Naturalne związki organiczne spotykane w życiu codziennym

background image

Nr 8/2003

33

PISMO PG

PISMO PG

Z

naturalnymi zwi¹zkami organiczny-

mi (NZO) spotykamy siê na co dzieñ.

Wywieraj¹ one przemo¿ny wp³yw na

¿ywe organizmy, w tym na ludzi, od po-

czêcia do œmierci. Produkowane s¹ przez

organizm na w³asne potrzeby, w celu od-

dzia³ywania na otoczenie, a tak¿e jako

produkty metabolizmu. Niektóre z nich

s¹ powszechnie znane, o innych nic nie

wiadomo, a s¹ i takie, o których kr¹¿¹

mity niemaj¹ce nic wspólnego z rzeczy-

wistoœci¹. Warto wiêc o nich trochê wiê-

cej wiedzieæ, a przynajmniej mieæ pod

rêk¹ Ÿród³o wiedzy na ich temat. Ostat-

nio PWN wyda³ ksi¹¿kê mojego autor-

stwa, pt. Naturalne zwi¹zki organiczne.

Jest ona w zasadzie przeznaczona dla stu-

dentów chemii, zobowi¹zanych do posia-

dania g³êbszej wiedzy nt. NZO, bêdzie

jednak przydatna równie¿ dla studentów

medycyny, farmacji, biotechnologii, rol-

nictwa, a tak¿e uczniów licealnych zg³ê-

biaj¹cych tematykê przyrodnicz¹. Myœlê,

¿e wielu pracowników naukowych te¿ po

ni¹ siêgnie. Jednak ksi¹¿ka ta mo¿e oka-

zaæ siê interesuj¹ca tak¿e dla osób nie-

zwi¹zanych zawodowo z chemi¹, a na-

wet w ogóle z nauk¹, poniewa¿ zawiera

wydzielone paragrafy o charakterze po-

pularno-naukowym, wrêcz popularnym,

o czym mo¿na przekonaæ siê, czytaj¹c do

koñca ten artyku³. Oczywiœcie jedna

ksi¹¿ka, nawet na 600 stronach, nie jest

w stanie pomieœciæ wszystkich najistot-

niejszych informacji o NZO, tematyka

zatem zosta³a dobrana subiektywnie i

œwiadomie okrojona. Zrezygnowa³em np.

z rozdzia³u poœwiêconego kwasom nukle-

inowym, poniewa¿ jest to dziedzina, któ-

ra obecnie rozwija siê bardzo szybko i do-

konywane w niej odkrycia s¹ tak istotne,

¿e z uwagi na d³ugi cykl wydawniczy

ksi¹¿ki, wiedza na ich temat by³aby nie-

aktualna ju¿ w chwili jej wydania. Nie ma

w niej równie¿ informacji nt. prostych

zwi¹zków organicznych, typu wêglowo-

dorów, halogenków alkilowych czy eta-

nolu, produkowanych na ogromn¹ skalê

przez mikroorganizmy.

Ksi¹¿ka zawiera 9 rozdzia³ów mery-

torycznych poœwiêconym takim zwi¹z-

kom, jak:

l

aminokwasy,

l

peptydy,

l

bia³ka,

l

cukry,

l

lipidy,

l

alkaloidy,

l

steroidy,

l

terpenoidy,

l

zwi¹zki sygna³owe.

Czytelnik, zanim weŸmie do rêki pod-

rêcznik, zastanawia siê nad w³aœciwym

przygotowaniu autora do jego napisania.

Taka ocena jest tym bardziej zasadne dla

ksi¹¿ki o rozleg³ej tematyce. Takie pyta-

nie postawi³em równie¿ sobie zanim przy-

st¹pi³em, jak siê potem okaza³o, do wie-

loletniej pracy i ... odpowiedzia³em na nie

pozytywnie. Moja praca naukowa zwi¹-

zana jest z aminokwasami, peptydami i

cukrami, a wiêc bezpoœrednio ze zwi¹z-

kami, którym poœwiêcone s¹ trzy rozdzia-

³y ksi¹¿ki. Bia³ka, z uwagi na bliskie po-

krewieñstwo z peptydami, te¿ nie s¹ mi

obce. W przygotowywanej przed laty En-

cyklopedii chemii, która niestety nie uj-

rza³a œwiat³a dziennego, powierzono mi

napisanie rozdzia³u nt. chemii bia³ek. Na

Politechnice Gdañskiej dzia³a silny zespó³

zajmuj¹cy siê lipidami, dziêki jego cz³on-

kom mia³em mo¿liwoœæ zg³êbiaæ wiedzê

o tych ciekawych, acz bardzo ró¿norod-

nych zwi¹zkach. W œwiat terpenów wpro-

wadzi³ mnie nie¿yj¹cy ju¿ pracownik PG

– dr A. Rudowski, uczeñ L. Ru¿ièki, twór-

cy chemii terpenów. Zaœ alkaloidy oraz

feromony fascynowa³y mnie od dawna i

zbieranie wiadomoœci na ich temat trak-

towa³em jako swoiste hobby.

Ka¿dy rozdzia³ w prezentowanej ksi¹¿-

ce zawiera systematykê, zasady nomenkla-

tury, informacjê o izolacji, otrzymywaniu,

w³asnoœciach fizycznych, chemicznych i

fizjologicznych wybranych przedstawicie-

li poszczególnych grup zwi¹zków oraz li-

teraturê Ÿród³ow¹. Pod tym wzglêdem jest

ona podobna do wielu innych podrêczni-

ków akademickich. Setki wzorów che-

micznych stanowi¹ jej ilustracjê. Ksi¹¿ka

ta jednak wyró¿nia siê na tle typowych mo-

nografii. Na jej kszta³t wp³ynê³y moje hu-

manistyczne zainteresowania, czêsto bio-

r¹ce górê nad œcis³ym umys³em zg³êbiaj¹-

cym nauki przyrodnicze. Nie jest to nic

nadzwyczajnego, o czym œwiadcz¹ s³owa

Mickiewicza zawarte w wierszu Roman-

tycznoœæ: „Czucie i wiara silniej mówi do

mnie ni¿ mêdrca szkie³ko i oko”. Staram

siê zwykle w ka¿dym problemie widzieæ

aspekt ludzki i poszukujê rozwi¹zañ ko-

rzystnych dla naszego gatunku. W³aœnie

przemyœleniami na takie tematy poprzety-

kana jest treœæ mojej ksi¹¿ki. Zwrócili na

to uwagê recenzenci, wyra¿aj¹c opiniê, ¿e

ksi¹¿ka naukowa powinna œciœle trzymaæ

siê okreœlonej tematyki, zawieraæ informa-

cje jedynie z tej dziedziny wiedzy, jak¹ re-

prezentuje autor. Wed³ug nich, nie nale¿y

mieszaæ wiedzy przyrodniczej z typowo

humanistyczn¹. Ja natomiast korzystam z

ka¿dej okazji, ¿eby budowaæ pomosty po-

miêdzy elementami poszufladkowanej

wiedzy. Musia³em z recenzentami stoczyæ

bój o pozostawienie humanistycznych

fragmentów i po d³u¿szej dyskusji zgodzili

siê na nie, ale pod warunkiem wyró¿nie-

nia ich w druku. I za to jestem im wdziêcz-

ny. Te paragrafy, moim zdaniem niezwy-

kle cenne, stanowi¹ce integraln¹ czêœæ

ksi¹¿ki, zosta³y wydrukowane mniejsz¹

czcionk¹, z powiêkszonym marginesem,

przez co ³atwo wy³owiæ je z tekstu. S¹ na-

pisane w taki sposób, ¿eby równie¿ dla nie-

przyrodników by³y przystêpne. Ich treœæ

jest g³ównym tematem tego artyku³u.

W rozdziale dotycz¹cym aminokwa-

sów, zwracam uwagê Czytelnika na ich

w³asnoœci, które i dla mnie s¹ szokuj¹ce.

Otó¿ aminokwasy – podstawowe sk³ad-

niki cia³a wiêkszoœci organizmów – mog¹

byæ szkodliwe, wrêcz toksyczne. I to nie

jakieœ specyficzne aminokwasy niebia³-

kowe, takie np. jak nale¿¹cy do najsilniej-

szych trucizn homarin, produkowany

przez truj¹ce œlimaki, ale w³aœnie amino-

kwasy kodowane, tzn. takie, z których

syntezowane s¹ bia³ka. Stwierdzenie

„toksyczne” w stosunku do niektórych z

nich jest trochê na wyrost, poniewa¿ szko-

dliwy wp³yw wywieraj¹ zwykle wtedy,

gdy wystêpuj¹ w nadmiarze, szczególnie

Naturalne zwi¹zki organiczne spotykane

w ¿yciu codziennym

background image

34

Nr 8/2003

PISMO PG

PISMO PG

wobec niedoboru innych aminokwasów.

To wcale nie oznacza, ¿e te aminokwasy

szkodz¹ tylko wówczas, kiedy przyjmu-

je siê je jako dodatki do zwyczajnej die-

ty. One s¹ równie¿ szkodliwe jako sk³ad-

niki normalnego po¿ywienia. Przyk³adem

mo¿e byæ leucyna (Leu), jeden z dwu-

dziestu kilku aminokwasów kodowanych,

stwarzaj¹ca problemy ludziom, dla któ-

rych g³ównym po¿ywieniem jest sorgo –

zbo¿e popularne w Afryce. W jego bia³-

ku Leu wystêpuje w nadmiarze w stosun-

ku do innych aminokwasów i wywo³uje

dolegliwoœæ zwan¹ pelagr¹, czyli rumie-

niem lombardzkim. Pelagra dawa³a siê we

znaki tak¿e wiêŸniom ³agrów i innych

obozów koncentracyjnych, ¿ywionym

ma³owartoœciowymi pokarmami. Pisali o

tym A. So³¿yenicyn, G. Herling-Grudziñ-

ski czy G. Fittkau. Inny aminokwas, na

który trzeba uwa¿aæ, to tyrozyna (Tyr);

jej nadmiar w ¿ywieniu zwierz¹t doœwiad-

czalnych, szczególnie tych na diecie ni-

skobia³kowej, wywo³uje pocz¹tkowo za-

czerwienienie skóry, potem opuchliznê,

postêpuj¹cy ubytek wagi i w koñcu

œmieræ. Natomiast nadmiar fenyloalani-

ny (Phe) prowadzi do objawów podob-

nych jak w fenyloketonurii, rzadkim

schorzeniu powodowanym przez brak en-

zymu - hydrolazy fenyloalaninowej, za-

gra¿aj¹cym rozwojowi ma³ych dzieci.

