Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 03

background image

ROZDZIAŁ 3


Nie obraziłam się, że Rurik i Shaya woleli wziąć ślub w Krainie Jarzębiny, a nie

w Krainie Cierni. Może i Kraina Cierni był miejscem, gdzie się w sobie zakochali
pracując dla mnie, ale wiedziałam, że mało osób ze szlachty podzielało moją miłość dla
niekończącego się gorąca i ogromnych pustyń mojego najważniejszego królestwa.
Nawet ja musiałam przyznać, że znajdująca się pod moimi rządami Kraina Jarzębin,
była cudowna. Był to rodzaj miejsca, które przywodziło na myśl pasterskie pikniki oraz
idylliczne popołudnia. Obficie kwitły tu kwiaty, a niskie góry dawały piękny widok na tle
horyzontu. Moim jedynym problemem z Krainą Jarzębin było to, że nie chciałam być
jej królową.

Ślub odbył się na rozległych terenach, rozciągających się poza zamkiem

monarchy. Wieża została zaprojektowana przez poprzednią królową Krainy Jarzębin,
Katrice i wyglądała jak budynek z bawarskiej pocztówki. Magia koegzystowała tu z
roślinnością, kontrola nad naturą była wspólną umiejętnością szlachty i kilka osób
musiało ciężko pracować, by ozdobić to wszystko. Powiedziałam im, że mogą zrobić
cokolwiek będą chcieli i dokładnie tak zrobili. Ogromne, kwitnące, wiśniowe drzewa,
których nie było tam kilka dni temu, rosły wokół dziedzińca jak wartownicy, zasypując
wszystko delikatnymi różowymi płatkami. Pnące się róże zostały ułożone w naturalny
łuk w miejscu, gdzie młoda para złoży sobie przysięgę. Kwitły one w egzotycznych
kolorach, których nigdy wcześniej nie widziałam na wolności. Nie było żadnych krzeseł
dla gości. Powiedziano mi, że to była tradycja, by stać na ślubach szlachty,
szczególnie, że uroczystość była podobno krótka. Po bokach służący postawili ozdobne
drewniane stoły z talerzami pełnymi jedzenia, do ucztowania. Niebieskie poranne
powoje wiły się w górę stołów, na których stały posiłki, które szlachta magicznie
utrzymywała gorące.

Jeżeli było coś co mogło zepsuć tę piękną scenę, to ilość żołnierzy

patrolujących obszar. Łatwo było ich zauważyć. Goście wlewali się na dziedziniec,
ubrani w rozmaitości kolorów i tkanin tak kochanych wśród szlachty. Ciężko było
odróżnić cokolwiek, ale po chwili bardziej dokładnego badania, mogłam wyłowić
uniformy moich własnych żołnierzy dwóch królestw, oraz tych, których Dorian
wypożyczył mi na tę okazję. Chociaż zostali oni rozstawieni wszędzie, to wokół mnie

background image

zawsze było ich więcej niż gdzie indziej. Nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem,
bo to ja byłam powodem tych dodatkowych środków bezpieczeństwa. Wiedziałam też,
że wszyscy goście, dygnitarze i szlachta byli dokładnie sprawdzani zanim zostali
dopuszczeni w pobliżu miejsca zaślubin. Czułam się temu trochę winna, że przez moją
szczególną sytuację, ta radosna okazja musiała mieć zamknięty tryb uczestnictwa, ale
Rurik i Shaya przyjęli to ze spokojem.

- Ta sukienka sprawia, że wyglądam grubo. - powiedziałam do Jasmine, gdy

stałyśmy blisko tyłu tłumu i oglądałyśmy ostatnie minuty przygotowań. Spojrzała na
mnie i moje wysiłki, by przestawić fałdki mojej długiej sukni.

- Jesteś w ciąży. - stwierdziła. - Wszystko sprawia, że wyglądasz grubo. -

Groźnie na nią popatrzyłam.

-Myślę, że poprawna odpowiedź brzmi: „nie, nie wyglądasz grubo”.

Jasmine wzruszyła ramionami, nie czując żadnych wyrzutów sumienia w całej

jej tępej uczciwości.

- Nie jest tak źle. I to tylko twój brzuch. - przyjrzała się mi krytycznie. - I być

może jeszcze twoja klatka piersiowa.

