TytuÅ‚ oryginaÅ‚u: El Prisionero del Cielo PrzeÅ‚o\yÅ‚a: Katarzyna Kiss Zawsze wiedziaÅ‚em, \e wrócÄ™ do tego miasta, aby opowiedzieć historiÄ™ czÅ‚owieka, który zgubiÅ‚ swÄ… duszÄ™ i imiÄ™, pomiÄ™dzy ulicami Barcelony pogrÄ…\onej w niespokojnym Å›nie w czasie popiołów i ciszy. To sÅ‚owa napisane ogniem w cieniu miasta przeklÄ™tych, sÅ‚owa wyryte w pamiÄ™ci tego, który powróciÅ‚ z martwych z obietnicÄ… ukrytÄ… w sercu i cenÄ… przekleÅ„stwa. Podnosi siÄ™ kurtyna, cichnÄ… widzowie i zanim cieÅ„ zamieszkujÄ…cy jego przeznaczenie zejdzie z rusztowaÅ„, trupa biaÅ‚ych duchów wchodzi na scenÄ™ z komediÄ… na ustach, bÅ‚ogosÅ‚awiona niewinność tego, który wierzÄ…c, \e akt trzeci jest ostatnim, przychodzi opowiedzieć nam Opowieść WigilijnÄ… nie wiedzÄ…c ze przewracajÄ…c ostatniÄ… kartkÄ™ farba jego oddechu powlecze go wolno i nieubÅ‚aganie w samo serce mroku. Julian Carax, WiÄ™zieÅ„ Nieba Wydawnictwo Lumiére, Pary\ 1992 CZŚĆ PIERWSZA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA BARCELONA PASEO DE GRACIA 1 Barcelona, grudzieÅ„ 1957r Tego roku Bo\e Narodzenie przywitaÅ‚o nas oÅ‚owianymi chmurami i szronem. Niebieskawy półmrok okrywaÅ‚ miasto, ludzie przechodzili opatuleni po same uszy rysujÄ…c parÄ… swoich oddechów wzory w zimnym powietrzu. Niewielu w tych dniach zatrzymywaÅ‚o siÄ™, aby podziwiać wystawÄ™ ksiÄ™garni Sempere i Synowie, a jeszcze mniej odwa\yÅ‚o siÄ™ wejść i zapytać o tÄ™ zagubionÄ… ksiÄ…\kÄ™, która czekaÅ‚a na nich caÅ‚e \ycie, i której sprzeda\, co tu ukrywać, przyczyniÅ‚aby siÄ™ do naprawienia wÄ…tpliwych finansów ksiÄ™garni. - MyÅ›lÄ™, \e to wÅ‚aÅ›nie ten dzieÅ„. Dzisiaj nasze szczęście siÄ™ odmieni - obwieÅ›ciÅ‚em uniesiony na skrzydÅ‚ach pierwszej kawy tego dnia, czysty optymizm w stanie pÅ‚ynnym. Mój ojciec, który ju\ od ósmej rano walczyÅ‚ z ksiÄ™gÄ… rachunkowÄ… gimnastykujÄ…c siÄ™ z ołówkiem i gumkÄ…, podniósÅ‚ wzrok znad lady i obserwowaÅ‚ niedoszÅ‚ych klientów znikajÄ…cych w dole ulicy. - Oby niebo ciÄ™ usÅ‚yszaÅ‚o Danielu, bo jeÅ›li tak dalej pójdzie i stracimy Å›wiÄ…tecznÄ… sprzeda\, w styczniu nie bÄ™dziemy mieli, z czego zapÅ‚acić nawet rachunku za Å›wiatÅ‚o. Musimy coÅ› zrobić. - Wczoraj Fermin miaÅ‚ pewien pomysÅ‚ zagadnÄ…Å‚em. - WedÅ‚ug niego to mistrzowski plan, aby wyratować ksiÄ™garnie od niechybnego bankructwa. - Niech Bóg ma nas w swojej opiece. ZacytowaÅ‚em dosÅ‚ownie: - Być mo\e, \e jeÅ›li zacznÄ™ dekorować wystawÄ™ ubrany tylko w kalesony jakaÅ› niewiasta spragniona literatury i silnych emocji wstÄ…pi wydać trochÄ™ grosza, poniewa\ jak mówiÄ… ci, co siÄ™ na tym znajÄ…, przyszÅ‚ość literatury zale\y od kobiet, a jak mi Bóg miÅ‚y jeszcze siÄ™ taka nie urodziÅ‚a, która byÅ‚aby w stanie oprzeć siÄ™ takiemu ciaÅ‚u. UsÅ‚yszaÅ‚em za plecami jak spada na ziemiÄ™ ołówek ojca, wiÄ™c siÄ™ odwróciÅ‚em. - Fermin dixit dodaÅ‚em. PomyÅ›laÅ‚em, \e ojciec zacznie siÄ™ Å›miać z pomysÅ‚u, Fermina, ale kiedy zobaczyÅ‚em, \e nie budzi siÄ™ ze swego zamyÅ›lenia, spojrzaÅ‚em na niego spod oka. Sempere senior nie tylko nie widziaÅ‚ w tym nic Å›miesznego, wydawaÅ‚ siÄ™ wrÄ™cz rozwa\ać caÅ‚kiem powa\nie takÄ… mo\liwość. - To caÅ‚kiem prawdopodobne ze Fermin trafiÅ‚ w sedno - zamruczaÅ‚ ObserwowaÅ‚em go niedowierzajÄ…c, myÅ›lÄ…c, \e mo\e posucha finansowa ostatnich tygodni naruszyÅ‚a zdrowy rozsÄ…dek mojego rodziciela. - Tylko mi nie mów, \e mu pozwolisz spacerować w gatkach po ksiÄ™garni. - Nie, nie. Nie o to chodzi. Chodzi o wystawÄ™. Teraz, kiedy o tym wspomniaÅ‚eÅ› wpadÅ‚em na pewien pomysÅ‚& Mo\e jeszcze nam siÄ™ uda uratować Bo\e Narodzenie. WidziaÅ‚em jak znika na tyÅ‚ach sklepu skÄ…d wyszedÅ‚ wyposa\ony w swój oficjalny zimowy uniform: ten sam pÅ‚aszcz, szalik i kapelusz, który pamiÄ™taÅ‚em jeszcze z dzieciÅ„stwa. Bea podejrzewaÅ‚a, \e mój ojciec nie kupiÅ‚ sobie \adnego nowego ubrania od 1942r. i wszystko wskazywaÅ‚o na to, \e moja \ona miaÅ‚a racjÄ™. Mój ojciec uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ ukradkiem zakÅ‚adajÄ…c rÄ™kawiczki, a w jego oczach zapaliÅ‚ siÄ™ ten dzieciÄ™cy bÅ‚ysk, który pojawiaÅ‚ siÄ™ tam tylko w obliczu wielkich przedsiÄ™wzięć. - Mo\na wiedzieć, dokÄ…d siÄ™ wybierasz? Ojciec puÅ›ciÅ‚ do mnie oko. - To niespodzianka. Zobaczysz. OdprowadziÅ‚em go do drzwi i zobaczyÅ‚em jak kieruje siÄ™ sprÄ™\ystym krokiem siÄ™ w stronÄ™ Puerta del Angel, jeszcze jedna figurka w szarym morzu przechodniów pÅ‚ynÄ…c przez kolejnÄ… dÅ‚ugÄ… zimÄ™ cieni i popiołów. 2 WykorzystujÄ…c to, \e zostaÅ‚em sam zdecydowaÅ‚em wÅ‚Ä…czyć radio, aby nacieszyć siÄ™ odrobionÄ… muzyki podczas porzÄ…dkowania zbiorów na półkach wedÅ‚ug wÅ‚asnego uznania. Mój ojciec wierzyÅ‚, \e radio grajÄ…ce w ksiÄ™garni, kiedy sÄ… klienci jest w zÅ‚ym guÅ›cie, kiedy zaÅ› wÅ‚Ä…czaÅ‚em je w obecnoÅ›ci Fermina, ten od razu zabieraÅ‚ siÄ™ do podÅ›piewywania pieÅ›ni religijnych na ka\dÄ… mo\liwÄ… melodiÄ™, albo jeszcze gorzej do taÅ„czenia czegoÅ›, co on sam okreÅ›laÅ‚ jako zmysÅ‚owe karaibskie rytmy - i po paru minutach miaÅ‚em nerwy na postronku. Zdawszy sobie sprawÄ™ z tych niedogodnoÅ›ci, doszedÅ‚em do wniosku, \e powinienem ograniczyć moje spotkania z falami radiowymi do tych rzadkich momentów, w których oprócz mnie i dziesiÄ…tek tysiÄ™cy ksiÄ…\ek nie byÅ‚o nikogo wiÄ™cej w sklepie. Radio Barcelona puszczaÅ‚o tego dnia nielegalne nagranie koncertu wspaniaÅ‚ego trompecisty Luisa Armstronga, który daÅ‚ on w hotelu Windsor Palace na alei Diagonal trzy lata temu, wykonane przez jednego z kolekcjonistów. W przerwach na reklamÄ™ spiker z zapaÅ‚em okreÅ›laÅ‚ ten styl jako llass i ostrzegaÅ‚, \e niektóre z jego bezwstydnych synkop" mogÄ… nie być odpowiednie dla u\ytku rodzimego sÅ‚uchacza uksztaÅ‚towanego na wodewilu, bolerach i wÅ‚aÅ›nie wschodzÄ…cym ruchu ve-ve, które królowaÅ‚y na falach radiowych. Fermin miaÅ‚ w zwyczaju mówić, \e gdyby Isaac Albéniz urodziÅ‚ siÄ™ czarny, jazz zostaÅ‚by wynaleziony w Camprodón, jak ciastka w puszce, i \e, razem ze szpiczastymi biustonoszami, które nosiÅ‚a uwielbiana przez niego, Kim Nova w niektórych filmach, które oglÄ…daliÅ›my w kinie Fémina na porannej sesji, ten dzwiÄ™k byÅ‚ jednym z najwiÄ™kszych osiÄ…gnięć ludzkoÅ›ci w XX wieku. Nie mogÅ‚em zaprzeczyć. PozwoliÅ‚em, aby reszta poranka upÅ‚ynęła mi miedzy magiÄ… tej muzyki i aromatem ksiÄ…\ek, smakujÄ…c zadowolenie i satysfakcjÄ™, jakÄ… daje dobrze wykonana praca. Fermin wziÄ…Å‚ wolne tego ranka, aby