Kilingmo Bjorn Psychoanalityczna metoda leczenia


Przedmowa

Książka ta traktuje o psychoanalitycznej metodzie leczenia, co nie znaczy, że uczy, jak zostać psychoanalitykiem. Nie jest podręcznikiem techniki terapeutycznej, nie wnika w mikrokosmos procesu leczenia i nie omawia procedury terapeutycznej w konkretnych sytuacjach klinicznych.

Nie zajmuje też stanowiska wobec psychoanalizy jako metody leczenia. Nie przedstawia wyników badań naukowych, które potwier­dzają lub negują metodę psychoanalityczną oraz jej wyniki.

Praca ta ma przedstawić, jak psychoanaliza określa sama siebie oraz na jakim rozumieniu natury chorób psychicznych się opiera.

Tak wąskie spojrzenie może rozczarować kogoś, kto oczekiwał, że w końcu znajdzie niezbite dowody naukowe świadczące za lub przeciwko psychoanalizie. Nie jest tymczasem oczywiste, iż musi ona udokumento­wać wszystkie swoje poczynania. Ten, kto stawia pytania, powinien także dysponować odpowiednią wiedzą, aby je sformułować tak, że otrzyma sensowne odpowiedzi.

Moim zdaniem zbyt wielu ludzi domaga się dziś, aby psychoanaliza udowodniła swoją rację bytu. Wielu też zajmuje wobec niej zdecydowaną postawę, nie mając niezbędnej wiedzy o jej podstawowych zasadach i pojęciach. Żywię nadzieję, iż niniejsze opracowanie zdoła je wyjaśnić i przyczyni się do tego, że dyskusja na temat psychoanalizy stanie się bardziej wyważona i mniej w niej będzie opinii powierzchownych bądź zbyt kategorycznych. Bowiem przede wszystkim trzeba zrozumieć całą złożoność psychoanalizy.

Przez szereg lat prowadziłem dla studentów drugiego roku semina­ria z psychologii klinicznej, na których poruszałem tematy omówione w tej książce. Materiał odzwierciedla treść seminariów, starałem się też zachować formę dyskusji, jaka zwykle wywiązywała się w trakcie naszej współpracy. Sprawiała mi ona dużo radości i zachęcała do dalszej pracy. Dlatego też pragnę podziękować moim słuchaczom za współpracę, która dzięki tej książce przyniesie pożytek także następnym rocznikom stu­dentów.

Przedstawienie psychoanalitycznej metody leczenia może wydawać się ryzykownym przedsięwzięciem. Przypomina buszowanie po rewirze

łowieckim Freuda. Zdecydowałem się na to z następujących powodów: po pierwsze ze względu na usilne namowy studentów, po drugie dlatego, że brakowało zwartego opisu psychoanalizy w języku norweskim, a ja by­łem przekonany o dużym zapotrzebowaniu na tego rodzaju wprowadze­nie.

Pewną rolę odegrała tu także tradycja psychoanalityczna, która utrzymuje się od dawna na uniwersytecie w Oslo, co dodało mi otuchy. Dzięki profesorowi Haraldowi Schjelderupowi myślenie psychoanalitycz­ne wcześnie zadomowiło się w psychologii akademickiej, przyczyniając się do rozwoju tej dyscypliny w Norwegii. Profesor Harald Schjelderup; był moim nauczycielem i jego proste, lecz zarazem bogate w treści ujecie j tematu stało się dla mnie wzorem. Książka ta jest skromnym przyczyn­kiem, który kontynuuje tradycje naszego Wydziału Psychologii.

Została napisana z myślą o studentach. Jednym z jej zasadniczych założeń jest jednak fakt, iż psychoanaliza wychodzi poza ścisłe ramy psychologii. Mam nadzieję, że z tego względu publikacja ta zainteresuje również szersze kręgi czytelników.

Ma ona przede wszystkim charakter informacyjny, lecz starałem się rozpatrywać główne rysy metody psychoanalitycznej na szerszej płasz­czyźnie. Treść książki koncentruje się wokół elementów terapii psycho­analitycznej, lecz poczyniłem szereg dygresji dotyczących diagnozy me­chanizmów psychicznych, sądząc, iż poszerzy to pole widzenia czytelni­ka.

Pragnę podziękować Uniwersytetowi, który zwolnił mnie z wy­kładów, abym mógł zakończyć pracę nad maszynopisem oraz Norwe­skiemu Instytutowi Psychoanalitycznemu, który zapewnił mi miejsce pracy w tym gorącym okresie. Wyrażam także podziękowanie psycho­analitykowi, pani Hj0rdis Simonsen za jej cenne, fachowe komentarze. Serdecznie dziękuję pani Ilselotte Dalen za wielką cierpliwość podczas redagowania maszynopisu.

I

WPROWADZENIE

Oslo, wiosna 1971 B. K.

-1-

Przedstawienie zagadnienia

Określenia psychoanaliza można używać przynajmniej w trzech znaczeniach. Po pierwsze jako nazwę określonej metody leczenia - techniki terapeutycznej - głównie nerwic. Po drugie przez psychoanalizę rozumie się często teorię lub wiedzę o chorobach psychicznych, to znaczy teorię kliniczną bądź teorię psychopatologii. I po trzecie odnosi się ona do nauki o przeżyciach i zachowaniu człowieka, innymi słowy, do ogólnej teorii psychologicznej (Rapaport 1959a). Z reguły w dyskusjach na temat psychoanalizy nie wyodrębnia się wyraźnie tych trzech znaczeń. W kultu­rze rozpowszechniła się swego rodzaju wiedza psychoanalityczna, której obecność przejawia się w literaturze, wychowaniu i socjologii. Obraz czło­wieka, jaki kreśli owa psychoanaliza, wygląda mniej więcej następująco: człowiek kieruje się głównie nieświadomymi pragnieniami. Szczególne znaczenie mają tu pragnienia z okresu dzieciństwa. Po­czesne miejsce wśród popędów zajmuje popęd seksualny, który w swojej nieokiełznanej postaci popada w konflikt z powszechnie przyjętym systemem norm społecznych i kulturą. Ta „zwierzęca" strona naszej natu­ry została w dużym stopniu w y p a r t a. Bronimy się przed siłami ukry­tymi w naszym wnętrzu, lecz płacimy za to wysoką cenę, nie mogąc czuć się osobami szczęśliwymi. Jeśli wypieramy zbyt wiele, równowaga psy­chiczna może ulec poważnym zakłóceniom. Powstaje konflikt wewnętrzny, który szuka wyładowania w objawach nerwicowych. Napięcia wewnętrzne mogą również znaleźć wyraz w innych zjawiskach, takich jak czynności pomyłkowe, przejęzyczenia, a zwłaszcza marzenia senne, które w formie symbolicznej uzewnętrzniają hasze nieświadome potrzeby. Po­sługując się swobodnymi skojarzeniami psychoanalityk mo­że w określonych warunkach odkryć wyparty konflikt i tym samym wy­zwolić ukryte potrzeby, pragnienia i uczucia.

Ta definicja wiedzy psychoanalitycznej jest na dobrą sprawę popra­wna, choć niezbyt systematyczna. Poszczególne jej elementy wchodzą w skład teorii ogólnej, podczas gdy inne stanowią część techniki terapeuty­cznej bądź teorii klinicznej. Ze względu na rozpowszechnienie się wiedzy

11

L

psychoanalitycznej w naszych czasach wiele osób uważa, że ma prai zabierać głos w dyskusjach na ten temat. Jednak częste nieuwzględnia-nie różnic dotyczących poszczególnych znaczeń pojęcia psycl sprawia, iż takie polemiki kończą się zwykle na powierzchownych lul dogmatycznych osądach. Nawet wśród specjalistów nie ma wielu którzy wykazują się pełną znajomością przedmiotu lub są w stanie ogar­nąć liczne problemy i skomplikowany aparat pojęciowy należący każdego z trzech wzmiankowanych znaczeń.

Zygmunt Freud, twórca psychoanalizy, urodził się w 1856 roku, a ło 1910 roku istniała już większość pojęć, które stanowią dorobek analityczny. Chodzi nam zatem o „prawdy" znane od ponad osiemdziesu tiu lat. Nic jednak nie wskazuje, że „uporaliśmy się" z nimi do Wydaje się, że chodzi tu o zrozumienie duszy ludzkiej lub w każdym hipotez na jej temat, które nieustannie nas frapują. Stanowią one wyzwa­nie, zarówno dla społeczeństwa, jak poszczególnych jednostek walczących] o samopoznanie. Z tego też względu powinniśmy zachować większą pre­cyzję w posługiwaniu się pojęciami i zasadami psychoanalizy. Niniejsza praca może być rozpatrywana w kontekście szerszym, jako przyczynek do] takiego uściślenia i wyjaśnienia pojęć. Psychoanaliza jako dziedzina psy­chologii wywierała - i nadal wywiera - ogromny wpływ na całość dyscypli­ny (Shakow & Rapaport 1964). Nie publikuje się chyba dzisiaj żadnej pracy z dziedziny psychologu osobowości lub psychologii klinicznej, która nie znajdowałaby się pod wpływem poglądów psychoanalitycznych lub nie zajmowałaby wobec nich określonego stanowiska.

Poniżej skoncentrujemy się na j e d n y m z trzech głównych, wy­mienionych wyżej znaczeń psychoanalizy, a mianowicie na psychoanali­zie jako formie terapii psychologicznej.

Psychoterapia to leczenie środkami psychologicznymi. Rzut oka na dzisiejszą literaturę fachową oraz na praktykę terapeutyczną ukazuje nam całą gamę stosowanych przez nią metod (Ford & Urban 1963). Harper (1959) wymienia w swojej pracy aż 36 różnych technik pokrew­nych z psychoanalizą. Posługujemy się często terminami „psychoterapia psychoanalityczna" i „terapia o orientacji psychoanalitycznej" oraz zna­my również autorów, którzy tłumaczą, że opisana przez nich forma terapii jest w rzeczywistości równoznaczna z psychoanalizą, nawet jeśli sami nie używają tego określenia (Hollender 1965). j

Czy to wszystko jest więc psychoanalizą? Sprecyzujmy(jeszcze bar­dziej przedmiot naszych rozważań. Ograniczymy temat niniejszego stu-

12

dium do tego, co nazywa się psychoanalizą klasyczną.' Pojęcie to nie jest całkiem jednoznaczne, lecz będziemy przez nie rozumieć zasady leczenia psychoanalitycznego sformułowane przez samego Zygmunta Freu­da, łącznie z pogłębieniem i uwydatnieniem pewnych apektów, których dokonali ci, którzy poszli w jego ślady. Freud nigdy nie przedstawił pełnego, systematycznego opisu psychoanalitycznej techniki leczenia. Uwagi i wskazówki dotyczące tych problemów rozsiane są w wielu jego dziełach (patrz Prace Zygmunta Freuda przetłumaczone na język polski, strona 198). Niektóre tematy i aspekty metody omówił dość wnikliwie, inne zaś ledwo zaznaczył. Jest zatem zrozumiałe, iż ma swoich egzegetów, to znaczy uczniów i naśladowców, którzy rozwijali tematy nie podjęte przez samego mistrza. Tłumaczyli oni bądź rozwijali pewne wzmianki Freuda, zachowu­jąc pełną lojalność wobec jego ducha. Jednym z najbardziej typowych inter-pretatorów Freuda był z pewnością Fenichel (1941), na którego będziemy powoływać się wielokrotnie na kartach tej książki.

Ilustrację różnych odcieni psychoanalizy może stanowić model skła­dający się z kilku kół koncentrycznych. W samym środku umieścimy wypowiedzi samego Freuda. Na zewnątrz tego koła znajdą się sformuło­wania zasad psychoanalitycznych dokonane przez inne osoby, jednak całkiem zgodne z intencjami Freuda. Obok Fenichela znajdą się tam takie osoby, jak: Jones (1913), Glover (1927, 1928), „wczesny" Ferenczi (1916) i częściowo Freeman-Sharpe (1930,1931). Te dwa pierwsze kręgi wyznaczają to, co będziemy nazywać analizą „klasyczną", zwaną również wzorcową lub standardową.

Trzecie koło będzie zawierać modyfikacje i kontynuacje analizy klasycznej. Pojawią się tu nowe elementy, których trudno dopa-trzeć się w sformułowaniach samego Freuda. Są to wyniki późniejszych rozważań teoretycznych i doświadczeń klinicznych. W tym kręgu możemy umieścić przedstawicieli tak zwanej psychologii ego, takich jak Hartmann (1951), Rris (1951), Loewenstein (1951) i Gili (1951). Te trzy pierwsze kręgi naszego modelu zasługują na to, aby zaliczyć je do „prawdziwej" .psychoanalizy. Psychologia ego nie odrzuca mianowicie zasad klasycznych, lecz oferuje poszerzoną perspektywę badawczą w świetle rozwoju, jaki nastąpił na polu tej dyscypliny (Rapaport 1959b).** Psychologia ego - jak utrzymują jej zwolennicy - leży wciąż jeszcze wewnątrz „głównego nurtu"

* W tekście będziemy stosować przemiennie terminy „standardowa" i „klasyczna". [W języku polskim stosuje się raczej wyłącznie termin „psychoanaliza klasyczna" i tak będzie on używany w niniejszym przekładzie (przyp. red. nauk.)]

** W wielu przypisach do poszczególnych rozdziałów wskażemy na istotny wkład psychologii ego. W rozdziale końcowym, traktującym o celach terapeutycznych psychoanalizy, psychologia ego odgrywa główną rolę (str. 166).

13

psychoanalizy. Jeśli nazwiemy dwa pierwsze koła klasycznymi, to może my powiedzieć, że koło trzecie reprezentuje psychoanalizę w s p ó c z e s n ą.

Jeśli zakreślimy jeszcze jeden krąg, wyjdziemy z obszaru zwane ogólnie psychoanalizą i wkroczymy w dziedzinę psychoterapii psycho­analitycznej. Jej wybitnymi przedstawicielami są Frieda Fromm-Reich-mann (1950) i Franz Alexander (1946). Mniej czy bardziej wyrazi zrywają oni z teorią klasyczną. Niemniej jednak ten czwarty warianj jest silnie powiązany z poprzednimi, wywodzi się bowiem i nadal opiel w dużej mierze na zasadach klasycznej analizy.

Po dodaniu do naszego modelu jeszcze jednego koła przechodzimy de terapii niepsychoanalitycznych, np. terapii neofreudowskiej, której typo­wą przedstawicielką jest Karen Horney (1939). Kierunek ten pozostaje w historycznym związku z psychoanalizą, jednakże rozwinął się bardzo, że nie tylko odrzuca podstawowe postulaty psychoanalizy, lecz] także formułuje odmienną teorię osobowości i w konsekwencji terapii.

Tak przedstawia się obraz metod psychoanalitycznych od strony! formalnej i porównawczej. Pozostaje kwestia prawdziwej różnicy międzyi tymi kierunkami w praktyce, w konkretnej sytuacji terapeutycznej. Można też zadać sobie pytanie, jak bliski związek zachodzi między teo­rią a daną techniką. Interesujące pod tym względem badanie przepro­wadził Glover (1955). Do wszystkich czynnych zawodowo członków Bry­tyjskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego rozesłano formularz, które­go celem było uzyskanie informacji, co analitycy naprawdę robią podczas sesji terapeutycznych. Pytania dotyczyły m. in. tego, czy u każ­dego pacjenta ściśle trzymają się wyznaczonego czasu, czy też przeciąga­ją sesję o parę minut, czy pozwalają pacjentom „odpocząć" od „reguły podstawowej" (patrz rozdz. 8), czy przyjmują dawane im prezenty, czy podczas spotkań zezwalają na palenie, na ile poskramiają własną spon­taniczność; jak wielu z nich podaje pacjentom rękę przy powitaniu i po­żegnaniu, czy też unikają dotyku w jakiejkolwiek formie.

Analizując wyniki ankiety, można stwierdzić duże różnice między terapeutami. Praktycznie rzecz biorąc, wszyscy zgadzali się jedynie, że analiza przeniesienia jest główną strategią psychoanalizy. Natomiast, skoro tylko była mowa o szczegółach, pojawiały się poważne różnice. Według Glovera: „Wydaje się, że postawy [analityków] oscylują między dość sztywnym przestrzeganiem form a pragnieniem ^prowadzenia zmian wielu szczegółów, aby dać pacjentom bardziej ludzki obraz tera­peuty". Jasne, że te „szczegóły" tworzą psychoanalityczną rzeczywistość o doniosłym znaczeniu. I można zadać sobie pytanie, czy znaczące różni-

14

ce między poszczególnymi postaciami teiajii nie ujawniają się w równym stopniu w detalach, co w postulatach teoretycznych. Będzie to tematem przyszłych badań naukowych.

Nasz model stanowi więc tylko pewien sposób uporządkowania ist­niejących poglądów. Różne warianty psychoanalizy są jak kręgi na wo­dzie i im dalej oddalają się od „klasycznego" środka, tym mniej są doń podobne. Nadal jednak pozostaje bez odpowiedzi pytanie, czy chodzi tu o ostre granice czy też o stopniowe zmiany. -ATbo inaczej mówiąc: czy psychoanaliza klasyczna różni się zasadniczo od innych form psy­choterapii? Pytanie to pojawia się ustawicznie w dyskusjach m.in. dlate­go, że wyraża potrzebę głębszego zrozumienia czynników terapeutycz­nych niezależnie od różnic między teoriami.

Nie rościmy sobie prawa do definitywnej odpowiedzi na to pytanie, jednak ów problem będzie często powracać -w naszych rozważaniach. Przez cały czas będziemy starać się wskazać, co znamionuje psychoana­lizę, aby tym samym stworzyć podstawy porównań z odmiennymi formami terapii.

*

Podobnie jak ograniczyliśmy ten opis do klasycznej psychoanalizy, tak i poprzestaniemy na przedstawieniu pacjenta „klasycznego", to zna­czy należącego do takiej kategorii, dla jakiej stworzono psychoanalizę. Chodzi tu o dorosłego neurotyka - pojecie, które odnosi się do „osobowo­ści o silnym ego, która jest w stanie zmusić popędy do nerwicowego kompromisu, jest zdolna do myślenia zgodnie z procesem wtórnym, o względnie nienaruszonej funkcji syntetyzującej ego, wyposażonej w ego, które ma kontrolę nad sferą ruchową (motility) oraz wystarczająco doj­rzałej, by zapewnić prymat myśli nad działaniem w warunkach życia na jawie" (Anna Freud 1968)*.

Ograniczenie to sprawia, iż wiele przejawów psychopatologii, z którymi spotyka się psycholog bądź lekarz w codziennej pracy klinicz­nej, znajdzie się na peryferiach naszych rozważań. Dotyczy to przede wszystkim psychoz, stanów prepsychotycznych oraz tzw. przypadków borderline (Knight 1953), które stanowią sporą część pacjentów zwraca­jących się o pomoc. Także cała dziedzina zaburzeń charakteru, takich

* Wyrażenia fachowe wyjaśniamy stopniowo w tekście w miarę poruszania poszczególnych tematów. Wyjaśnienie wszystkich podstawowych pojęć psychoanalitycznej psychologii osobowości wychodzi jednak poza ramy niniejszego opracowania. Zainteresowanych odsyłamy do ogólnego opracowania, np. Brenner C.: Ań Elementary Textbook of Psychoanalysis, New York, International Universities Press, 1955.

15

jak „psychopatie", „nerwice impulsywne" i „osobowość narcystyczna' znajduje się poza głównym kręgiem naszych zainteresowań. Książka ta będzie zatem traktować o metodzie leczenia nastawionej na górną część skali psychopatologii, to znaczy na stany, w których osobowość jest względnie dobrze rozwinięta.*

Czy zatem psychoanaliza jest ekskluzywną formą leczenia? Nie­którzy psychoterapeuci twierdzą, iż pośród osób zgłaszających się po pomoc nie ma już prawie „prawdziwych" neurotyków. Ponadto nie bez podstaw można zapytać, czy ów klasyczny pacjent - tak jak go naszki­cowaliśmy wyżej - nie jest pod wieloma względami „normalnym" czło­wiekiem. Czy psychoanaliza stanowi więc metodę leczenia skuteczną tylko dla jednostek „normalnych"?

Poza tym jest ona bardzo czasochłonna, kosztowna, a liczba psycho­analityków wręcz mikroskopijna, gdyby tę formę leczenia miano stoso­wać na skalę masową.

Dlaczego więc mamy poświęcać tyle uwagi tak osobliwemu zjawisku?

W istocie zmierzamy w przeciwnym kierunku. Psychoanaliza nie jest osobliwa! Wprawdzie mówi się, iż leczenie psychoanalityczne jest z różnych względów ograniczone, to jednak psychoanaliza jako teoria terapeutyczna należy do najbardziej rozbudowanych i całościo­wych koncepcji, jakie obecnie znamy. Dlatego może pełnić ważną funkcję modelu podstawowego dla różnych metod i technik terapeuty­cznych.

Dziś, kiedy wciąż pojawiają się nowe techniki terapeutyczne, bar­dziej niż kiedykolwiek należy zwracać uwagę na teorię i ustosunkowy­wać się do wszystkich proponowanych nowych terapii. Psychoanaliza mogłaby właśnie służyć za pewien „miernik" teoretyczny oraz za pod­stawę porównań między poszczególnymi formami terapii. Jeśli ten po­gląd jest słuszny, wszyscy psychoterapeuci, nawet ci, którzy nie będą praktykować psychoanalizy, winni zdobyć podstawowe wiadomości na jej temat, m. in. aby lepiej zrozumieć prowadzoną przez siebie terapię.

Uzasadnimy ten punkt widzenia bardziej wnikliwie. Nasz pierwszy argument ma charakter historyczny. Większość kluczowych pojęć terapii indywidualnej została stworzona przez psychoanalizę. Już około 1910 ro­ku klasyczna metoda była ukształtowana. Większość innych znanych dziś

* Ten punkt widzenia ma uzasadnienie/tylko w ogólnych rozważaniach. Ostatnio w wielu przypadkach podejmowano próby-leczenia psychoanalizą stanów, które wcześniej uznawano za niezbyt nadające się do leczenia (Modeli 1969) i wydaje się, że zakres wskazań ulegnie poszerzeniu wraz z pewnymi zmianami techniki (Stone 1954).

16

form psychoterapii albo wywodzi się z pnia podstawowych zasad anality­cznych, albo z nimi zerwała, albo przeciwko nim protestuje. We wszy­stkich przypadkach kanon psychoanalityczny służy za układ odniesienia.

Innym argumentem jest fakt, że psychoanaliza to coś więcej niż technika Opiera się ona - przypuszczalnie w większym stopniu ani­żeli jakaś inna postać terapii - na usystematyzowanej psychologii osobo­wości. Znamienną cechą wszystkich psychoterapii przed nastaniem psy­choanalizy był właśnie brak systematycznego aparatu teoretycznego. Ale-xander (1956) mówi: „Przed psychoanalizą psychoterapia była prymitywnie empiryczna niezależnie od tego, czy przybierała postać hi­pnozy, sugestii, perswazji czy wspierania. Nie dysponowała systematycz­ną wiedzą na temat struktury i funkcji ludzkiej osobowości, a procedury psychoterapeutyczne były przypadkowe, magiczne lub w najlepszym wy­padku intuicyjne".

Nowatorstwo psychoanalizy polega na tym, iż w miarę rozwoju tech­niki terapeutycznej ma także miejsce systematyczne gromadzenie do­świadczeń oraz rozwój bogatej i spójnej teorii osobowości człowieka. Dzięki temu technika terapeutyczna zyskuje racjonalne podwaliny. Oparcie na teorii sprawia, iż klasyczna analiza stanowi odpowiedni punkt wyjścia w dyskusji na temat zasad działania analizy oraz wska­zań, jak stosować inne formy psychoterapii.

Jeszcze inna-cecha nadaje psychoanalizie szczególną rangę - świa­dome dążenie do rezygnowania z sugestii. Według Freuda suge­stia* jest środkiem, na którym opierają się wszystkie wcześniejsze meto­dy leczenia, od najdawniejszych czasów począwszy. Oznacza to, iż tera­peuta osiągał zamierzony cel wykorzystując takie autorytarne działania, jak: konkretne porady, nakazy, perswazje i temu podobne. Mogły one być dyskretne, zawoalowane lub niesprecyzo>vane, lecz to, co podstawo-wo działało, to był autorytet terapeuty i jego siła perswazji górująca nad patologicznymi siłami pacjenta. To zrozumiałe, że terapeuta odczuwał potrzebę demonstrowania zewnętrznych znamion — symboli władzy i si-vły, aby podkreślać swój autorytet i w konsekwencji wzmagać efekty lecznicze. W tym kontekście biały fartuch lekarza lub stetoskop wiszący na jego szyi odgrywa tę samą rolę co pióropusz lub naszyjnik z zębów dzikich zwierząt noszony przez czarownika.

Twierdzenie, iż psychoanaliza jest historycznie pierwszą formą psy­choterapii, która wyszła poza ramy sugestii, sformułował Freud. Analiza

* Freud używa pojęcia „sugestia" w bardzo szerokim znaczeniu - w odniesieniu do wszystkich środków terapeutycznych i oddziaływali, które nie opierają się na uświadomieniu.

17

nie zmierza do zastąpienia woli pacjenta inną wolą (terapeuty), jak to ma miejsce w przypadku sugestii, a raczej do usunięcia wpływu woli innych osób na pacjenta, dając mu możność wyciągania własnych wniosków. Podczas gdy terapeuta występował dawniej w charakterze pomocnika, doradcy lub zwierzchnika ingerującego w środowisko pa­cjenta, psychoanalityk ogranicza się do interpretacji, nie mieszając się do życia codziennego pacjenta. Freud posuwa się tak daleko, że uważa psychoanalizę za jedyną formę terapii, która wyklucza wszelki element sugestii i opiera efekt terapeutyczny wyłącznie na analizie.

Psychoanaliza wraz ze swoją „filozofią analityczną" jawi się jako forma leczenia pozbawiona sentymentów, jasna, uczciwa i konsekwentna. Widzi w analityku osobę wykonującą zawód, oddającą się rzemiosłu zgodnie ze ściśle zdefiniowanymi zasadami. Analityk wystrzega się magii w każdej postaci. Nie traktuje swojego zawodu jako powołania. Nie zakłada, że dobre uczucia i współczucie uzdrawiają. Nie przekazuje żadnego zbawień-nego przesłania. Oferuje pacjentowi jedynie prawdę i realność.

Podobnie jak nie uważa się, iż dobre uczucia terapeuty uzdrawiają,! tak samo nie wymaga się od pacjenta szczególnej „wiary" w powodzenie! leczenia. „Sceptycznemu (pacjentowi) mówi się, że analiza nie wymaga! żadnej wiary, że jeśli chce, może zachować sceptycyzm i rezerwę; jego! nieufność jest takim samym objawem, jak inne symptomy i nie utrudni1 leczenia, o ile pacjent sumiennie będzie się trzymał ustalonych reguł"! (Freud 1913c). Psychoanaliza opiera się na ściśle naukowym stanowisku wobec przyczyn i kształtu nerwic, a forma terapii zasadza się na logicz­nych przesłankach. Psychoanaliza wypracowała własną formę terapii i przestrzega zasad terapeutycznych bez oglądania się na modne ideologie lub przypadkowe techniki. Jest wiec pryzmatem, w którym odbijają się różne kierunki terapeutyczne.

W rozważaniach nad rozwojem psychoanalizy Freud mówi (1919a): „Jest nader prawdopodobne, iż jeśli zastosujemy naszą terapię wobec dużej liczby ludzi, będziemy zmuszeni wymieszać czyste złoto analizy z miedzią sugestii; tak, nawet oddziaływanie hipnozą może ponownie stać się aktualne, podobnie jak to miało miejsce w przypadku leczenia nerwic wojennych. Lecz niezależnie od formy, jaką przyjmie psychoterapia dla mas i jakiekolwiek będą jej składniki, z pewnością najważniejszym i najskuteczniejszym jej elementem pozostanie to, co zostało zapożyczone z czystej psychoanalizy i nie służy żadnym innym celom".

Przytoczymy jeszcze jeden argument nar^bronę psychoanalizy jako swego rodzaju układu odniesienia, na tle którego możemy studiować inne postacie psychoterapii. Ten punkt widzenia został zaczerpnięty

18

z prac Bellaka (1952). Odróżnia on psychoanalizę od psychoterapii psy­choanalitycznej i porównuje tę pierwszą z nauką podstawową, a drugą z nauką stosowaną. Podobieństwo psychoanalizy do nauki podstawowej objawia się tym, że każdy nowy pacjent reprezentuje nowe zjawisko - rozległe pole bardzo szczegółowo badane poprzez codzienne, wnikliwe badanie skojarzeń. „Tym samym każda godzina terapii staje się instru­mentem badawczym o nieocenionym znaczeniu dla weryfikacji i nowych odkryć". Natomiast psychoterapia znajduje się w innym położeniu. W odróżnieniu od analityka psychoterapeuta* musi wyrobić sobie zawczasu zdanie o pacjencie i przygotować strategię działania na podstawie skro­mnych informacji. Musi korzystać ze swojej wiedzy terapeutycznej i wcześniejszych doświadczeń z pacjentami, jako podstawy do podejmo­wania aktywnych ingerencji i konstruktywnych decyzji. Psychoterapia jest więc „nauką stosowaną" - umiejętnością opartą na fundamencie zasad psychoanalitycznych. Pozycja psychoanalityka przypomina po­stawę naukowca, psychoterapeuty zaś technika, lecz — jak wspomina Bellak - może ona okazać się dość trudna, -wymaga bowiem nie tylko wiedzy, ale także dużej elastyczności.

Nie tylko względy zawodowo-psychologiczne sprawiają że zasady leczenia psychoanalitycznego budzą zainteresowanie. Choć psychoanali­za jest metodą nastawioną na leczenie zaburzeń psychicznych, posiada elementy wychodzące poza te wąskie ramy. Opiera się na wglądzie jako kluczowej zasadzie terapeutycznej, odstępując po części od intencji leczniczych. Jest czymś więcej aniżeli zwalczaniem chorób. Stała się działalnością moralną, to znaczy procesem poznania, mającym własną wartość etyczną: Poznaj samego siebie!

Metoda psychoanalityczna zatem stanowi nie tylko model psychote­rapii, ale także model poznania, wart powszechnego zainteresowa­nia na równi z innymi systemami poznawczymi.

Warto odnotować, że w ciągu ostatnich lat psychoanaliza budzi co­raz większe zainteresowanie jako model badawczy również w naukach społecznych (Habermas 1968).

W jaki więc sposób możemy najlepiej wykonać nasze zadanie, mia­nowicie jak najdokładniej przedstawić podstawowe zasady i pojęcia kla-

* W pracy tej będziemy posługiwać się wyrażeniem „psychoterapeuta" jako terminem oznaczającym te osoby, które uprawiają odmienną od psychoanalizy formę leczenia. Określenia „terapeuta" będziemy używać w odniesieniu zarówno do analityków, jak i psychoterapeutów.

19

sycznej psychoanalizy? Mamy do dyspozycji dwie drogi: systematy­czną i historyczną.

Jeśli chodzi o systematyczny opis metody psychoanalitycznej, to trze­ba stwierdzić, że -jak o tym wspomnieliśmy wcześniej - sam Freud nigdy nie przedstawił techniM leczenia w sposób systematyczny i wyczerpujący. Jones (1955) mówi, że nosił się on z zamiarem napisania Allgemeine Tech­nik der Psychoanalyse (Ogólnej techniki psychoanalizy). Wspominał w li­ście do Abrahama z grudnia 1908 roku, że już napisał 36 stron tego dzieła. Jednak praca ta ustąpiła miejsca innym publikacjom i nigdy nie została ukończona. Zginał także rękopis. Najbardziej systematyczne przedstawie­nie zasad techniki terapeutycznej, które Freud po sobie pozostawił, znaj­duje się w sześciu artykułach z lat 1911-1915, zebranych pod wspólnym tytułem Żur Technik der Psychoanalyse (O technice psychoanalizy)', opub­likowanych w czwartym tomie wydanej w 1918 roku pracy pt. Sammlung kleiner Schriften żur Neurosenlehre (Zbiór wszystkich pism o nauce o ner­wicach).

Brak autorytatywnego, systematycznego opracowania sprawia, iż łatwiej przyjąć historyczny punkt wyjścia. Można jednak stwierdzić, ż psychoanaliza w swoim rozwiniętym kształcie składa się z nieliczny i na pozór prostych zasad. Zbyt wczesne usystematyzowanie czasem da­je spłycony obraz doktryny. Ktoś powiedział, że buddyzm można opisać! w paru punktach. Z kolei zakonnicy spędzają trzydzieści lat życia na medytacji nad tymi punktami, aby zgłębić ich treść. Podobnie dzieje się w przypadku psychoanalizy. Można dość łatwo intelektualnie opanować zręby głównych jej zasad, lecz głębsze, uwewnętrznione zrozumienie ich zasięgu i konsekwencji wymaga długich studiów; nasuwa się tu po­równanie z tą fazą leczenia psychoanalitycznego, która nazywa się „przepracowaniem".

Historyczne podejście do tematu ma tę zaletę, iż wchodzimy w za­gadnienia stopniowo, co z pewnością pomaga nam dostrzec ich głębię. Tutaj również możemy skorzystać z rady Freuda. W przedmowie do wydania Studies on Hysteńa (Studia nad histerią) z 1908 roku ogłosił on: „I nie mogę udzielić lepszej rady każdemu, kto interesuje się drogą od katharsis do psychoanalizy, niż zacząć od Studiów nad histerią i iść tędy, którędy i ja podążałem".

II

OD SUGESTII DO ANALIZY

* W The Standard Edition of The Complete Psychological Works ofSIGMUND \ FREUD (Sg.Ed.) prace te zebrano w tomie 12 pod tytułem Papers on Techniąue.

20

-2-Sugestia

Poniżej postaramy się w ogólnym zarysie prześledzić drogę, którą podążał Freud w swoim rozwoju psychoanalizy. Rozwój ten można po­dzielić na etapy. Przedstawimy je i omówimy znaczenie każdego z nich dla zasad psychoanalizy. Celem historycznego podejścia do zagadnienia jest odpowiedź na następujące pytania:

a) z czego wyrosła psychoanaliza?

b) przez jakie przeszła etapy lub stadia?

c) jakie istotne różnice zachodzą między punktem wyjścia a efektem końcowym w rozwoju psychoanalizy?

Możemy wyodrębnić trzy grupy przyczyn, które złożyły się na po­wstanie psychoanalizy.

Przede wszystkim tkwią one już w samej osobowości Freuda, uwa­runkowanej jego specyficzną konstytucją i dzieciństwem. Jaką struktu­rą wewnątrzpsychiczną charakteryzował się Freud, człowiek, który w tak radykalnym stopniu zerwał z poglądami swojej epoki, tworzącymi w końcu także jego własny światopogląd? Jest to jedno z wielu pytań, na które winniśmy znaleźć odpowiedź, jeśli pragnęlibyśmy w zadowalający sposób zbadać zainteresowania Freuda.

Lecz problem ten wykracza poza temat naszej pracy i możemy tylko odesłać zainteresowanych do innych źródeł, przede wszystkim do Jonesa (1953-1957). Inną grupę uwarunkowań odnajdujemy w intelektualnych i kulturowych korzeniach Freuda wyrastających z duchowego życia Eu­ropy XIX wieku. Istnieją dowody, m. in. przedstawione przez Brandella (1963), iż szereg prądów literackich epoki przygotowało Freudowi odpo­wiedni grunt. Czas dojrzał do przyjęcia wielu idei, które następnie lanso­wała psychoanaliza.

Lecz związki Freuda z literacką i filozoficzną tradycją również nie są tematem niniejszych rozważań. Interesuje nas trzecia grupa przyczyn, mianowicie tradycje utrzymujące się w ówczesnym środowisku lekar­skim i psychiatrycznym. W tych bowiem kręgach Freud zdobywał facho­wą wiedzę, kształtował swój pogląd na istotę chorób nerwowych oraz na

23

to, czym powinna charakteryzować się prawdziwa nauka. Od tych pod­staw zaczynał i stopniowo brał z nimi rozbrat. Nasze pierwsze pytanie brzmi zatem następująco: Jak zapatrywano się na „nerwowe" choroby w Wiedniu w latach 1870-80 i jak je leczono?*

Pacjentami z zaburzeniami nerwowymi zajmowali się ówcześni neu­rolodzy i wydaje się, iż stosunek do tych chorób miał dość wyraźne akcenty moralne. Jeśli można było wykazać bądź z dużą dozą pewności założyć istnienie organicznego uszkodzenia układu nerwowego lub mózgu, uznawano chorobę za „prawdziwą". Takimi właśnie przypadło­ściami pragnęli zajmować się szanowani lekarze. Nerwice nie mające przyczyn organicznych nie były uznawane za prawdziwe choroby i nie traktowano ich poważnie. Uważano je za urojenia lub udawanie. Neuro­lodzy traktowali cierpiącą na nie część klienteli jako uciążliwy balast.

Jako przykład może posłużyć postawa wobec histerii. Albo przyjmo­wano, że ma ona organiczne podłoże, albo ją bagatelizowano. Niektórzy uważali również, że histeria jest chorobą związaną z macicą - opinia ta zrodziła się w starożytności". Klasyczny pogląd zakładał, że macica wypada i wędruje po organizmie, a celem terapii jest sprowadzenie jej na właściwe miejsce. Łączenie histerii z macicą uczyniło z tej dolegliwo­ści chorobę wyłącznie kobiecą, co w patriarchalnym społeczeństwie ubie­głego stulecia z pewnością przyczyniło się do jej lekceważenia. Musimy więc przyznać, że stosunek do schorzeń nerwowych był na wskroś „orga­niczny". Założenie, iż objawy organiczne mogą mieć podłoże czysto psy­chologiczne, wyobrażeniowe, wolne od anatomicznych bądź fizjologicz­nych zaburzeń było nie do przyjęcia. Jak Freud sam stwierdził: „...myśl o oddziaływaniu umysłu na ciało nie wywoływała oddźwięku wśród leka­rzy. Wydaje się, że obawiano się przypisać życiu mentalnemu jakiś sto­pień niezależności, sądząc, iż oznacza to zamach na podstawy nauki, na którą się powoływano" (1905a).

Jaką zatem proponowano terapię? Ówczesne metody leczenia może­my podzielić na dwie grupy: fizyczne i psychiczne. Metody fizyczne obejmowały elektroterapię, masaż, różne formy kąpieli i lecze­nie odpoczynkiem, a psychiczne polegały na różnych formach sugestii.

Ten ostatni rodzaj terapii jest dla nas szczególnie interesujący. Choć Freud długo stosował konwencjonalne metody fizyczne, to punktem wyj­ścia jego metody psychoterapeutycznej, a następnie psychoanalizy była właśnie sugestia. Jawiła się potem Freudowi jako skrajne przeciwień­stwo psychoanalizy. Na dobrą sprawę możemy stwierdzić, że rozwój

psychoanalizy następował poprzez stopniowe •wyzwalanie się z wszel­kich postaci oddziaływania poprzez sugestię.

Na czym polega sugestia? Jest to sposób oddziaływania, który -jeśli zastosowany jest wobec zaburzeń umysłowych — oznacza siłę wymierzo­ną przeciw patologii. Warunkiem jej skuteczności jest autorytatywny charakter oddziaływania. Jeśli jest ono wystarczająco mocne, może trzy­mać siły chorobowe w szachu. Przeciwstawna jej siła pochodzi z reguły od samego pacjenta, więc osoba posługująca się oddziaływaniem suge­stywnym musi cieszyć się jego zaufaniem i szacunkiem. Zaufanie to nie musi opierać się na realnych kwalifikacjach. Eecyduje wiara pacjen­ta w autorytet osoby wywierającej sugestię. Dlatego pacjent będzie szu­kał lekarza, w którego może wierzyć i, jak powiada Freud, „jeśli pacjen­towi odmówi się prawa wolnego wyboru lekarza, burzy się tym samym sposobność mentalnego oddziaływania" (1905 a).

Siły patologiczne mogą uzewnętrzniać się vr objawach, np. rumień­cach, bólach głowy, lęku, poceniu się i utracie przytomności. Jeśli w obrazie choroby występowały takie symptomy, uciekano się do wywiera­nia sugestii na objawy poprzez usilne i autorytatywne napominania w stylu: „Nie boisz się. Nie zarumienisz się. Teraz stoisz pewnie na nogach" itd.

Leczeniu sugestywnemu towarzyszyło często poradnictwo i pomoc w rozwiązywaniu rozlicznych problemów życia codziennego. Dzięki tej kombinacji można było skutecznie usuwać różne objawy.

W latach 1885-86 Freud praktykował kilka miesięcy u Charcota*, w paryskim szpitalu Salpetriere. Warunki miał tam bardzo korzystne, głównie dzięki osobowości Charcota, jego dużej -wiedzy i swoistemu auto­rytetowi. Charcot szczególnie interesował się histerią i hipnozą. Hipnoza poprzez szereg sposobów zmierza do wprowadzenia danej osoby w stan podobny do snu. Trans może mieć wiele stopni, od nieznacznego osłabie­nia wrażliwości aż do głębokiego ograniczenia świadomości, zwanego somnambulizmem. Jedną z charakterystycznych cech stanu hipnotycz-' nego jest, według Freuda, to, że „osoba zahipnotyzowana zachowuje się wobec świata zewnętrznego tak jakby spała, tzn. jakby pozbawiono ją wszystkich zmysłów, natomiast w stosunku do hipnotyzera jak w stanie czuwania" (1905a). Freud porównuje tę wybiórczą wrażliwość ze snem niektórych osób, np. matki, która reaguje na najcichsze kwilenie nie­mowlęcia.

* Informacje historyczne opierają się głównie na pracy Jonesa (1953).

** „Histeria" od greckiego określenia macicy (hystera).

* Jean Martin Charcot (1825-1893), jeden z trzech mistrzów (obok Breura i Bernheima), którzy w tamtym okresie wywarli decydujący wpływ na Freuda [przyp. red. nauk.].

24

25

Charcot nie interesował się hipnozą jako formą leczenia, lecz jako metodą badawczą. Udzielając sugestii w hipnozie, był w stanie wywołać u pacjentów zjawiska identyczne jak objawy histerii. Inaczej mówiąc wykazał, że objawy organiczne, np. paraliż, brak czucia, które często tworzą symptomatologię histerii, można spowodować drogą czysto psy­chologiczną. Skoro udaje się w ten sposób wywoływać histerie e k s p e-, rymentalne, to dlaczego histerie powstałe spontanicznie nie miałyby mieć podłoża psychicznego? Wprawdzie założenie, że histe­ria ma przyczyny organiczne, było Charcotowi najbliższe, nie odrzucił on jednak propozycji Freuda, by przeprowadzić studium porównawcze paraliżu histerycznego i organicznego. Wyniki tego badania (Freud 1893) doczekały się publikacji po francusku siedem lat po pobycie Freu­da u Charcota. W swojej pracy Freud stwierdza fundamentalną różnicę kliniczną między tymi dwoma rodzajami paraliżu, utrzymując, iż para­liż histeryczny przebiega niezgodnie z prawami anatomii i że obszar nim dotknięty jest określony przez wyobrażenia psychicz-

n e.

Również inne aspekty pracy Charcota skłoniły Freuda do oderwania się od niesłychanie krytycznego i sztywnego wiedeńskiego środowiska lekarskiego. Charcot wykazał m. in., że nie ma żadnego związku między histerią a narządami rodnymi, a zaburzenia histeryczne mogą równie dobrze występować u mężczyzn, jak i u kobiet. Prestiż Charcota przyczy­nił się więc do tego, że histeria powoli zaczęła stawać się chorobą, którą i warto się zająć.

W takich to okolicznościach trzydziestoletni Freud otworzył w 18861 roku prywatną praktykę lekarską w Wiedniu. Z początku ograniczał siej do powszechnie przyjętych metod terapeutycznych, lecz po upływie rokuj zaczął stosować leczenie sugestią w stanie hipnozy. Działanie sugestii,! jak wspomnieliśmy wyżej, zależy od siły perswazji skierowanej na pa-| cjenta. Stosując hipnozę Freud żywił nadzieję, że jego sugestie sięgnął wtedy jeszcze głębiej. Podczas hipnozy pacjent znajduje się w staniej biernym, o szczególnej podatności na oddziaływania. Zakładano, że dy „rozkaz" wydany przez terapeutę skutecznie wyprze siły patoger oraz utrwali działanie lecznicze.

Freud osiągał dobre wyniki. Udawało mu się usuwać rzucające się\ oczy objawy, lecz jednocześnie zauważył, iż po ukończeniu leczenia sym-l ptomy mają tendencje do nawrotów. W kilku wypadkach nie osie też większych rezultatów i przez jakiś czas sądził, ż^ przyczyna niepowo-| dzeń tkwi w niewystarczająco głębokiej hipnozie i w mało skutecznyd sugestiach. L_T

Leczenie sugestywne nie zadowalało Freuda nie tylko z powodu bardzo zmiennych wyników. Okazało się na dłuższą metę monotonne. W wielu wypadkach nie udawało mu się wprowadzić pacjenta w trans. Najbardziej jednak doniosłe okazały się czynniki natury moralnej. Pro­wadzenie gry, na której w końcu sugestia polega, okazało się dla Freuda nie do przyjęcia. Z jednej bowiem strony sugestia zaprzecza objawom, z drugiej zaś, kiedy pacjent znajduje się poza jej zasięgiem, okazują się one w najwyższym stopniu realne. Niezadowolenie Freuda otworzyło drogę do następnego etapu rozwoju psychoanalizy.

Zanim jednak zakończymy temat sugestii, poczyńmy jeszcze kilka refleksji nad znaczeniem tej metody dla rozwoju psychoanalizy.

Sugestia to magiczne użycie słów. Pacjent znajduje się w stanie szczególnej podatności, którego wyróżnikiem jest - jak powiada Freud

- nabieranie przez słowa magicznej siły. Nieważne, co się wtedy mówi. Znaczenie słów schodzi na plan dalszy, ustępując miejsca ich właściwo­ściom emocjonalnym. Słowa magiczne - w tym przypadku wypowiadane przez terapeutę - są w stanie wyzwolić u pacjenta sihy afektywne, które z kolei mogą wywierać uzdrawiający efekt, podobnie jak podczas tak zwanych kuracji cudotwórczych, np. ekstazy religijnej.

Taka metoda uzdrawiania opiera się na myśleniu magicznym, tzn. na przekonaniu, iż fantazje albo myśli są w stanie oddziaływać na rze­czywistość. Zaciera się wówczas różnica między symbolem a tym, co on przedstawia. Te dwie rzeczy tworzą jedność. Myślenie o działaniu staje się samym działaniem. Freud nazywa to „omnipotencją my­śli" (1912-1915). Myślenie magiczne - omnipotentne - występuje w wie­lu stanach patologicznych i kryje się w każdym człowieku, ponieważ występuje u nas wszystkich w określonej fazie rozwojowej - we wczes­nych latach dziecięcych. W szczególnych warunkach może się ono po­nownie uaktywnić.

Istotą stosowanej w leczeniu sugestii jest to, iż zaprzecza ona rze­czywistości. Zamiast skierować uwagę na siły patologiczne i starać się zrozumieć ich specyfikę, czyni się starania, aby za pomocą sugestii negować ich istnienie. Sugestia opiera się na zasadzie tłumienia. Ponadto w okresie, kiedy ją uprawiano, była ukierunkowana na objawy

- zewnętrzny wyraz choroby - a nie na ukryte siły, które wyznaczają dany objaw. Terapeuta był zadowolony, jeśli udało mu się usunąć obja­wy nerwicy. Sugestia odznaczała się zatem orientacją na fenotyp, a nie na genotyp.

26

27

Wydaje się, ze Freud miał największe zastrzeżenia właśnie wo autorytarności sugestii i psychoanaliza rozwinęła się w kierunku prze­ciwnym. Kiedy mówimy, że sugestia stanowi pierwszy i znaczący krok dla jej rozwoju, mamy m. in. na myśli ów „negatywny" efekt. Niepo­równywalnie większe znaczenie sugestii - abstrahując od zasady oddzia­ływania terapeutycznego - tkwi w tym, iż przekonała ona Freuda o ogromnej potędze sił duchowych. Okazało się, że psychiczne oddziały­wanie słowami może zarówno wywoływać, jak i usuwać nie tylko okre­ślone stany duchowe, ale i fizyczne.

Możemy z powodzeniem przyjąć, że potwierdza to w dużym stopniu wyobrażenie o „samodzielnym" istnieniu sił psychicznych, które nie st~ nowią wyłącznie biernego odpowiednika stanów organicznych. Ponad można powiedzieć, że doświadczenia Freuda na polu sugestii zadecyd wały o jego przejściu od medycyny do psychologii.

-3-

Katharsis

To nie Freud, lecz Józef Breuer (1842-1925) zademonstrował jako pierwszy zasadę terapeutyczną, która stanowiła wyraźne przeciwień­stwo tłumienia stosowanego przez sugestię. Józef Breuer był w latach siedemdziesiątych XIX wieku szanowanym, zdolnym neurologiem wie­deńskim i bliskim przyjacielem Freuda. Nowa metoda powstała w wyni­ku pracy z pacjentką, którą leczył w latach 1880-82. Mowa tu o słynnym przypadku Anny O., pierwszej z pięciu historii przypadków, opisanym przez Breuera i Freuda w pracy Studies on Hysteria (Studia nad histe­rią) w 1895 roku.

Była to 21-letnia kobieta, którą Breuer opisywał jako inteligentną i dowcipną. Odznaczała się ona krytycznym nastawieniem i w ogóle nie była podatna na sugestię. Natomiast przejawiała wyraźną tendencję do zapadania w sen na jawie. Skłonność ta była tak silna, że pacjentka prawie nieustannie żyła we -własnym świecie, oddając się jednocześnie codziennym obowiązkom. Prowadziła to podwójne życie tak sprytnie, że nikt nie zauważył, iż duchem nie zawsze jest całkiem obecna. Pacjentka mieszkała z • rodzicami i nie miała żadnego wykształcenia ani zajęcia, dzięki którym mogłaby rozwinąć swoje zdolności. Breuer wymienia mono­tonne życie rodzinne i brak odpowiedniego zajęcia intelektualnego jako czynniki wyzwalające histerię. Życie pacjentki było nacechowane „nie wy­korzystaną nadwyżką mentalnej żywotności i energii, która znajdowała ujście w ustawicznym fantazjowaniu" (Breuer & Freud 1895d). Objawy histerii, która rozwijała się stopniowo, pojawiły się w okresie, kiedy Anna O. pielęgnowała ciężko chorego ojca. Oddała się temu zajęciu bez reszty, rezygnując z każdej myśli o sobie. Po jakimś czasie popadła w stan takiego wyczerpania, iż zabroniono jej dalszej opieki nad ojcem. Nabawiła się także silnego kaszlu, który Breuer określił jako typowo nerwowy. Z cza­sem doszły i inne objawy, ból głowy, podwójne widzenie, wrażenie walą­cych się ścian oraz bezwład, najpierw w okolicach karku, potem w nogach i na koniec w lewym barku i ramieniu. Temu wszystkiemu towarzyszył lęk, a następnie coraz silniejsze halucynacje, kobieta widziała m.in. czarne

29

węże, które napełniały ją grozą. Anna O. była zmuszona pozostać w łóżku i wtedy pojawił się Breuer, jej lekarz.

Poczynił on jedno istotne spostrzeżenie, które położyło fundamenty pod nową technikę leczenia. Anna oscylowała między dwoma odmienny­mi stanami świadomości. W ciągu dnia miewała z reguły halucynacje i napady strachu, pod wieczór zaś i w nocy jej świadomość stawała się jasna i robiła ona wrażenie zupełnie normalnej kobiety. Ciekawe, że przejściu z jednego zachowania w drugie towarzyszył specyficzny stan ducha. Następował on każdego dnia o zachodzie słońca. Przypominał bardzo trans hipnotyczny i Breuer określił go jako autohipnozę. Stan ów wyrażał się brakiem kontaktu ze światem, podobnie jak to się dzieje podczas snu. Anna jednak utrzymywała kontakt z Breuerem, kiedy obok niej siedział. Lekarz zauważył, że jeśli w tym stanie opowiadała mu o swoich wizjach i wyobrażeniach, które nawiedzały ją w ciągu dnia, to w wyniku tego uspokajała się, a jej myśli nabierały klarowności.

Odkrycie to Breuer rozbudował do rozmiarów systematycznej meto­dy. Odwiedzał pacjentkę co wieczór i nakłaniał do wyrażania fantazji i wyobrażeń zebranych w ciągu dnia. Stopniowo zaczął wykorzystywać ten szczególny stan ducha, nalegając, aby przypomniała sobie, co wyda­rzyło się w chwili pojawienia się symptomów. Odkrył, że cofnięcie się do początków objawu prowadzi do dramatycznego przywołania sytuacji o', silnym ładunku emocjonalnym, po czym objaw znika. Breuer przystąpił więc do systematycznego śledzenia poszczególnych objawów i jego „kura­cja mówiona" (talking cure)* zawsze kończyła się powodzeniem. Skoro tylko udało mu się wytropić źródło symptomu - sytuację urazową - na­stępował silny wybuch tłumionych uczuć i objaw ustępował.

Na przykład okazało się, że kaszel nerwowy Anny pojawił się w okresie, kiedy siedząc przy łóżku chorego ojca, nagle usłyszała muzykę taneczną dobiegającą z sąsiedniego domu. Rozpaliło to w niej silne prą gnienia. Chciała też tam być, lecz jednocześnie dręczyły ją wyrzuty su­mienia. Po tym wydarzeniu za każdym razem, kiedy słyszała podobną muzykę reagowała kaszlem.

Leczenie skończyło się, kiedy Anna wydobyła z pamięci najbardziej istotne dla swojej choroby zdarzenie. Breuer umeblował pokój na wzórj izby, w której niegdyś leżał chory ojciec. Anna odtworzyła w transi scenę stanowiącą punkt wyjścia jej halucynacji. Pewnej nocy obudziła; się i ogarnął ją dławiący lęk o ojca. Weszła do jego pokoju i usiadła p: łóżku. Przewiesiła rękę przez oparcie krzesła i pogrążyła się w sen n

l

jawiejsk. to często u niej bywało. Nagle wypełzł skądś czarny wąż, który chciał u-kąsić ojca. Chciała odpędzić gada, lecz siedziała jak sparaliżowa­na. R$ca przewieszona przez krzesło „zdrętwiała", Anna straciła czucie w niej i zdolność ruchu. W tym ciężkim stanie lękowym powstał związek skojarzeniowy między widokiem węża a porażeniem ręki. W ten sposób urojony wąż stał się częścią obrazu choroby. Po wytłumaczeniu tej klu­czowej sceny leczenie dobiegło końca. Za jakiś czas Anna w pełni odzy­skała zdrowie psychiczne.

Na tym kończy się oficjalna wersja leczenia przypadku Anny O. Podamy tu jednak prawdziwą wersję zakończenia, która wyszła na jaw znacznie później. Jest to zapowiedź istnienia pewnych sił działających w procesie terapeutycznym, które doczekały się uznania dopiero w później­szym ofcesie*. Jones (1953) podaje, że w trakcie leczenia Breuer był zachwycony Anną, kobietą nie tylko młodą i inteligentną, lecz także atrakcjrjna. i pociągającą. Zauważyła to żona Breuera i poczuła się bar­dzo zaz«frosna. Kiedy w końcu Breuer zrozumiał uczucia żony, postano­wił przerwać leczenie Anny. Pacjentka zareagowała na to gwałtownym atakiein, który okazał się histerycznym porodem. W trakcie leczenia wystąpiła bowiem u Anny ciąża urojona, a tajemniczym ojcem domnie­manego* dziecka miał być oczywiście Breuer. W obliczu takich sił lekarz zrejtero wał i w wielkim pośpiechu wycofał się z życia Anny.

Nie«flcjalna wersja tego przypadku ukazuje nam, iż między terapeu­tą a pacjentem wywiązał się silny, obustronny stosunek emocjonalny o wyraźnie seksualnym zabarwieniu. Lecz nie był to jeszcze czas, w którym Breuer mógłby zaakceptować i opanować te siły, nie mówiąc już o ich niykorzystaniu. Miało to stać się dopiero zadaniem Freuda.

BieTier nie musiał hipnotyzować Anny O., która sama wprowadzała się w stan hipnotyczny. Pojawiło się nowe narzędzie terapii. Okazało się, iż stan Łipnotyczny można wykorzystać nie tylko do podawania przeciw-sugestiL, lecz także do tego, aby pacjent mógł przeżywać wcześniejsze wydarzenia i sytuacje o silnym ładunku emocjonalnym, które nie są dla 'niego dostępne w normalnym stanie świadomości. Nową metodę nazwa­no metodą katarktyczną. Można zdefiniować ją w sposób następujący: metoda katarktyczną polega na przywołaniu w pamięci lub przypomnie­niu sobie zapomnianego (wypartego) przeżycia za pomocą sugestii poda­nej pacj entowi w stanie hipnotycznym".

Terapeuta nadal wykorzystuje tu sugestię, ale już nie tyle do zwal­czania objawów, co do nakłonienia pacjenta, aby skoncentrował się na

nauk.]

30

Nazwa, którą sam Breuer nadał stosowanej przez siebie metodzie [przyp. i

Chodzi tu o przeniesienie i przeciwprzeniesienie [przyp. red. nauk.]. * Katharsis - od greckiego „oczyszczenie".

31

określonych wydarzeniach lub sytuacjach. W metodzie katarktycznej sugestia ułatwia przypominanie. To, co leczy, nazywa się „odreagowa­niem" i daje się sformułować jako następująca zasada: po uświadomie­niu sobie i przypomnieniu pierwotnego wydarzenia razem z towarzyszą­cym mu uczuciem dochodzi do jego wyładowania czy też odreagowania. Siła podtrzymująca objaw przestaje działać i symptom ustępuje.

Już w 1882 roku Breuer opowiedział Freudowi o tym osobliwymi przypadku, który wywarł na przyszłym twórcy psychoanalizy głębokie wrażenie. Sam Freud posłużył się tą metodą dopiero kilka lat później.! Nie wiadomo jednak dokładnie, kiedy to się zdarzyło. Oto co pisze wprowadzeniu do przypadku Emmy von N. w Studies on Hysteria: ~ l maja 1889 roku zacząłem leczenie około czterdziestoletniej kobiety] której symptomy i osobowość zainteresowały mnie do tego stopnia, ii poświęciłem jej dużo czasu i postanowiłem uczynić wszystko, aby ją wyleczyć. Cierpiała na histerię i dawała się nader łatwo wprowadzać stan somnambuliczny; kiedy zdałem sobie z tego sprawę, postanowiłei skorzystać z techniki Breuera polegającej na badaniu w hipnozie. Zaj znałem się z nią na podstawie opisu pomyślnego leczenia jego pierwsze pacjentki, który mi przedstawił. Była to moja pierwsza próba zastosowa nią tej metody terapeutycznej". Przypis z 1924 roku wskazuje jednak n to, iż Freud już wcześniej z powodzeniem, acz sporadycznie, korzystał: procedury katarktycznej.

Wydaje się zatem, że Freud przez blisko dziesięć lat, począwszy odi mniej więcej 1887 roku, posługiwał się w prakiyce zróżnicowaną meto-f dyką - zwykłą sugestią na jawie, sugestią w hipnozie oraz sugestii katarktyczną. Ponadto korzystał z konwencjonalnych, fizycznych met leczenia. W tym okresie następuje stopniowe przejście od autorytarnej! przeciwsugestii - poprzez katharsis - do następnego etapu, który na­zwiemy techniką uciskową (nakładania rąk). Lecz zanim poruszymy ter temat, zatrzymajmy się i przypatrzmy bliżej znaczeniu, jakie miało dls poglądu na choroby psychiczne i na metodę terapeutyczną przejście sugestii do katharsis.

Sugestia - zwłaszcza wywołana przez hipnozę - ukazała, że wyobra­żenia psychiczne mogą spowodować czysto fizyczne objawy i oddziały­wać na nie. Leczenie katarktyczne przyczyniło się do lepszego zrozumie nią tego zjawiska. Pokazało, iż objawy z pozoru niezrozumiałe (np. Anny O.) mają głębszy sens. Za histerycznym symptomem " ło się urazowe przeżycie, którego wspomnienie zostało oderwj

32

od normalnego związku ze świadomością. Jednocześnie nastąpiło zdła­wienie afektu. Taki objaw można rozumieć jako symbol lub pośred­nią reprezentację ukrytego wspomnienia o dużym ładunku emocjonal­nym. Innymi słowy istnieje zrozumiały — i na wskroś logiczny - związek między objawem a ukrytą treścią przeżycia. Właśnie ten fakt wywarł na Breuerze niezatarte wrażenie. Oto co pisze o Annie O.: „Przypadek ten wydaje się, moim zdaniem, interesujący przede wszystkim ze względu na niezwykle jasną genezę choroby" (1895d). Inną konsekwencją tego odkrycia jest przesunięcie akcentu z objawów na przeżycia leżące u ich podstaw. Choć Freud w leczeniu większości pacjentów nadal obierał objawy za punkt wyjścia, to już jednak r o z u m i a ł, iż są one wyłącz­nie powierzchniowymi przejawami głębiej działających przyczyn.

Był to wprawdzie istotny postęp w rozumieniu zjawisk patologicz­nych, lecz jego zasięg pozostał ograniczony, a sama koncepcja — statycz­na. Breuer uważał, że aby mechanizm histeryczny został uruchomiony, nieodzowny jest uraz, przeżywany w stanie szczególnej podatności, spo­wodowanej np. silnie tłumionymi uczuciami. Chodziło tu zatem raczej o zbieg okoliczności, aniżeli o znaczące z-wiązlri między stanem we­wnętrznym a wydarzeniami zewnętrznymi. Świadczy też o tym sama koncepcja urazu - to znaczy, dramatycznego wydarzenia, które może doprowadzić do patologicznej reakcji. Z punktu widzenia terapeutyczne­go taki model urazu sugeruje, że należy posziukiwać silnych wrażeń, które przypuszczalnie są odpowiedzialne za stłumienie afektu. Breuero-wi nie mieściło się w głowie, że w przypadku Anny O. mogło chodzić o wewnętrzne fantazje i pragnienia, które czasem są nawet ważniejsze od obiektywnych zdarzeń. Z kolei m y możemy już zadać sobie pytanie, dlaczego Annie O. ukazywały się właśnie węże? Czy był to symboliczny wyraz jej pragnień? A może zakazanych żądz lub zabloko­wanych fantazji, których Anna najbardziej się bała? Takie hipotezy były Breuerowi obce.

Takie mechaniczne zapatrywanie się na przyczyny chorób znajdo-(Wało także wyraz w przekonaniu, iż jeśli nastąpi odblokowanie afektu, to objaw, a tym samym choroba, automatycznie ustąpi. Wkrótce okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. Ale dla rozwoju metody terapeutycz­nej, odkrycia psychoanalizy jako metody leczenia, przejście od sugestii do katharsis miało znaczenie decydujące. Sugestia kojarzy nam się z ukrywaniem lub tłumieniem, katharsis zaś reprezentuje zasadę zgoła przeciwstawną: odkrywania lub otwarcia. Są to rzeczywiście odrębne koncepcje leczenia. Jeśli zasadą sugestii było hasło „więcej mroku!", to metoda katarktyczną głosi: „więcej światła!"

