Cyprian Norwid , CZARNE KWIATY CZARNE KWIATY ...Można by ciekawe w tym wzglÄ™dzie rzeczy tu zapisać, ale zaraz wstrÄ™t cofa pióro i przychodzi na myÅ›l zapytanie: "czy warto!..." Przy pojÄ™ciach albowiem współczesnych o czytelnictwie i o twórczoÅ›ci piÅ›miennej zatracone jest prawie uczucie, kiedy pisarz stara siÄ™ uniknąć stylu przez uszanowanie dla rzeczy opisywanej a z siebie samej zupeÅ‚nej i zajmujÄ…cej, kiedy zaÅ›, przeciwnie, nie dopracowawszy formy, styl zaniedbuje... Kiedy chodzi po ziemi, okazujÄ…c, jak nisko zstÄ…pić potrafiÅ‚? - kiedy zaÅ› również nisko stÄ…pa, przeto iż wznieść siÄ™ wyżej nie mógÅ‚? Te rozróżniać odcienia, tak dla pewnych osób jednoznaczÄ…ce, rzadki bardzo czytelnik dziÅ› potrafi, i dlatego niebezpiecznie jest w jakÄ…kolwiek nowÄ… drogÄ™ na cal jeden postÄ…pić, i dlatego najbezpieczniej jest w kółko jedne i też same motywa i formy proporcjonować tylko, nic nie wznowiwszy ani dodawszy, ani na uic siÄ™ nie odważywszy. SÄ… wszelako w ksiÄ™dze żywota i wiedzy ustÄ™py takie, dla których formuÅ‚ stylu nie ma, i to wÅ‚aÅ›nie sztuka jest niemaÅ‚a oddać je i zbliżyć takimi, jakimi sÄ…. Mająż one pozostać zamkniÄ™tymi osobistymi nabytkami przez obawÄ™ rubasznego krytyka, przywykÅ‚ego do dwóch tylko formuÅ‚ na wszelki płód wyciÄ™tych, jako obowiÄ…zujÄ…ce malarzy pokojowych wyciÄ™te patrony... PierwszÄ… z tych formuÅ‚ jest jakiÅ› książkowy klasycyzm, o którym Grek Peryklejski ani Rzymianin za Caesara czasów bynajmniej nie wiedziaÅ‚; drugÄ… - pewne formuÅ‚y czasowe dziennikarskie, to jest proste techniczne wypadki z rozwiniÄ™cia druku samego powstaÅ‚e. Jedna z tych ram wszystko objąć jest w stanie mniej Å‚Ä…cznoÅ›ciÄ… pomiÄ™dzy książkÄ… a żywotem, druga - wszystko mniej istotÄ… zródeÅ‚, z których ono wszystko pÅ‚ynie. StÄ…d to: niezawodnie snadniej dziÅ› upowszechni siÄ™ udany pamiÄ™tnik Å›redniowieczny, niż fakt spółczesny, sumienie obowiÄ…zujÄ…cy, należny mu wpÅ‚yw wywrze i należnÄ… zachowa powagÄ™. Jakoż - czytelnicy podobni sÄ… w tym do osoby oddalonej od przyjaciela swego, a majÄ…cej wizerunek jego na pamiÄ…tkÄ™, która, gdy on przyjaciel z drogi wraca: "Nie przeszkadzajże mi", rzecze jemu, "bowiem oto godzina jest, w której na portret patrzeć zwykÅ‚am, listy wÅ‚aÅ›nie że pisać majÄ…c". * ...To - pamiÄ™tam, jednego razu w Rzymie z katakomb powracaÅ‚em, gdzie czÄ™sto patrzeć lubiÅ‚em na pozostaÅ‚e freski pierwo-chrzeÅ›cijaÅ„skie - rzecz, o której tu napoczynać nie chcÄ™, bo to byÅ‚aby historia bardzo dÅ‚uga, o każdym znaku i o każdej linii w tych rysunkach używanej - ale tyle tylko oto wspomnÄ™, iż to ogromne podziemne miasto z napisami i rysunkami swymi okazaÅ‚o mi, jako przez caÅ‚e akta dramatu tego seraficznie-krwawego nie byÅ‚a prawie jedna kropelka krwi wylana bez uszanowania jej i omodlenia braterskiego współwyznawców. Te szkÅ‚a, dziÅ› bÅ‚Ä™kitno-krzemiennej barwy, które jako ampuÅ‚ki rozbite (albo i caÅ‚e) w katakombowych sarkofagach, do półek biblioteki podobnych, tu i owdzie leżą, bÅ‚ogie robiÄ… wrażenie, Å›wiadczÄ…c, jako zbierano rozpryÅ›niÄ™tÄ… po Å›cianach katowni i schodach gmachów publicznych krew mÄ™czeÅ„skÄ…. Tak jÄ… szafowano szeroko i wspaniale, jako owczarni krew bogaty pan szafować może - a tak skÄ…pi jej byli!! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ...To okoÅ‚o tego czasu spotkaÅ‚em byÅ‚ zstÄ™pujÄ…cego ze Schodów HiszpaÅ„skich, pochylonego jako starca i kijem pomagajÄ…cego chodowi swemu Stefana Witwickiego: Å›liczna, mÅ‚odoÅ›ci jakiejÅ› wiecznej peÅ‚na twarz jego i wÅ‚osy, jak z hebanu mistrzowsko wyrzezane ornamentacje, w grubych partiach na ramiona spÅ‚ywajÄ…ce, szczególniej wyglÄ…daÅ‚y przy tym sposobie wleczenia siÄ™ o kiju, bardzo zgrzybiaÅ‚ym starcom jedynie wÅ‚aÅ›ciwym. NiedÅ‚ugo potem odwiedziÅ‚em go byÅ‚ w mieszkaniu jego, ale już to zaszÅ‚o przed Å›mierciÄ… jego na jaki tydzieÅ„. LeżaÅ‚ ubrany jak zwykle na kanapie, mÄ™czyÅ‚o go mówienie, spoglÄ…daÅ‚ tym samym wzrokiem, niezwykÅ‚Ä… zawsze jasność i zarazem kroplÄ™ Å‚zy majÄ…cym w sobie - tudzież podnosiÅ‚ siÄ™ niekiedy, podajÄ…c rÄ™kÄ™ komu, aby go przeprowadziÅ‚ po pokoju. Tak to spojrzawszy ku mnie, wchodzÄ…cemu doÅ„, przywitaÅ‚ miÄ™, a wyciÄ…gnÄ…wszy rÄ™kÄ™ posunÄ…Å‚ mi po ziemi leżącÄ… przy kanapie pomaraÅ„czÄ™, którÄ… (że zwyczaj miaÅ‚ mnie i Gabrielowi Rożnieckiemu [Mowa jest o Gabrielu Różnieckim, muzyku.], jak mu siÄ™ co w pracach naszych podobaÅ‚o, przynosić cygara i fraszki jakie) uprzejmie przyjÄ…Å‚em i podniosÅ‚em. Gabriel wÅ‚aÅ›nie że byÅ‚ tam, bo on do ostatniej chwili caÅ‚e noce przy Å›.p. Stefanie, już zupeÅ‚nie zdefigurowanym ospÄ…, siadywaÅ‚, usÅ‚ugi wszelkie mu oddajÄ…c. Otóż Stefan Witwicki daÅ‚ zrozumieć Gabrielowi, że chce z kanapy wstać, a ten mu rÄ™kÄ™ podaÅ‚ i zaczÄ™li wkoÅ‚o pokoju powoli obchodzić... Tak to wlokÄ…c siÄ™, po pierwszy raz Witwicki wpadÅ‚ w lekki, bardzo bÅ‚ogi, ale widzialny obÅ‚Ä™d - i zaczÄ…Å‚ tu i owdzie wskazywać rÄ™kÄ… i zatrzymywać siÄ™: - ...A to (mówiÅ‚) co to za kwiat jest?... ten kwiat, proszÄ™ ciÄ™ (a nie byÅ‚o kwiatów w mieszkaniu), jak to siÄ™ nazywa ten kwiat u nas?... to tego peÅ‚no jest w Polsce... i te kwiaty... i tamte także kwiaty... to jakoÅ› u nas zwyczajnie nazywajÄ…... Potem - już odwiedzaÅ‚em Witwickiego, kiedy leżaÅ‚ zdefigurowany panujÄ…cÄ… podbwezas ospÄ… i już nic nie mógÅ‚ mówić. Niewiele przed Å›mierciÄ… Witwickiego umarÅ‚ jeneraÅ‚ Klicki, caÅ‚e dnie i noce otaczany nieledwie zbiorem wszystkich Polek i Polaków podówczas tam bawiÄ…cych, co wspomnienie zostawia równo szacowne i rzadkie. Ile razy przypominam sobie ostatnie rozmowy z osobami, co już w niewidzialny Å›wiat odeszÅ‚y, zmarÅ‚szy tu, tyle razy nie wiem, jak pominąć to, co ze zbioru razem wspomnieÅ„ tych samo czasem zdaje siÄ™ okreÅ›lać, i dlatego wÅ‚aÅ›nie w daguerotyp raczej pióro zamieniam, aby wiernoÅ›ci nie uchybić - inaczej przyszÅ‚oby mi bowiem zacytować sÅ‚owa jedyne Voltairea, jakie kiedykolwiek na myÅ›l mi przychodzÄ… lub przychodziÅ‚y z autora tego, a te sÄ…: Je tremble!... car ce que je vais dire Ressemble a un systeme. (Voltaire) Może też to najfilozoficzniejszy filozofa tego apoftegmat. To - pózniej - pózniej - w Paryżu Fryderyk Chopin mieszkaÅ‚ przy ulicy Chaillot, co, od Pól Elizejskich w górÄ™ idÄ…c, w lewym rzÄ™dzie domów, na pierwszym piÄ™trze, mieszkania ma z oknami na ogrody i Panteonu kupolÄ™, i caÅ‚y Paryż... jedyny punkt, z którego napotykajÄ… siÄ™ widoki cokolwiek zbliżone do tych, które w Rzymie napotykasz. Takie też i Chopin miaÅ‚ mieszkanie z widokiem takim, którego to mieszkania głównÄ… częściÄ… byÅ‚ salon wielki o dwóch oknach, gdzie nieÅ›miertelny fortepian jego staÅ‚, a fortepian bynajmniej wykwintny - do szafy lub komody podobny, Å›wietnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem trójkÄ…tny, dÅ‚ugi, na nogach trzech, jakiego, zdaje