podsumowanie literatury xx lecia międzywojennego (3)


Podsumowanie literatury XX-lecia międzywojennego.

Dążenie do uogólniania, podsumowywania, segregowania i uniwersalizowania
własnych przemyśleń jest znane ludzkości już od zarania dziejów. Nie ważne
którą z epok będziemy analizować, nie można nie dostrzec prób człowieka, by
znany sobie świat, wszystkie mechanizmy nim rządzące w jakiś sposób
usystematyzować. Człowiek potrzebuje uogólnień by zrozumieć procesy rządzące
ludzką egzystencją. XX-lecie międzywojenne nie jest w tym względzie inne, choć
czynniki kształtujące postawy poetów tego okresu są bardzo odmienne. Świat
wszedł w tę epokę w okresie ogromnych zmian. Nowa sytuacja geopolityczna,
spadek znaczenia wielkich mocarstw, postanowienia wersalskie względem Niemiec,
nowy ustrój w Rosji, nowe teorie wielkich uczonych takich jak A.Einstein czy
Z.Freud, odzyskanie niepodległości przez nasz kraj to niektóre z czynników,
które stały się źródłem zmian w myśleniu ludzi tejże epoki.XX-lecie
teoretycznie nie wykształciło typu bohatera, który tak jak bohaterowie innych
epok mógłby być nośnikiem nowych wartości. Jednak jest tak tylko teoretycznie.
Właśnie tutaj możemy dostrzec pierwszą z wartości, którą możemy nazwać
wartością uniwersalną. Wiąże się ona z koncepcją: "everymana" -szarego
człowieka, człowieka, którym mógłby być każdy. Chciałbym tutaj powołać się na
dwa utwory. Pierwszy to "Proces" Franza Kafki, drugi to "Szewcy" Ignacego
Witkiewicza. Oba te utwory, w różnym stopniu, traktują o znaczeniu człowieka w
ogromie ludzi, jego znaczeniu w historii. Utwory te skłaniają do przemyśleń.
Historia bohatera "Procesu" to tragiczny obraz bezsensownej walki samotnego,
zwykłego człowieka z machiną biurokracji. Tutaj można zauważyć problem, który
jest problemem uniwersalnym. Utwór przekazuje w prosty choć nie bezpośredni
sposób fakt, że często, ludzka cywilizacja, kultura, system rządów stworzony
przez człowieka nie spełniają funkcji do jakich zostały powołane. Nie służą one
człowiekowi, a wręcz "pożerają" go. Zamiast być pomocą, stają się "kulą u
nogi". Choć wszystko co człowiek tworzy ma być mu pomocne, to jednak w jakiś
straszliwy, niemal karykaturalny sposób przepoczwarza się to w twór który
występuje przeciw niemu, by w końcu go zniszczyć. Wydaje mi się, że reakcją
jaką powinien wywołać ten utwór, powinna być reakcja współczucia, może także
strachu. Przypomina on ten najważniejszy i niestety zapominany fakt, że
najważniejszą wartością jest właśnie człowiek, to on otrzymał Ziemię w
posiadanie i to ona ma mu służyć, nie on jej. Należy pamiętać, że twórca zawsze
jest ważniejszy od tworu.
Jak wspomniałem Polska znalazła się w nowej sytuacji, jaką było wyrwanie się
spod niewoli. Radość z odzyskania niepodległości, a także problemy z ustaleniem
stałych granic, silnie wzmocniły te postawy wśród polskiego społeczeństwa,
które miały charakter entuzjastycznej miłości do własnego kraju. W tym momencie
wart wspomnienia jest utwór "Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego. To właśnie
tutaj można zauważyć problemy, takie jak sposób realizacji odbudowy państwa.
