Erich Fromm Agresja złośliwa Nekrofilia

background image

ERICH FROMM

AGRESJA ZŁOŚLIWA: NEKROFILIA






Koncepcja tradycyjna


Termin „nekrofilia”, miłość do wszystkiego co umarłe(1), był stosowany ogólnie rzecz
biorąc, do opisu dwu rodzajów zjawisk: (1) nekrofilii seksualnej, męskiego pożądania
stosunku seksualnego lub innego rodzaju seksualnego kontaktu z ciałem martwej kobiety oraz
(2) nekrofilii nieseksualnej, pragnienia dotykania zwłok, znajdowania się w ich pobliżu i spo-
glądania na nie, a w szczególności pragnienia rozczłonkowywania ich. Lecz słowa tego nie
stosowano zasadniczo do namiętności zakorzenionych w charakterze gleby, na której
wzrastają jej bardziej jaskrawe i brutalne postacie. Spojrzenie na kilka przykładów nekrofilii
rozumianej w tradycyjnym sensie pozwoli nam łatwiej zidentyfikować mniej oczywiste
postacie charakteru nekrofilitycznego.
Doniesienia o przypadkach nekrofilii można znaleźć w licznych pracach, szczególnie
dotyczących perwersji seksualnych, oraz w dziełach kryminologicznych. Najpełniejszy ich
wybór podaje H. von Hentig, jeden z czołowych niemieckich kryminologów, w książce
zajmującej się wyłącznie tym przedmiotem. (W Niemczech, podobnie jak w prawie innych
krajów, nekrofilia jest przestępstwem.) Von Hentig cytuje jako przykłady nekrofilii: (1) akty
kontaktu seksualnego z ciałem kobiety (stosunek, dotykanie organów płciowych), (2)
seksualne podniecenie pojawiające się w wyniku oglądania zwłok kobiety, (3) zamiłowanie
do zwłok i grobów oraz przedmiotów związanych z obrządkami pogrzebowymi, jak kwiaty
czy wizerunki2, (4) akty rozczłonkowywania zwłok (5) oraz pragnienie dotykania lub
wąchania odoru zwłok lub zapachu gnicia (H von Hentig 1964).
Von Hentig podziela opinie innych autorów - takich jak T. Spoerri (1959), którego cytuje -
ż

e nekrofilia jest znacznie częściej spotykana, niż się to powszechnie zakłada. Z przyczyn

praktycznych jednakże ta perwersja ma bardzo ograniczone możliwości zaspokajania.
Jedynymi ludźmi, którzy mają łatwy dostęp do zwłok, a więc sposobność dopuszczania się na
nich takich perwersji, są grabarze i personel kostnic. Nie jest więc zaskakujące, gdy okazuje
się że większość przypadków nekrofilii znajdujemy wśród tych dwóch grup ludzi. Oczywiście
możliwe jest także, że to te dwa zawody przyciągają osoby nekrofilityczne. Mordercy, rzecz
jasna, również mają możliwość uprawiania nekrofilii, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że
morderstwo jest czymś rzadkim, nie możemy oczekiwać występowania licznych przypadków
w tej kategorii społecznej, wyjąwszy niektóre przypadki określane jako „morderstwo z żą-
dzy”. Jednakże von Hentig cytuje liczne przypadki sytuacji, w których obcy ludzie
wykopywali zwłoki, kradli je i wykorzystywali seksualnie dla zaspokojenia swych
nekrofilitycznych pragnień. Stąd nieunikniony wniosek, że ponieważ nekrofilia występuje
stosunkowo często wśród tych, którzy mają łatwą sposobność do oddawania się jej, musi
także być obecna, przynajmniej w postaci fantazji oraz odreagowania, na wiele innych mniej
jawnych sposobów, u wielu innych, którym brakuje bezpośredniej sposobności.

background image

Oto historia przypadku dwudziestojednoletniego pracownika kostnicy, o której donosi J. P.
De River. W wieku lat osiemnastu zakochał się on w dziewczynie, z którą miał tylko raz
stosunek seksualny, ponieważ była ona słabego zdrowia (chorowała na gruźlicę płuc). Mówi
on: „Nigdy nie udało mi się przejść do porządku nad śmiercią mojej najdroższej, a kiedy-
kolwiek popełniałem akt masturbacji, wyobrażałem sobie, że mam stosunek seksualny z moją
umarłą ukochaną”. De River zaś tak pisze w dalszej części swojego raportu:


Od śmierci swojej ukochanej był on do tego stopnia emocjonalnie wyprowadzony
z równowagi, że kiedy zobaczył ją, jak leżała owinięta w biały całun, wykrzykiwał zaklęcia
i dał się odciągnąć od krawędzi trumny jedynie z wielkimi oporami. W tych chwilach czuł
potrzebę wskoczenia za nią do trumny, naprawdę chciał być żywcem pochowany wraz ze swą
ukochaną. Na pogrzebie zrobił prawdziwą scenę, wtedy wszyscy sądzili, łącznie z jego
rodziną, że jest ofiarą swego przemożnego żalu, który opanował go na widok składania do
grobu jej ciała; teraz jednak powoli zdając sobie sprawę że był to paroksyzm namiętności,
oraz że na widok zmarłej opanowała go przemożna potrzeba seksualna. W owym czasie
zwyczajnie skończył ostatni rok nauki w szkole średniej i próbował wpłynąć na matkę, aby
pozwoliła mu poświęcić się studiom medycznym, jednak z powodu braku pieniędzy musiał
zrezygnować z tego pomysłu. Jednakże, za jego sugestią, pozwoliła mu pójść do szkoły usług
pogrzebowych i balsamowania, było to bowiem znacznie tańsze i nauka trwała krócej.
D. W. uczył się bardzo wytrwale i zrozumiał na koniec, że znalazł zawód, który przysporzy mu
najwięcej zadowolenia. Zawsze bardzo zajmowały go ciała kobiece, z którymi miał do
czynienia w pomieszczeniu służącym do balsamowania, a przy rozlicznych okazjach odczuwał
intensywne pożądanie odbycia stosunku seksualnego z kobiecymi zwłokami. Zdawał sobie
jednak sprawę, że jest to złe, i przez dłuższy czas zwalczał pokusę, dopóki pewnego dnia,
kiedy jego nauki niemalże były już na ukończeniu, nalazł się w pomieszczeniu sam na sam
z ciałem młodej dziewczyny. Potrzeba popełnienia aktu seksualnego na ciele nieboszczki stała
się tak przemożna, a równocześnie okoliczności były tak sprzyjające, że uległ jej. Skorzystał
z nadarzającej się okazji, obnażył swoje narządy płciowe i dotknął penisem jej uda, co
wywołało w nim wielkie podniecenie. Stracił nad sobą kontrolę, rzucił się na ciało, i kopu-
lował z nim, przyciskając swe usta do genitaliów zwłok. Stwierdził później, że wywołało to
w nim tak wielkie podniecenie seksualne, iż doznał ejakulacji. Potem jednak zdjęły go wyrzuty
sumienia i strach - strach, że zostanie odkryty, że zastaną go w takiej sytuacji jego koledzy ze
szkoły. Wkrótce po popełnieniu tego aktu ukończył szkołę i objął posadę pracownika kostnicy
w mieście na Środkowym Zachodzie. Ponieważ był młodszym pracownikiem zespołu, często
przydzielano mu nocne dyżury w kostnicy, w której przebywał sam. D. W. stwierdza: „Byłem
zadowolony z okazji, że mogę zostać sam, kiedy zrozumiałem, że różnię się od pozostałych
ludzi tym właśnie, iż tęsknię za możliwością pobytu z umarłymi sam na sam i że to właśnie da
mi aż nadto sposobności do oddawania stosunków seksualnych ze zwłokami - poczucie to, jak
sobie zdawałem sprawę, istniało we mnie od śmierci mojej ukochanej”.
Podczas dwu lat swej pracy w kostnicy zgwałcił wiele kobiecych zwłok - od małych
dziewczynek do staruszek - oddając się na nich rozmaitym perwersjom. Zazwyczaj zaczynał
od ssania ich piersi i dotykania ustami ich genitaliów, później jego poczynania stawały się
coraz gwałtowniejsze, kładł się na ich ciałach i z nadludzkim wysiłkiem odbywał stosunek
seksualny. W ciągu tygodnia dopuszczał się od czterech do pięciu takich aktów, zależało to od
liczby kobiecych zwłok w kostnicy.
(...) Przy jednej z okazji był taki poruszony widokiem zwłok młodej piętnastoletniej
dziewczyny, że kiedy został z nią podczas pierwszej nocy po jej śmierci, napił się odrobinę jej
krwi. Wywołało to w nim takie podniecenie seksualne, że wepchnął gumową rurkę aż do jej
cewki moczowej i ustami wyssał mocz z pęcherza. Przy tej okazji poczuł w sobie narastającą

background image

potrzebę, by posuwać się coraz dalej, i zrozumiał, że jeśli tylko będzie w stanie pochłonąć ją -
zjeść w dosłownym sensie - a chociażby przeżuć część jej ciała, dopiero wówczas osiągnie
najwyższe zadowolenie. Niezdolny był oprzeć się temu pragnieniu, odwrócił ciało twarzą
w dół, a potem wygryzł kawałek mięsa z pośladków w pobliżu odbytu. Następnie wspiął się na
zwłoki i odbył stosunek analny. (J. P. de River, 1956)


Ta historia przypadku jest szczególnie interesująca z kilku co najmniej powodów.

Pierwszy i najbardziej oczywisty polega na tym, że przypadek ten stanowi połączenie
nekrofilii z nekrofagią i analnym erotyzmem. Druga, mniej oczywista kwestia, to początek
perwersji. Gdybyśmy znali jego historię wyłącznie do śmierci ukochanej, moglibyśmy,
moglibyśmy być skłonni wiedzieć w jego zachowaniu głębię zawiedzionej miłości. Ale reszta
historii rzuca również odmienne światło na jej początek: raczej trudno byłoby wyjaśnić jego
niczym nie skrępowane pragnienie nekrofilityczne i nekrofagiczne jako rezultat miłości do
ukochanej. Zmuszeni jesteśmy zamiast tego przyjąć, że owa „żałość” nie była wyrazem
miłości, lecz pierwszym objawem pojawienia się pożądań nekrofilitycznych. Wydawać by się
także mogło, że fakt, iż tylko raz odbył stosunek seksualny ze swoją ukochaną, słabo racjo-
nalizuje jej choroba. Najpewniej stało się tak, gdyż jego nekrofilityczne skłonności nie
pozostawiały wiele miejsca na pragnienie stosunku seksualnego z żywą kobietą.
De River podaje następną, mniej skomplikowaną historię przypadku nekrofilitycznego
pracownika kostnicy. Jej podmiotem jest nieżonaty mężczyzna, w wieku trzydziestu czterech
lat, który oświadcza:


W wieku jedenastu lat, pracując jako grabarz w Mediolanie we Włoszech, zacząłem
masturbować się, a kiedy miałem po temu sposobność, dotykałem ciał zmarłych, młodych,
atrakcyjnych kobiet. Później zacząłem wkładać mój penis w ciała martwych dziewcząt.
Przyjechałem do Ameryki, i po krótkim czasie opuściłem Wschodnie Wybrzeże i pojechałem
na Zachodnie Wybrzeże, gdzie zdobyłem pracę polegającą na myciu ciał w kostnicy. Tutaj
ponownie oddawałem się moim praktykom odbywania stosunków ze zmarłymi dziewczynami,
czasami w trumnach albo na stołach, gdzie myto ciała.


Oto dalsza część raportu:



Przyznał się do dotykania ustami narządów rodnych oraz ssania piersi zwłok młodych
dziewcząt. Kiedy zapytano go, ile ciał w ten sposób posiadł, odrzekł: „Może setki, ponieważ
działo się to od czasu, jak miałem jedenaście lat”. (J. P. de River, 1956)


Literatura cytowana przez von Hentiga donosi o wielu podobnych przypadkach. Z bardzo

osłabioną postacią nekrofilii mamy do czynienia w przypadku jednostek, które osiągają
podniecenie seksualne na widok zwłok i czasami masturbują się w ich obecności. Liczba
takich osób nie daje się nawet z grubsza oszacować, ich praktyki bowiem rzadko wychodzą
na jaw.
Druga postać nekrofilii nie wydaje się powiązana z seksualizmem i występuje w aktach
czystej pasji zniszczenia. Często potrzeba zniszczenia objawia się już w młodości, niekiedy
jednak wychodzi na jaw dopiero w późniejszym wieku. Von Hentig bardzo precyzyjnie pisze,
ż

e celem nekrofilitycznej destrukcyjności jest namiętność do „rozczłonkowywania żyjącego

background image

organizmu” (lebendige Zusammenhänge.) Pragnienie rozdzierania na strzępy tego co żyje,
odnajduje swój najbardziej jaskrawy wyraz w rozczłonkowywaniu ciał. Typowym
przypadkiem według doniesień Spoerriego, jest człowiek, który udaje się nocą na cmentarz ze
wszystkimi potrzebnymi narzędziami, wykopuje trumnę otwiera ją, a następnie zabiera
zwłoki w miejsce, gdzie będzie mógł je ukryć, potem odcina im nogi, głowę i otwiera brzuch
(T. Spoerri, 1959). Czasami obiektem rozczłonkowywania staje się nie człowiek, lecz
zwierzę. Von Hentig opowiada o człowieku, który zakłuł trzydzieści sześć klaczy i krów,
a potem odcinał różne części ich ciał. Ale doprawdy nie jest nam tutaj potrzebna przebogata
literatura przedmiotu; istnieje dosyć doniesień prasowych na temat morderstw, w których
ofiary zostały pozbawione członków lub w inny sposób okaleczone. Te przypadki
klasyfikowane są w sensie prawnym jako morderstwa, ale w istocie popełniane są one
przecież przez morderców nekrofilitycznych, a tym samym różnią się od zbrodni, których
motywem bywa korzyść materialna, zazdrość bądź zemsta. Prawdziwym celem morderców
nekrofilitycznych nie jest śmierć ofiary - która stanowi, oczywiście, warunek konieczny - ale
akt rozczłonkowywania. Na podstawie własnego doświadczenia klinicznego mogę stwierdzić,
ż

e pragnienie rozczłonkowywania jest bardzo charakterystyczne dla charakteru nekro-

filitycznego. Miałem na przykład możliwość zetknięcia się (bezpośrednio lub nadzorując
czyjąś pracę) z kilkoma osobami, które wyrażały swe pragnienie rozczłonkowywania w ba-
rdzo osłabionej postaci; chociażby rysując postać nagiej kobiety, a potem odcinając jej ręce,
nogi, głowę itd., wreszcie zabawiając się tymi strzępami rozczłonkowanego rysunku. Ta
„zabawa” była w rzeczywistości zaspokojeniem intensywnego pragnienia rozczłonkowy-
wania, jednak w sposób bezpieczny i nie czyniący nikomu prawdziwej krzywdy.
W przypadkach wielu innych nekrofilitycznych osób obserwowałem, że mają one wiele
snów, w których widują części rozczłonkowanych ciał, unoszące się w powietrzu lub leżące
dookoła, czasami pokryte krwią, czasami w wodzie brudnej od fekaliów. Pragnienie
rozczłonkowywania ciał, jak to się często zdarza w fantazjach i snach, stanowi jeden
z najbardziej godnych uwagi czynników przy diagnozie charakteru nekrofilitycznego.
Istnieją jeszcze inne, mniej drastyczne postacie jawnej nekrofilii. Jedną z nich jest
pragnienie znajdowania się w pobliżu zwłok, cmentarzy lub jakiegokolwiek przedmiotu
pogrążonego w rozkładzie. H. J. Rauch opowiada o dziewczynie, która cierpiała na potrzebę
przebywania blisko zwłok, w których obecności stawała się napięta, i od których nie dawała
się odciągnąć (H. J. Rauch, 1947)3. Steckel pisze o kobiecie, która stwierdziła: „często myślę
o cmentarzach i o tym, jak ciała rozkładają się w grobach” (cytowane przez H von Hentiga,
1964).
To zainteresowanie rozpadem często wyrażane jest pragnieniem wdychania odoru czegoś,
co gnije. Bardzo wyraźnie przejawia się ono w opisanym poniżej przypadku trzydziesto-
dwuletniego, wykształconego mężczyzny, który był niemal całkowicie ślepy. Przerażał go
hałas, „ale lubił wsłuchiwać się w kobiece okrzyki bólu i uwielbiał zapach rozkładającego się
mięsa. Przedmiotem jego pragnień były ciała wysokich, tłustych kobiet, miał ochotę wpełznąć
do ich wnętrza”. Kiedyś zapytał swoją babkę, czy będzie później mógł użyć jej ciała.
„Pragnąłby zatopić się w rozpadzie jej szczątków” (T. Spoerri, 1959). Von Hentig pisze
o „wąchaczach” (Schnüffler), dla których podniecający jest zapach ludzkich ekskrementów,
bądź też wszystkiego, co zgniłe i śmierdzące, i traktuje tę cechę jako objaw nekrofilii.
Napomykając jeszcze o przypadkach nekrofilitycznego fetyszyzmu - fiksującego się a
przedmiotach związanych z grobami, jak trawa, kwiaty, wizerunki - zakończymy na tym
krótkim przeglądzie nekrofilitycznych praktyk, o których donosi literatura.


background image

Charakter nekrofilityczny(4)



Termin „nekrofilityczny”, dla oznaczenia raczej cechy charakterologicznej niż aktu
perwersji w sensie tradycyjnym, został użyty przez hiszpańskiego filozofa Miguela de
Unamuno w roku 19365 przy okazji przemowy nacjonalistycznego generała Millana Astraya
na uniwersytecie w Salamance, gdzie Unamuno był rektorem na początku hiszpańskiej wojny
domowej. Ulubioną dewizą generała było wezwanie Viva la Muerte! („Niech żyje śmierć!”),
a jeden z jego zwolenników głośno wykrzykiwał je gdzieś w głębi sali. Kiedy generał
skończył swoją mowę, Unamuno podniósł się z miejsca i rzekł:
Oto przed chwilą usłyszeliśmy nekrofilityczny i bezsensowny okrzyk „Nich żyje śmierć!”
A ja, który spędziłem całe swe życie, formułując paradoksy, które wzbudzały niezrozumiały
gniew innych, muszę wam drodzy państwo, powiedzieć jako autorytet w tej sprawie, że ów
dziwaczny paradoks jest dla mnie odrażający. Generał Millán Astray jest kaleką. Niech
zostanie to powiedziane tonem nie pozostawiającym wątpliwości. Jest inwalidą wojennym.
Podobnie jak Cervantes. Na nieszczęście tak się składa, że w Hiszpanii jest już nazbyt
kalekich ofiar wojny. A wkrótce będzie ich jeszcze więcej, jeżeli Bóg nie zlituje się nad nami.
Czuję ból na myśl, że generał Millán Astray miałby dyktować wzorzec masowej psychologii.
Kaleka któremu brak duchowej wielkości Cervantesa, swoim zwyczajem szuka ulgi w pra-
gnieniu, by okaleczeni zostali wszyscy wokół niego. (M de Unamuno, 1936.)

