Millionaire Magazine 10

background image

1

#10

Numer #10 Sierpień 2009 Cena: 10 zł (w tym 7% VAT)

TAD WITKOWICZ

Porozmawiaj z amerykańskim miliarderem

polskiego pochodzenia

str. 10

background image

REDAKCYJNE

Wstępniak #10

5

Listy do redakcji

6

FUNDACJA

Relacja Narodziny Wojownika

9

LUDZIE I SUKCES

Tadeusz „Tad” Witkowicz

10-13

Damian Daszkiewicz

14-15

Andrzej Wyszyński

16-17

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

Jak gry komputerowe symulują życie

18-20

Rekrutacja bez tajemnic cz. 3

22

Kredyty

24

Czy milioner powinien

umieć przemawiać

26-27

Czego Mrówka i Jim Rohn nauczyli

mnie o biznesie

28-29

PRACA I BIZNES

10 przykazań przedsiębiorcy

30-32

Misja Strategie Sukces

34-36

Kiedy małe dzieci płaczą

37

Nasze komputery,

wasze oprogramowanie

38

Magia seriwsów społecznościowych

39

Aktywny Inwestor

40-41

EKONOMIA I GOSPODARKA

Uwolnić przedsiębiorczość

42-43

Pierwsze dni kryzysu w USA

44-45

Rządy Fachowców

48-50

W NUMERZE

#10

2

#10

3

#10

background image

4

#10

5

#10

red. naczelny

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

Zarząd redakcji:

Agata Sara Malinowska

as.malinowska@millionaire.pl

Grażyna Dobromilska

g.dobromilska@millionaire.pl

Redakcja

Andrzej Hanisz

a.hanisz@millionaire.pl

Tomasz Nawrot

t.nawrot@millionaire.pl

Tomasz Urbaś

t.urbas@millionaire.pl

Łukasz Nowak

l.nowak@millionaire.pl

Katarzyna Strzechmińska

k.strzechminska@millionaire.pl

Andrzej Blikle

a.blikle@millionaire.pl

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

Adam Hycnar

a.hycnar@millionaire.pl

Jan M. Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

Maciej Budzisz

m.budzisz@millionaire.pl

Katarzyna Budzis

k.budzis@millionaire.pl

Piotr Mazurowski

p.mazurowski@millionaire.pl

Katarzyna Szafranowska

k.szafranowska@millionaire.pl

Tomasz Wykowski

t.wykowski@millionaire.pl

Michał Jankowiak

m.jankowiak@millionaire.pl

www.millionaire.pl

poczta@millionaire.pl

Witam wszystkich czytelników

Millionaire

Magazine.

Dzisiaj

występuję w nowej roli. Jest to rola

redaktora naczelnego. Wracam więc

po blisko 8 latach na tę samą funkcję,

którą pełniłem jeszcze zanim moja

przygoda z biznesem się rozpoczęła.

Wspólnie z Adrianem Florkiem (byłym

red. nacz.) podjęliśmy taką decyzję

ze względu na to, że nasz magazyn oraz

naszą fundację czeka cała seria różnych

zmian i przewartościować.

Najważniejszą zmianą jest decyzja o

uruchomieniu drukowanej wersji maga-

zynu. Tak, tak. Kiedy blisko 2 lata temu

powstawał Milionaire Magazine, zakła-

daliśmy, że będziemy tworzyć go w po-

staci elektronicznej, ale z myślą zbu-

dowania zespołu, który byłby w stanie

stworzyć redakcję pisma drukowanego.

Jest mi zatem niezmiernie miło poinfor-

mować, że po wydaniu 10 numerów pi-

sma, podejmujemy tę próbę i jest wielce

prawdopodobne, że kolejny numer ma-

gazynu będzie miał także postać druko-

waną.

W

związku

z

tym

naszą

redakcję czeka dużo zmian. Trzeba

przeorganizować wszystko. Począwszy

od strony internetowej, jakości tekstów,

a na składzie pisma skończywszy.

Wszystko to po to, aby tworzyć

dla was, moi drodzy, coraz lepsze pismo,

na coraz wyższym poziomie.

Tak więc, czytacie Państwo ostatni

numer Millionaire Magazine w znanej

wam formie. A jaka będzie nowa?

Myślę, że bardziej atrakcyjna.

Przede wszystkim powstanie nowa

strona internetowa magazynu, która

będzie spełniać także formę małego

portalu. Będą tam publikowane newsy

oraz część artykułów z aktualnych

numerów.

Magazyn stanie się płatny. Każdy jego

numer będzie kosztował 10 zł. Będzie

można go kupić jednorazowo bądź

w prenumeracie. Będzie dystrybuowany

tylko i wyłącznie w wersji drukowanej,

ale, jak już wspomnieliśmy, część

artykułów będzie publikowana na naszej

stronie internetowej.

Najprawdopodobniej początkowo

będzie można go kupić tylko i wyłącznie

za pomocą internetu. Myślę jednak,

że bardzo szybko będziemy w stanie

wyprodukować tyle magazynów, że

będzie także dostępny w sieciach Ruchu

bądź Kolportel.

Zmiany zachodzą także w samej

redakcji. Przy pracy nad magazynem

zaangażowane są dziesiątki naszych

redaktorów i współpracowników, którzy

tak naprawdę tworzą to pismo. Redakcja

ciągle jest w ruchu. Do tworzenia

magazynu dołączają się co chwilę

nowe osoby. Zapraszamy każdego, kto

chciałby spróbować swoich sił w pracy

redaktora. Pracy przy magazynie starczy

dla wszystkich, a jestem pewny, że dla

wielu praca w redakcji będzie wspaniałą

drogą do późniejszego własnego

biznesu.

Ja przeżyłem dokładnie taką drogę,

kiedy blisko 9 lat temu postanowiłem

założyć magazyn elektroniczny o

grach komputerowych. Budowałem go

kilka miesięcy, zebrałem wokół siebie

wspaniałych ludzi, których serdecznie

pozdrawiam, i działaliśmy. To przy

pracy nad podobną do Millionaire

Magazine gazetą stawiałem pierwsze

kroki w biznesie. Nauczyłem się

handlować reklamą i poznałem bardzo

dobrze rynek drukarski.

Moim największym marzeniem

wtedy było sprawić, aby tworzone przez

nas pismo ukazało się na papierze.

Wymieniłem na ten temat dziesiątki

maili i odbyłem wiele spotkań, ale,

niestety, tego marzenia nie spełniłem.

Jak się okazało, zostało ono jedynie

odłożone na kilka lat, aby dzisiaj stało

się to w postaci Millionaire Magazine.

Myślę, że pierwszy drukowany

numer Millionaire Magazine ukaże

się na początku października. Już

rozpoczęliśmy nad tym prace i nie

poddamy się łatwo.

Stąd także moja serdeczna prośba

do Was, moi drodzy czytelnicy. Piszcie

do nas do redakcji wszelkie swoje

uwagi, sugestie, prośby czy pytania.

Tworzymy to pismo dla was i bez

waszych wskazówek nie uda nam się

zorganizować tak pracy, aby każdy

kolejny numer magazynu był coraz

wyższej jakości.

Piszcie, które artykuły wam się

podobają, które się wam nie podobają.

O czym lubicie czytać, jakie macie

problemy. Każda wiadomość od was jest

dla nas bezcenna, gdyż każda koryguje

nasz kurs do sukcesu.

To tyle na dzisiaj. Oddaję wam więc

10 numer Millionaire Magazine. Mam

nadzieję, że wam się spodoba. Życzę

przyjemnej lektury i z niecierpliwością

oczekuję na wasze maile.

Wolności i sukcesów

Cebulski Kamil

k.cebulski@millionaire.pl

background image

LISTY

DO REDAKCJI

Serdecznie zapraszamy każdego do kontaktu z naszą re-

dakcją. Każda opinia i uwaga na nasz temat jest bardzo

mile widziana. Może macie także jakieś sugestie związane

z magazynem lub propozycje tematów na artykuły czy cie-

kawe osoby do wywiadów? Jeżeli tak to napiszcie nam o

nich –

poczta@millionaire.pl

.

6

#10

7

#10

JD:

Szanowny

Panie

Redaktorze

Naczelny

MM uprzejmie proszę

o zwrócenie uwagi na

bzdury, które wydaliście

w 9 numerze MM, chyba,

że pan też je podziela.

Rozumiem, że osoba, która

napisała artykuł o MLM

posiada “doświadczenie”

na ten temat w związku

ze sprzedażą produktów

Oriflame i chciałaby, żeby

tak było, jak napisała.

Z pewnością miało to na

celu pozyskanie nowych

konsultantów do tej firmy,

a temat MLM-u miał być

tylko narzędziem.
Odp: Zaręczam Pana, że

Magda Bienia związana jest

z MLM od dawna i osiągnę-

ła w tej dziedzinie znacznie

więcej niż opisuje w artyku-

le. To tak odnośnie faktów.

Zgadzam się jednak z Panem.

Również uważam, że w opu-

blikowanym tekście pojawi-

ło się za dużo autopromocji.

Sprawa ta oraz kilka innych

sprawiły, że w zeszłym mie-

siącu Adrian Florek ustą-

pił z funkcji red. nacz. a ja

przejąłem tę rolę i wprowa-

dzam zmiany. Podstawowy-

mi zmianami będzie właśnie

pilnowanie merytoryki tek-

stów, pozyskanie nowych re-

daktorów (dołączył ostatnio

do nas np. prof. Andrzej Bli-

kle i Tomasz Urbaś, napraw-

dę wybitni specjaliści) oraz

w bliskiej przyszłości (paź-

dziernik 2009) wprowadze-

nie płatnego magazynu oraz

jednocześnie ukazanie się

na papierze, między inny-

mi w kioskach. Już spoglą-

dając na #10, znajdzie Pan

dużo zmian, również, my-

ślę, jakościowych. Liczę, że

po zapoznaniu się z nowym

numerem również podzieli

się Pan swoją krytyczną opi-

nią, gdyż pozytywne opinie

dają nam dobry nastrój, ale

negatywne popychają nas do

przodu. Pozdrawiam. KC.
MJ: Przeczytałem artykuł

w MM#9, a raczej wywiad z

hinduską, która otworzyła

w Polsce restaurację,

która się przyjęła i działa

już 15 lat. Mam pytanie,

co muszę zrobić, gdybym

chciał otworzyć taką samą

restaurację tylko w innym

mieście, jakieś umowy się

podpisuje czy coś? Jak coś

takiego wygląda?
Pytanie chyba nie do nas, a

do pani Anity, właścicielki

restauracji. To. jak się z nią

dogadasz i czy się dogadasz,

to już Twoja sprawa. Nie

wiem, dlaczego ludzie

mają jakieś wewnętrzne

przeświadczenie,

że

na wszystko są wzory,

formularze,

licencje

wprowadzone przez rząd.

Wsiadasz w samochód,

jedziesz do Szczecina i za

kilka godzin rozmawiasz

z panią Anią, która, znając

przedsiębiorców,

pilnuje

swojej restauracji jak oka w

głowie. Wydaje mi się, że z

takim pytaniem to zaczynasz

od “dupy strony”, a zaczynać

trzeba zawsze od początku.
RO: Czy nie myśleliście m

oże o

zorganizowaniu jakiegoś

sklepiku z materiałami

pomocniczymi

dla

p o c z ą t k u j ą c y c h

przedsiębiorców, książki/

filmy/poradniki podatkowe

itp. Myślę, że przy MM

byłby to dobry dodatek.
Nie, nie myśleliśmy, aby

coś takiego wprowadzić.

Mijałoby się to z celami

pisma i rozwodniło naszą

działalność.

Chcemy

skupić się na tworzeniu

markowego, praktycznego

pisma, tworzonego przez

praktyków dla praktyków.

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

background image

8

#10

9

#10

No i przyszedł czas na sprawozda-

nie z naprawdę niesamowitej impre-

zy – Narodziny Wojownika. Kiedy

wpadłam przez przypadek na stronę

www.narodzinywojownika.pl

w kwietniu, strasznie zdziwiłam się,

że tak późno tu dotarłam, i ucieszyłam,

że jeszcze nie za późno, żeby się zapi-

sać. Było mi wstyd, że nie dość dobrze

przeglądałam projekty fundacji ;)

w końcu to już III edycja tego świet-

nego spotkania.

Miało być sprawozdanie, to lecimy po

kolei. Tak mi się udało, że do miejsca

spotkania nie miałam daleko, ponieważ

Kamil wspaniałomyślnie zorganizował

Wojownika pod Rypinem (więc nieda-

leko Torunia), w pięknym miejscu, nad

jeziorem wśród lasów i koni ( w końcu

byliśmy w Ranczo Konik ;)

Na miejscu czekało wiele atrakcji:

paintball – zorganizowany przez Piotr-

ka, młodego przedsiębiorcę, który, jak

się okazało, z powodu przyczyn loso-

wych wiózł cały sprzęt (ponad 100kg)

pociągiem z Zielonej Góry, co osobiście

uważam na wyczyn niesamowity. Taką

chęć do rozwijania biznesu się chwali.

Jak się później okazało, tak zaimpono-

wał swoim wyczynem, że podczas MJM

we Wrocławiu Piotrek dostał od Kami-

la Cebulskiego w użytkowanie auto do-

stawcze, które w firmie Kamila już nie

jest tak bardzo przydatne.

firewalking – świetnie przygotowane

miejsce do chodzenia po rozżarzonych

węglach

grill – który tak naprawdę przez te 3

dni w ogóle nie przestał się palić

ludzie – a więc kontakty z niezwykle

ciekawymi przedsiębiorcami, czyli coś

bezcennego, dlaczego ludzie potrafią

jechać przez pół Polski. W tym roku

na imprezie organizowanej przez

naszą fundację zjawiło się po-

nad 80 osób. Nie sposób było

poznać dokładnie każego, ale

kilka biznesów się na tym

spotkaniu narodziło.

Przy okazji spotkania

odbyło się również

zakończenie roku

szkolnego Alter-

natywnej Szko-

ły

Biznesu

i Rozwoju Osobistego (

www.asbiro.

pl

). Dyplomy wręczali osobiście prezes

szkoły Kamil Cebulski i jeden z wykła-

dowców Krzysztof Pauch.

Również przy okazji miało odbyć się

spotkanie redaktorów naszej szanow-

nej gazety, jednak sporej grupie osób

nie udało się dotrzeć do nas. Pojawi-

łam się tylko ja we własnej osobie i re-

daktor Maciej Budzisz. Co nie znaczy,

że nie porozmawialiśmy sobie bardzo

miło na temat redakcyjnych planów na

przyszłość, których wyniki widzicie

właśnie w nowej odsłonie naszego pi-

sma.

A na kolejną, IV edycję Narodzin

Wojownika zapraszam was już dziś

w przyszłym roku. Podobnie wspania-

łych atrakcji na pewno nie zabraknie

i na pewno będziecie się świetnie ba-

wić.

Agata Sara Malinowska

as.malinowska@millionaire.pl

9

NARODZINY WOJOWNIKA

N A R O D Z I N Y

WO J O W N I K A

Sprawozdanie z imprezy

background image

10

#10

11

#10

C

o jest potrzebne do osiągnięcia suk-

cesu: samozaparcie i ciężka praca;

oczy i uszy szeroko otwarte, żeby nie

zmarnować szansy, która nigdy się nie

powtórzy; nawiązywanie kontaktów

z niemal wszystkimi, czy po prostu

szczęście?

U

ważam, że aby osiągnąć sukces

w życiu, trzeba spełnić trzy warunki:

znaleźć okazję i ją rozpoznać, mieć siłę

charakteru oraz konsekwentnie działać.

Na szczęście liczyć można raczej przy

kupowaniu biletu na loterii.

W

biznesie szansą może być zmia-

na koniunktury, taka, jaką była

zmiana ustroju w Polsce 20 lat temu,

późniejsza prywatyzacja lub pojawienie

się Internetu. Takie okoliczności tworzą

luki rynkowe, które można wykorzy-

stać, tworząc działalność gospodarczą.

Wielu Polaków wzbogaciło się przy ta-

kich okazjach. Podałem przykład Inter-

netu, bo na tym się trochę znam. Poja-

wienie się go spowodowało, że firmy

masowo zaczęły zakładać własne stro-

ny internetowe. Równocześnie zaczęły

się na rynku pojawiać firmy oferujące

rozwiązania problemów, które powsta-

ły tylko dlatego że pojawił się Internet.

Problemy, takie jak wyszukiwanie da-

nych (wyszukiwarki internetowe), za-

bezpieczenie przed hackerami (firewal-

l’e), zabezpieczanie się przed wirusami

(programy antywirusowe), brak odpo-

wiednich programów komputerowych

lub komputerów (serwerów) dały zało-

życielom nowych firm okazję do stwo-

rzenia fortun.

J

a założyłem trzy firmy, wykorzy-

stując pojawienie się nowych tech-

nologii, takich jak światłowody, sieci

komputerowe i Internet. Dzisiaj takimi

nowymi rynkami jest rynek alternatyw-

nych źródeł energii, zielonych techno-

logii czy biotechnologii. One wykreują

nowe firmy.

W

życiu jest podobnie, nawet po-

rażki mogą stworzyć okazję do

zaplanowania sobie lepszego jutra. Je-

śli zaś chodzi o siłę charakteru, to przy

jej budowie najważniejsze są: zdolność

krytycznego myślenia, kreatywność,

pracowitość i wytrwałość. Spotykam

wielu ludzi z planami na biznes, którzy

pałają nieuzasadnionym optymizmem.

Po prostu nie spojrzeli na swój pomysł

krytycznie i uważają, że jakoś to się zro-

bi, byle inwestor w nich zainwestował.

Podobnie jest z ludźmi, którzy uważają,

że życie im się jakoś ułoży i z Bożą po-

mocą jutro będzie lepiej.

P

ewien znajomy, szef firmy Ventu-

re Capital z Bostonu powiedział mi

niedawno, że na 200 biznesplanów, któ-

re rozpatruje, godnych zainwestowania

jest najwyżej jeden, natomiast spośród

dziesięciu przedsięwzięć, w które in-

westuje, na dwóch zarabia, na dwóch –

trzech odzyskuje swoją lokatę, a na po-

zostałych pięciu traci. Ja też inwestuję

jako anioł biznesu i mam podobne staty-

styki. Są one mimo wszystko lepsze od

gry w ruletkę, dlatego wciąż inwestuję.

Do sukcesu potrzebne jest jednak scep-

tyczne podejście samego pomysłodaw-

cy, by najpierw przekonał samego sie-

bie, że nie marnuje czasu i pieniędzy

swoich i inwestora. Podobnie jest w ży-

ciu, krytyczne spojrzenie na swoją sytu-

ację, analiza swoich plusów i minusów

są podstawą planowania poprawy sytu-

acji. Tego większość ludzi niestety nie

chce robić lub nie potrafi.

K

reatywność jest konieczna, bo trze-

ba wymyślić jakieś nowe rozwią-

zanie. Przy zakładaniu firmy musimy

zaoferować coś, czego klienci nie mogą

kupić od innych, istniejących firm. Pra-

cowitość i wytrzymałość idą w parze, bo

większość ludzi, w tym również założy-

ciele biznesów, poddają się za szybko.

K

onsekwentne działanie to tak jak

bieg maratoński. Tak jak w ma-

ratonie trzeba rozłożyć siły, tak aby

przebiec 42km i przybiec na me-

cie w czołówce, tak samo jest w życiu

i biznesie. Firmy upadają, bo nie osią-

gają zaplanowanych wyników, wydając

przy tym wszystkie pieniądze.

N

ajlepsza rada, jaką kiedykolwiek

otrzymałem, pochodziła od sze-

fa znnanej amerykańskiej firmy, Ana-

log Devices, który powiedział: Zaplanuj

swoje działanie jak najdokładniej, zrób

pierwszy krok i sprawdź, czy wyniki są

takie, jakich oczekiwałeś, jeśli tak, to

rób następny krok, jeśli nie, to cofnij się,

przemyśl następny krok i dalej, tak krok

po kroku aż osiągniesz sukces. Tę zasa-

dę można zastosować do każdej działal-

ności w życiu.

J

akie były początki? Pierwsza praca,

pierwsze zarobione pieniądze.

S

tudia skończyłem w 1975, sytuacja

na rynku pracy w Kanadzie, gdzie

wtedy mieszkałem, dla młodych ludzi

była opłakana. Dostałem jednak jed-

ną ofertę pracy jako inżynier od świa-

tłowodów. Przyjęli mnie, bo zaprezen-

towałem się jako młody, wykształcony,

entuzjastyczny i z potencjałem chłopak.

Nie miałem jednak żadnych kwalifika-

cji bo studiowałem fizykę, a ta nie ma

wiele wspólnego z zawodem inżynier-

skim. Nie mając wyjścia, musiałem się

uczyć elektroniki, wkuwając podręczni-

ki, bo obawiałem się, że firma zorientu-

je się w moich brakach i mnie zwolni.

Udało się dzięki ciężkiej pracy wieczo-

rami i w weekendy. Pracowałem w tej

firmie 3 lata, później przeniosłem się do

USA. Zarobki były marne, zarabiałem

$1,000 na miesiąc, co po opłaceniu po-

datków dawało jakieś $700 miesięcznie.

No ale to już były własne pieniądze, a

nie pożyczki czy stypendia.

K

iedy odczuł Pan wyraźną popra-

wę finansową i komu ją zawdzię-

cza?

P

ierwszy raz poczułem grunt pod sto-

pami dwa lat po założeniu własnej

firmy. Po dwóch latach wysiłku firma

zaczęła wreszcie przynosić zyski. Wtedy

mój wspólnik i ja kupiliśmy sobie samo-

chody firmowe, bo obaj jeździliśmy gra-

tami, a w USA bez samochodu, zwłasz-

cza w biznesie, nie da się funkcjonować.

Po raz pierwszy poczułem, że może coś

z tego życia będzie. Po trzech latach

firma weszła na giełdę (NASDQ) i zo-

stałem multimilionerem, na razie tylko

na papierze; na tyle były wycenione

moje udziały. Później giełda nurkowała,

a moje udziały straciły ponad 90 procent

swej wartości. Trzeba było je sprzeda-

wać, gdy stały wysoko, ale wtedy tego

nie wiedziałem. Nauczyłem się dopiero

na błędach.

Najbardziej przyczynili się do tego

sukcesu inwestorzy, a raczej anio-

łowie biznesu, którzy zaryzykowali

po $11,000 każdy na zakup udziałów

w firmie założonej przez dwóch mło-

dych chłopaków bez doświadczenia w

biznesie.

