząć
nowe życie. Nie mając możliwości zrozumienia swoich błędów, jego myślenie nadal
może być spaczone i nietrudno przewidzieć, jakie błędy będzie mógł popełnić
jako już zupełnie nowy człowiek. Innymi słowy, wcześniej lub później popełni to
samo przestępstwo, co będzie oznaczało, że kara w żaden sposób nie przyczyniła
się do poprawy jego postępowania. Naszych terrorystów i innych przestępców
rzadko odstrasza kara śmierci i dlatego rozsądniej sze byłoby sięgnięcie po
bardziej skuteczne środki zaradcze, takie jakie na przykład stosują istoty
pozaziemskie.

16. Forma rządów

Przed około 50.000 lat Plejadanie wywalczyli sobie
ostateczny pokój. Zrezygnowali z polityków, a ich miejsce zajęli duchowi
przywódcy służący wszystkim radą i pomocą. Stąd też na Errze i każdej z trzech
pozostałych zamieszkałych planet systemu Taygety istnieje jedno państwo. Ptaah
wyjaśnił to następująco:

Nasze światy nie są podzielone na różne państwa, jak to
ma miejsce u was na Ziemi. Rozumując waszymi kategoriami, należy stwierdzić, że
na każdej z naszych planet żyje jeden naród. Każda planeta posiada własny rząd,
który pełni funkcje porządkowe i wykonawcze i podlega Wysokiej Radzie. Wysoka
Rada kieruje życiem na wszystkich naszych planetach, jest więc swego rodzaju
Centralnym Rządem, którego siedziba nie mieści się na naszym świecie [Errze],
lecz na specjalnie do tego przeznaczonej planecie nazywanej przez nas Centralną
Gwiazdą. Wysoka Rada składa się z ludzkich form życia, które są w połowie
duchowe a w połowie materialne. Stanowią one stadium przejściowe między formą
materialną i duchową. Cechuje je niezwykła wiedza i mądrość. Są one jedynymi
ludzkimi formami

66

życia, które mogą kontaktować się z bardzo wysoko
rozwiniętymi formami duchowymi, co jest absolutnie niemożliwe w przypadku
całkowicie materialnych form życia. Nawet my sami nie możemy się z nimi
kontaktować, tym bardziej nie mogą tego robić Ziemianie. [...] Wszystkie nasze
narody podlegają władzy Centralnego Rządu, czyli Wysokiej Radzie. Rządy poszczególnych
planet stanowią jedynie organy wykonawcze. Wysoka Rada rządzi w oparciu o prawa
Kreacji w zupełnie nie znany wam sposób. Każde zarządzenie oparte jest na
prawach Kreacji i dotyczy każdej formy życia z osobna. Warunkiem jest jednak
jednolity poziom rozwoju poszczególnych osobników, przy czym dopuszczalny jest
tu pewien margines. Nasi przywódcy duchowi dbają nieprzerwanie o ciągły duchowy
rozwój każdego z nas.

W uzupełnieniu do wypowiedzi Ptaaha chciałbym jeszcze
dodać, że mająca swoją siedzibę w galaktyce Andromedy Wysoka Rada, jak wskazuje
na to sama jej nazwa, jest organem doradczym. Innymi słowy, jej zalecenia mogą
być stosowane przez Plejadan lub nie. Wyłącznie od nich zależy, czy je
zaakceptują i będą postępować zgodnie z nimi, czy też zgodnie z własnym
uznaniem.

17. Kosmiczne zrzeszenia i służby porządkowe

Plejadanie są członkami Kosmicznej Konfederacji będącej
organizacją zrzeszającą mieszkańców wielu systemów planetarnych, których łączna
liczba wynosi 127 miliardów. Wszystkie zrzeszone planety podlegają Centralnemu
Rządowi Wysokiej Rady, której siedziba mieści się w galaktyce Andromedy. We
wszechświecie istnieje oczywiście jeszcze wiele innych tego rodzaju sojuszy.
Ponieważ oprócz ras ludzkich miłujących pokój są także i inne, konieczne jest
dla zachowania pokoju i porządku istnienie swego rodzaju kosmicznej służby
porządkowej.

Ojciec Semjase, Ptaah, przedstawił to następująco:

Niezliczone formy życia nieustannie podróżują po całym
wszechświecie. Naturalną rzeczą jest, że istoty o podobnych poglądach łączą
się tworząc sojusze. Ich celem jest świadczenie wzajemnej pomocy we wszystkich
sprawach. Ta wzajemna współpraca sięga nawet innych rejonów kosmosu, jak na
przykład wszechświata DAL. Wszystkie sojusze, zarówno wewnątrzgalaktyczne,
międzygalaktyczne, wewnątrzwszechświatowe, jak i rozciągające się poza dany
wszechświat mają na celu zachowanie pokoju oraz wspomaganie postępu i ewolucji
duchowej.

Sojusznicy utrzymują siły porządkowe, których zadaniem
jest nadzór całego obszaru będącego w zasięgu sojuszu, a także tych rejonów
kosmosu, Które leżą poza nim. Do realizacji tego zadania używane są duże statki

67

kosmiczne wyposażone we wszelkie możliwe urządzenia
techniczne. Czasami prowadzone są nawet działania wojenne, w przypadku gdy
inne od ludzkich formy życia próbują przemocą realizować swoje zaborcze cele,
bowiem walka to także część życia, czy tego chcemy, czy nie.

Wszystkie wysoko rozwinięte formy życia starają się
jednak z zasady realizować rozwój duchowy przy użyciu środków pokojowych.
Wszechświat zamieszkały jest przez różnego rodzaju formy życia, tak że walka
często jest nie do uniknięcia. Plejadanie starają się wszelkimi siłami wszelkie
zatargi likwidować na drodze pokojowej poprzez negocjacje. Jeżeli nie udaje się
dojść do porozumienia lub przeciwnik unika go stosując różnego rodzaju zwody,
wówczas nie pozostaje nic innego jak sięgnięcie po oręż i użycie przymusu w
celu przepędzenia go, uwięzienia lub zesłania na odległą planetę. Tylko w
wyjątkowych przypadkach stosuje się eliminację ich materialnego ciała.
"Ziemianie oraz wiele innych form życia istniejących w wszechświecie"
powiedział Ptaah "jest obecnie na tym samym etapie rozwoju duchowego, co nasi
przodkowie, od których właśnie pochodzą między innymi mieszkańcy Ziemi".

Kosmiczne siły porządkowe nie mieszają się zazwyczaj w
sprawy poszczególnych planet, chyba że ich działania wojenne zagrażają
strukturze przestrzeni kosmicznej, to znaczy mogą mieć wpływ na inne układy
planetarne. W takich ekstremalnych przypadkach służba porządkowa sięga po
odpowiednie środki zaradcze, z użyciem
siły włącznie, o ile inne sposoby przywołania zwaśnionych stron do porządku nie
odnoszą skutku. Mimo iż mieszkańcy danej
planety są gotowi ścinać sobie
głowy i niszczyć się wzajemnie, co często ma miejsce na Ziemi, pozaziemskie
formy życia starają się udzielać im pomocy w formie pouczeń, nauk etc. Co
jednak zrobią oni z tą pomocą, czy ją przyjmą, czy odrzucą, jest już ich
sprawą, ponieważ zawsze i wszędzie musi istnieć wolny wybór. Dlatego właśnie
istoty pozaziemskie nigdy nie używają siły, aby zmusić innych do zaprzestania
prowadzenia działań wojennych na swojej planecie.

Ze względu na prawa Kreacji żaden Ziemianin z całą
pewnością nie będzie przez nich ewakuowany w sytuacji, kiedy my sami z własnej
woli doprowadzimy kulę ziemską do całkowitej katastrofy. Od nas zależy
przyjęcie cennych nauk Plejadan, upowszechnienie ich i działanie zgodnie z
nimi, aby położyć kres grożącemu nam niebezpieczeństwu totalnej zagłady.

18. Życie małżeńskie

Na Errze podobnie jak u nas są osoby samotne, zaś małżeństwo
ma przeważnie formę poligamiczną. Życie każdej formy bytu we wszech-

68

świecie podlega pewnym regułom i zasadom zgromadzonym w
odpowiednich ustawach. Tworząc te reguły istoty pozaziemskie kierują się
przede wszystkim prawami przyrody. Jedno z praw Kreacji mówi, że każda męska
forma życia jest w stanie zapłodnić wiele form żeńskich. Odnosząc to do ludzi
można powiedzieć, że każdy zdrowy mężczyzna może zawrzeć związek małżeński z
wieloma kobietami. Inaczej mówiąc, kobieta może być zgodnie z prawami przyrody
w związku małżeńskim tylko z jednym mężczyzną, ponieważ jako biorca może być
zapłodniona tylko przez jednego mężczyznę.

Zasada ta jest w całej rozciągłości stosowana przez
Plejadan, w związku z czym jeden mężczyzna może mieć wiele kobiet. Jeżeli jest
on związany z czterema kobietami z własnego wyboru, to każdej z nich
przysługuje samodzielne gospodarstwo domowe. Mężczyzna żyje w takim związku na
zmianę z każdą z nich. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z haremem, zaś między
kobietami panuje przyjacielski układ podobnie jak między nimi i ich mężem i
obca im jest jakakolwiek forma zazdrości.

Należy w tym miejscu podkreślić, że kobiety będące w
związku z mężczyzną mają pod każdym względem równe prawa, zaś reinkarnacja
przyczynia się do tego, że mężczyźni nie są preferowani, bowiem płeć jest od
czasu do czasu zmieniana, co gwarantuje istnienie stałej równowagi.

Pełną dojrzałość duchową do zawarcia związku małżeńskiego
osiąga się na Errze dopiero w wieku 70 lat i nie można go zawrzeć wcześniej.
Mieszkańcy Erry ćwiczą z reguły do tego czasu swoją wstrzemięźliwość seksualną,
najwięcej uwagi poświęcając rozwojowi umysłowemu.

Jeżeli dwoje ludzi ma zamiar rozwijać dalej te najgłębsze
uczucia wobec siebie, wówczas mają trzy lata na rozważenie, czy są one trwałe i
prawdziwe, czy też nie. Po tym okresie są sprawdzani przez odpowiednich
specjalistów, którzy oceniają ich związek, ich wzajemne uczucia, a następnie
poddają ich egzaminowi i dopiero jego zdanie pozwala im połączyć się w związku
małżeńskim. Małżeństwo trwa normalnie całe życie, lecz może zostać w którymś
momencie rozwiązane, jeżeli okaże się, że ich deklaracje były jednak błędne.

Trzyletni okres wstępny jest tak podzielony, że kandydaci
spotykają się na kilka godzin w ciągu 7 dni. Mają wolny wybór co do sposobu
spędzenia randki, z wyjątkiem zbliżeń seksualnych, które są im zakazane. Jeżeli
dwoje Erran potrzebuje częstszych spotkań niż raz w tygodniu, wówczas z reguły
uzyskują na nie zezwolenie, niedopuszczalne są jednak między nimi, jak już
wspomniałem, jedynie kontakty seksualne. Zasada ta umożliwia wszystkim takim
parom gruntowne przemyślenie własnych przeżyć, których doznali w
ciągu 6 dni oddzielających ich spotkania. Jeżeli kandydaci na małżonków

69

przebrną pomyślnie pierwsze dwa lata okresu próbnego,
wówczas poddawani są rocznej rozłące, podczas której nie wolno im się w ogóle
widywać. Często wyjeżdżają na obce planety, aby tam jeszcze raz wszystko
gruntownie przemyśleć.

Rozwody dopuszczalne są jedynie w krańcowych przypadkach,
bowiem stanowią one działanie wbrew prawom Kreacji. Dotyczy to również cudzołóstwa,
które u Plejadan jest bardzo ciężkim przewinieniem, a winni tego czynu
skazywani są na dożywotnią banicję (patrz podrozdział "Prawo karne"). Na
pytanie, co się dzieje, jeżeli Plejadanin lub Plajadanka zakocha się w istocie z
innej planety, Semjase powiedziała:

Jeżeli członek naszej rasy zakocha się w kimś z mniej
rozwiniętej duchowo cywilizacji w takim stopniu, że jest gotowy się z nim
zjednoczyć [wejść w związek małżeński -- przyp. autora], wówczas jest to
rozpatrywane według naszego ustawodawstwa. Jeżeli okaże się, że są spełnione
wszelkie niezbędne warunki, to może dojść do małżeństwa. Bez znaczenia jest
wówczas, czy istota z innej planety jest na niższym szczeblu rozwoju duchowego,
bowiem o jej dalszy rozwój duchowy dbać będą nasi naukowcy [przy pomocy
specjalnych urządzeń przyp. autora]. Tego rodzaju przypadki
należą jednak do rzadkości.

Zastanawiając się nad tym wszystkim, nie sposób uniknąć
pytania o zazdrość, które mimowolnie się tu nasuwa, zwłaszcza kiedy uświadomimy
sobie, co się dzieje u nas na Ziemi, gdy jeden mężczyzna posiada kilka kobiet,
które często właśnie z zazdrości o niego wyrywają sobie nawzajem włosy. Ciekawe
co by było, gdyby Ziemianki mogły posiadać kilku mężczyzn, pomijając
oczywiście, że byłoby to w całkowitej sprzeczności z prawami Kreacji. Otóż
zazdrość wśród Plejadan już dziś nie istnieje, lecz aby to osiągnąć, musieli
oni przejść przez odpowiednie stadia rozwoju. Wypowiadając się na ten temat,
Semjase zauważyła:

Człowiek myślący kategoriami niematerialnymi nie jest w
stanie wzbudzić w sobie uczucia zazdrości, ponieważ jego rozumowanie ma obecnie
charakter globalny, zgodnie z którym miłość i zadowolenie urastają do rangi
wartości ogólnych, zaś związek małżeński opiera się na przestrzeganiu praw
przez obie strony. Gdy dwoje ludzi zjednoczy się w związku małżeńskim, nie
oznacza to oczywiście chęci posiadania partnera, lecz po prostu zjednoczenie.
Nie ma więc tam miejsca jakakolwiek chęć posiadania, lecz miłość i zrozumienie
oraz radość z radości partnera. Każdy ma całkowitą swobodę w postępowaniu, lecz
musi przestrzegać praw i nakazów.

Wiem, że dla nas "ziemskich robaków" trudno to
jeszcze pojąć, tę wolność w postępowaniu. Wspomniałem o tym w nadziei, że
stanie się to

70

impulsem do własnych przemyśleń na tym polu. W trakcie
rozprawiania o tych sprawach wyłonił się problem sprzeczek małżeńskich. Semjase
odpowiedziała na to pytaniem, czy nie uważamy ich przypadkiem za superludzi.
Stwierdziła, że różnice zdań wśród partnerów są rzeczą naturalną, lecz nie
powinny one nigdy przybierać formy kłótni, jak to nagminnie dzieje się u nas.
Dodała ponadto:

Podobnie jak wszędzie również i u nas występują różnice
w poziomie rozwoju duchowego, w związku z czym nigdy nie spotkają się ze sobą
bieguny skierowane w tym samym kierunku, co z kolei oznaczałoby zastopowanie
rozwoju ewolucyjnego. Aby mógł się on dokonywać, stale muszą spotkać się ze
sobą przeciwne bieguny. Oznacza to ich wzajemne ścieranie się ze sobą,
zderzanie różnych poglądów, co zapewnia dalszy rozwój ewolucyjny. Jest to
podstawowe prawo, któremu podlegamy nie tylko my, ale wszystkie formy życia we
wszechświecie.

71

IV POJAZDY KOSMICZNE PLEJADAN

Plejadanie dysponują całą gamą mniejszych i większych
pojazdów kosmicznych różniących się między sobą kształtem, wielkością i
zasięgiem w zależności od przeznaczenia.

Do ich floty należą między innymi następujące obiekty
latające:

1. Urządzenia
telemetryczne.

2. Statki
zwiadowcze.

3. Statki
promienne.

4. Duże statki
kosmiczne (brak bliższych danych).

5. Pojazdy
kosmiczne do zadań specjalnych (brak bliższych danych).

1. Urządzenia telemetryczne

(zdjęcia nocne 27 i 58)

Urządzenia telemetryczne są to zdalnie sterowane,
najczęściej z terenu określonych baz, obiekty bezzałogowe pełniące rolę sond
lub przyrządów pomiarowych. Mogą mieć charakter stacjonarny lub ruchomy. Ich
zakres działania ograniczony jest powierzchni planet. Mają wielkość od l centymetra
do 5 metrów. W roku 1977 wokół Ziemi krążyło w sumie około 7000 tego rodzaju
urządzeń. Podczas gwiaździstych nocy w latach 1975-1978 można je było zauważyć
gołym okiem na niebie, gdyż świeciły jaskrawym, migoczącym światłem o dużej
częstotliwości. Najlepiej widoczne były te, które poruszały się na stosunkowo
niskich orbitach. Owe migające światła

72

to pewnego rodzaju impulsy służące do sterowania ich
lotem. Po roku 1978 ów mechanizm zastąpiono innym.

Podczas mojego trzeciego kontaktu z NOLami w czerwcu 1976
roku udało mi się sfotografować tor lotu migającego urządzenia telemetrycznego (patrz
zdjęcie nr 59). Obiektów tych nie należy w żadnym wypadku mylić z pojazdami
kosmicznymi, które krążą wokół naszego globu najczęściej na wysokości od 20 do
40 kilometrów i wyglądają jak małe punkty świetlne podobne do ziemskich
sztucznych satelitów.

2.
Statki rozpoznawcze

(zdjęcia 9, 19 i 20)

Statki zwiadowcze służą przede wszystkim do celów
rozpoznawczych, czasami również pełnią rolę pojazdów towarzyszących. Ich
średnica wynosi od 3,5 do 5 metrów. Podobnie jak urządzeń telemetrycznych ich
zakres działania ograniczony jest do planet, lecz w przeciwieństwie do nich są
to pojazdy załogowe. Czas ich lotu jest nieograniczony.

3.
Statki promienne

(zdjęcia 6, 8 i od 9 do 28)

Statki te służą do różnych celów, z których głównym jest
transport osób na różne odległości, nawet międzygwiezdne. Wykorzystywane są do
przeprowadzania osobistych kontaktów oraz różnego rodzaju prac badawczych.

Nazwa "statek promienny" pochodzi od typu używanego
przez ostatnie 400 lat, którego napęd emanował wokół siebie specjalne
promieniowanie, które sprawiało, że powietrze wypełniające przestrzeń pod
statkiem migotało. W efekcie wszystko, co się znajdowało w jego zasięgu, miało
rozmazany i zniekształcony wygląd. Fotografując taki statek należało przebywać
w bezpiecznej odległości wynoszącej minimum 90 metrów, aby uchronić błonę
fotograficzną przed jego szkodliwym działaniem.

W roku 1975 zrezygnowano z tych przestarzałych pojazdów i
odtransportowano je na Errę, gdzie zezłomowano je. Produkowane obecnie statki
tego typu nie emanują już wokół siebie tego promieniowania, niemniej pozostano
przy ich nazwie.

W ciągu kilku lat trwania kontaktów z Semjase Billy miał
okazję poznać i sfotografować wszystkie używane przez Plejadan typy pojazdów, a
niektóre z nich nawet sfilmować.

Wszystkie mają dyskoidalny kształt i średnicę około 7
metrów, rzadziej

14-21 metrów. Statek siedmiometrowy mieści 3 osoby, przy
czym do

73

74

kierowania nim wystarczy tylko jedna osoba. Materiał, z
którego wykonana jest jego powloką, to stop miedzi, niklu i srebra z dodatkiem
złota. Nie posiada ona żadnych łączeń, ponieważ stanowi jednolity odlew. Ten
stosunkowo miękki materiał wykazuje wszystkie niezbędne właściwości do odbywania
wszelkiego rodzaju lotów i manewrów. Ów stop wytwarzany jest z czystego ołowiu
w trakcie siedmioetapowego procesu (patrz podrozdział "Wytwarzanie materiału
na powłoki statków"). Zdaniem pewnego eksperta użyto tu nie znanej
jeszcze na Ziemi metody spawania na zimno. Jeden z kawałków tego stopu został
zbadany w USA (patrz rozdział XII "Badania naukowe i inne dowody"). Masa
siedmiometrowego statku wynosi 1,5 tony. W górnej części statku znajduje się
kabina pilota w kształcie półkuli,

0 wysokości około 2,2 metra. W nowszych typach
zamontowana jest jeszcze dodatkowa kopuła. Najnowocześniejszy statek, jaki
został zbudowany przez Plejadan specjalnie do użytku na Ziemi, wygląda jak tort
weselny. Znajdujące się na jego obrzeżu kule służą do przemieszczania go w
inne wymiary. Po rocznym użyciu na Ziemi musiał zostać wycofany z powodu
licznych uszkodzeń korozyjnych wywołanych znacznym wzrostem zanieczyszczeń w
naszej atmosferze.

Statek promienny jest zdolny wylądować o dowolnej porze,
tak dniem, jak

1 nocą, bardzo
precyzyjnie w wybranym miejscu, nie będąc przy tym namierzonym radarem dzięki
specjalnym ekranom ochronnym. Przyziemiając się, najczęściej unosi się tuż nad
ziemią nie zostawiając na niej żadnych śladów swojej obecności. Jeżeli jednak
jego załoga postanowi wylądować, wówczas osiada on na trzech podporach
zakończonych trzema talerzami. W tym przypadku pozostają po nim na ziemi trzy
odciśnięte w niej koła o średnicy 2 metrów (patrz podrozdział "Statki
kosmiczne i ślady ich lądowań" w rozdziale VII).

Ze względów bezpieczeństwa lądujący statek wytwarza wokół
siebie w razie konieczności dwa ekrany ochronne (patrz podrozdział "Środki
bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów" w rozdziale VI).

3.1. Urządzenie chroniące żywe istoty

Jeżeli podczas lądowania statku Plejadan w obrębie jego
pola ochronnego znajdą się zwierzęta lub ludzie, wówczas automatycznie włącza
się specjalne urządzenie ochronne, które kieruje statek w inne miejsce, aby
nikt nie odniósł szkody. Kiedy nie były one jeszcze wyposażone w to urządzenie,
4 października 1977 roku wydarzył się nieszczęśliwy wypadek, podczas którego
pilotka siedmiometrowego statku nie zauważyła podczas lądowania na małej leśnej
polanie pasącej się między drzewami sarny. W rezultacie zwierzę dostało się w
obręb ekranu ochronnego i z miejsca zginęło. Pilotka była bardzo zrozpaczona
tym nieszczęśliwym wypadkiem.

74

Nawiasem mówiąc, dzieci Billy'ego i Jocobus Bertschinger
widzieli tego samego dnia o zmierzchu lądujący w oddali i zaraz potem
startujący jasny obiekt latający. Nazajutrz Billy znalazł w tamtym
miejscu lekko odciśniętą trawę i martwą sarnę.

Zdarzenie to stało się
impulsem do skonstruowania odpowiedniego urządzenia zabezpieczającego, po
którego zainstalowaniu podobne nieszczęśliwe wypadki nie miały już miejsca.

3.2. Buląje

Znajdujące się w powłoce statku bulaje nie są właściwie
oknami w powszechnym tego słowa rozumieniu. Można wprawdzie przez nie wyglądać
na zewnątrz, lecz do obserwacji otoczenia statku służą głównie ekrany kontrolne
w kabinie pilota. Zadaniem bulajów jest przede wszystkim analiza składu
chemicznego atmosfery na zewnątrz statku.

Ich zewnętrzna powierzchnia pokryta jest specjalnym
materiałem, który zmienia barwę w zależności od składu atmosfery. O tym, czy
atmosfera danej planety nadaje się do oddychania informuje odpowiedni kolor. Zabarwienie
się ich na kolor pomarańczowy oznacza, że skład danej atmosfery jest dla
Plejadan bezpieczny. Wraz ze zmianą barwy bulajów na kolor pomarańczowy w
kabinie pilota zapala się ponadto żółtozielone światło. Są to wskazówki, które
mówią załodze, że może przebywać poza pojazdem bez kombinezonów.

W przypadku trującego składu atmosfery, nieodpowiedniego
ciśnienia lub niebezpiecznych temperatur zewnętrzna powłoka bulajów przybiera
kolor żółty, zielony, niebieski, czerwony lub jeszcze inny i odpowiednio do
tego zmienia się równocześnie barwa światła w kabinie pilota. Tak więc bez
konieczności dokonywania specjalnych analiz załoga statku informowana jest na
bieżąco, czy atmosfera na zewnątrz jest znośna, czy nie.

Jeżeli atmosfera na zewnątrz statku jest znośna, mimo iż
nie nadaje się do oddychania, Plejadanie mogą opuścić statek w specjalnych
kombinezonach. Wcześniej jednak muszą przejść przez śluzę posiadającą
dodatkowe zabezpieczenie, które w przypadku stwierdzenia niekorzystnych
warunków atmosferycznych uniemożliwia wyjście na zewnątrz. Urządzenia ochronne
sprzężone są ponadto ze specjalnymi czujnikami umieszczonymi na kombinezonach.
Cały ten system wielokrotnych zabezpieczeń funkcjonuje doskonale i wyklucza
jakąkolwiek awarię.

W przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma powietrza ani
jakiejkolwiek atmosfery, bulaje wyglądają jak bezbarwne, przezroczyste szyby. W
tym Przypadku ich zewnętrzna powłoka pełni rolę ochronnego filtru zabezpieczającego
przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym.

75

3.3. Ekrany obserwacyjne

Ekrany te umożliwiają dokładniejszą obserwację otoczenia
niż bulaje oraz rejestrowanie tego za pomocą specjalnych urządzeń
odpowiadających funkcją naszym aparatom fotograficznym i kamerom. Plejadanie
nie posługują się takimi przyrządami jak nasze aparaty fotograficzne czy
kamery filmowe, w związku z czym musieli skonstruować specjalne urządzenie
ochronne, aby umożliwić Billy'emu sfotografowanie wnętrza swojego statku. W
przeciwnym razie doszłoby do prześwietlenia błony filmowej.

3.4. Antena

W starszych typach statków na środku górnej powłoki umieszczona
jest antena zakończona półkulą. Pełni ona dwie funkcje:

a) gromadzenie
energii, która jest "zasysana" przez nią z otoczenia bardzo praktyczny,
"darmowy" sposób jej pozyskiwania;

b) antena
nadawczo-odbiorcza wideofonu, który umożliwia rozmówcom jednoczesne
obserwowanie siebie, tak jak to ma miejsce w naszych współczesnych
wideotelefonach. Ów wideofon ma zastosowanie przede wszystkim w obrębie
danej planety, zaś w przestrzeni kosmicznej jedynie na
niewielkie odległości. Do komunikowania się na odległości mierzone w latach
świetlnych używana jest tak zwana hiperradiostacja, która nie wymaga
specjalnych anten, bowiem anteną może być cały statek.

3.5. Schemat wnętrza statku

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADg]

Objaśnienie szkicu:

(1) Szyb
antygrawitacyjny ze śluzą usytuowany w dolnej części statku służący do
transportu osób. Chcąc dostać się do wnętrza pojazdu wystarczy stanąć pod jego
otwartym lukiem, po czym pionowy strumień transportowy podnosi daną osobę
niczym winda. Chcąc z kolei wyjść na zewnątrz, wystarczy stanąć wewnątrz tego
strumienia, który opuszcza następnie
powoli daną osobę na ziemię.

(2) Fotel, który
można rozłożyć w poziomie. Elastyczne obicie ze sztucznego tworzywa jest tak
skonstruowane, że dopasowuje się do ciała siedzącej w nim osoby. Gdy nikt w nim
nie siedzi, ma płaską powierzchnię. Można go obracać wokół własnej osi o 360
stopni oraz przesuwać w dowolnym kierunku.

(3) Pulpit w
kształcie podkowy zawierający różne przyrządy, ekrany, przełączniki etc. W
dolnej części znajdują się liczne szuflady i schowki. Na ścianie nad nim
rozmieszczone są bulaje oraz ekrany i urządzenia kontrol-

76

no-pomiarowe. Centralne miejsce zajmuje pulpit
sterowniczy z drążkami do ręcznego sterowania używanymi w przypadku, kiedy lot
nie odbywa się pod kontrolą autopilota. Sufit kabiny wykonany jest z
przezroczystego materiału i pokryty drugim zestawem ekranów, które umożliwiają
kierowanie statkiem w pozycji leżącej.

3.6. Ekrany kontrolne

Ekrany kontrolne umieszczone są głównie wokół pulpitu
sterowniczego i swoim wyglądem przypominają ekrany naszych monitorów. Różnią
się

jednak od nich pewnymi funkcjami oraz sposobem
przedstawiania obrazu.

Jedne z nich przedstawiają obrazy krajobrazu, osób,
zwierząt lub innych rzeczy, które są niezwykle realistyczne, inne zaś jedynie
obrazy i symbole,

77

które wymagają odpowiedniej interpretacji, aby zrozumieć
ich sens. Wszystkie obrazy, również te z symbolami, po ukazaniu się na ekranie
przekształcają się w plastyczne, trójwymiarowe obrazy i formy wyglądające, jak
gdyby były materialnymi obiektami.

3.7. Analizator powierzchni

Jest to urządzenie pozwalające obserwować powierzchnię
krajobrazu z lotu ptaka ze wszystkimi jej szczegółami. Każdy jej szczegół można
dowolnie powiększyć, aby móc się mu dokładnie przyjrzeć. Powiększony fragment
krajobrazu można wyświetlić na innym ekranie utworzonym w obrębie głównego.

3.8. Analizator myśli

Myśli każdego człowieka rozchodzą się w postaci fal
elektromagnetycznych. Analizator myśli pozwala obserwować je na ekranie w
postaci odpowiednich symboli. Urządzenie to pozwala śledzić myśli wysyłane nie
tylko przez świadomość, ale również podświadomość. Dzięki temu można poznać
prawdziwy charakter człowieka, gdyż oprócz świadomych myśli można zobaczyć to
wszystko, co się za nimi kryje.

Plejadanie tylko w wyjątkowych przypadkach sondują
podświadomość danego człowieka. Jest to ogólnie przyjęta zasada, która wynika z
poglądu, że najskrytsze tajemnice danego człowieka nie powinny obchodzić
innych. Nieprzestrzeganie tej zasady mogłoby doprowadzić do poznania zbyt wielu
negatywnych faktów obciążających każdego człowieka.

O ile mi wiadomo, analizator myśli można sprzęgnąć z
analizatorem powierzchni i miejsca.

3.9. Analizator miejsca

Wskaźnik pozycji to globus ziemski obracający się zgodnie
z kierunkiem lotu. Podaje on pozycję statku z dokładnością co do metra1.

Poniższa relacja z kontaktu przedstawia, jak przy pomocy
tego kulistego urządzenia może odnaleźć odpowiednie osoby i pokazać je na
ekranie.

SEMJASE: Billy, jeśli
przyłożysz swoją rękę do tej powierzchni, to ten globus będzie się obracał aż
do wskazanego miejsca. Jeśli położysz ją na tej płytce, to na powiększeniu mapy
będziesz mógł stosownie do swoich myśli odbieranych przez to urządzenie za pomocą
tego odbiornika namierzyć

1 Jest to oczywiście określenie umowne, ponieważ Plejadanie używają innych
jednostek miary.

78

każdą formę życia. Urządzenie to pokaże ci, gdzie
dokładnie znajduje się ona w danym momencie. Jeśli jeszcze przyciśniesz ten
przycisk, to pojawi się ona na tym ekranie.

Oto jeszcze jeden przykład na odczytywanie myśli:

SEMJASE: Spójrz
tutaj. To urządzenie to analizator miejsca. Teraz je włączę... no i... co
widzisz?

BILLY: Och,
człowieka... To przecież Jacobus... jak żywy.

SEMJASE: Zgadza się.
Jak widzisz, jest czymś bardzo zajęty. A teraz spójrz na ten ekran. Zaraz
pojawią się na nim wykresy myśli.

BILLY: Wyglądają
jak zasieki z drutu...

SEMJASE: Z których
możemy odczytać różne rzeczy. Spójrz, ta forma odpowiada na przykład jego podświadomości.
Teraz ją powiększę... i co teraz widzisz?

BILLY: Dziewczyno,
przecież to są prawdziwe obrazy.

SEMJASE: Zgadza się,
i co na nich widzisz?

BILLY: To...
poczekaj... to... ale to przecież dzień. Jak to możliwe, że wiem o tym. Zaraz
chyba zwariuję. Skąd wiem, że to jest dzień? Człowieku, dziewczyno, to przecież
następna środa... a to... to jest czas.

SEMJASE: Fantastyczne,
potrafisz interpretować dane z analizatora. I nie muszę ci w tym pomagać. Ja
musiałam się najpierw tego nauczyć, a ty poradziłeś sobie z tym od razu. To
mnie naprawdę zadziwia.

BILLY: Naprawdę?

SEMJASE: Oczywiście.

BILLY: Czy mam
interpretować dalej?

SEMJASE: Oczywiście,
co teraz widzisz?

BILLY: Jeżeli się
nie mylę, to to jest środa 22 października 1975 roku godzina 11.03, zgadza się?

SEMJASE: [Śmiejąc
się] Tak, i co dalej?

BILLY: Jacobus
sięga po słuchawkę i wykręca numer. O, ludzie, dzwoni do mnie... chce przyjść
po południu... tak, około czternastej. Ta godzina może się jednak trochę
zmienić.

SEMJASE: Potrafisz
bardzo dokładnie interpretować fakty, jako że to właśnie przekazuje ten
analizator. Jacobus jeszcze nic nie wie o tych zdarzeniach, ponieważ jeszcze
sobie tego nie uświadomił. Jego podświadomość wie już o nich i zdąża w tym
kierunku. Jak widzisz, dzięki temu urządzeniu jesteśmy w stanie rejestrować
takie rzeczy, a następnie je odczytywać. Jest to jeden ze sposobów, w jaki
prowadzimy nadzór i kontrolę, w jaki uzyskujemy dane na temat spraw, które są
dla nas ważne. W ten

79

właśnie sposób ustaliłam, że nasze informacje na temat
twojego wpływu na pewne zdarzenia są poddawane przez niektórych ludzi z twojej
grupy w wątpliwość. Pokazując ci to nie dokonałam wglądu w przyszłe zdarzenia,
lecz użyłam tego urządzenia w podobnym celu i zajrzałam do podświadomości
różnych ludzi z twojej grupy.

BILLY: Teraz
rozumiem... ale to tutaj, te osobliwe formy, co one przedstawiają.

SEMJASE: Chwileczkę...
i co widzisz na powiększeniu?

BILLY: Dziewczyno,
to są również obrazy, lecz stale się zmieniają i to w zwariowanym tempie.
Poczekaj... o tak... tak, to musi być to... Te obrazy mogą pochodzić tylko ze
świadomości. To musi być świadomość Jacobusa, mam rację?

SEMJASE: Zgadza się.

BILLY: Niesamowite.
Widzę, że nic nie da się przed tobą ukryć.

SEMJASE: Tak by było,
gdyby to urządzenie było stale włączone. Ale tak nie jest. To urządzenie
wykorzystujemy tylko do kontroli i nadzoru. Ponieważ tak jak wy musimy się
uczyć, wszelkie niezbędne informacje staramy się gromadzić w naturalny sposób,
tak jak to ma miejsce w przypadku współpracy z tobą, poprzez wymianę poglądów,
ponieważ ten sposób jest zgodny z procesem ewolucji. Ten sposób poznania
sprawia jednak, że popełniane są błędy, przez co my również, tak jak ludzie na
Ziemi, dochodzimy do fałszywych wniosków, które rzutują na nasze zachowania,
oceny etc.

BILLY: To jest dla
mnie oczywiste. Czy mogę spojrzeć na jedną rzecz poprzez ten analizator,
ponieważ...

3.10. Ekrany zerowej widoczności

Jest to specjalne urządzenie, które pozwala uchwycić i
następnie pokazać wszystko to, czego nie można ujrzeć gołym okiem ani też
namierzyć za pomocą urządzeń radarowych. Na przykład za jego pomocą można zobaczyć
statki kosmiczne zabezpieczone przed zlokalizowaniem.

Billy miał okazję być świadkiem działania tego urządzenia
podczas słynnego manewru łączenia statków Sojuz i Apollo, które miało miejsce w
roku 1975. Śledził to wówczas z pokładu statku Plejadan, który znajdował się
bardzo blisko obu obiektów. Poza nimi przebywało tam w tym czasie jeszcze 5
innych statków, które podobnie jak ich otoczone były specjalnymi polami ochronnymi
uniemożliwiającymi dostrzeżenie ich. Cztery z owych pięciu statków należały do
ras zaprzyjaźnionych z Plejadanami. Wszystkie one widoczne były dzięki ekranowi
zerowej widoczności, który pozwala przeniknąć dowolną barierę i materiał.
Dzięki niemu obserwator może bez trudu obserwować, co się dzieje za jakimś
murem, metalową ścianą etc.

80

Oprócz wymienionej sytuacji, podczas której widział
poruszających się w stanie nieważkości wewnątrz obu statków radzieckich i
amerykańskich astronautów, Billy miał jeszcze wiele razy okazję oglądania tego
urządzenia w akcji. Na przykład 6 września 1977 roku podczas osobistego
kontaktu z Semjase, kiedy zatrzymała swój pojazd kilkaset metrów nad centrum
FIGU. Wówczas to w czasie rozmowy z nią na temat prac budowlanych okazało się,
że zostawił na stole w wozowni plany rozbudowy centrum. Semjase powiedziała mu,
że to żaden problem i po chwili wyświetliła je na ekranie owego urządzenia.

3.11. Przekaźnik telepatyczny

Jak sama nazwa wskazuje, jest to urządzenie służące do
przekazywania informacji za pomocą telepatii. W przypadku Billy'ego używane
jest między innymi do kierowania go na miejsce kontaktu, którego nie zna
bezpośrednio ze statku otrzymuje poprzez nie wskazówki, jak ma jechać.

Jeżeli Billy jedzie na miejsce kontaktu sam, wówczas
przekaźnik doprowadza go aż do miejsca lądowania statku, natomiast w przypadku
gdy ktoś mu towarzyszy, wyłącza się automatycznie w pewnej odległości od niego.
Jest to swego rodzaju sygnał ostrzegawczy nakazujący pilotowi statku sprawdzenie
osoby towarzyszącej Billy'emu, to znaczy określenie, czy jest ona usposobiona
przyjaźnie, czy też wrogo, czyli czy jest godna zaufania, czy nie. Kontrola ta
polega na analizie myśli, której nie jest w stanie wykonać przekaźnik
telepatyczny. Jeżeli wynik kontroli jest pozytywny, kontakt jest podejmowany,
natomiast w przypadku gdy jest negatywny, kontakt zostaje odwołany i
przesunięty na inny termin.

Przekaźnik telepatyczny rejestruje fale mózgowe
wszystkich osób związanych z misją Billy'ego, które zostały poddane kontroli
myśli. Ułatwia to później ich identyfikację, ponieważ fale mózgowe
poszczególnych ludzi różnią się od siebie jak linie papilarne.

3.12. Urządzenia leczące i regenerujące

Urządzenia leczące i regenerujące umieszczone są w
pulpicie sterowniczym i mogą być użyte również w poza kabiną sterowniczą.
Billy wielokrotnie był podłączany do maszyny regeneracyjnej, gdy wymagał tego
jego stan zdrowia. Zawsze po takiej kuracji odczuwał znaczną jego
poprawę (patrz dodatkowe informacje w podrozdziale "Leczenie złamania
żeber" raz "Leczenie z zatrucia jadem kiełbasianym").

3.13. Leczenie złamania żeber

Oto fragment rozmowy Billy'ego z Semjase z 28 marca 1976
roku

na ten temat:

81

SEMJASE: Czujesz
bóle?

BILLY: Niewielkie.
Przewróciłem się na motorowerze i stłukłem sobie dwa żebra.

SEMJASE: To
niedobrze. Pokaż, gdzie cię boli.

BILLY: Och, nie
jest aż tak źle.

SEMJASE: Nie
bagatelizuj tego, chcę, abyś mi to pokazał.

BILLY: To naprawdę
nic takiego.

SEMJASE: Mnie się
wydaje, że jest inaczej. Pozwól, że to obejrzę.

BILLY: W porządku,
w porządku... tu mnie złapało.

SEMJASE: Rozbierz się
do pasa.

BILLY: No dobrze,
niech będzie... [zdejmuję płaszcz, koszulę i podkoszulek].

SEMJASE: No... tak
jak przypuszczałam. Jak możesz w takim stanie jeszcze jeździć motorowerem. To
bardzo nierozsądne. Oba te żebra są złamane. Powinieneś się położyć.
Przypuszczam, że wiedziałeś o tym.

BILLY: Oczywiście,
ale można się do tego przyzwyczaić. Te dwa żebra złamałem już po raz trzeci.
Może rzeczywiście powinienem w końcu je naprawić... skleić klejem...

SEMJASE: Jak zwykle
jesteś w tych sprawach bardzo nierozsądny. Pójdziesz teraz do domu i będziesz
wypoczywał.

BILLY: To
niemożliwe, mam mnóstwo pytań... [Zaraz potem poszedł do domu, ponieważ w
związku z tą sytuacją Semjase odmówiła mu odpowiedzi na dalsze pytania. Przyp-
G.M.]

W niedzielę 6 kwietnia 1976 roku miała miejsce kolejna
rozmowa między nimi. Oto jej fragment:

SEMJASE: Jesteś
bardzo zagadkowy. Rozbierz się teraz do połowy. To urządzenie zregeneruje twoje
złamane żebra. Musisz tylko usiąść tutaj pomiędzy tymi dwoma biegunami. Kości
obu żeber będą po tym zabiegu całkowicie zregenerowane i po złamaniu nie
zostanie nawet ślad. Teraz usiądź między nimi... o tak... tak jest dobrze...
Teraz przez minutę nie ruszaj się... To całe miejsce jest bardzo zaognione,
zwłaszcza powierzchnia kości. Niestety tym urządzeniem nie da się zlikwidować
tego stanu zapalnego. Potrwa jakieś dwa miesiące, zanim to wszystko się
ostatecznie zrośnie. Następnym razem wyleczę tamto specjalnym przyrządem.

BILLY: Dziękuję, to
wystarczy, Semjase. Kiedy mam już kości połatane i posklejane, reszta to
pestka. Jakoś to już zniosę.

SEMJASE: Z pewnością,
nie zamierzam być natrętna. Cieszę się, że twoje żebra są już zdrowe. Tak, to
wystarczy... wszystko w porządku. Poruszaj się trochę. No, tak, widzę, że
wszystko jest w porządku.

82

BILLY: To cudowne.
Nie czuję już tego silnego bólu. SEMJASE: Tak być powinno. I uważaj na
siebie w przyszłości. BILLY: Będę się starał. Czy mogę się już ubrać? SEMJASE:
Oczywiście.

BILLY: Zatem
wielkie dzięki, dobra dziewczyno. Jesteś mi bliższa niż siostra.

3.14. Leczenie z zatrucia jadem kiełbasianym

Temat ten został poruszony przez Semjase i Billy'ego
podczas rozmowy, która miała miejsce 16 lipca 1977 roku:

SEMJASE: Twoja twarz
wskazuje na ból i gorączkę, co ci dolega?

BILLY: Nie ma o
czym mówić.

SEMJASE: Siądź tu.

BILLY: Po co?

SEMJASE: To
urządzenie powie, co ci dolega.

BILLY: Nie ma
potrzeby, sam wiem, co mi jest. Zatrułem się kiełbasą i wszyscy o tym wiedzą.
Nalegają, żebym poszedł do lekarza. Nie jest jeszcze tak źle. Najpierw spróbuję
wyleczyć się sam. Jakoś się trzymam i jeszcze mogę chodzić.

SEMJASE: Znam już to
twoje bagatelizowanie zdrowia... Twoja twarz świadczy jednak o czymś innym.
Siądź tu.

BILLY: Jeśli
uważasz, że to konieczne...

SEMJASE: Nie
sprzeciwiaj się i usiądź.

BILLY: Niech ci
będzie... Jesteś teraz zadowolona.

SEMJASE: Tak, tak
jest dobrze. Wyglądasz na wykończonego i wydaje mi się, że nie jadłeś od wielu
dni.

BILLY: Nie jest tak
źle. Jak mogłem jeść, skoro cały czas jest mi niedobrze.

SEMJASE: A jednak. To
zatrucie nie jest wcale taką błahą sprawą, jak ci się wydaje. To urządzenie
pokazuje, że doszło już do zatrucia krwi, porażone zostały nawet niektóre
komórki mózgowe, stąd twój pesymistyczny nastrój.

BILLY: To przecież
całkiem normalne przy zatruciu mięsem.

SEMJASE: To nie jest
wcale takie całkiem normalne. Z tego, co tu widzę, to nie jest typowe zatrucie,
ale ciężka w skutkach infekcja wywołana pasożytami mięsa.

BILLY: Myślisz, że
to są...

SEMJASE: Oczywiście,
dlatego muszę podjąć odpowiednie kroki. Daj mi rękę. Tak, dobrze.

83

BILLY: Cóż to jest?

SEMJASE: Neutralizator
pasożytów, jakby nazwali to Ziemianie. Ten przyrząd automatycznie neutralizuje
wszystkie zagrażające życiu pasożyty chorobotwórcze znajdujące się w obrębie
organizmu ludzkiej formy życia... w chwili zetknięcia się tej przezroczystej
powierzchni ze skórą. Czas neutralizacji całego ciała wynosi około sześciu
sekund, przy czym neutralizator w niespełna sekundę dostosowuje się
automatycznie do budowy psychofizycznej danego organizmu. To urządzenie
neutralizuje również wszystkie szkody wywołane przez pasożyty.

BILLY: To
wspaniale. Znowu czuję się jako nowo narodzony. Powiedz mi, co właściwie
rozumiesz pod nazwą pasożyty w przypadku choroby lub

zatrucia?

SEMJASE: To pojęcie
obejmuje wszystkie rodzaje drobnoustrojów, bakterii, wirusów i inne czynniki
chorobotwórcze, których istnienia w wielu przypadkach ziemska nauka jeszcze nie
zna, mimo iż wiele z nich zostało już odkrytych.

BILLY: Rozumiem.
Zatem zalicza się do nich również salmonellę i inne

drobnoustroje.

SEMJASE: Oczywiście.

3.15. Czytnik pamięci

Jest to urządzenie w kształcie hełmu, które nakłada się
na głowę człowiekowi jak fryzjerską suszarkę. Pozwala ono dotrzeć do wiedzy i
umiejętności zgromadzonych w czasie poprzednich inkarnacji, które nigdy nie
giną. Korzystanie z niego możliwe jest tylko pod warunkiem, że owa wiedza i
umiejętności zostaną wykorzystane wyłącznie do własnego rozwoju i spełnienia
swojej misji życiowej.

Specjalny mechanizm blokujący w mózgu uniemożliwia dostęp
do owej wiedzy i umiejętności, w przypadku gdy człowiek będzie chciał
wykorzystać je w celach czysto materialistycznych lub dla popisania się nimi.
Ta blokada aktywizuje się również w przypadku, gdy do tej wiedzy próbuje dotrzeć
ktoś obcy. Wszystkie tego rodzaju próby skazane są z góry na niepowodzenie.

Jak wykazały dotychczasowe próby z poddawaniem Billy'ego
hipnozie, ta blokada istnieje i jest tak silna, że w trakcie prób jej
przełamania pojawiła się nawet groźba utraty życia przez wszystkich tych,
którzy mimo ostrzeżeń usiłowaliby wydobyć od niego chronione przez nią
informacje.

3.16. Paralizator drgań

Urządzenie to pozwala zatrzymywać pojazdy znajdujące się
w ruchu, a także unieruchamiać aparaty fotograficzne i kamery filmowe.

84

Specjalnie dla Billy'ego wyprodukowano urządzenie, które
pozwala na robienie zdjęć z wnętrza pojazdów Plejadan bez utraty ich jakości.
Inne urządzenie znajdujące się wewnątrz statku umożliwia podsłuch naszych
ziemskich środków łączności. Potrafi ono także blokować wysyłanie meldunków ze
statków kosmicznych za pomocą fal radiowych poprzez ich całkowitą absorbcję.

3.17. Laserowe działo pokładowe

Statki kosmiczne Plejadan wyposażone są w różne rodzaje
broni. Spośród nich Billy mógł sprawdzić w działaniu działko laserowe, którym
zniszczył gniazdo niebezpiecznych bakterii (patrz podrozdział "Drugi atak -
infekcja bakteryjna" w rozdziale XIV).

3.18. Przekaźnik rozmów

Urządzenie to służy do przekazywania dokładnych zapisów
rozmów prowadzonych przez Plejadan z ich łącznikami. Odpowiednio do przekazywanych
przez nie impulsów łącznik wystukuje na maszynie do pisania dany tekst (patrzpodrozdział
"Przekazywanie zapisów rozmów" w rozdziale VI).

4. Wytwarzanie materiału na powłoki statków

Zewnętrzna powłoka statku kosmicznego Plejadan stanowi
stop miedzi, niklu i srebra oraz w przypadku statków do zadań specjalnych
również złota. Jej powierzchnia jest całkowicie pozbawiona jakichkolwiek
spojeń, gdyż jest wykonana jako jeden odlew. Ów stosunkowo miękki stop metalu posiada
wszystkie właściwości niezbędne do wykonywania wszelkich możliwych manewrów
lotniczych. Wytwarzany jest w siedmioetapowym procesie produkcyjnym z czystego
ołowiu. W pierwszym etapie zbierane są różne substancje zawierające ten
pierwiastek, takie jak atmosfery ciał niebieskich, woda, określone rośliny etc.

W pierwszym etapie w trakcie bardzo skomplikowanych
procesów produkcyjnych substancje te zamieniane są w absolutnie czysty ołów nie
zawierający żadnych zanieczyszczeń.

W drugim etapie czysty ołów pozbawiany jest szkodliwego
promieniowania, jakie każda substancja w mniejszym lub większym stopniu chłonie
ze środowiska.

W trzecim etapie następuje upłynnianie ołowiu. Dokonuje
się to poprzez poddawanie go określonym wibracjom. Przemiana ta, podczas której
zmienia on swoją strukturę, realizowana jest w kilku podetapach.

W czwartym i piątym etapie upłynniony ołów przemieszczany
jest przez specjalną spiralę chłodzącą, w wyniku czego przybiera on postać
kawałków

85

metalu. Proces ten powtarzany jest kilkakrotnie, aż
materiał ten osiągnie wymagane właściwości.

Podczas szóstego etapu powstaje ostateczny stop.

W siódmym i jednocześnie ostatnim etapie wytwarza się
metalowe płyty, z których produkuje się następnie powłoki statków, które jak
już wspomniałem, stanowią jeden element.

Ów proces produkcyjny jest niezwykły głównie z dwóch
powodów:

1. Z lekcji
chemii wiemy, że każdy stop metali zawiera te same składniki, które zostały
użyte do jego wytworzenia. Na przykład do produkcji mosiądzu używa się 70-80%
miedzi i 20-30% cynku. Plejadanie do produkcji stopu miedzi, niklu i srebra
używają wyłącznie czystego ołowiu, przy czym ołów nie jest później w ogóle
wymieniany jako jego składnik.

2. Plejadanie
stosują nie znaną nam technikę wibracji pozwalającą na upłynnianie metali bez
ich podgrzewania, którą można nazwać topieniem na zimno. Dzięki Plejadanom
wiemy, że istnieje możliwość przemiany różnych substancji. Znając tę
metodę można na przykład przekształcić ołów w dowolny stop. Jednak sami
Plejadanie nie opanowali jeszcze do końca tego zagadkowego procesu. Mimo to
możliwe jest przekształcenie ołowiu w złoto, do czego dążyli wszyscy nasi
alchemicy. Jak na razie również Plejadanie nie posiedli jeszcze owego
przysłowiowego kamienia filozoficznego.

5. Możliwości techniczne statków Plejadan

Jak już wcześniej wspomniałem, Plejadanie do perfekcji
opanowali podróże kosmiczne. Ostatnie z wymienionych na początku tego rozdziału
statków są zdolne nie tylko do wykonywania najbardziej niezwykłych manewrów
lotniczych, ale potrafią również wykonywać rzeczy, jakie są w stanie wykonywać
pojazdy tylko niektórych cywilizacji w naszym wszechświecie.

Podobnie jak pojazdy innych cywilizacji pozaziemskich
statki kosmiczne Plejadan również potrafią latać całkowicie bezgłośnie i
niewidocznie oraz lądować w dowolnym miejscu. To co je jednak odróżnia od
innych, to zdolność przeskakiwania w tak zwaną hiperprzestrzeń, gdzie nie
istnieje przestrzeń i czas. Przenikając przez hiperprzestrzeń można pokonać
dowolną odległość w normalnej czasoprzestrzeni w zerowym czasie. Bez znajomości
tej techniki odwiedzanie przez nich Ziemi byłoby niemożliwe.

Ponadto potrafią one przenikać w inne wymiary
(płaszczyzny czasoprzestrzeni), a także cofać się w czasie, co dla nas wydaje
się już zupełnym

86

cudem. Erranie potrafią nie tylko przemieszczać się w
przeszłość, ale również w przyszłość. Mimo iż zdecydowana większość naszych
uczonych skwituje te stwierdzenia kpiącym uśmiechem, nie zmieni to faktu, że to
wszystko jest możliwe i że są istoty, które potrafią to robić.

6. Ekrany ochronne statków Plejadan

1. Żaden statek
Plejadan nie może być zlokalizowany radarem ani jakimkolwiek urządzeniem
optycznym lub akustycznym, gdyż każdy z nich wyposażony jest w odpowiednie
ekrany ochronne.

2. Ze względów
bezpieczeństwa statek lądujący w ciągu dnia włącza 2 ekrany ochronne.
Zewnętrzny niewidoczny i niewyczuwalny ekran sięga na odległość około 500
metrów i sprawia, że nieproszona żywa istota próbująca świadomie lub
nieświadomie zbliżyć się do statku
prowadzona jest wzdłuż niego. Drugi, wewnętrzny ekran, sięga na odległość około 100 metrów i jest
niemożliwy do przeniknięcia, nawet gdyby komuś udało się wcześniej przedostać
przez zewnętrzny. Nawet wystrzeliwane w jego kierunku pociski zmieniają
kierunek lub zagłębiają się w nim na głębokość około 30 metrów, po czym zostają
odrzucone jak od sprężystej ściany. Istnieją również specjalne ekrany chroniące
nawet przed bombami jądrowymi.

3. Każdy statek
Plejadan dysponuje ekranem, który zapobiega przenikaniu do ich wnętrza negatywnych
wibracji, włącznie z wibracjami Ziemian posiadającymi stosunkowo niskie
częstotliwości. Przepuszczane są tylko pozytywne drgania.

4. Inny ekran
ochronny odpycha wszystkie przeszkody, które występują na trasie lotu statku,
chroniąc go w ten sposób przed ewentualnymi uszkodzeniami mechanicznymi. Do
tych przeszkód należy na przykład atmosfera danego ciała niebieskiego, pył
międzygwiezdny, który wypełnia cały wszechświat, meteoryty, promieniowanie
kosmiczne etc. Ów ekran odpycha wymienione przeszkody, dzięki czemu statek
unika kontaktu z nimi.

5- Statki Plejadan wytwarzają własne pole grawitacyjne
czyniące z nich miniaturki ciał niebieskich, które neutralizuje wszystkie
pozostałe pola grawitacyjne niezgodne z ich własnym. Dzięki temu wszystkie
pojazdy załogowe zabezpieczone są przed wszelkiego rodzaju zderzeniami. Specjalne
czujniki, których wskazania śledzone są automatycznie przez półorganiczny mózg
statku lub pilota, dbają o to, aby statek w porę omijał przeszkody. W przypadku
gdyby zawiodły, wówczas każdy napotkany obiekt latający znajdujący się na
trasie statku jest odrzucany

87

przez ekran ochronny. Przechodzenie ze sterowania
ręcznego na automatyczne może dokonywać się w przypadku wystąpienia błędów
samoczynnie lub poprzez przyciśnięcie odpowiedniego przełącznika.

Nowoczesne statki Plejadan mają pełne zabezpieczenie
dzięki urządzeniu, które odpowiednio wcześniej wyłapuje wszelkie usterki,
uszkodzenia materiałowe i inne wady, co umożliwia usuwanie ich w porę.

88

V BILLY
ŁĄCZNIK PLEJADAN

1. Kim jest Billy?

 

Jest
mężczyzną z jednym ramieniem

Wyraz oczu
ma miękki i ciepły

l
przejrzysty jak najczystsze źródło.

Miłością ból
ludzki i troskę uśmierza

Nie lęka się
nawet największego ryzyka

By osiągnąć
cel wytyczony

I niczym
wiosna

Z roku na
rok swą wiedzę i mądrość rozwija
I taki już pozostanie na wieczność.

Elisabeth
Moosbrugger

 

Nie sposób w jednym rozdziale opisać życia i osobowości
tak niezwykłego człowieka, jak Billy, niemniej starałem się to zrobić
najdokładniej, jak to było możliwe. Przedstawienie go jest dla mnie o tyle
istotne, że z powodu swojej osobliwej osobowości i częściowo źle rozumianej
skromności jest on bardzo często niewłaściwie postrzegany. Nawet ludzie znający
go od lat wiedzą w rzeczywistości o nim niewiele, a już prawie zupełnie nic o
tym, co w nim siedzi. Chcę podkreślić z całą mocą, że nie można go mierzyć tą
samą miarką, co innych ludzi, co znalazło potwierdzenie nawet w słowach
Semjase, która powiedziała, że wszystkie znane im metody oceniania ludzi

89

zawiodłyby w jego przypadku, z wyjątkiem oczywiście
astrologicznego sposobu określania osobowości. W chwili obecnej jest jednak na
Ziemi bardzo niewielu ekspertów, którzy potrafiliby sporządzić całkowicie prawidłową
analizę osobowości człowieka.

Pełne nazwisko Billy'ego brzmi Eduard Albert Meier, przy
czym pierwsze imię oznacza "Strażnik skarbu", co jest w pełni zgodne z
jego osobowością. Przydomka "Billy" nie wymyślił sam, nadała mu go w
Teheranie Amerykanka Judy Ried, bowiem podczas pobytu tam chodził ubrany na
czarno niczym kowboj. Plejadanie od dawna nakłaniają go, aby przestał go
używać, ale przywarło ono do niego już tak bardzo, że jest to już chyba
niemożliwe. Określenie "Billy" pojawia się zresztą w dawnych przepowiedniach,
w których jest mowa o współczesnym proroku imieniem Billy.

Urodził się 3 lutego 1937 roku o godzinie 11. czasu
środkowoeuropejskiego w rodzinie Irlandczyków w Bułach położonym w odległości
około 20 kilometrów na północ od Zurychu. Ponieważ jego rodzinie nie wiodło się
najlepiej, już od najmłodszych lat musiał wraz z rodzeństwem pomagać rodzicom w
codziennych obowiązkach. Dopiero nocą mógł odrabiać lekcje.

Pierwsze kontakty istoty pozaziemskie nawiązały z nim,
gdy miał pięć lat. Nie nauczył się wówczas co prawda zbyt wiele, ale stopniowo
zaczął się odróżniać od swoich rówieśników stał się samotnikiem i łatwo
wpadał w złość w różnych sytuacjach, zarówno w szkole, jak i w domu, przez co z
reguły wszystko co złe zrzucano na niego, on zaś zamiast się bronić, zwykle
milczał jak grób. Z tego powodu był częstym gościem różnych zakładów
wychowawczych. Ale żaden z nich nie chciał go trzymać dłużej u siebie, w
związku z czym odsyłano go od jednego ośrodka do drugiego. W końcu miał dość
tych ciągłych zmian miejsca pobytu i postanowił uciec. Przez jakiś czas wałęsał
się samotnie po lasach, odżywiając się czym popadnie. W końcu został złapany i
odstawiony do nowego zakładu. Cała zabawa zaczęła się od początku i trwała
przez 5 następnych lat.

W końcu trafił do kliniki psychiatrycznej, gdzie poddano
go badaniu. Przebywając tam postanowił uciec z kraju, co mu się udało, mimo iż
nie obyło się to bez pewnych komplikacji. Przekroczywszy granicę, udał się do
Francji, gdzie jako piętnastolatek zgłosił się do Legii Cudzoziemskiej. Szybko
zrozumiał, że było to błędne posunięcie, jednak na wycofanie się było już za
późno, zaś ucieczka z niej była niemożliwa. Mimo to zaryzykował i szczęśliwie
przedostał się na drugi brzeg Renu. Wróciwszy do Szwajcarii oddał się w ręce
władz, które obciążyły go licznymi przewinieniami i zamknęły w klinice
Kantonalnej Rheinau, gdzie psychiatrzy stwierdzili u niego ponadprzeciętną
inteligencję. Następnie postawiono go przed sądem, który skazał go na 4,5 roku
więzienia. Przez cały czas odbywania

90

tego wyroku, mimo iż siedział w więzieniu niesłusznie,
nie zrobił nic, aby uzyskać uniewinnienie. Pobyt w więzieniu wpłynął na niego
pozytywnie, stając się znakomitą podwaliną pod przyszłe skomplikowane zadania,
jakie na niego czekały. Wspominając to dzisiaj, powiedział:

- Muszę przyznać, że pobyt w zakładach wychowawczych i w
więzieniu nie był tak całkiem bezużyteczny, bowiem mogłem w tym czasie nauczyć
się wielu rzeczy, o wiele więcej niż na wolności. Bardzo istotne w tej edukacji
było dla mnie zrozumienie, że należy być skromnym i samodzielnym, aby móc być
prawdziwym człowiekiem.

Po wyjściu z więzienia opuścił Szwajcarię i udał się na
wędrówkę po świecie, podczas której odwiedził 42 kraje Europy, Afryki i Azji.
Wrócił do niej po 12 latach, w roku 1969, przemierzając w tym czasie 35.000
kilometrów, z czego 1/10 pieszo, resztę natomiast rowerem, samochodami
osobowymi, ciężarówkami, autobusami, statkiem, awionetką, helikopterem, koleją,
a także na koniu, wielbłądzie oraz w Indiach na słoniu. Po drodze poznawał
kraje i ludzi oraz gromadził doświadczenia. Imał się każdej pracy, aby zarobić
na chleb. W rezultacie opanował 352 zawody. Posiadając sporą wiedzę w dziedzinie
teologii, teozofii, psychologii i psychiatrii pełnił rolę kaznodziei, duchownego,
medyka, wiejskiego lekarza i weterynarza. Gdzie indziej pracował jako murarz,
szklarz, stolarz, cieśla, malarz, instalator etc. Obeznany był również z
leśnictwem, rolnictwem, budową ulic itp. Jeśli zaś chodzi o jego umiejętności w
pisaniu na maszynie, to mógłby rywalizować pod tym względem z niejedną
stenotypistką biurową (patrz rozdział VI). W Zachodnim Pakistanie
zajmował się nawet szmuglem, który cieszy się tam sporym poważaniem. Następnie
był nauczycielem niemieckiego, wartownikiem, pracował przy materiałach wybuchowych,
a także jako prywatny detektyw. Wykonując ten ostatni zawód stracił lewe ramię.
Te liczne umiejętności wykorzystane zostały potem przy budowie Centrum w
Hinterschmidruti.

W trakcie swoich wędrówek studiował wszelkie możliwe
religie, z jakimi się stykał, uzyskując w ten sposób przejrzysty obraz
najważniejszych światopoglądów. Aby wzbogacić swoją wiedzę nie wahał się
wstępować na krótko do różnych sekt i tajnych zrzeszeń. Przebywał nawet u
mędrców w Indiach, których istnienie nie jest znane opinii publicznej świata,
bowiem żyją oni w całkowitym odosobnieniu jak eremici.

3 sierpnia 1965 roku w Iskenderunie w Turcji spotkała go
tragedia. Stracił wówczas w wypadku autobusowym lewe ramię. Leżał przez trzy
godziny nieprzytomny w rowie, gdyż sądzono, że już nie żyje. Gdy później
odkryto tę pomyłkę, było już za późno na uratowanie ręki. Amputację
przeprowadzono w urągających higienie warunkach, przez co nadal od czasu do
czasu odczuwa w pozostałym po niej kikucie silne bóle.

91

25 grudnia tego samego roku poznał w Grecji swoją
przyszłą żonę Kalliope i miesiąc później, 25 stycznia 1966 roku, zaręczył się z
nią. Z powodu sprzeciwu jej rodziny 25 lutego porwał ją i 25 marca 1966 roku w
Korinthos po wielu perypetiach odbył się ich ślub. Mają troje dzieci: córkę
Gilgameshę i dwóch synów, Atlantisa i Methusalema. Niestety wraz z zawarciem
małżeństwa ich problemy i konflikty nie ustały.

Ktoś, kto zna go pobieżnie lub tylko ze słyszenia, może z
rozczarowaniem stwierdzić, że ani jego pochodzenie, ani wygląd zewnętrzny nie
wskazuje na taką osobowość, jaką jest. Nie posiada dóbr materialnych, pozycji
społecznej ani wyższego wykształcenia, a co za tym idzie żadnego tytułu
naukowego. Jedyną rzeczą tego rodzaju, którą mogę tu wymienić, jest tytuł
honorowy szejka Muhammeda Abdulli przyznany mu przez mosze Ahmdiyya z Karaczi w
Zachodnim Pakistanie. (Jego żona Kalliope otrzymała z kolei tytuł honorowy
szejka Aischy Abdulli). Poza tym w sierpniu 1988 roku w imieniu wszystkich
japońskich klubów karate nadano mu tytuł Mistrza Piątego Dana Honoris Causa.
Billy jest człowiekiem jak każdy i oprócz zalet posiada również wady. Jak
wszyscy popełnia błędy, bez których nie byłby możliwy dalszy rozwój. Najgorszą
sprawą jest jednak rozczarowanie wielu ludzi, którzy spodziewają się ujrzeć nad
jego głową aureolę świętego. Jednak pozory mylą, jak głosi stare przysłowie.
Właściwie tylko w niewielkim stopniu poznaliśmy jego wielkość, bowiem jego
talenty są w większości ukryte, jako że nie chce ich on prezentować opinii
publicznej. Dlatego też między innymi od lat nie udziela już wywiadów
(pominąwszy sporadyczne przypadki), aby nie sprawiać wrażenia, że zależy mu na
sławie. Kto go zna naprawdę, wie, co on potrafi i jakie tkwią w nim siły. Muszę
jednak stwierdzić i wcale nie jest to przejaw bałwochwalstwa - że pod wieloma
względami jest on nadzwyczajną postacią. Już sama wiedza i umiejętności
manualne, a przede wszystkim jego wszechstronność, są godne podziwu. Jego
największa siła leży jednak gdzie indziej. Nie mam tu na myśli bogactwa materialnego,
lecz bogactwo wiedzy, którą zdobył poprzez intensywne studia tak zwanych nauk
duchowych. Chodzi tu przede wszystkim o poznanie uniwersalnych praw przyrody
lub inaczej mówiąc, praw Kreacji oraz o funkcjonowanie i zastosowanie sił
umysłu.

Aby móc przyswoić sobie tę wiedzę i umiejętności,
korzystał z pomocy istot pozaziemskich, z którymi kontaktuje się od
najmłodszych lat, zarówno osobiście, jak i telepatycznie, oraz z inspiracji
płynących ku niemu od bardzo rozwiniętych niematerialnych form bytu (te sprawy
są szczegółowo omówione w rozdziale VI).

Biorąc pod uwagę informacje, które łącznicy tacy jak
Billy starają się upowszechnić, nie dziwi fakt, że są atakowani -- zwłaszcza
Billy. Aby

92

utrudnić mu rozpowszechnianie prawdy, pewne kręgi osób
usiłują wszelkimi sposobami zmusić go do milczenia, nawet próbując wysłać go w
zaświaty. W latach 1975-76 dokonano trzech podstępnych zamachów na jego życie (patrz
rozdziały XIII i XIV).

Jego wrogowie określają go jako osobę pośrednią między
Einsteinem i Dylem Sowizdrzałem bądź mówią o nim wprost jako o szarlatanie i
kłamcy. Dzieje się tak do dziś. Mimo tych wszystkich intryg i oszczerstw, jakie
kierowano pod jego adresem, nieraz z kręgu najbliższych osób, nigdy nie zdołano
mu udowodnić żadnej z rzeczy, które mu zarzucano.

28 stycznia 1975 roku rozpoczął się zupełnie nowy etap w
jego życiu. Tego dnia Plejadanka Semjase nawiązała z nim pierwszy spośród wielu
kontaktów, które trwały potem przez 11 lat. Ten dzień należy traktować jako
początek jego misji, bowiem od tej chwili przestał pracować zawodowo i
całkowicie się jej poświęcił.

Wymienienie wszystkich jego poczynań trwałoby zbyt długo,
dlatego ograniczę się tylko do najważniejszych. Wiosną 1977 roku przeniósł się
wraz z rodziną z Hinwil do Hinterschmidruti położonego w dolinie Toss na
Wyżynie Szwajcarskiej, gdzie do dzisiaj znajduje się jego dom, który nosi nazwę
"Semjase-Silver-Star-Center" na cześć jego pozaziemskiej przyjaciółki,
która okazała szczególną pomoc w czasie jego adaptacji i rozbudowy. Tam również
znajduje się siedziba FIGU założonego przezeń w sierpniu 1975 roku. Oficjalne
zebranie założycielskie tego stowarzyszenia odbyło się jednak znacznie później,
to jest 17 czerwca 1978 roku. FIGU2 to skrót oznaczający Niezależne
Stowarzyszenie do spraw Nauk Pogranicza, Wiedzy Duchowej oraz Studiów
Ufologicznych. Jest to niedochodowa organizacja skupiająca poszukiwaczy i
badaczy uniwersalnej prawdy. Centrum zajmuje powierzchnię kilku hektarów i
składa się z domu i kilku mniejszych zabudowań. Na początku gospodarstwo to
było zupełną ruiną otoczoną nieużytkami. Wiele lat ciężkiej pracy wielu ludzi
sprawiło, że ten zaniedbany kawałek ziemi wygląda dzisiaj jak kawałek raju.

 

2. Współczesny prorok

Znamienną cechą naszych czasów jest to, że wiele słów
zatraciło swoje pierwotne znaczenie lub nabrało innej wymowy. Jednym z nich
jest słowo "prorok", które w obecnych czasach rodzi niestety nie najlepsze
skojarzenia. Co Billy ma z nim wspólnego? Czy stwierdzenie, że jest on
współczes-

2 Freie Interessengemeinschaft fr Grenz- und
Geisteswissenschaften und Ufologiestudien.

93

nym prorokiem, rzeczywiście pochodzi od niego? Prawdę
mówiąc, mnie samemu niełatwo było się z tym oswoić. Jak wiele innych osób
najpierw potrzebowałem nieco czasu na oswojenie się z myślą, że jest łącznikiem,
a dopiero potem zacząłem przyzwyczajać się do faktu, że jest prorokiem. Jak się
okazuje, to określenie nie pochodzi od niego. Nazwany tak został podczas
pierwszych inspiracji, które otrzymał od bardzo wysoko rozwiniętej
niematerialnej formy bytu zwanej Arahat Athersata (patrz podrozdział
"Inspiracje"). Bardzo się bronił przed tym określeniem.

W czasie rozmowy z Ptaahem powiedział:

- [Arahat Athersata] nazwał mnie wielkim prorokiem, jak
gdybym zjadł wszystkie mądrości świata. Jest to zbyt wyolbrzymione określenie,
nie jestem żadnym prorokiem. To patetyczne określenie Arahat Athersaty bardzo
mnie denerwowało i dlatego między innymi zrezygnowałem z kontaktów z nim.
Musiałem się zastanowić, czy w ogóle chcę wziąć na siebie tę misję. Gdybym
zaczął nazywać się prorokiem, ludzie zarzuciliby mi zarozumiałość i zaczęli
traktować jak oszusta.

Ptaah zwrócił mu uwagę, że ludzie mają całkowicie
fałszywy obraz proroka. Prawdziwy prorok jest bowiem taką samą istotą jak inni.
Oświadczył mu, że powinien zachować swoją skromność uznając jednocześnie swoją
wiedzę i związaną z tym mądrość. Mimo tych pouczeń Billy z wielkimi oporami
przyzwyczajał się do narzuconej mu roli.

W dzisiejszych czasach tak wielu ludzi podaje się za
proroków, że nie sposób osądzić, co jest prawdą a co kłamstwem. Rynek
ezoteryczny przypomina dżunglę, w której łatwo zabłądzić, jeśli nie trzyma się
wytyczonego kierunku, który wyznacza nam właśnie prorok. Zgodnie z prawami
Kreacji każda zamieszkała planeta wydaje od czasu do czasu jedną lub kilka nadzwyczaj
wysoko rozwiniętych form życia, z którymi mogą porozumieć się wyższe
inteligencje, aby wspomóc ewolucję. Ludzie ci nazywani na Ziemi prorokami
często są szkalowani i wyśmiewani. Zarzuca, się im głoszenie kłamstw,
szarlatanerię i wybujałą fantazję.

Prorokw danym momencie czasowym zawsze istnieje tylko
jeden jest szkolony i uczony przez istoty pozaziemskie, dzięki czemu jego
wiedza i mądrość zawsze wykracza ponad przeciętną. To on odbiera i upowszechnia
przełomowe, wybiegające w przyszłość informacje. Ponieważ mają one charakter
proroczy, stąd też nazwa prorok. On to przekazuje ludziom prawa Kreacji, aby
mogli oni przy ich pomocy dążyć do prawdy. Współcześni prorocy muszą stosować
zupełnie inne metody działania niż dawni. Tamci mieszkali w dzikich i
niedostępnych miejscach i tylko od czasu do czasu zjawiali się wśród ludzi.
Wszelkiego rodzaju nauki przekazywali wyłącznie ustnie, bowiem ludzie nie
potrafili wówczas zarówno pisać, jak i czytać. Te czasy należą już jednak do
przeszłości, ponieważ

94

możliwości upowszechniania prawdy zmieniły się znacznie
dzięki nowoczesnym technikom przekazu. Prorok lub jak kto woli, głosiciel
prawdy, zostaje przydzielony do tej misji jeszcze przed swoimi narodzinami.
Niestety coraz częściej pojawiają się prorocy-samozwańcy. Prawdziwy prorok od
momentu narodzin jest pod kontrolą wyższej formy życia. W przypadku Billy'ego
rolę tę pełnił Sfaath dziadek Semjase. Jego zadaniem była ochrona i nauczanie
Billy'ego.

Zgodnie z tą regułą wszyscy dotychczasowi prorocy, jacy
kiedykolwiek pojawili się na Ziemi, już na długo przed swoimi narodzinami, a
niekiedy i we wcześniejszym życiu byli przygotowywani do pełnienia swoich
misji. Jest to zgodne z prawem Kreacji, którego nikt nie może ignorować. Z
jednej strony ich wyboru dokonują wyższe pod względem rozwoju duchowego formy
bytu (na przykład z poziomu Petale lub Arahat Athersata), z drugiej zaś ów
wybór jest świadomie akceptowany z poczucia obowiązku, w związku z czym nie
występuje tu jakikolwiek przymus.

Życie tych ludzi już od chwili narodzin ukierunkowywane
jest na pełnienie tej misji. Jest ono z reguły bardzo ciężkie i gorzkie. Mimo
ofiarnej pomocy ze strony pozaziemskich mistrzów, swoją wiedzę muszą zdobywać w
pocie czoła. Sami muszą dochodzić do swoich poglądów obce im jest beztroskie,
przyjemne życie. Jeśli gdzieś pojawia się rzekomy głosiciel prawdy, którego
życie nie jest usłane cierniami, to należy przypuszczać, że nie jest to
prawdziwy prorok. Ludzie tacy głoszą zwykle fałszywe nauki wymagające stałych
korekt, podczas gdy prawdziwi prorocy głoszą nauki, które są zawsze aktualne i
nie wymagają żadnych zmian. Ku zmartwieniu wielu ludzi prorok zwykle otwarcie
piętnuje zło, nieraz używając ostrych słów i nie oszczędzając przy tym nikogo i
niczego. Wielu ludziom się to oczywiście nie podoba. W dzisiejszych czasach nie
da się na Ziemi piętnować zła używając gładkich i miłych słów. Każdy, kogo to
razi, musi sobie uzmysłowić, że taki ostry język jest niezbędny do
"spulchnienia ziemi, aby mogło zakiełkować na niej nowe ziarno!" Szczególnego
znaczenia nabiera w tym kontekście zdanie z OM, kanon 23, wers 10:

To tylko słowa fałszywych proroków i oszczerców, którzy
starają się przy pomocy pochlebstw i obietnic ukryć prawdę.

Prawdziwych proroków poznajemy po ich jasnym, zrozumiałym
języku, za pomocą którego trudno jest ukryć kłamstwo.

Billy już w wieku 5 lat rozpoczął naukę pod nadzorem
istot pozaziemskich i z biegiem czasu przyswoił sobie niezwykłą wiedzę w wielu
dziedzinach. Bez niczyjej pomocy nauczył się odnajdywać prawdę, co oznaczało

95

nad wyraz uciążliwe życie. Zwykły człowiek nie byłby w
stanie prowadzić takiego życia nie wytrzymałby go tak psychicznie, jak i
fizycznie.

Aby móc sobie poradzić z tym brzemieniem, Billy
otrzymywał ze wszystkich stron pomoc, której normalny człowiek jest pozbawiony.
Na przykład z Asket odbywał podróże w czasie w przeszłość, co dla przeciętnego
śmiertelnika pozostanie w sferze marzeń zapewne jeszcze przez wiele tysięcy
lat.

Głoszenie prawdy jest powinnością Billy'ego. Po raz
pierwszy zaczęło się to na Ziemi przed 10.000 łaty i kontynuowane jest do
dzisiaj. Billy nie bez wahania zdecydował się na pełnienie tego trudnego
posłannictwa. Jak każdy człowiek miał wolny wybór. Pozostaje jedynie się
cieszyć, że zdecydował się kroczyć tą ciernistą drogą.

3. Gorzkie słowa prawdy

Prawie z regularnością zegara poddaje się w wątpliwość
chropawy i oschły język Billy'ego. Większość ludzi woli sięgać po inne książki,
których treść nie atakuje psychiki w takim stopniu i działa raczej jak balsam.
O wiele łatwiejsze bowiem jest hołdowanie potocznym poglądom niż konfrontacja z
całkiem nowymi faktami, które mogą być często bardzo bolesne. Rzecz w tym, że
prawda z zasady bywa gorzka, zwłaszcza gdy dotyczy kogoś osobiście, bowiem
niczym krzywe zwierciadło pokazuje nam naszą niedoskonałość i błędy, które
nieustannie popełniamy. Tak zwany język dyplomatyczny służy przede wszystkim
kłamstwu i temu, by kosztem innych uzyskać jak najwięcej korzyści. Prawdy nie
wolno nigdy upowszechniać w sposób dyplomatyczny, lecz nazywać rzeczy po
imieniu, takimi jakimi są, bez ogródek. Zdaniem Semjase piękne słówka i inne
pokrętne sformułowania wywołują fałszywe wrażenia, które z kolei prowadzą do
błędów. Język prawdy zawsze był ostry i zawsze taki być powinien. Każdy, kto
próbuje go zmienić, szybko zatraca jej właściwy sens. W głoszeniu prawdy nie
może pobrzmiewać jakakolwiek fałszywa nuta, bowiem chodzi tu o ponadczasowe
prawa i nakazy Kreacji sięgające wieczności, przeto nie wymagające żadnych
zmian.

Ludzie zaawansowani w rozwoju duchowym zawsze zrozumieją
ów oschły styl języka Billy'ego. Oczywiście dany fakt zawsze można przedstawić
w inny sposób, w zależności od tego, do kogo jest kierowany. Lecz Billy celowo
preferuje ów oschły styl, bowiem tylko on jest w stanie naprawdę pobudzić ludzi
do jasnych i szczerych przemyśleń.

Zdaniem Plejadan uzmysłowienie tego Ziemianom na ich
obecnym etapie rozwoju wcale nie jest takie łatwe, ponieważ za bardzo oddalili
się od

96

tego, co jest prawdą. Dlatego każdy powinien zrozumieć ów
oschły styl języka prawdy wartość, jaką z sobą niesie, gdyż tylko wtedy
będzie mógł wkroczyć na właściwą drogę do prawdziwej ewolucji, w przeciwnym
razie bowiem zaczną się przed nim piętrzyć liczne przeszkody.

4. Kto finansuje Billy'ego?

Słysząc lub czytając informacje o sytuacji finansowej
Billy'ego, które wygadują lub wypisują różni ludzie, nieraz włosy stają mi na
głowie dęba ze zdziwienia.

Na przykład w pewnym artykule prasowym napisano, że Billy
jest jednym z wodzów sekty gromadzącej jego zaślepionych zwolenników wiodącym ich
kosztem łatwe i dostatnie życie. Jego rzekomo podejrzana organizacja służy do
wykorzystywania ludzi i wyłudzania od nich pieniędzy do ostatniego grosza.
Dosłownie brzmi to tak:

Billy nie byłby Billym, gdyby nie wykorzystywał
robotników, każe bowiem członkom swojej sekty oraz tym, którzy pragną nimi
zostać, pracować kilka dni lub tygodni bez zapłaty jedynie za jedzenie i
nocleg.

Punkt 10 statutu FIGU mówi natomiast:

Jeśli szczęśliwym zrządzeniem losu, zechcesz pracować
kilka dni lub nawet tygodni w Centrum, wówczas jego współmieszkańcy będą Ci za
to wdzięczni. Zgodnie z punktem 2, 3 i 4 statutu nie możemy niestety zaoferować
Ci wynagrodzenia i noclegu u siebie. Możemy jedynie zaoferować Ci
zakwaterowanie i wyżywienie w restauracji Freihof w Schmidruti.

Co się tyczy pierwszej sprawy, to chciałbym podkreślić,
że Wolna Wspólnota Zainteresowanych nie jest żadną sektą, chociaż tak może się
komuś wydawać. Jeżeli zaś chodzi o drugą, to zdecydowanie odrzucam wszelkie
pomówienia, że Billy jest wyzyskiwaczem.

Komentując przytoczony fragment artykułu, należy
zaznaczyć, że pod względem treści nie odbiega on zbytnio od punktu 10 statutu,
niemniej jego wydźwięk jest całkowicie fałszywy, ponieważ nie uwzględnia
punktów 2, 3 i 4, które są bardzo istotne. Punkt 2 Statutu brzmi:

Każda Twoja praca wykonywana u nas i na naszą rzecz,
wykonywana jest dobrowolnie i bez jakiegokolwiek wynagrodzenia.

97

Punkt 4 mówi zaś:

 

Zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem nie jesteśmy
restauracją i w związku z tym nie wolno nam żywić ludzi w zamian za pracę, o
ile nie są oni bezpośrednimi członkami rodzin, krewnymi lub też bliskimi
przyjaciółmi mieszkańców Centrum.

 

Punkt 3 z kolei:

 

Z powodu nieustannego wzrostu kosztów utrzymania oraz z
uwagi na obowiązujące przepisy prawa nie jesteśmy w stanie płacić Ci pieniędzmi
za Twoją pracę.

Nie płacimy nikomu za pracę nie tylko dlatego, że
popadlibyśmy w kolizję z prawem, ale przede wszystkim dlatego, że nie stać nas
na to. Dotyczy to również wszystkich członków naszego stowarzyszenia. Nasz
nieoceniony członek grupy, Silvano, pracuje na przykład od lat na gospodarstwie
jako rolnik i pomoc do wszystkiego całkowicie dobrowolnie, otrzymując w zamian
jedynie wyżywienie i zakwaterowanie. Uzupełnieniem tego skromnego wynagrodzenia
jest kilkaset franków kieszonkowego, które otrzymuje co miesiąc od innych osób
posiadających pieniądze. Jesteśmy zadowoleni, że cały czas radzimy sobie
finansowo. Dlatego też mile witamy wszelką pomoc, pod warunkiem że jest dobrowolna.
Wszyscy, którzy decydują się na nią, robią to oczywiście świadomie, mając na
względzie dobro sprawy. My wszyscy, to znaczy główni członkowie FIGU oraz
bliżsi i dalsi współpracownicy, pracujemy w ten sposób od lat mając na celu jak
najlepsze spełnienie misji przez Bilły'ego. Mimo tych wyjaśnień, wciąż jeszcze
nie odpowiedziałem na pytanie: "Kto finansuje Billy'ego i z czego żyje on i
jego rodzina?" Prawdę powiedziawszy, to jego prywatna sprawa, niemniej aby
rozwiać błędne wyobrażenia na ten temat, omówię to pokrótce.

Billy pobiera skromną rentę inwalidzką oraz otrzymuje
pieniądze za sprzedane publikacje. Poza tym ma prawo wraz ze swoją rodziną do
mieszkania w Centrum do końca życia, podobnie jak każdy inny jego mieszkaniec.
Billy i jego rodzina nie dysponują żadnym majątkiem, zarówno na terenie Centrum,
jak i gdzie indziej. Innymi słowy cała posiadłość Semjase-Silver-Star-Center
oraz jej kapitał jest własnością całej grupy. Zadaniem wszystkich członków owej
społeczności jest stała rozbudowa Centrum, aby było ono miejscem spotkań jak
największej liczby ludzi pragnących poznawać prawdę. Sytuacja finansowa
Billy'ego z biegiem lat

98

ustabilizowała się, lecz mimo to nadal nie może on sobie
pozwolić na większe wydatki. W pierwszych latach budowy Centrum, już na samym
początku swojej działalności misyjnej, która zainicjowana została w roku 1975,
przeznaczył na ten cel całe swoje oszczędności. Jeszcze dzisiaj finansuje FIGU.
Najwyższy już jednak czas, aby zaczął myśleć o swojej rodzinie, bowiem każdy
powinien posiadać pewną rezerwę pieniędzy na nieprzewidziane wydatki, na
przykład nieszczęśliwy wypadek. Jak już wspomniałem, pełnienie misji proroka w
naszych czasach pochłania mu dużo czasu, przez co nie ma go na normalne
zajęcia. Z powodu swojego antymaterialistycznego nastawienia popadł w
wewnętrzny konflikt, bowiem z jednej strony stale potrzebował pieniędzy,
których mu zawsze brakowało, na utrzymanie rodziny, a z drugiej musiał
przestrzegać zasady, którą mu wpoił Sfaath, że wiedzy nie wolno sprzedawać za
pieniądze. W końcu pojął, że w tym materialistycznym świecie nie można bez nich
egzystować. Niezmordowanie pracuje z wszystkich sił dla dobra FIGU, nie bacząc
na swoje zdrowie. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni, zaś o rzekomym zysku
finansowym i wykorzystywaniu innych w ogóle nie może być tu mowy. I wszyscy powinni
o tym pamiętać.

5. Demonstracje siły duchowej Billy'ego

W dawnych czasach prorocy wędrowali wzdłuż i wszerz kraju
rozpowszechniając wśród ludzi wiedzę i w różny sposób demonstrując swoją siłę
duchową. Z uwagi na nierozumienie istoty tych pokazów nazywano je cudami i w
tej postaci przeszły one do historii. Współczesny prorok nie musi dokonywać
tego rodzaju demonstracji, bowiem obecnie każdy człowiek ma określoną wiedzę i
kieruje się intelektem a nie wiarą w poszukiwaniu prawdy. Dlatego między
innymi Billy wykorzystuje swoją siłę duchową tylko wtedy, gdy nie ma widzów.
Mimo to jednak kilku członkom stowarzyszenia dane było przekonać się o niej na
własne oczy. Poniżej przedstawiam kilka krótkich relacji ze zdarzeń, których
byli oni świadkami.