33

-4-Swobodne kojarzenia

Technika uciskowa (nakładania rąk)

Studies on Hysteria Breuera i Freuda, które ukazały się w 1895 roku, są książką o katharsis, czyli o technice zwanej oficjalnie „katarkty-czną metodą Breuera". Leczenie polega tu na wywoływaniu afektu, który uległ stłumieniu w związku z przeżyciem urazowym. Po jego przy­pomnieniu i odreagowaniu towarzyszących mu uczuć, objaw ustępuje. Metoda ta sprowadza się więc do przypomnienia sobie przez pacjenta urazu i sytuacji poprzedzającej jego przeżycie. Można to było osiągnąć w szczególnym stanie psychiki, jaki wywołuje hipnoza.

Choć wspomniana książka jest klasyczną pozycją na temat kathar­sis w stanie hipnozy, wykracza jednak poza ścisłe ramy tej metody i skupia się na jej efekcie końcowym: metodzie swobodnych kojarzeń. Opracowanie i sformułowanie jej zadań oznaczało początek właściwej psychoanalizy. Nim to nastąpiło, psychoanaliza przeszła przez jeszcze jeden etap, który możemy nazwać techniką uciskową.

Czytając historie opisanych w wyżej wymienionej książce chorób, można dostrzec myśli i idee wychodzące poza metodę katarktyczną: kon­cepcje psychopatologii oraz mechanizmów psychicznych stanowiących jei podłoże. Omówimy tu szczegółowo jeden z opisanych tam przypadkói i przedyskutujemy to, co z niego wynikło dla rozwoju psychoanalizy.

Wybraliśmy piąty i ostatni przypadek: Elizabeth von R., gdyż prze-konanie, do którego doszedł Freud w trakcie pracy z tą pacjentką, miałc decydujące znaczenie zarówno dla teorii, jak i dla samej techniki leczi nią. Dodatkowy powód, to chęć pokazania metody, jaką pracował Freiu a przede wszystkim jego stosunku do nowych i nieznanych zjawisk, co pewnością było podstawowym motorem rozwoju psychoanalizy.

Jesienią 1892 roku do Freuda skierowano na leczenie dwudzies czteroletnią pannę Elisabeth von R. Pacjentka cierpiała na bóle w nogach, miała trudności z chodzeniem. Nie przejawiała jednal/widocznych, org cznych uszkodzeń, mogących być przyczyną tych dolegliwości. Freui wydawało się, że w przeciwieństwie do chorych uskarżających się na ból

34

na tle organicznym Elisabeth odczuwała przyjemność, kiedy podczas ba­dania pobudzał jej skórę i mięśnie nóg. Wnioskował stąd, że za bólem kryją się wyobrażenia i postanowił leczyć ją na histerię.

Rodzinę Elisabeth prześladował zły los. Ojciec zmarł po długiej cho­robie, podczas której córka pielęgnowała go z poświęceniem, rezygnując z własnego szczęścia. Po śmierci ojca rodzina, której wcześniej niczego nie brakowało, znalazła się w odosobnieniu i biedzie. Los ten dotknął szczególnie silnie Elisabeth, która dzięki swej inteligencji i nieco chłopię­cemu usposobieniu zawsze była pupilka ojca. Zrezygnowała nawet z na-rzeczeństwa tylko po to, aby zająć się ojcem. Teraz została bez miłości, przyjaciół i wykształcenia.

Elisabeth miała dwie siostry. Wszyscy sądzili, że zamążpójście star­szej z nich da rodzinie odrobinę szczęścia i zjedna szacunek. Szwagier nie okazywał jednak większego zainteresowania rodziną swojej żony. Elisabeth czuła się tym głęboko urażona i była doń wrogo nastawiona. Następnie za mąż wyszła druga siostra. Wyglądało na to, że wreszcie spełnią się pragnienia Elisabeth. Drugi szwagier wywodził się z podo­bnego środowiska i bez trudu zżył się z nową rodziną. Młoda para osiad­ła niedaleko domu, w którym Elisabeth mieszkała z matką i często wzajemnie się odwiedzali. Ten okres zamąciła jednak poważna operacja oczu, jakiej musiała poddać się matka, a po niej przez wiele tygodni przebywać w zaciemnionym pokoju. Elisabeth znowu stała się pielęg­niarką, starając się jednocześnie podtrzymać wszystkich na duchu. Na szczęście operacja zakończyła się pomyślnie. Po familijnym spotkaniu wszystkie trzy rodziny udały się na wspólne wakacje. Wszyscy spodzie­wali się, że nastąpią teraz szczęśliwe dni, a Elisabeth zrzuci z siebie ciężar trosk i kłopotów, który ją przygniatał przez ostatnie dwa lata, od czasu choroby ojca. Lecz ona właśnie podczas tych wakacji zachorowała. Pewnego dnia, po pieszej wędrówce w towarzystwie drugiego, ulubione­go szwagra, poczuła gwałtowne bóle w nogach, które uniemożliwiły jej dalsze poruszanie się. Tego dnia Elisabeth stała się inwalidką.

Po wakacjach pojechała z matką do uzdrowiska, aby poddać się leczeniu. Lecz zaledwie dojechała na miejsce, otrzymała wiadomość, że jej ukochana siostra miała atak serca i jej stan jest poważny. W wielkim pośpiechu matka i córka ruszyły w drogę powrotną. Podróż była okro­pna. Elisabeth trawił lęk o siostrę, przejmowały ją nieznośne bóle. Po przybyciu do domu okazało się, że siostra już nie żyje.

Freud rozpoczął leczenie Elisabeth środkami konwencjonalnymi. Kiedy one zawiodły, postanowił spróbować metody katarktycznej. Ale okazało się, że pacjentki nie sposób zahipnotyzować. Za każdym razem,

35

kiedy mówił: „Zaraz zapadnie pani w głęboki sen", Elisabeth poruszała] się, jakby chciała powiedzieć: „Ależ ja wcale nie śpię, panie doktorze.} Mnie nie można zahipnotyzować". Co Freud miał począć? i Był to przełomowy moment w rozwoju psychoanalizy. W jaki sposób | Freud miał poznać myśli i uczucia, o których ani on, ani Elisabeth nie j mieli pojęcia? Przypomniał sobie wówczas Bernheima z Nancy*, który | powiedział, że „zapomniane" przeżycia można przywołać w stanie czu­wania, jeśli się tylko usilnie zapewni pacjenta, że on sam potrafi je sobie przypomnieć. Na tej podstawie Freud stworzył technikę ucisko-w ą. Polegała ona po prostu na ucisku ręką czoła Elisabeth i zachęcaniu pacjentki do opowiedzenia wszystkiego, co przychodziło jej do głowy. Freud nalegał, że na pewno coś sobie przypomni, i domagał się, aby mówiła wszystko niezależnie od tego, czy to wyda jej się istotne czy błahe, żenujące czy nieprzyjemne.

Dzięki analizie myśli, które nasuwały się Elisabeth, Freudowi udało się dokonać rekonstrukcji procesu emocjonalnego, leżącego u podłoża choroby. Młoda kobieta od dawna odczuwała silną potrzebę miłości i za­kochała się mocno — nie będąc tego świadoma - w mężu siostry. Ta potajemna miłość wzmagała się dzięki bliskim kontaktom rodzinnym, a podczas letnich wakacji przybrała wyraźnie na sile. W czasie pieszej wędrówki ze szwagrem zakazana namiętność była bliska wybuchu i po­przez uruchomienie mechanizmu obronnego przerodziła się w objaw fi­zyczny, w chorobę. Punktem kulminacyjnym tego dramatycznego zda­rzenia stała się chwila, kiedy Elisabeth stanęła przy łożu śmierci siostry. Przepełniona żalem i rozpaczą, w nieświadomości z nieprzepartą siłą odczuwała inną myśl: „Teraz jest on wolny i mogę zostać jego żoną".

Ujawnienie owego zakazanego pragnienia pozwoliło całkowicie zro­zumieć obraz choroby. Samo leczenie musiało jednak przejść przez wiele etapów, nim Elisabeth w pełni pojęła istotę swych dolegliwości. Kuracja powiodła się i Freud pisze, że zarówno pacjentka, jak i terapeuta byli przekonani, iż osiągnęli swój cel.

Dyskusja

Podobnie jak Freud w Studies on Hysteńa, tak i my zakończymy historię choroby dyskusją. Nasz punkt wyjścia jest jednak inny. Możem;

* Hipolit Bernheim (1840-1919), lekarz francuski, czołowa postać słynnej ówcześnie tzw. Szkoły w Nancy (pozostającej w opozycji do Charcota), gdzie stosowane hipnozę i eksperymentowano z sugestią posthipnotyczną. W ,1888 r. Freud, przygotował niemiecki przekład książki Bernheima, poświeconej sugestii, a w 1889 r. pojechał na krótko do Nancy, aby osobiście asystować Bernheimowi (przyp. redJ nauk.) /

36 ^

ocenić leczenie Elisabeth z perspektywy historycznej. Do jakiego stopnia odkrycia i wnioski wypływające z tego przypadku stanowiły krok naprzód na drodze rozwoju psychoanalizy, a do jakiego stopnia Freud nadal trwał przy starych poglądach?

Freud nazywa leczenie Elisabeth „swoją pierwszą do końca przepro­wadzoną analizą", lecz jak zobaczymy później, kuracja ta nie opierała się jeszcze na jednolitych zasadach. Elementy sugestii przeplatały się z elementami opartymi już na modelu analitycznym. Dlatego przypadek ten szczególnie nadaje się do ukazania rozwoju psychoanalizy.

Freud zaczyna dyskusję od następującego wyznania: „Podobnie jak inni neuropatolodzy, nauczyłem się stosować rozpoznanie miejscowe i stawiać prognozę z punktu widzenia elektroterapii. Dlatego uderza mnie, że moje historie chorób można czytać jak powieść i że brak im poważnego, naukowego piętna. Pocieszam się jednak tym, że winę za to ponosi specyfika materiału, a nie moje prywatne preferencje.

Dzięki ternu, iż Freud nie pozwolił się wtłoczyć w tradycyjną, nauko­wą formę opisu, lecz pozostał wierny faktom, dysponujemy dziś nadzwy­czaj bogatym materiałem. Ukazuje on nie tylko leczenie pacjentów w wąskim tego słowa znaczeniu, lecz dzięki refleksjom Freuda, jego próbom i błędom — opisanym sumiennie, ze szczegółami — uzyskujemy wgląd w rozwój myśli, która wybiega daleko poza ciasne ramy leczenia.

Dyskusję i podsumowanie znaczenia historii choroby Elisabeth von R. możemy ująć w trzech punktach:

a) wkład do techniki terapeutycznej,

b) przyczynek do teorii procesu terapeutycznego,

c) wkład do ogólnej nauki o chorobach - do psychopatologii.

Na końcu skomentujemy pewne aspekty stosunku Freuda do leczo­nych przez; siebie pacjentów oraz sposób, w jaki posługiwał się on pod­czas pracy intelektem.

Wkiad do techniki terapeutycznej

Jak pamiętamy, do odkrycia nowej techniki przyczyniła się niemoż­ność zahipnotyzowania Elisabeth. Jak Freud sam mówi: „Znalazłszy się w kłopotlrwym. położeniu, wpadłem na pomysł, aby uciskać głowę pa­cjentki".

Freud nie omawia psychologicznego efektu tego wybiegu, ogranicza­jąc się do stwierdzenia, że posłużył on do odwrócenia uwagi pacjentki od rozmyślań, czy domysłów. Być może technika ta wywierała także inny wpływ na nieświadomość Elisabeth. Było to nałożenie rąk w dosłownym tego słowa znaczeniu. Być może pacjentka nieświadomie kojarzyła ten gest z uzdrawianiem przez cudotwórców? Dotyk wiąże się ponadto z in-

37

tymnym kontaktem, co mogło przyczynić się do pozytywnego stosunku pacjentki do Freuda. Zobaczymy później, że w obecnie stosowanej tech­nice psychoanalitycznej zostały usunięte wszystkie elementy kontaktu cielesnego. Ponadto można założyć, iż kładzenie rąk na czole to gest łagodzący poczucie winy. Niezależnie od wpływu psychologicznego na nieświadomość, gest ten odzwierciedla także autorytarną postawę tera­peuty.

Podczas zabiegu Freud pouczał pacjentów, aby mówili - rezygnując z wszelkich komentarzy - o każdym obrazie lub myśli, jakie im przycho­dzą do głowy. Stan, do którego usiłował doprowadzić Elisabeth poprzez usilne naleganie, stanowił kwintesencję tego, do czego prowadzi metoda swobodnych kojarzeń. Widzimy, że Freud odchodził już od czynnych, nastawionych na konkretny cel poszukiwań ważnych zdarzeń lub ich śladów w pamięci. Zdawał się na przypadek i kierował się coraz silniej­szym przekonaniem, iż rozmaite myśli pacjentów są tylko z pozoru przypadkowe. Uważał, że ta mozaika myśli i obrazów tak czy owak pozostaje w emocjonalnym związku z dolegliwościami pacjenta. Freud był zdania, że uda mu się to udowodnić. Zaczęta pojawiać się w nim myśl o determinizmie psychicznym, zgodnie z którym każde zjawisko ducho­we pozostaje w związku przyczynowym z poprzednimi stanami i daje się zrekonstruować.

Technika uciskowa to prolog właściwej analizy. Stanowiła etap przejściowy. Porównanie z metodą swobodnych kojarzeń zjednaj strony oraz z metodą katarktyczną z drugiej wskazuje na kierunek przyszłego rozwoju, a jednocześnie na te elementy, których należało się pozbyć.

Zapowiedzią metody swobodnych kojarzeń jest -jak już wspominali­śmy - zasada polegająca na wolnym przepływie myśli, fantazji i ob­razów, bez jakiejkolwiek świadomej cenzury, nawet jeśli wydają się one: pacjentowi bezsensowne, głupie lub żenujące. Zarówno pacjent, jak i rapeuta znajdują się w tym samym stanie świadomości. Aby dotrzeć głębszych warstw osobowości, nie trzeba zatem wprowadzać osoby dawanej terapii w szczególny stan psychiczny.

Z drugiej strony widzimy, że technika uciskowa nosi znamiona stawy autorytarnej. Nawiązuje do doświadczeń z okresu hipnozy. Te: peuta odgrywał bardzo czynną rolę. Perswadował, nalegał i odnosim; wrażenie, iż nie cofał się nawet przed wywieraniem presji, aby nakłoni) Elisabeth do współpracy. Kiedy ta narzekała na przykład, że nic jej przychodzi na myśl, Freud oświadczył jej, iż wie, że p r z/ y s z ł o jej do głowy, co ona jednak ukryła. Następnie ostrzegł j/acjentkę, że wyzdrowieje, jeśli będzie tak postępować. /

38

Terapeuta pełnił funkcję wiodącą. Podczas seansu Freud sam wybie­rał tematy do rozmowy, rozpatrując je pod kątem ich przydatności w dotarciu do sytuacji, w których wystąpiły objawy. W porównaniu z później­szą techniką rola terapeuty była więc jeszcze bardzo aktywna.

Innym przykładem aktywnej postawy terapeuty było namawianie Elisabeth, aby przestała się izolować. Freud nakłaniał ją także, aby odwiedzała miejsca, które mogły obudzić ukryte wspomnienia, np. grób siostry. Jest to wyraźne zaprzeczenie zasady bierności analityka w kla­sycznej psychoanalizie. Jej późniejszy rozwój ukazuje, iż kwestia aktyw­ności i bierności ma fundamentalne znaczenie, jeśli chodzi o definicje granic techniki analitycznej. Freud podejmuje ten problem w pracy Li­nes of Advance in Psycho-Analytic Therapy (Kierunki rozwoju terapii psychoanalitycznej) z roku 1918. Utrzymuje, że różne formy nerwic wy­magają różnych form interwencji ze strony terapeuty. Na przykład wyle­czenie osoby cierpiącej na silną agorafobię, tzn. lęk przestrzeni, jest zdaniem Freuda możliwe, o ile terapeucie uda się przekonać pacjenta, aby ten, nie zważając na lęk, zmusił się do wyjścia z mieszkania. Tylko w ten sposób można uaktywnić fantazje i wyobrażenia związane z ukry­tym konfliktem i uczynić go dostępnym dla psychoanalizy. Dostrzegamy tu analogie do perswazji stosowanej przez Freuda w stosunku do Elisa­beth von R.

W leczeniu Elisabeth pojawiły się także inne zaczątki techniki psy­choanalitycznej. Przykładem może być interpretacja. Punkt kul­minacyjny historii choroby stanowiła chwila, kiedy wszystkie związki stały się dla Freuda jasne. Dzięki mozolnej pracy rekonstrukcyjnej emo­cjonalna logika obrazu choroby została odkryta. Freud pisze: „Ta młoda kobieta żywiła do szwagra tyle czułości, że gdyby dopuściła ją do świado­mości, musiałaby postawić pod znakiem zapytania wszystkie swoje za­sady moralne. Wybierając ból fizyczny, zaoszczędziła sobie tej bolesnej prawdy".

Młoda, nieszczęśliwa i zakochana kobieta zastąpiła więc ból psychi­czny fizycznym, który traktowała jako schorzenie, co z kolei nie pozwoli­ło jej dostrzec właściwego związku przyczynowego między poszczególny­mi faktami. Freud przedstawił Elisabeth swoją interpretację w chwili, kiedy pacjentka nie rozumiała jeszcze, o co chodzi. Pisał o tym tak: „Strasznie się przeraziła, kiedy sucho przedstawiłem jej sytuację: Była zatem Pani od dawna zakochana w szwagrze".

Widzimy na tym przykładzie, że Freud interpretował pacjentce pra­gnienie, które odczuwała, chociaż nie zdawała sobie z niego sprawy. Interpretacja jest zasadniczą częścią leczenia psychoanalitycznego. Po-

39

przez nią terapeuta pomaga pacjentowi dostrzec wstydliwą prawdę, ukrytą czy zamaskowaną i dlatego dlań niezrozumiałą. Można z powo­dzeniem przyjąć, iż w przypadku Elisabeth interpretacja nie była zbyt dobrze dostosowana do możliwości pacjentki. Wskazuje na to m. in. ostry protest, jakim zareagowała. To obcesowe podanie interpretacji sta­nowiło spuściznę po autorytarnej tradycji terapeutycznej.

Zapamiętajmy jednak słowo „sucho" występujące w opisie sposobu podania interpretacji. Freud zajmuje wobec Elisabeth postawę zgodną z dobrymi obyczajami psychoanalizy. Nie wyolbrzymia znaczenia jej zako­chania się, lecz traktuje je jako zjawisko naturalne, o którym można mówić rzeczowo, bez wstydu i osłonek.

Wkład do teorii procesu terapeutycznego

Technika uciskowa przyniosła Freudowi sukces. Kiedy naciskał na czoło Elisabeth, w jej psychice pojawiały się obrazy lub myśli mające związek z „patogenną grupą idei"*. Jeśli nic nie przychodziło pacjentce na myśl, Freud uparcie kontynuował procedurę. Metoda nigdy nie zawodziła. Jednocześnie dokonał innego odkrycia. Zdarzyło się, że po szeregu ucisków, które przywoływały jakiś obraz, Elisabeth mówiła: „Mogłam to powiedzieć od razu". Freud zaczął widzieć, że pacjentka czasem zachowuje się jakby ospale czy też ociąga się. Była to pierwsza kliniczna obserwacja zjawiska, które z czasem miało odegrać decydującą rolę w teorii procesu leczenia, mianowicie o p o r u. W leczeniu Elisabeth Freud po raz pier­wszy uchwycił go i nazwał. W części teoretycznej Studies on Hysteria pisze: „Okoliczność ta przywiodła mnie niebawem do tego, że musiałem przezwyciężyć siłę psychiczną pacjenta, która nie dopuszczała jego pato-gennych myśli do świadomości (pamięci)". A dalej mówi: „Otworzyły mi się oczy, kiedy zdałem sobie sprawę, że jest to niewątpliwie ta sama siła, która odgrywała znaczną rolę w powstaniu objawów histerycznych i nie dopuszczała patogennych wyobrażeń do świadomości".

Mamy tu zatem do czynienia z potężnymi siłami, które przeciwdzia­łają zdrowieniu. Komplikuje to obraz procesu leczniczego. W terapii katarktycznej trudność polegała na odnalezieniu usuniętego z pamięci obrazu. Skoro tylko został on uświadomiony, znikało podłoże objawu nerwicowego. Trzeba było niejako otworzyć zatrzaśnięte drzwi i pacjent odzyskiwał zdrowie. Freud zaczął rozumieć, że niekiedy cała osobowość stawia czynny opór, aby nie dopuścić do przypomnienia sobie wy­partego materiału. Treść usuniętą z nieświadomości można było odzy­skać tylko poprzez ustawiczną walkę. Ale co właściwie działo się podczas

* Terminem tym określał Freud powiązane z sobą nieświadome wyobrażenia leżące u źródła objawu (przyp. red. nauk.).

40

terapii katarktycznej? Otóż postawa autorytarna po prostu omijała opór. \V czasie hipnozy chwilowo był on wyeliminowany. Wyjaśnia to zadzi­wiające skutki leczenia, ale także i nawroty lub przemieszczenia objawu, jakie następowały po zakończeniu kuracji. Unikając oporu, terapeuta nie ujarzmiał sił psychicznych, będących dynamicznymi składnikami choroby. Dopóki opór nie został zanalizowany, nie dochodziło do żadnej zmiany m o t y w ó w choroby. Można było z pewnością osiągnąć po­prawę objawową, ale predyspozycja do powstawania nowych objawów nadal się utrzymywała. W przypadku Elisabeth dał zatem o sobie znać „efekt uzdrowienia" mający przyczynę nie w analizie, lecz w sugestii. Opór, będący zjawiskiem spontanicznym, został opisany, na­zwany i włączony jako odrębne pojęcie do teorii leczenia dopiero po odstąpieniu od praktyk hipnotycznych.

Odkrycie zjawiska oporu stanowi więc bez wątpienia największe osiągnięcie teoretyczne związane z przypadkiem Elisabeth von R. Do­strzegamy w nim też jednak coś, co komplikuje proces leczenia. Chodzi o element nazwany później przepracowaniem. Okazało się, iż mi­mo interpretacji, w psychice pacjentki nie doszło do spontanicznego od­reagowania. Wręcz odwrotnie. Zaczął się długi i bolesny okres, podczas którego Elisabeth z ogromnym trudem przyjmowała interpretacje Freu­da. Rezygnując powoli z oporu, zrozumiała, że miłość do szwagra pozo­stawała w ukryciu przypuszczalnie już od początku ich znajomości. Na­stępstwem wglądu są przemiany osobowości na wielu płaszczyznach. Proces ten wymaga czasu i ciągłego obracania nabytą wiedzą w nowych kontekstach.

Zarówno opór, jak przepracowanie są kluczowymi pojęciami teorii terapii psychoanalitycznej. Należy wspomnieć o jeszcze jednym spo­strzeżeniu. Freud powiada, iż jego metoda uciskowa zawodziła tylko wtedy, kiedy Elisabeth była w dobrym humorze i nie miała bólów. Dla­czego technika nie skutkowała, jeżeli pacjentka była w dobrym nastroju? Freud tłumaczy to jako przejaw oporu. Kiedy człowiek czuje się dobrze, po co ma się narażać na przykrości? W owym czasie Freud nie posunął się dalej w swoich "wnioskach, lecz można przypuszczać, że ta uwaga zapowiada zasadę, która później stanie się ważną regułą terapii psycho­analitycznej, miaiurwicie że leczeniu musi towarzyszyć frustracja. W przeciwnym wypadku nie pojawi się niezbędna motywacja (patrz Uwagi końcowe w rozdz. 12).

Wkład do psychopatologii

W opisie historii choroby Elisabeth von R. pojawia się dynamiczny sposób myślenia, to znaczy, że główna siła napędowa, leżąca u podłoża

41

zewnętrznych czynności i objawów, są motywy wewnętrzne —pragnienia i fantazje. Stanowi to zdecydowane odstępstwo od teorii urazowej, która opierała się raczej na szukaniu motywu w mechanicznym tłumieniu nieprzyjemnych przeżyć. Widzimy więc, że choć Freud nie rozwinął jesz­cze w pełni teorii konfliktu, to operował już pojęciem konfliktu we­wnętrznego jako podstawą choroby. Konflikt między pragnieniem miło­ści i tęsknotą za nią z jednej strony a zasadami moralnymi i wychowa­niem z drugiej sugeruje, iż obiekt miłości — szwagier — to owoc zakazany. Niedozwolone pragnienie musi zostać wyparte ze świadomości. Podczas gdy teoria urazowa traktuje objaw nerwicowy jako bierną reakcję, teoria dynamiczna sugeruje, że jest on czynnym rozwiązaniem kon­fliktu, kompromisem między sprzecznymi elementami osobowości. Kon­sekwencję terapeutyczną tego poglądu stanowi zastąpienie poszukiwa­nia traumatycznych zdarzeń przez poszukiwanie myśli, uczuć i fantazji. Objaw nerwicowy nie musi być skutkiem urazów. Równie niebezpieczne i zakazane jak czyny i zdarzenia mogą stać się fantazje. Pogląd ten jest wyrazem przesunięcia obszaru poszukiwań przyczyn objawów nerwico­wych w stronę zagadnień wewnątrzpsychicznych.

Tym samym dotarliśmy do współczesnego poglądu na nerwice. Mu­simy jednak stwierdzić, iż w centrum uwagi nadal pozostają przyczyny o b j a w ó w. Rozpatrywanie całokształtu osobowości neurastycznej, wywodzącej się z konfliktów wczesnodziecięcych, wchodzi w zakres psy­chopatologii, której zręby jeszcze się wówczas nie wykształciły. Kiedy dziś śledzimy leczenie Elisabeth von R., uderza nas jego fragmentary­czność. Freud uważał, że ją wyleczył, gdyż wyparte pragnienia i ich przejawy zostały zrekonstruowane i uświadomione. Naszym zdaniem ich pełne wyjaśnienie nastąpiłoby dopiero po przeanalizowaniu chara­kteru i warunków wczesnodziecięcego rozwoju. Może to tylko część prawdy, że los obszedł się z Elisabeth szczególnie okrutnie. Może jakaś część jej osobowości pragnęła bólu? Skąd bowiem ta młoda kobieta czerpała siłę do tak ogromnych poświęceń? A czy jej chłopięca natura nie sugeruje, że chciała ona identyfikować się z ojcem? Mężczyzna w ówczesnym Wiedniu był kimś bardziej cenionym aniżeli kobieta. Czy choroba Elisabeth nie stanowiła przejawu pogardy, odrzucenia własnej płci i pragnienia przejęcia roli mężczyzny? Możemy tylko zasugerować istnienie tych dziecięcych tęsknot. Przypuszczenia te wypływają jednak z bardziej współczesnego modelu psychopatologii niż ten, którym posłu­giwał się Freud. Nie jest zatem pewne, czy zgodnie z dzisiejszymi wy­mogami leczenie Elisabeth uznano by za pełnowartościową psychoana­lizę.

42

Swobodne kojarzenie

Freud udowodnił pracą z Elisabeth von R., że można odzyskać „za­pomniane" lub wyparte treści psychiczne bez uciekania się do hipnozy. Minie jednak jeszcze trochę czasu, zanim porzuci hipnozę i uczyni krok w kierunku metody swobodnych kojarzeń. Co skłoniło Freuda do porzu­cenia hipnozy i jakie miało to konsekwencje? Omówimy tu trzy powody tego, wymienione przez Jonesa (1953).

Po pierwsze, Freud miał bierny charakter. Siedzenie i wysłuchiwa­nie pacjentów odpowiadało jego usposobieniu. Niechętnie ingerował, przerywał lub kierował. Można sobie wyobrazić, że mając taki tempera­ment, wygodniej jest właśnie siedzieć, słuchać i pozwalać innym przeja-iviać inicjatywę. Oznacza to też rezygnację z postawy wiodącej, autory­tarnej. Rozmowa — ściślej mówiąc monolog pacjenta — toczy się zgodnie ze swoją logiką, bez planu i bez względu na zewnętrzne okoliczności.

Po drugie, Freud ze swej natury głęboko wierzył w przyczynowość zjawisk: nie ma więc dla niego przypadkowych procesów psychicznych. W życiu duchowym istotne są wzajemne związki, nawet jeśli nie zawsze są one oczywiste. Zezwalanie myślom na swobodne krążenie nie jest zatem pozbawione głębszych intencji. W tym sensie można powiedzieć, że swo­bodne kojarzenia n i e są swobodne, lecz są ściśle zdeterminowane.

Trzecim powodem był fakt, że Freud coraz lepiej rozumiał zjawisko oporu — niechęć pacjenta do mówienia o krępujących przeżyciach i wspo­mnieniach, ową specyficzną tendencję do uników, „ociągania się" lub „zapominania". Ponadto Freud zrozumiał, iż namawianie pacjenta, aby dopuścił do świadomości przykre tematy, niewiele pomaga. Wywieranie takiej presji zwiększa tylko opór, który wymaga przyjęcia postawy wyczekującej. Freud przekonał się, że skłonienie pacjenta do tego, by po prostu zaprzestał świadomego cenzurowania myśli, niechybnie doprowadzi, wcześniej czy później, do powrotu ważnych wspomnień.

Freud z czasem zrezygnował ze wszystkich rekwizytów. W 1896 roku zaniechał na dobre hipnozy. Po kolei odstąpił zarówno od nalega­nia, jak i przekonywania pacjenta, by przedstawiał swoje myśli. Przestał naprowadzać rozmowę na określone tematy i już nie uciskał ręką czoła -co właściwie było opartym na sugestii środkiem wywoływania wyobra­żeń. Nadal jeszcze uważał tylko, że pacjent powinien mieć zamknięte oczy, tak jak zalecano osobom poddawanym hipnozie. Freud, mówiąc o swojej metodzie, określał ją wcześniej jako „analizę psychiczną". W 1896 roku posłużył się po raz pierwszy wyrażeniem „psychoanaliza", które odtąd oficjalnie zaczęto stosować.

43

Rozwój psychoanalizy, który nastąpił po wydaniu Studies on Hyst ria w 1895 roku, przebiegał pod znakiem przezwyciężania elementóv terapii katarktycznej. Twierdzą, która najdłużej stawiała opór, okazał się objawy. Terapia katarktyczna była nastawiona na ich usuwanie, tego też względu znajdowały się one w centrum zainteresowania tera-| peuty. Nawet po wycofaniu się z innych szańców Freud w dalszym cia traktował objawy jako najistotniejszy element i chciał, aby stanowiły| one punkt wyjścia dla swobodnych kojarzeń. Przypominało sytuację, w której załoga statku wyrzuca za burtę wszystkie liny z wy-j jątkiem lichego sznurka, ostatniego środka łączności z bezpiecznym lą­dem.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy Freud przerwał tę ostatnią więź przeszłością, prawdopodobnie około 1897 lub 1898 roku. Pisze wówczasj że „technika podąża teraz własnym torem -jak gdyby naturalną drogą".| Skojarzenia stają się w pełni swobodne. Po usunięciu ostatniej przeszko dy statek wyruszył w samodzielny rejs.

Droga rozwoju, którą prześledziliśmy, jest w gruncie rzeczy prc sem wyzwalania się, który przebiegał na dwóch frontach: terapeuty i pa­cjenta. W przypadku terapeuty polegała ona na zrzeczeniu się wszy-ij stkich technicznych pomocy oraz symboli autorytetu. Proces ten z pew-nością nie był łatwy, jeśli zważyć, jak głęboko przywiązujemy się do oznak władzy. Również i dzisiaj w środowisku lekarskim można natknąć się na opór, kiedy pada propozycja, by pozbyć się białego fartucha. A au-1 torytet? Freud wywodził się ze środowiska lekarskiego, które opierało! się na autorytecie. Sam jednak dobrowolnie z niego zrezygnował, oczy-1 wiście w wąskim znaczeniu tego słowa. Punkt ciężkości metody przesu-1 nął się zatem ze środków zewnętrznych na osobę samego lekarza. Wła-1 ściwym instrumentem terapeuty stała się jego zdolność słuchania i rozu-| mienia języka nieświadomości.

Jeśli chodzi o pacjenta, wyzwolenie wiązało się z odstąpieniem odj jakiegokolwiek planu. W zwykłych warunkach tok myśli podlega wymo-l gom i ograniczeniom rzeczywistości. Teraz pacjent stał się całkowicie wol-1 ny. Może - ba, powinien - pozwolić myślom wędrować w niekontrolowany! sposób. To, o czym zechce mówić, jest wyborem wewnętrznym. Żac reguła nie wiąże i nie nagina jego myśli do rzeczywistości zewnętrznej.

Swobodny tok myśli prowadzi do warstw osobowości, które został wyparte lub są nieświadome. „Bezcelowy" przepływ myśli uaktywnia nieświadomość, logika emocji bierze górę i zaczyna kierować ich tokiem.1 W konsekwencji droga do nieświadomości została otwarta i to bez ucie-( kania się do hipnozy lub innych form aktywnej interwencji.

44

-5-Początki psychoanalizy

"W przedmowie do pracy Fragment ofan Analysis ofa Case ofHyste-ria (.Fragment analizy przypadku histerii) z L905 roku lub Przypadku Dory* - jak się często o tym mówi - Freud pisze, że od czasu ukazania się jego pracy o histerii (1895) w technice psychoanalitycznej dokonała się prawdziwa rewolucja. Wcześniejsze metody aie były w stanie uporać się ze złożoną strukturą nerwic. Zaczynano od oljawów i starano się je wyjaśniać po kolei, jeden za drugim. Następnie Freud pisze: „Pozwalam pacjentowi samemu wybrać temat do analizy w danym dniu i w ten sposób zaczynam od powierzchni świadomości, akceptowanej przez nie­świadomość". Zasada przyjęcia za punkt wyjścia aktualnej powierzchni świadomości to podstawowa cecha techniki psychoanalitycznej. Freud powiada, że z tego powodu „poszczególne elementy, które mają coś wspólnego z wyjaśnieniem danego objawu, pojawiają się sukcesywnie, są uwikłane w różnorodne konteksty i rozproszone w czasie. Mimo tej

•widocznej -wady, nowa technika znacznie góruje nad starą - nie ulega

•wątpliwości, że jest obecnie jedyną możliwą metodą" (1905c).

Fakt, że technika terapeutyczna uległa od 1895 roku tak istotnym przeobrażeniom, spowodował, iż Freud został poproszony przez Lówen-felda o napisanie o psychoanalizie do dzieła złńorowego Die psychischen 2usangserscheinungen (Psychiczne objawy natręctw). W 1904 roku praca jt. Freud's Psychoanalytic Procedurę (Psychoanalityczna metoda Freu­da) ukazała się jako rozdział książki Lówenfelda. Jest to pierwsza i jedyna oficjalna prezentacja psychoanalizy jało metody terapeutycznej. Tekst ten zawiera zwięzły przegląd różnych elementów tej metody i stanowi udaną ilustrację „wczesnej psychoanalizy". A oto jak wygląda opis tej metody:

Warunki leczenia:

Pacjent leży na kozetce. Terapeuta siedzi na krześle z tyłu, poza zasięgiem wzroku pacjenta. Prosi go, aby zamknął oczy i nie zwracał na

* Pod tym imieniem opisał Freud leczoną przez siebie 18-letnią pacjentkę z rozległymi objawami histerii, której kuracja miała miejsce w 1899 roku [przyp. red nauk.].

45

niego uwagi. Sesja polega na rozmowie dwóch osób. Pacjent ma zapew­nione minimum zakłócających bodźców, tak aby skupił się jak najbar­dziej na własnych procesach psychicznych.

Metoda:

Poucza się pacjenta, aby mówił swobodnie i bezkrytycznie o wszy­stkim, co mu przychodzi do głowy.

Technika:

Terapeuta wychodzi od swobodnych skojarzeń pacjenta, jego marzeń sennych, objawów, czynności pomyłkowych i tłumaczy mu jego nieświa­dome myśli, które kryją się za „nieintencjonalnym" materiałem psychi­cznym.

Zasada terapeutyczna:

Po przezwyciężeniu oporu nieświadome treści stają się dostępne świadomości. Gdy wszystkie luki pamięciowe zostaną wypełnione w pro­cesie ponownego przypominania, stan chorobowy ustępuje.

Cel terapeutyczny:

Przezwyciężenie każdego wyparcia jest nieosiągalnym ideałem. Lecze­nie ma więc cel bardziej praktyczny, mianowicie odzyskanie przez pacjen­ta zdolności do prowadzenia czynnego życia oraz odczuwania radości.

Wskazania i przeciwwskazania:

Psychoanaliza przynosi poprawę bardzo powoli i dlatego nie należy jej stosować w stanach ostrych. Ze względu na swą metodę najbardziej nadaje się do leczenia przewlekłych psychonerwic, nie wywołujących zbyt silnych lub groźnych objawów. Zatem można zwalczać w ten sposób nerwice natręctw, fobie i histerie konwersyjne. Aby pacjent mógł odnieść pożytek z leczenia, powinien dysponować odpowiednim poziomem intele­ktualnym oraz mieć rozwiniętą świadomość etyczną. Pacjent, który osiągnął wiek około pięćdziesięciu lat, nie dysponuje już wystarczającą zdolnością mobilizowania i przepracowywania tak dużej ilości materiału psychicznego.

Czas trwania terapii:

Leczenie trwa długo, od sześciu miesięcy do trzech lat.

Ten krótki i uproszczony opis zawiera wszystkie podstawowe cechy leczenia psychoanalitycznego, które nadal pozostają aktualne w klasycz­nej analizie. Musimy jednak dodać, iż niektóre punkty wymagają mody­fikacji. Wrócimy do tego przy systematycznym opisie współczesnej tech­niki. Opisana metoda psychoanalityczna posiadała jednak jeszcze wiele poważnych usterek, a psychoanaliza nie osiągnęła wciąż ostatecznego kształtu. Braki dotyczyły teorii osobowości, poglądów na etiologię nerwic oraz na technikę terapeutyczną.

46

Omówimy teraz kilka luk, które wciąż wymagają dalszego uzupeł­niania.

Znaczenie dzieciństwa

Zarówno w przypadku Anny O., jak i Elisabeth von. R., rozmowy terapeutyczne toczyły się wokół materiału zaczerpniętego z aktualnej sytuacji. Albo ściślej mówiąc: perspektywa czasowa nie sięgała dalej niż czasu pojawienia się objawu. Postępowano tak, jak gdyby nerwica na­gle spadła na pacjenta w chwili, która wyznaczyła początek choroby.

Myśl, że choroba nie spada na „nie zakażoną" osobę, lecz jest jedynie reaktywacją jawnego konfliktu, który powstał dawno temu, zakłada, iż wczesne przeżycia mają doniosłe znaczenie dla późniejsze­go rozwoju. Determinizm psychiczny, wyznawany przez Freuda, nie był jednak jednoznaczny z rozwojową teorią osobowości i nerwic. Do­piero podczas autoanalizy Freud zdał sobie sprawę z niesłychanie istotnego znaczenia doświadczeń wczesnodziecięcych dla rozwoju oso­bowości i życia osoby dorosłej. Freud podjął eksperyment autoanalizy w 1897 roku. Materiał z autoanalizy stał się tworzywem być może najbardziej dalekowzrocznej i wnikliwej pracy Freuda — książki o ma­rzeniach sennych, zatytułowanej The Interpretation o fDreams (Inter­pretacja marzeń sennych), która ukazała się w 1900 roku (patrz także rozdz. 7).

Mimo silnego oporu i na przekór wszelkim zapatrywaniom wikto­riańskim, których sam był wytworem, w wyniku autoanalizy Freud poczuł się zmuszony przyjąć, oparte na rzeczywistości, założenia o ist­nieniu seksualności dziecięcej. Wynik tej „niebezpiecznej podróży do wnętrza" to wizerunek człowieka, który wcale nie jest taki niewinny. Odczuwanie przez dziecko przyjemności seksualnej to jedna sprawa, ale stwierdzenie, że przejawia ono czynne odruchy seksualne, zrywa całkowicie z obrazem „niewinnego" maleństwa. Jak mówi Jones: „O wiele trudniejszym zadaniem było przyznać, że małe dziecko odczuwa genitame pragnienia w stosunku do rodziców - pragnienia, które pod wieloma względami przypominają żądze osoby dorosłej". Teoria seksu­alności dziecka została przedstawiona w rozprawie Three Essays on the Theory of Sexuality (Trzy rozprawy z teorii seksualnej)' w 1905 roku. Od tej chwili psychoanaliza stała się teorią rozwojową. Główne rysy dojrzałej osobowości są ugruntowane i niemalże z góry ustalone przez los, będący wypadkową popędów dziecka, wychowania i kultury.

* Przekład polski: M. Albiński, L. Jekels; Łapsk, Wiedeń, Zurych 1924; Międzynarodowe Wydawnictwo Psychoanalityczne [przyp. red. nauk.]

47

Droga do zrozumienia etiologii psychonerwic została więc otwarta. W pracy My Views on the Port played by Sexuality in the Aetiology ofthe Neuroses (Moje poglądy na rolę seksualności w etiologii nerwic - 1906a) Freud opisuje zmianę swoich poglądów na rolę seksualności w genezie, nerwic. Początkowo seksualność była postrzegana wyłącznie jako przy-; czyna tzw. nerwic aktualnych*, potem, na równi z innymi emocjami, i jako przyczyna psychonerwic, aby w końcu stać się jedynym czynnikiem etiologicznym wszystkich nerwic. W posłowiu do Przypadku Dory Freud — mając na uwadze objawy histeryczne — pisze: „Objawy choroby nie są; niczym innym jak seksualną czynnością pacjenta"! da­lej: „mogę tylko powtarzać bez końca, albowiem nigdy nie natknąłem się na odstępstwo od tej zasady, że seksualność jest kluczem do zagadnienia psychonerwic - więcej, wszystkich nerwic".

Takie rozumienie patogenezy nerwic nadaje leczeniu nowy wymiar: nie wystarcza wyjaśniać sensu aktualnych związków przyczynowych. Pierwotna etiologia wywodzi się z dalekiej przeszłości -z konfliktu wczesnodziecięcego, który stanowi istotę nerwicy. Nerwica ustąpi dopiero po rozwiązaniu owego podstawowego konfliktu.

Przeniesienie

Już wcześniej omawialiśmy zjawisko przeniesienia, nie nazywając go jednak tym terminem. Gdy Breuer w pośpiechu opuścił Annę O., była to po prostu ucieczka przed silną reakcją przeniesieniową. Pacjentka nieświadomie przeniosła na Breuera swoje fantazje erotyczne, które po­czątkowo kierowała ku ojcu. Opierając się na dzisiejszej wiedzy, mogli­byśmy powiedzieć, iż należało spodziewać się podobnej reakcji. Tak in­tensywny i intymny kontakt musiał doprowadzić do pozytywnego prze­niesienia.

„Opór" i „przeniesienie" to dwa kluczowe pojęcia psychoanalitycznej teorii terapeutycznej. Termin „przeniesienie", w odróżnieniu od oporu, nie pojawił się w pierwszej publicznej prezentacji psychoanalizy, mimr iż Freud w owym czasie już całkowicie rozumiał to zjawisko. Zost" wymieniony w Studies on Hysteria, lecz tylko jako czynnik oporu. A Breuer, ani Freud nie rozumieli jeszcze w pełni znaczenia przeniesieni jako środka terapeutycznego. Lecz po 1895 roku Freud z pewnością musiał zdawać sobie z niego sprawę. Z pierwszym drobiazgowym opisem mechanizmu przeniesienia spotykamy się w posłowiu do Przypadku Do­ry. Choć publikacja ta ukazała się w 1905 roku, wszystko przemawia za

tym, że została napisana już w 1901 roku. Na przełomie stuleci fenomen przeniesienia został więc uznany i włączony do psychoanalitycznej teorii i techniki.

Co to jest przeniesienie? Zjawisko to omówimy szczegółowo w roz­dziale 10. Na razie zadowolimy się zwięzłym szkicem, opartym na opisie Freuda z posłowia do Przypadku Dory.

Przeniesienie - jakie odczuwamy w ramach leczenia psychoanali­tycznego - polega na ponownym przeżyciu doznań, uczuć, fantazji i po­staw z wcześniejszych okresów życia, które pierwotnie wiązały się z in­nymi osobami, a następnie zostały przeniesione na terapeutę. Zjawisko to można porównać — odwołując się do nadzwyczaj obrazowego języka Freuda - z nowym wydaniem starego tekstu albo z jego edycją popra­wioną i uzupełnioną. Zdaniem Freuda przeniesienie jest nieuniknionym zjawiskiem, którym nie należy się przejmować. Silne więzi uczuciowe z terapeutą trzeba analizować tak samo jak wszystkie inne objawy.

Freud pisze w posłowiu do Przypadku Dory, że błąd, który popełnił wobec tej pacjentki, polegał na tym, iż nie zrozumiał przeniesienia i w porę nie zwrócił uwagi na sygnały świadczące o jego powstawaniu. Dora żywiła wobec Freuda analogiczne uczucia, jakich doznawała wobec innej ważnej dla siebie osoby*. Inaczej mówiąc, nieświadomie przeniosła na terapeutę swój stosunek do innego mężczyzny. Po osiągnięciu określone­go punktu w terapii, chcąc się zemścić, zerwała kontakt z Freudem — podobnie jak to uczyniła z pierwszym obiektem swoich uczuć. Widzimy zatem, że przeniesienie jest powtórzeniem wzorca uczuć, z które­go dana osoba nie zdaje sobie sprawy. Jeśli stanie się ono samo w sobie przedmiotem 'analizy, proces powtarzania zostanie przerwany, a prze­niesienie stanie się źródłem zrozumienia głównych aspektów osobowo­ści. Tak więc przeniesienie nie jest w terapii przeszkodą, lecz medium, przez które manifestuje się istota nerwicy.

Pełne zrozumienie zjawiska przeniesienia posłużyło także odinte-(lektualizowaniu terapii. Według opisu z 1905 roku metoda psychoanali­tyczna, koncentrująca się wokół rekonstrukcji wspomnień, mogła wyda­wać się czymś na kształt pomysłowej układanki, w której należało zna­leźć ukryte fragmenty, aby utworzyć sensowny obraz. Dzięki przeniesieniu udziałem terapii staje się całokształt reakcji osobowości.

Różnice między nerwicą aktualną a psychonerwicą- patrz str. [142-143].

48

* Chodzi tu o pana K., przyjaciela jej ojca, który molestował ją seksualnie, gdy była dziewczynką, i wobec którego Dora rozwinęła silne, wyparte pragnienia erotyczne, leżące u podstaw jej histerycznych objawów. Dora, ogarnięta pokusą Pokochania Freuda, przerwała leczenie u niego, opuszczając go „w rewanżu" za bycie opuszczoną przez pana K. [przyp. red. nauk.].

49

Perspektywa ulega poszerzeniu, obejmując nie tylko odtwarzanie wspo­mnień, lecz także zrozumienie głęboko sięgających wzorców emocjonal­nych i postaw.

Osobowość terapeuty

Mimo uczciwych zamiarów i biegłości w swoim fachu, Breuer nie był w stanie ani zrozumieć, ani opanować wszystkich sił, które uzewnętrzni­ły się w trakcie leczenia Anny O. W jej terapii nie został m.in. poruszony wątek erotyczny, mimo że uczucia młodej kobiety musiały być widoczne. Można więc przyjąć, że Breuer padł ofiarą własnej ślepoty. Przykład ten zwraca naszą uwagę na problem osobowości terapeuty. Jakie cechy oso­bowości psychoanalityka są zatem pożądane, a jakie nie? Problem ten nie został poruszony w pierwszej publicznej prezentacji analizy. Nato­miast w pracy The Future Prospects ofPsycho-Analytic Therapy (Przysz­łe możliwości terapii psychoanalitycznej) z 1910 roku terapeuta znalazł się w centrum uwagi. Późniejszy rozwój techniki zaktualizował, zdaniem Freuda, problem przeciwprzeniesienia. Czym jest więc przeciwprze-

niesienie?

Ponownie możemy posłużyć się przykładem Breuera. Mamy podsta­wy sądzić, iż nie tylko Anna O. odczuwała silną, nieświadomą więź uczuciową z terapeutą. Także i on żywił nieświadome uczucia w stosun­ku do pacjentki, które wywodziły się z irracjonalnych źródeł. Przeciw-przeniesienie - jeśli nie zostanie uświadomione - będzie utrudniało tera­peucie wyrobienie sobie obiektywnego zdania o pacjencie, tzn. opinii opartej wyłącznie na cechach pacjenta.

We wzmiankowanej pracy Freud mówi, iż należy wymagać, aby każ­dy, kto pragnie uprawiać analizę, zaczął od analizy własnej osobowości i powiedział sobie szczerze, że „ten, komu autoanaliza się nie powiedzie, nie jest po prostu zdolny do leczenia za pomocą analizy osób cierpiących na nerwice". Pamiętajmy jednak o tym, że wówczas nie wymagano jeszcze, aby własna analiza odbywała się u innego terapeuty. Freud wymagał więc od przyszłego analityka zdolności analizowania samego siebie.

Analiza własna ma, zgodnie z powyższym, dwa cele. Po pierwsze, powinna uczynić z terapeuty czuły instrument rejestrujący całą gamę przejawów nieświadomości pacjenta. Po drugie, ma rozwinąć zdolności terapeuty do wykrywania i przezwyciężania przeciwprzeniesienia.

Obraz psychoanalizy stał się pełny, gdy również osobowość terapeu­ty uzyskała status „zmiennej terapeutycznej". Możemy więc terai przejść do systematycznego opisu psychoanalizy, lecz zanim to ui my, dokonamy podsumowania jej historycznego rozwoju.

50

-6-Uwagi końcowe

Drogę od sugestii do analizy, którą prześledziliśmy, można opisać jako przejście od zamknięcia do otwarcia. W pracy On Psychatherapy (O psychoterapii) z 1905 roku Freud ilustruje zasadę działania tych dwóch odrębnych form terapii, przywołując poglądy Leonarda da Vinci na te­mat malarstwa i rzeźby. Pierwszy rodzaj sztuki funkcjonuje na zasadzie „via de p o r r e", tzn. poprzez przykrywanie. Malarz kładzie farby na czystym płótnie i tak powstaje motyw. Natomiast drugi rodzaj sztuki operuje na zasadzie „via de levar e", przez odkrywanie. Rzeźbiarz usuwa dłutem kawałki kamienia, aby wydobyć ukryty w nim kształt. Psychoanaliza działa oczywiście na zasadzie „via de levare". Stara się uporządkować okoliczności tak, aby wydobyć na światło dzienne od-szczepiony i stłumiony materiał psychiczny, który po uświadomieniu zostanie włączony do świadomości.

Dzięki zasadzie „via de levare" psychoanaliza stała się nie tylko metodą terapeutyczną, lecz także instrumentem diagnostycznym. A w ogólniejszym rozumieniu, także narzędziem badania tych warstw osobo­wości, które nie są bezpośrednio dostępne zwykłej obserwacji - tam, gdzie rzeźba drzemie jeszcze w kamieniu. Psychoanaliza jest metodą badania „głębi psychologicznej" i w szerszym znaczeniu należy do grupy metod nazywanych „technikami projekcyjnymi".

Techniki te kierują się wspólną zasadą, polegającą na stawianiu osoby badanej w sytuacji wieloznacznej lub nieokreślonej. Bada się jej zachowanie, sposoby organizowania i tworzenia treści. Teoria technik projekcyjnych głosi, że kiedy bodźce zewnętrzne ulegają osłabieniu (bo­dźce zmysłowe, instrukcje lub „reguły gry"), wówczas badany w wię­kszym stopniu będzie odwoływać się do własnej interpretacji danej sytu­acji, do swoich fantazji i swoich sposobów organizowania materiału, ujawniając swój własny styl. Inaczej mówiąc, będzie przejawiał znacznie więcej spontanicznych i idiosynkratycznych reakcji, które w innych oko­licznościach są powstrzymywane lub maskowane zgodnie z regułami i warunkami panującymi w otoczeniu.

51

Możemy więc stwierdzić, że techniki projekcyjne pozwalają zajrzeć do „prywatnego świata" jednostki. Hipoteza, stanowiąca wspólny grunt teoretyczny tych technik, została opracowana przez Franka (1939), a omówiona przez Rapaporta (1952) w sposób następujący:

„Każda jednostka ma swój prywatny świat, którego struktura pozo­staje zgodna z zasadami organizowania osobowości. Test projekcyjny bada te zasady, uaktywniając je w odniesieniu do bardziej lub mniej nieuporządkowanego materiału, który jednostka odnosi do swojego pry­watnego świata". Definicja ta zakłada zatem, że badanemu przedstawia się materiał nieuporządkowany, np. obrazki, nie dokończone historyjki, plastelinę, zabawki itp., który organizuje on zgodnie z podaną mu in­strukcją badania. Najbardziej znana jest metoda Rorschacha (Rorschach 1920, Klopfer 1954). Osobie badanej pokazuje się nic nie znaczące figury nakreślone atramentem i prosi się, aby powiedziała, co one przypomina­ją, do czego są podobne lub jakie budzą skojarzenia. W tym momencie musimy jednak zaznaczyć, że psychoanaliza odbiega od większości „testów" projekcyjnych, gdyż nie przedstawia się tu pacjentowi żadnego określonego materiału. Umieszcza się raczej człowieka w sytuacji całko­wicie nieuporządkowanej, w której istnieje niewiele zewnętrznych, po­mocniczych punktów oparcia i w której jest on zdany na swój osobisty, wewnątrzpsychiczny wybór czy też — jak powiada Kris (1951) - „na sytuację, w której elementy projekcji rosną odwrotnie proporcjonalnie do obiektywnej percepcji"*. Projekcja taka sprawia, iż znacznie więcej su­biektywnych fantazji, pragnień i wyobrażeń dochodzi do powierzchnf świadomości lub przynajmniej objawia się w formie dużo mniej zama<

skowanej.

Stosując „technikę projekcyjną" badamy człowieka takiego, jaki jestj nie przypisując mu żadnej roli ani modelu zachowania. Schafer stwier­dza, że sytuacja taka nosi znamiona sytuacji utraty „obiektu" (1954). Dana osoba traci związek z obiektami swego otoczenia oraz z ich regulu­jącym, wspierającym i osadzonym w rzeczywistości działaniem. Musi organizować swoją sytuację głównie na podstawie wewnętrznych (zin

* Pojęcie „projekcja" użyte w tym kontekście nie jest równoznaczne z projekcją jako mechanizmem obronnym. Projekcja rozumiana w ten sposób obejmuje czter* elementy (Bell 1948):

a) jest to proces nieświadomy,

b) stanowi obronę przed nieświadomymi popędami,

c) objawia się przypisywaniem innym osobom własnych impulsów,

d) jej funkcją dynamiczną jest redukcja napięcia.

We wzmiankowanym cytacie oraz w wyrażeniu „techniki projekcyjne" projeŁ nie charakteryzuje się wszystkimi tymi cechami i dlatego należy ją rozumieć rac jako swego rodzaju „eksternalizację" (Rapaport 1952).

52

ternalizowanych) struktur i ich zdolności do sprawnego funkcjono-wania, ale już bez pomocy rzeczywistości. Badanie technikami projekcyjnymi pobudza zatem nie tylko pragnienia, potrzeby i fantazje, czyli to, co nazywamy dynamicznymi elementami osobowości, lecz także charakterystyczne sposoby myślenia, rozumienia świata i taktyki obron­ne, czyli elementy strukturalne.

Poczyniliśmy tę dygresję, aby po pierwsze wskazać na podwójny wymiar psychoanalizy - jako metody terapeutycznej oraz metody diag­nostycznej i badawczej. Po drugie, pragnęliśmy podkreślić, że psycho­analiza jako metoda badawcza nie istnieje w izolacji, lecz posiada wspól­ne cechy z innymi technikami, które wychodzą z odmiennych założeń. Spojrzenie na psychoanalizę w szerokim, systematycznym kontekście daje również lepsze podstawy do zrozumienia specyficznego kształtu psychologii osobowości oraz poglądu na zjawiska psychopatobgiczne, który się ukształtował, kiedy psychoanaliza przechodziła ewolucję od sugestii do swobodnych kojarzeń.

Poniżej dokonamy podsumowania najważniejszych linii tej ewolu­cji:

Od racjonalności do nieracjonalności

Zgodnie ze spostrzeżeniami psychoanalizy człowiek nie kieruje się tylko rozsądkiem, racjonalną refleksją i logiką opartą na rzeczywistości. Wręcz odwrotnie. Oprócz działań racjonalnych lub równolegle do nich występują w osobowości procesy nieracjonalne, tzn. zachowania afe-ktywne i egocentryczne, które nie uwzględniają zasady następstwa, re­alności lub przyczynowości. Jest to spojrzenie na człowieka jako na zja­wisko posiadające „głębię", wymagające wielopłaszczyznowego modelu osobowości. Zostało to zobrazowane przez Freuda w książce Ciuilization and its Discontents* (1930a), w której porównuje on osobowość ludzką do Rzymu, z którego teraźniejszości można odgadnąć wszystkie wcześniej­sze epoki historyczne, na podstawie nakładających się na siebie warstw 'architektonicznych - najniższa z nich to podwaliny miasta. Choć ogląda­my nowoczesną metropolię, roztaczają się przed nami także inne - star­sze — kształty zabudowań, wiecznie obecne.

Podobnie ludzka osobowość - składa się z szeregu warstw czy płasz­czyzn. Nie jest ona statyczna, ale oscyluje między różnymi płasz­czyznami: z jednej strony funkcjami, które wywodzą się ze „starożytnej" osobowości, z procesów zwanych pierwotnymi, z drugiej strony

* Przekład polski: Kultura jako źródło cierpień, tłum. J. Prokopiuk, Warszawa 1992, Wyd. KR [przyp: red. nauk.].

53

- funkcjami świeższej daty, procesami wtórnymi*. Badając lub rżąc teorię, zasadzającą się wyłącznie na procesach wtórnych, uzyskuje-1 my niepełny i pseudoracjonalny obraz człowieka.

Tylko głęboki model osobowości jest w stanie ogarnąć świat zjawisk, | którymi zajmuje się terapia psychoanalityczna.

Od świadomego do nieświadomego

Nastąpiło przesunięcie punktu ciężkości od zjawisk świadomych do ] nieświadomych. Nerwice nie są już postrzegane jako zwykłe udawanie. Ich przyczyny są nieświadome, i sam pacjent w zasadzie ich nie różu- > mię. Tylko specjalne techniki potrafią pobudzić nieświadomą treść psy­chiczną w taki sposób, że stanie się ona dostępna świadomości.

Od objawów do charakteru

Również objawy nie cieszą się już takim zainteresowaniem, jakie dawniej wzbudzały. Z „istoty choroby" stały się tylko jednym z wielu jej przejawów, wskazówką ukrytej patologii. Oznacza to, iż radykalne zmia­ny w wyniku terapii mogą nastąpić tylko wtedy, gdy leczeniu poddawa- j na jest cała neurotyczna osobowość, gdyż jest ona bardziej istotna niż poszczególne objawy. Spadek znaczenia nadawanego symptomom może ilustrować fakt, że klasyczna analiza traktuje ich nagłe zniknięcie jako j niepomyślny znak. Może to okazać się przejawem pseudopoprawy, która maskuje opór przed pełnym przepracowaniem podstawowego konfliktu lub wyraża pragnienie uniknięcia leczenia.

W rozdziale 15 (str. [167]) zajmiemy się bliżej znaczeniem, jakie l miało przesunięcie akcentów od objawu do charakteru dla oceny wy­ników terapeutycznych i dla określenia celu leczenia psychoanalitycz- j nego.

Od wrażenia zmysłowego do fantazji

Wcześniejsze rozumienie psychopatologii, towarzyszące terapii ka-l tarktycznej, ściśle wiązało się ze światem zewnętrznym i z przeżyciami) zmysłowymi. Wrażenie, czyli to, co pacjent widzi lub słyszy, było trakto­wane jako punkt wyjścia procesu patologicznego. Następnie uwaga prze niosła się z czynników zewnętrznych na wyobrażenia wewnętrzne. Pro-1 ces patogenny niekoniecznie bierze początek w zarejestrowanym wraże-j

niu zmysłowym, lecz może mieć swoje źródło w wyobraźni danej osoby, w jej pragnieniach i wyobrażeniach będących wyrazem potrzeb i po­pędów*.

Od urazu do konfliktu

Wraz z powyższymi odkryciami zmieniło się także spojrzenie na przyczynę nerwicy. Na początku zakładano, że tkwi ona we ^wrażeniu zmysłowym o specjalnym charakterze. Mogło to być coś gwałtownego, obrzydliwego albo dramatycznego, co wywołało stan pobudzenia prze­kraczający możliwości pacjenta. Wskutek tego obraz wrażenia oraz treść towarzyszącego mu uczucia zostały wyłączone ze świadomości. Ten pro­sty model urazu wkrótce zastąpiono znacznie bardziej skomplikowanym modelem dynamicznym, zgodnie z którym u podstaw choroby leży kon­flikt wewnątrzpsychiczny. Patogenne pobudzenie powstaje z po-wodu konfliktu między popędami a pozostałymi aspektami osobowości. Nerwi­ca natomiast staje się kompromisem między nimi. We wczesnym okresie psychoanalizy uważano, że konflikt ten dotyczy nieświadomych pra­gnień popędowych z jednej strony i świadomych wartości jednostki i wy­mogów otoczenia z drugiej**.

Od aktualnego problemu do doświadczeń z okresu dzieciństwa

Aktualny problem nie daje pełnego obrazu choroby. Jest tylko po­wtórzeniem lub reaktywowaniem wcześniejszego konfliktu. Właściwy czynnik etiologiczny zostaje tym samym przesunięty wstecz. Możemy w pełni zrozumieć nerwicę tylko wtedy, gdy uda nam się znaleźć podstawo­wy konflikt wczesnodziecięcy uzewnętrzniony w aktualnym objawie i zrekonstruować wzorzec osobowości, który splótł się z tym konfliktem

* Procesy pierwotne i wtórne należą do najwcześniej odkrytych i najbardziej! fundamentalnych zjawisk, o jakich mówi psychoanaliza. Wnikliwą dyskusję tych pojęć I zawiera praca Gilla (1967). Patrz także rozdz, 9 o regresji, w którym podajemy opis| kilku cech procesu pierwotnego.

54

* Teoria popędów, w której początkowo jednostronnie podkreślano seksualność (libido), została później uzupełniona o agresję. Agresja uzyskała wkrótce tę samą co seksualność rangę jako siła napędowa osobowości i zjawisk psychopatologicznych.

** Pogląd, że konflikt rozgrywa się miedzy świadomymi a nieświadomymi warstwami osobowości, uważany jest dzisiaj za przestarzały. Wywodzi się on z teorii topograficznej, która została przedstawiona w Interpretacji marzeń sennych (1900). Po ukazaniu się pracy Ego i id [przekład polski: J. Prokopiuk w: Poza zasadą przyjemności, Warszawa 1976, PWN] w 1923 roku zastąpiła ją teoria strukturalna. Operuje ona trójdzielnym modelem aparatu psychicznego: id, superego, ego. Id reprezentuje popędy, superego - funkcje moralne, ego zaś - procesy zachodzące w osobowości, które regulują współdziałanie między dwiema pierwszymi instancjami a światem zewnętrznym. Według teorii strukturalnej konflikt może mieć miejsce albo między id a ego, albo między ego a superego, albo między ego a rzeczjrwistośtią. Stopień, w jakim proces psychiczny jest dostępny dla świadomości - co było istotne w teorii topograficznej — stracił na znaczeniu i stał się w teorii strukturalnej zmienną opisową (Arlow & Brenner 1964).

55

w trakcie rozwoju. Dzięki przesunięciu centrum zainteresowania w kie­runku wczesnodziecięcych konfliktów psychoanalityczna teoria nerwic nabrała wyraźnych cech psychologii rozwojowej.

