CZĘŚĆ PIERWSZA OD KOŁŁĄTAJA DO SZYMANOWSKIEGO

background image

1

CZĘŚD PIERWSZA OD KOŁŁĄTAJA DO SZYMANOWSKIEGO

HUGO KOŁŁĄTAJ

„Ostatnia przestroga dla Polski”

Kołłątaj zwraca uwagę na ważne zagadnienia polityczne, które będą mieściły się w ramach
przyszłej konstytucji (tzn. 3 V 1791). Ukazuje narodowi realną sytuacje, którą można
wykorzystać do odbudowy rządu i zmiany jego praw jakimi się kieruje. Należy zmienić sytuacje
polityczną, która teraz zaistniała, postawić się w stanie siły i przyzwoitej powagi. Rząd nie będzie
dobrym jeżeli tron Polski będzie nadal elekcyjnym. „Trzeba nam króla sukcesjonalnego, bo nas
przyszłe interregnum do reszty podzieli; trzeba nam króla mającego władzę przyzwoitą, określoną
prawami, zawarowaną przez straż narodu, bo nie będziemy mieli nigdy egzekucji dobrej, silnej i
skutecznej, a bez egzekucji nie masz na świecie rządu.” Wolność ludu i jego prawa są dla
Kołłątaja bardzo istotną sprawą. Nadmienia, że wolności własnej nie należy wykorzystywać (jak
to było wcześniej) do tego aby nieposłusznym wobec władzy się stawać. „Nie idzie w tej mierze o
swawolą ludu, nie idzie, aby lud do rządu wpływał, idzie o to, aby kochał i szanował rząd narodu
naszego.” Szlachta posiadająca władze wykonawczą powinna zająć się sprawami swoimi i z
ziemią związanymi. Nie zaś narzucać mieszczaństwu ciężkie prawa. Powinna z mieszczaństwem
prawa dla miasta ustalać, aby te nie stawały się zbyt ciężkimi. Oba te stany powinny miedzy sobą
w zgodności współżyć, „bo szlachcic, ile właściciel ziemi, potrzebuje ludnych i bogatych miast
dla łatwiejszego swych produktów odbytu, dla nabycia rzeczy wygodzie jego służących.
Wzajemnie mieszczaństwo, ile rzemieślnik i kupiec, żyć musi z produktu ziemskiego na opłacie
właściciela; czy rzemiosłem, czy kupiectwem opatruje swe potrzeby, właściciel ziemi nagradzać
go musi.”

Ostatnia przestroga” dla Polski Hugo Kołłątaja.

Nazwisko Hugo Kołłątaja kojarzone jest przede wszystkim z kuźnicą kołłątajowską, czyli
grupą ludzi kultury, przede wszystkim pisarzy i publicystów, ale także przedstawicieli
innych zawodów artystycznych, która zawiązana została w okresie trwania Sejmu
Wielkiego i bardzo bliska współpracowała ze stronnictwem patriotycznym. Grupa ta
nieprzypadkowo nosi nazwę utworzoną od nazwiska autora Przestróg dla Polski - był on
bowiem jej założycielem ale także czołowym teoretykiem i

liderem

w czasie prac

sejmowych. Myślą przewodnią przyświecającą tej organizacji była wszechstronna
naprawa Rzeczypospolitej tak w wymiarze państwowym, jak społeczno - obyczajowym a
na kulturalnym powrocie do europejskiej elity kończąc, wreszcie uchronienie jej przed
wpływami państw sąsiadujących pod względem polityczno - obszarowym. Fakt, że udało
mu się zebrać wokół siebie tak liczną grupę polskiej inteligencji musiał wynikać z jasno
określonego i bardzo gruntownie przemyślanego programu odnowy ustroju politycznego.
Poniżej postaram się przedstawić główne myśli i założenia teoretyczne, które
przyświecały Kołłątajowi w jego codziennej pracy.

Po pierwsze

reformę

kraju rozpocząć należy od samych podstaw, zatem od ludzi

mieszkających na wsiach, do tej pory nie mających żadnych praw publicznych, zaś
mających względem swoich przełożonych mnóstwo obowiązków. Nie postulował jednak
uwłaszczenia chłopów, choć z całą pewnością taka myśl, wzorem postępowego Zachodu,

background image

2

przez myśl Kołłątajowi przeszła. Dlatego też pozostał na poziomie obdarzenia chłopstwa

wolnością

i pewnymi, podstawowymi prawami, jak na przykład prawo wyboru o sobie i

swojej

rodzinie

.

Idąc krok wyżej zdefiniował szczegółowo rolę warstwy mieszczaństwa w stworzonym
przez siebie modelu społecznym. Oczywiście nie uznał jej jeszcze za tożsamą pod
względem ważności ze stanem szlacheckim, ale kategorycznie wypowiedział się
przeciwko dotychczasowemu wyzyskowi i uciskom, jakie stosowała względem
mieszczan

magnateria

. Co więcej wskazał bardzo wyraźnie, że mieszkańcy miast mają

prawo i wręcz powinni decydować o sobie i swoim losie, dlatego wszelkie prawa nie
mogą być im narzucane odgórnie, lecz proponowane i przyjmowane po uprzedniej
merytorycznej dyskusji.

Po trzecie zajął bardzo radykalne stanowisko wobec elekcyjności sejmu oraz prawa
liberum veto, zarzucając zgromadzeniu przypadkowość oraz niedouczenie i brak
kwalifikacji większości posłujących szlachciców. Stwierdził także, że żaden sejm nie
przyniesie nic dobrego, jeśli zasiadać w nim będą źle dobrani ludzie a często wręcz
narodowi zdrajcy, będący pod wpływem sugestii Rosji czy Prus.

Wreszcie poddał ostrej krytyce fakt wolnej elekcji na funkcję króla. Przykłady
nietrafnych decyzji można przecież mnożyć a zgubne skutki tych błędów są widoczne
przecież gołym okiem. Dlatego właśnie Kołłątaj postuluje powrót do zasady
dziedziczności tronu w rodzie mającym dobre tradycje i cechującym się przede
wszystkim postawą patriotyczną, nie zaś prywatą i chęcią wyzyskania urzędu do
pomnażania swych majątków.

Oczywiście niemożliwością jest wypunktować i chociażby fragmentarycznie omówić
wszystkie postulaty głoszone przez Kołłątaja w Ostatniej Przestrodze dla Rzeczpospolitej
czy w czasie obrad Sejmu Wielkiego. Te wymienione powyżej wydały mi się
najważniejszymi, bowiem jasno wypowiadają się na najważniejsze dla funkcjonowania
państwa tematy oraz można je, tym samym, uznać za wykładnię teorii głoszonej przez
Hugona Kołłątaja, która zyskała sobie tak wielki poklask wśród ówczesnej polskiej
inteligencji.

background image

3

Ignacy Krasicki

NADZIEJA


Co czynić, gdy się los dla nas wspaczy
I smutną grozi koleją?
Czyliż się srogiej poddać rozpaczy,
Czyli się wzmagać nadzieją?

Płynący w burzy, kiedy maszt pryśnie,
Widzi, iż łódka ma zginąć,
Niechże łagodny promyk zabłyśnie,
Sili się brzegu dopłynąć.

Straszy z daleka uprawne role
Wzmagająca się ulewa,
Idzie starowny oracz na pole
I co uprawił, zasiewa.

Nie wie, czy zbierze, na co pracuje,
Nie wie, czy zyska pogodę,
Jednakże słodycz w nadziei czuje
I wróży sobie nadgrodę.

NADGROBEK CHŁOPA


Tu leży ten, co karmił oświecone pany,
W prostej z darnia mogile, ubogi poddany.
Nie łże nad nim nadgrobek, a następca dumny
Nie wsparł trumny kruszcowej drogimi kolumny.
Pochowano ubogo, na wzór innych kmieci,
Opłakała go żona, opłakały dzieci,
Pamięć jego nazwiska zginęła zapewnie,
Gdyby był jak pan kradał, wisiałby na drewnie.

OSOBNOŚĆ


Spokojny kącie, w którym się ukrywam
Od uprzykrzonej natrętników zgrai,
W twojej zaciszy we wszystko opływam
Pewien, że głos mój i myśl się utai.
Złymi widoki utrudzony srodze,
Pozwól, niech w tobie przykrość moją słodzę.

background image

4

Dość długo byłem Fortuny igrzyskiem,
Czas już rozpięte dawno spuścić żagle,
Niech się świat bawi innym widowiskiem,
Niech jednych wznosi, spuszcza drugich nagle,
Nie chcę i myśleć o Fortuny kole;
Byłem na górze, byłem i na dole.

Póki wiek rześki niepewne zawody
Przyszłego losu uwdzięczał i słodził,
Biegłem za szczęściem mniej baczny, bo młody,
Niech też odetchnę, dość-em się nachodził.
Patrzcie na inszych, Argusy stooczne,
Ja sobie w kącie tymczasem odpocznę.

SZCZĘŚLIWOŚĆ

Rok się skończył, winszować tej pory należy."
"Komu?" - "Wszystkim." - "Niech Jędrzej z winszowaniem bieży;
Jędrzej, co to zmyśloną wziąwszy na się postać,
Szuka, gdzie by się wkręcić lub zysk jaki dostać,
A przedajnym językiem, drogi albo tani,
Jak zgodzą, jak zapłacą, tak chwali lub gani.
Albo Szymon, miłośnik ludzkiego rodzaju,
Co złych i dobrych wspolem chwaląc dla zwyczaju,
Gdy cnotę i występki równą szalą mierzy,
Tyle zyskał w rzemieśle, że mu nicht nie wierzy.
Niechaj tacy winszują; ja milczę." - "Źle czynisz.
Alboż wszystkich zarówno potępiasz i winisz?
Alboż wszystkim źle życzysz?" - "Owszem, dobrze życzę.
Są cnotliwi, a chociaż niewiele ich liczę,
Chociaż ledwo ten rodzaj w złych się tłoku zmieści,
Są dobrzy i w płci męskiej, są i w płci niewieściej." -
"Więc im winszuj!" - "A jakaż winszować przyczyna?" -
"Stary się rok zakończył, a nowy zaczyna." -
"Cóż mam dobrym powiedzieć? W starym ucierpieli,
I w przyszłym cierpieć będą zapewne musieli.
Nie kończy się podściwych niefortuna z rokiem,
Rzadko się cnota szczęsnym ucieszy wyrokiem.
Do was więc mowę zwracam, sztuczni, a ostrożni,
Filuty oświecone i jaśnie wielmożni,
Wielmożni i szlachetni z zgrają waszą całą,
Winszuję, że w tym roku dobrze się udało.
Coście tylko pragnęli, wszystko warn los zdarzył,
Wyście się tam ogrzali, gdzie się drugi sparzył.
Fortuna, której koło ustawnie się toczy,
Była ślepą dla innych, dla was miała oczy.
Więc winszuję wszem wobec, każdemu z osobna.
Tobie najprzód, którego dziś postać ozdobna,
Którego oko śmiałe, a czoło jak z miedzi,
W twoich progach los spoczął i Fortuna siedzi,

background image

5

Płyną ci dni pomyślne, a przędziarka Kioto
Pasmo życia nawija na jedwab i złoto.
Gdzie stąpisz, wszystko w kwiecie, gdzie wspojźrzysz, w owocach,
A gdy bierzesz spoczynek w twych rozkosznych nocach,
Ty śpisz, a szczęście czuje. Brzęczą złota trzosy,
Wrzask cię chwały otacza, a podchlebne głosy,
Im bardziej natężone, im ogromniej wrzeszczą,
Tym wdzięczniej stuch twój mocnią, uszy twoje pieszczą.
Umiesz słyszeć, coc milo, na przymówkę głuchy,
A gdy czasem mniej wdzięczne zalecą podsłuchy,
Umiesz i nie dosłyszeć. Talent dziwny, rzadki!
Takie więc szczęścia twego gdy widzę zadatki,
Winszuję ci. A najprzód, żeś ocalał zdrowo;
Wieluż za mniej los srogi ukarał surowo,
A bardziej sprawiedliwość, której wiek zepsuty
Nie zna teraz, a przeto szczęśliwe filuty.
Winszuję, jak ty inszym, że tobie nie mierżą;
Winszuję, żeś choć zdradził, przecież jeszczeć wierzą;
Winszuję, żeś choć okradł, nie każą ci wracać,
Możesz łupu zdartego, na co chcesz, obracać;

Jest więc czego winszować. A tobie, Konstanty,
Coś się zgrał na wsie, weksle, pieniądze i fanty,
Przecież grasz, czego srogi los niegdy pozbawił,
Przemysł sztuczny to zleczył, fortunę poprawił,
Odzyskałeś, coś przegrał, już brzękasz wygraną.
Winszuję, że cię na złym dziele nie złapano.
A tobie, panie Pawle, jest czego winszować:
Przed rokiem musiałeś się o szeląg turbować,
Teraz kroćmi rachujesz. Jak to przyszło? - Sztuka!
Zyskałeś, cóżeś zyskał? Nowa to nauka!
Nie powiem. I satyra nie ma być zbyt jasną.
Tak to nowe światełka wschodzą, stare gasną.
Panie Piętrze, a waszeć coś wskórał w tym roku?
Utyłeś, więc winszuję dobrego obroku.
A jak? Mamże powiedzieć, czyli mam zasłaniać?
Zasłonię; proszę jednak jejmości się kłaniać.
A waść, panie Wincenty, coś majętność kupił
Nie dawszy i szeląga? Czyś okradł, czyś złupił,
Dość, że wioska już twoja. Niechaj płacze głupi.
Po co nie był ostrożnym, już jej nie odkupi.
Zły też to był gospodarz: grunt leżał odłogiem,
Pola były zarosły chwastem, łąki głogiem.
Ty przemysłem naprawisz, coś zyskał fortelem,
I tak się wysłużonym już obywatelem
Staniesz twojej ojczyźnie. Tak pięknej przysługi
Winszuję, a choćby się zgorszył może drugi,
Że gardzisz skrupułami, winszuję i tego:
Znak to jest mocnej duszy, umysłu wielkiego.
Gmin podły wnętrzna trwoga i sumnienie straszy.
Mędrcy! Warn dziękujemy, nauki to waszej
Jest dzieło, że z nas każdy pozbył się wędzidła.
Stawia dowcip przemyślny śmiało teraz sidła,
Kto w nie wpadnie, tym gorzej, że był nieostrożny

background image

6

Śmieje się, co oszukał, a umysł nietrwożny,
Wsparty kunsztem dowcipnym wygodnej nauki,
Na dalsze się natęża i sidła, i sztuki.
Winszuję więc warn, ucznie dzisiejsi i przeszli,
Winszuję, żeście nawet mistrzów waszych przeszli.
A warn co mam powiedzieć, cnotliwa hołoto?
Dobrzy! Cierpieć wasz podział, ale cierpieć z cnotą.
Modnej maksym nauki że się nie trzymacie,
Trzódko mała wśród łotrów, niewiele zyskacie.
Nie rozpaczajcie jednak. Patrzajcie, jak dalej
Los tych, których rozpieścił, wesprze i ocali.
Rzadko się niepodściwośč tak, jak zacznie, kończy,
A cnota, co się nigdy z chytrością nie łączy,
Choć jej często dokuczą troski, niepokoje,
Później, prawda, lecz lepiej wychodzi na swoje."

Ignacy Krasicki, Wybór liryków,

oprac. Sante Graciotti, BN I 252, 1985.

WSTĘP

I.

Liryka w Europie w wieku XVIII.

-

w wielu państwach – proza:
-

racjonalizm kartezjański i klasycystyczny XVII wieku.

-

nowy oświeceniowy racjonalizm.

-

traktaty polityczne i obyczajowe, powieści podróżnicze i utopijne fantazje, „Sztuka poetycka”
Boileau, inspiracja pastersko-arkadyjska, uczuciowość, sentymentalizm.

-

Włochy – liryka, Hiszpania – upadek po Lope de Vega, Calderone…

-

angielski teatr Szekspira.

II.

Liryka w Polsce wieku XVIII.

-

odrodzenie po epoce saskiej, inspiracja wiejsko-bukoliczna.

-

prądy:
-

klasycystyczny.

-

arkadyjsko-sentymentalno-rorokowy.

-

poezja Drużbackiej, Rzewuskiego.

III.

Liryczny świat Krasickiego.

-

największy poeta klasycystyczny, literatura obyczajowa, społeczna.

-

serce, intelekt, mityzacja – niewielkie zdolności narratorskie, „moralnie zaangażowany”, pięk-no
przyrody, arkadyzm, stoicko-epikurejski ideał życia w osamotnieniu, świadomość utopijna
(możliwość przeniesienia fikcji w rzeczywistość), poetyckość poezji moralistycznej, poezja
służebna wobec rozumu, liryczna medytacja nad życiem, triumf intelektu.

TEKST

A. Wiersze różne – Dmochowski, 51 utworów, II tom „Dzieł” Krasickiego, 1803-1804; charakter

liryczno-okolicznościowy, poezje ulotne, niedostatki.

-

Pieśń – kompozycja młodzieńcza, prośba o pożywienie dla kmiotków.

-

Noc – utwór niedokończony, pochwała Boga, „Ty wszystko, ja niczym”.

-

[Święta miłości kochanej ojczyzny] – z „myszeidy”, p. IX, 33-40.

background image

7

-

Powązki – dla Izabeli Czartoryskiej, rozkoszny gaik, „miejsce wdzięku, pieszczoty, spoczyn-ku,
ochłody”, 4 zwrotki, 4 razy „nie masz nad Powązki”.

-

[Gdybym ja był Szwajcarem] – narodowe charaktery, „Niedobrze być nierządnym, słabym mi-
zerakiem,/ Prawda, jednak mi miło mówić, żem Polakiem”.

-

[Zatrudnionemu szczęśliwością kraju] – fraszka, dla króla.

-

[Panie Antoni, jużeśmy tez starzy] – do brata, lepiej być małym niż królem i prymasem.

-

Do pana Jędrzeja – kiedyś było lepiej, „Kradli jak dzisiaj, ale nie tak jawnie”.

-

Osobność – do spokojnego kąta.

-

Nadgrobek chłopa – uciemiężony.

-

Do pana Michała – każdy ma jakąś wadę.

-

Do… - tonący żeglarz i bezpieczny na brzegu chłop.

-

Pszczoły – ideał mierności, zachwyt dla natury, baśniowość.

-

Do… - patriotyzm, starzec płacze, ojczyzna zginęła, „milsza śmierć wolna niż życie w kajda-
nach”.

-

[Wpośród okropnej zaciszy] – „Mało nam, ale wystarczy”.

-

Do księdza plebana – „Można przestać na małym”, „Ów głupi, co świat posiadł, a posiadłszy
płacze,/ bo już nie miał co posiąść”.

-

Nowy Rok – „Nie jest człowieka, co jest doskonałe”.

-

Dworak – pochwała życia wiejskiego, wiosna, „Miast miłośnik, martwy byłem,/ W tobiem [wsi]
osiadł i ożyłem”.

-

[Myśli słodka, gdy spokojna] – wyższość nad zdarzeniami.

-

Do pana Jana – zachęta do życia w cnocie, „Kto cnotliwy,/ Ten szczęśliwy”.

-

Nadgrobek Piotrowi Baudoin, misjonarzowi – mąż prawy, „Nie ten, kto łzy wyciskał, lecz kto je
ocierał”.

-

Nadgrobek Stanisławowi Konarskiemu, Scholarium Pilarum – „Ten, co pierwszy zdziczałe ciął
gałęzie wzniosłe,/ I śmiał ścieżki odkrywać wiekami zarosłe,/ Co nauki, co miłość kraju wzniósł i
krzepił,/ W cieniu laurów spoczywa, które sam zaszczepił”.

-

Gdyrania starego Bartłomieja – dobrotliwe wyśmianie pochwał minionych czasów, rozumu,
grzeczność, skromność, poszanowanie rodziców, małżeństwa, zasnął.

-

Myśli starca – życie to kłopot i troskliwość.

-

Nieborak – cnota i cierpliwość.

-

Prostak – podporządkowanie regułom społeczeństwa.

-

Do Marcina – radość, dytyramb, młodzieńczość, wieńce i hulanki.

-

Pociecha – zmienny los, stoicyzm.

-

Do Boga – piosenka, tonacja psalmodyczna, zaufanie w Bogu, od którego wszystko pochodzi

-

Modlitwa – prośba o łaskę „umiaru”.

-

[O Kochanowski! Ty, coś pisał czule] – do wnuczki Urszulki, roślinność, „mały krzaczek”, gruntu
uprawa.

-

[Wszystko swój sąd w świecie trzyma] – nieuchronność losu, śmierć.

-

[Zniośł moment, co wiek skaził] – „dzielna rozpacz”, „wsparta na cnocie”.

-

Pieśń na 3 dzień maja – pomoc i łaska Boga.

-

Nadzieja – nadzieja, żeglarz tonie, oracz boi się o plony.

-

Szczęśliwość – epikureizm + stoicyzm, bezsilność wobec losu.

-

O quid solutis beatius curis? – Cóż jest szczęśliwszego niż być wolnym od trosk?, z Katullusa
XXXI, cóż nad odpoczynek milszego?

-

Do Jana – bratanek, przestroga, by nie gonić za ułudą, mierność, jak dzieci, „Życie nasze jest
igraszką”.

B. Wiersze z prozą.
-

z „Podróży z Warszawy do Biłgoraja. Do ks. Stanisława Poniatowskiego”:
-

[Pomiędzy rozkoszne gaje] – gdzie można odpocząć.

-

[Miły to widok] – „Po dziennej pracy wieczorem się cieszy”.

-

[Dobrze to było] – dawne gospodynie a nowoczesne arkadyjskie pasterki.

-

[O miejsce słodkie] – cudzoziemiec w ojczyźnie (zabory).

-

[Los jak z ludźmi] – zmienność sił państw.

background image

8

-

Do Dulfusa

1

– zjawa poprzednika na biskupstwie warmińskim, który był gospodarny, bo nie był

autorem.

-

Do S…

2

- akceptacja życia, jakim jest, proza + wiersz, brak idealnego stanu, wiersz „Być księ-

dzem…, młodzianem…” itd.

-

Do …

3

- czas na odpoczynek, „południe przeszło”.

-

[Przyszedł dzień polowania] – pięknie, ALE („zawżdy się tam wmiesza, gdzie go nie potrzeba” –
„ale”) zaczął padać deszcz.

-

Do …

4

- każda pora roku (lato i zima) ma plusy.

-

List imieniem brata do siostry

5

– z 1784 r., opis dnia w Lidzbarku, zamku i izb; pobudka, ka-wa,

ptaszki, spacer, ogród, obiad, biblioteka, (drzemka), gra, wieczerza, „dobranoc, moja ko-chana
siostro”.

C. Bajki.

6

D. „Pieśni Osjana” – praca nad nimi 1778-1799 z przerwą 1780-1790, preromantyzm.
-

Pieśń I Kalmy – nieprzyjazna noc, opuszczona Kalma, prośba o światło do księżyca i gwiazd,
Salgar się nie odzywa, opuściła dla niego rodziców, przeczuwa: Salgar zabije jej brata i sam
zginie.

-

Opisanie nocy miesiąca października* na północy Szkocji – bard 1. – noc tajemnicza i groź-na.

E. „O rymotwórstwie i rymotwórcach” – od 1793 r., zarys historyczny literatury światowej.
-

F. Petrarca „Na śmierć Madonny Laury (Sonet 260)” – smutna dolina, rzeczka powiększona przez
jego łzy, powietrze gorące westchnieniami, już jej nie zobaczy.

1

z Warszawy, Krasicki winien był mu ogromną sumę.

2

niezidentyfikowany adresat.

3

niezidentyfikowany adresat.

4

niezidentyfikowany adresat.

5

Anny Charczewskiej.

6

patrz: I. Krasicki, Bajki, oprac. Z. Goliński, BN I 220.

background image

9

Adam Naruszewicz

LIRYKI WYBRANE

Cztery części roku

WIOSNA

..Nil sine magno

Vita labore dedit mortalibus...

O, jak wesołe nastały czasy!
W śliczną się barwę przybrały lasy;
Słońce się coraz wyżej pomyka;
Ledwo śnieg widać, lecz i ten znika.

Szumny Akwilon skrzydły mroźnemi
Gdzieś do lapońskiej zaleciał ziemi,
A lekki Zefir na lekkich cugach
Po rozłożystych sieje kwiat smugach.

Słodki szum czynią, gdy wiatr powiewa,
Papużym liściem ozdobne drzewa;
Gdziekolwiek pójdziesz, wiosenne dzwonki,
Kwilą pieskliwym głosem skowronki.

Tu wełnonośnych owiec drużyna
Młodziuchne trawy ząbkami ścina;
Owdzie z wiernymi u nóg ogary
Nadyma pasterz huczne fujary.

Wisła okowy zdarszy warowne,
Pędzi do morza statki ładowne.
Czeka gospodarz, by mu za żyto
Holender złotą brząknął kalitą.

Dalej do pługów uprawiać ziemię,
Dalej do wołów, robocze plemię!

background image

10

Gdy nie zasiejem za dobrej chwili,
Przez całą zimę będziem pościli.

LATO

Secura mens juge convivium

Patrz, jak na środek wzbiwszy się nieba,
Ogniem tchną żywym rumaki Feba:
Trudno się ukryć, gdzie by upały
Okrutne z góry nie dosięgały.

Pełne wód przedtym płynących rączo
Ledwo się miałkim dnem rzeki sączą,
A gdzie koń bystry ledwo w pław chodził,
Widziałem, jako lada pies brodził.

Smutne kwiateczki ze mdłymi ziołki
Zwiędłe ku ziemi chylą wierzchołki,
Czekając, rychło z różanej dłoni
Perłowej rosy Hesper uroni.

Zemdlony żniwiarz upałem srogiem
Dysze w południe leżąc pod brogiem.
Zamilkły wdzięczne ptasząt okrzyki,
Tylko się w chrostach swarza koniki.

Często, skopcone mglistymi kiry,
Ciska grad niebo i ogień szczyry;
Dnia za chmurami nie widać we dnie,
Wszystko od trwogi stworzenie blednie.

A ja pod moim słomianym dachem
Starym się wesół posilam Bachem.
Niechaj się niebo, jako chce, sroży,
Czystego serca nic nie zatrwoży.

JESIEŃ

Labor ipse voluptas

Minęły słońca letniego skwary,
Łaskawa jesień dzieli swe dary:
Gdziekolwiek tylko wzrok się mój toczy,
Jest czym ucieszyć i napaść oczy.

Ciągną na wozach ogromne woły
Snopki, którymi rwą się stodoły;

background image

11

Wesołe dziewki, raźni młodzieńce
Niosą, śpiewając, do dworu wieńce.

Nie dba na żądła brzmiącej hałastry
Chłop, podcinając z kanara plastry,
A w spore beczki i duże kadzie
Wdzięczny pijakom prowijant kładzie.

Rozlicznych wetów moc nieźliczona
Łamie ciężarem drzewom ramiona.
Żaden nie sięga, żaden nie szczypie:
Sam dobrowolnie owoc się sypie.

Masz, gospodarzu, zapłatę za to,
Żeś przepracował wiosnę i lato;
Ciesz się z czeladką; a kto próżnuje,
Niech głodny gardziel piaskiem ładuje.

ZIMA

Kos ubi decidimus, palvis et umbra sumus

Rozkoszna chwilo jesiennej pory,
Którą bieg czasu już porwał skory,
O, kto by mi dał skrzydła tak lotne,
Bym mógł twe cofnąć cugi niewrotne!

Jako spuszczony z tęgiej cięciwy
Do celu pocisk leci pierzchliwy,
Tak, co mię cieszył wdzięcznym widokiem,
Niedoścignionym zniknął czas krokiem.

Od północnego ostry Boota
Gwiżdże wiatr w uszy i śniegi miota.
Ledwo w południe ciepło Tytana
Czuć, który w lecie ogniem tchnął z rana.

Rącze kryształów wodnych woźniki
Noszą na grzbietach ładowne bryki;
Umilkł gwar miłych ptasząt pieszczony,
Same po dachach wrzask czynią wrony.

Lecz mię to przecie nie tak dolega,
Że śliczna pora od nas odbiega;
Nadejdzie znowu, jak miną lody,
Czas, co osypie kwieciem ogrody.

Ale na ciebie, nędzny człowiecze,
Gdy się starości zima przywlecze.

background image

12

Zetnie krew w żyłach, nabawi śronu,
Nie spędzisz śniegu z włosów do zgonu.

DO KOMINKA


Kiedy z północy rozpędziwszy żagle
Port opanują roku śnieżne wiatry,
A w dzikie Afrów umknie Zefir nagle
Pola, i mrozem poczną ziewać Tatry;
Gdy za pół świata wypędzone słońce
Nieścigłym lotem z naszej uniknie strony,
A za nim w pogoń wyszle północ gońce,
Sypiąc na ziemię i śniegi, i śrony;
Kiedy naturze zamknie odetchnienie,
W części powietrza ostre natka szpilki,
A w biały kolor na śmierć przyrodzenie
Ustroi, mnie zaś w barany lub wilki;
Gdy bielmem zajdzie domu mego okno,
Od pudru drzewa zsiwieją, a nogi
Po szkle wodnistym chodząc nie zamokną,
Ani wczorajszej mogą pognać drogi:

Tyś mym Zefirkiem cichuchnym,
Tyś południem, tyś zachodem,
Tyś moim przyjemnym wschodem,
Tyś moim majem miluchnym.

Ty moim jesteś widokiem,
Ty przechadzką, ty cieplicą,
Tyś mym sobolem i świcą,
Tyś mojej chatki jest okiem.

Ach, póki zimno nie minie,
Tyś dla mnie wszystko, Kominie!

FILIŻANKA

IMIENIEM A. L. K.


Co niebo jasne przy złotej pogodzie,
Kiedy się zatli błękitnym szafirem;
Co malowany gmin kwiatów w ogrodzie,
Chłodnym w poranku muskany Zefirem;
Toś ty w mych oczach, cudowne naczynie,
W którym dank bierze Sas bogatej Chinie.

background image

13

Wszystko się w twojej zamknęło postaci:
Z delikatnością kształt gładkiej roboty,
Z różnymi złoto farbami się braci,
Dwa zmysły wabiąc lubymi pieszczoty.
Rad bym cię nigdy z oczu mych nie zmykał,
A zawsze usty chętliwymi tykał.

Twojej sam ogień szanując urody,
Miedzy drogimi najcelniejsza sprzęty,
Cofnął z miłości płomień jasnoszkody
I wolną puścił przez bystre odmęty:
A co misterny rzemieśnik ulepił,
To jeszcze hartem warowniej ukrzepił.

Czy do poprawy pomaga odmiana?
Czy mię życzliwość moja słodko zwodzi?
Ledwoś, filżanko, odmieniła pana,
Nowa się w tobie cale piękność rodzi:
Błysnęły jaśniej twe farby i wdzięki,
Skoroś się pani mej dotknęła ręki.

Skąd miłość sercem słodkie wije pęta,
Nabiera blasku z jej włosów twe złoto;
Tuczą twój szafir nadobne oczęta,
A ukraszony wstyd wiarą i cnotą,
Z wdzięcznym uśmiechem bieluchnego lica,
Żywiej róż twoich szkarłaty roznieca.

Nie trzeba mieszać do napoju potem
Zamorskich przypraw, które Indy rodzą:
Usta jej lipcem, usta kandyzbrotem,
I same cierpkie piołuny osłodzą.
Gdzie one były, kto postawi swoje,
Boskie wypijać będzie mniemał zdroje.

Niech się nie chlubi z perłowym pucharem
Udatna Hebe, że służąc Junonie
Nieśmiertelnym ją napawa nektarem,
Gdy sobie siedzi na Jowisza łonie.
I ziemskiej ten się los nadarzył glinie,
Że z niej piękniejsza pije niż boginie.

background image

14

BALON

Gdzie bystrym tylko Orzeł polotem
Pierzchliwe pogania ptaki,
A gniewny Jowisz ognistym grotem
Powietrzne przeszywa szlaki,

Niezwykłych ludzi zuchwała para,
Zwalczywszy natury prawa,
Wznawia tor klęską sławny Ikara
I na podniebiu już stawa.

Nabrzmiały kruszców zgorzałych duchem.
Krąg lekkiej przodkuje łodzi,
Los dla niej rudlem, nici łańcuchem,
Z wiatrami za pasy chodzi.

Już im te złotą wyniosłe pychą
Mocarskich siedlisk ogromy
W gruzów nikczemnych potrząskę lichą
Wzrok przeistoczył poziomy.

Król, Wódz, Senator, kmieć pracowity,
Czy rządzi, czy ryje ziemię,
W błahych się zlepkach czołga ukryty,
Jak drobne robaczków plemię.
W strumyk dziecinnym palcem na stole
Z kilku kropel zakreślony,
Ledwo się sączy na tym padole
Nurt szumnej Wisły, zmieniony.

Gminie, ku rzadkiej zbiegły zabawce,
Jakież ci cuda mózg kryśli?
Ty sobie roisz czary, latawce:
Filozof inaczej myśli.

Choć się Natura troistym grodzi
Ze stali murów opasem,
Rozum człowieczy wszędy przechodzi,
Niezłomny, pracą i czasem.

Tymi on wsparty, bory wędrowne
Burzliwym morzom poruczył,

background image

15

Wydarł z otchłani kruszce kosztowne
I skakać głazy nauczył.

Zbywają dzikiej mocy żywioły
Pod jego dzielnym rozkazem,
Leniwe woda opuszcza doły,
A góry ścielą się płazem.

Tego się styru w pogodnej porze
Gdy ujął mężny Sarmata,
Choć go opuścił i wiatr, i zorze,
Już wolniej sobie polata.

Wszystko zwyciężysz, Łódko szlachetna,
Na ciosy przeciwne twarda;
Statek twój sława uwieczni świetna
Chlubniej niż podróż Blancharda.

HYMN DO SŁOŃCA


Duszo istot po wielkim rozproszonych świecie,
O ty, prawicy twórczej najdroższy sygnecie!
Oceanie światłości, którą w krąg twój biegły
Zlewa tron Wszechmocnego latom niepodległy.
Sprawco płodów wszelakich! twojej darem ręki
Poziomy nasz świat bierze życie, blask i wdzięki.
Twoim dzielnym uśmiechem tknięta ziemia licha
Porusza się, odmładza, rodzi i oddycha,
A żywotnimi na wskroś groty przenikniona,
Dobywa dziwnych skarbów z upornego łona.

Ty, unosząc po niebie swe koła potoczne,
Piszesz godzinom płochym kresy nieprzeskoczne;
Przed twym jedzie powozem na koniu udatnym,
Siejąc perły wilgotne po trakcie szkarłatnym,
Srebrnowłosa Jutrzeńka, i gościniec zmacza;
Ciebie pompa, wielmożność, blask, wielkość otacza.
Majestat przy twym tronie wolnym idzie krokiem,
Na który człek ułomnym nie śmie rzucić okiem.
Z twej karocy złocistej Żyzność plon bogaty
Sypie na ziemię: owoc, ziarno, wdzięczne kwiaty.
Skąd wszelka dusza żyjąc, co lata, co pływa,
Co chodzi, głosu na twe pochwały dobywa.
Twe bystrym upierzone ogniem jasne pręty,
Przenikając grunt twardy z morskimi otmęty,
Sposobią gnuśne żużle i bryły niezgrabne
Na kosztowne kanaki, na kruszce powabne.
Stąd na płótnie, na drzewie, ciał twórca kłamliwy

background image

16

Rodzi misternym pędzlem świat bez głosu żywy;
Stąd ma pilny rzemieślnik naczynia sposobne;
Stąd uprawia swe role chłopstwo chleborobne;
Stąd zbytek swe przepychy chlubnym zdobi blaskiem,
Stąd ludzkiego przemysłu chlubnym wynalazkiem
Krągłe się złoto wijąc nieustannym ruchem,
Łączy świat różnousty handlownym łańcuchem.

Bez ciebie wszystko martwym snem ujęte leży,
Gdy się skrzepłym oddechem Arktów czas zaśnieży:
Wszystko sępi ćma sroga, czarnych strachów pani,
Zdaje się świat do pierwszej powracać otchłani.
Ale skoro łagodnym zabłyśniesz promykiem,
Wnet raźniejszym natura cała idzie szykiem:
Igrają wypuszczone rzeki z groźnej kluby,
Drzewa się w różnoliście przyozdobią szuby;
Strzelają młodą trawką, zrzuciwszy niezbędne
Z karków ciężary, pola, żywiąc trzody błędne.
Sama na bystrych falach Kloto w klęski płodna,
Choć kopie mokre groby, ryjąc morze do dna,
Nie tak się zdaje sroga, i wraca nadzieje,
Gdy się twa śliczna postać od wschodu rozśmieje.

Wszystko tobie ulega: niech się jak chce burzy,
I czarnymi obłoki niebo dzień zachmurzy;
Niech szyje piorunami, a strasznym łoskotem
Grozi trwożliwej ziemi niechybnym wywrotem;
Skoro nań łuk wymierzysz z farb uwity cudnych,
Wioną na pierwszy widok roty cieniów brudnych.
Powraca luby pokój, a z cienistej cieśni
Wywodzą stada w pole pastuszkowie leśni.
Lecz ty, o wielki Twórco! któryś dziwnym czynem
Osypał dla nas niebo licznym świateł gminem
I w pośrodku ich wodza złotego posadził,
By pewnym trybem lata i wieki prowadził;
Jakąż za to odbierzesz od zlepków śmiertelnych
Chwałę? Któryż-to język sprawy Twych rąk dzielnych
Godnie opieje? Twojej Przedwiecznej Istoty
Mądrość kieruje wszystkie niebieskie obroty;
Ty nimi lotnych duchów obarczywszy skrzydła,
Jednym ostrogi, drugim przydajesz wędzidła,
By krążąc po powietrzu rozlicznymi koły,
Śliczną sceną bawiły podniebne żywioły.

Bez Twej wodzy opatrznej bądź na chwilę drobną
Świat by się cały okrył ruiną żałobną,
A rozhukane sfery, wzorem bystrych koni,
W pierwszej sprzecznych żywiołów pogrążyły toni.

background image

17

Jeżeli człek niewdzięczny w twych przybytkach, Panie,
Tłumi w niegodnych ustach dziwnych łask wyznanie,
Samo Cię, od połudnej do północnej osi,
Niebo, swojego sprawcę, pochwałami wznosi.

