Markiewicz Jan Przygody z kryminalistyką

background image

Jan Markiewicz

Przygody z kryminalistyką

Ze wspomnień biegłego


Świadek był od najdawniejszych czasów postacią ściśle związaną z postępowaniem sądowym. Jego
zeznaniom przypisywano Istotne znaczenie w dochodzeniu do prawdy o wydarzeniach, które byty
przedmiotem tego postępowania. Jednakże w nowoczesnym wymiarze sprawiedliwości coraz to większą
uwagę poświęca się dowodom rzeczowym, mając na uwadze niedoskonałośd dowodu osobowego, jąkam
jest zeznanie świadka. Mijanie się z prawdą w tych zeznaniach nie zawsze musi byd zresztą związane ze
świadomym kłamstwem świadka, a - co więcej - nawet tzw. zeznania szczere z różnych przyczyn nie
muszą wcale byd prawdziwe.
Przypominam sobie moje pierwsze wystąpienie przed sądem w charakterze biegłego w sprawie wypadku
drogowego i jego skutków. Występowało tam m.in. dwóch świadków - osoby dorosłe, inteligentne,
bystre. Jednym była pielęgniarka, drugim zaś student wyższej uczelni. Oboje byli naocznymi świadkami
wypadku i widad było, że bardzo przeżyli to wydarzenie. Ku mojemu zdumieniu, jeden ze świadków
twierdził, że pieszy, który stał się ofiarą wypadku, przechodził z prawej strony jezdni na lewą (w stosunku
do poruszania się samochodu), drugi zaś, że przeciwnie - z lewej na prawą. Z pełnym przekonaniem
twierdzili, że to, co zeznają, jest prawdą. Tymczasem jedno z tych zeznao było na pewno niezgodne z
prawdą.
Inaczej przedstawia się sprawa z dowodami rzeczowymi, które jak gdyby także są świadkami wydarzeo i
działao przestępnych, tyle tylko, że są świadkami niemymi i do tego nie zawsze łatwo je znaleźd.
Wykorzystanie takich dowodów wymaga udziału odpowiednich fachowców, bo tylko ci fachowcy, zwani
ekspertami lub biegłymi, potrafią doprowadzid tych niemych świadków niejako do mówienia.
Każdy człowiek, przebywając w jakimś otoczeniu i wykonując jakieś czynności, doprowadza do powstania
zmian w tym otoczeniu, które nazywa się śladem jego obecności i działania. Jeżeli zmiana ta powstaje w
związku z zaistniałym przestępstwem, mówimy, że jest to ślad kryminalistyczny. Śladem takim będzie np.
odcisk obuwia przestępcy w miękkim podłożu gleby albo ślad narzędzia użytego do włamania, utrwalony
na futrynie drzwi łub kilka włókien z odzieży, pozostawionych przy przeciskaniu się włamywacza przez
okienko magazynu, odprysk lakieru czy kawałki szkła reflektorowego na miejscu wypadku drogowego,
ślad daktyloskopijny na szybie lub jakimś przedmiocie itd.
Metody wykrywania, zabezpieczania i badania śladów - jako dowodów w danej sprawie - wypracowała
empirycznie i teoretycznie kryminalistyka, tj. dyscyplina, która naukowy charakter przybrała nie tak
dawno, bo w XIX wieku. Pierwsze laboratoria, w których zastosowano naukowe metody do badao
kryminalistycznych, pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku i były początkowo związane wyłącznie z
jednostkami policyjnymi. Instytut Ekspertyz Sądowych, który powstał w 1929 r., podlegał zawsze
Ministerstwu Sprawiedliwości (na wzór zresztą radzieckich instytutów ekspertyz sądowych,
funkcjonujących niezależnie od jednostek ekspertyzy Milicji Obywatelskiej).
Możliwości badania dowodów rzeczowych - śladów kryminalistycznych - stale się rozwijają dzięki
rozwojowi metod badawczych. W drugiej połowie lat czterdziestych ilośd substancji, którą
identyfikowałem za pomocą klasycznych odczynów chemicznych, rzadko była mniejsza niż 1 miligram, tj.
tysięczna część grama. Kilkanaście lat później taką granicę stanowił 1 mikrogram, czyli milionowa część
grama. Obecne metody pozwalają na pracę na poziomie 1 nanograma, tj. miliardowej części grama, a
marzą nam się jeszcze pikogramy (bilionowe części grama). Łatwo zatem wyliczyd, że w okresie
trzydziestu kilku lat powojennych sama tylko czułośd metod wzrosła milion razy! Czy to dużo? Przy
milionie nasza wyobraźnia zaczyna zawodzid.

background image

Niezależnie od tak niezwykłego wzrostu czułości metod badawczych, które pozwoliły zresztą wielu innym
dyscyplinom także bardzo znacznie posunąd się naprzód, pojawiły się zupełnie nowe metody, takie, o
jakich nie śniło się nawet naukowcom pierwszych łat po II wojnie światowej.
Różnorodnośd metod badawczych, coraz to bardziej skomplikowane zagadnienia, z jakimi ma do
czynienia wymiar sprawiedliwości, sprawiają, że rośnie zapotrzebowanie na biegłych, i to
reprezentujących różne specjalności.
W Instytucie Ekspertyz Sądowych mamy do czynienia z pracą zespołową, wielospecjalistyczną. Biegły
musi byd doskonałym fachowcem-specjalistą, ale postulat ten prowadzi do zawężenia jego
zainteresowao i wiedzy na rzecz ich pogłębienia. W takich warunkach dopiero praca zespołowa daje
szersze spojrzenie na przedmiot badao. Mamy np. do czynienia z wypadkiem drogowym. Fizyk widzi w
nim zderzenie brył oddziaływające siły. Medyk sądowy interesuje się ofiarami, rejestruje skrzętnie
wszelkie urazy czy uszkodzenia ciała. Prawnik znowu konfrontuje wydarzenie z obowiązującymi
przepisami. Toksykolog stwierdza ewentualną obecnośd alkoholu czy silnie działających leków lub
narkotyków powodujących obniżenie sprawności psychofizycznej kierowcy lub przechodnia. Chemik
sądowy skrzętnie zbiera małe okruszki szkła, odpryski lakieru itp. ślady materialne kolizji, zabezpiecza
także ślady krwi czy innych tkanek Inżynier poświęca swoją uwagę pojazdowi, zwłaszcza sprawności
układów kierowniczych i hamulcowych. Wszyscy oni razem będą mogli opowiedzied o wypadku znacznie
więcej niż pojedynczy biegły, a zwłaszcza lepiej mogą przeprowadzid rekonstrukcję wydarzenia i ustalid
jego przyczynę. O winie i karze orzeknie sąd.

background image

Jak zostałem biegłym


Dośd przypadkowa była droga, która doprowadziła mnie do Instytutu Ekspertyz Sądowych, gdzie stałem
sie biegłym sądowym. Mówimy przypadek, kiedy nie jesteśmy w stanie dotrzed do przyczyn jakiegoś
wydarzenia. A często zdarza się, ze przyczyny te tkwią w nas samych. Chyba także podobnie było i ze
mną.
Po ukooczeniu gimnazjum klasycznego z łaciną i greką podjąłem - pomimo perswazji dziekana - studia
chemiczne, kierując się szczególnymi zainteresowaniami i zamiłowaniem do dyscypliny, która tak wiek
informacji może dostarczyd o otaczającym nas świecie Studia te poprzedziłem ukooczeniem okupacyjnej
szkoły chemiczno-technicznej, dzięki której - obok drugiego dyplomu dojrzałości zyskałem praktyczną
znajomośd zjawisk i zagadnieo chemicznych.
Właściwe studia chemiczne, bogatszy o dośd solidne już podstawy tej dyscypliny, rozpocząłem także w
czasie okupacji hitlerowskiej w ramach tajnego nauczania. Los tym razem wybitnie mi sprzyjał, gdyż
pracując równocześnie w charakterze chemika -technika w przemysłowym laboratorium
kontrolno-badawaczym, miałem dostęp do autentycznego warsztatu, w którym mogłem pod życzliwym
okiem szefa odrabiad takie niezbędne dwiczenia praktyczne. Studiów chemicznych zaś bez pracy w
laboratorium nie można sobie po prostu wyobrazid.
W parę miesięcy po oswobodzeniu musiałem na krótki czas przerwad pracę zawodową ze względu na
przyspieszony tok studiów, który praktycznie wykluczał wówczas tego rodzaju mariaż, dziś często
występujący w postaci studiów zaocznych.
Nastał rok 1946. Z jego początkiem otrzymałem informację, a także list polecający do dra J. Z. Robla,
kierującego wówczas Zakładem Chemii Lekarskiej Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellooskiego, że
jest tam wolny etat asystenta i - co jeszcze ważniejsze - możliwośd wykonania doświadczeo do pracy
magisterskiej. Oba te elementy bardzo mi odpowiadały. Po pierwsze, miałem już niejakie doświadczenie
pedagogiczne, gdyż od wczesnej młodości udzielałem korepetycji zarówno indywidualnych, jak i
zbiorowych. Możliwośd zaś wykonania doświadczeo do pracy magisterskiej była drugim, fascynującym
bodźcem. Chemiczne laboratoria uniwersyteckie były wówczas zdewastowane i pierwsze prace
magisterskie, które już rozpoczynano, były pracami... teoretycznymi. Dlatego też podjąłem niezwłocznie
decyzję i już 15.1.1946 r. włożyłem biały fartuch laboratoryjny.
W tym miejscu mała dygresja. Obok chemii interesowała mnie zawsze także medycyna, ale była to miłośd
czysto platoniczna, ponieważ nie mogłem przełamad w sobie lęku i oporu przed prosektorium. W nazwie
Zakładu Chemii Lekarskiej tkwiły obie „moje” dyscypliny z preferencją chemii, którą właśnie kooczyłem. A
zatem nie mogłem narzekad na swój los, który, posługując się „przypadkiem”, posterował moim życiem.
Ciąg dalszy wyznaczyła moja praca magisterska, a przede wszystkim fakt, ze mój przełożony, dr J. Z.
Robel, był w tym czasie równocześnie kierownikiem utworzonego po wojnie w Krakowie Instytutu
Ekspertyz Sądowych Ministerstwa Sprawiedliwości, zwanego w dalszym ciągu tych -wspomnieo po
prostu - Instytutem. W tym Instytucie zaczęła się moja przygoda z kryminalistyką.

Na początku był bimber


W panującym w czasie okupacji hitlerowskiej systemie ekonomicznym alkohol odgrywał niepoślednią
rolę „twardej” waluty, za którą można było otrzymad w handlu wymiennym różne dobra, zwłaszcza
żywnośd. Oficjalne pensje były bardzo niskie i pamiętam, że za pierwsze moje uposażenie mogłem kupid
niewiele ponad 1 kg słoniny. Jako dodatek do pensji otrzymywaliśmy pół litra wódki, której cena
„czarnorynkowa” była zbliżona do uposażenia niżej zarabiających. W tych warunkach każdy musiał jakoś
„kombinowad”, aby przeżyd te najtrudniejsze czasy. Jednym ze źródeł dochodów było pędzenie

