Samuel Beckett Czekając na Godota streszczenie


Samuel Beckett

O Becketcie:

- Peter Brook: najbardziej nasycone i osobiste pisarstwo naszych czasów. Ścisłe prawdziwe symbole - twarde i jasne [?]. Kreowany żałosny przedmiot jest wyrazem dzikiej chęci mówienia o prawdzie.

- Eugène Ionesco: Beckett jest tragiczny bo idzie mu o dole człowieczą, człowieka w ogóle, a nie pojedynczej jednostki.

- Czesław Miłosz: Bóg umarł nowa sytuacja metafizyczna. Nie ma absolutu, jest „NIE MA”

- Harold Pinter: najbardziej bezkompromisowy pisarz współczesny, nie zostawiający za sobą kamieni nie przewróconych.

I. CZEKAJĄC NA GODOTA

Akt I.

Przy wiejskiej drodze obok drzewa siedzi Estragon (Gogo) i próbuje ściągnąc buta. Wchodzi Vladimir (Didi). V pyta E gdzie ten spędził noc. E na to, że w rowie, i że znowu pobili go ci sami. V zastnawia się czy przyjedzie (Godot) a później mówi o Jezusie i dwóch łotrach - wspomina o tym tylko jeden ewangelista, pasjonujące. E zadaje idiotyczne pytania i nie nadąża za myśleniem V. E chce sibie iść. V: czekamy na Godota. E: A jak nie przyjdzie. V: To będziemy czekać, aż przyjdzie. E idzie spać, ale V go budzi, bo czuje się samotny. Czekają. E proponuje, żeby się powiesili. V: mielibyśmy erekcję, poza tym gałąź za słaba. E: o co my właściwie prosiliśmy Godota? V: o nic konkretnego, ale powiedział, że się zastanowi i nam powie, musimy pokornie czekać. E: to znaczy, że nie mamy żadnych praw??? V: Zrzekliśmy się.

Nagle słychać krzyk. Wchodzi Lucky i Pozzo. P powozi L i ma bat. L niesie walizkę, koszyk z prowiantem, płaszcze, składane krzesło. L upada. P mowi, że L jest zły i przedstawia się. Nie mogą sobie przypomnieć tego kolesia, więc robi się on zły. E i V próbują się tłumaczyć, że są nietutejsi. P: no ale jesteście ludźmi, więc z tego samego gatunku co ja (zaczyna się straszliwie śmiać). Wychodzi, że L i V czekają tu na Godota, a teren ten należy do P. P: no ale droga należy do wszystkich choć to haniebne. L podaje mu płaszcz, rozstawi krzesło. P mówi, ze w sumie to cieszy się z towarzystwa. Zaczyna jeść. V zauważa otwartą ranę na szyi L. Przyglądają mu się. E pyta P czy będą mu potrzebne kości po posiłku. P: nalezą do L, więc go spytaj. Ten nic nie mówi, więc E bierze kości zaczyna je ogryzać. V: to haniebne tak traktować człowieka (wskazuje na L). P: Bezczelny jestem. Nabija fajkę i chce iść ale jeszcze zostaje. V chce odejść w tej sytuacji, ale P mówi im, że może Godot przyjść w tym czasie. V i E pytają, dlaczego L wciąż trzyma bagaże zamiast je postawić. P: bo chce mnie rozmiękczyć, chce żebym go zatrzymał - P prowadzi go na targ Zbawiciela, gdzie chce go sprzedać. L zaczyna płakać. E ociera mu łzy, ale ten go kopie w łydkę. P: w naszych czasach jest tyle samo nieszczęścia ile było dawniej; tak naprawdę to L mnie ukształtował - jest moim podknutkiem czyli błaznem. V oburza się, że P teraz pozbywa się L. P: wy nie wiecie co on mi wyprawia… V i E się oburzają. Nagle P: wybaczcie mi panowie, nie wiem co mnie naszło, w tym co powiedziałem nie było słowa prawdy. V wychodzi na moment po czym wraca. P pyta E jak się nazywa. E: Adam. P patrzy na niebo i mówi, że noc nadchodzi niespodziewanie i stwierdza, że tak to jest na tej kurewskiej ziemi. Pyta ich co chcą, żeby L zrobił. Stwierdzają: niech zatańczy. L tańczy. E i V SA zawiedzeni tańcem. E: Dlaczego L postawił bagaże? P: żeby tańczyć. E: Fakt. Nudzi im się to czekanie. V zakłada L kapelusz. P każe L myśleć! L: jak wynika z ostatnich prac Wattmana i Poincon Bóg osobowy plepleple istnieje poza czasem pleple [to bezsensowny monolog stylizowany na naukowy bełkot pełen wstawek typu plepleple…]. V ściąga L kapelusz i ten milknie i pada. P każe mu wstać, L leży dalej. E i V podnoszą go, lecz L znów pada. Znowu go podnoszą, a P wciska mu bagaże do rąk. P chce się zwijać, ale nie może znaleźć swego zegarka. W końcu wraz z L odchodzi bez zegarka.

