Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 01

background image

"SHADOW HEIR"


"COŚ W ŚNIEGU"


Na zewnątrz zapadła ciemność, tylko dobrze rozmieszczone pochodnie dawały

nam światło. Straszne skrzeczenie znów rozbrzmiało, niosło się echem poprzez
wypełnione strachem płacze mieszkańców Palm gdy pędzili do schronienia. Czerwony
błysk przykuł mój wzrok i chwyciłam Rhonę za rękę, gdy przebiegała obok mnie.

- Co się dzieje? - spytałam.

Nawet w świetle migoczącej pochodni, zauważyłam, że była tak blada jak śnieg

dookoła nas.

- Burza - płakała. - Burza nadchodzi. - próbowała rozpaczliwie mi się wyrwać,

więc wypuściłam ją, bardziej zdezorientowaną niż kiedykolwiek.

- Co się dzieje? - powiedział Rurik, podchodząc do mnie. - Czy oni są atakowani?

- Nie wiem - powiedziałam. - Ciągle mówią, że...

Usłyszałam znów ryk i tym razem jego właściciel wreszcie się ukazał. Szczęka

mi opadła na jego widok.

- To ma być burza? - spytałam.

Jeżeli wziąłbyś jakiś stereotyp, by skarykaturować yeti i połączyć go z

potworem śniegu, otrzymałbyś to coś co stało właśnie przede mną. Stworzenie miało
około dwadzieścia stóp wysokości i było pokryte białym kudłatym futrem. Trzy
zakrzywione rogi - dwa na każdej ze stron i jeden na czole - wystawały z jego głowy.
Jego oczy były duże i czarne, a na palcach dłoni miał duże pazury.

Kiedy to coś ryknęło, zobaczyłam usta pełne ostrych jak brzytwa kłów...

ROZDZIAŁ 1

background image


Jestem całkowicie pewna, że Ohio jest całkiem miłym miejscem, gdy je już

poznasz. Dla mnie w tej chwili, było podobne do jednego z wewnętrznych kręgów
Piekła.

- Jak - zapytałam - powietrze może zawierać aż tyle wilgoci? Czuję się tak
jakbym poszła pływać.

Moja siostra, idąc obok mnie w późnym popołudniowym słońcu, uśmiechnęła się. -

Użyj swojej magii, by pozbyć się tego odczucia.

- Zbyt dużo pracy. To odczucie szybko wraca. - gderałam. Jasmine, tak jak ja,
zmagała się z suchym gorącym klimatem Arizony, więc nie mogłam zrozumieć dlaczego
ona nie miała tego samego problemu, jaki miałam ja, kiedy doświadczyłam tego jak
wygląda lato na Środkowym Zachodzie. Obie władałyśmy magią pogody, ale jej była
skupiona głównie na wodzie, więc może to wyjaśniało jej entuzjastyczne nastawienie.

Ta elastyczność być może była tylko kwestią jej młodości, bo była ona około

dziesięciu lat młodsza ode mnie. Albo być może, ale tylko być może, było tak, ponieważ
to nie ona była w piątym miesiącu ciąży i nie ciągnęła ze sobą dodatkowych mniej
więcej dziesięciofuntowych dzieci, które wydawały się mieć zamiar przegrzać mnie,
wysysając moje siły witalne i dość mocno spowalniając każdą cholerną rzecz, jaką
robiłam. Możliwe też, że to hormony sprawiały iż robiłam się nieco drażliwa.

- Już prawie jesteśmy na miejscu. - powiedział miły głos po mojej drugiej
stronie. To był Pagiel. Był synem Ysabel, największej suki wśród szlachty jaką znałam -
a ona nie mogła usprawiedliwiać się hormonami. Pagiel na szczęście nie odziedziczył
osobowości jego matki, a talent, który posiadał do przechodzenia między Tamtym
Światem, a ludzkim, niemal rywalizował z talentem moim i Jasmine.

