Leman Kelvin Jak wychować dziecko i nie oszaleć

background image

„Jak wychować dziecko i nie oszaleć” Kelvin Leman

Rozdział 1

Tam jest dżungla!

Chwyć lianę!

W dzisiejszych czasach wychowywanie dziecka jest przeraźliwie trudne.

Ze zgrozą oglądałem doniesienia o strzelaninie w Lit-tleton, w stanie Colorado, której

ofia

rą padło wielu nastolatków na terenie własnej szkoły. Parę miesięcy później uzbrojony

mężczyzna wtargnął na teren przedszkola w Południowej Kalifornii. Te wydarzenia dotarły

na czołówki gazet, lecz w wielu miejskich ośrodkach podobne wypadki zdarzają się zbyt

często, żeby trafić na łamy prasy. Dzieci są narażone na niebezpieczeństwo dosłownie

wszędzie. A kto wie, jakie tragedie niesie nowe tysiąclecie?

Strzelanina nie jest jedynym moim zmartwieniem. Dzieci stają się zakładnikami

ordynarnych programów telewi

zyjnych, gier video z elementami przemocy i szkół, które

niczego pożytecznego nie uczą. Czy mogą przejść przez to wszystko z czystym sercem, silne

duchem, pewne siebie i przepełnione troską o drugiego człowieka? Czy można wychować
dobre dzieci w tych szalonych czasach?

Oczywiście, że można. Ale jest to przeraźliwie trudne.

Wielu znanych mi rodziców sądzi, że to właśnie oni są niebezpieczni, że zrobią coś

strasznego, co na zawsze spowoduje wypaczenia u ich dzieci. Obawiają się, że będą zbyt

wymagający lub zbyt pobłażliwi, zbyt opiekuńczy lub zbyt oziębli. Rodzicielstwo paraliżuje

ich, nie są w stanie pomóc swoim dorastającym dzieciom, gdyż są zbyt przerażeni, żeby

cokolwiek zrobić.

Pamiętam strach, kiedy wziąłem na ręce moje pierwsze dziecko, dziewczynkę. Była

pełnym radości zawiniątkiem, ale trzymałem ją ostrożnie, jakby była delikatną chińską

porcelana, obawiając się, że wyrządzę jej krzywdę. Faktem jest, że w ciągu tych 27 lat, które

minęły od tamtej chwili, popełniałem błędy, podobnie zresztą jak moja żona. Jestem pewien,

że niekiedy zdarzało nam się skrzywdzić małą Holly, ale mimo wszystko pomogliśmy jej

dorosnąć. Obecnie jest piękną młodą kobietą, mężatką, opiekunem nauczycieli języka

angielskiego w szkole średniej. Hura! Udało się nam!

Oczywiście nie możemy sobie pozwolić na wytchnienie — oprócz niej jest jeszcze

czwórka małych Lemanów. Kiedy piszę tę książkę, najmłodsze ma siedem lat, więc tkwimy

w tym wychowawczym interesie po uszy. I w dalszym ciągu nas to przeraża, szczególnie,

kiedy widzimy, co się dzieje wokół nas.

Mam jednak dla was dobrą wiadomość: Będziecie popełniać błędy w wychowaniu, tak

samo jak Sande i Kevin Lemanowie —

macie to jak w banku! Może nie popełnicie tych

samych błędów, ale i tak będzie ich sporo. Stale pamiętam dzień, kiedy moja jedenastoletnia

córka popatrzyła na mnie ze złością i powiedziała:
-

Wiesz, co powinieneś zrobić? Przeczytać swoją własną książkę!

Błędy są częścią wyprawy, której na imię «rodzicielstwo». Ale dobrą wiadomością jest to,

że można się na nich uczyć. Możesz stać się dobrym rodzicem, wychowując dzieci

w atmosferze odpowiedzialności i budując między wami pełną radości więź.

Hilary Rodham Clinton zaczerpnęła tytuł swojej książki ze starego porzekadła: „Do

wychowania dziecka potrzeba całej wioski". Wydaje mi się, że ma to pewien sens — wszyscy

możemy skorzystać z pomocy innych w opiece nad naszymi dziećmi. Ale problem polega na

tym, że nie mieszkamy w wiosce, lecz w dżungli. Przedzieramy się przez nią, chwytając się

kolejnych lian, trzymając się ich kurczowo za wszelką cenę. Żeby wychowywać dzieci nie

potrzebujemy wyręki społeczeństwa, nie potrzebujemy szkół, nie potrzebujemy, by rządzący

mówili nam, jak mamy to robić, nie potrzebujemy nawet kościołów, by zastępowały nas w

background image

wychowywaniu dzieci... Potrzebujemy do tego

rodziców. Wszystkich pozostałych —

społeczeństwa, szkoły, rządzących i kościoła — potrzebujemy po to, żeby wspierali rodziców

w ich wysiłkach.

Takie jest moje wezwanie, które do was kieruję. Wyjdź na ring i stań się rodzicem.

Zdobądź się na postanowienie, że twoja rodzina będzie dla ciebie najważniejsza, i poświęć się

jej. Podejmij wysiłek troszczenia się o własne dzieci. To nie będzie łatwe. To nie będzie

zabawa. Ale będzie warto.

Pamiętaj, że nigdy nie zostaniesz doskonałym rodzicem. Nawet nie musisz być świetnym

rodzicem. Ale namawiam cię, abyś poświęcił czas i zadał sobie trud, żeby stać się dobrym

rodzicem. Możesz to osiągnąć, a ta książka ci w tym pomoże.

Czas przedstawić koncepcję

Nadeszła pora, żeby wyjaśnić termin, który nazywam: dyscyplina praktyczna. Jest to spójny,
stanowczy i oparty na

szacunku sposób, w jaki rodzice mają kochać i uczyć swoje dzieci

dyscypliny (zwróć uwagę, że użyłem określenia «uczyć dzieci dyscypliny», a nie «karać»,

oraz określenia «kochać», a nie «zamęczać z miłości»). Dyscyplina praktyczna oscyluje

pomiędzy stylem autorytarnym a pobłażaniem, pozwalając dzieciom na dokonywanie

wyborów, lecz jednocześnie ucząc ich odpowiedzialności za swoje decyzje.

Jestem — podobnie jak inni —

rad, że nie żyjemy w średniowieczu, kiedy dzieci miały

być widziane, ale nie słyszane (już nie mówiąc o jakimkolwiek absorbowaniu swoją osobą

uwagi dorosłych). Odczuwam także ulgę, że nie pławimy się w nadmiernej pobłażliwości

lansowanej w latach 50. i 60. XX wieku, kiedy to wielu rodziców błędnie sądziło, że

dyscyplinowanie dzieci prowadzi do uszkodzenia ich młodej psychiki.

Widzę, że w dzisiejszych czasach wiele rodzin miota się między tymi skrajnościami. Jako

terapeuta rodzinny prowadzę cotygodniowe spotkania z rodzicami i ich dziećmi. Odbywam

także wiele podróży i wygłaszam odczyty — na temat wychowywania dzieci, dyscypliny i
poradnictwa —

których adresatami są rodzice i nauczyciele. Widzę i słyszę, że w zbyt wielu

współczesnych domach skądinąd wykształceni rodzice w dalszym ciągu nie dostrzegają

różnicy między dyscypliną a karą bądź między pobłażliwością a wyrażaniem uczuć. Zadają
pytania:


Jak mam właściwie kochać moje dzieci?

