J Silva samokontrola umyslu metoda Silvy 1

J. SILVA “samokontrola umysłu metodą SILVY”

(ważniejsze fragmenty)


JAK WYKORZYSTAĆ W SZCZEGÓLNY SPOSÓB ZDOLNOŚCI WŁASNEGO UMYSŁU

Wyobraź sobie, że wchodzisz w bezpośredni kontakt ze wszystko-przenikającą Wyższą Inteligencją
i w przypływie nadprzyrodzonej radości dowiadujesz się, że stoi ona po twojej strome. Wyobraź też sobie, że nawiązałeś ten kontakt tak prostymi sposobami, że już do końca życia nie masz potrzeby odczuwać bezsilnego oddzielenia od tego, czego obecność zawsze wyczuwałeś, lecz nigdy nie mogłeś do­sięgnąć - pomocnej mądrości, błysku olśnienia pojawiającego się we właściwym momencie, odczucia życzliwej ci, ogromnej siły.

Byłoby to tzw. doświadczenie szczytowe, nie tak różne - a być może wcale nieróżniące się - od duchowego uniesienia.

Takiego właśnie uczucia doznaje większość ludzi po skończeniu czterodniowego kursu samokontroli Metodą Silvy. Do tej chwili już setki tysięcy ludzi na całym świecie doświadczyło tego uczucia. Co­dzienność tych ludzi zmieniała się, w miarę jak przyzwyczajali się do spożytkowania nowych form energii ukrytej w ich umyśle; w celu lep­szej kontroli własnego przeznaczenia dla osiągnięcia bogatszego, zdrowszego, wolniejszego od problemów życia.

Jose Silva opisuje w tej książce niektóre z metod, których opano­wanie możliwe jest przez regularne stosowanie ćwiczeń w domu. Przyjrzyjmy się, jak wyglądają pierwsze lekcje.

Kurs zaczyna się wykładem wprowadzającym, który trwa około godziny i dwudziestu minut. Wykładowca wyjaśnia, na czym polega Samokontrola Umysłu, oraz streszcza okres dwudziestu pięciu lat ba­dań naukowych, które doprowadziły do stworzenia tej metody. Następnie przytacza w skrócie przykłady różnych zastosowań i korzyści, jakie wynoszą absolwenci po skończeniu kursu w dziedzinie poprawy własnego zdrowia, rozwiązywania problemów życia codziennego oraz pogłębiania i rozwoju własnego życia duchowego. Następuje dwudziestominutowa przerwa. Przy kawie wzajemnie poznają się uczestnicy kursu. Wywodzą się z najróżniejszych środowisk. Są wśród nich sekretarki, lekarze, nauczyciele, taksówkarze, studenci, księża, gospodynie domowe, renciści, psychologowie itd.

Po przerwie zaczynają się kolejne sesje od pytań i odpowiedzi, po czym następują konkretne ćwiczenia relaksowe, które mają na celu wprowadzenie uczestników w stan medytacji. Wykładowca wyjaśnia, że celem ćwiczeń jest wprowadzenie organizmu w stan głębokiego rozluźnienia, tak głębokiego jak podczas snu. Jest to rozluźnienie, któremu towarzyszy specjalny rodzaj świadomości. Faktycznie jest to zmodyfikowany stan świadomości, którym charakteryzuje się niemal każda dyscyplina medytacyjna, oraz stan żarliwej modlitwy.

Stan ten osiąga się bez użycia narkotyków czy aparatów typu “biofeedback" (Aparaty do badania biologicznego sprzężenia zwrotnego). Wykładowca określa taki stan rozluźnienia jako “osiągnięcie własnego poziomu" lub “wejście w alfa". Pierwsze ćwi­czenie trwa około trzydziestu minut, podczas których za pomocą bardzo prostych zwrotów, bez użycia naukowego żargonu czy daleko­wschodnich wyrażeń, wykładowca łagodnie wprowadza słuchaczy w pożądany stan spokoju i rozluźnienia.

Ci, którzy wykonywali już podobne ćwiczenia, ucząc się medyta­cji na innych kursach lub przerabiając je samemu przez wiele tygodni lub miesięcy, najbardziej zdumieni są prostotą i łatwością tego pierw­szego ćwiczenia.

Jedna z pierwszych sugestii, którą wykładowca przekazuje słucha­czom podczas ćwiczenia, brzmi następująco: “Uczysz się teraz uży­wania w specjalny sposób większych obszarów twojego umysłu". Pełne znaczenie tego zdania jest dla wielu oszałamiające. Metoda su­geruje, iż każdy człowiek, bez wyjątku, jest w stanie wytrenować swój umysł tak, aby funkcjonował w zakresach, na temat, których ogromna większość początkujących ma prawo mieć jeszcze poważne wątpliwości. Dopiero, kiedy ludzie praktycznie zaczynają doświad­czać na sobie efekty owych nowo nabytych umiejętności, początkowa niewiara przeradza się w entuzjazm.

Jedną z kolejnych sugestii, którą wykładowca powtarza podczas ćwiczeń, jest: “Proszę się teraz przenieść
w wyobraźni do miejsca ide­alnego wypoczynku". Niezwykle przyjemne, bardzo uspokajające i ogromnie wyraziste ćwiczenie, które pobudza wyobraźnię i pogłębia jednocześnie stan rozluźnienia.

Parę słów na temat samej medytacji. W języku codziennym ozna­cza po prostu rozważanie jakiejś sprawy. Jeżeli odłożycie tę książkę i zaczniecie myśleć, co by tu warto zjeść dzisiaj na obiad, będzie to medytacja.

Jednakże w szkołach medytacji na całym świecie słowo to ma węższe znaczenie i odnosi się do szczególnego stanu umysłu. W nie­których dyscyplinach osiągnięcie takiego stanu lub całkowite od­separowanie się umysłu od otaczającej rzeczywistości jest celem samym w sobie. Stan taki powoduje przyjemne uczucie spokoju oraz całkowitego rozluźnienia, jak również zwiększa odporność organizmu na choroby, szczególnie te, które związane są ze stresem
i napięciem nerwowym, jak wykazują to niezliczone badania naukowe w tym zakresie.

Jest to jednak bardzo pasywny sposób medytacji. Metoda Silvy idzie o wiele dalej. W metodzie tej uczymy się posługiwania owymi zmodyfikowanymi stanami umysłu do rozwiązywania konkretnych problemów, małych i wielkich.
To właśnie Jose Silva nazywa medyta­cją dynamiczną.

W obecnych czasach mówi się coraz częściej o częstotliwościach fal mózgowych typu alfa. Są to częstotliwości, które mierzy się za po­mocą elektroencefalografu (EEG). Zakres tych częstotliwości mie­rzony jest za pomocą liczby impulsów elektrycznych na sekundę. Częstotliwość od mniej więcej czternastu cykli na sekundę wzwyż nazywamy częstotliwością typu beta; częstotliwość od siedmiu do czternastu cykli na sekundę - typu alfa; od czterech do siedmiu cykli - teta; oraz poniżej czterech - delta. Gdy wykonujemy codzienne czynności w stanie pełnej świadomości, dominującą częstotliwością naszego mózgu jest częstotliwość beta. W słownictwie Silvy jest to stan świadomości zewnętrznej. Gdy nasz umysł znajduje się w stanie głębokiej fantazji, gdy w łóżku szykujemy się do snu, ale jeszcze nie śpimy, lub, gdy rano budzimy się ze snu, ale nie jesteśmy jeszcze całkowicie przebudzeni, dominującą częstotliwością naszego mózgu jest alfa. Silva nazywa to stanem świadomości wewnętrznej. Podczas snu, w zależności od jego fazy częstotliwość fal mózgowych zmienia się pomiędzy alfa, teta i delta. Po treningu Silvy człowiek potrafi świadomie wprowadzić się w stan alfa, czyli zwolnić częstotliwość dominujących fal mózgowych, lecz jednocześnie utrzymać stan pełnej świadomości.

Nasuwa się w tym momencie pytanie: co właściwie człowiek od­czuwa, gdy z pełną świadomością wprowadza się w poziom alfa? Wiemy dobrze, że stan lub poziom beta nie powoduje jakichś specjal­nych sensacji. W stanie tym możemy czuć się znudzeni lub za­fascynowani, pewni siebie lub przerażeni, możliwości w beta są praktycznie nieograniczone.

Jeżeli chodzi o alfa, czyli stan wewnętrznej świadomości, możli­wości takie u ogromnej większości ludzi są dość ograniczone. Życie nauczyło nas po prostu funkcjonować w beta, a nie w alfa lub teta, i kontakt z głębszym poziomem naszego umysłu ogranicza się do fan­tazjowania oraz do stanów przed zaśnięciem i po przebudzeniu, o których przed chwilą wspominaliśmy. Jednakże w miarę treningu możliwości zaczynają się nagle mnożyć. Harry McKnight, zastępca dyrektora Silva Mind Control, opisał to w następujący sposób: “Wy­miar alfa posiada własną pełną gamę zdolności czuciowych, tak jak beta." Innymi słowy, w alfa możemy robić co innego niż w beta. Jest to kluczowa koncepcja w Kontroli Umysłu.

W momencie gdy zaczynamy zapoznawać się bliżej ze zmie­nionymi stanami percepcji i uczymy się nimi posługiwać, nasz umysł zaczyna funkcjonować w szczególny sposób. Zaczynamy świadomie operować w zakresie metapsychicznym, czerpiąc informacje - jak to określa Jose - z tzw. Wyższej Inteligencji lub nadświadomości, która nas otacza.

Większość ludzi przychodzi na kursy, aby nauczyć się relaksacji, pozbyć się bólu głowy lub bezsenności, albo nauczyć się robić rzeczy, które w normalnej sytuacji wymagają ogromnego nakładu pracy lub wysiłku woli, takich jak rzucenie palenia papierosów, utrata nadwagi, poprawa pamięci, efektywniejsze uczenie się itp. Otrzymują to, po co przychodzą, i wiele, wiele więcej.

Okazuje się nagle, że naszych pięć zmysłów, tzn. dotyk, smak, węch, słuch i wzrok, to tylko część zmysłów,
z którymi przyszliśmy na świat. Odkrywamy obecność innych, nazwijmy je, sił czy zmy­słów, które kiedyś dostępne były tylko dla wąskiej grupy ludzi, którzy - aby je rozwinąć - niejednokrotnie przechodzili przez życie oddaleni od aktywnego świata. Zadaniem treningu Silvy jest obudzenie i wy­ćwiczenie tych dodatkowych zdolności.

Nadine Berlin, redaktor “Mademoiselle", opisuje w numerze pi­sma z marca 1972 roku, co właściwie znaczy owo przebudzenie:

Nasza współczesna kultura wszechmogącej pigułki jest oczywi­ście w stanie dostarczyć nam proszków czy zastrzyków, zwiększają­cych chwilowo percepcję naszego umysłu. Ja jednak sięgam do źródła. Kurs Kontroli Własnego Umysłu zwiększa tę percepcję w spo­sób naturalny. Uczy, JAK to robić. Już sama nazwa odzwierciedla fakt, że w odróżnieniu od pigułek, narkotyków czy hipnozy, to MY kontrolujemy NASZ umysł przez CAŁY czas. Poszerzanie zakresu naszej świadomości, zdobywanie wiedzy niekonwencjonalnymi me­todami i pomaganie innym ludziom dzięki wykorzystywaniu wła­ściwości umysłu ograniczone są jedynie naszymi wewnętrznymi oporami i przeświadczeniami, do których zostaliśmy przyzwyczajeni. Wreszcie przychodzi moment, gdy nabieramy przekonania, że właści­wie nie ma rzeczy niemożliwych, i nagle używanie tych nowych wła­ściwości umysłu staje się rzeczą najzupełniej naturalną. Słyszymy to od innych ludzi i staje się to również naszym udziałem."


W JAKI SPOSÓB MEDYTOWAĆ

(Rozdział ten oraz następne, aż do szesnastego, napisane przez Jose Silva, wlicza się być może do najważniejszych, jakie kiedykol­wiek czytałeś, Jose będzie nauczał w nich podstawowych elementów kursu Samokontroli Umysłu. Aby w pełni skorzystać z tych rozdziałów, upewnij się, czy dobrze pamiętasz^ w jaki sposób je czytać. Informacje na ten temat znajdziesz we wstępie.)

Pomogę ci nauczyć się medytacji. Umiejętność ta pozwoli ci na penetrację rejonów mózgu, które kontrolują wyobraźnię, a pełne uruchomienie wyobraźni pozwoli następnie na efektywniejsze roz­wiązywanie problemów, z którymi borykasz się w codziennym życiu. Obecnie skupimy się jednak na medytacji. Pora na rozwiązywanie problemów przyjdzie później.

Ponieważ twoja nauka odbywać się będzie bez pomocy do­świadczonego wykładowcy, zmuszony jestem przedstawić nieco inny i o wiele wolniejszy sposób treningu niż podczas kursów. Nie bę­dziesz miał z nim żadnych trudności.

Nawet jeśli przerwiesz kurs po nauczeniu się medytacji, i tak bę­dziesz w stanie lepiej rozwiązywać problemy.
W medytacji dzieje się coś pięknego; i to piękno, które odnajdujesz, niesie uspokojenie. Im więcej medytujesz, tym głębiej w siebie wchodzisz, nawiązujesz silniejszy kontakt ze swoim wnętrzem, tak głęboki, że nic nie jest w stanie go zakłócić.

Skorzysta również całe twoje ciało. Najpierw zauważysz, że w czasie medytacji znikają twoje zmartwienia oraz poczucie winy. Piękno medytacji w alfa polega między innymi na tym, że nie jesteś w stanie zabrać tam negatywnych uczuć gniewu czy poczucia winy. Jeśli któreś z tych uczuć wtargną w ten stan, medytacja zostanie po prostu przerwana. Z czasem owe uczucia będą pozostawały z dala co­raz dłużej i dłużej, aż któregoś dnia w ogóle nie powrócą. Będzie to znaczyło, że aktywne impulsy umysłowe prowadzące do choroby na­szego ciała zostały zneutralizowane.

Ciało człowieka zostało stworzone do zdrowia. Posiada wrodzony system samoregulacji i samogojenia. Mechanizmy te mogą być blo­kowane przez umysły niewytrenowane w kontrolowaniu siebie. Me­dytacja jest pierwszym krokiem w kierunku takiej kontroli. Sama z siebie uczyni wiele dla uwolnienia uzdrawiających mocy ciała i zwrócenia mu energii, trwonionej kiedyś na napięcie (Dokładniejsze uwagi na ten temat znajdują się w następnych rozdziałach).

Oto co należy zrobić, aby osiągnąć stan medytacji, czyli stan alfa:

Gdy się obudzisz rano, skorzystaj w razie potrzeby z ubikacji i powróć do łóżka. Nastaw budzik na piętnaście minut, na wypadek gdybyś zasnął w czasie wykonywania ćwiczeń. Zamknij oczy i pod powiekami “spójrz" w górę, tak aby gałki oczne znalazły się mniej więcej pod kątem 20 stopni. Z przyczyn nie bardzo jeszcze wiado­mych, ta pozycja gałek ocznych powoduje zwiększenie częstotliwości alfa w mózgu.

Teraz powoli, w odstępach mniej więcej dwusekundowych, za­cznij liczyć od 100 do 1. Staraj się skupić całą uwagę na liczeniu. Jeżeli ci się to uda, osiągniesz alfa już za pierwszym razem.

Po pierwszym ćwiczeniu rozluźniającym podczas kursu reakcje słuchaczy są bardzo zróżnicowane. Od “To było zachwycające" do “Nie czułem (czułam) zupełnie nic". Różnica nie polega jednak na tym, co się ze słuchaczami dzieje podczas samego ćwiczenia, lecz przede wszystkim jak często mieli poprzednio okazję doświadczać stanów, przy których częstotliwość fal mózgowych jest znacznie zwolniona, a świadomość jeszcze zachowana. Stany te są w mniej­szym lub większym stopniu udziałem każdego z nas. Doświadczamy ich każdego ranka po przebudzeniu i każdego wieczora przed zaśnię­ciem. Aby przebudzić się ze snu, podczas którego w większości wypadków dominuje częstotliwość typu teta, musimy przejść przez alfa, w którym wielu z nas pozostaje poprzez cały czas rutynowych zajęć poranka.

Jeżeli więc odczuwasz, że podczas tego pierwszego ćwiczenia niewiele się właściwie działo, znaczy to po prostu, że - nie zdając so­bie z tego sprawy - wiele już razy twoja świadomość była utrzymy­wana w alfa. W takim wypadku należy się po prostu dalej rozluźnić i nie martwiąc się o wynik kontynuować ćwiczenia.

Nawet jeśli potrafiłeś już w czasie pierwszej koncentracji wpro­wadzić się w stan alfa, powinieneś przejść przez siedem tygodni regu­larnych ćwiczeń aby dotrzeć do niższych poziomów alfa, a potem teta.

Pierwsze ćwiczenie, czyli liczenie wstecz od stu do jednego, nale­ży przerabiać codziennie rano przez dziesięć dni. Przez następne dziesięć dni licząc od pięćdziesięciu do jednego, potem od dwudzie­stu pięciu do jednego, od dziesięciu do jednego, aż wreszcie przez ostatnie dziesięć dni od pięciu do jednego.

Aby zapobiec spontanicznemu przejściu w stan beta, każde ćwi­czenie należy zakończyć mówiąc do siebie w myślach:

Za chwilę policzę od jednego do pięciu, otworzę oczy i będę cał­kowicie przebudzony (przebudzona), w stanie doskonałego samopo­czucia... jeden... dwa... trzy... za chwilę otworzę oczy... cztery... pięć, mam oczy otwarte, czuję się doskonale, czuję się znacznie lepiej niż poprzednio".

W ten sposób ustanowione zostały dwa podstawowe mechanizmy. Pierwszy - wprowadzenie się w poziom alfa, oraz drugi - wychodze­nie z tego poziomu. Gdyby ktoś zdecydował się na stosowanie lub wyćwiczenie innego sposobu wchodzenia w alfa, jest to oczywiście możliwe, jednak wymagałoby to przejścia przez podany rygor trenin­gu od początku, co w praktyce jest niezbyt sensowne.

W momencie, gdy rano będziesz w stanie osiągnąć pogłębiony stan alfa za pomocą liczenia od pięciu do jednego, będziesz również w stanie osiągnąć ten stan w podobny sposób o każdej innej porze dnia. Do tego potrzebne będzie jednak nieco więcej czasu - od 10 do 15 minut, gdyż w tym wypadku będziesz przechodzić ze stanu beta, nie korzystając już z porannej “półdrzemki" i jej naturalnych wolniej­szych częstotliwości.

Wykonując ćwiczenie w czasie dnia, należy usiąść w wygodnym fotelu lub na brzegu łóżka, tak aby obydwie stopy opierały się płasko na podłodze, a ręce mogły swobodnie spocząć na udach. Ci, którzy są zaznajomieni i wprawieni w ćwiczeniach jogi, mogą usiąść na podło­dze w pozycji lotosu. Głowa nie powinna być zwieszona, lecz usta­wiona w pozycji zapewniającej równowagę. Następnie koncentruj się na poszczególnych częściach ciała, aby świadomie je rozluźnić. Za­cznij od lewej stopy, potem lewej nogi, prawej stopy, prawej nogi i tak dalej, aż dotrzesz do szyi, twarzy, oczu i mięśni pokrywających cza­szkę. Wykonując to ćwiczenie po raz pierwszy będziesz zdumiony, ile w twoich mięśniach zgromadziło się niepotrzebnego napięcia.

Teraz wybierz dowolny punkt na suficie lub na przeciwległej ścia­nie, około 45 stopni nad poziomem oczu. Wpatruj się w ten punkt, aż poczujesz, że twoje powieki robią się coraz cięższe. Pozwól im się zamknąć i rozpocznij odliczanie od pięćdziesięciu do jednego. Postę­puj tak przez 10 dni, a następnie licz od 10 do l przez 10 dni, wreszcie od 5 do l. Ponieważ ćwiczenie to może być wykonywane o każdej porze dnia, nie tylko rano, dobrze jest wypracować sobie pewną ruty­nę i wykonywać je przez około piętnaście minut dwa lub trzy razy dziennie.

W tym momencie nasuwa się pytanie, co robić, gdy osiągniemy stan alfa? O czym myśleć?

Od początku należy ćwiczyć wizualizację. Jest to zasadnicza kon­cepcja samokontroli. Im lepiej i dokładniej potrafisz wykorzystać obrazy myślowe, tym głębsze i mocniejsze będą przeżycia podczas przerabiania kolejnych ćwiczeń.

Pierwszym krokiem jest stworzenie w wyobraźni instrumentu, który ułatwi ci wizualizację. Tym instrumentem będzie tzw. ekran wyobraźni. Powinien być szeroki, taki jak w kinie, nie zapełniając jednak całej wewnętrznej wizji. Ekran ten należy sobie wyobrazić w odległości około dwóch metrów, a nie tuż przed powiekami. Na tym ekranie będziesz wymyślał wszystko, na czym postanowisz się kon­centrować. Później stosować go będziemy również w innych celach.

Pierwszym z przedmiotów wyświetlanych na naszym ekranie powinna być jakaś prosta i dobrze nam znana rzecz, na przykład pomarańcza lub jabłko. Za każdym razem po osiągnięciu stanu alfa, pozostawaj z jednym obrazem. Będziesz go mógł zmienić podczas następnej sesji. Koncentracja powinna polegać na stworzeniu obrazu z jak największą dokładnością - w trzech wymiarach, w kolorze, ze wszystkimi szczegółami. Obraz powinien zdominować całą uwagę. Nie myśl o niczym innym.

Istnieje powiedzenie, że umysł ludzki jest jak pijana małpa, która skacze bez ładu i składu z jednego drzewa na drugie. Zdumiewające jest, jak mało czasami mamy kontroli nad własnymi myślami i wła­snym umysłem. Mimo że często tak dobrze potrafi nam służyć, kiedy indziej działa zdradziecko za naszymi plecami, wywołując ból głowy, wysypkę, a na koniec wrzód żołądka. Mózg posiada zbyt wielką moc, by pozostawać bez kontroli. Kiedy nauczymy się używać swojego umysłu do trenowania go, o czym niedługo przekonasz się sam, bę­dzie w stanie dokonywać zadziwiających rzeczy.

