Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVIII

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

345

**Meredith**

Do moich oczu zaczęły dobijać się promienie słoneczne świadczące
o tym, że nastał nowy dzień, ale jakoś nie miałam nawet ochoty ich
otwierać przewracając się jedynie leniwie na drugi bok. W tym momencie
zaczynały powracać wspomnienia tego co się stało wczoraj. Nie tylko
zabiłam człowieka, ale również pozwoliłam kierować się moim zmysłom
w innych kwestiach. Nie ruszając się z miejsca otworzyłam pospiesznie
oczy rozglądając się jedynie w zakresie mojego wzroku.

Stojące na półkach stare księgi, wiszące na ścianie obrazy świadczyły
o tym, że tym razem nie nocowałam u siebie. Na szczęście nikogo oprócz
mnie nie było w pokoju. Czułam nawet nie wiem co, ale żałowałam, że tak
łatwo dałam się podejść. Jednak skoro miałam porzucić to czym były
ludzkie odczucia to nie mogłam zaprzeczać, że właśnie wczoraj tego nie

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

346

chciałam. Kierowałam się instynktami i kiedy czegoś chciałam to
wiedziałam, że nie ma takiej możliwości bym tego nie dostała.

Trzymając prześcieradło usiadłam na łóżku, a następnie owinęłam je
wokół siebie. Nie wiem czego się spodziewałam, ale pokój wyglądał
normalnie. W dalszej części ogromnego pomieszczenia stało ciemne
wiśniowe biurko, kilka regałów z książkami, ale moją uwagę przykuł obraz
wiszący na ścianie. Przedstawiał krajobraz, gdzie bujna zielona trawa
porastała łąkę, a stojące po lewej stronie drzewo zachwycało swoim
wyglądem. Miałam wrażenie, że widok jest tak realny jakbym mogła
dotknąć tego wszystkiego przykładając jedynie swoje palce do płótna.

- Piękne - powiedziałam po ciuchu

Nie miałam czasu dłużej tego oglądać, ponieważ za wszelką cenę
musiałam się stąd wydostać. Owinięta prześcieradłem pozbierałam swoje
rzeczy leżące na podłodze, a następnie udałam się do łazienki
doprowadzając się do porządku.

Przestronna łazienka w kolorze łagodnej zieleni prezentowała się
niesamowicie wytwornie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
Po lokach na mojej głowie nie było już nawet śladu, za to każdy kosmyk
zdawał się układać w różne strony. Przeczesałam włosy palcami,
a następnie przebrałam się w swoje rzeczy. Skierowałam się w stronę
drzwi wyjściowych, ale nigdzie nie mogłam odnaleźć swojej kurtki.

W wampirzym tempie pokonałam parę kroków, by szybko znaleźć się
w swoim pokoju. Nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim co się
wczoraj stało. W jakiś sposób chciałam zagłuszyć w tej chwili swoje
myśli. Ruszyłam do łazienki, a następnie odkręciłam wodę w prysznicu
starając się skoncentrować jedynie na płynącej wodzie. Instynktownie
ściągnęłam swoje ubranie pozwalając, by po minucie gorące strumienie
popłynęły po mojej skórze. Przyniosło to niebywałe orzeźwienie, którego
tak bardzo teraz potrzebowałam. Moje napięte mięśnie zaczęły powoli
odpuszczać pozostawiając mnie rozluźnioną.

Chwyciłam za ręcznik, który owinęłam wokół siebie. Z mokrych włosów
woda skapywała na podłogę. Ścisnęłam za nie mocno starając się je

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

347

osuszyć. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Jedno było pewne,
zmieniałam się czy tego chciałam czy nie. Damon zawsze wybierze Elenę
niezależnie od tego ile razy go odtrąci, a ja już dużej nie byłam w stanie
tego wytrzymać. Jeżeli ponownie wolał przerabiać to samo co z Katherine
to nie chciałam być tego świadkiem. Zamknęłam oczy tak jakbym ostatni
raz pozwalała sobie na właśnie takie odczucia. Policzyłam w myślach do
trzech wyłączając ludzkie emocje. Prowadzenie się jedynie instynktami
było czymś innym, czymś czego teraz potrzebowałam.

Pewnym krokiem podeszłam do szafy wyciągając z niej chabrową bluzkę
z długim rękawem oraz czarne jeansy. Przebrałam się i wysuszyłam włosy
pozostawiając je tym razem proste. Doprowadziłam swój makijaż do
porządku, po czym wyszłam z pokoju schodząc na parter. Wszystkie moje
niepewności i jakiekolwiek zapytania o konsekwencje wczorajszego
wieczora blokowałam w swoim umyśle odpychając je jak najdalej od
siebie.

W poszukiwaniu mojej kurtki ruszyłam do pokoju, w którym ostatni raz
na pewno miałam ją na sobie.

- Nareszcie! Już zaczynałam się martwić, ale w końcu ile można się
ubierać albo myśleć?! - dopiero teraz zauważyłam Rebekah siedzącą
wygodnie na kanapie i uśmiechając się złośliwie w moją stronę - Chodź,
zaprowadzę cię do pokoju, w którym znajdują się trumny przynajmniej
do czegoś się przydasz - rzuciła znudzona, a następnie wstała z siedzenia -
A to chyba twoje?! - chwyciła za leżącą na kanapie kurtkę rzucając ją w
moją stronę

- Podziwiam twój optymizm Rebekah zważywszy na to co się stało
podczas Balu Założycieli. Na twoim miejscu zastanowiłabym się czy Matt
zgodził się na twoje zaproszenie z własnej woli, czy tylko po to, by
odwrócić twoją uwagę?! - odparłam równie złośliwie, po czym uśmieszek
zniknął z jej twarzy

Chwyciłam za kurtkę i w ułamku sekundy ubrałam ją na siebie. Wkurzało
mnie to kiedy miała nade mną przewagę. Wampirzyca już się nie
odzywając ruszyła przed siebie, a ja posłusznie za nią długim korytarzem.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

348

Nie mogłam dać znać, że dokładnie wiedziałam o położeniu trumien
w rezydencji, inaczej przyznałabym się do tego, że w wolnych chwilach
przeczesywałam każdy z pokoi. Dziwiło mnie, dlaczego to akurat Rebekah
miała wszystkiego dopilnować?. Cały czas rozglądając się dookoła szłam
za dziewczyną, która ponownie się odezwała.

