HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX HONORIUSZ BALZAC KOMEDIA LUDZKA IV Studia obyczajowe SCENY Z Å»YCIA PRYWATNEGO Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, GdaÅ„sk 2000 KOBIETA PORZUCONA PrzeÅ‚ożyli TADEUSZ Å»ELECSKI-BOY JULIAN ROGOZICSKI TytuÅ‚y oryginałów francuskich: LA FEMME ABANDONNEE HONORINE BEATRIX KOBIETA PORZUCONA PrzeÅ‚ożyÅ‚ TADEUSZ Å»ELECSKI-BOY KSIÅ»NEJ D'ABRANTES JEJ ODDANY SAUGA H.DEBALZAC OD TAUMACZA KOBIETA PORZUCONA - GOBSECK - BANK NUCINGENA1 Trzy opowiadania zawarte w tym tomie szczególnie bÄ™dÄ… interesujÄ…ce dla polskich balza-kistów (a liczba ich roÅ›nie, widzÄ™ to z przyjemnoÅ›ciÄ… z każdym dniem!), ile że wszystkie trzy powiadajÄ… nam o dalszych losach postaci tak dobrze znanych czytelnikom z Ojca Goriot". Ale niemniej interesujÄ…ce bÄ™dzie rzucić okiem na daty tych utworów: Kobieta porzucona" powstaÅ‚a w roku 1832, a Gobseck" w roku 1830; oba na parÄ™ lat przed napisaniem Ojca Goriot", a na dÅ‚ugo przed poczÄ™ciem planu Komedii ludzkiej"! Rzuca to Å›wiatÅ‚o na sposób wylÄ™gania siÄ™ tego olbrzymiego tworu w mózgu Balzaka: ksztaÅ‚towaÅ‚y siÄ™ już poszczególne czÅ‚ony, nim stężaÅ‚ krÄ™gosÅ‚up i nim uÅ›wiadomiÅ‚a mu siÄ™ koncepcja caÅ‚oÅ›ci. Pierwsze z tych opowiadaÅ„ nasuwa jeszcze innÄ… refleksjÄ™. ByÅ‚oby mianowicie ciekawe studium do napisania, pod tytuÅ‚em: Pierwiastek subiektywny Komedii ludzkiej«" lub coÅ› w tym rodzaju; wyÅ‚uskanie pierwiastka zwierzenia, spowiedzi z tego tak obiektywnego i epickiego na pozór dzieÅ‚a. Ten mÅ‚ody Gaston de Nueil, którego wyczerpanego pracÄ…" wysÅ‚ano na prowincjÄ™, gdzie poznaje kobietÄ™ majÄ…cÄ… tak zaważyć na jego życiu, mimo woli przywodzi nam na myÅ›l samego Balzaka, którego po wyczerpujÄ…cej próbie paryskiej matka Å›ciÄ…gnęła do Villeparisis. Tam poznaje owÄ… paniÄ… de Berny, której poÅ‚ożenie w stosunku do Balzaka po dziewiÄ™ciu latach tyle ma analogii z wÄ…tpliwoÅ›ciami pani de Beauseant, iż list tej ostatniej mógÅ‚by być Å‚atwo uszczkniÄ™ty z jej autentycznej, tak wzruszajÄ…cej i bolesnej korespondencji. Balzac poznaÅ‚ wszystkie emocje nieÅ›miaÅ‚ej miÅ‚oÅ›ci wobec kobiety, która mu wówczas imponowaÅ‚a wszystkim; pózniej przebyli oboje, mimo że z mniej tragicznym zakoÅ„czeniem, wszystkie szarpania siÄ™ kochanków, którzy, wedle słów Å‚aciÅ„skiego poety, żyć ani z sobÄ…, ani bez siebie nie mogÄ…". Ale warunki ich życia byÅ‚y inne; pani de Berny, starsza zresztÄ… od Balzaka o lat dwadzieÅ›cia parÄ™, przyjęła rolÄ™ najwierniejszej przyjaciółki, w zamian zaÅ› zachowaÅ‚ on w swoim sercu nigdy nie wygasÅ‚y kult dla tej, która w jego ustach i pod jego piórem nosi zawsze miano D i 1 e c t a. Wobec tego przede wszystkim ludzkiego charakteru analizy dość dziecinnÄ… wydaje siÄ™ polemika stoczona w swoim czasie przez dwóch akademików, czy ta wielka dama Balzaka zachowuje siÄ™ w pierwszym swoim widzeniu z Gastonem dosyć jak dama. ChodziÅ‚o tu wiÄ™cej o kobietÄ™ niż o damÄ™, należaÅ‚o zaÅ› poniekÄ…d do literackiego konwenansu, iż delikatniejsze uczucia demonstrowaÅ‚o siÄ™ na cieplarnianym życiu wielkiego Å›wiata. ZresztÄ… wszak i królowa, kiedy jej siÄ™ spodoba Å‚adny chÅ‚opiec, który nie zawsze jest królem, odkÅ‚ada swojÄ… koronÄ™. Natomiast w tym pierwszym zetkniÄ™ciu pani de Beauséant z Gastonem przedziwnie oddany jest ów styl romantyczny", pod którego wpÅ‚ywem tak mężczyznom, jak kobietom zdarzaÅ‚o siÄ™ zakÅ‚amać w sztucznej i mÄ™czÄ…cej sytuacji, z której sami nie wiedzieli, jak wybrnąć. Sposób, w jaki pani de Beauséant wyprowadza Gastona do Szwajcarii, jest arcydzieÅ‚em finezji psychologicznej. Bank Nucingena" to znowuż inny Å›wiat. To jeden z najbardziej esencjonalnych i najbru-talniejszych zarazem komentarzy do Komedii ludzkiej". Nie oszczÄ™dziÅ‚ w nim Balzac swego bohatera, do którego ma wyraznÄ… sÅ‚abość i którego oglÄ…damy zwykle w sympatycznym Å›wietle: Rastignaka. Kto zna Rastignaka, mÅ‚odego studenta z Ojca Goriot", a potem widzi go bÅ‚yszczÄ…cym dandysem, dyplomatÄ…, wreszcie mężem stanu, temu brakuje ogniwa Å‚Ä…czÄ…cego fazy tej paryskiej egzystencji, czuje jakÄ…Å› lukÄ™. Bank Nucingena" wypeÅ‚nia tÄ™ lukÄ™ w sposób odbierajÄ…cy wszelkie zÅ‚udzenia. Możemy tylko podziwiać ojcowskÄ… pobÅ‚ażliwość Balzaka wobec mÅ‚odego arywisty i jeszcze raz uÅ›miechnąć siÄ™ z owej drogi cnoty", na którÄ… uciekÅ‚ byÅ‚ przed pokusami Vautrina. Z tych dwóch bandytów, galernika i salonowca, nie wiadomo doprawdy, który jest niebezpieczniejszy. Ale Balzac to żywioÅ‚, któremu nieÅ‚atwo jest wtÅ‚oczyć kaftan bezpieczeÅ„stwa moralnoÅ›ci; wiele bardzo ostrych poglÄ…dów, które dla ostrożnoÅ›ci kÅ‚adzie w usta swoim cynikom, to sÄ… - trzeba siÄ™ z tym pogodzić - jego wÅ‚asne poglÄ…dy... PamiÄ™tajmy zawsze, że Balzac wzrastaÅ‚ w epoce gloryfikacji Korsarza; otóż prosta transpozycja: dla Balzaka korsarz paryski posiada ten sam romantyzm co dla Byrona morski. PamiÄ™tajmy wreszcie, że byÅ‚o to nazajutrz po owej gigantycznej lekcji niemoralnoÅ›ci, jakÄ… daÅ‚ Å›wiatu Napoleon. Bank Nucingena" i technika jego operacji dostÄ™pniejsze sÄ… nam może dziÅ› niż kiedykolwiek: przebyliÅ›my wszak niedawno gorÄ…czkÄ™ akcyjnÄ… i owe grabki", o których mówi Balzac, przejechaÅ‚y siÄ™ po wszystkich po trosze, zostawiajÄ…c im w biurku na pamiÄ…tkÄ™ kolekcjÄ™ piÄ™knie rytowanych kolorowych obrazków. Mimo to nie dość ufaÅ‚em sobie co do technicznych szczegółów i uważaÅ‚em za potrzebne poddać pod tym wzglÄ™dem mój przekÅ‚ad Å‚askawej kontroli wielkiego 1 Wymienione trzy opowiadania wyszÅ‚y w Bibliotece Boya (ArcydzieÅ‚a Literatury Francuskiej) w jednym tomie. W niniejszym wydaniu Gobseck" ukaże siÄ™ w t. V, a Bank Nucingena" w t. XII. (Red.). 1 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX finansisty a mego dobrego przyjaciela, p. Witolda Kadena, któremu na tym miejscu za jego uprzejmość skÅ‚adam serdeczne podziÄ™kowanie. 1926 W roku 1822, z poczÄ…tkiem wiosny, lekarze paryscy wysÅ‚ali do Dolnej Normandii mÅ‚odego czÅ‚owieka, który Å›wieżo przeszedÅ‚ chorobÄ™ zapalnÄ…, spowodowanÄ… wyczerpaniem naukÄ… lub może życiem. Rekonwalescencja wymagaÅ‚a zupeÅ‚nego spokoju, Å‚agodnego pożywienia, chÅ‚odnego klimatu i zupeÅ‚nego braku wrażeÅ„. Bujne Å‚Ä…ki Bessin oraz bezbarwne życie prowincji zdawaÅ‚y siÄ™ tedy najodpowiedniejsze. PrzybyÅ‚ do Bayeux, Å‚adnego miasteczka o dwie mile od morza, do jednej ze swych krewniaczek, która przyjęła go z owÄ… serdecznoÅ›ciÄ… wÅ‚aÅ›ciwÄ… ludziom nawykÅ‚ym żyć samotnie, dla których przybycie krewnego lub przyjaciela staje siÄ™ zbawieniem. PomijajÄ…c drobne różnice, wszystkie maÅ‚e miasteczka sÄ… do siebie podobne. Za czym, po kilku wieczorach spÄ™dzonych u swojej kuzynki, pani de Sainte-Severe, lub u osób, z którymi ona żyÅ‚a, mÅ‚ody paryżanin, baron Gaston de Nueil, poznaÅ‚ niebawem ludzi, których to zamkniÄ™te towarzystwo uważaÅ‚o za caÅ‚e miasto. Gaston de Nueil odbyÅ‚ przeglÄ…d tego niewzruszonego personelu, który defiluje przed okiem obserwatora w licznych stolicach owych dawnych stanów, tworzÄ…cych wczorajszÄ… FrancjÄ™. ByÅ‚a tam przede wszystkim rodzina, której dostojeÅ„stwo, nieznane o pięćdziesiÄ…t mil dalej, uchodzi w danym powiecie za niezaprzeczone i wielce starożytne. Ta panujÄ…ca rodzina w miniaturze spowinowacona jest, mimo że nikt siÄ™ tego nie domyÅ›la, z rodami takimi, jak Navarreins, Grandlieu, ociera siÄ™ o Cadignanów i czepia siÄ™ Blamont-Chauvry. Naczelnik tego zamkniÄ™tego rodu jest zawsze zagorzaÅ‚ym myÅ›liwym. Pozbawiony form, gnÄ™bi wszystkich swojÄ… nominalnÄ… wyższoÅ›ciÄ…; toleruje podprefekta tak, jak znosi podatki; nie uznaje żadnej z nowych potÄ™g stworzonych przez wiek dziewiÄ™tnasty i podnosi jako potworność politycznÄ… fakt, że prezydent ministrów nie jest szlachcicem. Å»ona jego zadziera nosa, mówi gÅ‚oÅ›no, miaÅ‚a wielbicieli, ale komunikuje regularnie co Wielkanoc; córki wychowuje zle, uważa, że za wszystko starczy im ich nazwisko. Ani żona, ani mąż nie majÄ… zresztÄ… najmniejszego pojÄ™cia o nowoczesnym zbytku: liberiÄ™ majÄ… jak z teatru, staromodne srebra, meble, powozy, jak również obyczaje i mowÄ™. Ta zmurszaÅ‚a pompa dosyć siÄ™ zresztÄ… godzi z prowincjonalnÄ… oszczÄ™dnoÅ›ciÄ…. SÅ‚owem, jest to dawna szlachta, bez praw lennych, bez sfory i galonów; wszyscy peÅ‚ni reweransów miÄ™dzy sobÄ…, wszyscy oddani dynastii, którÄ… widujÄ… jedynie z daleka. Ten historyczny dom incognito zachowaÅ‚ myszkÄ™ starego gobelinu. W takiej rodzinie wegetuje niechybnie jakiÅ› wuj albo brat, generaÅ‚, kawaler orderów, dworak, który zdobywaÅ‚ Hanower z marszaÅ‚kiem de Richelieu i którego znajdujecie tam niby zabÅ‚Ä…kanÄ… kartkÄ™ starego pamfletu z czasu Ludwika XV. PrzeciwieÅ„stwo do tych wykopalisk stanowi rodzina bogatsza, ale mniej starożytna. PaÅ„stwo spÄ™dzajÄ… w zimie dwa miesiÄ…ce w Paryżu, skÄ…d przywożą lekki ton i kaprysy sezonu. Pani lubi siÄ™ stroić, ale zawsze jest nieco sztywna i zawsze spóznia siÄ™ z modÄ…. Mimo to drwi sobie z otwartej rubasznoÅ›ci swoich sÄ…siadów, srebra sÄ… u niej nowoczesne, ma groomów, Murzynów, kamerdynera. Najstarszy syn ma tilbury, nie robi nic, ma majorat; mÅ‚odszy jest audytorem w Radzie Stanu. Ojciec, bardzo wtajemniczony w intrygi ministerialne, opowiada anegdoty o Ludwiku XVIII i pani de Cayla; lokuje pieniÄ…dze w piÄ™cioprocentowej rencie, unika rozmowy o gatunkach jabÅ‚ecznika, ale popada jeszcze niekiedy w maniÄ™ prostowania cyfry okolicznych majÄ…tków; jest czÅ‚onkiem Rady Generalnej, ubiera siÄ™ w Paryżu i nosi krzyż legii honorowej. SÅ‚owem, szlachcic ten zrozumiaÅ‚ RestauracjÄ™ i robi interesiki w Izbie; ale rojalizm jego jest mniej czysty niż rojalizm rodziny, z którÄ… rywalizuje. Abonuje GazetÄ™" i Debaty"2. Tamta rodzina czyta tylko Quotidienne". KsiÄ…dz biskup, dawny generalny wikariusz, lawiruje miÄ™dzy tymi dwiema potÄ™gami, które mu oddajÄ… cześć należnÄ… religii, ale dajÄ… mu niekiedy uczuć moraÅ‚ zamieszczony przez dobrego La Fontaine'a na koÅ„cu bajki o OÅ›le obÅ‚adowanym relikwiami". Biskup nie jest szlachcicem. NastÄ™pnie idÄ… gwiazdy drugorzÄ™dne, szlachta zażywajÄ…ca dochodu od dziesiÄ™ciu do dwunastu tysiÄ™cy rocznie, eks- kapitanowie okrÄ™tu albo rotmistrze kawalerii, albo w ogóle nic. CzÅ‚apiÄ… konno po goÅ›ciÅ„cach, coÅ› niby proboszcz jadÄ…cy z sakramentami, niby kontroler podatków na objezdzie. Prawie wszyscy sÅ‚użyli w paziach albo w muszkieterach i dożywajÄ… spokojnie dni na swoim folwarczku, wiÄ™cej troszczÄ…c siÄ™ o wyrÄ…b lasu albo o jabÅ‚ecznik niż o monarchiÄ™. Mimo to paplÄ… o konstytucji i o liberaÅ‚ach miÄ™dzy dwoma robrami wista albo przy partii tryktraka, skoro już obliczÄ… wyczerpujÄ…co posagi i skombinujÄ… małżeÅ„stwa zgodnie z genealogiÄ…, którÄ… umiejÄ… na pamięć. Å»ony ich dmÄ… siÄ™ i przybierajÄ… dworskie miny w swoich plecionych bryczuszkach; sÄ…dzÄ…, że sÄ… ubrane, kiedy siÄ™ wystroiÅ‚y w szal i czepeczek; kupujÄ… dwa kapelusze na rok, ale po dojrzaÅ‚ym namyÅ›le, i każą je sobie przywozić z Paryża przez okazjÄ™; sÄ… zazwyczaj cnotliwe i gadatliwe. KoÅ‚o tych filarów arystokratycznego klanu skupia siÄ™ kilka dobrze urodzonych starych panien, które rozwiÄ…zaÅ‚y problem zmumifikowania ludzkiej istoty. RobiÄ… wrażenie, że sÄ… przypieczÄ™towane do domu, gdzie siÄ™ znajdujÄ…: twarze ich, toalety stanowiÄ… czÄ…stkÄ™ budynku, miasta, prowincji; sÄ… jej tradycjÄ…, pamiÄ™ciÄ…, duchem. Wszystkie majÄ… coÅ› sztywnego i monumentalnego; umiejÄ… uÅ›miechać siÄ™ i potrzÄ…sać wymownie gÅ‚owÄ… i od czasu do czasu mówiÄ… coÅ›, co uchodzi za dowcip. Paru bogatych Å‚yków wÅ›liznęło siÄ™ w to miniaturowe Saint-Germain3 dziÄ™ki swoim arystokratycznym przekonaniom albo swemu majÄ…tkowi. Ale mimo ich czterdziestu lat mówi siÄ™ tam o nich: Ten chÅ‚opak ma zasady!" I robi siÄ™ z nich posłów. Zazwyczaj cieszÄ… siÄ™ poparciem starych panien, ale też gada siÄ™ o tym. Wreszcie paru księży, których przyjmuje siÄ™ w tym wybranym towarzystwie dla ich sukienki lub dla ich rozumu i dlatego, że owe szlachetne osoby, nudzÄ…c siÄ™ miedzy sobÄ…, wprowadzajÄ… do swoich salonów element mieszczaÅ„ski, tak jak piekarz dodaje drożdży do ciasta. Suma inteligencji skupiona we wszystkich tych gÅ‚owach skÅ‚ada siÄ™ z pewnej iloÅ›ci dawnych pojęć, do których miesza siÄ™ parÄ™ nowych myÅ›li, wypiekanych wspólnie co wieczór. Podobne do wody cieknÄ…cej z kurka, frazesy wcielajÄ…ce tÄ™ myÅ›l majÄ… swój codzienny przypÅ‚yw i odpÅ‚yw, swój wiekuisty ruch, Å›ciÅ›le jednaki: kto sÅ‚yszy ich pusty szmer dzisiaj, usÅ‚yszy go jutro, za rok, wiecznie. Wyroki ich, wydawane niezmiennie o sprawach tego Å›wiata, tworzÄ… tradycyjnÄ… wiedzÄ™, 2 Gazeta [Francuska]", Debaty" [Journal des Debats] i wspomniana dalej Q u o t i d i e n n e " [Gazeta Codzienna] - rojalistyczne dzienniki z okresu Restauracji. 