J

ak pomnażał Pan zarobione przez

siebie pieniądze?

P

omnażałem pieniądze, zakładając

następne firmy, w sumie założyłem

ich trzy. Teraz założyłem czwartą, bo to

jedyna metoda na inwestycje, która mi

wychodzi.

TAD WITKOWICZ

Znad Bugu na Wallstreet

Młodzi ludzie są mądrzy, dobrze wykształceni, naprawdę są

fajni, tylko warunki jeszcze dalej nie są takie, jakie powinny,

żeby ten biznes się rozkręcał, ale powoli to się da zrobić, wy-

daje mi się. Mam nadzieję, że więcej ludzi takich podobnych

jak ja, zaangażuje się. Co jest ważne, czego w Polsce widzę

brak, to angażowanie się ludzi, którzy już zarobili pieniądze.

Polaków, którzy mają własne firmy. Nie angażują się, tak jak

w Stanach w startupy. W Ameryce takie osoby angażują się,

biorą udział w radach nadzorczych, są doradcami, aniołami

biznesu, opowiadają na konferencjach, spotykają się z mło-

dymi przedsiębiorcami. W Polsce nie jest to jeszcze praktyko-

wane tak mocno. Nie wiem, dlaczego…

background image

12

#10

13

#10

C

zy ryzykował Pan kiedyś duże

pieniądze i je stracił?

I

nwestując w czyjeś firmy, czy to

na giełdzie czy już jako anioł bizne-

su, straciłem kilka razy. Nie poddaję

się jednak i inwestuję dalej, ucząc się

na błędach.

J

aka jest wg Pana najlepsza forma

pomocy biednym?

W

edług mnie jest tylko jeden spo-

sób na pomoc biednym, eduka-

cja. Trzeba ludzi uczyć fachu i zdolności

krytycznego myślenia. Chyba mało jest

biednych pielęgniarek, hydraulików,

mechaników samochodowych, inżynie-

rów czy lekarzy. Zdolność myślenia daje

możliwość realistycznej analizy własnej

sytuacji i alternatyw, które są możliwe,

np. wyjazd do innego rejonu, gdzie ła-

twiej o prace. Ludzie, którzy zdają się

na hojność rządu czy łaskę Boga, mają

zagwarantowaną...biedę. Pomoc rządo-

wa rzadko da możliwość życia na pozio-

mie wyższym niż ubóstwa, a Bóg raczej

nie daje jedzenia czy dachu nad głową.

Wyjątkiem tu są ludzie chorzy lub ułom-

ni, którym społeczeństwo powinno za-

pewnić wsparcie.

C

o sprawia, że chce Pan inwestować

w młodych Polaków i dlaczego

akurat tutaj?

O

d 19 lat współpracuję z młody-

mi ludźmi w Polsce. Dwie z mo-

ich firm miały poważną działalność

w Gdańsku i w sumie zatrudniały po-

nad 250 inżynierów. Z doświadczenia

więc wiem, że w Polsce są ludzie mą-

drzy, wykształceni, pracowici i zdolni

do osiągnięć na światowej arenie bizne-

su. Są pewne luki i jako inwestor wiem,

że to są okazje na zarobienie pieniędzy.

W

czym nasza polska młodzież

różni się od amerykańskiej?

D

ziewiętnaście lat temu, kiedy za-

czynałem inwestować w Polsce,

polska młodzież była nieśmiała, nie

była pewna siebie, młodzi ludzie łatwo

ulegali i łatwo się poddawali autoryte-

tom. To zresztą chyba była cecha więk-

szości Polaków. Dzisiaj młodzi Polacy

po studiach niewiele się różnią od Ame-

rykanów. Jeśli chodzi o ludzi, którzy

zgłaszają się do mnie z pomysłem na

biznes, to różnica jest jednak dość duża.

W Polsce ludzie zaraz po studiach lub

nawet jeszcze studiując, planują zało-

żenie biznesów. W USA biznesy zakła-

dają raczej ludzie po kilkuletnim stażu

pracy w branży, a więc mający jakieś

doświadczenie. Z jednej strony bra-

wo za entuzjazm Polaków, z drugiej,

szansę na sukces mają raczej znikomą,

bo nie mają żadnego doświadczenia.

Ostatnio angażuję się, między innymi w

Akademickie Inkubatory Przedsiębior-

czości, po to, aby uczyć młodych Pola-

ków o procesie zakładania biznesu.

C

zy myśli Pan może o powrocie

z emigracji do Polski?

N

ie, korzenie są już zbyt głębokie

w USA, jednak ciągle uważam się

za Polaka i tego nic nie zmieni.

P

rośba o komentarz sentencji

„pieniądze szczęścia nie dają”.

Prawda, czy nie.

N

a pewno mając pieniądze, ma się

łatwiej o szczęście. Szczęście dla

każdego wygląda inaczej i każdy musi

sobie je realistycznie zdefiniować. Dla

mnie ważnym było i jest określić sobie

to, co jest najważniejsze, i tak działać,

aby cele, nie tylko finansowe, ale i oso-

biste, osiągnąć. Nie ma lepszego uczu-

cia niż świadomość, że człowiek osią-

gnął to, co chciał, i to, co było dla niego

najważniejsze. Czuje wtedy samospeł-

nienie i swoją wartość, a to chyba naj-

bliżej jak można dojść do szczęścia.

C

zy trzeba wyjeżdżać z kraju,

żeby się dorobić?

K

iedyś na pewno tak, teraz już nie-

koniecznie, bo koniunktura coraz

bardziej sprzyja zakładaniu własnych

biznesów, co według mnie jest najlep-

szym sposobem na dorobienie się. Nie-

stety, w Polsce dalej istnieją zbiuro-

kratyzowane ustawy, które znacznie

utrudniają zakładanie własnego biz-

nesu. W dodatku są wysokie podatki

typu składki ZUS i VAT, jak też wyma-

gania sprawozdań i raportów, za które

mała firma musi płacić wysokie stawki

za księgowych, adwokatów i notariuszy.

Wszystko to trzeba opłacać nawet wte-

dy, kiedy firma nie ma jeszcze żadnych

dochodów, nie mówiąc już o zyskach.

W

co do tej pory zainwestował

Otago Capital.

O

tago zainwestował w 8 firm,

w tym 5 z Polski. Z piątki polskiej

pozostała jedna, na której się

koncentrujemy, bo ma bardzo

duży potencjał nie tylko w

Polsce, ale przed wszystkim

za granicą, o co mi najbardziej

chodzi. Moją strategią inwe-

stowania jest wyszukiwa-

nie firm, które mogą zbudo-

wać swój produkt lub usługę

w Polsce, przetestować jego ry-

nek w Polsce, a później wypro-

wadzić na rynki zagraniczne.

J

akie błędy popełniają

ludzie, pisząc

biznesplany?

N

ieuzasadniony optymizm

o wielkości rynku, słabo

zidentyfikowany „target”, brak

unikalnej wiedzy w branży,

w której chce się założyć biz-

nes, niedocenianie konkuren-

cji i przekonanie, że wystar-

czy mieć nowy i unikalny

produkt i go reklamować,

a klienci sami zaczną kupo-

wać, bo alternatywne roz-

wiązania są bez znaczenia,

a także, że dochody będą ro-

sły szybko i tylko patrzeć,

jak zrobią się z tego miliony.

C

o

dzieje

się

z zapowiadaną już rok

temu publikacją dla przed-

siębiorców o tym jak pisać

biznesplany?

W

iem, że wiele osób czy-

ta to, co napisałem, ale

kiedy z nimi rozmawiam, czu-

ję, że większość z nich nie do-

cenia wagi moich argumen-

tów. To chyba efekt różnicy

między ich teorią i moją prak-

tyka. Ostatnio brałem udział

w paru epizodach Szkoły Mi-

lionerów prowadzonej przez

AIP (Akademickie Inkubato-

ry Przedsiębiorczości), gdzie

rozpracowywałem projekty

biznesowe kandydatów, za-

dając pytania w celu poznania

założeń projektów.

Okazuje się, że choć zapozna-

li się z moimi materiałami,

nie są przygotowani do kon-

frontacji z trudnymi pytania

inwestora.

Z Tadem Witkowiczem rozmawiali:

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

Jan M. Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

Autobiografia Tada Witkowicza

Od nędzy do pieniędzy

background image

14

#10

15

#10

Maciej Budzisz: Co to

za

najskuteczniejsze

narzędzie

w e-biznesie?

Damian Daszkiewicz: Jest nim wielo-

krotny autoresponder (często jest nazy-

wany również inteligentnym autorespon-

derem). Jednym z wielu przedstawicieli

tej klasy programów jest FUMP.

MB: W jaki sposób działa?

DD:

Zwykły autoresponder działa

na zasadzie, że wysyłając do ko-

goś e-mail z automatu, otrzymuje-

my odpowiedź np. Od dnia 10-08-

2009 do 21-08-2009 jestem na urlopie.

W ważnych sprawach proszę skontakto-

wać się pod numerem telefonu xxxx.

Bardziej dowcipne osoby dodają

odpowiedzi w stylu: Przez najbliższe

dwa tygodnie nie będzie mnie

w biurze z przyczyn zdrowotnych. Po

powrocie proszę zwracać się do mnie

“Małgorzato”, a nie “Tomaszu” ;-).

Niektórzy wykorzystali tę właściwość

do wysyłania w ramach odpowiedzi

zwrotnej np. aktualnego cennika. Ale

odpowiedź była jednorazowa i e-mail

potencjalnego klienta był tracony.

Wielokrotny autoresponder nie tylko

odpowiada na wiadomość, ale zapa-

miętuje adres e-mail nadawcy. Tak więc

może wysłać do adresata cyklicznie kil-

ka wiadomości (codziennie inną). Moż-

na również wysłać do adresata specjal-

ną wiadomość (niezależnie od tego, jak

długo dany adres e-mail jest w bazie da-

nych) np. z informacją o powakacyjnej

wyprzedaży.

MB: Czym jest wielokrotny

autoresponder, a czym nie?

DD: Jest narzędziem do podtrzymywa-

nia kontaktów z klientem. Nie jest cu-

downym przyciskiem na zwiększenie

sprzedaży o 1000% ;-)

MB: Gdzie znajduje zastosowanie?

DD:

Jedynym ograniczeniem jest

ludzka pomysłowość. Podam kilka

przykładów wykorzystania wielokrot-

nych autoresponderów, z jakimi się spo-

tkałem:

1)Kurs e-mailowy – czasami ktoś może

posiadać jakiś produkt, który moż-

na sprzedać dopiero po wyedukowa-

niu klienta. Np. nie każdy może zdawać

sobie sprawę z tego, jakie zalety niesie

ze sobą posiadanie sklepu internetowe-

go. Można napisać kurs, gdzie codzien-

nie przez np. 7 dni dana osoba dostaje

garść praktycznych informacji. Na koń-

cu owego kursu (gdy klient, już zostanie

wyedukowany) można napisać, że my

wdrażamy sklepy internetowe. Co naj-

ważniejsze, to właśnie wielokrotny au-

toresponder pilnuje, aby każdy otrzymał

odpowiednią lekcję!

2)Szkolenie nowych pracowników –

parę dni temu dowiedziałem się, że mój

znajomy nagrał kilka prostych filmików,

które omawiają różne zagadnienia

związane z pracą w danej firmie.

I stworzył darmowy kurs e-mailowy,

gdzie codziennie jest wysyłany link do

strony z 1 filmikiem. Dzięki temu nowy

pracownik już na starcie nie jest znie-

chęcany do obejrzenia długiego 3-go-

dzinnego filmu, tylko codziennie przez

kilkanaście dni ogląda krótkie filmiki.

Mój znajomy jest bardzo zadowolony,

gdyż nie marnuje czasu na szkolenie no-

wego pracownika :-)

3)Przykład podobny do poprzednie-

go. Przez pierwsze pół roku funkcjo-

nowania PP MapaZdrowia nic się nie

działo (partnerzy generowali pojedyn-

cze sprzedaże). Zacząłem pisać kurs e-

mailowy z poradami dotyczącymi pro-

mowania produktów. Nagle w ciągu

jednego miesiąca sprzedaż wygenero-

wana przez partnerów gwałtownie po-

szybowała do góry!!

4)Wysyłanie porad związanych z bran-

żą, w której działamy. Np. można pro-

wadzić sklep sprzedający części samo-

chodowe, a klientom wysyłamy co jakiś

czas (np. co tydzień, przez 3 miesiące)

porady związane z konserwacją samo-

chodu. Dzięki temu budujemy świado-

mość marki, zdobywany zaufanie klien-

ta, a przy okazji delikatnie reklamujemy

swój sklep internetowy

5)Obsługa posprzedażowa – wysyła-

nie porad związanych z użytkowaniem

danego produktu (do wszystkich osób,

które nabyły dany produkt). Przy okazji

można polecać produkty uzupełniające

dany produkt (np. ktoś, kto kupił komór-

kę, może być zainteresowany kupnem

w przyszłości ładowarki samochodo-

wej, zapasowej baterii, albo słuchawki

bezprzewodowej)

MB: Jakie są skutki jego

działania?

DD:

1. Zwiększenie liczby klientów

2. Budowanie świadomości marki

3. Budowanie wizerunku eksperta

4. Edukowanie klientów

5. Obsługa posprzedażowa

MB: A są jakieś negatywy?

DD: Tak :-)

Często po kampaniach mailingowych

następuje zwiększenie ilości klientów.

Tak więc przez kilka dni od chwili

puszczenia mailingu jest więcej e-maili

i telefonów z pytaniami od potencjalnych

klientów.

Być może zabrzmiało to zabawnie, ale

jeśli sprzedajesz produkt fizyczny, to

wysyłka mailingu do klientów może

się wiązać ze zwiększonym zapotrze-

bowaniem na dany towar. Więc pomyśl

o zrobieniu zapasów. Jeśli nie wiesz,

o ile zwiększy się sprzedaż po wysłaniu

mailingu, to zamiast wysłać mailing np.

do 10 000 potencjalnych klientów wy-

ślij testowo do 1 000 i zobacz, co się sta-

nie. Przykładowo jeśli po wysłaniu ma-

ilingu do 1 000 osób, sprzedasz ekstra

10 sztuk danego produktu to będziesz

wiedział, że wysyłając mailing do pozo-

stałych 9000 osób

należy się liczyć

ze sprzedażą oko-

ło 90 sztuk pro-

duktu i będziesz

mógł zrobić od-

powiedni zapas

na magazynie.

MB: Na rynku

spotkałem dwie

wersje tego na-

rzędzia: abona-

mentową,

za-

instalowaną na

serwerze

do-

stawcy,

oraz

wersję do zain-

stalowania na

„naszym” ser-

werze.

Czym

one się różnią?

DD: Wersje zainstalowane na serwerze

dostawcy są prostsze w obsłudze (nie

trzeba niczego u siebie instalować, co jest

dobre dla osób “nietechnicznych”). Nie

musisz się martwić o ręczne tworzenie

backupów, trudniej jest “coś zepsuć”

(gdyż dostawca oprogramowania dba

o to, aby wszystko działało, jak należy).

Wadą tego rozwiązania jest wyższa cena

(płaci się abonament).

Wersja zainstalowana na własnym

serwerze wydaje się być trudniejsza

w obsłudze (powiem szczerze: jeśli

ktoś nie ma odrobiny wiedzy technicz-

nej, niech skorzysta z oprogramowania

instalowanego na serwerze dostawcy).

Ale ma też kilka zalet: zazwyczaj pła-

ci się jednorazową opłatę oraz adresy

e-mail są na naszym serwerze (dla nie-

których jest to bardzo ważny argument,

gdyż np. duże firmy nie wyobrażają so-

bie tego, aby ktoś obcy mógł grzebać

w ich bazach mailowych) i ma się nad

wszystkim większą kontrolę np. gdy

w FUMPie dodałem nową lekcją kur-

su, to poszła ona od razu do wszystkich

osób, które wczoraj otrzymały poprzed-

nią lekcję.

W pewnym oprogramowaniu instalowa-

nym na serwerze dostawcy nieraz taka

nowo dodana lekcja wychodzi dopiero

po kilku godzinach (pewnie jest to zwią-

zane z tym, że nasz e-mail został dodany

do kolejki, ale nie wyszedł od razu).

MB: Rozumiem, że to nie wszystkie

różnice. Według Ciebie, która jest

najistotniejsza?

DD: Jako, że jestem „osobą technicz-

ną”, to dla mnie największą zaletą jest

fakt, że „wszystko jest u mnie”.

MB: Jeśli decydujemy się na wersję

instalowaną na naszym serwerze, to

musimy to zrobić sami, czy robi to

ktoś za nas?

DD: Są dwie opcje: FUMP standardo-

wo jest sprzedawany w wersji do samo-

dzielnej instalacji (wraz z instrukcją ob-

sługi). Jeśli ktoś potrafi zainstalować np.

wordpressa, to z instalacją FUMPa nie

powinien mieć problemów.

Natomiast w ofercie mamy też FUM-

Pa z usługą instalacji na serwerze klien-

ta (jest to ukłon w stronę osób „nietech-

nicznych”). Osoby chcące zamówić

FUMPa z usługą instalacji powinny się

najpierw ze mną skontaktować i podać

informacje, na jakim serwerze chcą za-

instalować FUMPa (chcę uniknąć sytu-

acji, gdy FUMPa kupuje osoba mają-

ca stronę na serwerze, który nie spełnia

wymagań technicznych, jakich wymaga

FUMP).

MB: Którą wersję Ty polecasz?

DD: Jest to pytanie z cyklu: jaki

samochód mi polecasz? Wiadomo, inny

samochód jest dobry dla małej rodziny

do jeżdżenia po zakupy do najbliższego

hipermarketu, a inny dla osoby chcącej

przewozić meble z jednego końca Polski

na drugi.

MB: Dziękuję za rozmowę.

Maciej Budzisz

m.budzisz@millionaire.pl

www.f13.pl

WYWIAD Z DAMIANEM DASZ-

KIEWICZEM

wywiad

z

D

AMIANEM

D

ASZKIEWICZEM

specjalistą z dziedziny Programów Partnerskich

S

zukając sposobu na rozwój naszego biznesu, testujemy różne rozwiązania. Jedne są

dobre, inne nie sprawdzają się w profilu naszej działalności, a niektóre, to tylko strata

pieniędzy. Są również narzędzia, bez których nie wyobrażamy sobie pracy. Które z takich

narzędzi jest najskuteczniejsze? W rozmowie z Damianem Daszkiewiczem, managerem

dwóch programów partnerskich, autorem kilku książek, porozmawiamy o jednym z takich

narzędzi.

background image

16

#10

17

#10

TN: Dlaczego zdecydował się Pan

na działanie w systemie marketingu

sieciowego i dlaczego właśnie w firmie

FM Group?

AW: Wiedziałem, że w marketingu

sieciowym jest siła. Byłem wcześniej

w innych tego typu przedsięwzięciach

i tam poznałem zalety tego systemu.

Produkty są dostarczane bezpośrednio

do klienta. Dystrybutor ma osobisty

kontakt z klientem. Produkt jest

przedstawiany w domu, w pracy w

komfortowych warunkach, często przy

kawie lub herbacie. Nie ma w tym

systemie reklam, pośredników, dużo

czasu poświęca się klientowi. Firmę FM

Group wybrałem ze względu na bardzo

dobrą ofertę. W poprzednich tego typu

przedsięwzięciach też były znakomite

wyroby, ale nie na kieszeń przeciętnego

Polaka. W firmie FM Group założenie

jest takie, że produkty są bardzo dobre

jakościowo i w przystępnej cenie.

TN: Czy pracował Pan kiedyś

na etacie?

AW: Prawdę mówiąc, zawsze chciałem

mieć wolny zawód, mieć własny biz-

nes. Zawsze robiłem coś, co ludziom

było potrzebne i było to pierwsze na

rynku. Na początku w każdym z inte-

resów nie miałem żadnej konkurencji.

W latach 80., będąc w Niemczech, wpa-

dłem do kontenera, chcąc zobaczyć, co

jest w środku. Okazało się, że była to

używana odzież. Postanowiłem ją im-

portować do kraju. W dzień otwarcia

sklepu klienci wyłamali drzwi z futry-

ny. Tak ich było dużo. Był to bardzo tra-

fiony pomysł, który przyniósł spory do-

chód. Potem, jako pierwszy w Polsce,

otworzyłem duży punkt skupu surow-

ców wtórnych. Wcześniej istniały tylko

małe kioski przyjmujące surowce. Mo-

imi odbiorcami była wtedy fabryka pa-

pieru oraz huta.

TN: Jak było na początku w FM

Group?

Było trudno czy też łatwo

i przyjemnie?

AW: Zawsze na początku jest trudno.

Dużo czasu trzeba poświęcić i włożyć

dużo pracy w zbudowanie bazy

klientów. Jest to inwestycja, która po

czasie procentuje. Ludzie z czasem

poznają produkt, chcą go mieć i wtedy

rozpoczyna się konkretna praca,

wprowadzanie ludzi do biznesu.

TN: Czy kiedykolwiek miał Pan

myśl, aby zrezygnować z tego typu

zarobkowania?

AW: Dlaczego miałbym rezygnować,

skoro ta praca przynosi mi zadowo-

lenie i niemałe pieniądze? Cieszę się

tym, co robię. Mam nie normowa-

ny czas pracy. Spotykam się z mnó-

stwem ludzi, nawiązuję nowe kon-

takty.

TN: Co dla Pana jest najważniejsze

w MLM?

AW: Ludzie. Możliwość spełniania

się i realizacji marzeń. MLM daje

możliwość radykalnej zmiany sytu-

acji finansowej na lepsze. Daje nieza-

leżność, dysponowanie własnym cza-

sem, brak przełożonego nad sobą.

TN: Czy pieniądze dają Panu

szczęście?

AW: Pieniądze w moim przypad-

ku są dodatkiem do spokojne-

go życia. Sprawiają, że nie mam

zmartwień związanych z ich bra-

kiem, pożyczkami. Dają stabiliza-

cję w sferze materialnej. Dla mnie

szczęście oznacza, że jestem zdro-

wy, że mogę działać w takiej firmie,

że prowadzą ją rozsądni szefowie.

TN: Czy inwestuje Pan?

AW:

Pieniądze

inwestuję

w organizację szkoleń dla moich dys-

trybutorów, w rozwój struktury.

TN: Czy Pana zdaniem, jest Pan

człowiekiem przedsiębiorczym?

AW: Tak. Bardzo dobrze się czuję

w działalności biznesowej. Nie boję się

trudnych wyzwań.

TN: Co jest potrzebne do tego,

aby być przedsiębiorczym?