W tym momencie Millán Astray nie był już w stanie dłużej się hamować. „Abajo la

inteligencia! („Precz z intelektualistami!”) - wykrzyknął. - Niech żyje śmierć!” Ze strony
falangistów rozległy się okrzyki wyrażające poparcie.
Ale Unamuno ciągnął dalej:
To jest świątynia intelektu. A ja jestem jej najważniejszym kapłanem. To wy profanujecie
ś

więte miejsce. Zwyciężycie ponieważ starczy wam brutalnej siły. Ale nie przekonacie nikogo.

Ponieważ aby kogoś przekonać należy z nim rozmawiać. Ażeby rozmawiać, trzeba mieć coś,
czego wam brak: rozum i słuszność w swej walce. Uważam za próżny wysiłek napominanie
was, byście myśleli o Hiszpanii. Skończyłem (M. De Unamuno, 1936.)6

Przyjąłem użytek, jaki z tej kategorii zrobił Unamuno, i badałem zjawisko zakorzenionej

w charakterze nekrofilii już od roku 19617. Moje pomysły teoretycznie stanowią przeważnie
uogólnienie obserwacji osób poddawanych analizie8. Studium określonych osobowości
historycznych - na przykład Hitlera - oraz obserwacja jednostek, a także charakteru
i zachowania klas społecznych dostarczyły mi dodatkowych danych do analizy charakteru
nekrofilitycznego. Lecz niezależnie od tego, jak wielki wpływ na konstrukcję tego pojęcia
miały moje obserwacje kliniczne, sądzą że decydujących bodźców dostarczyła mi teoria
Freuda dotycząca popędów życia i śmierci. Swego czasu głębokie wrażenie wywarła na mnie
koncepcja, że dążenie do życia i do niszczenia stanowią dwie najbardziej podstawowe siły
działające w człowieku, ale nie potrafiłem się pogodzić z teoretycznymi wyjaśnieniami, które
proponował Freud. Jednak pomysł Freuda doprowadził mnie do tego, iż popatrzyłem na dane
kliniczne w zupełnie nowym świetle i przeformułowałem - a tym samym zachowałem -
freudowską ideę na zupełnie nowej podstawie teoretycznej, wspierając ją nadto danymi
klinicznymi, które jak to pokażę w dalszej części książki, wiążą się z wcześniejszymi
odkryciami Freuda dotyczącymi charakteru analnego.
Nekrofilia w sensie charakterologicznym może być opisana jako namiętne upodobanie we
wszystkim co martwe, rozkładające się, zgniłe, chore, stanowi namiętność przekształcania
ż

ywego w martwe; niszczenia dla samego niszczenia; wyłącznego zainteresowania tym co

często mechaniczne. Jest namiętnością rozszarpywania na części żywych organizmów.

background image

Nekrofilityczne marzenia senne

Upodobanie w tym, co nieżywe oraz gnijące, najłatwiej można obserwować w marzeniach

sennych osób nekrofilitycznych.

Sen 1. „Okazało się, że jestem w toalecie, siedzę na desce klozetowej; mam biegunkę
i defekuję z wybuchową siłą co brzmi jakby leciały bomby, a dom mógłby się rozpaść. Chcę
się wykąpać, ale kiedy odwracam się, szukając kranu, stwierdzam że wanna jest już pełna
brudnej wody; widzę jak pływają w niej fekalia razem z odciętą nogą i ramieniem”.
Ś

niący był osobą intensywnie nekrofilityczną, która przeżywała wiele podobnych snów.

Kiedy analityk zapytał śniącego jakie uczucia towarzyszyły mu w tym śnie i co myśli na jego
temat, ten odrzekł, że nie uważał sytuacji za przerażającą, ale że wstydził się opowiedzieć sen
analitykowi.
Sen ukazuje kilka elementów charakterystycznych dla nekrofilii, wśród których temat
rozczłonkowywanego ciała jest najbardziej oczywisty. Dodać należy, że istnieje ścisły
związek między nekrofilią a analnością (o którym później) oraz tematem destrukcji;
tłumacząc sen z języka symbolicznego na jawny - śniący czuje, że chciałby zniszczyć cały
budynek siłą swego wydalania.

Sen 2. „Idę z wizytą do przyjaciela; wędruję w kierunku jego domu, który dobrze znam.
Nagle scena zmienia się. Znajduję się pośrodku jakiejś suchej, opustoszałej scenerii; nie ma
drzew ani roślin. Wciąż chyba próbuję dojść do domu mojego przyjaciela, ale jedynym
domem w pobliżu jest osobliwy budynek, który nie ma żadnych okien. Wchodzę przez małe
drzwi; wtedy słyszę za sobą dziwny dźwięk, jakby drzwi właśnie zamknięto na zamek, nie
tylko zatrzaśnięto. Wracam, próbuję nacisnąć na klamkę, ale nie mogę ich otworzyć.
Ogarnięty lękiem przechodzę przez bardzo wąski korytarz - w istocie jest tak niski, że muszę
się czołgać - i docieram do dużego, owalnego, ciemnego pokoju. Wygląda niczym wielka
krypta. Gdy już oczy przyzwyczajają się do ciemności, widzę rząd szkieletów leżących na
podłodze i wiem, że to mój grób. Budzę się ogarnięty paniką”.
Ten sen prawie nie wymaga interpretacji. „Krypta” jest grobem, a jednocześnie
symbolizuje łono. „Dom przyjaciela” stanowi symbol życia. Zamiast iść w stronę życia, aby
odwiedzić przyjaciela, śniący wędruje w miejsce swej śmierci. Opustoszała sceneria i grób
stanowią symbole śmierci. Sam w sobie taki sen nie jest wyznacznikiem nekrofilii, może
jedynie stanowić symboliczny wyraz lęku przed śmiercią. Lecz trzeba zinterpretować go
jeszcze inaczej, jeżeli miało to miejsce w przypadku tego śniącego, towarzyszą mu kolejne
sny, w których widzi on grobowce, mumie, szkielety, innymi słowy, kiedy wyobraźnia jego
ż

ycia we śnie zaprzątnięta jest głównie wizjami ze świata zmarłych.


Sen 3. To jest krótki sen kobiety cierpiącej na poważną postać depresji: „Defekuję; ciągnie
się to bez końca, dopóki ekskrementy nie przelewają się przez deskę klozetową, zaczynają
wypełniać łazienkę, podnoszą się coraz wyżej i wyżej - tonę w nich (9) - w tej chwili budzę
się przepełniona niewysłowionym przerażeniem”.
Dla tej osoby całe życie przekształca się w brud; nie może stworzyć nic więcej, jak tylko
brud; jej słowa zamieniają się w brudy, jej śmierć jest na koniec związana z brudem. Ten sam
temat odnajdujemy w micie o Midasie; wszystko czego dotknął zamieniało się w złoto -
symbolicznie zaś, jak pokazał Freud, w brud lub fekalia (10).

Sen 4. Poniższy sen wyjaśnił Albert Speer (12 września 1962) podczas odbywania kary
w więzieniu w Spandau.

background image

„Hitler ma pojawić się na inspekcji. Ja w owym czasie wciąż jeszcze minister rządu, biorę
we własne ręce miotłę, aby pomóc sprzątać śmieci zalegające fabrykę. Po inspekcji
przekonuję się, że jestem w samochodzie, na próżno próbując wepchnąć rękę w rękaw
marynarki, którą zdjąłem na czas sprzątania. Moje ręce bez przerwy trafiają do kieszeni.
Podróż kończy się na wielkim kwadratowym placu, otoczonym przez budynki rządowe. Po
jednej stronie widać tablicę pamiątkową ofiar wojny. Hitler zbliża się i kładzie wieniec.
Wchodzimy do marmurowego westybulu w jednym z budynków rządowych. Hitler pyta
adiutanta ‘Gdzie są wieńce?’ Adiutant odzywa się do oficera ‘jak pan wie, teraz kładziemy
wieńce wszędzie’. Oficer ma na sobie jasny niemalże biały mundur, uszyty z czegoś co
przypomina skórę na rękawiczki, narzucony na kurtkę od munduru, jakby był ministrantem,
rodzaj luźnej szaty zdobionej haftem i koronką. Pojawiają się wieńce. Hitler rusza w kierunku
prawej strony holu, gdzie znajduje się następna tablica, a u jej podstawy leży mnóstwo
wieńców. Klęka i intonuje żałobną pieśń w stylu chorału gregoriańskiego, w której powtarza
się na przemian przeciągłe ‘Jezus Maria’. Liczne inne tablice pamiątkowe wbudowane są
w ściany tego długiego, marmurowego holu o wysokim suficie. Hitler coraz szybciej kładzie
pod nimi wieniec za wieńcem, które podaje mu również zajęty adiutant. Jego pieśń staje się
coraz bardziej monotonna, rząd tablic pamiątkowych zdaje się nieskończony” (11).
Ten sen jest interesujący z wielu różnych powodów. Stanowi jeden z tych, w których
ś

niący wyraża swój wgląd w inną osobę raczej niż w głąb własnych pragnień i odczuć (12).

Te wglądy czasami bywają bardziej dokładne niż świadome wyobrażenia śniącego dotyczące
danej osoby. W tym przypadku Speer wyraźnie ujawnia, w Chaplinowskim nieco stylu, swój
pogląd na nekrofilityczny charakter Hitlera. Postrzega go jako człowieka, który poświęcił cały
swój czas składaniu hołdu śmierci, ale w bardzo szczególny sposób, gdyż jego działania są
całkowicie mechaniczne, nie zostawiają miejsca na żadne uczucia. Składanie wieńców
symbolizuje rytuał organizacyjny posunięty do granic absurdu. W zestawieniu z nim ten sam
Hitler, powróciwszy do wiary swego dzieciństwa, jest całkowicie pochłonięty żałobną
pieśnią. Sen kończy się obrazem monotonii i mechaniczności żałobnego rytuału.
Na początku snu śniący powołuje do życia rzeczywistą sytuację, z czasów kiedy jeszcze był
ministrem i bardzo aktywnym człowiekiem, który sam wykonywał wiele rzeczy. Być może
ś

mieci, które zamiata, stanowią symboliczny wyraz brudu nazistowskiego reżimu, jego

niezdolność do włożenia ręki w rękaw marynarki zapewne jest symboliczną ekspresją
uczucia, że nie może dłużej uczestniczyć w systemie; one tworzą most do zasadniczej części
snu, w którym okazuje się, że wszystko, co po nim zostało, to śmierć i nekrofilityczny,
mechaniczny, nudny Hitler.

Sen 5. „Dokonałem wielkiego wynalazku ‘superniszczyciela’. Jest to maszyna, która za
naciśnięciem ukrytego guzika, którego położenie znam ja jeden, może zniszczyć w ciągu
pierwszej godziny swego działania całe życie w Ameryce Północnej, a w ciągu następnej
godziny całe życie na ziemi. Ja jedyny znam formułę substancji chemicznej, która mnie
ochroni. (Następna scena.) Wcisnąłem guzik; nie widzą żadnego życia, jestem sam, czuję że
ż

yję”.

Ten sen stanowi wyraz czystej destrukcyjności osoby skrajnie narcystycznej, która nie ma
ż

adnych związków z innymi i nikogo nie potrzebuje. W przypadku tej osoby sen powracał

bezustannie w towarzystwie innych snów nekrofilitycznych. Cierpiała ona na poważną
chorobę psychiczną.

Sen 6. „Zaproszony jestem na przyjęcie, na którym ma być wielu młodych mężczyzn
i wiele młodych kobiet. Wszyscy tańczymy. Ale zaczyna się dziać coś dziwnego; rytm staje
się coraz wolniejszy, aż wreszcie zdaje się, że nikt się nie porusza. W tym momencie do
pokoju wchodzi para, ale większa od pozostałych; wygląda, jakby w dwóch kartonach nieśli

background image

mnóstwo jakiegoś sprzętu. Podchodzą do pierwszej z tańczących par, mężczyzna wyciąga
wielki nóż i wbija chłopcu w plecy; dziwne, ale nie widać żadnej krwi, chłopiec zdaje się nie
odczuwać bólu; wysoki mężczyzna bierze wtedy coś, czego nie jestem w stanie dojrzeć, jakby
małe pudełko, i wkłada w plecy chłopca, jest naprawdę bardzo małe. Potem wkłada jakiś
rodzaj małego kluczyka, być może jest to guzik, do wnętrza pudełka (w taki sposób, że
chłopiec nie może go dotknąć) i wykonuje ruch, jakby nakręcał zegar. Kiedy wysoki
mężczyzna robi to chłopcu, jego partnerka tę samą operację wykonuje na dziewczynie. Kiedy
kończą, para na powrót zaczyna tańczyć, ale tym razem szybko i energicznie. Wysoka para
wykonuje tę samą operację na pozostałych dziewięciu tańczących parach, a kiedy już
opuszcza salę, wszyscy wydają się podnieceni i w doskonałych nastrojach”.
Znaczenie tego snu stanie się raczej jasne, kiedy przetłumaczymy go z języka symbo-
licznego na zwykły. Śniący czuje że życia powoli ubywa, że energia ucieka. Ale jakiś gadżet
może stać się substytutem. Osoby można nakręcić jak zegarki, a potem na powrót będą
zdawać się intensywnie „ożywione”, chociaż w rzeczywistości zostaną automatami.
Ś

niący jest dziewiętnastoletnim mężczyzną studiującym na politechnice i całkowicie zaabsor-

bowanym wszystkim, co techniczne. Gdyby miał tylko jeden taki sen, można by go uważać za
wyraz jego technicznych zainteresowań. Jednakże miał wiele podobnych snów, w których
wychodziły na jaw kolejne aspekty nekrofilii. Ten sen w swej istocie nie jest odbiciem jego
zawodowych zainteresowań; zawodowe zainteresowania są raczej odbiciem nekrofilii.

Sen 7. Ten sen człowieka odnoszącego sukcesy w pracy jest szczególnie interesujący,
ponieważ ilustruje tezę dotyczącą nekrofilitycznego charakteru nowoczesnej techniki, który
omówimy w dalszej części książki.
„Powoli zbliżam się do wejścia do jaskini i mogę dostrzec coś, co wywiera na mnie
wielkie wrażenie; wewnątrz dwie uczłowieczone świnie manipulują małym starym
wagonikiem z typu tych, których używa się w kopalniach; stawiają go na szynach, które nikną
we wnętrzu jaskini. W wagoniku widzę normalne istoty ludzkie; wyglądają jak nieżywe, ale
wiem że śpią.
Nie mam pojęcia czy jest to inny sen, czy dalszy ciąg poprzedniego - zakładam, że się
obudziłem ale nie jestem pewien. Początek jest taki sam, znowu zbliżam się do wejścia do
jaskini; zostawiam za sobą słońce i błękitne niebo. Zanurzam się w głębiej i widzą bardzo
intensywną poświatę na końcu korytarza; kiedy podchodził bliżej, zdumiewa mnie widok
nadzwyczaj nowoczesnego miasta; wszystko jest rzęsiście zalane światłem, o którym teraz
wiem, że było sztuczne - elektryczne. Miasto zbudowane jest w całości ze stali i szkła -
przyszłość. Idę dalej, ale w pewnym momencie zdaję sobie sprawę, że nie widziałem dotąd
nikogo - żadnego zwierzęcia, żadnego człowieka. Teraz stoję przed wielką maszyną, jakimś
rodzajem gigantycznego, bardzo współczesnego z wyglądu elektrycznego transformatora, do
którego dochodzą liczne grube kable niczym przewody wysokiego napięcia; wyglądają jak
wielkie czarne węże. Przychodzi mi do głowy, że tymi kablami płynie krew, czuję się bardzo
podniecony, w kieszeni spodni znajduję przedmiot, który natychmiast rozpoznaję; jest to mały
scyzoryk, który mój ojciec dał mi, kiedy miałem około dwunastu lat. Podchodzę do maszyny
i nacinam jeden z kabli moim scyzorykiem; nagle coś wytryska z niego, i zalewa mnie. To
jest krew. Budzę się przepełniony lękiem i zlany potem”.
Po opowiedzeniu tego snu śniący dodał jeszcze: „Nie rozumiem dobrze znaczenia tej
maszyny i działania krwi, ale tutaj krew zastępowała elektryczność, obie są energią. Nie wiem
dlaczego pomyślałem o tym w taki sposób; być może uważam, że maszyna wysysa z ludzi
krew”.
To - podobnie jak w przypadku Speera - nie jest sen nekrofila, lecz osoby biofilitycznej,
która rozpoznaje nekrofilityczny charakter współczesnego świata. Jaskinia, jak to często
bywa, stanowi symbol śmierci, grobowiec. Jest jednocześnie kopalnią, a pracujący w niej są

background image

ś

winiami lub nie żyją. (Wiedza na temat tego, że w istocie żyją stanowi poprawkę wniesioną

przez świadomość rzeczywistości, która czasami wkracza do świata sennej wyobraźni.)
Znaczenie jest następujące: oto miejsce zdegradowanych i trupom podobnych ludzi. Scena
pierwszego aktu snu rozgrywa się w scenografii dawniejszych stadiów rozwoju
technologicznego. Drugi akt dzieje się już w rozwiniętym w pełni cybernetycznym wieku
przyszłości. Piękne nowoczesne miasto jest martwe; nie ma w nim żadnych ludzi ani żadnych
zwierząt. Potężna technika wyssała życie (krew) z człowieka i przemieniła ją w elektry-
czność. Kiedy śniący usiłuje przeciąć przewody elektryczne (być może nawet zniszczyć je),
zalewa go tryskająca krew - jak gdyby popełnił morderstwo. W swym śnie śniący przeżywa
wizję martwoty całkowicie stechnicyzowanego społeczeństwa, wizję klarowną, mającą
artystyczny sens, który możemy odnaleźć u Blake'a oraz w malarstwie surrealistycznym.
Jednak kiedy się budzi, niewiele rozumie z tego o czym śnił, o czym „wie”, kiedy nie jest
wystawiony na hałas powszechnego nonsensu.