- Nie ma go. Wyszedł dzisiaj rano załatwić na pewno coś bardzo ważnego,
skoro cię zostawił, ale nie martw się wróci - powiedziała zatrzymując się
przy drzwiach, które pchnęła przed siebie -, a tak na przyszłość to nie
demolujcie domu. Nie jestem niczyją służącą, by zajmować się układaniem
książek na półce - dodała

Postanowiłam tym razem zignorować jej uszczypliwości ruszając przed
siebie. Na środku ogromnego pokoju stały trzy zamknięte trumny.
Pamiętałam, że ostatnim razem było ich tu cztery. Na Rebekah nie zrobiło
to żadnego wrażenia, więc albo nie wiedziała, że jest czwarta albo była
w to wszystko zamieszana. Dziewczyna podeszła w wampirzym tempie
do stolika stojącego nieopodal okna, po czym podniosła srebrny sztylet
oraz dwa klucze do góry.

- Sama to zrobisz czy mam ci pomóc? - rzuciła stojąc cały czas na swoim
miejscu

- Co jeżeli mnie zaatakują? - spytałam dotykając lśniącego drewnianego
wieka jednej z trumien

- Przypominam ci, że przeleżeli w trumnach ponad 900 lat - odwróciłam
się i obaczyłam Klausa opartego o futrynę drzwi - Jesteś szybsza i
silniejsza - przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic, a następnie
odtworzył niezamkniętą trumnę

Nie miałam innej możliwości niż otworzenia ich, ale to co miało się stać
później najwyraźniej nie było już moim problemem. Pewnym krokiem
z kamienną twarzą nie zważając na nic ani na nikogo podeszłam do
Rebekah, a następnie wzięłam od niej sztylet i dwa klucze.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

349

- Rozumiem, że jak otworzę trumny dostanę nareszcie księgę Petrovy? -
zapytałam patrząc na trzymany w swojej dłoni sztylet z pełną
świadomością ignorując otoczenie

- Oczywiście jest twoja, zgodnie z umową - usłyszałam głos Pierwotnego

Położyłam klucze na stoliku, a następnie chwyciłam za rękojeść srebrnego
sztyletu, którego ostrzem rozcięłam wewnętrzną część swojej dłoni.
Po normalnym cięciu rana powinna w ciągu paru sekund się zabliźnić,
ale tym razem tak się nie stało. Widziałam, że proces leczenia przez mój
organizm już się zaczął, ale trwało to znacznie dłużej niż przy innych
ranach. Wzięłam dwa klucze, a następnie położyłam je na rozciętej ranie
i zacisnęłam pięść. Nie miałam pojęcia czy to wystarczy, ale kiedy
ponownie roztwarłam swoją dłoń klucze były poplamione moją krwią,
która zaczęła w nie wsiąkać. Natomiast ich kolor zaczął się zmieniać
przyjmując złotą barwę.

- To działa - podeszła bliżej Rebekah, która najwidoczniej dopiero teraz
zaczęła wierzyć, że to wszystko miało jakiś sens

- Pozwolisz? - zapytał Klaus wyciągając swoją dłoń po klucze, a ja bez
słowa podałam mu je

Włożył pierwszy klucz do zamka przy jednej z trumien, a po chwili dało
się słyszeć charakterystyczny dźwięk. Kłódka zwolniła swoje zapięcie.
Wieko zaskrzypiało i moim oczą ukazało się pierwsze ciało zasuszonego
wampira z wbitym sztyletem w piersi.

- Kol przeleżał tutaj ponad pół wieku, a Finn ponad 900 lat. Czas wreszcie
zjednoczyć rodzinę - ponownie odezwał się Klaus wyciągając z ciała
swojego brata sztylet, a Rebekah zrobiła to samo z pozostałymi dwoma
ostrzami po otworzeniu każdej z trumien

Stałam cały czas na swoim miejscu patrząc jak wampiry zaczynają powoli
ożywać. Nikt się w tym czasie nie odezwał, a ja czułam jak moja
ignorancja zaczyna przeradzać się w wściekłość. Miałam wrażenie jakbym
miała zaraz wybuchnąć albo rzucić czymś chcąc się w jakiś sposób
rozładować.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

350

Minęło może jakieś kilka minut panującej ciszy, gdy usłyszałam jeszcze
mi nieznany głos wyrywający z panującej we mnie wojny.

- Szmat czasu bracie - odezwał się pierwszy z braci ubrany w czarną
kamizelkę i jasną koszulę - Może teraz wytłumaczysz, dlaczego od ponad
pół wieku gniłem w tej trumnie, a Finn od niewiadomo kiedy?! - zapytał
coraz bardziej wkurzony

- Chyba mamy dużo do obgadania - wtrącił Elijah stając koło swoich
dwóch braci otrzepując marynarkę z kurzu

- Ty nie możesz chyba narzekać prosiłeś, aby złączyć cię z rodziną
to dałem ci to czego chciałeś - powiedział z całą pewnością Klaus

Dopiero teraz zauważyłam, że Elijah zaczął mi się uważnie przyglądać.

