Po tamtej stronie

background image

PO TAMTEJ STRONIE'^'

Słusznie mówi się o człowieku, że ma zwyczaj tańczyć na wullca-

nacłi. Straszliwą rozłcosz odczuw a oko penetrujące przeszłość, widząc
jak beztrosko oddaje się on codziennym zajęciom , jak obchodzi swoje
święta, podczas gdy niewidzialna w skazów ka, cal po calu zbliża się do
m om entu katastrofy. M ożna zatem zobaczyć w Pompejach, zgładzonym
m ieście, w którym życie utrwaliło się, jakby odcięte od wszelkiego cza­
su, zachowując w skam ieniałościach najbardziej ulotne, najdelikatniej­
sze przedmioty, rysunki, jakie dzieci nabazgrały na m arach, a i można
tam ujrzeć parę kochanków, Ictórzy w tej samej godzinie padli sobie w

objęcia, gdy wierzchołek W ezuwiusza rozpadł się z hukiem, a góra roz­
darła się aż do podstaw.

Oczywiście, w śród mas zmierzających Icu niszczycielskiemu zdarze­

niu było zawsze kilka jednostek, którym jak zm ora ciążyło na sercu prze­
czucie katastrofy. Posiadam y kilka tego przykładów, przykładow o o so ­

bliwą książkę Ruiny, w której Yolney^’ *^ długie lata przed rew olucją
francuską opisał to niszczycielskie zdarzenie w sposób wykluczający p o ­
myłkę, także osobliw e proroctw o, przypisywane C azotte, autorow i Z a ­
kochanego diabła^^'^,
wedle którego miał on wieszczyć chełpliwemu to-

Die andere Seite, w : „W id erstan d ” . Z eitsch rift fü r n atio n alre v o lu tio n äre

P olitik . D re sd e n 4. J g . H . 3. M ä rz 1 9 2 9 , s. 7 6 -8 1 .

C o m te de Volney, C o n sta n tin -F ra n c o is de C h a sse b o e u f (1 7 5 7 - 1 8 2 0 ), sła ­

w ę p rzy n io sła m u p ro z a

Ruiny albo rozw ażania o rewolucjach królestw i prawie

naturalnym (1 7 9 1 ). M . W ollney: Rozwaliny, czyli uw agi nad rew olucjam i n aro­
dów.
N a ojczysty język w y łożon e za p o zw o len ie m Z w ierzch n o ści, W arszaw a 1 8 0 4 ,

D ru k a rn ia Z a w a d z k ie j W dow y. K sią ż k a u k a z a ła się w rzeczy w isto ści p o w ybuch u

rew olu cji.

J a q u e s C a z o tte (1 7 1 9 - 1 7 9 2 ), p isa rz i ro ja lista , je g o p o w ie ść

D iabeł zako­

chany fasc y n o w a ła Jü n g e r a , p or. Prom ieniow ania, s. 5 4 9 .

background image

warzystwu w trakcie radosnego wieczoru, że Icażdy z tam zgromadzo­
nych skończy pod katowskim toporem.

Dzieje znają wiele takich, mniej dziwacznych, niż się to na pierwszy

rzut oka wydawać może, proroctw. Katastrofy bowiem, choć nastają nagle
i zaskakująco, poprzedza czas przygotowań. M ożna zatem długo choro­
wać, zanim ujawnią się widoczne symptomy, a lekarze wiedzą, że pierwszą
oznaką ciężkiej choroby bywa często osobliwy sen. W snach odczuwamy
subtelniej i pewniej niż w innych stanach, tu jawią się kształty, których
nie widzimy, ale które odczuwamy i przeczuwamy. W równie małym
stopniu dziwi, że tego rodzaju odczucia właściwe są emocjonalności ar­
tysty. Królestwo snów, wyrastanie kształtów z podwalin nieświadomo­
ści, zagadkowe znaki wyryte na rzeczach i zachęcające do głębszych ba­
dań - to wszystko nie jest obce prawdziwemu artyście. Tak, można wręcz
stwierdzić, że prawdziwy artysta spleciony jest swoimi istotnymi korze­
niami z podwaliną, gdzie przygotowuje się to, co konieczne, to co przy­
szłe, a co - niezależnie od tego, czy jest początkiem czy schyłkiem - musi

