21 grudnia 2012
Fragment dokumentu:
Janek2010-01-24, 17:49
21 grudnia 2012 - dzień, w którym nastąpi koniec świata. Zostało nam niewiele czasu..
Na jednej ze stron internetowych bije licznik. Do końca świata zostały 1092 dni, 19 godzin, 10 minut, 3 sekundy, 2 sekundy, 1 sekunda... Już nie da się powiedzieć, że nie znamy dnia ani godziny.
Na tej dacie kończy się kalendarz Majów (plus minus jeden dzień). Dalej nie będzie już nic. Na skutek potężnego promieniowania elektromagnetycznego Słońca, 21 grudnia bieguny Ziemi zrobią fikołka i zamienią się miejscami, kula ziemska ruszy w przeciwną stronę. Oceany wystąpią z brzegów, ziemia się zatrzęsie na niewyobrażalną skalę. Sodoma i Gomora.
Komu nie starcza wyobraźni, niech zobaczy film "2012” Rolanda Emmericha. A będzie jeszcze gorzej. Przetrwają nieliczni. Tę wizję opisał w książce "Proroctwo Oriona na rok 2012” Patrick Geryl i Gino Ratinckx. Geryl, belgijski astrofizyk-amator, twierdzi, że co 11 500 lat dochodzi do hiperaktywności słonecznej, powodującej zamianę biegunów magnetycznych Ziemi. Jego zdaniem pomiędzy 19 a 21 grudnia 2012 będzie miał miejsce potężny wybuch słoneczny, który w ciągu kilku godzin dosięgnie ziemskiego pola magnetycznego. Ma to tak zadziałać na jądro Ziemi, że nasza planeta w ciągu jednego dnia zacznie obracać się w przeciwnym kierunku, a po katastrofie Słońce będzie wschodzić na zachodzie.
Geryl przekonuje – choć nie potwierdziły tego żadne inne badania naukowe – że z zapisków Majów, jak i starożytnych Egipcjan wynika, iż ostatnia hiperaktywność Słońca miała miejsce w 9792 roku przed naszą erą. A skądinąd wiadomo, że to wtedy właśnie miało dojść do gigantycznego potopu, o którym mówi zarówno Biblia, jak i różne mitologie. Jeśli zjawisko jest cykliczne, to najbliższe wypada właśnie w grudniu 2012.
Sam Geryl obecnie zajmuje się organizowaniem przeżycia kataklizmu przez grupę ludzi, tzw. 2012 Survival and Revival Group, którzy schronią się wysoko w górach w Afryce, z rocznym zapasem wody i żywności oraz przedmiotami niezbędnymi do odbudowania ludzkiej wiedzy i cywilizacji. Jego zdaniem koszt uratowania się przed kataklizmem to około 10 000 euro.
Mieszają ludziom w głowach
Dr hab. Piotr A. Dybczyński, wicedyrektor Instytutu Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, miał już telefon od pewnej pani z pytaniem, czy powinna zainwestować w działkę na Saharze. Astronom, dydaktyk, popularyzator nauki na swojej prywatnej stronie zamieścił zdecydowany komunikat: "Zapowiedzi końca świata na 2012 rok to kompletne bzdury!”
- Wściekłem się, czytając wiele materiałów w internecie – przyznaje Dybczyński. - Zarówno teksty o spodziewanym końcu świata, jak i filmiki wideo o tej tematyce, na jakie natrafiłem, to stek bzdur i kompletne poplątanie pojęć, strzępów informacji naukowych i niekompetentnych komentarzy dziennikarskich, które tylko mieszają ludziom w głowach - mówi. - Niestety nie udało mi się znaleźć materiału w języku polskim jasno i wyczerpująco tłumaczącego bezsensowność tych "pseudoteorii”. Znalazłem za to ciekawie i kompetentnie napisaną serię krótkich artykułów Iana O'Neilla, opublikowanych na stronach
www.universetoday.com. Otrzymałem zgodę autora na opublikowanie tłumaczeń jego tekstów. Zrobiłem to z moimi współpracownikami.
Te teksty zdecydowanie obalają wszystkie katastroficzne doniesienia na temat ewentualnej zagłady w 2012. I uratowały już życie paru osobom.