mi siÄ™, już maÅ‚o kto w ozdobnym używa mieszkaniu. W tym salonie jadaÅ‚ też Chopin o godzinie piÄ…tej, a potem zstÄ™powaÅ‚, jak mógÅ‚, po schodach i do BuloÅ„skiego Lasku jezdziÅ‚, skÄ…d wróciwszy, wnoszono go po schodach, iż w górÄ™ sam iść nie mógÅ‚. Tak jadaÅ‚em z nim i wyjeżdżaÅ‚em po wielekroć, i raz do Bohdana Zaleskiego, który w Passy mieszkaÅ‚ wtedy, po drodze wstÄ…piliÅ›my, nie wchodzÄ…c doÅ„ na górÄ™ do mieszkania, bo nie byÅ‚o komu Chopina wnieść, ale pozostajÄ…c w ogródku przed domem, gdzie maleÅ„ki jeszcze wówczas poety synek na trawniku siÄ™ bawiÅ‚... Od zdarzenia tego ubiegÅ‚o wiele czasu, a ja nie zachodziÅ‚em do Chopina, wiedzÄ…c tylko zawsze, jak siÄ™ ma i że siostra jego z Polski przybyÅ‚a. Nareszcie zaszedÅ‚em razu jednego i odwiedzić go chciaÅ‚em - sÅ‚użąca Francuzka powiada mi: że Å›pi; uciszyÅ‚em kroku, karteczkÄ™ zostawiÅ‚em i wyszedÅ‚em. Ledwo parÄ™ zstÄ…piÅ‚em schodów, sÅ‚użąca powraca za mnÄ…, mówiÄ…c: iż Chopin, dowiedziawszy siÄ™, kto byÅ‚, prosi miÄ™ - że jednym sÅ‚owem nie spaÅ‚, ale przyjmować nie chce. WszedÅ‚em wiÄ™c do pokoju obok salonu bÄ™dÄ…cego, gdzie sypiaÅ‚ Chopin, bardzo wdziÄ™czny, iż widzieć miÄ™ chciaÅ‚, i zastaÅ‚em go ubranego, ale do pół leżącego w łóżku, z nabrzmiaÅ‚ymi nogami, co, że w poÅ„czochy i trzewiki ubrane byÅ‚y, od razu poznać można byÅ‚o. Siostra artysty siedziaÅ‚a przy nim, dziwnie z profilu doÅ„ podobna... On, w cieniu gÅ‚Ä™bokiego łóżka z firankami, na poduszkach oparty i okrÄ™cony szalem, piÄ™kny byÅ‚ bardzo, tak jak zawsze, w najpowszedniejszego życia poruszeniach majÄ…c coÅ› skoÅ„czonego, coÅ› monumentalnie zarysowanego... coÅ›, co albo arystokracja ateÅ„ska za religiÄ™ sobie uważać mogÅ‚a byÅ‚a w najpiÄ™kniejszej epoce cywilizacji greckiej - albo to, co genialny artysta dramatyczny wygrywa np. na klasycznych tragediach francuskich, które lubo nic sÄ… do starożytnego Å›wiata przez ich teoretycznÄ… ogÅ‚adÄ™ niepodobne, geniusz wszelako takiej np. Racheli umie je unaturalnić, uprawdopodobnić i rzeczywiÅ›cie uklasycznić... TakÄ… to naturalnie apoteotycznÄ… skoÅ„czoność gestów miaÅ‚ Chopin, jakkolwiek i kiedykolwiek go zastaÅ‚em... Owóż - przerywanym gÅ‚osem, dla kaszlu i dawienia, wyrzucać mi poczÄ…Å‚, że tak dawno go nie widziaÅ‚em - potem żartowaÅ‚ coÅ› i przeÅ›ladować miÄ™ chciaÅ‚ najniewinniej o mistyczne kierunki, co, że mu przyjemność robiÅ‚o, dozwalaÅ‚em - potem z siostrÄ… jego mówiÅ‚em - potem byÅ‚y przerwy kaszlu, potem moment nadszedÅ‚, że należaÅ‚o go spokojnym zostawić, wiÄ™c żegnaÅ‚em go, a on, Å›cisnÄ…wszy miÄ™ za rÄ™kÄ™, odrzuciÅ‚ sobie wÅ‚osy z czoÅ‚a i rzekÅ‚: "...WynoszÄ™ siÄ™!..."- i poczÄ…Å‚ kasÅ‚ać, co ja, jako mówiÅ‚, usÅ‚yszawszy, a wiedzÄ…c, iż nerwom jego dobrze siÄ™ robiÅ‚o silnie coÅ› czasem przeczÄ…c, użyÅ‚em onego sztucznego tonu i caÅ‚ujÄ…c go w ramiÄ™ rzekÅ‚em, jak siÄ™ mówi do osoby silnej i mÄ™stwo majÄ…cej: "...Wynosisz siÄ™ tak co rok... a przecież, chwaÅ‚a Bogu, oglÄ…damy ciÄ™ przy życiu." A Chopin na to, koÅ„czÄ…c przerwane mu kaszlem sÅ‚owa, rzekÅ‚: "MówiÄ™ ci, że wynoszÄ™ siÄ™ z mieszkania tego na plac Vendôme..." To byÅ‚a moja ostatnia z nim rozmowa, wkrótce bowiem przeniósÅ‚ siÄ™ na plac Vendôme i tam umarÅ‚, ale już go wiÄ™cej po onej wizycie na ulicy Chaillot nie widziaÅ‚em... * ...Przed Å›mierciÄ… jeszcze Chopina zaszedÅ‚em byÅ‚ raz na ulicÄ™ Ponthieu przy Elizejskich Polach, do domu, którego odzwierny