background image

systemem chałupniczym samogonu, który w gwarowym, a później także i potocznym języku nazywano
bimbrem.
Pędzenie samogonu było bardzo rozpowszechnione, a jego produkcję stale doskonalono. Różne były
surowce. Na ogół oszczędzano zboże, gdyż miało wysoką cenę. Obok zaś ziemniaków wykorzystywano
np. buraki pastewne bądź gorsze gatunkowo owoce, nie nadające się do sprzedaży. Cały ten przemysł -
bimbrownictwo - pozostawił nam w spadku okupant, który zresztą niezbyt energicznie zwalczał tę
działalnośd w czasie minionej wojny. Bimbrownictwo niewątpliwie przyczyniło się do rozpicia
społeczeostwa, a toksyczne składniki niektórych samogonów powodowały szereg ofiar śmiertelnych.
Do tych składników należał (i należy), oczywiście, metanol (alkohol metylowy), który tworzy się zwłaszcza
w toku fermentacji surowców bogatych w pektyny. Szczególnie toksyczne bywają pierwsze frakcje
bimbrowego „rektyfikatu”, w których zawartośd metanolu może byd nawet bardzo znaczna. W mojej
pracy magisterskiej zająłem się właśnie metodyką ilościowego oznaczania metanolu w przypadkach
zatrud.
Tematyka „bimbrowa” rozwijała się przez cały powojenny ponad 35-Ietni okres działalności Instytutu,
wykazując różne fluktuacje, zarówno w zakresie technologii produkcji, jak i metodyki chemicznych badao
identyfikacyjno-analitycznych. Bywały okresy tak intensywnej walki z nielegalnym pędzeniem samogonu,
że duży zespół pracowników Instytutu analizował nadsyłane próbki non stop od rana do wieczora.
Zmieniające się surowce zmuszały do zmian metod analitycznych, które w zasadzie zawsze nadążały za
potrzebami praktyki.
Zdarzało się jednak, że występowały duże trudności w interpretacji wyników. Pamiętam sprawę, w której
funkcjonariusze MO zabezpieczyli po weselu nie dopite resztki wódki z różnych butelek i kieliszków,
ponieważ ktoś z uczestników tego wesela poskarżył się, że gospodarze poczęstowali go samogonem.
Próbek było dośd dużo. Znaczna częśd odpowiadała stopniem czystości wyrobom monopolowym, ale
znalazły się także podejrzane, w których występowały typowe składniki samogonów, aczkolwiek wyraźnie
w mniejszej niż normalnie ilości. Zagadka wyjaśniła się z chwilą natrafienia na próbkę, którą
zidentyfikowaliśmy jako typowy bimber. Oto gospodarz, który żenił syna, według zgodnych zeznao
świadków był nieprzeciętnym skąpcem. Nie mógł odżałowad, że tak duża ilośd „dobrej” wódki płynie
obfitą strugą do gardeł gości. Kiedy więc uznał, że goście wystarczająco sobie podpili, „puścił w kurs”
najpierw wódkę paostwową z bimbrową dolewką, sądząc, że całkiem pijanym można już będzie podad
sam bimber. Ktoś, zapewne z mocniejszą głową, nie dal się nabrad na ten kawał i widocznie oburzony
takim oszukaostwem złożył doniesienie Milicji.
Przypuszczenia gospodarza były o tyle słuszne, że w naszej praktyce spotykaliśmy się z przypadkami, w
których osoby pijane usiłowały pid wszystko, co nie tylko przypominało wyglądem wódkę, lecz w ogóle
było w stanie ciekłym, a więc było płynem. Wspomnę tu dla przykładu próby picia stężonych kwasów,
ługów, płynu do lutowania, aniliny, wody brzozowej, płynu na pluskwy, płynu do hamulców czy chłodnic,
płynu do mycia szyb, luster czy karoserii samochodów, a także różnych lekarstw itp.
Na tle tych przypadków zastanawiałem się nieraz nad ekspertyzami, w których jedyną przyczyną zatrucia
było nadmierne spożycie zwykłego alkoholu. Muszę stwierdzid, że zwłaszcza w początkowym okresie
mojej pracy w Instytucie, a więc w latach czterdziestych i pięddziesiątych, dośd często spotykałem się z
niedowierzaniem pracownika śledczego, a nawet prokuratora, których trudno było przekonad, że alkohol
to także trucizna, tylko że jego dawka śmiertelna jest bardzo wysoka w porównaniu z klasycznymi
truciznami, takimi jak arszenik czy cyjanki. Pełni tego niedowierzania nadsyłali uporczywie do badao
resztki nie dopitych napojów alkoholowych i kategorycznie domagali się poszukiwania w nich trucizn.
W pewnym okresie gruchnęła fama, że jeden z gatunków wódki wypuszczonej przez Monopol
Spirytusowy zawiera składniki szkodliwe dla zdrowia, zostaliśmy więc nakłonieni przez prokuratora do
zbadania próbek tej wódki. Wódka była rzeczywiście mało smaczna, jeżeli to określenie można tu
zastosowad. Po prostu wyczuwało się w smaku coś obcego. Pełna analiza na zawartośd składników
toksycznych dała, oczywiście, wynik ujemny, ale nie zadowoliła nas całkowicie. Oto - po odparowaniu

background image

próbki wódki do sucha - na szklanej płytce pozostawał większy niż zwykle osad. Jego badanie, w tym
także smakowe, wykazało, że jest to po prostu cukier. Producent z niewiadomych bliżej powodów
dodawał do tej wódki odrobinę cukru, który wyraźnie psuł smak naturalnej żytniówki. Wysunęliśmy
nawet hipotezę, że ów dodany do wódki cukier miał spełniad rolę indykatora dla inspektora kontroli,
który za pomocą prostego odczynu chemicznego mógł doraźnie identyfikowad produkty niemonopolowe.
Hipoteza nie była wyssana z palca. Podobno bowiem w jednym z krajów skandynawskich znakowano w
podobny sposób wódkę przez dodanie drobnej ilości fenoloftaleiny.
Chemicy wiedzą dobrze, iż jest to indykator, który - po dodaniu kropli roztworu ługu - barwi się na kolor
amarantowy. a w roztworze obojętnym jest całkowicie bezbarwny. Dla inspektora kontroli nie
przedstawiało zatem żadnych trudności zidentyfikowanie wyrobu monopolowego. Autor tego pomysłu
nie wiedział jednak, że fenoloftaleina działa silnie przeczyszczająco i niebawem wszyscy konsumenci
legalnej wódki zaczęli skarżyd się na biegunki. Tego rodzaju „odczyn biologiczny” był jednak na pewno
niepożądany i dośd szybko wycofano wódkę, rezygnując z pomysłu racjonalizatorskiego, w którym na
pewno tkwiła zdrowa idea.
Mówiąc o smaku wódki zepsutym przez dodatek cukru, chciałem zwrócid uwagę na fakt, że każdy
człowiek jest wyposażony w małe „laboratorium chemiczne”, nastawione na określone zadania. Chodzi
tu o fizjologiczny aparat smaku i węchu, które to zmysły powinien chemik-analityk wykorzystywad w
swojej pracy, oczywiście z odpowiednią dozą ostrożności. Niejednej sprawie nadano właściwy bieg
analityczny po stwierdzeniu woni np. gorzkich migdałów albo „czosnkowatej” czy „słodkawej”.
Słownik nasz jest niestety zbyt ubogi, aby można było precyzyjnie określid przeróżne wonie, zapachy czy
smaki. W tym ostatnim przypadku, oczywiście, nie chodzi o jedzenie lub picie płynów, wyciągów czy
nieznanych proszków, lecz raczej o ich „kosztowanie”, chod i to określenie niezbyt dokładnie precyzuje tę
czynnośd. Przed przystąpieniem jednak do tego „kosztowania” należy przeprowadzid inne badania
wstępne, które pozwolą uniknąd nieprzyjemnych, a nawet niebezpiecznych skutków. Badając pewnego
razu alkohol nie znanego bliżej pochodzenia, stwierdziłem, że ma on bardzo interesującą woo, raczej
przyjemną, aromatyczną. Z ciekawości wziąłem kropelkę płynu na język i poczułem piekielnie ostre
pieczenie, które zmusiło mnie do szybkiego, wielokrotnego płukania ust. Pieczenie trwało zresztą kilka
godzin. Okazało się, że ktoś dolał do spirytusu stężonego kwasu solnego, a ja nie zbadałem wstępnie
papierkiem lakmusowym, jaki jest odczyn tego płynu. Był, oczywiście, silnie kwaśny. Nie muszę dodawad,
że zdarzyło mi się to po raz pierwszy i ostatni.
Gorzej było, kiedy koleżanka wraz z kolegą próbowali zidentyfikowad jakąś niezwykłą woo badanego
przez nich materiału. Nie mogąc tego dokonad, podjęli normalne badania chemiczno-analityczne, by w
ich wyniku zidentyfikowad tę wonną substancję jako... iperyt, środek bojowy znany z okresu I wojny
światowej, o ostrym działaniu kontaktowym, wywołujący bolesne, trudno gojące się oparzenia.
Natychmiast skierowaliśmy ich do kliniki, gdzie przebywali parę godzin na ścisłej obserwacji, ze względu
na możliwośd rozwinięcia się niebezpiecznego obrzęku płuc Tym razem skooczyło się na strachu. W
innym przypadku koleżanka zbyt intensywnie powąchała dostarczoną do badania treśd żołądkową i o
mało sama nie uległa ostremu zatruciu cyjankowodorem, który wydzielał się z tego materiału. Wówczas
także wzywaliśmy na pomoc lekarza.
Na podstawie wieloletniego doświadczenia mogę stwierdzid, że poszczególni moi współpracownicy
odznaczali się bardzo zróżnicowaną zdolnością rozpoznawania substancji po ich smaku czy woni. Bardzo
rzadko występowała „pamięd” węchowa czy smakowa, która polega na kojarzeniu doznao smakowych
lub węchowych z określoną substancją na podstawie kiedyś raz już przeżytych doznao. Stwierdziłem
również, że np. aparat węchowy można trochę podszkolid. Doświadczeni pracownicy techniczni,
wąchając krew przed jej analizą, wykrywali w niej w ten sposób alkohol przy zawartości zaledwie kilku
dziesiętnych promila, a eter etylowy nawet przy 0,1 promila i niższej. Niekiedy można wykryd w próbie,
krwi odpowiednio sprawnym nosem także ślady po zakąsce, jeżeli była zaprawiona np. czosnkiem, albo
składniki denaturatu.

background image

Stosowanie analizy węchowej zastąpiła co najmniej w 95% nowoczesna metoda chromatografu gazowej,
która spełnia funkcję „nosa” we współczesnej chemii analitycznej. W pozostałych 5% ten organ jest
jednak nadal niezastąpiony. Mijając na ulicy podchmielonego przechodnia albo przebywając w
sąsiedztwie, np. w tramwaju, z człowiekiem, który jest po przysłowiowym jednym głębszym,
zastanawiałem się nieraz, jak interesujący i bogaty może byd świat doznao węchowych psa, którego
sprytny człowiek nauczył rozpoznawad węchem nawet tak słabo woniejące (dla człowieka zupełnie
bezwonne) substancje, jak np. niektóre narkotyki czy materiały wybuchowe. To stworzenie dysponuje
dopiero niezłym laboratorium chemicznym, godnym drugiej połowy XX wieku.
W analizach samogonu identyfikowaliśmy początkowo obok metanolu przede wszystkim składniki fuzlu,
czyli tzw. alkohole wyższe, które trudno jest oddzielid od zwykłego alkoholu, sposobami domowymi.
Potem dołączyły się badania mikroskopowe, za pomocą których identyfikowano różne zabrudzenia
samogonu (jak np. cząstki roślinne, komórki drożdżowe) powstające w toku produkcji dalekiej od
sterylności. Udoskonalenie metod analitycznych pozwala dziś także na określenie rodzaju aparatury,
której drobne ilości po prostu rozpuszczają się podczas destylacji i można wykryd je analitycznie w
badanym bimbrze.

Ciągle ten ołów


Swoistą plagą toksykologiczną pierwszego okresu powojennego był czteroetylek ołowiu, znany jako tzw.
środek przeciwstukowy, uszlachetniający benzynę. Przyczyna owej plagi było porzucenie przez szybko
wycofujące się oddziały Wehrmachtu dużych zbiorników z tą właśnie substancją. Intrygowała ona
okoliczną ludnośd, trochę przypominając wyglądem pokost. Zabezpieczenie pozostawionych zbiorników
nie nastąpiło dostatecznie wcześnie, toteż znaczne ilości czteroetylku ołowiu (a ściśle biorąc - płynu do
etylizowania benzyny z wysoką zawartością czteroetylku) znalazły się w niepożądanych rękach laików.
Chodziło zaś w tym przypadku o silnie działającą truciznę, niebezpieczną także i z tego powodu, że
wchłaniana jest ona również bezpośrednio przez nie uszkodzoną skórę. Czteroetylek ołowiu atakuje
zwłaszcza ośrodkowy układ nerwowy (mózg).
Ze względu na wygląd płynu do etylizowania benzyny, który, jak wspomniałem, podobny był do pokostu,
zaczęto dośd szeroko stosowad go do takich celów, jak np. impregnowanie drewna (desek, belek, kołków
w płotach czy parkanach), rozcieoczanie lakierów, którymi powlekano następnie drzwi, okna, meble (w
tym także łóżeczko małego dziecka!). Ktoś impregnował nim dachówki, ktoś inny nawet użył do... palenia
w lampie naftowej, której płomieo stal się szczególnie jasny - biały (od związków ołowiu). W tym
ostatnim przypadku zatrucie nastąpiło bodajże najszybciej.
Zatruciu ulegali również ludzie pracujący ze swym „pokostem” na otwartej przestrzeni, np. przy
malowaniu płotów lub impregnowaniu dachówek Istotną rolę odgrywała tu na pewno zdolnośd
przenikania czteroetylku przez skórę, bo - jak wiadomo - przy tego rodzaju pracy nietrudno pochlapad
sobie ręce, twarz czy powalad spodnie
Ofiar śmiertelnych tej substancji było sporo. Nawiasem można dodad, że jeszcze w latach
siedemdziesiątych mieliśmy do czynienia z zatruciem czteroetylkiem ołowiu zespołu robotników, którzy
bez odpowiednich zabezpieczeo naprawiali uszkodzoną pompę do dozowania tej substancji. Podkreślam
odpowiednich, bo takimi nie były np. zwykłe brezentowe rękawice ochronne, które w toku pracy dośd
szybko nasiąkały płynem do etylizowania benzyny.
Z okresu powojennego nasilenia zatrud czteroetylkiem ołowiu utkwił mi w pamięci szczególnie jeden
przypadek. Oto do naszego Instytutu przychodził okresowo mechanik precyzyjny, który dokonywał
bieżącego przeglądu maszyn do pisania i doraźnie usuwał na miejscu usterki. Człowieka tego znaliśmy od
kilku lat Od pewnego czasu zaczął zdecydowanie podupadad na zdrowiu. Wychudł, sczerniał, skarżył się

