Bill
Fragment dokumentu:
Bill13 Listopad 2009, 00:57
A tak pomyślałem, że może pokaże Wam coś mojego. Nic specjalnie dobrego, ani ciekawego. Pisałem dla siebie w ramach autoterapii. Może się komuś spodoba, to wrzucę więcej.
To jednak jeszcze nie koniec
Strach. Tak, pierwszym, co poczułem, był strach. Ale po kolei. Najpierw było światło. Rozmazane, ale szybko nabierające ostrości światło, którego źródłem, jak po chwili stwierdziłem, jest lampa pod sufitem mojego pokoju. Więc jestem u siebie. Ale coś jest nie w porządku. Czemu tak się trzęsę? Do kogo należą te rozmazane twarze? Czemu dźwięki są takie stłumione? Co oni mi wbijają w żyłę? Czemu tak krzyczą? Tak. Wtedy poczułem strach. Głupi, irracjonalny lęk. Wiedziałem, że źle ze mną. I bałem się. Próbowałem się wyrwać. Przeklinałem i szarpałem się, ale trzech silnych sanitariuszy trzymało mnie w żelaznym uścisku. Stłumiony, urywany szloch. Obraz rozmazuje się i ciemnieje. Ciemność.
Otworzyłem oczy. Bezkształtna masa, którą zobaczyłem, leniwie sformowała się w obraz wnętrza ambulansu. Po chwili do mózgu dotarł przenikliwy ryk syreny. Już się nie rzucałem. Byłem spokojny, nienaturalnie spokojny. Do żyły miałem podpięty welflon. Oni patrzeli na mnie. Zapytałem ich co mi podali. „Tylko spokojnie.”, „Co mi podaliście, do kurwy nędzy?!”, „Diazepam i glukozę.”. Diazepam, dobrze. Pomyślałem. Benzodiazepina pomoże na atak padaczki, którego dostałem niewątpliwie od tego gówna. Tak, pamiętam. Tego dnia brałem tramadol. Dużą dawkę. Bardzo dużą. Właściwie to dawkę podwójnie śmiertelną dla człowieka, a kto wie, czy nie śmiertelną dla konia. Ale tolerancja robi swoje. To było jednak za dużo. Urwał mi się film. Ale nie był to zwykły, opiatowy nodding. Po prostu zerwał mi się film. Nagle, brutalnie i nieoczekiwanie. Potem była tylko ciemność i sny, których zresztą nawet nie pamiętam. Poczułem, że znowu odpływam. Twarze wpatrzonych we mnie dziwnym wzrokiem sanitariuszy rozmazały się i ponownie otoczyła mnie nieprzenikniona ciemność.
Świadomość wracała powoli i ociężale. Powoli przypominałem sobie, co się stało. Przedawkowałem. Kurwa, przedawkowałem. To się musiało tak skończyć prędzej, czy później. Ale żyłem. Starałem się ogarnąć gdzie jestem. Źrenice powoli rozszerzały się i przystosowały do ciemnego pomieszczenia, w którym leżałem. Obraz nabrał ostrości. Szpital. No tak. A czego się spodziewałeś idioto? Hotelu? Ktoś wszedł. Biały kitel, znudzony wyraz twarzy. Lekarz. Mówił coś. Nie zrozumiałem. Zapytałem czego chce. Chciał się się dowiedzieć co brałem. Gówno, powiedziałem. Chce się wypisać. „Nigdzie nie pójdziesz, ćpunie.” Złość. Niepohamowana wściekłość. Co on kurwa o mnie wie? Jakim prawem? Powiedział, że umarłem. Przestałem oddychać. Serce przestało bić. Reanimowali mnie. I chuj? Byłem zły, bardzo zły. Poczułem, że odzyskuje siły. Usiadłem na łóżku. Mówiłem cicho i powoli, opanowując drżenie głosu. Ledwo panując nad sobą spokojnie tłumaczyłem, że jako wolny, zdrowy na umyśle obywatel Rzeczypospolitej Polskiej mam prawo się wypisać ze szpitala. „Zdejmiesz mi to gówno z ręki i wypiszesz, czy mam to zerwać i choćby po twoim stygnącym trupie sam stąd wyjść?”. Coś w moim głosie chyba powiedziało mu, że nie żartuje. Z twarzy zniknął drwiący uśmieszek. Już grzeczniej poprosił, żebym chwilę poczekał. Poczekam. Ale chwilę. Wrócił. Razem z nim kobieta w średnim wieku. Całkiem atrakcyjna, pomyślałem. „Kto to?”, „Psychiatra.” Spokojnie. Tylko spokojnie. Pani Doktor po kilku idiotycznych pytaniach stwierdziła, że jestem w pełni władz umysłowych i, jako taki, mogę się wypisać ze szpitala na żądanie. Kilka podpisów. Ostrzeżenie, że jak szlag mnie trafi na ulicy, to nie będzie komu drugi raz ich wezwać. Pierdol się.