Czy ma to się odbywać drogą krwawej rewolucji, gdzie zginie więcej niewinnych
niż winnych, czy też drogą powolnych, bezpiecznych zmian, w czasach gdy zmiany
potrzebne są natychmiast. Problem wyboru jest problemem znanym i wielokrotnie
poruszanym, gdyż praktycznie brak jest "złotego" środka.Wart wspomnienia jest
także motyw szklanych domów. Chciałbym jednak przedstawić ten symbol w trochę
odmienny sposób. Chciałbym wskazać na miłość do ojczyzny, bez względu na jej
stan gospodarczy. Ta wartość powinna mieć w dzisiejszej Polsce znaczenie
większe. Łatwo zauważyć wśród Polaków dość chroniczny wstręt do wszystkiego co
jest związane z patriotyzmem, pomimo znacznej różnicy między Polską
przedstawioną w "Przedwiośniu" a Polską dzisiejszą.
"Ferdydurke" jest młodzieńczą powieścią Witolda Gombrowicza, która wprowadziła
go na szerokie literackie wody. Stała się ona przedmiotem ostrych dyskusji,
sporów, rozlicznych nieporozumień krytyki. Powieść można interpretować w
płaszczyśnie kulturowej, bądź egzystencjalnej. W tym drugim aspekcie jest to
powieść o tragicznym rozdarciu człowieka. Z jednej strony jest on określany
przez własną naturę, własną cielesność, z drugiej strony jest kształtowany
przez dziedzictwo kultury, członkiem określonej społeczności, która mu narzuca
pewne stereotypy, z tego też powodu nie może żyć dokładnie tak jak by chciał,
jak by wynikało to z jego natury. Bohaterowie "Ferdydurke" żyją w sidłach
licznych konwenansów i obowiązujących form. Gombrowicz nadaje temu ostatniemu
słowu nowe znaczenie.W jego pojęciu stanowi ono to, co nie jest indywidualne w
jednostce, to co narzuca jej otoczenie, staje się ono czynnikiem
uspołecznienia. Człowiek nieustannie podlega formom, ugina się pod ich
naciskiem, lecz także jest ich panem. Broni się przed ich dominacją, musi
walczyć, musi przeciwstawiać się narzuconym wzorom. Nie chce i nie może być
tylko ich niewolnikiem. Ale nie dane jest mu życie poza formami. Umożliwiają
one kontakt z innymi, dzięki nim człowiek jest istotą społeczną i może żyć we
wspólnym świecie. W myśl gombrowiczowskiej zasady człowiek nieustannie podlega
formom i sam - jako uczestnik życia społecznego - je tworzy. Ani tym, które
zastał, ani tym, sam zdołał ukształtować, nie może się jednak bezkrytycznie
poddać, nie może się zadowalać tym, że jest przez nie określany. Toteż
równocześnie z rozważaniami o formie, pojawia się idea dystansu wobec niej.
"Dystans" wobec formy jest podstawowym hasłem moralnym, jakie Gombrowicz
formułuje. Człowiek nie może się od formy wyzwolić, ale nie wolno mu się z tym
absolutnie pogodzić.
Musi sobie uświadomić zarówno jej istnienie, jak sposoby działania i dzięki
temu budować wobec niej dystans, a więc zabiegać o wolność. Dystans ten tworzy
pełną perspektywę poznawczą, umożliwiającą i dostrzeżenie własnej pozycji w
świecie form, i ogarnięcie owego świata. On też pozwala na twórczość, na
oryginalność, a także na bycie sobą. Dystans wobec formy jest pierwszym i
podstawowym warunkiem autentyczności i wolności. Jej poczucie daje
gombrowiczowska zasada dominacji władzy nad otoczeniem. Zaczyna się nad nim
panować wtedy, gdy utwierdza się innych w swych rolach, samemu pozostając z
boku i swobodnie posługując się dowolnie wybranymi maskami. Możliwość
sterowania otoczeniem powstaje w chwili poznania rządzącego nim wzoru.Józio -
bohater powieści - kompromituje konwenans "nowoczesnej rodziny" mieszczańskiej
Młodziaków, którzy pod przyjętą (nieświadomie) maskę skrywali swą prawdziwą
naturę. Poprzez ujawnianie konwenansów, którym podlegają ludzie, można burzyć
te schematy. Wolność w "Ferdydurke" nie jest wartością pozytywną, jest nagim
istnieniem, które dopiero poprzez wejście w świat innych ludzi może uzyskać
jakiś sens. Niestety to zaistnienie w świecie innych wiąże się z ugrzęźnięciem
w formie. Na tym polega dramatyczna antynomia istnienia ludzkiego, które
pozostaje między pustą wolnością, a wplątaniem w zastane wzory kulturalne.