Westchnęłam, wiedząc, że część tego co powiedziała było prawdziwe. Byłam tak

aktywna, że nie przytyłam więcej niż normalnie tyje się podczas ciąży. I tak,
wiedziałam, że nie byłam jeszcze zbyt gruba, ale tak stojąc tutaj, zwłaszcza obok
szczuplutkiej Jasmine, znów przypomniałam sobie o tej twardej prawdzie, że już nie
byłam jedyną odpowiedzialną za moje ciało.

- Wasza Wysokość?

Nowy głos wyciągnął mnie z moich rozmyślań i obróciłam się, by zobaczyć

kobietę-szlachtę w średnio-podeszłym wieku, stojącą obok mnie w aksamitnej sukni.
Lekko się schyliła, a potem wyprostowała się w jednym pełnym wdzięku ruchu. Jej
śniade włosy zostały zebrane w niemożliwie wysoką fryzurę, która mogłaby tylko być
skutkiem magicznej pomocy. Rubiny lśniły w jej uszach i na szyi.

- Mam na imię Ilania. Jestem ambasadorem jej królewskiego majestatu Varii,

królowej Ziemi Cisów. Moja najłaskawsza i najbardziej wychwalona pani wysyła swoje

background image

życzenia i gratulacje z okazji takiej radosnej okazji.

Nie znałam Varii, ani Ziemi Cisów, ale obecność Ilanii tak naprawdę wcale mnie

nie zaskoczyła. Prawdopodobnie tylko około jedna trzecia ze zgromadzonych tutaj
gości była przyjaciółmi, albo rodziną szczęśliwej pary. Reszta była tymi, którzy
wiedzieli o moim szacunku dla Shaya’i i Rurika. Przyszli tutaj po to, by wejść ze mną w
dobre stosunki, robiąc pokaz dyplomacji i przyjaźni. Niektórzy wspierali proroctwo
Króla Burzy, a inni nie. Podsumowując, najwięcej z nich, szczególnie tych związanych z
Maiwenn, chciało się upewnić, że nie byli po złej stronie.

- Dzięki. - powiedziałam. - To miło z twojej strony. Obu z was. - poruszałam się

po omacku podczas dyplomatycznej rozmowy o drobiazgach. - Mam nadzieję, że
podróż nie była zbyt długa?

Ilania lekceważąco machnęła ręką, pokazując, że to był nonsens.

- Żadna podróż nie byłaby zbyt długa, by okazać szacunek mojej pani. Tak

naprawdę, to ona poleciła mi przekazać tej cenny prezent na znak jej przyjaźni.

Dwaj służący w czymś, co musiało być uniformami Krainy Cisu pokazali się,

niosąc figurę wykonaną z zielonego marmuru i białego kamienia. Posąg był trochę
niższy niż ja i przedstawiał jednorożca balansującego z rybą na jego nosie i motylem
na jego rogu. Wyglądało to nieco dziwnie.

- Dziękuję. Jestem pewna, że Shaya i Rurik znajdą odpowiednie miejsce dla

niego w ich sypialni.

- Och, nie. - Ilania zachichotała. - To jest dla ciebie, Wasza Wysokość. Tak

właściwie, to przynieśliśmy dwie takie, po jednej dla każdej z twoich ziem. Mam też
jedną dla Króla Doriana. Bardzo ekscytowałam się poznaniem ciebie. Nie podróżujemy
tutaj zbyt często, więc chcieliśmy cię zapewnić jak to tylko możliwe, że posiadasz
naszą przyjaźń. Nie niepokój się. - dodała. - Każdy z posągów jest inny. Wszystkie są
co prawda wykonane z damariańskiego jadeitu, ale przecież nie nadalibyśmy im
wszystkim identycznych wzorów. To byłoby tandetne.

- Racja. - zgodziłam się, spoglądając na jednorożca i jego przyjaciół. - Nie

chcielibyśmy tandety. - Jej służący wydawali się niespokojni, więc skierowałam ich do
wewnątrz, z instrukcjami, by znaleźć moich służących, którzy zabiorą posąg, a raczej

background image

posągi. Oba moje zamki miały magazyny na prezenty takie jak te. Jakiś czas temu
nauczyłam się, że nawet jeśli nie miałam zamiaru pokazywać, albo używać jakiegoś
królewskiego prezentu, to zawsze było wskazane, by trzymać to w pobliżu na wypadek,
gdyby dawca kiedykolwiek złożył mi wizytę.

-Nie mogę się doczekać by zobaczyć, co zaoferujesz w zamian. - dodała Ilania.

- Jestem pewna, że to będzie śliczne.

Mrugnęłam.

- Eee... Przepraszam, co?

Zaśmiała się, rozbawiona.