znaleźć wyraz w jego dziele. Nie należy tu doszukiwać się poszczegól­
nych proroctw, całe dzieło osłania wiedzącemu spojrzeniu swoją pro­
roczą naturę. To nie rewolucje są dziełem literatur, ale całe literatury
stanowią oznakę, wskazówkę, pierwsze pomruki rewolucji. Ale czym są
rewolucje, jak nie oznaką, że wskazówki zegara dobiegły kresu, i że po­
jawi się nowy cyferblat.^

Także schyłkowi mieszczańskiego świata - przez nas wszystkich prze­

żywanemu i w którym wszak uczestniczymy - towarzyszą najrozmaitsze
oznaki. Zniszczenie dóbr zewnętrznych poprzedza z konieczności upa­
dek wiary w tych umysłach, których udziałem jest wyższa odpowiedzial­
ność. Widzimy zatem jak w monotonnym krajobrazie realizmu, natura­
lizmu i m aterializm u pojaw iają się uzdolnione umysły, które nie
zadowalają się banałem. Z pozoru rozproszeni, mówiący niezrozumia­

łym językiem, mają w naszych oczach wiele wspólnych cech. Można o
nich powiedzieć, że zajmuje ich upadek, możliwość jego uniknięcia i że
ten upadek dopełnia się także w ich dziele. Tak, nawet w ich osobistych
losach ujawniają się zaskakujące podobieństwa, widzimy na przykład, że
od ostatnich dziesięcioleci X IX stulecia katastrofa ducha rozbija w strasz­
liwym rytmie łuk napiętych do niemożliwości problemów.

Rozmaity jest układ form, w jakich może dokonać się zniszczenie,

nierzadko pełen barw jak te, którymi jesień odbija się na liściach. Każdy
zna słynny słonecznik van Gogha, dziś tak powszechnie zrozumiały, że

300____________________________________________________________ ERNST JÜNGER

background image

można go znaleźć w większości sklepów z reprodukcjami. Jest on za­
prawdę ze złota, ale takiego złota, które już zaczyna topnieć w żarze
tygla śląc ostatni blask. To jest właśnie złoto i ten słonecznik, o którym
salzburski poeta TrakF^^, dla którego „wszystkie drogi uchodzą w czarną
zgniliznę” , powiada:

W wyblakłym świetle dryfuje zgnilizna,
cicho gra powiew w brunatnym ogrodzie:
Słonecznik miło rozpływa się złotem.

A modry przestwór dźwięczy straży głosem.

Tymczasem mieliśmy niejedną okazję, by zaobserwować - i to nie

tylko w dziejach malarstwa i liryki, ale w samej historii - to rozpływanie
się, a jest to studium bardzo pożyteczne, gdyż poucza nas o granicach,
na których trzeba będzie stoczyć nasze rozstrzygające bitwy. Widzimy, w

jak zużytym powietrzu życie zmusza się do kształtowania form i jakież

to kwiaty pączkują tu na krawędzi najciemniejszej otchłani. Widzimy je
w spotęgowanej zbroi, jak gotuje się do skoku i opalizując znika w nico­
ści, i dostrzegamy w tym także metaforę naszego losu, który każe nam
zginąć w mrocznej rzece albo dotrzeć do nowego, a jednak prastarego
brzegu.

Tak, zniszczenie ujawnia wiele form. Wszystkie elementy, wszystkie

temperatury mogą mu służyć. Szybkie spalanie w płomieniu jest czy­
ściejsze od spalania powolnego w trakcie gnicia. A jednak człowiek nie-
bohaterski, mieszczanin woli gnicie, gdyż wydaje mu się mniej bolesne.

Chciałbym tu zwrócić uwagę na dokument, demonstrujący rozpad

w jego najbardziej konsekwentnej, bo mieszczańskiej i nie poddanej dzia­
łaniu woli formie.