3Saint-Germain- dzielnica Paryża zamieszkiwana od w. XVIII przez arystokracjÄ™. 3 2 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX do której nikt nie ma mocy dodać kropelki inteligencji. Å»ycie tych rutynistów krÄ™ci siÄ™ w sferze przyzwyczajeÅ„ równie zakrzepÅ‚ych jak ich poglÄ…dy religijne, polityczne, moralne i literackie. Skoro ktoÅ› obcy dostanie siÄ™ do tego kółka, każdy mówi mu nie bez odcienia ironii: Nie znajdzie pan tu zabaw swego paryskiego Å›wiata!" - i każdy wymyÅ›la na życie swoich sÄ…siadów, starajÄ…c siÄ™ dać do zrozumienia, że on jest wyjÄ…tkiem w tym towarzystwie, które siliÅ‚ siÄ™ jakoby nadaremnie zmienić. Ale jeÅ›li, nieszczęściem, ów obcy potwierdzi w najlepszej wierze sÄ…d, jaki ci ludzie majÄ… o sobie wzajem, natychmiast bÄ™dzie uchodziÅ‚ za czÅ‚owieka zÅ‚ego, bez czci i wiary, za zepsutego paryżanina, j a k zresztÄ… wszyscy paryżanie. Kiedy Gaston de Nueil pojawiÅ‚ siÄ™ w tym Å›wiatku, gdzie przestrzegano bardzo Å›ciÅ›le etykiety, gdzie wszystko harmonizowaÅ‚o z sobÄ…, gdzie wszystko byÅ‚o jawne, gdzie walory rodowe i terytorialne notowane byÅ‚y jak kursy gieÅ‚dowe na ostatniej stronicy dzienników, zważono go z góry na nieomylnych szalach miejscowej opinii. Już krewniaczka jego, pani de Sain-te-Severe, ogÅ‚osiÅ‚a cyfrÄ™ jego majÄ…tku, cyfrÄ™ jego nadziei, rozpostarÅ‚a jego drzewo genealogiczne, zachwaliÅ‚a jego znajomoÅ›ci, jego dobre wychowanie, skromność. ZnalazÅ‚ przyjÄ™cie Å›ciÅ›le takie, do jakiego mógÅ‚ sobie roÅ›cić prawo; przyjÄ™to go jak dobrego szlachcica, bez ceremonii, bo miaÅ‚ dopiero dwadzieÅ›cia trzy lata, ale kilka mÅ‚odych panienek i ich matki robiÅ‚y do niego sÅ‚odkie oczy. MiaÅ‚ osiemnaÅ›cie tysiÄ™cy renty w ziemi w dolinie Auge, a ojciec miaÅ‚ mu wczeÅ›niej lub pózniej zostawić zamek Manerville z przynależnoÅ›ciami. O jego wyksztaÅ‚ceniu, przyszÅ‚oÅ›ci politycznej, jego wartoÅ›ci osobistej, talentach nie byÅ‚o nawet mowy. Ziemie byÅ‚y dobre, dzierżawy pewne; byÅ‚y tam wyborne plantacje, naprawy i podatki ciążyÅ‚y na dzierżawcach, jabÅ‚onie miaÅ‚y po trzydzieÅ›ci osiem lat, ojciec wreszcie byÅ‚ w trakcie kupna dwustu morgów lasu przylegajÄ…cych do jego parku, który chciaÅ‚ otoczyć murem: żadne widoki ministerialne, żadna sÅ‚awa ludzka nie mogÅ‚a walczyć z takimi korzyÅ›ciami. Czy przez zÅ‚oÅ›liwość, czy przez wyrachowanie, pani de Sainte-Severe nie pisnęła nic o starszym bracie Gastona, a sam Gaston też o nim nie wspominaÅ‚. Ale ten brat to byÅ‚ suchotnik; wszystko wróżyÅ‚o, że bÄ™dzie niebawem pochowany, opÅ‚akany, zapomniany. Gaston de Nueil zrazu bawiÅ‚ siÄ™ tymi figurami, zbieraÅ‚ z nich niejako wzorki do swego albumu w caÅ‚ej smakowitej prawdzie ich koÅ›cistych, ostrych, pomarszczonych fizjonomii, w uciesznej oryginalnoÅ›ci ich strojów i gestów; rozkoszowaÅ‚ siÄ™ prowincjonalizmem gwary, ubóstwem myÅ›li i charakterów. Ale wiodÄ…c przez jakiÅ› czas owÄ… egzystencjÄ™, podobnÄ… do życia wiewiórki obracajÄ…cej swÄ… klatkÄ™, uczuÅ‚ brak kontrastów w tym życiu wytyczonym z góry, jak życie mnichów w klasztorze, i popadÅ‚ w stan, który nie jest jeszcze nudÄ… ani wstrÄ™tem, ale zawiera w sobie prawie wszystkie ich objawy. Po lekkich cierpieniach tego przesilenia dokonywa siÄ™ w osobniku zjawisko transplantacji na grunt, który mu jest przeciwny, gdzie musi zmarnieć i wieść charÅ‚acze życie. W istocie, o ile go nic nie wyrwie z tego Å›wiata, przyjmuje nieznacznie jego obyczaje i dostraja siÄ™ do jego pustki, która mu siÄ™ udziela i zjada go. Już pÅ‚uca Gastona przyzwyczaiÅ‚y siÄ™ do tej atmosfery. Już doznawaÅ‚ niejakiego roÅ›linnego szczęścia w tych dniach pÄ™dzonych bez trosk i bez myÅ›li, zaczynaÅ‚ tracić pamięć owego krążenia soków, owego nieustannego zapÅ‚odnienia umysÅ‚u, w które tak namiÄ™tnie rzuciÅ‚ siÄ™ w sferze paryskiej, i miaÅ‚ skamienieć wÅ›ród tych skamieniaÅ‚oÅ›ci i zostać tam na zawsze, jak towarzysze Odysa, rad ze swej tÅ‚ustej powÅ‚oki. Pewnego wieczora Gaston de Nueil siedziaÅ‚ miÄ™dzy starszÄ… damÄ… a jednym z generalnych wikariuszów diecezji, w salonie z boazeriami malowanymi na szaro, wyÅ‚ożonym fajansowymi kafelkami, ozdobionym paroma portretami rodzinnymi, zaludnionym czterema stolikami do gry, dokoÅ‚a których szesnaÅ›cie osób paplaÅ‚o grajÄ…c w wista. Tam, nie myÅ›lÄ…c o niczym, ale trawiÄ…c jeden z owych pysznych obiadów, bÄ™dÄ…cych specjalnoÅ›ciÄ… prowincji, spostrzegÅ‚, iż zaczyna siÄ™ godzić z tym trybem życia. RozumiaÅ‚, czemu ci ludzie posÅ‚ugujÄ… siÄ™ wczorajszymi kartami, tasujÄ… je na wytartym suknie i. jak dochodzÄ… do tego, że w koÅ„cu nie ubierajÄ… siÄ™ ani dla siebie, ani dla drugich. WidziaÅ‚ pewnÄ… filozofiÄ™ w jednostajnym ruchu tego mechanicznego życia, w spokoju tych logicznych przyzwyczajeÅ„ i nieÅ›wiadomoÅ›ci wykwintu. RozumiaÅ‚ niemal bezcelowość zbytku. Paryż ze swymi namiÄ™tnoÅ›ciami, burzami, uciechami byÅ‚ już w jego pamiÄ™ci niby wspomnienie dzieciÅ„stwa. Szczerze podziwiaÅ‚ czerwone rÄ™ce, skromnÄ… i wylÄ™knionÄ… minkÄ™ mÅ‚odej osoby, której twarz z pierwszego rzutu oka wydaÅ‚a mu siÄ™ gÅ‚upia, wziÄ™cie bez wdziÄ™ku, caÅ‚ość odstrÄ™czajÄ…ca, a minki bardzo Å›mieszne. Już przepadÅ‚. Przeniesiony z Paryża na prowincjÄ™, miaÅ‚ opaść z gorÄ…czkowej egzystencji paryskiej w zimne życie prowincjonalne, gdyby nie jedno zdanie, które obiÅ‚o mu siÄ™ o uszy i przejęło go nagle wzruszeniem podobnym temu, o jakie by go przyprawiÅ‚ jakiÅ› oryginalny motyw wÅ›ród prze-grywek nudnej opery. - Wszak pan byÅ‚ wczoraj u pani de Beauséant? - rzekÅ‚a stara dama do gÅ‚owy prowincjonalnej dynastii. - ByÅ‚em dziÅ› rano - odparÅ‚. - ZastaÅ‚em jÄ… bardzo smutnÄ… i tak cierpiÄ…cÄ…, że nie mogÅ‚em jej namówić do nas na jutro na obiad. - U pani de Champignelles? - wykrzyknęła stara dama z odcieniem zdumienia. - U mojej żony - rzekÅ‚ spokojnie szlachcic. - Czyż pani de Beauséant nie wiedzie siÄ™ z domu burgundzkiego? Po kÄ…dzieli, to prawda, ale ostatecznie to nazwisko pokrywa wszystko. Moja żona bardzo ma dużo sympatii do wicehrabiny, a biedna kobieta żyje tak dÅ‚ugo samotnie, że... WymawiajÄ…c ostatnie sÅ‚owa margrabia de Champignelles spoglÄ…daÅ‚ spokojnie i chÅ‚odno po osobach, które sÅ‚uchaÅ‚y przyglÄ…dajÄ…c mu siÄ™; ale prawie nie podobna byÅ‚o zgadnąć, czy on robi ustÄ™pstwo dla nieszczęść, czy .dla szlachectwa pani de Beauséant, czy mu pochlebia przyjmować jÄ… u siebie, czy też chce przez dumÄ™ zmusić miejscowÄ… szlachtÄ™ i damy, aby jÄ… zaczÄ™li przyjmować. Wszystkie panie zdawaÅ‚y siÄ™ naradzać z sobÄ…, wymieniajÄ…c spojrzenia; ale gÅ‚Ä™boka cisza, jaka naraz zapanowaÅ‚a w salonie, nie mniej jak miny obecnych wyrażaÅ‚a potÄ™pienie. - Ta pani de Beauséant czy to może ta sama, której przygoda z panem d'Ajuda-Pinto narobiÅ‚a tyle haÅ‚asu? - spytaÅ‚ Gaston sÄ…siadki. - WÅ‚aÅ›nie - brzmiaÅ‚a odpowiedz. - PrzybyÅ‚a, aby zamieszkać w Courcelles po Å›lubie margrabiego d'Ajuda; nikt jej tu nie przyjmuje. Jest zresztÄ… zbyt inteligentna, aby nie czuć swego faÅ‚szywego poÅ‚ożenia, toteż nie próbowaÅ‚a bywać nigdzie. Pan de Champignelles i kilku panów zÅ‚ożyli jej wizytÄ™, ale przyjęła jedynie pana de Champignelles, może z powodu ich pokrewieÅ„stwa, przez Beauséantów. Stary margrabia de Beauséant zaÅ›lubiÅ‚ pannÄ™ de Champignelles, ze starszej linii. Mimo że wicehrabina de Beauséant uchodzi za córkÄ™ domu burgundzkiego, pojmuje pan, że nie możemy dopuÅ›cić tu kobiety separowanej z mężem. To sÄ… stare pojÄ™cia, ale jesteÅ›my na tyle gÅ‚upi, że siÄ™ ich trzymamy. Wicehrabina tym bardziej godna jest potÄ™pienia w swoich wybrykach, że pan de Beauséant to czÅ‚owiek doskonale wychowany, czÅ‚owiek dworski w każdym calu; doskonale można byÅ‚o siÄ™ z nim porozumieć. Ale ta kobieta to szalona gÅ‚owa... Pan de Nueil sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os swojej sÄ…siadki, ale już jej nie sÅ‚uchaÅ‚. BujaÅ‚ w Å›wiecie tysiÄ…cznych fantazji. Czy istnieje 3 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX inne sÅ‚owo, aby wyrazić powab przygody miÅ‚osnej, w chwili gdy siÄ™ uÅ›miecha wyobrazni, gdy w duszy lÄ™gnÄ… siÄ™ mgliste nadzieje, przeczucia niewymownych upojeÅ„, lÄ™ków, burz, mimo iż nic jeszcze nie karmi ani nie utrwala tego kapryÅ›nego mirażu? Duch buja wówczas, pÅ‚odzi niemożliwe projekty, daje zawczasu kosztować rozkoszy namiÄ™tnoÅ›ci. Ale może zarodek namiÄ™tnoÅ›ci zawiera jÄ… caÅ‚kowicie, jak nasienie zawiera piÄ™kny kwiat z jego woniÄ… i bogactwem kolorów. Pan de Nueil nie wiedziaÅ‚, że pani de Beauséant schroniÅ‚a siÄ™ do Normandii po skandalu, który budzi u kobiet zgorszenie poÅ‚Ä…czone z zazdroÅ›ciÄ…, zwÅ‚aszcza gdy czar mÅ‚odoÅ›ci i urody usprawiedliwia niemal bÅ‚Ä…d bÄ™dÄ…cy jego przyczynÄ…. Istnieje jakiÅ› niepojÄ™ty urok we wszelkim rozgÅ‚osie, z jakichkolwiek zrodziÅ‚by siÄ™ zródeÅ‚. Zdaje siÄ™, że dla kobiet, jak niegdyÅ› dla rodów, sÅ‚awa zbrodni maże jej wstyd. Tak samo jak jakaÅ› rodzina chlubi siÄ™ swymi Å›ciÄ™tymi gÅ‚owami, tak Å‚adna i mÅ‚oda kobieta staje siÄ™ powabniej sza przez wÄ…tpliwÄ… sÅ‚awÄ™ szczęśliwej miÅ‚oÅ›ci lub okropnej zdrady. Im godniej sza współczucia, tym wiÄ™cej budzi sympatii. JesteÅ›my nielitoÅ›ciwi jedynie dla pospolitych spraw, uczuć i przygód. To, co Å›ciÄ…ga spojrzenia, wydaje siÄ™ wielkie. Czyż nie trzeba w istocie wznieść siÄ™ nad drugich, aby być widzianym? Otóż tÅ‚um doznaje mimo woli uczucia szacunku wobec wszystkiego, co nad nim góruje, nie żądajÄ…c zbytnio rachunku z Å›rodków. W tej chwili Gaston de Nueil czuÅ‚, że go prze ku pani de Beauséant tajemne dziaÅ‚anie tych przyczyn lub może ciekawość, potrzeba wprowadzenia jakichÅ› wzruszeÅ„ w swoje obecne życie, sÅ‚owem owa masa pobudek niepodobnych do okreÅ›lenia, a które wyraża siÄ™ niekiedy sÅ‚owem fatalność. Wicehrabina de Beauséant wyrosÅ‚a przed nim nagle, otoczona tÅ‚umem czarownych obrazów: byÅ‚a nowym Å›wiatem, przy niej z pewnoÅ›ciÄ… trzeba siÄ™ byÅ‚o lÄ™kać, spodziewać, walczyć, zwyciężać. MusiaÅ‚a stanowić kontrast z osobami, które Gaston widziaÅ‚ w tym parafiaÅ„skim salonie; sÅ‚owem, to byÅ‚a kobieta, a nie spotkaÅ‚ jeszcze kobiety w tym zimnym Å›wiecie, w którym rachuba zastÄ™powaÅ‚a uczucie, gdzie grzeczność byÅ‚a już tylko powinnoÅ›ciÄ… i gdzie najprostsze myÅ›li miaÅ‚y coÅ› zanadto jaskrawego, aby je można byÅ‚o wygÅ‚aszać lub znosić. Pani de Beauséant budziÅ‚a w jego duszy wspomnienie mÅ‚odzieÅ„czych marzeÅ„ oraz najżywszych uczuć uÅ›pionych na chwilÄ™. Gaston de Nueil byÅ‚ roztargniony przez resztÄ™ wieczoru. MyÅ›laÅ‚ o sposobach dostania siÄ™ do pani de Beauséant, a z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚o sposobu. UchodziÅ‚a za niezmiernie inteligentnÄ…. Ale o ile osoby inteligentne mogÄ… siÄ™ dać porwać rzeczom oryginalnym lub subtelnym, o tyle sÄ… wymagajÄ…ce, umiejÄ… wszystko zgadnąć; w niebezpiecznej pogoni za ich Å‚askÄ… ma siÄ™ wiÄ™c tyleż szans, aby siÄ™ zgubić, co aby wygrać sprawÄ™. Przy tym wicehrabina z rodowÄ… dumÄ… musiaÅ‚a Å‚Ä…czyć godność, jakÄ… nakazywaÅ‚o jej poÅ‚ożenie. GÅ‚Ä™boka samotność jej życia byÅ‚a z