z uprzejmoÅ›ciÄ… odpowiadaÅ‚, ile razy kto zachodzÄ…c pytaÅ‚ go, jak siÄ™ Monsieur Jules ma?... Tam na najwyższym piÄ™trze pokoik byÅ‚, ile można najskromniej umeblowany, a okna jego dawaÅ‚y na przestrzeÅ„, jakÄ… siÄ™ z wysokoÅ›ci zawsze widuje, tym jednym tylko upiÄ™kszonÄ…, iż czerwone sÅ‚oÅ„ca zachody w szyby biÅ‚y Å‚unami swymi. Kilka doniczek z kwiatami na ganku przed oknami tymi staÅ‚o, a oÅ›mielone przez mieszkaÅ„ca wróble zlatywaÅ‚y tam i szczebiotaÅ‚y. Obok drugi maleÅ„ki byÅ‚ pokoik - to sypialnia. ByÅ‚o to wiÄ™c jakoÅ› okoÅ‚o piÄ…tej godziny po poÅ‚udniu, kiedy przedostatni raz byÅ‚em tam u Juliusza SÅ‚owackiego, który wÅ‚aÅ›nie koÅ„czyÅ‚ obiad swój, z zupy i pieczonej kury skÅ‚adajÄ…cy siÄ™. SiedziaÅ‚ przeto SÅ‚owacki przy stoliku okrÄ…gÅ‚ym na Å›rodku pokoju, ubrany w dÅ‚ugie podszarzane paletot i w amarantowÄ… spÅ‚owiaÅ‚Ä… konfederatkÄ™, akcentem wygody na gÅ‚owÄ™ zarzuconÄ…. I mówiliÅ›my tak o Rzymie, skÄ…d wÅ‚aÅ›nie że niezbyt dawno przybyÅ‚em do Paryża - o niektórych znajomych i przyjacioÅ‚ach - o bracie mym Ludwiku, którego Å›.p. Juliusz rzewnie kochaÅ‚ - o Nieboskiej komedii, którÄ… wysoko bardzo ceniÅ‚ - o PrzedÅ›wicie, który miaÅ‚ za piÄ™kne dzieciÅ„stwo... Także o sztuce, że wpadÅ‚a w mechanizm - także o Chopinie (który żyÅ‚ jeszcze), a o którym Juliusz pokasÅ‚ujÄ…c rzekÅ‚ mi: "ParÄ™ miesiÄ™cy temu spotkaÅ‚em jeszcze tego morybunda..." - sam wszelako pierwej od Fryderyka Chopina odszedÅ‚ ze Å›wiata widzialnego, umarÅ‚szy. Do pokoiku tego, który, jak Juliusz mawiaÅ‚: "zupeÅ‚nie byÅ‚by dla szczęścia czÅ‚owieka wystarczajÄ…cym, gdyby nie to, że w jednej stronie jego kÄ…ty nie sÄ… zupeÅ‚nie proste, zle bÄ™dÄ…c skwadratowanym" - do tego, mówiÄ™, pokoiku innego dnia wieczorem wszedÅ‚em byÅ‚, a Juliusz staÅ‚ przy kominie, fajkÄ™ na cybuchu dÅ‚ugim palÄ…c, jak to używa siÄ™ w Polsce na wsi; na kanapie siedziaÅ‚ malarz Francuz (którego Juliusz potem egzekutorem testamentu swego zrobiÅ‚), ale ten nie mówiÅ‚ i milczaÅ‚ milczeniem maÅ‚o naturalnym, i siedziaÅ‚. Nad kominkiem wisiaÅ‚ brÄ…zowy medal Juliusza przedstawiajÄ…cy, który jest jednÄ… z najpiÄ™kniejszych w tym rodzaju robót OleszczyÅ„skiego. O Francji, o rewolucji, o rzymskich wypadkach mówiliÅ›my; on - naturalnym, ale kolorowanym sÅ‚owem, i niespodziewanymi obrotami mowy, i niekiedy akcentem zrezygnowanego żywota, gÅ‚Ä™biÄ™ apostrof filozoficznych w Marii Malczewskiego napotykanych przypominajÄ…cym. Co wszelako nie zawsze z wielkimi jego, czarnymi, ognia peÅ‚nymi oczyma, i z orientalnÄ… skroniÄ…, i z otworami energicznymi nosa orlego sprzymierzaÅ‚o siÄ™... Pod koniec rozmowy mówiÅ‚ mi: "Piersi, piersi nadwerężone mam, każą mi już tylko cukierki jeść, co chwilowo Å‚agodzi kaszel, żoÅ‚Ä…dkowi za to o tyleż szkodzÄ…c. Przyjdz jeszcze w przyszÅ‚ym, w zaprzyszÅ‚ym tygodniu, potem... czujÄ™, że niezadÅ‚ugo i odejść z tego Å›wiata przyjdzie mi" Wyraznie mi to mówiÅ‚, bawiÄ…c siÄ™ cybuchem fajki swojej, tam i owdzie powoli poruszanym jak wahadÅ‚o zegaru Å›ciennego. - W nastÄ™pujÄ…cym tygodniu poÅ›pieszyÅ‚em znowu zajść do SÅ‚owackiego, ale spotkaÅ‚em kogoÅ› (można by rzec : z uczniów jego), który odeÅ„ powracaÅ‚, a byÅ‚o już ciemno - i ten powiedziaÅ‚ mi: "Jutro lepiej zajdz do Juliusza, bo dziÅ› wÅ‚aÅ›nie dlatego wyszedÅ‚em od niego, iż nieswój jest..." - "Jakże siÄ™ zna ?" - pytaÅ‚em. - "Nie wiem - odpowiedziaÅ‚ mi - ale tyle ci tylko powiem, iż, wedle