Czechow Antoni Edukowane drewno

EDUKOWANE DREWNO

Obrazek

Archip Jelisieicz Pomojew, dymisjowany podporucznik, nałożył okulary, zmarszczył brwi i przeczytał: ,, Sędzia pokoju... okręgu... dzielnicy... wzywa pana itd., itd. w charakterze oskarżonego, w sprawie o zniewagę czynną, dokonaną na osobie włościanina Grigorija Własowa... Sędzia pokoju P. Szestikryłow".

Od kogo to? — Pomojew podniósł oczy na gońca.

Od pana sędziego pokoju, Piotra Siergieicza... Szestikryłowa... do usług...

Hm... Od Piotra Siergieicza? A po cóż to on mnie wzywa?

Pewnie na sąd... Tu napisane, do usług...

Pomojew przeczytał jeszcze raz wezwanie, popatrzył ze zdziwieniem na gońca i wzruszył ramionami.

Phi... w charakterze oskarżonego... Figlarz z tego Piotra Siergieicza! No, niech będzie, powiedz: dobrze! "Niech tylko przygotują dobre śniadanko... Powiedz: przyjadę! Ukłony Natalii Jegorownie i dzieciom!

Pomojew pokwitował i wszedł do pokoju, gdzie mieszkał brat jego żony, porucznik Nitkin, który przyjechał do niego na urlop.

Popatrz no, jaką mi Pietka Szestikryłow przysłał cedułę — powiedział podając Nitkinowi wezwanie. — Zaprasza mnie do siebie na czwartek... Pojedziesz ze mną?

Ale on cię przecie nie do domu zaprasza — powiedział Nitkin przeczytawszy wezwanie — wzywa cię do sądu w charakterze oskarżonego... Będę cię sądzić...

Mnie? Phi... Jeszcze mu mleko pod nosem nie wyschło, a miałby mnie sądzić... Nie dorósł do tego... On tak tylko, dla żartu.

Wcale nie dla żartu! Nie rozumiesz czy co? Przecież tu wyraźnie napisane: za zniewagę czynną... Pobiłeś Griszkę, więc cię sądzą.

Dziwny jesteś, jak Boga kocham! Jakże on mnie może sądzić, jeśli jesteśmy ze sobą, rzec można, w przyjaźni? Jakiż to dla mnie sędzia, jeżeliśmy razem i w karty grali, i pili, i diabli wiedzą jeszcze czego nie wyprawiali? I jakiż on sędzia? Cha-cha! Pietka — sędzia! Cha-cha!

Śmiej się, śmiej, a jak cię nie po starej przyjaźni, a na podstawie paragrafów do aresztu wsadzi, to ci się śmiać odechce!

Zbzikowałeś, bracie! Jakaż tu może być podstawa paragrafów, jeżeli on mego Wanię do chrztu trzymał? Pojedziemy do niego we czwartek, to zobaczysz, jakie to są te paragrafy...

A ja bym ci radził wcale nie jechać, bo i siebie, i jego postawisz w kłopotliwej sytuacji... Niech sądzą zaocznie...

Nie, dlaczego zaocznie? Pojadę, popatrzę, jak to on mnie będzie sądził... Chciałbym zobaczyć, jaki to z tego Pietki sędzia... Zresztą, dawno u niego nie byłem... nie wypada...

W czwartek Pomojew wybrał się z Nitkinem do Szestikryłowa. Zastali sędziego w sali sądowej na rozprawie.

Jak się masz, Pietiucha! — powiedział Pomojew podchodząc do stołu sędziowskiego i wyciągając rękę. — Sądzisz sobie pomalutku? Kruczków szukasz? Sądź sobie, sądź.. ja poczekam, popatrzę... Przedstawiam ci brata mojej żony... A twoja żona zdrowa?

Tak... zdrowa... Niech pan siądzie tam... wśród publiczności...

Mruknąwszy te słowa, sędzia poczerwieniał. W ogóle początkujący sędziowie łatwo odczuwają zmieszanie, kiedy widzą znajomych na sali; jeśli zaś wypadnie im sądzić znajomych, robią wrażenie ludzi, którzy ze wstydu lada chwila zapadną się pod ziemię. Pomojew oddalił się od stołu i usiadł na pierwszej ławce obok Nitkina.

