SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ Cud Nad Wisłą 1920 Stanisław Krajski z książki Spisek przeciwko Matce Bożej i Polsce

background image

ROZDZIAŁ 5.

SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ.

Podobne objawienia maryjne, co w Kęble we wrześniu 1278 roku miały miejsce na Mazowszu
w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r.
W dniach 13-25 sierpnia 1920 została, w trakcie wojny polsko-bolszewickiej, stoczona tak zwana
Bitwa Warszawska.
Zadecydowała ona o zachowaniu przez Polskę niepodległości i przekreśliła plany
rozprzestrzenienia rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią.
Zdaniem Edgara D’Abernon była to osiemnasta z przełomowych bitew w historii świata.

Część 1. Szanse Bitwy Warszawskiej.

Polacy mieli małą szansę wyjścia zwycięsko z tej bitwy.

Norman Davies w swojej książce pod tytułem „Serce Europy Krótka historia Polski" pisze: „Prasa
komunistyczna oraz niektórzy optymiści w Niemczech już ogłosili upadek Warszawy.
Wtedy to w połowie sierpnia 1920 r. armia polska zadała przeciwnikowi druzgocący cios, którego
nikt się nie spodziewał.

(...) Faktem jest, że Armia Czerwona doznała wtedy jedynej klęski w swojej historii usianej
zwycięstwami".

Jak czytamy w książce pod tytułem „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą": „Generał

Tuchaczewski
przystępując do manewru okrążania stolicy miał (w przeliczeniu) trzy armie,
to jest dwanaście dywizji piechoty i dwie dywizje jazdy, czyli razem czterdzieści siedem tysięcy
żołnierzy.
Bolszewicy dysponowali około dwustoma działami i siedmiuset karabinami maszynowymi.
Oznaczało to druzgocącą przewagę nad trzema i pół dywizjami piechoty i ochotniczą piątą Armią
generała Hallera, która zdaniem Tuchaczewskiego była najsłabsza co do składu jednostek
i najsłabsza duchem.
Trudno się temu dziwić — w jej szeregi trafili, prosto ze szkolnych ławek, szesnasto
i siedemnastoletni gimnazjaliści i harcerze.
(...) 14 sierpnia wczesnym rankiem krasnoarmiejcy znajdowali się już tylko dziesięć kilometrów od
centrum Warszawy.
Nacierali na Bródno i Pragę, gdzie szukali dogodnego miejsca do przeprawy przez Wisłę.
Dowódców poszczególnych jednostek Armii Czerwonej ogarnął duch rywalizacji
— każdy z nich chciał jako pierwszy wkroczyć do Warszawy i przejść do historii jako zdobywca
stolicy Polski".

Część 2. Objawienie 14 sierpnia 1920 r.

O godz. 3.30 Rosjanie rozpoczęli natarcie uderzając przede wszystkim na pozycje zajęte

przez gimnazjalistów.
Ci zaczęli uciekać. Front został przerwany. Żołnierze polscy uciekali w stronę Ossowa.
W tej chwili nadjechał ppłk Jerzy Sawicki i zawołał „Kto i dokąd ucieka kiedy tam się biją".

background image

Odpowiedział mu dowodzący kolumną ppor. Mieczysław Słowikowski, stwierdzając, że wykonuje
polecenie dowódcy pułku.
Wtedy ppłk Sawicki wydał rozkaz: „Na moją odpowiedzialność i na mój rozkaz jedna kolumna —
w prawo, druga w lewo, a tyraliery do kontrataku!".
W tym momencie do podporucznika Słowikowskiego podbiegł ksiądz Skorupka prosząc
o możliwość pójścia razem z żołnierzami.
Żołnierze ruszyli do ataku, ale szybko tyraliera zaczęła się łamać. Ksiądz Skorupka wybiegł przed
nią lewą ręką wskazując kierunek ataku,
a w prawej trzymając wysoko krzyż i krzyczał „Za Boga i Ojczyznę". W pewnym momencie ksiądz
został trafiony kulą i padł nieżywy, a bolszewicy zaczęli uciekać.
Polacy wygrali bitwę, która była punktem zwrotnym wojny 1920 roku. Co się stało?

Ksiądz kardynał Aleksander Kakowski napisał: "Bolszewicy wzięci do niewoli opowiadali,

że widzieli księdza w komży z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską".

Zeznania jeńców rosyjskich i Polaków, którzy rozmawiali z jeńcami rosyjskimi lub

żołnierzami rosyjskimi (tymi, którzy nie zostali jeńcami) są jednoznaczne.
Świadkowie opisują Matkę Bożą, którą bolszewicy widzieli na niebie w dniu 14 sierpnia 1920 r. tak
jak przedstawiona jest na obrazie Matki Bożej Łaskawej,
który znajduje się obecnie w kościele Jezuitów na Starym Mieście w Warszawie (obok katedry).

Bolszewicy mówili o kolorze sukni i włosów oraz o tym, że Matka Boża trzymała w rękach

pęki „jaśniejących prętów" lub „piorunów".
Żołnierze rosyjscy uważali, że Matka Boża trzyma w rękach „jakąś broń".

Na obrazie Matki Bożej Łaskawej Matka Boża trzyma w rękach pęki strzał, bo jest to

„Matka Boża krusząca w dłoniach strzały gniewu Bożego".

Część 3. Objawienie 15 sierpnia 1920 r.

Drugi raz Matka Boża ukazała się w dniu 15 sierpnia 1920 r. podczas bitwy pod Wólką

Radzyńską.
Bitwa ta nie była zaplanowana ani przez Polaków ani przez Rosjan.
Porucznik Stefan Pogonowski otrzymał od generała Lucjana Żeligowskiego rozkaz zajęcia
stanowiska obok wioski Kąty Węgłowskie blisko Radzymina.
Miał tam czekać na przemarsz oddziałów, które miały nadejść od strony Nieporętu.
Zadaniem jego oddziału było je osłaniać. Porucznik Pogonowski w nocy 15-go sierpnia
samowolnie opuszcza stanowisko i uderza na stanowiska bolszewickie w
Mostkach Wólczańskich i Wólce Radzyńskiej. Jego brawurowy atak uderzył, choć nie mógł tego
wiedzieć, w „najczulsze miejsce armii rosyjskiej".
Jest to atak małego oddziału na wielkie siły bolszewickie, a jednak Rosjanie zaczynają uciekać.

„Bolszewiccy jeńcy wzięci do niewoli opowiadali — jak czytamy w książce „Matka Boża

Łaskawa a Cud nad Wisłą"
— że podczas nocnego ataku na Wólkę nagle zjawiła się przed nimi, unosząc się wysoko nad
ziemią „Matier Bożja".
Mówili, że niespodziewanie ujrzeli na ciemnym niebie ogromną, potężną i pełną mocy kobiecą
postać, od której biło światło.
Nie był to ani duch ani zjawa! Bolszewicy wyraźnie widzieli Świętą Postać jako żywą osobę!
Wokół Jej głowy jaśniała świetlista aureola,

background image

w jednej dłoni coś trzymała jakby tarczę, od której odbijały się wystrzeliwane w kierunku Polaków
pociski, po czym powracały,
by eksplodować na pozycjach atakującej armii! Wyraźnie widzieli, jak poły jej szerokiego,
granatowego płaszcza unosiły się i falowały na wietrze,
zasłaniając Warszawę. Grozę zjawiska potęgowała asysta Niebiańskiej Osoby. Towarzyszyły jej
oddziały przerażających skrzydlatych, konnych rycerzy,
zakutych w pobłyskujące mimo ciemności stalowe zbroje, pokryte lamparcimi skórami. Hufce
widmowych postaci najwyraźniej... gotowały się do walki!".

Dowiadujemy się też, że „niebiańska Osoba jakby wychyla się to w jedną to w drugą stronę

i odrzuca czy też odbija lecące w Jej stronę
— czyli w kierunku Polaków — pociski! Osłupiali ze zgrozy bolszewicy obserwowali, jak
odrzucane przez Niewiastę kartacze eksplodują tam,
gdzie znajdowały się ich odwody!".

Część 4. świadectwa dotyczące objawień.

Jak czytamy w cytowanej książce: „Szczegóły ukazania się Najświętszej Dziewicy znamy

także z relacji świadków pośrednich
- mieszkańców wsi, do których dotarli oszalali ze zgrozy bolszewicy, szukając jakiegokolwiek
schronienia.
Uciekinierzy byli w stanie szoku nerwowego! Mieli przerażone, wytrzeszczone oczy, szczękali
zębami,
zachowywali się bezrozumnie, usiłując schować się gdziekolwiek, choćby w psiej budzie!
Na klęczkach błagali Polaków o ukrycie, otwarcie przyznając,
że ratują się ucieczką przez Carycą — Matier Bożju".

Autorzy książki zapisali świadectwo księdza Wiesława Wiśniewskiego, który przekazał im

wspomnienie swojego pradziadka, Bolesława,
mieszkańca parafii Zambrów: „Około 20-go sierpnia wycofujący się w rozsypce bolszewicy
mówili, że do Warszawy szło im się dobrze,
jednak miasta nie zdobyli, ponieważ zobaczyli [uwidieli] nad stolicą Matkę Bożą i nie mogli z nią
walczyć".

Polacy nie widzieli Matki Bożej. Ze zdziwieniem obserwowali tylko paniczną ucieczkę

bolszewików.

Było setki bezpośrednich (jeńcy bolszewiccy) i pośrednich (tych, którzy słyszeli ich

opowiadania) świadków tych wydarzeń.

Ich zeznania znajdujemy, między innymi w ,Wiadomościach Archidiecezjalnych

Warszawskich".

W dniu 16 listopada w homilii wygłoszonej w Kościele Sióstr Sakramentek w Warszawie

ksiądz Zdzisław Król
(który zginał potem w katastrofie smoleńskiej) przytoczył świadectwo gospodyni ze wsi pod
Radzyminem,
której „nieprzytomny z przerażenia krasnoarmiejec" mówił, „że widział na własne oczy, jak Matier
Bożja brasała puli"
(odrzucała pociski — dopisek S. K.).

Ksiądz Wiktor Mieczkowski, proboszcz parafii świętego Idziego w Wyszkowie w swojej

książce pod tytułem „Bolszewicy w polskiej plebanii"

background image

pisze: „W wielu wsiach mówili bolszewicy, że od Warszawy odpędzili ich nie Polacy, a Matier
Bożja Matka Boża".

Biskup Józef Zawitkowski przytacza świadectwa chłopów spod Zambrowa, którym

uciekający rosyjscy żołnierze mówili,
że widzieli Matkę Bożą, „która zasłaniała Polaków".

W dniu 8 grudnia 1920 r. ksiądz arcybiskup Józef Teodorowicz ormiańsko-katolicki

arcybiskup Lwowa
(poseł na sejm ustawodawczy, a następnie senator) powiedział w swoim kazaniu:
„Bóg łaskę zwycięstwa i cud pod Warszawą dał nam przez ręce Tej, która Polski jest Królową.
Mówił mi kapłan pracujący w szpitalu wojskowym, iż żołnierze rosyjscy zapewniali go i opisywali,
jak pod Warszawą widzieli Najświętszą Pannę okrywającą swym płaszczem Polski stolicę.
I z różnych innych stron szły podobne świadectwa".

Część 5. Zaniechania ze strony polskiego Kościoła.

No właśnie. Szły świadectwa i co z nimi robiono? Co Kościół z nimi robił? Tak naprawdę

nic.
Informacje o objawieniach miał kardynał Aleksander Kakowski. Pisał przecież o nich. Był w latach
1913-1938 arcybiskupem metropolitą warszawskim,
a w latach od 1925 do 1938 r. również prymasem.