NA SANIE KSIĘŻNY IZABELI CZARTORYSKIEJ

Generałowej ziem podolskich


Fraszka do twych sań, księżno, wóz gładkiej Cyprydy,
I koncha wodogromnej na morzu Tetydy!
Twój powóz wszystkie zgasił: cały złotem błyska;
Siedzi Kupid na dyszlu i grot z łuku ciska.
Wkoło lotnych Amorków płochy tłum się wije,
Siejąc róże szkarłatne i mleczne lilije.
Dzielny rumak pod ciężar chyli kark z ochotą,
Toczy z ust białe piany, żuje czyste złoto.
Z wysmukłej szyi cudny zaplot na pierś spływa,
Ozdobny szor od pereł raźny grzbiet okrywa.
Pełno dzwonków po bokach brzęk wydaje mnogi,
Ostrzegając, by każdy ustępował z drogi.
Więc pod takim kibitnej rzędem pełen chluby,
Macha bujnym ogonem, krasne wstrzęsa czuby;
Zbiera nóżki pod miarą, jako łani chyża,
Jeży grzywy powiewne i głośno poryża,
A latając to na te, to na owe strony,
Dzieli nadobną panią na lud zgromadzony.
W pośrodku cna Eliza ładnych siedzi sanek,
Eliza, co pięknością dochodzi niebianek;
Eliza, co białością gasząc blask łabęci,
Krasą róże, oczema serca ludzkie nęci.
Na której pańskich ustach Rozkosz i Pociechy,
Wdzięki, Powaby siedzą, i słodkie Uśmiechy;
Która, gdy na cię okiem dobroczynnym rzuci,
I w martwych sercach płomień wdzięczności ocuci.
Pozad stoi przyjaciel, złote dzierżąc lice,
I biegłego przysługę sprawuje woźnice;
Fuka na koń i biczem bez ustanku trzaska,
I styruje, by śliska ciągło szła kolaska.
O wózku! prym ci daje Boota oś krzywa:
Ty Elizę, lecz serca Eliza porywa!

background image

18

SUPLIKA DO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI


Czas, co najtrwalsze obala budowy,
A k'woli zmiennej płonnym włada światem,
Zwinął na koniec szwadron Jezusowy,
Gdziem od lat tylu prostym był sołdatem.

Kraj mi jest świadkiem, żem poczciwie służył:
Nie padła na me serce żadna skaza,
Bądź mię za pieszka kiedy zakon użył,
Czym grzbiet osiodłał rączego Pegaza.

Już wiek stargany przez twardą żołnierkę
W pełnym niesłusznej rejmencie ohydy,
Przydzie na błędną puścić poniewierkę,
Lub dyszeć w kącie miedzy inwalidy.

Bez chleba kęsa, bez roli zagonu
Wstyd mi, lecz muszę dolę mą otwierać.
Użal się, Królu, z wysokiego tronu,
A nie daj z głodu na starość umierać.

Niech pod twym berłem nie będę przykładem,
Co świat o naszych literatach plecie:
Kładną cytrynki na stół przed obiadem,
A gdy wycisną sok, rzucą na śmiecie.

Póki mam siły i podołam sławie,
Którąś mi sprawił, Panie, twym zachętem,
Siadam za stołem z książęty na ławie;
Każdy mię kocha, bom nie jest natrętem.

Lecz wiek na czele piąty krzyżyk pisze,
Febowe dziewki nie chcą bawić ze mną:
Długo się człowiek głową nakołysze,
Nim mu myśl zrządzą do rymu przyjemną.

Więc gdy przestaną zgoła bywać z laty,
A sława zniknie bez swego zasiłku,
Nie mając własnej, biedny starzec, chaty,
Być mu w szpitalu z poety na schyłku.

background image

19

REDUTY

Minął stary mięsopust, minęły ostatki,
Pozamykać kazali księża mięsne jatki;
Śledzie tylko a stokfisz wzywa do pokuty.
Cóż to? czy się i w poście nie kończą reduty!
Groza, zemsta, zgorszenie, grzech nieodpuszczony!
Wołaj, ojcze Pafnucy, co garła z ambony.
Pełno masek po mieście, że zaledwo prawie
Trzecia część w bałamutnej nie chodzi Warszawie.
Gdzie stąpisz, to twarz obca; rzadki człowiek, co by
Rodowitej maszkarą nie ukrywał doby;
A w czym stan, przyrodzenie i wiek jego płaci,
Wyrytej twórczą ręką trzymał się postaci.
Chudoba się w przepysznych złotogłowach pisze,
Głupcom się filozofskie z brody bielą wisze.
Białki siedzą na koniach, a co chłop, to baba:
Serca pasz, statku mało, myśl i ręka słaba.
Starcy się przedzierzgnęli w dzikie pantalony,
Z młokosów arlekini z lisimi ogony.
Na księżach bachusowe porośli jagody,
Nosy jak winogrady, brzuchy gdyby kłody.
Płochość, duma, interes bal tu wieczny dają;
Skacze Polak na jednej nodze, obcy grają.
Owo świat się przewrócił czy też ludzie na niem;
Jak widzę, wkrótce innym stworzeniem się staniem.
Nie trzeba szukać Cyrki w bajecznym Homerze,
Co twarz rozumną w nieme zamieniała zwierzę.
Chcesz widzieć pełne zwierza różnego obory,
Przebież nasze ratusze, pobożne klasztory,
Odwiedź izby sądowe, przedniejsze urzędy;
Pod czapki sobolimi i pod rewerendy
Ujrzysz dziwy; a wołaj padłszy na kolana:
«Woły, osły i wszystko bydło, chwalcie Pana!»

Śmiejesz się, miły Walku, i słysząc te mowy
Myślisz pono, że mi się kręci wpośród głowy
Mózg zagrzany konewką lub żem, filut stary,
Ciarlatańskie wdział sobie na nos okulary?
Tak-ci to prawdę łają za ostre zaczepki:
Upił się czy mu w głowie nie dostaje klepki?
Zdrowym jest, dzięki niebu, na duszy i ciele.
Przyznał to mój jurysta w Oculi niedzielę,
Gdym fałszował dokument; że rękę od drżączki
Mam wolną do skrobania, a łeb od gorączki.
Ba! owszem, i na dowód oczywisty, że cię

background image

20

Nie łudzę, staniem oto na bliskim tu trecie,
Gdzie się różne ulice krzyżując prowadzą
Do Zamku i do Fary: bo tu się gromadzą
Najliczniej redutnicy, aby w każdej chwili
Boga, króla, przyjaciół obłudą zwodzili.
Obaczyć tam najwięcej w barwianym pozorze
Hipokrytów w kościele, a zdrajców na dworze.

Owóż masz! Jedzie w modnej jegomość karocy.
Ma parę takich na dzień, a jedną do nocy.
Co za przepych na koniach! co za szor i siatki!
Mógłby za nie wyżywić i żonę, i dziatki
Niejeden biedny rolnik, co się długo pocił,
By pan gnuśny z łez jego grzbiet szkapi ozłocił.
Wygląda by święta kość z kryształowej skrzynie:
Po sukniach, ekwipażu i po hojnej minie
Powiedziałbyś, że to pan. Istnać to gołota
Kryje się wśród jedwabiu i jasnego złota.
Zostawił-ci mu ojciec, smażywiecheć szczery —
Jedząc chleb za pieczyste, rzodkiew za selery —
Kilka włości obszernych, jak testament pisze;
Teraz się przy nim tylko został klucz Hołysze,
Wioseczka Pożyczanka z karczmą Nieoddajem.
Reszta poszła, chwalebnym świstaków zwyczajem,
Na oferty miłosne, na smaczne obiady,
Na fabryki rozkoszne z podchlebców porady,
Na dwór z łuszczybochenków nikczemnych złożony.
Jeździł nie wiedzieć po co raz do Barcelony,
Dwakroć do Włoch; dwa razy i Londyn, i Bernę
Odwiedził, skąd nam jednę przywiózł ficygernę
Z kilką modnych wachlarzów. Wionęły pieniądze;
Pycha tylko została i niesforne żądze,
Jakby dawną utrzymać, choć w nędzy, figurę.
Zaledwie mu dłużnicy nie obedrą skórę.
Nie masz kupca, patrona i klauzury mniszéj
Lub kędy utajony kapitalik dyszy,
Żeby go nie wymodlił, wypłakał, wymęczył.
Czy mu kto lada łajdę i błazna nastręczył,
Że ma sumkę z szachrajstwa długiego nabytą,
Czy piwkiem robi sobie zysk i akwawitą:
Wnet doń posły wyprawia o jej pożyczenie,
Zawinąwszy w papierek honor i sumnienie.
Teraz u kominiarza stu talerów szuka,
U stróża wziął dwanaście, dziesięć u hajduka,
Dziesięć z płaczem wycisnął, co pod świętym Janem
Przedaje baba krupy, siedząc pod straganem.
Ten, co był wczoraj u nas czy ongi, zda mi się,
Jego to spod deliji Żyd przetrząsał rysie;
Lokaj nosił komodę z angielskim stolikiem,

background image

21

Rajfura jakiś tacę i kubek z imbrykiem;
Murzyn pierścień machlował, a w galony modnie
Szachowane wisiały na ulicy spodnie.
Szedł krawiec, a nie wiedząc zażalony, co rzec,
Westchnął nabożnie: «Tenże to wisi proporzec,
Com go uszył niedawno hrabi jegomości?»
Chciał go drągiem do diabła poszarpać ze złości,
By respekt nie oddalił zuchwalstwo niezbożne;
Że to przecie powłoki są jaśniewielmożne.
Czym jeździ, w co się stroi, gdzie mieszka, czym płaci:
Cudze to są nabytki, jak owa w postaci
Nadobnych się piór kawka próżną chlubą jeży.
Ano, gdyby tu każdy do swojej łupieży
Rękę ściągnął: szewc zerwał niepłatne trzewiki,
Kupiec porwał za suknie, szmuklerz za guziki,
Włoch czuprynę znienacka nabawił napaści,
Że mu z pudrem pachnącej nie zapłacił maści;
Przy kuflu za ojczyznę łba nadstawia chutnie,
Gotów umrzeć. A czemu? Że mu nikt nie utnie.
Słyszysz, Marsie maskowy, jakie czynią trwogi
Huczne kotły nakoło i miedziane rogi?
Już Tatarzyn w granicę puścił swe zagony,
Wsie pali, zdziera domy, młode gwałci żony!
Czas ruszać; siodłaj konie, bierz się do szyszaka!
Lecz ty, pono, z pozoru tylko hajdamaka.
Zachorzałeś; ledwo cię widać pod drylichy,
Albo dyszysz ukryty między bure mnichy.
Przyszło ci się w karmniku zgniłym życiem bawić,
Gdy za kraj i monarchę trzeba pierś nadstawić.
Zrzuć tę larwę, nieboże! Lepiej się umieści
Kapij na twojej głowie lub kornet niewieści.
Oddaj dzikim Sarmatom kiryś i przyłbicę;
Były pod ich szabliskiem nietknięte granice,
Kiedy zgodni, porządni, twardo wychowani,
Miłośnicy swych królów i wierni poddani,
Bez ślifów i oliwek, choć w prostym paklaku,
Panowali od źródeł Dniepru do Krępaku.

A to co za parada wali niezliczona?
Jest to pierwszy minister króla Faraona.
Idzie z pocieszną wieścią do pana, iż więcéj
Pobił dusiów w Warszawie niźli sto tysięcy.
Tu wjecznej plac potyczki, jak Chocim i Żwaniec,
Gdzie się zawsze z Polaki ucierał pohaniec.
Ma nasza młódź waleczna, ciągnąc z każdej strony,
Moc kruszcowych rekrutów na karciane gony.
Już się też ich przebrało: za grenadyjery
Dukaty wprzód stawały i mężne talery;
Teraz tylko złotówki; przecież je zaciąga.

background image

22

Wkrótce nie będzie widać na placu szeląga.
Kmiecie, Żydy, przekupnie, kupców, miast mieszkańce,
Wszystkich-eśmy złupili na takie wybrańce;
Choć srodze marnotrawiąc krajowe dostatki,
Wrzeszczemy, kiedy przyjdzie mowa o podatki.
Nie widziałeś takiego, jako żyw, widoku.
Ten, co kijem uprząta ciekawego tłoku,
Piorąc zawadne chłopy ze drwami i słomą,
Jest to dworu ministra Pamfil maior-domo.
Za nim po amazońsku, wysmukłe jak lalki,
Piątki, szóstki, dziewiątki, ósemki i kraiki;
Toż tryszaki, kwindecze, karczmy, pancerole
I lombry, i trysety walą w raźnym kole;
Niżniki za lokajów, sążeniste asy
Z długimi za karetą stoją szabełtasy.
Kinal siedzi na koźle, a od złota rzędne
Ciągną zwycięski rydwan dwa tuzy żołędne.
Pozad pełno hałastry nadwornego znaku,
Nędza bosa, bez czapki, w odartym kubraku;
Brudne przeklęctwo, rozpacz z czołem w ziemię wrytym;
Zwada z bindą na głowie, a okiem podbitym;
W jedwabnych rękawiczkach złodzieje i zdrajce,
Podłość w burce, a kłamstwo w mienionej kitajce.
Na koniec strata czasu, kredytu i sławy,
Gotowa od dłużników uskrobać z Warszawy.

Owóż się na ulicy słodko z mnichem wita
I w szkaplerz go całuje: jest to hipokryta,
Jaki mógł być na świecie; że księdza Dryganta
Często winkiem podsycił, obił predykanta,
Utopił dwie czarownic, a wierzy w upiory —
Gmin mu za życia świętych wyrządza honory.
Bodaj tymże co postać myśl chodziła tokiem,
Oczy nie szły za niebem, ręce za tłomokiem!
Słyszałem, jako sypie na klasztor jałmużny,
A drzwi każe zamykać, będąc kupcom dłużny.
Na jednych liczy gałkach procent i pacierze:
Dziesięć «zdrowych», a od sum po piętnaście bierze.

Szarga sławę bliźniego zaraz po koronce;

Gorszy się, a sam w cudzej kwerenduje żonce.
Piątek suszył o grzankach, pił jak byk w niedziele.
W wieczór był na Nalewkach, a rano w kościele.


I to, mym zdaniem, idzie pan, maska nie lada.
Co się być przyjacielem każdemu powiada.
Ogon węgorzy w ręku, wietrznik na stodole,
Bocian, lata miłośnik, słodki kwas w rosole.
Ni ciepły, ani zimny; na dzień kilka razy

background image

23

Odmienia się, jak owe u Włochów obrazy.
Co mu głowę wywrócisz, to twarz zawsze ina,
Gdzie była pierwej broda, tam leży czupryna.
Chwalca cnoty, u kogo tuczne sosy zjada,
Jutro nań u innego stołu opak gada.
Rękę ściska, gazetne w ucho baśni kładnie;
Maca, aż co z języka biednemu wypadnie.
A z tym lecąc, pędziwiatr, od kąta do kąta,
Mniemanym przyjacielstwem serca ludzkie pląta.
Potrząsa charakterem, jak Żyd starym fantem;
Wczoraj był rojalistą, dziś republikantem.
Słowa mu na dwór ciekły, jako z pełnej beczki;
Dziś chwali: jezuickiej chce mu się wioseczki.
Napisał panegiryk; a gdy się zawiedzie,
Krzyknie: «Nie masz tu zasług!» i do Włoch pojedzie,
Miły chamaleonie! coć do jednej skóry
Lgnie kolor czarny z białym, z granatowym bury,
Bądź mi nieprzyjacielem oczewistym raczej;
Nie będę patrzał na cię, ni trzymał inaczej.
Nie podlewaj mi cukrem mąki na pół plewnéj;
Lepszy nad słodką zdradę nieprzyjaciel pewny.
Lepsze nad obustronny ołów stalne harty;
Wpadłem w dół słomą kryty, minąłem otwarty.
Idź z Bogiem, zwodna masko, a daj miejsce drugiéj!

Owóż jedzie madama romelskimi cugi.

L'abbé siedzi na przedzie; na bal musi spieszyć.
Właśnie w szczęśliwym kraju jest się z czego cieszyć.
Dzięki tobie, płci słodka, że nie czujem przecie,
Jako nas z każdej strony los przeciwny gniecie.
Śmiech serca opanował sardoński, przy zgonie
Cieszym się; brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie.
Zdjąwszy z berła strach kary i cnoty ochronę,
Bierzem z niego płochości z nieczulstwem zasłonę,
Jakby promień słoneczny mógł blaskiem połudnym
Strzelać dzielnie, zakryty chmur płaszczyskiem brudnym.
Z łaski waszej na nowo mamy świat stworzony.
Gdy w pierwszej niewinności spólne były żony,
Żaden się nie obawiał, że wilk kozy dusi,
W cieniu z duszkami swymi leżeli pastusi.
Wstyd jest karą sumnienia; u nas go niewiele:
Nałóg z występków — cnoty porobił modele.
Wy nas mądrym bawicie często świegotaniem,
Gładząc umysł sarmacki różnych znajdowaniem
Rozrywek i mód przednich; jak pieskliwie śpiewać,
Kształtne dobrać guziki, raźne szaty wdziewać,
Udawać na teatrach i zwykać powoli,
Że nas zdrajcą, szalbierzem, gnuśnym być nie boli.
I tyle czucia mamy na ojczyste zgony,
Jak ten, co z teatralnej wychodzi zasłony:

background image

24

Udawszy bajkę obcą, więcej łzy nie kanie;
W równych względach u niego Polska i Trojanie.
Już dziś nie słychać kotłów i chrapliwej miedzi;
My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi.
Tam Mars, u nas Wenera; rzadko widzieć, aby
Który z młodzi szlachetnej końskie cisnął schaby.
Rozpieszczone ciałeczko utłacza karety;
Fartuch u niej chorągwią, proporcem kornety.

Lecz widzę, że przeczekać tej parady trudno:

Napasłeś wzrok i umysł procesyją nudną.
Miły Walku! czas siodłać konie, a do domu
Spieszyć dla siania hreczki, choć diabeł wie, komu.

CHUDY LITERAT

W tej satyrze autor podejmuje temat ubóstwa i pozycji społecznej literatów. Kwestię tę wiąże
Naruszewicz z krytyką sarmatyzmu rozumianego jako zacofanie i ciemnotę prowincjonalnej
szlachty, która niechętnie przyjmuje jakiekolwiek nowości w dziedzinie literatury i nauki, skąd
bierze się niechęć tej części społeczeństwa do czytania "pożytecznych ksiąg".

W odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jak to się dzieje, że literat cierpi biedę i już drugi rok nosi
ten sam żupan i tę samą kurtę, literat rozpoczyna długi monolog, w którym próbuje wyjaśnić taki
stan rzeczy. Pisarz stracił wszystko, ponieważ został oszukany przez drukarnie, a mecenasi
finansowali go tylko dotąd, dokąd im nadskakiwał i schlebiał. Stwierdza on, że gdyby ludzie
kupowali księgi, łatwiej byłoby żyć tym wszystkim, którzy utrzymują się z pracy pisarskiej:

"Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie za(ś)witał,

Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał.

Jeden drugiego gani, że czas darmo trawi"

W tym miejscu rozpoczyna się fragment tekstu zbliżony w formie i wymowie do Krótkiej
rozprawy... Reja. "Mówi szlachcic", że księgami powinien zajmować się ksiądz, "aby nauką i
pismem zdrowym lud zasilić" i w ten sposób odwdzięczyć się Rzeczypospolitej za wszelkie
przywileje, którymi jego stan się cieszy. Ponadto ksiądz nie musi zajmować się rodziną i dzięki
temu może znaleźć czas na czytanie. Ksiądz z kolei zarzuca szlachcicowi, że on nie pracuje
własnymi rękami, lecz że na niego "sto pługów ryje". Szlachcic nie pełni też żołnierskich
obowiązków i nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów ani strat. Jego jedynym zajęciem jest
siedzenie przy ogniu lub oknie i rozmowa z Żydem. Dlatego ksiądz proponuje, aby przynajmniej
coś przeczytał, a nie był "tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem ". Oprócz tego szlachcic ma
wysokie aspiracje: pragnie być posłem albo deputowanym. Każdy zresztą ze stanów zasłania się
swoimi zajęciami, które nie pozwalają rzekomo zajmować się czytaniem, ale usprawiedliwieni w
tym względzie są tylko chłopi i kupcy, którzy naprawdę rzetelnie oddają się swojej ciężkiej pracy.

Następnie literat opisuje scenę rozmowy księgarza ze szlachcicem, który chce kupić (dla dzieci)
"jakie dziełko w nowej modzie". Księgarz prezentuje wiele książek dotyczących różnych dziedzin

background image

25

nauki, jednak na żadną z nich szlachcic nie może się zdecydować, zaś uzasadnienia, które
przytacza, demaskują jego nieuctwo, wstecznictwo i zarozumiałość. Krytykuje on wszystkie
nowinki literackie i naukowe, chociaż wcale ich nie zna. Wreszcie decyduje się na receptę na
przyrządzenie "dryjakwi" (specyfiku uważanego za uniwersalne lekarstwo) oraz "kalendarz
nowy" i kalendarz gospodarski.

Na koniec literat wymienia wszystkie ujemne strony życia umysłowego i społecznego wynikające
z faktu, że się czyta "szpargał byle jaki" lub nie czyta się w ogóle. Są nimi: zacofanie, umysłowa
ciasnota oraz:

"(...) pycha szalona, że swe antenaty (antenat-przodek)

Od trojańskiego jeszcze zasięga Achaty

I, siedząc nad herbarzem z nosem osiodłanem,

Pycha, że pan przodek jego był hetmanem".

CHUDY LITERAT

Któż się nad tym zadziwi, że wiek jeszcze głupi?
Rzadko kto czyta księgi, rzadko kto je kupi.

- A cóż to, mój uczono-chudy mości panie?
Już to temu dwa roki, jak w jednym żupanie
I w jednej kurcie widzę literackie boki?
Sława twoja okryła ziemię i obłoki,
Że cię miały w kolebce muzy mlekiem poić,
A z niej, widzę, że trudno i sukni wykroić.
Nie pytam, jak tam twój stół i mieszkanie ma się?
Podobno przy gnojowym blisko gdzieś Parnasie
Apollo ci swym duchem czczy żołądek puszy,
Szeląga nie masz w wacku, a długów po uszy.
Z tym wszystkim pod pismami twymi prasy jęczą,
Ledwo cię pochwałami ludzie nie zamęczą,
Żeś ozdoba narodu, pszczółka pełna plonu
Cukrowego, pieszczota, oczko Helikonu,
Kwiatek, perła, kanarek, słońce polskiej ziemi...
- Przestań mnie miły bracie szarpać żarty swemi.
Mam dosyć ukarania, wszystkom stracił marnie,
Żem się na mecenasy spuścił i drukarnie.
Te ostatni grosz za druk z kalety wygonią,
Tamci dość nagrodzili, kiedy się pokłonią.
Niepokupny dziś rozum; trzeba wszystko strawić,
Kto go chce na papierze przed światem objawić.
Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni,
A nie masz, kto by ściągnął rękę do kieszeni.
Nie masz owych skutecznych ze złota pobudek;

background image

26

Więcej szalbierz zyskuje albo lada dudek,
Co pankom nadskakiwa lub co śmiesznie powi,
Bo on za swe rzemiosło podarunki łowi,
A ty, biedny, swe pisma, opłaciwszy druki,
Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki,
Żeby z nich mogła imość, gdy przyjdzie Jacek
Ze szkoły, czym podłożyć z rodzeńkami placek.
Wolałbym się był lepiej bawić maryjaszem.
Chodziłbym, jak pan Pamfil, z oprawnym pałaszem,
Kołpak by mi łysinę soboli nakrywał,
A ryś spod brandenbury bujny połyskiwał,
To mi to kunszt zyskowny: często w jednej chwili
Człowiek się pod pieniędzmi ledwie nie uchyli,
A czego nie wypisze przez rok ni wyczyta,
Jedna da mu fortunę w kartach faworyta.
Mój zaś bożek Apollo za usługi krwawe
Dał mi w nagrodę szkapsko, Pegaza, włogawe,
Który nie z jednym pono, jak się często zdarza,
Na popas do świętego zabłądził Łazarza.
Ostatnie to rzemiosło, co prócz sławy kęsa,
Nic nie daje autorom ni chleba, ni mięsa
I żyć każe sposobem prawdziwie uczonem:
Wodę łykać, a wiatrem żyć z chamaleonem.
Gdybyć to kupowano księgi! To by przecie
Człowiek jaką łachmanę zawiesił na grzbiecie.
Każdy chce darmo zyskać: już bym mu ustąpił
Rozumu, byle tylko za papier nie skąpił.
Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał,
Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał.
Jeden drugiego gani, że czas darmo trawi.
Mówi szlachcic: "Czemu ksiądz księgą się nie bawi?
Jemu każe powinność na to się wysilać,
By nauką i pismem zdrowym lud zasilać,
Jemu za chleb w ojczyźnie prędszy i obfity
Tą posługą zawdzięczać Rzeczypospolitéj.
Alboż mu to o żonce z dziećmi myślić trzeba?"
A ksiądz: "Toć szlachcic sobie sam nie robi chleba.
Sto pługów na jednego pasibrzucha ryje.
Pewnie się on za dobro pospolite bije?
Nie uziębnie na mrozie, na deszczu nie zmoknie,
Siedzi w zimie przy ogniu, a w lecie przy oknie.
Gadając z panem Żydem, kto w karczmie nocował,
Wiele śledzi wyprzedał, wódki wyszynkował.
Mógłby też co przeczytać, a z odętym pyskiem
Nie być tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem.
Osobliwie, że mu się nie chce panem bratem
Być prostym, ale posłem albo deputatem.
Niepięknie to, ze sędzia nie zna prawa wcale,
Chocia jaśnie wielmożnym bywa w trybunale,

background image

27

Ani ów poseł z wielką przyjeżdża zaletą,
Co tylko na podatki głośne ryknie veto;
Nie straszny tez to u mnie taki podkomorzy,
Co na hipotenuzę wielki pysk otworzy,
A co ma sprzeczne z sobą rozmierzać granice,
Ledwie zna nieboraczek cerkiel i tablicę."
Tak się oni spierają: po staremu przecie,
I ten, i ów nie wiedzą nic o bożym świecie.
Każdy mówi, iż nie ma czasu do czytania,
Każdy się swą zabawą od książki zasłania.
Chłop ma co robić w polu, a rzemieślnik w mieście,
Mnich zabawny swym chorem lub chodzi po kweście.
Ksiądz..., lecz ja nie chcę z takim państwem mieć poswarki,
Kupiec łokcia pilnuje lub zwiedza jarmarki;
Palestrant gmerze w kartach, co je strzygą mole,
Szlachcic pali tabakę lub łyka przy stole.
Dworaczek piętą wierci, żołnierz myśli, kędy
Karmnik z wieprzem, syr w koszu, a z kurami grzędy,
Pan suszy mózg nad tuzem i wymyśla mody,
Kobieta u zwierciadła, póki służy młody
Wiek, siedzi, a gdy starsze przywędrują lata,
Cudzą sławę nabożnym językiem umiata.
Stary duma, jak mu grosz jeden sto urodzi,
Młokos wiatry ugania i białą płeć zwodzi.
A z tej liczby zabawnych, można mówić śmiele,
Chłopi tylko a kupcy są obywatele.
Słyszałem ja, gdy pewny szlachcic do Warszawy
Przybył dla pewnej ze swym proboszczem rozprawy,
Który go za wytyczne wyklął z kazalnicy,
Ujrzał sklepik z księgami na Farskiej ulicy.
Dziad je jakiś sprzedawał. Spytał na przechodzie:
"A nie wyszło też jakie dzieło w nowej modzie,
Bym je zwiózł dla dzieci? Dobrze to nawiasem
I samemu przy piwku coś przeczytać czasem.
Teraz jest świat uczony; daj Boże, poczciwy
Żeby był, a poprzestał już wyrabiać dziwy."
"Mam – odpowie staruszek – i różnych, i wiele.
Są kazania na święta i wszystkie niedziele..."
"Zachowajcie dla księży, mój bracie, boć lepiéj
Z karty dobrze powiedzieć, nic co drugi klepi,
Diabeł wie co, z pamięci na święconym drzewie,
A tego, co powiada, sam i słuchacz nie wie..."
"Mam wydanego teraz niedawno Tacyta..."
"Niech go sobie sam miły pan autor przeczyta.
Nie masz tam nic śmiesznego, to pisarz pogański."
"Więc wacpan racz dla śmiechu kupić Sejm szatański..."
"To pewnie po radomskiej co nastąpił radzie?..."
"Ej, nie; tu w czarnej siedząc Lucyper gromadzie
Słucha biesów, aby mu rachunek oddali,

background image

28

Wiele ludzi po świecie poszukiwali,
Wiele niewierny patron spraw wygra niesłusznych,
Wiele ktoś nawyłudza złotówek zadusznych,
Wiele łez pan wyciśnie z poddanych okrutny,
Wiele biesów naliczy szuler bałamutny,
Wiele plotek po mniszkach, próżności po damach,
Obietnicy u panów, a łgarstwa po kramach..."
"To coś bardzo strasznego..." "Owoż arcyśliczna
Książka, co tytuł Przyjaźń ma patryjotyczna..."
"Musi to być szalbierstwo; teraz patryjotą
Ten tylko, co do siebie zewsząd garnie złoto,
Miłość dobra ojczyzny w księgach tylko stoi;
Każdy się w sobie kocha i siebie boi,
Żeby mu kordon jakiej nie zagarnął wioski,
Waląc wreszcie na króla i winy, i troski."
"Są wiersze..." "To błazeństwo." "Są też Polskie dzieje..."
"Bodajbyście wisieli na haku, złodzieje!
Żeście, w wieczne swój naród podając pośmiechy,
Powyrzucali z kronik i Wendy, i Lechy...'
"A o gospodarstwie też będzie wziąć co wola?..."
"I bez książek pszenicę rodzi moja rola."
"To o rządzie Europy?..." "A mnie bies to po tem,
Jakim się cudze sprawy wiją kołowrotem.
Ja wiem, że u nas sejmik będzie na Gromnicę,
A jarmark na Łucyją, świętą, męczennicę. –
Nie dbaj, miły staruszku; trzeba dla mej pani
Dryjakwi, co od Złotej noszą Węgrzy Bani.
Dwa razy tylko była mi w Warszawie, alić
Nie może, biedna, spazmów od siebie oddalić..."
"Takie rzeczy w aptekach..." "Więc przecie, mój bracie,
Drukowane jej w sklepie opisane macie..."
"Cóż więcej?..." "Kalendarza..." "A jakiego?" "Co by
Uczył, czy będą u nas i jakie choroby
W tym roku; jeśli pokój, czy będziem mieć wojnę,
Czy głód, czy urodzaje obaczemy hojne?..."
"Jest mały kalendarzyk..." "Ten to zdrajca, który
Poodzierał szlacheckie nazwiska ze skóry,
Co nigdy nie napisał, aż mię serce boli,
Lubom za przywilejem wendeński podstoli?
Będę się, chyba że mię śmierć ze świata zdejmie,
By mi go zerwać przyszło..." Tak po targu sprzecznym,
Dawszy tynfa rudego z mieczem obosiecznym,
Podniósł bibliotekę na ładunek głowy:
Receptę do dryjakwi i kalendarz nowy.
Owoż masz literata! Niejeden to taki,
Co woli w domu czytać szpargał lada jaki
Lub zbijać tylko grosze, by je pan syn stracił,
Niż gdyby rozum pięknym czytaniem zbogacił.
Więc jako też kto czyta, tak potem i prawi:

background image

29

Pali Euksyn, na piaskach papierowe stawi
Okręty, bohaterów na powietrzne sadzi
Wozy i przez obłoki gryfami prowadzi.
Zamienia ludzi, w wilcze przyodziawszy skóry,
Nosi baby na łyse przez kominy góry.
Widzi Abla z Kaimem na miesięcznej zorze
I solone syreny prowadzi przez morze.
Mądrego nic nie pytaj. Lecz to gorzej szkodzi,
Że, co czynim, o srogie szwanki nas przywodzi,
Jednym gnuśne stępiło umysł próżnowanie,
Drugim rozum i serce utopił we dzbanie,
Ów się tylko pieniactwem szarga, a z sąsiady
Ustawicznie o lada zagon wszczyna zwady.
Ten, pańskiej pachołkując dumie i zawiści,
Zwodzi, kłamie, namawia, a nuż co skorzyści,
Istny płód Proteusza, gotów dla mamony
Temu, co go wprzód zdradził, niskie bić pokłony,
Tamten całe swe szczęście na kartach zakłada
Lub lata po wizytach i obiady zjada.
Pełno ludzi zabawnych: zdaje się, coś robi
Każdy i do usług się ojczyzny sposobi.
Lecz kiedy jedno ciało zrobisz z tej gromady,
Ni serca do czynności, ni mózgu do rady.
Drugi gadać nie umie, ba, i cóż on powie?
Nic nie czytał, nie myślił, same wiatry w głowie
Albo pycha szalona, że swe antenaty
Od trojańskiego jeszcze zasięga Achaty,
I, siedząc nad herbarzem z nosem osiodłanem,
Pochycha, że pan przodek jego był hetmanem.
Dziękuję-ć, myśli zacna, z czyjej to pobudki
Berła mozolubnego dobroczynne skutki
Kalendarz tegoroczny przy końcu objawił,
Jakim który swój dowcip pismem autor wsławił.
A nuż w tych litanijach i moje ramoty
Obaczywszy kto, rzuci z ciekawości złoty.
Tak się przynajmniej człowiek na zimę ogarnie,
Przestaną go ze skóry odzierać drukarnie.
Przestanie kiedyż tedyż być uczonym golcem,
Wkroczywszy w ścisłą przyjaźń z księdzem Bohomolcem.

background image

30

Julian Ursyn Niemcewicz

ALONDZO I HELENA

DUMA

naśladowana z Angielskiego.

JTiękna Helena i Alondzo śmiały,
Ta z wdzięków znana, ów z czynów woiennych,
Siedząch, gdzie strumień wśród iaworów ciemnych
Z łagodnym szumem zlewa się ze skały,
Przez słodkie mowy, przez czułe weyrzenia,
Słodzili bliską chwilę rozdzielenia.

2.

Ah! rzekł młodzieniec, iutro się oddalg
W odległey ziemi krwawe toczyć boie,
Ty po mnie wkrótce uśmierzysz twe żale,
Nowy zalotnik zyska secce twoie,
I wiarę którąś przysięgła wiernemu,
Niestała, może oddasz bogatszemu!

3-

Poprzestań, piękna Helena odpowie,
Posądzeń twoią kochankę krzywdzących,
Niechay Bóg, srogi Bóg wiarę łamiących,
Skarze mię, ieźli uchybię w mym słowie;

Czyś zywy, ezyli legniesz od oręża,
Innego nigdy nie wezmę za męża.

4-

Gdyby ma próżność, lub bogactwa żądza
Dały mą rękę innemu z śmiertelnych,
Niech trup na ów czas śmiałego Alondza,
Siędzie obok mnie, wśród godów weselnych;
Niech mię niewierną małżonką nazywa,
I iak swą własną do grobu porywa.

5-

background image

31

Do Palestyny dzielny rycerz spieszy,
Kochanka nad nim rzewne łzy wylewa,
Jedna ią tylko myśl powrotu cieszy:
Alić zaledwie rok ieden upływa,
Bogacz okryty złotem, kamieniami,
Stawa przed zamku Heleny bramami.

6.

Nowy zalotnik, skarby swe gotowe,
Obszerne włości, i dary rozwodzi,
Omamia oczy, zawraca iey głowę,
Podchlebstwy próżne serce iey uwodzi;
Łamie Helena wiarę przysięźoną,
I iuż innemu przyrzeka być żoną.

7-

I iuż xiądz zwiazał ręce nowey pary,
Goreiu gmachy światły rozlicznemi,
Gną sjioły srebra i potraw ciężary,
Piękna Helena błyszczy przed wszystkiemi;

Smiechów, radości gwar się ieszcze szerzył,
Gdy zegar pierwszą godzinę uderzył.

8-

W ten czas dopiero z zdumieniem i trwoga,
Helena widzi przy sobie Rycerza:
Siedział obok niey z surowościa sroga,
Którey wesołość godów nie uśmierza;
Cichy, ponury, niczym nie wzruszony,
W oblubienicę wzrok trzymał wlepiony.

9-

Postać olbrzymia; z wierzchołka szyszaku.
Czarna przyłbica na twarz mu spadała,
I zbroia czarna bez żadnego znaku,
Gdzie niegdzie tylko krew ią okrywała;
Patrząc nań, psy się wstecz z strachu cofały,
I swiece bladym płomykiem pałały.

10.

Przytomność iego trwogą i milczeniem
Przeraża gody, nie doszły połowy
Kiedy Helena, blada i ze drżeniem
Rycerzu, rzekła: zdyimiy hełm z twey głowy,
I racz używać bankietu wesela, .
Który gościnność chętnie ci udziela.

background image

32

11.

Umilkła: gość nasz pełniąc iey rozkazy,
Z wolna przyłbicę szyszaku odkrywa;
O nieba! iakież okryśla wyrazy
Strach, co Heleny serce wskróś przeszywa,
Gdy raptem widzi, nie iuź twarz żyiącą,
Lecz trupią głowę na siebie patrząca.

12.

Krzyk przeraźliwy gmach obszerny razi ,
Każdy z ohydą odwraca swe oczy;
Z gęby i skroni robactwo wyłazi,
Pełza, i na pół zgniłe kości toczy:
Nakoniec larwa, wśród tey straszney sceny,
Tak się do piękney odzywa Heleny.

i3.

Fałszywa ! gdzie cię zwiodła bogactw żądza ?
Przypomniy sobie śmiałego Alondza:
Jakeś życzyła, w tey weselney dobie,
Wśród godów siada trup iego przy tobie;
Niewierną ciebie małżonka nazywa,
I iak swą własną . do grobu porywa.

14.

To mówiąc; dłońmi na pół ią uymuie:
Helena krzycząc na próżno sie zbrania,
Ziemia się na dwie strony rozstępuie,
I w ciemną przepaśc oboie pochłania.
Pogasły światła, słychać tylko ięki
Piekielnych poczwar, i łańcuchów szczeki.

Nie długo potym, ciosem nie zwróconym,
Bogacz zakończył życie pełne trwogi ;
Zamek na zawsze został opuszczonym .
A w pustych gmachach, kiedy wicher srogi

Przeraża duszę przez dęcia straszliwe,
Słychać Heleny ięczenia płaczliwe.

16.

Czteryfcroć na rok o północney porze,
Gdy sen śmiertelnych ciężkie troski słodzi,
Helena w śnieżnym wesela ubiorze,
Z trupem rycerza swoiego wychodzi;

background image

33

On ią wył>ladłą, z obłakanym wzrokiem
Porwawszy, szybkim w koło kręci tokiem.