- Może w takim razie załatwimy to inaczej chyba, że nie znasz innej
sztuczki niż zamykanie swojej rodziny w tych pudłach - powiedział Kol
podchodząc coraz bliżej w naszą stronę, a ja w tym czasie stanęłam po
lewej stronie Klausa

Nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego tak się właśnie działo i dlaczego
atak na niego odbierałam jak atak na mnie. Nie mniej pamiętałam co się
stało, kiedy na Pierwotnego założyli pułapkę Damon ze Stefanem i kiedy
to wszystko odbijało się rykoszetem we mnie.

- A to kto?! Znalazłeś kogoś nowego do rozstawiania po kątach?! - rzucił
Kol, po czym przeniósł swój wzrok ponownie na mnie - Nie wiem co ci
naobiecywał mój brat, ale sądzę, że dziewczyna taka jak ty powinna mieć
stosowniejsze towarzystwo - odparł chłopak podchodząc pewnym krokiem
w moim kierunku

- Nie radzę - odezwał się Klaus

- Zatrzymaj swoje rady dla siebie! - rzucił pospiesznie w stronę swojego
brata - Ale wybacz najlepiej będzie jeśli zaczniemy od początku,
mam na imię Kol, a tobie jak na imię kochana? - podszedł do mnie bliżej

- Powtarzasz ten sam błąd co wszyscy - powiedziałam pozwalając sobie
w jakiś sposób na rozładowanie swoich emocji, po czym w ułamku

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

351

sekundy znalazłam się przy nim wykręcając mu rękę do tyłu i nie
pozwalając się wyrwać - radzę ci mnie nie bagatelizować i nie jestem
twoim kochaniem - rzuciłam na głos, a później zwolniłam uścisk -
Faktycznie zaczyna mi się to podobać - rzuciłam uśmiechając się
zdecydowanie i czując siłę jakiej nie miałam nigdy wcześniej

- Kol przestań pajacować i zostaw dziewczynę swojego brata - rzuciła
Rebekah znowu mnie ignorując, a ja jedynie przewróciłam oczami
ze znudzenia - Bądź co bądź to tylko dzięki jej krwi nie siedzisz już
w tym pudle - dodała cytując swojego brata

- Droga siostro przynajmniej ciebie dobrze zobaczyć - odparł Kol
podchodząc do Rebekah

- Jeśli myślisz, że zamierzam tu zostać to się grubo mylisz! - rzucił Finn
przechodząc obok Klausa, po czym po chwili obrócił się raz jeszcze w
naszą stronę - Dziwię się, że pomimo tego wszystkiego ty ciągle z nim
trzymasz Rebekah, ile to razy ciebie zasztyletował tego to raczej wolisz
już chyba nie pamiętać! - pokręcił przecząco głową

- Może lepiej zaczniesz cieszyć się swoją wolnością gdzie indziej. Psujesz
mi humor, ale zawsze w końcu możesz wrócić na swoje miejsce jak ci się
nie podoba otoczenie - rzucił Klaus mierząc wzrokiem swojego brata,
a następnie wyszedł z pokoju

Nie miałam ochoty dłużej przebywać w tym pomieszczeniu, a po drugie
chciałam dostać to co mi obiecano. Ruszyłam w stronę gabinetu, w którym
ostatni raz widziałam księgę.

- Chyba zapomniałeś o czymś? - stanęłam w progu widząc Klausa
przeglądającego jakieś papiery leżące na biurku w gabinecie

Nie odezwał się do mnie, a jedynie podszedł do półki z książkami szukając
tomu Petrovy. Stanęłam w tym czasie przy oknie opierając się o framugę
i spoglądając na okazały ogród na zewnątrz.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

352

- I tak niczego ciekawego tu nie wyczytasz. Jest napisana bardzo starym
językiem, ale jeśli potrzebowałabyś pomocy... - podszedł bliżej mnie,
po czym podał mi księgę

- Obejdzie się - odparłam zabierając pospiesznie tom Petrovy z jego ręki

- Wyglądasz na zdenerwowaną - stwierdził opierając się o sąsiednią
futrynę stojąc zaledwie metr ode mnie

- Nie jestem zdenerwowana, a raczej poirytowana. Wykorzystałeś wczoraj
to wszystko co mi się przydarzyło! - rzuciłam spoglądając w jego stronę

- To ty zaczęłaś, a ja jedynie pomogłem ci rozładować emocje, ale
następnym razem... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć

- Bardzo zabawne, ale nie będzie następnego razu - ścisnęłam mocniej
księgę i ruszyłam w stronę wyjścia

- Ile to już razy słyszałem?. Pierwszy chyba z grą na fortepianie, jak dobrze
pamiętam - usłyszałam zatrzymując się w połowie drogi i obracając w jego
stronę

- To nie jest to samo - rzuciłam, a następnie pewnym krokiem wyszłam
z gabinetu

Musiałam mieć choć chwile czasu dla siebie, by móc zacząć czytać księgę.
Próbowałam znaleźć coś na temat pierwszej Petrovy, ale miałam wrażenie
jakby nic przydatnego tutaj nie było. Musiałam się dowiedzieć w jaki
sposób jestem połączona z Tatią i czy w jakiś sposób mogę zerwać więź
łączącą nas obydwie.

W głównym salonie pomimo panującego gwaru w całej rezydencji była
cisza. Usiadłam bokiem na kanapie opierając się o jej oparcie. Pospiesznie
przekartkowałam pierwsze strony.