To on, jak słusznie zauważają ksiądz Józef Maria Bartnik i Ewa J. P. Storożyńska, autorzy

książki
„Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą”, powinien wydać komunikat: "Kuria Metropolitarna
Warszawska"
rozpoczyna kanoniczne badanie publicznego zjawienia się Bogurodzicy bolszewikom 14-go
sierpnia roku 1920 w Ossowie i 15-go sierpnia
w Wólce Radzyńskiej. Uprasza się bezpośrednich i pośrednich świadków o składanie relacji na
ręce notariusza Kurii Metropolitalnej".

To on powinien przypilnować, by odpowiednie komisje przesłuchały pod tym kątem jeńców.

To on powinien zadbać,
by rzetelne informacje na ten temat docierały do katolików w Polsce i na całym świecie.

Inni biskupi również powinni się w to zaangażować. W Bitwie Warszawskie brali udział

ludzie z całej Polski.
Najłatwiej było do nich dotrzeć w ich parafiach.

Nikt nie kiwnął palcem? Dlaczego? Przede wszystkim dlaczego taki bierny był kard.

Kakowski?

Pełna odpowiedź na to pytanie powinna być poprzedzona szczegółowymi badaniami

historycznymi. Bez nich jednak też możemy postawić pewne hipotezy, jak się wydaje bliskie
prawdy.

Ze strony polityków, ukrytej w tych środowiskach masonerii, mającej ponadto w tej sferze

znaczne wpływy,
oraz ze środowisk piłsudczykowskich płynął jeden silny, wyraźny i jednoznaczny sygnał:
„Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej było wyłącznie dziełem człowieka, dziełem armii polskiej,
przede wszystkim dziełem Piłsudzkiego".

Taki sygnał trafiał na podatny grunt. Cechą polskich ówczesnych biskupów była

spolegliwość wobec władzy państwowej.

background image

Polscy biskupi ówcześni to byli biskupi, którzy objęli swoje stanowiska podczas zaborów,
a zaborcy tolerowali tylko biskupów spolegliwych.
Bez zgody zaborców nikt w zasadzie nie mógł zostać biskupem.

Historia życia księdza Kakowskiego potwierdza, jak się wydaje, te prawdy.

Interesująca może tu być dla nas rozprawa naukowa księdza Bronisława Czaplickiego pod tytułem
„Działalność księdza Aleksandra Kakowskiego w Petersburgu w latach 1910-1913".

Akademia Duchowna w Petersburgu była jedyną uczelnią katolicką na terenie Rosji (nie

było takiej zatem w zaborze rosyjskim).

„Według zamysłu władz rosyjskich — czytamy w pracy księdza Czaplickiego — służyła

raczej celom państwa rosyjskiego niż dobru Kościoła katolickiego.
Miała przygotowywać posłusznych sług caratu, dlatego znajdowała się pod szczególną presją.
Chociaż była ona wyższą uczelnią teologiczną,
to jednak znaczną część czasu wykładowego zajmowały lekcje z historii i geografii Rosji oraz
literatury i języka rosyjskiego.
Władze żądały, aby wykładane było też prawodawstwo rosyjskie. Zarówno objęcie stanowisk
w Akademii, jak i jej finansowanie było uzależnione od woli władz państwowych.
Kościół katolicki w Rosji, jak i inne tzw. wyznania obce, podlegał ministerstwu spraw
wewnętrznych,
a w nim Departamentowi Spraw Duchownych Wyznań Obcych (Departament duhovnyh del
inostrannyh ispovedanij)".

W 1910 r. arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, po odejściu rektora, zaproponował

na to stanowisko jej długoletniego profesora,
swojego biskupa pomocniczego Jana Cieplaka. Władze carskie nie zaakceptowały tej kandydatury.
Wtedy na to stanowisko zgłosił się ksiądz Kakowski.
Poparł go jego ordynariusz, metropolita warszawski abp Wincenty Popiel uznawany przez władze
carskie za „swojego".
W czerwcu 1905 r. odczytano z ambon w diecezji warszawskiej jego list pasterski pod tytułem „Do
rodziców polskich",
„nawołujący do zaniechania bojkotu szkoły carskiej". W liście tym abp Popiel nazwał strajk
szkolny „sprzeniewierzeniem wobec wielkich ideałów".
Przypomnijmy, że: „Głównymi postulatami strajkujących było wprowadzenie do szkół języka
polskiego jako wykładowego,
powszechny i bezpłatny dostęp do edukacji, zniesienie policyjnego nadzoru nad młodzieżą szkolną,
wprowadzenie kontroli rodziców nad doborem kadry nauczycielskiej, zniesienie ograniczeń
wyznaniowych
narodowościowych i stanowych w przyjmowaniu uczniów, wprowadzenie prawa kobiet
do wyższego wykształcenia.

Władze carskie zaakceptowały kandydaturę Kakowskiego. Dopomogły też w poparciu jego

kandydatury przez Watykan
(i tak np. agent carski w Rzymie wniósł odpowiednią sumę za przygotowanie dokumentów).
Jego działania jako rektora były przez niektórych wykładowców oceniane bardzo negatywnie.
I tak np. ksiądz Karol Dębiński napisał w swoich wspomnieniach, że ksiądz Kakowski „umiał
chodzić około swoich spraw" i był „prorządowy".

Wreszcie to władze carskie spowodowały, że ksiądz Kakowski został metropolitą

warszawskim.

background image

Tak o tym pisze ksiądz Czaplicki: „Udział władz rosyjskich w wyniesieniu księdza Kakowskiego
na stanowisko metropolity warszawskiego widzimy w sprawozdaniach,
które minister spraw wewnętrznych składał cesarzowi Mikołajowi drugiemu.
10 marca 1913r. informował on cara o rozpoczęciu rozmów z Watykanem w sprawie naznaczenia
kanonika Kakowskiego arcybiskupem warszawskim,
7 kwietnia 1913 r. - składał sprawozdanie o wydatkach, związanych z oczekiwanym naznaczeniem
kanonika Kakowskiego..., a 30 maja 1913 r.
informował cara o naznaczeniu kanonika Kakowskiego arcybiskupem warszawskim. W tym
właśnie dniu Mikołaj drugi polecił księdzu
A. Kakowskiemu objąć stanowisko arcybiskupa warszawskiego. Powyższe zestawienie pokazuje,
że procedura obsadzenia stolicy metropolitalnej warszawskiej
została przeprowadzona przez administrację rządową dość szybko. Brak zastrzeżeń ze strony rządu
oznacza,
że kandydat był oceniany jako człowiek oddany władzy państwowej lub przynajmniej
nieszkodliwy".

Kardynał Kakowski nie nagłaśniając sprawy objawień w dniach 14 i 15 sierpnia 1920 r. nie

tylko poszedł na rękę wielu środowiskom politycznym
(i masonom), ale ustrzegł się od spodziewanych ataków, w ramach których wyciągano by
prawdopodobnie różne fakty z jego przeszłości
i zarzucano współpracę z zaborcą.

Część 6. Wyciszanie i dezawuowanie objawień.

To zjawisko pojawiło się już w 1920 r. i trwa do dziś. Podejście do problemu i „argumenty"

są wciąż te same.

Bezpośrednio po 15 sierpnia 1920 r. rozpowszechniano pogląd, że bolszewicy zmyślili sobie

objawienia „by wytłumaczyć niechlubną ucieczkę z pola walki".
Głoszono, że „bolszewicy na skutek nadużycia alkoholu mieli zaburzenia psychiczne i zwidy".

Były to bardzo słabe argumenty, ponieważ to samo mówiło setki żołnierzy rosyjskich

i jeńców, którzy znajdowali się w różnych miejscach i nie mieli ze sobą kontaktu.

Rozpowszechniano też opinię, że samo określenie „Cud nad Wisłą" wymyślili bolszewicy,

by „zatuszować swoją porażkę" oraz opinię, że to określenie wymyśliła opozycja wobec
Piłsudzkiego, by pomniejszyć jego zasługi.

Do dziś rozpowszechnia się opinię, że objawienia wymyślili albo endecy albo „kościelni

historycy".

Andrzej Garlicki, współczesny historyk napisał:

„Piłsudczycy bardzo nie lubili określenia cud nad Wisłą, gdyż w ich mniemaniu wskazywanie na
udział sił nadprzyrodzonych podważało zasługi Józefa Piłsudskiego w bitwie warszawskiej".

W „Polityce" Wiesław Władyka napisał: „Określenie cud nad Wisłą wymyślił endecki pisarz

Stanisław Stroński tuż po 15 sierpnia 1920 r.,
próbując w ten sposób odebrać laury zwycięstwa znienawidzonemu Piłsudskiemu. To nie wódz był
autorem zwycięstwa, to Bóg natchnął siłą Naród,
który mimo nieporadności przywódcy stanął do bohaterskiej walki z Sowietami i wygrał".

Na portalu „zadane.pl" w dziale przeznaczonym dla uczniów szkół podstawowych

znajdujemy krótki materiał pod tytułem „Kto wymyślił określenie cud nad Wisłą?". Czytamy tam:

background image

„W roku 1920 fala wojsk bolszewickich zalała cały kraj. Polacy oczekiwali jakiegoś cudu, pomocy
sił wyższych, aby pokonać Sowietów.
Po raz pierwszy tego wyrażenia użył

prof. Stanisław Stroński w jednym ze swych artykułów.
Polacy pokonali armię bolszewicką 15-go sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej w bitwie pod
Radzyminem.
To zwycięstwo szybko nazwano cudem nad Wisłą, ponieważ wielu Polaków zaczęło naprawdę
wierzyć w to, że zatrzymaliśmy pochód komunizmu na zachód dzięki boskiej pomocy".

Na Portalu Radia Maryja pojawił się wywiad udzielony przez księdza Józefa Marię

Bartnika.
W jego trakcie padło pytanie: „Jakie były różnice między zatajaniem prawdy o objawieniu Matki
Bożej przed II wojną światową a tym w czasach reżimu komunistycznego?".
A oto odpowiedź księdza Bartnika: „W czasie międzywojnia prawda o zjawieniu się Matki Bożej
była dla czynników oficjalnych nader niewygodna.
W wolnej, rozwijającej się, postępowej i dążącej do nowoczesności Polsce fakt ten był nie do
zaakceptowania!
Tym bardziej, że jeśli rozeszłaby się wieść o tym objawieniu, to nieuchronnie nasunęłaby się
konkluzja, że dla pokonania bolszewików waleczni Polacy musieli otrzymać pomoc z Nieba!
Co by sobie Europa pomyślała o naszej armii i dowódcach, gdyby doszło do jej uszu, że w walkach
z bolszewikami przyszła nam z pomocą sama Matka Boża?
Już samo słowo cud, które mogłoby sugerować nadprzyrodzoną interwencję w czasie walk
o Warszawę, było cenzurowane i usuwane z prasy i wydawnictw sanacyjnych.
Dla piłsudczyków żadnego cudu, a nie daj Boże, pojawienia się Najświętszej Dziewicy w czasie
walk z bolszewikami, nie było i być nie mogło!
W trzeciej, największej wygranej bitwie w historii polskiego oręża (po Grunwaldzie i Wiedniu),
która uratowała Europę przed rewolucją bolszewicką, decydującej o losach Polski, Europy i świata,
jedynym animatorem zwycięstwa miał być sam Marszałek Piłsudski, bez pomocy sił
nadprzyrodzonych.
Dlatego pomimo setek relacji naocznych świadków fakt ten zaliczono do pobożnych ludowych
legend i nie dopuszczono, by został w jakikolwiek sposób nagłośniony.
Sprawa zjawienia się Matki Bożej stała się tematem tabu. Efektem tej polityki było to, że relacje
bolszewików, bezpośrednich świadków ukazania się Maryi, nie mogły być publikowane ani
w prasie, ani w książkach wspomnieniowych.
To wiekopomne wydarzenie nie zatarło się i nie znikło z pamięci Narodu, a to dzięki osobom, które
posługiwały w obozach jenieckich i dalej kolportowały zasłyszane świadectwa.
Bolszewicy chętnie dzielili się swoimi przeżyciami.
Pamiętna noc z 14-go na 15 sierpnia była najbardziej wstrząsającym momentem całego ich
dotychczasowego życia: Na własne oczy ujrzeli Matier Bożiju! Matkę Bożą".