Przyjmowanie przez nie pokarmów za-

wieraj¹cych Phe nieodwracalnie uszka-

dza mózg. Leczenie takich dzieci polega

na karmieniu ich hydrolizatami bia³kowy-

mi pozbawionymi Phe. Nadmiar innego

aminokwasu – tryptofanu w diecie ubo-

giej w bia³ko wywo³uje depresjê, a cy-

steina i metionina w nadmiarze w sto-

sunku do innych aminokwasów powoduj¹

nekrozê w¹troby i nerek.

Natomiast takie aminokwasy, jak kwas

asparaginowy (Asp), arginina (Arg), kwas

glutaminowy (Glu), ornityna (Orn) czy li-

zyna (Lys) podawane s¹ jako leki w daw-

kach nawet wielogramowych bez zauwa-

¿alnych skutków ubocznych, a monoglu-

taminian sodu (MGN) – polepszacz sma-

ku, jest sk³adnikiem wielu pokarmów, np.

dañ chiñskich.

Leu, Tyr, Phe, Trp, Cys, Met – nad-

miar szkodliwy; Asp, Arg, Glu, Orn, Lys,

Gly – nadmiar nieszkodliwy

Analizuj¹c budowê powy¿szych

dwóch szeregów aminokwasów, nietrud-

no dostrzec zale¿noœæ podobn¹ jak dla

witamin. Aminokwasy szkodliwe w nad-

miarze maj¹ charakter hydrofobowy (stro-

ni¹ od wody), a te nieszkodliwe s¹ hy-

drofilowe. Oczywiœcie wszystko ma swo-

je granice, nawet najbardziej hydrofilo-

wy zwi¹zek, jakim jest woda, w du¿ych

iloœciach te¿ staje siê szkodliwy. Dietety-

cy ostrzegaj¹ te¿, ¿eby nie nadu¿ywaæ

MGN, gdy¿ jego kilkugramowe dawki

spo¿ywane w ci¹gu jednego dnia s¹ w sta-

nie wywo³aæ przykre dolegliwoœci, tym

groŸniejsze, im czêœciej ta popularna

przyprawa towarzyszy naszym pokar-

mom.

W rozdziale dotycz¹cym naturalnych

peptydów du¿o uwagi poœwiêci³em ich

bezpoœredniemu oddzia³ywaniu na ¿ywe

organizmy. Jako przyk³ad takiej aktyw-

noœci s³u¿y chocia¿by dzia³anie oksyto-

cyny promuj¹cej instynkt macierzyñski,

peptydów opioidowych kszta³tuj¹cych

nasze samopoczucie, czy somatotropiny,

tj. hormonu wzrostu stosowanego w le-

czenia kar³owatoœci i tzw. zespo³u Tur-

nera. W podrozdziale o dopingu opisa³em,

jak oksytocyna i hormon wzrostu z jed-

nej strony podwy¿szaj¹ sprawnoœæ,

umo¿liwiaj¹c bicie nowych rekordów

sportowych, a z drugiej strony wywiera-

j¹ niszcz¹cy wp³yw na organizm; ich nad-

u¿ywanie prowadzi do tragicznych skut-

ków, ze œmierci¹ w³¹cznie. Inny hormon

peptydowy – wazopresyna, bliski analog

oksytocyny, ma za zadanie miêdzy inny-

mi sterowaæ procesem zatê¿ania moczu.

Bez niego wydalalibyœmy nawet 20 l p³y-

nów na dobê. Jego poziom w prawid³o-

wo funkcjonuj¹cym organizmie roœnie w

nocy, umo¿liwiaj¹c wielogodzinny sen

nieprzerywany wstawaniem, jak siê to

mówi za potrzeb¹. U niektórych dzieci ten

mechanizm zawodzi i pojawia siê przy-

kra dolegliwoϾ zwana nocnym mocze-

niem. Na szczêœcie chemicy peptydowcy

znaleŸli na ni¹ lek. Zsyntezowali silnego

agonistê, a wiêc analog o znacznie wiêk-

szej aktywnoœci antydiuretycznej ni¿

sama wazopresyna, tak skuteczny, ¿e

wystarczy zwykle jedno „psikniêcie” do

nosa aerozolu zawieraj¹cego ten peptyd,

¿eby uwolniæ dziecko i rodziców od noc-

nego koszmaru. Pisz¹c o tych zwi¹zkach

nie sposób pomin¹æ powszechnie wystê-

puj¹ce peptydy toksyczne. Nale¿¹ do nich

zarówno antybiotyki peptydowe, jak i

jady grzybów, wê¿y, owadów czy paj¹-

ków. Takie w³asnoœci ma tak¿e neurotok-

syna wyizolowana z podwzgórza wo³u.

Peptydy toksyczne w rêkach specjalisty

mog¹ zostaæ u¿yte jako trucizna niepo-

zostawiaj¹ca œladów – po spe³nieniu swo-

jej roli ulegaj¹ bowiem hydrolizie do ami-

nokwasów, takich samych z jakich sk³a-

da siê nasze cia³o. Dowodem na zatrucie

grzybami nie s¹ truj¹ce peptydy, ale nie-

szkodliwe zarodniki truj¹cych grzybów

znajdowane w treœci ¿o³¹dkowej. Zbrod-

nia doskona³a poprzez podanie syntetycz-

nych lub wyizolowanych toksyn grzybo-

wych, niezawieraj¹cych zarodników, nie

jest pomys³em z rodzaju science fiction.

Bia³ka, czyli du¿e peptydy, stanowi¹

75% suchej masy cia³a cz³owieka i po-

nad 80% ogó³u zwi¹zków organicznych

wystêpuj¹cych w organizmach ¿ywych.

Fascynuj¹ z wielu powodów, przede

wszystkim swoj¹ ró¿norodnoœci¹. Mog¹

byæ tak delikatne i przezroczyste jak ro-

gówka oka lub twarde jak beton, tworz¹c

z polimerem fosforanu wapnia tworzywo,

z którego zbudowane s¹ koœci. S¹ mate-

ria³em konstrukcyjnym, zapasowym, pe³-

ni¹ funkcjê katalityczn¹, transportow¹,

obronn¹ czy reguluj¹c¹. Ta ró¿norodnoœæ

w³asnoœci jest pochodn¹ nieograniczo-

nych wprost mo¿liwych kombinacji kon-

stytucyjnych i labilnoœci konformacyjnej.

Przyjmuj¹c 20 jako liczbê najpopularniej-

szych aminokwasów kodowanych, tzn.

takich, z których syntezowane s¹ bia³ka,

mo¿na wyliczyæ, i¿ cz¹steczka bia³ka za-

wieraj¹ca 150 takich reszt mo¿e wystê-

powaæ w postaci 20

150

izomerów ró¿ni¹-

cych siê sekwencj¹, czyli kolejnoœci¹ u³o-

¿enia reszt aminokwasowych. W rzeczy-

wistoœci w cz¹steczkach bia³ek wystêpu-

je ponad 100 ró¿nych aminokwasów i

mog¹ one zawieraæ od 100 do kilkuset

reszt aminokwasowych. Liczba mo¿li-

wych kombinacji jest powiêkszana do-

datkowo przez fakt, ¿e w sk³ad bia³ek

wchodz¹ równie¿ inne nieaminokwaso-

we fragmenty. Przyroda jednak reduku-

je populacjê bia³ek do tych, które s¹ po-

trzebne, a wiêc pe³ni¹ okreœlon¹ funk-

cjê. W komórce E. coli znaleziono oko-

³o 3000 ró¿nych bia³ek. Do niedawna

s¹dzono, i¿ w organizmie ludzkim wy-

stêpuje ponad 100 000 bia³ek, ale roz-

szyfrowanie ludzkiego genomu zreduko-

wa³o tê liczbê do oko³o 30 000.

Do ciekawostek dotycz¹cych bia³ek

mo¿na zaliczyæ informacje o procesach

chemicznych zachodz¹cych podczas ro-

bienia trwa³ej ondulacji. Jej trwa³oœæ za-

le¿y zarówno od sposobu utrwalania lo-

ków, jak i w³aœciwoœci osobniczych, czyli

background image

Nr 8/2003

35

PISMO PG

PISMO PG

jakoœci w³osów. Dlaczego trwa³a ondu-

lacja jest czêsto krótkotrwa³a? Na to py-

tanie mo¿na znaleŸæ odpowiedŸ na kar-

tach prezentowanej ksi¹¿ki.

Z chemicznego punktu widzenia uwa-

gê zwracaj¹ powa¿ne konsekwencje

zdrowotne, w³¹cznie z zagro¿eniem ¿y-

cia, powodowane wymian¹ chocia¿by

tylko jednej reszty aminokwasu w cz¹-

steczce bia³ka zbudowanego nawet z se-

tek aminokwasów. Z drugiej strony wy-

miana nawet 25% sk³adu aminokwaso-

wego bia³ka nie hamuje jego podstawo-

wej aktywnoœci biologicznej. Wszystko

to zale¿y od tego, jakie aminokwasy ule-

gaj¹ wymianie i w jakiej czêœci bia³ka.

Zdumiewa proces przenoszenia tlenu

przez hemoglobinê. Jak to siê dzieje, ¿e

hemoglobina matki przekazuje tlen he-

moglobinie p³odu, a na jakiej zasadzie

hemoglobina jest w stanie przekazaæ tlen

mioglobinie magazynuj¹cej tlen w miê-

œniach, pomimo ¿e w obu bia³kach tlen

jest zwi¹zany z identyczn¹ czêœci¹ nie-

bia³kow¹ zwan¹ hemem? Co jest tego

przyczyn¹?

W rozdziale o cukrach przedstawi³em,

jak ekonomiczne prawo popytu i poda¿y

reguluje ceny cukrów. Z podanej tabeli

wynika, ¿e ceny bardzo zbli¿onych pod

wzglêdem budowy zwi¹zków ró¿ni¹ siê

nawet o kilka rzêdów z powodu ró¿nej

dostêpnoœci i zró¿nicowanego zapotrze-

bowania.

1 g cukrozy – zwanej równie¿ sacha-

roz¹, cukrem buraczanym lub trzcinowym

– czyli naszego poczciwego cukru, po-

wszechnie stosowanego do s³odzenia,

kosztuje pó³ centa, a jej czystoœæ docho-

dzi do 99,85%. Nawet wysokiej klasy

odczynniki chemiczne rzadko osi¹gaj¹

tak¹ jednorodnoœæ. Œmia³o mo¿na powie-

dzieæ, ¿e cukroza, towar powszechnie

dostêpny w sklepach, nale¿y do najczyst-

szych i najtañszych organicznych odczyn-

ników chemicznych.