„Wszystko co wydarzyło się w przeciągu ostatnich lat było jedynie
początkiem zgubnego końca. Ona w końcu odkryje prawdę, ale tak rola
czarownicy, by dbać o równowagę w przyrodzie bez względu na
konsekwencję swoich czynów.”

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

353

Pierwsze słowa jakie były zapisane na głównej stronie potwierdzały
jedynie fakt, że czarownice musiały pominąć informację o tym, że Biała
Moc
w jakiejś części została Tati odebrana. Najwidoczniej ona sama nie
miała o tym zielonego pojęcia skoro zgodziła się na to, by to z jej krwi
został zapoczątkowany ród Pierwotnych wampirów.

Kolejne strony faktycznie pisane były czymś znacznie starszym niż tylko
łaciną, a na jednej z nich był dziwny rysunek rąbu. Górna część
zamalowana była na czarno, a druga pozostawała biała. Kompletnie nic
z tego nie rozumiałam.

Moją uwagę zwróciło jednak to, że niektóre strony były grubsze od
poprzednich. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że część stron musiała
zostać celowo sklejona. Powtarzało się to co dziesięć stron i chyba właśnie
to miało odwrócić uwagę zwykłego czytelnika. Starałam się powoli
rozkleić dwie pierwsze strony, gdy usłyszałam skrzypienie kilku desek
w podłodze.

- Sądzę, że niewłaściwie zaczęliśmy - spojrzałam przed siebie
i zobaczyłam Kola siadającego na drugiej kanapie tym razem ubranego
we współczesne rzeczy, a nie te z początku ubiegłego wieku

- Nie mam zamiaru dostarczać ci rozrywki, jakbyś zauważył jestem zajęta -
odparłam próbując go zignorować

- Po prostu jestem ci wdzięczny, że dzięki tobie znowu mogę cieszyć się...
życiem - dodał na końcu jakby szukał odpowiedniego słowa dobrze się
przy tym bawiąc

- To może w takim razie zaczniesz się nim cieszyć z dala ode mnie -
rzuciłam

- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał z uśmiechem rozsiadając się
wygodnie na kanapie - Jest niesamowita - spojrzałam ponownie na niego
i dopiero teraz zauważyłam, że patrzy na Klausa siadającego na
przeciwległej kanapie

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

354

- Już sama nie wiem, który z was jest bardziej wkurzający - zamknęłam
księgę, a następnie wstałam z kanapy ruszając w kierunku wyjścia

- Dokąd idziesz cukiereczku, jest jeszcze tyle rzeczy, których chciałbym
się o tobie dowiedzieć! - krzyknął za mną głośniej Kol

Musiałam się stąd wynieść na kilka godzin. Postanowiłam udać się do
Grilla licząc na to, że przynajmniej tam będą miała odrobinę spokoju.

**Damon**

Po popołudniowym śniadaniu z torebki zszedłem na dół do

głównego salonu, gdzie zobaczyłem Stefana czytającego jakąś gazetę.

- Wyglądasz na zmartwionego, czyżby sprzedaż akcji nie szła pomyślnie? -
zapytałem podchodząc do barku z whisky i nalewając alkoholu do dwóch
niewielkich szklaneczek - Napij się dobrze ci to zrobi - rzuciłem
podsuwając mu szklankę, ale całkowicie mnie zignorował - Jak sobie
chcesz, nie wiesz co tracisz - dodałem wypijając zawartość jednej z nich

- Nie podzielam raczej twojego wesołego humoru zważywszy na to,
że wczoraj znaleziono cało jakiegoś chłopaka pozbawionego krwi -
powiedział pocierając skronie

- Ofiary poboczne na każdej wojnie się zdarzają. Powiedziałem, że się tym
zajmę - dodałem szybciej

- Ciekawe jak?!. Dołączysz do tego rozlewu krwi?!. Bo raczej to co teraz
robisz nie pomoże w tym wszystkim - wstał z kanapy podchodząc do mnie
i zakładając ręce na piersiach - Klaus zabije każdego mieszkańca nie
cofając się przed niczym. Skąd wiesz czy to dopiero nie początek? -
zapytał cały czas stojąc koło mnie i coraz bardziej psując mi mój dobry

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

355

humor - Wiesz co się stanie jak Meredith otworzy trumny? - spojrzałem
na niego

- Nie otworzy - powiedziałem wypijając jednym łykiem zawartość drugiej
szklanki do końca

- A co jeśli to zrobi?. Wystarczy, że Klaus jej zagrozi, a zgodzi się na
wszystko, by nas ochronić?! - zaczął wyrzucać z siebie kolejne pytania

Chwyciłem za moją skórzaną kurtkę nie odpowiadając nic mojemu
młodszemu bratu, a następnie odstawiłem pustą szklankę na stolik
i ruszyłem w kierunku wyjścia.

- A ty dokąd? - zawołał za mną - Damon! - krzyknął, kiedy się nie
odezwałem

- Do Grilla obmyślać kolejny nieudany plan. Wybacz, ale nie jesteś
najlepszym kompanem do tego - rzuciłem wychodząc na dwór i nie
czekając na jego ripostę

Wsiadłem po chwili do swojego auta. Starałem się pomyśleć, ale Stefan
miał rację, że jeżeli czegoś nie wymyślimy to Meredith faktycznie otworzy
trumny, a wtedy nasze szanse zmaleją do zera. Zapaliłem silnik
pogłaśniając muzykę w radiu i ruszyłem w kierunku Grilla.

