Dobry Ebook Biuro Tajnych Spraw Czarna Owca

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez

NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody

NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej

od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Nexto.pl

.

background image
background image

Opracowanie redakcyjne

Mirosław Grabowski

Projekt okładki

Magda Kuc

Zdjęcie na okładce

Marek Szałajski

Skład, łamanie i korekta

Paweł Luboński

Text copyright © by Sylwester Latkowski,

Piotr Pytlakowski

Copyright © for the Polish edition

by Wydawnictwo Czarna Owca, 2012

Wydanie I

ISBN 978-83-7554-433-6

background image

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp.

z o.o.

virtualo.eu

4/47

background image

Mamy nadzieję, że ta książka uzupełni
brakujące strony w księdze pamiątkowej
Centralnego Biura Śledczego. Kiedyś założył
ją jeden ze współtwórców Biura, Wojciech
Walendziak. Potem w trybie nagłym odszedł
na przymusową emeryturę, a księgą ktoś się
„zaopiekował” – wydarto z niej kilka pier-
wszych kartek.

background image

Wstęp

Sierpień 2000, środek pięknego lata. Od
kilku tygodni szef Centralnego Biura Śled-
czego, młodszy inspektor Andrzej Borek,
spodziewał się tego telefonu, ale liczył, że
ktoś się jeszcze opamięta. Protestował,
nawet pisał do szefostwa policji, że to nie
jest najlepszy czas. Do akcji należy się właś-
ciwie przygotować, namierzyć ludzi, ustalić
ich miejsca pobytu i najważniejsze: kto
dokonuje

zatrzymań

w czasie

wakacji?

Bandyci także jeżdżą na letni wypoczynek,
i to zazwyczaj za granicę. Stać ich na to. Tam
mają zawsze słońce, palmy, łódki, jachty, luk-
susowe hotele. Jeżdżą z żonami, kochanka-
mi lub z kumplami. Przeważnie nie wybiera-

6/47

background image

ją Ustki ani Darłowa, chociaż niektórzy, trze-
ba uczciwie przyznać, mają słabość do pol-
skiego morza. Taki Pershing wpadał czasem
do Ustki, lubił tam się zabawić, tęgo popić,
wyrwać jakąś laskę. Ale Pershing nie żył już
od ponad pół roku, zginął na polu chwały
podczas zimowego wypoczynku. Właśnie
zjechał

z Polany

Szymoszkowej

w Zakopanem, pakował do auta narty, kiedy
dopadły go kule zabójcy. Więc to nie na Per-
shinga, wesołka, hazardzistę, a podczas
gangsterskiej

roboty

twardziela

niezna-

jącego litości dla przeciwników, mieli urządz-
ić zasadzkę ludzie inspektora Borka.

– Mamy trzech namierzonych – usłyszał

przez telefon.

Siadł na krześle w kuchni. Spojrzał na ze-

garek: minęła osiemnasta. Właśnie wrócił
z biura, z Komendy Głównej Policji.

7/47

background image

Dlaczego nie zadzwonili kilka godzin

wcześniej? Byłem na miejscu. Cholera. Psa
się lepiej traktuje, pomyślał.

Z tą sprawą od początku wszystko szło nie
tak, jak powinno.

Kiedy kilka tygodni wcześniej Borek był

z wizytą w Prokuraturze Krajowej, w Biurze
do spraw Przestępczości Zorganizowanej, na
naradzie w gabinecie prokuratora Ryszarda
Rychlika czuł się jak intruz. Najgorsza była
ta nieufność.

– Warszawa ma być wyłączona – ozna-

jmiono mu.

– Jak to? – Borek nie krył zdziwienia. –

Mam odsunąć od roboty przy Pruszkowie
warszawski Pezet?

Oni

mogą

mieć

powiązania

z pruszkowiakami – usłyszał i na tym temat
został

ucięty

Żadnego

konkretnego

8/47

background image

nazwiska. Kto miałby być kretem? Kto
z chłopaków, według prokuratury, sprzedał
się mafii?

To tak, jakby mi rękę ucięto. Wydział

warszawski ma najlepsze rozpoznanie i teraz
jak mam to robić, pomyślał. Jak to ludzie
odbiorą? Wierzą nam i nie wierzą.

– A termin realizacji? – zapytał prokuratora

Rychlika.

– Jak najszybciej!
Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
– W sierpniu?
– Tak.
– Przeciągnijmy kilkanaście dni. Poczeka-

jmy do roku szkolnego. Wrócą z wakacji. Wt-
edy możemy większość zamknąć.

– Dwóch czy trzech zatrzymanych też nas

satysfakcjonuje – usłyszał.

Zamilkł. Wiedział, że już nic nie wskóra.