Od biernej choroby do czynnej adaptacji

W wyrażeniach „atak" histeryczny, „choroba" nerwowa, a nawet do pewnego stopnia już w samym pojęciu „choroba", tkwi immanentnie wyobrażenie o uleganiu jakiejś sile, obcemu ciału itp., będących źródłem choroby, która będzie trwać, dopóki to obce ciało nie zostanie usunięte lub rana się nie zagoi. Inaczej mówiąc, uważa się chorego (i sam chory podziela to zdanie) za bierną ofiarę choroby.

Psychoanalityczna teoria nerwic poszła w zgoła innym kierunku.

Wprawdzie nie można zmienić faktu, iż chory uważa się za ofiarę j „obcej dla ego" siły, lecz z punktu widzenia psychoanalizy nie należy] rozpatrywać nerwicy jako zjawiska biernego. Jest ona sensowną adaptacją i najlepszym, na jaki w danej chwili jednostkę stać, rozwiążą- J niem konfliktu wewnętrznego. Odczuwane w chorobie uczucie przytło- j czenia lub pustki nie jest przyczyną, lecz skutkiem. Zostało ono wywoła­ne związaniem dużej ilości energii z konfliktem, w wyniku czego energii nie wystarcza już do wykonywania pozostałych czynności życiowych. Nerwica nie jest zatem wyrazem czegoś, co się komuś stało, lecz tego, co sam człowiek z sobą robi. Jest to czynna adaptacja, mają-; ca na celu opanowanie konfliktu wewnętrznego.

Od obserwacji do metapsychologii

Freud był typowym obserwatorem, niesłychanie wyczulonym na nąj- j drobniejsze szczegóły każdego przypadku klinicznego. Okazał się urodzonym teoretykiem i twórcą systemów, zdolnym do wyciągania na-| der logicznych wniosków. Jego ambicją było opracowanie obszernej ii systematycznej teorii osobowości człowieka. Teoria, która pretenduje do| miana systematycznej, musi siłą rzeczy zawierać jasne przesłanki, w psychoanalizie tworzą tzw. „metapsychologię". Rapaport & Gili (1958)1 wspominają, że metapsychologiczne rozważania Freuda są rozsiane poi wielu jego dziełach, poczynając od The Interpretation ofDreams (Inter-\ pretacja marzeń sennych) z 1900 roku. Jednak zagadnienia metapsycho- j logii nie doczekały się swego pełnego opracowania.

Dwa nurty - kliniczny i teoretyczny - biegły równolegle przez całe j niemalże dzieło Freuda. Metoda z roku 1900 opierała się nie tylko na j dobrze opracowanej teorii patologii, lecz ponadto prezentowała już zręby| ogólnej teorii osobowości.

Poniżej podajemy pięć metapsychologicznych płaszczyzn, którymi operuje współczesna psychoanaliza. Są one odzwierciedleniem jej pod­stawowych założeń i stanowią system odniesienia, który można zastoso­wać w stosunku do każdego zjawiska psychologicznego. Oznacza to, że żadnego zjawiska nie uważa się za w pełni wyjaśnione, dopóki ni€ zosta­nie ono rozpatrzone według poniż szych pięciu punktów widzenia:

1. Rozwojowy — traktuje o historii zjawiska.

2. Dynamiczny - bada motywy kierujące zjawiskiem.

3. Ekonomiczny - dotyczy energii spożytkowanej

przez zjawisko.

4. Strukturalny - zajmuje się organizacją osobowości.

5. Adaptacyjny - dyskutuje stosunek zjawiska do otoczenia.

Pomijamy w tym miejscu topograficzny punkt widzenia, wedłuig które­go dane zjawisko jest traktowane jako świadome, przedświadome lub nie­świadome, ponieważ stracił on rangę metapsychologiczną i został zastą­piony strukturalnym punktem widzenia (patrz przypis na str. [55]).

Widzimy, że w wyniku rozwoju psychoanalizy nastąpiła synchroni­zacja techniki z teorią, co umożliwiło sformułowanie poglądów aa temat powstawania nerwic i opracowanie odpowiedniej metody leczenia. W tym miejscu należy stwierdzić, że w trakcie tego procesu na pierwsze miejsce wysuwała się technika terapeutyczna, której stosowanie dopiero potem zaowocowało opracowaniami teoretycznymi. Jeśli chodzi o tech­nikę leczenia, to twórca psychoanalizy jawi się jako zdecydowany empi­ryk. Freud nie był ciasnym dogmatykiem, lecz traktował uzyskane dane i obserwacje bez uprzedzeń i z prawdziwą wyobraźnią.

Rozwój koncepcji oporu i przeniesienia ilustruje wymownie, jak da­lece obserwacja wyprzedzała teorię. W dalszej historii psychoanalizy sytuacja ta miała się odwrócić, wskutek czego technika pozostała w tyle za teorią (Hartmann 1951).

Konsekwentnie empiryczna postawa Freuda była niewątpliwie głównym motorem rozwoju psychoanalizy i jest odpowiedzialna za jej cały późniejszy kształt. Breuer nie posiadał tej cechy, chociaż też był naukowcem konsekwentnie i trzeźwo myślącym. Gdy zaczął rozumieć rodzące się w nim uczucie do Anny O., nie pojął jednak, że emocje te są także zjawiskiem, które wymaga obiektywnej rejestracji. Ogarnął go strach, zareagował więc według przyjętych zasad obyczajowych i wycofał się z kłopotliwej sytuacji.

56

57

Po wydaniu Studies on Hysteria przyjaźń między Breuerem a Freu­dem ostygła. Breuer zdystansował się wobec koncepcji znaczenia czyn­ników seksualnych w etiologii nerwic, która dzięki pracom Freuda sta­wała się coraz bardziej oczywista. U Freuda zaś dostrzegamy zgoła inną postawę - konsekwentną i empiryczną. Również i jego dręczyły moralne rozterki, lecz prymat prawdy pozostawał dla niego najważniejszy. Histo­ria choroby Elisabeth von R. dostarcza przykładów zarówno sposobu intelektualnej pracy Freuda, jak i jego stosunku do odkrywanych zja­wisk. Powtarza się zwłaszcza jedna jego cecha - tolerowanie niepewno­ści i wieloznaczności. Są chwile, w których badacza ogarnia niepewność. Freud mówi: „Przez dłuższy czas nie byłem w stanie pojąć związku między wydarzeniami z historii choroby a obecnymi objawami". Gdy po wysłuchaniu Elisabeth Freud stwierdzał coś nieoczekiwanego, nie pomi­jał tego i nie traktował jako „fałszywego źródła", lecz okazywał temu uwagę i szukał związku przyczynowego. Przyzwolenie Freuda na to, aby procesy podążały własnym torem - choć nie zawsze pojmował zależności między zjawiskami - odzwierciedla połączenie pokory i ufności, które jest nieodzowne w twórczej pracy naukowej.

III

KLASYCZNA PSYCHOANALIZA

— 7— Osoba psychoanalityka

Zanirn przejdziemy do opisu głównych zasad psychoanalitycznej meto­dy leczenia, pragniemy zaznaczyć, że nie będzie to bardzo systematyczny opis. Psychoanalityczny proces terapii polega na skomplikowanym współdziałaniu wielu czynników, które należy traktować jako całość. Z kolei opis zakłada pewne uporządkowanie i mamy tu różne możliwości wyboru, a żadna z nich nie jest w stanie ogarnąć całości procesu. Można skupić się na przykład na konsekwentnym omówieniu go z punktu widze­nia analityka -jakie ma on odczucia w danej sytuacji i co robi. Ale to byłby czysto „techniczny" punkt widzenia. Inne spojrzenie na terapię daje pa­cjent -jak czuje się w swojej roli, co stara się osiągnąć, a czego uniknąć. Uwaga skupiałaby się wówczas na zjawiskach psychopatologieznych. Oba te punkty widzenia są dla nas zbyt jednostronne i wąskie. Trzeci sposób polega na konsekwentnym przedstawieniu wzajemnego oddzia­ływania na siebie terapeuty i pacjenta. Ta perspektywa jest chyba najbliższa całościowemu spojrzeniu. Jednak takie ujęcie tematu wydaje się nader skomplikowane, ponieważ; musielibyśmy skonstruować własny aparat pojęciowy — stworzyć język, który byłby w stanie oddać wszystkie aspekty relacji między dwiema stronami zaangażowanymi w terapię. Problem, w jaki sposób przedstawić systematyczny opis procesu terapeu­tycznego, nasuwa pytanie o to, czy należy zaprezentować opis typu „przekrój poprzeczny" czy „przekrój podłużny". Pierwszy polega na umiej­scowieniu poszczególnych czynników terapii psychoanalitycznej, opisie tych czynników oraz ich wzajemnego stosunku. Drugi zakłada prześledze­nie współdziałania wszystkich czynników w czasie, tak aby zidentyfikować odpowiednie etapy lub charakterystyczne fazy procesu.

W naszych rozważaniach nie będziemy się trzymać schematu, lecz zajmiemy stanowisko neutralne, na wzór analityka rozpatrującego dane zjawisko, przy czym nasz punkt widzenia będzie ulegał zmianom. Za­czniemy od definicji.

Leczenie psychoanalityczne można zdefiniować jako umowę dwóch stron, analityka i pacjenta, w której pacjent ma szczególną swobodę wyra-

61

żania własnych fantazji i wyobrażeń. Najważniejszym instrumentem tego\ typu leczenia jest stowna interpretacja dokonywana przez analityka.

Dalszy opis będzie uwzględniał elementy powyższej definicji. Za-; czniemy od analityka, jego pozycji i funkcji we wzajemnym oddziaływa­niu. Następnie zajmiemy się poszczególnymi składnikami kontraktu oraz konkretnymi warunkami sytuacji terapeutycznej, które wyznaczają ów szczególny rodzaj wolności pacjenta. Potem przejdziemy do procesów psychicznych, które zostają zainicjowane u pacjenta w tej sytuacji, a dalej omówimy zasady, na jakich opierają się interwencje terapeuty. Następnie przedyskutujemy czynniki terapeutyczne działające w psy­choanalizie, a na zakończenie zajmiemy się wskazaniami do leczenia psychoanalizą oraz celem tego leczenia.

POSTAWA PSYCHOANALITYCZNA

Udział psychoanalityka w procesie terapeutycznym jest dwojaki: czynny i bierny. Udział czynny obejmuje zamierzone interwencje w formie interpretacji podawanych w odpowiednim czasie. Tę aktywną stronę omówimy w rozdz. 12. Tutaj skoncentrujemy się na biernym aspe­kcie funkcji terapeuty, który rozumiemy po prostu jako jego obecność w sytuacji terapeutycznej oraz zajęcie określonej postawy psychologicznej! wobec pacjenta. Ma się rozumieć, że i tutaj występuje czynny element. Opozycję czynny — bierny rozumiemy jednak w węższym znaczeniu. Bier-1 ne uczestnictwo polega na zachowaniu pewnej postawy, która stanowi bazę dla terapii. Jest ona warunkiem powstania sytuacji psychoanalitycz­nej i tworzy odpowiednie ramy dla bardziej czynnych ingerencji analityka.

Z uwagi na to, że Freud zrezygnował ze wszystkich technicznych pomocy i magicznych środków, opierając swoją metodę na psychologicz­nym związku między pacjentem a terapeutą, analiza tego, co nazywa się „postawą analityczną", nabiera szczególnego znaczenia dla zrozumienia jej terapeutycznego działania.

W jednym ze swoich artykułów Recommendations to Physicians Pra-ctising Psycho-Analysis (Zalecenia dla lekarzy uprawiających psycho­analizę - 1912e) Freud podaje szereg zaleceń mogących służyć za wzór postawy analitycznej. Wybierzemy trzy z nich jako podstawę naszej dyskusji: równomiernie rozłożoną uwagę, neutralność uczuciową i rezyg-' nację z ambicji.

Równomiernie rozłożona uwaga

Dominującą cechą postawy analityka jest stan umyshi, który Freuc nazwał „równomiernie rozłożoną uwagą". Jest to sposóbj

w jaki terapeuta słucha wypowiedzi pacjenta: stara się nie przywiązy­wać wagi do poszczególnych aspektów udzielanych przez pacjenta infor­macji. Nie mówi sobie „to jest ważne" czy też „to muszę zapamiętać". Unika wybierania, zastanawiania się lub kategoryzowania, zwracając irwagę w równym stopniu na cały materiał. Ta forma uwagi różni się wyraźnie od tej, którą posługujemy się na co dzień. Spośród wszystkich wrażeń, jakich doznajemy, wyb ieramy zawsze te, które wydają się nam istotne. Natomiast w sytuacji analitycznej wszystkie wrażenia są równie ważne, tzn. terapeuta nie czyni żadnych świadomych za­biegów, aby dawać pierwszeństwo temu a nie innemu odczuciu.

Taką postawę powinien zająć terapeuta, który stara się nakłonić pacjenta do swobodnych kojarzeń. Warunkiem swobodnych kojarzeń jest - jak wspominaliśmy wcześniej — całkowita rezygnacja pacjenta z kryty­cznej kontroli, ze sterowania tokiem myśli i zdanie się na spontaniczny strumień skojarzeń.

W podobny sposób terapeuta powinien zrezygnować z krytycznej, selektywnej i refleksyjnej postawy i oddać się „bezcelowemu" słuchaniu. Jak mówi Freud: „Nieświadomość terapeuty słucha nieświadomości pa­cjenta". Terapeuta siedzi z tyłu, za pacjentem, co ułatwia korzystanie z własnej nieświadomości jako narzędzia pracy. Daje to większą swobodę w snuciu kojarzeń i chroni przed mimowolną komunikacją z pacjentem poprzez mimikę.

Lecz równomiernie rozłożona uwaga to nie jest zadanie, które moż­na po prostu podjąć ot tak sobie. To coś autentycznego, prawdziwa umiejętność. Nie chodzi tu o technikę, ale o "wewnętrzną postawę, która wymaga od terapeuty pełnego poczucia bezpieczeństwa. Nie potrzebuje on świadomego rozumienia, tylko ufności, że jego własna nieświadomość będzie w stanie pojąć i zachować istotną informację. Należy w tym celu odstąpić od logicznych reguł i nie dać ogarnąć się niepewności lub lęko­wi. Innymi słowy, równomiernie rozłożona uwaga to nie jest tylko kwe­stia umiejętności technicznych terapeuty. Do warunków psychicznych, jakie powinni spełniać kandydaci na analityków, wrócimy później. Naj­pierw omówimy psychologiczne implikacje równomiernie rozłożonej uwagi.

Zapamiętywanie materiału

Można sobie łatwo wyobrazić ogromne bogactwo materiału, który gro­madzi się z biegiem czasu, gdy pacjent miesiącami i latami, codziennie przez godzinę, daje upust swojej fantazji i spontanicznie wypowiada swoje nnyśli. Na dodatek terapeuta ma zazwyczaj nie tylko j e d n e g o pacjen­ta, lecz wielu. Jak analityk może zapamiętać te wszystkie sny, imiona,

62

63

miejsca, wydarzenia i uczucia, jak unika pomylenia danych - przeżyć i szczegółów historii życia - pochodzących od różnych pacjentów? Możemy sobie łatwo wyobrazić całe sterty notatek, które byłyby niezbędne do reje­strowania całego tego materiału i - co za tym idzie - ogrom pracy, którą trzeba by wykonać, aby orientować się na bieżąco w tych danych.

Freud, podnosząc ten problem, wychodzi zgoła z innego założenia. Radzi terapeucie, aby nie notował i w ogóle nie starał się zapamięty-! wać. Samo zapamiętywanie nie stanowi zresztą w zasadzie większego i problemu, założywszy, że terapeuta nie narusza idiosynkratycznej orga­nizacji treści pacjenta. Decydujące znaczenie ma zdolność odbierania materiału bez zakłóceń, tzn. w takim związku afektywno-poznaw-czym, w jakim jest on odczuwany i referowany przez pacjenta. Staje się to możliwe właśnie dzięki szczególnej postawie terapeuty, odznaczającej się nieukierunkowaną uwagą. Według teorii Freuda w nieświadomości terapeuty następuje swego rodzaju bezpośrednie magazynowa­nie materiału, bez świadomego procesu kategoryzowania go. Materiał ten zostanie uaktywniony wtedy, gdy w procesie terapeutycznym poja­wią się treści mające z nim związek skojarzeniowy. Tak więc terapeuta może mieć pewność, iż wszystkie niezbędne informacje zachowają się i będzie on miał do nich dostęp. Freud twierdzi ponadto, że materiał ulega nieświadomej organizacji. I tak, odizolowane informacje pochodzące np. z różnych okresów łączą się w nieświadomy sposób. Nawet jeśli terapeu­ta nie zawsze rozumie powiązanie różnych zjawisk, to dzięki równomier­nie rozłożonej uwadze wcześniej czy później w jego świadomości powsta­nie pewien wzór wydarzeń.

Nie sposób dokładniej sformułować poszczególnych etapów nieświado­mego procesu rejestrowania, magazynowania i reaktywowania danych. Doświadczenia Freuda, większości terapeutów i z pewnością także pa­cjentów, wskazują, iż rzadko zdarza się analitykom pomylić materiał pa­cjentów. Pacjenci raczej się dziwią, że terapeuta bezbłędnie pamięta sen, jakąś nazwę czy epizod, opowiedziany mu parę lat wcześniej. Freud nie traktuje tego jako sensacji, lecz jako oczywiste zjawisko, które nie powinnc specjalnie dziwić. Taka postawa wyraża głębokie przekonanie co do przy­datności procesów nieświadomych do rozwiązywania problemów oraz przeświadczenie o istotnym znaczeniu nieświadomości dla całokształtu zachowań człowieka. Odzwierciedla ona również uniwersalny charakter funkcjonowania nieświadomości, jej swego rodzaju „common sense".

Obiektywne postrzeganie pacjenta

W sytuacji terapeutycznej analitykowi nie chodzi o potwierdzenie określonych hipotez lub weryfikację ogólnej teorii. Jego zadanie polega

na dostrzeganiu, oddzielaniu od siebie i nazyv?a.niu wyznaczonych przez nieświadomość rodzajów obrony, związków z obiektami, postaw, które jednostka rozwinęła w ciągu całego życia, a następnie na zrozumieniu ich aktualnego znaczenia i powiązań z przeżyciami z wczesnych okresów życia Chodzi tu o doświadczenia umiejscowienie w określonym czasie i przestrzeni. Terapia nie posługuje się abstrakcyjnymi pojęciami, lecz indywidualnym językiem przeżyć danej osoby. Jak mówi Loewenstein (1951b): „...zamiarem interpretacji w leczeniu psychoanalitycznym nie jest ujawnienie np. kompleksu Edypa, lecz szczególnych, indywidual­nych przeżyć, które są wyrazem tego kompleksu u danej osoby". Mate­riałem do pracy analitycznej są więc indywidualne ludzkie przeżycia. Analityk powinien je widzieć w układzie odniesienia danej jedno­stki, to znaczy w taki sposób, w jaki jawią się one pacjentowi. Anali­tyk musi wyrobić sobie możliwie najbardziej obiektywny wizerunek pa­cjenta, to znaczy zrozumieć go w sposób nie otcdążony przez dokonaną z góry klasyfikację. Jeśli nie uwolni się od oikreśJonych oczekiwań wobec pacjenta, zachodzi niebezpieczeństwo, iż leczenie będzie zamkniętym kołem, w którym terapeuta zrozumie tylko Ito, czego sam oczekuje.

Równomiernie rozłożona uwaga skutecznie przeciwdziała podobne­mu zawężeniu uwagi i subiektywnej percepicji.

Całościowe postrzeganie pacjenta

Psychoanaliza uważnie śledzi wszystkie przejawy nieświadomych potrzeb jednostki*. Nieświadome treści wyrażają się poprzez nieskończo­ną gamę subtelnych manifestacji. Ujawniają si^ nie tylko poprzez to, co się mówi - przez przejęzyczenia lub treść marzenia sennego - ale także przez sposób przekazu: ton głosu, konstruikcge językowe, pozycje ciała, napięcie, ruchy, ogólny styl i sposób bycia. Zjawiska, na których analityk opiera swoje spostrzeżenia, są zatem niestych.anie różnorodne i wymaga­ją utrzymania szerokiego pola postrzegania. Każde z nich nieuchronnie zawęża pole widzenia lub zakłóca wewnętrzną równowagę całości obra­zu. W tym kontekście równomiernie rozłoioiia uwaga umożliwia opty­malny sposób postrzegania zjawisk - w spasó>b świadomy lub nieświado­my. Fotografując zwykłym obiektywem - mchujwnjąc postawę obiekty­wizmu - skupiamy się na określonym motywie. Równomiernie rozłożoną uwagę można porównać do obiektywu obejmującego cały horyzont, bez ograniczeń pola widzenia. Wiadomo powszechnie, że doświadczony klini­cysta „widzi" znacznie więcej od nowicjusza.

* Dzięki rozwojowi teorii strukturalnej perspektywa ulega poszerzeniu, obejmując także nieświadome funkcrje ego, patrz pirzypis na str. [55] i ponadto rozdz.

64

65

Higiena psychiczna terapeuty

Koncentracja uwagi wymaga spożytkowania pewnej ilości energii psychicznej. Nie można bezustannie utrzymywać uwagi w stanie kon­centracji. Dla terapeuty, przyjmującego pacjentów przez cały dzień, sta­nowiłoby to poważne obciążenie psychiczne, gdyż każdy kolejny pacjent lub temat podjęty podczas sesji wnosi przecież problem, który należy sformułować, rozważyć i ewentualnie rozwiązać. Przy takim podejściu zmęczenie pojawia się już po sesji z pierwszym czy drugim pacjentem i po pewnym czasie musi to doprowadzić do kryzysu. Czynne podejście analityka, koncentrujące się na danym problemie, koliduje z innymi aspektami jego postawy, wolnej od wymogu „wydajności". Dewizę, jaka powinna mu przyświecać, można by wyrazić następująco: ,jeśli coś nie pojawi się dzisiaj, to pojawi się jutro". W myśl tej zasady równomiernie rozłożona uwaga terapeuty ochrania go, jednocześnie zapewniając mu spokój i odprężenie.

Neutralność emocjonalna

Kolejnym elementem postawy analitycznej jest neutralność emocjo­nalna. W Zaleceniach dla. lekarzy uprawiających psychoanalizę (1912e) Freud mówi: „Wręcz do znudzenia doradzam moim kolegom, aby w leczeniu psychoanalitycznym brali za wzór chirurga, który usuwa na bok wszystkie uczucia, nawet ludzkie współczucie, i skupia siły duchowe na realizowaniu jedynego celu: aby jak najlepiej przeprowadzić ope­rację".

Nic dziwnego, że wielu ludzi wzdryga się, słysząc takie wypowiedzi. Czy analityk ma zatem odrzucić nawet zwykłe ludzkie uczucia? Kim więc jest - bezduszną maszyną? Według jednego z kryteriów nerwi­ce można opisać jako trudności związane z powściąganiem, odwraca­niem lub przemieszczaniem uczuć. Emocje pacjenta są zatem w dużej mierze „materiałem", nad którym pracuje się podczas terapii. Może wy­dawać się więc paradoksem, że neutralność emocjonalna analityka od­działuje korzystnie (!) na przebieg terapii. Czy jednak taka jego postawa nie graniczy ze znieczulicą i czy w ogóle daje się utrzymać? Choć nasza reakcja jest spontaniczna i naturalna, nie powinna przesłonić merytory­cznej treści zaleceń Freuda. Nasze zadanie polega zatem na zbadaniu, jakie założenia i zasady kryją się za postulowaną przez niego postawą.

Aby to zrozumieć, musimy posłużyć się pojęciami, których jeszcze dokładnie nie omówiliśmy, mianowicie „przeniesieniem" i „oporem' (patrz rozdz. 10 i 11). Jak już wspominaliśmy we wprowadzeniu history­cznym, są to terminy kluczowe dla procesu terapeutycznego. Psychoi liżą w szczególny sposób rozumie i tłumaczy te zjawiska.

66

Terapia psychoanalityczna dąży do trwałej poprawy, która nie opie­ra się na uczuciowej więzi z terapeutą", lecą na rozwiązaniu podłoża nerwicy, czyli podstawowego konfliktu wczesmodziecięcego. Może do tego dojść tylko poprzez przeniesienie. Innymi słowy, nerwica zostaje prze­niesiona na samą sytuację leczenia dzięki temu, że pacjent przenosi na osobę terapeuty wzorzec postępowania oparty na -wczesnodziecięcych, zaburzonych związkach z obiektami. Przeniesienie zostaje następnie poddane analizie i rozwiązane.

W procesie tym osoba analityka służy jako ekran do projekcji, jest postacią, która w nieświadomych fantazjach pacjenta odgrywa rolę mat­ki, ojca, rodzeństwa, osób, które były dla pacjent a autorytetem, czy też uwodziciela, w zależności od tego, jaki wczesncd-ziecięcy wzorzec uczu­ciowy ulega reaktywowaniu i przeniesieniu.

Metoda psychoanalityczna opiera swój efekt terapeutyczny na anali­zie przeniesienia. O powodzeniu decyduje jego umiejętne uchwycenie. Podobnie jak chirurg, który całą energię skupia na tym, aby wykonać jak najbardziej precyzyjne cięcia, terapeuta koncentruje się na dokład­nym zrozumieniu przeniesienia pacjenta. Na tym. polu analityk jest rze­czywiście ekspertem! Jego zadanie polega na identyfikacji elementów przeniesienia w każdym jego przejawie psychicznym. Nabiera to szczególnej wagi, kiedy objawia się ono jako o>pó>r Cpatrz str. [121]).

Jednocześnie w procesie analitycznym bez prz&rwy pojawiają się czyn­niki grożące osłabieniem czujności terapeuty wofcec niezliczonych i różno­rodnych form przeniesienia. Na przykład w żyriu pacjenta — w jego rozpa­czy i walce - może występować wyraźny rys tragiczny, budzący współczucie i potrzebę bezpośredniej interwencji, wsparcia, pocieszenia lub dostarczenia rekompensaty. Należy dodać, że w pewnych okolicznościach lub przypad­kach takie czynne ingerencje mogą być pożądiane Decydującą rolę odgry­wają tu względy kliniczne. Zasadniczo jednak naruszają one zasadę neu­tralności emocjonalnej analityka. Osłabiają analityczną postawę terapeuty. , Ingerencje odciągają od konsekwentnej i bezkompromisowej analizy prze­niesienia i oporu oraz prowadzą do traktowania jacjenta po prostu jak każdego innego człowieka. Tym samym terapeuta traci swoją pozycję; nie jest już dla pacjenta „czystą" postacią projekcyjną. Pacjent postrzega go teraz jako człowieka, konkretną, realną osobę. W konsekwencji terapeuta nie odróżnia już przeniesienia pacjenta od jego rzeczywistych potrzeb. Na­wiązał z nim normalny ludzki kontakt, w którym przeniesienie nie rozwija się jedynie na podstawie jego wewnątrzpsychicznych związków z obiektem.

Można by to nazwać „poprawą przeniesieniową", pa.trz str. [144].

67

W tym świetle łatwo zrozumieć, dlaczego Freud tak silnie podkreślał emocjonalną neutralność, traktując ją jako ochronę pacjenta i terapeuty, pacjenta przed nierealistycznymi oczekiwaniami, a terapeutę przed zbyt emocjonalnym stosunkiem do leczonych osób, który osłabiłby jego zdol­ność do konsekwentnego i obiektywnego śledzenia, opisu i interpretacji przeniesienia.

Stwierdziwszy, że wymóg emocjonalnej neutralności terapeuty opie­ra się na podstawach naukowych, zastanówmy się teraz nad tym, czy taka emocjonalna bezstronność jest w ogóle możliwa i czy wyklucza ona zwykłą ludzką sympatię i współczucie?

Psychoanaliza, zgodnie ze swoją „analityczną" naturą, zajmuje po­stawę wyczekującą i nie traktuje danego przejawu uczucia wedle po­zorów. Zewnętrzne podobieństwo uczuć nie dowodzi jeszcze ich wspólnej genealogii. Stąd możemy mówić o różnych rodzajach współczucia, w zależności od jego pobudek. Motywy terapeuty mogą wywodzić się z autentycznego zainteresowania ludźmi i okazywania im sympatii. Ale niekiedy miewają też swój początek w źródłach czysto irracjonalnych. Terapeuta może więc świadomie utrzymywać, iż pragnie pomóc pacjen­towi, powołując się na bezinteresowne współczucie lub sympatię, pod­czas gdy prawdziwa przyczyna tkwi np. w jego nieświadomym identyfi­kowaniu się z leczoną osobą. Terapeuta „widzi" odbicie własnych pro­blemów w osobowości pacjenta i okazując mu sympatię, pomoc i wsparcie, pomaga w rzeczywistości sam sobie.

Nie ulega wątpliwości, że jeśli współczucie terapeuty opiera się na przesadnym utożsamianiu się z cierpiącą osobą, nie odróżni on samego siebie od pacjenta i w rezultacie nie uchwyci przeniesienia i nie uświadomi go pacjentowi.

Pojęcia „współczucie" i ludzka „sympatia" oznaczają bardzo różne jakościowo treści psychologiczne. Problem nie polega na istnieniu czy braku współczucia, lecz na tym, czy mieści się ono w ramach emocjo­nalnej neutralności, o której mówi Freud. Czy można je pogodzić z bez­stronną postawą emocjonalną? Zakrawa to na paradoks, którego źródłem są nasze nawyki myślenia w kategoriach wykluczają­cych się przeciwieństw.

Biblijna maksyma powiada: kto kocha swego syna, ten go karci! Posługiwanie się tym aforyzmem jest ryzykowne o tyle, o ile można go wykorzystać dla usprawiedliwienia agresji. Ale abstrahując od tego, mo­żemy powiedzieć, że ten przykład ilustruje to, o czym obecnie mówimy. Karcenie nie stanowi tu przeciwieństwa miłości, lecz - będąc zabiegiem instrumentalnym - może zostać jej podporządkowane. W ten sam

68

sposób funkcjonuje współczucie wyższego rzędu. Stwarza ono w terapii klimat uprzejmości i ciepła, lecz nie wyklucza konsekwentnego utrzymywania postawy analitycznej. Jeśli Freud wydawał tak „surowe" zalecenia, to raczej po to, aby podkreślić profesjonalizm, a nie wykluczyć wszelkie przejawy ludzkich uczuć. Chodzi przede wszystkim o to, aby uczucia te nie stały na przeszkodzie wyrobieniu sobie jak najdokładniej­szego zdania o pacjencie i nie prowadziły do nadmiernego utożsamiania się z nim.

Podobnie jak w przypadku równomiernie rozłożonej uwagi, należy zaznaczyć, że tak pojętej roli terapeutycznej nie może przyjąć na siebie każdy. Rapaport (1953) opisuje rozwój uczuć jako proces o hierarchicznej strukturze. Na samym początku mielibyśmy uogólnione wyładowania afektów, charakterystyczne dla małych dzieci, dla których jest to swego rodzaju zawór bezpieczeństwa uwalniający nagromadzoną energię po-pędową. Poprzez stopniowy proces „poskramiania", afekty uzyskują wy­ższy stopień organizacji, by po jakimś czasie osiągnąć funkcję sygnału. W tak przebiegającym procesie strukturalizacji podlegają one stopniowo zmianom jakościowym. Podczas gdy uczucia niższego rzędu są nieliczne i wzajemnie się wykluczają, to uczucia wyższego rzędu odzna­czają się bogactwem: ich rejestr poszerza się i wchodzą one w bardziej złożone związki, zyskując różnorodne odcienie. Typową cechą licznych stanów patologicznych jest uczuciowa regresja do niższych etapów, gdzie uczucia przybierają bardziej konkretne kształty*.

Zdolność do względnie stabilnego funkcjonowania na wyższym po­ziomie jest ogólnym przejawem siły ego i dojrzałości emocjonalnej. Po­stawa uczuciowa terapeuty, którą staraliśmy się wyżej naszkicować, należy do wyższego stopnia w hierarchii afektów. Rozumując w ten sposób, odnieśliśmy postawę terapeuty do pojęcia dojrzałości. Konkluzję możemy wyrazić bardzo prosto: aby przyc2ynić się do emocjonalnego rozwoju pacjenta, analityk powinien sam osiągnąć względnie wysoki poziom dojrzałości emocjonalnej.

Przedstawiciele wielu kierunków psychoterapeutycznych podkreśla­ją, że powinno się dzielić odczucia pacjenta, aby w ogóle móc mu pomóc. W tak rozumianym wzajemnym oddziaływaniu rola terapeuty stanowi przeciwieństwo postawy psychoanalityka, który nie daje się wciągnąć w partnerski kontakt z pacjentem. W tej psychoanalizie analityk pozostaje poza wspólnym przeżywaniem z pacjentem, stanowi samą istotę procesu leczenia. Jak powiada Rangell (1968): „... analityk jest obiektem stabili-

O regresji, patrz rozdz. 9.

69

żującym, niewzruszonym i dającym się przewidzieć. Wokół niego tworzą się regresje i zmiany nastrojów pacjenta, który zawsze powinien być pewien, że może wrócić do poprzedniego stanu".

Analityk jest zatem osobą o wyraźnie zaznaczonej tożsamości i auto­nomii, osobą, która nie wchodzi w konflikty z obiektem, lecz konsekwen­tnie reprezentuje rzeczywistość. Widzimy więc, że emocjonalna neutral­ność, którą zaleca Freud, ma na celu ustanowienie i zachowanie takiej postawy analityka w terapii.

Rezygnacja z własnej ambicji

Zajmiemy się teraz ostatnim z trzech składników postawy analitycz­nej, którą nazwaliśmy „rezygnacją z własnej ambicji". Freud mówi: „To po prostu przejaw ambicji, kiedy on (terapeuta) czyni wysiłki, aby uczy­nić dla pacjentki coś wspaniałego, spełnić jej pragnienia i poświęcić wiele pracy, starając się ją uwolnić od nerwicy" (1912e). Freud prze­strzega przed wyborem takiej drogi. Przede wszystkim wielu pacjentów nie osiągnęło pożądanego stopnia sublimacji i dlatego „... w pierwszym rzędzie musimy okazywać tolerancję wobec słabości naszych pacjentów i być zadowolonym, jeśli możemy komuś przywrócić radość i zdolność do pracy...".

Według bardziej rozpowszechnionego punktu widzenia ambicja tera­peuty działa przeciwko zasadom metody analitycznej. Wyrazem ambicji jest sytuacja, kiedy analityk inwestuje swój prestiż i poczucie własnej wartości w czyjeś uzdrowienie lub udzielenie pomocy jak największej liczbie osób, czy też osiągnięcie jak najwyższego wskaźnika wyleczeń. ; Jeśli staje się to miernikiem samopoczucia terapeuty, wówczas traci on j już niezależną pozycję wobec osoby leczonej i będzie od niej częściowo l zależny lub stanie się jej rywalem. Możemy sobie łatwo wyobrazić, jak j nieświadomość pacjenta potraktuje taką słabość terapeuty i jak ją wyko-? rzysta, stawiając opór. Na płaszczyźnie nieświadomej może to przybie­rać formę zwykłego szantażu, w którym pacjent będzie oferować po­prawę zdrowia jak okup w zamian za pomoc i uwagę terapeuty. Ów przekona pacjenta o bezcelowości oporu tylko wtedy, kiedy potrafi mi pokazać, że pracuje nie dla siebie, lecz dla niego. Możemy sobie wyobra­zić, jakie rozczarowania czekałyby terapeutę, gdyby jego poczucie pieczeństwa i szacunek dla samego siebie musiał zależeć od poste; pacjenta w leczeniu.

Wydaje się zatem, że niektóre aspekty ambicji terapeuty przeciwsta wiają się procesowi analitycznemu. Dążenie do trudno osiągalnego, le równocześnie upragnionego celu jest związane z wewnętrznym napi

ciem, wysiłkiem i ustawicznym stanem gotowości. Nie wolno stracić z oczu celu ani osiąść w teraźniejszości. Należy ciągle patrzeć w przy­szłość. Taki stan wewnętrzny oznacza zniewolenie, a im więcej należy dokonać, aby osiągnąć cel, tym silniejszy staje się przymus, pod którym działamy. Nie ulega kwestii, że pracując pod taką presją, terapeuta nie jest w stanie zachować granicy między sobą a pacjentem. Na głębszej płaszczyźnie, w centrum uwagi znajdują się wtedy problemy nie osoby leczonej, lecz terapeuty. Nawet jeśli uda mu się wyprzeć ze świadomości element przymusu, może on uwidocznić się w braku cierpliwości wobec pacjenta, rozczarowaniu nim lub subtelnym moralizowaniu.

Funkcjonowanie umysłu psychoanalityka jest poniekąd pracą twór­czą, która -jak każde inne zajęcie tego rodzaju - realizuje się jedynie w wolności. To znaczy w stanie wolnym od zbyt silnej motywacji.

Trzy postawy, które tu omówiliśmy: równomiernie rozłożona uwaga, neutralność emocjonalna i brak ambicji, składają się na „postawę anali­tyczną", na to, co Rangell (1968) nazywa „pieczęcią" psychoanalityka. Czy możemy powiedzieć, że tworzą one jakiś -wzorzec?

Nie chodzi, rzecz jasna, o to, by analityk pełnił rolę duszpasterza. Nie zajmuje on stanowiska wobec „zła" lub „dobra", nikomu nie oferuje odpuszczenia grzechów i nie wskazuje na jakiś zbawczy autorytet z wyjątkiem samego pacjenta. Również nie odgrywa roli lekarza, który podaje pacjentowi skuteczne lekarstwo. Nie jest też nauczycielem prze­kazującym uczniowi własny system pedagogiczny. Wszystkie te role sugerowałyby czynne zaangażowanie analityka. A tymczasem zajmuje on postawę bardziej zdystansowaną wobec pacjenta. Freeman-Sharpe (1930) stawia sprawę na ostrzu noża mówiąc: „Zadaniem analityka nie jest leczyć, lecz analizować". Gdybyśmy mieli znaleźć jakąś rolę, do której można porównać analityka, byłoby to stanowisko bada­cza, empiryka, który wolny od konwencji, pozwala zjawiskom mówić poprzez ich własny ciężar gatunkowy; jest ostrożny w formułowaniu danych i niespieszny we wtłaczaniu ich w obręb jakiejś dziedziny. Tak jak naukowiec okazuje szacunek dla danego zjawiska, tak analityk tra­ktuje z respektem indywidualność każdego, nawet tego, który stawia opór podczas leczenia. Analityk stara się postrzegać zjawiska takimi, jakie są. Widzi pacjenta takim, jakim jest, rezygnując, jeżeli to tylko możliwe, z ferowania subiektywnych sądów. Możemy z powodzeniem scharakteryzować kształcenie i szkolenie analityka jako systematyczne wysiłki zmierzające do znalezienia i likwidacji jego „słabych punktów",

70

71

które utrudniają mu pełnienie funkcji niezawodnego instrumentu obser­wacji.

Freud mówi, że analityk musi umieć posłużyć się własną nieświado­mością jako narzędziem pracy. Najpoważniejsze niebezpieczeństwo w tym kontekście stwarza opór wewnętrzny analityka, który nie dopusz­cza do świadomości tego, co nieświadomie zarejestrował.

OSOBOWOŚĆ ANALITYKA

Dzięki omówieniu tego, co składa się na postawę psychoanalityka, stało się jasne, że obejmuje ona właściwości, których nie można nabyć wyłącznie na drodze intelektualnej. Wymieniliśmy takie cechy, jak doj­rzałość emocjonalna, poczucie tożsamości, autonomia, tolerancja i dostęp do własnych nieświadomych procesów. Przystąpmy więc teraz do omó­wienia wewnątrzpsychicznych cech analityka.

Rozszerzymy nieco to zagadnienie, przyjmując za punkt wyj chęć zostania psychoanalitykiem. Zyska to szczególne znaczenie, j weźmiemy pod uwagę, jak niewielką bezpośrednią satysfakcję emo nalną uzyskuje on od pacjenta podczas i po zakończeniu swojej pracy, Analityk często nie otrzymuje żadnych wiadomości od pacjentów po za-4 kończeniu leczenia. To dobry znak. Osoba leczona może już stać własnych nogach i jej znajomość z terapeutą się skończyła. Jednocześnii nie odczuwa on wdzięczności, jaką pacjent musi doń żywić. Jest zmui ny pożegnać się z myślą o tego typu wynagrodzeniu i starać się znal satysfakcję w samym procesie. Należy więc przeniknąć do głębs: warstw motywacji, aby ujawnić i wykorzenić siły popędowe, które m kolidować z zachowaniem właściwej postawy terapeutycznej, oraz ab; położyć trwałe podwaliny pod uprawianie zawodu psychoanalityka.

Tradycyjnie przyjmuje się, że potrzeba niesienia pomocy innym li dziom jest wystarczającym powodem wyboru zawodu pielęgniarki, lei rza, opiekuna społecznego lub psychologa. Profesje te można „zawodami leczniczymi", gdzie klientami są ludzie chorzy i potrzebuj Czy jednak zadowolimy się takim sformułowaniem motywacji do wy] nywania swojego zawodu przez analityków i psychoterapeutów? Co właściwie znaczy pomagać ina czym ma owa pomoc polegać?

Freeman-Sharpe (1930) dokonała - zgodnie z zasadami psychologii głębi - analizy pobudek, jakie leżą u podstaw wyboru „zawodów leczni­czych". W myśl jej hipotezy wiele osób, które obierają taki zawód, na płaszczyźnie nieświadomej posiada cechy sadystyczne. To znaczy odczuwa potrzebę oraz przyjemność męczenia kogoś. Kontekst dynami­czny sprawia, że sadyzm zostaje w sposób nieświadomy zaspokojony

72

w częstym kontakcie z chorobami, biedą i nieszczęściem. Doznawanie takiej przyjemności jest jednak z moralnego punktu widzenia naganne i silnie obarczone poczuciem winy. Tak więc poświęcanie się poprzez po­moc słabszym, wydobywanie kogoś z biedy i z;abiegi lecznicze służą więc jako pokuta za zakazane pragnienia i pomagała „naprawić" szkody, które w nieświadomych fantazjach zostały wyrządzone pacjentowi. Stoi­my tutaj w obliczu nieświadomego konfliktu, który posługuje się takimi mechanizmami obronnymi, jak reakcja upozorowana i anulowanie*.

Musimy od razu stwierdzić, że nieświadomy sadyzm niekoniecznie musi występować u każdego, kto pragnie zostać terapeutą. Nie jest to też jedyne i najgłębsze wytłumaczenie motywacji os61>, które chcą nieść pomoc innym. Byłoby nieporozumieniem, gdybyśmy traktowali wszystkie moty­wacje jako fiksacje na dziecięcych pragnieniach"". Teoria psychoanalitycz­na zakłada zarówno dojrzałe, rozwinięte autentyczne pobudki, jak i moty­wy obronne lub wynikające z fiksacji powstałych -w okresie wczesnodzie-cięcym. Metoda ta tradycyjnie zajmuje krytyczne stanowisko wobec „idealistycznej" motywacji i nie jest skora do jej pochopnego uznawania. Za swoje ideary psychoanaliza uważa realizm i aŁsclutny wymóg prawdy. To są właśnie główne zasady procesu terapeutycznego, podstawowe elementy dojrzałości psychologicznej, którą obiecuje się pacjentowi. Znamionują one też postawę analityka wobec samego siebie. Je&li na wybór zawodu „lecz­niczego" wpływają irracjonalne i infantylne cechy, to nie ma sensu tego ukrywać lub temu zaprzeczać. Byłoby to wymierzone przeciw zasadzie szczerości stanowiącej duchowy klimat psychoanalizy. Ponadto kolidowa­łoby z zachowaniem przez terapeutę postawy analitycznej. Im silniejsze jest wyparcie zakazanych impulsów, tym większa jest presja wywierana

* Reakcja upozorowana jest mechanizmem obronnym, w którym obrona przed impulsem polega na uwypukleniu jego przeciwieństwa. Np. dla osoby ze skłonnością do filantropii dobroczynność może być obroną przetd nieświadomą nienawiścią i pogardą dla ludzi. Anulowanie lub odczynianie (undoing) jest mechanizmem obronnym, w którym podejmuje się czynności symboliczno-magiczne, aby złagodzić poczucie winy spowodowane niepożądanym impulsem. Typowym przykładem jest natrętne mycie rąk. Aspekt symboliczny polega tu na oczyszczaniu się z winy, którą obciążone są pragnienia agresywne.

"Krytyka zarzucająca psychoanalizie r<ed\ik<gonizm, tzn. wyjaśnianie wszystkich motywacji za pomocą kilku dziecięcych impulsów popedowych, była bardziej uzasadniona we wczesnej fazie rozwoju teorii skoncentrowanej szczególnie na psychologii id. Od połowy lat dwudziestych XX wieka, gdy nastąpił wzrost znaczenia psychologii ego, nie ma już podstaw do takiej krytyka. Decydujące znaczenie dla tej zmiany miała praca Hartmanna Ego Psychology «uJ the Problem of Adaption (Psychologia ego i problem adaptacji) z 1939 roku, w której autor wyraźnie stwierdza istnienie pewnych determinantów zachowań, które różnią się zasadniczo od popędów (autonomia pierwotna) oraz twierdzi, iż zachowanie niekoniecznie musi być wynikiem, konfliktów, lecz może służyć celom adaptacyjnym (autonomia wtórna).

73

na zewnątrz i wyraźniejsze oznaki fanatyzmu bądź zgubnego samoposwię-cenia. Inaczej mówiąc, praca terapeuty przebiega wówczas pod wewnętrznym przymusem iw warunkach uniemożliwiających mu - by powrócić do porównania z chirurgiem - wykonanie cięć w sposób jak najbardziej precyzyjny.

Psychoanaliza nie wymaga od analityka, aby stanowił model czło­wieka idealnego. Freud wskazuje na to wielokrotnie. Psychoanalityk podlega pewnej ochronie, która wyraża się w tym, że siedzi on za pacjen­tem i nie jest przez niego obserwowany. Objawia się to również w zalece­niu zachowania emocjonalnej neutralności. Freud mówi jednak wyraź­nie, że ono także nadweręża życie uczuciowe terapeuty. Stwierdza bez ogródek: „Każdy obeznany z naturą nerwic nie zdziwi się słysząc, że nawet ktoś, kto z powodzeniem potrafi analizować innych, może zacho­wać się jak każdy śmiertelnik i okazać niesłychanie intensywny opór, gdy sam zostanie poddany badaniu psychoanalitycznemu".

Przyszły psychoanalityk winien jednak poznać własne infantylne pobudki, stanąć twarzą w twarz z lękiem wywołanym przez tego typu bodźce i poznać mechanizmy, których używa do obrony zarówno przed impulsami wewnętrznymi, jak przed światem zewnętrznym. Powinien też uświadomić sobie, w jaki sposób mechanizmy te stały się automaty­czne i stereotypowe, tworząc jego charakter i styl życia. Zabiegi te mogą przyczynić się, jak to określa Freeman-Sharpe, do „drenażu" lęku i tłu­mionej energii impulsów.

Nie oznacza to, jak twierdzi Glover (1955), że po infantylnych ce­chach nie zostanie ani śladu. Wyobrażenie o „przeanalizowanym" daj końca analityku jest mitem. Wiele elementów towarzyszących dziecię-1 cym konfliktom pozostaje w charakterze człowieka jako jego cechy,! ujawniające się w sposobie bycia. Dlatego w pewnym sensie możemy! nawet mówić o analitykach „sadystycznych", „masochistycznych" iteLf Decydujące znaczenie ma jednak fakt, że nieświadomy powód w e w-' nętrznego przymusu został wyeliminowany*. Ego zyskało i szersze pole działania, a terapeuta może świadomie zachować realistycz- j ny obraz siebie, w tym ewentualnych swoich słabych stron.

* Pojęcie Hartmanna „autonomia wtórna" przyczynia się do zgłębienia tych l rozważań. Oznacza ono, iż zachowanie luh cecha charakteru, która pierwotnie hyła l wynikiem konfliktu, np. obrona lub rekompensata, może z czasem osiągnąć! niezależność (autonomię) w stosunku do celu pierwotnego. Określone zachowanie, np.l intelektualizacja, które początkowo powstało jako obrona, może stracić obronny! charakter i stać się jedną z „instrumentalnych" właściwości człowieka. Mówimy| wówczas, że jednostka osiągnęła wtórną autonomię. (Rapaport 1951). Patrz także rozdz. 15: „Błędne rozumienie celów psychoanalizy", str. [173-174].

74

Nie tylko sadyzm, lecz i inne pozostałości z wczesnodziecięcego roz-wojui mogą leżeć u podłoża chęci niesienia innym pomocy. Rola analityka oferuje niespotykane możliwości wglądu w prywatne życie obcych ludzi. Moż« to zachęcać zwłaszcza osoby, które przejawiają nieświadomą po-trzelę podglądania. Niekiedy łączy się ona z zahamowaniem dziecięcej ciekawości seksualnej lub jej szczególnego rodzaju fiksacji.

IRola analityka zakłada także jednostronny przepływ informacji. Wy-starczy siedzieć i słuchać, nie otwierając się samemu. Stwarza to możli­wości zaspokajania swojej potrzeby władzy i dominacji. Nie ma chyba silniejszej władzy, jak wiedza o intymnych szczegółach życia drugiego czfcrwieka. Lęk przed zdradzeniem się i zdemaskowaniem jest u wię­kszości osób tak silny, że dysponując taką wiedzą o nich można by koiLtrolować je według własnego uznania. Władza i możliwość kontroli służą czasami dziecięcej potrzebie omnipotencji, tzn. pragnieniu, aby być najważniejszym, wywyższyć się nad innych oraz posiadać magiczną moc, która pokonuje wszelkie przeszkody. Omnipotentne fantazje istnie­ją w każdym człowieku, lecz w przypadku osób, u których nieświadome pra.gnienie wielkości zajmuje miejsce dominujące — często jako zasłona własnej słabości i kompleksu niższości - rola terapeuty może jawić się jako szczególnie nęcąca. Oprócz wymienionych irracjonalnych i infantyl­nych pobudek może także mieć miejsce nadmierne utożsamianie się z pacjentami, które omówiliśmy wcześniej.

Wyliczanie infantylnych pobudek wyboru zawodu terapeuty nie sta­nowi jednak naszego celu. Ważniejszą rzeczą jest samo stwierdzenie, iż one istnieją i mogą zakłócać postawę analityczną. Każdy, kto pragnie zostać psychoanalitykiem, winien je bezwzględnie zidentyfikować iu-świadomić sobie swoją własną, indywidualną motywację.

Wydaje się, że „drenaż" jest konieczny nie tylko w przypadku dzie­cięcych potrzeb, które możemy umiejscowić w id. Także instancja moral­na. — superego - wymaga utemperowania. Wątpliwe, aby można było za stać analitykiem, mając zbyt dominujące dziecięce superego. Nie pomogą tu nawet świadome wysiłki osłabienia go, gdyż archaiczne su­perego działa automatycznie i nieświadomie, będzie więc z całą pewno­ścią wywierać wpływ na tak angażujący wnętrze terapeuty proces, ja­kim jest psychoanaliza. W tym miejscu nasuwa się porównanie do wy-craowania. Pod wpływem współczesnej psychologii — a przede wszystkim psychoanalizy - wielu rodziców chce dać dzieciom więcej wolności, aniże­li sami jej doświadczyli. Traktują więc swoje dzieci ze znacznie większą otwartością, łatwiej akceptują ich impulsywność i wybuchowość. Jednak rodziców tych często dręczy nieświadome poczucie winy. Głęboko we-

75

wnątrz siebie nie aprobują oni tych samych cech, które jednocześnie pragną zaakceptować u swoich dzieci. Prowadzi to do „podwójnej komu­nikacji". Rodzice przekazują potomstwu dwa rodzaje norm: jeden zgodny ze świadomym poziomem i intencjonalnie zamierzoną ideologią oraz drugi, dostosowany do nieświadomego poziomu moralności. Wywołuje to u dzieci dezorientację, gdyż muszą utożsamiać się z dwiema wyklucza­jącymi się postawami.

Wysiłek woli lub ideologia czy zasady oparte tylko na intelekcie nie pomagają w znalezieniu prawdziwej wolności. Z drugiej strony, jeśli emocje opierają się na sprzecznych założeniach, prowadzi to raczej do wzrostu zależności. Jedynie akceptacja, oparta na rzeczywiście odpowia­dających temu uczuciach, pozwala na pełny rozwój. Sullivan tak to for­mułuje: „Można szanować innych tylko w takim stopniu, w jakim szanu­je się siebie"*. Inne sformułowanie, bliższe naszego punktu widzenia, brzmi: Jesteśmy w stanie zaakceptować innych o tyle, o ile akceptujemy samych siebie.

Ważnym czynnikiem powstawania u pacjentów wewnętrznych kon­fliktów jest wewnętrzna surowość i deprecjacja samego siebie, które uniemożliwiają bardziej swobodne wyrażanie siebie i czynne budowanie własnej wartości. Jeśli system norm terapeuty jest równie surowy i kategoryczny j ak osoby leczonej, terapeuta nie będzie potrafił - zgodnie z tym co powiedzieliśmy wcześniej - osłabić autodestrukcyjnych wyma­gań, jakie pacjent sobie stawia. Wręcz odwrotnie, będzie je tylko wzmac­niał, a analiza utkwi w martwym punkcie. Niewykluczone, iż pacjent zmieni swoje sądy, jednak nie dojdzie do głębszych zmian struktural­nych. Być może zakończy terapię jako „apostoł wolności", lecz nie jako człowiek bardziej wolny.

Analityk nie jest nauczycielem czy misjonarzem. Musi być wolny od fanatyzmu, od potrzeby nawracania - ba, nie powinien nawet namawiać do leczenia.

Jaką motywacją powinna zatem kierować się osoba wykonująca zawód psychoanalityka? Freeman-Sharpe utrzymuje, że powinna ona opierać się na fundamentalnym zainteresowaniu ludźmi i ich problema­mi, ich życiem i myślami. Zainteresowanie to powinno jednak dotyczyć ludzi jako konkretnych istot, a nie abstrakcyjnych idei czy pojęć filozoficznych. Praca analityczna to nie wędrówka po ezoterycznym świecie, lecz uczestnictwo w konkretnych zdarzeniach życiowych, często tych, które są najbardziej krępujące i ukryte. Przywołajmy ponownie

* Według Principles of Intensiue Psychotherapy (Zasady intensywną psychoterapii), Friedy Fromm-Reichmann (1950).

76

porównanie analityka do naukowca, który postrzega zjawiska ze wszy­stkimi detalami, w całej ich różnorodności, kierując się ciekawością, zainteresowaniem badanym przedmiotem i potrzebą prawdziwego po­znania. Zakończmy naszą analizę motywów wyboru zawodu analityka pojęciem ciekawości i poprzyjmy to opinią Jonesa*, który chara­kteryzuje idealną motywację analityka jako swego rodzaju „życzliwą ciekawość" (benevolent curiosity), pozbawioną dziecięcych pragnień i ukrytego moralizowania. Jedynie w takich warunkach terapeuta może stać się instrumentem czułym na nieświadome procesy psychiczne pa­cjenta i sprostać wymaganiom postawy analitycznej.

W jaki sposób można osiągnąć przymioty, o których tu mowa? Kiedy pewnego razu zapytano Freuda, jak zostać analitykiem, odpowiedział: „Analizując własne sny".

W 1897 roku Freud rozpoczął autoanalizę. Jones (1953) nie podaje daty jej zakończenia, gdyż proces ten po prostu nigdy się nie skończył. Zgodnie z przyjętą postawą, analizowanie samego siebie stało się inte­gralną częścią życia Freuda. Przynajmniej w pierwszej i najbardziej regularnej swojej fazie (do około 1900 roku) polegało to na analizowaniu przez Freuda własnych snów i, według Jonesa, stanowiło to dla niego istotne doświadczenie. Oto co mówi on o autoanalizie: „Dzięki niej naro­dził się pogodny Freud, który mógł swobodnie i w niezmąconym spokoju kontynuować swoją pracę". Ale twórca psychoanalizy był również częścią własnego systemu, a ponadto zwykłym śmiertelnikiem, przeja­wiającym, jak każdy, nieświadomy opór, którego nawet najbardziej bez­kompromisowe umiłowanie prawdy nie zdoła złamać. Jones twierdzi, iż wiele teoretycznych konkluzji Freuda dowodzi, że autoanaliza nie jest wystarczającą formą analizy.

Choć Freud był zdania, że niektórzy mogą zajść daleko na drodze autoanalizy, to jednak od samego początku wymagano, aby osoby, które pragną zostać analitykami, poddały się analizie szkoleniowej u mające­go odpowiednie kwalifikacje analityka.

Z jakiego powodu własna analiza stanowi absolutny wymóg wykony­wania tego zawodu i dlaczego nie można analizować się samemu?

Na pierwsze pytanie udzieliliśmy już prawie wyczerpującej odpowie­dzi we wcześniejszych rozważaniach. Dopóki pracę terapeuty porównuje się z zadaniem detektywa - jak w terapii katarktycznej - dopóty takie

Według Freeman-Sharpe.

77

wymaganie nie jest konieczne. Tego typu terapia bowiem polega na swego rodzaju intelektualnej rekonstrukcji, zmierzającej do wypełnienia luk pamięciowych, podobnie do mozolnie układanej mozaiki. Mając pew­ne twórcze predyspozycje oraz naturalną zdolność rozumienia symboli, obrazowych reprezentacji nieświadomych uczuć i myśli - podobnie jak to jest w bajkach, mitach czy snach - można było zajść daleko, zwłaszcza jeśli te umiejętności łączyły się ze zdolnością produktywnego myślenia.

Rola terapeuty uległa radykalnej zmianie, kiedy podstawowym ele­mentem leczenia stały się zjawiska oporu i przeniesienia. Osoba tera­peuty stała się znacznie bardziej włączona w proces leczenia. Powstało wówczas pytanie o to, co nieświadomie przekazuje się pacjentowi w sytuacji analitycznej. Chodzi tu oczywiście o głęboki poziom, a nie o coś zaplanowanego czy wyuczonego.

Dlatego proces, który kwalifikuje kogoś na terapeutę, musi prowa­dzić do jak największej wolności wewnętrznej, zrozumienia samego sie­bie i dojrzałości emocjonalnej.

Dlaczego zatem nie można tego osiągnąć poprzez autoanalizę? Jed­nym z kluczowych postulatów psychoanalizy jest przyjęcie istnienia nieświadomości. Nieświadomość określa granice samopoznania. Opór i przeniesienie powstają i rozwijają się nieświadomie. Bez instancji niezależnej od podmiotu, wobec której rozwija się przeniesienie i opór, która jest w stanie zwrócić uwagę na mimowolne powtórzenia dawnych wzorców, analiza stałaby się błędnym kołem. Z uwagi na nieświadomość oporu trudno by było go usuwać; nie mielibyśmy pojęcia, że toczy się tu jakaś walka. Dziecięce postawy związane z przeniesieniem są niejako wbudowane w aparat, jakim posługujemy się w celu ich ujawnienia. To tak, jakbyśmy chcieli sami podnieść się do góry. Sprawa przedstawia się inaczej, kiedy jesteśmy już zaawansowani we własnej analizie. Wówczas — po przezwyciężeniu oporu i przeanalizowaniu centralnych cech chara­kteru i strategii obronnych - autoanaliza może postępować tym samym torem, co analiza właściwa. Zresztą, po zakończeniu analizy na ogół właśnie ma miejsce autoanaliza - swego rodzaju drugie dojrzewanie (Schjelderup 1955).

Zatem, aby spełnić warunki „postawy analitycznej", kandydat mv przejść przez własne leczenie, które w treści i formie jest takie samo js każda inna analiza. Staje się on po prostu pacjentem i jego terapia i różni się od innych. Analiza nie uczy też techniki, lecz umożliwia prostu jej przyswojenie (Freeman-Sharpe).

Zakończmy ten rozdział powtórzeniem, że to, o czym mówimy, postawa idealna. Każdy doświadczony analityk potwierdzi istnier

mnóstwa odchyleń. Analiza nie jest całkowicie „wolna od wpływów". Opiera jednak swoją zasadę leczniczą na ukazaniu pacjentowi rozbież­ności między rzeczywistością a jego przeniesieniem wczesnodziecięcych wzorców. Dlatego psychoanaliza stara się systematycznie mini­malizować wszystkie czynniki utrudniające terapeucie rejestrowanie tych rozbieżności i bezstronne przekazywanie icłi pacjentowi. Jak mówi Alexander (1956): „Gdyby analityk rzeczywiście przejął autorytarne lub pobłażające stanowisko ojca, czy rywalizujące uczucia brata, przeniesie­nie nie byłoby niczym innym, jak tylko powtórzeniem starej sytuacji w całej okazałości".

Nawet po odbyciu analizy szkoleniowej, u terapeuty nadal pojawiają się pewne nieświadome mechanizmy, które mogą 2akłócać jego stosunek do pacjenta. To zjawisko nazywa się przecrwprzeniesieniem. Jest ono nieuniknione i ma swoją rację bytu. Stąd dla każdego analityka - podob­nie jak dla Freuda - konieczne jest dalsze prowadzenie autoanalizy, aby stale znajdować, umiejscawiać i rozumieć to, co należy do przeciwprze-niesienia. W tej formie analiza jest czymś, co trwa wiecznie.

78

-8-Struktura terapii psychoanalityczne]

Założenie, że istnieją nieświadome procesy psychiczne ma w psycho­analizie fundamentalne znaczenie. Stanowi to podstawę teoretyczną, zwłaszcza psychoanalizy klasycznej. To właśnie nieświadome popędy i ich wyobrażeniowe przejawy tworzą, w wyniku różnych przekształceń, zaburzenia umysłowe. Wytwory kultury - nauka i sztuka - są także wyrazem tych sił. Terapeuta musi je poznać i nauczyć się je w sobie kontrolować, aby umieć dostrzegać je u pacjentów.

Omawiając przebieg terapii psychoanalitycznej, nieświadomość będzie dla nas nadal płaszczyzną, na której będziemy badać i analizować nasz temat. Sesję psychoanalityczną określimy więc jako sytuację, która ułatwia poznanie nieświadomego materiału psychicznego.

Sesja terapeutyczna różni się od wszystkich innych sytuacji życio­wych. Jest po prostu czymś jedynym w swoim rodzaju. Z jednej strony znamionuje ją najgłębsza intymność, z drugiej zaś ścisła struktura, która wyraźnie różni się od zażyłości, jaka spontanicznie nawiązuje się między ludźmi. Jest ona jednocześnie czymś prywatnym, rzeczowym i obiektywnym.

Poniżej opiszemy i omówimy najważniejsze czynniki tworzące strukturę terapii psychoanalitycznej, tzn. te, które określają spe­cyfikę procesu terapeutycznego.

Terapia analityczna obejmuje określony czas, wymaga określonego kontraktu, jak i aranżacji konkretnej sytuacji, określonego „ceremonia-j łu", jak nazywał to Freud. Poszczególne czynniki, wyznaczające „kontraktu" czy też „ramy" sytuacji terapeutycznej, często się jednak siebie zazębiają, tak że trudno je ostro rozgraniczyć. Kontrakt obejmuje j zasady i zobowiązania zawarte między analitykiem a pacjentem, regulują stosunki miedzy nimi. Pojęcia kontraktu nie należy je traktować zbyt dosłownie. Nie chodzi tu o dokument, lecz raczej o macje i instrukcje udzielane pacjentowi na początku terapii.

Zaczniemy od krótkiego przedstawienia czynników tworzących stru­kturę terapii. Następnie omówimy je kolejno i przedyskutujemy ich kon-

sekwencje psychologiczne. Na koniec zajmiemy się kilkoma głównymi zasadami, które tworzą specyfikę procesu psychoanalitycznego.