E: co robimy? V: Czekamy na Godota. E: A, racja. Przychodzi chłopiec. Boi się. Zaczyna ich przepraszać, że to nie jego wina. W końcu udaje mu się powiedzieć, że Godot przyjedzie jutro i się zwija. E ściąga buty i je tu zostawia, stwierdza, że Jezus też chodził boso. E: to co robimy? V: Idziemy gdzieś się schować. I zostają.

Akt II

Następny dzień - to samo miejsce. Wchodzi V i śpiewa piosenkę o psie, który wpadł do kuchni i porwał ćwierć mięsa. Kucharz go zarąbał, a potem z litości postawił mu nagrobek. Wchodzi E. V chce go uściskać. Ale ten każe mu się odczepić i nie pytać o to gdzie spędził noc - jest wkurzony bo V pozwolił mu odejść. Po chwili jednak się ściskają. V jest dziś w dobrej formie. E: gdy jesteś sam to czujesz się lepiej. Ja też. V: to po co przylazłeś? E: nie wiem. V: bo sam nie umiesz się bronić. E: było ich dziesięciu, więc i tak byś mnie nie obronił. E: co robimy? V: czekamy na Godota. Wspominają wczorajszy dzień: myśl o wieszaniu się, Pozza i Lucky'ego… V stwierdza, że pejzaż przypomina Vaucluse. Pracowali tam przy winobraniu. E nic nie pamięta. V: ciężko z tobą żyć. E: więc lepiej się rozstać. V: ciągle mówisz to samo, a i tak zawsze wracasz. Postawiają gadać o czymś neutralnym. Gadają o spadających liściach. Potem znów się droczą. Cisza. V: spojrz na drzewo - wczoraj było nagie, a dziś pokryte liśćmi. E: to niemożliwe przez jedną noc. Wcale nas tu wczoraj nie było. To tylko jedno z twoich urojeń. V: to co robiliśmy wczoraj? Próbuje mu przypomnieć wczorajszy dzień. E: nic nie pamiętam. Wskazuje mu na ranę - L kopnął wczoraj E. Pokazuje mu, że buty są tam, gdzie je wczoraj zostawił. E chce się zwijać. V przypomina o Godocie. Nuda. V pomaga E założyć buty. E kładzie się spać. V śpiewa mu coś w rodzaju kołysanki A-a-a… E ma jakiś koszmar, zaczyna chodzić machając rękoma. V przybiega i mówi: spokojnie Didi tu jest, choć przejdziemy się. Bierze go za rękę i chodzą po scenie. E znów chce się zwinać. V znowu przypomina mu o Godocie. E zaczyna narzekać, że mu zimno. V ma dość jego biadolenia. Znajduje kapelusz Lucky'ego. Wkłada go sobie na głowę a swój Estragonowi. [33 wersy didaskaliów opisujących jak panowie na zmianę zakładają sobie trzy kapelusze!] V stwierdza, że kapelusz L lepiej mu leży i proponuje grę w Pozza i Lucky'ego - V to L, E to P. V każe sobie wymyślać. E: Łajdak! Kanalia! Potem V tańczy, a E wychodzi. Nagle V zauważa brak E, zaczyna go wołać, ten wraca, padają sobie w ramiona… E mówi, że ktoś jest na skraju zbocza. V sądzi, że to Godot. E: od strony płaskowyżu też ktoś idzie. Stają z dwóch stron, ale nikt nie nadchodzi. Chcą powiedzieć coś równocześnie, milkną, zaczynają się spierać, kto ma pierwszy powiedzieć. Zaczynają bluzgać się. Godzą się i ściskają. E: co robimy? V: czekamy. Postanawiają trochę poćwiczyć. Skoki. Udawanie drzewa. E woła Boże zmiłuj się nade mną.