Tymczasem jednak musisz cierpliwie wykonywać pierwsze ćwi­czenia, mające na celu świadome zwolnienie częstotliwości fal móz­gowych i wprowadzenie umysłu w stan alfa oraz zmuszenie go do koncentracji na wybranym przedmiocie, jak również wyobrażanie sobie tego przedmiotu z coraz większą dokładnością i precyzją. Początkowo, gdy podczas wykonywania ćwiczeń inne myśli będą przychodziły do głowy, należy być wyrozumiałym i cierpliwym. My­śli takie należy po prostu spokojnie ignorować i odsuwać, po czym powrócić do obrazu na ekranie. Napięcie lub irytacja spowoduje na­tychmiastowy wzrost częstotliwości fal mózgowych w kierunku beta.

Taki oto stan koncentracji, nazywany medytacją, jest szeroko pra­ktykowany na całym świecie. Jeżeli będziesz ćwiczyć tylko to, nic więcej, osiągniesz stan, który William Wordsworth nazywa stanem szczęśliwej ciszy umysłu, głębokiego, trwałego wewnętrznego spo­koju. Jest to bardzo ciekawe i niezwykłe przeżycie, w którym głębsze zakamarki umysłu stają się nagle dostępne dla naszej świadomości. Po pewnym czasie zaczynamy jednak traktować to jako rzecz na­turalną, oczywistą. Podniecenie mija. W takim momencie wielu ludzi zaprzestaje ćwiczeń. Zapominają po prostu, że nie jest to “wycieczka turystyczna", lecz pierwszy etap podróży, która może okazać się najważniejszą wędrówką życia.


MEDYTACJA DYNAMICZNA

Istnieje kilka sposobów osiągnięcia stanu biernej medytacji, która opisana została w poprzednim rozdziale (i której, mam nadzieję, doświadczysz osobiście już w niedługim czasie). Zamiast kon­centrowania się na stworzonym przez wyobraźnię przedmiocie, moż­na skoncentrować się na dźwięku, takim jak “OM", “RAZ" czy “AMEN", wypowiadanym głośno lub w myśli. Można skoncentrować się na rytmie własnego oddechu. Można również skupiać się na cen­trum energii w naszym ciele lub na rytmicznym dźwięku bębnów i tańcu do tego rytmu. Nasza koncentracja może się skupić na mono­tonnych psalmach gregoriańskich; podczas słuchania ich możemy jednocześnie wpatrywać się w znajomy rytuał ceremonii religijnych. Wszystkie te sposoby lub ich kombinacje będą w stanie wprowadzić nasz umysł w stan spokojnej, biernej medytacji.

Osobiście jednak do osiągnięcia stanu medytacji wolę liczenie wspak. Przede wszystkim wymaga ono pewnej koncentracji, która jest kluczem do sukcesu. Poza tym kiedy kilka razy uda nam się osiągnąć ten stan za pomocą liczenia, metoda ta stanie się automatyczna, gdyż w podświadomości skojarzy się z końcowym efektem.

Każde zakończone sukcesem ćwiczenie staje się swoistym “punk­tem odniesienia" -- powracamy do niego świadomie lub nieświado­mie, inspiruje nas do dalszych poszukiwań.

Osiągnięcie stanu medytacji nie powinno być celem samym w so­bie. Jest to oczywiście piękne i uspokajające uczucie, które ma pozy­tywny wpływ na stan naszego zdrowia, są to jednak bardzo skromne osiągnięcia w porównaniu z dalszymi możliwościami. Wychodź poza medytację bierną, ćwicz umysł w kierunku zorganizowanej, dyna­micznej aktywności, do której, według mnie, został on przeznaczony, a osiągnięte rezultaty zadziwią cię.

Mówię o tym teraz, gdyż jest to moment, kiedy będziemy musieli wyjść poza technikę biernej medytacji, o której przed chwilą wspo­mnieliśmy, i zacząć wykorzystywać medytację dynamiczną do roz­wiązywania problemów. Zaraz przekonasz się, dlaczego tak ważne było koncentrowanie się na obrazie jabłka czy jakiegokolwiek innego przedmiotu na ekranie umysłowym.

Przed rozpoczęciem ćwiczenia pomyśl o czymś przyjemnym, o czymś, co się zdarzyło niedawno, dziś lub wczoraj, nawet jeśli było to zdarzenie bardzo mało znaczące. Przypomnij je sobie w skrócie, a następnie wprowadź się w stan głębokiego rozluźnienia (alfa) i wy­świetl cale to zdarzenie na ekranie swojej wyobraźni. Jakie wiążą się z nim obrazy? Jakie zapachy? Jakie dźwięki? Jakie były nasze odczu­cia? Będziesz zaskoczony różnicą pomiędzy twoim wspomnieniem zdarzenia w stanie beta a jego postacią w stanie alfa. Różnica jest nie­mal tak wielka jak między powiedzeniem “pływam" a rzeczywistym pływaniem.

Jakie wartości ma to ćwiczenie? Po pierwsze, jest to kolejny krok do znacznie większych osiągnięć, a po drugie, jest ono samo w sobie użyteczne. Oto jak możemy je praktycznie wykorzystać.

Pomyśleć o jakimś drobiazgu, na przykład o kluczykach do samo­chodu lub innej rzeczy, której odnalezienie wymaga nieco wysiłku. Czy kluczyki są w kieszeni płaszcza, na biurku, czy też zostały w drzwiach samochodu? Jeżeli nie jesteś pewien, wprowadź się w stan alfa i cofnij w myślach do momentu, gdy ostatni raz miałeś je w ręku, by jeszcze raz “przeżyć" ten moment. Następnie posuwaj się powoli w czasie; jeżeli klucze są tam, gdzie zostały przez ciebie po­zostawione, z łatwością powinieneś je odnaleźć. (Inny problem, bardziej skomplikowany i wymagający zastosowania wysublimowa­nej techniki, zaistnieje w wypadku, kiedy ktoś je stamtąd zabrał.)

Wyobraź sobie studenta, który pamięta, że wyznaczono mu egza­min na środę, ale nie jest pewien, czy ma to być najbliższa środa, czy też następna. W stanie alfa może rozwiązać tę zagadkę sam.

Są to typowe, małe problemy codziennego życia, które mogą być rozwiązywane za pomocą tej prostej techniki medytacyjnej.

Teraz przyszedł czas na wykonanie gigantycznego skoku. Po­wiążemy ze sobą dwa zdarzenia. Prawdziwe zdarzenie i zdarzenie pożądane, ale jedynie wyobrażone - po czym przekonamy się, co stanie się ze zdarzeniem wyobrażonym. Jeżeli zastosujemy kilka bardzo prostych zasad, zdarzenie wyobrażone stanie się zdarzeniem rzeczywistym.

Prawo pierwsze:

Trzeba pragnąć, aby zdarzenie wyobrażone stało się faktem. Ży­czenie takie, jak: “chciałbym, aby pierwsza osoba, którą spotkam na ulicy, wycierała sobie nos", jest tak trywialne i bezużyteczne, że nasz umysł go po prostu nie przyjmie. Życzenia tego typu mają bardzo małe szansę na realizację. O wiele większe szansę mają jednak życze­nia takie, jak: “mój dyrektor będzie dzisiaj dla mnie o wiele przyje­mniejszy", “klient będzie bardziej skłonny kupić oferowany towar" lub “zadanie lub czynność, która normalnie jest bardzo nudna, tym razem sprawi mi dużo satysfakcji". Cele tego typu prawdopodobnie będą w stanie wywołać w nas wystarczającą motywację.

Prawo drugie:

Należy wierzyć, że dane zdarzenie może mieć miejsce. Jeżeli wie­my, że nasz klient ma magazyn załadowany towarem, który chcemy mu sprzedać, trudno nam będzie wzbudzić w sobie przekonanie, że taka transakcja jest możliwa. Jeżeli zaś nie jesteśmy w stanie uwie­rzyć, że zdarzenie, którego pragniemy, może rzeczywiście dojść do skutku, umysł będzie pracował przeciwko nam.

Prawo trzecie:

Trzeba oczekiwać, że dane zdarzenie nastąpi. Jest to subtelna za­sada. Dwie pierwsze są proste i pasywne. Trzecia wymaga działania, dynamiki. Można pragnąć czegoś i wierzyć, że jest to możliwe, a mimo to nie oczekiwać, że zdarzenie takie nastąpi. Można na przy­kład pragnąć, aby dyrektor był miły jutro przez cały dzień, i wierzyć, że jest to możliwe, a mimo to, na podstawie poprzednich doświad­czeń, nie bardzo oczekiwać takiego obrotu sprawy. W tej właśnie sytuacji, o czym za chwilę się przekonamy, wkraczają na scenę Samo­kontrola Umysłu i skuteczna wizualizacja.

Prawo czwarte:

Nie możesz, stworzyć problemu. Nie dlatego, że ci nie wolno; po prostu jest to niemożliwe. To podstawowe, nadrzędne prawo. “Czy nie byłoby wspaniale, gdybym umiał spowodować, aby dyrektor zrobił z siebie takiego barana, że wyleją go z pracy, a ja przejmę jego sta­nowisko?" Gdy jesteś w stanie dynamicznej medytacji alfa, masz również bezpośredni kontakt z Wyższą Inteligencją, a z punktu widzenia tejże Inteligencji zaszkodzenie dyrektorowi nie byłoby dobrym pomysłem. Można oczywiście dyrektorowi podłożyć świnię i spowodować jego usunięcie z pracy, będzie to jednak wyłącznie sprawa twoja i poziomu beta. W alfa działania tego typu po prostu nie wyjdą.

Jeżeli w stanie medytacji ktoś będzie usiłował dostroić się do ta­kiego rodzaju inteligencji, która miałaby mu pomóc w czynieniu krzywdy lub zła, jego wysiłki będą tak bezowocne, jak bezowocne jest usiłowanie dostrojenia radia do stacji, która nie istnieje.

Prawdopodobnie wielu z was zarzuci mi w tym miejscu przesad­ny optymizm. Tysiące ludzi uśmiechało się pobłażające, gdy wyja­śniałem absolutną niemożność czynienia krzywdy w alfa, dopóki sami się o tym nie przekonali. Na naszej planecie roi się od nieszczęść i homo sapiens ma w tym swój niekwestionowany wkład. Wszystko to dzieje się w stanie beta, nie w alfa, nie w teta i prawdopodobnie nie w delta. Dowiodły tego moje dotychczasowe badania.

Nigdy nie byłem zwolennikiem straty czasu, lecz jeżeli ktoś z was chce to sobie na własną rękę udowodnić, to proszę wprowadzić się w stan rozluźnienia (alfa) i spróbować wywołać u kogoś ból głowy. Jeżeli wyobrazicie sobie ten “przypadek" z wystarczającą, potrzebną do osiągnięcia czegokolwiek wyrazistością, zdarzyć mogą się dwie następujące rzeczy: ból głowy pojawi się u was, a nie u osoby upa­trzonej na “ofiarę" oraz/lub wyjdziecie ze stanu alfa.

Przykład ten nie daje oczywiście odpowiedzi na wszystkie pyta­nia dotyczące dobrych i złych właściwości naszego umysłu. Powróci­my do tej sprawy później. Na razie wybierz zdarzenie, które stanowi rozwiązanie jakiegoś problemu, a które jest przez ciebie pożądane i, twoim zdaniem, możliwe do zaistnienia. Ćwiczenie opisane poniżej pomoże spełnić trzecie prawo - oczekiwanie, że planowane zdarzenie nastąpi.

Oto co należy zrobić:

Wybierz prawdziwy, nierozwiązany jeszcze problem, który masz przed sobą. Dla ilustracji tego przykładu powiedzmy, że twój szef byt przez ostatni miesiąc w wyjątkowo złym humorze, co stanowi poważ­ny problem emocjonalny dla całego zakładu. Po osiągnięciu stanu alfa musisz teraz przejść przez następujące trzy etapy:

Krok pierwszy:

Na ekranie wyobraźni dokładnie odtwórz ostatnie wydarzenie, które wiąże się z problemem. Przeżyj je przez chwilę powtórnie.

Krok drugi:

Łagodnie przesuń teraz całą scenę na prawo od ekranu i wpro­wadź na ekran inną scenę, tę, którą chcesz, aby nastąpiła jutro. W sce­nie tej sam szef i całe jego otoczenie jest w znakomitym humorze. Docierają do nich dobre wiadomości. Jeżeli znasz problem, z którym borykał się szef, wyobraź sobie jego rozwiązanie tak wyraźnie, jak poprzednio wyobrażałeś sobie sam problem.

Krok trzeci:

Przesuń teraz całą scenę na prawo od twojego ekranu i z lewej strony wprowadź na ekran inną scenę. Tym razem wyobraź sobie sze­fa w doskonałym nastroju, szczęśliwego, miłego i uprzejmego dla wszystkich. Tak jak poprzednio, scena ta powinna być jak najwyrazistsza, jak gdyby zdarzenia te rzeczywiście wokół ciebie się rozgrywa­ły. Pozostań przez chwilę z tą sceną. W pełni ją odczuj.

Teraz, przy odliczaniu od l do 5, będziesz całkowicie rozluźniony i poczujesz się znacznie lepiej niż poprzednio... Możesz być pewny, że wprawiłeś w ruch siły, które będą działały na rzecz spowodowania pożądanego zdarzenia.

Czy stosując te trzy etapy, zaplanowane zdarzenie zawsze i nie­odwołalnie dojdzie do skutku? Nie.

Niemniej jednak jeżeli będziecie powtarzali te ćwiczenia, za­czniecie zauważać pewne prawidłowości. Najpierw zadziała jedna z waszych wcześniejszych medytacyjnych sesji rozwiązywania pro­blemów. Kto może jednak zapewnić, że to nie przypadek? W końcu zdarzenie, które wybraliście, musiało być wystarczająco prawdopo­dobne, abyście mogli uwierzyć, że może rzeczywiście zaistnieć. Potem jednak pojawi się drugi podobny “przypadek", a za nim trzeci. “Przypadki" te nagle zaczną się mnożyć. Zaniechacie ćwiczeń, będzie ich znacznie mniej. Kiedy do nich wrócicie - “przypadki" znowu się pojawią.

Później, gdy wzrosną wasze umiejętności, zauważycie, że jeste­ście w stanie wierzyć w zaistnienie zdarzeń coraz mniej prawdopo­dobnych. Z upływem czasu i w miarę stosowania praktyki rezultaty waszych medytacji będą was coraz bardziej zdumiewać.

Pracując nad problemem, najlepiej jest rozpoczynać medytację od ponownego przeżycia w wyobraźni waszego dotychczasowego naj­większego sukcesu. Jeżeli z czasem zdarzy się coś, co uznacie za jeszcze większy sukces, od tej pory używajcie go jako punktu od­niesienia. Stosując wyrażenie, które w słownictwie Samokontroli Umysłu ma dla nas wszystkich specjalnie głęboką symbolikę, będzie­cie “coraz lepsi".

Tim Masters, student a jednocześnie taksówkarz z Fort Lee w sta­nie New Jersey, postanowił medytować w czasie oczekiwania na klientów. Gdy interes szedł słabo, Tim zaczął wyobrażać sobie na swoim ekranie obładowanego walizkami klienta, który chce jechać na lotnisko Kennedyego w Nowym Jorku. Oto jak opisał potem swoje doświadczenia:

Przez pierwszych kilka razy, kiedy próbowałem, nic się nie dzia­ło. A potem nagle stało się - podszedł facet z walizkami i kazał się wieźć na lotnisko. Następnym razem “wyświetliłem" sobie tego go­ścia na moim ekranie. Wczułem się w sytuację, gdy sprawy rozwijają się tak jak trzeba i zjawił się następny klient na lotnisko. To rzeczywi­ście działa! To tak jak gdybym wygrał stolik, który się sam nakrywa."

Na pewno nasuwa się wam pytanie, dlaczego przesuwamy sceny na ekranie umysłowym z lewej strony na prawą. Wprawdzie bardziej szczegółowo poruszę ten problem w dalszych rozdziałach, ale zanim przejdziemy do następnego ćwiczenia, chciałbym to zagadnienie krót­ko skomentować.

Z moich eksperymentów wynika, że na głębszych poziomach czas doświadczany jest przez nasz umysł jako ruch ze strony lewej do prawej. Innymi słowy, przyszłość postrzegamy w lewo od siebie a prze­szłość - w prawo. Jest to niezmiernie intrygujący temat, lecz zanim poruszymy go szerzej, musimy omówić pewne inne zagadnienia.


POPRAWA PAMIĘCI

Techniki poprawy pamięci, nauczane podczas kursów Metody, byłyby w stanie zminimalizować konieczność używania książek tele­fonicznych oraz zaszokować naszych znajomych i przyjaciół. Nie­mniej jednak ilekroć muszę do kogoś zadzwonić, sprawdzam numer w notesie. Być może niektórzy absolwenci naszych kursów stosują, nasze techniki do zapamiętywania numerów telefonicznych, jednak jak wspomniałem w poprzednim rozdziale, dla urzeczywistnienia dą­żeń niezwykle ważna jest wewnętrzna motywacja, zaś moja motywa­cja do zapamiętywania numerów telefonicznych nie jest imponująca. Prawdopodobnie byłaby znacznie silniejsza, gdybym musiał masze­rować z jednego końca miasta na drugi za każdym razem, gdy mam sprawdzić numer telefonu.

Używanie technik Samokontroli Umysłu do celów trywialnych nie jest wskazane ze względu na wymagane współdziałania, pragnie­nia i oczekiwania. Du z nas jednak posiada tak sprawną pamięć, jakiej byśmy sobie życzyli? Być może po wykonaniu ćwiczeń opisanych w poprzednich rozdziałach wasza pamięć zaczęła się już niespodzie­wanie poprawiać. Zdobywane przez was umiejętności wizualizacji i odtwarzania zdarzeń z przeszłości mają reperkusje w stanie beta, dlatego też wasz umysł prawdopodobnie już w tej chwili zaczął roz­szerzać zakres działania, bez specjalnego wysiłku i treningu z waszej strony. Zawsze istnieją jednak możliwości dalszego doskonalenia.

W czasie kursów stosujemy specjalne ćwiczenia wizualizacji w celu poprawy funkcji pamięciowych. Podczas takich ćwiczeń wykładowca pisze na tablicy numery od l do 30, a uczestnicy kolejno podają nazwy różnych przedmiotów, na przykład: bałwan ze śniegu, łyżwy, kolczyki, co tylko nasunie się na mysi. Wykładowca zapisuje nazwy tych przedmiotów przy każdym numerze, po czym odwraca się tyłem do tablicy i recytuje z pamięci całą listę. Uczestnicy mogą spy­tać o dowolne hasło z tej listy, a wykładowca jest w stanie podać im numer, pod którym ono występuje.

Nie jest to sztuczką, lecz lekcją wizualizacji. Wykładowca wcze­śniej już przyporządkował każdej liczbie jakieś słowo, a stąd każda liczba wywołuje wizualny obraz związanego z nią znaczenia. Obrazy te nazywamy zakładkami pamięci. Kiedy uczestnicy podają prze­dmiot, wykładowca łączy go w pewien znaczący i nietypowy sposób z obrazem, jaki kojarzy z daną liczbą. Przyjmijmy, że zakładką dla numeru 10 jest “taras". Jeżeli uczestnik poda jako wyraz numer dziesięć “bałwana ze śniegu", wykładowca może wyobrazić sobie bałwana opalającego się na pięknym tarasie. Jest to bardzo prosty zabieg dla umysłu wprawionego w wizualizacji.

Uczestnicy zaczynają naukę “zakładek" w stanie alfa słuchając, jak wykładowca powoli powtarza słowa, które należy zapamiętać. Kiedy następnie uczestnicy uczą się ich w stanie beta, praca jest ła­twiejsza, gdyż słowa wydają się znajome.

Ponieważ nauka zakładek zajęłaby zbyt dużo miejsca w książce, zmuszony jestem je opuścić. Już w tej chwili jednak dysponujesz nie­zwykle efektywnym sposobem poprawy zarówno pamięci, jak i wizu­alizacji. Jest nim ekran wyobraźni.

Każda informacja, która wydaje się zapomniana, kojarzy się prze­cież z jakimś wydarzeniem. Jeśli jest to np. imię - wydarzeniem będzie moment, kiedyśmy to imię usłyszeli lub przeczytali. Kiedy już umiemy posługiwać się ekranem wyobraźni, trzeba po prostu wyświe­tlić na nim wydarzenia z przeszłości otaczające informację, którą uważamy za zapomnianą, a informacja ta się odnajdzie.

Użyłem wyrażenia “informacja uważana za zapomnianą", ponie­waż w rzeczywistości była ona przez cały czas zakodowana w naszej pamięci. Jedynie w danym momencie nie byliśmy w stanie przywołać jej do sfery świadomości, czyli spowodować jej przypomnienia. Róż­nica ta jest bardzo istotna. W USA cały mechanizm reklam oparty jest na owej subtelnej różnicy między pamiętaniem a przypominaniem. Programy telewizyjne zalewają nas potokami reklam tak licznych i krótkich, że gdyby ktoś poprosił nas o wyliczenie kilku, które widzieliśmy w ostatnim tygodniu, prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie opowiedzieć więcej niż trzy lub cztery.

Reklamy te stwarzają popyt na propagowane produkty, ponieważ zapadają w naszą pamięć poniżej granicy świadomości. Badania su­gerują, iż najprawdopodobniej nigdy niczego tak naprawdę nie zapo­minamy. Nasz mózg zachowuje obrazy nawet najbardziej trywialnych zdarzeń. Im ważniejsze zaś jest dla nas zdarzenie, tym wyraźniejszy jego obraz i tym łatwiej je potem sobie przypomnieć.

Elektroda lekko dotykająca odsłonięty w czasie operacji mózg jest w stanie spowodować przypomnienie najdrobniejszych szczegółów dawno “zapomnianych" zdarzeń. Przypomnienie jest tak dokładne, że “słyszy się" dźwięki, “czuje" zapachy i w pełni doświadcza obrazów towarzyszących temu zdarzeniu. W tym wypadku wpływ wywierany jest jednak oczywiście na mózg, nie na umysł, i chociaż obrazy ofiarowywane świadomości pacjenta przez jego mózg mogą być ogromnie realistyczne, będzie on wiedział - coś mówi mu - że nie przeżył ich naprawdę. Dzieje się tak za sprawą umysłu - naszego wszystkowiedzącego przewodnika, którego nigdy nie dosięgnie żad­na elektroda. Umysł, w odróżnieniu od nosa czy ręki, nie istnieje w konkretnym miejscu ani przestrzeni.