CZYNNIKI TWORZĄCE STRUKTURĘ TERAPII

Klasyczna analiza standardowa przewiduje według Freuda (1913c) posiedzenia każdego dnia, czyli sześć godzin tygodniowo z przerwą na niedziele i święta. Dalej Freud zaleca, aby pacjent miał wizyty w tych samych godzinach podczas całego okresu analizy. Jeśli nie przyjdzie, ustalona godzina nie jest wykorzystywana przez inną osobę. Czas wizy­ty staje się więc własnością pacjenta. Leczenie można przerwać z jas­nych, ważnych powodów (choroba, podróż itd.) i analityk może wówczas wykorzystać czas danego pacjenta dla innych osób. Ale w miarę możli­wości pacjent otrzymuje z powrotem swoją „własną" godzinę, jeśli po przerwie leczenie zostanie podjęte na nowo.

Kwestia częstotliwości sesji jest przedmiotem rozbieżnych opinii współczesnych praktyków. Freud był zdania, że w wielu przypad­kach trzy godziny tygodniowo w zupełności wystarczą. Przedstawiamy tu „klasyczny" pogląd, gdyż ukazuje on psychoanalizę i jej główne zasa­dy w czystej formie. Będziemy trzymać się tego, omawiając także inne zjawiska.

Następnym problemem, wiążącym się z liczbą sesji, jest odpłat­ność. Pacjent musi płacić również za godziny nie wykorzystane. Tylko w wypadku uzgodnionej zawczasu nieobecności jest zwolniony z odpo­wiedzialności finansowej. Istotną sprawą są wysokie koszty leczenia analitycznego. Wynika to częściowo z przyczyn historycznych, a częścio­wo z praktycznych, np. z tego, że analitycy pracują zazwyczaj prywatnie. Płacenie z własnej kieszeni zawiera także elementy psychologiczne o dużym znaczeniu dla samego procesu terapeutycznego. Powrócimy do nich później. Teraz zaznaczmy tylko, że na początku terapii zawiera się umowę, kiedy i w jaki sposób należy uiszczać opłatę.

Trzeci czynnik możemy nazwać „zamkniętym foru m". Anali­tyk zobowiązuje się do zachowania najściślejszej dyskrecji, aby pacjent miał gwarancję, iż wszystko, co zostanie powiedziane podczas sesji, po­zostanie miedzy nim a terapeutą. Pacjenta z kolei prosi się o możliwe nieujawnianie osobom postronnym, nawet najbliższym, szczegółów le­czenia, lecz o zachowanie myśli i uczuć dotyczących analizy do następnej sesji. Nie należy dopuszczać ani do „przecieków", ani do „ulatniania się" cennego materiału.

Następne zagadnienie, które możemy opatrzyć mianem „wstrze­mięźliwości", pozostaje w bliskim związku z poprzednim czynni-

80

81

kiem. Pacjenta przestrzega się przed podejmowaniem ważnych decyzji życiowych podczas trwania terapii. Dotyczy to takich spraw, jak np. zawieranie małżeństwa lub rozwód, wybór pracy lub wykształcenia. Nie należy traktować tego zbyt kategorycznie, ponieważ nie jest wykluczone, iż podobne przedsięwzięcia mogą okazać się wyrazem prawdziwego zro­zumienia i krokiem w dobrym kierunku. Ogólnie rzecz biorąc, reguły tej należy jednak przestrzegać, po części, aby uchronić pacjenta przed ewentualnymi następstwami pochopnego wyboru, lecz również by na pewien okres uwolnić leczoną osobę od konieczności podejmowania dzia­łań zewnętrznych i pozwolić znaleźć popędowi tym silniejsze ujście w fantazjach i wyobrażeniach.

Kolejny wymóg to pozycja leżąca. Podczas sesji pacjent leży na kozetce, a terapeuta siedzi z tyłu. Pacjent musiałby się odwrócić, aby zobaczyć analityka. Freud mówi, że ta pozycja pochodzi z okresu lecze­nia hipnozą i została zachowana, gdyż zawiera istotne elementy psycho­logiczne, ważne także dla nowej techniki. Ale również w tym zakresie dopuszczalne są pewne modyfikacje. Na przykład pacjent cierpiący na silny lęk może odczuwać tę pozycję jako zbyt prowokującą. W takich przypadkach można przez jakiś czas prowadzić terapię w pozycji siedzą­cej. Choć w pewnych okolicznościach zmiana pozycji jest uzasadniona, to jednak zawsze stanowi odstępstwo od reguły. W klasycznej technice należy stosować pozycję leżącą.

Omówimy teraz czynnik nazywany „b e z c z a s o w o ś c i ą" lecze­nia. W sposób naturalny wiele osób pyta, jak długo trwa terapia psy­choanalityczna. Pytanie to zadaje przeważnie ktoś, kto zamierza rozpo­cząć analizę. Nie można mu jednak udzielić wiążącej odpowiedzi. Waż­ne jest nie tyle, aby podać pacjentowi szacunkową liczbę miesięcy i lat, ale by przygotować go na to, że weźmie udział w procesie bardzo czaso­chłonnym. Jest to związane z zagadnieniem czy analiza w ogóle ma wyraźny koniec, czy też jest w zasadzie „wieczna" (Freud 1937d). Ini­cjuje ona pewien proces, który mobilizuje całą osobowość, we wszy­stkich jej wymiarach. Proces ten podąża własną drogą według określo-^ nego harmonogramu. Ingerencje techniczne wpływają nań jedynie znikomym stopniu. Terapeuta nie gwarantuje więc też osiągnięcia ciągu danego czasu określonych wyników lub w ogóle jakichś skutkó leczenia.

Doszliśmy w ten sposób do podstawowej reguły anali| t y c z n e j. Na początku leczenia, najlepiej podczas pierwszej sesji, ii formuje się pacjenta, że podstawowa reguła analizy wymaga mówień bez ogródek wszystkiego, co mu przychodzi do głowy. Przytoczymy

zalecenie Freuda (1913c) pochodzące z jego pism technicznych: „To, o czym Pan będzie mówił, różni się od zwykłej konwersacji. Zazwyczaj człowiek usiłuje w swoich wypowiedziach, zgodnie z oczekiwaniami, trz jmać się wątku i pomijać wszystkie nagłe lub uboczne myśli, aby nie odbiegać od tematu rozmowy. Lecz podczas posiedzenia będzie Pan za­chowywać się inaczej. W miarę poruszania pewnych spraw zazwyczaj pojawiają się różne myśli, które pragnąłby Pan przemilczeć z obawy przed krytyką albo brakiem akceptacji. Mówi Pan sobie, że to lub tamto jest niestosowne, coś innego nieważne lub bez znaczenia i że nie godzi się o tym wspominać. Proszę nie pozwalać takim krytycznym zarzutom zwyciężyć, lecz na przekór wszystkiemu wypowiedzieć daną myśl właś­nie dlatego, że odczuwa Pan wobec niej awersję. Należy więc mówić wszystko, co przychodzi Panu do głowy. Niech Pan sobie wyobrazi, że podczas podróży, siedząc przy oknie w przedziale pociągu, ma Pan opi­sać komuś, kto zajął miejsce przy drzwiach, co Pan widzi. Na koniec pr-oszę pamiętać, że przyrzekł Pan absolutną szczerość i nie będzie pomi­jać niczego, co z tego czy innego względu nie jest przyjemne do opowie­dzenia".

Widać wyraźnie, że mowa tu o idealnej postawie. Wątpliwe, czy przez dłuższy okres można rzeczywiście konsekwentnie przestrzegać podstawowej reguły analitycznej. Być może całkowita otwartość nie jest możliwa w normalnych warunkach. W procesie terapeutycznym ciągle pojawiają się różnorodne odstępstwa od reguły podstawowej. Narusze­nie jej jest najczęściej przejawem oporu. Mimo to przestrzeganie reguły podstawowej stanowi punkt odniesienia dla procesu analitycznego. Mo­żemy porównać ją z igłą kompasu. Z powodu oporu proces zawsze zbacza z kursu. Jednakże „the basie rule" podaje kierunek, którego winien się z; asadniczo trzymać.

PSYCHOLOGICZNE ZNACZENIE ELEMENTÓW STRUKTURY TERAPEUTYCZNEJ

Po opisie najważniejszych czynników tworzących strukturę psycho­analitycznej metody leczenia przejdźmy do omówienia ich następstw psychologicznych i ich uzasadnienia.

Liczba godzin

Jakie znaczenie dla psychiki ma przeznaczenie każdego dnia godzi­ny na intymną ekspozycję samego siebie? Odpowiedź na to pytanie za-~wiera co najmniej dwa elementy. Po pierwsze wysoka częstotliwość sesji i ich rytmiczność tworzą wyobrażenie czegoś trwałego. Analiza nie

82

83

jest zjawiskiem przejściowym, nadzwyczajnym, lecz stanowi stały el< ment rytmu życia. Dlatego daje poczucie bezpieczeństwa. Jest wciąż obecna, zawsze można się do niej odwołać.

Na tym polega jej efekt leczniczy. Do powstania każdej nerwicy przyczynia się uczucie zawodu i porzucenia. Lęk przed utratą miłości rodziców, lęk przed odejściem kogoś ukochanego, niezależnie od tego, czy chodzi tu o osoby prawdziwe czy wyimaginowane — to psychiczne realia większości ludzi cierpiących na nerwice. Lęk prowadzi do nieufności i utrudnia pełne oddanie się lub szczere zaangażowanie się w jakiś zwią­zek. Człowiek nie chce ponownie znosić cierpienia z powodu odrzucenia! opuszczenia. Czuje, że lepiej unikać zbyt bliskich związków - wtedy przynajmniej niewiele straci.

Osobie, która zbudowała swoje życie według takiej formuły, terapia daje dwie możliwości. Z jednej strony, stały kontakt z terapeutą zaspo< kaja silną potrzebę czegoś pewnego, co nigdy nie sprawi zawodu. Ti pia odwołuje się do głębokiej tęsknoty za czymś takim i gorącej dzieci nadziei, że to istnieje. Zarazem może wydawać się groźna. Jest w koni propozycją zawarcia głębokiego związku, oddania się w czyjeś ręce i jęcia ryzyka. Wymaga bezwarunkowego otwarcia, które też budzi sil lęk. Człowiek nie chce obnażyć się ze swą bezbronnością i pono-narazić się na zawód. Możemy więc powiedzieć, że regularność, stałoś terapii działa mobilizująco na ludzkie problemy związane z „przynależ nością do kogoś".

Inną konsekwencją częstych kontaktów jest stałe prowokowanie ujawniania się treści psychicznych. W psychoanalizie tylko myśli uczucia, które są psychicznie aktualne, pozostają w zasięi terapeuty. Jedynie materiał stanowiący w danej chwili realność pacjei ta jest terapeutycznie ważny. Pozostałe fakty mają raczej char; historyczny. Można je porównać do zatartych wspomnień zestawio z palącą aktualnością dnia. Technikę analityczną znamionuje to, i odnosi się ona do treści psychicznych, zwłaszcza tych najbardziej alnych. Glover (1955) nadmienia, iż materiał psychiczny traci żość" po upływie dnia. Jeśli analiza ma być aktualna i poruszać bież tematy, pacjent winien poddawać się terapii codziennie. W tym kom ście Freud mówi o „strupie poniedziałkowym". W czasie niedzieli, która była otwarta przez cały tydzień, zdąża się zabliźnić. W poni łęk, na początku nowego tygodnia, trzeba ją znowu otworzyć. Widzi: więc, że często odbywające się sesje pozwalają uaktualniać próbie: i nie dopuszczają, by opór wzniósł bariery utrudniające postępy w L niu.

84

Zanim przejdziemy do pozostałych czynników tworzących strukturę leczenia, chcemy pokazać znaczenie naszych dociekań dla różnicy mię­dzy psychoanalizą a psychoterapią.

Psychoanaliza, nawet z pewnymi modyfikacjami, przyczynia się do maksymalnej mobilizacji czynników terapeutycznych. Jeśli wpro­wadzimy odstępstwa od jej zasad, np. zredukujemy liczbę godzin w tygo­dniu, wtedy zmienimy warunki psychologiczne i zrezygnujemy z bycia na bieżąco z pacjentem. Analizowany materiał ograniczy się do wybra­nych punktów, podczas gdy całe płaszczyzny leżące między nimi zostaną pominięte. Pacjent nie będzie z taką samą siłą koncentrował się na sobie. Jego codzienne problemy życiowe zajmą więcej miejsca podczas sesji i będzie kierował on swą uwagę w stronę świata zewnętrznego. Rzeczywistość będzie silnie konkurować z introspekcją. Pacjentowi trud­niej będzie pozbyć się sceptycyzmu i nieufności. Uda mu się zbudować dużo silniejszą obronę przed groźbą intymności, którą stwarza terapia.

Takie zmiany sytuacji psychologicznej nie wykluczają całkiem sku­teczności terapii, lecz można zadać sobie pytanie, czy nadal jest to psy­choanaliza. Problem ten można sformuło-wać następująco: jak dalece można zmieniać strukturę leczenia, aby cel i oddziaływania terapeutycz­ne nie uległy jeszcze takim przeobrażeniom, że stałyby się odmienną od psychoanalizy formą terapii?

Nie pokusimy się tu o odpowiedź, lecz chcemy zwrócić tylko uwagę na fakt, iż zagadnienie to nabiera jeszcze większej złożoności, kiedy w grę wchodzą szczegółowe aspekty terapii, niż kiedy snujemy rozważania czysto teoretyczne*.

Odpłatność za sesje

Jakie konsekwencje psychologiczne pociąga za sobą finansowa odpo­wiedzialność za leczenie? Doniosłą rolę odgrywa tu czynny udział pacjenta w płaceniu terapeucie jego honorariów. Trzeba zarabiać, aby móc opłacać terapię. Innymi słowy, nie chodzi tu tylko o bierne przyjmo­wanie pomocy, lecz o czynną współpracę.

Odpowiedzialność materialna pacjenta za leczenie wpisuje się w istotny sposób w strukturę jego nerwicy. Jak wcześniej wskazywaliśmy, psychologia dynamiczna uważa nerwice za czynne rozwiązanie we­wnętrznego konfliktu. Osoba cierpiąca jednak nie odczuwa swego stanu

* Patrz również str. [165], gdzie próbujemy określić różnicę między psychoanalizą a psychoterapią.

85

w ten sposób. Uważa się raczej za ofiarę czegoś - braku zrozumienia, zawodu uczuciowego lub odrzucenia. Widzi swój los jako wyjątkowo cięż­ki, czuje się zlekceważona i niesprawiedliwie potraktowana. Za tymi uczuciami kryje się silna potrzeba otrzymania czegoś. Neurotyk pragnie znaleźć odpowiedź na tęsknoty, rozpacz i rozgoryczenie w ota­czającym go świecie. To właśnie inni mają wystąpić z inicjatywą, zrozumieć, przynieść mu pociechę i otoczyć ciepłem. Ta bierna postawa paradoksalnie wyraża pewne czynne dążenia. Osoba cierpiąca na ner­wicę nieświadomie organizuje swoje życie i kontakty z innymi w ten sposób, że nawiązuje takie relacje, które odznaczają się właśnie bierną zależnością od ludzi i zjawisk —jest to zatem czynne utrzymy­wanie bierności*. Jak mówi Shapiro (1965): „Neurotyk nie zapa­da na nerwicę, jak np. zapada na gruźlicę lub przeziębienie. Jego udział jest czynny - działa on niejako w porozumieniu z nerwicą, podtrzymując charakterystyczną dla niej formę przeżywania".

Bierno-roszczeniowa postawa pojawia się też w terapii: terapeuta staje się osobą wszechmocną, dobrym i przebaczającym ojcem lub serde­czną matką, która może przywrócić pacjentowi radość życia. Na począt­ku terapii należy ukazać pacjentowi ów bierno-roszczeniowy wzorzec, którego trzyma się on w infantylny sposób. Po uświadomieniu sobie tej postawy i dostrzeżeniu jej w rozlicznych elementach swego charakteru i stylu życia pojawi się pytanie - czy nie zrezygnować z niej na rzecz bardziej dojrzałego rozwoju.

Pacjent musi zrozumieć, że marnuje siły, zajmując bierno-roszcze-niową postawę, zamiast pracować z myślą o osiągnięciu realnych celów. Przyjmując takie stanowisko, możemy scharakteryzować proces tera­peutyczny jako walkę o zmianę stylu życia pacjenta z biernego na czyn­ny.

Dlatego wszystkie przedsięwzięcia pacjenta, które dają mu poczucie, że ponosi odpowiedzialność za swoje życie, np. zarabianie na opłacenie terapii wpływają pozytywnie na proces leczenia.

Kontrakt pacjenta z analitykiem może też służyć mu jako model doj­rzałego stosunku między dorosłymi ludźmi. Dziecięca część pacjenta ma

* Wyrażenia „czynny" nie należy mylić z działaniem zewnętrznym. W naszym rozumieniu odnosi się to do postawy wewnątrzpsychicznej i wcale nie musi wyrażać się w aktywności zewnętrznej. I odwrotnie, działanie zewnętrzne nie zawsze wyraża czynną postawę. Może zatem być wyrazem biernych dążeń, jak np. w czynnościach przymusowych lub w nadmiernej ruchliwości jako obronie przed wewnętrzną biernością. Pojecie „czynny" pozostaje w bliskim związku z wolnością od przymusu wewnętrznego, jak również z wykorzystaniem potencjału własnych sił. Zagadnienie to omawiamy szczegółowo w rozdz. 15. poświęconym celom terapeutycznym.

86

nieświadome wyobrażenie, że można żądać wszystkiego, nie dając nic w zamian. Opłacanie leczenia przeciwdziała infantylnym oczekiwaniom i po-twieidza dojrzałą relację opartą na wzajemności - coś za coś (Saul 1958). Zwalnia to również pacjenta z wdzięczności wobec terapeuty.

Foiuszmy jeszcze jeden aspekt związany z płaceniem honorarium. Frecid (1913c) wspomina o bliskim związku symbolicznym, jaki zachodzi między pieniędzmi a seksualnością. Wykształceni ludzie traktują często sprawy finansowe w identyczny sposób jak sprawy seksualne, przeja­wiając ten sam „brak konsekwencji, pruderię i obłudę". W wielu kręgach za nietaktowne uważa się zapytanie kogoś wprost, ile zarabia lub żąda­nie zapłaty za coś czy też oferowanie wynagrodzenia. Jawi się to jako coś nieprzyzwoitego, o czym można mówić tylko w sposób aluzyjny.

Według Freuda analityk powinien wyzwolić się z nerwicowego, wstrydliwego stosunku do pieniędzy i móc rozmawiać o sprawach finan-sowrych w sposób otwarty i rzeczowy. Dzięki temu neurotyczny stosunek pacjenta do pieniędzy i otoczonych tabu tematów seksualnych jest bar­dziej -widoczny i może stać się przedmiotem analizy.

„Zamknięte forum"

Szczegółowa treść analizy winna być w najwyższym stopniu utajona prsed innymi, tak aby chronić intymność sytuacji powstałej między pa-cjemitem a analitykiem. Nadaje to psychoanalizie osobisty wymiar. Sytu­acja analityczna jest swego rodzaju schronieniem - miejscem, w którym pacjentowi przysługuje prawo bycia takim, jakim jest, bez narażania się na jakiekolwiek zarzuty. Tu nie ma sąsiadów, rywali lub wrogów, z wy-jątliem tych, którzy zaludniają wyobraźnię pacjenta. Ochrona taka jest konieczna, aby zagwarantować bezwzględną otwartość, która stanowi metodę pracy i raison d'§tre psychoanalizy.

Możliwe nieujawnianie najskrytszych myśli poza analizą pozwala taŁże lepiej skoncentrować się na terapii. Podobny wpływ ma zalecenie, aby nie podejmować życiowych decyzji lub decydujących wyborów w okresie leczenia. Prowadzi to do większego skupienia się na pragnieniach, a nie na samym działaniu jako takim. Swobodne kojarze­nia umożliwiają analizowanie dziecięcych, stereotypowych wzorców na podstawie wyboru obiektów dokonanego przez pacjenta oraz jego posta­nowień.

Sytuację terapii można przyrównać do pryzmatu, w którym ognisku­ją, się kojarzenia pacjenta. Jego uczucia silnie koncentrują się na anali­zie Sporo energii emocjonalnej przepływa od obiektów i codziennego życia w stronę terapii. Taka koncentracja energii i przeniesienie jej

87

kateksji* do terapii wyjaśnia w dużej mierze poprawę, z którą można się często spotkać, kiedy leczenie nabiera już rozmachu. Pacjent ma gdzie ulokować część swoich uczuć i potrzeb, które dotychczas znajdowały ujście w objawach.

Innym działaniem „zamkniętego forum" jest odbieranie atutów opo­rowi. Mówienie o czymś poza terapią zmniejsza motywację, aby to anali­zować podczas sesji. W ten sposób pewne tematy mogą nigdy nie zostać podjęte. Fakt ten wykorzystuje opór poprzez organizowanie takich właś­nie „przecieków", dążąc do zaoszczędzenia pacjentowi przykrości, zwią­zanych z pojawieniem się niektórych wątków w czasie sesji.

Pozycja leżąca

I tak doszliśmy do kozetki - tradycyjnego rekwizytu psychoanalizy. Pacjent leży na wznak, podczas gdy analityk siedzi za nim, u wezgłowia. Wspominaliśmy już, że Freud przeniósł do psychoanalizy pozycję leżącą pacjenta, choć zrezygnował z reszty spuścizny okresu hipnoterapii. Jaki zatem efekt terapeutyczny ma taka pozycja? Jakim procesom psycho-j logicznym służy?

Bezpośredni efekt polega na ograniczeniu pola postrzeżeniowego.j Pacjent leżąc patrzy w sufit i musi się nieco wysilić, aby zobaczyć terape­utę lub przedmioty znajdujące się w gabinecie. W ten sposób pobudzenie j wzrokowe ulega znacznemu ograniczeniu.

Stan odprężenia osiągany w pozycji leżącej powoduje takie, żel zmniejszeniu ulega poziom stymulacji motorycznej, co na ogół wpływa] pobudzająco na fantazję. Fakt, że pacjent nie widzi terapeuty, pobudza j fantazje na jego temat kosztem realnych percepcji. W gabinecie panuje cisza. Wszystko to powoduje, że sytuacja terapeutyczna zawiera istotne elementy stanu deprywacji sensorycznej, tzn. takiego, w którym zmysły przez pewien okres są pobudzane mniej niż w normal­nych warunkach.

Jakie ma to konsekwencje psychologiczne i znaczenie dla naszego zagadnienia?

Napisano wiele prac na temat efektów psychologicznych deprywacji sensorycznej lub izolacji (Miller 1962). Z wielu wniosków ma dla nas znaczenie zwłaszcza jeden: dowiedziono, że szereg funkcji ego potrzebuje pewnego poziomu stymulacji zmysłowej lub „pożywki" dla zachowania autonomii. Oznacza to, iż funkcje ego nie są zdominowane przez popędy, lecz potrafią zachować względną niezależność, stabilność i orientację na

* Kateksja - obsadzenie pewną ilością energii psychicznej reprezentaq umysłowej osób lub rzeczy. "*

88

rzeczywistość (procesy wtórne)*. Odnotowano duże zróżnicowanie indy­widualne w tym, co dotyczy tolerancji na Irak bodźców zmysłowych i społecznych. Naruszenie autonomii nie przebiega jednakowo. Przy trwałej izolacji pojawiają się nieuchronnie zaburzenia myślenia i od­różniania fantazji od rzeczywistości, co w skrajnych przypadkach prowa­dzi do rozwoju stanów psychotycznych. Dane eksperymentalne oraz sprawozdania ludzi, którzy doznali izolacji -w więzieniach, na szlakach polarnych itd., sugerują, iż najlepiej dają sobie radę osoby, które potrafią zachować bierność i akceptują istnienie w ś-wiadomości myśli i wyobra­żeń, które odbiegają od praw rządzących rzeczywistością (procesy pier­wotne). Zdolność do biernego zdania się na coś jest właściwością silnego ego i stanowi część zjawiska, jakie Kris (1952) nazywa „regresją w służ­bie ego" (patrz str. [177-178]).

Zdolność do regresji w służbie ego jest istotna z punktu widzenia możliwości poddania się leczeniu psychoanalitycznemu.

Dla nas Uczy się fakt, że terapia psychoanalityczna pozbawia ego pacjenta stymulacji, która jest niezbędna do normalnego funkcjo­nowania psychiki. Spróbujemy przedstawić pełniejszy obraz tych zmian i skupić się na zmyśle wzroku.

Wyjdziemy od zaobserwowanej przez Schachtela różnicy między dwoma podstawowymi sposobami percepcji: autocentrycznym i allocentrycznym (1959). Sposób postrzegania autocentrycz-nego jest charakterystyczny dla zmysłów smaku, węchu, bólu, wrażeń dotykowych i proprioreceptywnych, tzn. dochodzących z mięśni i ścię­gien. Autocentryczna percepcja odznacza się według Schachtela „... ma­łą lub żadną" obiektywizacją. Istotne jest, co i jak czuje dana osoba. Między danymi zmysłowymi a uczuciem przyjemności-przykrości za­chodzi bliski związek, w którym jedne elementy mieszają się z drugimi. Osoba postrzegająca reaguje przede wszystkim na to, co ją „uderza".

Przeciwieństwem tego zjawiska jest percepcja allocentryczna, chara­kterystyczna dla słuchu i wzroku. Opiera się na „... obiektywizacji; istot­ne znaczenie ma jakość postrzeganego obiektu; między da-

* Rapaport (1951) przez autonomię rozumiał początkowo wolność od nacisku popędów (autonomia wobec wnętrza). Później (1958) opisał autonomię zewnętrzną - wolność od presji otoczenia. Te dwie formy autonomii są ściśle ze sobą związane. Z jednej strony popędy gwarantują ego względną niezależność od otoczenia, z drugiej zaś stymulacja środowiska daje ego wolność od pogrążania się w popędach i w towarzyszących im fantazjach. Miller (1962) skrytykował ten podział pojęcia autonomii oraz zwrócił uwagę na fakt, że koncepcja Rapaporta ma znaczenie negatywne; mówi o wolności od czegoś, a nie o wolności w robieniu czegoś. Według Millera autonomię należy zdefiniować raczej jako czynną zdolność kierowania popędami i reakcjami wobec otoczenia.

89

nymi zmysłowymi a uczuciem przyjemności-przykrości zachodzi luźny związek... osoba postrzegająca nastawia się zwykle czynnie do obiektu i stara się, dosłownie bądź w przenośni, go »uchwycić«".

Percepcja autocentryczna jest zatem bierna i niejasna, a percepcja allocentryczna czynna i wyraźna. Według Schachtela postrzeganie auto-centryczne, rozwojowo rzecz biorąc, stanowi formę wcześniejszą! typową dla nowo narodzonego dziecka. Percepcja allocentryczna zaś rozwija się stopniowo podczas późniejszych etapów rozwoju.

Dla naszej dyskusji liczy się fakt, że postrzeganie wzrokowe należy do najbardziej rozwiniętych allocentrycznych zdolności człowieka. Istotą zmysłu wzroku jest jego wyraźnie „obiektywizująca" funkcja, która potwierdza doznanie, iż obiekty istnieją niezależnie od oso­by je postrzegającej oraz że otoczenie składa się z obiektów pozostają­cych w określonym stosunku do siebie i obserwatora. Odbiega to od bardziej prymitywnej funkcji autocentrycznej, w której percepcja polega nie tyle na postrzeganiu otoczenia, ile na przeżywaniu zmian w napięciu wewnętrznym.

Wrażenia odbierane wzrokowo mają zatem doniosłe znaczenie dla badania rzeczywistości i zachowania z nią kontaktu. Patrzenie tworzy podstawy strukturowania świata poprzez f o r m ę, co z kolei stanowi fundament, na którym opierają się abstrahowanie i bardziej racjonal­ne procesy myślowe. „Uchwycenie i zachowanie form oraz struktur krajobrazu, ludzkiego ciała, zwierzęcia, rośliny, twarzy lub dzieła sztuki, architektury lub rzemiosła jest w sferze wizualnej tym samym, co zrozumienie i uświadomienie pojęciowe w sferze myślowej" (Schach-tel).

W warunkach normalnej stymulacji zmysł wzroku osoby dorosłej sprawuje funkcję nadrzędną. Przekazywane przezeń dane górują nad innymi danymi zmysłowymi oraz nadają strukturę i hierarchię pozosta­łym wrażeniom zmysłowym.

Podczas posiedzenia analitycznego, będącego pewnego rodzaju depry-wacją sensoryczną, brak jest bodźców wzrokowych. Wzrok usuwa się więc na dalszy plan, tracąc nadrzędną iunkcję organizującą rzeczywistość. Na plan pierwszy wysuwają się inne modalności zmysłowe - również autocen-tryczne - odciskając swoje piętno na całym polu percepcyjnym. Pacjent przestaje odczuwać wyraźną różnicę między sobą a światem zewnętrz­nym. Bezpośrednim obszarem przeżyć jest nie on sam w relacji do obiektów pozostałych na zewnątrz, lecz bezpośrednio rejestrowane doznania wewnętrzne: zmieniające się nastroje, napięcia cielesne, gdzie wrażenia zmysłowe przeplatają się z uczuciami.

90

Dochodzimy więc do wniosku, że szczególna organizacja sytuacji ana­litycznej sprzyja reaktywacji prymitywniej szych — z punktu widzenia rozwojowego-form postrzega­nia i odczuwania.

Istotnego znaczenia nabiera \fiec fakt, że pacjent jest pozbawiony możliwości obserwowania reakcji analityka i dokonywania odpowiedniej „poprawki" obliczonej na odbiór społeczny. Gdybyśmy zmienili sytuację i umieśdli pacjenta tak, aby mógł stale widzieć analityka, dalibyśmy jego oczom możliwość „nadzorowania" tego co na zewnątrz i w konsekwencji pozwolilibyśmy, aby wzięły górę doznania wyższego rzędu. Pozycja leżą­ca ma więc pobudzać szczególne procesy psychiczne, korzystne dla sytu­acji analitycznej.

Omówiliśmy wpływ pozycji leżącej na ego, zwłaszcza na proces spo­strzegania rzeczywistości. Popędowo-symboliczne aspekty tej pozycji znamionują dokonujący się proces terapeutyczny. Zwróćmy uwagę na dwie cechy: bierne poddanie się i eksponowanie siebie.

Pozycja leżąca oznacza w pe^wnym sensie rezygnację z kontroli nad sytuacją i zdanie się na czyjąś łaskę i niełaskę. Może wydawać się równocześnie kusząca i groźna Dotyka samej istoty człowieka. Podajmy trzy przykładowe sytuacje tego typu oddania się w czyjeś ręce. Pierwsza to zdanie się dziecka na otoczenie. Potrzeba wszechogarniającej opieki dobrej matki. Taka fantazja ostatecznie dotyczy zawsze powrotu do bez­piecznego stanu wewnątrzłonowego. Drugi przykład kojarzy się ze śmiercią. Należałoby w tym miejscu wskazać na podobieństwo snu - lub raczej „oddania się" marzeniom - do śmierci, zatracenia, zniknięcia. Nic więc dziwnego, że stanom nerwicowym często towarzyszy bezsenność. Trzeci przykład stanowi oddanie się w seksie. Aby osiągnąć pełny or­gazm, trzeba umieć zatracić się w doznaniach zmysłowych.

Wszystkie te trzy sytuacje kuszą i jednocześnie budzą grozę. Czło­wiek ucieka od nękającej go samoświadomości, by stać się bierną częścią jakiejś większej całości. Stanowi to znaczną pokusę. Z kolei myśl o unice­stwieniu, nieodwracalnym zatraceniu, budzi silny lęk. Na tym właśnie polega główny konflikt neurotyka — przebiega on między samodzielno­ścią a całkowitym oddaniem się czemuś. Często owa alternatywa prowa­dzi do postaw autodestrukcyjnyeh lub silnie kontestacyjnych. Oddanie się czemuś bez obawy utraty życia, bezkrytyczna wiara w czyjś autory­tet lub zaufanie do kogoś bez zatracenia własnej tożsamości jest dla neurotyka nierealne.

91

Pozycja leżąca pomaga więc uaktywnić te istotne dla każdego czło­wieka problemy, których rozwiązanie ma decydujące znaczenie dla roz­woju poczucia tożsamości. Freud pokazał uniwersalność problemu odda­nia się w czyjeś ręce, podając interpretację opowieści o trzech szkatuł­kach (19130, spośród których należało wybrać jedną. Temat ten powtarza się w literaturze, mitach i w bajkach. Szkatułki są różne: ze złota, srebra lub ołowiu, jak w Kupcu Weneckim Szekspira, w kolorze czerwonym, zielonym i niebieskim, jak w norweskiej bajce Córka baby i córka dziada. Freud wyjaśnia, że trzy szkatułki oznaczają trzy boginie lub trzy role kobiece, a w głębszym znaczeniu postacie matki: po pier­wsze tej, która nosi dziecko w swoim łonie, następnie ukochanej będącej odbiciem matki, wreszcie Matki Ziemi, bogini śmierci, którą w końcu trzeba zaakceptować i której należy się oddać.

Omówmy teraz pokrótce drugi element pozycji leżącej pacjenta, ten, który mobilizuje siły popędowe: eksponowanie samego siebie. Terapia analityczna stawia zdecydowanie pacjenta w centrum zainteresowania. Terapeuta zajmuje mniej eksponowane miejsce. Cała sytuacja przypomi­na egocentryczny popis, który może dać pacjentowi sporo narcysty­cznego zadowolenia.

Wielu neurotyków odczuwa lęk przed wystąpieniem publicznym. Jednocześnie pojawia się u nich silne dziecięce pragnienie, aby się poka­zać i rozkoszować się pochlebnymi uwagami otoczenia. Pewna doza na­rcystycznego zadowolenia jest bowiem niezbędna dla podtrzymania po­czucia własnej wartości. Neurotyk, któremu brakuje tego typu potwier­dzenia w realnych dokonaniach i codziennej twórczej pracy, odczuwa wyjątkowo silną potrzebę narcystycznej gratyfikacji. Terapia może się przeto wydawać nęcącą propozycją: prosi się go, aby w obecnoś drugiej osoby oddał się autokontemplacji, podczas gdy owa obca osób okazuje mu pełną wyrozumiałość i zainteresowanie. Jest to innymi sło-''! wy szczególna forma w pełni prawomocnego egocentryzmu.

Zanim omówimy następny czynnik tworzący strukturę terapii, chce­my krótko pokazać, jakie znaczenie mają nasze dociekania dla roz­strzygnięcia, jacy pacjenci nadają się do psychoanalizy. Nadmienialiśmy już, że między rzeczywistością zewnętrzną a wewnętrznymi fantazjami zachodzi pewnego rodzaju rywalizacja o ukierunkowanie świadomości pacjenta. Psychoanaliza silnie pobudza fantazje. Istnieje jednak grupa pacjentów, u których współzawodnictwo to osiąga swój punkt krytyczny już we wczesnym etapie terapii. Są to tzw. „przypadki borderline". Pa-

92

cjent prowadzi walkę z fantazjami, które jednak biorą nad nim górę. Bój toczy się o pozostanie w rzeczywistości zewnętrznej i o wiarę w jej sens. Stawianie na świat wewnętrzny wiedzie pacjenta w stan autyzmu i rów­na si^ katastrofie. Wskazane jest tu raczej umacnianie więzi z otocze­niem. Klasyczna psychoanaliza nie jest w takim wypadku wskazana, gdyż może prowadzić do okresów „autyzmu". Warunkiem korzystania z analLzy jest zatem względny krytycyzm pacjenta wobec własnych fanta­zji i możliwość śledzenia ich złożoności. Dużą rolę odgrywa tutaj zdol­ność do regresji w służbie ego, o której mówiliśmy wcześniej.

Część pacjentów nie nadaje się w ogóle do leczenia analitycznego, na przyŁład osoby z tak zwanymi „zaburzeniami charakteru". U osób tych relacga z obiektem nie wyszła ze stadium narcystycznego. Nie przejawia­ją oni silniejszych uczuć i zainteresowania innymi ludźmi, z wyjątkiem tycn, którzy ich adorują. Nie okazują też głębszych potrzeb zmiany. W rzeczywistości pragną pozostać przy swoim egocentryzmie. Innych osób potrzebują tylko do tego, aby okazywały im one podziw i uwagę. Takim pacjentom zainteresowanie analityka służy wyłącznie doznawaniu przy­jemności i nie zachęca do głębszego zrozumienia siebie. Innymi słowy, nie uruchamia ono procesu terapeutycznego.

Silne pobudzanie fantazji, któremu sprzyja analiza — zwłaszcza jeśli chodzi o osobę terapeuty - jest przeciwwskazane w przypadku pa­cjentów o cechach paranoidalnych. Osoby te przejawiają ogromną podej­rzliwość i tendencję do uzewnętrzniania wypartych potrzeb i uczuć. Sie­dzący z tyłu i niewidoczny terapeuta, niby nieodgadniona i niekontrolo-waLna „siła", może u osoby paranoidalnej spotęgować projekcję agresji, co z kolei prowadzi ją do jeszcze większej podejrzliwości i może przero­dzić się nawet w przekonanie, że terapeuta czyha na jej życie. Nieana-lityozna pozycja pacjenta w terapii, to jest kiedy pacjent siedzi i jest w stanie kontrolować reakcje terapeuty, przeciwdziała takiej projekcji i nie molilizuje w tak dużym stopniu skłonności paranoidalnych*.

Bezczasowość

Istotną cechą dziecięcej organizacji potrzeb jest słabo rozwinięta zdolność odraczania zaspokojenia". Im silniejsza fiksacja w dziecięcym wzorcu popędowym, tym bardziej człowiek wymaga natychmiastowej gratyfikacji swoich potrzeb. Małe dziecko po prostu nie potrafi czekać. Jeśli pragnienie nie zostanie zaspokojone, rośnie wewnętrzne napięcie,

* Patrz także rozdz. 14, który w całości poświęcony jest wskazaniom do leczenia psychoanalitycznego. "* Patrz str. [160].

93

które zagraża integralności jego organizmu. Podobnie działa niecierpli. wość, niespokojne oczekiwanie, często związane z myślą o przyszłości i nadzieją, że coś się stanie lub coś, co było, powróci. Neurotyk nie potra­fi czuć się usatysfakcjonowany tym co j e s t.

„Kiedy ktoś opętany rozpaczliwą tęsknotą (magiczną nadzieją) jed­nocześnie czeka na realizację określonego celu (może to być małżeństwo, szczęście w miłości, zagraniczna podróż, zakończenie jakiejś pracy, doj­rzałość lub sukces finansowy), to prawie zawsze kryją się w tym nadzie­je na zaspokojenie w ten sposób innych nieświadomych potrzeb. W odróżnieniu od neurotyka osoba zdolna do całkowitego oddania się nie czuje, że odkłada coś na później, lecz wciąż żyje w teraźniejszości" (Scha-chtel 1959). Czynne i ruchliwe życie zastępuje w pewnym stopniu brak wewnętrznego spokoju. Trzyma w szachu dziecięce wymagania tworząc złudzenie zaspokojenia. Podobny efekt daje wymuszony spokój lub kon­sekwentne i natychmiastowe zaspokajanie pragnień. Gdy takie możli­wości obrony się wyczerpią, pojawia się jeszcze większa rozpacz. „Dort, wo du nicht bist, dort ist das Gluck" (Tam, gdzie cię nie ma, jest szczęście)*. Dotykamy tu problemu wolnego czasu. Stare porzekadło nor­weskie mówi: ,3łogosławionaś godzino bezczynności, albowiem wówczas dusza pracuje". Znerwicowanemu człowiekowi naszych czasów mądrość ta wydaje się bardziej groźbą niż pociechą.

Psychoanaliza nie proponuje działań omijających problemy. Nie ofe­ruje pacjentowi rozkładu zajęć, który pomógłby mu odnaleźć się w cza­sie. Przeciwnie, kładzie nacisk na teraźniejszość - ustawiczną obecność przeżyć psychicznych. Ponadto pozwala procesom psychicznym przebie­gać wedle ich własnego wewnętrznego czasu - tzn. zgodnie z nieświado­mym związkiem skojarzeniowym. Postępy mierzone standardami świa­domej rzeczywistości mogą nie być widoczne i pacjent może odczuwać analizę jako zastój, a nawet jako regres. Progresja nie jest więc czymś, co dokonuje się automatycznie wraz z upływem czasu. Terapeuta nie może dać gwarancji co do pomyślnych wyników leczenia w określonym czasie. Pacjent jest pozbawiony układu odniesienia dla swojego dziecię­cego stosunku do czasu i przyszłości. Stosunek ten ujawnia się więc w „czystej" formie, udostępniając do analizy podstawowe uczucia zwątpie­nia i wiary, optymizmu i rezygnacji.

„Bezczasowość" analizy kwestionuje wiec postawę nastawioną na określony czas trwania i efektywność, za pomocą której neurotycy często organizują sobie życie.

* Pieśń Schuberta Der Wanderer (Wędrowiec) (1816), według Des Abendlied (1908) Georga Schmidta von Lubecka.

94

Reguła podstawowa

Wszystkie czynniki, które dotychczas omówiliśmy, tworzą ramy pod­stawowej reguły psychoanalizy. To ona stanowi sedno tego typu terapii i jest wyróżnikiem klasycznej psychoanalizy. Z zasady podstawowej wy­pływają dwie różne implikacje, mianowicie brak celu i uczci­wość.

W codziennej komunikacji z innymi ludźmi wychodzimy z założenia, że słowa i pojęcia znaczą to samo dla wszystkich. Liczymy, że nasze wypowiedzi mają jaki taki porządek i względnie logiczną spójność. Zgadza­my się też na ogół, że nie są one rzeczowe, jeśli - jak ktoś nam wykaże - opierają się np. na naszych życzeniach, a nie na ocenie rzeczywistości.

Podstawowa reguła psychoanalizy usuwa za jednym zamachem całą tę konfigurację zasad i zobowiązań. "Uwalnia pacjenta od odpowiedzial­ności dorosłego i rozsądnego człowieka. „Apeluje" do nierzeczowości, su­biektywizmu i odrzucenia zwykłych zasad wnioskowania. Wzywa do całkowicie osobistej, zależnej od sytuacji logiki i ją akceptuje.

Innymi słowy reguła podstawowa skłania do nieintelektualnej po­stawy i do rezygnacji z krytycznego postrzegania rzeczywistości. Jednak puszczenie wodzy fantazji może okazać się groźne dla naszych wyobra­żeń o porządku, bezpieczeństwie i zdolności przewidywania. W tym lęku przed chaosem i natłokiem uczuć tkwi bezpośrednia przyczyna oporu przed przestrzeganiem reguły podstawowej terapii, tzn. przed oddaniem się swobodnym kojarzeniom.

W części poświęconej historii psychoanalizy prześledziliśmy rozwój kojarzeń od tych wywoływanych przez hipnotyzera do swobodnych koja­rzeń, uwolnionych od wymogów i żądań rzeczywistości zewnę­trznej. Nadal jednak istnieją tu. pewne wymogi wewnętrzne dotyczące zachowania porządku i kontroli, które u każdego człowieka stanowią część jego osobowości. Psychoanaliza wydobywa na światło dzienne i studiuje zinternalizowane wymagania kontrolne pa­cjenta. Nie ustala żadnych reguł ograniczających tok fantazji. Przebieg kojarzeń jest sterowany przez własne standardy pacjenta dotyczące te­go, co wypada i nie wypada. Możemy powiedzieć o sytuacji psychoanali­tycznej to, co Holt (1956) mówił o metodzie Rorschacha: „Tolerancja pozwala danej osobie tworzyć treści bliższe lub dalsze fantazji albo rze­czywistości, w zależności od jej wewnętrznych założeń, co powinna zro­bić, na co może sobie pozwolić, a na co nie".

Reguła podstawowa wyznacza w pewnym sensie granice wolności Pacjenta, pozwalając na wypady w zakazane obszary fantazji. Tym sa-

95

mym pobudza więc też mechanizmy obronne. Podkreślając brak określo­nych celów wywodu, staje się narzędziem badania dwóch głównych aspektów osobowości pacjenta: treści tego, co jest przez niego chro­nione, czyli nieświadomych fantazji, a także samej obrony, tzn. charakterystycznych mechanizmów i wybiegów, stosowanych przez nie­go w celu zachowania niewiedzy o niektórych częściach siebie.

Inną ważną konsekwencją stosowania reguły podstawowej jest szcze­rość. „Leczenie psychoanalityczne opiera się na prawdomówności. W tym fakcie kryje się aspekt wychowawczy oraz wartość etyczna" (Freud 1915a). Absolutny wymóg prawdy był dla Freuda nadrzędną ideologią, którą kie­rował się tworząc psychoanalityczną teorię psychiki. Ten sam warunek stawia się obecnie każdemu pacjentowi. Stanowi on istotną część kontra­ktu zawieranego na początku leczenia. Nie znaczy to, że terapeuta oczeku­je od pacjenta nieustannej szczerości. Niekiedy pacjent, aby zaoszczędzić sobie przykrych uczuć, świadomie wstrzymuje się od kojarzeń, uchylając się tym samym od obowiązku mówienia prawdy. Zawsze jednak terapeuta może powołać się na wymagania kontraktu. Stopniowo pacjent - dzięki poczuciu odpowiedzialności - zrozumie, że terapia służy wyłącznie jemu i naruszenie zasad przyniesie mu tylko szkodę.

PODSUMOWANIE

Na poprzednich stronicach staraliśmy się racjonalnie uzasadnić usta­lenie takich a nie innych zasad terapii psychoanalitycznej. Jest to jednak analiza retrospektywna i takie wytłumaczenie różnych czynników wcale nie musiało towarzyszyć psychoanalizie od jej zarania. Jak zaznaczyliśmy wcześniej, wiele elementów struktury zostało wprowadzonych ze względów praktycznych i dopiero później uzyskały one poparcie teoretycz­ne. Jeśli chodzi o główne czynniki, jak np. leżąca pozycja pacjenta i umiej­scowienie terapeuty poza zasięgiem jego wzroku, to Freud utrzymuje, że tę pozostałość z okresu hipnoterapii zachował z wielu powodów (1913c). Przytacza jednak tylko j e d n ą i osobistą przyczynę, a mianowicie, że nie wytrzymałby, gdyby przez cały dzień był obserwowany przez pacjentów. Musiałby kontrolować swoją mimikę, aby mimowolnie nie przekazywać im wrażeń wywołanych własnymi skojarzeniami. Freud nie określa jednak wyraźnie, że pozycja leżąca sprzyja dziecięcym treściom kojarzeniowym i wczesnym sposobom odczuwania.

Freud zajmował na ogół otwartą postawę wobec zasad i metod tera­peutycznych. We wstępie do swoich Zaleceń dla lekarzy uprawiających, psychoanalizę (1912e) mówi: „Do reguł technicznych, które przedstawię, doszedłem poprzez własne doświadczenie i dzięki długoletniej praktyce,

96

odrzucając metody, które przynosiły kiepskie wyniki", a dalej: „Muszę wszelako zaznaczyć, że ta technika jest jedyną, która odpowiada mojej indywidualności; ośmielam się twierdzić, że lekarz o zgoła odmiennym usposobieniu będzie uważał za stosowne przyjąć mną postawę wobec pacjentów i stojących przed nim zadań".

A zatem „osobisty" początkowo kształt metody Freuda stał się z cza­sem standardem, który określa to, co nazywamy leczeniem psy­choanalitycznym.

Czy możemy powiedzieć, że wszystkie zasygnalizowane przez nas zało­żenia układają się w jakiś system? Jakie ogólne zasady jesteśmy w stanie sformułować na podstawie tych różnorodnych, lecz luźnych rozważań?

Dokonajmy najpierw podsumowania psychologicznych konsekwen­cji, jakie ma dla pacjenta sytuacja analityczna:

1. Daje pacjentowi poczucie bezpieczeństwa -jest punktem oparcia w czasie i reprezentuje fachowość leczenia.

2. Przynosi narcystyczne zadowolenie.

3. Skłania pacjenta do refleksji nad sobą i rozwija relację z terapeu­tą, odsuwając go od innych obiektów.

4. Budzi l ę k — zarówno przed sankcjami z zewnątrz, jak i następ­stwami wewnętrznymi.

5. Pobudza dziecięce potrzeby, szczególnie te, które koja­rzą się z bierną gratyfikacją.

6. Osłabia funkcjonowanie ego- zwłaszcza mechanizmów obronnych oraz funkcji badania rzeczywistości.

Jeśli przypatrzymy się trzem pierwszym czynnikom, stwierdzimy, że zwiększają one przywiąz a a i e pacjenta do terapeuty i terapii. Ponadto chodzi tu nie o czysto intelektualny kontakt, lecz o silną więź uczuciową. Przypomnijmy sobie przerażenie Breuera, kiedy uświadomił sobie silną więź emocjonalną, jaką Anna O. zaczęła z czasem odczuwać do niego, i to, jak bardzo uzależniła się od terapii. Freud nie podziela już lęku Breuera. Wie, że bliski związek z terapeutą jest niezbędny do leczenia i może zostać wykorzystany jako cenne narzędzie terapeutyczne.

W jaki sposób oddziałują trzy pozostałe czynniki: wzbudzanie lęku, pobudzanie dziecięcych potrzeb I osłabianie funkcji ego? Uruchamiają one proces regresji, to znaczy prowadzą do tego, że osobowość za­czyna funkcjonować na bardziej pierwotnym poziomie. Leczenie psycho­analityczne jest więc „zaproszeniem do regresji".

Z uwagi na to, że regresja zajmuje tak poczesne miejsce w teorii psychoanalitycznej, następny rozdział poświecimy bliższemu omówieniu tego pojęcia.

97

-9-Regresja

Ogólnie o regresji

Jakie procesy psychologiczne dochodzą u pacjenta do głosu pod wem warunków, które omówiliśmy w dwóch poprzednich rozdziałach?

Wymieniliśmy już regresję, jeden z fenomenów tego procesu. Stanowi ona czynnik ramowy, w obrębie którego rozgrywają się takie zjawiska, jak przeniesienie i opór. Proces terapeutyczny jest bardzo złożony i postaramy się przedstawić jego najważniejsze aspekty w następnych czterech rozdziałach. Regresja stanowi najbardziej ogólny wyróżnik tego procesu i dlatego omawiamy ją na pierwszym miejscu.

Zacznijmy od zdefiniowania samego pojęcia regresji. Ogólnie można ją określić jako „wysuwanie się na plan pierwszy niższej rozwojowo płaszczyzny funkcjonowania, czemu towarzyszy osłabienie bardziej zło­żonych i później rozwiniętych cech, tych, które są wynikiem większego zróżnicowania i hierarchicznej integracji" (Werner 1948).

Regresja zatem to powrót do bardziej pierwotnych funkcji psychicznych.. Człowiek zaczyna istnieć w sposób, który odpowiada wcześniejszemu stadium jego rozwoju. Freud wprowadził pojecie regre­sji w Interpretacji marzeń sennych (1900a). Twierdzi on, że w czasie snu osoba dorosła funkcjonuje podobnie jak niemowlę, spełniając swe pra­gnienia w marzeniach sennych. Innymi słowy, człowiek dorosły nosi w sobie ukrytą gotowość powrotu do wszystkich form funkcjonowania, które wcześniej porzucił. W określonych warunkach mogą one uaktyw­nić się poprzez regresję (patrz także str. [27]).

Co może ulec regresji? Zasadniczo cała osobowość. Używając okre­ślenia Anny Freud, wszystkie trzy warstwy osobowości mogą jej ulec. Możemy więc mówić o regresji id, superego i ego (1963)*.

* Freud (1900a) wyróżniał pierwotnie trzy rodzaje regresji: topograficzną, czasową i formalną. Te pojęcia należą do modelu osobowości sprzed 1923 roku. Anna Freud tgęła Je w bardziej nowoczesny model strukturalny. Twierdzi, że regresja dotycząca zarówno treści psychicznej (regresja „czasowa"), jak i sposobu funkcjonowania psychicznego (regresja „topograficzna" i „formalna") może nastąpić we wszystkich trzech warstwach osobowości (id, ego i superego).

98

Regresja id oznacza, że człowiek powraca do bardziej dziecinnego sposobu szukania miłości, np. stawia osobie, która kocha, trudne do spełnienia wymagania, lgnie do niej, wreszcie, bardziej uzależnia się od obiektu. Potrzeba miłości oscyluje między dojrzałą postawą i wzajemno­ścią a postawą całkowicie egoistyczną. Jednocześnie zmianie ulega przedmiot miłości. Osoba zaspokajająca czyjeś potrzeby raz jest trakto­wana na równi, jak równorzędny partner, innym razem jak ktoś, kto w sposób konkretny bądź symboliczny przejawia podobieństwo do dziecię­cych obiektów miłości, np. do matki bib ojca. Regresja id czy też popędów wpływa więc na wybór przyjemności, do jakich się dąży, lub form zaspokojenia. Pod wpływem regresjji mogą one nabrać cech bar­dziej dziecięcych.

Regresja superego pobudza wczesne (archaiczne) warstwy w stru­kturze prawidłowych lub nieprawidłowycŁ postaw, które jednostka zbu­dowała (zinternalizowała) podczas swego lozwoju. Swoistą cechą postaw reprezentowanych przez archaiczne warstwy superego jest reagowanie według zasady „wszystko albo nic", a taŁż e jednoznaczne widzenie dobra i zła. Osoby z takim superego łatwo skazują na wieczne potępienie i stosują prymitywne prawo odwetu: oko> za oko, ząb za ząb. Na drugi plan schodzi zdrowy rozsądek, zdolność do relatywizmu i łagodnej oceny, które należą do bardziej dojrzałych częśed superego, natomiast na pier­wsze miejsce wysuwają się „starsze", surowe właściwości, o silnym ła­dunku emocjonalnym.

W sferze ego regresja może oddziaływać na szereg funkcji. Wymieni-my tu tylko trzy: percepcję, myślenie i obronę.

Charakterystyczne dla regresji percepcyjnej jest odbieranie świata w sposób mało zróżnicowany. Ludzie i przedmioty nie posiadają nie­zmiennych formalnych znamion. Zamiast tego dominują inne właściwo­ści przedmiotów, jak np. ich kolor lub faktura. Postrzegana treść zawie­ra elementy afektywne lub motywacyjne, a jednocześnie ma charakter animistyczny, tzn. przypisuje się naturze nieożywionej siłę i zamiary. Percepcja obiera kierunek bardziej „autystyczny", tzn. dostosowany w większym stopniu do pragnień i potrzeb osobistych, aniżeli do obie­ktywnej rzeczywistości.

Również myślenie nabiera w większym stopniu charakteru popędo-wego. Pojęcia stają się zmienne, tracą swoje czasowe współrzędne i tożsamość uzyskiwaną poprzez związki z innymi myślami i pojęciami. Zasady rozumowania wiodą od abstrakcyjnego, refleksyjnego i realisty­cznego wnioskowania w kierunku myślenia konkretnego, które w swo­jej najbardziej regresywnej formie (np. w marzeniu sennym) ucieka się

99

do przemieszczenia, symbolizacji i zagęszcze­nia*.

Mechanizmy obronne tracą stabilny charakter. Nie są już niezawod­nym „instrumentem" działającym w zmiennych sytuacjach. Człowiek nie może już na nich „polegać". Miejsce rozwiniętych mechanizmów obron­nych zajmują mechanizmy bardziej prymitywne. Te pierwsze, jak np. racjonalizacja i reakcja upozorowana, są elastyczne, gdyż ujmują w so­bie zarówno obronę, jak i impuls. Natomiast mechanizmy prymitywne, jak np. zaprzeczenie i projekcja, mają charakter „albo - albo" i ich znaczenie dla adaptacji jest znikome.

Przydatność pojęcia regresji

Wczesna psychoanaliza rozumiała regresję jako jednolity proces o dużym zasięgu. Regresja u danej osoby miałaby więc obejmować całą jej osobowość, przebiegać równolegle w sferze popędowej i w sferze ego. Arlow i Brenner (1964) nie podzielają tego stanowiska. Utrzymują, że regresja popędowa i regresja ego to niezależne od siebie zjawiska, których przebieg się od siebie różni. Regresja popędowa może występo-; wać bez regresji ego. Autorzy twierdzą, że regresję należy rozumieć jako ! zjawisko szczególne, a nie ogólne. Doświadczenie poucza, iż poszczególne funkcje ego mogą ulec regresji, podczas gdy pozostałe nadal działają na! dojrzałym poziomie. Dlatego ogólnikowe wypowiedzi na temat występo­wania regresji ego są mało przydatne.

Dokonując charakterystyki osobowości lub stawiając diagnozę, nale­ży myśleć w sposób zróżnicowany. Trzeba wyrobić sobie obraz funkcji, które uległy regresji u danego pacjenta i tych, które zachowały się w nie zmienionym stanie.

Taki punkt widzenia ma duże znaczenie, np. przy ocenie stopnia patologii. Ponadto nabiera niepośledniej wagi, gdy chcemy zbadać celo­wość leczenia psychoterapeutycznego, a zwłaszcza psychoanalitycznego.

Pojęcie regresji odzwierciedla wielopłaszczyznowy model psychiki (patrz str. [53-54]). Zwraca uwagę na fakt, że osobowość nie zawsze funkcjonuje na tym samym poziomie, lecz łączy naprzemiennie formy

* Są to trzy klasyczne mechanizmy, które znamionują proces pierwotny (patrz str. [54]), Przez przemieszczenie rozumiemy przeniesienie zainteresowania z jednej treści psychicznej na drugą, która jest mniej istotna dla popędów lul) konfliktów. Przez symbolizację rozumiemy zamaskowaną reprezentację nieświadomej treści przy wykorzystaniu konkretnego obiektu mającego wspólne cechy z treścią, którą reprezentuje (np. ołówek jako symbol falliczny). Przez zagęszcz e-nie rozumiemy zlanie się dwóch lub więcej nieświadomych elementów w jeden świadomy obraz.

100

regresywne z progresywnymi. Podobnie jak Schafer (1954), możemy so­bie wyobrazić skalę, na której jednym krańcu byłoby myślenie celowe w ciągu dnia, a na drugim mroczna aktywność marzenia sennego w nocy. Miedzy tymi skrajnościami występują takie zjawiska jak marzenia na jawie, swobodne kojarzenia i fantazja. Stopnie skali odpowiadają różnym poziomom myślenia. Osobowość spontanicznie lawince między nimi. Podczas snu zaś każdy człowiek cofa się do archaicznych form funkcjonowania.

Regresja jest więc zjawiskiem normalnym'. Staje się patologiczna dopiero wówczas, kiedy prymitywna reakcja zostaje utrwalona lub za­czyna zastępować formę bardziej złożoną i adekwatną do wieku. Pojęcie regresji zatem z powodzeniem ilustruje tezę, że między normą a patolo­gią nie ma ostrej granicy. Pokazie ono możliwość zastosowania tego samego teoretycznego układu odniesienia wobec tak różnych dziedzin, jak dynamika procesów psychicznych, psychopatologia i psychoterapia. Co się tyczy diagnozy mechanizmów psychicznych, wykazaliśmy wcześ­niej, że psychoanalizę można traktować jako wariant technik projekcyj­nych (patrz str. [51-52]). Ich cechą wspólną jest postawienie badanego w sytuacji nieustrukturowanej, która skłania do regresji. Dociekamy wówczas jak reaguje jego ego w warunkach regresywnych: jak dalece uruchamia się pierwotny sposób myślenia i obrony? Czy regresja prowa­dzi do zawężenia obrazu rzeczywistości? Jak bardzo ego się przed tym broni? Czy jest w stanie wykorzystać warunki regresywne, aby wzboga­cić fantazję i wyobrażenia? Czy archaiczne reprezentacje popędowe wdzierają się otwarcie do świadomości? Jakie strategie przyjmuje ego, aby opanowywać regresywne prowokacje?

Oto główne pytania diagnostyczne, przydatne z punktu widzenia zarówno psychopatologii, jak i terapii. Dzięki pojęciu regresji mogą być one formułowane przy wykorzystaniu jednolitego aparatu teoretyczne­go.

Pokażemy teraz, jaką rolę odgrywa to pojęcie w rozumieniu nerwic i w procesie psychoanalitycznym.

Nerwice jako regresja

Przedstawimy krótki zarys rozwoju nerwicy. Jak wspominaliśmy we wstępie, warunkiem powstania psychonerwicy jest wyparty konflikt dziecięcy (centralny). Obejmuje on zakazane pragnienie (impuls popędo-), które ciągle grozi przedarciem się przez obronę psychiczną. Jej

* Szczególnym wariantem regresji jako normalnego zjawiska jest „regresja w służbie ego" (patrz str. [89]).

101

zadanie polega na niedopuszczeniu pragnienia do świadomości ego'. Konflikt ten może stanowić podstawę neurotycznej nadbudowy chara-kteru i jest „słabym punktem" struktury osobowości.

Jeśli w jakimś okresie życia pojawią się czynniki, które zwiększą siłę wypartego impulsu bądź osłabią obronę, prowadzi to do zachwiania „równowagi sił" i pojawienia się lęku, który ostrzega ego przed niebez­pieczeństwem. Silny lęk oraz niemożność przywrócenia równowagi pro­wadzą do kryzysu, do załamania. Człowiek nie jest w stanie wykonywać obowiązków zawodowych i rodzinnych. Czuje się mało wydajny, nęka go niepewność i lęk. Reaguje na ten nieznośny stan rzeczy regresją do bardziej infantylnych form zachowania. Porzuca pracę, uzależnia się od wsparcia innych, odwołuje się do współczucia, stroni od życia towarzy­skiego, krótko mówiąc, powraca do biernych dziecięcych zachowań.

Przykład kliniczny:

Trzydziestopięcioletnia kobieta zgłosiła się do lekarza z powodu sil­nego lęku. Pojawił się on w momencie, kiedy to mąż, naukowiec, otrzy­mał stypendium zagraniczne i okazało się, że musi na rok wyjechać. Lęk pacjentki objawiał się w ten sposób, że nie chciała zostawać sama w domu i cały czas musiała przebywać z mężem. Sytuacja stawała się rozpaczliwa. Wyjazd znaczył wiele dla kariery męża, a choroba żony stawała mu na przeszkodzie. Kobieta wyrzucała sobie, że jej stan unie­możliwia mężowi podróż. On jednak pocieszał żonę, że to nie jest takie ważne, ale ona pogrążała się w jeszcze większej rozpaczy. Pacjentka nie miała wcześniej żadnych objawów nerwicowych.

W jaki sposób zbliżający się wyjazd męża zachwiał równowagę sił i doprowadził do otwartej nerwicy? Bliższe zapoznanie się z sytuacją psychologiczną pacjentki wskazywało na to, iż od dawna czuła się ona sfrustrowana. Małżeństwo na początku układało się doskonale. Mąż i żona byli dobrymi przyjaciółmi i mieli wspólne zainteresowania. Nie doczekali się jednak dzieci. Pacjentka przebywała przeważnie w domu. Wydawało jej się, że nie robi nic sensownego. Ponadto czyniła sobie wyrzuty, że mąż ją utrzymuje. Od dłuższego czasu odczuwała brak cie­pła w małżeństwie i odnosiła wrażenie, że mąż jest znacznie mniej zainteresowany pożyciem seksualnym niż ona. Wydawało jej się, że on

* Pojęcie „świadomość ego" ma tutaj szerszy zakres niż sama „świadomość1, gdyż w pewnych stanach impuls może dotrzeć do świadomości, mimo że dana osoba nie odbiera go w sensie psychicznym. Przykładem mogą być nerwice natręctw, * których impuls do zabójstwa może wprawdzie pojawić się w świadomości, lecz dzięki mechanizmowi izolacji zostanie odebrany jako silą zewnętrzna, „obca wobec ego".