Jaki ważny się zrobił, bestia! — szepnął na ucho Nitkinowi. — Nie do poznania! Ani się uśmiechnie! Złoty łańcuch włożył! A to ci dopiero! Tak jakby to nie on u nas w kuchni usmarował atramentem śpiącą Agaszkę. Komedia! Czyż tacy ludzie mogą sądzić? Tu potrzeba człowieka pewnej rangi, statecznego... żeby, wiesz, wzbudzał respekt i lęk, a posadzili pierwszego lepszego i masz, sądź! Che-che...

Grigorij Własow! — wywołał sędzia pokoju. Pan Pomojew.

Pomojew uśmiechnął się i podszedł do stołu. Spośród publiczności wyszedł chłopak w zniszczonym surduciku z za krótkim stanem, w prążkowanych portkach wsuniętych w niskie, wyrudziałe cholewy i stanął obok Pomojewa.

Panie Pomojew! — zaczął sędzia pokoju spuściwszy oczy. — Oskarżony jest pan o to, że... znieważył pan czynnie swego służącego... tego oto Grigorija Własowa. Czy przyznaje się pan do winy?

Jeszcze czego? A odkąd to jesteś taki poważny, co? Che-che!

Nie przyznaje się pan? — przerwał mu sędzia wijąc się na krześle ze zmieszania. — Własow, opowiedzcie, jak to było!

Całkiem po prostu! Służyłem u pana Pomojewa, proszę łaski pana sędziego, za lokaja, niby za kamerdynera... Wiadomo, nasz obowiązek to istna katorga, proszę łaski pana sędziego... Pan wstaje o dziewiątej, ale ty, człowieku, musisz być na nogach skoro świt... Bóg raczy wiedzieć, co dziś włoży, buty z cholewami czy sztyblety, czy też może cały dzień w pantoflach przechodzi, ale ty, człowieku, czyść wszystko: i buty, i sztyblety, i trzewiki... Dobrze... Rano pan mnie zawołał, żebym go ubrał. Wiadomo, poszedłem... Włożyłem mu koszulę, włożyłem spodnie, buty... wszystko jak się patrzy. Zaczynam nakładać kamizelkę... A. pan powiada: „Podaj mi, Griszka, grzebyk. Jest, powiada, w surducie, w bocznej kieszeni". Dobrze... Szukam w tej bocznej kieszeni, a grzebyka — jakby diabeł nakrył ogonem — nie ma! Szukam, szukam, i mówię: „Ale tu nie ma grzebyka, Archipie Jelisieiczu!" Zmarszczył brwi, bierze surdut i wyciąga stamtąd grzebyk, ale nie z bocznej kieszeni, jak mówił, tylko z przedniej. „A to co? Nie grzebyk?" — powiada i jak mi da po nosie grzebykiem! Wszystkimi ząbkami przejechał. Cały dzień potem szła mi krew z nosa. Sam pan sędzia widzi, jak mi nos spuchł... Mam świadków. Wszyscy widzieli.

Co oskarżony ma na swoją obronę? — sędzia pokoju podniósł oczy na Pomojewa.

Pomojew popatrzył pytająco na sędziego, potem na Griszkę, znów na sędziego i spąsowiał.

—— Jak ja mam to rozumieć? — mruknął. — Czy to kpiny?

Nikt sobie z pana nie kpi — wtrącił się Griszka — radzę panu sumiennie: niech pan trzyma ręce przy sobie.

Milcz! Pomojew stuknął laską o podłogę. — Dureń! Bydlę!

Sędzia pokoju szybko zdjął łańcuch, zerwał się zza stołu i pobiegł do swej kancelarii.

Przerywam posiedzenie na pięć minut! — krzyknął po drodze.

Pomojew poszedł za nim.

Słuchaj — zaczął sędzia załamując ręce — cóż to, chcesz doprowadzić do skandalu, czy co? Czy ci przyjemnie wysłuchiwać, jak twoje kucharki i lokaje będą cię w swoich zeznaniach nicować, ośle jeden? Po coś przyjechał? Cóż to, nie mogłem bez ciebie sprawy załatwić?

Więc to niby ja mam być winien? — rozłożył ręce Pomojew. — Sam tę całą komedię urządził, a teraz na mnie się złości! Wsadź tego Griszkę do kozy i... spokój!

Griszkę do kozy! Tfu! Głupi byłeś i głupi jesteś! No, jakże można Griszkę wsadzić do kozy?

Wsadź go i tyle. Przecież mnie nie wsadzisz!