9/47

background image

Rozejrzał się po kuchni, umeblowanej pros-
to, oszczędnie, tak aby nie była pusta.
Służbowego mieszkania, które otrzymał po
przyjeździe z Krakowa, nigdy nie traktował
jak swojego domu. Wiedział, że nie będzie
tu mieszkał do końca życia; jest tylko trochę
przytulniejsze niż pokój hotelowy.

Nalał wodę do czajnika i zapalił gaz.

Z szafki wyciągnął słoik z mieloną czarną
kawą. Nasypał do szklanki i postawił przy
kuchence.

Niczego nie zmieni. Jest za krótki. Przecią-

ganie o kilka minut nie odwróci tego, co zde-
cydowano w prokuraturze. Nakazy zatrzy-
mania już wystawione.

Chwycił za telefon i wykręcił pierwszy nu-

mer, potem kolejny, i tak uruchamiał wszys-
tkich, których mógł, których złapał. Za dnia
byłoby łatwiej. Teraz ludzie rozjechali się po
domach, robią w mieście zakupy.

10/47

background image

Każda rozmowa była podobna, po drugiej

stronie słuchawki słyszał niedowierzanie
w głosie.

– Teraz?
– Zwijamy – mówił mechanicznie. Czuł się

tak, jakby wokół jego klatki piersiowej zacis-
nęła się metalowa obręcz.

– Na pewno? – Głos nadal nie dowierzał.
– Polecenie prokuratury – odpierał.
Nie pamięta, pomiędzy którą rozmową

a którą zaparzył sobie kawę ani kiedy ją wyp-
ił. Musiał zrobić to duszkiem, bo przed nim
stała pusta szklanka, a minęło zaledwie kilka
minut.

Czas wracać do komendy. Postanowił

wcześniej się przebrać, przecież spędzi tam
czas do rana. Opryskał się trochę wodą,
włożył świeżą koszulę.

Kiedy był już gotowy do wyjścia, zawrócił

jeszcze z przedpokoju do kuchni. Z lodówki

11/47

background image

wyciągnął

butelkę

wódki

i nalał

pięćdziesiątkę

do

kieliszka.

Wychylił

duszkiem. Ale nie pomogło. Nadal był wkur-
zony.

Grupa liczyła kilkunastu ludzi. Chłopaków
z napisami

„CBŚ”

na

plecach

i za-

maskowanych

antyterrorystów

z długą

bronią. Panowała kompletna cisza, dopóki
któryś nie kaszlnął. Dowódca spojrzał ze
złością.

– Nie charczeć, do kurwy nędzy! – wycedził

szeptem, który w uszach winowajcy zabrzmi-
ał jak krzyk.

– Szefie, drapie mnie, przeziębiłem się chy-

ba – tłumaczył płaczliwym głosem wysoki
chłopak w kurtce firmowej Centralnego Biu-
ra Śledczego. Szybko jednak zamilkł, bo
zobaczył, że dowódca nagle się podrywa i da-
je sygnał ludziom z antyterroru. Ci ruszyli

12/47

background image

gęsiego, jeden za drugim, przytuleni do
ściany budynku. Za nimi poszli następni,
kilku jednak zostało, żeby ubezpieczać
kolegów.

Aż podziw brał, że tylu potężnych facetów

dreptało po schodach na trzecie piętro, nie
wydając nawet najmniejszego dźwięku. Szli
w ciemnościach, a żaden nawet się nie
potknął. Pełna profeska, jak sami opowiadali
potem z dumą. Ale już mniej dumni byli
z faktu, że kiedy wywalili drzwi do mieszka-
nia, w środku zastali puste ściany. Gospo-
darz,

którego

chcieli

przyskrzynić,

wyprowadził się na inną metę, i to dosyć
dawno, sądząc po kurzu, jaki unosił się
w powietrzu i osiadał na mundurach polic-
jantów. Dowódca zaklął pod nosem i zamel-
dował przez krótkofalówkę, że jest wtopa,
wlokalu brakuje figuranta, a także mebli,
ubrań, czegokolwiek…

13/47

background image

Dlaczego

rozpoznanie

nas

nie

powiadomiło? – rzucił do mikrofonu. – Czy
nad tym burdelem ktoś panuje?!

– Spokojnie, wszystko pod kontrolą –

odpowiedział ktoś z centrali. – Jedźcie pod
adres numer dwa. Powtarzam: ruszajcie na
Wolę, według rozkładu. Są pytania?

– Tak, jedno. Czy tam będziemy kogoś ła-

pać, czy szukać cienia jak tutaj?

– Nie pierdol, stary. Bierz ludzi i do roboty.

Noc jest krótka.

Ekipa władowała się do wozów i ruszyła

dalej pustymi ulicami Warszawy.