Jak mam szanować moje dzieci?

Jak mam sprawić, żeby były odpowiedzialne za swoje postępowanie?

Jak mam sprawić — bez uciekania się do fizycznej bądź słownej przemocy — żeby

robiły to, co według mnie powinny robić?

Co z biciem? Czy to konieczne? W jakim stopniu? Jak często?

W tej książce opisuję metodę, jaką jest dyscyplina praktyczna. Jest to próba udzielenia

rozsądnej i konkretnej odpowiedzi na większość pytań nurtujących rodziców.

Pewnego razu, kiedy po programie Club 700 wracałem do domu samolotem, zagadnął

mnie siedzący obok biznesmen. Nie przepadam za rozmowami w czasie lotu, ale on

widocznie tak spędzał czas w podróży. Przez chwilę gawędził o tym i owym, aż w końcu

zapytał:
-

A czym pan się zajmuje?

Zawsze waham się, czy powiedzieć, że jestem psychologiem i chrześcijańskim

kaznodzieją, bo ludzie czują się wtedy zazwyczaj wystraszeni. Odpowiedziałem więc:
-

Brałem udział w programie.

Wypytywał mnie dalej, więc opowiedziałem mu o prezentowanych w programie

założeniach dotyczących kształtowania rodziny.

background image

-

To naprawdę niezłe — powiedział. — Skąd taki młody

mężczyzna czerpie taką mądrość? (Byłem od niego młodszy).
-

Prawdę mówiąc, wziąłem to z pewnej książki — odparłem.

Natychmiast sięgnął do kieszeni i wyciągnął notatnik elektroniczny, by zapisać tytuł i

autora tej genialnej książki.
-

To Biblia —

powiedziałem powoli. — B-I-B-L-I-A.

Prawda jest taka, że dyscyplina praktyczna jest zainspirowana właśnie Pismem Świętym.

Jej podstawę stanowi krótki fragment zaczerpnięty z Nowego Testamentu, w którym święty

Paweł pisze:

Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe. Czcij ojca

twego i matkę —jest to pierwsze przykazanie z obietnicą — aby ci było dobrze i abyś długo

żył na ziemi. A [wy] ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie

je w karności, napominając jak [chce] Pan.
(Ef 6, 1-4)

1

Słowa, na które pragnę zwrócić szczególną uwagę, to: «bądźcie posłuszne», «to jest

sprawiedliwe» oraz «wychowujcie je w karności».

W tym momencie być może usiłujecie umieścić mnie na pewnego rodzaju skali.

Zastanawiacie się, jak bardzo stanowczy powinni być — moim zdaniem — rodzice; czy
jestem zwolennikiem k

ar cielesnych, czy nie. No cóż, uważam, że i klaps ma swoje miejsce,

ale w większości przypadków nie powinno to być miejsce pierwsze. Jednocześnie mocno

wierzę w to, że kiedy karzemy dzieci, ich psychika nie jest zagrożona. Metoda obchodzenia

się z dziećmi jak z jajkiem odeszła wraz z wczesnymi wymysłami doktora Spocka

2

Podstawą dyscypliny praktycznej jest miłość. Jedną z najdziwniejszych rzeczy, z jaką

często się spotykam, jest fakt, że dzieci nie czują się kochane w swoich własnych domach.
Terapeuta rodzi

nny, Craig Massey, przeprowadził badania na 2.200 nastolatkach

wywodzących się z domów chrześcijańskich, na terenie całych Stanów Zjednoczonych.

Zaskakująca liczba 79 procent badanych twierdziła, że od¬czuwa brak miłości w swoim
domu. Podstawowym warun¬kie

m tego, żeby dyscyplina zadziałała, jest zapewnienie dziecku

poczucia, że naprawdę jest kochane. Budowana na fundamencie miłości dyscyplina

praktyczna bazuje na udzielaniu wskazówek i na działaniach zmuszających dziecko do

nauczenia się i przejęcia odpowiedzialności za własne poczynania.

Siedem zasad dyscypliny praktycznej

Waham się przed podaniem dokładnej liczby «kroków» czy «tajników» dyscypliny

praktycznej, ponieważ to nie jest takie proste. Często trzeba uciekać się do metody prób i

błędów. Dalsza część książki poświęcona jest przedstawieniu szczegółów wcielania w życie

dyscypliny praktycznej jako sposobu na wychowanie; trudno jest ująć całość zagadnienia w

kilka chwytliwych haseł. Ale pozwólcie, że — mając to na uwadze — podam wam siedem
zasad, na których oparta jest dyscyplina praktyczna.

1. Ustal zdrowa wtadzę nad dziećmi.

1

Za: Biblia Tysiąclecia, Pallottinum — Poznań 1997.

Przekład z języka angielskiego (z oryginału książki): „Dzieci, bądźcie posłuszne waszym rodzicom; tak należy postępować, ponieważ Bóg

dał im władzę nad wami. Szanujcie waszego ojca i waszą matkę. To jest pierwsze z Dziesięciu Bożych Przykazań, które kończy się

obietnicą. A oto obietnica: Jeżeli będziecie szanowali waszego ojca i waszą matkę, wasze życie będzie długie i pełne łaski.

A teraz słowo do was, rodziców. Nie pomstujcie i nie łajajcie waszych dzieci, wywołując w nich złość i urazę. W zamian za to wychowujcie

je w dyscyplinie opartej na miłości, którą sam Pan pochwala, udzielając wskazówek i zbożnych rad" (przyp. tłum.).

2

Dr Benjamin McLane Spock —

amerykański pediatra, autor bestsellerowego, rewolucyjnego poradnika na temat opieki i wychowania

dzieci Common Sense Book o/Baby and Child Care (1946) —

Dziecko, pielęgnowanie i wychowanie (przyp. tłum.).

background image

Rodzina to nie demokracja. Rodzice muszą mieć władzę. W szóstym rozdziale Listu do

Efezjan św. Paweł pisze o tym, że Bóg dał rodzicom władzę nad dziećmi. Nie jest to więc

władza, którą sobie uzurpowaliśmy, lecz władza dana wam przez Boga.

Jeśli traktujemy dzieci jako centrum całej rodziny, to uczymy je, że są centrum

wszechświata, że ich szczęście jest sprawą najwyższej wagi. Nic bardziej błędnego. Zbyt
wiele jest wy-chuchanych d

zieci, które wchodząc w życie doznają szoku, że świat nie obraca

się wokół nich. Te które w domu są książętami czy księżniczkami, w prawdziwym życiu są

jedynie pionkami i trudno im się z tym pogodzić. Najlepszym przygotowaniem do życia jest
dom, w którym d

zieci są cenionymi członkami rodziny — a nie początkiem i końcem

wszystkiego.

Dzieci potrzebują, żeby rodzice byli rodzicami. One chcą, żeby rodzice byli rodzicami.

Demonstrowanie siły i buntu to testowanie waszej gotowości do bycia rodzicami. Jeśli ty sam

nie narzucisz władzy rodzicielskiej, to nikt tego za ciebie nie zrobi. Ani szkoła, ani media, ani

tym bardziej ich rówieśnicy. Nie bój się rządzić w swoim domu. To, co powiesz, jest święte.

Ale twoja władza musi być zdrowa. W świetle tego, co napisano w Liście do Efezjan, nie

możesz „pobudzać do gniewu waszych dzieci". Twój autorytet musi działać raczej w oparciu

o miłość, a nie w oparciu o siłę.