background image

na bezsennośd i uporczywe bóle głowy oraz na ogólne osłabienie. Dolegliwości te nasilały się W związku z
tym zagadnęliśmy go pewnego razu o stan zdrowia i okazało się, że usilnie się leczy, kierowany po kolei
do różnych specjalistów (internisty, neurologa, hematologa) - ale wszystko bezskutecznie. Dr J. Z. Robel
przeprowadził z nim dłuższą rozmowę, po której nasz pacjent przyniósł na drugi dzieo kilka buteleczek z
próbkami benzyny, której używał w swej pracy do czyszczenia różnych części mechanizmów. Zbadałem te
próbki i - jak dr J. Z. Robel słusznie przewidywał - we wszystkich był ołów. Chodziło tu zatem o benzynę
etylizowaną (etylina). Nasz mechanik miał trudności ze zdobyciem zwyczajnej benzyny i któryś z kolegów
„zorganizował” mu parę litrów etyliny. Oczywiście po naszej analizie benzynę odstawił, i kiedy po kilku
miesiącach znów się pojawił w Instytucie, już na pierwszy rzut oka widad było, że mamy do czynienia z
innym człowiekiem. Były to jeszcze na tyle odległe czasy, że nasi lekarze mieli duże trudności z
rozpoznawaniem i leczeniem zatrud. Zajmuje się dziś nimi specjalistyczny kierunek medycyny, znany jako
toksykologia kliniczna
W jednym z przypadków ekspertyz odegrał jednak czteroetylek ołowiu wybitnie pozytywną rolę. Działo
się to na wielkim placu budowy zakładu przemysłowego. Była chłodna, deszczowo-śniegowa pora roku.
W związku z tym do ocieplanego baraku na budowie chętnie co jakiś czas zaglądali na rozgrzewkę
robotnicy. Kierownik budowy był jednak bardzo niezadowolony ze zbyt częstych odwiedzin, gdyż
robotnicy wnosili na obuwiu sporo błota. Dla ochrony drewna podłogi polecił więc któregoś dnia
robotnikom, aby zaimpregnowali deski olejem mineralnym z pobliskiego magazynu. Któryś z robotników
„skoczył” po większą konew, otrzymał parę litrów oleju i zaczęto w uproszczony sposób szczotką
rozprowadzad ten olej po podłodze. Robota zbliżała się ku koocowi. Ławy, których dośd dużo było w
baraku, zsunięto w tę jego częśd, która była już gotowa.
Wówczas weszło do wnętrza kilku zziębniętych robotników, którzy usiedli na zsuniętych ławkach. W
chwilę potem nastąpił gwałtowny wybuch, połączony z krótkotrwałym pożarem, dośd szybko ugaszonym.
Kilka ciężko poparzonych osób zabrało pogotowie. Jeden z poparzonych miał tak silnie spieczoną skórę
dłoni, że zdjęto mu ją jak rękawiczkę. Przy jej oglądaniu zauważyliśmy pomiędzy palcami mały niedopałek
papierosa. Tak! To było chyba źródło - zapalnik, który doprowadził do eksplozji. Ale co wybuchło? Próbka
oleju dostarczona z magazynu miała prawidłowy skład chemiczny i tak wysoką temperaturę zapłonu, że
można było wykluczyd ten olej jako przyczynę wypadku. Nasunęły nam się jednak wątpliwości, czy był to
na pewno ten sam olej. Wobec tego zabraliśmy do zbadania kilka jak najmniej spalonych kawałków desek
z podłogi oraz szereg próbek ziemi, a ściślej biorąc - piasku spod podłogi, zabezpieczając oddzielnie te
które znajdowały się tuż pod szparami. W toku analizy chemicznej wykazaliśmy w Instytucie że zarówno
we fragmentach desek, jak i w piasku znajdowały się wyraźnie zwiększone ilości ołowiu. W piasku pod
szparami było go najwięcej. Dalsze dochodzenia wyjaśniły całą sprawę. Oto w konwi, którą skądś
pożyczono, było na dnie trochę benzyny (etyliny). Etyliny tej nie wylano, lecz dolano do niej oleju, który z
etyliną dobrze się zmieszał. Po zaimpregnowaniu podłogi olejem zaczęła z niego dośd szybko parowad
benzyna, która z powietrzem utworzyła mieszankę wybuchową. Zsunięte ławy wytworzyły częściowo
zamkniętą przestrzeo, w której pod deskami siedzenia najprędzej wytworzyła się mieszanka wybuchowa.
Prawdopodobnie przy strzepnięciu gorącego popiołu z papierosa pod ławę nastąpiło zainicjowanie
eksplozji.
Jako zjawisko o szerokim zasięgu, zatrucia czteroetylkiem ołowiu skooczyły się w latach pięddziesiątych.
Dziś zagadnienie toksyczności ołowiu i jego związków jest przede wszystkim ściśle związane z
problematyką ochrony środowiska. Czteroetylek ołowiu zawarty w benzynie ulega rozkładowi w toku jej
spalania w cylindrach silnika, a produkty rozkładu wydostają się wraz ze spalinami na zewnątrz. Przy
rozwijającej się motoryzacji następuje rozpylenie do naturalnego środowiska pokaźnych ilości ołowiu.
Obliczono, że w większych miastach Stenów Zjednoczonych w ciągu doby dostaje się do atmosfery około
kilka ton związków ołowiu! Rozpylone związki ołowiu opadają na pobocza szos i autostrad, a te
subtelniejsze, pędzone wiatrem, osiągają dośd znaczne odległości Wystarczy zauważyd, że badania
poszczególnych warstw lodowców Grenlandii wykazały wielokrotnie zwiększoną zawartośd ołowiu w

background image

częściach lodowca odpowiadających współczesnej epoce motoryzacji w porównaniu z warstwami
głębszymi, powstałymi w odległych okresach historycznych.
Ludzkośd nie ma szczęścia do ołowiu. W starożytności, zanim jeszcze rozpoznano trujące właściwości
tego metalu, stosowano ołów do sporządzania przewodów wodociągowych, a nawet naczyo do
przechowywania żywności i napojów, w tym także wina, którego kwaśne składniki rozpuszczały metal. O
wysokiej intoksykacji ołowiem starożytnych Rzymian świadczą duże zawartości tego pierwiastka w
szczątkach kostnych znajdowanych m. in. w katakumbach. S. K. Hall wykrył interesującą korelację
pomiędzy stężeniem ołowiu w kościach a zamożnością i pozycją społeczną zmarłego. Po prostu tych
bogatszych było bardziej stad na założenie we własnej willi instalacji wodociągowych i na większe zapasy
oliwy czy mąki oni też ulegali silniejszej degenerującej intoksykacji.
Ołów był wówczas wysoko cenionym surowcem ze względu na stosunkowo znaczną miękkośd i
plastycznośd, które to właściwości ułatwiały jego obróbkę, a w związku z tym formowanie przewodów
czy naczyo.
Na toksyczne skutki działania ołowiu narażone są zwłaszcza małe dzieci, bez porównania bardziej
wrażliwe od dorosłych Jednym z objawów tego działania jest silna anemia, powodowana uszkodzeniem
przez ołów mechanizmu wytwarzania w organizmie czerwonego barwnika krwi, hemoglobiny Bardzo
niebezpieczne jest także degeneracyjne oddziaływanie ołowiu na mózg człowieka.

Środki owadobójcze trują także ludzi


Na skalę masową człowiek zaczął stosowad środki owadobójcze z chwilą uruchomienia przemysłowej
produkcji DDT. Substancja ta odegrała bardzo istotną rolę w zwalczaniu szkodliwych insektów, nie tylko
tych, które pożerają i niszczą nasze plony, lecz także tych, które przenoszą różne choroby, zwłaszcza
zakaźne. Szacuje się, że DDT ocalił życie milionom ludzi. Początkowo uchodził za środek całkowicie
bezpieczny dla człowieka i zwierząt domowych przez swoje wybiórcze tylko (jak mniemano)
oddziaływanie. Z pierwszego okresu powojennego pamiętam przypadek, w którym jakieś zwierzę
domowe padło w komórce w czasie akcji intensywnego rozpylania DDT w celu zlikwidowania pasożytów.
Pomimo wykrycia tej substancji w narządach zwłok zwierzęcia, biegły sugerował poszukiwanie innej
przyczyny padnięcia, nie wierząc w możliwośd zatrucia tym środkiem.
Ostrych zatrud DDT zanotowaliśmy w praktyce naszego Instytutu bardzo mało. Ponieważ jednak okazało
się, że nie jest to taka niewinna substancja, jak początkowo przyjmowano, zaprzestano jej produkcji i
stosowania. Miejsce DDT zajęły przede wszystkim połączenia pochodne kwasu fosforowego, które
wprawdzie są znacznie bardziej od niego toksyczne, ale pod wpływem czynników atmosferycznych -
głównie wilgoci - dośd szybko rozkładają się na proste, mało toksyczne związki chemiczne. W tej sytuacji
zastosowanie nowych środków nawet wprost na uprawy nie zagraża człowiekowi, jeżeli zbiór plonów
nastąpi po okresie tzw. karencji, tj. po czasie, w którym następuje - zgodnie z doświadczeniami - prawie
całkowity zanik zastosowanej substancji.
Ujemną cechą nowych środków była dośd wysoka toksycznośd początkowa, zagrażająca człowiekowi
zarówno w toku procesu produkcyjnego, jak i później, przy ich transporcie, dystrybucji oraz stosowaniu
na połach upraw. O nowych środkach, stosowanych od pewnego czasu za granicą, czytaliśmy w
piśmiennictwie, w którym donoszono także o przypadkach śmiertelnych zatrud ludzi. O sprowadzeniu
tych środków do naszego kraju dowiedzieliśmy się przypadkowo w związku z konkretną sprawą.
Była druga połowa lat pięddziesiątych. W gajówce, gdzieś na terenach wschodnich, doszło do tragicznej
śmierci dwojga małych dzieci leśnika. Rodzice otrzymali na przydział środek do zwalczania szkodliwych
owadów. Któregoś dnia matka postanowiła rozprawid się z plagą much, które owego lata byty
szczególnie dokuczliwe. W tym celu najpierw skropiła mlekiem ceratę przykrywającą stół, po czym
posypała cukrem, a wreszcie owym nowo otrzymanym preparatem owadobójczym. Rodzice udali się do

background image

pracy w polu, a w zamkniętym mieszkaniu pozostawili dwóch nieletnich chłopców. Kiedy po kilku
godzinach powrócili do domu, dzieci już nie żyły. Dotąd wiadomo było, że rozsypywanie środków
owadobójczych nie groziło takimi skutkami Niemniej jednak funkcjonariusz prowadzący dochodzenie
postarał się, aby - oprócz wycinków narządów wewnętrznych zwłok zmarłych chłopców - wysłano także
do Instytutu ową ceratę.
Informacje o wypadku mieliśmy bardzo skromne. Nie wiedzieliśmy również o fakcie sporządzenia owej
trutki, toteż dostarczona cerata była dowodem rzeczowym którego roli i znaczenia w sprawie nie tylko
nie mogliśmy docenid, ale w ogóle nawet zrozumied. Oczywiście, zaraz dokonaliśmy oględzin tej ceraty,
stwierdzając obecnośd szeregu zaschniętych plam, które ani nie wyglądały jakoś podejrzanie, ani nie
kojarzyły się ze śmiercią chłopców. Cerata pozostała do następnego dnia na stole laboratoryjnym.
Kiedy nazajutrz rano biegli otworzyli pomieszczenie, uwagę ich zwrócił fakt, że na ceracie leżało kilka
nieżywych much, a znacznie więcej - w pobliżu na podłodze. Niechcący zatem biegli przeprowadzili próbę
biologiczną, która wykazała, że na ceracie znajduje się silnie owadobójcza substancja Takiego pomoru
much jeszcze nie widzieliśmy. Oczywiście, analiza chemiczno-toksykologiczna w pełni potwierdziła wyniki
uzyskane za pomocą próby biologicznej. Na tej podstawie można było uznad za udowodniony fakt
spożycia przez chłopców słodzonej trutki. Odtąd bardzo skrupulatnie zaczęliśmy stosowad tego rodzaju
kontrolę badanych materiałów czy różnych wyciągów przy użyciu „testu muszego”.
Fosforoorganiczne środki owadobójcze odznaczają się jeszcze jedną niekorzystną cechą, a mianowicie
mają zdolnośd przenikania przez nie uszkodzoną skórę. Ż praktyki naszej pamiętam przypadek, w którym
młoda dziewczyna oczyszczała domową paprotkę z zagnieżdżonych mszyc, używając do tego celu
kawałka waty zwilżonej dośd silnie działającym środkiem owadobójczym należącym do tej grupy.
Niedługo po tym zabiegu dziewczyna zasłabła i utraciła przytomnośd Szczęśliwym zbiegiem okoliczności
ktoś z domowników skojarzył ten fakt z użyciem środka owadobójczego i wezwano pogotowie
ratunkowe. Badanie dostarczonej do nas próby krwi jednoznacznie potwierdziło ciężkie zatrucie. Walka o
życie dziewczyny trwała stosunkowo długo, ponieważ w szpitalu nie dysponowano wówczas właściwą
odtrutką. W tym przypadku pomoc przyszła od przyjaciół z zagranicy. Awionetką z NRD dostarczono
odpowiednich leków.