To już nie te czasy! Pobił Griszkę i Griszka ma iść do kozy! Zdumiewająca logika! Czy ty masz w ogóle pojęcie o obecnym prawodawstwie?

Jak żyję, nie byłem w sądzie i sędzią nie byłem, ale wiem, że niechby ten sam Griszka do mnie przyszedł ze skargą na ciebie, tobym go tak zrzucił ze schodów, że swoim wnukom zabroniłby się skarżyć, a nie żebym mu jeszcze pozwalał na jakieś tam chamskie uwagi. Powiedz po prostu, że chcesz sobie zakpić ze mnie, pokazać swą siłę... nic więcej! Żona, jak przeczytała wezwanie, a na dobitkę jak zobaczyła, żeś przysłał wezwanie wszystkim kucharkom i dójkom, nie mogła się nadziwić. Nie spodziewała się po tobie takich żartów. Tak nie można, Pietia! Tak przyjaciel nie postępuje.

Ale zrozumże moją sytuację!

I Szestikryłow zaczął tłumaczyć Pomojewowi swoją, sytuację.

Posiedź tutaj — powiedział na zakończenie — a ja pójdę i zaocznie zasądzę. Nie pokazuj się, na miłość Boską! Ze swoimi przedpotopowymi poglądami jeszcze palniesz coś takiego, że, nie daj Boże, trzeba będzie protokół pisać!

Szestikryłow wrócił na salę sądową i zajął się rozprawą. Pomojew siedział w kancelarii przy jednym ze stolików i z nudów odczytywał ostatnie wyroki. Słyszał, jak sędzia nakłaniał Griszkę do polubownego załatwienia sprawy. Griszka długo się wzdragał, ale w końcu zgodził się zażądać za swoją krzywdę dziesięć rubli odszkodowania.

No, dzięki Bogu! — powiedział Szestikryłow wchodząc do kancelarii po odczytaniu wyroku. — Szczęśliwie, że się na tym skończyło... Jakby mi tysiąc pudów spadło z ramion. Zapłacisz Griszce dziesięć rubli i będziesz miał spokój.

Ja Griszce... dziesięć rubli! — zdumiał się Pomojew. — Czy ty masz źle w głowie?

No, już dobrze, dobrze, ja za ciebie zapłacę — machnął ręką Szestikryłow i skrzywił się. — Gotów jestem dać nawet sto rubli, byle uniknąć nieprzyjemności. Nie daj Boże sądzić znajomych. Wiesz co, bracie, zamiast bić takiego Griszkę, przyjedź zawsze do mnie i lepiej mnie daj łupnia! Wolę już to. Chodźmy do Nataszy coś zjeść!

W dziesięć minut potem przyjaciele siedzieli w apartamentach sędziego pokoju i zajadali smażone karasie.

No, dobrze — zaczął Pomojew przy trzecim kieliszku — zasądziłeś Griszce dziesięć rubli, a na jak długo wsadziłeś go do kozy?

Nie wsadziłem go wcale. Bo niby za co?

Jak to za co? — wybałuszył oczy Pomojew. — Za to, żeby skarg nie wnosił! Cóż to on śmie na mnie skargi wnosić?

Sędzia i Nitkin próbowali wytłumaczyć Pomojewowi, ale ten nic nie rozumiał i obstawał przy swoim.

Gadaj, co chcesz, ale Pietka się na sędziego nie nadaje! — westchnął rozmawiając z Nitkinem w drodze powrotnej. — Dobry z niego chłop, wykształcony, usłużny, ale... się nie nadaje! Nie umie sądzić jak się należy... Szkoda, ale na następne trzy lata trzeba będzie posłać go na grzybki! Nie ma rady!...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czechow Antoni Największe miasto
Czechow Antoni Odkrycie
Czechow Antoni Na gwoździu
Czechow Antoni Zabłąkani
Czechow Antoni Odpowiednie kroki
Czechow Antoni W salonie
Czechow Antoni Kapitański mundur
Czechow Antoni Łyki
Czechow Antoni Do Paryża
Czechow Antoni U pani marszałkowej
Czechow Antoni Mróz
Czechow Antoni Wdzięczność
Czechow Antoni Niedorajda
Czechow Antoni Impresario pod kanapą
Czechow Antoni Filantrop
Czechow Antoni Noc na cmentarzu
Czechow Antoni Debiut
Czechow Antoni Świąteczne
Czechow Antoni Porfel

więcej podobnych podstron