2. Niech dzieci ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny.

Rodzicielstwa wszyscy uczymy się w domu. Powinniśmy na co dzień pokazywać dzieciom,

że to, co robią, pociąga za sobą pewne konsekwencje — czasem pozytywne, a czasem

negatywne. Jest to jedna z najistotniejszych nauk, jaką sobie przyswoją.
-

Już jestem spóźniona, napisz mi usprawiedliwienie —

mówi córka w drodze do samochodu.
-

Co mam napisać? — pytasz niewinnie. — Że Ashley spóźniła się dzisiaj do szkoły,

bo... co?
-

Muszę mieć usprawiedliwienie — prosi córka i zaczyna się martwić, że tym razem nie

wyratujesz jej z opresji.
-

No cóż, a ja muszę mówić prawdę — odpowiadasz. —

Więc mam napisać: „Ashley spóźniła się, ponieważ przez dwadzieścia minut wisiała na

telefonie z przyjaciółką, zamiast przygotowywać się do szkoły. Proszę potraktować ją tak, jak

się traktuje dzieci, które spóźniają się bez ważnego powodu" — czy tak?
- Mamo!

Ahsley uważa, że jesteś niedobra, ale tak naprawdę dajesz jej dobry i wartościowy

prezent. Udowadniasz jej, że jej postępowanie ma znaczenie. Odmawiasz wybawienia jej z

tarapatów, w jakie sama się wpędziła. Jeśli zaczęłabyś j ą usprawiedliwiać, przyzwalałabyś

jej, by nadal zachowywała się nieodpowiedzialnie. Ale ty szanujesz jej decyzje do tego

stopnia, że pozwalasz jej zmierzyć się z ich konsekwencjami. Zmuszasz ją do tego, żeby była
odpowiedzialna za to, co robi.

3. Pozwól, żeby nauczycielem była rzeczywistość.

Jeśli kot wbiega na ulicę, którą jedzie samochód, wkrótce staje się rozjechanym kotem.

Wszystkim jest z tego powodu przykro, ale faktem jest, że gdyby się zatrzymał i obejrzał w

obie strony, żyłby dalej. To cenna lekcja, jaką dzieci mogą wynieść dzięki obserwacji lub

doświadczeniu.

Dlatego moim ulubionym zwierzątkiem domowym jest złota rybka. Jeśli nie dasz jej jeść,

to zdechnie. Dzieci uczą się, że muszą troszczyć się o zwierzątka i rzeczy powierzone ich
opiece; w przeciwnym raz

ie je stracą. Sztuczne oddychanie nie ożywi zdechłej rybki. Nie

możesz odwrócić procesu umierania, bez względu na to, jak bardzo tego pragniesz. Dzieciom

może być bardzo przykro, ale właśnie w ten sposób się uczą. (Faktem jest, że nawet jeśli

background image

troszczysz si

ę o rybki jak należy, to i tak czasem zdychają). Może to być też okazja do

przybliżenia dzieciom zagadnień związanych z życiem i śmiercią.

Szukaj takich chwil, z których płynie nauka. Czasami życie samo podsuwa nam doskonałe

materiały na lekcje poglądowe. Może pozwolisz dzieciom pójść spać naprawdę późno, żeby

same mogły się przekonać, jak bardzo zmęczone będą następnego dnia (potem jednak do

ciebie należy ustalenie odpowiedniej dla nich pory kładzenia się spać).

Nie bój się pozwolić dzieciom na niepowodzenia. Zbyt wielu rodziców obawia się, że

porażka urazi dziecięcą ambicję. W konsekwencji rodzice oszukują, zmieniają zasady, udają,

że dziecko nie przegrało, lub powstrzymują je przed spróbowaniem czegoś nowego.

Obwiniają się o to, że nie chronią swoich pociech przed porażkami, i takie poczucie winy

prowadzi do różnego rodzaju błędnych decyzji. (Idźcie na dni otwarte szkoły i poszukajcie

paru prac, które uczniowie wykonali naprawdę samodzielnie).

Wasz dom powinien być miejscem, gdzie dziecko może ponieść porażkę — i uczyć się na

własnych niepowodzeniach. Otoczcie je miłością, pokażcie, jak wiele dla was znaczą, ale nie

starajcie się sami naprawiać ich błędów. Nasze zadanie jako rodziców nie polega na
przymykaniu oczu na wybryki dzieci —

my musimy mieć je szeroko otwarte. Rzeczywistość

to doskonały nauczyciel i jeśli wpoisz dzieciom, żeby właśnie z niej czerpały naukę, to takie

lekcje będą przynosiły owoce przez całe życie.

4.

Kładź większy nacisk na działanie niż na słowa.

Twoje dzieci doskonale wiedzą, co w danej sytuacji chcesz powiedzieć. W połowie

przypadków mogą nawet powiedzieć to za ciebie. „Pospiesz się, bo ci autobus ucieknie".

„Uważaj, bo sobie wybijesz oko". „Nie będę więcej powtarzać..." Ale oczywiście powtarzasz
to jeszcze raz... i jeszcze raz..., i jeszcze raz.

Kusi nas, by uczyć słowami. „Tym razem ci daruję, ale żeby to było ostatni raz". Co —

według ciebie — bardziej przemawia: słowa „żeby to było ostatni raz" czy darowanie?

Zawsze działanie powinno być na pierwszym miejscu.

Kiedy mój syn, Kevin

, był w ósmej klasie, poprosił mnie, żebym pomógł mu przygotować

się do dyktanda. Normalnie chętnie bym to zrobił, ale była godzina 10 wieczorem, a ostatnie

dwie godziny spędził on przed telewizorem. Odmówiłem, tłumacząc, że powinien był

najpierw zająć się nauką i teraz jest już za późno.

Może pomyślicie, że byłem zbyt surowy. Mógłbym pewnie pogrozić mu palcem i

powiedzieć: „W porządku, ale następnym razem nie będę taki dobry". Te słowa na nic by się

nie zdały, zaś moje działanie nauczyło go odpowiedzialności. I wiecie co? O świcie

usłyszałem, że wstał i uczył się do sprawdzianu.

Stosując dyscyplinę praktyczną musisz jasno określić swoje oczekiwania. Niech dzieci

wiedzą, na czym polega ich odpowiedzialność w odniesieniu do rodziny.

Nie musisz się powtarzać. Niech przemówią twoje czyny.

5. Broń własnej bramki — nie strzelaj do niej.

Dzieci mają wytrzymałość maratończyków. Wiedzą, że jeśli nie przestaną jęczeć, błagać,

wykłócać się, to w końcu cię zamęczą i postawią na swoim. Musisz ich przetrzymać. Wy-

najdą milion powodów, dla których twoje postanowienia są „po prostu niesprawiedliwe!". Ale

to ty jesteś szefem. Tak postanowiłeś i tego się trzymaj. Nie ulega wątpliwości, że twoje

decyzje nie zawsze będą nosić znamię mądrości Salomona, ale musisz wpoić dzieciom, że ma

być tak, jak ty mówisz. Ulegnij, a następnym razem będą jęczeć jeszcze bardziej. Przetrzymaj

je, a pojmą, że nie ma sensu marudzić.