Przychodzi P i L. Jak w akcie pierwszym, poza tym, że P oślepł, a L ma nowy kapelusz. Ślepy p wpada na L i zaczyna wołać pomocy. E myśli, że P to Godot. V: trzeba mu pomóc wstać. E: wpierw spytajmy go o kości. V: czyli będzie na naszej łasce, niezły pomysł, tylko żeby L się nie rozbuchał bo będziemy udupieni. Potem proponuje żeby mu ot tak po prostu pomóc i być godną reprezentacją gatunku [podczas tych wywodów P cały czas leży na ziemi i woła o pomoc]. P: zapłacę wam! E: ile? P: stówę! E: mało! P: dwieście! V próbuje go podnieść, ale sam się przewraca. Teraz P i V wołają o pomoc. V: wpierw mi pomóż, pójdziemy potem tam gdzie będziesz chciał. E: naprawdę? P: Trzysta, czterysta! E: Kto się zesrał?! P: Ja! E próbuje pomoc V, ale sam też upada. Długa cisza. P: na pomoc! V: jesteśmy! P: kim jesteście? V: ludźmi. Dalej leżą, E nawet stwierdza, że jest całkiem przyjemnie. E zasypia, ale budzi go P wołający pomocy. V każe mu się zamknąć. P odczołguje się na bok. Wołają go ale nic. Zastanawiają się, czy naprawdę nazywa się Pozzo. Wołają Abel, Kain. P powtarza tylko swoje „na pomoc”. Chcą zająć się czymś innym, ale nie wiedzą czym. E: może by tak wstać. WSTAJĄ. E: dziecinnie łatwe, to co, idziemy? V: czekamy na Godota. Stwierdzają, że może by tak pomóc P i to też czynią, ale ten pada. Podtrzymują go. P stwierdza, że nie wiem, kim oni są. Pyta czy są przyjaciółmi. V: przecież mu pomogliśmy. P prosi ich by go nie zostawiali. Potem spierają się o godzinę. P wspomina, że kiedyś miał świetny wzrok. P: gdzie jest mój sługa i co się stało? V: upadliście. P prosi ich by sprawdzili co z L. V: będzie okazja by wziąć odwet. E idzie sprawdzić co z L. L oddycha. E zaczyna go kopać. L odzyskuje przytomność. E idzie spać. V próbuje przypomnieć P, że spotkali się wczoraj. P: nie pamiętam, daj mi pan spokój. P każe wstawać L, ten wstaje i zbiera bagaże. V: co jest w tej walizce? P: piasek. Chcą iść, ale V prosi P, by kazał L zaśpiewać. P: przecież on jest niemy. V: Od kiedy??? P: Kiedy, kiedy, kiedy… od któregoś dnia! P i L wychodzą. V budzi E. V zaczyna się zastanawiać, czy P naprawdę jest ślepy, wydaje mu się, że ich widział. V: zbudzę się i co powiem, że czekałem na Godota? Że przyszedł Pozzo? A E dalej nic nie będzie wiedział.

Przychodzi Chłopiec. V pyta go czy był tu wczoraj, ale chłopiec twierdzi, że nie. Chłopiec mówi, że Godot przyjdzie jutro. Ch: co mam powiedzieć panu Godotowi? V: powiedz, żeś mnie widział. V rzuca się nagle w stronę chłopca, ale ten wybiega.