AW: To według mnie kwestia charakte-

ru, wrodzonych predyspozycji, wytrwa-

łości, konsekwencji. W pewnej mierze

to jestem nawet uparty. To też entuzjazm

i optymizm, sprawa pewnej charyzmy.

Nie załamuję się, jeśli jakieś przedsię-

wzięcie nie daje mi zadowolenia. Szu-

kam i rozpoczynam nowe. Życie traktu-

ję na luzie.

Nie rozpamiętuję, gdy ktoś mi zrobi

krzywdę. Idę do przodu. Nie narzekam

na to, jak jest, na politykę itp. Nie

dążę do sukcesu za wszelką cenę, nie

po głowach innych.

Tomek Nawrot

t.nawrot@millionaire.pl

ANDRZEJ WYSZYŃSKI

Andrzej Wyszyński to człowiek, który pokochał Multi Level Marketing i odniósł w nim

wielki sukces. Jest jedną z Diamentowych Orchidei. To miano przysługuje najlepszym

dystrybutorom firmy FM Group Polska. Działa w niej od samego początku istnienia

przedsiębiorstwa. Firma zajmuje się dystrybucją wysokiej jakości perfum oraz domowych

środków czystości w przystępnej cenie.

background image

18

#10

19

#10

Gry komputerowe – strata

czasu czy edukacja?

C

zęsto zdarza mi się dyskutować

na ten temat. Czy gry komputero-

we faktycznie są takie złe, zabijają czas,

odwracają naszą uwagę od rzeczy waż-

nych? A może jest w nich coś takiego,

co można wykorzystać na własną ko-

rzyść przy tworzeniu swojej drogi do fi-

nansowej wolności.

S

potykam się z powszechnym zda-

niem, że gry są tylko stratą nasze-

go czasu i są bezużyteczne. Chciałbym

zaprezentować Ci inny punkt widzenia.

Być może spodoba Ci się takie podej-

ście, a być może będzie to potwierdze-

nie Twoich przekonań. Niezależnie od

tego, co uważasz, chciałbym zadać Ci

teraz pytanie:

J

akie są różnice pomiędzy graniem

w grę np. typu RPG (Role Playing

Game – wcielasz się w bohatera), gdzie

przez pewien czasu gromadzisz i budu-

jesz zasoby, wykonujesz pewne misje,

aby przejść całą grę, a doświadczaniem

tych samych uczuć w realnym świecie?

J

ak to jest być wolnym finansowo

w grze, a jak to jest doświadczać

tego w realu? Czy możemy się tego

doświadczenia z gry „nauczyć”? Poniżej

przedstawiam kilka spostrzeżeń:

1. Doświadczenie dostatku

R

zadko kiedy w grze komputerowej

interesuje Cię cena zasobu, bo

możesz mieć, cokolwiek zechcesz.

Raczej nie mówisz do siebie: Nie mogę

sobie na to pozwolić, nie stać mnie na

to. Kiedy masz milion złota i zarabiasz

kolejny 1000 w turze, to nie przejmujesz

się, czy coś kosztuje 10 czy 50 sztab

złota. Przestajesz zastanawiać się, co jest

najtańsze. Kupujesz to, co chcesz. Masz

to, co chcesz. I tylko od Ciebie zależy,

czy dane dobro jest drogie, czy tanie,

w zależności od Twoich przychodów.

G

ra wtedy staje się ciekawsza, daje

więcej satysfakcji i przyjemności.

Gdy w grze jednak zaczyna brakować Ci

zasobów finansowych, wtedy gra może

być mniej zabawna. Trudniej przejść

kolejne misje, nie mogąc pozwolić so-

bie na zakup dodatkowego wyposażenia

i ochrony. Innymi słowy, musisz więcej

pracować, by przeżyć, kiedy masz mało

zasobów, aniżeli wtedy, kiedy stać Cię

na wszystkie zabezpieczenia i bronie.

C

o ciekawe, kiedy masz mnóstwo

zasobów, kiedy jesteś w stanie za-

kupić wszystkie zabezpieczenia i bro-

nie, zaczynasz kierować uwagę na inne

aspekty tej gry, takie jak np. współpraca

z innymi graczami itp.

JAK GRY KOMPUTEROWE

SYMULUJĄ ŻYCIE

Zaczynasz kierować swoją uwagę

z „produkcji złota” na coś innego, co

Cię interesuje i pozwala dalej cieszyć

się grą. W innym przypadku po prostu

myślisz o zakończeniu gry.

K

iedy masz wszystkiego pod

dostatkiem, chętniej współpracujesz

z innymi, chętniej im pomagasz i

wyciągasz z tarapatów, w jakie wpędzili

się w niemocy finansowej.

2. Strach przed utratą

W

grze na różne sposoby musisz

lub chcesz chronić swoje zaso-

by przed utratą. Daj Twoje zasoby ko-

muś, kto nie umie zdobyć takich zaso-

bów, a zobaczysz, jak w mig potrafi je

roztrwonić. Kupi akcesoria, które są

nieadekwatne, łatwo i szybko je utraci

i będzie nadal w sytuacji, w której był

na początku.

A

le Ty nawet mimo rozdania swo-

jego złota, nadal wiesz, jak je ro-

bić i w każdej chwili znasz co najmniej

kilka sposobów, jak szybko je zdobyć.

Nie obawiasz się ich utraty, bo wiesz,

że równie szybko jesteś w stanie to od-

budować. Wiedza i doświadczenie jest

Twoim największym zasobem. Wiesz,

co świadomie wybrać, aby osiągnąć za-

mierzony efekt. Nie sabotujesz swojego

działania kupowaniem zbędnych zaso-

bów (wg Kiyosakiego: pasywów), któ-

re obciążają Cię zbyt mocno. Idziesz

w konkretne miejsce, aby zdobyć okre-

ślone akcesoria, a potem wykonujesz

misje niezbędne do zarabiania złota.

N

a tym polega sukces

graczy, że nie

obawiają się utra-

ty zasobów.

G r a j ą

i cieszą

s i ę

grą. Zdobywają wszystko, czego tylko

pragną, i nie obawiają się zdobywać

wszystkiego, co najlepsze.

C

o nie oznacza, że z minimalną ilo-

ścią złota i zasobów nie można

przejść całej gry. Można, jak najbar-

dziej. Jednak dostęp do niewielkich za-

sobów często uniemożliwia dotarcie

do ciekawych i przyjemnych przygód.

Utrudnia samą grę, bo zamiast skupić

się na przyjemniejszych jej aspektach,

niejako „męczymy się”, żeby coś się

udało zrobić.

C

o zrobić żeby mieć mało zasobów

w grze? Po prostu zacząć robić

rzeczy, które zabierają złoto z naszego

skarbca. Wydawać je na mało przydat-

ne zasoby oraz przestać robić rzeczy, za

które dostajemy złoto. Zamiast tego mo-

żemy biegać w kółko, lub jeździć samo-

chodami (jak np. w GTA).

To może być zabawne i przyjemne, ale

nie ma co oczekiwać za to złota.

3. Nie wiem, co zrobić

W

realnym życiu ludzie często na-

rzekają i tłumaczą: Nie wiem, jak

mam robić pieniądze albo Ja tego nie

potrafię, TO nie dla mnie, Nie mam zna-

jomości, Nie mam pomysłu. Wszystko

po to, by usprawiedliwić swoje finanso-

we braki.

H

ej! W grze komputerowej, kiedy

widzisz narastający dług, a chcesz

zdobyć coś więcej niż napis „game over”,

zaczynasz szukać misji, które generują

dochód. Żadne wielkie odkrycie, ale...

J

ak wielu ludzi znasz, którzy mają 30

misji dziennie do wykonania, ale tylko

jedna z nich przynosi dochód, z czego

pozostałe 29 ten dochód pomniejsza do

minusa. Od razu przychodzi Ci do głowy

X powinien zrobić to i to – wtedy wyjdzie

z dołka albo Niech idzie do pracy,

zamiast żebrać na wino. Są ignoranci,

którym to nie przeszkadza.

C

zytasz Millionaire Magazine.

Na szczęście nie jesteś ignorantem.

Chcesz więcej niż game over. Dostrzeż

więc, ile misji jest dookoła Ciebie, któ-

re tylko czekają na „przejście”. Jest tyle

misji, które przyniesie Ci dochód. Jest

tyle wśród nich, które mógłbyś zrobić

od zaraz, ale... no właśnie. Sam odpo-

wiedz sobie, które misje chcesz wyko-

nywać.

K

iedy grasz w grę i nie wiesz, jak

zdobyć złoto... Jak możesz to od-

kryć? Czy rozwiązaniem jest chodzenie

w kółko i narzekanie, że nie wiesz, co

zrobić?? Nie uważasz, że to byłoby głu-

pie?? Jak więc odkryć Co zrobić, żeby

mieć? Co robisz w grze? Pytasz innych

graczy, czytasz solucje, próbujesz do

skutku, eksperymentujesz? A może je-

steś oszustem samego siebie i szukasz

kodów? Każdy wybiera według wła-

snego uznania, ale na litość: nie biegasz

przez kilka lat po grze i nie narzekasz,

że nie wiesz, co zrobić, prawda?

4. Budowanie bogactwa

W

ybieranie odpowiednich misji

zgodnie z posiadanymi talenta-

mi. Cały dowcip polega na tym, że bu-

dowanie bogactwa nie jest trudne. Ku-

pujesz 4 domy i zastępujesz je hotelem.

Zarabiasz więcej niż wydajesz, a nad-

wyżki stale inwestujesz. Inwestujesz

w siebie. Tworzysz aktywa, które zara-

biają na Twoje pasywa. Twoje biznesy

zarabiają na Two- je wydatki, a Ty

cieszysz się ży-

ciem i robisz to,

co chcesz

robić. Gra tego

uczy w spo-

s ó b

p o d -

background image

20

#10

21

#10

świadomy. Wdraża Ci do głowy ten spo-

sób myślenia. Jeśli zgadzasz się z tym

schematem, zarówno w grze, jak i w re-

alu, zaczyna Ci się powodzić coraz le-

piej.

J

eśli jesteś raczej „przyjacielski”

w stosunkach z innymi, lubisz spra-

wiać innym przyjemność, cieszysz się

z bycia w towarzystwie, wybieranie mi-

sji wojennych raczej jest przeciw Tobie,

aniżeli po Twojej myśli. Lub jeśli jesteś

zdobywcą wojennym, to budowanie re-

lacji z innymi będzie się ograniczało

do ich poddaństwa, prawda?

A

w życiu... No w życiu to bywa

różnie.. Rodzice chcieli, żebyś został

lekarzem, bo lekarze to zarabiają... I są

szanowani.. A Ty zawsze chciałeś być

pilotem. Latać ogromnym Boeingiem.

Wybieranie misji, które narzuca Ci ktoś

inny jest dopuszczalne, ale... Sam sobie

odpowiedz, jakie są skutki. Gra uczy, że

to Ty podejmujesz decyzje.

C

elem gry jest zabawa. Przyjemność

rozrywki. Fajne emocje i doświad-

czenia. Nieważne, czy gra jest eduka-

cyjna, strategiczna, strzelanka czy karty.

Chcesz mieć frajdę z gry, czy tak? Wy-

bieranie misji, które trwają pół życia,

a które wcale mogą Ci tej radości nie

dać, sprawia, że gra jest beznadziejnie

nudna. Kręci Cię wojenka, a tu ciągle ja-

kieś sojusze i pakty. Kręci Cię zdobycie

technologii, a tu ciągle zadania wojsko-

we. I tu otwiera się nowy punkt widze-

nia:

J

ak wybrać misję, którą chcę realizować

i z której chcę mieć frajdę, a także

osiągnąć określone zasoby? Kiedy się

dobrze rozejrzysz, możesz dostrzec, że

zdobywać technologie możesz na różne

sposoby. Wojną, przyjacielską wymianą,

budując relacje biznesowe, albo przez

nagłe oświecenie itp. Generować radość

z gry również. Generować dochód także,

jak najbardziej.

N

iektóre z misji dadzą bezpośredni

efekt, a niektóre z nich będą tyl-

ko wstępem do większej części, z której

to dopiero popłynie frajda. Pewnie do-

brze rozumiesz, że forsa jest tylko zaso-

bem do osiągnięcia innych celów. Forsa

sama w sobie jest Ci nieprzydatna. To

tylko papier. To tylko cyferki określają-

ce jej ilość w skarbcu. Chcesz ją zamie-

nić na przyjemności, emocje, uczucia..

Wykonujesz misję (np. chodzenie do

pracy), żeby dostać pieniądze, a potem

zamienić je na emocje.

W

grze często wypełniasz misje, które

nie są przyjemne i lekkie, ale za to

dają dużo zasobów, albo są przyjemne,

ale mało dochodowe. Większość jednak

czasu w grze spędza się na misjach, które

są i dochodowe i przyjemne. Możesz to

robić w grze... Robisz to też w realnym

życiu. Koniec końców to Ty wybierasz

misje i przygody. W grze wybór misji

jest ograniczony. Real daje ogromne

możliwości wyboru. Możesz wybrać,

co zechcesz. Możesz robić, co zechcesz.

Możesz spędzić życie, tak jak chcesz.

Ty wybierasz.

N

apisanie tego artykułu było dla

mnie mini przygodą, misją, któ-

rej celem było uświadomienie Ci moż-

liwości wyboru. Zamiast biegać w kół-

ko i narzekać, że nie wiesz, co zrobić,

może warto sięgnąć do tutoriali i so-

lucji. Przyjdź na Myśleć Jak Milione-

rzy. Porozmawiaj z przedsiębiorcami

w swoim otoczeniu. Rozwiń pomysł,

który od jakiegoś czasu chodzi Ci po

głowie. Potraktuj go jak misję w grze.

Nie wiesz, jaki będzie finalny rezultat,

ale w grze się tym do końca nie przej-

mujesz. Bawisz się i cieszysz samym

graniem. Baw się i ciesz także tą misją.

Eksperymentuj. Pytaj. Szukaj sposo-

bów, aby to się zrealizowało. Wybieraj

misje, które są przyjemne i dochodowe.

Wybieraj też te, z których mimo chwilo-

wego dyskomfortu wyciągniesz pienią-

dze, które z kolei zamienisz na przyjem-

ności.

Świadomie wybieraj gry, w które chcesz

grać. Życie to jedna wielka gra, tylko o

większej wirtualizacji niż cokolwiek in-

nego co do tej pory udało się człowieko-

wi stworzyć. Ucz się z uproszczenia rze-

czywistości, jakim są gry komputerowe.

Wyciągaj z nich tyle umiejętności, ile

jesteś w stanie. Wyciągaj z niej tyle za-

bawy, ile potrafisz. Jeżdżąc super bryką

w grze – czujesz przyjemność jej pro-

wadzenia i posiadania. Jeśli Ci to wy-

starczy – OK. Ale w pewnym momen-

cie zaczniesz się zastanawiać, jakby to

było mieć takie auto w realu. I to jest

ten moment, w którym powinieneś za-

cząć wybierać misje, które Cię do tego

celu zbliżą.

G

ry komputerowe nie są złe. Nie są

stratą czasu, dopóki Ty tak uwa-

żasz. Piloci wojskowi zanim wsiądą do

samolotu, muszą wylatać pewną ilość

godzin w symulatorze. A Ty? Od razu

wsiadasz za stery samolotu? Kiedy jed-

nak chcesz więcej niż wirtualnego lata-

nia samolotem – zacznij świadomie wy-

bierać misje, które przyciągną Cię do

tego w realnym świecie. Idź do szkoły

lotniczej. Zapisz się na kurs szybow-

cowy, spadochroniarski albo leć samo-

lotem z miasta do miasta jako pasażer.

Sam wybierasz jak bardzo intensywne

emocje chcesz mieć. Baw się i miej fraj-

dę z życia.

Łukasz Nowak

l.nowak@millionaire.pl

Gry Komputerowe uczą lepiej niż książki!

Potwierdzają to badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda. Naukowcy

wierzą, że interaktywne gry takie jak Warcraft czy Second Life mogą być

pożyteczne. Dzieci uczą się z nich umiejętności, które mogą być przenoszone

do realnego życia. Co więcej – specjaliści twierdzą, że taka forma nauki jest

lepsza od biernego uczenia się z książek.

Doświadczenia laboratoryjne pokazały, że młodzież angażuje się dużo bardziej

w nauczanie przez komputer, a tym samym może w tym samym czasie wchłonąć

więcej wiedzy – powiedział w czasopiśmie „Science” profesor Chris Dede z

Harvard University. Jak argumentują naukowcy, w odróżnieniu od wykładów,

gry można dostosować do tempa użytkowników

Nie wszyscy jednak podzielają tę opinię. Sceptycy obawiają się, że gry są

zbyt uzależniające i przez to ich charakter edukacyjny może zostać zakłócony.

(Źródło www.sfora.pl)

11

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

background image

Przygotowując się do rozmowy kwa-

lifikacyjnej warto pamiętać o kilku pod-

stawowych i podawanych powszechnie

zasadach. Brzmią banalnie, ale są nie-

zbędne, aby cały proces, jakim jest roz-

mowa rekrutacyjna, mógł zakończyć

się sukcesem. Dlatego należy pamiętać

o tym, aby:

Sprawdzić adres, pod jakim znajduje

się siedziba firmy, w której mamy spo-

tkanie i wyjść wystarczająco wcześnie,

żeby się nie spóźnić,

Ubrać się właściwie (wskazana jest

dyskretna i wyważona elegancja),

Zebrać jak najwięcej informacji

o firmie, do której idziemy na rozmowę

kwalifikacyjną.

To ostatnie przyda się bezapelacyjnie.

Dobre wrażenie zrobisz na pracodawcy,

jeżeli potrafisz odpowiedzieć na pytanie

dotyczące historii i profilu działalności

firmy. Bardzo często rekrutujący badają,

jak przygotowaliśmy się do spotkania.

Dlatego warto dowiedzieć się, od kiedy

firma istnieje na rynku, czym się zajmuje,

ile osób zatrudnia. W wielu przypadkach

informacje takie można bez kłopotu

znaleźć na stronie internetowej firmy.

Przed pójściem na rozmowę kwali-

fikacyjną koniecznie przejrzyj CV,

jakie wysłałeś do danego pracodawcy,

i przygotuj się do odpowiedzi na ewen-

tualne pytania związane z informacjami

zawartymi w dokumencie (ukończone

szkoły, doświadczenie zawodowe, za-

interesowania itp.). Zastanów się także,

co jesteś w stanie zaoferować firmie. Ja-

kie twoje umiejętności i doświadczenia

będą mogli wykorzystać. Przemyślenie

odpowiedzi na podobne pytania ułatwi

Ci odnalezienie się w toku prowadzenia

rozmowy. Niemożliwe jest przewidze-

nie wszystkich pytań, jakie mogą się po-

jawić, jednak wiele z nich bywa podob-

nych, dlatego warto się do odpowiedzi

na nie przygotować. Jeżeli zależy Ci na

danej pracy, musisz być do tego przeko-

nany. Jeżeli sam nie będziesz przekona-

ny, że jesteś odpowiednią osobą na dane

stanowisko, to nie dostrzeże tego rów-

nież osoba dokonująca rekrutacji.

Idąc na spotkanie, przypomnij sobie na-

zwisko i stanowisko osoby, z którą je-

steś umówiony. Na spotkanie przyjdź

punktualnie. Nie wypada się spóźnić,

jednak przyjść dużo za wcześnie też nie

jest w dobrym tonie.

Podczas rozmowy kwalifikacyjnej

pierwsze wrażenie jest najważniejsze.

W tym przypadku, jak rzadko kiedy,

prawdziwe jest powiedzenie jak nas

widzą, tak nas piszą. Szczególnie, gdy

na prezentację swojej osoby mamy tylko

kilkadziesiąt minut.

Podczas przywitania przedstaw się i

zdecydowanym ruchem podaj rekrutu-

jącemu rękę (rękę zwykle wyciąga kon-

sultant, bo to on jest gospodarzem).

Wybierając miejsce do siedzenia, usiądź

wygodnie, nie przesadzaj jednak ze zbyt

luźną pozycją. Kiedy osoba rekrutująca

zadaje pytanie, przechyl ciało lekko w

jej kierunku, kiedy odpowiadasz, mo-

żesz się delikatnie odsunąć. Nie przesa-

dzaj z gestykulacją i ekspresją.

Zrób wszystko, aby sprawić dobre

wrażenie. Patrz prosto w oczy, od-

powiadaj zwięźle tematycznie na za-

dane pytania. Jeżeli twoje zdener-

wowanie widać, to przyznaj się do

tego. Lepiej okazać lekkie zdener-

wowanie niż zbytnią pewność siebie.

Nie przerywaj rekrutującemu w trakcie

zadawania pytania, nie wyrywaj się z

odpowiedzią. Może się okazać, że oso-

ba rekrutująca chce zapytać o coś in-

nego niż z początku mogło się to wy-

dawać. Odpowiadaj pełnymi zdaniami,

jasno, zwięźle, na temat. Staraj się mó-

wić krótkimi zdaniami, ale nie odpowia-

daj też monosylabami.

W trakcie rozmowy warto zaintereso-

wać się swoim przyszłym pracodawcą.

W tym celu zapytaj o zakres przyszłych

obowiązków, szansę rozwoju, w jaki

sposób i czy w ogóle będziesz miał oka-

zję wykorzystać swoje umiejętności.

Po rozmowie podziękuj rekrutującemu

za poświęcony czas, i zaproszenie na

rozmowę kwalifikacyjną. Zapytaj, kiedy

dokładnie możesz spodziewać się wyni-

ku rozmowy i w jaki sposób zostaniesz

o tym poinformowany.

Pamiętaj, że podczas rozmowy nie

możesz: zaczynać rozmowy pytaniem

o zarobki, odpowiadać bez zastanowienia

na zadane pytania, krytykować byłych

pracodawców.

Rozmowa kwalifikacyjna to etap, pod-

czas którego możesz przekonać przy-

szłego pracodawcę o swoich atutach i

kompetencjach lub utwierdzić w prze-

konaniu, że dla Ciebie to już ostatni etap

waszej współpracy. Wszystko zależy od

ciebie, dlatego tak ważne jest to, jak się

do rozmowy przygotujesz. Tutaj Ty sam

jesteś swoją wizytówką i od ciebie tyl-

ko zależy, jak ta wizytówka zaprezentu-

je się na tle konkurencji.