17-
Widać w koło nich larwy tańcuiące,

Trzymaiąc czaski świeżo z trupów zdarte;
Krew ich napoiem, krwi potoki wrzace
Piią, a paszce szeroko otwarte
Wolaią: para niech żyie szczęśliwa!
Mężny Alondzo, Helena fałszywa.

Pisano na morzu długości zĄ^, szsrokosci północney
Ąyt.' 6n>/i>:' 39 Lipca 1802.

DUMA O ŻÓŁKIEWSKIM

1
Za szumnym Dniestrem, na cecorskim błoniu,
Gdzie Żółkiewskiego spotkał los okrutny,
Jechał Sieniawski odważny i smutny,
W błyszczącej zbroi i na śnieżnym koniu.

2
Maj właśnie drzewa i kwiaty rozwijał,
Księżyc, w noc cichą świecąc roztoczony,
O srebrne skrzydła i hełm się odbijał,
Lecz rycerz wzdychał, żalem obciążony.

3
Niebieskie oczy serce mu zraniły
I swą srogością pokoju zbawiły;
Wzdychał, koń jego myślom się stosował,
Z zwieszoną głową zwolna postępował,

4
Tak dumał, alić po bladym promieniu
Błyszczącą widzi stal pomiędzy krzaki:
Był to hełm, na nim w zbyt drogim kamieniu
Herb Żółkiewskiego i rdzy krwawej znaki.

5
Zdjął go i na tak tkliwe widowisko
Jął mężny rycerz rzewne łzy wylewać,
A widząc srogie walk pobojowisko,
Usiadł i takie zaczął rymy śpiewać:

6
"Cecorskie pola i wy głuche lasy,
"Co na wierzchołkach swych wiatry niesiecie!
"Roznieście ciężkie żale me po świecie

background image

34

"Nad wodzem sławnym w wiekopomne czasy.

7
"Mężu! co sławy chęć wyssałeś w mleku,
"Zamoyski twoje przepowiadał cnoty,
"Pod jego znakiem w wiosny jeszcze wieku
"Siałeś mord srogi w liczne Niemców roty.

8
"Cóż, gdy hetmanem zostać z rycerza
"I świetnym pułkom przewodzić zacząłeś?
"Granice Polski ręka twa rozszerza,
"Podbiłeś państwa i już Moskwę wziąłeś.

9
"A gdy się walą wieże niebotyczne
"Dawnego grodu, oręż twój gotowy
"Wojska Moskali rozproszywszy liczne,
"Wkłada na carów zwycięskie okowy.

10
"Hetmanie, pełen nieśmiertelnej sławy,
"Dniu w sercach polskich nigdy nie zmazany!
"Kiedyś, z szczęśliwej wróciwszy wyprawy,
"Przed zgromadzone stawił jeńców stany.

11
"Król Zygmunt siedział na tronie, a wkoło
"W szkarłatnych szatach poważni ojcowie,
"Młody Władysław pozierał wesoło;
"Wtem wszedł Żółkiewski, a za nim carowie.

12
"Królu! narodzie wolny i potężny!
"Wiodęć ród carów nieszczęsny, lecz mężny,
"Przyjm go nie jako chluby widowisko,
"Lecz jak odmiennej fortuny igrzysko.

13
"Bodajby Nieba, co nam dziś szczęściły,
"Wiodły zwycięstwa za orły polskimi,
"Bodajby wnuki sposoby srogimi
"Za krzywdy przodków nigdy się nie mściły!

14
"Ty, Władysławie, byś jej klęski słodził,
"Moskwać przeze mnie śle poddaństwa śluby,
"Rządź nią, lecz wspomnij, kędyś się urodził,
"Niechaj ci kraj twój zawsze będzie luby!"

15
Tak mówił hetman: - "Któż by rzekł, że chwile
"Tak świetne w ciężkie zamienią się klęski?
"Że, nie mogąc się Turków oprzeć sile,

background image

35

"Szanowną głowę da pod miecz zwycięski!"

16
"Obóz mu cały wśród łez i rozpaczy
"Wyniósł grobowiec i zwłoki w nim schronił;
"Na nim ten napis śmierć i cnotę znaczy:
"On piersi swymi ojczyznę zasłonił".

17
"Ty, drogi hełmie, skronie mu wieńczyłeś
"I włos zsiwiały na pracach ojczyzny;
"Ty w bitwach młodym rycerzom świeciłeś,
"Tyś mu na czole krył szlachetne blizny!

18
"Przysięgam, że cię na głowę nie włożę,
"Aż nieprzyjaciół krwią mego nie zmyję,
"Aż cieniom wodza ofiary nie złozę,
"I pól cecorskich trupem nie okryję!"

19
A tak Sieniawski każdy bój stoczony
Chciał, by dla niego był chwałą lub zgubą;
Dotrzymał słowa i laurem wieńczony
W ogromnym hełmie stanął przed swą lubą.

20
Niebieskie oczy przyjęły go mile,
Bo z dawna cnotę zwykły tylko cenić:
Po bojach słodkie przyszedł pędzić chwile
I laur na mirtu gałązkę zamienić.

FRANCISZEK DIONIZY KNIAŹNIN

DO LUTNI


Ducha boskiego udziale,
Którym cię czucia unoszą,
O Lutni! ku Jego chwale,
Napój me serce rozkoszą.
Brzmienia twojego uroczne tknięcie
Zmysłami mymi rozrządza:
Posłuszne twojej we wszem ponęcie,
Jak wdziękom miłość i żądza.
Co chcesz, przyjmuję: żal, tęskność, nadzieję.
Zapalisz? gorę, rozrzewnisz? łzy leję.
W miarę twych dźwięków smutną lub radosną
Uczucia tkliwych namiętności rosną.

Serce przywrzałe do zbrodni
Twoich zapałów nie czuje:

background image

36

Niechże się lęka pochodni,
Którą Bóg mściwy gotuje...
Ty gasisz ogień wszechmocnej ręki,
A nad piorunem, co pała,
Dobroć, na twoje zmiękczona jęki,
Uśmiech po niebie rozlała.
Ucichną wichry, czarne nikną chmury:
Słodzi się postać wzburzonej Natury.
Nadziei wdzięcznej niech ustąpi trwoga:
Ty zabrzmisz wielkość łaskawego Boga.

Tam, kędy widzi twarz Jego,
Rzesza nim zawsze szczęśliwa,
Rozgłosem brzmienia twojego
Wieczna Go pamięć opiwa:
Jak jednym słowem świat światów stworzył,
Jak życie rozdał swym tchnieniem,
Jak zgładził zbrodnię, a Śmierć umorzył
Sam równym sobie plemieniem.
Tłum świętych duchów na Wieczności łonie,
Pijąc tę rozkosz, w uwielbieniach tonie:
A ten, przed którym tańczą światów kręgi,
Jaśnieje chwałą w cudach swej potęgi.

Jedno zaś brzękiem wspomnienie,
Jak dumne strącił Anioły,
Wzruszy drżące nieb sklepienie,
Burząc po światach żywioły.
Zdaje się słyszeć ta zemsta sroga
Z całej Natury truchleniem,
Gdy wzrok żywego wystrzelił Boga
Grzmiącym na pychę płomieniem:
Którym potwory na łeb pchnięte tłumem,
Z hałasem, waśnią, zgrzytem, wrzawą, szumem,
Runęły w przepaść, zlękłe zaś otchłanie
Rozpaczy wieczne zamknęły zmieszanie.

DO WĄSÓW


Ozdobo twarzy, Wąsy pokrętne!
Powstaje na was ród zniewieściały.
Dworują sobie dziewczęta wstrętne,
Od dawnej Polek dalekie chwały.

Gdy pałasz obce mierzył granice,
A wzrok marsowy sercami władał,
Ujmując wtenczas oczy kobice,
Bożek miłości na wąsach siadał.

background image

37


Gdy szli na popis rycerze nasi,
A męstwem tchnęła twarz okazała,
Maryna, patrząc, szepnęła Basi:
Za ten wąs czarny życie bym dała!
Gdy nasz Czarnecki słynął żelazem
I dla ojczyzny krew swą poświęcał,
Wszystkie go Polki wielbiły razem,
A on tymczasem wąsa pokręcał.

Jana Trzeciego gdy Wiedeń sławił,
Głos był powszechny między Niemkami:
Oto król Polski, co nas wybawił,
Jakże mu pięknie z tymi wąsami!

Kogo wstyd matki, ojców i braci,
Niech się ze swego kraju natrząsa,
Ja zaś z ojczystej chlubien postaci,
Żem jeszcze Polak, pokręcą wąsa.

DWIE LIPY


Oto dwie lipy zielone
Ze dwóch się brzegów witają:
Jedna ku drugiej skłonione,
Gałęźmi siebie tykają.

Do czegóż rozdział im sprawił
Okrutny odmęt tej rzeki?
Skłonność im tylko zostawił,
Lecz się nie złączą na wieki.

Tak mówił Koryl zbłąkany,
O wiernej myśląc Izmenie;
I z najskrytszej w sercu rany
Głębokie wydał westchnienie.

KROSIENKA

DO PIOTRA ORZECHOWSKIEGO


Rzekł sobie hardy: wszystko mi się godzi, Mam oręż w ręku, lud i prawa moje. Krew
tylko moja rządzce światu rodzi, Dla niej są kunszta i przemysł, i znoje.
Niech mi się żaden sarknąć nie waży:

background image

38

Sąd i kara w mojej straży. Tu mistrz obłudy, w nabożnej postaci: Ja, rzekł, podeprę
gmach wysoki pana! Służąc świat jemu, niechaj i mnie płaci. By zaś zgiętego nie
podniósł kolana,
Drżącemu w świętej ku nam pokorze
Nieba i piekła otworzę. Dopieroż mędrzec na pół oświecony Zamąci prawdę i zionie
swym jadem. Wzruszył z swych zasad ołtarze i trony I nad zhukanym zawoła nieładem:
Losu nam tylko ślepa jest droga;
Nie masz cnoty, nie masz Boga. Pęknie wnet łańcuch wiekami ukuty: Rozigrały się
namiętności człeka. Ślepy zuchwalstwem a jadem zatruty, Szuka wolności, i na nią się
wścieka. Mordujmy siebie, gińmy pospołu:
I z góry wyrok, i z dołu.
Bóg, na którego zapomnieli ludzie, Lub w Jego imię ważyli się kłamać, Puścił ich
własnej pysze i obłudzie, Dozwolił wichrom karki sobie łamać;
A wpośród błędów burzliwej nocy
Umknął światła i pomocy. Truchlejem na to i wołamy, Pietrze: Cóż będzie z nami bez
Jego pomocy? Grzmi zewsząd zbrojne w pioruny powietrze; Zginie i cnota wśród
okropnej nocy.
Niechaj z ufnością pobożny klęka:
Wpośród tej burzy jest ręka! Ta ręka, zbrodnie ukarawszy stare, Przez które ostra dziś
prowadzi droga, Wróci nam słuszność, porządek i wiarę I znak mądrości, to jest bojaźń
Boga!
Władać i słuchać gdy poczną cnoty, Ukaże ludziom wiek złoty.

DO OBYWATELA


Tę boską lirę ilekroć mam w ręku, Cnocie hołd oddać moim zawsze celem. Jakże mi
słodko, czystego jej dźwięku Przed tobą użyć, przed Obywatelem!
Któż obywatel? ten, co swymi trudy Wspiera los braci, choć przeciwność bije. Któremu
wdzięczni rzekną bez obłudy: Niech żyje wiecznie, bo dla nas on żyje!
Który jak drzewo wśród burzy otuli Skupioną trzodę swych liści ramieniem. Biegną
śpiewając tam pasterze czuli, Cieszmy się pod tym dobroczynnym cieniem!
Tak, kiedy Polak śmierć zyskiem poczytał I chlubę z placu przynosił na czele, Orszak płci
lubej z dziatkami go witał: „To nasi zbawce! to obywatele!"
Nie złotem wtedy, ale szło żelazem, Gdy miłość kraju ruszyła pałasze, Odgłos był jeden:
trzymajmy się razem, Bo idzie o nas i o dobro nasze!

Żądzom podłości raz popuścić

liców, Stęka kraj nędzny, upadają miasta, Widać chwast lichy, co z żalem dziedziców Na
gruzach wielkiej budowy porasta.

Daremnie Cnota, tor podając chwały, Roznieci światło i ogniem zapali. Potrzęśnie głową
ród zapamiętały: „Niech ginie wszystko, byleby my cali!"
Za nic im przykład i ów zapał święty, Co swoje widzi nadgrodę wśród nieba: Gdzie
ziarna sypią, gdzie na lepie nety, Ślepa na zgubę pędzi ich potrzeba.
Tak orzeł w górę swe loty pośpiesza, Kiedy słoneczna twarz jemu zaświeci: Zdziwi się
ptastwa poziomego rzesza, Ale nikt za nim ku słońcu nie leci.

DO FRANCISZKA ZABŁOCKIEGO

background image

39

Hola, Zabłocki! na co trudzim głowę Nieszczęsnych przygód rozważacze smutni?
Rzuciwszy dzieje i stare, i nowe, Zabrzmij nam raczej oto na tej lutni.
Do czego nam te dopomogą wieści, Że się Algierczyk uciera z Hiszpanem, Że stracił
Anglik okrętów czterdzieści, Że się kojarzy Rosyja z Dywanem?
Gorzej, że nasi dokoła mocarze Łupią, plądrują i ważą nas za nic, A cudzych skarbów
łakomi szafarze Z własnychże Polskę wypierają granic.
Ale i te nas próżno trapią nędze: O! nie ocali kraju nasz frasunek. Niech się ci trudzą, na
których potędze Stoi ojczyzny zguba i ratunek.

DO CELESTYNA CZAPLICA


Ów ogień na wieki słynie, Którym tchnął niegdyś Horacy. Może też i mój nie zginie, Co
w stałej ścigam go pracy, Ja, urodzony przy Dźwinie, Która z masztami, pieńką i żytem
Wyniosłe mijając brzegi, Hojnym Baltydzie zlewa korytem Stopione lody i śniegi.
Cóż mi po mojej dziedzinie? Tam dziś jarzmo i kajdany. Gdzie Wisła swobodnym
płynie, Tu twoim duchem zagrzany Niech ci śpiewam, Celestynie! Tu, gdzie mi serce
słodko poruszy
Miłej wolności ochrona, Gdzie luba wszystkim i żywość duszy, I twoja starość zielona.
Tu słyniesz twej lutni brzmieniem, Muzom i wdziękom przyjemny: Tu łączysz użytek z
mieniem, Zacnym przyjaźniom wzajemny

I czystym chlubny sumnieniem. Gdy ciska drugich czynność nieprawa

Na smutne błędów rozdroże, W całym przeciągu wieku Stanisława
Nic ci zarzucić nie może.
I owszem styr twojej Laski Będzie potomność wspominać, Że pisząc prawa i łaski, Ani
się dałeś uginać, Aniś zawichrzał niesnaski. Nie miały miejsca w umyśle świętym
Interes, podłość i zdrada. Wzdrygam się na tę uczuciem wziętym Ze krwi mojego
pradziada!
Znała go mężów garść ona, Co grube tłukła Moskale, Smoleńskich murów obrona, Ale w
najświętszym zapale Zdradził ich dzielne ramiona Naczelnik hańby, przedawca braci,
I obok twego imienia, Któremu czułość wdzięcznością płaci, Niegodzien ani
wspomnienia.

NA WOJNĘ TURECKĄ

Dokąd z pogardą dwie lecą Harpije
I na co pędzą te tłumy? By we krwi ludu, co się za nich bije,
Pastwę umaczać swej dumy. Wre ląd i morze pod Orłów sponami: Europa w strachu, a
cóż będzie z nami?
Niemiec, Słowaków nieprzyjaciel stary, Pochłońca wolnych narodów;
I gruby tyran, greckiej zawsze wiary, Śniegów stróż niegdyś i lodów:
Na łzach i jęku przez gwałt i łupieże
Dumie swej wznoszą Babilonu wieże.
Ale Bóg patrzy i śmieje się z góry Na ślepe myśli wzniesienie,
Oto z wichrami zbierają się chmury Siejąc dokoła płomienie.
Burza Wolności srogą zemstę budzi.
Strąci gmach pychy i podniesie ludzi.

background image

40

DO ZGODY NA SEJM 1788

Burza Europie straszliwa Całą zewsząd grozi mocą, Wschód się i Zachód wyzywa,
Południe huczy z Północą. Pan potęg zagrzmiał, niech uderzy czołem Duma przed zemsty
ognistym aniołem.
On rózgą we krwi broczoną
Ściga tyranów i siecze;
Na wzrok jego kraje płoną,
Tarcze pękają i miecze. Ale ten, który obie zatrząsł osi, Poniża pysznych, a pokorne
wznosi.
Gdzieżeś, o świata mistrzyni! Ty, która od trzód i wiosła Z dzikiej nad Tybrem pustyni
Straszny ów naród wyniosła I któren potem, w rozwalonym Rzymie Stracił bez ciebie
własne nawet imię?
Ty, której siłom i pieczy Zlecił Bóg dzieł swych objęcie, Ażebyś bryłę wszechrzeczy,

W

pierwszym wiszącą zamęcie, Jasnymi wiecznie rozgwiaździła koły, Sporne zwabiwszy ku
sobie żywioły.

Bez ciebie my, chlubne dzieci, Dawnymi mężów zaszczyty, Gdy się pęk strzał twych
rozleci, Dziś naród wzgardą okryty! Stoim u jarzma swej przepaści blisko, Pastwa stad
obcych, a wichrów igrzysko.
Której nie uczuł boleści Wiek nasz, klęskami ćwiczony? Jakiej o sobie wart wieści
Gnuśnieć z podłością muszony? Jakimże ciosem nie rozranił serca Stróż naszych swobód
i gorzki szyderca?
On nas na siebie rozburzył, Chytrze ginącym podchlebny, On nam sąsiady zachmurzył
Na rozbór z sobą haniebny; I żeby dzieci z ich ojcem pokłócił, Styr pod swój ukaz i
prawa przewrócił.
Uśpiwszy ptaka swobody, Skrzydła wprzód uciął orlęce: Tu w błędach ciemnej niezgody
Oczy nam odjął i ręce; A świetny naród gdy zgubie przeznaczy, Powlekł nas wstydem i
chmurą rozpaczy.
Przecież tę chmurę Bóg zsunął Z upokorzonych na harde. Za ogniem zemsty grom runął
Na wzniosłe gmachy i twarde. Obłok zaś jego wyjaśnił nadzieję, Co się ku synom
Wolności rozśmieje.
Wdziękami onej ujęty, Już, widzę, naród mój pała. I serca, i broń, i sprzęty Zjednoczyć
każe nam chwała. Pod hasłem Cnoty, a Wolności duchem Gotów iść Polak godnym
siebie ruchem.
Błyśni, o Zgodo żądana!
I okaż chlubę twej sprawy,
Unoś się, sławą trzymana,
Ponad murami Warszawy. Całości wspólnej i szczęścia powodem, Złącz naród z królem i
króla z narodem.
Sercami władaj i głosy Wśród wybranego tych koła, Którym zleciwszy swe losy
Ojczyzna dzisiaj tak woła: Synowie! odtąd z wdzięcznością wspominać Albo was będę na
wieki przeklinać.

DO LITWY


Pośród ciemności starowiecznej nocy, Co cięży głowom na zgubę ich własną, Mimo
zdrad chytrej na serca przemocy, Postrzegam zorzę ponad nami jasną. Witaj, Ojczyzno!
w każdej synów sprawie, Co ku ich dniowi, ku twej dąży sławie.

background image

41

Ich dowcip pierwszy przedrzeć się ośmielił Przez twarde gnuśnych przesądów zapory; On
żywszych tobie promieni udzielił Wzruszając umysł długim cierpem chory, A przez to
rucho w sercach rozogniałe Cnotę dał uczuć i obudził chwałę.
Już myśl pracuje, a duch podniesiony Leci, gdzie Prawdy czysta wiedzie droga. I gdy
nam teraz z każdej nieba strony Błyśnie Opatrzność łaskawego Boga, Wolności naszej w
twoich synach ramię, Ich cnota gore, zgoda trudy łamie.
Zimą spychając i topiąc lód ostry, Gdy słońce wróci miłą ziemi wiosnę, Z chlubą swej
matki pracowite siostry

Skupią się, brzęcząc nad ulem radosne;

Tak słodkim ciebie uczuciem obejmie
Rój twoich dzieci na tym świetnym Sejmie.
Twój Reytan zacny, Reytan nieśmiertelny!
Gdy los Europie śmiał u nas okazać
Z gwałtu i zbrodni dziwotwór bezczelny,
Co wszystkie prawa mógł w oczach jej zmazać
On jeden, aby wzór cnoty ocalał,
Stanął i świętym jej ogniem oszalał.
Ojczyzno! uczcij tak drogie popioły, Wynieś mu posąg w tej czucia postawie. Niech
nasza młodzież na nieprzyjacioły Chwyta z niej ogień i leci ku sławie. O ten głaz święty
zostrzone żelaza Niech spławi w zemście wolności uraza.

NA ŚMIERĆ JÓZEFA II


Palec nad nami potężnego Boga Zuchwałe dotknął swych ludów tyrany: Raz im pamiętny
i nauka sroga,
Józef surowo skarany. Duchu Wolności! której Bóg powierzył Podnieść ziemianom i
umysł, i serce. Słodką tchni wonią temu, co uderzył
Twoich zaszczytów wydzierce. Muza, ku cnocie lot unosząc prawy I światłem prawdy
żywiej pałająca, Gdy ciebie budzi do szczęścia i sławy,
Zwłoki zuchwalców potrąca. A ja, jej uczeń, czując jej ponętę, I wdzięczen darów, co
swobodzie służą, Uwielbiam skronie mej Ojczyzny święte
Pod jej wawrzynem i różą. Niech sobie pycha, suwając się ślisko, Ostrymi zewsząd
grożona pioruny, Pastwa przepaści, a wichrów igrzysko,
Wisi na skale Fortuny, Ja, na zielonej uchylon dolinie, Słodkim ujęte snem złączę
powieki, Kędy rozkoszą wiek mój cicho płynie
Od stolic głosu daleki.
Tak niechaj żywot bez szumu przelany Wrota do jasnej wieczności otwiera, Temu ta
ciężka, co wszystkim zbyt znany, Sobie nieznany umiera.

DO KSIĘDZA JÓZEFA KOBLAŃSKIEGO


Pókiż nas trapić ta będzie Warszawa I żółć obruszać co tydzień dwa razy? Jakiż tam
zawrot? co za kwas i wrzawa
Ohydne stwarza obrazy? I gdzież to pierwsze Polaka uczucie, Które go wspólnym zajęło
płomieniem? Strząsł obce więzy w jednym ognia rzucie

background image

42

I śmiałem powstał ramieniem. Czegóż jedności odwaga i czego Boleść przebrana
otrząsnąć nie zdoła? Lecz wieczna Hydra narodu wolnego:
Gdzież moje sługi? zawoła. Obce wnet stadło, Interes z Intrygą (Bóg dałby, nigdy
Polakom nie znane) Nić swoję z pasmem całości rozstrzyga
Płaszczykiem cnoty odziane. Alić ta jedność tak długo żądana Gdy dla Ojczyzny jak stos
wonny gore, Trąci ją Fortel i w swego bałwana
Dalej zamieni w Potworę. Wiją się z tyłu węże w jej warkoczu, Twarze nad czołem skład
ruszają dziki, Cóż się wam dzieje, o główki bez oczu?
Czego chcą wasze języki?
Potwarz wam luba, ale nam szkodliwa, Rzuciła w grono niesmak i niechęci. Z niej
korzystając Gorliwość fałszywa
Waśni was, targa i kręci. Miłość tu własna i Upór jej sługa Szanując posąg Uprzedzenia
stary, Jeden zuchwale, a obłudnie druga
Palą swym chuciom ofiary. Czegóż im chce się? czego tak żarliwe I pianę toczą i słodkie
z ust miody? Wolność i równość! a obydwom krzywe
Depcą powszechne swobody. Owoż i Zawiść, niewolnica Pychy, Drżąca na połów w
zamęcie od wschodu, Na zacne prace wyziewa jad cichy,
Na dobroczyńcę narodu. Więc drobny umysł nie ufa i Cnocie, Prawdę lży nawet
Poczciwość gorąca, A zdrada coraz kadząc ich ciemnocie
Poddaje zapał i trąca... A toż co? Stwora z smoczymi ogony, Rucho jej w kraju, a za
krajem głowa, Krnąbrna zaciętość z każdej dmucha strony
I wszystko zburzyć gotowa. Kapłanie! Bogu wznoś kadzidło miłe, W czystości serca, w
umyśle pokory, Aby dał Cnocie światło, czas i siłę
Na pokonanie Potwory.

DO PIOTRA BORZĘCKIEGO


W świecie, daleki od świata, Gdy mój nim umysł pomiata, Za cóż to myślisz tak sobie,
Że nic nie robię? Pracuję i ja, mój Pietrze. Celem tej pracy powietrze, Ziemia i niebo, co
świeci,
Pełza i leci.
Bywa, że czasem na chwilę Pomiędzy tłum się wychylę, Ten mię w bok trąci, ten uszy
Krzykiem ogłuszy. Ojczyzna ginie! czcze imię: Ten się syn kłóci, ów drzymie. Na toż
wynieśli swe dzieło
Piast i Jagiełło? Zrazi mię szelest przechodni Niewoli środkiem i zbrodni, Wracam z
miłością swobody
Do mej zagrody. Tu jedną u mnie Bóg wiarą, Moje mu serce ofiarą. Dola czy z nami
niedola,
Bądź Jego wola!
Cnocie hołd płacę, jej szczyra Brzmi moja na zawsze lira. Kraszę ten ołtarz bogaty
Świeżymi kwiaty. Tu mile przyjaźń odkryta W sercu jej ufność wyczyta, Z nią swoje
uczucia dzieli,
Z nią się weseli. Błyśnie Fortuna koło mnie, Nadzieja coś chciała skromnie... Ale to
posąg, co łudzi
I cnotę trudzi.
Świetniejszą ja mam zabawę: Chciałbym zarobić na sławę. Co, rzeczesz? próżna to praca.
Takaż i płaca.

background image

43

NA ŚMIERĆ JANA DEKIERTA, PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO


Po swoim ojcu, po swym przyjacielu Dobrego ludu szlochają gromady. Wiele, łez płynie,
gdzie porzucił wielu Mąż pełen ducha, mąż rady.
Cnotliwy Janie! z płaczącymi szczyrze I moja tkliwość łzy tobie wylała, Muza to czuje i
brząknąć na lirze Twojej pamięci kazała.
Poszedł zajaśnieć, gdzie zawsze dzień świeci, I co nas czeka z Tego twarzy dociec, Co
patrzy z niebios na swe równo dzieci, Sam wszystkich i pan, i ociec.
Powagi, światła i roztropnej cnoty Zostawił przykład naczelnikom ludzi: Jak skromnym
ruchem kierować obroty, Gdzie czucia ślepe żal budzi.
Cóż innym ptakom po gruzach ogromu, Gdzie tylko sępy pasą się ich zgrają? Ochocza
praca i pokój w tym domu,
Gdzie matkę wszyscy kochają.
Moc tego ciała jakże się poruszy, Którego w więzach i race, i nogi? A władza zmysłów
nie daje czuć duszy, Że szuka przyczyn ból srogi?
Przebóg! co widzę? płaskie morza cisze W harde ku niebom wspięły się bałwany,
Zatrzęsły ziemią, i w zuchwałej pysze Wierzch rozsadzają wolkany.
Rządzie! pamiętaj, że jak nasze lata, Tak obyczaje, tak mienią się wieki; Że tego twoja
nie obejdzie strata, Kto nie zna twojej opieki.

NAŚLADOWANIE PSALMU 96


Ziemia się moja raduje: Bóg sam nad nami panuje. Niech jego chwałę dzień dniowi, A
wiek podaje wiekowi.
On jeden wielki, wspaniały Pan dostojności, pan chwały, W przysionku jego mądrości
Prawda tor daje słuszności.
Na blask jej żywo rozsiany Pękają twierdze, kajdany: A na gór hardość gorące Gromów
łyskają tysiące.
Połączcie zewsząd, narody, Wieńce trzymając swobody, Chwałę i pokłon wiecznemu
Bogu i Panu jednemu.
Nieście serc czyste ofiary, Wdzięczności pełne i wiary: Ogłoście wszędy brat bratu, Że
Bóg panuje sam światu.

Naprawił ziemię zniszczoną, Zrobił ją wiecznie zieloną, Prawa mieszkańcom jej wrócił,

Dumę tyranów ukrócił!

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO NA OBÓZ POD
GOŁĘBIEM


Żyje Ojczyzna i Polaków chwała!
Na ten szyk zręczny proporców i koni,
Na rzeźwą sprawę łyskającej broni
Serce mi skacze i pała. Widzę z radością młodego rycerza. Czy szablą łyska, czy na
koniu toczy, Kurz na nim i znój porywa me oczy
I w duszę ogniem uderza. Książę! tak ciebie u nas wieniec czeka, Tak cię na łono niech
Ojczyzna

background image

44

przyjmie, Która i dzielność, i z usługą imię,

I prawo waży człowieka. Miło jej uczcić duch męstwa i rady, Tych tu pamiątki są dla niej
pochlebne, Miło jej sprawy wspominać chwalebne,
A w nich i twoje pradziady. Gdy na tym polu Muza cnotę chwali, Prochy i święte
Bohatyrów cienie! Niech tu was nasze obudzi wspomnienie
I nas cześć wasza zapali. Tu grzmiał Czarnecki na swych braci czele, Z których krwi
zacnej wzięła ogień prawy Ta młodzież, która rycerskiej tu sławy
W świętym ich szuka popiele.

Gdy swoich łotrów i obcych czereda Wściekłe po kraju czyniła przebiegi, Ścigacz

najeźdźców napoił te brzegi

Gryzącego je krwią Szweda. Tu za powagą króla swego prawą, Wierność szlachetne
zapaliwszy twarze, Przytarła rogów zuchwałej Tyjarze
I dumną wstrząsła Buławą. Sługać to możny, a zazdrosny tronu, Uczył swych braci
gorszącym przykładem, Jak mieli potem, idąc jego śladem,
Samemu trząsać do zgonu. Rzućmy zasłonę, dzień za nocą leci, Witajmy słońce i wiek
Stanisława! Każe nam dzisiaj czuć chwałę Ustawa
I wielbić Maja dzień trzeci.

HEJNAŁ NA DZIEŃ 3 MAJA 1792


STROFA I
Bogu wielkiemu bądź chwała! Opatrzność Jego nad nami.
Rozśmiej się, córo Czasu okazała, Wszystkimi hoża wdziękami! Gdy wonnej Ziemi
swoboda, W zielone strojna nadzieje,
Na powiew twoich Zefirów się śmieje,
Gdy twoje łąki zdobi piękność młoda, Szumią lasy, ptastwo pieje:
Niechaj rozkoszy twoim wdziękom doda I wolnego ludu zgoda! O! której dała dni lube
Matka wszechrzeczy, Przyroda; Jakąż przydaje ci chlubę, Jakże cię świetniej ustraja
Dzień trzeci Maja,
ANTYSTROFA 1
Uśmiechając się nam zorza Niebo skrasiła różane. Ukaż, o Słońce! z rumianego morza
Włosy falami spłukane. Blask przyjąć twojego czoła

Złote czekają obłoki, Oto w ich bramę wóz tocząc wysoki Wdzięczne Godziny wedle

twego koła

Pomykają świetne kroki. Stań i oglądaj. Polska ciebie woła,
Polska swym szczęściem, wesoła.
O! któryż widok i kędy
Tkliwiej ciebie ująć zdoła?
Widzisz Wdzięczności obrzędy,
Co wszystkich sercem natchnęło Narodu dzieło.
EPODA 1
Liro! Zabrzmij niebios Pana. Czuję duch świętej radości, Szczęśliwe gnący kolana Przed
obliczem

Opatrzności: Ta oto z tronu wiecznej jasności, Chwałą swej łaski uradowana, Uczucia

miłe naszej wdzięczności I czyste przyjmuje tchnienia Za dzieło swego wejrzenia. Czuję

background image

45

w zachwycie drogiej Wolności Święto naszego zbawienia! Z sercami pałającymi Czuję
dar niebios i oczy moje Kończą łzy gorzkie słodkimi. Uciech powszechnych zabrzmiały
roje Po ziemi, którą całuje swoboda, Miłość i zgoda!

STROFA 2
Niechaj cię Pamięć obudzi, Coś usnął na łonie chwały,

Twórco Polaków, dobroczyńco ludzi,
I wzorze królów wspaniały!
Gdy nasza czułość za tobą,
Im bardziej ciebie daleka, Tym coraz tkliwsza, czci prawo człowieka, Gdy z miłą dla twej
pamiątki ozdobą
Strzeże go Rządu opieka. Wstań, Kazimierzu! i następców plemię
Wyprowadź z sobą na ziemię.
Niech tu cześć waszą ucieszy
Matka na koniec szczęśliwa
Jednomyślnej dziatek rzeszy,
Do waszej sławy tęskliwa, Cnot waszych wzywa.
ANTYSTROFA 2
Jasny dzień u nas od ciebie
Zaczął się chwały narodu: Ty, jako zorza w poranku na niebie,
Wodzem świetnego zawodu!
Którym Jagiełłów ciąg złoty,
Rozsuwając się szeroko, Widzieć swobodnym dał pyszne dnia oko: Złączywszy serca i
kraje, i cnoty,
Stanął w południu wysoko. Ale za Wazów, kiedy się zachmurzy
Upał ku gromom i burzy,
Strzał mężów pęk się rozleci
W okropnej wichrów niezgodzie.
Łysnął orężem Jan Trzeci,
Słońca to twego, Narodzie! Łysk na zachodzie.

EPODA 2
Noc ohydna, noc szalona Oćmiwszy zuchwałe grzychy, Spadła wichrami krącona W
odmęt nierządu i pychy. Gdy sowy huczą, śpi orzeł lichy, Ufność go ślepa i zdrada podła
W obce myśliwych sieci przywiodła.
O widmo ciężkiej sromoty, Bez sił i światła, i cnoty;
Niech twoja pamięć serca nie rani!
Przepadni w czarnej otchłani.
My, obudzając czas złoty, Obróćmy teraz ku naszej sławie
Prace, starania, usługi. Dzień świta nowej mądrości sprawie. Oto zajaśniał w naszym
Stanisławie Kazimierz drugi.

STROFA 3
Kiedy Bóg potrąci srodze Naród olśniony swym blaskiem,
Ślepym zostawi namiętnościom wodze. Pod ich swywolą i wrzaskiem Niknie moc
prawom odjęta, Giną wioski, miasta płoną:
Od łez i krzywdy przed hordą szaloną
Uchodzi w niebo Sprawiedliwość święta; A za nią, pustyń źwierzęta
Przemysł i praca zostawuje błędom
I nocnej burzy przepędom. Nad sterczącymi głazami

background image

46

Porasta nikczemność harda, Zginana zewsząd wiatrami, Okryje gruzy dzicz twarda I obca
wzgarda.
ANTYSTROFA 3
Ale kiedy się dokona Długie niewinnych cierpienie,
Zeszle im Prawcę ze swojego łona. Na boskiej córy promienie, Z wiązów oćmionej
gnuśności Zrywa się Dusza wysoka.
Opadnie z oczu przesądów pomroka,
Ucichnąć muszą wstydne namiętności. Pod hasłem Sprawiedliwości
Serca i Siły w jedną łącząc sforę Czyni rozum, cnota gore. Ożywion duchem Mądrości
Bliźni bliźniego poznaje, W związkach braterskiej miłości Ręka się ręce podaje I naród
wstaje.
EPODA 3
Witajcie, zacni Mężowie!
Święte nam wasze imiona.
Cześć wam i sława, i zdrowie!
Ojczyzna przez was dźwigniona. Duch niebios wpośród waszego grona Ogniem, co
czucia wysokie wzniecił, Serca wam zajął, myśli rozświecił.

Stałość z odwagą złączona Stary błąd wieków zamaże.

Ze mgły uprzedzeń, z sideł obłudy Przez waszą cnotę i trudy Boska się mądrość ukaże.
Ściany mieszkańców tej wolnej ziemi Bądą wasze zdobić twarze:
Cnót opiewacze, dziejów pisarze,
Wieńcami coraz umają świeżemi Wasze ołtarze!
STROFA 4
O ty, któremu cierniami Zewsząd oplótłszy koronę,
Obca cię przemoc rozwodziła z nami! Zemknąwszy razem zasłonę, Bóg twoje rany
osłodził
I ojca z dziećmi pogodził. Postępuj z chlubą ludzi przyjaciela Na czele miłej nam i tobie
Rady,
Wieńcem otoczon wesela: Naukę królom i świetne im ślady Twoje podadzą przykłady.
Prowadź z sobą wdzięczność ludu, Gdzie Bogu ślub okazały, Zabrzmi pamięć jego cudu,
Łącząc z tobą naród cały W kościele chwały.
ANTYSTROFA 4
Gdzie serca niesie swoboda, Rzucajcie kwiaty, o dzieci!

Dla was to piękna śmieje się pogoda, Waszym użytkom dzień świeci, Lubej Ojczyzny

nadzieje. Dla was radosne łzy leje

Ta czułość matek, która między nami,
Honor i męstwo wzniecając gorliwa, Uwieńcza zgodę wdziękami:
Cnota ich w sobie dni waszych używa I waszym szczęściem szczęśliwa. Rzucajcie
kwiaty, o dzieci! Idzie dusz naszych ofiara, Co święty ogień w nas nieci, Gdzie czysta
Ojców i stara Prowadzi Wiara.
EPODA 4
Już z całą tronu ozdobą Stanął na polu wdzięczności Chlubny Król ludem i sobą, Otoczon
strażą miłości.

background image

47

Boże! skiń czołem z Twej wysokości.
Oto nasz ociec, przejęty Tobą,
Gdzie ma Twój słynąć cud nieśmiertelny, Kamień zakłada węgielny. Ruszmy narzędzia
gotowe
Wydać serc naszych dowód naczelny. Śpiesząc ciosy marmurowe, Narodu wznieśmy
budowę.
Wy, godząc z krajem duch Watykanu, Śpiewajcie, ludu pasterze!
W cnotach Ojczyzny i ojców wierze
Szanowni światłem i świętością stanu Śpiewajcie Panu,

STROFA 5
On loty mocarzów harde
Uplatał w ciernie i skręcił, A zdjąwszy więzy i słabości wzgardę,
Litość nam swoje poświęcił.
On skrętych wyroków szalę,
Którą przeważa narody, Wziął ręką łaski, a przez ducha zgody I cnoty światło naszej
podał chwale.
Wionął, odżyjem w zapale, Łysnął, a naród głos jego zrozumiał
I świat się wkoło zadumiał.
Miłe mu czyni spojrzenie
Ojczyzny wdzięcznej odroda:
Zesłana z niebios pogoda
Sieje na lube pszczół brzmienie Jasne promienie.