Istotn¹ w³aœciwoœci¹ cukrów jest ich

s³odki smak. S³odkoœæ nie jest cech¹ wy-

³¹cznie cukrów i nie tylko one s³u¿¹ do

s³odzenia pokarmów. Oprócz znanego ju¿

powszechnie s³odkiego peptydu – aspar-

tamu, od dawna do s³odzenia stosuje siê

zwi¹zek aromatyczny, jakim jest sacha-

ryna, w u¿yciu jest równie¿ aminokwas

– glicyna (Gly), której nazwa, podobnie

jak glukozy, zwi¹zana jest ze s³odkim

smakiem. Wiele innych aminokwasów

tak¿e ma s³odki smak. S³odkie s¹ polio-

le, czyli produkty redukcji cukrów. Jeden

z nich– ksylitol, s³u¿y do s³odzenia gum

do ¿ucia. Takie gumy s¹ nieszkodliwe dla

zêbów, bowiem poliole nie stanowi¹ po-

¿ywki dla bakterii. Do s³odkich pochod-

nych cukrów nale¿¹ niektóre glikozydy,

np. glicyrhizyna, wydobywana z lukre-

cji. Inny glikozyd – stewiozyd, kilkaset

razy s³odszy od cukrozy, o przyjemnym

s³odko-gorzkim smaku, jest stosowany

jako naturalny substytut cukru w krajach

po³udniowo-amerykañskich, w Chinach,

Japonii, Korei i Izraelu. Istniej¹ jednak

podejrzenia, i¿ stewiol – sk³adnik tego

glikozydu posiada dzia³anie mutagenne i

z tego powodu nie zosta³ dopuszczony do

spo¿ycia w USA i w Europie. Znane s¹

tak¿e s³odkie bia³ka, kilka tysiêcy razy

s³odsze od cukrozy. Do naturalnych sub-

stancji s³odz¹cych nale¿y oczywiœcie

miód, któremu poœwiêci³em w ksi¹¿ce

sporo uwagi. S³odkoœæ jest odczuciem su-

biektywnym – ró¿nie odczuwamy zarów-

no jej natê¿enie, jak i jakoœæ. Zdaniem

wiêkszoœci osób najprzyjemniejszy s³od-

ki smak nale¿y do cukrozy. Na odbiór

smaku s³odkiego wp³ywa nie tylko sub-

stancja s³odka, ale równie¿ substancje jej

towarzysz¹ce, i to zarówno noœniki sma-

ku s³odkiego, gorzkiego czy kwaœnego, a

nawet dodatki pozbawione smaku. Du¿y

wp³yw na odczucie s³odkoœci ma tempe-

ratura pokarmu, pH œrodowiska i obec-

noœæ oraz rodzaj elektrolitów. S³odycz

uwa¿ana jest przez niektórych ludzi za

kryterium nieszkodliwoœci pokarmu. Jest

to pogl¹d niew³aœciwy, s¹ bowiem znane

silnie toksyczne substancje o s³odkim

smaku, np. glikol etylenowy, czy galakti-

tol.

Wa¿nym sk³adnikiem t³uszczów s¹

kwasy t³uszczowe, odgrywaj¹ce istotn¹

rolê w przemianie materii. Pogl¹dy w

sprawie ich udzia³u w diecie ulegaj¹ ci¹-

g³ym i to doœæ radykalnym zmianom. By³

czas, kiedy nasycone kwasy t³uszczowe

by³y ca³kowicie na cenzurowanym. PóŸ-

niej pojawi³y siê g³osy, ¿e kwas steary-

nowy nie nale¿y do tych najbardziej szko-

dliwych, poniewa¿ w organizmach ssa-

ków ulega desaturacji do kwasu oleino-

wego, a ten uwa¿any jest przecie¿ za naj-

cenniejszy sk³adnik diety œródziemno-

morskiej, chroni¹cej przez zawa³em ser-

ca. Ostatnio mówi siê równie¿, ¿e nisko-

cz¹steczkowe nasycone kwasy t³uszczo-

we, przede wszystkim kwas mas³owy, nie

s¹ tak szkodliwe, jak do niedawna s¹dzo-

no. Nawet przedstawiono argumenty, z

których wynika, ¿e dieta bezwêglowoda-

nowa, a wiêc oparta wy³¹cznie na bia³-

kach oraz t³uszczach, nie tylko zapewnia

utrzymanie smuk³ej sylwetki, ale jest ko-

rzystna dla zdrowia. Przyzwala ona na

spo¿ywanie obok tzw. zdrowych t³usz-

czów, czyli zawieraj¹cych wysokoniena-

sycone kwasy, tak¿e boczku, golonki,

ciemnego miêsa, du¿ych iloœci mas³a i

wielu innych smacznych, acz zakazanych

dotychczas pokarmów. Jestem przekona-

ny, ¿e dietetycy zrobi¹ nam jeszcze nie

raz mêtlik w g³owach.

Problemem zwi¹zanym z diet¹ jest nie-

w¹tpliwie g³ód. Towarzyszy³ on ludziom

i zwierzêtom ca³y czas, chocia¿ wraz z

rozwojem cywilizacji i udoskonaleniem

sposobów przechowywania ¿ywnoœci sta-

waliœmy siê w coraz wiêkszym stopniu

uniezale¿nieni od klêsk ¿ywio³owych –

g³ównej przyczyny g³odu, chocia¿ nadal

daleko do ca³kowitego uwolnienia siê od

tego nieszczêœcia. Wiele narodów Afry-

ki, Azji i Ameryki Po³udniowej cierpi na

brak po¿ywienia, pomimo ¿e w innych

czêœciach œwiata wystêpuje nadproduk-

cja ¿ywnoœci, te¿ sprawiaj¹ca problem,

poniewa¿ przechowywanie zapasów ¿yw-

noœci jest bardzo kosztowne. Do niedaw-

na g³ód by³ jednym z bardzo skutecznych

narzêdzi oddzia³ywania politycznego.

Tab. 1. Ceny katalogowe cukrów z 1998 r. [USD]

background image

36

Nr 8/2003

PISMO PG

PISMO PG

Wywo³ywany celowo, u³atwia³ rz¹dzenie

despotom, a cen¹ by³a tragedia narodów.

W Zwi¹zku Radzieckim w czasie Wiel-

kiego G³odu na prze³omie 32 i 33 r. XX

w. zginê³o z g³odu 6 mln ludzi, z czego 4

mln na Ukrainie. G³ód obficie zbiera³

ofiary w Chinach jeszcze na prze³omie lat

50. i 60. ubieg³ego wieku. Nadal przera-

¿enie budz¹ filmy pokazuj¹ce g³oduj¹ce

dzieci w Etiopii, Somalii i wielu innych

krajach. Zdarza siê, ¿e i w Polsce dzieci

mdlej¹ z g³odu, a ludzie starsi umieraj¹ z

niedo¿ywienia.

Do lipidów, oprócz t³uszczów, fosfoli-

pidów czy wosków i ich pochodnych za-

liczane s¹ te¿ takie substancje, jak tetra-

hydrokanabinole – psychoaktywne pro-

dukty konopi. S¹ one przedmiotem wie-

lu kontrowersji. Niew¹tpliwie wprowa-

dzone do powszechnego u¿ycia mog¹ wy-

rz¹dziæ du¿o z³a, tak jak i inne narkotyki.

Znajduj¹ jednak coraz wiêcej zastosowa-

nia jako leki. Oczywiœcie gros narkoty-

ków wywodzi siê nie z lipidów, ale z al-

kaloidów, przy czym nie wszystkie alka-

loidy s¹ narkotykami.

Alkaloidy zawsze budzi³y grozê. Przez

tysi¹clecia by³y wykorzystywane do wy-

konywania wyroków s¹dowych, np. wy-

war z cykuty lub szaleju zawieraj¹cy ko-

ininê lub jej analog, arszenik stosowany

do skrytobójczego usuwania niewygod-

nych osób, czy kurara do zatruwania bro-

ni. Pavulon – lek, który niedawno okry³

siê tak z³¹ s³aw¹ za przyczyn¹ pozbawio-

nych ludzkich uczuæ pracowników pogo-

towia ratunkowego, zosta³ zsyntezowany

na wzór kurary i ma do niej podobne, cho-

cia¿ silniejsze zdolnoœci parali¿owania

miêœni.

Chemia alkaloidów rozwija siê bardzo

szybko, odkrywane s¹ coraz to nowe

zwi¹zki zaliczane do tej grupy, czego

przyk³adem s¹ dane liczbowe (tab. 2).

Du¿o uwagi poœwiêci³em narkoty-

kom i powodowanym przez nie zagro¿e-

niom. Przeprowadzi³em analizê przyczyn

zagro¿eñ ze strony tych znanych i stoso-

wanych od tysiêcy lat substancji. Nasu-

wa siê pytanie: dlaczego dopiero teraz, od

drugiej po³owy XX wieku sta³y siê one

plag¹ rozwiniêtych spo³eczeñstw, prze-

kleñstwem i nieszczêœciem milionów lu-

dzi, zarówno bior¹cych, ich najbli¿szych,

jak i osób postronnych? Do tych nie-

szczêœæ przyczyni³y siê miêdzy innymi

rz¹dy pañstw, w tym tych najwiêkszych,

a wiêc USA i ZSRR, które dostarcza³y

narkotyki swoim ¿o³nierzom. Dla niektó-

rych pañstw narkotyki stanowi¹ g³ówne

Ÿród³o zasilania bud¿etu. Wielki dochód

narkobiznesu, porównywalny z docho-

dem przemys³u naftowego, dostarcza

œrodków równie¿ na korumpowanie po-

lityków i policji. Na przestrzeni tysi¹cle-

ci narkotyki by³y wykorzystywane przede

wszystkim podczas obrzêdów religijnych,

teraz niejednokrotnie s³u¿¹ jako substy-

tut g³êbokich wzruszeñ, stanowi¹ surogat

szczêœcia. Du¿y wp³yw na rozwój narko-

manii mia³ postêp cywilizacyjny, który

uwolni³ ludzi od du¿ego wysi³ku fizycz-

nego, stymuluj¹cego organizm do wy-

dzielania endorfin i innych endogennych

czynników psychoaktywnych, zapewnia-

j¹cych prawid³owe funkcjonowanie orga-

nizmu.