- Pewnie znasz zwyczaje naszych ziem? Wymieniamy się prezentami, by

podkreślać naszą przyjaźń. Dumnie zaprezentujemy podarki z twoich królestw,
ponieważ wiemy, że ty zaprezentujesz nasze.

- Oczywiście. - powiedziałam, robiąc w pamięci notatkę, by polecić służącym

przygotować jakieś zadowalające prezenty. Nadążanie za etykietą szlachty
nadwyrężało umysł. - Przygotujemy je dla ciebie, zanim wyjedziesz.

Ilania rozejrzała się konspiracyjnie dookoła nas, a później podeszła bliżej

Jasmine i mnie.

- Moja najłaskawsza królowa ma jeszcze dla ciebie inny prezent, a raczej

ofertę.

- Naprawdę? - Spytałam ostrożnie. Szlachta lubowała się w gierkach, więc nie

byłam zaskoczona, że prezent i oferta przyjaźni przynoszą również zobowiązaniami.

Ilania pokiwała głową.

- Moja królowa wie o twojej... sytuacji. - Posłała subtelne spojrzenie na mój

brzuch, chyba na wszelki wypadek gdyby były jakieś niejasności względem tego o
czym mówi. - Jako królowa wielu królestw, królowa Varia nie ma żadnego interesu w
spełnieniu się proroctwa...

background image

- Zaczekaj. - przerwałam. - Czy ty właśnie powiedziałaś, że ona rządzi też

innymi królestwami? Jak wiele przejęła? - zyskiwanie kontroli nad królestwem w
Tamtym Świecie nie było małą rzeczą. Przejęcie miało miejsce między monarchą i
samą ziemią, a to wymagało znacznych sił ze strony władcy. Przejęcie więcej niż
jednego królestwa było nie lada wyczynem, bo ostatnio inny monarcha oprócz mnie nie
był w stanie tego dokonać. Przynajmniej tak właśnie mi powiedziano. Znalezienie
kogoś, kto rzekomo rządził dodatkowymi królestwami, było niespodziewane.

- Ona nie jest z nimi związana, nie w sensie dosłownym. - wyjaśniła Ilania. - Po

prostu ona nimi rządzi. Ich władcy zgodzili się być poddanymi jej królestwa.
Technicznie ci władcy są związani ze swoją ziemią, ale oni uznają Varię jako ich wysoką
królową.

Spojrzałam na Jasmine. Wyglądała na tak samo zaskoczoną jak ja. Nigdy nie

słyszałam o czymś takim jak królestwo chętnie podporządkowujące się do innemu.
Kraina Cisów i jego sąsiedzi były położone daleko od moich własnych ziem, więc nie
zaskoczyło mnie to, że takie informacje nie dotarły to do mnie przedtem. Jednak
nadal było to dziwne.

Ilania wydawała się brać ciszę, która zapadła po jej słowach, jako strach.

- Z taka ilością sojuszników dookoła niej, teren mojej królowej jest ogromny i

bezpieczny. Wiemy, że jesteś tutaj w stanie ciągłego zagrożenia, nawet w twoim
własnym królestwie. - zatrzymała wypowiedź, by pozwolić przejść kilku żołnierzom,
udowadniając swoje racje. - Moja królowa chciałaby rozciągnąć jej gościnność na
ciebie i dostarczyłaby ci bezpiecznej przystani, w której możesz mogła bezpiecznie
urodzić twoje dzieci. Jeżeli tylko sobie tego zapragniesz, byłyby one tam mile
widziane, by pozostać tak długo jak tylko będziesz chciała. Siła i władza mojej
królowej zapewniłyby ci, że nie stałaby się im żadna krzywda, ponieważ byłyby daleko
od twoich wrogów.

Było prawdą, że moi najwięksi wrogowie byli, też moimi najbliższymi sąsiadami.

Nie lubiłam tej implikacji. Ilania zasadniczo mówiła, że moje własne zasoby były nie
wystarczające by zapewnić bezpieczeństwo mnie i bliźniakom, w przeciwieństwie do
jej królowej.

- Dlaczego ona zaoferowałaby mi coś takiego? - spytałam podejrzliwie, nie

chcąc wierzyć w taką dobroć szlachty.

background image

- Moja królowa też jest matką i jest przerażona widząc te stałe ataki na ciebie

i twoje nienarodzone dzieci. Uważa, że twoi wrogowie są tchórzliwi i źli. - Ilania
uśmiechnęła się słodko. - I, jak mówiłam, moja pani jest zadowolona z jej własnych
ziemi. Nie interesuje jej proroctwo z jego obietnicą zdobywania ludzkiego świata.
Jednakże jest zainteresowana utrzymaniem przyjaznych relacji z inną kobietą
obdarzona mocą i władzą. To dla niej bardzo smutne, że ma tak mało sobie równych, by
rozmawiać z nimi.