Wracając do sprawy pamięci. Tysiące kilometrów od miejsca, w którym teraz siedzisz, spada liść z drzewa. Oczywiście nie będziesz tego zdarzenia pamiętał, ponieważ ani go nie doświadczyłeś, ani nie ma ono dla ciebie żadnej wagi. A jednak nasz mózg notuje o wiele więcej, niż nam się wydaje.

Podczas lektury tej książki doświadczasz tysięcy różnych wra­żeń, których przy obecnym poziomie koncentracji sobie nie uświada­miasz. Są to dźwięki, zapachy, obrazy na skrajach widoczności, może uczucie uciskania butów czy krzesła, temperatura w pokoju - wyli­czać można by bez końca. Jesteśmy świadomi tych wrażeń, ale nie uświadamiamy sobie tej świadomości. Brzmi to jak wewnętrzna sprzeczność, jednak postaram się wyjaśnić to stwierdzenie, posługu­jąc się przypadkiem pewnej kobiety poddanej ogólnej narkozie.

Kobieta ta w okresie ciąży nawiązała bardzo dobry kontakt ze swoim ginekologiem. Zawiązała się między nimi przyjaźń i zaufanie. Kiedy przyszedł czas porodu, kobieta poddała się ogólnej narkozie i urodziła ładne, zdrowe dziecko. Jednakże gdy po porodzie lekarz odwiedził ją w sali szpitalnej, kobieta przyjęła go bardzo chłodno, wręcz wrogo. Ani lekarz, ani pacjentka nie potrafili wyjaśnić przy­czyn tej nagłej zmiany nastawienia! oboje pragnęli odkryć istotę sprawy. W celu przywołania ukrytych wspomnień, które być może byłyby w stanie wyjaśnić ową niezrozumiałą zmianę, postanowili za­stosować hipnozę

Pod hipnozą kobieta została poddana tzw. regresji w czasie, po­cząwszy od ostatnich zdarzeń związanych z jej kontaktami z leka­rzem. Nie trzeba było daleko szukać.. W głębokim śnie hipnotycznym zamiast pominąć okres, kiedy pacjenta leżała w czasie porodu “nie­przytomna" pod narkozą, powtórzyła, wszystko, o czym lekarz i pielę­gniarki mówili w sali porodowej. To zaś, co mówili w obecności uśpionej pacjentki, było niekiedy niewiązane bezpośrednio z akcją porodową: czasami były to dowcipy a czasami mało wybredne ko­mentarze na temat samej pacjentki i powolnego tempa porodu. Była dla nich “przedmiotem", a nie osobą, jej uczucia nie były brane pod uwagę. W końcu znajdowała się przecież pod narkozą, a więc była nieprzytomna. Czy było tak jednak rzeczywiście?

Wątpię, czy kiedykolwiek można być nieprzytomnym. Człowiek przypomina sobie, albo nie, różne przeżycia i zdarzenia, jednakże wszystko, czego kiedykolwiek doświadcza, zostaje bardzo dokładnie zanotowane w jego mózgu.

Czy oznacza to, że używając techniki, której za chwilę będziesz się uczyć, za dziesięć lat będziesz w stanie przypomnieć sobie numer strony, którą teraz czytasz? Być może lik, ale to raczej wątpliwe. Nu­mer tej strony nie jest i chyba nie będzie dla ciebie sprawą wystarcza­jąco ważną. Niemniej jednak, mimo iż; prawdopodobnie świadomie go nie sprawdzałeś, numer tej strony jest przecież wydrukowany i kątem oka z pewnością go zauważyłeś, a to zastało zakodowane w mózgu.

Czy będziesz w stanie przypomnieć sobie imię atrakcyjnej osoby spotkanej w zeszłym tygodniu na obiedzie u znajomych? Gdy po raz pierwszy usłyszałeś to imię, fakt jego usłyszenia był zdarzeniem. Po prostu musisz odtworzyć na ekranie umysłu fakty i szczegóły związa­ne z tym zdarzeniem, a imię zabrzmi ponownie.

Rozluźnij się, wprowadź w poziom alfa, stwórz ekran i przeżyj na nim wybrane wydarzenie jeszcze raz. Zajmie to piętnaście do dwu­dziestu minut. Istnieje również inny sposób, skrócona wersja, wygod­na do stosowania w nagłych wypadkach, dzięki której będziecie w stanie w jednej chwili osiągnąć poziomy umysłu, w których przy­wołanie pożądanych informacji jest o wiele łatwiejsze.

Metoda ta polega na stworzeniu mechanizmu odruchu warunko­wego, który w momencie przyswojenia działa tym lepiej, im częściej jest używany. Przyswojenie tej techniki wymagać będzie kilku sesji medytacyjnych, mających na celu pełną internalizację procedury. Me­toda jest w zasadzie bardzo prosta. Polega na tym, że należy złączyć razem opuszki trzech palców: kciuka, palca wskazującego i palca środkowego lewej lub prawej ręki, a wasz mózg automatycznie zarea­guje zwolnieniem częstotliwości. Oczywiście, jeżeli spróbujemy tego teraz, nic nie będziemy w stanie odczuć lub zauważyć. W tym mo­mencie nie jest to jeszcze odruch warunkowy. Aby wyćwiczyć taki odruch, należy wprowadzić się w stan alfa i (w myśli lub na głos) po­wtórzyć następujące zdanie:

W momencie gdy złączę palce w ten sposób (tu należy złączyć trzy palce w opisany przed chwilą sposób) w celu, który jest dla mnie ważny, natychmiast osiągnę poziom umysłu potrzebny do osiągnięcia

tego celu".

Wykonuj to ćwiczenie przez jakieś siedem dni, za każdym razem używając tych samych słów. W niedługim czasie powinno wytworzyć się w mózgu stałe skojarzenie takiego złączenia palców z natych­miastowym osiągnięciem poziomu medytacji. Jeżeli w następne dni będziesz próbował sobie coś przypomnieć, na przykład czyjeś imię, ale nie będzie ono przychodziło ci do głowy, to im bardziej będziesz starał się skoncentrować na przypomnieniu, tym mniej będzie to sku­teczne. Próby takie są nie tylko bezużyteczne, lecz również bardzo denerwujące. Zamiast tego rozluźnij się i zdaj sobie sprawę, że pa­miętasz wszystko i znasz sposób przywołania żądanej informacji.

Nauczycielka czwartej klasy szkoły podstawowej w Denver uczy dzieci poprawnej pisowni używając ekranu umysłowego i techniki trzech palców. W ten sposób przerabia ona około dwudziestu słów dziennie. Na klasówce uczniowie mają za zadanie napisać wszystkie słówka, które zostały podane w danym tygodniu. “Pamiętają słowa oraz poprawną pisownię - łącząc trzy palce wyobrażają to sobie na ekranach. Dzieci mniej zdolne potrzebują około piętnastu minut na skończenie całego sprawdzianu..." Używając tej samej techniki, na­uczycielka ta uczy dzieci również tabliczki mnożenia do 12. Nauka kończy się w listopadzie, choć w normalnych warunkach trwa przez cały rok szkolny.

Wspomniany uprzednio Tim Masters, student i taksówkarz, ma często pasażerów, którzy proszą o zawiezienie do jednego z sąsie­dnich miasteczek, na adres, do którego dojazdu Tim nie bardzo już pamięta. Prawdopodobnie niewielu spieszących się pasażerów wyka­załoby zrozumienie dla szofera taksówki, który przed wyruszeniem w drogę wprowadza się w stan medytacji. Tim używa techniki trzech palców, pozwalającej mu na odtworzenie w pamięci drogi pod dany adres, jeżeli już kiedykolwiek tam był.

Przed ukończeniem kursu Samokontroli Umysłu Tim, który stu­diuje w Instytucie Technologii w Nowym Jorku, miał jedną piątkę, a z reszty przedmiotów czwórki i trójki. “Teraz - mówi -jestem sty­pendystą: same piątki i tylko jedna czwórka." Metoda, której używa Tim do szybkiego studiowania, jest opisana w następnym rozdziale. Podczas egzaminów Tim trzyma złączone trzy palce.

Technika trzech palców ma również różne inne zastosowania, o których piszę dalej. Przez wieki stosowana była w różnych szkołach medytacji. Kiedy następnym razem będziecie oglądać rzeźbę lub ma­lowidło przedstawiające postać z Dalekiego Wschodu, na przykład jogina siedzącego, w stanie medytacji ze skrzyżowanymi nogami, zwróćcie uwagę na znajome ułożenie trzech palców rąk.


PRZYSPIESZONA NAUKA

Gdy opanujesz już opisaną w poprzednim rozdziale technikę pa­mięci, będziesz gotów do uczynienia następnego kroku, czyli do opanowania techniki przyspieszonej nauki. Oto jak w skrócie wy­glądają kolejne “stopnie wtajemniczenia".

Pierwszy krok to umiejętność osiągnięcia stanu medytacji. Będąc w stanie medytacji, stwarzamy ekran umysłowy, który służy - między innymi - do odtwarzania potrzebnych informacji. Następnie jako me­tody szybkiej relaksacji uczymy się techniki trzech palców. Jednym z jej zastosowań jest szybkie przypominanie sobie potrzebnych infor­macji. W momencie, gdy ją opanujemy, gotowi jesteśmy do przyswa­jania sobie materiału w nowy sposób, dzięki któremu odtwarzanie informacji staje się o wiele łatwiejsze. Równie ważny jest fakt, iż ten nowy sposób nauki nie tylko przyspiesza przyswajanie samego mate­riału, lecz również pogłębia jego zrozumienie.

Poniżej przedstawione są dwie techniki szybkiej nauki. Zacznij­my od prostszej.

W momencie, gdy technika trzech palców jest opanowana na tyle dobrze, że pozwoli na szybkie osiąganie poziomu alfa i świadome operowanie na tym poziomie, można stosować ją podczas słuchania wykładu lub lektury książki. Użycie tej techniki powinno zwiększyć koncentrację i pozwolić na lepsze przyswajanie słyszanego czy czyta­nego materiału. Później łatwo też będzie ten materiał odtwarzać w stanie beta, a jeszcze łatwiej w stanie alfa. Student, który używa techniki trzech palców podczas egzaminu pisemnego, niemalże widzi przed sobą podręcznik, z którego się przygotowywał, lub słyszy wy­kład profesora.

Druga technika nie jest już tak prosta, lecz mimo to będziesz w stanie opanować ją w dość wczesnym stadium treningu Samokon­troli Umysłu. Wiąże ona skuteczność nauki w alfa z dodatkowym wspomaganiem w postaci nauki w beta. Potrzebny do tego będzie ma­gnetofon.

Powiedzmy, że musisz przyswoić sobie skomplikowany rozdział z podręcznika, który wymaga nie tylko zapamiętania, lecz również zrozumienia. Na początku pozostając w stanie beta, przeczytaj tekst na glos i nagraj go na kasetę magnetofonową. Następnie wprowadź się w stan medytacji alfa i przesłuchaj taśmę, koncentrując się na wła­snym głosie.

W początkowym stadium treningu, a w szczególności jeżeli nie jesteś dobrze zaznajomiony z obsługą danego magnetofonu, naciska­nie guzików może powodować powrót do beta, zaś dźwięk własnego głosu może sprawić pewną trudność w powrocie do alfa. W nie­których wypadkach, zanim ponownie osiągnie się stan medytacji, “stracić" można część lub nawet cały przeczytany tekst. Niemniej jed­nak w miarę zdobywania doświadczenia wypadków takich będzie coraz mniej. Oto kilka rad.

Wprowadzając się w stan alfa od razu trzymaj palec na odpowie­dnim przycisku. Zapobiegnie to konieczności szukania go z otwartymi oczami.

Można także poprosić kogoś innego, aby na umówiony sygnał włączył magnetofon.

W wypadku konieczności ponownego, szybkiego osiągnięcia sta­nu alfa stosuj technikę trzech palców.

Początkowe trudności, które na ogół świadczą o postępach w sto­sowaniu samej techniki, często wydają się większe, niż są w rzeczy­wistości. W związku z adaptacją organizmu, odczucia w stanie alfa mogą się zmieniać i z biegiem czasu, w miarę jak nasza świadomość przyzwyczaja się do operowania w tym stanie, będzie on coraz bar­dziej przypominał stan beta. Utrzymanie całkowitej świadomości i pełnej władzy funkcji umysłowych w stanie alfa jest specjalnym eta­pem treningu Samokontroli Umysłu.

Postępy w ćwiczeniach i nawrót poprzednich odczuć stanu alfa świadczą w rzeczywistości o pogłębieniu się tego stanu czy wręcz osiągnięciu poziomu teta. Prowadząc kursy Samokontroli Umysłu często widziałem absolwentów, którzy byli w stanie operować w głę­bokim poziomie alfa z otwartymi oczami, przy utrzymaniu całkowitej świadomości otoczenia, rozmawiając, zadając pytania, żartując.

Wróćmy jednak do nagrywania. Dla uzyskania dodatkowego wzmocnienia zaleca się odczekać, jeżeli to możliwe, pewien czas - np. kilka dni - a następnie ponownie przeczytać dany materiał w sta­nie beta oraz przesłuchać go w stanie alfa. Po takiej serii powtórzeń wiadomości będą bardzo silnie i głęboko utrwalone.

Jeżeli stworzyliście grupę, która wspólnie wykonuje ćwiczenia z tej książki, możecie wymieniać się taśmami, aby skrócić czas na­grywania. Doskonale zdaje to egzamin, mimo iż zasadniczo nieco korzystniejsze jest słuchanie własnego głosu.

Wielu absolwentów naszych kursów oceniło technikę przyspie­szonej nauki oraz technikę trzech palców jako doskonałą metodę oszczędności czasu. Jest to szczególnie widoczne w takich dziedzi­nach jak handel (szczególnie transakcje ubezpieczeniowe), studia uni­wersyteckie, nauczanie, prawo, aktorstwo. Oto kilka przykładów.

Kanadyjski agent ubezpieczeniowy nie denerwuje już swoich klientów długim przerzucaniem papierów w teczce, nim znajdzie od­powiedź na pytania dotyczące skomplikowanych problemów związa­nych z nieruchomościami i podatkami.. Dzięki zastosowaniu techniki przyspieszonej nauki i techniki trzech palców wszystkie potrzebne informacje ma w głowie

Adwokat z Detroit uwolnił się od niezliczonych notatek, które były dlań dotąd niezbędne przy wygłaszaniu ostatecznego podsumo­wania skomplikowanych spraw sądowych przed lawą przysięgłych. Prawnik ten nagrywa swoją prezentację na magnetofon i przesłuchuje ją w stanie alfa wieczorem, przed rozprawą i następnego dnia rano. W czasie podsumowania utrzymuje przez cały czas kontakt wzroko­wy z ławnikami, co daje mu więcej pewności siebie i w porównaniu z dawniejszymi wystąpieniami, kiedy ciągle musiał zaglądać do nota­tek. Wszystko to sprawia, że przemówienie brzmi bardziej przekony­wająco. Nikt zaś nie zwraca uwagi na trzy palce jego lewej dłoni.

Znany satyryk w klubie nocnym w Nowym Jorku każdego wie­czoru zmienia treść swojego występu. Improwizuje komentarze na temat aktualnych doniesień. Na godzinę przed przedstawieniem saty­ryk przesłuchuje taśmę z własnym głosem, po czym gotów jest do improwizacji, ze “spontanicznymi", wywołującymi niepohamowane wybuchy śmiechu żartami. “Dawniej zaciskałem kciuki, żeby wszyst­ko poszło dobrze. Teraz zaciskam trzy palce i wiem, co będzie - salwy śmiechu".

Techniki przyspieszonej nauki i trzech palców znajdują oczywi­ście największe zastosowanie na studiach. Dlatego też do tej pory kursy Samokontroli Umysłu były oferowane oraz przeprowadzone w USA w dwudziestu czterech wyższych szkołach i uniwersytetach, szesnastu szkołach średnich i ośmiu szkołach podstawowych. Dzięki zastosowaniu tych technik tysiące studentów studiuje krócej, a wie więcej.


TWÓRCZY SEN

Jakże wolni czujemy się podczas snu! Znikają bariery czasu i przestrzeni, prawa logiki, ograniczenia narzucone przez sumienie, wszystko to przestaje istnieć, a my stajemy się władcami swoich ulot­nych wyobrażeń. Sny są wyłącznie naszą własnością. Freud przykła­dał do nich ogromną wagę. Według niego, rozumieć sny człowieka, znaczy rozumieć jego samego.

Również w Samokontroli Umysłu traktujemy sny bardzo poważ­nie, a ponieważ uczymy ludzi posługiwać się umysłem w szczególny sposób, sny także traktujemy szczególnie. Freud analizował sny, które pojawiały się spontanicznie. My zainteresowani jesteśmy w tworze­niu snów z premedytacją, snów, które mogą nam pomóc w rozwiązy­waniu konkretnych problemów. Ponieważ zawczasu programujemy temat naszych snów, interpretacja ich kieruje się odmiennymi zasada­mi i daje zdumiewające rezultaty. Wprawdzie w pewnym stopniu ogranicza to spontaniczność marzeń sennych, lecz jednocześnie po­zwala na osiągnięcie istotnej wolności - większej kontroli nad wła­snym życiem.

Interpretując uprzednio zaprogramowany sen, oprócz uzyskania wglądu w patologię naszej psychiki, znajdujemy też rozwiązania pro­blemów naszego dnia powszedniego.

Kontrola snów wymaga ćwiczeń, które wykonujemy w trzech etapach. Wszystkie etapy wymagają osiągnięcia poziomu medytacji.

Pierwszy etap to nauka zapamiętywania snów. Wielu ludzi ma wrażenie, że nigdy nic im się nie śni, co oczywiście nie jest zgodne z prawdą. Wszyscy mamy sny, nie zawsze jednak potrafimy je sobie przypomnieć. Badania wykazały, że gdyby ktoś nas pozbawił naszego conocnego cyklu snów, po kilku dniach nie bylibyśmy w stanie nor­malnie funkcjonować.

Kiedy w 1949 roku rozpoczynałem badania nad możliwością wy­korzystania snów do rozwiązywania problemów, nie byłem wcale pe­wien, czy do czegoś dojdę. Oczywiście słyszałem, tak jak na pewno każdy z czytelników, wiele anegdotycznych opowieści na temat pro­roczych snów. Czytałem historię o Cezarze, któremu w dniu zabój­stwa śniły się Idy Marcowe. Słyszałem o Abrahamie Lincolnie, który podobno miał również proroczy sen w noc poprzedzającą zamach. Je­żeli owe sny i wiele innych podobnych były po prostu niepowtarzal­nymi zbiegami okoliczności, moje badania były zwykłą stratę czasu.

W pewnym momencie byłem zresztą rzeczywiście przekonany, że tracę czas. Przez prawie cztery lata studiowałem psychologię - Freu­da, Adiera, Junga -- i miałem wrażenie, że im więcej studiuję i czy­tam, tym mniej wiem. Pewnego dnia miałem już tego wszystkiego serdecznie dość. Było to około godziny drugiej nad ranem. Zdener­wowany i zniechęcony studiowaniem geniuszy, którzy ostro z sobą polemizowali, cisnąłem książkę na podłogę i poszedłem spać, zdecy­dowany nie marnować więcej czasu na psychologię. Odtąd będę się zajmował już tylko elektroniką, tym bardziej że w mojej kieszeni za­częło się robić coraz bardziej pusto.

Mniej więcej dwie godziny później obudził mnie dziwny sen. Nie była to seria epizodów, jak zwykle bywa w snach, lecz po prostu świa­tło. Cała moja wizja senna sprowadzała się do potoku słonecznie jaskrawego, południowego, złotego światła. Otworzyłem oczy. Moja sypialnia tonęła jak zwykle w mroku. Zamknąłem oczy i znów roz­błysła jasność. Powtórzyłem to kilkakrotnie, z tym samym rezultatem:

oczy otwarte - ciemno, oczy zamknięte -jasno. Za trzecim lub czwar­tym razem, po zamknięciu oczu, zobaczyłem trzy liczby: 3-4-3. Potem kolejny zestaw: 3-7-3. Następnym razem powróciły trzy pierwsze cyfry, a po nich znowu drugie.

W tym momencie nie tyle interesowały mnie liczby, co samo świa­tło, które powoli zaczęło słabnąć. Zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem nie dobiega kresu moje życie, tak jak przepala się elek­tryczna żarówka - nagłym impulsem światła. Kiedy zorientowałem się jednak, że na razie nie umieram, chciałem zatrzymać to słabnące światło, aby lepiej mu się przyjrzeć. Zmieniłem sposób oddychania, pozycję w łóżku, stopień relaksacji - nic nie działało. Światło stawało się coraz słabsze i po upływie około pięciu minut od pierwszego poja­wienia zamarło całkowicie.

Może w takim razie - pomyślałem - jakieś znaczenie mają licz­by? Przez pozostałą część nocy leżałem rozbudzony, próbując przy­pomnieć sobie telefony, adresy, numery rejestracyjne samochodów, cokolwiek, co mogło mieć związek z tymi zestawieniami.

Przy mojej obecnej wiedzy jestem już w stanie całkiem efektyw­nie analizować znaczenie snów. W tamtym jednak czasie moje bada­nia na ten temat znajdowały się w dość wczesnym stadium i nie czułem się w tej dziedzinie zbyt pewnie. Następnego dnia, niewyspa­ny po zaledwie dwóch godzinach snu, w dalszym ciągu usiłowałem powiązać owe numery z czymś, co mogło być mi znajome.

W tym miejscu chciałbym opowiedzieć o pewnym trywialnym zdarzeniu, które w efekcie doprowadziło do rozwiązania owej tajem­nicy i tym samym przyczyniło się do powstania jednego z ważniej­szych fragmentów systemu Samokontroli Umysłu.

Tego dnia mniej więcej na piętnaście minut przed zamknięciem mojego sklepu ze sprzętem elektronicznym wpadł do mnie przyjaciel i zaproponował, abyśmy poszli gdzieś na kawę. W tym samym czasie przyszła do sklepu moja żona i gdy dowiedziała się o naszych pla­nach, zaproponowała, abyśmy poszli do meksykańskiej części miasta, gdyż przy okazji mógłbym jej kupić alkohol do nacierania. Tam bo­wiem zaraz za mostem granicznym jest sklep, w którym można było ten środek dostać o wiele taniej niż w Teksasie.