Józio poszukuje siebie autentycznego, poszukuje egzystencji pozbawionej
konwenansów. W tym celu udaje się na wieś aby tam odnaleźć człowieka prostego,
mitycznej postaci nie uwięzionej w żadnej formie. Jak się jednak okazuje
uciekając od jednej formy wpada się w inną. "Przed gębą jest tylko ucieczka w
inną gębę". Słowo "gęba" to według Gombrowicza wspomniana już maska jaką
narzuca społeczność w jakiej żyjemy, kostium społeczno-kulturowy. Autor używa
także pojęcia "pupy", które ma zbliżone znaczenie. Odnoszą się oba do form,
które osłaniają biologiczna cielesność człowieka. Celem wędrówki Józia było
odnalezienie własnego kształtu. Ale w świecie ludzi, jak się okazało, nie można
mieć absolutnie indywidualnego kształtu. Każdy człowiek narzuca nam jakiś
element naszej formy. Jest ona uwięzieniem dla osobowo?ci, lecz zarazem
warunkiem społecznego istnienia. Forma daje osobowość razem z jej
ograniczeniami.
"Dżuma" Alberta Camusa rozpoczyna się jak prawdziwa kronika, opisująca
wydarzenia, które miały miejsce w Oranie, jednym z miast na wybrzeżu
algierskim, w roku 194. Narrator sam jest świadkiem epidemii dżumy,
relacjonując odwołuje się do własnych doświadczeń i przeżyć. Przedstawia tylko
to, co widział lub przytacza świadectwa znanych sobie osób. Podobnie jak
dawniejsi kronikarze, dąży do obiektywności, pragnie nadać narracji charakter
bezosobowy. Nic o nim nie wiemy, chociaż jego wiedza o innych, o bohaterach -
doktorze Rieux, Tarrou, urzędniku Grandzie i dziennikarzu Rambercie - wydaje
się trochę podejrzana. Okazuje się jednak, że narratorem jest doktor Rieux,
jeden z bohaterów powieści. Kim więc, tak naprawdę jest Bernard Rieux -
postacią fikcyjną czy też rzeczywistym dokumentalistą? Czym jest "Dżuma"?
Zapisem autentycznych zdarzeń, czy utworem literackim powstałym tylko z
wyobrażeń autora? Pytania te mają duże znaczenie, wiążą się z problematyką
utworu."Dżuma" jest bowiem powieścią, której twórcą jest Albert Camus, nawet
wtedy, gdy
uznamy, że ma ona charakter dokumentalny. Wrażenie autentyczności, jakie
sprawia, było zamiarem autora, stanowi ono pewien rodzaj ostrzeżenia dla
czytelnika. Jeżeli nawet Oran nigdy nie istniał, jego mieszkańcy nigdy nie
przeżyli epidemii dżumy, nie oznacza to, że wydarzenia powieściowe są jedynie
fikcją. Mogły zdarzyć się w innym mieście, więcej, one mogą się jeszcze
wydarzyć, bo 'bakcyl dżumy nigdy nie umiera'. 'Wszyscy jesteśmy zadżumieni' -
te słowa odnoszą się nie tylko do postaci z książki, ale również do nas,
czytelników. Można je interpretować jako moralne przesłanie książki.Doktor
Rieux, Tarrou, Rambert, Grand, ksiądz Paneloux i Cottard są bohaterami "Dżumy".