ANTYSTROFA 3

Jakaż to chmura z północy,
Zajmując lasy zielone, Ciężka i z gromem posuwa swej mocy
Skrzydła wichrami niesione?
Jakiejże dumy to brzemię
Pnie się na niebo i z końca Pustyń swych ciągnie do naszego słońca? Jakież tam warczą
na szczęśliwą ziemię
Czarne duchy, nocy plemię?... Kto śmie swobodom tego ludu grozić?
Kto prace burzyć czcigodne
I nasze kwiaty chce mrozić?
Czyje tam serce wyrodne
Na łono Matki swobodne
Krwi naszej żąda i z lichą Targa się pychą?
EPODA 5
O Matko miła i droga!
Co tylko czujem, co mamy,
Przed okiem serc naszych Boga
Twojej obronie składamy. Czy są tu jędze, boskiego cudu Niewdzięczne darom? Jędze
otchłani, Drżąc na ten zapał wolnego ludu,
Donieście waszej tam pani,
Że bez jej starań i trudu, Szczęśliwy naród znalazł w jedności
Rzetelnej dobro Wolności,
Że młodzież jego żarliwa Ojczyznę kocha, wre w niej krew cnotą,

background image

48

Ostra bron w ręku i mściwa; Że gwałt odeprzeć czeka z ochotą I nie da sobie wydrzeć
wśród pożaru Boskiego daru!

MARSZ POLSKI


Wiara, do broni, honor i sława! Święćmy rząd kraju i słowa boże. Słuchajmy króla, on
stróżem prawa, On nam nad prawo kazać nie może.
Czerpając chwałę z jasnego źródła, Żyj z nami, cnota Polaków stara! Precz od nas zdrada,
precz myśli podła, Nasza rzecz honor, nasza rzecz wiara.
Kto śmie na wolne natrzeć pałasze? Czy swój, czy obcy nam go sprowadzi, Nim on nam
wydrze swobody nasze, Z bezbożnym rodem ta broń go zgładzi.
Ojczyzno droga! Ojczyzno miła! Ufaj tym piersiom w każdej potrzebie. Ten oręż w ręku,
ta duszy siła, Jedna jest twoja, drugi za ciebie!

DO HIACYNTA FREDRA


Gdy obywatel twego imienia, Duchem i zdaniem wysoki, Na wolnej ziemi wolnego
tchnienia
Godne obwieszczał wyroki, W podobnym jak dziś opłakana stanie Polska na swoje
czekała skonanie.
Tam fale ostrej mocarz północy Z ludem żelaznym przepłynął; Tu z nim złączony od gór
Rakocy
Harde chorągwie rozwinął. A stary zdrajca, co zawsze miał kłamać, Upatrzył chwilą z
hołdu się wyłamać.
Tam ślaki znacząc kłębami dymu,
Zgraja Niżowców zajadła, I hordy ciągnąc drapieżne z Krymu,
Na krasne ziemie wypadła. A z tyłu srogiej podsczuwacz drużyny Zajął do Dniepru im
własne krainy.
Wiele krwi Polszcze wypiła, wiele!
Obca i swoja w niej zdrada, W ostrych ruinach, w smutnym popiele,
I moc jej zniknie, i rada. Stała już łupem łakomstwu i dumie, Jeno że zazdrość dzielić się
nie umie.
Po tylu klęskach ledwo na koniec
Oliwna błyśnie gałązka, Domową jeszcze wyrodny goniec
Wypuścił burzę od Śląska. Gdy możnowładźca krew braci rozleje, Wybił z rąk matki
ostatnią nadzieją.
Konałaś wtedy, Ojczyzno miła!
Bóg cię potężny zachował. Karał on ciebie, boś winną była,
I ukarawszy ratował. Ale gdy teraz za niewinną stanie, Pycha niech zadrży na swoje
skonanie.

DO MUZY MOJEJ


Okropna smutnej ziemi postawa, Niebo chmurami zewsząd osnute; Wylała z brzegów
powódź plugawa Zmąciwszy zdroje jadem zatrute;

background image

49

Na zawrót z dołu i z góry
Truchleje tkliwość Natury. Stargawszy łańcuch i rządów szale, Urąga cnotom bez kary
zbrodnia. Rozum tyranów błądzi zuchwale, W ręku Rozpaczy gore pochodnia.
Niestety! w klęskach dokona
Zapamiętałość szalona. O moja Muzo, serca mistrzyni! Żegnasz ze łzami piękne Puławy.
Do której teraz umkniesz jaskini Z lutnią swobody i wieńcem sławy?
W jakiej zdrój znajdziesz ustroni?
Któraż cię lipa zasłoni? Tu zgrzyta wpośród i łez, i jęków Wsparta na ostrym zemsta
żelezie; Tam koło zbójczych oręża szczęków Pycha nieść każe pożogi, rzezie;
Depcąc granice i prawa,
Kraje, narody rozkrawa.
Tam bluźnią Boga zhukani ludzie, Z błędów w najdziksze wpadając błędy; Tu lżące
zakon w sprośnej obłudzie I wiarołomcze gorszą zapędy.
Wyuzdała się złość sroga, Jakby nie było już Boga. Stójcie, o ślepi! grzmi jego ramię.
Puści niechybne na łotrów strzały, Uzna, co bluźni, i ten, co kłamie, Że on pan jeden
mocy i chwały:
Ukaże światu w swym cudzie, Że jego ziemia i ludzie. A ty, o Muzo! za jego tchnieniem
Godne twych darów ujrzysz młodzieńce; Cud jego wdzięcznym ogłaszać pieniem I
wonne będziesz rozdawać wieńce, Uśmiechając się do braci W swobodnej znowu postaci.

DO KONSTANCJI DEMBOWSKIEJ


Z czego ci wieniec uplotę? Jakie nadziei dam szaty?... W mroźną los zwinął ciemnotę
Nadzieje razem i kwiaty.
Gdy utraciwszy swe dzieci Ojczyzna mdleje i kona, Czyliż się już nie rozkwieci Gałązka
dla niej zielona?
Ten, który nocą poniża Harde zbyt słońca oblicze, Nowemu dniowi przybliża Zroszone
ranka słodycze.
Tą uzbrojona ty myślą Niebios używaj sczodroty Gotowa przyjąć, co przyślą, Uczuciem
godnym twej cnoty.
Podawaj lutni twe jęki W cichej od burzy uchronie. Mając i Muzy, i wdzięki Znajdziesz i
kwiaty na skronie.

U nóg twych kołczan i groty, I lotność skrzydeł złożona. Czyń z nich ofiarę pieszczoty

Dla szczęśliwego Filona.

Roń tchliwe serca udziały Lewkowi twemu i Cechnie, Niech grzmi nakoło świat cały,
Miłość się ku nim uśmiechnie.
Szczęśliwaś matka i żona, A nuż przyleci ten goniec, Że klaśniesz uszczęśliwiona
Obywatelka na koniec!

DO TADEU

SZA KOŚCIUSZKĄ


Bóg uciśnionych cierpienie Przed światem usprawiedliwił. Polak, na jego błyśnienie, Ujął
Europę i zdziwił.
Zbledną tyrani dokoła, Pąka się łańcuch przemocy, Zazdrość do Pychy zawoła: „Niech
nie panuje dzień nocy.

background image

50

Podchlebna ludziom Ustawo, Zwali cię panów obraza. Czy słaby widzieć ma prawo?
Niechaj rozstrzygną żelaza."
W burzliwej ku nam postaci Zapali ognie wschód słońca: Stanął na czele swych braci
Amerykanów obrońca.
Hardy wojak niewolniczy Przed wolnym wyznał narodem: „Kościuszko mnóstwa nie
liczy, Dubienka mężów dowodem."

Czy Bóg uiści, czy zmazał Ludzkiego szczęścia oznaki, Na wzór narodom ukazał

Światłe i mężne Polaki.

Niech Katarzyna wysoka Uznawszy Słowian przymioty Zwróci pogodny rzut oka Na
serca nasze i cnoty.
Dziełu mądrości niech doda Czucia swojego i wdzięku: Wieczna z wolnymi ugoda,
Sprawa dziś ludzi w jej ręku.

KSIĄŻĘTOM ADAMOM, OJCU I SYNOWI,

CZARTORYSKIM I WNUKOWI WIRTEMBERSKIEMU


Kiedy Ojczyzna kochana Traci swe syny, ród prawy, Nie widzą swego dziś pana Smutne
i ciche Puławy.
Matka, niedawno szczęśliwa, Wpośród łez teraz i sczęków, Jeszcze się ku nam odzywa
Do pozostałych tu wdzięków:
„Niech ojca imię i cnoty Przez syna spłyną na wnuka, Umilą szczęściem wiek złoty:
Rozum, przyjemność, nauka.
Przeżyjem burze i gromy, Kłótnie w otchłani osiędą, Zakwitną role i domy, Ludzie dla
ludzi żyć będą."

PSALM 142


Panie! wysłuchaj modlitwę moją.
Znasz mego serca skrytości! Błagam Cię, w łaskę dufając Twoję,
Wysłuchaj uchem litości.
Nie wchodź w rachubę i sąd straszliwy Ze swoim sługą, mój Boże!
Przed okiem Twoim, któż, proszę, żywy Usprawiedliwion być może?
Gdyż nieprzyjaciel, czyhając skrycie, Na mą się duszę zasadził;
Znikczemnił moje na ziemi życie I samę hańbę sprowadził.
We mgle mię wiecznej nocy położył,
Jakoby po mnie już było, Duch się mój cały nad sobą strwożył,
Serce się we mnie skłóciło.
W okropnym strachu i ciężkich trudach Pamięć dni dawnych stanęła;
O Twoich, Panie! myśliłem cudach, Zważałem Twoich rąk dzieła.

Panie! do Ciebie podniosłem ręce, Dusza ma pragnie ochłody.

Bez Ciebie wyschła w ustawnej męce, Jak licha ziemia bez wody;
Rychło się, rychło zmiłuj nade mną, Bo moim duchem nie władnę,
I ukaż Twoję twarz mi przyjemną, Bo z zginionymi przepadną.
Daj mi znak, żeś się dał ułagodzić, W Tobie nadzieję złożyłem,

background image

51

Oświeć mi drogę, którą mam chodzić, Bo się do Ciebie wróciłem.
Do Ciebiem uciekł, ratuj mię, Panie!
Przed srogą ręką, przed wrogiem; Naucz, jak pełnić Twe przykazanie,
Ty bowiem jesteś mym Bogiem.
Duch Twojej łaski na tor zbawienia Z toru przepaści mię zwróci;
A ja dla chwały Twego imienia Ożyję w pańskiej dobroci.
Litość się Twoja nade mną wzruszy, Który tak cierpię od długa,
Zginie, kto zguby szuka mej duszy, Bo ja, o Panie! Twój sługa.

DO BOGA


Czyja tu ręka pomoże? Ojców naszych wielki Boże! Powstaje na nas złość mnoga
I zewsząd trwoga. Po czarnej niebios przestrzeni Zachód się krwawo czerwieni, Wicher
od wschodu wypada,
Z północy zdrada. Jakże ten pożar łakomy, Jak wytrzymamy te gromy?... Niechaj się
puszy moc sroga,
My dzieci Boga! Ja, mówi, pójdę przed wami Doły równając z górami, Zamki tajemnie
otworzę,
Hardych ukorzę. Uczyń, jak mówisz, o Panie! Bojaźń i zbrodnia ustanie, Słodką się ku
nam nadzieją
Cnoty rozśmieją.

PSALM 93, SKRÓCONY


Bóg zemsty panem! ukarać mu snadnie, Podnieś się, Boże! a pycha upadnie. Długoż
Twych ustaw przestępce zuchwali Łotrostwa dumne będą wyrządzali?
Lud wierny trapią, świątnice rabują, Wdowę, sieroty i gościa mordują: I bluźnią jeszcze
rzucając potwarze, Że Bóg nie widzi, ani za to karze.
Zważcie, o głupi! i pomyślcie przecie: Twórca o swoim nie wiedziałby świecie? Ćwicząc
narody, nie ma karać złości Ten, który człeka naucza mądrości?
Szczęśliwy! kogoś Ty, Panie, wyuczył, Kto prawom Twoim serce swe poruczył. Twoja
moc ludu swego nie zasmuci Ni swe na ziemi dziedzictwo porzuci.
Kto się zastawi wbrew o moje zdrowie I przeciw niecnym ze mną się opowie? Gdyby Pan
swojej nie dodał pomocy, Mało w okropnej nie poległem nocy.

Jeżeli rzekłem: „noga mi się chwieje", Pańska me litość wspierała nadzieje, Czyliż przy

Bogu tron bądzie zwodniczy? Dał żółć w swej drodze, a nie da słodyczy?

Ty, Panie! twierdza, Ty moja zasłona, Nadzieja nasza w Tobie umocniona. Wartością
Twoja sprawiedliwość płaci I w samej złości złośnika zatraci.

PI

ĘKNEJ ZOSI


Grywałem dawniej na lutni, Słodka na niej wolność brzmiała. Dzisiaj, kiedy ludzie
smutni, Pękły struny, chęć omdlała.

background image

52

Ale kiedy Zosia błyśnie, Jeszcze we mnie ducha wzbudzi. Radość z oczu łzy wyciśnie,
Ona pociechą jest ludzi.
O kwiecie naszej krainy! Bądź jej pagórków ozdobą, Niech się dziwują doliny, Świeć i
pocieszaj nas sobą.

PORANEK


Po srogiej burzy, co pełna gromów I ślepa w hardej przemocy
Niosła pól klęskę i pożar domów Kręcona wichrem północy,
O jakże wdzięcznym jesteś, Poranku!
Jak słodka twoja nam rosa! Świeżo w godowym jaśniejąc wianku,
Błękitne witasz niebiosa.
Na twoję postać, na twoje wdzięki Wzbudzone zewsząd ptaszęta
Głosem tkliwości brzmią temu dzięki, Skąd czucie, skąd ich ponęta.
Roń chętnej ziemi balsamy życia,
Napawaj zioła rozkoszą, Te wśród miłego kwiatów rozwicia
Niech i me serce unoszą.
Obyś tak mojej błysnął Ojczyźnie!
Nadzieja dla niej coś kryśli, Lecz gdy się oczom coraz wyśliźnie,
Boją się podać jej myśli.

Jako te pączki, co raz trwożone

Niestałą wiatrów koleją, Słodkiemu słońcu listki zielone
Jeszcze powierzyć nie śmieją.
Ty, co po zimie prowadzisz wiosnę, Którego ranek ten świeci,
Rozkwieć nam znowu myśli radosne I powróć Maja dzień trzeci!

MARSZ


Do broni, żywo do broni! Żyje Polska, żyje sława. Chwytaj zbroje, siodłaj koni, Dobra
nasza z Bogiem sprawa. Hej, bracia! żywo i śmiele, W kim dusza gore cnotliwa, Dzielny
Kościuszko na czele I Ojczyzna nas wzywa.
Pycha ślepa i zuchwała, Niewolników pędząc krocie, Miarę zbrodni już przebrała
Przeciw Bogu, przeciw cnocie. Ale Bóg im szyki łamie I cnocie lepiej pomaga, Czujem
święte jego ramię, Nasza przy nim odwaga!
Zaostrzone te żelaza Zdradzie czuć dadzą i dumie, Co może wolnych obraza I co rozpacz
cnoty umie. Polskie szanując pałasze Zemsty się mężów niech lęka,

Ubezpieczy prawa nasze Wolny oręż i ręka.

Precz z Ojczyzny naszej łona, Brudna zgraja winowajców. Niech zakwitnie oczyszczona
Z obcych łotrów i swych zdrajców. Odzieje miłą nam ziemię Zielona znowu postawa.
Wyda wdzięczne po nas plemię Nasza wolność i sława.
Ojczyzno droga i luba! Twoja to krew, co w nas płynie. Nie upadnie twoja chluba, Aż
ostatni z nas nie zginie. Żyjem, póki twego bycia, Bóg twoim synom pomoże. Niewart
ciebie, niewart życia, Kto w niewoli żyć może.

background image

53

NA REWOLUCJĄ 1794


Znów Babilonu budowa. Gdzież to sięgają te kroki olbrzymie?... Pókiż ma pycha moje
bluźnić imię? Rzeki Pan, którego piorun kończy słowa.
Sklepienie góry wnet pęka. Wystrzeli rozpacz, kruszą się kajdany, Zbledniały zbrodnie,
drętwieją tyrany,
O jak im straszna Najwyższego ręka!
Ukaże słońce dzień chwały: Honor z odwagą, wziąwszy się za ręce, Wymknęły skrzydła
na wolność orlęce
I czarne ptaki przeraził ptak biały.
Bohatyr w cichej postaci, Z cnotą na ziemi, a ufnością w niebie, Pod świętym hasłem:
Ojczyzno, za ciebie! Błysnął orężem na czele swych braci.
Takiego ducha i mocy Ów mąż potulny, podług woli Boga, Świątyń solimskich
ogromnego wroga Gwałtowi świadkiem ukazał swej procy.

Taki ów świata kochanek, Gdy otchłań ludzi pożerała wściekła, Od śmierci wiecznej i

od władzy piekła Stawił się zbawcą, niewinny Baranek.

O nieśmiertelni młodzieńce! Chluba wy nasza, o kwiecie Narodu!... Szlachetni gońce
świetnego zawodu. Wszystkie tej ziemi wasze będą wieńce.
Te was czekają na przedzie; Na tyle wieczna niech stęknie sromota. Serca wam wolność,
myśli wasze cnota, Ręce podnosi Ojczyzna, Bóg wiedzie.
Ale ten, który wzniósł nagle Wszechmocne ramię z łyskawicą cudu, Uciął wśród burzy
sprawę swego ludu I zwinął razem Świętej Łaski żagle.
Ah! cóż sroższego być może Nad te popioły i pola krwią wrzące, Nad smutne ofiar
niewinnych tysięce?... O, niepojętyś w Twoich dziełach, Boże!
Słuchaj, niech oko bezbożne Grozę dla Pychy w tym pożarze baczy. A ty, o Cnoto! nie
gub się w rozpaczy: Dzieło tu Boga dla ciebie nie próżne.

NAŚLADOWANIE PSALMU 101


Potężny Boże na wysokim niebie, Człowiek na ziemi usycha bez Ciebie. Tyś
sprawiedliwy! oto pycha tronem I Twoim gardzi zakonem.
Dziki nam sąsiad urąga wiek cały. Spiknął się drugi, co dawał pochwały, Cnota w ich
sidłach i ucisku kona
I nasza szczerość zdradzona.
Z góry nas na dół pchnąłeś rozgniewany, A tak w upadku wiek nasz opłakany, Bez
Twego światła i bez Twej pomocy Chynął jak wieczór ku nocy.
Ale Ty świecisz na wieki, o Boże! Dzieła Twojego dar ustać nie może, Ty nad Syjonem
masz się ulitować,
Czas oto przyszedł ratować.
Sługom się Twoim mur podobał nowy, Ochotnym sercem spieszą do budowy, Ufajmy!
skoro łzy Pana poruszą,
Obdarzy światłem i duszą.
Każdy ród swojej podlega odmianie, Lecz Twoja ręka nigdy nie ustanie I cnota ludzi
trwać będzie na wieki
Pod skrzydłem Twojej opieki.

background image

54

DO TADEUSZA MATUSZEWICZA


Oczu ponęty i uszu, Które z wolnością igrały, Sercom naszym, Tadeuszu! Odjął najeźnik
zuchwały. Wszędy okropno i smutnie, Ucichły lutnie.
Srogi łuk dzisiaj natęża Apollo z Marsem zwaśniony, Spłoszone gromem oręża Muzy
szukają uchrony I wdzięczne z sobą nadzieje Unoszą w knieje.
Zmykając one od dziczy, Co z ogniem idzie i męką, I co ich nie zna słodyczy, Przed
świętokradzką jej ręką, Rzuciły gniazdo swej sławy, Piękne Puławy!
Ukryte teraz i chore,
W ciszy posępnej i w cieśni,
Erato i Terpsychore
Żałują tańców i pieśni, I że im ginie kwiat świeży Hożej młodzieży.
Uranija zaś wysoka I zadumana w swej myśli, Nie spuszczając z niebios oka Jeszcze
uważa i kryśli; Ale drżą boskie jej stopy Gromem Europy.
Jednakże Klijo z nadsłuchem Pióro trzymając na księdze, Ciekawa za każdym ruchem
Potęgi przeciw potędze: Jak która idzie lub błądzi, Pisze i sądzi.
Gotuj, rzekła, swoje płody, Do Melpomeny zwrócona. Szczęśliwe ujrzym narody! Ziemia
znów będzie zielona. Po klęskach i srogim trudzie Odżyją ludzie.
A wy nie płaczcie, o siostry! Niedługo będziem w tej cieśni. Minie burza i czas ostry,
Wrócą się tańce i pieśni. Zabrzmią niebiosom Polimny Radosne hymny.
Na bohatyrów teatrze
Z celem miarkując obroty,
Kiedy ja słucham i patrzę Na wielkie zbrodnie i cnoty, Bóg szalę trzyma, Bóg żywy, Bóg
sprawiedliwy!

DO OJCZYZNY


Czci godna Matko zacnego narodu! Uległaś gwałtom i pysze od Wschodu,
Z której ust wicher i zdrada
Na łonie twoim osiada.
Cisnęła w klęski najzieleńszą ziemię, Wyrodem twoim, twoje hańbiąc plemię,
Pijana szczęściem i sroga
Spotwarza cnotę, lży Boga.
Ślepa! w zapędach przeciw samej sobie, Grążąc narody w powszechnej żałobie,
By się straszniejszą okazać,
Imię chce twoje wymazać.
Nie bój się, Matko! imię to nie zginie, Póki w nas ogień i twoja krew płynie.
Brnie oto zbrodni ślepota,
Ale Bóg z tobą i Cnota.

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO


Kędy Potęga, oparłszy tron srogi
Na skrzydle szczęścia i w uklęku trwogi,
Z orężem krwawym nad twardymi ludy

background image

55

Klucze podniosła Obłudy, Stajesz, Adamie! Gdy światu surowa Grozi swym berłem
Semiramis nowa, Uwagę podaj w jej stolicy szumie
Chytrości, Zbytkom i Dumie. Ten, co przeplata bieg wieków niezmierny. Woli
najwyższej wykonawca wierny, Igrając w kolej, zbroi nas, rozbraja

I nikłym szczęściem upaja. Chwiejąc on danym odmienności światem, Głowę nad
bystrym uzłocił Eufratem; Stamtąd do Nilu swoje przeniósł bogi
I srebrne czołu dał rogi. Dopieroż, złotym chęć ująwszy runem, Z piersi miedzianej, gdy
huknie piorunem, Utkwił, orlimi unosząc się piory,
Ostre nad Tybrem topory. Na koniec (kto by tego się był spodział?) W futra sybirskie
biodra swe przyodział; I ręką, płaskiej dziś Newie przyjazną,
Rózgę tam podniósł żelazną.

Lecz ten, któremu towarzyszą Muzy,
Co z przeszłych pychy przyszłe widzi gruzy,
Patrzy się na nią jak na dym, grą wiatru,
Znając udawce teatru. Wyżej swój umysł ku tej race zbliża, Co wznosi skromne, a dumne
poniża; W sercu zaś mając niezatarte blizny,
Do miłej westchnie Ojczyzny!

DO BOGA


Jak samotny na ugorze, Co jeno wiatrem oddycha, W cichej kwiat polny pokorze Słania
się, więdnie, usycha.
Upłynęłyście, dni moje!... Cóż mi z was pamięć udziela? Snują się oczom pszczół roje,
Ale nie znam przyjaciela.
Gdzie zielone wabią krzaki I śmiejące się Zefirem, Biją skrzydłami tam ptaki, Co
przelatują za żyrem.
Do czegóż umysł przychylę? Gdzie się tkliwe serce uda?... Wszędy swoje chwyta chwile
Lubiąca siebie obłuda.
Cóż mojej duszy pomoże? Kto jej zechce stanu dociec?... Czego szukam?... jesteś, Boże!
Ty mój przyjaciel, Ty ociec.

Niech świat omija z szelestem I z swej mię księgi wymaże. Szczęśliwym! jeśli tak

jestem, Jak Twoja wola być każe.

Niech otrzęsie Twoja chwała Męt umu, w którym zostaję, I ten gnuśny ciężar ciała, Co
wagi sercu dodaje.
Błyśnij Twą łaską, o Panie! Zwilż oschłość ducha jej rosą, A serce z więzów powstanie,
Myśli się z mętu podniosą.
Te unosząc się nad mgłami,
W których nas błędów noc grzebie,
Bystrymi pomkną lotami
Do swego celu, do Ciebie!

PSALM DAWIDA

background image

56

Żałość i ucisk Ciebie, Boże! wzywa, Niechaj Cię prośba dosięże tęskliwa; Marne dni
moje jak dym uleciały!... Jak suche drzewo kości wygorzały!
Jak trawa uschło serce me bez Ciebie, Bom ja o Twoim nie pomyślił chlebie. Z
ustawnych jęków nie masz na mnie ciała, Kość tylko nędzna i skóra została.
Jestem jak w lesie pelikan schowany, Jako ptak nocny w pustkach zamieszkany, Oczu nie
mogę przymrużyć ze strachem Jak biedny wróbel samotny pod dachem!
Wróg mojej duszy urągał dzień cały, Ten na mnie przysiągł, co dawał pochwały; A jam
za pokarm sczerym żył popiołem I łzy pił żywe, siedząc za mym stołem.
Z góry mnie na dół pchnąłeś rozgniewany, A w gniewie Twoim wiek mój opłakany
Chynął ku nocy, jako cień wieczorny! I uschłem nędzny, jako kwiat ugorny.

Lecz Ty na wieki trwać będziesz, o Panie! Pamięć łask Twoich nigdy nie ustanie, Nad

Twym Syjonem Ty się masz zlitować, Czas oto przyszedł, żeby go ratować.

Sługom się Twoim mur podobał nowy, Ochoczym sercem śpieszą do budowy; Będą się
Ciebie wszystkie kraje bały, Wszyscy królowie zlękną się Twej chwały.
Ty bowiem znowu miasto Twe naprawisz I Twój majestat przed światem objawisz! Pan
się zlitował nad strapionych łzami I nie pogardził pokornych prośbami.
Niechaj to pismem będzie ryte złotem Ku wiecznym czasom, aby świat na potem Pamięć
miał Pańskiej nad sobą opieki I w dalsze coraz przesyłał ją wieki.
Ten, który siedzi na niebie wysoko, Raczył na ziemię święte spuścić oko, Bo płacz
usłyszał więźniów okowanych I wyrwał na śmierć ostatnią skazanych.
By Pana imię czując w swej obronie, Cześć mu śpiewali na świętym Syjonie, Kiedy lud
wszystek i jego zwierzchnicy Wnidą do Pańskiej pokornie świątnicy.
Każdy twór swojej podlega odmianie, Tyś tylko ten sam, wiek Twój nie ustanie; I sług
Twych syny na wieki trwać będą, Ze swym plemieniem przy Tobie osiędą.

DO BOGA


Ty nami władasz, sprawiedliwy Boże!
W Twoim imieniu potęga i chwała.
Ta, której wstrzymać świat cały nie może,
Upadła na nas z ręki Twojej strzała.
Chciałeś doświadczyć, czy Ciebie kochamy?
Chciałeś; przyjmujem i w Tobie ufamy.
Potwarz ohydna i chytrość przeklęta Ściskają Cnotę w okropnej godzinie; Schwyceni w
sidła i w

sromotne pęta, Jeno krew czujem, co w nas wolna płynie. Cóż ten lud rzecze, co przed

Tobą klęka? Ojcze! Niech Twoja nas ratuje ręka.

Ale dlatego Ty nas pchnąłeś z góry, By się Twe jaśniej okazało ramię, Gdy nas dźwigając
z padołu pokory, Trąci tam pychę i rogi jej złamie; Gdy tej ruina przed światem
wyświeci, Że Ty pan jesteś, a my Twoje dzieci.
Gdzież ta potęga, która w ślepym pędzie Ciebie ma za nic, okrutna, szalona?... Która
krwią znaczy śmiałe kroki wszędzie

I pasie łzami węże z swego łona? Która Cię bluźni i z urągiem warczy Na Twoje hasło i

moc Twojej tarczy?...

background image

57

Zagrzmij, o Panie! a świat Ciebie słucha. Ale co poczniem? gdzie pójdziem ubodzy?
Łyskaj i prowadź: bo próżna otucha Bez ognia Twego i bez Twojej wodzy, Za Twym
ramieniem pole jest otwarte: Cnota się zbroi w cuda nieodparte.
Daj wytrzymałość, a razem i wiarę. Ta groby wzrusza i góry przenosi; Ta wróci wnukom
wieki ojców stare I bujnym plonem ich ziemie rozkłosi; A błędne dzisiaj Twoje ptaki
białe Wrócą do gniazda na dziedziczną skałę.
Gdzie na zasadzie, co ma przeżyć wieki, Świątynia Twojej Opatrzności stanie, Tam jej
świadectwom potomek daleki Radosne co rok odnowi śpiewanie; Tam na ołtarzu lud
Tobą szczęśliwy, Złoży praw księgę i miecz sprawiedliwy.

LĘKLIWA MIŁOŚĆ


Gdy ci me serce, Korynno przyjemna,
Pragnę oświadczyć w uprzejmej czułości,
Ośmiela krok mój miłość nadaremna,
Wstrzymuje bojaźń w zbytniej nieśmiałości.

Miłość mię nagli, bojaźń znowu cofa;
Ta swoją, i ta dzielna siłą:
Obie na mdłego walczą filozofa;
Muszę ich znosić utarczkę niemiłą.

Sprzeczka ich stoi przed mymi oczyma;
Ta swej i ta swej używa pawęży.
Wątpliwy jestem, która plac otrzyma
I która bardziej mój umysł zwycięży.

Przed twoim obie wystawuję wzrokiem;
Niech ta i tamta rozprawi się strona.
Jak swoim przyznasz, Korynno, wyrokiem,
Tak jedna drugą zapewne pokona.

NA ŚMIERĆ JANA DEKIERTA,

PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO


Po swoim ojcu, po swym przyjacielu
Dobrego ludu szlochają gromady.
Wiele, łez płynie, gdzie porzucił wielu
Mąż pełen ducha, mąż rady.

Cnotliwy Janie! z płaczącymi szczyrze
I moja tkliwość łzy tobie wylała,

background image

58

Muza to czuje i brząknąć na lirze
Twojej pamięci kazała.

Poszedł zajaśnieć, gdzie zawsze dzień świeci,
I co nas czeka z Tego twarzy dociec,
Co patrzy z niebios na swe równo dzieci,
Sam wszystkich i pan, i ociec.

Powagi, światła i roztropnej cnoty
Zostawił przykład naczelnikom ludzi:
Jak skromnym ruchem kierować obroty,
Gdzie czucia ślepe żal budzi.

Cóż innym ptakom po gruzach ogromu,
Gdzie tylko sępy pasą się ich zgrają?
Ochocza praca i pokój w tym domu,
Gdzie matkę wszyscy kochają.
Moc tego ciała jakże się poruszy,
Którego w więzach i race, i nogi?
A władza zmysłów nie daje czuć duszy,
Że szuka przyczyn ból srogi?

Przebóg! co widzę? płaskie morza cisze
W harde ku niebom wspięły się bałwany,
Zatrzęsły ziemią, i w zuchwałej pysze
Wierzch rozsadzają wolkany.

Rządzie! pamiętaj, że jak nasze lata,
Tak obyczaje, tak mienią się wieki;
Że tego twoja nie obejdzie strata,
Kto nie zna twojej opieki.

O ELIZIE


Eliza wczoraj ostro spojrzała:
Możem dał powód urazy.
Cisnęła wiankiem raka jej biała,
Przygryzła usta piąć razy.

Nie można było gniewu odwrócić
I błagać srogiej nie śmiałem.
Poszedłem smutny z sobą się kłócić
I noc tę całą nie spałem.

Dziś lubym sama witając głosem,
Serce wróciła mi swoje.
Cieszy mię słodkim nadzieja losem,
Ale się jutra znów boję.

background image

59

Stanisław Staszic

UWAGI NAD ŻYCIEM

JANA ZAMOYSKIEGO

W roku 1755, w miesiącu listopadzie, urodziłem się w mieście Piła z rodziców
powszechnie szacowanych. Dziad mój był przez lat trzydzieści zgodnymi głosy gminy
miasta tego wybierany na burmistrza. Wycierpiał wiele prześladowań od starosty
Cińskiego. Ten naruszył prawa miasta, odebrał mu własność propinacji, wielką część
miejskich gruntów leżących obok jego, za to narzucił piaski i wydmy. Dwadzieścia lat
miasto wiodło z tym możnowładcą proces. Dziad mój, jako pierwszy zastępca dobra
miasta, był wystawiony na wszystkie groźby i złości przemożnego. Wytrwały przy
swojego urzędu obowiązkach i przy bronieniu dobrej sprawy doprowadził ją do
szczęśliwego końca i odzyskał dekretem wydartą miastu własność.
Ojciec mój był następnie wybierany na burmistrza tegoż miasta przez lat dziesięć aż do
nieszczęśliwego upadku Ojczyzny, w którym przy pierwszym zaborze miasto to wpadło
pod rząd pruski. I ten przez czas urzędowania swojego był ciągle wystawiony na
prześladowania i srogości napadników naszego kraju, obstając przy ochronie miasta.
Okrutny Drewitz więził i męczył go kilka miesięcy, aby przymusił miasto, dla okupu
jego, do złożenia nadzwyczajnej kontrybucji.
Ojciec mój był człowiek wiele posiadający nauki, osobliwie w prawach rzymskich, i
biegły w klasycznych rzymskich autorach. Matka była pełna ludzkości nadzwyczajnie do
swoich dzieci przywiązana, mająca wiele religii, ale z nią i przesądy. Tej jej miłości, jako
ku najmłodszemu z dzieci, i tych jej religijnych uprzedzeń stało się skutkiem — od
dzieciństwa przeznaczenie mnie do stanu duchownego. W dzieciństwie zdrowie moje
było słabe. Miłość ku mnie matki i przesąd skłoniły ją, że uczyniła ślub Bogu, iż od
dzieciństwa w poświeconej Mu sukience księskiej wychowany będę.
Dopełniła swe śluby: w takiej odzieży od dzieciństwa byłem
wychowany, a przez wzajemną miłość ku tej najlepszej z matek, rosnąc wchodziłem w jej
czucia, wszystkie nieustannie wskazywane mi życzenia, bym zachował stan duchowny, w
którym mnie Bogu poświęciła. Dla jej się przypodobania w piętnastym roku
wytłomaczyłem O religii poema Racine'a. Ojciec mój ulegając w tym słabości matki nie
zdrażał mnie widocznie z zamierzonego przez nią stanu, ale kierował wychowaniem i
zachęcał mnie do nauk. W tym celu radził mi, bym po skończonej krajowej edukacji
wyjechał za granicę do uniwersytetów niemieckich, a bardziej jeszcze zachwalał
akademie francuskie.
Jakoż tym końcem oddał mi wcześnie część majątku na mnie przypadającą, abym starał
się kończyć nauki w zagranicznym uniwersytecie. Zwiedziwszy uniwersytety w Lipsku i
Getyndze zatrzymałem się lat dwa w Paryżu przy Kolegium Francuskim. Szczególniej
oddałem się naukom fizyki i historii naturalnej. Pierwszej słuchałem pod Brissonem,
drugiej pod sławnym Daubentonem: przez tego zabrałem znajomość z nieśmiertelnej
pamięci Buffonem. Wydał on był natenczas świeżo Epoki natury. Przy częstej z nim o
tym dziele rozmowie powziąłem myśl wytłomaczenia Epok natury na ojczysty język.
Następnie zwiedzanie gór Alp i Apeninu, gdym powracał do kraju, przekonywało mnie,
iż teoria epok jest dowcipna , ale z naturą niezgodna. To postrzeżenie zwracało coraz
więcej uwagę moją na rozpoznanie ziemiorodztwa Karpatów. Zacząłem w tym zamiarze

background image

60

zbierać wszystkie uwagi geologiczne, tak w własnym kraju, jako też przy powtórnym
zwiedzaniu Włoch, Alp, Apeninu, Wezuwiusza i Etny. Na koniec przez kilka lat
zwiedzanie naszych ojczystych Karpatów przyprowadziło mnie do wydania dzieła: O
ziemiorodztwie Karpatów i ziemi dawnej Sarmacji.

Przy wstępie moim na świat uderzyło mię to nadzwyczajnie, że znalazłem w owe czasy
przed sobą zapory nieprzestępne w każdym stanie: w duchownym, wojskownym i
cywilnym; że zrodzony z tak zacnych i tak cnotliwych rodziców, z ojca, tak się w
ostatnich czasach poświęcającego za swoją Ojczyznę,

przecież wszędzie wstydzić się musiałem mego urodzenia, wszędzie je znalazłem

okryte wzgardą, odrzucone od czci, od urzędów i od ziemi. Niesprawiedliwość ta, im
więcej myśleć zacząłem, tym więcej mnie zdziwiała.