Istnieją pewne wyjątki. Pamiętaj, że nawet twój autorytet nie jest ostateczny — w

przeciwieństwie do Boskiego. Więc jeśli zaczynasz przypuszczać, że inna decyzja byłaby

mądrzejsza czy słuszniejsza, zmień zdanie.

background image

Kiedyś rozmawiałem z kobietą, której córka chciała odejść ze szkoły prywatnej, by

uczęszczać do szkoły publicznej razem z przyjaciółmi. Kobieta była zdania, że córce nie

spodoba się w szkole publicznej, ale postanowiła, że pozwoli jej podjąć decyzję.

Wyjaśniwszy swoje zastrzeżenia, rodzice postawili warunek: „Nie wolno ci zmienić zdania.

Jeśli rozpoczniesz naukę w szkole publicznej, będziesz musiała się tam uczyć do końca roku".

Córka stwierdziła stanowczo, że właśnie tak chce zrobić.

Parę dni po rozpoczęciu nauki zaczęła zmieniać zdanie. Znienawidziła szkołę publiczną i

zatęskniła za prywatną, do której chodziła wcześniej. Ale mama, powstrzymując się przed «a
nie

mówiłam», twardo obstawała przy swoim. Dziewczyna musiała pozostać w szkole, której

nie znosiła. Dokonałaś wyboru i musisz ponieść konsekwencje. Oto dobry przykład
dyscypliny praktycznej, prawda?

Otóż nie do końca. Rodzice byli bliscy strzelenia gola do własnej bramki. Jeśli chodzi o

sprawy tak istotne jak wykształcenie, musisz podejmować właściwe decyzje, nawet jeśli

oznaczałoby to zmianę zasad (w tym przypadku powątpiewam przede wszystkim w słuszność

dawania córce wolnej ręki). W każdym razie tam, gdzie twarde trzymanie się raz podjętej

decyzji mogłoby w poważnym stopniu zagrozić zdrowiu czy dobru dziecka, lepiej jest się

wycofać.

6. Więzi mają pierwszeństwo przed zasadami.

Zasady dyscypliny praktycznej nie są żelazne. Zawsze istnieje pole manewru. Ludzie

domagają się gotowych recept na to, jak być dobrym rodzicem, tymczasem rodzicielstwo

bardziej przypomina sztukę. To nie kółko i krzyżyk. Czasami kierujesz się przeczuciem, ale

cel zawsze pozostaje ten sam: wpajanie dzieciom, żeby kochały bliźnich, żeby dobro innych

stawiały zawsze na pierwszym miejscu, żeby dawały, a nie tylko brały, i żeby zdawały sobie

sprawę, że to, jak wygląda ich życie, nie jest obojętne.

Jeśli w waszym domu dyscyplina sprowadza się jedynie do porozlepiania haseł na

ścianach, to ona nie zadziała. Oczywiście możesz zmusić dzieci do posłuszeństwa, jednak nie

wyrosną z nich kochający i odpowiedzialni dorośli. Zasady mają wartość, kiedy wyrażają

istniejące w rodzinie więzi. Więzi, które wskazują, że między członkami rodziny panuje

miłość. Kiedy dzieci widzą zaangażowanie rodziców w sprawy rodzinne, same również

zaczynają się angażować.

Ubiegłego lata moje najmłodsze córki, dwunastoletnia Hannah i siedmioletnia Lauren,

leciały do domu w Arizonie z Buffalo w stanie Nowy York. Miałem w Buffalo pewne sprawy

do załatwienia, ale postanowiłem polecieć z dziewczynkami, żeby upewnić się, że

bezpiecznie dotrą na miejsce. Potem miałem złapać następne połączenie lotnicze z powrotem

do Buffalo. Kiedy przedstawicielka obsługi lotu dowiedziała się o moich planach,

powiedziała:
-

Może nam pan zaufa? Oferujemy usługę, w obrębie której zajmujemy się dziećmi w

czasie lotu i dostarczamy

je bezpiecznie rodzicom oczekującym na lotnisku. Może¬

my to dla pana zrobić.
-

To jest nie państwa obowiązek, ale mój — odparłem.

Moja więź z córkami miała pierwszeństwo przed sprawami zawodowymi i one o tym

wiedziały. Wierzcie mi, że jest to najistotniejszy element dyscypliny, jaki mogłem wnieść w

życie moich dzieci. Jeśli sygnalizuję swe zaangażowanie w nasze wzajemne relacje, to one

sygnalizują swoje. To samo może mieć miejsce w twoim przypadku — kiedy zrezygnujesz z

awansu, ponieważ spowodowałoby to rewolucję w waszym życiu domowym; kiedy odłożysz

podróż służbową po to, żeby zobaczyć występ szkolny syna; kiedy planujesz wakacje tak, by

nie kolidowały z meczami drużyny, w której gra twoja córka. Nie znaczy to, że dzieci mają

być pępkiem świata, ale wzajemne więzi w rodzinie mają być na pierwszym miejscu. Jeśli

będziesz tak postępował, twoje dzieci będą postępowały podobnie.

background image

Mam

okazję obserwować wielu rodziców, którzy posyłają swoje dzieci na wszelkie

możliwe zajęcia dodatkowe. Dzieci te stale noszą przy sobie plan zajęć, żeby się nie pogubić

w tych wszystkich próbach, lekcjach, spotkaniach itp. Efekt jest taki, że rodzice widują swoje

dzieci jedynie w samochodzie, kiedy przewożą je z miejsca na miejsce. (W którejś z moich

książek jeden rozdział zatytułowałem: Ratunku, jestem taksówkarzem, a nie mam żółtej
bryki!

3

Reguła więzi przed zasadami oznacza również, że kształtujesz jedyne w swoim rodzaju

związki z każdym swoim dzieckiem. Poświęć trochę czasu, żeby zrozumieć, kim ono jest,

jakie ma zainteresowania, zdolności i strukturę emocjonalną. Dzieci są wyczulone na punkcie

sprawiedliwości i będą się skarżyć, jeżeli nie będziesz ich traktować tak samo. Muszą

wiedzieć, że każde z nich kochasz jednakowo, nawet jeśli wyrażasz to uczucie uwzględniając

odmienność każdego z nich. Namiętnego kibica zabierz na mecz piłkarski, a marzącego o
karierze aktorskiej — na sp

ektakl. Melomanowi załatw lekcje gry na gitarze, a informatykowi

daj komputer. Przez jakiś czas dzieci będą porównywały metki, ale wkrótce pojmą, że

każde z nich liczy się dla ciebie w wyjątkowy sposób.

Nic dodać, nic ująć, prawda?) Twój dom ma być domem, a nie hotelem. Budowanie

więzi z dziećmi ma być sprawą nadrzędną wobec innych zajęć. Podoba mi się powiedzenie

mojego przyjaciela, Josha McDowella: „Zasady bez więzi prowadzą do buntu". Nie możesz

mieć hotelu z listą zasad i nazywać go «domem». Życie jest zbyt krótkie, by pozwolić sobie

na niewykorzystanie tego ważnego okresu, gdy dziecko dorasta na naszych oczach. Nie wahaj

się zrezygnować z niektórych zajęć nadobowiązkowych. Ten czas jest ci potrzebny do

budowy życia rodzinnego.

Kiedy nasza starsza córka wychodziła za mąż, zarówno panna młoda, jak i pan młody

znaleźli czas, żeby wyrazić rodzicom swoje podziękowanie. Holly powiedziała tylko parę

słów, ale one wyrażały wszystko: „Kochaliście mnie po prostu taką, jaka jestem".