Każdy z nich reprezentuje inną postawę, w swoich działaniach kieruje się innymi
racjami, inaczej rozumieją to, co się wokół nich dzieje. Wiele ich dzieli, ale
łączy ich wspólna walka z dżumą. Wszyscy, oprócz Cottarda, biorą udział w akcji
przeciwko epidemii. Doktor Rieux przez cały czas trwania epidemii leczy
chorych, należycie wypełnia swoje obowiązki, Tarrou wraz z Rambertem i Grandem
zajmują się tworzeniem ochotniczych oddziałów sanitarnych, ojciec Paneloux
również przyłącza się do nich. Ich działanie jest heroiczne, gdyż walczą oni
bez nadziei zwycięstwa, wiedzą, że z dżumą się nie wygra, gdyż przychodzi ona i
odchodzi kiedy chce. Nie jest to jednak heroizm podniosły, otoczony podziwem i
uznaniem, odwołujący się do podniosłych słów. Bohaterowie robią tylko to, co
należy robić, wypełniają swoje obowiązki. "W tym wszystkim, nie chodzi o
bohaterstwo, chodzi o uczciwość" - to stwierdzenie doktora. Uczciwość w tym
przypadku polega na wykonywaniu swojej pracy, na stawaniu po stronie
zwyciężonych, po stronie ofiar, nigdy po stronie zarazy. Etykę taką określa się
mianem etyki obowiązku. 'O człowieku świadczą jego czyny', nawet te codzienne,
najzwyklejsze. Dopiero w działaniu, w pewnych sytuacjach, kiedy trzeba
zdecydować się na czyn, zostaje sprawdzona wartość człowieka, słowa niewiele
wtedy znaczą. Dżuma, która nawiedziła Oran, była właśnie pewnego rodzaju próbą.
Według ojca Paneloux to Bóg zesłał epidemię, stanowi ona zasłużoną karę za
grzechy, Bóg w ten sposób wypróbowuje swoich wiernych. Rieux, Tarrou, Rambert,
Grand nie padają jednak na kolana, nie mogą zgodzić się na bezczynność.
Moralność ich to nie moralność chrześcijańska, wartości chrześcijańskie okazują
się nieprzydatne, bo jak można pogodzić się ze śmiercią dziecka.
Chrześcijaństwo usprawiedliwia istnienie zła i cierpienia na świecie.
Bohaterowie powieści zdają sobie sprawę z tego, że cierpienia nie da się
uniknąć, stanowi ono konieczny składnik naszego życia, jednakże uważają, że
należy z nim walczyć przez całe życie. To jest właśnie owa uczciwość, o której
mówił doktor. Nie w imię Boga, nie dla zbawienia przyszłego ani w strachu przed
karą, ale przez zwykłą 'uczciwość' należy przeciwdziałać cierpieniu. Człowiek
sam dokonuje wyboru, Dokonał go Rieux, Tarrou, Rambert i Gran, wspólnie
wystąpili przeciwko dżumie, przeciwko śmierci.Śmierć ustanawia porządek świata
- na tym polega tragizm ludzkiego losu. Dżuma to synonim śmierci, choroba
ludzkości, ciągłe zagrożenie. Nie myślą o tym mieszkańcy Oranu, kiedy cieszą
się z końca zarazy. Ta, wie o tym Rieux i Tarrou, nigdy się nie kończy. "Każdy
z nas nosi w sobie bakcyla dżumy".
Śmierci nie da się uniknąć, nie należy jej jednak nigdy przyspieszać. Historia
ludzkości , według Torrou, jest historią morderstw, gdyż każdy z nas zaraża,
zabija i przynosi śmierć. Jedyne, co pozostaje w naszej mocy to 'walczyć
przeciwko światu, takiemu jaki jest'. Dzięki temu życie ludzkie nabiera
większej wartości. W kontekście myśli, które nasuwają się po przeczytaniu
książki, zdanie, że 'o człowieku świadczą jego czyny' nabiera nowej treści,
nieco ironicznej. Czyny świadczą o ludziach, ale w ostatecznym rozrachunku
tracą one znaczenie. Nad wszystkim unosi się cień śmierci.
"Proces" to opowieść o człowieku żyjącym w świecie opanowanym przez
wszechobecną władzę sądowniczą. Bohaterem powieści jest Józef K., nie
przedstawiony z nazwiska, wysoki urzędnik, prokurent bankowy. To sumienny,
solidny pracownik całkowicie pochłonięty swoimi obowiązkami. W dniu
trzydziestych urodzin jego życie uległo diametralnej zmianie - dowiaduje się o
wszczęciu przeciwko niemu postępowania karnego. K. w pierwszej chwili traktuje
proces jako żart. Wszystko jest mało rzeczywiste, jawi się bohaterowi jako sen.