Kiedy Andrzej Borek wracał nad ranem do
domu, prześladowała go myśl o klęsce. Na
czele Centralnego Biura Śledczego stanął za-
ledwie trzy i pół miesiąca wcześniej. Można
rzec, że je współtworzył. Wcześniej kierował
policyjnym Biurem do Walki z Przestępczoś-

14/47

background image

cią Zorganizowaną, słynnymi Pezetami. Tam
miał więcej samodzielności. W gronie kilku
najbardziej wtajemniczonych ustalali tak-
tykę, terminy operacji i całą logistykę: kto,
gdzie i kiedy.

W CBŚ jestem dyrektorem, a w gruncie

rzeczy

przestawiają

mnie

jak

pionek

w szachach, myślał, wkładając klucz do zam-
ka. Niefortunny termin wyznaczyła proku-
ratura, ale naciskał też komendant główny.
No to mają teraz sukces! Przecież to kom-
pletna klapa. Każdy to dostrzeże, media nie
zostawią na nas suchej nitki. A co mnie to
wszystko obchodzi, niech oni się tłumaczą.

Zrezygnowany klapnął ciężko na krzesło.

Oparł podbródek na dłoni, pomyślał, że
warto by zagotować wodę na herbatę, i z tą
myślą zasnął.

Następnego dnia dostał na biurko wszys-

tkie raporty. Jego ludzie zatrzymali tylko jed-

15/47

background image

ną trzecią zaplanowanych osób. Nie złapali
Malizny, Słowika, Bryndziaka i kilku innych
ważnych postaci gangu pruszkowskiego.
Zastanawiał się, co było prawdziwym powo-
dem

podjęcia

decyzji

o zatrzymaniu

pruszkowiaków w tym terminie? Chodziło
zaledwie o kilkanaście dni zwłoki. Poczekać
na koniec wakacji, przeprowadzić lepsze
rozpoznanie, przygotować wszystko jak trze-
ba, dopiąć na ostatni guzik i uderzyć! Podob-
no jedynym powodem była wiadomość op-
eracyjna, że zagrożone jest bezpieczeństwo
głowy państwa, ktoś miał wydać zlecenie
zabójstwa

prezydenta

Aleksandra

Kwaśniewskiego i trzeba było natychmiast
przystąpić do działania. Wyglądało to na
podpuchę szytą grubymi nićmi, fałszywy
pretekst, a nawet prowokację. Gdyby fakty-
cznie istniała groźba zamachu na prezyden-
ta, kto jak kto, ale szef CBŚ z pewnością

16/47

background image

by o tym wiedział. Nie miał w tamtym czasie
zbyt dobrego rozeznania politycznego, ba,
nie miał pojęcia, do jakich sztuczek mogą się
uciec prowokatorzy, by spowodować oczeki-
wane działania.

Dopiero rok później, po operacji namierza-

nia Pawła M., pseudonim „Małolat”, na
strzelnicy w Rembertowie podczas festynu
Sojuszu Lewicy Demokratycznej, na własnej
skórze miał przećwiczyć skutki politycznej
intrygi.

Centralne Biuro Śledcze powstało pięt-
nastego kwietnia 2000 roku rozkazem
komendanta głównego policji z dwudzies-
tego dziewiątego lutego. Rozbicie gangu
pruszkowskiego było pierwszą poważną
akcją nowej formacji – niejako chrztem bo-
jowym.

17/47

background image

Gang wywodzący się z podwarszawskiego

Pruszkowa

był

najpotężniejszą

zorgani-

zowaną grupą przestępczą w Polsce.

O dziwo, media nie dostrzegły wpadki

CBŚ. Akcję okrzyczano jako udaną i do dzisi-
aj uważana jest za jeden z większych
sukcesów Biura. Tylko Andrzej Borek i jego
ówcześni współpracownicy oceniają ją in-
aczej.

Jedenaście lat później siedzimy z Andrzejem
Borkiem w restauracji blisko krakowskiego
dworca kolejowego. Niewyróżniający się,
łysiejący, z oczami uważnie przyglądającymi
się rozmówcy. Pali jednego papierosa za
drugim i popija kawę. Nadal przeżywa
tamten czas, w jego słowach czuć gorycz.

– Wszyscy na mnie potem bykiem patrzyli,

że nie rozpoczęliśmy na początku roku szkol-
nego. W nocy ich wyjmowaliśmy. Trzech za-

18/47

background image

trzymano, ale chodziło też o paru innych,
koncentracja

była

na

zarządzie

pruszkowskim. Tych, co mieliśmy zlokali-
zowanych, to od razu braliśmy, innych
namierzało

się

w kilku

miejscach,

po-

zostałych szukaliśmy jeszcze długo. Ja nie
byłem usatysfakcjonowany, chciałem robić
po swojemu, najpierw wszystkich namierzyć,
potem zdejmować. Sygnał poszedł do in-
nych, że już nie przelewki, mogli świadków
likwidować, zacierać ślady.