Był z grubsza w tym samym wieku co ona i fakt, że musiałam mieć nastoletnią

eskortę, by udać się na spotkanie z moim lekarzem tylko dodawał jeszcze obrazę do
tej ilości zranień, które wycierpiałam przez te ostatnie kilka miesięcy. Hudson
Women's Health Clinic, będąca budynek przed nami, stała między idealnie przyciętymi
drzewami gruszy i schludnymi rzędami pelargonii. Klinika mieściła się na granicy
przecięcia się komercyjnej i mieszkalnej strefy miasta, a jej wygląd sprawiał

background image

wrażenie, że należy do tej drugiej. Tak się niefortunnie dla mnie złożyło, że musiałam
przejść pół mili morskiej między bramą do Tamtego Świata, a kliniką za każdym razem
kiedy wracałam do tej sauny. To nie była nawet opieka medyczna, co było w porządku,
o ile mogłabym tak powiedzieć. Naprawdę, kiedy przyszło co do czego, największym
urokiem tego miejsca było to, że do tej pory nikt nie próbował mnie tu zabić.


To przeklęte mokre uczucie gorąca sprawiło, że byłam cała spocona zanim

jeszcze dotarliśmy do budynku. Byłam przyzwyczajona do pocenia się na pustyni, ale
coś w tej strefie klimatycznej sprawiało, że czułam się lepka i brudna. Na szczęście,
fala klimatyzacji uderzyła w nas gdy przeszliśmy przez drzwi. To co było wspaniałe dla
mnie, było cudem dla Pagiela. Zawsze lubiłam widzieć jego twarz gdy czuł ten pierwszy
podmuch chłodu. Dorastał w Tamtym Świecie, gdzie wróżki - albo szlachta, termin,
który wolałam – mogły magią czynić cuda. Nie mrugnąłbym okiem na magiczne sztuczki,
które wprawiały ludzi w osłupienie. Ale to? Zimne powietrze produkowane przez
maszynę? To zawsze rozwalało jego umysł. Taka mała niezamierzona gra słowna.

- Eugenie,- powiedziała recepcjonistka. Była w średnio-podeszłym wieku i była

pulchna. – Jak widzę znowu z rodziną.- Dla ułatwienia spraw, powiedziałyśmy, że Pagiel
jest naszym bratem.

Nawet to nie było takie trudne by wyobrazić sobie nas wszystkich związanych

Przez krew. Włosy Jasmine były truskawkowo-blond, moje jasnoczerwone a Pagiela
kasztanowe. Moglibyśmy wręcz reklamować Narodową Grupę Solidarności rudzielca,
jeżeli taka by istniała w rzeczywistości. W klinice nikt nie wydawał się uważać, że to
dziwne iż zabierałam ze sobą moje nastoletnie rodzeństwo, chociaż tutaj to może i
normalne.

Usiedliśmy w poczekalni i widziałam, że Pagiel kręci się na krześle, bo było mu

niewygodnie w jego dżinsach. Ukryłam uśmiech i udawałam, że nic nie zauważyłam. On
myślał, że ludzkie ubrania były prymitywne i brzydkie, ale Jasmine i ja nalegałyśmy aby
je nosił, jeżeli chciał być częścią mojego położniczego bezpieczeństwa. Normalnie
szlachta wolała nosić jedwabie i aksamit, z ozdobami wyglądającymi jak bufiaste
rękawy, oraz płaszcze. Może mógłby coś takiego nosić na Zachodnim Wybrzeżu, ale
nie tutaj, w środkowej Ameryce. Zarówno on i Jasmine zostali na korytarzu, gdy
pielęgniarka przyszła po mnie. Jasmine chciała wejść ze mną, ale po krępującym
wydarzeniu kiedy Pagiel próbował zaatakować kogoś przez dzwonek Milli Vanilli w
komórce, zdecydowaliśmy, że będzie najlepiej, jeżeli nie zostanie sam. Chociaż
przyznaję, że trudno było go winić za jego zachowanie.

Na początek poszłam zobaczyć

background image

się ze specjalistą od USG. Jako przyszła matka bliźniaków byłam umieszczona w
kategorii wysokiego ryzyka i musiałam mieć częściej USG niż ktoś z „normalną” ciążą.
Specjalista umieścił mnie na stole i nałożył żel na mój brzuch zanim przyłożył do niego
sondę. I tak po prostu, całe moje dziwactwo, cały mój sarkazm - wszystkie uczucia tak
wzniosłe - zniknęły.

I zostały zastąpione przerażeniem.

Były tam. Istoty dla których zaryzykowałam moje życie... i losy świata. Tak

szczerze, obrazy USG nadal nic mi nie mówiły. Były tylko szkicem czarno-białych
kształtów, chociaż z każdą wizytą przypominały coraz bardziej dzieci. Myślę, że to i
tak była wyraźna poprawa, ponieważ przez pewien okres czasu byłam pewna, że urodzę
kosmitów, a nie coś podobnego do człowieka lub szlachty.