słów Juliusza, bardzo wÄ…tpi o zdrowiu swym i zawzywaÅ‚ już dzisiaj pomocy i opieki Å›. MichaÅ‚a ArchanioÅ‚a, tuszÄ…c, że mu to siÅ‚ na jakiÅ› czas użyczy" Te sÅ‚owa usÅ‚yszawszy (lubo bez dwuznacznego zadziwienia, bo wiedziaÅ‚em, że SÅ‚owacki bardzo religijny byÅ‚), na inny dzieÅ„ odwiedziny moje odÅ‚ożyÅ‚em. Ten inny dzieÅ„ w nastÄ™pnym tygodniu wypadÅ‚, ale już to o rannej godzinie byÅ‚o i byÅ‚o to tak, że wszedÅ‚szy pierwszy widziaÅ‚em ciaÅ‚o zimne Juliusza, bo w nocy poprzedniej, Sakramentami opatrzony (list od matki swej, nadeszÅ‚y wÅ‚aÅ›nie w chwili skonania, odczytawszy), zasnÄ…Å‚ Å›mierciÄ… i w niewidzialny Å›wiat odszedÅ‚. MaÅ‚o piÄ™kniejszych twarzy umarÅ‚ego widzi siÄ™, jako byÅ‚a twarz SÅ‚owackiego, rysujÄ…ca siÄ™ biaÅ‚ym swym profilem na spÅ‚owiaÅ‚ym dywanie ciemnym, coÅ› z historii polskiej przedstawiajÄ…cym, który Å‚oże od Å›ciany dzieliÅ‚. Ptaszki zlatywaÅ‚y na niepielÄ™gnowane doniczki z kwiatami - krzÄ…tano siÄ™ okoÅ‚o pogrzebu, a pogrzeb ten, jaki byÅ‚, to różni różnie opisali. Ja - na pogrzebie tym żeÅ„skich istot widziaÅ‚em dwie - jedna z tych rzewnymi Å‚zami zalana byÅ‚a, co mi wspomnieniem zostaÅ‚o bardzo pocieszajÄ…cym na wiele dni potem, kiedy liczne podówczas spoÅ‚eczeÅ„stwo polskie w Paryżu bawiÄ…ce siÄ™ odwiedzaÅ‚em byÅ‚ - bo wiele byÅ‚o (jak zawsze Å›wietnych i niepospolitych) Polek podówczas w Paryżu... Mam rysunek Juliusza, który on w Egipcie rysowaÅ‚ z natury, bo pejzaże zwÅ‚aszcza rysowaÅ‚ wcale dobrze, ale przeciÄ…Å‚em pamiÄ…tkÄ™ tÄ™ na dwie części i jednÄ… do albumu osoby z kraju przybyÅ‚ej ofiarowaÅ‚em, drugÄ… zostawujÄ…c sobie - aby sprawdziÅ‚y siÄ™ sÅ‚owa w Beniowskim napisane, iż "prawÄ… rÄ™kawiczkÄ™ twÄ… zawieszÄ… w muzeum jakim, a o straconÄ… lewÄ… bÄ™dÄ… skargi!..." - ironia bowiem taka nadobnie-bez-zjadliwa jako ironia Juliusza poÅ›miertnym bynajmniej wspomnieniom nie zawadza. Owszem, brzmi ona podobnie tym sÅ‚owom, które Filip MacedoÅ„ski przy budzeniu siÄ™ powtarzać sobie kazaÅ‚: "Królu! sÅ‚oÅ„ce już wschodzi, pomnij przez caÅ‚y dzieÅ„, że Å›miertelnikiem jesteÅ›." * To zaÅ› - przypomina mi zupeÅ‚nie odrÄ™bnÄ… rzecz, o osobie bynajmniej sÅ‚awnej, bynajmniej zasÅ‚użonej talentem, pracÄ… lub cierpieniem - o osobie, której nazwiska nawet nie wiem, a narodowość wÄ…tpliwie wiem... DoÅ‚Ä…czÄ™ tu wiÄ™c wspomnienie osoby Å›miertelnej, nie znanej mi, niemniej Å›ciÅ›le wierne, z natury wziÄ™te - czyniÄ™ to zaÅ› tym swobodniej, iż na wstÄ™pie zastrzegÅ‚em, co o krytyce, krytykach i stylu książkowym trzymam i tuszÄ™ w treÅ›ci, jako niniejsza, w której za caÅ‚y interes wÅ‚aÅ›nie uważam Å›cisÅ‚Ä… tylko wiarogodność sprawozdania. Otóż - byÅ‚o to w parÄ™ lat po Å›mierci powyżej zapisanej - nie byÅ‚em w Paryżu - nie byÅ‚em we Francji ani w Londynie, ani w Anglii, ani w Europie, ani w Ameryce... byÅ‚em, na kotwicy, na pierwszym wstÄ™pnym pasie Oceanu Atlantyckiego, pomiÄ™dzy wyspami kredowatej biaÅ‚oÅ›ci, poÅ‚amanymi w Å›ciany prostopadÅ‚e. Niedziela byÅ‚a: sÅ‚oÅ„ce na niebiosach bez chmur, niżej ciemnoatramentowosafirowe ogromne fale, ale cisza taka, że żagiel żaden nie drgnÄ…Å‚, sznur żaden niedbale spuszczony nie poruszyÅ‚ siÄ™... Nie widziaÅ‚em jeszcze wszystkich osób ekwipaż skÅ‚adajÄ…cych, a wszystkie dla sÅ‚oÅ„ca piÄ™knego na pokÅ‚ad wychodziÅ‚y wÅ‚aÅ›nie; siedziaÅ‚em na Å‚awce pod masztem wielkim, przy mnie nowy znajomy, Å›wiatÅ‚y mÅ‚odzieniec jakiÅ›, z rodu Izraelita, z