Po upływie parunastu minut zaparkowałem przed barem zatrzaskując za
sobą głośno drzwi samochodu. Najwidoczniej dzisiaj wszystkie dzieciaki
z okolicznego liceum miały jakiś sprawdzian skoro prawie nikogo tutaj
nie było. Usiadłem przy stoliku barowym zamawiając u ślicznej kelnerki
kieliszek whisky. Dziewczyna uśmiechnęła się w moją stronę lekko
zmieszana.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę - usłyszałem za sobą głos Alarica, ale nawet
nie obróciłem się w jego stronę - Chyba nie myślisz, że pozwolę ci pić
samemu - powiedział i skinieniem ręki przywołał pracującą za ladą
dziewczynę - Kawę - rzucił, a ona kiwnęła głową przyjmując zamówienie

- To się nie liczy - odezwałem się spoglądając na kubek z zawartością
gorącej i aromatycznej kawy postawionej po minucie na ladzie

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

356

- Czy ty mi powiesz co ty znowu kombinujesz?. Stefan do mnie dzwonił -
powiedział lekko zdenerwowany siadając na stołku obok mnie

- No tak mój świętobliwy brat jak zawsze musi trzymać rękę na pulsie
i psuć dobrą zabawę, ale żeby od razu musiał dzwonić do ciebie?!
Nie mam pięciu lat - spojrzałem na niego ze skwaszoną miną

- Może i nie masz, ale czasem się tak zachowujesz jakbyś faktycznie miał -
powiedział, a ja w tym czasie wypiłem łyka ze szklaneczki - Najwidoczniej
liczy, że tylko ja mogę cię odwieść od tego co chcesz zrobić? A co w
zasadzie zamierzasz? - zapytał

- Coś wymyślę, ale nie teraz... jestem lekko zajęty - odparłem spoglądając
na niego, kiedy zdałem sobie sprawę, że patrzy w kierunku drzwi

Podążyłem za jego wzrokiem i zobaczyłem Meredith stojącą w drzwiach.
Wyglądała jak jedna z uczennic pobliskiego liceum trzymając w ręku
książkę z biblioteki. Wydawała mi się trochę zaniepokojona, a z drugiej
zdenerwowana. W tym momencie nasze oczy się spotkały. Miałem
wrażenie jakby mocniej zacisnęła szczękę i przycisnęła do siebie księgę
ruszając w moją stronę.

- Ty znowu tutaj, ale chyba nie powinnam być zdziwiona?! - zapytała
znajdując się po chwili przy mnie

- Zważywszy na to co wczoraj zrobiłaś?. Powinnaś się cieszyć, że jeszcze
żyjesz - rzuciłem wkurzony spoglądając na nią

- Jakbyś myślał, że zrobiłam to dla niego to byś ze mną w tym momencie
nie rozmawiał - odpowiedziała wiedząc, że na pewno zostałem
poinformowany przez Elenę, że śmierć Klausa była równoznaczna z jej
śmiercią

- Zgaduję, że Klaus nie wie, że to całe twoje oddanie wynika z pojawienia
się pierwszej Petrovy w mieście? - stwierdziłem będąc całkowicie pewny
swoich słów

W tym momencie pojawiła się kelnerka przerywając naszą rozmowę.
Zobaczyłem jak Meredith spojrzała w jej oczy prosząc o przyniesienie

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

357

kawy. Zahipnotyzowana dziewczyna od razu ruszyła po gorący dzbanek
naparu.

- Najwidoczniej twoja sytuacja nie wygląda za wesoło skoro jesteś tutaj,
aby czytać - rzuciłem spoglądając na księgę, którą trzymała

- Raczej powinieneś się martwić o siebie, a nie o mnie - odpowiedziała
biorąc kubek gorącej kawy od kelnerki

- Czy wy nie potraficie ze sobą normalnie rozmawiać? - wtrącił się Rick

- Nie! - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie i dopiero teraz zaczęło
do mnie docierać co się działo, ale musiałem to potwierdzić

- Myliłem się... - powiedziałem na głos, a ona spojrzała w moim kierunku
lekko zdziwiona

W tym ułamku sekundy zobaczyłem jej oczach strach, przerażenie,
a z drugiej strony pewność i całkowitą wiarę w to co robiła, której już
dawno nie widziałem.

- Myliłem się myśląc, że tak po prostu się wyłączyłaś, ale prawda jest taka,
że jesteś bardziej sobą niż ci się zdaje, choć tym razem się przeliczyłaś.
Nie żyjemy w 1864 roku i ta sama sztuczka co wtedy ci się nie uda -
rzuciłem spoglądając na nią

- Nie wiem o czym mówisz - pokiwała przecząco głową - Zaakceptuj
nareszcie to, że nie jestem tym kim byłam kiedyś i przestań mnie ratować,
bo nie potrzebuję twojej pomocy - odparła, odchodząc ode mnie i siadając
przy stojącym przy ścianie stoliku

- Wiesz, że ją wkurzyłeś?. Chyba już zapomniałeś, że ona nad tym nie
panuje - spojrzał na mnie Rick

- W porównaniu do poprzedniego razu teraz przynajmniej wiem gdzie jest
- odpowiedziałem mu podnosząc pusty kieliszek do góry i zamawiając
kolejną whisky

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

358

- Czyżbyście coś oblewali? Też się chętnie napiję - spojrzałem w prawą
stronę i zobaczyłem Klausa z dwoma hybrydami stojącymi za nim, które
po skinieniu jego głowy zajęły miejsce w dwóch różnych końcach sali

- Umówmy się tak, ty wyjedziesz zostawiając to miastu w spokoju,
a ja zapomnę o tym, że wczoraj zabiłeś kolejnego mieszkańca tego jakże
uroczego miasteczka - powiedziałem spokojniej chcąc rozładować
atmosferę i wiedząc, że teraz nie miałem żadnych szans, by w razie walki
wygrać

- Chyba żartujesz i nie wiem o czym w ogóle mówisz.