pewnoÅ›ciÄ… najmniejszÄ… zaporÄ… wzniesionÄ… miÄ™dzy niÄ… a Å›wiatem. Prawie niepodobieÅ„stwem byÅ‚o tedy obcemu, choćby z najlepszej rodziny, dostać siÄ™ do niej. Mimo to nazajutrz rano pan de Nueil skierowaÅ‚ siÄ™ spacerem w stronÄ™ paÅ‚acyku w Courcelles i kilka razy obszedÅ‚ ogród, który go otaczaÅ‚. Zmamiony zÅ‚udzeniami tak naturalnymi w jego wieku, patrzaÅ‚ przez szczeliny albo ponad mury, przystawaÅ‚ w zadumie przed zamkniÄ™tymi żaluzjami lub badaÅ‚ te, które byÅ‚y otwarte. WierzyÅ‚ w jakiÅ› romantyczny przypadek, kombinowaÅ‚ jego przebieg nie baczÄ…c na niemożliwoÅ›ci, aby dostać siÄ™ do nieznajomej. Tak przechadzaÅ‚ siÄ™ przez kilka poranków wielce jaÅ‚owo, ale za każdÄ… takÄ… wyprawÄ… ta kobieta stojÄ…ca poza Å›wiatem, ofiara serca zagrzebana w samotnoÅ›ci, rosÅ‚a w jego myÅ›li i wciskaÅ‚a siÄ™ w jego duszÄ™. Toteż serce Gastona biÅ‚o nadziejÄ… i radoÅ›ciÄ…, kiedy przypadkiem, obchodzÄ…c mury Courcelles, usÅ‚yszaÅ‚ ciężki krok ogrodnika. MyÅ›laÅ‚ o tym, aby napisać do pani de Beauséant; ale co powiedzieć kobiecie, której nie widziaÅ‚ na oczy i która go nie znaÅ‚a? ZresztÄ… Gaston nie dość wierzyÅ‚ w siebie; przy tym, jak czÄ™sto mÅ‚odzi ludzie jeszcze peÅ‚ni zÅ‚udzeÅ„, Å›miertelnie lÄ™kaÅ‚ siÄ™ straszliwej wzgardy milczenia i drżaÅ‚ na myÅ›l, ile widoków ma ta jego pierwsza proza miÅ‚osna, iż bÄ™dzie rzucona w ogieÅ„. W koÅ„cu, po wielu dzikich projektach, skÅ‚adajÄ…c coraz to nowe romanse i Å‚amiÄ…c sobie gÅ‚owÄ™, wymyÅ›liÅ‚ szczęśliwy sposób, jeden z tych, które znajduje siÄ™ w koÅ„cu wÅ›ród mnogoÅ›ci innych i które najniewinniejszej kobiecie zdradzajÄ… siÅ‚Ä™ namiÄ™tnoÅ›ci, z jakÄ… mężczyzna siÄ™ niÄ… zajmowaÅ‚. CzÄ™sto przesÄ…dy towarzyskie stwarzajÄ… miÄ™dzy kobietÄ… a jej wielbicielem tyleż realnych zapór, ile wschodni poeci stworzyli ich w rozkosznych fikcjach swoich bajek, a najfantastyczniejsze ich obrazy rzadko sÄ… przesadÄ…. Toteż w naturze, jak w Å›wiecie wróżek, kobieta musi zawsze należeć do tego, kto umie dotrzeć do niej i wyzwolić jÄ… z poÅ‚ożenia, w którym usycha. Najbiedniejszego żebraka zakochanego w córce kalifa z pewnoÅ›ciÄ… nie dzieliÅ‚a od niej wiÄ™ksza przepaść niż ta, która znajdowaÅ‚a siÄ™ miÄ™dzy Gastonem a paniÄ… de Beauséant. Wicehrabina żyÅ‚a w absolutnej nieÅ›wiadomoÅ›ci aproszów, jakie kopaÅ‚ dokoÅ‚a niej pan de Nueil, którego miÅ‚ość rosÅ‚a od wszystkich przeszkód, strojÄ…cych improwizowanÄ… kochankÄ™ w powaby wÅ‚aÅ›ciwe wszystkiemu, co dalekie. Pewnego dnia, ufajÄ…c swemu natchnieniu, poÅ‚ożyÅ‚ nadziejÄ™ w miÅ‚oÅ›ci, która miaÅ‚a trysnąć z jego oczu. WierzÄ…c, iż sÅ‚owo wymowniejsze jest od naj namiÄ™tni ej szego listu, liczÄ…c też na wrodzonÄ… ciekawość kobiecÄ…, poszedÅ‚ do pana de Champignelles, zamierzajÄ…c go wyzyskać dla swego zamiaru. PowiedziaÅ‚ szlachcicowi, że ma ważne i delikatne zlecenie do pani de Beauséant, ale nie wiedzÄ…c, czy ona czyta listy pisane nieznanym pismem lub czy użyczyÅ‚aby zaufania obcemu czÅ‚owiekowi, prosi go, aby za pierwszÄ… bytnoÅ›ciÄ… spytaÅ‚ wicehrabiny, czy raczy przyjąć Gastona. ProszÄ…c margrabiego o tajemnicÄ™ w razie odmowy, podsunÄ…Å‚ mu bardzo sprytnie, aby nie taiÅ‚ przed paniÄ… de Beauséant argumentów, które mogÅ‚yby przemawiać za przyjÄ™ciem. Czyż on, Gaston, nie jest czÅ‚owiekiem honoru, lojalnym, niezdolnym dopuÅ›cić siÄ™ niewÅ‚aÅ›ciwoÅ›ci lub nawet nietaktu! NadÄ™ty szlachcic, którego próżnostki Gaston umiaÅ‚ pogÅ‚askać, padÅ‚ caÅ‚kowicie ofiarÄ… tej dyplomacji miÅ‚osnej, dajÄ…cej mÅ‚odemu czÅ‚owiekowi tupet i obÅ‚udÄ™ starego ambasadora. PróbowaÅ‚ wprawdzie przejrzeć tajemnicÄ™ Gastona, ale ten, mocno zakÅ‚opotany jego ciekawoÅ›ciÄ…, przeciwstawiÅ‚ normandzkÄ… chytrość zrÄ™cznym pytaniom pana de Champignelles, który jako francuski rycerz pochwaliÅ‚ jego dyskrecjÄ™. Margrabia popÄ™dziÅ‚ z miejsca do Courcelles, z owym poÅ›piechem, z jakim ludzie w pewnym wieku kwapiÄ… siÄ™ oddać przysÅ‚ugÄ™ mÅ‚odym kobietom. W poÅ‚ożeniu, w jakim siÄ™ znajdowaÅ‚a pani de Beauséant, zlecenie tego rodzaju musiaÅ‚o jÄ… zaintrygować. Toteż mimo że szukajÄ…c w swoich wspomnieniach nie widziaÅ‚a żadnej racji, która by mogÅ‚a sprowadzać do niej pana de Nueil, nie widziaÅ‚a też żadnej przeszkody, aby, go przyjąć, wywiedziawszy siÄ™ wprzód przezornie o jego pozycjÄ™ w Å›wiecie. BÄ…dz co bÄ…dz zaczęła od tego, ze odmówiÅ‚a, nastÄ™pnie przedyskutowaÅ‚a ten Å›wiatowy problem z panem de Champignelles, sondujÄ…c, czy on zna pobudki tej wizyty; w koÅ„cu cofnęła swojÄ… odmowÄ™. Dyskusja oraz musowa dyskrecja margrabiego podrażniÅ‚y jej ciekawość. Pan de Champignelles, nie chcÄ…c siÄ™ wydać Å›mieszny, twierdziÅ‚, jak czÅ‚owiek Å›wiadomy, ale dyskretny, że wicehrabina musi doskonale znać powód tej wizyty, mimo iż zupeÅ‚nie szczerze szukaÅ‚a go nadaremno. Pani de Beauséant kombinowaÅ‚a zwiÄ…zki miÄ™dzy Gastonem a ludzmi, których on wcale nie znaÅ‚, gubiÅ‚a siÄ™ w niedorzecznych domysÅ‚ach i pytaÅ‚a sama siebie, czy widziaÅ‚a kiedy pana de Nueil. Najszczerszy albo najzrÄ™czniejszy list miÅ‚osny nie byÅ‚by wywarÅ‚ takiego wrażenia co ta zagadka bez słów, która zaprzÄ…tnęła paniÄ… de Beauséant na kilka zawodów. Skoro Gaston dowiedziaÅ‚ siÄ™, że może odwiedzić wicehrabinÄ™, byÅ‚ równoczeÅ›nie uszczęśliwiony, że tak rychÅ‚o uzyskaÅ‚ gorÄ…co upragnione szczęście, i bardzo zakÅ‚opotany, jak wybrnąć ze swego podstÄ™pu. 4 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX Ba! - powiadaÅ‚ sobie ubierajÄ…c siÄ™ - ujrzeć j Ä…, to wszystko." MijajÄ…c bramÄ™ Courcelles miaÅ‚ nadziejÄ™, że znajdzie jakiÅ› sposób rozwiÄ…zania gordyjskiego wÄ™zÅ‚a, który sam zadzierzgnÄ…Å‚. Gaston byÅ‚ z liczby tych, którzy wierzÄ…c we wszechpotÄ™gÄ™ koniecznoÅ›ci idÄ… zawsze naprzód; w ostatniej chwili, znalazÅ‚szy siÄ™ w obliczu niebezpieczeÅ„stwa, szukajÄ… w nim natchnienia i znajdujÄ… siÅ‚y, aby je zwyciężyć. PrzystÄ…piÅ‚ z osobliwym staraniem do toalety. WyobrażaÅ‚ sobie, jak wiÄ™kszość mÅ‚odych ludzi, że od jednego lepiej lub gorzej uÅ‚ożonego pukla zależy jego triumf, nie wiedzÄ…c, że u mÅ‚odego wszystko jest urokiem i powabem. ZresztÄ… kobiety wybrane, do których należaÅ‚a pani de Beauséant, wrażliwe sÄ… jedynie na powab umysÅ‚u i charakteru. Wielki charakter schlebia ich próżnoÅ›ci, przyrzeka im wielkie uczucie i uÅ›wiÄ™ca niejako wymagania ich serca. Dowcip bawi je, odpowiada subtelnoÅ›ciom ich natury; majÄ… uczucie, że ktoÅ› je rozumie. A czegóż chcÄ… kobiety, jeÅ›li nie tego, aby je bawić, rozumieć i ubóstwiać? Ale trzeba dobrze zastanowić siÄ™ nad życiem, aby zrozumieć wyższÄ… kokieteriÄ™, jaka mieÅ›ci siÄ™ w niedbaÅ‚oÅ›ci o strój i w oszczÄ™dnym szafowaniu dowcipem za pierwszym widzeniem. Kiedy stajemy siÄ™ szczwanymi dyplomatami, jesteÅ›my za starzy, aby korzystać z naszego doÅ›wiadczenia. Podczas gdy Gaston, nie dość ufajÄ…c w dary swego umysÅ‚u, szukaÅ‚ powabów w stroju, pani de Beauséant również instynktownie zajÄ™ta siÄ™ toaletÄ… i mówiÅ‚a sobie poprawiajÄ…c wÅ‚osy: BÄ…dz co bÄ…dz nie chcÄ™ wyglÄ…dać na straszydÅ‚o". Dowcip, osoba i wziÄ™cie pana de Nueil miaÅ‚y owÄ… naiwnÄ… oryginalność, która daje szczególny smak lada gestowi i myÅ›li, pozwala wszystko powiedzieć i wszystko każe przebaczyć. ByÅ‚ wyksztaÅ‚cony, bystry, fizjonomiÄ™ miaÅ‚ sympatycznÄ… i ruchliwÄ… jak jego wrażliwa dusza. W żywych oczach przebijaÅ‚o uczucie, tkliwość, a serce jego, z gruntu dobre, nie zadawaÅ‚o im kÅ‚amu. Postanowienie, jakie powziÄ…Å‚ wchodzÄ…c do Courcelles, byÅ‚o tedy w zgodzie z jego otwartym charakterem i gorÄ…cÄ… wyobrazniÄ…. Mimo odwagi, jakÄ… daje miÅ‚ość, nie mógÅ‚ wszakże pohamować gwaÅ‚townego bicia serca, kiedy, przebywszy duży dziedziniec w ksztaÅ‚cie angielskiego ogrodu, przybyÅ‚ do sali, gdzie pokoj owiec, spytawszy go o nazwisko, znikÅ‚ i wróciÅ‚, aby go wprowadzić. - Pan baron de Nueil. Gaston wszedÅ‚ wolno, ale dość zrÄ™cznie, rzecz trudniejsza jeszcze w salonie, gdzie jest jedna kobieta, niż gdzie ich jest dwadzieÅ›cia. Przy kominku, na którym mimo pory roku bÅ‚yszczaÅ‚ wielki pÅ‚omieÅ„ i na którym znajdowaÅ‚y siÄ™ dwa zapalone Å›wieczniki rzucajÄ…c Å‚agodne blaski, spostrzegÅ‚ mÅ‚odÄ… kobietÄ™, siedzÄ…cÄ… w modnej berżerce z bardzo wysokim grzbietem. Niskie siedzenie pozwalaÅ‚o gÅ‚owie przybierać rozmaite pozy peÅ‚ne wdziÄ™ku i elegancji, nachylać jÄ…, skÅ‚aniać, prostować leniwo, jak gdyby to byÅ‚o ciężkie brzemiÄ™, wreszcie zginać nogi, pokazywać je lub chować w dÅ‚ugich faÅ‚dach czarnej sukni. Wicehrabina chciaÅ‚a poÅ‚ożyć na okrÄ…gÅ‚ym stoliczku książkÄ™, którÄ… czytaÅ‚a, że jednak równoczeÅ›nie zwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ ku panu de Nueil, książka spadÅ‚a pomiÄ™dzy stolik a berżerkÄ™. Nie zwracajÄ…c na to uwagi wicehrabina wyprostowaÅ‚a siÄ™ i pochyliÅ‚a gÅ‚owÄ™ odpowiadajÄ…c na ukÅ‚on mÅ‚odzieÅ„ca, lekko, prawie nie podnoszÄ…c siÄ™ z berżerki, w której tonęła jej kibić. PodaÅ‚a siÄ™ naprzód, poprawiÅ‚a żywo ogieÅ„, po czym schyliÅ‚a siÄ™, podniosÅ‚a rÄ™kawiczkÄ™, którÄ… wzięła niedbale w lewÄ… rÄ™kÄ™, szukajÄ…c drugiej przelotnym spojrzeniem; prawÄ… rÄ™kÄ…, biaÅ‚Ä…, niemal przezroczystÄ…, bez pierÅ›cionków, wiotkÄ…, o cienkich palcach i różowych, doskonale owalnych paznokciach, wskazaÅ‚a Gastonowi krzesÅ‚o. Skoro nieznajomy gość usiadÅ‚, zwróciÅ‚a ku niemu gÅ‚owÄ™ pytajÄ…cym i zalotnym ruchem, którego subtelnoÅ›ci nie podobna wyrazić; byÅ‚a życzliwość w tym ruchu peÅ‚nym wdziÄ™ku, mimo że opanowanym, Å›wiadczÄ…cym o starannym wychowaniu oraz codziennym nawyku do rzeczy w dobrym smaku. Te skomplikowane ruchy nastÄ…piÅ‚y po sobie w jednej chwili, pÅ‚ynne i miÄ™kkie, i zachwyciÅ‚y Gastona owym poÅ‚Ä…czeniem sztuki i swobody, jakim Å‚adna kobieta stroi arystokratyczne wziÄ™cie wielkiego Å›wiata. Pani de Beauséant tworzyÅ‚a zbyt wymowny kontrast do marionetek, z którymi żyÅ‚ od dwóch miesiÄ™cy swego wygnania, aby nie staÅ‚a siÄ™ dlaÅ„ ucieleÅ›nieniem marzeÅ„; toteż urok jej pobiÅ‚ w jednej chwili wszystkie kobiety, które podziwiaÅ‚ niegdyÅ›. Wobec tej damy, w tym salonie, urzÄ…dzonym w guÅ›cie salonów Saint-Germain, peÅ‚nym rozrzuconych po stoÅ‚ach bogatych drobiazgów, książek, kwiatów, Gaston odnalazÅ‚ siÄ™ w Paryżu. StÄ…paÅ‚ po prawdziwym paryskim dywanie, oglÄ…daÅ‚ wytworny typ i delikatne ksztaÅ‚ty paryżanki, jej subtelny wdziÄ™k i jej obojÄ™tność na szukane efekty, które tak szkodzÄ… kobietom z prowincji. Wicehrabina de Beauséant byÅ‚a to blondynka z biaÅ‚Ä… cerÄ… i czarnymi oczami. NosiÅ‚a szlachetnie czoÅ‚o, czoÅ‚o upadÅ‚ego anioÅ‚a, który pyszni siÄ™ swym upadkiem i nie chce przebaczenia. WÅ‚osy jej, obfite i upiÄ™te wysoko nad dwoma pasmami, które obejmowaÅ‚y to czoÅ‚o szerokim krÄ™giem, przydawaÅ‚y jeszcze majestatu tej gÅ‚owie. W falistych liniach tych zÅ‚ocistych wÅ‚osów wyobraznia widziaÅ‚a książęcÄ… koronÄ™ burgundzkÄ…, a w bÅ‚yszczÄ…cych oczach tej wielkiej damy caÅ‚y majestat jej domu: dumÄ™ kobiety silnej tylko na to, aby odepchnąć wzgardÄ™ lub zuchwalstwo, ale peÅ‚nej tkliwoÅ›ci dla lubych uczuć. Owal tej maÅ‚ej gÅ‚owy, cudownie osadzonej na dÅ‚ugiej biaÅ‚ej szyi, rysy delikatnej twarzy, cienkie wargi i ruchliwa fizjonomia zachowaÅ‚y wyraz uroczej ostrożnoÅ›ci, odcieÅ„ przybranej ironii, która miaÅ‚a coÅ› z przebiegÅ‚oÅ›ci i impertynencji. Trudno byÅ‚o jej nie przebaczyć tych dwóch kobiecych grzechów, myÅ›lÄ…c o jej nieszczęściach, o namiÄ™tnoÅ›ci, która omal nie kosztowaÅ‚a jej życia i o której Å›wiadczyÅ‚y bÄ…dz zmarszczki, za najmniejszym poruszeniem faÅ‚dujÄ…ce jej czoÅ‚o, bÄ…dz bolesna wymowa oczu wzniesionych do nieba. Czyż to nie byÅ‚o imponujÄ…ce i dziaÅ‚ajÄ…ce na wyobrazniÄ™ zjawisko widzieć w olbrzymim milczÄ…cym salonie tÄ™ kobietÄ™ odciÄ™tÄ… od caÅ‚ego Å›wiata, która od trzech lat żyÅ‚a w tym zakÄ…tku, z dala od miasta, sama ze wspomnieniami mÅ‚odoÅ›ci Å›wietnej, szczęśliwej, namiÄ™tnej, niegdyÅ› wypeÅ‚nionej zabawami, hoÅ‚dami, obecnie zaÅ› wydanej na Å‚up strasznej pustki? UÅ›miech tej kobiety