Narkomania to choroba. Narkomani

wymagaj¹ pomocy i leczenia, sami nie s¹

w stanie powróciæ do zdrowia. W ksi¹¿-

ce podj¹³em temat uzale¿nienia, toleran-

cji, g³odu narkotycznego i problemów

zwi¹zanych z leczeniem uzale¿nieñ.

Narkotyki s¹ nie tylko przyczyn¹ nie-

szczêœæ, s³u¿¹ tak¿e w lecznictwie; nie ma

leków skuteczniejszych od nich w terapii

przeciwbólowej. Takie same lub podob-

ne endogenne substancje, czyli wytwarza-

ne przez organizm, decyduj¹ o naszej psy-

chice, samopoczuciu, kszta³tuj¹ uczucia

– bez nich ¿ycie by³oby nie do zniesie-

nia. To fenyloetyloamina bierze aktyw-

ny udzia³ w kszta³towaniu uczucia zwa-

nego mi³oœci¹, a zdolnoœæ do wytwarza-

nia peptydów opioidowych gwarantuje

utrzymywanie d³ugotrwa³ej przyjaŸni.

Dlaczego wiêc ta sama fenyloetyloamina

w tabletkach ekstazy ma destrukcyjne, a

nawet zabójcze dzia³anie? OdpowiedŸ jest

prosta: substancje psychoaktywne s¹ wy-

twarzane przez organizm w bardzo ma-

³ych iloœciach i precyzyjnie trafiaj¹ do

miejsc przeznaczenia, czyli do recepto-

rów, a dawki psychotropów wprowadza-

nych z zewn¹trz s¹ czêsto miliony razy

wiêksze i rozchodz¹ siê po ca³ym organi-

zmie, wywo³uj¹c szkody w miejscach nie-

po¿¹danych. Przepraszam, ¿e pos³u¿ê siê

drastycznym przyk³adem, ale jest on bar-

dzo sugestywny. Obornik, tak przydatny

w rolnictwie czy ogrodnictwie, wywo³a

konsternacjê, kiedy zostanie rozsypany w

salonie, obrzydzenie, gdy trafi do sypial-

ni, a zaszkodzi, je¿eli spo¿yjemy go, np.

jako przyprawê w zupie.

W grupie steroidów du¿o emocji bu-

dzi cholesterol, substancja, która z jed-

nej strony jest czempionem poœród pozo-

sta³ych zwi¹zków naturalnych, bowiem

by³ podstaw¹ przyznania wielu Nagród

Nobla i innych presti¿owych wyró¿nieñ,

a z drugiej strony budzi tyle obaw, wrêcz

przera¿enie. Wystêpuje w ka¿dej komór-

ce zwierzêcej jako sk³adnik b³ony komór-

kowej, a w mózgu stanowi 10-15% jego

suchej masy. Z niego produkowanych jest

wiele niezbêdnych do ¿ycia zwi¹zków

czynnych, takich jak hormony p³ciowe,

kortykosteroidy, kwasy ¿ó³ciowe czy wi-

tamina D. Przysparza jednak trosk i obaw

osobom dbaj¹cym o swoje zdrowie. Gro-

madzi siê w postaci z³ogów w naczyniach

krwionoœnych, a kamienie ¿ó³ciowe to

prawie czysty cholesterol. Jego nadmiar

jest przyczyn¹ powa¿nych dolegliwoœci

drêcz¹cych ludzi, g³ównie w krajach wy-

soko rozwiniêtych.

Tab. 2

cholesterol

background image

Nr 8/2003

37

PISMO PG

PISMO PG

Do steroidów nale¿¹ równie¿ hormo-

ny p³ciowe – substancje, które nie tylko

pe³ni¹ istotn¹ rolê w procesie reproduk-

cji, ale wp³ywaj¹ na nasz¹ osobowoœæ, na-

strój, zachowanie i mo¿liwoœci, a nawet

determinuj¹ budowê cia³a. To one s¹ przy-

czyn¹ pojawiania siê osobników ¿eñskich

i mêskich, a tak¿e mêskich kobiet i znie-

wieœcia³ych mê¿czyzn. To one ju¿ od szó-

stego tygodnia ¿ycia p³odowego do póŸ-

nej staroœci rzeŸbi¹ psychikê ka¿dego z

nas. To one wp³ywaj¹ na kszta³towanie

siê mózgu jeszcze przed urodzeniem, cze-

go objawem jest p³ciowoœæ mózgu. U na-

stolatków burza hormonalna ca³kowicie

zmienia i przewartoœciowuje osobowoœæ,

rzeczy dotychczas wa¿ne schodz¹ na dal-

szy plan, zaczyna dominowaæ instynkt za-

chowania gatunku i tylko tradycja oraz

wychowanie s¹ w stanie okie³znaæ jego

zapêdy. Ostatnio okaza³o siê jednak, ¿e

coraz czêœciej ¿¹dza w³adzy i d¹¿enie do

bogactwa potrafi¹ zdominowaæ wp³yw

hormonów. W bogatych spo³eczeñstwach

powiêksza siê grupa osób tzw. singlo-

wych lub ¿yj¹cych w parach, ale dumnych

ze swojej bezdzietnoœci. Ciekaw jestem,

czy mia³yby coœ do powiedzenia, gdyby

ich rodzice przyjêli podobn¹ postawê?

Testosteron, mêski hormon p³ciowy

sta³ siê pierwowzorem anabolików, s³u-

¿¹cych jako leki, a tak¿e niedozwolone

œrodki dopinguj¹ce w sporcie i wspoma-

gaj¹ce w budowaniu po¿¹danej sylwetki

przez kulturystów. Natomiast ¿eñskie

hormony p³ciowe, analogi estrogenów i

progesteronu, s¹ sk³adnikami tabletek

przeciwci¹¿owych.

Cholesterol, o którym ju¿ wspomina-

³em, powstaje wg tego samego schematu

co terpeny, substancje produkowane

przez roœliny. O ile rola fizjologiczna cho-

lesterolu u zwierz¹t jest dobrze rozpozna-

na, to jak dot¹d nieznane jest uzasadnie-

nie celowoœci produkowania terpenów.

Nie wydaje siê, ¿eby one by³y roœlinom

koniecznie potrzebne do ¿ycia. Natomiast

zwierzêta, a tak¿e ludzie szeroko wyko-

rzystuj¹ terpeny dla swoich potrzeb. Ter-

pentyna jest znanym rozpuszczalnikiem.

Na co dzieñ zastosowanie znajduj¹ olej-

ki eteryczne zawarte w przyprawach, ta-

kich jak cynamon, imbir, kminek, kope-

rek, miêta, ga³ka muszkato³owa, goŸdzi-

ki czy majeranek. Charakterystyczny aro-

mat i smak tych przypraw nadawany jest

przez konkretne substancje, najczêœciej

terpenoidy. Niektóre olejki, lub ich pra-

wie czyste sk³adniki, izoluje siê z surow-

ca naturalnego, znany jest np. olejek any-

¿owy, cytrynowy, pomarañczowy, ró¿a-

ny, goŸdzikowy, fio³kowy, jaœminowy,

miêtowy, nagietkowy czy rumiankowy.

S³u¿¹ one jako substancje zapachowe, a

tak¿e preparaty lecznicze w modnej ostat-

nio aromatoterapii. S¹ aktywne przeciw-

zapalnie, immunostymuluj¹co, antyde-

presyjnie, rozgrzewaj¹co, antyreumatycz-

nie, uspokajaj¹co, pobudzaj¹co, przeciw-

bakteryjnie, przeciwgrzybiczo, wykrztu-

œnie i poprawiaj¹ nastrój. To ostatnie dzia-

³anie t³umaczy siê tym, ¿e cz³owiek przez

tysi¹clecia obcowa³ na co dzieñ z przyro-

d¹, wch³ania³ lotne substancje wydziela-

ne przez roœliny, spo¿ywa³ aromatyczne

zio³a, wykorzystywa³ je w postaci ok³a-

dów, naparów i kadzide³. Przenosz¹c siê

do zagêszczonych aglomeracji, odizolo-

wa³ siê od przyrody, przesta³ korzystaæ z

jej darów. Sta³o siê to niedawno w skali

¿ycia gatunku i dlatego tak bardzo odczu-

wamy brak stycznoœci z naturalnymi za-

pachami, ich dobroczynnego wp³ywu na

nasz¹ psychikê. Aromatoterapia, polega-

j¹ca na kontakcie z olejkami aromatycz-

nymi poprzez ich rozpylanie, nacieranie,

wklepywanie, picie naparów, ekstraktów,

k¹piele w wodzie zawieraj¹cej olejki,

przywraca nas na ³ono natury.

Substancje zapachowe wykrywane s¹

przez narz¹d wêchu. Zmys³ wêchu, któ-

rego czu³oœæ jest gatunkowo zale¿na, nie

nale¿y do najwiêkszych atutów cz³owie-

ka, ale i poœród ludzi rozpiêtoœæ wra¿li-

woœci na zapachy jest bardzo du¿a. Jed-

nak najbardziej wra¿liwi musz¹ uznaæ

wy¿szoœæ wielu zwierz¹t, szczególnie dzi-

ko ¿yj¹cych, a poœród udomowionych

prymat wiod¹ œwinie i psy. Œwinie wyko-

rzystywane s¹ np. do wykrywania trufli,

cennych grzybów rosn¹cych pod ziemi¹.