5.1. Wpływanie na ludzi impulsami myślowymi

(według relacji Bernadetty Brand)

Bernadetta mieszka w Hinterschmidruti i codziennie jeździ
do pracy do Zurychu. 11 stycznia 1979 roku jak zwykle wyszła około godziny 16.
ze swojego zakładu pracy z zamiarem powrotu prosto do domu. Wiedziona jakimś
dziwnym impulsem postanowiła jednak pojechać tym razem inną niż zwykle, okrężną
drogą. Z powodu złej orientacji w terenie przegapiła właściwe skrzyżowanie i
pojechała w zupełnie innym kierunku. W końcu

99

znalazła odpowiednie miejsce do zawrócenia i ustawienia
się na właściwym pasie jezdni. W tym momencie opanował ją nagły niepokój i
zwątpienie. Jej myśli zaczęły krążyć wokół osoby Billy'ego początkowo bez
konkretnej przyczyny, ale potem przypomniała sobie, że Billy dzień wcześniej
mówił jej, że w pewnym sklepie w Dbendorfie są
dwa urządzenia, które chciałby kupić. Poddając się temu impulsowi zawróciła i
pojechała w kierunku Dbendorfu. Po dotarciu na miejsce
zjechała na prawą stronę jezdni i ku swemu zdziwieniu ujrzała przed sobą
Billy'ego z jednym ze swoich synów. Zatrzymała się i pozdrowiła ich wyrażając
swoje zdziwienie spotkaniem ich w tym miejscu.

Okazało się, że Billy czekał na Jacobusa, z którym miał
się udać na umówione spotkanie do Zurychu. Ponieważ Jacobus spóźniał się,
Bernadet-ta zaproponowała mu podrzucenie go tam. Odjechali zostawiając
Jacobuso-wi wiadomość.

Spotkanie odbyło się mimo piętnastominutowego spóźnienia.
Gdy w końcu Jacobus dotarł na miejsce, rozmowa Billy'ego była już zakończona.
Nazajutrz Bernadetta poprosiła Bilły'ego, aby wyjawił jej, jak doszło do tego
ich rzekomo przypadkowego spotkania. W odpowiedzi Billy wyznał jej:

- Miałem przeczucie, że Jacobus nie będzie mógł przybyć
na czas i przypomniałem sobie, że właśnie o tej porze wracasz zwykle z pracy do
domu. Skoncentrowałem się na tobie i zwabiłem cię do siebie przy pomocy tak
zwanego wpływania na ludzi impulsami myślowymi. Jest to nic innego jak
przekazywanie określonej osobie impulsu wywołującego u niej pożądane myśli i
działanie.

Zdaniem Bernadetty impulsy Billy'ego były tak silne, że
nie mogła w żaden sposób się im oprzeć. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek
przypadku.

5.2. Umysłowy telefon Billy'ego

Gdy przed wypadkiem w 1982 roku Billy był jeszcze w pełni
sił duchowych, od czasu do czasu przywoływał do siebie telepatycznie ludzi,
których pilnie potrzebował. Jako przykład chciałbym przytoczyć zdarzenie z maja
1979 roku dotyczące pewnej młodej kobiety mieszkającej w Monachium. Przekazał
jej telepatycznie, aby załatwiła pewną sprawę i przyjechała na najbliższy
weekend do Hinterschmidrti. Po tym myślowym przekazie wziął do
ręki książkę Prorok, która akurat leżała na stoliku i przewertował ją
pobieżnie, nie mając pojęcia, do kogo należy i kto ją tam położył. Pomyślał
przy tym: "To byłoby coś dla naszego członka grupy, Elsi Moser".

Młoda kobieta z Monachium przybyła zgodnie z prośbą
Billy'ego i przekazała niczego nie spodziewającej się Eli Moser małą paczuszkę,

100

dodając, że wypożyczyła tę książkę w bibliotece i
przywiozła ją zgodnie z życzeniem.

Jak to się stało?

Otóż owa młoda kobieta odebrała telepatyczne wezwanie
Billy'ego, a następnie myśl, że Elsi poprosi ją o tę właśnie książkę. W ten
sposób spełniony został właściwy cel telepatycznego "telefonu".

Oprócz tej stosunkowo prostej formy komunikacji Billy
opanował także telepatię duchową, za pomocą której dokonuje wymiany poglądów z
istotami pozaziemskimi. Ich wzajemne kontakty odbywają się prawie wyłącznie w
tej postaci (patrz podrozdział "Telepatia duchowa" w rozdziale VI).

5.3. Niesamowite siły

(według relacji nieznanej z imienia osoby)

Poniższa historia wyda się zapewne osobom postronnym
niewiarygodna i fantastyczna, niemniej jest wielu świadków, którzy mogą
zaręczyć, że to, co opisuję, wydarzyło się naprawdę. Dotyczy ona jednej z
niezwykłych sztuczek, którą Billy zademonstrował w noc sylwestrową z 1977 na
1978 rok. Podczas spotkania, jakie miało wówczas miejsce, jeden z obecnych na
nim wpadł na pomysł, aby Billy zademonstrował wszystkim jeszcze raz zginanie
łyżki.

Elsi Moser podała mu łyżeczkę od herbaty, którą Billy
ujął między kciuk i palec wskazujący, po czym na oczach wszystkich zaczął ją
powoli zginać, aż w końcu upuścił na stół.

Widać zgromadzonym (około 20 osób) było tego za mało, bo
zaczęli prosić go o dalsze sztuczki. Odmówił, ale na nic się to nie zdało.
Zgromadzeni nie dawali za wygraną. Był zawiedziony, że tak bliskie mu osoby
domagają się od niego takich dowodów jego "siły duchowej". Mocno
rozczarowany wziął do ręki monetę dziesięciocentymową i spytał: "Co mam z nią
zrobić?" Ktoś zawołał, żeby "odcisnął na niej swoje linie papilarne".
"Dobrze" - - odrzekł i mocno ścisnął monetę palcami, po czym uderzył
pięścią z dużą siłą o blat stołu, aż wszyscy podskoczyli przestraszeni,
sądząc, że właśnie wpadł w złość. Moneta wyślizgnęła się z jego palców - - jej
powierzchnia pokryta była wyraźnie widocznymi, odciśniętymi na niej liniami
papilarnymi.

Lecz i ta demonstracja nie wystarczyła niektórym, bowiem
zaczęli oni coraz głośniej krzyczeć domagając się dalszych sztuczek. Billy
wyjął wówczas dwie monety, jednofrankówkę i dwufrankówkę, i położył je na stół,
pytając, co ma z nimi zrobić. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, Wziął
jednofrankówkę do prawej ręki i zacisnął pięść. Gdy potem ją otworzył, moneta
była zgięta. To samo zrobił z dwufrankówką.

101

Kilka osób wciąż było nienasyconych. Ktoś podał Billy'emu
następną monetę dwufrankówkę. Billy wziął ją z grymasem niechęci na twarzy,
przesunął po dłoni i następnie zacisnął wokół niej palce. Zmęczonym głosem
powiedział, że to już ostatnia sztuczka tej nocy. Uniósł gwałtownie rękę na
wprost Haralda Procha i skrzywił się z grymasem bólu na twarzy. Jego twarz
przybrała dziwnie obcy wyraz, skóra stała się przezroczysta, a z oczu pociekły
łzy. Całe jego ciało zaczęło drżeć. Wzrok miał utkwiony gdzieś w oddali. W
pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Wszystko to trwało 10-15 sekund. Zatrząsł
się mocno blady jak kreda i powoli otworzył dłoń, z której wypadła na stół ku
zdziwieniu wszystkich całkowicie zdeformowana dwufrankówka.

Zupełnie wycieńczony przywarł do ramienia Elsi. Minęło
kilka minut, zanim zaczął mówić. Jego usta były sinoblade, a na dłoni widniał
ślad po oparzeniu. Dlaczego? Z niedowierzaniem oglądaliśmy tę monetę, podając
ją sobie z ręki do ręki. Była zdeformowana i przepalona. Wyłącznie siłą umysłu Billy
wytworzył w swojej dłoni temperaturę 1500 stopni Celsjusza.

Siad oparzenia na dłoni powstał na skutek nagłego spadku
koncentracji wywołanego silnym zmęczeniem, który spowodował chwilowy brak kontroli
temperatury i częściowe poparzenie dłoni przez rozgrzaną dwufrankówkę.

Jeden ze świadków tego pokazu powiedział potem: "Nikt z
nas nie będzie więcej prosił Billy'ego tego rodzaju sztuczki. Ujrzeliśmy to
wszystko na własne oczy, więcej nie ma potrzeby".

Cóż można o tym powiedzieć? Z pozoru Billy wygląda jak
każdy z nas, jednak w środku różni się od nas diametralnie. Jakże wielkiego
ducha musi być człowiek, który posiadając takie możliwości, nie wykorzystuje
ich w celach materialnych.

5.4. Piec

(według relacji Bernadetty Brand)

30 kwietnia 1977 roku Billy, Kalliope, Engelbert Wachter,
Hans Schutz-bach, Dolf Berroth, Jacobus Bertschinger i Bernadetta Brand usiedli
późnym wieczorem po wyczerpującym dniu przy stole, rozmawiając o różnych
sprawach. Byli w dobrym nastroju, do którego przyczynił się również wermouth,
po lampce którego wypili. Jedynym ich zmartwieniem, które mąciło ich dobry
nastrój, był ciężki, ważący blisko 500 kg żeliwny piec stojący na drodze przed
wozownią, który należało przesunąć o przynajmniej jeden metr, na jej skraj.

Na pytanie Billy'ego, czy są chętni pomóc mu w tym, nikt
nie odpowiedział, co nie było aż takie dziwne, biorąc pod uwagę ogólne zmęcze-

102

nie wszystkich. Niektórzy zaczęli nawet żartować, jak to
dobrze byłoby, gdyby ktoś usunął go z drogi za pomocą telekinezy. Nikomu poza Billym
nie przyszło na myśl, że to jest możliwe. Nagle zamilkł i w zamyśleniu
zaznaczył jakiś punkt na blacie stołu. Po chwili oznajmił wszystkim, jak gdyby
nigdy nic: "Jest już przesunięty". Nieco zdziwieni i zaskoczeni spojrzeli
na niego i zapytali, jakby nie bardzo wiedząc, czy myślą o tym samym: "Co,
piec?" Billy skinął twierdząco, po czym wyjaśnił, że przesunął go
telekinetycznie. Z powodu zmęczenia nie był niestety w stanie przenieść go w
inne miejsce unosząc go w górę.

Gdy już się ściemniło, wszyscy zgromadzeni przy stole
wzięli latarki i poszli to sprawdzić. Kiedy stwierdzili, że nie kłamał, ich
radość była ogromna, zaś Billy po raz kolejny pokazał, jaka drzemie w nim siła
i że może być ona wykorzystywana, nawet gdy człowiek jest zmęczony.

5.5. Potęga
sił umysłu

(według relacji Hansa Schutzbacha)

W niedzielę 5 listopada 1977 roku pobudzony dyskusją o
sile duchowej Billy udzielił zgromadzonym lekcji poglądowej za pomocą
siedmiokilog-ramowego krzesła kuchennego, która miała pokazać im, jaka jest
różnica, kiedy się z niej korzysta i kiedy nie używa się jej.

Najpierw zademonstrował zły przykład, a mianowicie
marnowanie sił, które ma miejsce, kiedy do wykonywania pracy używa się
wyłącznie siły fizycznej. W tym celu wsunął palec ręki pod oparcie krzesła i uniósł
je. Wskutek wysiłku żyły na jego szyi nabrzmiały, a palce zbielały. Po chwili
ciężko oddychając opuścił krzesło na podłogę.

Następnie przedstawił właściwy przykład. Tym razem do
podniesienia krzesła użył dodatkowo siły duchowej. Skoncentrował się i jak
poprzednio uniósł krzesło do góry. Lekkość, z jaką to wykonał, była
zdumiewająca. Bez widocznego wysiłku trzymał je w górze, jak gdyby było lekkie
jak piórko.

Ten przykład pokazuje, jak korzystne jest wspieranie siły
fizycznej siłą duchową.

5.6. Z początku
pomyślałem, że śnię...

(według przeżycia Freddy 'ego Kropfa)

Czas budowy Centrum w Hinterschmidrti był bardzo trudny
dla wszystkich. Z jednej strony jego członkowie musieli pracować zawodowo, aby
zarobić na swoje utrzymanie, z drugiej zaś pomagać w nim w różnych pracach,
przez co byli obciążeni podwójnym wysiłkiem. W tej sytuacji zdarzało się, że
Billy używał swojej siły duchowej, aby odciążyć siebie i innych od ciężkiej
pracy fizycznej, a także zaprezentować szczególnie

103

pilnym pracownikom jedną z swoich sztuczek, chcąc w ten
sposób poprawić im humor lub wynagrodzić ich za ciężką pracę.

Oto, co wiosną 1983 roku przeżył Freddy, Silvano i
Thomas, gdy jechali traktorem z Hinterschmidrti do Pfaffikon. Za kierownicą
siedział Billy, który prowadził pojazd wzdłuż całej, pełnej zakrętów trasy z
Centrum do Wiły i stamtąd dalej na południe. Wszyscy trzej siedzieli z tyłu na
przyczepie i dyskutowali.

Nagle Freddy zaniemówił patrząc ze zdziwieniem na kabinę
kierowcy. Nie wierzył własnym oczom. Billy siedział sobie w niej wygodnie
rozparty nie dotykając przyrządów sterowniczych. Traktor poruszał się
całkowicie samoczynnie skrzynia biegów, hamulec, sprzęgło i pedał gazu
działały same. Czy coś takiego jest możliwe? Wszyscy trzej odnieśli wrażenie,
że śnią, że to jakiś senny pojazd sterowany zdalnie lub automatycznie. W ten
sposób dotarli do Pfaffikon, załatwili co trzeba i w ten sam sposób wrócili do
Hinterschmidruti. Po około 40 kilometrach jazdy Billy wysiadł z kabiny traktora
i uśmiechnął się do całej trójki, jak gdyby nic się nie stało.

Freddy wyznał, że z początku poczuł się nieswojo, ale gdy
zobaczył, że jazda jest bezpieczna i przebiega bez komplikacji, zaczęło mu to
nawet sprawiać przyjemność. Był to kolejny przykład na potęgę siły duchowej i
jej możliwości.

5.7. Wiadomo, jak...

(obserwacje Ewy Bieri, Bernadetty Brand i
Guido Moosbruggera) Jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś
konkretnego, zwykle sięgamy po leksykon lub encyklopedię i szukamy objaśnienia
danego pojęcia, ale w przypadku błędnej
jego nazwy nasze poszukiwania często są bezskuteczne i wówczas często cenna
okazuje się czyjaś rada.

W rzeczywistości istnieje coś takiego jak uniwersalna
pamięć, w której gromadzone jest wszystko. Ludzie obeznani z ezoteryką wiedzą
zapewne,

0 czym mówię. Mam tu oczywiście na myśli tak zwaną Pamięć
Kosmiczną nazywaną także Blokiem lub Bankiem Pamięci. (Oprócz Pamięci Kosmicznej
każda zamieszkała planeta posiada własną pamięć planetarną znaną w kręgach
ezoterycznych jako Kronika Akaszy). Owa Pamięć Kosmiczna nie jest jednak
uchwytna ani widoczna, jest to swego rodzaju blok energetyczny odpowiedzialny
za cały wszechświat. Gromadzone są w niej wszelkie impulsy myślowe wszystkich
form życia z całego wszechświata

1 przechowywane
na zawsze. Zmagazynowane są tam wszystkie istotne dane na temat przeszłych,
teraźniejszych i przyszłych wydarzeń, które nigdy nie giną. Wszystkie te dane
można wywołać, jeśli wie się, jak się do niej podłączyć. W ten sposób można
otrzymać wyczerpującą odpowiedź na

104

swoje pytanie. Warunkiem jest jednak umiejętność
absolutnie logicznego myślenia, czego niestety większość Ziemian jeszcze nie
potrafi. Logiczne myślenie oznacza bowiem rozumowanie zgodnie z prawami Kreacji
oraz działanie i życie zgodnie z nimi. Bez tej umiejętności niemożliwe jest świadome
wywołanie czegokolwiek. Jeżeli jakieś działanie podjęte zostanie podświadomie,
to dotarcie do tej pamięci jest możliwe, bowiem podświadomość posiada tę
niezbędną umiejętność. Pamięć Kosmiczna odmawia jednak odpowiedzi, w przypadku
gdy pytający nie powinien jej znać, z uwagi na to, że może być ona dla niego za
trudna do strawienia lub gdy mogłaby spowodować zbyt duży skok w rozwoju.
Krótko mówiąc, człowiek może korzystać z niej, zarówno świadomie, jak i
podświadomie, ale pod określonymi warunkami.

Jak nam wiadomo, Billy może świadomie podłączać się do
niej, lecz czyni to rzadko i z reguły tylko wtedy, gdy nie ma czasu na
poszukiwania istotnych danych do swoich artykułów gdzie indziej. Jednym ze
świadków tego typu zdarzenia była Ewa. Było to 6 października 1983 roku. Billy
zawołał ją wtedy do swojego gabinetu. Siedział przy biurku z długopisem w ręce.
Powiedział jej, aby zamknęła drzwi, zasłoniła zasłony i zgasiła światło. Po
chwili zaczął pośpiesznie coś notować. Nie trwało to jednak długo i zaraz potem
mogła znowu zapalić światło. Billy podłączył się właśnie do Pamięci Kosmicznej
i zapisał otrzymaną odpowiedź na przygotowanej kartce.

Jeśli się chce, wszystko może być proste. Nic nie jest u
nas tajemnicą i razem z Bernadettą mogliśmy się przyglądać, jak Billy korzystał
z Pamięci Kosmicznej. Bezpośrednią przyczyną sięgnięcia do niej w naszym
przypadku był artykuł "Iloraz mózgu Ziemian", który Billy pisał do
swojego pisma Czas Wodnika, numer 4 (patrz definicja iloraz mózgu na
końcu rozdziału).

Przy ustalaniu wartości procentowych za rok 1844, w
którym liczba mieszkańców Ziemi wynosiła około 1,4 miliarda, wkradł się błąd
liczbowy i nie zgadzał mu się rachunek. Nie mogąc sobie z tym poradzić zawołał
mnie i Bernadettę do swojego gabinetu, mając nadzieję, że pomożemy mu rozwiązać
ten problem. Lecz i my nie wiedzieliśmy, jak to rozwikłać. W końcu Billy
postanowił podłączyć się do Pamięci Kosmicznej. Położył w tym celu głowę w
poprzek kikuta lewej ręki, zaś do prawej wziął długopis. Następnie
skoncentrował się i wywołał z niej wartości procentowe, które mając cały
czas zamknięte oczy zapisał jedna pod drugą na kartce papieru formatu A4. Gdy
je potem podliczyliśmy, otrzymaliśmy sumę wynoszącą dokładnie 100%. W ten
sposób znaleźliśmy przeoczone poprzednio 1,8%.

Na kartce papieru były następujące wartości procentowe:
60 24,08 - 9,007 5,1 0,008 0,003 0,002 i brakujące 1,8.

105

Wartości te pokazują, ile wynosił materialny iloraz mózgu
ludności Ziemi w roku 1844:




1,800%
=


25.200.000


Ziemian
poniżej


10,0%




60,000%
=


840.000.000


Ziemian
między


10,0-11,0%




24,080%
=


337.120.000


Ziemian
między


11,0-14,5%




9,007
% =


126.098.000


Ziemian
między


14,5-16,0%




5,100%
=


71.400.000


Ziemian
między


16,0-18,0%




0,008
% =


112.000


Ziemian
między


18,0-20,0%




0,003
% =


42.000


Ziemian
między


20,0-24,0%




0,002
% =


28.000


Ziemian
powyżej


24,0%




Był to kolejny dowód niezwykłych umiejętności Billy'ego.

5.8. Drzwi

(relacja Bernadetty Brand skrót)

Jesienią 1978 roku weszłam do kuchni z zamiarem pójścia
na podwórze. Było tam czworo drzwi. Dwoje z nich znajdowało się obok siebie
jedne w rogu pół metra na prawo prowadzące na korytarz i obok nich drugie
wychodzące na podwórze. Wewnątrz przebywał Billy, z którym wymieniłam kilka
zdań.

Właśnie miałam otworzyć drzwi na podwórze, kiedy stojąc w
rogu Billy zapytał mnie, czy chcę, żeby mi pomógł. Odpowiedziałam, że nie ma
potrzeby, i sięgając po klamkę zerknęłam przez ramię za siebie. Zobaczyłam, że
drzwi na korytarz zamknęły się za nim i w niemal w tej samej chwili, w momencie
gdy wyciągałam rękę w kierunku klamki drzwi na podwórze, te nieoczekiwanie
otworzyły się. Uniosłam nogę robiąc krok do przodu i zamarłam w bezruchu jak
rażona piorunem na wprost mnie stał uśmiechający się do mnie Billy. W
pierwszej chwili nie wiedziałam, co się dzieje, i z trudem złapałam oddech.
Zaraz potem usłyszałam dochodzący jakby z oddali jego głos mówiący: "No,
przechodź".

Jak w transie przeszłam obok niego wychodząc na podwórze,
on zaś wszedł do kuchni. Miałam zamęt w głowie i rozpaczliwie zastanawiałam
się, jak to możliwe, żeby w ciągu ułamka sekundy udało mu się obiec cały dom
dookoła. Brałam pod uwagę wszystkie możliwości, aż w końcu stwierdziłam, że
musiał po prostu teleportować się zza drzwi prowadzących na korytarz na
zewnątrz domu w pobliże drzwi prowadzących z podwórza do kuchni.

Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, to przypuszczenie
stało się pewnością, kiedy przeprowadziliśmy odpowiednią próbę. (Po raz

106

pierwszy umiejętność tego typu Billy zademonstrował 21
sierpnia 1977 roku w dzień urodzin Marii Wachter. Świadkami tego pokazu byli
wtedy ponadto oprócz Kalliope, Engelbert, Conny i Rolf Wach-terowie, Herbert
Runkel, jego przyjaciółka Ingrid, Amata Stetter, Margareth Flammer, Olgi
Walder, Hans oraz Konni Schutzbachowie, Eli Moser i kilka innych osób). Trasa,
którą musiałby pokonać Billy, gdyby chciał ją odbyć pieszo, wynosiła 63 metry.
Nasz najszybszy sprinter, Silvano, potrzebował na jej przebiegnięcie 22 sekundy
- czas mierzył Freddy. Z kolei dobrze wytrenowany biegacz potrzebowałby na to
z uwagi na przeszkody 10-15 sekund.

Aby móc otworzyć od zewnątrz drzwi kuchenne wychodzące na
podwórze, Billy miał do wyboru dwie możliwości: obiec dom dookoła albo
teleportować się zza drzwi prowadzących na korytarz. Ta druga możliwość jest
jedyną, która wyjaśnia to zdarzenie.

Dla mnie i pozostałych osób, tego rodzaju zdarzenia są
inspiracją do przemyśleń nad możliwościami siły ducha. Poza tym są one dowodem
na to, że Billy nie jest jakimkolwiek szarlatanem bądź kłamcą, lecz mistrzem.

5.9. Zdarzenie w Semjase-Silver-Star-Center

(relacja
Christiny Gasser)

Było to wieczorem 28 kwietnia 1990 roku. Mający wówczas
10 lat Atlant Bieri otrzymał w prezencie teleskop. Z miejsca postanowił go
wypróbować, w związku z czym poprosił mnie, abym pomogła mu go zanieść w
odpowiednie miejsce i ustawić. Po jego ustawieniu nie zwlekając ani chwili
przystąpił do obserwacji nieba. Noc była jasna i gwiaździsta; była prawie
pełnia Księżyca.

Ustawienie teleskopu wcale nie było takie proste i zajęło
nam trochę czasu. Pomogłam mu jednak chętnie, ponieważ sama chciałam przezeń
popatrzeć. Lecz Atlant za nic w świecie nie chciał nikogo do niego dopuścić. W
międzyczasie nadeszła Edith Beldi zwabiona jego krzykiem. Ona również miała
ochotę popatrzeć przez teleskop, lecz i jej prośba została odrzucona. Nie
pozostało nam więc nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość.

Wkrótce nadszedł także Christian Krakowski oraz Adrian
Fischer, którzy tej niedzieli pracowali w Centrum i właśnie szykowali się do
powrotu do domu.

Nagle rozległ się krzyk Atlanta wołającego, że odkrył
nowy księżyc. Billy, który akurat wyszedł z domu, wyjaśnił mu, że to jego "nowe
odkrycie", to tylko odbicie światła w soczewkach. W końcu

107

zostaliśmy dopuszczeni do teleskopu i też mogliśmy
popatrzeć na ten księżyc. Następnie wyszukiwaliśmy na niebie znane nam gwiazdozbiory
i kierowaliśmy na nie teleskop. W pewnym momencie dostrzegliśmy NOLa wielkości
gwiazdy wolno przemieszczającego się nad Centrum. Uważnie śledziliśmy jego lot,
gdy nagle Billy spytał Atlanta, czy chce, aby on zabłysł. Chłopiec przytaknął z
zachwytem. Wszyscy spoglądaliśmy w oczekiwaniu w niebo i po chwili ujrzeliśmy,
jak obiekt zwiększył trzykrotnie swoje rozmiary i rozbłysł jasnym światłem.
Wszyscy zamilkliśmy zachwyceni tym widokiem, zaś chłopiec chciał koniecznie dowiedzieć
się, jak to działa i jak można to zrobić. Billy wyjaśnił mu, że jest to
bezzałogowe urządzenie telemetryczne i że musi się mocno skoncentrować, jeżeli
chce, żeby znowu zabłysło.

Tej nocy odkryliśmy na niebie jeszcze wiele innych
urządzeń telemetrycznych. Na koniec rozeszliśmy się i każdy z nas ruszył w
swoją drogę. Jestem przekonana, że to zdarzenie pozostanie w nas na zawsze.

6. Wypadek Billy'ego i jego następstwa

Brak logiki oraz niekiedy niechętna postawa członków
stowarzyszenia, a także inne negatywne sprawy nieraz doprowadzały Billy'ego
wręcz do rozpaczy, sprawiając, że za każdym razem w takich sytuacjach
zastanawiał się, czy nie rzucić tego wszystkiego. Mimo tych przeciwności trwa
jednak nadal przy swojej misji. Któregoś razu w czasie takiej chwili zwątpienia
Semjase powiedziała mu: - Spełnianie twojego zadania zależy wyłącznie od
ciebie. Jeśli je porzucisz, nie będzie to z korzyścią dla mieszkańców Ziemi.
Nie zamierzamy jednak wymuszać na tobie jakichkolwiek decyzji. Rozważając to,
weź jednak pod uwagę, że jedynie od ciebie zależy, czy Ziemianie będą w stanie
osiągnąć pewne korzyści i wkroczyć na lepszą drogę. Wiem dobrze, że uważasz, iż
każdy człowiek musi sam odpowiadać za siebie. Wiedz jednak, że tylko bardzo
niewielu Ziemian dysponuje takimi umiejętnościami, jak ty, i że ci ludzie nie
mają nawet odwagi ich ujawnić. Jako człowiek masz obowiązek pomagać innym, co w
twoim przypadku polega na przekazywaniu im swojej wiedzy. Przecież od początku
wiedziałeś, że to zadanie będzie trudne. Dlatego też uważam, że zbyt pochopnie
decydujesz się to wszystko rzucić. Widzę, że jesteś zły, iż nie możesz liczyć
na pomoc swoich współziomków. Nie zapominaj jednak, że oni są daleko z tyłu za
tobą w rozwoju duchowym. Powinieneś najpierw to wszystko rozważyć w spokoju i
dopiero wtedy podjąć decyzję. Pamiętaj, że ludzkość potrzebuje twojej pomocy i
że ty możesz jej pomóc w większym stopniu, niż jakikol-

108

wiek inny prorok. Od około 2000 lat żaden inny Ziemianin
nie był przeznaczony do kontaktowania się z bardzo wysoko rozwiniętymi formami
bytu. Pomyśl tylko, jak bardzo jesteś ceniony przez nas i Arahat Athersatę.
Przecież to uznanie nie bierze się z niczego. Jesteś pierwszym współczesnym
prorokiem i w ten sposób najważniejszą osobą waszego świata, albowiem to ty
torujesz drogę do nowych czasów. Musisz wykonać tę mozolną pracę, wytyczając
drogę swoim następcom. Przemyśl to wszystko jeszcze raz i nie podejmuj decyzji
kierując się gniewem. Doskonale rozumiemy tę złość tkwiącą w Was Ziemianach,
gdyż zawsze mieliśmy z wami kłopoty z tego powodu. Bądź więc sprawiedliwy i
porzuć złość.

Billy wytrwał na swoim posterunku, mimo iż czasami było
mu niezwykle ciężko. Był w stałym stresie, uskarżał się na przepracowanie i
bezsenność. Od swojego ciała wymagał więcej, niż to było możliwe. W końcu
musiał więc nadejść moment, w którym jego organizm nie był już w stanie znieść
stałego przemęczenia. Z jednej strony bowiem Billy obarczony był ciężką pracą
fizyczną przy przebudowie i rozbudowie Centrum w Hinterschmidrti, z drugiej zaś
wysiłkiem umysłowym związanym z pełnieniem misji (przygotowywanie różnych
publikacji, przyjmowanie informacji, sporządzanie sprawozdań z kontaktów,
nauczanie etc.). Na domiar złego nieustannie obrzucany był kalumniami i
pomówieniami, które pozbawiały go snu i nadwyrężały nerwy. Nie ulega
wątpliwości, że ogromną część winy za jego wypadek ponoszą głosiciele tych
kłamstw.

Wypadek miał miejsce 4 listopada 1982 roku, w czasie gdy
zemdlał w łazience i upadł na podłogę. Padając na twardą posadzkę doznał tak ciężkich
obrażeń głowy, że uszkodzone zostały nawet pewne części jego mózgu. Oto, co
powiedział na ten temat Quetzal:

Istocie rozumującej wyłącznie logicznie nie sposób
pojąć niezwykłości nielogicznego rozumowania Ziemian. Jest to po prostu
niemożliwe. I ponieważ codziennie masz do czynienia z tym brakiem logiki, nie
masz nawet chwili na wypoczynek. Taka sytuacja powoduje wzrost potencjału
elektrycznego prądów mózgowych, które tworzą zgrupowaną formę energii mogącą
doprowadzić w trakcie przesileń do wyłączenia świadomości, czyli do spięcia, co
przejawia się czasowym omdleniem, jak to, które ci się przytrafiło, pomijając
fakt, że podczas tego wypadku potłukłeś niebezpiecznie głowę.

Chwilę przed tym wypadkiem Erranie przeprowadzili na
androidzie jego symulację, aby zobaczyć, jakie mogą być jego następstwa i w
związku z tym w jaki sposób będą mogli pomóc Billy'emu. Rezultat tego
eksperymentu był szokujący, bowiem android nie znalazł z tej sytuacji innego
wyjścia jak samoeliminację.

Skutki tego nieszczęśliwego wypadku Billy będzie odczuwał
do końca życia. Pomijając wstrząs, jego mózg został w znacznym stopniu uszkodzony,
przez co jego sprawność spadła o 27,2 procenta. Zachwianie równowagi,

109

występujące sporadycznie bóle głowy oraz częste uczucie
strachu to najczęściej występujące jego następstwa. Poza tym Billy nie był już
w stanie wykonywać należycie pewnych czynności fizycznych, przez co nie mógł
sobie pozwolić na dłuższą jazdę samochodem czy pociągiem. Telepatyczne kontakty
z jego pozaziemskimi przyjaciółmi również musiały zostać ograniczone z uwagi
na jego trudności z dłuższą koncentracją.

Te nieprzyjemne dolegliwości nękały go przez blisko 7
lat, ale nawet z tej beznadziejnej sytuacji Billy usiłował wydobyć to co
najlepsze. W minionych latach udało mu się dzięki ogromnej sile woli i pełnej
mobilizacji wszystkich rezerw organizmu odzyskać większą część utraconych
umiejętności. Istoty pozaziemskie nie mogły się nadziwić, że jego pamięć znowu
funkcjonuje wspaniale, jak gdyby jego mózg nigdy nie uległ uszkodzeniu. Mimo
tego sukcesu w poprawie zdrowia od czasu do czasu zdarzają mu się nawroty tych
dolegliwości, którym towarzyszą czasami nowe, wobec których lekarze są
całkowicie bezradni. Chcąc nie chcąc musi z tym żyć, po prostu przyzwyczaić
się do tych objawów, a także do stałego zażywania leków.

Olbrzymim jego sukcesem po tym ciężkim wypadku było
opracowanie prawie czterystupięćdziesięciostronicowego dzieła OM określanego
jako Księga Ksiąg lub Księga Prawdy.

Kończąc ten rozdział, chciałbym zamknąć go jego słowami:
Nazywam siebie tworem Kreacji, kreacją Kreacji. Jestem także wędrowcem
przemierzającym przestrzeń i czas w dosłownym tego słowa znaczeniu, wędrowcem
podróżującym przez światy. Wiem o tym oraz to, że wszędzie jestem obcym
przybyszem, który po spełnieniu swojej misji rusza w inne miejsce. Ani
przestrzeń i czas, ani świat, jak również życie w nim nie odgrywają żadnej
roli, albowiem w wędrówkach tych jestem misjonarzem, dla którego liczy się
tylko spełnienie misji.

Moim zdaniem Billy jest człowiekiem takim jak każdy z
nas, ale jednocześnie niezwykłym dzięki swej niespotykanej wiedzy oraz umiejętnościom,
którymi nie chwali się publicznie. Jak wszystkim prorokom przed nim jemu
również nie wiedzie się najlepiej. Wszyscy wątpiący w jego umiejętności oraz
jego przeciwnicy miast występować przeciw niemu, winni w końcu zacząć starać
się zrozumieć fakty. Najwyższy już bowiem czas, aby zaczęto go widzieć takim,
jakim jest naprawdę.

7. Iloraz mózgu

Każdy człowiek posiada świadomość materialną i duchową, w
związku z czym materialny i duchowy iloraz mózgu wyrażany jest w wartościach
procentowych.

110

7.1. Materialny iloraz mózgu

Materialny iloraz mózgu (materialny iloraz świadomości,
iloraz osobowości) składa się z dwóch nierozerwalnych składników wartości wykorzystywania
mózgu oraz wartości inteligencji.

Wartość wykorzystywania mózgu mówi,
ile procent potencjału mózgu jest w stanie wykorzystywać człowiek (na przykład
materialny iloraz mózgu rzędu 14 procent oznacza, że do pracy w zakresie
materialnym wykorzystywanych jest 14 procent jego potencjału).

Materialna wartość inteligencji odpowiada
zwykle liczbowo wartości wykorzystywania mózgu. Różnice między tymi wartościami
procentowymi powstają tylko w przypadku zakłóceń świadomości.

W czasie swojego rozwoju człowiek uczy się coraz lepiej
wykorzystywać potencjał swojego mózgu, dzięki czemu jego materialny iloraz
mózgu stale rośnie. Teoretycznie wartość ta wzrasta w ciągu 1000 lat o l
procent, co w przypadku przytoczonego przykładu oznaczałoby, że materialny iloraz
mózgu wynoszący 14 procent powinien osiągnąć wartość 100 procent po 86.000
latach. W praktyce jednak wygląda to niestety zupełnie inaczej, bowiem
zależność ta odpowiada ewolucji dokonującej się bez zakłóceń, to znaczy bez
regresów, co jest praktycznie niemożliwe. W związku z tym rzeczywisty wzrost
wykorzystywania potencjału mózgu dokonuje się znacznie wolniej i przypomina
krzywą wzrostu wartości akcji, która raz wznosi się, a raz opada, stale jednak
pnąc się w górę. Dlatego też trzeba miliardów lat, aż ten iloraz osiągnie
wartość 100 procent.

7.2. Duchowy iloraz mózgu

Duchowy iloraz mózgu (duchowy iloraz świadomości) jest
miernikiem duchowego potencjału człowieka lub jego duchowego poziomu ewolucji.
Wartość procentowa duchowego ilorazu mózgu bywa w zasadzie zgodna z jego
materialnym ilorazem, co jednak w przypadku Ziemian ma miejsce tylko w niewielu
przypadkach. Im niższy jest stan ewolucji ducha, tym niższa jest ta liczba. Jak
wynika z poniższego zestawienia odpowiadającego stanowi na rok 1978, największa
różnica wynosi aż 7 procent.

Górna granica wartości procentowej jest jednak ściśle
ograniczona i nie może przekraczać wartości materialnego ilorazu mózgu o więcej
niż l procent. Jest to bariera, która chroni ludzkie formy życia przed
przewymiarowaniem. Rozwój duchowy nie może wzrastać zbyt gwałtownie, ponieważ
byłoby to ze szkodą dla rozwoju materialnego w przeciwnym przypadku

111

dany człowiek nie byłby zdolny do życia, gdyż nie
widziałby konieczności utrzymywania swojego ciała przy życiu.

 

Zestawienie materialnych i duchowych ilorazów
mózgu za rok 1978




l


człowiek


25,70%
m.i.m.
25,80% d.i.m.




2


ludzi


25,01%
m.i.m.
24,06% d.i.m.




14


ludzi


20,00-24,00% m.i.m.
17,60% d.i.m.




1.246


ludzi


18,00-20,00% m.i.m.
16,04% d.i.m




456.021


ludzi


16,00-18,00% m.i.m.
15,06% d.i.m.




30%


pozostałej
części ludzkości


14,50-16,00% m.i.m.
13,80% d.i.m.




62%


pozostałej
części ludzkości


11,00-14,50% m.i.m.
10,90% d.i.m.




4%


pozostałej
części ludzkości


10,00-11,00% m.i.m.
9,60% d.i.m.




4%


pozostałej
części ludzkości


poniżej 10,00% m.i.m.
3,00-6,00% d.i.m.




Oznaczenie skrótów:

m.i.m. materialny iloraz mózgu,

d.i.m. duchowy iloraz mózgu.

112

VI KONTAKTY BILLYłEGO Z POZAZIEMSKIMI
INTELIGENCJAMI

Życiorys Billy'ego jako łącznika rozpoczął się w roku
1942, kiedy miał zaledwie 5 lat. Pierwszą istotą pozaziemską i równocześnie
pierwszym jego mentorem był dziadek Semjase, sędziwy rodowity Erranin imieniem
Sfaath, który jak każdy śmiertelnik musiał w końcu odejść z tego świata. Po
jego śmierci kontakty z Billym przejęła kobieta o imieniu Asket, która po raz
pierwszy skontaktowała się z nim 3 lutego 1953 roku. W naszym posiadaniu
znajduje się jej zdjęcie, które wielokrotnie było publikowane w prasie (patrz
zdjęcie nr 5) czasami mylnie jako zdjęcie Semjase.

Asket pochodzi z sąsiedniego wszechświata DAL, który jest
równoległy lub jak to woli, bliźniaczy w stosunku do naszego zwanego przez nich
DERN. Oba powstały mniej więcej w tym samym czasie. W tym miejscu nasuwa się
pytanie, co ma ona wspólnego z Plejadanami. Otóż Plejadanie oraz cywilizacja,
do której należy Asket, mają wspólnych przodków, którzy wywodzą się z systemu
Wegi w gwiazdozbiorze Lutni. W czasie minionych milionów lat starożytni
Weganie-Liranie rozprzestrzenili się po kosmosie docierając nawet do sąsiedniego
wszechświata nazwanego przez nich DAL (nie ominęli również Ziemi, gdzie część z
nich osiedliła się przed dziesiątkami tysięcy lat; ich potomkowie żyją wśród
nas po dziś dzień). Po 11 latach, w roku 1964, kontakty te przeważnie
osobiste ustały.

Życie w tym czasie było dla Billy'ego ciężkim okresem
nauki, podczas którego musiał zdobyć mnóstwo doświadczeń i poszerzyć swoją
wiedzę. Po

113

przyswojeniu sobie różnych umiejętności oraz ogromnej
wiedzy, zajął się doskonaleniem telepatii duchowej oraz własnym rozwojem
duchowym.

Po jedenastoletniej przerwie w jego życiu pojawiła się
kolejna kobieta z gwiazd Semjase która zapoczątkowała nową fazę kontaktów.
Było to 28 stycznia 1975 roku. Dzień ten może być traktowany jako właściwy
początek jego misji. W tym trwającym również 11 lat okresie oprócz Semjase
kontaktowali się z nim także inni Plejadanie z planety Erra: Quetzal, Ptaah,
Pieją, Elektra, Hjlaara, Solar i Jsodos a także od czasu do czasu
przedstawiciele innych ras, jak na przykład ciemnoskóra Menara, żółtoskóra
Taljda, przyjaciółka Menary Alena, Rala i inni. 28 stycznia 1986 roku kontakty
Semjase z Billym zostały zgodnie z planem zakończone.

Dalsze kontakty z nim miały być kontynuowane wyłącznie na
drodze telepatycznej przez Asket i jej pomocników, lecz ze względu na jego zły
stan zdrowia stało się to niemożliwe. W tym czasie dochodziło do sporadycznych
kontaktów osobistych, lecz miały one bardzo ograniczony charakter. Gdy jego
zdrowie poprawiło się i ustabilizowało na tyle, że mógł ponownie podjąć kontakty
telepatyczne, Plejadanie postanowili nawiązać je na własną rękę w miejsce
planowanych kontaktów z Asket. Od tego czasu trwają one nieprzerwanie.

Jego kontakty z istotami pozaziemskimi można podzielić na
3 rodzaje:

1. Kontakty
osobiste.

2. Kontakty
telepatyczne.

3. Inspiracje ze
strony bardzo wysoko rozwiniętych form bytu.

1. Kontakty osobiste Billy'ego

Każdy osobisty kontakt z nim był zawsze zapowiadany
telepatycznie. Niezależnie od tego miał on prawo do samodzielnego kontaktowania
się z Plejadanami, zarówno w sytuacjach podyktowanych względami osobistymi,
jak i dobrem misji. Istniało wiele sposobów doprowadzania do tego typu
kontaktów, które stosowane były w zależności od okoliczności.

1.1. Możliwość pierwsza

Billy otrzymywał drogą telepatyczną od istot
pozaziemskich precyzyjne dane o miejscu i czasie planowanego spotkania. Jeżeli
miejsce to znajdowało się w niewielkiej odległości od jego domu, to zazwyczaj
udawał się tam pieszo. W innym przypadku używał własnego pojazdu (motorower,
samochód, traktor) lub prosił kogoś ze znajomych, aby go tam zawiózł. Odcinek
od drogi do miejsca lądowania statku kosmicznego pokonywał pieszo. Zgodnie z
wolą Plejadan osoby towarzyszące mu musiały czekać na niego do czasu jego
powrotu w samochodzie lub w jego pobliżu.

114

1.2. Możliwość druga

Jeżeli z jakichś względów niemożliwe było wcześniej
dokładne ustalenie miejsca spotkania, dokonywany był tak zwany losowy wybór
drogi. Przekaźnik telepatyczny będący elementem wyposażenia statku prowadził
go wówczas na miejsce spotkania, przekazując mu po drodze dane dotyczące
kierunku jazdy.

Te dwie pierwsze możliwości były najczęściej stosowane w
pierwszych latach trwania jego kontaktów z Semjase, gdy mieszkał jeszcze w
Hinwil. Plejadanie wybierali wówczas na miejsce lądowania ukryte leśne polany
lub trudno dostępne odludne miejsca położone zwykle w niewielkiej odległości od
jego domu. Najdłuższy odcinek, jaki przyszło mu w owym okresie pokonać, wynosił
aż 70 kilometrów. Najczęściej używanym przezeń środkiem lokomocji w tym czasie
był motorower.

Lądując statek najczęściej nie osiada na ziemi, lecz
unosi się nad nią swobodnie na wysokości 2-3 metrów. Jeżeli dana osoba chce
wejść do niego, wówczas staje po prostu pod otwartym lukiem wejściowym znajdującym
się w środku jego dolnej części, po czym winda grawitacyjna unosi ją do góry.
Po wjechaniu do wnętrza statku luk zamyka się automatycznie. Chcąc wydostać się
na zewnątrz wystarczy stanąć w obrębie szybu grawitacyjnego, po czym strumień
transportujący opuszcza daną osobę na powierzchnię ziemi.

Rozmowa podczas trwania kontaktu rzadko miała miejsce na
wolnym powietrzu, na przykład na trawie lub podczas spaceru. Zwykle odbywała
się wewnątrz statku, który przeważnie unosił się nad ziemią kołysząc się na
boki.

1.3. Możliwość trzecia

Zupełnie inną, stosowaną dość często, a obecnie prawie
wyłącznie, metodą przez Plejadan i ich sprzymierzeńców jest kontrolowana
teletransmisja (teleportacja) przy pomocy teletransmitera (teleportera).
Wykorzystywana jest ona w dwóch wariantach:

a) Billy jest
transmitowany z dowolnego miejsca na pokład statku kosmicznego lub odwrotnie w
wybrane miejsce na łące, ulicy lub bezpośrednio do swojego gabinetu.

b) Plejadanie
sami transmitują się do gabinetu Billy'ego lub w inne miejsce ze swojego
statku, który niewidoczny unosi się w pobliżu. Powrót odbywa się tą samą drogą.
Jest to zdecydowanie najprzyjemniejsza metoda przemieszczania się, bowiem Billy
nie musi odbywać długich wędrówek, aby spotkać się ze swoimi pozaziemskimi
przyjaciółmi.

115

(Przykłady tego typu transmisji opisane
zostały w rozdziale VII "Dzienne demonstracje Plejadan").

Jeśli chodzi o porę i czas trwania kontaktów osobistych,
można je określić przymiotnikami "dowolna" i "nieokreślony". Nigdy
też nie było określonego terminarza spotkań, w związku z czym zdarzało się, że
przez kilka tygodni nie było ani jednego kontaktu, podczas gdy innym razem w
ciągu krótkiego okresu czasu następowało ich kilka. Pozaziemscy goście
pojawiali się i pojawiają nadal o dowolnej porze dnia i nocy bez żadnych wcześniejszych
ustaleń, w zależności od tego, jak im pasuje. Czas trwania kontaktów wahał się
od 15 minut do najczęściej l godziny. Niekiedy z uwagi na specyficzne
okoliczności trwały one nawet kilka godzin.

Oprócz tych kontaktów Billy uczestniczył w trzech
podróżach w głąb wszechświata, z których najdłuższa trwała 5 dni.

2.
Co się dzieje, gdy łącznikowi towarzyszy inna osoba?

Jeżeli łącznikowi towarzyszą inne osoby, wówczas
przekaźnik telepatyczny rejestruje ich obecność i nie będąc przystosowanym do
ustalania, czy są one usposobione przyjaźnie, czy wrogo, wyłącza się
automatycznie w odpowiedniej odległości od miejsca kontaktu. Jest to sygnał
dla pilota statku, że musi przeprowadzić ogólną analizę myśli tych osób, aby
ustalić ich nastawienie. Jeżeli jej wynik jest pozytywny, wówczas przekaźnik
telepatyczny kontynuuje prowadzenie łącznika do miejsca lądowania statku, gdzie
następuje kontakt. Osoby towarzyszące muszą jednak czekać na jego powrót w
odpowiedniej odległości. Poszczególne osoby sprawdza się z reguły tylko raz,
ponieważ fale mózgowe człowieka są jak linie papilarne. Ich wzorce wprowadzane
są do przekaźnika telepatycznego, który wie dzięki temu od razu, jakiego
rodzaju osoba towarzyszy łącznikowi. Czasami osoby badane wcześniej poddawane
są ponownej kontroli, kiedy zachodzi podejrzenie zmiany ich nastawienia.

Kiedy za łącznikiem udającym się na spotkanie podążają
skrycie nieznane osoby lub któraś z osób mu towarzyszących nie budzi zaufania,
wówczas istoty pozaziemskie odwołują spotkanie lub przenoszą je w inne miejsce.
Jeżeli jednak towarzyszą mu osoby przyjaźnie usposobione, wówczas kontakt z
nim jest podejmowany.

3. Co widzą i słyszą osoby towarzyszące?

Chociaż Plejadanie starają się ukrywać swoją obecność, to
jednak od czasu o czasu można usłyszeć odgłos ich statku podczas lądowania lub

116

startu, lecz tylko w chwilach wyłączenia ekranu
ochronnego. Czasami można go również w tych momentach dostrzec. Najmniejsza
odległość, z jakiej udało się je zaobserwować osobom postronnym, wynosiła 500
metrów. Lądujących nocą statków nie da się zauważyć, nawet jeżeli mają
wyłączone ekrany ochronne, ponieważ przyziemiają się zwykle na leśnych polanach
lub innych miejscach stanowiących naturalne kryjówki.

4.
Środki bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów

Zapobieganie jest lepsze niż leczenie to powiedzenie ma
zastosowanie również u Plejadan. Nic więc dziwnego, że przyziemiony statek
otaczają dwa ekrany ochronne. Jak już wcześniej wspomniałem, ekran zewnętrzny
rozpościera się w odległości około 500 metrów od statku i sprawia, że osoba
zmierzająca w jego kierunku świadomie lub nie zmuszona jest krążyć wokół
niego, nie mogąc się w żaden sposób przedrzeć przez tę niewidoczną i
niewyczuwalną barierę.

Drugi ekran, wewnętrzny, rozpościera się w odległości
około 100 metrów od statku i stanowi dodatkowe, jeszcze skuteczniejsze,
zabezpieczenie, w przypadku gdyby komuś udało się przeniknąć przez ekran
zewnętrzny. Jest niczym niewidoczny mur i jest nie do sforsowania nawet przy
użyciu ogromnej siły. Wystrzeliwane w jego kierunku różnego rodzaju pociski
wnikają weń najdalej na głębokość 30 metrów, po czym są odrzucane z powrotem,
jak gdyby odbijały się od gumowej ściany.

Statki Plejadan wyposażone są również w specjalne ekrany
ochronne chroniące je przed wybuchami bomb jądrowych.

Statki te są w stanie latać również całkowicie
bezdźwięcznie oraz być całkowicie niewykrywalne przez jakiekolwiek ziemskie
urządzenia lokalizacyjne, jeżeli wokół nich włączone są odpowiednie ekrany
ochronne.

5.
W jakim języku prowadzone są rozmowy podczas kontaktów?

Wszystkie rozmowy Billy'ego z jego pozaziemskimi
przyjaciółmi prowadzone są w języku niemieckim i to niezależnie od tego, czy
jego partner zna ten język, czy nie. Nieznajomość tego języka przez
któregokolwiek z Plejadan nie jest żadną przeszkodą w porozumiewaniu się z nim,
ponieważ w takich sytuacjach używają oni translatora. To urządzenie tłumaczące
umożliwia bezbłędne porozumiewanie się w języku niemiecku lub każdym innym, pod
warunkiem że w jego pamięci zakodowane są odpowiednie dane. Ma ono wielkość
paczki papierosów i może być noszone przy pasku. Działa bez zarzutu, dzięki
czemu jego użytkownik może się skutecznie

117

komunikować w dowolnym języku, o którym nie ma nawet
zielonego pojęcia.

6. Przekazywanie zapisów rozmów

Większość rozmów, które Billy prowadził z Plejadanami i
ich sprzymierzeńcami, a także innymi formami bytu, zarówno osobiście, jak i
telepatycz-nie począwszy od 28 stycznia 1975 roku do chwili obecnej
zebranych jest w tak zwanych Sprawozdaniach ze spotkań. Pominięto w nich
tylko te, które nie są przeznaczone do wiadomości opinii publicznej, że względu
na to, że dotyczą spraw wewnętrznych lub osobistych. Od 1978 roku są one
drukowane i udostępniane szerszemu ogółowi.

Sposób, w jaki są sporządzane, jest bardzo nietypowy i
nie ma swojego odpowiednika na naszej planecie. Każdy zapewne w tym miejscu
pomyśli, że ustna rozmowa podczas osobistego kontaktu była nagrywana na jakimś
urządzeniu magnetofonopodobnym, a następnie utrwalana dodatkowo w formie
pisemnej. Nic z tych rzeczy. Aby zapewnić absolutną wierność, Plejadanie
używają przyrządu przekazującego, który z materialnej podświadomości
pozaziemskiego partnera rozmowy wywołuje dokładną jej treść i następnie
przekazuje ją telepatycznie Billy'emu. Aparatura ta przekazywała mu owe
telepatyczne impulsy tylko wtedy, gdy pozaziemski partner, z którym prowadził
wcześniej rozmowę, znajdował się w jego pobliżu, w związku z czym stale musiał
przestrzegać rozkładu zajęć istot pozaziemskich.

Nieco później Quetzal skonstruował znacznie lepsze
urządzenie przekaźnikowe, które pozwalało Billy'emu rejestrować rozmowy
niezależnie od obecności jego partnerów w jego bliskim sąsiedztwie. Nie muszę
chyba wyjaśniać, że było to znaczące usprawnienie, gdyż Billy mógł teraz w dowolnym
momencie wywoływać z ich pamięci zgromadzone w nich treści rozmów, niczym z
pamięci komputera, niezależnie od tego, czy mieli oni w danym momencie czas,
czy nie.

Przesyłane telepatycznie impulsy Billy odbierał
początkowo w formie obrazów, które następnie tłumaczył na zwykły język i
zapisywał na maszynie do pisania. Początkowo używał do tego celu zwykłej
maszyny mechanicznej, ale później otrzymał elektroniczną i "przesiadł"
się na nią. Właśnie wtedy Quetzal dokonał kilku zmian w urządzeniu
przekaźnikowym oraz maszynie. Od tego momentu prędkość przekazu telepatycznego
mogła być zwiększana lub zmniejszana w zależności od woli Billy'ego. Wraz z tym
usprawnieniem jego wydajność wzrosła do 100 procent, co oznacza, że mógł pisać
z prędkością, na jaką pozwalała konstrukcja maszyny. Szybkość,

118

z jaką pisał, dochodziła do 1200 uderzeń na minutę (20 na
sekundę) i to palcami jednej ręki, co z całą pewnością kwalifikuje go do zapisu
w Księdze Rekordów Guinessa! To niezwykłe tempo pisania było możliwe dzięki
wspaniałemu urządzeniu skonstruowanemu przez Quetzala. Poza tym należy
zauważyć, że Billy nie pisze, tak jak się to robi normalnie, gdyż kryje się za
tym pewien trik polegający na tym, że cały ten proces znajduje się pod kontrolą
materialnej podświadomości, która zgodnie ze swoją naturą reaguje znacznie
szybciej niż świadomość materialna. To ona steruje ruchami palców podczas
pisania. Ten superszybki sposób pisania ma jednak również dość istotne wady.
Zdaniem Quetzala l minuta telepatycznego przekazu i pisania na maszynie
odpowiada 23 minutom normalnego pisania z udziałem świadomości, czyli ł
godzina 23 godzinom. Przeciętny człowiek nie byłby w stanie znieść tak
ogromnego wysiłku, lecz w przypadku Billy'ego nie jest to problemem ze względu
na jego ogromne zdolności regeneracyjne. Wypowiadając się na ten temat, Quetzal
powiedział:

- Tak intensywna praca niszczy nie tylko system nerwowy,
lecz również siły fizyczne i psychiczne, czego objawem jest silne zmęczenie,
apatia, zmiana karnacji oraz marszczenie się skóry na twarzy. Bardzo często,
zwłaszcza w przypadku bardzo długiego przekazu, po około 2 godzinach mogą
pojawić się objawy wycieńczenia.

Prawdziwość
tej wypowiedzi może
poświadczyć wielu świadków - przede wszystkim członkowie
rodziny Billy'ego.

Ze względu na nadwyrężenie jego zdrowia 31 października
1984 roku musiano przerwać normalne przekazywanie rozmów, które wznowiono
dopiero po pięciu latach, 17 listopada 1989 roku, kiedy jego stan znacznie się
poprawił. W międzyczasie Billy rejestrował je jedynie sporadycznie.

Obecnie rejestrowanie jego rozmów odbywa się jednak z
pewnym ograniczeniem, to znaczy bez owego dodatkowego urządzenia przy maszynie
do pisania.

7. Dlaczego teksty przekazywane telepatycznie
zawierają nawyki językowe Billy'ego?

Odpowiedź na to często stawiane pytanie znajduje się w
poniższej wypowiedzi Quetzala:

- Rozmowy ze spotkań przekazywane są Billy'emu w postaci
symboli, które tłumaczy on następnie na język niemiecki, co sprawia, że każdy
taki zapis przesiąknięty jest jego stylem wypowiedzi.

Gdy pozaziemska istota wypowiada na przykład zdanie:
"Zdarzenie to było, przed wieloma laty które się rozegrało" to w
tłumaczeniu Billy'ego

119

brzmi ono: "Było to zdarzenie, które rozegrało się przez
wieloma laty". Ten przykład pokazuje, że w trakcie przekładu nigdy nie
można oddać dosłownego znaczenia danego słowa bądź zwrotu. Przekład z jednego
języka na inny oznacza logiczne przekształcanie słowa lub zdania, to znaczy
przekształca-nie-tłumaczenie pojęciowe. Właśnie na tym polega praca Billy'ego
jako translatora. Jej należyte wykonywanie jest możliwe tylko dzięki temu, że
posiada on logicznie myślący umysł i właściwie rozpoznaje fakty i zdarzenia.

8.
Mechanizmy niszczące

Wybierając się w podróż Plejadanie zabierają ze sobą
różne narzędzia i przedmioty. Niektóre z nich pozostawione na planetach
zamieszkałych przez istoty stojące na niższym poziomie rozwoju mogłyby stanowić
dla nich zagrożenie, w związku z czym wszystkie one wyposażone są w mechanizm
niszczący.

Jeżeli podczas ich pobytu na przykład na Ziemi trafią one
w niepowołane ręce lub po prostu zginą, wówczas zainstalowane w nich specjalne
mechanizmy spalają je na popiół. Ich zapłon jest włączany zdalnie przez tak
zwane nośniki impulsów. Powód instalowania tych urządzeń zabezpieczających jest
bardzo prosty. Chodzi mianowicie o to, aby te przedmioty nie trafiły do rąk
przedstawicieli cywilizacji stojących na niższym poziomie rozwoju ewolucyjnego,
gdyż posługiwanie się nimi mogłoby być dla nich tragiczne w skutkach.

Ewolucja ludzkości i innych cywilizacji nie powinna
postępować zbyt szybko, gdyż mogłoby to doprowadzić do pominięcia bardzo
istotnych jej etapów. Można to porównać na przykład do próby przeskoczenia
przez ucznia jakiegoś okresu nauki, co z cala pewnością przyniosłoby
szkodę dla całej jego edukacji. My, Ziemianie, powinniśmy być szczególnie
wyczuleni na wszelkie nowe wynalazki ze względu na naszą skłonność do wykorzystywania
ich w pierwszej kolejności do celów wojennych. Mając to na uwadze, nietrudno
zrozumieć intencje Plejadan, aby nie udostępniać nam i innym prymitywnym
cywilizacjom swoich zaawansowanych narzędzi.

Większość urządzeń wyposażonych w mechanizm niszczący
wykonana jest z tworzyw sztucznych jak na przykład urządzenie ostrzegawcze.

9.
Urządzenie ostrzegawcze

Oto fragment 62 rozmowy Billy'ego z Semjase:

BILLY: Co to za
biała rzecz?

120

SEMJASE: To
urządzenie ostrzegawcze.

BILLY: To
znaczy...?

SEMJASE: Jest to
urządzenie, które cichym dźwiękiem sygnalizuje nam, że ktoś się do nas zbliża.

BILLY: Domyślam
się, że jeśli je zgubisz, to jesteś załatwiona, tak?

SEMJASE: W żadnym
wypadku, ponieważ zawsze mamy przy sobie drugie, o tutaj w pasie... widzisz?

BILLY: W porządku,
zażyłaś mnie. Czy mogłabyś mi pokazać, jak je niszczysz?

SEMJASE: Oczywiście,
jeżeli to ma posłużyć poszerzeniu twojej wiedzy. Spójrz, rzucam je na
ziemię... stań tutaj z boku! A teraz tu... widzisz ten pas... jeśli
przyciśniesz te przyciski, to urządzenie ostrzegawcze spali się samoistnie
zmieniając się w brejowatą brunatnoczarną masę. Patrz na nie i naciśnij te dwa
przyciski.

BILLY: [Naciskając
je] Bajeczne. Ta rzecz faktycznie się pali. Czy naprawdę
zamieni się w popiół?

SEMJASE: Oczywiście!

BILLY: Czy mogę
dostać te resztki? Chciałbym je poddać analizie.

SEMJASE: Oczywiście,
ale potem zniszcz wszystko. Jednak nie dotykaj tego przed upływem półtorej
godziny, ponieważ przez ten czas działa jeszcze promieniowanie niszczące.

BILLY: W porządku.
Czy nie boisz się, że nasi naukowcy mogliby znaleźć w tej pozostałości coś
ważnego?

SEMJASE: Takie
prawdopodobieństwo jest znikome. To tworzywo, to znaczy jego skład, nie jest
znane na Ziemi. Musimy się już pożegnać, właśnie słyszę na ulicy czyjeś głosy.

BILLY: Zdaje mi
się, że i ja je słyszę. Cześć i wracaj jak najprędzej.

SEMJASE: Postaram
się. Powodzenia, przyjacielu, i pozdrów wszystkich ode mnie.

Podobnie jak w przekaźniku telepatycznym również w tym
urządzeniu można zakodować wzorce fal mózgowych zaprzyjaźnionych osób. Osoby,
które się do nich zbliżały, zostały właśnie zidentyfikowane jako przyjaciele.

10. Kontakty telepatyczne

Oprócz kontaktów osobistych między Billym i jego
pozaziemskimi przyjaciółmi od czasu do czasu mają również miejsce rozmowy za
pośrednictwem telepatii, lecz nie tej zwykłej, ale duchowej, która jest
znacznie trudniejsza. Obecnie na Ziemi potrafi się nią posługiwać bardzo
niewielu

121

ludzi, którzy jednak nie ujawniają nikomu tej
umiejętności. Nic więc dziwnego, że opanowanie tej skomplikowanej formy
komunikacji zabrało Billy'emu kilkanaście lat, to znaczy przypomnienie jej z
poprzednich inkarnacji.

Do prowadzenia telepatii duchowej niezbędna jest
nadzwyczajna koncentracja, dlatego też Billy zawsze w takiej sytuacji zaszywa
się w swoim gabinecie, aby tam oddawać się jej w spokoju i skupieniu. Co
ciekawe, absolutnie nie przeszkadza mu w tym muzyka płynąca z radia, nawet
głośna, natomiast inne rzeczy uważane normalnie za nie zakłócające spokoju,
jak na przykład impulsy wysyłane przez ludzi, okazują się bardzo dokuczliwe.
Gdy Billy prowadzi kontakt telepatyczny, na drzwiach jego gabinetu zawsze wisi
tabliczka: "Proszę nie przeszkadzać". Hałasy o normalnym natężeniu zwykle
nie przeszkadzają mu, ale gdy przekroczona zostanie określona granica, ich
następstwa mogą być czasami niebezpieczne. Na przykład gdy dziecko zastuka w
drzwi gabinetu jakimś twardym przedmiotem. Takie zakłócenie wywołuje zwykle
przerwę w pracy, ale nie tylko. Pamiętam, jak pewnego dnia Billy wybiegł ze
swojego gabinetu jak poparzony uskarżając się na niesamowity ból głowy. Musiał
oczywiście natychmiast przerwać kontakt. Jego niedyspozycja trwała przez dwa
dni, aż do chwili ustąpienia tego dokuczliwego bólu.

Jak już wspomniałem, inicjatywa przeprowadzenia spotkania
z reguły wychodzi od istot pozaziemskich, lecz jak od każdej reguły również i
tutaj istnieją odstępstwa i w szczególnych przypadkach inicjatorem może być
Billy. Na przykład swego czasu często zastanawialiśmy się nad zorganizowaniem
uniwersytetu dochodząc w naszych rozważaniach do dość dziwnych wniosków.
Nękałem Billy'ego tym problemem przez wiele dni, aż w końcu złamałem go. W
niedzielne popołudnie 21 marca 1981 roku postanowił telepatycznie zaaranżować
osobisty kontakt z Semjase. Udało mu się od razu i jeszcze tego samego wieczora
spotkali się. Wróciwszy ze spotkania z nią odszukał mnie i pokazał mi wykonany
własnoręcznie szkic. Moje nagabywanie opłaciło się. Rezultat przeszedł moje
oczekiwania. Informacje uzyskane od Semjase wprawiły nas w zdziwienie,
przekonując, że nieskończona jest potęga Kreacji! Do dzisiaj czuję zadowolenie,
że mi, "ziemskiemu robakowi", dane było dostąpienie zaszczytu skosztowania
napoju z kielicha wiedzy. (Patrz "Telepatia duchowa").

11. Inspiracje

Poza kontaktami osobistymi i telepatycznymi Billy
otrzymuje ponadto inspiracje od bardzo wysoko rozwiniętych form bytu z poziomu
Arahat Athersaty i Petale. Komunikacja z nimi odbywa się tylko jednostronnie,
jak

122

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADh]

Rękopis posłania pochodzącego od wysoko
rozwiniętych form duchowych spisany podczas przekazu medialnego.

123

ruch na ulicy jednokierunkowej, to znaczy, Billy odbiera
informacje nie mogąc nic przekazać w drugą stronę. Nie może więc nawiązywać z
nimi kontaktu myślowego i zadawać im jakichkolwiek pytań. Nawet sami Plejadanie
nie są w stanie tego robić. Muszą w tym celu za każdym razem zwracać się do
Wysokiej Rady składającej się z istot półmaterialnych-półduchowych, które mogą
się kontaktować z duchowymi formami bytu.

Przekaz inspiracji następuje za pośrednictwem telepatii
duchowej. Billy spisuje je własnoręcznie, przy czym jego ręka prowadzona jest
automatycznie bez udziału jego świadomości. Zapis taki wolny jest od
jakichkolwiek błędów merytorycznych, pomijając występujące w nim niekiedy błędy
ortograficzne. Czasami zapis taki wykazuje pewną charakterystyczną cechę, którą
jest występowanie w nim kilku różnych charakterów pisma, jak gdyby pisany był
przez różne osoby. Często różnią się one nawet od własnego charakteru pisma
Billy'ego.

Zdaniem Ptaaha przekazy inspiracji są bardzo wyczerpujące
i człowiek potrzebuje tygodni, a nawet miesięcy, aby móc podjąć nowy kontakt.
Normalny człowiek nie byłby w stanie znieść takiego wysiłku i mógłby nawet
umrzeć wskutek wycieńczenia.

Billy musiał także wprowadzić długie przerwy między tymi
przekazami, mimo iż jest zdolny do szybkiej regeneracji sił. Inspiracje tych
form duchowych mogą odbierać tylko specjalnie wyszkoleni ludzie.

12. Dlaczego Plejadanie utrzymują kontakt
tylko z Eduardem Albertem Meierem?

Jest to bardzo często stawiane pytanie i uważam je za
bardzo ważne. Pragnę na wstępie zaznaczyć, że ów przywilej Billy'ego jest dla
wielu osób cierniem w oku. Wśród tych ludzi jest wielu takich, którzy uważają,
że to oni powinni mieć kontakty z Plejadanami. Ludzie ci ze zwykłej zawiści
imają się różnych sposobów, aby oczernić Billy'ego i zająć jego miejsce.

Dawni członkowie jego grupy nie potrafią jakoś pojąć, że
po prostu nie mają na to żadnych szans, chyba że w bardzo krótkim czasie
dokonają ogromnych postępów w swoim rozwoju duchowym, do czego w gruncie rzeczy
żaden normalny człowiek nie jest zdolny. Plejadanie jasno i wyraźnie dali do
zrozumienia, że w najbliższych dziesięcioleciach nie będzie możliwy z nimi
absolutnie żaden kontakt fizyczny. To, co robią w tej kwestii inne rasy
pozaziemskie, jest wyłącznie ich sprawą i nie jest tematem moich rozważań.

Również i tutaj mają miejsce odstępstwa. Do tych bardzo
nielicznych wyjątków zaliczają się osoby, które dawniej były nauczycielami
Billy'ego.

124

Właśnie z nimi Plejadanie utrzymywali dawniej kontakty,
które obecnie nie są już kontynuowane.

Pomijając te wyjątki, Billy jest obecnie jedynym
człowiekiem na Ziemi, z którym Plejadanie utrzymują stały kontakt, bez względu
na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Poniżej przedstawiam najistotniejsze
powody, dla których jedynie on może kontaktować się z Plejadanami. Pochodzą one
od Semjase, ja zaś je tylko zebrałem i uzupełniłem.

1. Nawiązując
kontakt z Ziemianami, Plejadanie zawsze czynią to za zgodą Wysokiej Rady.
Mogliby co prawda zgodnie z zasadą wolnej woli nie konsultować tego z nią,
niemniej przestrzegają tej reguły.

2. Doświadczenie
uczy, że zbyt duża grupa ludzi, z którymi utrzymywany jest kontakt, jest
niewskazana, gdyż taki układ zawsze rodzi rywalizację, która przynosi w
rezultacie więcej szkód niż korzyści, jak w przysłowiu: "Gdzie kucharek sześć,
tam nie ma co jeść".

3. Plejadanie
oraz ich lirańscy przodkowie już od zamierzchłych czasów byli nauczycielami
Ziemian i zawsze kierowali się powyższą zasadą wybierając do swoich misji
najodpowiedniejszych ludzi. Wybór Bil-ly'ego nie był przypadkowy, ponieważ
inkarnując po raz pierwszy na Ziemi przed tysiącami lat pełnił już on podobną
misję. Tak jak poprzednim razem również i teraz był to jego wolny wybór, lecz
dokonał go dopiero po tym, jak go o to poproszono, a nie z powodu jakiegoś własnego
pragnienia, bowiem nie
chodzi tu o
czerpanie przyjemności, sławę czy innego rodzaju popularność, ale o
niesienie pomocy, spełnienie powinności spoczywającej na każdej wyżej rozwiniętej
formie życia.

4. Biorąc pod
uwagę wysoki poziom ewolucji Plejadan, nietrudno zrozumieć, dlaczego utrzymują
oni kontakty tylko z ludźmi, którzy spełniają wszelkie niezbędne wymagania.
Właśnie Billy dzięki swoim misjom we wcześniejszych inkarnacjach oraz własnym
poszukiwaniom, jak również naukom pozaziemskich przyjaciół osiągnął odpowiednio
wysoki stopień rozwoju, który jest
absolutnie niezbędny do skutecznej
współpracy z Plejadanami. Na przekór wszystkim stwierdzeniom
degradującym go do poziomu przeciętnego niewykształconego farmera z głębokiej
głuszy, to właśnie on osiągnął spośród mieszkańców Ziemi najwyższy poziom
ewolucji. Oczywiście nie chodzi tu o wiedzę materialną, jaką zdobywamy w
szkołach i z książek. Ta wiedza nie wystarczyłaby do spełnienia jego zadania.
Chodzi tu o inne umiejętności, którymi łącznik taki jak on musi koniecznie
dysponować. Należy do nich przede wszystkim sztuka telepatii duchowej,
umiejętność kontrolowania własnych myśli i niewy-

125

syłania do otoczenia negatywnych odczuć, wibracji etc.
Ponadto absolutna wiarygodność i gotowość dochowywania tajemnicy. I na koniec
bardzo ważna umiejętność polegająca na przyjmowaniu z pokorą i odpieraniu
wszelkich ataków i pomówień.

5. Ostatnim i bardzo ważnym powodem są wibracje emanowane
przez Plejadan, które mogą wywoływać następujące skutki:

a) Wywieranie
poprzez swoją intensywność silnego wpływu na ludzi poszukujących prawdy. Osoby
poddane ich działaniu stają się bardzo wrażliwe i całkowicie poświęcają się
swoim poszukiwaniom, nie bacząc na straty, jakie często ponoszą z tego tytułu,
co w naszym zmaterializowanym świecie czyni je wręcz kalekami niezdolnymi do
normalnego życia.

b) Wchodząc bez
odpowiedniego zabezpieczenia w obszar wibracji zwykłego Ziemianina Plejadanie
doznają uczucia apatii i przemożnego strachu. Wynikiem tego jest ich
irracjonalne i nie kontrolowane zachowanie. Znalazłszy się 15 grudnia 1977 roku
w takiej sytuacji Semjase uległa w Centrum, w siedzibie FIGU, poważnemu wypadkowi,
którego następstwem był groźny uraz głowy. Z tego właśnie powodu Plejadanie
muszą zabezpieczać się przed emanacjami Ziemian, przebywając przede wszystkim
wewnątrz swoich statków lub w dobrze ukrytych bazach na terenie Ziemi.
Przebywając w bezpośredniej bliskości człowieka, to jest w odległości poniżej
90 metrów, stosują specjalne urządzenia ochronne, które odpychają od nich nasze
wibracje. Najmniejsze z tych urządzeń działa do odległości 0,5 metra i tylko
przez 12 minut. Najdłuższy czas działania tego typu urządzenia wynosi około 3
godzin, lecz ma ono wielkość sporej walizki.

W tym miejscu nasuwa się pytanie, w jaki sposób
Plejadanie znoszą wibracje Billy'ego i to bez żadnych zabezpieczeń. Odpowiedź
na to jest bardzo prosta i wiąże się z jego wyższym poziomem rozwoju duchowego,
dzięki któremu potrafi on je kontrolować. Z drugiej strony również dzięki niemu
Billy może bez żadnej szkody dla siebie znosić silniejsze od swoich wibracje
Plejadan, jak również znacznie słabsze pozostałych Ziemian.

13. Telepatia zwykła

Najprostszą formą telepatii, tak zwaną zwykłą, jest
przekazywanie myśli. Ma ona u nas, Ziemian, coraz szersze zastosowanie. W
przeciwieństwie do

126

telepatii duchowej przebiega ona w warstwie materialnej
naszego umysłu i dlatego jest znacznie prostsza. Polega na tym, że nadawca
przesyła odbiorcy strumień myśli w formie zdań i słów. Ów strumień fal odbiorca
wychwytuje muszlami usznymi, które pełnią rolę anteny. Brzmi to niewiarygodnie,
ale tak jest!

Ów strumień fal myślowych posiada tak wysoką
częstotliwość drgań, że żadne obecnie istniejące urządzenie techniczne nie jest
w stanie go wyłapać. Ale człowiek jest do tego zdolny, o ile wykształci w sobie
tę umiejętność. Często słysząc taki głos w swojej głowie przypuszcza z powodu
swojej ignorancji, że to jakiś jego własny wewnętrzny głos dobywający się z
podświadomości, co oczywiście nie jest prawdą. Po prostu człowiek taki odbiera
czyjeś myśli, nie wiedząc, kto jest ich nadawcą.

Strumienie fal myślowych są dla naszego nie wyćwiczonego
ucha co prawda niesłyszalne, lecz istnieją rzeczywiście. Różnica między
przekazem akustycznym a telepatycznym polega na tym, że głos akustyczny
odbierany jest przez świadomość materialną, a głos telepatyczny przez
materialną podświadomość.

14. Telepatia duchowa

Telepatia duchowa, jak już jej sama nazwa mówi, ma
charakter czysto duchowy, w związku z czym posiada nieograniczony zasięg. Jest
w pewnym sensie uniwersalnym językiem umożliwiającym porozumiewanie się na
nieskończenie duże odległości wewnątrz naszego wszechświata. Jej przebieg
przedstawia się w uproszczeniu następująco.

Na początku każdy duchowy przekaz telepatyczny poprzedzony
jest wysłaniem osobistego kodu odbiorcy, który umożliwia nadawcy połączenie się
z nim. Jeżeli odbiorca jest gotowy do dialogu, wówczas nadawca przesyła swoje
myśli z materialnej świadomości do materialnej podświadomości, która
przekształca je następnie na symboliczne obrazy i wysyła do odbiorcy w postaci
elektromagnetycznych impulsów przemieszczających się z prędkością wielokrotnie
przekraczająca prędkość światła. Dotarłszy do podświadomości odbiorcy impulsy
te są z powrotem przekształcane na symboliczne obrazy i przekazywane dalej do
materialnej świadomości, która z kolei przekłada je na normalny język.

Pewna część tych impulsów odbierana jest w korze mózgowej
jako szept, który jako niesłyszalne słowa wnika do materialnej świadomości. Ta
praktykowana przez Plejadan forma telepatii opiera się na 50,2 miliona
symbolicznych znaków. Kto opanował ten uniwersalny język, może się swobodnie
porozumiewać w całym wszechświecie, to znaczy z tymi form-

127

ami życia, które znają go również. Jest to w sumie bardzo
skomplikowany proces. Jedynym utrudnieniem w tego rodzaju komunikacji jest
duchowa blokada, którą wytwarza wokół siebie człowiek.

15. Teletransmisja

Kiedy osoby lub przedmioty znikają nagle z pola widzenia,
po czym po jakimś czasie ponownie pojawiają się w tym samym lub innym miejscu,
wówczas mamy do czynienia z teletransmisją lub teleportacją.

Teletransmisja nazywana często teleportacją bardzo
obrazowo przedstawiona została w znanym filmie science-fiction Star Trek:
The Motion Picture (Gwiezdna wędrówka Film).

15.1. Teletransmisja kontrolowana

Teletransmisja kontrolowana to świadome superszybkie
przemieszczanie ciał żywych istot, statków kosmicznych etc. z jednego miejsca
na drugie poprzez ich dematerializację i rematerializację za pomocą maszyny
teletransmisyjnej z wykorzystaniem energii naturalnych i sztucznych. (Patrz
podrozdział "Dematerializacja i rematerializacja").

Przykłady:

a) Jest to często
stosowana przez istoty pozaziemskie metoda kontaktowania się. Przy jej pomocy
istoty pozaziemskie często przesyłały swoje ciała oraz ciało Billy'ego z
pokładu statku w wybrane miejsce i odwrotnie.

b) Metoda ta
wykorzystywana jest również do przemieszczania różnych przedmiotów. Kilka lat
temu Quetzal przetransportował przy jej pomocy worek ziemniaków z Plejad do
gabinetu Billy'ego.

c) Ziemskim
przykładem tego typu metody przemieszczania przedmiotów i ciał żywych istot
mógłby być osławiony "eksperyment filadelfijski". Nie ma jednak absolutnej
pewności, czy miał on rzeczywiście miejsce. Według krążących na ten temat
informacji statek amerykańskiej floty wojennej U.S.S. Eldridge został w
1943 roku rzekomo na oczach wielu świadków zdematerializowany w Filadelfii, po
czym w chwilę potem pojawił się 640 kilometrów dalej w Norfolk, a następnie
ponownie w Filadelfii. Większość załogi rzekomo zaginęła, a ci którzy przeżyli,
podobno postradali zmysły i wkrótce potem zmarli.

15.2. Teletransmisja nie kontrolowana

Teletransmisja nie kontrolowana to superszybkie
przemieszczenie danego obiektu z jednego miejsca na drugie poprzez jego
dematerializację

128

i rematerializację za pomocą energii naturalnych lub
sztucznych nie wywoływane świadomym działaniem ludzkich form życia. Może być
ona spowodowana przez:

a) eksplozje,
sztormy elektromagnetyczne (bardzo często) powstające we wszechświecie oraz
wybuchy na słońcu;

b) powstawanie
dziur w ziemi, jak to miało miejsce w lipcu 1977 roku w Trójkącie Bermudzkim,
na Madagaskarze oraz Morzu Japońskim.

16. Teleportacją

Istnieją dwa rodzaje teleportacji materialna i duchowa.

16.1. Teleportacją materialna

Teleportacją materialna to superszybkie przemieszczanie
ciał żywych istot, przedmiotów etc. z jednego miejsca na drugie poprzez ich
dematerializację i rematerializację za pomocą materialnych sił świadomości,
czyli bez użycia środków technicznych. Może być ona wywołana świadomie za
pomocą świadomości materialnej lub podświadomie za pomocą podświadomości
materialnej.

Przykłady teleportacji materialnej wywołanej przez
podświadomość:

a) Pewien
mieszkaniec Afryki znalazł się swego czasu w stanie silnego zagrożenia ze
strony lwa. Będąc przerażonym do szpiku kości zapragnął znaleźć w tym momencie przed swoją chatą we
wsi. To uczucie niezwykle silnego strachu sprawiło, że jego życzenie
ziściło się i po chwili znalazł się w rodzinnej wiosce, która oddalona była o
3000 kilometrów od miejsca zdarzenia. Skutkiem ubocznym tego zdarzenia było
całkowite osiwienie jego włosów, które nastąpiło w ciągu zaledwie jednej nocy.

b) Teleportacją
Kalliopy (żony Billy'ego) w Grecji. Pewnego dnia udała się razem ze swoją klasą
na zwiedzanie katakumb. W pewnej chwili dotarli w podziemiach do grobowca
pewnego świętego. Każda z uczennic przechodząc obok jego grobu miała pocałować
szklaną pokrywę. Gdy przyszła kolej na Kalliopę, nagle ni stąd, ni zowąd znalazła
się w ogrodzie przed drzwiami kościoła. Jak to się stało? Otóż, silna niechęć
przed pocałowaniem nagrobka wyzwoliła w jej materialnej podświadomości siły,
które przeniosły ją w ułamku sekundy przed drzwi kościoła.

16.2. Teleportacją duchowa

Teleportacją duchowa to świadome superszybkie
przemieszczenie ciała żywej istoty z jednego miejsca na drugie poprzez jego
dematerializację

129

i rematerializację za pomocą duchowych sił świadomości,
czyli bez użycia środków technicznych.

Są ludzie, którzy potrafią teleportować na duże
odległości siebie samych, statki kosmiczne oraz inne większe od siebie
przedmioty. Oznacza to, że znajdują się oni na bardzo wysokim poziomie rozwoju
duchowego. Częściej jednak w przypadku tak dużych zadań ma miejsce jednoczenie się
duchowe wielu form życia w tak zwany blok, co pozwala łatwiej je realizować.

17. Dematerializacja i rematerializacja

Ten z pozoru mistyczny proces dokonuje się w przypadku
superszyb-kiego transportu ciał żywych istot lub obiektów materialnych z
jednego miejsca na drugie podczas teletransmisji i teleportacji. Przebiega on w
trzech etapach:

Pierwszy etap: w trakcie
dematerializacji dany obiekt materialny błyskawicznie przekształca się w
substancję podstawową, to znaczy energię.

Drugi etap: powstała z
danego obiektu energia tworzy spójny pakiet, którego przemieszczenie się z
jednego miejsca na drugie odbywa się tak, jakby stanowił on nieprzenikliwy
obiekt materialny, to znaczy, stanowi samodzielną i zwartą całość nie
mieszającą się z innymi energiami otoczenia.

Trzeci etap: w trakcie
rematerializacji obiekt zamieniony wcześniej w energię błyskawicznie
przekształca się z powrotem ciało materialne.

Cały ten proces przebiega niewyobrażalnie szybko, niemal
bez upływu czasu. Grube betonowe mury, stalowe ściany i inne przeszkody, a
także olbrzymie odległości nie są dla niego jakimkolwiek utrudnieniem. Stosowany
jest bądź zachodzi podczas:

1. teletransmisji
kontrolowanej,

2. teletransmisji
nie kontrolowanej,

3. teleportacji
materialnej,

4. teleportacji
duchowej,

5. podróży
kosmicznych (pokonywanie odległości czasoprzestrzennych),

6. podróży w
czasie.

Proces ten przebiega błyskawicznie i automatycznie.
Niemożliwa jest w trakcie jego trwania jakakolwiek korekta, dlatego też
niezbędne jest jego bardzo precyzyjne zaprogramowanie, aby uniknąć ewentualnych
katastrof.

Każde ciało posiada swój własny wzorzec strukturalny,
dzięki któremu po jego rozkładzie na pakiet energii może ono zostać następnie
precyzyjnie

130

zrematerializowane. Procesy przemiany w energię i jej ponownego
przekształcenia w materię muszą być ze sobą zsynchronizowane w czasie.
Jakiekolwiek błędy mogą spowodować, że na przykład osoba przemieszczająca się
w czasie może stracić całkowitą orientację i zagubić się na zawsze w czasie i
przestrzeni.

Należy wiedzieć, że nie jest to proces fizyczny, to
znaczy odnoszący się wyłącznie do materialnej rzeczywistości, w związku z czym
jego istotę można przedstawić jedynie w pewnym przybliżeniu i to posługując się
analogiami do znanych zjawisk fizycznych. Proces dematerializacji i rematerializacji
nie oznacza jednak w żadnym przypadku jakiejkolwiek implozji lub eksplozji.
Gdyby to była forma eksplozji, wówczas dany obiekt zostałby rozerwany na
niezliczoną ilość części i bezpowrotnie zniszczony, gdyż jego zestawienie w
całość nie byłoby możliwe.

Nie jest to więc ani eksplozja, ani implozja wytwarzająca
próżnię. Problem w tym, że nie posiadamy jeszcze odpowiedniego aparatu pojęciowego,
aby móc dokładnie i jasno wyjaśnić istotę tego zjawiska.

131

VII DZIENNE DEMONSTRACJE PLEJADAN

1. Statki kosmiczne i ślady ich lądowań

W kręgach urologicznych już od dawna wiadomo, że statki
kosmiczne istot pozaziemskich od czasu do czasu lądują na ziemi i pozostawiają
po sobie różne ślady. Mogą to być odciśnięte w gruncie ślady podpór, wypalona
roślinność, połamane gałęzie, promieniowane etc.

Ślady takie stanowią doskonały dowód istnienia istot
pozaziemskich, ponieważ można je badać metodami fizyczno-chemicznymi, czyli w
sposób akceptowany przez świat nauki. Niekiedy przy ich pomocy udaje się nawet
przekonać sceptyków, że takie odwiedziny są możliwe.

Pozaziemscy przyjaciele Billy'ego zadeklarowali chęć
dostarczenia mu tego rodzaju dowodów. Właściwie rzecz biorąc Plejadanie nie
mają zwyczaju lądowania bezpośrednio na ziemi, nawet wtedy gdy załoga statku
chce z niego wysiąść. Zwykle po przyziemieniu unosi się on cały czas tuż nad
ziemią. Właśnie dlatego Erranie nie pozostawiają po sobie jakichkolwiek śladów.

Wiele śladów ich lądowań, które mogliśmy oglądać na
Wyżynie Szwajcarskiej w pobliżu Zurychu, powstało właśnie jako efekt ich
świadomego działania, którego celem było dostarczenie nam owych dowodów.

Wygląd oraz struktura śladów lądowania zależą zasadniczo
od systemu napędowego danego statku kosmicznego. Ślady w pobliżu Zurychu były
dwojakiego rodzaju, które dla ich łatwiejszego rozróżniania nazwać będę w
dalszej części śladami lądowania pierwszego i drugiego rodzaju.

132

1.1. Ślady lądowania pierwszego rodzaju

(zdjęcia od 33 do 38)

Ślad lądowania pierwszego rodzaju pochodzi ze statku Menary,
Jest to kolista powierzchnia o średnicy około 3,5 metra. (Menara jest
ciemnoskórą kobietą z gwiazdozbioru Lutni należącą do jednej z najbardziej
zaprzyjaźnionych z Plejadanami ras, która w latach 1975-1986 przebywała na
Ziemi często zastępując Semjase i Quetzala).

Latem 1976 roku na łące w pobliżu Hinwil (Ambitzgi)
mieliśmy przyjemność podziwiania dwóch śladów tego typu jeden z nich
pochodził ze statku Menary, drugi ze statku jej przyjaciółki Rali. Takie same
ślady pokazał nam Billy 2 października 1976 roku przed drewnianą szopą w
Blitterswil (w pobliżu Oberi Ebni, Juckern) po kontakcie, który przeprowadził
tego dnia późnym popołudniem. Chociaż były one jeszcze bardzo świeże, nie
stwierdziliśmy wewnątrz nich żadnych oznak wypalenia trawy. Towarzyszący nam z
licznikiem Geigera fizyk nie stwierdził również występowania wewnątrz oraz
wokół nich jakiegokolwiek promieniowania. Nazajutrz w ich obrębie pojawiła się
kolejna osobliwość, która polegała na tym, że cała ich powierzchnia roiła się
od mrówek, których nie było poza nimi. Coś w tych śladach musiało je przywabić.