W dalszej części wywiadu powiedział też: „W latach 50. propaganda komunistyczna

określała wojnę 1920 roku najazdem jaśnie panów na kraj radziecki!
W tej sytuacji nie trudno się dziwić, że wszystkie wypowiedzi nawiązujące do objawienia się Maryi
były cenzurowane, rugowane i ośmieszane.
Autorzy, nawet zawoalowanych aluzji, stawali się obiektem ataków i niewybrednych drwin tak
zwanej naukowej krytyki reżimowych publicystów.

background image

Niestety, do dziś nie nastąpił w tej materii żaden przełom. Temat jest konsekwentnie pomijany, co
szczególnie bolesne, w homiliach wygłaszanych 15-go sierpnia".

Część 7. Co się stało z obrazami upamiętniającymi objawienia Matki Bożej w 1920 roku?

Powstały, w okresie międzywojennym, tylko dwa takie znaczące, obrazy.
Pierwszy, namalowany w 1921 r., był autorstwa Józefa Mazura (1897-1970), młodego

polskiego malarza religijnego zamieszkałego w USA.
Jego notki biograficznej nie ma w polskojęzycznej Wikipedii.
Jest za to w anglojęzycznej.

Namalowanie tego obrazu zlecił mu proboszcz polskiej parafii w Bufallo.

Mazur namalował Matkę Bożą z objawienia z dnia 14 sierpnia w oparciu o zeznania Polaków
z USA, którzy walczyli w Bitwie 1920 r. (w tej bitwie walczyło około 30 tys. ochotników z Polonii
amerykańskiej).
Matka Boża na obrazie wygląda zatem jak na obrazie Matki Bożej Łaskawej (ten sam ubiór, gesty;
w rękach trzyma, zamiast strzał, wiązki promieni).
W latach czterdziestych zamalowano wiązki promieni w rękach Matki Bożej.
W latach osiemdziesiątych świątynię sprzedano (liczba wiernych spadła prawie do zera) i obraz
zaginął.
Po jakimś czasie wypłynął na jednej z akcji internetowych. Był przemalowany. Matkę Bożą
przerobiono w Chrystusa.
Nikt tego obrazu nie kupił (choć cena wynosiła tylko 300 dolarów) i znowu ślad po nim zaginął.

Drugi obraz upamiętniający również objawienie z 14 sierpnia 1920 r. został namalowany

przez Jerzego Kossaka (1886-1955) w 1930 r. po 9 latach gromadzenia dokumentacji
(dzięki temu Matka Boża jest tam przedstawiona dokładnie tak jak ją widzieli bolszewicy).
Obraz ten nie przedstawia wiernie bitwy. Pełno w nim symbolicznych odniesień. Namalowany jest
też na nim Józef Piłsudzki.
Dzieło to stało się dla Kossaka „źródłem kłopotów i szykan", denerwowało piłsudczyków,
ośmieszano je i deprecjonowano.
Obecnie obraz znajduje się w Muzeum Diecezjalnym w Toruniu.

Do dziś stara się pomniejszyć jego sens i wartość artystyczną.

Oto fragment przykładowego, typowego materiału na ten temat, który został zamieszczony
w „Gazecie Wyborczej":
„Dziwny to obraz. Namalowany sprawnie, w paru partiach niepozbawiony wartości artystycznych,
jest w gruncie rzeczy osobliwym batalistycznym monidłem.
Wiernym w detalach i naiwnym w wyrazie, sztucznie podretuszowanym, odświętnym pomnikiem
słusznej sprawy, której patronuje łaska boska.
Patriotycznym kiczem. Cud nad Wisłą jest marnym świadectwem zwycięstwa 1920 roku.
Ale bardziej niepokoić musi to, że nie tylko wojna polsko-bolszewicka, ale i wysiłek Polaków
podczas II wojny skwitowane zostały później obrazami trzeciorzędnymi.
Cud stał się pierwszym świadectwem zaskakującej prawdy. W XX wieku — po raz pierwszy
w naszych dziejach — łatwiej było na polu bitwy odnieść wielkie zwycięstwo, niż potem dobrze je
namalować".

Tak na marginesie. Kompetencje autora przytoczonego wyżej tekstu w ocenie dzieł

malarskich są „wysokie".
To dziennikarz śledczy, który z wykształcenia jest inżynierem cybernetykiem".

background image

Część 8. Cud nad Wisłą według Jarosława Szarka.

W 2015 r. ukazały się dwie duże książki na ten temat: profesora Andrzeja Nowaka i doktora

Jarosława Szarka.
W obu przemilcza się objawienia 1920 roku.
W odniesieniu do pierwszej książki jest to jakoś zrozumiałe,
bo dotyczy ona kwestii stosunku do Polski i Bitwy Warszawskiej zachodnich mocarstw
i poświęcona jest ukazaniu tego faktu, że nas wtedy zdradziły i chciały sprzedać bolszewickiej
Rosji.

Książka Szarka jest jednak o „przebudzeniu Polaków". Znajdujemy tam szczegółowy opis

wszystkich tych działań i zjawisk, które to przebudzenie spowodowały czy się do niego
przyczyniły.
Są tam opisy wszystkich inicjatyw religijnych, tak kościelnych jak i podejmowanych przez
świeckich.
Znajdujemy tam zatem np. rozdziały pod tytułem „Bóg z wami" i „Modlitewny szturm do nieba".
W rozdziale pod tytułem „Bóg z wami" znajdujemy punkt: „Pod sztandarem Najświętszego Serca
Jezusowego".
Znajdujemy tam również szczegółowy opis śmierci księdza Skorupki.

Ktoś, kto rozmawiał z doktorem Szarkiem mówił mi, że zapytał go dlaczego nie napisał

o maryjnych objawieniach z 14-go i 15-go sierpnia 1920 roku.
Szarek miał odpowiedzieć, że jako historyk uwzględniał tylko fakty historyczne.

W swojej książce przytacza w znacznej liczbie różne opinie, i wypowiedzi również prostych

ludzi.
Nie przytacza jednak tych, które dotyczyły objawień. Nie pisze co mówiono o zeznaniach
rosyjskich jeńców i jak to wszystko „budziło Polaków".

Część 9. „Ta dobra Ciocia Ymca".

Najbardziej jednak zaskakuje mnie w tej książce rozdział pod tytułem „Dobrze było walczyć

za Polskę", a w nim przede wszystkim punkt „Ciocia Ymca".
W tym rozdziale Szarek mówi o wielkiej pomocy ze strony USA, a w wymienionym punkcie
rozpływa się nad tą organizacją.
Pisze: „W środę 7 czerwca (1920 roku) do Warszawy przyjechał John Raleigh Mott
przewodniczący popularnego Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej Ymca — organizacji
prowadzącej w Polsce szeroką działalność charytatywną.
Powszechnie była pieszczotliwie zwana ciocia Ymcią i tak kochaną przez polskiego żołnierza
zjednała sobie powszechną sympatię i uznanie.
Teraz przyjeżdżał stojący na jej czele wujaszek, jak określano Motta, który jak komentował szef
wydziału prasowego Ministerstwa Spraw Wojskowych Remigiusz Kwiatkowski, „jest rzecznikiem
idei odrodzenia świata przez młodych.
Starzy zrujnowali go, ci, do których przyszłość należy, muszą go odbudować.
Stare hasła muszą być przewartościowane; idea Chrystusa, stosowana w praktyce życia przez
wszystkie narody i jednostki, winna stać się podwaliną tej przebudowy".

Dalej Szarek opisuje wizytę Motta w Polsce i przytacza jego wypowiedzi w stylu: „Wolność

Polski jest piękna i wspaniała, czyny na polach bitew porywające, przeszłość świetna i chlubna".

background image

Pisze też „Prezes Ymca spotkał się z polskimi pracownikami organizacji oraz odwiedził Kraków,
Wilno, Mińsk, pojechał na front pod Borysowem, wszędzie witany serdecznie przez żołnierzy
i ludność".

Wreszcie Szarek powołuje się na reportaże ówczesnego dziennikarza Jana Czempińskiego,

z których wynika, że Polacy na stacjach kolejowych dorabiali się fortun
sprzedając żołnierzom napoje i podstawowe artykuły żywnościowe za paskarskie ceny, a pomaga
żołnierzom tylko Ymca sprzedając im za „symboliczne" sumy kakao, czekoladę, bułki, papierosy.
„Gdy do Chełma przyjechało naraz — czytamy w książce Szarka — kilka wojskowych transportów,
pracownicy Ymca już po kilku godzinach wznieśli tymczasowy barak, gdzie obdarowywali setki
żołnierzy, a na koniec jeszcze wystawili przedstawienie teatralne".

Część 10. Ymca, masoneria i Matka Boża.

Gdy zajrzymy do fundamentalnej pracy Leona Chajna pod tytułem "Wolnomularstwo

w II Rzeczpospolitej", pracy wielce cenionej przez polskich masonów,
znajdujemy tam punkt pod tytułem „Chrześcijańskie Stowarzyszenie Młodych Mężczyzn (Ymca)",
w którym czytamy:
„bardziej umiarkowana i deistycznie nastawiona część zakonu (Chajnowi chodzi o masonerię)
za ważny teren swej działalności uznawała pracę w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Młodych
Mężczyzn — Young Men’s Christian Association (Ymca) —
którego przedstawiciele byli zaproszeni do Polski w 1919 r. przez dowództwo polskich formacji we
Francji.
Od pierwszej chwili zainstalowania się w Polsce Ymca spotkała się z gwałtowną kontrakcją
katolickiego duchowieństwa, które dopatrywało się w tym propagandy protestantyzmu.
Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy Kongregacja Świętego Oficjum w Rzymie
skierowała w 1920 r. do polskiego Episkopatu pismo ostrzegające przed wpływem na młodzież
różnych organizacji katolickich,
które pozornie wzmacniają ciało, wyrabiają umysł i ducha, w rzeczywistości zaś niszczą całość
wiary katolickiej i wyrywają dzieci z objęć Kościoła Matki...".

Chajn nie do końca trzyma się tu jednak prawdy. Można się w tym zorientować, jeśli

zapoznamy się choćby z wypowiedziami Ludwika Hassa i wspominanym przez Chajna
dokumentem Stolicy Apostolskiej.

Hass, którego można nazwać nadwornym kronikarzem masonerii polskiej, pisząc o Rotary

Club zahacza o problem Ymca: „Otóż odmiennie niż w przypadku Ymca potępienie w 1928 r. przez
Watykan ruchu rotariańskiego jako kryptowolnomularskiego niezupełnie zostało wtedy
sformalizowane".
Opisując okoliczności zdelegalizowania w Polsce pod koniec lat trzydziestych masonerii stwierdza:
„Atakiem objęto też wszystkie zrzeszenia wolnomularskie, po Ymca i Rotary Club włącznie".