Policja niektórych krajów u¿ywa œwiñ do

poszukiwania materia³ów wybuchowych,

broni i narkotyków. Najwiêksze us³ugi w

policji œwiadcz¹ jednak psy, których po-

wierzchnia nab³onka zapachowego – re-

ceptora substancji lotnych, jest kilkadzie-

si¹t razy wiêksza od powierzchni tego

nab³onka u cz³owieka. Psy s¹ w stanie wy-

kryæ wêchem nie tylko poszczególne ga-

tunki zwierz¹t, ale i rozró¿niæ pojedyn-

cze osobniki poœród innych im podob-

nych. Œwiadczy to zarówno o niezwykle

czu³ym wêchu psów, jak i o zró¿nicowa-

nym zapachu poszczególnych osobników

na tle zapachu gatunkowego. Trudno so-

bie nawet wyobraziæ, jak subtelne ró¿ni-

ce w sk³adzie zapachu osobniczego wy-

stêpuj¹ i jak czu³e detektory znajduj¹ siê

w nosie psów i innych zwierz¹t. Te zdol-

noœci psów wykorzystywane s¹ nie tylko

w tropieniu zbiegów i przestêpców, ale

s³u¿¹ równie¿ jako s¹dowy materia³ do-

wodowy przy identyfikacji pojedyncze-

go cz³owieka na podstawie zostawione-

go przez niego œladu zapachowego, po-

dobnie jak linie papilarne, têczówka oka

czy kod genetyczny. Zapach pozostawio-

ny przez cz³owieka jest trwa³y i mo¿e byæ

przechowywany w postaci konserwy

przez lata, a nawet powielany. W bukie-

cie zapachu cz³owieka wykryto ponad

400 sk³adników, oczywiœcie jeszcze inne

wystêpuj¹ poni¿ej progu wykrywalnoœci,

cechuj¹cego dostêpne detektory aparatu-

ry analitycznej. Warto wiedzieæ o tym, ¿e

zapach osobisty nie zale¿y od diety, oto-

czenia czy stosowanych perfum. Œlad za-

pachowy pozostaje na danym przedmio-

cie nie tylko po dotkniêciu go go³¹ rêk¹

czy stop¹, ale i poprzez rêkawiczkê czy

obuwie, o ile nie jest ca³kiem nowe. Za-

pach osobisty nie zale¿y od miejsca cia-

³a, z którego zosta³ pobrany, wbrew temu

co nam siê wydaje, ¿e inny jest zapach

g³owy, r¹k, pach czy stóp.

W ostatnim rozdziale dotycz¹cym

zwi¹zków sygna³owych najwiêcej miej-

sca poœwiêci³em feromonom, specyficz-

nym substancjom maj¹cym za zadanie

pomoc w zdobywaniu po¿ywienia, w

obronie, u³atwianiu koegzystencji, wy-

muszaniu okreœlonego zachowania, iden-

tyfikacji osobników, a tak¿e w reproduk-

cji, pe³ni¹c rolê swatki. Czasami jest tak,

¿e samica w okresie godowym wysy³a sy-

gna³ – chemiczny list mi³osny, podobny

do zwyk³ego og³oszenia matrymonialne-

go. Jednak bywa i tak, ¿e nastêpuje wy-

miana subtelnych listów pomiêdzy przed-

stawicielami obu p³ci, przypominaj¹ca

znany flirt towarzyski. Poszukuj¹cych

szczegó³ów– odsy³am do ksi¹¿ki.

Aleksander Ko³odziejczyk

Wydzia³ Chemiczny

Ps. Publikacja: Aleksander Kolodziejczyk

„ Naturalne zwi¹zki organiczne”, Wy-

dawnictwo Naukowe PWN, Warszawa

2003 – jest do nabycia w ksiêgarni

w Gmachu G³ównym PG, I piêtro.

background image

38

Nr 8/2003

PISMO PG

PISMO PG

P

awe³ Jasienica, zaproszony przez pro-

fesora Zygmunta Ledóchowskiego na

konferencjê Polskiego Towarzystwa Che-

micznego, powa¿nie obawia³ siê, czy co-

kolwiek zrozumie z problemów przedsta-

wianych przez specjalistów. Jego wiedza

chemiczna by³a bowiem bardzo mizerna,

co udowodni³a mu jego w³asna córka.

Podczas zwiedzania kompleksu budyn-

ków nale¿¹cych do Wydzia³u Chemicz-

nego, dowiedzia³ siê od profesora Tade-

usza Pompowskiego, ówczesnego dzieka-

na i zarazem kierownika Katedry Anali-

zy Technicznej i Towaroznawstwa, o za-

sadniczych ró¿nicach pomiêdzy poszcze-

gólnymi typami uczelni. Studium poli-

techniczne, w odró¿nieniu od uniwersy-

teckiego, wtajemnicza swoich adeptów w

arkana maszynoznawstwa, w in¿ynieriê

chemiczn¹. K³adzie specjalny nacisk na

technologiê i si³¹ rzeczy ¿yje w symbiozie

z przemys³em. Przed wojn¹ Wydzia³ liczy³

zaledwie piêæ katedr, po wojnie by³o ich

ju¿ czternaœcie. Podwoi³a siê te¿ liczba

studentów – z trzystu wzros³a do siedmiu-

set. W czasach hitlerowskich – jak powie-

dzia³ profesor Pompowski – w gdañskiej

uczelni obowi¹zywa³a doktryna: „Pola-

ków uczyæ tak, ¿eby ich niczego nie na-

uczyæ”. By³o to realizacj¹ polityki uzale¿-

niaj¹cej przemys³ polski od niemieckich

koncernów i odsuwaj¹cej Polaków od

nowoczesnych form wytwarzania. Prze-

mys³ chemiczny by³ przed wojn¹ – jak

podaje Jasienica – niemal ca³kowicie w

rêkach zagranicznych ekspozytur, w tym

równie¿ niemieckich. W Polsce, licz¹cej

trzydzieœci kilka milionów mieszkañców,

znajdowa³o siê mniej ni¿ dwa tysi¹ce che-

mików z wy¿szym wykszta³ceniem. Dla-

tego nie dziwi³y Jasienicy s³owa, które

s³ysza³ na ka¿dym kroku, ¿e coœ jest po

raz pierwszy lub jedyne w Polsce.

W Katedrze Chemii Nieorganicznej

profesor W³odzimierz Rodziewicz narze-

ka³ nie na brak zrozumienia ze strony mi-

nisterstwa, czy brak dotacji, ale na brak

wykwalifikowanej kadry. Narzeka³ te¿ na

niski poziom przygotowania uczniów w

szko³ach œrednich. A Katedra zajmowa³a

siê w tym czasie m.in. silikonami, których

odpornoœæ zarówno na niskie, jak i wyso-

kie temperatury, pozwala³a na zastosowa-

nie ich w metalurgii, elektrotechnice, tech-

nice lakierniczej, w budowie silników oraz

w nowoczesnym lotnictwie. Aby obni¿yæ

koszty, profesor Rodziewicz w czasie

æwiczeñ w Laboratorium Analiz Jakoœcio-

wych stosowa³, wzorem innych uczelni,

system pó³mikroanalizy. Sprzêt potrzeb-

ny do tego jest prosty, mniejszy i tañszy.

Oszczêdnoœæ na odczynnikach siêga 80

procent. Na wykonanie zadania idzie o

po³owê mniej czasu. (...) Zachodzi nato-

miast trudnoϾ natury psychicznej. Stu-

dentowi nie³atwo póŸniej przestawiæ siê

na du¿¹ skalê.

Katedra Technologii Drewna i Torfu,

której kierownikiem by³ profesor Zbi-

gniew Rozmej, zajmowa³a siê badaniem

torfu nie tylko jako materia³u opa³owego.

Okaza³o siê bowiem, ¿e zawiera on sub-

stancje o charakterze woskowym, co

stwierdzono po zdokumentowaniu torfo-

wisk i przeprowadzeniu oko³o siedmiu

tysiêcy analiz. Istnieje równie¿ mo¿liwoœæ

wydobycia z torfu gazu palnego i œwietl-

nego, który mo¿na by³oby wykorzystaæ

m.in. w gospodarstwach domowych . Co

byœcie tak powiedzieli – o, zacni obywa-

tele Szczekocin, Biskupina, Pup tudzie¿

innych, równie znacznych metropolii –

gdyby wam zaproponowano instalacjê

kuchenek gazowych w mieszkaniach?

Dobrze by by³o? Nikt nie musia³by wtedy

dŸwigaæ ga³¹zek z lasu (ani rozgradzaæ

p³otów s¹siadom). Jednoczeœnie trwa³y w

Katedrze prace zwi¹zane z produkcj¹ p³yt

izolacyjnych z torfu, których mankamen-

tem by³a jeszcze ci¹gle zbyt du¿a nasi¹-

kliwoœæ. Jasienica by³ pe³en uznania dla

dzia³añ, które w przysz³oœci bêd¹ mog³y

wprowadziæ radykalne zmiany w codzien-

nym ¿yciu Polaków. Dziêki nim zniknie

podzia³ na kulturê wielkomiejsk¹ i pro-

wincjonaln¹. Ów podzia³ skutecznie zwal-

czaj¹ robotnicy i in¿ynierowie, którzy

buduj¹ drogi, parowozy i samochody. A

najskuteczniej czyni to nauka, szukaj¹-

ca nowych metod panowania nad mate-

ri¹. Takich, które sprawi¹, ¿e dóbr cywi-

lizacyjnych wystarczy dla wszystkich.

Innym z tematów, którym zajmowa³a

siê Katedra, by³a celuloza. Profesor Roz-

mej oraz adiunkt Zbigniew Uruski zapo-

znali Jasienicê z pomys³em zast¹pienia

drewna œwierkowego drewnem z topoli.

Wymaga³oby to za³o¿enia ogromnych

plantacji topolowych oraz opracowania

nowego procesu technologicznego. Przed-

miotem badañ by³ równie¿ preparat, któ-

ry pozwoli³by zniszczyæ Teredo navalis,

ma³¿a niszcz¹cego œciany drewnianych

statków. Podobno w czasie pierwszej woj-

ny œwiatowej zaatakowa³ on most budo-

wany przez Niemców, most, który run¹³,

zanim go ostatecznie wykoñczono. I jesz-

cze jednym problemem zajmowali siê pra-

cownicy Katedry, a mianowicie ulepsze-

Pawe³ Jasienica i Politechnika Gdañska

Ods³ona ósma

Prof. W³odzimierz Rodziewicz

Prof. Zygmunt Ledóchowski

background image

Nr 8/2003

39

PISMO PG

PISMO PG

niem papieru do echosond, który ciemnia³,

powoduj¹c, ¿e zapis, czyli echogram, sta-

wa³ siê niewyraŸny.

Wszystkie rozmowy prowadzone by³y

w nowoczesnych pomieszczeniach, które

powsta³y w dobudowanej czêœci Wydzia-

³u Chemicznego. Zwiedzanie Wydzia³u

rozpocz¹³ Jasienica od starszej czêœci,

pamiêtaj¹cej jeszcze czasy niemieckie.