Nie tylko Andrzej Borek jest rozgoryczony.
Frustrację i żal noszony głęboko w sercu
można dostrzec u wielu byłych policjantów,
szczególnie tych z Centralnego Biura Śled-
czego. Ci ważniejsi raz w roku widują się na
spotkaniach byłych funkcjonariuszy, ostro pi-
ją, snują wspominki i zdarza się, że wylewa-
ją żółć na dawnych kolegów i przełożonych.

19/47

background image

Towarzyszy im poczucie krzywdy. Noszą je
i ci skrzywdzeni, i ci rzekomo krzywdzący –
każdy kiedyś dostał po łapach.

– Taka instytucja – mówi filozoficznie jeden

z policyjnych

emerytów,

lat

czterdzieści

sześć. – Każdy każdego chce przechytrzyć,
zrobić na jego plecach własną karierę.
Wpadasz w kłopoty, jesteś sam. Koledzy pa-
trzą w inną stronę, jakby cię już nie było,
a szefowie rzucają cię na ofiarę. Oni są czyś-
ci, chcieli dobrze, to tylko ty zawiniłeś!

Po latach z pracy w CBŚ odchodzą ludzie

z przetrąconymi kręgosłupami. Tu nie ma
świętości. Choćbyś był najlepszy, choćbyś za-
pakował do kryminału stu bandytów, przy-
chodzi chwila, kiedy spadasz ze szczytu na
samo dno. I wtedy nikt się za tobą nie ujmie,
zasługi możesz schować głęboko do szuflady
o takim Centralnym Biurze Śledczym i o ta-
kich ludziach jest ta książka.

20/47

background image

* * *

Napisaliśmy razem kilka książek, kilkanaś-

cie artykułów dla „Polityki” (wspólnie, bo
Pytlakowski od 1997 roku pracuje w tej
redakcji i opublikował tam, skromnie licząc,
z sześćset tekstów), nakręciliśmy dwa filmy
dokumentalne.

Przez

pewien

czas

postrzegano nas jako nierozłączny tandem
Latkowski-Pytlakowski (układ alfabetyczny),
co było krzywdzące, bo każdy z nas chciał
jednak być postrzegany osobno. Mieliśmy
własne sukcesy i porażki dziennikarskie
(oraz, co tu kryć, życiowe), osobiste ambicje,
a także odmienne charaktery. Dzieli nas spo-
ra różnica wieku (Pytlakowski jest starszy),
różne przeżyte doświadczenia i tempera-
ment. Jeden z nas jest nieufny wobec świata,
wciąż szuka dziury w całym i czasem za-
chowuje

się

bardzo,

bardzo

nerwowo

21/47

background image

(pewnie zaraz się obrazi i wyrzuci ten frag-
ment). Powiedzieć o drugim, że jest oazą
spokoju, to przesada, ale w tej parze to on
studzi nastroje, chociaż też ma swoje obses-
je, a według niektórych czarne podniebienie
– czyli we wszystkim wietrzy samo zło (też
się może obrazić). Domyśl się, czytelniku,
który jest który. A tak na marginesie, trochę
głupio tak pisać o sobie po nazwisku i jakby
się stało z boku.

Napomysł napisania książki o CBŚ wpadł

Latkowski. Znaleźliśmy wydawcę (gwoli
prawdy, znalazł Latkowski), podpisaliśmy
umowę i… dopiero się zaczęło. Kłótnia na
kłótni: o czym piszemy, jak, z kim się spo-
tykamy,

o co

pytamy

Drogi

czytelniku,

uwierz na słowo, przeszliśmy gehennę. Nie
wiem, jak można być tak odpornym na ar-
gumenty (to o Pytlakowskim). Nie wiem, jak
można być tak upartym (to o Latkowskim).

22/47

background image

I tak

w miłej,

przyjacielskiej

atmosferze

zabraliśmy

się

do

pracy

Im

więcej

przeżyliśmy burz i piorunów, tym bardziej,
co zrozumieliśmy niebawem, dane nam było
wejść w skórę bohaterów tej książki. Ner-
wowe życie to przecież ich specjalność.

Skusiło nas Centralne Biuro Śledcze, bo

to instytucja tajemnicza, zajmująca się (przy-
najmniej

z założenia)

najpoważniejszymi

przestępstwami, okryta wszelkimi możliwy-
mi klauzulami niejawności, a przez to tym
ciekawsza dla dziennikarzy. Co kryje się za
zamkniętymi drzwiami, jakie sprawy tam się
rozgrywają, co knują w swoich gabinetach
jej pracownicy i co wstydliwego próbują
przemilczeć?