wedÅ‚ug niego dokoÅ„czyć przygotowania do Å›lubu z BernardÄ… przewidzianego na poczÄ…tek lutego. Kiedy pierwszy raz o tym wspomniaÅ‚ zaledwie dwa tygodnie temu, wszyscy mówiliÅ›my mu, \e za bardzo siÄ™ spieszy, i \e poÅ›piech nie prowadzi do niczego dobrego. Ojciec próbowaÅ‚ przekonać go do przeÅ‚o\enia Å›lubu o dwa, trzy miesiÄ…ce, argumentujÄ…c, \e Å›luby powinny odbywać siÄ™ latem i przy Å‚adnej pogodzie, ale Fermin uparÅ‚ siÄ™ przy tej dacie utrzymujÄ…c, \e gatunek zaprawiony w surowym suchym klimacie dolin, estramadurskich, pociÅ‚ siÄ™ obficie, gdy nadchodzi Å›ródziemnomorskie lato wedÅ‚ug niego półtropikalne, i nie widzi sensu celebrować swego Å›lubu z plamami wielkoÅ›ci grzanki pod pachami. Ju\ zaczÄ…Å‚em myÅ›leć, \e musi być w tym coÅ› dziwnego skoro Fermin Romeo de Torres \ywy sztandar cywilnej opozycji wobec ÅšwiÄ™tej Matki KoÅ›cioÅ‚a, banków i dobrych zwyczajów w tej Hiszpanii mszy i NO - DO lat 50 tych, przejawiaÅ‚ podobny poÅ›piech w udaniu siÄ™ do wikariatu. W swojej przedmaÅ‚\eÅ„skiej gorliwoÅ›ci posunÄ…Å‚ siÄ™ do zawarcia przyjazni z nowym proboszczem koÅ›cioÅ‚a Santa Ana, Jacobo kapÅ‚anem pochodzÄ…cym z Burgos o dość swobodnych poglÄ…dach i manierach emerytowanego boksera, którego zaraziÅ‚ swoim zamiÅ‚owaniem do gry w domino. Fermin rozgrywaÅ‚ z nim historyczne partie w barze Almirall ka\dej niedzieli po mszy, a kapÅ‚an Å›miaÅ‚ siÄ™ z ochotÄ…, kiedy mój przyjaciel zapytywaÅ‚ go miedzy jednym kieliszkiem a drugim wina z Montserrat, czy jest zupeÅ‚nie pewny, \e zakonnice majÄ… uda i czy jeÅ›li je majÄ… sÄ… one tak miÄ™kkie i smakowite jak podejrzewaÅ‚ od mÅ‚odoÅ›ci. - Doprowadzi pan w koÅ„cu do tego, \e go ekskomunikujÄ… napominaÅ‚ go mój ojciec. Na zakonnice ani siÄ™ nie patrzy, ani siÄ™ ich nie dotyka. Ale przecie\ ksiÄ…dz jest prawie gorszym hultajem ni\ ja protestowaÅ‚ Fermin. - Å›eby nie sutanna& WspominaÅ‚em tÄ… rozmowÄ™ nucÄ…c do wtóru trÄ…bki mistrza Armstronga, kiedy usÅ‚yszaÅ‚am pobrzÄ™kiwanie dzwonka zawieszonego nad drzwiami ksiÄ™garni, podniosÅ‚em wzrok spodziewajÄ…c siÄ™ zobaczyć ojca, powracajÄ…cego ze swojej sekretnej misji, albo Fermina gotowego do przejÄ™cia popoÅ‚udniowej zmiany. - DzieÅ„ dobry doszedÅ‚ mnie od progu niski i zaÅ‚amujÄ…cy siÄ™ gÅ‚os. " Synkopa (termin muzyczny) przesuniÄ™cie akcentu z mocnej na sÅ‚abÄ… część taktu przez wydÅ‚u\enie wartoÅ›ci nuty nieakcentowanej (sÅ‚abej metrycznie) o część wartoÅ›ci nuty akcentowanej znajdujÄ…cej siÄ™ na mocnej części taktu (mocnej metrycznie). 3 W Å›wietle padajÄ…cym z ulicy jego sylwetka byÅ‚a podobna do pnia drzewa wysmaganego przez wiatry. Gość miaÅ‚ na sobie ciemny garnitur o starodawnym kroju i wparty na lasce sprawiaÅ‚ ponure wra\enie. Zbli\yÅ‚ siÄ™ kilka kroków wyraznie kulejÄ…c. W blasku lampy stojÄ…cej na ladzie ukazaÅ‚a siÄ™ twarz poorana zmarszczkami czasu. Gość przyglÄ…daÅ‚ mi siÄ™ przez kilka chwil, mierzÄ…c mnie bez poÅ›piechu. Jego wzrok miaÅ‚ w sobie coÅ› z drapie\nego ptaka, cierpliwy i szacujÄ…cy. - Czy pan Sempere? - Jestem Daniel, pan Sempere to mój ojciec, ale w tej chwili go nie ma. Czy mogÄ™ w czymÅ› pomóc? Gość zignorowaÅ‚ moje pytanie i zaczÄ…Å‚ spacerować po ksiÄ™garni oglÄ…dajÄ…c wszystko