Chodzi tu o powieść opublikowaną już przed wojną w wydawnic­

twie Georga Miillera Po tamtej stronie Alfreda Kubina^^®, który jednak

1929 - PUBLICYSTYKA POLITYCZNA

___________________________________ ^

G eorg Traki (1 8 8 7 -1 9 1 4 ), p o eta austriacki, m istrz n astroju, jego w iersze

p rzenika m etaforyka śm ierci i zgnilizny. Pierw szy cytat to w iersz

Grodek (2 w er­

sja) oraz

In der Heim at (W ojczyźnie).

Pow ieść Po

tamtej stronie (1 9 0 9 , wyd. poi. 1956 Die andere Seite) Jünger

p rzeczytał w 1916 p o d C am brai. Kubin znany był w ów czas jako rysow nik. Aluzje
d o sam ego Kubina, k tórego p isarz odw iedził w 1 9 3 7 w górn oaustriack im Zwic-
kledt, zaw iera

Aivanturnicze serce 11. Por także Fromieniowania. Ernst Jün ger;

A lfred Kubin:

Eine Begegnung. Frankfurt am M ain; Propyläen 3 975.

background image

jako rysownik cieszy się większą sławą. Mamy tu przed sobą lęki senne,
które znalazły wyraz w powieści fantastycznej. Pokazuje nam, co mogło­
by się zdarzyć, a nawet co się zdarzyć jeszcze może.

Ta powieść od czasu E.T.A. Hoffmanna jest największym osiągnię­

ciem w obszarze fantastyki. Jak wszystkie dokonania tego rodzaju wyra­
sta z duchowej gleby, którą można określić mianem niezwykłej, a nawet
chorobliwej. Psychiatra miałby tu obfitą zdobycz - wyobrażenia natręt­
ne, zakłócenia postrzegania, halucynacje, sny na jawie, histeria, lęki, chaos,
dezorientacje, regularne ataki epilepsji - niczego tu nie brakuje. Są to

jednak kwestie podrzędne. Istotne jest raczej, że zmysł dotyku o niezwy­
kłej subtelności obrazuje - długo przed napisaniem takiej Czarodziej­
skiej góry -
powolny atak zgnilizny, jej podziemne pełzanie, bezwzględ­
ność jej rozkładu, jej dreszcz, jej wizje, jej zdradziecką słodycz.

W azjatyckiej pustaci, poza granicami wszelkiej geografii, leży oso­

bliwe miasto, swego rodzaju architektoniczny sklep ze starzyzną, gdzie
wszystkie metropolie Europy wstawiły po kilka zużytych, zmurszałych
budynków. Stare młyny, owiane złą sławą knajpy, czynszówki, burdele,
budynki administracyjne, osobliwe wieże, kawiarnie cyganerii, wyku­
piono do rozbiórki na rozmaitych, porozrzucanych daleko od siebie
miejscach, z ogromnym trudem ściągnięto tutaj, by je odbudować w
dawnym kształcie. Meble odpowiadają tym domostwom - sprzęty z epoki
dziadków, ściągnięte ze wszelkich zakątków świata, stoczone przez ro­
bactwo, zakurzone, zużyte - jakie lubimy, chcąc oddawać się swoim ma­
rzeniom w otoczeniu wyblakłych barw i nieokreślonych woni.

Marzycieh zgromadziła też w tym mieście, otulonym wciąż gęstymi

mgłami, potężna istota nazwana Paterą. Natury o najwyższej wrażliwo­
ści, istoty mroku, osobliwe okazy gatunku ludzkiego, jakie zazwyczaj
pojawiają się przy końcu starych, zużytych rodów, dziwaczni rentierzy,
przekwitli bonwiwanci, histeryczne kobiety, rozmaite postacie, jakie
mogliby narysować Goya^'^®, Daumier^''^ Dore^"*^czy Felicien Rops^“*^,
tworzą społeczność, która zewnętrznie nie różni się może od tej, jaka

302____________________________________________________________ ERNST JÜNGER

Francisco de G o y a (1 1 7 4 6 - 1 8 2 8 ), m alarz h iszpański, autor szokujących

Okropności wojny. W spom inany w Der K am pf ais inneres Erlebnis (SW 7), s. 26.