Odbyliśmy kilkadziesiąt rozmów z szefami

CBŚ, zwanymi urzędniczo dyrektorami. Z ich
zastępcami, z naczelnikami zarządów i sz-
eregowymi

funkcjonariuszami.

Przeanali-

23/47

background image

zowaliśmy trochę dokumentów (bez gryfów
tajności), aktów oskarżenia, sporo zeznań
z akt sądowych i uzasadnień wyroków. Spo-
tykaliśmy się też z ludźmi z drugiej strony
bariery – gangsterami tropionymi przez CBŚ
i byłymi przestępcami, dzisiaj świadkami ko-
ronnymi. Obserwowaliśmy więc ludzi po
dwóch stronach lustra. To ciekawe, jak cza-
sem tym w mundurach blisko do tych,
z którymi walczą. Przez lata nabywają takich
samych zwyczajów, używają coraz bardziej
zbliżonego języka, a czasem nawet skala
wartości, według której oceniają ludzi, jest
identyczna. Dwa przenikające się światy.

Z policjantami z CBŚ spotykaliśmy się

w ich gabinetach, w knajpach, w domach,
w których mieszkają. Przeważnie znaliśmy
ich wcześniej, pierwsze lody już dawno były
przełamane. Miejsc spotkań z gangsterami
nie ujawnimy, oprócz tych uważanych za

24/47

background image

publiczne, czyli sal widzeń w kryminałach.
Za zgodą zainteresowanych wszystkie roz-
mowy nagrywaliśmy, by potem mozolnie je
spisywać. Część, w formie wywiadów lub
swobodnej narracji, czytelnik znajdzie w tej
książce. Jeżeli po jej przeczytaniu dojdzie do
wniosku, że autorzy uchylili drzwi do niez-
nanego, intrygującego świata, to będzie
znaczyć, że nasz zamiar się powiódł.

25/47

background image

1
CBŚ, dzień
narodzin

Do

pewnego

ośrodka

szkoleniowo-

wypoczynkowego nad Zalewem Zegrzyńskim
zajechały fordy mondeo, volkswageny pas-
saty, a także skromne polonezy. Numery re-
jestracyjne

wskazywały,

że

to

pojazdy

służbowe

resortu

spraw

wewnętrznych,

a ściślej mówiąc – policyjne. Z wozów wysi-
adali pasażerowie, witali się ze sobą jak do-
brzy znajomi, a kierowcy odprowadzali auta
na parking.

26/47

background image

– Znów jakieś urzędasy będą się szkolić,

zapomnij o napiwkach – skomentował bez
entuzjazmu kelner, a jego kolega smutno
pokiwał głową.

Co do jednego kelner miał rację: żaden

z nowo przybyłych napiwkami nie szastał,
ale mylił się co do profesji gości. Wyglądają
co prawda jak urzędnicy drugiego sortu,
w lekko znoszonych, wymiętych garniturach
i każdy z wytartą teczką na dokumenty, ale
urzędnikami nie są. To elita polskich polic-
jantów; jak to się mówi, sól tej ziemi. Łapali
bandytów jeszcze w czasach Polski Ludowej
jako milicjanci z wydziałów kryminalnych.
Niektórzy mają za sobą krótsze i dłuższe epi-
zody w niesławnej Szkole Budowlanej, jak
zwykli między sobą nazywać Służbę Bez-
pieczeństwa, policję polityczną w okresie
PRL. Do Białobrzegów nad zalewem przy-
jechali z całej Polski, jako szefowie i wicesze-

27/47

background image

fowie wydziałówwchodzącychwskład cen-
tralnego Biura do Walki z Przestępczością
Zorganizowaną (dalej: Pezety) i konkuren-
cyjnych, należących do Biura do spraw
Narkotyków (dalej: Narkotyki).

– Będzie jatka? – zapytał podinspektor K.
Ale jego podwładny, nadkomisarz M., na-

jwidoczniej nie dosłyszał, bo wyraźnie ucies-
zony rzucił:

– To ja na początek zimne piwo z beczki,

chyba tu mają?

– Tobie tylko jedno w głowie, pijaku. Wc-

zoraj znów żłopałeś! – dobitnie, ale bez
szczególnej pretensji ocenił podinspektor. Po
prostu stwierdził fakt, nie potępiał komis-
arza. Zresztą chętnie sam by się napił, i to
nie piwa, tylko czegoś mocniejszego.