To stało się powodem, że począłem zastanawiać się i szukać przyczyny źródłowej tego
pokrzywdzenia i zboczenia towarzystw ludzkich z drogi ich ogólnego szczęścia. Przy
tych uwagach, gdy trafiłem na czas nieszczęść, gwałtów, rozbioru mojej Ojczyzny, dla
której, chociaż tak dla ludzi mego urodzenia była niewdzięczną, przecież wyssałem z
rodziców moich najżywszą miłość, a z tą równie mocne uczucia krzywdy i gwałtu
wykonanych na Polsce. Te dwie niesprawiedliwości uczyniły tak wielkie, na mnie
wrażenia, iż przedsięwziąłem życie od ludzi odosobnione, unikając obcowania, a coraz
bardziej zagłębiając się nad źródłem tych niesprawiedliwości wypływających z złych
zasad wspołeczeństw ludzkich, poświęciłem czas na rozpoznanie gruntowne tych wad
szkodliwych ogólnej ludzkiej rodzinie, zbierałem uwagi nad głównymi epokami zmiany,
powstania i upadania cywilizacji narodów. Rezultatem tych prac moich ciągle przez lat
czterdzieści jest napisane dzieło w sposobie poematu dydaktycznego: Ród ludzki.
W tych uwagach często trafiałem na zapytania: Jaki zamiar Stwórcy w człowieku na tym
świecie? Co najpewniej gruntuje szczęście stałe człowieka? Przekonałem się, że tylko
miłość bliźnich, ziszczana przez dobre czyny, jest szczęściem dla ludzi. Z nimi bowiem
ma człowiek najściślejsze związki przez wrodzoną mu ludzkość. Najprzyjemniejsze
uczucia znajdują się w dobroczynności dla ludzi. I przeto tylko ten postępuje najlepiej do
celu swojego Stwórcy, kto przez ciąg swojego życia poprawi los, powiększy szczęśliwość
drugich ludzi. Ten zaś, kto przez swoje życie poprawi i udoskonali los współczesnych lub
całych plemion następnych, ten dopełnia całkowicie swojego tu istnienia przeznaczenie,
czyli te zamiary, jakie Najwyższe Jestestwo w jego stworzeniu założyło.
W takim przekonaniu przedsięwziąłem całe moje życie na to poświęcić, abym mógł kilku
albo kilkudziesiąt familii los polepszyć i swobodniejszym uczynić ich życie. W tej chęci
wcześnie i stale na całe życie ograniczyłem wszystkie moje potrzeby, abym z ich
oszczędności mógł dla drugich, ode mnie potrzebniej

szych, zrobić ofiarę. Szczupły

majątek, jaki miałem, i to, co przez całe życie zebrać mogłem, wszystko z największą
starannością ku temu raz powziętemu celowi obracałem nieprzerwanie. Byłem stały w
przedsięwzięciu: raz obranego sposobu życia nie zmieniłem nigdy aż do śmierci.

Z takich przez pięćdziesiąt lat z oszczędności zbieranych funduszów kupiłem włość
Rubieszowską i urządziłem ją dla szczęścia kilkuset familii, nadawszy im grunta z
prawem dziedzictwa. Dziękuję Opatrzności, że już za życia mojego towarzystwo ludzkie
doprowadziła do tego postępu i cywilizacji stopnia, iż każdy człowiek już może zostać
właścicielem ziemi. Jakiż to wielki krok zrobiły wspołeczeństwa ludzkie od tego czasu,
jak myśli moje rozpocząłem, do momentu, w którym je w skutku dopełniam!
Powróciwszy z uniwersytetów niemieckich i z Francji do kraju, byłem wezwany przez
szanownej pamięci Andrzeja Zamoyskiego do zarządzania edukacją synów jego . W

background image

61

częstych rozmowach z tym najcnotliwszym obywatelem, nieskończenie do swej
Ojczyzny przywiązanym, a przez długie doświadczenie i przez wielką biegłość w
prawach znającym wszystkie wady towarzyskiej zasady kraju naszego, częstymi z nim
rozmowami skłoniony zostałem, aby je wystawić narodowi stojącemu nad przepaścią i
wskazać ostatni moment do ratunku i poprawy.
W takim zamiarze wydanym przeze mnie zostało w roku przed walnym sejmem
konstytucyjnym dzieło: Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego. A podczas sejmu
napisałem Przestrogi dla Polski.
Taki jest rzetelny rys mojego życia i pobudki moich główniejszych pism i czynów.

DO STANU RYCERSKIEGO


Przy tym zgwałceniu prawa narodów, przy Rzeczypospolitej Polskiej krajów podziale, ja
zostałem niewolnikiem króla pruskiego. Moje ciało spokojnie dźwiga niewolnicze jarzmo
Prusaka; ale moja dusza wolno myśli dotychczas. Już uspokoiła się miłość osobista; ale
miłość straconego kraju często mi to zapytanie czyni: czyliż nie ma dla reszty Polski
ratunku?
Przypadkiem dostało mi się w ręce Życie Jana Zamoyskiego Kanclerza i hetmana W.K.
To, co ten obywatel przed dwieście lat myślał, to mi odkryło dla ratowania
Rzeczypospolitej sposób; ale gdzież jest ten mąż, który go wykonać potrafi? Komu go
dzisiaj w Polsce powierzyć?
Andrzejowi Zamoyskiemu?Ten, za moich czasów najcnotliwszy w Polsce obywatel, w
danym projekcie do prawa tylko zalecał sprawiedliwość dla wszystkich ludzi, a już w
niebacznym narodzie utracił zaufanie; głupia niewiadomość nie umiała rozróżnić prawdy
od błędu; przyjaciela ludzi nazwano nieprzyjacielem Polaków.
Potockim? W tym odwiecznym w dziejach polskich domie kazałaby mi mieć zaufanie ta
uwaga, że Potoccy, chociaż równie dumni, jak ich nieprzyjaciele bywali, nigdy przecież
swej pysze nie poświęcili kraju, nigdy dla pognębienia strony przeciwnej nie wezwali
cudzej pomocy; ale na cnych Potockich stronnicy dworów obcych miotają czarną
oszczerz.
Królowi mądremu? Jego rady zaraz od początku panowania znieciły wojnę domową.
Nikomu z panów tego dzieła ofiarować nie będę: te samoistne dusze, jeszcze po tym
ostatnim doświadczonym nieszczęściu, równie podłe, jak za panowania Sasów, tak za
rządu Stanisława Augusta, chowają między sobą zawziętości i kłótnie. Ta jedna
To było pisane w roku 1784. (Przyp. aut.)
tylko w ich niezgodzie różność, że przedtem jawnie, teraz bojąc się przemożnych
opiekunów skrycie gryzą się. Panowie swojej osobistości i dumie poświęcić resztę
Polaków gotowi.
Stanowi rycerskiemu te uwagi ofiarują. Niechaj szlachta sama o sobie myśli. Już ją nieraz
zdradzono. Wolność powierzyciela nie cierpi. A jeżeli wolności ocalić nie można, niech
pamięta, że prócz wolności jeszcze zostaje jej się jestestwo polityczne, imię, całość kraju i
sława narodu, zasługi, urzędy
do zachowania.
Wielki narodzie! Dopokądże w tej nieczulości trwać będziesz! Czyliż tak ginąć myślisz,
aby się nic więcej po tobie nie zostało, tylko niesława! Nie ma przykładu, żeby osiadłych
na najobfitszej ziemi, udarowanych przez naturę szczególnymi przymioty kilkanaście
milionów ludzi, bez sposobu ratunku, owszem, bez myślenia o sobie, z oziębłością
niewoli czekało. Upadały od dawności mocarstwa największe, ale ich sława jest
nieśmiertelną, a przy ich upadku męstwo na wieki uwielbia potomność.

background image

62

Gdy w kilka tysięcy lat później czytam, że Kartagińczykowie, długimi obrony wojnami
zniszczeni, w ostatnim swego konania schyłku, ani broni, ani wojska, ani żywności, ani
przyjaciół nie mając, przecież nie czekają z oziębłością niewoli, ale czym prędzej
wszyscy łączą się; dają wolność niewolnikom; pałace, kościoły, rynki publiczne
zamieniają się w kuźnie; jedni z domu i z kościołów sprzęty i posągi, w niedostatku
żelaza srebro i złoto przynoszą, drudzy po kilkaset tarczów, mieczów, dziryd, a tysiącami
strzał na dzień jeden robią; kobiety ucinają sobie włosy i z nich kręcą potrzebne do
obrony miasta powrozy. Taką miłość ojczyzny w Kartaginy dziejach czytając, żałuję ludu
tego. Cierpię razem z mężnymi Kartagińczykami; nienawidzę gwałtowników, zdrajców
Rzymianów.
W dziejach rodzaju ludzkiego jeszcze tylko nie dostaje dziejów i upadku wielkiego a
nikczemnego ludu, który bez ratowania się ginął. Czyliż to ohydne miejsce Polacy
zastąpią?
Sobieskich, Chodkiewiczów, Zamoyskich, Bolesławów synowie! Czyliż może być
podobieństwo, abyście wy niesławnie zginęli?
W Heilsbergu, dnia 20 maja roku 1785

EDUKACJA


„Zawsze takie rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie” — tak Jan Zamoyski
w diploma, swojej Akademii nadanym, zaczyna i mówi dalej: „Nadto przekonany jestem,
że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywatelów. Przeto chętnie
poświęcam cząstkę majątku na ustanowienie w Zamościu Akademii, w której by polska
młodzież brała zdrowe obyczajów początki i ćwiczyła się w naukach dążących do
jednego z ustawami Rzeczypospolitej zamiaru. Na ten koniec takie czynię nauk
rozłożenie: w pierwszej klasie początki nauki moralnej i od polskiego języka zaczynając,
początki gramatyki łacińskiej i greckiej dawane będą; w drugiej — moralna nauka,
syntaxis i prozodia rzeczonych języków; w trzeciej — same tylko pierwsze początki
retoryki, tłomaczenie i rozbieranie osnowy dobieranych w językach polskich, greckich i
łacińskich pisarzów, sphaera, arytmetyka, geometria z doświadczeniem w polu i logika;
w czwartej — historia naturalna, fizyka i nauka lekarska; w piątej — historia powszechna
i wymowa; nauczyciel wymowy zawsze materie ściągające się do Rzeczypospolitej
dawać swoim uczniom powinien, a w dziejopiśmie przyczyny główniejszych w rządach
odmian dochodzić i one przyrównywać do kraju starać się będzie. W szóstej klasie
nauczyciele moralnej nauki uczyć będą obowiązków człowieka i powinności obywatela;
w siódmej — tłomaczone będą prawa w powszechności; w ósmej — prawa ojczyste,
statuta, konstytucje, kancelarii prawnomienności, Sądów gatunki i sądownictwo, czyli
postępowanie sądzenia”.
Ta ode mnie krótko namieniona edukacji publicznej ustawa wtenczas, kiedy jeszcze nie
stanęło teraźniejszego żołnierstwa systema, była bardzo rozsądną. Dziś w
Rzeczypospolitej
złą, w monarchiach byłaby jeszcze dobrą. Choć słabych i nie bitnych, przecież
oświeconych i cnotliwych byłaby ludzi wydała.
Tak chowani w Polsce obywatele przynajmniej po tej ostatniej krzywdzie
Rzeczypospolitej byliby mocno uczuli, że w tym razie nie masz inszego sposobu, tylko
jak najprędzej chwytać się tego, co towarzystw ludzkich zgodę stanowi; że lepiej jest
powiększyć wolność innych spółmieszkańców dla powiększenia mocy całego kraju*,
niżeli lękać się noc i dzień tej okropnej godziny, w której mocniejszy oświadczy

background image

63

wszystkim, że są niewolnikami jego. Już dziś Polska byłaby miała prawa. Jej miasta
żywiłyby do niej przywiązanych obywatelów. Takie początki byłyby w każdego Polaka
umyśle mocno piętnowały tę prawdę, że ten obywatel jest niegodziwy, który w
nieszczęściu Ojczyzny pracować dla niej zrzeka się i służyć jej nieprzyjaciołom
wychodzi, ten złoczyńcą największym, który dla dopełnienia zemsty i dla dopięcia swojej
pychy cudzoziemskie wojska do kraju wprowadza.
Ale tej edukacji przez Jana Zamoyskiego ułożenie wykonane nie było. Jak prędko biskup
chełmski teologię do niego przyłączył, natychmiast ta już objawionych prawd
umiejętność, panując samowładnie i innym, ukrytej w naturze prawdy dopiero
szukającym naukom, prawa nakazując, zamieniła szkołę oświeconych i zgodnych
obywatelów w szkołę niewiadomych, kłótliwych, na duszy i na ciele słabych ludzi. Tym
były dotychczas unwersitales. Popełniona w ich stanowieniu wada jest jednym z tych
błędów, które ludzki rozum mocno zawstydzać i korzyć powinny. Chcąc szukać światła
obraliśmy sposoby, które nam wystąpić na krok z ciemnoty nie dozwalały.
Ślepemu, który wokoło siebie kijem macać nie ma wolności — albo zawsze stać, albo na
jednym miejscu kręcić się, albo idąc dalej w najpierwszym dole legnąć przychodzi. My,
niewidomi będąc, z tymi, co najzdrowsze oczy mieli, to jest z bogomędrcami zarówno
biegnąć chcieliśmy.
Dla której ta książka była pisana, a do których wyobrażeń i ja stosować się musiałem,
chcąc, aby mnie zrozumiano. (Przyp. aut.)
W akademiach teologia nad wszystkim górowała. Ona sama nadgrody brała. Stąd
urodziła się innych nauk pogarda: pierwszy błąd.
Wszystkie nauki sobie równe być powinny. Żadna drugiej podlegać nie może. W
rzeczach niedoskonałych niewola zabezpiecza niewiadomość, wolność prawdę odkrywa.
Teologia — umiejętność już zakończona, już wszystkie zasady mająca, w której do
doskonałości ślepa wiara prowadzi, przepisywała prawa, sposób mówienia, rozumowania
i wierzenia naukom jeszcze swoich zasad nie znającym, w których długa niewierność od
błędu uwalnia. Stało się, że każdą wątpliwość, jak w religii Pismo Święte, tak w rzeczach
przyrodzonych starożytności powaga łatwiła.
W akademiach duch systematyczny drugą był wadą. On zrobił, że przez lat dwa tysiące
ludzie nie myśleli.
To, co o zbłądzeniu najpewniej ostrzega, co samą tylko w ludzkich wiadomościach
oczywistość stanowi — doświadczenie — zwane było czarnoksięstwem. W akademiach
na słowach sadziły się najmocniejsze dowody. Słowa prawdy odkrywały i ich
nieomylność stanowiły.
Tym końcem, od wieku jedenastego, początku akademii i szkolniczej nauki, musiano się
uczyć wszystkiego kłótni sposobem, gadając przez tyle godzin i koniecznie takimi
wyrazy. Przez to prawdy od mniemania rozłączone nie były, co jest źródłem fałszywych
rozumów. Tego to błędu jad Europejczyków tak okrutnymi uczynił, że po wiele razy,
często o słów kilka, wszyscy porywali się do miecza dla jednej części swych bliźnich
wyrżnięcia.
Przez pięć lat filozofią i teologią przepisywać było potrze

ba, chcąc być bakałarzem.

Dalej, przez dwa lata, dzień w dzień po kilka godzin wadzić się przymuszano, aby zostać
wyzwoleńcem. Dopiero ten, kto przez kilka dni, codziennie przez godzin dwanaście,
majorem ordinariam, minorem ordinariam i Sorbonicam Ihesim odprawił, kto kilka
tysięcy zapłacił, a jeść i pić dał dobrze, nakrył się doktorskim biretem. Wreszcie jeszcze
po tym wszystkim przez sześć lat musiał na rozprawy uczęszczać, jeśli chciał dostojeństw
wszystkich doktora używać. Opłatne wyzwolenia w każdej sztuce, w każdym rzemiośle

background image

64

są talentów przeszkodą. Tym bardziej w wolnych naukach ta nieoszczędność czasu, te
formuły śmieszne były rozumu oporem.

Ostatni, ale błąd w tych publicznych szkołach był największy: ich edukacja nie do
jednego celu z ustawą kraju dążyła.
Zwyczajnie dzieci w ósmym lub dziewiątym roku do szkół przyjeżdżały. Tam ich
najprzód przez lat osiem słów łacińskiego języka uczono. Dopiero ten, kto się chciał
nazwać uczonym człowiekiem, musiał przez lat trzynaście ćwiczyć się w samym gadaniu
po łacinie o wszystkim. Tak człowiek dorosły lat trzydziestu, ani do pracowania, ani do
bronienia zdatny, myśleć mało, tylko gadać wiele umiejący, nie był chowany dla
społeczeństwa tego, w którym tylko wspólna praca wszystkich tworzy bogactwa,
sposobna w każdym obywatelu robienia bronią dzielność zapewnia przed napastnikiem
siedlisko, a małomówność, przy niej gruntowne myślenie, stanowi jedność wewnętrzną.
Ta dawna edukacja sposobiła ludzi do tych towarzystw, w których by inaczej nie
pracowano, tylko ustami.
Tak się też stało. Wiek jedenasty — epoka ustanowienia akademii i rozszerzenia się
szkolniczej nauki — jest także epoką rozmnożenia się zakonów. Przedtem w państwach
wschodnich nie znano innego zakonu, tylko świętego Bazylego; w krajach zachodnich nie
znajdowało się innej reguły, tylko świętego Benedykta. Akademie, czyli dawny uczenia
sposób, do tych towarzystw ludzi sposobił. Dawna Uniuersiłas Kraków

ska jest

przyczyną, że województwo krakowskie tak licznymi klasztorami zapchane zostało.

Te pobożne zgromadzenia, z natury postanowienia swojego będąc duchowi
systematycznemu przychylne, naukom być użyteczne nie mogły*
Z tymi wadami akademie, które dla wychowania obywateli pracowitych, rozumnych i
bitnych ustanowione były, wydały ludzi słabych, upornych, leniwych i o sobie wiele
rozumiejących, niezgodnych, o wszystkim gadatliwych, a co jest obywatel, nie
wiedzących.
Takie universitałes były niewiadomości twierdzami, z których po całym powiecie
rozchodzące się błędy wszelkie światło tłumiły. Z nich najstarszą i najpierwszą była
Akademia Paryska. Ta akademii matka wpośród stolicy wszystkich nauk dotychczas jest
nieukiem. Cóż o jej córkach sądzić potrzeba?
Ten, kto dawnych akademii kształt odmieni, uczyni ludzkiemu narodowi wielką
przysługę. Niech wie potomność, że Polska najpierwszą, kiedy ją niesprawiedliwi
sąsiedzi przeciwko ludzkości szarpali, poprawiła ten błąd powszechny. Ona najpierwszą
dawnych akademii układ zniszczyła i w swoim kraju najlepszą z całej Europy publiczną
edukacją ustanowiła. Ta zapewnię wyda obywateli rozumnych, ale nie wychowa ludzi
pracowitych i bitnych .
Każdej edukacji stanowiciel to poznać najpierw powinien, czym jest człowiek z natury?
Czym ma stać się przez wychowanie? Dopiero potem prawidła edukacji ułoży; tak
doskonały rzemieślnik wprzód materią poznaje, a gdy, co z niej ma urobić, postanowi,
dopiero wtenczas do swojej pracy narzędzia obiera.
Człowiek rodząc się nic nie zna i nic nie myśli.
Tylko jest czuły: cokolwiek boleść sprawuje, tego się strzeże; co jego naturze dogadza,
czyli życie zmacnia, tego on szuka.


* W wieku jedenastym i dwunastym benedyktynów klasztory najbardziej u nas zagęściły
się, a bazylianie na zachód się przenieśli; w wieku trzynastym powstali dominikanie,
franciszkanie, bernardyni, karmelici trzewiczkowi, augustianie, których ustawa wydała

background image

65

sześćdziesiąt reform ; w wieku piętnastym minimowie, w szesnastym kapucyni, karmelici
bosi, reformaci, etc, etc, etc. (Przyp. aut.)

Nie ma żadnej wiadomości wrodzonej; przez zmysły każde czucie odbiera.
Ma pamięć.
Ma więcej lub mniej władzy do porównywania swoich uczuć i swoich wyobrażeń. Przez
to porównanie uczucia stwarza wyobrażenie, przez porównanie wyobrażeń układa myśli.
Ciało tylko myśli wykonywa.
Oto przyrodzone własności zdrowego człowieka. Więc człowiek do edukacji ma dwie
rzeczy: duszę i ciało.
Więc ludzie z natury ani są złymi, ani dobrymi. Jakie zmysły ich odebrały uczucia, tak
oni myślą. Jak myślą, tak czynią. Edukacja myśleć naucza, edukacja złymi lub dobrymi
uczynić ich może.
Z tych własności jeszcze się to ukazuje, że człowiek ma jeden nieodmienny przymiot: bo
jaźń cierpienia, czyli chęć życia, albo, jak pospolicie nazywamy, być szczęśliwym
koniecznie chcieć musi.
Edukacja tej chęci w człowieku zniszczyć nie potrafi. Ale jej cel odmienia. Edukacja
wszystkich nieszczęść i szczęść ludzkich imiona wyrzekła. Ona tak nas przerobić umie,
że istotne człowieka nieszczęście obieramy za naszą szczęśliwość.
Ale cóż tą prawdziwą człowieka szczęśliwością nazwiemy? Złóżmy przesądy, zamyślmy
się nad sobą — wszyscy jedno powiemy: mieć życia pierwsze potrzeby, zdrowie i
spokojność.
Tylko te trzy rzeczy stanowią rzeczywistą człowieka szczęśliwość. Wszystkie inne
szczęścia są mniemane i wymyślne. Przeto nas spokojnymi nie czynią. Człowiek chcąc
być szczęśliwym stał się nieszczęśliwym. Szukał opodal od siebie tej szczęśliwości, która
tylko w nim się znajduje. Utwarzając nowe szczęście swoją nieszczęśliwość powiększył.
Bo im więcej poznał, tym więcej potrzebował. Im więcej potrzebował, tym więcej
pragnął, tym więcej pomnożyły się namiętności jego i on tym więcej niespokojnym być
zaczął. Stąd urodziło się mnóstwo nauk, niezliczona liczba sztuk i rzemiosł, wielość
praw, trudność nadto złożonych rządów, potrzeba despotyzmu.
Prawdziwa człowieka szczęśliwość dobrej edukacji najpierwszym być celem powinna.
Nie mówię, iż trzeba zaniedbać inne szczęśliwości zmyślone, gdyż te już tak stały się
nam potrzebne, że bez nich bylibyśmy nieszczęśliwymi prawdziwie. Ale chciałbym, aby
edukacja dla nich ludzi obojętniejszymi czyniła.
Ponieważ wspomniana szczęśliwość człowieka-obywatela jest nierozdzielną od
szczęśliwości całego towarzystwa, ponieważ szczęśliwość towarzystwa wynika z
użyteczności wszystkich mieszkańców jego, przeto końcem edukacji krajowej być
powinna użyteczność obywatela. Obierajmy do tego końca sposoby.
Różne krajowe rządy do osiągnięcia szczęśliwości różne sposoby pozwalają, bo nie
jednakiej w obywatelach użyteczności potrzebują. Dlatego w każdym państwie edukacja
do rządu stosowną być musi koniecznie.
Zamyślijmy się, jaką ma być edukacja w rzeczachpospolitych, aby człowiek był
użytecznym i szczęśliwym.
Wszystko na tym świecie jest z sobą związane. Każdej rzeczy istność teraźniejsza
stosować się musi do stworzeń przytomnych. Człowiek sam na sobie przestać nie może.
Wewnętrzna szczęśliwość jego od jednych mniej, od drugich stworzeń zawisła
koniecznie.
Ten różny stosunek człowieka z rzeczami czyni podział wiadomości jego.

background image

66

Co do utrzymania życia należy właściwie, to jest rzeczy nieuchronnej potrzeby, znać
powinien najpierwej. Co do szczęśliwości dąży niewłaściwie, to jest rzeczy wygody,
będzie dochodzić później. Co związek ma z nim najdalszy, to jest wiadomości mniej,
czyli więcej dla dusz wielkich niżeli dla ciał zasilenia potrzebne, powinny być w
publicznej edukacji wcale opuszczone albo dopiero na końcu dawane. Nad tymi ostatnimi
nie każdemu czas trawić ma być pozwolono.
A ponieważ człowiek najprędzej szkodzić człowiekowi może, dlatego według
przyrodzonego rzeczy porządku edukacja obywatela najpierwej dać mu poznać tych ludzi
powinna, z którymi żyć musi. Tę naukę nazywam moralną.

Nauka moralna jest ze wszystkich najpierwszą. Ona niechaj przekłada dziecięciu, od

powzięcia rozumu, związki, które człowiek jako obywatel ma sam z sobą, z
spółobywatelami drugimi, z towarzystwem całym i z Bogiem. Niechaj ta nauka najwięcej
a jak najjaśniej powtarza młodemu, że człowiek sobie wszystko, a kto inny nic mu nie
winien, że ustąpienie części tego drugiemu, co sobie winien, stwarza dopiero obowiązki
wzajemnego udziału, że sam starać się powinien o dobre mienie swoje, że pierwszym
obowiązkiem człowieka jest pracować, że tylko przez pracę staje się obywatelem
użytecznym, że w każdym stanie próżnowanie czyni człowieka szkodliwym i sobie
samemu, i innym.

Drugim obowiązkiem człowieka-obywatela jest pracować według praw kraju. Niech
każdy od młodości z doświadczeniem uczy się, że jest równy obywatelowi drugiemu.
Przeto, że nikomu z obywatelów szkodzić nie ma władzy. A chociaż do powiększenia
szczęśliwości sąsiada nie obowiązuje towarzystwo , jednakowoż, gdy obywatel przez
udzielenie swojej własności, gdy przez swoją pracę — nawet szkodą własną — los
innych polepszy, zostanie obywatelem cnotliwym: czeka go nagroda i sława. Im większą
liczbę ludzi uczynek jego uszczęśliwi, tym cnotliwszym on będzie. Powiększyć dobro
spółobywatelów wszystkich jest cnotą największą.
Niech dalsze prawidła tejże moralnej nauki tłumaczą, że społeczność jest jedną moralną
istnością, której członkami są obywatele. Przeto prawdziwe i własne dobro każdego nie
różni się od dobra towarzystwa całego. Przeto w każdej społeczności wszyscy obywatele
między sobą tak związani, iż jeden nie może szkodzić drugiemu, aby tym samym nie
krzywdził towarzystwa całego i nie szkodził samemu sobie. Ten to ostatni związek
powinien by stać się gruntem moralnej nauki. Nasza dotychczas moralność była czczą i
nieskuteczną. Bo tych związków nie tłumaczy. Ukazuje człowiekowi szczęśliwość, której
on nie zna, a nie odkrywa mu źródeł tych nieszczęść, które on cierpi. Prawidła
wewnętrznej ekonomii kraju byłyby prawidłami widoczniejszymi wzajemnych
obowiązków i moralności obywatelskiej .
Po najoczywistszym wytłumaczeniu związków obywatela z obywatelem, stanu jednego z
stanami innymi, obywatela

z towarzystwem i towarzystwa z obywatelem, dopiero niechaj moralna nauka ten

oczywisty z tego związku wniosek poda za krótkie a powszechne wszystkich czynności
prawidło: co tobie niemiło, tego nie czyń drugiemu. Tak oświecony człowiek zaraz uczuje
tę oczywistą tego wniosku przyczynę: bo to samo stanie się tobie samemu.

A ponieważ zostać obywatelem jest wyzuć się, czyli oddać swoją wolę i swoją moc
osobistą towarzystwu całemu, więc nikt do niewoli, ale każdy rodzi się do posłuszeństwa.
Człowiek wtenczas wolność utracą, gdy być posłusznym przestaje. Najistotniejszym
przymiotem wolnego obywatela jest posłuszeństwo: on nieszczęśliwym rzadko, a złym
nigdy być nie może, tylko gdy prawu posłusznym nie będzie.

background image

67

Z tego, com powiedział, domyśla się każdy, jak wielkim artykułem w edukacji obywatela
rozumiem być posłuszeństwo.
Lecz gdy nas doświadczenie uczy, że w dobrym rządzie skrytość tylko nieposłuszeństwu,
czyli złości obywatela sprzyja, ponieważ tajemność powinnościom obywatela czasem,
cnocie jego rzadko ale występkom jest zawsze przychylna, więc skrytość także bardzo
ważnym artykułem w edukacji być sądzę. Niech moralna nauka skrytość między grzechy
główne położy. Ta osoba, która towarzystwu swoją moc i swoją wolę oddała, nie
powinna mieć nic tajemnego ani dla spółobywatelów, ani dla towarzystwa. Sam tylko
sekret krajowy chować potrzeba. Szczerość jest republikanta ozdobą. Strzeżmy się w
edukacji powiadać, że kryć się ze wszystkimi, nawet z dobrymi uczynkami należy, że, im
tajemniejsze, tym są większe zasługi. Owszem, brzydząc dziecięciu skrytość,
przekonywajmy młody umysł, że tajemność cnotę kazi. Czemuż, narodzie ludzki, kryć się
usiłujesz z dobrych czynów przykłady?
Raz na zawsze powiadam, że natura człowieka wyraźnie ostrzega, iż w jego edukacji
wszystkich umiejętności teorie z doświadczeniem być mają łączone.
Próżno dzieci męczemy, kiedy ich tego nauczamy, czego wykonać nie umieją. Przeto te
wszystkie teorie, które jeszcze doświadczenia nie cierpią, powinny w pospolitych edu

kacjach być opuszczone i tylko rzadszym dowcipom wiadome. Same prawidła moralnej
nauki dobrze gadać, ale nie dobrze czynić nauczą. Trzeba zaraz w młodości, przy duszy
oświeceniu, do uczynków dobrych i ciała zwyczaić. Trzeba, aby takie godziny moralnej
lekcji były, w których by dzieci to wykonywały, czego ich prawidłami uczono.

Piękna na ten koniec w edukacji Rzeczypospolitej jest ta ustawa, że nauczyciel
moralnych nauk dla ugodzenia poróżnień uczniów, trzech sędziów z pomiędzy nich
mianować będzie.
Chciałbym jeszcze, aby zamiast tych w dawnej edukacji Bractw Mariańskich
ustanowiono w święta pewne zgromadzenia pod imieniem której cnoty lub jakiego
wielkiego obywatela. Rząd tych zgromadzeń stosować się powinien do rządu kraju. Tam
roztropny nauczyciel pozna najlepiej każdego ucznia skłonność i umysł.
Moralnej nauki poręką jest historia krajowa. Tę każdy obywatel najpierwej umieć
powinien.
Dziecię, które najpierwszy raz otwiera swoje oczy, nic innego widzieć nie powinno nad
Ojczyznę, dla której samej tylko zamknąć je niekiedyś obowiązek będzie miało. Pierwszą
książką, którą w rękę weźmie, niech będą dzieje tych ludzi, z którymi żyć mu trzeba. One
jest nieczułe i głuche na los Asyryjczyków i Medów, z którymi nie ma związku żadnego,
ale o swoich pradziadach, o swoim ojcu posłucha ciekawie i zawsze mu te powieści miłe
będą. Wielki jest błąd w tych wszystkich edukacjach, które najpierwej historii czasów i
krajów odległych uczyć się każą. Osobliwie my, Polacy, przyznajmy się z wstydem, że
najmniej siebie samych znamy. U nas te wszystkie matki, które najpierwszych obywateli
chowają, historii swojego narodu nie umieją. Nabechtane od nich dzieci prawią im trzy
po trzy niesprawiedliwe łupieże Ludwika XIV, a Ludwika XV wszystkie nałożnice
wyliczyć i dobrze wymieniać umieją. Młode dusze, zbałamucone tymi państwy, w
których żadną miarą żyć nie będą, a nie znając tego kraju, w którym koniecznie żyć
muszą, stają się jeszcze w młodości męczennikami żądań

próżnych: tam być pragną, co znają. W dalszym wieku już swego domu lubić nie będą;

znudzą sobie kraj własny, którego nie znają. Będą tęsknić do tego, o którym najwięcej
słyszeli. Rodzice nieroztropni! Nie ukazujmy dziecięciu cacka, którego mu dać nie
można, bo się rozpłacze.

background image

68

Taki obywatel obrany za senatora lub ministra, za posła prawodawcę, cóż zaradzi o losie
swojej Ojczyzny, kiedy on tylko o Francji myślał, a Polski stanu nie zna? Kiedy pracować
należy, dopiero uczyć się zaczyna.
Taka jest natura człowieka, tak wyciąga szczęśliwość jego, aby to poznał najpierwej, co
się wokoło niego dzieje. Historia narodowa najpierwej być uczoną powinna. Taki
obywatel, którego najpierwsze, a w naszej duszy najdzielniejsze wyobrażenia o Ojczyźnie
będą, zamyśli się o niej częściej — tym samym ukocha ją więcej. Potem uczyć trzeba
historii państw sąsiedzkich, to jest, z własnym krajem stykających się. Dopiero na końcu,
i to niekoniecznie wszyscy, niechaj czytają historią czasów i państw odległych.
Lecz jako w edukacji nauką najpierwszą jest nauka moralna, tak w moralnej nauce zasadą
najgruntowniejszą być powinna religia. Ona nauczy człowieka, jaki związek ma z
Bogiem. Ona jedna grozi każdemu, nawet od praw ludzkich mocniejszemu, że gdy
ludziom chce szkodzić, opiera się woli i przedwiecznym urządzeniom Boga, za co będzie
karany.
Przy poznawaniu ludzi, z którymi człowiek będzie żyć musiał, trzeba, aby razem tę
ziemię, która go ma żywić, jej urodzaje i zwierzęta poznawał. Więc przy moralnej nauce
zaraz uczyć potrzeba krajowej geografii, krajowego dziejopisma, historii naturalnej
swego powiatu, arytmetyki, geometrii z doświadczeniem.
Są to wiadomości nieuchronnie
potrzebne do szczęśliwości każdego obywatela; więc te nauki w pierwszych i
najpowszechniejszych kraju szkołach być uczone powinny.
Ponieważ człowiek już teraz ani się odziewa, ani żywi prostym tylko ziemi urodzajem,
więc dalsza obywatela edukacja uczyć go powinna, jak swojego kraju obfitość
powiększać, jego owoce polepszać, one do swojej potrzeby lub do wygody stosować i od
napaści bliższego narodu zabezpieczać potrzeba.

Dlatego w drugim gatunku szkół krajowych uczyć należy historii krajów sąsiedzkich,

praw narodowych, wymowy i skarbowej nauki — w tej młody umysł nie tylko
przywyknie do porównania wydatku z dochodem, ale nadto będzie widział źródło
wszystkich bogactw, pozna związek i potrzebę różnych stanów — naturalnej historii
krajowej, chemii
— stosując ją najwięcej do urodzaju i do potrzeb krajowych—fizyki
doświadczalnej, chirurgii*, matematyki,
ale nie samej teorii, lecz z zastosowaniem do
architektury militarnej lub do architektury cywilnej, do mechaniki.

Do tegoż gatunku szkół, gdyby się Rzeczpospolita na taki wydatek zdobyć potrafiła,
należałaby szkoła rękodzieł i rzemiosł.
W trzecim i ostatnim gatunku szkół można dawać te wszystkie nauki, do których pojęcia,
wykonania i wydoskonalenia potrzeba imaginacji lub dowcipu. Te nauki dawane być
powinny w swojej całej powszechności, z całą teorią, starając się przecież ile możności o
jej przystosowanie, a wyrzekłszy się, jako szkodliwej zarazy, systematycznego ducha.
Historia powszechna, prawo powszechne, polityka w swojej ogólności,


* Nie kładę w tym gatunku szkół nauki lekarskiej. Bo niedokładność tej nauki jeszcze nie
pozwala, aby tak powszechnie była uczoną. Dzisiejsza nauka lekarska jeszcze częstokroć
więcej szkodzi, aniżeli towarzystwom dobrego czyni. Sama natura chorych uzdrawia
mówi Hipokrates— sztuka lekarska tylko jej pomaga. Jeszcze dotychczas ledwie
niecodziennie trafia się, że ciężkie nieznajome choroby leczone bywają przeciwnymi
lekarstwy. Doświadczenie ukazuje, że w wielkiej liczbie chorych tylu do zdrowia
przychodzi z tych, których samej naturze zostawiono, ile z tych, których najdoskonalsi
lekarze doglądali. Cóż więc robią lekarze? Oni tylko mieszają urządzenia Opatrzności, bo

background image

69

czasem utrzymują przy życiu tych, którzy, zostawieni naturze, umierać mieli, a zabijają
owych, których natura byłaby uzdrowiła. Zdają się z lekarzami pomnażać choroby. W
Polsce w województwie krakowskim teraz jest najwięcej lekarzów i tam już teraz
najwięcej znajduje się chorób gatunków. Na Ukrainie lekarzów nie ma i prócz
cudzoziemskiego powietrza wielorakich rodzajów chorób nie ma. Niechaj nikt nie sądzi,
że w Anglii, w Francji mnogość lekarzów ludność powiększa. Tylko dobroć rządu jest
tworzycielką ludzi. Włochy tak są nieludne jak Polska, chociaż Włochy mają najwięcej
lekarzów. Obydwóch tych krajów nieludności przyczyną jest zły rząd. Polska, chociaż w
każdym miasteczku i w każdej wsi lekarza osadzi, pomnoży choroby, ale nie powiększy
ludności, dopokąd feudalnego rządu nie zatraci. (Przyp. aut.)

wierszopismo, astronomia, historia naturalna, chemia, fizyka i lekarska nauka w tej
ostatniej i bardzo rzadkiej szkole głównej uczone będą.
Jedne naukę lekarską od tej powszechności wyjmuję. Niechaj jej nauczyciele jak najmniej
teorii dawają, niechaj same tylko upoważnione doświadczenia będą tej nauki prawidłem.
Jeszcze lekarstwo nie ma dosyć doświadczeń, aby miało swą teorią, aby było
umiejętnością. Tam, gdzie idzie
o życie człowieka, nigdy domysły, zawsze tylko oczywistość waży. Lekarze nadto
wielkim rozumowaniem wszystko popsuli. Bogdajby to każdy nauczyciel teorii nauk
lekarskich pomyślił z zadrżeniem, że ile uczniów z jego szkoły wychodzi, tyle
uprzywilejowanych do kraju przybyć może zabójców. Teoretyk, nie mogąc poznać
choroby prawdziwej, prędko rozumowaniem wynajdzie chorobę domyślną i porywczo
pisze lekarstwo, czyli wyrok śmierci człowieka. Z doświadczenia mówię: lekarze
niepoznanych chorób leczeniem najwięcej ludzi zabijają. Dopokąd lekarz doskonale
choroby nie pozna, żadne lekarstwo nie jest w mocy jego. Mniej ludzi zginie, gdy lekarze
przed poznaniem słabości utrzymywać będą chorego skromnością żywności, farbowaną
wodą i nadzieją*.
Do tych szkół chodzić nie wszystkim ma być pozwolono. Tylko wybrani tego światła
uczestnikami będą. Imaginacja
i dowcip są osobliwsze dary. Zwierzchność nad edukacją krajową tych, którym natura nie
udzieliła podobnych przy-


* Imaginacja barzo wiele władnie zdrowiem ludzkim. Nic zdrowiu barziej nie szkodzi,
jak wewnętrzna niespokojność i kłopoty. Czymże jest każdy kłopot, jeżeli nie
imaginacja? Doświadczenie powszechne lekarzów zaświadcza, że imaginacja wpływa
bardzo wiele na leczenie chorych. Jest to przysłowie : w lekarskiej nauce wiara uzdrawia.
Ta wiara jest skutkiem imaginacji. Na ten czas imaginacja oddaje zmysłom ich
spokojność, powraca czynnościom życia porządek, wszystko ożywia przez nadzieją.
Nadzieja jest życiem człowieka. Kto mu dać może pierwszą, ten mu powraca życie. Cóż
to za zburzenie w chorym sprawić musi ten widok, smutek i pomieszanie wszystkich,
płacz żony, dzieci i krewnych, doktor, ksiądz, świece, gromnica, sprzęty kościelne... On
by jeszcze był żył, te śmiertelne narzędzia skróciły mu życie. Chciałbym, aby w początku
każdej choroby był zwyczaj odprawiać spowiedź. Niechaj prawo nakaże lekarzom, aby
się żadnej choroby nie podejmowali, dopokąd chory spowiedzi nie odprawi. (Przyp. aut.)

miotów, nie powinna przypuszczać do nauk takowych. Z nich nie tylko nieszczęśliwi, ale
też nieużyteczni obywatele staną się.

background image

70

Nie kładę logiki, bo sposób jej uczenia tylko tym czyni ją użyteczną, którzy już logiki nie
potrzebują. Niech edukacja nie daje wyobrażeń fałszywych, niech człowiek nie zna, tylko
zasady prawdziwe, będzie sądził bez błędu.
Nie położyłem metafizyki, bo to jest umiejętność najmniej potrzebna. Człowiek nie rodzi
się do metafizyki. Widzieliśmy, że on nie ma nic wrodzonego. Wszystkiego przez swoje
zmysły dochodzi. Jakże ma poznać albo na cóż mu się przyda tych rzeczy poznanie,
których ani słyszeć, ani widzieć, ani się dotknąć potrafi? Jeżeli byli tacy ludzie, którzy
tych niewidzialnych rzeczy jakie wyobrażenie mieli, musiały to być nadzwyczajne
dowcipy. Dlatego w edukacji pospolitej niechaj ta nauka zakazaną będzie. Ja przekonany
jestem, że największy metafizyk z człowieka pospolitego rozumu nie wychowa, tylko
bigota.
Teologia, osobliwie speculatiua, od edukacji publicznej być odłączoną powinna. Bo
sposób uczenia się teologii jest zupełnie przeciwny sposobowi dochodzenia i poznawania
natury. Pierwsza same prawdy wieczne powiada, druga dopiero szukać ich każe. W
pierwszej wszystko wiemy, w drugiej mało znamy. W nabieraniu przyrodzonych
wiadomości trzeba wszystko widzieć, uważać, dotykać się i doświadczać. W nauce
Boskiej doświadczenie w błąd prowadzi, sama wiara doskonałym czyni. Ta zepsułaby
młody umysł. Niechaj wróci się teologia do seminariów, jak w początkowym kościele
bywało.
Dawny zwyczaj doktorowania, z siebie zły, z różnych okoliczności śmieszny, jako
rozumowi szkodliwy z publicznych szkół być wyrzucony powinien. Dzieła doskonałe,
których cały naród sędzią będzie, pisma mądre, pewny wynalazek lub wydoskonalenie
jakiejkolwiek umiejętności, szkole głównej do rozsądzenia podane, niech będzie
nieopłatną drogą dla każdego do odbierania nadgrody dostojeństw i imienia uczonego
męża.
Widzieliśmy, że człowiek podług własności swej natury jak myśli, tak czyni. Dlatego w
edukacji i w wszystkich umiejętnościach o to najbardziej starać się trzeba, aby prawdę
rozróżnić od domysłu. Platona i Arystotelesa słowa, za prawdę wzięte, zbłąkały ludzki
rozum przez lat dwa tysiące. Powtarzam: wielki punkt w edukacji, aby uczeń dobrze
rozeznał, co już za prawdą znamy, a czego się tylko domyślamy.