Katarzyna Strzechmińska

strzechminska@gmail.com

B

rawo, pierwszy sukces już za Tobą. Zostałeś zaproszony

na rozmowę kwalifikacyjną, co oznacza, że twoje

dokumenty aplikacyjne zrobiły pozytywne wrażenie

na osobie dokonującej wstępnej selekcji. Pora na kolejny

etap, w którym musisz się obronić i udowodnić, że to

właśnie Ty, a nie ktoś inny, jesteś najwłaściwszą osobą

do pracy na danym stanowisku.

22

#10

23

#10

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

REKRUTACJA BEZ

TAJEMNIC cz. 3

background image

Ponieważ niektórzy pewnie poczuli

niepokój po przeczytaniu tego, co na-

pisałam, postaram się przybliżyć tro-

chę temat i pokazać, że nie taki dia-

beł straszny, jeżeli będziemy wiedzieli

o kilku fundamentalnych prawdach do-

tyczących kredytów.

Z założenia kredyty nie są czymś złym,

wręcz przeciwnie, umożliwiają kredy-

tobiorcy spełnienie pewnych posunięć

finansowych, które bez kredytu były-

by nieosiągalne, np. kupno domu czy

mieszkania, czy kredyt pod zastaw po-

siadanego już domu na jakieś inwesty-

cje.

Zatem na początek wyjaśnię, że chodzi

głównie o kredyty na duże kwoty i dłu-

gie terminy. Takimi się dzisiaj zajmie-

my, ponieważ to one najczęściej bywają

przyczyną kłopotów, jeżeli kredytobior-

ca popełni jakieś błędy przy zawieraniu

umowy. Można by powiedzieć, jakie

błędy, przecież po taki kredyt udajemy

się najczęściej do banku, czyli instytu-

cji, w której pracują kompetentni ludzie

i na pewno nami pokierują i wszystko

wyjaśnią. Tak, zgadza się, taki pracow-

nik banku jest dokładnie przeszkolony

z tego rodzaju kredytu, który proponuje

jego bank, na wypadek, gdyby trafił na

klienta, który się doskonale w temacie

porusza i będzie zadawał pytania.

Nie liczyłabym jednak na to, że pracow-

nik banku zrobi nam rozległe szkolenie

i będzie godzinami wyjaśniał zasady, ro-

bił symulacje i porównywał oferty. Dla-

tego idąc do banku, powinniśmy zwrócić

uwagę na kilka istotnych elementów:

1) Pierwsza zasada to taka, że nie może-

my się spieszyć, w końcu kredyt bierze-

my na 20 lub 30 lat i warto poświęcić te-

raz nawet 2 lub 3 tygodnie na zgłębienie

tematu niż podpisać umowę na tak dłu-

gi okres na niekorzystnych dla nas wa-

runkach.

2) Druga zasada, która mówi, że im ła-

twiej załatwić formalności w banku, tym

zazwyczaj warunki umowy są dla nas

mniej korzystne. Dlaczego? To proste,

jeżeli bank na wstępie nie będzie bardzo

wnikliwie sprawdzać naszej zdolności

kredytowej, nie będzie wymagać dodat-

kowego poręczenia, to koszty zawarcia

kredytu będą musiały pokryć ewentual-

ne straty banku w przypadku naszej nie-

wypłacalności (choćby chwilowej ).

3) Jeżeli chcemy porównywać oferty

banków, to nie patrzmy, że na plakacie

wielkimi literami napisano, NAJNIŻ-

SZE OPROCENTOWANIE – to wcale

nie oznacza taniego kredytu. Zapytajmy

o koszty rzeczywiste. Nie tylko opro-

centowanie jest ważne, banki mają pra-

wo ustalić opłatę za zawarcie umowy,

koszty manipulacyjne, mają wbudowa-

ne w umowy polisy na życie i polisy ma-

jątkowe. Proszę mnie źle nie zrozumieć,

nie neguję tego, że polisa jest potrzebna,

ale mamy wolny rynek i tyle ofert, że

sami mamy prawo zdecydować, gdzie,

na jaką kwotę i za jaką składkę się ubez-

pieczymy. Często jest tak, że klient

nawet nie zdaje sobie sprawy, że ma

po kilka ubezpieczeń, które się dublują,

a tak naprawdę za te wszystkie składki

mógłby wykupić sobie dużo lepszą po-

lisę i co najważniejsze, dopasowaną do

jego potrzeb.

4) Po czwarte, jeżeli bank nam powie,

że mamy zdolność kredytową na np.

200 000 zł i stać nas na ratę wysokości

1 500 zł miesięcznie, to musimy wziąć

pod uwagę fakt, że naszym obowiąz-

kiem jest zadbanie o to, żebyśmy w ra-

zie zachwiania naszych finansów mieli

rezerwę finansową. Przyjmujemy zasa-

dę, że musimy regularnie odkładać i in-

westować kwotę, która stanowi co roku

równowartość 2% kwoty wziętego kre-

dytu. Zilustruję to na przykładzie: nasz

kredyt wzięliśmy na 200 000 zł – 2%

z tego to 4 000 zł, przeliczając to na re-

gularne miesięczne wpłaty wychodzi

nam, że powinniśmy inwestować około

330 zł miesięcznie. Mamy w ten spo-

sób pieniądze, które zabezpieczą nas na

wypadek utraty pracy, spadku docho-

dów czy zwiększenia wydatków. Je-

żeli uważamy, że nie stać nas na taki

luksus, to lepiej zapomnijmy o braniu

kredytu, bo tak naprawdę, nie stać nas

na niego, niezależnie od tego, co mówi

bank. Banki wyliczają zdolność kredy-

tową, posługując się danymi statystycz-

nymi, dotyczącymi kosztów utrzymania

na jednego członka rodziny na danym

terenie. Nie biorą pod uwagę, czy ktoś

jest rozrzutny, że mogą mu się urodzić

trojaczki itp.

5) Kolejna sprawa to fakt, że kredyty

mieszkaniowe, bo o takich głównie

mówimy, to często kredyty walutowe.

Są one zazwyczaj korzystniejsze, ale w

długim przedziale czasowym musimy

się liczyć z wahaniem ceny danej waluty

i możliwością okresowego wzrostu raty.

6) Pamiętajmy, że decyzja o kredycie

może zaważyć na naszym życiu w znacz-

nym stopniu, dlatego wszystko musi być

przemyślane, przeliczone, a oferty róż-

nych banków rzetelnie porównane. Nie

żałujmy na to naszego czasu i energii,

a zaoszczędzimy pieniądze i będziemy

mieć mniej stresów.

7) Wspominaliśmy o polisach wbu-

dowanych w kredyt jakby z automa-

tu. Zdarza się też czasem, że bank wy-

maga tylko polisy na kupowane przez

nas mieszkanie, a nie wymaga poli-

sy na życie. Nie cieszmy się, to nie

jest powód do radości. Jeżeli chcemy

być spokojni, to przynajmniej jedno

z małżonków (to generujące większy

dochód ) powinno mieć polisę na ży-

cie przynajmniej na kwotę, którą jeste-

śmy winni bankowi, albo większą, żeby

w razie śmierci po spłaceniu banku zo-

stało jeszcze coś dla naszej rodziny.

KREDYTY!

O

dnosząc się do artykułu

z numeru 9 MM ,,Dzie-

sięć antyrad dla finansów go-

spodarstw domowych”, dzisiaj

słów kilka o kredytach.

Katarzyna Budzis

k.budzis@millionaire.pl

www.kbs-walbrzych.pl

24

#10

25

#10

background image

26

#10

27

#10

Dawniej było dużo prościej. Sprze-

dażą zajmowaliśmy się od czasu do cza-

su. Mniej było okazji do handlu, inne

potrzeby i zdecydowanie mniej natar-

czywych informacji. Wybieraliśmy się

raz w tygodniu na bazar aby zaopatrzyć

się w niezbędne produkty i sprzedać na-

sze wyroby. Potem wracaliśmy do domu

i spędzaliśmy czas na rutynowych zaję-

ciach żyjąc w przeświadczeniu bezpie-

czeństwa i spokoju przez większość na-

szego życia. Jak bardzo musiał różnić

się tamten świat od dzisiejszego? Pomy-

ślcie o czasach, kiedy sól była białym

złotem. W kopalni takiej jak Wieliczka,

jedną z jaskiń exploatowano przez prze-

szło trzysta lat! Pewność zatrudnienia

na kilka pokoleń!

A dziś. Ile razy zetknęliśmy się z za-

chwalaniem towaru patrząc tylko od

dzisiejszego poranka? Ogłoszenie w ga-

zecie, na które tylko rzuciliśmy okiem,

plakat który mignął prawe niezauważo-

ny, radiowy spot który prawie puścili-

śmy mimo uszu jadąc samochodem czy

reklama w telewizji, przy której zmieni-

liśmy kanał. Wszystko to sprzedaje nie

tylko produkty. Także idee, opinie, mar-

ki, poglądy polityczne – co tylko moż-

na sobie wyobrazić. Perswazja to bardzo

wielki biznes.

Aby poradzić sobie z tą presją i na

koniec dnia zachować kilka złotych w

kieszeni, ludzie rozwinęli w sobie wy-

jątkową odporność. Wszystkie te żąda-

nia – zróbcie to, kupcie tamto – przy-

tłoczyłyby nas i sparaliżowały, gdyby

nie nasze grube skóry i zdolność igno-

rowania tego natarczywego gwaru. Dla

wszystkich tych, których interesy zale-

żą od umiejętności przekonywania in-

nych, czyli dla wszystkich przyszłych

milionerów prowadzących działalność

gospodarczą, kluczem do sukcesu jest

przebicie się przez cały ten zgiełk i do-

prowadzenie do sprzedaży.

Na szczęście jednak sekret sprzeda-

ży jest taki sam jak zawsze – dobra pre-

zentacja. Opowiadanie sprzedaje – to

całkiem proste. Na dodatek zdolność

przemawiania jest wrodzonym składni-

kiem ludzkiej psychiki, Opowiadanie to

coś co wszyscy potrafią i wszyscy ko-

chają. Dlatego między innymi jednym z

najbardziej dochodowych biznesów jest

przemysł filmowy. To przecież nic in-

nego jak znana jeszcze z czasów pre-

historycznych umiejętność opowiada-

nia historii doprowadzona do cyfrowej

perfekcji. Zdolność prezentowania jest

w nas tak głęboko wbudowana, że ma

nawet swoje miejsce w ludzkim geno-

mie. Gen FOXP2, odkryty w 2001 roku

przez profesora Anthon’ego Monaco na

Oxford University naukowcy uznają za

jedynie pierwszy w całej grupie genów

odpowiedzialnych za umiejętność po-

sługiwania się językiem i narracji. Tak

więc wszyscy jesteśmy urodzonymi

opowiadaczami – począwszy od pozio-

mu komórkowego.

Skoro zatem wszyscy potrafimy opo-

wiadać, a opowiadania mają zasadnicze

znaczenie dla sprzedaży, to dlaczego

niektórzy sprzedają pomysły i produkty

lepiej niż inni?

Z opowiadaniem jest tak jak z bie-

ganiem. Każdy wie jak się biega, choć

mało kto był w stanie przebiegnąć 1000

Czy milioner powinien

umieć przemawiać?

metrów w czasie poniżej 2,5 minuty.

Doskonałego biegacza od przeciętnego

różni wiele, ale najważniejsze to to, że

potrafi rozróżnić każdy mięsień i jego

wagę dla szybkiego dotarcia do mety.

Wie, jak stawiać stopy oraz jak długie

dobierać kroki. Poznał bieganie na wy-

lot. Jeśli chcemy osiągać sukcesy na

polu opowiadania, powinniśmy także

poznać reguły, metody oraz przećwi-

czyć wystąpienia publiczne, aby roz-

winąć w sobie tę umiejętność. Badania

wykazały, że wystąpienia przed publicz-

nością (niezależnie czy kilku czy też kil-

kuset osobową) paraliżują większość lu-

dzi bardziej niż strach przed śmiercią.

Są metody, dzięki którym można zapa-

nować nad tym uczuciem i w zdecydo-

wany sposób usprawnić swoje zdolno-

ści oratorskie. Dlaczego nie skorzystać

z odpowiednich treningów i szkoleń z

wystąpień, skoro i tak nas takowe w dzi-

siejszym świecie nie ominą?

Jak wiele zależy od umiejętności pre-

zentowania swoich pomysłów, wizji,

produktów i usług? Wystarczy pomyśleć

o tych co odnieśli sukces, którzy zapisali

się w historii, a zawdzięczają to swoim

oratorskim zdolnościom prezentowania

wizji. Malowanie obrazów w umysłach

potencjalnych inwestorów czy parterów

biznesowych jak też klientów stanowi o

sukcesie przedsięwzięcia. Gdyby po wi-

zycie w ponad trzystu bankach, Walt Di-

sney nie podjął kolejnego opowiedze-

nia swojej historii o przyszłym wielkim

projekcie „Najszczęśliwszego miejsca

na ziemi” – Disneylandu, nie mieliby-

śmy dziś okazji do odwiedzenia jedne-

go z tych wspaniałych parków rozrywki.

Zawdzięczając umiejętności rozpoście-

rania wielkiej wizji emerytowany po-

rucznik Sanders przekonał inwestorów

do rozpoczęcia tworzenia znanego dziś

wszystkim KFC. 27 września 2004 roku

w Londynie odbyło się oficjalne ogło-

szenie projektu Virgin Galactic. Eks-

centryczny milioner i charyzmatyczny

biznesmen Richard Branson rozpoczął

swoje przemówienie słowami: “Leci-

my w kosmos. Ten dzień jest historycz-

nym momentem, przybliżającym re-

alizację marzeń wielu milionów ludzi

o kosmicznych podróżach.” To kolej-

ny przykład, jak wiele zależy od umie-

jętności prezentowania i zarażania in-

nych swoimi wizjami. Imperium Virgin

do którego obecnie należy ponad 200

przedsiębiorstw na całym świecie nie

powstałoby bez charyzmy jego twórcy,

o której nikt by się nie dowiedział, gdy-

by ten nie umiał przemawiać.

Patrząc na inspirujące nas postaci

świata biznesu, wielkich przywódców

oraz charyzmatycznych milionerów,

jedno jest pewne. W pojedynkę wiele

się nie osiągnie. Piękne słowa znajdują

się jako epitafium na grobie znanego mi-

lionera i filantropa Dale’a Carnegie’go:

Tu spoczywa ten, który wiedział, jak

zgromadzić wokół siebie zdolniejszych

niż on sam. Potrzebujemy innych ludzi

do realizacji swoich marzeń. Przyjdzie

nam to o wiele łatwiej, jeśli przy okazji

współpracy pomożemy im w osiąganiu

ich celów. Czy to będzie na poziomie

naszego biznesu, znajomości towarzy-

skich czy w innych relacjach, umiejęt-

ność przekonywania innych do naszych

wizji przez malowanie słowami obra-

zów w ich umysłach to jedno z podsta-

wowych narzędzi i cenna umiejętność

przyszłego milionera.

Piotr Mazurowski

p.mazurowski@millionaire.pl

www.piotrmazurowski.pl

Wszyscy, codziennie, podejmujemy dwojakiego rodzaju

działania. Coś sprzedajemy (nasze produkty, usługi, wie-

dzę, idee, wizje) oraz opowiadamy historie. Sprzedajemy,

ponieważ tak zorganizowany jest nasz świat. Tak funkcjo-

nuje społeczeństwo. Opowiadamy, ponieważ tak zorgani-

zowany jest ludzki umysł. Historie są kluczami do umy-

słów. Jeśli chcemy coś sprzedać, musimy przekonać kogoś

by to kupił.

background image

28

#10

29

#10

W pewnym królestwie żył mądry

władca. Pewnego dnia zwołał wszyst-

kich swoich mędrców i filozofów i dał

im zadanie. Mam wspaniały pierścień,

pod którym chcę ukryć treść mądrości,

która pomoże mi w nagłej potrzebie.

Ten, kto wymyśli taką mądrość, otrzyma

sowitą nagrodę.

Mędrcy i filozofowie myśleli i głowi-

li się nad tym, lecz nikomu nie udało się

wymyślić nic, co mogłoby zmieścić się

w pierścieniu. Potrafili pisać długie trak-

taty, przemawiać godzinami, ale streścić

mądrość w trzech słowach? Nikt tego

nie potrafił.

Król miał wiernego sługę, który po-

magał mu już w wielu sytuacjach. Pa-

nie – powiedział sługa – ja znam

takie przesłanie. Kiedyś na dwór Two-

jego ojca przyjechał wielki mistyk, który

w nagrodę za moją pracę przekazał mi tę

mądrość. Po czym zapisał na karteczce

trzy słowa. Korzystaj z tego tylko wtedy,

gdy nie będzie już wyjścia, gdy wszystko

inne zawiedzie – dodał na koniec. A król

schował karteczkę do pierścienia. Już

wkrótce miał z niej skorzystać...

Zastanawiasz się pewnie, jaki to ma

związek z filozofią mrówki? Bardzo

duży!

Ostatnio oglądałyśmy z córką w par-

ku wielkie mrowisko i krzątające się

mrówki. Opowiadałam Oldze o mrów-

kach i wtedy podeszła jeszcze matka z 6

letnim synkiem.

Mamo? – za-

pytał chłopiec –

A dlaczego te

mrówki tak biega-

ją? Ach synku!

odpowiedziała kobie-

ta – One ciężko pracują, żeby

wyżywić swoje dzieci i poklepała go

po głowie.

One wcale ciężko nie pracują – po-

wiedziałam do Olgi, aby zmienić to

przekonanie. – Mają po prostu dobrą

filozofię.

Bo widzisz, jak masz dobrą filozofię

to nie musisz ciężko pracować. Mrówki

mają filozofię sukcesu. Zasadza się ona

na trzech podstawowych zasadach.

#1. Mrówka nigdy się nie poddaje.

Jeśli zagrodzisz lub odetniesz mrów-

ce drogę, będzie szukać innego przej-

ścia. Będzie sprawdzać wszystkie moż-

liwości. W górę, w dół, dookoła, byle

tylko znaleźć rozwiązanie.

Jak długo mrówka będzie szukać

wyjścia? Aż je znajdzie.

To jest dobra filozofia. Filozofia suk-

cesu.

Pewnego dnia królestwo władcy zo-

stało zaatakowane, a on sam uciekał

konno przed zabójcami. Był sam, a ich

było wielu. Uciekając pędził przez las,

aż w końcu dotarł na krawędź przepaści.

Nie miał gdzie uciec, a za sobą słyszał

stukot kopyt koni zabójców. Nie mógł

jechać dalej... Nie było innego sposo-

bu...

I gdy wydawało mu się, że to już

koniec, przypomniał sobie o pierście-

niu. Wyjął małą karteczkę i przeczytał

przesłanie, które brzmiało: To też minie.

Wielka cisza nastała, gdy król przeczy-

tał ponownie zdanie: To też minie. Stu-

kot kopyt ucichł i zabójcy zgubili ślad

króla. Zagrożenie minęło. Był uratowa-

ny.

Król wrócił do swoich ludzi, zebrał

wojska i wyruszył na wojnę, aby od-

zyskać królestwo. Zwyciężył wrogów

i wrócił do stolicy w chwale.

Gdy wjeżdżał do miasta, tłumy wi-

watowały, ludzie świętowali, tańczy-

li i ucztowali. Król był dumny z siebie.

Podczas uczty zobaczył śpieszącego do

niego sługę.

#2 Mrówka myśli o zimie całe lato

Zawsze dziwiło mnie, gdy mój part-

ner po zamknięciu jednego cyklu cisnął,

aby jednocześnie świętując, brać się za

kolejne rzeczy. Bardziej do mnie prze-

mawiała filozofia na wszystko jest odpo-

wiedni czas i również byłam zaskoczo-

na, że ciśnienie wzrastało szczególnie

pod koniec miesiąca. I trzeba było w po-

śpiechu zrobić bardzo dużo w krótkim

czasie.

Pamiętasz na pewno chociażby

z przeszłości przed sprawdzianami

czy egzaminami strategie o kurcze, jesz-

cze tylko 2 dni!

Mrówki całe lato gromadzą zapasy.

Każdego dnia wyruszają na poszuki-

wanie jedzenia, znoszą je do mrowiska

i ruszają ponownie. Wiedzą, że zima jest

nieuchronna i zbliża się wielkimi kroka-

mi.

Wyobraź sobie w środku lata, jak

jedna mrówka mówi do drugiej: Szybko,

szybko, zima, zima, pokarm, pokarm,

szybko, szybko.

Ludzie często postępują zgoła od-

miennie. Zamiast myśleć o szukaniu

nowych rozwiązań, poświęcać czas na

działania i planować z wyprzedzeniem,

mówią: Teraz jest dobrze. Cieszmy się

i dajmy na luz.

Zawieszają działania i nic nie robią.

Aż zaczyna się źle dziać, brakuje zaso-

bów, pieniędzy, czasu i wtedy... Szaleń-

cza praca, zarwane noce, stres.

Aby tego uniknąć, myśl jak mrówka.

Gdy jest dobrze, ciesz się tym i jedno-

cześnie działaj z myślą o przyszłości.

#2 Mrówka myśli o lecie całą zimę

Kiedy nadchodzi zima, mrówki ko-

rzystają z zapasów i koncentrują się

na tym, że już wkrótce zaświeci słońce

i będzie lato. To pomaga przetrwać na-

wet najtrudniejszy okres.

Wcześniej, gdy wszystko szło nie po

mojej myśli, wydawało się mi się, że to

już nigdy się nie skończy. Jedna prze-

szkoda goniła drugą w szaleńczym tem-

pie. Czy zawsze już tak będzie? – pyta-

łam siebie zdołowana.

Teraz, gdy znam filozofię mrówki,

jest inaczej. Wiem, że nawet najsroższa

zima minie i wszystko wróci do normy.

Zachowuję spokój i działam, wiedząc,

że kiedy przyjdzie wiosenna szansa,

muszę być gotowa.

Sługa podszedł do króla i powiedział:

Panie, wyjmij mądrość z pierścienia

i przeczytaj ją teraz. Jak to? – zdziwił

się władca – przecież jestem zwycięz-

cą, a nie przegranym bez wyjścia. Ten

mistyk powiedział mi, że ta mądrość

jest nie tylko na czas klęski, lecz także

na czas przyjemności” – odparł stary

sługa.

Król wyjął karteczkę i przeczytał: To

też minie. Patrzył ze spokojem na cie-

szących się ludzi, na śmiechy, taniec

i radość.

Katarzyna Szafranowska

m.szafranowska@millionaire.pl

www.synergia.org

Czego mrówka i Jim Rohn na-

uczyli mnie o sukcesie

Czego Jim Rohn i mrówka

nauczyli mnie o zarabianiu?