- Mogę to sobie wyobrazić. - zamruczałam. Dookoła nas udręczeni służący

próbowali organizować nagromadzony tłum. - Słuchaj, ślub zaraz się zacznie, więc
muszę zająć swoje miejsce. Odeślij moje podziękowania twojej królowej, ale powiedz
jej, że jestem szczęśliwa i chcę pozostać tam, gdzie jestem teraz. Zrobiliśmy
dotychczas kawał ładnej pracy w trzymaniu mnie bezpiecznej. - odłożyłam przygodę w
Ohio na bok.

Ilania dygnęła ponownie. - Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość. Moja pani

nakazała mi, aby ci powiedzieć, że jej oferta będzie aktualna pomimo twojej
odpowiedzi.

Ponownie powtórzyłam moje podziękowania i pośpieszyłam z Jasmine na przód

tłumu.

- To było niesamowite. - zauważyła Jasmine.

- Oferta nie tak bardzo. - powiedziałam. - Wszyscy tutaj zawsze manipulują dla

pozycji. Ale te rzeczy o innych królestwach? To jest dziwne.

Nie miałam czasu, by zastanowić się nad propozycją królowej Krainy Cisów,

ponieważ rzeczy ruszyły naprzód. Jako przewodnicząca królowa miałam miejsce w
pierwszym rzędzie. Dorian stał obok mnie, zarówno ze względu na jego rangę, jak i na
to, że byliśmy parą. Oboje państwo młodzi pierwotnie służyli jemu i przeszli do mnie,
kiedy przejęłam kontrolę nad Krainą Cierni. Inni monarchowie zostali odpowiednio
rozmieszczeni w złożonym systemie pozycji, za którym całkowicie nie nadążałam, a
nawet planiści cierpieli męczarnie przez tygodnie. Jasmine, jako moja krewna, ale nie
panująca królowa, była kilka rzędów dalej. Stojący obok mnie Dorian posłał mi jeden z
jego łobuzerskich uśmiechów i ciężko było nie uśmiechnąć się do niego. Jakikolwiek żal
istniał między nami, łatwo było odłożyć go na bok dla tej okazji, szczególnie, że minął

background image

prawie tydzień od naszej walki w Ohio. Poza tym, jeżeli ktoś może dać mi odpowiedzi o
królowej Krainie Cisów i podbitych przez nią królestwach, to byłby ta osobą właśnie
Dorian.

O religii szlachty nigdy nie zdołałam się zbyt dużo dowiedzieć. Z tego, czego się

nauczyłam, szlachta wierzyła, że była politeistyczna i ukierunkowana na naturę, z
określonymi praktykami i doktryną, która zmieniała się w zależności od regionu.
Dzisiaj przewodniczył duchowny jakiegoś rodzaju, ale powiedziano mi, że on był tu
głównie, by być autorytetem jako świadek, a religia odgrywała małą rolę w
uroczystości.

Inny zwyczaj szlachty stał się oczywisty, jak tylko ukazała się młoda para. Nie

było żadnego wydawania panny młodej za mąż, ani nawet nie szła sama przejściem
między rzędami. Shaya i Rurik razem szli przez tłum, ręka w rękę, torując sobie drogę
do łuku róż, jak równy z równym. Mało szlachty w ogóle martwiło się ślubami, ale ci,
którzy to robili, traktowali to jako okazję do wielkiej radości i nie sądzili, żeby biel
była radosnym kolorem. Shaya nosiła jedwabną suknię w kolorze głębokiego różu i
zrezygnowała z jej zwykłych warkoczy, by nieść swoje długie, czarne włosy luźno
rozpuszczone na plecach. To kontrastowało dramatycznie z jasną osobowością Rurika,
ale ich szczęście było połączeniem doskonałym.

Uroczystość była tak krótka i słodka jak mi powiedziano, że będzie. Była to

głównie recytacja przysięgi małżeńskiej. Widok tej dwójki razem nadal był dla mnie
niesamowity, bo wiedziałam jak bardzo się od siebie różnili. Shaya zawsze była
zdystansowana i odpowiedzialna, a Rurik arogancki i prymitywny. Jednak, jakoś
sprawili, że to zadziałało i dotarli do tego punktu.