Kolumienki podpieraj¹ce strop, ma³e sal-

ki i doœæ w¹skie przejœcia. I oto nagle,

bez wstêpu i ostrze¿enia, sceneria zmie-

nia siê zupe³nie. Jesteœmy w salach wy-

sokich, jasnych i widnych. Do ocala³ej

partii gmachu dobudowano po prostu

now¹, czyni¹c to w ten sposób, ¿e wnê-

trze tworzy ca³oœæ. Nieco dalej stan¹³ nie-

dawno wysoki blok, który w niedalekiej

przysz³oœci wyd³u¿y siê jeszcze w kierun-

ku terenów, dziœ jeszcze zajêtych przez

ogrody i cmentarz. Je¿eli Politechnika ju¿

w swym obecnym kszta³cie – czyli w trak-

cie nieustannego rozwoju – przypomina

istne miasteczko, to Wydzia³ Chemii sta-

nowi w nim osobn¹, logicznie skompo-

nowan¹ dzielnicê.

Przed wojn¹ ca³y przemys³ t³uszczowy

w Polsce zosta³ opanowany przez Niem-

ców. W zak³adach produkcyjnych Pola-

ków zatrudniano tylko jako ni¿szy perso-

nel. Surowce sprowadzano z zagranicy.

Jedynymi roœlinami t³uszczodajnymi by³y

rzepak i len. Dopiero gdañska Katedra

Technologii T³uszczów, jako jedyny tego

typu oœrodek badawczy w Polsce, zajê³a

siê badaniem równie¿ innych roœlin zawie-

raj¹cych t³uszcze: kapusty abisyñskiej,

rzodkwi oleistej, lnianki, krokosza oraz

dyni oleistej, poniewa¿ rzepak nie zali-

cza siê do idea³ów i czêste s¹ nañ nieuro-

dzaje. A palmy kokosowe oraz inne ziel-

ska tropikalne u nas przyjmowaæ siê nie

chc¹. Nowe, przeznaczone do badañ ro-

œliny hodowano w Instytucie Hodowli i

Aklimatyzacji Roœlin PAN, a pracownicy

Politechniki Gdañskiej sprawdzali ich

w³aœciwoœci pod k¹tem przydatnoœci jako

t³uszcze jadalne b¹dŸ techniczne (do pro-

dukcji myd³a, lakierów, pokostów, glice-

ryny etc.). Po wyodrêbnieniu klarowne-

go oleju przystêpowano do badañ nad

wykorzystaniem produktów ubocznych.

Barwniki, olejki zapachowe, witaminy to

produkty, które mo¿na otrzymaæ z pozo-

sta³oœci po rafinacji t³uszczów roœlinnych.

Nowoœci¹ natomiast by³y sterole, produkt

porafinacyjny.

Obok badania nowych rodzajów roœlin

t³uszczodajnych i produktów ubocznych,

otrzymywanych po rafinacji, Katedra zaj-

mowa³a siê analiz¹ i syntez¹ olejów szyb-

koschn¹cych, które maj¹ szczególne zna-

czenie przy walce z korozj¹ metali. Syn-

tetycznie otrzymywane pow³oki ochron-

ne, posiadaj¹ce zdolnoœæ wysychania na

powietrzu, wykorzystywane by³y do pro-

dukcji farb, lakierów i emalii.

Kierownik Katedry, profesor Henryk

Niewiadomski, w swoim pokoju zawiesi³

na czymœ w rodzaju sztalug kolekcjê ba-

we³nianych szmat nas¹czonych rozmaity-

mi p³ynami. By³y one póŸniej poddawa-

ne próbie na wytrzyma³oœæ. Badanie im-

pregnacji mia³o na celu znalezienie odpo-

wiednio spreparowanego materia³u, któ-

ry zast¹pi drog¹ skórê koz³ow¹ w mem-

branach gazomierzy.

Natomiast na biurku kierownika Kate-

dry Technologii Produktów Zwierzêcych

le¿a³o kilkanaœcie motków kolorowej

w³óczki. Jasienicê drêczy³o pytanie, jakie

jest ich przeznaczenie. Okaza³o siê, ¿e s³u-

¿y³y do sprawdzania czu³oœci wzroku na

kolory. Profesor Damazy Jerzy Tilgner

podda³ Jasienicê testowi, jaki przechodz¹

ludzie, którzy zostaj¹ zatrudnieni w wy-

twórniach jako rzeczoznawcy, badacze

jakoœci wyrobów. Okaza³o siê, ¿e jest czu-

³y na bardzo delikatny dotyk. Musia³ te¿

uszeregowaæ przedmioty, maj¹ce postaæ

galaretki, wed³ug stopnia twardoœci. Aby

zostaæ rzeczoznawc¹, trzeba mieæ dosko-

na³y smak. wêch, wzrok i dotyk. I takie

w³aœnie zdolnoœci bada³ profesor Tilgner.

Narzeka³ on na zacofanie w niektórych

dzia³ach przemys³u spo¿ywczego. Wpro-

wadzenie metody elektrostatycznej pomo-

g³oby oszczêdziæ w wêdzarnictwie 90 pro-

cent drewna. Usprawnienie transportu

wewnêtrznego w przetwórniach miêsnych

czy rybnych zwiêkszy³oby wydajnoœæ, a

poprawienie metodyki przerobowej wp³y-

nê³oby na podwy¿szenie jakoœci smako-

wej wyrobów. Zastrze¿enia kierowane

pod adresem rodzimej produkcji by³y

efektem doœwiadczeñ zdobytych podczas

pobytu w Stanach Zjednoczonych, gdzie

pracowa³ jako zwyk³y robotnik w szeœciu

fabrykach. Nauczy³ siê tam równie¿ wy-

korzystywaæ produkty uboczne produkcji.

Mo¿na odpady wysy³aæ za granicê, a po-

tem sprowadzaæ w postaci przerobionej,

a mo¿na przerabiaæ, co jest roztropniej-

sze, u nas w kraju. Zdaniem profesora jest

jeszcze bardzo wiele do zrobienia w dzie-

dzinie przetwórstwa rybnego i miêsnego.

Katedrê Chemii Organicznej przysz³o

zwiedzaæ Jasienicy przy œwieczce, ponie-

wa¿ akurat zmieniano w budynku insta-

lacjê elektryczn¹. Ogl¹daj¹c w pó³mroku

pomieszczenia, widzia³ stosy ziemniaków,

które stanowi³y materia³ badawczy w wal-

ce ze stonk¹ ziemniaczan¹. Okaza³o siê,

¿e nie atakuje ona dzikiego ziemniaka.

Celem badañ by³o wyodrêbnienie sk³ad-

nika, którego nie toleruje paso¿yt, po to,

by stosuj¹c krzy¿owanie z gatunkami ro-

sn¹cymi w Polsce, wyhodowaæ roœlinê,

której stonka nie bêdzie chcia³a konsumo-

waæ. Oprócz stonki na ziemniakach ¿eru-

je phytophtora, grzyb powoduj¹cy gnicie

roœliny. Poszukiwaniem œrodka grzybo-

bójczego zajmuje siê równie¿ Katedra, a

tak¿e wszechstronnym badaniem ziemnia-

ka, istoty – jak okreœla Jasienica – niezna-

nej. Roœlina ta posiada w³aœciwoœci lecz-

nicze (m.in. stwierdzono, ¿e przy prawi-

d³owym od¿ywianiu spada sk³onnoœæ do

gruŸlicy). Profesor Wendt z Finladii zale-

ca³, by ziemniaki gotowaæ w mundurkach,

ale nie w wodzie, lecz w oleju. Kuracja

tak gotowanymi ziemniakami spowodo-

wa³a, ¿e do zera spad³a zachorowalnoœæ

na gruŸlicê w jednej ze szkó³ podoficer-

skich. Lista spraw do zbadania, któr¹ Ja-

sienicy przedstawi³ profesor Tilgner, by³a

bardzo d³uga. W roœlinach zachodzi wie-

le zmian, reaguj¹ ze sob¹ ró¿ne zwi¹zki

(np. substancje azotowe i cukrowe). Ob-

raz tych zmian jest nieznany, a czêsto do-

piero po skutkach mo¿emy poznaæ, co siê

dzieje. Badanie kolejnych stadiów proce-

sów rozk³adu pozwala odkryæ tajemnice

¿ycia.

Pobyt w Katedrze Technologii Œrod-

ków Leczniczych, która powsta³a w 1946

roku, a której pierwszym kierownikiem

by³ profesor Wawryk, doprowadzi³a Paw-

³a Jasienicê do konkluzji, ¿e na wyci¹-

gniêcie rêki, w œrodowisku, w którym co-

dziennie przebywamy, kryj¹ siê tajemni-

ce, dziêki którym mo¿na pokonaæ najgor-

Prof. Henryk Niewiadomski

background image

40

Nr 8/2003

PISMO PG

PISMO PG

szych wrogów ludzkoœci. (...)

Celem Katedry jest rozwi¹zywanie za-

dañ i szkolenie ludzi w dziedzinie tech-

nologii œrodków leczniczych. Mówi¹c

proœciej, chodzi o fachowców dla fabryk

farmaceutycznych, czyli dla tej ga³êzi

przemys³u, w której poprzednio nie mie-

liœmy nic do gadania. Polska a¿ do roku

1939 by³a ca³kowicie uzale¿niona zarów-

no od wytwórni, jak i od koncesji zagra-

nicznych. Nasze zak³ady produkcyjne nie

by³y niczym wiêcej, jak zwyk³ymi ekspo-

zyturami. Po wojnie uznano ten stan rze-

czy za niemo¿liwy do zniesienia. Trzeba

wiêc by³o nie tylko budowaæ nowe fabry-

ki, ale – co szczególnie zas³uguje na pod-

kreœlenie – uniezale¿niæ siê od obcych

koncepcji, przestaæ kopiowaæ cudze wzo-

ry, tworzyæ natomiast w³asne.

Badania, pod kierunkiem profesora

Zygmunta Ledóchowskiego, kierownika

Katedry, maj¹ charakter poszukiwañ za-

równo w dziedzinie chemii, jak i techno-

logii. Poniewa¿ w Warszawie zajêto siê

tematyk¹ przeciwgruŸlicz¹, dlatego

Gdañsk postanowi³ przyst¹piæ do che-

micznych poszukiwañ w grupie pochod-

nych akrydyny, która pozwoli³aby na

zwalczenie nowotworu, nie szkodz¹c jed-

noczeœnie organizmowi. Pragnê bowiem

rzetelnie odtworzyæ klimat rozmów z na-

ukowcami, którzy dalecy s¹ od hurra-

optymizmu, a jeszcze bardziej od rekla-

miarstwa. Nikomu cudów ani gruszek na

wierzbie nie obiecuj¹. Powiadaj¹: zrobi-

my wszystko co w naszej mocy, perspek-

tywy istniej¹, ale walka z nowotworami

to zadanie niezwykle trudne.