kawaÅ‚ek po kawaÅ‚ku z zainteresowaniem graniczÄ…cym z chciwoÅ›ciÄ…. Jego mocne utykanie sprawiaÅ‚o wra\enie, \e rany ukryte pod odzieniem to coÅ› powa\niejszego. - Wspomnienia z wojny powiedziaÅ‚ przybysz, jakby czytaÅ‚ mi w myÅ›lach. ÅšledziÅ‚em wzrokiem tÄ… dziwnÄ… inspekcjÄ™, podejrzewajÄ…c gdzie siÄ™ zatrzyma. Tak jak przypuszczaÅ‚em przybysz zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed witrynÄ… z hebanu i szkÅ‚a, relikwiÄ… z czasów zaÅ‚o\enia ksiÄ™garni w swoim pierwotnym stanie w roku 1888, kiedy to prapradziadek Sempere, wówczas mÅ‚odzieniec, który dopiero, co wróciÅ‚ ze swoich indiaÅ„skich woja\y po karaibskich ziemiach, wziÄ…Å‚ po\yczkÄ™, aby zakupić dawny sklep z rÄ™kawiczkami i przerobić go na ksiÄ™garniÄ™. Ta witryna, byÅ‚a honorowym miejscem w ksiÄ™garni, gdzie chowaliÅ›my najcenniejsze egzemplarze. Gość zbli\yÅ‚ siÄ™ do niej tak bardzo, \e jego oddech zaparowywaÅ‚ szkÅ‚o. WyciÄ…gnÄ…Å‚ szkÅ‚a, które zbli\yÅ‚ do oczu i zaczÄ…Å‚ studiować zawartość witryny. Jego ruchy przywodziÅ‚y mi na myÅ›l Å‚asicÄ™ poszukujÄ…cÄ… Å›wie\ych jajek w kurniku. - PiÄ™kny egzemplarz mruknÄ…Å‚. - Na pewno swoje kosztuje. To pamiÄ…tka rodzinna. W wiÄ™kszoÅ›ci ma wartość sentymentalnÄ… odparÅ‚em, dotkniÄ™ty szacowaniem i ocenianiem tego dziwnego klienta, który wydawaÅ‚ siÄ™ wyceniać spojrzeniem nawet powietrze, którym oddychaliÅ›my. Po chwili schowaÅ‚ szkÅ‚a i odezwaÅ‚ siÄ™ spokojnym gÅ‚osem. Rozumiem, \e pracuje pan z kawalerem o uznanym talencie. Jako, \e nie odpowiedziaÅ‚em od razu odwróciÅ‚ siÄ™ i obrzuciÅ‚ mnie jednym z tych spojrzeÅ„, które sprawiaj, \e ludzie starzejÄ… siÄ™ przedwczeÅ›nie. - Jak pan widzi jestem sam. Ale jeÅ›li mi pan powie, czego szuka z chÄ™ciÄ… tego poszukam. Przybysz uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do mnie uÅ›miechem, który mroziÅ‚ krew w \yÅ‚ach i przytaknÄ…Å‚. WidzÄ™, \e ma pan w tej witrynie egzemplarz Hrabiego Monte Cristo. Nie byÅ‚ to pierwszy klient, który zwracaÅ‚ uwagÄ™ na tÄ… pozycjÄ™. WygÅ‚osiÅ‚em, wiÄ™c zwyczajowÄ… formuÅ‚kÄ™ przygotowanÄ… na takie okazje. - Ma pan dobre oko. To wspaniaÅ‚e wydanie, numerowane i z ilustracjami Arthura Rackhama, pochodzÄ…ce z osobistej biblioteki pewnego kolekcjonera z Madrytu. To dzieÅ‚o unikatowe i skatalogowane. Gość sÅ‚uchaÅ‚ bez zainteresowania koncentrujÄ…c caÅ‚a swojÄ… uwagÄ™ na uÅ‚o\eniu hebanowych paneli na półce, jasno dajÄ…c do zrozumienia, \e nudzi go to, co mówiÄ™. - Mnie wszystkie ksiÄ…\ki wydajÄ… siÄ™ takie same, ale podoba mi siÄ™ ta niebieska okÅ‚adka odpowiedziaÅ‚ pogardliwym tonem. - ChcÄ™ jÄ… kupić. W innych okolicznoÅ›ciach podskoczyÅ‚bym z radoÅ›ci, mogÄ…c sprzedać prawdopodobnie najdro\szy egzemplarz w caÅ‚ej ksiÄ™garni, ale myÅ›l, \e to wydanie miaÅ‚o trafić do rÄ…k tego indywiduum wywracaÅ‚a mi \oÅ‚Ä…dek do góry nogami. CoÅ› mi mówiÅ‚o, \e jeÅ›li ten tom opuÅ›ci ksiÄ™garnie nikt ju\ nigdy nie przeczyta z niego nawet pierwszego akapitu. - To bardzo drogie wydanie. JeÅ›li pan sobie \yczy mogÄ™ mu pokazać inne wydania tego samego dzieÅ‚a w doskonaÅ‚ym stanie po bardziej przystÄ™pnej cenie. Ludzie o maÅ‚ych duszach zawsze próbujÄ… pomniejszyć dusze innych, przybysz, który jak czuÅ‚em