Wyszedłem. Zimno. Wiatr. Kurwa, nie mam kurtki. Środek styczniowej nocy. Dwie godziny po północy. Komunikacja miejska dawno umarła. Do domu z półtorej godziny drogi. No nic. Trzeba iść. Adrenalina wpompowana do mózgu przestała już działać. Zrobiło mi się słabo. Musze iść. Dam rade. Swoją drogą naturalna adrenalina działa o wiele lepiej niż syntetyczna. No i nie trzeba się kłuć. Po jednej randce z syntetyczną adrenaliną ręka wygląda jak ser szwajcarski. Trzeba dozować małe dawki, bo łatwo przedawkować. A szkoda żeby się zmarnowało, no nie? Więc trzeba wypukać chociaż połowę ampułki. Wieje jak cholera.
Byłem coraz słabszy, szedłem coraz wolniej. Jeszcze trochę. Wytrzymasz. Całodobowy. Mam jakieś pieniądze? Mam. Przynajmniej mnie nie okradli. Kupiłem papierosy i zapaliłem jednego. Nikotyna, szybko wchłaniając się przez pęcherzyki płucne, trafiła prosto do mózgu. O kurwa. Tego mi było trzeba. Od razu poczułem się lepiej. Nabrałem nowych sił i ruszyłem w dalszą drogę. Doszedłem wreszcie. Zadzwoniłem do drzwi. Otworzyli. Spojrzeli na mnie z mieszaniną litości i obrzydzenia. "Co, kurwa?" Nic nie powiedzieli. 4 rano, trzeba iść spać. Za dwie godziny muszę wstać do pracy. Wytrzymam. Bywało gorzej. Ale nie mam jutro co ćpać. Trzeba będzie pójść do dilera, albo do apteki. Pójdę zaraz po pracy. Idę spać.
Bill
Szeida13 Listopad 2009, 13:12
Z życia wzięte czy wytwór zbakanej wyobraźni?
Nie kasuj.
Bill13 Listopad 2009, 13:16
Z życia wzięte czy wytwór zbakanej wyobraźni?
Z życia. Jak pisałem wcześniej, tworzyłem te wypociny kiedyś, z pewnych powodów. Mogę wrzucić więcej, bo mam kilka takich.
Szeida13 Listopad 2009, 13:23
Ja z chęcią przeczytam.
Tematyka mi dość bliska, dlatego wrzucaj, wrzucaj!