Najwięcej błędów na świecie z mamek i z lalek. Bo taki, choć nierozsądny, jest
powszechny edukacyj początek, że najpierwsze wychowanie, najpierwsze myśli dają
dziecięciu te kobiety które według powszechnego zwyczaju same żadnej edukacji nie
biorą i myślą fałszywie. Przecież wiek dziecinny jest najniebezpieczniejszym do błędów.
W tym wieku powzięte fałszywe wyobrażenia są nieuleczoną chorobą. Jeżeli tak
nierozumnego zwyczaju już odmienić trudno, przynajmniej niech zachowane będą w
obieraniu niewiasty przestrogi: ten jeden z najpierwszych jej przymiotów być powinien,
aby gadatliwą nie była, drugi obowiązek na nią włożyć należy, aby dziecięciu zawsze
dawała zabawy trudzące ciało, aby sama do niego mało mówiła: powiadać mu będzie
nazwiska rzeczy, nigdy albo rzadko kiedy — myśli ciągłych i powieści.
W szóstym roku już ten z dziecięciem rozmawia czasami, który mu dalszą edukacją
dawać będzie. A gdy odchodzi, niech dziecięciu zostawi niektóre zabawy, mało duszy a
więcej mocy i zręczności ciała potrzebujące. W tym wieku grunt edukacji — aby się
dzieci wiele bawiły, a mało i same tylko rzeczy prawdziwe słyszały. Dlatego byłoby
lepiej, aby tylko jedna osoba z nimi mówiła. Niech tenże nauczyciel odchodząc nakazuje
człowiekowi milczenie albo, jeżeli dziecię już myśleć zaczęło, niechaj go uczy różnego
składu liczby dziesięciu. Na przykład: do pięciu przydawszy trzy, a odjąwszy dwa, wiele

background image

71

się zostaje. W tym mu fałszywego wyobrażenia dać nie potrafi. Owszem, w dalszej
edukacji arytmetykę, geometrią, algebrę — najlepszą logiką nazywam.
Dla przekonania siebie, czyli dziecię zrozumiało to, czego się uczyło, nie trzeba od niego
wymagać, aby odpowiadało tymi samymi słowy, jakimi słyszało. Niech się tłumaczy
własnymi wyrazy. One słowa wymówić nie potrafi, jeżeli nie ma myśli dobrej, albo złego
wyrazu użyje, jeżeli ma wyobrażenie fałszywe. Nigdy do ogólniejszych myśli
postępować nie trzeba, dopokąd poprzednich nie zrozumie.
Jak prędko nauczyciel postrzeże wyobrażenie fałszywe, natychmiast ucznia dopóty
opuścić nie powinien, dopokąd go nie napomni o błędzie. Bo fałszywe wyobrażenie w
młodym umyśle, jak iskra w drewnianym domie, równie są dzielne, równie też do
zniszczenia i do potłumienia w początkach potrzebują pilności.

Każdej myśli oczywistość, rozeznawanie domysłu od prawdy jest hasłem dobrej edukacji,
jedyną do postępowania w umiejętnościach drogą. Dlatego to wszystko, o czym jeszcze z
młodymi mówić nie można, czego jeszcze zrozumieć nie potrafią, to z edukacji być
wyrzucone powinno.
Historii bogów pogańskich uczyć nie trzeba. Ale bez niej wierszopism rozumieć nie
można. Dziecię, dopokąd jego rozum ukształtowanym nie będzie, wierszopisma czytać
nie powinno. A gdy już kończyć się będzie edukacja jego, jeżeli ma dowcip wierszopisny,
łatwo się tego bajarstwa nauczy.
Chociażby edukacja dotąd opisana jak najlepiej wykonaną została, chociażby się
człowiek tych wszystkich wiadomości doskonale pouczył, przecież by nie był
szczęśliwym. Powiedziałem, że człowiek jest podwójny. Ma duszę i ciało. Ta edukacja
wydoskonaliłaby duszę, osłabiłaby ciało.
Starożytność duszę ledwie znała: samo ciało ćwiczyła. My w teraźniejszych edukacjach
wcale zaniedbujemy ciało i tylko doskonalemy duszę. Dlatego nasi pradziadowie — źli i
dobrzy— mniej od nas umieli, ale dzielni, zdrowi i mocni bywali.
My dziś od nich nie lepsi: prawda, że więcej rzeczy znamy i przeto więcej potrzebujemy
— ale za to nierównie jesteśmy słabszymi. Ten, kto lepiej zna ode mnie naturę człowieka
i żyje bez uprzedzenia, niech osądzi, kto z nas szczęśliwszym.
Jest, to mniemanie*, ale przecież jest to prawdą: człowiek im więcej swoją duszę
wydoskonalił, tym bardziej swoje ciało osłabił.
Tę słabość tylko się do pewnego stopnia rozciąga. Niepomierne ciała osłabienie
sprowadza duszy niedołężność. Te dwie części człowieka tak są ze sobą złączone, iż
doskonałość jednej od zdatności drugiej zawisła. Dusza za ciała pośrednictwem myśli
pojmuje; ciało jedynie duszy myśli wykonywa i podług nich rusza się.

Czas więc, abyśmy się w edukacjach śrzedniej drogi chwycili— aby edukacja nie była
edukacją samego tylko ciała albo samej tylko duszy, ale człowieka. Lepiej jest zaniedbać
trochę, doskonałość duszy, aby zachować dla niej zdatność ciała. Rozsądniej stanie się,
gdy czas, do nabywania barziej ciekawych niżeli potrzebnych wiadomości wyznaczony,
będzie użytym na ciała zmocnienie, ukształtowanie i uzręcznienie.
W edukacjach publicznych, z jakim porządkiem i z jaką pracą uczone bywają różne
umiejętności, z takim porządkiem i z taką pilnością być wyznaczone powinny codziennie
godziny, miejsce i nauczyciele do ciała ćwiczenia. Owszem, ważność lekcji ćwiczenia
ciała sądzę być ważniejszą od każdej innej umiejętności. Sama tylko nauka moralna od
niej jest potrzebniejsza.
A jako wszystkie wiadomości obywatela, tak też ćwiczenie ciała stosować potrzeba do
przyszłego stanu jego. On równie swoją moc, jak swoją wolę wspołeczności oddaje.
Wolny obywatel nie tylko ma obowiązek, aby sposobami w rzeczypospolitej

background image

72

pozwolonymi pracował na swoje potrzeby i starał się o dobro swojej osoby, ale też
powinien umieć zwyciężać, bić i gnębić nieprzyjacioły kraju swojego. Sztuka wojenna
powinna być jedynym zamiarem ćwiczeń ciała w edukacji republikanina.
Dlatego w pierwszym szkół gatunku, prócz nauk wyżej wspomnionych, uczyć trzeba
musztry, wojskowych obrotów. W drugim gatunku — konnej jazdy, taktyki, budowania,
bronienia i dobywania fortec,
zawsze łącząc z teorią praktykę i wykonywając to wszystko
w polu, w dni rozrywek. Zgoła te wszyskie młodych zabawy powinny mieć pewny
zamiar, do obowiązków obywatela-rycerza stosowny. Po skończonej edukacji niechaj nie
bronią rodzice dorosłym dzieciom małego polowania. Powiadam — małego, bo
polowanie wielkie rujnuje majątek i zdrowie.
Tak znając naturę człowieka, uważając powinność obywatela, zapatrując się na stan
teraźniejszych rzeczypospolitych, otoczonych zewsząd drapieżnymi sąsiady, którzy dzień
i noc niespokojni, jak każdy tyran być musi, chowają po kilkakroć sto tysięcy zbirów dla
utwierdzenia niewoli jednych albo dla wydarcia drugim tej najpiękniejszej
człowieczeństwa ozdoby — wolności. Dla tych przyczyn edukacja, monarchiom
niebezpieczna, jest rzeczompospolitym właściwą. W kraju wolnym jedyną i pospolitą
edukacją być powinny szkoły rycerskie. Tam szkoła obywatela niech będzie razem szkołą
rycerza. Każdy wolny obywatel z natury swojego stanu jest oraz rycerzem, czyli swojego
kraju żołnierzem. Wolność, bez niebezpieczeństwa własnej zguby, nikomu powierzać nie
może swojej obrony.

Wiem, że wykonanie tych krótko namienionych myśli, że edukacja obywatela-rycerza
nierównie większego od edukacji teraźniejszej potrzebuje funduszu. Ale z jednej strony,
przez ujęcie mniej potrzebnych lekcji można oszczędzić, z drugiej strony, gorliwi o
polepszenie Ojczyzny losu opaci, cnotliwe w tym Królestwie klasztory, widząc, co z ich
towarzyszami dzieje się w krajach postronnych, będąc już doświadczeniem, już głębokim
swoim rozumem przekonani, że jeżeli edukacja krajowa nie wyda cnotliwych i
walecznych Polsce obywatelów, ta Rzeczpospolita upadnie, oni podobnym losem, jak
teraz ich bracia, będą dręczeni, wszystko utracą. Te uwagi kazałyby się spodziewać, iż ta
najmędrsza cząstka narodu, ten stan, nad przypadkiem nieszczęśliwej Polski najczulszy,
chętnie jedne cząstkę swego dochodu na powiększenie tego funduszu poświęci, aby tak
sam, nie mogąc być bitnym, tylko czułym i tkliwym, przyłożył się do wychowania innych
obywatelów-rycerzów, którzy by ocalili resztę jego majątku, miłą wolność i tak słusznie
kochaną Polskę.
Każda edukacja krajowa tylko się pod strażą rządu utrzymuje. Francja ma złą edukacją
publiczną, bo jej rozrządzenie, samym tylko akademikom powierzone, nie zatrudnia
rządu krajowego. Polska przez ustanowienie Komisji Edukacyjnej tej wady unikła. Niech
tylko czuły naród pracę, cnotę i prawdziwą, bo nie płatną, Ojczyzny miłość zasiadających
w tej Komisji obywateli bierze za przykład i z wdzięcznością uwielbia. Tych mężów —
jeżeli brzydka przemoc jeszcze przynajmniej tak Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego
Strona 26/166 Staszic Stanisław Wawrzyniec

oddychać nieszczęśliwej Rzeczypospolitej pozwoli — tych mężów szczęśliwsza od nas
potomność, jako pierwszych swojej szczęśliwości stworzycieli, z uszanowaniem czcić i
wspominać będzie.
Do tej Komisji nie tylko edukacja publiczna, ale też edukacja domowa należeć powinna.
Obywatel tylko nauczyciela takiego do chowania swoich dzieci przyjmować może, który
od Komisji swojej zdatności zaświadczenie ukaże. Gdyż wracam się do natury człowieka
— on tak czyni, jak myśli. A przeto obywatele jedne wyobrażenia, jedne myśli mający,
zgodnie żyć i jedno czynić będą. Przeto Komisja tak znać powinna każdego człowieka,

background image

73

edukacją obywatela podejmującego, aby osądziła, czyli on sam umie te początki i zna te
prawdy, które dobry obywatel Polak umieć powinien.
Ta to nieostrożność, to bez braku przyjmowanie cudzoziemców, Francuzi najwięcej temu
winni, że Polacy swój kraj tak mało kochają. Ci u nas lekcy ludzie, szydząc z prostej
szczerości, naśmiewając się z wszystkiego w Polsce, już dziecięciu shydzili tę
Rzeczpospolitę, do której na obywatela wychować się miało. Ojcowie, kochający dzieci
wasze! Tu mnie posłuchać raczycie. Bez uprzedzenia, bez osobistości, jedynie jako
Polak, tkliwy na los dzieci waszych, opowiem uwagę, którą uczyniłem w Francji. Nie
wspominam tu o francuskich awanturnikach, a o polskich nauczycielach, bo łatwo się
każdy domyśli, z której są szkoły, ale o tych przestrzegam, w których imię Francuza
Polaków uwodzi i za ludzi uczonych przyjmować nieuków zniewala, którzy w samej
rzeczy są częścią poczciwi Francuzi, ale prawie wszyscy nie dosyć rozumni
guwernerowie.
Edukacja publiczna jest bez porównania gorszą w Francji jak w Polsce*. Uczniowie, z jej
kolegiów wyszli, na dwie części się dzielą. Jedna część ludzi, przymiotów doskonalszych,
przy akademiach, to jest przy zgromadzeniach ludzi uczonych mieści się, doskonali i w
Francji zostaje. Z drugiej części jedni idą na pismaków ulicznych, drudzy—same braki —
wyjeżdżają do Ameryki, do Moskwy i do Polski. Ci to są ludzie, którzy dla małych
przymiotów w Francji wyżywienia zarobić nie mogąc,


*w roku 1784 (przyp. aut.)

do Polski kraj i wasze dzieci kazić przychodzą. Polacy! Już dzisiaj w swoim kraju ludzi
nierównie doskonalszych macie, o których obyczajach przynajmniej więcej być
przekonani możecie. Ci, jeżeli waszych synów mędrszymi nie uczynią, to ich
przynajmniej nie zepsują.
Komisja Edukacyjna powinna mieć władzę bronienia, aby dla jakiego przesądu
obywatele nie wysyłali swoje dzieci na edukacją do kraju obcego. W takim razie
najmędrsza krajowa edukacja dobrych i zgodnych obywateli nie wyda, bo nie wszyscy w
jednych zdaniach będą chowani. Myśli, w edukacji monarchicznego rządu czerpane, stają
się w rzeczypospolitej szkodliwym kacerstwem. Przeciwnie ci ojcowie, których
nieszczęsny los od Polski oderwał, nie powinni synów do tutejszej edukacji oddawać, bo
ich jeszcze barziej nieszczęśliwymi uczynią. Niechaj ci nawet obrazu wolności nie mają,
którzy już koniecznie niewolnikami żyć muszą. Najmędrsza edukacja krajowa będzie
bezskuteczną, jeżeli Komisja Edukacyjna lub inna magistratura tej władzy mieć nie
będzie, aby nikomu bez jej pozwolenia odwiedzać cudzych krajów wolno nie było.
Bez takowego urządzenia młodzież, jeszcze w obywatelskim duchu nie ugruntowana,
jeszcze w swym sposobie myślenia niestała, wyjeżdżając zagranicę prędko się da ułudzie
tamecznym zwyczajom i właściwym tych krajów wygodom. Tak obywatel powróci z
myślami francuskimi do Polski, w której koniecznie żyć i czynić powinien po polsku. To
odwiedzanie cudzych krajów już teraz namiętnością Polaków stało się. Każdy je gani, a
każdy za granicę tęskni. Przecież nieszczęsne tych wędrówek skutki już by nas upamiętać
powinny. One odmieniły nasze ciało i suknie, dały nam inszą duszę i obyczaje. Tak, choć
już nie jesteśmy Polakami, jeszcze się dziwujemy, dlaczego nam ziemię cudzoziemiec
wydziera.
Po wynalezieniu drukarni zwiedzanie cudzych krajów z przyczyny edukacji jest mniej
potrzebne. Zawsze tylko dwom gatunkom ludzi użyteczne być mogło: dzieciom, które w
swym kraju edukacji mieć nie mogąc byłyby oddane pod strażą do szkół zagranicznych;

background image

74

uczonym, którzy, już w wiadomościach swojego kraju biegli, wyjeżdżaliby do państw
zagranicznych, gdzie najbardziej kwitną nauki, dla gruntowniejszego wydoskonalenia się
w dawnych i dla nabrania przez do

świadczenie wiadomości nowych. W rządzie

republikańskim dzieciom wyjeżdżać do monarchiów nigdy, do rzeczypospolitych rzadko
zezwalać potrzeba. Tam uczeni tylko odwiedzać cudze państwa mieć wolność powinni:
tylko ten gatunek jeden ludzi do Ojczyzny z użytkiem powraca. Polacy ledwie nie
wszyscy, bo nawet kobiety po cudzych krajach włóczą się: przecież zapewne, iż nie życzą
sobie mężowie, aby filozofkami żony bywały.

Chciałbym, aby Komisja Edukacyjna w pozwalaniu odwiedzeń cudzych krajów miała za
prawo tę myśl wielkiego obywatela Jana Zamoyskiego, który w swoim testamencie przy
rozrządzeniu edukacji syna swojego upomina opiekunów, aby po skończonej edukacji w
roku dziewiętnastym nie dozwalali synowi jego za granicę wyjeżdżać, dopokąd przez
służbę w wojsku polskim, przez jedno i drugie popisanie się w bitwach przeciwko
nieprzyjaciołom Rzeczypospolitej nie ukaże dowodów swojej cnoty, nie przywyknie do
pracy i nie zmocni obywatelskiego ducha. Niechaj nikomu za granicę wyjeżdżać nie
pozwala, dopokąd w kraju albo w służbie wojskowej, albo w służbie cywilnej kilka lat nie
przebędzie.
Dotychczas mówiłem o edukacji szkolnej, która się zazwyczaj kończy w wieku dla
człowieka najniebezpieczniejszym: w siedemnastym roku. Wszystkie edukacji
staranności przepadły, jeżeli młodzież już w tym roku będzie wychodzić na wolność.
Po skończonej edukacji szkolniczej zaczynać się powinna edukacja obywatelska, w której
by kawaler młody to wykonał, czego się uczył. Tam dawać będzie swojego stanu, cnót i
przymiotów dowody. Nazwałbym tę szkołę nowicjatem obywatelskim. W tej
rzeczypospolitej, gdzie młodzież edukacją szkolną zakończywszy nie znajdzie dla siebie
takowej obywatelskiej szkoły, chociaż by edukacja krajowa najlepszą była, najcnotliwsze
dzieci chowała, przecież dobrzy obywatele będą rzadcy: jeden osiemnasty lub
dziewiętnasty rok na próżnowaniu stracony wszystkie zdrowe początki, całą przeszłej
edukacji pracę skazić i zepsuć potrafi.
Wiele rodziców w Polsce na swych dzieciach tych lat nie

bezpieczeństwa doznają. Mówię

w Polsce, bo w tym kraju młodzież żadnej nie ma zabawy, gdyż nie ma stanu
żołnierskiego. W wszystkich innych państwach popędliwsze wieku młodego namiętności
służba wojskowa powciąga. U nas w osiemnastym roku młodzieniec tylko księdzem
zostać albo do palestry chodzić, albo wałęsać się musi. Już rzadko kto chce nosić
rewerendę albo kapicę. Do palestry oddawać dzieci słusznie lękają się rodzice: u nas
palestry są najpierwszą zgubą młodzieży. W naszych miastach grodowych kto po nocach
burdy stroi, kto po ulicach hałasy robi? Palestrant. Przecież kancelarie przy innym
porządku mogłyby dla naszej młodzieży stać się bardzo użyteczne. Dozór młodzieży w
kancelariach jeszcze by do Komisji Edukacyjnej należeć powinien. Niech regenci,
susceptanci przesyłają Komisji Edukacyjnej każde trzy miesiące opisy pracy, sposobu
życia i doskonałości młodzieży w ich kancelariach znajdującej się.

Lecz wracam się do potrzeby szkoły obywatelskiej. W wszystkich naszych komisjach, od
ich podstawy aż dotychczas, zasiada nieodmiennie około stu jednakich obywateli, którzy
nieodstępnie służąc w Warszawie dla pensji, przez różne obroty z jednej komisji do
drugiej nieustanną procesją obchodzą. Sejmy i sejmiki tego nieporządku poprawić nie
mogą. Bo prócz tych intrygantów nie ma po województwach obywateli potrzebne
komisarzom wiadomości mających.
Tych w szkole obywatelskiej nabywać powinni. Rzeczpospolita najłatwiej i bez kosztu tę
szkołę ustanowi, gdy pozwoli, aby pewna liczba młodych asesorów niepłatnych z głosem

background image

75

poradnym zasiadać mogła w każdym sądzie, w każdej magistraturze, i w każdej, a
osobliwie w tej Komisji Skarbowej, tak dla narodu polskiego zaszczytnej. Bez odbycia tej
szkoły niechaj przez prawo żadna młodemu droga do urzędów otwartą nie będzie.
Nie wspominam o edukacji kobiet, które przecież pierwsze myśli, pierwsze wychowanie
nam dają, które tyle w naszą duszę, w nasze rządy i tyle w szczęśliwość mężczyzn
wpływają.
Nie wspominam o artykule takiej wagi w edukacji krajowej, gdyż dotychczas o
wychowaniu tej płci jeszcze nie zamyślono się nawet. Tylko z tej przyczyny, aby matki
nie tak barzo obyczaje krajowego wychowania psuły, aby swych synów, a przyszłych
obywatelów edukacji nie szkodziły, aby nie odstręczały Polaków od kraju własnego,
ostrzegam, iż koniecznie takie prawo napisać potrzeba, że, jak każdemu obywatelowi
obcych krajów odwiedzać nie powinno być wolno, dopokąd bądź w służbie wojskowej,
bądź w jakiej innej magistraturze nie da przez lat pewną liczbę swojej cnoty dowodu, tak
żadna kobieta do cudzych krajów wyjeżdżać nie będzie mogła, dopokąd nie wyda
dobrych obywateli swojej Ojczyźnie, dopokąd się edukacja jej dzieci nie skończy.

PRAWODAWSTWO


Wada, w pierwiastkach któregokolwiek rządu popełniona, jest najniebezpieczniejszą.
Błąd z czasem rośnie, wreszcie cel ustawy odmienia i wszystką działalność sobie
przywłaszcza. Tak w początkach strumienia mały dołek wydrążony usuwając przed wody
ciężarem ziemię powoli swoją spadzistość powiększa, z czasem dawne koryto osusza i
całą strumienia bystrość na siebie obraca.
Wiek szesnasty jest w Rzeczypospolitej Polskiej znaczną epoką nierządu do czasów
Stanisława Augusta trwałego. Polska do tego wieku szła tą samą drogą, którą w
wszystkich Europy krajach panujące domy przyszły do teraźniejszego despotyzmu.
Śmierć Zygmunta Augusta jest epoką, gdzie przezorniejszy w Polsce niż w całej Europie
stan szlachecki postrzegł, iż zagrabienie przywilejów, zaszczytu i wolności jego, na
koniec zupełna zaguba wszystkiej w Europie szlachty z tronów wyłazi. Przeto zatamował
u siebie ten straszny loch wewnętrznej niewoli, zmniejszył moc i dzielność tronu,
podzielił na części władze, nadto w ręku jednego starszego brata skupione. Stało się, że
kiedy już w całej Europie porównano z gminem szlachtę, w Polsce jednej do dwuchset lat
ten stan przedłużył swoją szlachetność, przywileje i od swojego tronu wewnętrzną
wolność.

Gdyby podobneż sposoby do ocalenia swojego jestestwa i wolności była wcześnie obrała
wszystkich krajów szlachta, ten stan byłby dotychczas panem Europy, i Polska
postanowionym u siebie po śmierci Zygmunta Augusta rządem byłaby dosyć
zabezpieczyła i od tronów obcych swoją zewnętrzną wolność. Lecz kiedy powszechnie w
Europie szlachta, prędzej od nas zbytkiem mając umysł spodlony, zniewieściały i do
niewoli sposobny, już dała się kilku dumniejszym braciom obedrzeć z wolności i z
przywilejów, upadł stan rycerski, a z jego łupu powstał despotyzm. Te wszystkie
przywileje, tę całą moc, którą od wieków szlachta w Europie posiadała, przywłaszczyło
sobie kilku despotów. Ich ogromna i strasznie dzielna potęga rozpiera się z sobą. W ich
pośrzodku leży nasza Polska, ta ostatnia garstka jeszcze wolnej szlachty. Już nie bracia
szlachta, ale uszczerbnicy stanu szlacheckiego naszymi sąsiady. Zewnątrz pcha się do nas
niewola. Z szlachty powstali jednodzierże. Każdy despota jest stanu szlacheckiego
nieprzyjacielem. Widzę tu niezmierne trudności, aby mógł się ocalić stan szlachecki w

background image

76

Polsce, kiedy już w całej Europie upada. Despotyzm przeważa. Ku tej stronie
powszechny tok całej Europy. Przecież w tym politycznym stosunku naszego kraju woła
uwaga i przytomność, abyśmy, mając ginąć, nie ginęli przynajmniej z większą od innych
ohydą; aby nas nie rozszarpano; abyśmy zapewnili sobie jestestwo i gdyby inaczej być
nie mogło, zyskali przynajmniej wolność wyboru lekszych kajdan.
W zmiankowej epoce rządu Rzeczypospolitej Polskiej ojcowie nasi, zbytnie troskliwi o
wolność, ustanowili wewnątrz zbytnią nieczynność, a przez zamianę następstwa tronu w
wolne elekcje otworzyli zewnątrz kraj obcym zamieszaniom, intrygom i przemocy.
Jakoż] Zaraz po śmierci Zygmunta Augusta posłowie cudzoziemscy po wszystkich
województwach, w każdym powiecie, od domu do domu jeżdżąc zakupywali i kusili
pieniędzmi lub obietnicą wolę i cnotę Polaków. Sejm elekcyjny Henryka, po
zakończonym przez Jana Zamoyskiego obłąkanych umysłów długim swarze, że cały stan
rycerski razem z senatory do obrania króla należy, ledwie się na bitwie nie kończył.
Elekcja Stefana Batorego wojnę gdańską sprowadziła; a sejm, na którym Zygmunt III był
królem obrany, zamienił się w plac bojowiska; zaszczepił długie między narodem
niezgody; wzniecił wojnę z cesarzem i Karolowi dał pochop do pustoszenia Inflant. Ten
sejm rzucił nasienie wszystkich nieszczęsnych wojen z Szwedami; który twardy lud
północny, najpierwszy do szarpania Rzeczypospolitej Polskiej sposób i drogę innym
narodom pokazał. Ten sejm zgotował łatwość do utwierdzenia prawa maństwa na Prusy
Brandenburgowi, który z Polaków powstał i Polaków zgubił. Dom Brandenburski reszty
pozostałej Rzeczypospolitej najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem zawsze będzie.

Taki zły sposób, do odprawiania sejmów elekcyjnych obrany, bywał w początkach
przyczyną obywatelów poróżnień; rzucał dalej królestwo w przepaść i zniecał wojny
domowe.
Przez dopuszczenie cudzoziemców do tronu w wieku szesnastym sejmy elekcyjne
zamieniały się w targowisko, na którym polska korona towarem bywała. W późniejszym
czasie już nie Polacy obierali królów, już nie senatorowie przedawali korony, ale
cudzoziemiec królów im dawał.
Z przyczyny elekcyj insze sejmy, oprócz istotnych w swej ustawie błędów, miewały
zawsze jedną część obywatelów królowi niechętnych; tym samym nie łatwych do zgody,
bez której przecież żadną miarą rady być użytecznymi nie mogą.
W roku 1578, kiedy już Tatarzy połowę królestwa zniszczyli, Moskal część
Inflantczyków wysiekł i całe Inflanty odzierżył, dopiero Polacy zaczęli myśleć o
sejmikach: wyznaczali dzień do ich złożenia, a w kilka niedziel później na sejm zjeżdżali
się. Tam źli obywatele jeszcze w samym sejmowania sposobie najdowali łatwość
zwłóczenia ugody podatków.
W roku 1582 na pierwszym sejmie, po skończonej z wielką sławą i z odzyskaniem Inflant
wojnie moskiewskiej, zamiast nadgrodzenia obywatelom męstwa, zamiast gotowania się
jak najprędzej przeciw grasującym Tatarom, obywatele, jeszcze od elekcji królowi
zawistni, z tej wady sejmów, iż materie, władzy prawodawczej właściwe, nie są
rozróżnione, zyskiwać umiejąc, kłócili przez kilka niedziel izbę. Osobistymi sprawy czas
sejmowi opisany zwlókłszy, nie dozwalali królowi radzić o publicznych potrzebach.

W tymże roku sprawa Zborowskich cały sejm zniszczyła. Król Batory, który wielkie był
powziął myśli, nawet oświadczyć ich narodowi na sejmie sposobu nie znalazł. Tak było
łatwo na polskich sejmach czas wyznaczony publicznej radzie przywłaszczać osobistości.
Ponieważ ustawa Rzeczypospolitej w prawodawstwie sposobu kreskowania dokładnie nie
opisała, tylko jakiś zwyczaj albo jednomyślnością prawa stanowił, albo jednego
obywatela przeciwnością prawa odrzucał, Jan Zamoyski, nieprzyzwoitość takiego nie

background image

77

pozwalam znając, podał na sejmie 1588 projekt wyznaczający pewną liczbę głosów tak
do przyjęcia, jako do odrzucenia prawa potrzebną. Na tę myśl cały stan rycerski zgodził
się; jeden dumny Opaliński, Marszałek Wielki Koronny, nie pozwolił; i całe królestwo
dotychczas być nieczynne musiało.
Roku 1590 projektowi Jana Zamoyskiego, podającemu sposób elekcji spokojniejszych,
tylko kilka osób szkodziło. Przez to Rzeczpospolita z dawną wadą elekcyj wolne królów
obranie straciła.
Jeżeli się nie mylę, w 1597 roku, gdy jedna lub dwie osoby, od Szwedów przekupione,
nie chciały, sejm od Zygmunta III zwołany nie doszedł; a nieprzyjaciel spokojnie
Rzeczypospolitej granice pustoszył.
Za tegoż Zygmunta, kiedy Kozaki Podole łupiły, Michał Wojewoda Wołoski Pokucie
ogniem niszczył, Karol książę Sudermanii Inflanty zabierał i wiele innych nieprzyjaciół
na królestwo Polskie zmawiało się, samoiści obywatele, zapomniawszy, iż z wszystkimi i
oni ginąć muszą, na sejmach chwytali się wszystkich sposobów, z przywary sejmowania
wynikających, dla strawienia czasu. Na koniec, osobiste sprawy o krakowskie i o
kujawskie biskupstwa wmieszawszy, wszystkim posłom krzyczeć, ale nikomu radzić nie
pozwolili.

Zastanówmy się nad tymi kilku sejmami. Widzimy, że barzo mało są czynne. Opieszałość
w nich wielką nadto łatwość znajduje.
Ich nieczynności te są przyczyny, że do złożenia sejmu wiele czasu potrzeba; przez co
dzieje się, iż nie Rzeczpospolita na każdą sposobność polepszenia swego dobra czuwa,
ale zdarzone dobro jeszcze na nią czekać musi; że nie potrzeby Rzeczypospolitej czasem,
ale czas jej potrzebami rozrządza, gdy przez dwa lata tylko jej sześć niedziel do rady
pozwala; że sprawy osobiste wielką łatwość mają mieszania się do spraw publicznych,
więc każdy zły człowiek prędki sposób najduje dla zakończenia sejmu, aby do
ustanowienia prawa całemu towarzystwu użytecznego, ale jego osobistości szkodliwego,
czasu nie zbyło; że tylko jednomyślność prawa stanowi, przez co ma każdy moc
niepozwalania, a żaden ani wszyscy nie mają władzy czynienia. Straszna liberi veio
niezdrożność! Za jego sprawą w jednym momencie wolna rzeczpospolita zamienia się w
despotyzm. Jeden obywatel staje się wszystkimi, a wszyscy niczym. Jeden obywatel jest
nieskończoną liczbą, a wszyscy gołą cyfrą. Liberum veto na tyle stanów towarzystwo
dzieli, ile jest obywatelów.
Te cztery wady są przyczyną sejmów nieczynności. One zamiast zmniejszenia
powiększały naturalną republikańskiego rządu opieszałość.
W początkach dla nich sejmy mało działalne były. Z czasem wcale nieczynne zostały.
Owszem, też błędy, do ostatniego stopnia nierządu przyprowadziwszy, wreszcie nie tylko
czynić nie pozwalały, ale nawet, co już był dobrego sejm ustanowił, to znowu niszczyły.
Czyliż roztropność pozwala utrzymywać dłużej wolne królów elekcje? Czyliż do
podobnego wybioru nie ma zgodniejszych sposobów?
Wiele jest rzeczy, które jak w myśli wystawione ukazują się być powabne i użyteczne,
tak przy wykonywaniu stają się złe i szkodliwe. Piękna to jest myśl, aby wolny lud, na
jedno pole zgromadziwszy się, obierał z pomiędzy siebie najcnotliwszego za króla.
Polacy tę władzę mieli i wolne króla obieranie stało się największych ich
nieszczęśliwości przyczyną.

Dla przypuszczenia całego świata do polskiej korony dziś już tylko nazwisko wolnego
wybioru przy nich zostało, a królów obcy naród im daje. Wyrzec się tego słowa
próżnego, które tylko złe w Rzeczypospolitej kojarzy, nie powinno by nam przychodzić z
trudnością.

background image

78

Z dwóch złych roztropność mniejsze obiera. W porównaniu rozsądnie ustanowionego
następstwa tronu z elekcją dzisiejszą, pierwsze ma mniej nieprzyzwoitości.
Tam, gdzie król ani w prawodawstwie osobnego stanu nie czyni, ani podatku nie stanowi,
ani wojskiem jednowładnie nie rozrządza, gdzie szkodzić władzy nie ma, samowolnym
szafunkiem nadgród psuć ludzi nie może, tylko wykonywania praw jest stróżem, tam
niebezpieczeństwem wolności nie grozi następstwo tronu.
Jak w przyrodzonych, tak i w rzeczach politycznych tylko doświadczenie niezawodnym
jest nauczycielem człowieka. Błahe są te rozumowania ludzkie, którym się doświadczenie
przeciwi. Otwórzmy księgę dziejów narodu polskiego. Historia jest różnych przez ludzkie
towarzystwa doświadczeń opisem. Polacy dwa razy pod dziedzicznymi królami żyli i dwa
razy Rzeczpospolita Polska kwitnęła. Już drugi raz wolne królów obranie mamy i drugi
raz Rzeczpospolita ohydnie ginąć zaczyna. Popełniamy więcej jak nieroztropność, gdy po
takim doświadczeniu zamiast nieszczęsnej elekcji nie stanowiemy szczęśliwszego
dziedzictwa.
Ale jeżeli Polacy pewnej i barzo bliskiej niewoli bezrządu nie widząc, a niepewnej i
dalekiej utraty wolności przez dziedzictwo królów lękając się, nie chcieliby postanowić u
siebie tronu następstwa, niech przynajmniej do elekcji inny sposób wyznaczą.
Ludzie im więcej się oświecili, tym barziej niezgodnymi stali się. Do dawnej elekcji
dawnej nie wiadomości, prostoty, męstwa i cnoty Sarmatów potrzeba. Dlatego wolne
elekcje tylko w dzikich narodach użyteczne były i tam początek swój biorą. Przy
teraźniejszych wiadomościach ludzi tylko pieniądze, obrót i praktyki korony rozdają. Od
tych przeszkód żadne ludzi zgromadzenie uwolnić się nie może. Sam tylko los gubić je
umie. Aby się mniej złego w elekcjach działo, trzeba w nich po części losom miejsce
zostawić.