mógÅ‚by zmieÅ›cić swojÄ… na czubku igÅ‚y, rzuciÅ‚ w moim kierunku spojrzenie bezbrze\nej pogardy. - I te\ majÄ… niebieskie okÅ‚adki dodaÅ‚em. ZignorowaÅ‚ mojÄ… impertynÄ™ckÄ… uwagÄ™. - Nie dziÄ™kujÄ™. ChcÄ™ wÅ‚aÅ›nie tÄ…. Cena nie gra roli. PrzytaknÄ…Å‚em niechÄ™tnie i skierowaÅ‚em siÄ™ w kierunku witryny. WyciÄ…gÅ‚em klucz i otworzyÅ‚em przeszklone drzwi, czuÅ‚em jego spojrzenie na moich plecach. - Wszystko, co dobre zawsze jest pod kluczem skomentowaÅ‚ cicho. Jest pan kolekcjonerem? - Mo\na powiedzieć, \e tak, chocia\ nie ksiÄ…\ek. OdwróciÅ‚em siÄ™ z ksiÄ…\kÄ… w rÄ™ku. A co pan kolekcjonuje? Po raz kolejny zignorowaÅ‚ moje pytanie i wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ po ksiÄ…\kÄ™. MusiaÅ‚em opanować impuls zabrania jej i odÅ‚o\enia z powrotem do witryny zamkniÄ™tej na klucz. Mój ojciec nie wybaczyÅ‚by mi gdybym zaprzepaÅ›ciÅ‚ takÄ… sprzeda\ i to w tak ciÄ™\kim dla nas okresie. - Kosztuje 35 peset powiedziaÅ‚em majÄ…c nadzieje, \e ta cyfra sprawi, \e zmieni zdanie. PrzytaknÄ…Å‚ bez mrugniÄ™cia okiem y wyciÄ…gnÄ…Å‚ banknot 100 peset z kieszeni garnituru, który pewnie nie kosztowaÅ‚ nawet 1 pesetÄ™. ZapytaÅ‚em siebie czy te pieniÄ…dze nie sÄ…, aby faÅ‚szywe. Obawiam siÄ™ ze nie mam reszty dla tak du\ego banknotu. PoprosiÅ‚bym go \eby poczekaÅ‚ momencik a\ pobiegnÄ™ do banku rozmienić pieniÄ…dze, ale nie chciaÅ‚em zostawiać go samego w ksiÄ™garni. - ProszÄ™ siÄ™ nie martwić. Jest prawdziwy. Wie pan jak mo\e siÄ™ upewnić? Przybysz uniósÅ‚ banknot pod Å›wiatÅ‚o. - ProszÄ™ zobaczyć znak wodny, te linie, teksturÄ™& Czy kawaler jest ekspertem od falsyfikacji? Wszystko na tym Å›wiecie jest faÅ‚szywe, mÅ‚odzieÅ„cze. Wszystko oprócz pieniÄ™dzy. WÅ‚o\yÅ‚ mi banknot do rÄ™ki, zamknÄ…Å‚ nad nim moje palce i poklepaÅ‚ mnie po nich. - ResztÄ™ zostawiam panu na konto przyszÅ‚ej wizyty powiedziaÅ‚. - To du\o pieniÄ™dzy proszÄ™ pana, 65 peset& - Miedziaki - W ka\dym razie wypiszÄ™ panu pokwitowanie. - Mam do pana zaufanie. Przybysz obejrzaÅ‚ ksiÄ…\kÄ™ z obojÄ™tnoÅ›ciÄ…. - Chodzi o podarunek. ChciaÅ‚bym poprosić, aby go paÅ„stwo dostarczyli osobiÅ›cie. ZawahaÅ‚em siÄ™ przez chwilÄ™. Normalnie nie zajmujemy siÄ™ dostarczaniem przesyÅ‚ek, ale w tym wypadku z przyjemnoÅ›ciÄ… to zrobimy bez \adnych dodatkowych opÅ‚at. MogÄ™ zapytać czy odbiorca znajduje siÄ™ w Barcelonie? - Tak dokÅ‚adnie tutaj odpowiedziaÅ‚. Jego zimne spojrzenie zdradzaÅ‚o lata wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci i urazy. - Czy \yczy pan sobie napisać jakÄ…Å› dedykacjÄ™ albo notkÄ™ zanim jÄ… zapakujÄ™. Gość z trudem otworzyÅ‚ ksiÄ…\kÄ™ na stronie tytuÅ‚owej. Dopiero wtedy dostrzegÅ‚em, \e jego lewa rÄ™ka jest sztuczna, zrobiona z malowanej porcelany. WyciÄ…gnÄ…Å‚ wieczne pióro i zanotowaÅ‚ kilka słów. ObserwowaÅ‚em go, kiedy kulejÄ…c ruszyÅ‚ w kierunku drzwi. - Czy byÅ‚by pan tak miÅ‚y wskazać mi imiÄ™ i adres osoby, której chce byÅ›my dostarczyli przesyÅ‚kÄ™? ZapytaÅ‚em. - Wszystko jest w Å›rodku powiedziaÅ‚ nie odwracajÄ…c siÄ™. OtworzyÅ‚em ksiÄ…\kÄ™ i poszukaÅ‚em strony z dedykacjÄ… zapisanÄ… przez przybysza: Dla Fermina Romeo de Torres, który powróciÅ‚ z martwych i ma klucze do przyszÅ‚oÅ›ci 13 Wtedy usÅ‚yszaÅ‚em