A oto fragment dokumentu Stolicy Apostolskiej, na który powołuje się Chajn: „Pewne nowe

organizacje akatolickie (...) zagrażają (...) młodzieży ofiarowując jej wielce urozmaiconą pomoc,
którym to sposobem wzmacniają wprawdzie ich ciała, kształcą ich serca i umysły, w rzeczy zaś
samej naruszają wiarę katolicką i wyrywają synów matce — Kościołowi.
(...) Mówią bowiem, że chcą umysły i obyczaje młodych zaprawić w dobrych dziedzinach i tę
kulturę mając zamiast religii deklarują zupełnie wolną od wszelakiej religii i wyznania uwolnioną
swobodę myślenia.
Wyznając, że niosą młodym światło, odsuwają ich od nauczania kościelnego (...)

background image

Dlatego pozbawieni pomocy Sakramentów i oddaleni od wszelkiego rodzaju pobożności, ponadto
przywykli o najświętszych rzeczach z największą swobodą sądy wygłaszać, nieszczęśliwie
popadają w indyferentyzm religijny władzą Kościoła potępiony, z którym połączone jest
zaprzeczenie wszelkiej religii.
Tak w kwiecie wieku w ciemnościach wątpliwości bez żadnego przewodnika w życiu niszczeją.

(. .) Otóż z tych stowarzyszeń wystarczy to zapamiętać, co jako wielu innych rzeczy matką
najpowszechniejszą bywa
(co głównie w czasie tej okrutnej wojny wielu pokrzywdzonym dużo pomogło) w pomoce
(bogactwo) zaopatrzona organizacja nazwana Y.M.C.A.
(Yung Men's Christian Association), której wprawdzie nieświadomie nawet sprzyjają katolicy
w dobrej wierze, uważając ją za zbawienną,
a z pewnością nikomu nie szkodzącą, i wspomagani bywają katolicy niektórzy, którzy nie znają jej
natury.
To bowiem stowarzyszenie szczerą oczywiście miłość rzuca młodzieży, niejako nie mając niczego
lepszego jak ich ciału i sercu służyć pomocą,
a jednocześnie podważa jej wiarę, skoro postanawia oczyścić ją z wiary i przekazać lepszą
znajomość prawdziwego życia ponad wszelkim Kościołem i oprócz jakiegokolwiek wyznania
religijnego.
(...)W tej sprawie św. Kongregacja uznaje za stosowne publicznie wyjaśnić we wszystkich krajach
przez biskupów, że czasopisma i inne pisma tych stowarzyszeń
które są bardzo niebezpieczne, bo do wprowadzania błędów racjonalizmu i indyferentyzmu
religijnego do dusz naszych wyznawców bardzo się przyczyniają
samym prawem należy zabraniać".

Oddajmy jeszcze na chwilę głos Chajnowi: „Miarą znaczenia, jakie przywiązywał zakon

(chodzi o masonerię) do uzyskania wpływów w Ymca, może być fakt,
że na czele jej rady krajowej (Zarządu Głównego) stali kolejno tak wybitni wolnomularze jak dr
Rafał Radziwiłłowicz, inż. Marian Ponikowski i dr Tadeusz Dyboski.
The New Age (oficjalny organ prasowy Wielkiej Loży Matki Świata) w styczniu 1923 r.
informował, że 65% członków sekretariatów Ymca podczas wielkiej wojny światowej (chodzi
o pierwszą wojnę światową)
było członkami wolnomularstwa”.

Amerykańska Ymca powiązana była ściśle z amerykańską masonerią.

Szef tej Ymca John Raleigh Mott był powiązany z głównym guru amerykańskiej i światowej
masonerii J. D. Rockefellerem.
W Internecie można znaleźć np. fotokopię listu z 1915 r. Motta do Rockefellera z prośbą
o pieniądze na działalność w Europie

(fotokopia ta została zamieszczona w Internecie w ramach projektu finansowanego przez Fundację
Rockefellerów).
Można tam też znaleźć wiele materiałów dotyczących ścisłej współpracy Motta i Rockefellera oraz
dotyczących przynależności Motta do masonerii.
Mott odwiedził Polskę jeszcze kilkakrotnie. W 1938 r. odbyło się jego spotkanie z prezydentem
Mościckim, w którym uczestniczył szef polskiej Ymca i mason Tadeusz Dyboski.

Mott realizował plany Rockefellera. Jaki był stosunek Rockefellera do Rosji Sowieckiej?

Masoni amerykańscy ją wspierali.

background image

Bez nich nie przetrwałaby pierwszych lat i nie mogłaby uderzyć na Polskę. Literatura na ten temat
jest bogata. Pisałem o tym w wielu swoich książkach.

Wielkie banki i wielkie koncerny zaangażowane były w rewolucję bolszewicką w Rosji

a następnie aż do końca istnienia Rosji Sowieckiej wyposażały ją (za ciężkie pieniądze, w znacznej
mierze pożyczone jej przez masońskich bankierów)
we wszystko, co było jej potrzebne do przetrwania, ekspansji i rozwoju.

Stąd Gary Allen mógł napisać: „W istocie wszystko co Sowieci posiadają zostało uzyskane

z Zachodu. Nie będzie wielką przesadą powiedzenie, że ZSRR został wytworzony w USA".

„Jeden z największych mitów współczesnej historii stanowi to — pisze Griffin —

że rewolucja bolszewicka w Rosji była powszechnym powstaniem uciskanych mas przeciw
rządzącej klasie carów.
Jak jednak zaraz zobaczymy, planowanie, przywództwo oraz — w szczególności — fundusze
pochodziły w całości spoza Rosji
a większość z nich dostarczyli finansiści z Niemiec, Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych.
Ponadto zobaczymy, że metoda Rothschilda odegrała kluczową rolę w kształtowaniu tych
wydarzeń".

Griffin na kilkunastu stronach opisuje jak biznesmeni-masoni skupieni w masońskich

organizacjach Okrągły Stół oraz CFR (Council of Foreign Relations — Rada Stosunków
Zagranicznych)
na czele których stali Morgan i Rockefellerowie budowali, dorabiając się przy okazji kroci, Rosję
Sowiecką.
Pisze: „Amerykański kontyngent w Rosji działał pod przykrywką misji Czerwonego Krzyża,
przybyłej rzekomo z pomocą humanitarną.
Wykorzystując bliską znajomość z Trockim i Leninem, udało im się pozyskać lukratywne kontrakty
od nowych rządów, które wielokrotnie zwróciły pierwotnie zainwestowany kapitał".

Zwraca uwagę na to, że bolszewicy po rewolucji październikowej znacjonalizowali

wszystkie banki, poza jednym — „piotrogrodzką filią National City Bank Rockefellera"
że znacjonalizowali cały przemysł ciężki „poza elektrownią spółki Westinghouse", którą zbudował
Charles Crane
(amerykański multimilioner, doradca, w sprawach Rosji prezydenta Woodrowa Wilsona, członek
masońskiego Jekyll Island Club, którego członkami byli
między innymi: Morgan, Rockefeller i Vanderbilt). Gdy w Rosji utworzono międzynarodowy bank
jego udziałowcami stali się bankierzy między innymi
z Wielkiej Brytanii i USA, a stanowisko dyrektora jego zagranicznej komórki objął Max May
wiceprezes należącej do Morgana Guaranty Trust Company.
Spółki Standard Oil oraz General Eletric dostarczyły tylko w latach 1921-1925 sprzęt wartości
37 milionów (równa się to dzisiejszym ponad pół miliarda dolarów)
a wytwórnia lotnicza Junkers&Co. „dosłownie stworzyła" sowieckie siły powietrzne.

Czego więc Rockefeller i jego ludzie z Ymca szukali w Polsce? Chcieli jej pomóc?

Absurdalne.
Ktoś powie — Ymca pojawiła się w 1920 r. po to, by, po uzyskaniu wdzięczności i zaufania
przekabacać polską młodzież. Zgoda.
To był na pewno jeden z celów masonerii.
Zauważmy jednak, że pracownicy amerykańskiej Ymca wydając posiłki na stacjach kolejowych
polskim żołnierzom mieli wspaniałe warunki Do tego,

background image

by zbierać informacje wywiadowcze na temat liczebności polskich oddziałów ich przemieszczania
się oraz nastrojów wśród polskich żołnierzy.
Takie informacje trafiałyby do Rockefellera, a on mógł je przekazywać sowieckim władzom.

Można tutaj zadać też istotne pytanie: czy po ukazaniu się Matki Bożej w dniu 14-go i 15

sierpnia 1920 r.
Rockefeller nie podjął decyzji w sprawie działań których celem byłoby ich wyciszenie
i zdyskredytowanie?
Czy jednym z narzędzi w tej sprawie nie byłaby wtedy Ymca?

Szeroko zakrojona akcja masonów polskich i amerykańskich

wsparta wielkimi pieniędzmi, przy wykorzystaniu wszelkich możliwych środków mogła dać
„dobre" efekty.
To tłumaczyłoby zaskakującą bierność w Polsce w kwestii tych objawień.

Część 11. Objawienia 1920 r. i Matka Boża Łaskawa z Warszawy.

Na stronie internetowej Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej

w Warszawie (przy ulicy Świętojańskiej 10) czytamy: „Kult Matki Bożej Łaskawej rozpoczął się
we Włoszech na początku XV wieku.
W 1410 r. w Faenzy w północnych Włoszech przeor klasztoru dominikanów szerzył ten kult, aby
ratować ludność miasta od zarazy.
W mieście tym Joannie a Costumis ukazała się Matka Boża w złotej sukni i błękitnym płaszczu
która w uniesionych dłoniach trzymała złamane strzały gniewu Bożego.
Matka Boża żądała powszechnego postu i trzydniowych procesji pokutnych, które biskup Sylwester
de Casa zarządził w Faenzy.
Niedługo po tym zaraza ustała. Pierwszy włoski wizerunek Madonny Łaskawej (w oryginalnym
języku włoskim — Madonna delie Grazie)
został wykonany techniką freskową ok. 1410 r. w gotyckiej świątyni dominikanów w Faenzy
według wizji Joanny a Costumis.
Od tamtego czasu Faenza stała się głównym ośrodkiem kultu Matki Bożej Łaskawej. Pijarzy
przenieśli ten pobożnościowy kult do Polski.
Pierwszy rektor warszawskiego konwentu pijarów, ojciec Hiacynt Orselii SP (urodzony
w okolicach Faenzy)
chciał pobudzić w Polsce cześć dla Dziewicy Łaskawej by zyskać jej opiekę nad Warszawą.
Zamówił on duży obraz Najświętszej Maryi Panny Łaskawej, który był inspirowany pierwszym
wizerunkiem — freskiem Madonny Łaskawej z 1410 r.
i odwzorowywał jego główne motywy.
W dniu 24 marca 1651 roku w obecności nuncjusza papieskiego arcybiskupa Jana de Torres obraz
został uroczyście wprowadzony do drewnianego kościoła pw. Świętych Prima i Felicjana przy ulicy
Długiej
(gdzie obecnie stoi katedra polowa) i ukazany ludowi Warszawy.
Nuncjusz w obecności pary królewskiej odczytał bullę papieża Innocentego 10-go ustanawiającą
święto Mater Gratiarum Varsaviensis na drugą niedzielę maja".