- Ach, tu jest twój syn, - powiedział techniczny, wskazując na lewą stronę

ekranu. - Byłem prawie pewien, że tym razem będziemy w stanie go zobaczyć.


Wstrzymałam oddech. Mój syn. Gdy specjalista przesunął sondę, by uzyskać

lepszy kąt, ukazał się jego zarys, małe ręce, nóżki i zaokrąglona główka, która
wyglądała bardzo ludzko. To małe stworzenie, którego łomoczące serce było też
wyraźnie widoczne, ledwie wydawało być zdobywcą światów. Wydawał się być bardzo
mały i bardzo wrażliwy. Zastanawiałam się już nie pierwszy raz czy nie popełniam błędu
co do kontynuowania tej ciąży. Czy zostałam oszukana? Czy dałam się zwieść temu
niewinnemu wyglądowi? Czy nawet teraz wykarmiałam człowieka o którym proroctwo
mówi, że spróbuje zniewolić ludzkość?

Jak gdyby wyczuwając moje myśli, jego siostra poruszyła się na innej stronie

ekranu. To ona była powodem siły mojej decyzji, by utrzymać tę ciążę. Jeżeli
podjęłabym inną decyzję, aby uratować świat przed moim synem, byłabym
odpowiedzialna za zakończenie jej życia. Nie mogłabym jej tego zrobić. Nie mogłabym
zrobić tego nawet jemu. Tu nie chodziło o to co mówiło proroctwo. Oni oboje zasłużyli
na szansę by żyć ich życiem, wolni od jakiegoś przeznaczenia, które było im
narzucone. Gdybym tylko mogła przekonać wszystkich ludzi, którzy próbowali mnie za
to zabić.

- Wszystko wygląda świetnie.- powiedział do mnie specjalista. Odłożył sondę, a

ekran stał się czarny.- Jest doskonale normalny.

background image

Normalny? Ledwie. Później, kiedy zostałam wprowadzona do pokoju badań, by
rozmawiać z doktorem, jej opinia była taka sama. Normalny, normalny, normalny.
Pewnie, bliźniacy wymagali dodatkowej obserwacji, ale każdy wydawał się przekonany,
że byłam przykładem doskonałej ciąży. Żaden z nich nie miał pojęcia, ani nawet
najmniejszej wskazówki co do codziennej walki, przez którą przechodziłam. Żaden z
nich nie wiedział, że kiedy patrzyłam na mój brzuch, dręczyły mnie obrazy przemocy,
która jest robiona w moim imieniu i los dwóch światów wiszący na włosku.

- Czy czujesz już ich ruchy? – spytał mnie doktor. - To już prawie czas.

Obraz kosmitów przypomniał mi się.


- Nie, nie wydaję mi się. Jakiego uczucia mam się spodziewać?

- Cóż, to będzie dość oczywiste w późniejszej ciąży. Tak wcześnie, zaczynasz
czuć „trzepotanie”. Niektórzy mówią, że to jest jak ryba pływająca wokoło. Będziesz
wiedziała kiedy to się zdarzy. Nie martw się - oni nie będą próbowali utorować sobie
wyjścia. Nie na początku. Zadrżałam, niepewna jak się z tym czułam. Wbrew zmianom
w moim ciele, było nadal łatwe, by traktować to jak jakąś fizyczną dolegliwość. Tylko
USG przypominało mi, że tam byli właściwie ludzie żyjący wewnątrz mnie. Nie byłam
również pewna czy byłam gotowa na to by czuć jak się we mnie ruszają. Doktor zerknął
w swój notatnik.

- Szczerze to wszystko wygląda świetnie. - powiedział brzmiąc jak specjalista
od USG.

- Jestem przez cały czas zmęczona,- sprzeciwiłam się. – Mam krótki oddech. I
wciąż dostaję zadyszki. I mam problemy ze schylaniem się. To znaczy, nadal mogę to
zrobić, ale to nie jest łatwe.

- To jest zupełnie normalne.

- Nie dla mnie. - Wypędzałam duchy i zabijałam potwory dla zarobku. Wzruszył
ramionami.

- Dwójka ludzi rośnie w tobie. Będzie gorzej zanim się w końcu poprawi.

- Ale mam dużo rzeczy do zrobienia. Mój styl życia jest bardzo aktywny. -

background image

Pozostał niewzruszony.