7. Żyj w zgodzie z zasadami.
W dzisiejszych czasach wiel

e mówi się o wpajaniu dzieciom zasad, tymczasem gdzie nie

spojrzymy, widzimy ośmiolatków oglądających wulgarny serial Miasteczko South Park,

dziesięciolatków kołyszących się w takt przepojonych erotyzmem tekstów S/?/cć Girls i

dwunastolatki pacykujące się na podobieństwo Britney Spears. Dla zbyt wielu dzisiejszych

dzieci oszustwa i kłamstwa są w porządku, pod warunkiem że nie zostaną na nich przyłapane

a jeśli zostaną przyłapane, ich odpowiedzią jest jedynie wzruszenie ramionami i

komentarz: „No i co z te

go?". Społeczeństwo szuka wyjścia z takiej sytuacji.

Oto reguła numer jeden: Postępuj w zgodzie ze swoimi zasadami.

Twoje dzieci uczą się obserwując cię. Czego się nauczą? Co robisz, kiedy kasjerka wyda

ci dwudziestkę zamiast dziesiątki? Chowasz nadwyżkę do kieszeni, bo dlaczego by nie? A

dziecko cię obserwuje. Czego nauczy się mały Jaś o uczciwości? Kiedy na szosie kierowca

zajeżdża ci drogę, czego nauczą się dzieci od ciebie? Kiedy atrakcyjna osoba odmiennej płci
przechodzi obok, kiedy twoi kumple zaczyna

ją, się z kogoś nabijać, kiedy sędzia podejmie

błędną decyzję podczas meczu ligi juniorów — jakie wartości dostrzegą w tobie twoje dzieci?

Nie możesz skarżyć się na społeczeństwo, jeśli sam nie jesteś lepszy.

Niedawno nasza najmłodsza córka, Lauren, obnosiła się z dziesięciodolarówką. To dużo

pieniędzy jak na siedmiolatkę. Jednak nie dostała ich ode mnie.
-

Lauren, skąd masz te pieniądze? — zapytałem.

Stanęła jak wryta, z oczyma jak spodki i wymamrotała:
-

Znalazłam je.

-

Gdzie znalazłaś?

3

W USA taksówki są koloru żółtego.

background image

-

Na drodze.
Dzi

ęki Bogu, nie jest przekonującą kłamczuchą. Sande podeszła do nas i zaczęła

drążyć sprawę.
-

Lauren, powiedz pr

awdę, gdzie znalazłaś te pieniądze?

-

W torbie.

-

Jakiej torbie?

-

W kuchni.

-

Kochanie, ważne, żebyś powiedziała prawdę. Gdzie były te pieniądze?

Wszystko zaczęło układać się w całość. Daliśmy Kris — naszej drugiej, zamężnej córce

dwadzieścia dolarów na zakupy. Położyła torbę z zakupami na stole w kuchni, z resztą

pieniędzy (w sumie jakieś piętnaście dolarów) w środku. To, co było w siatce, zostało wyjęte,

a pieniądze zostały; i Lauren je znalazła. Rzeczywiście, już wyciągała z kieszeni resztę

zdobyczy: przywłaszczony pomięty pięciodolarowy banknot.

Jak należało postąpić? Jaka kara byłaby zgodna z duchem dyscypliny praktycznej? Myślę,

że mogliśmy ukarać ją karą pieniężną lub zabrać jej coś innego, ale «taka kasa» była dla

Lauren czymś zupełnie nowym. Czuliśmy, że nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, w co się

wpakowała. Jednakże jakąś naukę musiała z tego wynieść.

Wieczorem, kiedy układałem ją do snu, opowiedziałem jej historię o chłopcu, który coś

ukradł. Wymyśliłem ją na poczekaniu, ale bardzo się do tego przyłożyłem. Chłopiec został

uwięziony. Chciałem, żeby Lauren zrozumiała, na czym w rzeczywistości polega kradzież.
Nazajutrz w samochodzie zap

ytałem ją:

-

Co się dzieje z ludźmi, którzy kradną?

-

Idą do więzienia — odpowiedziała.

Dobrze, pojęła o co chodzi. Ale przez następnych kilka dni wracałem do tematu kradzieży

i kłamstwa. Musiała zrozumieć, że takie zachowanie jest nie do przyjęcia zarówno w naszym

domu, jak i w życiu.

Niektórzy powiedzieliby, że Lauren nie została ukarana. Nigdy nie ukaraliśmy jej za

wzięcie tych pieniędzy, ale daliśmy jej nauczkę. Trafiliśmy na moment, z którego płynie

nauka, i wykorzystaliśmy go. W tym wypadku słowa bez działania wystarczyły. Jeśli kiedyś

to się powtórzy (a wątpię, żeby tak się stało), idę o zakład, że działanie będzie szybkie i
mocne.

To właśnie mam na myśli mówiąc, że dyscyplina praktyczna przypomina sztukę. Kluczem

jest spowodowanie, żeby dzieci zrozumiały sytuację, dostrzegły konsekwencje swego

zachowania i żeby w przyszłości dokonywały lepszych wyborów. Nie musisz przesadzać.

Znam mężczyznę, który za przyniesienie złych ocen zmuszał swoich dwóch synów do
kopania dwumetrowych dziur na podwórku. Jaki by

ł cel takiego postępowania? Ukazać

synom, że jeśli nie poprawią się w nauce, to przez resztę życia będą kopać doły. Oto najlepszy

przykład nieproporcjonalnej reakcji!

Wierzę, że dyscyplina praktyczna to wcielanie w życie słów z Listu do Efezjan, a nie

frus

trowanie dzieci własną niekonsekwencją, popadaniem to w pobłażliwość, to znowu w

surowość. Dyscyplina praktyczna wymaga cierpliwości, umiejętności i poświęcenia w

kierowaniu dziećmi i w uczeniu ich; stosowanie dyscypliny nie polega na rozładowywaniu
swych

emocji, na wyładowywaniu złości.

Miłość Boga do nas jest bezwarunkowa. Bóg po prostu nas kocha — takich, jacy

jesteśmy: niedoskonałych i skłonnych do popełniania błędów. Bóg pragnie, żebyśmy kochali
nasze dzieci w ten sam sposób —

bezwarunkowo. Miłość bezwarunkowa jest zasadą numer

jeden dla rodziców, którzy chcą wprowadzać dyscyplinę praktyczną. Sama rzeczywistość jest

warunkowa: Jeśli robisz pewne rzeczy, musisz liczyć się z pewnymi konsekwencjami. Ale

bezwarunkowa miłość pomoże nam przebrnąć przez trudne lekcje, jakie niesie z sobą

codzienność.

background image

Rodzice muszą być świadomi istotnego rozróżnienia. Nie przestajesz kochać swoich

dzieci, kiedy wymierzasz im karę. Kochasz je wtedy nawet bardziej, ponieważ skłaniasz je do

czerpania nauk płynących z konkretnych sytuacji. Przygotowujesz je do tego, by były w życiu
odpowiedzialne.

A oto reguła numer dwa: Musisz być gotowy poświęcić czas, by wprowadzić w życie

zasady dyscypliny praktycznej. W czasie moich kontaktów z rodzicami i ich pociechami

nieustannie obserwuję, że dorośli poświęcają zbyt mało czasu na wychowywanie dzieci.