Tego samego rodzaju ślady zaobserwowano na parkingu przed
domem Billy'ego w Hinterschmidrti. Było to 23 listopada 1977 roku oraz 21
lutego 1978 roku. O tej porze roku ziemię pokrywała warstwa lodu grubości 10-12
centymetrów. Gorący strumień gazu wydobywający się ze statku Menary stopił ją
na wylot na całej powierzchni śladu. Co ciekawe, ślad z 23 listopada 1977 roku
powstał podczas krótkiej wizyty Menary trwającej zaledwie 10 minut, która miała
miejsce w chwili, gdy żona Billy'ego, Kalliope, poszła zaprowadzić jedno z
dzieci do pobliskiej szkoły. Oczywiście ktoś mógłby zarzucić, że Billy zdążył
w tym czasie mimo braku jednej ręki przetopić tę warstwę lodu na tej
powierzchni. Jeśli ktoś sądzi, że to możliwe, niech sam spróbuje to zrobić z
takim samym skutkiem.

1.2. Ślady lądowania drugiego rodzaju

(zdjęcia od 39 do 46)

W różnych miejscach na łąkach w okolicy Hinwil (Betzholz,
Baretswil, Wetzikon, Adelsriet, Ettenhausen), jak również Hinterschmidrti
można było zaobserwować ślady lądowania drugiego rodzaju pozostawione przez
siedmiometrowy statek Plejadan pilotowany przez Semjase, Quetzala i Menarę.

Tak oryginalne ślady powstają podczas lądowania statku
Plejadan, który osiada na 3 podporach z talerzowatymi łapami wysuwanych z
dolnej części

133

powłoki. Podpory są tak rozmieszczone, że tworzą trójkąt
równoboczny, zaś ich łapy mają kształt kół o średnicy około 2 metrów. Ich
ogromne ślady w kształcie kolistych zawirowań przygiętej do ziemi wysokiej
trawy wywołują szczególne wrażenie (w przypadku statku kosmicznego Semjase
średnica śladów wynosiła prawie 2 metry, zaś Quetzala -- 1,80 metra).

Zwykle trawa zgnieciona przez silny wiatr po pewnym
czasie podnosi się i rośnie dalej, jak gdyby nigdy nic. Jedynie złamane łodygi
przebarwiają się i usychają. W przypadku tych śladów zaskakujące jest to, że
pod wpływem ucisku wywartego przez spoczywający na ziemi statek trawa nie
zostaje zgnieciona ani uszkodzona mechanicznie, a mimo to nie podnosi się już i
dalej rośnie horyzontalnie nie zmieniając przy tym koloru.

Według naszych obserwacji przyciśnięta do ziemi podporami
trawa leży ułożona poziomo całymi tygodniami, o ile oczywiście łąka nie
zostanie w międzyczasie skoszona. Po tego rodzaju lądowaniu w rejonie
Hinterschmid-rti musiał minąć kwartał, zanim nowo wyrosła trawa pokryła
przygniecioną.

Duże wrażenie wywarły na mnie podwójne ślady lądowania
drugiego rodzaju pozostawione w czerwcu 1976 roku na małej polanie porośniętej
wysoką trawą przez statki Semjase i Quetzała. W środku każdego z obu obszarów
zajmowanych przez potrójny zestaw kolistych śladów znajdowało się wydeptane
miejsce, od którego prowadziła wąska ścieżka skręcająca na południowy skraj
polany. Według Billy'ego w tamtych miejscach wysiedli ze swoich statków jego
pozaziemscy przyjaciele. Dokładne pomiary odcisków stóp Quetzala i siostry
Semjase, Pleji, wykazały, że ich stopy miały długość odpowiednio 30 i 26
centymetrów. Jak nam powiedział Billy, Pieją chciała wówczas koniecznie
przejechać się jego motorowerem. Wysłuchawszy jego wskazówek wsiadła nań i
odbyła krótką przejażdżkę, która sprawiła jej dużą przyjemność.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o pewnym śladzie
położonym na skraju lasu w odległości około 100 metrów poniżej siedziby Centrum
w Hinterschmidruti, który zaobserwowaliśmy 15 czerwca 1980 roku. Nigdy przedtem
takiego nie widzieliśmy. Wyglądał, jakby przez tamto miejsce przeszła trąba
powietrzna. Billy wyjaśnił nam, że został on zrobiony przez statek Semjase,
który lądował tam podczas silnej burzy. Z uwagi na pogarszające się warunki
atmosferyczne statek został otoczony energetycznym ekranem ochronnym. Dzięki
niemu Semjase osiągnęła za jednym zamachem 3 cele: po pierwsze, żadna z
postronnych osób nie zauważyła lądującego pojazdu; po drugie, ekran chronił
statek niczym parasol przed padającym deszczem i, po trzecie, załoga statku
czuła się wewnątrz niego jak w klatce Faradaya, to znaczy całkowicie
bezpiecznie mimo szalejącej wokół burzy.

134

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADi]

Szkic Hansa Schutzbacha przedstawiający
rozmieszczenie śladów pozostawionych w czerwcu 1976 roku przez statki Semjase
i Ouetzala.

 

Semjase zaprezentowała wówczas ponadto Billy'emu pewną
niezwykłą sztuczkę. Półżartem zapytała go, czy nie chciałby wyjść ze statku.
Nieco zdziwiony odrzekł jej, że właściwie nie bardzo mu się uśmiecha chodzenie
po mokrej trawie, a poza tym nie jest do tego odpowiednio ubrany (miał na sobie
domowe ubranie i sandały). Stało się tak dlatego, że na pokład statku został
zabrany ze swojego gabinetu przy pomocy teletransmitera. Semjase odparła na to:
"To żaden problem, przyjacielu, jedną chwilę". I wtedy ku jego ogromnemu
zaskoczeniu w ciągu kilku sekund zamieniła pełną wody glebę w zupełnie suchą,
która wyglądała po tym zabiegu, jakby przez dłuższy czas wystawiona była na
działanie promieni słonecznych. Następnie

135

powiedziała mu, aby przespacerował się po niej i sam
przekonał się o tej nagłej zmianie. Kiedy stanął na trawie, powiedział zdziwiony:

- Och, jak
fantastycznie, wszystko jest zupełnie suche.

Pragnę ponadto dodać, że wszystkie wymienione ślady
lądowań widziało wielu świadków i że część z nich została nawet sfotografowana,
również przeze mnie.

Wyjaśniona została również zagadka rosnącej poziomo trawy
w miejscu lądowań. Okazało się, że jest to efekt działania napędu
antygrawitacyjnego używanego podczas operacji przeprowadzanych w pobliżu
powierzchni planet, w który wyposażone są statki Plejadan.

1.3. Relacja ze zdarzenia w dniu 15 czerwca
1980 roku

(zdjęcia od 44 do 46 relacja
Herberta Runkeld) W nocy z soboty na niedzielę 15 czerwca 1980 roku
siedziałem razem z Billym (Eduardem Meierem) w kuchni i pijąc kawę rozmawiałem
z nim na różne tematy. Tuż przed północą Billy przerwał naszą rozmowę i na jego
twarzy ujrzałem znany mi już uśmiech.

Stało się coś?
spytałem.

- Nie, nic
takiego - - odrzekł. - - Dzisiaj w nocy będę miał jeszcze gości.

- W taką psią pogodę odparłem. To może być nawet
zabawne. Biłly wzruszył ramionami i wróciliśmy do przerwanej rozmowy, jak gdyby
nic się nie stało. Następnie zaparzył świeżą kawę i spojrzał na zegarek, jakby
się gdzieś wybierał.

Włóż coś
odpowiedniego, bo zmokniesz powiedziałem.

Tak też będzie dobrze odrzekł, po czym pożegnał się
ze mną i wyszedł z kuchni.

Po paru minutach wyszedłem na podwórze. Na niebie
rozgrywał się niezwykły spektakl -- błyskawice jedna po drugiej rozjaśniały
nisko zwisające, ciężkie chmury, z których padał tak ulewny deszcz, jakby
nastąpiło ich oberwanie. Zapaliłem papierosa i obserwowałem z zaciekawieniem
ten rzadki spektakl przyrody. Po niejakim czasie wróciłem do kuchni i z
napięciem czekałem na powrót Billy'ego.

Po ponad godzinie otworzyły się drzwi do kuchni i Billy
wszedł do środka. Był ubrany tak samo, jak w chwili gdy z niej wyszedł miał
na sobie jasne letnie spodnie, koszulę i sandały. "To niemożliwe"

- pomyślałem "jak mógł pójść na miejsce spotkania nie
moknąc ani trochę po drodze". Pozdrowił mnie i poprosił o filiżankę kawy.

Przekazuję ci
serdeczne pozdrowienia powiedział siadając przy stole. Jutro musimy coś
sfotografować.

136

- Co mamy
sfotografować? spytałem zaintrygowany.

- Semjase
wylądowała swoim statkiem na ziemi i myślę, że będzie tam kilka dobrych śladów.

- W taki deszcz,
to niemożliwe - - odrzekłem. - - Na wszelki wypadek jednak pójdę tam zaraz po
wschodzie słońca.

- Możemy to
zrobić razem powiedział Billy i wypił kawę. Potem opowiedział mi jeszcze o
kilku sprawach, które omawiał podczas kontaktu z Semjase.

Nawet przez chwilę nie myślałem o spaniu, w związku z
czym rozmawialiśmy aż do świtu. Burza wkrótce oddaliła się i nad horyzontem
zaświeciło słońce. Ubrani w gumowce udaliśmy się na miejsce, gdzie miały się
znajdować ślady lądowania. Ziemia wkoło była mokra i śliska, zaś trawa przygnieciona
do ziemi. Nagle z przodu ujrzeliśmy 3 koła o średnicy około 2 metrów. Trawa w
ich obrębie była przygnieciona do ziemi spiralnie w kierunku przeciwnym do
ruchu wskazówek zegara od wewnątrz na zewnątrz.

Z miejsca zacząłem fotografować, mimo iż światło było
jeszcze słabe.

Jak długo stał tutaj ten statek? spytałem Billy'ego,
który był również zajęty robieniem zdjęć.

Jakieś pół godziny, jak sądzę.

- Nieźle to wygląda dodałem.

Słońce powoli wznosiło się na horyzoncie i warunki
fotografowania poprawiły się. Pierwsza klisza została już wypstrykana i
włożyłem do aparatu następną. To było niesamowite, mimo iż już nieraz byłem
świadkiem tego rodzaju zdarzenia.

Zrobione wówczas zdjęcia istnieją do dzisiaj i każdy, kto
chce, może je obejrzeć.

Opisane tutaj ślady nie mają nic wspólnego z tak zwanymi
kręgami zbożowymi licznie występującymi w ostatnim okresie na polach uprawnych
Wielkiej Brytanii.

2. Teletransmisje Billy'ego

Jak już wspomniałem w rozdziale IV, istoty pozaziemskie
bardzo często wykorzystują do transportu teletransmisję kontrolowaną, za pomocą
której błyskawicznie przenoszą siebie lub Billy'ego z jednego miejsca na
drugie. Plejadanie kilkakrotnie zademonstrowali nam działanie swoich
teletrans-miterów. Poniżej przytaczam kilka przykładów.

137

2.1. Zaginiony bez śladu

(relacja Engelberta Wachtera skrót)

Zdarzenie to miało miejsce w początkowym okresie
istnienia Centrum w Hinterschmidrti.

Rok 1978, podobnie jak poprzedni, w którym przenieśliśmy
się do Hinterschmidrti, był dla nas okresem wytężonej i ciężkiej pracy.
Otoczenie i zabudowania były jeszcze stosunkowo zaniedbane, wszystko wymagało
usprawnień i napraw, także wozownia. Najpierw wzięliśmy się za naprawę dachu,
ponieważ cały był dziurawy. Niektóre belki musieliśmy w ogóle wyrzucić. Billy
zebrał grupę pracowników, do której również i ja należałem. Pewnego dnia
pracowałem na dachu przy wymianie belek. Praca postępowała bardzo sprawnie i
właśnie zacząłem spasowywać je ze sobą. Stałem wysoko na kalenicy i miałem
zamiar dokonać jeszcze kilku ostatnich korekt, kiedy nagle usłyszałem głos
Billy'ego: "Hej, cieślo, stań na zewnątrz dachu, abyś mógł lepiej wbijać
gwoździe". Nie posłuchałem tej rady i nadal pracowałem po swojemu. Kilka
minut później doszło do tego całkowicie nieoczekiwanego zdarzenia.

Właśnie stałem na wąskiej desce, gdy Billy zwinnie niczym
kot przesunął się za moimi plecami. Gdy się odwróciłem, już go nie było.
Odruchowo pomyślałem, że spadł z dachu, lecz nie słyszałem żadnego odgłosu,
który by na to wskazywał. Wyglądało, jak gdyby rozpłynął się w powietrzu.
Zaczęliśmy z miejsca szukać go w wozowni i poza nią, ale bez rezultatu.

Po jakiejś pół godzinie wróciliśmy do pracy i mniej
więcej w tym samym czasie zobaczyliśmy go, jak nadchodzi od strony parkingu. W
chwilę potem zajął się swoją pracą, jak gdyby nic się nie stało. Nasze pytanie
o to, gdzie był, skwitował zagadkowym uśmiechem, dorzucając zdawkowo, że Ptaah
przetransportował go na swój statek za pomocą teletransmitera.

W tym miejscu chciałbym przedstawić jeszcze inne zdarzenie,
które miało miejsce mniej więcej w tym samym okresie. Zaczęło się od tego, że
Billy chciał mi pokazać i powiedzieć coś ważnego. W tym celu zaprowadził mnie
do swojego gabinetu. Otworzył drzwi i wszedł do środka, ja zaś tuż za nim. Gdy
był już tuż przy biurku, nagle zniknął. Przeszukałem cały pokój, każdy jego
zakamarek, ale nigdzie tam go nie znalazłem. Z mieszanymi uczuciami opuściłem
biuro. Po chwili jednak przypomniałem sobie zdarzenie na dachu wozowni i ze
spokojem wróciłem do pracy.

138

Jak się później okazało, tym razem Semjase sprowadziła go
na swój statek przy pomocy teletransmitera.

Były to jedyne zdarzenia, podczas których byłem naocznym
świadkiem demonstracji możliwości tej techniki.

2.2. Zamknięte drzwi

(relacja Guido Moosbruggera)

Billy często był teletransmitowany ze swojego gabinetu na
pokład statków Plejadan. Któregoś razu został przetransportowany z niego w
sytuacji, kiedy obydwoje drzwi prowadzących doń było zamkniętych przez niego
od wewnątrz. Po kontakcie przeniesiono go omyłkowo nie do gabinetu, lecz na
korytarz. Dalszego ciągu można się już domyślić. Dodam tylko, że ponieważ nie
było kluczy zapasowych, musiano sporządzić specjalny wytrych, aby otworzyć
zamek jednych z drzwi.

2.3. Ślady stóp na śniegu

(zdjęcia 47 i 48 relacja
Guido Moosbruggera) Podczas kontaktu z Semjase w nocy z 5 na 6 stycznia
1977 roku Billy poprosił ją po zakończeniu rozmów o pewną przysługę. Zapytał ją
półżar-tem, czy mogłaby go wysadzić nie tam, skąd go zabrała (nie opodal
Wetzikon, około 20 kilometrów od Hinwil), ale na środku pokrytej śniegiem łąki
w Winkelriet w pobliżu Hinwil. Semjase chętnie przystała na jego prośbę i przy
pomocy teletransmitera przeniosła go we wskazane miejsce, skąd udał się pieszo
w kierunku drogi.

2.4. Jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki

(relacja Jacobusa Bertschingera część
l skrót) 7 lutego 1977 roku zawiozłem Eduarda Meiera (Billy'ego)
swoim Yolkswagenem na umówione spotkanie z Semjase (patrz także część 2
podrozdział 4.1.). Po pewnym czasie zmęczony czekaniem i panującą ciszą
spróbowałem połączyć się z nim za pomocą krótkofalówki. Moje wysiłki spełzły
jednak na niczym, ponieważ znajdował się w tym czasie na pokładzie statku
Semjase. W pewnym momencie podskoczyłem w fotelu jak porażony prądem na
wprost mnie przed samochodem ni stąd, ni zowąd jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki ukazała się ludzka postać. Wyglądała niczym zjawa. Po
chwili jednak usłyszałem w swoim głośniku głos Billy'ego: "Oto jestem,
przyjacielu". W tym momencie wiedziałem już, że to on. Wsiadł do
samochodu, uśmiechnął się i powiedział: "No i co, dziwisz się, prawda?"
Oznajmił mi potem, że usłyszał moje wezwanie

139

w chwili, gdy wchodził do windy grawitacyjnej, której
strumień transportowy opuścił go na ziemię z wysokości 8 metrów na wprost mojego
samochodu. Został opuszczony przez Semjase obok mojego samochodu na własną
prośbę, gdyż jak mi powiedział, chciał zobaczyć moją minę. Niestety to
zamierzenie nie udało mu się w pełni, ponieważ z powodu panujących ciemności
nie mógł zobaczyć mojej twarzy schowanej za szybą samochodu.

Kiedy wracali, Semjase dokonała specjalnie dla nich
widowiskowego manewru, który według Jacobusa Bertschingera wyglądał
następująco:

Z daleka z zachodu zbliżał się do Hinwil jaskrawo żarzący
się obiekt wielkości piłki. Billy nie pozwolił mi jednak na obserwowanie jego
manewrów, domagając się, żebym czym prędzej jechał do domu (wówczas jeszcze do
Hinwil), skąd, jak się okazało, mieliśmy znacznie lepszy widok po raz
kolejny mogłem się przekonać, że wiedział dobrze, co robi. Dwie minuty później
byliśmy już przy jego domu. Cała jego rodzina uprzedzona za pomocą
krótkofalówki, stała już na podwórzu i obserwowała z przejęciem zbliżający się
statek Semjase, który świecił niczym miniatura Księżyca w pełni. Na okolicznych
ulicach stały grupki jego sąsiadów, którzy gapili się w milczeniu na ten
spektakl. Pojazd przemieszczał się bezszelestnie i po około 3 minutach zniknął
za pagórkiem na północnym wschodzie.

W każdej chwili gotów jestem zaręczyć za rzetelność i
prawdziwość moich wypowiedzi. Prawda zawsze pozostanie prawdą i nic tego nie
zmieni.

2.5. Nocny wypad w rejon Schnbergeru

(relacja Engelberta Wachtera skrót)

Późnym wieczorem 20 lutego 1977 roku Engelbert Wachter,
Jocobus Bertschinger, Bernadette Brand oraz Billy jechali dwoma samochodami w
ulewnym deszczu w kierunku Horgen-Hirzel na miejsce kontaktu.

Po przejechaniu prawie stumetrowego odcinka bagnistej
drogi dotarliśmy w końcu do celu. Sprawdziliśmy nasze krótkofalówki, po czym
Billy oddalił się bez latarki w kierunku ciemnego zagajnika.

Gdy zniknął nam z oczu, zabraliśmy się do pracy.
Musieliśmy wyciągnąć nasze samochody z bagna, w które wjechaliśmy, co w taką
ulewę wcale nie było takie proste. Wyjechawszy z niego, przystąpiliśmy do
zakładania łańcuchów na koła, aby nie utknąć w innym

140

miejscu. Staliśmy na skraju lasu i rozglądaliśmy się za
Billym. Deszcz lał nieprzerwanie. Od czasu do czasu silny powiew wiatru
strząsał z gałęzi drzew kaskady wody tworząc wokół małe bajoro. Nasze ubrania
wyglądały jak wyciągnięte z wody worki. Przyświecając sobie latarką Jacobus
mocował się z łańcuchami. Nagle przeraźliwy krzyk puszczyka przedarł się przez
szum deszczu. Kilka sekund później powietrze wypełnił dziwny szum, który po
chwili przeszedł w znany nam już melodyjny dźwięk.

Był to odgłos statku promiennego naszej wspólnej
przyjaciółki Semjase z Billym na pokładzie, który przeleciał powoli tuż nad
naszymi głowami. Ledwie ów dźwięk ucichł, a Billy już stał przed nami. Był
uśmiechnięty, wręcz promieniujący radością, i co dziwne mimo ulewnego deszczu
jego ubranie było całkowicie suche. Dopiero po chwili jego skórzany płaszcz
zaczął moknąć i błyszczeć w świetle reflektorów.

W statku Semjase Billy był osłonięty przed deszczem, zaś
podczas transportu przy pomocy teletransmitera, jak wiadomo, się nie moknie.

Po jego powrocie oba samochody zostały pośpiesznie
połączone liną holowniczą, aby umożliwić mniejszemu z nich wydostanie się z
błota bez łańcuchów. Około pierwszej pożegnaliśmy się w Wadenswil i każdy z nas
wrócił do siebie.

2.6. Niepojęte dla osób postronnych

(relacja Engelberta Wachtera skrót)

W poniedziałek 21 września 1981 roku pracowałem na dachu
naszego nowego kurnika, gdy w pewnym momencie ujrzałem Bil-ly'ego spieszącego
na spotkanie drogą Schmidrti-Sitzberg w kierunku "Sirrwies". (Sirrwies
to położona na północny wschód od Centrum łąka, z której kierunku często
słyszane były odgłosy statków Plejadan).

Pozdrowiłem go, na co odpowiedział mi uśmiechem i zniknął
w lesie. Kilka minut później, około godziny 19.20, usłyszałem nad pobliskim
lasem sosnowym szum statku promiennego. To był Quet-zal, który zaprosił
Billy'ego na spotkanie. Ów melodyjny odgłos statku rozbrzmiewał w dolinie
jeszcze przez dobrą minutę, po czym nagle ucichł.

Gdy skończyłem pracę na dachu, usiadłem i zacząłem obserwować
"Sirrwies" przylegającą do sąsiedniego skraju lasu. Błądziłem wzrokiem
ponad wysokimi sosnami. Minutę przed dwudziestą ponownie usłyszałem odgłos
statku Quetzala, po czym zdarzyło się coś nieoczekiwanego.

141

Nagle jak spod ziemi pośrodku łąki wyrósł Billy i szybkim
krokiem ruszył w kierunku domu. Dla osób postronnych takie zdarzenie jest
wprost niepojęte, lecz dla nas niemal codziennością. Mimo iż jesteśmy
przyzwyczajeni do tego rodzaju demonstracji, to jednak za każdym razem jesteśmy
pełni podziwu dla poziomu techniki naszych pozaziemskich przyjaciół.

Aby nieco poszerzyć ten wykaz, dołączam jeszcze krótki
fragment z rozmowy między Quetzalem i Billym:

QUETZAL: To jest
zrozumiałe, ale teraz musisz już wracać. Mam jeszcze coś do zrobienia.

BILLY: Oczywiście.
Czy widzisz tam w dole Engelberta? Co ty na to, aby przesłać mnie tam na belkę,
na której właśnie pracuje, tuż obok niego?

QUETZAL: To zbyt
niebezpieczne, mój przyjacielu. Przypomnij sobie to zdarzenie, które miało
miejsce w Winkelriet.

BILLY: To było
faktycznie zabawne tak zwane lądowanie przymusowe.

QUETZAL: Dla ciebie
rzeczywiście to była przygoda, lecz nie dla nas. Wysadzę ciebie pośrodku łąki
Sirrwies i postaram się, aby Engelbert zobaczył cię natychmiast po
materializacji.

BILLY: W porządku,
zatem wysyłaj mnie.

QUETZAL: Masz
przecież swoją własną metodę wysiadania...

BILLY: Oczywiście,
masz rację. Zaczekam na moment, kiedy ta maszyna dematerializująca przestanie
działać i wtedy poszybuję na ziemię jak strzała. Chciałbym wtenczas zobaczyć
twoją minę i to, jak starasz się zapobiec, abym się nie rozbił.

QUETZAL: Czasami
bardzo trudno jest mi zrozumieć twój humor, ponieważ łączysz go z
rzeczywistością. Muszę ci niestety wyjaśnić, że nie mógłbyś wskoczyć do luku
dematerializacyjnego w chwili awarii maszyny, pomijając fakt, że taka awaria
jest całkowicie niemożliwa. Po prostu pole energetyczne zatrzymałoby cię przed
otworem.

BILLY: A jeśli i
ono by zawiodło?

QUETZAL: Jesteś
uparty, ale to też jest absolutnie niemożliwe.

BILLY: Jesteś tego
pewny?

QUETZAL: Absolutnie.

3. Pozaziemskie krasnoludki

Z kilkunastu ras pozaziemskich współpracujących z
Plejadanami posiadających swoje bazy na Ziemi znane są nam także mierzące
około 115

142

centymetrów wzrostu karły, które zamieszkują planetę
sąsiadującą z Errą. Ich zadanie polega na badaniu wpływu różnego rodzaju
promieniowań oraz ruchów skorupy ziemskiej na nasze środowisko. W naszym
Centrum w Hinterschmidrti często zajmowały się podobnymi sprawami. Na przykład
neutralizowały negatywne promieniowanie, które stale gromadziło się w naszym
rejonie. Cztery z tych karłowatych istot przeprowadziły 13 lutego 1978 roku w
naszym Centrum wielkie oczyszczanie, które zajęło im kilka godzin. Jak nas
wcześniej uprzedziła Semjase, z tej okazji przygotowano nam małą niespodziankę,
którą opisała później w swojej relacji Bernadetta Brand. Oto, jak ujęła to
Semjase: "O tym, że pracujemy dla was z czystej wdzięczności, będziecie mieli
okazję przekonać się za 14 dni. Ponadto otrzymacie na to także dowód
fotograficzny".

Niewiarygodne przeżycie

(zdjęcia 49 i 50 relacja
Bemadetty Brand)

W niedzielę 13 lutego 1977 roku udałam się wczesnym
popołudniem razem z Billym, Jacobusem Bertschingerem, Engelbertem Wachterem i
jego żoną Marią do Hinterschmidrti, aby obejrzeć nowy dom Billy'ego, jego
rodziny i członków grupy.

Billy i Jacobus już od samego rana pracowali w pocie
czoła w jego piwnicy wypompowując z niej wodę. Po naszym przybyciu była ona już
zupełnie sucha. Billy poszedł obejrzeć jej ściany, podczas gdy my stanęliśmy na
schodach i czekając na niego wdaliśmy się w rozmowę.

Wrócił po niedługim czasie z wyrazem zdziwienia na
twarzy. Powiedział, że w północnej części piwnicy znalazł w rogu odcisk stopy,
którego wcześniej tam nie było. Musiała ona zostać odciśnięta w czasie, kiedy nie
było ich w domu. Zdaniem Billy'ego nie jest to odcisk dwóch stóp, jak sądzą
niektórzy, lecz jednej i to wielkości stopy dziecka. Było to rzeczywiście
ciekawe, jako że żadne dziecko nie mogło wejść w tym czasie do piwnicy, po
drugie zaś dlatego, że był to tylko jeden odcisk.

Mimo iż okazywałam zdziwienie, w duchu wątpiłam w niezwykłość
tego zdarzenia. Postanowiłam jednak na własne oczy obejrzeć ten ślad. Jak
zwykle miałam ze sobą w samochodzie aparat fotograficzny, lecz jak się okazało,
zapomniałam zmienić w nim film i, co gorsze, nie miałam ze sobą nowego.
Powiedziałam o tym Billy'emu, który w odpowiedzi pożyczył mi swój aparat z
wmontowaną lampą błyskową. Razem z nim zeszłam do piwnicy, pozostałe 3 osoby
pozostały na zewnątrz, komentując to zdarzenie.

Billy i ja byliśmy w niej zupełnie sami. Wewnątrz panował
półmrok rozjaśniany nikłym światłem wpadającym przez otwarte

143

drzwi i maleńkie okienko. Billy wodził powoli strumieniem
światła latarki po podłodze, ścianach i każdym kącie w północnej części piwnicy,
gdzie miał znajdować się odcisk małej stopy. Rzeczywiście był tam. Obejrzałam
go dokładnie w świetle latarki i zabrałam się do fotografowania. Ostatnie
cztery zdjęcia zrobiłam z odległości około 1,5 metra. Przez chwilę miałam
ochotę odwrócić się, przejść przez piwnicę i zrobić jeszcze jedno zdjęcie, lecz
zrezygnowałam z tego. (Bałam się, że Billy wyśmieje mój zamiar fotografowania
pustej przestrzeni. Chyba do końca życia będę żałowała, że jednak tego nie
zrobiłam). Po zrobieniu zdjęć, opuściliśmy piwnicę i dołączyliśmy do
pozostałych.

Po ich wywołaniu Billy wyjaśnił mi, że widniejący na
jednym z nich zamazany zarys postaci przedstawia karłowatą istotę wzrostu
112-115 centymetrów, z której rasą współpracują Plejadanie. Najbardziej
zdziwił mnie fakt, że podczas robienia zdjęć nikogo nie zauważyłam.

Podsumowując to, Billy stwierdził, że z czterech obecnych
tam wówczas, lecz niewidzialnych karłów tylko jeden mógł zostać uchwycony na
filmie, ponieważ był widoczny przez tyle mniej więcej czasu, ile wynosił czas
ekspozycji. Właśnie dlatego robiąc zdjęcie nie mogłam go dostrzec.

4. Niecodzienne rozmowy radiowe

4.1. Jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki

(relacja Jacobusa Bertschingera część
2 skrót) Było to 7 lutego 1977 roku około godziny 18. Wiozłem wówczas
Eduarda Meiera (Billy'ego) w kierunku Ottikon na spotkanie z Sem-jase. Na jego
polecenie zatrzymałem się na leśnej drodze. Po chwili wysiadł i poszedł w
kierunku na południe. Zostałem sam w samochodzie. Po około 15 minutach
usłyszałem go w krótkofalówce, jak usiłował bezskutecznie porozumieć się z
domem (krótkofalówką w siedzibie FIGU). Ponieważ z trudem słyszałem go,
włączyłem się i poinformowałem go, że słabo go słychać. Odrzekł, że znajduje
się na statku Semjase i że zaraz poprosi ją o poprawienie połączenia. Po kilku
sekundach słychać go było już doskonałe.

Powiedział, że ma mnie na optycznym ekranie i drogą
radiową skieruje mnie w inne miejsce. Uruchomiłem samochód i pojechałem zgodnie
z jego wskazówkami, aż dotarłem do wzniesienia na skraju lasu, skąd miałem
wspaniały widok na okolicę. Siedziałem zamyślony

144

za kierownicą z wzrokiem utkwionym przed siebie. Nagle w
głośniku rozległ się jego głos. Pytał mnie, czy widzę statek, który unosi się
teraz dokładnie nad lotniskiem Kloten. Niestety widziałem tylko niewielki
świetlny owal. Billy zaśmiał się i powiedział, że zaraz poprosi Semjase, aby
dała więcej światła. Po około 2-3 sekundach statek nagle rozbłysł jasnym
światłem. Mogłem teraz obserwować, jak powoli oddala się w kierunku Zurychu.

4.2. Przeżycie z 4 stycznia 1978 roku

(relacja
Guido Moosbruggera)

Początek roku spędzałem jak zwykle w
Semjase-Silver-Star-Center w Hinterschmidruti. 4 stycznia 1978 roku wieczorem
siedziałem w ciepłym pokoju, na dworze zaś szalała śnieżna burza i dął ostry
wiatr. Nikomu z obecnych w domu nie przyszłoby do głowy, aby wychodzić z niego
w taką pogodę, lecz w Centrum nigdy nie narzekaliśmy na brak niespodzianek i
tak też było tego wieczora. Zupełnie nieoczekiwanie o godzinie 21.30 Billy
otrzymał od Cmetzala telepatyczne zaproszenie na spotkanie.

W chwilę później powiedział do Jacobusa i do mnie: -
Przygotujcie się, jedziemy na spotkanie!

Biorąc pod uwagę tę kiepską pogodę, to zaproszenie na
przejażdżkę spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, niemniej szybko zabraliśmy
się do pracy. Włożyliśmy odpowiednie ubranie i zaczęliśmy się zastanawiać,
jakim samochodem lepiej jechać. Zdecydowaliśmy się na Yolkswagena, gdyż jak
dotąd najlepiej sprawdzał się w zimowych warunkach. Zainstalowaliśmy
krótkofalówkę i zabraliśrrfy się do zdrapywania lodu z szyb samochodu. Po
kwadransie samochód był gotowy do drogi.

Jacobus zasiadł za kierownicą, Billy obok niego, a ja na
tylnym siedzeniu. W chwilę potem ruszyliśmy w nieznane. Billy otrzymywał na
bieżąco przekazywane telepatycznie dane dotyczące kierunku. Oprócz złego stanu
nawierzchni jazdę utrudniała nam dodatkowo silna burza śnieżna. Po półgodzinnej
jeździe dotarliśmy do celu. Zatrzymaliśmy się przed małym mostem na skraju lasu
i zaparkowaliśmy na poboczu. Billy wysiadł z samochodu, przewiesił
krótkofalówkę przez ramię i pożegnał się z nami. Z wielkim trudem przedzierał
się przez pokrywający łąkę głęboki śnieg. Nagle zniknął nam z pola widzenia.
Pomyśleliśmy wtedy z Jacobusem: "No, znowu ten błyskawiczny transport".
Nasze przypuszczenie po chwili potwierdziło się. W ułamku sekundy został
przeniesiony do sterowni statku Quetzala, który unosił się w powietrzu gdzieś
nad nami. Dla Billy'ego nie było to nic niezwykłego, ponieważ tego rodzaju
teletransmisje przeżywał już nieraz.

145

Nagle usłyszeliśmy jego głos dobiegający z krótkofalówki,
lecz o nieco niższym tonie niż zwykle, przypuszczalnie dlatego, że pochodził z
wnętrza statku. Jacobus znał już ten efekt z wcześniejszych spotkań. Billy
powiedział nam, że "mamy się udać w kierunku najbliższych zabudowań, gdzie do
nas dołączy". Gdy dotarliśmy we wskazane miejsce, ukazał się nieoczekiwanie
pośrodku ulicy. Nie dziwiło nas już wcale, że na jego skórzanym płaszczu i
kapeluszu nie było śladu śniegu, ponieważ, jak wiadomo, wewnątrz statku on nie
pada.

Wracając pamięcią do tego zdarzenia, zastanawiałem się
swego czasu, po co w taką paskudną pogodę Billy w ogóle wychodził z domu i
jechał w tamto miejsce, skoro równie dobrze mógł zostać przetransportowany na
pokład statku ze swojego gabinetu. Przecież to byłoby znacznie prostsze dla
wszystkich. Jak się później okazało, miało to związek z jego zdrowiem. Z powodu
permanentnego nawału pracy, jego wolny czas systematycznie się kurczył, co
odbijało się negatywnie właśnie na nim.

Cierpiał przede wszystkim na brak snu i ruchu na świeżym
powietrzu. Ciągle lekceważył stale ponawiane^ prośby Plejadan, aby jak
najwięcej przebywał na świeżym powietrzu. Ów lekceważący stosunek do swojego
zdrowia sprawiał, że z roku na rok stale się ono pogarszało, przez co nadejście
kryzysu było już tylko sprawą czasu. I stało się. Późną jesienią 1982 roku
uległ groźnemu wypadkowi w łazience, którego efektem był między innymi wstrząs
mózgu. Jego skutki dają znać o sobie do dzisiaj.

Niestety, Plejadanie nie mogli mu zapobiec. Dlatego
kierowali go w różną pogodę nieraz w dość oddalone miejsca spotkań. Kiedy
jechał na nie motorowerem, często ostatni odcinek musiał przejść pieszo niosąc
go. Najdłuższy odcinek, jaki musiał przebyć na miejsce kontaktu, wynosił około
70 kilometrów. Od czasu do czasu po spotkaniu rozmyślnie wysadzano go daleko od
miejsca, z którego go zabrano, aby zmusić go w ten sposób do spaceru.

Te i inne sposoby miały na celu poprawę jego zdrowia.
Dokładnie temu celowi służył również krótki wypad do Kanady, gdzie razem z
Cjuetzalem brodził przez około 2 godziny w głębokim śniegu podziwiając
tamtejszą przyrodę. Niestety również Plejadanie byli mocno obciążeni pracą, w
przeciwnym bowiem razie częściej by mu urządzali takie wycieczki.

4.3. Instrukcje radiowe ze statku Semjase

(relacja
Guido Moosbruggera)

W niedzielę 20 maja 1978 roku po wielu tygodniach
nieobecności na osobistych spotkaniach z Billym pojawiła się Semjase; była w
towarzystwie swojej siostry Pleji. Około godziny 14.15 Billy otrzymał od niej
telepatycz-

146

ne zaproszenie na spotkanie. Pół godziny później jechał
już motorowerem z krótkofalówką przewieszoną przez ramię.

Porozumiewanie się za pomocą krótkofalówki sprawdziło się
w praktyce, ponieważ dzięki niej Billy mógł o każdej porze skontaktować się z
dowolną osobą w Centrum lub w Yolkswagenie Jacobusa, gdzie najczęściej była
instalowana druga przenośna. Jej długa antena błyszczała właśnie w słońcu nad
dachem samochodu, który stał na parkingu przed domem w Hinterschmidrti.
Była słoneczna, wiosenna pogoda i większość członków grupy pracowała w ogrodzie
lub na łące.

Billy znajdował się w tym czasie na statku Semjase
niedaleko Centrum. W czasie rozmowy z nią i Pieją zadał im następujące pytanie:

BILLY: Powiedzcie
mi, czy nie moglibyśmy polecieć do Centrum i zobaczyć, co się tam dzieje?

PLEJA: Oczywiście,
spójrz, już jesteśmy.

BILLY: Czy mogę tym
moim urządzeniem porozmawiać z nimi na dole?

SEMJASE: No pewnie,
podłącz je tylko. Ale nie chcę później niczego więcej słyszeć na ten temat.

BILLY: Wcale nie
musisz. Wystarczy mi, że porozmawiam z nimi tam na dole. Ale będą zdziwieni!
Hallo, Miranus-5... [Miranus-5 byt nazwą wywoławczą krótkofalówki w
Centrum.}

Według Billy'ego statek Semjase unosił się na wysokości
od 700 do 1000 metrów nad Centrum, skąd rozciągał się wspaniały widok na nie. W
dole krzątali się zajęci swoją pracą członkowie grupy. Miało wówczas miejsce
pewne zdarzenie, o którym chciałbym teraz wspomnieć.

Statek Plejadan jak zwykle otoczony był ekranem
ochronnym, który uniemożliwiał namierzenie go, w związku z czym nie mogliśmy go
zobaczyć. Nagle z głośnika krótkofalówki rozległ się głos Billy'ego. Jego
żona, która znajdowała się akurat w pobliżu, przyjęła jego zgłoszenie,
odpowiadając: "Miranus-1, Miranus-1, co się stało?" Po początkowych
kłopotach ze zrozumieniem jego słów wywołanych zakłóceniami jego głos zabrzmiał
następnie wyraźnie, lecz jego ton był nieco niższy. Billy polecił jej udać się
do ogrodu za wozownią i posadzić tam w określonym miejscu truskawki. Na jej
pytanie, dlaczego właśnie w tamtym miejscu, odrzekł jej, że zdaniem Semjase tam
będą one rosnąć i owocować najlepiej.

W końcu nadeszła kolej na mnie i Engelberta. W tym czasie
zajęci byliśmy ustawianiem ogrodzenia wokół parkingu. Jeden z nas trzymał
właśnie w ręku drewniany słupek, a drugi drewniany młot. Billy obser-

147

wował nas ze statku i nie przepuścił oczywiście okazji,
aby udzielić nam porady, mówiąc, w którym miejscu mamy wbijać słupki. Prawdę
mówiąc, kilka słupków celowo ustawialiśmy krzywo, aby dać mu okazję do pouczenia
nas.

Od nieustannego wpatrywania się w niebo w nadziei
wypatrzenia statku Semjase w pewnym momencie zaczęły nas już boleć karki. Pieją
skomentowała to, mówiąc:

PLEJA: Billy,
wszyscy twoi przyjaciele wypatrują nas tu w górze.

BILLY: Tak, a czy
mogą nas zobaczyć?

SEMJASE: Nie, ich
trud jest daremny, ponieważ statek otoczony jest ekranem ochronnym.

Jeden ze sceptycznych członków grupy, wspiął się na
"ambonę", aby stamtąd obserwować niebo i przyłapać Billy'ego "in
flagranti", ale oczywiście na nic się to nie zdało. (Ambona to najwyższy
punkt pagórka znajdującego się obok parkingu na wschód od głównego budynku
Centrum).

To samo dotyczyło potencjalnych obserwatorów stojących
wzdłuż szosy z Sitzbergu do Wili, ponieważ nawet patrząc pod kątem niemożliwe
jest dostrzeżenie statku Plejadan. Było to możliwe tylko z powietrza z jakiegoś
obiektu latającego, który unosiłby się nad nim, na przykład z helikoptera. A
ponieważ to nie wchodziło w grę, dostrzeżenie go przez kogokolwiek było
wykluczone,

4.4. Niezwykła przemowa

(relacja Guido Moosbruggerd)

Kilku członków grupy od dłuższego czasu ponawiało prośbę,
aby Semjase nagrała na magnetofonie kilka zdań. Pewnego dnia Billy przedstawił
jej to życzenie, ale nie wyraziła na nie zgody. O ile mi wiadomo, próbował
potem raz lub dwa razy nagrać ją potajemnie, ale nie dała się nabrać i szybko
odkryła schowany magnetofon. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy na
początku roku 1983 dowiedziałem się, że Quetzal wygłosi mowę do naszej grupy
poprzez krótkofalówkę. Sądziłem, że chce nam przekazać jakieś poufne
instrukcje, bo jak inaczej można było wyjaśnić zmianę nastawienia Plejadan w
tej sprawie.

Po kilku zmianach terminu spowodowanych nawałem jego
pracy, ustalono w końcu, że ów przekaz nastąpi 5 marca 1983 roku, a więc w
pierwszą sobotę miesiąca, w którą jak zwykle jak co miesiąc miało odbyć się
zebranie naszej grupy. Tuż przed nim, spotkała mnie miła niespodzianka, gdy
przed godziną 17.30 Billy zapukał do moich drzwi i poprosił mnie, abym z nim

148

poszedł. Na moje pytanie, co się stało, odpowiedział, że
o 17.30 oczekuje radiowego wezwania Quetzala w celu sprawdzenia jakości
połączenia. Przyjąłem to zaproszenie z radością. Znajdowaliśmy się w odległości
około 15 metrów od Volkswagena, gdy to się stało. Dokładnie co do sekundy z
krótkofalówki, którą Billy miał przy sobie, rozległ się głos, lecz nie męski, a
damski. Zamiast Quetzala odezwała się Taljda, która przez chwilę rozmawiała z
Billym w doskonałej niemczyźnie. (Taljda jest kobietą o żółtej karnacji skóry
pochodzącą z planety Njssan w układzie Wegi w gwiazdozbiorze Lutni
kilkakrotnie odbywała kontakt z Billym). Pod koniec głos zabrał Solar (Solar
jest pozaziemskim mężczyzną pochodzącym z rasy mającej swoją własną bazę na
Ziemi, która od lat współpracuje z Plejadana-mi). Mówił w niezrozumiałym dla
mnie języku i dziwiłem się, że Billy nie miał żadnych kłopotów z porozumieniem
się z nim.

Ta próba generalna ku naszemu rozczarowaniu nie
przyniosła oczekiwanego rezultatu słyszalność była zbyt słaba. Billy
zaproponował więc, aby podłączyć dodatkowy głośnik. Kolejne połączenie miało
nastąpić o godzinie 20. Nie zwlekając ani chwili przystąpiliśmy więc do
przeciągania kabla z gabinetu Billy'ego do sali w wozowni. Po chwili musieliśmy
jednak zrezygnować z tego zamierzenia, ponieważ przewód okazał się tak stary,
że ruszenie go z miejsca groziło jego trwałym uszkodzeniem. Na szczęście Billy
znalazł jednak w ostatniej chwili wyjście z tej nieciekawej sytuacji.
Powiedział Taljdzie, że odbierze jej przekaz w swoim gabinecie i nagra go na
magnetofonie. Pomysł ten wypalił znakomicie. Taljda tak zachwyciła wszystkich
swoją przemową, że Billy musiał ją odtwarzać dwa razy.

Mówiąc o Taljdzie przypomniała mi się jeszcze jedna
drobna sprawa z nią związana, która potwierdza fakt, że nawet tak wysoko
rozwinięte istoty mają zupełnie ludzkie przyzwyczajenia i że nie są żadnymi
nadis-totami, jak uważa wielu Ziemian.

Jak twierdzi Billy, Taljda odwiedzała go kilkakrotnie w
gabinecie pozostawiając po sobie przyjemny cytrynowy zapach. Pochodzi z planety
Njssan, której atmosfera ma intensywny zapach przypominający zapach cytryn.
Ilekroć zatrzymuje się na Ziemi, używa perfum o tym zapachu, by w ten sposób
przypominać sobie swoją ojczystą planetę. Czemu nie?

5. Pokaz pistoletów laserowych

W ramach dziennych demonstracji Billy otrzymał od Menary
do wypróbowania dwa pistolety laserowe. Pierwsza próba miała miejsce 29
września 1976 roku w okolicy Ambitzgi-Wetzikon. Wówczas to Billy odstrzelił
kilka gałęzi z zarośli oraz przepalił dużą jodłę.

149

Za drugim razem Billy otrzymał znacznie starszy model.
Było to podczas jego osobistego kontaktu z Menarą i jej przyjaciółką Aleną 6
lipca 1977 roku w Hinterschmidrti. Menarą zaparkowała swój pojazd wczesnym
popołudniem nad Semjase-Silver-Star-Center i otoczyła go ekranem ochronnym. Następnie
za pomocą teletransmitera przeniosła się wraz z Aleną na parking przed głównym
budynkiem Centrum.

Kilka godzin wcześniej, rankiem tego samego dnia, Menarą
poinformowała telepatycznie Billy'ego, żeby dopilnował, aby w czasie ich spotkania
przez przynajmniej godzinę nie było nikogo w Centrum ani w jego pobliżu.

Każdy, kto zna Billy'ego, wie, że to nie było dla niego
żadnym problemem. Po prostu wysłał wszystkich obecnych w tym czasie w Centrum
na wycieczkę, mówiąc im, że mogą wrócić dopiero po zakończeniu wizyty Menary i
Aleny. Menarą na wszelki wypadek wytworzyła wokół Centrum dodatkowy ekran
ochronny. W ten sposób nikt nie mógł zobaczyć, co się dzieje wewnątrz niego.
Poza tym w kilku miejscach rozmieszczone zostały urządzenia ostrzegawcze mające
informować o zbliżaniu się każdego człowieka lub pojazdu.

Program spotkania przewidywał wykonanie zdjęć oraz
sfilmowanie prób z pistoletem laserowym. Zostałby z pewnością zrealizowany
niemal w całości, gdyby nikt im w tym nie przeszkodził. Po około półgodzinie
włączyło się urządzenie ostrzegawcze informujące, że do Centrum zbliża się
jakiś pojazd. Billy nie zdążył nawet dokończyć zdania, kiedy Menarą i Alena
przeniosły się na pokład swojego statku. Po chwili wyłączyły ekran ochronny i
wszystko wróciło do stanu pierwotnego. Nikt z osób postronnych nie wiedział, co
się działo w Hinterschmidrti.

Wkrótce po oddaleniu się obu kobiet od strony drogi
Billy'ego dobiegł warkot silnika traktora. Był to Jacobus Bertschinger, który
wracał z Wili, dokąd jeździł po cement, ale ponieważ go nie dostał, wrócił
wcześniej.

Mimo częściowego niepowodzenia tej wizyty, mogliśmy
przynajmniej podziwiać później wykonane podczas niej zdjęcia. Jedno z nich
przedstawiało pochylone mury domu oraz przekrzywiony słup z tablicą ostrzegawczą,
mimo iż w rzeczywistości stoją one pionowo, na drugim zaś widać w dalszym tle
fragment traktora, mimo iż w momencie jego wykonywania nie było go jeszcze w
Hinterschmidrti, ponieważ znajdował się w odległości kilku kilometrów od
Centrum był to oczywiście traktor, którym jechał Jacobus. Billy poprosił
Menarę o wyjaśnienie tych zjawisk. Oto, co powiedziała na ten temat:

- W przypadku tego traktora chodzi o nieznaną wam formę
uwidaczniania każdej materii poprzez promieniowanie podczerwone. Nauka ziems-

150

ka zna promieniowanie podczerwone i wykorzystuje je w
wielu dziedzinach, jak na przykład obserwowanie niewidocznych gołym okiem obiektów
materialnych, często bardzo oddalonych. Ziemska technika potrafi obecnie
uchwycić jedynie zarys danego obiektu, podczas gdy nasza, o wiele bardziej
rozwinięta, potrafi pokazać go ze wszystkimi szczegółami. Natomiast co się
tyczy owych pochylonych murów, mogę jedynie powiedzieć, że wszystko, co
znajduje się wewnątrz ekranu ochronnego ulega zniekształceniu i rozmyciu.

Objaśnienia Menary na temat pistoletu laserowego są
równie interesujące. Oto, co powiedziała na jego temat w rozmowie z Billym:

MENARĄ: Spójrz
tutaj, to broń podobna do tej, którą uszkodziłeś tamte krzaki i jodłę (29
września 1976 roku w Ambitzgi-Wetzikon). Jest trochę starszego typu. To
urządzenie pokazuje powiększenie miejsca, w które celujesz. Dzięki niemu możesz
dokładnie trafić w cel, nawet z odległości wielu kilometrów. Ta urządzenie
celownicze w kształcie rurki po prostu przybliża optycznie cel. W
przeciwieństwie do tej tu, to bardzo przestarzała broń zbliżona pod względem
działania do waszej broni eksplozyjnej. Aby wysłać promieniowanie, wystarczy
pociągnąć spust palcem wskazującym do siebie. Te dwa przezroczyste zbiorniki tu
na górze zawierają dwa różne pierwiastki niezbędne do wytworzenia
promieniowania. Sprzężone wyzwalają nieznany wam rodzaj promieni laserowych,
które niosą drgania o silnym działaniu destrukcyjnym. Niszczą one jednak tylko
niektóre sztuczne formy materii na przykład uszkadzają wasze materiały
światłoczułe. Dlatego nie należy fotografować w trakcie używania tej broni.
Jeśli poprzez przyciśnięcie w tym miejscu sprzężony zostanie przedni i tylny
zbiornik z pierwiastkami, wytwarza się wówczas promieniowanie niszczące, które
w ułamku sekundy może zamienić wszystko na popiół na odległość do 37,2
kilometra. Jeśli natomiast poprzez przyciśnięcie w tym miejscu uaktywni się
jedynie przedni zbiornik, wtedy wyzwoli się promieniowanie, które ma działanie
jedynie oszałamiające służące tylko do celów obronnych, podczas gdy
promieniowanie niszczące służy z reguły do eliminacji celów. W ekstremalnych
przypadkach używane jest również do likwidacji wrogiego pojazdu lub obiektu
latającego. Ten rodzaj broni wyszedł z użycia przed około 600 laty. Najnowsza
broń jest mniejsza, zmieniło się również jej działanie, to znaczy sposób
wytwarzania promieniowania. Poza tym uzależniona została od indywidualnych
zapotrzebowań, to znaczy, może być wykorzystywana tylko przez jej właściciela.
Uruchomienie wyzwalacza promieniowania następuje na drodze umysłowej. W tym
celu w jego mechanizmie sterującym zaprogramowany został wzór

151

fal mózgowych jej właściciela. Jeżeli broń dostanie się w ręce innej
osoby, może być użyta przez nią dopiero po jej przeprogramowaniu.

BILLY: To bardzo
ciekawe, co mówisz, choć, jak wiesz nie bardzo się na tym znam. Ale to
nieważne. Dziwi mnie tylko to, co powiedziałaś

0 właścicielu tej
broni. Czy możesz to bliżej wyjaśnić?

MENARA: Właścicielem
nazywam osobę, która może z niej korzystać, ponieważ takie określenie odpowiada
waszemu sposobowi myślenia. Inaczej mówiąc, jest zindywidualizowana,
dostosowana do konkretnej osoby.

Szczególną atrakcją tego spotkania było to, że Billy mógł
sfotografować przyjaciółkę Menary Alenę. Warunkiem było jednak to, że jej twarz
pozostanie niewidoczna. Ponadto mógł wypróbować ów pistolet, co też uczynił
strzelając z odległości około 20 metrów do tak zwanego drzewa Semjase (jest to
stojące na wzniesieniu w Hinterschmidrti drzewo, którego korona została
uszkodzona przez statek Semjase). Promień pistoletu błyskawicznie przepalił
dwudzies-toczterocentymetrowej średnicy pień drzewa pozostawiając w nim dziurę
grubości palca. Drzewo to stało się swego rodzaju symbolem Hinterschmidruti

1 wszyscy
odwiedzający Centrum chcą je zobaczyć.

6. Niezwykłe odgłosy

Jak już wspomniałem we wcześniejszych rozdziałach, statki
Plejadan mają zabezpieczenie przed ich wykryciem, zarówno za pomocą wzroku, jak
i radarów. Zabezpieczenie to może mieć charakter całościowy lub selektywny i
ma postać kokonu energetycznego, który otacza statek niczym pancerz. Częściowe
lub całkowite wyłączenie akustycznego ekranu ochronnego powoduje, że można
wówczas usłyszeć osobliwy odgłos wydzielany przez wirujące tarcze układu
napędowego przypominający szum dziecięcego bąka, który nasila się wraz ze
zwiększaniem jego prędkości obrotowej. Podobnie jest w przypadku tych tarcz.

Plejadanie w przeciwieństwie do innych istot
pozaziemskich dbają o to, aby ich statki nie były zauważane przez Ziemian.
Dlatego też zabezpieczają je bardzo dokładnie, aby nie można ich było zobaczyć,
usłyszeć ani namierzyć w jakikolwiek inny sposób. Wyjątkami są sytuacje, które
mają miejsce podczas podchodzenia statku do lądowania lub jego odlotu, kiedy to
ekrany ochronne są wyłączane na krótki okres czasu. W tych momentach można
wyraźnie usłyszeć ich odgłosy.

Jeszcze inaczej było, kiedy Semjase umożliwiła Billy'emu
(łącznie 3 razy) nagranie tych odgłosów na magnetofonie. Dwa razy wiosną 1976
roku w okolicy Hinwil i raz 18 lipca 1980 roku w Sadelegg-Schmidrti.

152

Podczas drugiego razu, w Wielki Piątek 1976 roku, statek
Semjase szybował na wysokości około 50 metrów nad łąką, na której Billy położył
magnetofon. Ekran ochronny był częściowo otwarty. Z jednej strony statek był
zabezpieczony przed lokalizowaniem optycznym i radiolokacyjnym, z drugiej zaś
sygnały akustyczne mogły przechodzić otwartym kanałem do najbliższego
otoczenia. Świadkowie przebywający odległości kilku metrów od stanowiska
Billy'ego stwierdzili, że odgłosy nie pochodziły z głośnika magnetofonu, lecz z
niewidzialnego "głośnika" usytuowanego w powietrzu na pewnej wysokości.
Dwa dni później wszyscy oni udali się ponownie na miejsce zdarzenia, aby
przeprowadzić pewien test. Ustawili magnetofon w tym samym miejscu i puścili to
nagranie na cały głos. Różnica między tym dźwiękiem, a słyszanym pierwotnie
była ogromna. Tym razem było wyraźnie słychać, że źródło dźwięku znajduje się
na ziemi, poza tym jego moc pozostawiała wiele do życzenia. Świadkowie musieli
zbliżyć się o niemal połowę odległości, w jakiej stali poprzednio od
magnetofonu, aby ów dźwięk brzmiał z taką samą mocą, jak wtedy. Poza tym
kierunek, z jakiego dobiegał, jak już wspomniałem, był zupełnie inny.

Cechą charakterystyczną owych niezwykłych dźwięków
wydawanych przez statek Semjase była zmienna tonacja.

Jedyną rzeczą, która podczas tego piątkowego pokazu nie
podobała się Billy'emu i zaproszonym przez niego świadkom, byli niepożądani
gapie przy ogrodzeniu. Nie należy się jednak temu dziwić, ponieważ oni również
chcieli usłyszeć tę symfonię statku istot pozaziemskich. Ich obecność
spowodowała jednak nagłe przerwanie tego pokazu, który trwał w sumie około 10
minut.

Symfonia statku promiennego

(relacja Engelberta Wchtera skrót)

Trzecia i równocześnie ostatnia demonstracja odgłosów
dźwiękowych miała miejsce latem 1980 roku w Sadelegg-Schmidrti. Aby uniknąć
jej ponownego przerwania, jak to miało miejsce poprzednim razem, Semjase
wcześniej poinformowała Billy'ego o jej szczegółach. Należało przedsięwziąć
odpowiednie środki bezpieczeństwa, aby wyeliminować niepożądanych widzów. W
związku z tym znaleziono bardzo proste i rozsądne rozwiązanie polegające na
zamknięciu wszystkich dróg dojazdowych do miejsca demonstracji na czas jej
trwania. Zostały one zamknięte zarówno dla pieszych, jak i pojazdów, z
wyłączeniem kilku członków naszej społeczności oraz rodziny Billy'ego. Na
umówione miejsce pokazu sprzęt nagrywający przywiózł osobiście traktorem
Billy.

Po tym krótkim wstępie oddaję głos Engelbertowi
Wchterowi.

153

[patrz:
dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADj]

Usytuowanie Billy'ego
oraz świadków w czasie demonstracji w Sdelegg

(Freddy
Kropf)

My, to znaczy Engelbert Wachter, Maria Wchter, Kalliope
Meier, Methusalem Meier, Atlantis Meier, Jacobus Bertschinger i Eva Bieri,
nawet nie przypuszczaliśmy wczesnym rankiem 18 lipca 1980 roku', czego
przyjdzie nam być świadkami. Na miejsce pokazu dotarliśmy z opóźnieniem,
ponieważ musieliśmy pomóc przy zamknięciu wszystkich dróg dojazdowych.

Billy czekał już tam na nas. W międzyczasie w odległości
około 300-400 metrów od miejsca kontaktu umieścił aparaturę nagrywającą.
Udzielił nam ostatnich wskazówek dotyczących naszego zachowania, po czym szybko
wskoczył do swojego pojazdu i udał się na miejsce

154

spotkania, my zaś usadowiliśmy się we wszystkich
strategicznie ważnych punktach. Stamtąd widzieliśmy, jak dotarł na umówione
miejsce i wysiadł z traktora. Pośpiesznie zaczął coś przy nim majstrować. W
końcu wyciągnął jakiś kawałek blachy i zrobił sobie z niego swego rodzaju dach
przed zbliżającym się deszczem.

Po kilku minutach powietrze rozdarł głośny dźwięk, który
rozniósł się po całej okolicy niczym orkan. Był tak przenikliwy i donośny, że
niektóre magnetofony uległy nawet uszkodzeniu. Jak zamurowani staliśmy na
swoich miejscach, słuchając w zauroczeniu i z trwogą tej nawałnicy dźwięków,
która rozchodziła się na wiele kilometrów. Potwierdziło to potem pewne starsze
małżeństwo, które w tym czasie znajdowało się w odległości około 3 kilometrów
od nas, a także liczni rolnicy pracujący na pobliskich polach. Cały pokaz trwał
prawie 30 minut. Około godziny 20. uradowani nim, wdzięczni Billy'emu i
Se-mjase, wróciliśmy w dobrych nastrojach do domu.

7. Zagadkowa eliminacja jodeł

Głównym zadaniem w początkowym okresie kontaktów Semjase
z Bil-lym było dostarczenie mu możliwie wiarygodnego materiału dowodowego.
Wtedy to Semjase upodobała sobie szczególnie wolno rosnące w terenie jodły,
które stanowiły dla niej punkt odniesienia do określania wymiarów.

Nie wybierała jednak zwyczajnych drzew, ale najwyższe,
najbardziej okazałe, jakie często można spotkać w Kantonie Zrychskim. Jeden z
jej ulubionych manewrów lotniczych polegał na krążeniu statkiem wokół takiego
drzewa i dotykaniu nim jego najwyższych gałęzi. Przy tego rodzaju manewrach nie
sposób było uniknąć oddziaływania na nie promieniowaniem emanowanym przez
układ napędowy statku. Zdaniem Semjase to promieniowanie, które może się
utrzymywać w poddanym jego działaniu obiekcie nawet przez kilka miesięcy, jest
zupełnie nieszkodliwe dla drzew.

Wielu naukowców z pewnością byłoby zainteresowanych jego
zbadaniem w celu poszerzenia swojej wiedzy. Bojąc się jednak, że wiedza ta
mogłaby zostać wykorzystana przeciwko innym ludziom, Plejadanie nie zamierzają
pozwolić, aby do tego doszło.

W związku z tym promieniowaniem, to znaczy jego
likwidacją, wyłonił się swego czasu pewien problem, który polegał na tym, że
Plejadanie nie byli w stanie zlikwidować jego pozostałości przy użyciu
dostępnych im środków technicznych z 5 jodeł. Przeto nie pozostało im nic
innego, jak zrobić użytek z przysługującego im w takich przypadkach prawa,
które zezwala w wyjątkowych sytuacjach na eliminację danej formy życia.

155

Dlatego właśnie zlikwidowali je oraz wszelką pamięć o
nich. Nic więc dziwnego, że żaden z okolicznych chłopów już ich sobie nie
przypomina, mimo iż przez lata ścinali z nich gałęzie. Aby podnieść niezwykłość
tej historii i jednocześnie uwiarygodnić ją, 17 października 1976 roku Semjase
zaprezentowała nam swego rodzaju miniaturę takiej akcji likwidacyjnej z pewnymi
oczywiście ograniczeniami.

Zdarzenie z 17 października 1976 roku

(zdjęcia 55 i 56 relacja
Guido Moosbruggerd)

Zdarzenie to zaczęło się kilka dni wcześniej, kiedy żona
Billy'ego, Kalliope, zadzwoniła do mnie z informacją, że na niedzielę 17
października Semjase zaplanowała pewien pokaz, w którym mogę częściowo uczestniczyć,
jeśli mam czas i ochotę. Zgodziłem się bez wahania i zaraz po przybyciu do
Hinwil zacząłem wypytywać rodzinę Billy'ego o jego szczegóły, ponieważ on sam
nie chciał puścić pary z ust, mimo iż wiedział dokładnie, co to ma być. Powód
jego milczenia poznaliśmy nieco później. Jedyne, co powiedział wówczas w
związku z tą sprawą, to:

- Zrobimy balon na gorące powietrze, przyczepimy do niego
aluminiową taśmę i jutro po południu wypuścimy go, aby sprawdzić, jak
zareagują sąsiednie stacje radarowe. W okolicy miejsca startu balonu dojdzie do
właściwego pokazu, dlatego też radzę wam dokładnie obserwować całą okolicę.

Nie pozostało nam więc nic innego, jak uzbroić się w
cierpliwość i pozwolić się zaskoczyć tą niespodzianką. Najpierw musieliśmy
jednak zrobić balon, nad którym pracowali już intensywnie Billy i Herbert
Runkel, a ponieważ czasu było niewiele, przyłączyłem się do nich, pomagając im
sklejać poszczególne jego części. W niedzielę około godziny 16. był już gotowy.

W międzyczasie w domu Billy'ego zebrało się już kilku
ciekawskich niecierpliwie oczekujących na odjazd na miejsce startu balonu. Po
niedługim czasie mała kolumna pojazdów ruszyła z miejsca i przejechała powoli
ulicami Hinwil. Po dotarciu do celu zajęliśmy się przygotowaniami do startu,
zaś fotografowie zajęli swoje stanowiska, czekając na dogodną okazję do
zrobienia zdjęć.

Start nastąpił około godziny 19. i przebiegł bardzo
pomyślnie. Widzowie wiwatowali zachwyceni, patrząc, jak wypełniony ponad 60 m3
gorącego powietrza balon wznosi się pionowo w niebo. Na czterech ścianach jego
prostopadłościennej czaszy przyklejone były szerokie aluminiowe paski. Dzięki
nim miał być łatwiejszy do uchwycenia przez radary. Pogoda sprzyjała nam i
mogliśmy dokładnie obserwować jego lot. Sądziliśmy, że wkrótce zostanie
namierzony.

156

I rzeczywiście tak się stało, ponieważ kilka minut po
jego wypuszczeniu na niebie pojawił się samolot. Czy był to przypadek, czy też
przyleciał tu w celach zwiadowczych? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.
(Potem udało nam się ustalić, że nasz balon nie został jednak namierzony przez
radar. Tak przynajmniej oświadczyły pobliskie stacje radarowe).

Po starcie balonu z niecierpliwością oczekiwaliśmy na
właściwą atrakcję, którą jak sądziliśmy, miało być ujrzenie przez nas w końcu
na własne oczy w świetle dziennym statku Semjase, lecz niestety nic takiego się
nie stało. Tymczasem balon poleciał w kierunku północno-wschodnim. Billy wsiadł
na swój motorower i pojechał za nim. Mieliśmy się z nim spotkać potem w
umówionym miejscu. Ku naszemu rozczarowaniu z powodu nieporozumienia nie doszło
jednak do tego. W końcu wróciliśmy do domu, gdzie już na nas czekał. Następnie
zaprowadził nas na miejsce startu balonu, aby powiedzieć nam tam o akcji
Semjase.

Pokazał nam miejsce, gdzie niedawno jeszcze rosła
mierząca od 3 do 5 metrów wysokości jodła, która dosłownie zniknęła bez śladu w
wyniku akcji eliminacyjnej Semjase. Z miejsca przeprowadziliśmy wnikliwe badanie
ziemi, które nie wykazało, aby rosło tam kiedykolwiek jakieś drzewo. Dziwiliśmy
się, dlaczego Billy nie powiedział nam o tym wcześniej. Uniemożliwiał mu to
jednak kategoryczny zakaz Semjase podyktowany względami bezpieczeństwa. Całe to
zdarzenie byłoby bezsprzecznie cenniejsze, gdyby nie przebiegało tak
tajemniczo, lecz w tym przypadku nie mogło być niestety inaczej.

157

VIII NOCNE
DEMONSTRACJE PLEJADAN

Wiosną i latem 1976 roku w Hinwil i jego okolicy miało
miejsce kilka imponujących nocnych demonstracji Plejadan. Ja sam uczestniczyłem
w trzech z nich. Raz podczas pierwszej wizyty u Billy'ego była to moja
pierwsza obserwacja UFO. Za drugim i trzecim razem, 12-13 i 26 czerwca,
Plejadanie zezwolili po raz pierwszy na fotografowanie i filmowanie osobom
postronnym. Później nie było już takich pokazów, w związku z czym materiał
fotograficzny z tych dwóch demonstracji jest jedyny w swoim rodzaju.

1. Moja pierwsza obserwacja UFO

(relacja
Guido Moosbruggera)

W połowie maja 1976 roku po raz pierwszy pojechałem na
weekend do Hinwil z zamiarem sprawdzenia wiarygodności szwajcarskiego łącznika
Eduarda Meiera (zwanego przez niektórych UFO-Billym). Zaprosił mnie do siebie
po moim liście, w którym zapytałem go, czy mogę go odwiedzić. Po półtoradniowym
pobycie w Hinwil w niedzielny wieczór chciałem wracać do domu, lecz stało się
inaczej. Billy zaproponował mi bowiem, abym przenocował u niego, ponieważ ma
przeczucie, że tej nocy zdarzy się coś szczególnego. Propozycja ta wydała mi
się bardzo nęcąca i przyjąłem ją. Jego przeczucie okazało się prawdziwe i
jestem mu teraz bardzo wdzięczny, że mnie zatrzymał, gdyż dzięki temu przeżyłem
to, o czym marzyłem już od dawna prawdziwe spotkanie z UFO.

158

W niedzielę wieczorem
16 maja 1976 roku przebywałem w
domu Meierów oczekując w napięciu na to mające nastąpić po godzinie 22. wydarzenie.
W pewnym momencie Billy oznajmił mi:

__Między wpół do pierwszej i pierwszą.

Tak, ale co? - - zapytałem. W odpowiedzi machnął
jedynie ręką wskazując'na niebo, i dalej oglądał program telewizyjny, jak gdyby
nic się nie stało. Zastanawiałem się, co miał oznaczać ten gest, jako że nie
byłem obeznany z tym, co się tam działo. Na moje kolejne pytanie, odrzekł, że
jego pozaziemska przyjaciółka Semjase poinformowała go, że musi się przygotować
na spotkanie z nią.

Dokładnie o godzinie 23.30, godzinę wcześniej niż było
uzgodnione, Billy ponownie otrzymał od Semjase telepatyczną wiadomość, w której
informowała go ona, że właśnie przelatuje nad jego miejscowością. . oparzony
Billy zerwał się na równe nogi i wybiegł z pokoju, kierując się na zewnątrz
domu. Jego żona, Kalliope, Konrad Schutzbach i ja ruszyliśmy za nim Na dworze
pani Meier wskazała na niebo. Z początku nie wierzyłem własnym oczom, lecz to
tam naprawdę było -- ognistoczerwony obiekt lecący bezgłośnie w prostej linii
nad ich domem. Żona Billy'ego podała mi lornetkę i wtedy wyraźnie zobaczyłem
światła w jego tylnej części. W napięciu śledziliśmy jego lot do czasu, aż
zniknął na horyzoncie za lasem. Swoim zwyczajem Semjase przesłała nam pozdrowienie.
Pani Meier i j; udaliśmy się na pobliskie wzniesienie, mając nadzieję, że
jeszcze raz go zobaczymy. Po chwili podszedł do nas Konrad Schutzbach i
powiedział, abyśmy bezzwłocznie wrócili do domu. Kiedy weszliśmy do niego,
zastaliśmy w nim Billy'ego w trakcie przebierania się, który oznajmił nam, że
przed kilkoma minutami otrzymał sygnał do wymarszu. Nie zwlekając ani chwili
przebrałem się w ciepłe ubranie, Schutzbach również, i ruszyli; w ślad za nim.
Billy jak zwykle wsiadł na swój motorower i odjechał. Tym razem, w
przeciwieństwie do innych spotkań, nie znał jego miejsca ani drogi Instrukcje otrzymywał w trakcie jazdy za
pomocą przekaźml telepatycznego bezpośrednio ze statku Semjase. Schutzbach i ja
jechaliśmy za nim samochodem. Musieliśmy uważać, aby nie stracić go z oczu,
ponieważ nie mieliśmy zielonego pojęcia, dokąd jedzie. Z początku krążyliśmy
po Hinwil, aby zgubić postronne osoby, które mogły za nami jechać. Na
rozwidleniu dróg musieliśmy się zatrzymać i cofnąć, a następnie skręcić w prawo
przypuszczalnie źle zrozumiał instrukcje przekazywane mu przez przekaźnik
telepatyczny.

W końcu dotarliśmy do miejscowości Drstelen, gdzie nasz
przewodnik zatrzymał się nagle pośrodku polnej drogi. Znajdowaliśmy się bez
wątpienia w pobliżu miejsca kontaktu. Gdyby Billy był sam, wówczas urządzenie

159

prowadzące zawiodłoby go aż na miejsce lądowania statku,
ponieważ jednak towarzyszyły mu obce osoby, przyrząd automatycznie się
wyłączył. Jego nagłe wyłączenie się jest sygnałem dla pilota, że ma skontrolować
osobę towarzyszącą łącznikowi w celu ustalenia, czy jest ona usposobiona
przyjaźnie, czy wrogo, to znaczy, czy jest godna zaufania, czy nie. Kontrola ta
polega na analizie jej myśli. Jeżeli jej wynik jest pozytywny, wówczas kontakt
jest podejmowany, w przeciwnym przypadku zostaje on odwołany i przeniesiony w
inne miejsce i na inną porę.

Podczas tej kontroli w pamięci przekaźnika kodowane są
wzorce fal mózgowych poszczególnych osób, dzięki czemu może on potem sam
dokonywać ich identyfikacji. Fale mózgowe są bowiem jak linie papilarne.

Staliśmy więc na polnej drodze, czekając, aż zakończy się
kontrola. Semjase nie miała w swoich urządzeniach wzorców naszych fal mózgowych,
dlatego sprawdzenie nas zajęło jej nieco czasu. Czekając na jej werdykt,
gorączkowo rozglądaliśmy się po niebie w nadziei ujrzenia jej statku. W pewnym
momencie dostrzegliśmy przelatujący stosunkowo blisko nas obiekt w kształcie
punktu, który rozjaśniał się od czasu do czasu. W pierwszym momencie
pomyślałem, że to samolot, ale nie słyszałem jakiegokolwiek odgłosu silnika.
Schutzbach, z zawodu prywatny pilot, poddał w wątpliwość moje przypuszczenie,
ponieważ częstotliwość migotania tego światła była bardzo nietypowa jak na
samolot. W końcu Billy powiedział półżartem, że mógłby sprawdzić, czy jest to
obiekt ziemski, czy nie, co też zrobił. Po kilku sekundach światło migacza
nagle zgasło i obiekt przestał być widoczny. Billy wyjaśnił to następująco:

Po prostu wydałem rozkaz temu obiektowi, aby wyłączył
migacz. W przypadku samolotu nie odniosłoby to żadnego skutku.

Jak wyjaśniła potem Semjase było to bezzałogowe
urządzenie telemetryczne używane w celach zwiadowczych. Jego błyski, które nas
tak zaintrygowały, są efektem pracy urządzeń sterowniczych. W przypadku ich
awarii kontrolę nad pojazdem przejmuje automatycznie najbliższa ziemska baza
Plejadan, która naprowadza go na właściwy kurs.

Po kwadransie oczekiwania i tym zabawnym epizodzie Billy
otrzymał kolejny przekaz telepatyczny od Semjase. Zgodnie z nim polecił nam
pozostać na miejscu i czekać na swój powrót. Poprosił również Semjase, aby
dokonała nam niewielkiego pokazu. Zgodziła się, nie obiecując jednak, czy to
zrobi na pewno. Mieliśmy na wszelki wypadek uważnie obserwować niebo, zwłaszcza
jego północną część.

Następnie Billy wsiadł na swój wehikuł i pojechał na
właściwe miejsce spotkania, które położone było w odległości kilku minut drogi
od nas na ukrytej polanie, gdzie czekała już na niego Semjase.

160

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADk (Billy)]

"Billy" Eduard Albert Meier-Zafiriou

[dalej w oryginale jest seria 78
kolorowych zdjęć ]

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia
wszystkie
reprodukcje zdjęć od UFO Z PLEJAD z 01-04 aż do UFO Z PLEJAD z 77-78 ]

Gdy Billy oddalił się od nas, pomyślałem, co by się
stało, gdybym tak teraz za nim pobiegł. Semjase musiała wyłapać tę myśl, gdyż
inaczej nie przywitałaby go słowami: "Przyprowadziłeś ze sobą dwie obce osoby.
Sprawdziłam ich nastawienie. Ich zainteresowanie jest szczere. Pan Moos-brugger
przez chwilę zastanawiał się, co by było, gdyby poszedł za tobą. Ale to bez
znaczenia, ponieważ kryła się za tym jedynie ciekawość..."

Schutzbach i ja czekaliśmy na powrót Billy'ego. Była
wspaniała widoczność, pełnia Księżyca. Ponieważ robiło się nam coraz zimniej,
wsiedliśmy z powrotem do samochodu, skąd kontynuowaliśmy obserwację nieba.
Ledwie zajęliśmy w nim miejsce, gdy nagle, jak gdyby z nicości, znad lasu w
północnej części nieba wynurzył się ognistoczerwony okrągły krążek wielkości reflektora.

Początkowo unosił się w powietrzu huśtając na boki niczym
wahadło, po czym zniknął. Odległość do niego wynosiła prawie 3 kilometry.
Wkrótce w tym samym miejscu pojawił się biały jak śnieg okrągły obiekt, który
zataczając kręgi przemieszczał się poziomo. Podczas tego manewru wydawało się
nam, że owa kula nagle zwiększyła swoją wielkość, to znaczy z lewej i prawej
strony u dołu pojawiły się następne, a potem jeszcze jedna, czwarta, nieco
mniejsza, która jak kropla odpadła od środkowej, głównej, ale nie spadła na
ziemię. Po następnej przerwie rozbłysł srebrzysty krążek, który pozornie
zbliżając się do nas stawał się coraz większy. Po chwili jednak skurczył się i
wrócił do swojej pierwotnej wielkości, a następnie zniknął bez śladu. W ten oto
sposób zakończył się ów fascynujący spektakl, który zawdzięczaliśmy Billy'emu i
Semjase.

Billy nie mógł oczywiście go oglądać, ponieważ w czasie
jego trwania jechał do nas motorowerem. Kiedy dotarł do nas, po krótkiej
przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłem pełen podziwu dla jego zręczności,
z jaką pokonywał zakręty, mimo iż miał tylko jedną rękę. Było około wpół do
czwartej rano, gdy dotarliśmy do Hinwil. W pierwszej kolejności poszliśmy do
pokoju, aby ogrzać się przy ciepłym piecu.

Podsumowując muszę stwierdzić, że było to dla mnie
niezwykłe przeżycie, którego z pewnością nigdy nie zapomnę. Jeśli zaś chodzi o
wiarygodność tego całego zdarzenia, to chciałbym stwierdzić, co następuje:

1. Konrad
Schutzbach potwierdził swoim podpisem, że moja relacja jest całkowicie zgodna z
prawdą.

2.
Przypuszczeniu, że Billy sam to
wszystko zainscenizował, przeczy
ukształtowanie terenu, które wyklucza, aby mógł on w tak krótkim czasie znaleźć
się przy nas po pokazie. Poza tym nie wyobrażam sobie, w jaki sposób mógłby go
przeprowadzić.

161

Tego rodzaju nocne pokazy polegają, jak twierdzą
Plejadanie, na spalaniu energii elektrycznej. W tym celu statek wysysa ją z
otaczającej go atmosfery, spręża i następnie eliminuje w procesie spalania.
Efektem tego procesu są takie zjawiska świetlne, jakie opisałem w mojej
relacji.

Na zakończenie przytaczam pełny zapis rozmowy Billy'ego z
Semjase, która miała wtedy miejsce podczas ich spotkania.

Kontakt 52, poniedziałek, 17 maja 1976 roku,
godzina 00.47.

BILLY: Tutaj jest o wiele przyjemniej niż tam na dworze.

SEMJASE: Oczywiście. Przyprowadziłeś ze sobą dwie nie
znane mi osoby. Znowu musiałam sama przejąć sterowanie statkiem, podobnie jak
wtedy nad Morzem Północnym, gdzie miałam coś do załatwienia.1

BILLY: Och, znowu byłaś zajęta czymś specjalnym?
Świetnie. To prawda, sprowadziłem tu ze sobą panów Schutzbacha i Moosbruggera.
Konrad Schutzbach mieszka w pobliżu Hegnau, a Moosbrugger w dolinie Walsertal w
Austrii. Obaj są miłymi i porządnymi ludźmi.

SEMJASE: Sprawdziłam ich nastawienie -- ich zainteresowanie
jest szczere. Pan Moosbrugger przez chwilę zastanawiał się, co by było, gdyby
poszedł za tobą. Ale to bez znaczenia, ponieważ kryła się za tym jedynie
ciekawość i szczere zainteresowanie.

BILLY: Obydwaj przesyłają ci pozdrowienia, również pan R.
Sch. z Biel. Właśnie on przekazał mi ten dokument, prosząc cię, abyś powiedziała,
czy jest prawdziwy. Co o tym sądzisz?

SEMJASE: Dziękuję za pozdrowienia i przekaż im
pozdrowienia ode mnie. Czy możesz mi powiedzieć coś bliższego o tym, co
trzymasz w ręce?

BILLY: Nie. Chcę usłyszeć twoją odpowiedź wolną od
jakichkolwiek sugestii.

SEMJASE: Zgoda, pokaż mi to... Och, znam ten dokument.
Dotyczy posłania od pozaziemskich inteligencji. Ale to nie jest prawdziwy dokument,
to prymitywne fałszerstwo.

BILLY: To, co mówisz, zgadza się z naszymi
przypuszczeniami. Dzięki.

SEMJASE: Nie ma za co. A teraz spójrz tu, tę książkę
możesz zwrócić panu S. z Lindau. Z teozoficznego punktu widzenia jest to nad
wyraz wartościowe dzieło, mogę je tylko pochwalić. Przekaż to proszę panu S.
Jest to znakomita książka, ale jeżeli ma być użyteczna, należy ją zmienić, to

'To nawiązanie do Morza Północnego dotyczy awarii wieży
wiertniczej, podczas której zginęło wielu ludzi i doszło do poważnej katastrofy
ekologicznej, którą Semjase zapewne poleciała obejrzeć.

162

znaczy przyjąć inną kolejność, ponieważ wszystko jest w
niej pomieszane. I mimo iż jest bardzo dobra i w zgodzie z prawdą, nie powinna
być rozpowszechniana wśród szerszych mas społeczeństwa, ponieważ nie jest ono
jeszcze w stanie pojąć tych wszystkich wywodów. Dzieło to powinno być
przeznaczone tylko dla ludzi, którzy osiągnęli już odpowiednio wysoki poziom
wiedzy. Udostępnienie jej szerokim masom wywołałoby tylko zamieszanie, które
zamiast pomóc tylko by zaszkodziło ich rozwojowi. Z rachunku prawdopodobieństwa
wynika, że jej powszechne zrozumienie będzie możliwe dopiero za 150-200 lat.

BILLY: Dziękuję ci,
dziewczyno. Twoją ocenę przekażę panu S. Mam teraz specjalne pytanie. 10 maja z
poziomu Petale otrzymałem nowe proroctwo dotyczące świata, które muszę
"ubrać" w formę wiersza i objaśnić. Pojawiło się w nim jednak coś
zupełnie dla mnie nie znanego, co dotyczy żyjących gdzieś w Peru Indian
ogromnego wzrostu, którzy jak wynika z tej przepowiedni, jakieś 10 dni temu
musieli zaatakować jakąś wioskę. Wygląda na to, że są oni dawnymi wrogami Inków
żyjącymi w głębi dżungli w chatach z liści i podziemnych tunelach. Czy wiadomo
ci coś o tych indiańskich gigantach? Byłbym ci wdzięczny za nieco uwag na ten
temat, poza tym inni również byliby tym zainteresowani.

SEMJASE: Oczywiście,
istnienie tej formy życia jest nam znane. Chodzi tutaj o potomków pewnej rasy
pozaziemskiej, której przedstawiciele osiągają wzrost około 210 centymetrów.
Ich skóra ma kolor czerwono-brązowy jak w przypadku innych ras indiańskich.
Mają czerwone włosy z przebarwieniami. Przed około 500 laty giganci ci wycofali
się do dżungli, gdzie zbudowali podziemną wioskę, w której żyją do dzisiaj.
Mieszkają także na powierzchni ziemi w chatach z liści. Są dzicy, ubierają się
w skóry zwierząt i żywią się roślinami oraz tym, co upolują. Ponieważ mają
ostatnio kłopoty z przyrostem naturalnym z braku kobiet, od kilkudziesięciu lat
porywają je z cywilizowanych terenów, zwłaszcza białe. Korzenie ich pochodzenia
sięgają czasów Inków, z którymi są spokrewnieni. W dawnych czasach szerzyły się
waśnie między różnymi grupami Inków, w rezultacie których walczyły one ze sobą
na śmierć i życie. Jedna z tych wojen toczona była między tymi gigantami a
innym plemieniem inkaskim, które nazywało się Chanaks lub Chanka. Bardzo często
dochodziło do potyczek między nimi, ponieważ Chanaks lub Chanka zwalczali
wszystkich, którzy byli czystszej krwi Inkami. Giganci stanęli po stronie
czystszej krwi Inków i wypowiedzieli im wojnę nękając ich swoimi atakami. Około
500 lat temu nagle opuścili swoją wspólnotę plemienną i wycofali się w głąb
dżungli, gdzie wiodą ciężkie i pełne wyrzeczeń życie. Od tamtego czasu uważa
się, że wyginęli zupełnie. Ponieważ są potomkami Inków, można ich uważać za

163

Środa, 19 maja 1976 INDIANIE-OLBRZYMY
UPROWADZILI BIAŁE KOBIETY Dzikie olbrzymy, które od 400 lat uważane były za
wymarłe LIMA (Peru) Dzicy olbrzymi odziani w skóry wdarli się do
położonej w dżungli peruwiańskiej wioski La Pampa del Sacrament. Przy pomocy
prymitywnych siekier wymordowali wszystkich mężczyzn, z wyjątkiem dziewięciu,
których ciężko ranili. Następnie wybrali 3 najpiękniejsze białe kobiety i uprowadzili
je ze sobą.

Było to przed dwoma tygodniami. Kilka
dni później grupa rudowłosych mężczyzn mierzących po około 2,15 m wzrostu
napadła na myśliwych obozujących w dżungli.

Nadeszli z oszczepami i kijami
powiedział świadek tego zdarzenia peruwiańskiemu pismu Ultima Hora. Odniósłszy
rany myśliwi musieli się wycofać.

Miejscowa ludność żyje teraz w nieustannym
strachu. Naukowcy i historycy zadają sobie natomiast pytanie: "Kim są ci
olbrzymi rudzielcy?"

Opis tych olbrzymów pokrywa się z
opisem Indian ze szczepu "Chanka". Ci czerwo-noskórzy przez ponad 400 lat
uchodzili za wymarłe plemię.

Toczyli liczne wojny z Inkami, po czym
uciekli przed hiszpańskimi konkwistadorami.

Skutecznie przeciwstawiali się próbom
cywilizowania. Potem zaginął o nich wszelki słuch. Aż do dzisiaj...

Artykuł ze szwajcarskiej gazety
Blick

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADl]

164

wrogów Inków tylko pod warunkiem uwzględnienia faktu, że
występowali przeciw zdegenerowanym Inkom, takim jak Chanaks lub Chanka.

BILLY: To bardzo
interesujące. Czy nazywanie tych zdegenerowanych Inków Chanka lub Chanaks,
oznacza, że nie wiesz, jak się oni dokładnie nazywali?

SEMJASE: Te dwa
określenia używane są od dawien dawna. Byli znani pod tymi dwiema nazwami. Jest
jeszcze jedna, trzecia, ale nie mogę ci nic o niej powiedzieć, ponieważ nie
jestem na ten temat dobrze poinformowana.

BILLY: Nie szkodzi
i tak powiedziałaś mi więcej, niż się spodziewałem. Mam jeszcze jedno pytanie,
a właściwie dwa. Pochodzą od pana Moosbrug-gera z Walsertalu. Jaka
astronomiczna data jest związana z piramidą w Gizie i czy tak zwana "klątwa
faraonów" istnieje naprawdę?

SEMJASE: Najpierw
odpowiem ci na drugie pytanie. Nie ma żadnej "klątwy faraonów". To tylko
wytwór ludzkiej wyobraźni powstały w umysłach ludzi, którym wydaje się, że
wszystko wiedzą, że znają różne tajemnice, którzy wciąż tkwią w religijnych
przesądach. Od dawna zdarzają się przypadki zgonów wśród rabusiów okradających
grobowce faraonów, również wśród waszych naukowców, ponieważ oni także
uprawiali grabież. Świadomość, że takie grabieże będą miały miejsce,
doprowadziła do konieczności zainscenizowania przez faraonów i kapłanów
wypadków poprzez zastosowanie odpowiednich środków. W tym celu sporządzali oni
odpowiednie pułapki. Kazali na przykład swoim niewolnikom zbierać kolce kaktusa
Figidindusa, które nasączali odpowiednimi truciznami. Następnie te zatrute
kolce umieszczali między bandażami balsamowanego ciała. Każdy, kto go potem
dotykał, ulegał ukłuciu, po którym do organizmu ofiary dostawała się trucizna
wywołująca jej śmierć.