102

robi to przede wszystkim z obowiązku. W opisianym tu obrazie psycho­logicznym dostrzegamy ukryty, nieświadomy konflikt: pacjentka żywi z jednej strony mocne pragnienie zdrady małżeńskiej, a z drugiej równie silną dezaprobatę moralną dla tego pragnienia. Te dwa składniki do tej pory utrzymywała w równowadze. Wiadomość o podróży męża zburzyła tę równowagę za jednym zamachem. Fizyczna obecność męża stanowiła oparcie dla strony moralnej. Po wyjeździe obrona straci tę podporę, a jednocześnie wzmogą się pokusy zaspokojenia zakazanych potrzeb. W takiej sytuacji pojawił się lęk i regresją do dziecięcej, namol­nej zależności. Za pomocą tego zabiegu żona „rozwiązuje" s-wój konflikt. Nieświadomie wykorzystuje chorobę jako sposób, żeby zatrzymać męża w domu i tym samym pokonać swoją pokusę.

W omówionym tu przykładzie regresją przyczyniła się do uaktyw­nienia się wypartego konfliktu dziecięcego. Zarzucone formy re­akcji budzą się dzięki regresji do życia. Dziecięce żądania popędowe wzmagają napięcie wewnętrzne, potęgują lęk, wydatnie zwiększając dysproporcje między takim poziomem funkcjonowania psychiki, który jest odpowiedni do wieku, umiejętności i możliwości, a poziomem fakty­cznym.

Objawy są bardziej trwałym „rozwiązaniem" tego konfliktu. Są zara­zem pośrednim sposobem wyrażania go i wyładowania. Innymi słowy, są zamaskowanym lub przesuniętym wyrazem zakazanych dziecięcych pragnień i żądań, które teraz dały znać o sobie.

Nawet jeśli ktoś odczuwa symptomy jako niepożądane i bolesne, pełnią one - z dynamicznego punktu widzenia - ważną funkcję jako zawór bezpieczeństwa dla nagromadzonego napięcia psychicznego. Na­zywa się to „pierwotnym zyskiem" z choroby. Objawy neurotyczne umo­żliwiają także jednostce osiągnięcie „zysku wtórnego". Na przykład ból głowy na tle nerwowym może być nieświadomie wykorzystywany jako doskonały sposób na uzyskanie opieki, wzbudzenie współczucia — czyli do pośredniego zaspokojenia dziecięcych potrzeb. Dlatego jednostka pra­gnie nerwicy i nie chce z niej zrezygnować. Wrócimy do tego zagadnienia w rozdz. 11 traktującym o oporze.

Po wystąpieniu pełnych objawów nerwica jawna staje się faktem. Jak zauważyliśmy, patogennym mechanizmem rządzi regresją i dlatego możemy powiedzieć, że nerwica jest jej wytworem.

Regresją w procesie psychoanalitycznym

Logicznie rzecz biorąc, przyjmując za punkt odniesienia zjawisko regresji możemy wyodrębnić trzy podstawowe formy psychoterapii: celo-

103

wo pobudzającą do regresji, hamującą ją oraz formę pośrednią, opartą na racjonalnym jej dozowaniu, uwzględniającym patologię jednostki lub etap terapii.

Przy końcu poprzedniego rozdziału doszliśmy do wniosku, że istotną cechą klasycznej psychoanalizy jest „zaproszenie" do regresji. Psycho­analiza należy zatem do pierwszej kategorii*.

Jakim zmianom ulegają funkcje psychiczne pacjenta poddanego działaniu regresji podczas terapii psychoanalitycznej? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Wszystko zależy bowiem od stopnia re­gresji, w jakim pacjent się znajduje. Inaczej mówiąc, istotną rolę odgry­wa tu struktura osobowości pacjenta. Omówimy tu jej trzy podstawowe rodzaje. Po pierwsze, pacjent może mieć tak słabą strukturę, że sytuacja analityczna szybko prowadzi go do infantylizacji. Procesy psychiczne szybko ulegają regresji i zagrożone jest poczucie rzeczywistości pacjenta. Struktura o tak słabym ego" wyraźnie wymaga leczenia, a regresja działa na nią osłabiająco i prowadzi do przesilenia. Drugi rodzaj osot wości w sytuacji analitycznej opiera się ze wszystkich sił działaniu gresji. Broni się przed reaktywacją dziecięcych pragnień i fantazji, zaj-i mując postawę rzeczową i racjonalną. Jest to „ucieczka w rzeczywi­stość". Trzeci typ osobowości przyjmuje do pewnego stopnia wyzwanie regresywne, nie tracąc jednak kontaktu z rzeczywistością.

Omówione przykłady ukazują, że sytuacja analityczna nie dla wszy­stkich stwarza identyczne zagrożenie ani nie prowadzi do takiej samej regresji.

Tak czy owak, klasyczna psychoanaliza prowadzi zawsze do regre-sywnej infantylizacji pacjenta. Freud mówi w tym kontekście o zjawisku „pogorszenia się" w wyniku leczenia. Pacjent pod wpływem regresji czu­je się gorzej niż przed rozpoczęciem terapii.

Regresja może sprawić - poprzez osłabienie obrony - iż ukryty lęk wyzwala się i w większym czy mniejszym stopniu obezwładnia pacjenta. Z punktu widzenia terapii jest to krok naprzód w kierunku odsłonięcia wypartych pragnień, choć sam pacjent może uważać się za bardziej chorego. Również obrony charakterologiczne mogą ulec osłabieniu i być mniej skuteczne. Na przykład dezorientacja lub niepewność, które daw­niej były utrzymywane w ryzach, występują teraz otwarcie powodując,

* Psychologia ego dokonała tu pewnej modyfikacji. Zamiast jednostronnie podkreślać regresję, akcentuje ona znaczenie jednoczesnego wspierania progresywnych czy też najbardziej rozwiniętych części osobowości (Blanek 1966). Przykłady terapii należących do trzeciej z wymienionych form znajdziemy u Alexandra i Frencha (1946).

** Pojecie „siła ego" omawiamy bliżej w rozdz. 15, na str. [177-178]

104

że pacjent czuje się w życiu codziennym pozbawiony warstwy ochronnej, jakby odarty ze skóry.

Regresja wpływa także na stosunek do samego leczenia. Pierwotna motywacja usuwa się na drugi plan. Pacjent zapomina, że zwrócił się o profesjonalną pomoc, aby rozwiązać pewne trudności. Stosunek do tera­pii staje się bardziej żądający. Pojawia się oczekiwanie, że „ktoś coś dla mnie zrobi" (Menninger 1961). Innymi słowy, regresja pobudza głęboko ukryte dziecięce żądania. Terapeuta jawi się w fantazjach pacjenta jako wszechmocna magiczna siła, która rozwiąże jednocześnie wszystkie jego problemy życiowe: „Przytul mnie, daj mi lekarstwo, uwolnij mnie od bólu, zapewnij mi apetyt, dobre trawienie, spokojny sen, daj mi na­tchnienie i szczęście, a wreszcie px>wiedz, jak mam odnieść w życiu sukces, jak pozbyć się teściowej, a ja ci to wynagrodzę, jak tylko dostanę pracę". (Weiss & English 1943).

Freud (1914g) utrzymywał, że regresja kryje w sobie szereg niebez­pieczeństw. Impulsy popędowe - nowe i te głęboko zakorzenione, które dotychczas nie były c z y n n e — mogą zostać uaktywnione. Ich rozmiar i siła mogą sprawić, że pacjentowi nie uda się w ich obliczu zintegrować swego ego. Regresywna infantylizacja może także doprowadzić do tego, że pacjent zacznie podejmować decyzje, które mogą mu bezpośrednio zaszkodzić.

O jeszcze innym niebezpieczeństwie wspominaliśmy wcześniej - re­gresja może stać się zbyt dużym balastem dla ego i osłabić więź z rzeczy­wistością.

Dlatego proces regresywny należy zrównoważyć, odwołując się do innych, nie podlegających regresji zdolności ego. Leczenie psychoanali­tyczne zakłada, że funkcje ego pacjenta osiągnęły pewien stopień rozwo­ju oraz zróżnicowania i są mocno osadzone w rzeczywistości oraz że część ego, mimo regresji, potrafi przez cały czas rejestrować własną regresywność*. Głównym sprzymierzeńcem analityka w „walce o świado­mą kontrolę", którą terapia niejako reprezentuje, jest właśnie ta bar­dziej dojrzała i stabilna część osobowości pacjenta. Jej też terapeuta przekazuje swoje interpretacje. Ona dokonuje syntezy i ostatecznie, w wyniku terapii przybiera na sile i zwiększa swój zakres.

"Wykazaliśmy powyżej, że nerwica jest wytworem regresji. Jedno­cześnie stwierdziliśmy, że psychoanaliza posługuje się nią jako środkiem terapeutycznym. Wyłania się tu następujący problem: jak można wyle-

* Punkt ten zostanie szerzej omówiony w rodź. 14, zwłaszcza w ustępie „Zdolność do samoobserwacji" na str. [159].

105

czyć (odwrócić) regresję, którą reprezentuje nerwica, za pomocą kolejnej regresji? Albo krótko: jak regresją można wyleczyć regresję?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, musimy omówić za­gadnienie przeniesienia w terapii.

-10-Przeniesienie

Ogólnie o przeniesieniu

Jak zauważyliśmy wcześniej, podstawowy obraz psychoanalizy stał się pełny dopiero po wyjaśnieniu zjawiska przeniesjenja ^^ z pojęcia_ mi swobodnych kojarzefi i oporu. Z początku trakto-tyane ja]ŁO niepożąda­ny efekt terapii - tak z pewnością wydawało się Br^Uerowj _ przeniesie­nie stało się z czasem decydującym elementem proc^su terapii

Przeniesienie to fundamentalne pojęcie klasycznej psychoanalizy zaió-wno w teorii, jak i praktyce. Poniżej postaramy sję wyjaśnić na­stępujące zagadnienia: Co w psychologii znaczy przeniesienie, w jaki sposób objawia się w procesie terapii psychoanalitycznej oraz skąd ^g. ray, że może służyć jako środek terapeutyczny?

Ogólnie rzecz bioiąc możemy powiedzieć, że przeniesienie jest prze­mieszczeniem postaw emocjonalnych reprezentacji psychicznych z jed­nej sytuacji do drugiej.

Przykładowo bunt nastolatka przeciwko ojcu moze Z0stać przesunię­ty na nauczyciela. Miłość i potrzebę czułości, odc%uwane ,-jo określonej osoby, można przenieść na psa lub inne ulubione zwierzę. Poczucie kizywdy wywołane rywalizacją z faworyzowany^ bratem lub siostrą daje się przenieść na sytuację społeczną i rozwija 8ię ideologia głosząca sprawiedliwość. Mamy więc tu do czynienia z prze^ieszczeniem uczuć.

Przykłady te pokazują, że przeniesienie, w nĄjszerszym tego słowa znaczeniu, jest zjawiskiem ogólnym, które występy nie tylko w psycho­terapii. Nie ogranicza się ono do zaburzeń neurotycznych lub innych patologicznych przejawów.

„Przeniesienie nie jest szczególną metodą stos0waną w psychoanali­zie, która co prawda o<ikryła je i nazwała, ale sta^owi fenomen uniwer­salny, znaczący składiuk każdej relacji międzyl^jjzjjiej" (Kubie 1950). We wszystkich kontaktach interpersonalnych Pojawiają się w jakimś stopniu „przemieszczone" uczucia. Dlaczego tak się dzieje?

Według Freuda kombinacja wrodzonych predyspozycji j ^piywu oto­czenia na jednostkę organizuje w określony sposób jej libido - to znaczy

107

indywidualny wzorzec poszukiwania przez nią miłości (1912a). Obejmu­je on to, czego jednostka szuka (potrzeby popędowe), jak to osiąga (formy zaspokojenia) oraz cel zaspokojenia — tzn. jakiego rodzaju osoba (obiekt) jest w stanie spełnić" te potrzeby. Zdaniem Freuda nigdy nie można całkowicie usunąć piętna wczesnodziecięcych doświadczeń. Będzie się ono pojawiać w nowych sytuacjach i kolejnych związkach. Tym sposo­bem każdy człowiek został wyposażony we własny „znak", który będzie mu towarzyszył przez całe życie.

Ten podstawowy wzorzec afektywny - dotyczy to faktycznie wszy­stkich uczuć - tworzy obraz późniejszych reakcji i stosunku do innych ludzi, krótko mówiąc - model związków z obiektem.

W następstwie różnorodnych doświadczeń życiowych indywidualny wzorzec uczuć i więzi może jednak ulec przeobrażeniom, rozwinąć się, dojrzeć. Warunkiem tych zmian jest poddanie odpowiednich jego ele­mentów świadomej kontroli.

U wszystkich ludzi różne elementy podstawowego wzorca zostały jed­nak w wyniku konfliktu wyparte we wczesnym okresie życia. Pozostają one nieświadome i izolując się od rzeczywistych doświadczeń, trwają w nie zmienionej formie. Uległy utrwaleniu, zachowując swój dziecięcy kształt.! Będą powtarzać się w sposób niezróżnicowany. U każdego doro-1 słego człowieka występuje jakiś pierwiastek takiego powielania nłeświado-1 mych postaw, wywodzących się z najwcześniejszych doświadczeń z matką, ojcem i rodzeństwem (obiektami pierwotnymi).

Im silniejszy jest nieświadomy dziecięcy wzorzec, tym bardziej sztywny jest związek, który łączy jednostkę z obiektem. Konwencjonalne ramy nie pozwalają przekroczyć granic moralności i jednostka - odtwa­rzając ten konflikt - powtarza jakieś zachowanie w sposób neurotyczny. Z powodu uruchamiania głębokich, nieświadomych wzorców z okresu wczesnego dzieciństwa neurotyk w wielu okolicznościach funkcjonuje, jak gdyby nadal obowiązywał czas przeszły.Wiąże większość swoich uczuć i oczekiwań z cechami pierwotnych obiektów miłości. Właściwości te zostają w nieświadomy sposób przeniesione na inne osoby. Neurotyk „przypisuje" ludziom różne przymioty i odpowie­dnio na nie reaguje, mimo iż obiektywnie rzecz biorąc, nie posiadają oni takich cech. Innymi słowy rzutuje dziecięce obrazy (imagos) na obecne związki. W ten sposób mężczyzna „widzi" np. w ukochanej swoją matkę.

Psychoanalityczne pojęcie przeniesienia jest zatem bardziej zróżni­cowane, niż wydawało się nam na początku. Wyraża ono przemie­szczenie, lecz zakłada także powtórzenie dziecięcych postaw

108

i projekcję wyobrażeń wewnętrznych na obiekty zewnętrzne. Ponadto proces przeniesienia rozwija się nieświadomie.

Podkreślając cechy, które tworzą zja-wisko przeniesienia, dostrzega­my od razu, iż łączy się ono ze zniekształconym postrzeganiem rzeczywi­stości. Fenichel powiada: „Pacjent opacznie rozumie teraźniejszość z po­wodu wcześniejszych wydarzeń i zamiast po prostu pamiętać o przeszło­ści, stara się - nie zdając sobie z tego sprawy — przeżywać ponownie minione zdarzenia w sposób bardziej zadowalający niż w dzieciństwie" (1946). Neurotyk nie potrafi zrezygnować z dziecięcych pragnień, lecz nieświadomie nadal żąda ich zaspokojenia w czasie teraźniejszym, nie rozumiejąc, że pragnienie to uległo przedawnieniu i nie można go speł­nić tak, jak się kiedyś pragnęło. Nie odróżnia jasno tego, co b y ł o, od tego, co j e s t. Teraźniejszość zlewa się z przeszłością!

Przeniesienie w procesie psychoanalitycznym

Przeniesienie reprezentuje w psychoanalizie wszystkie uczucia i po­stawy, jakie pacjent przejawia wobec analityka i które są nieświadomym powtórzeniem wcześniejszych związków z innymi osobami.

Jak dochodzi do przeniesienia? W tym miejscu należy wyjaśnić parę nieporozumień. Panuje przekonanie, iż przeniesienie jest zjawiskiem wyjątkowym, które następuje w terapii psychoanalitycznej dzięki jakimś specjalnym sztuczkom. T*o nieprawda. Przeniesienie poja­wia się spontanicznie i nieświadomie dla pacjenta. Ba, często jeszcze przed formalnym rozpoczęciem analizy. Już samo oczekiwanie na nią uruchamia proces przeniesienia na przyszłego terapeutę. Analiza wyko­rzystuje'tylko to naturalne i powstające samoczynnie zjawisko: „Prze­niesienia nigdy nie trzeba wdrażać za pomocą jakichś chwytów. Podczas analizy przeniesione uczucia są pacjentowi pokazywane, wspólnie z nim badane i wyjaśniane" (Kubie 1959).

Psychoanaliza za pomocą przeniesienia umożliwia pacjentowi wgląd w jego zakłócone stosunki z innymi osobami. Staje się ono medium, przy pomocy którego mogą ujawnić się konflikty. „Wszystkie rodzaje terapii zasadzają się w większym lub mniejszym stopniu na reakcjach przenie­sienia. Lecz psychoanaliza to jedyna forma psychoterapii, która opiera się na systematycznej interpretacji tego zjawiska" (Greenson 1959). Możemy zatem powiedzieć, że po prostu skutecznie posługuje się ona przeniesieniem i wnikliwie je bada. Dokonuje tego poprzez w y-odrębnianie go i badanie jego dziecięcej postaci.

Wszystkie reakcje przeniesieniom* są silne i gwałtowne. Z uwagi na to, że pacjent nieświadomie pragnie czegoś innego i żąda więcej, niż

109

faktycznie się mu oferuje, powstaje dysproporcja między uczuciami a rzeczywistą sytuacją. Znajduje to wyraz np. w złości czy smutku, którego natężenie jest niewspółmierne do sytuacji, lub odwrotnie, w nie­uzasadnionym braku uczuć.

Nieadekwatność uczuć i wyobrażeń daje podstawę do obserwacji reakcji przeniesienia. Kwalifikacje psychoanalityka gwarantują między innymi umiejętność rejestrowania tych - często nader subtelnych - od­chyleń. Subtelnych, ponieważ uczucia przeniesienia łatwo ulegają racjo­nalizacji. Pacjent stara się wytłumaczyć swoje reakcje, powołując się na otoczenie, okoliczności, co sprawia, że przeniesienie nie jest łatwe do wykrycia.

Psychoanaliza eksponuje przeniesienie w „czystej" formie. Analityk skrupulatnie stara się pozbawić je zewnętrznych, realnych punktów od­niesienia. Nie odpowiada on z reguły na pytania pacjenta, nie pociesza^ nie robi wyrzutów, nie udziela rad, nie ujawnia swojego zdania, krótl mówiąc, nie zachowuje się jak w czasie zwyczajnego towarzyskiego spot kania. Zajmuje postawę analizuj ącą wszystko, z czym pacjent! przychodzi, a więc jego uczucia, fantazje, opinie czy zachowania. Anali-> tyk nie chce „to join the gamę" (przyłączyć się do gry - Fenichel). Pacjent nie uzyskuje więc realistycznych informacji na temat analityka, na j których mógłby się oprzeć lub reagować. Jest zdany na własną i n t e r- j pretację mniemań terapeuty. Stosunek między pacjentem a tera­peutą, widziany jako sytuacja towarzyska, jest szczególny - nawet dzi-l waczny - i nie stanowi naturalnego modelu obcowania. Jest jednaki świadomą metodą, której celem jest rozwój przeniesienia wedle | jak najbardziej samoistnego wzorca. Tworzy to jeden ze znamiennych \ rysów klasycznej analizy w odróżnieniu od innych form psychoterapii*.

Jak już wspominaliśmy, inną cechą psychoanalizy jest przypisywa­nie szczególnego znaczenia pochodzącym z wczesnego dzieciństwa posta­ciom, z których następuje przeniesienie. W zasadzie można na terapeutę przesunąć treści pochodzące z każdego okresu życia, w tym także z teraźniejszości. Z uwagi na to, że psychoanaliza szuka korzeni zjawisk psychicznych w najwcześniejszych okresach życia, interesuje się ona

* Szerokie rozumienie przez Freuda zjawiska przeniesienia spotkało się z krytyką. Sugerowało ono, że wszystkie uczucia okazywane terapeucie przez pacjenta są dziecięcymi powtórzeniami. Zdaniem Silverberga (1948) przeniesienie nie obejmuje całej gamy związków afektywnych między pacjentem a terapeutą. Należy według niego zawęzić to pojęcie, rozumiejąc przez nie tylko powtórzenie wcześniejszych zdarzeń bądź sytuacji urazowych w celu ich opanowania. Przeniesienie byłoby więc raczej oddzielnym mechanizmem psychicznym aniżeli ogólnym fenomenem, jak utrzymuje Freud.

110

zwłaszcza tymi elementami przeniesienia, które pochodzą z tych -właśnie okresów. Teoria psychoanalityczna uważa je za najważniejsze i nadrzęd­ne w stosunku do późniejszych doświadczeń, których punktem wyjścia są przeżycia wcześniejsze. Dlatego tak ważne jest dotarcie do korzeni wzorca.

Ukazaliśmy wcześniej, jak terapia psychoanalityczna sprzyja regre-sji. Ma to także wpływ na przeniesienie. Występuje ono we wszystkich rodzajach terapii, jednak w psychoanalizie jest szczególnie naznaczone wzorcami dziecięcych zachowań. Znaczy to, że pacjent przenosi na anali­tyka często wczesnodziecięce tęsknoty, żądania i oczekiwania.

Pacjent, w większym stopniu niż w innych formach leczenia, traci dystans do terapeuty i perspektywę wobec siebie jako osoby dorosłej. Nie jest równorzędnym partnerem analityka płacącym za usługę. Przypomi­na raczej dziecko, które prosi o uwagę i uznanie ojca (terapeuty) lub robi wszystko, aby przypodobać się matce (terapeucie) i nie zostać odrzuco­nym. Uczucia nienawiści i miłości przybierają miarę właściwą dla dzie­cka. Są intensywne, egocentryczne i niezróżnicowane. Pacjent staje się „małym, słabym, zależnym, złym i winnym dzieckiem, jakim był kiedyś" (Saul 1958). Terapia reaktywuje pierwiastek dziecięcy ukryty w doro­słym wzorcu charakterologicznym, będący punktem wyjścia dla nerwicy. Analiza stara się nakłonić pacjenta do przeżycia i rozpoznania owego „dziecka" w nim samym. Temu wglądowi sprzeciwia się natomiast z całą mocą opór pacjenta*.

Przeniesienie jako forma pamiętania

Przeniesienie oznacza, iż pacjent „zapomniał" (wyparł) to, czego wła­ściwie szuka. Skądinąd zachowuje się tak, jakby o tym pamiętał. Zwykła, świadoma pamięć została zastąpiona działaniem. Pod wpływem regresji powstałej podczas terapii i wynikłego stąd silnego oporu przybiera na sile tendencja do działania („acting outu"). Pacjent pragnie czynu i żąda

* Wolstein (1964) krytykuje psychoanalizę za jednostronne podkreślanie aspektów wczesnodzieciecych. Według niego nie dostrzega ona, iż stosunki międzyludzkie kształtują się nieustannie. Wolstein widzi w tym pozostałość z okresu hipnoterapii, w którym stan hipnotyczny pacjenta przeszkadzał Freudowi dostrzegać jego aktualne przeżycia. Ponadto podkreśla on, że nadzieje związane z przyszłością mają dla pacjenta taką samą wagę jak przeżycia z dzieciństwa. Wolstein ma rację twierdząc, że psychoanaliza jako teoria psychopatologiczna daje pierwszeństwo przeżyciom wczesnodzieaecym. Lecz jego krytyka nie dotyczy psychoanalizy jako formy terapii. W praktyce psychoanalityk nie preferuje materiału z dzieciństwa kosztem aktualnej tematyki. Istotną rzeczą jest to, aby analizowany materiał posiadał aktualność psychiczną, niezależnie od tego, z jakiej fazy życiowej się wywodzi. Patrz również rozdz. 12 Interpretacja.

111

od terapeuty działania, jak gdyby ów był matką, ojcem, bratem. Tendencja do „acting outu" może wystąpić także poza sesjami. „Musimy być przygoto­wani, że pacjent ulegnie potrzebie powtórzeń - którą teraz zastąpił [nie­świadomy - przyp. red.] impuls przypominania - nie tylko w swym osobi­stym stosunku do lekarza, lecz również w każdej innej czynności lub aktualnych działaniach życiowych - np. kiedy jest zakochany, kiedy podej­muje się pewnych zadań lub gdy zaczyna jakąś działalność w okresie leczenia" (Freud 1914g). Pacjent zaczyna żyć według dawnych wzorców zachowań. Przeszłość ożywa w teraźniejszości, lecz człowiek nie wie o tym. Uważa zdarzenia za rzeczywiste, zachodzące „tu i teraz" i nie umiejscawia ich w czasie minionym. Tylko terapeuta stojąc na zewnątrz dostrzega, że następuje tu powielenie dawnych wzorców. Zadanie analityka polega na pokazywaniu tego pacjentowi poprzez interpretację. Dlatego terapeuta musi starać się utrzymać impulsy pacjenta w obszarze „psychicznym", nie dopuszczając do ich wyładowania. Odwraca je od działania, kierując w stronę fantazji i wyobrażeń, które analizuje opierając się na świadomości pacjenta i pamięci. Celem jest przypominanie przez słowa i ostatecznie, racjonalne działanie.

Regresja i przeniesienie jako narzędzia terapeutyczne

Zajmiemy się teraz ponownie zagadnieniem, które wcześniej wydawa­ło się paradoksem: w jaki sposób regresja jest w stanie pokonać regresję?'

Początkowo Freud uważał, że intelektualne zrozumienie przez pa­cjenta prawdziwych przyczyn objawów wystarcza do ich usunięcia. Jeśli zatem uzyskalibyśmy informacje od rodziców pacjenta lub innych osób, co naprawdę wydarzyło się w sytuacjach krytycznych, które pacjent wyparł z pamięci, to można by spodziewać się, że jego amnezja ustąpi. Wyparty materiał stanie się ponownie dostępny dla świadomości i choro­ba zniknie. Ale niebawem okazało się, że to nie wystarcza. Nawet jeśli informacja, interpretacja lub „wgląd" były w sensie obiektywnym właści­we, nie miały żadnego efektu uzdrawiającego, gdyż pacjent odbierał je wyłącznie intelektualnie. Taką wiedzę o nieświadomości można po­równać do informacji zawartych w słowniku. Jest pozbawiona aspektów motywacyjnych i afektywnych, stanowiących część wypartego materia­łu. Tkwi on nadal w nieświadomości i wytwarza energię psychiczną, która utrzymuje symptom lub patologiczne tendencje.

Istota nerwicy, jak już wspominaliśmy, polega na utrwaleniu się dziecięcych wzorców reakcji. Oznacza to w pewnym sensie, iż można je

Patrz str. [105-106]

reaktywować tylko w takiej formie. Zrozumienie oparte na przy­pomnieniu nie wystarcza. Decydujące znaczenie odgrywa ponowne prze­życie przez pacjenta dziecięcych wzorców jako rzeczywistości emocjonalnej*.

Leczenie psychoanalityczne spravia, że pacjent zaczyna działać tak, jak to czynił we wcześniejszym okresie życia. W miarę upływu czasu przeniesienie staje się coraz bardziej regresywne i nabiera kształtu charakterystycznego dla zaburzonych, dziecięcych związków pacjenta. Cały ten repertuar reakcji demonstruje on terapeucie. Zachowuje się nie tylko jak gdyby był dzieckiem — lecz jest dzieckiem. Infantylny wzo­rzec pojawia się w terapii jako część prawdziwego życia „tu i teraz". Nazywamy to nerwicą przeniesieniową. Jest ona wytwo­rem sztucznym, powstałym podczas leczenia. Dzięki niej terapeuta ma bezpośredni i kontrolowany dostęp do patologicznych reakcji pacjenta. Freud mówi: „Przeniesienie jawi się jako stan gotowości libido, w którym dochodzi do nagromadzenia się dziecięcych obrazów (imagos)". Nerwica przeniesieniową to przystanek na drodze od nerwicy dziecięcej do ostate­cznego wyzwolenia.

Aby infantylny materiał psychiczny stał się dostępny dla analizy, należy go uaktywnić. Dzieje się to dzięki regresji. Aktywowany materiał zostaje przeniesiony do terapii, do relacji pacjent-analityk. Ale jako że już sama nerwica pobudza cechy infantylne, należałoby zadać sobie py­tanie, dlaczego trzeba jeszcze jednej regresji. Rzeczywiście objawy ner­wicowe są wyrazem regresji, operują jednak jako zjawiska odizolowane, odszczepione i obce dla ego. Pacjent nie uświadamia sobie swojej dzie­cięcej postawy, którą psychoanaliza uważa za istotę nerwicy. Aby ów wzorzec stal się dostępny dla analizy, należy pobudzić go za pomocą dodatkowej regresji, innej od tej, która spontanicznie objawia się nerwicą.

Nasza konkluzja głosi, że przeniesienie pod wpływem regresji otwiera bezpośrednią drogę do dziecięcego wzorca. Dopiero wówczas pacjent jest w stanie przeżyć utrwalone dziecięce postawy jako obecną rzeczywistość, co z kolei pozwala zrezygnować z nich na rzecz nowych, bardziej realistycznych doświadczeń i bardziej korzystnych związków z obiektami.

[146].

* Omówimy to bardziej wnikliwie w podrozdziale traktującym o wglądzie, str.

112

113

-11-

Siły działające w procesie terapeutycznym

Opór

Zasadniczym celem terapii psychoanalitycznej jest umożliwienie przeniesieniu spontanicznego rozwoju w ramach regresji. Jeśli terapeu­ta wywiązuje się z kontraktu, tzn. konsekwentnie zachowuje postawę analityczną, a pacjent czyni podobnie - mianowicie stosuje się do zale­ceń reguły podstawowej - proces analityczny powinien toczyć się wy­tkniętym torem bez zakłóceń, aż wszystkie dziecięce wzorce nie zostaną uświadomione i skorygowane stosownie do bardziej realnych doświad­czeń.

Czy jednak w praktyce pacjentowi udaje się przestrzegać całkowicie reguły podstawowej? Pytanie to jest interesujące pod względem teorety­cznym i odpowiedź na nie brzmi negatywnie. Podobnie jak Elisabeth von R. w 1892 roku, tak i nasz pacjent sto lat później chwilami milczy, mimo iż jego świadomość wypełniają obrazy i myśli. Zaczyna spóźniać się na terapię, a nawet zapominać o sesjach i terminach płatności. Przygotowu­je się do spotkań z terapeutą, aby mieć jakiś program działania. Przesta­je śnić. Czuje się lepiej i nie odczuwa już potrzeby leczenia lub ogarnia go nadgorliwość i za wszelką cenę stara się dogodzić terapeucie. Oto kliniczne przykłady zjawiska oporu. Okazuje się bowiem, że analiza nie jest procesem, który beztrosko kroczy wciąż naprzód. Należy ją ra­czej porównać z wojną partyzancką, w której każdy metr zdobytej ziemi trzeba okupić krwią.

Zmagamy się zatem z czymś, co działa w przeciwnym kierunku niż siły służące terapii. Owe nieprzyjazne moce mniej lub bardziej uniemo­żliwiają pacjentowi przestrzeganie reguły podstawowej czy też wywiązy­wanie się z kontraktu. Pacjent zbacza ze ścieżki i schodzi na bezdroża. Te wrogie terapii siły nazywamy oporem. Zaliczamy doń wszystkie świa­dome i nieświadome impulsy, emocje, czynności i motywy kierujące pa­cjentem, które przeciwdziałają postępowi terapii.

114

Jak pamiętamy, zjawisko oporu zostało odkryte już w 1892 roku, a w 1905 roku w Psychoanalityc Procedurę Freuda - urosło do rangi kamienia węgielnego teorii. W historii psychoanalizy możemy wyod­rębnić trzy różne fazy stosunku do oporu (1914g). W pierwszej fazie - w terapii katarktyczaej - nie zauważono go jako zjawiska. Terapia polega­ła na blokowaniu lub czasowym eliminowaniu czynników oporu przez bierny stan hipnotyczny.

W następnej fazie - we wczesnej psychoanalizie - opór rejestrowano i traktowano jako przeszkodę w terapii, starając się go ominąć. Spo­dziewano się, że ustavriczne tłumaczenie pacjentowi nieświadomej treści jego snów i kojarzeń przynosi tak silny efekt, iż doprowadzi do świado­mego zrozumienia konfliktów na przekór działaniu oporu.

W fazie ostatniej - w klasycznej technice - opór znajduje się w sa­mym centrum leczenia. Nie omija się go już. Istotna część interpretacyj­nej pracy analityka koncentruje się na oporze, tak aby go ujawnić i uka­zać pacjentowi. Opór, podobnie jak przeniesienie, funkcjonuje nieświa­domie i pojawia się spontanicznie w miarę rozwoju terapii. Stosunek psychoanalizy do oporu jest dwojaki. Po pierwsze psychoanaliza jest formą terapii, która najkonsekwentniej tropi go i eh'minuj e na każdym etapie procesu leczniczego. Nie uważa wglądu za rzeczywisty, jeśli jest on bezpośrednią pochodną oporu. Traktuje sceptycznie wszystkie rady­kalne zmiany i szybką poprawę stanu pacjenta. Nie wierzy w cudowne czy przyspieszone kuracje. Równałoby się to niedocenianiu przeciwnika. W każdej terapii wglądowej wrogiem numer jeden terapeuty jest właś­nie opór. Jeśli chodzi o przebiegłość i przewrotność, opór nie ma sobie równych. Cała fantazja i pomysłowość pacjenta mu służą. Terapeuta musi zachować rozwagę i nie ulegać tym prowokacjom, lecz konsekwen­tnie je opisywać, tak aby pacjent mógł sobie uświadomić przejawy oporu w swoich postawach i działaniach.

Zjawisko oporu stawia nas przed paradoksem: jak to się dzieje, że chory przeciwdziała poprawie własnego zdrowia? Czyż sam nie szukał pomocy? Dlaczego wykazuje tak silny opór? Trudno zapewne udzielić jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Siły, które nazywamy oporem, nie są jednolite. Nie wywodzą się z tego samego źródła. Opór rodzi się przede wszystkim z potrzeby uniknięcia przykrości*. Sama nerwica też na dobrą sprawę chroni przed nieprzyjemnościami. Wyjaśnienie natury oporu jest więc równoznaczne ze zrozumieniem nerwicy i odwrotnie.

* „Przykrość" należy rozumieć ogólnie, tzn. jako generalne określenie odnoszące si? do wszystkich bodźców, które zagrażają podstawowemu (narcystycznemu) Poczuciu własnej godności.

115

TF

Nerwica i opór to dwie strony tego samego zjawiska. Ich podłoże jest jednakowe.

Wnikliwe rozważania na ten temat Freud snuje w Studies on Hyste-ria. Dostrzega, że te same siły, które spowodowały wyparcie ze świado­mości emocjonalnie naładowanych treści, z równą mocą przeciwstawiają się ich powrotowi. Zasadę tę można zilustrować, wyobrażając sobie małe dziecko ogarnięte uczuciami paniki, smutku, tęsknoty czy winy. Znalaz­ło się ono w sytuacji, w której napięcie wewnętrzne przekroczyło granice wytrzymałości. Wówczas może ono jedynie na zasadzie ruchu wewnątrzpsychicznego wyrzucić pewne części siebie ze świadomości ego. Łagodzi to wprawdzie jego doznania, lecz prowadzi także do zawężenia świadomości. Tego typu mechanizm nerwicowy zakłada ustawiczne l ograniczanie świadomości. Wtedy wiele sytuacji i przeżyć służących po- • szerzaniu zakresu świadomości będzie stanowić zagrożenie. Oznacza to f bowiem groźbę powrotu doznań, które łączyły się z pierwotną sytuacją konfliktową. Dorosły neurotyk lęka się swojej dziecięcej rozpaczy, bez­radności, zdania się na czyjąś łaskę i niełaskę, dezorientacji, wstydu, paniki lub poczucia winy, które jeszcze raz zawładnęłoby jego świadomo­ścią. Dlatego jest gotów zrobić wszystko, aby się przed tym obronić.

Terapia psychoanalityczna „zaprasza" do poszerzenia świadomości, której zakresu pacjent nie zna i dlatego nie jest w stanie go kontrolować. Z tego względu poszerzenie świadomości wywołuje opór, który należy rozumieć jako instrument całościowej strategii obronnej jednostki.

Wszystkie formy obrony psychicznej (mechanizmy obronne) w terapii reprezentują opór. Jednak jest on pojęciem szerszym niż obrona. Obejmuje też inne czynniki utrudniające terapię. Opór jest więc ogólną nazwą wszystkich czynników działających przeciwko analizie. Opisze­my bliżej kilka „źródeł" oporu. Należą do nich: charakter, przeniesienie, wtórne zyski z choroby, superego oraz świadome postawy.

Opór charakteru

Opór spowodowany wyparciem to główny przeciwnik psychoanalizy. Jest on identyczny z obroną, o której mówiliśmy poprzednio. Tworzą go nieświadome części ego - mechanizmy obronne - trzymające z dala impul­sy wywołujące lęk. Kiedy nieświadomy materiał zostaje pobudzony w -wy­niku pracy analitycznej i zbliża się do świadomości, wówczas pojawia się lęk. Mobilizuje on defensywne zabiegi ego, które objawiają się podczas terapii oporem. Lęk nadaje sygnał dla ego i utrudnia pojawienie się nie­świadomego materiału. Dlatego redukcja lęku jest równoznaczna z redu­kcją oporu. Lęk to zmienna, która pojawia się na drodze miedzy wyparty

116

roi impulsami a ego. Z tegx> też względu w terapii, której celem jest uświa­domienie wypartych impulsów, zawsze dochodzi do mobilizacji lęku.

Omówimy teraz szczególny przejaw wyparcia, zwany oporem cha­rakteru. Aby zrozumieć to zjawisko, musimy uczynić dygresję i przedys­kutować w ogólnych zarysach pojęcie charakteru.

W teorii psychoanalitycznej „charakterowi" przypisywano różnorod­ne znaczenia i treści*. Wczesne określenie charakteru u Freuda (1905d i 1908b) oraz u Abrahama (1921) bierze za punkt wyjścia fakt, iż usto­sunkowanie się jednostki do otoczenia i ludzi — charakter — zmienia się w zależności od poziom.ii rozwoju seksualnego (libidinalnego). „Cechy charakteru są albo nie zmienioną kontynuacją pierwotnego impulsu, albo jego sublimacją, albo reakcją upozorowaną, skierowaną przeciwko niemu" (Freud 1908).

Z nazwiskiem Reicna (1933) wiąże się zmiana podejścia do zjawiska charakteru. Nastąpiło przesunięcie zainteresowania od szukania związków między fazami rozwoju libidinalnego a treścią cech charakte­ru w stronę badania strukturalnych właściwości charakteru. Oprócz tego, że charakter wyraża określone fiksacje id, jest kształtowa­ny także przez mechanizmy obronne ego, które znajdują w nim zorgani­zowaną i stabilną formę wyrazu.

Wspólną cechą przytoczonych wyżej sposobów rozumienia charakte­ru jest to, że rozpatrują go, przynajmniej do pewnego stopnia, jako objaw nieprawidłowego rozwoju. Charakter kojarzy się więc z czymś niedojrzałym lub z reprezentacją obrony.

Fenichel (1946) traktuje charakter w sposób bardziej ogólny. Defi­niuje go jako „utarty sposób, za pomocą którego jednostka harmonizuje ze sobą żądania stawiane przez wewnętrzne impulsy popędowe oraz świat zewnętrzny".

Ta definicja oznacza, iż mówiąc o „charakterze" danej osoby, mamy na myśli:

a) coś charakterystycznego, co zostało ukształtowane w sposób indywidualny i co wyróżnia ją spośród innych",

b) coś ogólne go, co dotyczy pokaźnej części repertuaru zacho­wań danej osoby, np. jej sposobu obrony, obcowania z ludźmi, zawiera­nia przyjaźni, pracy, myślenia lub postawy wobec samego siebie,

* Niektóre z poniższych poglądów zostały zaczerpnięte z rozdz. 2 książki Prelingera i Zimeta (1964) Psychoanalytic conceptions of character, która daje pełny i trafny opis historii pojęcia charakteru w teorii psychoanalitycznej.

** T>aci to znaczenie, gdy mówimy o ogólnych typach charakteru, np. „charakterze oralnym", ,jełiarakterze analnym" itd.

117

c) coś t r w a ł e g o, co jest względnie stałe i nie ulega szybkim zmianom, co - inaczej mówiąc - ma swoją strukturę psychiczną. (Więcej na temat pojęcia struktury, patrz str. [168-169]).

W swej ogólnej definicji Fenichel dzieli cechy charakteru na dwie klasy. W pierwszej z nich cechy charakteru służą rozładowaniu im­pulsów, w drugiej zaś ich wypieraniu. Klasa pierwsza obejmuje to, co możemy nazwać „realizującą" stroną charakteru. Należą do niej cechy, które na ogół przypisuje się charakterowi „genitalnemu". Nie zasadza się on na określonych fiksacjach. Zostały one przezwyciężone i zarzuco­ne, a jednostka osiągnęła już dojrzałą równowagę (patrz str.[178]).

Druga klasa obejmuje cechy powstałe w wyniku konfliktu. Reich kładzie główny nacisk na obronne cechy charakteru, na których i my się skupimy, ponieważ tworzą one elementy oporu.

Z dynamicznego i ekonomicznego punktu widzenia cechy obronne są analogiczne do objawów neurotycznych. Podobnie jak objawy wyrażają one konflikt wewnątrzpsychiczny i wiążą energię. Uzewnętrznia się to w następujących zjawiskach, wspólnych dla objawów neurotycznych oraz charakteru neurotycznego:

1. Mimowolność. Cechy i objawy występują i rozwijają się automatycznie. Wymykają się spod świadomej kontroli i jednostka zaj­muje wobec nich bierną postawę. Stanowią więc ograniczenie wewnątrz-psychicznej wolności jednostki i jej zdolności do samookreślenia.

2. Przemieszczenie. Cechy i objawy nie są bezpośrednio i jed­noznacznie związane z bieżącą sytuacją, lecz tkwią korzeniami w innej (wcześniejszej) sytuacji. Tylko w odniesieniu do niej można je zrozumieć.

3-Nieproporcjonalność. Ilość zużywanej energii psychicz­nej nie jest proporcjonalna do danej sytuacji lub bodźca.

4. Brak zróżnicowania. Cechy i objawy nie są dostosowane do zmieniających się sytuacji, lecz są powtarzane w nich bez żadnych zmian. Na przykład ktoś cierpiący na neurotyczny lęk przed autoryte­tem lub mający nerwicowe skłonności do buntu reaguje na wszystkich starszych mężczyzn jak na autorytety.

5. Chroniczność. Dopóki istnieje nieświadome źródło konfliktu trwają objawy neurotyczne i cechy charakteru uniemożliwiające uczenie się lub nabywanie nowych doświadczeń*.

6. Ustawiczne napięcie. Objawy neurotyczne i cechy cha­rakteru wyrażają sprzeczne elementy (konflikt), co oznacza, że tylko

* Można też wykorzystując różne sposoby, np. poprzez sugestię, usunąć objawy z powierzchni świadomości, ale jest to ich stłumienie, a nie rozwiązanie dynamicznej podstawy objawu. Ponadto patrz str. [171].

118

w sposób pośredni i niepełny rozładowują psychiczne napięcie popędowe. Pacjent nie jest w stanie oddać się komuś lub czemuś bez reszty. Ponad­to ciągle odczuwa pewne napięcie, które jest źródłem stałego „niedosy­tu".

Cechy, o których była mowa wyżej, stanowią zespół zewnętrznych właściwości klinicznych występujących w każdym nerwicowym zacho­waniu. Należy jednak wymienić kilka zasadniczych różnic między obja­wami neurotycznymi a cechami charakteru. Objawy są bardziej wyod­rębnione i częstokroć uwarunkowane jakąś sytuacją, np. w przypadku fobii, lęk pojawia się tylko w określonych sytuacjach (otwarte miejsca, zamknięte pomieszczenia, spotkanie z niektórymi zwierzętami). Cecha charakteru jest pojęciem szerszym. „Reprezentuje skonsolidowaną orga­nizację obronną, która przeszła w nawyk Prowadzi to do chronicznej zmiany w ego, które często zaczyna służyć za pancerz ochronny" (Reich). Objaw reprezentuje z kolei coś, co przerywa ciągłość stylu bycia jednostki. Jest on czymś wyodrębniającym się, oderwanym i jest „niezgodny z ego". Cecha charakteru jest zaś „zgodna z ego". Stanowi z nim jedność i jest częścią aparatu, za pomocą którego jednostka odbiera świat i samą siebie. Cecha należy zatem do obrazu własnej osobowości i nie jest traktowana lub odczuwana jako coś obcego.

Konflikty neurotyczne znajdują wyraz zarówno w cechach charakte­ru, jak i w objawach. Schjelderup (1940) wskazał na to, że u poszczegól­nych osób objawy i neurotyczne cechy charakteru mogą występować w różnym natężeniu. Zdarzają się przykładowo nerwice wieloobjawowe, lecz o niezbyt ustalonym charakterze. Z kolei spotykamy się z przypad­kami o niewielkim zespole objawowym, lecz z dużą liczbą cech neuroty­cznych. Pojawiają się też przypadki, w których oba elementy występują obficie. Jeżeli czynniki nerwicowe oddziałują w przeważającym stopniu na charakter, mamy do czynienia z nerwicami charakteru. Zasadniczo nie różnią się one od nerwicy objawowej. Należy oczywiście uwzględnić wszystkie formy pośrednie*.

Wróćmy teraz do głównego tematu, mianowicie do charakteru jako formy oporu w analizie. W trakcie rozwoju psychoanalizy zainteresowa-

* Należy odróżnić nerwice charakteru jako „character disorders" (zaburzenia charakteru) od „impulsive characters" (osobowości impulsywnych). Te ostatnie nie są „prawdziwymi" nerwicami. Według Ferencziego to choroby alloplastyczne, tzn. stany, w których napięcia konfliktowe ulegają rozładowaniu poprzez czyny i manipulacje środowiskiem zewnętrznym (acting out), a nie przez pochodne fantazji, jak to się dzieje w stanach autoplastycznych (Alexander 1949).

119

nie objawami ustąpiło miejsca konfliktom leżącym u ich podstaw. Syste­matyczna analiza obronnej strony charakteru pojawiła się stosunkowo późno. Dopiero Reich ukazał kluczowe znaczenie tego aspektu. Kwinte­sencję jego poglądów stanowi twierdzenie, że analiza dziecięcego konfli­ktu i nieświadomych pragnień popędowych bez uwzględnienia obrony charakterologicznej jest niepełna. Dopóki obrona pozostaje bez zmian, nie mogą nastąpić głębsze, strukturalne zmiany osobowości. Efekt terapeutyczny będzie ograniczony i powierzchowny. Analiza obro­ny charakteru staje się szczególnie aktualna, gdyż nerwice zdają się przybierać coraz częściej formę nerwic charakteru. Tego typu analiza staje się więc ważnym zagadnieniem teorii psychoanalitycznej i techniki terapeutycznej. Nie jest to w samej rzeczy samodzielna forma terapii, lecz zogniskowanie pracy analitycznej na charakterze. Wiąże się to ze i specjalną procedurą techniczną (patrz Reich).

Obrona charakteru, podobnie jak wszystkie inne jej formy, w leczeniu, analitycznym występuje również jako opór. Przybiera on bardziej subtelne j formy i jest znacznie trudniejszy do pokonania niż wszystkie inne odmiany l oporu. Dzieje się tak dlatego, iż cechy charakteru są zgodne z ego. Pacjent nie zdaje sobie z nich sprawy, utożsamiając się całkowicie ze j swoim charakterem. Poza tym jego cechy neurotyczne nie są uwarunko- j wane sytuacją lub okolicznościami. Opór charakteru przejawia się przede j wszystkim poprzez formę ekspresji. Istotne jest nie to, co pacjent wyra- • za, lecz wjaki sposób to robi. Opór zostaje niejako wbudowany w| samą „maszynerię" - styl bycia pacjenta - i nie zmienia się w trakcie j terapii, niezależnie od omawianego materiału. Jeszcze inny czynnik, który nadaje oporowi szczególne znaczenie, to fakt, iż reprezentuje on ważną część narcystycznej obrony pacjenta i chroni jego podstawowe poczucie wartości. Atak na czyjś charakter jest więc zamachem na samą jednostkę, na istotę jej własnego wizerunku. Taka forma agresji natychmiast mobili­zuje obronę.

Widzimy więc, że pokonanie oporu charakteru jest nader skompliko­wanym zadaniem terapeutycznym. Kwestie techniczne nie wchodzą w ramy niniejszych rozważań. Zaznaczmy więc tylko, że celem pracy analitycznej nad charakterem jest upodobnienie cech charakteru do ob­jawów, tak aby pacjent odczuwał je także jako „niezgodne z ego". Naj­pierw musi dostrzec własne rysy charakteru, naszkicować „sylwetkę", na której tle można wyodrębnić cechy neurotyczne. Następnie pacjent musi odczuć obronę charakteru jako przeszkodę na drodze włas­nego rozwoju i wolności. Stworzy to podstawy do stopniowego odczucia przez niego „niezgodności" charakteru z ego. Pacjent zacznie cierpieć

120

z powodu swoich cech charakteru w ten sam sposób, w jaki cierpiał wskutek objawów. Umożliwi mu to jednocześnie zachowanie wobec nich koniecznego dystansu. Zdejmie swój „pancerz" i uczyni z niego przed­miot obserwacji. W ten sposób, dzięki analizie pozbędzie się ogranicza­jącego go pancerza, jaki tworzy jego charakter.

Przeniesienie jako opór

Nazwaliśmy przeniesienie zasadniczym narzędziem terapii. Dzięki niemu następuje reaktywacja nieświadomego, dziecięcego wzorca kon­fliktów, który staje się przedmiotem analizy „tu i teraz". Jednak przenie­sienie może też służyć zgolą innym celom. Zamiast ułatwiać zrozumie­nie, może pozostawać na usługach oporu i hamować terapię.

Jak wspominaliśmy wyżej, przeniesienie rozwija się spontanicznie od momentu rozpoczęcia terapii i może obrać kierunek pozytywny lub negatywny; pozytywny - gdy na terapeutę przemieszczana jest czułość, ciepło, miłość i uczucia erotyczne, a negatywny - w razie gdy dotyczy to podejrzliwości, nienawiści lub gniewu.

Przeniesienie o łagodnym i pozytywnym charakterze działa korzyst­nie na motywację w procesie terapii. Lecz może dojść do tego, że zako­chany w terapeucie pacjent zapomni o celu leczenia. Nie jest w stanie pojąć, że jego uczucia zostały przeniesione. Uważa swoje uczucia za realne i domaga się od terapeuty wzajemności. W takim momencie tera­pia zostaje wstrzymana i nie jest już środkiem, lecz celem samym w sobie. Pacjent nie bierze w niej udziału, aby uzyskać wgląd w siebie, lecz dla zaspokojenia potrzeby miłości. Dopóki trwa w takim stanie psychicz­nym, terapia jest w stanie zastoju.

Za tymi posunięciami ukrywa się wróg numer jeden: opór. Pacjent czuje nieświadome zagrożenie z powodu poszerzenia świadomości. Broni się poprzez regresję do wcześniejszej, dziecięcej pozycji i domaga się biernej gratyfikacji. Walka o nowe terytoria przeobraża się w wojnę pozycyjną.

W pracy analitycznej należy wskazać zakochanemu pacjentowi, że jego uczucia są częścią przeniesienia. Powinien on odstąpić od ich bezpo­średniego zaspokajania na rzecz zrozumienia ich podstaw. Należy jed­nak zauważyć, że z punktu widzenia terapii silne uczucia przeniesienio-we nie są czymś negatywnym. Dla powściągliwego neurotyka, którego zasadniczym problemem jest niemożność okazywania emocji, manifesta­cja uczuć w przeniesieniu już sama w sobie pomaga. Jak pamiętamy, Freud (1915a) interesował się bardzo miłością przeniesieniową. Utrzy­mywał, iż uczucie to jest stosunkowo realne i posiada wiele cech auten-

121

tycznej miłości. Różnica polega jedynie na nieadekwatnym wyborze obiektu - osoby terapeuty.

Podobnie jak uczucia erotyczne, tak i agresja może służyć oporowi. Pacjent nie zdaje sobie sprawy, że jego gniew na terapeutę jest przenie­sieniem. Nie ma też świadomości, przeciwko komu naprawdę (na płasz­czyźnie nieświadomej) kieruje złość.

Odczuwa realną wrogość wobec terapeuty, wykorzystując leczenie, aby odegrać się na jego osobie. Tego typu opór hamuje terapię i grozi przerwaniem leczenia. Zwłaszcza Reich (1933) podkreśla, iż należy jak najwcześniej wykryć i zinterpretować negatywne przeniesienie. Chodzi o to, aby przeszkodzić powstaniu silnego oporu, który mógłby zniweczyć całą terapię.

Szczególny wariant oporu występuje w zachowaniach typu „acting out"*. Pod naciskiem dziecięcych impulsów, pobudzanych przez regresje i przeniesienie, pacjent zaczyna działać (powtarzać w działaniu), za­miast przypominać sobie. Jest to wyraz oporu. Stara się wyrazić wypar­te potrzeby, lecz jednocześnie unika przykrych doznań związanych ze świadomym przypomnieniem. Między oporem a działaniem zachodzi bezpośrednia korelacja: ,Jm silniejszy opór, tym częściej acting out (po­wtarzanie) zastępuje przypominanie" (Freud 1914g).

Opór wynikający z wtórnego zysku

Wspominaliśmy już wcześniej, że objawy nerwicowe mogą też do­starczać pacjentowi satysfakcji. Może on odnosić z nerwicy wtórne ko­rzyści. Czasem jest w stanie nawet ustalić w sobie pewną równowagę, zwłaszcza wtedy, kiedy nerwica trwa już długo. Wprawdzie pacjent płaci za nią wysoką cenę w postaci ograniczonej wolności i uboższego życia, lecz objawy nerwicowe zapewniają mu równocześnie współczucie i wsparcie otoczenia. Symptomy pomagają też znaleźć racjonalne uza­sadnienie dla biernego trybu życia. Nerwica jest „przytulnym gniazd-

* Dokonamy tu rozróżnienia miedzy neurotycznym „acting outem" a „acting outem" czy zachowaniem impulsywnym, które napotykamy w zaburzeniach charakteru u psychopatów bądź w stanach prepsychotycznych. Choć obydwa rodzaje „acting outu" reprezentują zachowanie „sterowane przez id", wyrażające się wyładowaniem poprzez działanie, to występują miedzy nimi tak istotne różnice ilościowe i jakościowe, iż trudno je określać tym samym pojęciem. Anna Freud (1968) wskazuje, że poziom natężenia „acting outu" u neurotyka poddawanego leczeniu ściśle wiąże się z terapią, podczas gdy w przypadku charakteru impulsywnego stanowi on wyraz ustawicznego braku równowagi w strukturze, która wymyka się spod kontroli terapeuty. Michaels (1959) odróżnia pierwotny „acting out" od wtórnego. Forma pierwotna jest chroniczna, złośliwa i „psychosomatyczna", wtórna zaś przejściowa, hardziej łagodna i nacechowana konfliktem.

122

kiem", z którego perspektywy wolność i niezależność wydają się czymś przerażającym. Jeśli pacjent osiągnął wtórny zysk z choroby i w ten sposób zaspokaja swoje infantylne potrzeby, może to przerodzić się w element oporu. Wolność nie jest dość pociągająca, aby zrezygnować z dziecięcej gratyfikacji. „Be glad you arę a neurotic" (masz szczęście, że jesteś neurotykiem).

Opór superego

Opór wywodzący się z superego przybiera formę poczucia winy. Kon­flikt neurotyczny pacjenta może przybrać taką konstelację, w której poza samym wyparciem zakazanych pragnień pacjent ma jeszcze po­trzebę odpokutowania za nie, wymierzenia sobie kary. Tylko wtedy jest w stanie odzyskać równowagę wewnętrzną. W tym sensie możemy mówić o potrzebie kary.

Osoby masochistyczne lub ze skłonnością do natręctw często wyraź­nie ją odczuwają. W takich przypadkach nerwica jest traktowana przez pacjenta jako pokuta. Przynosi satysfakcję, a rezygnacja z niej budzi poczucie winy. Osoba masochistyczna jest zdania, że nie zasługuje na zdrowie. Wręcz przeciwnie, została predestynowana do cierpienia, które sprawia jej nawet satysfakcję, ponieważ zmniejsza nieświadomą winę. W ten sposób potrzeba kary podtrzymuje nerwicę i staje się oporem wobec zmian terapeutycznych.

Świadome formy oporu

Formy oporu, które dotychczas przedstawiliśmy, powstają i fun­kcjonują na poziomie nieświadomości. Istnieje też świadoma jego po­stać. Tego typu opór występuje wtedy, kiedy pacjent tłumi (odpędza) myśli lub przeżycia, gdyż przyznanie się do nich przed terapeutą budzi przykre uczucia. Pacjent zdaje sobie w pełni sprawę z tego typu tłumie­nia i wie, że przeczy ono podstawowej regule, według której należy mówić wszystko. Jednak konieczność obrony przed wstydem lub zaże­nowaniem jest w tym momencie tak silna, że człowiek sprzeniewierza się regule analitycznej. Choć ta forma oporu jest świadoma, to trzeba podkreślić, że uczucie wstydu powstaje z powodu czynników nieświado­mych.

Postęp w procesie terapeutycznym

Omówienie różnych form oporu dało nam okazję do przeglądu sił działających przeciwko terapii. Należy je ustawicznie przezwyciężać, aby proces mógł postępować. Lecz jakie siły mu sprzyjają?

123

Przebieg leczenia można opisać jako walkę dwóch rodzajów sił.; Część z nich przeciwdziała terapii i znajduje się w opozycji do terapeuty. Równoważą je siły działające na rzecz postępu w terapii, sprzymie­rzeńcy terapeuty.

Pomówmy teraz o tych ostatnich. Siły te pochodzą co prawda z różnych źródeł, ale współdziałają ze sobą w dążeniu do wspólnego celu, a mianowicie do wyrażania myśli i uczuć poprzez swobodne kojarzenia." Źródłami tymi są: świadoma część ego, wyparte impulsy, pozytywnej przeniesienie oraz superego.

Świadoma, racjonalna część ego

Pacjent podejmuje leczenie psychoanalityczne z reguły wtedy, kiedy jakąś częścią siehie odczuwa cierpienie lub dolegliwości, które skłaniają go do tego, by szukać pomocy. Tę obserwującą siebie i podejmującą decyzje warstwę osobowości nazywamy świadomą i racjonalną częścią ego. Właśnie ona „odpowiada" za resztę osobowości, postanawia rozpo­cząć terapię, z nią też analityk zawiera kontrakt. Świadoma motywacja stanowi ponadto źródło energii dla procesu terapeutycznego. Możemy traktować tę warstwę jako dojrzalszą od reszty część ego, podatną na racjonalne argumenty, przyjmującą perspektywę czasową i obdarzoną poczuciem obowiązku wobec siebie i innych ludzi. Ta część ego reprezen­tuje centrum osobowości. Stanowi stały punkt odniesienia w czasie. Na­wet jeśli u danej osoby zajdą znaczne zmiany psychiczne, ta warstwa będzie płaszczyzną, która je zarejestruje i wytłumaczy pozostałe przeży­cia. Dojrzała część ego odbiera interpretacje dotyczące walki z oporem i jest głównym sojusznikiem terapeuty. Ona to właśnie ustanawia pacjenta jako niezależną osobę, ulegając w trakcie terapii wzmocnieniu i poszerzeniu na drodze asymilacji, opanowując coraz to nowe obszary osobowości.

Istotną właściwością dojrzałej części ego jest umiejętność samo­obserwacji. Sterba (1934) rozróżnia „oceniającą" i „przeżywającą" część ego, przy czym pierwsza potrafi zająć stanowisko wobec drugiej. Jak podkreślaliśmy wcześniej (str. [105]), istotne znaczenie dla możliwo­ści oddziaływania psychoanalizy ma posiadanie przez ego pacjenta auto­nomicznej zdolności do samoobserwacji, która byłaby względnie nieza­leżna od konfliktów i odporna na regresję*.

Przy wielu zaburzeniach charakteru zdolność ta jest słabo rozwinię­ta. Ego funkcjonuje żywiołowo i nie może postrzegać procesu jako całe*;

* Tę właściwość ego omówimy bliżej w rozdziale 14 traktującym o wskazaniach do leczenia psychoanalitycznego.

124

ści, co z kolei stanowi warunek uzyskania wglądu w siebie. Nierzadko tacy pacjenci wykazują także inne słabości ego, mianowicie brak poczu­cia obowiązku wobec sieMe i odpowiedzialności za własne czyny. Dlatego rozsądne argumenty, które wzywają do współpracy w terapii, nie przy­noszą skutku. Pacjent nie czuje się odpowiedzialny za leczenie, a opór łatwo zdobywa przewagę.

Obydwie wspomniane -właściwości - zdolność do samoobserwacji i rozsądne, gotowe do współpracy ego - przesądzają o wyniku leczenia psychoanalitycznego (FenicŁel). Jeśli nie są wystarczająco rozwinięte, to albo nie można podjąć psychoanalizy, albo też należy przygotować jej grunt przy wykorzystaniu terapii pedagogicznej, podtrzymującej ego.

Siła świadomej motywacji nie wystarcza, aby „dźwigać" całą terapię. Musimy szukać innych źródeł, aby uzupełnić obraz pozytywnie działają­cych podczas niej sił.

Wyparte impulsy

Wróćmy do wczesnej pracy Freuda On Psychotherapy (O psychotera­pii - 1905a), w której porównuje on psychoanalizę ze sztuką tworzącą „via de levare" - przez odkrywanie - czyli przez wydobywanie kształtów ukrytych w materiale. Ta metafora daje pewne wyobrażenie o siłach działających w terapii: ma ona usunąć przeszkody hamujące rozwój cze­goś, co drzemie w ukryciu. W tym świetle zadanie terapeuty polega nie na formułowaniu i udzielaniu dyrektyw, nauczaniu czy perswazji, lecz po prostu na wyzwalaniu istniejącej siły, która jeszcze znajduje się w ukryciu i nie jest całkiem dostępna dla pacjenta. Porównanie z akuszer-ką też 'wydaje się tu trafne: pomaga ona odbierać noworodka, lecz siła życia tkwi w samym dziecku. Terapia również wyzwala ukryte siły pa­cjenta. Ta osobliwa moc stanowi także siłę napędową procesu, ponieważ ciągle szuka możliwości rozładowania. Możemy więc rzec, że proces tera­peutyczny rozwija się pad naciskiem sił związanych w wypartych impul­sach. Prowadzi to nas do jednego z klasycznych postulatów psychoanali­zy: zasady stałości. Została ona sformułowana już w 1890 roku przez Freuda i opisana przez Breuera w Studies on Hysteria: „Aparat psychiczny stara się zachować istniejące kwantum pobudzenia na jak najniższym lub przynajmniej stałym poziomie".