Im bardziej był trzeźwy, tym większą czuł

złość do całego świata. Wkurzało go wiele
rzeczy: kłótliwa żona, kretyn prokurator,

28/47

background image

z którym musiał na co dzień współpracować,
a głównie to, że wciąż jest zaledwie podin-
spektorem, chociaż ma już odpowiedni staż
i wystarczające zasługi. Koledzy, z którymi
kończył przed laty szkółkę w Szczytnie, już
dawno awansowali na inspektorów, a kilku
dostało nawet szlify generalskie. Ktoś mnie
mocno nie lubi, jakiś ponury skurwiel zabi-
urkowy,

który

sam

nigdy

nikogo

nie

schwytał, więc nie wie, co czuje człowiek
czyszczący społeczeństwo z chwastów –
takie myśli krążyły mu często po głowie.

O sobie miał jak najlepsze zdanie, uważał

bez fałszywej skromności, że wśród gliniarzy
jest jednym z najlepszych. A mimo to ciągle
podinspektorem. Ta złość i gorycz dopadła
go przed trzema laty, kiedy tworzono biuro,
którego celem miała być walka z przestępst-
wami narkotykowymi. Pracował w Pezetach,
dobrze mu szło, ale ktoś uznał, że pójdzie do

29/47

background image

Narkotyków na naczelnika wydziału w K. Od-
czuł to jako despekt, kopniak w dół.

– Skurwiele! – palnął, zapominając przez

moment, gdzie jest.

– Szefie, co pan? Fakt, że wczoraj trochę

wypiłem, imieniny szwagra, ale żeby na
człowieka

bluzgać?

Komisarz

zrobił

rozżaloną minę, jakby miał wybuchnąć
płaczem.

– Jurek, daj spokój, to nie do ciebie – us-

pokoił go podinspektor. – Skurwiele chcą nas
załatwić, o to chodzi.

Nie tylko podinspektor K. był w podłym

nastroju. Większość jego kolegów z wydzi-
ałów narkotykowych przyjechała do Biało-
brzegów jak na ścięcie. Wiedzieli już, co się
szykuje, i powiedzieć, że nie budziło to ich
entuzjazmu, to jakby szalejącą ulewę nazwać
mżawką. Przełożeni spędzili ich tutaj, aby
w pięknych

okolicznościach

przyrody,

30/47

background image

w lesie, nad wodą, zakończyć przy ich po-
mocy krótki żywot biura narkotykowego.
Wiedzieli, że klamka już zapadła, protest na
nic się nie zda. Wyrok wydano, ich rolą
będzie go podpisać. To denerwowało na-
jbardziej – taka niby-demokracja; mogą sobie
pogardłować, ale nikogo to nie wzruszy.

W przeciwieństwie

do

policjantów

z Narkotyków ich koledzy z Pezetów przybyli
do Białobrzegów w świetnych humorach.
Meldując się w recepcji, dowcipkowali na
luzie, jakby przyjechali tu na wczasy, a nie na
poważną naradę. Na kolegów z wydziałów
narkotykowych spoglądali z lekką pobłażli-
wością i nieco z góry. Wiedzieli przecież, że
i oni, i tamci stawili się tu w sprawie czysto
formalnej. Oba biura, Narkotyki i Pezety, ma-
ją połączyć się w jedno superbiuro policyjne
do spraw nadzwyczajnych. Nie znali jeszcze
jego nazwy, nie wiedzieli, kto będzie nim

31/47

background image

kierował ani jaki zakres obowiązków przy-
dzielą im w nowej instytucji, ale i tak mieli
pewność, że Pezety na tym połączeniu nie
stracą. Przeciwnie, ich rola wzrośnie, a co za
tym idzie – nie tylko prestiż, ale i kasa będzie
większa. Skoro są elitą, to lepsze pieniądze
należą się im jak psu kość.

Kto wymyślił nazwę

Ci, którzy po latach opowiadają nam o prze-
biegu tego białobrzeskiego zjazdu, z lekkim
zażenowaniem wspominają atmosferę to-
warzyszącą policyjnej nasiadówie. Obrady
były burzliwe, jeżeli można tak nazwać kilka

32/47

background image

pyskówek i awantur. W gruncie rzeczy kłó-
cono się o pieniądze.

– Po co to, kuźwa, zmieniać? – dopytywał

się

jeden

z naczelników

biura

narko-

tykowego. – Zle jest? Mamy przerób większy
niż wy. Komu to się nie podoba?

– Mnie się nie podoba! – oznajmił szef jed-

nego z terenowych wydziałów Pezetów. – Nie
podoba mi się, że wam w tych Narkotykach
już całkiem we łbach się pomieszało. Co
z tego, że przejmujecie towar, skoro nie
wiecie, kto go przemyca? Bandyci się tylko
cieszą, że takich gamoni mają za przeci-
wników. My osobno, Narkotyki osobno,
a wróg jest jeden i ten sam. Koniec! Teraz
wszystko będzie inaczej, teraz będziemy
skuteczni.

