Najlepsza i Najgorsza książka
Fragment dokumentu:
VooDoo15 Kwiecień 2010, 00:58
W tym temacie może podzielić się tym, która książka sprawiła na Was największe wrażenie i uważacie ją za najlepszą, a która była dla Was tylko stratą czasu.
Szeida17 Kwiecień 2010, 14:34
Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.
Jak już wspominałam wielokrotnie, nie ma dobrej i złej książki, są tylko takie, które mogą nam się nie podobać i takie, którymi się zachwycamy.
Zupełnie mi się nie podobał "Pan Tadeusz" i parę innych dzieł klasyki.
Żadnej książki nie uważam za stratę czasu.
Kieruję się zasadą, że jak już zacznę czytać, to muszę skończyć, nawet jeśli to trwa i trwa, bo nie mogę przez nią przebrnąć.
Mr.Black17 Kwiecień 2010, 14:39
najlepsza pamiętnik Narkomanki
Makbet najgorsza nudne to ciągnie się nic się nie dzieje
ale to moje osobiste odczucia
Mogget25 Kwiecień 2010, 23:26
Makbet najgorsza nudne to ciągnie się nic się nie dzieje
Makbet przyjemny był
Ja bardzo lubię i polecam "Klej" - Irvine Welsh
denver27 Kwiecień 2010, 14:45
nie ma dobrej i złej książki, są tylko takie, które mogą nam się nie podobać i takie, którymi się zachwycamy.
oj, cóż za bzdura! umotywuj proszę.
Szeida27 Kwiecień 2010, 15:05
marouchka, no po prostu. Uważam, że "zła książka/dobra książka" to jest zupełnie subiektywna myśl. Na ten przykład: Ja nie cierpię Pana Tadeusza, uważam, że nie ma się czym podniecać, a moja pani profesor twierdzi, że to dzieło sztuki i czytając fragment się popłakała.
Jeżeli ktoś Ci z góry powie "nie czytaj tego! Jest do kitu!", to cóż to będzie jak nie subiektywna ocena?
denver27 Kwiecień 2010, 15:17
Ale spłycasz. To, czy coś jest szitem, nie jest zależne od gustu, ale od pewnych stałych wytycznych. Natomiast czy ten szit się komuś podoba - tu można mówić o guście, podobaniu, subiektywny opiniach. Mnie się na przykład podobają opowiadania Emmanuel'a Schmitt'a, chociaż wiem i widzę, że są totalnie gówniane. I to jest bezdyskusyjne. Dyskusja może nastąpić tylko na temat podobania się bądź nie tego gówna.
Żeby zrobić dobrą literaturą potrzeba odpowiedniej sprawności językowej, zgrabnej narracji, wrażliwości estetycznej, dobrze skonstruowanych bohaterów i miliarda innych czynników, często niejako podyktowanych gatunkiem. Mogłabym się zgodzić w kwestii anachroniczności podziału na literaturę wysoką i niską, natomiast ocena tekstu w kategoriach dobry - zły jest jak najbardziej uzasadniona. Nie podobał Ci się Pan Tadeusz - ok - ale nie trzeba wysokich kompetencji, żeby stwierdzić, że jest to literatura absolutnie wybitna - w wymiarze obiektywnym. Trzeba umieć oddzielić podobanie się od podstawowej świadomości czytelniczej, inaczej popadniemy w jakąś odbiorczą anarchię
Szeida10 Maj 2010, 15:38
W porządku denver, ale temat mówi o tym, żeby przedstawić najlepszą i najgorszą książkę jaką przeczytaliśmy, w związku z czym napisałam, że dla mnie nie ma czegoś takiego jak "najgorsza i najlepsza książka".
Bo opinię, którą wydajemy po przeczytaniu książki, jest naszą własną, subiektywną.
Krytycy literaccy też są często podzieleni na dwa obozy, na tych, którzy wydają dobre opinie o "znakomitości" książki i przeciwnie.