"Niezamierzone" działania nekrofilityczne

Marzenia senne stanowią jeden z najbardziej wyraźnych wyrazów nekrofilitycznych

dążeń, ale w żadnym razie nie jedyny. Czasami nekrofilityczne skłonności mogą wyrażać się
w ubocznych, niezamierzonych, „nieznaczących” działaniach, w „psychopatologii życia
codziennego”, którą Freud interpretował jako wyraz tłumionych dążeń. Oto przykład wzięty
z życia bardzo skomplikowanej osobowości, jaką był Winston Churchill. Zdarzenie było
następujące: podczas II wojny światowej marszałek polny sir Alan F. Brooke, szef sztabu
Imperium, oraz Churchill jedli razem obiad w Afryce Północnej; dzień był gorący, a wokół
kręciło się mnóstwo much. Churchill zabił tyle, ile się dało, podobnie postąpiłaby zapewne
większość ludzi. Lecz potem zrobił coś dziwnego. (Sir Alan, opisując to zdarzenie, stwierdził,
ż

e wstrząsnęło nim.) Pod koniec obiadu zebrał wszystkie martwe muchy i ułożył je w rzędzie

na obrusie, zachowując się niczym arystokratyczny myśliwy, którego ludzie kładą mu w rzę-
dzie wszystkie upolowane zwierzęta, ku jego satysfakcji (wicehrabia Alan Brooke, 1957)
(13).
Gdybyśmy mieli „wyjaśnić” zachowanie Churchilla jako tylko jeszcze jeden „nawyk”,
pytanie nadal pozostawałoby takie samo: Cóż może ten niezwykły nawyk oznaczać? Chociaż
wydaje się, że wyraża on skłonności nekrofilityczne, nie musi wszak koniecznie implikować,
ż

e Churchill miał charakter nekrofilityczny; mógł jednak mieć silnie nekrofilityczny rys

charakteru. (Charakter Churchilla jest zdecydowanie nazbyt skomplikowany, by omówić go
w pełni na tych stronach.)
Wspomniałem o tym zachowaniu Churchilla, ponieważ wydaje się autentyczne, oraz
dlatego, że jego osoba jest szeroko znana. Podobne uboczne szczegóły zachowań można
obserwować u wielu ludzi. Jednym z najczęstszych jest nawyk łamania i rozszarpywania
niewielkich przedmiotów, jak zapałki czy kwiaty; niektórzy sprawiają sobie ból, rozdrapując
rany. Skłonność wyraża się w bardziej drastyczny sposób, kiedy ludzie niszczą coś pięknego,
jak budynek, część umeblowania - a w skrajnych przypadkach tną obraz w muzeum albo sami
sobie zadają rany.
Inną ilustrację nekrofilitycznego zachowania można znaleźć u ludzi - w szczególności
studentów medycyny - których szczególnie fascynują szkielety. Takie upodobanie zazwyczaj
wyjaśnia się ich profesjonalnym zainteresowaniem, ale następujące doniesienie z kręgu
danych psychoanalizy ukazuje, że nie zawsze tak jest, jak powiadają: Student medycyny,

background image

który trzymał szkielet w swojej sypialni, powiedział analitykowi po pewnym czasie i z dużym
zmieszaniem, że często bierze szkielet do swojego łóżka, czasami nawet go całuje. Ta sama
osoba wykazywała wiele innych cech nekrofilitycznych.
Kolejnym objawem charakteru nekrofilitycznego jest przekonanie, że jedynym sposobem
rozwiązywania konfliktu jest siła i przemoc. Kwestia ta nie sprowadza się do pytania, czy
można w pewnych określonych okolicznościach użyć siły: dla nekrofila charakterystyczne
jest, że siła - jak to mówi Simone Wail, „władza przekształcenia w zwłoki” - stanowi
pierwsze i ostateczne rozwiązanie wszystkich problemów; że węzeł gordyjski musi zawsze
zostać rozcięty, że nie da się go cierpliwie rozwiązać. Ogólnie rzecz biorąc, odpowiedzą tych
osób na życiowe problemy jest zawsze destrukcja, nigdy zaś solidarny wysiłek, konstrukcja
czy przykład. Do nich należy odpowiedź Królowej z Alicji w krainie czarów: „Ściąć im
głowy!” Motywowani tym popędem zazwyczaj nie są w stanie dostrzec innych opcji, nie
wymagających destrukcji, nie zdają sobie również sprawy, jak bezowocna często okazuje się
siła na dłuższą metę. Klasyczny wyraz tego nastawienia znajdujemy w sądzie króla
Salomona, w przypadku dwu kobiet, z których każda twierdziła że dziecko jest jej. Kiedy król
zaproponował, by podzielić dziecko, prawdziwa matka wolała już, by zatrzymała je druga
kobieta; kobieta która udawała że jest matką, wybrała rozcięcie dziecka na pół. Jej
rozwiązanie jest typową decyzją osoby nekrofilitycznej opętanej żądzą posiadania.
Nieco mniej drastycznym przykładem nekrofilii jest wyraźnie zaznaczające się zaintere-
sowanie chorobą we wszystkich jej przejawach i postaciach, jak również podobna fascynacja
ś

miercią. Przykład może stanowić matka, którą zawsze interesują choroby dziecka, jego

porażki, i która „czarno widzi” jego przyszłość; równocześnie nie robi na niej najmniejszego
wrażenia korzystna odmiana stanu zdrowia, nie reaguje na radość i entuzjazm dziecka, nie
zauważa nowych rzeczy, które się w nim rozwijają. Nie skrzywdzi dziecka w żaden widoczny
sposób, jednak może powoli dławić jego radość życia, jego wiarę w rozwój, a w końcu może
zrazić je własną nekrofilityczną orientacją.
Każdy kto miał okazję przysłuchiwania się rozmowie ludzi z rozmaitych klas społecznych,
mających już za sobą wiek średni, będzie zdumiony, jak wielką jej część zajmują choroby
oraz śmierć innych ludzi. Żeby nie było wątpliwości: odpowiedzialnych za to jest wiele
czynników. Dla wielu ludzi, w szczególności dla tych, którzy nie mają żadnych wyraźnych
zainteresowań, choroba i śmierć stanowią jedyne dramatyczne elementy ich żywotów; jest to
jeden z niewielu tematów, na które w ogóle potrafią rozmawiać, oprócz jeszcze wydarzeń
rodzinnych. Nawet jeśli weźmie się to wszystko pod uwagę, istnieje wiele osób, względem
których wyjaśnienia te są niewystarczające. Zazwyczaj dają się one łatwo rozpoznać dzięki
ożywieniu i podnieceniu, w jakie wprawia je rozmowa o chorobach albo innych smutnych
wydarzeniach, jak śmierć, kłopoty finansowe i temu podobne. Szczególne zainteresowanie
osób nekrofilitycznych śmiercią wychodzi czasami na jaw nie tylko podczas rozmowy z nimi,
ale również w sposobie w jaki czytają gazetę. Najbardziej zainteresowani są bowiem -
i dlatego to czytają najpierw - nekrologami i zawiadomieniami o śmierci; lubią również
rozmawiać o rozmaitych aspektach śmierci: na co ludzie umierają, dlaczego, kto umarł
ostatnio, kto ma umrzeć i tak dalej. Lubią chadzać po kostnicy, na cmentarze i zazwyczaj nie
tracą takich okazji, zwłaszcza kiedy jest to społecznie wskazane. Łatwo dostrzec, że ich
upodobania dla pogrzebów i cmentarzy stanowią tylko odrobinę osłabioną postać
poważniejszego zainteresowania kostnicami i grobami, które zostało opisane wyżej.
Nieco trudniej dającą się zidentyfikować cechą osoby nekrofilitycznej jest szczególny
rodzaj braku życia w jej sposobie prowadzenia rozmowy. Nie jest to kwestia tematu. Bardzo
inteligentny, obdarzony sporą erudycją nekrofil, może rozmawiać o rzeczach, które byłyby
bardzo interesujące, gdyby nie sposób, w jaki przedstawia swoje idee. Pozostaje sztywny,
zimny, daleki; jego przedstawienie tematu jest pedantyczne i pozbawione życia. Z drugiej
strony, przeciwny mu typ charakteru, osoba kochająca życie, może mówić o doświadcze-

background image

niach, które same w sobie nie są szczególnie interesujące, ale w sposobie, w jaki o nich
opowiada, jest tyle życia. Sama jej osobowość jest stymulująca, właśnie dlatego się jej
z zainteresowaniem i przyjemnością. Osoba nekrofilityczna gasi wszelki entuzjazm i radość;
jest nudna, nie ożywia innych; powoduje, że wszystko wydaje się martwe, a ludzie czują się
zmęczeni, w przeciwieństwie do osoby biofilitycznej, dzięki której wszyscy czują się bardziej
ożywieni.
Jeszcze innym wymiarem nekrofilitycznych reakcji jest nastawienie wobec przyszłości
i własności. Dla charakteru nekrofilitycznego jedynie przeszłość jest doświadczana jako
całkowicie rzeczywista, nie zaś teraźniejszość czy przyszłość. To, co było, tzn. co jest
martwe, rządzi jej życiem: instytucje, prawa, własność, tradycje i posiadanie. Mówiąc krótko,
rzeczy władają człowiekiem; posiadanie rządzi byciem; martwi rządzą żywymi. W myśleniu
nekrofilitycznym - osobistym, filozoficznym i politycznym - przeszłość jest święta. Nic
nowego nie ma wartości, drastyczne zmiany oznaczają przestępstwo przeciwko
„naturalnemu” porządkowi (14).
Kolejnym aspektem nekrofilii jest odniesienie do kolorów. Osoba nekrofilityczna genera-
lnie ma predylekcję do ciemnych kolorów, jak czernie czy brązy, nie lubi zaś barw
jaskrawych, żywych (15). Można to obserwować w preferowanych ubiorach, kolorach, które
wybiera, malując. Oczywiście w przypadku gdy czarne ubiory są noszone na mocy tradycji,
kolory nie mają związku z charakterem.
Jak to już widzieliśmy w klinicznym materiale przedstawionym powyżej, osoba nekrofi-
lityczna cechuje się szczególnym upodobaniem do okropnych zapachów - pierwotnie będzie
to odór rozkładu gnijącego mięsa. Rzeczywiście jest to cecha charakterystyczna, objawia się
zaś w dwu postaciach: (I) szczerej przyjemności ze złych zapachów; tacy ludzie znajdują
upodobania w smrodzie fekaliów, moczu i rozkładu, często mają skłonności do odwiedzania
nieprzyjemnie pachnących toalet, (II) postaci znacznie częściej występującej - stłumienia
pragnienia znajdowania przyjemności we wstrętnych zapachach; ta postać prowadzi do
reakcji upozorowanej: pragnienia pozbycia się nieprzyjemnego zapachu, jakby nigdy nie
istniał. (Przypomina to nadmierną czystość w przypadku charakteru analnego.) Niezależnie
od formy, jaką przybiera to zjawisko, w jednym lub drugim przypadku osoba nekrofilityczna
nadmiernie interesuje się wstrętnymi zapachami. Jak to już odnotowaliśmy wcześniej,
fascynacja tymi woniami często daje takim osobom wygląd „wąchacza” (H von Hentig,
1964). Nierzadko ta skłonność do wąchania wszystkiego znajduje odbicie w ich wyrazie
twarzy. Wiele nekrofilitycznych jednostek sprawia wrażenie, jakby ciągle czuło jakiś
wstrętny zapach. Każdy, kto przygląda się na przykład różnym wizerunkom Hitlera, może
łatwo odkryć na jego twarzy ten wyraz. Nie zawsze jest on wprawdzie u nekrofila obecny, ale
kiedy tak się dzieje, stanowi jedno z najbardziej wiarygodnych kryteriów istnienia takiej
namiętności. Kolejnym charakterystycznym elementem wyrazu twarzy jest niezdolność
nekrofila do śmiania się. Jego śmiech jest zazwyczaj rodzajem uśmieszku, jest pobawiony
ż

ycia i brakuje mu wyzwalającej i radosnej właściwości normalnego śmiechu. W rzeczy-

wistości oznacza nie tylko brak zdolności do „swobodnego” śmiechu, która cechuje taką
osobę, ale również ogólny bezruch i brak wyrazu jej twarzy. Oglądając telewizję, można
czasami obserwować mówcę, którego twarz pozostaje całkowicie nieruchoma, gdy
przemawia; uśmiecha się tylko na początku i na końcu wypowiedzi, kiedy to, zgodnie
z amerykańskim zwyczajem, wie że uśmiechnąć się trzeba. Takie osoby nie potrafią
równocześnie mówić i uśmiechać się, ponieważ zdolne są skierować swą uwagę tylko na
jedną lub drugą aktywność; ich uśmiech nie jest spontaniczny, lecz zaplanowany jak
nienaturalne gesty kiepskiego aktora. Często objawem nekrofilitycznego charakteru jest
wygląd skóry sprawiającej wrażenie nieżywej, „suchej”, ziemistej, niekiedy wręcz jesteśmy
w stanie wyczuć, że taka osoba ma „brudną” twarz, i nie mamy tu na myśli, iż jest ona nie
umyta, ale metaforą tą ujmujemy szczególną właściwość nekrofilitycznego wyrazu.

background image

Nekrofilityczny język

Język osoby nekrofilitycznej charakteryzuje się nadmiernie częstym używaniem słów
odnoszących się do destrukcji, fekaliów i toalet. Chociaż słowo „gówno” znacznie się dzisiaj
rozpowszechniło, nie ma zazwyczaj trudności z odróżnieniem ludzi, dla których jest to słowo
ulubione i używają go znacznie częściej niż przeciętnie. Przykładem może tu być mężczyzna
dwudziestodwuletni, dla którego wszystko było „gówniane”: życie, ludzie, idee, i przyroda.
Ten sam młody człowiek mawiał o sobie: „Jestem artystą zniszczenia”.
Odnajdziemy wiele przykładów nekrofilitycznego języka, gdy poddamy analizie odpowie-
dzi na kwestionariusze skierowane do niemieckich robotników i pracowników najemnych,
o których wspominałem wcześniej ( w rozdziale 2, przypis 8). Odpowiedzi na jedno z pytań
dostarczą nam znakomitej ilustracji: „Jakie jest twoje zdanie na temat kobiet używających
szminki i malujących się?” (16). Wielu respondentów odpowiadało: „To jest burżuazyjne”
albo „nienaturalne”, albo „niehigieniczne”. Zwyczajnie formułowali swoją odpowiedź
w kategoriach jednej z powszechnych ideologii. Lecz mniejszość udzielała odpowiedzi
następujących: „To jest trujące”, „Przez to kobiety wyglądają jak kurwy”. Używanie tych
w rzeczywistości całkowicie bezpodstawnych sformułowań wyraźnie wskazywało na
strukturę charakterologiczną, niemalże nieodmiennie respondenci używający takich słów
wykazywali destrukcyjne skłonności w większości pozostałych odpowiedzi.
Aby sprawdzić ważność tej hipotezy dotyczącej nekrofilii, Michael Maccoby i ja sporz-
ą

dziliśmy kwestionariusz projekcyjny oparty w znacznej mierze na testach, których używałem

podczas badań frankfurckich, z tym że zbiór odpowiedzi był w tym przypadku zamknięty,
było ich w sumie dwanaście; niektóre odwoływały się do nastawienia typowego dla
charakteru analno-tezauryzatorskiego, podczas gdy inne miały wskazywać na cechy
nekrofilityczne, które przedstawiłem wyżej. Maccoby zastosował kwestionariusz do prób
osób wybranych z sześciu rozmaitych populacji (różniących się przynależnością klasową, rasą
i wykształceniem). Brak miejsca nie pozwala mi na wdawanie się w szczegóły naszej metody
ani osiągniętych wyników.. Wystarczy, że powiem, iż analiza dowiodła: (I) obecność
syndromu nekrofilitycznego potwierdzającego założony model teoretyczny; (II) że sprzyja-
jące życiu i nekrofilityczne skłonności poddają się pomiarom; (III) że skłonności te są
rzeczywiście silnie skorelowane z zainteresowaniami socjopolitycznymi. „Na podstawie
analizy interpretacyjnej kwestionariuszy stwierdziliśmy, iż od 10 do 15 procent respondentów
może okazać się zdecydowanie nekrofilitycznych. (...) Respondenci zwracali uwagę na
sterylność wielu takich ludzi i ich domów. Żyją oni w martwej, pozbawionej radości
atmosferze (...)” (M. Maccoby, 1972).
Podczas badań zadano respondentom wiele pytań, które pozwoliły skorelować ich poglądy
polityczne z charakterem. Odsyłam w tym miejscu czytelnika do ogromnej ilości danych
zawartych w artykule Maccoby'ego, przywołam tutaj tylko kwestię następującą: „We
wszystkich tych próbach odkryliśmy, że skłonności przeciwne życiu były w znaczący sposób
skorelowane z poglądami politycznymi, które popierają wzrastającą siłę militarną i sprzyjają
represjom przeciwko mającym inne zadanie. Następujące priorytety były uważane za najwa-
ż

niejsze przez jednostki, u których stwierdzono dominację skłonności przeciwnych życiu:

ś

ciślejsza kontrola nad wywołującymi zamieszki, ściślejsza kontrola nad rozprowadzaniem

i używaniem narkotyków, zwycięstwo w wojnie wietnamskiej, kontrola grup mniejszościo-
wych, wzmocnienie policji, zwalczanie komunizmu na całym świecie”. (M. Maccoby, 1972).


background image

Związek między nekrofilią a kultem techniki


Lewis Mumford pokazał związek, jaki istnieje między destrukcyjnością, a zorientowanymi
na potęgę „megamaszynami”, jakie istniały w Mezopotamii i Egipcie około pięciu tysięcy lat
temu w społeczeństwach, które miały wiele wspólnego, jak to już mówiłem wcześniej,
z megamaszynami dzisiejszej Europy i Ameryki Północnej. Pisze on:

W sensie konceptualnym narzędzia mechanizacji przed pięcioma tysiącami lat były już
odseparowane od pozostałych ludzkich funkcji oraz celów innych niż ciągły wzrost porządku,
władzy, przewidywalności, a nade wszystko kontroli. Wraz z tą protonaukową ideologią
pojawiła się odpowiadająca im surowa dyscyplina i degradacja ongiś autonomicznych
dziedzin ludzkiej aktywności: „kultura masowa” oraz „masowa kontrola” stanowiły ich
zwiastun. Zjadliwie symbolicznymi nazwać można ostateczne produkty megamaszyn Egiptu -
kolosalne grobowce zamieszkiwane przez zmumifikowane zwłoki; podczas gdy w późnej
Asyrii, jak to się powtarzało we wszystkich rozprzestrzeniających się imperiach, głównym
ś

wiadectwem tej technologicznej skuteczności jest pustkowie zniszczonych wiosek i miast oraz

zatruta gleba; prototyp podobnych „cywilizowanych” okropności dzisiejszej doby. (L.
Mumford, 1967.)