- Co się stało, Eugenie?- zapytał Dorian, kiedy ślub dobiegł końca, a tłum zaczął

wiwatować - Czy ty łzawisz? Nigdy nie uważałem cię za osobę sentymentalną.

- Nie. - pstryknęłam palcami, ocierając pośpiesznie dłonią oczy. - To tylko

hormony. Przez nie robię głupie rzeczy.

- Racja. - powiedział tonem, który wyraźnie mi powiedział, że zupełnie w to nie

uwierzył.

- Wasze Wysokości.

background image

Shaya i Rurik stanęli przed nami, kłaniając się nisko. Zwyczaj mówił, że nowy

mąż i żona przedstawiają siebie ich lennej pani, zanim będą mogli pójść dalej do ich
rodziny i przyjaciół. Skłonili się jakby bardziej Dorianowi, ponieważ wciąż uważali go w
pewnym stopniu za swojego władcę. Pomyślałam sobie, że ten zwyczaj był trochę głupi.
Dlaczego niby młoda para powinna przyjść do nas po błogosławieństwo? Tu przecież
chodziło o nich. Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Mimo wszystko pamiętałam, by nie
walczyć z etykietą szlachty i zaskoczyłam Shayę mocnym przytuleniem.

- Tak bardzo cieszę się twoim szczęściem. - powiedziałam. Shaya miała małe

róże schowane we włosach i ich zapach otoczył mnie. Czereśniowe drzewa zwiększyły
produkcję płatków poprzez magię i teraz spadały wokół nas jak konfetti. - Pięknie
wyglądasz.

- Dziękuję. - powiedziała, rumieniąc się na pochwałę.

Ku zaskoczeniu nas obu, ścisnęłam również Rurika. - Cieszę się nawet z twojego

powodu. Chociaż nie jestem całkowicie pewna, czy na nią zasługujesz. - drażniłam się.

Pokiwał głową. - Więc jest nas dwoje.

- Życzę wam wiele lat radości i urodzajności. - powiedział Dorian, wyrażając na

swoje twarzy pierwotną przyjemność. Zawsze nosił uśmieszek jakiegoś rodzaju, więc
te momenty czystego i uzasadnionego zachwytu były rzadkie.

- Czy jedziecie na coś w rodzaju miesiąca miodowego? - spytałam, rozumiejąc,

że to było coś o czym powinnam się dowiedzieć wcześniej. Tak wiele nacisku było
włożone w przygotowania do ślubu i jego bezpieczeństwa, że nigdy tak naprawdę nie
myślałam dużo o tym co będzie później. Moje pytanie spotkało się z trzema
zaintrygowanymi spojrzeniami.

- Miesiąc miodowy, Wasza Wysokość? - spytała Shaya, wyraźnie

niezaznajomiona z tym wyrażeniem.

Zostałam zaskoczona przez ich zdziwienie.

- Eee, tak. To jest jakby podróż... którą odbywasz po ślubie. Wyjeżdżasz

gdzieś na tydzień albo dwa.

background image

- W jakim celu? - spytał Dorian z małym, ciekawym zmarszczeniem brwi.

Wzruszyłam ramionami. - Cóż... żeby pobyć tylko we dwoje i... no... wiesz...

Zrozumienie zalało ich twarze. Shaya potrząsnęła głową. - Jesteśmy w stanie

wojny, Wasza Wysokość. Moglibyśmy sobie tylko pomarzyć o robieniu czegoś tak
frywolnego.

Typowa szlachta. Nie mieli żadnych problemów z uprawianiem publicznego

seksu, ale pomysł prywatnej, romantycznej wycieczki był już dla nich „frywolny”.

- Poza tym - dodał Rurik, mrugając okiem - dlaczego mielibyśmy wyjechać?

Mamy mnóstwo miejsca, by zrobić to wokoło tutaj. I w Krainie Cierni.

- Och. - powiedziałam, gdy odeszli już daleko. - Jak, u licha, on ją zdobył?

Dorian zachichotał. - Cóż, śmiem twierdzić, że wygrał również ciebie. Nie byłaś

jego największą wielbicielką, kiedy go poznałaś.

- To cholerna prawda. - powiedziałam. - Ale jest różnica między uczeniem się

dogadywania z kimś, a ślubowaniem spędzenia z nim reszty twojego życia.

- Myślę, że nie możesz mieć jednego bez drugiego.