Na stronie internetowej sanktuarium czytamy dalej: „Rok później po uratowaniu miasta

przed zarazą wysłano do Faenzy chorągiew z łacińskim napisem:
Miasto Warszawa śluby Ci składa i pozdrawia Cię Dziewico, i pragnie by obraz, co niesie zdrowie
ludom i Królestwom był ochronę zachowany w kościele pijarów.

background image

Bądź taką, jaką byłaś pod niebem Południa. Bądź strażniczką Lechii i pozwól że nazwiemy Cię
Patronką ludu Północnego.
Chroń berła Kazimierzowego i ofiaruj Lechii pokój oraz złamane strzały. Wojny otomańskie oraz
choroby odpędź daleko.
A swoich czcicieli i świątynię swoją broń, o Mario.

W 1664 r. Warszawę nawiedziła epidemia, która spustoszyła miasto.

Ci, którzy przeżyli uciekli z niego. „Wtedy ogłoszono pijarską Matkę Bożą Łaskawą Patronką
stolicy, by broniła miasta od powietrza, głodu, ognia i wojny".
Obraz zaczęto nosić w uroczystych procesjach.
Gdy epidemia wygasła Rada Miasta w dowód wdzięczności, wydała oficjalny dokument pod
tytułem „Ślubowanie Warszawy — Votum Varsavić"
w którym to Stolica oddała się pod obronę Maryi jako „Tarczy" i „Obrony”.
Od tego czasu mieszkańcy Warszawy co roku składali hołd swojej Patronce w trakcie uroczystości
odpustowych w drugą niedzielę maja.

„Matka Boża Łaskawa — Patronka Warszawy i Strażniczka Polski —jak czytamy na stronie

internetowej Jej Sanktuarium —
był to pierwszy w historii Polski tytuł Matki Bożej odnoszący się do naszego narodu, na długo
jeszcze przed innymi obrazami i wezwaniami!".

Z powyższego w sposób jednoznaczny wynika dlaczego Matka Boża objawiła się

bolszewikom właśnie w postaci Matki Bożej Łaskawej z Warszawy.

To przecież Matka Boża Łaskawa zawsze broniła Warszawy jako jej patronka.

W tym objawieniu było przypomnienie tego faktu i wezwanie, by Warszawa (jej mieszkańcy
i włodarze) pamiętali o Niej i do Niej właśnie się odwoływali, Jej oddawali w opiekę.

Część 12. Matka Boża Łaskawa i syrenka warszawska.

Na oficjalnej stronie miasta Warszawy czytamy: „Geneza herbu Warszawy, podobnie jak

początki miasta oraz jego nazwy były od dawna przedmiotem wielu hipotez i legend.
Niemal do końca 17-go wieku herb przedstawiany jest w postaci łączącej cechy ludzkie
i fantastyczno-zwierzęce: ptasio-rybio-smocze.
W drugiej połowie 17-go wieku, a szczególnie w 18-tym wieku postać traci cechy fantastyczne
i zbliża się do wizerunku współczesnej syreny: kobiety z rybim ogonem zakończonym płetwą.
Najstarsza istniejąca pieczęć herbowa Warszawy pochodzi z 1390 r.
Jest to okrągła pieczęć, otoczona łacińskim napisem Sigilium Civitatis Varsoviensis.
W środku na tle ornamentyki roślinnej zawarty jest kartusz ukazujący postać z ludzką głową
nakrytą hełmem i rękami, osadzonymi na ptasim tułowiu, z lwim ogonem i racicami wołu.
W rękach trzyma ona okrągłą tarczę i miecz. W ciągu szesnastego wieku w herbie Warszawy tułów
męski zostaje zastąpiony kobiecym, znika hełm z głowy
zjawiają się u bioder skrzydła smocze i jaszczurczy ogon.
Pierwsza syrena (kobieta-ryba) z mieczem i tarczą pojawia się w 1622 r., nie jest jednak znana
dokładna droga przemiany od półczłowieka półptaka do obecnego herbu.
Do 1791 r. — tj. do scalenia administracyjnego Warszawy, syrena była herbem tylko Starej
Warszawy i dwóch jej jurydyk Solca i Mariensztatu (od 1781 r.).
Miasto Nowa Warszawa i pozostałe jurydyki miały odrębne herby, np. herbem Nowej Warszawy
była panna z jednorożcem".

Zwróćmy uwagę na trzy sprawy.

background image

Pierwsza.
Autorzy tego tekstu przyznają w pewnym momencie, że syrena była tylko w herbie Starej

Warszewy
a zatem tylko tej części Warszawy, którą stanowiło Stare Miasto.

Druga.
W mitologii greckiej syreny to niebezpieczne i przebiegłe stworzenia.

Z wydanego przez Instytut Wydawniczy PAX słownika ksiądz prof. Stanisława Kobielusa SAC pod
tytułem „Bestiarium chrześcijańskie", wynika
że „w tradycji chrześcijańskiej nie istnieje coś takiego jak pozytywna symbolika syreny, jest to
postać już w starożytności nacechowana wyłącznie negatywnie.
Syrena jest symbolem kusiciela, a wiele jej cech jakie starożytni grecy przypisywali tym stworom
zostanie wprost przejętych przez demonologię Ojców Kościoła".

W wydanej w 2014 r. przez Uniwersytet Wrocławski książce Jakuba Sawickiego

pod tytułem „Średniowieczne świeckie odznaki w Polsce na tle europejskim" znajdujemy rozdział
pod tytułem „Zwierzęta fantastyczne i symbolika chrześcijańska...".
Dowiadujemy się z niego, że syreny „stanowiły symbol pokus, które miały odciągać ludzi od
zbawienia
a ich obnażone piersi dodatkowo jeszcze personifikowały rozwiązłość, lubieżność i nieczystość".
Historycy sztuki twierdzą, że podobizny syren w polskich klasztorach symbolizowały lubieżność
i przypominały modlącym się mnichom o zagrożeniach duszy".

Trzecia.
Zdanie: „Miasto Nowa Warszawa i pozostałe jurydyki miały odrębne herby, np. herbem

Nowej Warszawy była panna z jednorożcem” zawiera tylko pół prawdy,
co może mylić czytelnika. Prawdą jest, że w herbie Miasta Nowa Warszawa jest panna
z jednorożcem.
Dlaczego jednak Urszula Janicka-Krzywda w swojej książce pod tytułem „Patron-atrybut-symbol"
podaje, że w herbie Miasta Nowa Warszawa jest Matka Boża?
Dlatego, że: „W średniowieczu wizerunek dziewicy z jednorożcem na kolanach był częstym
motywem sztuki chrześcijańskiej jako symbol Najświętszej Marii Panny, a sam jednorożec
symbolizował Chrystusa”.

Z książki Dorothei Forstner pod tytułem „Świat symboliki chrześcijańskiej" dowiadujemy

się również, że jednorożec symbolizuje Chrystusa.

Na oficjalnej stronie Miasta Warszawa czytamy także:

„Pierwsze przepisy normujące wygląd herbu Warszawy pochodzą z 1798 r. z okresu okupacji
pruskiej. Herb przedstawiał pół nagich ludzi z maczugami, trzymających tarczę herbową z syreną,
z orłem pruskim na tarczy syreny.
W okresie Księstwa Warszawskiego w 1811 r. wprowadzono na pieczęciach miast urzędowe godło
Księstwa, tj. herb sasko-polski.
Później pod zaborem rosyjskim, w skład którego weszła Warszawa, miasta także pozbawione były
prawa używania herbów historycznych, na pieczęciach obowiązywało godło państwowe.
W sierpniu 1915 r., po ucieczce władz rosyjskich z Warszawy, polski samorząd przywrócił syrenę
na pieczęciach miasta.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. syrena na trwałe już stała się oficjalnym
herbem Warszawy.

background image

W 1938 r. wprowadzono nowy wzór herbu według projektu Szczęsnego Kwarty, który został
zmieniony w 1967 r., a przywrócony uchwałą Rady Miasta Stołecznego Warszawy z 15 sierpnia
1990 r.
Herb przedstawia w polu czerwonej tarczy postać kobiety z rybim ogonem zwróconą w prawo,
z wzniesionym mieczem w ręce prawej i tarczą okrągłą w ręce lewej.
Barwy ciała i ogona rybiego naturalne, włosy złote, miecz i tarcza złote. Nad tarczą herbową
znajduje się korona królewska".

Z powyższego tekstu wynikałoby tylko, że to obcy, przede wszystkim masoni (np. Sasi),

wprowadzali syrenę do herbu Warszawy.
Umieszczenie jej w herbie stolicy Polski w 1918, 1938, 1967, 1990r. i wreszcie w 2004 r. nie ma
merytorycznego i historycznego uzasadnienia.

Ciekawe, poprzez pewne stosowane w nich analogie, są przytoczone na oficjalnej stronie

Miasta Warszawy „legendy" dotyczące syreny.
Legenda autorstwa Artura Oppmana kończy się w sposób następujący: „Syrena z wdzięczności za
to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie obiecała im, że w razie potrzeby oni też mogą liczyć na jej
pomoc.
Dlatego właśnie Warszawska Syrena jest uzbrojona — ma miecz i tarczę dla obrony miasta".

Legenda napisana przez Marię Kruger głosi, że „bezpieczeństwa średniowiecznego grodu

warszawskiego strzegł mężny i szlachetny Gryf.
Gdy pewnego razu wybrał się z flisakami nad Bałtyk, poznał piękną Syrenę. Bardzo się pokochali
i Syrena przypłynęła z nim do Warszawy.
Odtąd oboje opiekowali się mieszkańcami miasta. Kiedy na Warszawę napadli Szwedzi, waleczny
Gryf został podstępnie zraniony przez wroga i wkrótce zmarł,
jego współtowarzyszka - dzielna Syrena chwyciła za miecz oraz tarczę i odważnie stanęła do walki
w obronie miasta.
Wdzięczni za ratunek mieszkańcy nadwiślańskiego grodu szczerze ją pokochali i umieścili jej
wizerunek w herbie swojego miasta.

Zauważ, że w tych legendach przypisuje się tę rolę syrenie, którą mieszkańcy Warszawy

przypisywali faktycznie Matce Bożej Łaskawej.

W herbie Warszawy powinna być Matka Boża Łaskawa.

Potwierdziły to objawienia z 1920 r. Taką propozycję zgłosili w 2004 r. do
Rady Miasta ksiądz dr Józef Maria Bartnik SJ i Ewa J P Storożyńska, autorzy książki „Matka Boża
Łaskawa a Cud nad Wisłą”. Projekt herbu
wykonała artystka Iga Kolińska. Zabiegali też o spotkanie z Radą Miasta. Zostali zignorowani".

Część 13. Wymowa objawień z 1920 r.

Nie natrafiłem, pomimo usilnych poszukiwań, na żadne teksty (poza tekstem księdza Józefa

Marii Bartnika i Ewy Storożyńskiej, którzy starają się odpowiedzieć tutaj na niektóre pytania)
w których próbowano by zrozumieć objawienia z 1920 r., odczytać ich wymowę, dokonać jakiejś,
choćby pobieżnej ich interpretacji.
Tak jakby milcząco przyjęto założenie, że wszystko jest jasne, że jedynym celem objawień było
doprowadzenie do wygrania przez Polaków Bitwy Warszawskiej.

Jeśli mamy do czynienia z objawieniem Matki Bożej powinniśmy, jak już o tym pisałem

w rozdziale pierwszym, głęboko zastanowić się nad jego wymową i szczegółowo przeanalizować
wszystkie jego składowe

background image

tak by nie uronić niczego z przekazu Matki Bożej.