Na etapie doœwiadczeñ i szukania po-

twierdzenia by³a praca m³odego badacza

mgr. in¿. Edwarda Borowskiego, który

wykry³ dwa antybiotyki: tetainê i cereinê.

Na razie badania przeprowadzone zosta-

³y na zwierzêtach, a m³ody naukowiec

zaprezentowa³ swoje odkrycia na zjeŸdzie

w Krakowie oraz na zjeŸdzie miêdzyna-

rodowym w Warszawie. Poniewa¿ tetaina

i cereina nie przejawiaj¹ truj¹cych sk³on-

noœci, dlatego mo¿na je bêdzie wykorzy-

staæ do leczenia ludzi. Z chwil¹, kiedy pra-

ce dwudziestokilkuletniego badacza do-

biegn¹ szczêœliwego koñca, ludzkoœæ

otrzyma œrodki zabezpieczaj¹ce j¹ przed

kilku strasznymi chorobami, a ponadto

jeszcze: w Polsce rozwin¹ siê takie ga³ê-

zie wytwórczoœci, jakich nigdzie na glo-

bie dotychczas nie ma.

Oto, co mo¿e znaczyæ w praktyce po-

szukiwanie w³asnych koncepcji nauko-

wych.

Ewa Dyk-Majewska

Biblioteka G³ówna

Wszystkie zdjêcia pochodz¹ z Pracow-

ni Historii Politechniki Gdañskiej.

Mecz

Letni¹ sesjê egzaminacyjn¹ rozpo-

cz¹³em od egzaminu z czêœci maszyn u

adiunkta K. Zygmunta, póŸniejszego

profesora. Rozegra³ on ze mn¹ mecz na

egzaminie – zadawa³ pytania lub zada-

nia do rozwi¹zania i jeœli odpowiedŸ

by³a pozytywna – „gol” by³ dla mnie,

jeœli nie – to dla niego; ostatecznie wy-

gra³em 3:2 i tak¹ ocenê wpisa³ mi do

indeksu.

Cztery egzaminy mia³em „z g³owy”,

pozosta³ jeszcze jeden z wytrzyma³o-

œci, z dwóch semestrów, u prof. J. Ru-

teckiego. Mia³em nawet ochotê odpu-

œciæ sobie ten egzamin na wrzesieñ,

ostatecznie zg³osi³em siê na pisemny,

wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e jeœli nie na

pisemnym, to mo¿e na ustnym uda mi

siê zaliczyæ. Pisaliœmy ten egzamin w

sobotê po po³udniu 28 czerwca 1953 r.

Na opisow¹ czêœæ pytañ napisa³em

du¿o, mo¿e nie ca³kiem zrozumiale, go-

rzej by³o z zadaniami, szczególnie z

pierwszym zadaniem, które by³o „z

kruczkiem”. Nastêpnego dnia by³a

upalna niedziela i Œwiêto Morza, wiêc

nawet mi do g³owy nie przysz³o, aby

przeanalizowaæ z kolegami w³aœnie to

pierwsze zadanie. W poniedzia³ek 30

czerwca po przebudzeniu powiedzia³em

kolegom, ¿e œni³o mi siê, ¿e Junior i

Wiktor zdali, a ja, Tadek i „Stary” Ja-

siu mamy jeszcze szanse na ustnym.

Szybko ubra³em siê i z Wiktorem po-

biegliœmy sprawdziæ wyniki – sen oka-

za³ siê proroczy. Na ustny zg³osi³ siê

Zbyszek G., który poprawia³ egzamin

na pi¹tkê. By³o nas kilkunastu. Prof.

Rutecki stwierdzi³, ¿e jest upalnie, wiêc

mo¿emy zdawaæ na œwie¿ym powie-

trzu. Rozsiedliœmy siê wygodnie na

obrze¿u basenu przeciwpo¿arowego

przed budynkiem wytrzyma³oœci.

Pierwszym na po¿arcie by³em ja. Prof.

Rutecki powiedzia³ „Pamiêta pan

pierwsze zadanie z pisemnego? To

niech je pan rozwi¹¿e”. Na pisemnym

nie uda³o mi siê rozwi¹zaæ, pozostali

koledzy te¿ otrzymali swoje zadania.

Profesor w miêdzyczasie „mêczy³” Sta-

rego Jasia. Ci, którym przeszkadza³o

s³oñce, dostali zgodê na zamianê miej-

sca w cieniu. Ja przeciwnie – przesia-

d³em siê na s³oñce obok Zbyszka, li-

cz¹c, ¿e podszepnie mi, co to za haczyk

jest w tym zadaniu. Nie pomyli³em siê.

Szybko rozwi¹za³em zadanie i kiedy

profesor zapyta³ „Kto ju¿ rozwi¹za³?”

– zg³osi³em siê b³yskawicznie. Profe-

sor popatrzy³ na rozwi¹zanie i powie-

dzia³ „Nie by³o trudne; ma pan in-

deks?”. Poda³em indeks i gdy tylko

otrzyma³em wpis oceny standardowej,

wyrwa³em z tego miejsca w tempie na

setkê. Mia³em w kieszeni egzaminy w

indeksie i skierowanie na praktykê do

Stoczni Rzecznej we Wroc³awiu. Wro-

c³aw w 1953 r. by³ jeszcze miastem zbu-

rzonym po zawierusze wojennej. Ca³e

kwarta³y ulic le¿a³y w ruinach. Do

Stoczni chodziliœmy od miejsca zakwa-

Moje czterdzieœci piêæ lat

spêdzone w murach Alma Mater

Studia

(cd.)

background image

Nr 8/2003

41

PISMO PG

PISMO PG

terowania na skróty œcie¿kami wœród

gruzów. Stocznia budowa³a barki do

holowania dla ¯eglugi na Odrze. Na-

sza praktyka ogranicza³a siê do ogólne-

go zapoznania siê z procesem budowy

barek, wykonywaniem szkiców warsz-

tatowych w poszczególnych wydzia³ach.

Parê dni spêdziliœmy na traserni, w któ-

rej przenoszono z rysunków linii teore-

tycznych kszta³ty barek rzeczywistych.

Produkcja odbywa³a siê w najprostszy

sposób, ale solidnie i dok³adnie.

Poligon wojskowy

Po zakoñczeniu praktyki pojecha-

³em na dwa dni do domu i nastêpnie

do Gdañska. W sierpniu czeka³ nas

obóz wojskowy w Beniaminowie

Zdroju pod Legionowem. Nasz¹ spe-

cjalnoœci¹ w ramach studium wojsko-

wego by³a ³¹cznoœæ. Obóz wojskowy

mieliœmy wspólnie z Wydzia³em Bu-

downictwa Wodnego. Zbiórka odby³a

siê na Politechnice. Dowódca studium,

p³k. Grzenia-Romanowski, wstawi³

nam mowê, ¿e wreszcie bêdziemy mie-

li okazjê wykazaæ siê wiedz¹ zdobyt¹

na Politechnice i praktycznie zastoso-

waæ j¹ na poligonie. Za³adowaliœmy

siê do poci¹gu wojskowego z towaro-

wymi wagonami na bocznicy we

Wrzeszczu i po 20 godzinach dotarli-

œmy do miejsca przeznaczenia. Dla

mnie obóz wojskowy na poligonie nie

by³ nowoœci¹, bo wczeœniej dwukrot-

nie uczestniczy³em w obozach w ra-

mach hufców S³u¿ba Polsce (jeden

ochotniczy, a drugi obowi¹zkowy).

Ró¿nica polega³a na tym, ¿e ca³y czas

poœwiêcaliœmy na wyk³ady i æwicze-

nia w terenie. Pod koniec pobytu przy-

st¹piliœmy do przysiêgi ¿o³nierskiej,

poœwiêcaj¹c wiele czasu i potu na

musztrê i dodatkowe æwiczenia, aby

przysiêga wypad³a okazale. Przy oka-

zji pobytu na poligonie wspominam

przydzia³ tytoniu i bibu³ek do robie-

nia skrêtów (papierosów). Ani w la-

tach szczeniêcych, ani m³odzieñczych

nie pali³em papierosów (przydzia³

zbiera³em dla ojca); bardzo to intry-

gowa³o kolegów palaczy, którzy upar-

li siê, ¿e naucz¹ mnie paliæ. Najzwy-

czajniej by³em niepojêtnym uczniem

lub nauczyciele byli s³abi, po kilku

zakrztuszeniach siê dymem zrezygno-

wali z nauki. Po obozie wróci³em na

dwa tygodnie w rodzinne strony, tro-

chê pomóc rodzicom i spotkaæ siê ze

starymi kolegami z „budy”. Z koleg¹

Zygmuntem, który studiowa³ wetery-

nariê na SGGW w Warszawie, poje-

chaliœmy do Mariana W., który w tym

czasie mia³ sesjê poprawkow¹ i miesz-

ka³ w Warszawie w akademiku. Nie

by³em jeszcze w Warszawie, wiêc

chêtnie skorzysta³em z propozycji.

Nocleg mieliœmy zapewniony „na wa-

leta” u Mariana. Raz mieliœmy pro-

blem z wejœciem, bo portier s³u¿bista

nie wpuœci³ nas, wiêc wspinaliœmy siê

po piorunochronie na pierwsze piêtro,

okno by³o ju¿ otwarte i znaleŸliœmy siê

w œrodku. Szeœæ dni w Warszawie

up³ynê³o b³yskawicznie. Zygmunt i

Marian wiele mi pokazali (byli ju¿ tam

dwa lata), stwierdzi³em, ¿e co stolica

to stolica, to wiêcej ni¿ Gdañsk (zresz-

t¹ ca³y naród odbudowywa³ stolicê).

Studia – rok trzeci

Z Warszawy przyjecha³em do Gdañ-

ska. Znowu by³ oddany œwie¿o zbudo-

wany akademik nr 4 przy ul. Morskiej.

Trzeba by³o go wysuszyæ p³ucami stu-

dentów, a nasz rocznik mia³ ju¿ wpra-

wê. Pokój dzieli³em ze Starym Jasiem,

Wiktorem i Rajmundem. Za trzy dni

rozpoczyna³ siê nowy rok akademicki

19953/1954, a na trzecim roku mieli-

œmy ju¿ przedmioty zawodowe, chocia¿

studium wojskowe i ekonomia politycz-

na pozosta³y. Mój zapa³ do przedmio-

tów zawodowych objawi³ siê tym, ¿e

pi¹ty semestr zaliczy³em ze œredni¹

ocen 4,3 i otrzyma³em dodatkowo sty-

pendium naukowe. Nasza sekcja stat-

ków œródl¹dowych by³a specyficzna.