Żyjemy w świecie, w którym wszystko możemy dostać natychmiast. Ulice są obstawione

bankomatami oferującymi gotówkę natychmiast. Ludzie chodzą z komórkami i pagerami i nie

muszą czekać, żeby z kimś porozmawiać. Kuchenki mikrofalowe serwują obiady w przeciągu

kilku sekund, a nie godzin. Jest więc rzeczą oczywistą, że ludzie również od swoich dzieci

oczekują natychmiastowego dobrego zachowania.

Jednak sprawy wyglądają inaczej. Ktoś ujął to kiedyś w następujący sposób:

„Rodzicielstwo jest długoterminową inwestycją, a nie krótkoterminową pożyczką".

Rodzicielstwo zawiera w sobie ukłucie porażki i rozczarowanie, gdy chybiliśmy o włos, lecz

zawiera w sobie także radość z odniesionego sukcesu. To transakcja wiązana, szczególnie

jeśli stosujesz dyscyplinę praktyczną.

Odegraj role

W dzisiejszych czasach pełno jest tak zwanych ekspertów, którzy uważają, że obecność

rodziców w życiu dzieci nie jest istotna. Twierdzą, że ważniejsze są kontakty z rówieśnikami,

że wzorzec zachowań dziecięcych jest zdeterminowany biologicznie. Przekazujemy dzieciom

geny, a następnie usuwamy się w cień. Tyle współczesna doktryna.

A ja wam powiem, że mamy tu do odegrania ważną rolę. Jeśli macie wątpliwości,

odwiedźcie najbliższy zakład karny. Popytajcie więźniów, ilu z nich pochodzi z domów, w

których rodzice kochali się i szanowali. Przekonajcie się, jaki wpływ na ich zachowanie miały
ich domy.

Albo odwiedźcie osobę, którą darzycie szacunkiem, i chcielibyście, by wasze dzieci ją

naśladowały. Zapytajcie, w jakim stopniu jej rodzice wpłynęli na jej sukces. Oczywiście

można znaleźć parę «samorodków», którym powiodło się mimo niewłaściwego

wychowywania, ale przekonacie się, że w większości wypadków to rodzice wskazują

dzieciom drogę, którą podążają.

Zbyt wielu rodziców zbyt szybko uległo opinii, że są nieważni. «Eksperci» zastraszyli ich

do tego stopnia, że boją się być rodzicami. Więc się poddają. Przekazują swoje obowiązki

nauczycielom, wychowawcom, opiekunom duchowym lub osobom sławnym. Niektórzy z

nich są w porządku, ale nie są wami. To nie oni są odpowiedzialni za rozwój waszego dziecka

i za jego dobro. To wy jesteście za to odpowiedzialni.

Pozwólcie, że was o coś zapytam. Gdyby ktoś zapukał do waszych drzwi i chciał

pożyczyć od was samochód, zgodzilibyście się na to? Dlaczego więc powierzylibyście komuś

obcemu własne dziecko? Wszyscy daliśmy się nabrać na pogląd, że dodatkowe zajęcia są dla

dzieci dobre. Błąd! Dzieci są nadmiernie obciążone zajęciami, a to prowadzi do różnego
rodzaju

napięć w rodzinie.

Kiedy rodzice nie zachowują się jak rodzice, dzieci zaczynają chodzić samopas. Można je

zobaczyć, jak szaleją po centrach handlowych, plączą się przed supermarketami, szydzą, palą

i klną jak zgraja szewców. „Gdzie są ich rodzice?" — zastanawiacie się. Te dzieci być może

też się nad tym zastanawiają. Rozpaczliwie potrzebują wychowania, ale ich mamusie i

tatusiowie boją się za to zabrać.

Niedawno podpisywałem książkę w księgarni w Walden, kiedy zauważyłem chłopca —

na oko sześcioletniego — idącego w moim kierunku. Krzyczał i machał rękami, strącając z

background image

półek książki. Jego matka wyglądała na umęczoną lub znudzoną, nie mogłem ocenić, na jaką

bardziej. Powiedziała monotonnym głosem:
-

Nie dotykaj tych książek. Nie są twoje.

Jej prośba nie wpłynęła na jego zachowanie.

Wtedy matka dostrzegła mnie i książkę, którą podpisywałem — była to właściwie

wcześniejsza wersja niniejszej książki. Przeczytawszy tytuł, rzekła:
-

Ojej, to coś dla mnie.

Miała rację. Gdybym miał wtedy trochę oleju w głowie, dałbym jej tę książkę, ale zanim

na to wpadłem, ona już była w drzwiach, pędząc za synkiem do następnego sklepu.

Nie chciałbym oceniać tej rodziny na podstawie tak krótkiej obserwacji, ale wydaje mi się, że

ta kobieta się poddała. Przestała pełnić w stosunku do syna rolę matki, a stała się

ochroniarzem, a może sprzątaczką. Może dała się zastraszyć «ekspertom», którzy orzekli, że

nie będzie w stanie wpłynąć na syna. Może próbowała dać temu malcowi wybór — wybór

między dobrym a złym zachowaniem. Może nie chciała poskramiać jego twórczego zapału.

Nie wiem, dlaczego się poddała, ale musi ona ponownie stać się prawdziwym rodzicem.

I o to was proszę. Weźcie na siebie ten obowiązek. Nie zrzucajcie go na szkoły czy na

telewizję. Zechciejcie wpływać na życie waszych dzieci. Wierzcie lub nie, ale wasze dziecko

chce tego. Każdy przejaw buntu jest błaganiem: „Wychowuj mnie! Traktuj mnie tak, jakbym

był dla ciebie ważny!".

Dzieci potrzebują wytycznych. Potrzebuj ą parametrów. Wychowanie bezstresowe

stwarza potwory, które zagrażają zarówno im samym, jak i domowej harmonii. Kiedy dzieci

się buntują, same czują się z tym źle. Szukają sposobu, żeby temu zaradzić.

Ale czy nadmierne napominanie nie wpłynie niekorzystnie na ich ambicję? To kolejna

bzdura lansowana przez «ekspertów». Są to ci sami ludzie, którzy nie chcą, żeby szkoły

wystawiały stopnie, ponieważ niższa nota mogłaby sprawić komuś przykrość. A z pewnością

nie chcemy, żeby komuś się nie powiodło. Słyszałem o pewnym szkolnym systemie, w
którym wykluczono wszystkie oceny niedostateczne

. I tak, jeśli dziecko sobie nie radzi,

otrzymuje

świadectwo mówiące, że «robi postępy». Jak więc dzieci mają się nauczyć, skoro

nie pozwalamy im na porażki?

Nauczyciele uczący pisać wypracowania przestali poprawiać błędy ortograficzne, żeby

nie

podciąć skrzydeł inwencji swoich podopiecznych. W wyniku tego dzieci piszą z błędami.

W niektórych grach zespołowych natomiast nie liczy się zdobytych goli, bo mogłoby to

obniżyć samoocenę tego, kto przegrał.

A skąd bierze się dobra samoocena? Z wygranego meczu czy konkursu ortograficznego?

Nie, te sukcesy sprawiają dzieciom radość, która szybko ulatuje. Czy dobra samoocena bierze

się z udawania, że zawsze wszystko robią jak należy? Nie! Trwała samoocena pojawia się

wtedy, kiedy dziecko uczy się, że należy — do rodziny, społeczeństwa, grupy przyjaciół.