Nie zastanawiano się w odniesieniu do objawień z 1920 r. nad tym: dlaczego w 1920 r.

objawiła się właśnie Matka Boża Łaskawa?;
dlaczego Matka Boża ukazała się tylko rosyjskim żołnierzom? (dlaczego nie ukazała się Polakom?);
dlaczego pierwszego dnia miała w rękach wyeksponowane (bo jaśniały) pęki strzał Bożego gniewu,
a drugiego już nie?;
dlaczego drugiego dnia miała tarczę?; dlaczego za Matką Bożą były „oddziały przerażających
skrzydlatych, konnych rycerzy, zakutych w pobłyskujące mimo ciemności stalowe zbroje, pokryte
lamparcimi skórami"?

I wreszcie pytanie, które należy chyba do najważniejszych: dlaczego Matka Boża ukazała

się bez korony?

Gdy odpowiemy na te pytania, odpowiemy w sposób pełny, na ile to możliwe, na pytanie:

jaka była wymowa objawień z 1920 r.?

Część 14. Matka Boża Kębelska i Matka Boża 1920 r.

Pierwsze zdanie tego rozdziału było następujące: „Podobne objawienia maryjne co w Kęble

we wrześniu 1278 r. miały miejsce na Mazowszu w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r."

W czym te objawienia były podobne?
Podobieństwo rzuca się w oczy: w obu wypadkach Matka Boża ukazała się w trakcie bitwy,

którą Polacy toczyli z wrogiem Polski, ale i Chrystusa;
w obu wypadkach wrogiem byli barbarzyńcy, którzy przyszli ze wschodu; w obu wypadkach Matka
Boża dokonała takiej ingerencji w bitwę, która spowodowała, że zwycięstwo stało się udziałem
Polaków;
w obu objawieniach Matka Boża nie powiedziała ani słowa — objawienie było wizualne;
w obu wypadkach pojawił się ten sam czytelny przekaz: „Ja was bronię w trudnych chwilach. Nie
pozwolę wam zginąć”.

Część 15-ta. Dlaczego w 1920 r. objawiła się właśnie Matka Boża Łaskawa?

Po opisaniu w punkcie 12-tym tego rozdziału roli obrazu Matki Bożej łaskawej w życiu

Warszawy stwierdziliśmy:
"Z powyższego w sposób jednoznaczny wynika dlaczego Matka Boża objawiła się bolszewikom
właśnie w postaci Matki Bożej Łaskawej z Warszawy.
To przecież Matka Boża Łaskawa zawsze broniła Warszawy jako jej patronka.
W tym objawieniu było przypomnienie tego faktu i wezwanie, by Warszawa (jej mieszkańcy
i włodarze) pamiętali o Niej i do Niej właśnie się odwoływali, Jej oddawali się w opiekę".

Nie był to jednak, jak się wydaje, jedyny powód.
Zauważ , że obraz Matki Bożej Łaskawej został uroczyście wprowadzony w dniu 24 marca

1651 r. do drewnianego kościoła pw. Świętych Prima i Felicjana przy ulicy Długiej (gdzie obecnie
stoi katedra polowa)
gdy królem Polski był Jan Kazimierz.
Nuncjusz w obecności pary królewskiej odczytał bullę papieża Innocentego dziesiątego
ustanawiającą święto Mater Gratiarum Varsaviensis na drugą niedzielę maja.

Kościół ten spłonął w czasie bitwy ze Szwedami o Warszawę w 1656 r.

To Król postanowił wybudować w jego miejsce murowaną świątynię (i umieścić w niej obraz).

background image

Zauważ ponadto, że Jan Kazimierz złożył swoje śluby Lwowskie w 1656 r. w Katedrze

Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Lwowie przed tamtejszym, również cudami
słynącym, obrazem Matki Bożej Łaskawej".

Mógł złożyć te śluby przed tym obrazem, ponieważ sam przeniósł obraz do katedry

lwowskiej i sam umieścił w głównym ołtarzu
(dotąd obraz był w kaplicy przy cmentarzu; w tej kaplicy Jan Kazimierz przed tym obrazem
dziękował Matce Bożej w 1651 r. za zwycięstwo pod Beresteczkiem).

Wiele zatem wskazuje na to, że Matka Boża ukazując się w 1920 r. w postaci Matki Bożej

Łaskawej odwołała się do tych faktów, a zatem w bardzo subtelny sposób przypomniała, że została
ogłoszona Królową Polski.
I że Polska została oddana pod Jej opiekę.

Część 16-ta Dlaczego Matka Boża ukazała się tylko rosyjskim żołnierzom?

W Kęble objawienie Matki Bożej widzieli zarówno Tatarzy jak i Polacy. Matka Boża

wystraszyła Tatarów, a Polaków wyraźnie zagrzewała do walki, dawała im nadzieję — znak, że jest
z nimi i ich wspiera.

W Bitwie Warszawskiej Polacy Matki Bożej nie widzieli.

Matka Boża w trakcie bitwy nie zagrzewała Polaków do walki, nie sygnalizowała im, że jest z nimi,
że ich wspiera.
Nie dawała im nadziei. Polacy o objawieniu dowiedzieli się dopiero po bitwie.

To zaskakujące i dające do myślenia. Wniosek może tu być chyba tylko jeden.

Matka Boża zasygnalizowała w ten sposób Polakom, że nie są godni ujrzenia Jej objawienia, że na
to nie zasłużyli.

Matka Boża nie zamierzała tu spowodować, aby Polacy walczyli skutecznie (wiedząc, że

Matka Boża ich wspiera w tak cudowny i nadprzyrodzony sposób).
Ona sama „załatwiała sprawę".

Dlaczego Matka Boża wysłała taki negatywny sygnał do Polaków?
Ktoś powie: przecież Polacy się modlili. Przecież w dniu 19 czerwca 1920 r. nastąpiło

publiczne zawierzenie Polski Sercu Jezusowemu przez najwyższe władze kościelne, w którym
oficjalny udział wzięli Naczelnik Państwa i przedstawiciele władzy.
Przecież nastąpiło powtórzenie tego zawierzenia przez Konferencję Episkopatu Polski na Jasnej
Górze w dniach 26-go do 27 lipca 1920r.
Przecież w dniach 26-27 lipca 1920 nastąpiło też ponowienie aktu obrania Maryi Królową Polski,
dokonane przez Episkopat Polski na Jasnej Górze.
Przecież w całej Polsce, a szczególnie w Warszawie w dniach 6-go do 15 sierpnia 1920 miały
miejsce liczne nowenny błagalno-pokutne, połączone z procesjami i całodziennym czuwaniem
przed Przenajświętszym Sakramentem.
Przecież w dniach 7-go do 15 sierpnia miała miejsce na Jasnej Górze nowenna błagalno-pokutna
w intencji ocalenia Ojczyzny.
Przecież przed Bitwą Warszawską w każdym polskim kościele miała miejsce nowenna
o wstawiennictwo Matki Bożej i ratunek dla Polski.
Przecież biskupi polscy wystosowali apel do Papieża o modlitwę za Polskę i identyczny apel do
wszystkich episkopatów świata.

Nie będziemy tutaj dokonywać szczegółowej analizy historycznej stanu duchowego

i moralnego Polaków tamtego okresu.

background image

Podajmy tylko kilka przykładów.
W swoich wspomnieniach Wincenty Witos dał wyraz stanowi świadomości polskich elit

politycznych.
Wyrażał tam irytację z tego powodu, że tłumy ludzi modliły się i „chodziły procesją
z chorągwiami” zamiast pracować dla obrony.
Witos nie rozumiejąc tego zwrócił się do jednego z robotników, który uczestniczył w takiej
procesji:
„Na moją uwagę, że modlić się należy i prosić Boga, ale nie można się nim wyręczać wszędzie,
gdyż Bóg zostawił ludziom także wolną wolę, oburzył się
i odrzekł, że to takie bezbożne gadanie, bo bez woli Bożej nic się na świecie stać nie może.
Gdy nie zbity z tropu zapytałem go, czy także zgodnie z wolą Bożą bolszewicy bezczeszczą
i niszczą wszystko co święte, powiedział
że to moje wykręty, a jego zdaniem najazd bolszewicki jest karą za grzechy i próbą zesłaną przez
Boga na naród
gdyż On się często i takimi narzędziarni posługuje. A w samej Warszawie zawarła się od dawna
Sodoma i Gomora".

Jaka była Polska lat 1918-1939 ?

Ta rozmodlona Polska, w której zawierza się Ojczyznę Sercu Jezusowemu, w której

Episkopat ponawia akt obrania Maryi Królową Polski jest zdominowana w większości porządków
przez masonów i poddaje się ich woli.
Pierwszy prezydent Polski to mason. Hymn i godło zostają ustalone przez masonów.
W obydwu konstytucjach przyjętych w tym okresie nie wspomina się nawet o Matce Bożej
nie określa się Polski jako kraju katolickiego, nie uznaje się chrześcijańskich zasad moralnych jako
zasad wyznaczających prawo, obowiązujących w państwie.
W pierwszej konstytucji, konstytucji marcowej z 1921 r., jedyny zapis dotyczący bezpośrednio
katolicyzmu i Kościoła katolickiego brzmi:
„Wyznanie rzymsko-katolickie, będące religią przeważającej większości narodu, zajmuje
w Państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań.
Kościół Rzymsko-Katolicki rządzi się własnymi prawami. Stosunek Państwa do Kościoła będzie
określony na podstawie układu ze Stolicą Apostolską, który podlega ratyfikacji przez Sejm" (art.
114).
To sformułowanie — „zajmuje w Państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych
wyznań" — jest tylko „kurtuazyjnym" zapisem.
W konstytucji kwietniowej z 1935 r. nawet takich zapisów już nie ma. Nie ma tam bowiem żadnej
wzmianki o katolicyzmie i jego wartościach.

W Polsce okresu międzywojennego kodeks karny tak regulował

kwestie związane z aborcją, że „było to jedno z najbardziej liberalnych ustawodawstw aborcyjnych
w Europie" (i praktycznie na świecie), że:
„Bardziej liberalne przepisy aborcyjne miał jedynie ZSRR w latach 1920-1936".

W tej Polsce dominuje prasa, którą święty Maksymilian Maria Kolbe nazywa bezbożną,

prasa, która demoralizuje Polaków szkolnictwo jest zdominowane przez elementy
„wolnomyślicielskie".
Obowiązujący "Elementarz", z którego dzieci uczą się pisać i czytać jest autorstwa masona, nie
zawiera elementów religijnych

background image

(nie wspomina nawet o Bogu; poprzednie elementarze odwoływały się co rusz do Chrystusa, Matki
Bożej i wartości chrześcijańskich) itp., itd.

Polska 1920 r. to był kraj takich Polaków, którzy Polskę okresu międzywojennego

wyznaczyli albo przez swoją bierność umożliwili jej powstanie.

Część 17-ta Dlaczego podczas pierwszego objawienia Matka Boża miała w rękach pęki strzał
Bożego gniewu, a w trakcie drugiego już nie?

Jest taka prawda naszej wiary, o której dziś mało kto mówi i prawie nikt nie pamięta,

prawda, którą przybliża nam np. ksiądz Piotr Skarga w swojej pracy pod tytułem „Jak się dobrze
spowiadać?".
Przypomina nam tam o tym, że pomimo spowiedzi, żalu za grzechu, zadośćuczynienia
i rozgrzeszenia czekają nas nie tylko kary wieczne, ale i kary doczesne.
Tych kar doczesnych możemy często uniknąć podejmując odpowiednie, specjalne działania. Często
ich jednak nie podejmujemy i te kary nas dotykają.

Do tego zjawiska odwołuje się obraz Matki Bożej Łaskawej z Warszawy.