zdradzaÅ‚ wysokie poczucie swej wartoÅ›ci. Nie bÄ™dÄ…c ani matkÄ…, ani żonÄ…, odtrÄ…cona przez Å›wiat, pozbawiona jedynego serca, przy którym serce jej mogÅ‚oby bić bez wstydu, nie czerpiÄ…c w żadnym uczuciu pomocy potrzebnej jej zwÄ…tpiaÅ‚ej duszy, musiaÅ‚a znajdować siÅ‚Ä™ w sobie samej, żyć wÅ‚asnym życiem i wyrzec siÄ™ wszelkiej nadziei, prócz tej, jaka zostaÅ‚a porzuconej kobiecie: czekać Å›mierci, przyÅ›pieszać jej krok, mimo piÄ™knych dni, jakie jej jeszcze zostaÅ‚y. Czuć siÄ™ stworzonÄ… dla szczęścia i ginąć nie doznajÄ…c go, nie dajÄ…c go?... kobieta! Co za mÄ™czarnie! Pan de Nueil uczyniÅ‚ te spostrzeżenia z szybkoÅ›ciÄ… bÅ‚yskawicy i czuÅ‚ siÄ™ bardzo zawstydzony sobÄ… w obliczu najwiÄ™kszej poezji, w jakÄ… może siÄ™ oblec kobieta. Urzeczony potrójnym blaskiem piÄ™knoÅ›ci, nieszczęścia i szlachetnoÅ›ci, staÅ‚ niemal osÅ‚upiaÅ‚y, zadumany, podziwiajÄ…c wicehrabinÄ™, ale nie znajdujÄ…c nic do powiedzenia. Pani de Beauséant, której zdumienie to nie byÅ‚o zapewne niemiÅ‚e, wyciÄ…gnęła doÅ„ rÄ™kÄ™ ruchem miÄ™kkim, ale rozkazujÄ…cym, po czym, przyzywajÄ…c uÅ›miech na pobladÅ‚e wargi, jak gdyby chcÄ…c być jeszcze posÅ‚usznÄ… swej pÅ‚ci, rzekÅ‚a: - Pan de Champignelles uprzedziÅ‚ mnie o poselstwie, którego pan tak uprzejmie siÄ™ podjÄ…Å‚. ByÅ‚ożby tood... SÅ‚yszÄ…c te straszliwe sÅ‚owa Gaston zrozumiaÅ‚ jeszcze lepiej Å›mieszność swej sytuacji, nietakt, nieuczciwość swego postÄ…pienia wobec kobiety tak nieszczęśliwej. ZaczerwieniÅ‚ siÄ™. Wzrok jego, nabrzmiaÅ‚y tysiÄ…cem myÅ›li, zmÄ…ciÅ‚ siÄ™, ale 5 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX nagle, z owÄ… siÅ‚Ä…, jakÄ… mÅ‚ode serca umiejÄ… czerpać w poczuciu swych bÅ‚Ä™dów, uspokoiÅ‚ siÄ™. PrzerywajÄ…c pani de Beauséant gestem peÅ‚nym pokory, odpowiedziaÅ‚ wzruszonym gÅ‚osem: - Pani, nie zasÅ‚ugujÄ™ na szczęście widzenia pani: oszukaÅ‚em paniÄ… niegodnie. Uczucie, jakiemu byÅ‚em posÅ‚uszny, mimo iż bardzo żywe, nie może usprawiedliwić nÄ™dznego podstÄ™pu, który mi daÅ‚ dotrzeć do pani. Ale jeżeli pani pozwoli mi powiedzieć sobie... Wicehrabina obrzuciÅ‚a pana de Nueil spojrzeniem peÅ‚nym dumy i wzgardy; podniosÅ‚a rÄ™kÄ™, aby pociÄ…gnąć za dzwonek, zadzwoniÅ‚a; zjawiÅ‚ siÄ™ sÅ‚użący; wówczas, patrzÄ…c z godnoÅ›ciÄ… na mÅ‚odego czÅ‚owieka, rzekÅ‚a: - Jakubie, poÅ›wieć panu. PodniosÅ‚a siÄ™ dumnie, skinęła Gastonowi gÅ‚owÄ… i schyliÅ‚a siÄ™, aby podnieść upuszczonÄ… książkÄ™. Ruchy jej byÅ‚y równie suche, równie zimne, jak te, którymi go przyjęła, byÅ‚y miÄ™kkie, wytworne i wdziÄ™czne. Pan de Nueil podniósÅ‚ siÄ™, ale staÅ‚ w miejscu. Pani de Beauséant spojrzaÅ‚a naÅ„ jeszcze raz, jakby dla powiedzenia: Co! jeszcze pan tutaj?" Spojrzenie to smagaÅ‚o tak dotkliwym szyderstwem, że Gaston zbladÅ‚ jak czÅ‚owiek bliski omdlenia. Azy zakrÄ™ciÅ‚y mu siÄ™ w oczach, ale powstrzymaÅ‚ je, osuszyÅ‚ je w ogniu swego wstydu i rozpaczy, popatrzaÅ‚ na paniÄ… de Beauséant z przebÅ‚yskiem dumy, który wyrażaÅ‚ wraz i rezygnacjÄ™, i pewnÄ… Å›wiadomość swej wartoÅ›ci; wicehrabina miaÅ‚a prawo go ukarać, ale czy powinna byÅ‚a? Po czym wyszedÅ‚. Kiedy mijaÅ‚ przedpokój, przenikliwość jego i wyostrzona namiÄ™tnoÅ›ciÄ… inteligencja pozwoliÅ‚y mu ogarnąć caÅ‚Ä… grozÄ™ poÅ‚ożenia. Jeżeli opuszczÄ™ ten dom, nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ nigdy tu wrócić, na zawsze pozostanÄ™ dla niej durniem. Nie podobna jest kobiecie - a to jest kobieta! - nie odgadnąć miÅ‚oÅ›ci, jakÄ… budzi; czuje może mglisty i mimowolny żal, że mnie tak szorstko odprawiÅ‚a, ale nie wolno jej, nie może odwoÅ‚ać swego wyroku; do mnie należy jÄ… zrozumieć." Z tÄ… myÅ›lÄ… Gaston zatrzymaÅ‚ siÄ™ na ganku, wydaÅ‚ cichy okrzyk, obróciÅ‚ siÄ™ żywo i rzekÅ‚: - ZapomniaÅ‚em czegoÅ›! I wróciÅ‚ do salonu, wiodÄ…c za sobÄ… sÅ‚użącego, który, peÅ‚en uszanowania dla barona i Å›wiÄ™tych praw wÅ‚asnoÅ›ci, daÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie zwieść naturalnoÅ›ci tonu, jakim zdanie to byÅ‚o wyrzeczone. Gaston wszedÅ‚ po cichu, nie oznajmiony. Kiedy wicehrabina, myÅ›lÄ…c może, że intruzem jest sÅ‚użący, podniosÅ‚a gÅ‚owÄ™, ujrzaÅ‚a przed sobÄ… pana de Nueil. - Jakub mnie oÅ›wieciÅ‚ - rzekÅ‚ z uÅ›miechem. UÅ›miech jego, nacechowany na wpół smutnym wdziÄ™kiem, odejmowaÅ‚ tym sÅ‚owom wszystko, co w nich byÅ‚o żartem; akcent, którym byÅ‚y wyrzeczone, musiaÅ‚ wniknąć do duszy. Pani de Beauséant byÅ‚a rozbrojona. - Zatem niech pan siada - rzekÅ‚a. Gaston chciwie pochwyciÅ‚ krzesÅ‚o. Oczy jego, rozszerzone szczęściem, tryskaÅ‚y blaskiem tak żywym, że wicehrabina nie mogÅ‚a wytrzymać tego spojrzenia, spuÅ›ciÅ‚a oczy na książkÄ™ i syciÅ‚a siÄ™ tÄ… wciąż nowÄ… rozkoszÄ…, iż jest dla mężczyzny zródÅ‚em jego szczęścia: uczucie niezniszczalne u kobiety. Gaston odgadÅ‚ paniÄ… de Beauséant. Kobieta jest tak wdziÄ™czna, gdy spotka czÅ‚owieka zestrojonego z tak. logicznymi kaprysami jej serca, czÅ‚owieka, który pojmuje sprzeczne na pozór odruchy jej myÅ›li, ulotne zawstydzenia jej wrażeÅ„, to trwożnych, to zuchwaÅ‚ych, zdumiewajÄ…cÄ… mieszaninÄ™ kokieterii i naiwnoÅ›ci! - Pani - wykrzyknÄ…Å‚ z cicha Gaston - zna pani mój bÅ‚Ä…d, ale nie zna pani moich zbrodni. Gdyby pani wiedziaÅ‚a, z jakim szczęściem... - Niech pan uważa - rzekÅ‚a podnoszÄ…c tajemniczym gestem paluszek do nosa, który musnęła lekko; po czym drugÄ… rÄ™kÄ… uczyniÅ‚a gest jakby do dzwonka. Ten Å‚adny ruch, ta peÅ‚na wdziÄ™ku grozba obudziÅ‚y zapewne smutnÄ… myÅ›l, wspomnienie szczęśliwych chwil życia, czas, gdy wszystko mogÅ‚o być tylko urokiem i tylko rozkoszÄ…, gdy szczęście usprawiedliwiaÅ‚o kaprysy jej myÅ›li, tak jak dawaÅ‚o powab najdrobniejszemu jej ruchowi. ZmarszczyÅ‚a czoÅ‚o, twarz jej, tak sÅ‚odka w blasku Å›wiec, przybraÅ‚a posÄ™pny wyraz; popatrzaÅ‚a na pana de Nueil z powagÄ… wolnÄ… od chÅ‚odu i rzekÅ‚a jak kobieta gÅ‚Ä™boko przejÄ™ta znaczeniem swoich słów: - Wszystko to jest bardzo niedorzeczne! ByÅ‚ czas, gdy miaÅ‚am prawo być wesoÅ‚a do szaleÅ„stwa, gdy byÅ‚abym mogÅ‚a Å›miać siÄ™ z panem i przyjąć pana bez obawy; ale dziÅ› życie moje zmieniÅ‚o siÄ™ bardzo, nie jestem już paniÄ… swoich uczynków, muszÄ™ siÄ™ nad nimi zastanawiać. Jakiemu uczuciu zawdziÄ™czam paÅ„skie odwiedziny? Czy to ciekawość? W takim razie pÅ‚acÄ™ bardzo drogo kruchÄ… chwilÄ™ szczęścia. Czyżby pan już namiÄ™tnie kochaÅ‚ kobietÄ™ niechybnie spotwarzonÄ…, której pan nigdy nie widziaÅ‚ na oczy? PaÅ„skie uczucia byÅ‚yby wówczas oparte na braku szacunku, na bÅ‚Ä™dzie, któremu przypadek daÅ‚ sÅ‚awÄ™. RzuciÅ‚a książkÄ™ na stół ze wzgardÄ…. - Jak to! - rzekÅ‚a objÄ…wszy Gastona straszliwym spojrzeniem - wiÄ™c dlatego, że byÅ‚am sÅ‚aba, Å›wiat chce, abym niÄ… byÅ‚a ciÄ…gle? To okropne, upokarzajÄ…ce. Czy pan przychodzi, aby siÄ™ nade mnÄ… litować? Jest pan zbyt mÅ‚ody, aby współczuć z cierpieniami serca. Niech pan to wie, mój panie, wolÄ™ wzgardÄ™ od litoÅ›ci, nie chcÄ™ być przedmiotem niczyjego współczucia. NastaÅ‚a chwila milczenia. - A wiÄ™c widzi pan - podjęła, zwracajÄ…c gÅ‚owÄ™ ku niemu z wyrazem Å‚agodnoÅ›ci i smutku -jakiekolwiek uczucie kazaÅ‚o panu wdzierać siÄ™ nieopatrznie w moje ustronie, obraża mnie pan. Jest pan zbyt mÅ‚ody, aby być zupeÅ‚nie wyzutym z dobroci, odczuje pan tedy niewÅ‚aÅ›ciwość swego kroku, przebaczam go panu i mówiÄ™ do pana teraz bez goryczy. Nie wróci pan już tutaj, nieprawdaż? ProszÄ™ pana o to, choć mogÅ‚abym rozkazać. Gdyby pan odwiedziÅ‚ mnie Jeszcze raz, nie byÅ‚oby ani w paÅ„skiej, ani w mojej mocy przeszkodzić, aby caÅ‚e miasto uważaÅ‚o pana za mego kochanka, i dorzuciÅ‚by pan do moich zgryzot nowÄ… ciężkÄ… zgryzotÄ™. Nie pragnie pan tego, sÄ…dzÄ™. ZamilkÅ‚a, patrzÄ…c naÅ„ z prawdziwÄ… godnoÅ›ciÄ…, która go zmieszaÅ‚a. - ZbÅ‚Ä…dziÅ‚em, pani - rzekÅ‚ wzruszonym gÅ‚osem - ale zapaÅ‚, nieopatrzność, żywa potrzeba szczęścia sÄ… w moim wieku wadÄ… i zaletÄ…. Teraz - dodaÅ‚ - rozumiem, że nie powinienem byÅ‚ starać siÄ™ pani widzieć, a mimo to pragnienie moje byÅ‚o bardzo naturalne... StaraÅ‚ siÄ™ opowiedzieć raczej gorÄ…co niż dowcipnie mÄ™ki, na jakie skazaÅ‚o go jego musowe wygnanie. OdmalowaÅ‚ stan mÅ‚odego czÅ‚owieka, którego ogieÅ„ pÅ‚onie bez pokarmu; daÅ‚ do pojÄ™cia, że godzien byÅ‚by tkliwego uczucia, a mimo to nigdy nie zaznaÅ‚ rozkoszy miÅ‚oÅ›ci, której przedmiotem byÅ‚aby kobieta mÅ‚oda, piÄ™kna, peÅ‚na smaku, subtelna. WytÅ‚umaczyÅ‚ swoje zuchwalstwo, nie silÄ…c siÄ™ go usprawiedliwić. PochlebiÅ‚ pani de Beauséant dowodzÄ…c jej, że wciela dla niego typ kochanki ustawicznie, ale na próżno marzony przez wiÄ™kszość mÅ‚odych ludzi. NastÄ™pnie, mówiÄ…c o swoich rannych 6 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX przechadzkach dokoÅ‚a Courcelles, o szalonych myÅ›lach, jakie go ogarniaÅ‚y na widok paÅ‚acyku, do którego wreszcie siÄ™ dostaÅ‚, obudziÅ‚ owo nieokreÅ›lone pobÅ‚ażanie, jakie kobieta znajduje w swym sercu dla szaleÅ„stw, których j est zródÅ‚em... NapeÅ‚niÅ‚ namiÄ™tnym gÅ‚osem tÄ™ zimnÄ… samotniÄ™, gdzie wnosiÅ‚ gorÄ…cy poryw mÅ‚odoÅ›ci i wdziÄ™k myÅ›li, zdradzajÄ…cy staranne wychowanie. Pani de Beauséant od zbyt dawna byÅ‚a pozbawiona wzruszeÅ„, jakie dajÄ… szczere a subtelnie wyrażone uczucia, aby nie odczuć żywej przyjemnoÅ›ci. Mimo woli patrzaÅ‚a na wyrazistÄ… twarz pana de Nueil i podziwiaÅ‚a w nim owÄ… piÄ™knÄ… ufność duszy, której nie rozdarÅ‚y jeszcze ani okrutne nauki Å›wiata, ani nie zżarÅ‚y nieustanne rachuby ambicji lub próżnoÅ›ci. Gaston byÅ‚a to mÅ‚odość w swoim kwiecie; objawiÅ‚ siÄ™ jej jak czÅ‚owiek niepospolity, który jeszcze nie zna swoich wysokich przeznaczeÅ„. Tak wiÄ™c oboje czynili wzajem o sobie refleksje bardzo niebezpieczne dla ich spokoju i starali siÄ™ je sobie ukryć. Pan de Nueil poznawaÅ‚ w wicehrabinie jednÄ… z owych rzadkich kobiet, wciąż padajÄ…cych ofiarÄ… wÅ‚asnej doskonaÅ‚oÅ›ci i swojej niewyczerpanej tkliwoÅ›ci; kobiet, których urocza piÄ™kność jest najmniejszym czarem, skoro raz dozwoliÅ‚y przystÄ™pu do swej duszy, gdzie uczucia sÄ… nieskoÅ„czone, gdzie wszystko jest dobrociÄ…, gdzie instynkt piÄ™kna kojarzy siÄ™ z wciąż nowymi natchnieniami miÅ‚oÅ›ci, aby oczyÅ›cić rozkosz i uczynić jÄ… niemal Å›wiÄ™tÄ…: cudowna tajemnica kobiety, wspaniaÅ‚y dar tak rzadko użyczany przez naturÄ™! Wiceh-rabina znowuż, sÅ‚yszÄ…c szczery akcent, z jakim Gaston mówiÅ‚ jej o goryczach swej mÅ‚odoÅ›ci, odgadywaÅ‚a cierpienia, jakie nieÅ›miaÅ‚ość narzuca wielkim, dwudziestopiÄ™cioletnim dzieciom, kiedy praca uchroniÅ‚a je od zepsucia i od zetkniÄ™cia ze Å›wiatem, którego przemÄ…drzaÅ‚e doÅ›wiadczenie niweczy mÅ‚odzieÅ„cze przymioty. DostrzegaÅ‚a w nim marzenie wszystkich kobiet, czÅ‚owieka, w którym nie istnieje jeszcze ani egoizm rodzinny i majÄ…tkowy, ani ów ego-tyzm zabijajÄ…cy w koÅ„cu w pierwszym pÄ…czku poÅ›wiÄ™cenie, honor, oddanie, szacunek dla samego siebie. Tak rychÅ‚o wiÄ™dnÄ… te kwiaty duszy, które zrazu wzbogacajÄ… duszÄ™ subtelnymi, mimo że silnymi wzruszeniami i krzepiÄ… w mężczyznie uczciwość serca! Raz zapuÅ›ciwszy siÄ™ w bezkresy uczucia, zaszli bardzo daleko w teorii, wysondowali oboje gÅ‚Ä™bokość swoich dusz, zbadali szczerość swych wrażeÅ„. Egzamin ten, mimowolny u Gastona, byÅ‚ u pani de Beauséant rozmyÅ›lny. PosÅ‚ugujÄ…c siÄ™ wrodzonym lub nabytym sprytem, wygÅ‚aszaÅ‚a, nie szkodzÄ…c samej sobie, sÄ…dy przeciwne wÅ‚asnym, aby poznać myÅ›li pana de Nueil. ByÅ‚a tak dowcipna, tak urocza, byÅ‚a tak bardzo sobÄ… z mÅ‚odym czÅ‚owiekiem, który nie mroziÅ‚ jej ufnoÅ›ci, gdyż nie sÄ…dziÅ‚a, aby go jeszcze ujrzaÅ‚a w życiu, że po jakimÅ› jej rozkosznym odezwaniu Gaston wykrzyknÄ…Å‚ naiwnie: - Och, pani, w jaki sposób ktoÅ› mógÅ‚ paniÄ… porzucić? Wicehrabina zamilkÅ‚a. Gaston zaczerwieniÅ‚ siÄ™, myÅ›laÅ‚, że jÄ… obraziÅ‚. Ale ona byÅ‚a po prostu zaskoczona pierwszÄ… gÅ‚Ä™bokÄ… i szczerÄ… przyjemnoÅ›ciÄ…, jakiej doznaÅ‚a od dnia swego nieszczęścia. NajzrÄ™czniejszy uwodziciel nie uczyniÅ‚by swojÄ… sztukÄ… postÄ™pu, jaki pan de Nueil