Widzisz, dostałem

to, czego chciałem i ty też, choć jesteś za głupi, żeby zdać sobie sprawę
z tego. A ponieważ jestem wielkoduszny twojemu bratu również daruję
życie. Mam wrażenie, że zyskaliście nowego wroga, którzy zapewni wam
trochę rozrywki - kończąc spojrzał w kierunku Meredith

- Myślałem, że nie ma niczego gorszego od ciebie, ale ona jest o stokroć
gorsza i sądząc po tym, że jest bardziej sobą niż ci się wydaje to szybko
się przekonasz do czego jest zdolna - rzuciłem wkurzony wstając z
barowego stołka

- Sądzisz, że szukałbym kogoś nie dowiadując się o nim wszystkiego?
Ja raczej powiedziałbym, że jest bardzo... impulsywna - uśmiechnął się
na samo to słowo - Na szczęście mam całą wieczność, by nad tym
popracować - powiedział, a ja czułem jak zaczyna mnie coraz bardziej
denerwować

Jeżeli wiedział o tym jaka Meredith była kiedyś to mógł wykorzystać to
wszystko przeciwko nam, a co gorsza przeciwko niej samej.

- Widzisz jej spojrzenie? Przesiąknięte jest smutkiem i tęsknotą to właśnie
dostała od ciebie w ciągu paru ostatnich dni. Zdradzę ci coś, dziewczyna
którą spotkałem w 1947 była pełna wiary w ciebie, a teraz ty sam jej to
odebrałeś - rzucił potwierdzając moje przypuszczenia, ale zdziwiony
byłem, dlaczego ona sama nic o tym nie wspomniała czyżby nie
pamiętała?

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

359

**Meredith**

Nie chciałam nawet słuchać o czym rozmawiali Damon z Klausem.

W tym momencie spojrzałam na wiszący na ścianie telewizor, w którym
leciały lokalne wiadomości. Mówili o ataku zwierzęcia, które znowu
najwidoczniej zaczęło nawiedzać Mystic Falls. Pokazywali zdjęcie
chłopaka zabitego przeze mnie oraz szkołę w jakiej się uczył, a stosy
kwiatów leżały pod jego szkolną szafką.

- To zbędne wyrzuty sumienia lepiej się ich pozbądź - spojrzałam przed
siebie i zobaczyłam Klausa siedzącego przy moim stoliku

- Moje sumienie zostaw w spokoju, potrafię sobie z tym radzić, a czy ty
nie powinieneś być raczej w domu i zajmować się swoim rodzeństwem
niż siedzieć tutaj teraz ze mną? - zapytałam spoglądając na niego

- To nie mnie na nich zależało tylko Rebekah. Chciała mieć powrotem
swoich braci to niech się teraz nimi zajmuje - odpowiedział - Za dużo
myślisz - spojrzał ponownie na mnie

- Ze względu na to, co stało się wczoraj wieczorem, wątpię, żebyś miał
prawo zarzucać mi, że za dużo myślę - odparłam nie zważając na to,
że na pewno cała rozmowa była podsłuchiwana przez Damona

- Dobrze, że wracasz do tego, ale bardziej interesuje mnie co cię tak
zdenerwowało?! - dalej drążył ten temat

- Zostawiłeś mnie! - wyrzuciłam z siebie to co dręczyło mnie cały dzień

- Musiałem coś załatwić, a ty tak słodko spałaś, że nie było cię sensu
budzić - odpowiedział jakby cała sytuacja go bawiła

- Już mówiłam, że mnie to nie śmieszy - rzuciłam, a następnie wstałam
z krzesła ruszając w stronę łazienki

Przeszłam pewnym krokiem obok siedzącego przy barze Alarica i Damona
nawet nie patrząc w ich stronę. Przekroczyłam próg łazienki odkręcając

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

360

wodę w umywalce. Przemyłam twarz zimna wodą, a następnie spojrzałam
na swoje odbicie.

**Damon**

Przeszła obok mnie jak gdyby nigdy nic nawet nie patrząc w moim

kierunku.

- Zaraz wracam - urwałem ruszając za Meredith

Pchnąłem mocno drzwiami po chwili znajdując się w środku przestronnej
łazienki. Dziewczyna stała przy lustrze wycierając twarz papierowym
ręcznikiem.

- Wszystkiego mogłem się po tobie spodziewać, ale nie tego - rzuciłem
podchodząc do niej bliżej

- To wszystko twoja wina! - odparła z całym jadem w moją stronę coraz
bardziej zdenerwowana - Jakby nie ty to nigdy, by się to nie wydarzyło

- Ok. kombinuj dalej, zwal wszystko na mnie i może to, że podałem mu
ciebie na tacy - krzyknąłem choć sam siebie uspakajając, aby nikt tego
nie usłyszał

- Za każdym razem traktujesz to co do ciebie czuje za pewnik, ale ja
też mam swoje granice. Ja już tak dłużej nie mogę - wyrzuciła z siebie

- O czym ty znowu mówisz? - nie miałem zielonego pojęcia do czego
zmierza

- Że w jednej chwili mówisz mi, że mnie kochasz, a później całujesz się
z Eleną u niej na ganku, a może coś pomieszałam?! - zapytała pewna tego
co widziała

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

361

Dotarło do mnie, że tamtego wieczora to nie był zwykły powiew wiatru,
a moje zmysły mnie nie myliły i faktycznie ktoś tam był, a tym kimś była
ona widząc to czego nie powinna.