Matka Boża trzyma na nim w obu dłoniach skruszone (połamane) strzały Bożego gniewu.
W tej perspektywie wymowa obrazu jest bardzo czytelna i jednoznaczna.
Matka Boża będąca Patronką Warszawy i Strażniczką Polski neutralizuje Boży gniew wymierzony
w Warszawiaków i Polaków jako pojedyncze osoby oraz w Warszawę i Polskę.

Fakt, że w objawieniu z 15 sierpnia 1920 r. Matka Boża nie trzyma już w dłoniach tych

strzał byłby dla nas jak się wydaje,
jednoznaczną sugestią, że nie będzie już tych strzał kruszyć — neutralizować Bożego gniewu
zwróconego ku Warszawie i Polsce, że ten gniew odtąd zacznie nas dotykać.

Można, tak na marginesie zapytać — czy efektem Bożego gniewu nie był napad Niemców

na Polskę w dniu 1 września 1939, napad bolszewików na Polskę w dniu 17 września 1939
okupacja hitlerowska, klęska Powstania Warszawskiego, stalinizm, PRL, i wreszcie to, co zdarzyło
się w latach 1989-2015?

W dniu 15 sierpnia 1920 r. Matka Boża trzymała jednak w ręku tarczę, którą osłaniała

Polaków.
Jednak ci nadal ginęli, choć część pocisków bolszewickich odbijała się od tej tarczy i powracała do
bolszewików.

Wynikałoby stąd, że Matka Boża będzie nadal starała się nas bronić i eliminować niektóre

skutki Bożego gniewu, że jednak nie pozwoli nam zginąć.

Część 19-ta. Dlaczego za Matką Bożą, w trakcie drugiego objawienia, byli zbrojni rycerze?

Bolszewiccy świadkowie objawienia z 14 sierpnia 1920 zeznawali, przypomnijmy,

że za Matką Bożą stały „oddziały przerażających skrzydlatych, konnych rycerzy, zakutych
w pobłyskujące mimo ciemności stalowe zbroje, pokryte lamparcimi skórami".
Oddziały te, według zeznań świadków, przygotowywały się do ataku.

Matka Boża wyraźnie sygnalizowała, że jeśli Polacy nie dadzą sobie rady Ona sama,

poprzez swoje wojsko, rozstrzygnie bitwę.

Te oddziały zbrojnych rycerzy, ich wygląd, gotowość do ataku, jeszcze bardziej przeraziły

bolszewików.

background image

Zauważ, że nie ma wątpliwości co do tego, że były to oddziały husarii. Rycerze ci

wyglądali, z opisu bolszewików, jak husarze.
Jednym z istotnych elementów charakterystycznych, były te lamparcie skóry.

Oddziały husarskie były to najbardziej skuteczne i niezwyciężone oddziały w historii Polski

(jeżeli nie świata).
Rozbijały one i druzgotały oddziały wroga, zarówno oddziały konnicy jak i piechoty, i nikt nie był
w stanie ich powstrzymać.

Ich skuteczność i sława wywarła w swoim czasie tak wielkie wrażenie na Rosjanach, że

wielokrotnie ponawiali próby
zresztą nieudane, utworzenia swoich oddziałów husarii.

Gdy Jan Kazimierz udawał się do Lwowa — do miejsca, w którym złożył swoje śluby

Matce Bożej towarzyszyło mu w drodze i chroniło go 200 husarzy (dwie chorągwie).

Część 20-ta. Dlaczego Matka Boża ukazała się bez korony?

Jeśli wiedzielibyśmy tylko tyle, że w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 pojawiła nad polarni

Bitwy Warszawskiej Matka Boża w postaci takiej
w jakiej jest na obrazie Matki Bożej Łaskawej doszlibyśmy sami do jedynego, wydawałoby się,
wniosku:
nad tą Matką Bożą musiało unosić się dwóch aniołów trzymających w rękach koronę.
Tę scenę odczytalibyśmy jednoznacznie: Matka Boża oczekuje, że wreszcie nastąpi Jej koronacja,
że zostanie w pełni i realnie Królową Polski.

Gdyby jednak poinformowano nas, że bolszewicy żadnych aniołów z koroną nie widzieli

doszlibyśmy do wniosku
że Matka Boża pojawiła się w koronie na głowie.

Obraz Matki Bożej Łaskawej z Warszawy ukazuje Matkę Bożą bezpośrednio przed

koronacją. Aniołowie spływają z góry, aby nałożyć jej koronę.
Pojawia się tu wyraźne wezwanie: Matkę Bożą należy koronować na Królową Polski.

Ktoś mógłby założyć, że Matka Boża w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r. pojawiła się

w koronie uznając, że może się już po Ślubach Lwowskich
i innych obietnicach i ślubowaniach Polaków pokazywać w koronie.

A jednak Matka Boża pojawiała się w 1920 r. bez korony (czy to nad głową czy na głowie).
I oto mamy również dopowiedzenie do odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego Matka Boża

w 1920 r. ukazała się tylko bolszewikom?".

Występując bez korony Matka Boża tak jakby powiedziała Polakom: „Ciągle powtarzacie,

że obieracie mnie na Królową Polski, ale to są tylko słowa.
Nic z tego w praktyce nie wynika".

Matka Boża Łaskawa ukazująca się w 1920 r. bez korony i tylko Rosjanom łaje Polaków,

przesyła nam ostrzeżenie, uświadamia
że się Jej Polacy sprzeniewierzyli.

To powinno nami wstrząsnąć, to powinno nas obudzić.
Być może w okresie międzywojennym uświadomiono sobie taką wymowę objawienia

z 1920 r. i również z tego powodu je wyciszono.

Część 21. Matka Boża Łaskawa, Igor Mitoraj i zagubieni Polacy.

background image

Igor Mitoraj to znany w całej Europie rzeźbiarz (zmarły 2014r.). Urodził się w Niemczech.

Był synem Polki i Francuza.
Młodość spędził w Polsce skąd wyemigrował w 1968 r. (znamienna data). Kształcił się we Francji.
Mieszkał we Włoszech.

Długo w Polsce był nieznany. Jego nazwisko zaczęło być w naszym kraju znane zaraz po

2000 r.
Jak czytamy w „Polityce": „Wielka w tym zasługa Jana Kulczyka oraz Jolanty i Aleksandra
Kwaśniewskich, którzy pospołu odkryli Mitoraja".
Jedna z wystaw jego rzeźb została zorganizowana w Pałacu Prezydenckim, gdy prezydentem był
Kwaśniewski.
Można wtedy było zobaczyć zdjęcia Jolanty Kwaśniewskiej na tle rzeźb Mitoraja.
Kulczyk kupował rzeźby Mitoraja żonie i wystawiał je na widok publiczny w swoim Starym
Browarze
(na grobie Kulczyka stanęła jego rzeźba).
Mitoraja promował też minister kultury (w rządzie Leszka Millera) — Waldemar Dąbrowski.

Rzeźby Mitoraja mają trzy cechy charakterystyczne: są to rzeźby ludzkich postaci; odwołują

się do antyku;
zawsze są okaleczone (bez rąk, nóg, części czaszki).
Znany jest z wielkich rzeźb umieszczanych w miejscach publicznych, szczególnie w centrach
wielkich miast, z rzeźb wykonanych na zlecenie Kościoła.
Muzeum Watykańskie zakupiło jego rzeźbę pod tytułem „Wizyta u Maryi", która ozdobiła wejście
w pobliżu Pinakoteki.

Mitoraj, jak mogli się o tym dowiedzieć Polacy już w 2005 r., reprezentuje również...

„sztukę gejowską".
W 2005 r. ukazał się materiał autorstwa Pawła Leszkiewicza pod tytułem „Sztuka a seksualna
przebudowa polskiej przestrzeni publicznej. Igor Mitoraj i Niech nas zobaczą"
na portalu o nazwie „Obieg" należącym do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
W materiale tym czytamy, między innymi: „Z powodu homofobii zagadnienie homoseksualizmu
oraz praw gejów i lesbijek jest jednym z najbardziej zaognionych tematów debaty publicznej
i nierozwiązanym problemem polskiej demokracji.
Na tym tle fascynująco prezentują się dwa spektakularne przykłady sztuki pokazywanej
w przestrzeni miast:
Niech nas zobaczą autorstwa Kampanii Przeciw Homofobii i Karoliny Breguły z 2003 i ekspozycja
rzeźb Igora Mitoraja z 2003/2004 roku".

W tym samym materiale czytamy: „Przede wszystkim jednak w polskiej sztuce i kulturze

wizualnej słabo jest obecny klasyczny akt męski,
którego Mitoraj jest kontynuatorem. Dlatego wywoływał protesty lub żarty, odbiorców,
nieprzyzwyczajonych do bezpardonowej ekspozycji Męskich genitaliów,
nawet osłoniętych pod patyną mitologii i tradycji. Ktoś oburzony skomentował, że Rynek
Krakowski obstawiono penisami
ktoś inny rzucił oskarżenie o pornografię. Rzeźby Igora Mitoraja po salonowych komplementach
w końcu spotkały się z prawdziwą Polską i jej przaśną klaustrofobią, tak odmienną od
śródziemnomorskiej swobody, poezji i erotyki.
Pogańskie bóstwa, idee i kształty nie mogły przejść bez echa w ultrakatolickiej kulturze, przywykłej
do bezpardonowego cenzurowania sztuki".

background image

W 2010 r. ukazała się książka Pawła Leszkiewicza pod tytułem „Art Pride. Gay Art from

Poland. Polska sztuka gejowska".
W jej recenzji czytamy: „Album odkrywa to, co w polskiej sztuce było do tej pory (i wciąż bywa)
zakryte — fakt, że w Polsce od dawna istnieje sztuka gejowska.
To nie tylko ostatnie dwa dziesięciolecia, ale i wiele działań jeszcze z poprzedniej epoki
politycznej.
ART PRIDE prezentuje sztukę gejowską, tworzoną w Polsce od lat 60-tych, począwszy od artystów
już częściowo zapomnianych: Krzysztofa Junga czy Krzysztofa Niemczyka.
Wśród artystów reprezentujących nowe czasy znajdziemy te najbardziej znane nazwiska: Mitoraja,
Radziszewskiego, Stasysa".

W recenzji wystawy Ars Homo Erotica w warszawskim Muzeum Narodowym, która

poświęcona była odniesieniom homoseksualnym w sztuce, czytamy:
„Silne echa antycznego homoerotycznego zachwytu nad pięknem męskiego ciała odnaleźć można
w pracach Zbysława Maciejewskiego, Łukasza Korolkiewicza czy Krzysztofa Malca.
Szkoda, że zabrakło jakiejkolwiek pracy piewcy szczególnego: Igora Mitoraja".

W listopadzie 2007 r. w tygodniku „Wprost" opublikowano zdjęcie Mitoraja w jego

własnym domu.
Artysta siedzi na zaprojektowanym i wykonanym przez siebie „fotelu", który jest w kształcie kozła.
Jest to jedyna chyba rzeźba Mitoraja, która nie jest rzeźbą istoty okaleczonej.
Maria Kominek OPs w swoim artykule zamieszcza to zdjęcie a obok niego rysunek Bafometa
Eliphasa Leviego, dziewiętnastowiecznego okultysty
„który utrzymywał, że Bafomet jest symbolem Istoty Najwyższej, której oddają cześć wszyscy
okultyści, także masoneria...".
Każdy może się od razu zorientować, że fotel Mitoraja to odwzorowanie postaci z tego rysunku.