- Dostałem trzy maile od niedoszłych samobójców, które mną wstrząsnęły – mówi Dybczyński. - Pisały młode osoby, w tym 32-letnia matka, która pod wpływem katastroficznych doniesień straciła wiarę w sens życia. Dziękowały za publikację artykułów.
Tysiące maili, w tym także od desperatów gotowych skrócić swe życie, by uniknąć cierpień, jakie spowodowałby koniec świata w 2012, otrzymała też NASA. I amerykańska agencja z całą powagą na swojej stronie internetowej odpowiada na najczęściej zadawane pytania w sprawie ewentualnej katastrofy. Wymowa jest jednoznaczna: w 2012 końca świata nie będzie. A w sprawie kalendarza Majów eksperci piszą następująco: "Wasz kalendarz wiszący w kuchni na ścianie kończy się 31 grudnia i potem wieszacie nowy, zaczynający się 1 stycznia. Tak samo kalendarz Majów ma swój koniec, a potem zaczyna się nowy okres wyznaczonego przez nich cyklu.
Lubimy się bać
Kiedy wpisać w Google "koniec świata”, pokazuje się 3,5 mln wyników. Myślenie o końcu towarzyszy ludzkości od samego początku jej istnienia. Bo co się zaczęło, musi się kiedyś skończyć.
Pierwszy koniec świata miał nastąpić 31 grudnia 999 roku. Lud Rzymu wyczekiwał zagłady w napięciu, a kiedy do niej nie doszło, zaczął hucznie świętować, co my powtarzamy każdego roku i nazywamy to sylwestrem (od imienia ówczesnego papieża Sylwestra II). Z nadejściem 2000 też wiązano katastroficznie przekonania. 31 grudnia 1999 według Kasjopejan miał pojawić się kosmiczny krzyż z zaćmieniem Słońca. Histeria związana z pluskwą milenijną (komputery, a wraz z nimi cały nowoczesny świat miały oszaleć, widząc zera w dacie) udzieliła się nie tylko sekciarzom.
Wcześniej też panikowano. W 1874 r. - według adwentystów - ponownie na świat miał przyjść Chrystus. W 1878 r. Badacze Pisma Świętego uważali, że zostaną zaniesieni do Nieba, w 1925 r. Joseph Franklin Rutherford zapowiedział zmartwychwstanie proroków biblijnych. Nawet w ostatnim dziesięcioleciu zapowiadano parę końców świata, które miały przyjść z kosmosu za sprawą spadających na nas asteroidów i komet. Inna przepowiednia – anonimowego jasnowidza, który swej wizji doświadczył tuż przed wybuchem II wojny światowej - mówi o tym, że apokalipsa nastąpi w roku, w którym święto Matki Boskiej Zielnej, czyli 15 sierpnia, wypadnie w niedzielę. Od 1939 do takiej zbieżności nieraz już dochodziło. Najbliższa data to 15 sierpnia... 2010 roku.
Z kolei Isaac Newton wyznaczył datę końca świata na 2060 rok. Rękopis (z 1704 roku) tego wielkiego fizyka, matematyka, a także badacza Biblii z tym proroctwem można było w 2008 obejrzeć na wystawie zorganizowanej przez Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie.
- Lęk przed końcem świata to odmiana lęku przed śmiercią – tłumaczy Alicja Głębocka, psycholog społeczny z Uniwersytetu Opolskiego. – Jest teoria psychologiczna - teoria zarządzania trwogą - która mówi o tym, że ten lęk przed śmiercią jest wzbudzany w pewnych sytuacjach. Człowiek, prawdopodobnie jako jedyna istota na świecie, jest świadom swojego kresu i różnego rodzaju sytuacje - np. uczestnictwo w pogrzebie, widok wypadku śmiertelnego czy informacja o czyjejś chorobie, ale też doniesienia o różnych katastrofach - aktywizują świadomość własnej śmiertelności. Ludzie boją się końca świata także dlatego, że dużo o tym mówią media.
Trudno się więc dziwić, że się niepokoją i chcą wyjaśnienia od autorytetów, czy jest tak, jak sądzili Majowie. Tym bardziej, że prawdopodobieństwo takiej katastrofy nie jest całkowicie nierealne, a przekazy biblijne mówią, że taka klęska już się kiedyś zdarzyła.