[Dziwno mi barzo, że ludzie po tak długim doświadczeniu, iż w każdym wolnym
wybiorze, począwszy od króla aż do skarbnika, nie powszechna wola, nie kandydatów
zdatność, rozum ani cnota, ale tylko duma, łakomstwo, zazdrość, gniew albo miłość
kojarzy intrygi i rozdaje urzędy; dziwno mi przeto barzo, czemu po nieszczęsnym kilku
tysięcy wieków doświadczeniu nie przyjęto już w wszystkich krajach za ustawę
powszechną, iż każdy wybiór losy kończyć powinny.
Niezmierna w naszych towarzystwach nierówność stworzyła niezmierne potrzeby. Z
nieskończonymi potrzeby powstała w każdym człowieku nieskończona osobistość. Ani
religia, ani przysięga, nic już na ziemi nie ma świętego, co by tę niezmierną w człowieku
osobistość króciło, prócz jednych losów.
Chciałbym, aby tu każdy wszedł głęboko w myśl moją, a stałoby się, czego ja z serca
życzę ojczyźnie, aby każdy wybiór posłów, deputatów, sędziów, senatorów, konsyliarzów
do wszystkich komisji, a osobliwie i koniecznie do rady nieustającej, los ostatecznie z
kandydatów wybranych stanowił. Byłoby i to wielką wolności zasadą. Więcej intrygi niż
przemoc przyłożyły się do kowania łańcuchów nad rodem ludzkim.
Spośród wielu innych elekcji sposobów, jeden namie-
nię.
Polska, którychkolwiek dobrych królów miała, ci Polakami byli. Prócz Stefana Batorego
żaden cudzoziemiec na polskim tronie dobrze królować nie umiał. Więc przy wolnych
elekcjach, bo inaczej mówiłbym przy stanowieniu następstwa, najpierwej ludzi obcych do
korony polskiej przypuszczać nie należy. Długie doświadczenie naucza, że tylko Polacy
są zdatnymi do rządzenia Polakami. Takie prawo poprzedziwszy, niechaj sejm, z samych
Polaków, większością głosów stanowi pewną ilość wojewodów; z tych nieodwłocznie po

background image

79

śmierci króla sejm elekcyjny, znowu większością głosów, trzecią część do korony
oznaczy, a z tej wybranej trzeciej części los jednego królem wybierze.

Pierwsze czytanie tej myśli zdaje się odrażać. Ponieważ szczęście ślepe na zasługi i na
cnoty nieczułe do elekcji króla należy. Ale uważajmy, iż naród więcej od losów do
wybioru tego wpływa. Owszem, gdyby większa część sejmujących dobrze chciała, nigdy
by los szkodzić nie mógł. Przy tym nie zapominajmy na to, że los odkrywa ludziom
rzeczy największe. W dzisiejszych monarchiach, a przeto teraz w całej Europie, czyliż nie
sam los królów rozdaje?
Ten ostatni elekcji sposób namieniłem tylko jedynie dla dokończenia mojej myśli; lecz
przestrzegam, że Rzeczpospolita żadnym elekcji sposobem nie zapewni swojej trwałości.
Przeciwnie, ustanowienie następstwa tronu w domu jednym z najpierwszych w Europie
utwierdzi na długo Rzeczypospolitej trwałość. — Czynię uwagi nad prawodawstwem.
Tylko istność doskonała utwarza prawa doskonałe. Gdyby jakie od człowieka
doskonalsze stworzenie na ziemi bawiło, to samo tylko mogłoby sprawiedliwie być
prawodawcą ludzi.
Ponieważ wszyscy ludzie są niedołężnymi: ponieważ każdego człowieka rozum zawisł od
jego zmysłów, które najmniejsza okoliczność, czas pogodny, smaczna potrawa,
najczęściej trunek gorący, uskramia, miarkuje lub burzy; i któryż tak słaby człowiek
może bez zuchwalstwa sobie samemu przywłaszczać doskonałość innym ludziom praw
dawania? Żadnemu człowiekowi swoimi błędami drugich zwodzić nie jest wolno. Tylko
naród dla siebie dobre albo złe prawa sprawiedliwie stanowi.
Ten człowiek, który nie podług dobrowolnej właścicielów woli, ale jedynie podług swojej
woli życiem i majątkiem innych ludzi zarządza, jest tyranem. Ten, kto tak czynić i żyć
przymuszony, jak się komu innemu podoba, jest niewolnikiem. A tylko ten, kto być musi
posłusznym prawu, to jest woli powszechnej, której cząstką bywa wola jego, żyje
wolnym człowiekiem.
Jeden Bóg i towarzystwo są względem człowieka samo

władcami; bo człowiek względem

nich jest rzeczą nieskończenie małą. Każda jego własność jest mu tylko od nich
pozwoloną.

Człowiek względem drugiego człowieka ani samowładcą, ani niewolnikiem być nie
powinien. Każdy obywatel, w którejkolwiek społeczności ludzkiej osiadły, ma prawo
domagać się względem każdego drugiego obywatela wolności; bo człowiek w
wspołeczność wiążąc się nic więcej nie zyskał nad tę jednę wolność, czyli to
zabezpieczenie: że oprócz prawa, wolą towarzystwa stanowionego, żaden inny człowiek
władnąć nie będzie własnością jego.

Ta jest pierwsza władzy prawodawczej ustawa; aby, w miarę własności, do stanowienia
prawa należeli ci wszyscy, których życiem i majątkiem toż prawo zarządzać będzie.
Każda nierówność do połączenia dąży. Ludzie z natury będąc nierównymi koniecznie się
towarzyszyć musieli.
Nierówność rzeczy przyrodzonych zamieszanie sprawuje. Z zamieszania rodzi się
równoważność, porządek i pokój. Nierówność ludzi naturalna musiała w stanie natury
sprawiać kłótnie, napaści i bitwy. Przy pasowaniu się słabszego z mocniejszym kupiły się
gromady, robiły się strony i społeczności.
Końcem towarzyszenia się ludzi była przyrodzonej nierówności poprawa; więc skutkiem
dobrze ułożonego towarzystwa być powinna obywatelska równość, wolność i pokój.
Ludzie z teraźniejszymi przymioty tylko jeden taki mają towarzyszenia się sposób, który
naturalną poprawia nierówność.

background image

80

Gdzie żaden człowiek nie ma więcej mocy i woli osobistej, tylko ile mu prawo pozwala, a
do stanowienia praw wszyscy bez wyłączenia właściciele należą, gdzie wszyscy tylko
wszystkim są powolni i tylko moc i wola powszechna, to jest naród, większością głosów
sobie prawa wyznacza, tam na miejscu kłótliwej nierówności osobistej stanęła
obywatelska równość, wolność i pokój. To towarzystwo ma rzeczpospolita.
Są jeszcze dwa inne sposoby, pod którymi towarzyszyli się ludzie, lecz obydwa
sprzeciwiają się prawom natury; w nich przyrodzona nierówność ani poprawioną, ani
umiarkowaną nie jest. Owszem, insza nierówność przeciwna naturze powstała. W
obydwóch zniesiono tę wielką ustawą natury: słabszy będzie podległy mocniejszemu, a
ustanowiono to przeciwne tejże naturze prawo: mocniejszy będzie podległy słabszemu.

W pierwszym z tych dwóch towarzyszenia się sposobie większa część obywatelów, moc i
wolę osobistą zupełnie tracąc, nie może ani sobie zaradzićani szkodzić części mniejszej;
ale część mniejsza, całą moc i wolę osobistą posiadając, może szkodzić wszystkim. Tak
tylko mniejsza liczba obywateli dla wszystkich prawo stanowi. Ja takie wspołeczeństwo
nazywam oligarchią.
W drugim towarzyszenia się sposobie wszyscy, oprócz jednego obywatela, tracą moc i
wolę osobistą; wszyscy ani sobie dobrze uczynić, ani jednemu współobywatelowi
szkodzić nie mogą; ale tenże jeden współobywatel, władnąc swoją całą mocą i swoją całą
wolą osobistą, szkodzić może wszystkim. Tam jeden tylko człowiek, jak mu się podoba,
wszystkim prawa nakazuje. Takie wspołeczeństwo nazywam mniej lub więcej
oświeconym despotyzmem, a po polsku jednodzierstwem.
Co się tyczę stanu obywatelów, rzecz pewna, iż z tego trojakiego gatunku społeczeństw
tylko w rzeczachpospolitych ludzie cieszą się wolnością obywatelską i odbierają równe
życia i majątku bezpieczeństwo wewnętrzne; ale ponieważ po stowarzyszeniu się ludzi
nierówność osobista zginęła, a natychmiast między tymiż towarzystwy polityczna
nierówność powstała, ponieważ w jakim porównaniu żyli ludzie w stanie natury, w takim
porównaniu zostają towarzystwa dzisiejsze, czczą i próżną jest wolność i bezpieczeństwo
wewnętrzne bez wolności i bez obrony zewnętrznej. Tam każda własność, owszem, same
towarzystwa jestestwo staje się łaską mocniejszych, gdzie mieć bezpieczeństwa
zewnętrznego nie można.
Pytam się, które z tych trzech zmiankowych towarzystw jest dzisiaj do utrzymania
łatwiejsze i które ma większe bezpieczeństwo zewnętrzne?
Podług rozrządzenia całej Europy tym jest teraz jedne państwo dla drugiego, czym był
zawsze człowiek dla zwierza dzikiego. Dzisiejszej polityki to jest wielkie prawidło, aby
gwałtem lub sztucznie słabić, gnębić i niszczyć sąsiada. Nie jak uszczęśliwiać, ale jak
szkodzić ludzkiemu rodzajowi, jest królów nauka.

To przeklęte prawidło opiera się wbrew wielkiemu rzeczy stworzonych zamiarowi; burzy
pokój na ziemi; co koniecznie być złączonym powinno, rozdziela: szczególne dobro
jednego towarzystwa od powszechnego dobra całego człowieczeństwa; nie dopuszcza,
aby wszyscy ludzie szczęśliwymi byli; człowieka czyni nieprzyjacielem człowieka.
Ale to prawo panuje i nie tak prędko odmieni się; więc jak najlepiej pod nim żyć, czyli
któremu towarzystwu jest najwięcej przychylne, to uważać potrzeba.
Ponieważ dziś to państwo jest najdzielniejsze i najtrwalsze, to od wszystkich jest
poważane najwięcej, które ma łatwość szkodzenia innym, ponieważ szkodzić nie można
bez wielkiej prędkości i bez sekretu — więc, smutna prawda, dziś oświecony despotyzm
jest rządem najlepszym.
Gdyby wszystkie państwa rząd republikański miały, równą trudność szkodzenia sobie
znajdując, mogłyby się utrzymać oligarchie i rzeczypospolite; ale w pośrodku państw

background image

81

jednodzierżczych jedna rzeczpospolita żadną miarą trwać nie może. Ostatnia do
szkodzenia komukolwiek ma niezliczone opory; pierwsze do wyrządzenia sąsiadom
każdej złości mają tysiączne sposoby i łatwość niezmierną.
Ludu, którego wolny kraj w podobnych się okolicznościach znajduje, nad tą myślą
zastanów się mocno! Rychlej lub później upaść i wolność stracić musisz. Ten upadek
królestw jest najokropniejszy, i w ten czas człowieka spotyka niewola największa, kiedy
kraj jego na części bywa szarpany. Większego złego chroniąc się, obieraj mniejsze. Aby
twojej ziemi nie dzielono; abyś się mógł zostać w jednym towarzystwie; abyś nie był
odległą prowincją kraju obcego, ale naród osobny i kraj cały składał; ustanów sobie,
dopokąd ci wolno, jednodzierżstwo, rząd absolutny.
Lecz wróćmy się do błędów ustawy sejmu polskiego.
Powolność i jawność są dwie przywary od oligarchicznych i od republikańskich rządów
nieoddzielne, które sprawią to zawsze, iż despotyzmy nad rzecząpospolitą górować będą.

Mylę się, gdy to nazywam przywarą, co jest znakiem dobroci rządu republikańskiego.
Naradzać się z uwagą, wszystko czynić otwarcie jest sposobem poczciwości i drogą
rozumu. Z wszystkim kryć się i wszystko spiesznie wykonywać jest narzędziem
tyraństwa i złości.
Ten rząd, który każdej swojej obrady i swojej czynności ma świadkiem naród cały,
zgadza się z własnością człowieka, czyni go spokojnym i naśladuje porządną naturę.
Przyrodzenie, cokolwiek dobrego robi, kiedy z prostej materii niezliczone stworzenie
wyprowadza, działa powoli i wykonywa to w oczach naszych; ale w głąb ziemi kryje się,
w przepaści gór największych ognie zakłada, kiedy chce zniszczyć to wszystko w jednym
momencie, na udziałanie czego natura i człowiek wieki łożyli.
Przecież ta wolność, ten znak dobroci rządu republikańskiego, gdy jest nieumiarkowaną,
staje się szkodliwą. Każdy zbytek jest złym. Tak w oligarchii polskiej, dla wady w
pierwszej ustawie rządu zostawionej, powolność zamieniła się w opieszałość i w
nieczynność.
Wielkie uwagi prowadzą do tego wniosku, iż rzeczypospolite, a tym bardziej oligarchie,
w pośrzodku jednodzierżtw żadną miarą kwitnąć ani utrzymać się nie mogą.
Jeżeli w umyśle Polaków więcej zwyczaj i wolność mniemana niżeli roztropność i
prawda oczywista przeważa, jeżeli, mimo przemocy sąsiadów, teraźniejszego
towarzystwa nie chcianoby przerobić w jednowładztwo — niechaj Polacy przynajmniej
oligarchią zamienią w rzeczpospolitą; bo oligarchia ma przywary dwóch innych
towarzystw, a nie ma zysków despotyzmu ani rzeczypospolitej.
Oligarchia nie utwarza wszystkim obywatelom równej wolności i bezpieczeństwa
wewnętrznego, jak porządna rzeczpospolita, ani nie ułatwia obrony zewnętrznej, jak
jednodzierżtwo.
Z tych uwag wypada, że w rzeczachpospolitych to jest pierwsze ustawy sejmów
prawidło: aby do stanowienia praw, w miarę własności, należeli ci wszyscy, których
życiem i majątkiem prawa zarządzać będą.

Miasta polskie tę władzę miały i bogate były. Chcąc powrócić ich dawną szczęśliwość
trzeba oddać im wolność. Patrzając na względy, na obronę i na przywileje, które w
wszystkich krajach Polskę, okrążających ten stan ludzi odbiera, zdaje mi się rzeczą
oczywistą, że w Polsce także powiększyć tego stanu wolność potrzeba.
Niechaj główniejsze miasta, z przyległymi miasteczkami znosząc się, wysyłają na sejm
posłów [chociaż im do urzędów stanowi szlacheckiemu właściwych przystępu dozwolono
nie będzie]. Tak oligarchia zaginie; rzeczpospolita zacznie się. Dopiero celem sejmów
będzie szczęśliwość wszystkich Polaków.

background image

82

Teraźniejsze sejmy polskie są nieczynne: należy zaprzestać zwoływania sejmów, bo to
zwłokę powiększa. Nie potrzeba wyznaczać czasu do sejmów kończenia, bo to jest
poddawać rząd czasowi i sporządzać łatwość do trawienia na kłótniach czasów rady; co
wszystko opieszałości sprzyja.
Dziś trzeba koniecznie przez wzgląd na prędką działalność państw sąsiedzkich ustanowić
sejm nieustanny, to jest sejm zawsze do zwołania gotowy. Ten jest sposób jeden, przez
który rzeczypospolitej działalność zbliżyć się potrafi do jednodzierżstwa prędkości. [Sejm
nieustanny może razem mieć władzę wykonywającą. Ile razy zachodziłoby praw
wykonanie, czyli sprawy szczególne, wtenczas niech ma sejm nieustanny własność
zamieniania się w komisją, na której król z dwiema kreskami prezydować będzie.]
[Moc, którą jeden współobywatel albo jaka magistratura upoważniona wymawia do
całego narodu prawodawcy: dziś tylko od tej godziny i tylko do tej godziny radzić o sobie
możesz, jutro zgromadzić ci się nie pozwolę—moc taka nie jest w porządnym stosunku
urzędnika z prawodawcą. Upodla majestat prawodawcy ludu. Sesje sejmowe mieć
powinny codziennie wyznaczone przez prawo godziny: np. od godziny 9 z rana do
godziny 4 po południu. I o tych godzinach koniecznie zaczynać i kończyć się muszą.
Podczas lurnum sesja zatrwa do skończenia jego. W przypadku zaś solwowania do dni
kilku lub przedłużenia nad godziny rzeczone sesji, marszałek zapyta się izby, aby ci,
którzy żądają solwowania, posiedli, stojących porachuje i podług większości solwować
sesją będzie. A gdy Sejm gotowy zalimitować by chciano, dwie części przeciwko trzeciej
sekretnych kresek wolę narodu oznaczą.]

Posłowie co dwa lata być obierani powinni. [Ale jako sejm nieustanny, czyli gotowy,
mógłby zostać jednym z głównych sposobów ratunku Polski, tak tenże sejm nieustanny
źle rządzony mógłby nieznacznie prowadzić do niewoli. Albowiem tron już to z natury
tronu pragnie zawsze powiększenia swojej mocy. W nieustannym sejmie znalazłby
nieustanną sposobność czatowania na wszelką łatwość do powiększenia nieznacznie
swoich prerogatyw. To stałoby się, gdyby ten sejm z dzisiejszymi wadami pozostał.
Przez nieszczęsne dawniej, a przez ohydny ostatecznie naszej ziemi podział, liczba
Polaków posłów na sejm zmniejszyła się blisko sto osób; liczba zaś senatorów jest ta
sama, owszem jeszcze zwiększona. Przeto dzisiaj cały naród obiera na tenże sejm sto
siedemdziesiąt i kilka posłów, a sam król obiera na tenże sejm z okładem sto trzydziestu
senatorów, czyli, rzeczywiściej mówiąc, z okładem stu trzydziestu posłów.
Dla ułożenia pomiarkowanego stosunku liczby senatorów z posłami zdawałoby się mi
zmniejszyć liczbę senatorów. Ale tej ofiary nikt uczynić nie zechce. Napatrzyłem się aż z
żalem, jak wielu przenosi imię kasztelana nad szczęśliwość Polaka! Najłatwiej więc do
wykonania będzie powiększyć liczbę posłów, aby senat czwartą część narodu wystawiał.
To stanie się łatwo, gdy teraźniejszych posłów liczba w dwóchnasób powiększona będzie.
A lepiej jeszcze stanie się, gdy miasta główniejsze każdego województwa, zniósłszy się z
pomniejszymi miastami, także swoich posłów na sejm wysyłać będą. Wszystkie naszej
Europy jednodzierże prócz innych sposobów znaleźli największy do pognębienia szlachty
w stanie miejskim od szlachty uciemiężonym. W jednej Anglii postrzegła się szlachta;
uprzedziła królów; przypuściła stan miejski do wolności. I w jednej Anglii dotychczas
szlachta jest wolną. Mówię to po długiej uwadze. Trzeba, ażeby sobie szlachta polska
zawczasu stan miejski zapewniła, aby go kiedyś królowie na pognębienie szlachty użyć
nie mogli. Trzeba, aby stan szlachecki i stan miejski mieli przeciwko królom jedne sprawę
wolności.

Kasztelanów i wojewodów województwa u siebie wybiorą tym sposobem: województwo
obierze trzech kandydatów. Z tych trzech, przez województwo podanych, król jednego

background image

83

kasztelanem lub wojewodą mianować będzie. To samo mówiłbym o wszystkich innych
wojewódzkich urzędnikach.
Posłowie, gdy prawodawcze potrzeby królestwa zaspokoją, rozjadą się z obowiązkiem, że
się każdego czasu, we dwie niedziele po wydanym obwieszczeniu przez pozostałą
najwyższą komisją, czyli radę strażniczą, zgromadzą. Ta zaś rada strażnicza tak się
stanowić będzie: przed rozjechaniem się posłów każde województwo wyznaczy stosowną
do wielości swoich posłów liczbę kandydatów. Losy oznaczą, kto z tych kandydatów
zostać się powinien. Pozostały na straży poseł płatnym nie będzie.
Obowiązkiem tej komisji najwyższej, czyli rady dozorczej, będzie mieć w niebytności
sejmu straż nad prawem i dozór nad wszystkimi w kraju magistraturami i komisjami, aby
każda zachowała się podług swoich przepisów.
Postrzegłszy jaką zdrożność komisja najwyższa listem napominalnym magistraturę
zbaczającą upomni; w przypadku nieposłuszeństwa sejm zwoła.
Po skończonych dwóch leciech po nowym obraniu posłów sejm przeszłych dwóch lat
rady strażniczej czynności roztrząśnie.
Taż komisja najwyższa, czyli rada dozorcza, za domaganiem się choć jednego
któregokolwiek posła powinna wydać swoje obwieszczenie dla zgromadzenia sejmu. W
przypadku nie wypełnionego żądania przez radę każdy poseł, manifest do grodu
zaniósłszy i w nim powody żądania swojego wyraziwszy, ma prawo obwieszczenia po
województwach posłów o potrzebie zjechania na sejm.]

Ci, gdy wszystkie potrzeby królestwa zakończą, mogą się rozjechać, z tym obowiązkiem,
że się każdego czasu, w dwie niedziele po wydanym obwieszczeniu przez pozostałą
komisję wielką, zgromadzą.
Ten z ludzi niedoskonałych sejm złożony, ta tworzenia praw władza nieśmiertelna, za
wzór swojego sprawowania kogóż obierze? To bóstwo, które światem zarządza.
Cechą każdego prawa dobrego jest powszechność. W wszystkich towarzystwach ludzkich
tylko jest jedno prawdziwe dobro: to jest dobro powszechne. To dobro, czyli szczęśliwość
większej części ludzi, być celem tego sejmu, czyli wszystkich praw powinno. Zguba
części mniejszej od ogłoszenia prawa, które uszczęśliwia towarzystwa część większą,
prawodawcę odwodzić nie może. Tak na tym świecie rozporządziła Opatrzność
najświętsza. Całej naturze kilka praw wyznaczyła. Nie było jej tajemne, że tych praw
skutkiem będzie ogień niezmiernie dzielny, który zburzy i zniszczy różne części ziemi;
bo widziała, że tenże ogień użytecznym światu całemu: da życie stworzeniom
niezlicznym.
Najpierwszym i najmocniejszym nieprzyjacielem sejmów, czyli prawodawstwa, jest
osobiste dobro*. Osobistość zawsze się względów domaga; prawa równość stanowią.
Dlatego najpierwszym i najmocniejszym sejmowej ustawy warunkiem być powinno, aby
sprawy osobiste tam żadnym sposobem przystępu nie miały.
W tej rzeczypospolitej, gdzie dobro osobiste do knowania spraw łatwo się wmiesza,
dzieje się mniej dobrego niżeli w najmniej oświeconym despotyzmie. Wielość praw,
każde złe prawo jest zawsze osobistości robotą.
Drugim błędem w sejmach polskich była jednomyślność,


*Dobrem osobistym nazywam każdy pożytek dobru powszechnemu przeciwny. Dobro
własne nie rozróżniam od dobra powszechnego. (Przyp. aut.)

background image

84

która sama tylko prawa robiła: ta, mało szkodliwą przed kilku wiekami będąc, jest zaletą
cnoty starych Polaków; ta, narzędziem zajadłych kłótni w późniejszym czasie stawszy
się, jest świadkiem złych obyczajów i dowodem bliskich nieszczęść królestwa. Ta uwaga
jest nieomylna, że w radach publicznych trudna jednomyślność: wielkie rozróżnienia
familii, kłótnie są poprzedniki bliskiego upadku rzeczypospolitej.
Jednomyślność, ten nierozumny sposób badania woli powszechnej, nie tylko sprawuje
największe w kończeniu którejkolwiek rady spóźnienie, czego rzeczypospolite dziś
wystrzegać się najbarziej powinny, ale nadto jest przeciwną natury prawu; wzrusza
pierwszą i gruntowną ludzkich towarzystw zasadę.
Gdyby ludzie doskonałymi byli, mieściłaby się w ich posiedzeniach jednomyślność; ale
między ludźmi, których wola od myśli, a myśl od ciała ułożenia zawisła, jednomyślność
najczęściej jest niepodobieństwem.
Człowiek często z sobą samym zgodzić się nie może, często dla niewiadomości nad
wyborem swojego dobra z sobą samym długo i przykro kłóci się. Chcieć, aby wpośród
kilkuset osób jednego głupiego nie było, jest to nie znać ludzi.
Szczęśliwość większej części obywatelów jest dobrem publicznym. Wola większej
połowy narodu jest wolą powszechną. Głosów większość na sejmie prawa stanowić
powinna; tak wypada z tej wielkiej ustawy natury: Część jest mniejszą od rzeczy całej,
słabszy mocniejszemu podlega.

Przez oszukiwanie tego najpierwszego natury prawa ludzie najwięcej złego robili.
osobistego dobra: bo takie dobro w myśli ludzi ukazuje się niezliczone. Często taż
wielość praw z pierwszej ustawy towarzystw wynika: tak w dzisiejszych
społeczeństwach, w których każdy mieszkaniec osobną, ruchomą i nieruchomą własność
posiada, trzeba nierównie więcej praw, niżeliby ich było w tym towarzystwie, gdzie by
każda własność do wszystkich wspólnie należała. Tam nie byłoby próżniaków, którzy
jedyną są przyczyną ubóstwa i nędzy. Tylko praca dzieliłaby każdemu potrzeby. Tam
sukiennik nie dostałby w magazynie publicznym zboża etc, etc, dopokąd nie odrobi
pewnego wymiaru sukna. Rolnik nie odbierze sukni etc, etc, leżeli nie odda swoją miarę
zboża. Aby przyjaźń albo miłość osobista niesprawiedliwości w podziale nie czyniły,
mogłyby same losy dzielić. (Przyp. aut.)
Nadto, większość głosów jest dopełnieniem tego fundamentalnego warunku towarzystw:
że człowiek tylko dla zyskania bezpieczeństwa i dla wolności cywilnej poddał wszystkie
swoje własności osobiste woli powszechnej.
Przez taki związek jeden obywatel tym jest do drugiego, czym jest towarzystwo do
narodu całego. Jeden obywatel tym staje się do społeczności, czym jest jeden do narodu
całego liczby. Społeczność tak się ma do obywatela jednego, jak się ma liczba całego
narodu do liczby 1.
Oto grunt dobrego wspołeczeństwa. Te prawdy być powinny zasadą prawa każdego. Ten
jeden tylko stosunek jest stwórcą człowieka wolności, tylko w tym rządzie, gdzie się taki
stosunek znajduje, tylko tam, gdzie jeden obywatel każdemu innemu obywatelowi co do
prawa równy, staje się rzeczą barzo małą w porównaniu do społeczności, a społeczność w
porównaniu do niego jest wszystkim — tylko tam człowiek żyje wolny. Jednomyślność w
praw stanowieniu te prawdy wywraca. Ona wystawia towarzystwo w tym porównaniu do
obywatela jednego, w jakim jest jeden do ludu całego liczby; z niego koniecznie wypadać
musi głupstwo, czyli to wolne nie pozwalam, które jednego wyrównywa milionom: 1
=1000000.
Niechaj na sejmie nieustannym dwie części głosów przeciwko trzeciej prawa stanowią.
Tak sejmy staną się czynniejszymi; największa przywara ich prawodawstwa, opieszałość,
zmniejszy się barzo; lecz nie zginie zupełnie, dopokąd dawny kreskowania sposób

background image

85

zostanie. Dziś, kiedy krajów pomyślność tak wiele od prędkości działania zawisła, nie ma
na zbycie czasu tak wiele, ile go dwukrotne głośnego a trzeci raz cichego zdania o jednej
rzeczy powtarzanie zabiera. Dlatego prawodawstwo większą do kończenia spraw łatwość
mieć będzie, gdy po pilnym roztrząśnieniu, po trzydniowym na uwagę wzięciu i po
zupełnym na prowincjonalnych posiedzeniach ułożeniu, sejm większością cicho danych
raz tylko głosów przyjęcie lub odrzucenie projektu oznaczy.
Mówiłem: po zupełnym na posiedzeniach prowincjonalnych ułożeniu, gdyż zdaje mi się,
że barziej jeszcze działalność sejmu powiększyłaby się, gdyby nie posłowie, ale
województwa, według podatku, głosowały; to jest, aby każde województwo według
podatku miało jedne, dwie lub trzy kreski. Dlatego chciałbym, aby posłowie każdego
województwa na prowincjonalnych posiedzeniach większością głosów te kreski układali,
a tak już z gotowymi na posiedzenie sejmowe przyszedłszy, nie potrzebowaliby wiele
czasu do oświadczenia województwa swojego woli.
Z wzoru, który prawodawstwu wystawiłem, łatwo domyśla się każdy, jakiej doskonałości
w prawodawcy wyciągam. Trzeba, aby przez prawo był obowiązany każdy obywatel
wprzód szkołę obywatelską odprawić, w wojsku kilka lat służyć, prócz tego inny jaki
cywilny urząd sprawując dać pierwej swojej cnoty dowody; dopiero po takich stopniach,
a nie prędzej, do poselstwa na sejm zdatnym się stawał. Młody obywatel, od czego u nas
zaczyna, na tym kończyć powinien.
Nie zdało mi się do tej zdatności wyznaczać pewną lat liczbę. Ten sposób czyni krzywdę
doskonałości wczesnej; zamiast nabywania psuje talenta. Nie pracować, tylko starzeć się
każe. Przecież sam wiek nie jest mądrością ani jej nie daje.
[Spojrzyjmy na zgromadzony nasz naród, gdy czas sposobny do ratunku Ojczyzny
zabłyśnie: oto cokolwiek w nim młodszego, to jeszcze czuje, nosi własną duszę, ale w
znacznej części starszyzna, jakby bez czucia swojej niedoli, narzędzie cudzej woli, obcy
umysł nosząc, inaczej nie czyni, inaczej nie gada, tylko jak ją nadzieja lub groźba
nadyma.
Albowiem ten nieszczęśliwy naród zrósł i zestarzał się w przeklętej kilkudziesiąt lat
anarchii, którą przeklęta niezgoda dwóch dumnych familii płodziła. Nie było
bezpieczeństwa dla osoby, życia ani majątku. Nikt sprawiedliwości znaleźć nie mógł, kto
się nie płaszczył albo nie stawał ohydnym narzędziem złości, którego z tych familii
dumca. Święte miejsca

sejmików zamiast jedności zawziętość krwią współrodaków broczyła; sejmy zamiast rady duch
przeciwieństwa rozrywał; sądy, trybunały, te sławy, majątku i życia warownie, wyrzuciwszy
sprawiedliwość przemoc osiadła. Wreszcie jeden z tych nieszczęsnych domów, czując swoją
większą słabość, a równą z swoim przeciwnikiem dumę, nadto przy sobie mniejszą liczbę
stronników w rodakach widząc, poszedł za granicę, przyzwał cudze wojsko na zgnębienie
osobistego nieprzyjaciela i na karki wszystkich braci. Odtąd gwałt zwoływał obrady; gwałt
stanowił króla; gwałt wybierał posły; gwałt z tego najświętszego w wolnych narodach miejsca, z
izby praw, wyrzucał prawodawcę; gwałt przeciwnie myślących i mówiących wywłóczył za
granicę, gwałt kraj podzielił; gwałt osadził zewnątrz haniebną niewolę a wewnątrz ponurą
spokojność. Oto szkoła, w której nasi starsi bracia chowani, zrośli i postarzeli się. Więc nie
powinno być dziwno, że odwykli od własnego czucia i od własnego sposobu myślenia. Lecz ty,
cna jeszcze młodzi, bierz za przykład sławniejsze swoje ojce, a ucz się z tych nieszczęsnych
niezgody skutków, które widzisz, abyś jak powietrzem, tak duchem stronnym brzydziła się. Jedna
Ojczyzna twoim jest Bogiem!]

WŁADZA WYKONYWAJĄCA

background image

86

Lud władzy swoich praw stanowienia, przyjęcia lub odrzucenia nigdy i nikomu rozumnie
powierzyć nie może; władzę zaś wykonania praw już przyjętych sam posiadać nie zawsze potrafi;
zlecić ją komu innemu może i często musi.

Największą trudnością w towarzystwach ludzkich jest ustanowienie mocy wykonywającej. W
tym to gnieździe wewnętrzne obywatelów niezaufania, kłótnie i ustaw pogarda, wszystkich
państw upadek i ludzi niewola lęgły się.

Już by niektóre towarzystwa niezawodne prawa swojej szczęśliwości były poznały; już by Likurk
był ludziom powie

dział tę prawdę, według której żyć potrzeba, aby szczęśliwymi byli,

gdyby miał był sposób obowiązania wszystkich Lacedemończyków do zachowania praw
jego. Owszem, same natury prawo uszczęśliwiłoby ludzi, gdyby je wszyscy pełnili.

Religia była zawsze i jest dotychczas najlepszą do wykonania praw ustawą. Niechaj
wolno nie będzie nazywać ją polityką; ona być objawieniem bogów powinna. Bez religii
cóż jednodzierżcę, trzykroć sto tysięcy wojska mającego, do posłuszeństwa prawu
zniewoli?
Nigdy człowiek, zdrowy rozum mający, do drugiego nie mówił, tym barziej nigdy cały
naród tak do człowieka nie wyrzekł: „Twoim chcę być niewolnikiem; ty sam podług
twego upodobania naszego majątku i życia przykazuj nam prawa, ty jeden bądź
wszystkim, a my wszyscy staniemy się niczym”.
Dlatego dzikich narodów hordy, czyli te wszystkie towarzystwa, których początku lepszej
wiadomości siągamy, zgromadzały się na publiczne obrady, gdzie knowały prawa dla
siebie. Tylko straż praw, to jest rząd, albo do wszystkich należał, albo go starszeństwu
zlecono, albo też jeden najcnotliwszy, w jakiej sztuce biegły, od innych silniejszy, w
wojnie szczęśliwy rządcą obierany bywał.
Oświeceńsze narody moc wykonywającą, czyli rząd do wszystkich należący —
demokracją, rząd w ręce jednej części ludu oddany — arystokracją, rząd powierzony
jednej osobie—monarchią nazwały.
Z tych trzech rząd monarchiczny zdaje się być najdawniejszym. Pierwszym stróżem praw
natury, królem pierwszym był ojciec nad dziećmi swoimi; te zachowywały mu
posłuszeństwo, kiedy według prawa natury, nie według prawa swej woli, nimi zarządzał.
Nadto, przez wzgląd na związek między sobą państw dzisiejszych, zdaje mi się, iż rząd
monarchiczny do utrzymania zewnętrznej kraju trwałości jest najzdatniejszym; osobliwie
wtenczas, kiedy król mądry, praw stałych i tylko od narodu stanowionych słuchając,
domaga się według praw tych posłuszeństwa, a wynikłą z dobrego rządu szczęśliwość,
jako ludowi własną, na wszystkich podzielić stara się. Tak pierwsze ze świateł
niebieskich, słońce, sile niezlicznych światów podlegając, ma posłuszne swojej mocy ich
koło ogromne; a z ich wspólnego posłuszeństwa i z wzajemnej wszystkich działalności
zniecone w sobie światło bezustannie na wszystkich rozrzuca.

Ale ten rządów trojaki rodzaj jako wszystkie ludzkie czynności ma swoje przywary. Te
dwie siły, które by koniecznie jedna dusza ożywiać powinna, są w nich sobie przeciwne.
Władza prawa wykonywająca jest rozłączoną od władzy prawodawczej. Natychmiast
stróż prawa staje się nieprzyjacielem dawcy prawa tego; w ostatnim miłość powszechna
stara się obmyślić sposoby, podług których by wszyscy obywatele szczęśliwymi byli,
przeto jego praw nic innego być zamiarem nie może, tylko dobro powszechne.
Przeciwnie w pierwszym: osobista miłość dzielniejsza usiłuje zeszczuplić, zosobiścić, że
tak rzeknę, pierwszego zamysły; tak nieznacznie opiera się, powoli krzywdzi, często źle
tłumaczy, wreszcie zupełnie przeistacza wolę powszechną. Tych dwóch władz
przeciwność rzuca lud w tę przepaść, której unikając w wspołeczność się wiązał.

background image

87

Niezgoda władzy wykonywającej z władzą prawodawczą dwiema drogami narody
prowadzi w niewolę. Albo magistratura, której praw wykonywanie powierzone jest,
będąc z natury dzielniejszą, przez ustawiczne mocowania i usiłowanie przeciwko władzy
prawodawczej niszczy ją i moc praw stanowienia, ludowi przyzwoitą, sobie samej
przywłaszczy. Co natychmiast istotny towarzystwa węzeł rozrywa; obywatelską wolność
przeistacza w niewolę; rząd kraju zamienia w despotyzm; urzędnik staje się udzielnym, a
naród cały niewolnikiem jego. Ta prawda wszędzie jest prawdą: że w wszystkich
towarzystwach ludzkich ten, który podług upodobania swojego prawa wydaje, jest
wszystkim; ci, którzy go poniewolnie słuchać muszą, są niczym.
Przykładem tej odmiany jest cała Europa: w niej monarchie krajów wszystkich nie różnią
się czym innym od despotyzmu, tylko monarchy oświeceniem.
[Sułtan turecki i król pruski jedne władzę mają. Owszem, pierwszy ustawom Mahometa
posłusznym być musi; bez Dywanu nic stanowić nie może; janczarów lęka się. Drugi
kartkę papieru często ołówkiem skreśloną za prawo daje; prócz rozumu własnego żadnej
innej nad sobą nie uznaje zwierzchności.]