zawdziÄ™czaÅ‚ temu krzykowi serca. Ten naiwny krzyk mÅ‚odego chÅ‚opca uniewinniaÅ‚ jÄ… we wÅ‚asnych oczach, potÄ™piaÅ‚ Å›wiat, oskarżaÅ‚ tego, który jÄ… porzuciÅ‚, i usprawiedliwiaÅ‚ samotność, na jakÄ… siÄ™ skazaÅ‚a. Rozgrzeszenie Å›wiata, wzruszajÄ…ca sympatia, szacunek, tak upragnione, tak okrutnie odmawiane, sÅ‚owem najtajniejsze jej pragnienia, ziÅ›ciÅ‚y siÄ™ w tym okrzyku, strojnym w najsÅ‚odsze pochlebstwa serca oraz w podziw, zawsze chciwie smakowany przez kobiety. ByÅ‚ tedy ktoÅ›, kto jÄ… pojÄ…Å‚ i zrozumiaÅ‚; pan de Nueil dawaÅ‚ jej niewinnÄ… sposobność uczynienia sobie piedestaÅ‚u ze swego upadku. SpojrzaÅ‚a na zegar. - Och, pani - wykrzyknÄ…Å‚ Gaston - niech mnie pani nie karze za mÄ… nieopatrzność. Jeżeli mam mieć tylko jeden wieczór, niech pani raczy nie skracać go jeszcze. UÅ›miechnęła siÄ™ z komplementu. - Ale - rzekÅ‚a - skoro już siÄ™ nie mamy zobaczyć, cóż znaczy jedna chwila wiÄ™cej albo mniej? Gdyby siÄ™ pan zakochaÅ‚ we mnie, to byÅ‚oby nieszczęście. - Już siÄ™ staÅ‚o - rzekÅ‚ smutno. - Niech mi pan tego nie mówi - rzekÅ‚a poważnie. - W każdym innym poÅ‚ożeniu przyjmowaÅ‚abym pana z przyjemnoÅ›ciÄ…. BÄ™dÄ™ z panem mówiÅ‚a szczerze, zrozumie pan, czemu ja nie chcÄ™, czemu nie mogÄ™ pana widywać. SÄ…dzÄ™, że pan jest zbyt szlachetny, aby nie czuć, że gdyby mnie bodaj podejrzewano o drugi bÅ‚Ä…d, staÅ‚abym siÄ™ dla caÅ‚ego Å›wiata kobietÄ… godnÄ… wzgardy, pospolitÄ…, staÅ‚abym siÄ™ podobnÄ… do innych. Å»ycie czyste i bez skazy objawi mój prawdziwy charakter. Jestem zbyt dumna, aby nie próbować żyć wÅ›ród Å›wiata jak istota wyjÄ…tkowa, ofiara praw w moim małżeÅ„stwie, ofiara mężczyzn w mojej miÅ‚oÅ›ci. Gdybym nie zostaÅ‚a wiernÄ… samej sobie, zasÅ‚użyÅ‚abym na potÄ™pienie, które mnie przygniata, i straciÅ‚abym wÅ‚asny szacunek. Nie wzniosÅ‚am siÄ™ do tej wysokiej cnoty, aby należeć do czÅ‚owieka, którego nie kochaÅ‚am. SkruszyÅ‚am, wbrew prawom, wiÄ™zy małżeÅ„stwa: to byÅ‚ bÅ‚Ä…d, to byÅ‚a zbrodnia, wszystko, co pan chce, ale dla mnie te wiÄ™zy równaÅ‚y siÄ™ Å›mierci. ChciaÅ‚am żyć. Gdybym byÅ‚a matkÄ…, byÅ‚abym może znalazÅ‚a siÅ‚y, aby znieść mÄ™ki małżeÅ„stwa narzuconego przez konwenans. W osiemnastym roku my, biedne dziewczÄ™ta, nie wiemy prawie, co z nami robiÄ…. ZgwaÅ‚ciÅ‚am prawa Å›wiata, Å›wiat mnie ukaraÅ‚; postÄ…piliÅ›my oboje sprawiedliwie. ByÅ‚am mÅ‚oda, byÅ‚am piÄ™kna... ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że spotkaÅ‚am czÅ‚owieka równie kochajÄ…cego, jak zdawaÅ‚ siÄ™ namiÄ™tny. ByÅ‚am bardzo kochana przez chwilÄ™!... UrwaÅ‚a. - MyÅ›laÅ‚am - podjęła - że mężczyzna nie powinien nigdy porzucić kobiety w moim poÅ‚ożeniu. Porzucono mnie, sprzykrzyÅ‚am siÄ™ widocznie. Tak, naruszyÅ‚am z pewnoÅ›ciÄ… jakieÅ› prawo przyrody, byÅ‚am zbyt kochajÄ…ca, zbyt oddana albo zbyt wymagajÄ…ca, nie wiem. Nieszczęście mnie oÅ›wieciÅ‚o. DÅ‚ugi czas oskarżaÅ‚am, potem zgodziÅ‚am siÄ™ być jedynÄ… winowajczyniÄ…. RozgrzeszyÅ‚am tedy swoim kosztem tego, do którego czuÅ‚am żal. Nie byÅ‚am dość zrÄ™czna, aby go utrzymać: los ukaraÅ‚ mnie ciężko za mÄ… niezrÄ™czność. Umiem tylko kochać; jak myÅ›leć o sobie, kiedy siÄ™ kocha? ByÅ‚am niewolnicÄ…, kiedy powinnam byÅ‚a stać siÄ™ tyranem. Ci, którzy mnie znajÄ…, mogÄ… mnie potÄ™pić, ale bÄ™dÄ… mnie szanować. Moje cierpienia nauczyÅ‚y mnie, aby siÄ™ już nie narażać na porzucenie. Nie rozumiem, jakim cudem istniejÄ™ jeszcze, zniósÅ‚szy mÄ™ki pierwszego tygodnia, jaki nastÄ…piÅ‚ po tym ciosie, najokropniejszym w życiu kobiety. Trzeba byÅ‚o żyć trzy lata samej, aby mieć siÅ‚Ä™ mówienia tak, jak ja mówiÄ™ w tej chwili o mym bólu. Agonia koÅ„czy siÄ™ zazwyczaj Å›mierciÄ…; to byÅ‚a agonia bez zakoÅ„czenia w grobie. Och! Wiele wycierpiaÅ‚am! Wicehrabina podniosÅ‚a oczy w sufit, któremu zwierzyÅ‚a wszystko to, czego nie powinien byÅ‚ usÅ‚yszeć nieznajomy. Sufit jest to najÅ‚agodniejszy, najpowolniejszy, najbardziej oddany powiernik, jakiego kobieta może znalezć wówczas, gdy nie Å›mie patrzeć na swego partnera. Sufit buduaru to instytucja. Czyż to nie jest konfesjonaÅ‚, choć bez ksiÄ™dza? W tej chwili pani de Beauséant byÅ‚a wymowna i piÄ™kna; trzeba by powiedzieć: zalotna, gdyby to nie byÅ‚o zbyt silne sÅ‚owo. OddajÄ…c sobie sprawiedliwość, kÅ‚adÄ…c miÄ™dzy sobÄ… a miÅ‚oÅ›ciÄ… najwyższe zapory, bodÅ‚a ostrogÄ… wszystkie uczucia mężczyzny: im wyżej stawiaÅ‚a cel, tym lepiej ukazywaÅ‚a go spojrzeniu. Wreszcie opuÅ›ciÅ‚a oczy na Gastona, zgasiwszy w nich zbyt wymowny wyraz, jaki im daÅ‚y wspomnienia cierpieÅ„. 7 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX - Niech pan przyzna, że powinnam zostać zimna i samotna - rzekÅ‚a spokojnie. Pan de Nueil czuÅ‚ gwaÅ‚townÄ… chęć, aby upaść do nóg tej kobiety wzniosÅ‚ej wraz rozsÄ…dkiem i szaleÅ„stwem; lÄ™kaÅ‚ siÄ™ wydać jej Å›miesznym, powÅ›ciÄ…gnÄ…Å‚ tedy swoje podniecenie i swoje myÅ›li; baÅ‚ siÄ™ zarazem i tego, że nie potrafi ich dobrze wyrazić, i baÅ‚ siÄ™ jakiejÅ› miażdżącej odmowy albo drwin, których lÄ™k mrozi najpÅ‚omienniej sze dusze. GwaÅ‚t zadany uczuciom, w chwili gdy wydzieraÅ‚y siÄ™ z jego serca, sprawiÅ‚ mu ów gÅ‚Ä™boki ból, który znajÄ… ludzie nieÅ›miali i ambitni, czÄ™sto zmuszeni dÅ‚awić swoje pragnienia. Mimo to przerwaÅ‚ milczenie i rzekÅ‚ drżącym gÅ‚osem: - Niech mi pani pozwoli poddać siÄ™ jednemu z najwiÄ™kszych wzruszeÅ„ mego życia i wyznać uczucie, jakie pani we mnie budzi. Pod pani wpÅ‚ywem serce moje roÅ›nie! ChciaÅ‚bym poÅ›wiÄ™cić pani życie, dać pani zapomnieć o wszystkich zgryzotach lub kochać paniÄ… za wszystkich tych, którzy ciÄ™ nienawidzili lub zranili. Ale to jest poryw serca, którego nic dzisiaj nie usprawiedliwia i który powinien bym... - Dość - rzekÅ‚a pani de Beauséant. - ZaszliÅ›my oboje za daleko. ChciaÅ‚am, tÅ‚umaczÄ…c panu jej smutne przyczyny, zÅ‚agodzić, o ile w mej mocy, odprawÄ™, do której jestem zmuszona, a nie Å›ciÄ…gać komplementy. Zalotność jest do twarzy jedynie kobiecie szczęśliwej. Wierzaj mi pan, pozostaÅ„my sobie obcy. Pózniej, kiedyÅ› dowie siÄ™ pan, że nie trzeba zadzierzgać wiÄ™zów, które z koniecznoÅ›ci muszÄ… siÄ™ kiedyÅ› zerwać. Westchnęła lekko, czoÅ‚o jej zmarszczyÅ‚o siÄ™, ale natychmiast odzyskaÅ‚o czystość swego zarysu. - Cóż to za mÄ™czarnia dla kobiety - podjęła - nie móc towarzyszyć ukochanemu mężczyznie we wszystkich fazach jego życia! A ta jej gÅ‚Ä™boka zgryzota czyż nie musi odbijać siÄ™ straszliwie w sercu tego mężczyzny, jeżeli jÄ… bardzo kocha? Czyż to nie jest podwójne nieszczęście? NastaÅ‚a chwila milczenia, po której rzekÅ‚a z uÅ›miechem, wstajÄ…c, aby zmusić do wstania swego goÅ›cia: - Nie spodziewaÅ‚ siÄ™ pan, idÄ…c do Courcelles, usÅ‚yszeć kazania? Gaston uczuÅ‚ siÄ™ w tej chwili dalej od tej niezwykÅ‚ej kobiety niż w chwili przybycia. PrzypisujÄ…c urok tej rozkosznej godziny zalotnoÅ›ci pani domu, radej popisać siÄ™ dowcipem, skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ zimno wicehrabinie i wyszedÅ‚ zrozpaczony. Po drodze baron staraÅ‚ siÄ™ odgadnąć prawdziwy charakter tej istoty giÄ™tkiej i twardej jak sprężyna; ale widziaÅ‚ w niej kolejno tyle odcieni, że nie podobna mu byÅ‚o wytworzyć sobie o niej prawdziwego sÄ…du. Akcenty gÅ‚osu brzmiaÅ‚y mu jeszcze w uszach, a wspomnienie użyczaÅ‚o tyle czaru jej gestom, minkom, spojrzeniom, iż zawróciÅ‚ sobie jeszcze bardziej gÅ‚owÄ™ od tych rozważaÅ„. PiÄ™kność wicehrabiny bÅ‚yszczaÅ‚a dlaÅ„ jeszcze w ciemnoÅ›ciach, doznane wrażenia budziÅ‚y siÄ™ jedne od drugich aby go na nowo oczarować, odsÅ‚aniajÄ…c mu uroki ciaÅ‚a i duszy nie dostrzeżone zrazu. PogrążyÅ‚ siÄ™ w owej zadumie, w której najjaÅ›niejsze myÅ›li zderzajÄ… siÄ™ z sobÄ… i wtrÄ…cajÄ… duszÄ™ w krótki napad szaleÅ„stwa. Trzeba być mÅ‚odym, aby odkryć i zrozumieć taj emnice takich wzlotów, w których serce, nÄ™kane przez myÅ›li najrozumniejsze i najbardziej szalone, poddaje siÄ™ ostatniej, która je uderzy, rozpaczy lub nadziei, wedle woli nieznanej potÄ™gi. W dwudziestu trzech latach czÅ‚owiekiem wÅ‚ada prawie zawsze uczucie skromnoÅ›ci, nieÅ›miaÅ‚ość, wzruszenia iÅ›cie dziewczÄ™ce; boi siÄ™ zle wyrazić swÄ… miÅ‚ość, widzi jedynie trudnoÅ›ci i lÄ™ka siÄ™ ich, drży, że nie zdoÅ‚aÅ‚ być miÅ‚ym; byÅ‚by Å›miaÅ‚y, gdyby tak nie kochaÅ‚; im bardziej czuje cenÄ™ szczęścia, tym mniej wierzy, aby ukochana zechciaÅ‚a mu go Å‚atwo użyczyć; może zanadto zresztÄ… poi siÄ™ wÅ‚asnÄ… rozkoszÄ…, lÄ™ka siÄ™, że nie zdoÅ‚a jej udzielić... Kiedy, nieszczęściem, bóstwo jego jest imponujÄ…ce, ubóstwia je w tajemnicy i z dala; jeżeli ona nie umie odgadnąć jego miÅ‚oÅ›ci, miÅ‚ość umiera. CzÄ™sto ta gorÄ…czkowa miÅ‚ość, zmarÅ‚a w mÅ‚odym sercu, pozostaje w nim lÅ›niÄ…ca zÅ‚udzeniami. Któryż mężczyzna nie ma owych dziewiczych wspomnieÅ„, które pózniej budzÄ… siÄ™, wciąż bardziej urocze, i przynoszÄ… obraz doskonaÅ‚ego szczęścia? - Wspomnienia podobne do dzieci, które zmarÅ‚y w kwiecie wieku, dajÄ…c poznać rodzicom jedynie uÅ›miechy. Pan de Nueil wróciÅ‚ tedy z Courcelles miotany uczuciem brzemiennym w gwaÅ‚towne decyzje. Pani de Beauséant już siÄ™ dlaÅ„ staÅ‚a warunkiem istnienia: raczej umrzeć niż żyć bez niej! Jeszcze dość mÅ‚ody, aby odczuwać ów bolesny urok, jaki idealna kobieta rzuca na Å›wieże i namiÄ™tne dusze, przeżyÅ‚ burzliwÄ… noc, jednÄ… z tych, w których mÅ‚odzi ludzie przebiegajÄ… drogÄ™ od szczęścia do samobójstwa, od samobójstwa do szczęścia, chÅ‚onÄ… caÅ‚e życie upojeÅ„ i zasypiajÄ… wyczerpani. NieszczÄ™sne noce, w których najwiÄ™kszym nieszczęściem, jakie siÄ™ może trafić, jest to, że siÄ™ czÅ‚owiek budzi filozofem. Zbyt szczerze zakochany, aby zasnąć, pan de Nueil wstaÅ‚ i zaczÄ…Å‚ pisać listy, z których żaden go nie zadowoliÅ‚; spaliÅ‚ wszystkie. Nazajutrz krążyÅ‚ dokoÅ‚a parku v Courcelles, ale o zmroku: baÅ‚ siÄ™, aby go wicehrabina nie spostrzegÅ‚a. Uczucie, jakiego doznawaÅ‚ w tej chwili, wiąże siÄ™ z tak tajemniczymi strunami duszy, że trzeba być jeszcze mÅ‚odym albo też znajdować siÄ™ w podobnym poÅ‚ożeniu, aby pojąć wszystkie jego nieme rozkosze i kaprysy: rzeczy, które przyprawiÅ‚yby o wzruszenie ramion ludzi na tyle szczęśliwych, iż zawsze widzÄ… pozytywnÄ… stronÄ™ życia. Po okrutnych wahaniach Gaston napisaÅ‚ do pani de Beauséant nastÄ™pujÄ…cy list, który może uchodzić za wzór frazeologii miÅ‚osnej i da siÄ™ porównać do rysunków, jakie potajemnie dzieci robiÄ… na imieniny rodziców; podarek okropny dla innych, z wyjÄ…tkiem tych, którzy go otrzymujÄ…. Pani! Ma Pani tak wielka wÅ‚adzÄ… nad mym sercem, nad mÄ… duszÄ… i mojÄ… osobÄ…, że los mój zależy dziÅ› caÅ‚kowicie od Pani. Niech Pani nie rzuca mego listu w ogieÅ„. Niech siÄ™ Pani zdobÄ™dzie na tyle życzliwoÅ›ci, aby go przeczytać. Może przebaczysz mi pierwsze zdanie, czujÄ…c, że to nie sÄ… pospolite ani interesowne oÅ›wiadczyny, ale wyraz naturalnego faktu. Może wzruszy CiÄ™ skromność moich próśb, rezygnacja pÅ‚ynÄ…ca z poczucia wÅ‚asnej niższoÅ›ci, waga decyzji Twojej dla mego życia. W moim wieku Pani, umiem tylko kochać, nie wiem zgoÅ‚a ani co może siÄ™ podobać kobiecie, ani co na niÄ… dziaÅ‚a; ale mam dla niej w sercu bezgraniczne ubóstwienie. CiÄ…gnie mnie nieodparcie do Pani bezmierna rozkosz, jakÄ… Pani we mnie budzi; myÅ›lÄ™ o Pani z caÅ‚ym egoizmem, jaki nas ciÄ…gnie tam, gdzie czujemy pÅ‚omieÅ„ życia. Nie czujÄ™ siÄ™ godnym Pani. Nie, wydaje mi siÄ™ niemożliwe, abym ja, mÅ‚ody, nieÅ›wiadomy, nieÅ›miaÅ‚y, mógÅ‚ Pani dać bodaj tysiÄ…cznÄ… czÄ…stkÄ™ szczęścia, jakie chÅ‚onÄ…Å‚em, sÅ‚uchajÄ…c Pani, patrzÄ…c na PaniÄ…. JesteÅ› dla mnie jedynÄ… kobietÄ… w Å›wiecie. Nie pojmujÄ…c życia bez Pani, postanowiÅ‚em opuÅ›cić FrancjÄ™ i iść rzucać na kartÄ™ mojÄ… egzystencjÄ™ póty, póki jej nie przegram w jakimÅ› szalonym przedsiÄ™wziÄ™ciu, w Indiach, w Afryce, sam nie wiem gdzie. Czyż miÅ‚oÅ›ci bez granic nie trzeba mi zwalczać czymÅ› nieskoÅ„czonym? Ale jeżeli raczysz mi zostawić nadziejÄ™, nie abym do Ciebie mógÅ‚ należeć, ale że pozyskam TwÄ… przyjazÅ„ - zostajÄ™. Pozwól spÄ™dzić przy sobie, bodaj rzadko, jeżeli tak każesz, parÄ™ godzin podobnych tej, którÄ… Pani skradÅ‚em. To wÄ…tÅ‚e szczęście, którego żywych rozkoszy może mi wzbronić najlżejsze zbyt gorÄ…ce sÅ‚owo, wystarczy może, aby stÅ‚umić wrzenie mojej krwi. Czy przeceniÅ‚em TwÄ… wspaniaÅ‚omyÅ›lność, bÅ‚agajÄ…c, byÅ› zezwoliÅ‚a na stosunek w którym zyskujÄ™ wszystko tylko ja? Potrafisz wszak pokazać temu Å›wiatu, któremu poÅ›wiÄ™casz tyle, że ja jestem dla Pani niczym. Pani jest tak inteligentna i taka dumna! Czego siÄ™ Pani może obawiać? ChciaÅ‚bym teraz otworzyć Ci moje serce, aby CiÄ™ przekonać, że moja pokorna proÅ›ba nie kryje żadnej ukrytej myÅ›li. Nie mówiÅ‚bym Ci, że miÅ‚ość moja jest bez granic, w chwili gdy proszÄ™ CiÄ™, Pani, o użyczenie mi Twej przyjazni, gdybym miaÅ‚ nadziejÄ™, że zdoÅ‚am Ci udzielić gÅ‚Ä™bokiego uczucia 8 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX zagrzebanego w mym sercu. Nie, bÄ™dÄ™ przy Tobie wszystkim, czym zechcesz, bylebym byÅ‚ przy Tobie. Jeżeli mnie odtrÄ…cisz, a możesz to uczynić, nie bÄ™dÄ™ szemraÅ‚, wyjadÄ™. Jeżeli pózniej inna kobieta odegra jakÄ…Å› rolÄ™ w mym życiu, wówczas miaÅ‚aÅ› sÅ‚uszność; ale jeżeli umrÄ™ wierny mej miÅ‚oÅ›ci, pożaÅ‚ujesz może trochÄ™! Nadzieja Twego żalu zÅ‚agodzi moje mÄ™czarnie i bÄ™dzie jedynÄ… zemstÄ… niezrozumianego serca... Trzeba nie być obcym żadnemu z lubych nieszczęść mÅ‚odoÅ›ci, trzeba byÅ‚o uganiać na wszystkich biaÅ‚oskrzydÅ‚ych chimerach, jakie drażniÄ… swym niewieÅ›cim zadem pÅ‚omienne wyobraznie, aby zrozumieć mÄ™kÄ™, jakiej pastwÄ… staÅ‚ siÄ™ Gaston de Nueil, odkÄ…d zÅ‚ożyÅ‚ swoje pierwsze ultimatum w rÄ™ce pani de Beauséant. WidziaÅ‚ WicehrabinÄ™ zimnÄ…, ironicznÄ…, żartujÄ…cÄ… z miÅ‚oÅ›ci, jak ludzie, którzy w niÄ… już nie wierzÄ…. ByÅ‚by chciaÅ‚ cofnąć swój list, wydawaÅ‚ mu siÄ™ niedorzeczny, przychodziÅ‚o mu do gÅ‚owy tysiÄ…c myÅ›li nieskoÅ„czenie lepszych, bardziej wzruszajÄ…cych niż jego chÅ‚odne frazesy, te przeklÄ™te frazesy wymÄ™drkowane, sofistycz-ne, pretensjonalne, ale na szczęście dość licho przecinkowane i piÄ™knie wypisane koszlawym pismem. PróbowaÅ‚ nie myÅ›leć, nie czuć, ale myÅ›laÅ‚, czuÅ‚ i cierpiaÅ‚. Gdyby miaÅ‚ trzydzieÅ›ci lat, upiÅ‚by siÄ™, ale ten naiwny jeszcze mÅ‚odzian nie znaÅ‚ ani miÅ‚osiernego opium, ani innych Å›rodków schyÅ‚kowej cywilizacji. Nie miaÅ‚ tam przy sobie nikogo z owych zacnych przyjaciół paryskich, którzy umiejÄ… tak piÄ™knie mówić: Petusie, to nie boli!"4 - podajÄ…c ci butelkÄ™ szampana lub też ciÄ…gnÄ…c ciÄ™ na orgiÄ™, aby zÅ‚agodzić mÄ™czarnie niepewnoÅ›ci. Wyborni przyjaciele, zawsze w nÄ™dzy, kiedy ty jesteÅ› bogaty, zawsze u wód, kiedy ich szukasz, zawsze stracili ostatniego ludwika w grze, kiedy ich o niego prosisz, ale zawsze majÄ…cy najlepszego konia, aby ci go sprzedać; poza tym najmilsi chÅ‚opcy w Å›wiecie i zawsze gotowi puÅ›cić siÄ™ z tobÄ… na jednÄ… z owych Å›liskich Å›cieżek, na których trwoni siÄ™ czas, duszÄ™ i życie! W koÅ„cu pan de Nueil otrzymaÅ‚ z rÄ…k Jakuba list zapieczÄ™towany pachnÄ…cym lakiem z herbem Burgundii, pisany na welinie i wionÄ…cy Å‚adnÄ… kobietÄ…. Natychmiast pobiegÅ‚ do siebie, aby siÄ™ zamknąć i odczytać swój list: Karze mnie Pan bardzo surowo i za wzglÄ™dność, z jakÄ… staraÅ‚am siÄ™ Panu zÅ‚agodzić przykrość odmowy, i za urok, jaki zawsze wywiera na mnie inteligencja. ZaufaÅ‚am mÅ‚odzieÅ„czej szlachetnoÅ›ci, a Pan mnie zawiódÅ‚! A wszak ja mówiÅ‚am z Panem, jeżeli nie z wylaniem, co nie miaÅ‚oby sensu, to w każdym razie szczerze; przedstawiÅ‚am Panu moje poÅ‚ożenie, aby wytÅ‚umaczyć PaÅ„skiej mÅ‚odej duszy mój chłód. Im bardziej mnie Pan zainteresowaÅ‚, tym żywszÄ… byÅ‚a przykrość, którÄ… mi pan sprawiÅ‚. lestem z natury tkliwa i dobra; ale życie czyni mnie zÅ‚Ä…. Inna kobieta spaliÅ‚aby PaÅ„ski list bez czytania; ja przeczytaÅ‚am i odpowiadam. Odpowiedz moja przekona Pana, że jeÅ›li nie jestem nieczuÅ‚a na uczucie, jakie zrodziÅ‚am, bodaj mimo woli, daleka jestem od dzielenia go, a dalsze postÄ™powanie dowiedzie Panu. jeszcze o wiele lepiej szczeroÅ›ci mej duszy. ChciaÅ‚am przy tym, dla paÅ„skiego dobra, posÅ‚użyć siÄ™ niejako ta wÅ‚adzÄ…, którÄ… mi Pan daje nad swym życiem, a pragnÄ™ posÅ‚użyć siÄ™ niÄ… tylko raz, aby zedrzeć zasÅ‚onÄ™, która Panu zakrywa oczy. Mam blisko trzydzieÅ›ci lat, drogi Panie, a Pan ma ich zaledwie dwadzieÅ›cia dwa. Sam Pan nie wie, czym bÄ™dÄ… paÅ„skie myÅ›li, kiedy pan dojdzie do mojego wieku. PrzysiÄ™gi, które rzucasz tak Å‚atwo dzisiaj, mogÄ… siÄ™ Panu wydać wówczas bardzo ciężkie. Dzisiaj, chÄ™tnie wierzÄ™, oddaÅ‚by mi Pan bez żalu caÅ‚e swoje życie, umiaÅ‚by Pan umrzeć nawet dla przelotnej przyjemnoÅ›ci, ale w trzydziestu latach doÅ›wiadczenie odjęłoby Panu silÄ™ do codziennych poÅ›wiÄ™ceÅ„, a dla mnie byÅ‚oby gÅ‚Ä™bokim upokorzeniem przyjmować je. Pewnego dnia wszystko, sama natura nawet, nakaże Panu porzucić mnie, a powiedziaÅ‚am to Panu: wolÄ™ Å›mierć niż opuszczenie. Widzi Pan, nieszczęście nauczyÅ‚o mnie rachować. RozumujÄ™, nie umiem czuć. Zmusza mnie Pan do powiedzenia, że Pana nie kocham; że nie powinnam, nie mogÄ™, nie chcÄ™ Pana kochać. Minęłam okres, gdy kobieta ustÄ™puje Å›lepym odruchom serca; nie umiaÅ‚abym już być owÄ… kochankÄ…, jakiej Pan szuka. Pociech spodziewam siÄ™ od Boga, nie od ludzi. ZresztÄ… zbyt jasno czytam w sercach przy smutnym Å›wietle zawiedzionej miÅ‚oÅ›ci, aby przyjąć przyjazÅ„, której Pan żąda, którÄ… Pan ofiarowuje. Audzi Pana wÅ‚asne serce, ufa Pan o wiele wiÄ™cej mojej sÅ‚aboÅ›ci niż wÅ‚asnej sile. Wszystko to, to jest gÅ‚os instynktu. Przebaczam Panu ten dziecinny podstÄ™p. Pan jeszcze nie jest zaÅ„ odpowiedzialny. NakazujÄ™ Panu w imiÄ™ tej jednodniowej miÅ‚oÅ›ci, w imiÄ™ PaÅ„skiego życia, w imiÄ™ mego spokoju, zostać w kraju, nie Å‚amać chlubnego i piÄ™knego życia dla zÅ‚udzenia, które musi zgasnąć. Pózniej, kiedy speÅ‚niajÄ…c swój prawdziwy los rozwinie Pan wszystkie uczucia, jakie czekajÄ… mężczyznÄ™, oceni Pan mojÄ… odpowiedz, która w tej chwili razi CiÄ™ może oschÅ‚oÅ›ciÄ…. Odszukasz wówczas z przyjemnoÅ›ciÄ… starÄ… kobietÄ™, której przyjazÅ„ bÄ™dzie Ci z pewnoÅ›ciÄ… miÅ‚a i cenna; nie zużyjÄ…jej ani namiÄ™tnoÅ›ci, ani rozczarowania, szlachetne i godziwe myÅ›li uchowajÄ… jÄ… czystÄ… i Å›wiÄ™tÄ…. Å»egnam Pana, niech Pan mi bÄ™dzie posÅ‚uszny, z tym przeÅ›wiadczeniem, iż PaÅ„skie triumfy wniosÄ… niejakÄ… sÅ‚odycz w mÄ… samotniÄ™, i niech Pan myÅ›li o mnie jedynie tak, jak siÄ™ myÅ›li o nieobecnych. Przeczytawszy ten list Gaston de Nuell skreÅ›liÅ‚ nastÄ™pujÄ…ce sÅ‚owa: Pani, gdybym przestaÅ‚ PaniÄ… kochać, godzÄ…c siÄ™ z Pani rozkazu stać siÄ™ pospolitym czÅ‚owiekiem, niech Pani przyzna, ze byÅ‚bym godnym mego losu. Nie, nie usÅ‚ucham Pani i przysiÄ™gam Pani wierność, którÄ… rozwiąże jedynie Å›mierć. Och! Wez moje życie, chyba że siÄ™ nie lÄ™kasz zagoryczyć swego życia wyrzutem... Kiedy sÅ‚użący pana de Nueil wróciÅ‚ z Courcelles, mÅ‚odzieniec spytaÅ‚: - Komu oddaÅ‚eÅ› list? - Samej pani wicehrabinie, siedziaÅ‚a w powozie, wyjeżdżaÅ‚a... - Do miasta? - Nie zdaje mi siÄ™, proszÄ™ pana. Berlinka pani wicehrabiny zaprzężona byÅ‚a w pocztowe konie. - A! wyjeżdża - powiedziaÅ‚ baron. - Tak, panie baronie - odparÅ‚ sÅ‚użący. Natychmiast Gaston poczyniÅ‚ przygotowania, aby jechać za paniÄ… de BeausÅ›ant. ZawiodÅ‚a go aż do Genewy, nie wiedzÄ…c, że on za niÄ… jedzie. WÅ›ród tysiÄ…ca myÅ›li, oblegajÄ…cych go w czasie tej podróży, jedna pochÅ‚aniaÅ‚a go szczególnie, mianowicie: Dlaczego ona odjechaÅ‚a?" DokoÅ‚a tego zdania osnuÅ‚o siÄ™ tysiÄ…c komentarzy, z których wybraÅ‚ oczywiÅ›cie naj pochlebni ej szy: Jeżeli wicehrabina chce mnie kochać - myÅ›laÅ‚ - nie ulega kwestii, że jako inteligentna kobieta woli SzwajcariÄ™, gdzie nikt nas nie zna, od Francji, gdzieby siÄ™ niÄ… zajmowano". Niektórym uczuciowym ludziom nie podobaÅ‚aby siÄ™ kobieta dość sprytna, aby wybrać sobie teren, ale to sÄ… grymaÅ›nicy. ZresztÄ… nic nie dowodzi, aby przypuszczenie Gastona byÅ‚o prawdziwe. Wicehrabina wynajęła maÅ‚y domek nad jeziorem. Kiedy siÄ™ tam rozgoÅ›ciÅ‚a, pewnego piÄ™knego wieczora, o zmierzchu, Gaston siÄ™ zjawiÅ‚. Jakub, lokaj na wskroÅ› arystokratyczny, nie zdziwiÅ‚ siÄ™ widzÄ…c pana de Nueil i oznajmiÅ‚ go 4 4 Petusie, to nie boli- sÅ‚owa te miaÅ‚a wyrzec żona Petusa, uczestnika spisku przeciw cesarzowi Klaudiuszowi (I w.), kiedy po wykryciu sprzysiężenia, namawiajÄ…c męża do samobójstwa, sama wpierw siÄ™ przebiÅ‚a mieczem. 9 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX jak sÅ‚użący przywykÅ‚y wszystko rozumieć. SÅ‚yszÄ…c to imiÄ™, widzÄ…c mÅ‚odego czÅ‚owieka, pani de Beauséant upuÅ›ciÅ‚a książkÄ™, którÄ… miaÅ‚a w rÄ™ce, zdumienie jej daÅ‚o Gastonowi czas, aby podejść i rzec gÅ‚osem, który wydaÅ‚ siÄ™ jej upajajÄ…cy: -Z jakąż rozkoszÄ… najmowaÅ‚em konie, które paniÄ… wiozÅ‚y! Być tak cudownie wysÅ‚uchanÄ… w swoich tajemnych pragnieniach! Gdzież jest kobieta, która by nie ulegÅ‚a takiemu szczęściu? WÅ‚oszka, jedna z owych boskich istot, których dusza jest na antypodach paryżanki i którÄ… z tej strony Alp osÄ…dzono by jako gÅ‚Ä™boko niemoralnÄ…, powiadaÅ‚a, czytajÄ…c francuskie romanse: Nie rozumiem, po co ci biedni kochankowie tracÄ… tyle czasu na mozolenie siÄ™ z tym, co powinno być sprawÄ… jednego popoÅ‚udnia". Czemu powie- Å›ciopisarz nie mógÅ‚by, za przykÅ‚adem tej zacnej WÅ‚oszki, nie mÄ™czyć nadto swoich sÅ‚uchaczy ani swego tematu? ByÅ‚oby tu wprawdzien parÄ™ uroczych rysów zalotnoÅ›ci, lube odwÅ‚oki, na jakie pani de Beauséant zechciaÅ‚a skazać szczęście Gastona, aby upaść z wdziÄ™kiem, jak starożytne dziewice; może też aby siÄ™ sycić sÅ‚odyczami pierwszej miÅ‚oÅ›ci i doprowadzić jÄ… do najwyższego napiÄ™cia potÄ™gi i siÅ‚y. Pan de Nueil byÅ‚ jeszcze w wieku, gdy mężczyzna daje siÄ™ wziąć na te kaprysy, na tÄ™ grÄ™, która tak podnieca kobiety i którÄ… przedÅ‚użajÄ…, bÄ…dz to aby wytargować swoje warunki, bÄ…dz aby siÄ™ dÅ‚użej sycić swÄ… wÅ‚adzÄ…, której rychÅ‚e uszczuplenie przeczuwajÄ… instynktem. Ale te drobne ceregiele alkowiane, mniej liczne niż formalnoÅ›ci konferencji londyÅ„skiej, zajmujÄ… w historii prawdziwej miÅ‚oÅ›ci zbyt maÅ‚o miejsca, aby o nich wspominać. Pani de Beauséant i pan de Nueil spÄ™dzili trzy lata w willi nad Jeziorem Genewskim, którÄ… wynajęła wicehrabina. Å»yli tam sami, nie widujÄ…c nikogo, nie zajmujÄ…c sobÄ… nikogo, pÅ‚ywajÄ…c łódkÄ…, wstajÄ…c pózno, sÅ‚owem szczęśliwi tym szczęściem, o którym marzymy wszyscy. Domek ich byÅ‚ skromny, z zielonymi żaluzjami, otoczony szerokim balkonem z płóciennym daszkiem: prawdziwy domek kochanków, mieszkanko z biaÅ‚ymi kanapami, cichymi dywanami, Å›wieżymi obiciami, gdzie wszystko lÅ›niÅ‚o radoÅ›ciÄ…. Z każdego okna jezioro ukazywaÅ‚o siÄ™ w innej postaci; w oddali góry i ich mgliste, barwne, ulotne kontury; nad nimi piÄ™kne niebo, przed nimi dÅ‚ugi obrus wody kapryÅ›nej, zmiennej. Wszystko dokoÅ‚a zdawaÅ‚o siÄ™ marzyć, wszystko im siÄ™ uÅ›miechaÅ‚o. Poważne sprawy powoÅ‚aÅ‚y pana de Nueil do Francji: brat i ojciec jego umarli; trzeba byÅ‚o opuÅ›cić GenewÄ™, Kochankowie kupili ten dom, byliby chcieli skruszyć góry i spuÅ›cić wodÄ™ z jeziora, aby zabrać wszystko z sobÄ…. Pani de Beauséant udaÅ‚a siÄ™ za panem de Nueil. SpieniężyÅ‚a swój majÄ…tek, kupiÅ‚a w sÄ…siedztwie Manerville znacznÄ… posiadÅ‚ość, przylegajÄ…cÄ… do majÄ…tku Gastona, i tam mieszkali razem. Pan de Nueil oddaÅ‚ bardzo rycersko matce swojej dochód z Manerville w zamian za swobodÄ™, jakÄ… mu zostawiÅ‚a w trybie życia. MajÄ…tek pani de Beauséant znajdowaÅ‚ siÄ™ tuż koÅ‚o miasteczka, w jednej z najÅ‚adniejszych okolic doliny Auge. Tam kochankowie wznieÅ›li miÄ™dzy sobÄ… a Å›wiatem zapory, których ani przesÄ…dy spoÅ‚eczne, ani ludzie nie mogli przebyć, i odnalezli swoje piÄ™kne dni z Szwajcarii. Przez caÅ‚ych dziewięć lat kosztowali szczęścia, którego nie ma potrzeby opisywać; zakoÅ„czenie tej przygody