- To nie ma żadnego sensu.- sprzeciwiłam się.

- Miłość rzadko ma sens. To magia ponad jakąkolwiek inną w tym świecie. -

przewróciłam oczami, a on objął mnie ręką. - Czy powinniśmy sprawdzić co leży w
zapasach między zakąskami? Pewnie jest tam coś, co nawet ludzka medycyna pozwoli
ci spożyć.

Nastrój był zbyt uroczysty, by dać mu twardą odpowiedź, więc pozwoliłam by

poprowadził mnie, co nie było dla mnie łatwe. Każdy kto nas mijał chciał nam coś
powiedzieć, czy to były proste gratulacje, czy też całkowite deklaracje wierności
lenniczej. Musieliśmy kontynuować naszą rozmowę z przerwami.

- Czy znalazłaś innego ludzkiego lekarza, z którym możesz się zobaczyć? -

spytał Dorian. - W nowej i bezpiecznej lokalizacji?

background image

- Jeszcze nie. - powiedziałam. Nie przeoczyłam jego sformułowania. Wyraził

się, jakby karcił mnie za głupi pomysł, jak poprzednim razem. Wiedziałam, że to było
dla niego wielkie ustępstwo i byłam skłonna, by coś mu dać. - Tak szczerze, to nie
jestem pewna, czy powinnam szukać. Wszystko idzie tak dobrze... z ciążą. Jak
mówiłeś, pomoc jakiej by mi udzielił ludzki lekarz, nie jest warta ryzykowania mojego
bezpieczeństwa, gdy opuszczę moje królestwa.

Dorian pokiwał głową w zamyśleniu. - Wybierzesz to co najlepsze, jestem tego

pewien. Być może Roland byłby w stanie coś ci zasugerować podczas swojej następnej
wizyty.

- Być może. - zgodziłam się. Moje spojrzenie podryfowało na przeciwną stronę

dziedzińca i poczułam, jak mój uśmiech rośnie. - Wiem za to, że Pagiel pójdzie za mną,
gdziekolwiek się wybiorę i będzie bronił mojego honoru.

Dorian powiódł za moim spojrzeniem. Pagiel, uśmiechnięty i pełen energii,

trzymał kurczowo Jasmine za ręce i próbował namówić ją do tańca. Muzycy szlachty
ukazali się w kącie i zaczęli grać melodię. Ona potrząsnęła głową, ale nawet ja
rozpoznałam nieśmiałe spojrzenie kogoś grającego trudną do zdobycia. To było
oczywiste, że potajemnie cieszyła się jego zalotami.

- Czy to ci nie przeszkadza? - spytał Dorian.

- Nie. - powiedziałam, gdy w końcu dotarliśmy do jedzenia. - On jest dobrym

dzieckiem i przynajmniej jest zbliżony do niej wiekiem. Poza tym nie muszę teraz
niepokoić się, że będzie na siłę starała się zajść w ciążę jako pierwsza. - kiedy po raz
pierwszy spotkałam Jasmine, była związana z martwym obecnie królem szlachty
nazywającym się Ajson, który podjudzał w niej spełnienie się proroctwa naszego ojca.
Ona była jak Rurik, kimś, kto uległ zmianie na lepsze.

Chciałam spytać Doriana o Krainę Cisów, ale nie było ku temu okazji. Oprócz

bycia rozpraszanymi przez stałe zaczepianie nas ma pogawędki, byliśmy również
częścią uroczystości. Zarówno moje królestwa, jak również królestwo Doriana, żyły w
napięciu przez ostatnie miesiące i było miłe, że mieliśmy przerwę od tego. Śmiałam się
i weseliłam z innymi, kiedy Rurik wyciągnął Shayę na parkiet do tańca i zaczął ją
obracać. Oglądałam jak Jasmine i Pagiel flirtują z młodzieńczą niewinnością. Nawet
piłam jakiś rodzaj słodkiego nektaru, o którym szef kuchni zapewnił mnie, że był

background image

bezalkoholowy. Został podany w pucharach zrobionych z tulipanów, przypominając mi,
nie pierwszy raz, że moje życie naprawdę było teraz bajką... tylko nie zawsze
szczęśliwą.

Szczęśliwy Dorian podziwiał tańczące pary i posłał mi znaczące spojrzenie.


- Przypuszczam, że tracił bym czas prosząc cię do tańca?

- Miałbyś więcej szczęścia z jednym z koni. - powiedziałam.