BILLY: Niesamowite.
Masz na myśli kolce kaktusa Figidindusa, te, które pokrywają powierzchnię jego
owoców?

SEMJASE: Tak, a teraz
drugie pytanie. W czasie gdy wznoszono piramidy, ówcześni astronomowie
obliczyli dalszy los Ziemi. Na podstawie tych danych ustalono wymiary piramid.
Obliczenia wykazały, że w przyszłych wiekach Ziemia zostanie zagrożona
katastrofą z kosmosu, podobnie jak to miało miejsce w czasie ich wznoszenia.
Aby uzmysłowić przyszłym pokoleniom ten grożący im kataklizm, dane na jego
temat zakodowano w konstrukcji piramidy. Oznacza to, że zostały one zbudowane w
oparciu o dane, które staną się jasne, kiedy ta katastrofa z kosmosu znowu
zagrozi Ziemi. Dawna astronomia była bardzo rozwinięta i obliczyła te daty nad
wyraz dokładnie. Uwzględniono przy tym nawet wiele globalnych przemian, których
daty zostały wyliczone z ogromną precyzją. Zgodnie z przewidywaniami tej dawno
zapomnianej nauki Ziemia ulegała ciągłym przeobrażeniom. Powoli nadchodzi
czas, kiedy te astronomiczne dane, które

165

zakodowano w konstrukcji piramid, zaczynają pokrywać się
ze współczesnymi obliczeniami astronomicznymi zapowiadającymi to, co
przewidziano ponad 70.000 lat temu. Owo zdarzenie nastąpi dokładnie wtedy,
kiedy światło pewnej bardzo dalekiej gwiazdy, centralnej, wpadnie przez Wrota
Objawienia do walcowatego tunelu, który biegnie w prostej linii od zewnętrznej
ściany Wielkiej Piramidy do jej wnętrza, i oświetli pewien centralny punkt. Nic
więcej nie wolno mi powiedzieć.

BILLY: Ależ to
chyba ważne, abym dowiedział się czegoś więcej na ten temat. SEMJASE: Z całą
pewnością, ale niestety nie wolno mi nic więcej powiedzieć. Jeżeli bardzo
chcesz, mogę to powiedzieć, ale tylko tobie. BILLY: Będę milczał jak
grób.

SEMJASE: W porządku,
ale jeszcze nie dzisiaj. Połączę się specjalnie w tym celu z tobą
telepatycznie, kiedy będę przekazywała ci tę rozmowę. BILLY: Zgoda. A
jak wygląda sprawa z tymi tajemnicami krążącymi wokół piramid i jak zostały one
wzniesione, pewnie za pomocą maszyn? SEMJASE: Prawdziwe tajemnice nie są
po to, aby je wyjawiać, poza tymi, które dotyczą istnienia Inteligencji Giza \jej
dokładne omówienie znajduje się w rozdziale XIV], pomiarów związanych z
nadciągającą katastrofą i owego światła pewnej gwiazdy, które ma w pewnym
momencie wpaść przez Wrota Objawienia. Piramidy zostały wzniesione przy pomocy
duchowych sił telekinetycznych, o czym już zresztą wiesz, w związku z czym nie
muszę ci nic więcej mówić na ten temat.

BILLY: To
wystarczy. Dzięki. Dziwi mnie bardzo, dlaczego w czasie ostatniego weekendu, a
nawet nieco wcześniej, tak dużo waszych statków krążyło nad Hinwil. Czyżbyś
zgubiła jakieś "złote nic", którego wspólnie szukaliście? To był prawdziwy
pokaz. Naliczyliśmy łącznie dziewięć pojazdów, nie licząc tych dwóch, w
których byłaś ty i Quetzal.

SEMJASE: Tak, to
prawda. Nie, nie zgubiłam niczego, a już z pewnością tej dziwnej rzeczy, o
której mówisz.

BILLY: Rozbawiasz
mnie, dziewczyno. Przecież to był żart. Po prostu "złote nic" to tylko
przenośnia, która oznacza zwyczajne nic.

SEMJASE: Zapamiętam
to na przyszłość. Otóż podczas kontroli stwierdziliśmy, że jakaś organizacja
militarna przy pomocy prymitywnej aparatury i niebezpiecznych helikopterów
badała miejsca lądowań w poszukiwaniu śladów promieniowania. Mówię o tych
miejscach lądowania, w których ja sama się przyziemiałam. Ponieważ zawsze
istnieje możliwość kumulowania promieniowania, dokonaliśmy inspekcji i
zbadaliśmy, co trzeba. W żadnym z tych miejsc nie stwierdziliśmy jakiegokolwiek
promieniowania. Zapewne sam widziałeś te helikoptery kilka dni wcześniej
wieczorem, około godziny 21. Krążyły również nad twoim domem.

166

BILLY: Wiem,
widzieliśmy tych wojskowych głupków, ale nie przejmujemy się nimi, ponieważ
nie grzeszą sprytem. Daliście nam wspaniały pokaz, który sprawił nam wielką
radość. Kto z was latał w kierunku północno-wschodnim?

SEMJASE: Quetzal,
chciał wam sprawić radość.

BILLY: Co mu się
znakomicie udało. To było wspaniałe. Podziękuj mu za to.

SEMJASE: W porządku,
z pewnością to go bardzo ucieszy.

BILLY: Chciałem
jeszcze powiedzieć, że kiedy nagrywałem odgłos twojego statku, wśród ludzi,
którzy pojawili się nagle wokoło, jakby wyrośli spod ziemi, byli także lokalni
policjanci. Teraz nawet oni wtykają w to swoje nosy.

SEMJASE: Zauważyłam
to, ale to bez znaczenia, ponieważ nie mają żadnego konkretnego dowodu. Jak
właściwie wyszły zdjęcia, które robiłeś tuż przed Wielkanocą?

BILLY: Masz na
myśli te, na których ścigał ciebie ten samolot myśliwski? Chciałbym widzieć
wtedy głupią minę tamtego pilota. Wydaje mi się, że te zdjęcia wyszły dobrze. [Patrz
zdjęcie nr 18.]

SEMJASE: Pilot miał w samolocie aparat, ale nie mógł
zrobić żadnych zdjęć, ponieważ zablokowałam go. Wyraz jego twarzy był komiczny,
wyrażał niedowierzanie i zdziwienie. Nigdy przedtem nie widziałam tak
głupkowatego wyrazu twarzy.

BILLY: Mogę to
sobie wyobrazić. Ziemskie robaki często wyglądają głupkowato, kiedy są
zdziwione. Powiedz mi jednak, czy nie zauważyłaś wtedy czegoś dziwnego o
godzinie 00.20? Chodzi mi o obiekt, który przelatywał wtedy wysoko nad nami
błyskając w dziwnym rytmie. Aby sprawdzić, czy nie jest to samolot z uszkodzonymi
migaczami, wydałem temu obiektowi polecenie wyłączenia światła, co też uczynił,
ale dopiero po pewnym czasie mniej więcej 5-10 sekundach. Musiało to być
urządzenie telemetryczne lub coś w tym rodzaju, ponieważ nie jestem w stanie
oddziaływać na samoloty. To samo powiedziałem moim przyjaciołom. Wiadomo ci coś
o tym? Acha i jeszcze coś. Mniej więcej 10 minut później pan Schutzbach
zobaczył czerwone światło w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy, które po
chwili nagle zniknęło.

SEMJASE: Nie zlokalizowałam
tego drugiego obiektu, było to przypuszczalnie w momencie, gdy byłam już na
dole [w ukrytym na leśnej polanie statku]. Ten pierwszy obiekt, któremu
kazałeś wyłączyć światło, był naszym urządzeniem telemetrycznym. Baza
poinformowała mnie, że pod wpływem nie zlokalizowanych sił zszedł z kursu.
Powinieneś bardziej uważać w takich przypadkach.

167

BILLY: Czy kazanie
wyłączenia światła takiemu śmigaczowi jest aż tak

niebezpieczne?

SEMJASE: Oczywiście.
Światło wysyłane przez urządzenie telemetryczne jest bardzo ważne, ponieważ
służy do wyznaczania jego kursu. Jak sam zauważyłeś posiada ono określoną
częstotliwość i jest bardzo jaskrawe. Jego błyski są niczym impulsy fal
radiowych używanych do sterowania. Gdy siłą umysłu wyłączyłeś je, wówczas to
urządzenie wypadło spod kontroli i zboczyło z kursu. W rezultacie musiała
interweniować baza, aby wprowadzić je z powrotem na właściwą trajektorię.

BILLY: Obiecuję już
tego nie robić. Naprawdę nie miałem złych

zamiarów.

SEMJASE: W porządku,
nie mogłeś o tym wiedzieć.

BILLY: Mam jeszcze
jedno pytanie. Czy możesz przeprowadzić dla obu moich przyjaciół mały pokaz?
Wiesz, interesują się wszystkim, a przede wszystkim naszą misją. Twój pokaz
byłby dla nich bardzo cenny.

SEMJASE: Doskonale
rozumiem twoją prośbę. Wiesz, jak trudno jest ostatnio z takimi rzeczami,
zwłaszcza odkąd depcze się nam po piętach. Z tego między innymi względu
poinformowałam cię, żebyś był gotowy między godziną 00.30 a 1.00, zaś wezwałam
cię godzinę wcześniej o 23.30. Zastanowię się nad twoją prośbę, ale niczego nie
obiecuję.

BILLY: W porządku,
to mi wystarczy. Czy mogłabyś mi dać jeszcze dwie lub trzy rzeczy ze swoich
artykułów spożywczych. Mam na myśli małe pastylki, czy jak tam to wygląda. Pod
warunkiem że nie sprawię ci tym kłopotu, na przykład nie spowoduję, że umrzesz
z głodu.

SEMJASE: Ależ
oczywiście mogę spełnić to życzenie, tyle że nie mam teraz ze sobą nic takiego.
Wezmę to ze sobą następnym razem, najlepiej coś takiego, co będzie najbardziej
przypominało ziemskie wyroby, coś, co jest

już tutaj produkowane.

BILLY: Dzięki.
Chyba tak będzie najlepiej, ponieważ gdyby to było coś obcego, mogłyby być z
tym kłopoty. Wiesz, jak zachowują się ludzie.

SEMJASE: Wiem, wiem.
Ale już czas na mnie, muszę wracać nad

Morze Północne.

BILLY: Zatem leć,
mój skowronku. Mało nie powiedziałem moja sowo, ale to przecież nie pasuje do
ciebie, ponieważ bardziej przypominasz właśnie skowronka, nawet w mowie, to
znaczy brzmieniem głosu.

SEMJASE: Twoje
komplementy są bardzo miłe i szczere.

BILLY: Dziękuję,
przyjmij proszę wszystkie kwiaty świata jako wyraz mojego hołdu i raduj się ich
wonią odczuwając radość i miłość.

SEMJASE: Jesteś tak
miły, że aż wprawiasz mnie w zakłopotanie.

BILLY: Ty również.
Życzę ci wszystkiego najlepszego, droga dziew-

168

czyno. Niech czarujący zapach ziemskich kwiatów
towarzyszy ci napełniając cię miłością. Do zobaczenia wkrótce.

SEMJASE: Do widzenia,
moje myśli zawsze będą przy tobie. Jest mi często bardzo... [Nie usłyszałem
już ostatnich słów Setnjase, gdyż wszedłem do szybu antygrawitacyjnego i szybko
zjechałem na dół, następnie wsiadłem na motorower i odjechałem. Wydaje mi się,
że życie jest czasami dziwne i popieprzone. Anita z Wiednia zwykła w takich
sytuacjach mówić: "Życie to gówno"].

2. Moja druga obserwacja UFO

(zdjęcia 57, 58, 60 i 62 relacja
Guido Moosbruggerd)

Zdarzenie to przebiegało inaczej niż to sprzed miesiąca,
wszystko było bowiem zaplanowane i zapowiedziane. Trzy dni wcześniej w trakcie
rozmowy telefonicznej z Billym, dowiedziałem się, że na ten weekend przewidziany
jest nocny pokaz Plejadan, w którym będę mógł uczestniczyć i robić zdjęcia.
Była to bardzo doniosła wiadomość, gdyż dotychczas nikomu nie zezwalali na
fotografowanie lub filmowanie, pomijając Billy'ego.

Ponieważ moje umiejętności w tej dziedzinie pozostawiały
wiele do życzenia nigdy nie pracowałem ponadto z teleobiektywem, a już w
ogóle nocą poprosiłem o radę mojego kolegę Huberta Riesera. Kierując się jego
wskazówkami nabyłem odpowiednio czuły film i ruszyłem w drogę. Pokaz miał
nastąpić w nocy z 12 na 13 czerwca. Po moim przybyciu do domu Meierów
dowiedziałem się od Billy'ego, że jego początek ma nastąpić po północy, między
godziną 24. a 1. Aby przebiegł on bez zakłóceń, Plejadanie postanowili poddać
wcześniej badaniu mające w nim uczestniczyć osoby. Było nas sześcioro: bracia
Schutzbachowie, pani Stet-ter, pani Flammer, pani Walder i ja.

Po krótkiej naradzie ruszyliśmy o północy w drogę. Billy
jechał swoim motorowerem aż do miejsca lądowania na ukrytej w lesie polanie,
my zaś w dwóch grupach udaliśmy się na miejsce obserwacji znajdujące się na
łące między Hinwil i Wetzikon, niedaleko hali sportowej. Na wąskiej polnej
drodze ustawiliśmy trzy statywy i przygotowaliśmy nasz sprzęt -- dwa aparaty
fotograficzne i jedną kamerę - - nakierowując go na północny wschód, na skraj
lasu przy Winkelriet oddalonego od nas o około 2 kilometry. Widoczność była
wspaniała. Po około godzinnym oczekiwaniu, o 2.15, rozpoczął się długo
oczekiwany spektakl.

Tak jak przypuszczaliśmy, na północnym wschodzie przed
zalesionym zboczem góry Bachtel pojawił się pierwszy błyszczący obiekt.
Szczęśliwym trafem nie musiałem wcale nakierowywać nań aparatu, ponieważ
znalazł się

169

od razu w obiektywie. Najpierw podziwialiśmy
ognistoczerwony krążek wielkości reflektora samochodowego, który po kilku
sekundach zniknął nam z pola widzenia, tak szybko, jak szybko się pojawił. Po
chwili przed nami rozbłysl przepiękny srebrzysty krążek. Zdaniem obecnych pań
był trójkolorowy, osobiście nie widziałem tego, ponieważ zajęty byłem ustawianiem
aparatu. Potem pojawił się jeszcze trzeci, nieco wyżej od poprzednich.

Po krótkiej przerwie nad skrajem lasu pojawił się
srebrzysty krążek, który niczym struga deszczu opadł w dół. Na zakończenie tego
krótkiego, acz imponującego pokazu mogliśmy jeszcze przez chwilę obserwować
odlatujący statek w kształcie kuli świecący jaskrawym światłem. Początkowo
wznosił się pionowo ku niebu, po czym zaczął stopniowo opadać, oddalając się
coraz bardziej, aż w końcu skurczył się do rozmiarów małego punktu i
ostatecznie zniknął z naszych oczu. Wszystko to trwało w sumie nie dłużej niż
10 minut.

Wkrótce potem z oddali dobiegł nas odgłos silnika
jakiegoś pojazdu zbliżającego się do nas od strony Winkelriet. Przez chwilę
zastanawialiśmy się, kto to może być? Wkrótce okazało się, że to nie kto inny,
jak sam Billy wracający ze spotkania z Semjase. Zachwycony poinformował nas, że
z miejsca lądowania sfotografował cały ten pokaz. Poza tym zakomunikował nam,
że Semjase poleciała swoim statkiem do Austrii i w drodze powrotnej wyląduje
raz jeszcze, lecz już w innym miejscu. W związku z tym natychmiast opuściliśmy
to miejsce i udaliśmy się w kierunku Hinwil. Zatrzymaliśmy się przed przejazdem
kolejowym i czekaliśmy. Po chwili Billy ruszył na spotkanie, które miało się
odbyć w pobliskim lesie. Podobnie jak za pierwszym razem w Winkelriet również
tutaj podchodzenie do lądowania i samo lądowanie statku Semjase odbyło się
całkowicie bezgłośnie, poza tym w ogóle nie było go widać dzięki ekranowi
ochronnemu.

Zaniepokoiło nas dziwne zachowanie niektórych zwierząt.
Początkowo wokół zapanowała całkowita cisza, którą przerwało następnie głośne
rżenie koni dochodzące do nas z lasu w miejscu lądowania statku Semjase. Mniej
więcej w tym samym czasie usłyszeliśmy także osobliwe szczekanie, a nad naszymi
głowami przeleciał ptak wielkości kruka. Jak wiadomo, obecność pozaziemskich
statków kosmicznych bardzo niepokoi zwierzęta. Jest to spowodowane emanowanym
przez nie promieniowaniem, które odbierają zwierzęta.

Gdy około godziny 4. nad ranem Billy wrócił ze swojego
drugiego spotkania, wszyscy razem udaliśmy się do domu.

A oto kilka interesujących spostrzeżeń związanych z
materiałem fotograficznym zgromadzonym tej nocy:

170

1. Zdjęcia pana
Schutzbacha przedstawiają
jedynie koliste świecące obiekty.

2. Na zdjęciach
czarnobiałych widoczne są figury w kształcie robaczków, a nie krążków, i można
rozpoznać na nich manewry statku Plejadan.

3. Tylko na
jednym z moich kolorowych slajdów robionych przy użyciu teleobiektywu widoczny
jest obiekt w kształcie koła. Na innym wyraźnie widać z kolei ślady po spalaniu
w kształcie chmury dymu. Widać także mżawkę, o której wspomniałem wcześniej,
ale nie widać krążka, który widzieli wszyscy obserwatorzy. Na jeszcze innym
dobrze wyszedł odlatujący statek widoczny jako świecący czerwony punkt.

4. Kolorowe
zdjęcia Billy'ego robione bezpośrednio z miejsca lądowania i bez użycia
teleobiektywu przedstawiają zupełnie inne obiekty świecące. Całkowitą
niespodzianką dla nas było zdjęcie, na którym widoczna była cyfra "l".
Godnymi uwagi są również intensywne kolory, które widać jednak tylko wtedy, gdy
zdjęcia ogląda się z bliska.

Każdy, kto widział te świecące obiekty, musi przyznać, że
z całą pewnością nie są one dziełem jakiegoś pirotechnika. Jak sądzę, nie
zabraknie i takich, którzy znajdą jednak jakieś "racjonalne" wyjaśnienie
tych zjawisk.

3. Moja trzecia obserwacja UFO

(relacja
Guido Moosbruggera)

Czternaście dni po mojej drugiej obserwacji statków
Plejadan, Semjase i Quetzal postanowili jeszcze raz powtórzyć ostatni pokaz w
tym samym miejscu. Z powodu nieprzewidzianych okoliczności musiał on jednak
zostać odłożony.

W czasie kontaktu z Billym Quetzal wyjaśnił to
przesunięcie w czasie następująco:

- Stwierdziłem, że wszędzie jest pełno ludzi, którzy z
zaciekawieniem wpatrują się w niebo w oczekiwaniu na nasz spektakl. Poza tym na
skrzyżowaniu przed Hinwil stoi samochód, w którym siedzi dwóch policjantów
obserwujących całą okolicę.

Biorąc pod uwagę fakt, że Plejadanie nie tolerują
niepożądanych gości w czasie swoich pokazów, ich reakcja jest zupełnie
zrozumiała. Tego wieczoru w Hinwil miała miejsce potańcówka, w związku z czym
na ulicy do późnej nocy panował ożywiony ruch.

I chociaż z zapowiedzianego pokazu nic nie wyszło,
okazało się, że nie przyjechaliśmy tam na darmo. Mimo iż nasza cierpliwość
wystawiona została na ciężką próbę, to jednak została ona w końcu nagrodzona.

171

Po pierwsze, mieliśmy przyjemność, to znaczy Hans i
Konrad Schutz-bachowie, pani Flammer, pani Stetter, pani Walder oraz ja,
zaobserwować kilka urządzeń telemetrycznych przelatujących powoli na stosunkowo
niskich wysokościach. Przy tej okazji udało mi się sfotografować trajektorie
jednego z nich. Miałem właśnie zamiar sfotografować Wenus, gdy jak na zawołanie
pojawił się on w obrębie mojego obiektywu (patrz zdjęcie nr 59).

Po drugie, podobnie jak poprzednim razem mogliśmy
obserwować i sfotografować odlot statku załogowego wyglądającego jak
ognistoczer-wona, płonąca kula. Tym razem jednak nastąpił on dużo szybciej i
wtedy zrozumiałem, dlaczego nie udało mi się zdjęcie specjalne.

4. Nocny pokaz w dniu 14 marca 1976 roku

(relacja Jacobusa Bertschingerd)

14 marca 1976 roku Jacobus Bertschinger był świadkiem
zdarzenia, które miało miejsce w pobliżu Betswil nie opodal domu dziecka
Sun-nematteli. Oto jego relacja:

O godzinie 0.40 zauważyłem nagle na północy nad
wierzchołkami świerków ciemnożółte światło, które pojawiło się nagle, jakby
wyłoniło się z nicości. Początkowo myślałem, że to dom, w którym po prostu
zapalono światło. Wydało mi się to jednak nieco dziwne, gdyż nad świerkami i to
do tego w głębi lasu nie może przecież być żadnego domu. To zmobilizowało mnie
do dokładniejszej jego obserwacji. Z początku było ono stałe i nieruchome,
potem jednak zaczęło się poruszać i powoli dotykać wierzchołków świerków.
Powoli wzniosło się do góry, aż osiągnęło wysokość 200-300 metrów, zmieniając
przy tym powoli swój kolor na ciemnoczerwony. Gdy osiągnęło tę wysokość
przestało na chwilę migotać, po czym zaczęło przybliżać się do mnie. Wszystko
to działo się z niewiarygodną szybkością. Zbliżające się światło zwiększyło
swoją wielkość i zmieniło kolor, tym razem na mlecznobiały. Następnie ta
świetlna kula nagle znowu się zatrzymała, ja zaś w napięciu czekałem na ciąg
dalszy tego spektaklu. Należy przy tym dodać, że ten obiekt w czasie swojego
lotu wzniósł się w górę i znajdował się teraz na wysokości 2000-3000 metrów.

Spod tej świetlnej kuli zaczął się nagle sypać istny
deszcz iskier, jak w trakcie pokazu sztucznych ogni. Zjawisku temu towarzyszył
niesamowity hałas przypominający odgłos, jaki powstaje, gdy stykają się ze sobą
dwa nie izolowane kable elektryczne. W końcu rozległ się

172

jakby strzał i całe zjawisko przybrało odwrotny kierunek
świetlna kula zaczęła oddalać się, ponownie wznosząc się coraz wyżej. Sunęła
na północ, aż w końcu zniknęła w chmurach.

Po około 30 minutach ta czerwona, świetlna kula pojawiła
się znowu, po czym jeszcze raz wzbiła się w górę, zatrzymała nad czubkami
sosen, obróciła i odleciała na wschód. Śledziłem ją aż do chwili jej zniknięcia
w chmurach. [Według danych istot pozaziemskich pułap, na jakim się
znajdowała, wynosił 2200 metrów.]

Oświadczam, że powyższe informacje są zgodne z prawdą i
żadna z nich nie jest wytworem mojej wyobraźni lub efektem halucynacji.

W uzupełnieniu załączam krótki fragment rozmowy, którą
Billy przeprowadził z Semjase i Quetzalem przed tą nocną demonstracją (kontakt
48, niedziela, 14 marca 1976 roku, godzina 00.04).

BILLY: Cieszę się,
że odwiedziliście mnie we dwójkę. Czyżbyście mieli dla mnie coś szczególnego?

SEMJASE: Oczywiście,
Quetzal chciałaby coś z tobą omówić.

QUETZAL: Ważne jest,
abyś zachował milczenie w tej sprawie.

BILLY: Jeśli tylko
sobie tego życzycie. Zapędziliście mnie bardzo wysoko na tę górę.

QUETZAL: To dobre
miejsce. W przyszłości Semjase będzie za każdym razem ustalała miejsce
lądowania, ponieważ zbyt dużo osób interesuje się naszymi sprawami, jak już się
zresztą sam o tym przekonałeś.

BILLY: Niestety,
dzisiaj musiałem przyjechać samochodem, ponieważ wczoraj w moim motorowerze
przerwał się przewód doprowadzający paliwo. Przywiózł mnie tutaj kolega, który
czeka teraz na mnie jakieś 2 kilometry stąd.

QUETZAL: To bardzo
miło z jego strony. Podziękuj mu za to. Jego trud zostanie nagrodzony, będzie
miał bowiem okazję zobaczyć mój statek. Poza tym urządzę mu w prezencie
niewielki pokaz w postaci eliminacji energii elektrycznej. Dokonam jej
koncentracji poprzez "wyssanie" jej z atmosfery, po czym dokonam jej
spalenia. Twój pomocnik będzie musiał jednak uzbroić się trochę w cierpliwość,
ponieważ nie mogę tego zrobić na wysokości poniżej 2500 metrów, gdyż opadająca
paląca się energia jest bardzo gorąca. Będzie widział to wyraźnie, ponieważ
będę leciał wysoko i bardzo wolno.

173

IX OBSERWACJE DZIENNE I NOCNE

Oprócz dziennych i nocnych pokazów kilka osób miało
okazję zaobserwować pozaziemskie obiekty latające w innych sytuacjach. Takie
przypadkowe dzienne obserwacje statków Plejadan należą do rzadkości i dlatego
mogę tu przedstawić jedynie dwie relacje tego typu. Istnieje oczywiście pewien
konkretny powód, dla którego Plejadanie i ich sprzymierzeńcy unikają sytuacji,
w których mogliby być widziani w ciągu dnia. Jego wyjaśnienie zawiera poniższa
relacja żony Billy'ego, Kalliope. (Oberwacje i fotografowanie statków Plejadan
przez Billy'ego odbywało się za ich zgodą, w związku z czym nie mają one
charakteru przypadkowego, to znaczy obserwacji dokonywanych bez wcześniejszego
ich zaplanowania).

W przeciwieństwie do nich dokonano stosunkowo wielu
obserwacji nocnych, z których przedstawię jednak tylko kilka, między innymi
jedną, która nie miała zawiązku z pojazdami Plejadan. Ów pozaziemski obiekt
latający widziany był w Hinterschmidruti, Monachium i szeregu innych miejsc.
Powodem jej przytoczenia tu jest interesujące wyjaśnienie Taljdy, jakiego
udzieliła Billy'emu na ten temat.

1. Obserwacje dzienne

1.1. Niezwykła obserwacja

(relacja Kalliopy Meier)

Było to 28 czerwca 1976 roku, gdy mój mąż, "Billy",
przyszedł do nas i ku naszemu zaskoczeniu zażądał, abyśmy [Kalliope Meier,
jej

174

córka Gilgamesha, synowie Atlantis i
Methusalem, Amata Stetter i Hans Schutzbach] udali się
razem z nim w pewne miejsce poza Hinwil. Zrobiliśmy, jak nam powiedział.
Wsiedliśmy do samochodu pana Schutzbacha i pojechaliśmy do miejscowości
Oberdorfler Riet (Betzholz-Hinwil). Tam mieliśmy czekać na jego powrót. Na
miejsce spotkania znajdujące się kilkaset metrów dalej pojechał swoim motorowerem.
Czekała już tam na niego Semjase z Cjuetzalem i Pieją.

Wyczekując w cieniu drzewa na jego powrót prowadziliśmy
ożywioną rozmowę. Po około pół godzinie nasz sześcioletni wówczas syn Atlantis
zawołał nagle: "Patrzcie, tam coś leci". Ku naszemu zaskoczeniu
ujrzeliśmy, jak w odległości około 300 metrów od nas z lasu wzniósł się w
powietrze duży srebrzystoszary obiekt.

Hans Schutzbach miał ze sobą pożyczony od Billy'ego aparat
fotograficzny, który wziął ze sobą na wszelki przypadek. Już od kilku miesięcy
molestował Billy'ego, aby pozwolił mu sfotografować statek kosmiczny Semjase w
dziennym świetle.

Hans Schutzbach od początku był zaangażowany w misję
Bil-ly'ego jako fotograf-hobbista był odpowiedzialny za dokumentację
fotograficzną. Stał się mężem zaufania i od czasu do czasu mógł razem z moim
mężem zbliżać się do statku Semjase. Okazało się jednak, że nie może [bez
osłony] znieść jej pola promieniowania. Wielokrotnie opowiadał, że znajdując
się wewnątrz niego czuł się jak w raju, zaś po wyjściu zeń doznawał uczucia,
jakby się świat przed nim zawalał. W tych momentach czuł właśnie, co oznacza
prawdziwa miłość i pokój, a ponieważ tego stanu nie można było utrzymać po
wyjściu z pola promieniowania Semjase, popadał w silne uczucie przygnębienia.

Z powodu tak wrażliwego odbioru kontaktów z Semjase mąż
mój przestrzegał go przed zamiarem ujrzenia jej statku w dziennym świetle.
Powiedział mu, że kiedy już taka okazja się nadarzy, to z wrażenia nie będzie w
stanie zrobić ani jednego udanego zdjęcia.

I rzeczywiście, kiedy nad lasem ukazał się statek
Plejadan, przypuszczenie mojego męża sprawdziło się. Hans Schutzbach biegał z
wrażenia wkoło, nie wiedząc, jak ma się zachować, aż w końcu wypuścił aparat z
rąk. Po chwili uspokoił się nieco i z ogromnym trudem - podjął próbę
wykonania kilku zdjęć. Ręka mu drżała, nie mógł utrzymać nieruchomo aparatu.
Gdy ochłonął, statek oddalił się już na tyle, że był widoczny jako mały
punkcik.

Ta obserwacja statku kosmicznego trwała około 10 minut,
tyle bowiem czasu wznosił się on i powoli oddalał, aż w końcu zniknął na

175

południowym zachodzie.
Byłam zafascynowana tym niezwykłym zdarzeniem i jeszcze dziś często
wracam do niego myślami.

1.2. Moja pierwsza obserwacja UFO

(relacja Elisabeth Grubef)

Wiosną 1978 roku przebywałam razem z rodziną przez kilka
dni w Centrum w Hinterschmidrti. 23 kwietnia 1978 roku około godziny 9.
sprzątałam właśnie dom i kurnik, gdy nagle z kuchni wyszedł Billy i wlepił wzrok
w niebo. Spojrzałam w tym samym kierunku, co on, starając się nadążać za jego
wzrokiem. W pewnym momencie powiedział do mnie: "Popatrz, tam właśnie leci
Quetzal swoim statkiem" - i powiódł ręką w powietrzu, wskazując
trajektorię lotu obiektu i udzielając mi jednocześnie kilku dodatkowych wskazówek
na jego temat.

Przeszył mnie dreszcz emocji, ponieważ rzeczywiście
ujrzałam na niebie bardzo wyraźnie widoczny kolisty obiekt o pozornej średnicy
około 70 centymetrów, a więc imponującej wielkości, zważywszy odległość, w
jakiej znajdował się od nas. Poza tym wydawało mi się, że często zmienia
położenie, bowiem raz miał kształt podłużny, a raz dysku.

Przyszło mi do głowy, że ten widok może być niezwykłym
przeżyciem dla mojego męża i postanowiłam go zawołać, ale niestety nic z tego
nie wyszło. Później okazało się, że znajdował się w tym czasie kilkaset metrów
od nas.

Kiedy ja wołałam swojego męża, Billy zawołał Bernadettę,
która przebywała akurat w łazience. Na jej pytanie, co się stało, powiedział,
aby natychmiast wyszła na zewnątrz, jeśli chce zobaczyć statek Quetzala, który
w międzyczasie znacznie przyspieszył. Billy natychmiast wyjaśnił mi dlaczego.
Przyczyną był widoczny na niebie samolot, który usiłował go przechwycić.

Kiedy nadeszła Bernadetta, statek był już daleko i
wyglądał jak mała świetlna plamka. Billy pokazał go jej i wspólnie obserwowaliśmy
go do czasu, aż zniknął nam z pola widzenia. Billy wyjaśnił nam potem, że w
pewnym momencie otrzymał telepatyczny przekaz od Quetzala z pozdrowieniami i informacją,
że właśnie przelatuje nad jego domem i że może obejrzeć jego statek na niebie,
jeśli chce.

Dzięki temu i ja mogłam go zobaczyć. Było to tym
cenniejsze, że całe to zdarzenie miało miejsce w ciągu dnia. Jest to jedna z
dwóch obserwacji tego typu, jakich udało się nam dokonać. To niezwykłe
przeżycie pozostanie na zawsze w mojej pamięci.

176

2. Obserwacje nocne

2.1. Światła na niebie

(relacja Gilgameshy Meier)

W 1975 roku, kiedy miałam osiem lat, przeżyłam coś, czego
nie zapomnę do końca życia.

Pewnego dnia między godziną 20. a 21. matka kazała mi iść
spać, poszłam więc do mojego pokoju, lecz nie mogłam zasnąć. Byłam zbyt
podekscytowana i zdenerwowana. W tym czasie moi rodzice, Kal-liope i Eduard
Meier, siedzieli za domem. Mieszkaliśmy wtedy w Hinwil przy ulicy Wihalden pod
numerem 10 w pięknym domu, jak mi się wtedy wydawało. Przez chwilę
podsłuchiwałam ich rozmowę i w pewnej chwili usłyszałam, jak tata powiedział do
mamy, aby spojrzała na horyzont. Zrobiłam to samo i aż zaparło mi dech, gdyż
to, co zobaczyłam, było tak fascynujące, że nie zapomnę tego do końca życia. Na
horyzoncie pojawiło się 16 NOLł. Miały kulisty kształt i białożółty kolor. Z
miejsca, z którego patrzyłam, ich pozorna średnica wynosiła około 20
centymetrów. Miałam mieszane uczucia, gdyż nie wiedziałam, co to jest. Dopiero
jakiś czas później dowiedziałam się, że to były pojazdy istot z innej planety.
Od tego czasu wiem już, że w naszym wszechświecie żyją także inne istoty
rozumne.

2.2. Któż to błąka się po nocy...

(relacja Engelberta Wachtera skrót)

To dla mnie wielki zaszczyt wozić bez względu na porę i
pogodę naszego "szefa". Po odpowiednich przygotowaniach wyruszyłem razem
z Billym około godziny 19.30 z domu.

Już wcześniej nieraz towarzyszyłem mu [jako osoba do towarzystwa
lub kierowca] w drodze na miejsca spotkań. Tym razem jednak prowadząc samochód
musiałem jechać zgodnie z instrukcjami, które Billy otrzymywał na bieżąco
telepatycznie ze statku Semjase. Rozmawialiśmy niewiele oprócz wymiany uwag
dotyczących kierunku jazdy.

Tuż przed budynkiem firmy budowlanej Wittwe AG w Saland
skręciliśmy nagle na lewo i skierowaliśmy się w górę wzdłuż bardzo wąskiej
drogi. Przejechaliśmy obok zabudowań chłopskich, następnie skręciliśmy w prawo,
potem lewo, prosto itd. Około 19.45 dotarliśmy do Sacklen.

- Wjedź tutaj - - powiedział po jakimś czasie Billy. - -
Tak, tutaj... a teraz zatrzymaj się.

177

Przez chwilę myślałem, że zabłądziliśmy, co się już nam
zdarzało. Ale okazało się, że nie, to był nasz punkt docelowy XY. Billy
wyskoczył z samochodu i rozejrzał się po łące, gdzie od czasu do czasu zapalały
się małe światełka.

Zaparkowałem samochód w odpowiednim miejscu, aby łatwiej
było potem stamtąd wyjechać. Billy pożegnał się ze mną i zniknął w mroku nocy.
Wokół mnie panowała martwa cisza tylko od czasu do czasu przerywana dziwnym
dźwiękiem. Robiło się zimno, wsiadłem więc do samochodu, włączyłem dmuchawę i
magnetofon. Potem zapaliłem papierosa i jak ryś wpatrywałem się w mrok. Nigdzie
wokoło nic się jednak nie ruszało. Po około 30 minutach wysiadłem z samochodu,
aby rozprostować kości.

W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że mniej więcej w
połowie drogi do ściany lasu z prawej strony coś migocze. Szybko wróciłem do
samochodu i po cichu wyjąłem ze schowka toporek. Położyłem go obok na siedzeniu,
drzwi zostawiłem otwarte i wlepiłem wzrok w tamto miejsce. Nagle usłyszałem
odgłos ciężkich kroków stawianych w trawie wskazujących na dorosłego mężczyznę.

Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe, ale wcale nie czułem
strachu, a jedynie ciekawość. Myślałem, że to jakiś chłop pasący swoje bydło na
łące. Ni stąd, ni zowąd ujrzałem dziwny płaszcz przeciwdeszczowy, który migotał
w oddali. "Śmieszne, w taką pogodę" - pomyślałem. Na wszelki przypadek
sprawdziłem swoją broń. "Poczekaj tylko, ty pastuchu" - pomyślałem znowu
"zaraz napędzę ci strachu".

Pomyślałem, że reflektory halogenowe w moim samochodzie
mogłyby na tym krótkim odcinku nieźle oślepić tego nocnego marka. Szybko
sprawdziłem kierunek jazdy i pospiesznie usiadłem za kierownicą. Spojrzałem
ponownie przez szybę, aby sprawdzić, czy będzie go dobrze przez nią widać.
Nagle znowu go ujrzałem, jego migoczący płaszcz. To niesamowite, jak ten ktoś
zupełnie nieświadomie szedł prosto w moją pułapkę. Jeszcze tylko kilka metrów.
Gorączkowo namacałem kluczyk samochodu. Tkwił w stacyjce, jak należy. Jeżeli
się go nie przekręci, to światło halogenowe nie zadziała. Błyszcząca postać
zbliżała się coraz bardziej. Jeszcze tylko kilka sekund. W jednej chwili
przekręciłem kluczyk i włączyłem światło halogenowe.

Szeroki snop światła otoczył srebrzyście połyskującą
postać. Na moment mężczyzna zwolnił kroku. Po dwóch, trzech krokach znalazł się
na skraju ciemności. I to miał być chłop?

Szybko włączyłem silnik, aby objąć go jeszcze światłem
reflektorów samochodowych i przyjrzeć mu się dokładnie. Widziałem, jak

178

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADm]

Szkic
sytuacyjny miejsca zdarzenia wykonany przez Engelberta Wachtera.

się oddalał w kierunku lasu, aż w końcu zniknął mi z
oczu. Po kilku minutach obok mnie jak spod ziemi wyrósł nagle Billy. Uśmiechnął
się i zapytał mnie, czy zawsze straszę samotnych wędrowców. Na moje pytanie,
skąd o tym wie, skrzywił się i zapytał:

Czyżbyś nie wiedział, kogo tak bardzo przestraszyłeś?

Oczywiście podejrzewałem, kto to mógł być, ale bałem się
to wypowiedzieć, gdyż wydało mi się to zbyt nieprawdopodobne. Tak, to był nasz
przyjaciel Quetzal, zaś Billy obserwował to zajście na ekranie monitora
wewnątrz statku.

Oto odpowiedni fragment rozmowy Billy'ego z Semjase i
Quetza-lem na temat tego zdarzenia (kontakt 139, 9 października 1980 roku):

SEMJASE: ..
.chwileczkę, wzywa mnie Quetzal przez radiostację.

QUETZAL: Właśnie
strasznie się przestraszyłem.

BILLY: No no no,
popatrzcie, co mu się przytrafiło.

SEMJASE: Chwileczkę,
zaraz nam o tym opowie.

QUETZAL: [Ukazuje się
na ekranie.] No wiec idę sobie w mroku jak zwykły
człowiek, aby spotkać się z Menara, doszedłem do skraju

179

lasu, do miejsca położonego w odległości kilku metrów od
ogrodzenia pastwiska, gdzie przy krowach czekała na mnie Menera, gdy nagle
zostałem oświetlony dwoma reflektorami. Jak wykazał mój analizator należały one
do samochodu Engelberta. Musiał mnie pewnie zauważyć mimo tego mroku i wziąć za
jakąś osobę szpiegującą naszego przyjaciela.

BILLY: Quetzal,
pewnie nie zdjąłeś tej srebrzystej peleryny?

QUETZAL: Wydawało mi
się, że nie ma potrzeby, ponieważ sądziłem, że w tej ciemności Engelbert nie
będzie mógł mnie zauważyć.

BILLY: No i
przeliczyłeś się.

QUETZAL: To prawda,
na przyszłość będę o tym pamiętał.

BILLY: No cóż,
świat się przez to nie zawali, a Engelbertowi pewnie sprawiło frajdę, że
napędził ci strachu, mimo iż nie miał pojęcia, że to właśnie ty, a nie jakiś
samotny wędrowiec.

QUETZAL: Oczywiście,
że nie wiedział, że to ja, i dlatego nie czuję się urażony. Doznałem po prostu
chwilowego uczucia strachu i to powinieneś mu powiedzieć, przekazując
jednocześnie pozdrowienia ode mnie. Do widzenia.

BILLY: Cześć. On
też się pewnie przestraszył. Chciałbym teraz widzieć jego minę.

SEMJASE: Z pewnością
wyglądał na zadowolonego.

BILLY: Quetzal
musiał przejść chyba ze sto metrów w obrębie tego światła. Jak to możliwe, że
się na to odważył. Czy przebywanie w polu wibracji Ziemian w takiej odległości
od nich nie szkodzi wam. O ile wiem, to możecie zbliżać się do ludzi [bez
urządzeń ochronnych] na odległość od 90 do 100 metrów bez bycia narażonym na
ich szkodliwe wibracje.

SEMJASE: To ostatnie
jest zgodne z prawdą. Lecz pierwsze zdanie jest błędne. Quetzal nie wszedł w
istniejący już snop światła, lecz został nim niespodziewanie oświetlony.

Gdy wracaliśmy do domu, mój reflektor halogenowy musnął
jeszcze skraj lasu i przez moment oświetlił Quetzala, który był już przy
Menarze. Stali obok siebie na skraju łąki.

Brak mi słów, aby dostatecznie barwnie opisać to
przeżycie.

2.3. Zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku A. Moje
pierwsze spotkanie z UFO

(relacja Brunhildy Koye)

Było to wieczorem 8 kwietnia 1983 roku około godziny
20.30 w Hinterschmidrti. Przyglądałam się akurat zasadzonym przeze mnie

180

drzewkom. Przez całe popołudnie wiał porywisty wiatr i
jeszcze teraz o zmierzchu odczuwałam jego silny powiew. Byłam w dobrym nastroju
i przyglądałam się chmurom na niebie, i nagle ujrzałam zbliżające się jakieś
ogromne światło wyglądające jak wielki reflektor. Przemieszczało się powoli
wysoko nad wieżą strażniczą położoną na wschód od miejsca, w którym stałam, w
kierunku na zachód, w stronę Semjase-Silver-Star-Center.

Początkowo stałam jak zamurowana i wpatrywałam się w
niebo kręcąc głową ze zdziwienia. Przez chwilę myślałam, że to jakieś
przywidzenie. Przez cały czas kołatała mi w głowie myśl: "Przecież nie
potrzebuję żadnego dowodu, jestem już od dawna przekonana

0 istnieniu pozaziemskich statków kosmicznych". Po
chwili usłyszałam kroki i zobaczyłam Billy'ego wychodzącego z domu z lornetką
w ręku w towarzystwie Thomasa i kierującego się na wschód w stronę garażu. W
tym momencie byłam już pewna, że to nie przywidzenie, że to, co widzę, dzieje
się naprawdę. Pospiesznie sięgnęłam do kieszeni po klucze, ponieważ przypomniałam
sobie, że w samochodzie także mam lornetkę. Wzięłam ją i stanąwszy obok
Billy'ego

1 Thomasa,
zaczęłam razem z nimi oglądać ów obiekt.

To, co zobaczyłam, zaszokowało mnie zupełnie serce
podeszło mi do gardła, zupełnie odbierając mi mowę. Moim oczom ukazał się duży
statek kosmiczny z mnóstwem świateł wkoło. Po chwili zmienił swój kształt na
trójkątny. Następnie odniosłam wrażenie, że ta sprawiająca wrażenie lekkiej
masa upodobnia się do balonu wypełnionego powietrzem. Wokół niego krążyło sporo
mniejszych obiektów świetlnych tworzących od czasu do czasu trójkąt, by się po
chwili rozpierzchnąć i nieco oddalić.

W pewnym momencie ten świetlny twór rozciągnął się
przyjmując podłużny kształt, jego światło zaczęło stopniowo słabnąć i odniosłam
wrażenie, że przesuwa się powoli na wschód. Nagle usłyszałam za sobą głosy. To
Karin prosiła mnie o lornetkę. Podałam ją jej i gdy niedługo potem dostałam ją
z powrotem, ów obiekt był już niewielki.

Nigdy nie zapomnę tego niesamowitego widoku i do dzisiaj
jestem wdzięczna tym istotom za ten "dowód".

B. Niezwykłe zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku
(godz. 20.15)

(relacja Thomasa Kellerd)

Miałem właśnie zamiar przynieść sobie jeszcze jedno
narzędzie do murowania, którym się właśnie zajmowałem, gdy nagle Slivano
powiedział do Billy'ego, że na niebie jest duży świetlisty obiekt. Pośpiesznie
zawróciłem, aby sprawdzić, czy to prawda, Billy zaś

181

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADn]

Szkic
Thomasa Kellera

pobiegł co tchu do domu po lornetkę. Gdy wrócił z nią,
zajęliśmy odpowiednie miejsce do obserwacji. Po pobieżnej lustracji nieba Billy
powiedział nagle:

Niesamowite, spójrz.

To, co zobaczyłem, zaparło mi dech. Moim oczom ukazał się
biały podłużny twór wyraźnie widoczny twór bez wyraźnych konturów, ponieważ
ciągle zmieniał kształt i barwę. Na prośbę Billy'ego pobiegłem do domy, aby
zawołać innych. Po chwili ponownie zająłem miejsce obok niego i jąłem
obserwować niebo. Teraz obiekt iskrzył się jasnoróżowym odcieniem (niczym
"żywe chmury" w filmie Star Trek: The Motion Picture). Jeden
kształt zapamiętałem jednak wyraźnie, mimo iż nie było to łatwe z powodu
ustawicznych zmian.

Obserwowana gołym okiem ta "rzecz" wydawała się 5
razy większa od Wenus. Ja, Billy i kilka innych osób widziało wyraźnie pionowy
obiekt w kształcie klina. Według obliczeń Billy'ego obiekt znajdował się na
wysokości około 18.000 metrów i w odległości około 35.000 metrów w prostej
linii.

Gdy później siedząc w kuchni rozmawialiśmy o nim, Louis
powiedział, że obserwował go przez ponad 45 minut. Engelbert widział go przez
krótszy okres czasu i specjalnie się tym nie ekscytował, ponieważ widział już
ciekawsze rzeczy. Nazajutrz po spotkaniu z Taljdą Billy powiedział nam, że
potwierdziła ona naszą obserwację, wyjaśniając przy okazji, że statek ten miał
średnicę około 350 metrów.

To zdarzenie na zawsze zachowam w swojej pamięci i
dziękuję za to przeżycie moim przyjaciołom z Druan (wyjaśnienie w poniższym
sprawozdaniu).

C. Sprawozdanie z rozmowy o zdarzeniu z 8
kwietnia 1983 roku

(sobota, 9 kwietnia 1983 roku, godzina 11.16)

BILLY: Bardzo
szybko zareagowałaś na moją prośbę, chociaż nie wymagało to aż takiego
pośpiechu. Mogłem przecież poczekać do jutra.

TALJDĄ: Przyczyną
pośpiechu była nie tylko twoja prośba, ale również ważna informacja, że w
następnych miesiącach będą miały miejsce spotkania z innymi ludźmi z odległych
gwiazd.

182

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADo]

Szkic Hansa
Zimmermanna pochodzący z jego raportu

BILLY: A więc
przybywasz, jak gdyby z dwóch powodów. Ze swojej strony mam pytanie dotyczące
tego osobliwego zdarzenia, które obserwowaliśmy wczoraj, 8 kwietnia. O
godzinie 20.14 zobaczyłem wysoko na niebie na wschodzie jaskrawe światło mniej
więcej 3-4 razy większe od Wenus. Początkowo myślałem, że to ona Wenus, lecz
ona widoczna jest przecież tu u nas jedynie w południowej i zachodniej części
nieba. Zacząłem więc dokładniej obserwować to jaskrawe światło i wówczas
stwierdziłem, że ustawicznie zmienia kształt i barwę, mieniąc się wszystkimi
kolorami tęczy. Pobiegłem wówczas do mojego domu po lornetkę, przez którą
mogłem dokładniej przyjrzeć się temu osobliwemu świetlnemu tworowi
widniejącemu na niebie. Wyglądał jak przezroczysta fatamorgana. Odległość, w
jakiej się znajdował, oceniłem na około 35.000 metrów, zaś pułap na 18-20
kilometrów, biorąc jako punkt odniesienia miejsce, z którego go obserwowaliśmy.
Zauważyłem, że po jego prawej stronie poruszały się różne mniejsze obiekty,
które co chwilę odrywały się od niego i ponownie

183

Panika i zagadka w Norymberdze
widziały to tysiące ludzi DZIKIE POLOWANIE NA NIEBIE

Pojawiło się z nicości niesamowity
trójkąt połyskiwał srebrzyście na niebie nad Norymbergą. Nie poruszał się, lecz
migotał.

Tysiące ludzi wpatrywały się w niebo
jak zauroczeni. Setki przestraszonych ludzi dzwoniły przez cały dzień na
policję oraz do stacji meteorologicznej mówiąc: "Nad nami lata olbrzymie UFO.
Zróbcie coś. Boimy się .

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADp]

184

Lecz służby publiczne były bezradne.
Czy był to satelita szpiegowski, wojskowy balon zwiadowczy czy też statek
kosmiczny z innych gwiazd?

Gdy to UFO było widać jeszcze
następnego dnia, ekipa z Telewizji Bawarskiej wyruszyła w jego kierunku samolotem
odrzutowym Lear. Pilotował go szef norymberskiego lotniska Helmut
Muller-Gutermann. Pilot: "Lecieliśmy za tym UFO wznosząc się aż do pułapu
12.300 m, ale nie mogliśmy się do niego zbliżyć".

Posługując się dwumetrowym teleskopem
kierownik stacji meteorologicznej w Norymberdze Eckard Póhl dostrzegł nieco
więcej: "Wyglądało to jak zdeformowana, wydłużona z przodu, piramida o średnicy
około 150 m. Reszta wyglądała jak przezroczysta folia plastykowa".

Zagadkę tę rozwiązał w końcu, w piątek
przed południem, kierownik kontroli lotów z Manching Gertwin Huhnerbein:
"Jesteśmy pewni, że ten nieznany obiekt latający jest badawczym balonem
stratosferycznym".

 

doń zbliżały. Potem zobaczyłem ciemne punkty, plamy, na
tym dużym obiekcie wyglądające jak jakieś narośle. Coś podobnego widziałem na
olbrzymim statku Ptaaha [gigantyczny statek-baza dowodzony przez ojca
Semjase, Ptaaha], w związku z czym pomyślałem, że to podobny sta-tek-matka
wyglądający jak swego rodzaju fatamorgana lub lustrzane odbicie. Odrywające
się od niego z prawej strony błyszczące punkty wziąłem za statki promienne, a
ciemne punkty i plamy za wloty do hangarów. Z obliczeń przeprowadzonych na
podstawie jego pozornej wielkości i odległości wyszło mi, że jego średnica
wynosiła 320-340 metrów.

TALJDA: Zanim przyszłam tutaj, Quetzal przestrzegł mnie
przed tobą, ponieważ jak się przekonaliśmy, ten obiekt nie umknął waszej
uwadze.

BILLY: Tak? A to dlaczego Quetzal ostrzegł cię przede
mną?

TALJDA: Przysłuchiwał się twojej rozmowie z Thomasem i
słyszał, co mu mówiłeś. Zauważony przez was obiekt był rzeczywiście statkiem
kosmicznym, jednak widzieliście tylko jego odbicie, ponieważ w rzeczywistości
szybował on bezpośrednio nad waszym Centrum. Celem tego przelotu było zbadanie
tego najbardziej znanego miejsca na Ziemi i przyjrzenie się przebywającym w nim
ludziom. Ze względów bezpieczeństwa, doskonale znanych ci zresztą, był
zabezpieczony przed lokalizacją, jednak w niewytłumaczalny dla nas sposób
powstały owe odbicia widoczne w atmosferze w odległości wielu kilometrów. Jak
ci wiadomo, inni wcale nie muszą posługiwać się taką samą techniką, jak my.
Druanie posługują się zupełnie innymi metodami zabezpieczającymi. A propos
twoich obliczeń zauważone przez was lustrzane odbicie tego obiektu
znajdowało się na wysokości około 26.000 metrów i w odległości mniej więcej 36
kilometrów, zaś jego średnica wynosiła około 350 metrów. Twoje obliczenia są
więc zaskakujące dokładne.

185

[patrz: dolaczony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADr]

186

Zagadkowy obiekt latający nad Kolonią

Kolonia. Zagadkowy jarzący się obiekt latający w nocy z poniedziałku na wtorek
pozbawił snu mieszkańców dzielnicy Holweide w Kolonii, policję zaś postawił na
nogi. Pierwsze telefony do policji napłynęły od mieszkańców miasta z prawego
brzegu Renu około godziny 23.10.

Patrol "Arnold 19/20" udał się na
miejsce obserwacji w dzielnicy Holweide. Dotarłszy na miejsce, zameldował: "Na
niebie jarzący się kolisty obiekt ze świecącą aureolą". Niestety nie można
było określić wysokości i wielkości tego niecodziennego zjawiska.

Policja zwróciła się do kontroli lotów
na lotnisku. Okazało się, że ich urządzenia namiarowe nie wykazywały obecności
jakiegokolwiek obiektu. Za pomocą lornetki można było ujrzeć balonowaty twór ze
źródłem światła w środku. Przez całą jego długość przebiegały pionowe i poziome
linie.

Uwagę policji zwróciło świecące
światło. Wykluczono, aby mogła to być gwiazda. Po około 1 godzinie obiekt
zniknął zasłonięty chmurami, które w międzyczasie zasnuły niebo. Kolońska
policja zarejestrowała w pamięci komputera pojawienie się tego nieznanego
obiektu latającego. Pod względem kształtu, koloru i wyglądu zewnętrznego
przypominał on obiekt, który tydzień temu obserwowano nad Norymbergą.
Przypuszcza się, że mógł to być balon metereologiczny o średnicy około 80 m.

Kolonia: "UFO nad miastem"

KOLONIA (dpa)

Zagadkowy obiekt latający zaparł dech w
piersiach policji i mieszkańców Kolonii w nocy z poniedziałku na wtorek. Liczne
telefony od mieszkańców miasta potwierdziły obserwacje urzędników policji:
"Uderzające jaskrawe światło, okrągły przedmiot ze świecącą aureolą".
Nocne poszukiwania tego obiektu okazały się jednak bezowocne.

 

BILLY: Wspomniałaś
coś o Druanach.

TALJDA: W przypadku
tego obiektu latającego chodzi o statek z planety Druan kierowany przez
zamieszkujące ją ludzkie formy życia, zwane przez nas Druanami. Jest to bardzo
wysoko rozwinięta rasa ludzka o pokojowym usposobieniu. Planeta Druan znajduje
się w systemie NOL, który leży w galaktyce o średnicy 1,7 rażą większej od naszej
i oddalonej od Układu Słonecznego o około 310 miliardów lat świetlnych.

BILLY: W 1975 roku
w czasie mojej podróży w głąb kosmosu byłem krok od niej. Więc te miliardy lat
świetlnych nie robią na mnie żadnego wrażenia. W końcu do wszystkiego można się
przyzwyczaić.

TALJDA: Rozumiem,
ale nie dlatego podałam ci te dane.

BILLY: W ogóle się
nie znasz na żartach.

TALJDA: Ach tak,
więc to jest to, przed czym ostrzegał mnie Quetzal - twoje osobliwe poczucie
humoru.

187

BILLY: No właśnie.
Wspomniałaś coś o jakichś gościach, których mogę mieć. Czyżby to mieli być
Druani?

TALJDA: Tak. Druani
przebywali tutaj na Ziemi przez 5-6 miesięcy,

choć nam się wydaje, że to były całe lata. W czasie ich
pobytu statek ten i te

mniejsze mu towarzyszące były często obserwowane
przez Ziemian

w pierwszych tygodniach jedynie w Europie, potem
również nad innymi

kontynentami.

BILLY: Jak on
właściwie wygląda, pomijając zniekształcony obraz jego odbicia?

TALJDA: W
rzeczywistości ma dyskoidalny kształt, lecz z powodu specjalnego ekranu
ochronnego może być postrzegany jako ostrosłup lub wierzchołek kryształu
górskiego.

BILLY: To jego
ściany wywołują tę grę świateł, które mienią się wszystkimi kolorami tęczy?

TALJDA: Jesteś, jak
widzę, dobrze zorientowany w tych sprawach.

BILLY: To prosta
zasada pryzmatu, którą poznają już przedszkolaki bawiąc się szklanymi
kuleczkami w świetle słońca.

TALJDA: Widzę, że
nie masz żadnych oporów przed stawianiem pytań.

BILLY: Nie.
Ostatecznie po to mam usta, aby je zadawać. No, ale nie powiedziałaś mi jeszcze
o tym ewentualnym kontakcie.

TALJDA: Ach,
rzeczywiście, wyleciało mi to z głowy. Przypuszczalnie jedna lub kilka osób z
załogi statku Druanów skontaktuje się bezpośrednio z tobą. Są w każdym razie
zainteresowani nawiązaniem kontaktu z tobą, po tym jak rozmawialiśmy z nimi i
wyjaśniliśmy im naszą wspólną misję na Ziemi.

BILLY: Czy mogłabyś
mi zdradzić, czego chcą ode mnie? Jako Ziemianin nie mogę im przecież nic
zaoferować!

TALJDA: Jesteś zbyt
skromny.

Dalszych obserwacji tego obiektu dokonano przede
wszystkim w Niemczech i we Włoszech. Na dowód załączam kopie artykułów
prasowych zamieszczone na poprzednich stronach oraz relację Bernharda Koye.

2.4. Moje pierwsze przeżycie z UFO

(relacja Bernharda Koye)

Było to we wtorek 19 kwietnia 1983 roku około godziny
21.10

w Monachium. Nasz pies domagał się wyjścia na dwór, a
ponieważ

byłem już rozebrany, a nasz gość, Hans Zimmermann,
pochłonięty był

lekturą zapisów rozmów z kontaktów [Billy'ego
z Plejadanami

przyp. red.], wyjść z nim postanowiła moja matka (Brunhilda
Koye).

188

Około 21.25 wpadła do mieszkania i zawołała
podekscytowana: "Ubierajcie się, szybko!" Nasz gość, Hans Zimmermann, i ja
pośpiesznie wrzuciliśmy coś na siebie i wybiegliśmy za nią.

Cóż się stało? Jak nam opowiedziała, spacerowała z Wastlem
(naszym psem) brzegiem Isary i nagle zauważyła na niebie błyszczący obiekt.
Właśnie był tym, co chciała nam pokazać, zakładając, że będzie jeszcze
widoczny. No i mieliśmy szczęście. Na drodze dojazdowej niedaleko naszego domu
mieliśmy widoczną wystarczająco dużą połać nieba, na której zauważyliśmy to
świecące cudo. Dzięki lornetce mogliśmy obserwować również szczegóły jego
wyglądu.

Po chwili postanowiliśmy zmienić miejsce obserwacji i
przeszliśmy przez pobliski park nad brzeg rzeki. Świecący obiekt wydał się nam
teraz większy. Nagle matka przypomniała sobie swoje pierwsze spotkanie z UFO w
piątek 8 kwietnia w Hinterschmidrti. Wyglądało na to, że to był ten sam statek
Druanów. Stopniowo oddalał się od nas powoli wzbijając się w górę. Było to
niezwykłe przeżycie i spontanicznie chwyciłem matkę za rękę.

Około 10 minut przed godziną 22. od strony oddalającego
się obiektu zaczął dąć silny, porywisty wiatr. Gdy wracając obejrzałem się za
siebie, zabłysł raz jeszcze na krótko niczym światło odległej latarni, po czym
zniknął zupełnie. Oto, czym może zaowocować spacer z psem.

189

X DLACZEGO POZAZIEMSKIE STATKI
KOSMICZNE UNIKAJĄ NAS?

W postępowaniu inteligencji pozaziemskich zastanawia,
dlaczego lądują one swoimi statkami w ciągu dnia, skoro tak dużo wagi przykładają
do tego, aby nie być zauważonym bądź namierzonym, jak to czynią na przykład
Plejadanie.

Niektórzy pozaziemscy przybysze nigdy nie lądują
bezpośrednio na powierzchni Ziemi lub nie zostawiają na niej żadnych śladów
lądowania, z drugiej zaś strony dostarczają nam innych widocznych i namacalnych
dowodów swojej bytności we wszystkich miejscach swojego lądowania.

Osobliwy jest też sposób podejmowania przez nich
kontaktów z Ziemianami. Większość istot pozaziemskich unika jakichkolwiek
kontaktów z nami, stąd też osobiste spotkania z nimi są często przypadkowe i
trwają bardzo krótko. W bardzo rzadkich przypadkach i w określonych warunkach
wybierają oni odpowiednie osoby, aby utrzymywać z nimi dłuższe lub krótsze
kontakty. Większość takich osób - - łączników - - otrzymuje od nich polecenia
jedynie w formie impulsów i to w taki sposób, że nie znają oni ich źródła
pochodzenia. W rzeczywistości bardzo niewiele osób miało prawdziwy osobisty
kontakt z istotami pozaziemskimi, poza tym odbywają się one nieoficjalnie, na
bazie prywatnej, i często mają tajemniczy charakter.

W tej sytuacji nie dziwią często zadawane pytania:
Dlaczego obce istoty mają zwyczaj utrzymywania kontaktów jedynie z nielicznymi
wybranymi

190

przez siebie osobami i nie pokazują się publicznie? Dlaczego
nie lądują na Placu Czerwonym w Moskwie, na trawniku przed Białym Domem w Waszyngtonie,
na międzynarodowym lotnisku we Frankfurcie bądź w ogrodzie oenzetowskiego
Pałacu Narodów w Genewie? Aby uniknąć wywołania szoku swoją obecnością mogliby
wykorzystać istniejącą bogatą sieć informacyjną i w ten sposób wcześniej
ogłosić swoje przybycie. Dlaczego nie zrobią z tego użytku, zamiast prowadzić
grę w kota i myszkę? Jeżeli istoty pozaziemskie odwiedzają nas naprawdę, to
dlaczego nie próbują skontaktować się z rządem jakiegoś supermocarstwa, NASA
lub ONZ, które to instytucje oddelegowałyby do rozmów z nimi jakąś wpływową
osobistość? Dlaczego nie mieliby uścisnąć ręki takiemu politykowi, jak
Gorbaczow lub Bush i powiedzieć: "Oto jesteśmy, co możemy dla was zrobić?"

Taka spektakularna akcja byłaby bezsprzecznie koronnym
dowodem na istnienie i obecność na Ziemi pozaziemskich inteligencji, w co nadal
niestety wątpi gros ludzkości.

Aczkolwiek sposób ich postępowania nie jest jeszcze dla
nas całkowicie zrozumiały, to jednak istnieje kilka przekonywających dowodów na
ich obecność. By dobitniej przedstawić tę sytuację wyobraźmy sobie następującą
rzecz: załóżmy, że załoga wojskowego helikoptera otrzymała zadanie obserwowania
nie zbadanego jeszcze obszaru w brazylijskim buszu oraz skontaktowania się z
jego dzikimi mieszkańcami i że w tym celu ma wylądować w ich wsi. A teraz
wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy się okaże na przykład, że ci tybulcy to
barbarzyńcy traktujący każdego obcego jak wroga. To agresywne zachowanie wobec
obcych może wynikać z obawy przed nimi, przed tym, że kontakt z nimi może
doprowadzić do spadku prestiżu i pozycji przywódców plemienia. Aby uniknąć tej
konfliktowej sytuacji, niezbędne są dłuższe, często wieloletnie przygotowania.
Niektórzy z tych buszmenów próbowaliby zapewne przejąć helikopter, co raczej
byłoby niemożliwe ze względu na ich prymitywną broń. Inni członkowie ich
plemienia uznaliby pewnie członków załogi helikoptera za bogów, a nie zwykłych
ludzi. Co bardziej sprytni mogliby z kolei wpaść na pomysł, aby przejąć
nieznany pojazd wraz z załogą i przy pomocy tej magicznej maszyny i jej załogi
rządzić innymi plemionami w dżungli.

Biorąc powyższe możliwości pod uwagę, należy stwierdzić,
że lądowanie wśród nich byłoby bezcelowe, chyba że załoga tego helikoptera
wyposażona byłaby w niezbędną i odpowiednią broń. Przy użyciu takich środków
bezpieczeństwa lądowanie wśród tych buszmenów mogłoby wprawdzie mieć miejsce,
ale jaki miałoby wówczas sens.

Podobna sytuacja jest z istotami pozaziemskimi, które
będąc na znacznie wyższym od nas poziomie rozwoju ewolucyjnego, przybywają na
Ziemię,

191

by wspomagać nas w rozwoju duchowym. Plejadanie i
przedstawiciele innych cywilizacji pozaziemskich mają wiele powodów, dla
których nie lądują na oczach tłumów i nie nawiązują kontaktów z poszczególnymi
rządami, zaś potajemnie kontaktują się z wybranymi przez siebie osobami, które
nie są wpływowymi osobistościami politycznymi, wojskowymi lub finansowymi.

Na samym wstępie tych rozważań powinniśmy jednak
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy istoty pozaziemskie są w stanie swobodnie
poruszać się po naszej planecie bez uszczerbku dla swojego zdrowia. Musimy
bowiem wiedzieć, że nie wszystkie ludzkie formy życia we wszechświecie
posiadają taką samą budowę fizyczną jak my. Środowiska naturalne na ich
rodzinnych planetach mogą być zupełnie inne niż nasze. Chodzi mi tu między
innymi o skład atmosfery oraz wielkość siły przyciągania. Mieszkańcy planet o
innym składzie atmosfery przebywając bez skafandrów w naszej atmosferze szybko
by się udusili. Poza tym istotny jest sposób ich porozumiewania się. Gdyby nie
znali żadnego naszego języka lub porozumiewali się wyłącznie telepatycznie,
wówczas jakiekolwiek porozumienie z nimi było bardzo trudne, o ile w ogóle
możliwe.

Z drugiej strony wiadomo, że istnieją istoty
pozaziemskie, które są w stanie lądować na naszej planecie i oddychać naszym
powietrzem, które znają również nasze języki i mogą dzięki temu nawiązywać bez
przeszkód wszelkie kontakty z nami, również oficjalne na szczeblu politycznym.
Dlaczego jednak taki oficjalny kontakt nie został do chwili obecnej przez nie
nawiązany? Otóż dlatego, że jak dotąd nie stworzono na naszej planecie
odpowiednich ku temu warunków. Oto kilka powodów tego stanu rzeczy:

1. W roku 1976 społeczności ziemskie, zwłaszcza kręgi
ufologiczne, poddane zostały przez Plejadan testom prawdy. Ich wynik był
przygnębiający, bowiem okazało się, że ludzie nie dojrzeli jeszcze do ich
lądowania. Jak powiedziała Semjase: "Poziom umysłowy wielu Ziemian jest zbyt niski
i zbyt skrępowany religijnym niewolnictwem. Część z nich uznałaby nas za
posłańców Boga i czciła na równi z nim". Nie mam wątpliwości, że ogromna
część ludzkiej populacji czciłaby ich jak boskie istoty i wznosiła do nich
modły. W trakcie spotkania, które miało miejsce

2 października 1976 roku [kontakt 64] najgorszą
ocenę ze strony Semjase otrzymały kręgi ufologiczne. Oto, co powiedziała
Billy'emu na ten temat: "...tak zwane kręgi ufologiczne są tymi, które poddają
w wątpliwość nasze istnienie. To właśnie ci ludzie przyczyniają się
najbardziej do ośmieszania naszego istnienia i twierdzenia, że jesteśmy
wytworem wyobraźni lub halucynacją. To, co mówię, nie oznacza oczywiście, że
wszystkie te grupy postępują w ten sposób, niemniej dotyczy to większo-

192

ści z nich. Z nieznajomości rzeczy i braku dostatecznej
wiedzy ci spaczeni ludzie poszukują fantastycznych wyjaśnień odwołując się do
techniki oraz zjawisk paranormalnych i czysto duchowych, gdzie można znaleźć
najwięcej bzdurnych koncepcji. Ci błądzący ludzie zajmują się rozważaniami
na temat możliwości technicznych i konstrukcji naszych statków, negując
jednocześnie całkowicie naszą misję i to wszystko, co jest z nią związane. To
typowy sposób postępowania mieszkańców Ziemi, którzy zawsze przeoczają to, co
istotne, to znaczy wartości duchowe, na temat których wymyślają
nieprawdopodobne bzdury, jak chociażby to, że nasze statki promienne napędzane
są siłami duchowymi, a nawet że są skonstruowane według duchowych wzorców. W
tej bzdurze jest tyle samo prawdy, jak w tym, że poruszamy się w wymiarach
paranormalnych. Prym w głoszeniu tego typu nonsensów wiodą przede wszystkim
kręgi parapsychologiczne, które w gruncie rzeczy nie mają najmniejszego pojęcia
o tym, czym się zajmują. Właśnie te grupy ludzi czynią najwięcej szkód w
upowszechnianiu prawdy... [...] Do tej kategorii ludzi należy wymieniony przez
ciebie [...] jednak nie powinieneś się oburzać jego głupotą i prymitywizmem.
[...] Rezultat jest taki, że Ziemianie nie są jeszcze w stanie traktować
naszego istnienia oraz naszych statków jako czegoś realnego i przez to
obiektywnie patrzeć na nasze działania. Ci tak zwani ufolodzy, których zadaniem
jest głoszenie prawdy i przygotowywanie gruntu na przybycie pozaziemskich
inteligencji, degradują się do prymitywnych, półnaukowych sekciarzy rozsiewających
idiotyczne, nonsensowne, wymyślone przez siebie teoryjki, które zamiast
przybliżać ludzi do prawdy, oddalają ich od niej". 2. Oficjalne lądowanie
nie może nastąpić w żadnym przypadku bez uprzedniego przygotowania na nie
ludzkości. Nagłe ujawnienie się istot pozaziemskich byłoby nie tylko
bezcelowe, ale i nieodpowiedzialne na obecnym etapie naszego rozwoju
ewolucyjnego. Semjase jest zdania, że mogłoby to doprowadzić do powszechnej
paniki. Wystarczy tylko przypomnieć sobie, co się stało podczas nadawania
słuchowiska radiowego Wojna światów Orsona Wellesa w roku 1938 w Stanach
Zjednoczonych. Moim zdaniem dla większości ludzi nagłe, niespodziewane
spotkanie z istotami pozaziemskimi byłoby zbyt drastycznym przeżyciem. Ich
światopoglądy zawaliłyby się wówczas jak domki z kart. Dowiedzieliby się
również przy okazji o wielu różnych nikczemnościach rządzących, na przykład o
sprzedaży jednych narodów drugim przez rządnych władzy i pieniędzy polityków.
Wielu ludzi z całą pewnością zażądałaby pociągnięcia winnych do
odpowiedzialności, co nie odbyłoby się bez przelewu krwi. Krótko mówiąc,
mogłoby dojść do ogólnoświatowego zamętu.

193

3. Zakładając, że
pewna grupa istot pozaziemskich mimo wszystko zdecydowałaby się na oficjalne
lądowanie na Ziemi, wówczas należałoby się zastanowić nad jedną zasadniczą
sprawą - - w jakim kraju miałoby nastąpić ich lądowanie? Jaki kraj należałoby
uhonorować tym zaszczytem, nie urażając jednocześnie innych. To posunięcie
musiałoby być bardzo dyplomatyczne, by nie wzbudzić niczyjej zazdrości, a co za
tym idzie nienawiści. Tego problemu nie byłoby, gdyby cała ludzkość rządzona
była przez jeden rząd. Obecnie nie istnieje jednak jeszcze żadna instytucja,
czy też, jak to się mówi, wyższa instancja, która mogłaby przemawiać w imieniu
całej ludzkości i reprezentować jej interesy na zewnątrz. Do tego niezbędny
jest jeden globalny rząd i to z wielu powodów, lecz na razie nie nadszedł
jeszcze na to odpowiedni czas, bo jaki rząd zgodziłby się dzisiaj zrezygnować
ze swoich przywilejów i władzy na jego rzecz.

4. Niektórzy
ludzie nie mający najmniejszych wątpliwości co do wyższości istot pozaziemskich
pod każdym względem dziwią się, że nie pojawiają się one oficjalnie, zwłaszcza
że nie mają żadnego powodu, by się nas bać, biorąc pod uwagę ich możliwości
techniczne i uzbrojenie. Rzecz w tym, że obawiają się one, iż lądowanie ich
statku na naszym terytorium bez zezwolenia mogłoby doprowadzić do
niezręcznej sytuacji. Zdaniem Semjase w
kręgach militarnych nie brak osób, które pod przykrywką przyjaźni i pokoju
dążyłyby do zarekwirowania statku kosmicznego istot pozaziemskich. Powodzenie
takiej akcji byłoby wydarzeniem stulecia, gdyż dzięki jego wysoko zaawansowanej
technice mogliby z łatwością opanować cały świat. Wystarczy tylko popatrzeć, co
wyczyniają służby wywiadowcze różnych krajów, aby zapewnić przewagę swoim
mocodawcom. Nawet jeżeli obcy przybysze zachowają ostrożność i ich statek
będzie uzbrojony, to i tak będą mieli wielkie szczęście, jeśli uda im się odlecieć
bez żadnego uszczerbku. Z drugiej strony pewni ludzie wszelkimi sposobami
staraliby się wykorzystać okazję i dowiedzieć różnych rzeczy od tych istot. Jak
jednak wiadomo, Plejadanie i nie tylko oni nie mogą ujawnić nam żadnych
informacji dotyczących swoich technologii, dopóki każdy nowy wynalazek
wykorzystywany będzie przez nas w celach militarnych. Obce istoty trzymają się
ściśle tej zasady i odrzucają wszystkie prośby i żądania Ziemian w tej kwestii.
Co to oznacza, nie trudno przewidzieć. Nawet gdyby próbowano wydrzeć od nich te
tajemnice siłą, istoty pozaziemskie potrafiłyby się przed tym obronić. Ich
mentalność i szlachetne usposobienie nakazują im jednak unikać sytuacji, które
mogłyby doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji, mimo ich zdecydowanej
przewagi militarnej.

5. Istnieje
powszechne prawo, zgodnie z którym każdy człowiek niezależnie od rasy i
pochodzenia ma prawo do wolności fizycznej i psychicznej.

194

Żaden człowiek nie może być do niczego zmuszany i
wszędzie i o każdej porze powinien swobodnie i bez przymusu móc o sobie
decydować. Dotyczy to wszystkich narodów. Ta zasada nie mieszania się, to jest
nieingerencji, jest doskonale znana istotom pozaziemskim i przywiązują one do
niej ogromne znaczenie. Co to ma jednak wspólnego z naszym tematem? Otóż, takie
nagłe objawienie swojego istnienia przez nie byłoby swego rodzaju ingerencją w
życie Ziemian, w których świadomości ich istnienie dopiero zaczyna się
pojawiać jako mglista możliwość.

6. Zdaniem
Plejadan ludzie zbyt szybko straciliby zainteresowanie istotami pozaziemskimi,
gdyby ich istnienie zostało nagle, w jednej chwili całkowicie potwierdzone.
Człowiek ma taką psychikę, że potrzeba mu stałej stymulacji, nieustannego
dawkowania niezwykłości, aby utrzymać jego zainteresowanie jakąś sprawą przez
dłuższy czas. W dawnych czasach było inaczej, wtedy przekonywano ludzi przy
pomocy tak zwanych cudów. Dzisiaj jest wręcz odwrotnie do prawdy dociera się
poprzez własne rozważania i przemyślenia, a nie przy pomocy zmysłów, bowiem
ludzie wiedzą już, że są rzeczy, które istnieją, mimo iż ich nie widzimy
i nie słyszymy.

7. Plejadanie i
ich sprzymierzeńcy, którzy już od wielu lat zaangażowani są w sprawy Ziemi
podlegają w mniejszym lub większym stopniu zaleceniom Wysokiej Rady, która zgadza
się na oficjalne masowe lądowanie jedynie wtedy, gdy istnieją ku temu
odpowiednie warunki. Jeśli o nas chodzi, to nie osiągnęliśmy jeszcze
odpowiedniego poziomu rozwoju. Poza tym nie jesteśmy jeszcze na tyle
"ucywilizowani", aby stać się równoprawnym członkiem kosmicznej federacji.
Tak więc przede wszystkim od nas zależy, kiedy nastąpi Wielkie Lądowanie. Póki
co lepiej dla nas, że obce istoty kontaktują się tylko z wybranymi przez siebie
osobami i poprzez nie powoli oswajają nas ze swoim istnieniem i tym, że nieustannie
odwiedzają nas. Im szybciej otworzymy się na to, tym szybciej nastąpi to
niezwykłe wydarzenie oficjalne lądowanie istot pozaziemskich na Ziemi.

Abstrahując od tego wszystkiego w roku 1979 Plejadanie
zadeklarowali chęć nawiązania kontaktu z jednym z ziemskich rządów, lecz
jedynie poprzez swojego łącznika, to znaczy Billy'ego. Służba wywiadowcza tego
kraju zgodziła się nawet pełnić rolę pośrednika, lecz niestety to zaplanowane
przedsięwzięcie nie doszło do skutku z powodu nieodpowiedzialnego postępowania
niektórych polityków, którym albo zabrakło wyobraźni, albo po prostu nie
chcieli przyjąć warunków postawionych przez Plejadan. Wręcz nie sposób
wyobrazić sobie szkód, jakie wywołała głupota i krótkowzroczność tych
polityków.

195

XI MATERIAŁ FOTOGRAFICZNY BILLYłEGO

W celu uzyskania dowodów na autentyczność swoich
kontaktów Billy otrzymał od swoich pozaziemskich przyjaciół zgodę na
wykonywanie zdjęć i kręcenie filmów. Łącznie wykonał kilkaset rewelacyjnych
zdjęć oraz osiem niezwykłych ujęć filmowych przedstawiających różnego rodzaju
pojazdy pozaziemskie widziane w ciągu dnia i w nocy oraz ślady ich lądowań.

Bez przesady można stwierdzić, że materiał fotograficzny
Billy'ego jest nie tylko najlepszy, ale i najobszerniejszy. I co najważniejsze
nie są to ujęcia przypadkowe. Wszystkie zdjęcia będące w dyspozycji FIGU wykonane
zarówno przez Billy'ego, jak i jego przyjaciół oraz znajomych zostały zrobione
wyłącznie za zgodą istot pozaziemskich. Informacje o tym, gdzie i kiedy można
fotografować lub filmować ich statki, Billy otrzymywał od nich telepatycznie. Z
wyjątkiem zdjęć wykonanych w kosmosie prawie wszystkie pozostałe powstały na
Przedgórzu Zrychskim, to znaczy na łąkach i polach położonych w pobliżu
miejsca zamieszkania Billy'ego w Hinwil, a potem Hinterschmidruti.

Celem ich wykonywania nie był zamiar wzbudzenia sensacji,
ale jak już wspomniałem, zgromadzenie odpowiednio dobrego materiału fotograficznego
i filmowego mającego stanowić potwierdzenie autentyczności jego kontaktów. Są
one nie tylko cennym materiałem poglądowym stanowiącym uzupełnienie jego
tekstów, ale również potwierdzeniem tkwiącej w nich prawdy. Poza tym stanowią
także swego rodzaju przynętę dla osób, które

196

poprzez ufologię starają się dotrzeć do duchowej
istoty rzeczy, bowiem duchowe wartości, co chciałbym szczególnie podkreślić, są
w gruncie rzeczy ważniejsze od wszystkich spraw ufologicznych razem
wziętych.

1. Trudności podczas fotografowania i
filmowania

Fotografowanie oraz filmowanie utrudniały Billy'emu w mniejszym lub
większym stopniu następujące rzeczy:

1. Brak jednej
ręki.

2. Z braku
odpowiednich funduszy nie najlepszy aparat fotograficzny. Używał
najłatwiejszego w obsłudze aparatu, jaki udało mu się zdobyć

- OLYMPUS-35 ECR z przesłoną 1:2,8, ogniskową 42 mm i
stałym czasem naświetlania 1/100 sekundy.

3. Różnego
rodzaju niepożądane promieniowania,
które normalnie nie występują w przypadku fotografowania ziemskich
obiektów latających.

a) W ciągu jedenastoletniego okresu
kontaktowania się z
Billym (28.1.1975-29.1.1986) Plejadanie używali pojazdów zwanych przez
nich od ich napędu statkami promiennymi. Statki te emitowały do otoczenia
szkodliwe dla materiałów fotograficznych promieniowanie, zaś ich unowocześniony
typ, wielokrotnie fotografowany i filmowany przez Billy'ego, wysyłał na
zewnątrz siebie niezwykle intensywne promieniowanie magnetyczne.

b) Niewidzialny
ekran ochronny rozciągający się w odległości około 90 m od statku, który
zniekształcał wszystkie przeszkody (inne obiekty latające, meteoryty etc.)
znajdujące się poza nim, a także wszystko, co znajdowało się wewnątrz niego.
Dopiero jego wyłączenie umożliwiało robienie zdjęć ze zbliżenia, to jest z
odległości mniejszej niż 90 metrów (patrz zdjęcie nr 63).

c) Istniejące
wewnątrz statku Plejadan promieniowanie, które zmniejsza jakość wykonywanych z
niego zdjęć do tego stopnia, że bez specjalnego urządzenia mija się to z
celem. Specjalnie dla Billy'ego Plejadanie sporządzili odpowiednią płytkę
dyfrakcyjną, dzięki której mógł je wykonać, jednak ich jakość mimo to była nie
najlepsza.

d) Inne rodzaje
promieniowań występujące w kosmosie oprócz wyżej wymienionych. Nawet
promieniowania pochodzące z naszego układu słonecznego mają pewien wpływ na
jakość zdjęć, jak to miało miejsce podczas nocnej demonstracji w czerwcu 1976
roku.

Wszystkie te czynniki w znacznym stopniu utrudniały
fotografowanie i zmniejszyły jakość produktu końcowego, to jest zdjęć, slajdów
oraz

197

filmów. W związku z tymi promieniowaniami Billy musiał
przełknąć niejedną gorzką pigułkę, zwłaszcza na początku, gdy nie miał jeszcze
o nich pojęcia. Pewnego dnia zdarzył się na przykład przykry wypadek, kiedy to
jego aparat fotograficzny nagle eksplodował, w wyniku czego całkowitemu
zniszczeniu uległ światłomierz. Dlatego właśnie zdjęcia wykonywane z bliskiej odległości
stanowią w zbiorze Billy'ego mało znaczący margines.

Inne nieprzyjemne zdarzenie miało miejsce kilka lat
później, w roku 1981, gdy Billy jechał swoim minitraktorem z przyczepionym do
niego domkiem kempingowym, aby sfotografować statek Plejadan nazwany później
statkiem-tortem. Gdy zbliżył się do niego na niewielką odległość, jego silne
pole magnetyczne tak namagnesowało traktor, że nastąpiło uszkodzenie jego
zapłonu. Nie mogąc usunąć tej usterki, Semjase wezwała na pomoc Quetzala, który
musiał ściągnąć odpowiednie narzędzia, aby dokonać naprawy.

Co więcej, warte łącznie 550 franków szwajcarskich kasety
z filmami poddane działaniu tego silnego pola stały się całkowicie
bezużyteczne. Quetzal obejrzał je dokładnie i stwierdził, że musiałyby posiadać
specjalny płaszcz ochronny o grubości 6,11 mm, aby były zabezpieczone przed nim
w stu procentach. W przyszłości więc Billy powinien przechowywać te kasety w
ołowianej skrzynce i raczej nie zbliżać się za bardzo do tego statku.

Robione z bliskiej odległości zdjęcia statku-tortu
unoszącego się nad parkingiem przed Centrum w Hinterschmidruti wyszły tylko
dlatego, że Billy wykonał je z wnętrza wozowni i przez bardzo grubą szybę (patrz
zdjęcie nr 23).

Zdjęcia niezbyt ostre i zamazane, to też rezultat
oddziaływania na błonę filmową jakiegoś promieniowania. Tego rodzaju zdjęcia
wykazują zmiany kolorów, zniekształcenia, odbicia lustrzane podobne do fatamorgany,
boczne przesunięcia oraz zmiany odległości. Przy zbyt dużym zbliżeniu statku
Plejadan do jakiegoś obiektu (np. drzewa) na zdjęciu może być ono przesunięte
lub mieć zupełnie zdeformowany kształt. Efekt ten może być tak silny, że sam
statek sfotografowany ze zbyt bliskiej odległości wygląda na przykład jak
mgiełka (patrz zdjęcie nr 63). Może się również zdarzyć w takich
przypadkach, że jego kontury stają się częściowo asymetryczne lub nawet
przybierają kształt linii falistych. Te niezwykłe efekty pojawiły się tylko na
tych zdjęciach, podczas których wykonywania nie zachowana została bezpieczna
odległość.

Przy ocenie tego rodzaju zdjęć uszkodzonych
promieniowaniem niezwykle ważna jest znajomość prawdziwych przyczyn, dzięki
czemu uniknąć można fałszywych wniosków.

199

4. Obecność innych ludzi. Fotografowanie w ciągu dnia w
pobliżu osiedli było prawie niemożliwe, ponieważ trudno było ustrzec się od
ciekawości innych ludzi, którzy od czasu do czasu zbliżali się do niego, aby
zobaczyć, co robi. To utrudnienie było bez wątpienia naj dokuczliwszy m ze
wszystkich podczas fotografowania.

2. Ułatwienia

Mimo niezliczonych utrudnień zgromadzony przez Billy'ego
materiał fotograficzny nie ma sobie równego na całej naszej planecie i to
zarówno pod względem ilości, jak i jakości. Dzięki życzliwości Plejadan Billy
miał przywileje, których nie posiadał żaden inny Ziemianin. Jak już wspomniałem,
jego zdjęcia nie są przypadkowymi ujęciami.

Było to możliwe również dzięki temu, że Billy miał z
reguły wystarczająco dużo czasu na poczynienie odpowiednich przygotowań, co w
przypadku zdjęć przypadkowych nigdy nie ma miejsca. Ponadto Plejadanie
urządzali sesje zdjęciowe w miejscach, w których ich obiekty mogły być dobrze
widoczne w zasięgu obiektywu aparatu fotograficznego, unosząc się w powietrzu i
znajdując się w odpowiedniej odległości.

Istotnym ułatwieniem była umiejętność Plejadan ochrony
swoich statków przed lokalizacją zarówno optyczną, akustyczną, jak i radarową.
Jej potwierdzeniem jest fakt, że mogą oni startować lub lądować w dowolnym
miejscu i o dowolnej porze, nie będąc przez nikogo widzianymi. Jest to bardzo
cenna umiejętność, zwłaszcza kiedy chce się ukryć swoją obecność. Ich motto w
tej kwestii brzmi: "Im mniej widzów, tym lepiej, a najlepiej żadnych!"