Psychoanaliza zakłada, iż wszystkie procesy psychiczne są nałado­wane energią, którą odpowiednio przetwarzają, starając się doprowadzić do jej rozładowania zgpdnie z zasadą stałości. W każdym wypartym impulsie, fantazji lub afekcie kryje się wzmożone napięcie (kateksja), które szuka ujścia. Energpa psychiczna, podobnie jak każda inna, znąj-

125

duje się pod stałym ciśnieniem. Układ ten wymaga więc jednocześnie stałego przeciwciśnienia, aby utrzymać tę energię w ryzach. Owo prze-ciwciśnienie (przeciwkateksja) to innymi słowy obrona. Wyparcie zatem nie jest wydarzeniem jednorazowym, lecz działaniem, które nieprzerwa­nie wymaga wydatkowania energii.

Jako główną siłę napędową terapia wykorzystuje moc wypartych impulsów. Jest ona ciągle obecna i bezustannie poszukuje ujścia czy to w wyobrażeniach, czy to w działaniu. Terapia psychoanalityczna aran­żuje sytuacje, które systematycznie osłabiają obronę i jednocześnie dzia­łają pobudzająco na ukryte impulsy popędowe*.

Pozytywne przeniesienie

Wspominaliśmy wcześniej, że kiedy przeniesienie pozytywne ma umiarkowane natężenie, działa na korzyść motywacji do leczenia. Pacjent przenosi na terapeutę emocje, jakie we wcześniejs2ym okresie życia okazy­wał „dobrej" osobie. Można tu wymienić ufność, poczucie bezpieczeństwa, oddanie, ciepło. Uczucia te tworzyły pozytywną część wcześniejszych więzi pacjenta, które teraz ucieleśnia terapeuta. Dopóki tego typu przeniesienie nie ma znamion zakochania czy namiętności, dopóty stwarza analizie korzystny klimat psychologiczny i sprzyja przestrzeganiu kontraktu. Nie analizuje się więc przeniesienia pozytywnego, lecz potwierdza się je i wspiera, aby pacjent utrzymał motywację do terapii.

Superego

Wspominaliśmy już, że pewne funkcje superego mogą podczas tera­pii działać na zasadzie oporu, kiedy „żąda" ono, aby pacjent wymierzył sobie karę. Istnieją też jednak takie funkcje superego, które działają w przeciwnym kierunku, sprzyjając terapii. W jednej z technicznych prac, omawiając trudności pojawiające się w początkowym okresie leczenia, Freud zastanawia się, czy wyjściowe nastawienie pacjenta do terapii ma decydujące znaczenie dla jej przebiegu. Na dłuższą metę nie wydaje się to zbyt istotne. Świadoma postawa osoby decydującej się na analizę,

* Podejście energetyczne stało się w ostatnim okresie przedmiotem żywej dyskusji. Zakwestionowano nawet celowość pojęcia „energia psychiczna". Oznacza to, że ekonomiczny punkt widzenia byłby w metapsychologii pomijany (patrz str.[57]). Por. Rosenblatt & Thickstun 1970. Jednak nie wypracowano jeszcze poglądu, który zastąpiłby teorię energii psychicznej. Dlatego nadal należy wiązać pojęcia dynamiczne z ekonomicznymi, np. kiedy chcemy wyjaśnić, dlaczego tłumienie afektów, fantazji i pragnień może prowadzić do patologii („tamowanie energii"). Podobne pojęcia są celowe przy wyjaśnianiu procesu, który rozpoczyna się tylko dlatego, że ktoś kładzie się na kozetce i swobodnie wypowiada swoje myśli, podczas gdy inna osoba siedzi z tyłu biernie słuchając.

126

nawet w dobrej wierze i z przeświadczeniem o wartości tej metody, jest niniej ważna niż jej nieświadomy opór wewnątrzpsychiczny, który pod­trzymuje nerwicę. Również i negatywna postawa nie decyduje o rzeczy­wistym rokowaniu.

Freud stawia tylko warunek, aby pacjent sumiennie przestrzegał reguł analizy. Jest to wyraźny apel do jego moralności. Pacjent bierze na siebie zobowiązanie. Stosowanie się do reguł zapewni mu przychylność superego. Potrzeba pacjenta, aby zachować się w sposób poprawny i ety­czny — mieć czyste sumienie -jest jedną z sił sprzyjających terapii.

Uwagi końcowe

Osoba pragnąca wyleczyć się z przypadłości nerwicowych spodziewa się, że terapeuta da jej coś, co ją uzdrowi. Przypomina to nasze oczekiwa­nia, kiedy zwracamy się do lekarza z powodu bólu głowy lub infekcji. Uczymy, że tabletka lub antybiotyk zażegna chorobę. Od psychoterapeuty oczekujemy np. opieki, zrozumienia, pociechy i rady, które z kolei (w magiczny sposób) przywrócą nam siłę, odwagę życiową i niezależność.

Takie podejście wyraża pogląd na choroby neurotyczne jako choroby wynikające z niedoboru: „Dostałem tak mało i dlatego jestem taki mały i słaby - muszę otrzymać to, czego mi nie dano - wtedy będę duży i silny". Gdybyśmy wyciągnęli z tego konsekwencje terapeutyczne, leczenie pole­gałoby na czymś w rodzaju zastosowania silnej dawki witamin.

Psychoanaliza przykłada wielką wagę do „teorii niedoboru", badając genezę nerwic. Zgodnie z tą koncepcją brak miłości i ogólnej uczuciowej stymulacji w krytycznych chwilach życia decyduje o powstaniu chorób nerwicowych. Brak ciepła i opieki we wczesnym okresie życia sprzyja kształtowaniu się postaw roszczeniowych, które wyciskają piętno na sto­sunku większości neurotyków do otoczenia. Mimo to psychoanaliza nie opieraswego oddziaływania terapeutycznego ^„uzupeł­nianiu niedoboru". Nie rozpatruje nerwicy jako stanu, który odznacza się brakiem siły, lecz traktuje tę przypadłość jako wyraz sił rozłożonych nieprawidłowo*. Pacjent ma ich w rzeczywistości wystarczająco du-

* Do tego poglądu należy odnieść się z pewną rezerwą. Ma on pełne uzasadnienie jedynie w przypadku nerwic osób z silnym ego. W przypadku słabego ego, na przykład w psychotycznych stanach borderline lub narcystycznych zaburzeniach charakteru, ów pogląd budzi wątpliwości. Osoby takie odznaczają się bowiem brakiem struktury, która w trwały sposób rozmieszczałaby energię impulsów. Nie są zatem dość silne, aby „niewłaściwie rozłożyć" impulsy, jak to czyni neurotyk! W podobnych stanach większą rację bytu ma „teoria uzupełniania niedoboru", pacjent potrzebuje bowiem stymulacji i wsparcia, aby zbudować nieodzowną strukturę będącą warunkiem bardziej neurotycznej formy przystosowania się. Wymaga to z kolei modyfikacji techniki klasycznej.

127

żo, lecz zeszły one na bezdroża, nie zintegrowały się z osobowością! i częściowo działają przeciwko niej. Zasada terapeutyczna nie polega za­tem na uzupełnianiu niedoboru, lecz na reorganizacji. Powinna ona otworzyć pacjentowi dostęp do własnych sił. Niemniej jednak człowiek cierpiący na nerwicę przez długi czas doświadcza uczucia bezsil­ności i żywi nadzieję, że terapeuta w ten czy inny sposób, za pomocą tego czy innego magicznego środka, zwycięży w końcu jego chorobę. Pacjent jest zatem gorącym zwolennikiem „teorii uzupełniania braków!" Terapeu­ta nie podziela tego poglądu. Reprezentuje on rzeczywistość i stara się poprzez interpretacj e nakłonić pacjenta do rezygnacji z oporu, który znajduje wyraz w biernym oczekiwaniu.

W następnym rozdziale omówimy interpretacje terapeuty.

l

•ii

-12-

Interpretacja

Co to jest interpretacja?

Uczestnictwo analityka w procesie terapii ma swój aspekt bierny i czynny. Dzięki postawie przyjaznej i akceptującej - lecz także obie­ktywnej - terapeuta zaczyna stopniowo zajmować centralne miejsce w życiu pacjenta, zarówno vr nieświadomych wyobrażeniach, jak i w świe­cie jego przeżyć. Staje się postacią, wokół której krystalizuje się mnó­stwo wyobrażeń i uczuć, jak to określa Menninger (1961): „cichym cen­trum i przedmiotem fantazji pacjenta". Stwarza to podstawy przeniesie­nia, zgodnie z którym przebiega terapia psychoanalityczna.

Możemy stwierdzić, że ten bierny aspekt postawy terapeuty - jego przyzwalająca obecność — stanowi swego rodzaju bazę, z której od czasu do czasu dokonuje on czynnych interwencji w proces, po czym wra­ca na dawne pozycje. Zajmiemy się teraz tymi interwencjami czy też intencjonalnymi ingerencjami w proces. Skupimy się na najważniejszej z nich, mianowicie na interpretacji.

Przedstawiając w 1904 roku swoją metodę, Freud mówi sam o sobie: „Freud rozwinął sztukę tłumaczenia (Deutungskunst), która przypomina wydobywanie nieznanego metalu z kopalni, którą są myśli pacjenta pozbawione określonego celu". Nieświadome intencje, reprezentowane w przenośni Freuda przez metal, występują jednak w postaci, w której jednostka albo ich nie dostrzega, albo nie rozumie. Tworzą one jak gdyby „obcy" język. Stąd konieczność tłumaczenia, aby pacjent zdał so­bie sprawę, że ten język istnieje i zrozumiał, co on wyraża. Wydobywa­nie, o którym mówi Freud, to proces tłumaczenia z języka symboli lub z pośredniej formy reprezentacji na formę bezpośrednią, język codzien­ny, całkowicie zrozumiały dla świadomego ego.

Używając pojęć bardziej fachowych, możemy stwierdzić, że termin „interpretacja" obejmuje każdy przejaw komunikacji analityka z pacjen­tem służący uświadomieniu mu elementów nieświadomych danego pro­cesu psychicznego.

129

Celem interpretacji jest zatem przekształcenie nieświadomości w świadomość (topograficzny punkt widzenia). Jest to jednak sformuło­wanie niesłychanie ogólne i postaramy się je skonkretyzować, stawiając sobie następujące pytania:

1. Jaki materiał podlega interpretacji?

2. W jakich warunkach interpretacja działa zgodnie z założeniami terapii?

Co jest interpretowane?

W naszej definicji posłużyliśmy się bardzo szerokim pojęciem „proce­su psychicznego". Jak nadmieniliśmy wcześniej, Freud zakładał, iż każ­dy mimowolny materiał psychiczny jest bliski nieświadomości (patrz str. [44]). Dlatego też we wczesnych etapach rozwoju psychoanalizy miał on niezwykle istotne znaczenie dla terapii. Był szczególnie interesujący, gdyż zawierał ślady nieświadomych pragnień lub - używając przenośni Freuda — pokładów szlachetnego metalu. Bardziej racjonalne przemyśle­nia, idee i refleksje nie budziły większego zainteresowania. Co prawda, jeśli były wyrazem oporu, uznawano ich znaczenie i poddawano analizie. Lecz według poglądu klasycznego nie były one furtką do nieświadomych fantazji, jak na przykład mimowolne skojarzenia lub czynności pomyłko­we. Kiedy zatem Freud we wczesnym opisie metody przytacza, jaki rodzaj materiału nadaje się do interpretacji, wymienia to wszystko, co w psychice człowieka nie posiada świadomego celu: odruchy, marzenia senne, objawy, pomyłki i przejęzyczenia. Wczesna psychoanaliza była dość jednostronnie nastawiona na to, co możemy nazwać analizą id, tzn. na tropienie, ujawnianie i uświadamianie treści popędowych w nie­świadomych fantazjach. Szczególna rola przypadła tutaj marzeniom sennym, które są królewską drogą - via regia - do nieświadomości.

Tymczasem wraz z rozwojem psychoanalizy ciągle poszerzał się za­kres materiału budzącego zainteresowanie analityków. Według współczesnej psychoanalizy właściwie cały materiał pojawiający się >Jr czasie sesji zasługuje na zainteresowanie. Jest to ściśle związane z wprowadzeniem przez Freuda w 1923 roku teorii strukturalnej (patrz przypis na str. [56]). Stwierdza ona m.in., że nie tylko nie zaakceptowa­ne pragnienia i ich przejawy w fantazji (id) są nieświadome, lecz również siły wypierające je ze świadomości (mechanizmy obronne). Musimy za­tem mówić o nieświadomych częściach ego.

Oznacza to, że równie istotne jak uświadomienie sobie wypartych popędów, jest umiejscowienie, opisanie i uświadomienie sobie takich aspektów funkcjonowania ego, jak mechanizmy obronne, postawy chara-

130

kteru, wzorce percepcji zniekształcające rzeczywistość, styl poznawczy. W ten sam sposób należy wytropić i uświadomić sobie ukryte składniki superego, np. potrzebę kary lub skłonności masochistyczne.

Pozostaje to w zgodzie 7 zasadą „wielokrotnego funkcjonowania" (Waelder 1930), które polega na tym, że zjawiska psychiczne są trojako zdeterminowane. Każde z nich - myśl, fantazję, czyn lub objaw - można rozpatrywać pod kątem id, superego i ego. Z kolei pewne zjawiska, np. jakiś objaw, nadają się szczególnie do uzyskania materiału z obszaru id, podczas gdy inny materiał - charakterystyczny sposób zachowania się pacjenta w czasie sesji - lepiej służy do odkrycia określonych aspektów struktury ego*. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby proces psychiczny, np. marzenie senne, był interpretowany ze wszystkich trzech punktów widzenia**.

Psychoanaliza byłaby niepełna, gdyby brała pod uwagę jedynie id. Wszystkie trzy warstwy osobowości należy aktywować poprzez regresję analityczną oraz przeniesienie, poddając je następnie analizie. Interpre­tacja pomaga pacjentowi doznawać tego, na co nieświadomie ma chęć, lecz o czym sam nie wie (id); w jaki sposób bezwiednie broni się przed tymi pragnieniami (ego); na jaką karę nieświadomie skazuje siebie za odczuwanie tych pragnień oraz jakie ideały narzuca sobie i innym (su­perego).

Rozwój ten przyczynił się do poszerzenia zakresu psychoanalizy na całą osobowość. Zasadniczo każdy rodzaj materiału zasługuje na uwagę. Wyobrażenie o ogromie materiału, nad którym pracuje analityk, daje listę następujących zjawisk: marzenia senne, swobodne kojarzenia, objawy, zachowanie podczas sesji, wcześniejsze zachowania, stosunek do analityka oraz do innych ludzi — teraz i poprzednio — doznania cielesne, styl życia i postawa charakteru (Bernstein 1965).

Schjelderup (1956) dzieli formy wyrazu konfliktu nerwicowego (dzie­cięcego) na trzy grupy, z których każda może stanowić punkt wyjścia analizy:

a) reprezentacje symboliczne (marzenia senne,'objawy, zachowanie, automatyzmy),

* Anna Freud (1936, rozdz. H) opisała, w jakim stopniu różne klasy zjawisk psychologicznych (swobodne kojarzenia, marzenia senne, symbole, przejęzyczenia, przeniesienie i działanie) dają podstawę do badania zjawisk id, względnie ego.

Można dodać, iż również pewne metody diagnostyczne (techniki projekcyjne) różnią się w zależności od tego, na ile pozwalają wyciągać wnioski o stosunkach dynamicznych, względnie strukturalnych (Christiansen B. & Killingmo B. 1963).

** Przykład analizy materiału marzeń sennych ze szczególnym uwzględnieniem ego podaje Erikson w reinterpretacji Snu o Irmie Freuda (1949).

131

b) charakter,

c) funkcjonowanie ruchowe.

Podkreśla on, że analiza zawsze musi obejmować całokształt osoh wości. Leczenie winno być kompleksowe.

Choć surowy materiał, nad którym pracuje analityk, należy do kilku odrębnych kategorii psychologicznych (pamięć, percepcja, myśli, zacho­wania ekspresywne), interpretacja jest podporządkowana jednemu celo­wi: odkrywaniu nieświadomych, lecz psychologicznie znaczących wzorców. Powstają one w trakcie rozwoju jednostki w różnych war­stwach osobowości i występują u człowieka dorosłego jako jego stałe cechy.

Przykład: Słuchając i obserwując pewnego pacjenta analityk z godzi­ny na godzinę dostrzega coraz wyraźniej, że głównym motywem jego sposobu bycia jest to, że ów człowiek zawsze musi być najlepszy. Jednak nie zdaje on sobie z tego sprawy i widzi świat jako arenę, na której rozgrywają się coraz to nowe turnieje. Musi zająć w nich pierwsze miej­sce. Postawa ta bierze się z poczucia odrzucenia i lekceważenia, jakiego doznawał. Podejmując ciągle trudne wyzwania, jednostka stara się sku­pić na sobie uwagę i zyskać uznanie, odbierane przez nieświadomość jako dowód odzyskania utraconej miłości i tym samym własnej godności. Lecz uczucie odrzucenia stanowi także źródło zemsty i nienawiści. Po­trzeba bycia najlepszym wyraża zatem także motyw agresywny, chęć dominacji i unicestwienia innych. Żądza zemsty budzi z kolei poczucie winy, które sprawia, iż pacjent nigdy nie jest zadowolony. Stara się być najlepszy, a jednocześnie musi się za to karać. Mimo to nigdy nie zanie­cha tych prób, gdyż nie może żyć bez dowodu, że jest kochany.

Siły i przeciwsiły tworzą więc zamknięty krąg — neurotyczny wzo­rzec- który pacjent nosi w sobie przez całe życie. Przy bliższym pozna­niu go możemy zobaczyć, że jego cechy ujawniły się również w dzieciń­stwie pacjenta. Za fasadą dorosłości dostrzeżemy postawę wzorowego ucznia i rywalizację ze starszym bratem o względy matki i ojca. Podczas terapii te same cechy ujawniają się w stosunku do analityka: chęć wyka­zania się czymś, by stać się „zdolnym" pacjentem, lepszym od wszystkich innych. Powtarza się współzawodnictwo o względy.

Aby odszukać poszczególne fragmenty tej mozaiki, analityk musi przez cały czas krążyć swobodnie w trzech odrębnych układach odniesie­nia. Stara się ukazać pacjentowi, że ta sama cecha pojawia się ustawicz­nie:

a) w sytuacji obecnej,

b) we wcześniejszej sytuacji z okresu dzieciństwa,

132

c) w terapii, w przeniesieniu.

Leczenie psychoanalityczne konsekwentnie stosuje tę potrójną per­spektywę. Nie można uważać zjawiska psychicznego za w pełni przeana­lizowane, dopóki nie zostanie ono wyjaśnione i zrozumiane w tych trzech układach odniesienia.

Strategia analityka prowadzi do tego, aby pacjent uzmysłowił sobie zależności istniejące w jego sposobie bycia oraz jego związek z przeszłością i sytuacją. Dopiero po dostrzeżeniu swego neurotycznego wzorca człowiek nabiera niezbędnego dystansu, aby poczynić następny krok, czyli zdać sobie sprawę z roli tego wzorca we własnym istnieniu. Odkrywszy to pacjent może zmienić swój styl życia. W tym celu musi jednak podjąć żmudną pracę i ustawiczną walkę z oporem, który nie pozwala utajonemu wzorcowi w pełni się ujawnić.

Dlatego też analityk powinien skupiać swoje wysiłki na oporze. Prze­szkody, które on stwarza, muszą zostać dostrzeżone i usunięte. Interpreta­cja oporu odbywa się na podobnych zasadach, jak interpretacja neurotycz­nego konfliktu. Opór także funkcjonuje w sposób nieświadomy. Zatem trzeba ukazać pacjentowi jego istnienie. Następnie wskazać jego przejawy iw końcu odsłonić cel pojawienia się go w danej sytuacji.

Analityk przechodzi od interpretacji oporu do interpretacji neuroty­cznych wzorców. Rozróżnienie to ma jednak charakter bardziej teorety­czny niż praktyczny, albowiem forma obrana przez opór z reguły jest także typowa dla samej nerwicy. Jego wyjaśnienie jest więc wglądem w część neurotycznego wzorca.

Zadaliśmy na początku pytanie, co interpretuje się w psychoanali­zie. Odpowiedź możemy ująć w następujących punktach:

1. Każdy materiał, który wyłania się w regresywnych ramach psy­choanalizy, staje się przedmiotem interpretacji.

2. Materiał ten podlega interpretacji z dwóch punktów widzenia: uświadomienia pacjentowi jego neurotycznego konfliktu z perspektywy id, ego i superego oraz uświadomienia i pokonania jego oporu.

3. Interpretacja różnych perspektyw konfliktu neurotycznego obej­muje również uświadomienie go wobec trzech układów odniesienia:

- sytuacji przeniesienia,

- aktualnej sytuacji życiowej człowieka,

- sytuacji wczesnodziecięcej.

Kiedy analityk powinien interpretować?

Kolejne zagadnienie dotyczy wyboru momentu, kiedy dana interpre­tacja jest celowa, tzn. skuteczna z punktu widzenia terapii. Musimy

133

w tym miejscu ponownie zaznaczyć, iż książka ta nie jest podręcznikiem techniki analitycznej. Pragniemy jedynie przedstawić podstawowe regu­ły interpretacji i określić ich psychologiczne zasady. Skupimy się na zasadach ogólnych, a nie na specyficznej technice.

Znajdujemy się w trudnej sytuacji, Freud bowiem nie pozostawił nam zbyt wielu wskazówek dotyczących zasad interpretacji. Oto co on sam mówi o swojej „sztuce tłumaczenia": „...szczegóły techniki interpre­tacyjnej lub tłumaczenia nie zostały jeszcze przez Freuda opublikowa­ne". Zostało to powiedziane w 1904 roku i okres wyczekiwania trwał długo. Freud nie przedstawił w żadnej późniejszej pracy podsumowania bądź systematycznego opisu zagadnienia interpretacji.

W pracy Fragment of an Analysis of a Case of Hysteria (Fragment analizy przypadku histerii) poznajemy dość pobieżnie praktyczną stronę analizy „przypadku Dory" (1905e). Możemy więc sobie wyobrazić, jak w owym czasie wyglądała interpretacja, jak daleko Freud się posuwał, i w jakim momencie przekazywał ją pacjentce. W sposób najbardziej otwarty wypowiedział się o interpretacji w ostatniej części pracy On Beginning the Treatment (O początku leczenia - 1913c). Dlatego prze­gląd głównych zasad interpretacji będzie opierać się na innych źródłach, zwłaszcza na pracy Fenichela (1941). Niemniej zaczniemy od reguł, które zaczerpnęliśmy z opracowania The Handling ofDream -Interpre-tation in Psycho-Analysis (Użycie interpretacji snów w psychoanalizie - 19Ile), w którym Freud omawia rolę marzenia sennego dla terapii

psychoanalitycznej.

Wiele osób, mających ogólną tylko wiedzę o psychoanalizie, łączy psychoanalizę z interpretacją marzeń sennych. Nawet jeśli jedna z pier­wszych psychoanaliz - autoanaliza Freuda - polegała przede wszystkim na wyjaśnianiu snów (patrz str. [47]), pogląd, że stanowi to jej istotę jest nie tylko uproszczeniem, lecz wręcz mija się z prawdą. We wspomnianej pracy Freud starał się pokazać, jakie jest właściwe miejsce interpretacji marzeń sennych w leczeniu. Jego zalecenia można zebrać w trzech na­stępujących punktach:

1. Nie należy przyporządkowywać zasady „obecnej powierzchni" (die jeweilige Oberflache) do interpretacji snów. Zawsze analizę trzeba za­cząć od aktualnych treści psychicznych pacjenta. Może to być jakaś myśl, skojarzenie, uczucie, zdarzenie czy też obraz wywołany wspomnie­niem. Nieistotne, czy wiąże się z pacjentem, innymi ludźmi, z anality­kiem czy ze snem. Szczególne zainteresowanie analityka marzeniami sennymi może doprowadzić go do postawy wybiórczej wobec całego re­pertuaru reakcji pacjenta. Jest to naruszenie zasady, według której bie-

134

żąca treść świadomości ma pierwszeństwo. Podobne przekonanie leży u podstaw reguły, że świeże marzenia senne są ważniejsze niż stare. Nie przywiązuje się więc jakiejś wyjątkowej wagi do snów jako materiału

interpretacyjnego.

2. Nie ponosimy straty, jeśli sen nie zostanie w pełni wyjaśniony. Jest on wytworem o niesłychanie złożonej naturze. Dzięki swojej szczególnej logice opartej na mechanizmach symbolizacji, zagęszczenia i przemieszczenia, zawiera w sobie często nader skomplikowaną siatkę skojarzeń. Wyjaśnienie wszystkich źródeł snu zajęłoby wiele lat. Po­szczególne marzenia senne są tak zbudowane, iż ich obrazowa forma potrafi skondensować całą nerwicę i sytuację życiową pacjenta. Pełne wytłumaczenie bogactwa zagęszczenia snu wymagałoby po prostu od­dzielnej psychoanalizy. A to zadanie zbyt ambitne. Freud zapewnia, że materiał marzeń sennych, który nie został omówiony podczas jednej sesji, pojawi się ponownie. Nic nie ginie. Nieświadoma treść zawsze będzie szukać ujścia i wykorzysta w tym celu wszelkie dostępne kanały: sny, fantazje lub działania przeniesieniowe. Prowadzi nas to do na­stępnej reguły interpretacyjnej.

3. Pacjent musi odczuwać, że analityk jest gotowy analizować każdy materiał, opowiadanie snów zaś nie stanowi warunku leczenia. Jeśli marzenia senne zaczną dominować jako temat, mogą łatwo stać się częścią oporu. Pacjent w ogóle nie będzie w stanie przypomnieć sobie żadnego snu albo zaleje nimi analityka. W pierwszym przypadku pa­cjent odbiera nieświadomie zainteresowanie terapeuty snami jako wymóg i wyraża protest właśnie poprzez ich zapominanie. W drugim przypadku,' produkując całe mnóstwo snów, stara się na płaszczyźnie nieświadomej dogodzić analitykowi i zastosować się do jego upodobań.

*

Zalecenia Freuda zawarte we wspomnianej pracy dotyczą przede wszystkim miejsca marzeń sennych na tle innego materiału pacjenta. Freud nie omawia jednak konkretnych reguł interpretacji, tzn. nie poda­je, kiedy i co analityk może powiedzieć pacjentowi. Przejdziemy teraz właśnie do tego zagadnienia i dokonamy przeglądu najważniejszych re­guł interpretacji. Odnoszą się one do wszystkich kategorii materiału psychicznego. Przedstawimy je w czterech punktach:

1. Czas.

2. Kolejność.

3. Dozowanie.

4. Forma.

135

Czas

Interpretację należy odpowiednio przygotować. Musi ona trafić właściwy grunt. Jest to istotne przede wszystkim w okresie początko-wym. Pacjent musi najpierw zaakceptować to, że są w nim siły leżące poza jego świadomą kontrolą. Ponadto powinien stać się przedmiotem dociekań dla samego siebie. To pierwszy krok do zaakceptowania inter­pretacji. Analityk współtworzy gotowość do tego, wskazując podobne elementy w życiu pacjenta lub w jego zachowaniu. W efekcie pacjent odczuwa, że coś się powtarza, układa w jakiś wzór. Przypomina to obraz figury umieszczonej na jakimś tle. Pacjent zaczyna zdawać sobie sprawę, iż wydarzenia nie zachodzą same przez się, lecz on sam jest ich współtwórcą. Nie decyduje więc o tym los, ale celowość zdarzeń, choć jest ona chwilowo ukryta. W ten sposób pacjent zajmuje bardziej czynną postawę wobec siebie: „W moim życiu występują określone wzorce i część mojej osobowości sama je kształtuje".

Interpretacje powinny występować w odpowiedniej kolejności. Już sama wstępna wskazówka jest pewną interpretacją. Wywołuje ona opór, który należy omówić, zanim przejdzie się do interpretacji intencji ukry­tych we wzorcu życiowym pacjenta. Freud wskazuje dwie okoliczności, które mają wpływ na wybór odpowiedniego czasu interpretacji (1913c):

a) pacjent musi być dość mocno związany emocjonalnie z anality­kiem, zanim ów zacznie ujawniać nieświadome treści jego kojarzeń. Sytuacja ta zakłada pozytywne przeniesienie, które pomaga pacjentowi utrzymać cel leczenia. W przeciwnym wypadku pacjent cofnie się przed wglądem, jaki zaoferowała interpretacja, i dokona ponownego wyparcia;

b) analityk nie powinien interpretować natychmiast po tym, gdy on sam dostrzeże jakiś związek. Potencjalny wgląd, jaki niesie za sobą interpretacja, winien poprzez odpowiednie przygotowanie być już blisko powierzchni świadomości pacjenta. Zaakceptowanie interpretacji będzie wtedy dla niego małym tylko krokiem naprzód. Menninger powiada: „Pacjentowi mówi się tylko to, co on sam jest w stanie pojąć i robi się to tak, że to jemu - a nie analitykowi - przypada »zaszczyt dokonania odkrycia*" (1961).

Interpretacja będzie najbardziej skuteczna, kiedy poziom frustracji pacjenta osiągnął optymalny poziom. Oznacza to, że jego nieświadome pragnienia są jednocześnie aktywowane i tłumione. Powstałe napięcie góruje nad aktualną sytuacją. Przypomina to pozycję głodnego psa wpa­trzonego w kuszący kawałek mięsa, którego zwierzę nie może dosięgnąć. W takim napięciu frustracyjnym pacjent jest skłonny zaakceptować in-

136

terpretację. Istota frustracji stanie się jednak w pełni jasna dopiero po omówieniu zagadnienia „wstrzemięźliwości" przy końcu niniejszego roz­działu.

Kolejność

Pacjent sam określa treść tego, co mówi podczas sesji. Z punktu widzenia analityka oznacza to, że zawsze zaczyna się od „powierzchni", czyli od tego, co znajduje się aktualnie w centrum przeżywania pacjenta. Ustala to kolejność tematów w procesie analitycznym. Fenichel podkre­śla ten fakt mówiąc, że terapeuta zawsze powinien zajmować się żywą rzeczywistością, a analiza nie może przeobrazić się w akademickie, jało­we dociekania. Nie możemy zmusić pacjenta do czegoś, co go nie intere­suje. Lecz należy także zapamiętać — poucza Fenichel - że człowieka „interesuje" niekoniecznie to, o czym mówi w danej chwili. Rozmowa może być zwykłą obroną, podczas gdy afekt jest zaangażowany w coś innego. Zgodnie z naszą definicją właśnie „owo inne" naprawdę zaj­muje pacjenta w danej chwili. Analityk musi więc słuchać i poruszać się także tam, gdzie aktualnie koncentrują się uczucia pacjenta. To jest „dynamiczny" punkt widzenia na kolejność interpretacji. Opór należy interpretować oczywiście przed interpretacją elementów neurotycznego wzorca.

Następny punkt widzenia na kolejność interpretacji przynosi per­spektywa „topograficzna". Interpretację należy zawsze zaczynać od po­wierzchni, tzn. od rzeczy świadomie dostępnych dla ego w danej chwili. Analityk powinien wyjść od spraw znanych i stopniowo posuwać się ku niewiadomej. Fenichel mówi, że kiedy wyjaśnianie nie odnosi skutku, wynika to często nie z braku głębi, lecz raczej z tego, że interpretacja nie była dość powierzchowna! Analityk nie „oparł" jej na przejawach nie­świadomości, które są obecne w aktualnym zachowaniu pacjenta i w za­wartości jego myśli.

Rozpatrzmy teraz perspektywę „ekonomiczną". Analityk skupia uwagę na najważniejszym w danej chwili konflikcie popędo-wym. W określonej sytuacji może pojawić się jednocześnie kilka nieświa­domych impulsów, np. miłość i nienawiść. Analityk musi zrozumieć i wybrać te, które wiążą najwięcej energii afektywnej. Ogólnie rzecz biorąc, nie wystarcza analizowanie aktualnych konfliktów. Trzeba za­cząć od pochodnych głównego w danej chwili konfliktu, inaczej ryzykuje­my, że interpretacja nie wywoła napięcia afektywnego.

I wreszcie ostatni punkt widzenia wynika z perspektywy „struktu­ralnej". Interpretacja obrony ma pierwszeństwo przed interpretacją im-

137

pulsu, mówiąc ogólniej, analityk powinien najpierw interpretować prze­jawy ego, występujące w danym wzorcu konfliktowym, a dopiero potem aspekty id, W przeciwnym wypadku może wywołać u pacjenta pseudo-wgląd. Przykładem mogą służyć nieświadome fantazje agresywne (id). Wywołują one lęk będący wyrazem obrony (ego). Reguły nakazują inter­pretować najpierw lęk, a potem agresję. Pacjent musi mieć czas na zrozumienie, zanim terapeuta zinterpretuje agresję i jej treść. W prze­ciwnym razie impulsy agresywne nadal będą wywoływać lęk, nawet kiedy ich nieświadoma treść zostanie uświadomiona.

Dozowanie

Zagadnienie dozowania dotyczy tego, jak wiele analityk ma powie­dzieć pacjentowi w interpretacji. W terapii konfrontujemy pacjenta z rzeczywistością (wewnętrzną i zewnętrzną). Nie można jednak tego robić w większym zakresie, niż wynika to z danej sytuacji. Terapeuta nie powinien nagle pozbawiać pacjenta wszystkich złudzeń. Taki zabieg nie zadziała terapeutycznie, lecz destruktywnie. Oczywiście prawdziwy wgląd nierzadko wywołuje ból. To właśnie cierpienie w tej czy innej formie nie dopuszcza pewnych treści do świadomości. Należy to jednak zrównoważyć przez pozytywny związek z analitykiem, z którego pacjent może „czerpać siły". Analityk powinien starać się, aby jego interpretacje były jak najmniej bolesne. Ponadto nie powinny one zbyt gwałtownie nadwerężać obrony, którą pacjent stworzył dla zachowania poczucia własnej wartości.

Zgodnie z innym poglądem, interpretacje mają zawierać jak naj­mniejszą dawkę pomocy. Ta wstrzemięźliwość umożliwia zachowanie poziomu optymalnej frustracji, aby utrzymać analizę w toku (patrz dalej o „abstynencji"). Dozowanie wiąże się ze zdolnością terapeuty do empatii - wczuwania się w stan uczuciowy pacjenta - swego rodzaju mierzenia^ „emocjonalnej temperatury" pacjenta.

Forma

Dziecięce wyobrażenia mają często charakter „nierzeczywisty" i wierają pierwiastki magiczne. Dlatego też pacjent zgodnie ze sv wczesnodziecięcymi pragnieniami otacza analityka mgiełką mistyh i oczekuje uzdrowienia metodami nadprzyrodzonymi. Terapia powir skłonić pacjenta do rezygnacji z dziecięcych żądań wobec życia i zasta.4 pienia ich nastawieniem czynnym, zorientowanym na rzeczywistość.| Analityk nie może ulegać pokusie spełniania oczekiwań pacjenta, le musi konsekwentnie reprezentować rzeczywistość i tym samym uma<

niać racjonalne, realistyczne strony ego pacjenta, dając mu do zrozumie­nia, że „mistyczne" doznania i „niewytłumaczalne" pragnienia można pojąć w ramach języka realności. Innymi słowy, zasymilować je w racjo­nalnym ego. W związku z powyższym można ustalić następujące reguły interpretacji:

Należy formułować je w sposób rzeczowy. Powinny poruszać także tematy tabu, pokazując pacjentowi, że nawet o najbardziej deli­katnych sprawach można rozmawiać rzeczowo, bez przemilczeń i kamu­flaży.

Interpretacje winny być proste, podawane w języku codziennym, takim, który najlepiej określa dane przeżycie, a nie w języku fachowym, odwołującym się do rozumienia intelektualnego i zachowującym dys­tans.

Interpretacje powinny być specyficzne. Analityk musi starać się znaleźć odpowiednie słowo, aby wyrazić odcień aktualne­go w danej chwili znaczenia. Nie wolno naśladować ogólników i niejas­ności wypowiadanych przez pacjenta. Analityk winien uchwycić i po­twierdzić jego wypowiedzi, stając się wzorem jasności -podporą bardziej rozwiniętych części ego pacjenta.

Uwagi końcowe

Podkreśliliśmy wcześniej, że przedstawienie przez nas reguł interpre­tacji nie jest wykładnią techniki terapeutycznej. Podajemy tu tylko ogólne zasady zawarte w regułach, to one bowiem, a nie jakieś techniczne chwy­ty, wyznaczają psychoanalityczną metodę leczenia. Ale po co te wszystkie reguły interpretacji? Dlaczego analityk nie może powiedzieć pacjentowi o odkrytych przez siebie jego nieświadomych aspektach, natychmiast gdy je tylko zrozumie? Odpowiedź jest prosta: przyjęcie takiej strategii nie okaże się terapeutycznie skuteczne z powodu oporu. Dochodzimy tu do dwóch podstawowych zasad zawartych w regułach interpretacji, które określają, w jaki sposób interpretacja sprzyja procesowi analitycznemu. Są to zasady emocjonalnej realności i frustracji.

Interpretacja przekazuje pacjentowi część „wiedzy" o nim samym. To nie jest zapewnienie, rada, wsparcie czy sugestia, ale informacja. Penichel mówi: „Interpretacja w prawdziwie psychoanalitycznym zna­czeniu tego słowa jest rzeczywistą konfrontacją przeżywającego ego z czymś, co ego wcześniej usunęło na bok". Samo intelektualne zrozu­mienie jednak nie wystarcza, aby taka konfrontacja stała się źródłem wiedzy posiadającym wartość terapeutyczną. Musi mieć ona dla pacjen­ta charakter emocjonalnej realności.

138

139

Powinien on czuć, że interpretacja dotyczy jego samego, j e s t o nim samym, a nie tylko wiedzą o jego osobie. Rezonans emocjonalny pa­cjenta stanowi niezbędny warunek tego, aby interpretacja była terapeuty-cznie skuteczna.

W pracy Lines ofAduance in the Psychoanalytic Therapy (Kierunki postępu w terapii psychoanalitycznej — 1919a) Freud sformułował za­sadę, którą uważał za fundamentalną. Brzmi ona: „Leczenie analityczne należy w miarę możliwości prowadzić we wstrzemięźliwości — w stanie abstynencji". Freud nie ma tu na myśli wstrzemięźliwości seksualnej. Zasada ta ma znacznie większy zasięg, gdyż sprzęga się z istotą samej nerwicy. Neurotyk to osoba, której potrzeby są ustawicznie sfrustrowa­ne. Z powodu niezaspokojenia dziecięcych potrzeb stale przeżywa nie­pokój i napięcie związane z frustracją, które pragnie zmniejszyć. Lecz, zdaniem Freuda, w przypadku redukcji tego napięcia motywacja do le­czenia słabnie, ponieważ właśnie tłumione napięcie stanowi siłę napędo­wą terapii. Również działania poza terapią - acting out - przynoszą krótkotrwałe rozładowania napięcia i obniżają motywację oraz utrudnia­ją skupienie się na leczeniu.

W poszukiwaniu zaspokojenia neurotyk kieruje się dziecięcym wzor­cem: pragnie natychmiastowej satysfakcji i idzie drogą najmniejszego oporu! Analityk musi wiec zabiegać o ograniczenie tej formy zaspokoje­nia, aby pacjent mógł stopniowo dojrzewać do wyzdrowienia. Inaczej mówiąc, terapeuta winien kontrolować napięcie związane z frustracją poprzez interpretację.

Reasumując możemy stwierdzić, że reguły interpretacji wyznaczają niezbędne warunki, aby:

a) interpretacja „chwyciła" i reprezentowała emocjonalne przeżywa­nie rzeczywistości,

b) napięcie związane z frustracją utrzymywało się na optymalnym poziomie.

Zarówno zasada emocjonalnej realności, jak i zasada frustracji służą celom nadrzędnym i przygotowują grunt pod wgląd. Jest on kluczo­wym czynnikiem terapeutycznym w psychoanalizie i tak też brzmi mat następnego rozdziału.

-13-Czynniki terapeutyczne w psychoanalizie

Dotychczas staraliśmy się ukazać szereg znamiennych dla psycho­analizy cech. Omówiliśmy elementy tworzące sytuację terapeutyczną i ceremoniał towarzyszący leczeniu, zobowiązania i funkcje, jakie biorą na siebie pacjent i analityk, a w końcu procesy, które powstają w ra­mach terapii, mianowicie regresję, przeniesienie i opór. Wszystkie te czynniki tworzą warunki przeprowadzenia kuracji, czyli rozwiąza­nia nerwicy. Pozostaje jednak wyjaśnić mechanizm, któremu psycho­analiza przypisuje skutek leczniczy.

Psychoanalityczna teoria utrzymuje, że u podstaw każdej nerwicy leży potrzeba, która nie doczekała się zadowalającego spełnienia*. Nie­zaspokojone pragnienia prowadzą do napięcia, będącego źródłem sił ukrytych pod neurotycznymi objawami i postawami. Skoro uznajemy takie założenie za oczywiste, czyż sama kuracja nie powinna polegać na zaspokojeniu potrzeb? Jeśli zostaną one spełnione, napięcie zmaleje, a siły tworzące podstawy objawów - znikną. Mamy tu do czynienia z ta­kim modelem oddziaływania terapeutycznego, w którym ma ono dostar­czyć tego, czego brakuje. Podobnie jak lekarz wypisujący receptę na lekarstwo, psychoterapeuta mógłby przecież przepisać odpowiedni obiekt gratyfikacji.

Freud w pracy „Wild" Psychoanalysis (,J)zika" psychoanaliza) z 1910 roku występuje z ostrą krytyką podobnej metody leczenia. Omawia przypadek kobiety w średnim wieku cierpiącej na silny lęk, która nie mogła zaakceptować kuracji zaleconej przez swego lekarza. Zwróciła się więc do samego Freuda. Lekarz, który zdobył powierzchowną wiedzę na temat teorii psychoanalitycznej, oznajmił, iż powodem lęku są niezaspo­kojone pragnienia seksualne. Następnie zaznaczył z naciskiem, że ist­nieją trzy możliwości wyzdrowienia: wznowienie stosunków z byłym

* Jest to pogląd nieco uproszczony. Pełny opis nerwic w ujęciu psychoanalitycznym zawiera nie tylko aspekt dynamiczny, lecz także pozostałe kryteria metapsychologiczne (patrz str. [57]). Przyjęliśmy tu jednostronnie dynamiczny punkt widzenia, który najlepiej służy naszym wywodom.

141

mężem, znalezienie sobie kochanka lub samodzielne zaspokajanie się. Pacjentka wykluczyła jednak te trzy warianty, pierwszy z powodów praktycznych, dwa pozostałe z moralnych.

W znakomitej, pouczającej dyskusji pedagogicznej tego przypadku Freud przyznaje, że kolega dokonał właściwego rozpoznania - niewątpli­wie u źródeł objawów lękowych leżało seksualne napięcie popędowe. Nie wynika z tego bynajmniej, że zaspokojenie potrzeb seksualnych będzie właściwym leczeniem. Freud przytacza dwa zasadnicze argumen­ty: po pierwsze, niezaspokojone potrzeby to tylko jedna strona medalu. Siła przeciwna zakazuje pacjentce szukania zadowolenia. Ten „opór wewnętrzny" -jak go Freud nazywa, dziś użylibyśmy raczej okre­ślenia superego - jest tak samo częścią osobowości pacjentki, jak jej seksualne pragnienia. Zatem nie cierpi ona jedynie z powodu zwykłego braku zaspokojenia, lecz przeżywa konflikt wewnętrzny, wy­wołany przeciwnymi dążeniami. Konflikt między równoczesną ochotą na coś a brakiem tego prowadzi do nerwicy i powinien zostać poddany analizie. Problem nie polega zatem na znalezieniu sposobu zaspokoje­nia, lecz zdolności do zaspokojenia.

Po drugie, potrzeby powodujące nerwice są nieświadome, czy­li niedostępne dla pacjenta. Nawet jeśli pacjentowi zwróci się na nie uwagę, niekoniecznie uzna on ich istnienie. Późniejsze rozważania teo­retyczne Freuda dowodzą, że nie tylko potrzeby są nieświadome. Również druga strona konfliktu - superego i poczucie winy - funkcjonu­je w dużej mierze na płaszczyźnie nieświadomej. Uświadomienie i eks­presja potrzeb bez jednoczesnego przepracowania poczucia winy to wol­ność pozorna. W rzeczywistości podstawowy konflikt nadal nie został rozwiązany, a nawet bardziej się skomplikował.

Do dwóch argumentów Freuda przeciwko uproszczonemu modelowi leczenia jako zaspokajania możemy dorzucić jeszcze jeden. Psychoanali­tyczna teoria nerwic mówi, że pragnienia będące źródłem choroby są nie tylko nieświadome, ale także dziecięce. Innymi słowy, zaspokoje­nie, którego żąda neurotyk, nie jest dążeniem osoby dorosłej, lecz dzie­cka. Dlatego zalecanie „dorosłych" form gratyfikacji lub obiektów mija się z celem. Takie postępowanie i tak nie przyniosłoby pacjentowi ulgi.

Na koniec, wspomnijmy o okolicznościach, które dodatkowo kompli­kują zadanie, przed jakim stoi terapeuta. Gdyby mianowicie podstawo­wy konflikt dziecięcy funkcjonował jako zamknięta i wyodrębniona część osobowości, wydaje się, że łatwo powinno być go usunąć, podobnie jak obce ciało wydobyte z organizmu przez chirurga. Tak jednak nie jest. W okresie rozwojowym wczesnodziecięce konflikty weszły w nieźli-

142

czone strukturalne* związki i odłożyły się warstwami we wszy­stkich częściach osobowości. Leczenia nie można więc ograniczać do konfliktu w wąskim znaczeniu tego słowa, lecz należy obejmować wszy­stkie jego części.

W powyższym świetle leczenie oparte na zaspokojeniu jest nie do przyjęcia. Taki model gratyfikacji pomija centralne zjawiska psychiczne, jak opór wewnętrzny, nieświadome poczucie winy oraz strukturalne postacie nerwicy.

Należy wiec zrezygnować z bezpośredniej gratyfikacji jako samoist­nej zasady leczniczej", Niemniej stała się ona pośrednim czynnikiem leczniczym wielu terapii z dawniejszych i współczesnych czasów, których celem jest usunięcie lub złagodzenie objawów chorób nerwo­wych.

Zarówno kąpiele w ciepłych źródłach starożytnej Grecji, jak i kuracje zdrojowe, praktykowane przez zamożniejsze klasy w Europie XIX wieku - sam Freud zalecał je pacjentom - należy rozpatrywać jako ofertę terapeutyczną, w której działa zasada gratyfikacji. W czasach starożyt­nych nie znano teorii, że niezaspokojone, nieświadome potrzeby prowa­dzą do nerwowości. Ale kiedy przyjrzymy się bliżej tym kuracjom, nie­trudno dostrzec, iż element zaspokojenia odgrywał w nich pewną rolę. Obsługa, pielęgnacja, opieka mogą symbolicznie ukoić nieświadomą tęsknotę za matką. Gorące kąpiele, masaże i inne zabiegi reprezentują wyparte pragnienia seksualne. Istota tych metod leczniczych polega z pewnością na usankcjonowaniu „postawy brania". Pacjent może otwar­cie występować jako osoba słaba, potrzebująca pomocy i mająca prawo do biernego jej przyjmowania. Ta sytuacja psychologiczna w pełni odpo­wiada dziecięcym oczekiwaniom, leżącym u podstaw każdej nerwicy. Jeśli zaspokojenie w sposób symboliczny odpowiada gratyfika­cji ukrytych potrzeb, „uzdrowienie" następuje w wyniku likwidacji „dzie-

* Patrz przypis na str. [55] na temat teorii strukturalnej. Ponadto rozdz. 15, w którym szczegółowo omawiamy pojęcie struktury.

** Wyjątek stanowią tak zwane „nerwice aktualne". Freud odróżniał je pierwotnie (1898a) od psychonerwic. Do aktualnych zaliczał nerwice lękowe i neurastenię, podczas gdy psychonerwice obejmowały histerię lękową, histerię konwersyjną i nerwicę natręctw. Zakładał, że nerwice aktualne są wywołane brakiem zaspokojenia seksualnego, a objawy wyrażają napięcie spowodowane wstrzemięźliwością. Nerwice aktualne zatem to nieskomplikowane stany deficytowe, które ustępują po uzyskaniu zaspokojenia. Natomiast u źródeł psychonerwic leży konflikt wewnątrzpsychiczny, a objawy są jego pośrednim i symbolicznym wyrazem. Dzisiaj nie stosuje się takiego podziału. Wątpliwe, czy nerwice aktualne w ogóle istnieją. Po dokładnym zbadaniu okazuje się bowiem, że większość z nich zawiera sedno konfliktu i można je leczyć jak psychonerwice.

143

cięcego deficytu", a pacjent po jakimś czasie na nowo wciela się w rolę bardziej czynną, „dorosłą".

W czasie trwania psychoanalizy objawy również ustępują bądź zni­kają. Taka szybka poprawa może być wynikiem przeniesienia, a w osta­tecznym rozrachunku - zaspokojenia. Pacjent nieświadomie przeniósł na analityka pozytywny obraz (imago), np. wizerunek wyrozumiałego, oddanego i opiekuńczego ojca. Dopóki ten obraz potwierdza się i pacjent pozostaje w emocjonalnym związku z terapeutą, pragnienie miłości i po­dziwu będzie zaspokajane - co z kolei może doprowadzić do ustąpienia objawów. Wiele sukcesów leczniczych w terapiach krótkoterminowych lub podtrzymujących zostaje osiągniętych właśnie dzięki nie rozwiąza­nym i nie zanalizowanym pozytywnym przeniesieniom, umożliwiającym zaspokajanie potrzeb.

Zaspokojenie stanowi istotny składnik wszystkich terapii nieanality-cznych. Mamy tu na myśli przypadki, kiedy leczenie w ten czy inny sposób potwierdza lub spełnia dziecięce żądania pacjenta dotyczące mi­łości. Terapeuta nie musi koniecznie być odbierany w pozytywny sposób. Wystarczy, że jest stanowczy, konsekwentny i umie ograniczać działania pacjenta. W obydwu przypadkach spełnia jego nieświadome oczekiwania co do autorytetu, którego zaleceń należy przestrzegać. Psychoanalityk natomiast umożliwia pacjentowi projekcję wszystkich pragnień i oczekiwań na siebie, lecz konsekwentnie odmawia ich spełniania. Nie udziela porad, nie pociesza, nie pochwala - tylko analizuje. „W leczeniu analitycznym należy unikać dogadzania pacjentowi. Celowe jest odma­wianie mu właśnie tego zaspokojenia, którego najgoręcej pragnie i o któ­re najusilniej błaga" (Freud 1919a). Pod tym względem psychoanaliza różni się wyraźnie od innych terapii. Jej metoda najkonsekwentniej wy­rzeka się gratyfikacji jako środka terapeutycznego. Wręcz odwrotnie, utrzymuje napięcie frustracji wobec terapeuty. Ma stworzyć materiał psychiczny, tzn. fantazje i wyobrażenia, które w trakcie analizy dopro­wadzą do osiągnięcia wglądu.

Gratyfikacja i wgląd to dwie przeciwstawne zasady oddziaływania terapeutycznego. Przyjrzyjmy się teraz bliżej pojęciu wglądu w psycho­analizie, aby następnie dokonać porównania tych zasad.

Wgląd

Nasuwa się myśl, że po psycho- analizie powinna pojawić się psycho- synteza, połączenie elementów, które rozdzieliła analiza. Freud (1919a) ukazał jednak, że posługiwanie się pojęciami chemiczny­mi nie pasuje do jego metody. Nie polega ona tylko na rozbieraniu

144

osobowości na części. Na ogół osobowość neurotyka już jest podzielona na odrębne systemy czynnościowe. Jeśli ten podział zostanie w wyniku leczenia przezwyciężony, nastąpi połączenie części, zgodnie ze spontani­cznym dążeniem psychiki do jedności i całości. Psychoanaliza nie wpro­wadza do psychiki pacjenta własnej zasady wyjaśniającej lub własnej formy energii, która działałaby uzdrawiająco.

Praca analityczna skupia się na tropieniu i uświadamianiu odszcze-pionych impulsów, fantazji i uczuć oraz mechanizmów, które je rozdzie­lają. Zadanie analityka polega na analizie przeniesienia, obrony, oporu, acting outu i „wszystkich tych czynników, które albo nie pozwalają pra­wdzie dochodzić do świadomości pacjenta, albo zniekształcają informa­cje" (Zinberg 1967).

Analizując przeciwsiły, psychoanaliza stara się dostarczyć pacjento­wi wgląd w to, czego nie chciał widzieć. Ów wgląd jest kluczowym czynnikiem terapeutycznym. Inaczej mówiąc, psychoanaliza posługuje się takim modelem oddziaływania terapeutycznego, w którym dostarcza ono poznania. Jest to metoda sokratyczna wychodząca z założenia, że prawda czy wiedza pomaga człowiekowi działać swobodnie i racjonalnie oraz że wynika z niej lepsza zdolność do opanowywania, wprowadzania zmian i kontroli. Z tej perspektywy psychoanaliza jawi się jako teoria optymistyczna. Będąc psychologią irracjonalności, pokłada jednocześnie wielką ufność w rozumie. „Psychoanaliza bada irracjonalność na­szych wzorców zachowania, lecz sama opiera się na (racjonalnym) logicznym myśleniu"*.

Nie każda jednak wiedza jest terapeutycznie skuteczna, a zrozumie­nie niekoniecznie pozwala osiągnąć wgląd w sensie psychoanalitycznym. Nasze pierwsze pytanie zatem brzmi: jak psychoanaliza definiuje osiąg­nięcie wglądu oraz w jakich warunkach jest ono terapeutycznie skutecz­ne?

W ujęciu psychoanalitycznym wgląd oznacza, że dotychczas ukryty materiał psychiczny stał się dostępny świadomości. W ścisłym zakresie pojęcie to obejmuje tylko materiał nieświadomy, tzn. taki, który wcześ­niej nie był znany lub dostępny dla pacjenta. Nie mówimy o wglądzie, gdy nastąpiło tylko przesunięcie uwagi na pewien obszar psychiczny, który zasadniczo był dostępny świadomości przez cały czas.

Wgląd zakłada ponadto element poznawczy. Znaczy to, że przeżycie o charakterze czysto zmysłowym, np. odczuwanie wcześniej wypartych zapachów lub powrót obrazów z dzieciństwa, nie jest na do-

* Hj0rdis Simonsen, wypowiedź w rozmowie prywatnej.

145

brą sprawę wglądem. Wgląd zakłada zrozumienie, zdanie sobie z czegoś sprawy. Aby dane przeżycie można było nazwać wglądem, musi ono wykrystalizować się wokół określonej myśli lub wyobrażenia, które uj­muje i przechowuje treść materiału, dostępną teraz świadomości.

Czasami, przy próbach uświadomienia pacjentowi ukrytego mate­riału, nie przejmuje on nowo nabytej wiedzy za własną. Terapeuta poda­je np. interpretację w zasadzie słuszną, której jednak pacjent nie jest w stanie przyjąć, zrozumieć i zintegrować. Czuje dystans do takiej wiedzy o sobie. Może mówić o tym, że ma „kompleks ojca", „hamuje agresję", lecz te wypowiedzi są pozbawione realności psychicznej i terapeutyczne­go efektu.

Musimy zatem stwierdzić, że nie wystarczy, aby materiał psychicz­ny trafił do świadomości. Decyduje to, w j a k i sposób to nastąpi.

Powołując się na filozofa Bertranda Russela, Richfield (1954) wyod­rębnia dwie formy wglądu: opisowy i ostentacyjny*. Oba mogą być pra­wdziwe, lecz reprezentują różny sposób przekazywania prawdy, odmien­nie docierają do świadomości jednostki. Wgląd opisowy jest wiedzą o zjawisku, opartą na procesie przyswajania intelektualnego. Przekazu­je się komuś jakąś wiedzę lub ktoś ją zdobywa poprzez lekturę. Wgląd ostentatywny oznacza rzeczywiste doświadczenie zjawiska. Ta ostatnia jego forma, którą możemy też nazwać wglądem przeżywa­nym, różni się od wglądu opisowego pod jednym względem. Wgląd opisowy pomaga nam dowiedzieć się, co myśleć o danym zjawisku. Ma on charakter definiujący. Natomiast przeżywany wgląd polega na kon­kretnym doświadczaniu zjawiska. Daje on podstawę do tego, by móc zrobić coś z danym zjawiskiem. Przeżywany wgląd można porównać ze stosunkiem, jaki do obrazu ma malarz, w odróżnieniu od postawy historyka sztuki. Freud stwierdził kiedyś, że nie można zwalczać nieobe­cnego wroga. ,yJeśli nasze wglądy są wiedzą opartą na opisie, wówczas znamy prawdę o wypartym wrogu-lecz nie jego samego" (Richfield).

Jedynie przeżywany wgląd odznacza się takimi właściwościami, które są niezbędne, aby dokonać realnych zmian w zachowaniu. Nie oznacza to, że wgląd opisowy jest bez znaczenia dla psychoanalizy-Może stanowić wstęp do przeżywanego wglądu lub jego ramę, tworzącą szerszy kontekst, tym samym potwierdzając go i odnosząc go w czasie.

Charakterystyczną cechą procesu psychoanalitycznego jest stop­niowe zdobywanie wglądu. Nie pojawia się on nagle i raz na zawsze. Do jego osiągnięcia przyczynia się zrozumienie zasady determinizrmi.

* Ostentacyjny = manifestujący się.

146

Pacjent musi przyjąć do wiadomości, że jego życie nie jest kalejdoskopem nagłych pomysłów i wydarzeń, lecz składa się z nieświadomych i czyn­nych intencji, które tworzą pewien wzorzec zarówno w chwili obecnej, jak i w przeszłości. Proces nabywania wglądu polega na ciągłym dostrze­ganiu nowych kontekstów i równoczesnym pomijaniu ich części, aż do zrozumienia nadrzędnych uwarunkowań. Psychologicznie rzecz biorąc, łączy się to ze złożonym procesem abstrahowania, z którego korzysta syntetyczna funkcja ego (patrz str. [161]). Jedynie w takich szczególnych warunkach pacjent może przeżyć wgląd.

Jak stwierdziliśmy w rozdziale o interpretacji, powinna ona brać pod uwagę zarówno opór, jak i gotowość do aktualizacji wypartego mate­riału. Może zdarzyć się, że w trakcie analizy parę razy podaje się jakąś interpretację, ale bez wywołania terapeutycznego wglądu i nagle pod­czas kolejnej sesji interpretacja „chwyta", znajdując oddźwięk u pacjen­ta. Takiemu wglądowi towarzyszy nierzadko wiara w celowość leczenia, ulga i wzrost poczucia własnej wartości.

Osiągnięty wgląd nie musi być trwały. Może zblaknąć, stracić aktu­alność, nawet ulec ponownemu wyparciu. Wciąż trwa walka z siłami usiłującymi przyćmić zdobytą z trudem wiedzę. Proces abstrahowania, o którym wspominaliśmy wyżej, jest bardzo niestabilny. Pacjent poddaje się naciskom oporu i regresji, przechodząc od abstrakcyjnego do kon­kretnego sposobu funkcjonowania, przy czym traci dystans do tego, co się z nim dzieje. Wgląd należy zatem wciąż na nowo zdobywać.

Nawet jeśli chwilowo straci on aktualność i umknie ze świadomości, praca nad jego zdobyciem nie poszła na marne. Zgodnie ze współczesną teorią ego, Rapaport (1954) utrzymuje, że wgląd uzyskuje pewną autono­mię, dzięki której nie ginie. Nie rozpływa się jakby go nigdy nie było, lecz chwilowo wydaje się bezużyteczny. Raz zdobyty wgląd nie przestaje ist­nieć, lecz czeka - niby kamień węgielny - na możliwość dalszej integracji, kiedy to wyłoni się nowa sytuacja psychologiczna, nowe emocje i skojarze­nia, w których będzie mógł być wykorzystany.

Wraz z poszerzaniem się i utrwalaniem wglądu zachodzi proces, który w psychoanalizie nazywa się przepracowaniem. Polega on przede wszystkim na tym, że pacjent poznaje własne siły oporu, odkrywając na nowo, jak oddalają go one od wolnych kojarzeń, podstawowej reguły psycho­analizy. Pokonać opór można jedynie wtedy, gdy przejrzy się go na wylot. Freud mówi (1914g): „Przepracowanie oporu może w praktyce stać się dla pacjenta trudnym zadaniem, a cierpliwość analityka może być wystawiona na ciężką próbę. Niemniej właśnie ta praca najbardziej zmienia pacjenta i różni analizę od wszystkich form leczenia opartego na sugestii".

147

Dotychczas wychodziliśmy z założenia, że prawda o sobie uzdrawia, lecz nie mówiliśmy, jak to się odbywa. Albo inaczej, jaki stosunek zachodzi między wglądem a zmianą? Wprawdzie uważamy wgląd za wartość samą w sobie, jednak leczenie psychoanalityczne ma wyższe cele aniżeli tylko dostarczenie pacjentowi wiedzy o nim samym. Analiza stara się pomóc mu zrzucić pęta nerwicy i wdrożyć go do życia bardziej aktywnego, urozmaiconego i bogatszego.

Dlatego istotnym zagadnieniem psychoanalitycznej teorii leczenia wydaje się problem realizacji przez pacjenta w życiu wglądów uzyska­nych w analizie. Jest to problem nader złożony, który możemy tylko zarysować. Stwierdziliśmy wcześniej, że jedynie przeżyty wgląd wywie­ra głęboki terapeutyczny skutek, gdyż oprócz uświadomiania materiału nieświadomego przywraca łączność między oddzielonymi systema­mi psychicznymi. Energia popędowa, dawniej związana, staje się teraz dostępna i zgodnie ze swoją naturą spontanicznie szuka ujścia w działaniu. Także energia wcześniej używana do utrzymania obrony może służyć realizacji nowych celów.

Dla zrozumienia przejścia od wglądu do działania nie wystarczy jednak odwołać się do teorii dynamicznej i spontanicznego ujścia energii. Musimy tu wprowadzić czynnik wolicjonalny - element wyboru.

Według psychoanalitycznej teorii nerwic ich sedno stanowią dziecię­ce postawy i pragnienia pozostałe w nieświadomości człowieka dorosłe­go. Osoba, która szuka czegoś, co już nie istnieje, i nie wie, czego prag­nie, nigdy nie zazna zaspokojenia. Analiza może dać pacjentowi wgląd w pragnienie, lecz nie jest w stanie dostarczyć przedmiotu tej tęsknoty. Psychoanalityk to nie wszechmocny czarodziej, który potrafi zmieniać rzeczywistość. Pacjent musi pogodzić się z tym, że dzieciństwo już się skończyło, i odstąpić od swych dziecięcych pragnień. Dopiero po rezygnacji z magicznych oczekiwań, dziecięcych celów i obiektów wy­zwala się energia zorientowana na rzeczywistość. Trzeba więc koniecz­nie „...bez goryczy lub pogardy dla samego siebie zrezygnować z rzeczy nieosiągalnych i starać się zdobyć dostępne obiekty i zrealizować reali­styczne dążenia" (Zetsel 1968).

Pacjent musi dokonać wyboru i pogodzić się z losem. Trudno dać zadowalającą odpowiedź na pytanie, jakie siły wspomagają taki proces rezygnacji i na czym on polega, lecz poszczególne jego cechy przypomina­ją „pracę żałoby" (Freud 1917e). Kiedy ktoś przeżywa żałobę, utożsamia się najpierw ze straconą osobą, aby następnie rozluźniać więzi, które go z nią łączyły, aż do momentu, w którym zaakceptuje stratę. Podczas analizy pacjent ponownie przeżywa stare straty i rozczarowania, lecz

148

łatwiej mu odczuć i znieść ból oraz rozpacz bez uciekania się do wypar­cia. Tym samym jest w stanie krok po kroku odstąpić od dziecięcych żądań i pierwotnej zależności. Inaczej mówiąc, może zakończyć żałobę po utraconym dzieciństwie.