- Więc będziesz się musiała jakoś przystosować. - Wbrew mojemu jęczeniu
zostałam odesłana z zaświadczeniem o moim zadowalającym stanie zdrowia i
instrukcjami aby zapisać się następne spotkanie. W hallu znalazłam Jasmine i Pagiela
dokładnie tam, gdzie ich zostawiłam. Ona przeglądała magazyn People i starała się mu
wyjaśnić zarówno atrakcyjność jak i definicję TV. Zawsze płaciłam za każdą wizytę
gotówką. Kiedy potrzebujesz rzeczy takich jak USG, badanie krwi i innych
medycznych badań, końcowa cena była dość wysoka. Zawsze czułam się jakbym była o
krok od wyciągnięcia walizki, coś w stylu mafii ze studolarowymi banknotami.
Jednakże nie było żadnej alternatywy. Nie mogłabym zrobić czegoś, co pozwoliłoby
moim wrogom mnie wyśledzić. Medyczne żądania ubezpieczenia utworzyłyby
papierowy ślad, tak samo jak płacenie czekiem, albo kartą kredytową. Dla większości z
szlachty nic z tego nie było problemem. Niektórzy byli jak Pagiel i ledwo rozumieli
ideę bankowości albo systemu pocztowego, nie mówiąc już o ich użyciu, by mnie
wyśledzić. Niestety, moi wrogowie w Tamtym Świecie mieli bardzo dobre kontakty z
ludźmi tutaj. Tymi którzy znali nasze systemy wewnątrz i na zewnątrz. To dlatego
Ohio było pierwsze w kolejności. Tucson było zagrożeniem. Inna kobieta, w bardziej
zaawansowanej ciąży niż ja, weszła do biura gdy recepcjonistka drukowała moją
receptę. A poryw wiatru ją zaskoczył i musiała walczyć, by schwycić drzwi i je
zamknąć. Pagiel, chociaż niezaznajomiony z technologią, został szkolony ze sposobów
rycerskości szlachty i zeskoczył aby pomóc jej.

- Dziękuję, - powiedziała do niego. Posłała nam wesoły uśmiech. - Nie mogę
uwierzyć jak szybko pogoda się zmieniła. Zimny front przyszedł znikąd. -
Recepcjonistka skinęła przemądrzale głową.

- Tak to jest o tej porze roku. Na pewno będzie burza dziś wieczorem. Jak

gdybym potrzebowała innego powodu by nie lubić Środkowego Zachodu. Boże jak ja
tęskniłam za niezmienną strefą klimatyczną Tucson. Gdy wychodziłam z Jasmine i
Pagielem, wiedziałam, że miałam nieodpowiednie nastawienie. Po prostu cierpiałam
przez swoje wygnanie. Nie nienawidziłam tak naprawdę Ohio aż tak bardzo jak bardzo
tęskniłam za Arizoną. Gdy wrócimy do Tamtego Świata, będę mogła odwiedzić
królestwo, którym rządziłam i które praktycznie odzwierciedlało Tucson.
Zaprojektowałam je w ten sposób. A jednak... nie było takie samo. Ciągle winiłam za to
pogodę, ale to miejsce określało więcej niż tylko to. Była to kultura i atmosfera,
napędzana przez jego ludzi, która była unikalna dla każdej lokalizacji. Kraj Cierni był
wielki, ale nigdy nie zastąpi mojego rodzinnego miasta.

background image

- Cholera. - powiedziała Jasmine, próbując zabrać włosy z twarzy. Dziki wiatr
smagnął biczem prosto w nią jak tylko wyszła na zewnątrz. - Ta pani nie żartowała.
Przestałam użalać się nad sobą wystarczająco, by zauważyć, że miała rację.
Temperatura spadła, a gęste, duszące powietrze, które mieliśmy wcześniej teraz było
w ruchu, gdy zderzyło się z zimnym frontem. Słodkie dekoracyjne drzewa kołysały się
w tył i w przód, jak zsynchronizowani tancerze. Powyżej zebrały się ciemne chmury.
Chłód, który nie miał nic wspólnego z wyciszeniem przeleciał po mojej skórze. Od
mojego ojca, który był dupkiem i należał do szlachty, otrzymałam proroctwo, które
twierdziło, że jego najstarszy wnuk podbije ludzkość. Przekazał mi również swoje
zdolności co do magii pogody. Byłam czuła na wszystkie pierwiastki, które składały się
na burzę: wilgoć, powietrze, nawet na naładowane cząstki, które zwiastowały
błyskawicę. Moje zmysły były otwarte na intensywność wszystkich tych czynników
uderzających we mnie. To było nawet trochę przytłaczające.