pozwoli z pewnoÅ›ciÄ… odgadnąć wszystkie jego sÅ‚odycze tym, których dusza zdolna jest zrozumieć poezjÄ™ i modlitwÄ™ w tysiÄ…cu ich odcieni. Tymczasem margrabia de Beauséant (ojciec jego i starszy brat umarli), mąż pani de Beauséant, cieszyÅ‚ siÄ™ doskonaÅ‚ym zdrowiem. Nic lepiej nie dziaÅ‚a na nasze zdrowie niż pewność, iż uszczęśliwilibyÅ›my kogoÅ› naszÄ… Å›mierciÄ…. Pan de Beauséant byÅ‚ to jeden z owych ironicznych i upartych ludzi, którzy, podobni wÅ‚aÅ›cicielom dożywocia, znajdujÄ… jednÄ… przyjemność wiÄ™cej budzÄ…c siÄ™ co rano w doskonaÅ‚ym zdrowiu. Poza tym wielki galant, nieco metodyczny, ceremonialny, wyrachowany, zdolny oÅ›wiadczyć swÄ… miÅ‚ość kobiecie równie spokojnie, jak lokaj powiada: Dano do stoÅ‚u". Ta notatka biograficzna co do osoby margrabiego ma na celu podkreÅ›lić brak wszelkich widoków na poÅ‚Ä…czenie margrabiny z panem de Nueil. Otóż po tych dziewiÄ™ciu latach szczęścia, najsÅ‚odszych, jakie kobieta zdoÅ‚aÅ‚a kiedy przeżyć, pan de Nueil i pani de Beauséant znajdowali siÄ™ w poÅ‚ożeniu równie naturalnym i równie faÅ‚szywym jak to, w którym tkwili od poczÄ…tku tej przygody: moment fatalnego przesilenia, moment, który trudno jest uchwycić, ale którego terminy można oznaczyć z matematycznÄ… Å›cisÅ‚oÅ›ciÄ…. Hrabina de Nueil, matka Gastona, nie zgodziÅ‚a siÄ™ nigdy uznać pani de Beauséant. ByÅ‚a to oschÅ‚a i cnotliwa kobieta, która wielce legalnie dopeÅ‚niaÅ‚a szczęścia nieboszczyka pana de Nueil. Pani de Beauséant zrozumiaÅ‚a, że ta czcigodna matrona musi być jej wrogiem i że bÄ™dzie siÄ™ staraÅ‚a wyrwać Gastona z tego niemoralnego i bezbożnego życia. ByÅ‚aby wolaÅ‚a sprzedać majÄ…tek i wrócić do Genewy. Ale to by znaczyÅ‚o okazać nieufność Gastonowi, nie byÅ‚a zdolna do tego. ZresztÄ… on wÅ‚aÅ›nie bardzo siÄ™ zapaliÅ‚ do posiadÅ‚oÅ›ci Valleroy, gdzie rozpoczÄ…Å‚ różne melioracje. Czyżby to nie znaczyÅ‚o wyrwać go z owego mechanicznego szczęścia, którego kobiety pragnÄ… zawsze dla swych mężów, a nawet dla kochanków? PojawiÅ‚a siÄ™ w okolicy niejaka panna de la Rodiere: dwadzieÅ›cia dwa lata i czterdzieÅ›ci tysiÄ™cy franków renty. Gaston spotykaÅ‚ tÄ™ herytierÄ™ w Manerville za każdym razem, kiedy obowiÄ…zki go tam sprowadzaÅ‚y. Osoby te byÅ‚y tedy niby cyfry w równaniu arytmetycznym, a nastÄ™pujÄ…cy list, dorÄ™czony pewnego ranka Gastonowi, wytÅ‚umaczy okropny problem, który od miesiÄ…ca pani de Beauséant siliÅ‚a siÄ™ rozwiÄ…zać. Aniele mój drogi, pisać do Ciebie, kiedy żyjemy serce przy sercu, kiedy nas nic nie dzieli, kiedy pieszczoty tak czÄ™sto sÅ‚użą nam za sÅ‚owa, a sÅ‚owa sÄ… również pieszczotami, czyż to nie jest niedorzeczność? Otóż nie, jedyny mój. SÄ… pewne rzeczy, których kobieta nie może wymówić w obliczu swego kochanka: sama myÅ›l o nich odbiera jej gÅ‚os, Å›ciÄ…ga jej wszystkÄ… krew do serca: staje siÄ™ bez siÅ‚y i bez myÅ›li. Czuć siÄ™ tak koÅ‚o Ciebie, to mi sprawia ból, a czÄ™sto tak siÄ™ czujÄ™. CzujÄ™, że moje serce powinno być dla Ciebie tylko prawdÄ…, ze nie powinnam Ci ukrywać żadnej myÅ›li, nawet najprzelotni ej szej; zanadto kocham tÄ™ miÅ‚Ä… swobodÄ™, z którÄ… mi jest tak dobrze, aby pozostać dÅ‚użej skrÄ™powanÄ… i nieswojÄ…. Toteż zwierzÄ™ Ci moje obawy; tak, obawy. WysÅ‚uchaj mnie, nie rób tego żartobliwego ta ta ta... którym mi zamykasz usta z owÄ… bezceremonialnoÅ›ciÄ…, która lubiÄ™, bo w Tobie wszystko mi siÄ™ podoba. Drogi małżonku wobec nieba, pozwól mi sobie powiedzieć, że wymazaÅ‚eÅ› wszelkÄ… pamięć cierpieÅ„, pod których brzemieniem życie moje uginaÅ‚o siÄ™ niegdyÅ›. PoznaÅ‚am miÅ‚ość jedynie przez Ciebie. Trzeba byÅ‚o Twojej niewinnej mÅ‚odoÅ›ci, Twojej czystej a wielkiej duszy, aby zadowolić serce kobiety wymagajÄ…cej. Drogi mój, czÄ™sto drżaÅ‚am z radoÅ›ci na myÅ›l, że przez tych dziewięć lat, tak szybkich i tak dÅ‚ugich, zazdrość moja nie zbudziÅ‚a siÄ™ ani razu. MiaÅ‚am wszystkie kwiaty Twej duszy, wszystkie Twoje myÅ›li. Nie byÅ‚o najlżejszej chmurki na naszym niebie, nie wiedzieliÅ›my, co to ofiara, zawsze byliÅ›my posÅ‚uszni natchnieniom serca. KosztowaÅ‚am szczęścia bez granic. Azy, które wilżą tÄ™ kartÄ™, czy Ci wyrażą caÅ‚Ä… mÄ… wdziÄ™czność? Pragnęłabym to pisać na kolanach. Otóż to szczęście daÅ‚o mi poznać mÄ™czarniÄ™ okrop-niejszÄ…, niż byÅ‚a niegdyÅ› mÄ™ka opuszczenia. Drogi mój, serce kobiety ma bardzo gÅ‚Ä™bokie zakamarki: do dziÅ› sama nie znaÅ‚am granic mego serca, jak nie znaÅ‚am granic miÅ‚oÅ›ci. NajwiÄ™ksze nieszczęścia, jakie mogÄ… spaść na nas, jeszcze sÄ… lekkie w porównaniu z samÄ… myÅ›lÄ… o nieszczęściu tego, kogo kochamy. A gdybym to ja byÅ‚a przyczynÄ… tego nieszczęścia, czyżby nie można umrzeć od tej myÅ›li?... Oto co mnie droczy. Ale ta myÅ›l wlecze za sobÄ… drugÄ…, jeszcze o wiele cięższÄ…; a ta myÅ›l kala piÄ™kno miÅ‚oÅ›ci, 10 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX zabija jÄ…, czyni z niej upokorzenie, plami na zawsze życie. Ty masz trzydzieÅ›ci lat, a ja czterdzieÅ›ci. Ileż lÄ™ków ta różnica wieku budzi w kochajÄ…cej kobiecie? Ty mogÅ‚eÅ›, zrazu mimo woli, pózniej poważnie, uczuć ofiarÄ™, jakÄ… uczyniÅ‚eÅ› wyrzekajÄ…c siÄ™ dla mnie wszystkiego. PomyÅ›laÅ‚eÅ› może o swojej karierze, o małżeÅ„stwie, które siÅ‚Ä… rzeczy musi pomnożyć Twój majÄ…tek, pozwoli Ci zażywać jawnego szczęścia, mieć dzieci, spadkobierców, żyć w Å›wiecie i zająć w nim zaszczytne miejsce. Może zdÅ‚awiÅ‚eÅ› te myÅ›li, szczęśliwy, że dla mnie, bez mojej wiedzy, poÅ›wiÄ™casz Å›wietne małżeÅ„stwo, majÄ…tek, przyszÅ‚ość. W swej mÅ‚odzieÅ„czej szlachetnoÅ›ci chciaÅ‚eÅ› zostać wierny przysiÄ™gom, które nas wiążą jedynie w obliczu Boga. WspomniaÅ‚eÅ› moje dawne cierpienie; owo nieszczęście, z którego mnie wyrwaÅ‚eÅ›, posÅ‚użyÅ‚o mi za tarczÄ™. ZawdziÄ™czać TwojÄ… miÅ‚ość litoÅ›ci! Ta myÅ›l jest dla mnie jeszcze okropniejsza niż obawa, że Ci Å‚amiÄ™ życie. Ci, którzy umiejÄ… zasztyletować kochankÄ™, sÄ… bardzo miÅ‚osierni, kiedy jÄ… zabijajÄ…, w chwili gdy jest szczęśliwa, niewinna, w peÅ‚ni zÅ‚udzeÅ„... Tak, Å›mierć lepsza jest od tych dwóch myÅ›li, które od kilku dni trawiÄ… potajemnie moje godziny. Wczoraj, kiedy mnie spytaÅ‚eÅ› tak Å‚agodnie: Co tobie?" - Twój gÅ‚os przyprawiÅ‚ mnie o dreszcz. ZdaÅ‚o mi siÄ™, że wedle zwyczaju czytasz w mojej duszy; czekaÅ‚am Twoich wynurzeÅ„ wyobrażajÄ…c sobie, że dobrze odgadÅ‚am rachuby Twego rozsÄ…dku. W dobroci Twojej, mimo że do niej przywykÅ‚am, zdaÅ‚o mi siÄ™, że widzÄ™ przymus, ciężar, który dzwigasz. W tej chwili drogo opÅ‚aciÅ‚am moje szczęście; uczuÅ‚am, że natura zawsze nam sprzedaje skarby miÅ‚oÅ›ci. W istocie, czyż los nas nie rozÅ‚Ä…czyÅ‚? PowiedziaÅ‚eÅ› sobie: PrÄ™dzej czy pózniej, muszÄ™ opuÅ›cić tÄ™ biednÄ… KlarÄ™, czemu siÄ™ z niÄ… nie rozstać w porÄ™?" To zdanie byÅ‚o wypisane na dnie Twego spojrzenia. OdeszÅ‚am, aby siÄ™ wypÅ‚akać z dala od Ciebie. Kryć Ci moje Å‚zy! To pierwsze Å‚zy, jakie zgryzota wycisnęła mi od dziesiÄ™ciu lat, a jestem za dumna, aby Ci je pokazać, ale nie oskarżaÅ‚am CiÄ™. Tak, masz sÅ‚uszność, nie powinnam być tak samolubna, aby wiÄ…zać Twoje życie, Å›wietne i dÅ‚ugie, z moim, niebawem zużytym... Ale gdybym siÄ™ myliÅ‚a?... Gdybym wzięła zadumÄ™ miÅ‚osnÄ… za trzezwość rozsÄ…dku?... Och, aniele mój, nie zostawiaj mnie w niepewnoÅ›ci, ukarz TwÄ… zazdrosnÄ… żonÄ™; ale wróć jej Å›wiadomość jej i Twojej miÅ‚oÅ›ci: caÅ‚a kobieta jest w tym uczuciu, ono uÅ›wiÄ™ca wszystko. Od przybycia Twojej matki, odkÄ…d ujrzaÅ‚eÅ› u niej pannÄ™ de la Rodiere, staÅ‚am siÄ™ pastwÄ… wÄ…tpieÅ„, które sÄ… dla nas haÅ„bÄ…. Zadaj mi ból, ale nie oszukuj mnie: chcÄ™ wszystko wiedzieć, i to, co mówi Twoja matka, i co Ty o tym myÅ›lisz! JeÅ›li siÄ™ zawahaÅ‚eÅ› miÄ™dzy czymkolwiek w Å›wiecie a mnÄ…, wracam Ci wolność... SkryjÄ™ Ci mój los, bÄ™dÄ™ umiaÅ‚a nie pÅ‚akać przy Tobie, tylko nie chcÄ™ CiÄ™ już widzieć... Och, nie mogÄ™, serce mi pÄ™ka SiedziaÅ‚am martwa i otÄ™piaÅ‚a przez kilka chwil. Drogi mój, nie mam dumy wobec Ciebie, TyÅ› taki dobry, taki szczery! Nie byÅ‚byÅ› zdolny zranić mnie ani oszukać; ale powiesz mi prawdÄ™, choćby najokrutniejszÄ…. Czy chcesz, abym Ci uÅ‚atwiÅ‚a Twoje wyznanie? A wiÄ™c, moje serce, pocieszy mnie bardzo kobieca myÅ›l. Czyż nie posiadaÅ‚am w Tobie istoty mÅ‚odej i wstydliwej, sam wdziÄ™k, samÄ… piÄ™kność, samÄ… delikatność, Gastona, którego żadna inna nie może już znać, a którym ja siÄ™ rozkosznie syciÅ‚am... Nie, nie bÄ™dziesz już kochaÅ‚ nikogo tak, jak mnie kochaÅ‚eÅ›, jak mnie kochasz; nie, nie mogÄ™ mieć rywalki. Kiedy bÄ™dÄ™ myÅ›laÅ‚a o naszej miÅ‚oÅ›ci - a to jest moja caÅ‚a myÅ›l - wspomnienia moje bÄ™dÄ… wolne od goryczy. Czyż bÄ™dzie jeszcze kiedy w Twej mocy czarować kobietÄ™ owymi dziecinnymi figlami, mÅ‚odocianymi igraszkami mÅ‚odego serca, owÄ… zalotnoÅ›ciÄ… duszy, wdziÄ™kiem ciaÅ‚a i owym bÅ‚yskawicznym porozumieniem rozkoszy, sÅ‚owem - cudownym orszakiem, który towarzyszy mÅ‚odzieÅ„czej miÅ‚oÅ›ci? Teraz jesteÅ› mężczyznÄ…, bÄ™dziesz szedÅ‚ swojÄ… drogÄ…, obliczajÄ…c wszystko. BÄ™dziesz miaÅ‚ zajÄ™cia, troski, ambicje, zgryzoty, które jÄ… pozbawiÄ… owego ciÄ…gÅ‚ego i niezmiennego uÅ›miechu, jaki zawsze stroiÅ‚ dla mnie Twoje wargi. Twój gÅ‚os, dla mnie wciąż tak sÅ‚odki, bÄ™dzie czasami opryskliwy. Twoje oczy, zawsze rozjaÅ›nione na mój widok niebiaÅ„skim blaskiem, bÄ™dÄ… siÄ™ czÄ™sto chmurzyÅ‚y dla NIEJ. A wreszcie, ponieważ nie podobna jest kochać tak, jak ja Ciebie kocham, ta kobieta nigdy nie bÄ™dzie Ci siÄ™ podobaÅ‚a tak, jak ja Ci siÄ™ podobaÅ‚am. Nie bÄ™dzie tak wciąż czuwaÅ‚a nad sobÄ…, jak ja czuwaÅ‚am, ani nie bÄ™dzie tak nieustannie wmyÅ›laÅ‚a siÄ™ w Twoje szczęście, które tak nauczyÅ‚am siÄ™ rozumieć. Tak, czÅ‚owiek, serce, dusza, które ja znaÅ‚am, nie bÄ™dÄ… już istniaÅ‚y; pogrzebiÄ™ je w mym wspomnieniu, aby siÄ™ nimi sycić jeszcze i aby żyć szczęśliwa tym piÄ™knym, minionym życiem, nie znanym wszystkim oprócz nas. Mój drogi skarbie, jeÅ›li wszakże nie miaÅ‚eÅ› najlżejszej tÄ™sknoty za swobodÄ…, jeÅ›li miÅ‚ość moja Ci nie ciąży, jeÅ›li obawy moje sÄ… urojeniem, jeżeli jestem dla Ciebie zawsze TwojÄ… E W, jedynÄ… kobietÄ… na Å›wiecie, wówczas po przeczytaniu tego listu przybÄ…dz! Przybiegnij! Och! Ukocham CiÄ™ w jednej sekundzie wiÄ™cej, niż CiÄ™ kochaÅ‚am - tak mi siÄ™ zdaje - przez tych dziewięć lat. Po daremnej mÄ™czarni podejrzeÅ„, o które siÄ™ obwiniam, każdy dzieÅ„ dodany do naszej miÅ‚oÅ›ci, tak, jeden dzieÅ„, bÄ™dzie caÅ‚ym życiem szczęścia. Zatem, mów! BÄ…dz szczery, nie zwódz mnie, to byÅ‚aby zbrodnia. Powiedz! Chcesz odzyskać wolność? CzyÅ› siÄ™ zastanowiÅ‚ nad swym życiem? Å»aÅ‚ujesz? Ja powodem Twego żalu? Nie przeżyÅ‚abym tego. PowiedziaÅ‚am Ci: kocham CiÄ™ na tyle, aby przeÅ‚ożyć Twoje szczęście nad moje, Twoje życie nad moje. Porzuć, jeÅ›li możesz, cudne wspomnienia naszych dziewiÄ™ciu lat szczęścia, iżby nie wpÅ‚ywaÅ‚y na Twoje postanowienie; ale mów! PoddajÄ™ Ci siÄ™ jak Bogu, temu jedynemu pocieszycielowi, który mi zostaje, jeÅ›li Ty mnie opuÅ›cisz. Kiedy pani de Beauséant dowiedziaÅ‚a siÄ™, że jej list znajduje siÄ™ w rÄ™kach Gastona, popadÅ‚a w przygnÄ™bienie tak ciężkie i w zadumÄ™ tak gÅ‚Ä™bokÄ… wskutek nadmiaru myÅ›li, że byÅ‚a jakby uÅ›piona. CierpiaÅ‚a owym bólem, którego siÅ‚a nie zawsze jest w stosunku do siÅ‚ kobiety i który jedynie kobiety znajÄ…. Podczas gdy nieszczÄ™sna Klara czekaÅ‚a swego losu, pan de Nueil czytaÅ‚ jej list mocno zakÅ‚opotany, wedle wyrażenia używanego przez mÅ‚odych ludzi w tego rodzaju krytycznych chwilach. Niemal już ustÄ…piÅ‚ naleganiom matki i powabom panny de la Rodiere, mÅ‚odej osoby dość nijakiej, prostej jak topólka, biaÅ‚ej i różowej, prawie niemej w myÅ›l programu zaleconego wszystkim pannom na wydaniu; ale jej czterdzieÅ›ci tysiÄ™cy franków renty w ziemi dostatecznie przemawiaÅ‚y za niÄ…. Pani de Nueil, wspomagana szczerym macierzyÅ„skim przywiÄ…zaniem, staraÅ‚a siÄ™ sprowadzić syna do cnoty. ZwracaÅ‚a mu uwagÄ™, jak pochlebnym jest dlaÅ„ wybór