Bill13 Listopad 2009, 13:27
Otchłań świadomości
Kolorowy obraz kwasowych halucynacji leniwie formuje się w zarodek świadomości. Początkowo nie zdaje sobie sprawy, czym jestem i dlaczego istnieje. Co to znaczy istnieć? Powoli, bardzo powoli, umysł rejestruje i przypomina sobie coraz więcej nowych faktów. Wiem już, czym jestem i znam podstawowe fakty o otaczającym mnie świecie, które człowiek poznaje w wyniku naturalnego rozwoju w latach wczesnego dzieciństwa. Ja to wszystko zapomniałem, ale nie wiem jeszcze dlaczego. Amnezja? Być może. Nadal nie wiem jak się nazywam i gdzie jestem. Ale skąd się wzięły te niesamowite, jednocześnie upiorne i fascynujące, wizje w mojej głowie? Dlaczego czuję się tak … dziwnie? Zmuszam mój otumaniony i całkowicie zdezorientowany mózg do pracy. Staram się przypomnieć sobie cokolwiek. Nie mogę. Nagle, z najciemniejszego zakamarku świadomości, dociera do mnie imię … To był przełom. Zrozumiałem, że to imię należy do mnie. Potem poszło już gładko. Z ogromną częstotliwością zacząłem sobie przypominać imiona i nazwy, jednocześnie widząc obrazy, które dopasowywałem do słów. Zdałem sobie sprawę kim jestem, przypomniałem sobie najbliższe mi osoby i wszystkie najważniejsze dla mojego życia fakty. Więc to nie amnezja. Innym faktem wykluczającym amnezje jest mój obecny stan. Podświadomie zdaje sobie sprawę, że ten czasowy zanik pamięci jest związany z tym stanem. Nadal nie mogę sobie przypomnieć ostatnich godzin. Gdzie jestem? Co robiłem? Dlaczego jestem w stanie kompletnego rozbicia świadomości, pełnego niesamowitych wizji i przemyśleń?
Na początek muszę ustalić gdzie jestem. Z wysiłkiem otwieram oczy. W pierwszym momencie nie dostrzegam żadnej różnicy. Po chwili halucynacje przygasają i dostrzegam zarys sufitu. Leżę na łóżku w kompletnej ciszy i ciemności. Z prawej strony biegnie wąska struga bardzo słabego światła. Coś jakby poświata księżyca wpadająca przez okno. Staram się obrócić głowę. Nie mogę. Całe ciało znajduje się w stanie odrętwienia. Nagle do głowy przychodzi mi straszna myśl. Jestem sparaliżowany. Nigdy niczego się nie bałem, ale ta myśl sprawia, że wpadam w przerażenie bliskie obłędu. Czuje jak łzy złości i bezsilności ciekną mi po policzku. Kurwa, dlaczego? Wolałbym już umrzeć. Skupiam całą siłę woli na próbie poruszenia ręką. Z ogromnym wysiłkiem udaje mi się ją unieść. Uczucie ulgi spływa, niczym balsam, na moje zbolałe ciało. No tak, niepotrzebnie panikowałem. Jestem po prostu skrajnie wyczerpany. Ale nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego jestem całkowicie rozbity fizycznie i psychicznie, w tym tajemniczym ciemnym i cichym pomieszczeniu. Co to za pomieszczenie? Kolejny raz lodowate ręce niepokoju zaciskają mi się na szyi. Myśl, która teraz mi przyszła do głowy, jest niemal tak samo przerażająca, jak perspektywa paraliżu i jednocześnie dużo bardziej prawdopodobna. Może straciłem zmysły i zamknęli mnie w jakimś zakładzie psychiatrycznym? To by wiele tłumaczyło. Ciemny i cichy pokój – cela. Dziwny stan umysłu – może to tak wygląda schizofrenia? Trudności w poruszaniu – nafaszerowali mnie jakimiś prochami. Brak wspomnień z ostatnich dni – widocznie miałem jakiś atak. Kurwa … tak, teraz jestem pewny. Jestem pierdolonym czubkiem i już nigdy nie wypuszczą mnie na wolność.