Kim jest Jim Rohn?

Jest popularnym amerykańskim mo-

tywacyjnym i biznesowym trenerem,

który organizuje seminaria dla dużych

przedsiębiorstw i osób prywatnych

już od ponad 40 lat. Jest autorem wie-

lu książek, które zakresem obejmują

przywództwo, biznes umiejętności sa-

modzielnego rozwoju, kontakt z klien-

tami, i motywacji.

Kariera:

+ Prowadzenie seminarów/szkoleń od

ponad 39 lat

+ Na jego szkoleniach zasiadło ponad

6000 widzów i 4 miliony ludzi na ca-

łym świecie

+ W 1985 roku, Jim wygrał CPAE

Award from the National Speakers As-

sociation

+ Milioner, przedsiębiorca i biznesmen

pomagający innym osiągnąć wszystko

co jest potrzebne do życia i biznesu

+ Jim Rohn jest autorem ponad 17

książek audio i wideo

+ Jest określany mianem jednego z

najbardziej wpływowych myślicieli

naszych czasów

+ Jim motywował i szkolił całe poko-

lenia trenerów rozwoju osobistego, jak

również setki menedżerów z najwięk-

szych firm Ameryki

background image

30

#10

31

#10

Istnieje mnóstwo

reguł, którymi

powinien się kierować

każdy przedsiębiorca,

ale nawet, gdy nie może

ich przestrzegać, to

na pewno nie powinien

o nich zapominać.”

I Chcę być bogaty

Ta maksyma powinna przyświecać

każdemu przedsiębiorcy podczas reali-

zowania swoich marzeń o własnej fir-

mie. Choć bycie bogatym w naszym

społeczeństwie jest często źle postrze-

gane, głównie przez nauki kościoła

(Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho

igielne, niż bogatemu uda dostać się

do nieba), to wcale złe nie jest. Nieza-

leżność finansowa i bezpieczeństwo fi-

nansowe jest podstawą funkcjonowania

w państwie opartym na rynku kapitali-

stycznym. Dążenie do bycia bogatym

lub po prostu milionerem powinno być

traktowane jako przejaw trzeźwego my-

ślenia o życiu. Nie ma milionera, który

wzbogaciłby się, nie dzieląc się swoimi

pieniędzmi z innymi. Praca ludzka jest

cały czas podstawą funkcjonowania

przedsiębiorstw, więc przedsiębior-

ca zawsze część zysku przezna-

cza na wypłaty i pozwala boga-

cić się innym.

II Nie

poddawaj

się

Choć brzmi to dość trywial-

nie, to wiara w sukces i upar-

te dążenie do wyznaczonych celów

jest jednym z podstawowych kryteriów

sukcesu. Wielkie organizacje nie two-

rzą się z dnia na dzień, lecz całymi lata-

mi. Wytrwałość w realizowaniu planów

powinna cechować każdego przedsię-

biorcę nastawionego na osiąganie suk-

cesu. Wiele osób poddaje się już przed

stworzeniem własnego biznesu, bo nie

mogą znaleźć odpowiedniego pomysłu

na biznes. Każdy pomysł może być do-

bry, tylko trzeba go odpowiednio rozwi-

jać i starać się rozwiązywać problemy

stojące na drodze do realizacji wszyst-

kimi możliwymi sposobami. Często za-

pominamy, że wokół nas są osoby, któ-

re mogą pomóc nam w najtrudniejszych

problemach. A może wystarczy sięgnąć

po jedną z książek napisanych przez ko-

goś, kto początki tworzenia własnego

biznesu ma już za sobą? Pamiętaj, aby

zawsze szukać rozwiązań do końca.

III To, co masz zrobić

jutro, zrób dzisiaj

Przysłowie, które w języku polskim

zakorzeniło się już dawno

temu, obecnie jest częściej

spotykane w postaci To,

co masz zrobić dzi-

siaj, zrób pojutrze,

a będziesz mieć

dwa dni wolne-

go. Dla przed-

siębiorców zaj-

mujących się

własnym biz-

nesem druga wersja nie jest nawet

śmieszna. Własna firma wymaga po-

święcenia swojego czasu. Przy inten-

sywnym rozwoju własnej działalności

będzie nam zawsze brakowało czasu,

dlatego już teraz staraj się wykorzysty-

wać swój dzień pracy do maksimum.

Dobra organizacja własnego czasu spra-

wia, że możemy skupić się na rzeczach

najważniejszych i pilnych dla dobrego

funkcjonowania przedsiębiorstwa. Je-

śli nie wiesz, jak sprawić, by nadmiar

wolnego czasu zamieniać w pożyteczną

pracę, to może czas nadrobić zaległości

i poczytać Podstawy organizacji i zarzą-

dzania.

IV Nie walcz z systemem

System, czyli dobrze funkcjonująca,

złożona organizacja z wieloma różnymi

zależnościami między elementami sys-

temu. Z jakim systemem masz nie wal-

czyć? Z tym, który został ci odgórnie

narzucony przez państwo. Prawo jest

podstawą funkcjonowania państwa, od-

nosi się do wszystkich aspektów życia

i jest nierozerwalnie związane z gospo-

darką państwa. Jeśli nie jesteś jednym

z kilkuset ambitnych polityków, któ-

rzy chcą dla naszego, a przede wszyst-

kim, dla swojego dobra, zajmować się

uchwalaniem prawa w parlamencie, to

wpływu na system nie masz. Zamiast

zamartwiać się tym, że prawo jest skom-

plikowane, chociażby to podatkowe,

spróbuj poświęcić swój czas na pozna-

wanie go. Doświadczeni przedsiębiorcy

wiedzą, że łatwiej, prościej i taniej jest

kupić sobie kodeks pracy i wiedzieć, do

czego, jako pracodawca prawo się ma,

niż sądzić się z pracownikami, którzy

starają się wykorzystywać naszą nie-

wiedzę. Może właśnie podczas studio-

wania przepisów regulujących funk-

cjonowanie przedsiębiorstw na rynku,

znajdziesz paragrafy lub luki prawne,

które będą twoją furtką do sukcesu.

V Pamiętaj, aby

inwestować zyski

Ludzie pracujący na etacie nie mają

zwyczaju inwestowania kapitału. Za-

zwyczaj wybierają jedną z dwóch opcji,

przejadają pieniądze już w pierwszym

miesiącu po wypłacie lub też oszczędza-

ją swoje zarobki, w celu przejedzenia

ich w późniejszym okresie. Wydawanie

pieniędzy jest sztuką i nie można mylić

oszczędzania z inwestowaniem. W firmę

zawsze można wpompować pieniądze,

ale ważne jest, by robić to mądrze. Po-

czątkujący przedsiębiorcy lub inwesto-

rzy starają się kierować intuicją, wierząc

w swoją nieomylność i szczęście. Od in-

tuicji dużo pewniejsza jest matematyka

i sam pewnie nie raz słyszałeś, że dobrze

przygotowany biznesplan jest podstawą

sukcesu twojej firmy. Pieniądze mają tę

zaletę, że można je policzyć, dlatego in-

westycje oparte o planowanie są dużo

lepszym rozwiązaniem niż liczenie na

łut szczęścia. Może warto już teraz prze-

znaczyć część zarobionych pieniędzy

nawet na małą inwestycję zamiast kupo-

wać te wszystkie niezbędne rzeczy, bez

których każdy potrafiłby się obejść?

VI Ucz się na błędach

(bliźniego swego)

Nie myli się ten, kto nic nie robi

przysłowie powtarzane przez moją bab-

cię jest nadzwyczaj prawdziwe. Każdy

ma prawo do popełnienia błędu, choć po-

winniśmy robić wszystko, aby tych błę-

dów popełniać jak najmniej. Prowadze-

nie własnej działalności to ciągłe ryzyko

i na każdym kroku jest bardzo dużo moż-

liwości pomyłki. Błędy mają to do sie-

b i e ,

że są

nie-

spodziewane, niechciane i najczęściej

popełniane nieświadomie. Aby się ich

ustrzec, warto sprawdzić, jak zaczynali

inni i z jakimi pomyłkami sami na po-

czątku się spotkali. Warto skorzystać

z biblioteki lub księgarni i poczytać

o ludziach sukcesu, którzy nierzad-

ko własne pomyłki traktują jako do-

świadczenie kształtujące ich późniejszą

przedsiębiorczość. Można też poszukać

informacji w Internecie i przejrzeć fora

internetowe związane z własnym bizne-

sem. A czemu nie wybrać się na konfe-

rencję Myśleć jak Milionerzy organi-

zowaną przez Kamila Cebulskiego, na

której swoimi doświadczeniami dzielą

się osoby, które osiągnęły mniejszy, jak

i większy sukces w prowadzeniu wła-

snej firmy.

VII Nie będę miał

konkurencji lepszej

ode mnie

Hasło bardzo treściwe i zrozumiałe,

choć trudne do realizacji. Konkuren-

cja zawsze będzie istniała, niezależnie,

czy tego chcemy, czy nie. Wolny rynek

jest stworzony dla przedsiębiorstw, któ-

re z założenia mają rywalizować mię-

dzy sobą w walce o klienta. W róż-

nych branżach różnie się ta konkurencja

kształtuje, jednak zawsze są sposoby na

pokonanie konkurencji. Jednymi ze spo-

sobów są innowacje i wprowadzanie

nowoczesnych, wcześniej nie znanych

rozwiązań. Szczególnie wtedy, gdy

stworzymy produkt lub usługę, które są

trudne do podrobienia. Zawsze można

też wzorować się, brać to, co najlepsze,

od innych, udoskonalać i wprowadzać

do własnej firmy. Tworzenie przewa-

gi konkurencyjnej jest bardzo trudne

i wymaga wielu przygotowań. Bada-

nie rynku i konkurencji jest niezbęd-

n e ,

jeśli chcemy być lepsi od in-

nych. Na szczęście, dzięki

Internetowi i prawie nie-

10

PRZYKAZAŃ

PRZEDSIĘBIORCY

background image

32

#10

33

#10

ograniczonemu dostępowi do informacji,

możemy się dobrze przygotować i spraw-

dzić, z jaką konkurencją przyjdzie się

nam zmierzyć w naszym biznesie. Naj-

lepszym przykładem determinacji w po-

konaniu konkurencji jest misja firmy Ko-

matsu, którą w 1962 roku Y. Kawai uznał

za główny cel firmy: Pobić Caterpil-

lara, czyli ówczesnego największe-

go producenta maszyn budowlanych

na świecie. Komatsu się to nie udało, jed-

nak z podupadłej japońskiej fabryki stali

się drugim co do wielkości producentem

maszyn ciężkich na świecie.

VIII Nie będę pochopnie

podejmował decyzji

Umiejętność podejmowania decyzji jest

jedną z najbardziej cenionych umiejęt-

ności wśród menedżerów. Prowadze-

nie firmy to ciągłe podejmowanie decy-

zji. Decydowanie o wszystkich aspektach

funkcjonowania organizacji to wiel-

ki przywilej, ale równie wielka odpo-

wiedzialność. Dobra decyzja to przemy-

ślana decyzja. Należy zawsze starać się

o zebranie możliwie największej ilości

informacji na temat, w którego kwestii

przyjdzie nam podejmować decyzję. Czę-

sto z braku czasu decydujemy o rzeczach

pochopnie, bez zastanowienia. Robimy

tak najczęściej pod wpływem impulsu,

z tym problemem najczęściej stykamy się

na zakupach w supermarkecie. Co zro-

bić, aby podejmować tylko dobre decy-

zje? Podstawą jest podważanie własnych

przemyśleń, szukanie minusów w możli-

wościach, na które się decydujemy. Gdy

musimy o czymś zdecydować, to zazwy-

czaj pierwsze rozwiązanie wydaje nam

się najlepsze, gdy postaramy się znaleźć

w nich minusy, to łatwiej przyjdzie nam

otworzyć się na inne rozwiązania. Cza-

sami warto też poprosić osobę trzecią o

szukanie błędów w rozwiązaniach, które

przyjęliśmy za najlepsze.

IX Pamiętaj, że praca jest

dla ludzi

Niełatwo jest znaleźć dobrego pracowni-

ka, jeszcze trudniej jest kogoś zwolnić. Na

początku, gdy zaczynamy prowadzić wła-

sny biznes, to staramy się wszystko robić

sami. Zazwyczaj robimy to, by ograni-

czać koszty, ale w wyniku wprowadza-

nych oszczędności często pozbawiamy

siebie szansy na większe zyski. Szczegól-

nie w działalności usługowej osoby, które

zdecydowały się pracować na własny ra-

chunek, nie chcę dzieli się ani pracą ani

zarobionymi pieniędzmi, trzymając biz-

nes w rodzinie. Zyski osiąga się z zain-

westowanego kapitału, który powinno się

inwestować również w ludzi. Opanowa-

nie podstaw zarządzania zasobami ludz-

kimi jest jednym z kryteriów sukcesu na-

szej organizacji. Może właśnie poprzez

samodoskonalenie siebie będziemy w sta-

nie doskonalić naszą kadrę pracowników.

X Nigdy nie poprzestawaj

na tym, co masz

Chciwość to bardzo zła cecha. Jednak

nie można mylić dążenia do tego, co

dla nas najlepsze, z byciem skąpym. Ci,

którzy nie idą do przodu, cofają się. Je-

śli będziemy potrafili cieszyć się z tego,

co mamy, to nauczymy się być szczęśli-

wymi ludźmi. Jednakże, gdy skończymy

poprzestawać na tym, co mamy, to na-

uczymy się dzielić naszym szczęściem

z innymi. Gdy mamy wszystkiego ponad

miarę, to możemy zacząć dzielić się tym,

co mamy. Jeżeli dążymy do sukcesu, to

zawsze będziemy starali się zdobywać

wszystkiego więcej. Dlatego, że mier-

nik sukcesu jest względny, a każdy mały

sukces przybliża nas do osiągnięcia cze-

goś większego, co może stać się naszym

głównym celem. Pamiętaj, że sukces

do ciebie nie przyjdzie, sam musisz

do niego dążyć i wyznaczać sobie nowe

cele.

Tomasz Wykowski

t.wykowski@millionaire.pl

background image

Nie wierzyłem. Gdy kilka lat temu zacząłem uczestniczyć

w różnego rodzaju konferencjach naukowych na polskich

uczelniach zastanawiałem się ilu z uczących się tam

studentów samodzielnie wybrało kierunek swoich studiów.

Ilu z nich wie, co chce osiągnąć w życiu, czy chociaż w

którą chcą iść stronę. Podczas większości swoich wystąpień

zadawałem to pytanie – ciekawiło mnie, czy świadomość

młodych ludzi zmienia się i ewoluuje. Okazało się wręcz

odwrotnie.

34

#10

35

#10
Sam słyszałem je wiele razy. Gdy

zakładałem swoją pierwszą firmę, byłem

tak szczęśliwy, że chciałem podzielić

się tym ze znajomymi z uczelni. Jakież

było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem

od większości z nich, że przecież mi

się nie uda i że żeby być trenerem

i prowadzić szkolenia trzeba skończyć

studia i przebyć kilkuletnią praktykę.

Nie wiem, czy przemawiała przez nich

zazdrość, czy po prostu negatywne

programy wgrane do ich mózgów przez

społeczeństwo. Najważniejsze, że część

mnie, którą nazywam Buntownikiem,

była silniejsza.

Pierwsze szkolenie poprowa-

dziłem, mając niespełna

20 lat.

Wyobraź sobie

małego, chu-

dego czło-

wieczka,

wyglą-

dają-

c e -

go

n a

1 5 -

16 lat,

prowa-

d z ą c e g o

s z k o l e n i e

z

hipno-

zy, przed pu-

bliką średnio dwa

razy starszą od niego.

Człowieczek ten trząsł

się (miał jeszcze fo-

bię wystąpień publicz-

nych), a na początku

szkolenia głos drżał

mu jak galareta.

To byłem ja.

I mimo całe-

go stresu i nie-

pewności, któ-

re to dostałem

od naszego „kochanego” systemu edu-

kacji, poprowadziłem je tak, że byłem z

siebie kosmicznie dumny. Co pozwoli-

ło mi to osiągnąć? Gdy w mojej głowie

pojawiała się jakakolwiek myśl o pod-

daniu się, patrzyłem na ogromne, wspa-

niałe obrazy, które pojawiały się przed

moimi oczami. Widziałem w nich sie-

bie, w przyszłości, za wiele lat. Byłem

w nich doświadczonym przedsiębior-

cą, pewnym siebie hipnotyzerem, tera-

peutą i coachem. Widziałem, jak two-

rzę biznes oparty na pomocy innym

ludziom, latam własnym helikopterem,

mam posiadłość na pięknej wyspie i

cudowną rodzinę. I właśnie ta wizja

od lat utrzymuje mnie na drodze

do celu.

Pamiętaj, kim jesteś i kim

chcesz się stać

Kim jesteś? Nie znając Cię zupełnie,

nie wiedząc, gdzie i w jakich okoliczno-

ściach czytasz ten tekst, mogę z pełnym

przekonaniem powiedzieć, że jesteś wy-

jątkową, jedyną w swoim rodzaju, peł-

ną potencjału istotą. Mogę też powie-

dzieć, że jeszcze nie wierzysz w siebie

tak mocno, jak na to zasługujesz. Wi-

dzisz, od lat szkolę ludzi i pomagam im

się rozwijać. Uczestniczyłem w ogrom-

nych zmianach i przeobrażeniach – lu-

dzie, z którymi pracowałem, czasem w

ciągu kilku minut, godzin czy dni potra-

fili nauczyć się kierować swoimi emo-

cjami, czytać kilkadziesiąt razy szybciej

niż przeciętny człowiek, tworzyć sku-

teczny i bogaty biznes. Ty też możesz i

jeśli oprzesz ten potencjał na misji ży-

ciowej, żadna siła Cię nie powstrzyma

przed osiągnięciem sukcesu w życiu.

Według mnie misją życiową są naj-

ważniejsze i najwyższe wartości, któ-

re chcemy realizować w życiu. Nie

jest nią wielki dom, dobrze płatna pra-

ca czy nawet prywatny samolot. Mi-

sją życiową może być zabawa, radość,

szczęście, miłość, spełnienie, wol-

ność, zdrowie i wszystkie emocje i sta-

ny, które dają Ci poczucie, że jesteś

na właściwym miejscu, że to, co robisz,

ma sens i, że jesteś dobrym człowie-

kiem.

Jak ją odnaleźć? Zaproponuję Ci teraz

2 ćwiczenia, moim zdaniem, najlepsze

na początkowej drodze szukania swojej

misji życiowej.

Ćwiczenie pierwsze –

Marzenia

Przygotuj sobie kilka czystych kartek

i długopis. Usiądź przed pierwszą

i rozluźnij się. Popatrz na swoją kartkę

i przyrównaj ją do siebie. Jest czysta

– wolna od jakichkolwiek schematów

i ograniczeń. Nie ma na niej przeszłości.

Jest absolutnie wolna, możesz napisać

na niej co tylko chcesz, bez względu

na „nie można”, „to jest trudne”, „nie

wypada”, „nie powinno się”, „muszę”

i innych chorych i ograniczających

instalacji.

Zapisz na niej, na samej górze: „Ja”. Te-

raz przypomnij sobie wszystkie marze-

nia ze swojego życia, wszystkie pięk-

ne cele i pragnienia, nawet te, w które

w pewnym momencie przestałeś lub

przestałaś wierzyć. Opisz krótko, jakie

umiejętności, nawyki, cechy charakteru

sprawią Ci niesamowitą radość. Zwróć

uwagę nie na to, kim chcieli Cię stwo-

rzyć inni – rodzice, „przyjaciele”, ale na

to KIM TY CHCESZ BYĆ. I najważ-

niejsze – za wszelką cenę nie odchodź

od kartki dopóki cała, nawet najdrob-

niejsze jej miejsca, nie będą zapisane.

Może to na początku sprawić trudność,

mogą przychodzić myśli, że to bez sen-

su czy inne wymówki. To znak, że ja-

kaś część Ciebie boi się samorealizacji

– i potrzebuje od Ciebie wsparcia i pew-

ności siebie. Gdy już skończysz pierw-

szą kartkę, weź kolejną. Zapisz na niej:

„Inni ludzie” i w podobny sposób za-

pisz, jakimi ludźmi chcesz się otaczać,

co chcesz im dać, kogo chcesz poznać,

jakie związki i relacje chcesz budować.

Na kolejnych kartkach zapisz: „Rodzi-

na”, „Biznes” lub „Kariera”, „Ducho-

wość” i te sfery Twojego życia, które

uważasz za najważniejsze. Gdy skoń-

czysz, rozłóż przed sobą wszystkie kart-

ki i patrząc na nie, zacznij tworzyć obra-

zy w swojej wyobraźni. Zobacz w nich,

jak w przyszłości realizujesz wszystko

to, co właśnie zaplanowałeś lub zapla-

nowałaś. Daj czadu – niech obrazy będą

wspaniałe i kolorowe, przeżywaj je, bę-

dąc głównym bohaterem swoich ma-

rzeń.

Ćwiczenie drugie –

Łańcuchy wartości

Na kolejnej kartce wypisz jak najwięcej

czynności, które lubisz wykonywać

i do których nie musisz się sztucznie

M I S J A

STRATEGIA

S U K C E S

Na przeciętną grupę 50 studentów,

jedna do trzech osób miała wyznaczone

dalekosiężne cele – planowała swoją

karierę lub biznes lub już pracowała

na osiągnięcie swoich marzeń. Co robiła

reszta? Najczęściej studiowała, bo tak

pokierowała nimi rodzina lub nie dostała

się na wymarzone studia. Co za głupota!

– pomyślałem. Co za marnotrawienie

energii i czasu…

Wielokrotnie w swoim życiu pracowa-

łem z ludźmi mającymi 40-50 lat, dobrze

zarabiającymi, jeżdżącymi samocho-

dami wysokiej klasy, mającymi rodzi-

nę… Na pierwszy rzut oka wydawało

mi się, że mają wszystko, co potrzebne

do szczęścia. A jednak mówili, że nic,

tak naprawdę, nie osiągnęli w życiu. Py-

tałem ich – Jak to? Przecież masz żonę,

dzieci, dom, samochód? Odpowiadali, że

niby

t a k ,

ale to

nie ich

życie. To

nie oni wy-

brali taką rze-

czywistość, tylko

ich rodzice

i znajomi. Często sami

nie osiągali nic, ale czy

to z frustracji, czy to

z nudów, zamieniali się

w

życiowych mentorów

i mówili: Człowieku, daj

spokój. Życie to nie za-

bawa ani bajka, ustat-

kuj się, znajdź dobrze

płatną, bezpieczną pra-

cę! Być może słowa

te brzmią dla Ciebie

znajomo?

background image

Zdzisława zamurowało. Bez słów objął

córeczkę. Za chwilę Dagmarka uśmie-

chała się i znów świat uśmiechał się

do niej.