Po drodze zacząłem opowiadać przyjacielowi mój sen i w czasie opowiadania wpadła mi do głowy myśl, że może numery, które wi­działem mają coś wspólnego z biletami na loterię. Po meksykańskiej stronie mijaliśmy sklep, w którym mieściło się główne przedstawiciel­stwo meksykańskiej loterii państwowej. Była późna godzina i w skle­pie były już opuszczone rolety, w związku z czym doszedłem do wniosku, że pomysł z loterią nie był chyba trafiony. Pojechaliśmy przecznicę dalej, aby kupić alkohol. Kiedy sprzedawca pakował alko­hol, mój przyjaciel zapytał mnie z innej części sklepu:

- Jakie liczby chciałeś znaleźć?

- Trzy, siedem, trzy, trzy, cztery, trzy.

- Chodź tutaj i popatrz!

Pokazywał mi połowę biletu loteryjnego z numerami 3-4-3.

W całej Republice Meksyku każdy z tysięcy sklepików, takich jak ten, otrzymuje bilety loterii krajowej, które co miesiąc mają te same trzy pierwsze numery. Sklep, w którym byliśmy, był jedynym w ca­łym kraju, gdzie sprzedawano bilety zaczynające się od 343. Numer 373 sprzedawany był w Mexico City.

W kilka tygodni później dowiedziałem się, że na moją połowę pierwszego nabytego w życiu biletu na loterię przypadła wygrana dziesięciu tysięcy bardzo mi wtedy potrzebnych dolarów. Pomimo ca­łej euforii zajrzałem temu darowanemu koniowi dokładniej w zęby i to, co odkryłem, okazało się o wiele bardziej wartościowe niż sam prezent. Znalazłem wreszcie solidną podstawę, by sądzić, że moje do­tychczasowe studia nie były stratą czasu. Zrozumiałem, że w jakiś sposób nawiązałem kontakt z tym, co nazywam Wyższą Inteligencją. Zdałem też sobie sprawę, że być może kontakt taki był już niejedno­krotnie nawiązywany nieświadomie. Tym razem jednak wiedziałem.

Rozważmy łańcuch pozornych przypadków, który doprowadził do takiego obrotu sprawy. W desperacji przyśniła mi się seria numerów, w sposób tak dalece odbiegający od zwykłego przebiegu marzeń sen­nych, że musiałem je zapamiętać. Potem mój przyjaciel wpadł do mnie do sklepu, aby mnie zaprosić na kawę, które to zaproszenie -mimo zmęczenia całodzienną pracą - przyjąłem. Następnie przyszła moja żona i poprosiła, abym jej kupił alkohol leczniczy, co z kolei zaprowadziło mnie przez granicę do jedynego miejsca w Meksyku, gdzie ten właśnie bilet można było kupić.

Osoby, które sądziły, że to zbieg okoliczności, będą miały poważ­ne trudności z wyjaśnieniem zadziwiającego, w pełni sprawdzalnego faktu, iż czterech absolwentów kursu Samokontroli Umysłu w USA również wygrało na loterii stosując różne techniki, które później roz­winąłem. Są to Regina M. Fomecker z Rockfort, stan Illinois, która wygrała 300.000 dół., David Sikich z Chicago, który wygrał 300.000 dół., Frances Morroni z Chicago, która wygrała 50.000 dół., John Fle-ming z Buffalo, stan Nowy Jork, który wygrał 50.000 dół.

W programie zajęć z zakresu Samokontroli Umysłu nie mamy nic przeciwko używaniu wyrażenia “zbieg okoliczności". W istocie na­dajemy mu specjalne znaczenie. Jeżeli zaistnieje seria trudnych do wytłumaczenia przypadków, które w rezultacie doprowadzają do kon­struktywnego rozwiązania problemu, nazywamy to zbiegiem okolicz­ności. Jeżeli seria przypadków doprowadza do katastrofy, nazywamy to wypadkiem. Samokontrola Umysłu ma za zadanie nabycie umiejęt­ności powodowania zbiegów okoliczności. Zdania “to tylko zbieg okoliczności" po prostu nie używamy.

Mój sen i wygrana na loterii przekonały mnie o istnieniu Wyższej Inteligencji i możliwości komunikacji z nią. Zgodnie z moją obecną interpretacją, nie był specjalnie znaczący fakt, że doszło do niej pod­czas snu i że byłem w głębokim stresie z powodu mizernego, jak mi się wydawało, dorobku badawczego mojego życia. Tysiące ludzi w momentach wyjątkowej rozpaczy lub zagrażającego niebezpieczeń­stwa miało różnego rodzaju prorocze sny lub otrzymywało informacje w inny, paranormalny sposób. Wiele takich snów opisanych jest w Biblii. Niemniej jednak w tamtym czasie fakt, że zdarzyło się to mnie, wydawał mi się cudem.

Pamiętam z przeczytanych prac, że według Freuda sen stwarza odpowiednie warunki do telepatii. Biorąc pod uwagę moje własne do­świadczenie, rozwinąłem tę tezę, stwierdzając, że sen stwarza odpo­wiednie warunki do otrzymywania informacji i kontaktu z Wyższą Inteligencją. Potem poszedłem jeszcze jeden krok dalej i zacząłem za­stanawiać się, czy muszę zachowywać się jak kochanek, który czeka biernie w domu na telefon od swojej wybranki. Czy jest możliwe -spekulowałem - samemu wykręcić numer telefonu i z własnej inicja­tywy nawiązać kontakt z Wyższą Inteligencją? Jako dla osoby wie­rzącej było dla mnie zrozumiałe, że skoro można nawiązać kontakt z Bogiem przez modlitwę, to na pewno można również opracować sposób, aby komunikować się z Wyższą Inteligencją (jak się później zorientujecie z rozdziału piętnastego, mówiąc o Bogu i o Wyższej In­teligencji mam na myśli dwa różne byty).

Jak dowiodły moje późniejsze badania, istnieje kilka sposobów nawiązania kontaktu z Wyższą Inteligencją. Jednym z nich jest kon­trola snów, której opanowanie jest sprawą bardzo prostą.

Nie możemy wprawdzie liczyć na to, że promienisty strumień światła pomoże w przypominaniu naszych snów, możemy jednak liczyć na nawarstwiający się efekt własnego programowania, by go pamiętać, gdy jesteśmy na poziomie medytacji. W czasie medytacji przed zaśnięciem powinniśmy powiedzieć sobie w myśli: “Chcę zapamiętać sen. Będę pamiętać sen". Następnie należy pójść spać, mając przy łóżku przygotowane kartkę i ołówek. Jeżeli obudzisz się w nocy lub nad ranem pamiętając fragment lub fragmenty marzeń sennych, zapisz to, co pamiętasz. Po kilkakrotnym powtórzeniu po­dobnego ćwiczenia przy kolejnych próbach zauważysz, że zapa­miętane obrazy są coraz pełniejsze i wyraźniejsze. Gdy stwierdzisz, że etap ten jest już dostatecznie opanowany, będziesz gotowy na przejście do drugiego.

W czasie medytacji przed snem przemyśl wymagający rozwiąza­nia problem. Powinien być to problem, który rzeczywiście leży ci na sercu, a jego rozwikłanie wymaga uzyskania jakiejś informacji lub rady. Pamiętaj, że głupie pytania wywołują głupie odpowiedzi. Na­stępnie zaprogramuj się używając następujących słów: “Pragnę mieć sen zawierający informacje, które pomogą mi w rozwiązaniu proble­mu, który mam na myśli. Taki sen mi się przyśni, zapamiętam go i zrozumiem".

Wyrazisty sen obudzi cię w czasie nocy lub nad ranem. Zanalizuj go i staraj się zrozumieć jego znaczenie w kontekście postawionego wcześniej problemu.

Jak już wspomniałem, nasza metoda interpretacji snu różni się od opracowanej przez Freuda, ponieważ zajmujemy się snami, które sami wywołujemy. Dlatego też jeżeli ktoś z was zaznajomiony jest z Freudowską interpretacją snów, dla dobra Samokontroli Umysłu na­leży o niej po prostu zapomnieć.

Wyobraźmy sobie Freudowską interpretację następującego snu:

Mężczyzna znajduje się w dżungli, otoczony przez hordę dziku­sów, którzy krok za krokiem zbliżają się do niego, potrząsając dzida­mi. Każda dzida ma dziurę w ostrzu.

Gdy człowiek ten obudził się, sen stanowił dla niego rozwiązanie problemu, z którym nie potrafił sobie poradzić od bardzo długiego czasu. Przyśnił się on Eliasowi Howe i dopomógł w wynalezieniu pierwszej na świecie maszyny do szycia. Problemem był fakt, że Elias Howe potrafił skonstruować prototyp, w którym igła była wprawiana mechanicznie w ruch pionowy, lecz maszyna nie była w stanie szyć. Dopiero w czasie snu przyszedł mu do głowy pomysł, aby dziurkę na nitkę umieścić na ostrzu igły.

Jeden z naszych absolwentów twierdzi, że prawdopodobnie za­wdzięcza kontroli snów swoje życie. W przeddzień wyruszenia na siedmiodniową wycieczkę motocyklową zaprogramował, że będzie miał ostrzegawczy sen, gdyby czekało na niego podczas drogi jakieś niebezpieczeństwo. W czasie poprzednich dłuższych podróży przytra­fiały mu się na ogół drobne nieprzewidziane przeszkody: raz miał przebitą oponę, kiedy indziej zabrudzony przewód paliwowy, a pod­czas ostatniej dłuższej wycieczki niespodziewanie spadł śnieg.

Tej nocy śniło mu się jednak, że jest na obiedzie u swego przyja­ciela i podano mu talerz wypełniony po brzegi surowymi strączkami zielonego groszku, mimo że wszyscy inni zajadali wspaniałe francu­skie danie Quiche Lorraine. Czyżby miało to oznaczać, że w czasie wycieczki powinien unikać jedzenia surowego groszku - zastanawiał się. Nie bardzo mógł zrozumieć, jakie miałoby w tym tkwić nie­bezpieczeństwo, tym bardziej że nigdy nie jadł zielonego groszku, a w szczególności na surowo. Czyżby sen miał oznaczać, że nie jest mile widziany w domu swojego przyjaciela? Takie wytłumaczenie też nie bardzo pasowało, bo pewien był tej przyjaźni, a poza tym nie mia­ło to nic wspólnego z planowaną wyprawą.

Dwa dni później o świcie jechał dość szybko jedną z autostrad pod Nowym Jorkiem. Był śliczny poranek, droga w doskonałym stanie, nie było na niej nikogo oprócz jadącej w przedzie niewielkiej półciężarówki. Gdy zbliżył się do niej, zauważył nagle, że jest po brzegi wyładowana strąkami zielonego groszku. Pamiętając swój sen natych­miast zwolnił z szybkości 120 km do 40, a potem, gdy zbliżył się do zakrętu, do 20 km na godzinę. Kiedy mijał zakręt z szybkością 20 km, poczuł nagle lekki poślizg tylnego koła, który z łatwością opanował. Poślizg został spowodowany strączkami zielonego groszku, wysypującymi się z przeładowanego nimi samochodu. Przy większej szybko­ści taki poślizg na motocyklu spowodowałby niechybnie bardzo poważny, być może śmiertelny wypadek.

Morał tej opowieści jest taki, że tylko ten, kto zaprogramuje swój sen, może potem ten sen zinterpretować. Zrozumienie prawidłowo za­programowanego snu często przychodzi w formie “przeczucia" jego właściwej interpretacji. Przeczucia takie to sposób, w jaki komuniku­je się z nami niema podświadomość. Z biegiem czasu i nabywaniem doświadczenia wiara w wartość takiego zaprogramowanego przeczu­cia staje się coraz mocniejsza i trwalsza.

Słowa, których używanie do programowania snów sugerujemy w tej książce, są dokładnie takie jak te, które używane są podczas kur­sów Samokontroli Umysłu. Można oczywiście ułożyć do tego celu własny tekst i przyniesie to taki sam pozytywny efekt. Niemniej jed­nak, jeżeli kiedykolwiek znajdziesz się na naszym kursie, twoje doświadczenia z tej jego części będą o wiele bogatsze, jeśli twoje samozaprogramowanie w alfa będzie takie jak stosowane przez nas.

Jestem pewien, że w kontroli snów odkryjesz klucz do najcenniej­szych skarbów własnego umysłu. Trzeba się jednak uzbroić w cierpli­wość. Nie należy się spodziewać, że od razu spadnie z nieba główna wygrana na loterii; taka jest natura loterii, że tylko niewielu wygrywa. Taka jest jednak natura samego życia, że każdy człowiek jest w stanie wygrać o wiele więcej, niż loteria może kiedykolwiek zaoferować.


POTĘGA TWOICH SŁÓW

We wstępie sugerowaliśmy, aby podczas pierwszego czytania tej książki nie wykonywać żadnych ćwiczeń. Poniższe uwagi będą stano­wić jednak wyjątek. Spróbuj od razu. Dajmy wspólnie ponieść się wyobraźni i wczujmy się w następującą sytuację:

Stoisz w kuchni i w ręku trzymasz świeżą, wyjętą właśnie z lo­dówki cytrynę. Jest zimna i lekko porowata. Spójrz na jej powie­rzchnię, na żółtą skórkę. Jest woskowożółta, a na zwężeniach obu wierzchołków - zielona. Lekko ściśnij i wyczuj jej elastyczność

i wagę.

Teraz podnieś ją do nosa i powąchaj. Nic nie pachnie tak jak cy­tryna. Przekrój ją na pół i znów powąchaj. Zapach jest o wiele intensywniejszy. Wgryź się zębami w jej miąższ pozwalając, aby sok pociekł dookoła ust. Nic nie ma takiego smaku jak cytryna.

W tym momencie, jeżeli wyobraźnia dobrze ci służy, ślina powin­na napłynąć ci do ust. Zastanów się chwilę, jakie są tego implikacje.

Na nasze gruczoły ślinowe zadziałały same słowa. Słowa, które nie były nawet odbiciem rzeczywistości, a jedynie odbiciem wyobra­żeń. Kiedy czytałeś słowa opisujące cytrynę, twój mózg mimo woli potraktował to tak, jak gdyby w twoim ręku znajdowała się prawdzi­wa cytryna, sygnalizując to gruczołom ślinowym: “Hej, on się wgryza w cytrynę. Pospieszcie się, trzeba zaraz przepłukać usta". Gruczoły wykonały to polecenie.

Większość z nas uważa, że słowa, których używamy, mają po pro­stu różne znaczenia: dobre lub złe, prawdziwe lub nieprawdziwe, mocne lub słabe. To jednak tylko część prawdy. Słowa nie tylko odzwierciedlają rzeczywistość, one również tę rzeczywistość tworzą, tak jak opis cytryny spowodował napływ śliny do ust.

Nasz mózg nie zna się na subtelnościach naszych intencji. Otrzy­muje jedynie i przechowuje otrzymane informacje oraz zarządza funkcjami ciała. Powiedz mu coś w rodzaju: “teraz zjadam cytrynę", a natychmiast zareaguje w odpowiedni sposób.

Nadszedł teraz czas na tak zwane uporządkowanie myśli. Nie wy­maga to specjalnych ćwiczeń, jedynie nieco samoanalizy i uwagi w stosunku do słów, którymi na co dzień uruchamiamy nasz mózg.

Ćwiczenie, które przed chwilą wykonaliśmy, było raczej neutral­ne. W sensie fizycznym nic złego ani nic dobrego z tego nie wynikło. Okazuje się jednak, że słowa mogą powodować zarówno pożytek, jak i szkodę.

Często się zdarza, że dzieci bawią się podczas jedzenia, obrzy­dzając je sobie nawzajem. Obrzydzanie to polega na obrazowym i jak najbardziej odrażającym opisie tego, co się właśnie je. Pamiętam z dzieciństwa, że na przykład masło opisywane było jako “zmiażdżo­ne larwy much", by ograniczyć się do niewinniejszych określeń. Przedmiotem tej zabawy było z jednej strony udawanie, że to obrzy­dzanie wcale na nas nie działa, a z drugiej strony obrzydzenie komuś * posiłku do tego stopnia, że delikwent nie był w stanie dalej udawać i naprawdę tracił apetyt.

Jako dorośli często zabawiamy się w podobny sposób. Używając negatywnych słów, które przez powtarzanie nabierają coraz większej mocy, obrzydzamy sobie chęć do życia. Słowa te powodują z kolei negatywne formy zachowań, co jeszcze bardziej wzmacnia naszą nie­chęć. Weźmy na przykład następujące odpowiedzi na pozdrowienie Jak się masz?!"

- Dziękuję, nie mogę narzekać.

- Nie ma co narzekać.

- Nie najgorzej

Jak sądzisz, w jaki sposób twój mózg reaguje na ten ponury punkt widzenia?

Robienie zakupów “przyprawia mnie o ból głowy". “Jestem chory(a)" na widok tej pogody za oknem. “Rzygać mi się chce", kiedy myślę, że znowu muszę zmywać naczynia. Mam to wszystko “w..." Jestem przekonany, że proktolodzy (Proktolog - lekarz specjalista zajmujący się chorobami odbytu). zawdzięczają dużą część swoich dochodów wyrażeniom i słowom, których na co dzień używamy. Pa­miętaj - mózg nie zna się na subtelnościach intencji. “Ta pani prosi o ból głowy... proszę bardzo... ból głowy zaserwowany".

Jest sprawą oczywistą, że ból nie pojawia się natychmiast i za każdym razem, kiedy o nim mówimy. Naturalnym stanem naszego organizmu jest przecież zdrowie i wszystkie jego funkcje nastawione są w kierunku utrzymania doskonałego samopoczucia. Niemniej jed­nak w miarę upływu czasu i cierpliwego kierowania energii słownej na osłabienie funkcji obronnych, mózg w końcu dostosowuje się do składanego przez nas zamówienia na chorobę.

Dwa czynniki dodają naszym słowom większej mocy: poziom rozluźnienia oraz zaangażowanie emocjonalne. “O Boże, jak to boli", wypowiedziane z odpowiednim przekonaniem, stanowi serdeczne za­proszenie dla prawdziwego bólu. Zdanie: “W tym cholernym biurze nie jestem w stanie nic zrobić!", wypowiedziane z głębokim uczu­ciem, staje się faktem, który automatycznie uwierzytelnia to uczucie.

Samokontrola Umysłu oferuje efektywną obronę przeciwko na­szym złym przyzwyczajeniom. Moc naszych słów jest wielokrotnie zwiększona, kiedy operujemy w poziomach alfa lub teta. Z poprze­dnich rozdziałów dowiedziałeś się, jak za pomocą zadziwiająco pro­stych słów można zaprogramować treść snów lub nadać twoim trzem palcom zdolność wprowadzania cię w stan alfa.

Wielu ludzi do dziś śmieje się z Emila Coue, który znany był z powtarzanej przez siebie sentencji:

Z każdym dniem i pod każdym względem czuję się coraz lepiej".

To zdanie wypowiedziane publicznie potrafi spowodować wybuch śmiechu jak dobry dowcip. Mimo to słowa te pomogły tysiącom ludzi pokonać choroby, które wydawały się nie do wyleczenia. Ja się z nich nigdy nie śmiałem i doprawdy nie są to żarty! Mam największe uzna­nie i wdzięczność dla dr Emila Coue za nieocenioną naukę, jaką zaczerpnąłem z jego książki pt. Opanowanie siebie przez autosuge­stię (Tytuł oryginału angielskiego: Self-Mastery Through Autosuggestion).

(Nowy Jork, Samuel Weiser, 1974).

Dr Coue, urodzony we Francji, był z zawodu chemikiem i przez prawie trzydzieści lat mieszkał i pracował we francuskim miasteczku Troyes. W pewnym momencie zaczął studiować i eksperymentować z hipnozą. W rezultacie tych badań i eksperymentów dr Coue stwo­rzył własny system psychoterapii oparty na autosugestii. W roku 1910 otworzył własną klinikę w Nancy, w której za darmo z powodzeniem pomagał tysiącom pacjentów z takimi cierpieniami, jak reumatyzm, chroniczny ból głowy, astma, paraliż kończyn, jąkanie, bóle gardła, nowotwór włókniak, wrzody żołądka - zadziwiająca różnorodność schorzeń. “Nigdy nikogo nie wyleczyłem - twierdził zawsze - jedy­nie uczyłem ludzi, jak mają się leczyć sami".

Nie ma wątpliwości, że metoda dr. Coue okazała się niezwykle skuteczna. Są to fakty sprawdzone i bardzo dobrze udokumentowane. Niemniej jednak po śmierci swego twórcy w 1926 roku została ona niemal całkowicie zapomniana. Prawdopodobnie do dziś cieszyłaby się ogromnym uznaniem, gdyby była na tyle skomplikowana, aby zro­zumieć ją mogło jedynie wąskie grono specjalistów. Zasady były jednak tak proste, że mógł się ich nauczyć każdy.

Na tej metodzie oparta została centralna koncepcja Samokontroli Umysłu.

Jej podstawą są dwa zasadnicze założenia:

1. W jednym momencie jesteśmy w stanie myśleć tylko o jednej rze­czy.

2. Kiedy koncentrujemy się na jednej myśli, staje się ona faktem, gdyż nasze ciało przetwarza ją w działanie.

Dlatego też, aby pobudzić procesy gojenia w organizmie, które mogą być zablokowane wskutek działania negatywnych myśli (świa­domych lub nieświadomych), należy powtórzyć dwadzieścia razy po kolei: “Z każdym dniem i pod każdym względem czuję się coraz le­piej". Wykonując to ćwiczenie dwa razy dziennie stosujesz metodę dr. Coue.

Ze względu na fakt, że -jak wykazały moje własne badania - moc sugestywna słów zwielokrotnia się, gdy człowiek znajduje się w sta­nie medytacji, wprowadziłem pewne modyfikacje do oryginalnej metody. Będąc w stanie alfa lub teta mówimy: “Z każdym dniem i pod każdym względem czuję się coraz lepiej, lepiej i lepiej". Zdanie to na­leży wypowiedzieć tylko raz w czasie medytacji. Należy również powtarzać w myśli inne zdanie (również zapożyczone od drą Coue):

Niezależnie od stanu mojego umysłu, negatywne myśli i negatywne sugestie nie mają na mnie żadnego wpływu".