Jego życie początkowo nie ulega zmianie pod wpływem procesu, jednak z czasem,
kiedy wdziera się on we wszystkie jego sfery, zaczyna poświęcać coraz więcej
czasu toczącemu się przeciwko niemu postępowaniu. Wie, że jest niewinny, stara
się bagatelizować proces, jednak nieznajomość aktu oskarżenia, a w związku z
tym brak możliwości wytyczenia kierunku obrony, prowadzi do coraz większego
zaangażowania w sprawy procesu: "Myśl o procesie już go nie opuszczała. Często
zastanawiał się, czy nie było by dobrze wypracować obronę na piśmie. Chciał w
niej przedstawić krótki życiorys i przy każdym nieco ważniejszym wydarzeniu
wyjaśnić, z jakich działał powodów". Oskarżony powoli zaczyna doszukiwać się
winy w swoich wcześniejszych poczynaniach. Mimo usilnych prób nie znajduje w
swoim postępowaniu żadnych przewinień, ponieważ: "Chodzi tu o różne
subtelności, w które sąd wnika. W końcu jednak wywleka skądś, gdzie pierwotnie
nic nie było, jakąś wielką winę". W rezultacie oskarżony przyjmuje taką linię
obrony, jakby był winny. Poświęca się całkowicie toczącemu się postępowaniu,
jak inni oskarżeni, chociażby kupiec Block: "Wszystko co posiadam zużyłem na
proces. Tak na przykład wycofałem wszystkie pieniądze z mojej firmy. () Gdy się
chce coś zrobić dla swego procesu, nie można się niczym innym tak zajmować."
Józef K. jest osamotniony w swoich działaniach. Stara się szukać pomocy u
adwokatów, jednak cechą procedury sądowej było: "możliwe wyeliminowanie obrony,
obwiniony powinien być zdany we wszystkim na siebie samego". K. ucieka się też
do innych sposobów wpłynięcia na werdykt sądu. Trafia do Titorellego, od
którego dowiaduje się o trzech metodach walki z procesem. Możliwe jest
osiągnięcie uniewinnienia pozornego, przewleczenie, lub uwolnienie rzeczywiste
(co może zostać tylko dokonane przez Sąd Najwyższy, lecz to nigdy się nie
zdarzyło: "Nigdy nie da się odwieść sądu od przekonania. Jeżeli namaluję tu
jednego przy drugim, wszystkich sędziów i pan będzie się przed tym płótnem
bronił, więcej pan wskóra przed nim, niż przed prawdziwym sądem.") Natomiast
pierwsze dwie formy obrony mają na celu jedynie przeciągnięcie rozprawy lub
odwleczenie procesu na jakiś czas, ale "żaden akt nie ginie, nie ma u sądu
zapomnienia.
Pewnego dnia - nikt się tego nie spodziewa - jakiś sędzia bierze akt do ręki,
poznaje, że oskarżenie nie straciło mocy i zarządza natychmiastowe
aresztowanie". Człowiek Kafki jest winny od początku do końca. Wszystko to
stawia oskarżonego w sytuacji bez wyjścia - raz postawiony przed sądem może
jedynie oczekiwać wyroku. Jego działania mogą tylko oddalić karę w przyszłość,
jednak i tak dosięgnie go "sprawiedliwość". Sam sąd jawi się w "Procesie" jako
urząd-moloch osaczający oskarżonych. Nie dowiadują się oni nigdy o swojej
winie, akt oskarżenia jest utajniony: "postępowanie sądowe jest na ogół
utrzymane w tajemnicy nie tylko przed publicznością, ale także przed
oskarżonym". System sądowniczy ogarnia całą rzeczywistość przedstawioną w
utworze. Jest pod względem karalności i skuteczności działania niemalże
doprowadzony do perfekcji, człowiek uwikłany w proces jest zabawką w rękach
sądu, pogrążony w przeświadczeniu bezsilności wobec przedsięwziętego przeciw
niemu postępowaniu. Sam proces sprowadza się natomiast do monotonnych
przesłuchań, nie dających żadnych rezultatów. Świat w "Procesie" jest
absurdalny. Kafka tworzy obraz społeczeństwa całkowicie kontrolowanego przez
władze sądowe. Kancelarie znajdują się praktycznie wszędzie - nawet na każdym
strychu i poddaszu. Każdy ma coś wspólnego z sądem, jest z nim w pewien sposób
powiązany, lub dopiero będzie. Dlatego też wszyscy starają się uzyskać jak
największe kontakty, aby stworzyć sobie większe możliwości obrony (i tak
bezskutecznej). W "Procesie" widać bardzo wyraźną analogię do systemów władzy
ówczesnego świata. Kafka przedstawia tutaj formę ustroju totalitarnego, gdzie
jednostka jest we wszystkich aspektach życia całkowicie podporządkowana
państwu. Autor pokazuje bezsens jakiegokolwiek oporu, próby kwestionowania
ustroju, z góry skazanej na niepowodzenie. Każdy wyraz buntu i tak zostanie
stłumiony nie przynosząc przy tym żadnej zmiany, a pogrążając człowieka w
konflikcie, uczyni go obiektem represji. Podobnie inkwizycja, holocaust,
wszystkie tajne i jawne policje zajmujące się represjonowaniem tworzą równie
jak w "Procesie" absurdalną rzeczywistość. Dlatego też powieść można traktować
jako utwór realistyczny mający swój odpowiednik w historii europejskiej.