Kiedy zdaje sobie sprawę, że może się do czegoś przyczynić, coś z siebie dać, to właśnie

wtedy dostrzega, jakie jest ważne. Dzieci mogą znieść różne porażki pod warunkiem, że

wiedzą, na czym stoją.

Zbyt wielu rodziców nader gorliwie zapewnia dzieciom wszystko i chroni je przed

każdym negatywnym doświadczeniem. Należy nauczyć dzieci dawać. Niech wniosą coś do

rodziny. Niech poznają swoje obowiązki. Wyznaczmy im pewne standardy i pomóżmy je

osiągnąć. W ten sposób poprawimy ich samoocenę.

Nie pozwólcie «ekspertom» wychowywać waszych dzieci. Jeśli czujecie się

niekompetentni, to oni zrobią wszystko, żeby to poczucie w was ugruntować. Ale

wychowanie nie jest aż tak skomplikowane, jak usiłują wykazać to specjaliści. Wymaga ono

pewnego wysiłku, ale nie jest do tego potrzebny żaden tytuł naukowy. Kiedy w grę wchodzą

twoje dzieci, to ty jesteś ekspertem. Więc podejmij ten trud.

background image

Siebie również zaliczam do grupy obcych, którzy nie powinni kierować waszym życiem.

Jeśli natrafisz w tej książce na coś pomocnego, zapamiętaj to. Wolno ci modyfikować moje

sugestie tak, jak chcesz. Jeśli to, o czym piszę, nie odnosi się do twojej sytuacji, pomiń to.

Wykorzystaj pomysły, które mogą być ci pomocne. To ty najlepiej znasz swoje dzieci. Ty

osądź, co może się sprawdzić, darząc bezwarunkową miłością ten specjalny dar od Boga —
swoje dzieci.

Zastawów

się:

Które aspekty współczesnego życia utrudniają ci wychowywanie dzieci?

• Przejrzyj siedem zasad dyscypliny praktycznej. Które najtrudniej j

est zrozumieć?


Wypróbuj:

• Przedyskutuj zasady dys

cypliny praktycznej ze współmałżonkiem. Wspólnie

zdecydujcie, czy zaczniecie wcielać je w życie. A może wolicie najpierw przeczytać

resztę książki, żeby przekonać się, jak to działa?


Rozdział 2
Brak konsekwencji albo efekt jo-jo w wychowywaniu

Czy pamiętasz ten niezwykły dzień, kiedy przyszło na świat twoje pierwsze dziecko? Nigdy

nie zapomnę przeżycia, jakiego doświadczyłem obserwując narodziny mojej córeczki. Jakąż

radość sprawiała mi świadomość, że miałem swój udział w stworzeniu tego cudownego daru

Boga! Moja żona, Sande, cieszyła się razem ze mną. Wszystkie obawy i pamięć o bólu, jaki

przeżywała w ciągu godzin porodu, uleciały, kiedy dano jej do potrzymania maleńką Holly —

mającą pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu i tak słodką, jak słodkie potrafią być tylko

niemowlęta. Przez następnych parę dni pokazywałem Holly z dumą wszystkim przyjaciołom i

szybko doszedłem do wniosku, że jest ona najpiękniejszym bobaskiem na całej porodówce.

Po trzech dniach p

rzywieźliśmy Holly do domu; na tę okazję przyjaciele powiesili na

domu ogromny napis: WITAJ W DOMU, HOLLY! Stwierdzenie, że byłem

podekscytowanym młodym tatą to mało powiedziane. Moja żona ciągle jeszcze wypomina mi

pierwszą noc, kiedy to umieściliśmy kosz z Holly obok naszego łóżka. Podkręciłem wtedy

ogrzewanie tak bardzo, że w domu było ponad 30 stopni! No dobrze, podkręciłem trochę za

bardzo. Chciałem być pewien, że Holly nie zmarznie. Byłem świeżo upieczonym rodzicem i

wiedziałem, co do mnie należy: opieka nad tą całkowicie bezbronną istotką.

Nie ma zatem co się dziwić, że byłem zaskoczony, kiedy w tym samym tygodniu lekarz

Sande poradził nam: „Chciałbym, abyście już w pierwszych tygodniach zaczęli zostawiać

córeczkę z opiekunką". Musiałem go poprosić, żeby to powtórzył. Poza tym, że polecenie to

było trudne, wydawało się całkowicie niestosowne. W okresie, kiedy malutka najbardziej nas

potrzebowała, doktor sugerował, abyśmy ją zostawili i poszli się zabawić.

Jednak wielokrotnie już dziękowałem Bogu za tę radę. Opierając się na wieloletnim

doświadczeniu, lekarz zdawał sobie sprawę, że jeżeli mamy z Sande prawdziwie kochać

Holly, to musimy utrzymać silną uczuciową więź między sobą. Wiedział, że im silniejszy jest

nasz związek jako męża i żony, tym lepsi będą z nas rodzice. Tak więc w tych wczesnych

tygodniach zaczęliśmy rozwijać w naszym domu istotny element dyscypliny, jakim jest

miłość. I te pierwsze tygodnie okazały się doskonałym momentem na wprowadzenie

dyscypliny w życie nasze i naszego dziecka.

Ale nie

było to łatwe. Nie jest łatwo zostawić niemowlę. Podstawową trudnością było

znalezienie do niego opiekunki. Młodzi rodzice mają skłonność zakładać, że jedyną

opiekunką nadającą się do opieki nad ich dzieckiem jest pielęgniarka, i to specjalizująca się w

background image

pediatrii, lub —

oczywiście — babcia! Ale posłuchaliśmy rady lekarza i zmusiliśmy się do

tego, żeby przynajmniej raz na tydzień wychodzić z domu i zostawiać Holly z opiekunką.

Boję się pomyśleć, co by było, gdybyśmy zignorowali zalecenie lekarza i

podporządkowali wszystkie nasze poczynania potrzebom pierwszego dziecka. Holly byłaby
podobna

do wielu dzieci, jakie co tydzień spotykam w gabinecie. Zostały one wychowane w

zgodzie z filozofią, która mówi „Kochaj, kochaj, kochaj... Jeśli tylko będę kochać małego
B

uforda wystarczająco mocno, to wszystko będzie dobrze". Ale tak nie jest. Dzieci, które

otoczono miłością pozbawioną elementów dyscypliny, zachowują się często lekceważąco

oraz/ lub są zbyt uzależnione od swoich rodziców.

Czym opieka wie jest
Zbyt wielu r

odziców ulega opinii, że opieka polega na robieniu za swoje dzieci wszystkiego i

na podejmowaniu za nie wszelkich decyzji. Można usłyszeć, jak złapani w tę pułapkę ojcowie

i matki mówią: „Nie obchodzi mnie, że masz piętnaście lat! Stój spokojnie, zapnę ci koszulę".

Jeżeli chcecie katastrofy i chaosu, to wyręczajcie dzieci we wszystkim. W ten sposób

pozbawicie je sposobności do stanięcia na własnych nogach, do nauczenia się

obowiązkowości i odpowiedzialności — dwóch filarów niezbędnych do kształtowania
zrówn

oważonego człowieka dorosłego.

Ale wróćmy na moment do małej Holly. Czy doktor poradził nam, abyśmy zaniedbywali

Holly lub abyśmy nie okazywali jej troski, pieszczot, czułości i tak dalej? Oczywiście, że nie.