Zacznijmy od uwzględnienia najprostszej i najbardziej rzucającej się w oczy właściwości

współczesnego człowieka ery industrialnej: zdławienia jego zainteresowań ludźmi, przyrodą
oraz organizmami żywymi połączonego z jednoczesnym wzrostem upodobania dla
mechanicznych, nieżywych artefaktów. Przykładów można tu przywoływać mnóstwo.
W całym zindustrializowanym świecie da się znaleźć ludzi, którzy ze znacznie większą
czułością i zainteresowaniem odnoszą się do swych samochodów niż do żon. Dumni są z tych
maszyn; dbają o nie; myją (nawet wielu spośród tych, którzy mogą zapłacić za usługę),
a w niektórych krajach wielu opatruje je pieszczotliwymi przydomkami; uważnie obserwują
je i natychmiast reagują na najlżejsze nawet symptomy awarii. Nie chciałbym być źle
zrozumiany, samochód nie jest obiektem seksualnym - ale stanowi przedmiot miłości; życie
bez samochodu wydaje się znacznie bardziej niemożliwe do zniesienia niż życie bez kobiety.
Czy w tym zamiłowaniu do samochodów nie ma czegoś osobliwego bądź perwersyjnego?
Albo inny przykład: robienie zdjęć. Każdy kto miał okazję obserwować zachowanie
turystów - lub może sam był w taki sposób obserwowany - może łatwo przekonać się zajęło
miejsce oglądania, widzenia. Oczywiście najpierw musisz spojrzeć, by skierować obiektyw
swego aparatu na pożądany przedmiot; potem naciskasz guzik, film zostaje naświetlony
i zabrany do domu. Lecz spojrzenie nie oznacza widzenia. Widzenie jest funkcją ludzką,
jednym z największych darów, jakimi obdarzyła człowieka natura; wymaga aktywności,
wewnętrznej otwartości, zainteresowania, cierpliwości, skupienia. Zrobienie zdjęcia (w sa-
mym słowie można odkryć agresywne znaczenie) oznacza zasadniczo przekształcenie aktu
widzenia w przedmiot - wizerunek, który zostanie pokazany później przyjaciołom jako
dowód, że „się tam było”. To samo odnosi się do tych wielbicieli muzyki, dla których
słuchanie jej stanowi jedynie pretekst do eksperymentowania z technicznymi właściwościami
ich gramofonów hi-fi oraz szczególnymi usprawnieniami technicznymi, w które je wypo-
sażono. Słuchanie muzyki przemieniło się w badanie produktu wysokiej jakości technicznej.
Innym przykładem może być miłośnik gadżetów (gadgeteer). Osoba skupiona na
zastępowaniu wszelkich produktów ludzkiego wysiłku bardziej „poręcznymi”, „oszczę-
dzającymi wysiłek” urządzeniami. Do takich ludzi należy zaliczyć sprzedawców
wymieniających nawet najprostszy dodatek do maszyny oraz ludzi, którzy nie potrafią przejść
pieszo nawet jednego kwartału, lecz automatycznie wybierają samochód. Wielu z nas

background image

zapewne zna domowych konstruktorów - amatorów gadżetów, którzy budują mechanicznie
sterowane instrumenty mogące za zwykłym naciśnięciem guzika albo przestawieniem
przełącznika puścić wodę w fontannie albo otworzyć drzwi bądź wreszcie tworzą bardziej
nawet pozbawione znaczenia praktycznego wynalazki w stylu Rube Goldberga.
Należy wszak jasno zdawać sobie sprawę, że mówiąc o takich rodzajach zachowań, nie
sugeruję, iż korzystanie z samochodu albo robienie zdjęć czy też używanie gadżetów same
w sobie stanowią objaw skłonności nekrofilitycznych. Ale nabierają tych właściwości, kiedy
zaczynają być substytutem zainteresowania, jakim obdarzamy życie, i zastępują eksplorację
bogactwa funkcji, w jakie wyposażona jest istota ludzka. Nie staram się nikomu wmówić, że
inżynier głęboko zainteresowany budowaniem rozmaitych maszyn, z tegoż powodu miałby
wykazywać tendencje nekrofilityczne. Może być w istocie bardzo twórczą osobą, obdarzoną
wielką miłością do życia, która ujawnia się w stosunkach z innymi ludźmi, w swym
nastawieniu wobec sztuki, wobec przyrody oraz swoich pomysłów konstrukcyjnych. Mówię
raczej o tych jednostkach, u których zainteresowanie artefaktami zastąpiło ich
zainteresowanie życiem i które zajmują się sprawami technicznymi w pozbawiony życia,
pedantyczny sposób.
Nekrofilityczny wymiar tych zjawisk stanie się jaśniejszy, kiedy weźmiemy pod uwagę
najbardziej bezpośrednie świadectwa fuzji techniki i destrukcyjności, których przykładów
nasza epoka oferuje tak wiele. Niczym nie skrywany związek między destrukcją kultem
techniki znalazł swój najjaśniejszy i najbardziej elokwentny wyraz u F. T. Marrinettiego,
twórcy i przywódcy włoskiego ruchu futurystycznego, a także niewzruszonego faszysty. Jego
pierwszy Manifest futurystyczny (1909) głosi idee, które znalazły swój pełny wyraz w narodo-
wym socjalizmie oraz w metodach uprawiania sztuki wojennej, jakie upowszechniły się od
pierwszej wojny światowej (17). Nadzwyczajna wrażliwość artysty pozwoliła mu dać wyraz
tendencjom, które za jego czasów ledwie były widoczne:

1. Chcemy opiewać miłość, niebezpieczeństwo, przyzwyczajenie do energii i zuchwalstwa.
2. Odwaga, śmiałość, bunt ! będą zasadniczymi składnikami naszej poezji.
3. Aż do dzisiaj literatura sławiła nieruchome zamyślenie, ekstazę i marzenie senne. My
chcemy sławić agresywny ruch, gorączkową bezsenność, krok biegacza, salto morale, policzek i
pięść.
4. Oświadczamy, że wspaniałość świata wzbogaciła się o nowe piękno: piękno szybkości!
Samochód wyścigowy ze swoim pudłem zdobnym w wielkie rury podobne do wężów o ogni!
stym oddechu... ryczący samochód, który zdaje się pędzić po taśmie karabinu maszynowego,
jest piękniejszy od Nike z Samotraki.
5. Chcemy opiewać człowieka dzierżącego kierownicę, której oś idealna przeszywa Ziemię,
ciśniętą także w bieg po swej orbicie.
6. Trzeba, aby poeta poświęcił się bujnym wspaniałomyślnym zapałem dla pomnożenia
entuzjazmu i żartu w elementach pierwotnych.
7. Nie ma już piękna poza walką. Twór który nie ma charakteru agresywnego, nie może być
arcydziełem. Poezja musi być pojmowana jako gwałtowne natarcie na siły nieznane, celem
rzucenia ich pod nogi człowiekowi.
8. Znajdujemy się na wysuniętym cyplu stuleci!... Po cóż mielibyśmy oglądać się za siebie,
jeśli chcemy sforsować tajemniczą bramę Niemożliwego? Czas i przestrzeń umarły wczoraj.
My żyjemy już w absolucie, ponieważ stworzyliśmy nieustającą, wszechobecną szybkość.
9. Chcemy sławić wojnę ! jedyną higienę świata ! militaryzm, patriotyzm, gest niszczycielski
anarchistów, piękne idee za które się umiera, oraz pogardę dla kobiet.
10. Chcemy zburzyć muzea, biblioteki, akademie wszystkich rodzajów, chcemy zwalczać
moralizm, feminizm, oraz wszelką oportunistyczną lub utylitarystyczczną podłość.

background image

11. Będziemy opiewać tłumy wstrząsane pracą, rozkoszą lub buntem, będziemy opiewać
różnobarwne i polifoniczne przypływy rewolucji w nowoczesnych stolicach; wibrujące
gorączką nocne arsenały i stocznie, podpalane przez gwałtowne księżyce elektryczne;
nienasycone dworce kolejowe, pożeracze dymiących wężów; fabryki uwieszone u chmur na
krętych sznurach swych dymów; bądziemy opiewać mosty podobne do gimnastyków
olbrzymów, którymi okraczają rzeki lśniące w słońcu błyskiem noży; awanturnicze statki
węszące za horyzontem, szerokopierśne lokomotywy galopujące po szynach jak stalowe konie
okiełznane rurami, i lot ślizgowy aeroplanów, których śmigła łopocą na wietrze jak flaga
i zdają się klaskać jak rozentuzjazmowany tłum. (R.W. Flint, 1971. Podkr. Dodane)

Oto mamy przed sobą najistotniejsze elementy nekrofilii: kult szybkości i maszyny; poezję

jako środek do ataku; gloryfikację wojny; zniszczenie kultury; nienawiść do kobiet;
lokomotywy i aeroplany traktowane jak żywe siły.
Drugi Manifest futurystyczny (1916) rozwija ideę nowej religii szybkości:

Szybkość, której istota spoczywa w intuicyjnej syntezie wszelkich sił w ruchu, jest
naturalnie czysta. Powolność, której istota spoczywa w racjonalnej analizie wszelkiego
wyczerpania w spoczynku, jest naturalnie nieczysta. Zniszczywszy starożytne zło i starożytne
dobro, stworzymy nowe dobro, szybkość i nowe zło, powolność. Szybkość = wszelka odwaga
w działaniu. Agresywna i wojownicza. Powolność = analiza wszelkiego statystycznego
rozsądku. Bierna i pacyfistyczna. (...) Jeżeli modlitwa oznacza komunikację z bóstwem, jazda
z wielką szybkością jest modlitwą. Świętość kół i szyn. Trzeba klęknąć przy drodze, by
pomodlić się do świętej prędkości. Trzeba klęknąć przed wirującym kołem żyrokompasu: 20
000 obrotów na minutę, największa szybkość osiągnięta przez człowieka. Upojenie wielką
szybkością samochodów jest niczym innym, jak radością poczucia tożsamości z jedną
ś

więtością. Sportowcy to pierwsi katechumeni tej religii. Nadchodzi era niszczenia domów

i miast, by dać miejsce wielkim pustym placom dla samochodów i samolotów. (R. W. Flint,
1971. Podkr. Dodane.)

Powiedziano wyżej, że Marinetti był rewolucjonistą, że zerwał z przeszłością, że otworzył

drzwi wizjom nowego światowego Nietzscheńskiego nadczłowieka, że wraz z Picassem
i Apollinaire'em stanowił jedną z najważniejszych postaci w współczesnej sztuce. Pozwolę
sobie zauważyć, że te rewolucyjne idee sytuują go blisko Mussoliniego, a jeszcze bliżej
Hitlera. To właśnie pomieszanie zawodu retora z duchem rewolucjonisty, kultu techniki
z destrukcyjnymi celami charakteryzuje nazizm. Mussolini i Hitler byli zapewne buntow-
nikami (Hitler bardziej niż Mussolini), ale nie byli rewolucjonistami. Nie mieli prawdziwie
twórczych pomysłów, nie wprowadzili w życie żadnych znaczących zmian, które okazałyby
się dobroczynne dla człowieka. Brakowało im zasadniczego kryterium ducha rewolucyjnego -
miłości do życia, pragnienia służenia jego rozprzestrzenianiu się i rozwojowi, pasji niezale-
ż

ności (18).

Zlewania się techniki i destrukcyjności nie dało się jeszcze zauważyć podczas pierwszej
wojny światowej. Samoloty nie były jeszcze wyposażone w tak wielką siłę destrukcyjną,
czołgi zaś stanowiły jedynie dalsze stadium ewolucji tradycyjnych broni. Druga wojna
ś

wiatowa przyniosła ze sobą decydujące zmiany - zastosowano samoloty do masowego

zabijania (19). Ludzie rzucający bomby ledwo zdawali sobie sprawę, że zabijają lub palą
tysiące istot ludzkich w kilka minut. Zespoły bombowców stanowiły zespoły ludzkie, jeden
pilotował samolot, drugi był nawigatorem, trzeci zrzucał bomby. Nie interesowało ich
zabijanie, ledwie również zdawali sobie sprawę z istnienia wroga. Głównym przedmiotem ich
trosk było zawiadywanie maszyną i prowadzenie jej zgodnie ze schematami nakreślonymi
wcześniej w ramach skrupulatnie opracowanych planów. Z tego że w rezultacie ich działań

background image

tysiące, a czasami nawet ponad sto tysięcy ludzi zostanie zabitych, spalonych i pokale-
czonych, oczywiście w czysto intelektualny sposób zdawali sobie sprawę, ale nie pojmowali
tego afektywnie; nie było to przedmiotem, paradoksalnie jak na pierwszy rzut oka zdaje, ich
troski.
Przypuszczalnie właśnie z takich powodów przynajmniej większość z nich nie czuła się
winna działań, które należą do najbardziej potwornych, na jakie stać istotę ludzką.
Współczesna wojskowa destrukcja powietrzna stosuje się do zasad nowoczesnej produkcji
technicznej (20), w której zarówno robotnik, jak i inżynier są całkowicie oddzieleni od
produktów swej pracy. Wykonują zadania technologiczne według ogólnego planu
zarządzania, często jednak nawet nie widzą na oczy produktu końcowego; a nawet jeśli jest
inaczej, nie jest on przedmiotem ich zainteresowania czy odpowiedzialności. Nie oczekuje się
od nich, że będą zadawać sobie pytania, czy jest to produkt użyteczny, czy szkodliwy -
decyzja w tej sprawie należy do zarządzania; a jeśli ostatecznie weźmiemy pod uwagę,
„użyteczny” zazwyczaj znaczy po prostu zyskowny i nie ma nic wspólnego z ogólnym
wykorzystywaniem. Na wojnie „zyskowne” znaczy wszystko, co służy pokonaniu wroga,
a często decyzja na temat tego, co w ten sposób jest zyskowne, opiera się na danych równie
niejasnych jak te, które doprowadziły do skonstruowania samochodu Ford Edsel. Inżynierowi
w takim samym stopniu jak pilotowi bombowca wystarczy znać decyzję kierownictwa, nie
oczekuje się od niego, by je kwestionował, niema też w tym żadnego interesu. Czy chodzi
o wymordowanie stu tysięcy ludzi w Dreźnie albo Hiroszimie, czy zniszczenie ziemi i ludu
Wietnamu, nie musi się on martwić o militarne albo moralne uzasadnienie rozkazów; jego
jedynym zadaniem jest służyć właściwie swej maszynie.
Można podnieść określone obiekcje przeciwko takiej interpretacji, wskazując że żołnierze
zawsze musieli okazywać bezwzględne posłuszeństwo rozkazom. Jest to oczywiście prawda,
ale zarzut ten ignoruje istotną różnicę, jaka istnieje pomiędzy żołnierzami piechoty oraz
pilotami bombowców. Ci pierwsi są w samym centrum zniszczenia spowodowanego użyciem
ich broni i nie są w stanie w wyniku prostego działania spowodować destrukcji mas istot
ludzkich, których nigdy nie widzieli na oczy. W tej kwestii można powiedzieć jedynie, że
tradycyjna dyscyplina wojskowa i poczucie patriotycznego obowiązku w przypadku pilotów
dodatkowo zwiększają ich gotowość do wypełnienia bez wahania rozkazów; ale nie wydaje
mi się, by to był główny przedmiot kwestii, jak to jest bez wątpienia w przypadku żołnierza
walczącego na ziemi. Ci piloci są świetnie wyszkolonymi ludźmi o technicznych
umysłowościach, którzy nie potrzebują żadnych dodatkowych motywacji, aby wykonać swoją
pracę właściwie i bez żadnych wahań.
Nawet masowe mordy dokonywane przez nazistów na żydach były zorganizowane jako
Proces produkcji, chociaż zabijanie w komorach gazowych nie wymagało wysokiego stopnia
technicznego wyrafinowania. Na początku tego procesu ofiary były selekcjonowane według
kryterium ich zdolności do wykonywania użytecznej pracy. Ci którzy nie podpadli pod tę
kategorię, prowadzeni byli bezzwłocznie do komory gazowej, a mówiono im że idą do łaźni.
Potem wpuszczano gaz; ubrania i inne przedmioty, które mogły się jeszcze do czegoś
przydać, włosy, złote zęby usuwano z ciał, sortowano i „ wprowadzano na powrót do obiegu”,
ciała zaś palono. Ofiary były poddawane „procesowi obróbki” (processed) metodycznie i sku-
tecznie; kaci nawet nie musieli obserwować ich agonii; uczestniczyli w programie
ekonomicznym Führera, ale o krok odsunięto ich od konieczności zabijania własnoręcznie
(21). Nie ma oczywiście wątpliwości w tej kwestii - utwardzenie swego serca na widok losu
istoty ludzkiej, którą się samemu wybrało i która w czasie godziny zostanie zamordowana
w odległości nie większej niż kilkaset metrów, wymaga zapewne większej ogólnej
bezduszności niż w przypadku pilotów zrzucających bomby. Ale pomimo tej różnicy faktem
pozostaje, że te dwie sytuacje mają wspólny bardzo ważny element: technicyzację destrukcji,
a wraz z nią usunięcie pełnego rozpoznania afektywnego znaczenia własnych czynów. Kiedy

background image

proces zostaje w pełni uruchomiony, nie ma granic dla zniszczenia, ponieważ nikt w istocie
nie niszczy; służy się tylko maszynie dla zaprogramowanych - a więc rzadko racjonalnych -
celów.
Jeżeli powyższe uwagi dotyczące technologiczno - biurokratycznej natury nowoczesnej
destrukcji na wielką skalę są poprawne, czy nie prowadzą one do refutacji mojej głównej
hipotezy, uznającej nekrofilityczny charakter ducha techniki totalnej? Czy nie powinniśmy
przyznać, że współczesny człowiek techniczny nie jest motywowany pasją zniszczenia, ale
znacznie lepiej da się go opisać jako człowieka całkowicie wyalienowanego, u którego
dominuje orientacja korowa (cerebral orientation) - bezduszny racjonalizm - który nie odczu-
wa szczególnej miłości, ale wraz z nią również namiętność zniszczenia, który stał się,
w sensie charakterologicznym, automatem wprawdzie, ale nie pasjonatem destrukcji?
Na to pytanie niełatwo odpowiedzieć. Nie ma wątpliwości, że u Marinettiego, u Hitlera,
u tysięcy członków partii nazistowskiej oraz stalinowskiej tajnej policji, u strażników
w obozach koncentracyjnych, członków plutonów egzekucyjnych namiętność do niszczenia
stanowi motywację decydującą. Lecz czy nie są oni przypadkiem typami trochę „staro-
modnymi”? Czy mamy wszelkie racje po temu, by nazwać ducha „technotronicznego”
społeczeństwa nekrofilitycznym?
Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba najpierw wyjaśnić kilka innych kwestii, które jak
dotąd pomijałem w moich rozważaniach. Pierwszą z nich będzie związek między charakterem
analno-tezauryzatorskim a nekrofilią.
Dane kliniczne i przykłady marzeń sennych nekrofilów wykazują zupełnie jednoznacznie
obecność cech charakterystycznych dla typów analnych. Zainteresowanie procesem wyda-
lania oraz fekaliami, jak to już widzieliśmy, stanowi symboliczny wyraz zainteresowania tym,
co rozkłada się i gnije, wszystkim tym, co nieżywe. Jednak chociaż „normalnemu”
charakterowi analno-tezauryzatorskiemu brakuje ożywienia, nie jest on nekrofilityczny. Freud
oraz jego współpracownicy poszli o krok dalej - odkryli, że sadyzm często stanowi twór
uboczny charakteru analnego. Nie zawsze tak jest, ale zdarza się u tych ludzi, którzy są
najbardziej wrodzy względem otoczenia i bardziej narcystyczni, niż jest to w przypadku
przeciętnej dla charakteru analno-tezauryzatorskiego. Lecz nawet sadyści są wciąż związani
z innymi ludźmi; pragną ich kontrolować, nie zaś zniszczyć. Ci, u których brak nawet
perwersyjnego związku z drugimi, którzy są jeszcze bardziej wrodzy i narcystyczni, ci
właśnie muszą być nazwani nekrofilami. Ich celem jest przekształcenie wszystkiego, co żyje
w materię nieożywioną; pragną zniszczyć wszystko i wszystkich, często nawet samych siebie;
ich wrogiem jest samo życie.
Ta hipoteza sugeruje, że rozwój przebiegający następująco:
Normalny charakter / charakter sadystyczny / charakter nekrofilityczny, określony jest
kierunkowo przez wzrost narcyzmu, brak związków z innymi i destrukcyjność (w tym
kontinuum między jego biegunami znajduje się nieprzeliczalnie wiele odcieni) oraz że
nekrofilia może być opisana jako złośliwa postać charakteru analnego.
Gdyby ta koncepcja, tak prosta przecież jak powyższy schemat, przedstawiała faktycznie
zachodzące związki między charakterem analnym a nekrofilią, jej elegancja zapewne
mogłaby dostarczyć teoretycznej satysfakcji. Lecz związki te w żadnym razie nie są tak
zgrabne. Charakter analny, typowy dla dziewiętnastowiecznej klasy średniej, coraz bardziej
upowszechniał się wśród reszty populacji, w miarę jak była ona coraz pełniej włączana w
najbardziej zaawansowane ekonomicznie formy produkcji (22). Jeśli podejdziemy do całej
sprawy statystycznie, zjawisko całkowitej alienacji przypuszczalnie nie obejmuje jeszcze
większości ludności Ameryki, charakterystyczne jest jednak dla sektora wskazującego
kierunek, w którym zmierza całe społeczeństwo. W rzeczywistości charakter tego nowego
typu człowieka zdaje się nie pasować do żadnej z dawniejszych kategorii, takich jak charakter