– To może ktoś z łaski swojej chociaż nam

powie, jak to coś będzie się nazywało? – za-
pytał jeden z uczestników narady.

33/47

background image

– Tego jeszcze nie ustalono, ale nie martw

się, kolego, wszystko w swoim czasie –
uśmiechnął się Andrzej Borek, szef Pezetów.

Jego zastępca, Wojciech Walendziak, przez

chwilę o czymś intensywnie myślał, po czym
nachylił się do szefa i powiedział coś ścis-
zonym głosem.

Borek spojrzał na niego z uznaniem.
– Dobre. Podoba mi się.
– Co Wojtek mu powiedział, słyszał ktoś? –

rozpytywał podinspektor K.

To dziwne, ale jedynym, który usłyszał

szept Walendziaka, był ten sam komisarz M.,
któremu kilka godzin wcześniej z powodu,
jak można mniemać, dokuczliwego prag-
nienia słuch odmawiał posłuszeństwa. Teraz
M.

pragnienie

już

ugasił

i uspokojony,

z lekką zaróżowioną twarzą, powtórzył in-
nym:

34/47

background image

– Powiedział, że to nowe powinno się nazy-

wać jak w Ameryce.

– Czyli jak?
– Normalnie. Centralne Biuro Śledcze!

Mnie to pasuje.

Pezety i Narkotyki

Pezety były formacją starszą od Narkotyków
o trzy lata. Założono je pierwszego stycznia
1994 roku, a przynajmniej taką datę wpisano
do dokumentów. Nie wydaje się praw-
dopodobne, aby tuż po nocy sylwestrowej
gliniarze – w końcu też ludzie – byli w stanie
przystąpić do wytężonej pracy na nowym
froncie. Załóżmy więc, że w rzeczywistości

35/47

background image

właściwą datą był drugi stycznia. Biuro do
Spraw Narkotyków stworzono w 1997 roku.
Oba

zatrudniały

starannie

wyse-

lekcjonowanych policyjnych speców od ro-
boty

operacyjnej

i procesowej,

można

powiedzieć:

najlepszych

z najlepszych.

W Pezetach pracowało około czterystu ludzi,
w Narkotykach o połowę mniej. Siłą rzeczy
pezetowcy uważali się za ważniejszych od
narkotykowców, było ich więcej i mieli
dłuższe o trzy lata doświadczenie w tropie-
niu najpoważniejszych przestępców. W tym
też duchu traktowali kolegów w Białobrze-
gach.

– Przy połączeniu nie mogło być dwóch

naczelników w jednym wydziale. Problemem
było, jak to wszystko pogodzić, żeby ci
z Narkotyków nie byli stratni. Z ich strony
były opory – wspominał Wojciech Walendzi-
ak, wówczas zastępca szefa Pezetów. – Udało

36/47

background image

się to rozegrać. Komendant główny Jan
Michna powiedział, że nie będzie takiej sytu-
acji, żeby oni stracili cokolwiek. Nawet jeśli
nie będą naczelnikami, to zachowa im te
grupy, które mieli. Rozegrało się pokojowo.

No, może jednak nie do końca pokojowo.

Szef Biura do spraw Narkotyków, Adam Ra-
packi, na wszelki wypadek został odwołany
i przerzucony do Wrocławia, na komendanta
wojewódzkiego.

Niby

awans,

ale

dla

funkcjonariusza

z niebywałym

tempera-

mentem śledczym to jednak boczny tor, robo-
ta głównie urzędnicza. Prawie całe kierown-
ictwo CBŚ objęli ludzie z Pezetów: Andrzej
Borek jako dyrektor, a Wojciech Walendziak,
Tadeusz Kotuła i - jedyny w tym gronie z Biu-
ra do spraw Narkotyków, jego ostatni szef
po przeniesieniu Adama Rapackiego do
Wrocławia – Andrzej Domański jako jego za-
stępcy.