Dostrzeganie wachlarza środków poetyckich, mówiące o kompetencji twórcy - to jedno, najlepsza i najgorsza książka - to drugie.
denver13 Maj 2010, 11:47
@Szeid - no to teraz już totalnie Cię nie rozumiem. (: wcześniej wypowiadasz się w imieniu jakiegoś abstrakcyjnego "my", teraz wprowadzasz kategorię subiektywności. Opinia zawężona wyłącznie do subiektywnego wrażenia jest opinią niepełną i świadczy o niekompetencji. Myślę sobie, że przy takich kategoriach "najlepszą" książkę można by zdefiniować, jako tę, w której łączy się dostrzeżenie bezbłędnego warsztatu, przemyślanej strategii autorskiej, intelektualnie soczystej treści plus tego subiektywnego wrażenia właśnie. Przy takich kryteriach jest szansa na uczciwą ocenę. Inaczej pozwalamy sobie i innym na wszystko - nawet na czytanie np. Pałla Koeljo - no a rzeczonego już niestety znieść nie mogę. Trzeba gdzieś postawić granicę oceny odbiorczej, bo jak mi ktoś mówi, że się Pałlem zachwyca, to fail na starcie i nie traktuję poważnie takiego człowieka, no bo się nie da. Albo ten ktoś jest nieoczytany, jeżeli sądzi, że Koeljowe wypocinki są odkrywcze - albo co i gorsze - jest oczytany a i mimo wszystko nad Pałlem wzdycha - to już znaczy, że chociaż czyta na kilogramy, to praktykuje czytanie puste, zwyczajnie tego nie umie robić na innym poziomie niż dekodowanie rzędów liter. Jest jeszcze opcja trzecia - ktoś dostrzega cały arsenał szitowatości Pałla, widzi po trzech stronach, że sam by w jeden wieczór taką książkę napisał z pomocą Biblii, Koranu, podręczników do filozofii buddyjskiej i butelki wina, a i co? - a i tak się zachwyca. Wtedy już nie boję się pomyśleć, że to człowiek głupi po prostu, bez dalszej rokminy. Inteligencja emocjonalna na poziomie dna i wodorostów. Uch, no i tym samym odpowiedziałam chyba na pytanie o najgorszej dla mnie książce - niech do będzie cały Pałlo, bo nie umiem nawet podzielić tego jego bełkotu na poszczególne książki. Nad najlepszą się jeszcze zastanowię i dam znać. (:
Szeida13 Maj 2010, 12:20
Myślę sobie, że przy takich kategoriach "najlepszą" książkę można by zdefiniować, jako tę, w której łączy się dostrzeżenie bezbłędnego warsztatu, przemyślanej strategii autorskiej, intelektualnie soczystej treści plus tego subiektywnego wrażenia właśnie.
Nigdy nie mówiłam, że nie.
Ale mam wrażenie, że kiedy czytam książkę i dostrzegę w niej ogromną kompetencję pisarza i te wszystkie czynniki o których wspomniałaś, a zabraknie tego właśnie subiektywnego wrażenia, nie spodoba mi się, nie uderzy we mnie, to nie nazwę jej "najlepszą" książką jaką czytałam. Mogę wspominać o jej licznych zaletach, ale nie spodoba mi się po prostu i już nie uzyska tego miana.
Nigdy nie mówiłam, że Mickiewicz nie ma kunsztu pisarskiego, a wspomniany już przeze mnie "Pan Tadeusz" jest niżowy. Przeciwnie, te wszystkie operacje językowe, poetyckie są same w sobie niezaprzeczalnie genialne. Jednak, nie jest "najlepszą" książką jaką czytałam, nie podoba mi się i mam wręcz alergię na nią i zdecydowanie nie dla tego, że jej nie rozumiem czy jej nie przeczytałam.
Tak więc o to mi chodzi, dostrzeganie znakomitości jakiejś powieści, to jedno, ale to czy mi (tylko i wyłącznie mi, aby zniwelować "abstrakcyjne 'my'" ) ona się spodoba to drugie.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
wiÄcej podobnych podstron