którym czÄ™sto mawiaÅ‚em. PÅ‚ynąć nie można byÅ‚o dla zupeÅ‚nego braku wiatru i, kiedy siÄ™ dalej popÅ‚ynie, zgadnąć nie można byÅ‚o... Kiedy tak siedziaÅ‚em, nieskoÅ„czonÄ… przestrzeÅ„ fal przed oczyma majÄ…c, przewiaÅ‚a przed nami suknia kobieca, a obok mnie siedzÄ…cy współpodróżnik rzecze mi po francusku: "...Patrz pan, który jesteÅ› artystÄ…, jaka piÄ™kna kobieta wÅ‚aÅ›nie przeszÅ‚a, biednemu pieskowi w tÄ™ wielkÄ… podróż zabranemu mleka na talerzu wynoszÄ…c w dzieÅ„, w który wszyscy cieszyli siÄ™ pogodÄ… i niedzielÄ…, a to szczeniÄ™ biedne ani wiedziaÅ‚o, gdzie i na jak dÅ‚ugo zaniepodziaÅ‚o siÄ™." Å»e nie spojrzaÅ‚em, jak mi towarzysz radziÅ‚, odpowiedziaÅ‚em mu wiÄ™c, jak to siÄ™ mówi, kiedy o czym innym wÅ‚aÅ›nie myÅ›lisz: "WÅ‚aÅ›nie że dlatego teraz nie pójdÄ™ jej oczyma szukać, kobiety bowiem najpiÄ™kniejsze sÄ… wtedy, kiedy nie sÅ‚yszÄ… ani widzÄ…, ani zgadujÄ…, że siÄ™ spoglÄ…da na nie - bÄ™dÄ™ wiÄ™c uważaÅ‚ jÄ… innym razem - innego razu zobaczÄ™ jÄ…..." - co powtórzyÅ‚em jeszcze z przyciskiem, aby odmienić tok rozmowy. Ale że to byÅ‚a dziwnie piÄ™kna osoba (podobno Irlandka), to przecież i tak, kiedy przesunęła siÄ™, spostrzec można byÅ‚o, boć ze stereoskopów już wyraznie dziÅ› wiemy, ile to czÅ‚owiek obejmuje wzrokiem mimowolnie, choćby i nie patrzyÅ‚ siÄ™ wprost na przedmiot. SÅ‚oÅ„ce potem zaszÅ‚o, wiatru nie byÅ‚o - i księżyc wzeszedÅ‚, i podniosÅ‚em siÄ™, i zasnÄ…Å‚em w kajucie ciasnej, dusznej... i straż tylko po pomoÅ›cie okrÄ™tu trzymasztowego przechadzaÅ‚a siÄ™... Krzyk jakiÅ› rozlegÅ‚ siÄ™ w nocy - jacyÅ› ludzie przybiegli z latarkami - wielki Murzyn, sÅ‚użący główny okrÄ™towy, tu i tam przewinÄ…Å‚ siÄ™ po schodach, doktora szukajÄ…c... O Å›wicie ruch byÅ‚ jakiÅ› niezwykÅ‚y na okrÄ™cie - wstaÅ‚em i wyszedÅ‚em na pokÅ‚ad. Ta osoba mÅ‚oda i piÄ™kna, którÄ… obiecaÅ‚em byÅ‚ innym razem uważać i widzieć, nagle umarÅ‚a w mocy. Zwyczaj jest, że w takim razie przeznaczonym na to czarnosafirowym żaglem, w wielkie biaÅ‚e gwiazdy obrzuconym, przykrywajÄ… to miejsce, gdzie zwÅ‚oki leżą: taka plama czerniÅ‚a na Å›rodku pokÅ‚adu o wschodzie sÅ‚oÅ„ca... Tu przychodzi mi na myÅ›l, czy poezjÄ™ tÄ™, co prawdy rylcem Å›cisÅ‚ej sama siÄ™ w żywotach zapisuje, warto jest dla cynicznego czytelnictwa dzisiejszego piórem z niepamiÄ™ci wywodzić i okreÅ›lać... Romans jaki, fantastycznie skÅ‚amany po zażyciu indyjskiego haczysz, przyjemniejsze i pożądaÅ„sze wrażenie zrobi!!... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pózniej - pózniej - kiedy do Europy powróciÅ‚em, Adam Mickiewicz mieszkaÅ‚ w okolicach placu Bastylii, w gmachu Biblioteki ArsenaÅ‚u, gdzie i bibliotekarzem byÅ‚. Miejsce to przepowiedziany przez niego czÅ‚owiek: z dynastii Wielkiego Napoleona (dzisiejszy Imperator francuski), ofiarowaÅ‚ Å›wiÄ™tej i wiekopomnej pamiÄ™ci Adamowi Mickiewiczowi - miejsce szczupÅ‚e, maÅ‚o nawet jako fundusz dla familii licznej poety przynoszÄ…ce - a ofiarowane mu, zdaje siÄ™, dobrze już potem, kiedy w dziennikach czytaÅ‚o siÄ™, iż profesor Kolegium Francuskiego Adam Mickiewicz i maÅ‚oliczni inni odmówili przysiÄ™gi na wierność Imperatorowi francuskiemu. OkoÅ‚o to pózniejszych jeszcze tego panowania miesiÄ™cy Bibliotekarz do Imperatora napisaÅ‚ też Horacjusza jÄ™zykiem OdÄ™, nieskoÅ„czenie z formy przystajÄ…cÄ… do urzÄ™du i miejsca powierzonego mu. WiÄ™c to - krótko przed misjÄ… na Wschód, na jakÄ… z bibliotekarstwa