Star Trek Łza Magii


Łza Magii

autor: Marcin Winczaszek

Opowiadanie pochodzi ze strony: http://www.opowiadania.hg.pl

Wśród huku wiatru i odgłosów kropel uderzających o liście usłyszałem dźwięk kopyt uderzających o kamienie lub zatapiających się z pluskiem w błotnistych kałużach. Jaki szaleniec w czasie takiej okropnej burzy zapuszczał się w te niebezpieczne tereny bez żadnej broni i bez należytego ekwipunku? Przecież u podnóży Gór Szarych aż roi się od goblinów, trolli, orków i innych im podobnych niezbyt przyjemnych stworów.

Człowiek w czarnym płaszczu z kapturem zakrywającym niemal całą twarz, klnąc na pogodę, zszedł powoli i ostrożnie z konia i razem ze swoim wierzchowcem schronił się w ciemności jaskini. Wymówił kilka nasyconych energią słów i zawisła przed nim płonąca kula oświetlająca blado żółtym światłem wszystkie zakamarki jaskini. Nie było tu zbyt wiele miejsca - kilka niewielkich i mało imponujących stalaktytów zwisało z sufitu. Na ziemi leżało dość sporo porozrzucanych mokrych gałęzi. Po krótkiej chwili mag dostrzegł pod jedną ze ścian ludzki szkielet pokryty resztkami zgniłego ubrania. W pierwszej chwili przemarznięty człowiek zadrżał, tym razem nie z zimna. Jednak szybko się opanował "Przecież to nie pierwszy trup, jakiego widzisz" zbeształ się w myślach za bezpodstawne okazanie strachu. Zdjął przemoczony płaszcz i zaczął zbierać drewno. Później ułożył je w niewielki stos i stanął w milczeniu. Przymknął oczy i wymówił kilka dziwnych zwrotów, przypominających spowiedź pijaka. Nagle z jego palców trysnął ogień... ognisko paliło się jasnym płomieniem. Mag zakaszlał wydając potworne dźwięki. Plunął krwią i zaklął pod nosem : "Cholera, jeszcze dwadzieścia lat temu takie banalne zaklęcie nie wywołałoby u mnie nawet zawrotów głowy, a teraz... niech to demon rozszarpie, prawie płuca wyplułem".

Usiadł delikatnie koło ogniska. Blask płomienia tańczył na jego pomarszczonej, pokrytej siwym zarostem twarzy. Starzec próbował ogrzać swe zmarznięte, chude dłonie i powoli popadał w głębokie zamyślenie zapominając o zimnie : "Następne zaklęcie może okazać się moim ostatnim. Magia ze mnie wycieka jak woda z dziurawego dzbana. Na Uniwersytecie uprzedzali nas jak zapłacimy za nadprzyrodzoną moc. To chyba było na pierwszym wykładzie. Tego dnia czułem się jak pijany. Świadomość, że od dziś jestem studentem magii działała na mnie jak narkotyk. Przepychałem się przez zatłoczony korytarz jak w koszmarze, wiedziałem tylko, że muszę na czas dotrzeć do sali, gdzie odbędzie się inauguracyjny wykład. Pamiętam, że kiedy przekroczyłem próg tego olbrzymiego pomieszczenia ugięły się pode mną nogi, a cały świat zaczął wirować. Większość studentów już zajęła miejsca na niewygodnych ławkach, a ja wciąż stałem jak wryty. Usiadłem dopiero, gdy na salę wszedł profesor Maldurbarg. Wykładowca miał zaledwie czterdzieści lat, a był już rektorem Uniwersytetu. Wtedy nie zwróciłem na to specjalnej uwagi, teraz już znam prawdę. Mag zaczął do nas przemawiać głucho brzmiącym tonem. Pomimo tego wszyscy słuchali z największym zainteresowaniem, chłonąc każde słowo. Nie pamiętam wszystkiego - byłem wtedy zbyt podniecony. Jednak nigdy nie zapomnę co powiedział nam na samym wstępie : "Wszyscy zostaliście obdarzeni wielką mocą i przez najbliższe pięć lat będziecie tyrać jak woły, aby nauczyć się ją wykorzystywać. Jednak zanim zaczniecie ożywiać wodę czy lewitować ponad górami musicie dowiedzieć się, czym naprawdę jest magia. Magia to energia, która jest w stanie zmieniać rzeczywistość. Cały świat składa się z niedostrzegalnych okiem kulek. Zarówno kwiat jak i kamień są z nich złożone. Wszystko zależy od tego jak są połączone ze sobą. Wy posiedliście moc rozrywania starych i tworzenia nowych takich połączeń. Za pomocą potężnych zaklęć będziecie mogli dokonywać rzeczy niemożliwych dla innych ludzi. Wszyscy będą schodzić wam z drogi i mało kto będziecie miał na tyle śmiałości, żeby w czymkolwiek wam się przeciwstawić. Im lepszymi będziecie magami tym wasza władza będzie większa. Jednak muszę was ostrzec. Potrzebna wam energia nie bierze się z nikąd. Będziecie częściowo ciągnąć ją z otoczenia, zwłaszcza z żywiołów, a częściowo z samych siebie. Wasze siły będą się powoli regenerować, lecz nigdy nie wrócą do poprzedniego stanu. Pamiętajcie, cena mocy jest bardzo wysoka. Teraz macie jeszcze czas. Możecie się wycofać i jako normalni ludzie we względnym zdrowiu dożyć późnej starości". Rozejrzałem się po sali i widziałem strach w oczach potencjalnych przyszłych magów. Zrobił się lekki szum. Kilku studentów z wielkim przerażeniem powoli powstało i w miarę pośpiesznie opuściło gmach uczelni raz na zawsze. Nigdy więcej już ich nie spotkałem. Dlaczego nie wyszedłem razem z nimi, aby ubogo i skromnie, lecz w spokoju dożyć końca moich dni? Chyba za bardzo zafascynowała mnie potęga jaką mogę uzyskać. Na Bogów, jakiż byłem wtedy głupi i zachłanny".