Budzi się E i pyta co robią. V: idziemy, ale jutro tu wracamy. E: a gdyby dać sobie z tym spokój? V: ukarałby nas. Patrzą na drzewo. E: może by się powiesić. Jednak nie mają sznura. Sprawdzają sznurek od spodni E ale się nie nadaje. E: jutro musimy przynieść dobry sznur. E: rozstańmy się, nie można tak dłużej. V: jutro się powiesimy, albo przyjdzie Godot. E: a jak przyjdzie? V: będziemy zbawieni. V każe E wciągnąć spodnie [spadły mu]. V: idziemy? E: chodźmy. Stoją. KURTYNA.

II. KOŃCÓWKA [Rogerowi Blinowi]

Wnętrze bez mebli. Dwa okna. Dwa okna, obraz, zawieszony frontem do ściany, dwa kubły na śmieci. Na środku w fotelu na kółkach siedzi Hamm, przykryty prześcieradłem. Tuż obok wpatrzony w niego Clov. Ściąga z H prześcieradło (ma na głowie zakrwawioną chustkę a pod nią czarne okulary - jest ślepy) i budzi go. H zaczyna marudzić, że nikt w życiu tyle nie wycierpiał, co on. Każe C przygotować go do snu. H pyta, czy C nie chciałby zobaczyć jego oczu. C: nie. H narzeka na samopoczucie a Potem stwierdza, że nie będzie dawał już mu jeść. C: to umrzemy. H: będę więc dawał ci tylko tyle, abyś był ciągle głodny. C: dlaczego mnie trzymasz? H: nie ma nikogo innego. H zarzuca mu, że kiedyś go wielbił. H: za wiele przeze mnie wycierpiałeś. Potem pyta C o jego oczy, nogi, a C tylko mówi, że źle. H: dlaczego mnie nie zabijesz? C: nie umiem się dostać do spiżarni. C idzie do kuchni a z jednego z kubłów wychyla się Nagg (ojciec H). Chce jeść. C daje mu sucharek i z powrotem zamyka kubeł. H chce środek uśmierzający. C nie chce mu dać. Z kubła znów wychyla się N. H pyta C czy jego ziarenka zakiełkowały? C: nie. N stuka w drugi kocioł wychyla się Nell. Próbują się pocałować, ale im się nie udaje. N narzeka, że wypadł mu ząb. N przypomina wypadek w Ardenach, kiedy stracili nogi. NL się śmieje razem z nim. Narzekają, że nikt nie zmienia im piasku. H każe im się zamknąć. NL: nic nie jest tak śmieszne jak nieszczęście. N opowiada historyjkę o krawcu który szył spodnie dla milorda i nie mógł ich skończyć; po trzech miesiącach milorda szlag trafił i wrzeszczy, że Bóg w sześć dni stworzył świat, a krawiec nie może skończyć spodni, a krawiec na to: niech pan spojrzy na ten świat… i niech pan spojrzy na te spodnie! NL wybucha wymuszonym śmiechem. H wkurza się, że dwójka nie chce się zamknąć i każe C wyrzucić kubły. C podchodzi do kubłów sprawdza puls NL a ta mówi mu, żeby wiał stąd, póki jeszcze może. Później C zgodnie z życzeniem H obwozi go na fotelu po pokoju. Zatrzymują się przy ścianie, H: stara ściana.. a z nią inne piekło. Przytyka do niej ucho. Chce wracać na środek. C: gdybym mógł go zabić, umarłbym spokojnie. C ustawia schodki przy oknie, bierze lunetę, wygląda przez okno. Widzi tłum rozszalały. Potem morze, rozpadającą się latarnię morską. H ciągle dopytuje go o szczegóły (czy są mewy, jakie fale etc.) C znajduje u siebie pchłę. Posypuje się środkiem owadobójczym. H chce, żeby popłynęli tratwą na południe. C: Uchowaj Boże. H pyta, czy C pamięta swego ojca. C nie pamięta, H był mu jak ojciec. C: odchodzę. H pyta czy jego pies jest już gotowy i każe sobie przynieść go. C przynosi mu pluszowego psa z trzema łapami. H pieści psa. Narzeka, że C zapomniał o płci, że nie ma wstążki. C: jest nieskończony!. C: Odchodzę. H pyta o matkę Pegg. C: pochowano ją. H każe przynieść mu bosak. C: Dlaczego ja nigdy nie