Tę autentyczną historię opowiedział

mi znajomy przedsiębiorca całkiem

niedawno. Dzisiaj Dagmarka już daw-

no jest panią Dagmarą, matką i żoną,

i sama tej historii nie pamięta.

Choć wszystko wydarzyło się dwa-

dzieścia pięć lat temu, to dla ojca była

to lekcja niezwykła. Na tyle niezwy-

kła, że kiedy ją opowiadał, przeżywał

na nowo. Wciąż była mocnym doświad-

czeniem.

Doświadczeniem miłości. Doświad-

czeniem przyjaźni. Doświadczeniem

niezwykłym i dla ojca i dla córki.

Tata poczuł, czym jest miłość, i Dag-

mara poczuła, czym jest miłość, i to było

doświadczenie obojga. Oboje nauczy-

li się kochać. Rodzic na swoim i dziec-

ko na swoim poziomie rozumienia i od-

czuwania. Rodzic od dziecka. Dziecko

od rodzica.

Uczymy się przez doświadczanie.

Uczymy się całe życie. Ci, którzy uczą

się całe życie i od każdego: dziecka,

dorosłego, przyjaciela, wroga, kolegi,

przyrody, kamieni, natury, pogody i Bóg

wie, czego jeszcze, są mądrymi ludźmi.

Widząc i wiedząc więcej, stwarzają wię-

cej możliwości. Są bardziej elastyczni.

Lepiej radzą sobie z wyzwaniami ży-

cia.

Ci, którzy już się wszystkiego na-

uczyli i wiedzą lepiej, doradzają, prze-

konują, wpływają, manipulują, ocenia-

ją, wartościują, sami siebie zatrzymują

w miejscu.

Dagmara miała szczęście mieć ko-

chających rodziców.

Bywa też tak, że możesz mieć

zewnętrznie wszystko (stanowisko,

majątek, dom, rodzinę), ale miałeś pe-

cha, bo gdy byłeś dzieckiem, ktoś Cie-

bie zatrzymał, nie przytulił. Zatrzymał

w rozwoju emocjonalnym nie dając mi-

łości, ciepła, wiary, nadziei, radości,

czułości i siły.

A dlaczego zatrzymał? Najczęściej

dlatego, że sam tego nie miał. Jeżeli nie

miał, to też nie bardzo mógł dać, bo nie

wiedział, co dać.

A może zamiast miłości nauczyłeś

się nienawiści, bo tylko tym dyspono-

wali najbliżsi?

Kiedy tak jest, to rzeczywiście prze-

baczenie jest rozwiązaniem. Tylko,

że przebaczenie to za mało. Potrzebu-

jesz pokochać, bo rozwiązaniem za-

wsze jest miłość. A tak naprawdę sądzę,

że przyjaźń. Przyjaźń do siebie. Przy-

jaźń do otoczenia. Tego niegdyś nauczał

Jezus. Tego nauczają mądrzy ludzie.

Tyle mądrość, ale jak tego osobiście

doświadczyć? Jak poczuć miłość? Jak

poczuć przyjaźń? Jak zacząć kochać

i być kochanym? Kiedy nie mamy ta-

kich doświadczeń?

Rozwiązaniem jest dostrzeganie mi-

łości. Dostrzeganie przyjaźni. Zobacz,

jak kochają zwierzęta. Zobacz, jak ko-

chają inni, i poczuj to. Podaruj sobie

uczucie miłości. Kochaj i Bądź kocha-

na, kochany. Stań się miłością. Stań się

przyjaźnią. Pokochaj siebie. Przytul sie-

bie, jak przytulił tata Dagmarę.

Zacznij czule rozmawiać ze sobą

i wszystkimi Twoimi komórkami, na-

rządami. Szczególnie, kiedy bolą. Przy-

tul je. Weź na ręce. Podaruj im ciepło.

Miłość. Przyjaźń.

Zacznij od siebie i tylko od siebie,

bo to jedyne, na co masz faktyczny

wpływ.

Rozmawiaj ze sobą czule i z miło-

ścią, i z mądrością.

Zaobserwuj swoje reakcje. Reakcje

swojego ciała na słowa, które wypo-

wiadasz do siebie. Poczuj – Jak reaguje

Twoje ciało, kiedy zwracają się do Cie-

bie inni?

Słowem obserwuj siebie i swoje

uczucia. Mam taką propozycję. Kiedy

czujesz się źle, to popatrz na siebie z dy-

stansu. Stań jakby obok i obserwuj sie-

bie.

Natomiast, kiedy poczujesz się do-

skonale, to patrz na świat swoimi oczy-

ma.

Teraz, spodziewaj się niezwykłego.

Spodziewaj się wysokiego, niezwykłe-

go lotu, a może odlotu. Leć coraz wyżej

i doświadczaj niezwykłego. Doświad-

czaj odczuć do tej pory nie znanych.

Stwarzaj nowe jeszcze piękniejsze, jesz-

cze wznioślejsze i bardziej zmysłowe.

I nie mówię tu o przyjemności. Zwa-

żaj lepiej, ile przyjemności jesteś w sta-

nie wytrzymać. Mówię tutaj o praw-

dziwym życiu i radości życia. Zgadnij,

czym dla Ciebie jest radość życia? Jakie

doświadczenia ją wzmacniają?

Czym dla Ciebie jest miłość?

Czym dla Ciebie jest przyjaźń?

I poznaj sercem i ciałem i duszą

wszystkie barwy miłości. Wszystkie

barwy przyjaźni!

Ty jesteś Światem, całym światem.

Świat nie istnieje dla Ciebie bez Cie-

bie. Kiedy odejdziesz, odejdzie świat.

Twój świat. Twój świat to jedyny Twój

cielesny świat, więc stwarzaj go dla sie-

bie jak najlepiej. Napełniaj go miłością,

przyjaźnią i mądrością.

Czego byś nie chciał, to i tak najważ-

niejsza jest miłość.

Choć tak naprawdę to świadomość

miłości.

Andrzej Hanisz

a.hanisz@millionaire.pl

KIEDY MAŁE

DZIECI PŁACZĄ

motywować. Może to być np.: spanie,

jedzenie, spotkania ze znajomymi,

jazda na rowerze, sport itp. Najlepiej,

jeśli wypiszesz ich przynajmniej

dwadzieścia. Skoncentruj się następnie

na pierwszej z nich i zadaj sobie pytanie:

Co mi to daje? Zapisz odpowiedź

i zadaj do niej ponownie to samo

pytanie. Dojdź tą drogą do wartości, przy

której pytanie Co mi to daje nie będzie

miało odpowiedzi. Może to wyglądać

następująco:

Lubię spać – co mi to daje? -> relaks –

co mi to daje? -> dobre samopoczucie

– co mi to daje? -> zdrowie – co mi to

daje? -> życie

Ostatnią wartość nazywamy w NLP

wartością rdzeniową. Wartość ta

jest zawsze pozytywna i jest jednym

z Twoich najsilniejszych motywatorów.

Teraz kolej na wyznaczenie strategii

życiowej. Strategia jest rozwinięciem

misji – jest dokładnym planem jej

realizacji.

Rozłóż przed sobą wszystko, co napi-

sałeś lub napisałaś, i weź do ręki kolej-

ną czystą kartkę. Ułóż ją w poziomie i

na samej górze narysuj poziomą linię.

Będzie to Twoja linia czasu. Na jej po-

czątku, po lewej stronie, zaznacz punkt,

który będzie symbolizował dzisiej-

szy dzień. Na drugim końcu, po prawej

stronie, zaznacz punktem moment za 3,

5 lub 10 lat. Podziel teraz linię na 10-

12 odcinków, rozpoczynając od aktual-

nego dnia, przechodząc przez moment

za miesiąc, za dwa miesiące, pół roku,

rok, dwa lata itp.

Patrząc na swoje marzenia (1 ćwiczenie)

i wartości rdzeniowe (ćwiczenie 2),

zaplanuj swoje cele i wszystko, co

chcesz osiągnąć i zrealizować pod koniec

okresu, który sobie wyznaczyłeś lub

wyznaczyłaś. Skuteczne wyznaczanie

celów zaczynamy właśnie od celów

dalekosiężnych. Od marzeń i inspiracji.

Pamiętaj, aby wyznaczając swoje cele,

robić to z odwagą i wiarą w siebie

i odrzucić wszelkie bariery typu: „to

trudne” czy „niemożliwe”. Twoja

świadomość ma wyznaczyć cel.

Ostatnia ważna sprawa – to, co wyzna-

czysz sobie na dziś i jutro, ZRÓB KO-

NIECZNIE. Jeśli tego nie wykonasz,

przejdź przez ćwiczenie od początku

albo zapomnij o swoich marzeniach…

Jeśli Twoje szczęście, spełnienie i oso-

bisty suk-

ces nie są dla Ciebie na tyle ważne, że za-

czniesz działać, nie jesteś człowiekiem,

ale owcą, robiącą to, co inni i osiągającą

tylko to, co zwyczajne i normalne.

A przecież to nieprawda, czyż nie?

I jeszcze jedno – coś, co bardzo czę-

sto powtarzam na swoich wystąpie-

niach: gdzieś tam w przyszłości czeka

na Ciebie moment, w którym za-

czniesz coraz częściej płakać ze szczę-

ścia. Czuć się absolutnie spokojnie

i bezpiecznie. Szczęśliwie i radośnie.

Bez żadnych problemów i konfliktów

wewnętrznych. Tylko od Ciebie zależy,

czy do niego dojdziesz. Tylko od Ciebie

zależy, czy osiągniesz sukces. Co więc

postanawiasz?

Michał Jankowiak

m.jankowiak@millionaire.pl

Mała Dagmarka płakała, idąc obok tatusia, pogrążonego w rozmowie z panią mece-

nas. Kiedy zniecierpliwiony spytał, co się stało? Poważnie odpowiedziała:

Nie wiesz o tym, że kiedy małe dzieci płaczą, to trzeba je przytulić!

36

#10

37

#10

background image

38

#10

39

#10

W

prawdzie mówi się, że kryzys nie

sprzyja innowacjom (bo trzeba

oszczędzać!), ale to tylko do pewnego

stopnia prawda. To dzięki innowacjom

możliwa jest obniżka kosztów i/lub

poprawa produktywności.

J

ednym z rozwiązań, któremu war-

to się przyjrzeć bliżej, jest koncep-

cja bring your own PC to work (przy-

nieś swój prywatny PC do pracy). Jest

to koncepcja, która w Europie konty-

nentalnej nie jest zbytnio rozpowszech-

niona, za to znana (i stosowana) jest

w Wielkiej Brytanii oraz w USA.

S

ą pewne grupy zawodowe, których

przedstawiciele najczęściej są wy-

posażeni w lepsze, szybsze kompute-

ry w domu niż w pracy (chociażby in-

formatycy i grupy pokrewne). Często

jest tak, że ludzie korzystają z firmowe-

go komputera nie tylko w celach służ-

bowych oraz z prywatnego – wykonu-

jąc pracę dla firmy. Niektórzy pracują w

domu, korzystając z prywatnego sprzę-

tu, a w pracy poświęcają kilka minut,

aby np. przeczytać prywatne e-maile

(podczas gdy inni w tym samym czasie

wychodzą na papierosa lub też prowa-

dzą niekoniecznie służbową rozmowę

telefoniczną). Stąd też sztywny podział

na prywatne i służbowe użytkowanie

komputera nie jest chyba możliwy. I to

jest właśnie przesłanka, która doprowa-

dziła do powstania koncepcji bring your

own PC to work.

M

amy do czynienia z sytuacją: użyt-

kujemy sprzęt dla celów prywat-

nych oraz służbowych, w domu, w pra-

cy, może też w pociągu albo na lotnisku.

Nie ma większego sensu używać wielu

komputerów tylko dlatego, że znajduje-

my się o różnych porach dnia w różnych

miejscach (praca, dom), zdecydowanie

lepszym rozwiązaniem jest możliwość

wykonywania tych wszystkich czynno-

ści przy użyciu jednego komputera. Tę

samą kwestię można byłoby zresztą po-

stawić w odniesieniu do tego, czy ma

sens użytkowanie dwóch samochodów

(prywatnego i służbowego – stąd szereg

firm udostępnia samochody służbowe

również do użytku prywatnego), czy też

dwóch telefonów komórkowych.

K

orzyści z rozwiązania „dwa

w jednym” są chyba jasne. Teraz

przyjrzyjmy się innym, mniej popular-

nym aspektom (i jak je rozwiązać):

Bezpieczeństwo

Czy jesteśmy w stanie zagwarantować,

że korzystając z własnego komputera,

nie przyniesiemy do firmy wirusów? To

właściwie nie jest problem, bo widząc

w tym ryzyko, należałoby praktycz-

nie zabronić korzystania z pen-drivów,

CD-ROMów, dyskietek, a może nawet

z Internetu…

Koszty

D

laczego mamy płacić za coś, co

użytkujemy służbowo? Właściwie

nie musimy tego robić. Często praco-

dawcy, stosujący rozwiązanie w posta-

ci bring your own PC to work, refundują

pracownikowi pewną stałą kwotę, która

jest związana z nabyciem/posiadaniem

własnego komputera w celach służbo-

wych, a to, co pracownik kupuje do-

datkowo w porównaniu ze standardem

oferowanym przez firmę, obciąża jego

budżet prywatny.

Utrzymanie

Kwestię utrzymania komputera pry-

watnego, użytkowanego w celach służ-

bowych, można śmiało wykorzystać

w kierunku stworzenia sytuacji win-

win: w przeważającej większości przy-

padków należy oczekiwać, że pra-

cownicy będą otaczać większą troską

prywatny sprzęt niż ma to miejsce w

przypadku sprzętu służbowego. Korzy-

sta na tym pracodawca. Ale ten właśnie

pracodawca może uczynić miejsce pra-

cy bardziej przyjaznym dla pracownika,

umożliwiając mu korzystanie z zasobów

firmowych w odniesieniu do prywatne-

go komputera: weźmy chociażby możli-

wość skorzystania z kompetencji działu

IT w przypadku instalacji nowego opro-

gramowania dla celów prywatnych.

Ogólne zasady IT

obowiązujące w firmie

C

o w przypadku, kiedy my mamy np.

inny system operacyjny niż uży-

wany w naszej firmie? Albo nasz edy-

tor tekstów odbiega od firmowego? Tu-

taj stosuje się dwa rozwiązania: można

zobowiązać pracowników do zachowy-

wania dokumentów w formacie przyję-

tym w firmie. Drugą możliwość oferu-

je wykorzystanie wirtualnych pulpitów

(virtual desktops), które są zaopatrzone

w standardowe oprogramowanie wyko-

rzystywane w naszej firmie.

I

tak naprawdę, jeżeli dobrze się

zastanowimy, na pewno dojdziemy

do wniosku, że koncepcja bring your

own PC to work coś w sobie ma…

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

www.szarafin.info

NASZE KOMPUTERY

WASZE OPROGRAMOWANIE

czyli bring your own PC to work

Jakiś czas temu słyszeliśmy „wasz prezydent, nasz premier“. Jednak nie o polityce będzie

ten tekst. Przynajmniej nie o polityce w skali makro, właściwie będzie to tekst o polityce

firm. O innowacyjnym rozwiązaniu o nazwie bring your own PC to work.

MAGIA SERWISÓW

SPOŁECZNOŚCIOWYCH

czyli jak dostać pracę dzięki kontaktom

P

omysł na ten artykuł nasunął

mi się całkiem przypadkowo:

poszukując materiałów dot. Legal

Process Outsourcing, natknęłam się

na firmę-dostawcę usług prawni-

czych, Total Attorneys. Jej strategia

rekrutacyjna, oparta na aktywności

w serwisach społecznościowych, wy-

dała mi się interesująca….

T

otal Attorneys jest firmą zatrudnia-

jącą 215 specjalistów w Chicago

oraz 12 osób w Indiach. Założyciel tej

firmy, Ed Scanlon, stosuje dosyć cieka-

wą strategię rekrutacyjną: jego pracow-

nicy to osoby posiadające szereg kon-

taktów w serwisach społecznościowych,

jak Twitter, Ning, Facebook, Bebo, Lin-

kedIn i in. Jak sam mówi, ludzie tacy

mogą dostarczyć firmie nowych, cen-

nych pracowników oraz pomysłów. Ale

czy to jedyny powód ich rekrutacji?

L

inkedIn posiada ok. 39 mln użyt-

kowników w 200 krajach świata –

a więc odpowiada to liczbie mieszkań-

ców Polski. Co sekundę dołącza do tej

społeczności nowy członek, co świad-

czy o ogromnym wzroście tego serwisu.

Z kolei Facebook posiada aż 200 mln(!)

zarejestrowanych użytkowników.

N

ic więc dziwnego, że twórcy oma-

wianych serwisów znajdują się na

liście najbogatszych ludzi świata. Dla

przykładu, ubiegłoroczne przychody ze

sprzedaży Facebook wyniosły ok. 300

mln USD, a firma ta nie zatrudnia na-

wet 1000 pracowników. Zaś jej przygo-

da zaczęła się bardzo skromnie – na

początku 2004 r. student Uniwersyte-

tu Harvard, Mark Zuckerberg, stworzył

wraz z grupą kolegów serwis społeczno-

ściowy online, w ramach którego zareje-

strowani użytkownicy mogą odszukiwać

i kontynuować szkolne znajomości oraz

wymieniać wiadomości i zdjęcia. Utwo-

rzenie kodu źródłowego strony zajęło

mu 2 tygodnie. Jako że serwis bardzo

szybko uzyskał ogromne zainteresowa-

nie wśród studentów i osiągnął sukces

na Harvardzie, szybko zapadła decyzja

o ekspansji na inne uczelnie.

L

atem 2004 r. Zuckerberg i gru-

pa jego znajomych przenieśli się

do Palo Alto w Kalifornii, gdzie wyna-

jęli tam niewielki dom, który posłużył

im za pierwsze biuro.

P

o upływie zaledwie 3 lat, w 2007 r.

prasa doniosła, ze firma Microsoft

kupiła część akcji Facebook. Było to

1,6% za kwotę 240 mln USD. Szacun-

kowa wartość Facebook to 15 mld $.

Z

szeregu badań (np. badania Edel-

man Trust Barometer) wynika, że

ludzie mają tendencję do darzenia za-

ufaniem osób, które lubią – przyznało

to aż 60% respondentów, podczas gdy

jeszcze w 2003 r. było to zaledwie 22%!

Z kolei spada zaufanie do firm, autory-

tetów, a nawet uniwersytetów i podob-

nych instytucji.

S

erwisy społecznościowe można po-

równać do ogromnych bankietów,

na których pije się koktajle, nawiązuje

znajomości, uprawia small-talk, ale nie

kupuje się żadnych produktów. Jednak-

że: jeżeli chcemy coś kupić, często py-

tamy o poradę przyjaciół i znajomych.

I w tym właśnie leży potencjał serwisów

społecznościowych: dzięki kontaktom

interpersonalnym buduje się potencjal-

ny rynek na pro-

dukty i usługi.

Czyli, jak można przyjąć,

im więcej kontaktów dana osoba posia-

da, tym bardziej powinna być atrakcyjna

na rynku pracy – i na innych rynkach.

T

en fakt uświadamia sobie coraz

więcej przedstawicieli świata biz-

nesu. To, co było dobre wczoraj, nie

wystarcza już dzisiaj, a tym bardziej

nie będzie wystarczające dla sprostania

wyzwaniom jutra. I właśnie firmy, któ-

re czerpią wnioski z badań podobnych

do powyższych, już przygotowują stra-

tegię na najbliższe lata. Dostrzegają one

rosnącą potęgę serwisów społecznościo-

wych, do których przeniosły się trady-

cyjne bankiety (chociaż te też się jesz-

cze odbywają).

I

zapewne również i z tego względu

networkerzy są tak chętnie widziani

w firmie Scanlona: są oni warci o wiele

więcej niż wynosi ich roczna pensja.

M

yślałam, że na tym kończy się ta

historia. Myliłam się. Powiedzia-

łam wcześniej, że serwisy społeczno-

ściowe mają w sobie pewną magię, czyż

nie? Naprawdę tak jest.

P

onieważ chciałam, żeby więcej osób

miało dostęp do tego tekstu, wstawi-

łam link do jego anglojęzycznej wersji

w serwisie Twitter. I oto zrzut z ekranu,

zrobiony przed chwilą:

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

www.szarafin.info

background image

40

#10

41

#10

O tym, jak ważne w dzisiejszych

czasach jest inwestowanie pieniędzy, wie

praktycznie każdy z nas. Zastanawiam

się dosyć często, dlaczego w takim

razie tak dużo osób podchodzi do tego

tematu po macoszemu. Z jednej strony,

jest świadomość, z drugiej natomiast

– brak działania. Czym spowodowana

jest ta niekonsekwencja? Przychodzą

mi do głowy dwa powody. Po pierwsze,

mnogość możliwości inwestycyjnych.

Po drugie zaś, brak rzetelnej wiedzy, która

pozwalałaby osiągać satysfakcjonujące

zyski.

Dzisiaj w Polsce działa kilkaset fundu-

szy inwestycyjnych, które lokują na-

sze pieniądze w różnego rodzaju in-

strumenty finansowe. Pytanie tylko,

w co konkretnie warto zainwestować?

Cóż, doradcy inwestycyjni zawsze za-

proponują Ci taki produkt finansowy,

za który otrzymają największą prowizję

– nawet jeśli będą musieli Cię w żywe

oczy okłamać i wcisnąć kit, na którym

stracisz mnóstwo pieniędzy.

Dlaczego tak się dzieje? To proste –

niektóre z towarzystw inwestycyjnych

sponsorują takich doradców. Krótko

mówiąc, układ jest taki – Wy proponu-

jecie klientom nasze usługi, a w zamian

za to my sowicie Was wynagrodzimy. To

przerażające, ale niestety właśnie tak

wygląda sytuacja na rynku. O tym, co

dzieje się na forach internetowych czy

w specjalistycznych portalach finanso-

wych, nie muszę chyba wspominać.