Stosowanie sektorowych ekranów ochronnych pozwalało
Billy'emu fotografować ich statki w ciągu dnia i w bliskim sąsiedztwie ludzkich
siedzib. Sektorowe ekrany ochronne przede wszystkim osłaniały statek w taki
sposób, że był on niewidoczny dla radarów oraz niesłyszalny. Jednocześnie
znajdował się w nich wąski przesmyk, poprzez który był on widzialny wzrokowo i
mógł być fotografowany. Obserwowany z innego miejsca był całkowicie
niewidoczny.

W pewnych sytuacjach, chcąc uniknąć lokalizacji
Plejadanie używają tak zwanej "czapki niewidki", to znaczy na wszystkie
obiekty otoczenia nakładają niewidzialny półkulisty ekran energetyczny. Bez
niego Billy mógłby w ogóle zapomnieć o fotografowaniu.

Mimo tych wszystkich zabezpieczeń od czasu do czasu w pobliżu Billy'ego
pojawiają się jednak przygodni widzowie. Aby mógł on fotografować w spokoju w
ciągu dnia, należałoby w zasadzie odizolować całą

199

okolicę, co z oczywistych przyczyn na zawsze pozostanie jedynie
pobożnym życzeniem. W zasadzie Plejadanie byliby w stanie nie dopuszczać
postronnych osób do miejsc, w których ma miejsce fotografowanie, aby je w ten
sposób zdecydowanie ułatwić, lecz jest to niemożliwe ze względu na prawo
nieingerencji, gdyż niedopuszczanie ludzi do tych miejsc byłoby stosowaniem
wobec nich przymusu. Aby uniknąć zauważenia, nie pozostaje więc im nic innego
jak chwilowo zniknąć. W tym celu używają oni teletransmitera.

3. Różne opinie i oszczerstwa na temat zdjęć
i filmów Billy'ego

Gdy w różnych artykułach prasowych opublikowano zdjęcia
Billy'ego wprawiły one w zakłopotanie wielu fachowców na całym świecie. Żaden
inny przypadek związany z UFO nie wywołał tyle zamieszania i nie wzbudził tyle
emocji, co ten. To, co jedni z pewnym zdziwieniem i podziwem przyjmowali do
wiadomości, inni odrzucali kategorycznie jako fałszerstwo. Okazało się, że
najwięcej przeciwników swojego przypadku ma Billy w kręgach ufologicznych,
które z miejsca okrzyknęły go oszustem.

Mimo iż w miarę upływu czasu część jego przeciwników
zmieniła zdanie po zapoznaniu się z wynikami badań naukowych (patrz rozdział
XII), to jednak wielu z nich nadal zaciekle broni swoich błędnych poglądów
wprowadzając jednocześnie w błąd innych. Dlatego też nie jesteśmy w stanie
przewidzieć, gdzie i kiedy wystartuje nowa grupa jego antagonistów. Ponieważ te
ataki najczęściej oparte są na fałszywych informacjach dotyczących zdjęć i
filmów Billy'ego, chciałbym rzucić nieco światła w ten ciemny i zawiły labirynt
błędnych opinii. Jestem jednocześnie całkowicie świadomy faktu, że jest to
swego rodzaju syzyfowa praca, biorąc pod uwagę trudności i argumenty, które
niejednokrotnie bardziej przemawiają za naszymi wrogami niż za Billym.

4. Nieustanne kradzieże

Zdaniem Billy'ego z około 100 negatywów, z których każdy
zawiera po 36 klatek, prawie połowa zdjęć była całkiem udana. Z tych około 1500
zdjęć do chwili obecnej pozostało jednak jedynie 700. Reszta, to jest ponad
połowa, z biegiem lat zaginęła bezpowrotnie. W tych rachunkach pominąłem
zdjęcia z kosmosu wykonane przez Billy'ego podczas jego pięciodniowej podróży
po wszechświecie. Jak oświadczył, większość z nich została uszkodzona przez
promieniowanie kosmiczne, w związku z czym są bezwartościowe. Jakość innych
waha się natomiast od przeciętnej do dobrej, niektórych jest nawet bardzo
dobra.

200

Billy nie posiada obecnie ani jednego zdjęcia z kosmosu.
Przyznaję, że brzmi to nieprawdopodobnie. Sam bym w to nie uwierzył, gdybym nie
przekonał się osobiście, że coś takiego jest możliwe. Otóż byłem świadkiem, jak
w ciągu jednej nocy z jego zbioru zginęło bez śladu ponad 100 zdjęć.

Wszystko to tworzy razem stosunkowo smutny bilans. Poza
tym jest w tym pewien paradoks, bowiem z jednej strony przedstawia się
Billy'ego jako mistrza mistyfikacji, z drugiej zaś jego zdjęcia okazują się na
tyle cenne, że wiele osób decyduje się na ich kradzież, mimo iż "są z całą
pewnością sfałszowane".

Pomijając te kradzieże, zastanawiające są również wysiłki
pewnych kręgów osób, które często dużym nakładem sił i środków starają się
podważyć wiarygodność Billy'ego, a jego kontaktom przypiąć etykietę
"największego oszustwa w historii ufologii".

5.
Manipulacje obcych osób

Według Semjase pewne kręgi osób nie skąpiły czasu i
pieniędzy na spreparowanie fałszywych zdjęć Billy'ego, które zostały
sporządzone tak doskonale, że przy ich pobieżnym oglądaniu nie sposób cokolwiek
zauważyć. Dopiero dokładniejsza obserwacja pozwala dostrzec tę manipulację.

Plejadanie poinformowali Billy'ego, że celem tych
fałszywych zdjęć jest zniszczenie jego wiarygodności.

Wiele wskazuje na to, że nie wszystkie fałszywe zdjęcia
zostały sprawdzone przez ekspertów dokładnie, bowiem w ich analizach można
stwierdzić różne nieścisłości. Bo czym można wytłumaczyć fakt, że dorysowana na
jednym zdjęciu cienka nitka służąca rzekomo do zawieszenia pojazdu kosmicznego
znajduje się nie tylko w niewłaściwym miejscu, lecz pojawia się również w
innych. Można to wytłumaczyć na przykład tym, że podczas wykonywania powiększeń
komputerowych powstają pewne zniekształcenia wywołujące wrażenie, że
sfotografowany obiekt (model) zawieszony jest na kilku nitkach. Z pewnością
istnieje jeszcze wiele innych możliwości powstawania takich przypadkowych
dowodów mogących prowadzić do błędnych wniosków.

Przy tej okazji muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną
rzecz potwierdzającą fakt, że maczał w tym ktoś swoje palce. Chodzi o to, że
Billy nigdy nie wiedział, czy po wykonaniu zdjęć wracały do niego oryginały
negatywów, czy tylko ich kopie. Wiele wskazuje na to, że z zasady dostawał
właśnie ich kopie.

6.
Podwójne ekspozycje

Podrozdział ten chciałbym zacząć od pisemnej wypowiedzi
znanego badacza zjawiska UFO:

201

Pan H.J. [byty członek grupy] relacjonując swoje
przeżycie z 19-20 marca 1975 roku powiedział miedzy innymi: "...nazajutrz Billy
przeprowadził z tą grupą i kilkoma dziećmi eksperyment w pobliżu Baretswil,
który polegał na sfotografowaniu obecnych tam osób na filmie, na którym
sfotografował wcześniej model. Nam powiedział natomiast, że chciał
sfotografować niewidoczny dla nas, unoszący się w powietrzu pojazd
kosmiczny".

W tym samym tonie wypowiedział się w roku 1979 na łamach
jednego z pism ufologicznych po odwiedzeniu pana H.J. pewien wiedeński ufolog:

H.J. pokazał nam zdjęcia, na których stoi w grupie osób,
nad którą unosi się NOL, który mógł sfotografować tylko Meier.

Sprawa owej rzekomej "podwójnej ekspozycji" wygląda
następująco. Będąc stale atakowanym przez różnych niedowiarków, do których
należał również pan H.J., Billy postanowił przeprowadzić w końcu eksperyment
mający udowodnić, że Plejadanie posiadają umiejętność tworzenia ekranów
ochronnych czyniących ich statki niewidzialnymi i niewykrywalnymi.

W tym celu 20 kwietnia (a nie 20 marca, jak błędnie
podano) 1975 roku Billy zebrał grupę kilku osób składającą się z 4 mężczyzn, 2
młodych kobiet oraz dwójki małych dzieci i udał się z nią około godziny 10. na
górę Jakobsberg-Allenberg w pobliżu Baretswil. (Postąpił wbrew zakazom
Pleja-dan zabraniającym mu sprowadzania ze sobą obcych osób). Jeden z mężczyzn
z grupy miał ze sobą film Kodaka i na oczach wszystkich podał go Billy'emu,
który włożył go do aparatu i oddalił się, aby sfotografować statek Plejadan.
Cała grupa obserwowała Billy'ego, nie widząc unoszącego się nad sobą statku
Semjase, który był niewidoczny dzięki sektorowemu ekranowi ochronnemu. Po
wykonaniu zdjęć Billy zwrócił film właścicielowi, który wysłał go do wywołania
i jako pierwszy oglądał gotowe zdjęcia, zanim przekazał je Billy'emu.

Do tego momentu wszystko przebiegało zgodnie z planem i
wszystko byłoby jak należy, gdyby nie wmieszała się w to Semjase, która w jakiś
sposób rozmyślnie podziałała na film jeszcze przed jego wywołaniem w celu
zniszczenia wykonanych przez Billy'ego zdjęć. Zniszczeniu uległa część filmu.
Na pozostałej jego części zachowało się jedynie kilka rozmazanych ujęć
wyglądających na podwójną ekspozycję (patrz zdjęcie nr 64). W związku z
tym nasuwa się pytanie, dlaczego to zrobiła? Zrozumienie jej motywacji może nie
być łatwe dla wielu Ziemian, co jest kolejnym

202

dowodem na to, że Plejadanie z racji wyższego poziomu
rozwoju ewolucyjnego myślą i postępują inaczej, niż byśmy tego od nich
oczekiwali.

Z powodu zupełnie nielogicznego postępowania Billy'ego
polegającego na sprowadzenia na miejsce kontaktu obcych osób Semjase straciła
kontrolę nad swoim postępowaniem. Z początku dopuściła do fotografowania, a potem
gdy doszła do siebie, usiłowała zniszczyć tę część filmu, na której były te
osoby, co się jej zresztą udało tylko częściowo, gdyż omyłkowo uszkodziła inną
część filmu. Dlatego też zdjęcia z tymi osobami, które w końcu trafiły do
Billy'ego, były niewyraźne i częściowo prześwietlone.

Dla lepszego zrozumienia tego skomplikowanego przypadku
przytaczam fragment rozmowy Billy'ego z Asket i Semjase zaczynający się po tym,
jak przedstawił im on sprawę z tymi zdjęciami (kontakt 32, 8 września 1975
roku).

ASKET: Tak było,
Semjase?

SEMJASE: Nie
wiedziałam, że Billy może całkiem świadomie postępować tak nielogicznie. [Asket
śmieje się] Asket, i ty się z tego śmiejesz.

ASKET: Ta sytuacja
ubawiła mnie. To nielogiczne postępowanie musiało rzeczywiście wyprowadzić ją
z równowagi. Co właściwie zrobiłaś?

SEMJASE: Nie
rozumiem, jak mogłam postępować tak nielogicznie.

BILLY: Jeszcze
przed wywołaniem zniszczyła jakimiś promieniami mój film.

ASKET: Ale
dlaczego? Jeżeli z jakiegoś powodu nie chciałaś dopuścić do wywołania tych
zdjęć, to dlaczego w ogóle się tam pojawiłaś. Dlaczego po prostu nie odleciałaś
stamtąd? To rzeczywiście nielogiczne, najpierw pozwalasz na fotografowanie
swojego statku, a potem niszczysz zdjęcia.

SEMJASE: Powiedziałam
przecież, że sama tego nie pojmuję. Rzeczywiście straciłam kontrolę nad swoim
działaniem. I zupełnie tego nie rozumiem.

BILLY: Nie denerwuj
się tym, Semjase. Widocznie straciłaś głowę. To może przytrafić się każdemu.

SEMJASE: Z pewnością
masz rację. Z pewnych powodów nie chciałam, żebyś fotografował tę grupę ludzi,
lecz mimo to zezwoliłam na to, żebyś zobaczył i sfotografował mój statek. To
był mój błąd. Następnie w niezrozumiałym dla mnie zdenerwowaniu wyświetliłam
przed twoim aparatem krajobraz, który widziałam ze swojego statku. Nie
zauważyłeś tego, ponieważ byłeś zbyt pochłonięty robieniem zdjęć. Była to
podobna projekcja do tej z tamtymi trzema twoimi przyjaciółkami. [Chodzi tu
o trzy osoby widniejące na pewnym zdjęciu w miejscu, w którym w rzeczywistości
nie stały. Zdjęcie to jest jednak bardzo niewyraźne, a te osoby prawie nieroz-

203

poznawalne.] Dlatego też
na twoich negatywach są widoczne dwa różne nakładające się na siebie obrazy [jak
przy podwójnej ekspozycji]. Następnie w trakcie tej projekcji wysłałam
wiązkę światła, aby prześwietlić twój film, co z niezrozumiałych względów nie
udało mi się. To światła wywołało jedynie efekt przypominający podwójną ekspozycję
- - nie zniszczyło samych zdjęć, ale sprawiło, że straciły ostrość. W końcu na
krótko przed wywołaniem filmu wysłałam eliminatora, aby zniszczył film. Ze
zdenerwowania zaprogramowałam go jednak odwrotnie, niż chciałam, i w
rezultacie uszkodzona została nie ta co trzeba część filmu. Tak to właśnie
wyglądało.

ASKET: Rzeczywiście
postępowałaś bardzo nielogicznie. Przyczyną tego może być fakt, że spotkałaś
się z całkowicie nielogicznym postępowaniem z drugiej strony, na które nie
byłaś przygotowana. To doprowadziło w twoim wyłącznie logicznie rozumującym
umyśle do swego rodzaju spięcia, które wywołało tę reakcję łańcuchową.

SEMJASE: Zapewne tak
było.

BILLY: To przecież
zrozumiałe: człowiek, który rozumuje tylko logicznie, nie jest w ogóle w
stanie wyobrazić sobie nielogicznego postępowania. Jeżeli styka się z czymś
takim, nie potrafi sobie z tym poradzić. I w końcu w jego postępowanie wkrada
się chaos. A ten prowadzi do błędnych wniosków i takiegoż działania.

ASKET: Wyjaśniłeś
to bardzo precyzyjnie.

SEMJASE: Tak, teraz
to rozumiem. Bardzo trudno jest postępować zgodnie z regułami, do których nie
jest się przyzwyczajonym.

BILLY: Masz rację
Semjase, lecz uważam, że byłoby bardzo dobrze dla ciebie i innych, gdybyście
zbadali i wypróbowali ten sposób rozumowania. Logika może stać się
niebezpieczną pułapką, kiedy ma do czynienia z nielogicznymi strukturami.
Jestem zdania, że logika i nielogika muszą współgrać ze sobą, bowiem
uzupełniają się nawzajem.

ASKET: Tak właśnie
jest.

SEMJASE: Muszę się
więc jeszcze wiele nauczyć w tej materii.

ASKET: Masz do tego
dobrego mistrza, jak by powiedzieli Ziemianie.

SEMJASE: To prawda,
nauczyłam się już od niego wielu rzeczy. Właściwie to bardzo dziwne, jak różne
mogą być opinie o danym człowieku. Billy w każdym razie miał dobre chęci, ale
pomylił się co do mnie, gdyż w końcu wszystko obróciło się przeciwko niemu. Z
powodu tego prześwietlenia jego antagoniści zarzucają mu teraz, że to jego
robota.

W dalszej części rozdziału przedstawiam najbardziej znane
i najczęściej wysuwane pod adresem Billy'ego zarzuty dotyczące jego materiału
fotograficznego.

204

7. Zarzuty wobec niektórych zdjęć Billy'ego

7.1. Zbliżenie zdjęcie nr 65

(spoczywający na ziemi statek po wylądowaniu
27 lutego 1975 roku w Jakobsberg-Allenberg/Bettswil, Baretswil) Zarzuty:

a) Fotograf
celowo odciął dolną część NOLa, aby uniemożliwić identyfikację modelu.
(Dokumentacja V dowód B)

b) Dolna część
zdjęcia została odcięta, jak gdyby nie chciano pokazać czegoś, na czym
spoczywał model, co określono jako mrowisko. (Dokumentacja K str. 25)

Odpowiedź:

Zdaniem Billy'ego na oryginalnym negatywie pod statkiem
widoczne były 3 podpory, na których spoczywał on stojąc na Ziemi. Ktoś rozmyślnie
odciął dolną część tego zdjęcia, po czym wykonał powiększenia statku.

Zarzuty:

c) Zdjęcie nr 65
pokazuje, że prymitywny model statku wykonany został z grubego kartonu, czego
dowodzi jego grubość i prymitywne cięcia widoczne na krawędzi, na której
założone są na siebie oba stożki. Górny stożek odchylony jest w bok, zaś
przyklejone krawędzie po lewej i prawej stronie wykrzywiają się ku górze.
(Dokumentacja V dowód B)

d) Karton, z
którego wykonany jest model, jest pofalowany, co można stwierdzić przykładając
do brzegu linijkę.

Odpowiedź:

Zdjęcie to należy do najlepszych, jakie mógł wykonać
Billy ze statku Plejadan. Następstwem zbytniego zbliżenia się do tego pojazdu
był wypadek, w wyniku którego zniszczeniu uległ światłomierz w jego aparacie
marki Olympus. Faliste kontury sfotografowanego pojazdu są wynikiem
emitowanego przezeń intensywnego promieniowania.

Zarzut:

e) Biegnący
wzdłuż obwodu widocznego na zdjęciu spoczywającego na ziemi statku pas wykazuje
zagadkowe podobieństwo do pasów noszonych przez chłopów mieszkających w
okolicy, w której mieszka Meier. Poza tym wykazuje on niezwykłe podobieństwo do
sznura używanego do zawieszania zwierzętom dzwonków.

Odpowiedź:

Komentarz zbędny.

205

7.2. Wyrzucone zdjęcia zdjęcie nr 67

Zarzut:

"...należy stwierdzić, że widniejący na zdjęciu obiekt
przypomina nieco zniekształcony kapelusz noszony przez szwajcarskich
chłopów". Z kolei tekst towarzyszący zdjęciu zamieszczonemu pod spodem
mówi: "Jest to odtworzone nadpalone zdjęcie znalezione w pobliżu farmy Meiera.
Ma ono rzekomo przedstawiać statek Plejadan, który wylądował na podwórzu
Meiera". (Dokumentacja K str. 25)

Odpowiedź:

O tak zwanych wyrzuconych, nie udanych zdjęciach krąży
wiele plotek. W rzeczywistości było tak. Pewnego dnia w roku 1975 Billy
otrzymał od Semjase na kilka dni metalowy model statku promiennego do sfotografowania,
aby na podstawie jego zdjęć mógł sam sobie zrobić taki model, jednak to
przedsięwzięcie nigdy nie doszło do skutku. Negatywy tych zdjęć trafiły
nieopatrznie do kosza na śmieci, które zostały następnie wrzucone do pieca.
Żona Billy'ego, Kalliope, wygrzebała je z popiołu i mimo iż były nadpalone
zachowała je. Jak to się jej udało, nie mam pojęcia. Osobiście znam tylko jedno
dobre zdjęcie modelu wykonane przez Billy'ego (patrz zdjęcie nr 67). Na
nieszczęście inne gorsze zdjęcia dostały się w obce ręce i wykorzystywane są
teraz do jego atakowania.

7.3. Fabryka modeli Billy'ego zdjęcie nr 67

(jedyne udane zdjęcie modelu) Zarzuty:

a) Statek Semjase
spoczywający na śniegu. Sfotografowana jego część nie jest dłuższa niż l ,5
metra. Ów widoczny na zdjęciu siedmiometrowy pojazd to przejaw partackiej
roboty. Brzeg jego stożkowatej powierzchni nie wygląda, aby był on ze stopu
miedzi i srebra, jak to twierdził Billy. Wygląda raczej na brzeg kartonu.
(Dokumentacja V dowód C)

b) Według danych
zamieszczonych w publikacjach Meiera ów statek ma średnicę 7 metrów. Analiza
fotograficzna wykazuje jednak, że wynosi ona nie więcej niż l metr. Jakość
zdjęcia przeczy, aby ów pojazd miał wielkość, o której mówi Meier.
(Dokumentacja K str. 27)

Odpowiedź:

W katalogu zdjęć FIGU fotografia ta figuruje jako zdjęcie
modelu (numer katalogowy 63):

Zdjęcie statku po lądowaniu w śniegu. Ujęcie boczne.
Zdjęcie siedemdziesięciocentymetrowego modelu dostarczonego przez Semjase.

206

Jedyne, co mogę do tego dodać, to to, że w przypadku tego
zdjęcia zawsze była mowa o modelu, a nie o siedmiometrowym statku. Zarzut:

c) Od kiedy istnieją zdjęcia modelu, nieustannie krążą
plotki, że wszystkie zdjęcia Billy'ego przedstawiają wykonane własnoręcznie
przez niego modele, które rzekomo odkryto w jego w garażu. Odpowiedź:

Tego typu opinie świadczą o głupocie i niskich pobudkach
głoszących je osób. Bardzo łatwo jest paplać, że "Billy sam wykonał
modele", wiedząc, że nie grozi za to kara, lecz gdyby przyszło to
udowodnić przed sądem, nie byłoby to już takie proste.

1. Jak już
wspomniałem, we wrześniu 1975 roku Billy otrzymał od Semjase na kilka dni
blisko siedemdziesięciocentymetrowy metalowy model statku promiennego w celu
sfotografowania go, a następnie wykonania na podstawie tych zdjęć własnego
modelu. Gdy jednak doszło do tego zdarzenia z nie dopalonymi zdjęciami, Billy
odstąpił od zamiaru zbudowaniu tego modelu. Mimo to nadal słyszę od czasu do
czasu zarzut, że przecież w gabinecie Billy'ego wisi wspaniały model statku
Plejadan. Wyjaśniam przeto, że jest to jeden z dwóch modeli z tworzywa
sztucznego o średnicy 42 centymetrów wykonanych przez studentów z Hollywood,
którzy sprezentowali mu jeden z nich. Kilka osób wykonało jego zdjęcia. Jedna z
tych osób trzymała go najpierw na uwięzi na kiju, a potem wypuściła w
powietrze. W tym czasie pozostali fotografowali go również aparatem
Bil-ly'ego z różnych odległości i pod różnymi kątami, a także z różnymi
czasami naświetlania. Specjaliści od komputerowej analizy fotografii bez trudu
odróżnili je od prawdziwych zdjęć Billy'ego.

2. Billy musiałby
pracować w modelarni studia filmowego, aby móc zrobić swoje zdjęcia, gdyby w
rzeczywistości przedstawiały one modele. Musiałby wykonać modele siedmiu
różnych typów statków niektóre z nich nawet w kilku egzemplarzach co
wymagałoby ogromnych środków oraz dużego nakładu pracy i czasu.

3. Każdy, kto zna
warunki mieszkaniowe Billy'ego w Hinterschmidrti, musi przyznać, że nie mógł
on tam wykonać potajemnie żadnych modeli, jako że nieustannie kręci się tam
dużo ludzi.

4. Klejąc modele
na wolnym powietrzu na Przedgórzu Zrychskim bardzo łatwo jest zostać
przyłapanym na tej czynności przez wszędobylskich przechodniów.

5. Preparowanie
fałszywych zdjęć statków Plejadan byłoby niemożliwe bez pomocy innych osób.

207

6. Żona Billy'ego
od początku miała bardzo sceptyczne podejście do całej tej sprawy, zwłaszcza że
stale cierpiało z jej powodu ich życie rodzinne, i z uwagą śledziła działalność
swojego męża. Chociażby z tego względu Billy nie mógł sobie pozwolić na
jakiekolwiek oszustwo.

7. Jak twierdzi,
nie wykonywał żadnych modeli statków kosmicznych ani nie zlecał ich wykonania
innym, a co za tym idzie, nie używał ich do robienia swoich zdjęć. Billy i jego
żona mogą w każdej chwili to potwierdzić nawet przed sądem.

8. Zeznania świadków
w sprawie zdjęć Billy'ego oraz wyniki ich badań świadczą na jego korzyść (patrz
początek następnego rozdziału). Wszelkie twierdzenia, jakoby ten czy ów
widział, jak Billy sam wykonał modele tych statków, a następnie ukrywał je w
jakimś budynku, są rozmyślnie szerzonym kłamstwem bądź nieporozumieniem
wynikającym na przykład z błędów w tłumaczeniu.

W nawiązaniu do owych rzekomych modeli chciałbym
zacytować pewien zabawny list skierowany do Billy'ego przez krytycznie
nastawioną do niego anonimową osobę, która jest wręcz rozbrajająca w swojej
naiwności. Nadany został na dworcu w Stadeł niedaleko Niederglatt.

Pan
Eduard Billy Meier 8499 Schmidrti, ZH

l marca 1983

W Blicku [szwajcarskie czasopismo] z 11 marca 1981
donosi pan

0 NOLu, który rzekomo wylądował 22 października 1980 o
godzinie 22.10 w pańskim ogrodzie.

Zamieszczone zdjęcie tego obiektu to naturalnie atrapa
nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. NOLe zostały już dzisiaj
zdemaskowane

1 nazywają się
NZA (Niezidentyfikowane Zjawiska Atmosferyczne). Nie jest Pan jedyną osobą
twierdzącą, że widziała NOLe. Na naszej planecie jest wielu kłamców głoszących
tego rodzaju opinie. Jeżeli ktoś kłamie tak jak Erich von Daniken i twierdzi,
że ludzie pochodzą od małp i bogów, to nie należy on do naszej planety.

Pewien profesor powiedział mi kiedyś: Jeżeli Daniken
wierzy w to, co

pisze, to świadczy to o jego bardzo niskim poziomie
intelektualnym,

a jeżeli nie wierzy w to, co pisze, i robi to tylko dla
pieniędzy, to jest

zwykłym krętaczem.

Myślę, że ten profesor miał rację.

W pana przypadku nie jest tak źle. Po prostu otrzymał Pan
w swoim

życiu dużą porcję głupoty i musi Pan ją "przeżyć".
Niech Pan jednak

208

skończy kłamać o NOLach. To, co od czasu do czasu pojawia
się na horyzoncie, to NZA, ziemskie twory z pary, które utrzymują się przez
pewien czas, a potem rozpływają w powietrzu. Życzę Panu dużo dobrego w życiu i
mam nadzieję, że nabierze Pan z czasem rozumu.

Pozdrowienia do Schmidruti

7.4. Zdjęcie nr 66 lub 16

Legenda:

Lot demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16
metrów wysokości sosny, która została potem zlikwidowana bez śladu przez
Semjase (9 lipca 1975 roku, godzina 15.08, Fuchsbel-Hofhalden,
Ober-balm/Wetzikon).

Są to jedne z najbardziej krytykowanych zdjęć Billy'ego.
W kręgach ufologicznych od lat rozpowszechniana jest plotka, że przedstawiają
one wykonany przez niego, pomalowany srebrną farbą model, który wodzony był na
sznurku wokół miniatury drzewa. O używaniu modeli wypowiedziałem się już
wyczerpująco. Zarzut odnośnie tego cyklu zdjęć jest o tyle niedorzeczny, że w
tym przypadku Billy jako jednoręka osoba musiałby mieć pomocnika, co jest z
kolei wykluczone i to nie tylko w tym, ale i w innych przypadkach. Mimo
usilnych poszukiwań antagonistów Billy'ego do dzisiaj nie udało się im znaleźć
ani jednej osoby pomagającej mu przy preparowaniu tych rzekomych
fałszerstw. Poza tym coraz częściej głoszona jest opinia, że pojazd tej
wielkości jest za mały, aby mógł zmieścić w swojej kabinie trzy osoby. W
związku z tym chciałbym podać cytat z relacji pana W.M. z Wiednia opublikowanej
w roku 1979:

Zdjęcie Meiera przedstawia małe drzewko, wokół którego
porusza się NOL. Stwierdziliśmy, że maksymalna odległość, z jakiej mógł je
objąć aparat, wynosiła niespełna 7 metrów. Po zrekonstruowaniu czubka drzewa
okazało się, że jego wysokość wynosiła zaledwie 60 cm! NOL Meiera, który miał
mieć rzekomo 7 metrów średnicy, mógł mieć w tej sytuacji wielkość jedynie
zwykłego talerza.

Odpowiedź:

Jeżeli do oceny wielkości statku kosmicznego użyjemy
drzewa jako

punktu odniesienia, wówczas nietrudno o popełnienie
błędu. Średnica

209

korony widocznej na zdjęciu limby jest zbliżona do
średnicy statku promiennego i wynosi około 7 metrów. Wewnątrz statku tej
wielkości jest wystarczająco dużo miejsca dla 3 osób. Po wizji lokalnej
przeprowadzonej w miejscu wykonania tych zdjęć nasunęły mi się następujące
wnioski:

1. Jeżeli
przyjmiemy, że był to model wielkości talerza (średnica 26 cm) umieszczony
przed sześćdziesięciocentymetrowym drzewkiem, wówczas odległość między nimi i
aparatem fotograficznym mogłaby rzeczywiście wynosić tylko kilka metrów.

2. W
rzeczywistości ta odległość wynosiła około 70-90 metrów w zależności od
miejsca w którym stał fotograf.

3. Nie są to
zdjęcia wykonane z bliskiej odległości, o czym świadczą następujące przesłanki:

a) Pierwszym
dowodem na to są występujące na pierwszym planie gałązki jodły. Jeżeli
porównamy je z ostro zarysowaną koroną drzewa, wokół której krąży statek,
wówczas otrzymamy różnicę w odległości. Odległość tych rozmytych gałązek od
stanowiska fotografa wynosi ponad 7 metrów (patrz zdjęcie nr 16).

b) Jeżeli
porównamy gałęzie jedno- lub dwumetrowego drzewka sfotografowanego z odległości
kilku metrów z koroną limby, wówczas łatwo będzie można stwierdzić między nimi
różnicę (do wszystkich porównań wielkości i odległości muszą być używane kopie
oryginalnej wielkości, gdyż inaczej pomiar będzie błędny).

c) Ludzie znający
się na drzewach (leśnicy, ogrodnicy) zgodnie stwierdzili, że w przypadku tej
sosny mamy do czynienia z dorodnym drzewem (limbą), a nie jakąś jego
miniaturą.

d) Pomiary
dokonane w miejscach lądowania statków Plejadan przez amerykańskich badaczy
potwierdziły dane dotyczące odległości i ich średnicy podawane przez Billy'ego.

e) Naukowe
analizy zdjęć Billy'ego wykluczyły używanie przez niego do ich wykonywania
modeli.

Zarzuty:

a) "Jak wynika z publikowanych na ten temat informacji,
widoczny na tych zdjęciach statek kosmiczny krążył wokół drzewa. Szwajcarski
urząd meteorologiczny podał, że tego dnia, kiedy były one robione, prędkość
wiatru wynosiła zaledwie 25 km/h. Jeśli przyjrzymy się dokładnie chmurom na
zdjęciu, to zauważymy, że zdjęcia musiały być wykonywane przez dłuższy okres
czasu niż kilka sekund, jak się twierdzi. Poza tym oględziny miejsca, w którym wykonano
te zdjęcia,

210

nie potwierdzają, jakoby rosło tam kiedykolwiek jakieś
drzewo". (Dokumentacja K str. 30)

b) "Jeżeli chodzi o prawdziwość tego cyklu zdjęć z
drzewem, należy stwierdzić, że stała zmiana kąta, z jakiego widać drzewo,
oznacza, że fotograf (Meier) był w ciągłym ruchu, a nie jak się twierdzi, stał
w jednym miejscu i szybko wykonał 8 zdjęć przedstawiających owego rzekomego
NOLa krążącego wokół drzewa". (Dokumentacja K str. 110) Odpowiedź:

Billy twierdzi, że w Oberbalm wykonał dwie różne serie
zdjęć tej limby. Zdjęcia pierwszej serii robione były ze statywu, natomiast
drugiej - z ręki, pod różnymi kątami i z różnych odległości. Ponieważ odstępy
czasowe między wykonywaniem kolejnych zdjęć drugiej serii wynosiły nie sekundy,
ale minuty, dalsze wyjaśnienia są zbędne. Nic więc dziwnego, że widoczne na
kolejnych zdjęciach układy chmur różnią się od siebie, ponieważ jest to
normalne przy wietrznej pogodzie, zwłaszcza w górzystym terenie. Każdy fotograf
wie o tym doskonale. Jak już wspomniałem w rozdziale VII ("Zagadkowa eliminacja
jodeł"), Semjase do lotów pokazowych wybierała pojedynczo rosnące drzewa,
gdyż dzięki nim mogła łatwiej przedstawić zwrotność swojego statku oraz jego
wielkość. Poza tym ciemnozielona korona drzewa bardziej podkreślała kontrast z
jego błyszczącą metaliczną powłoką. Wyjaśniłem tam również, dlaczego Plejadanie
musieli zlikwidować łącznie 5 drzew. Limba w Oberbalm była jednym z nich.
Semjase dokonała jej całkowitej eliminacji łącznie z wymazaniem wspomnień o
niej. Krótko mówiąc, nikt poza Billym, nie pamięta obecnie, aby kiedykolwiek
rosło tam jakieś drzewo nawet właściciel tego terenu. Ta niezwykła historia
jest tak nieprawdopodobna, że większość osób traktuje ją jak zwykłą bajkę.

Tak się jednak składa, że na niebie i ziemi zdarzają się
rzeczy, których nasze umysły nie są jeszcze w stanie pojąć. W tym konkretnym
przypadku Plejadanie nie udzielili nam dalszych wyjaśnień. Erranie pod względem
technologicznym wyprzedzają nas o około 3500 lat, co oznacza, że ta rzekoma
bajka o jodłach nie jest aż taką utopią, jak by się mogło wydawać.

8. Zdjęcia kosmiczne Billy'ego

Szczególnym rozdziałem historii Billy'ego jest
bezsprzecznie ten, który dotyczy zdjęć kosmosu wykonanych przez niego w czasie
podróży po wszechświecie, którą odbył na statku Plejadan w lipcu 1975 roku.

211

Jak już podałem na wstępie tego rozdziału, jedynie
niewielka ich część była jakościowo na tyle dobra, że warto było zrobić ich
odbitki. Kilka z nich było nawet bardzo dobrych były one jedyne w swoim
rodzaju. Billy nie nacieszył się jednak nimi długo, bowiem z biegiem lat
wszystkie one zostały mu skradzione i w chwili obecnej nie posiada już ani
jednego zdjęcia z kosmosu. Na domiar złego wiele z nich wykorzystywanych jest
do podważania jego wiarygodności.

Prawdziwą przyczyną tych ataków jest jednak zawiść o to,
że to Billy, a nie jakiś wybitny uczony z NASA lub innej tego typu organizacji,
dokpnał tak niezwykłej rzeczy, czego wielu ludzi wciąż nie może pojąć;
również błędne tłumaczenia i interpretacje, jak choćby ta dotycząca "Oka
Boga" (patrz podrozdział 8.2.).

Ponadto zdarza się, że w telewizji pokazywane są
zdjęcia Billy'ego bez podawania źródła ich prawdziwego pochodzenia. Najgorsze
jest jednak to, że niektóre z elementów widocznych na jego zdjęciach z tej
podróży wystąpiły już przed laty w filmach popularnonaukowych oraz
scien-ce-fiction, na długo przed tym, jak je opublikował. Nic więc dziwnego, że
wielu ludzi zaczęło wątpić w ich autentyczność. Kulisy tego stanu rzeczy, których
nie znał również Billy, wypłynęły na światło dzienne jednak dopiero jakiś czas
później.

Chodzi o to, że tak zwane Inteligencje Baawi
(sprzymierzeńcy Erran) miały za zadanie przekazać drogą inspiracji odpowiednim
ludziom (malarzom, autorom filmów science-fiction etc.) szereg wizerunków określonych
miejsc, z których pewna część pokrywała się z tym, co przedstawiały zdjęcia
Billy'ego. Niestety, część tych inspiracji przekazano, zanim Billy zdążył
rozpowszechnić swoje zdjęcia.

Zdaniem istot pozaziemskich Ziemianie mieli być za pomocą
tych inspiracji przygotowywani na przyszłe wydarzenia. Nie wiem jednak, według
jakiej zasady dokonano wyboru wizerunków, które znalazły się również na
zdjęciach Billy'ego.

Billy'emu postawiono zarzut, że jego zdjęcia nie są
prawdziwe i że z całą pewnością sporządził je z reprodukcji ilustracji
zamieszczonych w różnych czasopismach i innych publikacjach. Na naszych
pozaziemskich przyjaciół podziałało to jak zimny prysznic, bowiem okazało się,
że ich wysiłki odniosły wręcz przeciwny skutek.

Sposób postępowania Inteligencji Baawi okaże się
zrozumiały, jeśli choć trochę spróbujemy wczuć się w ich styl rozumowania.
Ponieważ obce są im takie pojęcia jak kłamstwo i oszczerstwo, nie można im zarzucać,
że błędnie ocenili sposób postępowania Ziemian. Gdyby wiedzieli, jak negatywna
będzie reakcja na ich starania, z całą pewnością nie podjęliby się tego
zadania.

212

Posługując się kilkoma zdjęciami z opracowania The
Billy Meier Fraud (Oszustwo Billy Meiera) chciałbym przedstawić bliżej
kilka zarzutów kierowanych pod adresem Billy'ego.

8.1. Zdjęcie Semjase i Asket zdjęcie nr 4

Zarzuty:

Zdjęcia z bliska Semjase i Asket z Plejad, wszechświat
DAL. Po wykonaniu wielu udanych zdjęć NOLi dziwnym zbiegiem okoliczności Billy
nie był w stanie porządnie sfotografować swoich pozaziemskich przyjaciółek
Semjase i Asket. Powód: galaktyczne promieniowanie ich ciał. W rzeczywistości:

a) owo
promieniowanie to po prostu blef mający uzasadnić nieostre zdjęcie;

b) zdjęcie
przedstawia dwie normalne Ziemianki z długimi włosami; kości policzkowe Semjase,
zarys podbródka oraz wygląd jej oczu odpowiada żonie Billy'ego po
nałożeniu peruki. (Dokumentacja V dowód F)

Wypowiedź pana R.S.: "Widziałem zdjęcie tych dwóch
kobiet. W.S. powiedział mi, że Meier wyjaśnił mu, iż są to dwie kosmitki...
Stwierdziłem, że mają bardzo silny makijaż. Zapytałem o to W.S., ponieważ
wydało mi się dziwne, że istoty pozaziemskie będące rzekomo dużo bardziej
rozwinięte od nas pod względem umysłowym uważają za konieczne poprawiać swój
naturalny wygląd. W.S. powiedział mi, że Meier oświadczył mu, iż żadna z nich
przed przybyciem na Ziemię, nigdy nie robiła sobie jakiegokolwiek makijażu. Gdy
jednak zobaczyły jak bardzo poprawia on wygląd kobiet, również i one zaczęły go
robić". (Dokumentacja K) Rozmowa między panami B.R. i D.: B.R.: Czy oni są
podobni do ludzi?

D: Tak, wyglądają jak ludzie. Z wyjątkiem uszu ich
małżowiny uszne są wydłużone i sięgają aż do policzków. Poza tym wyglądają jak
ludzie. Te istoty pozaziemskie powiedziały podobno Meierowi, że te wydłużone
uszy znacznie zwiększają ich zdolność słyszenia. Odpowiedź:

1. Zdjęcie, o którym mowa, wykonane zostało wewnątrz
statku należącego do Asket i przedstawia ją samą (z lewej) oraz jej
przyjaciółkę Nerę (z prawej). Brak ostrości nie jest wynikiem promieniowania
ich ciał, lecz wynikiem warunków technicznych panujących wewnątrz statku
powodujących rozmycie obrazu.

213

2. Zdaniem
Billy'ego pozaziemskie kobiety przynajmniej te z nich, które zna używają
wyłącznie cieni do oczu i ewentualnie farbują włosy. Wszystko inne jest
wytworem wyobraźni.

3. Twierdzenie,
że Billy przebrał dwie Ziemianki za istoty pozaziemskie, z których jedna to
jego żona, Kalliope, w blond peruce, jest niedorzeczne. Nie bardzo sobie
wyobrażam kogoś, kto przy pomocy peruki chciałby udowodnić, że nosząca ją osoba
jest istotą pozaziemską. Nie widzę żadnego podobieństwa między wizerunkiem
Asket (błędnie braną tu za Semjase) a Kalliope, nawet bez blond peruki. Poza
tym każdy, kto zna Kalliope, wie, że nigdy nie wzięłaby udziału w jakimkolwiek
oszustwie.

4. Jeśli chodzi o
wydłużone małżowiny uszne Plejadan, jest to jedyna różnica anatomiczna między
tymi istotami pozaziemskimi a białą rasą Ziemian. Ich większa długość nie
wpływa ani trochę na to, że te istoty mają lepszy od nas słuch, zwłaszcza że są
one dłuższe zaledwie o około 2 cm.

8.2. Oko Boga (JHWH Mata) zdjęcia nr 68 i
69

Zarzuty:

Oko Boga sfotografowane podczas lotu Billy'ego z Semjase
do wszechświata DAL. Znaleźli się wówczas bliżej stwórcy i uzyskali
szansę sfotografowania jego jednego oka. (Dokumentacja V dowód G) Meier
twierdzi, że sfotografował Oko Boga w centrum wszechświata DAL. Zdjęcie to
zostało zidentyfikowane przez ufologa Toma Gatesa jako mgławica w
gwiazdozbiorze Lutni. Meier twierdzi ponadto, że zdjęcia te były wykonane z
bliskiej odległości. Na pytanie, dlaczego nie sfotografował obu oczu Boga,
odrzekł, że było to niemożliwe, ponieważ w tym czasie mrugał on do jego
koleżanki, Semjase. (Dokumentacja K str. 26) Odpowiedź:

1. Na zdjęciach,
o których mowa, widoczna jest mgławica znajdująca się w gwiazdozbiorze Lutni w
naszej galaktyce nosząca w naszych ziemskich katalogach symbol M 57. Meier
nigdy nie twierdził nic innego.

2. Prezentowane
przez krytyków zdjęcie nr 68 to marna kopia, ponieważ w centrum mgławicy nie
widać nawet znajdującej się tam gwiazdy. Ale właśnie to nadaje całości wygląd
olbrzymiego oka wpatrującego się w kosmos. Tym między innymi różni się zdjęcie
Billy'ego od wykonanych przez naszych astronomów.

3. Według Semjase
mgławica M 57 stworzona została sztucznie poprzez zniszczenie olbrzymiej
gwiazdy. Plejadanie nazwali ją "Jszwjszmata" (JHWHMATA), co oznacza "Oko
Boga". Jej twórcą był wyjątkowo

214

barbarzyński człowiek noszący tytuł Jszwjsza (w skrócie
JHWH), który nadał sobie sam. Tytuł ten oznacza "króla mądrości" lub po
prostu "boga". Jszwjsz to człowiek posiadający więcej wiedzy i mądrości
od innych sobie współczesnych. Nosić go może tylko ta osoba, która sobie nań
zasłuży. Jest więc całkowitym absurdem łączenie mgławicy M 57 nazywanej przez
Plejadan "Okiem Boga" z wszechmocną siłą stwórczą wszechświata.

8.3. Kolonia kosmiczna czy bariera
wszechświata? zdjęcia nr 70 i 71

Zarzuty:

Do tej samej kolekcji zdjęć, co wspomniane wyżej, należy
również zdjęcie z nagłówkiem "Who Owns the Copyright? Billy (Meier) or dr O'Neill?"
Z lewej strony u góry znajduje się zdjęcie Billy'ego przedstawiające
barierę wszechświata, którą widział on osobiście i sfotografował podczas
swojej podróży po wszechświecie w roku 1975, z prawej strony u dołu natomiast
kolorowa reprodukcja ilustracji przedstawiającej hipotetyczną przyszłą kolonię
kosmiczną. (Dokumentacja V) Komentarz do obu zdjęć. Masa obciążających dowodów
pochodzi od samego Billy Meiera. Twierdzi on, że jest to rysunek tunelu
prowadzącego do wszechświata DAL, którego średnica wynosi jego zdaniem 75-80
kilometrów, zaś długość 1,3 miliona kilometrów. Porównanie rysunku Meiera z
ilustracją przedstawiającą wyobrażenie wnętrza kolonii kosmicznej opartej na
projekcie dr. G. O'Neilla oraz NASA, pokazuje, że oba zdjęcia są identyczne. Ilustracja
kolonii ukazała się w magazynie Smith-sonian w lutym 1976 roku, strona
62-69. (Dokumentacja K str. 34)

Odpowiedź:

1. Lewe górne
zdjęcie nie jest rysunkiem, lecz zdjęciem zrobionym przez Billy'ego w czasie
jego podróży po wszechświecie. Przedstawia ono tak zwany tunel, poprzez który
statek kosmiczny Plejadan pod dowództwem Jszwjsza Ptaaha przechodził z naszego
wszechświata do sąsiadującego z nim wszechświata DAL.

2. Prawe dolne
zdjęcie jest reprodukcją kolorowej ilustracji wykonanej przez malarza zainspirowanego przez
Inteligencje Baawi. Dolna część ilustracji została z
niewiadomych przyczyn przerobiona przezeń na osadę kosmiczną.

3. Co
najważniejsze, zdjęcie Billy'ego wykonane zostało z całą pewnością kilka
miesięcy przed opublikowaniem tej ilustracji.

4. Zdaniem
Semjase zdjęcie Billy'ego jest zgodnie z rzeczywistością, podczas gdy
ilustracja znacznie od niej odbiega, poza tym zawiera ona zauważalne nawet dla
laika różnice. Na zdjęciu Billy'ego (zdjęcie

215

nr 71) wlot do tunelu bariery wszechświata ma kształt
owalny, co jest zgodne ze stanem faktycznym, natomiast na ilustracji jest on
kolisty. Poza tym znaczne różnice występują na pierwszym planie. Na
zdjęciu Billy'ego widać tam połyskujące skupiska energii, które na ilustracji
przyjęły postać elementów krajobrazu kolonii. Poza tym między obu zdjęciami
występuje jeszcze wiele innych bardzo łatwo zauważalnych znaczących różnic, w
związku z czym nie może tu być w ogóle mowy o identyczności.

8.4. Połączenie statków Apollo-18 i Sojuz-19
17 lipca 1975 roku zdjęcia nr 72, 73 i 74

Zarzuty:

17 lipca 1975 roku amerykański statek Apollo-18 i
radziecki Soj uz-19 zostały połączone w przestrzeni kosmicznej. To historyczne
zdarzenie zostało sfotografowane przez Billy'ego i Semjase aparatem Polaroid
przez okno jej statku. Zarówno USA, jak i ZSRR nie doniosły o jakiejkolwiek
kolizji z UFO w czasie tego wydarzenia. Billy twierdzi, że ich statek znajdował
się ze względów bezpieczeństwa pod osłoną ekranu ochronnego, dzięki któremu
byli niewidoczni. Statek Semjase nie ma w ogóle okien (patrz zdjęcie nr 67) -
czyżby Billy zapomniał je tam narysować? Nieco zakrzywiona rama okienna na
każdym ze zdjęć ma identyczną krzywiznę z ekranem telewizyjnym (patrz
zdjęcie nr 72). (Dokumentacja V dowód D) Odpowiedź:

1. Billy nigdy
nie wykonywał zdjęć NOLi Polaroidem.

2. Według Semjase
w tym samym czasie na orbicie wokołoziemskiej w pobliżu miejsca połączenia obu
statków znajdowało się jeszcze 5 innych pojazdów pozaziemskich bardzo dobrze
zabezpieczonych przed dostrzeżeniem ich lub namierzeniem.

3. Jak już
wiadomo, zdjęcie 67 nie przedstawia prawdziwego statku Plejadan, a jedynie jego
model, który Semjase wypożyczyła Bil-ly'emu na kilka dni. Statek Plejadan tego
typu posiada wyraźnie widoczne kolorowe bulaje ciągnące się wokół kabiny pilota
(patrz zdjęcie nr 65 na dole). Kabina pilota z bulajami usytuowana jest
w górnej części statku. To, co widać na zdjęciu modelu, to jego dolna część
odwrócona do góry nogami. Jest to kolejny przykład na to, skąd się biorą
nieporozumienia bądź błędne interpretacje. Poza tym już wcześniej wspomniałem,
że te bulaje nie są oknami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przestrzeń
kosmiczną Billy fotografował poprzez odpowiedni ekran specjalnie wykonany dla
niego przez Plejadan. Nieprawdą jest, że wykonał te zdjęcia z ekranu
telewizyjnego,

216

ponieważ było to niemożliwe. Po prostu takie ujęcie, jak
widać na zdjęciach, nie mogło być wykonane. Możliwy do pokazania był tylko
obraz jednego statku z pokładu drugiego i na odwrót.

Zarzuty:

W pewnym niemieckim magazynie wypunktowano następujące
sprawy mające dowodzić, że zdjęcia Billy'ego z połączenia statków Apollo i
Sojuz są fałszerstwem.

1. "Skrzydła
słoneczne" statku Sojuz-19 były rozłożone inaczej, niż to przedstawiają
zdjęcia Billy Meiera. Dowodem na to są udostępnione opinii publicznej zdjęcia
zrobione "na żywo" podczas zbliżania obu jednostek.

2. Radziecki
statek kosmiczny nie posiadał "oszczepowatych" anten na końcach skrzydeł.
Anteny miały w rzeczywistości kształt litery "U" i były znacznie
mniejsze niż na zdjęciach pana Meiera.

3. Anteny
Sojuza-19 nie były dłuższe niż szerokość skrzydeł słonecznych, jak to widać na
zdjęciach E. Meiera. W rzeczywistości ich długość odpowiadała prawie dokładnie
szerokości skrzydeł.

4. Cienie na obu
obiektach sfotografowanych przez pana Meiera nie są zgodne z kształtem obu
pojazdów kosmicznych.

5. Na zdjęciu
pana Meiera brak jest zupełnie modułu łączącego, w który wyposażony był statek
Apollo, a bez którego połączenie obu jednostek było niemożliwe.

Odpowiedź:

Zgodnie z informacjami zawartymi we wspomnianym artykule
zarzuty jego autora uważającego siebie za eksperta od astronautyki oparte
zostały na analizie, którą przeprowadził on na podstawie materiałów NASA,
zapisów telewizyjnych oraz zdjęć Billy Meiera. Należałoby naturalnie dokładnie
wiedzieć, o jakie zdjęcia chodzi, bowiem właśnie w przypadku zdjęć kosmicznych
łatwo o pomyłkę. Załączony na następnej stronie schemat statku Sojuz-19 obala
niektóre z powyższych zarzutów. Jestem ponadto w dogodnej sytuacji do ich
odparcia, ponieważ posiadam w swoich prywatnych zbiorach także wiele zdjęć
statków Sojuz i Apollo. Są to jednak tylko kopie. Oryginały byłyby z pewnością
jeszcze lepsze jakościowo. Niemniej jakość tych kilku kopii jest na tyle dobra,
że można na nich dokładnie rozpoznać poszczególne detale. Ten materiał
fotograficzny jest całkowicie wystarczający, aby punkt po punkcie obalić
przedstawione zarzuty.

Jako przykład chciałbym się bliżej zająć zarzutem nr 5.
Mówi on, że na zdjęciu Billy Meiera nie ma modułu łączącego statki Apollo i
Sojuz. Wyjaśniam zatem, co następuje:

217

1. Na zdjęciu nr
72 (reprodukcja l i 2) środkowy odcinek miedzy dwoma pojazdami jest tak
zamazany, że prawie niewidoczny.

2. Na reprodukcji
3 część łącząca jest wprawdzie widoczna, lecz rozpływa się jak gdyby w dalszym
tle. Zapewne niektórzy powiedzą, że ta cześć jest niczym innym jak elementem
tła. Jeżeli dana osoba dysponuje tylko tymi trzema zdjęciami, wówczas jej
przypuszczenie o brakującym module łączącym jest uzasadnione i trudno mieć do
niej o to pretensje. Gdyby jednak miała dostęp do pozostałych zdjęć, wówczas
zapewne odstąpiłaby od swoich zarzutów. W tej serii .zdjęć są bowiem 3 zdjęcia,
na których ten rzekomo brakujący moduł jest w rzeczywistości widoczny (patrz
zdjęcie nr 73 i 74).

Poniższy schemat pochodzi z książki Radzieckie wyprawy
kosmiczne Hubertusa Hoose i Klausa Burczika wydanej przez wydawnictwo
Umschau.

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADs]

Schemat
budowy stacji kosmicznej Sojuz

218

XII BADANIA NAUKOWE I INNE DOWODY

W naszym zmaterializowanym społeczeństwie nadal
obowiązuje dewiza: "Należy uznawać tylko to, co można zbadać przy pomocy
urządzeń pomiarowych". Zasada ta rozciąga się także na ufologię i dotyczy
również osoby Billy Meiera. Od czasu ujawnienia przezeń swoich kontaktów
nieustannie rozlegają się głosy domagające się od niego naukowych dowodów.

Amerykańsko-japońska grupa badaczy podjęła wszelkie
możliwe środki, aby je zdobyć, co po wielu trudnościach zostało uwieńczone sukcesem.
Ktoś, kto nie zajmuje się tego typu sprawami, nie jest nawet w stanie sobie
wyobrazić, jakiego nakładu czasu, sił i środków wymagało to ogromne
przedsięwzięcie. Najtrudniejszą sprawą nie były same analizy, lecz znalezienie
instytucji skłonnej sfinansować to ryzykowne zadanie. Poza tym należy wziąć
również pod uwagę ryzyko utraty prestiżu przez danego naukowca, w przypadku
gdyby jego przełożeni lub koledzy po fachu dowiedzieli się o jego uczestnictwie
w tym przedsięwzięciu, bowiem tak zwany przypadek Meiera nadal jest uważany na
świecie jako największe oszustwo w dziejach ufologii.

W całym tym przedsięwzięciu musiał być spełniony jeszcze
jeden istotny warunek badania naukowe musiały być przeprowadzone gruntownie i
bardzo rzetelnie, zaś otrzymane rezultaty interpretowane zgodnie z prawdą, bez
jakichkolwiek uprzedzeń, i opublikowane. Badania przeprowadzone pobieżnie lub
przekłamana interpretacja ich wyników byłyby całkowicie bezwartościowe, a nawet
szkodliwe.

219

Billy znajduje się
jednak w szczęśliwym położeniu, ponieważ na poparcie autentyczności swoich
kontaktów może przedłożyć szereg wyników badań naukowych, którym poddane były
jego zdjęcia, próbka materiału używanego do produkcji statków promiennych,
wydawane przez nie dźwięki oraz miejsca lądowań. Ponadto na jego korzyść
przemawiają testy przeprowadzone na detektorze kłamstwa, którym oprócz niego
poddano jeszcze pięciu innych świadków.

Jesteśmy wdzięczni wszystkim osobom i instytucjom, które
przyczyniły się w jakikolwiek sposób do powstania tego materiału dowodowego/
Mimo to liczni sceptycy z uporem maniaka wysuwają pod adresem Billy'ego różnego
rodzaju zarzuty w myśl zasady: "Nie może być prawdą to, co nią być
nie powinno".

Oto kilka z nich najczęściej się powtarzających:

a) żadne z
wymienionych badań nigdy nie miało miejsca, przeto wszystko to jest czczym
wymysłem;

b) wspomniane
analizy to przejaw zmowy lub przekupstwa;

c) badania te są
niewiarygodne, ponieważ przeprowadzający je naukowcy albo popełnili jakieś
błędy, albo byli niedostatecznie kompetentni. Czasami człowiekowi włosy stają
dęba, kiedy się czyta, co niektórzy

ludzie wypisują na ten temat. Ale jak do wszystkiego,
również i do tego można się z czasem przyzwyczaić.

W dalszej części przedstawiam wyniki najważniejszych
analiz naukowych dowodów Billy'ego.

1. Opinie świadków o zdjęciach Billy Meiera

Wszystkie czarnobiałe filmy przedstawiające NOLe Billy
Meier wywoływał w sklepie fotograficznym "Bar" w Wetzikon (Przedgórze
Zrychskie), natomiast kolorowe w trzech różnych laboratoriach na terenie
Szwajcarii.

Właściciel sklepu, Willy Bar, w rozmowie z dwoma
amerykański badaczami1 powiedział między innymi:

Nigdy nie dostrzegłem niczego podejrzanego w wywoływanych
przez siebie czarno-białych filmach. Nigdy też nie proszono mnie o dokonanie
jakichkolwiek manipulacji. Wielu ludzi podejrzewało, że to moja robota, ale to
nieprawda. [...] Nie wiem nic o NOLach, ale te zdjęcia są prawdziwe. Gotów
jestem w każdej chwili powtórzyć to

1Chodzi tu o Lee Eldersa i Thomasa K.
Welcha.

220

przed sądem. [...] Gdyby [Billy] korzystał z czyjejś
pomocy, nie musiałby wypróbowywać wszystkich modeli [aparatów], aby sprawdzić,
który z nich będzie dla niego najporęczniejszy.2

Billy Meier zaprosił nawet któregoś razu Willy Bara na
spotkanie ze statkiem Plejadan, ale ten odrzucił to zaproszenie. Pomocnik Bara
Fritz Kindlimann nie stwierdził na filmach Billy'ego jakichkolwiek śladów
manipulacji i potwierdził, że są one prawdziwe.

2. Wyniki niektórych analiz zdjęć i filmów

Analizy zdjęć i filmów Billy'ego przeprowadzone w USA nie
wykazały jakichkolwiek śladów fałszerstwa. Poniżej przytaczam kilka wypowiedzi
na ten temat:

Oglądając zdjęcia specjalista od efektów specjalnych,
Wally Gentleman, twierdził:

Zastanawiam się, czy jest tu wykorzystana specjalistyczna
wiedza, czy też nie? Jeżeli nie, to te zdjęcia muszą być prawdziwe.3

Po ich obejrzeniu dodał:

Jednoręki człowiek nie mogłaby w żadnym wypadku
sfałszować tych zdjęć bez pomocy innych osób. [...] Musiałby dysponować liczącą
co najmniej piętnaście osób grupą. [...] Gdybyśmy chcieli nakręcić podobne
ujęcie [chodzi o jeden z krótkich filmów nakręconych przez Billy'ego], ktoś,
kto by zamówił u mnie podobną robotę, musiałby mi za to zapłacić 30.000
dolarów. Poza tym do jej wykonania potrzebowałbym odpowiednio wyposażonego
studia. Gdybym go nie miał, trzeba by było wyłożyć dodatkowe 50.000 dolarów na
sprzęt.4

Eric Eliason, ekspert od analizy zdjęć pracujący w
Służbie Geologicznej Stanów Zjednoczonych, w rozmowie z Gary Kinderem
powiedział:

Mogę tylko powiedzieć, że w materiale, jakim
dysponowałem, nie

2 Gary Kinder Lata świetlne (Light Years), Agencja
Nolpress, Białystok, 1993, str. 158.

3 Tamże, str. 214.

4 Tamże, str. 215.

221

stwierdziłem niczego podejrzanego, jeśli chodzi o
nakładanie obrazów. Gdyby takie nałożenie miało miejsce, komputer by je
wykrył, lecz tam niczego takiego nie było.5

Dr Michael Malin, fizyk oraz specjalista w dziedzinie
nauk planetarnych i geologii, tak wyraził się o zdjęciach Billy'ego:

Te fotografie są o wiele lepsze od wszystkich zdjęć NOLi,
jakie miałem okazje dotychczas oglądać [...]. Widoczne na nich obiekty
wyglądają niezwykle realnie. [...] Nie odkryłem [...] na tych zdjęciach
żadnych [...] nieprawidłowości. Z tego, co widziałem, mogłem wysnuć wniosek, że
te zdjęcia nie zostały sfabrykowane.6

Fizyk Neil Davis po zbadaniu zdjęć pod względem ostrości,
kolorów, oświetlenia oraz ewentualnego fotomontażu i zastosowania modeli w końcowym
wniosku napisał:

W trakcie badania zdjęcia nie odkryto niczego, co by
wskazywało, że widoczny na nim obiekt [statek kosmiczny] jest czymś
innym niż sfotografowanym z pewnej odległości dużym urządzeniem.7

3. Analiza próbki metalu

Szef grupy amerykańskich badaczy stwierdził, że chociaż
sfałszowanie zdjęć lub filmów jest teoretycznie możliwe, to z całą pewnością
wykluczone jest spreparowanie stopu metali dostarczonego Billy'emu przez istoty
pozaziemskie. Jego zdaniem stwierdzenie pozaziemskiego pochodzenia tej próbki
jest jednym z najlepszych dowodów, jakiego dostarczono.

Gary Kinder dziwił się, że Billy przez 3 lata siedział
cicho, nic nie mówiąc o tych kawałkach metalu, które otrzymał od swoich
pozaziemskich przyjaciół, dzięki którym mógłby o tyle wcześniej potwierdzić
autentyczność swoich kontaktów.

Jak się jednak wkrótce okazało, nie było to takie proste.
Podjęta w roku 1979 pierwsza próba ich zbadania, zakończyła się niepowodzeniem.
Pierwsze oceny specjalistów były wręcz zniechęcające, co było dodatkowo
potęgowane brakiem odpowiednich środków finansowych, zarówno

5 Tamże, str. 206-207.

6 Tamże, str. 208-209.

7 'Tamże, str. 132.

222

w Szwajcarii, jak i za oceanem. Efektem tego stanu rzeczy
były bezwartościowe opinie, jak na przykład ta wygłoszona przez pewnego
metalurga z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie mówiąca, że jedna z tych próbek
stopu metali to "kawałek żeliwnego garnka kuchennego".

Nieoczekiwana zmiana nastąpiła, gdy grupie amerykańskich
badaczy udało się po długich staraniach pozyskać do przeprowadzenia analizy
próbki stopu metali dwóch wybitnych specjalistów. Byli to dr Edwin Walker z
Tucson w stanie Arizona i dr Marcel Yogel, chemik z laboratorium badawczego
koncernu IBM w San Jose w Kalifornii. Dr Yogel jest pionierem w dziedzinie
technologii luminescencyjnej i wynalazcą nośnika magnetycznego do dzisiaj
używanego w dyskach pamięci, ponadto wniósł ogromny wkład w badanie płynnych
kryształów obecnie powszechnie stosowanych w różnego rodzaju wyświetlaczach.

Obaj naukowcy stwierdzili, że badana przez nich próbka
stopu metali wytworzona została w procesie zimniej syntezy. Metoda ta nie jest
jeszcze znana na Ziemi.8

Podczas badania próbki dr Walker przeżył coś, co mu się
jeszcze nigdy nie zdarzyło w czasie jego trzydziestoletniej praktyki. W pewnym
momencie bez jakiegokolwiek zewnętrznego oddziaływania rozprysł się
pleksi-glasowy pojemnik, w którym znajdował się fragment badanego stopu. Jak
się potem okazało, przyczyną były uwolnione elementy gazowe wchodzące w skład
stopu.9

W wywiadzie z Japończykiem Jun-Ichi Yaoi dr Yogel
stwierdził między innymi:

Nie potrafię wyjaśnić, z jakiego typu materiałem miałem
do czynienia. Jako naukowiec nie potrafię tego porównać do żadnej znanej mi
kombinacji materiałów. Czegoś takiego nie da się wykonać przy użyciu żadnej
spośród znanych na Ziemi technologii! Pokazałem tę próbkę swojemu przyjacielowi
metalurgowi, który obejrzawszy ją potrząsnął na koniec głową i rzekł: "Nie mam
pojęcia, jak można by to połączyć w całość". W chwili obecnej znajdujemy
się właśnie w tym punkcie. Myślę, że my, przedstawiciele świata nauki, powinniśmy
rzetelnie zbadać tę sprawę, zamiast przypisywać wszystko ludzkiej wyobraźni.10

8Brit Elders, Lee Elders, Thomas K.
Welch UFO... Contactfrom the Pleiades, Genesis III Publishing, Munds
Park, 1980, str. 58.

9 Stimme der Wassermannzeit, nr 29, FIGU,
Hinterschmidrti, 1978.

10 Gary Kinder Lata świetlne, str. 221.

223

Gary Kinder dwukrotnie rozmawiał z dr. Vogelem, który za
każdym razem obstawał przy swojej opinii, że analizowana próbka metalu była
jedyną w swoim rodzaju.

Dwa pociemniałe na skutek utleniania kawałki metalu nie
zawierały niczego poza pewną ilością zanieczyszczeń w postaci aluminium,
siarki, srebra, miedzi i ołowiu, lecz mimo to stanowiły dla niego
niespodziankę.

- Kiedy dotknąłem utlenionej powierzchni wspomniał
Vogel

- pojawiły się na niej czerwone smugi a cała warstwa
tlenku

zniknęła. Wystarczyło lekkie dotknięcie, o tak, aby
odwrócić proces

utleniania i odsłonić czysty metal. Nigdy przedtem nie
widziałem

podobnego zjawiska. To było coś niezwykłego.11

I dalej:

Zanim znajdujący się w posiadaniu Marcela Vogela z IBM
złocis-tosrebrzysty trójkąt zniknął, Vogel zdążył go umieścić pod kosztującym
około 250.000 dolarów elektronicznym mikroskopem skaningowym i zarejestrować
przebieg jego badania za pomocą sprzężonej z nim kamery video. Niewielka próbka
zawierała w sobie bardzo czyste srebro, a także "bardzo, bardzo czyste"
aluminium, potas wapń, chrom, miedź, argon, brom, chlor żelazo, siarkę
oraz krzem. Jeden z oglądanych pod mikroskopem obszarów ujawnił "olbrzymi
melanż niemal wszystkich pierwiastków układu okresowego". Każdy z nich był
przy tym wyjątkowo czysty.

Było to niezwykłe połączenie powiedział później ale
nie powiedziałbym, żeby cokolwiek wskazywało na pozaziemskie pochodzenie
próbki.

Bardziej niż ilość czy czystość występujących w próbce pierwiastków
Vogela intrygowała ich odrębność. Każdy pierwiastek łączył się z pozostałymi, a
jednocześnie w jakiś sposób zachowywał swoje typowe cechy. [...] W pewnym
momencie w pobliżu środka próbki, przy pięćsetkrotnym powiększeniu, odkrył dwie
równoległe bruzdy połączone między sobą licznymi wyżłobieniami tworzącymi
precyzyjny wzór wykonany w metalu przy użyciu jakiejś mikroskopowej
technologii. Chyba jeszcze bardziej zaskakujący okazał się fakt, że
pierwiastkiem dominującym na tym niewielkim obszarze był metal ziem rzadkich
tul.

11 Tamże, str. 171.

224

- Tego się zupełnie nie spodziewałem powiedział Vogel.
Tul został wyodrębniony dopiero podczas II wojny światowej jako produkt
uboczny prac nad energią jądrową i to w ilościach minimalnych. Jest
pierwiastkiem nadal rzadko spotykanym, a jego wartość wielokrotnie przewyższa
wartość platyny. Ktoś musiał dysponować rozległą wiedzą metalurgiczną, aby
wpaść na pomysł podobnego połączenia.

Powiększenie wzrosło do 1600 razy i Vogel ujrzał rzeczy,
jakich nigdy dotąd nie widział w całej swojej karierze naukowej.

Próbka
odsłoniła przede mną cały nowy świat. Pojawiły się struktury w obrębie
struktur... bardzo, bardzo niezwykłe. Przy mniejszym powiększeniu widać
zaledwie metaliczną powierzchnię. Teraz pojawiły się struktury złożone z
przenikających się płaszczyzn różnych typów. To jest bardzo podniecające.

Vogel coraz bardziej wnikał w głąb metalu.

Mamy teraz powiększenie 2500 razy. Widzę struktury
podwójnie załamujące światło. Bardzo ciekawe! To niezwykłe, aby metal
przejawiał podobne właściwości. Kiedy wykonuje się przekrój i po oszlifowaniu
ogląda się jego powierzchnię, wówczas wygląda ona jak metal, ma lustrzany
połysk metalu, ale teraz, w spolaryzowanym świetle, okazuje się, że... tak, to
metal, ale jednocześnie... kryształ!12

Osobliwa jest również miękkość owego stopu metalu
używanego do produkcji statków kosmicznych przez Plejadan w przeciwieństwie do
stopów stosowanych przez nas do budowy kadłubów samolotów. Końcowy wynik tych
skomplikowanych badań jednoznacznie świadczy o pozaziemskim pochodzeniu tych
metalowych próbek.

4. Analizy odgłosów statków Plejadan

Jak już wielokrotnie wspominałem, statki kosmiczne
Plejadan posiadają zabezpieczenia uniemożliwiające wykrycie ich za pomocą
urządzeń wzrokowych, akustycznych oraz radiolokacyjnych. Częściowe lub
całkowite otwarcie ekranu ochronnego sprawia, że można usłyszeć dobiegający od
strony statku osobliwy i bardzo przenikliwy dźwięk.

Billy Meier miał trzy razy możliwość jego nagrania (dwa
razy wiosną 1976 roku w pobliżu Hinwil i raz w Sadelegg-Hinterschmidruti 18
czerwca 1980 roku). Nagrania te, zbadane przez kilku naukowców, okazały się
interesującą niespodzianką. Poniżej przedstawiam kilka z ich opinii.

12Tamże, str. 218-219.

225

Dwóch specjalistów w dziedzinie akustyki po
przeprowadzeniu badań za pomocą odpowiedniego sprzętu powiedziało Gary
Kinderowi, że jeszcze nigdy dotąd nie spotkali się z dźwiękami o tak nietypowej
charakterystyce spektralnej oraz częstotliwościach.13

Specjalista w dziedzinie techniki komputerowej Nils
Rognerud wyznał Kinderowi:

Patrząc na tę sprawę z naukowego punktu widzenia byłem
nastawiony do niej sceptycznie, ale te dźwięki naprawdę były niezwykłe.14

Inny specjalista stwierdził:

Komputer wykazał, że nagrany dźwięk stanowi mieszaninę 32
wąskich częstotliwości perfekcyjnie ze sobą zespolonych, z których 24 znajduje
się w zakresie słyszalności ludzkiego ucha, zaś 8 poza nią.15

Inżynier dźwięku Steve Ambrose, wynalazca mikromonitora
będącego mikroskopijnym odbiornikiem radiowym sprzężonym z głośnikiem, stwierdził,
że te nagrania posiadają kilka zaskakujących właściwości:

W jaki sposób powieliłbyś ten dźwięk? Chodzi mi nie tylko
o samo brzmienie, ale również o to, co pojawi się na ekranie analizatora widma.
Stworzenie czegoś, co brzmi podobnie, to jedna sprawa, a stworzenie czegoś, co
oprócz podobnego brzmienia zachowuje jednocześnie całą złożoność tych oscylacji
to druga sprawa. Jeśli to jest oszustwo, to chciałbym spotkać faceta, który je
sprokurował. Prawdopodobnie zarobiłby kupę forsy na efektach specjalnych.16

Komentując wyniki badań Ambrose'a Gary Kinder napisał:

Ambrose znał wielu ludzi w Hollywood zajmujących się
tworzeniem efektów specjalnych, ale żaden z nich nie był w stanie zdup-likować
tych odgłosów.17

13 MUFON UFO Journal, nr 28, kwiecień 1987.

14 Gary Kinder Lata świetlne, str. 182.

15 Wendelle C. Stevens UFO... Contact from the Pleiades:
Preliminary Investigation Report, UFO Photo Archives, Tucson, 1982, str.
429.

16 Gary Kinder Lata świetlne, str. 183.

17 Tamże.

226

Jim Dilettoso zbadał nagrania przy pomocy analizatora
cyfrowego. Po rozłożeniu dźwięków na czynniki pierwsze stwierdził:

Podczas słuchania dźwięki te nie sprawiały aż tak
niezwykłego wrażenia. Właśnie takich odgłosów należałoby się spodziewać po
latającym spodku w filmie science-fiction. Dopiero analiza ujawnia ciągłe
zmiany. Kombinacje poszczególnych dźwięków przybierają na sile bądź słabną, a
wszystko to odbywa się w takim tempie, że wygenerowanie tylu odgłosów, nawet
przy pomocy syntetyzera, nie byłoby sprawą łatwą.18

Następnie:

Chcąc uzyskać weryfikację swoich wyników z niezależnego
źródła, Dilettoso wysłał taśmę z nagraniem do Roba Shellmana, inżyniera
dźwięku z laboratorium marynarki wojennej w Groton w stanie Connecticut.
Zaskoczony złożonością nagrania, Shellman z miejsca wykluczył jedną z potencjalnych
możliwości: źródłem dźwięku nie mogły być urządzenia elektryczne. W liście do
Dilettoso napisał:

"Sprzęt, którego użyłem, dostosowany był do analizy linii
o częstotliwości od 50 do 60 herców, powszechnie występującej w instalacjach
elektrycznych. Gdyby urządzenie wytwarzające ten dźwięk było silnikiem lub inną
maszyną elektryczną, linie częstotliwości miałyby oczywisty przebieg. Tymczasem
niczego takiego nie stwierdziłem".19

Jeden z inżynierów dźwięku powiedział, że do stworzenia
tego rodzaju dźwięku niezbędne byłoby bardzo nowoczesne studio.

Aby zduplikować ten dźwięk potrzeba by co najmniej 8
bardzo drogich syntetyzatorów i bardzo nowoczesnych i skomplikowanych mikserów
kosztujących na dzień dzisiejszy nie mniej niż 100.000 dolarów [w cenach roku
1980]. Nie ma jednak sposobu na tak doskonałe ich splecenie ze sobą.20

Dalszy komentarz wydaje się zbędny.

18 Tamże, str. 181.

19 Tamże.

20 Wendelle C. Stevens UFO... Contact from the Pleiades:
Preliminary Investigation Report, str. 429.

227

5. Badania fizyczne miejsc lądowań

W rozdziale VII mowa była o osobliwych śladach lądowania
pozostawionych przez statki Plejadan w różnych miejscach Przedgórza
Zrychskiego. Związany z nimi materiał dowodowy jest istotny, ponieważ
ma on wielu świadków. Wielu ludzi twierdzi jednak, że ślady lądowali mogą stać
się konkretnym dowodem dopiero wtedy, gdy poddane zostaną odpowiednim badaniom
fizyczno-chemicznym, co powinno być ich zdaniem w interesie samego Meiera.
Przy ich okazji można byłoby stwierdzić również oddziaływanie tych pojazdów na
otoczenie, zwłaszcza glebę (np. podwyższona radioaktywność, promieniowanie
magnetyczne itp.).

Przypomnijmy sobie choćby ślady powstałe 23 listopada
1977 roku na parkingu przed domem Billy'ego, kiedy to w ciągu 10 minut doszło
do stopienia dziesięciocentymetrowej pokrywy lodowej o średnicy 3,5 metra, czy
też 2 ślady lądowania na łące niedaleko Centrum. Jak to możliwe, aby po prawie
godzinnym przebywaniu poza domem w tak złą pogodę (burza, wicher i ulewa) Billy
mógł pojawić się w nim w absolutnie suchym ubraniu? Sceptycy powiedzieliby
zapewne, że schował się gdzieś na godzinę i uciął sobie krótką drzemkę. Wobec
tego, w jaki sposób w taką pogodę powstały ślady lądowania i kto je
spreparował? Idiotyzmem jest twierdzenie, że ktoś wybrał akurat tak paskudną
pogodę, aby w jej trakcie sporządzić te ślady i to jeszcze w tak osobliwej
formie. Oto wypowiedzi kilku osób na ten temat. Świadek Herbert Runkel uważa na
przykład:

Jestem całkowicie pewny, że Edi [Billy] nie
spreparował tych śladów. Często sam widziałem takie ślady lądowania i posiadam
bardzo wyraźne zdjęcia niektórych z nich zrobione w różnych miejscach. Widać na
nich wiele szczegółów. Mogę zapewnić, że zgnieciona trawa jeszcze po czterech
latach rosła tam wolniej niż w innych miejscach.

Inny świadek, W. Witzer ze Stuttgartu, który oglądał
ślady lądowania 6 lipca 1976 roku po północy, stwierdził, co następuje:

Przybywszy na miejsce lądowania, dokonałem (razem z
rodziną F. z Karnwestheimu) kilku pomiarów kompasem. Okazało się, że jego wskazówka
przestała pokazywać właściwy kierunek.

Mniej szczęścia miał pewien naukowiec, który usiłował w
naszej obecności (Billy i ja) zmierzyć w miejscu lądowania w Juckern
licznikiem Geigera promieniowanie radioaktywne. Próba ta od początku skazana
była na niepowodzenie, gdyż statki kosmiczne Plejadan nie wydzielają tego
rodzaju promieniowania.

Jedynie w początkowej kontaktów z Semjase, w latach
1975-1976, statki kosmiczne Plejadan wyposażone były w napęd wysyłający do
otoczenia

228

intensywne promieniowanie, od którego nazywane były przez
nich samych "statkami promiennymi". Pozostawiały one widoczne i
dające się mierzyć ślady w miejscach, w których stykały się bezpośrednio z
ziemią. Po takim lądowaniu w gruncie i roślinności pozostawało promieniowanie, w
związku z czym grupa amerykańskich i japońskich badaczy przeprowadziła w tych
miejscach odpowiednie badania za pomocą detektora promieniowania gamma.

Najbardziej udane pomiary zostały dokonane w miejscu
lądowania w rezerwacie Frecht w pobliżu Hinwil, gdzie 28 stycznia 1975 roku po
raz pierwszy pojawiła się Semjase w swoim statku. Początkowo badacze nie
wierzyli własnym oczom. Wewnątrz powierzchni o średnicy 6,5 metrów intensywność
promieniowania była od 100 do 400 procent wyższa niż w otoczeniu, zaś samo
promieniowanie zdawało się mieć pulsujący charakter.

W innym miejscu lądowania, na skraju lasu położonego
poniżej farmy, przyrząd pomiarowy ponownie wykazał wzrost poziomu
promieniowania od 100 do 300 procent. W jeszcze innym miejscu, na prowadzącej
do domu żwirowej drodze, było tak samo. Potem okazało się, że kilka metalowych
przedmiotów oraz sam Billy wykazywał wzrost promieniowania do 300 procent.
Nigdzie więcej nie stwierdzono takiego wzrostu.21

Te liczby mówią same za siebie i wydaje mi się, że dalszy
komentarz jest zbędny.

6. Testy na detektorze kłamstw

W ramach badań "sprawy Meiera" grupa amerykańskich
badaczy podjęła wszelkie możliwe środki w celu ustalenia prawdy. Jednym z
elementów ich dochodzenia było poddanie Billy'ego oraz kilku członków jego grupy
testowi na prawdomówność. "Kłamstwo to, jak wiadomo, celowe mówienie
nieprawdy". Osoba, która kłamie, znajduje się w swego rodzaju sytuacji
stresowej, której objawem jest reakcja wegetatywnego układu nerwowego. Na ile
jest to skuteczna metoda, jako laik nie mogę się wypowiadać. Kompetentne źródła
zapewniły mnie jednak, że kłamcę zdradzić może nawet minimalna, ledwo
zauważalna zmiana głosu, co odpowiedni przyrząd może z łatwością wychwycić.
Test głosowy został przeprowadzony za pomocą Analizatora Stresu Mark IX-P.

Detektor ten rejestruje wszystkie, nawet najdrobniejsze
wahania ludzkiego głosu, które są następnie poddawane interpretacji przez
prowadzącego

21 Gary Kinder Lata świetlne, str. 189-190.

229

przesłuchanie specjalistę. Podczas sporządzania listy pytań ważne jest,
aby znalazły się wśród nich takie, których zadaniem będzie wywołanie w przesłuchiwanej
osoby jak największego stresu.

Poddawszy w roku 1978 Billy'ego tego rodzaju testowi,
zadano mu w obecności świadka 22 pytania, na które musiał odpowiadać krótko i
węzłowato. Jeżeli chodzi o jego ocenę, zdania mogą być oczywiście podzielone.
Moim zdaniem mało który "łgarz" skłonny jest poddać się dobrowolnie tego
rodzaju testowi.

Oto kilka pytań zaczerpniętych z książki Wendelle C.
Stevensa UFO... Contact from the Pleiades: Preliminary Investigation Report:

1. Czy nazywa się
Pan Meier?

2. Czy jesteśmy
teraz w Hinterschmidrti [miejsce zamieszkania Billy'ego]?

3. Czy mamy teraz
rok 1978?

4. Czy używa Pan
aparatu fotograficznego marki Olympus?

5. Czy
rzeczywiście fotografował pan pozaziemskie statki kosmiczne?

6. Czy wie Pan,
że są one pochodzenia pozaziemskiego?

7. Czy jest Pan
obywatelem Szwajcarii?

8. Czy był Pan
kiedykolwiek w Indiach?

9. Czy zna Pan
osobę o imieniu Asket?

10. Czy zna Pan tę
osobę jako istotę pozaziemską?

11. Czy w
przypadku zdjęć wykonanych 28 marca 1976 roku w Ba-chtelhórnli używał Pan
modeli [zdjęcia przedstawiające trzy
statki unoszące się w powietrzu obok siebie]?

12. Czy
kiedykolwiek używał Pan modeli do wykonywania zdjęć statków kosmicznych?

13. Czy usiłował
Pan kiedykolwiek upowszechniać zdjęcia modeli jako zdjęcia pozaziemskich
obiektów latających?

14. Czy był Pan
kiedykolwiek w pozaziemskim obiekcie latającym?

15. Czy latał Pan
kiedykolwiek pozaziemskim obiektem latającym?

16. Czy pocztę
otrzymuje Pan w Hinterschmidrti?

17. Czy używany
przez Pana sprzęt został zafundowany Panu przez jakąś anonimową grupę?

18. Czy
rzeczywiście nagrał Pan odgłosy pozaziemskiego obiektu latającego?

19. Czy wykonał
Pan kiedykolwiek zdjęcia ze zdjęć lub obrazów i upowszechniał je jako zdjęcia
prawdziwych obiektów?

20. Czy usiłuje
Pan nas oszukać tymi zdjęciami?

230

21. Czy jest Pan
zadowolony, że ten test został przeprowadzony prawidłowo?

22. Czy chciałby
Pan coś dodać do swoich odpowiedzi na powyższe pytania? Może Pan teraz to
powiedzieć.22

A teraz lista pytań skierowanych do żony Billy'ego,
Kalliope, Jacobusa Bertschingera, Engelberta Wachtera oraz Bernadetty Brand.

1. Nazywa się
Pan...?

2. Mieszka
Pan...?

3. Czy jest Pan/Pani
obywatelem...?

4. Czy zna
Pan/Pani Billy Meiera?

5. Czy wierzy
Pan/Pani w kontakty Billy'ego z istotami pozaziemskimi?

6. Czy miał
Pan/Pani jakieś osobiste przeżycia związane z tego typu kontaktami?

7. Czy zdaniem
Pana/Pani możliwe jest, że w tego rodzaju kontaktach jacyś Ziemianie grywają
rolę istot pozaziemskich?

8. Czy zdjęcia,
które robił Billy, przedstawiają pozaziemskich statki kosmiczne?

9. Jak Pan/Pani
sądzi, czy do wykonania tych zdjęć mógł on użyć modelu?

10. Czy wie
Pan/Pani, że Billy zrobił kiedyś zdjęcia wykonanego przez siebie modelu?

11. Czy te
zdjęcia robiono przy użyciu innego modelu?

12. Czy to był
model Billy'ego?

13. Czy to był
model Semjase?

14. Czy zdjęcia
te były kiedykolwiek rozpowszechniane jako zdjęcia prawdziwych statków
kosmicznych? [Chodzi tutaj o zdjęcia modelu pożyczonego Billy 'emu przez
Semjase patrz zdjęcie nr 67.]

15. Czy zdjęcia
te były zawsze oznaczone jako zdjęcia modelu?

16. Czy widział
Pan/widziała Pani kiedykolwiek osobiście ślady lądowania statków kosmicznych?

17. Czy widział
Pan/widziała Pani już kiedyś na ziemi takie same lub podobne ślady?

18. Czy wie
Pan/Pani, w jaki
sposób Billy mógłby
wykonać takie ślady?

22 Wendelle C. Stevens UFO... Contact from the Pleiades:
Preliminary Investigation Report, str. 163.

231

19. Czy jesteś
przekonany/przekonana, że kontakty Billy'ego mają naprawdę miejsce?

20. Czy chciałby
Pan/chciałaby Pani złożyć jakieś dodatkowe wyjaśnienia lub oświadczenie?

Dokładna analiza wyników testów nie wykazała jakichkolwiek
oznak kłamstwa tak u Billy'ego, jak i pozostałych osób im poddanych.

7. Potwierdzenie pewnych faktów
astronomicznych

Omówienie wszystkich informacji i proroctw przekazanych
nam przez istoty pozaziemskie za pośrednictwem Billy'ego w ciągu ostatnich 15
lat znacznie przekroczyłoby ramy tej książki, w związku z czym ograniczę się
jedynie do niektórych faktów dotyczących astronomii, które zostały już w
całości potwierdzone przez świat nauki.

7.1. Legendarna planeta Malona

Podobnie jak inne owiane legendą obiekty, również Malona,
zwana także Malon, Maldek lub Faeton, od starożytności intryguje wielu badaczy.
Według informacji istot pozaziemskich Malona była w czasach prehistorycznych
bezpośrednią sąsiadką Ziemi i krążyła wokół Słońca po dzisiejszej orbicie
Marsa. Wenus w owym czasie nie znaleźlibyśmy tam, gdzie się obecnie znajduje.
Bliższe szczegóły o tej planecie podam w następnym podrozdziale.

Planety naszego układu słonecznego były pierwotnie
usytuowane w następujący sposób: (Słońce), Merkury, Ziemia, Malona, Mars,
Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton, Transpluton i Uni.

Dwie ostatnie karłowate planety nie zostały jeszcze do
dzisiaj odkryte z powodu ich olbrzymiego oddalenia. Od dłuższego czasu
astronomowie podejrzewają jednak istnienie Transplutona.

Malona była miejscem zamieszkania ludzkich form życia,
lecz wskutek działań wojennych została przed około 75.000 laty dosłownie
wysadzona w powietrze przez rządnych władzy jej mieszkańców. Wbrew opiniom
wielu badaczy uważających tę planetę za olbrzyma była ona raczej karłowata, o
wymiarach zbliżonych do Ziemi.

Nie jest prawdą również przypuszczenie, że tę straszliwą
katastrofę wywołał olbrzymi meteor, który wyłonił się z czeluści kosmosu i z
całą siłą zderzył się czołowo z Malona, a także domniemanie, że została ona
rozerwana wskutek eksplozji potężnej bomby atomowej. Według Plejadan mieszkańcy
Malony w czasie wspomnianej wojny wpuścili ogromne ilości

222

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADt]

Przemieszczenie
się planet w Układzie Słonecznym w wyniku wtargnięcia do niego
"Niszczyciela".

233

wody do jednego z wulkanów, co doprowadziło do owej
kosmicznej katastrofy. Nieliczni, którym udało się zbiec na statkach
kosmicznych przed tą katastrofą, wylądowali na Ziemi i osiedlili się na niej.
Wszyscy pozostali, którzy pozostali na Malonie, zginęli.

Ta zagłada nie dotknęła oczywiście ciał duchowych
Malonan, które mogą istnieć poza ciałem fizycznym. Przytaczając opis tego
zdarzenia, Billy powiedział:

- Reszta mieszkańców planety zginęła w ogniu, przy czym
ich ciała duchowe uleciały z miejsca katastrofy i w odpowiednich proporcjach
rozlokowały się na najbliższych planetach, na których istniało już życie, gdzie
weszły w cykl inkarnacji będący elementem procesu ewolucyjnego. Jedną z nich
była Ziemia.