dzwonek znad wejÅ›cia, kiedy spojrzaÅ‚em nieznajomego ju\ nie byÅ‚o. PodbiegÅ‚em do drzwi i wyjrzaÅ‚em na ulicÄ™. Gość oddalaÅ‚ siÄ™ kulejÄ…c, gubiÄ…c siÄ™ miedzy sylwetkami przecinajÄ…cymi welon niebieskiej mgÅ‚y, która unosiÅ‚a siÄ™ nad ulicÄ… Santa Ana. Ju\ miaÅ‚em go zawoÅ‚ać, ale ugryzÅ‚em siÄ™ w jÄ™zyk. NajproÅ›ciej byÅ‚oby po prostu pozwolić mu odejść, ale pokonaÅ‚ mnie instynkt, mój tradycyjny brak ostro\noÅ›ci i zdrowego rozsÄ…dku. 4 WywiesiÅ‚em tabliczkÄ™ z napisem ZAMKNITE i zamknÄ…Å‚em drzwi na klucz, gotowy Å›ledzić niezwykÅ‚ego goÅ›cia. WiedziaÅ‚em, \e jeÅ›li wróci mój ojciec ten jeden raz, kiedy zostawiÅ‚ mnie samego w ksiÄ™garni i w obliczu komercyjnej posuchy i odkryje, \e opuÅ›ciÅ‚em miejsce pracy da mi niezÅ‚a reprymendÄ™, pomyÅ›laÅ‚em jednak, \e zdoÅ‚am wymyÅ›lić jakÄ…Å› wymówkÄ™ po drodze. WolaÅ‚em znieść Å‚agodne wymówki ojca ni\ zmagać siÄ™ z niepokojem, który zasiaÅ‚a we mnie zÅ‚owieszcza wizyta nieznajomego i niewiedza odnoÅ›nie stosunków, które Å‚Ä…czyÅ‚y go z Terminem. Zawodowy ksiÄ™garz ma niewiele okazji, aby nauczyć siÄ™ w praktyce trudnej sztuki Å›ledzenia podejrzanego bez zostania odkrytym. Z wyjÄ…tkiem sytuacji, gdy wiÄ™kszość jego klienteli staje siÄ™ niewypÅ‚acalna, mo\e tylko o tym przeczytać w relacjach policyjnych lub nowelach za 1 pesetÄ™ z półek wÅ‚asnej ksiÄ™garni. Habit nie czyni mnicha, ale przestÄ™pstwo lub jego podejrzenie, stwarzajÄ… detektywa, szczególnie miÅ‚oÅ›nika kryminałów. Kiedy Å›ledziÅ‚em nieznajomego w kierunku Ramoli odÅ›wie\aÅ‚em sobie podstawowe informacje, zaczynajÄ…c od pozostawienia odpowiedniego dystansu, ukrywania siÄ™ za kimÅ› wiÄ™kszej budowy i posiadania zawsze w zasiÄ™gu wzroku odpowiedniej kryjówki w jakiejÅ› bramie lub sklepie w razie gdyby Å›ledzony obiekt zatrzymaÅ‚ siÄ™ obejrzaÅ‚ siÄ™ bez ostrze\enia. Kiedy dochodziliÅ›my do Rambli nieznajomy przeszedÅ‚ przez głównÄ… ulicÄ™ i ruszyÅ‚ w kierunku portu. Pasa\ byÅ‚ ozdobiony tradycyjnymi ozdobami bo\onarodzeniowymi i prawie wszystkie punkty handlowe przyozdobiÅ‚y swoje wystawy Å›wiateÅ‚kami, gwiazdkami i anioÅ‚kami zwiastunami dobrobytu, który zgodnie z tym, co mówiÅ‚o radio musiaÅ‚ być prawdÄ…. W tamtych latach Å›wiÄ™ta miaÅ‚y jeszcze ten posmak magii i tajemnicy. Rozproszone zimowe Å›wiatÅ‚o, wyczekujÄ…ce spojrzenia ludzi \yjÄ…cych miÄ™dzy cieniami i ciszÄ… nadawaÅ‚ tym dekoracjom lekki zapach prawdy, w który przynajmniej dzieci i ci, którzy nauczyli siÄ™ zapominać mogli jeszcze wierzyć. Mo\e wÅ‚aÅ›nie, dlatego byÅ‚o dla mnie jeszcze bardziej widoczne, \e nie byÅ‚o w caÅ‚ej tej chimerze osobnika mniej tu pasujÄ…cego ni\ dziwny obiekt mojego Å›ledztwa. SzedÅ‚ powoli kulejÄ…c i czÄ™sto zatrzymywaÅ‚ siÄ™ przy punktach sprzedawców ptaków lub kwiatów podziwiajÄ…c papu\ki i ró\e jakby nigdy wczeÅ›niej ich nie widziaÅ‚. Kilka razy zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy kioskach z prasÄ…, przypatrywaÅ‚ siÄ™ okÅ‚adkom periodyków i czasopism i obracaÅ‚ karuzele z pocztówkami. WyglÄ…daÅ‚o jakby nigdy wczeÅ›niej tam nie byÅ‚, zachowywaÅ‚ siÄ™ jak dziecko lub turysta spacerujÄ…cy po Rambli pierwszy raz, chocia\ dzieci i turyÅ›ci majÄ… w sobie pewnÄ… szczyptÄ™ niewinnoÅ›ci