Podobnie jak sam wgląd, tak i jego wprowadzenie w czyn przebiega stopniowo. Nie ma mowy, aby pojawił się on w pełni, zanim pacjent zacznie działać. Przebieg leczenia psychoanalitycznego nie odznacza się z reguły radykalnymi lub nagłymi zmianami. Pacjent zaczyna podejmować pewne działania na podstawie częściowych wglądów, aby nowe doświad­czenia, które dzięki nim uzyska, mogły korygować wewnętrzne doznania. Chodzi tu o sukcesywne przestawienie wzorca zachowań na bardziej kon­struktywne tory albo jak powiada Schjelderup (1955): wymiany „circulus vitiosus" (błędnego koła) na „circulus fructuosus" (owocne koło).

Towarzyszące środki terapeutyczne

Czy kuracja psychoanalityczna realizuje się wyłącznie poprzez wgląd? Czy np. k a t h a r s i s lub odreagowanie nie odgrywa już żadnej roli w klasycznej psychoanalizie?

Zasada katarktyczna opiera się na bardzo prostym sposobie rozumie­nia nerwic. Można go nazwać modelem tłumienia. Leczenie polega wtedy na wywoływaniu lub odreagowywaniu tłumionych napięć emocjonalnych. We współczesnej teorii etiologii nerwic emocje nie zajmują już tak eks­ponowanego miejsca, jak to było przed powstaniem teorii konfliktu i popędów seksualnych (patrz str. [54-55]). Nie są już właściwie częścią konfliktu neurotycznego. Są sygnałem i kanałem odprowadzającym pewną ilość napięcia popędowego wywołanego przez konflikt. Rozładowanie afe­ktu zmniejsza wewnętrzny nacisk. Ale nie zmienia to na dobrą sprawę natury konfliktu i dlatego ulga jest krótkotrwała. Katharsis jako środek terapeutyczny nie oddziałuje więc na podłoże nerwicy. Nie oznacza to jednak, że odreagowanie nie ma znaczenia dla terapii psychoanalitycznej. Emocjonalne odreagowanie towarzyszące wglądowi może pogłębić i spotę­gować poczucie rzeczywistości. Możemy więc powiedzieć, że nadal odgry­wa ono rolę elementu terapeutycznego w analizie, lecz jest podporząd­kowane wglądowi.

Stawiając wgląd w centrum uwagi, psychoanaliza opiera zmiany terapeutyczne na uświadamianiu. Czy mogą one jednak zacho­dzić także inaczej, nie opierając się na świadomym zrozumieniu? Omó­wimy krótko takie możliwości, mianowicie zmiany spowodowane osobą terapeuty jako modelem (efekt paradygmatyczny) i oparte na korekcyj­nym doświadczeniu emocjonalnym.

149

Efekt paradygmatyczny polega na tym, że terapeuta reprezentuje model, z którym pacjent nieświadomie się utożsamia. Ta sama zasada występuje w kontakcie między rodzicami a dziećmi. Dziecko nie­świadomie uwewnętrznia nie tylko sądy rodziców, lecz w równym stopniu ich postawy, np. panowanie nad uczuciami, rozwiązywanie kon­fliktów, komunikowanie się z innymi osobami, stosunek do rzeczywisto­ści. Rodzice są istotnym modelem dla rozwoju ego dziecka. Podobnie oddziałuje terapeuta, będąc wzorem dla pacjenta. Może reprezentować lepszy wzorzec do identyfikacji niż rodzice. Analityk prezentuje postawę nacechowaną większą tolerancją, zróżnicowaniem, konsekwencją i reali­zmem — reprezentuje bardziej dojrzały wariant ego rodziców pacjenta. | Jednak wpływ terapeuty jako modelu jest w psychoanalizie ograniczony, l Terapia analityczna ma szczególny charakter i nie jest reprezentatywnal dla zwykłych stosunków i sytuacji życiowych. Terapeuta nie eksponuje l swojej osoby tak, jak uczyniłby to w życiu. Pacjent utożsamia się zatem j raczej z ogólnymi postawami, niż z konkretnymi wzorcami zachowań.

Pojęcie „korekcyjnego doświadczenia emocjonalnego" wprowadził^ Alexander (1946). Opiera się ono na rozbieżności miedzy sytuacją prze­niesienia a aktualnym stosunkiem terapeuty do pacjenta. Podczas tera­pii pacjent żywi nieświadomie wobec analityka te same nadzieje, co w dzieciństwie w stosunku do swoich rodziców. Na przykład oczekuje od terapeuty kary lub dezaprobaty, pochwały lub uznania, kiedy wydaje mu się, że jest „dobrym pacjentem". Tymczasem analityk nie spełnia tych przeniesionych oczekiwań i właśnie to doświadczenie jest odpowie­dzialne za część efektu terapeutycznego. Pacjent odczuwa, że skostniałe, dziecięce wzorce zachowań nie pasują do aktualnej sytuacji. Terapeuta reprezentuje więc korygującą rzeczywistość, która umożliwia nowe do­świadczenia emocjonalne.

Dyskusyjne jest, czy korekcyjne doświadczenie emocjonalne różni się zasadniczo od wglądu. Jeśli używamy pojęcia „Wgląd" w znaczeniu „wgląd ostentatywny" - tak jak ma to miejsce tutaj - różnica nie wydaje się decydująca. Ponadto, wgląd w najszerszym tego słowa znaczeniu zawsze polega na dostrzeżeniu jakości „obcej dla ego", tzn. takiej, która się wyróżnia lub pozostaje w sprzeczności z czyimiś oczekiwaniami. Jes to istotne także w korekcyjnym doświadczeniu emocjonalnym. Alexan-| der (1956) mówi: „Nie jest to nazwa nowego elementu terapii, lecz tył] istotnego czynnika terapeutycznego w procesie psychoanalityczny który opisywał także Freud, choć sam nie posługiwał się tym pojęciem".! Stoimy zatem na stanowisku, że zarówno korekcyjne doświadczenie! emocjonalne, jak i terapeuta, jako wzór, są czynnikami odpowiedzialny-!

150

mi za pewne zmiany lecznicze, przy czym proces tych zmian nie musi opierać się na świadomym zrozumieniu. Trudno powiedzieć, jak często w analizie zachodzi takie spontaniczne uczenie się. Trzeba jednak podkre­ślić, że analityk stara się również uświadomić pacjentowi tego typu skutki terapeutyczne, tak aby m.in. nie dopuścić do bezkrytycznego przyjmowania przez pacjenta jego postaw lub utożsamiania się z jego wyidealizowanym obrazem.

Zaspokojenie czy wgląd - konkluzja

W bogatym wachlarzu współczesnych technik psychoterapeutycz­nych występuje szereg czynników, którym przypisuje się efekt leczniczy. Czasami kilka z nich współdziała w ramach tej samej techniki. Kiedy indziej ten sam czynnik pojawia się w odrębnych technikach. W obliczu takiego nagromadzenia technik i elementów leczniczych nasuwa się py­tanie, do jakiego stopnia różne formy terapii osiągają ten sam cel? Czy dążą do tego samego efektu, czy też zachodzą między nimi różnice jako­ściowe? Czy można powiedzieć, że niektóre techniki są lepsze od innych? Albo wywierają bardziej trwały lub głębszy skutek? Na czym opierać się przy wyborze techniki?

Wyważona odpowiedź na te pytania wymaga odwołania się do pewne­go teoretycznego układu odniesienia. Alternatywa „zaspokojenie - wgląd" może stać się takim właśnie punktem odniesienia, gdy chcemy ustosunko­wać się do konkretnych technik terapeutycznych.

Psychoanaliza stara się ułatwić pacjentowi pełne zrozumienie ner­wicy, tak aby w końcu okazała się ona zbyteczna. „W jaskrawym prze­ciwieństwie do innych rodzajów psychoterapii psychoanaliza rzeczywi­ście dąży do zlikwidowania chorobotwórczych mechanizmów obronnych. To jedyny sposób, aby raz na zawsze uwolnić pacjenta od złośliwych następstw konfliktu i przywrócić energię, która dotychczas była zabloko­wana. Dlatego psychoanaliza jest jedyną przyczynową terapią nerwic" (Fenichel 1946).

Na czym polega więc ograniczenie innych form psychoterapii, które, jak mówi Fenichel, nie są przyczynowe, tzn. nie usuwają podłoża nerwi­cy?

W niniejszym opracowaniu przeciwstawiliśmy sobie wgląd i zaspo­kojenie. Według nas psychoanaliza to jedyna forma terapii, która konse­kwentnie stara się doprowadzić do wglądu zamiast do zaspokojenia. Możemy więc zapytać: jakie ograniczenia niesie gratyfikacja jako czyn­nik terapeutyczny? Słabość modelu zaspokojenia polega na tym, że nie uwzględnia on złożoności nerwic. Jak wcześniej wspominaliśmy, neuro-

151

tyk posiada upośledzoną zdolność gratyfikacji i nie można jej usprawnić po prostu poprzez dostarczanie gratyfikacji. Łatwo wpraw­dzie w ten sposób zmniejszyć napięcie, lecz jego przyczyna nie zniknie; często natomiast po prostu ulegnie utajeniu. Zaspokojenie może usunąć objawy neurotyczne, lecz nie jest w stanie rozwiązać konfliktu.

Rozwiązując podstawowy konflikt pacjenta, psychoanaliza otwier mu dostęp do jego własnych sił, wyzwalając od „konieczności ranią energii" z zewnątrz. Poprawa oparta na gratyfikacji wymaga nato­miast ciągłego zasilania zewnętrznego. Może ono przybierać bardzo kon­kretne formy, np. konieczność stałego kontaktu wspierającego, specjal­nie ustrukturowanego środowiska lub pomocy socjalnej. Nie to jednak jest mimo wszystko najbardziej istotne. Decydujące znaczenie ma nie­świadoma zależność od autorytetu lub jego symbolu. Pacjent jest - na­wet po zakończeniu leczenia — uczuciowo związany z terapeutą. Związek ten nie zostaje ani uświadomiony, ani rozwiązany, lecz funkcjonuje jako gwarancja poprawy zdrowia. W nieświadomym rozumieniu pacjenta te­rapeuta jest nadal wszechmocnym „ojcem" lub „matką", którzy bronią dziecko przed niebezpieczeństwami. Choć metoda ta może doprowadzić do subiektywnej lub objawowej poprawy, podstawowa dziecięca pozycja pacjenta nie ulega zmianie.

Psychoanaliza natomiast, jak powiada Fenichel, „nie wykorzystuje przeniesienia bezpośrednio do osiągnięcia efektu terapeutycznego, lecz poddaje je analizie, tzn. ukazuje pacjentowi jego prawdziwą naturę". Ape­luje do rozsądku, do bardziej racjonalnej i zorientowanej na rzeczywistość części osobowości w nadziei, że - wzmocniona przez wgląd - uwolni się ona od wczesnodzietiecej zależności. Jednak leczenie przez wgląd nie jest kuracją łatwą. Psychoanaliza opiera się w dodatku na przekonaniu, że dynamiką i strukturą psychiczną rządzą procesy nieświadome. Wynika stąd sceptycyzm wobec wglądu o charakterze wyłącznie intelektualnym, opisowym.

Dotychczas mówiliśmy o gratyfikacji i wglądzie jako o elementach przeciwstawnych. Istotnie, pojęcia te wykluczają się jako zasady, jednak łączą się ze sobą jako elementy konkretnego leczenia. W praktyce prob­lem często polega na wyważonym stosowaniu tych dwóch zasad. Pozo­staje wciąż kwestią otwartą, czy psychoanaliza w czystej formie jest wolna od wszelkich pierwiastków zaspokojenia. Nawet w jej klasycznej odmianie mogą pojawić się fazy leczenia, podczas których analityk czuje się zmuszony udzielać czynnego wsparcia emocjonalnego, dawać porady lub wskazówki. Jednak zawsze stara się później przemyśleć te „nieana-

lityczne" elementy, tak aby zmiany terapeutyczne u pacjenta nie były związane z tym, co Freud nazywał efektem sugestywnym. „Analityk, który pragnie, aby leczenie było w jak najmniejszym stopniu skutkiem sugestii (tzn. przeniesienia), winien wstrzymywać się od wywierania choćby najmniejszego wpływu na wynik terapii, który może wydawać mu się oczywisty" (Freud 1913c).

Gratyfikację i wgląd możemy potraktować jako przystanki na linii kolejowej, wiodącej przez szereg stacji. Im więcej gratyfikacji w danej terapii, tym bardziej jest ona nastawiona na poprawę objawową i wyma­ga tym silniejszego wzmacniania. Z kolei im bardziej dana terapia na­stawia się na wgląd, tym silniej dąży do zmian strukturalnych i usunię­cia ukrytej przyczyny nerwicy. Pytanie, czy w danym wypadku wybór psychoanalizy jako metody leczenia jest słuszny, należy rozpatrywać od dwóch stron. Po pierwsze, czy pacjent nadaje się do leczenia psycho­analitycznego, a po drugie, czy cel terapeutyczny, jaki stawia sobie ana­liza, jest wskazany, wziąwszy pod uwagę ogólną sytuację pacjenta. Za­gadnienia te poruszymy w dwóch następnych rozdziałach.

152

-14-

Wskazania do leczenia psychoanalitycznego

Kto nadaje się do analizy?

Już po pierwszej publicznej prezentacji metody w Freud's Psycho-Analytic Procedurę (Procedura psychoanalityczna Freuda - 1904) i w publikacji On Psychotherapy (O psychoterapii), która ukazała się rok później, było jasne, że nie jest to rodzaj leczenia dla wszystkich. Freud utrzymywał, że metoda ta nadaje się zwłaszcza do przypadków chronicz­nej histerii i całej gamy stanów z natręctwami, lecz nie do psychoz i głębokich zaburzeń charakteru. W zasadzie świadomość pacjenta po­winna normalnie funkcjonować, tak aby wykorzystywał on w leczeniu swe zdolności intelektualne i chciał leczyć się z własnej woli, a nie pod wpływem jakiegoś autorytetu. Freud stwierdził także, że psychoanalizy nie można stosować w stanach kryzysowych, kiedy np. należy szybko przezwyciężyć zagrażające życiu objawy.

Freud nie uważał wymienionych wskazań i przeciwwskazań za kompletne. Nie przedstawił też systematycznego opracowania tego za­gadnienia. Także późniejsza literatura przedmiotu nie jest zbyt bogata w porównaniu z literaturą poszerzającą inne tradycyjne tematy, np. przeniesienie. Nie znaczy to jednak, że wiemy rzeczywiście tak niewiele bądź nic o podatności na leczenie psychoanalizą i o możliwościach uzy­skania pozytywnych wyników za pomocą tej metody. Wyszkolony anali­tyk dysponuje pewną wiedzą kliniczną, która odgrywa ogromną rolę w doborze pacjentów. Ale wiedza ta ma często charakter „osobisty" i nie jest precyzyjnie sformułowana. Stąd trudno ją przenieść na grunt teorii. Ponadto, rozważania diagnostyczne przebiegają często w sferze intuicji. Takie byłoby pokrótce tło problemu, kto nadaje się do leczenia psycho­analizą oraz kiedy może ono okazać się skuteczne. Zagadnienie to nie doczekało się do tej pory wyczerpującego rozwiązania.

Wątpliwe jest, czy w ogóle kiedykolwiek uda się na to pytanie udzie­lić ostatecznej odpowiedzi, ze względu na ciągły rozwój teorii i techniki

154

analitycznej (Blanek 1966). Najogólniej rzecz biorąc, wciąż ma miejsce poszerzanie wskazań do leczenia psychoanalitycznego. Okaziało się, że zarówno psychotyczne osoby borderline, jak i osoby z zaburzeniami cha­rakteru mogą odnieść korzyść z psychoanalizy (Stone 1954). Wiąże się to jednak z pewnymi modyfikacjami techniki, co z kolei stawia pytanie o to, gdzie przebiega granica między terapią analityczną a nieanalityczną. Wrócimy do tego zagadnienia pod koniec rozdziału.

W historii psychoanalizy dwie podstawowe okoliczności zadecydowa­ły o wskazaniach do leczenia tą metodą. Pierwsza, to wypowiedź Freu­da, że tylko „nerwice przeniesieniowe" dają się analizować (1914c). Dru­gą stanowiło założenie, że histeria szczególnie nadaje się do leczenia analitycznego.

Freud przeciwstawiał nerwice przeniesieniowe nerwicom narcysty­cznym lub psychozom. Jego zdaniem tylko pierwsza grupa pacjentów rozwinęła i zachowała ukierunkowane na obiekt libido wystarczające, aby stworzyć związek przeniesieniowy. W języku niefachowym oznacza to, że jednostka we wczesnych fazach rozwoju osobowości nauczyła się postrzegać innych ludzi (obiekty) jako wyraźnie od niej wyodrębnionych oraz nawiązała względnie trwały związek uczuciowy z pierwotnie naj­bliższymi jej osobami: matką, ojcem, rodzeństwem lub tymi, którzy ich zastępowali. Należy mieć pewien zasób takich podstawowych związków z obiektem, aby móc odczuwać cokolwiek do i n n y c h, a tym samym nawiązać związek przeniesieniowy z terapeutą. Jako że przeniesienie jest istotnym narzędziem psychoanalizy, leczenie tą metodą ogranicza się siłą rzeczy do pacjentów, którzy są w stanieje rozwinąć.

Jeśli chodzi o nerwicę histeryczną, możemy wymienić dwa warunki, które predestynują cierpiących na nią pacjentów do leczenia analitycz­nego. Zakłada się, że:

a) nerwica ta reprezentuje rozwiniętą psychonerwicę, tzn. z uwew-nętrznionym konfliktem, lękiem sygnałowym, stabilną obroną (wypar­ciem), objawami i nienaruszonym badaniem rzeczywistości;

b) została w niej osiągnięta edypalna faza rozwoju psychoseksualne­go (Erikson 1950), z czynną i zróżnicowaną postawą wobec obiektów, w odróżnieniu np. od oralno-biernej, roszczeniowej postawy o niezróżni-cowanym stosunku do obiektów.

Choć psychoanalizę stworzono „na miarę" rozwiniętych nerwic, w późniejszych latach, w wyniku badań oraz dalszego rozwoju teorii psychoanalitycznej, wspomniane wyżej warunki jej stosowania zostały zakwestionowane. Modeli (1969) utrzymuje, że „Freud pomylił się po prostu, opisując schizofrenika jako osobę niezdolną do stworzenia prze-

155

niesienia". Zdaniem Modella nowsze doświadczenia z przypadkami bór-derline i psychotycznymi nie potwierdzają jakiejś wyraźnej różnicy mię­dzy tymi grupami. Pogląd, że zaprzestanie libidinalnego zainteresowa­nia obiektami miłości i światem zewnętrznym dotyczy wszystkich cho­rych na schizofrenię, nie zgadza się z doświadczeniem klinicznym. Wprawdzie zdolność do przeniesienia nadal pozostaje niezbędnym wa­runkiem leczenia psychoanalitycznego, lecz okazało się w końcu, że nie jest tak, iż występuje ona wyłącznie w jednej określonej grupie, mianowicie klasycznych psychonerwic.

Aktualność straciło również założenie, że histeryk jest wzorcowym, pacjentem dla psychoanalizy. Zetzel (1968) udowodniła, iż objawy histe­ryczne mogą pojawiać się na różnorodnym podłożu dynamicznym i stru­kturalnym. Nawet jeśli nie rozwiązana problematyka edypalna dominu­je w obrazie klinicznym, struktura, po bardziej dokładnym zbadaniu, może okazać się pseudoedypalna i bardziej patologiczna, taka np. jak w charakterze depresyjnym lub stanie prepsychotycznym. Zetzel dzieli materiał dotyczący histeryków na cztery poziomy w zależności od rozwo­ju związku z obiektami i zdolności trwałego odróżniania rzeczywistości zewnętrznej i wewnętrznej. Następnie dochodzi do wniosku, że pacjenci z wszystkich czterech poziomów są zdolni do przeniesienia, lecz tylko na dwóch „najwyższych" szczeblach poczucie rzeczywistości jest wystarcza­jąco duże, aby powstało przymierze terapeutyczne*. Histerie nie stano­wią zatem jednolitej grupy chorób. Nie wszystkich histeryków można poddać analizie. Muszą oni odpowiadać pewnym wymogom związanym z preedypalnymi fazami rozwoju, aby nadawać się „do analizy".

Konkluzja Modella i Zetzel sprowadza się do tego, że uzależnienie wskazań do leczenia od przynależności do grup nozologicznych" posiada ograniczoną wartość. Klasyfikacja na grupy i typy - zarówno rodzajów, jak i stopni choroby - jest zbyt ogólna. Niewykluczone, że zagadnie­nie wskazań do analizy należy całkowicie uniezależnić od podziałów na grupy chorób, a odnieść je raczej do zmiennych związanych z osobowo­ścią, uwalniając je tym samym od wszelkich rozważań diagnostycznych. Już w 1905 roku Freud powiedział: „To ważne, aby przy ocenie cało­kształtu osobowości pacjenta nie zasugerować się jego chorobą; jednak należy wykluczyć [z leczenia psychoanalizą] osoby, które nie posiadają

* „Przymierze terapeutyczne" oznacza, że cześć ego pacjenta zachowuje zdolność rozróżniania aspektów przeniesienia i rzeczywistości i ta cześć ego współpracuje z terapeutą w realizacji celów leczenia.

** Nozologia: klasyfikacja zaburzeń umysłowych na poszczególne kategorie z •wymienieniem ich określonych cech. Ten sposób podejścia jest typowy dla kraepelinowskiej tradycji psychiatrycznej.

156

odpowiedniego poziomu wykształcenia lub nie odznaczają się w miarę stabilnym charakterem" (1905a). Widzimy więc, że Freud wymienia ce­chy, które chociaż nie dotyczą bezpośrednio problemu normalności bądź choroby, mają znaczenie dla celowości leczenia psychoanalizą.

Ocena osobowości a psychoanaliza

Omówimy teraz kilka cech osobowości, które należy -wziąć pod uwagę, kwalifikując pacjenta do leczenia psychoanalitycznego.

Pomocne okaże się tutaj rozróżnienie między nadawaniem się" a „wskazaniem" do leczenia analitycznego*. Aby poszczególne posunięcia techniczne mogły zadziałać, a określone procesy mogły przebiegać zgod­nie z celem, osobowość pacjenta musi posiadać pewne właściwości. Jest to niezbędny warunek leczenia psychoanalitycznego. Lecz nawet wtedy, gdy pacjent posiada te cechy, nie wiadomo, czy nie istnieją przeciw­wskazania do leczenia z uwagi na jego konkretną sytuację życiową. Stosunki domowe pacjenta mogą być np. tego rodzaju, że większa nieza­leżność, jaką daje analiza, zakłóci psychiczną równowagę rodziny i w efekcie -wywoła poważny kryzys. Może to doprowadzić do nieszczęść większych niż skutki nerwicy.

Każdy przypadek powinien być tu oczywiście rozważony indywidual­nie. Poza oceną stanu objawowego należy uwzględnić sytuację rodzinną, finansową, zawodową i fazę rozwoju, w której pacjent się znajduje.

W opracowaniu tym interesuje nas przede wszystkim to, co dotyczy psychoanalizy, dlatego ograniczymy się do omówienia czynników zwią­zanych ze wskazaniami do leczenia analitycznego.

Wyróżniliśmy więc kilka cech osobowości czy też zdolności o chara­kterze wewnątrzpsychicznym, z których każda reprezentuje pewne fun­kcje ego lub zdolności regulowane przez ego. Są one istotne z punktu widzenia terapii psychoanalitycznej i teorii leczenia. Wyjaśniając ich rolę dla całokształtu funkcjonowania osobowości, wskażemy również na ich związki z psychoanalizą".

Ogólnie możemy powiedzieć, że wymienione poniżej cechy reprezentują osobowość nazwaną przez Freuda „stabilnym charakterem" (niezawod­nym), który bardziej współcześnie określimy „niezawodnym ego".

1. Zdolność badania rzeczywistości.

Przez zdolność badania rzeczywistości rozumiemy umiejętność roz­różniania w postrzeganiu zmysłowym czynników subiektywnych od obiektywnych.

* Wyrażam podziękowanie prof. L. Eitingerowi za uściślenie tej rótnicy.

** Patrz str.[92-93], gdzie również omawiamy to zagadnienie.

157

Funkcję badania rzeczywistości można oceniać na wielu poziomach. Najbardziej podstawowy to poczucie rzeczywistości, tzn. fakt, że ktoś na planie świadomym wie lub odkrywa poza sobą samym istnienie obiektów, wobec których zajmuje określoną postawę (Beres 1956). Po­czucie rzeczywistości opiera się na odróżnieniu przeżyć reprezentujących percepcję zmysłową od wyobrażeń wewnętrznych. Umożliwia to bardziej rozwinięte badanie rzeczywistości, zachowanie własnej tożsamości wy­odrębnionej spośród innych osób (granice ja) oraz prawidłowe rozróżnia­nie między światem wewnętrznym i zewnętrznym. Na przykład halucy­nacja wzrokowa jest wyrazem załamania się poczucia rzeczywistości, ponieważ fantazje wewnętrzne nabierają tu charakteru zmysłowego i są odczuwane jako bodźce zewnętrzne.

Nawet jeśli poczucie rzeczywistości nie zostało naruszone, przebiega­jące na wyższym poziomie badanie rzeczywistości może ulegać zakłóce­niom (Hartmann 1956). Granica między percepcją zmysłową a myślami może przebiegać właściwie, lecz znaczenie percepcji może ulec rady­kalnej zmianie (np. w przypadku natrętnych myśli) lub też pewnym łagod­niejszym zakłóceniom — może na przykład mieć miejsce niedostateczna zdolność dostrzegania i korygowania elementów subiektywnych w wypo­wiedziach, które pacjent uważa za obiektywne (np. drobnych projekcji, wzorców nerwicowych, reakcji przeniesieniowych, „białych plam").

Terapia psychoanalityczna jest do pewnego stopnia sytuacją depry-wacji sensorycznej (patrz str.[88]). Ego badające rzeczywistość jest po­zbawione bodźców zewnętrznych, które w innych okolicznościach zapew­niają jego sprawne funkcjonowanie. Ponadto ego zostaje poddane wzmo­żonemu pobudzeniu ze strony wewnętrznych pochodnych popędów (fantazji). Jest to bezpośrednie wyzwanie dla poczucia rzeczywistości. Pacjent musi zachować w obliczu mieszaniny elementów realnych i po­chodzących z fantazji, która siłą rzeczy pojawia się w terapii psycho­analitycznej. Nienaruszone poczucie rzeczywistości stanowi podstawę przymierza terapeutycznego. Jeśli ulegnie ono załamaniu, pacjent będzie przeżywał wszystko zgodnie ze swym stanem wewnętrznym, po­zbawiając terapeutę niezależnego punktu odniesienia podczas analizy.

Jak zatem funkcja badania rzeczywistości zachowa się w sytuacji „prowokacji" ze strony psychoanalizy? Należy bezwarunkowo odpowie­dzieć na to pytanie, zanim skierujemy pacjenta na leczenie analityczne. Czy jego ego zdoła funkcjonować na wyższym poziomie? Czy zachodzą ryzyko regresji do poziomu niższego, tzn. czy może dojść do silnie idio-synkratycznej interpretacji zjawisk albo nawet do rozłamu między świa­tem wewnętrznym a zewnętrznym?

158

Przy ocenie wskazań do leczenia psychoanalitycznego należy wziąć pod uwagę wszystkie stopnie i przejścia między tymi poziomami i doko­nać wnikliwej oceny całokształtu funkcji badania rzeczywistości.

2. Zdolność do samoobserwacji.

Przez samoobserwację rozumiemy zdolność do „rozszczepienia" ego na część obserwującą i przeżywającą.

Podczas gdy badanie rzeczywistości odwołuje się do zautomaty­zowanego i odruchowego aspektu funkcjonowania osobowości, to samo­obserwacja jawi się jako czynna zdolność dostrzegania niektórych aspektów ego. Umiejętność takiej obserwacji z zachowaniem dystansu jest warunkiem samokrytyki i introspekcji. Wraz ze zdolnością do wer­balizacji spostrzeżeń tworzy ona podstawę swobodnych kojarzeń. Oba te elementy Freud zawarł w swojej instrukcji podawanej pacjentom. Posłużył się on przenośnią zawierającą analogię do pasażera pociągu: „Proszę zachowywać się tak, jakby Pan siedział przy oknie w przedziale pociągu i miał opisywać osobie siedzącej z tyhi zmieniające się sceny, które Pan widzi na zewnątrz" (1913c). "Warunkiem podjęcia psychoana­lizy jest właśnie zdolność do samoobserwacji. Nie wystarczy jednak respektować granicę między ego obserwującym a przeżywającym wyłą­cznie na początku leczenia. Musi być ona zachowana przez cały czas terapii. Zdolność do samoobserwacji reprezentuje tę część ego, która wbrew pokusom nie da się zaangażować w przeniesienie, lecz potrafi przeżywać dziecięcość niejako realność, ale jako coś obcego. Efekt lecz­niczy jest zależny od dostrzegania tej „obcości dla ego". Ego obserwują­ce jest ważnym składnikiem przymierza terapeutycznego i jeśli ta pła­szczyzna obserwacji zawodzi - ego obserwujące ulega ego przeżywają­cemu - wówczas terapia według zasad analitycznych nie jest już dłużej możliwa.

A zatem ocena, w jakim stopniu pacjent posiada zdolność samoob­serwacji i czy nie ulega ona trwałemu załamaniu, ma decydujące znacze­nie dla wskazań do terapii analitycznej.

3. Zdolność do związku z obiektem..

Przez związek z obiektem rozumiemy zdolność do emocjonalnych więzi z innymi ludźmi.

Umiejętność rozwijania uczuciowych więzi z obiektami jest warun­kiem tego rodzaju przeniesienia, w którym pacjent może zidentyfikować się z terapeutą i zawrzeć z nim trwałe przymierze terapeutyczne. Wspo­minaliśmy już o tym wcześniej i ograniczymy się teraz do stwierdzenia, że jest to klasyczny i decydujący czynnik określający wskazania do le­czenia analitycznego.

159

Musimy jednak podkreślić, że nie chodzi tu tylko o posiadanie bądź nieposiadanie umiejętności wiązania się z obiektem. Umiejętność ta jest różna na różnych poziomach rozwoju osobowości. Dlatego należy ocenić zarówno stabilność, jak i jakościowe cechy zdolności pacjenta do wiąza­nia się z obiektem. Ponadto należy zbadać, jak głęboko i na ile autenty­cznie pacjent jest związany z innymi; na ile doznaje realnych uczuć, a na ile są to zachowania społeczne oparte na przyjętej konwencji lub przeko­naniach intelektualnych.

4. Zdolność tolerancji „negatywnych" uczuć.

Przez tolerancję „negatywnych" uczuć rozumiemy zdolność do świa­domej akceptacji własnego lęku, depresji i bierności.

Technika leczenia psychoanalitycznego stale narusza mechanizmy obronne jednostki. Dzieje się tak po części podczas bezpośredniej inter­pretacji obrony, po części zaś w związku z osłabieniem poczucia rzeczy­wistości i przywoływaniem w trakcie terapii wypartego materiału id. Mechanizmy obronne poddawane są zarówno zewnętrznym, jak i we­wnętrznym naciskom. Jednocześnie mobilizuje się i wyzwala afekt. Mo­żliwość doświadczania uczuć i sposobów ich łączenia się z impulsami na płaszczyźnie nieświadomej oraz opracowywania ich w różnych warian­tach skojarzeniowych wiąże się ze zdolnością pacjenta do traktowania afektu jako realnego przeżycia. Ważne jest, aby nie uciekał się on do natychmiastowego wzmocnienia wewnątrzpsychicznej obrony ani nie unikał za wszelką cenę przeżywania tych uczuć.

Szczególne znaczenie ma to w przypadku lęku i depresji, które zwykle są automatycznie wypierane. Pacjent zazwyczaj broni się także przed przeżywaniem biernego oddania się, gdyż może mu ono nieświadomie kojarzyć się z porzuceniem. Sam ceremoniał psychoanalityczny - pozycja leżąca i swobodne kojarzenia - wymaga bezwarunkowego zdania się na kogoś i bycia obiektem, a nie podmiotem.

Dlatego trzeba ocenić, w jakim stopniu potencjalny pacjent jest goto­wy - i potrafi - znosić powtarzające się „negatywne" uczucia.

5. Zdolność do odraczania gratyfikacji.

Przez zdolność do odraczania gratyfikacji będziemy rozumieć nie­ustępliwość wobec bodźców domagających się bezpośredniego zaspokoje­nia pragnień oraz odkładanie go na później zgodnie z celem nad­rzędnym. Pojecie „odraczania" zajmuje kluczowe miejsce w psychoanali­tycznej teorii osobowości (Rapaport 1951a). Oznacza ono, że energia popędowa przeobraża się w czynność wyobrażeniową, zamiast rozłado­wać się w działaniu gratyfikacyjnym. Niedojrzałe lub pozostające w sta­nie regresji ego charakteryzuje się niską zdolnością do odraczania. Ener-

160

gia popędowa szuka natychmiastowego wyładowania poprzez układ mo-toryczny. Ego dojrzałe lub takie, które nie jest w stanie regresji, może stłumić popęd i odłożyć gratyfikację na później stosownie do wymogów rzeczywistości.

Celem terapeutycznym psychoanalizy jest usunięcie neurotycznej presji popędów dzięki umożliwieniu pacjentów wglądu w nieświadome i dziecięce podłoże tej presji. Dlatego psychoanaliza posługuje się regresją i frustracją jako metodami terapeutycznymi. Dzięki regresji reaktywują się dziecięce potrzeby i struktury przeniesienia, a w wyniku frustracji następuje akumulacja napięcia popędowego, wykorzystywanego jako motywacja do leczenia oraz podstawa dla przyjmowania interpretacji i uzyskiwania wglądu. Lecz zarówno regresją, jak i frustracja stwarzają jednocześnie pacjentowi silną pokusę spełnienia pragnień, natychmia­stowego ich zaspokojenia, dokonania „acting outu". Jeśli człowiek jej ulegnie, straci perspektywę procesu, a jego motywacja do leczenia osłab­nie. Gdy „acting out", tzn. „pamiętanie przez działanie" (Freud 1914d), całkowicie zastąpi obrazowe i słowne wspominanie wyobrażeniowe, wówczas prowadzenie terapii według zasad analitycznych nie jest możli­we.

Dlatego należy - jeszcze przed rozpoczęciem terapii — powiedzieć pacjentowi parę słów o konieczności odraczania gratyfikacji, zwłaszcza gdy mogą pojawić się silne pokusy wywołane reaktywowanymi potrzeba­mi dziecięcymi.

6. Zdolność do syntetycznego wglądu.

Przez wgląd syntetyczny rozumiemy zdolność organizowania psychi­cznych fragmentów o odrębnej jakości przeżywania, pochodzących z różnych kontekstów i łączenia ich w sensowne związki.

W leczeniu psychoanalitycznym ulegają uaktywnieniu duże ilości materiału psychicznego: myśli, fantazje, obrazy wspomnień, uczucia, do­znania cielesne, przy czym należy pamiętać, że nie pojawiają się one w sposób systematyczny lub według zasad logiki. Na płaszczyźnie nieświa­domej materiał ten ma jednak sens i celem interpretacji jest ukazanie pacjentowi wzorów i zależności, wyrażonych w bezsensownych na pozór obrazach.

Przez cały czas syntezę tę utrudnia opór. Niedostateczna zdolność do syntetycznego wglądu spowodowana jest jednak nie tylko oporem. Musi­my także wziąć pod uwagę, że zdolność ta jest po prostu różna u różnych ludzi.

Zgodnie z teorią psychoanalityczną ego spontanicznie dąży do łago­dzenia sprzeczności, tworzenia związków i szuka przyczynowości zja-

161

wisk- „the syntetic function of ego" (Nunberg 1955). Synteza może prze­biegać na wszystkich płaszczyznach funkcjonowania osobowości - od ma­gii aż do przyczynowości zorientowanej na rzeczywistość.

Aby pacjent osiągnął prawdziwy wgląd, syntetyczna funkcja ego winna przebiegać na płaszczyźnie rozwiniętej, ukierunkowanej na rze­czywistość. Warunkiem powodzenia tego jest posiadanie przez pacjenta wystarczająco rozwiniętego ego, które nie ulega w trakcie leczenia tak silnej regresji, że procesy pierwotne (patrz str. [53]) zaczynają brać górę nad funkcją syntetyczną.

Inny warunek to zdolność do abstrahowania (Goldstein 1941). Bez niej nie sposób wyodrębniać i łączyć elementy, które tworzą wzór w ma­teriale skojarzeniowym.

Podporządkowanie funkcji syntetycznych procesom wtórnym i ich zdolność do działania na poziomie abstrakcyjnym to także niezbędny warunek wglądu i przepracowania, a tym samym zastosowania metody | psychoanalitycznej.

7. Zdolność do stopniowego osłabiania obrony.

Stopniowe osłabianie obrony oznacza, że struktura defensywna mi charakter inkluzywny, a nie ekskluzywny.

Proces psychoanalityczny narusza utrwaloną i sztywną strukturę obronną pacjenta. Ogranicza ona bowiem jego zdolność przeżywania i rozwoju. Przezwyciężanie obrony musi jednak przebiegać sukcesywnie. W przeciwnym razie ego nie zdoła zasymilować i zintegrować ożywione­go materiału. Grozi to pogrążeniem się ego w zamęcie i przekształce­niem się regresji w stan psychotyczny.

Decydujące znaczenie ma zachowanie kontroli nad regresją urucho­mioną podczas leczenia. To zadanie należy częściowo do terapeuty i wy­znacza jego strategię interpretacyjną. Ale kontrola jest też funkcją ego pacjenta. Jego struktura obronna powinna odznaczać się stopnio­waniem głębi, tzn. w porę dostrzegać regresję. Warunkiem tego jest stopniowe przechodzenie impulsów popędowych - w trakcie począt­kowego rozwoju i budowy obrony - przez szereg szczebli. Każdy z nich reprezentuje „węzeł defensywny". Regresją, która samoczynnie następu­je w analizie, nie posunie się na początku dalej niż o jeden szczebel. "W odróżnieniu od tak zróżnicowanego układu obronnego wyobraźmy sobie inną strukturę, w której prymitywne impulsy w ogóle mają tylko j e-den szczebel. W takim wypadku po przedarciu się przez wyższą warstwę obrony impuls pozbawiony etapów pośrednich podlega reakty­wacji w swym prymitywnym kształcie. Jest to obrona „ekskluzywna". Przykład kliniczny stanowią tu pacjenci uciekający się do obrony prze-

162

ciwfobicznej*, w której skrajna zależność i bierność jest kompensowana ich „twardym" charakterem, dążeniem do absolutnej „wolności" i „nieza­leżności" (Rapaport 1951b). Ten rodzaj obrony podlega zasadzie „w s z y-s t k o albo nic". Jeśli kompensująca powierzchnia zostanie w terapii naruszona, pacjent czyni nagły zwrot w kierunku przeciwnym, całkowi­tej zależności, zatracając konieczny w terapii dystans.

Wszystkie struktury obronne, opierające się wyłącznie na prymityw­nym mechanizmie „wszystko albo nic", takie jak zaprzeczenie, introje-kcja lub projekcja, załamują się gwałtownie pod wpływem regresji wy­wołanej w analizie. Dlatego istotne znaczenie ma ocena zdolności pa­cjenta do stopniowego osłabiania obrony.

8. Zdolność do spójnego funkcjonowania.

Przez spójne funkcjonowanie rozumiemy możliwość przewidywania zachowań jednostki.

Ta cecha ma charakter bardziej ogólny i wyraża całościowy aspekt osobowości. Jednostka osiągnęła stopień rozwoju, który zapewnia jej względnie stabilny rdzeń ego i stosunkowo niezmienny sposób bycia. Rozwinęła ona trwałe jednorodne sposoby reagowania i zaspokajania w różnych sytuacjach. Żadna nowa okoliczność nie jest przeżyciem „pier-wszorazowym". Jednostka funkcjonuje według gotowych wzorców mają­cych na wpół instrumentalny i autonomiczny charakter. Dzięki temu można przewidzieć jej zachowania.

Ciągłość wzorca osobowości opiera się między innymi na tym, że dziecięce fiksacje zostały ujęte w jeden wzór, w którym określona faza lub jej modalność uzyskała prymat nad innymi i oddziałuje organizujące na pozostałe elementy. Tworzy to z kolei podstawy do ciągłości treści psychicznej. Pewne wątki lub symbole powtarzają się, nadając poznaw­czym właściwościom pacjenta szczególne znamię. Ciągłość wyraża się również w określonym wzorcu obrony, co sprawia, iż „styl" pacjenta staje się niezmienny w zmieniających się okolicznościach i sytuacjach.

Psychoanaliza powinna pomagać pacjentowi odnaleźć, wyodrębnić i w pełni uświadomić sobie tego typu wzorce. Aby to mogło nastąpić, konieczne jest jednak istnienie tych wzorców.

Bardziej regresywne lub niedojrzałe osobowości są pozbawione ta­kiego punktu oparcia. Brak im stałej obrony, skutecznej w rozlicznych okolicznościach. Muszą za każdym razem postępować tak, jakby dana sytuacja była zupełnie nowa. Przechowują w sobie ślady wszystkich faz rozwoju psychoseksualnego, które nie połączyły się jednak w zorganizo-

* Przetiwfobia: strategia obronna polegająca na tym, że osoba cierpiąca na fobię szuka właśnie takich sytuacji, jakich się boi.

163

wany wzorzec. Metoda psychoanalityczna nie wydaje się odpo-wiednia dla tak chaotycznych osobowości. Brak im wystarczająco stabilnego rdzenia ego, który służyłby za punkt odniesienia. Ponadto poszczególne elementy psychiczne są zbyt różnorodne, aby stworzyć poczucie we­wnętrznej spójności.

9. Zdolność do odczuwania przyjemności.

Przez zdolność do odczuwania przyjemności rozumiemy istnienie w osobowości jednostki elementów, które leżą poza zasięgiem konfliktów i dają podstawę do przyjemnych przeżyć.

Zdolność tę można rozpatrywać z dwóch punktów widzenia. Po pier­wsze, jako funkcję superego, a więc czy zinternalizowane potępienie jest bardzo surowe i silne. Superego może być tak archaiczne, a więc potępie­nie tak masywne, że całokształt osobowości zostanie wciągnięty w kon­flikt. Na przeciwległym krańcu mamy sytuację, w której różne czynności i zainteresowania znajdują się poza konfliktem i zachowują pierwotną zdolność dostarczania przyjemności. Możliwe są tu wszelkie warianty.

Po drugie, problem ten można rozpatrywać z innej perspektywy, biorąc pod uwagę, czy pacjent ma określone predyspozycje, szczególne uzdolnienia, umiejętności lub jakiś talent. Takie elementy struktury osobowości mogą - nawet jeśli w danej chwili są stłumione przez patolo­gię - stwarzać potencjalne źródło przyjemności.

Dla terapii ważne jest, aby pacjent mógł doświadczać przyjemności i potwierdzać w ten sposób swoją samoocenę, odczuwać, że minio wszy­stko coś potrafi lub może się z czegoś cieszyć. Tworzy to potencjał sublimacyjny, wokół którego może wykrystalizować się „poczucie ja". Specjalne zdolności, na przykład malarskie, poetyckie czy muzyczne, pomagają uzewnętrzniać treści pochodzące z id i dostarczają form dla przepracowania wglądu. Proces psychoanalityczny powoduje tak przy­tłaczającą koncentrację „ujemnych" stron osobowości, iż doza pozytyw­nej samooceny wydaje się konieczną przeciwwagą.

Osobowość musi mieć jakąś zdrową część. Czy też, jak powiada Frijling-Schreuder: „Komu nic się nie udaje w życiu, temu prawdopodob­nie nie uda się też i analiza" (Kuiper 1968).

Samopoznanie*

Analiza do pewnego stopnia uwolniła się od modelu meclycznego, stawiającego sobie czysto lecznicze cele. Nadal mówimy co prawda o „wyleczeniu" i „kuracji". Ale psychoanaliza nie posługuje się swymi środ-

Szersze przedstawienie przedmiotu, patrz Killingmo 1969.

164

karni tylko po to, aby osiągnąć efekt terapeutyczny. Proponuje „długą drogę", która prowadzi do wglądu. Cele i środki psychoanalizy mają charakter bardziej ogólny i poznawczy. Kontrastują z innymi formami psychoterapii, w których priorytet mają bezpośrednie skutki lecznicze. Dlatego też możemy scharakteryzować psychoterapię jako zabiegi zo­rientowane na leczenie, w odróżnieniu od psychoanalizy, która jest ukierunkowana na poznanie.

Jakie konsekwencje ma to rozróżnienie dla leczenia psychoanalizą?

Przyjmuje się, że „chęć wyzdrowienia" nie jest wystarczającym po­wodem, by podjąć psychoanalizę. Równie ważne wydają się potrzeba i zdolność pacjenta do samopoznania. Kuiper (1968) mówi: „Leczenie psychoanalityczne nie ma nic do zaoferowania pacjentowi, który pragnie jedynie uwolnić się od udręki. Psychoanaliza jest metodą sokratyczną. Pragnienie samopoznania, potrzeba oraz zdolność do introspekcji mają tak ogromne znaczenie, że zajmują najbardziej eksponowane miejsce w hierarchii wskazań do leczenia". Inaczej mówiąc, pacjent musi dyspono­wać ciekawością, wolną od konfliktu, którą może wykorzystać dla włas­nych potrzeb.

Czynnik ten należałoby wyjaśnić z teoretycznego punktu widzenia. Tutaj jednak musimy zadowolić się jego charakterystyką opisową. Nasu­wa się w tym kontekście porównanie z postawą naukowca, którą chara­kteryzują ciekawość i zadowolenie wypływające z oglądania, rozpozna­wania i rozumienia niezależnie od wartości użytkowej tych doświadczeń. Tak jak analityk zajmuje postawę badacza wobec pacjenta, tak i on musi przejawiać podobne podejście w stosunku do samego siebie. Wspólna ciekawość i pragnienie wiedzy stanowią w zasadzie podstawę rzeczywi­stego przymierza terapeutycznego podczas długotrwałej analizy.

-15-Cel terapeutyczny psychoanalizy

Do jakiego celu prowadzi leczenie psychoanalityczne? Jaka jest oso­ba „przeanalizowana"? Niewiele innych zagadnień dotyczących psycho­analizy nagromadziło wokół siebie tyle nieporozumień. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że problem celu psychoanalizy jest tak obszerny, że przedstawienie go w wyczerpujący sposób wymagałoby napisania od­dzielnej książki.

Przystępujemy wiec do omawiania tego tematu ze świadomością, iż ani go nie wyczerpiemy, ani nawet szczegółowo go nie naświetlimy. Naszym najważniejszym zadaniem jest przedstawienie strukturalnego punktu widzenia, który może być płaszczyzną odniesienia dla rozpatry­wania zagadnienia celu psychoanalizy. Ponadto będziemy trzymać się myślowego i pojęciowego modelu psychoanalizy, rezygnując z oceny wy­ników terapeutycznych z punktu widzenia etyki, socjologii czy polityki, co skądinąd zresztą jest równie interesujące i ważne (Simonsen 1953).

Do omówienia naszego tematu można przystąpić z trzech punktów widzenia:

a) empirycznego, tzn. rozpatrzenia, jakie są faktyczne wyniki leczenia psychoanalitycznego — na podstawie badań uzyskanych po ukończeniu analizy (Schjelderup 1955, Pfeffer 1959,1961),

b)praktyczno-technicznego, tzn. rozważenia kryteriów poprawy, stosowanych przez analityka w codziennej pracy terapeutycz­nej, przede wszystkim w związku z określeniem momentu zakończenia analizy (Menninger 1961),

c) teoretycznego, tzn. mając na uwadze cel wynikający z psy­choanalitycznej teorii patologii i terapii.

Zaczniemy od teoretycznego punktu widzenia. Najprościej sformuło­wać terapeutyczny cel psychoanalizy jako dążenie do uwolnienia od patologii. Pacjent cierpi na nerwicę, która w mniejszym lub większym stopniu paraliżuje i zubaża jego aparat psychiczny. Terapeu­tyczny cel analizy polega więc na uwolnieniu pacjenta od przymusu, jaki stanowi nerwica.

166

Czy istnieje jednak jakaś wyraźna granica między nerwicą a „tym, co nie jest nerwicą" lub między chorym a zdrowym? Od razu stajemy w obliczu dobrze znanych problemów i odwiecznych pytań o zdrowie psy­chiczne. Rozstrzygnięcie tej dyskusji wykracza poza nasze możliwości, przedstawimy więc tu jedynie jej krótki zarys.

Zaczniemy od różnicy między objawem a charakterem (patrz str. [33]), ponieważ może to pomóc wyjaśnić, co psychoanaliza,rozumie przez „uwolnienie od patologii". Należy pamiętać, że Freud już na przełomie wieków przeniósł centrum u-wagi z objawów na charakter (patrz str. [54]). Jednak rozumowanie to nie przyjęło się wśród lekarzy. Skądinąd zrozumiałe jest, iż największą uwagę skupiają właśnie wyraźne objawy, które są dowodem choroby i stopnia jej zaawansowania.

Przejawia się to nie tyLko w popularnych poglądach. Myślenie kate­goriami objawów utrzymuje się także w kręgach psychologów i psy­chiatrów, którzy dystansują się od tradycji psychoanalitycznej. Właśnie te kręgi najczęściej wysuwają postulaty, aby psychoanaliza naukowo udokumentowała swoje wyniki terapeutyczne. Dlatego ważne jest uści­ślenie, iż wyznaje ona bardzo wyważony pogląd na to, co jest patologią, a co nie jest.

Posłużmy się przykładem: dwie osoby zgłaszają się do psychoana­lityka. Jedna uskarża się na lęk, który niemal uniemożliwia jej chodze­nie do pracy. Na ulicy ogarnia ją paniczny strach. Podczas tych niezro­zumiałych ataków ów nieszczęśnik chce tylko jednego: znaleźć się jak najszybciej w domu. Druga osoba, która pragnie rozpocząć analizę, nig­dy nie doznawała lęku. Od lat wykonuje swoją pracę, lecz od czasu do czasu nachodzi ją dręczące uczucie nudy i zmarnowanego życia.

Która z tych osób jest bardziej chora? Czy osoba z nerwicą lękową czy borykająca się z trudnościami życiowymi? Zdaniem tradycyjnego psychiatry oczywiście ktoś, kto ma objawy lękowe. Jeśli pominiemy ostry charakter dolegliwości i zapytamy, który z tych pacjentów odniesie większy pożytek z leczenia, może się okazać, że ocena wypadnie na korzyść pierwszego. Wprawdzie cierpi on na poważne nieprzystosowanie społeczne, lecz osobowość jako całość nie uległa takiemu stężeniu, jak u drugiego pacjenta. Pierwszy może być bardziej otwarty na leczenie, pod­czas gdy u drugiego jego neurotyczny charakter będzie stawiać silny opór.

Pierwszego można naz-wać jawnie chorym, podczas gdy drugiego niej awnie. Jest paradoksem, iż często osoba niejawnie chora - aby stać się zdrowa - musi upodobnić się do jawnie chorego. W trakcie leczenia psychoanalitycznego takich osób mogą pojawiać się fazy,

167

w których ich nerwica charakteru będzie uzewnętrzniać się silniejszymi objawami. W miarę słabnięcia obrony charakteru pacjent poczuje - być może po raz pierwszy — lęk, stanie się bezradny i napotka trudności w pracy. Pojawia się więc pytanie, czy jest teraz bardziej chory czy bardziej zdrowy? Według tradycyjnych poglądów jest bardziej chory, lecz w kon­tekście leczenia - bardziej zdrowy. W każdym razie aktualny st świadczy o tym, że proces zdąża w dobrym kierunku. Powyższe rozważa- i nią ukazują, że jednostronne skupianie się na objawach poważnie spłyca | całokształt zagadnienia.

Sprawa komplikuje się dodatkowo, jeśli mówiąc o stanie zwykłej zwanym normalnością, zestawimy go z pojęciem nerwicy charakteru, i Stwierdzimy wówczas, że tak wielu ludzi posiada neurotyczne cechy charakteru, iż nie wykraczają oni dzisiaj poza obszar normalności. „Nor­malny neurotyk" funkcjonuje bez bolesnych objawów i pełni swoją rolę społeczną w dość zadowalający sposób. Choć nie przejawia objawów, nie jest człowiekiem wolnym, lecz więźniem swego neurotycznego charakte­ru, który ogranicza jego możliwości przeżywania i rozwoju.

Pierwszym celem terapeutycznym psychoanalizy jest uwolnienie pa­cjenta z tego „kaftana bezpieczeństwa", który tworzą neurotyczne cechy jego charakteru. Innymi słowy, psychoanaliza stara się dokonać struk­turalnych zmian osobowości. Prowadzi nas to do pojęcia struktury, które odgrywa kluczową rolę w psychoanalitycznej teorii osobowości. Aby w pełni zrozumieć specyfikę zmian będących celem psychoanalizy, należy bliżej omówić, co oznacza „struktura" jako pojęcie z dziedziny psychologu osobowości.

Przedyskutujemy najpierw, co kryje się za tym pojęciem i co rozu­miemy przez wyrażenie „zmiana struktury". Następnie ukażemy, w jaki sposób te rozważania pomogą nam rozwiązać pewne nieporozumienia dotyczące celów psychoanalizy. Na koniec omówimy jedną ze zmian struktury, do których dąży psychoanaliza.

Co to jest struktura psychiczna?

Zdarza się, że psychoanalizę traktuje się wyłącznie jako psychologię popędów, przedstawiającą człowieka jako kipiący kocioł, „w którym po­pędy ciągle się ścierają, są w stanie wiecznej rewolucji, w którym wszy­stko, co ma miejsce w świadomości lub w zachowaniu, jest jedynie wyni­kiem chwilowych stanów równowagi, wywołanych przez zderzające się popędy" (Rapaport 1951). Taki obraz jest wyrazem błędnego rozumienia psychoanalitycznego modeli1 osobowości. Ilustruje on jednak trafnie człowieka, któremu brak struktury. Wszystko sprowadza się do krótko-

168

trwałych procesów o określonym wyniku. Istotnie, wczesna psychoanali­za fascynowała się popędami i ich przejawami iar fantazjach, marzeniach sennych i objawach. Praca terapeutyczna szła zasadniczo w kierunku uświadamiania treści tych pochodnych popędów. Jednak psychoana­liza nigdy nie była prawdziwą psychologią popędów. Od zarania dyspono­wała takimi pojęciami, jak: obrona, opór i procesy wtórne, które odwołu­ją się do regulujących, organizujących i trwałych aspektów osobowości. Model kipiącego kotła nie zgadza się po prostu z doświadczeniem. Ludz­kie przeżywanie i zachowanie to nie tylko zmienne popędy i potrzeby, lecz w równym stopniu ich przewidywalmość, wzór i ustalony przebieg. Właśnie te cechy zachowania stanowią aspekt strukturalny. „Rzetelna i prężna psychologia musi posiadać zarówno pojęcia energety-czno-dynamiczne, jak i strukturalne" (Rapaport 195Ib). Zjawiska ducho­we można studiować i opisywać zarówno z punktu widzenia procesu, jak i struktury. „Struktury są konfiguracjami, -w ewnątrz których, p o-między którymi i za pomocą których zachodzą procesy umysło­we" (Rapaport 1958). Jako metaforę możemy tu przywołać obraz urzą­dzenia nawadniającego: woda płynąca kanałami, będąca przez cały czas w ruchu, reprezentuje proces. Z kolei sam system kanałów, doprowadza­jący wodę w różne, z góry ustalone miejsca, reprezentuje strukturę.

Struktura jest formalną stroną zjawiska - w odróżnieniu od jego treści. Przykładem może być tu sposób, w jaki analityk słucha pacjenta. Jest on oczywiście skoncentrowany na tym, c o pacjent mówi. Wsłuchuje się w treść jego skojarzeń, które zmieniają się z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Lecz słuchając treści, interesuje się także tym, w jaki sposób pacjent je wyraża. Wjego rozmaitych skojarze­niach istnieje pewna forma niezależna od zmieniającej się treści. Ta forma odzwierciedla strukturę. Struktura jest więc względnie stabilnym kośćcem otoczonym różnorodną treścią. Do kompetencji wyszkolonego ana­lityka należy nie tylko dostrzeganie w z o rców tematycznych, lecz także strukturalnych. Oznacza to, że na podstawie wielu drobnych właściwości może on odtworzyć -wzór sposobu funkcjonowania, tzn. ustalić aspekt strukturalny.

Według Schafera (1958a) struktura psychiczna odznacza się na­stępującymi cechami:

a) powolnością zmian,

b) względną autonomią wobec popędóV,

c) „gotowością" do różnorodnego wykorzystania,

* Odnośnie do różnicy między autonomią pierwotną a wtórną, patrz Hartinann (1939).

169

d) „dyspozycyjnością",

e) jest nabywana w drodze identyfikacji z otoczeniem.

Wszystkie zjawiska psychiczne odpowiadające tym właściwościom mają charakter struktury. Istotną rolę odgrywają cztery pierwsze punkty, którym przyjrzymy się nieco bliżej. Pierwszy punkt oznacza, że struktura tworzy ciągłość przeżyć i zachowań jednostki. Stanowi ona stabilną stronę osobowości i pozwala przewidzieć jej dalszy rozwój. Tym samym tworzy jej element „konserwatywny" — opór wobec zmian. Punkt drugi podkreśla, że struktury są niezależne od sytuacji, w której powstały. Uzyskały niejako „własne życie", oddzielając się od funkcji, jaką pełniły w chwili powstania, np. będąc wtedy sposobem na przezwyciężenie określonej sytuacji konfli­ktowej. Punkt trzeci stanowi o neutralności struktur pod względem jako­ściowym. Nie wyrażają one żadnego motywu, zamiaru lub woli. Mają charakter instrumentahiy i mogą być różnie używane w zależności od czasu i celu. Punkt czwarty oznacza, że struktury po prostu „są obecne". „Proponują swoje usługi". Reprezentują coś stałego, do czego jednostka może wrócić i nie musi odtwarzać za każdym razem nowej sytuacji.

Struktury mogą istnieć na rozmaitych poziomach. Im bardziej stru­ktura jest rozbudowana, tym większą posiada stabilność i autonomię wo­bec popędów. Nie jest ona wieczna, lecz względna i w pewnych okoliczno­ściach może ulec załamaniu, np. w związku z kryzysem psychicznym. Popędy wywierają wówczas bardziej bezpośredni wpływ na aparat psychi­czny. Struktury tracą wtedy neutralny charakter i nie są już narzędziem, którym jednostka może swobodnie dysponować. Następuje regresja ego.

Przykłady kliniczne takiego częściowego załamania struktur odnaj­dujemy w stanach borderline (Knight 1953). Dla pacjenta borderline nowa sytuacja to przeżycie jej „po raz pierwszy". Musi on za każdym razem zaczynać od nowa. Nie ma gotowych struktur, którymi mógłby rozporządzać i które nadają nowym sytuacjom klimat czegoś znanego, sugerując odpowiedni sposób działania. Pacjent borderline znajduje się zatem w mniej lub bardziej ostrym kryzysie i jest pozbawiony stałości, zarówno w świecie doznań, jak i w swoim zachowaniu.

Proces psychoanalityczny prowadzi w pewnym sensie do kryzysu. psychicznego - oczywiście kontrolowanego - w którym struktury ulegają częściowemu załamaniu, aby umożliwić pacjentowi dokonanie przeobra­żeń lub utworzenie nowych struktur. Podczas niektórych faz analizy pacjent może być bardziej labilny lub wrażliwy, ponieważ nie chroni go sprawnie funkcjonująca struktura.

Rozważania na temat struktury stanowią istotną część komplekso­wej psychologii osobowości człowieka. Bez nich nie uda się stworzyć

170

hierarchii poszczególnych motywów osobowości. Jak utrzymuje Rapa-port, samo stwierdzenie, że u jakiejś osoby występuje określony impuls (np. agresja oralna) nie jest interesujące, jeżeli jednocześnie nie ustali się, na jakim poziomie struktury osobowości jest on zorganizowany. Dwie osoby mogą odczuwać tę samą potrzebę, która u każdej z nich ma całkiem odmienną strukturę i genezę. „Jednakowy motyw przy odmien­nych •uwarunkowaniach strukturalnych jest przeżywany w różny sposób, ma odmienne manifestacje i różne następstwa" (Schafer 1958a).

Co to jest zmiana struktury?

Jak głosi definicja, struktury odznaczają się niskim stopniem zmien­ności. Wynikają z tego dwie wyraźne konsekwencje. Po pierwsze cechy strukturalne odznaczają się stałością. Nie oznacza to, że są całkowicie niezmienne. Można na nie oddziaływać, chociaż np. w psychoanalizie efekt terapeutyczny oparty na zmianie struktury będzie znacznie trudniejszy do uzyskania niż efekt osiągnięty na bazie niestrukturalnej (np. przez sugestię). Ponadto podczas terapii struktura automatycznie stanie się oporem. Im bardziej jest zautomatyzowana i sztywna, tym większy stwarza opór i tym trudniej dokonać zmian. Wy­nika z tego, iż zmiany struktury dokonują się jedy­nie wtrakcie ijako konsekwencja względnie dłu­giego okresu. Należy wątpić, czy szybkie i pospieszne zmiany mo­gą mieć charakter strukturalny.

Żadna zmiana terapeutyczna nie przynosi głębokiego i trwałego efe­ktu, jeśli dokonała się na „wierzchołku" nie przepracowanego oporu struktury. Przypomina to urządzenie, któremu poddaje się nowe surow­ce i które być może jest w stanie -wyprodukować coś nowego, lecz zapo­mniano zmienić jego budowę i sposób działania. Psychoanaliza nie ma żadnych złudzeń i konsekwentnie kroczy „drogą największego oporu". Nie widzi możliwości dojścia do zdrowia „na skróty".

Według kryteriów Schafera objaw nie jest elementem struktural­nym. Może stać się trwały, lecz dopiero po osiągnięciu niezależnej egzy­stencji. Jego trwałość polega jednak na tym, że jest blisko związany z ukrytym konfliktem i czynny tak długo, jak długo trwa sarn konflikt*. Objaw to pochodna popędu, która nie należy do trzonu osobowości. Dlatego jest labilnym zjawiskiem psychicznym i zmiany objawowe

* Można wyobrazić sobie przypadki, w których objawy przyjmują bardziej wyraźnie charakter strukturalny. Wtedy objawy nie ustępują, nawet jeśli ukryty konflikt uległ już modyfikacji.

171

- np. ustąpienie danego symptomu - niekoniecznie muszą wyrażać zmianę struktury.