odmawiam? H: nie możesz. H próbuje bosakiem odepchnąć fotel, ale bezskutecznie. H wspomina znajomego malarza, który uważał, że koniec świata już nadszedł. H zaczyna narzekać, że budzik nie chodzi. C przystawia mu go do ucha i uruchamia dzwonek. H chce żeby N posłuchał jego opowieści. N godzi się za pralinkę. H: dlaczego mnie stworzyłeś? N: nie wiedziałem. H opowiada historyjkę o żebraku, który w Boże Narodzenie prosił go o jedzenie dla dziecka, ale H stwierdził, że może mu dać, a później co? Zaproponował mu służbę u siebie. H mówi, że później skończy historię. N chce pralinkę za wysłuchanie. C wchodzi i mówi, że jest szczur w kuchni. H: później, teraz czas się pomodlić. Modlą się. Każdy stwierdza brak odzewu. H: Drań! Nie istnieje. N wspomina jak H był mały, darł się, ale on nie reagował, ma nadzieję, że znów doczeka czasu, kiedy znów będzie go tak samo potrzebował. N wraca do kubła. C chce sprzątać, lecz h mu zabrania. C pyta o opowieść, jak mu idzie z nią. H narzeka na brak weny. H: zobacz czy umarła. C podnosi pokrywę kubła NL i mówi: chyba tak. H: A Nagg? C: Chyba nie - płacze. H każe postawić się koło okna. Każe otworzyć okno - chce usłyszeć może. C mówi mu, że nie usłyszy, ale i tak otwiera okno. Wracają na środek. C sprawdza co N - ssie sucharek. H: pocałuj mnie. C: nie. H: to chociaż dotknij. C: nie chcę cię dotykać, odchodzę, nie zabiję tego szczura, sam zdechnie. C wychodzi. H zaczyna lamentować. C wraca. H: z daleka ode mnie byś umarł. Nadchodzi pora na środek uśmierzający, ale C mówi, że się skończył. C spogląda przez okno. H: nigdy tam nie byłem i nie wiem co się stało. Pyta C czy wie co się stało, ale ten nie rozumie, o co chodzi. C: kiedy matka Pegg prosiła cię o oliwę i jej nie dałeś to wiedziałeś o co chodzi. Ona umarła z ciemności!! H chce psa. C wali go psem w łeb. C: doprowadzasz mnie do wściekłości! H: jak chcesz mnie uderzyć to zrób to młotkiem albo bosakiem. C: przestańmy grać. H: Nigdy, włóż mnie do trumny. C patrzy przez okno i nagle widzi chłopca. H: no to likwiduj go. A może nie? C stwierdza że pójdzie do niego z bosakiem. Ale odpuszcza sobie. H: jeśli nie istnieje to nie warto. C: uważasz, że zmyślam? H: nie jesteś mi już potrzebny. C: odchodzę. H prosi go parę słów. C śpiewa mu na koniec wierszyk o wyjściu z klatki. H kończy swą historię [C zostaje do końca]: facet pyta go czy może przyjść ze swym dzieckiem. A H pyta: nie chce pan porzucić dziecka? Ono zna tylko głód, zimno i śmierć. A pan jest za nie odpowiedzialny. H zakłada sobie chustę na twarz i nieruchomieje. THE END

God - ang. Bóg, „-ot” franc. sufiks, pełniącym funkcję zdrobniającą (jak pol. -ek, -uś).

Idź - idź

Od franc. dis-dis: mów-mów.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Samuel Beckett Czekajac na Godota
Samuel Beckett Czekając na Godota
Samuel Beckett Czekając na Godota (opracowanie)
Samuel Beckett Czekając na Godota
Samuel Beckett Czekajac na Godota
S Becket Czekając na Godota
Beckett czekając na Godota
Beckett Czekając na Godota
BECKETT CZEKAJĄC NA GODOTA
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Beckett Samuel CZEKAJĄC NA GODOTA CIKAWY WSTĘP
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Beckett Samuel Czekajac na Godota
Streszczenie CZEKAJĄC NA GODOTA, Szkoła, XX- lecie międzywojenne
Czekając na Godota sztuka Samuela?cketta

więcej podobnych podstron