Fenole wpływają do rzek


Współczesna toksykologia sądowa stanęła w obliczu całkiem nowych problemów. Dla przykładu można
wymienid zagadnienie środków odurzających i wywołujących uzależnienie, złożoną problematykę
skażenia środowiska naturalnego i skażenia żywności, zagadnienie tzw. omyłek lekarskich oraz wpływu
alkoholu i leków na sprawnośd psychofizyczną człowieka itp. Niektóre z tych zagadnieo znane były także
dawniej, ale miały one charakter pojedynczych przypadków, a nie jakiegoś poważnego, niebezpiecznego
zjawiska społecznego.
Szczególną uwagę zwraca współczesna toksykologia na obszerny kompleks zagadnieo, który rozmiarami
swymi i zakresem obejmuje bez przesady cały glob ziemski z wszystkimi jego mieszkaocami. Na temat
skażenia środowiska naturalnego mówi się i pisze obecnie bardzo dużo. Przyczyniad się to może nie tyle
do uświadomienia społeczeostwu jego zagrożenia płynącego z tej strony, ile do przytępienia wrażliwości i
uwagi. Wielokrotnie powtarzane prawdy (czy półprawdy) o stanie faktycznym zaczynają po pewnym
czasie powszednied, a nawet nudzid.
Skażenie naturalnego środowiska zostało nazwane w kręgach fachowców największą aferą trucicielską
wszystkich czasów oraz przestępstwem przeciwko wszystkim, nie wyłączając tych. którzy są pośrednimi
czy bezpośrednimi winowajcami Uświadomienie sobie tego nie jest rzeczą prostą ani łatwą. Niektórzy
bowiem kojarzą wszelkie wystąpienia w obronie środowiska jako jeszcze jedną akcję propagandową, nie

background image

przywiązując do tego większej wagi. Jeszcze inni uważają, że trujące jest tylko to. co wywołuje
natychmiastowy efekt w postaci szybkiego zgonu albo przynajmniej ostrych objawów klinicznych, jak
duszenie się, gwałtowne bóle żołądkowo-jelitowe czy głęboka nieprzytomnośd. Jeżeli zatem w
środowisku miejskim, skażonym tlenkami azotu, siarki, związkami fluoru i zapylonym trującymi związkami
metali ciężkich z ołowiem na czele, nie umierają na ulicach jego mieszkaocy, to całe to gadanie o
szkodliwości i toksyczności wydaje się byd czyimś wymysłem, nie wiadomo czemu mającym służyd.
Pamiętam, że kiedyś, ucząc się chemii, odrabiałem jakieś dwiczenia. Wtem na sali pojawił się asystent,
rozejrzał się po laboratorium i zaczął nam robid wymówki: „Wy tu się obijacie, a nie pracujecie? Ponieważ
nic nie śmierdzi ani nie widad żadnych dymów!” Tak więc absolwent chemii kojarzył swoją pracę z
niezbędnym dymem i smrodem, absolutnie nie biorąc pod uwagę tego, że właśnie są to sygnały
ostrzegawcze przed szkodliwymi substancjami.
Nasze własne chemiczne laboratorium kontrolnej, (tj. zmysły węchu i smaku) działa poprawnie.
Poprawną też była niewątpliwie reakcja społeczeostwa na obecnośd fenoli w wodzie pitnej. Są to
substancje, które na nasze szczęście odznaczają się bardzo intensywną, dośd charakterystyczną wonią i
smakiem. Ich obecnośd w wodzie wywołuje mniej łub bardziej aktywne protesty konsumentów. Szkoda
tylko, że jesteśmy pod względem naszego zmysłu chemicznego zupełnie niewrażliwi na bardzo wiele
innych zanieczyszczeo wody i powietrza.
Jedna ze spraw fenolowych dotarła do nas w związku z protestami konsumentów, którzy w tzw.
„Płynnym owocu” z nowej dostawy stwierdzili obecnośd fenolu. Dośd szybko ustalono, że do produkcji
tego napoju używano czystej wody z górskiego potoku, płynącego w pobliżu wytwórni. Według
protokołów analitycznej kontroli laboratoryjnej „Płynny owoc” był zgodny z recepturą Tyle tylko, że
brakowało w tych badaniach prostej próby smakowej, która natychmiast doprowadziłaby do
zdyskwalifikowania całej partii towaru.
Rozpoczęto, niestety o wiele za późno, dochodzenie. Niewątpliwie nastąpiło skażenie wód potoku gdzieś
w górnym jego biegu. Po pewnym czasie został zatrzymany kierowca, który w okresie poprzedzającym
wydarzenie mył swój samochód-cysternę po przewiezieniu jakichś produktów smolistych. Przy tej okazji,
jak podał zatrzymany, spłynęło z cysterny do wody... około 200 litrów zanieczyszczeo.
Sprawa wydawałaby się wyjaśniona, gdyby nie obrooca, który zainteresował się różnymi pracami
prowadzonymi nie tylko w pobliżu omawianego potoku, lecz także nad jego dorzeczem. Wiadomo
bowiem, że tego rodzaju górskie potoki zbierają wodę z dośd znacznych obszarów. I wtedy okazało się, że
istnieją co najmniej dwa dalsze potencjalne źródła skażenia. Chodziło o budowę czy naprawę szosy, tzw.
smołowcówki, biegnącej na znacznym odcinku wzdłuż strumienia, który wpadał do naszego potoku.
Ustalono, że zarówno zabezpieczenie zbiorników ze smołą pozostawiało wiele do życzenia, jak i sam fakt
zlokalizowania ich tuż nad strumieniem.
Nie są to odosobnione przypadki, a tego rodzaju skażenia wód zdarzają się również w pobliżu ujęd wody
pitnej nawet dla dużych miast W jednym takim przypadku posądzono dwa duże zakłady przemysłowe. W
którymś z nich spuszczono do rzeki pokaźną ilośd oleju, który zanieczyścił filtry wodociągowe. W tym
właśnie czasie ukooczyliśmy w Instytucie badania nad metodą identyfikowania olejów, które wyciekają w
czasie wypadku samochodowego i tworzą tzw. tłuste plamy

;

Metoda ta znakomicie przydała się przy

badaniach wody i pozwoliła na jednoznaczne wskazanie zakładu, którego wyciek olejowy doprowadził do
skażenia rzeki i wody pitnej.
Niekiedy błahe pozornie wydarzenie powoduje poważne skutki, a co najmniej wywołuje żywy oddźwięk
społeczny. Na obszarze jednego z parków narodowych robotnicy impregnowali drewno mostku, aby
zabezpieczyd je przed zbyt szybkim butwieniem. Przez nieuwagę ktoś potracił naczynie z płynem
impregnującym i jego zawartośd wylała się do strumyka. Robotnicy twierdzili, że nie wylało się więcej niż
pół litra płynu. Tak się jednak złożyło, że woda z tego strumyka, spływając do większych potoków, dotarła
wreszcie do ujęcia wodociągowego, powodując skażenie wody pitnej. Wszczęto alarm i bardzo
energiczne dochodzenie, w toku którego zatrzymano nawet podejrzane i odpowiedzialne za ten wypadek

background image

osoby. Mieszkaocy miasta byli przez pewien czas pozbawieni wody, a cała sprawa żywo poruszyła opinię
publiczną.
Otrzymaliśmy do zbadania próbkę skażonej wody i rzeczywiście zawierała ona związki fenolowe. Tyle
tylko, że kiedy porównaliśmy uzyskane wyniki z materiałami dotyczącymi poziomu związków fenolowych
w wodzie, którą przez dłuższy czas pijali mieszkaocy Krakowa, okazało się, że uzyskane wartości były
niższe. Alarm został spowodowany tym, że mieszkaocy miejscowości Z nie byli przyzwyczajeni do picia
wody skażonej związkami fenolowymi, jak swego czasu mieszkaocy wielu miast w Polsce. Afera i wrzawa
wokół niej uległy stonowaniu, ale trzeba stwierdzid, że dla walki o czyste środowisko naturalne była to
afera bardzo pożyteczna. Przy minimalnej szkodliwości stała się istotnym sygnałem zagrożenia naszego
zdrowia. Tego rodzaju przypadki zdarzają się nadal od czasu do czasu i byłoby dobrze, gdyby
wykorzystywano je do właściwych działao profilaktycznych.
Tak więc mój osobisty stosunek do fenolu w wodzie pitnej jest raczej pozytywny. Jest to bowiem jeden z
nielicznych sygnałów, które bezpośrednio, dobitnie i wręcz „namacalnie”

przypominają nam, że walka o

czyste środowisko nie jest bynajmniej pustym hasłem sloganowym.

Dowody których nie widać


W ostatnich dziesiątkach lat coraz więcej dyscyplin naukowych włączyło się do walki z przestępczością.
Kiedyś była to tylko medycyna. Do niej doszła na przełomie XVIII i XIX wieku chemia sądowa, a potem
dalsze nauki, jak fizyka, biologia, psychologia itd. Wszystkie one oferowały i oferują swoje metody
badawcze na usługi organów ścigania karnego i wymiaru sprawiedliwości Trzeba podkreślid, że potrzeby
kryminalistyki inspirują naukowców do prac badawczych, przy czym ta inspiracja bazuje często na bardzo
atrakcyjnych elementach konkretnych przypadków praktyki sądowej.
Minione lata tak dalece wzbogaciły i rozwinęły warsztat naukowo-badawczy kryminalistyki, że obecnie
coraz częściej z metod tego warsztatu korzystają naukowcy innych dyscyplin, także tych, z których
zasobów naukowych nie tak dawno jeszcze czerpała kryminalistyka pełną garścią. Na przykład
udoskonalone kryminalistyczne metody badania pisma i dokumentów umożliwiają wykrywanie różnych
zmian, przeróbek czy wymazao na starych rękopisach przedstawiających wartośd historyczną bądź
kulturową.
Najbardziej fascynujące zdają się byd te metody, które ujawniają to, co jest niewidoczne,
niedostrzegalne, głównie ze względu na ograniczoną doskonałośd naszego wzroku. Chodzi tu zwłaszcza o
obiekty bardzo małą możliwe do badania dopiero pod mikroskopem albo ujawnione za pomocą
specjalnych metod fizycznych i chemicznych, które wspomagają wzrok.
Jeżeli w badaniach kryminalistycznych mamy do czynienia z bardzo małymi obiektami to często mówimy
o tzw. mikrośladach pozostawionych na miejscu przestępstwa. Przestępca nie ma tu żadnych szans, bo
musiałby zabierad np. na złodziejską wyprawę małe laboratorium badawcze z mikroskopem i
odczynnikami chemicznymi dla odkrycia, a następnie zniszczenia lub zamazania pozostawionych
mikrośladów.
Z sytuacjami w których na miejscu przestępstwa pozostawiono mikroślady. spotykaliśmy się już nieraz, a
z najdawniejszych utkwił mi w pamięci przypadek badany przez znakomitego eksperta Instytutu, mgr Ch.,
jeszcze w 1948 r. Chodziło o zabójstwo. Sprawca zastrzelił o zmroku człowieka, mierząc do niego przez
szybę okienną.
Sędzia śledczy dośd szybko ustalił kierunek strzała Pocisk. przebijając szybę i godząc w ofiarę, wyznaczył
dwa punkty, wystarczające dla ustalenia przebiegu jego lotu. Na linii strzału, na zewnątrz budynku,
zwrócił jego uwagę kamionkowy dren, na którym widoczne było świeże, ciemne otarcie. Sprawca nie
mógł oddad strzału, stojąc na ziemi użył więc prawdopodobnie owego drenu, aby zająd wyższą,

