Wyliczanka do kwadratu7


Edward i Jasper

-No i nie mówiłem ci, że będziemy dzisiaj spać na pryczach? - powiedział z ponurym śmiechem Edward, kiedy wszedł wraz z Jasperem do ich pokoju. Położył bagaż na łóżko. - Tyle tylko, że tamte w areszcie w Leavenworth są chyba wygodniejsze niż te tutaj - dodał. - No i cele też mają chyba większe niż ta dziupla Jak myślisz?
Jasper wzruszył ramionami.
-Ciesz się, że tam nie jesteśmy.
Kwatera chłopców okazała jeszcze mniejsza od tej, w której spały Bella i Alice.
Pomieszczenie było tak wąskie, że kiedy Edward rozpostarł ramiona, dotykał końcami palców belek przeciwległych ścian.
-Malutki. Zgniecie nas!
- Po co nam większy pokój? - spytał Jasper, przeciskając się obok przyjaciela. Przejście między ścianą a łóżkiem było tak wąskie, że z trudem mijały się w nim dwie osoby. - Nie będziemy tu chyba spędzać dużo czasu.
- Pewnie nie - zgodził się z nim Edward. - W ostateczności możemy chodzić do dziewczyn- dodał z błyskiem w oku.
Jasne- pomyślał Jasper już mu amory w głowie!
- U nich też nie ma za dużo miejsca argumentował, przycinając mu skrzydeł.
Kiedy Angela, miła i ładna asystentka profesor Hatcher, prowadziła całą czwórkę do ich sypialń, chłopcy mieli możliwość zerknąć do pokoju Belli i Alice.
- Ale jednak trochę więcej miejsca niż u nas. Dziewczynom zawsze trafia się lepiej- odparł niezrażony tym, ale słychać było nutę żalu w jego głosie.
Jaspera trochę zdziwiło to spostrzeżenie przyjaciela. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się czuć gorzej traktowanym tylko z tego powodu, że jest chłopakiem.
- Może one potrzebują więcej przestrzeni niż my? - zauważył. - Bo inaczej gdzie by pomieściły te wszystkie rzeczy, które ze sobą przywiozły?
- No - zgodził się z nim Edward. - Tyle tego zabrały, że ledwie doniosłem na górę ten cholerny plecak - poskarżył się i dla pokazania jak ciężki był plecak Belli zaczął sobie masować plecy, wyginając się w tył. - Czego one tam nawsadzały?
-Miały może coś bardzo potrzebnego z resztą miałem im szperać w plecakach by sprawdzić co zabrały?
-Ważyły tonę!? Może trzeba było to zrobić, nim się zgodziłem na to by ponieść torbę ślicznej Belli.
-Żałujesz, że na moment zamieniłeś się w dobrze wychowanego młodzieńca?- zaśmiał się Jasper, przypominając sobie śliczną twarz Alice i jej ciężki plecak.
Ciekawe która miała cięższą torbę?
Nastała cisza. Trwała kilka minut, obaj nasłuchiwali dźwięków. Ale nic nie słyszeli.
-Ciekawe co one mogą teraz robić?- zamyślił się Edward nadal stojąc i opierając dłonie o przeciwne ściany. Spojrzał w stronę ściany, za którą pokuj miały ich koleżanki.
Gdyby ściana z belek odgradzająca ich klitkę od pokoju dziewcząt była przezroczysta, to kilka minut później przynajmniej częściowo poznałby odpowiedź na swoje pytanie
żółte kalosze i grube skarpety- wyliczanka Belli i Alice, wymyślona przez te drugą.
- Ale nie jest tak źle - odezwał się po chwili. - Są fajne. I obie bardzo ładne To dziwne
dodał i zamyślił się głęboko.
-Co jest takie dziwne?
- Zauważyłeś, że rzadko trafiają się dwie przyjaciółki, o których spokojnie można powiedzieć, że są równie ładne?- odparł kasztanowłosy patrząc na przyjaciela poważnym wzrokiem.
- Nie, nie zauważyłem - odparł Jasper, zastanawiając się, dlaczego przyjacielowi zebrało się nagle na takie ogólne refleksje. Dziwił się, bo Edward nie był typem chłopaka, który by za dużo myślał i popadał w taki stan, był raczej spontaniczny i decydował się na wszystko bez zastanowienia i później tego żałował.