background image

oralny, analny, czy genitalny. Próbowałem opisać ten nowy typ jako „charakter merkantylny”
(E. Fromm, 1947).
Dla charakteru merkantylnego wszystko staje się towarem - nie tylko rzeczy, lecz również
sam człowiek, jego energia psychiczna, jego umiejętności, wiedza, opinie, uczucia, nawet
uśmiech. Ten typ charakterologiczny stanowi zjawisko historycznie bez precedensu, jest on
bowiem tworem szeroko rozwiniętego kapitalizmu, który organizuje się wokół rynku - rynku
towarów, rynku pracy, rynku osobowości - a jego zasadą jest zysk wynikający z korzystnej
wymiany (23).
Charakter analny, podobnie jak oralny, czy genitalny, należy do okresu poprzedzającego
rozwój pełnej alienacji. Istnienie tych typów charakterologicznych możliwe jest dopóty,
dopóki ich zaplecze stanowi realne doświadczenie zmysłowe ciała, jego funkcji, jego
wytworów. Człowiek cybernetyczny jest tak bardzo wyalienowany, gdyż doświadcza swego
ciała w charakterze narzędzia mającego mu zapewnić sukces. Jego ciało musi wyglądać
młodo, zdrowo; narcystycznie jest doświadczane jako najcenniejsza własność na rynku
osobowości.
W tym miejscu zatrzymamy się i powrócimy do pytania, które doprowadziło nas do
niniejszej dygresji. Czy nekrofilia naprawdę właściwa jest człowiekowi w drugiej połowie
dwudziestego wieku w Stanach Zjednoczonych oraz innych wysoko rozwiniętych
społeczeństwach kapitalizmu albo kapitalizmu państwowego?
Ten nowy typ człowieka, mimo wszystko nie interesuje się fekaliami i zwłokami;
w rzeczywistości jego nastawienie wobec zwłok przepaja taka fobia, że stara się, by
wyglądały na bardziej żywe niż za życia. (Nie wydaje się byśmy mieli tu do czynienia
z formacją reaktywną, lecz raczej z fragmentem całościowej orientacji, która neguje
naturalną, nie wytworzoną przez człowieka realność). Lecz w istocie dopuszcza się bardziej
drastycznych czynów. Odwraca się od życia, osób, przyrody, idei, mówiąc krótko, od
wszystkiego co jest żywe, przekształca całe życie w rzeczy, włączając w to samego siebie,
oraz manifestacje własnych ludzkich władz, rozumu, postrzegania, słyszenia, smaku, miłości.
Seksualizm staje się umiejętnością techniczną (maszyną miłości), uczucia tracą głębię,
czasami zastępuje je sentymentalizm; radość, wyraz intensywnej wewnętrznej pełni życia,
wypierana jest przez „zabawę” lub kolejne podniety; a cała miłość i czułość jakie człowiek
posiada, kierują się ku maszynom i gadżetom. Świat nasz staje się zbiorem martwych
artefaktów; od syntetycznej żywności do syntetycznych organów, cały człowiek zmienia się
w część maszynerii, którą kontroluje, i przez którą sam jest kontrolowany. Nie ma żadnego
planu, żadnego celu w życiu, oprócz czynienia tego, co dyktuje mu logika technologii. Rości
sobie pretensje do tworzenia robotów - ma to być jedno z największych osiągnięć
technicznych jego umysłu, a niektórzy specjaliści zapewniają, że te roboty trudno będzie
odróżnić od żywego człowieka. Osiągnięcie to jednak traci swój zdumiewający charakter,
kiedy zdamy sobie sprawę, iż człowiek sam ledwie odróżnialny jest od robota.
Ś

wiat życia stał się światem „bez życia” (no - life), osoby zatraciły swój „charakter

osobowy”, żyją w świecie śmierci. Śmierć nie jest już symbolicznie wyrażana przez
nieprzyjemnie pachnące fekalia i zwłoki. Współcześnie jej symbolem jest czysta, połyskująca
maszyna; ludzi nie pociągają śmierdzące toalety, ale konstrukcje z aluminium i szkła (24).
Jednak rzeczywistość kryjąca się za tą antyseptyczną fasadą, powoli wychodzi na jaw.
Człowiek w imię postępu, przekształca świat w śmierdzące i trujące miejsce (i nie jest to
przekształcenie symboliczne). Zatruwa powietrze, wodę, glebę, zwierzęta - oraz samego
siebie. Robi to w stopniu, w którym czyni wątpliwą pewność, że za sto lat, ziemia wciąż
będzie miejscem nadającym się do zamieszkania. Człowiek wie o tym wszystkim, ale
pomimo wielu protestujących, ci którzy znajdują się u steru systemu, wciąż gnają za
technicznym „postępem”, chcąc poświęcić całe życie świata w ofierze swemu bożkowi. We
wcześniejszych epokach ludzie również składali swe dzieci w ofierze, czasami bywali to

background image

jeńcy wojenni, ale nigdy dotąd w dziejach człowiek nie miał zamiaru złożyć całego życia
przed Molochem - własnego życia i swych potomków. Niewielką doprawdy czyni różnicę,
czy jest to zamierzone działanie, czy nie. Gdybyśmy nie mieli wiedzy na ten temat możliwych
niebezpieczeństw, moglibyśmy wyrzekać się odpowiedzialności. Lecz to tylko nekrofi-
lityczne elementy charakteru współczesnego człowieka nie pozwalają mu wykorzystać
posiadanej wiedzy.
To samo dotyczy przygotowań do wojny nuklearnej. Dwa supermocarstwa wciąż powię-
kszają swe zdolności do zniszczenia siebie wzajemnie, a wraz z sobą znacznej części ludzkiej
rasy. A jednak nie czynią żadnych poważnych wysiłków w celu eliminacji niebezpieczeństwa
- a jednym poważnym krokiem byłoby zniszczenie arsenałów atomowych. W rzeczywistości,
ci, którzy są u władzy, kilkakrotnie byli blisko wykorzystania broni nuklearnej - igrając
z niebezpieczeństwem. Myślenie strategiczne - na przykład takie, jak zaprezentował Herman
Kahn w On Thermonuclear War (1960) - spokojnie podnosi pytanie - czy pięćdziesiąt
milionów zabitych wciąż jeszcze będzie „do przyjęcia”. Oto duch nekrofilii, którego
obecności trudno zaprzeczyć.
Zjawiska, przeciwko którym podnosi się ostatnio takie wielkie oburzenie - narkomania,
przestępczość, rozpad duchowy i kulturowy, pogarda dla prawdziwych wartości etycznych -
wszystkie powiązane są z rosnącym upodobaniem do śmierci i brudu. W jaki sposób można
by się spodziewać, że młodzi, biedni wszyscy, którym nie staje już nadziei, nie będą skłaniać
się ku rozkładowi, skoro sprzyja mu kierujący i rządzący współczesnym społeczeństwem?
Czas na wyciągnięcie nieuniknionego wniosku: świat pozbawiony życia, świat całkowicie
stechnicyzowany jest tylko jedną z postaci świata śmierci i rozkładu. Z faktu tego większość
nie zdaje sobie sprawy, ale żeby odwołać się do wyrażenia Freuda, to, co stłumione, często
powraca, fascynacja śmiercią i zniszczeniem zaś staje się ostatnio równie wyraźna jak
w przypadku złośliwego charakteru analnego.
Jak dotąd rozważyliśmy związek: mechaniczne - pozbawione życia - analne. Lecz
zastanawiając się nad charakterem całkowicie wyalienowanego, cybernetycznego człowieka,
nie możemy nie wziąć pod uwagę jego schizoidalnych czy też wręcz schizofrenicznych cech.
Być może najbardziej uderzającą właściwością człowieka współczesnej doby jest
rozszczepianie w ramach jedności: myśli - emocje - wola. (To właśnie owo rozszczepienie
kazało E. Bleuerowi wybrać nazwę „schizofrenia” - od greckiego schizo, „rozszczepiać”, fen,
„psychika” - dla oznaczenia tego rodzaju choroby.) W powyższym opisie cybernetycznego
człowieka widzieliśmy już wyznaczniki owego rozszczepienia, na przykład, w nieobecności
uczuć załóg bombowców połączonej z doskonale jasną wiedzą, że naciskając guzik, zabija się
dziesiątki tysięcy ludzi. Lecz nie musimy uciekać się do tak ekstremalnych przykładów, by
zaobserwować to zjawisko. Opisaliśmy już jego ogólne objawy. Człowiek cybernetyczny jest
niemal wyłącznie zorientowany korowo: jest człowiekiem monokorowym (monocerebral
man), czysto racjonalnym. Jego podejście do otaczającego świata - oraz do samego siebie -
jest czysto intelektualne, człowiek chce wiedzieć, jakie są rzeczy, na czym polega ich
funkcjonowanie, jak można je wytwarzać, i jak można manipulować nimi. Podejście to
wyrasta z nauki, a od czasów Średniowiecza staje się orientacją dominującą. W samej istocie
nowożytnego postępu zawarta jest podstawa technologicznej dominacji nad światem
i masowej konsumpcji.
Czy w tej orientacji jest coś złowieszczego? W rzeczy samej, mogłoby się wydawać, że ten
aspekt „postępu” w najmniejszej mierze nie jest złowieszczy, gdyby nie pewne kłopotliwe
fakty. W pierwszym rzędzie ta orientacja „monokorowa” nie da się w żaden sposób odnaleźć
u tych, którzy aktywnie angażują się w prace naukowe; jest ona powszechna w przeważającej
części populacji: wśród urzędników, sprzedawców, inżynierów, lekarzy, menadżerów,
a szczególnie wśród intelektualistów i artystów (25) - faktycznie, można podejrzewać, że
chodzi tu o przeważającą część ludności miejskiej. Wszyscy oni spostrzegają świat jako

background image

konglomerat rzeczy, które należy zrozumieć po to, by móc je potem efektywnie wykorzystać.
Po wtóre, ale bynajmniej nie mniej ważne, podejście korowo - intelektualne występuje
w braku reakcji emocjonalnych. Można by więc powiedzieć, że emocje obumarły raczej, nie
zaś, że zostały stłumione; chociaż do pewnego stopnia wciąż jeszcze są żywe, nie kultywuje
się ich, przez co stają się względnie surowe i prymitywne; przybierają formy namiętności, jak
namiętność zwycięstwa, okazania swojej wyższości nad innymi, niszczenia, podniecenia
seksem, szybkością i hałasem. Należy dodać do tej listy jeszcze jeden czynnik. Człowieka
monokorowego (czysto racjonalnego) cechuje inny znaczący rys: szczególny rodzaj
narcyzmu, którego przedmiotem jest on sam - jego ciało i jego umiejętności - mówiąc krótko,
on jako narzędzie własnego sukcesu. Człowiek monokorowy stanowi do tego stopnia część
maszynerii, którą zbudował, że jego maszyny stanowią przedłużenie jego narcyzmu;
w rzeczywistości istnieje między nimi rodzaj symbiotycznej relacji: „jedność indywidualnego
ludzkiego ja z innym ja (czy też jakąkolwiek potęgą przekraczającą owo ja) ustanowiona
została w taki sposób, że każde z tych ja traci swoją integralność, stając się zależne od
drugiego” (E. Fromm 1941) (26). W sensie symbolicznym to już nie natura jest matką czło-
wieka, ale „druga natura”, jaką sam sobie pobudował - maszyny które chronią go i dbają
o niego.
Kolejna cecha cybernetycznego człowieka - jego skłonność do zachowywania się
w zrutynizowany, stereotypowy i pozbawiony spontaniczności sposób - daje się odnaleźć
w bardziej drastycznych postaciach, w wielu stereotypach schizofreniczno - obsesyjnych.
Podobieństwa między pacjentami schizofrenicznymi a monokomorowymi, przeracjonali-
zowanym człowiekiem są uderzające; być może nawet bardziej uderzające niż analogia, jakiej
można doszukiwać się w innym rodzaju schorzenia: nie identycznym, choć powiązanym ze
schizofrenią, mianowicie w syndromie „autystycznego dziecka” po raz pierwszy opisanym
przez L. Kannera (1944), później zaś opracowanym przez M. S. Mahler (1968). (Zob także
omówienie przypadków dzieci schizofrenicznych w: L. Bender, 1942.) Idąc w ślad za opisem
Mahler, musimy wyróżnić takie oto najważniejsze cechy syndromu autystycznego: (I)
„zatrata pierwotnej zdolności rozróżniania między materią ożywioną a martwą, co Monakow
nazywa protodiakrisis” (M. S. Mahler, 1968); (II) przywiązanie do przedmiotów
pozbawionych życia, takich jak krzesło czy zabawka, połączone z niezdolnością do
nawiązywania związków z żywymi osobami, w szczególności z matką, która często twierdzi,
ż

e „nie jest w stanie poczuć swego dziecka”; (III) obsesyjne dążenie do obserwacji

powtarzających się szeregów zdarzeń, opisywane przez Kannera jako klasyczna cecha
niemowlęcego autyzmu; (IV) intensywne pragnienie bycia pozostawionym w spokoju
(„Najbardziej uderzającą cechą autystycznego dziecka jest walka przeciwko każdej próbie
nawiązania normalnego, ludzkiego kontaktu” [M. S. Mahler, 1968]); (V) Mahler wymienia
jeszcze jedną cechę, która może mieć szczególne znaczenie dla moich wcześniejszych uwag
dotyczących zmniejszającego się znaczenia kompleksu analnego w przypadku współczesnego
człowieka monokorowego: „Większość dzieci autystycznych charakteryzuje się obniżonym
zainteresowaniem powierzchnią własnego ciała, co tłumaczy się ich zanikającą w znacznej
części wrażliwością na ból. Wraz z tym brakiem skupienia na czynnościach ruchowych
występuje brak hierarchicznej stratyfikacji, strefowej libidnizacji i sekwencji” (M. S. Mahler,
1968) (27).
Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na brak rozróżnienia między materią żywą
a martwą, niechęć do nawiązywania związków z innymi ludźmi, używanie języka raczej dla
manipulacji niż komunikacji, dominujące zainteresowanie przedmiotami martwymi w miejsce
ożywionych. Uderzające są podobieństwa, ale jedynie szerzej zakrojone badania pozwolą
stwierdzić, czy u opisywanych przeze mnie dorosłych, mamy do czynienia z jakąś postacią
patologii, analogiczną do występującej w przypadku autystycznych dzieci. Zapewne
bezpieczniej będzie uważać, że istnieje pokrewieństwo między sposobem funkcjonowania

background image

cybernetycznego człowieka i procesami schizofrenicznymi. Lecz i takie myślenie natrafia na
wiele trudnych problemów, a jest to wynik kilku przyczyn:
1. Definicje schizofrenii różnią się ogromnie, w zależności od określonej szkoły psychia-
trycznej - od tradycyjnych koncepcji schizofrenii jako choroby o etiologii organicznej, aż po
definicje do pewnego stopnia wspólne szkołom Adolfa Meyera (Sullivan, Lidz), Fromm -
Reichmann czy też jeszcze bardziej radykalnej szkole Lainga, który nie definiuje schizofrenii
jako choroby, lecz jako proces psychologiczny, który należy rozumieć w kategoriach reakcji
na subtelne i skomplikowane relacje interpersonalne działające od okresu wczesnego
dzieciństwa. W przypadkach gdy wykrywano zmiany somatyczne, Laing wyjaśniał je jako
rezultaty, nie zaś przyczyny procesów psychologicznych.
2. Schizofrenia nie jest pojedynczą jednostką chorobową: termin ten obejmuje rozmaite formy
różnych zakłóceń mentalnych, a więc, z czego zdawał sobie sprawę już Bleuler, należy
mówić raczej o schizofreniach, nie zaś o schizofrenii w ogóle.
3. Dynamiczne badana nad schizofrenią są raczej świeżej daty, a dopóki nie doczekamy się
dalszego postępu, nasza wiedza na jej temat będzie pozostawała ograniczona.
Jednym z aspektów problemu, który jak uważam, okaże się szczególnie przydatny dla
dalszych rozważań, jest związek istniejący między schizofrenią a pozostałymi typami
procesów psychotycznych, szczególnie tymi, które znane są pod nazwą depresji endogennej.
Wiadomo, że już badacz tak bystry i utalentowany jak Eugen Bleuler dokonywał jasnego
odróżnienia między depresją psychotyczną a schizofrenią. Wydaje się niewątpliwe, że te dwa
procesy przejawiają się, ogólnie rzecz biorąc, w dwu odmiennych postaciach (nawet jeśli
potrzeba posiadania mieszanych etykietek - łączących schizofreniczne, depresyjne i parano-
idalne cechy - zdaje się czynić to odróżnienie wątpliwym). Pojawia się jednak pytanie, czy te
dwie postacie chorób psychicznych nie stanowią przypadkiem rozmaitych form przejawiania
się jakiegoś jednego, bardziej podstawowego procesu, z drugiej strony zaś, czy różnice
między rozmaitymi postaciami schizofrenii nie są czasami większe niż różnice między
określonymi objawami odpowiednio depresyjnych i schizofrenicznych procesów. Gdyby tak
było, wówczas nie powinniśmy się zanadto martwić o oczywiste sprzeczności, które daje się
dostrzec między procesami schizofrenicznymi, a depresyjnymi, ponadto nie powinniśmy się
też zanadto przejmować oczywistą sprzecznością, jaka istnieje pomiędzy podejrzeniem
obecności schizofrenicznych elementów we współczesnym człowieku, a diagnozą chronicznej
depresji, jaką postawiliśmy wcześniej podczas analizy nudy.. możemy nawet założyć, że
ż

adna etykieta nie jest w pełni adekwatna - że możemy po prostu zapomnieć o wszystkich

etykietach (28).
Doprawdy byłoby zaskakujące, gdyby monokorowy, cybernetyczny człowiek nie stanowił
wizerunku chronicznych procesów - aby użyć terminu w celu uproszczenia - schizofre-
nicznych o niskim natężeniu. Żyje przecież w atmosferze, która jedynie ilościowo odbiega od
procesów, jakie Laing i inni dostarczyli, przedstawiając schizogenne (wywołujące schizo-
frenię) rodziny.
Wierzę, że można w zupełnie usprawiedliwiony sposób posługiwać się terminem „chore
społeczeństwo” oraz stawiać problem, co się stanie, kiedy umieścimy w takim społeczeństwie
zdrowego człowieka (E. Fromm, 1955). Jeżeli społeczeństwo wytworzy dużą liczbę
jednostek, które będą cierpień na ciężkie postacie schizofrenii, samo podważy rację swojego
istnienia. Osoba cierpiąca na rozwiniętą postać schizofrenii cechuje się tym, że odcina
wszystkie związki z zewnętrznym światem; wycofuje się do prywatnego świata, główny zaś
powód, dla którego uważana jest za poważnie chorą, stanowi kwestia społeczna; nie potrafi
bowiem funkcjonować w społeczeństwie; nie może właściwie zadbać o siebie; potrzebuje
w taki lub inny sposób pomocy drugich. (Nie jest to też do końca prawda, jak tego
dowiedziono w tych wszystkich miejscach, gdzie pacjenci schizofreniczni pracują razem
i troszczą się wzajemnie o siebie, chociaż przy wsparciu określonych ludzi, którzy stworzyli

background image

im do tego właściwe warunki, oraz dzięki przynajmniej częściowo materialnej pomocy ze
strony państwa.) Społeczność, nie mówiąc już o skomplikowanym i wielkim organizmie
społecznym, nie może być rządzona przez osoby schizofreniczne. Jednak może być
znakomicie zawiadywana przez osoby charakteryzujące się niskim natężeniem schizofrenii,
zdolne do poradzenia sobie z rzeczami, o które należy zadbać, aby społeczeństwo
funkcjonowało. Tacy ludzie nie zatracili jeszcze zdolności do „realistycznego” oglądu świata,
zakładając, że przez to miano rozumiemy intelektualne postrzeganie przedmiotów w taki
sposób, w jaki należy je widzieć, by móc nimi skutecznie manipulować. Mogli nawet nie
zatracić zdolności do osobistego doświadczania świata, tzn. subiektywnie za pomocą swych
serc. W pełni rozwinięta osoba może, na przykład, postrzegać różę i doświadczać jej ciepła,
a nawet „płomienności” (kiedy potrafi ubrać swe doświadczenie w słowa, nazywamy ją
poetą), ale wie również, że róża - w dziedzinie realności fizycznej - nie grzeje w taki sam
sposób jak ogień. Nowoczesny człowiek doświadcza świata wyłącznie w kategoriach celów
praktycznych. Lecz defekt ten nie jest w niczym bardziej nieznaczący niż w przypadku tak
zwanej osoby chorej, która nie potrafi doświadczać świata „obiektywnie”, ale która
zachowała pozostałe ludzkie właściwości osobistego, subiektywnego, symbolicznego
ujmowania go.
Spinoza był, jak sądzę, pierwszym, który wyraził (w Etyce) pojęcie „normalnego”
szaleństwa:

A chociaż ludzie podlegają wielu afektom i stąd rzadko znajdzie się takich, którymi stale
targałby jeden i ten sam afekt, to jednak nie brak takich, których jeden i ten sam afekt trzyma
się uporczywie. Widzimy bowiem nieraz, iż ludzie tak silnie pobudzani bywają przez jeden
przedmiot, że nawet wtedy, gdy jest on nieobecny, wierzą iż mają go przed sobą. Gdy się to
zdarza człowiekowi nie śpiącemu, powiadamy o nim, że jest obłąkany lub szalony. (...)
Natomiast gdy chciwiec nie myśli o niczym innym jak o zysku lub pieniądzach, a ambitny
o sławie, to nie uchodzą oni za obłąkanych, ponieważ są zwykle nieznośni i uważa się ich za
godnych nienawiści. W rzeczywistości jednak chciwość, ambicja, lubieżność itd. Są rodzajami
obłąkania, chociaż nie zalicza się ich do „chorób”. (B de Spinoza, 1927.)


Zmiana, jaka nastąpiła w traktowaniu tych zjawisk między siedemnastym wiekiem
a czasami nam współczesnymi, stanie się wyraźnie widoczna, jeśli zwrócimy uwagę na słowa
„uważa się (...) za godnych nienawiści” - to, co Spinoza uważa za godne nienawiści, dzisiaj
jest wychwalane pod niebiosa.
Musimy pójść jednak o krok dalej. „Patologia normalności” (E. Fromm, 1955) rzadko
przeradza się w poważniejsze postacie choroby psychicznej, ponieważ społeczeństwo
wytwarza przeciwko temu antidotum. Kiedy procesy patologiczne znajdują swe
odzwierciedlenie we wzorcach społecznych, tracą swój jednostkowy charakter. Przeciwnie,
chora jednostka czuje się w takim społeczeństwie jak w domu, otaczają ją bowiem inne,
podobnie chore jednostki. Cała kultura napędzana jest określonym rodzajem patologii
i organizuje swe środki, by oferować zaspokojenia dopasowane do patologicznego modelu.
W wyniku tego przeciętna jednostka nie doświadcza już izolacji i oddzielenia, jakie odczuwa
osoba w pełni schizofreniczna. Czuje się swobodnie, mając wokół siebie tych, którzy cierpią
na podobne deformacje psychiczne; w rzeczywistości to w pełni zdrowa osoba czuje się
wyizolowana w chorym społeczeństwie - i może cierpieć na tak wielkie trudności
w komunikacji z innymi, że w ich rezultacie niewykluczone jest nawet popadnięcie w psy-
chozę.
W kontekście naszych badań kluczową kwestią staje się, czy hipotezy o quasi -
autystycznych czy też charakteryzujących się niskim natężeniem schizofrenicznych
zakłóceniach psychicznych pomoże nam wyjaśnić szerzącą się we współczesnym świecie

background image

przemoc. Zapuszczamy się tutaj na obszary niemalże czystej spekulacji, żeby udzielić
bowiem jakiejś bardziej wiążącej odpowiedzi, potrzebne byłyby dalsze badania i większa
ilość danych. Przyznać jednak trzeba, że w autyzmie znajdujemy mnóstwo elementów
destrukcyjnych, nie wiemy jednak przecież, czy kategoria ta stosuje się do naszych rozważań.
Jeśli bierzemy pod uwagę procesy schizofreniczne, jeszcze pięćdziesiąt lat temu odpowiedź
mogłaby być tylko jedna. Ogólnie zakładano wówczas, że pacjenci schizofreniczni są
gwałtowni i z tego też powodu należy ich zamykać w instytucjach, z których nie mogliby
uciec. Doświadczenia z chronicznymi schizofrenikami pracującymi na farmach pod własnym
kierownictwem (co Laing zorganizował w Londynie) pokazały, że osoby schizofreniczne
rzadko bywają gwałtowne, kiedy zostawi się je w spokoju (29).
Lecz „normalna” osoba o niskim natężeniu cech schizofrenicznych nie jest zostawiona
w spokoju. Wciąż jest popychana, bez przerwy ktoś wchodzi jej w drogę, jej skrajna
wrażliwość jest wciąż raniona, wielokrotnie w ciągu każdego dnia, tak że doprawdy łatwo
można sobie wyobrazić, w jaki sposób ta patologia normalności może wzbudzać
destrukcyjność u wielu ludzi. W najmniejszym stopniu, oczywiście, wśród tych, którzy są
dobrze przystosowani do systemu społecznego, w największym u tych, którzy ani nie są
nagradzani społecznie, ani wręcz nie mają swego miejsca w strukturach społecznych, miejsca,
które miałoby dla nich jakikolwiek sens: biedni, czarni, młodzi, i bezrobotni.
Wszystkie te spekulacje na temat związku między procesami charakteryzującymi się
niskim natężeniem cech schizofrenicznych (i autystycznych) a destrukcyjnością należy w tym
momencie porzucić. Ostatecznie dyskusja na temat doprowadziłaby nas zapewne do pytania,
czy istnieją jakieś związki między określonymi postaciami schizofrenii a nekrofilią. Lecz na
podstawie mojej wiedzy i doświadczenia nie mogę posunąć się dalej, jak tylko do postawienia
takiego pytania, mając nadzieję, że może pobudzi ono innych do dalszych badań. My musimy
zadowolić się stwierdzeniem, że atmosfera panująca w życiu rodzinnym, o której wiadomo
już, że może być schizogenna, przypomina pod wieloma względami atmosferę społeczną
sprzyjającą powstawaniu nekrofilii. Trzeba tutaj dorzucić wszakże jeszcze jedną uwagę.
Ludzie o orientacji monokorowej niezdolni są do przedstawienia sobie celów, które sprzyjają
rozwojowi członków społeczeństwa i ich przetrwania. Dla sformułowania tych celów
potrzebny jest rozum, a rozum jest czymś więcej niż zwykłą inteligencją; rozwija się tylko
tam, gdzie umysł i serce są zjednoczone, gdzie myśli i uczucia są zintegrowane, gdzie jedne
i drugie są racjonalne ( w sensie zaproponowanym wcześniej). Zatrata zdolności do myślenia
w kategoriach konstruktywnej wizji sama w sobie stanowi zagrożenie dla przetrwania.
Jeżeli zatrzymamy się w tym momencie, obraz pozostanie niekompletny i niedialektyczny.
Wraz z rozwojem skłonności nekrofilitycznych rozwija się również trend im przeciw-
stawny - miłość do życia. Objawia się pod wieloma postaciami: w proteście przeciwko
dławieniu życia, proteście ludzi wywodzących się ze wszystkich warstw społecznych i grup
wiekowych, ale w szczególności spośród młodzieży. Istnieje nadzieja, która rządzi protestami
przeciwko skażeniu środowiska naturalnego i wojnie; istnieje w rosnącej trosce dotyczącej
jakości życia; w nastawieniu wielu młodych pracujących zawodowo, którzy wolą ciekawszą
i bardziej sensowną pracę od wysokich dochodów i prestiżu; w szerzących się poszuki-
waniach wartości duchowych - nawet jeśli częstokroć źle skierowanych i naiwnych. Ten
protest można również dostrzec w skłonnościach do brania narkotyków wśród młodych ludzi
pomimo ich błędnych prób osiągnięcia pełniejszego nasycenia życiem przy użyciu metod
społeczeństwa konsumpcyjnego. Antynekrofilityczne tendencje ujawniają się również w wie-
lu polityczno - ludzkich rozmowch, które odbywają się w związku z wojną w Wietnamie.
Przypadki takie pokazują, że chociaż miłość do życia może zostać głęboko stłumiona, to co
stłumione, jeszcze nie umarło. Miłość do życia w tak znacznej mierze stanowi biologiczną
właściwość człowieka, że można bezpiecznie zakładać, iż wyjąwszy nieznaczną mniejszość,
zawsze może dojść do głosu, chociaż zazwyczaj potrzebuje do tego szczególnych

background image

okoliczności, tak jednostkowych, jak historycznych. (Może to również nastąpić w ramach
terapii analitycznej.) W rzeczy samej, obecność czy nawet dający się odnotować wzrost
antynekrofilitycznych skłonności jest jedyną nadzieją, jaka nam pozostała na to, że ekspery-
ment Homo sapiens nie skończy się fiaskiem. To znaczy, wierzę, że w żadnym kraju szanse
na takie powtórne potwierdzenie wartości życia nie są większe niż w kraju najbardziej
rozwiniętym technologicznie, w Stanach Zjednoczonych, gdzie nadzieja na to, że więcej
„postępu” oznacza więcej szczęścia, została rozpoznana jako złudzenie przez większość tych,
którzy mieli już wcześniej szansę pokosztowania tego nowego „raju”. Czy taka fundame-
ntalna przemiana nastąpi, tego nie wie nikt. Siły działające przeciwko niej są doprawdy
potężne i nie ma żadnych powodów do optymizmu. Wierzę jednak, że istnieją powody do
tego, by mieć nadzieję.


Hipoteza dotycząca kazirodztwa i kompleksu Edypa


Jeżeli chodzi o warunki przyczyniające się do rozwoju nekrofilii, nasza wiedza wciąż jest
jeszcze zbyt ograniczona i tylko dalsze badania mogą rzucić więcej światła na ten problem.
Bez większego ryzyka możemy zakładać, że pozbawione radości życia nekrofilityczne
ś

rodowisko rodzinne często będzie stanowiło czynnik przyczyniający się do jej rozwoju. Brak

stymulujących żywe reakcje sytuacji, nieobecność nadziei oraz duch destrukcji panujący
w społeczeństwie pojętym jako całość z pewnością również odgrywa tu swoją rolę. Według
mego przekonania, jest też bardzo prawdopodobne, że czynniki genetyczne mogą sprzyjać
formowaniu się charakteru nekrofilitycznego.
Poniżej chciałbym zaprezentować hipotezę dotyczącą tego, co moim zdaniem stanowić
może wczesne korzenie nekrofilii, hipotezę, która pozostaje spekulacją, mimo że oparta jest
na obserwacji wielu przypadków i wspierana obfitością materiału pochodzącego z mitów
i religii. Zakładam, że jest ona wystarczająco ważna, by domagać się przedstawienia,
pamiętać jednak należy o jej nie obowiązującym charakterze.
Aby przedstawić tą hipotezę, najpierw muszą odwołać się do zjawiska, które zdaje się
mieć niewiele wspólnego, przynajmniej na pierwszy rzut oka, z nekrofilią. Mam tu na myśli
fenomen kazirodztwa, spopularyzowany przez Freudowską koncepcję kompleksu Edypa.
Najpierw musimy rzucić okiem na teorię, która pozwoli nam położyć fundamenty pod dalsze
rozważania.
Według koncepcji klasycznej mały chłopiec w wieku lat pięciu, sześciu, wybiera swoją
matkę jako pierwszy obiekt swych seksualnych (fallicznych) pragnień („faza falliczna”).
W ramach zdefiniowanej sytuacji rodzinnej czyni to z ojca znienawidzonego rywala.
(Ortodoksyjni psychoanalitycy w znacznej mierze przeceniali nienawiść małego chłopca do
swego ojca. Stwierdzenia w rodzaju: „Kiedy ojciec umrze, ożenię się z mamusią”, często
cytowane jako dowód, że naprawdę życzą sobie jego śmierci, nie powinny być rozumiane
dosłownie, ponieważ w tym wieku śmierć nie stanowi jeszcze realności w pełni przeżywanej,
lecz raczej równoważnik „wyjazdu”. Co więcej, chociaż obecności pewnego typu rywalizacji
z ojcem zaprzeczyć się nie da, główne źródło tego antagonizmu spoczywa w buncie chłopca
przeciwko patriarchalnemu, opresywnemu autorytetowi (E. Fromm, 1951). Wpływ „edypa-
lnej nienawiści” na destrukcyjność jest, moim zdaniem względnie niewielki. Ponieważ nie
można poradzić sobie z ojcem, zaczyna się go obawiać - obawia się szczególnie tego, że
ojciec wykastruje swego małego rywala. Ten lęk przed kastracją skłania chłopca do
porzucenia seksualnych pragnień żywionych w stosunku do matki.

background image

W trakcie normalnego rozwoju syn zdolny jest przenieść swe zainteresowania seksualne
na inne kobiety, szczególnie po tym jak osiąga pełnię rozwoju seksualno-genitalnego - mniej
więcej w okresie dojrzewania. Przezwycięża rywalizację z ojcem, identyfikując się z nim,
w szczególności zaś z jego nakazami i zakazami. Normy ojcowskie zostają zinternalizowane,
stają się super - ego syna. W przypadkach rozwoju patologicznego konflikt nie daje się w taki
sposób rozwiązać. Syn nie rezygnuje ze swych seksualnych skłonności do matki i w późnie-
jszym okresie życia poszukuje kobiet, które będą pełnić wobec niego jej rolę. W rezultacie
niezdolny jest do prawdziwej miłości do kobiety w swoim wieku, przez resztę życia
jednocześnie obawia się ojca lub jego substytutów. Zazwyczaj oczekuje od substytutów matki
tych samych właściwości, które niegdyś okazywała mu matka: bezwarunkowej miłości,
ochrony, podziwu, poczucia bezpieczeństwa.
Ten typ mężczyzn z fiksacją na związku z matką jest dobrze znany; zazwyczaj są raczej
uczuciowi, w ograniczonym sensie „kochający”, ale często również całkowicie narcystyczni.
Poczucie, że są ważniejsi dla matki niż ojciec, często sprawia iż czują się „cudowni”,
a ponieważ są już dorośli, i w rzeczywistości nie muszą nic robić, aby udowodnić swą
wielkość, są wielcy, gdyż - i dopóki - matka (lub jej substytut) kocha ich wyłącznie
i bezwarunkowo. W rezultacie bywają skłonni do skrajnej zazdrości - muszą zachowywać
przecież swoją wyjątkową pozycję - a równocześnie odczuwają brak poczucia bezpie-
czeństwa i lęk przed czekającym ich prawdziwym zadaniem; aczkolwiek nie muszą przecież
ponieść porażki, ich rzeczywiste dzieło nigdy naprawdę nie dorówna narcystycznemu
przekonaniu o wyższości nad wszystkimi innymi mężczyznami (podczas gdy jednocześnie
nie daje im spokoju nieświadome poczucie, że w istocie są od wszystkich pozostałych gorsi).
Ten typ opisywałem w jego skrajnej postaci. Istnieje wielu mężczyzn z fiksacją na związku
z matką, których relacje z matką bywają znacznie mniej intensywne i w których narcystyczne
iluzje osiągnięć nakładają się na osiągnięcia rzeczywiste.
Freud zakładał, że istota więzi między matką sprowadza się do skłonności seksualnych,
jakie żywi do niej mały chłopiec, oraz że nienawiść do ojca stanowi jej logiczną konse-
kwencję. Moje obserwacje, dokonywane przez wiele lat, skłaniają mnie jednak do przyjęcia
przekonania, że seksualne przywiązanie do matki zasadniczo nie stanowi przyczyny istnienia
intensywnych więzi emocjonalnych między nią a synem. Ponieważ brak miejsca nie pozwala
mi na rozwinięcie w pełni powodów takiego przekonania, pozwolę sobie wyjaśnić tylko
pewne jego aspekty.
Przy narodzinach i przez jakiś czas po nich przywiązanie niemowlęcia do matki należy
rozumieć zasadniczo w ramach ściśle narcystycznego układu odniesienia (chociaż już krótko
po narodzinach dziecko zaczyna wykazywać zainteresowanie otaczającym go światem
i reagować na zewnętrzne bodźce). O ile w sensie fizjologicznym niemowlę posiada samo-
dzielną egzystencję, o tyle w psychologicznym wciąż prowadzi życie „wewnątrzmaciczne”,
oczywiście pod pewnymi względami i w ograniczonym stopniu. Wciąż żyje wewnątrz matki:
ona go karmi, opiekuje się nim, dostarcza mu podniet, obdarza ciepłem - cielesnym
i emocjonalnym - które stanowi warunek zdrowego rozwoju. W procesie dalszego rozwoju
związek niemowlęcia z matką staje się coraz bardziej przepełniony ciepłem, bardziej osobisty,
by tak rzec; jej rola przestaje się ograniczać do quasi-wewnątrzmacicznego schronienia,
matka przybiera charakter osoby, wobec której dziecko żywi gorące uczucia. W procesie tym
mały chłopiec wydostaje się z narcystycznej skorupy; kocha matkę, nawet jeśli miłość ta
cechuje się jeszcze brakiem równorzędności i wzajemności, zabarwiona jest zaś immanentną
zależnością. W okresie kiedy chłopiec zaczyna reagować seksualnie (we Freuda „fazie
fallicznej”), afektywne przywiązanie do matki objawia się w postaci pragnienia jej, tak
teoretycznego, jak seksualnego. Jednakże seksualne przywiązanie do matki zazwyczaj nie jest
wyłączne. Jak sam Freud donosi, na przykład w historii Małego Hansa (Z. Freud, 1909),
seksualne przywiązanie do matki ujawnia się u małych chłopców około piątego roku życia,

background image

ale jednocześnie w równy stopniu pociągające są dla nich dziewczęta w ich wieku. Nie ma
w tym nic zaskakującego, to fakt dobrze znany, że seksualne pragnienie jako takie nie jest
ś