37/47

background image

Spis treści

Słowo wstępne

Wstęp

1 CBŚ, dzień narodzin

Kto wymyślił nazwę

Pezety i Narkotyki

Burza mózgów tworzy CBŚ

Doradzał ministrowi Biernackiemu

Likwidacja wydziałów PG

background image

Agenci pod przykryciem

Pierwszy kurs przykrywkowców

Sajur ofiarą debiutu

Tomasz ujawnił więcej

Na czele stoi coverman

Jak się zostaje szefem

Hydra zazdrości

2 CBŚ według Rapackiego

Agent Baranina

Służby chroniły Baraninę

Nikoś, wstyd przed Niemcami

Fanchini, największy Polak wśród świa-

towych gangsterów

Powstanie wydziałów PZ

Zesłanie do Narkotyków

39/47

background image

Na początku nie byłem zwolennikiem

powstania CBŚ

Na skróty

Zostaje tylko gorycz

3 CBŚ, spojrzenie wstecz

Dziennikarze kontra mafia

Rympałek z pitbullem

Epoka Barabasza

Najpierw Siestrzeń, potem George

Wojna Pruszkowa z Wołominem

Policjanci walczą z mafią

Pozyskał gangstera konsultanta

Dziad bronił sąsiadów

Mały Wietnam

Zderzyłem się z mafią

4 CBŚ i masa spraw

40/47

background image

Kantory pana Aleksandra

Śmierć pana Cygaro

Koniec dobrych interesów

Pożyczka od mafii

Władysław poznaje Aleksandra

Cela dla senatora

Nie na wszystkich dawał

Wróbel chce chronić agenta

Gra w Masę i Wróbla

Policjanci w celi u Masy

Notatka

Konfrontacja

Wychowałem dobrze dzieci

5 CBŚ i polityka

Pan Pershing ci pomoże

41/47

background image

Ofiara zlej legendy

Kariera partyjna Małolata

Politycy alarmują: inwigilacja

Kto był wtyką UOP?

Wyrok na wesołą ferajnę

Ofiary prowokacji

Trochę dostałem po głowie

6 CBŚ nadaje kryptonim „Elita”

Dwóch bez zabezpieczenia

Rozmowa posła ze starostą

Akcja obok przecieku

Gra trwała do końca

Bohaterów było wielu

Krzyk zamiast nagrody

Plecami do ściany

42/47

background image

Przeszedłem przez to piekło

7 CBŚ szuka biznesmena

Opowieść Adama J.

Historia Janusza G., pseudonim „Graf”

Od Grafa do Lazarowicza

Odnaleziony w RPA

Władki, Kluska i koronni

8 CBŚ, czyli wszyscy byli odwróceni

Bandyta czy policjant?

Kariera

Przykrywkowiec

Zatrzymanie ministra

Powrót Marca

Jestem ich wrogiem

Majami na bocznym torze

43/47

background image

Dwór to nie dla mnie

9 CBŚ przyklepuje niewinnych

Woźny zaczyna mówić

Typowanie Adama

Druga zbrodnia

Kim był Pryszczaty?

Pryszczaty kierował z cienia

Woźny wszczyna sprawę

Woźny odwołuje zeznania

Jak nazwać CBŚ?

10 CBŚ muruje drzwi

Spowiedź Bankiera

Biuro detektywistyczne

To była sprawa BSW

Wojna na alkomaty

44/47

background image

Przy szparagach nie czyta się książek

11 CBŚ ściga porywaczy

Zagubieni w algorytmach

Powrót do Olewnika

Porwanie i śledztwo

Wołanie o pomstę do nieba

Olsztyn trafia w cel

Niepodjęte tropy

Niszczenie kaszanki

Komisja zdała egzamin

Śledztwo wciąż trwa

Rewizja u rodziny ofiary

Centrum

dowodzenia

prywatnym

śledztwem

12 CBŚ, ostatnie akcje

Narodziny mafii na stadionach

45/47

background image

Chory kodeks kibica

Narkotyki na stadionie

Życzliwi prezydenci

Ofensywa CBŚ

Tak rodzi się mafia

Handel żywym towarem

Falsy

Zaginięcie Drzewińskich

Bombiarze z IKEA

13 CBŚ tropi majątki

Fałszywa dwudziestozłotówka

Bezpieczne majątki gangsterów

Pałac przechodni

Nikomu nie zależy

Nawigator

46/47

background image

14 CBŚ, lista odstrzelonych

Wykaz figurantów

Porządek robiony siekierą

Kret, czyli jak obrzucić błotem

Poślizgnął się na kleju

Jak rozwiązywano Zarząd CBŚ w Pozna-

niu

Aneks

O autorach

47/47

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez

NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody

NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej

od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Nexto.pl

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Michaels Tanya Grzechy młodości 03 Czarna owca
Fox Susan Czarna owca
Fields Natalie Czarniejsza niż czarna owca
Człowiek dobry ebook
Człowiek dobry ebook
Natalie Fields Czarniejsza niż czarna owca
Natalie Fields Czarniejsza niż czarna owca
Iwona Sobolewska Czarna Owca
Iwona Sobolewska Czarna Owca
Michaels Tanya Grzechy młodości 03 Czarna owca (Harlequin Special 68)(1)
Czarna owca
Złość czarna owca wśród uczuć
Natalie Fields Czarniejsza niż czarna owca
Czarna owca
039 Fox Susan Czarna owca
Ebook Spraw 2 Netpress Digital
Biuro spraw beznadziejnych
Ebook Spraw 2 Netpress Digital
inne zrob to teraz stop odkladaniu spraw na jutro jeffery combs ebook

więcej podobnych podstron