- Tyle by było na temat biegu ze słodyczami. - zamruczałam, spoglądając w
rozgniewane niebo. Nie miałam Milky Way'ów i byłam bardzo zdesperowana by zdobyć
chociaż jednego. - Będziemy mieć szczęście jeśli nie zmokniemy zanim nie dotrzemy
do bramy. - Nie pierwszy raz chciałabym mieć samochód podczas tych podróży do
Ohio, ale to było bezcelowe. Jedynym prawdziwym powodem dla którego tu przyszłam
była klinika w odległości krótkiego spaceru bramy, która prowadziła z powrotem do
Tamtego Świata. Trzymanie tutaj samochodu nie było praktyczne. Plus, jechanie w nim
prawdopodobnie zabiłoby Pagiela. Zerknęłam na niebo, głównie sprawdzając, czy było
aż tak źle jak czułam swoimi zmysłami, kiedy ktoś nagle mnie szarpnął, bym się
zatrzymała. Kiedy popatrzyłam na północ, obserwując niebo ponad odcinkiem drzew,
zobaczyłam krawędź burzowej chmury. Czarne niebo rozciągało się tylko na milę, a
tam gdzie kończyło się nagle, widziałam światło słoneczne i niebieskie niebo. Byłam
skłonna założyć się, że powietrze było tam duszne, gorące i wilgotne. Spoglądając
wokoło, widziałam, że tak było wszędzie. Bezpośrednio ponad nami niebo było ciemne,
ale te chmury rozciągały się w bardzo określonym, bardzo wyraźnie zdefiniowany
sposób. To było jak przebywanie pod idealnie okrągłą kopułą. Wszędzie dookoła tych
twardych krawędzi, słońce walczyło, by się przedostać przez chmury. Moi towarzysze
zatrzymali się obok mnie i napotkałam wzrok Jasmine.

- Czuję to... - szepnęła. - Nie na początku. Za dużo się działo...

- Ja także - powiedziałam. Wraz z czuciem pierwiastków burzy, ona i ja byłyśmy

także szczególnie wrażliwe na magię w niej działającej. To co teraz czułyśmy nie było
naturalnym zdarzeniem. Było tak wiele bodźców, że magia stojąca za tym pozostała dla

background image

mnie początkowo ukryta - co bez wątpienia było zamierzone. Tam działały
Tamtoświatowe siły. I z tym uświadomieniem przyszło kolejne: zostaliśmy odkryci.
Mój bezpieczny Środkowo Zachodni dom nie był już bezpieczny.

- Kudźwa.

Młoda twarz Pagiela była ponura, gdy zerknął na mnie.


- Co chcesz zrobić? - Pagiel odziedziczył magiczną umiejętność jego matki
związaną z powietrzem, więc prawdopodobnie zrozumiał, że coś było nie w porządku.
Zaczęłam znów iść.

- Musimy dostać się do bramy. Nie ma innego wyjścia. Kiedy ją przekroczymy
będziemy bezpieczni.

- Ktokolwiek to robi musi wiedzieć o bramie - zauważyła Jasmine.

- Mogą być po drugiej stronie i czekać na nas.

- Wiem. Ale to też znaczy, że pokonali oddział który zostawiliśmy. - Ta brama w
Hudson nie została otwarta w obrębie moich królestw w Tamtym Świecie. Była ona
jednak wystarczająco blisko moich sojuszników, gdyż podróż zawsze wydawała się
warta tego, żeby dostać bezpieczną pomoc medyczną w ludzkim świecie. Nadal jednak
nigdy nie wyruszaliśmy w podróż bez znacznej i uzbrojonej eskorty po drugiej
stronie. Wiatr wydawał się wzmagać, gdy szliśmy, spowalniając nas. Mogłam użyć
mojej magii aby kontrolować to ale powstrzymywałam się do czasu gdy stawię czoła
twórcy burzy - albo raczej, twórcom. Było tylko dwoje ludzi w historii szlachty,
którzy mogli samodzielnie wezwać i kontrolować burzę tak jak ta. Jednym z nich był
mój zmarły ojciec. Tym drugim jestem ja. Mogłam się założyć że to była praca kilku
magicznych użytkowników, a ta myśl sprawiła, że zaczęłam zgrzytać zębami z
frustracji. Coś takiego wymagało wiele planowania, co oznaczało, że moi wrogowie
wiedzieli o Hudson już od jakiegoś czasu.