Zachichotał. - Jesteś mniejsza niż myślisz. Poza tym zapominasz, jak piękna

jest dla nas płodność... nie jak dla ludzi, którzy wydają się tym zawstydzeni. Spędziłaś
między nimi zbyt dużo czasu.

- To niedopowiedzenie. - drażniłam się. - Spędziłam z nimi większość mojego

życia. Nie mogę tego zmienić, że myślę jak człowiek.

- Wiem. - powiedział z udawanym smutkiem. - To jest coś, co mam nadzieję

będziesz rozprzestrzeniać.

Odmówiłam dalszym zaproszeniom Doriana, by potańczyć, ale później

oglądając, jak kręci się dookoła z innymi kobietami, zrozumiałam, że ostatnie napięcie
było nie tylko między naszymi królestwami. Czy to było moje oburzenie na to, jak
naciągnął mnie na zdobycie Żelaznej Korony, albo po prostu dyskusje o tym jak
najlepiej chronić moich bliźniaków, wydawało się, że Dorian i ja kłóciliśmy się non-stop.
To było miłe, by tego jednego wieczora, być w ze sobą w zgodzie. Przypomniałam sobie
jak to wszystko wyglądało wtedy, gdy byliśmy parą.

Było już po północy, kiedy w końcu wyszłam. Zaczarowane świetliki zastąpiły

płatki wiśni, oświetlając tych uczestników libacji, którzy nadal tam pozostali.
Wyślizgnęłam się bez jakichś dużych pożegnań, ponieważ nauczyłam się jakiś czas
temu, że jeśli zrobiłaś to z jedną osobą, to od razu ustawiłaby się kolejka i trwałoby to
godziny, zanim właściwie dostałabym się do łóżka. Tak, naprawdę, to tylko moja straż
zauważyła moje wyjście i kilku z nich eskortowało mnie wewnątrz zamku.

Kiedy dotarłam do moich pokojów, widziałam, że jakiś pomocny służący umieścił

tam posągi Ilanii, być może na wypadek gdybym chciała go nimi ozdobić. Wraz z
posągiem jednorożca, który widziałam wcześniej, był też jeden z pięcioma rybami

background image

zbalansowanymi wdzięcznie jedna na drugiej. Chciałam wysłać jeden do Kraju Cierni,
bo wydawał się ironiczny jak dla pustynnego królestwa. Drugi posąg wstawię dopiero
jutro do magazynu, by mieć szansę spytać Doriana o Krainę Cisów, bo byłam pewna, że
zostanie tu na noc. Musiałam się również upewnić, że Varia dostanie jej symboliczne
prezenty. Miałam tak wiele do zrobienia, ale byłam zbyt zmęczona, aby radzić sobie z
tym właśnie teraz.

Rozmyślanie o Dorianie przypomniało mi o komentarzu, który powiedział.

Chociaż byłam gotowa, by rzucić się do snu, opóźniłam ten moment, by wezwać do mnie
Volusiana. Pokój, który tego letniego wieczora, chwilę temu był ciepły i wesoły, stał się
nagle zimny i groźny. Volusian ukazał się w najciemniejszym kącie, a jego oczy pałały
czerwienią.

- Moja pani wzywała. - powiedział jego niskim tonem.

Stłumiłam ziewnięcie i usiadłam na łóżku, nagle czując, że się duszę przez długą

sukienkę. - Potrzebuję, byś poszedł do Rolanda jak tylko będzie on na nogach rano.
Poproś go, by przyszedł zobaczyć się tutaj ze mną, kiedy będzie miał chwilę czasu. Z
naciskiem na „kiedy będzie miał chwilę czasu”. - ostrzegłam. Ostatnim razem, gdy
wysłałam Volusiana z prośbą do mojego ojczyma, duch po prostu powiedział: „Musisz
przyjść teraz.” Roland praktycznie zabił się, próbując dostać się do Tamtego Świata,
pewna, że właśnie umieram. Z Volusianem musiałam być bardzo szczegółową.

- Jak rozkażesz, moja pani. - odpowiedział. - Czy coś jeszcze?

- Nie. To...

- Co to jest?

Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem, nie z powodu samego pytania, ale

dlatego iż mogłabym prawdopodobnie policzyć na palcach jednej ręki, ile razy Volusian
kiedykolwiek mi przerwał. Dość wytrwale przestrzegał on swojej niewoli (tak długo,
jak miałam władzę by go utrzymać) i rzadko oferował coś więcej, niż od niego
zażądałam. Równie rzadko zabiegał o informacje, które nie były mu niezbędne do jego
zadań. To był jego sposób, by pokazać mi, jak mało troszczył się o mnie i o moje
interesy.