Zajêcia mieliœmy wspólnie z maszyn-

karzami i kad³ubowcami, ale spor¹ ich

czêœæ mieliœmy tylko sami. Nale¿a³y do

nich teoria statków œródl¹dowych, ar-

chitektura statków œródl¹dowych, hy-

drologia, urz¹dzenia dróg wodnych,

technologia statków œródl¹dowych,

urz¹dzenia techniczne stoczni. Do dys-

pozycji mieliœmy kreœlarniê na podda-

szu g³ównego gmachu Politechniki (po-

ziom 400 w pó³nocnym skrzydle). Kre-

œlenie linii teoretycznych w ramach

æwiczeñ z teorii okrêtów wymaga³o

odpowiednich sto³ów. Æwiczenia pro-

wadzi³ z nami W. We³nicki, który za-

proponowa³ mi, abym podj¹³ pracê p.o.

asystenta w Katedrze Teorii Okrêtów;

nie zdecydowa³em siê, gdy¿ zdawa³o mi

siê, ¿e nie dam rady studiowaæ i praco-

waæ, bo jak wczeœniej wspomina³em,

rygorystycznie sprawdzano obecnoϾ

na zajêciach. Po pewnym czasie podj¹-

³em dorywczo pracê w Katedrze Pro-

jektowania Okrêtów u zastêpcy prof. W.

Dobromorkiego. Mi³o wspominam wy-

k³ady z prof. A. Potyra³¹, by³ nie tylko

naukowcem, ale wspania³ym gawêdzia-

rzem, daj¹c praktyczne rady o codzien-

nym ¿yciu, a jego dewiz¹ by³o powie-

dzenie „w ¿yciu wa¿ne s¹ nie tylko pie-

ni¹dze, ale szczêœcia ³ut i plecy”.

Sekcja statków œródl¹dowych na obozie wojskowym w Beniaminowie, sierpieñ 1953 r.

background image

42

Nr 8/2003

PISMO PG

PISMO PG

Zaj¹c

Zima 1954 r. by³a dosyæ mroŸna.

Nasi myœliwi dla wprawy polowali na

zaj¹ce, czasem uda³o siê im coœ ustrze-

liæ. Kiedy w mroŸny wieczór stycznio-

wej niedzieli Rajmund wróci³ skonany,

ale z szarakiem w garœci, wy³oni³ siê

problem, gdzie go wywiesiæ za okno,

by choæ trochê skrusza³. Nasze okno

wychodzi³o na balkon-galeriê i ka¿dy

móg³ ów skarb zabraæ. Natychmiast

podpowiedzia³em, ¿e u Stefana Junio-

ra, bo mieszka³ w pokoju na poddaszu.

Rajmund pos³ucha³ i pobieg³ wywiesiæ

zaj¹ca za okno. Po powrocie do pokoju

zwali³ siê na ³ó¿ko i natychmiast zasn¹³.

Poszed³em do Stefana i Tadka i namó-

wi³em ich na konsumpcjê nieskrusza-

³ego zaj¹ca. Trzeba by³o œci¹gn¹æ skó-

rê, tak ¿eby mo¿na by³o j¹ wypchaæ ga-

zetami, by dalej krusza³a. Dok³adnie

odci¹³em g³owê, skoki z ogonkiem

(omykiem) – zaj¹c by³ jak ca³y. Przy-

czepiliœmy tylko karteczkê z napisem

„za twoje trudy dosta³eœ ³eb i dudy”.

Oskórowanego i wypatroszonego zaj¹-

ca znios³em do pomieszczeñ kuchen-

nych w piwnicy. Kiedy go p³uka³em,

dociekliwy kolega chcia³ siê dowie-

dzieæ, jaki to zwierzak. Powiedzia³em,

¿e to kot, z niedowierzaniem przyj¹³ to

za prawdê. Podczas p³ukania drobne ka-

wa³eczki t³uszczu zatka³y zlew, ja w po-

œpiechu nie zauwa¿y³em tego. Kiedy po

raz drugi dociekliwy pojawi³ siê w

kuchni po swoje gotowanie, zauwa¿y³

zatkany zlew, og³osi³ wiêc przez radio-

wêze³ „kolega, który p³uka³ kota, pro-

szony jest o oczyszczenie zlewu”. Raj-

mund przebudzi³ siê i jak tygrys rzuci³

siê sprawdziæ, czy jego zaj¹c wisi za

oknem. Nie sprawdzi³ dok³adniej, zo-

baczy³, ¿e jego szarak dynda na mrozie

i kruszeje. Zaj¹ca gotowaliœmy dwie

godziny, aby by³ jadalny przysma¿yli-

œmy go na patelni. Kolacja zapowiada-

³a siê zachêcaj¹co. W trakcie konsump-

cji okaza³o siê, ¿e by³ wyj¹tkowo nafa-

szerowany œrutem i trzeba by³o uwa-

¿aæ, by nie straciæ zêbów. Na drugi

dzieñ Rajmund zorientowa³ siê, ¿e wy-

prowadziliœmy go w pole, chcia³ siê ko-

niecznie dowiedzieæ, kto bra³ udzia³ w

niecodziennej kolacji. Nie dowiedzia³

siê, niemniej Zdzisiowi P. nie odda³

pewnej sumy po¿yczonych pieniêdzy,

gdy¿ podejrzewa³, ¿e miêdzy innymi on

bra³ udzia³ w konsumpcji.

Spadochroniarze

LiczebnoϾ naszego rocznika zmala-

³a o 30% po pierwszym semestrze i po

kolejnych sesjach egzaminacyjnych.

System w terminach egzaminów by³

bardzo prosty – termin normalny, po-

prawkowy i jako ostatnia deska ratun-

ku – egzamin komisyjny. Na niektórych

uczelniach reorganizowano wydzia³y

lub nawet likwidowano specjalnoœci. W

zwi¹zku z tym studenci wydzia³ów li-

kwidowanych mogli siê przenieœæ na

inne specjalnoœci lub uczelnie. Wydzia³

Budowy Okrêtów na trzeci rok studiów

wzbogaci³ siê o „spadochroniarzy”: z

Poznañskiej Akademii Rolniczej – o

oœmiu studentów, z Wydzia³u Lotnicze-

go Wroc³awskiej Politechniki – o piê-

ciu studentów, z krakowskiej Akademii

Górniczo-Hutniczej – o trzech i z Poli-

techniki Czêstochowskiej – o jednego.

Niektórzy nowo przybyli koledzy mu-

sieli zdaæ dodatkowo egzaminy uzupe³-

niaj¹ce z przedmiotów, których nie

uczyli siê na poprzedniej uczelni. Nie-

którzy z nas zaanga¿owali siê w po-

wstaj¹cy teatr Bim-Bom, inni uprawiali

¿eglarstwo i lekkoatletykê w ramach

AZS-u. Osobiœcie zaanga¿owa³em siê

w dorywcz¹ pracê w Katedrze Projek-

towania, by zarobiæ trochê pieniêdzy na

realizacjê swoich potrzeb; stypendium

wystarcza³o tylko na skromne wy¿y-

wienie i op³atê akademika. By³a ocho-

ta pójœæ do kina, teatru, opery czy na

inne imprezy. W Bratniaku czasem or-

ganizowano wieczorki taneczne. Ucho-

dz¹c za antytalent muzyczny, a tym sa-

mym i taneczny, postanowi³em uczêsz-

czaæ na kurs tañca. Chcia³em poznaæ

podstawowe zasady, licz¹c, ¿e potem to

„jakoœ pójdzie”. Na kursie pozna³em

Dankê. Umawia³em siê z ni¹ na space-

ry, do kina i wybra³em siê na pierwszy

studencki bal sylwestrowy w sto³ówce

przy Siedlickiej.

Pi¹ty semestr zosta³ zaliczony i bez

chwili wytchnienia przyst¹piliœmy do

nauki w semestrze letnim. Pod koniec

semestru szóstego mieliœmy oddaæ spo-

ro projektów w ramach æwiczeñ. Zd¹-

¿yæ na termin oznacza³o zarwanie kil-

ku nocy, ale wtedy mia³em 21 lat i

wszystko wydawa³o siê do pokonania.

Sesjê egzaminacyjn¹ zaliczy³em termi-

nowo. Od 1 lipca 1947 r. Junior, Tadek

i ja rozpoczêliœmy ostatni¹ praktykê

warsztatow¹ w Kozielskiej Stoczni

Rzecznej. Tym razem praktyka by³a

bardzo owocna, gdy¿ zostaliœmy przy-

dzieleni do remontu silnika na holow-

niku. Naszym opiekunem by³ majster z

fabryki Cegielskiego, solidny Pozna-

niak. Zawsze mia³ dla nas czas i jasne

wyjaœnienia, dobrze rozumia³, ¿e celem

naszego pobytu s¹ praktyczne umiejêt-

noœci. Praktyka w KoŸlu by³a interesu-

j¹ca nie tylko pod wzglêdem warszta-

towym, ale i eksploatacyjnym. Mieli-

œmy okazjê ogl¹daæ œluzowania barek

z wêglem na Kanale Gliwickim, a na-

wet pop³yn¹æ na jednej z barek zd¹¿a-

j¹cych z KoŸla do Gliwic po wêgiel.

Stefan Nawrocki

Emerytowany pracownik PG

Uczestnicy kursu magisterskiego z prof. B. Czerwiñskim, marzec 1955 r


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chemia Natura związków organicznych i ich budowa
Natura związków organicznych i ich budowa
Gimznazjum Sprawdziany Chemia Związki chemiczne w życiu codziennym test
Związki chemiczne w składnikach pokarmowych w życiu codziennym
Emocje w zyciu codziennym Analiza kulturowych spolecznych i organizacyjnych uwarunkowan ujawniania i
Związki chemiczne w życiu codziennym test
izomeria zwiazkow organicznych
Witaminy są związkami organicznymi, uniwersytet warmińsko-mazurski, inżynieria chemiczna i procesowa
Analiza klasyczna związku organicznego I 2012
Identyfikacja zwiazkow organicznych
Izomeria związków organicznych
analiza zwiazkow organiczna id Nieznany (2)
Chemia w zyciu codziennym IIIgim gr2, GIM CHEMIA
B Wellman i B Hogan Internet w życiu codziennym
chemia sprawdzian ze zwiazkow organicznych

więcej podobnych podstron