Obraz Matki Bożej Łaskawej warszawskiej został w 1834 r. umieszczony w kościele

Jezuitów przy ulicy Świętojańskiej
gdy kościół, w którym się znajdował zbudowany specjalnie dla tego obrazu przez Jana Kazimierza
został przez Rosjan zamieniony na cerkiew.
Zastanawia, tak przy okazji: dlaczego do dzisiaj trwa sytuacja wyznaczona przez Rosjan?;
dlaczego po odzyskaniu niepodległości czy po 1989 r. obraz nie wrócił tam, gdzie powinien się
znajdować (dzisiejsza katedra polowa przy Długiej)?;
Dlaczego nie znalazł się pod opieką pijarów (tak jak i kościół przy Długiej), którzy spowodowali
jego powstanie i których był własnością?

Gdy dzisiaj wchodzimy do kościoła jezuitów przy ulicy Świętojańskiej to od razu widzimy

ten obraz.
Wisi on w pustym w zasadzie kościele, nad tym miejscem, gdzie powinien być ołtarz.
Ołtarza jednak tam nie ma i nie ma tam Najświętszego Sakramentu.
Najświętszy Sakrament jest w bocznej nawie, oddzielonej szklaną, nieprzezroczystą ścianą od
głównej części kościoła.
Wierni mają zatem do wyboru: albo modlić się przed Najświętszym Sakramentem albo przed
cudownym obrazem. Wybierają z reguły Najświętszy Sakrament.
Przed obrazem, gdy byłem tam ostatnio, modliło się dwie osoby, a przed Najświętszym
Sakramentem kilkadziesiąt.

Jezuici na pewno tłumaczą wiernym, że kościół odwiedza wielu turystów i przeszkadzaliby

wiernym adorującym Najświętszy Sakrament.
Czy jednak Matka Boża powinna być oddzielona od swojego Syna?

background image

Czy stawianie wiernych przed takim dylematem — Matka Boża czy Jezus Chrystus — to dobry
pomysł?

Jaką rolę spełniają drzwi do kościoła? Czy są, tak jak w każdym budynku, po prostu

zamknięciem wejścia?
Maria Kominek OPs w swoim tekście pisze: „Sama budowla kościelna jest symbolem. Jest ona od
początku chrześcijaństwa pojmowana na sposób alegoryczny.
I tak Chrystus rozumiany jest jako kamień węgielny lub drzwi, gdyż On sam powiedział o sobie, że
jest Bramą.
Apostołowie porównani są do fundamentu, wierni są kamieniami budowy. W ten sposób cały
budynek staje się wyrazem wiary. (...)
Według teologów najważniejszą funkcję po ołtarzu i tabernakulum spełniają drzwi.
Stoją one bowiem na granicy dwóch obszarów: świata i Domu Bożego. (...)
Gdy postawiono Chrystusowi pytanie, czy tylko nieliczni będą zbawieni, odpowiedział: Starajcie
się wejść przez ciasną bramę, bo mówię wam, że wielu będzie chciało wejść, ale nie zdołają
(Łk 13, 24).
(...) Komu zostały otworzone drzwi wiary (Dzieje Apostolskie 14, 27), ten może kroczyć drogą do
zbawienia.
Głoszenie radosnej nowiny jest bramą słowa (List do Kolosan 4, 3). I najważniejsze słowa, które
wyjaśniają, że wejściem do kościoła jest sam Chrystus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: ja
jestem bramą owiec. (J10,7).
W ten sposób drzwi kościelne nabierają znaczenia symbolu eschatologicznego. Ja jestem bramą.
Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony — mówi Chrystus (J 10, 9). Drzwi zatem stają
się symbolem samego Chrystusa Pana. (...)
Jeśli drzwi są symbolem samego Chrystusa Pana, nie mogą być symbolem pogańskim. One muszą
wprowadzać w świat wiary, w świat zbawienia.
Jednak nowe drzwi do kościoła Ojców jezuitów są symbolem pogaństwa i niestety — jednocześnie
ubliżają Matce Bożej".

Jakie są drzwi do kościoła, w którym znajduje się obraz Matki Bożej Łaskawej?

Są to drzwi zaprojektowane przez Igora Mitoraja, które zostały zamontowane w kościele w 2009 r.,
w 400-lecie jezuitów w Warszawie i 90-lecie ich opieki nad cudownym obrazem Matki Bożej
Łaskawej
(zdjęcie tych drzwi na okładce).
„Matka Boska na naszych wrotach — jak czytamy w „życiu Warszawy.PL" będzie symbolicznym
odwołaniem do cierpienia Warszawy i jej mieszkańców.
Można w niej dopatrzyć się i piętna zaborów, i klęski Powstania Warszawskiego mówi ksiądz
Kiełbowski.

Na drzwiach obok Matki Bożej znajdują się jeszcze rzeźby dwóch męskich postaci. Mają to

być aniołowie.
Dziennikarz pyta księdza Kiełbowskiego: „A dlaczego to są drzwi anielskie?". Ksiądz Kiełbowski
odpowiada: „Bo wszyscy jesteśmy fanami aniołów. Każdy ma swojego stróża, który jest z nami od
początku.
Nawet pierwsza modlitwa, której się uczymy, jest do anioła. Teraz anioły będą też strzegły stolicy".
W „Rzeczpospolitej z dnia 14 września 2009 r. można było przeczytać: „Matka Boża Łaskawa to
patronka Warszawy. Anioły na drzwiach, jakby wyszły z Powstania Warszawskiego.

background image

Okaleczone, ale piękne siłą ducha. I one strzec będą miasta — mówiła prezydent Hanna
Gronkiewicz-Waltz podczas odsłonięcia Drzwi Anielskich w kościele Matki Bożej Łaskawej ojców
jezuitów przy ulicy Świętojańskiej.
Prowincjał jezuitów w Warszawie ojciec Dariusz Kowalczyk dodawał, że otwieranie i zamykanie
Anielskich Drzwi przez warszawiaków będzie najlepszym symbolem opieki aniołów nad miastem.
Wielkie wrota autorstwa Igora Mitoraja to dar artysty na 400-lecie obecności ojców jezuitów
w stolicy.
Płaskorzeźba przedstawia zwiastowanie. Na górnej części, nieruchomej, widnieje Matka Boska,
a na otwieranych skrzydłach drzwi znajdują się anioły.
— Przechodząc przez nie, spotykamy Boga — mówił podczas święcenia dzieła Mitoraja biskup
Tadeusz Pikus".

Rzeźba Matki Bożej pozbawiona jest rąk i nóg. Poniżej niej znajdują się rzeźby dwóch

postaci męskich ze skrzydłami również pozbawionych rąk i nóg.
Jedna z nich ma odłupaną górną część czaszki i jest pozbawiona połowy mózgu.
Druga postać jest pozbawiona oczu — ślepa, a na wysokości serca ma wielką dziurę, z której
wystaje ludzka (albo np. diabelska) głowa (widać tylko twarz).

Dzieło sztuki ma zawsze jakąś swoją wymowę — przesłanie. Może ono być jednoznaczne

lub wieloznaczne.
Gdy jest wieloznaczne pojawiają się różne jego zasadne interpretacje. Tak twórca dzieła jak i ten,
kto je eksponuje powinni to brać pod uwagę, powinni brać pod uwagę, że odbiorca dzieła przyjmie
jedną z tych interpretacji — muszą liczyć się z tym
że to dzieło zostanie zrozumiane właśnie w taki sposób. Nic tu nie pomogą wyjaśnienia typu
„miałem co innego na myśli" lub „na myśli miałem tylko to, a to".

Jak można rozumieć „Drzwi Anielskie", drzwi, po których otwarciu widzimy obraz Matki

Bożej Łaskawej, kruszącej strzały Bożego gniewu, Matki Bożej, która objawiła się w 1920 r.
przepędzając bolszewików z Polski?

Rzeźba Matki Bożej na tych drzwiach jest pozbawiona rąk i nóg. Co to oznacza?

Czy nie oznacza to, że mamy tu do czynienia z przesłaniem: „Matka Boża już jest bezradna, nic nie
może, nie pomoże wam Polacy".

W taki sposób rozumie to i Maria Kominek OPs w swoim tekście. Zamieszcza w nim

zdjęcie rzeźby Matki Bożej z tych drzwi i zdjęcie rzeźby Wenus z Milo.
Pisze: „Przyjrzyjmy się teraz dokładniej postaci domniemanej Matki Bożej: Oto porównanie
z najbardziej znaną antyczną rzeźbą — Wenus z Milo.
Ta ma nogi, a ręce straciła, gdy statek, którym ją przewożono roztrzaskał się o przybrzeżne skały.
Podobieństwo jest wyraźne.
Tyle co postać Mitoraja nie ma ani rąk, ani nóg, więc gdyby to miałaby być Matka Boża, nie
mogłaby ani podeptać głowy szatana, ani kruszyć strzały gniewu Bożego.
Wchodzimy więc do świątyni nad drzwiami której góruje jakaś pogańska boginka, wzorowana na
Wenus z Milo".

„Anioł" pozbawiony rąk i nóg oraz połowy mózgu to jakiś bezwolny, sparaliżowany

„półgłówek'', ktoś odmóżdżony, ktoś, komu mózg wyprano.
"Anioł" pozbawiony rąk i nóg, ślepy, pozbawiony serca to ktoś, na kogo nie możemy w żaden
sposób liczyć. Nie może nic.
A może to wcale nie aniołowie tylko uosobienie nas Polaków-katolików — ludzi wiary (ze
skrzydłami), ale odmóżdżonych i ślepych?

background image

Może przekaz na drzwiach jest następujący: „Oślepiliśmy was, zabraliśmy wam serca,

wypraliśmy mózgi, uczyniliśmy z was głupców i Matka Boża wam już nie pomoże, bo ją
pozbawiliśmy możliwości i siły"?

Zwrócę się teraz do tych, których Kościół nazywa w swoich dokumentach „pomocnikami

szatana na ziemi".

Nie wygracie z Matką Bożą. Ona zmiażdży głowę węża. Nie zniszczycie do końca Polski,

bo Ona nas obroni.
Może wielu, bardzo wielu Polakom ucięliście ręce i nogi. Może wielu Polakom wypraliście mózgi.
Może wielu Polakom zabraliście serca.
Może wielu Polaków oślepiliście. Ale to nie oznacza, że macie nas raz na zawsze w ręku.

Jeszcze wielu z nas żyje, myśli i widzi. Jeszcze Polska się obudzi. Jeszcze będzie wierna do

końca Maryi.
Przyjdzie czas, że Maryja będzie w pełni Królową Polski, będzie poprzez nas Polską rządzić, a wy
będziecie musieli podkulić swoje ogony i schować się w mysiej dziurze.

Polska to Królestwo Matki Bożej i szatan nie ma tu czego szukać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ Cud Nad Wisłą 1920 Stanisław Krajski z książki Spisek przec
SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ Cud Nad Wisłą 1920 Stanisław Krajski z książki Spisek przec
Spisek przeciwko Matce Bożej z Gietrzwałdu Matka Boża Gietrzwałdzka Stanisław Krajski z książki Sp
Cud nad Wisłą
NIE WOLNO CZEKAĆ NA NOWY CUD NAD WISŁĄ
Cud nad Wisłą
Marcin Jakimowicz drugi cud nad Wisłą
Dyskusje 296 facebook CUD NAD WISŁĄ
Cud nad Wisla
CUD NAD WISŁĄ
KS DR JÓZEF MARIA BARTNIK CUD NAD WISŁĄ
Cud nad Wisłą Maciej Raniszewski ebook
Cud nad Wisłą O J Warszawski
CUD nad Wisłą ARMIA NIEBIESKA I ARMIA CZERWONA Z książki CUDA w historii Polski Anny Polewskiej
KS DR JÓZEF MARIA BARTNIK CUD NAD WISŁĄ

więcej podobnych podstron