tego, który nie wie, dokÄ…d idzie, ale nieznajomy nie pachniaÅ‚ niewinnoÅ›ciÄ… nawet gdyby otrzymaÅ‚ bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo od samego dzieciÄ…tka Jezus, którego figurÄ™ minÄ…Å‚ obok koÅ›cioÅ‚a Belén. ZatrzymaÅ‚ siÄ™ wtedy wyraznie zainteresowany kakadu o ró\owawym upierzeniu, która spoglÄ…daÅ‚a spod oka z wnÄ™trza klatki z jednego ze sklepów ze zwierzÄ™tami usytuowanego przy wylocie ulicy Puertaferrisa. Nieznajomy zbli\yÅ‚ siÄ™ do klatki tak samo jak do wystawy ksiÄ™garni i zaczÄ…Å‚ szeptać do kakadu jakieÅ› sÅ‚owa. Ptak, egzemplarz o du\ej gÅ‚owie i rozmiarach koguta w bogatym upierzeniu prze\yÅ‚ siarczany oddech nieznajomego i przysÅ‚uchiwaÅ‚ mu siÄ™ z uporem i koncentracjÄ…, wyraznie zainteresowany tym, co mu recytowaÅ‚. Aby rozwiać wszelkie wÄ…tpliwoÅ›ci kakadu kiwaÅ‚a zawziÄ™cie gÅ‚owÄ… i wyraznie podekscytowana podnosiÅ‚a grzebieÅ„ z ró\owych piór. Po upÅ‚ywie paru minut nieznajomy wyraznie usatysfakcjonowany ptasiÄ… wymianÄ… zdaÅ„ ruszyÅ‚ w dalszÄ… drogÄ™. Nie minęło 30 sekund, kiedy przechodzÄ…c obok sklepu z ptakami zauwa\yÅ‚em pewne zamieszanie; przera\ony sprzedawca w poÅ›piechu zakrywaÅ‚ klatkÄ™ kakadu pokrowcem z materiaÅ‚u, poniewa\ ptak zaczÄ…Å‚ powtarzać z doskonaÅ‚Ä… dykcjÄ… rymowankÄ™ Franco, cabrito no se te levanta el pito", oczywiÅ›cie nie miaÅ‚em \adnych wÄ…tpliwoÅ›ci, od kogo siÄ™ tego nauczyÅ‚. Przynajmniej miaÅ‚ pewne poczucie humoru i przekonania wysokiego ryzyka, co w tamtych czasach byÅ‚o tak rzadkie jak spódnice powy\ej kolan. Rozproszony tym incydentem, pomyÅ›laÅ‚em, \e straciÅ‚em go z oczu, ale szybko dojrzaÅ‚em jego opatulonÄ… sylwetkÄ™ przed wystawÄ… jubilera Bagués. PodszedÅ‚em po kryjomu do budek skrybów, które otaczaÅ‚y wejÅ›cie do paÅ‚acu Virreina i pilnie go obserwowaÅ‚em. Oczy bÅ‚yszczaÅ‚y mu jak rubiny przedstawienie ze zÅ‚ota y kamieni szlachetnych za szybÄ… ze szkÅ‚a pancernego wydawaÅ‚o siÄ™ budzić w nim po\Ä…danie, jakiego nie byÅ‚by w stanie wzniecić ni caÅ‚y rzÄ…dek tancerek z La Criolla" w latach swojej Å›wietnoÅ›ci. List miÅ‚osny, podanie, proÅ›ba do wybranej osoby, list do krewnych ze wsi, mÅ‚odzieÅ„cze? Skryba zamieszkujÄ…cy budkÄ™, którÄ… wybraÅ‚ sobie na kryjówkÄ™ wynurzyÅ‚ siÄ™ z niej jakby byÅ‚ ksiÄ™dzem spowiednikiem i patrzyÅ‚ na mnie wyczekujÄ…co gotowy zaoferować mi swoje usÅ‚ugi. Nad okienkiem wisiaÅ‚a taka ogÅ‚oszenie: Oswaldo Darío de Mortenssen Literat i MyÅ›liciel Piszemy, listy miÅ‚osne, podania, testamenty, poematy, \yczenia, proÅ›by, nekrologi, hymny, dysertacje, bÅ‚agania, podania i wszelkiego rodzaju kompozycje we wszystkich stylach i rozmiarach. 10 centów za zdanie (rymy extra) Zni\ki specjalne dla wdów, kalek i nieletnich. - No i co powiesz mÅ‚odzieÅ„cze? List miÅ‚osny z gatunku tych, co to sprawiajÄ…, \e dziewczÄ™ta w godnym tego wieku moczÄ… halki z po\Ä…dania? Specjalnie dla pana obni\Ä™ cenÄ™. PokazaÅ‚em mu obrÄ…czkÄ™. Skryba Oswaldo wzruszyÅ‚ ramionami niezra\ony. - Czasy siÄ™ zmieniÅ‚y argumentowaÅ‚. - Gdyby pan wiedziaÅ‚ ilu \onatych i mÄ™\atek przychodzi do mnie& PrzeczytaÅ‚em jeszcze raz ogÅ‚oszenie, który brzmiaÅ‚ mi jakoÅ› znajomo, ale nie wiedziaÅ‚em skÄ…d - Pana imiÄ™ brzmi znajomo& - MiaÅ‚em lepsze czasy. Mo\e z tamtego okresu. - To prawdziwe imiÄ™? - Nom de plumme.