background image

dogodniejszą pozycję.
Po zabezpieczeniu drenu sędzia śledczy przeprowadził szybkie przeszukanie u osób. które można było
podejrzewad o dokonanie zabójstwa, i u jednego mężczyzny zauważył obuwie z cechami świeżego
otarcia. Buty te także zabezpieczył i razem z drenem przesłał do zbadania w Instytucie. Ciemne otarcie na
drenie skojarzyło mu się z czarną pastą do butów.
Zadaniem, jakie miał w tym wypadku rozwiązad biegły, było ustalenie, czy pasta na drenie ma takie same
składniki jak pasta na obuwia Jednakże w razie wykazania zgodności składu chemicznego obu past można
było uzyskad co najwyżej poszlakę, ponieważ podobnej pasty mogło używad wiele osób.
Biegły rozpoczął badanie od szczegółowych, bardzo starannych oględzin obu przedmiotów przy użyciu
lupy. Pozwoliło mu to na stwierdzenie, że na kamionkowym drenie obok śladów o wyglądzie zeschniętej
pasty widad jeszcze maleokie okruszki, przypominające oddzielone przez ścieranie cząsteczki czarnej
gumy. „Podejrzany” but (typ tzw. saperek) miał istotnie zelówkę i obcas z czarnej gumy, co świadczyło o
tym, że sędzia śledczy dośd dobrze skojarzył sobie oba przedmioty. W ten sposób uzyskaliśmy wprawdzie
jeszcze nie dowód, lecz kolejną poszlakę, zbliżającą nas do celu, ale tylko o maleoki kroczek. Czarne
obuwie z czarną gumową zelówką, to coś więcej niż czarne obuwie.
Dostarczone obuwie miało na cholewce szereg wyraźnych zarysowao, które mogły powstad w wyniku
jego ocierania się o szorstką powierzchnię, np. kamionkowego drena To znowu kolejna poszlaka. Po
przeprowadzeniu oględzin mgr Ch. przeszedł do dokładnych pomiarów, mając przed oczyma wyobraźni
sprawcę, stojącego jedną nogą na postawionym drenie kamionkowym i mierzącego z broni do swej
ofiary. Pada strzał. sprawca zeskakuje lub spada albo zsuwa się z drenu, a jego prawa noga w tym właśnie
bucie ociera się o grzbiet drena.
Pomiary i zestawienie śladów na drenie z systemem zarysowao buta nie są bynajmniej łatwe. Chodzi tu
bowiem nie o płaskie, lecz o zakrzywione powierzchnie trące i o ruch nie jedno-, ale przynajmniej
dwufazowy, a do tego pod jakimś, chyba na pewno ostrym kątem.
Żmudne pomiary i zestawienia zaczynają przynosid owoce. Po kilku dniach wyczerpującej pracy biegły
odważa się postawid hipotezę co do rekonstrukcji całego wydarzenia, oczywiście, w odniesieniu do
maleokiego wycinka czasu i przestrzeni Już wie, która częśd buta, o którą częśd drenu mogła się ocierad.
To już bardzo wiele. Ale biegły ma nieco zatroskaną minę. Bo oto przez ciemną rysę z pasty, skóry (jak się
okazało) i gumy na drenie biegnie maleoki siad tarcia, widoczny wyraźnie pod lupą. Tak. jakby jakaś częśd
buta miała dostatecznie dużą twardośd, by zarysowad kamionkę. Wydaje się to niemożliwe. Żadne z
tworzyw, z których but jest zrobiony, takiej twardości nie ma.
Zaczyna się ponowne, żmudne badanie buta, milimetr po milimetrze Cierpliwośd i pedantycznośd zostają
nagrodzone. Mgr Ch. dostrzega w szparze nie dośd dokładnie przyklejonej zelówki... ziarenko piasku.
Pomiary wykazują, że „to jest to”. Ziarenko tkwi mocno i jest zdolne zarysowad średnio twardą
powierzchnię. Wiadomo - to przecież kwarc. Po dokonaniu pomiarów i zdjęd fotograficznych mgr Ch.
ostrożnie wyłuskuje ziarenko i bada je pod mikroskopem. Z jednej jego strony przylega coś zielonego.
Zgadza się. W tej części dren jest, jak - się to mówi, trochę omszały. Jeszcze tylko konsultacja botanika.
Na wilgotnej części drenu rozsiadła się kolonia zielonych glonów. Na ziarenku piasku, wydobytym z
bocznej szpary w zelówce, są także glony, i to tego samego rodzaju co na drenie. Mamy więc sytuację,
którą w badaniach kryminalistycznych szczególnie wysoko się ceni: nastąpiło wzajemne przemieszczenie,
albo jeżeli ktoś woli - wzajemne przeszczepienie elementów buta i kamionkowego drenu. W ten sposób
została postawiona kropka nad „i”. W postępowaniu dowodowym ekspertyza odegrała tu rozstrzygającą
rolę.
W późniejszych latach zwróciła moją uwagę ekspertyza wykonana przez mgr K., w której udział badao
mikroskopowych miał również istotne znaczenie dla postępowania dowodowego. Chodziło o przypadek
zgwałcenia. Na miejscu przestępstwa znaleziono pasek od płaszcza ortalionowego barwy brązowej. Po
pewnym czasie zatrzymano nieznanego osobnika jako podejrzanego. W jego mieszkaniu w toku
przeszukania znaleziono m. in. brązowy płaszcz ortalionowy ... bez paska. Uznano to za dostateczną

background image

poszlakę, by rozpocząd odpowiednie postępowanie, przy czym jedną z pierwszych decyzji było przesłanie
do Instytutu oddzielnie paska oraz płaszcza w celu przeprowadzenia badao dla ustalenia, czy pasek
pochodzi od tego płaszcza.
Zadanie nie było łatwe. Wprawdzie metodyka badania tkanin i włókien poczyniła w ostatnich latach
ogromne postępy, ale nie w tym tkwiło sedno zagadnienia. Oczywiście, rozpoczęto od badao tkanin
paska i płaszcza. Zachodziła pełna zgodnośd chemicznego składu sztucznego tworzywa, substancji
impregnującej, barwnika. W obu badanych obiektach był także taki sam rodzaj splotu, kierunek skrętu
nitek, rodzaj tkania itp. To wszystko na pewno cieszyło, ale było dla sprawy niewystarczające. Był to
bowiem okres, w którym panowała moda na tego rodzaju okrycia wierzchnie, i na pewno setki, a może i
tysiące płaszczy ortalionowych barwy brązowej było w użyciu. Nawet zbliżony stopieo zużycia - wytarcia -
był tylko jedną poszlaką więcej. Wtedy mgr K. wpadł na szczególny pomysł. Delikatnie wytrzepał pył z
paska i oddzielnie z płaszcza z tych miejsc, które musiały z paskiem sąsiadowad. Zebrany pył należało
dokładnie zbadad pod mikroskopem. Wymaga to dużej staranności i cierpliwości.
Efekt tych badao był zaskakujący. Wśród składników pyłu zwrócono uwagę na występujące w dośd
znacznej, ilości drobne fragmenty różnych włókien, które starannie posegregowano, a następnie
poddano badaniom identyfikacyjnym. Wynik tych badao był jednoznaczny. Zarówno na pasku, jak i na
płaszczu występowały takie same mikrowłókienka. Jaki był tok rozumowania biegłego? Jeżeli pasek i
płaszcz stanowiły kiedyś jedną całośd, to dzieliły wspólne losy. A więc przy wieszaniu w szafie czy na
wieszaku ocierały się o inną odzież: płaszcze, swetry, garnitury itp. Każde zaś takie otarcie się powoduje
odłamywanie drobnych włókienek, które wzajemnie przeszczepiają się z jednej odzieży na drugą. Te
mikrowłókienka przeszczepiały się z sąsiedniej odzieży zarówno na pasek, jak i na płaszcz. Wykazana
zgodnośd była dopiero zgodnością oczekiwaną i była czymś więcej niż skromną poszlaką wynikającą z
faktu, że pasek i płaszcz są z tego samego materiału.
Takie wzajemne przeszczepienie włókien stwierdził mgr K., badając w innym przypadku odzież sprawcy
zabójstwa i jego ofiary. To bardzo żmudne badanie wykazało wzajemne przeszczepienie dośd
charakterystycznych zabrudzeo oraz włókienek. W tym przypadku biegły dysponował jeszcze
dodatkowymi argumentami. Chodziło bowiem o włókienka nietypowe, rzadko spotykane oraz
nierównomiernie zabarwione, byd może domowym sposobem.
Biegły kryminalistyk rad widzi wszelkie nietypowości w badanych przez siebie materiałach. Mgr Ch.,
badając kiedyś mało charakterystyczne zabrudzenia odzieży w zestawieniu z próbą tynku, wyraził się z
żalem i przekąsem: „Jaka szkoda, że w tym tynku nie ma cząstek złota”. Takim „złotem” była w innym
przypadku zawartośd związków kadmu w próbce gleby i w błocie przylgniętym do obuwia podejrzanego
albo obecnośd niklu w małej cząstce metalu, wydobytej z miejsca uszkodzenia czaszki, w zestawieniu z
poniklowanym narzędziem, za pomocą którego dokonano zabójstwa. Są to niezwyczajne elementy
śladów, Niezwyczajne, a więc mające większą wartośd dowodową od tych zwyczajnych.

Co widać pod lampą kwarcową


Szereg substancji chemicznych odznacza się zdolnością świecenia pod wpływem krótkiego
promieniowania nadfioletowego. Jest to tzw. luminescencja. Dlatego też biegły, który przeprowadza
oględziny dowodów rzeczowych, po dokonaniu tej czynności w świetle zwykłym zaciemnia swoją
pracownię i wydobywa z szafy lampę kwarcową W świetle tej lampy można bowiem ujawnid wiele
śladów zupełnie niewidocznych w warunkach normalnych.
W działaniach taktyczno-śledczych można posłużyd się niekiedy specjalnymi substancjami do znakowania
pewnych przedmiotów. W piśmiennictwie opisywane są pułapki dokonane za ich pomocą. Substancje te
odznaczają się niezwykle silną luminescencja. Jeżeli np. rozpylimy je w danym pomieszczeniu, to każda
osoba, która tam wejdzie, zabierze ich cząstki, np. na obuwiu czy odzieży. Cząstki tych substancji są