"Granica" została wydana w 1935 roku i jest najwybitniejszym dziełem pisarki.
Widać w nim kunsztowną analizę psychologiczną. Nałkowska rekonstruuje
mechanizmy zachowań, uczuć i odruchów jednostki uwikłanej w procesy społeczne.
Fabuła utworu ma na celu ukazanie rozbieżności stanowisk i różnorodność
widzenia tych samych wydarzeń i problemów przez różnych ludzi. Jednym z
podstawowych problemów jest przeciwstawienie spojrzenia na siebie od wewnątrz z
obrazem odbieranym przez otaczających ją ludzi. Narracja prowadzona jest z
punktu widzenia różnych postaci, które relacjonują to samo wydarzenie - stąd
wiele sprzecznych opinii.Rezultatem jest konkluzja zamieszczona przez Nałkowską
w wypowiedzi Zenona: "Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie
my; jest się takim jak miejsce, w którym się jest".
Nałkowska w 1935 wyraziła się: "Wydaje mi się, że początkiem istotnej
moralności byłoby widzenie siebie oczyma innych". Moralność więc, co można
odczytać z "Granicy", tworzy się w kontekście życia społecznego i uwarunkowana
jest jego formą. Autorka stara się ukazać, iż subiektywna ocena obserwatora i
opinia zbiorowości są nieodzownym elementem moralności człowieka żyjącego w
określonych warunkach społecznych i będącego w ścisłej zależności od środowiska
w jakim żyje. Sąd innych, jednak, nie jest miarą bezwzględną, lecz nieodłącznym
składnikiem w hierarchii wartości. Powieść, co sygnalizuje tytuł, porusza też
problem przekroczenia odpowiedzialności moralnej za własne czyny, czego
świadectwem są losy Zenona. Ziembiewicz pochodził ze zubożałej rodziny
szlacheckiej. Jego ojciec, Walerian, zarządzał majątkiem boleborzanskim rodziny
Tczewskich. Na skutek nieumiejętności traci swój majątek i żony. Zenon jako
dziecko miał swych rodziców za niekwestionowane autorytety. Po ukończeniu
gimnazjum studiował nauki ekonomiczne w Paryżu, które zostały przerwane
niemożliwością dalszego ich sfinansowania. Szkoła dała mu nowe spojrzenie na
rodzinny dom, którego powoli zaczął się wstydzić. Dostrzegł ciemnotę,
dyletanctwo i życie w obłudzie rodziców. Ta zmiana postawy czyni go bardzo
krytycznym wobec świata. Wszystko, z czym niegdyś się identyfikował stało mu
się obce. Dlatego też "zapragnął rzeczy bardzo prostej - żyć uczciwie". Jednak
swoje zamierzenie zaprzepaszcza przystając na warunki Czechlińskiego, który
udziela mu "stypendium" w zamian za pisanie tendencyjnych artykułów do
miejscowego pisma "Niwa". To wydarzenie zaważyło na dalszym życiu bohatera -
kierując się chęcią ukończenia nauki, sprzeniewierza swe dotychczasowe ideały.