Resztki tej planety krążą dzisiaj wokół Słońca w formie
pasa asteroid stanowiąc przestrogę przed ludzką głupotą i żądzą władzy. Wiele
asteroid (lub planetoid) porusza się po bardzo wydłużonych eliptycznych
orbitach z powodu niezwykłej siły eksplozji, która wyrzuciła je daleko w
kosmos. Innego dowodu na istnienie tej planety dostarcza nam luka między Marsem
i Jowiszem w regule Titiusa-Bodego, w miejscu w którym znajduje się wspomniany
pas astroid składający się z milionów drobnych cząsteczek, jak również z
licznych, nieregularnych kawałków skał o maksymalnej średnicy dochodzącej do
kilkuset kilometrów. Orbity większości z nich znajdują się w przedziale
odległości od 2 do 3 AU23 od Słońca. Niektóre z pozostałości Malony
od czasu do czasu przecinają orbitę Ziemi, niejednokrotnie przelatując
bardzo blisko niej, jak na przykład Eros, który w roku 1937 zbliżył się do
Ziemi na 0,15 AU. 7.2. Reguła Titiusa-Bodego

W drugiej połowie XVIII wieku, gdy ludzie nie wiedzieli
jeszcze o istnieniu Urana, Neptun i Plutona, niemiecki matematyk J.D. Titius
ustalił wzór pozwalający na obliczenie średnich odległości od Słońca planet w
kolejności występowania w Układzie Słonecznym, a astronom J.E. Bodę
rozpropagował go i wprowadził do astronomii.

Zasada odległości
Titiusa-Bodego mówi:

1. Uszeregować planety według kolejności występowania, zaczynając
od Słońca: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran,
Neptun, Pluton (oraz Transpluton i Uni).

23 Symbol jednostki astronomicznej. Jednostka astronomiczna jest jednostką
długości używaną do wyrażania odległości w obrębie Układu Słonecznego i
odpowiada średniej odległości Ziemi od Słońca wynoszącej około 150 milionów
kilometrów (dokładnie: 149,6 x 106 km).

234

2. Nadać im kolejne liczby O,
l, 2, 4 etc.

3. Tak
przyporządkowane liczby pomnożyć przez 3, następnie dodać do tego iloczynu 4 i
całość podzielić przez 10 (patrz poniższa tabela). Uzyskany wynik
oznacza odległości planet naszego układu planetarnego od Słońca w jednostkach
astronomicznych. Na przykład odległość Marsa od Słońca wynosi 1,6 AU, a Jowisza
5,2 AU etc.

Analiza odległości planet obliczonych według "prawa"
Titiusa-Bodego ujawnia dwie rozbieżności między nimi, a rzeczywistym
rozmieszczeniem planet. Zgodnie z nimi Neptun powinien znajdować się na orbicie
Plutona, zaś w miejscu pasa asteroid między Marsem i Jowiszem powinna istnieć
planeta. Jak na razie nie ma naukowego wyjaśnienia tej rozbieżności.

Zasada
odległości planet Układu Słonecznego Titiusa-Bodego

(odległości w jednostkach
astronomicznych)

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADu]

235

Prawo Titiusa-Bodego nie wyjaśnia zagadkowego
przesunięcia się planet, które nastąpiło po całkowitym zniszczeniu Malony. Gdy
Wenus (pierwotnie księżyc Urana) weszła w późniejszym okresie za pośrednictwem
olbrzymiej komety zwanej "Niszczycielem" na swoją dzisiejszą orbitę,
Merkury był wewnętrznym sąsiadem Ziemi, zaś Malona zewnętrznym.

Gdy rozgrywała się ta kosmiczna tragedia, Malona
wyrzucona została po pierwszej eksplozji na ówczesną orbitę Marsa (2,8 AU), po
czym rozerwana została na kawałki, które do dziś krążą wokół Słońca jako pas
asteroid. W tym samym czasie Mars został rzucony na najbliższą wewnętrzną
orbitę, na której znajdowała się poprzednio Malona (patrz szkic).

7.3. Historia Wenus według Semjase

Według Plejadan Wenus nie jest odpryskiem Malony, lecz
dawnym satelitą Urana. Olbrzymia kometa zwana przez nich "Niszczycielem"
wyrwała ją przed 10.000 lat (dokładnie 10.314 lat temu w odniesieniu do roku
1990) z orbity Urana i zawlokła w pobliże Ziemi, wywołując w ten sposób szereg
kosmicznych katastrof. Dopiero przed 3500 lat ów dawny księżyc Urana usadowił
się ostatecznie na obecnej orbicie pomiędzy Merkurym i Ziemią.

Owe dane i inne wyjaśnienia na temat tej planety, zwanej
przez nas często gwiazdą poranną, Semjase przedstawiła Billy'emu podczas 29
spotkania 7 lipca 1975 roku. Powiedziała wówczas również:

Po tych burzliwych wydarzeniach Wenus skierowana
została na bardzo spokojną orbitę, która jest najbardziej ustabilizowana ze
wszystkich planet. Jest to skutkiem bliskiego przelotu obok Ziemi, podczas
którego doszło również pod wpływem siły przyciągania Ziemi do zmiany jej
kierunku obrotu na przeciwny. Krótki czas przebywania w obrębie ziemskiego
pola grawitacyjnego sprawił, że nie zdążyła ona nabrać większej prędkości
obrotowej i obecnie jej czas obrotu wokół własnej osi jest najmniejszy spośród
wszystkich planet Układu Słonecznego. Stąd też jeden dzień na Wenus trwa 117
ziemskich dni [doba słoneczna], przy czym czas rotacji wokół nachylonej
pod kątem 3 stopni osi biegunów wynosi 243 ziemskich dni [doba gwiazdowa]. Podczas
swojego przelotu w pobliżu Ziemi 3453 lat temu [3472 w odniesieniu do roku
1994] Wenus została z powodu siły przyciągania Ziemi "okradziona" ze
swojej energii rotacyjnej i w wyniku sił tarcia wzrosła jej temperatura. Ów
wzrost temperatury pod wpływem sił tarcia jest przyczyną obecnie panujących na
Wenus warunków. Już same te warunki dowodzą fałszywości twierdzeń wszystkich
tych, którzy utrzymują, że na Wenus istnieją ludzkie formy życia. Taka możliwość
w ogóle nie wchodzi w grę, ponieważ warunki fizyczne panujące na

236

powierzchni tej planety oraz skład jej atmosfery są
zabójcze dla ludzi. Temperatura powierzchni Wenus mierzona na głębokości 32 kilometrów
wynosi obecnie 457 stopni Celsjusza. Dlatego właśnie wszelka woda, jak znajduje
się na tej planecie paruje i tworzy ową bardzo gęstą pokrywę chmur. Powstała w
ten sposób atmosfera jest tak gęsta, że jej ciśnienie przy powierzchni planety
jest 334 razy wyższe od ciśnienie powietrza na Ziemi mierzonego na powierzchni
morza. Interpretując to w waszych naukowych kategoriach jej atmosfera jest
zabójcza dla ludzkich form życia, ponieważ w 87 procentach składa się z
dwutlenku węgla, przy czym ta wartość zmienia się nieznacznie w zależności od
miejsca. Tlen istnieje dzisiaj tylko w niższych warstwach i to w wyłącznie w
ilości 4,23 procenta, resztę zaś stanowią azot i gazy szlachetne. Para wodna
występuje obecnie w niewielkich ilościach, a atmosfera jest znacznie większa
od waszej ziemskiej. Ciśnienie właściwe atmosfery Wenus jest 107 razy większe
od ciśnienia właściwego atmosfery Ziemi. Ono również jest zabójcze dla ludzkich
form życia, które zostałyby przez nie zmiażdżone; ten sam los spotkałby również
metalowe struktury. Przy okazji chcę ci powiedzieć, że znaleźliśmy na Wenus
ziemskie urządzenie, które zostało doszczętnie zmiażdżone przez jej atmosferę,
zanim jeszcze dotarło do jej powierzchni. Chodzi tu o sondę wysłaną przez
naukowców jednego z waszych państw zwanego Rosją. Wyglądało ono, jak gdyby
zostało ciśnięte z ogromną siłą o metalową ścianę. Wenus posiada nikłe pole
magnetyczne oraz słabo jeszcze wykształconą warstwę nazwaną przez was "Pasem
Van Allena", co sprawia, że nie jest ona osłonięta przed tym, co nazywacie
"wiatrem słonecznym". Poza tym bardzo wysoka temperatura nieustannie
uszkadza ten pas. Brak wody jest również dodatkowym czynnikiem potęgującym
nieprzyjazność tej planety dla życia. Od chwili zajęcia orbity między Merkurym
i Ziemią 3453 lat temu planeta ta znajduje się w fazie wypoczynku i
jednocześnie ponownego kształtowania. Z ciągu następnych stuleci i tysiącleci
powstaną na niej odpowiednie do rozwoju życia warunki, po czym zaczną
kształtować się jego prymitywne formy, tak to ma zawsze miejsce na wszystkich
światach tworzących życie... Mimo iż obecnie wydaje się to niemożliwe, w
przypadku Wenus mamy jednak do czynienia z planetą, która znajduje się w
początkowym stadium na drodze do stworzenia życia. Co się tyczy samej planety,
to należy stwierdzić, że jest ona bardzo płaska, zwłaszcza w obszarze
równikowym, obszary reliefowe położone są daleko od tego rejonu. Temperatura
stron znajdujących się w fazie dnia i nocy jest prawie równa, duże różnice
występują natomiast w sile wiatrów wiejących na różnych wysokościach. Przy
powierzchni jest bezwietrznie. Wiatry zaczynają wiać w miarę oddalania się od
niej i na dużych wysokościach ich prędkość rośnie,

237

osiągając wartość nawet do 117 metrów na sekundę. Dolny
pułap chmur zaczyna się na wysokości 43,17 kilometra [licząc od
powierzchni planety], przy czym wartość ta może ulegać zmianie z powodu
sztormów atmosferycznych. Jest to możliwe przede wszystkim nad tymi obszarami,
gdzie wiatry kierowane są w dół i docierając do powierzchni owiewają góry
wznoszące się średnio na wysokość 2,3 kilometra. Klimat i warunki atmosferyczne
są w zasadzie takie same na całej planecie, z kilkoma wyjątkami. Tak więc życie
ludzi na tej planecie jest obecnie niemożliwe, chyba że wsparte zostanie
odpowiednimi środkami technicznymi. W tym właśnie znaczeniu, wbrew twierdzeniom
wielu oszustów, na Wenus nie istnieje jakiekolwiek życie. Istnieją tam jednak
zupełnie inne formy [życia], których nie da się jednak w żaden sposób porównać
do ludzkich. Planeta ta jest jeszcze bardzo dzika, bo i jaka ma być po zaledwie
3453 latach. Przykładem może być chociażby wasz Księżyc, który jest niemal
kopią Wenus skrytą za grubą warstwą chmur. Jeśli my lub inne formy życia
udajemy się na Wenus, która jest bogata w różne minerały i pierwiastki, musimy
używać do tego celu specjalnych kombinezonów chroniących nas przed
niebezpiecznymi wpływami jej atmosfery, panującym tam żarem i tak dalej, a
także różnorodnymi truciznami i gazami, których zabójcze obłoki przemieszczają
się nad jej powierzchnią. Ponadto musimy brać pod uwagę występujące lokalnie
różnice, które mogą sprawiać, że temperatura powierzchni planety może wynosić
w pewnych miejscach ponad 500 stopni Celsjusza, w innych może z kolei wystąpić
różnica w procentowym składzie gazów takich jak dwutlenek węgla, azot, hel,
argon i neon, a w jeszcze innych różnice ciśnienia, które mogą się wahać od
88 i 107 atmosfer. Tak się przedstawiają podstawowe fakty dotyczące możliwości
istnienia ludzkich lub podobnych form życia na Wenus.

W innym miejscu Erranie wyraźnie podkreślili, że obecnie
w Układzie Słonecznym na żadnej planecie oraz księżycu oprócz Ziemi nie
istnieją jakiekolwiek ludzkie formy życia, również w formie duchowej, z
wyjątkiem nielicznej grupy istot pozaziemskich przebywających czasowo w celach
badawczych w kilku bazach na różnych planetach. W dawnych czasach oprócz Ziemi
zamieszkałe były jeszcze Malona i Mars.

Wszystkie dane fizyczne podane przez Semjase były
sukcesywnie potwierdzane przez sondy rosyjskie i amerykańskie. Od pewnego
czasu ziemscy astronomowie wiedzą, że Wenus wiruje wokół własnej osi w kierunku
przeciwnym w porównaniu do wszystkich pozostałych planet i jednocześnie
przeciwnym do ruchu orbitalnego. Reiner Klingholz w swojej książce z roku 1990 Maraton
w kosmosie podaje następujące czasy obrotu poszczególnych planet Układu
Słonecznego wokół własnej osi: Merkury

238

58,65 dni
(ziemskich); Wenus -- 243 dni; Ziemia -- l dzień; Mars

l dzień; Jowisz
0,41 dnia; Saturn 0,44 dnia; Uran 0,72 dnia; Neptun 0,67 dnia oraz
Pluton 6,39 dnia.

Ziemska nauka nie potrafi jeszcze wyjaśnić tych anomalii.
Rudolf Kippenhahn w swojej książce z roku 1987 Obce światy na stronie
146 pisze:

Jeśli chodzi o tę ekstremalnie powolną i niezwykłą pod
względem kierunku rotację Wenus, wydaje się, że "maczała w tym palce"
nasza Ziemia. Co 583,9 ziemskich dni Wenus i Ziemia zbliżają się do siebie na
bardzo małą odległość. Wenus podlega wówczas dolnej koniunkcji i odległość
między obu planetami wynosi wówczas zaledwie 41 milionów kilometrów.

Przypuszczenie Kippenhahna jest bliskie prawdy i godne
uwagi, zwłaszcza gdy uwzględni się fakt, że najprawdopodobniej nie wie on o
opisanym powyżej wydarzeniu.

7.4. Księżyce Saturna

Oto fragment rozmowy Billy'ego z Quetzalem o księżycach
Saturna przeprowadzonej podczas 154 kontaktu 10 października 1981 roku:

BILLY: Rozumiem, a skoro już mówimy o gwiazdach, to mam
jeszcze pytanie dotyczące Saturna. Jak wiesz, amerykańska sonda kosmiczna
Yoyager ruszyła w kierunku tej planety i śle stamtąd na Ziemię zdjęcia. Znowu
naukowcy się zdziwią, jak było w przypadku Jowisza, kiedy okaże się, że wokół
tego niedoszłego słońca krąży więcej satelitów, niż do tej pory przypuszczano.
Do dzisiaj sądzono, że Saturn posiada 10, maksimum 12 księżyców, podczas gdy w
rzeczywistości jest ich 19, pomijając planetki. Interesuje mnie, czy wszystkie
księżyce mogą zostać odkryte dzięki tym zdjęciom?

QUETZAL: Tak, a nawet jeszcze więcej. Jak sam się mogłeś
przekonać podczas swojej podróży, wokół Saturna krąży 19 księżyców. Wszystkie
one mogły zostać sfotografowane przez sondę i już niewiele brakuje do ich
odkrycia [wszystkich 19]. Od czasu twojej podróży w pobliże Saturna
naukowcy ziemscy odkryli już kilka z nich i nadal liczą na odkrycie następnych.
I tam czeka na ich niespodzianka!

BILLY: Masz na myśli asteroidy?

QUETZAL: Owszem. Te planetki, asteroidy, są tak małe, że
nie widać ich z Ziemi, przynajmniej jeszcze nie teraz, ponieważ brak jest
jeszcze odpowiednich przyrządów. Większą część tych planetek sonda już sfotografowała,
co wywołało spore zamieszanie wśród naukowców.

239

BILLY: Aż trudno
uwierzyć, że wokół tej planety krąży aż tyle asteroid, nie licząc tych
wędrownych, które od czasu do czasu przelatują obok niej. Nic dziwnego, że są
niewidoczne z Ziemi, skoro ich średnica wynosi od 10 do 15 kilometrów. O ile
sobie dobrze przypominam, w roku 1975 wspominali mi o tym Ptaah i Semjase.

QUETZAL: To prawda,
lecz powinieneś również wiedzieć, skąd one się wzięły na orbicie wokół Saturna.

BILLY: To wiem.
Semjase powiedziała mi, że te małe obiekty są resztkami planety Malona, która
krążyła kiedyś między Marsem i Jowiszem, zanim eksplozja wywołana przez
nierozsądnych ludzi zniszczyłają, rozrywając ją na tysiące kawałków, które
zostały wyrzucone w przestrzeń kosmiczną na wszystkie strony. Większość z nich
dostała się w pole grawitacyjne Saturna i od tego czasu stanowią one jego
satelity. Z tego wynika, że nie są one właściwymi księżycami tego niedoszłego
słońca, lecz jedynie przechwyconymi przezeń obcymi ciałami wędrownymi
wielkości asteroid. Właściwych księżyców Saturna jest tylko 19.

Jak podała 26 lipca 1990 roku znana szwajcarska gazeta Tages
Anzeiger, osiemnasty księżyc Saturna odkrył niedawno amerykański astronom
Mark Showalter. Zatem do odkrycia przez ziemskich astronomów pozostał jeszcze
jeden z nich.

7.5. Niektóre fakty dotyczące Jowisza

W czasie spotkania w dniu 19 października 1978 roku Billy
zapytał Semjase, czy amerykańska sonda kosmiczna Voyager-l uzyska dobre dane
podczas przelotu obok Jowisza. Oto odpowiedni fragment tej rozmowy:

SEMJASE: Zgodnie z
naszymi obliczeniami trajektoria lotu tej sondy przebiega bardzo blisko Jowisza
i jego księżyców, co oznacza, że należy się liczyć z dobrymi rezultatami, o ile
znajdująca się w niej aparatura będzie pracowała bez zarzutu.

BILLY: Czy to oznacza,
że naukowcy niedługo odkryją, że ta tak zwana czerwona plama Jowisza jest w
rzeczywistości gigantycznym wirującym lejem na wzburzonej powierzchni tej
niedoszłej gwiazdy oraz centrum potężnej, trwającej od tysiącleci burzy? Czy to
oznacza również, że wkrótce okaże się, że nie tylko Saturn, ale także Uran i
Jowisz posiadają pierścienie, tyle że o wiele cieńsze i mniejsze.

SEMJASE: Oczywiście.
Należy oczekiwać, że tak będzie, ponieważ sonda będzie przelatywała tak blisko
tych obiektów, że będą musiały być odkryte.

BILLY: Acha. To
pewnie zostanie również odkryte, że pierścień otaczający Jowisza składa się w
większości z cząstek pochodzących z wulkanów

240

księżyca lo, których część została pochwycona przez pole
grawitacyjne Jowisza, i że większość wyrzuconego przez nie materiału opadła z
powrotem na lo praktycznie przykrywając otwory wulkanów, dzięki czemu jego
powierzchnia w przeciwieństwie do innych księżyców Jowisza jest gładka mimo
licznych kraterów.

SEMJASE: Widzę, że
uważnie słuchałeś wszystkich moich wyjaśnień i zapamiętałeś je. Czy pamiętasz
również inne rzeczy?

BILLY: Oczywiście,
pamiętam jeszcze co nieco z tego, co ty i Ptaah mówiliście mi. Pamiętam, że
duże księżyce Jowisza różnią się od siebie barwami, mają na przykład kolor
czerwony, żółty, brązowy, biały oraz pomarańczowy. Wiem także, że mówiłaś mi,
iż Jowisz jest płyną kulą i powinien być właściwie gwiazdą, którą nie stał się
jednak z powodu zbyt małej masy, i że prawie w całości składa się z płynnego
helu i wodoru. Także ty albo Ptaah powiedzieliście mi, że powierzchnia jądra
stanowi grubą skorupę złożoną z soli wapnia i związków siarki, które są
pozostałością po odparowaniu wody. O ile dobrze pamiętam, to właśnie ty
powiedziałaś mi, że księżyc lo był dawniej całkowicie pokryty wodą. Ty albo
Ptaah powiedzieliście mi, że księżyc Europa jest dokładnie przeciwieństwem lo.
Masy wodne nie wyparowały tam, lecz zamarzły i stworzyły gigantyczny pancerz
lodowy. Poza tym wyjaśniliście mi także wiele innych rzeczy, jak na przykład
to, że księżyc, który przypominał mi wyglądem kurze jajo, ma średnicę 200 km,
zdaje się, że to był najbliższy księżyc Jowisza, nie pamiętam jednak jego
nazwy.

SEMJASE: Księżyc, o
którym wspomniałeś, nazywana się u was Amalthea. Księżyc lo, o którym mówiłeś,
jest najbardziej aktywnym wulkanicznie ciałem w Układzie Słonecznym. Ale
musieliśmy już o tym mówić, skoro o tym wspomniałeś.

BILLY: Tak, takich
rzeczy szybko nie zapominam. Powiedziałaś wówczas, że księżyc ten jest
bardziej aktywny wulkanicznie od Ziemi, a także i to, że wielokilometrowej
wielkości chmurowe twory w leju wichrowym Jowisza poruszają się z bardzo dużą
prędkością i obracają w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

SEMJASE: Tak, to
prawda.

BILLY: Nie wiem,
czy dobrze sobie przypominam pewne fakty związane z aktywnością wulkaniczną
lo. Powiedziałaś mi swego czasu, że wybuchy wulkanów następują tam z ogromną
siłą, które niczym eksplozje bomb atomowych wyrzucają materiał wulkaniczny
tworząc chmury w kształcie grzyba wznoszącego się na wysokość nawet do 180
kilometrów. Są to głównie cząstki pyłu, gazy, popiół i nieco magmy, które mkną
w górę z prędkością dochodzącą do 2300 kilometrów na godzinę. Powiedziałaś mi

241

wtedy także, jak już wspomniałem, że większość
wyrzuconego materiału opada z powrotem na jego powierzchnie. Reszta jest
wyrzucana w przestrzeń kosmiczną, gdzie część z niej jest przechwytywana przez
pole grawitacyjne Jowisza i w jego pierścieniu zagęszcza się w ogromne
pasmo jonów siarki. Czy tak? SEMJASE: Tak.

Wszystkie te i inne informacje udostępnione opinii
publicznej były od początku przedmiotem ataków sceptyków, którzy wyśmiewali je
jako "faąta-zje" Billy'ego. Z czasem jednak zaczęły one ustawać, gdyż w
zasadzie wszystkie informacje podane powyżej zostały już potwierdzone przez
naszych naukowców, o czym świadczą informacje podawane we współczesnych
podręcznikach astronomii (z 17 księżyców Jowisza znanych jest już dzisiaj 16,
znane są już również pojedyncze pierścienie Jowisza oraz Neptuna, a także co
najmniej 11 pierścieni Urana, zaś czerwoną plamę Jowisza nazwano gigantyczną
trąbą powietrzną wirującą w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara; największą
niespodzianką dla astronomów był jednak bezsprzecznie księżyc lo ze swoją
aktywnością wulkaniczną).

Nawiasem mówiąc, kazałem poświadczyć własnoręcznym
podpisem informacje podane w punktach 7.4. i 7.5. zawarte w sprawozdaniach z
rozmów z Semjase i to jeszcze w czasie, gdy nasza ziemska nauka nie znała
podanych tam faktów (1982).

8. Dwa listy

W roku 1975 Billy otrzymał od pana V. z Niemiec kopię
bardzo interesującego listu. Ponieważ jest ona złej jakości i nie nadaje się do
przedstawienia tutaj, treść listu przytaczamy w całości poniżej.

Szanowny Panie,

Proszę mi wybaczyć, że piszę do Pana ten list, mimo iż
nie znam Pana osobiście. Pański adres otrzymałam od pewnej osoby, która
poradziła mi napisać do Pana jako do osoby, która może być zainteresowana moim
przeżyciem.

Najpierw chciałabym się jednak przedstawić. Jestem
obywatelką Niemiec i mam 35 lat. Od około 4 lat podróżuję autostopem po świecie
w poszukiwaniu przygód. W czasie takich podróży nietrudno o dziwne przeżycia,
jakich się normalnie nie doznaje.

To, o czym chcę Panu opowiedzieć, przydarzyło mi się 17
dni temu. Było to na pustyni w Iranie w odległości około 3 kilometrów od wsi
Zahedan wczesnym rankiem. Razem z moim przyjacielem Pete-

242

rem rozbiliśmy namiot z dala od wsi, aby nie być
niepokojonym przez jej mieszkańców. Około godziny 7. zbudził nas dziwny dźwięk,
lecz z wnętrza namiotu nie widzieliśmy, co mogło być jego przyczyną. Po chwili
ustaliliśmy, że dochodził zza wydmy znajdującej się około 50 metrów od nas.
Peter uznał, że to jacyś robotnicy wykonujący tam jakąś pracę, i zadowoliwszy
się tym wyjaśnieniem, wrócił do namiotu.

Mnie jednak to wyjaśnienie nie zadowoliło i poszłam
zobaczyć, co ci robotnicy tam robią. Obeszłam dookoła całą wydmę i nagle
stanęłam twarzą w twarz z kobietą mniej więcej w moim wieku. Była dziwnie
ubrana i przypominała wyglądem astronautów, jakich widziałam na zdjęciach. Ona
również się wystraszyła widząc mnie i z miejsca przerwała swoją pracę, która
polegała na grzebaniu w piasku jakimś dziwnym przyrządem. Wciąż zdziwiona jej
widokiem, podeszłam do niej i zapytałam ją po angielsku, co tu robi.
Powiedziała, że szuka czegoś, co spadło w tym miejscu. Po chwili wróciła do
przerwanego zajęcia i po kilku minutach znalazła to, czego szukała - dość
osobliwie wyglądający spiralny cylinder, który włożyła do dziwnego urządzenia
stojącego obok. Szykując się do odejścia pożegnała się ze mną.

Czułam, jak coś ciągnie mnie do niej, i szybko poprosiłam
ją, aby została jeszcze trochę, na co po chwili wahania w końcu przystała.
Przedstawiłam się i spytałam ją, czy mieszka tutaj w Zahedanie. W odpowiedzi
zaśmiała się i powiedziała, że ta miejscowość nie jest zbyt gościnna i że
pochodzi z bardzo daleka. Następnie dodała, że nazywa się Semjaze lub Semjase,
o ile ją dobrze zrozumiałam. Poplotkowałyśmy jeszcze trochę o Irańczykach, po
czym powiedziała, że musi już iść. Pożegnałyśmy się więc i jeszcze przez chwilę
krzątała się przy swoim urządzeniu, które ku mojemu zdziwieniu wzniosło się
nieco w powietrze, zanim odeszła i zniknęła za pobliskim piaszczystym
pagórkiem.

Gdy nieco ochłonęłam, ruszyłam w górę pagórka, za którym
przed chwilą zniknęła. Kiedy znalazłam się na jego szczycie, poczułam
oszołomienie, widząc coś, co nie mogło być prawdą. W odległości około 100
metrów ode mnie stało coś, z czego zawsze się śmiałam, kiedy ludzie o tym
mówili, to znaczy "latający spodek"! Nie mogłam w to uwierzyć i
pomyślałam, że chyba mi odbiło. Musiała to być jednak prawda, ponieważ
widziałam, jak ta kobieta wniknęła razem ze swoim urządzeniem przez otwór w
dole statku, który następnie zamknął się za nią. Wkrótce spodek wzniósł się
bezdźwięcznie w górę i przeleciał nade mną. W tym momencie jakaś niewidzialna
siła

243

przydusiła mnie do ziemi. Przez chwilę widziałam, jak ten
latający spodek wznosił się powoli niemal pionowo w górę, po czym wystrzelił
jak strzała, szybko niknąc na tle niebieskiego nieba i wydzielając dziwny
dźwięk.

Stałam jak zamurowana w tamtym miejscu przez jakiś czas,
zanim wróciłam do namiotu. W drodze do niego nagle poczułam się dziwnie i
usłyszałam wewnątrz głowy obcy głos, który kilkakrotnie powtórzył skierowane
pod moim adresem przeprosiny.

Kiedy opowiedziałam o tym potem Peterowi, wyśmiał mnie,
mówiąc, że to było "pustynne przywidzenie". Pokłóciliśmy się i kilka
godzin później rozstaliśmy na zawsze. Powiedział mi, że nie chce mieć do
czynienia z wariatką i zaproponował, aby każde z nas poszło swoją drogą.

A przecież wiem, że nie jestem ani trochę stuknięta, i
wiem także, co widziałam. Pamiętam, jak powiedziała w pewnym momencie, że ma
bardzo dobrego przyjaciela w Europie. Wiem, że ją widziałam, także dziwny
przyrząd, którym przeszukiwała piasek, oraz ten latający spodek. Nie jestem
stuknięta i wszystko, o czym tu piszę, przeżyłam naprawdę.

W międzyczasie poznałam pewnego mężczyznę, któremu opowiedziałam
o tym zdarzeniu. Powiedział mi, że takie rzeczy są możliwe, i dodał, że
powinnam napisać do Pana, ponieważ zajmuje się Pan takimi sprawami, i
opowiedzieć tę historię, co niniejszym czynię. Ten mężczyzna wiedział o Panu z
jakiejś gazety. Proszę jednak nie wymieniać mojego nazwiska, kiedy będzie Pan
relacjonował tę historię komuś innemu. Wystarczy mi tych przykrości, których
już zaznałam od innych ludzi, którym o tym opowiedziałam. Nie chcę, aby
po powrocie do Niemiec ludzie wytykali mnie palcami i mówili: To ta "rąbnięta
babka", która widziała w Iranie latający spodek i kobietę z gwiazd
szukającą czegoś na pustyni jakimś dziwnym przyrządem. Proszę mnie zrozumieć i
nie wymieniać mojego nazwiska. Dlatego też nie podaję bliższych danych o sobie,
żadnego adresu i tak dalej, ponieważ, jak już powiedziałam, wystarczy mi tych
przykrych słów, które już usłyszałam od ludzi, którym o tym opowiedziałam. W
Niemczech mogliby mnie wysłać do szpitala dla umysłowo chorych po moim powrocie
do domu, gdyby dowiedziano się, kim jestem. Proszę mieć to na uwadze.

Przesyłam Panu serdeczne pozdrowienia

Szczerze oddana

[Elsa Schrder]

Anatolia, Turcja, 8 marca 1975

244

Poniższe słowa dopisane zostały ręcznie u góry listu:

Szanowny Panie!

List, który dołączam, został przysłany do mnie omyłkowo
przez turecką pocztę. Co miesiąc otrzymuję z Anatolii w Turcji przesyłki z
czasopismami, które są często źle zapakowane, a czasami nawet otwarte. W
ostatniej przesyłce znalazł się również niniejszy list. Wilgotny znaczek
przykleił się do jednej z gazet i dlatego trafił on do mnie razem z całą prasą.
To nie ja oderwałem znaczek, w związku z czym proszę mi to wybaczyć.

Ponieważ jestem uczciwym człowiekiem i nie otwieram
cudzych listów, wysyłam ten list do Pana.

Wyrazy szacunku

J. Krauer

W czasie rozmowy, która miała miejsce 17 listopada 1989
roku, Jszwjsz Ptaah, ojciec Semjase, potwierdził autentyczność opisanego w
liście spotkania.

Latem 1976 roku Billy otrzymał kolejny list, w którym
opisane było spotkanie pewnego niemieckiego obieżyświata z istotami
pozaziemskimi, podczas którego zostało potwierdzone, że kontakty Billy'ego z
Plejadanami są prawdą.

Wielce szanowne Panie i szanowni Panowie!

W załączeniu przesyłamy Państwu kopie listu od jednego z
naszych przyjaciół, który podróżuje obecnie po świecie. Zgodnie z jego wolą
nie podajemy Państwu jego adresu, a dlaczego, zrozumieją Państwo po zapoznaniu
się z jego listem.

Po wielu rozmowach z naszym pastorem, wielebnym
Dillmannem, postanowiliśmy sporządzić dodatkowe kopie załączonego listu i wysłać
je pod podane przezeń różne adresy. Mając nadzieję, że ów list będzie Państwu
przydatny, jednocześnie wątpimy w zawarte w nim informacje i poważnie martwimy
się stanem zdrowia naszego przyjaciela. Mimo tych wątpliwości spełniamy
życzenie naszego przyjaciela i za radą wielebnego Dillmanna przesyłamy ten
list, którego treść muszą Państwo przeanalizować sami.

Poinformowano nas, że zajmują się Państwo sprawami, o
których jest mowa w tym liście, i że będą Państwo wiedzieli, o co w nim chodzi.
Wraz z listem przesyłamy dodatkowo kopię rysunku, który nasz przyjaciel
załączył do swojego listu. Ze swojej strony zapew-

245

niamy, że jest on dobrym rysownikiem, zwłaszcza jeśli
chodzi o ludzi, w związku z czym szkice obu głów oraz latającego obiektu są
najprawdopodobniej zgodne z rzeczywistością, o ile oczywiście jego informacje
odpowiadają rzeczywistym faktom i nie są wytworem gorączki czy czegoś w tym
rodzaju, co podejrzewamy, lecz czego nie możemy sprawdzić. Od lutego nie
mieliśmy od niego żadnych wiadomości. Dołączamy również wszystkie adresy
podane nam przez pastora Dillmanna, pod które wysłaliśmy kopie załączonego
listu. Być może wspólnymi siłami uda się Państwu ustalić coś na podstawie
informacji przekazanych nam przez naszego przyjaciela.

Mamy nadzieję, że nasza pomoc w tej sprawie okaże się na
coś przydatna, zarówno Państwu, jak i naszemu przyjacielowi.

Serdeczne pozdrowienia

A. Albers

Oto list, o którym mowa w liście A. Albersa:

Trinidad, 2 styczeń 1976

Drodzy przyjaciele!

Podróżując po świecie dotarłem właśnie do Trinidadu. Ta
dziura znajduje się nad rzeką Mamore na terenie Llanos de Mojos w Boliwii.
Jestem tutaj już od trzech dni i zobaczyłem wiele bardzo interesujących
rzeczy. Moje wrażenia i przeżycia spisałem na maszynie. Wczoraj rano zdarzyło
się jednak coś, co sprawiło, że omal "nie wyskoczyłem z butów" z wrażenia.
Z początku myślałem, że to halucynacja lub objaw tropikalnej gorączki, ale
szybko stwierdziłem, że nic mi nie jest. Pewnie pomyślicie to samo po
przeczytaniu tego listu. Znacie mnie dobrze i wiecie, że nie mam
zwyczaju zmyślać, w związku z czym będziecie musieli mi uwierzyć, mimo iż nie
przyjdzie wam to łatwo. To wszystko jest tak szalone, że jeszcze dzisiaj
zastanawiam się, czy nie wystąpiły jakieś błędy w funkcjonowaniu mojego
umysłu, a nawet biorę pod uwagę możliwość jakiegoś urojenia.

Wszystko to jednak wydarzyło się tak, jak to opisuję.
Wrażenia z wczorajszego przeżycia są wciąż jeszcze we mnie bardzo żywe i muszę
wyznać, że dla mnie samego wydało się ono nieprawdopodobne. Nie potrafię tego
wyrazić inaczej. Nie uważajcie mnie więc za chorego psychicznie, ponieważ tak
nie jest. Jestem tak samo normalny, jak wy i nie zwykłem, jak wiecie,
fantazjować. Pozwólcie, że przejdę teraz do sedna sprawy i opowiem wam, co mi
się przytrafiło.

246

Obudziłem się o piątej rano i zwlókłszy się z łóżka,
zacząłem przygotowywać się do wypadu w okolice Trinidadu. Po około 10 minutach
od chwili wstania dostrzegłem na porannym niebie coś, w co nie mogłem uwierzyć.
Słyszałem już kiedyś o latających spodkach, lecz nigdy nie przywiązywałem do
tego wagi, uważając to za bzdury. Informacje na ich temat zawsze uważałem za
czyjś żart. A tu nagle widzę, jak spokojnie, zupełnie bezdźwięcznie tego typu
obiekt przelatuje sobie nad Trinidadem powoli opadając, aż w końcu zniknął
gdzieś za drzewami w lesie. Pomyślałem, że śnię, i przetarłem z wrażenia oczy,
ponieważ uważałem, że to, co zobaczyłem, jest niemożliwe. Z miejsca, w którym
stałem, wyglądał jak dwie nałożone na siebie tarcze, jak dysk.

Usiadłem i zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem
przypadkiem wrócić do cywilizowanego świata i poddać się badaniom lekarskim.
Ostatecznie jednak postanowiłem zbadać dokładnie tę sprawę przed podjęciem
jakiekolwiek kroków w tym kierunku. Wziąłem kompas i określiłem dokładny
kierunek, w którym opadł obiekt. Następnie spakowałem plecak i ruszyłem w drogę
w kierunku wskazanym przez kompas, to znaczy mniej więcej na wschód. Z wielkim
wysiłkiem przedzierałem się przez zarośla i z każdą upływającą chwilą odnosiłem
wrażenie, że nigdy nie dotrę do celu. Chciałem już zawrócić, byłem już bowiem
ponad 3 godziny w drodze i na nic nie trafiłem. Stopniowo dochodziłem do
wniosku, że uległem halucynacji. Z początkowej oceny wynikało, że niedługo
powinienem natknąć się na ten obiekt, jeżeli on rzeczywiście w ogóle wylądował.
Sapałem z wysiłku i pot lał się ze mnie ciurkiem, i coraz częściej myślałem o
zawróceniu. Mimo rosnącego zniechęcenia brnąłem naprzód, czując jakiś
nieodparty przymus podążania dalej. Wyglądało to, jak gdyby jakaś niewidzialna
siła ciągnęła mnie do przodu bez jakiegokolwiek sprzeciwu z mojej strony. Tak
minęło dalsze pół godziny. W końcu uznałem, że mi odbiło, gdy nagle za krzakami
zamigotało coś metalicznego. Stanąłem jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Po
chwili przełamałem się i przedarłem przez ostatnią ścianę zarośli.

Ponownie pomyślałem, że chyba śnię, ponieważ w środku
polany unosił się na wysokości około l metra nad ziemią duży metaliczny dysk o
średnicy 14-15 metrów. Nie było słychać żadnego dźwięku, bądź też był on
niesłyszalny, poza tym obiekt unosił się swobodnie w powietrzu. Stałem w
miejscu jak sparaliżowany zaledwie 20 metrów od niego i gapiłem się weń. Nie
byłem zdolny jasno myśleć ani się ruszyć. Niejedno już widziałem podczas swoich
wędrówek

247

i nie tak łatwo zbić mnie z pantałyku, ale to zamurowało
mnie zupełnie. To po prostu nie mogło być prawdą, ponieważ coś takiego nie może
istnieć.

Nie wiem, jak długo tak stałem, nie ruszając się. Wiem
tylko, że nagle coś dotknęło mojego ramienia i bezwiednie obróciłem się. To, co
zobaczyłem, przeszło moje wszelkie oczekiwania: obok mnie stało dwóch mężczyzn
w kombinezonach nurków. Pamiętam, że się bardzo zdziwiłem i zastanawiałem, co
ci faceci w strojach nurków robią w środku dżungli. Po chwili zacząłem
dostrzegać różnice. Ich kombinezony były lżejsze niż skafandry nurków i w
przeciwieństwie do nich miały srebrzysty kolor. Obaj mężczyźni byli blondynami
i nie mieli na głowach hełmów ani żadnych urządzeń do oddychania w obcym
środowisku. Mieli jednak na swoich kombinezonach dziwnie wyglądające przyrządy
różnej wielkości i kształtu. Stałem nadal jak oniemiały nie mogąc wydusić z
siebie słowa, mimo iż ci mężczyźni z całą pewnością będący członkami załogi
tego latającego spodka nie wyglądali złowrogo, a nawet uśmiechali się do mnie
przyjaźnie. Wtedy to jeden z nich powiedział coś do mnie, ale nie zrozumiałem
go ani trochę. Następnie odezwał się drugi, ale jego także nie zrozumiałem. Ani
jednego słowa. Ich język brzmiał dla mnie zupełnie obco, był jednak bardzo
melodyjny i sympatyczny dla ucha, co mnie nieco uspokoiło i sprawiło, że
zacząłem się rozluźniać.

Obydwaj mężczyźni byli równi wzrostem i mierzyli mniej
więcej tyle samo co ja, to jest około 174 cm. Wzięli mnie pod pachę i
poprowadzili w kierunku swojego pojazdu. Nie opierałem się. Około 5 m przed nim
stało ustawionych na ziemi kilka dziwnych przedmiotów, wśród których były
nietypowe stołki i krzesła. Usiedliśmy na nich. Nadal nie mogłem wykrztusić z
siebie słowa. Jeden z mężczyzn uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i coś
powiedział, czego znowu nie zrozumiałem. Jego mówienie do mnie miało na mnie
kojący wpływ i powoli zacząłem czuć, jak opuszcza mnie ogólne zesztywnienie.
Ogarnął mnie spokój i odzyskałem mowę. Zapytałem ich pełnym zdziwienia głosem
po hiszpańsku o to niezwykłe zdarzenie i oczywiście, jak przypuszczałem, nie
zostałem zrozumiany. Spróbowałem więc po angielsku, lecz rezultat był taki sam.
Podobnie było z niemieckim. Po prostu nie mogliśmy się zrozumieć. Wówczas
ponownie przemówił jeden z nich w tym swoim sympatycznym i melodyjnym języku i
jednocześnie sięgnął do paska, gdzie zaczął manipulować przy jakimś urządzeniu
niewiele większym od paczki papierosów. W trakcie mówienia jego język zmieniał
się i w pewnej chwili

248

usłyszałem słowa hiszpańskie, francuskie, a potem
niemieckie. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłem się w tym momencie, co ów
mężczyzna musiał zauważyć, gdyż pozostał przy niemieckim. Od tej chwili mówili
do mnie w moim rodzinnym języku. Nadal pamiętam bardzo dokładnie, co
powiedzieli do mnie w tym momencie: ".. .teraz możemy porozmawiać dzięki
naszemu translatorowi. Pozdrawiamy cię i nie bój się. Przybyliśmy tu w pokojowych
zamiarach i w pokoju odlecimy". To były pierwsze słowa, które mogłem
zrozumieć, i nigdy w życiu ich nie zapomnę, a także ich brzmienia. Wywarły na
mnie tak duże wrażenie, że zapamiętałem je bardzo dokładnie, możecie mi
wierzyć.

Mogliśmy teraz rozmawiać ze sobą. Spytali mnie, czy
rozumiem ich i czy jestem w stanie zapamiętać wszystko, co mówią. Powiedziałem,
że tak i że wszystko to mogę stenografować na bieżąco, jak zwykłem to czynić, o
ile oczywiście nie mają nic przeciwko temu. Jestem podróżnikiem i żyję z moich
relacji. Jeden z nich powiedział, że to dobry pomysł, i zapytał, co to jest
stenografowanie. Zdziwiło mnie to pytanie, lecz odpowiedziałem na nie, za co mi
podziękował. Wyjąłem mój notatnik i ołówek i zabrałem się za spisywanie naszej rozmowy.
Dzięki temu właśnie mogę wam ją teraz przedstawić słowo w słowo. Z całą
pewnością będziecie nią zaskoczeni i trudno wam będzie w to wszystko uwierzyć,
podobnie jak jest mnie samemu.

Pozwólcie, że przedstawię teraz po kolei całą naszą
rozmowę, tak jak ją zanotowałem.

[Rozmowa
pomiędzy dwiema istotami pozaziemskimi Kohunem i Atharem z układu Proximy
Centauri z niemieckim podróżnikiem Horstem Fennerem]

Jestem Kohun
powiedział jeden z mężczyzn.

Mnie nazywają Athar przedstawił się drugi.

- Nazywam się Horst Fenner powiedziałem.

Mieszkasz tutaj w tym dzikim kraju? spytał Athar.

Nie, jestem turystą z Niemiec.

- Co to jest
turysta? spytał Athar.

- To osoba, która
odwiedza inne miejsca - odpowiedziałem.

- Zatem Athar i
ja jesteśmy turystami powiedział Kohun.

- Jak mam to rozumieć? spytałem.

- Nie jesteśmy z
tego świata, który nazywacie Ziemią odrzekł Kohun.

A jak to mam
rozumieć? spytałem zaskoczony.

- Pochodzimy z gwiazd odparł Kohun. Nie jesteśmy
istotami z tego świata.

249

- Żartujesz sobie
ze mnie, prawda? spytałem.

- Ależ skąd,
pochodzimy z układu Proximy Centauri brzmiała odpowiedź Kohuna. - - To jest
najbliżej położony waszego układ słoneczny. Oddalony jest o około 50 bilionów
kilometrów według waszego pomiaru odległości.

To przecież nie istnieje, to utopia powiedziałem. [Aby
było łatwiej zapisywać tę rozmowę, w dalszej części tej transkrypcji przed
wypowiedzią każdego z nas, będę umieszczał imię mówiącego].

KOHUN: Nie
żartujemy.

HORST: Zatem
musicie być ludźmi z gwiazd.

KOHUN: Jesteśmy
nimi, jeśli chcesz nas tak nazywać.

HORST: Nie mogę w
to uwierzyć.

ATHAR: Nie
kłamiemy.

HORST: Czy naprawdę
mam w to uwierzyć?

KOHUN: Ależ to
prawda.

HORST: To
niewiarygodne, a co tutaj robicie?

KOHUN: Często
odwiedzamy Ziemię, śledzimy przebieg wydarzeń na niej i obserwujemy rozwój
ludzkich istot. Niestety są one bardzo zacofane w swoim rozwoju
religijnym z powodu intryg politycznych. Błędny rozwój i nieustanna walka o
władzę Ziemian może spowodować wiele zła, którego skutki mogą dotknąć nawet
odległe systemy gwiezdne. Właśnie z tego powodu odwiedzamy Ziemię i prowadzimy
obserwacje, aby w razie potrzeby zapobiec złu.

HORST: To brzmi
wręcz niewiarygodnie.

ATHAR: Mówimy
prawdę.

HORST: Jeśli
rzeczywiście mówicie prawdę, to powiedzcie mi, co moglibyście zrobić, gdyby
naprawdę stało się coś złego?

KOHUN: Nie obawiaj
się, nie jesteśmy sami. Oprócz nas Centaurian jest jeszcze wiele innych
kosmicznych ras, których przedstawiciele rezydują na Ziemi. Wielu z nich
pochodzi z dużo bardziej odległych systemów słonecznych.

HORST: Mimo
wszystko brzmi to dla mnie jak utopia. Co możecie zdziałać na Ziemi? Nie
możecie przecież nic zmienić używając przemocy, ponieważ to by oznaczało wojnę.
Skąd pochodzą inni gwiezdni ludzie?

KOHUN: Powiedziałem
ci już przecież, że mówimy prawdę. To nie utopia. Nie zamierzamy podejmować
żadnych działań przeciwko Ziemi. Nie mamy do tego prawa, zwłaszcza używając
przemocy, która jest zakazana. Tak więc nie musicie obawiać się wojny z
naszej strony. Mamy wielu przyjaciół na Ziemi, z którymi utrzymujemy stały
kontakt i którzy działają w oparciu o nasze wskazówki i zalecenia

250

w pokojowy sposób w imię dobra całej ludzkości.
Rozpowszechniają wiedzę o naszym istnieniu i naszej misji. Ludzi tych nazywacie
łącznikami. Działają oni zgodnie z naszymi wskazówkami i z tego powodu są
często ostro atakowani. Oskarża się ich o głoszenie kłamstw i wprowadzanie
ludzi w błąd, przed czym jest im niestety bardzo trudno się bronić. Często w
szeregi tych ludzi wkradają się jednostki, które kłamią i wprowadzają innych w
błąd, nieraz dla żartu, co nie służy dobrze naszej misji. Najważniejsi łącznicy
bardzo często atakowani są ze szczególną zajadłością, a nawet próbuje się ich
pozbawić życia. Jest jeden człowiek, który został wyedukowany na proroka
obecnych czasów. Jego misja jest najważniejsza, ponieważ ma za zadanie ponownie
przedstawić mieszkańcom Ziemi nauki dotyczące prawdy. Jego nauki to nauki
duchowe. Nauki te zostały mu przekazane z bardzo wysokich poziomów bytu przy
współpracy z cywilizacjami pochodzącymi z gwiazdozbioru Lutni, Plejad i
wszechświata DAL. Oprócz nich na Ziemi stale przebywają jeszcze przedstawiciele
innych kosmicznych ras. Najważniejsze misje są realizowane przez rasy należące
do gromady gwiazd zwanej Plejadami, ponieważ ich dawni przodkowie są również
przodkami Ziemian, w związku z czym ta wielka misja spoczywa na ich barkach.
Rasy te posiadają trzy różne bazy na Ziemi, którymi kieruje istota imieniem
Quetzal. Jego namiestnikiem jest kobieta mająca około 350 lat ziemskich o
imieniu Semjase, która jest córką komendanta kosmicznej floty Plejadan.
Ziemskim łącznikiem Plejadan jest blisko czterdziestoletni mężczyzna
mieszkający w kraju zwanym Szwajcarią. Ma na imię Billy. Wiele różnych ras
odwiedza Ziemię i jej najbliższe gwiazdy24, Wenus i Marsa, gdzie w
bazach przebywa niewielka, pięćdziesięcioosobowa grupa istot, jako że obie te
planety nie nadają się do normalnego życia z braku odpowiednich warunków. Ta
sama uwagą dotyczy innych ciał planetarnych w waszym systemie słonecznym, w
którym, jak ci wiadomo, jedynie Ziemia posiada odpowiednie warunki do rozwoju
życia i na której istnieje ono zarówno w postaci materialnej, jak i duchowej.
Wasza nauka niedługo się o tym przekona, mimo iż na razie twierdzi co innego.

HORST: To
niewiarygodne, czy to wszystko jest prawdą?

ATHAR: Mówimy tylko
prawdę.

HORST: Po prostu
nie mogę w to uwierzyć. To brzmi jak jakiś utopijny horror.

24 Jak widać z tej wypowiedzi, również te istoty, podobnie jak Plejadanie,
często nazywają gwiazdami te obiekty kosmiczne, które my nazywamy planetami.

251

KOHUN: Mimo to
naszym zadaniem jest głoszenie prawdy.

HORST: Chyba
muszę w to uwierzyć, czy chcę, czy nie. Wasz latający spodek dowodzi, że
musicie mówić rację.

ATHAR: My
nazywamy nasze latające pojazdy statkami promiennymi.

HORST: Czy mogę
dowiedzieć się czegoś o ich napędzie.

ATHAR: Nie wolno
jest nam udzielać tego rodzaju informacji.

HORST: Szkoda.

ATHAR: Gdybyś
mógł nam pomóc, bylibyśmy ci bardzo wdzięczni.

HORST: Chętnie,
co mam zrobić?

ATHAR: Chcielibyśmy
zlecić ci pewne zadanie w związku z naszym istnieniem.

HORST: Czy
chcecie, abym coś o was napisał?

ATHAR: Właśnie.

HORST: Nie mogę
tego zrobić, jeszcze nie zwariowałem. Nikt by mi nigdy nie uwierzył w taką
historię. Uznano by mnie za wariata.

KOHUN: Jak
chcesz. Zatem nasz trud jest daremny. Musisz nas teraz opuścić.

HORST: Poczekajcie,
nie to miałem na myśli. Może mógłbym

spróbować, ale anonimowo?

ATHAR: Jak mamy
to rozumieć?

HORST: Zwyczajnie,
nie podając swojego nazwiska.

KOHUN: To nie
będzie dobrze służyło naszej sprawie.

HORST: Co mam
więc zrobić?

KOHUN: Musiałbyś
występować publicznie jako łącznik.

HORST: Co to, to
nie, jeszcze nie zwariowałem!

KOHUN: Zatem
naszą rozmowę możemy uznać za zakończoną.

HORST: Szkoda, że
nie chcecie mnie zrozumieć. KOHUN: Jeśli to jest twoje ostatnie zdanie,
to znaczy, że zakończyliśmy tę rozmowę.

HORST: Niech więc
tak będzie, po prostu nie mogę postąpić inaczej. Czy mogliście odpowiedzieć
przynajmniej na jedno pytanie?

KOHUN: O ile nie
dotyczy ono naszych pojazdów i sprzętu, to tak.

HORST: Wspomnieliście
coś wcześniej o osobach nazywających siebie łącznikami... ale nie będących
nimi. Swego czasu spotkałem się gdzieś z kilkoma nazwiskami. Jedno brzmiało coś
jak Adami lub podobnie, inne Genovesa, a inne Michalk. Czy moglibyście mi coś o
tym powiedzieć?

ATHAR: Dlaczego
cię to interesuje, skoro sam chcesz zachować swoją osobę w tajemnicy?

HORST: To tylko
pytanie. Z drugiej strony przekonaliście mnie, że faktycznie pochodzicie z
gwiazd. Po prostu chciałbym się dowiedzieć

252

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADv]

Szkic Horsta Fennera przedstawiający Kohuna, Athara i ich
pojazd

czegoś nowego, lecz nie mogę występować publicznie, jak
proponujecie. Z jednej strony nie uwierzono by w ani jedno moje słowo, z
drugiej zaś nie jestem odpowiednim człowiekiem do tego celu. KOHUN: Może
i masz rację. Z drugiej strony masz prawo znać prawdę. Te trzy wymienione przez
ciebie nazwiska są nam dobrze znane, chociaż źle je wymówiłeś: pierwszy z tych
ludzi nazywa się Adamski, drugi Genovese, a trzeci Michalek25. Nie
są to prawdziwi

25 Te istoty również się pomyliły, ponieważ ten człowiek nazywa się Michalak.

253

łącznicy, lecz zwyczajni oszuści. Żaden z nich nie
kontaktował się z nami ani też z kimkolwiek z innych ras kosmicznych. Nie są
oni wcale jedynymi kłamcami, jest ich o wiele więcej. Jeżeli kiedykolwiek
usłyszysz takie nazwiska, jak Zilar, Menger, Miller, Nelson, Castillio czy
Siracusa... możesz być pewny, że masz do czynienia z oszustami.

ATHAR: Naprawdę nie chcesz pracować dla dobra naszej
misji?

HORST: To kusząca propozycja, ale naprawdę nie mogę. Może
kiedy

indziej. Najpierw jednak chciałbym porozmawiać z kimś,
kto zna-się

na tych sprawach. Znacie kogoś takiego?

KOHUN: Zwróć się po prostu do najważniejszej osoby. Nie
możesz jednak podjąć się tego zadania potem. Decyzję musisz podjąć teraz. Albo
wiesz już teraz, co jest twoim obowiązkiem i co jesteś w stanie zrobić, albo
musimy zrezygnować z twojej pomocy. Niestety, w tej kwestii musimy być
nieustępliwi.

HORST: W takim razie muszę chyba zrezygnować, ponieważ
nie jestem teraz w stanie podjąć takiej decyzji. Szkoda. Przemyślę sobie to
wszystko i być może spróbuję opisać i opublikować to spotkanie z wami.

ATHAR: Sprawiłbyś tym nam dużą radość i byłoby to z
pewnością użyteczne. Ale teraz musisz już iść, ponieważ mamy jeszcze trochę
pracy. Szkoda że trudziliśmy ciebie tutaj na darmo. Idź w pokoju i nie bój się
niczego!

Drodzy przyjaciele, tak oto przedstawia się cała nasza
rozmowa, która pod koniec nie wydawała mi się już tak fantastyczna. Po kilku
przyjacielskich słowach pożegnania udałem się w drogę powrotną do Trinidadu,
gdzie dotarłem tuż przed zmierzchem. Przez całą noc nie mogłem zasnąć i
rozmyślałem o tym wszystkim. Doszedłem do wniosku, że postąpiłem głupio, gdyż
zgodziwszy się na propozycję Athara i Kohuna, mógłbym zapewne dowiedzieć się od
nich czegoś więcej. Bałem się panicznie, że zostanę potraktowany jak wariat,
jeśli spróbuję napisać cokolwiek na ten temat. Teraz już naprawdę nie wiem, co
mam o tym wszystkim sądzić, i czy przypadkiem nie uroiłem sobie tego. Proszę,
porozmawiajcie o tym z moim ojcem i pastorem i spytajcie ich, co o tym sądzą, a
następnie napiszcie mi o tym. Zapytajcie także pastora, czy powinienem rozpowszechnić
tę rozmowę, czy nie. Jeśli uzna, że tak, zróbcie to. Proszę tylko nie podawać
mojego ani swojego adresu, ponieważ nie chcę być przez nikogo nękany po swoim
powrocie...

254

Czekam na waszą odpowiedź i opinię. Za mniej więcej
miesiąc będę w La Paź, gdzie możecie pisać pod znany adres.

Serdeczne pozdrowienia i wszystkiego
dobrego

Wasz obierzyświat

Horst

9. Uwagi końcowe

9.1. Tajemnicza likwidacja jodeł

(zdjęcia 55 i 56)

Historia o zniknięciu jodły jest sprawą drażliwą (patrz
rozdział VII). Wielu sceptyków wykorzystało ją w swojej walce z Billym,
twierdząc, że to drzewo nigdy nie istniało. Tym zarzutom przeczą następujące
sprawy:

1. Pierwszy
zarzut, że jodła w ogóle nie istniała, łatwo obalić, ponieważ istnieją co
najmniej dwa zdjęcia, na których jest ona widoczna.

2. Poza tym
istnieje zdjęcie tego samego fragmentu terenu bez drzewa, co daje nam możliwość
dokonania porównań. Na jednym z nich widać młode wybujałe drzewo w otoczeniu
czerwonawego buku rosnącego z boku, na drugim zaś nie ma po nim śladu, zaś
wymieniony buk widać nieco w dali. Jeżeli założymy, że Billy własnoręcznie
usunął tę jodłę, to należy przypuszczać, że ktoś mógł widzieć, jak to robi. Co
więcej, musiał w ciągu 1-2 godzin zatrzeć wszelkie ślady. Jak wiadomo, trawa
nie mogłaby wyrosnąć w tamtym miejscu w tak krótkim czasie.

3. W końcu
chciałbym zwrócić uwagę na wymieniony już buk rosnący nieco z boku - i to nie
bez powodu.

9.2. Niesamowite dźwięki

(szkic na stronie 154)

Trzecia demonstracja dźwięków wydawanych przez statek
Semjase miała miejsce 18 lipca 1980 roku w Sadelegg-Hinterschmidrti. Jest
kilka argumentów przemawiających za prawdziwością tego zdarzenia. Podobnie jak
podczas poprzednich demonstracji, również tym razem było wielu świadków
mogących potwierdzić to zdarzenie, ponieważ wszyscy oni:

a) obserwowali
Billy'ego przez cały czas dokonywania nagrań (patrz szkic z zaznaczonymi
pozycjami świadków);

b) słyszeli na
własne uszy te głośne dźwięki;

c) również je
nagrali.

Przy tej okazji pozwolę sobie przypomnieć jeszcze raz
pozostałe dzienne demonstracje. Były to ślady lądowania, pozaziemskie
krasnoludki, nieco-

255

dzienne rozmowy radiowe, pokaz pistoletów laserowych. Do
tej samej kategorii należą również demonstracje nocne, a także obserwacje
dzienne i nocne.

9.3. Historia z brodą

Regułą jest, że mężczyzna goli się w czasie porannej
toalety. Jeżeli jednak tego nie zrobi z jakichś powodów, na przykład braku
czasu lub lenistwa, nie jest to przestępstwem. Niegolenie się przez dłuższy
czas sprawia, że zarost szybko staje się widoczny. Wie o tym każdy, ale
wspominam o tym nie bez przyczyny, ponieważ ma to posłużyć jako wprowadzenie do
pewnej historii związanej z brodą, którą usłyszałem od Jacobusa Bertschingera.

Zdarzenie to miało miejsce w roku 1975, gdy Eduard Meier
mieszkał z rodziną jeszcze w Hinwil. Nie nosił wówczas brody, jak to ma obecnie
miejsce, i golił się codziennie. Było to latem, a dokładnie w czwartek 17
lipca. Świeżo ogolony wyszedł rano około godziny 9. z domu, gdzie wrócił
dopiero wczesnym rankiem następnego dnia.

W tym czasie Jacobus czekał cierpliwie w jego domu na
jego powrót. Gdy Billy wszedł do mieszkania, Jacobus z miejsca zauważył dwie
rzeczy: po pierwsze, Billy sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego, z trudem
patrzył na oczy, po drugie, miał tak długą brodę, jakby nie golił się od
tygodnia. Jacobus doskonale wiedział, że nie było go zaledwie jeden dzień.
Ciekaw jestem, co pomyśleliby inni, gdyby ich dobry znajomy pojawił się z
wielotygodniowym zarostem, mimo iż wiedzieliby, że nie golił się tylko jeden
dzień? Z pewnością pomyśleliby o jakimś cudownym napoju bądź środku na porost
włosów. Oba te przypuszczenia są jednak błędne w tym przypadku, bowiem
wyjaśnienie tej zagadki jest zupełnie inne. Otóż tego dnia, kiedy Billy wyszedł
z domu, Plejadanie zabrali go statkiem dowodzonym przez Ptaaha w daleką podróż
po naszym wszechświecie. Ta niezwykła podróż, jakiej nie odbył żaden inny
Ziemianin, trwała 5 ziemskich dni. Najbardziej zagadkowy był jednak jego
powrót, który nastąpił po 22 godzinach. Ale i na to jest wyjaśnienie, którym
jest manipulacja czasem. Kolejną ciekawostką było oświadczenie Billy'ego, że
przez cały ten czas nie zmrużył oka. W związku z tym nasuwa się pytanie, jak mu
się to udało? Odrzekł, że nie było to jego zasługą. Po prostu otrzymywał
odpowiedni pokarm, który utrzymywał go w stanie pełnej świadomości. Pokarm
spożywany przez Plejadan działa podobnie jak dostępne u nas w handlu środki
pobudzające. Po tych pięciu bezsennych dniach Billy poszedł wypocząć i spał
przez 36 godzin.

9.4. Badania ogólne

Aby dokładnie zbadać całą tę sprawę, wielu badaczy
zjawiska UFO z Ameryki i Japonii przez około 4 lata (łącznie przez 300 dni)
przebywało

256

w pobliżu domu Billy'ego, kontrolując go dosłownie w
dzień i w nocy, a także jego przyjaciół i współpracowników.

Wyniki tego dochodzenia opublikowane zostały w USA w
dwutomowym albumie obficie ilustrowanym zdjęciami Billy'ego UFO...
Contactfrom the Pleiades (UFO... kontakt z Plejad) autorstwa Brit i Lee
Eldersów oraz Toma Welcha, a także książce emerytowanego podpułkownika lotnictwa
wojskowego Wendelle C. Stevensa UFO... Contactfrom the Pleiades:
Preliminary Imestigation Report (UFO... kontakt z Plejad raport wstępny). Dwa
lata później, w roku 1984, pojawiła się kolejna książka w języku angielskim Istoty
pozaziemskie i tęsknota Ziemian za pokojem Maartena Dillingera, który już
od dłuższego czasu zajmował się tym problemem. Przez kilka tygodni na
przestrzeni 3 lat znany amerykański publicysta Gary Kinder badał przypadek
Billy'ego. Owocem jego pracy był bestseller Light Years (Lata świetlne).

Autorzy tych prac stwierdzają w nich jednoznacznie, że ów
jednoręki mężczyzna, Billy, nie byłby w stanie sam zgromadzić tak ogromnego
materiału dowodowego. Ponieważ nie dysponował wystarczającą sumą pieniędzy,
nasuwa się pytanie, czy wspomagał go ktoś w tym finansowo. Jeśli tak, to na
pewno nikt ze Szwajcarii. W rzeczy samej nie udało się znaleźć nikogo, kto by
go finansował, w związku z czym to przypuszczenie należy odrzucić.

Jak już wcześniej wspomniałem, Billy nie żyje jak
samotnik w jaskini, lecz mieszka pod jednym dachem razem ze swoją rodziną i
innymi ludźmi wspomagającymi go w jego misji. Wszyscy oni mają stały wgląd w
jego poczynania i doskonale wiedzą, co się dzieje w Centrum. Nie wyobrażam
sobie, aby pozwalali wodzić siebie za nos, gdyby wiedzieli, że coś w tym jest
nie tak.

Chciałbym również wspomnieć o dzieciach, które jak
wiadomo, są bystrzejszymi obserwatorami od dorosłych. Można więc przyjąć z
pewnym prawdopodobieństwem, że jeśli będą wiedziały coś, czego nikt nie wie, to
być może pewnego dnia poznamy to.

Poza tym Billy musiał mieć się na baczności przed swoją
żoną, która w początkowych latach nie była do końca przekonana do jego
kontaktów i pochodziła do nich z dużą rezerwą. Wraz z nabraniem przez nie
oficjalnego charakteru w jego rodzinie nastąpiły ogromne zmiany. Z dnia na
dzień został wciągnięty przez istoty pozaziemskie w wir intensywnej pracy,
przez co coraz mniej miał go dla rodziny. Której żonie podobałaby się taka
sytuacja?

Z tych powodów żona Billy'ego z niechęcią śledziła wszystkie
jego poczynania i wcześniej czy później odkryłaby różne rzeczy, na przykład
wykonywanie przez niego rzekomych modeli statków kosmicznych. Nic takiego
jednak się nie stało. Mając to na uwadze, twierdzenie, że Kalliope wspierała
Billy'ego w preparowaniu rzekomego oszustwa, jest całkowicie

257

irracjonalne. Było wręcz odwrotnie, o czym może
zaświadczyć wiele osób, które ją znają.

9.5. Najważniejsze ogniwa łańcucha dowodów

W przedstawionym dotychczas łańcuchu dowodów brakuje
bezsprzecznie jeszcze jego najistotniejszych elementów, a mianowicie łącznika
i jego świadków. Spośród wszystkich szczególnie nurtuje pytanie, co skłoniło
Billy'ego, aby przez lata uważać siebie za superłącznika, jak się go
często błędnie określa. Jeśli wierzyć jego antagonistom, na ów szczyt wyniósł
się przy pomocy swoich zwolenników i ich kosztem.

Kto wierzy w takie bzdury, ten nie ma zielonego pojęcia o
tej sprawie. Dlatego powtarzam to, co już napisałem w rozdziale V, że mimo
kłopotów zdrowotnych Billy niestrudzenie oddaje się pracy twórczej będącej
częścią jego misji, wspiera FIGU oraz pomaga przy rozbudowie i utrzymaniu
Centrum oczywiście bez wynagrodzenia!

Z biegiem lat jego warunki mieszkaniowe znacznie się
poprawiły, lecz jest to zasługą przede wszystkim jego samego. Na szczęście
wśród jego współpracowników jest wielu pasjonatów, którzy wspierają go, jak
mogą. Poza tym ma wielu sympatyków na całym świecie. Jeśli ktoś sądzi, że
kontakty z istotami pozaziemskimi należą wyłącznie do przyjemności, to jest w
wielkim błędzie. W rozdziale V wyjaśniłem wyraźnie, że wiąże się z tym bardzo
uciążliwa praca. W ten oto sposób dotarliśmy do odwrotnej strony medalu, to
znaczy do nieco mniej przyjemnej strony życia łącznika. W realizację jego misji
zaangażowana jest spora grupa ludzi, lecz mimo to na nim spoczywa największa
odpowiedzialność. Stąd też twierdzenie, że kieruje nim żądza zdobycia sławy,
jest pozbawione racjonalnych podstaw. Dodatkowo przemawiającym za tym
argumentem jest odrzucenie przezeń między innymi bardzo ponętnej propozycji
objęcia intratnego kierowniczego stanowiska w mającym powstać globalnym
stowarzyszeniu wspierania przyjaźni z istotami pozaziemskimi. Skąd więc to
ględzenie o chęci zdobycia sławy. Niestety, nie jest mu dane wiedzenie zwykłego
życia, gdyż był i jest nadal nieustannie poddawany wielu próbom, zarówno
psychicznym, jak i fizycznym.

1. Jak wiadomo,
Billy nazywany jest kłamcą i oszustem, który spreparował cały swój materiał
fotograficzny i filmowy, a także pozostałe dowody. Tego typu opinie głoszą
najczęściej ci, którzy z reguły nie orientują się w całej tej sprawie.

2. Wielu wrogo do
niego nastawionych dziennikarzy i reporterów neguje wszystko, co dotyczy jego
przypadku, jak na przykład regularnie organizowane przezeń medytacje o pokój,
wymyślając jednocześnie różne bzdury na jego temat.

258

3. Często
twierdzi się, że nie dementuje on zarzutów, jakie są kierowane pod jego
adresem, w związku z czym muszą być one słuszne.

4. Coraz częściej
dowiaduje się, że jego teksty sprzedawane są bez jego zgody w innych krajach,
często w złych przekładach i co najgorsze, świadomie przeinaczane.

5. Jest spora
grupa ludzi, którzy akceptując w pełni jego wspaniały materiał dowodowy,
odrzucająjednocześnie jego opisy podróży kosmicznych oraz w czasie, a także
opinie na temat religii jako zmyślony stek bzdur. Mogę w tym miejscu powiedzieć
jedynie, że wielu zjawisk mających związek z jego kontaktami nie da się w
świetle współczesnej nauki wytłumaczyć, przeto nic dziwnego, że nie są one
akceptowane. Tego typu reakcja jest czymś naturalnym w przypadku zdarzeń, wobec
których nauka jest bezsilna. Billy zdaje sobie z tego doskonale sprawę i
dlatego unika tego rodzaju tematów. Pomija zatem rzeczy, które mogłyby
prowadzić do nieporozumień i stać się przyczyną złośliwych pomówień. (Na przykład
w przeciwieństwie do Ziemian Plejadanie za system słoneczny uważają taki układ,
w którym istnieje co najmniej jedna planeta z nie mniej niż trzema księżycami).

6. Wielu
przeciwników Billy'ego przypisuje mu wszelkie możliwe i niemożliwe cudowne zdolności,
a następnie określa go mianem szarlatana. Muszę stwierdzić, że to bardzo
niegodziwa gra. Gdyby ci ludzie
wiedzieli, jakie brzemię dźwiga człowiek, którego zadaniem jest głoszenie
prawdy, być może zastanowili się nad swoim postępowaniem.

7. Wielu dawnych
członków jego grupy i przyjaciół stało się z biegiem czasu źródłem jego rozczarowań, kiedy to zaczęli go opuszczać. Niektórzy z nich dopuścili się nawet oszczerstw - -
ludzie, którym poświęcił tak wiele swojego czasu i cierpliwości.

8. Jestem pełen
podziwu do Billy'ego, że mimo tych wszystkich przeciwności oraz złego stanu
zdrowia nie porzucił swojej działalności i wszelkimi siłami nadal usiłuje
pełnić swoją misję najlepiej, jak to tylko możliwe, dla dobra ogółu.

9. W podzięce za
te starania jest nieustannie wyszydzany. W ciągu minionych 15 lat dokonano
łącznie 13 zamachów na jego życie (patrz rozdział XIII). Często również
atakowany był przez Inteligencję Giza (patrz rozdział XIV). Zastanawiające
jest, dlaczego tak usilnie próbuje się go wysłać w zaświaty, jeśli jest on
kłamcą i oszustem?

10. Bardzo często grupę Billy'ego przedstawia się jako
religijną sektę, a jego samego jako jej guru.

Wymienione argumenty powinny, jak sądzę, dostarczyć
notorycznym sceptykom wystarczającej ilości materiału do przemyśleń.
Ostatecznie każ-

259

dy czytelnik sam musi zadecydować, czy uważa Billy'ego za
osobę wiarygodną, czy też nie.

Znaczącą rolę w
sprawie Meiera odgrywają również jego współpracow-i nicy i świadkowie. Gdyby to
wszystko były brednie, wówczas nikt z nich nie narażałby na szwank swojej
reputacji, którą cieszy się w miejscu pracy oraz w swojej lokalnej
społeczności. Tym bardziej, iż wiedzą dobrze, że każdy, kto popiera publicznie
Billy'ego musi się liczyć z szyderstwami i ośmieszaniem. Znam to z własnego
wieloletniego doświadczenia. Wiem dobrze, jak może czuć się osoba publicznie
oczerniana, lub gdy potajemnie szepce się za jej plecami, że na przykład
wskutek odniesionej w czasie drugiej wojny światowej rany w głowę brak jej
"piątej klepki".

Czy się to komu podoba, czy nie, prawda jest prosta i
około 20 świadków udokumentowało swoimi podpisami prawdziwość przytoczonych
przeze mnie relacji. Oczywiście najchętniej kwestionowane są najbardziej wymowne
wypowiedzi, co przychodzi szczególnie łatwo, kiedy świadków zna się tylko ze
słyszenia lub przelotnie. Dla wielu ludzi nawet zbadanie faktów i poznanie
świadków nadal nie będzie dostatecznym argumentem do uznania ich za prawdziwe.
Nic dziwnego, bowiem prawdzie zawsze trudno jest się przebić na światło dzienne.

Semjase wielokrotnie usiłowała uzmysłowić Ziemianom, że
właśnie w Erze Wodnika winni wyprzedzać czas, kierować się przede wszystkim
rozumem i logiką. Poza tym dała jasno i wyraźnie do zrozumienia, że
otrzymaliśmy za pośrednictwem Billy'ego znacznie więcej dowodów do analizy niż
trzeba i że jedyne, co nam teraz pozostaje, to jej rzetelne przeprowadzenie.

Ze względu na obowiązujące prawa istoty pozaziemskie nie
są upoważnione do przekazywania Ziemianom gotowych prawd, co nie podoba się
wielu ludziom, którzy nie chcą w żadnym wypadku tego zaakceptować, gdyż nie
odpowiada to ich wyobrażeniom. Ich zdaniem istoty pozaziemskie powinny nieść
nam pomoc oraz wspierać na wszelkie sposoby.

Intensywna praca umysłowa związana jest z ogromnym
wysiłkiem i dlatego niezbyt lubiana przez wielu, zwłaszcza gdy nie stoją za tym
korzyści finansowe. Rzecz w tym, że droga do prawdy wiedzie właśnie poprzez
intensywny wysiłek umysłowy i w żaden sposób nie da się tego ominąć. Wszystkim
poszukującym prawdy mogę jednak powiedzieć na pocieszenie, że zgodnie z
uniwersalnym prawem każdy dążący do niej uparcie wcześniej czy później na pewno
osiągnie cel.

Oświadczenie świadków

Niżej podpisani oświadczają, że nigdy nie widzieli, aby
Eduard Albert (Billy) Meier mieszkający w Szwajcarii w miejscowości Schmidrti
nieda-

260

leko Zurychu dokonywał kiedykolwiek jakichś mistyfikacji,
oraz że nigdy nie słyszeli, aby ktokolwiek wspierał go finansowo w tego typu
działaniach. Ponadto oznajmiamy, że zawarte w tej książce nasze relacje z
różnych przeżyć, których byliśmy świadkami, są całkowicie zgodne z prawdą, i że
w każdej chwili jesteśmi gotowi potwierdzić je przed sądem.

Hinterschmidrti,
Semjase-Silver-Star-Center, 16 lutego 1991 roku

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADw]

Nazwiska
świadków i ich podpisy

261

XIII ZAMACHY NA BILLYłEGO

(według
Bernadetty Brand)

Szykanowanie łączników oraz ich sprzymierzeńców nie jest
niczym nowym. Odnosi się to szczególnie do Billy'ego, którego usiłowano wielokrotnie
zabić, w roku 1976 cztery razy, w 1978 dwa, w 1980 jeden, w 1982 cztery,
1989 jeden i ostatni raz w roku 1990.

W tym zestawieniu pominąłem wymyślne próby jego
uśmiercenia przez Inteligencje Giza, o czym jest mowa w następnym rozdziale.

Przyczyna wszystkich tych ataków jest jedna. Chodzi o to,
że Billy jako orędownik prawdy jest "solą w oku" wielu ludziom i
organizacjom, ponieważ bez ogródek piętnuje ich machinacje i kłamstwa.

Pierwszy zamach na jego życie miał miejsce 5 stycznia
1976 roku w Hinwil. Było to w chwili, gdy znajdował się w swoim gabinecie.
Około godziny 19.30 strzał z broni małokalibrowej stłukł szybę w oknie i przed
jego nosem przeleciała kula, która odbiła się od miedzianej spirali przy
żyrandolu i wbiła się w sufit. To wydarzenie Billy opisał potem w 23 numerze
swojego miesięcznika Stimme der Wassermannzeit w artykule zatytułowanym
"Wszystkiego należy się nauczyć".

Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie pewna osoba i ze
skruchą przyznała się do zamachu. Było to efektem mojej obietnicy, którą złożyłem
w 7 numerze, że nie nagłośnię tej sprawy, o ile sprawca zgłosi się do mnie.
Obietnicy dotrzymałem, a wspomniana osoba należy już do grona moich przyjaciół.
Osoba ta w dowód wdzięczno-

262

ści napisała potem na moją cześć wiersz, ja zaś puściłem
całą tę sprawę w zapomnienie.1

Drugi zamach miał miejsce 21 kwietnia 1976 roku w czasie
wyjazdu Billy'ego wraz z przyjaciółmi samochodem Jacobusa do Monachium, gdzie
na spotkaniu ufologów miał wygłosić prelekcję obrazując ją swoimi zdjęciami. W
okolicach Bregenzy koła ich samochodu zaczęły dziwnie podskakiwać. Zatrzymali
się i ku swojemu przerażeniu stwierdzili, że śruby mocujące wszystkie cztery
koła były nie dokręcone. Później okazało się, że nie była to wina mechanika.

W 65 relacji ze spotkania, które odbyło się 23
października 1976 roku, Ptaah przestrzegł Billy'ego przed podróżami, gdyż
wszędzie czają się jego wrogowie. Przypomniał mu przy tym to ostatnie
wydarzenie z nie dokręconymi śrubami. Na krótko przed ich wyjazdem do
Monachium widział nieznaną osobę, która je poluzowała.

W jednym przypadku mogliśmy zapobiec nieszczęściu w
ostatniej chwili, kiedy jechałeś razem z przyjaciółmi, podobnie jak chcesz
dzisiaj. Jak sobie zapewne przypominasz, koła samochodu twojego przyjaciela
zaczęły nagle się chybotać z powodu poluzowanych śrub. Nie była to wina
mechaników ze stacji samochodowej, jak podejrzewałeś, ale zamierzony atak na
życie twoje i twoich przyjaciół. Przeprowadziłem własne dochodzenie w tej
sprawie, ponieważ ta sprawa zaintrygowała mnie. Śruby zostały odkręcone przy
wszystkich czterech kołach, co było według mnie nielogiczne, jeśli miało to
wyglądać na wypadek lub zaniedbanie. Zbadałem to i stwierdziłem, że wspomnianej
nocy jakaś osoba, niestety nie znana mi, manipulowała przy samochodzie i
poodkręcała te śruby.

Na trzeci zamach nie trzeba było długo czekać. Doszło do
niego wczesnym, deszczowym rankiem 27 maja 1976 roku, w czasie gdy Billy
zmierzał udać się w towarzystwie Jacobusa Bertschingera oraz Hansa i Konrada
Schutzbachów do Sadelegg na spotkanie z Semjase. Śledziły ich wówczas dwie
nieznane osoby. Gdy samochód z Billym znalazł się na wolnej przestrzeni, z
położonych w odległości około 25 metrów zarośli rozległ się strzał.
Sześciomilimetrowy pocisk wystrzelony z Magnum-High-speed trafił Billy'ego w
okolicę serca. Na szczęście pod ciepłą kanadyjską

1W niniejszym, polskim, wydaniu tej
książki pominęliśmy ten wiersz, jako mało istotny, nie wnoszący nic nowego do
całej sprawy Meiera.

263

kurtką miał na sobie kuloodporną osłonę własnej roboty.
Tym razem uzbrojony był w pistolet i wiedział, że jego trzem przyjaciołom nie
grozi niebezpieczeństwo. Kula miała trafić Billy'ego w serce, najpierw jednak
przeszła przez kurtkę, a następnie przez wszystkie kartki trzycentymetrowej
grubości notesu, po czym odbiła się od metalowej płytki i utkwiła między
kartkami.

Dzięki swemu niezwykłemu opanowaniu wyszedł z tego
zamachu bez szwanku. Udało mu się nawet z odległości 70 metrów zestrzelić
napastnikowi kapelusz z głowy (patrz zdjęcia nr 75 i 76).

We wrześniu tego samego roku miał miejsce czwarty zamach
na jego życie. Było to w miejscowości Winkelriet położonej niedaleko Wetzikon,
gdzie Billy odkrył ślady statku kosmicznego, który próbował następnie odszukać.
Według Ptaaha był to pojazd pozaziemskiej rasy pochodzącej z innej galaktyki,
którego napęd międzygwiezdny z nieznanych przyczyn uległ całkowitemu
zniszczeniu, w związku z czym nie mógł on opuścić naszej planety. Jego załoga
utrzymywała się przy życiu, dopóki starczyło im ich gazu do oddychania. Nasze
powietrze nie nadawało się im do oddychania i wkrótce wszyscy się udusili.
Statek ten, którego anty grawitacyjny napęd planetarny funkcjonował bez
zarzutu, został opanowany przez jakąś grupę neonazistowską.2 Właśnie
na ten obiekt natknął się Billy. Jego nadejście zostało zauważone przez dwóch
członków załogi, którzy licząc na jego ciekawość chcieli zwabić go w jego
pobliże, a następnie pojmać. Lecz intuicja Billy'ego i tym razem go nie
zawiodła. Jadąc motorowerem na miejsce lądowania miał wyłączone światła, dzięki
czemu nie było go dobrze widać. Wymierzona w niego kula chybiła celu. Zaraz
potem obiekt wzniósł się w powietrze i oświetlił okolicę. W kierunku Billy'ego
padł kolejny strzał, lecz i tym razem był chybiony, ponieważ Billy zdążył ukryć
się w rowie i zniknąć napastnikom z pola widzenia.

21 maja 1978 roku po północy siedemnastoletni wówczas
Silvano Lehmann goszczący w Centrum po raz pierwszy był bezpośrednim świadkiem
piątego zamachu na Billy'ego. Również ja sam byłem świadkiem tego zdarzenia.
Silvano, Billy i ja staliśmy na parkingu przed budynkiem Centrum obok psiej
budy, rozmawiając o dochodzących z oddali dziwnych dźwiękach. Billy wysłał mnie
do domu, abym sprawdził, czy nic się tam nie stało. Ledwie zniknąłem za jego
rogiem domu, gdy od strony garażu padł strzał. Pocisk przeleciał obok Silvano i
wbił się w ziemię obok stóp Billy'ego. Na jego prośbę Silvano chwycił dwa
kamienie i udał się na poszukiwanie napastnika, sam Billy pobiegł zaś do domu
po pistolet. We

2 Całe to zdarzenie związane z przejęciem tego statku miało miejsce w
Brazylii.

264

wschodniej części domu natknąłem się na nich obu i w
trójkę udaliśmy się w stronę garażu, skąd padł strzał. Stanowisko niedoszłego
mordercy znajdowało się obok starej betoniarni przy garażu.

Szósty zamach miał miejsce 4 grudnia również w 1978 roku.
Było to około godziny 21., w czasie gdy Billy udzielał swojej żonie Kalliope
lekcji jazdy samochodem.

W czasie 118 spotkania, które odbyło się 7 grudnia 1978
roku, Semjase i Quetzal poprosili Billy'ego, aby zrelacjonował im dokładnie
przebieg tego zdarzenia.

BILLY: W
poniedziałek 4 grudnia o godzinie 20.53 przejeżdżałem z żoną samochodem
Madeleiny obok garażu, gdy nagle silnik zaciął się i przestał funkcjonować
pedał gazu. Mimo usilnych starań nie udało mi się opanować samochodu. Za
kierownicą siedziała Kalliope i to po raz pierwszy, co utrudniało mi opanowanie
pojazdu. Usiłowałem zahamować, ale bez rezultatu, nie udało mi się również
wyłączyć silnika. Znajdowaliśmy się kilka metrów od domu i bałem się, że za
chwilę wpadniemy w poślizg i z prędkością 65 kilometrów na godzinę uderzymy
weń. Silnik wył na cały głos i na chwilę przestałem walczyć z samochodem. I
wtedy nastąpiło zderzenie, w wyniku którego uderzyłem prawym okiem w
kierownicę, a potem głową w okno. Potem z Jacobusem obejrzeliśmy samochód
dokładnie, zwłaszcza pedał gazu, gdzie znaleźliśmy przyczynę. Okazało się, że
był zablokowany.

SEMJASE: Zatem
zawiodły hamulce. Wyjaśnił mi to Quetzal.

QUETZAL: To prawda.
Nie rozumiem jednak, dlaczego razem z hamulcem nie wcisnąłeś sprzęgła, dzięki
czemu pojazd mógłby się zatrzymać. Och, oczywiście, przecież powiedziałeś, że
za kierownicą siedziała twoja żona i to po raz pierwszy. Rozumiem. Twoja
relacja jest zgodna z moją późniejszą obserwacją. Poza tym zauważyłem, że trzy
nieznane osoby manipulowały coś przy twoim samochodzie, niewykluczone że
właśnie przy dźwigni hamulca. Z całą pewnością planowali zamach na twoje życie
i było im zupełnie obojętne, że narażają przy tym inne osoby. Już od wielu
miesięcy ostrzegamy cię przed podejmowaniem ryzyka i namawiamy do tego, aby
ktoś pilnował w nocy waszej siedziby, ale widzimy, że nie dbasz o to. Nie muszę
ci chyba wyjaśniać, jakie mogą być tego skutki. Przecież możesz stracić przez
to życie.

BILLY: Powiedź mi
coś więcej o tych trzech postaciach.

QUETZAL: To
członkowie tajnej grupy neonazistowskiej nazywającej się "Ludzie w czerni"3.
Jeden z tych trzech ludzi, którzy odwiedzili waszą

3Men in Black.

265

siedzibę z piątku na sobotę stał na czatach, a dwaj
pozostali manipulowali przy samochodzie, w którym uległeś potem razem ze swoją
żoną wypadkowi. Kiedy skończyli, odjechali dużym czarnym pojazdem.

Prawdopodobnie dzięki nocnym dyżurom, które Billy
wprowadził na stałe w Centrum, udało mu się wyjść cało z siódmego zamachu. Było
to 11 maja 1980 roku około godziny 22., kiedy siedział razem z Wendelle'em
Stevensem na sofie przed domem. Nagle poczuł tak silny ból głowy, że aż nie
mógł usiedzieć spokojnie w miejscu. Był on już mu znany,- bowiem stanowił znak
ostrzegawczy przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. W chwilę potem tuż obok
jego głowy przeleciał pocisk i wbił się w mur kilka centymetrów od niej. Kilka
minut później Gilgamesha, jego córka, wydłubała z muru całkowicie zdeformowany
pocisk. Bernadetta, która pisała właśnie na maszynie w swoim pokoju, również
słyszała ten strzał. Po prawie rocznej przerwie między kwietniem i lipcem 1982
roku doszło do czterech kolejnych zamachów. 5 kwietnia 1982 roku Billy siedział
w swoim gabinecie i pracował. Nagle ciszę wczesnego przedpołudnia przerwał
wystrzał. Pocisk przebił szybę w przedpokoju, na szczęście jednak nie zranił
nikogo ani nie wyrządził większych szkód. Dziewiąty zamach miał miejsce w
niedzielny poranek 6 czerwca 1982 roku około godziny 6. Billy
siedział w tym czasie pod drzewem Semjase. Nagle z północnego zachodu nadleciał
pocisk i wbił się w korę drzewa. Był to pocisk kalibru 22. Jeszcze tego samego
popołudnia Ferdinand Pfeiffen-berger wydłubał go z kory drzewa.

Do dziesiątego doszło na krótko przed jedenastym, to jest
na początku czerwca 1982 roku. Tego dnia Billy i Uschi Bchli siedzieli
naprzeciwko garażu. Około godziny 14. tuż obok głowy Billy'ego przeleciał
pocisk, który wystrzelony został od strony łąki Sirrwies lub pobliskiego
pagórka. Po chwili nadbiegł Silvano z Popi. Silvano udał się w kierunku, skąd
prawdopodobnie oddano strzał, ale niestety nic ani nikogo tam nie znalazł. Po
tym zdarzeniu na dachu garażu zamontowano reflektor.