ciśle powiązane z jednym przedmiotem, lecz raczej ma niestałą naturę; tym, co może uczynić

związek z jedną osobą tak głębokim i tak trwałym, jest jego funkcja afektywna. W przy-
padkach, w których fiksacja na związku z matką jest dalej silna po okresie dojrzewania,
a później utrzymuje się przez całe życie, przyczyn należy się doszukiwać w silnych
emocjonalnych związkach z nią.
W rzeczy samej, fiksacja na związku z matką nie jest jedynie rozwojowym problemem
dziecka. Nie można oczywiście zaprzeczyć, że dziecko ze wszelkich powodów biologicznych
zmuszone jest niejako do głębokiej, symbiotycznej zależności od matki. Lecz dorosły chociaż
fizycznie zdolny do zadbania o siebie, również znajduje się w sytuacji cechującej się
bezbronnością i bezsilnością, co zakorzenione jest, jak to już pokazywaliśmy wyżej,
w samych warunkach ludzkiej egzystencji. Będziemy w stanie pojąć siłę namiętności
nakazującej mu trzymać się matki jedynie wówczas, gdy jej korzeni szukać będziemy nie
wyłącznie w dziecięcej zależności, lecz w ogólnie rozumianej „kondycji ludzkiej”. Afekty-
wne więzi z matką są tak intensywne, ponieważ stanowią jedyną z podstawowych odpowiedzi
na egzystencjalną sytuację człowieka: pragnienie powrotu do „raju”, gdzie nie rozwinęły się
jeszcze egzystencjalne dychotomie - gdzie człowiek żyć może bez samowiedzy, bez pracy,
bez cierpienia, w harmonii z naturą, sobą samym oraz swym partnerem. Wraz z pojawieniem
się nowego wymiaru świadomości (drzewo wiadomości dobrego i złego) pojawia się też ten
podstawowy konflikt i człowiek - mężczyzna jak i kobieta - zostaje wyklęty. Zostaje wygnany
z raju bez możliwości powrotu. Czy nie jest to więc zadziwiające, że nigdy nie traci tęsknoty
za powrotem, nawet jeśli „wie”, że i tak nie może wrócić ponieważ jest istotą ludzką?
Seksualny wymiar przywiązania do matki sam w sobie jest pozytywną oznaką. Pokazuje
bowiem, że matka stała się w oczach chłopca osobą, kobietą, on zaś jest już małym
mężczyzną. Szczególną intensywność tej atrakcyjności seksualnej, jaką można odnaleźć
w pewnych przypadkach, traktować należy jako obronę przed znacznie bardziej niemowlęcą
w charakterze, bierną zależnością. W sytuacjach, w których kazirodcze związki z matką nie
ulegną rozluźnieniu w okresie dojrzewania (30) i trwają później przez całe życie, mamy do
czynienia z rozwojem neurotycznym; mężczyzna będzie przez całe życie zależny od matki
i jej substytutów, będzie obawiał się kobiet i pozostanie dzieckiem raczej niż dorosłym, nawet
jeśli to nie będzie dla niego dobre. Taki patologiczny rozwój często spowodowany jest przez
samą matkę, która z rozmaitych powodów, takich jak brak miłości ze strony męża albo
narcystyczna duma posiadania swojego syna - nadmiernie przywiązuje się do swojego małego
chłopczyka i na rozmaite sposoby (rozpieszczanie, nadmierna opiekuńczość, przesadny
podziw itd.) uwodzi go poniekąd, co w rezultacie owocuje nadmiernym przywiązaniem (31).
Te właśnie ciepłe, erotyczne i często zabarwione seksualnie więzi z matką miał przed oczami
Freud, gdy opisywał kompleks Edypa. I choć ten typ kazirodczej fiksacji jest najczęstszy,
istnieje wszak jeszcze inny rodzaj, znacznie rzadziej spotykany, który ma odmienne cechy
i może być nazwany złośliwym. To właśnie ten rodzaj kazirodczej fiksacji, w myśl mojej
hipotezy, powiązany jest z nekrofilią - a w istocie może być uważany z jej najwcześniejszych
korzeni.
Mówię tutaj o dzieciach, u których nie rozwijają się żadne afektywne więzi z matką, więzi
rozbijające skorupę autystycznej samowystarczalności. Zapoznaliśmy się już z najbardziej
skrajnymi postaciami takiej samowystarczalności na przykładzie dzieci autystycznych (32).
Dzieci te nigdy nie rozbijają skorupy swojego narcyzmu, nigdy nie zobaczą w matce obiektu
miłości, nigdy nie uda im się zbudować żadnej postaci afektywnego przywiązania do innych,
lecz raczej będą patrzyć na nich jak na przedmioty nieożywione, często też będą znajdować
upodobania w rzeczach i procesach mechanicznych.

background image

Dzieci autystyczne, jak się zdaje, można umieścić w jednym biegunie skali - na drugim
znajdą się dzieci, których przywiązanie do matki i innych jest najpełniej rozwinięte. Wydaje
się całkowicie usprawiedliwionym założeniem, że w ramach tego kontinuum, możemy
odnaleźć również dzieci, które nie są całkowicie autystyczne, ale niedaleko im do tego stanu,
i które ukazują cechy autystyczne w mniej drastyczny sposób. Powstaje więc pytanie: Co się
dzieje z kazirodczą fiksacją na związku z matką u takich autystycznych lub niemalże
autystycznych dzieci?
Wydaje się, że u takich dzieci nigdy nie rozwiną się ciepłe, erotyczne, a w późniejszym
okresie seksualne uczucia wobec matki. Nigdy też nie zakochają się w jej substytutach. Matka
dla nich jest symbolem - rodzajem zjawy raczej niż rzeczywistej osoby. Jest symbolem ziemi,
domu, krwi, rasy, narodu, najgłębszego podłoża, z którego życie powstaje i do którego wraca.
Lecz jest również symbolem chaosu i śmierci; nie tylko życiodajną matką, ale również matką
zsyłającą śmierć, jej uścisk jest śmiercią, jej łono jest grobowcem. Przywiązanie do matki -
ś

mierci nie może być uczuciem czy miłością, nie jest to w ogóle przywiązanie w powszechnie

przyjętym psychologicznym sensie słowa, w którym oznacza ono coś ciepłego i przyjemnego,
ale w sensie takim, w jakim możemy mówić o magnetycznej atrakcji albo przyciąganiu.
Osoba związana z matką wiązami złośliwie kazirodczymi, pozostaje narcystyczna, zimna,
nieczuła; jest przyciągana do niej tak jak żelazo przyciąga magnes; matka jest oceanem
w którym chce się utonąć33, ziemią, w której chce się spocząć na zawsze. Powodem takiego
patologicznego rozwoju, wydaje się to, że stan niczym nie ograniczonej narcystycznej samo-
tności jest nieznośny; jeżeli nie ma sposobu związania się z matką bądź z którymś z jej
substytutów ciepłymi dającymi radość więzami, to więzi te, z nią i z resztą świata, muszą
nabrać charakteru ostatecznej jedności odnajdywanej tylko w śmierci.
Podwójna rola matki jako bogini stworzenia i bogini zniszczenia jest dobrze
udokumentowana w wielu analizach rozmaitych mitów i idei religijnych. Ta sama ziemia
z której uczyniony został człowiek, łono rodzące wszelkie drzewa i trawy, jest przecież
i miejscem do którego wraca ciało; łono ziemi matki zamienia się w grobowiec. Klasycznym
przykładem takiej bogini matki o dwu obliczach jest hinduska Kali, dawczyni życia
i niszczycielka. W okresie neolitycznym znajdujemy identyczne boginie. Zbyt wiele miejsca
zabrałoby nam cytowanie wielu innych przykładów podwójnej roli bogini matki. Jednak
trzeba wymienić choćby jeszcze jedno świadectwo odsyłające do tej samej podwójnej funkcji
matki w marzeniach sennych. Chociaż matka w snach pojawiać się może jako postać
dobroczynna i wszechmiłująca, w snach wielu ludzi symbolizuje ją groźny wąż, drapieżne,
niebezpieczne zwierzę, jak lew, tygrys lub hiena. W czasie moich badań klinicznych
przekonałem się, że obawa przed destrukcyjną matką jest znacznie bardziej intensywna niż
przed karzącym, kastrującym ojcem. Wydaje się, że przed zagrożeniem ze strony ojca można
się do pewnego stopnia zabezpieczyć posłuszeństwem; ale nie ma ochrony przed
destrukcyjnością matki; na jej miłość nie można sobie zasłużyć, ponieważ jest
bezwarunkowa, a jednak nie można uciec przed jej nienawiścią, nie ma również jej
„powodów”. Jej miłość jest łaską, jej nienawiść jest przekleństwem, obdarowywany nimi nie
ma wpływu na żadne z nich.
Konkludując: niezłośliwa kazirodczość stanowi normalny, przejściowy etap rozwoju,
podczas gdy złośliwa kazirodczość jest zjawiskiem patologicznym, które pojawia się, kiedy
określone uwarunkowania hamują rozwój niezłośliwych więzi kazirodczych. To właśnie tę
drugą uważam hipotetycznie za jeden z najwcześniejszych korzeni, jeśli nie wręcz główną
przyczynę nekrofilii.
To kazirodcze przywiązanie do śmierci, jeśli się pojawia, stanowi namiętność popadającą
w konflikt ze wszystkimi pozostałymi popędami walczącymi o zachowanie życia. Dlatego też
działa w ciemnościach i zazwyczaj jest całkowicie nieświadome. Człowiek z taką stłumioną
złośliwą kazirodczością, będzie próbował nawiązywać z ludźmi więzi o charakterze mniej

background image

destrukcyjnym takie jak sadystyczna kontrola nad innymi, albo zaspokajanie narcyzmu drogą
zdobywania nieograniczonego podziwu. Jeżeli życie wynagrodzi mu wysiłek włożony
w budowanie takich względnie satysfakcjonujących więzi określonymi korzyściami jak
sukcesy w życiu zawodowym, prestiż itp.; destrukcyjność może nigdy nie dojść do głosu
w żaden poważniejszy sposób. Jeżeli jednak, przeciwnie, człowiek taki będzie doświadczał
porażek, złośliwe skłonności z pewnością wyjdą na jaw, a łaknienie zniszczenia - siebie
i innych - stanie się dominantą jego osobowości.
O ile dużo już wiemy o czynnikach powodujących niezłośliwą kazirodczość, o tyle
niewielkie pojęcie mamy o warunkach odpowiedzialnych za niemowlęcy autyzm, oraz
konsekwentnie, za złośliwą kazirodczość. Możemy jedynie snuć spekulacje zapuszczające się
w rozmaitych kierunkach. Zapewne trzeba dopuścić założenie, iż są za nią odpowiedzialne do
pewnego stopnia czynniki genetyczne; oczywiście nie mam tu na myśli genów
determinujących ten typ kazirodczości, lecz genetycznie dane dyspozycje do oziębłości, która
z kolei, doprowadzić może do porażki w rozwoju cieplejszego przywiązania do matki.
Moglibyśmy też oczekiwać, że kolejnym warunkiem rozwoju tej patologicznej więzi będzie
charakter matki. Jeżeli ona sama jest zimną, nieprzystępną, nekrofilityczną osobą, z pew-
nością utrudni to dziecku nawiązywanie z nią ciepłych, afektywnych związków. Należy
jednak pamiętać, że na matkę i dziecko musimy patrzeć w ramach procesu ich wzajemnych
relacji. Niemowlę z silnymi dyspozycjami emocjonalnymi może nawet wywołać zmianę
w nastawieniu matki albo przywiązać się do jej substytutu, babci, dziadka, starszego
rodzeństwa czy kogokolwiek, kto znajdzie się w pobliżu. Z drugiej strony, chłodne dziecko
może się do pewnego stopnia zmienić dzięki nadprzeciętnej trosce i ciepłu matki. Czasami
trudno również odkryć zasadniczą oziębłość wobec dziecka, skrywa ją bowiem konwen-
cjonalna postawa miłej i kochającej rodzicielki.
Trzecią możliwością są przeżycia traumatyczne, które w pierwszych latach życia dziecka
mogą wzbudzić w nim aktywną nienawiść i urazę do takiego stopnia, że dziecko
„zesztywnieje”, i w ten sposób rozwinie się złośliwa kazirodczość. Zawsze trzeba mieć oczy
szeroko otwarte na takie możliwości. Lecz kiedy poszukuje się traumatycznych doświadczeń,
trzeba zawsze zdawać sobie sprawę, że muszą być one raczej wyjątkowej natury.
W literaturze cytowanej wyżej zamieszczono sporo bardzo cennych hipotez odnoszących się
do rozwoju autyzmu i wczesnej schizofrenii. Hipotezy te kładą nacisk na obronną funkcję
autyzmu przed natrętnością matki.
Te hipotezy dotyczące złośliwej kazirodczości i jej roli jako wczesnego źródła nekrofilii,
wymagają dalszych badań (34). W następnym rozdziale zaproponuję analizę charakteru
Hitlera jako przykładu kazirodczej fiksacji na związku z matką. Szczegóły tej analizy
z pewnością najlepiej wyjaśnią empiryczne podstawy mojej hipotezy.


Związek Freudowskich popędów śmierci i 4ycia z biofilią i nekrofilią


Jako podsumowanie powyższego omówienia nekrofilii oraz jej przeciwieństwa, biofilii
(miłości do życia), pożyteczne może się okazać zaprezentowanie w szkicowej formie związku
między tymi pojęciami a Freuda teorią popędu śmierci i popędu życia (Erosa). To efektem
działań Erosa jest łączenie substancji organicznych w większe całości, podczas gdy popęd
ś

mierci dąży do dezintegracji organizmów żywych. Związek popędu śmierci z nekrofilią

chyba nie potrzebuje dalszych wyjaśnień. Aby jednak naświetlić związek między popędem
ż

ycia a biofilią, potrzebne będzie krótkie wytłumaczenie tej drugiej kategorii.

background image

Biofilia to namiętna miłość do życia i wszystkiego co żywe; to pragnienie dalszego
rozwoju odnoszące się tak do ludzi, jak i roślin, idei czy grup społecznych. Osoba
biofilityczna, woli raczej tworzyć niż zachowywać. Chce raczej być czymś więcej, niż więcej
posiadać. Zdolna jest do zadziwienia, preferuje zazwyczaj zrozumienie czegoś nowego niż
potwierdzenie starego. Kocha przygodę i życie bardziej niż pewność i bezpieczeństwo.
Postrzega całości przed częściami, bogactwo struktur, nie zaś ubóstwo ich istoty. Pragnie
kształtować świat i wpływać na niego poprzez miłość, rozum i przykład, nie przez siłę
i wiwisekcję, biurokratyczny sposób zarządzania ludźmi tak, jakby to były rzeczy. Ponieważ
cieszy ją życie oraz wszystkie jego przejawy, nie staje się namiętnym konsumentem nowych
„podniet”.
Biofilityczna etyka ma własne zasady dobra i zła. Dobre jest wszystko co służy życiu; złe
jest to, co służy śmierci. Dobry jest szacunek dla życia (35), wszystko co sprzyja życiu,
wzrostowi, rozwojowi. Zło to wszystko, co życie dławi ogranicza, rozrywa na kawałki.
Różnica między pojęciami Freuda, a zaprezentowanymi przeze mnie nie sprowadza się do ich
istoty, ale do faktu, że Freud nadał obu opisywanym skłonnościom równą rangę, oba feno-
meny traktując jako biologiczne dane. U mnie jest inaczej, biofilia odsyła do normalnych
popędów biologicznych, nekrofilia zaś jest zjawiskiem wyłącznie psychopatologicznym.
Zjawiskiem, które jest efektem zdławienia rozwoju, psychicznego „kalectwa”. Jest wynikiem
nieżywego życia, porażki w próbie osiągnięcia pewnego poziomu rozwoju poza narcyzmem
i obojętnością… destrukcyjność nie jest paralelna, lecz alternatywna do biofilii. Miłość życia
albo miłość śmierci to fundamentalny wybór, przed którym staje każda istota ludzka.
Nekrofilia rozwija się wówczas, gdy rozwój biofilii zostaje zahamowany. Człowiek jest
biologicznie wyposażony w zdolności do biofilii, psychologicznie ma jednak potencjał
nekrofilityczny jako alternatywne rozwiązanie.
Psychologiczna konieczność rozwoju nekrofilii jako rezultatu psychicznego kalectwa musi
być rozumiana w związku z egzystencjalną kondycją człowieka, którą rozważałem we
wcześniejszych partiach książki. Jeżeli człowiek nie potrafi niczego stworzyć ani na nikogo
wpłynąć, jeżeli nie potrafi wyłamać krat więzienia totalnego narcyzmu i izolacji, może
uniknąć nieznośnego poczucia życiowej niemocy i nicości tylko przez afirmację aktu
zniszczenia życia, który niezdolny jest stworzyć. Nie wymaga to ogromnego wysiłku i troski,
do destrukcji potrzeba tylko silnych ramion, albo noża czy rewolweru.


Zasady kliniczne/metodologiczne

Zamknę to omówienie nekrofilii kilkoma ogólnymi uwagami klinicznymi i metodolo-

gicznymi.