H o n o re D aum ier (1 8 0 8 -1 8 7 9 ), francuski m alarz i grafik, zafascynow any

D on K ichotem , w spom inany w

Promieniowaniach, s. 571.

G ustave D ore (1 8 3 2 -1 8 8 3 ), francuski m alarz i grafik, ilustrator m. in.

Orlanda Szalonego.

Felicien Rops (1833-1898), belgijski malarz i grafik, karykaturzysta polityczny.

background image

zamieszkuje małe prowincjonalne miasto. Jedynie wyraźniej ujawnia się
bezsens zużytego i zgniłego życia, nieodpowiedzialność wywołana bra­
kiem zadań i wartości, rozpacz zamienionej w przypadkową egzystencji.
Zaznacza się to, gdy początkowo jeszcze obecna rzeczywistość życia po­
grąża się coraz to bardziej w złudną otchłań snu. Rozpadają się granice
osobowości, wartości społeczne i moralne. Przypadkowość wnika nisz­
czycielsko w każdą komórkę, zaciera się przestrzeń, rozpływa czas, zna­
czenie zyskuje to, co nieistotne, a wręcz banalne.

Demonem tej osobliwej krainy jest Patera, potężny duch, którego

siła żywi to miasto snu. Życie człowieka jest snem, śnionym przez Paterę
w setkach tysięcy kształtów. Ale ten sprawujący władzę intelekt toczy
choroba, a w miarę, jak gaśnie, rozpowszechnia się w mieście chaos.

Właściwa zdobycz tej powieści zasadza się na prześledzeniu i una­

ocznieniu choroby i obumierania ponadosobow ej mocy aż po naj­
drobniejsze szczegóły poddanego jej działaniu obszaru życia. Nawet
nieożywiona materia podlega temu zagadkowemu procesowi, stąd po­

jaw iają się w budynkach rysy i pęknięcia, meble i książki rozsypują
się w pył, tkaniny butwieją rozsypując się delikatną pleśnią. A jedno­

cześnie społeczeństwo miasta snu rozpada się anarchistycznie na in­
dywidua, powiązane jednak ze sobą tym, że wspólnie, każde na swój
sposób dryfuje ku tej samej katastrofie. Czasam i nagle wszyscy pa­
dają na ziemię: Patera miał atak. Bardzo dobrze ukazano zachowaną
niemal do końca trwałość form społecznych, które wypełniają się je­
dynie coraz to bardziej fantastycznymi treściami. W końcu nadcho­
dzi totalny rozpad:

„O d wyżej położonej dzielnicy francuskiej sunęła na kształt lawy

masa brudu, odpadków, zakrzepłej krwi, wnętrzności, zwierzęcych i
ludzkich trupów. W tej mieszaninie, mieniącej się wszelkimi kolorami
rozkładu brodzili ostatni mieszkańcy. Jeszcze tylko bełkotali, nie mogli
się już porozumieć; stracili mowę. Prawie wszyscy byli nadzy, co sil­
niejsi mężczyźni spychali słabsze kobiety w ów nurt padliny, gdzie odu­
rzone wyziewami tonęły. Wielki plac upodobnił się olbrzymiej kloace,
w której ostatkiem sił duszono się i gryziono wzajemnie, by wreszcie
skonać.