Niespodziewanie wraca do mnie kolejne wspomnienie, a raczej fakt. Nie wiem, jak coś tak ważnego mogło mi się przypomnieć dopiero teraz. To pewnie sprawka naturalnych mechanizmów obronnych, zakorzenionych w umyśle każdego człowieka, które odsuwają na dalszy plan problemy. Przecież ja jestem ćpunem. Kurwa, to się musiało tak skończyć. Wszyscy mi mówili, że od tego ćpania w końcu mi się popierdoli w głowie. No i mieli racje. Ale zaraz. Jestem ćpunem … kurwa, może ja po prostu jestem naćpany? Tak … teraz wszystko pamiętam. Wiem już gdzie jestem. Jestem w swoim własnym domu. Przecież niedawno przyjechała do mnie Ona i ćpamy od kilku dni w moim małym domku na skraju lasu. Najadłem się kosmicznych dawek LSD i DXM, benzodiazepin i neuroleptyków. O jasna cholera, ale mnie porobiło. Takiej jazdy to jeszcze chyba nie miałem. Ale zaraz … gdzie Ona jest? Kurwa, czemu tu tak cicho? Złe przeczucia ścisnęły mi kleszczami serce, podbijając ciśnienie i dodając siły. Przełamując fizyczną niemoc, unoszę się do pozycji siedzącej. W głowie kręci mi się i szumi. Jednak troska o Nią zmusza mnie do pokonania cielesnej słabości. Jest taka cudowna. Taka miła, opiekuńcza i … piękna. Wstaje. Dlaczego tu jest tak cicho? Może po prostu skończyła się płyta. Zataczając się docieram do ściany, na której spodziewam się znaleźć włącznik światła. Macając niecierpliwie ścianę trafiam wreszcie palcami na urządzenie. Intensywne światło napełnia pomieszczenie, kłując boleśnie rozszerzone i przyzwyczajone do ciemności źrenice. Przenikliwy ból głowy powala mnie na kolana. Muszę Ją znaleźć. Ostatkiem sił unoszę się do pozycji stojącej i rozglądam po pokoju. Jest. Leży na łóżku zaraz obok miejsca, w którym leżałem ja.
Uczucie ulgi po raz trzeci tej nocy przyjemnie rozgrzewa moje ciało, gdy przytulam Ją czule do piersi. Ale zaraz … coś jest nie tak. Dlaczego ona ma zamknięte oczy i nie rusza się? Ostrożnie układam Ją całkowicie bezwładną na łóżku. Delikatnie potrząsam jej ramionami, starając się przywrócić Ją do przytomności. Zauważam, że jest przeraźliwie blada. Przykładam ucho do ust, chwytam rękę w przegubie sprawdzając puls. Kurwa, Ona nie oddycha … Mieszanina strachu, rozpaczy, złości i bezsilności sprawia, że tracę resztki trzeźwego myślenia, które pozostały mi nie zaburzone przez narkotyki. Płacząc i krzycząc przewracam wszystkie rzeczy, szukając telefonu. Może jeszcze nie jest za późno, kurwa nie może być za późno! Kurwa, zaćpałem ją. Jestem pierdolonym skurwielem. Zaćpałem tą biedną, piękną Dziewczynę. Gdzie jest ten pierdolony telefon? Zrozpaczony i zrezygnowany padam na kolana przy Jej głowie i płacząc błagam Ją, żeby się do mnie odezwała. Na nic. Wszystko na nic. Co ja zrobiłem? Co ja, kurwa zrobiłem?
Kątem oka dostrzegłem gwałtowny ruch. Wydawało mi się? Nie. Poruszyła się znowu. Jezu Chryste, dzięki Ci. Wołam Ją po imieniu. Odpowiada kilka niezrozumiałych słów. Nadal jest nieprzytomna, ale żyje. Niesamowita ulga kolejny raz tej nocy rozlewa się po całym moim ciele. Kurwa, ty głupi baranie! Teraz zaczynam kojarzyć fakty. Kilkudniowe ćpanie, praktycznie zero snu – po prostu zemdlała. Sam byłem półprzytomny jeszcze kilkanaście minut temu. Za dużo wrażeń jak na jedną noc. Kładę się obok Niej, czule wtulając Jej głowę w swoją pierś. Całuje delikatnie w czoło i odprężony daję się znowu ponieść halucynacjom i rozmyśleniom.
Bill
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
wiÄcej podobnych podstron