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie

możemy już ufać doradcom, ponie-

waż to może zniweczyć nasze wszel-

kie oszczędności. Jak pokazała nam

boleśnie historia, strategia „Kup i trzy-

maj” także przestała się sprawdzać. Nie

daj się nabrać na gierki marketingowe

typu Nasz fundusz inwestycyjny zarobił

średniorocznie 15% w ciągu ostatnich

3 lat! Wow, cóż za imponujący wynik.

Sprawdźmy zatem, jak wygląda ten re-

zultat na prawdziwych liczbach:

Inwestycja: 10 000 zł

Rok 2006

60%

16 000 zł

Rok 2007

-70% 4 800 zł

Rok 2008

55%

7 440 zł

60% + 55% – 70% = 45%, co

podzielone na 3 lata daje 15% zysku.

Nieźle, tylko matematycznie nie ma to

absolutnie żadnego uzasadnienia, bo

mamy o 2 560 zł mniej kapitału, co

oznacza tylko tyle, że na naszej inwe-

stycji straciliśmy 25,6%! Oczywiście

o tym spoty reklamowe nie były już ła-

skawe nas poinformować… Naturalnie,

to tylko hipotetyczny przykład i fikcyjne

dane. Niemniej jednak, otwiera oczy na

to, w jak perfidny sposób jesteśmy ma-

nipulowani przez otoczenie.

Wniosek jest tylko jeden – musimy

przejąć inicjatywę i zadbać sami o naszą

drogę inwestycyjną. Na końcu artyku-

łu znajdziesz adres strony internetowej,

na której będziesz mógł przeprowa-

dzić symulację dla swojej inwestycji

i zobaczyć, jak można uzyskiwać re-

alne zyski, będąc inwestorem aktyw-

nym. Jako Czytelnik magazynu Mil-

lionaire Magazine, otrzymasz również

kod rabatowy, umożliwiający Ci udział

w szkoleniu, na którym poznasz wyjąt-

kowe strategie, umożliwiające osiągnię-

cie takich efektów.

Każdy z nas jest inwestorem –

w mniejszym bądź większym stopniu.

Inwestujemy swój czas po to, aby zdo-

być nową wiedzę. Inwestujemy swoje

pieniądze, aby wróciły do nas w jeszcze

większej ilości. Problem jednak polega

na tym, że wielu z nas jest inwestorami

pasywnymi. Oznacza to, że powierzamy

swoje pieniądze innym w nadziei na to,

że oni właściwie się nimi zaopiekują i…

czekamy.

Właśnie z owym czekaniem jest naj-

większy błąd, jaki możemy popełnić.

Bardzo często biorę udział w różnych

szkoleniach z dziedziny finansów oraz

szeroko pojętych inwestycji. Czy wiesz,

jaka rada jest tam najczęściej udzielana?

Inwestuj długoterminowo, regularnie

dokładając do puli jednakową kwotę.

Po kilku, może kilkunastu latach bę-

dziesz mieć pewność, że osiągniesz

zysk. Zadziała procent składany oraz

średnia cena zakupu.

Co się jednak stanie, kiedy planowa-

na realizacja zysku z Twojej inwestycji

przypadnie zaraz po kryzysie? Przecież

może się tak zdarzyć, gdyż średnio co

5 – 6 lat mamy wysokie spadki na gieł-

dzie, a co kilkadziesiąt lat gigantyczne

wręcz załamania rynku. Chyba nie mu-

szę tłumaczyć, jak opłakane w skutkach

mogą się wtedy okazać Twoje inwesty-

cje. Oczywiście, być może coś zarobisz.

Pytanie tylko, czy w perspektywie kil-

ku czy kilkunastu lat to „coś” będzie

dla Ciebie satysfakcjonujące?

Sam widzisz, że nie warto pozostawać

biernym wobec swoich zainwestowa-

nych pie-

n i ę d z y .

Osoby, które będą Ci udzielały takich

„fachowych” porad, nigdy nie wezmą

odpowiedzialności za swoje słowa. Ina-

czej – w przypadku straty części kapita-

łu nikt Ci pieniędzy nie zwróci. Dlatego

też trzeba samemu wziąć odpowiedzial-

ność za własne inwestycje.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać

– pomyślisz. Okazuje się, że wcale

nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Nawet dla przeciętnego Kowalskiego,

który wcale nie ma ochoty zagłębiać się

w zasady funkcjonowania instrumentów

finansowych, ani tym bardziej śledzić

rynku, istnieją sprawdzone strategie

(techniki, metody – nazwij to jak chcesz)

na to, aby generować stabilny dochód.

Są dwie wiadomości – dobra

i zła. Dobra jest taka, że faktycznie nie

wymaga to jakichś szczególnych zdol-

ności. Wystarczy sprawdzona wie-

dza. Zła natomiast jest taka, że nieste-

ty, aby zarobić konkretne pieniądze,

potrzeba tutaj czasu. Pytanie tylko,

czy podejmiesz decyzję i zaczniesz pra-

cować na swoją finansową przyszłość,

czy też pozostawisz wszystko losowi

i wciąż będziesz tkwił w tym samym

miejscu, w którym jesteś dzisiaj?

Moja historia z inwestycjami zaczę-

ła się około 6 lat temu. Wówczas bar-

dzo popularne w Internecie były firmy

umożliwiające zara-

b i a -

nie za pomocą klikania

w banery reklamowe.

Myślę, że wiele osób

pamięta te czasy. Jakiś

czas później pojawi-

ły się piramidki finan-

sowe oparte o system

płatności e-gold. Róż-

nego rodzaju przed-

sięwzięcia, gdzie po-

dobno można było

zarobić szybko i ła-

two górę pieniędzy.

No właśnie – po-

dobno.

Z

doświadczenia

mogę

napisać,

że takie sposoby nie

istnieją. Chwytałem

się

absolutnie

wszystkiego,

co

charakteryzowało

s

i

ę

współczynnikiem ROI (ang. return of

investment – zysk z

inwestycji). Na ogół jest

tak, że jeżeli uda

Ci

się

zarobić

na jednej

rzeczy, to

stracisz

na

innej – często

nawet więcej.

I tak przez te wszyst-

kie pseudoinwestycyj-

ne przedsięwzięcia za-

interesowałem się Giełdą

Papierów Wartościowych,

rynkiem walutowym Forex

oraz funduszami inwestycyjny-

mi. Wydawać by się mogło, że to

już konkretne rynki, które w spo-

sób względnie bezpieczny pozwala-

ją pomnażać pieniądze. Rzeczywiście

tak jest, ale pod jednym warunkiem. A

mianowicie, że będziesz posiadał odpo-

wiednią strategię.

Wiele osób powie Ci, że na funduszach

inwestycyjnych nie da się zarobić. Ale

to tak naprawdę oznacza tylko i wyłącz-

nie tyle, że te osoby nie zarobiły albo

wręcz potraciły swoje oszczędności.

Czy warto się ich słuchać? To zależy…

Jeżeli masz ochotę powielać ich błędy,

to zdecydowanie nie warto. Natomiast,

jeśli myślisz o prawdziwych zyskach, to

trzeba by było się zastanowić głębiej

nad tym tematem.

Co byś zrobił z dodatkową sumą pie-

niędzy? Być może wyjechałbyś na

wymarzone wakacje. Może wybu-

dowałbyś taki dom, w jakim zawsze

chciałeś mieszkać. Może kupiłbyś

sobie nowy samochód. A może ze-

chciałbyś spełnić marzenia innych

osób. Cokolwiek by to nie było, z

pewnością warto jest o to powal-

czyć.

W porządku. Przejdźmy zatem

do konkretów i przyjrzyjmy się

potencjalnym zyskom, które

mogą spotkać aktywnych inwe-

storów, bo przecież dążymy do

tego, aby właśnie nimi się stać.

Oczywiście wszystkie zaprezen-

towane tutaj wyliczenia są hi-

storyczne i nie gwarantują tego

, iż

wyniki powtórzą się w przyszło-

ści, natomiast owa historia poka-

zuje, że jest to zbliżony cykl.

Inwestycja: 50 000,00 zł

Od dnia: 23 czerwca 1992

Do dnia: 4 lipca 2009

Zysk roczny: 25,53%

Do wypłaty: 2 335 146,72 zł

Być może uznasz, że 17 lat to dużo.

Pamiętaj jednak, że rozmawiamy tu-

taj o bezpiecznej strategii generowania

przychodów. Który z instrumentów fi-

nansowych spełniających ten warunek,

pozwoli Ci na osiągnięcie tego typu zy-

sków? Zobaczmy, co by się stało, gdyby

Twoja inwestycja została dokonana 5 lat

temu – czyli uwzględniając dość duży

okres bessy.

Inwestycja: 50 000,00 zł

Od dnia: 2 marca 2004

Do dnia: 5 marca 2009

Zysk roczny: 14,11%

Do wypłaty: 117 210,83 zł

Całkiem nieźle, biorąc pod uwa-

gę mało sprzyjającą koniunkturę.

Gdzie kryje się tajemnica? Oczywiście

w strategii. Poeksperymentuj z liczbami

i sam się przekonaj, co daje tak napraw-

dę aktywne inwestowanie.

Adam Hycnar

a.hycnar@millionaire.pl

Aktywny

Inwestor

Dlaczego warto być aktywnym inwestorem?

background image

42

#10

43

#10

Tę jakość mierzą m.in. Instytut

Frasera oraz Bank Światowy i nazywają

ją indeksem wolności gospodarczej

(Tab.1).

W rankingu Instytutu Frasera spośród

krajów członkowskich UE za nami są

jedynie Bułgaria i Rumunia, w rankin-

gu Banku Światowego wyprzedają nas

również i one. A dzieje się tak, mimo

że ― zapewne jako jedyny kraj na świe-

cie ― mamy i stale ulepszamy Ustawę

o swobodzie działalności gospodarczej.

Jak pisze w swojej znakomitej

książce Konstytucja wolności Friedrich

August von Hayek:

Różnica pomiędzy wolnością a swo-

bodami jest taka, jak między sytuacją,

w której wszystko jest dozwolone, co nie

jest zabronione przez ogólne normy (to

jest wolność, przyp. AJB), a sytuacją,

w której zabronione jest wszystko, co nie

jest wyraźnie dozwolone (a to są swobo-

dy, przyp. AJB). (s.33).

Problem z ustawą o swobodach nie leży

więc w tym, że jest zła, ale w tym, że

w ogóle myśli się o takiej właśnie dro-

dze uwalniania polskiej gospodarki

od barier stawianych przez państwo.

A ile jest tych barier, pokazuje raport

Bariery administracyjne związane z po-

dejmowaniem i prowadzeniem działal-

ności gospodarczej w Polsce — oce-

na przygotowany przez IPSOS w 2004

roku na zamówienie Banku Światowe-

go Raport zawiera ponad 300 stron i od

jego opublikowania praktycznie nic się

nie zmieniło.

A oto cytat z syntetycznej części tego

raportu:

...stosowane obecnie procedury przygo-

towywania projektów aktów prawnych

przez rząd są wadliwe, regulacjom usta-

wowym nie towarzyszą stosowne akty

wykonawcze i do tego nadal nie dopra-

cowaliśmy się w Polsce usystematyzo-

wanej oceny ekonomicznych skutków

regulacji prawnych. Tym samym gospo-

darka narażona jest na niekontrolowany

przyrost zapisów powodujących nieuza-

sadnione koszty działalności gospodar-

czej oraz krępujących rozwój przedsię-

biorczości.(…)

Aby ustawa o swobodzie zmierzyła się

ze wszystkimi tymi barierami, musiała-

by zawierać co najmniej dwa razy wię-

cej stron niż cytowany raport. I oczy-

wiście bałagan byłby jeszcze większy.

Jednakże problem techniczny zwią-

zany z taką ustawą nie jest wcale naj-

ważniejszy. Aby lepiej zilustrować

kuriozalność samego pomysłu, posłu-

żę się pewnym przykładem. Wyobraź-

my sobie, że w jakimś kraju parlament

uchwala ustawę o swobodzie wycho-

dzenia z domu na ulicę. Ustawa określa,

kto ma prawo wychodzić, kiedy ma pra-

wo wychodzić, gdzie wyrabia się prze-

pustki itp.

Oczywiście, każdy powie, że ist-

nienie

takiej

ustawy

świadczy

o tym, że nie tylko nie ma żadnej wol-

ności, ale też, że nikt nawet o niej nie

myśli. I taką właśnie ustawę mieliśmy

w latach 1980. w stanie wojennym.

Czym jest więc wolność gospodarcza

i jak się ją mierzy? Instytut Frasera podaje

pięć obszarów, w których mieszczą

się 42 atrybuty wolności. Cytuję ich

nazwy we własnym tłumaczeniu, a dla

pewności podaję również sformułowania

oryginalne:

Wielkość rządu mierzona

1.

jego wydatkami, podatkami

i zaangażowaniem

w przedsięwzięcia gospodarcze

(Size of Government:

Expenditures, Taxes,

and Enterprises). Oczywiście

im „większy” rząd, tym

niższa ocena w rankingu.

Struktura systemu

2.

legislacyjnego i pewność prawa

do własności (Legal Structure

and Security of Property Rights)

Dostęp do :dobrych”

3.

pieniędzy (Access to Sound

Money). Dobroć pieniądza

jest mierzona jego podażą,

poziomem inflacji i prawem

do posiadania dewizowych

rachunków bankowych.

Wolność handlu

4.

międzynarodowego (Freedom

to Trade Internationally).

Przepisy dotyczące bankowości,

5.

prawa pracy i warunków

prowadzenia przedsiębiorstw

(Regulation of Credit, Labor,

and Business). Dla oceny

warunków prowadzenia

przedsiębiorstw mierzy się m.in.

biurokratyczne i podatkowe

koszty ich prowadzenia

oraz poziom korupcji.

Warto zauważyć, że w obu wcześniej

przytoczonych rankingach w ścisłej

czołówce znalazły się kraje, które nie są

ani duże, ani liczne, ani bogate w zasoby

naturalne: Singapur i Hong Kong. Za to

w końcówce znalazły się kraje zasobne

we wszystko poza dobrym prawem ―

Chiny i Rosja.

Andrzej Blikle

a.blikle@millionaire.pl

UWOLNIĆ PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ

Jak pokazują liczne badania, prosperity kraju i jego

obywateli nie zależy ani od położenia kraju, ani

od jego wielkości, ani od liczby mieszkańców, ani

od posiadania surowców naturalnych. Zależy

od jednej tylko rzeczy ― od jakości prawa związa-

nego z gospodarką.

background image

44

#10

45

#10

W

końcu stycznia 2009 r. (prawdo-

podobnie 28) na antenie C-SPAN

wystąpił członek Izby Reprezentantów

USA Paul Kanjorski (demokrata polskie-

go pochodzenia). W Izbie pełni funkcję

przewodniczącego jednej z podkomisji

Komisji Rynków Kapitałowych.

P

oczątek nagrania to telefon widza

mającego za złe, że plan Paulsona

wpompowania do amerykańskich ban-

ków setek miliardów dolarów przynosi

korzyści wyłącznie bankierom. Zaata-

kowany kongresman ujawnił szokujące

kulisy załamania systemu bankowego w

USA.

O

powiedział, że 11 września 2008 r.

ok. godz. 11.00 przed południem

nastąpił zmasowany odpływ z Systemu

Rezerwy Federalnej środków pienięż-

nych w kwocie 550 mld dolarów w ciągu

1-2 godzin. Po stwierdzenie uszczuple-

nia środków Departament Skarbu in-

terweniował, zasilając system bankowy

kwotą 105 mld dolarów. Okazało się to

jednak kwotą niewystarczającą i wstrzy-

mano transfer środków. Według szacun-

ków, gdyby nie wprowadzenie blokady

z systemu Rezerwy Federalnej do

godz. 14.00, wycofano

by 5,5 bln dola-

rów.

Kanjorski wskazywał na te okolicz-

ności jako uzasadnienie planu Paulso-

na. Stwierdził, że gdyby nie wpompo-

wanie do banków 700 mld dolarów, to

konieczne byłoby wykupienie toksycz-

nych aktywów na kwotę kilku bilionów

dolarów. Przyznał także, że sytuacja jest

wyjątkowa i w ogóle nie wiadomo, czy

znajdzie się bezpieczne rozwiązanie.

Kongresmani zostali powiadomi o sytu-

acji już w dniu 15 września 2008 r. przez

sekretarza skarbu i przewodniczącego

Rezerwy Federalnej.

N

ie mamy podstaw, żeby kwestiono-

wać autentyczność nagrania. Kan-

jorski ma pewne problemy ze ścisłym

opisem zdarzeń (mówi o elektronicz-

nym ataku na banki amerykańskie), ale

naszym zdaniem, podane przez niego

fakty układają się w logiczną całość.

R

ezerwa Federalna jest centralnym

bankiem USA. Jako centralny bank

państwa prowadzi konta banków amery-

kańskich i konta zagranicznych instytu-

cji finansowych krajów, z którymi USA

prowadzą operacje gospodarcze. Rezer-

wa Federalna nie prowadzi kont przed-

siębiorstw lub ludności. W dniu 11

września 2008 r. zauważono, że z kont

banków amerykańskich w Rezerwie

Federalnej ubywają środki pienięż-

ne. Zgodnie z podstawowymi za-

sadami rachunkowości oznacza

to, że środki te były jednocześnie

księgowane na innych kontach.

Przerwanie operacji przy jed-

noczesnym podkreśleniu, że

środki wypływały z Rezerwy Federal-

nej pozwala nam stwierdzić, że środki

te były księgowane na koncie (kontach)

jakiejś zagranicznej w stosunku do USA

instytucji finansowej. Początkowo trak-

towano te przelewy jako zjawisko natu-

ralne, stąd przeprowadzono interwencję

zasilającą rynek pieniężny dla przeciw-

działania zmniejszeniu płynności. Po

zorientowaniu się co do skali operacji,

została ona przerwana, co w praktyce

oznacza ogłoszenie niewypłacalności

systemu bankowego USA.

C

zy był to jakiś atak elektroniczny,

jak twierdzi Kanjorski? Uważamy

za mało prawdopodobne, aby Rezerwa

Federalna przez dwie godziny księgo-

wała przelewy z kont banków amerykań-

skich do jakiejś instytucji zagranicznej

bez ważnego i nie budzącego wątpliwo-

ści zlecenia. Jaka mogła być podstawa

tych gigantycznych przelewów? Kan-

jorski sam wskazał na ten tytuł, opisu-

jąc dylemat z toksycznymi aktywami.

Uważamy, że w dniu 11 września 2008

r. doszło do legalnego rozliczania po-

zycji spekulacyjnych zajętych na dery-

watach (instrumentach finansowych).

Banki amerykańskie poniosły klęskę

w spekulacji i w tym dniu rozpoczę-

to rozliczanie pozycji przez przelew do

zwycięzcy. Po zorientowaniu się, co do

skali strat na spekulacji i idących za nimi

rozliczeń międzybankowych, sztucz-

nie przerwano rozliczenia, pozostawia-

jąc niespłacone zobowiązania banków

amerykańskich wobec jakiejś instytucji

zagranicznej. Jednocześnie w związku

z dokonanymi przelewami środków na

kwotę 550 mld dolarów, w trybie nagłym

rząd USA z pieniędzy podatników zała-

tał dziurę transferem do amerykańskich

banków kwoty 700 mld dolarów. Nadal

pozostał otwarty problem spełnienia zo-

PIERWSZE DNI KRYZYSU W USA

Czy obecny kryzys to zwykły cykl koniunkturalny, jak chcą

nam wmówić politycy, czy może sprawa jest bardziej skom-

plikowana? Naprawdę chciałbym, żeby opisywane tu hipo-

tezy były zdarzeniem niemożliwym.

bowiązań na kwotę kilku bilionów dola-

rów, przypuszczamy, że nie mniejszą niż

5,5 bln dolarów, które szacunkowo mia-

ły wypłynąć tylko 11 września 2008 r.

Te aktywa określane jako toksyczne na-

dal obciążają banki amerykańskie i ktoś

za granicą oczekuje ich spłaty.

K

to to jest? Podkreślmy, że władze

amerykańskie wiedzą, kto to jest.

Znają bowiem konta, na które przepły-

nęło 550 mld dolarów. Nieujawnianie

tych podmiotów dowodzi politycznego

charakteru sprawy. Jakim podmiotom

banki amerykańskie są winne ok. 5,5 bln

dolarów z tytułu nieudanych transakcji

spekulacyjnych.

Z

asadniczo nie musimy czekać na

odpowiedź. Sami poszukajmy. Mu-

simy przypatrzeć się dużym gospodar-

kom z silnymi bankami mającymi duże

rezerwy dewizowe. Tylko takie kraje

mogły skutecznie pokonać bankierów

amerykańskich w spekulacji. Na pierw-

szy ogień idzie strefa euro. Jest to dobry

kandydat, zważywszy na animozje po-

między socjalistycznymi władzami Unii

a jankeskimi kapitalistami. Ale problem

w tym, że na spekulacji poległy i banki

europejskie. Poufny raport Komisji Eu-

ropejskiej mówi o stratach banków eu-

rosystemu na kwotę 13,7 bln euro na sa-

mych derywatach. Dyskutując na temat

tych strat, przyznaliśmy, że są one mało

prawdopodobne i dopuściliśmy możli-

wość, że jest to dezinformacja. Musi-

my zweryfikować to stanowisko. Ujaw-

nienie strat banków amerykańskich na

przynajmniej 5,5 bln dolarów oznacza,

że banki europejskie mogły rzeczywi-

ście stracić na spekulacji derywatami

13,7 bln euro. Pozwala to zawęzić ob-

szar poszukiwań. Przeciwnikiem ban-

ków amerykańskich i europejskich mu-

siał być ktoś wyjątkowy. Zasadniczo jest

tylko jeden taki przeciwnik o olbrzymiej

dotąd bardzo dynamicznej gospodarce

z gigantycznymi rezerwami walutowy-

mi powstałym dzięki nadwyżce handlo-

wej. Jest to druga gospodarka świata,

której PKB po uwzględnieniu parytetu

siły nabywczej stanowi ok. 50 % PKB

USA. To Chiny. Można jeszcze rozwa-

żać Japonię, ale stagnacja gospodarcza,

która trawi ją od lat oraz obecny silny

kolaps gospodarczy, wskazują, że Japo-

nia też była ofiarą spekulacji.

W

ysuwamy hipotezę, że bankierzy

amerykańscy i europejscy przy

pełnej wiedzy, akceptacji, a być może

i zachęcie ze strony polityków, prowa-

dzili olbrzymie spekulacje z instytucja-

mi chińskimi, które zakończyły się kata-

strofalną klęską.

R

ozmiar tej klęski można porównać

do termojądrowej bomby finanso-

wej. Długi banków amerykańskich i eu-

ropejskich przekraczają wielokrotnie

ich kapitały własne.