Te dwa zdania były w stanie przynieść imponujące i konkretne re­zultaty. Jednym z ciekawszych przypadków były przeżycia pewnego żołnierza, który po ukończeniu pierwszego dnia kursu Samokontroli Umysłu nagle dostał powołanie na wyjazd do jednostki do Indochin. Wyjeżdżając, zapamiętał jedynie technikę medytacji i dwa wyżej wy­mienione zdania.

Żołnierz ten został przydzielony do plutonu dowodzonego przez pewnego sierżanta-alkoholika, który upodobał sobie wymyślne szy­kanowanie nowo przybyłego. Po kilku tygodniach żołnierz ów zaczął budzić się w nocy, najpierw ze względu na nagłe napady kaszlu, a po­tem z powodu ataków astmy, której nigdy przedtem nie miał. Dokład­ne badania lekarskie wykazały, że mężczyzna cieszy się doskonałym zdrowiem. W tym czasie stawał się jednak coraz bardziej przemęczo­ny i coraz gorzej wykonywał wyznaczane zadania, przez co zwracał na siebie jeszcze większą uwagę sierżanta.

Inni żołnierze w jego jednostce szukali zapomnienia w narkoty­kach, on zwrócił się do Samokontroli Umysłu i owych dwóch zdań. Na szczęście miał możliwość medytować trzy razy dziennie. Oto jak potem opisał swoje przeżycia:

Po trzech dniach byłem całkowicie uodporniony na sierżanta. Robiłem, co mi kazał, i potrafiłem nie przejmować się tym, co do mnie mówił. Po tygodniu przestałem kasłać i bezpowrotnie znikły moje ataki astmy".

Gdyby tę historię opowiedział mi jeden z naszych absolwentów, byłbym oczywiście bardzo rad, gdyż zawsze cieszę się, gdy słyszę o sukcesach naszych uczniów, ale nie byłbym pod szczególnym wrażeniem. W programie kursu jest sporo technik, które zostaną przedstawione w kolejnych rozdziałach, a których celem jest powrót do zdrowia. Historia ta jest jednak wyjątkowo interesująca z tego względu, że nasz żołnierz nie znal ani jednej z tych technik, a użył jedynie owych dwóch zdań, których zdążył się nauczyć podczas pierwszego dnia.

Słowa mają zadziwiającą siłę, również w poziomach o wiele głęb­szych niż te używane w Samokontroli Umysłu. Jean Mabrey, pielę­gniarka z Oklahomy, pracująca jako asystentka anestezjologa, jedna z instruktorek naszej Metody - wykorzystuje tę wiedzę przy opera­cjach. Natychmiast po podaniu narkozy, gdy pacjent jest już “nieprzy­tomny", pani Mabrey szepcze mu do ucha specjalne sugestie, które mogą przyspieszyć powrót do zdrowia, a niekiedy wręcz ocalić życie.

Podczas jednej z operacji, w trakcie której spodziewane jest na ogół obfite krwawienie, chirurg był zaszokowany: krwawienie było minimalne. Najbardziej zadziwił go fakt, że stało się tak, gdy pani Mabrey szepnęła pacjentce: “Poleć swemu ciału, aby nie krwawiło". Sugestia ta przekazana była przed pierwszym cięciem skalpela i po­tem mniej więcej co dziesięć minut w czasie operacji.

W czasie innej operacji pani Mabrey szeptała pacjentce: “Po prze­budzeniu będziesz czuła, że jesteś otoczona ludźmi, którzy cię bardzo kochają i pokochasz również sama siebie..."

Chirurg bardzo się o tę pacjentkę martwił, gdyż przed operacją była niezwykle napięta, każdy ból był dla niej “nie do zniesienia". Stwarzało to negatywne nastawienie, które mogło w poważnym stop­niu opóźnić jej powrót do zdrowia. Pacjentka przebudziła się z narko­zy z dużo lepszym samopoczuciem. Trzy miesiące po operacji chirurg powiedział pani Mabrey, że ta niegdyś znerwicowana pacjentka prze­szła istną metamorfozę. Zniknęło jej napięcie, stała się optymistką i bardzo szybko po operacji wyzdrowiała.

Na podstawie doświadczeń pani Mabrey nasuwają się trzy oczy­wiste wnioski:

Po pierwsze, na głębszych poziomach umysłu słowa nabierają specjalnej mocy.

Po drugie, nasz umysł ma o wiele większy wpływ na funkcje na­szego ciała, niż nam się wydaje.

Po trzecie -jak już zaznaczałem w rozdziale piątym - nasz mózg rejestruje wszystko, przez cały czas.

Ilu rodziców wpada na chwilę do pokoju dziecka, aby mu poprawić kołderkę i natychmiast stamtąd wychodzi. A przecież parę życzli­wych, ciepłych słów jest w stanie spowodować, że dziecko będzie się czuło w czasie dnia spokojniejsze i bezpieczniejsze.

Bardzo wielu absolwentów naszych kursów uzyskuje poprawę zdrowia nawet jeszcze przed ukończeniem kursu. Tak wielu, że pewnego razu mało brakowało, a w moim własnym miasteczku zo­stałbym oskarżony o uprawianie praktyki medycznej bez odpo­wiednich uprawnień. Po prostu niektórzy pacjenci mówili swoim lekarzom, że wyleczyliśmy ich z takich czy innych dolegliwości. Lekarze z kolei poszli ze skargą do miejskiego prokuratora. Dzięki Bogu, sam fakt, że kurs Samokontroli Umysłu wpływa pozytywnie na zdrowie, nie jest przestępstwem, gdyż w innym wypadku instytucja nasza już by nie istniała.


SIŁA WYOBRAŹNI

Siła woli wymaga przeciwnika, zanim może osiągnąć swój cel. Wola potrafi być nieugięta, ale jak to się często zdarza z tym co twar­de, gdy podłoże jest chropowate, ściera się na miękki pył. Istnieje o wiele łatwiejszy i przyjemniejszy sposób pozbycia się niechcianych nawyków - wyobraźnia... Wyobraźnia skupia się od razu na celu i osiąga to, do czego dąży.

W poprzednich rozdziałach bardzo dużą wagę przykładaliśmy do ćwiczenia wyobraźni, umiejętności tworzenia na głębszych pozio­mach umysłu obrazów jak najbardziej zbliżonych do rzeczywistości. Jeżeli będziesz w stanie pobudzić swoją wyobraźnię wiarą, pragnie­niem oraz oczekiwaniem i jednocześnie tak ją wyćwiczyć, że będziesz w stanie “widzieć" swój cel, “odczuć" go, “usłyszeć", “wyczuć" jego smak, jego dotyk, wtedy osiągniesz to, do czego dążysz.

Jeżeli wola jest w kontakcie z wyobraźnią, wyobraźnia zawsze zwycięża" - napisał Emile Coue.

Jeżeli koncentrujesz się na zwalczaniu niechcianego nawyku, w wielu wypadkach będziesz sam siebie oszukiwać. Gdybyś na­prawdę chciał się go pozbyć, nawyk ten sam by z czasem ustąpił. Koncentracja nie powinna dotyczyć samego pozbycia się nawyku, lecz korzyści, jakie stąd płyną. Od niepożądanych przyzwyczajeń uwolni cię wyrobienie w sobie wystarczająco mocnego pragnienia osiągnięcia tych korzyści

Skupianie się na nawyku i solenne postanowienie jego odrzucenia w wielu wypadkach jeszcze mocniej nas z nim związuje. Trochę to przypomina silne postanowienie zaśnięcia: już samo takie posta­nowienie potrafi nas utrzymywać godzinami w stanie pobudzenia utrudniając sen.

Zobaczmy teraz, w jaki sposób można teorie te zastosować. Jako przykład podam dwa nałogi, w pozbyciu się których nasi absolwenci notują najwięcej sukcesów. Są to nadmierne jedzenie i palenie pa­pierosów.

Jeżeli chcesz pozbyć się nadwagi, przemyśl najpierw problem w stanie zewnętrznym beta. Czy przyczyną jest przejadanie się, czy też zbyt mała ilość ćwiczeń fizycznych, a może jedno i drugie? Być może problem nie polega na przejadaniu się, ale na jedzeniu nie tego co należy? Rozwiązaniem może być odpowiednia dieta, złożona z tych składników, które potrzebne są w twoim indywidualnym wy­padku. Najlepiej będzie to wiedział twój lekarz.

Trzeba też zadać sobie pytanie: “Dlaczego chcę stracić na wa­dze?" Czy jestem tak gruby, że zagraża to mojemu zdrowiu, czy też po prostu wydaje mi się, że szczuplejszy będę bardziej atrakcyjny? I jedno, i drugie jest wystarczającym powodem do pozbycia się nad­wagi, trzeba jednak zdawać sobie sprawę, jakich oczekuje się korzy­ści, zanim jeszcze rozpoczną się ćwiczenia.

Jeżeli odżywiasz się prawidłowo i w odpowiednich ilościach oraz ćwiczysz tyle, ile jest w twojej sytuacji możliwe, a mimo to masz nie­wielką nadwagę, radzę pogodzić się z nią (chyba że lekarz zaleca co innego). Ja tak postępuję. Poza tym prawdopodobnie masz w życiu większe zmartwienia, do pokonania których może być użyta Samo­kontrola Umysłu.

Jeżeli jednak naprawdę zależy ci na stracie nadwagi i znasz dokła­dnie powody takiej decyzji, następnym krokiem jest analiza wszyst­kich korzyści, które dzięki temu osiągniesz. Nie chodzi tu tylko o ogólnikowe stwierdzenia, takie jak “lepszy wygląd", ale bardziej konkretne i w miarę możliwości angażujące wszystkie pięć zmysłów.

Wzrok: Znajdź zdjęcie, na którym wyglądasz tak, jak chciałbyś wy­glądać teraz.

Dotyk: Wyobraź sobie, jak gładka po zrzuceniu wagi będzie skóra na twoich rękach, udach, brzuchu.

Smak: Wyobraź sobie smak potraw, które będą stanowić twoje nowe menu.

Zapach: Wyobraź sobie zapach jedzenia, które będziesz spożywać. Słuch: Wyobraź sobie, co powiedzą znajomi, na zdaniu których ci za­leży, gdy zauważą twój sukces na tym polu.

Jednakże nawet tych pięciu zmysłów nie wystarczy do prawdzi­wie dogłębnej wizualizacji. Bardzo ważnym czynnikiem jest włącze­nie emocji.

Wyobraź sobie, jak dumny i pełen wiary w siebie jesteś wygląda­jąc tak, jak pragniesz.

Mając mocno zakodowane w głowie wszystkie wyżej wymienio­ne elementy wprowadź się w stan alfa. Przywołaj swój ekran wyobra­źni i na tym ekranie wyobraź sobie siebie z taką sylwetką, jaką masz obecnie. Następnie wymaż ten obraz i z lewej strony (przyszłość) wprowadź obraz (na przykład ze starej fotografii) takiego siebie, ja­kim chciałbyś być.

Gdy w myślach przypatrujesz się nowemu Ja", wyobraź sobie ze wszystkimi możliwymi szczegółami uczucie, które towarzyszy figu­rze szczupłej jak ta, której obraz widzisz na swoim ekranie. Co czujesz schylając się, by zawiązać sobie sznurowadło? Wchodząc po schodach? Wkładając ubrania, które teraz są za ciasne? Spacerując w kostiumie kąpielowym po plaży? Bez pośpiechu kolejno wczuj się w te sceny używając wszystkich pięciu zmysłów w opisany wcześniej sposób. Jak zmieni się twoje samopoczucie po osiągnięciu celu?

Następnie w myślach, proszę, przejrzyj listę potraw, które bę­dziesz jadł. Zanalizuj nie tylko co, lecz również ile będziesz jeść, oraz wybierz kilka przekąsek na okres między posiłkami, na przykład su­rową marchewkę.

Powiedz sobie w myśli, że ta dieta daje ci wszystko, czego twój organizm potrzebuje do normalnego funkcjonowania i że nie będzie sygnalizował przez uczucie głodu, że chce więcej.

Ta autosugestia zakończy sesję medytacji. Powtarzaj to ćwiczenie dwa razy dziennie.

Zauważ, że ani razu w czasie ćwiczenia nie myśleliśmy ani nie wyobrażaliśmy sobie potraw, których powinniśmy unikać. Na ogół przejadamy się tym, co nam najbardziej smakuje. Myśl skierowana w stronę takich potraw spowoduje, że wyobraźnia zboczy na niewłaści­we tory.

Oto co powiedziała aktorka Alexis Smith w wywiadzie dla pisma “Mercury News" z San Jose (13 października 1974): “Pozytywne my­ślenie fantastycznie wpływa na zredukowanie ilości jedzenia. Nigdy nie myśl o tym, co tracisz, a koncentruj się na tym, co zyskujesz". Alexis często otrzymuje komplementy, że wygląda obecnie znacznie atrakcyjniej, niż w czasie gdy grała w filmach Wamer Brothers poka­zywanych teraz w telewizji. Według niej, zmiana ta nastąpiła w dużej części dzięki Samokontroli Umysłu. “Różnica polega na tym - twier­dzi aktorka - że jestem teraz bardziej zrównoważona i mam lepszą

kontrolę nad sobą".

Trzeba pamiętać, że cel wybrany w programie odchudzania powi­nien być realistyczny. W innym wypadku zburzona zostanie wiary­godność całego zamierzenia. Osoba z 25 kilogramami nadwagi nie powinna spodziewać się, że po tygodniu będzie wyglądać jak Mark Spitz czy Audrey Hepbum. Wizualizowanie sobie tego nie przyniesie

wielkich efektów.

W pierwszych paru dniach stare upodobania mogą dawać o sobie znać, przypominając np. o rozkoszach lodów z bitą śmietaną. Jeżeli nawał zajęć spowoduje, że nie będziesz miał czasu na medytację, złącz trzy palce i powtórz w myśli te same słowa, których używałeś w czasie medytacji - że twoje żywienie daje ci wszystko, czego orga­nizm potrzebuje do normalnego funkcjonowania i że nie będzie sygnalizował przez uczucie głodu, że chce więcej. Rzut oka na zdję­cie z docelową, wymarzoną figurą jest również w takiej sytuacji pomocne.

Wraz z doskonaleniem Samokontroli Umysłu w tej i w innych dziedzinach poprawi się wasze ogólne samopoczucie, a to z kolei bę­dzie miało niebagatelny wpływ na poprawę funkcjonowania całego ciała. Pobudzony lekko przez wyobraźnię, organizm z większym za­pałem sam poszuka właściwej wagi.

Opisana technika ma kilka wariantów, które również mogą być stosowane. Warianty te mogą przyjść do głowy w czasie medytacji. Na przykład pewien robotnik z Omaha powiedział sobie w myśli podczas medytacji: “Będę miał apetyt tylko na te potrawy, które są dobre dla mojego organizmu".

Niespodziewanie zaczęły mu smakować różne sałatki i soki jarzy­nowe, stracił natomiast apetyt na dania wysokokaloryczne. W rezulta­cie stracił 20 kilogramów w przeciągu czterech miesięcy.

Pewna kobieta z Ames w stanie Iowa posłużyła się tą samą tech­niką. W kilka dni później przyniosła do domu sześć pączków: trzy dla dzieci i trzy dla ich kolegów. “Zupełnie zapomniałam o sobie. Nie­malże rozpłakałam się z radości. Samokontrola Umysłu działa!"

Pewien rolnik z Mason City w stanie Iowa kupił sobie garnitur za 150 dolarów, który - mówiąc oględnie -- nie bardzo na niego pasował. Założenie spodni było absolutnie niewykonalne, również dopięcie gu­zików marynarki było marzeniem ściętej głowy. “Sprzedawca patrzył na mnie jak na wariata" - opowiadał później. Niemniej jednak, dzięki zastosowaniu ekranu wyobraźni mężczyzna ten stracił 23 kilogramy w przeciągu czterech miesięcy. “Garnitur leży teraz na mnie, jak szyty na miarę".

Nie w każdym wypadku wyniki są tak spektakularne. I prawdę mówiąc, nie zawsze powinny. Aby jednak udowodnić wiarygodność naszego programu odchudzania, państwo Caroline de Sandre i Jim Williams, którzy są dyrektorami ośrodka Metody Silvy w Kolorado, przeprowadzili eksperyment z grupą osób, które rzeczywiście chciały stracić wagę. Pani Caroline organizowała spotkania z grupą 25 absol­wentów zajęć raz w tygodniu przez jeden miesiąc. Wśród 15 osób, które przyszły na wszystkie spotkania, przeciętny ubytek wagi był nie­co powyżej 1,70 kg. Wszystkie osoby zeszczuplały. Miesiąc później te same osoby zostały ponownie sprawdzone. Siedem osób w dalszym ciągu traciło na wadze, osiem utrzymywało się na tym samym pozio­mie. Nikt nie przybrał na wadze!

Według pani Caroline, doświadczenie to było dla grupy absolwen­tów nie tylko “bezbolesne", ale nawet przyjemne. Osoby te nie tylko straciły zbędne kilogramy bez ataków głodu czy innych niedogodno­ści, ale również stosując wiele technik opanowanych podczas treningu Silvy, wzmocniły swoją wiarę w skuteczność tych umiejętności.

Przeciętny ubytek na wadze był mniej więcej taki, jaki spodzie­wany jest po zastosowaniu którejś ze znanych diet. Pani Caroline znała doskonale te problemy oraz sprawy związane z prawidłowym odży­wianiem i kontrolą wagi, gdyż przez półtora roku pracowała jako wykładowca na jednym z kursów odchudzania oraz piastowała stano­wisko zastępcy dyrektora do spraw wyżywienia w Szwedzkim Insty­tucie Medycznym w Denver. Planuje teraz kontynuację programu opartego na Samokontroli Umysłu oraz opracowanie podobnego pro­gramu dla osób, które chcą rzucić palenie.

Palenie papierosów jest tak poważnym nałogiem, że jeżeli jesteś palaczem, czas na przekształcenia się w byłego palacza powinien nadejść teraz. Podobnie jak miało to miejsce w wypadku odchudza­nia, proces ten dokona się w łagodnych etapach, aby dać organizmowi wystarczającą ilość czasu na przyzwyczajenie się i całkowite podpo­rządkowanie nowym poleceniom płynącym z umysłu.

W tym wypadku nie ma potrzeby analizować w poziomie beta przyczyn, dla których chcesz przestać palić. Lista tych smutnych po­wodów jest bardzo dobrze znana. Potrzebna natomiast będzie lista korzyści, które później staną się tak wyraziste, że chęć rzucenia nało­gu przyjdzie sama.

Będziesz mieć więcej energii, twoje zmysły fizyczne będą bar­dziej wyostrzone, będziesz mógł pełniej delektować się życiem. Zresztą, sam wiesz lepiej niż ja - niepalący - ile zyskasz.

Wprowadź się w poziom alfa i na ekranie wyobraźni wyświetl sie­bie w sytuacji, w której masz zwyczaj zapalać pierwszego papierosa. Wyobraź sobie, jak wykonujesz z uczuciem całkowitego rozluźnienia i swobody wszystkie - oprócz palenia - czynności, które normalnie stanowią twoją codzienną rutynę od tego momentu do końca następ­nej godziny. Jeżeli jest to na przykład okres pomiędzy 7.30 a 8.30 rano, powiedz do siebie w myśli: “Pomiędzy 7.30 i 8.30 jestem teraz i pozostanę byłym palaczem. Sprawia mi przyjemność pozostawanie byłym palaczem podczas tej godziny. Jest to dla mnie łatwe i przy­zwyczajam się do tego".

Kontynuuj to ćwiczenie do czasu, kiedy świadomie będziesz się czuł zupełnie swobodnie w przeciągu pierwszej godziny wolności od codziennego papierosa. To samo powtórz teraz, przesuwając czas za­palenia pierwszego papierosa o kolejną godzinę, potem o jeszcze jedną godzinę i tak dalej. Postępuj powoli. Narzucanie zbyt szybkiego tempa jest niezasłużoną karą dla organizmu, co nie jest sprawiedliwe, gdyż to umysł, a nie organizm, wprowadził cię w ten nałóg. Pozwól więc, aby przy udziale wyobraźni umysł wykonał teraz całą pracę.

Oto kilka rad, które powinny przyspieszyć nadejście dnia całko­witego wyzwolenia.

Należy często zmieniać rodzaj palonych papierosów.

W godzinach, w których nie jesteś “byłym palaczem", ilekroć za­ciągasz się nikotyną, zadaj sobie w myśli pytanie: “Czy tego napraw­dę teraz chcę?" Zadziwiająco często odpowiedzią jest “nie". Zaczekać wtedy, aż naprawdę przyjdzie ci ochota na palenie.

Jeżeli podczas którejś z “niepalących" godzin twój organizm gwałtownie zażąda papierosa, weź głęboki oddech, złącz trzy palce i używając tych samych słów, których używasz w medytacji w alfa -przypomnij sobie, że w czasie tej godziny jesteś “byłym palaczem".

Przy odzwyczajaniu się od palenia do tej podstawowej metody dodawać można również inne techniki. Mieszkaniec miasta Omaha, który palił przeciętnie półtorej paczki dziennie, w stanie alfa zaczął sobie wyobrażać wszystkie papierosy, które kiedykolwiek wypalił. Był to ogromny stos papierosów. Następnie wsypał je wszystkie do pieca i spalił.

Potem wyobraził sobie wszystkie papierosy, które prawdopodob­nie będzie musiał jeszcze wypalić w przyszłości, jeżeli nie zaprze­stanie palenia - wrzucił je do pieca i też z przyjemnością spalił. W przeszłości człowiek ten już kilkakrotnie bezskutecznie próbował odzwyczaić się od palenia. Tym razem pozbył się nałogu po zaledwie jednej medytacji, bez głodu nikotynowego, bez nadmiernego apetytu, bez żadnych efektów ubocznych.

W przypadku odzwyczajania się od palenia ilość sukcesów jest nieco niższa, niż to ma miejsce w przypadkach odchudzania. Niemniej jednak znam wystarczającą liczbę absolwentów, którzy pozbyli się tego nałogu lub radykalnie zmniejszyli ilość wypalanych papierosów, aby móc z czystym sumieniem polecić wszystkim, którzy chcą prze­stać palić, Samokontrolę Umysłu.