Jedenasty zamach na życie Billy'ego dokonany został 19
lipca 1982 roku około godziny 23., kiedy siedział razem z Uschi Btichli na
sianie w szopie. W pewnym momencie obok jego stóp przeleciał pocisk i wbił się
w ziemię. Obydwoje zerwali się na równe nogi i pobiegli w kierunku domu po
pomoc. W tym czasie padło kolejnych pięć strzałów, lecz na szczęście wszystkie
były niecelne. Billy z Jacobusem przeczesali cały budynek i okolicę w
poszukiwaniu strzelca, aby złapać go i oddać w ręce sprawiedliwości. Ich
poszukiwania zakończyły się jednak fiaskiem. Tuż przed północą miało miejsce
jeszcze jedno przykre zdarzenie. W pewnym momencie Billy

266

zauważył nagle cień i odruchowo sięgnął po broń. Już miał
pociągnąć za spust, gdy w ostatniej chwili stwierdził, że to jego przyjaciel
Engelbert Wachter.

Niedługo potem, 30 września 1989 roku, nastąpił dwunasty
zamach. Tego dnia Billy wybrał się z Evą Bieri na zakupy. Około godziny 11.35
na drodze z Hittnau do Saland przed warsztatem stolarskim Widmera szybę Łady,
którą jechali, przeszył pocisk. Po południu Billy i Eva złożyli doniesienie
w tej sprawie w komisariacie policji w Pfaffikon. Okazało się, że strzelec
znajdował się w lesie za warsztatem stolarskim i prawdopodobnie wiedział, że
Billy będzie tamtędy przejeżdżał.

Wszystkie te zamachy dowodzą, że Billy jest dla wielu
ludzi i organizacji bardzo niewygodną osobą.

24 kwietnia 1990 roku miał miejsce trzynasty zamach,
jedyny w swoim rodzaju, jako że był dziełem obcych istot. Oto fragment rozmowy
Billy'ego z Ptaahem na ten temat, która została przeprowadzona dwa dni później,
26 kwietnia, podczas 236 kontaktu:

PTAAH: Tak, teraz
mogę wyjawić, dlaczego właściwie przybyłem?

BILLY: Chętnie tego
wysłucham, niemniej mam do ciebie pytanie dotyczące mnie osobiście.

PTAAH: Zatem
słucham.

BILLY: Otóż we
wtorek wieczorem o godzinie 19.30 przydarzyło mi się coś bardzo zagadkowego.

PTAAH: Masz na
myśli tę historię z błyskawicą?

BILLY: Tak. Otóż
przez całe popołudnie jeździłem z Evą załatwiając różne sprawy. Było to we
wtorek 24. Około 19.15 wróciliśmy do Centrum i zajęliśmy się rozładowaniem
samochodu. Potem razem z Silvanem poszliśmy nad sadzawkę [położoną w Centrum
obok parkingu], aby oczyścić teren z korzeni i gałęzi pod kamień, który
mieliśmy tam umieścić. Przynieśliśmy go dzień wcześniej po południu około
godziny 16. Stałem tuż za nim i w pewnym momencie pochyliłem się do przodu w
stronę Silvana, wyciągając do niego rękę po gałąź. Stał na drodze nieco poniżej
mnie. Mniej więcej 3 metry na lewo od niego stała Bernadetta i jej syn Natan.
Właśnie w momencie gdy wyciągnąłem rękę po gałąź z lewej strony około 15
centymetrów od głazu przemknął błysk światła i rozległ się syk podobny do tego,
jaki powstaje podczas spięcia. Trwało to ułamek sekundy. Równocześnie na moim
kciuku pojawił się niebieskobiały łuk świetlny i poczułem silne uderzenie,
które przeszło przez całą rękę, następnie w tył głowy i do prawej nogi i stopy.
Sekundę później błysk przeniósł się z mojej dłoni na leżący obok mnie kamień, z
którego odprysł odłamek i wyleciał w powietrze niczym żarząca się kulka
kierując się w stronę Bernadetty. W tym czasie mniej więcej 35 centymetrów
poniżej górnej krawędzi kamienia rozległ

267

się krótki trzask i wokół Silvana przeleciała duża ilość
syczących odłamków kamienia. Były one fragmentami odłamka kamienia grubości
około l centymetra i wielkości talerza wyrwanego z głazu przez świetlny błysk.
Wszystko to rozegrało się w ciągu ułamka sekundy, potem poczułem uderzenie w
rękę i to tak silne, że odrzuciło mnie w lewą stronę. To miejsce boli mnie do
dzisiaj. Jak powiedziałem, trwało to ułamek sekundy, najwyżej sekundę. Mniej
więcej w tym samym czasie ujrzałem w odległości około 7 metrów z lewej strony
nad drzewem Semjase niebieskobiałą, jasno świecącą kulę wielkości około 6 piłek
futbolowych. Na wysokości około 2,50 metra nad ziemią, dokładnie w środku
pomiędzy drzewem cedrowym i czerwonym bukiem nad sadzawką, ów jaskrawo świecący
obiekt eksplodował z potężnym hukiem. Silvano przestraszył się nie na żarty,
zaś Natan stojący 3 metry za nim szybko cofnął i pobiegł co sił w nogach do
domu. Bernadetta, która stała na drodze w odległości około 3 metrów z lewej
strony Silvana, zamarła w bezruchu jak sparaliżowana nie mogąc wydobyć z siebie
słowa. Z uwagi na reakcję Bernadetty i Silvana zmusiłem się mimo silnego bólu
ręki do uśmiechu, starając się w ten sposób rozładować grozę tej sytuacji.
Obydwoje stali przez chwilę jak zamurowani. Ale nie oni jedni byli ciężko
przestraszeni. Po chwili z budynku Centrum nadeszła Eva z pytaniem, co to za
grzmot. Jak powiedział mi potem Engelbert, również i on go słyszał. Kiedy potem
rozważyłem to wszystko na spokojnie, doszedłem do wniosku, że to zdarzenie nie
miało nic wspólnego z normalnym piorunem. Po pierwsze, stałem bezpośrednio pod
japońskim modrzewiem [dwunastometrowej wysokości], który z całą pewnością
ściągnąłby go na siebie. To samo dotyczy sadzawki, która znajdowała około 3,5
metra ode mnie z lewej strony, oraz dwóch brzóz i czarnych olch mierzących po
około 12 metrów wysokości rosnących za sadzawką w odległości około 15 metrów od
miejsca, w którym stałem. Jeżeli to był piorun, to dlaczego nie trafił w jedno
z tych drzew. Poza tym całe to zdarzenie miało miejsce w piękny słoneczny
dzień. Za dużo tu niezwykłości. Po prostu coś mi nie gra w tej historii.
Wszystko tu było inne niż w czasie naturalnych zdarzeń tego typu, jak na
przykład podczas pewnej burzy, kiedy to piorun kulisty przeleciał w odległości
zaledwie pół metra od mojej głowy i eksplodował, w co zapewne nikt by nie
uwierzył, gdyby nie Freddy, który stał obok mnie i był świadkiem tego
zdarzenia. Tego wieczora we wtorek wszystko odbyło się zupełnie inaczej niż w
czasie wspomnianej burzy w roku 1977. Stałem wtedy w kuchni i spoglądałem przez
okno, gdy nagle około metrowej średnicy piorun kulisty przetoczył się po dachu
i w końcu eksplodował. W wyniku jego eksplozji z dachu spadło kilka dachówek.
Całe to zdarzenie wyglądało na czyjeś celowe działanie. W tym ostatnim
zdarzeniu też była świetlista kula, na co

268

mam świadków. Choćby Bernadettę, która także widziała,
jak z tej kuli wystrzelił "piorun". Chciałbym jeszcze dodać, że nasi
ziemscy naukowcy nie są wciąż zgodni, czy pioruny kuliste rzeczywiście
istnieją, czy też są ludzkim wymysłem lub halucynacją. To w zasadzie już
wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie. Teraz pójdę chyba do lekarza,
ponieważ nadal czuję ból i pieczenie w ręce [patrz zdjęcia nr 77 i 78].

PTAAH: Twoje
opowiadanie było bardzo wyczerpujące i zgodne z tym, co zarejestrowało
urządzenie kontrolne. Powinieneś rzeczywiście niezwłocznie udać się do
lekarza. Niestety nie mogę ci pomóc w tej sprawie, ponieważ nie mam żadnego
doświadczenia w tej dziedzinie. Na wszelki wypadek chodź jednak ze mną do
kabiny, abym mógł przynajmniej stwierdzić, czy nie doznałeś poparzenia.

BILLY: Nie mam żadnych poparzeń.

PTAAH: Nie
bagatelizuj tego. Twoje przypuszczenie, że to zdarzenie było sterowane, jest w
pełni uzasadnione. Było ono zaplanowane i sterowane, jednak nie miało
charakteru nienaturalnego, to znaczy, nie było nienaturalną siłą. Wręcz
przeciwnie, ów piorun kulisty miał charakter absolutnie naturalny i powstał z
energii pochodzącej z atmosfery. Jej koncentracja miała charakter naturalny,
lecz siła, która do niej doprowadziła, była sztucznego pochodzenia, podobnie
jak ta, która wzbudziła błyski owych piorunów.

BILLY: Do diaska,
tak właśnie myślałem. Może więc prawdą jest również, że ten ryczący piorun
rozerwał się nad nami na wysokości około 110 metrów.

PTAAH: Tak było,
twoje przypuszczenia są bliskie prawdy. Jak obliczyłeś tę odległość?

BILLY: Bardzo
prosto. Wystarczyło tylko pomnożyć czas między błyskiem pioruna, który trafił
mnie w rękę, a jego odgłosem przez prędkość rozchodzenia się dźwięku. Według
mojego szacunku czas ten wynosił jedną trzecią sekundy, a nawet nieco mniej.
Przy temperaturze O stopni Celsjusza dźwięk rozchodzi się w powietrzu z
prędkością 331 metrów na sekundę, co przy trzech sekundach odpowiada odległości
993 metrów. Trzy sekundy odpowiadają więc odległości prawie jednego kilometra.
Stąd więc mój wynik. Wiem, że moje wyliczenie nie jest dokładne, ponieważ nie
wiem, jaka była temperatura powietrza w czasie tego zdarzenia, co jest istotne
do uzyskania dokładnego wyniku4.

PTAAH: Właściwie to
mogłem się spodziewać od ciebie tak logicznej odpowiedzi. Mogę ci powiedzieć,
że ten piorun powstał na wysokości 108 metrów nad ziemią, tyle że nie był to
normalny piorun.

4 Gwoli ścisłości znacznie istotniejszy jest w tym przypadku dokładny pomiar
czasu. Temperatura powietrza ma tu całkowicie marginalne znaczenie.

269

BILLY: Tak mogłem
przypuszczać. PTAAH: Chwileczkę, nie wiesz, co chcę powiedzieć. BILLY: Ależ
wiem, przyjacielu. Grzmot był krótki, jakby powietrze zostało rozerwane na
strzępy, lecz nie przez błysk, ale unoszący się w powietrzu piorun, co nie jest
normalne. Stwierdziłem to w chwili, gdy trafił we mnie błysk światła. W
normalnych warunkach, co wiem z doświadczenia, w czasie uderzania pioruna
powietrze rozrywane jest w ułamku sekundy na strzępy. Uwzględniając obliczenia
Adama Riese i innych mądrych głów, powinno to nastąpić w momencie, gdy piorun
trafił w moją rękę i odrzucił mnie w bok. Lecz nic takiego się nie zdarzyło,
natomiast dopiero po około jednej trzeciej sekundy nad naszymi głowami rozległ
się osobliwy grzmot w niczym nie przypominający naturalnego...

PTAAH: Tak, twoje
przypuszczenie jest bardzo trafne. Eksplozja pioruna była efektem zniszczenia
przez nas nieznanego obiektu latającego, który został zaprogramowany, aby cię
zabić za pomocą tego pioruna kulistego. Ta błyskawica, która trafiła cię w
rękę, to był jedynie promień rozpoznawczy owej śmiercionośnej kuli
energetycznej, to znaczy pioruna kulistego. Już sam promień mógłby cię
uśmiercić z powodu ogromnej energii, jaką niósł, gdyby tylko trafił cię w
klatkę piersiową lub plecy. Dzięki naszej interwencji, niestety nieco
spóźnionej, bowiem nie panowaliśmy w pełni nad sytuacją, ten zamach na twoje
życie został powstrzymany dosłownie w ostatniej chwili. Nie mogliśmy nic
więcej zrobić, dlatego pewne jego konsekwencje musiały cię spotkać. Bardzo nas
zaskoczyło, że wcale się nie przestraszyłeś, w przeciwieństwie do innych osób
obecnych w Centrum. To, że poza błyskiem jaskrawego światła, które trafiło cię
w rękę, oraz piorunem kulistym nic więcej nie zauważyłeś, nie jest dla nas
niespodzianką, ponieważ ten obiekt, który był zaprogramowany na zabicie ciebie,
był zabezpieczony przed jakakolwiek lokalizacją. Niestety nie byliśmy w stanie
osłonić dźwięku eksplozji, jak również powstrzymać fali uderzeniowej i słabego
promieniowania radioaktywnego, przed którym nie udało nam się także ciebie
uchronić. Na szczęście po kilku tygodniach zniknie ono zupełnie. To by były
właściwie wszystkie objaśnienia, które chciałem ci przekazać. Właśnie one były
celem mojej wizyty i oczekiwania na ciebie dzień przed atakiem, 23 kwietnia,
kiedy to przestraszyła mnie bardzo Eva. Tego dnia przyszedłem ostrzec cię, co
mi się jednak nie udało. BILLY: Jesteś dobrym człowiekiem. Czy wiesz
także, że... PTAAH: Jesteśmy naprawdę bardzo ostrożni, ty zaś nic mi nie
powiedziałeś. Na szczęście jednak nie ma to dużego znaczenia, gdyż nasi...

BILLY: W porządku,
czy mógłbyś mi teraz wyjaśnić, dlaczego ktoś chce mnie tak bardzo wysłać w zaświaty?
Kto za tym stoi i jakie przesłanki

270

tym kimś kierują? Przypuszczam, że znowu ktoś z Mlecznej
Drogi maczał w tym palce, gdyż Ziemianie nie dysponują jeszcze takimi
możliwościami technicznymi. A może to ci... nie, oni nie mają jeszcze takich
możliwości? PTAAH: To prawda. Posłuchaj teraz uważnie. Masz na Ziemi
bardzo wielu wrogów, zarówno w Europie, Ameryce, Azji, jak i Afryce :
zwłaszcza w Republice Południowej Afryki i Japonii. Na wszystkich kontynentach
jest wielu oszczerców, kłamców, którzy nienawidzą ciebie i za wszelką cenę
starają się ciebie zamordować. Wszyscy oni twierdzą, że kontaktują się z nami i
innymi formami życia z kosmosu. Niestety również twoi przyjaciele wyświadczają
ci w tym względzie niedźwiedzią przysługę, gdyż dają posłuch tym kłamcom.
Czynią to nieświadomie i omamieni ich oszczerstwami i kłamstwami nie są już w
stanie rozpoznać prawdy. Nie pojmują już, że jesteś jedyną osobą wybraną
spośród wszystkich ludzi Ziemi i wszystkich nas do głoszenia prawdy. W podzięce
za to jesteś opluwany i szkalowany, ty, który niesiesz pomoc całej ziemskiej
społeczności. Wiele osób uchodzących za twoich przyjaciół często i chętnie
oczernia cię po kryjomu. Wielu z nich usiłuje zostać mistrzami i prorokami, nie
posiadając ku temu odpowiedniej wiedzy, zdolności i predyspozycji. To jest
przyczyną tak wielu zamachów na twoje życie, jak choćby tego wtorkowego. Winni
im są wszyscy ci, którzy są częściowo twoimi wrogami, mimo iż publicznie podają
się za przyjaciół. Winnymi są także wszyscy ci w Europie, którzy są przeciwni
tobie i twojej pracy, dotyczy to także Lee Eldersa, Randy Wintersa, Roberty
Brooks, Freda Bella i wielu inni. Winni są kłamcy i oszczercy z Japonii
głoszący, że są z nami w kontakcie, którzy przy pomocy swoich kalumni, kłamstw
i innych wrogich tobie działań wytwarzają niezwykłe, groźne dla życia energie
skierowane przeciw tobie. Ten wtorkowy atak był efektem działań pewnej grupy,
która postanowiła ciebie zamordować i w ten sposób zniszczyć całą naukę prawdy.
To właśnie jej członkowie zaprogramowali ten obiekt, którego zadaniem było
uśmiercenie ciebie. Jego istota działania polegała na tym, że skupiał on w
sobie wszystkie negatywne energie wysyłane przez ludzi przeciw tobie, które
następnie kumulowały się w nim. Minęły prawie dwa lata, zanim w końcu wpadliśmy
na ich trop. Stało się to w wyniku naszych starań zmierzających do ustalenia,
dlaczego doszło do wiarołomstwa. W trakcie naszych poszukiwań natknęliśmy się
na trzy osoby żyjące w ciągłym silnym strachu, że mógłbyś je zdemaskować. Myśli
tych "negatywnych osób" skierowane były na ciebie i zagrażały twojemu
życiu do tego stopnia, że poczuliśmy się zobowiązani do interwencji. Wkrótce
znaleźliśmy sprawcę tego morderczego przedsięwzięcia. Były to niedobitki grupy
skazanego na śmierć Ashtara Sherana, który zakończył swój żywot we
wszechświecie DAL

271

[w 1983 roku]. Ludzie ci uważali za swój obowiązek
pomszczenie swojego pana i mistrza i stwierdzili, że najłatwiej to osiągną
tłumiąc na Ziemi w zarodku prawdę. Dlatego też do kilku twoich przyjaciół
wysyłali negatywne impulsy, które przekształciły ich w kłamców i oszczerców.
Uderzenie pioruna skierowanego na ciebie miało spowodować twoją śmierć, a
eksplozja bomby energetycznej rozerwać cię na kawałki. Na szczęście udało nam
się zapobiec temu w ostatniej chwili. Aby móc zrealizować swój plan, twoi
wrogowie musieli zmagazynować wszystkie negatywne energie. Przy pomocy tych sił
skoncentrowali w małym punkcie nad waszym Centrum naturalną energię elektryczną
w celu utworzenia z niej energetycznej kuli i wysłania jej w ślad za
promieniem. W ten sposób ludzie przebywający w twoim pobliżu pomyśleliby, że po
prostu trafił cię zwykły piorun.

BILLY: I co mam na
to powiedzieć? Ileż nienawiści musi być w tych ludziach. Są po prostu
biedakami, którzy zbłądzili i w dzikiej nienawiści usiłują wszystko zniszczyć,
jak to miało miejsce w Japonii.

PTAAH: Nie tylko w
Japonii. Teraz gdy polityka w państwach bloku wschodniego zmieniła się na
lepsze, także i tam docierają informacje z Zachodu o międzyplanetarnych obiektach
latających, a wraz z nimi wszelakie związane z tym fantazje. Niewykluczone że
również w tych państwach znajduje się wielu kłamców i oszczerców
rozpowiadających o swoich rzekomych kontaktach z istotami z obcych planet.
Początek tego zjawiska nastąpił już przed wieloma laty. Wdzięcznymi odbiorcami
tych kłamstw są ludzie wierzący w życie pozaziemskie i sekciarskie grupy
ufologów. Z tych poczynań tworzą nową ideologię, ale ideologie są...

BILLY: ...zawsze
skazane na niepowodzenie.

PTAAH: To właśnie
chciałem powiedzieć. Wiedziałeś to już w wieku 9 lat. Doskonale pamiętam, jak w
roku 1946 ojciec powiedział mi to, co ty mi teraz powiedziałeś: "W całym
wszechświecie nie istnieje ani jedna ideologia, która mogłaby być wytyczną dla
ludzi lub drogowskazem w ich życiu - - jedynie prawda Kreacji, ducha oraz
wszelkie prawa i nakazy płynące z mądrości są w stanie stać się wykładnią
ludzkiego życia".

BILLY: Tak,
przypomniałem sobie, że tak właśnie powiedziałem Sfaat-howi, który skwitował to
milczącym spojrzeniem.

PTAAH: Powiedział
mi potem, że był całkowicie zaskoczony, że dziewięcioletni chłopiec był w
stanie tak rozumować. Nie znał jeszcze wtedy twojego pochodzenia. Kiedy
opowiedziałem mu o tobie, jego zaskoczenie zmieniło się w respekt i szacunek
dla ciebie.

BILLY: Będę mu za
to bardzo wdzięczny do końca życia. Często o nim myślę i bardzo chciałbym się z
nim spotkać i podziękować mu za wszystko, co dla mnie zrobił.

PTAAH: Już to
uczyniłeś, Sfaath powiedział mi o tym.

272

XIV ATAKI INTELIGENCJI GIZA

1. Kim jest Inteligencja Giza?

Tak zwana Inteligencja Giza wywodzi się od przodków
Plejadan zamieszkujących w czasach prehistorycznych pewien obszar Ziemi. Po
około 18.000 lat pokoju rządni władzy naukowcy jak dawniej postanowili po nią
sięgnąć, jednak Ziemianie w porę przewidzieli ich plany i pokrzyżowali je. Nie
pozostało więc im nic innego jak uciec w przestrzeń kosmiczną. Stało się to
przed 15.000 lat. Wypędzeni udali się w systemu Beta Centauri, gdzie się
osiedlili i rozwinęli wyjątkowo wyrafinowaną technikę. Nie zapomnieli jednak o
Ziemi, wierząc, że kiedyś wrócą na nią i odegrają się na całej ludzkości. Żyli
więc przepełnieni nienawiścią do naszej planety. Udało im się nawet przedłużyć
przeciętny czas życia do kilku tysięcy lat. Wszyscy oni zostali starannie
wyszkoleni w sztuce wojennej oraz w snuciu intryg i podstępów.

Po 2000 lat gotowi byli do ataku na Ziemię. Dowodzeni
przez Jszwjsza Arusa-I przed 13.000 lat wylądowali na Ziemi. Arus-I był
naukowcem o wyjątkowo bestialskim usposobieniu, w związku z czym nazywano go Barbarzyńcą.
200 naukowców z różnych dziedzin mianował na swoich zastępców. Jak grom z
jasnego nieba zaatakowali Ziemię i w pierwszej kolejności zawładnęli Hyperboreą
położoną w północnej części Ameryki Północnej, gdzie wówczas panował bardzo
łagodny klimat. Dzisiaj jest to Floryda, która wskutek przesunięcia się
biegunów zawędrowała na obecne miejsce. Stamtąd rozpoczęli dalsze działania
wojenne. Nie chciałbym w tym

273

miejscu rozwodzić się szczegółowo o tych sprawach. Powiem
tylko tyle, że Arus-I i jego zastępcy podbili Ziemię i zniewolili pozostałych
przy życiu Ziemian. Sam Arus-I wyniósł się wkrótce ponad Kreację obwołując się
Bogiem i Stwórcą Wszechrzeczy, zaś swoich zastępców mianował
straż-nikami-aniolami.

Trzech synów Arusa-I, Ptaah, Salam oraz Arussem, który go
zamordował, chcieli początkowo kontynuować jego dzieło, jednak dwaj z nich,
Ptaah i Salam, postanowili w pewnym momencie położyć kres złu i przepędzili z
Ziemi Arussema i jego zwolenników. Niestety nie na długo, ponieważ po pewnym
czasie wrócił on do Układu Słonecznego i urządził sobie kwaterę w podziemiach
piramidy w Gizie, skąd wywodzi się nazwa jego grupy Inteligencja Giza. Przez
długi czas działali w ukryciu przy pomocy najpodlejszych metod, takich jak
intrygi i kłamstwa. Ich celem było zawładnięcie całym światem.

A oto praktyczny przykład z nowszych czasów, który
przytaczam na podstawie wypowiedzi Semjase przekazanej Billy'emu podczas 35
kontaktu, który miał miejsce 16 września 1975 roku.

.. .Rządna władzy Inteligencja Giza przygotowała
zbrodnicze przedsięwzięcie, którego celem jest zniszczenie wrogich sobie
inteligencji. W ostatnich latach zmuszali Ziemian do popełniania przestępstw
oraz wyśmiewania wszystkich, którzy wierzą w istnienie istot pozaziemskich.

Od dawna pod szczególnie negatywnym wpływem Inteligencji
Giza znajduje się para Ziemian, której zadaniem jest rozpowszechnianie
niebezpiecznych informacji mówiących, że Ziemia w ciągu wieku nie będzie
nadawała się do zamieszkania i że jej mieszkańcy zaczną wkrótce masowo
wymierać.

Całą akcję wspierały plakaty i ogromne reklamy. Mówiły
one, że wszyscy, którzy będą z nimi współpracować, zostaną uratowani. W tym
celu zorganizowano nawet zjazd, który odbył się 14 września 1975 roku w
miejscowości Waldport w Ameryce. Przybyłym na to spotkanie wyjaśniono, że
zostaną przewiezieni statkami do nowego lepszego świata. Warunkiem było jednak
sprzedanie całego swojego dobytku i rezygnacja z zabrania dzieci. O dziwo
chętnych było o wiele więcej, niż przypuszczano. Nikt z tych ludzi nie
podejrzewał kryjących się za tym przestępczym czynem intencji:

1. Spotkanie
miało charakter zbliżony do spotkań sekt religijnych, dzięki czemu łatwo było
ukryć prawdziwe zamiary.

2. Osoby słabsze
i chorowite miały być stopniowo wymordowane.

274

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia - UFO Z PLEJADx]

TAGES-Anzeiger, Zirich, 7 października 1975

Wiadomość z kosmosu znalazła chętnych

Waldport, 6 października (AP), W Waldport w amerykańskim stanie Oregon prowadzone jest
obecnie dochodzenie w pewnej sprawie. Około 20 mieszkańców tego miasteczka
sprzedało caty swój dobytek i wyprowadziło się po otrzymaniu nakazu od
rzekomych istot 2 kosmosu. Rion Sutton z wydziału kryminalnego biura
szeryfa powiedział w niedzielę, że słyszał o pewnym rybaku, który sprzedał za 5
dolarów swoją łódź wartą 5000. Podobnie postąpił pewien farmer, który zostawił
swoje dzieci przyjaciołom, po czym zniknął bez śladu.

Podpis pod rysunkiem: "Czy to prawdziwe
spodki? Johnsonowie wyzbywają się swojego dobytku".

275

3. Część członków
sekty miała stać się ziemskimi niewolnikami

- robotami w służbie Inteligencji Giza.

4. Inną część
miano wysłać jako niewolników na inną planetę.

5. Reszta miała
założyć sektę, której zadaniem miała być realizacja planów Inteligencji Giza na
Ziemi.

Ten pięciopunktowy plan będący dziełem Inteligencji Giza
miał być wprowadzony w życie, zaś zwerbowani do jego realizacji ludzie
nieświadomi jego prawdziwego celu.

Gdy poznaliśmy prawdziwy charakter tej przestępczej
grupy, przestało nas dziwić, że wszelkimi siłami starała się przeszkodzić
budowie naszego Centrum w Hinterschmidrti. Próbowała nawet uprowadzić
Billy'ego, co się jej jednak na szczęście nie udało. Inteligencja ta działała
nadal i przedsięwzięła szereg ataków na Billy'ego oraz Centrum. W dalszej części
przedstawiam niektóre z nich.

2. Ataki Inteligencji Giza

2.1. Pierwszy atak zakłóczacz myśli

Pierwsza wroga akcja Inteligencji Giza w ramach kampanii
prowadzonej przeciwko Billy'emu i jego grupie miała miejsce wiosną 1976 roku w
miejscowości Hinwil. Podobnie jak inne działania również i to było bardzo
precyzyjnie zaplanowane, chociaż tym razem nic poważnego się nie stało.

Od pewnego czasu Billy narzekał, że nie może
skoncentrować się na pracy. Stan ten pogłębiał się coraz bardziej, zaś
bezsilność wobec niego potęgowała go jeszcze bardziej. W końcu zwrócił się o
pomoc do swoich pozaziemskich przyjaciół w nadziei, że wyjaśnią tę zagadkę. Po
intensywnych poszukiwaniach okazało się, że był pod stałym wpływem niewidzialnych
promieni wpływających ujemnie na jego psychikę.

W lesie nie opodal Hinwil Quetzal odkrył trzy małe
jednocentymetrowej wielkości wzmacniacze zainstalowane w trzech drzewach
tworzących trójkąt równoramienny o boku długości 2300 metrów. Ich zadaniem był
odbiór odpowiedniego promieniowania zakłócającego z zewnętrznego nadajnika i
przesyłanie go do gabinetu Bilły'ego. Nadajnik umieszczony był wysoko w
atmosferze ziemskiej na stałej pozycji.

Na szczęście Quetzalowi udało się unieruchomić to sprytne
urządzenie.

2.2. Drugi
atak infekcja bakteryjna

Po ponad półrocznej przerwie doszło do kolejnego
nieprzyjemnego zdarzenia w Hinterschmidrti, którego sprawcą była Inteligencja
Giza i jej pomocnicy.

276

Według Plejadan Inteligencja Giza zaprzyjaźniła się z
agresywną grupą istot pozaziemskich zbiegłą z obszaru gwiazdozbioru Pegaza,
która wiele tygodni wcześniej przybyła swoim pięćdziesięciometrowym statkiem do
naszego układu planetarnego. Istoty te z chęcią przystały na propozycję
współpracy z Inteligencją Giza.

Zdarzenie, o którym mowa, miało miejsce 10 sierpnia 1977
roku. Billy stał właśnie przed drzewem Semjase i obserwował niezwykle dużego
owada nie spotykanego w naszej szerokości geograficznej. W pewnym momencie
obleciał on wkoło Billy'ego i usiadł na nim. Billy'emu z miejsca zrobiło się niedobrze
i w tym samym momencie wszyscy mieszkańcy Centrum poczuli silne bóle głowy,
które nie były jednak tak intensywne, jak Billy'ego. Oczywiście nikt nie
wiedział, co jest przyczyną tej niespodziewanej dolegliwości.

Poza tym mieszkańców Centrum bardzo zdziwiło osobliwe
zachowanie Semjase, która umówiła się wcześniej telepatycznie z Billym na
spotkanie w nocy 10 sierpnia i ledwie się pojawiła, z miejsca odleciała bez
słowa. Przyczynę tego dziwnego zachowania Billy poznał podczas następnego
spotkania.

Po telepatycznej zapowiedzi pojawiła się swoim
siedmiometrowym statkiem w Hinterschmidrti ku radości mieszkańców Centrum,
którzy mogli ją obserwować na niebie przez krótki okres czasu. Zgodnie z życzeniem
Billy'ego miała zostawić na drzewie swojego imienia znak dla członków FIGU,
czego jednak nie zrobiła.

Drzewo Semjase, jak wspomniałem w rozdziale VII, to
rosnąca na terenie Centrum na niewielkim wzniesieniu jabłoń, którą Billy
przestrzelił wypróbowując pistolet laserowy Menary. Posiada ono trzy znaki
szczególne odróżniające je od innych drzew. Są to:

1. Otwór po
przejściu przez jego pień promienia laserowego.

2. Brak korony.

3. Ślad po
zlikwidowanym gnieździe mikrobów.

Podczas przelotu nad tym właśnie drzewem, Semjase odczuła
tak silne impulsy bólu pochodzące od Billy'ego, że aż krzyknęła i ze strachu
wypuściła z rąk drążek sterowniczy, w wyniku czego zawadziła statkiem w jego
koronę. Odgłos łamanych gałęzi zwrócił uwagę mieszkańców Centrum, którzy nie
mogli jednak zobaczyć, kto jest tego sprawcą, ponieważ Semjase zdążyła w porę
włączyć ekran ochronny.

Jak już wspomniałem, nie kontrolowane impulsy bólu
wysłane przez Billy'ego zostały odebrane i zarejestrowane przez Semjase. Ich
dokładna

277

analiza wykazała, że ta nagła dolegliwość Billy'ego ma
konkretną przyczynę.

W tych okolicznościach doszła do wniosku, że zaplanowane
spotkanie nie powinno się odbyć. Wspólnie z Quetzalem postanowiła wyjaśnić, co
się stało. Okazało się, że ów owad był sztucznym tworem, wewnątrz którego
znajdowało się gniazdo bakterii, którymi zainfekowano Billy'ego poprzez
wprowadzenie ich do jego organizmu za pomocą specjalnego urządzenia w kształcie
strzykawki. Krótko mówiąc, było to wyrafinowane urządzenie skonstruowane przez
przybyszy z gwiazdozbioru Pegaza. To oni skierowali je w kierunku Billy'ego, a
następnie zdalnie nim sterując wstrzyknęli mu z jego organizmu bakterie
chorobotwórcze, by go nimi zarazić, co im się znakomicie udało. Ale to
nie wszystko. Za pomocą tego sztucznego owada wśród gałęzi drzewa istoty te
umieściły ponadto gniazdo owych bakterii, aby w ten sposób rozprzestrzenić te zarazki
po całej Ziemi. Zdaniem Quetzala wywoływały one nieznaną nam chorobę, która
mogła okazać się tragiczna w skutkach, gdy nie szybka interwencja Semjase.

Podczas następnego spotkania Billy otrzymał przywilej
zlikwidowania gniazda tych bakterii na drzewie. Oto odpowiedni fragment jego
rozmowy z Semjase na ten temat pochodzący z zapisu spotkania, które odbyło się
24 sierpnia 1977 roku:

SEMJASE: Jak wiesz,
mój statek wyposażony jest w różnego rodzaju broń, na przykład pistolet
promienny, jakim zrobiłeś dziurę w drzewie. Wypalając powierzchnię drzewa
zniszczę to gniazdo. Spójrz tutaj na ekran.

BILLY: A czy ja
mógłbym to zrobić?

SEMJASE: Przecież
nigdy tego nie robiłeś.

BILLY: Mimo to
chciałbym spróbować.

SEMJASE: Jeśli
chcesz, ale musisz zbliżyć się do drzewa. Poczekaj... tak, teraz jesteśmy w
odległości 38 metrów. Tym regulatorem możesz ustawić wymiar promienia, a tym
kierunek. Jeśli dotkniesz tego małego wybrzuszenia, wówczas uwolniona zostanie
energia z tego niewielkiego otworu w dolnej części statku. Możesz jeszcze
regulować moc promienia... o tak, aby nie uszkodzić samego drzewa. A teraz
poćwicz trochę.

BILLY: Dobrze, a co
ty będziesz robiła?

SEMJASE: Ja tymczasem
sprawdzę kilka funkcji statku, bądź ostrożny, przyjacielu, właśnie uwolniłeś
promień.

BILLY: Tak wiem, ta
wstrętna rzecz właśnie zniknęła.

SEMJASE: Nie
słuchałeś mnie... po prostu namierzyłeś cel i uwolniłeś energię.

BILLY: Właśnie tak.

278

SEMJASE: Mówiłam ci
przecież, żebyś najpierw...

BILLY: Czy coś jest
nie w porządku? Najpierw popatrz, zanim się zdenerwujesz.

SEMJASE: W
porządku... wszystko w porządku, jedynie zasięg promieniowania był zbyt duży.
Dziwi mnie, że potrafisz tak dobrze obsługiwać to urządzenie.

2.3. Trzeci atak betonowy mur

W ramach rozbudowy Centrum mieliśmy zgodnie z zaleceniami
Plejadan zbudować przestronne pomieszczenie medytacyjne. W tym celu wznieśliśmy
wspólnymi siłami między innymi mur długości około 5, wysokości 2 i o grubości
1,5 metra. Celowo wybraliśmy takie nietypowe wymiary, ponieważ mur ten został
ustawiony na wzniesieniu i musiał wytrzymać napór wód gruntowych.

Po wielu godzinach wyczerpującej pracy około 4.30 nad
ranem mur był gotowy. Mimo iż wszyscy byli bardzo zmęczeni, tryskali humorem i
byli nawet skorzy do zabaw. Herbert Runkel i ja odtańczyliśmy mimo zmęczenia
wokół niego taniec z łopatą. Nikt z nas nawet w najczarniejszych myślach nie
przypuszczał, że nasza radość będzie trwała tak krótko. Nazajutrz okazało się
bowiem, że nasz trud był daremny. Betonowy mur, z którego jeszcze wczoraj tak
się cieszyliśmy, został zniszczony. Staliśmy jak sparaliżowani, gapiąc się w
tamto miejsce i nie mogąc wydusić z siebie słowa. Po dłuższej chwili, gdy już
nieco doszliśmy do siebie, zgodnie uznaliśmy, że w żadnym wypadku nie mogło to
się stać w sposób naturalny. Wyglądał, jak gdyby został uniesiony w górę i
następnie zrzucony na ziemię. Jedynym wyjaśnieniem, jakie przychodziło nam do
głowy, było działanie nie znanych nam sił.

Zagadka ta została wyjaśniona dokładnie tydzień później
przez Plejadan. Podczas spotkania w niedzielę 4 września 1977 roku, na które
wyjątkowo przybyli razem Ptaah, Semjase i Quetzal, ten ostatni wyjaśnił, co się
stało.

Wrogo usposobiona Inteligencja Giza wszelkimi sposobami
usiłowała przeszkodzić nam w budowie pomieszczenia medytacyjnego. Zaaranżowała
wszystko w taki sposób, aby jej ingerencja wyglądała na działanie naturalnych
sił przyrody. Zlikwidowała wszelkie dowody świadczące o jej udziale, wiedząc,
że sprzymierzeńcy Billy'ego będą starali się ustalić sprawcę. Ów betonowy mur
wydawał się jej odpowiednim obiektem do rozpoczęcia dzieła zniszczenia.
Podobnie jak poprzednim razem pomagały jej złośliwe istoty z gwiazdozbioru
Pegaza.

Początkowo jedna z nich wysłana została na przeszpiegi do
Centrum. Jak się później okazało, Billy i Renato wytropili ją na terenie
Centrum poprzed-

279

niej nocy. Według Billy'ego miała ona 1,80 metra wzrostu.
Szczególną uwagę zwracały jej świecące w ciemności oczy wielkości podstawek pod
piwo. Kiedy zorientowała się, że została dostrzeżona, zniknęła bezgłośnie,
wznosząc się nad Ziemię.

Właściwy atak nastąpił 30 sierpnia 1977 roku około
godziny 4. nad ranem. Istoty z Pegaza sprowadziły do Centrum specjalny wibrator
i umieściły go bezpośrednio przy murze, po czym jedna z nich uruchomiła go
przy pomocy sił umysłu, ponieważ członkowie Inteligencji Giza nie byli w stanie
tego zrobić. Dalej wszystko poszło już jak z płatka. Wibrator wykorzystujący
mikrofale wytworzył potężną falę, która w ciągu kilku sekund wyrwała mur z fundamentów,
uniosła go w górę i cisnęła nim o ziemię.

Zdaniem Quetzala wibracje tego urządzenia są śmiertelne
dla każdej żywej istoty. To zabójcze działanie objawia się w postaci
błyskawicznie postępującego procesu starzenia się. Gdyby coś takiego spotkało
kogoś, byłaby to sensacja na skalę światową, którą trudno byłoby zataić.

Na szczęście nikt z nas nie odniósł podczas tej akcji
żadnej szkody i była ona ostatnią skierowaną przeciwko nam, w której udział
brały istoty z Pegaza, o co zatroszczył się osobiście ojciec Semjase Ptaah,
który pojmał je i jak to się u nas mówi, złożył im propozycję nie do
odrzucenia, odsyłając je na ich ojczystą planetę.

2.4. Czwarty atak uderzenie fali dźwiękowej

(według Bernadetty Brand)

18 lutego 1978 roku w sąsiedztwie Schmidrti odbywało się
wesele i jak jest w zwyczaju w Szwajcarii, z jego okazji wczesnym rankiem
oddano trzy strzały. Dwie lub trzy sekundy po trzecim wystrzale nad dachem
naszego domu w Hinterschmidrti rozległ się niesamowity grzmot, który zatrząsł
całym budynkiem. Billy odniósł wrażenie, że to uderzenie fali dźwiękowej, jaka
powstaje podczas przekraczania

18 lutego 1978 roku w sąsiedztwie Schmidrti odbywało się
wesele i jak jest w zwyczaju w Szwajcarii, z jego okazji wczesnym rankiem
oddano trzy strzały. Dwie lub trzy sekundy po trzecim wystrzale nad dachem
naszego domu w Hinterschmidruti rozległ się niesamowity grzmot, który zatrząsł
całym budynkiem. Billy odniósł wrażenie, że to uderzenie fali dźwiękowej, jaka
powstaje podczas przekraczania przez samolot bariery dźwięku, gdyż kilka razy
przeżył już coś takiego.

Raz miało to miejsce w czasie, gdy znajdował się w starej
chacie na pustyni w Iranie nie opodal Zahedanu. Pod wpływem nagłego impulsu
wybiegł z niej i pobiegł na oślep przed siebie. Oddaliwszy się na odległość
około 150 metrów od niej, usłyszał w pewnym momencie wycie samolotu
odrzutowego. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegał jego odgłos, i ujrzał
lecący na niewielkiej wysokości samolot, który kilkaset metrów od chaty
wystrzelił nagle w górę, przeleciał nad nią i przeraźliwie zaryczał. Dźwięk ten
przetoczył się nad Billym, który ujrzał, jak chata, z której przed chwilą
wybiegł, w ciągu ułamka sekundy skurczyła się i uniosła w górę w tumanie kurzu.

280

Grzmot, który rozległ się rankiem 18 lutego 1978 roku w
Hinterschmidruti, brzmiał tak samo. Billy oznajmił nam, że budynkowi Centrum
mogło przytrafić się to samo, co tamtej chatce na pustyni.

To, że tak się nie stało, zawdzięczamy głównie żonie
Billy'ego, Kalliope, która od kilku dni przebywała w szpitalu, gdzie miała być
poddana operacji chirurgicznej. Ponieważ Billy bardzo się o nią martwił, był
pod stałą obserwacją Quetzala i Menary, którzy stali się dzięki temu świadkami
tego zdarzenia i z miejsca wkroczyli do akcji. Dzięki ich pomocy dosłownie w ostatniej
chwili to zagrożenie zostało zlikwidowane. W chwili tego zdarzenia Quetzal
przebywał w towarzystwie Menary tuż nad Centrum w swoim statku, który był
całkowicie niewidoczny dzięki ekranom ochronnym.

Po pierwszych dwóch salutach od południa nadleciał zdalnie
sterowany trójkątny statek kosmiczny Inteligencji Giza, który zatrzymał się na
wysokości około 60 metrów nad budynkiem Centrum, aby w chwili trzeciego
wystrzału wzbić się pionowo w górę z dwukrotną prędkością dźwięku.

Quetzal natychmiast zorientował się, o co chodzi, i
błyskawicznie skierował swój statek nad dach budynku, aby wytłumić potężną falę
uderzeniową. Zrobił to mimo niebezpieczeństwa uszkodzenia lub nawet zniszczenia
swojego statku, do czego na szczęście nie doszło.

Statek Quetzala wytrzymał uderzenie fali dźwiękowej
rozpraszając ją i zmniejszając jej moc. Gdyby nie jego interwencja budynek
Centrum z całą pewnością ległby w gruzach grzebiąc w środku wiele ofiar,
którymi mogli być: Billy i jego troje dzieci, Elsi Moser, Margarete Rosę, Jacobus
Bertschin-ger oraz Engelbert i Maria Wachterowie z dwójką dzieci, Connym i
Rolfem.

W odpowiedzi na ten atak Menara dała nauczkę Inteligencji
Giza, której ta z całą pewnością długo nie zapomni. Otóż w drodze powrotnej
zlikwidowała ten trójkątny obiekt latający, który był jedynym zdalnie sterowanym
urządzeniem Inteligencji Giza.

2.5. Piąty atak negatywne wibracje

Poza dotychczas wymienionymi atakami wymierzonymi w
Billy'ego i jego misję Inteligencja Giza podjęła również inne bardziej
wyrafinowane działania, które polegały przede wszystkim na nieustannym
bombardowaniu wszystkich członków naszej grupy negatywnymi impulsami. W
zależności od odporności reakcje poszczególnych osób były bardzo różne. W
następstwie tego długofalowego ataku:

a) nie wszystkim członkom
grupy udało się zmobilizować wszystkie siły obronne, w wyniku czego doszło
wielu nieporozumień,

b) liczba naszych
wrogów zaczęła rosnąć.

281

Zaatakowane w ten sposób osoby nie miały oczywiście
najmniejszego pojęcia, że ich zachowanie jest efektem nikczemnych knowań
Inteligencji Giza.

2.6. Szósty atak szok psychiczny

30 marca 1978 roku nastąpił punkt kulminacyjny knowań
Inteligencji Giza. Tego dnia po południu grupa ta poszła na całość, dokonując
haniebnego zamachu na życie Billy'ego. Został on przeprowadzony w czasie złego
stanu jego zdrowia, w efekcie którego jego psychiczna blokada ochronna była
znacznie osłabiona.

Nie chcę tutaj przytaczać szczegółowego przebiegu tego
zdarzenia, bowiem jest ono bardzo złożone, w związku z czym proszę mi to wybaczyć.
Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że ten zamach miał charakter wymuszonego
szoku psychicznego. Jego intensywność i zakres były tak ogromne, że zwykły
człowiek przypłaciłby go co najmniej atakiem serca.

Nawet sami Plejadanie nie potrafili powiedzieć, jak to
się stało, że Billy to wytrzymał. Po tym zdarzeniu stwierdzili z niepokojem, że
w tego rodzaju sytuacjach musi on liczyć wyłącznie na własne siły. Ponadto
przestrzegli go przed kolejnymi zamachami tego rodzaju, bowiem nic nie
wskazywało na to, aby Inteligencja Giza miała zaniechać prób wyłączenia go z
gry.

Wkrótce potem Plejadanie uznali, że nie mogą już dłużej
pozostawiać go bez ochrony, i podjęli właściwe działania, które naszym zdaniem
powinny były być podjęte dawno temu. Ich celem było położenie ostatecznego
kresu tej makabrycznej grze.

W maju 1978 roku rozpoczęły się skomplikowane
przygotowania do tej jedynej w swoim rodzaju akcji Plejadan, która miała pełne
poparcie Wysokiej Rady. W związku z tym Ptaah i Quetzal mieli pełne ręce
roboty z lokalizowaniem miejsc kryjówek członków Inteligencji Giza.

W czasie akcji oczyszczającej z jej najlepiej strzeżonej
siedziby kwatery głównej znajdującej się pod piramidami w Gizie wypędzono
około 2100 osobników. Zlikwidowano wszystkie znajdujące się tam urządzenia oraz
statek kosmiczny, zaś pomieszczenia wypełniono materiałem skalnym, aby
uniemożliwić ich ponowne wykorzystanie. Po zlikwidowaniu pozostałych punktów
wypadowych Inteligencji Giza na Ziemi oraz w innych miejscach Układu
Słonecznego wszystkich jej członków deportowano dużym statkiem kosmicznym na
odległą planetę w galaktyce położonej w obszarze Neber.

2.7. Siódmy atak dziwne zjawisko świetlne

Ostatni atak Inteligencji Giza nastąpił kilka lat po
deportacji i był zupełnie nieoczekiwany. Tym razem miał charakter dziwnego
zjawiska

282

świetlnego, które 14 i 15 sierpnia 1982 roku wieczorem z
terenu Centrum zaobserwował Billy oraz częściowo ówczesna członkini naszej
grupy pani Pfeiffenberger.

W niedzielę w nocy 15 sierpnia na niebie ukazał się bardzo
duży jaskrawy obiekt świetlny podobny do mgły, który wykonywał dziwne ruchy
sprawiające, że wyglądał jak olbrzymia ręka sięgającą w kierunku ogrodzenia
biegnącego wokół domu.

Co było bardzo dziwne, to zjawisko-twór unikał światła,
na przykład lampy oświetlającej podwórze, i wysyłał w kierunku Billy'ego bardzo
silne negatywne wibracje.

Noc wcześniej obok wozowni pojawiły się dwa podobne
zjawiska, lecz

0 czerwonym odcieniu, a godzinę później jaskrawo zielone
otoczone białą koroną, z której wyłoniła się świecąca czerwona postać. Całe
powietrze wokół opalizowało i przesiąknięte było zapachem siarki. Wszystko to
trwało około 15 sekund. Billy powiedział potem:

Gdy wybiegłem za róg domu, zobaczyłem poruszający się
opalizujący twór, który zaraz potem przekształcił się w obracający się wir,
który bardzo szybko jakby zgęstniał i skierował się w kierunku lasu, gdzie
zniknął pośród gałęzi.

Co miał oznaczać ten spektakl i kto za nim stał? I tym
razem ściągnięto na pomoc Plejadan. Po skomplikowanych poszukiwaniach udało im
się w końcu wyjaśnić to skomplikowane zjawisko. Od Quetzala dowiedzieliśmy
się, że jedynie dzięki samokontroli Billy'ego i jego niezwykłym siłom należy
zawdzięczać fakt, że ani on, ani nikt inny z jego przyjaciół nie odniósł
żadnych szkód.

Jak stwierdził Quetzal, te osobliwe zjawiska świetlne
wywołane zostały za pomocą klosza energetycznego utworzonego nad Centrum, który
skupiał

1 wysyłał do
swojego wnętrza niezwykle silne szkodliwe promieniowanie wymierzone w
mieszkańców Centrum. Działanie promieniowania miało charakter trójstopniowy w
zależności od wielkości jego dawki wchłoniętej przez ofiarę. Porażenie
nieznaczną dawką tego negatywnego promieniowania miało sprawić, że dana osoba
zaneguje wszelkie prawa i zasady i zacznie przejawiać silne skłonności do
fanatyzmu. Średnia dawka miała doprowadzić ofiary do obłędu, zaś wchłonięcie
pełnej dawki wywołać ich śmierć.

Aby zapobiec tego rodzaju skutkom, Plejadanie podjęli
odpowiednie kontrdziałania. W tym celu stacjonujące już od dłuższego czasu
wysoko w atmosferze nad Centrum urządzenie telemetryczne wyposażone zostało w
dodatkowe przyrządy wysyłające do jego mieszkańców ochronne wibracje mające
charakter okrycia głowy swego rodzaju kapelusza z szerokim rondem o średnicy
34,2 centymetra.

283

W tym miejscu nasuwa się pytanie, co z tym wszystkim ma
do czynienia Inteligencja Giza, skoro w maju 1978 roku została w komplecie
deportowana na odległą planetę. Okazało się jednak, że pewien jej odłam
wygnany z Ziemi przed wieloma wiekami osiedlił się na planecie Saban, gdzie
stworzył własne społeczeństwo. Ta nieżyczliwa planeta należy do niewielkiego
układu planetarnego zwanego Karan położonego w odległości około 2,8 miliona lat
świetlnych od Ziemi. Jej społeczność nie zaniechała swoich wrogich działań i
cały czas była w kontakcie telepatycznym ze swoimi sprzymierzeńcami. Jak więc
widać, Inteligencja Giza nawet po deportacji była wspierana i wspomagana w
swoich działaniach. Sabanie stworzyli wyjątkowo wyrafinowaną technikę, która
pozwalała im wysyłać negatywne wibracje na odległość wielu milionów lat
świetlnych nawet do najmniejszych celów. To jednak nie wszystko. Istoty te
doszły do takiej perfekcji, że były w stanie zlokalizować na Ziemi obiekt
wielkości muchy. Jeśli chodzi o wytworzony przez Saban klosz energetyczny nad
Centrum, Plejadanie bardzo szybko zorientowali się, że jego źródło znajduje się
poza Ziemią, daleko w kosmosie, czego ponad wszelką wątpliwość dowodziły
analizy Quetzala. Nie wiedzieli jednak gdzie.

Aby ostatecznie zlokalizować miejsce pochodzenia tych
wibracji, Plejadanie przeprowadzili w kosmosie gigantyczną akcję
poszukiwawczą, w której uczestniczyło prawie 11.000 obiektów latających
wyposażonych w najnowocześniejsze urządzenia namiarowe. Ta zakrojona na
szeroką skalę akcja uwieńczona została w końcu sukcesem. Stwierdzono, że
urządzenie nadawcze umieszczone było na wspomnianej planecie Saban.

Na koniec tej historii przedstawiam fragment rozmowy
Billy'ego z Quet-zalem, którą przeprowadzili oni ze sobą podczas 179 spotkania
w piątek 22 października 1982 roku.

QUETZAL: Aby całkowicie wyeliminować niebezpieczeństwo ze
strony Saban, musieliśmy zlikwidować wszystkie ich urządzenia, z czym mieliśmy
duże trudności, ponieważ tak je zabezpieczyli, że przy ich niszczeniu
moglibyśmy spowodować ogólnoświatową katastrofę o nieobliczalnych
następstwach. Dlatego też w ciągu minionej nocy musieliśmy włączyć do działań
specjalne grupy, które ograniczyły zasięg katastrofy, odwracając ją.

BILLY: O ile cię dobrze zrozumiałem, miało to być coś w
rodzaju bomby zegarowej. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie możecie zniszczyć
urządzeń, skoro byliście w stanie zastopować przebieg katastrofy.

QUETZAL: Całość jest skonstruowana w tak wyrafinowany
sposób, że katastrofa rozpocznie się, jak tylko przebieg czasu zostanie przerwany

284

i urządzenia zniszczone. Jedyną możliwością jest
przebiegunowanie przebiegu czasu. Dopiero wówczas niebezpieczeństwo zostanie
zażegnane i będziemy mogli rozpocząć eliminację. Zagrożenie polegało na
przekształceniu całej planety w energię jak w przypadku eksplozji bomby typu
"Overkill". Ale i tę groźbę wyeliminowaliśmy, bowiem przebieg czasu można
odwrócić. Według ich obliczeń w najbliższą niedzielę [24 października 1982
roku] o godzinie 14.11 i 8 sekund ma on osiągnąć punkt wyjścia. Dopiero po
tym czasie będziemy mogli rozpocząć eliminację, co zajmie nam 46 minut. Tak
więc dopiero w niedzielne popołudnie około godziny 15. wszystko powróci do
normy i negatywne wibracje ustaną.

Mogliśmy wreszcie odetchnąć z ulgą, bowiem dzięki pomocy
naszych pozaziemskich przyjaciół udało się ostatecznie zlikwidować wrogie
działania Inteligencji Giza.

285

XV CZEGO
CHCĄ OD NAS ISTOTY POZAZIEMSKIE?

1. Skąd pochodzą NOLe i co wiemy o ich
załogach?

Odpowiadając na to pytanie, na samym wstępie należy
ustosunkować się do dość popularnego poglądu mówiącego, że źródła pochodzenia
pozaziemskich obiektów latających należy szukać w naszym układzie planetarnym.
Opierając się na wyjaśnieniach Plejadan, którzy znakomicie orientują się w
stosunkach panujących na naszej planecie, należy stwierdzić, co następuje:

1. W czasach
prehistorycznych oprócz Ziemi zamieszkałe były jeszcze dwie inne planety Układu
Słonecznego, a mianowicie tak zwana Czerwona Planeta, czyli Mars, oraz
legendarna Malona. Ta ostatnia, jak już podałem w rozdziale XII, została
całkowicie zniszczona przed około 75.000 lat wskutek działań wojennych jej
mieszkańców. Od tego czasu jej szczątki krążą wokół Słońca jako pas asteroid
między orbitami Marsa i Jowisza, stanowiąc ostrzeżenie przed tym, do czego może
doprowadzić wzajemna nienawiść i przemoc. Obie planety zamieszkałe były przez
ludzkie formy życia.

2. Obecnie w
Układzie Słonecznym żadna inna planeta poza Ziemią nie jest zamieszkała.
Poszczególne planety znajdują się w całkowicie różnych stadiach rozwoju. Niektóre
z nich nie mogą już z racji wieku stworzyć

286

odpowiednich warunków do rozwoju i istnienia życia, inne
zaś są jeszcze w stadiach, w których co prawda istnieją już na nich najniższe
formy życia, lecz potrzeba jeszcze milionów lat, aby wytworzyły się z nich
formy wyższe.

3. Wbrew wielu
twierdzeniom, w całym Systemie Słonecznym nie ma żadnych półduchowych form
życia ani też wyższych - - czysto duchowych.

4. W Układzie
Słonecznym istnieją jedynie bazy zbudowane i obsługiwane przez istoty
pozaziemskie będące punktami wypadowymi dla różnego rodzaju ekspedycji
naukowo-badawczych. Poza tym tego typu bazy istnieją również na Ziemi, gdzie są
doskonale ukryte i zabezpieczone. Nie ma prawie żadnych szans, abyśmy mogli je
zlokalizować przy pomocy posiadanych przez nas obecnie urządzeń. Na przykład od
300 lat istnieje w masywie górskim w Szwajcarii jedna z trzech ziemskich baz
Plejadan. Druga znajduje się na Dalekim Wschodzie, trzecia zaś w Ameryce.

Wszystkie pozaziemskie rasy uczestniczące w
jedenastoletnim okresie kontaktów, w latach 1975-1986, pochodzą z systemu Wegi
w gwiazdozbiorze Lutni oraz gromady gwiazd zwanej Plejadami. Wszystkie
pozostałe istoty odwiedzające Ziemię zamieszkują sąsiednie układy planetarne w
stosunku do naszego, a nawet położone w odległych rejonach wszechświata.

Pozaziemskie odwiedziny nie są wymysłem ani też bajką
pochodzącą z filmów i książek science-fiction. Otóż w samej naszej galaktyce
zwanej Mleczną Drogą istnieje około 7,5 miliarda ludzkich cywilizacji, z
których spora część opanowała na tyle technikę lotów kosmicznych, że mogą one
bez trudu przybywać na Ziemię.

Ziemianie nie są więc jedynymi ludzkimi istotami
powstałymi w wyniku aktu stworzenia, bowiem zgodnie z Genesis "Człowiek"
nie jest żadnym wyjątkowym zjawiskiem w nieskończonym wszechświecie, a wręcz
przeciwnie. Kreacja stworzyła 79, czyli 40.353.607, czystych ras
ludzkich, które z biegiem lat wymieszały się ze sobą osiągając liczbę rzędu
wielu miliardów. Co się tyczy ich budowy, mogę jedynie powtórzyć to, co
podałem na temat Plejadan w rozdziale III: Pozaziemskie istoty nie są żadnymi
potworami, niebiańskimi zjawami czy też istotami obdarzonymi magiczną mocą
niczym nasi bajkowi czarodzieje. Są to istoty z krwi i kości, takie same jak
my. Określenie "pozaziemskie" nie powinno więc być mylone z pojęciem
"nadziemskie", czyli nadprzyrodzone.

Wszyscy ludzie w całym wszechświecie posiadają ciało z
krwi i kości jak my, choć z licznymi anatomicznymi różnicami. Są one często
większe, niż

287

tylko kolor skóry, na przykład układ oczu, dwie lub
więcej rąk etc. Biorąc te różnice pod uwagę, możemy stwierdzić, że różnorodność
ludzkich form życia jest ogromna. Nie możemy oczekiwać, że wszystkie one
wyglądają tak samo jak my, Ziemianie, mimo to około 95 % z nich posiada wygląd
podobny do naszego, choć wielu z nich brakuje nieco do naszego ideału. Wiele z
nich z pewnością wydałoby się nam obcych, inne zaś egzotyczne, bowiem mało
która ma idealnie wyważone proporcje.

Jeżeli chodzi o wzrost, mamy do czynienia zarówno z
karłami, począwszy od 40 cm, jak i olbrzymami mierzącymi po kilka metrów.
Jeszcze więksi od nich są tytani dochodzący do 12 m.

Podobnie liczna jest różnorodność kolorów ludzkiej skóry.
Kreacja stworzyła ich łącznie 73, czyli 343. Większości z nich
Ziemianie jeszcze nigdy nie widzieli. Ta paleta barw zawiera również kolor
zielony. Wspominam o tym, bowiem w wielu gazetach stale wyszydza się "zielone
ludziki", a następnie za pomocą tego zwrotu ośmiesza ludzi
zainteresowanych zjawiskiem UFO.

Pomiędzy poszczególnymi rasami istnieją również ogromne
różnice w długości czasu życia. Jedne osiągają wiek setek, inne wielu tysięcy
lat (ziemskich), a jeszcze inne nawet więcej. Wszystkie istoty są jednak
śmiertelne w sensie życia cielesnego, bowiem zgodnie z prawami przyrody
wszystko podlega nieustannemu procesowi zmian, powstawania i przemijania,
narodzin i śmierci.

Poza tym istoty pozaziemskie posiadają prawie takie same
cechy jak my i to zarówno pozytywne, jak i negatywne. Podobnie jak my
popełniają błędy.

Pod względem ewolucyjnym cywilizacje ludzkie istniejące w
naszym wszechświecie znajdują się na bardzo różnym etapie rozwoju. Jedne wiodą
żywot ludzi epoki kamiennej tocząc nieustanne walki ze sobą, inne zaś są na
najwyższych szczeblach rozwoju duchowego. Są dwie podstawowe przyczyny tego
stanu rzeczy:

1. Rozpoczynanie
rozwoju ewolucyjnego w różnym czasie, często w ostępach wynoszących nawet
dziesiątki milionów lat.

2. Kroczenie
różnymi drogami na drodze rozwoju ewolucyjnego, mimo iż wszystkie one prowadzą
w tym samym kierunku, to znaczy, poszczególne fazy rozwoju pokonywane są w
różny sposób i w różnych okresach czasu. Inaczej mówiąc, los poszczególnych
narodów oraz jednostek zależy od nich samych, zarówno po względem ich rozwoju
materialnego, jak i duchowego.

Zatem każdy człowiek decyduje sam o tym, czy chce
postępować zgodnie z prawami i nakazami Kreacji.

288

W niezmierzonej przestrzeni kosmicznej oprócz pokojowo
usposobionych inteligencji istnieją również rasy wrogie i agresywne. Dlaczego
wysoko rozwinięte pod względem technicznym rasy zachowują się jak przysłowiowi
barbarzyńcy wykorzystujący każdą okazję do podboju słabszych cywilizacji,
trudno wyjaśnić. Postępowe rasy w znacznym stopniu ograniczyły swoją
agresywność lub kontrolują ją, unikając mieszania się w wojenne rozgrywki.

Jeżeli cywilizacjom ludzkim uda się zaniechać działań
wojennych, pokonać choroby i inne zagrożenia, a także postępować zgodnie z
prawami natury, wówczas ich życie stanie się znacznie szczęśliwsze, bardziej
udane, niż ma to miejsce w naszym przypadku.

Niezależnie od różnic wszyscy ludzie we wszechświecie
mają jedno wspólne zadanie, inaczej mówiąc, sens życia ich wszystkich jest taki
sam. W ten oto sposób dotarliśmy do jednego z najistotniejszych problemów
istoty życia: Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy? W jakim celu? Co się dzieje
po śmierci? I w końcu najważniejsze pytania: Po co człowiek w ogóle żyje?

Niektórzy ludzie zdziwieniem reagują na tego rodzaju
pytania, bowiem na co dzień nie zaprzątają sobie głowy takimi filozoficznych
dywagacjami. Ludzi takich porównać można do pacjentów, który dopiero gdy
zachorują, zaczynają się zdawać sobie sprawę, że problem chorób dotyczy ich
również. Dopóki są zdrowi, nie myślą, że kiedyś mogą sami zachorować.

Co się dzieje z ludźmi żyjącymi szczęśliwie i bez trosk,
w bogactwie i dobrobycie? Uważają oni, że nie ma najmniejszej potrzeby rozważać
tego rodzaju filozoficznych problemów, bowiem są przekonani, że i tak osiągną
to, czego będą chcieli. Po cóż wiec im takie dywagacje. Wszystko jednak może
się zmienić, gdy ich karta nagle się odwróci. Właściwie to godnym pożałowania
jest fakt, że dopiero w sytuacji krytycznej człowiek uzmysławia sobie sens
swojego istnienia.

Odwrotnie jest z ludźmi ubogimi, którzy żyją często na
skraju egzystencjalnego minimum.

Na szczęście dzięki wibracjom Ery Wodnika coraz więcej
ludzi, coraz częściej i coraz wnikliwiej będzie rozważało z wewnętrznej
potrzeby ten problem.

1.1. Sens ludzkiego istnienia

Chociaż Kreacja jest czymś najdoskonalszym, co człowiek
zna lub wydaje mu się, że zna, podlega ona procesowi nieustannej przemiany. Być
może zabrzmi to absurdalnie, ale do tego celu niezbędna jest jej pomoc
wszystkich ludzi. Dlatego też energia duchowa Kreacji nieustannie wy-

289

twarzą nowe, niewielkie skupiska dusz, które zamieszkują
ludzkie ciała. Owe duchowe ludzkie formy ożywiają ludzkie ciała, które nie
mogłoby bez z nich w żaden sposób egzystować. Zgodnie z prawem Kreacji sens
ludzkiego życia sprowadza się wyłącznie do duchowej ewolucji. Każda duchowa
forma zamieszkująca ludzkie ciało musi przejść przez niezliczoną ilość
inkamacji, począwszy od niedoskonałej

młodej formy aż do duchowego ideału, który w końcowym
etapie wraca do początku jednocząc się z Kreacją. Droga ewolucji wiedzie przez
wiele przeszkód. Każdy człowiek mimo wielu wspólnych cech z innymi stanowi
oddzielną formę bytu i sam obiera własną drogę rozwoju. Oznacza to, że w celu
dokonania się pełnej duchowej ewolucji pojedyncze życie Człowieka jest zbyt
krótkie, w związku z czym musi się on nieustannie odradzać aż do osiągnięcia
celu.

1.2. Co się dzieje z człowiekiem po śmierci?

Gdy człowiek umiera, jego ciało rozpada się na części
składowe, zaś zamieszkujący je duch mylnie określany nieśmiertelną duszą
przechodzi do innego świata zwanego zaświatami, gdzie gromadzone są, oceniane i
przetwarzane wszystkie przeżycia i doświadczenia zebrane w danym wcieleniu.
Informacje te nigdy nie giną i stają się cząstką danej duszy, stanowiąc obraz i
dowód jej drogi do prawdy i mądrości.

Zaświaty nie znajdują się w jakimś nieznanym rejonie
wszechświata, lecz stanowią powłokę otaczającą każde zamieszkałe ciało
niebieskie. W przypadku Ziemi jest to obszar położony w obrębie naszej
atmosfery podzielony na siedem różnych sfer ewolucyjnych. Po śmierci ludzka
duchowa forma kierowana jest na odpowiedni poziom w zależności od stopnia jej
rozwoju duchowego.

Po pewnym czasie proces przetwarzania informacji dobiega
końca i duch może ponownie opuścić ten obszar i wcielić się w nowe ciało. Oto
odpowiedni cytat z Życia i śmierci:

W czasie niezliczonych inkamacji duch wzbogacany
jest kawałek po kawałku o takie wartości jak logika, doświadczenie, miłość,
wiedza, prawda, mądrość etc. Drobina po drobinie gromadzi on bogactwo
wyznaczające jego doskonałość. Droga prowadząca do jej osiągnięcia pełna jest
niewysłowionego trudu, wyrzeczeń, cierpienia, radości i miłości w czasie
niezliczonych lat życia.

Kreacja (energia duchowa Kreacji, wszechmocna siła
Kreacji) stara się zapewnić każdemu człowiekowi wszelkie niezbędne warunki do
kroczenia

290

obraną przezeń drogą, natomiast to, jak będzie on
postępował w trakcie jej przemierzania, to już jego sprawa. Nie zabiega więc o
pełną kontrolę jego życia, lecz zostawia mu swobodę kierowania własnym losem. W
związku z tym człowiek jest sam odpowiedzialny za swoje myśli i czyny zgodnie z
powiedzeniem: "Każdy człowiek jest kowalem swojego losu".

1.3. Co to jest Kreacja i kim jest Bóg?

Kreacja oznacza ducha Kreacji, energię ducha Kreacji,
świadomość uniwersalną i inne tego typu pojęcia.

Kreacja to nieograniczona masa czystej energii
wypełniającej nasz wszechświat. Jest ona nie uformowaną i najpotężniejszą siłą
w całym wszechświecie, niepojętą w swojej wiedzy, mądrości, prawdzie, miłości,
logice, sprawiedliwości etc. Kreacja jest stwórcą wszelkich rzeczy, co oznacza,
że jest twórcą wszystkich światów oraz bytów.

Jedyny Bóg, o którym mówią niektóre religie, to właśnie
Kreacja. Natomiast słowo Bóg oznacza króla mądrości i jest odpowiednikiem
staro-lirańskiego pojęcia Jszwjsz (JHWH) oznaczającego ludzi o niezwykłej
wiedzy, umiejętnościach i mądrości, którzy dzięki swej sile duchowej stawali
się przywódcami niczym nasi królowie lub cesarze.

Pojęciem Boga jeszcze dziś określa się istoty
pozaziemskie posiadające tego typu umiejętności. Sam Immanuel (Jezus Chrystus)
powiedział: "Bóg jest człowiekiem jak każdy. Nad Bogiem, znacznie wyżej od
niego, jest Kreacja, ta zaś jest niezmierzoną tajemnicą".

Tak więc Bóg i Kreacja nie są tym samym. Bóg nie ma
żadnego wpływu na życie duchowe człowieka.

2. Dlaczego istoty pozaziemskie odwiedzają
nas na Ziemi?

Od chwili opanowania techniki podróży kosmicznych, ludzka
rasa dąży nieustannie do poszerzenia swoich horyzontów. Nic więc dziwnego, że
naszą planetę odwiedza tak wiele różnych pozaziemskich inteligencji. Na
pytanie, co je tu sprowadza, istnieje wiele odpowiedzi:

a) Nieznaczny
procent wszystkich odwiedzin ma charakter jednorazowy, często wynikają one z
kłopotów technicznych wymagających przymusowego lądowania.

b) Czasami jest
to efekt niedostatecznego opanowania
techniki lotów kosmicznych objawiający
się błędami w nawigacji w czasoprzestrzeni.

c) Inni
przybywają do nas z czystej ciekawości, zbaczając nieraz z trasy swojego lotu,
gdy tylko nasza błękitna planeta znajdzie się w jej pobliżu.

291

d) Niekiedy są to
grupy zwiadowcze z kosmosu, których zadaniem jest sprawdzenie, czy nasza
planeta jest zamieszkała i jeśli nie, to czy nadaje się do zamieszkania.

e) Od czasu do
czasu, ale niezbyt często, pozaziemscy goście wydobywają na Ziemi pewne
pierwiastki, które nie występują na ich planecie. Nie oznacza to jednak, że uważają
naszą planetę za kopalnię.

f) Inną ważną
przyczyną było wejście naszej planety w epokę atomową poprzez zrzucenie bomb na
Hiroszimę i Nagasaki oraz niezliczone próbne wybuchy jądrowe, które nastąpiły
potem. Ten. f akt postawił kosmiczne siły bezpieczeństwa w stan gotowości.

g) Największa
część odwiedzin ma charakter naukowo-badawczy. Przybysze dyskretnie gromadzą
okazy występujących u nas roślin, minerałów, a po zakończeniu badań opuszczają
naszą planetę.

h) Wiele cywilizacji przybywa na naszą planetę, aby badać
nasz styl życia i kulturę, głównie w celach porównawczych, aby zobaczyć, jak
mogła wyglądać ich droga lub czego unikać, aby nie popełniać naszych błędów
etc.

i) Główną przyczyną odwiedzin pozaziemskich przybyszy
jest jednak Człowiek. Przy tej okazji zdarza się, że z konieczności
nawiązują oni kontakt z niektórymi Ziemianami. Kontakty takie są z reguły
krótkotrwałe, w rzadkich przypadkach trwają kilka miesięcy lub lat. Czasami
Ziemianie zabierani są przez załogi pozaziemskich statków kosmicznych składające
się z robotów lub androidów do ich wnętrza, gdzie poddawani są różnorodnym
badaniom. Po ich zakończeniu "ludzkie króliki doświadczalne" wypuszczane
są na wolność. Osoby te w wyniku blokady pamięci z reguły prawie wcale lub
bardzo słabo pamiętają to niezwykłe zdarzenie. Dobry hipnotyzer jest jednak w
stanie odblokować je i wywołać z pamięci, jak to miało miejsce w przypadku
małżeństwa Berty i Barneya Hillów w USA.

Jak wcześniej wspomniałem, nie wszystkie istoty
pozaziemskie są usposobione pokojowo. Istnieje spora grupa złowrogich istot
owładniętych niepohamowaną żądzą władzy, które przemierzają przestrzeń
kosmiczną, próbując podporządkowywać sobie różne planety. Niektórym z nich
udaje się również docierać do Ziemi. Przemoc jest dla nich sprawą naturalną,
dlatego też nie wahają się przed uprowadzaniem ludzi. Najgorszą rzeczą, jak
może się przydarzyć pojmanej osobie, to uprowadzenie na obcą planetę, gdzie
może zasilić szeregi niewolników.

Uprowadzenia Ziemian przez istoty pozaziemskie zdarzają
się na szczęście bardzo rzadko, w związku z czym nie warto się nad tym
rozwodzić.

292

j) Na koniec należy wymienić wszystkie te istoty, którym
leży na sercu nasze dobro i które niosą nam pomoc. Dotyczy to przede wszystkim
Plejadan i ich sprzymierzeńców, o których jest mowa w dalszej części.

W przeciwieństwie do często głoszonych opinii muszę
podkreślić z całą mocą, że istoty pozaziemskie, niezależnie od tego, skąd
pochodzą, nie przybywają na Ziemię jako wysłannicy Boga bądź aniołowie i w
żadnym stopniu nie mają wpływu na los człowieka czy też całych narodów. Nic
takiego nigdy nie miało miejsca i nie będzie miało w przyszłości.

3. Cel działalności Plejadan i ich
sprzymierzeńców na Ziemi

Zainteresowanie Plejadan losem Ziemi sięga zamierzchłej
przeszłości. Wynika ono z faktu, że mamy wspólnych przodków, którzy dawno temu
przybyli na Ziemię z układu Wegi w gwiazdozbiorze Lutni. Wpłynęli na ewolucję
mieszkańców Ziemi i to zarówno w sposób negatywny, jak i pozytywny. Niestety
konsekwencje zła trwają do dzisiaj. Oczywiście nie można im przypisywać całej
winy, bowiem Ziemianie opacznie zrozumieli ich nauki, a nawet zmienili je,
przez co stali się współwinni szerzącego się zła. Z drugiej strony jednak
należy wziąć pod uwagę fakt, że gdyby nie kontakt z wiedzą i umiejętnościami
istot pozaziemskich nadal tkwilibyśmy w epoce kamiennej.

Tak więc mimo negatywnego wpływu Liran-Wegan (od których
pochodzą Plejadanie) Ziemianie nabyli wiele przydatnych wiadomości i umiejętności
niezbędnych do rozwoju.

Plejadanie czują się zobowiązani do zadośćuczynienia za
zło swoich przodków i niosą nam pomoc zgodnie z prawem natury, które mówi, że
silniejsi i mądrzejsi winni wspomagać słabszych i potrzebujących. Dlatego też
wiele wysoko rozwiniętych ras funkcjonuje w kosmosie jako pomocnicy i obrońcy
ludzkiego życia (kosmiczni strażnicy porządku) oraz duchowi nauczyciele.

Oto kilka możliwych przykładów pomocy:

1. Jeżeli
ewolucja jakiejś ludzkiej rasy jest zagrożona, na przykład w wyniku zbyt
wczesnego wypalenia się jej macierzystej gwiazdy, wówczas aby przetrwać, musi
ona wyemigrować na inną planetę. W przypadku Ziemian, którzy nie opanowali
jeszcze techniki lotów kosmicznych, z pomocą pośpieszyłyby im inne rasy.

2. W razie
konieczności przesiedlenia jakiejś rasy adaptacja nie zagospodarowanej planety
do stanu, w którym będzie się ona nadawała do zamieszkania.

293

3. Wspieranie
ludzkich ras, które osiągają określoną fazę rozwoju i wchodzą w nowe stadium
ewolucji.

4.
Najtrudniejszym zadaniem jest utrzymanie pokoju i porządku w przestrzeni
kosmicznej. W przypadkach koniecznych niezbędne jest użycie przemocy w celu
uniknięcia katastrofy i zachowania harmonii.

Jeśli chodzi o Ziemię, znajdujemy się obecnie, jak już
wspomniałem na początku książki, w bardzo krytycznym i niebezpiecznym momencie
rozwoju. Dlatego też mile widziana jest każda forma pomocy. Żadna inna epoka
nie jest w stanie podnieść ewolucji duchowej na wyższy poziom niż Era Wodnika,
w której wstępnym okresie właśnie się znajdujemy. Jest to jedna z przyczyn, dla
której Plejadanie właśnie teraz niosą nam swoją pomoc.

Co prawda forma i rodzaj ich pomocy nie bardzo odpowiada
życzeniom i wyobrażeniom współczesnej ludzkiej społeczności. Od istot pozaziemskich
oczekuje się raczej bardziej radykalnej postawy, to znaczy przyjęcia kontroli
nad Ziemią, co byłyby one zresztą w stanie uczynić, lecz czego nie biorą pod
uwagę, ponieważ doskonale wiedzą, że tego rodzaju rozwiązanie niczego by nie
dało. Rzecz w tym, że sami musimy zrozumieć swoje błędy i zadbać o to, aby
pewnego dnia zapanował między nami pokój, szczęście, zrozumienie, a co za tym
idzie dobrobyt.

Pomocy istot pozaziemskich nie należy utożsamiać z pracą
chirurga usuwającego choremu wrzód, ale raczej z praca lekarza rozpoznającego
symptomy choroby i ordynującego odpowiednie środki terapeutyczne. Dalej już
pacjent sam musi przestrzegać przepisów lekarza i regularnie zażywać leki.
Podobnie jest z sugestiami istot pozaziemskich. Dotyczy to zwłaszcza problemów,
które stworzyliśmy sami sami musimy "wyciągać z ognia kasztany", które
tam wrzuciliśmy. Sami musimy rozwiązywać swoje problemy, oni co najwyżej mogą
nam sugerować, jak tego dokonać. Nic nie powinno być na nas wymuszane, bowiem
od nas powinno zależeć, czy dane wskazówki przyjmiemy, czy nie.

Ku zmartwieniu wielu osób zainteresowanych zjawiskiem UFO Plejadanie i
ich sprzymierzeńcy nigdy dotąd nie wylądowali nigdzie oficjalnie, mimo iż
pomagają nam już od bardzo dawna. Wyszukują natomiast odpowiednie osoby do
pełnienia określonych misji. Najważniejszą z nich jest Eduard "Billy" Meier,
który jest pośrednikiem między istotami pozaziemskimi i Ziemianami. Jest
jedynym mieszkańcem Ziemi utrzymującym osobiste kontakty z Plejadanami. Aby móc
sprostać swojemu zadaniu, przez lata był szkolony i przygotowywany do jego
pełnienia. Plejadanie przez cały czas czuwają nad nim i chronią go, a także
wspomagają go w urzeczywistnianiu inspiracji z duchowego poziomu Arahat
Athersaty, Petale lub Wysokiej Rady.

294

Liczba pozostałych łączników wynosi obecnie, w roku 1990,
nie mniej niż 203 osoby na milion osób, co przy 5,4 miliarda ludzi daje ogólną
liczbę wynoszącą l .096.200. Są oni rozsiani po wszystkich krajach, muszę
jednak dodać, że ich kontakt ma charakter nieświadomy, to znaczy, otrzymują oni
przekazy, nie wiedząc, skąd one pochodzą. Zwykle sądzą, że te "impulsy"
wypływają z ich własnej podświadomości.

Jedyny wyjątek stanowi 5 osób, które otrzymują przekazy
świadomie. Działają one publicznie, nie ujawniając jednak swoich kontaktów
(dane te zostały przekazane Billy'emu przez Jszwjsza Ptaaha 17 listopada i l
grudnia 1989 roku).

Podobne inspiracje otrzymują pisarze oraz producenci
filmowi piszący książki i kręcący filmy z gatunku science-fiction, poprzez
które oswajają oni ludzi z myślą, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, oraz
przygotowują ich na nadchodzące zdarzenia.

Również ziemska nauka otrzymuje bodźce do poznawania
nowych rzeczy, dzięki którym Człowiekowi łatwiej będzie stawiać czoło przyszłym
problemom i kontynuować swój duchowy rozwój. Wszystko to dawkowane jest w
odpowiednich porcjach.

Pewni ludzie otrzymują impulsy do publicznych wystąpień,
ale tylko wówczas gdy wiadomo, że ich wiedza nie wyrządzi żadnych szkód innym.
Z drugiej strony pozaziemscy pomocnicy dbają o to, aby naukowcy uzyskali
odpowiednią dawkę wiedzy i jednocześnie z racji swojej pozycji nie stali się
Bogami oraz by nie wykorzystywali swojej wiedzy do niecnych celów, co mogłoby
mieć nieobliczalne skutki. Plejadanie starają się nie popełnić błędów swoich
przodków.

Oczywiście ingerencja istot pozaziemskich odbywa się w
pewnych ramach ograniczonych odpowiednimi prawami. Głównym celem Plejadan jest
wspieranie naszego duchowego rozwoju i dlatego przypisują oni tak wielkie
znaczenie do przekazywania wiedzy.

Na zakończenie muszę dodać, że poprzez Billy'ego
przekazanych zostało już nam bardzo dużo cennych wskazówek i rad. Ma to zresztą
miejsce nadal. Część tych cennych i ważnych informacji przedstawiam w dalszej
części tego rozdziału.

Przekazywanie wiedzy duchowej

Plejadanie od zamierzchłych czasów nauczają Ziemian.
Najważniejszym ich zadaniem jest właściwe ukierunkowywanie tej wiedzy duchowej,
która z biegiem lat została znacznie wypaczona. Dotyczy ona praw i nakazów
Kreacji oraz prawdziwej wiedzy o powstawaniu i rozwoju wszelkich form życia.
Jest to nauka o prawdzie, która jest niezmienna w całym wszechświecie.

W Erze Wodnika jak w żadnym innym okresie dziejów
niezbędne jest głoszenie prawdy. Wszystkie postępowe siły przyjmują tę wiedzę z
wdzięcznością i podziwem, bowiem świadome są tego, iż bez niej ich rozwój

295

duchowy postępowałaby znacznie wolniej, a nawet mógłby
popaść w stagnację. Plejadanie są na tak wysokim szczeblu rozwoju duchowego,
że mogą nam przekazywać najczystszą prawdę. Oto wypowiedź jednego z nich:

Przekazywane przez nas objaśnienia reprezentują najwyższy
znany nam poziom wiedzy o prawdzie, w związku z czym nie ma potrzeby ich
ponownego dociekania bądź poznawania. To, co wam przekazujemy, stanowi
ostateczną prawdę, jaka jest możliwa do poznania z naszego poziomu rozwoju
duchowego.

Jest w tym wszystkim pewna kropla goryczy, którą my
Ziemianie musimy przełknąć. Jest nią fakt, że Plejadanie nie przekazują nam
wszystkiego, co chcielibyśmy wiedzieć. Wynika to stąd, że jest wiele rzeczy,
które człowiek może poznać dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu
rozwoju duchowego. Pewne rzeczy muszą być po prostu przemilczane, aby z
powodu swojej niewiedzy człowiek nie wyrządził sobie nimi szkody.

Jak już wspomniałem na początku książki okres dziejów, w
którym się obecnie znajdujemy, jest najkorzystniejszy do upowszechniania wiedzy
duchowej. Należy jednak usunąć z drogi liczne przeszkody.

Postęp techniki tak bardzo wyprzedził rozwój duchowy, że
nic dziwnego, iż wykorzystywana jest ona w niewłaściwy sposób. Kładąc nacisk na
zaspokojenie potrzeb materialno-intelektualnych zupełnie zapomnieliśmy o
potrzebach duchowych, odsuwając je na boczny tor. Należy więc ponownie sięgnąć
po nie i przywrócić równowagę.

Nie mniejszym złem są szerzące się u nas religie, które
zdaniem Plejadan nie mają w całym wszechświecie swojego odpowiednika. Innymi
słowy, wszelkie panujące na Ziemi religie są zjawiskiem wyjątkowym w całym
wszechświecie. Nie sposób wręcz opisać szkód, jakie uczyniły one mieszkańcom
naszej planety w ciągu minionych tysiącleci. Musimy wrócić na drogę prawdy, z
której zboczyliśmy w zamierzchłych czasach. Aby to osiągnąć, musimy zmienić
sposób myślenia. Wielu ludzi będzie musiało zmienić swój światopogląd, aby móc
widzieć rzeczy takimi, jakimi one są. Każdy, kto zdobędzie się na
wysiłek i wejdzie na drogę prawdy, wkroczy tym samym na właściwą drogę
prowadzącą do duchowego rozwoju.

4. Niektóre wiadomości przekazane przez
Plejadan

4.1. Totalne przeludnienie

Jeszcze nie tak dawno w każdym państwie żyło tyle ludzi,
ile mogło się wyżywić bez pomocy środków chemicznych, to znaczy nawozów sztucz-

296

nych. Ten naturalny stan trwał mniej więcej do Rewolucji
Francuskiej, kiedy to liczba mieszkańców Ziemi wynosiła około 500 milionów.
Stale rosnąc w roku 1990 przekroczyła ona granicę 5 miliardów. Nasza planeta
nie jest w stanie wytrzymać na dłuższą metę takiej liczby mieszkańców, bowiem
optymalna ich ilość wynosi około 500 (dokładnie 529) milionów. Idealnym stanem
jest 12 mieszkańców na l km urodzajnej gleby. Tak więc jednym z największych
problemów naszego wieku jest nadmierne przeludnienie, które jest przyczyną
dużej części zła panującego na naszej planecie.

a) Przeludnienie
powoduje ograniczenie przestrzeni życiowej, sprawia, że ludzie żyją jak ryby w
puszce, tłumiona jest ich inwencja i wzrasta agresja, co z kolei rodzi
niebezpieczne spory terytorialne.

b) Z roku na rok
miliony ludzi umierają z głodu, poza tym duża część ludzkości żyje na jego
granicy - - wszystko to sprawia, że sytuacja żywnościowa będzie się stale
zaostrzała.

c) Coraz bardziej
kłopotliwy staje się problem bezrobocia. W krajach wysoko uprzemysłowionych są
to już miliony ludzi, którzy w dużym stopniu wpływają na poziom życia
pozostałej części ich mieszkańców oraz krajów rozwijających się. Gdyby Trzeci
Świat otrzymał pomoc w postaci wysoko zaawansowanych technologii, mogłoby dojść do ogólnoświatowej katastrofy
gospodarczej.

d) Ludzkość
potrzebuje co raz więcej surowców oraz energii w postaci kopalin (gaz ziemny,
ropa naftowa, węgiel) do produkcji elektryczności, których wręcz rabunkowa
eksploatacja może już w niedalekiej przyszłości doprowadzić do ich
wyczerpania. Nie można bez końca grabić Ziemi z bogactw naturalnych, które są
przecież nieodnawialne. Grożą nam i inne niebezpieczeństwa, jak na przykład
wzrost liczby konfliktów wraz z wyczerpywaniem się surowców energetycznych. W
razie konieczności silniejsi będą starali się zabrać je słabszym.

e) Wzrost
uprzemysłowienia prowadzi do systematycznego zanieczyszczania środowiska.
Czyste do niedawna rzeki i wody gruntowe powoli zamieniają się w ścieki. Nie
lepiej jest z powietrzem, które coraz mniej nadaje się do oddychania.

Głupota oraz żądza posiadania przyczynią się do tego, że
na Ziemi coraz częściej występować będą anomalie klimatyczne, których
rezultatem będą liczne katastrofy przyrodnicze, takie jak trzęsienia ziemi,
potopy, susze, a co za tym idzie - - głód. I to w zaostrzonej formie. Stale
narastać będą konflikty zbrojne i może dojść do globalnych epidemii, które
zdziesiątkują ludność Ziemi.