To było prawie tak irytujące jak dowiedzenie się o własnych fizycznych

ograniczeniach. Nie zostałam kaleką w żadnym znaczeniu tego słowa. Nawet nie
człapałam. Ale, tak jak powiedziałam doktorowi, po prostu nie dawałam już rady robić
tego co kiedyś.

Pół mili nie było ogromną odległością, w ogóle, zwłaszcza na podmiejskich

background image

chodnikach. W moim stanie przed ciążą, mogłabym szybko pokonać tę odległość. Ale
teraz mogłam biec tylko truchtem i byłam bardzo świadoma faktu, że opóźniałam
Jasmine i Pagiela. Zeszliśmy z głównej drogi, przecinając ogromny, zalesiony park na
jego obrzeżach. Bramy Tamtego Świata rzadko znajdowały się w mocno zaludnionych,
miejskich obszarach, a ta była głęboko w parku. Drzewa blokowały bezpośrednią siłę
wiatru, ale gałęzie przesuwały się dziko, strącając na nas krople z gałęzi i liści. Byliśmy
tutaj tylko my, ponieważ większość rozsądnych ludzi już dawno uciekła szukając
schronienia.

- To będzie tutaj - zawołałam do moich towarzyszy, wzmacniając swój głos tak,
by został usłyszany ponad wiatrem. Z torby, którą nosiłam przy sobie, wyciągnęłam
moją różdżkę i żelazne athame. - Jeżeli zaatakują, to będzie... Zaatakowali.

Pięć duchów, dwoje użytkowników wody i inny użytkownik, który żarzył się jak

ogień. Użytkownicy należeli do szlachty, którzy nie mogli w pełni przejść do tego
świata w ich oryginalnych formach. Ukazali się jako niejasne antropomorficzne
stworzenia, skomponowane z najsilniejszego elementu związanego z ich magią. Przez
zakres burzy, podejrzewałam, że jeszcze więcej z nich czaiło się w pobliżu, ale oni byli
prawdopodobnie słabsi. Całą swoją moc używali tylko do utrzymywania warunków
pogodowych, nic nie zostawiając do walki. Ci, których wysłali przeciw nam do bitwy byli
najsilniejsi, a duchy były po prostu dodatkiem, który często widziałam. Duchy, które
nie przeszły do Zaświatów nie troszczyły się o to kto rządził, ludzie czy szlachta.
Dlatego były łatwymi rekrutami dla szlachty która mi się sprzeciwiała. Nie byli jedyną
pomocą z poza grobu.

- Volusian! – wezwałam. Szybko zaintonowałam słowa, które wzywały mojego
nieżywego ulubieńca. Dźwięki zagubiły się na wietrze, ale to nie miało znaczenia.
Liczyły się moje intencje i władza, więc po kilku sekundach Volusian się przede mną
zmaterializował. Był niższy niż ja, ze spiczastymi uszami, czerwonymi oczyma i gładką
czarną skórą, która zawsze przypominała mi salamandrę.

- Duchy! - Pstryknęłam palcami.

Volusian nie potrzebował dalszego popędzania. Nienawidził mnie. Nawet chciał

mnie zabić. Ale tak długo jak miałam nad nim władzę, był zmuszony, by słuchać moich
rozkazów. Z furią zaatakował duchy, jego magia płonęła niebieskawą bielą w cienistym
krajobrazie. Jasmine już ustawiła się naprzeciw użytkowników wody kiedy Pagiel
przyjął formę zorzy, co jak założyłam, miało jakiś związek z powietrzem albo

background image

ładunkami w atmosferze. A ja? Ociągałam się. Nienawidziłam robienia tego ale nie
miałam żadnego wyboru. Ćwiczyliśmy to ciągle i ciągle. Decyzja by mieć te bliźniaki nie
znaczyła nic, jeżeli będę rzucana na ziemię, albo – co gorzej - zabita. Kiedy chroniłam
siebie, chroniłam też ich, chociaż to kolidowało z moim instynktem wojownika, który
miałam. Na szczęście nie byłam całkowicie bezużyteczna.