- Śpisz na górze, czy na dole? - spytał Edward po kilku minutach, skupiając się już na bardziej konkretnych sprawach.
- Wszystko mi jedno.
- No to ja idę na górę.
- W porządku - zgodził się Jasper i ziewnął, przeciągając się.
Edward postawił plecak w kącie pokoju, po czym wdrapał się na swoje posłanie. Tylko po to by zobaczyć jak wygląda jego łóżko, po czym zszedł na dół.
- Nie idziesz się myć? - zdziwił się patrząc na Jaspera. Ten już się położył do łóżka.
- Nie, dzisiaj sobie daruję. Chcę mi się spać.
- Świnia
rzucił Edward. - Jak zaczniesz śmierdzieć, to postaram się, żeby cię przenieśli do innej kwatery, nie zamierzam mieszkać z brudasem. - zagroził przyjacielowi i zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki z prymitywnym prysznicem, tak miniaturowej, że nie można w niej było zrobić nawet dwóch kroków, ciężko było mu się odwrócić, by zdjąć ciuchy i by sięgnąć po mydło na podstawce, czy ręcznik.
Odkręcił kurek i wzdrygnął się, że myślał, że za chwilę poleci cieplejsza woda. Kiedy się okazało, że z prysznica leci jedynie lodowato zimna woda, zrezygnował z prysznica, umył tylko szybko zęby i dwie minuty później był z powrotem w pokoju.
-Już?
-Zimna woda! W takiej mył się nie będę- tłumaczył się Edward.
- Chyba obaj będziemy śmierdzieć - stwierdził Jasper.
- Rano wezmę prysznic.
- Ta cała Angela uprzedzała, że podgrzewacz wody ma tak małą przepustowość, że jeśli dwie osoby wejdą pod prysznic, to następne będą musiały czekać na wodę, co najmniej kwadrans. Bella i Alice musiały być szybsze od nas.
-Dziewczyny zawsze na wszystkim wychodzą lepiej.
- Hej!
rzucił Jasper. - Co cię dzisiaj napadło z tym czepianiem się dziewczyn? To nie ich wina, że pierwsze dorwały się do prysznica. Co miały cię zapytać o zgodę?
- Ja się czepiam dziewczyn? - zdziwił się Edward. - Coś ty?! Ja bardzo lubię dziewczyny. Zwłaszcza Bellę i Alice, odkąd je poznałem, i właśnie się tak zastanawiam, którą z nich lubię bardziej. A ty?
- No...
Jasper nie wiedział, co odpowiedzieć na takie bezpośrednie pytanie. - No, chyba też je lubię, tak samo.
- Ale którą bardziej?- wiercił Edward przebierając się w koszulkę i spodnie od dresu, pożałował, bo było mu teraz zimno. Zignorował to.
- Skąd mam wiedzieć? Znam je przecież dopiero od dwóch godzin.
- Nie słyszałeś nigdy o czymś takim jak pierwsze wrażenie?
- O wrażeniu czy wejrzeniu? - domagał się uściślenia Jasper. - O wejrzeniu owszem, słyszałem. Moja siostra wyciągnęła mnie kiedyś na jakąś durną komedię romantyczną i mówili tam coś o miłości od pierwszego wejrzenia.
Tak naprawdę to film bardzo mu się podobał, ale nigdy w życiu by się do tego nikomu nie przyznał, a już na pewno nie Edwardowi, który, choć był jego najlepszym przyjacielem, pękłby ze śmiechu, gdyby się dowiedział, że Jasper pod koniec seansu ukradkiem wycierał łzy.
- O miłości, od razu o miłości! - prychnął lekceważąco Edward, ale w jego tonie wyczuwało się coś nieszczerego. Też wierzył w miłość od pierwszego wrażenia, czy tam wejrzenia, ale nie przyznałby się do tego przed kumplem. Nie ma na to siły, ucierpiała by na tym jego męskość
Czyżby to było to samo, co mnie nie pozwala się przyznać, że płakałem na filmie, na który zabrała mnie siostra? - zastanawiał się Jasper.
- Nie mówię o żadnej miłości od pierwszego wejrzenia - powiedział po chwili Edward. Jego głos był już normalnym głosem chłopaka, który nawet gdyby miał starszą siostrę, to z pewnością nigdy nie dałby się jej namówić na obejrzenie jakiegoś ckliwego filmu. - Chodzi mi o to, że widzisz dziewczynę i od razu wiesz, że ci się podoba. Rozumiesz mnie?