** Artysta potrzebuje nazwiska na miarÄ™ swego interesu. W akcie urodzenia mam Jenaro Rebollo, ale z takim nazwiskiem, kto by mi powierzyÅ‚ napisanie listu miÅ‚osnego& No, co zainteresowany ofertÄ… dnia? Piszemy list peÅ‚en pasji i pragnienia? - Mo\e przy innej okazji Skryba przytaknÄ…Å‚ zrezygnowany. PodÄ…\yÅ‚ za moim spojrzeniem i zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o zaintrygowany. - Obserwuje pan kulawego, prawda? - Zna go pan? Od jakiegoÅ› tygodnia widzÄ™ go przechodzÄ…cego tÄ™dy ka\dego dnia, zatrzymujÄ…cego siÄ™ przed wystawÄ… tego jubilera i patrzÄ…cego z takim podziwem jakby zamiast pierÅ›cionków i naszyjników wystawiali tam tyÅ‚ek Bella Dorita wyjaÅ›niÅ‚. - RozmawiaÅ‚ pan z nim kiedyÅ›? - Jeden z kolegów parÄ™ dni temu pisaÅ‚ dla niego list, brakuje mu kilku palców& - Kto to byÅ‚? - Skryba popatrzyÅ‚ na mnie z wahaniem, obawiajÄ…c siÄ™ utraty potencjalnego klienta. " Franco kozioÅ‚ku kuÅ›ka ci nie staje (przypis tÅ‚umacza) " La Criolla, sÅ‚ynny lokal transwestytów w dzielnicy chiÅ„skiej w Barcelonie ** Pseudonim - Luisito. Ten, który przy Casa Bethoven, ten, który ma twarz seminarzysty. W ramach wdziÄ™cznoÅ›ci zaoferowaÅ‚em mu kilka monet, ale wzbraniaÅ‚ siÄ™ je przyjąć. - Zarabiam na \ycie piórem, a nie kÅ‚apiÄ…c dziobem. Tego mamy a\ za du\o na tym wybiegu. JeÅ›li kiedyÅ› bÄ™dzie pan potrzebowaÅ‚ usÅ‚ug typu gramatycznego, to tu mnie znajdzie. WrÄ™czyÅ‚ mi wizytówkÄ™, na której powtarzaÅ‚ siÄ™ napis z ogÅ‚oszenia. - Od poniedziaÅ‚ku do soboty od ósmej do ósmej dodaÅ‚. - Oswaldo \oÅ‚nierz sÅ‚owa do paÅ„skich usÅ‚ug gotowy sÅ‚u\yć pomocÄ… w listownej sprawie. SchowaÅ‚em jÄ… i podziÄ™kowaÅ‚em mu za pomoc. - GoÅ‚Ä…bek panu odlatuje ostrzegÅ‚. OdwróciÅ‚em siÄ™ i zauwa\yÅ‚em, \e nieznajomy podjÄ…Å‚ swojÄ… marszrutÄ™. PoÅ›pieszyÅ‚em za nim i Å›ledziÅ‚em go w dół Rambli a\ do wejÅ›cia na targ Boquería, gdzie siÄ™ zatrzymaÅ‚ przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ przedstawieniu straganów, ludzi wchodzÄ…cych i wychodzÄ…cych, rozÅ‚adowujÄ…cych ró\ne specjaÅ‚y. ZobaczyÅ‚em jak kuÅ›tykaÅ‚ w stronÄ™ lady baru, Pinocho i z trudnoÅ›ciÄ… niepozbawionÄ… pewnej dozy entuzjazmu wspiÄ…Å‚ na jeden z taboretów. Przez okoÅ‚o pół godziny próbowaÅ‚ raczyć siÄ™ przysmakami, które serwowaÅ‚ mu ulubieniec lokalu, Juanito, odniosÅ‚em jednak wra\enie, \e zdrowie nie pozwalaÅ‚o mu zbytnio cieszyć nimi podniebienie, cieszyÅ‚ raczej oczy, jakby zamówienie tapas* i ró\nych daÅ„, których prawie nie mógÅ‚ spróbować przypominaÅ‚y mu lepsze czasy. Podniebienie nie czuje smaku tylko go pamiÄ™ta. W koÅ„cu zrezygnowany wobec swojej gastronomicznej abstynencji i zastÄ™pczej przyjemnoÅ›ci obserwowania jak inni degustujÄ… i siÄ™ oblizujÄ…, nieznajomy zapÅ‚aciÅ‚ rachunek i podjÄ…Å‚ swÄ… podró\ a\ do wejÅ›cia w ulicÄ™ Hospital gdzie zrzÄ…dzeniem losu niepowtarzalnej geometrii Barcelony, zbiegaÅ‚y siÄ™ w jednym punkcie jeden z najwiÄ™kszych teatrów starej Europy i jeden z najbardziej znanych i zrujnowanych domów publicznych na półkuli północnej. * Typowe HiszpaÅ„skie przekÄ…ski podawane w barach np. do piwa.