- Popełniasz błąd niedoceniając mnie - rzuciła coraz bardziej wkurzona -
Martwisz się o mnie? Lepiej martw się o Elenę, bo od dzisiaj jej
największym problemem będę ja - stanęła pewna siebie, a w jej oczach
widziałem tylko złość i wściekłość

Alaric miał rację ona kompletnie nad tym nie panowała.

- To ty wczoraj zabiłaś tego chłopaka? - zapytałem w ułamku sekundy
przytrzymując ją za nadgarstki i przybijając do ściany

- I zabije kolejnych czy to się tobie podoba czy nie. Chciałeś bym była
wampirem to zobaczysz do czego mogę być zdolna - rzuciła coraz bardziej
wściekła na mnie

- Rób tak dalej, a osobiście cię zabiję i wyrzucę na dno oceanu - odparłem

Powtarzała te same błędy, które ja robiłem. Im bardziej cierpiała tym
szybciej się wyłączała, nie patrząc na konsekwencje wszystkiego co robiła.

- Przeceniasz się - powiedziała, po czym wyrwała się z mojego uścisku
stając po przeciwnej stronie łazienki pokazując przy tym swoje kły i oczy
nabiegłe krwią

Ruszyłem w jej stronę w wampirzym tempie, ale ona była szybsza. Zanim
do niej dobiegłem chwyciła za kij od szczotki, który wbiła w mój bok.
Opadłem z bólu do przodu, ale to tym razem ona mnie przytrzymała.

- Obiecałam ci, że będę cie kochać do końca swojego życia i dotrzymałam
słowa, ale jakbyś nie pamiętał teraz jestem martwa i to bardziej niż sobie
wyobrażasz - szepnęła mi do ucha, a następnie pchnęła mną do tyłu i nie
oglądając się za siebie wyszła z łazienki

Upadłem na plecy ciężko oddychając, by po chwili wyciągnąć kij
ze swojego boku. Rana po paru sekundach się zabliźniła, a ja wybiegłem
za nią. Nie byłem pewien czy wyszła głównym wyjściem czy tylnim.
Była zdenerwowana i wtedy robiła głupie rzeczy, a ja musiałem ją

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

362

powstrzymać. Ruszyłem w kierunki Ricka, żeby się dowiedzieć czy coś
widział, ale kiedy dotarłem do niego nie zdążyłem zadać ani jednego
pytania, ponieważ po dwóch moich stronach pojawiły się dwie hybrydy
Klausa.

- Chyba musimy porozmawiać - odezwał się pierwszy

- Może dacie sobie na dzisiaj spokój i napijemy się whisky? - powiedział
Rick starając się jakoś rozładować sytuacje widząc ślady krwi na mojej
koszuli

- Wybacz, ale nie z tobą rozmawiamy - odezwał się drugi sługus Klausa

Porozumiewawczo na niego spojrzałem, aby odpuścił.

- To nie prośba kolego - ponownie pospieszył mnie mieszaniec

Obydwoje chwycili mnie w ułamku sekundy za ramiona nie pozwalając się
ruszyć. Z racji tego, że było tu coraz więcej ludzi wszedłem razem z nimi
tylnim wyjściem, po czym pchnęli mną na sąsiednią ścianę, o którą mocno
uderzyłem. Przygwoździli mnie do niej przytrzymując po dwóch stronach
i wtedy pokazał się Klaus.

- Myślałem, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy - podszedł do mnie bliżej
- Darowałem ci życie, a ty uparcie sam się narażasz. Jednak chyba bardziej
musiało boleć to, że dźgnęła cię twoja była dziewczyna, ale przejdźmy do
sedna. Już chyba zapomniałeś kim jestem? - rzucił wściekły choć cały czas
kontrolując sytuację

- Mam to gdzieś jakbyś zauważył. Równie dobrze mógłbyś nalać mi
whisky, bo chyba ostatnią szklankę wypiłem - odparłem ciężko oddychając
i próbując się wyrwać

- Lepiej uważaj kolego i pilnuj języka, bo inaczej ci go oderwę - odezwał
się jeden z mieszańców

- Mądrala z ciebie, ale jeszcze raz się do niej zbliżysz, a osobiście cię
zabiję. Czy to do ciebie dotarło? - spojrzał na mnie, a później wydał
kolejną komendę swoim hybrydą

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

363

- Dajcie mu nauczkę, aby lepiej zapamiętał tą rozmowę - powiedział
i dopiero teraz zauważyłem, że trzymał tą samą księgę, z którą przyszła
tu Meredith

Klaus odwrócił się, po czym w ułamku sekundy zniknął tak samo szybko
jak się pojawił.

- Lekcja pierwsza - rzucił jeden, po czym uderzył mnie w brzuch

Rana odniesiona po wbiciu przez Meredith kija we mnie była dość
dotkliwa przez co straciłem sporo krwi, a tym samym sił.

- Hej! - usłyszałem jak przez mgłę głos Alarica

Dwie hybrydy włącznie razem ze mną spojrzały w tamtą stronę i dopiero
teraz zauważyłem swojego przyjaciela z kuszą w ręce, którą wystrzelił
prosto w serce mieszańca trzymającego w ręku ostry pręt. Jeden padł
od razu, kiedy grot go przebił, a drugiemu ja sam wyrwałem serce z piersi
zanim zdążył się zorientować co chciałem zrobić.