Realne zagrożenie
W 2012 końca świata nie będzie, ale to nie znaczy, że Ziemia wolna jest od zagrożeń płynących z kosmosu.
- Prędzej czy później coś w nas uderzy – potwierdza dr hab. Piotr A. Dybczyński.
Nie jest wykluczone, że stanie się to w 2035 lub 2036 roku. Niebezpieczeństwo ma na imię Apophis i jest małą (380 metrów średnicy) planetoidą, która nieustannie plącze się w pobliżu Ziemi i dwa razy w ciągu swego obiegu przecina ziemską orbitę. Wszystko zależy od tego, gdzie na tej orbicie będzie wtedy Ziemia.
Apophis został odkryty w 2004 roku i wiadomo, że w 2029 przejdzie tuż przy Ziemi, o połowę bliżej niż satelity geostacjonarne. Jeszcze wtedy nic nam nie grozi, ale nie wiadomo, co na skutek takiego zbliżenia stanie się z samym Apophisem – może się rozpadnie, a może zmieni orbitę. Bardzo dokładne obserwacje tej planetoidy będą możliwe dopiero za 2-3 lata.
- Wielu naukowców uważa, że należałoby wtedy wysłać malutką sondę kosmiczną, która się do niej przyczepi i będzie robić za radiolatarnię, co pozwoli śledzić poczynania Apophisa i ustalić, gdzie on będzie w 2035 roku i czy grozi nam zderzenie – wyjaśnia Piotr Dybczyński. - Gdyby Apophis spadł na Poznań, to skasowałby całe miasto. Gorzej gdyby wpadł do oceanu, bo fala tsunami mogłaby przynieść niewyobrażalne zniszczenia. Końca świata z tego jednak nie będzie – zapewnia astronom.
Ale kiedyś... Apokalipsę zapowiada Biblia, więc chrześcijanie nie mają wątpliwości – przyjdzie dzień Sądu Ostatecznego. Uczeni, niezależnie od swej wiary, też wiedzą, że przyjdzie. Słońce, nasza życiodajna gwiazda, kiedyś skurczy się, a potem eksploduje i po prostu nas pochłonie.
- To jednak perspektywa miliardów lat – mówi Piotr Dybczyński.
Na razie nic się nie dzieje. I to nawet dziwi astronomów, bo ich zdaniem Słońce jest ostatnio za mało aktywne. W przeciwieństwie do różnych naciągaczy, którzy na wieszczeniu zagłady zbijają kokosy.
Ratunek za 3,66 zł (z VAT)
Strona
www.przepowiednia. net. "Nie licz na pomoc innych, licz na siebie! – krzyczą wielkie czerwone litery. "Być może dzięki temu, że tu się znalazłeś, będziesz jednym z nielicznych żywych ludzi ocalałych z kataklizmu w 2012 roku. Ocal siebie, zapoznaj się ze specjalną analizą, jak przetrwać kataklizm”.
Aby dostać "poradnik przetrwania”, wystarczy wysłać SMS o treści koniec. Wysyłam. Po paru minutach przychodzi. Kilka zdań. Powinnam uciekać w wysokie partie górskie lub kupić nietonącą łódź. Powinnam też zaopatrzyć się w żywność na co najmniej rok, nasiona warzyw, ryż oraz ziemniaki i materiały do rozniecania ognia.
Proste. Ale czy w ogóle mam jakieś szanse? Wątpliwości rozwieje wróżka. SMS o treści życie. Minuty oczekiwania. Co za ulga! "Wróżka wywróżyła, że przeżyjesz katastrofę w 2012 roku” – przychodzi odpowiedź. Licznik odnotowuje 426543 pobrania poradnika. Drugie tyle pewnie pytało wróżkę. Wszystko to razy 3,66 zł daje 3 122 294 zł.
"Potrzebne są pieniądze, aby przeżyć 2012 rok” – piszą autorzy strony. Za trzy miliony można komfortowo pożyć znacznie dłużej. Koniec świata to cudowny interes.
MEEF2010-01-24, 20:49
Ratunek za 3,66 zł (z VAT)
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
wiÄcej podobnych podstron