Albo też magistratura praw wykonania strzegąca, będąc przez władzę prawodawczą
ustawicznie podchodzona, nienawidzona i prześladowana, w narodzie troskliwym
żadnego ku sobie zaufania nie doznając, w wszystkich przedsięwzięciach równie do
dobrego, jak do złego nieskończone przeciwności, kłótnie i zmartwienia widząc,
sprzykrzy sobie, opuści się, na koniec wcale trwać będzie nieczynną. Niewykonanie praw
przywraca ludowi stan gorszy od dzikiego; znowu obywatelską wolność zamienia w
niewolę; rzeczpospolitą zostawia bez rządu, prawo odda bogatemu za narzędzie dla
krzywdzenia ubogiego. I to jest prawda: w społecznościach ludzkich najmędrsze prawo,
gdy wykonane nie jest, staje się szkodliwym.
Przykładem tego nieszczęśliwego państw stanu jest Królestwo Polskie. Ta
Rzeczpospolita, jedynie szlachtę za naród biorąc, miała rząd monarchiczny od czasu
dawnego.
Naród z szlachty według potrzeb do praw knowania zgromadzał się. Sam król ich
wykonywania i podług onych sądzenia władzę posiadał.
Tych władz rozdzielenie Rzeczypospolitej niejedność szczepiło. Król i naród, którzy
koniecznie jedno ciało składają, zawsze poróżnieni byli. Naród, o swoim królu
podejrzenia pełen, usiłował sposobami różnymi zmniejszyć tak obrażającą go władzę;
królowie, jeżeli nie starali się o powiększenie swojej mocy, to przynajmniej jedni
stałością i męstwem, drudzy podstępy, obietnicą, pieniędzmi abo cudzych bogów opieką
całości tej władzy bronili. Stan szlachecki, którego bojaźń

o wolność troskliwa zawsze w królu jakieś straszydło widziała, łatwo wierzył każdemu
łakomcy, burdzie, dumnemu, a najczęściej osobistą niechęć mającemu obywatelowi,
który w każdym kroku, w dobrym nawet przedsięwzięciu króla wystawiał niewolę. Stąd
długie nienawiści, spiski, kłótnie i wojny między królami i między narodem powstały.
Nigdy przecież wierni
i ludzcy Polacy okrucieństwy swych dziejów nie zmazali.
Królowie prześladowani, w każdym zamyśle kłóceni, jedni monarchami ludzi być godni,
wiedząc, iż królować nie jest co innego, tylko pracować z obowiązku i ustawicznie koło
szczęśliwości wszystkich; iż zostać królem jest to zostać pierwszym urzędnikiem i
pierwszym sługą narodu całego, ci, którzy przeświadczeni byli, że od wypełnienia
powinności żadne niebezpieczeństwo króla nie uwalnia, starali się mimo wszystkich
umartwień i przeciwności wewnętrzną zgodę, sprawiedliwość i pokój utrzymywać, a
przeciwko zewnętrznym nieprzyjaciołom pierwsi na czele narodu stanąwszy bronili kraju

background image

88

całości, dopokąd im życia stawało. Inni królowie, nikczemni, rozumiejąc, że dosyć jest
być królem, aby się mieścić w liczbie monarchów, trudnościami zrażeni,
niebezpieczeństwem ustraszeni, sprzykrzyli sobie pracę, opuścili się; a w dostojeństwie
tronu do pijaństwa, do lubieżności i do innej jakiejkolwiek żądzy więcej sposobów
najdując, zwyczaili naród do namiętności swoich; szerzyli w nim nieczułość,
próżnowanie, zniewieściałość; oddawali rząd losom; zostawiali prawa nieczynne; świętą
sprawiedliwość mocniejszego łasce rzucali.
Rozumniejsi obywatele już po śmierci Zygmunta Augusta przeglądali niewykonywania
praw okropne dla Rzeczypospolitej skutki. Dlatego przy obraniu Henryka wyznaczono
szesnastu senatorów do boku jego. Jan Zamoyski radził, aby prócz senatorów jeszcze
pewna liczba osób stanu rycerskiego w tejże radzie mieściła się. O dobroci swej myśli
senatu przekonać nie mogąc, starał się przy koronacji Batorego przynajmniej artykuł o
senatorach utwierdzić; ale i tej rady przy królach nie bywało. Aż do naszych czasów
naród królom nie dufał; królowie nienawiści unikając zaniedbywali władzę praw
wykonywania. Tak posłuszeństwa nie było dla prawa, a Rzeczpospolita stała bez rządu.
Za panowania Stanisława Augusta nieszczęśliwi Polacy tego niewykonywania praw, czyli
wewnętrznego bezrządu, najsmutniejszych skutków doświadczywszy postanowili tą
magistraturę. Od ustanowienia Rady Nieustającej Polska nie stoi bezrządem.
[To mówiąc, nie uważam Rady Nieustającej tylko jedynie jako magistraturę, mającą straż
nad wykonywaniem praw i najwyższy dozór nad wszystkimi w kraju cywilnymi i
politycznymi urzędy, aby każdy swoje obowiązki wypełniał. Dopóty użyteczna. Nadanie
mocy tłumaczenia praw Radzie Nieustającej było ohydzenia jej końcem. Magistratura w
Rzeczypospolitej, prawa tłumacząca, jest stanem w stanie. Wspołeczeństwo, w którym
naród cały ma władzę praw pisania, a jedna magistratura ma władzę tychże praw
tłumaczenia, jest w polityce straszydłem. W Radzie Nieustającej moc tłumaczenia praw,
będąc obcej, nam zawsze zawistnej, despotów przemocy dziełem, dziwno być nie
powinno, że w Rzeczypospolitej ukazało się dziwotworem. Albowiem złośliwi
nieprzyjaciele nasi, widząc, że tylko nasze nieposłuszeństwo prawom uczyniło nas
niewolnikami ich woli, nie mogli na to pozwolić, aby w naszej Rzeczypospolitej powstała
tak urządzona magistratura, od której ustawy już by Polska nie stała bezrządna. Więc
przydali do niej moc tłumaczenia prawa, aby ją przez to z czasem ohydzie, prawo w
wątpliwość podać i znowu nierząd zostawić. Tak się już zaczyna: w trybunale tak wielkie
widzieć szafy zawalone księgami tłumaczeń praw przez radę wydanych, jak wielkie
tamże stoją szafy zawalone księgami praw przez wszystkie sejmy napisanych. Proszę mi
tu rozsądnie potrafić odpowiedzieć: kogo obywatel i sędzia ma słuchać? Jeżeli rezolucyj
w radzie wydanych, a czymże będą sejmy? Jeżeli praw na sejmach napisanych, a czymże
będzie rada? Oto według potrzeb osobistych jedni będą słuchać rezolucyj rady, drudzy
praw sejmowych; z czasem tak uroczyście upoważniona wątpliwość o prawie stworzy
pogardę jego i znowu nierząd. Ten był zamysł naszych nieprzyjaciół w nadaniu
tłumaczenia praw Radzie, która nas, powtarzam, od nierządu wyratować mogła.
Szczęściem, że w trybunale widzę niezmierne księgi tłumaczeń Rady, wewnątrz gryzione
molem, zewnątrz okryte kurzem i zasłonione pajęczą siatką. Narodzie! Nie tylko zrzuć z
tej magistra

tury tę ohydną dla niej i dla ciebie jej własność; ale chcąc być czynnym i

rządnym, następną przyśpieszaj ustawę.]

Rada Nieustająca, odtrąciwszy nawet jej straszydła władzę praw tłumaczenia, ma jeszcze
w sobie szkodliwą innych rządów wadę. W niej także władza wykonywająca od władzy
prawodawczej całkiem odłącza się i naród jak królów przedtem, tak tę radę teraz
nienawidzić zaczyna.

background image

89

On jest nieszczęśliwy, przecież zdaje się, iż na nieszczęście swoje mniej jest czuły.
Przyszłość coś mu okropnego wróżąca niewiele go obchodzi, tylko ta jedna Nieustająca
Rada niespokojnym go czyni. Na sejmach, gdzie jak ów roztropny człowiek w bliskości
niebezpieczeństwa swego, tak dziś naród Polski, w teraźniejszym Rzeczypospolitej
stanie, dopokąd mu czas pozwala, bojaźń oddaliwszy o wszystkim, co rozum i
przytomność miesza, zapomniawszy, powinien by często i pilnie zamyślać się, różnych
sposobów poruszać, wszystkie okoliczności uważać: czyli jeszcze tego
niebezpieczeństwa uniknąć potrafi; a jeżeli się o niepodobieństwie przekona, jak
najprędzej z dwóch nieszczęść mniejsze wybierać; podług tego wybioru pewne sposoby
układać, wcześnie wszystkie przeszkody uprzątać i iść mężnym i stałym umysłem do
swojego zamiaru; na sejmach, mówię, jeszcze po ustanowieniu Rady naród jest
niespokojnym. Jakby najszczęśliwszym był, sam nic nie radzi, tylko na Radę krzyczy.
Ta nieufność narodu ku Radzie Nieustającej zaraz od samego początku ostrzegać zdaje
się, że jej ustanowienie nie zgładziło wewnętrznej niezgody i niezaufania.
Podobnie jak dawniej królowie, z czasem zasiadający w tej magistraturze radziciele,
prześladowania i umartwienia każdego sejmu sprzykrzywszy sobie, zostawią na koniec
prawa bez wykonania i znowu Rzeczpospolitę bez rządu.
Wtenczas, kiedy tylko lud cały zgromadzony stanowił prawa dla siebie, moc
prawodawcza

od mocy wykonywającej koniecznie się oddzielać musiała.

Niepodobieństwem było, aby cały naród na jednym miejscu zawsze bawił skupiony.
Teraz, kiedy rzeczypospolite prawodawstwo swoim posłom zlecają, te dwie władze
złączone być mogą. Nie widzę trudności żadnej, aby sto lub dwieście obywatelów z
całego narodu wyznaczonych przez dwa lata na poselskim urzędzie bawiło.

Niechaj sejm nieustanny moc prawodawczą z mocą wykonywającą w części łączy. Tak
istotna dawnych rządów wada poprawioną zostanie.
Ale dla oddzielenia spraw powszechnych od spraw szczególnych, dla poznania, kiedy
wola powszechna prawa oświadcza i kiedy podług praw, już obwołanych, wyroki
ogłasza; dla rozróżnienia czynności mocy prawodawczej od czynności mocy
wykonywającej Rzeczpospolita udzieli sejmowi własność zamienienia się w komisją,
czyli w Radę. Na tej komisji król prezydować będzie z dwiema kreskami.
Gdy po skończonych sprawach publicznych sejmujący na czas rozjeżdżać się będą,
zawsze ta Rada przy królu z mocą czuwającą i wykonywającą zostawać powinna.
Najprzód głośnym wyborem z posłów i z senatorów podwójna liczba, potem z nich losem
oznaczona zostanie tych ilość, którzy w tej Radzie przy królu bawić mają.
Tym sposobem nieustanny sejm nie tylko Rzeczpospolitą uczyni dzielniejszą, ale nadto
ludowi wewnętrzną spokojność zapewni i magistratur niezgodę zaniszczy.
Ten obywatel, który w ustanowieniu sejmu nieustannego bawienie posła na usłudze
ojczyzny przez dwa lata za nadto wielką trudność uznaje, niechaj przeświadczy się, że nie
czuje szczęśliwości wolnego człowieka. On już bez przykrości niewolnikiem zostanie.

WOLNE OBIERANIE KRÓLÓW


Dopokąd dzisiejszy monarchów sposób myślenia zabawi, dopokąd teraźniejsze Europy
rozrządzenie trwać będzie, Polsko, wyrzekaj się czym prędzej tych wszystkich
okoliczności, przez które obce dwory do twego rządu mieszać się łatwość będą miały!
Dziś twój stan jest taki, że im mniej sposobów do wpływania w rządy twoje

background image

90

cudzoziemcom zostawisz, tym dłużej i lepiej sobie wewnętrzną spokojność upewnisz.
Zgoda słabych umocni. Następstwo tronu Polskę od dalszego podziału zachowa.

BISKUPSTWA


Biskupstwa i starostwa w Polsce najczęściej i najprędzej kłótni przyczyną bywały.
Zygmunt Trzeci dla biskupstwa krakowskiego, kujawskiego i wileńskiego po wiele razy
nieprzyjaźni wielkich i Rzeczypospolitej szkodliwych doświadczył. Kilka sejmów dla
tychże biskupstw na samym się tylko swarze kończyło.
Biskupstwa i starostwa między obywatelami niepomiarkowaną szczepiły nierówność.
Zniesienie rozdawnictwa starostw ten wkrótce oczywisty skutek sprawiło, iż zbytnie
mocne familie słabnąć poczęły, nadto bogate i przemożne domy ku równości z drugimi
zbliżają się. A ponieważ już dziś tylko ten bogaty będzie, kto zapracuje, spodziewać się
należy, że od uchylenia rozdawnictwa starostw równiejszy majątku podział nastąpi.

Ale biskupstw znosić żadną miarą nie można. Tylko zrównać je wolno jest.
Biskupstwa w obywatelach mniejszej podłości przyczyną stałyby się i królowi mniej
nieprzyjaciół uczyniłyby ani obrad sejmowych kłócić nie będą, gdyby ich dochody
zrównane zostały.

NIEZGODA

WEWNĘTRZNA


Prócz starostw i prócz biskupstw często dwóch domów osobistość, łakomstwo i głupia
pycha wzniecały niejedność w Polsce i zgubiły Rzeczpospolitą
Zamoyski i Zborowscy na tronie polskim Stefana Batorego utrzymali. Ten dobry król w
Janie Zamoyskim więcej zdatności, cnoty i dowcipu poznawszy, przybiera go najpierwej
za poufałego do rady przyjaciela; mianuje dalej kanclerzem; czyni na koniec hetmanem.
Natychmiast Zborowskich bezecna zazdrość ogarnia i ich dawną przyjaźń dla króla i dla
Zamoyskiego w zapamiętały gniew odmienia. Wszędzie się królowi przeciwią, w każdej
okoliczności Zamoyskiego prześladują; wreszcie na życie obydwóch sprzysiągłszy się,
czynią różne zmowy, podstępy, spiski i zasadzki. Jan Zamoyski, starosta krakowski,
Samuela Zborowskiego, jeszcze za Henryka króla dla zabójstwa z kraju wygnanego, gdy
z natrząsaniem się z prawa do kraju powrócił, jako publicznego praw gwałciciela i jako
sędziowskiej powagi szydercę łapie i śmiercią karze. Ta sprawiedliwość jeszcze bardziej
powiększyła zawziętość.
A gdy Zborowskich złość nieumiarkowana po śmierci Stefana Batorego wszystkich
najniegodniejszych środków na zniszczenie Zamoyskiego ruszyła; gdy z osobna nie
mogąc, razem z Rzecząpospolitą Zamoyskiego zgubić przysięgła; gdy zbudziwszy
nieprzyjaciół już na rzecz swych współbraci Niemców do kraju przywiodła, roztropny
Zamoyski znając, iż

w każdym razie, w każdej okoliczności, zachowanie ojczyzny jest najpierwszą

obywatela powinnością, na odparcie przeciwnej strony tak wszystkie sposoby rozrządzał,
iż się pierwej niezawodnie upewnił, że przy zgubieniu swych nieprzyjaciół kraj ocalonym
zostanie.

Przeto najprędzej Zygmunta III na tronie osadza. Potem nieprzyjacielskie wojsko z Polski
wypędza, w kraj cesarski wkracza i książęcia Maksymiliana razem z Zborowskimi w

background image

91

niewolę zabiera. Tak gdy dobro i honor Rzeczypospolitej ocalił, został sławy, majątku i
życia nieprzyjaciół swych panem. Ale dusza tego męża nadto wielką była, aby o zemście
pomyśleć mogła. Owszem, Jan Zamoyski wszystkimi siłami pracował, aby życie, sławę i
majątek Zborowskich przed Rzecząpospolitą obronił. Tylko im sposoby dalszego
szkodzenia odebrał.
Niezgoda tych dwóch familii w wielkie niebezpieczeństwo kilka razy Rzeczpospolitą
rzuciła. W sprawowaniu się z strony Zamoyskiego wiele polityki i roztropności znajduję.
On zawsze będąc obrońcą dobra większej części narodu tylko sposoby, w
rzeczachpospolitych najcnotliwszym obywatelom pozwolonymi, tylko jednaniem sobie w
rycerskim stanie większości przyjaciół zmacniał swą stronę. Przeciwnie Zborowscy,
sposobu, zawsze w rzeczachpospolitych niegodziwego, tylko od ludzi nikczemnych i od
zdrajców ojczyzny używanego chwytając się, wezwali dla wypełnienia swej osobistości i
dumy zagranicznej przemocy. Takie to nieszczęsne w domowe kłótnie obcych ludzi
mieszanie Rzeczpospolitą zgubiło.
Bogdajby nad tą sprawą często pilnie zamyśliwał się każdy, kto w Rzeczypospolitej
rozdwojonych stron być hersztem odważa się. Ona nauczy go, jak wiele roztropności,
męstwa i polityki w takich rzeczach potrzeba.
Ten jest najpierwszy obowiązek takowego obywatela, aby z tą roztropnością całe dzieło
układał, żeby Rzeczypospolitej nie szkodził. Jeżeli dla pokonania osobistych
nieprzyjaciół wezwie pomocy obcego wojska, którego gwałtu cały kraj łupem zostanie,
jeżeli bądź prosto, bądź ubocznie, czyli dobrowolnie lub przypadkiem, zgubą kraju
swojego zniszczy stronę przeciwną, niech będzie pewien, że i on wkrótce zniszczeje. Po

tomność pierwsza złorzeczyć, odleglejsza nienawidzieć i hańbić go będzie. Wszystkie
wieki tylko do nazwania zdrajcy ojczyzny użyją nazwiska jego.

KUPIECTWO


Istność, do której Stwórca wszystkiego tak wyrzekł: „Strzeż życia twojego; rozmnażaj
plemię własne; mocniejszemu słabszy podlegaj; a każdy cierp na cierpiącego patrzając”
— z takimi własnościami stworzona do samotnego życia zrządzoną nie była. Człowiek
rodzi się do wspołeczności.
Pierwsze dwa stworzenia spotkawszy się, rażone najmocniejszym natury czuciem w
jednym miejscu bawić musiały. Krótko potem w maleńkim stworzeniu swego jestestwa
podobieństwo i cząstkę uznając, nie dozwoliła im wrodzona czułość dziecięcia porzucać,
które cierpienia bojaźń wszędzie za matką i za ojcem wodziła. Miłość i bojażń familią,
czyli pierwszą ludzi gromadę skupiła.
Tu wody zdrowsze; tam owoce smaczniejsze i obfitsze; ówdzie dla wydarcia ich sąsiad
przemożny do łączenia się bliższym familiom potrzebę czyniły. Handel i mocniejszego
bojaźń połączyła familie i wielkie towarzystwa utrzymuje dotychczas.
Handel z swojej istoty do pokoju zmierza. On stan królestw wielu od losu kraju jednego
zawisłym robi; on jako druga Opatrzność z wszystkich ludzi, z państw wszystkich, z
człowieczeństwa całego towarzystwo jedno czyni. Ponieważ człowiek złym być nie
może, tylko gdy się w obieraniu swojego dobra myli, handel poprawi człowieka.
Kupiectwo jest najłatwiejszym i podobno jedynym sposobem do ustanowienia w narodzie
ludzkim takiego związku, w którym by człowiek oczywiście widział, że dobro osobiste
nie różni się od powszechnego dobra; w którym by każdy drugiemu szkodząc, szkodził

background image

92

jawniej sobie samemu; w którym by krzywda kraju jednego stawała się krzywdą państw
wszystkich.
Jeszcze tego handlu nie ma, którego pochwały uczony Renal. napisał. Jeszcze podobno
długo te myśli piękne marą zostaną. Teraźniejszy handel największe złe broi. Okropnych
najkosztowniejszych wojen przyczyną staje się: bo nie jest wolny. Dzisiejsze kupiectwo
jest gwałtownym monopolium dla człowieczeństwa; jeden kraj uszczęśliwia, a tysiąc
innych niszczy.

Tylko handel wolny równie wszystkim uszczęśliwiłby wszystkich.
Lecz taka wolność handlu jest niepodobieństwem, dopokąd tylko pieniężniejszy mieć
zewnętrzną obronę potrafi, a uboższy gwałtu łupem zostać musi, dopokąd dobro kraju
jednego, od dobra państw innych oddzielać się; sąsiad pomyślność swoją na zmniejszeniu
szczęśliwości sąsiada zasadzać; przemoc, nieufność, podstępy, obcych krajów osłabienie
a swojego ludu podatków coraz większe podwyższanie, jedynym polityki końcem czynić
będziemy; dopokąd przez ogólny związek narody powszechnego nie ustanowią pokoju;
dopotąd wolność handlu jest niepodobieństwem.
Czemuż ludzie pokoju nie chcą? Ponury Anglik odpowiedziałby: człowiek i tym różni się
od zwierzów drapieżnych, że on jeden z stworzeń wszystkich własnego rodu cierpieć nie
może. Hobbes sądził, że każdy człowiek do wojny stworzony jest. Ja nie znam królów,
ale w podobnych mnie więcej do pokoju niżeli do wojny skłonności poznaję. Wszakże
nikt bez miłego wewnątrz uczucia myśli poczciwego l'abbé de St. Pierre nie czytał. I ten,
kto ich słucha, raduje się; i ten, kto je drugim opowiada, chociaż tylko są myślami, z
wesołością je powtarza; a wszyscy podobno w duchu mówiemy: bogdajby tak się stało.
Czyliż człowiek mniej czułe ma serce siedząc na tronie niżeli chodząc za pługiem?
Królowie! Wyrzekajcie się tej najpodlejszej człowieka namiętności: zazdrościć drugim
większych pieniędzy; niechaj wyklęte będzie w wszystkich oświeconych towarzystwach
to zdanie, iż na nieszczęściu cudzym swoją szczęśliwość zasadzać godzi się; iż dla
osłabienia mocniejszego sąsiada wojnę z nim prowadzić należy. Ta polityka wywraca
rzeczy wszystkich porządek; rzuca nasienie nieskończonych wojen; bogactwa i
szczęśliwość ludzi czyni politycznym występkiem; a złośliwych monarchów nazywa
wielkimi. Królowie, których stanu szczęśliwość nie różni się istotnie czym innym od
szczęśliwości naszej, tylko władzą uszczęśliwiania milionów ludzi, nie w uszkodzeniu,
ale w dobrym czynieniu ludziom szukajcie wielkości! Odmieńcie ten jeden błąd polityki,
a z burzycielów narodu ludzkiego staniecie się ludzi ojcami. Nie przez krzywdzenie,
przez tamowanie handlu albo przez wojnę, ale przez rząd dobry, przez prawa mądre
pomnażając bogactwo i szczęśliwość kraju własnego przewyższyć lub wyrównać siłom
sąsiada potrzeba. Gdy ta prawda gruntem moralności królów zostanie, towarzystwa
ludzkie krok do powszechnego pokoju uczynią, ale tak dobroczynnymi tylko w
powszechnym pokoju monarchowie być mogą!...

Człowiek do opatrywania swoich potrzeb koniecznych ma w całej naturze dwa tylko
sposoby: ziemi urodzaje i swój przemysł.
Ziemia dla wszystkich ludzi równie stworzoną była. Człowiek ją na części podzielił i że
tylko niektóre osoby do niej prawo wieczne mieć będą, dziko osądził. Wyłączna, czyli
oddzielna własność porobiła nienawiści, kłótnie, łupieże i zabójstwa. Tak ziemia, która
jedynie karmią człowieka być miała, stała się placem rozlewu krwi i przyczyną śmierci
jego. Skrzywdzeni w tym pierwszym natury udziale szukali sposobów utrzymania
swojego życia w osobistym przemyśle. Zuchwały człowiek znowu tę osobistą własność
jednym odbiera, drugim nadaje. Wszędzie, jak do ziemi, tak do przemysłu niezmierne

background image

93

trudności i zakazy czyniąc, jak gdyby na jednej nie miał dosyć, utworzył oprócz
pierwszej jeszcze drugą do zabijania się przyczynę.
Ta niewola przemysłu robi między narodami nienawiści i wojny; między obywatelami
jednych ku drugim pogardę i bogactw nierówność. Stąd wychodzi ubóstwo, nędza,
kradzieże, zgoła zbrodnie wszystkie. Tak handel, który jednych ludzi drugim
użytecznymi miał robić, jednych drugim nieprzyjaciołami poczynił.
Dzisiejsze kupiectwo więcej nieszczęścia niżeli dobra czyni; stwarza ludziom nowe
potrzeby, a tych im często dostarczyć nie potrafi; wiąże ściślej między sobą i osoby, i
państwa, a potem kłóci. Stanie się, że Ameryki wojna w Europie jedne królestwa do
wspólnych bitew pobudzi, drugie kraje różnymi okolicznościami przez niedostarczanie
rzeczy, dla zwyczaju już w potrzebę zamienionych, równie z sobą nieszczęśliwymi czyni.
Jest podobieństwo, iż czasem dla kupca jednego wojnę prowadzić krajów kilka będzie
musiało. [Już dziś na to patrzymy, że dla oddzielnego zysku kilkudziesiąt kupców,
Indyjską Kompanią składających, od lat trzydziestu cała Europa burzy się i ciągłymi
wojny wyrzyna.]

Stąd oczywisty wniosek: dopokąd hande! na morzu i na lądzie wolności nie odbierze,
dopokąd wojny kupieckie bywać i traktaty handlowe zawierać się będą, niechaj te
wszystkie kraje, których pierwsze potrzeby własna ziemia opatrzyć potrafi, strzegą się
pilnie zasadzać swoją stałość, szukać bogactw, mocy i szczęścia w zewnętrznym
kupiectwie. Bliższy wojny i znikomy jest stan tego państwa, którego wielkość od
zewnętrznego handlu zawisła. Niewzruszony jest los tego kraju, który swoje bogactwa z
swojej ziemi wyrabia i przestać sam na sobie może.
Gdyby Polska sól miała, mocniej i dłużej by swoją szczęśliwość i spokojność zapewniła,
gdyby się bez zewnętrznego handlu obeszła.
Handlu zewnętrznego te są istotne dla Polski prawidła.
Wywóz zbytkujących kraju urodzajów mieć łatwość i od rządu nadgrodę powinien, aby
koniecznie Polska przynajmniej tyle zyskiwała, ile ją zakupowanie rzeczy pierwszych
potrzeb kosztuje.
Prócz Gdańska trzeba się starać o jak najwięcej portów. Im liczniejszych zakupicielów i
w miejscach różnych mieć będzie, tym łatwiej i drożej swoje urodzaje poprzeda. Niechaj
umie pożytkować z Bałtyckiego i z Morza Czarnego.
Wprowadzanie i używanie towarów, do zbytku należących albo przemysłowi i
rękodzielniom krajowym szkodzących, jak najsurowiej być zakazane powinno.
Handel wewnętrzny jest najpierwszym i ze wszystkich handlów najużyteczniejszym. Ten
całą staranność rządu na siebie obracać powinien.
Gruntem handlu wewnętrznego jest urodzajów obfitość. Utrzymywanie i powiększanie
się tego handlu wynika z łatwej sprzedaży, a sprzedaż łatwa zawisła od liczby ludzi
konsumujących. Więc duszą handlu wewnętrznego jest ludność.
Tam się ludzie sadowią, gdzie im jest lepiej; a tam się mnożą, gdzie im rząd sprzyja. To,
co powiem, z tej prawdy wypadnie; więc rząd Polski jest obowiązany zapatrywać się
pilnie na wszystkie ustawy, przywileje i wolność wiejskiego i miejskiego stanu w
państwach pruskich i w krajach cesarskich. Powinien usilnie pracować, aby nie tylko stan
włościanina i mieszczan z pogranicznymi się zrównał, ale jeszcze dla zachęcenia obcych
lepszym się ukazując, posiadał więcej obrony, sprawiedliwości i pożytków.
Już dzisiaj nad tym długo myśleć nie jest rychło; już nie ma dla Polaków środka: stan
szlachecki koniecznie albo, jak się z jedną częścią stało, do niewoli gotować się musi,
albo, chcąc swoją wolność ocalić, innym spółobywatelom Polakom sprawiedliwość
zapewnić powinien.

background image

94

W Polsce większy szacunek i większy wzgląd na ludzi pracowitych niżeli na próżniaków;
sprawiedliwość dla stanu wiejskiego; bezpieczeństwo i powaga mieszczanina; szkoły
parafialne; wolność dla dzieci włościańskich wychodzenia, pracowania i obsiadania w tej
wsi lub w tym mieście, które sami sobie obiorą; zamiana pańszczyzny w sprawiedliwy*


*Sposób naszych pańszczyzn jest przeszkodą do ludności i do powiększenia się
urodzajów. Jeżeli właściciele nie chcieliby pańszczyzny zamienić w czynsze, niechaj
przynajmniej do pańszczyzn obiorą taki sposób, w którym by chłopa pracowitszym
czyniąc, więcej z niego zysku mieć mogli. Gdyby zamiast pańszczyzny dniowej
wyznaczono każdemu chłopu pewny wymiar roboty, i kraj, i dziedzic zyskałby. Niech na
ten koniec sejm przepisze ustawy, wyznaczając każdemu chłopu, stosownie do roli, którą
posiada, liczbę morgów, którą powinien zorać, uprawić, % nich zboże użąć, zwieźć i
umłócić. Wiele siana zebrać etc.,etc. Ani wprzód sprawiedliwości dla chłopa wyznaczyć
nie można. Z teraźniejszym pańszczyzny sposobem zamiast sprawiedliwości bałamuctwa
działyby się. Tylko chłop czynszowy i chłop działową robotę odprawiający do
sprawiedliwości jest zdatnym. Pańszczyzny dzisiejsze nie mogąc uczynić człowieka
zdatnym do odbierania sprawiedliwości nie muszą być naturalne. One nie zgadzają się z
przyrodzeniem człowieka. (Przyp. aut.)

wymiar robocizny albo ustawa arend chłopskich lub czynszów pieniędzmi, a jeszcze
lepiej ziarnem wypłacanych; równa wolność przemysłu dla wszystkich; równie wolna
sprzedaż każdemu swojego piwa, wódki i swojej tabaki, jak chce i gdzie mu się podoba;*
rzek spławność; najpierwej potrzeb, potem wygód, rękodzieł ustanowienie i
cudzoziemskich towarów zakaz — pomnoży obfitość, ludność i handel wewnętrzny.

DOKOŃCZENIE


Trwałość każdego towarzystwa zasadza się na dobrym urządzeniu wewnętrznym i na
obronie zewnętrznej. Główniejsze uwagi nad rządem wewnętrznym Rzeczypospolitej
znajdują się w poprzednich rozdziałach. Następuje urządzenie zewnętrznej obrony.
















background image

95

JÓZEF SZYMANOWSKI

ANUSIA ŁADNA...


Anusia ładna
Gdy się bawiła,
Miłość ją zdradna
Sobie złowiła.

Antek oszczerca
Ułożył minę;
Mówił do serca,
Uwiódł dziewczynę.

Przy krzewiu róży
Bujała trawa,
Antek był hoży,
Anusia żwawa.

Anuś nie płocha,
Cóż czynić miała?
Przysiągł, że kocha,
Zdrady nie znała.

Opadły róże,
Trawka zbledniała,
Anuś niebożę!
Miłość niestała.

Antek zdradliwy
Już cię porzucił,
Dla innej tkliwy,
Ankę zasmucił.

Wtem przyszedł Kuba,
Kuba wesoły,
Anusia luba,
Porzuć mozoły.

Przestań już szlochać,
Niech Antek zginie,
Chciej Kubę kochać,
Siądź przy krzewinie.

Anusia wrzasła:
Tu ciernie kole,
Tu miłość zgasła,

background image

96

Przy dębie wolę.

ZOSIU, ZOSIU, MOJA LUBA...

Zosiu, Zosiu, moja luba,
Jakżeś oczom miła!
Pięknych kwiatów jesteś zguba
I różeś zgasiła.

Gdyby perła każdy ząbek,
Gąbka jak malina,
Szyja bielsza nad twój rąbek,
Hożaś gdyby trzcina.

Ale, Zosiu, gdzieś podziała
Kwiatek dany z rana;
Z listkóweś go oberwała
Rzucając na Jana.

Szukałem go z potem czoła
Po całym ogrodzie,
Alboż, mówię, w farbie zdoła
Zrównać twej jagodzie.

Gdyś go, Zosiu, z rąk mych brała,
Wspomnij wdzięczne słowa:
«Zosia tobie będzie stała,
Zosia go dochowa.

Od ciebie, Stasiu, kwiat dany
Miłość będzie strzegła»;
Lecz gdy z listków oberwany,
Gdzież miłość odbiegła?

Jeśli róża prawdę wróży,
Jeśliś, Zosiu, zdradna;
Czemuż nie masz losu róży,
Za coś jeszcze ładna?








background image

97

Spis treści

HUGO KOŁŁĄTAJ ........................................................................................................................... 1

„Ostatnia przestroga dla Polski” ....................................................................................................... 1

Ostatnia przestroga” dla Polski Hugo Kołłątaja. ....................................................................... 1

Ignacy Krasicki .............................................................................................................................. 3

NADZIEJA .......................................................................................................................................... 3

NADGROBEK CHŁOPA ....................................................................................................................... 3

OSOBNOŚD ....................................................................................................................................... 3

SZCZĘŚLIWOŚD .................................................................................................................................. 4

Ignacy Krasicki, Wybór liryków, ........................................................................................................ 6

oprac. Sante Graciotti, BN I 252, 1985. ............................................................................................ 6

Adam Naruszewicz ....................................................................................................................... 9

LIRYKI WYBRANE............................................................................................................................... 9

Cztery części roku ............................................................................................................................. 9

WIOSNA .................................................................................................................................... 9

LATO ....................................................................................................................................... 10

JESIEO ..................................................................................................................................... 10

ZIMA ....................................................................................................................................... 11

DO KOMINKA .................................................................................................................................. 12

FILIŻANKA IMIENIEM A. L. K. ......................................................................................................... 12

BALON ............................................................................................................................................. 14

HYMN DO SŁOOCA ......................................................................................................................... 15

NA SANIE KSIĘŻNY IZABELI CZARTORYSKIEJ ................................................................................... 17

SUPLIKA DO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI ........................................................................................ 18

REDUTY ........................................................................................................................................... 19

CHUDY LITERAT .............................................................................................................................. 24

background image

98

CHUDY LITERAT .............................................................................................................................. 25

Julian Ursyn Niemcewicz ............................................................................................................ 30

ALONDZO I HELENA ........................................................................................................................ 30

DUMA O ŻÓŁKIEWSKIM .................................................................................................................. 33

FRANCISZEK DIONIZY KNIAŹNIN ................................................................................................. 35

DO LUTNI ........................................................................................................................................ 35

DO WĄSÓW .................................................................................................................................... 36

DWIE LIPY ....................................................................................................................................... 37

KROSIENKA ..................................................................................................................................... 37

DO PIOTRA ORZECHOWSKIEGO .............................................................................................. 37

DO OBYWATELA ..................................................................................................................... 38

DO FRANCISZKA ZABŁOCKIEGO .............................................................................................. 38

DO CELESTYNA CZAPLICA ....................................................................................................... 39

NA WOJNĘ TURECKĄ .............................................................................................................. 39

DO ZGODY NA SEJM 1788 ...................................................................................................... 40

DO LITWY ................................................................................................................................ 40

NA ŚMIERD JÓZEFA II .............................................................................................................. 41

DO KSIĘDZA JÓZEFA KOBLAOSKIEGO ..................................................................................... 41

DO PIOTRA BORZĘCKIEGO ...................................................................................................... 42

NA ŚMIERD JANA DEKIERTA, PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO .............................................. 43

NAŚLADOWANIE PSALMU 96 ................................................................................................. 43

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO NA OBÓZ POD GOŁĘBIEM ........................ 43

HEJNAŁ NA DZIEO 3 MAJA 1792 ............................................................................................. 44

MARSZ POLSKI ........................................................................................................................ 48

DO HIACYNTA FREDRA............................................................................................................ 48

DO MUZY MOJEJ ..................................................................................................................... 48

DO KONSTANCJI DEMBOWSKIEJ ............................................................................................ 49

background image

99

DO TADEUSZA KOŚCIUSZKĄ .................................................................................................... 49

KSIĄŻĘTOM ADAMOM, OJCU I SYNOWI, ................................................................................ 50

CZARTORYSKIM I WNUKOWI WIRTEMBERSKIEMU ................................................................ 50

PSALM 142 .............................................................................................................................. 50

DO BOGA ................................................................................................................................ 51

PSALM 93, SKRÓCONY ............................................................................................................ 51

PIĘKNEJ ZOSI ........................................................................................................................... 51

PORANEK ................................................................................................................................ 52

MARSZ .................................................................................................................................... 52

NA REWOLUCJĄ 1794 ............................................................................................................. 53

NAŚLADOWANIE PSALMU 101 ............................................................................................... 53

DO TADEUSZA MATUSZEWICZA ............................................................................................. 54

DO OJCZYZNY .......................................................................................................................... 54

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO ................................................................... 54

DO BOGA ................................................................................................................................ 55

PSALM DAWIDA ...................................................................................................................... 55

DO BOGA ................................................................................................................................ 56

LĘKLIWA MIŁOŚD ............................................................................................................................ 57

NA ŚMIERD JANA DEKIERTA, ........................................................................................................... 57

PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO .................................................................................................... 57

O ELIZIE ........................................................................................................................................... 58

Stanisław Staszic ......................................................................................................................... 59

UWAGI NAD ŻYCIEM ....................................................................................................................... 59

JANA ZAMOYSKIEGO ...................................................................................................................... 59

DO STANU RYCERSKIEGO........................................................................................................ 61

EDUKACJA ............................................................................................................................... 62

PRAWODAWSTWO ................................................................................................................. 75

background image

100

WŁADZA WYKONYWAJĄCA .................................................................................................... 85

WOLNE OBIERANIE KRÓLÓW ................................................................................................. 89

BISKUPSTWA ........................................................................................................................... 90

NIEZGODA WEWNĘTRZNA ..................................................................................................... 90

KUPIECTWO ............................................................................................................................ 91

DOKOOCZENIE ........................................................................................................................ 94

JÓZEF SZYMANOWSKI ................................................................................................................ 95

ANUSIA ŁADNA... ............................................................................................................................ 95

ZOSIU, ZOSIU, MOJA LUBA... .......................................................................................................... 96

Spis treści .................................................................................................................................... 97


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pierwszy rok dziecka rozwój czesc II od urodzenia do 6 do 12 m cy
Pierwszy rok dziecka rozwój czesc II od urodzenia do 6 do 12 m cy
Jezus z Nazaretu Część II Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania Joseph Ratzinger ebook
Pierwszy rok dziecka rozwój część I od urodzenia do 6 m ca
Żydowska i Chrześcijańska Interpretacja Pierwszych Wierszy Księgi Rodzaju Od Qumran do Nowego Testam
Prawidłowy przebieg rozwoju dziecka od narodzin do pierwszego roku życia
od epistoły do smsa, Rozrywka, FILOLOGIA POLSKA, FILOLOGIA POLSKA, PIERWSZY ROK - drugi semestr, Prz
Wykład IIIB Pierwsze przej¶cie, czyli od plemion do państw
Pierwsze Letnie Igrzyska Olimpijskie odbyły się w dniach od 6 kwietnia do kwietnia96 w Atenach w G
ocena rozwoju dziecka, Ocena rozwoju dziecka do 6 miesiąca życia, Ocena rozwoju dziecka - część 1: o
Pierwszy rok dziecka rozwój część I od urodzenia do 6 m ca
Od przedszkolaka do pierwszaka WP Wniosek o dopuszczenie

więcej podobnych podstron