- Lekcja druga, nie atakuj wampira, którego najlepszym przyjacielem jest
łowca wampirów - podszedł do mnie Rick rozglądając się dookoła

- Musimy stąd iść - powiedział podając mi dłoń i pomagając wstać -
Dobrze się czujesz? - zapytał widząc plamę krwi

- Bywało lepiej - odparłem opierając się o ścianę

- Sądząc po tej ranie i po tym, że Klaus nasłał na ciebie tych dwóch
świadczy, że nie dogadałeś się z Meredith - powiedział spoglądając
na nieruchome ciała leżące na betonowej posadzce

- Po raz kolejny się myliłem, ale mam lepszy plan. Musimy wracać,
ale najpierw trochę tu posprzątać - rzuciłem marszcząc brwi

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

364

**Meredith**

Nie zważając na nic przebiegłam przez cały korytarz wychodząc

głównymi drzwiami. Głęboko oddychając oparłam się o ścianę parę
kroków od wejścia do Mystic Grill. Miałam wrażenie jakbym ze
wściekłości wbijała paznokcie w mur. Spojrzałam przed siebie, a na
drugim końcu ulicy pod drzewem zobaczyłam dziewczynę wyglądającą jak
Elena tylko ze znacznie krótszymi włosami, która przecząco kiwała głową,
a z drugiej strony była dumna i pewna siebie jakby bawiło ją to co w tej
chwili przechodziłam. Byłam na tyle wściekła, że nie interesowało mnie
po co przyszła i czego chciała, a ja jedynie pragnęłam ją zabić i nie widzieć
nigdy więcej. Pewnym krokiem ruszyłam w jej stronę, gdy przede mną
przejechał samochód dostawczy zasłaniając mi jej widok. Niestety, kiedy
odjechał jej już nie było.

- Chyba czegoś zapomniałaś - usłyszałam głos Klausa, po czym spojrzałam
w jego stronę - powinnaś jej lepiej pilnować skoro jest dla ciebie taka
ważna - dodał po chwili

- Nienawidzę tego miasta, nie chcę tutaj być! - czułam jak krew coraz
szybciej zaczyna płynąć w moich żyłach - Zabierz mnie stąd jak najdalej!

Miałam wrażenie jakbym próbowała zblokować wyrzuty sumienia,
które zaczęły się pojawiać w związku z tym jak zareagowałam w czasie
rozmowy z Damonem.

- Wsiadaj - ruchem ręki wskazał na swój czarny samochód stojący przy
krawężniku

W tej chwili byłam na tyle zdenerwowana, że kompletnie nie obchodziło
mnie dokąd mnie zabiera i jak daleko. Damon miał rację w jakiejś części
to kim byłam kiedyś nie pozwalało mi zapomnieć o przeszłości. Nie wiem
nawet ile czasu jechaliśmy, ale samochód zwolnił i się zatrzymał.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

365

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam widząc las, przez który nieśmiało
przebijały się promienie słoneczne zachodzącego już słońca

- Wysiądź to zobaczysz - odpowiedział, po czym wysiadł z samochodu
i oparł się o boczną stronę maski samochodu spoglądając przed siebie

Opuściłam samochód zaraz po nim, a następnie ruszyłam w jego stronę.

- Co my tu robimy? I gdzie mnie przywiozłeś? - wyrzucałam z siebie
kolejne pytania rozglądając się dookoła

- Powiedziałaś, że jest piękny - dodał po chwili, gdy stanęłam obok niego

Podążyłam za nim wzrokiem i dopiero teraz dostrzegłam, że to był ten sam
krajobraz co na obrazie w jego pokoju. W wampirzym tempie znalazłam
się pod drzewem spoglądając w dal i patrząc na zachodzące słońce. Ten
widok mnie uspokajał. Przywoływało to cudowne wspominania z Mystic
Falls w 1864 roku, kiedy wszystko wydawało się znacznie prostsze.

- W ciągu paru dni straciłam wszystko co miałam, wszystkich na których
mi zależało - powiedziałam pozbawiona jakichkolwiek emocji - Damon
nigdy nie odpuści. On wie kim jest i właśnie, dlatego nigdy nie pozwoli mi
odejść - ciągnęłam dalej wpatrując się w krwawo zachodzące słońce

- Nie zasługujesz na to co ci się przydarzyło, a w szczególności na to
w jaki sposób traktuje cię Damon. Ja bym tak nie postąpił - powiedział,
a ja obróciłam się w jego stronę

- W jednym się nie myliłeś. Masz rację cenimy te same zasady: lojalność,
nienawidzimy tego, gdy ktoś na zawodzi, a ja nienawidzę gdy ktoś łamie
mi moje serce, ale przestań do mnie mówić tak jakbyś mnie znał - rzuciłam
podchodząc kilka kroków w jego stronę, stojąc pomiędzy drzewem,
a samochodem

- A może właśnie to ty jesteś w błędzie i znam cię lepiej niż ci się wydaje -
powiedział znajdując się przy mnie w wampirzym tempie i patrząc w moje
oczy - To była naprawdę miła przejażdżka, ale myślę, że powinniśmy już
wracać - dodał, a później odszedł w kierunku samochodu

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

II

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by

mo

n

al

is

a0

0

366

To było nie możliwe żebyśmy się kiedyś spotkali, przecież pamiętałabym
o tym. Sam nie mógł mi wymazać pamięci, a po drugie nie wypuściłby
mnie skoro szukał mnie na przestrzeni tylu lat. Cały czas byłam pod opieką
czarownic dbających o moje bezpieczeństwo i strzegących przed tym,
by Klaus nigdy mnie nie odnalazł. Musiałam się dowiedzieć o co w tym
wszystkim chodziło.

Spojrzałam raz jeszcze na ten piękny widok za mną, a następnie ruszyłam
do samochodu, aby ponownie wrócić nie tylko do Mystic Falls, ale i do
wszystkich problemów, które mnie otaczały.

Ciąg dalszy nastąpi...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział VII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział III
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział II
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XVIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział V
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIX

więcej podobnych podstron