Po powrocie z Paryża otrzymuje posadę redaktora naczelnego "Niwy". Lecz w
konsekwencji "paryskiego długu" artykuły Zenona są ukierunkowywane przez
Czechlińskiego. Zenon nie pisze o nurtujących go problemach, nie kłamie - ale
też nie mówi do końca całej prawdy.Prawda i uczciwość stały się przez to dla
bohatera względne: "Czytał swój własny artykuł jak coś obcego. Drukowane zdania
nabierały obiektywnej wagi zatracając wszelką łączność z jego myślą żyjącą,
pełną niepewności i niepokoju." Zachwianie równowagi nie przeszkodziło jego
karierze politycznej - zostaje prezydentem miasta. Ale dokonuje się ona drogą
moralnych kompromisów i wyrzeczeń własnych ideałów. Do tego nie potrafi
wywiązać się z wcześniej danych robotnikom obietnic, w dodatku zostaje
oskarżony o wydanie rozkazu pacyfikacji demonstracji robotniczej. Jego kariera
i życie osobiste zakończyły się klęską. Miał świadomość, że wszystko co
osiągnął zawdzięcza Czechlińskiemu. Ponadto mimo "sukcesów" zawodowych nie mógł
realizować swoich ideałów. Nałkowska ukazuje w ten sposób, że najmniejsze zło
pociąga za sobą następne - chciał być uczciwy, lecz zaciągając "dług paryski"
uzależnił się od nieuczciwych. Był zbyt słaby, aby dokonać właściwego wyboru.
Przekroczył granicę "za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być
sobą". Zdaniem autorki w wirze przemian współczesnego świata zacierają się
granice między dobrem, a złem. Jedynym stałym kryterium moralnym są skutki
postępowania - nieetyczne jest ono wówczas, gdy krzywdzi innego człowieka.
Widoczne to jest na przykładzie konfliktu moralnego: Justyna - Zenon -
Elżbieta. Zenon zdawał sobie sprawę z odpowiedzialno?ci za sytuację w jakiej
znalazła się Justyna, nie starał się jej wykreślić ze swego życia.
Chciał jej pomóc - lecz kontynuował romans jedynie w celu oszczędzenia bólu
dziewczynie, przedłużenia jej nadziei na lepsze życie. W konflikt została
uwikłana także Elżbieta, Zenon żądał od niej daleko posuniętej tolerancji,
uczynił ją "wspólnikiem" własnego grzechu i obwiniał za zaistniałą sytuację.
Elżbieta nie obciąża go winą, stara się zrobić wszystko by uratować męża. W
końcu zrozumiała, że cień Justyny nie zniknie z ich życia. Co zaskakujące
najmniej winna Justyna poniosła największą ofiarę, za co odpowiedzialni są
Zenon i Elżbieta.Sedna sprawy dotyka dopiero wyjaśnienie motywu ich
postępowania. Zenon dostrzega wreszcie, co powodowało w nich chęć niesienia
pomocy Justynie. Nie chcieli jej krzywdy, umywając zarazem ręce i nie
rezygnując przy tym z niczego: "Zawsze się wydaje, że to, co trudne jest
właśnie dobre, a tymczasem przecież dla niej samej nie zrobiliśmy nic. Dotąd
właściwie w tym wszystkim wciąż tylko siebie mieliśmy na uwadze. To na jej
zniszczeniu wyrosło to, co jest między nami". "Granica" uczy odpowiedzialności
moralnej, a przede wszystkim konsekwencji postępowania, zgody z samym sobą i
własnymi ideałami. Ich upadek to równoczesny upadek człowieka. Nałkowska w swej
koncepcji moralności uchwyciła człowieka w kontekście społeczeństwa, dlatego
też ocena moralna winna być poddana zabiegom sumienia i opinii otoczenia.
Podsumowując uważam iż wspaniałe jest to, że poprzez czytanie utworów,
napisanych przez ludzi z poprzednich epok, możemy uczyć się omijać te błędy,
które oni popełnili.


Wyszukiwarka