[■••]

Powykręcane ramiona i nogi, rozcapierzone palce i zaciśnięte pię­

ści, wzdęte brzuchy zwierząt, końskie czaszki z grubym zsiniałym języ­
kiem wysuniętym spomiędzy długich żółtych zębów - tak sunęła falanga

1929 - PUBLICYSTYKA POLITYCZNA________________________________________ ^

background image

zagłady niewstrzymanie naprzód. Jaskrawe światło pełgało, ożywiając tę
apoteozę Patery.”^'*'*

Patera nie żyje.
Czar tej powieści, której czytelnikami jest jak dotąd niewielki krąg,

choć zainteresowanych znawców, a której treść mogliśmy tu jedynie bar­
dzo skrótowo naszkicować, zasadza się na nieprześcignionym sposobie
postrzegania za pomocą obrazów. Stawiano Kubinowi jako rysowniko­
wi zarzut pracy za pomocą środków literackich, a i pisarzowi można
postawić zarzut odwrotny, założywszy, że taka pedantyczność kogokol­
wiek by zainteresowała. Sztuka ma wiele środków, ale tylko jedno zada­
nie: odnosić się do tego, co istotne. Tu jest moc, która zarówno słowem
jak i ołówkiem potrafi tworzyć coś bardzo określonego i jednorazowe­
go: tego rodzaju spotkanie w naszych czasach zawsze uznawałem za oso­
bliwe i właściwie niezasłużone szczęście. I jestem pewny, że najlepsze

nocne capriccios Kubina oglądać się będzie z równym zainteresowaniem

w czasach tak samo od nas odległych, co nasze od epoki Callota-'*^.

To jednak, że niniejszy artykuł publikuję tam, gdzie istnieje zainte­

resowanie sprawami narodowymi i społecznymi, - to właśnie powodu­
je, że obrazy tej powieści nie trwają w izolacji. Najmniejszy ich szczegół
jest jeszcze symbolem świata odczuwanego w magicznych jawnych i ukry­
tych pływach. Podczas gdy we wspomnianej tu Czarodziejskiej górze
upadek dokonuje się w sferze indywidualnej, to tutaj można go z wszech­
ogarniającym dreszczem oglądać jako większą całość. To, że gdy cywili­
zacja zawodzi, natura zajmuje jej miejsce ze swoimi zwierzętami, w oda­
mi, niebiańskimi i podziemnymi płomieniami i że w swym rdzeniu

znużone i puste życie niczym jest jak tylko pleśnią, którą tchnienie zdoła
zdmuchnąć z powierzchni ziemi, to właśnie autor odczuł w apokalip­
tycznej wizji i z wyrazistością przedstawił.

(tłum. Wojciech Kunicki)

304____________________________________________________________ ERNST JÜNGER

2'*“' Alfred Kubin,

Po tamtej stronie, tłum . Anny M arii Linke, C zytelnik 1980,

W arszaw a, s. 2 3 4 -2 3 5 .

Ja q u e s C allo t (1 5 9 2 -1 6 3 5 ), francuski grafik, zainspirow ał czarny rom an ­

tyzm E.T.A . H o ffm an n a (1 7 7 6 -1 8 2 2 ), który n ap isał cykl op ow iad ań fantastycz­
nych w m anierze C allota (1 814).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Po tamtej stronie SZALEŃSTWA, Szkoła życia Feliksa
BYTOF Podróż do wnętrza umysłu, Balum Balum, PO TAMTEJ STRONIE
BYTOF Świadomy sen Leksykon PSI, Balum Balum, PO TAMTEJ STRONIE
Cztery wielkie astralne iluzje, Balum Balum, PO TAMTEJ STRONIE
11 latek opowiedział, co jest po tamtej stronie Ta relacja wstrząsnęła światem nauki
Istota snu, Balum Balum, PO TAMTEJ STRONIE
Poza fizycznym cialem, Balum Balum, PO TAMTEJ STRONIE
John Morressy Moggropple po tamtej stronie lustra (m76)
Siostra Medarda – O ŚMIERCI I SĄDZIE OSTATECZNYM (Co Czeka Nas Po Tamtej Stronie)
Anna Jantar Po tamtej stronie marzeń
Cole Roger Moja podróż ku życiu po tamtej stronie 2
Jess Rothenberg Po tamtej stronie ciebie i mnie
Roger Co;e Moja podróż ku życiu po tamtej stronie
Beksiński Tomek Po tej i po tamtej stronie muru
Cole Roger Moja podroz ku zyciu po tamtej stronie(1)

więcej podobnych podstron