udaÅ‚ siÄ™ byÅ‚ pan Adam, zaszedÅ‚em doÅ„, do gmachu Biblioteki ArsenaÅ‚u, gmachu ciemnego, z korytarzami i kamiennymi wschodami - byÅ‚o to w niedzielÄ™, bo pamiÄ™tam, że ze mszy szedÅ‚em i książkÄ™ z sobÄ… miaÅ‚em. A szedÅ‚em go przywitać wiÄ™cej niż kiedykolwiek serdecznie, bo bliżej... bliżej zaÅ› z powodu, iż dochodziÅ‚o miÄ™ byÅ‚o, że wspominaÅ‚ miÄ™, kiedy w Ameryce zostawaÅ‚em - a kiedy tam odpÅ‚ynÄ…Å‚em, powiedziaÅ‚ tylko komuÅ› : "...To on tak jakby na Pere Lachaise pojechaÅ‚!..." - co, że zrozumiaÅ‚em, byÅ‚o mi przyjemnie, iż ktoÅ› miÄ™ wspominaÅ‚ w Europie, i dlatego też przyjemnie szedÅ‚em przywitać go. WesoÅ‚o spojrzaÅ‚ na mnie i uÅ›cisnÄ…Å‚, i rozmawiaÅ‚em z nim do zachodu sÅ‚oÅ„ca, bo pamiÄ™tam, że czerwono zrobiÅ‚o siÄ™ w oknie, kiedy myÅ›liÅ‚em odejść. Pokoik to byÅ‚ maÅ‚y z piecykiem dobrze zapalonym, gdzie od razu do razu pan Adam poprawiaÅ‚ nieco wÄ™gle kijem. Ubrany byÅ‚ pan Adam w futerko wytarte, szaraczkowym suknem powleczone, które skÄ…d w Paryżu można byÅ‚o dostać, tej barwy, kroju i podżyÅ‚oÅ›ci?... pytanie ciekawe - bowiem: byÅ‚a to, zdaje siÄ™, kapota, jakÄ… zagonowa szlachta zimÄ… nosi w prowincjach dobrze od Warszawy oddalonych. W pokoiku wisiaÅ‚a piÄ™kna rycina przedstawiajÄ…ca Å›. MichaÅ‚a ArchanioÅ‚a podÅ‚ug oryginaÅ‚u, który jest u Kapucynów w Rzymie - czy też podÅ‚ug tego obrazu Rafaela, który w Luwrze jest, tego dobrze nie pamiÄ™tam. Także Ostrobramska Matka NajÅ›wiÄ™tsza i Dominikina oryginalny rysunek, komuniÄ™ Å›. Hieronima przedstawiajÄ…cy - jeszcze także rycinka maÅ‚a z Napoleona I-go przed generalstwem jego portretowana, a pod niÄ… daguerotyp mężczyzny sÄ™dziwego, prosto stojÄ…cego, w surducie zapiÄ™tym, jak chodzÄ… francuskie inwalidy, a byÅ‚ to czas wÅ‚aÅ›nie pierwszych wojennych kroków ostatniej wojny... Na biurku zaÅ›, od czasu niedawnego dopiero widzialne u pana Adama, dwa niedzwiedzie pasujÄ…ce siÄ™ - odlew z gipsu. To byÅ‚o jeszcze przed Å›mierciÄ… małżonki Adama Mickiewicza, po której to Å›mierci i pogrzebie na jakie dwa tygodnie zaszedÅ‚em znów do pana Adama o godzinie może dziesiÄ…tej rano i zastaÅ‚em go w progu drzwi, wychodzÄ…cego wÅ‚aÅ›nie, tak że drzwi kiedy otworzyÅ‚em, wpadÅ‚em naÅ„ - wróciÅ‚ wiÄ™c na jakie półtory godziny jeszcze, przez które z nim mówiÅ‚em, a potem razem też wyszliÅ›my, bo miaÅ‚ byÅ‚ gdzieÅ› iść jeszcze one półtory godziny pierwej. MówiÅ‚ mi o Å›mierci żony, szczegółowo, bardzo pogodnie, maÅ‚e zboczenie robiÄ…c: że nieÅ›wiadomość prawdy tylko daje przerażenie zgonu i rzeczy Å›mierci dotyczÄ…cych... aż kiedy przy jednej z ulic ja miaÅ‚em inaczej obrócić drogÄ™, a on gdzie indziej iść, Å›cisnÄ…Å‚ miÄ™ za rÄ™kÄ™ i mocnym gÅ‚osem rzekÅ‚ mi: "No... adieu!" Å»e nigdy ani po francusku, ani tym tonem nie żegnaÅ‚ miÄ™ byÅ‚, a tyleć razy rozchodziliÅ›my siÄ™, przeszedÅ‚em potem nieledwie na drugi koniec miasta i, na schody do siebie wstÄ™pujÄ…c, sÅ‚yszaÅ‚em jeszcze to sÅ‚owo: "...Adieu!" Przypadek zrzÄ…dziÅ‚, że nie mogÅ‚em widzieć odtÄ…d pana Adama, ani pożegnać go, kiedy na Wschód wyjeżdżaÅ‚ - sÅ‚owem, że to ostatnie byÅ‚o one dziwnie mi podówczas brzmiÄ…ce pożegnanie... Co aby jaÅ›niejszym byÅ‚o, dodać trzeba, że nieboszczyk pan Adam miaÅ‚ to do siebie, iż nie tylko, co mawiaÅ‚, ale i: jak mawiaÅ‚, zatrzymywaÅ‚o siÄ™ w pamiÄ™ci... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przy ulicy Tour des Dames na wzgórzu jest dom, do którego dopiero wszedÅ‚szy, rozkÅ‚ad schodów i fragmenta z gliny polewanej czternastowieczne, florenckie, okazujÄ…, iż poważnego artysty to mieszkanie... Tam gdy niedawno wszedÅ‚em byÅ‚ - a potem na najwyższe piÄ™tro do atelier p. Delarochea, wielki artysta raczyÅ‚ mi pokazać ostatni obraz swój, wÅ‚aÅ›nie że skoÅ„czony. ByÅ‚a to rzecz wielkoÅ›ci dużego pół-arkusza, malowana na drzewie. W zauÅ‚ku jerozolimskim dawaÅ‚o siÄ™ wiÄ™cej czuć, niż widzieć przez podobnÄ… do okna szczelinÄ™, iż czÅ‚owiek, którego zwano Mistrzem, Rabbim, Mesjaszem, królem i prorokiem, i uzdrawiajÄ…cym pewnym lekarzem, a który byÅ‚ Chrystus, syn Boga żywego, wÅ‚aÅ›nie że jest wziÄ™ty przez straże i prowadzony od urzÄ™du do urzÄ™du, a może wÅ‚aÅ›nie na GórÄ™ Trupich Głów. Piotr ÅšwiÄ™ty, najbliżej okna owego stojÄ…c, porywa siÄ™ jak czÅ‚owiek szabli szukajÄ…cy, a Jan ÅšwiÄ™ty, na piersiach kÅ‚adÄ…c mu rÄ™ce swe, uspokaja ksiÄ™cia apostoÅ‚a i sam zaÅ„, przezeÅ„ czuwajÄ…c, w okno patrzy. Ta grupa jest przy Å›cianie okna - po niej ustÄ™p, jak w Stabat Mater ustÄ™py strof - dalej klÄ™czy Matka NajÅ›wiÄ™tsza, jak siÄ™ klÄ™czy przed oÅ‚tarzem w koÅ›ciele, kiedy jest wystawienie NajÅ›wiÄ™tszego Sakramentu - za niÄ… ustÄ™p znowu - i grupa Å›wiÄ™tych niewiast w katakumbowej jakiejÅ› architektury cieniach... Oto obraz caÅ‚y z mÄ™ki PaÅ„skiej, w którym osoby Zbawiciela widocznej nie ma, ale jest ona tylko w gamie-wyrazów-twarzy osób, mÄ™kÄ™ PaÅ„skÄ… widzÄ…cych, wyrażona. Wielce uradowany, iż jest przecie na Å›wiecie artysta... patrzyÅ‚em na ten maleÅ„ki obrazek, a że Å›. p. Delaroche (tak jak, bywaÅ‚o kiedyÅ›, Ary-Scheffer) raczyÅ‚ mi pozwalać, abym, oglÄ…dajÄ…c utwory jego, mówiÅ‚ wszystko, co mi siÄ™ zdaje, ja zaÅ›, na tym już stopniu stojÄ…cym artystom, nie mniemam, aby inaczej siÄ™ mówiÅ‚o, dÅ‚ugo wiÄ™c myÅ›lenie moje okreÅ›laÅ‚em w sÅ‚owach Å›ciÅ›le wiernych. I skoÅ„czyÅ‚em na tym - że sÄ…dzÄ™, iż obraz taki nastÄ™pstwa swoje mieć powinien i że sam jeden oderwanie wziÄ™ty niepeÅ‚nÄ… jest rzeczÄ… - na co mi p. Delaroche odpowie: "Trzy wÅ‚aÅ›nie takie robić chcÄ™, aby to sformowaÅ‚o trylogiÄ™..." Potem pokazaÅ‚ mi jeszcze portret Thiersa, wyborny pod wszelkim wzglÄ™dem, i - znów do maÅ‚ego obrazka powróciwszy - rzekÅ‚ mi tonem żegnalnym (bo wÅ‚aÅ›nie ktoÅ› nadchodziÅ‚ jeszcze): "Tak, trzy dopiero obrazy tego rodzaju razem wziÄ™te okażą caÅ‚ość..." - i parÄ™ kroków ku drzwiom ze mnÄ… robiÄ…c, po dwakroć dodaÅ‚: "Skoro tylko dwa inne obrazki zrobiÄ™... pokażę je panu - pokażę je", co zwykÅ‚ byÅ‚ okreÅ›lać dobitnie, bo nie eksponowaÅ‚ publicznie dzieÅ‚ swoich ani nie każdemu je pokazywaÅ‚, zwÅ‚aszcza od niejakiego czasu... OdtÄ…d nie widziaÅ‚em już pana Delarochea, w którego Å›mierci ostatni promyczek Leonarda da Vinci mrokiem siÄ™ okryÅ‚... DowiadywaÅ‚em siÄ™, czy dwa inne obrazki zaczÄ™te byÅ‚y przed Å›mierciÄ… wielkiego artysty, ale nie... może w szkicach... * Rzeczy tu opisane Czarnymi Kwiatami zwÄ™: wierne sÄ… jak podpisy Å›wiadków, którzy, pisać nie umiejÄ…c, znakami krzyża nieksztaÅ‚tnie nakreÅ›lonego podpisujÄ… siÄ™; kiedyÅ› i... w literaturze, którÄ… może zobaczÄ™ innym razem... pisma takie nie bÄ™dÄ… dziwnie wyglÄ…daÅ‚y dla szukajÄ…cych powiastek czytelników. - SÄ… bowiem powieÅ›ci i romanse, i dramy, i tragedie w Å›wiecie niepisanym i nieliterackim, o których siÄ™ naszym literatom ani Å›niÅ‚o, ale - te okreÅ›lać - czy warto?... już?... 1856 r.