Paul E. Kanjorski (ur. 2 kwietnia 1937) to polityk amerykański polskiego pochodzenia, członek

Partii Demokratycznej. Od 1985 roku jest przedstawicielem jedenastego okręgu wyborczego

wPensylwanii w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych (źródło: wiki).

background image

46

#10

47

#10

58

W istocie systemy bankowe Ameryki

i Europy są niewypłacalne. Sięgają one

łącznie mniej więcej PKB tych gospo-

darek. Oznacza to, że zwycięzca spe-

kulacji, prawdopodobnie Chiny, mają

uprawnione roszczenia do mniej wię-

cej 10 % majątku narodowego (zie-

mi, przedsiębiorstw, banków) Ameryki

i Europy. To dlatego Kanjorski wyka-

zuje bezradność i mówi, że nie wie, jak

to się zakończy. Tę bezradność wykazu-

ją wszyscy politycy i bankierzy. Chiny

nie są partnerem, który pozwoli zamieść

brudy pod dywan. To kraj o innej niż

zachodnia kulturze i mentalności spo-

łeczeństwa, który właśnie wysuwa się

do światowego przywództwa.

P

rzegrani spekulanci zmierzają do

konfrontacji. Zaprzestali spłaty zo-

bowiązań, które sami pozaciągali. Poja-

wia się retoryka wojenna o elektronicz-

nym ataku na banki. Z tej perspektywy

zupełnie inaczej wygląda np. kwestia

tarczy antyrakietowej czy obecności

Ameryki w Afganistanie. Spekulacje

narastały od kilku lat i świetnie orien-

towano się, z kim podjęto walkę. To nie

przed Iranem miała osłaniać tarcza anty-

rakietowa, to nie Talibowie są głównym

celem zajęcia przyczółku u granic Chin.

P

ostępujący rozkład narodowych go-

spodarek jako efekt niewypłacal-

ności banków zwiększa ryzyko kon-

frontacji zbrojnej. Gospodarka chińska

odczuwa dolegliwości spadku obrotów

handlu zagranicznego. Dziesiątki milio-

nów bezrobotnych Chińczyków może

pałać żądzą odwetu na sprawcach go-

spodarczej katastrofy, którymi są bez

wątpienia zachodni politycy i bankie-

rzy. Chiński potencjał nuklearny pozwa-

la na zaatakowanie wszystkich centrów

światowych finansów, tj. tych miejsc

gdzie rodziła się spekulacja i zaprzesta-

no spłaty długów.

W

tej konfrontacji Polska musi zająć

stanowisko neutralne. Polska nie

powinna płacić rachunku za bankierów

spekulantów z Ameryki i Europy.

Chwała Bogu nie uczestniczyliśmy w tej

spekulacji, aczkolwiek władze Polski,

jako członkowie Unii o tym wiedziały.

Musimy być przygotowani na każdy

scenariusz.

W

najgorszym wariancie nasi rodacy

w Zachodniej Europie i USA po

potwierdzeniu narastania konfrontacji

z Chinami powinni opuścić duże

ośrodki miejskie, przede wszystkim,

te które są siedzibami głównych

instytucji finansowych. Uważamy, że

najbezpieczniejszym miejscem dla

Polaków jest Polska, mimo że powrót

milionów rodaków spotęguje zapaść

gospodarczą. Przetrwanie narodu jest

warte takiej ceny.

P

o ustąpieniu obecnych skompromi-

towanych władz Polski podejmie-

my mediację w celu pokojowego roz-

wiązania konfliktu. Niezależnie od tego

w jaki sposób ulegnie rozwiązaniu pro-

blem toksycznych aktywów, czeka nas

odbudowa zniszczonych gospodarek

w tym systemów finansowych. W celu

uniknięcia powtórki z historii odbudo-

wany system finansowy powinien za-

pewniać bezpieczeństwo poprzez:

1

Przywrócenie państwom monopolu

emisji pieniądza i niedopuszczenie

do kreowania pieniądza przez banki

komercyjne,

2

Zakaz

łączenie

działalności

d e p o z y t o w o - k r e d y t o w e j

z bankowością inwestycyjną,

3

Zakaz używania derywatów na

giełdach papierów wartościowych,

rynkach pieniężnych, walutowych oraz

surowcowych.

P

ociągniemy do odpowiedzialności

sprawców kataklizmu. Bankierzy i

politycy zamieszania w spekulacje do-

żywotnio nie będą mogli sprawować

funkcji publicznych i w instytucjach

finansowych. Będą pod państwowym

przymusem do końca życia usuwać wła-

snymi rękoma potworne skutki konfron-

tacji zbrojnej, a w przypadku znalezienia

rozwiązania pokojowego pod takim-

że przymusem fizyczną pracą przyczy-

niać się do odbudowy zniszczonych go-

spodarek narodowych. Nie dopuścimy

do odpowiedzialności zbiorowej wobec

niewinnych osób. To nie Żydzi są win-

ni katastrofy. To przestępcy bankierzy

i politycy, często o żydowskim pocho-

dzeniu, dopuścili się zbrodni wobec pra-

cujących w pokoju narodów, i oni po-

niosą za to odpowiedzialność.

W

iemy, że Polska przetrwa nadcho-

dzący kataklizm. Podkreślamy,

my w to nie tylko wierzymy, my to wie-

my.

Tomasz Urbaś

t.urbas@millionaire.pl

Wpowiedź Paula Kanjorskiego:

www.youtube.com/watch?v=pD8viQ_DhS4

Relacja z rozmowy z Paulem Kanjorskim:

www.meritum.us/2009/02/18/kulisy-finansowego-911-elektroniczny-atak-na-banki/

Depesza agencyjna o stratach w eurosystemie:

http://www.finanse.wp.pl/drukuj.html?wid=10867675

Cenzurowany artykuł w Telegraph:

www.telegraph.co.uk/finance/financetopics/financialcrisis/4590512/European-

banks-may-need-16.3-trillion-bail-out-EC-dcoument-warns.html

Pierwotna wersja artykułu w Telegraph:

h t t p : / / f o r u m . g a z e t a . p l / f o r u m / 7 2 , 2 . h t m l ? f = 1 7 0 0 7 & w = 9 1 2 0 7 5 4 3

ZOBACZ TAKŻE

EKONOMIA I GOSPODARKA

background image

48

#10

49

#10

N

a konferencji, jaka odbyła się

w końcu maja br. w pałacu prezy-

denckim, pośród pięciu b. ministrów fi-

nansów, czworo z zaproszonych (Osia-

tyński, Kołodko, Lutkowski, Borowski)

to wyznawcy paradygmatu Johna May-

narda Keynesa o stymulowaniu gospo-

darki wydatkami publicznymi. Piąta,

czyli Zyta Gilowska, to jedna z grupki

czterech, może pięciu znanych polskich

ekonomistów – Leszek Balcerowicz,

Jan Winiecki, Witold Kwaśnicki, Jacek

Rostowski czy zmarły niedawno Wie-

sław Wilczyński – którzy rozumieją teo-

rię ekonomii i odrzucają utopijne i fał-

szywe założenia teorii Lorda Keynesa.

Pod tym względem jesteśmy i tak

w znacznie lepszej sytuacji niż Amery-

kanie. Szefem Krajowej Rady Gospo-

darczej, która jest najwyższym ciałem

doradczym prezydenta Obamy, jest syn

dwóch wybitnych profesorów ekonomii

oraz siostrzeniec laureata nagrody No-

bla, Paula Samuelsona, Larry Summers,

do niedawna także rektor uniwersytetu

Harvarda. Cała rodzina wyznaje poglą-

dy z pogranicza skrajnego interwencjo-

nizmu i socjalizmu. Najbardziej aktyw-

ni amerykańscy laureaci ekonomicznej

nagrody Nobla, Paul Krugman i Joseph

Stiglitz to czystej wody socjaliści, choć

utrzymują, że są wolnorynkowymi in-

terwencjonistami. Podobne poglądy

ma urzędujący minister Skarbu, Timo-

thy Geithner i szef banku centralnego

(FED), Bob Bernanke.

J

ak to możliwe, że ludzie tej klasy,

światowa czołówka ekonomistów,

nobliści i kandydaci do przyszłych Na-

gród Nobla wyznają poglądy sprzeczne

ze zdrowym rozsądkiem? Już widzę te

głosy oburzenia; cóż za ignorant! Niko-

mu nie znany niedouk śmie kwestiono-

wać kwalifikacje Noblistów?! To bez-

czelność! Na swoją obronę mam nie

byle jaki autorytet, mianowicie Tho-

masa S. Kuhna1, który w swym wieko-

pomnym dziele pt. Struktura rewolucji

naukowych zwraca uwagę, że naukow-

cy w każdej dziedzinie wiedzy dążą

do przyjęcia pewnej matrycy teoretycz-

nej, wizji podstawowej, paradygmatu.

Raz przyjęty paradygmat nie jest spraw-

dzany czy kwestionowany, a dalsze ba-

dania stają się albo jego zastosowania-

mi, albo wyjaśnianiem niedoskonałości

paradygmatu, który jest uznaną prawdą,

nawet wtedy, gdy okaże się, że jest fał-

szywy. Paradygmat nie trwa, rzecz ja-

sna, wiecznie. Z chwilą pojawienia się

zbyt dużej ilości faktów przeczących

mu zostaje ostatecznie wyparty przez

nowy, lepszy paradygmat. To wszystko

jednak trwa.

P

aradygmat Ptolomeusza, że „Słoń-

ce kręci się wokół Ziemi” prze-

trwał jeszcze aż 180 lat po ogłoszeniu

przez Kopernika O obrotach ciał niebie-

skich, w których polski astronom dowo-

dził czegoś przeciwnego. Przyjęcie no-

wego paradygmatu Kopernika nie było

łatwe ze względu na ówczesną doktry-

nę kościelną. Nieco krócej, ale też po-

nad pół wieku, trwał paradygmat znany

jako teoria flogistonu. Paradygmat Key-

nesa okazał się fałszywy jeszcze zanim

powstał. Obalił go Ludwig von Mises

w Teorii pieniądza i kredytu, wydanej

w roku 1912, czyli 97 lat temu. Praktyka

uczy, że do obalenia go uczeni potrzebu-

ją więcej czasu. Szczególnym utrudnie-

niem jest charakter paradygmatu Keyne-

sa i samych uczonych. Teoria Keynesa

jest wyjątkowo interwencjonistyczna, a

więc polityczna, czyli służy rządzącym.

Gros ekonomistów zatrudnianych jest

przez instytucje państwowe bądź quasi

państwowe, np. uniwersytety czy wyż-

W trakcie debaty w TVN24, z udziałem kilku znanych polskich ekonomistów i poświęco-

nej przyczynom obecnego kryzysu i sposobom przeciwdziałania mu, Ryszard Bugaj, do-

radca prezydenta RP powiedział, że praprzyczyną kryzysu była nadmierna konsumpcja

na kredyt w Stanach Zjednoczonych. Na pytanie prowadzącego: Co w takim razie robić,

żeby przeciwdziałać kryzysowi? Stymulować konsumpcję na kredyt – odpowiedział prof.

Bugaj bez cienia zażenowania. Czy trudno się potem dziwić, że Lech Kaczyński krytyku-

je rządzących za to, że z jednej strony nie zwiększają deficytu budżetowego, z drugiej zaś,

że go zwiększają.

RZĄDY FACHOWCÓW

John Maynard Keynes, (ur. 5 czerwca 1883 w Cambridge, zmarł 21 kwietnia 1946 w Firle, Wielka

Brytania), angielski ekonomista, twórca błędnej teorii (Keynesizmu) interwencjonizmu państwowe-

go w dziedzinie ekonomii i finansów państwowych. Pod koniec lat 1970. nastąpił odwrót od teorii

Keynesa, a popularność zaczęły odzyskiwać szkoły ekonomiczne wychodzące z zasad klasycznej eko-

nomii. (wiki)

sze uczelnie prywatne przez rządy sub-

sydiowane. A ponieważ bliższa koszu-

la ciału, zatrudnieni tam ekonomiści

bardziej dbają o swój etat niż o praw-

dę, która może ich tego etatu pozbawić.

O takich ludziach mówi się...etatyści.

Ich wiedza poprzez media przenika do

opinii publicznej, która myśli, że wie,

o co w gospodarce chodzi. Ignorancja

rodzi ignorancję.

A

o co w gospodarce chodzi? John

Maynard Keynes dokonał w ekono-

mii „głównego nurtu” właściwie trzech

rewolucyjnych zmian. Oto jego pomy-

sły:

1

Zanegował klasyczną strukturę pro-

dukcyjną, która wcześniej wygląda-

ła mniej więcej tak: praca, oszczędno-

ści, inwestycje, produkcja, konsumpcja,

wprowadzając w jej miejsce strukturę

swoją: konsumpcja (w warunkach kry-

zysowych na kredyt), inwestycje i pro-

dukcja.

2

Przyjął, że oszczędności są rywa-

lem konsumpcji, gdy tymczasem są

one jedynie konsumpcją odłożoną

w czasie, z której finansuje się kre-

dyt;

3

Zignorował

podstawowy

fakt natury świata mówiący,

że żyjemy w świecie dóbr rzad-

kich, co oznacza, że wszystkie

zasoby, jakimi dysponujemy,

występują w niedoborze. Pod

dostatkiem jest tylko powie-

trza i dlatego za powietrze nie

płacimy. Wszystko inne (pra-

ca, surowce, energia, czas)

trzeba albo kupować, albo dys-

trybuować w jakiś inny spo-

sób (przydziały, talony, system

kartkowy etc.).

N

iestety, co pomysł, to pudło. Nie

można konsumować, gdy się nie

wyprodukuje. To nie konsumpcja sty-

muluje produkcję, jest raczej odwrot-

nie. Aby to zrozumieć, wystarczy doko-

nać wizualizacji cyklu ekonomicznego

w wykonaniu pierwszego producen-

ta na Ziemi albo rozbitka, jak Robin-

son Cruzoe, rozpoczynającego proces

przetrwania na bezludnej wyspie. Żeby

konsumować, musieli najpierw coś wy-

produkować. Nie skonsumowana część

produkcji posłużyła im do zakupu (wy-

miany) środków produkcji (inwestycji),

a tym samym, do wzrostu produkcji.

Dlatego właśnie gros programów sty-

mulujących produkcję za pomocą kon-

sumpcji, propagowanych przez rządy Ja-

ponii, Stanów Zjednoczonych, Niemiec

etc. albo nie działa, albo po chwilowej

poprawie (Japonia) wywołuje jeszcze

większe turbulencje na rynku. Ostatnie

dane Banku Światowego – wbrew po-

glądom Roberta Zoellicka, prezesa tej

instytucji, który również jest wyznaw-

cą paradygmatu Keynesa – dowodzą,

że program stymulujący prezydenta

Obamy osiągnie korzystne skutki, z tym

że nie w USA, Japonii i Niemczech, lecz

w... Chinach i Indiach. Można mieć na-

dzieję, że także w Polsce, ponieważ my

nadal produkujemy to, do czego rządy

pozostałych krajów Unii zachęcają swo-

ich obywateli, czyli dobra konsumpcyj-

ne. Potwierdza to Al Hunt z Bloom-

berg Television, mówiąc, że o ile

w Stanach Zjednoczonych ro-

śnie bezrobocie i spada pro-

dukcja, o tyle w Indiach

i Chinach przewiduje

się znaczny wzrost

gospodarczy.

Oba

te fakty

mają wspólne źródło, są nim amerykań-

skie programy stymulujące.

J

ednakże największym grzechem

Keynesa było zignorowanie faktu

„rzadkości” zasobów i zastąpienie go

„nadmiarem”. Uczynił to, negując wy-

myślone przez francuskiego ekonomi-

stę Jean Baptiste Say’a prawo mówią-

ce, że „każda podaż (produkcja) ma

swój popyt”, a nie odwrotnie, jak tego

chciał Keynes. Jeśli popyt jest za mały,

jak to bywa w sytuacjach kryzysowych,

wystarczy go pobudzić, drukując albo

pożyczając pieniądze. Za te pieniądze

ludzie kupią towary, których – jak za-

łożył Keynes – jest w bród, tylko lu-

dzi na nie nie stać i w ten sposób go-

spodarka ruszy. Problem w tym, że jeśli

pieniądz jest skutkiem produkcji, to za

pieniądzem wykreowanym przez rząd

czy bank centralny produkcji, a więc

dóbr i usług nie ma. Jest on pusty. Je-

śli zatem część pieniędzy nie ma po-

krycia w towarach, zamiast nadmiaru,

będziemy mieć do czynienia z niedo-

borem. W sytuacji wzrostu popytu przy

stałej podaży wzrosną ceny. Efekt, jaki

Keynes chciał osiągnąć, czyli zwiększe-

nie siły nabywczej ludności neutralizo-

wany jest przez wyższe ceny wywołane

inflacją, czyli spadkiem siły nabywczej

pieniądza. Dlatego pakiety stymulujące

nie działają. To Say, a nie Keynes miał

rację. Najpierw jest produkcja, potem

konsumpcja, a nie odwrotnie. Pakiety

stymulujące tworzą więc inflację, wy-

wołując na dodatek, co najmniej dwa

dodatkowe i bardzo szkodliwe zjawiska.

Jedno to protekcjonizm i wiążący się

z nim pośrednio transfer majątku z kie-

szeni jednych oby-

wateli do kieszeni

drugich.

Co gorsza,

z a b i e -

ra się

Ludwig Heinrich Edler von Mises (ur. 29 września 1881 we Lwowie, zm. 10 października

1973 w Nowym Jorku) – ekonomista austriacki. Przedstawiciel szkoły austriackiej

w ekonomii, w poglądach na gospodarkę reprezentował stanowisko leseferystyczne.

Udowodnił, że niemożliwe jest racjonalne funkcjonowanie gospodarki planowej.

Stanowisko to wywołało w okresie międzywojennym szeroką dyskusję teoretyczną

background image

50

#10

51

#10

Siła nabywcza dolara (1800-2000)

producentom i daje bankrutom. Pro-

tekcjonizm to wspierania własnych

firm, czyli dyskryminowanie „obcych”.

Od dawna wiadomo, że jest to – w prze-

ciwieństwie do wolnej wymiany, która

jest korzystna dla wszystkich – zjawisko

dla wszystkich niekorzystne i kryzyso-

genne. Co więcej, pieniądze przeznacza-

ne na stymulację gospodarki, nawet te

stanowiące deficyt budżetowy czy kre-

dyt, pochodzą z kieszeni podatnika. Po-

datki płacą ci, którzy osiągają dochód.

Adresatem programów stymulujących

jest firma znajdująca się na krawędzi

bankructwa lub po bankructwie. Karze-

my w ten sposób producenta dóbr, a na-

gradzamy nieudacznika. Jest to gwóźdź

do gospodarczej trumny.

Z

wolennicy utrzymania własności

państwowej w gospodarce posłu-

gują się mniej więcej takim argumen-

tem: państwo jest mocne i bogate, może

lepiej zarządzać majątkiem. A stać je

na wyrafinowane analizy i ekspertyzy,

stać na zatrudnienie fachowców, któ-

rzy pokierują majątkiem lepiej niż by to

zrobili obywatele, których na takie wy-

rafinowane analizy nie stać. To, co na-

pisałem powyżej dowodzi, że jednak

taka wnikliwa analiza nie wystarczy.

Dlaczego? Primo, z powodu przywią-

zania ekspertów do paradygmatów. Se-

cundo, ponieważ – co wykazał Friedrich

von Hayek – gospodarka jest zbyt skom-

plikowana, aby jedna osoba czy nawet

grupa najwybitniejszych ekspertów była

w stanie ogarnąć tę złożoność. Pomi-

jam takie argumenty, jak słabszą mo-

tywację polityków i pokusę nadużycia.

A więc myli się Timothy Geithner, twier-

dząc, że „do zakończenia obecnego kry-

zysu wystarczy dobra wola rządu”. Gros

najpoważniejszych problemów gospo-

darczych ma swoje źródło właśnie w in-

terwencjach politycznych w gospodar-

kę. Przykładem takich interwencji jest

właśnie wiara w cudowne rozmnożenie

majątku a la Keynes, w zaniżanie stóp

procentowych poniżej poziomu ryn-

kowego w celu poprawy koniunktury,

a w Polsce np. wspieranie upadających

przedsiębiorstw, jak stocznie czy kole-

je państwowe. Jeśli przyjąć, że pośred-

nią przyczyną obecnego kryzysu była

ekspansja kredytowa, która doprowa-

dziła do boomu na rynku nieruchomości

w Stanach Zjednoczonych, jest to do-

wód na to, że same chęci polityków nie

wystarczą. W tym wypadku dobrym

chęciom polityków chcących ułatwić

nabycie nieruchomości przez uboższych

towarzyszy rekordowa ilość przejęć

z tytułu niewypłacalności.

Stąd receptą na wyjście z kryzysu musi

być zaprzeczenie zasadom, które do nie-

go doprowadziły. Trzeba przywrócić

prawo J.B. Saya. Zaprzestać w związku

z nim programów stymulujących. Po-

zwolić na likwidację firm, które sobie

nie radzą, gdyż nie radząc sobie, mar-

notrawią zasoby, których nam braku-

je. To samo w przypadku bezrobocia

i cen; nie tworzyć miejsc pracy, nie

przeciwdziałać spadającym cenom po-

przez zwiększanie inflacji. Rządowi nie

wolno wspierać biznesu. Biznes, a nie

podatnicy, odpowiada za swoje błędy.

Rząd ma wspierać rynek. Tym bardziej,

że interwencje kosztują masę pienię-

dzy, dyskryminują producentów mająt-

ku, promują bankrutów, a co najgorsze,

transferują majątek z kieszeni tych, któ-

rych rząd nie lubi, do kieszeni tych, któ-

rzy cieszą się jego względami.

Jan M Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

www.fijor.com

59

EKONOMIA I GOSPODARKA

background image

52

#10

4 strona okładki


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Millionaire Magazine 04
Millionaire Magazine 01
No Quarter Magazine 10 Web Extra Circle Oroboros Paths of Power
Millionaire Magazine 06
Millionaire Magazine 08
Millionaire Magazine 05
Millionaire Magazine 02
Millionaire Magazine 04
Millionaire Magazine 08
Millionaire Magazine 01
chess magazine eng 10 2011
ChessZone Magazine ENG, 10 (2008)
10 Metody otrzymywania zwierzat transgenicznychid 10950 ppt
10 dźwigniaid 10541 ppt

więcej podobnych podstron