Szufladkowanie
Fragment dokumentu:
Szeida23 Czerwiec 2010, 15:19
Często się słyszy o takim szufladkowaniu aktora czy gwiazdy. Dajmy na to, ktoś, kto gra cały czas w horrorach, nagle dostaje rolę w komedii romantycznej. Oglądamy i myślimy "O niee! On tu nie pasuje!". Taka sama sytuacja jak w przypadku Chylińskiej. Przyzwyczaiła fanów, że śpiewa taki dość mocny rock, nagle wyskoczyła z popem. Nawet jeżeli jej to dobrze wychodzi, ludzie i tak myślą, że to nie jej klimat i nie pasuje im zmiana Agnieszki.
Spotkaliście się z takim zjawiskiem? Sami szufladkujecie "gwiazdy" (podaj przykłady ) czy sprzeciwiacie się temu, wierząc, że każdemu trzeba dać szansę zaistnienia w czymś innym niż dotychczas?
VooDoo25 Czerwiec 2010, 11:52
Z tym, że Chylińskiej jak dla mnie to dobrze wcale nie wychodzi Po prostu dziewczyna się sprzedała i tyle, teraz mało piosenkarzy (niestety także hip hopowych) się nie sprzedaje.
Co do przykładów to Jim Carrey nie pasuje do poważnych roli, ten aktor zawsze mi się kojarzy z komedią, z rolą głupka lub zabawnego człowieka, a kiedyś widziałem film (nie pamiętam tytułu), w którym zagrał poważną rolę, jak dla mnie szok
To oczywiste, że aktorzy czy piosenkarze chcą się rozwijać i próbować różnych rzeczy, ale jeśli dobrze wychodzi im dana rola, albo dany typ muzyki to po co to zmieniać? Dla kasy przede wszystkim, niestety.
Fruktoza25 Czerwiec 2010, 12:19
Wiadomo, że jak aktor gra cały czas w tego samego rodzaju filmach, będzie nam się kojarzył akurat z takim typem bohatera. Przykłady? Hugh Grant i role amanta w komediach romantycznych. Cezary Pazura - wyobrażacie sobie go w horrorze, czy w jakimś poważnym filmie, dramacie? Ale oczywiście są też aktorzy, którzy świetnie zagrają i odnajdą się w każdej roli.
U piosenkarzy też jest tak, że jeżeli ktoś tyle lat gra jeden gatunek muzyki i nagle się zmienia, to nie będzie to raczej pozytywnie odebrane przez słuchaczy. Przykład właśnie Chilińskiej, której to nowe wcielenie zupełnie nie pasuje.
Szeida3 Lipiec 2010, 00:17
Ja osobiście często szufladkuję czy to przez pryzmat roli czy filmu. Dajmy na to oglądam "Supernatural", w którym Jensen Ackles gra główną rolę jako Dean. Jest nieustraszony, pomysłowy, odważny, szybki. Obejrzałam "Moja Krwawa Walentynka", również z nim i pół filmu się irytowałam: "Łee, Dean szybko by tą sprawę rozwiązał. Phi, ale mi to potwór, Dean nie z takim sobie radził". Chociaż wiem, że to jest krzywdzące dla aktora i on, nie wiadomo jak by dobrze zagrał, dla mnie i tak będzie Deanem z Supernatural.
Podobnie Jim Carrey, ekspert od głupich min i rozśmieszania, nagle zobaczyłam go w "I love you Phillip Morris", gdzie grał geja, a film zdecydowanie komedią nie jest, musiałam się bardzo przestawić.
Wydaje mi się, ze to zależy od produkcji - jak jest dobry film z aktorem, który dotychczas grał jedną rolę, to on tak wciągnie, że się nie patrzy przez pryzmat innych filmów.
Sylvester Stallone na przykład. Zabijaka, bokser, generalnie wiadomo. Nagle komedia z jego udziałem "Stój, bo mamuśka strzela" - dla wielu najgorszy film z jego udziałem, a mi się naprawdę podobał. Miła odmiana, zobaczyć go bez krwi na ciele i broni - w roli nieporadnego, śmiesznego romantyka.
VooDoo5 Lipiec 2010, 22:35
Akurat Stallone to mi pasuje i do roli "rambowskiej" i do roli komediowej i do poważnej. W jego przypadku moje szufladkowanie nie działa
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
wiÄcej podobnych podstron