POPRAWA ZDROWIA

Mniej więcej połowę mojego czasu poświęcam na podróże po USA oraz innych krajach z wykładami dla absolwentów kursów Metody Silvy. W czasie tych podróży spotykam nie setki, ale tysiące absolwentów, którzy donoszą o - prawdziwie - cudownych przypad­kach samowyleczenia. Relacje te stały się dla mnie -codziennością i zadziwiają mnie teraz w zupełnie innym sensie. Dziwi mnie miano­wicie dlaczego tak mało ludzi zdaje sobie sprawę z olbrzymiej władzy ich umysłu nad organizmem. Leczenie metodami metapsychicznymi traktowane jest przez wielu ludzi jako dziwaczne i ezoteryczne. Czy może jednak być coś dziwniejszego i bardziej ezoterycznego niż re­cepty na silne proszki, z groźnymi dla zdrowia efektami ubocznymi? We wszystkich moich dotychczasowych doświadczeniach z lecze­niem metapsychicznym ani razu nie doświadczyłem, ani nie widzia­łem, ani nie słyszałem o jednym chociażby przypadku negatywnych efektów ubocznych.

Badania naukcowe w dziedzinie medycyny odkrywają coraz wię­cej współzależności pomiędzy ludzkim organizmem i umysłem. Wiele niezwiązanych z sobą na pierwszy rzut oka badań prowadzi konse­kwentnie do jednego wniosku: umysł spełnia ogromną, niepoznaną jeszcze do końca rolę w naszym życiu.

Gdyby Samokontrola Umysłu była metodą doskonałą (a taką nie jest - ciągle się jeszcze uczymy), wszyscy mielibyśmy doskonałe, zdrowe organizmy. Jest jednak niezaprzeczalnym faktem, że do tej pory wiemy już wystarczająco dużo, aby przy pomocy naszego umysłu do tego stopnia wzmocnić system gojenia, że będzie on w stanie lepiej zwalczać ewentualne choroby. Nawet tak prosta metoda jak opracowana przez drą Coue, okazała się skuteczna. W naszym sy­stemie Samokontroli Umysłu metoda ta stosowana jest ze zwielokrot­nioną skutecznością.

Jest oczywiste, że im lepiej umiemy stosować metody samoleczenia, tym rzadziej bywamy z wizytą u lekarza. Muszę jednak mocno podkreślić, że przy obecnym stadium rozwoju Samokontroli Umysłu jest jeszcze za wcześnie, abyśmy mogli zacząć posyłać lekarzy na emeryturę. W przypadku choroby konieczna jest konsultacja lekarska i ścisłe stosowanie się do zaleceń. Możecie jednakże zadziwić lekarzy szybkim powrotem do zdrowia. W pewnym momencie mogą nawet podejrzewać, że po kryjomu odwiedzacie ich konkurentów.

Wielu absolwentów opowiadało o odwoływaniu się do Samokon­troli Umysłu w opanowaniu bólu i krwawienia w nagłych wypadkach. Pani Donald Wildowsky uczestniczyła z mężem w konferencji w Te­ksasie. Według sprawozdania zamieszczonego w “Bulletin" z Norwich w stanie Connecticut, kiedy pani Wildowsky wskoczyła do basenu kąpielowego, nastąpiło u niej pęknięcie błony bębenkowej.

Byliśmy daleko od jakiegokolwiek miasta - opowiadała potem -i nie chciałam wywoływać męża w środku konferencji. Wprowadzi­łam się w stan alfa, przyłożyłam rękę do ucha, skoncentrowałam się na bolącym miejscu i powiedziałam w myśli “Przeszło! Przeszło! Przeszło!" Krwawienie i ból natychmiast ustały. Gdy wreszcie znala­złam lekarza, ten zaniemówił ze zdumienia."

Technikę samogojenia ćwiczymy w sześciu łatwych etapach.

Etap pierwszy:

Rozpoczynamy w stanie beta. Pomyśl o sobie jako o osobie pełnej miłości i przebaczenia. Potraktuj miłość jako cel sam w sobie. Będzie to prawdopodobnie wymagało dosyć dokładnego “uporządkowania myśli" (patrz rozdział ósmy).

Etap drugi:

Wejdź w stan alfa. Jak wcześniej wspomniałem, już sam fakt roz­luźnienia stanowi duży krok w kierunku samogojenia, gdyż w stanie alfa zneutralizowana jest negatywna praca umysłu - złość i poczucie winy - i organizm jest w stanie robić to, do czego natura go stworzyła, tj. regenerować się. Być może zawładnęły tobą realne uczucia gniewu czy winy, jednak jak wynika z naszych badań, uczuć tych do­świadcza się jedynie w “zewnętrznym" poziomie beta i zanikają one samoczynnie podczas ćwiczenia technik Samokontroli Umysłu.

Etap trzeci:

Omów w myśli pierwszy etap. Wyraź w słowach chęć, abyś dzię­ki “uporządkowaniu myśli" oraz stosowaniu pozytywnych zwrotów i słów był w stanie myśleć pozytywnie i stać się kochającą, przeba­czającą osobą.

Etap czwarty:

Wyobraź sobie chorobę, która ci dolega. Należy użyć do tego ekranu wyobraźni, na którym zobaczysz i wczujesz się w dolegliwość. Taka analiza powinna być dość krótka. Celem jej jest skupienie uzdra­wiających energii w rejonach, w których są potrzebne.

Etap piąty:

Szybko wymaż obraz swojej dolegliwości i wyobraź sobie ca­łkowite wyzdrowienie. Wczuj się w uczucie wolności i szczęścia płynące z doskonałego zdrowia. Przytrzymaj ten obraz, naciesz się nim, naciesz się świadomością, że zasługujesz na doskonałe zdrowie i że w tym idealnym stanie znajdujesz się w całkowitej harmonii z pra­wami przyrody.

Etap szósty:

Raz jeszcze wzmocnij efekt “uporządkowania myśli", kończąc powiedzeniem do siebie: “Z każdym dniem i pod każdym względem jest mi coraz lepiej, lepiej i lepiej..."

Jak długo i jak często powinniśmy odbywać taką sesję? Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszym czasem na to ćwiczenie jest piętnaście minut. Wykonuj je tak często, jak możesz, minimum jednak dwa razy dziennie. W tym wypadku nie istnieje po­jęcie “za dużo".

W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Mówi się czasami, że wprawdzie medytacja jest rzeczą pozytywną, ale trzeba być ostroż­nym, gdyż za częste medytowanie może spowodować oderwanie się od świata zewnętrznego i zasklepienie w sobie. Czy to prawda - nie wiem. Opinię tę wypowiada się o innych dyscyplinach związanych z medytacją, jednakże nie o Samokontroli Umysłu. Naszym celem jest włączenie się w sprawy tego świata, a nie odseparowanie od nich; nie bierne ignorowanie praktycznych problemów, ale wyzwanie ich i roz­wiązywanie. Tego typu medytacji nigdy nie jest za dużo.

Wracając do samogojenia: etap pierwszy powinien być praktyko­wany właściwie przez cały czas. Należy go ćwiczyć w beta, w alfa i w teta i do głębi przeżywać. Jeżeli w ciągu dnia macie wrażenie, że to uczucie wam umyka, złączcie trzy palce w celu jego natychmiasto­wego wzmocnienia.

Wiele z naszych ośrodków Samokontroli Umysłu wydaje dla swo­ich absolwentów specjalne biuletyny. Zawierają one relacje absolwen­tów o skuteczności metod Samokontroli. Opowiadania na temat kontroli bólu głowy, astmy, zmęczenia czy wysokiego ciśnienia są tak liczne, że przytoczenie ich tu wszystkich byłoby niepodobieństwem.

Poniższe sprawozdanie cytuję jednak, ponieważ jego autor jest praktykującym lekarzem.

W wieku jedenastu lat zacząłem cierpieć na migrenę. Początko­wo były to sporadyczne ataki, łatwe do opanowania, z biegiem jednak czasu stany te zaczęły się pogłębiać, aż w końcu zacząłem mieć bóle głowy trwające przez trzy lub cztery dni z jedno- lub dwudniową przerwą między atakami. W pełni rozwinięta migrena jest bardzo gro­źna... zwykle atakuje jedną połowę twarzy i głowę. Człowiek ma wrażenie, że oczy wychodzą z orbit. Ból jest tak świdrujący, że czuje się go aż w żołądku. Czasami atak migreny może powstrzymać śro­dek powodujący skurcz naczyń krwionośnych, który należy przyjąć od razu przy pierwszych objawach, kiedy ból jest jeszcze do wy­trzymania. Jeśli ból głowy ciągnie się już przez pewien okres, nic, z wyjątkiem czasu, nie jest w stanie go opanować. Dochodziło do tego, że musiałem brać lekarstwa co cztery godziny, a nawet wtedy doznawałem tylko częściowej ulgi.

Byłem u specjalisty od migreny, który najpierw zbadał mnie bar­dzo dokładnie, aby się upewnić, że nie mam żadnych schorzeń fizycz­nych czy neurologicznych i następnie poradził mi leczenie, które już i tak praktykowałem. Bóle głowy trwały dalej.

Jedna z moich pacjentek była absolwentką kursu Metody Samo­kontroli Umysłu i prawie przez rok namawiała mnie, abym poszedł na kurs. Odpowiadałem jej ciągle, że nie wierzę w tego typu nonsensy. Pewnego dnia była u mnie w czwartym dniu mojej migreny. Mu­siałem wyglądać bardzo kiepsko, gdyż bez wahania powiedziała:

«Chyba już najwyższy czas, żeby wybrał pan się na kurs Samokontro­li Umysłu! W przyszłym tygodniu się właśnie zaczyna. Chętnie wezmę tam pana z sobą».

Zapisałem się na kurs i każdego wieczoru pilnie uczęszczałem na zajęcia. Ku mojemu zdumieniu, w przeciągu tego tygodnia nie miałem bólu głowy. W tydzień po ukończeniu kursu obudziłem się z atakiem straszliwej migreny, co dało mi pierwszą szansę na wy­próbowanie mojego nowego programowania. Wykonałem cykl prze­pisanych ćwiczeń, odliczyłem do pięciu... i ból zniknął... czułem się fantastycznie. To był cud! Po pięciu sekundach ból jednak powrócił i to jeszcze gorszy. Nie poddałem się i ponownie wykonałem ten sam cykl ćwiczeń. Ból znowu na moment ustąpił i zaraz wrócił. W ten sposób przeszedłem chyba przez dziesięć cykli nie biorąc lekarstwa. Postanowiłem się nie poddawać i powtarzałem ćwiczenie tak długo, aż ból całkowicie ustąpił.

Przez pewien czas nie miałem ataku, a kiedy nastąpił, trzy po­wtórzenia cyklu spowodowały jego zniknięcie. Potem w ciągu trzech miesięcy miewałem od czasu do czasu bóle głowy, ale nie musiałem brać nawet aspiryny. Od momentu skończenia kursu Samokontroli Umysłu nie wziąłem ani jednej aspiryny. To rzeczywiście działa!"

A oto inna historia, opowiedziana przez zakonnicę, siostrę Barba­rę Burns z Detroit w stanie Michigan. Wybrałem ten przykład ze względu na niezwykle oryginalny sposób, w jaki siostra Barbara po­trafiła wykorzystać zaprogramowany mechanizm pobudzania.

Ze względu na krótkowzroczność przez dwadzieścia siedem lat siostra Barbara nosiła okulary. W miarę powiększania się jej krótko­wzroczności zwiększała się siła soczewek w jej okularach, co z kolei powodowało zakłócenia w percepcji odległości. Zanim wzrok jej się zaczął poprawiać, zmuszona była do używania podwójnych socze­wek. W lipcu 1974 roku postanowiła zastosować Samokontrolę Umy­słu. W stanie głębokiej medytacji powiedziała do siebie: “ Z każdym mrugnięciem powiek ostrość mojego wzroku staje się tak dokładna, jak dokładna jest ostrość soczewek w aparacie fotograficznym." Ta autosugestia powtarzana była podczas każdej medytacji. Po dwóch ty­godniach siostra Barbara zaczęła obchodzić się bez okularów, chociaż w dalszym ciągu potrzebowała ich do czytania. Następnie skonsulto­wała się z doktorem Włodygą, okulistą, który również był absolwen­tem kursu Samokontroli Umysłu. Doktor stwierdził u niej drobne zniekształcenie rogówki. W okresie kilku tygodni przed następnym badaniem u drą Włodygi siostra Barbara wprowadziła do swoich me­dytacji sugestię korygującą rogówkę. Poniżej przytaczam fragment li­stu drą Włodygi, który został napisany na prośbę siostry Barbary:

Siostra Barbara była u mnie po raz pierwszy na badaniu 20 sierp­nia 1974 roku (...)

Ponowny egzamin przeprowadziłem 26 sierpnia 1975. Przez cały rok nie używała okularów...

Pacjentka wykazała redukcję ujawnionej poprzednio krótkowzro­czności do poziomu, w którym noszenie okularów stało się nie­potrzebne".

Ani lekarz, ani siostra Barbara Bums nie cierpieli oczywiście na “śmiertelną chorobę" z rodzaju tych, które tak często stają się przed­miotem obaw wielu ludzi. W tym momencie nasuwa się oczywiście pytanie, czy Samokontrola Umysłu jest w stanie pomóc ludziom chorym naprawdę poważnie. Przyjrzyjmy się zatem chorobie, która budzi zwykle największy strach - rakowi.

Być może niektórym z czytelników znane są prace onkologa dr. O. Carla Simontona. Marilyn Ferguson pisała o nim w cieszącej się dużą popularnością książce Rewolucja mózgu(Tytuł oryginału angielskiego: The Brain Revolution). W styczniu 1976 roku Grace Halsel napisał o nim artykuł pod tytułem Rak pod kontrolą umysłu (Tytuł oryginału angielskiego: Mind Over Cancer)., opublikowany w czasopiśmie “Prevention Magazine". Dr Simonton zaznajomiony jest z technikami Samokontroli Umysłu i z wielkim sukcesem zaadoptował wiele z nich do leczenia swoich pacjentów.

W czasie piastowania funkcji kierownika oddziału terapii radiolo­gicznej w bazie lotniczej w Travis, pod San Francisco, dr Simonton zaczął studiować rzadkie, ale dobrze znane w medycynie zjawisko: przypadki ludzi, którzy w medycznie niewytłumaczalny sposób wyle­czyli się z raka. Przypadki takie, określane mianem “spontanicznej remisji", stanowią bardzo mały procent populacji chorych na raka. Gdyby możliwe było znalezienie przyczyny - rozumował dr Simon­ton - tej spontanicznej poprawy zdrowia, być może zaistnieje szansa na znalezienie sposobu wywoływania takiej remisji.

Dr Simonton doszedł do wniosku, że ludzie ci mieli jedną bardzo ważną wspólną cechę - były to najczęściej osoby o usposobieniu optymistycznym, pozytywnym i stanowczym.

W przemówieniu do słuchaczy na Bostońskiej Konferencji Samo­kontroli Umysłu w 1974 roku dr Simonton powiedział co następuje:

W badaniach nad rozwojem nowotworów złośliwych najbardziej znaczącym, zidentyfikowanym przez badaczy czynnikiem emocjonal­nym jest strata kogoś bliskiego na sześć do osiemnastu miesięcy przed ujawnieniem się choroby.

Zostało to udowodnione w szeregu długoterminowych studiów przez różnych, niezwiązanych z sobą badaczy i z użyciem grup kon­trolnych (...). Wiemy, że nie tyle sama strata jest znaczącym czynni­kiem, ale także sposób, w jaki ta strata jest odebrana przez daną osobę.

Strata taka musi być na tyle poważna, aby móc spowodować u pa­cjenta przygniatające uczucie beznadziejności i bezradności. Wygląda na to, że w takiej sytuacji obniżają się naturalne funkcje obronne orga­nizmu, co umożliwia kliniczny rozwój nowotworu."

Na początku lat siedemdziesiątych dr Simonton przeprowadził ba­dania związane z nastawieniem psychicznym u 152 pacjentów cho­rych na raka. Powyższe badania opublikowane zostały w periodyku naukowym “Journal of Transpersonal Psychology" (tom 7, nr l, 1975). W trakcie tych badań dr Simonton oceniał pacjentów w skali liczbowej od l do 5, gdzie l oznaczało “wyjątkowo negatywne nasta­wienie", a 5 “wyjątkowo pozytywne". W kolejnym etapie badań oce­niana była efektywność zastosowanej terapii, która również mierzona była w skali liczbowej, posiadającej z jednej strony “wyjątkowo po­zytywny wynik", a z drugiej - “negatywny". U dwudziestu pacjentów wyniki leczenia ocenione zostały jako “wyjątkowo pozytywne", po­mimo że u czternastu z nich stan nowotworu był już tak zaawansowa­ny, iż pacjentom dawano mniej niż 50% szans przeżycia pięciu lat. Według dr. Simontona, decydującym czynnikiem było w tym wypad­ku pozytywne nastawienie psychiczne tych pacjentów. Po drugiej stronie skali u dwudziestu dwóch pacjentów wyniki leczenia ocenio­ne zostały jako “negatywne". Żaden z tych pacjentów nie odznaczał się pozytywnym nastawieniem psychicznym.

W dalszym ciągu zaobserwowano, że gdy niektórzy z “pozy­tywnych" pacjentów powrócili do domu i ich nastawienie z takich czy innych powodów uległo zmianie na negatywne, “odpowiednio zmieniły się również postępy choroby". Było rzeczą jasną, że najisto­tniejszą rolę odgrywa tu nastawienie psychiczne pacjentów, a nie zaawansowanie samej choroby.

Dr Elmer Green z Fundacji Menninger cytowany jest przez wy­dawcę “Journal of Transpersonal Psychology": “Imponujące wyniki w opanowaniu raka osiągnięte przez Carla i Stefanię Simonton (...) zawdzięczają oni połączeniu wizualizacji dla samoregulacji fizjolo­gicznej z tradycyjną radiologią".

Podczas przemówienia w Bostonie dr Simonton przeczytał słowa prezesa Amerykańskiego Stowarzyszenia do Walki z Rakiem, Eugene Pendergrassa, który w 1959 roku powiedział: “Istnieją świadectwa, że napięcia emocjonalne pacjenta wpływają na ogólny przebieg choroby. Mam głęboką nadzieję, że będziemy w stanie rozszerzyć nasze bada­nia, akceptując realną możliwość, że umysł człowieka dysponuje siłami, które są w stanie przyspieszyć albo zahamować rozwój tej choroby".

Dr Simonton jest obecnie dyrektorem medycznym Poradni Onko­logicznej i Centrum Badawczego w Fort Worth. Razem z Stefanią Mathews-Simonton, która jest jego współpracownikiem, uczą pacjen­tów włączenia się do własnej terapii za pomocą ćwiczeń umysłowych.

Wychodzę z założenia, że nastawienie psychiczne pacjenta od­grywa rolę w jego reakcji na jakąkolwiek formę leczenia i że jest on w stanie wpłynąć na przebieg choroby. Gdy przyjrzałem się temu za­łożeniu dokładniej, doszedłem do wniosku, iż Samokontrola Umysłu - koncepcja biologicznego sprzężenia zwrotnego i medytacji – dają mi do rąk instrumenty, dzięki którym jestem w stanie zacząć uczyć pacjentów nowych współzależności i pomóc im aktywnie włączać się w procesy związane z ich własnym zdrowiem. Mogę śmiało powie­dzieć, że w dziedzinie emocjonalnej jest to jeden z najpotężniejszych instrumentów, które jestem w stanie ofiarować pacjentom".

Jednym z pierwszych kroków, które dr Simonton podejmuje z pa­cjentami, jest trening przezwyciężania strachu przed chorobą. W cza­sie nauki “uświadamiamy sobie, że choroba raka jest normalnym procesem, który toczy się w nas wszystkich - wszyscy mamy w sobie komórki, które degenerują się i przeradzają w złośliwe komórki rako­we. Organizm rozpoznaje te komórki i niszczy je w taki sam sposób, jak niszczy każde obce proteiny (...) - Nie jest to więc tylko kwestia pozbycia się wszystkich komórek rakowych, ponieważ komórki takie powstają u nas ciągle. Jest to kwestia ponownego ustawienia systemu kontroli nad własnym organizmem i nad jego procesami".

Po przemówieniu drą Simontona zabrała głos pani Simonton, która powiedziała:

Większość ludzi (...) wyobraża sobie komórkę rakową jako coś wstrętnego, złośliwego, podstępnego, posiadającą nieograniczoną władzą, gdyż w momencie kiedy zacznie się mnożyć, organizm nic nie jest w stanie zrobić, aby ją zniszczyć. W rzeczywistości komórka rakowa jest normalną komórką, która po prostu zwariowała (...). Jest to ogłupiała komórka. Rozmnaża się tak szybko, że często odcina od siebie dopływ krwi i umiera z głodu. Jest słaba. Gdy się ją natnie lub podda radiacji albo chemioterapii, rozchoruje się do tego stopnia, że nie jest już w stanie wyzdrowieć. Ginie.

Proszę ją teraz porównać do zdrowej komórki. Wiemy, że mając zdrowe tkanki, możemy skaleczyć się w palec i skaleczenie zagoi się samo, mimo że nie zrobimy nic ponad założenie plastra opatrunkowe­go (...). Zdrowe komórki nie pozbawiają się same dopływu krwi. Pomimo to proszę się przyjrzeć naszym wyobrażeniom o komórce ra­kowej. Tylko strach i obrazy, które ten strach wytwarza w naszym umyśle, powodują, że przypisujemy tej chorobie tak wielką moc."

Nawiązując do technik relaksacji i wizualizacji, które razem z mężem stosują wraz z terapią radiologiczną, pani Simonton powie­działa:

Technika naszej wyobraźni jest prawdopodobnie najpotężniej­szym narzędziem, które w tej chwili posiadamy. Są trzy podstawowe zalecenia, które dajemy pacjentom podczas ćwiczeń: wyobrażanie choroby, wyobrażanie jej procesu leczenia oraz wyobrażenie mecha­nizmu immunologicznego w organizmie.

Podczas naszych sesji grupowych mówimy o tym, w jaki sposób należy sobie to wyobrażać oraz do czego ma to prowadzić. Wydaje się, że jest istotne, aby pacjenci tworzyli obrazy w ten właśnie sposób oraz mieli większą wiarę w pozytywny wynik swoich wyobrażeń.

Jednym z głównych tematów, który również omawiamy, jest me­dytacja. Jak często medytować oraz co robić podczas medytacji?"


INTYMNE ĆWICZENIA DLA KOCHANKÓW

W czasie prelekcji dla grupy uczestniczącej w kursie Samokon­troli Umysłu pani Simonton mówiła między innymi o licznych stre­sach życia, które mogą prowadzić do choroby, jeżeli odpowiednio nie reagujemy na nie.