297

Stąd też konieczne staje się podjęcie odpowiednich
środków, aby zapobiec tej nadchodzącej zagładzie. Odpowiedni przykład daje nam
tu sama przyroda, która poprzez wybuchające od czasu do czasu epidemie i głód
eliminuje na przykład nadmiar populacji danych gatunków zwierząt. W ten
naturalny sposób przywracana jest równowaga w świecie zwierzęcym. Tylko
człowiek swoim postępowaniem depcze prawa natury. W przeciwieństwie do
zwierząt płodzi bez opamiętania swoje potomstwo, nie zastanawiając się nad
tym, czy będzie ono miało odpowiednie warunki do życia i wystarczającą ilość
pożywienia.

Każdy rozsądny człowiek musi wreszcie pojąć, że jedynym
wyjściem z tej niebezpiecznej sytuacji jest zastosowanie dość niepopularnego
środka, to znaczy kontroli urodzeń w połączeniu z niezbędnymi środkami pomocniczymi
i przy uwzględnieniu specyfiki danego kraju. Jest to jedyny sposób na
rozwiązanie tego problemu, wszelkie inne mogą go tylko odwlec i zaciemnić.
Zamiast zaakceptować tę gorzką prawdę i powziąć czym prędzej odpowiednie
działania, w imię fałszywie pojętego humanitaryzmu i miłości do bliźniego podejmuje
się błędne decyzje, które jedynie powiększają ludzką nędzę. Winnymi tego stanu
rzeczy są ostatecznie wszyscy, którzy nie reagują i z obojętnością
przyglądają się temu, co się dzieje.

4.2. Niszczenie warstwy ozonowej chroniącej
żywe organizmy

Od pewnego czasu w naszej atmosferze rodzi się
niebezpieczeństwo zagrażające mieszkańcom Ziemi. Jest nim
przewarstwienie pasa ozonowego. Rozciągający się w stratosferze ozonowy
parasol chroniący nas przed promieniowaniem ultrafioletowym od lat nieustannie
zmniejsza się z powodu zaniku tego gazu (O3). Przyczyną tego
zjawiska jest przede wszystkim zanieczyszczenie powietrza spalinami
pochodzącymi z silników samochodowych, samolotowych i innych. Ponadto
spalinami z fabryk, elektrowni oraz gospodarstw domowych, a także
fluorochlorkiem węgla znanym jako freon masowo używanym w sprayach i
urządzeniach chłodniczych. Oprócz zaniku ozonu w tej górnej warstwie atmosfery,
której odbudowa jest niezwykle powolna, w zastraszającym tempie wzrasta
zawartość tego trującego gazu w warstwie najniższej.

Zdając sobie sprawę
z ogromnego znaczenie warstwy ozonowej dla życia wszystkich organizmów
biologicznych istniejących na Ziemi już w roku 1975 Plejadanie przekazali
Billy'emu ostrzeżenie, które w formie listu otwartego zostało następnie
przesłane przezeń do kompetentnych naukowców, rządów i fabryk chemicznych na
całym świecie. Oto, co 25 marca 1975 roku podczas 7 spotkania powiedziała na
ten temat Billy'emu Semjase:

298

Już od dziesiątków lat badamy wszystkie sfery waszego
świata, zachodzące w nich zmiany i wynikające z nich niebezpieczeństwa. Od
wielu lat jesteśmy świadkami stopniowo rosnącej niebezpiecznej zmiany zachodzącej
w waszej atmosferze, która będzie miała zabójcze skutki dla życia na całej
Ziemi. Chodzi o zmiany zachodzące w warstwie ozonowej pod wpływem
nieodpowiedzialnych działań człowieka wynikających z jego technicznego rozwoju.
Różne związki chemiczne niszczące ozon nieustannie przedostają się pod
postacią gazową do stratosfery. Dotyczy to przede wszystkim gazów bromowych [w
języku Plejadan bromos oznacza związki fluorochlorowe -- przyp. G.M.], które
dostają się do warstwy ozonowej i powoli rozkładają ją. Jest ona już zniszczona
w 6,38 procenta. Tak duża zmiana jest już niebezpieczna dla wszystkich żywych
organizmów i może wywoływać zmiany mutacyjne. To zniszczenie dokonało się w
ciągu zaledwie ostatnich 60 lat. Szczególnie niebezpieczne są tutaj gazy zwane
freonami. W rezultacie promieniowanie ultrafioletowe wysyłane przez słońce
przenika przez atmosferę, a następnie oddziaływuje na żywe organizmy. W wielu
miejscach warstwa ozonowa jest już niebezpiecznie zniszczona i nie spełnia
swojej ochronnej funkcji. W trzech różnych miejscach istnieje zagrożenie
całkowitego jej przerwania w ciągu najbliższych dziesięcioleci, o ile nie
zostanie powstrzymana emisja szkodliwych substancji do atmosfery. Jeżeli to nie
nastąpi, wówczas w tym ekranie ochronnym pojawią się dziury i promieniowanie
ultrafioletowe będzie mogło swobodnie przez nie przenikać niszcząc życie na
Ziemi. Wszystko, co znajdzie się na drodze tego promieniowania, ulegnie
destrukcji. Niszczące związki chemiczne i promieniowanie pochodzą przede
wszystkim z silników spalinowych oraz wszelkiego rodzaju procesów związanych z
rozszczepianiem materii, które począwszy od roku 1945 wpłynęły na bieg spraw na
całym świecie oraz zmieniły los wszystkich form życia. Niszczące związki
chemiczne oraz gazy uwalniane są do atmosfery przez wiele przedmiotów
codziennego użytku, takie jak na przykład spraye. Przedostawszy się do atmosfery
wznoszą się one ku górze, gdzie rozkładają ozon. W ostatnich latach naukowcy z
wielu państw zrozumieli niszczący wpływ wielu środków chemicznych na warstwę
ozonową, zwłaszcza freonów. Kierując się nieodpowiedzialnym rozumowaniem
rozważają również możliwość wykorzystania ich w celach wojennych, na przykład
do budowy rakiet, które eksplodowałyby w stratosferze i powodowały powstawanie
w odpowiednim miejscu dziur ozonowych, poprzez które na zaatakowany obszar
mogłoby przenikać szkodliwe promieniowanie słoneczne. Zabliźnianie się takich
dziur trwa bardzo powoli, nawet setki lat i to przy braku dalszej emisji
szkodliwych substancji. Ponadto należy wziąć pod uwagę fakt, że warstwa

299

ozonowa ulega stałemu nieznacznemu przemieszczaniu się.
Dana dziura może więc zaszkodzić nie tylko określonym obszarom, ale również
innym, które nie były celem ataku. Tego wasi naukowcy jeszcze nie wiedzą.

4.3. Militarne oraz pokojowe wykorzystanie
energii atomowej

Od czasu zakończenia II wojny światowej zagrożenie
nuklearne wisi nad nami niczym miecz Damoklesa. Rzecz w tym, że nie tylko
militarne (próby z bronią jądrową), ale również pokojowe wykorzystanie energii
atomowej kryje w sobie ogromne zagrożenie, czego dowiodła katastrofa w
Czernobylu. Wyliczanie w tym miejscu zagrożeń, które są powszechnie
znane, wydaje mi się zbędne. Ograniczę się jedynie do kilku faktów, które nie
są jeszcze znane szerokiej opinii publicznej. Przede wszystkim muszę stwierdzić,
że według Plejadan oprócz znanego nam promieniowania występuje jeszcze takie, o
którym nawet nasi najwybitniejsi fizycy jądrowi wciąż nie mają najmniejszego
pojęcia.

Najbardziej niebezpieczne zjawisko związane z
wykorzystywaniem energii jądrowej dotyczy zakłóceń pola magnetycznego Ziemi i
wynikającego z nich przesunięcia biegunów połączonego ze zmianami
klimatycznymi. Jest to jedna z rzeczy, która nie jest jeszcze powszechnie
znana. Oto, co powiedział na ten temat Jszwjsz Ptaah we wrześniu 1975 roku:

Magnetyzm Ziemi został mocno naruszony poprzez
eksplozje bomb atomowych [tak jak przypuszczał sam Billy przyp.
G.M.]. Wpłynęły one również na zmianę jej ruchu obrotowego w wartościach
prawie niemierzalnych. Oznacza to, że normalny ruch obrotowy Ziemi
został zakłócony i obecnie dostosowuje się on do nowych warunków. Również w
niewielkim zakresie naruszona została orbita wokółsłoneczna, z której Ziemia
została nieznacznie wypchnięta. W ten sposób ziemscy naukowcy dokonali zbrodni
na własnej planecie oraz całej ludzkości, bowiem te zmiany będą miały
katastrofalne skutki. W ostatnich latach doszło także do poważnego przesunięcia
się biegunów magnetycznych. I tak na przykład północny biegun magnetyczny
znajduje się dzisiaj w kanadyjskiej części Morza Arktycznego, zaś południowy
przesunął się w kierunku Ameryki Południowej. Za około 1000 lat, a więc na
początku nowego tysiąclecia zmiany biegunów magnetycznych Ziemi będą tak
znaczne, że biegun południowy umiejscowiony będzie na Pacyfiku, zaś biegun
północny przesunie się w kierunku Arabii Saudyjskiej. Biorąc pod uwagę obecne
tempo przemieszczania się biegunów, w roku 3000 biegun północny będzie leżał
między Dżuddą nad Morzem Czerwonym a Mekką. Ptaah potwierdził jeszcze jedno
przypuszczenie Billy'ego: W czasie eksplozji bomby atomowej w Hiroszymie i
Nagasaki wyemitowane zostało promieniowanie, które objęło swoim zasięgiem całą

300

Ziemię. Najniebezpieczniejsze jest promieniowanie
pierwotne, które zostało uwolnione podczas tych wybuchów. Stanowi ono
największe zagrożenie dla życia. Działa ono powoli, ale nieubłaganie. W
przypadku wybuchu bomby

0 sile tej, którą
zrzucono na Hiroszymę, jego negatywny wpływ na żywe organizmy może trwać przez
setki lat. W atmosferze wybuchy atomowe naruszają przede wszystkim warstwę
ozonową znajdującą się w stratosferze

1 to w
katastrofalny sposób, w wyniku czego do jej najniższych warstw dociera teraz
promieniowanie ultrafioletowe, które powoduje powstawanie w nich ogromnych
ilości właśnie tego gazu. Zalegający w przypowierzchniowych warstwach
atmosfery ozon niszczy z kolei wszelkie mikroorganizmy.

W sprawie pokojowego wykorzystania energii atomowej
Quetzal stwierdził, że jest to możliwe bez narażania środowiska i ludzkiego
życia.

Jest to możliwe i sami to robimy, jednak Ziemianie nie
potrafią jeszcze tego... na razie. Postępują lekkomyślnie i nierozważnie z
energią atomową, wywołując śmiertelne zagrożenie dla wszystkich żywych istot.
Energię atomową można wykorzystywać bez tego zagrożenia, jednak jest to możliwe
tylko wtedy, gdy wszystkie odpady radioaktywne będą w całości neutralizowane.
Dokonać tego można poprzez odpowiedni proces przetwarzania, podczas którego z
odpadów powstaje nieszkodliwy produkt wyjściowy. Postępowanie wbrew tej
zasadzie jest działaniem sprzecznym z prawami natury.

Na pytanie Billy'ego, czy Ziemianom uda się rozwiązać
problem energii bez sięgania po energię jądrową, Quetzal odrzekł:

Każda planeta nieustannie dostarcza swoim formom życia
dostatecznej ilości naturalnej energii, która nie stanowi dla nich żadnego
zagrożenia, pod warunkiem że liczba mieszkańców danej planety mieści się w
normie. Ze swoimi ponad 4 miliardami ludzi Ziemia jest mocno przeludniona [te
liczby pochodzą z okresu, kiedy Quetzal wygłaszał tę opinię przyp.
G.M.]. Ziemianie owładnięci są żądzą władzy, zysku i luksusu. Gdyby
postępowali rozsądnie i wprowadzili kontrolę urodzin, w krótkim czasie
nastąpiłoby zredukowanie liczby ludności do stanu normalnego wynoszącego 529
milionów. W ten sposób problem energii mógłby zostać rozwiązany w sposób
naturalny, podobnie zresztą jak sprawa wyżywienia. Ludzka głupota pod tym
względem jest przerażająca. Jeszcze bardziej potęguje ją fałszywie rozumiany
humanitaryzm stojący w obronie tej zbrodni przeludnienia oraz narastający głód.
Przywrócenie liczby ludności Ziemi do normalnego stanu to jedyne i słuszne
działanie, które rozwiązałoby problem energii i żywności wszystko inne to
nielogiczne i co najwyżej połowiczne rozwiązania. Zapytany przez Billy'ego, jak
to osiągnąć, Quetzal powiedział: .. .rozwiązanie tego problemu jest możliwe i
należy uporać się z nim w pierwszej kolejności. W związku z tym podsuwanie
innych rozwiązań

301

problemu rosnącego zapotrzebowania na energię i żywność
jest w obecnym stanie niecelowe. Poza tym ludzka głupota i chciwość mogłaby to
zniweczyć. Możemy udzielić Ziemianom w tej kwestii wszelkich rad, ale dopiero
wtedy gdy zajmą się oni redukcją swojej populacji do stanu normalnego.

Pilnego rozwiązania wymagają następujące sprawy:

1. Natychmiastowe
zaniechanie wszelkich prób z bronią atomową.

2. Zakazanie produkcji
broni atomowej przy jednoczesnym stopniowym niszczeniu istniejących jej
arsenałów.

3. Stopniowe
zamykanie elektrowni jądrowych przy jednoczesnym przestawianiu się na
wykorzystywanie źródeł energii przyjaznych środowisku (energia słoneczna, tak
zwana wolna energia kosmosu etc.).

Quetzal zaznaczył ponadto, że poszczególne
problemy nie powinny być rozwiązywane oddzielnie, w oderwaniu od siebie, ale
wspólnie. Oto, co powiedział:

- Ponieważ każde działanie wbrew prawom i nakazom Kreacji
zawsze kończy się katastrofą, oznacza to, że poszczególne problemy zazębiają
się ze sobą. Dlatego żadnej z tych spraw nie należy traktować w izolacji od
drugiej. Wszystko, co istnieje we wszechświecie, zazębia się ze sobą jak tryby
w maszynie. Tworzy to coś w rodzaju zamkniętej spirali wznoszącej się z dołu do
góry. Innymi słowy, jeśli człowiek lub cała ludzkość postępuje naprzód w
rozwoju, wówczas ów proces pnie się spiralnie ku górze, jeśli natomiast dany
człowiek lub jakiś naród ogranicza się wyłącznie do zaspokajania swoich potrzeb
materialnych, wówczas jego rozwój będzie przemieszczał się ku dołowi, co oznacza
cofanie się w ewolucji, czyli duchową stagnację i materialną degradację.

4.4. Bezwzględna eksploatacja Ziemi

W sprawie nadmiernej eksploatacji Ziemi Semjase
powiedziała podczas 45 spotkania, które odbyło się 25 lutego 1976 roku, co
następuje:

Wydobywanie rud metali i innych surowców mineralnych na
planetach oraz innych ciałach niebieskich jest prowadzone przez nas tylko w
wyjątkowych sytuacjach, ponieważ jest to proces, który je niszczy. Żadna planeta
ani inne ciało niebieskie nie jest niszczone w takim stopniu, jak ma to miejsce
na Ziemi. To, co człowiek wyprawia ze swoją planetą, jest niczym innym jak jej
niszczeniem. Pierwsze katastrofalne efekty tej działalności wystąpiły już
kilkadziesiąt lat temu i z każdym rokiem nasilają się. Człowiek musi zrozumieć,
że eksploatując swoją planetę poprzez wydoby-

302

wanie z niej ropy naftowej, gazu czy różnych rud okrada
ją z jej podstawowych sił życiowych. Następstwem tych działań jest jej pękanie
i przesunięcia warstw wewnętrznych objawiające się wzmożoną aktywnością
wulkaniczną i trzęsieniami ziemi. Podobny skutek wywołuje budowanie zapór
wodnych i innych tego typu konstrukcji piętrzących masy wody, które wywołują
bardzo niebezpieczne przesunięcia wewnątrz skorupy ziemskiej. Najgroźniejsze
jednak w skutkach są przeprowadzane przez ludzi podziemne próbne eksplozje
bomb atomowych. [...] Ziemskie zasoby złóż ropy naftowej wynoszą 646 miliardów
ton, z czego do chwili obecnej wydobyto lub zniszczono około 65 miliardów ton.
W wyniku samych podziemnych eksplozji atomowych zniszczeniu uległo około 20
miliardów ton, czyli prawie połowa tego, co do tej pory wydobyto [liczby te
odnoszą się do stanu z lat 1975-1976 przyp. G.M.]. Planeta taka
jak Ziemia produkuje w ciągu miliarda lat zaledwie około l miliarda ton ropy
naftowej. Zatem licząc sobie 646 miliardów lat wyprodukowała do tej pory około
646 miliardów ton ropy naftowej. Z tej ilości w ciągu niespełna jednego
stulecia Ziemianie wykorzystali już jedną dziesiątą, na której wytworzenie
Ziemia potrzebowała 65 miliardów lat. Na zregenerowanie wydobytej do tej pory
ropy naftowej Ziemia potrzebowałaby z kolei 118 miliardów lat, czyli prawie dwa
razy tyle co na jej wytworzenie. Z powodu bezrozumnego postępowania ludzi Ziemia
pozbawiona została wielu elementów niezbędnych do jej produkcji, które
zostały jej przez nich zrabowane. W tym samym czasie, to znaczy w ciągu jednego
stulecia, spora część urodzajnych gleb zamieniła się w pustynie i będzie
musiało upłynąć wiele milionów lat, zanim przyroda będzie w stanie przywrócić
je do pierwotnego stanu.

Tę wyliczankę szkód wywoływanych przez ludzką głupotę i
chciwość można by ciągnąć bez końca.

Kończąc ten ponury rozdział przytaczam jeszcze fragment
rozmowy Billy'ego z Ptaahem, która miała miejsce 3 lutego 1990 roku. W jej
trakcie Ptaah przepowiedział między innymi następstwa huraganu szalejącego w
Europie w lutym tego roku.

PTAAH: ...wszystkie
kataklizmy przyrodnicze, do jakich dojdzie w tym miesiącu, oraz te, które
wystąpią później, to skutki zbrodniczego niszczenia Ziemi i jej atmosfery przez
nieodpowiedzialną ludzkość. Zanieczyszczenie powietrza, próbne wybuchy bomb
atomowych i będące ich następstwem trzęsienia Ziemi, skażenie radioaktywne
wywoływane również przez elektrownie atomowe, a także gigantyczne sztuczne
zapory wodne są przyczyną nadchodzących katastrof, czego nie chcą zrozumieć
ludzie będący u władzy. Wielu ludzi w trakcie trwania tych katastrof oraz po
nich twierdzić będzie,

303

że nie mają one nic wspólnego z dewastacją środowiska
naturalnego przez człowieka. Jest to dowód głupoty i nierozumienia
elementarnych rzeczy oraz prymitywizmu wszystkich tych, którzy chcą się
uwolnić od poczucia winy, którym obce jest poczucie odpowiedzialności, nie
mówiąc już o ponoszeniu jej. To właśnie wszyscy ci kłamcy są winni owej zbrodni
wobec ludzkości i Ziemi niezależnie od tego, czy będąc członkami rządzących
elit lub naukowcami są bezpośrednimi autorami dzieła zniszczenia, czy tylko się
do niego w jakiś sposób przyczyniają. Dotyczy to również zwykłych ludzi,
zwłaszcza tych, którzy żyją wbrew prawom przyrody i przyczyniają się do wzrostu
przeludnienia, płodząc licznych potomków ponad dopuszczalne 529 milionów,
którzy stanowią potworne obciążenie dla Ziemi i tym samym wpływają na poziom
życia ogółu ludzi. Nadmiar ludzi powoduje, że w miejscach ich skupisk zwanych
miastami, w których mieszkają ich setki tysięcy, a nawet miliony, wytwarza się
ogromny nacisk na powierzchnię planety pochodzący od nich samych, a w
szczególności od budowli, pojazdów i innych urządzeń wywołujący powstawanie
wewnątrz Ziemi olbrzymich ciśnień, które są przyczyną ruchów tektonicznych i
pękania jej skorupy. Ziemianie unikają myślenia o tym, a nawet posuwają się do
dementowania tych faktów i dalszego sukcesywnego dewastowania swojej planety, a
co za tym idzie degradacji swojego życia, mimo iż już najwyższy czas, aby
powstrzymać to szaleństwo. Ziemia nie może być dalej niszczona i sama zaczyna
się już bronić oddając Człowiekowi cios za ciosem poprzez różne kataklizmy
przyrodnicze, takie jak trzęsienia ziemi czy cyklony i huragany. Biorąc pod
uwagę obecny stopień zniszczenia środowiska naturalnego na jego regenerację
wasza planeta potrzebowałaby około 340.000 lat, zaś na przykład na regenerację
złóż ropy naftowej wiele miliardów lat. Na zanik promieniowania radioaktywnego
wyzwolonego przez elektrownie jądrowe oraz wybuchy bomb atomowych potrzeba
będzie wielu tysięcy, a nawet milionów lat. [...] Ale dosyć już pytań, mój
przyjacielu.

BILLY: Na razie
wystarczy mi tego, co powiedziałeś. Dziękuję i do widzenia.

4.5. Ostrzeżenie przed podejmowaniem
zaborczych planów

Podobnie jak w przypadku innych cywilizacji również na
Ziemi zdarza się, że osiągnięcia techniczne wykorzystywane są przez
ludzi do zaspokajania żądzy posiadania. Mając to na uwadze, Semjase podczas 4
spotkania, które miało miejsce 15 lutego 1975 roku, przekazała Billy'emu
następujące ostrzeżenie.

- Jeżeli w przyszłości [Człowiek] rozwinie na tyle swoją
technikę, że będzie mógł latać na inne planety, musi pamiętać, że nie zawsze
będzie

304

zwycięzcą. W przestrzeni kosmicznej, wszędzie tam, gdzie
żyją rasy zdolne obronić się przed innymi, czyhają różnego rodzaju
niebezpieczeństwa. W przypadku zaatakowania takiej planety Ziemianie mogą
ściągnąć na swoją głowę nieszczęście i popaść w niewolę, co równałoby się
cofnięciu w rozwoju do początku. Mogłoby się również zdarzyć, że zniszczona
zostałaby cała Ziemia, ponieważ we wszechświecie żyją różne rasy, zarówno
humanitarne, jak i niehumanitarne. Jeżeli Ziemianie będą wyruszali w kosmos
kierowani swoją barbarzyńską żądzą władzy i chciwością, muszą się liczyć z
całkowitą zagładą i tym, że żadna inna rasa nie przyjdzie im wówczas z pomocą.
Ziemianie muszą także przygotować się do obrony przed agresywnymi intruzami, co
może się udać jedynie w przypadku zjednoczenia się wszystkich waszych krajów.
Niebezpieczeństwa zagrażające z kosmosu są ogromne i czyhają w każdej
galaktyce. Istnieje wiele barbarzyńskich, żądnych władzy istot pozbawionych
wszelkich uczuć. Wiele ras potrafi i broni się przed nimi skutecznie. Gdyby we
wszechświecie wybuchła wojna na dużą skalę, mógłby on ulec zniszczeniu. W
dawnych czasach toczonych już było wiele wojen pomiędzy różnymi układami
planetarnymi, które zakończyły się ich zniszczeniem. Wszystkie te rzeczy
Ziemianie muszą brać pod uwagę, kiedy w niedalekiej przyszłości wyruszą w
kosmos. Inne rasy kosmiczne nie pozwolą się bezkarnie atakować, wykorzystywać
bądź podporządkowywać, jak to ma miejsce na Ziemi. Będą się bronić i wiele z
nich jeszcze przez długi czas pozostanie na dużo wyższym poziomie rozwoju
technicznego od Ziemian. A jeśli to nie pomoże, mogą liczyć na ochronę ras,
które osiągnęły już perfekcję pod względem technicznym.

Ta wypowiedź to ważna przestroga dla nas wszystkich,
abyśmy wyruszając w kosmos, okiełznali swoją niepohamowaną zaborczość, jeśli
będziemy chcieli mieć przed sobą jakąkolwiek przyszłość.

4.6. Konieczność istnienia barbarzyństwa

Ludzkość znajduje się obecnie w bardzo krytycznej fazie
swojego rozwoju i jej najbliższa przyszłość wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Mimo iż czasami można odnieść wrażenie, że robi ona wszystko źle, to jednak w
rzeczywistości tak nie jest. Nie jest ona bowiem w swojej naturze bardziej zła
niż inne ludzkie cywilizacje. Wynika to z faktu, że temu etapowi ewolucji jako
rzecz naturalna przypisana jest pewna doza barbarzyństwa, które jest wręcz
niezbędne do dalszego rozwoju, pod warunkiem że jest ono wolne od wynaturzeń.

Oto, co powiedziała na ten temat podczas 9 spotkania,
które odbyło się 21 marca 1975 roku, Semjase:

305

...Ziemianie kroczą swoją własną drogą ewolucji. Jest
ona bezsprzecznie barbarzyńska, pełna gwałtu i bezwzględności. Barbarzyństwo
jest cechą charakterystyczną dla wielu form życia i celowym uwarunkowaniem
służącym do zachowania bytu. Mam tu oczywiście na myśli naturalne
barbarzyństwo, wolne od wynaturzeń. Charakteryzuje ono nawet bardziej
rozwinięte od Ziemian rasy i zanika w trakcie wchodzenia na wyższy
poziom rozwoju duchowego. Człowiek jest potomkiem dzikich przodków, który ma do
przebycia własną drogę ewolucji. Wiedzie ona poprzez niedole i z trudem
zdobywaną wiedzę. Bez odpowiedniej dawki barbarzyństwa dalszy rozwój ku lepszej
przyszłości byłby utrudniony. Z początku inspiruje ono badania i rozwój,
ponieważ pozwalają one przezwyciężyć ograniczenia, które hamują postęp.
Ziemianie będą zdolni do znacznych osiągnięć, jeżeli wyzbędą się przywiązania
do religii i szukać będą prawdy tam, gdzie ona jest. Nie zmniejsza to
oczywiście w żadnym stopniu szacunku do życia ani do Kreacji, a wręcz
przeciwnie szacunek do Kreacji i życia dopiero dzięki temu nabiera znaczenia.
Jako przykład na to można podać fakt, że aby móc uwalniać ludzi od chorób,
należy najpierw drogą eksperymentów zniszczyć inne życie, bowiem w ten sposób
można poznać przyczyny danej choroby i sposoby jej leczenia. Aby móc zniszczyć
czyjeś życie w celach badawczych, niezbędna jest z kolei pewna doza
barbarzyństwa. Dlatego też głęboko wierzący człowiek nigdy nie dokona postępu,
gdyż myśli i działa zbyt humanitarnie i jednostronnie.

Uważam, że doświadczenia nad zwierzętami należy zastąpić
innymi, lepszymi metodami, gdy tylko pojawi się taka możliwość.

4.7. Niszczyciel

Gigantyczna kometa zwana Niszczycielem (ta sama, która
wyrwała Wenus z orbity Urana) przed około 75.000 lat po raz pierwszy dotarła w
pobliże Ziemi wywołując liczne zniszczenia. Następnie opuściła nasz układ
planetarny, po czym w roku 16.098 przed naszą erą ponownie wróciła do niego. Od
tego czasu wraca tu w mniej lub bardziej regularnych odstępach czasu. Ten
kosmiczny dziwoląg wyrządził na Ziemi wiele złego i będzie to czynił nadal,
dopóki nie położymy temu kresu. To właśnie on jest sprawcą między innymi
biblijnego potopu, który miał miejsce 6613 lat przed naszą erą.

W jednej z rozmów z Billym Quetzal podał mu kilka szczegółowych
informacji na temat tego zagadkowego ciała niebieskiego.

BILLY: Mówiąc o
Niszczycielu zawsze nazywaliście go gigantyczną kometą. Interesują mnie jego
rozmiary.

306

QUETZAL: Jego masa
jest znacznie większa od masy Ziemi, podobnie jak ciężar właściwy, co oznacza,
że jego materia jest bardziej zagęszczona od ziemskiej. W porównaniu do Ziemi,
która ma objętość prawie 1083,3 miliarda km3 i ciężar właściwy 5,51
g/cm3, Niszczyciel ze swoim 1694,2 miliarda km3 objętości
i ciężarem właściwym wynoszącym 7,18 g/cm3 jest prawdziwym gigantem.

BILLY: To
interesujące. Czy Niszczyciel wiruje także wokół własnej osi tak jak Ziemia?

QUETZAL: Tak, z tym
że nieco wolniej od Ziemi. Prędkość obrotowa Ziemi na równiku wynosi 465 m/s,
podczas gdy Niszczyciela tylko 314,7 m/s.

BILLY: A więc mniej
więcej 3/4 prędkości obrotowej Ziemi.

QUETZAL: Tak, lecz od
dłuższego czasu za naszą sprawą systematycznie ona wzrasta, ponieważ usiłujemy
wyrzucić tę wędrującą gwiazdę z jej orbity na inną, gdzie nie będzie wyrządzała
żadnych szkód.

BILLY: Wspaniale.
Zatem jeśli się wam uda, Ziemianie nie będą musieli się już obawiać zagrożenia
z jej strony. [Najbliższa katastrofa spowodowana wtargnięciem Niszczyciela
do naszego ukladu planetarnego mogłaby się wydarzyć w roku 2225. Przyp.
G. M.]

QUETZAL: Zgadza się.
Mamy nadzieję, że się nam to uda.

BILLY: Mam jeszcze
jedno pytanie. Dlaczego z jednej strony możecie wpływać na Niszczyciela, aby
zapobiec szkodom, jakie mógłby on jeszcze wyrządzić, a z drugiej nie możecie
nic przedsięwziąć, aby powstrzymać inne zagrożenia, jak to na przykład to,
które grozi nam ze strony czerwonego meteoru?

QUETZAL: Wynika to
stąd, że sprawcami zmiany naturalnej orbity Niszczyciela byli nasi przodkowie.
To z ich winy wyrządził on wiele szkód w Układzie Słonecznym, co oznacza, że
nie mają one naturalnego kosmicznego charakteru. Niestety nie posiadamy
dokładnych danych z tamtego okresu, w związku z czym nie mogę ci podać
bliższych informacji na ten temat.

4.8. Czerwony meteor

Niniejszy przykład pokazuje, że Plejadanie wiedzą
doskonale, w jakiej sytuacji mogą nam pomóc, a w jakiej nie.

QUETZAL: Ten
wymieniony w przepowiedniach ogromnej wielkości meteor spustoszy Ziemię i
wywoła wiele zmian klimatycznych, tektonicznych i innych, a także zrobi wyrwę
w jej powierzchni sięgającą od Bałtyku po Morze Czarne. Mknie on z otchłani
kosmosu w kierunku Układu Słonecznego.

307

BILLY: Nie chodzi
tu o żadną znaną nam kometę? QUETZAL: Nie. Ten meteor porusza się po
trajektorii, która wiedzie do Układu Słonecznego, w którym jeszcze nigdy nie
był.

BILLY: I jego
wędrówka ma się zakończyć na Ziemi? Nie możecie temu zapobiec?

QUETZAL: Przecież
wiesz dobrze, że tak się stanie i że nie wolno nam tego zmieniać. To zdarzenie
zaprogramowane zostało przez kosmiczne siły i zapobiec mu mogą tylko sami
Ziemianie. Kierując się materialistycznym rozumowaniem, a także z powodu
głupoty lekceważą wszelkie, proroctwa i ostrzeżenia, przez co to zdarzenie
będzie musiało nieuchronnie nastąpić. Będzie to nauczka i przestroga na
przyszłość, jeśli o to ci chodzi. Nam nie wolno w to ingerować. Ludzie powinni
słuchać twoich słów i przestróg, ale niestety tego nie czynią. Jesteś na
straconej pozycji, niczym wołający na puszczy. Niektórzy ludzie wysłuchają cię
i wezmą sobie do serca twoje słowa, większość jednak, która zignoruje je,
spotka śmierć w chwili, gdy meteor ten rozpocznie swoją działalność, rozrywając
Ziemię między Bałtykiem i Morzem Czarnym, skąd na jej powierzchnię wydobędzie
się lawa. BILLY: Przedstawiasz to bardzo dramatycznie i nienaukowe.
Interesuje mnie, gdzie dokładnie powstanie ta wyrwa w Ziemi?

QUETZAL: Mamy
zwyczaj, że nawet naukowym wywodom nadajemy ludzki wymiar. [...] Co się tyczy
wyrwy, to przecież już powiedziałem, że powstanie ona między Morzem Pomocnym i
Czarnym. Płonące masy lawy, które wydobędą się na powierzchnię, będą siać
śmierć i spustoszenie, tworząc na swojej drodze strefę śmierci.

4.9. Niezwykła historia Semjase o Księżycu

Nawiązując do wzmianki o Niszczycielu przedstawiam
poniżej na podstawie informacji przekazanych nam przez Semjase historię jego
powstania, a następnie przytaczam fragment jej relacji opowiadający o genezie
naszego księżyca. Jest to jedna z wielu niezwykłych historii z przeszłości
przekazanych nam przez istoty pozaziemskie, o których milczą nasze podręczniki
historii.

A. Kosmiczna katastrofa

Historia powstania Księżyca bierze swój początek od
pewnej kosmicznej katastrofy, która wydarzyła się przed około 22 milionami lat.
Była to eksplozja jednej z gwiazd sąsiadujących z Wegą w gwiazdozbiorze Lutni,
która nastąpiła z nieznanych powodów. W rezultacie doszło do jej kolapsu i
powstania w tamtym miejscu ogromnej kosmicznej dziury. W efekcie tego procesu
gwiazda ta skurczyła się z 11 mln km średnicy do 4,2 km. Jej gęstość wzrosła do
tego stopnia, że l cm3 jej materii waży teraz tysiące ton.

308

Od tego czasu ten gwiazdowy karzeł wędruje po kosmosie
niczym ciemna żarząca się dziura i wsysa wszystko, co napotyka na swojej drodze
z odległości nawet wielu milionów kilometrów. Według terminologii naszej astronomii
tego rodzaju twór określany jest mianem "czarnej dziury".

B. Narodziny Niszczyciela

W czasie tej eksplozji gwiazdy nie tylko ona zmieniła
się, ale również cały jej układ planetarny. Jedne planety zostały zniszczone, a
inne wyrzucone w przestrzeń kosmiczną. Jedna z wyrzuconych planet dostała się
w końcu w obręb obszaru przyciągania sąsiedniej gwiazdy, wokół której krążyła
przez wiele tysięcy lat daleko poza jej własnymi planetami po niestabilnej i
w związku z tym niebezpiecznej orbicie. Niczym wygnaniec martwa i niedostępna
przemierzała zimny wszechświat.

Dalszy ciąg tej historii opowie już sama Semjase. Oto
fragment jej wyjaśnień w tej sprawie udzielonych Billy'emu podczas 5 spotkania,
które miało miejsce 16 lutego 1975 roku:

- Przez kolejne tysiąclecia jej orbita zacieśniała się
coraz bardziej zwiększając zagrożenie. Po pewnym czasie wpadła nieoczekiwanie w
obszar orbit planet tego słońca. Niczym zjawa wyłoniła się z kosmicznego mroku
obwieszczając zagładę. Obijając światło słoneczne niszczyciel ów ciągnął za sobą
cienki ogon połyskujących cząsteczek. Znajdując się w odległości setek tysięcy
jednostek odległości od najbliższych planet wywołał na nich potworne
kataklizmy, w wyniku których zniszczeniu uległy ogromne połacie ziemi
uprawianej przez pokojowe ludzkie istoty. W nocy trzeciego dnia po wniknięciu
Niszczyciela w obszar orbit planet przeciął on eliptyczną orbitę szóstej
planety. Wzniecając kosmiczne sztormy wypchnął tę planetę o kilka jednostek
poza jej orbitę i wprowadził ją na niebezpieczną trajektorię przebiegającą w
pobliżu słońca. Potężne trzęsienia ziemi i huragany systematycznie niszczyły
niezwykłe piękno tej planety. W czasie wchodzenia na nową orbitę wokółsłoneczną
góry zapadły się w głąb ziemi, a oceany wystąpiły z brzegów. Przerażeni ogromem
tego kataklizmu ludzie szukali ratunku na rozległych połaciach lądu rozrzuconych
po całej planecie. Rozpętane żywioły nie dały im jednak szans. W czasie tego
aktu zagłady zginęło około 2/3 ogółu mieszkańców tej planety. Przelewające się
masy wody rozerwały duże połacie stałego lądu, a eksplodujące wulkany pokryły
jego powierzchnię płonącą lawą obracając wszystko w popiół i zgliszcza. Ruch
obrotowy planety zmniejszył się i dzień stał się prawie dwa razy dłuższy, jej
orbita wokółsłoneczną zmieniła kierunek. Ci, którzy przeżyli, pozbawieni
zostali wszystkiego i musieli zaczynać swój rozwój od początku.
Niszczyciel działał jednak dalej siejąc na swojej drodze zniszczenie i śmierć.
W następnej kolejności przeciął orbitę piątej planety, która

309

znajdowała się na wstępnym etapie rozwoju. W czasie tego
zdarzenia znajdowała się na szczęście daleko od niego, dzięki czemu nie doznała
poważnych uszkodzeń. Niestety czwarta planeta nie miała takiego szczęścia. Była
najmniejszą z planet i mknąc po swojej orbicie znalazła się na kursie
kolizyjnym z Niszczycielem. I stało się! Niczym dwie rozjuszone dzikie bestie
obie planety pędziły ku sobie olbrzym i karzeł. Zanim się jednak
zderzyły, olbrzymie eksplozje rozdarły pozbawionego życia karła. Część jego
odłamków zostało wyrzuconych w otchłań kosmosu, gdzie obserwowano je jako
meteory, które pochwycone przez pola grawitacyjne napotykanych planet,
znajdowały swój kres płonąc w ich atmosferach. Inne odłamki tej planety spadły
na słońce i zostały rozbite na atomy. Jeszcze inne spadły na Niszczyciela i
stały się jego częścią.

C. Narodziny Księżyca

Po tym dość długim wstępie dotarliśmy wreszcie do momentu
narodzin naszego księżyca. Po wspomnianej eksplozji owej karłowatej planety jej
spora część wyrzucona została z ogromną siłą w przestrzeń kosmiczną niczym
gigantyczna piłka. Wędrując przez kosmos kilkakrotnie dostawała się ona w
obszar pól grawitacyjnych różnych gwiazd, w wyniku czego ulegała wstrząsom i
bombardowaniu przez meteoryty, które powodowały systematyczną zmianę jej
kształtu na coraz bardziej zaokrąglony. Jej powierzchnia pokryta była licznymi
kraterami i ani trochę nie nadawała się do życia. Siły przyciągania
napotykanych po drodze gwiazd i ich układów planetarnych zmniejszyły jej
prędkość i kurs. W końcu dostała się w obszar przyciągania grawitacyjnego
Układu Słonecznego. Przemknęła przez orbity zewnętrznych planet nie wyrządzając
żadnych szkód. Dopiero w obszarze wewnętrznych planet zderzyła się z kilkoma
planetoidami będącymi pozostałością po Malonie, które wyryły na jej powierzchni
głębokie kratery. Te zderzenia ponownie zmieniły tor jej lotu i wepchnęły ją na
orbitę równoległą do orbity drugiej planety, na której istniało już prymitywne
życie. Planeta ta (Ziemia) pokryta była ogromnymi oceanami i gęstymi
pierwotnymi lasami. Od momentu dostania się tego kosmicznego wędrowca w pole
grawitacyjne Ziemi do chwili jego wejścia na orbitę wokółziemską upłynęły
zaledwie 34 dni. Od tego czasu krąży on wokół Ziemi wzdłuż stale zmieniającej
się eliptycznej orbity jako Księżyc.

5. Czego nie wolno robić Plejadanom?

Plejadanie nieustannie dostarczają nam cennych i
użytecznych informacji, jednak ich możliwości niesienia nam pomocy z uwagi na
prawa

310

i nakazy Kreacji są ograniczone, co nie podoba się wielu
ludziom. Nam, Ziemianom, trudno jest to zrozumieć i zaakceptować, ponieważ
nasze rozumowanie zdominowane jest przez fałszywie pojmowany humanitaryzm,
który narusza równowagę poprzez zaburzenie funkcjonowania mechanizmów
samoregulacji.

W przyrodzie wszystko funkcjonuje w ten sposób, że wszelkie
odchyłki od normy są eliminowane. Jedynie w przypadku człowieka owa
samoregulacja nie funkcjonuje, czego rezultatem jest między innymi beznadziejne
przeludnienie.

Dlatego więc jakakolwiek pomoc nie może przekraczać
pewnych granic. W związku z tą zasadą Plejadanie nie mogą się za bardzo
angażować w niesienie komukolwiek zbyt szeroko zakrojonej pomocy, bowiem każdy
człowiek, każda ludzka istota ma do przebycia określoną drogę ewolucji, i to od
początku do końca. Od skrajnej niewiedzy do najwyższej doskonałości.
Niewskazane jest, aby ktokolwiek opuścił choć jeden etap na tej drodze.

Bardziej rozwinięte rasy mogą przekazywać mniej
rozwiniętym tylko tyle wiedzy, ile jest im niezbędne do popchnięcia swojej
ewolucji naprzód. Nigdy nie należy przekazywać im wiedzy, której nie potrafią
one wykorzystać we właściwy sposób. To tak, jak gdybyśmy pierwszoklasiście
usiłowali wbić do głowy algebrę, której nie jest on jeszcze w stanie pojąć.
Podobnie rzecz się ma z naszymi pozaziemskimi nauczycielami, którzy przekazują
nam dokładnie tyle wiedzy, ile ich zdaniem jesteśmy w stanie pojąć.

Oto, co powiedziała na ten temat Semjase:

- Nie możemy wpływać na ewolucję ludzi bardziej, niż
zezwalają na to prawa i nakazy Kreacji. Każda forma życia ma prawo w swojej
egzystencji do działania według własnego uznania i dlatego nie wolno nam jej do
niczego zmuszać, chyba że jest to ważne dla jej życia.

6. Czy w rządach różnych państw działają
istoty pozaziemskie?

Podczas jednej z rozmów Billy zadał Ptaahowi następujące
pytanie:

Niedawno usłyszałem, że w rządach różnych państw na
Ziemi działają istoty pozaziemskie. Czy jest w tym choćby źdźbło prawdy?

PTAAH: Takie informacje nazywa się u was bajkami. Gdyby
tak było, to już od dawna na Ziemi panowałby pokój, bowiem ludziom za pośrednictwem
rządów przekazana zostałaby prawda. Ponieważ nie wolno nam osobiście mieszać
się w ziemskie sprawy, zmuszeni jesteśmy wyszukiwać odpowiednich ludzi, poprzez
których dopiero możemy przekazywać naszą wiedzę. Gdybyśmy mogli to robić sami,
z całą pewnością pracowalibyśmy w rządach. Nie musielibyśmy się wówczas
martwić, że byle głupek i złoczyńca będzie nam publicznie ubliżał.

311

BILLY: Przecież te
istoty mogłyby działać w ukryciu, potajemnie.

PTAAH: To nie jest
tak, co powinna ci podpowiedzieć sama logika. Gdyby tak było, te istoty w ciągu
kilku dni mogłyby doprowadzić do tego, że żaden rząd, żadna siła militarna nie
uganiałaby się za naszymi pojazdami. Z całą pewności by o to zadbały.

7. Dlaczego Plejadanie nie wspierają nas
finansowo?

Podczas budowy Centrum w Hinterschmidrti Billy i jego
grupa-musieli pokonać wiele trudności, przede wszystkim finansowych. Mimo iż
ich kondycja finansowa była w owym czasie znacznie lepsza niż na początku, to
jednak nie byli całkowicie wolni od trosk finansowych. Stale musimy dokładać
trosk, aby nie popaść w długi.

Dlatego też coraz częściej pojawiało się pytanie,
dlaczego Plejadanie nie udzielają nam pomocy finansowej, co nie powinno być
przecież dla nich żadnym problemem. Mogliby na przykład doprowadzić do wygrania
przez nas odpowiednich pieniędzy w grach loteryjnych. 16 czerwca 1975 roku w
czasie 25 kontaktu Semjase wyjaśniła Billy'emu, dlaczego jest to niemożliwe:

[Ludzie] powinni wiedzieć, że nie posługujemy się
żadnymi środkami płatniczymi, jak to ma miejsce na Ziemi. Nawet gdybyśmy
chcieli, nie moglibyśmy dostarczyć wam waszych środków płatniczych, które
nazywacie pieniędzmi, ponieważ niczym takim nie dysponujemy. Nie będziemy
wykorzystywać do tego celu gier losowych i innych tego rodzaju środków,
ponieważ są one według nas wyjątkowym złem. Po trzecie i najważniejsze, nie
damy się sprowokować waszymi sugestiami i prośbami, ponieważ Ziemia jest waszą
ojczyzną, a nie naszą. To, że jesteśmy tutaj i chcemy wam pomóc w rozwoju
duchowym, jest działaniem, które podjęliśmy z własnej woli, i nie zamierzamy
robić niczego pod presją łudzi. Nasza misja jest aktem dobrej woli. Również z
waszej strony musi nastąpić jakiś wkład. Ziemianie także powinni wziąć na
siebie pewne obowiązki. Nie mają racji, jeśli uważają, że mogą korzystać z
pomocy nie dając nic od siebie. Dopóki ludzie będą działali według zasady, że
lepiej jest brać niż dawać, dopóty nie uwolnią się od swojego zgubnego egoizmu.
Innymi słowy, należy nie tylko brać, ale i dawać. Jeżeli stwarzamy wam
możliwość rozwoju duchowego, to waszą powinnością jest nań zapracować. Ludzie
są egoistami, zarówno pojedynczo, jak i w grupie i dlatego wzajemne
wykorzystywanie siebie jest tak powszechne na waszej planecie.

Przy innej okazji Semjase powiedziała ponadto:

- Nie możemy wam pomóc finansowo, ale możecie liczyć na
nasze rady w każdej sprawie. Chętnie udzielimy wam również rad w kwestii

312

budowy Centrum. Gdybyśmy próbowali pomóc wam finansowo,
moglibyśmy ściągnąć na was ogromne nieszczęścia. Poza tym mogłoby to osłabić
bojowego ducha wielu z was, którzy zaczęliby coraz częściej liczyć na naszą
pomoc. Żyjecie w innym świecie niż my. Musicie na wszystko sami ciężko
zapracować. Również Centrum musicie wznosić o własnych siłach. Mam nadzieję, że
te wyjaśnienia stanowią wystarczającą odpowiedź na pytanie, dlaczego Plejadanie
nie wspierają nas finansowo.

8.
Dlaczego nie można całkowicie zlikwidować wojen?

Nieustannie słyszymy pytanie, dlaczego istoty
pozaziemskie, zwłaszcza Plejadanie nic nie robią, aby zapobiegać lub
powstrzymywać działania wojenne. Wielu ludzi wciąż nie potrafi zrozumieć,
dlaczego Plejadanie nie kładą kresu wojnom. Aby to wyjaśnić, zacytuję krótki
fragment rozmowy Jszwjsza Ptaaha z Billym.

PTAAH: Działania
wojenne są niezbędne i mogą mieć miejsce tylko wtedy, gdy może dojść do
katastrofy o zasięgu galaktycznym lub między-galaktycznym.

BILLY: Oznacza to
więc, że mieszkańcy danego świata mogą go całkowicie zniszczyć, o ile nie
będzie to zagrażało całemu układowi lub galaktyce?

PTAAH: Widzę, że
dobrze to rozumiesz. Każda forma życia musi kroczyć własną drogą ewolucji,
nawet jeżeli prowadzi ona do samozagłady.

BILLY: To bardzo
brutalne. Przypominam sobie pewne prawo dotyczące przyrody, które mówi, że to,
co prowadzi do zwyrodnienia, będzie zniszczone, aby nie zagrażało normalnemu
życiu.

PTAAH: To prawda,
widzę, że dobrze znasz to prawo. Jedynie przestrzeganie tego prawa może
zapewnić normalne życie. Utrzymywanie przy życiu zwyrodniałych form jest
przejawem fałszywie pojmowanego humanitaryzmu. Zgodnie z prawem zachowania
życia takie formy winny być eliminowane.

9.
Dlaczego nie ujawnia się metody leczenia raka?

Oto, co powiedzieli na ten temat Plejadanie:

- Niezbędną wiedzę w tej sprawie Ziemianie muszą zdobyć
sami. Dążąc do niej będą dojrzewać i rozwijać się. W ten sposób poznają i
zrozumieją wiele niezbędnych rzeczy, a także nauczą się właściwego
postępowania. Gdybyśmy przekazali Ziemianom tę wiedzę, z całą pewnoś-

313

cią obróciliby ją przeciwko sobie w zbrodniczych celach,
bowiem kryje ona w sobie potężną moc. Człowiek jeszcze nie dojrzał do jej
poznania.

10. Akcje specjalne przeprowadzone dla dobra
Ziemian

Jak już wspomniałem w rozdziale III (podrozdział 17
"Kosmiczne zrzeszenia i slużby porządkowe"), istoty pozaziemskie w
szczególnych przypadkach mają prawo użyć siły wobec innych istot. Zgodnie z
prawami i nakazami Kreacji należy respektować wolę każdej formy życia, nawet
gdy kroczy w niewłaściwym kierunku. Dopiero przy przekroczeniu określonej
granicy może nastąpić ingerencja, to znaczy tak zwana logiczna przemoc. Tego rodzaju
akcja opisana została w rozdziale XIV.

10.1. Powstrzymanie groźby zagłady ludzkości

Nie wszystkie ludzkie formy życia usposobione są tak
pokojowo, jak na przykład Plejadanie i ich sprzymierzeńcy. Istnieje wiele
niehumanitarnych istot, które w trakcie swojej ewolucji wyzbyły się wszelkich
uczuć. Jeżeli nie uda się im zlikwidować tego zwyrodnienia, pewnego dnia wyginą
wskutek samozagłady. Do tego czasu jednak ich byt stanowi ogromne zagrożenie,
przede wszystkim dla wszystkich tych, którzy są słabsi od nich militarnie.
Należy więc mieć się na baczności przed tymi kreaturami, bowiem niszczą one
wszystko, co napotykają na swojej drodze, nawet całe planety.

Wiem, że brzmi to jak scenariusz kiepskiego filmu
science-fiction, jednak jest zgodne z prawdą. Niewiele brakowało, aby los
innych spacyfikowanych planet podzieliła również Ziemia. Tylko dzięki
Plejadanom i ich sprzymierzeńcom udało się temu zapobiec. Otóż pewni
mieszkańcy 16 planet poszukiwali
właśnie nowej przestrzeni życiowej. Wśród planet, które zwróciły ich uwagę,
była również Ziemia. Jeśli ktoś sądzi, że chcieli oni zamieszkać wśród nas przy
takim przeludnieniu, bardzo się myli. Ich zamierzeniem była w pierwszym rzędzie
całkowita eliminacja ludzkości. Jedynie dzięki interwencji naszych
pozaziemskich przyjaciół nie doszło do naszej totalnej zagłady. , Możemy
zatem odetchnąć z ulgą i powiedzieć sobie: "Jeszcze raz mieliśmy
szczęście". Sprawa ta po raz kolejny potwierdza fakt, że wszędzie w
kosmosie czai się niebezpieczeństwo, którego nie wolno lekceważyć. Wszystkie
ziemskie narody winny czym prędzej zjednoczyć się, aby móc wspólnymi siłami
samodzielnie, bez pomocy innych istot, stawiać opór tego rodzaju zagrożeniom.

10.2. Powstrzymanie kosmicznej katastrofy

Stosowanie tak zwanej logicznej przemocy jest dopuszczalne
również wtedy, gdy potencjalny konflikt z użyciem broni jądrowej stwarza
niebez-

314

pieczeństwo nie tylko zagłady planety, na której może się
on toczyć, ale również zniszczenia całego układu planetarnego, co z kolei
mogłoby wywołać dalsze kosmiczne katastrofy.

Pod koniec 1974 roku zaistniało poważne niebezpieczeństwo
rozpętania na Ziemi wojny światowej z użyciem broni jądrowej. Ponieważ Ziemia
znajduje się w ważnym punkcie naszej galaktyki (nie wewnątrz spiralnego
ramienia, ale na jego zewnętrznym skraju), jej zniszczenie wywołałoby reakcję
łańcuchową i w konsekwencji potworną katastrofę kosmiczną.

Na szczęście dzięki zastosowaniu odpowiednich i
skomplikowanych środków zaradczych udało się zapobiec temu nieszczęściu. To
niezwykle ciężkie zadanie będące najtrudniejszą misją w historii wszechświata
DAL przeprowadzone zostało przez Asket i jej rodaków. (Billy przez 11 lat był z
nią w stałym kontakcie telepatycznym. Co ma ona wspólnego z Plejadana-mi,
wyjaśnione zostało w rozdziale VI). Ziemianie nie mają jednak o tym
najmniejszego pojęcia, ponieważ wszystko to działo się za kulisami bez ich
wiedzy.

Istoty pozaziemskie nie są w zasadzie zobowiązane do
udzielania nam pomocy w każdej sytuacji kryzysowej, a już w ogóle w przypadku
lokalnych konfliktów, wojen czy kataklizmów przyrodniczych. Z tymi problemami,
musimy radzić sobie sami, zwłaszcza że sami jesteśmy ich sprawcami. Wszelkie
informacje mówiące, że wokół Ziemi krążą statki gotowe w każdej chwili nas
ewakuować, są wyssaną z palca bzdurą.

Dzięki swoim bliskim związkom z Ziemianami Plejadanie
prawdopodobnie nigdy nie dopuściliby do ich całkowitego wyginięcia, do tego,
aby nie przeżył ani jeden człowiek.

11. W jaki sposób każdy z nas może przyczynić
się do utrzymania pokoju na świecie?

Wszelkiego rodzaju działania wojenne, krwawe powstania,
terror i porwania stały się już na Ziemi codziennością. W wielu państwach
deptane są prawa człowieka, przeto nic więc dziwnego, że coraz częściej ludzie
marzą

0 życiu w spokoju i pokoju. Aby to pragnienie mogło się
ziścić, każdy z nas musi wnieść do tego swój wkład.

To chwalebne życzenie może zostać spełnione tylko wtedy,
kiedy każdy z nas będzie robił wszystko, co w jego mocy, aby do tego doszło.
Już słyszę głosy sceptyków, twierdzących, że wojny na Ziemi toczone były od
zawsze

1 że tak też będzie w przyszłości. Jeszcze częściej
słychać głosy mówiące, że nawet przy najlepszych chęciach nie da się w obecnym
stanie rzeczy doprowadzić do ogólnoświatowego pokoju.

315

Odwołując się wyłącznie do historii naszej cywilizacji
można dojść do wniosku, że ludzkość nie może się obejść bez wojen. Nie jest to
jednak prawdą. To tylko kwestia czasu. Ten stan trwać będzie dopóty, dopóki
ludzie się nie zjednoczą i nie zaczną żyć zgodnie z prawami i nakazami
Kreacji. Tak więc nas los zależy wyłącznie od nas samych, od każdego z
nas z osobna.

Billy wyjaśnił to następująco:

Pokój zaczyna się w każdym z nas. Człowiek nigdy
nie osiągnie pokoju na świecie, dopóki we własnym domu i okolicy będzie toczył
boje. Najpierw musi osiągnąć pokój w sobie, potem w stosunkach ze swoją
rodziną, bliskimi, przyjaciółmi i sąsiadami. Pokój ogólnoświatowy musi
wychodzić z dołu i stopniowo się rozszerzać. W ten sposób z czasem ogarnie cały
świat bez względu na ogólnoświatową sytuację.

Lecz o zgrozo, nadal jak grzyby po deszczu wyrastają
politycy i przywódcy, którzy wykorzystując propagandę wzniecają zamęt wśród
narodów.

Już w roku 1984 Plejadanie wskazali nam drogę, którą
powinien kroczyć każdy rozumny człowiek kierujący się w życiu dobrą wolą. Jest
nią medytacja nad światowym pokojem, której zasady przekazali nam Plejadanie i
którą praktykujemy w FIGU. Aby zrozumieć jej sens i celowość, należy sięgnąć
nieco wstecz. Na początku chciałbym przedstawić pewną sytuację sprzed kilku
lat. W 52 numerze na stronie 8 magazynu Stimme der Wassermannzeit napisałem,
co następuje:

W roku 1984 Billy otrzymał od Quetzala przygnębiającą
wiadomość mówiącą, że możemy porzucić wszelkie nadzieje na powstrzymanie
wybuchu IU wojny światowej. Wiele innych przepowiedni pochodzących z różnych
źródeł już od dawna zapowiadało to nieszczęście. Jedną z nich mówiącą o
totalnej katastrofie Billy otrzymał w roku 1981 z poziomu Petale. Według niej w
następstwie działań wojennych, kataklizmów przyrodniczych, epidemii i głodu
mają zginąć 2/3'ludności Ziemi, przy czym w Europie Środkowej w ogóle nie
będzie żadnej szansy na przeżycie.

W przeciwieństwie do dotychczasowych przepowiedni, w
których daty ważnych zdarzeń są w różny sposób szyfrowane, Billy podał
precyzyjne dane. Według niego III wojna światowa miała wybuchnąć 25 kwietnia
1998 roku. W swoich wyliczeniach nie wziął on jednak pod uwagę pewnego czynnika
czasowego, po uwzględnieniu którego według Quetzala to tragiczne zdarzenie ma
nastąpić nieco wcześniej. Tak wygląda ta mroczna prognoza z roku 1984.

316

Na polecenie Plejadan jeszcze w tym samym roku całe FIGU
rozpoczęło usilne medytacje pokojowe, aby zapobiec tej katastrofie lub
przynajmniej opóźnić ją o kilka lat.

Biorąc pod uwagę te przepowiednie wiele osób wyrażało
następującą opinię: "I cóż takiego się stanie? I tak wcześniej czy później będę
musiał umrzeć. Jeżeli nastąpi to wcześniej, to przynajmniej nic więcej nie
będzie mi groziło. Godni współczucia będą tylko ci, którzy przeżyją, ponieważ
po wojnie będą żyli w strasznych warunkach i wszystko będą musieli zaczynać od
początku".

Moja odpowiedzieć na to brzmi następująco: Kto sądzi, że
wraz ze śmiercią spowodowaną działaniami wojennymi wszystko się kończy, jest w
wielkim błędzie. Jest wręcz odwrotnie. Jeśli człowiek ginie w tragicznych
okolicznościach, na przykład podczas wojny, i traci w ten sposób część
przypisanego mu życia, to zgodnie z prawem inkarnacji musi ten okres życia
nadrobić rodząc się ponownie. Narodziny te powinny nastąpić bardzo szybko,
najlepiej jeszcze przed zakończeniem wojny lub tuż po jej zakończeniu.

Gdy zadamy sobie pytanie, co dała nasza prowadzona od
roku 1984 medytacja nad pokojem, odpowiedź może być tylko jedna niezwykłe
rezultaty. To, co wydarzyło się w Europie Wschodniej dzięki inicjatywie
Michaiła Gorbaczowa, jeszcze do niedawna uważalibyśmy za absolutnie niemożliwe.
Sukces ten nie jest jedynie zasługą naszej grupy i około 3400 naszych
pomocników rozsianych po całej planecie, ale przede wszystkim naszych
pozaziemskich przyjaciół, bez których pomocy nasze zamierzenie nie miałoby
żadnych szans powodzenia. Naszą pokojową akcję nieustannie wspierało z ich
strony 511 milionów Plejadan, to znaczy Erran, oraz około 3 miliardy ich
sprzymierzeńców, za co im wszystkim w tym miejscu gorąco dziękuję.

Słowa podziękowania oraz uznania należą się również
wszystkim tym Ziemianom, którzy zaangażowali się w sprawę pokoju na świecie i
czynią to nadal.

Niestety nie mogę w tym miejscu pominąć pewnej sprawy, o
której niektóre osoby kierujące się niewątpliwie szlachetnymi pobudkami z pewnością
wolałyby nie słyszeć. Chodzi mi tu o organizowane dużym nakładem sił i środków
tak zwane pokojowe demonstracje czy też fałszywe medytacje. Mimo iż działania
tych ludzi wynikają ze słusznych pobudek, to jednak zdaniem Plejadan są
całkowicie chybione i pozbawione sensu, ponieważ ani o krok nie zbliżają nas do
tego, do czego dążymy.

Być może zabrzmi to buńczucznie i nieprawdopodobnie, ale
tylko nasza akcja jest jedynym sposobem zachowania pokoju. Wynika to z faktu,
że

317

pozytywne myśli wywołują odpowiednie działania, lecz jak
długo dotyczą one jedynie pokoju na Ziemi, ich skutek jest niewielki. Ma
to związek z akcją podjętą przez Liran mieszkających w dawnych czasach na
Ziemi. Przedsięwzięcie to mające na celu utrzymanie pokoju na świecie polegało
na wprowadzeniu pewnego hasła do banku pamięci ziemskiej atmosfery. To hasło to
rodzaj "zdania-impulsu" pochodzącego z języka starolirańskiego. Brzmi ono
następująco: "Salonie gam nań ben Urda gen njber asala Hesporona" ("Pokój
niech będzie na Ziemi i wśród wszystkich istot").

Jeżeli owo zdanie zostanie właściwie wypowiedziane,
wówczas wytwarzane przez nie wibracje trafiają do tak zwanych banków pamięci,
skąd rozchodzą się po całym świecie w formie pokojowych impulsów myślowych
docierających do wszystkich ludzi, którzy odbierają je podświadomie w wcielają
w czyn.

Ten sposób przekazywania owych myślowych wibracji
praktykowany przez naszych pozaziemskich przyjaciół jest uciążliwy i oczywiście
wymaga dużo czasu, lecz nie stoi mu na przeszkodzie istotny czynnik hamujący,
jakim jest odległość.

Pragnę przy tym wyraźnie podkreślić, że ten sposób
wspierania i szerzenia pokoju na świecie dotyczy wyłącznie tego
starolirańskiego hasła. Zdaniem Ptaaha wszelkie inne sposoby zmierzające do
tego celu z braku niezbędnej wiedzy są niecelowe.

Niczym bumerang powraca pytanie, czy przepowiednie
mówiące o III wojnie światowej są nadal aktualne. W przeciwieństwie do
przyszłościowych prognoz, których prawdopodobieństwo spełnienia się jest
niemal pewne, przepowiednie należy zasadniczo traktować jako ostrzeżenie, jako
groźbę, która nie musi się spełnić, o ile w odpowiednim czasie podjęte zostaną
właściwe działania zapobiegające. Jeśli chodzi o III wojnę światową, to groźba
jej wybuchu jest nadal aktualna.

Mimo iż w sprawie zachowania pokoju osiągnięto bez
wątpienia wspaniałe sukcesy, groźba tej wojny nie została zlikwidowana, a
jedynie zahamowana. Z całą pewnością nie oszczędzą nas różne kataklizmy, takie
jak trzęsienia ziemi, potopy, susze, głód, epidemie nieuleczalnych chorób,
kryzys gospodarczy, a także lokalne wojny.

Zdaniem Ptaaha również ruchy wyzwoleńcze w krajach Europy
Wschodniej będą miały swój negatywny oddźwięk i mogą doprowadzić do zniszczenia
wszystkiego, co zostało dotąd osiągnięte. Z dużą dozą prawdopodobieństwa
dotknie to te regiony, w których ludność nie dorosła jeszcze do wolności i w
swojej głupocie sięgać będzie po broń. Dlatego też w końcu rządom nie
pozostanie nic innego, jak sięgnąć po niepopularne środki

318

zaradcze. Wszystko to doprowadzi do krwawych starć, te
zaś wywołają reakcję łańcuchową, której następstwem może być wybuch wojny.
Zatem jak już wspomniałem, groźba III wojny światowej niestety wciąż wisi nad
nami.

Jeżeli do głosu dojdą siły pokojowe, wówczas szansa
uniknięcia wojny światowej stanie się rzeczywistością, bowiem jak pouczają nas
Plejadanie: , Jedynym właściwym i skutecznym sposobem zachowania trwałego
pokoju na świecie jest i będzie medytacja nad nim".

I to w takiej formie, w jakiej prowadzimy ją już od
pewnego czasu w FIGU w oparciu o wskazówki Plejadan. Każdy, komu sprawa
zachowania pokoju na świecie leży na sercu, powinien już dzisiaj przyłączyć się
do naszych medytacji, bowiem są one naszą ostatnią szansą.

319

SPIS ZDJĘĆ

(w nawiasie data, nazwisko fotografa i
miejsce)

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia
wszystkie
reprodukcje zdjęć od UFO Z PLEJAD z 01-04 aż do UFO Z PLEJAD z 77-78 ]

Łącznik "Bilty" Eduard Albert Meier-Zafiriou.

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i
zdjecia
UFO Z PLEJADk (Billy)]

1. Zdjęcie
Centrum Semjase-Silver-Star wykonane od wschodu. Freddy Kropf wykonał je z
sosny rosnącej na skraju lasu przy łące Sirrwies. (7 V1989)

2. Proces
"spalania" statycznych ładunków elektrycznych przeprowadzony przez
Quetzala na parkingu Centrum. W środku ich pierścienia stoi Billy. (8 IX 1981,
Semjase-Silver-Star-Center)

3. Świadkowie
opisanych w książce zdarzeń. Stoją z tyłu od lewej: Bernadette Brand,
Engelbert Wachter, Freddy Kropf, Brunhilde Koye, Madeleine Brugger, Silvano
Lehmann, Methusalem Meier, Atlantis Meier, Billy; z przodu od lewej: Guido
Moosburgger, Elisabeth Gruber, Christina Gasser, Edith Beldi, Jacobus
Bertschinger, Eva Bieri, Atlant Bieri, Kalliope Meier, Gilgamesha Meier. (6 11991, Bernadette Brand,
Semjase-Silver-Star- Center)

4. Asket (z
lewej) i Nera. (26 VI1975, Billy, wnętrze statku Asket we wszechświecie DAL)

5. Asket. (26
VI1975, Billy, wnętrze statku Asket we wszechświecie DAL)

6. Lot
demonstracyjny najnowszego statku promiennego Semjase z 1976 roku. Ten typ
statków umożliwia podróże w czasie oraz przenikanie do innych wymiarów. (29 III 1976,
Hasenbol-Langenberg, Fischenthal)

1. Semjase rysunek wykonany przez E.
Eichenbergera według wskazówek Billy'ego. (5 V 1982, E. Eichenberger, Semjase-Silver-Star-Center)

8. Start i odlot
statku Semjase po pierwszym kontakcie. (28 11975, Billy, Rezerwat Przyrody
Frecht)

9. Statek
załogowy w towarzystwie jednoosobowego zdalnie sterowanego pojazdu zwiadowczego
podczas lotu demonstracyjnego o zachodzie słońca. (3 III 1975, Billy, Ober-Zelg,
Bettswil)

10. Dwa statki promienne sfotografowane z okna trzeciego
(Semjase) podczas lotu na dużej wysokości. (25 VI1975, Billy, Berg-Rumlikon)

320

11. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 6. (29
/// 7976, Billy, Hasenbol-Langenberg, Fischenthal)

12. Statek promienny Semjase podczas lotu
demonstracyjnego. (27 // 7975, Billy, Fuchsbuel-Hofhalden)

13. Widok dolnej
części statku Semjase podczas lotu demonstracyjnego. (27II1975, Billy,
Jakobsberg-Allenberg, Bettswil)

14. Statek
promienny Semjase w czasie manewru zbliżenia do drugiego statku (w chwilę potem
nastąpiło uszkodzenie aparatu fotograficznego). (27 77 7975, Billy, Jakobsberg-Allenberg, Bettswil)

15. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 6. (29
777 7976, Billy, Hasenbol-Langen-beg, Fischenthal)

16. Lot
demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16 metrów wysokości jodły
(jakiś czas potem została ona poddana eliminacji). (9 V77 7975, Billy,
Fuchsbuel-Hofhalden, Oberbalm, Wetzikon)

17. Lot
demonstracyjny nowego statku Semjase. (8 III 1976, Billy, Bach-telhornli- Unterbachtel)

18. Statek
Semjase podczas próby przechwycenia go przez myśliwiec (Mirage) Szwajcarskich Sił
Powietrznych. (14IV1976, Billy, Schmarbel-Maiwinkel)

19. Lot
demonstracyjny nowego statku Semjase w towarzystwie dwóch statków zwiadowczych nowego typu. (8 III 1976,
Billy, Bachtel-hornli-
Unterbachtel)

zdjęcia nr 19.
(8 III 1976, Billy, Bachtel-

20.
Objaśnienie jak do hornli- Unterbachtel)

21. Zdjęcie
nowego typu statku wykonane za pomocą teleobiektywu z pokładu drugiego
unoszącego się na wysokości 40 metrów. (3 IV 1981, Billy, Auenberg-Egg)

22. Najnowszy
statek Semjase podczas lotu demonstracyjnego. (26 777 79S7, Billy, Sdckler, Durstelen)

23. Najnowszy
statek Semjase nad parkingiem Centrum. (22 X 1980, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)

24. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 21. (4 IV 1981, Billy, Auenberg-Egg)

25.
Siedmiometrowy statek obok drogi prowadzącej do Rotenthurmu uno-

321

szący się za samochodem (Mercedes); w górze pośrodku
światło żurawia budowlanego. (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)

26.
Siedmiometrowy statek unoszący się bezpośrednio przed samochodem przy
głównej drodze do Rotenthurmu (z lewej strony u góry niewielki fragment
drugiego czternastometrowego statku). (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)

27.
Czternastometrowy statek unoszący się za drzewem przy drodze prowadzącej
do Rotenthurmu. Z lewej strony widać smugę światła będącą śladem manewru
urządzenia telemetrycznego. (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)

28. Statek
promienny nad parkingiem Centrum. (5 VIII 1981, Billy, Sem-jase-Silver-Star-Center)

29. Statek
energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy (poddane działaniu
promieniowania tego statku samochody spalały około 5 litrów benzyny na 100
kilometrów więcej). (22
VI1979, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)

30. Statek
energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy unoszący się w pobliżu
drzew "lasu Menary" położonego na zachód od Centrum. W oddali nieco wyżej
drugi statek tego typu. (22 VI1979, Billy, Semjase-Silver-Star- Center)

31. Dwa statki
energetyczne karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy nad parkingiem
Centrum. (22 VI1979, Billy,
Semjase-Sil-ver-Star-Center)

32. Statek
energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy bezpośrednio nad
parkingiem Centrum. (22 VI1979, Billy, Semja-se-Silver-Star-Center)

33. Konrad
Schutzbach i Billy podczas filmowania i mierzenia śladów lądowania statków Rali
i Menary. (29 VI1976, Hans
Schutzbach, Ambitzgi, Wetzikon)

34. Ślad
lądowania statku Rali. (29 IX 1976, Hans Schutzbach, Ambitzgi, Wetzikon)

35. Ślad po
lądowaniu statku Menary na parkingu Centrum 21 lutego 1978 roku o godzinie 3.41
(grubość lodu 10 cm). (21 II1978, Billy, Sem-jase-Silver-Star- Center)

36. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 35. (27 II1978, Billy, Semjase-Sil-ver-Star-Center)

322

37. Ślad po
lądowaniu statku Menary podczas odwiedzin 23 listopada 1977 roku o godzinie
9.05, w czasie gdy żona Billy'ego wyszła z domu na 10 minut, aby zaprowadzić
dzieci do szkoły (grubość pokrywy lodowej 12 cm). (23 XI1977, Billy,
Semjase-Silver-Star-Center)

38. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 37. (23 XI1977, Billy, Semjase-Sil-ver-Star-Center)

39. Ślady
lądowania statku Quetzala. U góry zdjęcia od lewej: Methusalem Meier i Kalliope
Meier. (26
VI1976, Guido Moosbrugger, Chrutzler-boden, Oberchrutzleń)

40. Ślady
lądowania (podpór) statku Quetzala w dniu 23 czerwca 1976 roku o godzinie
20.54. (26
VI1976, Guido Moosbrugger, Chrutzlerboden, Oberchrutzleń)

41. Ślad
lądowania na terenie Centrum pozostawiony przez statek Semjase, którym 23
kwietnia 1977 roku o godzinie 19.34 przyleciała Menara (miejsce to
od tego czasu
nazywa się "lądowiskiem Menary"). (24 IV 1977, Hans Schutzbach, Semjase-Silver-Star-Center)

42. Ślad po
lądowaniu statku Quetzala. (29 VI1976, Hans Schutzbach, Pfaffenholz-Hinwil)

43. Ślady po
lądowaniu statku Quetzala i Semjase. (28 VI1976, Hans Schutzbach, Pfaffenholz-Hinwil)

44. Billy podczas
obserwacji śladów lądowania. (75 VI1980, Bertschinger sen., Semjase-Silver-Star)

45. Ślady
lądowania statku Semjase po 135 kontakcie, który miał miejsce w nocy z 14 na 15
czerwca 1980 roku o godzinie 0.55. (75 VI1980, Billy, Semjase-Silver-Star- Center)

46. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 45. (75 VI1980, Billy, Semjase-Sil-ver-Star-Center)

47. Ślady stóp Billy'ego prowadzące z pola na drogę.
Są rezultatem wysadzenia go przez Semjase w nocy 6 stycznia 1977 roku po spotkaniu
w miejscu, w którym się zaczynają. (7 11977, Billy, Winkel-riet-Wetzikon)

48. Wygląd z bliska
śladów przedstawionych na zdjęciu nr 47. (7 11977, Billy, Winkelriet-Wetzikoń)

49. Ślad stopy
niewidocznej gołym okiem karłowatej istoty pozaziemskiej

323

pozostawiony w piwnicy. W prawej dolnej części zdjęcia
widać rozmazany fragment sylwetki tej istoty przedstawiający hełm i jej ramie.
(13 // 1977, Bemadette Brand,
Semjase-Silver-Star-Center)

50. Odlew odcisku
stopy przedstawionego na zdjęciu nr 49. (18 II1977, Bertschinger sr, Semjase-Silver-Star-Center)

51. Alena z
pistoletem laserowym Menary
przed biurem Billy'ego. (6 VII 1977, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)

52. Alena z
pistoletem laserowym w gabinecie Billy'ego. (6 VII 1977, Billy, Semjase-Silver-Star- Center)

53. Billy na
podwórzu przed domem z pistoletem laserowym Menary. (6 VII 1977, Menara,
Semjase-Silver-Star-Center)

54. Otwór w
drzewie Semjase powstały po strzale z pistoletu laserowego. (6 VII 1977, Billy,
Semjase-Silver-Star-Center)

55. Jodła
zlikwidowana przez Semjase z rosnącym obok niej bukiem. (Lipiec 1976, Billy,
Langriemenholz-Hinwil)

56. To samo
miejsce, co na zdjęciu nr 55 po zlikwidowaniu trzyipółmet-rowej jodły. (Lipiec 1976, Billy,
Langriemenholz-Hinwil)

57. Nocny lot
demonstracyjny statku Semjase. (13 VI1977, Billy, Chalber-weid-Ettenhausen)

58. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 57. (13 VI1977, Billy, Chalberwe-id-Ettenhauseri)

59. Przelot
urządzenia telemetrycznego Plejadan poniżej Wenus (zdjęcie wykonane zostało tuż
przed nocną demonstracją statku Semjase w dniu 27 czerwca 1976 roku). (27 VI1976, Guido Moosbrugger,
Winkelriet-Wetzikon)

60. Siedmiometrowy
statek promienny Semjase w czasie nocnej demonstracji. (13 VI1976, Guido Moosbrugger,
Winkelriet-Wetzikon)

61. Statek
promienny Semjase podczas nocnej demonstracji (na oryginalnym zdjęciu
widoczny jako cień
wewnątrz obłoku światła). (13 VI1976, Guido Moosbrugger, Winkelriet-Wetzikon)

62. "Świetlisty
deszcz" (zakończenie nocnej demonstracji). (13 VI1976, Guido Moosbrugger,
Winkelriet-Wetzikon)

63. Statek
promienny Semjase nad drogą WihaldenstraBe położoną w pół-

324

nocnej części Hinwil. Statek jest w połowie
przezroczysty. (20
V 1975, Billy, Wihaldenstrafle 10, Hinwil)

64.
Demonstracyjny lot statku Semjase. Obecność nie pożądanych osób
sprawiła, że Semjase straciła kontrolę nad swoim zachowaniem i pozwoliła na
fotografowanie, potem jednak usiłowała zniszczyć negatyw, co się jej częściowo
udało. U dołu stoją: Hans Jakob i jego dwie córki, p. Liniger, p. Leuenberger,
Jacobus Bertschinger oraz dwoje dzieci Billy'ego. (20 IV 1975,
Jakobsberg-Allenberg, Bettswil)

65.
Lądowanie statku promiennego 27
lutego 1975 roku
w Jakobs-berg-Allenbergu,
Bettswil.

66. Lot
demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16 metrów limby, która została
potem poddana przez Semjase całkowitej eliminacji. (9 VII 1975,
Billy, Fuchsbuel-Hofhalden, Oberbalm,
Wetzikon pochodzi ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw.
Dokumentacji V)

67. Zdjęcie
górne: widok z boku modelu statku Semjase obróconego o 180 stopni. Zdjęcie
dolne: nadpalone zdjęcie modelu statku Semjase. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych
w tzw. Dokumentacji V)

68. Mgławica w
gwiazdozbiorze Lutni (M57) (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw.
Dokumentacji V dowód G)

69. Mgławica w
gwiazdozbiorze Lutni (M 57). (1975, Billy)

70. Tak zwana
kosmiczna kolonia. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V)

71. Tunel
(bariera) prowadzący do wszechświata DAL. (7975, Billy)

72. Manewr
połączenia amerykańskiego statku kosmicznego Apollo-18 z rosyjskim Sojuzem-19 w
dniu 17 lipca 1975 roku. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw.
Dokumentacji V)

73. Zbliżenie
manewru przedstawionego na zdjęciu nr 72. (Billy)

74. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 73. (Billy)

75. Trzeci atak
na Billy'ego. Przestrzelona kurtka Billy'ego i jego pistolet. (Święto
Wniebowstąpienia 1976, Hans Schutzbach, Sddelegg)

76. Objaśnienie
jak do zdjęcia nr 75. Przestrzelony notes Billy'ego i metalowa płytka używana
przezeń jako kamizelka kuloodporna. (Święto Wniebowstąpienia 1976, Hans
Schutzbach, Sddelegg)

325

77. 24 kwietnia
1990 roku grupa zwolenników Ashtara Sherana dokonała zamachu na Billy'ego przy
pomocy sztucznego pioruna w ramach zemsty za zlikwidowanie ich przywódcy we
wszechświecie DAL. Piorun trafił Billy'ego w palec, a następnie w leżący obok
kamień i eksplodował (patrz rozdział XIV). Ułamek sekundy później ten
sam piorun trafił w stojącą obok brzozę. Na zdjęciu Billy wskazuje kamień, w
który trafił piorun. (24 IV1990, Freddy Kropf, Semjase-Silver-Star-Center)

78. Fragment pnia
brzozy, w którą trafił piorun. (23 VII 1990, Freddy Kropf, Semjase-Silver-Star- Center)

Zdjęcia zaczerpnięte z tzw. Dokumentacji V pochodzą od
Eduarda "Billy" Meiera i sprzedawane są w USA przez Colmana S. von
Keviczky bez jego zgody.

 

[w polskim wyd. książkowym wszystkie
kolorowe zdjęcia umieszczono miedzy str. 160 a 161]

326

BIBLIOGRAFIA

Arahat
Athersata, Wassermannzeit
Yerlag der FIGU, Hinterschmidrti. Brown, Peter Lancaster, Astronomie, Orell
Fssli, Zrich 1974.

Bhler,
Walter K., Vierzig Begegnungen mit Auflerirdischen in Brasilien, Yentla
Yerlag, Wiesbaden.

Dillinger,
Maarten, Aufterirdische und die Friedenssehnsucht der Erden-menschen, R.G.
Fischer Yerlag, Frankfurt 1984.

Foto-Verzeichnis,
Wassermannzeit
Yerlag der FIGU, Hinterschmidrti.

Freiherr
von Klockler, dr med. H., Kursus der Astrologie, tom I, Hermann Bauer K.G.,
Freiburg i Brg.

Geisteslehre-Studium-Lehrbriefe,
Wassermannzeit
Yerlag der FIGU, Hinterschmidrti.

Genesis,
Wassermannzeit
Yerlag der FIGU, Hinterschmidrti. Hobby, nr 9, str. 61, 1990.

Keppler,
Erhard, Sonne, Mond und Planeten, Piper Yerlag, Monachium, wydanie II,
1990.

Kinder,
Gary, Light Years, The Atlantic Monthly Press, Nowy Jork 1987.

Kinder,
Gary, "List otwarty", MUFON UFO Journal, nr 28, kwiecień 1987,
Mutual UFO Network, Seguin.

Kippenhahn,
Rudolf, Unheimliche Welten Planeten, Monde und Kome-ten, Deutsche
Yerlagsanstalt, Stuttgart, wydanie specjalne dla Buchclub Ex Libris w Zurychu,
1988.

Klingholz,
Reiner, Marathon im Ali, Georg Westermann Yerlag GmbH, Braunschweig 1989
(wydanie II, 1990).

Korff,
Karl K., przy współpracy Williama L. Moore'a, The Meier Incident: The Most
Infamous Hoax in Ufology (określana w książce jako Dokumentacja K).

Kraus,
Walter, A. Rkl, Bildatlas des Weltraumes, Yerlag Werner Dausien
Hanau-Main (Artia, Praha), 1988.

327

Moore,
Patrick, łan Nicolson, Das Universum, Masaik Yerlag GmbH, Monachium.

OM,
Wassermannzeit
Yerlag der FIGU, Hinterschmidrti. Prophetien, Wassermannzeit Yerlag der
FIGU, Hinterschmidruti.

Schaifers,
Karl, Gerhard Traving, Meyers Handbuch Weltall, Bibliographis-ches
Institut Mannheim, Wien-Zrich, wydanie VI.

Semjase-Berichte:
Billys Kontaktberichte, Geisteslehre, Erkldrungen und Erlebnisse mit
Aufierirdischen, plejadischen Lebensformen, Wassermannzeit Yerlag der FIGU, Hinterschmidruti.

Stevens,
Wendelle C., UFO... Contact from the Pleiades, UFO Photo Archives,
Tucson 1982.

Stimme
der Wassermannzeit (miesięcznik), 3 numery, Wassermannzeit Yerlag der FIGU,
Hinterschmidruti.

Stimme
der Wassermannzeit, "Wissenswertes" (numer specjalny), Wassermannzeit Yerlag der
FIGU, Hinterschmidruti.

Thóne,
Karl, Einfuhrung in die Astronomie, Yerlag Hallwag, Berno.

UFO-Dokumentensammlung,
HUGIN Gesellschaft fur politisch-philosop-hische Studien, Wetter.

Von Keviczky, mjr Colman S., Przewodniczący ICUFON (USA),
Analiza (określana w książce jako Dokumentacja V).

328

[NOTATKI - puste strony] 329-332

 

UWAGA!

[patrz: dołączony katalog UFO Z
PLEJAD ilustracje i zdjecia
UFO Z PLEJADy]

Wszystkim,
których zainteresowała ta książka, oferujemy w ramach prowadzonej przez nas
sprzedaży wysyłkowej dwie kasety video w całości poświęcone przypadkowi Meiera.
Są to:

Kroniki Meiera, system PAL,
czas trwania 85 min. (polski tekst czyta lektor), cena 270.000 zł.

Filmy Meiera, system PAL,
czas trwania 60 min. (polski tekst czyta lektor), cena 250.000 zł.

Przedstawione na obu kasetach programy zostały
przygotowane i wydane przez kierowane przez Lee i Brit Eldersów wydawnictwo
Genesis III Publishing, Inc. Przygotowując oba programy Genesis III Publishing
wykorzystało materiały nakręcone we wrześniu 1979 roku przez ekipę Nippon
Television Network Corporation kierowaną przez najbardziej zasłużonego dla
ufologii dziennikarza telewizyjnego na świecie Jun-Ichi Yaoi.

Oba programy nie wymagają w zasadzie szczegółowego opisu,
ponieważ każdy, kto przeczytał tę książkę, wie już, kim jest Eduard
"Billy" Meier. Warto przypomnieć tylko, że jego przypadek jest w odczuciu
wielu rozsądnych badaczy zjawiska UFO najważniejszy ze wszystkich w całej
nowożytnej historii kontaktów istot pozaziemskich z ludźmi.

Pierwszy program (Kroniki Meiera) zawiera obszerny
wywiad z Billym Meierem, który opowiada Jun-Ichi Yaoi o swoich kontaktach,
oprowadza go po miejscach, w których wykonywał swoje zdjęcia i kręcił krótkie
ujęcia filmowe przedstawiające statki Plejadan. Program ilustrowany jest dodatkowo
licznymi zdjęciami statków Plejadan oraz kilkoma z owych filmowych sekwencji.
Program zawiera ponadto wypowiedzi osób, które były świadkami różnych dziwnych
zjawisk związanych z osobą Meiera.

333

Drugi program (Filmy Meiera) zawiera krótki wywiad
z Meierem oraz wszystkie filmy przedstawiające statki Plejadan nakręcone przezeń
ośmio-milimetrową kamerą filmową. Filmy te są powtórzone kilka razy, aby
umożliwić widzowi zwrócenie uwagi na pewne szczegóły, pokazujące, że widoczne
na nich statki nie są modelami na uwięzi, na co mógłby wskazywać ich sposób
poruszania się, który w rzeczywistości nie jest dla nich typowy
(przemieszczanie się na boki, okrążanie wysokiej sosny). Został on zastosowany
wyłącznie w celach demonstracyjnych.

Programy te są znakomitym uzupełnieniem obu dotychczas
wydanych w języku polskim książek poświęconych przypadkowi Billy Meiera (drugą
są Lata świetlne Gary Kindera).

Jakość obrazu obu programów, mimo iż przekodowywane były
z amerykańskiego systemu telewizji (NTSC) jest zadowalająca.

Informujemy ponadto, że posiadamy w sprzedaży wcześniej
wydaną kasetę video z programem UFO - - dowody. Program ten składa się z
wywiadów z kilkoma świadkami i badaczami zjawiska UFO oraz z ponad 40 krótkich
ujęć przedstawiających NOLe sfilmowane przez przypadkowych świadków, które są
bez wątpienia jego największą atrakcją.

Polecamy wszystkie te kasety, wyznając zasadę, że jeden
rzut oka, jeden obraz jest więcej wart niż tysiąc słów.

Aby nabyć ww. kasety, wystarczy czytelnie i wyraźnie wypełnić
zamieszczony na następnych stronach przekaz i za jego pomocą przesłać na nasze
konto odpowiednią kwotę. Termin realizacji zamówień 30 dni (w przypadku
większej ilości zamówień może się on nieco wydłużyć).

Osoby, które nigdy dotąd nie zetknęły się z publikacjami
Agencji NOLPRESS, informujemy, że nasze publikacje można nabyć bezpośrednio u
nas za pośrednictwem prowadzonej przez nas sprzedaży wysyłkowej. Szczegółowe
informacje na ten temat znaleźć można w wydawanym przez nas kwartalniku UFO,
który jest sprzedawany w sieci kiosków "Ruchu" na terenie całego
kraju.■

334

[patrz: dołączony katalog UFO Z PLEJAD ilustracje i zdjecia
UFO Z
PLEJADb]








Wyszukiwarka