Nasi napastnicy chcieli mnie dopaść, ale zostali rozproszeni przez moich

sojuszników. To pozwoliło mi użyć mojej magii, by zmniejszyć trochę skalę irytujących
warunków pogodowych. To również pozwoliło mi wygnać duchy. Volusian najlepiej
pasował do walki przeciwko nim, ale w tej chwili musiał się oczywiście zająć
groźniejszymi przeciwnikami.

Skierowałam swoją różdżkę w kierunku jednego z duchów, gdy dołączył się do

innego w walce przeciwko Volusianowi. Były one widmowymi i przezroczystymi
istotami, które płynęły w powietrzu i były prawie niemożliwe do zobaczenia na dworze
w słońcu. Cienie i chmury sprawiły, że stali się niesamowicie dostrzegalni. Otwierając
swoje zmysły, sięgnęłam obok tego świata i obok Tamtego Świata. Otworzyłam bramy
do Zaświatów, nawiązując stały kontakt, ale nie próbujący mnie uwięzić. Wygnanie
duchów do Tamtego Świata było łatwiejsze i standardowo powinno być moją taktyką,
kiedy je eliminowałam. Niestety, duchy tam wysyłane mogłyby wrócić, a ja nie mogłam
dać im takiej szansy. Im mniejsza ich liczba wróci do mnie, tym lepiej. Albo Zaświaty,
albo unicestwienie. Skupiłam swoją wolę na moim celu, używając ludzkiej magii, której
nauczyłam się jako szaman, by wypędzać duchy z tego świata. Stworzenie wrzasnęło z
wściekłości, gdy poczuło szarpnięcie Zaświatów, a sekundę później rozpuściło się w
nicość. Natychmiast skupiłam swój wzrok na drugim duchu, krótkim spojrzeniem
pozwalając sobie, by oszacować postęp Pagiela i Jasmine. Ku mojemu zdziwieniu,
Pagiel pokonał właśnie żywiołaka. Nawet nie miałam pojęcia, jak to mu się udało. Miałam
władzę, by wygnać przeciwników z powrotem do Tamtego Świata, ale to była dla mnie
jedyna opcja. Pagiel używał swojej magii, by zniszczyć wrogów całkowicie, wymazując
ich do nicości. Wiedziałam już, że był silnym użytkownikiem magii, ale nigdy tak
naprawdę nie widziałam go dotychczas w bitwie. Uświadomiłam sobie, że był on
silniejszy niż Jasmine. Natychmiast dołączył do niej przeciwko użytkownikowi wodnej
magii, odpychając go wiatrem, który go zatrzymał kiedy ona użyła swojej magii, by
wezwać wodę i rozpruć go na kawałki. Tymczasem ja wygnałam drugiego ducha.

- Idź, Eugenie! - krzyknęła Jasmine, zaledwie rzucając mi spojrzenie, gdy ona i

Pagiel walczyli z ostatnim wrogiem. Volusian spadł na jednego z duchów. Szanse
przechyliły się teraz na naszą korzyść. Nikt z napastników nie miał możliwości

background image

przedostać się i przyjść po mnie.

Skrzywiłam się, ale nie zawahałam. To była część planu, który założyliśmy. Ci

mieszkańcy Tamtego Świata byli tutaj ze względu na mnie. Jeżeli zniknę, oni też
najprawdopodobniej się wycofają, bo na placu boju pozostaliby tylko Jasmine i Pagiel
(i Volusian). Czułam się jak tchórz, ale powtórzyłam sobie, Jeżeli umrzesz, umrą też
bliźniaki.

Ruszyłam truchtem, kontynuując używanie swojej magii, by złagodzić skutki

burzy, co sprawi, że moje przejście będzie łatwiejsze. Na wprost mnie okrąg jasnych
żółtych jaskrów wyróżniał się na tle zielonej trawie parku. Nieważne jak wiele razy
ogrodnik je kosił, jaskry zawsze znów wyrastały. One oznaczały bramę. Byłam już krok
od niej, gdy coś we mnie uderzyło. Jakaś siła przewróciła mnie i ledwie zdołałam
obrócić moje ciało tak, by zmniejszyć wstrząs, gdy moje kolana uderzyły w ziemię. To
było głupie, że myślałam, że brama nie będzie chroniona. Moi napastnicy byli innymi
użytkownikami magii, pozornie skomponowanymi z mchu i liści. Mogli zaledwie
zaistnieć w tym świecie. Szanse przetrwania kreatur były małe, jednak widocznie
pomyślały, że jest to warte ryzyka poświęcenia ich życia, by przyjść i mnie zabrać.