Mag otrząsnął się z zamyślenia, gdy usłyszał rżenie swego konia. Otworzył oczy i zobaczył jak jego koń w panice wybiega z groty w czerń nocy. Starzec chciał powstrzymać swojego wierzchowca, lecz jego wyeksploatowane ciało odmówiło dostatecznie szybkiej reakcji. Nieudolna próba szybkiego zerwania się z ziemi zakończyła się kolejnym atakiem kaszlu. "Śmierdzące bydle ! Obyś spotkał wygłodniałego trolla" - zaklął z trudem łapiąc oddech. "Chyba przyjdzie mi skończyć jak ten nieszczęśnik"- wyszeptał obracając głowę w kierunku trupa w resztkach ubrania. "Gdybym pozostał w stolicy" - jego myśli na nowo rozpoczęły wędrówkę do nikąd - "miałbym przed sobą jeszcze kilka lat życia... życia ??? - no, w pewnym sensie, ale może lepiej zabrzmiało by - wegetacji. Co rano razem ze śniadaniem dostałbym niewielką porcję magicznego eliksiru o zielonkawym zabarwieniu i smaku mięsa trolla. Tak uniwersytet o nas dba, dają nam to paskudztwo, żeby zablokować w nas tą resztkę magii, której z dnia na dzień jest w nas coraz mniej. Twierdzą, że to dla naszego dobra, lecz ja dobrze wiem - oni po prostu chcą pozbyć się kłopotu" - rozejrzał się powoli po całej jaskini - swej obecnej rezydencji - "Nie jednak wole siedzieć tu przemoknięty do suchej nitki niż leżeć w wygodnym łóżku i zastanawiać się, kiedy zacznę tracić zmysły". W tej chwili oblał go nagle zimny pot, przypomniał sobie, za każdym razem było tak samo. Mimo, iż upłynął już ponad rok stary mag nie potrafił zachować zimnej krwi, przypominając sobie co wtedy odczuwał. To trwało zaledwie kilka chwil, które jednak jemu wydawały się wiecznością. Mówiąc szczerze, nie wiem jak bym zareagował uświadamiając sobie, że zaczynam tracić wszystko co miało dla mnie jakąś wartość. Starzec położył się na zimnej podłodze i zwinął się w kłębek jak małe dziecko. Powoli pogrążał się w spokojnym błogim śnie...