Szczęśliwe małżeństwo jest zjawiskiem bardzo nietypowym u naszych pacjentów. Jeżeli ktoś ma dobre pożycie małżeńskie, stano­wi to jedno z najlepszych rokowań w naszej pracy z nim i jeden z najważniejszych powodów dla niego, aby pozostać przy życiu."

Co czyni małżeństwo szczęśliwym? Na to pytanie nie potrafię dać pełnej odpowiedzi. Moje małżeństwo z Paulą jest wyjątkowo udane. Przez trzydzieści sześć lat był to związek emocjonalnie bogaty i inte­resujący, ale nie jestem w stanie dokładnie zrozumieć, dlaczego tak się stało. Być może właśnie fakt, że nie bardzo to rozumiem, jest czę­ścią sukcesu. Piszę to, abyście zdali sobie sprawę, że nie mam bezpo­średnich doświadczeń z nieszczęśliwym małżeństwem, a w związku z tym nie wiem, jak się je ratuje - i czy w ogóle należy je ratować.

Znam jednakowoż kilka sposobów wzbogacenia i poprawy życia małżeńskiego, jeśli mąż i żona tego sobie życzą.

Prawdopodobnie wielu z was spodziewa się, że zacznę mówić na temat seksu, ponieważ według obiegowej opinii życie seksualne to podstawa dobrego małżeństwa. Dla mnie jest ono raczej wynikiem do­brego małżeństwa. Lecz do dyskusji nad sprawą powrócimy później..

Według mnie, najlepszą podstawą małżeństwa jest intymność. Nie chodzi mi jednak o wchodzenie w zabłoconych butach do czyjejś duszy, lecz intymność, która wypływa z głębokiego wzajemnego zrozu­mienia i akceptacji.

Mam zamiar zasugerować coś może nieco dziwnego, ale muszę najpierw zrobić drobne wprowadzenie. Wspominaliśmy poprzednio, że pod koniec kursów Samokontroli Umysłu uczestnicy doznają uczucia radosnego uniesienia. Występuje również coś innego. Jest to subtelniejsze i głębsze uczucie. Na kilka chwil przed rozdaniem dyplomów uczestnicy odczuwają, że łączy ich intymny, niemalże miłosny kontakt. Przychodzą na kurs jako nieznajomi, których ścieżki życia nigdy by się prawdopodobnie nie zbiegły, i wkrótce rozstaną się, aby iść dalej naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Niemniej jednak przy następnym spotkaniu to uczucie wzajemnego kontaktu łatwo jest ponownie wzbudzić.

Wielu ludzi wierzy, iż wypływa ono z faktu intensywnego, wspól­nego i jedynego w swoim rodzaju przeżycia. Tego samego uczucia doświadczają często żołnierze, których łączą wspólne przeżycia wo­jenne. Podobne uczucie może związać grupę zamkniętych w windzie nieznajomych, którzy spędzili w niej całe popołudnie.

Jest to jednak tylko część prawdy. Część najbardziej zrozumiała, gdyż najłatwiejsza do zauważenia.

Dzieje się jeszcze coś innego, co spróbuję teraz wytłumaczyć. Podczas długich i głębokich ćwiczeń medytacyjnych nawiązują się pewne kontakty - umysły, bardziej wyczulone na odbiór, odczuwają łagodny wpływ umysłów innych osób w sposób znany tylko tym, którzy spędzają razem całe życie. W większości przypadków nagłe sytuacje intymne są powierzchowne, nieprawdziwe i pozostawiają po­czucie lekkiego niesmaku. W tym przypadku dzieje się inaczej. Uczucie zostaje utrwalone na głębszym poziomie metapsychicznym.

Ponieważ jest to uczucie bardzo subtelne, nie bądźcie zdziwieni, jeśli żaden z absolwentów kursu nie będzie wam o nim opowiadał. Jednak kiedy ten temat zostanie poruszony - pytana osoba odpowie prawdopodobnie: “Rzeczywiście odczuwaliśmy coś takiego. To było wspaniałe!"

Jest to coś w rodzaju “produktu ubocznego" trening Samokon­troli Umysłu, gdyż kurs nie jest specjalnie nastawiony na osiągnięcie tego stanu. Niemniej jednak (i to jest właśnie sugestia, którą chcę zrobić) możliwe jest, abyście wspólnie, jako mąż i żona, użyli swojej wiedzy o Samokontroli Umysłu do celowego wywołania uczucia głę­bokiej intymności, które w innych wypadkach osiągnięte może być jedynie po wielu latach wspólnego pożycia. Rezultaty będą lepsze i trwalsze niż te, które wynoszą uczestnicy naszych kursów. Oto co należy robić:

1. Wybierzcie miejsce, w którym obydwoje czujecie się najbar­dziej szczęśliwi, najbardziej rozluźnieni. Może to być miejsce, gdzie razem byliście na wakacjach lub inne, z którym łączą was jakieś przy­jemne wspomnienia. Może to być również miejsce, w którym żadne z was jeszcze nie było - możecie je wspólnie wymyślić. Nie powinno to być jednak miejsce, które zna tylko jedno z was. Zepsuje to syme­trię przeżycia i zmniejszy poczucie wspólnoty wrażeń.

2. Usiądźcie naprzeciwko i blisko siebie. Wprowadźcie się w stan rozluźnienia i pozwólcie, by zamknęły się powieki.

3. Jedno z was powinno teraz powiedzieć do drugiego np.: “Będę teraz powoli liczył (liczyła) od dziesięciu do jednego, a ty z każdą liczbą wchodzić będziesz w coraz głębszy, przyjemny medytacyjny poziom umysłu: dziesięć - dziewięć - osiem - siedem - sześć - pięć -cztery - trzy - dwa - jeden. Jesteś teraz rozluźniony (rozluźniona) i osiągnąłeś (osiągnęłaś) głęboki, przyjemny stan umysłu. Z twoją po­mocą dołączę teraz do ciebie."

4. Druga osoba powinna teraz powiedzieć: “Będę powoli liczył (liczyła) od dziesięciu do jednego i z każdą liczbą będziemy się do siebie zbliżali na głębszym poziomie umysłu. Dziesięć - dziewięć -czujesz, jak razem osiągamy coraz głębsze rozluźnienie, osiem - sie­dem - sześć - razem coraz bliżej i bliżej, pięć - cztery - coraz głębiej i bliżej, trzy - dwa - jeden. Obydwoje jesteśmy teraz rozluźnieni na głębokim poziomie umysłu. Zejdźmy razem jeszcze głębiej".

5. Pierwsza osoba powinna teraz powiedzieć: “Dobrze, pogłębi­my ten stan razem. Spróbujmy teraz odtworzyć wrażenia z naszego ulubionego miejsca odpoczynku. Im pełniej je doświadczymy, tym głębsze będzie nasze rozluźnienie. Spójrz na niebo (...)".

6. “Tak (...) jest czyste, widać tylko kilka wędrujących chmurek". Każde z was powoli i spontanicznie opisuje scenę, której razem doświadczacie: temperaturę, kolory, dźwięki, wszystkie przyjemne szczegóły.

7. Gdy będziecie obydwoje w stanie głębokiego rozluźnieniu i na głębokim poziomie umysłu, nie spieszcie się zbytnio. W pełni ciesząc się pozostawaniem przez was w stanie rozluźnienia, jedno z was po­winno powiedzieć do drugiego: “Moim największym pragnieniem w życiu jest, abym cię mógł (mogła) uczynić szczęśliwym (szczęśliwą). Tylko wówczas sam (sama) chcę stać się szczęśliwym (szczęśliwą)."

8. Druga osoba mówi: “I ja najbardziej pragnę uczynić cię szczę­śliwym (szczęśliwą) i tylko wówczas sam (sama) chcę stać się szczę­śliwym (szczęśliwą)."

9. Po tych słowach powinien nastąpić okres komunikacji bez słów tak długi, jak długo macie ochotę w tym stanie pozostać. Potem łago­dnie wyprowadź się z tego stanu. Niektóre pary przeżywają ten okres intensywniej, jeśli patrzą sobie w oczy. Dla ludzi doświadczonych w medytacji jest rzeczą zupełnie możliwą pozostawanie z otwartymi oczyma w stanie alfa lub teta. Jeżeli jednak nie czujecie się swobo­dnie, proszę się do tego nie zmuszać.

Możecie mi wierzyć, że jest to przeżycie o wiele mocniejsze niż można to sobie wyobrazić podczas lektury. Przekonacie się o tym już po pierwszej próbie i ćwiczenie to może stać się stałym elementem w waszym wspólnym życiu, przy wprowadzaniu różnych wariantów, które możecie sobie później wypracować.

Kilka słów przestrogi. Piękno tego ćwiczenia zniknie, jeśli użyte ono zostanie w niewłaściwy sposób. Jeżeli któraś ze stron nie w pełni rozumie lub nie całkowicie zgadza się z jego celem, rezultat tej intym­nej komunikacji może być daleki od przyjemnego. Polecam je tylko dla mężczyzny i kobiety, którzy zdecydowani są dążyć do głębszego, bogatszego, trwalszego wzajemnego zaangażowania.

Każdy z nas otoczony jest aurą, którą niektórzy ludzie są w stanie widzieć jako słabo wyczuwalne pole energetyczne otaczające nasze ciało. Można wykształcić w sobie umiejętność widzenia aury. W sa­mej rzeczy, jak wynika ze sprawozdań naszych absolwentów, zdol­ność widzenia aury u siebie i innych ludzi jest kolejnym “produktem ubocznym" treningu Samokontroli Umysłu. Aura u człowieka jest tak indywidualna jak odciski palców.

Gdy ludzie znajdują się fizycznie blisko siebie, ich pola energe­tyczne zachodzą na siebie. Zmienia się ich kształt, kolor, intensyw­ność, wibracje. Dzieje się to w teatrach, w autobusach oraz w łóżku, w którym śpią dwie osoby. Im częstsze są takie kontakty, tym trwal­sze zmiany zachodzące w aurach.

W wypadku męża i żony jest to pozytywny proces, gdyż obie aury stają się bardziej komplementarne. Długa separacja fizyczna powodu­je odwrócenie tych zmian, co naturalnie nie wpływa pozytywnie na zgodność małżeństwa. Warunkiem takiej zgodności jest bliskość fi­zyczna. Dlatego polecam dwuosobowe łóżka.

Z kolei - życie seksualne. Przede wszystkim seks nie jest do­świadczeniem jednorazowym. W tej dziedzinie istnieje ogromna skala możliwości. Nie mam na myśli różnych technik kochania czy pozycji. Mam na myśli przeżycia - ich charakter, głębię i intensywność. Wy­stępuje tam tak szeroki wachlarz możliwości jak między chwilą zabawy a trwałą radością.

Zbyt wiele małżeństw czyta podręczniki techniki seksualnej i wy­daje im się, że osiągnięcie sprawności w łóżku zapewni im piękne pożycie erotyczne. Jeśli jednak każdy ruch jest rozważany, każdy na­stępny jest jego logiczną kontynuacją, wówczas to, co mogłoby być głębokim przeżyciem, utrzymuje się na powierzchownym, świado­mym poziomie beta. W seksie zaś ważniejsze jest, by dać się ponieść przeżyciu w stanie głębokiego rozluźnienia i na poziomie medytacji.

Uwrażliwienie na poziomie metapsychicznym jest w stanie ogro­mnie wzbogacić, poprawić małżeństwo. Nawet bez specjalnego tre­ningu w długotrwałych i szczęśliwych małżeństwach nawiązuje się między partnerami głębokie porozumienie metapsychiczne. Dlaczego więc czekać?


KAŻDY MOŻE NAUCZYĆ SIĘ ESP

Czy ESP (Extra Sensory Perception (percepcja pozazmysłowa)). rzeczywiście istnieje? W obecnych czasach wszyscy lu­dzie, którzy posiadają na ten temat jakąś wiedzę, zgodni są, że tak. To, że jesteśmy w stanie otrzymywać informacje w inny sposób niż tylko za pomocą naszych pięciu zmysłów, zostało dowiedzione do ostatniej cyfry po przecinku w statystyce probabilistycznej. Mogą to być informacje z przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości. Mogą dotyczyć miejsca, które znajduje się bardzo blisko lub bardzo daleko. Ani czas, ani przestrzeń, ani klatka Faradaya nie stanowią bariery dla owych “pozazmysłowych" czynników, które wchodzą w grę w przy­padku ESP.

Angielski skrót ESP oznacza “percepcję pozazmysłową". Muszę przyznać, że nie lubię tego określenia. “Pozazmysłowa" oznacza coś niezwykłego, co leży poza zasięgiem naszego normalnego systemu odbioru informacji. Zdaje się przeczyć istnieniu aparatu zmysłowego innego niż pięć zmysłów, choć taki oczywiście istnieje, skoro odbie­ramy pewne informacje bez pośrednictwa pięciu zmysłów. W ESP nie ma nic “pozazmysłowego". Słowo “percepcja" pasuje do ekspery­mentów, które przeprowadzał dr J.B. Rhine na Uniwersytecie Duke'a;

ich uczestnicy zgadywali, z dokładnością eliminującą jakąkolwiek możliwość przypadku, kolejność specjalnych kart. Niemniej jednak w Samokontroli Umysłu nasza rola nie polega na biernej “percepcji", lecz raczej na ukierunkowaniu świadomości w stronę pożądanej inIjbnnacji. “Percepcja" jest w tym wypadku słowem zbyt biernym, nieoddającym istoty naszego działania. Dlatego też w Samokontroli Umysłu używamy określenia projekcja świadomości. Projekcja świadomości zawiera w sobie wszystkie elementy, które składają się

ma ESP, oraz dodaje nowe.

Studiujący Samokontrolę Umysłu nie muszą odgadywać kart, aby poświadczyć ESP. Karty są stosowane w celu sprawdzenia, czy dana osoba wykazuje zdolności metapsychiczne. My wiemy, że tak jest, dlatego też stawiamy przed sobą większy cel, którym jest nauczenie ludzi posługiwania się tymi zdolnościami w codziennym życiu. Jest to sposób tak niezwykły, że doświadczają oni prawdziwego oszołomienia, tak intensywnego, iż od tej pory ich życie nigdy już nie jest takie jak przedtem. Dzieje się to pod koniec czterdziestu godzin wykładów i ćwiczeń.

W systematyczny i wiarygodny sposób uczymy ludzi funkcjonowania na poziomie metapsychicznym, o czym przekonało się już ponad pół miliona naszych absolwentów.

W momencie, gdy praktycznie przerobisz wszystkie, opisane do tej pory ćwiczenia, będziesz już całkiem zaawansowany na drodze do ESP. Będziesz w stanie z pełną świadomością wniknąć w głębsze po­ziomy swojego umysłu i używać wyobraźni z wyrazistością pięciu zmysłów. Te dwa czynniki są furtką do świata metapsychiki.

Na kursach Samokontroli Umysłu pod koniec drugiego dnia uczestnicy są już blisko operowania na poziomie metapsychicznym. Operują na tym poziomie trzeciego dnia, w czasie ćwiczeń projekcji swojej świadomości poza własne ciało.

Zaczyna się od bardzo prostego ćwiczenia związanego z wyobra­źnią wizualną. W stanie głębokiej medytacji uczestnicy przenoszą się przed drzwi własnego domu wyobrażając sobie, że tam są. Przed wej­ściem do środka notują wszystkie zauważone szczegóły, po czym wchodzą głównymi drzwiami do mieszkania, aby stanąć w pokoju stołowym, zwróceni twarzą w kierunku południowej ściany. “Obser­wują" pokój w nocy przy zapalonych lampach, potem w dzień, gdy przeświecające przez firanki słońce oświetla znajome meble. Studiu­ją każdy szczegół, który są w stanie zapamiętać. Następnie “podcho­dzą" do południowej ściany pokoju, “dotykają" jej i w nią “wchodzą". Brzmi to oczywiście nieco dziwnie, zapewniam jednak, że dla tych, którzy przeszli intensywny trening wizualizacji, jest to sprawa zupeł­nie naturalna.

Nikt z uczestników fizycznie w ścianie własnego domu prawdo­podobnie jeszcze nie przebywał, w związku z czym przeprowadzają oni kilka “testów" nowego środowiska “obserwując" natężenie świa­tła, zapach, temperaturę, a za pomocą “pukania" w wewnętrzną powierzchnię ściany “sprawdzają" solidność materiału. Znajdując się ponownie na zewnątrz, zwróceni twarzą do ściany, uczestnicy zmie­niają jej kolor na czarny, czerwony, zielony, niebieski i fioletowy, aby na koniec znów przywrócić jej faktyczny kolor. Następnie podnoszą z podłogi krzesło - nie ma ono w tym wymiarze ciężaru - i obserwują je na tle ściany, ponownie zmieniając kolory. To samo robią obserwu­jąc arbuza, cytrynę, pomarańczę, trzy banany, trzy marchewki oraz główkę sałaty.

W momencie zakończenia tego ćwiczenia wykonany został pierw­szy poważny krok w kierunku odsunięcia naszej logiki na drugi plan, a wysunięcia na pierwszy, sterowniczy plan - naszej wyobraźni. Pod­czas ćwiczenia, które zostało opisane powyżej, logika uczestników argumentuje: “Nie staraj mi się wmówić, że jesteś we wnętrzu ściany czy w jakimś innym idiotycznym miejscu. Przecież wiesz, że to nie­możliwe, bo siedzisz na krześle".

Tym razem jednak, wzmocniona serią ćwiczeń z zakresu wizuali­zacji, wyobraźnia jest w stanie to zignorować. W miarę wzrostu potęgi naszej wyobraźni, wzrastają również nasze zdolności metapsychiczne, które są w wyobraźni zawarte.

Podczas kolejnego ćwiczenia uczestnicy “wnikają" we wnętrze przedmiotów zrobionych ze stali, miedzi, mosiądzu i ołowiu, mają­cych kształt cylindra lub sześcianu. Podobnie jak we wnętrzu ściany, przeprowadzane są tam “próby" na intensywność światła, zapach, kolor, temperaturę oraz solidność materiału, wszystko w spokoju i w wystarczającym tempie, aby nie wtrącało się nam logiczne rozu­mowanie.

Przechodząc od rzeczy mniej do bardziej skomplikowanych, ucze­stnicy rozpoczynają “badanie" materii ożywionej od drzewa owoco­wego. Drzewo to badane jest z zewnątrz na ekranie wyobraźni, brane są pod uwagę jego wygląd w każdej z czterech pór roku oraz tło o całej gamie kolorów, a następnie od wewnątrz, dzięki autoprojekcji do środka liści i owoców.

Potem następuje gigantyczny skok naprzód: uczestnicy wybierają ulubione zwierzę domowe, po czym badają w wyobraźni jego anato­mię. Ćwiczenia te przychodzą im z taką łatwością, że pytanie: “Czy rzeczywiście jestem w stanie to robić?", nasuwa się tylko nielicznym. Najpierw badają zwierzę z zewnątrz na ekranie wyobraźni na tle zmieniających się kolorów. Następnie z taką samą pewnością siebie “przenikają" przez kości czaszki i badają wnętrze żywego mózgu. Po kilku minutach takiego rekonesansu we wnętrzu głowy ponownie oglądają zwierzę z zewnątrz, tym razem koncentrując się na klatce piersiowej. Z kolei rekonesans we wnętrzu klatki piersiowej pozwoli sprawdzić układ żeber, kręgosłup, serce, płuca, wątrobę, by znów wrócić do “badania zewnętrznego". W ten sposób uczestnicy, uzbro­jeni w swoiste, indywidualne punkty odniesienia, zostają przygotowa­ni do kolejnych ćwiczeń wykonywanych w czwartym dniu kursu, podczas których praca odbywa się z najwyższą formą materii ożywio­nej - organizmem ludzkim. Zanim jednak do tego dochodzi, należy wykonać kilka ćwiczeń przygotowawczych.

Podczas jednego z takich ćwiczeń uczestnicy kursu wprowadzani są w wyjątkowo głęboki stan medytacji, osiągając niejednokrotnie po­ziom teta, w którym - przy użyciu dobrze już wyćwiczonej wyobraźni - stwarzają laboratorium, wybierając najpierw najbardziej odpowia­dający im kształt, wielkość i kolor pomieszczenia. We wnętrzu tego laboratorium znajduje się biurko, specjalnie zaprojektowany fotel, ze­gar, kalendarz zawierający wszystkie daty z przeszłości, teraźniejszo­ści i przyszłości oraz segregatory. Na razie nie ma w tym jeszcze nic nadzwyczajnego.

Abyś zrozumiał kolejny krok, muszę jeszcze raz podkreślić dys­tans dzielący nasze właściwości metapsychiczne od myślenia logi­cznego, a zarazem ich bliskość do naszych wyobrażeń i symboli. Podkreślam to, gdyż krokiem tym jest “wyposażenie" laboratorium w “instrumenty", za pomocą których w sposób metapsychiczny trzeba będzie skorygować wszelkie anomalie “zauważone" u ludzi, których trzeba będzie następnego dnia w wyobraźni “przebadać". Większość z tych instrumentów niepodobna jest do niczego, co mogłeś kiedykol­wiek widzieć w jakimkolwiek laboratorium. Są to zinstrumentalizowane symbole lub -jeśli ktoś woli - instrumenty symboliczne.

Wyobraź sobie niezwykle gęste sito do filtrowania nieczystości z krwi; miękką szczoteczkę do wymiatania białego proszku (wapnia), który można metapsychicznie zauważyć w przypadkach artretyzmu; maść przyspieszającą gojenie; “wannę" do zmywania poczucia winy; wieżę hi-fi ze specjalną muzyką do uspokajania zestresowanych. Każ­dy uczestnik wymyśla własne narzędzia pracy, nie ma dwóch iden­tycznych zestawów instrumentów. Pomysły przychodzą z głębokich poziomów umysłu, w każdy możliwy sposób. Wielu absolwentów przekonuje się, że wykonywana za pomocą tych “instrumentów" praca ma swoje realne konsekwencje w świecie, który nazywamy obiektywnym.

Podczas pracy i używania owych instrumentów uczestnik może w trudnych momentach potrzebować mądrej rady - “wewnętrznego doradczego głosu". W Samokontroli Umysłu jest to nie jeden, lecz dwa głosy. Uczestnik “stwarza" w swoim laboratorium dwóch dorad­ców: mężczyznę i kobietę. Przed wprowadzeniem w stan medytacji jest informowany o treści tego ćwiczenia i w ogromnej większości przypadków ma od razu dość dobrze skrystalizowany pogląd co do osób, które pragnie mieć jako doradców. Rzadko jednak życzenia te spełniają się, chociaż prawie nigdy nie powoduje to rozczarowania.