Usiłowałam wstać, gdy to coś zbliżyło się do mnie. W jednej ze swoich

liściastych rąk trzymał miedziany sztylet. Miedź była najtwardszym metalem, którym
szlachta mogła władać i nawet, jeśli nie była tak efektywna jak stal, nadal mogła zabić.
Moi wrogowie poruszali się dziwnie i dali mi czas bym wstała, nawet w moim kiepskim
stanie. Nadal trzymałam w ręku żelazne athame i czułam jakąś satysfakcję, że w ciąży
czy nie, byłam szybsza niż te stworzenia. To coś huśtało się zbliżając się do mnie i
łatwo odskoczyłam z moim athame. Mój brzeszczot dotknął go w zieloną klatkę
piersiową. To coś wrzasnęło w bólu, a wtedy podjęłam nagłą decyzję, by nie wykończać
tego. Nie miałam luksusu grania bohaterki. Takie zranienie to było aż nazbyt dużo, by
spowolnić go i pozwolić mi skoczyć dla bramy. Śpieszyłam się do okręgu jaskrów i
dotarłam do Tamtego Świata. Brama była silna, była aktywna podczas wszystkich pór
roku i prawie nie wymagała żadnego wysiłku, od kogoś, kto wiedział, jak jej używać. To
był dodatkowy powód, dla którego wybraliśmy właśnie ten obszar. Ścieżki dostępu
między światami otworzyły się i poczułam nieznacznie dezorientujące uczucie, jak
byłam rozkładana na części i ponownie składana. Po paru sekundach, zobaczyłam, że
stoję w Ziemi Kapryfolium, otoczonej przez moich własnych żołnierzy. Nie było tutaj
żadnego znaku jakichś wrogów i po zaskoczonych spojrzeniach mojej straży
zrozumiałam, że mój stan bojowy był całkowicie niespodziewany. Nie marnowali czasu
na odpowiedzi, chwycili broń i poszli za mną do bramy. Tylko, że to już nie był

background image

użytkownik magii. To nawet nie było „to”. To była kobieta ze szlachty, nie starsza niż
ja, z brązowymi włosami splecionymi w wysoki kok. Stała dwa kroki ode mnie, nadal
trzymając miedziany brzeszczot, zanim nie upadła na ziemię. Krew ciekła z jej klatki
piersiowej, ukazując powagę rany, którą jej zadałam. Ta rana została zrobiona
żelazem, które było dla niej trujące w ludzkim świecie, gdzie była najsłabsza. Być
może mogłaby przeżyć podobne zranienie w tym świecie, ale teraz było już na to zbyt
późno. Brzeszczot wypadł z jej rąk, gdy słabo chwyciła się za krwawiący tors. Przez
cały ten czas nie spuściła ze mnie swojego wzroku.

- Śmierć... do proroctwa... - złapała oddech, tuż przed tym jak zmarła. Światło
opuściło jej napełnione nienawiścią oczy i wkrótce nie widziała już niczego. Czułam się
źle. Nowe przejście przez bramę natychmiast przykuło uwagę mojej straży, ale to
była tylko Jasmine i Pagiel. Wyglądali jak po walce, ale mieli żadnych poważnych
uszkodzeń ciała. Jasmine najpierw spojrzała na mnie i wbrew jej twardemu wyrazowi
twarzy, wiedziałam, że sprawdzała mnie pod względem zranień, tak jak ja to zrobiłam
z nią. Trudno było uwierzyć, że kiedyś byłyśmy wrogami. Usatysfakcjonowana, że ze
mną było wszystko w porządku, zerknęła na martwą kobietę, zanim napotkała moje
spojrzenie.

- No cóż - powiedziała, nieznacznie się odprężając. - Przynajmniej nie musisz
już więcej jeździć do Ohio.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 06
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 04
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 03
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 02
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 05
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 09
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 07
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 12
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 08
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 11
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 10
Mead Georgina Kincaid 01 Melancholia Sukuba Richelle Mead
Mead Georgina Kincaid 04 Namietnosc Sukuba Mead Richelle
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
kamieniarz 711[04] z1 01 n
04 Rozdział 04
optyk mechanik 731[04] z1 01 u
mechanik pojazdow samochodowych 723[04] z2 01 n
optyk mechanik 731[04] z1 01 n

więcej podobnych podstron