1. Obecność jednej czy dwóch cech nie wystarcza do postawienia diagnozy charakteru nekro-
filitycznego. Jest tak z wielu powodów. Czasami poszczególne zachowania, które zdają się
wskazywać na nekrofilię, mogą nie być cechami charakterologicznymi, lecz efektem tradycji
kulturowej lub innych tego typu czynników.
2. Z drugiej strony, niekoniecznie trzeba znaleźć cały zespół wyszczególnionych cech
nekrofilii, by postawić właściwą diagnozę. Istnieją rozliczne czynniki, osobiste i kulturowe,
które odpowiedzialne są za niejednolitość; na dodatek niektórych cech nekrofilitycznych
można nie odnaleźć w ludziach, którzy skutecznie je skrywają.
3. Szczególnie ważne jest by zrozumieć, że jedynie nieznaczna mniejszość ludzi jest całko-
wicie nekrofilityczna, można ich uważać za przypadki patologiczne i poszukiwać wyjaśnienia

background image

ich choroby wśród genetycznych skłonności. Jak tego można by oczekiwać, odwołując się do
biologicznych podstaw zjawiska, większość populacji wyposażona jest w jakieś, nawet jeśli
słabe, skłonności biofilityczne. Wśród nich będzie określony odsetek ludzi u których
przewaga cech nekrofilitycznych bądzie tak znaczna i dominująca charakterologicznie, że
będziemy mieli wszelkie prawo nazwać ich nekrofilitycznymi. Lecz znacznie więcej będzie
takich, u których dążności nekrofilityczne występują razem z biofilitycznymi, tworząc
wewnętrzny konflikt, często bardzo twórczy. Rezultat rozwiązania tego konfliktu dla
motywacji danej jednostki zależy od wielu zmiennych. Przede wszystkim od względnej
intensywności występowania danej tendencji; następnie, od obecności uwarunkowań
społecznych, które mogą wzmocnić jedną lub drugą skłonność; dalej, od określonych
wydarzeń w życiu danej osoby, które mogą popchnąć ją w jednym lub drugim kierunku.
Następnie mamy do czynienia z ludźmi, którzy są zasadniczo biofilityczni o tego stopnia, że
ich nekrofilityczne popędy zostają łatwo wzięte w karby lub stłumione, czasami służą też
budowaniu określonej wrażliwości na nekrofilityczne tendencje występujące w nich samych
lub w innych. Wreszcie istnieje taka grupa ludzi - znowuż nieliczna mniejszość - u których
nie odnajdziemy nawet śladu nekrofilii, którzy są czystymi biofiliami motywowanymi
najgłębszą i najczystszą miłością do wszystkiego co żyje. Albert Schweitzer, Albert Einstein
i papież Jan XXIII należą zapewne do najbardziej znanych przedstawicieli tej mniejszości.
W konsekwencji nie istnieje ustalona granica między orientacją nekrofilityczną i biofility-
czną. Podobnie jak w większości pozostałych cech charakterologicznych, istnieje tak wiele
możliwych kombinacji, jak wiele jest jednostek. Jednak dla wszelkich powodów
praktycznych całkiem właściwe jest rozróżnianie między osobami o dominujących
skłonnościach nekrofilitycznych a osobami o dominujących skłonnościach biofilitycznych.
4. Ponieważ większość metod, których można użyć dla odkrycia charakteru nekrofility-
cznego, została już wyżej wymieniona, pozwolę sobie je pokrótce tylko streścić. Oto one: (a)
skrupulatna obserwacja zachowania danej osoby, szczególnie zachowań nieintencjonalnych,
włączając w to wyraz twarzy, dobór słów, ale i ogólne poglądy na świat, a także
najważniejsze decyzje, które dana osoba podejmuje w danym życiu; (b) badanie marzeń
sennych, żartów, fantazji; (c) ocena traktowania innych przez danego człowieka, wpływ jaki
na nich wywiera, rodzaju ludzi, jakich lubi bądź nie lubi; (d) użycie testów projekcyjnych, jak
test plam atramentowych Rorschacha. (M. Maccoby używał tego testu stawiając diagnozę
nekrofilii z zadawalającymi rezultatami.)
5. Nie trzeba chyba podkreślać, że osoby u których przeważa nekrofilia, są bardzo niebem-
pieczne. Spośród nich biorą się ci, którzy nienawidzą, rasiści, zwolennicy wojen, krwawych
łaźni i zniszczenia. Są niebezpieczni nie tylko jako przywódcy polityczni, ale również jako
potencjalni poplecznicy dyktatorów. Oni właśnie byli katami, terrorystami, oni torturowali;
bez nich nie da się ustanowić żadnego systemu terroru. Lecz mniej radykalni nekrofile są
również ważni politycznie; aczkolwiek mogą nie być widoczni w pierwszych szeregach
reżimów terroru, konieczni są dla ich istnienia, gdyż tworzą ich solidną podstawę, chociaż
niekoniecznie większościową, dzięki której mogą one zdobywać i utrzymywać władzę.
6. Mając na uwadze wszystkie powyższe fakty, należy zadać sobie pytanie, czy nie miałaby
najwyższej wagi społecznej i politycznej wiedza o tym, jak duży odsetek populacji należy
uważać za w przeważającej mierze nekrofilityczny bądź biofilityczny? Znać nie tylko
odpowiednią częstość występowania przedstawicieli powyższych grup w całości populacji,
lecz również związek z wiekiem, płcią, klasą społeczną, zawodem i położeniem
geograficznym miejsca zamieszkania? Badamy opinie polityczne, sądy wartościujące itp.
i otrzymujemy zadawalające wyniki odnośnie do całej ludności Ameryki, dzięki umiejętnemu
wykorzystaniu techniki doboru prób. Lecz te wyniki mówią nam tylko, jakie poglądy mają
ludzie, nie zaś jaki jest ich charakter - innymi słowy, jakie przekonania faktycznie ich
motywują. Gdybyśmy mieli badać równie adekwatną próbę, jednak innymi metodami,

background image

metodami które pozwolą nam rozpoznać wszystkie te pobudzające, a przeważnie
nieświadome siły, kryjące się za uzewnętrznianymi zachowaniami i motywacjami,
powinniśmy doprawdy dowiedzieć się dużo więcej na temat intensywności i ukierunkowania
ludzkiej energii w Stanach Zjednoczonych. Moglibyśmy nawet zabezpieczyć się przed
niespodziankami, które kiedy się zdarzają, ogłaszane są jako niewyjaśnialne. Czy może jest
tak, że interesują nas jedynie energie konieczne do procesu produkcji towarowej, nie zaś
postacie ludzkiej energii, a więc sam w sobie decydujący czynnik procesu społecznego.





PRZYPISY


(1) Greckie słowo nekros oznacza „zwłoki”, umarłych mieszkańców podziemnego świata: Po
łacinie nex, necs oznacza „przemoc, śmierć i morderstwo”. Jasne jest więc, że nekros nie
odsyła do śmierci, lecz do umarłych, do ciał, do zamordowanych (których śmierć jest
wyraźnie czymś innym od naturalnej śmierci). „Umrzeć”, „śmierć” mają odmienne znaczenia;
nie odnoszą się do ciała, lecz do aktu umierania. Po grecku oddaje się to słowem thanatos, po
łacinie mors, mori. Słowa „umrzeć” i „śmierć” sięgają wstecz do indoeuropejskiego rdzenia,
dheu, dhou. (Wdzięczny jestem dr. Ivanowi Illichowi za przekazanie mi obszernych
materiałów dotyczących tych pojęć, z których cytował będę jedynie najważniejsze dane. (Po
polsku rozróżnienia te nie są takie oczywiste jak w grece czy łacinie, po angielsku zresztą też
nie - przyp. Tłumacza)

(2) W pewnych krajach zwyczajowo wystawia się portrety zmarłych na grobie.

(3) Historia o nie potwierdzonej autentyczności dotycząca Hitlera opisuje podobną scenę
z jego życia, kiedy to ponoć trudno go było odciągnąć od rozkładającego ciała żołnierza.

(4) Aby uniknąć nieporozumień, chciałbym położyć nacisk na samym wstępie naszego
omówienia, że opisując tutaj w pełni rozwinięty „charakter nekrofilityczny”, nie twierdzę
jednocześnie, że ludzie są albo nekrofilami, albo nie są nimi. Charakter nekrofilityczny
stanowi skrajną postać charakteru w którym nekrofilia jest cechą dominującą. W rzeczy-
wistości większość ludzi stanowi mieszaninę skłonności nekrofilitycznych i biofilitycznych,
a konflikt między nimi jest często źródłem twórczego rozwoju.

(5) Według R. A. Miedwiediewa 1971, wydaje się, że to Lenin był pierwszym który użył
terminu „nekrofilia” (trupolożestwo) w tym sensie psychologicznym. (W. I. Lenin,
Soczinienija.)

(6) Unamuno pozostawał w areszcie domowym aż do swojej śmierci, która nastąpiła kilka
miesięcy później (H. Thomas, 1961).

(7) Wstępne doniesienia na temat moich odkryć naleźć można w E. Fromm (1964).

(8) Podstawą są dawniejsze historie przypadków, które teraz przejrzałem, dotyczące
analizowanych prze mnie ludzi, oraz historie przypadków przedstawione przez młodszych
psychoanalityków na seminariach, a także przez tych, których prace nadzorowałem.

background image


(9) Zob. wcześniejszy przykład zupełnie świadomego pragnienia mężczyzny zatopienia się
w rozpadzie ciała jego babki.

(10) Zob. bogaty materiał na temat brudu i fekaliów w: J. G. Bourke (1913).

(11) Albert Speer, rozmowa osobista.

(12) Cytowałem takie sny w Zapomnianym języku (1951).

(13) Fakt, że lekarz Churchilla, lord Moran, wymienia to samo zdarzenie w swych dzien-
nikach (lord Moran 1966), pozwala zakładać że Churchillowi przydarzało się to często.

(14) Dla Marksa kapitał i praca nie stanowią zwyczajnie dwu kategorii ekonomicznych.
Kapitał był dla niego manifestacją przeszłości, pracy przekształconej i zgromadzonej
w przedmiotach; praca była manifestacją życia, ludzkiej energii zastosowanej do przyrody
w procesie jej przekształcania. Wybór między kapitalizmem a socjalizmem (jak on go
rozumiał) sprowadzał się do pytania: Kto (co) ma rządzić kim (czym)? To co martwe, tym co
ż

ywe, czy to co żywe, tym co martwe? (Zob. E. Fromm 1961, 1968)


(15) Te preferencje kolorystyczne podobne są do często obserwowanych u osób cierpiących
na depresję.

(16) We wczesnych latach trzydziestych była to wciąż kwestia kontrowersyjna dla części
ludzi, ponieważ wielu uważało makijaż za burżuazyjny, nienaturalny obyczaj.

(17) R. W. Flint (1971), wydawca dzieł Marinettiego, próbuje pomniejszyć znaczenie jego
lojalności wobec faszyzmu, ale moim zdaniem wysuwane argumenty nie są przekonywujące.

(18) Nie mamy tutaj miejsca, by analizować określone zjawiska współczesnej sztuki i litera-
tury, chcąc określić, do jakiego stopnia zawierają w sobie elementy nekrofilityczne.
W dziedzinie malarstwa problem znajduje się poza moimi kompetencjami; jeśli zaś chodzi
o literaturę, zanadto jest skomplikowany, by go można skrótowo potraktować, mam zamiar
zająć się tym tematem w jednej z przyszłych książek.

(19) Bitwa o Anglię na początku wojny również toczona była w staromodnym stylu; brytyjscy
piloci myśliwców potykali się ze swymi niemieckimi przeciwnikami, ich samolot stanowił ich
jednostkowy pojazd; motywowała ich namiętność uratowania kraju przed niemiecką inwazją.
To ich osobistym umiejętnościom, odwadze i determinacji zawdzięczamy wynik bitwy;
zasadniczo ich walka nie różniła się niczym od pojedynków herosów wojny trojańskiej.

(20) Lewis Mumford odsyła do dwu biegunów cywilizacji, „mechanicznie zorganizowanej
pracy i mechanicznie zorganizowanego zniszczenia” (L. Mumford, 1967).

(21) Należy przypomnieć tym, którzy mogą powiedzieć iż „jeden krok” to nieco za mało, jeśli
chodzi o taką sprawę, że miliony pod każdym innym względem przyzwoitych ludzi nie
reagują w żaden sposób, kiedy okrucieństwa popełnia się w odległości wielu kroków od ich
państwa lub otoczenia. Jak wiele kroków oddziela ludzi, którzy czerpali zyski z niego-
dziwości popełnianych na czarnych w Afryce przez belgijską administrację w początkach
wieku. Nie ma wątpliwości, jeden krok to mniej niż pięć, ale jest to tylko różnica ilościowa.

background image


(22) Badania podjęte przez M. Maccoby'ego, a dotyczące charakteru menedżerów w Stanach
Zjednoczonych (w ramach Harvard Project on Technology Work, and Character; maszyno-
pis), oraz przez I. Millana na meksykańskich menedżerach, Carácter Social y Desarrollo
(Charakter społeczny i rozwój) (Narodowy Autonomiczny Uniwersytet Meksyku, maszyno-
pis) bez najmniejszych wątpliwości dostarczą zaprzeczenia lub potwierdzenia prawdziwości
mojej hipotezy.

(23) Ten rynek nie jest w żadnym sensie całkowicie wolny we współczesnym kapitalizmie.
Rynek pracy w znacznej mierze określają czynniki społeczne i polityczne, rynek towarów zaś
jest w wysokim stopniu poddany manipulacji.

(24) Zob. „Sen 7” we wcześniejszych partiach tego rozdziału.

(25) Godne uwagi jest to, że najbardziej twórczy ze współczesnych uczonych, ludzie tacy, jak
Einstein, Born, Heisenberg, Schrödinger, należą do najmniej wyalienowanych i
monokorowych jednostek. Ich zainteresowania naukowe nie mają w schizoidalnych cech, jak
to ma miejsce w przypadku większości. Charakterystyczne jest dla nich, że ich dociekania
filozoficzne, moralne i duchowe obejmują całość osobowości. Pokazali, iż podejście naukowe
jako takie nie zawsze musi prowadzić do alienacji; to raczej atmosfera panująca w danym
społeczeństwie deformuje podejście naukowe, nadając mu postać schizoidalną.

(26) Margaret S. Mahler w taki właśnie sposób zastosowała termin „symbioza” w swej
wybitnej monografii na temat symbiotycznych związków matki i dziecka (M. S. Mahler,
1968).

(27) Szczególnie wdzięczny jestem Davidowi E. Schecterowi oraz Gertrudzie Hunziker -
Fromm, a także wielu innym za podzielenie się ze mną doświadczeniem klinicznym na temat
dzieci autystycznych, co było dla mnie szczególnie ważne, sam bowiem nigdy nie
pracowałem z takimi dziećmi.

(28) Wychodząc od takich rozważań, psychiatrzy Meyerowscy i Laingowscy odrzucili
stosowanie jakichkolwiek etykiet nozologicznych. Zmiana ta wynikała z całkowicie nowego
podejścia do chorych psychicznie. Do póki nie można podejść do pacjenta
psychoterapeutycznie, głównym celem zainteresowania jest przyklejenie mu etykiety
diagnostycznej, użytecznej dla postanowienia, czy należy, czy nie należy umieścić go
w instytucji dla chorych psychicznie. Od kiedy zaczyna się pomagać pacjentowi za pomocą
terapii zorientowanej psychoanalitycznie, etykiety stają się pozbawione znaczenia, ponieważ
przedmiotem zainteresowania psychiatry staje się zrozumienie procesów psychicznych,
przebiegających wewmątrz pacjenta, którego postrzega się jako istotę ludzką, w żaden
zasadniczy sposób nie inną od „obserwatora uczestniczącego”. To nowe podejście do
pacjentów psychotycznych może być uważane za wyraz radykalnego humanizmu, który
jednak rozwija się w naszych czasach pomimo dominacji procesów dehumanizacyjnych.

(29) Wizerunek autystycznych dzieci jest poniekąd odmienny. W ich przypadku napięta
destrukcyjność zdaje się występować znacznie częściej. Pomocne dla wytłumaczenia tej
różnicy może się okazać przypomnienie, że pacjent schizofreniczny odcina więzy łączące go
ze światem społecznym, chyba że czuje się zagrożony, dopiero wówczas ma skłonności do
przemocy, gdy go jednak zostawić w spokoju, rzecz ma się dokładnie odwrotnie.. Z drugiej
strony, dziecko autystyczne nie jest pozostawione w spokoju. Rodzice starają się je nakłonić

background image

do zabawy w normalne życie i wdzierają się tym samym do jego wewnętrznego świata. Na
dodatek, przez wiek, w którym się znajduje, dziecko pozostaje ściśle związane ze swoją
rodziną i nie może sobie pozwolić, by tak rzec, na całkowite wycofanie się. Sytuacja ta może
wytwarzać intensywną nienawiść i destrukcyjność, tłumacząc jednocześnie stosunkowo
częstsze występowanie gwałtownych skłonności wśród dzieci autystycznych niż u dorosłych
schizofreników, pozostawionych samym sobie. Te spekulacje są oczywiście bardzo
hipotetycznej natury, muszą dopiero zostać potwierdzone lub obalone przez dociekania
specjalistów w tej dziedzinie.

(30) Rytuały inicjacyjne pełnią funkcję zrywającą te więzi i naznaczającą moment przejścia
do dorosłego życia.

(31) Freud, ze względu na swój respekt względem konwencji burżuazyjnego życia, systema-
tycznie uniewinniał rodziców swych małych pacjentów ze wszelkich zarzutów wyrządzania
krzywdy dziecku. Wszystko, łącznie z kazirodczymi pragnieniami, miało być częścią
spontanicznej wyobraźni dziecięcej. Zob. E. Fromm (1970b). Artykuł ten jest oparty na
dyskusji w Meksykańskim Instytucie Psychoanalizy, w której oprócz autora udział wzięli: dr
dr F Narváez Manzano, Victor F. Saaverda mancera, L. Santarelli Carmelo, J Silva Garciá i E.
Zajur Dip.

(32) Zob. E. Bleuler (1951); H. S. Sullivan (1953); M. S. Mahler i B. J. Gosliner (1955); L.
Bender (1927); M. R. Green i D. E. Schecter (1957).

(33) Widziałem w swoim życiu wiele tego rodzaju kazirodczych pacjentów żywiących
tęsknotę do utonięcia w oceanie, częstym symbolu matki.

(34) Mam zamiar opublikować obszerniejszą i lepiej udokumentowaną wersję rozważań
naszkicowanych powyżej.

(35) Taka jest główna teza Alberta Schweitzera, jednego z największych przedstawicieli
miłości do życia - zarówno w pismach jak i w życiu.

(36) Jak to dokładnie przedstawiam w moim omówieniu Freuda teorii agresywności w Doda-
tku, przechodząc do swej dawniejszej koncepcji do późniejszej biegunowości Eros - popęd
ś

mierci, Freud w rzeczywistości zmienił całą swoją koncepcję instynktów. W starszej wersji

seksualizm miał charakter pojęcia fizjologicznego, mechanistycznego, wzbudzało go
stymulowanie rozmaitych sfer erogennych, jego zaś zaspokojenie polegało na redukcji
napięcia tworzonego przez wzrastające pobudzenie. Popędy życia i śmierci natomiast nie są
przywiązane do żadnej określonej sfery ciała; brak im rytmicznego charakteru: napięcie Ž
rozładowanie napięcia Ž napięcie; rozważa się je w kategoriach terminów biologicznych,
witalistycznych. Freud nigdy nie próbował przegrodzić przepaści oddzielającej te dwie
koncepcje; ich jedność zachowywało tylko semantyczne zrównanie: życie = eros =
seksualizm (libido). W ramach proponowanej przeze mnie hipotezy dawniejszą i późniejszą
fazę rozwoju myśli Freudowskiej można by powiązać ze sobą przez założenie czyniące
nekrofilię złośliwą postacią charakteru analnego, biofilię zaś w pełni rozwiniętą postacią
charakteru „genitalnego”. Oczywiście nie wolno zapominać, że używając terminów „analny”
(tezauryzatorski) oraz charakter „genitalny” (twórczy), zachowuję kliniczny opis Freuda, ale
rezygnuję z teorii przyznającej im fizjologiczny wymiar.

Rautha 2011


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Erich Fromm, Filozofia
Erich Fromm Ucieczka od wolności
Ucieczka od wolności - Erich Fromm - streszczenie, Dokumenty(2)
Erich Fromm Pedagogika radykalnego humanizmu
Teoria kultury II smestr konwersatorium, Erich Fromm - Ucieczka od wolności, Erich Fromm: UCIECZKA O
Erich fromm Ucieczka od wolności, rozdz 5
Erich Fromm-Charakter a proces spo-eczny, Filologia polska, Antropologia kultury
Erich Fromm Dogmat Chrystusa
Erich Fromm Kryzys psychoanalizy
Erich Fromm O Sztuce Milosci
Erich Fromm Zapomniany język Wstęp do rozumienia snów,?śni i mitów
Erich Fromm (osiol NET) Fromm Erich Ucieczka od wolnosci
Erich Fromm, edukacja,hobby,, Edukacja, teoria. lit., kulturoznawstwo, socjologia
Erich Fromm o sztuce milosci
Erich FROMM Zapomniany język
Erich Fromm - Pedagogika radykalnego humanizmu, Pedagogika

więcej podobnych podstron