Obudził się czując na całym ciele dreszcze. Wokół niego rozpościerała się ciemność. Każdy fragment jego ciała przenikało okrutne zimno. Minęło kilka chwil zanim zdał sobie sprawę, że ognisko zgasło. Był zmoknięty, przemarznięty i siedział w obrzydliwej jaskini po brzegi wypełnionej ciemnością. Czuł się przeraźliwie samotny, lecz zdążył się już przyzwyczaić do tego uczucia... musiał się przyzwyczaić... był przecież MAGIEM. Przypomniał sobie właśnie swoją pierwszą już jako mag, wizytę w rodzinnych stronach : "Matka nie żyła już od czterech lat, a ja cholera nawet o tym nie wiedziałem. Przez pięć lat siedziałem zamknięty w murach uczelni coraz bardziej ulepszając swą zdolność władania energią - przez cały ten okres zostałem absolutnie odcięty od świata zewnętrznego. Kiedy dowiedziałem się całej prawdy o ostatnich dniach tej mizernej kobiety, która ofiarowała mi życie, że cierpiała i w gorączce wielokrotnie wymawiała me imię, poczułem jakby ktoś wepchnął mi sztylet pomiędzy żebra i przebił serce. Byłem wściekły sam na siebie, lecz nie uroniłem ani jednej łzy, nie mogłem... byłem przecież MAGIEM. Kiedy tak powoli jechałem na swym nowo nabytym rumaku po błotnistej drodze, wśród nędznych chałup czułem się jak jakiś intruz. Spoglądałem na stojących przy drodze ludzi, którzy porzucili swe codzienne zajęcia, by przyjrzeć się mi. Jednak kiedy kierowałem na któregoś z nich wzrok, nagle zaczynali przyglądać się własnym butom lub ubłoconym stopom. Widziałem ich strach, bali się mnie. Pewnie przed oczami pojawiały się im wtedy sceny, w których poniżali mnie, szturchali, popychali, wyzywali od najgorszych. A ja mogłem się wówczas zemścić, lecz tego nie zrobiłem.... Nie, nie dlatego, żebym im wybaczył, bo tego wcale nie uczyniłem. Po prostu zbyt nimi pogardzałem, abym mógł się zniżyć do poziomu tych robaków brodzących w błocie. Wtedy nie pamiętałem, iż ja byłem takim samym robakiem jak oni i gdyby pewnego dnia nie przejeżdżał przypadkowo przez wioskę mag - później mój opiekun, to do dzisiaj pozostałbym zwykłym chłopem. Nawet w domu rodzinnym nie zaznałem szczęścia. Ojciec, człowiek, który dał mi życie, zwracał się do mnie : "Panie". Jego słowa były zimne jak lód, nie wyrażały żadnych uczuć. Przez całe popołudnie i wieczór omijał mnie jak trędowatego. Nie mogłem dłużej tego znieść !!! Wstałem przed świtem i wyjechałem bez pożegnania. Nigdy więcej już tam nie wrócę ! Nie należę już przecież do tamtego świata. Jestem przecież MAGIEM."

Starzec pogrążony w rozmyślaniach nie był w stanie usłyszeć zbliżających się powoli do jaskini kroków, zwłaszcza że deszcz i wiatr nadal nie ustawały. Mag zakaszlał wydając z siebie potworne dźwięki. Kiedy uniósł głowę dostrzegł przygarbioną sylwetkę majaczącą w ciemności i dwa świecące zielone punkty wpatrujące się mu prosto w oczy. Nagle grzmot... po chwili błysk... oślepiające światło odbiło się od ostrza dwuręcznego topora trzymanego przez orka.... Starzec wiedział, iż nie posiada żadnej broni, ponieważ nigdy jej nie potrzebował. Zawsze wystarczała mu sama magia. Zdawał sobie sprawę, że potrafi pokonać swojego przeciwnika jednym zaklęciem... jednak może to być jego ostatnie zaklęcie... lecz nie miał innego wyjścia...

Kiedy wracałem z polowania złapała mnie potworna burza. Cały przemoknięty wreszcie odnalazłem w tych ciemnościach wejście do niewielkiej jaskini. Zeskoczyłem pośpiesznie z konia i schroniłem się w grocie. Wyjąłem krzesiwo, które jakimś cudem było jeszcze suche i zapaliłem niewielką pochodnię... i od razu tego pożałowałem. Widok, który ujrzałem nie należał do najprzyjemniejszych. Grota wyglądała jakby stado wilków miało niedawno w niej ucztę. Wszędzie była krew.

Kiedy minął pierwszy szok spostrzegłem, że na środku jaskini leży stary człowiek. Słyszałem jego ciężki oddech. Podszedłem do niego powoli czując, że nogi się pode mną uginają. Kiedy stwierdziłem, że nic mi już nie grozi, kucnąłem i pochyliłem się nad nim. Z wielkim trudem wyszeptał mi do ucha : "Przynajmniej umieram jak na maga przystało". Próbował chyb jeszcze coś powiedzieć, lecz tylko zakaszlał. Po chwili zamknął oczy po raz ostatni, a ja zdążyłem jeszcze spostrzec spływającą po jego policzku łzę. Wtedy nie wiedziałem co to wszystko oznacza... teraz wiem...

Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Star Trek TOS Probe
star trek a chronicle S7UA5N22DVFQ5USC27R5HDLVETFB7JHIVFJVPWA
LUG Star Trek RPG The Expanded Universe Ship Recognition Manual Vol 5 Ships of the Romulan Star Em
star trek
Star Trek New Bajor
Star Trek Endevor 'Okręt'
STAR TREK Enterprise Broken Bow (Novelization by CAREY,
Star Trek Endevour The probe
Star Trek Dziedzictwo
Star Trek Hagora
Star Trek Space Cruise Vamato Pojedynek
Star Trek USS Rutherford Prolog 2
#0182 – A Star Trek Convention
Star Trek Męstwo Honor Odwaga
Star Trek Starfleet Academy The First Mission
Star Trek Psy Wojny
Star Trek Krytyczna decyzja
Star Trek SovTrek
STAR TREK

więcej podobnych podstron