background image

zupełnie niewidoczne w zwykłym świetle, ale pod lampą kwarcową jarzą się silnie, świecąc różnymi
barwami. Niekiedy znakuje się nimi jakiś szczególny obiekt, a nawet banknoty. Ktokolwiek stykał się z
takim obiektem, np. biorąc go do ręki, będzie miał świecące pod lampą kwarcową dłonie. Zwykłe umycie
rąk nie usuwa w całości znakującej substancji W Instytucie mieliśmy do czynienia z podobnym
przypadkiem znakowania i pomimo największej ostrożności jeszcze przez długi czas po wykonaniu
ekspertyzy w pracowni laboratoryjnej i na odzieży biegłych świeciły w ciemności w świetle lampy
kwarcowej cząstki owej znakującej substancji.
Mniej intensywnie, ale dośd wyraźnie, świecą różne smary, produkty smołowe Wykorzystali to nasi biegli
w sprawie dośd niezwykłego wypadku drogowego. Nawet trudno mówid, że był to wypadek „drogowy”.
W jakiejś wsi odbywało się huczne wesele i w gospodarstwie, w którym święcono tę uroczystośd, zebrało
się dośd dużo gości Kilku przybyto własnymi samochodami, docierając do zagrody różnymi dróżkami
polnymi. Dobrze po północy niektórzy goście zaczęli się rozchodzid. I oto któryś z tych wcześniej
opuszczających zabawę weselną zauważył na polnej dróżce przejechanego mężczyznę. Byd może, iż jeden
z pijanych uczestników wesela, korzystając z ciepłej letniej pogody, po prostu zamierzał się przespad, nie
bardzo orientując się, że wybrane na drzemkę miejsce leży na trasie dojazdu i odjazdu samochodów.
Nietrudno było ustalid, że przyczyną zgonu były urazy typowe dla przejechania. Wiadomo było również,
które samochody odjechały wcześniej, a które jeszcze pozostały. W tej sprawie Instytut otrzymał do
zbadania odzież denata Należało poszukad takich śladów kolizji, które pozwoliłyby na określenie typu
samochodu.
Postępując rutynowo, biegli najpierw dokonali szczegółowych oględzin ubrania, które było bardzo silnie
zabrudzone. W toku tej czynności, prócz przylgniętych cząstek gleby i zaschniętej krwi, zauważyli oni, że
odzież a w szczególności marynarka, jest w wielu miejscach powalana substancjami oleistymi lub
smarem. Z kolei poszła w ruch lampa kwarcowa i w jej promieniach pozornie bezładnie rozmieszczone
plamy zaczęły nabierad konkretnych kształtów. Po prostu na marynarce odbiły się bardzo wyraźnie
pewne elementy podwozia samochodu, a wśród nich bardzo dokładny rysunek wału kardanowego w
części przegubowej z dobrze widocznymi śrubami i innymi elementami Wszystko to było dobrze
naolejone i odcisnęło się jak pieczątka na doid mięsistym podłożu sztruksu marynarki Po zbadaniu
samochodów, które wcześniej, tylko w jednym jedynym przypadku istniała możliwośd powstania tego
rodzaju odbicia. Tak więc ujawnione, normalnie niewidoczne ślady pozwoliły na wyjaśnienie sprawy.
Dośd podobny był przypadek, w którym znaleziono na torach martwego robotnika kolejowego. W wyniku
zbyt małej dociekliwości organów ścigania nie wzięto pod uwagę możliwości wypadku, zwłaszcza że nie
dostrzeżono wyraźnych objawów zewnętrznych gwałtownego działania. Rychło jednak doszło do
ekshumacji zwłok, a ich sekcja wykazała liczne obrażenia wewnętrzne z uszkodzeniem kręgosłupa.
Odzież denata otrzymał do badao nasz Instytut. I znowu lampa kwarcowa ujawniła na tylnej części
marynarki dokładnie odbity talerz zderzaka towarowego wagonu kolejowego. Jego uderzenie, z dużym
zasobem energii kinetycznej, było w stanie wywoład wspomniane obrażenia i doprowadzid do zgonu.
Wypadek zdarzył się w okolicznościach, w których jego przebieg mógł byd nie dostrzeżony. Nie byto więc
świadków. Jedynym dowodem wydarzenia był ten ślad na plecach marynarki, który mógł dostatecznie
dużo powiedzied o wypadku.
W innej sprawie mieliśmy do czynienia ze śladami ujawnionymi na ciele żywej osoby. Był to młody
chłopak wiejski w wieku około 16 lat Zarzucono mu, że wraz z kolegami ułożył na szynach kolejowych
stertę starych progów kolejowych, co groziło poważnym wypadkiem. Wszyscy towarzysze „zabawy”
zbiegli, a tylko on został zatrzymany. W rozmowie telefonicznej dowiedziałem się od funkcjonariusza MO
o przebiegu zajścia przy czym wspomniano, że zatrzymany ma bardzo brudne ręce. Zaproponowałem,
aby obcięto mu paznokcie i dostarczono do badao wraz z porcją ścinków owych progów kolejowych.
Jak wiadomo, progi kolejowe impregnuje się substancjami smołowymi dla zwiększenia ich odporności na
czynniki atmosferyczne i butwienie. Istniała zatem możliwośd znalezienia w brudzie zza paznokci
składników substancji impregnujących i porównanie ich z oryginalnym materiałem pobranym z progów

background image

kolejowych. Materiał dotarł dośd szybko do Instytutu, a funkcjonariusz MO zdecydował się nawet zabrad
ze sobą zatrzymanego chłopca.
Juz wstępne oględziny ścinków paznokci pod lampą kwarcową wykazały luminescencję, taką samą, jak
wykazywał materiał porównawczy progów kolejowych. Postanowiliśmy przy okazji obejrzed w tym
świetle także chłopca Trzeba zaznaczyd, że cały czas zaprzeczał on, jakoby miał coś wspólnego z opisaną
„zabawą” i, oczywiście, nie wymieni! żadnego ze współuczestników. Teraz w toku rozpoczętych badao
czul się wyraźnie zaniepokojony. Tajemnicze świecenie w ciemnościach potęgowało to zaniepokojenie.
Wytłumaczyliśmy mu, o co w badaniach chodzi, i oto na rękach chłopca pojawiły się wyraźne tak samo
świecące smugi, a na barku wręcz odbicie słojów przenoszonej belki Czegoś takiego zatrzymany się nie
spodziewał i w obliczu tak mocnych argumentów- chociaż milczących - załamał się. Sam zaczaj,
pochlipując płaczliwie, opowiadad, jak to było z tymi progami kolejowymi
Promieniowanie nadfioletowe lampy kwarcowej jest bardzo przydatne także do ujawniania fałszerstw
dokumentów. Kilkakrotnie dokumentem takim w naszej praktyce było świadectwo szkolne. W jednym
przypadku uczennica „promowała się” do następnej klasy i przypuszczała, że przy zmianie szkoły
kombinacja ta się jej uda. W innym przypadku usunięto ze świadectwa cały tekst, pozostawiając tylko
urzędowe pieczęcie i podpisy. Otrzymany w ten sposób blankiet wypełniono na nowo dla zupełnie innej
osoby. Lampa kwarcowa pozwoliła na pełne odczytanie poprzedniego tekstu, który w mniemaniu
przestępcy został całkowicie usunięty.
Czasem w badaniach dokumentów przydatny jest inny, również niewidoczny zakres widma, a mianowicie
podczerwieo. Za pomocą tego promieniowania zdołaliśmy odczytad dokument, który leżał ponad 20 lat
wraz z pogrzebanymi zwłokami. Dokumentem tym okazał się kwit radzieckiej poczty polowej wraz z
datownikiem, co pozwoliło na określenie zarówno czasu pogrzebania zwłok, jak i osoby - właściciela
dokumentu.

O wszystkim zadecydowała drzazga


Była to jedna z tych niezwykłych spraw, w których inteligencja biegłego, jego wyjątkowa cierpliwośd,
połączona z pedantyczną dokładnością, świeciły triumfy w walce z przestępcą. Przypadek wyglądał
początkowo banalnie. Na skrzyżowaniu dróg dochodzi do kolizji obciążonego ładunkiem samochodu
„Star” z motocyklem. W takich przypadkach szanse tego ostatniego są z reguły równe zeru. Także i tym
razem motocyklista poniósł śmierd na miejscu. Jest wyjątkowo brzydka pogoda. Pada deszcz. W pobliżu
wypadku nie ma nikogo. Kierowca ciężarówki bezpośrednio po kolizji traci na chwilę panowanie nad
maszyną, uderza w stojący w pobliżu slup telefoniczny, poważnie go uszkadzając. Poza tym jest - jego
zdaniem -wszystko w porządku, więc szybko oddala się ze swym wozem. Prokurator podejmuje
energiczne dochodzenie. W ciągu 24 godzin kierowca zostaje wraz z samochodem zatrzymany, a duży,
ponad metrowy fragment uszkodzonego słupa telefonicznego znajduje się w Instytucie. Trzeba dokonad
oględzin samochodu. Został on już zabezpieczony i od pewnego czasu krząta się wokół niego zespól
fachowców MO. Niebawem dołącza także nasza ekipa z mgr Ch. Wóz aż lśni od czystości. Już to samo
wydaje się podejrzane, gdyż będące w eksploatacji samochody ciężarowe są z reguły brudne, często
obłocone. Zatrzymany kierowca zdołał bardzo starannie umyd i wyszorowad swą ciężarówkę i, jak się
zdaje, on pierwszy przeprowadził oględziny.
Stosunkowo łatwo można było zauważyd względnie świeże otarcia bocznej części paki wozu, ale to
jeszcze za mało, bo takich otard na tego rodzaju pojazdach nie brakuje. Oględziny trwają, czas biegnie.
Nikt nie znalazł nic takiego, co mogłoby stanowid punkt wyjściowy do wykazania bezpośredniego, bardzo
brutalnego kontaktu wozu ze słupem telefonicznym. Z kolei idą w ruch łupy. Mgr Ch. ciągle sięga
pamięcią do fragmentu słupa, który zdążył już wstępnie obejrzed w Instytucie. Były tam wyraźnie
widoczne ślady energicznego ocierania się jakiegoś przedmiotu oraz silne uszkodzenie lokalne, które

background image

doprowadziło prawie do złamania w tym miejscu drewnianej belki. W takim momencie pracuje usilnie
wyobraźnia biegłego, który, kojarząc ślady dostrzeżone na pace wozu ze śladami na słupie, usiłuje
przeprowadzid myślową rekonstrukcję kolizji wraz z jej kolejnymi etapami. Tak! Teraz nie ma już
wątpliwości, który odcinek paki musiał uderzyd w słup. Ten odcinek trzeba szczególnie dokładnie
przebadad.
Owocem kilkugodzinnego ślęczenia nad samochodem staje się mała drzazga, którą nasz biegły znalazł
„zaklinowaną” za okuciem paki. Biegły nie ukrywa swych emocji: już pod małą lupą widad na
.powierzchni drzazgi poprzeczne zarysowania. Takie same, jakie występowały na słupie. Teraz pozostało
już niewiele do zrobienia. Trzeba znaleźd na słupie miejsce, z którego drzazga pochodzi.
Także i ta czynnośd jest bardzo czaso- i pracochłonna, ale kooczy się pełnym sukcesem. Drzazga nie tylko
dobrze pasuje do odnalezionego miejsca, jeżeli chodzi ojej kształt i rozmiary, lecz także delikatna
struktura śladów ocierania się paki o słup wykazuje pełną ciągłośd po wprowadzeniu drzazgi w miejsce
ubytku na słupie. Kierowca nie może już dłużej zaprzeczad zderzeniu jego ciężarówki ze słupem. I
pomyśled - parę milimetrów kwadratowych drzazgi o masie ułamka grama stało się koronnym
„świadkiem” przestępstwa, pomimo że świadków przestępstwa nie było.

Na tropach złodzieja

Najpierw o śladach, których nie ma


W miejscowości K. włamano się do magazynu. Sprawca przeciął piłką kabłąk kłódki i w ten sposób ta dośd
prymitywna przeszkoda została sforsowana. Tak brzmiała pierwsza informacja, kiedy zwrócono się do
Instytutu o współdziałanie przy oględzinach miejsca włamania. Biegły mgr Ch. dośd szybko służbowym
wozem znalazł się na miejscu. Na szczęście ktoś, kto pierwszy zauważył włamanie do magazynu, niczego
nie dotykał.
Rozpoczynają się staranne oględziny, w toku których na początku także nie wolno niczego ruszad. Kiedy
uszkodzona kłódka, skobel i ich otoczenie zostały obejrzane gołym okiem, a potem przy użyciu lupy,
biegły przyklęka koło futryny i czegoś pilnie szuka. Po krótkiej chwili pojawia się na jego twarzy lekki
uśmiech. Wstaje i zaczyna dopytywad się o szczegóły i okoliczności włamania Są świadkowie, jest
kierownik. Wszyscy jeszcze podnieceni, jeden przez drugiego opowiadają, jak zauważono przeciętą
kłódkę; nawet w wyobraźni niektórych pojawiają się tajemnicze postacie, które ostatnio w sposób
podejrzany miały kręcid się koło magazynu.
Biegły słucha wyraźnie rozbawiony. Kiedy pierwszy potok informacji urwał się, stwierdza lakonicznie: „To
włamanie jest upozorowane!”. Ogólna konsternacja. Co? Jak? Dlaczego? Po prostu na ziemi, w pobliżu
przeciętej kłódki, nie ma opiłków. Ani jednego. Nie tylko nie widad gołym okiem, ale nawet magnesem
nie udaje się nic wydobyd ze szpar czy załamków. Kierownik placówki jest blady i łamiącym głosem
przyznaje się do mistyfikacji. Tak jest. Kłódkę przeciął w pomieszczeniu warsztatowym.
Szukając opiłków, mgr Ch. sięgał już myślami w przyszłośd. A nuż trzeba będzie rozwiązywad zagadkę
identyfikacji narzędzia. Już tak bywało. Dostajemy sporą porcję opiłków, pociętą kłódkę łub kratę oraz
kilka piłek do cięcia metalu wraz z zapytaniem, czy którąś z tych piłek posłużono się przy włamaniu.
Płaszczyzna przecięcia metalu jest wprawdzie bardzo bogata w różne ślady, zwłaszcza rysowe, ale są to
ślady bardzo skomplikowane. Trzeba zdad sobie sprawę z faktu, że każdy kolejny ruch piłki w toku jej
pracy w wysokim stopniu uszkadza lub wręcz niszczy ślady poprzednio powstałe. Ale i na to jest sposób.
Jak wiadomo, taka piłka jest sporządzona z bardzo twardej stali. Inaczej nie można by nią przeciąd
żelaznych czy stalowych materiałów. Równocześnie taka twarda stal bywa krucha, a przecinany metal
stawia przecież poważny opór:
W efekcie tego piłka „zużywa się” czy „staje się tępa”, co w istocie rzeczy sprowadza się do powstania