Cecha charakteru natomiast, według Schafera, reprezentuje stru­kturę. Efekty terapeutyczne mogą czasem przypominać zmiany charakte­ru, lecz nie są nimi, jeśli brak im prawdziwej jakości strukturalnej. We­źmy dla przykładu kogoś, kto w następstwie terapii zmienił się z osoly wysoce nietolerancyjnej i moralizującej na tematy seksualne, w orędowni­ka wyrozumiałości i tolerancji wobec przejawów erotyzmu, zarówno u sie­bie samego, jak u innych ludzi. Dostrzegamy wyraźną zmianę obrazu tej osoby. Wnikliwa analiza mogłaby jednak wykazać, że zmiana ta nie od­zwierciedla głębokich przeobrażeń w dynamicznej i strukturalnej równo­wadze osobowości. Lęk przed siłami popędowymi pozostał bez zmian. Ob­rona także pozostała właściwie taka sama, osoba ta zaś pozostała równie fanatyczna w okazywaniu tolerancji, jak przedtem nietolerancji. Ów czło­wiek gra tę samą rolę, choć zmienił treść tej roli. W nowej roli odnajduje­my stare, sztywne cechy jego struktury. W rzeczywistości nastąpiło tylko „ideologiczne przemeblowanie" bez reorganizacji nieświadomych wzorów struktury, co jest celem analizy. Siłą napędową takich zmian treści może stać się identyfikacja z modelem. Zaspokaja ona pewne potrzeby i trwaj dopóki nie skończy się pozytywne przeniesienie (patrz str. [144]). Zmiana] nie jest jednak stabilna, została bowiem uzależniona od obiektu zewnętrz-J nego. Jeśli on zawiedzie, podstawa identyfikacji upada i człowiek staje siej podatny na kolejne zmiany, na przyjęcie nowej treści roli.

Z punktu widzenia psychoanalizy tego typu zmiany nie są traktowa-f ne jako zadowalający efekt terapeutyczny. Celem psychoanalizy jest,! aby zmiany w obrębie treści i objawów odzwierciedlały rzeczywiste prze-f obrażenia w strukturze osobowości.

Błędne rozumienie celów psychoanalizy

Niedostateczne i błędne rozumienie psychoanalizy znalazło swój wy-1 raz w szeregu wyobrażeń na temat tego, jaka ma być osoba „przeana-j lizowana". Omówimy dwa takie wyobrażenia i skomentujemy je w kon­tekście pojęcia struktury:

a) wyniki terapeutyczne powinny rzucać się w oczy,

b) po zakończeniu terapii pacjent winien stać się innym człowie- j kiem.

Zgodnie z pierwszym wyobrażeniem już na pierwszy rzut oka] widać, że ktoś uczęszcza na seanse analityczne. Osoba ta powinna .j w sposób absolutnie oczywisty być inna niż dawniej, demonstrując wszer i wobec nowo wywalczoną wolność, radość życia i energię do działania.

172

Czy można, opierając się na przedstawionych rozważaniach struktu­ralnych, spodziewać się, że wyniki terapeutyczne objawią się w oczywi­sty sposób? Czy w następstwie analizy usposobienie pacjenta ulegnie skrajnym przeobrażeniom?

Szereg aspektów osobowości neurotyka stara się zachować neuroty­czną równowagę struktury. Funkcję tę mogą pełnić określone cechy cha­rakteru, pewne strategie obronne lub szczególny styl poznawczy. W trakcie leczenia ukryty konflikt ulegnie modyfikacjom i potrzeba zacho­wania neurotycznej równowagi ustąpi. Nie oznacza to jednak, że utrzy­mujące ją cechy znikną całkowicie, jako że pewne elementy struktury osiągnęły autonomię, tzn. niezależność od konfliktu, któremu służyły. Najprawdopodobniej wiec niektóre z nich zostaną po ukończeniu terapii zachowane, tyle że przypadnie im w udziale inna funkcja („chan-ge of function" Hartmanna). Pod względem fenotypowym człowiek pozo­stanie w zasadzie taki sam. Nadal będzie przejawiał pozostałości daw­nych cech. Przedtem służyły one celom neurotycznym - np. kompensa­cyjnemu podkreślaniu własnej •wartości lub obronie przed lękiem. Po zakończeniu terapii uwolnią się od konfliktu i będą operować bardziej neutralną energią (Hartmann 1950)*. I tak intelektualista po skończonej terapii pozostanie „intelektualistą". Jednak intelekt nie będzie już w takim samym stopniu bronią lub parawanem chroniącym go przed uczuciami (intelektualizacja). Jednostka w sposób bardziej kon­struktywny i swobodny zacznie dysponować walorami swego umysłu.

Posłużmy się jeszcze jednym przykładem: ktoś odznacza się wyjątko­wą „bystrością" umysłu. Szybko pojmuje, jest krytyczny, uważny, w lot orientuje się w sytuacji i niezawodnie wychwytuje najdrobniejsze niuan­se. Po bliższej analizie okazuje się, że podłożem tej cechy jest ukryta podejrzliwość. Człowiek ów czuje się zagrożony, a „bystrość" wyraża jego lękliwą ostrożność. Po zakończeniu terapii pacjent pozostanie „bystry", lecz już nie aż tak czujny, napięty, bacznie obserwujący i krytyczny jak dawniej. Czujność przeobrazi się w przytomność umysłu.

Przykłady te pokazują, że wyniki psychoanalizy okazują się naj­częściej znacznie mniej w i d o c z n e, n i ż się jej to przypisuje. Nie oznacza to jednak, iż zmiany te są płytkie lub nieistotne. Wręcz odwrot­nie, przeobrażenia strukturalne oddziałują na całokształt uczuć jedno-

* Według Hartmanna popęd, w wyniku stopniowego przechodzenia przez struktury kontrolne, traci swe pierwotne, prymitywne cechy i przyjmuje formę bardziej neutralną (następuje jego neutralizacja), Z tego punktu widzenia zmiany psychoanalityczne w dużej części polegają na zastąpieniu starych struktur obronnych strukturami bardziej zróżnicowanymi, w których może znaleźć ujście energia popędowa.

173

stki - wobec siebie samej i świata zewnętrznego. Zmiany zachowań, przejawiają się przede wszystkim w różnicach jakościowych, często o subtelnym charakterze.

Drugi powszechny pogląd - że po zakończeniu terapii pacjent staje się nowym człowiekiem- sugeruje, iż coś starego (neurotycz­nego) znika, a na to miejsce pojawia się coś nowego (zdrowego). Stanowi­sko to wyraża przekonanie, że nerwica jest zjawiskiem jednolitym i okre­ślona cecha albo jest nerwicowa, albo nie. Po rozważaniach na temat struktury widzimy, że pogląd ten jest znacznie uproszczony. Nazywanie jakiegoś zjawiska psychicznego „neurotycznym" oznacza przyjęcie jednego punktu widzenia, tzn. jeżeli dane zjawisko funkcjonuje jako obrona przed lękiem, traktujemy je jako neurotyczne. Ten sam problem można jednak rozpatrywać z różnych perspektyw, np. z punktu widze­nia przystosowania. A więc niezależnie od funkcji obronnej, określone zjawisko może w danym kontekście odgrywać rolę przystoso­wawczą i konstruktywną. Innymi słowy, może być neurotyczne lub a-daptacyjne w zależności od przyjętego układu odniesienia. Lub jeszcze inaczej: cecha neurotyczna zawiera coś więcej niż tylko samą neurotycz-ność!

Niekiedy pacjent przesadnie stara się udowodnić własną niezależ­ność. Zawsze i wszędzie chce dawać sobie radę sam - bez niczyjej pomo­cy — nigdy nie okazuje cienia słabości. Ta „samodzielność" jest wyraź­nym rysem nerwicowym. Pozostaje na usługach obrony przed nieświa­domymi potrzebami bierności i opieki. Niemniej niezależność jest również wartością autonomiczną i nie musi oznaczać obrony. Ponadto pacjent także może rozwijać pewne umiejętności -jako produkt uboczny swojej walki o niezależność - które mają wartość konstruktyw­ną jako instrumenty ego. Dane zjawisko psychiczne może zatem zawie­rać zarówno elementy regresywne, jak i progresywne.

Ma to doniosłe konsekwencje dla techniki terapeutycznej. AnalitjjŁ nie powinien starać się eliminować cechy neurotycznej w całości, lecz przezwyciężyć jej aspekty obronne i kompensacyjne, zachowując elemen­ty realistyczne i przystosowawcze.

Psychoanaliza nie stawia więc sobie za cel zastępowania sta­rej, znerwicowanej osobowości zdrową osobowością, lecz raczej chce uczynić ją bardziej zdrową, uwalniając ją od elementów neurotycznych.

Do jakich zmian struktury dąży psychoanaliza?

Stwierdziliśmy już, że psychoanaliza dąży do strukturalnych zmian osobowości, lecz nie powiedzieliśmy, jakie to zmiany.

174

Najprościej byłoby podać listę zmian terapeutycznych. Jednak brak jest takiego wyczerpującego i autorytatywnego zestawu zmian będących efektem psychoanalizy. Można je rozpatrywać z różnych punktów widze­nia i na różnych poziomach abstrakcji.

Ważniejszą rzeczą od przedstawienia szczegółowego wykazu zmian terapeutycznych wydaje się określenie ich zasadniczego charakteru.

Knight (1941) zestawił cele terapeutyczne psychoanalizy. Wybrali­śmy kilka następujących, które mogą służyć za przykład zmian struktu­ry, potwierdzający nasze rozważania.

1. Większa tolerancja — brak lęku - wobec własnych i obcych sił popędowych.

2. Większa wolność od przykrego napięcia wewnątrzpsychicznego.

3. Uwolnienie od zahamowań paraliżujących skuteczność działań, zdolność do pracy i rozwój talentu.

4. Uwolnienie energii umożliwiającej samorealizację, podjęcie współ­zawodnictwa i ochronę własnych praw.

5. Umożliwienie dostępu do energii seksualnej, dzięki której możli­we jest oddanie się, potencja i rozkosz.

Przykłady te, jak widzimy, nie są podane językiem teoretycznym ani zestawione w sposób systematyczny. Zmiany strukturalne można jed­nak usystematyzować według dwóch kryteriów, mianowicie podzielić je na wewnątrzsystemowei międzysystemowe (Scha-fer 1958b).

Zmiany wewnątrzsystemowe zachodzą w obszarze każdego z trzech systemów strukturalnych: id, superego i ego. Jeśli chodzi o id, przeobrażenia polegają na usunięciu fiksacji tak, aby umożliwić reali­zację naturalnego rozwoju psychoseksualnego. W zakresie superego cho­dzi o złagodzenie archaicznej surowości i dopasowanie funkcji superego do warunków stawianych przez ego i -wymogów rzeczywistości. Zmiany w ego polegają m. in. na przekształceniu mechanizmów obronnych (Bi-bring 1937, patrz Symposium).

Z kolei zmiany międzysystemowe zachodzą między trzema sy­stemami: id, superego i ego. Słynne sformułowanie Freuda „tam gdzie było id, niech będzie ego" dotyczy właśnie zmiany międzysystemowej, to znaczy wzajemnego stosunku sił i funkcji poszczególnych systemów. Freud porównuje wysiłki terapeutyczne do przygotowywania nowych terenów pod uprawę. Ego przejmuje nowe części id, podobnie jak osusza­no zatokę Zuider Zee w Holandii (Freud 1933a).

Nierzadko to sformułowanie Freuda rozumiano w ten sposób, że id miałoby zniknąć, a pacjent w następstwie analizy miałby stać się istotą

175

na wskroś racjonalną. To nieporozumienie. Według psychoanalitycznej teorii osobowości człowiek zawsze pozostanie - niezależnie od tego, ile razy poszedłby na psychoanalizę - istotą popędową. Id zawsze będzie reprezentować prymitywne reakcje i archaiczne pokłady osobowości. Istotną rolę odgrywa jednak integracja tej irracjonalnej części z resztą osobowości.

Sformułowanie Freuda pragnie wyrazić, że konieczne jest zhar­monizowanie systemów pod prymatem ego. Oznacza to, że ta część repertuaru zachowań, która jest zdominowana przez ten system, ulega rozszerzeniu. Ego wstępuje w czynny związek z innymi syste­mami oraz przyjmuje wobec nich postawę aktywną i kierowniczą.

Nerwice natręctw stanowią dobry przykład stanów, w którym ego zostało biernie zdominowane przez dwa inne systemy. Z jednej strony nastąpiła inwazja impulsów id w postaci agresywnych natrętnych myśli. Z drugiej zaś superego reprezentuje silnie rozwiniętą moralność i suro­we wymagania pokuty i ukarania się. W takiej sytuacji ego nie jest \v stanie ani wykorzystać impulsów id, ani sprostać surowym wymaga­niom moralnym superego. Pozostały, względnie wolny od konfliktu ob­szar funkcjonowania, jest często ograniczony.

Zdaniem Freuda, w wyniku analizy ego odzyskuje pozycję strategi­czną wobec dwóch pozostałych systemów. Analogia do osuszania zatoki Zuider Zee stanowi aluzję do tego, co dzieje się z osobowością. Ego uzyskuje większy dostęp do pierwotnej i potencjalnie płodnej warstwy osobowości i może ją wykorzystać oraz regulować stosownie do wyma­gań rzeczywistości. Osobowość osiąga zatem wyższy stopień wewnątrz-psychicznej integracji, pełną żywotność i wzbogaca swój rozwój.

Znamienną cechą neurotyka jest strach przed atakiem od środka. Wróg znajduje się w jego wnętrzu. Reprezentują go wyparte potrzeby i impulsy, które nieustannie grożą przedostaniem się do świadomości. Ego musi się przed nimi chronić. Choć niebezpieczeństwo ma przede wszystkim charakter wewnętrzny, zewnętrzne okoliczności też przedsta­wiają potencjalne zagrożenie. Reprezentują wyparte potrzeby projekto­wane na zewnątrz, mogą je wyzwalać bądź kusić do ich zaspokojenia. Neurotyczna obrona oznacza więc też wyłączenie bodźców zewnętrznych i częściową ucieczkę od rzeczywistości. Sformułowanie Freuda „tam gdzie było id, niech będzie ego" należy rozumieć tak, że w wyniku anali­zy ego „uzyska dostęp do nieświadomych mechanizmów obronnych i częściowo do nieświadomej, dynamicznej treści" (Schur 1966). DzięM temu stanie się bardziej autonomiczne i niebezpieczeństwo ataków od wewnątrz minie. Świat zewnętrzny również nie będzie już taki groźny.

176

Ego dopuści do siebie więcej bodźców zewnętrznych, a pole percepcyjne poszerzy się na zewnątrz i do weiimątrz. Wynikiem wglądu będzie zatem zwiększone pole świadomości lub po prostu większa otwartość.

Przypatrując się zmianom wewnątrzsystemowym i międzysyste-mowym dostrzegamy, że najbardziej frapujące zmiany zachodzą -w ego. Anna Freud charakteryzuje id (1936) następująco: „Id człowieka pozostaje w gruncie rzeczy takie samo przez całe życie. Impulsy po-pędowe ulegają oczywiście zmianom, kiedy popadną w kolizję z ego lub z wymogami świata zewnętrznego. Ale wewnątrz samego id następuje niewielka zmiana, pomijając rozwój od orientacji pregenitalnej do ge-nitalnej"*.

W literaturze psychoanalitycznej ego traktowane jest zazwyczaj jako kluczowy punkt odniesienia dla rozważań na temat zmian terapeutycz­nych", których podstawowym celem jest jego przeobrażenie i wzmocnie­nie. Jednym ze sposobów przedsta-wienia wyników leczenia jest powoły­wanie się na wzrost siły ego. Siła ego to pojęcie złożone, którego nie będziemy tu bliżej rozpatrywać. Ale należy zdawać sobie sprawę, że nie jest ona zjawiskiem jednowymiarowym, które da się przedstawić za po­mocą wykresu. Siła ego wyraża łączną ocenę funkcji ego i ich wzajemne­go oddziaływania. Zresztą, być może bardziej celowo byłoby mówić o r o-d z a j u siły ego niż ojej stopniu.

W tradycji psychoanalitycznej wymienianych jest sporo cech jako świadczących o „silnym ego". Przedstawimy tu parę z nich, powołując się głównie na Schafera (1958b):

1. Silne ego jest aktywne, tzn. potrafi skutecznie i swobodnie korzy­stać ze swojej energii w celu kontrolowania, obrony, przeobrażania i roz­ładowania napięcia wewnątrzpsychicznego zgodnie z rzeczywistością. Umie także uporać się z psychospołecznymi problemami pozostającymi na poziomie odpowiednim do wieku jednostki.

2. Funkcjonowaniem silnego ego rządzi reguła, że procesy wtórne górują nad pierwotnymi.

3. Silne ego potrafi „okiełznać" afekty i wykorzystać je jako sygnały. Ponadto uczucia są tu zróżnicowane i wchodzą w złożone związki.

* Ten punkt widzenia jest dyskusjony. Schur (1966) utrzymuje, iż „są podstawy, aby przyjąć, że id ulega także innym zmianom, poza rozwojem w kierunku fazy genitalnej".

** Strachey (1934) traktuje zmiany w superego jako najbardziej istotne z punktu widzenia efektu terapii.

177

4. Dzięki możliwości „regresji w służbie ego" silne ego jest w stanie uzyskać dostęp do przedświadomych i nieświadomych części osobowości, aby wykorzystać bardziej prymitywne warstwy do twórczych celów: w działalności artystycznej, rozwiązywaniu problemów lub w życiu intym-jj nym i w miłości.

5. Silne ego może zachować wyraźną granicę miedzy sobą a innj jednostkami oraz posiada dobrze rozwiniętą zdolność odróżniania kcji od postrzegania realistycznego.

tylko ich sposobowi funkcjonowania, lecz także ich światu symboli i my­śli.

Im skuteczniej człowiek może uwolnić się od neurotycznego wzorca, tym bardziej wymyka się typowości i tym wyraźniej jawi się jako istota niepowtarzalna, w pewnym zaś sensie nieprzewidywalna.

Zmiany terapeutyczne można też przedstawić inaczej: poprzez usu« nięcie neurotycznych fiksacji i mechanizmów obronnych jednostka ma możliwość kontynuowania przerwanego rozwoju psychicznego. Oznacza to, że jest w stanie zakończyć proces, który rozwijałby się normalnie, gdyby nie pojawiły się utrudniające go konflikty. A jak przebiega opty­malny rozwój i jakie cele osiąga się w idealnych warunkach? Pytanie to dotyczy tego, co to jest zdrowie i dojrzałość. Przewija się ono w całej psychologii osobowości, a w najszerszym swoim ujęciu wychodzi pcza ramy tej pracy. Wspomnijmy tylko, że idea dojrzałości znalazła wyraz w pojęciu genitalności (Erikson 1968) oraz charakteru genitalnego (Abra­ham 1925).

Osiągnięcie stadium genitalności oznacza, że elementy faz pregeni-talnych (oralnej, analnej i fallicznej) nie uległy fiksacji, lecz były stopnio­wo eliminowane lub zostały zintegrowane w strukturze psychologicznej, która odpowiada genitalnej fazie rozwoju psychoseksualnego. Jednak struktura ta nie doczekała się dotąd systematycznego omówienia w lite­raturze psychoanalitycznej. Według Abrahama charakter genitalny od­znacza się integracją, dobrą wolą, równowagą, unikaniem impukyw-nych zachowań i pełną miłością do drugiego człowieka. Sam Freud jed­nak bardziej interesował się czynnikami, które utrudniają jednostce osiągnięcie pełnej dojrzałości, niż opisem tej dojrzałości samej w solie. Czy był to przejaw skromności? Proste sformułowanie Lieben undArbei-ten (kochać i pracować) wyraża w lapidarnej formie istotne cechy osobo­wości genitalnej.

Jednostki, które osiągnęły genitalność, odznaczają się - według defi­nicji -indywidualnością. Nie ugrzęzły w pregenitalnych fiksa-gach, bez skrępowania więc przejawiają w swoich przeżyciach i w zacho­waniu swoją indywidualność. Różnią się zdecydowanie od neurotyków, którzy często zachowują pewną jednolitość. Tkwią unieruchomieni w swoich dziecięcych konfliktach, które nadają monotonny charakter i

178

Dokąd zmierza psychoanaliza?

(rozdz. z pracy zbiorowej Psychoanalysen i Norge, 1993)

W pracy The psychogenesis of a case of homosexucdify in a woman (Psychogeneza przypadku homoseksualizmu u kobiety - 1920b) Freud wypowiada się na temat zdolności psychoanalizy do snucia prognozy. Podkreśla, że historia życia jednostki, jaka jawi się w analizie, jest wewnętrznie zamknięta i jej wynik można w zasadzie uznać za z góry przesądzony. Rozumiemy, w jaki sposób człowiek ukształtował się do danej chwili. Natomiast jeśli chodzi o przyszłość, sprawa wygląda ina­czej. Możliwości rozwoju są bardzo szerokie, ponieważ nie znamy siły różnych czynników psychicznych. Zatem, choć psychoanaliza potrafi sensownie zrekonstruować przeszłość jednostki, Freud wypowiada się sceptycznie na temat prognozowania tą metodą przyszłości.

Podobnie rzecz ma się co do samej psychoanalizy i jej przyszłości. Potrafimy naszkicować historię i dać obraz sił, które charakteryzują psychoanalizę dnia dzisiejszego, lecz nie wiemy, w jakich warunkach będzie rozwijała się w przyszłości. Wiemy tylko tyle, że od chwili powsta­nia uległa pewnym zmianom. Można też z dużą pewnością powie­dzieć, że będzie nadal się zmieniać. Z uwagi na wielorakość nieświa­domych treści pytanie o przyszłość psychoanalizy nie ma charakteru empirycznego, lecz raczej strategiczny. Postawmy więc problem inaczej: dokąd chcemy, aby zmierzała?

Jeśli chcemy wyobrazić sobie przyszłość psychoanalizy, musimy zdać sobie w pełni sprawę z jej szczególnej historii i pozycji. Chociaż nie jest jasne, do jakiego rodzaju nauk należy zaliczyć psychoanalizę - ścisłych, społecznych czy hermeneutycznych, to nie ulega kwestii, iż zawsze pra­gnęła ona stać się nauką. Mimo sformułowania naukowej teorii osobowo­ści, teorii patologii i metody leczenia prowadziła odizolowaną egzystencję - w kręgu własnych czasopism, kierowana własnymi siłami i we własnej organizacji światowej. Ponadto trzeba powiedzieć, że dane psychoanali­tyczne zostały uzyskane wyłącznie przez prywatnie praktykujących anali­tyków. Najbardziej łaknącymi konsumentami wiedzy psychoanalitycznej są właśnie oni. Psychoanaliza musiała też odpierać krytyki tradycyjnego, akademickiego środowiska naukowego. To piętno odosobnienia spowodo-j

180

wało, że wiele sił koncentruje się na zachowaniu jedności psychoanalizy jako odrębnej nauki i zapewnienie jej profesjonalnej tożsamości. Wiąże się to również z zachowaniem lojalności wobec postaci Zygmunta Freuda, twórcy psychoanalizy. To ważny problem, który wyjaśnia nie tylko izola-cjonizm psychoanalizy, lecz także opór wobec zmian w łonie samej dyscy­pliny. Wszak jest ona dziełem jednego człowieka. Gdyby Freud napisał jedną czy dwie znaczące prace, zostałyby one po prostu włączone do psy­chologii ogólnej. Lecz on opracował kompletną teorię, łącznie z arsenałem ściśle powiązanych ze sobą pojęć. Psychoanalizy nie można zatem dzielić, lecz można ją tylko zaakceptować w całości. Takie stanowisko wyraził Freud w znanej wypowiedzi z 1923 roku: „Założenie, że istnieją nieświado­me procesy psychiczne, przyjęcie teorii oporu i wyparcia, znaczenia seksu­alności i kompleksu Edypa, stanowią zasadniczą treść psychoanalizy i podstawę jej teorii. Kto nie uznaje wszystkich tych elementów, nie powi­nien mienić się psychoanalitykiem".

Koncepcja Freuda to teoria osobowości o szerokim zasięgu, która jednocześnie wyraża pogląd na człowieka stanowiący zagro­żenie dla utartych zapatrywań, zarówno w kręgach specjalistów, jak i w społeczeństwie. Freud spotkał się ze sceptycyzmem i z brutalnymi napa­ściami środowiska zawodowego, z którego się wywodził. Nie obeszło się też bez prób, podejmowanych przez odstępców, zmiany bądź spłycenia teorii. Dlatego Freud dość wcześnie zajął pozycję defensywną. Obrona jedności psychoanalizy przeobraziła się w zadanie jego życia. Nie wątpił przy tym w swoje racje. Oto co pisze w 1914 roku: „Uważam, że mam prawo nawet dzisiaj twierdzić, iż nikt lepiej ode mnie nie potrafi roz­strzygnąć, co jest psychoanalizą, czym różni się ona od innych sposobów badania życia duchowego, i decydować, co należy określać jej mianem, a czemu raczej nadać inną nazwę". Nadal jednak nie rozstrzygnięto proble­mu dlaczego obrona własnego dzieła miała dla Freuda tak żywotne znaczenie? Bez wątpienia zdecydowało o tym coś więcej aniżeli ludzka próżność. Freud był głęboko przeświadczony, iż uzyskał wgląd, który nigdy wcześniej nie został jasno sformułowany w formie systematycznej teorii, wgląd, którego należy bronić za wszelką cenę, coś, co jest niezbywalne. Co tak istotnego znajduje się w tych przekonaniach? Moim zdaniem to idea o istnieniu dynamicznych nieświa­domych treści. Jest ona całkowicie konsekwentna, tak radykalna i nowatorska, że doprowadziła do zmiany rozumienia natury ludzkiej.

Myśl o istnieniu dynamicznych nieświadomych treści zawiera wiele wy­obrażeń. Po pierwsze, człowiekiem kierują sify pochodzą06 z Je8° wnętrza. Wyrazem tego stanowiska jest samo pojęcie „dynamiczny"> P° grecku „dyna-

181

mikos", co znaczy siła, władza. Człowiek czuje i myśli i n-tencjonalnie, przy czym procesy te nie przebiegają świadomie. Nie­świadoma działalność duchowa wiąże się ze wszystkimi nagromadzonymi przeżyciami i doświadczeniami wcześniejszego życia jednostki. Dynamicz­ne nieświadome treści stawiają czynny opór przed uświadomieniem. Prócz tego znajdują się w ciągłej aktywności - przez całą dobę - wywierając ustawiczny wpływ na procesy duchowe dostępne naszej świadomości.

Posługując się ideą dynamicznych nieświadomych treści, Freud zbu­dował model ludzkiej psychiki, używając pojęć popęd i konflikt jako głównego fundamentu, na którym spoczęły pozostałe części kon­strukcji. Te dwa pojęcia stały się niemalże tak niezbędne, jak myśl o dynamicznych nieświadomych treściach.

Można więc powiedzieć, że od samego początku psychoanaliza była wyposażona w pewną klauzulę zachowawczą, co ciążyło na spadkobiercach jak zobowiązanie. Ponadto prawie wszyscy następcy Freu­da byli mężczyznami. Teoria psychoanalityczna w klasycznym kształcie jest pod wieloma względami psychologią ojca i syna. Zdominowała ona stosunki między Freudem a jego pierwszymi zwolennikami. Pragnienie uznania przez podziwianego, choć budzącego respekt ojca stworzyło mocny grunt do utożsamiania się z ideą. Znany amerykański psychoanalityk Harold Blum, należący do znacznie późniejszego pokolenia, pisze: „Nawet kiedy byłem już kandydatem i kształciłem się na psychoanalityka, przyj­mowaliśmy bezwarunkowo opinię Freuda na temat przypadku „Człowieka od wilków" (The Wolf-Man)* i akceptowaliśmy w pełni wczesne poglądy mistrza" (1908b, str. 342). Jest to o tyle interesujące, że Freud wcale nie oczekiwał powszechnego potwierdzenia jego sposobu wyjaśnienia tego, co działo się w dzieciństwie „Człowieka od wilków". Przyznał nawet, iż inter­pretacja snu tego pacjenta nasuwa pewne wątpliwości". Synowie stali się więc bardziej surowi od ojca - i to na przestrzeni wielu pokoleń.

* Jeden ze słynnych przypadków opisanych przez Freuda. Pacjent, leczony w latach 1910-1914, prezentował objawy fobiczne, natręctwa, zaburzenia zachowania, a także objawy psychotyczne. Opis jego przypadku został opublikowany przez Freuda w roku 1918 pod tytułem „Aus der Geschichte einer infantilen Neurose" („Z historii nerwicy dziecięcej"). Miał on być przede wszystkim ilustracją tezy o wpływie seksualności dziecięcej i wczesnych urazów seksualnych na późniejsze zaburzenia neurotyczne [przyp. red. nauk.]

** W tej części analizy, która była poświecona wyjaśnieniu dziecięcej fobii zwierzęcej pacjenta, centralne miejsce zajmował jego lękowy sen zapamiętany z dzieciństwa. We śnie widział on wilki z puszystymi ogonami, siedzące nieruchomo na drzewie i uważnie patrzące na niego. Po drobiazgowej analizie skojarzeń pacjenta, Freud zinterpretował go jako przedstawienie tak zwanej sceny pierwotnej, to jest stosunku seksualnego rodziców, i jako wyraz wypartych pragnień seksualnych pacjenta wobec ojca [przyp. red. nauk.].

182

Nie tylko skierowany do spadkobierców nakaz Freuda, aby zacho­wali niezbywalne treści psychoanalizy, wpływał zachowawczo na teorię. Również jej właściwości same w sobie działały w tym kierunku. Nazy­wamy to kategoryzującym sposobem myślenia. Znajduje on wyraz m. in. w idei o „klasycznym pacjencie", czyli o kategorii pacjentów, którzy na­dają się do leczenia analitycznego, w odróżnieniu od innych, którzy nie spełniają tego warunku. Koncepcja klasycznego pacjenta pokutuje w psychoanalizie do dziś. Jest to scheda po medycznej klasyfikacji chorób, która zakłada istnienie odrębnych grup patologicznych, np. nerwic hi­sterycznych. Przynależność do jednej grupy wyklucza zakwalifikowanie do drugiej. Takie rozumowanie nie ujmuje zjawisk, które zachodzą na siebie lub są mieszaniną różnych jakości. Wyobrażenie klasycznej anali­zy pasuje do wyobrażenia klasycznego pacjenta. Dopóki „bycie klasycz­nym pacjentem" będzie stanowić warunek leczenia, dopóty w pojmowa­niu patologii i techniki terapeutycznej nie przestanie dominować klasy­czny paradygmat.

Inną ważną okolicznością jest to, że redukcjonizm był dla Freuda istotnym wyróżnikiem nauki. Konstrukcja pojęciowa psychoanalizy przypomina odwróconą piramidę. Na szczycie znajduje się triumwirat pojęć, które przed chwilą wymieniliśmy: dynamiczna nieświadomość, popęd i konflikt. Wszystkie inne pojęcia wywodzą się z tego pnia lub dadzą się doń sprowadzić. Oznacza to między innymi, iż tak różne zjawi­ska, jak: zależność, miłość, uczuciowość, przynależność grupowa, poczu­cie siebie, patriotyzm i przyjaźń można wyprowadzić z popędu seksual­nego. Redukcjonistyczny ideał Freuda wiódł go w konsekwencji do opisu zjawisk psychicznych za pomocą zjawisk fizycznych, jak np. w przypad­ku energii czy modelu odruchu.

Trzeci problem stanowi upodobanie Freuda do wyrażania poglądów psychologicznych w formie par przeciwstawnych pojęć. Jednym z wielu przykładów może tu być dualizm: libido - Tanatos*.

Powyższe cechy rozumowania nadają teorii kształt, który umożliwia przyjęcie jednego punktu widzenia na wszystkie zjawiska psychiczne, normalne i patologiczne. Stanowisko to spełnia wymogi „kompletnego" i „ostatecznego" psychologicznego rozumienia zjawisk. Daje to uczucie, że wchodzi się pod ich powierzchnię i dociera do „prawdziwych" lub „właściwych" potrzeb i intencji. Jednocześnie dualizm pojęciowy przyda-

* Libido Freud przeciwstawiał popędowi śmierci, który symbolicznie określał czasem mianem Tanatos (w mitologii greckiej bóg śmierci), a samo libido mianem Eros (w mitologii greckiej bóg miłości); bardziej właściwe byłoby vńęc mówić tu o dualizmie Freuda: libido - popęd śmierci lub Eros - Tanatos [przyp. red. nauk].

183

je tym pojęciom napięcia i żywotności, które doskonale odpowiadają obserwacjom klinicznym (Killingmo, 1985). Mamy więc teorię zarówno spoistą, elastyczną, jak i dobrze dopasowaną. Zwłaszcza praktykujący analitycy odbierają ją jako trafny wyraz swych intuicyjnych odczuć doty-czących zjawisk klinicznych. Zrozumiałe jest więc, że nikt nie odrzuca wypróbowanego instrumentu rozumienia i myślenia, nie mając ku temu ważkich powodów. Szczególne cechy treści i kształtu teorii przyczyniły się więc do jej skostnienia w wydaniu klasycznym.

Psychoanalityk francuski, Choisy, analizowany przez Freuda, opo­wiada, że kiedyś Freud zapytał: „Co zrobią z moją teorią, gdy umrę? Czy nadal będzie wyrażała moje podstawowe idee?" I dodaje od siebie: „Kie­dy geniusz umiera, biurokrata staje się królem" (1963, str. 5). Kiedy Freud umarł w 1939 roku, nie zostawił żadnego spadkobiercy. Nie było nikogo, kto byłby w stanie przejąć jego rolę i wytyczyć dalszy kierunek rozwoju teorii. Niemniej do lat siedemdziesiątych główny nurt psycho­analityczny istniał w nie zmienionym stanie. Przedstawicielem tego „main stream of psychoanalysis" była z pewnością Anna Freud. Jej po­glądy pełniły funkcję umiarkowanego centrum, które ulegało bardzo powolnym przeobrażeniom. Istotę tego nurtu stanowiło badanie popędów i założenie, że przeobrażenia energii psychicznej w znacznym stopniu wyjaśniają przeżycia i zachowania.

W 1981 roku znany analityk John Gedo powiedział w książce Ad-uances in clinical psychoanalysis (Postępy w psychoanalizie klinicznej): „Na arenie teorii dokonała się rewolucja, która usunęła w cień założenia, na jakich opierała się wcześniejsza psychoanaliza". W artykule opubliko­wanym w Journal of the American Psychoanalytic Association z 1990 roku Martin Leichtman mówi o rewolucji w sferze teoretycznej i klinicz­nej, a znany teoretyk Edelson opatrzył swoją ostatnią książkę wymow­nym tytułem Psychoanalysis, a theory in crisis. Sygnały świadczące o kryzysie były od dawna odbierane przez międzynarodową organizację psychoanalityczną. Znalazło to wyraz w głównym temacie kongresu IPA (International Psychoanalytical Association - Międzynarodowe Stowa­rzyszenie Psychoanalityczne), który odbył się w Montrealu w 1987 roku: „Jedna czy wiele psychoanaliz?" (Wallerstein, 1986). Innymi słowy, w ciągu paru lat główny nurt przestał istnieć.

Taki stan rzeczy prowokuje do dalszych pytań. Dlaczego doszło do takiego kryzysu? Co zostało z pierwotnej teorii? Co robić dalej?

Szukanie wyjaśnień wymaga uwzględnienia szeregu czynników. Analiza nowych kategorii pacjentów, zwłaszcza stanów borderline i cha­rakterów narcystycznych, analiza dzieci oraz systematyczne obserwacje

184

niemowląt, dostarczyły nowych danych empirycznych, których nie moż­na było wyjaśnić w ramach klasycznej teorii, gdyż z jednej strony brako­wało jej istotnych pojęć, a z drugiej — obserwacje pozostawały w sprzecz­ności z postulatami. Ponadto gruntowna analiza pojęciowa i rozważania naukowo-teoretyczne przyczyniły się do pewnej zmiany statusu podsta­wowych pojęć. Omówienie wszystkich czynników, które doprowadziły do wewnętrznego kryzysu i krytyki psychoanalizy, nie mieści się w założe­niach tej książki. Począwszy od pierwszego dysydenta, Sandora Feren-cziego, poprzez późniejszych odstępców, jak Melania Klein, Fairbairn i Balint, możemy prześledzić rozwój tego, co nazywamy orientacją na związki z obiektem. Stanowi ona najpoważniejsze wyzwa­nie rzucone klasycznej teorii.

We współczesnym żargonie psychoanalitycznym „związek z obie­ktem" jest powszechnie przyjętym pojęciem. Lecz kiedy zapytamy, co właściwie znaczy to wyrażenie i kogo można zaliczyć do teoretyków związku z obiektem, od razu pojęcie to traci swą wyrazistość. Zarówno Melania Klein, jak i Fairbairn zaliczają się do tej grupy, choć operują różnym rozumieniem obiektu i wyznają przeciwstawne poglądy na te­mat motywów ludzkiego postępowania. Dlatego też pojęcie to jest dość szerokie i można zadać sobie pytanie, dlaczego ono właśnie ma stano­wić wyzwanie dla klasycznego paradygmatu. Jeśli zostanie zawężone do wewnętrznych reprezentacji obiektów i introjektów oraz do relacji mię­dzy nimi, nie będzie już budzić kontrowersji. Można je łatwo włączyć do klasycznego modelu strukturalnego jako aspekt funkcji ego, podobnie jak to uczynił Heinz Hartmann (1964) z pojęciem Ja" (self).

Wydaje mi się, że perspektywa związków z obiektami ma jednak daleko idące implikacje. Oznacza ona przede wszystkim, że wewnętrzne reprezentacje obiektów nie są dziedziczne. Stanowią one uwewnętrznio-ne i zinterpretowane postawy wobec obiektów pierwotnie zewnętrznych. Ponadto oznacza, że jednostka odczuwa potrzebę ustanowienia i pod­trzymania relacji uczuciowej z innymi ludźmi niezależnie od zaspokoje­nia popędów. Chodzi tu o potrzebę bliskości, bezpieczeństwa i afirmacji samego siebie. Innymi słowy, człowiek poszukuje drugiej osoby nie tylko jako źródła gratyfikacji, lecz jako bliźniego. Lecz najbardziej brzemien­nym następstwem przyjęcia perspektywy związków z obiektami jest skierowanie uwagi na uczuciową jakość związku między niemowlęciem a matką - „the good enough mother" (wystarczająco dobrą matką), jak to określa Winnicott (1965), związku, który tworzy podstawę całego późniejszego rozwoju psychologicznego. Oznacza to, że jednostkowe ży­cie psychiczne kształtuje się na podłożu pierwotnej relacji z obiektem,

185

a nie - jak tego chciała teoria klasyczna - w wyniku bezosobowe^

szukającego zaspokojenia popędu i frustracji w zetknięciu z rzeczywist

ścią. Tak szeroka perspektywa związków z obiektami nie wyklucz,

rzecz jasna, oddziaływania na nie popędu i konfliktu, lecz sugeruje iniyj|

wizerunek człowieka. Człowiek jest przede wszystkim ukierunkowanjj

na drugą istotę ludzką. Im bardziej psychoanalityczne rozumienie jedne

stki kieruje się w stronę związków z obiektem, tym wyraźniej psyche

analiza przechodzi od psychologii jednej osoby do psychologii dwóch

osób. W moim mniemaniu podstawą obecnego kryzysu stało się napięcie

między tymi dwoma obrazami człowieka i przyszłość psychoanalizy

będzie kształtować się w obrębie pola działania tych sił.

Zanim zwrócimy się ku przyszłości, postawmy sobie jeszcze pytanie:

jak dzisiaj wygląda teoria psychoanalityczna? Co się zmieniło? Poniższe

podsumowanie nakreśla jej aktualny obraz:

1. Poszerzeniu uległa teoria motywów podejmowanych działań. Nie mówi się już o dominacji popędów, które teraz są traktowane równorzęd­nie z potrzebą związków z obiektem.

2. Pojecie konfliktu nie jest już jedyną zasadą wyjaśniającą patolo­gie. Zwraca się też uwagę na jakość kontaktu uczuciowego w okresie wczesnodzieciecym i rodzaj stymulacji ze strony opiekuna.

3. Nie traktuje się już afektów jako zjawiska, które jedynie towarzy­szy popędom. Afekty posiadają niezależny status jako motywy i forma komunikacji.

4. Do teorii weszło pojęcie, ja" (self), przejmując obszary, które daw­niej pokrywały się po części z ego, po części z superego.

5. Wyobrażenie energii psychicznej jest traktowane jako metafora pozbawiona wartości wyjaśniającej. Zostało na ogół zarzucone. Również pokrewne temu myślenie w kategoriach ilościowych zastąpiono jakościo­wymi opisami związków z obiektem.

6. Zmienił się także obraz niemowlęcia kreowany przez psychoana­lizę. Z istoty narcystycznej, nieokiełznanej i powodowanej przyjemnością przeobraziło się w osobę, która została zaprogramowana do zmysłowego i afektywnego współdziałania z opiekunem. Zwłaszcza najnowsze bada­nia nad niemowlętami dostarczyły empirycznych danych, które przema­wiają za takim poglądem. Możemy stwierdzić, iż potwierdziły wyobraże­nie o wrodzonym nastawieniu niemowlęcia na otoczenie, co Heinz Hart-mann opisywał już w roku 1939 i które podówczas było wyraźnym wyzwaniem wobec poglądów Freuda.

7. W końcu zmienił się również kształt klasycznej teorii. Idea klasy­cznego pacjenta zanika i obecnie zastępuje się ją zindywidualizowanym 186

opisem osobowości. Wyodrębnienie nowych rodzajów motywów działania spowodowało osłabienie wielu redukcjonistycznych cech teorii. A skoro pojęcie konfliktu nie jest już jedynym wyjaśnieniem patologicznego roz­woju, teoria traci swój ostry dualizm i nabiera więcej cech pola, w które­go obrębie działają różnorodne siły. Krótko mówiąc, staje się bardziej otwarta, mniej spójna, lecz za to w większym stopniu złożona.

Dotychczas mówiliśmy o teorii osobowości, a co dzieje się z techniką terapeutyczną? Czy nie wpłynęły na nią omówione tu przewroty? Do klinicznych narzędzi klasycznej psychoanalizy należy interpreta­cja. Wskutek starannie dopasowanych interpretacji analityka, przede wszystkim w przeniesieniu, wychodzą na jaw nieświadome wzorce kon­fliktów i postaw charakteru. Czy ustawicznie poszerzająca się perspe­ktywa analizy podważyła interpretację jako narzędzie terapeutyczne? Od czasu ukazania się w 1954 roku przełomowego artykułu Leo Stonesa The widening scope of indications for psychoanalysis (Poszerzenie zakre­su wskazań do leczenia psychoanalitycznego) rozwijano taką technikę terapeutyczną, która zamierzała pokonać przepaść między pacjentem dającym się zanalizować klasyczną techniką a osobami o mniej rozwinię­tej strukturze osobowości. Nie dotyczyło to w żaden sposób usuwania interpretacji. Jednak rozwój psychoanalizy odbił się i na niej. Pojęcie interpretacji nabrało więcej niuansów, a także zaczęto uzupełniać ją innymi technikami interwencyjnymi. Można powiedzieć o psychoanali­zie, że ogranicza się do interpretacji. Jeśli pojawiają się inne formy interwencji, nie jest już analizą. Taką różnicę można jednak ustalić tylko na gruncie czysto teoretycznym. Jeśli przyjrzymy się temu, co rzeczywiście dzieje się w czasie psychoanalizy, pojmiemy, że nie wszy­stkie interwencje analityka wobec pacjenta przebiegają ściśle według paradygmatu interpretacji. Zostało to zademonstrowane m. in. w zna­nym badaniu Menningera w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że kuracje, pomyślane jako psychoanaliza, którym przyświecał cel anality­czny, zawierały szereg nieanalitycznych form interwencji (Wallerstein, 1986).

Moim zdaniem problem nie sprowadza się do interpretacji bądź jej braku. Kwestia polega na tym, aby jak najwierniej zinterpretować mate­riał, który daje się wykorzystać do interpretacji. Najczęściej okazuje się to możliwe. Ponadto interpretację należy uzupełnić interwencjami o cha­rakterze potwierdzającym, gdy materiał kliniczny nie jest wy­razem kompromisu między przeciwnymi siłami, lecz wynikiem podsta­wowego braku lub zaburzeń rozwojowych. Może nie istnieją pacjenci nadający się do „czystej" analizy? A może w ogóle nigdy nie istnień? Jeśli

187

popatrzymy na klasyczne przypadki histerii z klinicznej perspektywy dnia dzisiejszego, niektóre z nich nazwiemy raczej strukturami borderli-ne niż nerwicami. Psychoanaliza w czystej formie jest być może tylko metodą badawczą, a nie praktyką kliniczną. Czytając opisane przez Freuda historie chorób i relacje osób, które były jego pacjentami, odnosi­my ponadto wrażenie, że psychoanaliza stanowiła dla swego twórcy przede wszystkim metodę rozwiązywania zagadki objawów, a nie - jak dzisiaj - analizy całej osobowości, analizy globalnej, jak mówił nor­weski analityk Harald Schjelderup (1948).

Freud przez całe życie był niekwestionowanym przywódcą psycho­analizy i pewnie dlatego nie wykształciła ona procedury ujawniania i usuwania teoretycznych błędów i obiektywnego rozwiązywania sprze­czności. Teraz nie mamy już żadnego autorytetu, do którego moglibyśmy zwrócić się z pytaniem, co jeszcze jest psychoanalizą, a co już nią nie jest. Jej dalszy los to kwestia wyboru strategii rozwoju. Wskażę trzy główne stanowiska, stanowiące odpowiedź na kryzys psychoanalizy:

a) „wspólne jądro" (pozycja „common ground"),

b) pozycja „powrót do Freuda",

c) pozycja „pluralizmu".

Stanowisko „common ground" wyznaje Robert Wallerstein, były przewodniczący IPA (1990). Wyodrębnia on teorię kliniczną i ogólną, bardziej kompleksową. Teoria kliniczna operuje na niskim teoretycznym poziomie artykulacji i pozostaje w bliskim związku z obserwacją klinicz­ną. Obejmuje takie pojęcia, jak przeniesienie i opór, które według Freu­da tworzą podstawę, bez jakiej w ogóle nie może być mowy o leczeniu psychoanalitycznym. Wallerstein uważa, iż praktyka kliniczna wraz z teorią są wystarczająco jednolite, aby stworzyć wspólny fundament dla psychoanalizy. Poszczególne warianty teorii psychoanalitycznej różnią się dopiero wówczas, kiedy poruszamy się na płaszczyźnie nadrzędnej. Możemy zatem przywrócić „main stream" na poziomie klinicznym i żyć w zgodzie z odmiennymi teoriami na poziomie ogólnym.

Moim zdaniem wiele argumentów przemawia przeciw tej stra­tegii. Nie wiadomo, czy uda się dość jasno wyodrębnić poziom kliniczny od nadrzędnego poziomu teoretycznego. Ponadto przeniesienie i opór nie są pojęciami jednoznacznymi. Kozumienie ich zależy od ogólnej teorii. I na koniec można zadać sobie pytanie, czy ogólne przekonania terapeu­ty nie wyciskają również piętna na jego działalności klinicznej. Filozof i psychoanalityk Carlo Strenger (1989) utrzymuje, że „Weltanschaung" (światopogląd) terapeuty subtelnie oddziałuje na jego sposób pracy klini­cznej - łącznie z najdrobniejszymi szczegółami. Podzielam stanowisko

188

Strengera. Uważam, iż z tego powodu pozycja „common ground", przy­najmniej w wersji Wallersteina, nie jest przekonującą alternatywą.

Pozycja „powrót do Freuda" jest wspólna dla szeregu subkultur psy­choanalitycznych, począwszy od Lacana we Francji, a skończywszy na Arlowie i Brennerze po drugiej stronie Atlantyku. Te ugrupowania różnią się od siebie znacznie, lecz łączy je dążenie do wydzielenia obsza­ru psychoanalizy spośród obszarów pokrewnych. Nie jest ona psycholo­gią ogólną. Skupia się wokół specyficznego pola działania. To stanowisko można w zasadzie znaleźć już u Freuda. Stąd konieczność powrotu do jego dzieł. Jako przedstawiciela tego kierunku wybrałem Edelsona. Jak już wspomniałem wydał on niedawno książkę Psychoanalysis, a theory in crisis (1988). Edelson utrzymuje, iż psychoanaliza powinna wyjaś­niać treść psychiczną, zwłaszcza tę zawartą w wyobrażeniach. Psy­choanaliza nie tłumaczy, w jaki sposób ktoś coś sobie wyobraża, lecz dlaczego wyobraża sobie właśnie t o; nie dlaczego ktoś coś pamięta, lecz dlaczego pamięta akurat t o. Inaczej mówiąc, psychoanaliza przede wszystkim odpowiada na pytanie „d l a c z e g o?", a nie ,j a k?" Podkre­śla to znaczenie psychoanalizy jako dyscypliny hermeneutycznej i od­różnia ją od nauki, która zajmuje się ogólnymi prawami rządzącymi przeżyciami i zachowaniami człowieka.

Być może takie podejście potrafi przezwyciężyć kryzys psychoanali­zy, lecz nie jest to z pewnością wyjście optymalne. Wątpię, czy znajdzie się psychoanalityk, który nie zgodzi się z tym, że dyscyplina ta zawiera perspektywę hermeneutyczną. Interpretacja i reinterpretacja nieświa­domych wersji wewnętrznej biografii człowieka zawsze będzie zajmować poczesne miejsce w działalności klinicznej. Wszelako przyznawanie prio­rytetu tej praktyce interpretacyjnej lub traktowanie jej jako paradygma­tu psychoanalizy równa się niedocenianiu jej potencjału jako instrumen­tu badawczego psychologii głębi. Psychoanaliza nie tylko tłumaczy treści i ich przeobrażenia, lecz także zgłębia sposób funkcjonowania ludzkiej psychiki, samej maszynerii (Killingmo, 1992). Dlatego nie uważani tej zawężonej strategii za dobrą opcję.

Jako przedstawiciela pozycji pluralistycznej wybrałem Freda Pine. W książce Drwe, Ego, Object and Se//"(1990) wskazuje on, że współczes­na psychoanaliza posiada cztery odrębne płaszczyzny: psychologię id, psychologię ego, psychologię związków z obiektem i psychologię ,ja" (self). Dodałbym tu piątą płaszczyznę, którą można opatrzyć mianem „psychologu lingwistycznej". Główny jej ośrodek znajduje się we Francji. Reprezentują one odmienne sposoby podejścia do materiału klinicznego i tłumaczą różne aspekty funkcjonowania ludzkiej psychiki. Jednocześnie

189

można rzec, że każda z tych płaszczyzn jest nieodzowna w praktyce klinicznej. Zjawiska odnoszące się do popędów, ,ja" (self) i zinternalizo-wanych związków z obiektami istnieją w nas wszystkich, jednak nie­które z nich wysuwają się na plan pierwszy, inne zaś pozostają w cieniu. Aby zrozumieć dany problem całościowo, musimy kolejno zmieniać sposób myślenia. Choć zdaje to egzamin w praktyce, to jednak sytuacja pozostanie niezadowalająca tak długo, dopóki odmienne teorie nie oprą się na tych samych podstawowych zasadach i nie będą jednakowo warto­ściować obserwacji klinicznych.

Czy należy zająć pozycję pluralistyczną? Uważam, że tak. Mogłoby to wreszcie zakończyć spory ideologiczne. Poszukiwanie wspólnego gruntu lub zawężanie przedmiotu psychoanalizy -jak to się dzieje w przypadku dwóch pierwszych strategu — wynika ze stanowiska, według którego nad różnicami należy ubolewać. Jak powiedział Roy Schafer: „Wydaje się, że szukanie wspólnego gruntu sprzyja konserwatywnym poglądom na sy­stem wartości" (1990). Jeśli jednak jakaś dziedzina pretenduje do rangi dyscypliny naukowej, winna być otwarta na wszystkie teoretycznie uzasa­dnione sugestie. Postawa pluralistyczna nie oznacza oczywiście, że wszy­stkie koncepcje są równie znaczące. Muszą powstać kryteria decydujące o tym, które z nich mają większą bądź mniejszą wagę.

Pozycja pluralistyczna zakłada szeroką definicję bazy danych psychoanalizy. Z grubsza możemy podzielić je na dane histo­ryczne, obserwacyjne i introspekcyjne (Meissner, 1991). Poszczególne teorie różnią się tym, jaki rodzaj danych stanowi punkt wyjścia dla rozważań. Analitycy, którzy wyszli od danych skoja­rzeniowych, pchnęli psychoanalizę w kierunku teorii procesów języko­wych i symbolicznych, ze szczególnym uwzględnieniem ukrytych komu­nikatów. Wybitni przedstawiciele tego kierunku to Lacan, Ricoeur i Schafer. Analitycy przywiązujący wagę do danych introspekcyjnych, tzn. do jakości przeżyć, wiodą psychoanalizę w stronę teorii pola inter-subiektywnego, kładąc nacisk na empatię. Nurt ten reprezentuje Heinz Kohut. Badacze dający pierwszeństwo danym obserwacyjnym, czyli for­mie i stylowi zachowań pacjenta, rozwinęli teorię psychoanalityczną w kierunku większego uwzględniania takich zmiennych, jak mechanizmy, siły, procesy i struktury. Tu z kolei należy wymienić Heinza Hartman-na, Davida Eapaporta i Wilhelma Reicha. Analitycy przyznający priory­tet historycznemu spojrzeniu na dane kierują psychoanalizę w stronę teorii odtwarzania urazów z przeszłości, rzeczywistych lub opartych na fantazji. Takie ujęcie nawiązuje do znanej wypowiedzi Freuda, iż „histe­ryk cierpi na reminiscencje" (Breuer & Freud, 1895).

190

Trudność polega na tym, że odmienne kierunki najczęściej uważają, że prawdziwe jest tylko ich stanowisko. Pozycja pluralistyczna, którą popieram, głosi, iż wszystkie wzmiankowane rodzaje danych mogą w równym stopniu stanowić punkt wyjścia dla rozwoju teorii psycho­analitycznej. Dlatego wcześniej czy później powstanie jedna wspólna teoria psychoanalityczna, która połączy płaszczyznę popędów z płaszczy­zną związków z obiektem. Teoria popędów wyraża psychologię zagadki, dramatu Edypa i poczucia winy. Perspektywa związków z obiektem wyznacza natomiast szczególne miejsce psychologii kontaktu, egzysten­cji i poczucia wstydu albo mówiąc za Kohutem (1984): psychologii Czło­wieka Winnego i Człowieka Tragicznego. Oba te stanowiska wyrażają najistotniejsze aspekty człowieka i można je włączyć do szeroko rozu­mianej, kompleksowej teorii rozwoju osobowości.

Jaka przyszłość naprawdę czeka psychoanalizę, zależy nie tylko od poszczególnych strategii. Na jej rozwój mają wpływ także uwarun­kowania zewnętrzne. W1927 roku Freud wydał pracę dotyczącą ana­lizy prowadzonej przez osoby, które nie są lekarzami. Bronił Theodora Reika, który nie został uznany jako analityk w Stanach Zjednoczonych, ponieważ nie ukończył medycyny. Freud stwierdza dobitnie, że psycho­analiza nie jest ani medycyną, ani psychologią kliniczną. Zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycznym należy ją rozumieć po prostu jako psychologię. Z takim stanowiskiem zgadzano się wprawdzie w Euro­pie, lecz w Stanach Zjednoczonych dominowało myślenie medyczne. Pra­ktycznie tylko lekarze mogli zdobyć uprawnienia analityków. Dlatego es­tablishment psychoanalityczny w Stanach zachował pogląd, że jest to dys­cyplina o ściśle określonych granicach. W1986 roku ogłoszono tzw. wyrok Gaskilla — oddzielający praktykę psychoanalityczną od zawodu lekarza. W konsekwencji również tam zwyciężyła analiza prowadzona przez osoby nie mające koniecznie wykształcenia medycznego.

Zmiana przepisów spowodowała znaczny wzrost liczby psychologów w gronie osób kształcących się w Stanach Zjednoczonych na analityków. Sądzę, że przyczyni się to do wzmocnienia tendencji pluralistycznych. Znajomość psychologii ogólnej przez nowych adeptów, ich obeznanie z takimi pojęciami, jak: motywacja, percepcja, poznanie, uczenie się i psy­chologia rozwojowa, kieruje psychoanalizę w stronę szeroko rozumianej teorii osobowości, badań akademickich i krytycznej, metodycznej refle­ksji. W moim odczuciu jest to kierunek pożądany, który podąża śladami tradycji ustalonej w Norwegii przez Haralda Schjelderupa. Już w pod­ręczniku z 1927 roku związał on psychoanalizę ze środowiskiem uniwer­syteckim i włączył myślenie psychoanalityczne do psychologii ogólnej.

191

Czy można zatem oczekiwać, że psychoanaliza straci swoją indywidu­alność? Czy psychologia ogólna wchłonie ją i zniweluje ostatecznie jej odrębność jako dyscypliny naukowej? Czy zaniknie t o, co Freud uważał za niezbywalne? I kto w takim razie odziedziczy nazwę „psychoanaliza'? W tym kontekście należy pamiętać, że Freud bronił tak żarliwie swojego dzieła nie tylko dlatego, iż miało ono epokowe znaczenie dla obrazu czło­wieka. Dla Freuda psychoanaliza nie była jedynie nauką i metodą, lecz także ruchem, wspólnotą osób o tych samych zapatrywaniach, dającą im tożsamość. Nie ulega wątpliwości, iż właśnie tożsamość cechująca mię­dzynarodowy ruch psychoanalityczny stanowi potężną siłę. Siła ta, choć niejednorodna, umacnia poczucie wspólnoty. Wyjątkowej, a zarazem ta­kiej, którą łatwo rozpoznać. Nie zamierzam bynajmniej nie doceniać zna­czenia takiej przynależności. Jest ona zrozumiała, zwłaszcza dlatego, że psychoanaliza do tej pory opierała się na prywatnej działalności i prywat­nej praktyce. Przynależność do grupy oraz zawodowa tożsamość odgrywa­ją ponadto decydującą rolę w zaangażowaniu się i kreatywności. Nie­którym osobom psychoanaliza kojarzy się z winem dobrego rocznika, które aż strach mieszać z innym z obawy przed utratą oryginalnego bukietu.

Nowe pokolenia analityków nie mają tak osobistego stosunku do przeszłości dyscypliny. Są może nawet w stanie zakończyć żałobę po Freudzie, jak to określił Wallerstein. Generacja ta nie potrzebuje już „ojca", lecz traktuje go jako wzór terapeuty i człowieka. Czuje się uwol­niona od presji osobowości Freuda i potrafi rozwijać samodzielnie jego wnikliwe rozumienie dynamicznej nieświadomości. Być może aromat wina nieco się ulotni, lecz nie osłabi to siły wglądu. A może dopiero wówczas ta siła objawi się w całej pełni.

Bo czy Freud był naprawdę aż tak konserwatywny? Czy było dlań ważne zachowanie psychoanalizy takiej, jaką sam stworzył? Wątpię. Pra­wda, że bronił jej trwałych wartości, lecz nie obawiał się poszerzania perspektyw. Theodor Eeik opowiada epizod, który zdarzył się w Wiedeń­skim Towarzystwie Psychoanalitycznym w latach międzywojennych. Je­den z młodych analityków wygłosił właśnie odczyt o leczeniu charakteru, wychodząc poza dziedzinę zwaną umownie psychologią zagadki. Freud, zapytany o zdanie, rzekł, że sam jeszcze interesuje się węższymi obszara­mi, ale nowe pokolenie będzie badać odległe krainy. Jego słowa brzmiały: „Żeglowałem tylko po jeziorach. Lecz życzę dobrych wiatrów tym, którzy wybierają się na otwarte wody" (według Sjóbacka & Westerlundha, 1977).

Bibliografia

Cytaty z dzid: Z. Freuda wg. „The Standard Edition of the Complete Psychologi-cal Works of SIGMUND FREUD". London: The Hogarth Press and The Institute of Psycho-Analysis. 24 vols. (w skrócie: Standard Ed.)

Abraham, K. (1921) Contributions to the Theory of the Anal Character. I: Selec-ted Papers ofKarl Abraham. New York: Basic Books. 1953,370-392.

Abraham, K (1925) Character Formation on the Genital Level of the Libido. I: Selected Papers ofKarl Abraham. New York: Basic Books, 1953, 393-406.

Alerander, F. & French, T. M. (1946) Psychoanalytic Therapy. New York: Ronald Press Co.

Alerander, F. (1949) Fundamentals of Psychoanalysis. London: George Allen and Unwin Ltd.

Alexander, F. (1956) Psychoanalysis and Psychotherapy. New York: Norton & Comp., Inc.

Arlow, J.A & Brenner, C. (1964) Psychoanalytic Concepts and the Structural Theory. Journal of the American Psychoanalytic Association Monograph Series, No. 3. New York: International Universities Press.

Bell, J.E. (1948) Projectiue techniąues: a dynamie approach to the study of perso-nality: New York: Longmans, Green.

Bellak, L. (1952) The Emergency Psychotherapy of Depression. I: Specialized Tech­niąues in Psychotherapy. Ed. Bychowski and Despert. New York: Basic Books, Inc.

Beres, D. (1956) Ego Deviation and the Concept of Schizophrenia. The Psycho­analytic Study ofthe Child. 12.

Bernstein, A. (1965) The Psychoanalytic Techniąue. I: Wolman B: Handbook of Clinical Psychology, 1168-1199, New York: McGraw-Hill Book Company.

Blanek, G. (1966) Some Technical Implications of Ego Psychology. Int. J. Psycho-Anal., 47: 6-13.

Brandell, G. (1963) Freud og hans Tid. K0benhavn: Gyldendals Ugleb0ker.

Breuer J. & Freud S. (1895d) Studies on Hysteria. Standard Ed. 2.

Christiansen, B. & Killingmo, B. (1963) Psykodiagnostikk med henblikkpapsyko-terapi. Oslo: Barnepsykiatrisk Institutt.

Erikson, E. H. (1949) The Dream Specimen of Psychoanalysis. J. Amer. Psa. 2: 5-56, 1954. Ogsi i: Knight & Friedman: Psychoanalytic Psychiatry and Psychology. Int. Universities Press. New York, 1954.

Erikson, E.H. (1950) Growth and Crisis of the THealthy Personality'. I: Senn: Symposium on the Healthy Personality. New York: Josiah Macy, Jr. Foundation.

Erikson, E.H. (1968) Identity - Youth and Crisis. New York: W.W. Norton & Company.

Fenichel, O. (1941) Problems of Psychoanalytic Techniąue. New York: The Psy-choanal. Quart. Inc.

Fenichel, O. (1946) The Psychoanalytic Theory ofNeurosis. London: Rondedge & Kegan Paul Ltd. 1995

193



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2, Bjorn Killingmo - psychoanalityczna metoda leczenia
3, Bjorn Killingmo - psychoanalityczna metoda leczenia
interwencja, interwencja 134-144, Obserwacja psychologiczna metodą …………&
odpowiedzi na kilka pytan egzaminacyjnych, Krioterapia , Krioterapia jest metodą leczenia zmian skór
PSYCHOMETRIA-Spis zagadn...gzaminacyjnych odpowiedzi, SWPS, psychometria, PSYCHOMETRIA I METODA TES
PSYCHOMETRIA 1, SWPS, psychometria, PSYCHOMETRIA I METODA TESTÓW (Elżbieta Hornowska)
In vitro może się schować (Naprotechnologia - nowa metoda leczenia niepłodności), Położnictwo i gine
2007 03 Kinezjotaping nowa metoda leczenia
Krioterapia sprawdzona metoda w leczeniu chorób reumatycznych
Możliwości usprawnienia i doskonalenia psychologicznego wspomagania leczenia nowotworów
PSYCHOM, SWPS, psychometria, PSYCHOMETRIA I METODA TESTÓW (Elżbieta Hornowska)
PSYCHOMETRIA 4, SWPS, psychometria, PSYCHOMETRIA I METODA TESTÓW (Elżbieta Hornowska)

więcej podobnych podstron