Jeden z uczestników wybrał sobie na doradcę Alberta Einsteina. Zamiast niego znalazł w laboratorium małego człowieczka w spo­dniach cyrkowego klowna, z różową piłeczką do ping-ponga zamiast nosa i w okrągłym kapeluszu z zapalonych sztucznych ogni. Ten śmieszny jegomość okazał się później doskonałym źródłem praktycz­nych rad.

Inny uczestnik - Sam Merrill (autor artykułu na temat Samokon­troli Umysłu w “New Times" z 2 maja 1975 r.) wywołał jako swoich doradców w laboratorium dwoje realnych ludzi, chociaż ich zachowa­nie dalekie było od ich prawdziwej natury.

Na swoje laboratorium wybrał wnętrze łodzi podwodnej Nautiius. Pan Merrill tak potem opisał swoje przeżycia:

Z komory dekompresyjnej wyłonił się niski mężczyzna w pod-kolanówkach i w jedwabnej koszuli. Był szczupły, lekko łysiejący, z łagodnymi, podobnymi do sarnich, głęboko osadzonymi oczyma. Moim doradcą był William Shakespeare. Powiedziałem «Dzień dobry», ale nic mi nie odpowiedział.

(...) jakiś głos z oddali oznajmił, że wychodzimy na brzeg, i razem z Willem wyskoczyliśmy z luku na opuszczoną plażę (...)

Na plaży spotkaliśmy mojego drugiego doradcę - Sophię Loren, która właśnie wyszła z kąpieli w morzu. Jej bawełniana koszulka przylegała do okrytych nią cudowności. Ona również mnie zignoro­wała, niemniej jednak była zaintrygowana spotkaniem z Shakespea'rem. Podali sobie ręce, wymienili grzeczności, a potem legli na piasku i zaczęli rzucać się, stękać i popiskiwać".

Następnego dnia przyszedł czas na poważne sprawy, gdyż praco­wano nad konkretnymi przypadkami ludzi, którzy potrzebowali po­mocy. Nad takimi przypadkami pracuje się pod kierownictwem tak zwanego “orientologa". Orientolog pana Merrilla podał mu nazwisko sześćdziesięciodwuletniej kobiety z Florydy. Doradcy, którzy bardziej interesowali się sobą niż starą kobietą, obejrzeli ją, po czym powrócili do pilniejszych zajęć.

Czyżby doradcy odeszli bez udzielenia jakiejkolwiek rady? Nie -zniknął brzuch Sophii! “W jego miejscu - pisał Merrill - zobaczyłem długie, neonoworóżowe, świecące groźnie jelito". Potem został poin­formowany przez orientologa, że kobieta, która została poddana badaniu, przebywała właśnie w szpitalu, cierpiąc na ostre zapalenie

jelit - diverticulitis.

Doradcy" mogą być dla absolwentów kursu bardzo realnymi po­staciami. Kim lub czym są naprawdę - nie jesteśmy pewni. Być może stanowią wymysł naszej prawyobraźni, być może są uosobieniem naszego wewnętrznego głosu, być może są jeszcze czymś innym. Wiemy jednak, że odkąd nauczymy się z nimi pracować, związek z nimi jest szanowany i bezcenny.

Grecki filozof Sokrates, żyjący ponad cztery wieki przed narodze­niem Chrystusa, również miał swojego wewnętrznego “doradcę", który jednak -- w odróżnieniu od naszych doradców - ograniczał się do udzielania ostrzeżeń. Oto jak Platon przytacza słowa Sokratesa:

Od dzieciństwa nawiedzała mnie jakaś na poły cudowna istota, której glos niekiedy odradzał mi pewne przedsięwzięcia, chociaż nigdy nie mówił mi, co mam czynić". Inny pisarz, Ksenofont, cytuje taką wypo­wiedź Sokratesa: Jak do tej pory, głos ów nigdy się nie mylił".

Jak się wkrótce przekonacie, każdy absolwent kursu Samokontro­li Umysłu, który w swoim laboratorium wyobraźni konsultuje się z wewnętrznymi doradcami, zostaje dzięki temu obdarzony wręcz nie­zwykłymi zdolnościami oraz umiejętnością służenia sobie i innym. Na tym etapie treningu uczestnik rozumie to, lecz jeszcze tego nie do­świadcza.

Następnego dnia powietrze jest naelektryzowane ciekawością. Czują to nawet nasi absolwenci, którzy przychodzą powtórzyć nasz kurs. Do tej pory wszystkie doświadczenia uczestników były udzia­łem tylko ich samych, ukryte w przeżyciach własnego umysłu. Teraz przychodzi czas na występ publiczny.

Zanim jednak do niego dojdzie, uczestnicy przechodzą przez dwa ćwiczenia przygotowawcze. Polegają one na “badaniu" w wyobraźni organizmu któregoś ze swoich znajomych, w taki mniej więcej spo­sób, jak było to robione z organizmem zwierzęcia, lecz tym razem bardziej szczegółowo. Po zakończeniu tego ćwiczenia uczestnicy do­bierają się parami.

W każdej parze jedna osoba nazywana jest “psychoorientologiem", a druga “psychooperatorem" (określenie psychoorientolog wywodzi się od słowa psychoorientologia, w którym zawiera się wszystko, co dzieje się podczas Samokontroli Umysłu: jest to po pro­stu kierowanie umysłem).

Na przygotowanej kartce papieru psychoorientolog pisze imię i nazwisko znanej sobie osoby, jej wiek, miasto, w którym mieszka, i krótki spis poważniejszych dolegliwości, na które cierpi. Następnie psychooperator, sam lub z pomocą orientologa, wprowadza się w stan alfa, prawdopodobnie po raz pierwszy i ostatni z niepewnością co do wyniku całego ćwiczenia.

Na znak, że psychooperator osiągnął już należyty poziom rozlu­źnienia i jest w swoim laboratorium w obecności doradców, Orientolog podaje mu imię i nazwisko, wiek, płeć i ogólnie miejsce pobytu wspomnianej osoby. Zadaniem psychooperatora jest “zbadanie" jej, mimo że nigdy do tej pory o niej nie słyszał i nigdy jej nie spotkał. Badanie w wyobraźni wewnętrznych struktur organizmu przepro­wadzane jest bardzo dokładnie, w sposób zorganizowany, zgodnie z rutyną, do której wyobraźnia została już przyzwyczajona podczas ćwiczeń. Gdy trzeba, psychooperator może “konsultować się" ze swymi “doradcami" lub nawet “rozmawiać" z badaną osobą.

Orientolog zachęca dość często psychooperatora do przekazywa­nia ustnie wszystkiego, co zauważa w czasie “badania", mówiąc:

Proszę mówić, nawet jeżeli wydaje ci się, że zgadujesz". Typowe za­kończenie takiej sesji jest następujące (przytoczony przykład oparty

jest na prawdziwym przypadku):

Orientolog: “Nazwisko osoby, którą mam na liście, brzmi John Summers. Ma czterdzieści osiem lat, mieszka w Ełkhart, w stanie In­diana. Raz, dwa, trzy - John Summers z Ełkhart w stanie Indiana pojawił się teraz na twoim ekranie umysłowym. Proszę go wyczuć, wyobrazić sobie, stworzyć, wiedzieć, że tam jest. Używając wyobra­źni i inteligencji, przejrzyj jego organizm od głowy do stóp, w górę i w dół, w górę i w dół, raz na sekundę.

W czasie tego badania twoja wyobraźnia musi wybrać trzy narzą­dy organizmu, które najbardziej ją przyciągają. Utrzymuj tempo badania - raz na sekundę - i wymień te części w kolejności, w jakiej

przychodzą ci na myśl."

Psychooperator: “On chodzi z prawym barkiem nieco obniżonym, wysuniętym do przodu... Poza tym wszystko wygląda w porządku, być może poza lewą kostką... Sprawdzam wnętrze klatki piersiowej... Wszystko ciepłe... Nieco chłodniej na prawej stronie... chłodniej i cie­mniej... Jego prawe płuco zniknęło... Teraz do tej kostki... Wydaje się w porządku, tylko jest tam jakaś postrzępiona biała linia... boli przy wilgotnej pogodzie... widocznie było tam kiedyś złamanie... To chyba wszystko... Zaraz, moja doradczyni obraca go tyłem do mnie i poka­zuje miejsce za uszami... tak, strasznie głębokie blizny... miał tam coś wycinane, bardzo głęboko... Dobrze, to wszystko..."

Orientolog: “Bardzo dobrze. On nie ma prawego płuca i ma głę­boką bliznę za jednym uchem. Nie wiem nic na temat kostki. Teraz przypomnij sobie uczucia, które miałeś, mówiąc na temat prawego płuca i blizny za uchem. Jeszcze raz przeżyj te uczucia i potem posłu­guj się nimi jako punktem odniesienia, gdy następnym razem będziesz pracował nad jakimś przypadkiem."

Po chwili przerwy psychooperator powraca do stanu beta i uśmie­chając się wykrzykuje: “Ojej - to było niesamowite!"

Tak, to niesamowite. Zaprzecza wszystkiemu, czego dotychczas doświadczyliśmy w naszym świecie zdrowego rozsądku. Niemniej jednak w scenie, która przed chwilą została opisana, nie ma nic nad­zwyczajnego. Niektórzy z uczestników nie zauważą pewnych szcze­gółów badając swój pierwszy przypadek. Inni za pierwszym, drugim czy nawet trzecim razem nie zauważą zupełnie nic. Ale gdy dzień zbliża się ku końcowi, dosłownie każdy ma wystarczającą liczbę “tra­fień w dziesiątkę", aby wiedzieć, że nie są to “czyste przypadki", że dzieje się tu coś rzeczywistego i prawdziwego.

Wytwory naszej wyobraźni traktujemy często jak stek nonsensów. Nieraz tak zresztą bywa. Niemniej wszelkie dzieła sztuki są wy­tworem wyćwiczonej fantazji. Zaś wyćwiczona w specjalny sposób wyobraźnia pozwala również na osiągnięcia w dziedzinie meta-psychicznej. Uczestnikowi kursu Samokontroli Umysłu, który po raz pierwszy funkcjonuje na poziomie metapsychicznym, wydaje się, że to, co widzi, jest jedynie wytworem jego fantazji. Dlatego właśnie orientolog przypomina mu podczas sesji: “...proszę mówić dalej, nawet jeśli uważasz, że zgadujesz". Przerwa w monologu może spowodować rozpatrywanie sprawy przy udziale logiki, co obniża nasze właściwości metapsychiczne, tak jak się to dzieje w życiu codziennym.

Po pierwszym strzale w dziesiątkę uczestnik kursu Samokontroli Umysłu wie, że nie jest to “tylko zgadywanie". Zaczyna wierzyć pierwszym impulsom, które przychodzą do głowy w czasie ćwicze­nia. Tak właśnie ujawniają się zdolności metapsychiczne.

Działają tutaj naturalne prawa. Umysł nie jest uwięziony w gło­wie, lecz sięga daleko na zewnątrz. Aby efektywnie wykonać taką projekcję, umysł musi być motywowany pragnieniem, zasilany wiarą i rozpalony oczekiwaniem.

Przeciętny uczestnik nie ma specjalnie wygórowanych oczekiwań przy rozpracowywaniu pierwszego przypadku. Jeżeli jest oczytany w temacie i ma otwartą głowę, wie doskonale, że istnieją takie zjawi­ska jak ESP. Jednakże doświadczenia całego jego dotychczasowego życia dowiodły, że zdolności metapsychiczne posiadają pewni nielicz­ni inni ludzie - nie on. W momencie gdy okazuje się, że nie jest to prawdą, gdy po raz pierwszy trafia w sedno, niepomiernie zwiększa się czynnik oczekiwania i osoba ta jest już na drodze do pełnego roz-1 woju tych zdolności. Za kilka godzin, mając już za sobą osiem lub dziewięć udanych przypadków, stanie się absolwentem kursu Samo­kontroli Umysłu.

Raz za razem widziałem uczestników kursu Samokontroli Umy­słu dających prawidłową diagnozę choroby(...)" - pisał Bili Starr ^ w artykule zatytułowanym Kursy Samokontroli Umysłu SĄ W STANIE zwiększyć twoją władzę wewnętrzną opublikowanym 19 października 1973 roku w czasopiśmie “Midnight". Starr opisał między innymi przypadek, który przedstawiony został do rozpracowania jednemu z uczestników i który wydawał mu się wyjątkowo trudny, gdyż ani ten, kto konkretny przypadek referował, ani nikt w grupie nie wie­dział, na co dana osoba była chora.

W dniu tym absolwent kursu Samokontroli Umysłu, pan Thomas, odwiedził w szpitalu swojego syna, który leżał w towarzystwie inne­go chorego, o którym Thomas nie dowiedział się niczego, oprócz jego imienia.

Oto co powiedział na temat tego pacjenta psychooperator: “osoba ta cierpi na «coś w rodzaju paraliżu» prawej nogi, ma sztywne ramio­na i barki, a niektóre kręgi w kręgosłupie są na skutek choroby zrośnięte. Ponadto człowiek ten cierpi na ból gardła i ma zaognione jelita. Ma pięć i pół stopy wzrostu i waży sto pięćdziesiąt funtów."

Po powrocie do szpitala Thomas dowiedział się, że pacjent prze­szedł w młodości chorobę Heinego-Medina, wypadł z wózka inwa­lidzkiego i złamał prawe biodro oraz że wszystko to, co powiedział uczestnik kursu Samokontroli Umysłu, było prawdą, oprócz bólu gar­dła i stanu zapalnego jelit - na to cierpiał jego syn.

W czasie ćwiczeń zdarza się dość często, że to, co wydaje się chy­bione, jest po prostu trafieniem w niewłaściwy cel. Precyzja zwiększa się z praktyką. W miarę ćwiczeń psychooperator jest w stanie prze­prowadzać badania zarówno rzeczy, jak ludzi.

Aktor i piosenkarz z Nowego Jorku, Dick Mazza, dorabia sobie przepisywaniem na maszynie rękopisów i książek dla pisarzy i wy­dawców. Któregoś dnia Dick zgubił taki manuskrypt i w panice zadzwonił do jednego z absolwentów kursu Samokontroli Umysłu z prośbą o pomoc. Pamiętał, że miał ten rękopis z sobą, gdy szedł na próbę sztuki, która odbywała się w salce wykładowej przy małym kościółku. W tym czasie kościół opuszczała grupa kierowników za­kładów pogrzebowych, którzy właśnie kończyli jakieś przeszkolenie. Rękopis znajdował się w białej kopercie, na której napisane było na­zwisko i adres Dicka oraz słowo “Pilne".

Absolwent kursu Samokontroli Umysłu miał dwoje wewnętrz­nych “doradców": starszą panią, która była “niemową" i która ograni­czała się do potakiwania lub zaprzeczania oraz swoistego języka migowego, oraz mężczyznę, który służył jako “tłumacz", od czasu do czasu dorzucając własne rady.

Absolwent wyobraził sobie rękopis, tak jak go opisał Dick. “Zo­baczył" go; był przygnieciony pokaźną stertą papierów na dużym, zabałaganionym biurku.

- Czy rękopis jest tam bezpieczny? - zapytał doradcę-kobietę. Przytaknęła.

- Czy ma go któryś z kierowników zakładu pogrzebowego?

- Nie.

- Czy biurko jest w kościele?

-Nie.

- Czy rękopis będzie wkrótce zwrócony?

-Tak.

- Kto go ma?

- Wskazała palcem na niego samego.

- Ja go mam? - zapytał zdumiony.

- Nie.

Ona ma na myśli, że ma to ktoś, kto jest mniej więcej w twoim wieku" - pospieszył z pomocą męski doradca. - “Ten ktoś poprosił młodą kobietę, aby zabrała papiery do biura, ponieważ sam chciał pójść ze znajomymi na piwo. Teraz leżą na jego biurku. Nie martw się. Kiedy je zobaczy, wyśle do Dicka."

Dwa dni później prelegent, który tamtego dnia przeprowadzał w kościele wykład dla kierowników domów pogrzebowych, zadzwo­nił do Dicka. Wyjaśnił, że po wykładzie zabrał z sali stertę papierów, pośród których zaplątał się ów rękopis. Potem poprosił sekretarkę, aby zaniosła te papiery do biura.

Wielu osobom wydaje się, że rozpracowywanie przypadków jest jedynie przenoszeniem myśli - niczym więcej. (Niczym więcej! Jak dokładne informacje posiadają niektórzy ludzie!)

Przytoczony tutaj przypadek związany z mężczyzną, który miał wycięte płuco, jest prawdziwy, wzięty z życia. Proszę sobie przypo­mnieć, że zaszła tam jedna pomyłka - złamana kostka u nogi. Orientolog był w stanie potwierdzić (było to zresztą zapisane poprzednio na kartce) wycięcie narośli i brakujące płuco. Jedyne, co mógł powie­dzieć na temat kostki to: “Nie mam na ten temat żadnych informacji".

Osoba, której przypadek był wtedy badany, potwierdziła później, że rzeczywiście wiele lat temu miała złamanie kostki, które od czasu do czasu dawało o sobie znać przy dużej wilgotności powietrza. Transfer myśli? Na pewno nie w postaci przez nas rozumianej, gdyż informacji na ten temat nie było w umyśle orientologa, który w tym czasie nie wiedział nic na temat złamanej kostki. Jest też mało praw­dopodobne, aby osoba “badana" w tym akurat momencie myślała na temat swojego złamania.

Ktoś może jednak argumentować, że jest to przecież możliwe, że taka myśl przemknęła wtedy w jego głowie. Tak, taka możliwość oczywiście istnieje.

Inny przykład. Uczestnik pracujący nad przypadkiem pewnej ko­biety stwierdził, że ma ona bliznę po złamaniu kości łokciowej. Orientolog, który nie miał na ten temat dotąd żadnych informacji, w rozmowie z ową kobietą uzyskał zapewnienie, że nigdy nie miała żadnego uszkodzenia łokcia. W parę dni później kobieta ta wspomnia­ła o tym swojej matce. Okazało się, że łokieć uległ złamaniu, gdy pani ta miała trzy lata! Czy to przenoszenie myśli?

Energia metapsychiczna wysyłana przez ludzi jest najsilniejsza przy zaistnieniu jakiegoś niebezpieczeństwa, gdy w grę wchodzi in­stynkt samozachowawczy. Dlatego też tyle jest przypadków sponta­nicznego ESP przy nieszczęśliwych wydarzeniach czy nagiej śmierci.

Dlatego właśnie opisane przed chwilą ćwiczenie dotyczy ludzi cierpiących na poważniejsze dolegliwości. Absolwenci, którzy świa­domie je ćwiczą, uczą się w końcu odbierania coraz słabszych sygna­łów metapsychicznych, aż pewnego dnia zdolni są do nawiązania kontaktu praktycznie z każdą osobą, niezależnie od tego, czy ma ja­kieś dolegliwości. Nabierając praktyki stajemy się coraz bardziej wrażliwi na te sygnały.

Moje wczesne doświadczenia przekonały mnie, że dzieci znacz­nie łatwiej niż dorośli przejawiają zdolności metapsychiczne. Ich światopogląd nie jest jeszcze ograniczony przez myślenie typu beta o tym, co jest możliwe, co nie, zaś ich poczucie rzeczywistości nie rozwinęło się jeszcze do tego stopnia, aby miały mówić tylko to, co wydaje się logiczne.

Jeden z moich eksperymentów, który przeprowadziłem w krótkim czasie po opracowaniu podstaw kursu Samokontroli Umysłu, miał być pomocny do opracowania struktury sesji pracy nad “przypadkami" podobnymi do opisanych przed chwilą. Jak się przekonacie, moja wcześniejsza technika różniła się znacznie od tej, której używamy obecnie.

Dwóch chłopców, Jima i Tima, którzy w czasie eksperymentu posiadali już podstawy Samokontroli Umysłu, umieściłem w osob­nych pokojach. Z każdym z nich przebywał asystent, pełniący rolę dzisiejszych orientologów. Jeden z chłopców, Jim, miał za zadanie wprowadzić się w stan alfa i stworzyć w wyobraźni cokolwiek, co mu przyszło do głowy. W tym samym czasie Tim, który znajdował się w drugim pokoju, miał za zadanie również wprowadzić się w stan alfa i dowiedzieć się, o czym myśli Jim. Jim powiedział do swojego asy­stenta: “Robię teraz małą ciężarówkę. Ma zieloną karoserię i czerwo­ne koła".

Asystent Tima zapytał:

- Co teraz robi Jim?

- Ach, buduje małą ciężarówkę.

- No to ją opisz.

- A ma zieloną karoserię i czerwone koła.

Jest to przykład pracy na poziomie o wiele bardziej subtelnym, niż ma to miejsce na zajęciach Samokontroli Umysłu. “Stanie się małym dzieckiem" wymaga wielu godzin cierpliwych ćwiczeń...



23




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jose Silva Kurs samokontroli Umysłu Metodą Silvy
Silva Jose Samokontrola umysłu metodą Silvy
Silva Kurs samokontroli Umysłu Metodą Silvy 3
Jose Silva Kurs samokontroli Umysłu Metodą Silvy
Jose Silva Kurs samokontroli Umysłu Metodą Silvy
J SILVA, P MIELE SAMOKONTROLA UMYSŁU METODĄ SILVY
Silva Kurs Samokontroli Umyslu Metoda Silvy
Kurs samokontroli umyslu metoda Silvy, KURS SAMOKONTROLI UMYS˙U
XX Kurs samokontroli umysłu metodą Silvy
J Sillva Samokontrola umysłu metodą Silvy
Samokontrola Umysłu Metoda Silvy Aneksy
J Silva samokontrola umyslu m Silvy
kurs samokontroli umyslu metoda Nieznany
kurs samokontroli umyslu metoda Nieznany
Jose Silva Seminarium n t samokontroli umysłu
Silva Jose Seminarium Ultrazaawansowana Samokontrola Umysłu
JOSE SILVA, ROBERT B STONE SAMOUZDRAWIANIE METODĄ SILVY
José Silva Dwudniowe ultra seminarium na temat zaawansowanej samokontroli umysłu podręcznik dla uc
Voolf - Kurs Samokontroli Umysłu, Psychologia

więcej podobnych podstron