background image

mniejszych czy większych ubytków. Czasem wykrusza się cały ząbek, niekiedy jego fragment. Trzeba
zatem dobrze obejrzed opiłki. Tak zwane gołe oko nie wystarcza, aby wśród okruchów przeciętego
metalu kłódki znaleźd owe fragmenty użytej do cięcia piłki. Potrzebny jest mikroskop a do tego mnóstwo
cierpliwości, koncentracji uwagi z odpowiednią dawką wprawy i doświadczenia.
Pod obiektywem mikroskopu przesuwają się setki, a może nawet tysiące przeróżnie ukształtowanych
bryłek. Wreszcie raz, drugi i trzeci biegły wyławia coś, co się różni od podstawowej masy okruchów. Owo
wyłowienie nie jest łatwe, a jest to przecież dopiero, początek dalszej pracy biegłego. Po pierwsze chodzi
o to, czy wyosobniona mikroskopijna cząstka ma w ogóle coś wspólnego z piłką. Bo przecież może byd
tylko jakimś przypadkowym zanieczyszczeniem zebranego materiału. Następnie trzeba takie wspólne
pochodzenie (cząstka piłki) udowodnid.
Analiza chemiczna pozwala tylko stwierdzid zgodnośd składu chemicznego, a więc wykazad, że zarówno
cząstka, jak i piłka są z takiego samego tworzywa. To już coś jest, ale ciągle jeszcze za mało dla
postępowania dowodowego. Teraz więc biegły sięga po zabezpieczone u podejrzanego czy podejrzanych
piłki do ciecia. I znów pod mikroskopem lustruje dokładnie każdy ząbek, czy nie widad na nim jakiegoś
ubytku, zwłaszcza świeżego. Ubytki takie zwykle bywają. Po ich zlokalizowaniu zachodzi potrzeba
powiązania ubytku z konkretnymi cząstkami wydobytymi spośród opiłków. Jest to dowód na
„dopasowanie”. Mikrostruktura obu porównywanych powierzchni przełomu (ubytku na piłce oraz
wyosobnionej cząstki) musi tu wykazywad pełną zgodnośd, jak negatyw z pozytywem. Jeżeli to się uda, a
udaje się częściej niż można by było przypuszczad, badanie jest zakooczone. W konkretnych sprawach
biegli znajdowali więcej niż jedno takie „dopasowanie”.

Gdy złodziej ma pecha


Właściwie, to złodziej powinien mied zawsze pecha, W rym znaczeniu, że pozostawia przecież na miejscu
swojej działalności jakieś ślady. Trzeba tylko umied te ślady zauważyd, prawidłowo zabezpieczyd, no i
zbadad. Niekiedy zauważenie takich śladów jest dziecinnie proste i łatwe. Tak jak to było z pewną młodą
kobietą. Z początku wszystko szło pomyślnie. Dostała się do cudzego mieszkania i zaczęła „przeszukiwad”
szafy, szafki. Chciała to wszystko robid możliwie cicho, bo przysłowie mówi, że ściany mają uszy, a w
nowym budownictwie - jak wiadomo - akustyka jest szczególnie dobra. Zdjęła więc buciki, „pracując” w
samych pooczochach. Sposób prosty i powszechnie znany. Kiedy wykonała już swój plan, spakowała
zdobycz, włożyła buciki i po prostu wyszła.
Może by się jakoś nawet udało, gdyby nie ten pech. Bo przy zdejmowaniu bucików wypadła cienka
skórkowa wyściółka, czego nie zauważyła. Wyściółkę tę zauważyli natomiast pracownicy MO i
zabezpieczyli. Po pewnym czasie zatrzymano także podejrzaną. Najpierw dostaliśmy do badao samą
wyściółkę. Po dokonaniu wstępnych oględzin, biegły mgr Ch. polecił zabezpieczyd i dostarczyd cały
„asortyment” obuwia, jaki tylko znajduje się w mieszkaniu zatrzymanej. Okazało się przy tym, że obuwie
było jej „hobby”. Toteż w Instytucie znalazło się niebawem kilkanaście par butów.
Biegły zamierzał zweryfikowad swoje spostrzeżenia Na wyściółce była mianowicie dośd dokładnie odbita
stopa, przy czym względnie wiemy jej rysunek był następstwem przepocenia wyściółki w miejscach
stałego z nią kontaktu. Biegły zwrócił uwagę na dwie szczególnie charakterystyczne cechy odbicia.
Wykazywało ono mianowicie skrzywienie jednego z palców oraz silne przetarcie skórki wyściółki w części
środkowej pod palcami. Przetarcie to pozwoliło na postawienie przez biegłego hipotezy, że w tym
miejscu na stopie podejrzanej musi znajdowad się dośd wyraźne zgrubienie naskórka, czyli tzw.
popularnie odcisk, notabene szczególnie przykry przy chodzeniu.
Oględziny dostarczonych par obuwia wykazały, że wytarcie to, umiejscowione w tym samym miejscu,
powtarzało się. Niekiedy, po przetarciu wyściółki, ulegała częściowemu wytarciu także zelówka. Na
wyściółkach niektórych butów można było zauważyd także owo skrzywienie palca.
Pracownicy śledczy doprowadzili w koocu na nasze życzenie samą podejrzaną. Biegły sporządził dokładne

background image

odlewy gipsowe stopy, zarówno wyjętej z obuwia, jak i umieszczonej w gipsowej formie odpowiadającej
obuwiu. Na odlewach widad było dokładnie wspomniane cechy charakterystyczne stopy wraz z owym
odciskiem, który istotnie miał „imponujące” rozmiary. Potem już tylko dokładne pomiary potwierdziły
pełną zgodnośd wszystkich cech i wymiarów stopy z jej obrysem na owej pechowej wyściółce. Podejrzana
skapitulowała.

Gdy coś się pali albo wybucha


Aby mógł powstad pożar, niezbędna jest obecnośd palnych materiałów, dostęp powietrza oraz jakiś
zapłon inicjujący ten pożar. Palnych materiałów na ogół nigdzie nie brakuje. Najczęściej chodzi o drewno,
papier, słomę czy ostatnio coraz bardziej rozpowszechniające się tworzywa sztuczne Niektóre z tych
ostatnich są szczególnie niebezpieczne, gdyż w podniesionej temperaturze nie tylko zapalają się, lecz
także topnieją, co sprzyja przenoszeniu się płynnego strumienia ognia. Zwykle także zapewniony jest
wszędzie dostęp powietrza. Pozostaje więc kwestia zapłonu, którą właśnie interesuje się biegły.
Zapłon może byd zupełnie przypadkowy. Wiadomo, że wielkie pożary powstają także od przysłowiowego
niedopałka papierosa, nie zgaszonej zapałki, wad instalacji elektrycznej powodujących, iskrzenie, nie
wyłączonej maszynki elektrycznej czy żelazka itd. Czasem jest to „siła wyższa”, jak np. uderzenie pioruna.
Ale są też siły inne. może nie tyle nieczyste, co przestępcze. Chodzi o celowe podpalenia. Zarówno te z
zemsty, jak i dla uzyskania premii asekuracyjnej, czasem także działania sabotażowe.
Przyczyna każdego pożaru powinna byd zbadana i ustalona, bo niekiedy sprawca próbuje nadad pożarowi
pozory przypadku. Ustalenie przyczyn pożaru może byd niekiedy bardzo trudne, ale nie wolno załamywad
rąk i rezygnowad z prób, nawet jeżeli wydaje się to beznadziejne. Czasem prowadzący dochodzenie ma
szczęście.
W miejscowości Z. powstał pożar. Nie zdołał się jeszcze dobrze rozwinąd, kiedy na miejscu znalazła się
odpowiednia ekipa dochodzeniowa i kierując się zarówno doświadczeniem, jak i zdrowym rozsądkiem, a
częściowo również przysłowiowym „nosem”, dotarła do ogniska pożaru. Tu uwagę funkcjonariusza MO
zwróciły palące sie szmaty, które niezwłocznie umieścił w szczelnym słoiku. Pożar został ugaszony.
Rozpoczęło się normalne dochodzenie, w toku którego wersja umyślnego podpalenia stawała się coraz
bardziej prawdopodobna Wysunięto nawet podejrzenia.
Dokonując przeszukania u jednego z podejrzanych, funkcjonariusz zwrócił uwagę na wyrzuconą na
śmietnik butelkę. Była ona wprawdzie pusta, ale na wszelki wypadek funkcjonariusz zakorkował ją
szczelnym korkiem i jako dowód rzeczowy w sprawie przekazał naszemu Instytutowi wraz ze słoikiem z
nadpalonymi szmatami.
Trzeba tu zaznaczyd, że pojęcie pustego naczynia jest dośd względne, w szczególności dla chemika
sądowego. W takim naczyniu, opróżnionym z poprzedniej zawartości, zostają zawsze na ścianach
maleokie cząstki substancji, która nie zawsze daje się usunąd nawet przez dośd staranne przepłukanie. W
tym przypadku zabezpieczona butelka była istotnie opróżniona, ale w jej wnętrzu - jak się okazało - były
jeszcze pewne ilości par rozpuszczalnika.
Pary takie są, oczywiście, niewidoczne. Powonieniem można wyczud jakaś obcą woo, a metody
analityczne pozwalają na ich pełną identyfikację. Tak było i w tym przypadku. Po zbadaniu par palnego
rozpuszczalnika w pustej butelce postąpiono podobnie ze słoikiem na którego dnie znajdowały się
częściowo spalone szmaty. Pobrano próbkę powietrza znad tych szmat. Wynik był zaskakujący. W obu
próbkach powietrza wystąpiły takie same składniki odpowiadające składowi chemicznemu palnego
rozpuszczalnika. Oczywiście, nie można było udowodnid, że jest to ten sam rozpuszczalnik, lecz „taki
sam”. Ale odciski daktyloskopijne na butelce mają również swoją wymowę obok całokształtu materiału
dochodzeniowego.
W tym przypadku zaistniała możliwośd zabezpieczenia dowodów rzeczowych na miejscu dopiero

background image

rozwijającego się pożaru. Gorzej jest w sytuacji, kiedy ekipa dochodzeniowa znajduje się w obliczu nie
dopalonych szczątków budynku po ugaszonym pożarze. Gorzej, ale nie zawsze beznadziejnie. Dowodzi
tego przypadek z ostatnich lat. Pożar wybuchł w nocy. Był bardzo gwałtowny i w wyjątkowo krótkim
czasie strawił całe obejście, nie oszczędzając śpiących domowników.
Gwałtownośd pożaru oraz wstępne wyniki dochodzenia dały podstawę do wysunięcia hipotezy o
zbrodniczym podpaleniu. Szukanie źródła - zarzewia ognia - wydawało się niepotrzebną stratą czasu.
Prowadzący dochodzenie okazali się jednak dobrymi fachowcami i wśród zgliszcz natrafili na kawałek
niezupełnie spalonego dywanika którego częśd przyciśnięta nogą łóżka była nawet w zupełnie dobrym
stanie
Wstępna wersja śledcza zakładała możliwośd użycia do podpalenia łatwopalnych materiałów płynnych,
np. benzyny. W takim przypadku nie można było wykluczyd, że częśd paliwa wsiąkła np. w jakąś tkaninę i
w sprzyjających warunkach nie uległa całkowitemu spaleniu. Fragment dywanika pod nogą łóżka
odpowiadałby takim warunkom. To samo odnosiło się do znalezionego nie dopalonego fragmentu
odzieży. Tego rodzaju skrzętnie wyszukane materiały niezwłocznie zabezpieczono w szczelnych
naczyniach
Przeprowadzone w Instytucie badania w pełni potwierdziły postawioną hipotezę: w dużej części
zabezpieczonych materiałów, w tym zwłaszcza we fragmencie dywanika, stwierdzono obecnośd resztek
nie spalonej benzyny. Co więcej - okazało się, że oprócz składników benzyny można było wykazad
również obecnośd cięższych węglowodorów, wchodzących w skład olejów mineralnych Wersja śledcza
wzbogaciła siew ten sposób w nowe elementy: do podpalenia użyto benzyny zmieszanej z olejem. Takiej,
jakiej używa się do silników motocyklowych Trudno bowiem wyobrazid sobie, aby sprawca użył
oddzielnie benzyny i oleju. Ten ostami bowiem zapala się trudno, poza tym użycie kilku naczyo
przedłużyłoby akcję podpalenia, która miała cechy akcji wręcz błyskawicznej.
Najprawdopodobniej sprawca przez rozbitą szybę w oknie wlał do wnętrza wiejskiego parterowego
budynku pewną ilośd benzyny z kanistra i niezwłocznie podpalił - chodby zwyczajnie, zapałką. W toku
rozwijającego się dochodzenia zabezpieczono również benzynę z motocykla podejrzanego. Benzyna ta
zawierała istotnie domieszkę oleju. Stwierdzenie jednak, że była to taka sama benzyna, jak użyta do
podpalenia, było niemożliwe. W podniesionej temperaturze pożaru pierwotny skład benzyny uległ
pewnym zmianom. Częśd, zwłaszcza lotniejszych frakcji, po prostu wyparowała.
Wybuch to także swoisty rodzaj pożaru, w którym materiał palny spala się w bardzo krótkim czasie,
mierzonym ułamkami sekundy. Zwykłe w praktyce kryminalistycznej chodzi o mieszaninę powietrza z
gazem lub z parami łatwopalnych substancji (nie mówię tu o materiałach wybuchowych). Jeżeli w takiej
mieszaninie stosunek powietrza do palnego składnika przybierze odpowiednie proporcje, powstaje
mieszanka wybuchowa, której eksplozja może nastąpid pod wpływem nawet słabego bodźca. Może to
byd np. maleoka iskierka, jaka tworzy się przy uderzeniu podkutym butem o kamieo albo jaka
przeskakuje przy ocieraniu się materiałów z tworzywa sztucznego.
W pewnych przypadkach takim wybuchowym materiałem palnym może byd substancja stała, drobno
rozpylona, jak np. subtelny pył węglowy, proszek aluminiowy. Nawet byty przypadki eksplozji pyłu
cukrowego.
Cechą charakterystyczną wybuchu jest nie tylko ogromna szybkośd reakcji chemicznej (najczęściej
spalania), lecz także pewne efekty energetyczne wynikające z szybkości reakcji w postaci fali
uderzeniowej oraz znacznie podniesionej temperatury. Dlatego też po tego rodzaju eksplozji z reguły
następuje pożar.
Rzecz działa się w zakładzie produkcyjnym, na oddziale, gdzie lakierowano częśd aparatury. Elementy
spryskane ręcznym pistoletem umieszczano po wstępnym podsuszeniu w elektrycznym piecu, gdzie
następowało ostateczne związanie lakieru. Któregoś dnia doszło w piecu do eksplozji, a powstały pożar
dokonał zniszczenia pieca wraz z zawartością. Na miejscu wypadku zabezpieczono pistolet do
spryskiwania lakierem i przesłano go do Instytutu w celu zbadania składu chemicznego zastosowanego