- No, chyba rozumiem. I co? Tobie któraś z tych dwóch się aż tak spodobała?
- Przecież ci mówiłem, że obie są fajne!
Jasper nie miał pojęcia, do czego przyjaciel zmierza, czuł jednak, że jest dziwnie rozdrażniony. Postanowił zmienić temat na inny, mniej denerwujący Edwarda.
- Mam zgasić światło? - zapytał. Wyłącznik był umieszczony dość nisko na ścianie, w zasięgu jego ręki.
- Zgaś
rzucił Edward włażąc na łóżku, też szykował się do snu. - Albo nie. Poczekaj chwilę.
Zeskoczył na dół, podniósł z podłogi dżinsy, które wcześniej rzucił tam byle jak, i wyjął z kieszeni ćwierćdolarówkę. Miał pewien pomysł, który nie mógł czekać ani minuty.
-Oszalałeś?!
- Waszyngton czy orzeł?- zapytał podekscytowany, jak Alice przed nim kilka minut temu. Jednak myśli Edwarda zaprzątała Bella, była trochę jego przeciwieństwem, była troszkę spokojniejsza, niż Alice i bardziej skupiona.
- O co gramy?- spytał Jasper, podniósł głowę ignorując skrzypienie łóżka.
- Waszyngton czy orzeł?
powtórzył Edward, ignorując pytanie przyjaciela.
- Waszyngton - zdecydował się szybko Jasper, ciekawy, o co w tym zakładzie chodzi.-Ale o co gramy?
- Już ci mówię, mój przyjacielu, Bella jest Waszyngtonem, a Alice orłem - powiedział Edward. - Jeśli padnie Waszyngton, startujesz do Belli, a jeśli orzeł, to do Alice.
- Zwariowałeś? - oburzył się Jasper. - Mamy grać o dziewczyny? Świrujesz sobie! A one, to co, nie mają nic do powiedzenia? Dziewczyny to nie konie na wyścigach... albo... albo... - Zabrakło mu wyobraźni i nie wymyślił innych analogii. Patrzył na Edwarda, bał się, ze kolejny pomysł przyjaciela okaże się jak zwykle klapą i już nie ujrzą dziewczyn.
Może gdyby widział, że w sąsiednim pomieszczeniu, dokładnie parę minut temu, Alice wyjęła z plecaka skarpety, które były uznawane przez nią i Bellę jako Jasper, to ten nie byłby tak oburzony, jak był w tej chwili. Ale Edward nie miał lepszego porównania niż Jasper , jego Alice porównała do żółtego kalosza.
Edward tymczasem podrzucił ćwierćdolarówkę tak wysoko, że odbiła się od sufitu.
Jasper uznał tę grę za kompletnie bezsensowną i właściwie zupełnie nie powinno go interesować, która strona monety będzie na wierzchu, mimo to, kiedy ćwierćdolarówka spadła z brzdękiem na podłogę, wstał błyskawicznie z łóżka i poszedł sprawdzić wynik. Zupełnie jakby ciągnęło go do poznania odpowiedzi. Edward stał pochylony zaraz za nim i wpatrywał się w monetę.
- Orzeł - obwiesił jego przyjaciel, maskują skutecznie smutek. Podniósł pieniądz i wsadził go z powrotem do kieszeni spodni i cisnął je na swój plecak. - Wygląda na to, że twoją dziewczyną będzie brązowowłosa Bella.
Jasper pokręcił głową i uśmiechnął się. W ich ciasnej klitce nie było lustra i nie widział siebie, jednak i bez tego nie miał wątpliwości, że uśmiech, który w tym momencie wykrzywiał jego usta był bardzo głupim uśmiechem.
Zdawał sobie sprawę, że to podrzucanie monety jest jednym z wielu wygłupów Edwarda, mimo to nie mógł się oszukiwać - był rozczarowany. Miał nadzieję, że moneta spadnie tak, że na górze będzie podobizna prezydenta Waszyngtona. Miał nadzieję, że jego dziewczyną zostanie zwariowana Alice, a nie spokojna i opanowana Bella.



Wyszukiwarka