panny de la Rodiere, której nadarza siÄ™ tyle bogatych partii; czas pomyÅ›leć o swoim losie, tak piÄ™kna sposobność nie zdarzy siÄ™ już; miaÅ‚by w ten sposób kiedyÅ› osiemdziesiÄ…t tysiÄ™cy renty w ziemi; majÄ…tek stanowi najlepsze pocieszenie; jeżeli pani de Beauséant kocha go dla niego samego, pierwsza powinna namawiać go do małżeÅ„stwa. SÅ‚owem, dobra matka nie zapominaÅ‚a o żadnym ze sposobów, jakimi kobieta może wpÅ‚ynąć na mężczyznÄ™. Toteż doprowadziÅ‚a syna do tego, że siÄ™ wahaÅ‚. List pani de Beauséant przyszedÅ‚ w chwili, gdy miÅ‚ość Gastona walczyÅ‚a przeciw wszystkim pokusom życia uregulowanego zgodnie z pojÄ™ciami Å›wiata; ten list rozstrzygnÄ…Å‚ walkÄ™. PostanowiÅ‚ rzucić margrabinÄ™ i ożenić siÄ™. - Trzeba być mężczyznÄ…! - powiedziaÅ‚ sobie. Potem wyobraziÅ‚ sobie ból, jaki postanowienie jego zada kochance. MÄ™ska próżność jak również sumienie kochajÄ…cego czÅ‚owieka powiÄ™kszaÅ‚y jeszcze ten ból, zdjęła go szczera litość. Odczul nagle to olbrzymie nieszczęście i uważaÅ‚ za potrzebne, za miÅ‚osierne zÅ‚agodzić tÄ™ Å›miertelnÄ… ranÄ™. MiaÅ‚ nadziejÄ™, iż zdoÅ‚a doprowadzić paniÄ… de Beauséant do spokoju i do tego, iż sama zacznie go namawiać na to okrutne małżeÅ„stwo. ChciaÅ‚ jÄ… stopniowo oswoić z myÅ›lÄ… o koniecznym rozstaniu, ukazujÄ…c wciąż miÄ™dzy nimi pannÄ™ de la Rodiere jak widmo, poÅ›wiÄ™cajÄ…c zrazu swoje zamiary, aby dać je sobie wmówić potem. Aby osiÄ…gnąć swój cel w tym litosnym dziele, posuwaÅ‚ siÄ™ aż do tego, że liczyÅ‚ na 11 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX szlachetność, na dumÄ™ margrabiny, na piÄ™kne przymioty jej duszy. OdpisaÅ‚ jej, aby uÅ›pić jej podejrzenia. List! Dla kobiety, która z intuicjÄ… prawdziwej miÅ‚oÅ›ci Å‚Ä…czyÅ‚a najdelikatniejszÄ… wrażliwość kobiecÄ…, list byÅ‚ wyrokiem. Toteż kiedy Jakub wszedÅ‚ i zbliżyÅ‚ siÄ™ do pani de Beauséant, aby jej podać trójgraniasto zÅ‚ożony papier, biedna kobieta zadrżaÅ‚a jak schwytana jaskółka. Nieznany chłód przeszedÅ‚ jÄ… od gÅ‚owy aż do stóp, spowijajÄ…c jÄ… w lodowaty caÅ‚un. Jeżeli nie przybiegaÅ‚ do jej kolan, jeżeli nie przychodziÅ‚ zapÅ‚akany, blady, kochajÄ…cy, wszystko przepadÅ‚o. A jednak tyle jest nadziei w sercu kobiet, które kochajÄ…! Trzeba dużo ciosów sztyletu, aby je zabić, kochajÄ… i krwawiÄ… aż do ostatniego. - Czy jaÅ›nie pani potrzebuje czego? - spytaÅ‚ Jakub z cicha, odchodzÄ…c. - Nie - rzekÅ‚a. Poczciwy czÅ‚owiek - pomyÅ›laÅ‚a, ocierajÄ…c Å‚zÄ™ - on mnie zgaduje, on, sÅ‚użący!" PrzeczytaÅ‚a: Droga moja, drÄ™czysz siÄ™ urojeniami... Kiedy ujrzaÅ‚a te sÅ‚owa, gÄ™sta zasÅ‚ona rozpostarÅ‚a siÄ™ na oczach margrabiny. Tajemny gÅ‚os serca krzyczaÅ‚ jej: On kÅ‚amie". NastÄ™pnie, ogarniajÄ…c wzrokiem caÅ‚Ä… pierwszÄ… stronÄ™ z owÄ… gorÄ…czkowÄ… jasnoÅ›ciÄ…, jakÄ… daje namiÄ™tność, przeczytaÅ‚a u doÅ‚u te sÅ‚owa: Nic nie jest postanowione... ObracajÄ…c konwulsyjnie kartkÄ™, ujrzaÅ‚a wyraznie ducha, który podyktowaÅ‚ zawiÅ‚e zdania tego listu, gdzie nie znalazÅ‚a już porywu miÅ‚oÅ›ci; zmięła list, podarÅ‚a, zwinęła, pogryzÅ‚a go, rzuciÅ‚a w ogieÅ„ i wykrzyknęła: - Och! Nikczemny! Å»yÅ‚ ze mnÄ…, nie kochajÄ…c mnie już!... Po czym wpółmartwa osunęła siÄ™ na kanapÄ™. Pan de Nueil wyszedÅ‚ napisawszy swój list. Kiedy wróciÅ‚, zastaÅ‚ Jakuba na progu. Jakub oddaÅ‚ mu list, mówiÄ…c: - Pani margrabiny nie ma już w zamku. Pan de Nueil zdziwiony rozdarÅ‚ kopertÄ™ i przeczytaÅ‚: Pani, gdybym przestaÅ‚ PaniÄ… kochać, godzÄ…c siÄ™ z Pani rozkazu stać siÄ™ pospolitym czÅ‚owiekiem, niech Pani przyzna, że byÅ‚bym godnym mego losu. Nie, nie usÅ‚ucham Pani i przysiÄ™gam Pani wierność, którÄ… rozwiąże jedynie Å›mierć. Och! Wez moje życie, chyba że siÄ™ nie lÄ™kasz zagoryczyć swego życia wyrzutem... ByÅ‚ to list, który napisaÅ‚ do margrabiny, w chwili gdy wyjeżdżaÅ‚a do Genewy. Pod spodem Klara Burgundzka dodaÅ‚a: Jest pan wolny. Pan de Nueil wróciÅ‚ do matki do Manerville. W trzy tygodnie pózniej odbyÅ‚ siÄ™ jego Å›lub z pannÄ… StefaniÄ… de la Rodiere. Gdyby ta historia, tak pospolicie prawdziwa, koÅ„czyÅ‚a siÄ™ tutaj, byÅ‚aby to niemal mistyfikacja. Czyż prawie każdy mężczyzna nie ma bardziej zajmujÄ…cej do opowiedzenia? Ale gÅ‚oÅ›ne a niestety prawdziwe zakoÅ„czenie, ale wszystko, co zdoÅ‚a obudzić wspomnienia w sercu tych, którzy znali niebiaÅ„skie rozkosze bezgranicznej miÅ‚oÅ›ci i skruszyli jÄ… sami lub też straciii przez jakÄ…Å› okrutnÄ… fatalność, osÅ‚oni może to opowiadanie przed krytykÄ…. Margrabina de Beauseant nie opuÅ›ciÅ‚a swego zamku w chwili rozstania z panem de Nueil. Dla mnóstwa przyczyn, których sekret trzeba zostawić sercu kobiet - każda zresztÄ… wybierze te, które jej bÄ™dÄ… odpowiadać - Klara mieszkaÅ‚a tam dalej po Å›lubie pana de Nueil. Å»yÅ‚a w tak zupeÅ‚nej samotnoÅ›ci, że sÅ‚użba, z wyjÄ…tkiem pokojowej i Jakuba, nie widywaÅ‚a jej. WymagaÅ‚a w domu bezwarunkowej ciszy, opuszczaÅ‚a swój apartament jedynie, aby siÄ™ udać do kaplicy, gdzie ksiÄ…dz z sÄ…siedztwa przychodziÅ‚ odprawiać dla niej mszÄ™ co rano. w kilka dni po Å›lubie hrabia de Nueil popadÅ‚ w apatiÄ™, która mogÅ‚a równie dobrze wyrażać szczęście, jak nieszczęście. Matka jego mówiÅ‚a wszystkim: - Syn mój jest bardzo szczęśliwy. Pani Gastonowa de Nueil, podobna do wielu mÅ‚odych kobiet, byÅ‚a trochÄ™ bezbarwna, Å‚agodna, cierpliwa; zaszÅ‚a w ciążę w miesiÄ…c po Å›lubie. Wszystko to byÅ‚o zgodne z utartymi pojÄ™ciami. Pan de Nueil byÅ‚ dla niej bardzo dobry, tylko w dwa miesiÄ…ce po rozstaniu z margrabinÄ… staÅ‚ siÄ™ nadzwyczaj smutny i zadumany. - Ale on zawsze byÅ‚ poważny - powiadaÅ‚a matka. Po siedmiu miesiÄ…cach tego mdÅ‚ego szczęścia zaszÅ‚y wypadki, lekkie na pozór, ale ogarniajÄ…ce tyle obszarów myÅ›li i Å›wiadczÄ…ce o tak wielkich wstrzÄ…sach duszy, iż trzeba nam je opowiedzieć po prostu i zostawić każdemu swobodny ich wykÅ‚ad. Jednego dnia pan de Nueil, polujÄ…c na ziemiach Manerville i Valleroy, wróciÅ‚ przez park pani de Beauseant; kazaÅ‚ zawoÅ‚ać Jakuba, zaczekaÅ‚ na niego, kiedy zaÅ› lokaj przyszedÅ‚, spytaÅ‚: - Czy pani margrabina zawsze lubi dziczyznÄ™? Kiedy Jakub daÅ‚ twierdzÄ…cÄ… odpowiedz, Gaston wrÄ™czyÅ‚ mu dość znacznÄ… sumÄ™, popartÄ… drobiazgowym tÅ‚umaczeniem, aby uzyskać od niego drobnÄ… usÅ‚ugÄ™: chodziÅ‚o o to, aby podać do stoÅ‚u margrabiny ubitÄ… zwierzynÄ™. Jakubowi zdaÅ‚o siÄ™ dość obojÄ™tne, czyjego pani bÄ™dzie jadÅ‚a kuropatwÄ™ zabitÄ… przez gajowego, czy przez pana de Nueil, zwÅ‚aszcza iż hrabia żądaÅ‚, aby margrabina nie znaÅ‚a pochodzenia zwierzyny. - ZabiÅ‚em to na jej gruncie - mówiÅ‚. Jakub pomagaÅ‚ przez kilka dni w tym niewinnym oszukaÅ„stwie. Pan de Nueil wychodziÅ‚ rano na polowanie i wracaÅ‚ do domu aż na obiad, nie zabiwszy nic nigdy. Tak minÄ…Å‚ caÅ‚y tydzieÅ„. Gaston oÅ›mieliÅ‚ siÄ™ na tyle, iż napisaÅ‚ do margrabiny dÅ‚ugi list i przesÅ‚aÅ‚ go. List zwrócono mu nie otwarty. ByÅ‚a prawie noc, kiedy sÅ‚użący margrabiny mu go odniósÅ‚. Naraz hrabia wypadÅ‚ z salonu, gdzie na pozór sÅ‚uchaÅ‚ Kaprysu" Herolda5, masakrowanego na fortepianie przez żonÄ™, i pobiegÅ‚ do margrabiny z szybkoÅ›ciÄ… czÅ‚owieka, który pÄ™dzi na schadzkÄ™. WskoczyÅ‚ do parku przez znajomy sobie wyÅ‚om w murze, szedÅ‚ zwolna przez aleje, zatrzymujÄ…c siÄ™ chwilami jak gdyby dla powstrzymania gÅ‚oÅ›nego bicia swego serca, po czym doszedÅ‚szy do zamku przystanÄ…Å‚, nasÅ‚uchujÄ…c. SÄ…dziÅ‚, iż caÅ‚a sÅ‚użba jest przy stole. PosunÄ…Å‚ siÄ™ aż do pokojów pani de Beauseant. Margrabina nie opuszczaÅ‚a nigdy sypialni, pan de Nueil zdoÅ‚aÅ‚ dotrzeć do drzwi bez najmniejszego haÅ‚asu. Tam ujrzaÅ‚ przy blasku dwóch Å›wiec margrabinÄ™ bladÄ…, wychudÅ‚Ä…, siedzÄ…cÄ… w wielkim fotelu, z pochylonym czoÅ‚em, z obwisÅ‚ymi rÄ™kami, z oczyma utkwionymi w przedmiocie, którego zdawaÅ‚a siÄ™ nie widzieć. ByÅ‚ to ostatni wyraz bólu. ByÅ‚a w tej postawie nieokreÅ›lona nadzieja, ale nie wiadomo byÅ‚o, czy Klara Burgundzka patrzy w grób, czy w przeszÅ‚ość. Może Å‚zy pana de Nueil zabÅ‚ysÅ‚y w ciemnoÅ›ciach, może oddech jego rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›niej, może wstrzÄ…snęło nim mimowolne drżenie lub może obecność jego nie mogÅ‚a nie wywoÅ‚ać zjawiska intussuscepcji, bÄ™dÄ…cej zarazem chlubÄ…, szczęściem i dowodem prawdziwej miÅ‚oÅ›ci. Pani de Beauseant obróciÅ‚a zwolna twarz ku drzwiom i ujrzaÅ‚a dawnego kochanka. Hrabia postÄ…piÅ‚ kilka kroków. - Jeżeli pan siÄ™ zbliży - krzyknęła margrabina, blednÄ…c - rzucÄ™ siÄ™ przez to okno! SkoczyÅ‚a do zasuwki, otworzyÅ‚a okno i staÅ‚a z nogÄ… na gzymsie, z rÄ™kÄ… na balustradzie, z gÅ‚owÄ… zwróconÄ… do Gastona. - Wyjdz pan, wyjdz pan - krzyczaÅ‚a - albo skaczÄ™! 5 Louis-Joseph Herold (1791-1833) - kompozytor francuski. 12 / 13 HONORIUSZ BALZAC - KOMEDIA LUDZKA IV - KOBIETA PORZUCONA, HONORNA, BEATRIX Na ten straszliwy krzyk pan de Nueil, sÅ‚yszÄ…c poruszenie wÅ›ród sÅ‚użby, uciekÅ‚ jak zÅ‚oczyÅ„ca. Wróciwszy do domu hrabia napisaÅ‚ bardzo krótki list i kazaÅ‚ sÅ‚użącemu zanieść go do pani de Beauséant, polecajÄ…c mu powiedzieć margrabinie, że chodzi tu o życie i Å›mierć jego pana. Gdy lokaj odszedÅ‚, pan de Nueil wróciÅ‚ do salonu i zastaÅ‚ tam żonÄ™, która dalej dukaÅ‚a nad Kaprysem". UsiadÅ‚, czekajÄ…c na odpowiedz. W godzinÄ™ potem, po ukoÅ„czeniu Kaprysu", małżonkowie siedli naprzeciw siebie w milczeniu po dwu stronach kominka. SÅ‚użący wróciÅ‚ i oddaÅ‚ swemu panu list nie rozpieczÄ™towany. Pan de Nueil przeszedÅ‚ do przylegÅ‚ego buduaru, gdzie wracajÄ…c z polowania zostawiÅ‚ strzelbÄ™, i zastrzeliÅ‚ siÄ™. To szybkie a fatalne zakoÅ„czenie, tak sprzeczne z obyczajami mÅ‚odej Francji, jest naturalne. Ludzie, którzy dobrze zaobserwowali lub też rozkosznie doÅ›wiadczyli zjawisk towarzyszÄ…cych doskonaÅ‚emu zespoleniu dwojga istot, zrozumiejÄ… Å‚atwo to samobójstwo. Kobieta nie urabia siÄ™, nie nagina siÄ™ w jednym dniu do kaprysów namiÄ™tnoÅ›ci. Rozkosz, niby rzadki kwiat, wymaga staraÅ„ najwyrafinowaÅ„szej hodowli; jedynie czas, harmonia dusz mogÄ… wydobyć z niej wszystkie możliwoÅ›ci, zrodzić owe tkliwe, subtelne sÅ‚odycze, co do których żywimy mnóstwo przesÄ…dów, uważajÄ…c je za zroÅ›niÄ™te z osobÄ…, której serce nam ich użycza. To cudowne porozumienie, ta Å›lepa wiara i bÅ‚ogosÅ‚awiona pewność, iż doznaje siÄ™ osobliwego lub nadzwyczajnego szczęścia przy ukochanej istocie, to poniekÄ…d tajemnica trwaÅ‚ych przy-wiÄ…zaÅ„ i dÅ‚ugich namiÄ™tnoÅ›ci. Przy kobiecie posiadajÄ…cej geniusz swej pÅ‚ci miÅ‚ość nie jest nigdy nawykiem: jej cudowna tkliwość umie oblekać ksztaÅ‚ty tak różnorodne, wkÅ‚ada tyle sztuki w swojÄ… naturÄ™ lub naturalnoÅ›ci w swoje sztuki, że staje siÄ™ równie potężnÄ… wspomnieniem co obecnoÅ›ciÄ…. Przy niej wszystkie kobiety blednÄ…. Trzeba byÅ‚o drżeć, że siÄ™ utraci miÅ‚ość tak rozlegÅ‚Ä…, tak wspaniaÅ‚Ä…, lub też stracić jÄ…, aby znać caÅ‚Ä… jej cenÄ™. Ale jeżeli poznaw-szy jÄ… czÅ‚owiek wyrzekÅ‚ siÄ™ jej, aby popaść w jakieÅ› zimne małżeÅ„stwo, jeżeli kobieta, z którÄ… spodziewaÅ‚ siÄ™ znalezć te same sÅ‚odycze, dowiedzie mu paroma owymi faktami zagrzebanymi w mrokach sypialni małżeÅ„skiej, że nie odrodzÄ… siÄ™ już one dla niego, jeżeli ma jeszcze na wargach smak niebiaÅ„skiej miÅ‚oÅ›ci, a zraniÅ‚ Å›miertelnie swÄ… prawdziwÄ… małżonkÄ™ na rzecz spoÅ‚ecznej chimery, wówczas trzeba mu umrzeć lub też zdobyć siÄ™ na owÄ… materialnÄ…, samolubnÄ…, zimnÄ… filozofiÄ™, która budzi wstrÄ™t w kochajÄ…cych duszach. Co siÄ™ tyczy pani de Beauséant, napoiwszy kochanka obficie miÅ‚oÅ›ciÄ… przez dziewięć lat, nie sÄ…dziÅ‚a zapewne, aby rozpacz jego posunęła siÄ™ aż do samobójstwa. Może sÄ…dziÅ‚a, że tylko ona jedna bÄ™dzie cierpieć. ByÅ‚a zresztÄ… najzupeÅ‚niej w prawie uchylić siÄ™ od najwstrÄ™tniej-szego podziaÅ‚u, jaki istnieje, który żona może znosić przez wzglÄ…d na wysokie racje spoÅ‚eczne, ale którym kochanka musi siÄ™ brzydzić, ponieważ czystość jej miÅ‚oÅ›ci jest caÅ‚ym jej usprawi edli wi eni em. Angouleme, wrzesieÅ„ 1832 13 / 13