- O co ci chodzi? - spytałam, rozglądając się.

background image

Wskazał na dwa posągi. - One - zadeklarował - są zrobione z damariańskiego

jadeitu.

Wróciłam myślami do mojej rozmowy z Ilanią. - Eee, tak, myślę, że właśnie tak

nazwała ten materiał.

- Ona? - dopytywał się. - Kim ona jest? I czy ona przebywa tutaj?

- To ambasador z Krainy Cisów. - powiedziałam, nadal nieco zdziwiona tą

rozmową. - Przebywa tutaj w imieniu jej królowej, Varii.

- Varia. - powtórzył. - Ona musi być córką Ganene. - coś oziębłego kryło się w

sposobie, ja wypowiedział imię Ganene. Słowo to wymówił z jadem.

- Nie wiem. - powiedziałam. - Ona tylko dostarczyła mi posągi i złożyła ofertę

przyjaźni.

- Tak, jestem pewny, że tak zrobiła. - odpowiedział enigmatycznie. - Oni w tym

celują.

Wstałam - Volusian, co o nich wiesz? Czy wiesz jak oni podbili te wszystkie

królestwa?

- Podbili królestwa? Nie wiem, ale twoje słowa są rozsądne, pani. Powinnaś je

dobrze przemyśleć. - Volusian wycofał się w ciszy, jak gdyby nigdy się nie
zdenerwował. Trudno było z nim rozmawiać.

- Czy byłeś tam? - spytałam. - W Krainie Cisów?

- Nie byłem od wielu, wielu wieków, pani.

- Ale kiedyś tam byłeś?

- Tak, pani.

- Co wiesz o Varii?

background image

- Zupełnie jej nie znam, pani. Tak jak wcześniej powiedziałem, nie byłem w

Krainie Cisów od wielu wieków. Dużo niewątpliwie zmieniło się od tego czasu w tym
nieszczęśliwym miejscu. - Jego czerwone oczy wpatrywały się w posągi. - Z wyjątkiem
ich odrażającego smaku w sztuce. Jeżeli moja pani ma taką potrzebę, to chętnie
zniszczyłbym te monstrualności i usunąłbym ich brzydotę z jej wzroku.

- To bardzo miłe słowa. Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Krainy Cisów? - zanim

mógłby odpowiedzieć, przypomniało mi się inne pytanie. - Volusian, pochodzisz z Krainy
Cisów?

Długo nie odpowiadał. Myślę, że gdyby mógł, nie odpowiedziałby mi na nie.

Jednak więzi trzymały go zbyt mocno.

- Tak, pani.

Nie powiedział nic więcej. Mogłabym wymusić z niego więcej odpowiedzi, ale się

rozmyśliłam. Volusian był bardzo starym duchem. Być może pochodzi z Krainy Cisów,
ale z tego co wyznał, nie był tam ostatnimi czasy, ani też nie znał Varii. Domyślałam się,
że to niechęć trzymała go z daleka od tego królestwa, więc jego zdanie o nim nie było
dla mnie zbyt przydatne. Zaintrygowało mnie za to ta część, że zdobyłam pierwszy
kawałek historii Volusiana. Zawsze wiedziałam, że coś strasznego spowodowało, iż stał
się przeklęty i przemierzał świat bez spokoju. Teraz miałam przeczucie, gdzie jego
kłopoty mogły się zacząć.

- Czy chcesz czegokolwiek jeszcze, pani? - spytał, kiedy tak rozmyślałam.

- Co? - zagubiłam się we własnych myślach. - Och, nie. To wszystko na tę chwilę.

Volusian pokiwał głową w zrozumieniu i zaczął rozpływać się w ciemności. Przez

chwilę widać było jeszcze jego czerwone oczy, ale one również szybko zniknęły w
cieniach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 06
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 04
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 02
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 05
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 01
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 09
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 07
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 12
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 08
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 11
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 10
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
04 Rozdział 03 Działania arytmetyczne na liczbach rzeczywistych
04 Rozdział 03 Teoria mocy
04 rozdzial 03 SAEGWF4BH75JAEXA Nieznany (2)
04 Rozdzial 03 O32IFU5XJ5DGJEK3 Nieznany (2)
04 rozdzial 03 wtcjpb3t4i6ahedw Nieznany
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
04 Rozdział 03 Działania arytmetyczne na liczbach rzeczywistych

więcej podobnych podstron