background image

lakieru. Pistolet był, oczywiście, powalany zaschniętym lakierem. Naturalnie, nie chodziło o te zaschnięte
składniki, lecz o rozpuszczalnik, który w czasie parowania mógł w piecu wytworzyd z powietrzem
mieszankę wybuchową.
Zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że pistolet znajdował się w obszarze objętym pożarem, co bardzo
zmniejszało szanse wykrycia rozpuszczalnika w kropelkach lakieru wyschniętego, a więc pozbawionego
lotnych składników już przez samo wysychanie. Wychodząc jednak z założenia, że i tak niewiele ma do
stracenia, biegły zeskrobał ostrożnie taką wyschniętą kropelkę lakiem i poddał ją maceracji odpowiednim
odczynnikiem, a następnie uzyskany wyciąg poddał badaniom spektrofotometrycznym w nadfioletowej
części widma. Jest to bardzo czuła metoda wykrywania całego szeregu związków organicznych. W
naszym przypadku otrzymaliśmy bardzo wyraźne widmo toluenu, znanego rozpuszczalnika, pochodnego
benzenu (benzolu).
Rozpuszczalnika tego było bardzo mało, nie więcej niż kilka-kilkanaście milionowych grama. Według
przepisu technologicznego był to rozpuszczalnik właściwy, a wybuch nastąpił na skutek błędu
technicznego. Dla nas przypadek ten był bardzo pouczający. Okazało się bowiem, że wyschnięty lakier nie
jest naprawdę całkowicie wyschnięty. Pod wyschniętą zewnętrzną skorupką przez długi jeszcze czas
pozostają cząstki lakiem, którego rozpuszczalnik z trudem paruje przez tę skorupkę.
W podobnej sprawie, dotyczącej eksplozji w zakładzie produkcyjnym, początkowo działania prokuratora
wydały nam się dziwne. Tym razem spaliło się dużo, były ofiary śmiertelne. Nie znaleziono żadnych
urządzeo przeznaczonych do lakierowania. Prokurator polecił zabezpieczyd do badao krew i wycinki
narządów wewnętrznych, pobrane ze zwłok ofiar wypadku. Przesyłając ten materiał do badao, prosił o
ustalenie ...składu chemicznego lakieru, którym posługiwano się przed wypadkiem. Oczywisty nonsens -
zauważył biegły, któremu zlecono badania, i machnął ręką, uważając to za dobry dowcip.
Ale czy rzeczywiście nic w tej sprawie nie było do zrobienia? Jeżeli coś lakierowano i z lakieru wydzielał
się rozpuszczalnik, to, oczywiście, parował on do atmosfery pomieszczenia, w którym przebywali
robotnicy. Ludzie ci musieli wiec oddychad powietrzem skażonym przez parujący rozpuszczalnik. W czasie
zaś oddychania składniki powietrza przedostają się w pęcherzykach płucnych do krwi. A zatem skład
chemiczny krwi pozostaje w wyraźnym związku ze składem chemicznym powietrza, w którym
przebywamy. Potwierdził to nasz chromatograf gazowy, który w istocie wykazał w próbach krwi zmarłych
robotników obecnośd rozpuszczalników organicznych, w tym nawet ślad benzenu.
Specjalnie podkreślam ten ślad benzenu, mając w pamięci przypadek z przełomu lat czterdziestych i
pięddziesiątych. Doszło wówczas do nagłego zgonu człowieka, który znalazł się w gęstych oparach
benzenu. Jest to, jak wiadomo, bardzo lotna substancja, toteż analizę przeprowadziłem w szczególnych
warunkach. Aparatura zmontowana zastała w dużej chłodni, a przez dodatkowe wietrzenie (była zima)
uzyskaliśmy w pomieszczeniu temperaturę kilku stopni poniżej zera. Pracowałem w rękawiczkach,
czapce, szaliku i kilku swetrach. Pomimo tych zabiegów i usilnych starao nie udało się wydobyd z
materiału sekcyjnego benzenu w ilościach umożliwiających jego identyfikację metodami chemicznymi.
Niestety, chromatografia gazowa była wówczas jeszcze metodą nie znaną.
Tak czułe metody wymagają jednak krytycznej oceny uzyskiwanych wyników. Nic tak dawno
prowadziliśmy prace doświadczalne nad możliwością wykrywania metanu, głównego składnika bardzo
rozpowszechnionego dziś gazu ziemnego, we krwi istot żywych, przebywających w otoczeniu
zawierającym ten gaz. Chodziło o zbadanie możliwości ustalania przyczyny wybuchu nawet po krótkim
pobycie w takim otoczeniu. Metan wykrywaliśmy metodą chromatografii gazowej w sposób bardzo
prosty i pewny. Ale przy badaniach kontrolnych okazało się, ze we krwi szczurów, które w ogóle nie
znajdowały się w atmosferze zawierającej dozowany metan, gaz ten niekiedy również można było
wykryd. Co więcej. Ślady metanu wykrywaliśmy w niektórych pomieszczeniach laboratoryjnych, pomimo,
że szczelnośd kurków gazowych została urzędowo sprawdzona. Ślady metanu przedostają się jednak z
gazu ziemnego do atmosfery przez nieszczelności nie dające się realnie wykryd Ażeby problem jeszcze
bardziej skomplikowad trzeba dodad że metan wytwarza się w toku procesów gnilnych, I w większości

background image

rozłożonych gnilnie prób krwi wykrywa się go wspomnianą metodą. Biegły powinien umied we właściwy
sposób ocenid uzyskany przez siebie wynik. Czasem jednak ma z tym, jak widad, sporo kłopotów.


Na tym wypada mi przerwad krótki szkic wspomnieo o przygodzie z kryminalistyką, która zarówno dla
mnie. jak i dla moich kolegów trwa nadal. Jest ona ciągle świeża - ze względu na bogactwo kazuistyki.
którą kształtuje przecież jakże bujne nasze życie, oraz stale powiększający się zasób możliwości
rozwiązywania nawet najtrudniejszych zagadek.
Rzeczywistośd jest bardziej skomplikowana, niż się przypuszcza. Wszyscy lubimy proste, jasne i
jednoznaczne odpowiedzi: tak - nie, białe - czarne Tymczasem dośd często odpowiedź musi brzmied: tak,
ale..., byd może, iż,.., najprawdopodobniej..., bardziej białe niż czarne itp. Niekiedy trzeba zdobyd się na
odważne stwierdzenie - nie wiem. Czasem musimy wziąd pod uwagę kilka możliwych rozwiązao, bo jakiś
stan czy wydarzenie może mied więcej niż jedną przyczynę. Tak wygląda praca biegłego od strony jego
warsztatu, od strony kulis. Nic w tym dziwnego, bo droga do prawdy zawsze była, jest i będzie wyboista i
mozolna. Dowodzi tego chodby historia nauki i filozofii. Na tej drodze biegły boryka się nie tylko z
trudnościami technicznymi, lecz także, a może przede wszystkim, ze swoimi wątpliwościami i rozterkami
w obliczu bardzo wielkiej, a przede wszystkim bardzo konkretnej odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Są
przypadki, w których w jego rękach znajdują się najwyższe dobra człowieka, jego życie, wolnośd albo
dobre imię czy honor.
Wynika stąd koniecznośd zachowania bardzo krytycznej postawy wobec wyników badao oraz dużej
ostrożności przy wyciąganiu wniosków. Nawet oczywisty wynik jest jeszcze sprawdzany drugą i trzecią
metodą. Kontroluje się także czystośd odczynników, sprawnośd aparatury badawczo-pomiarowej,
Czasami można by nas posądzad o grubą przesadę albo o szykanowanie młodszych kolegów. Ostrożnośd
taka okazuje się jednak uzasadniona. Mam zawsze w pamięci dwa przypadki, w których zetknąłem się z
zanieczyszczonymi odczynnikami, chod czystośd ich była formalnie gwarantowana. W pierwszym
przypadku wykryto w kilku kolejnych sprawach związki kwasu salicylowego, do których należą popularne
leki, takie jak polopiryna. Ponieważ było to w okresie jesiennej słoty, można było przejśd nad tym do
porządku dziennego, przyjmując, że denaci zażyli - na jakiś czas przed zgonem - środek przeciwko
przeziębieniu. Obowiązkowa kontrola wykazała jednak obecnośd związków salicylowych w którymś z
odczynników. Gorzej natomiast było w drugim przypadku. Pracownik hurtowni użył (jak się później
okazało) tego samego lejka do przelewania formaliny i chemicznie czystego kwasu solnego. Ślady
formaliny w kwasie - to błędne wyniki ekspertyzy i podjęcie przez prokuratora niepotrzebnych
dochodzeo, idących w złym kierunku.
Można zauważyd, że podobne przypadki zaniedbao, omyłek lub lekkomyślności, które doprowadziły do
poważnych szkód a nawet nieszczęśd, były nieraz przedmiotem naszej ekspertyzy. Są zawody, w których
mylid się nie wolno. Nie wolno także mylid się biegłemu, chodby za cenę tysięcy pozornie niepotrzebnych
działao kontrolujących, które przez kogoś z zewnątrz mogą byd uważane za „wygłupianie się”.
Kiedy taka ostrożnośd stanie się nawykiem, przestaje byd czymś przykrym. Podobnie można przywyknąd
do studiowania materiałów aktowych, niekiedy pełnych makabrycznych opisów, „ociekających krwią” czy
ujawniających najbardziej mroczne zakamarki duszy ludzkiej. Wówczas praca biegłego może stad się
pozytywnie odczuwanym przeżyciem intelektualnym dającym dużo satysfakcji. Zwłaszcza gdy uda mu sie
z gąszczu bezładnych pozornie faktów (wyniki dochodzeo) i stosu rupieci (dowody rzeczowe)
skonstruowad COŚ użytecznego dla wymiaru sprawiedliwości. Tych satysfakcjonujących przeżyd nie
zawahałem się nazwad przygodą.

background image


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jan Markiewicz Przygody z kryminalistyka 1983
Brzechwa Jan Przygody rycerza Szaławiły
BOTULIZM konspekt JS, Konspekt BOTULIZM opracował i przygotował Jan Siemionek UWM 2012 Tylko do użyt
Jan Brzechwa Przygoda Króla Jegomości
Jan Gołębiowski, Kamila Grochowska Profilowanie kryminalne na potrzeby sądu
Jan Brzechwa Przygoda Lutka Historia krótka
4 Przygotowanie półfabrykatów
Przygotowanie PRODUKCJI 2009 w1
jak przygotowac i przeprowadzic pokaz kosmetyczny1
przykładowa prezentacja przygotowana na zajęcia z dr inż R Siwiło oceniona
Przedmiot dzialy i zadania kryminologii oraz metody badan kr
12 Biotechnologia w kryminalistyce
Przygotowanie cieplej wody uzytkowej
Techniczne przygotowanie prodkcji

więcej podobnych podstron