To wszystko jest absolutnie konieczne. Opiekuńczą miłość, okazywaną dziecku w pierwszych

tygodniach i miesiącach jego życia przez rodziców, a w szczególności przez matkę,

psychologowie nazywają «czasem kształtowania się więzi». W tym właśnie czasie rodzic

okazuje całkowicie bezbronnemu dziecku, że jest kochane i otoczone opieką. Badania

pokazały, że w pierwszym okresie życia brak dotyku, pieszczot i czułości może uszkodzić

osobowość małego dziecka.

Lekarz podpowiadał nam, że rodzice muszą wprowadzać w życie dziecka dyscyplinę już

w okresie jego niemowlęctwa.

Holly była maleńka, kiedy zapoczątkowaliśmy zwyczaj, że raz w tygodniu wychodzimy

gdzieś razem, zostawiając ją z opiekunką. Wprowadzając w życie dziecka jakąś

systematyczność — na przykład w kwestii karmienia czy spania — wprowadzamy w jego

życie ład. Można tu być elastycznym; dziecko i tak nauczy się systematyczności. I w miarę

jak uczy się ono porządku, uczy się także odpowiedzialności; uczy się, jakie jest jego miejsce

w ogólnym schemacie życia rodziny i jakie są jego obowiązki.

Prowadząc wykłady na temat życia rodzinnego, rodzicielstwa i dyscypliny w USA i w

Kanadzie, często słyszę pytania, które można sprowadzić do jednego: „Dlaczego my, rodzice,

nie możemy podejmować za nasze dzieci wszystkich decyzji? Przecież my wiemy, co jest dla
nich najlepsze".

Współczuję tym, którzy zadają takie pytania, ponieważ sam jestem rodzicem. Rodzice

naprawdę uważają, że wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci. Chcą otoczyć je swą miłością i

troską, by oszczędzić im życiowych wpadek i niepowodzeń. Jednak powinni jednocześnie

chcieć nauczyć je, że wolno im popełniać błędy. Dzieci muszą wiedzieć, że mają prawo do

niepowodzeń. Muszą mieć okazję do podejmowania decyzji dotyczących ich własnego życia.

Despoci

decydują o wszystkim

Kiedy przedstawiam na seminariach koncepcję prawa do błądzenia, wielu rodzicom

koncepcja ta się nie podoba. Kilka tygodni temu, w czasie wygłaszania odczytu nt.

Ustanawianie autorytetu Bożego i rodzicielskiego w życiu domowym, pewien mężczyzna

zerwał się i przerwał mi: „Hej, panie Leman, posunął się pan za daleko! Dość już się

nasłuchałem podobnych bzdur, wielkie dzięki! Ja wiem, co jest dobre dla moich dzieci i będę

background image

za nie decydował. Nie mam zamiaru pozwalać dzieciakowi, żeby sam decydował o czymś, co

może mieć wpływ na jego życie".

Rozumiałem, co ten ojciec czuje, ale wiedziałem również, że musi się zastanowić, co tak

naprawdę mówi. Zapytałem go więc: „Kto zdecyduje za niego, czy przyjmie Boga

Wszechmogącego?". Ojciec usiadł. Wiedział, że taką decyzję może podjąć jedynie w swoim

własnym imieniu.

Chc

iałem, żeby ten ojciec zobaczył, że istniej ą wybory, których człowiek musi dokonać

sam. Tak naprawdę to dzieci, w miarę jak dorastają, powinny coraz częściej podejmować

decyzje samodzielnie. Sądzę, że we współczesnych domach dzieci powinny mieć okazję
dow

iedzieć się o sobie czegoś więcej. Dom powinien być miejscem, gdzie mogą one

popełniać błędy, próbując czegoś, o czym zdecydowały samodzielnie.

Czy pamiętacie fragment z Listu do Efezjan, który cytowałem w rozdziale pierwszym?

Szczególnie przemawiają do mnie trzy pierwsze wersy. Jest to taki cytat, który ma się ochotę

wyciąć, przykleić na lodówce lub na nocnej szafce w dziecinnym pokoju:

Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest

sprawiedliwe. Czcij ojca twego i matkę —jest to pierwsze przykazanie z

obietnicą — aby ci było dobrze i abyś długo żył na ziemi.
(Ef 6, 1-3)

Ale nie zapominajmy o następnym wersie. Wiele mówi on o tym, jak korzystamy z naszej

władzy nad dziećmi, jak za nie decydujemy, czy pozwalamy im decydować i jak uczy¬my ich

w domu odpowiedzialności:

A [wy] ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz

wychowujcie je w karności, napominając jak [chce] Pan.
(Ef 6, 4)


Despotyzm

wydaje się skuteczny

Pismo Święte poucza nas, żebyśmy korzystali z władzy nad dziećmi, ale zauważmy, że nie

każe nam być despotami. Wielu z nas wywodzi się z domów autorytarnych albo przynajmniej

miało rodziców wychowywanych w ten sposób. W systemie autorytarnym dzieci mają

niewielką role do spełnienia. Robią po prostu to, co im się każe, i siedzą cicho. W

domostwach autorytarnych panuje typowe przekonanie co do hierarchii ważności, według

której mężczyźni są lepsi od kobiet, a dorośli są lepsi od dzieci.

Był czas, jakieś 40-60 lat temu, kiedy nasze społeczeństwo popierało koncepcję

despotyzmu.

Ale to się zmieniło. Obecnie dzieci nie postrzegają siebie jako gorsze od

dorosłych. Nauczyły się mówić głośno i otwarcie i często mają odczucie, że dorównują

dorosłym. Istnieją oczywiście okoliczności, w których wszyscy jesteśmy sobie równi — w
szczególn

ości przed Bogiem. Ale kiedy dzieciom wydaje się, że znaczą tyle, ile dorośli w

kwestii funkcjonowania domu i odgrywania w nim konkretnej roli, pojęcie władzy nabiera

dziwnych kształtów i przekręcone zostaje jego znaczenie.

Co tydzień otrzymuję dowody na to, że współczesne dzieci tak naprawdę nie są

przygotowane do właściwych reakcji ani na despotyzm, ani na pobłażliwość. W obu

przypadkach przeszkadza ich poczucie, że «są równe» mamie i tacie. Ciągle dostrzegam

problemy z dyscypliną domową zarówno tam, gdzie despotyzm jest na porządku dziennym,

jak i tam, gdzie zbyt pobłażliwi rodzice pozwalają dzieciom na wszystko.

Despotyzm charakteryzuje przekonanie, że to my wiemy, co jest dla dzieci najlepsze;

podejmujemy za nie wszelkie decyzje, a one nie mają żadnej możliwości dokonywania

wyborów, przed jakimi stawia je życie. Rodzic-despota

background image

na poparcie swych słów «ja wiem najlepiej» często używa siły, a to nie ma nic wspólnego z

karnością (dyscypliną opartą na miłości), o której jest mowa w Liście do Efezjan.
Prawdo

podobnie najczęściej błędnie używanym (żeby nie powiedzieć: przekręcanym)

wersetem z Pisma Świętego jest werset: „Oszczędzaj rózgi, a zepsujesz dziecko". Tymczasem

tekst ten brzmi w następujący sposób: „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go — w
po

rę go skarci" (Prz 13, 24).

Żydzi wierzyli w dyscyplinę, ale kiedy autorzy biblijni używali słowa «rózga», mieli na

myśli raczej korygowanie i wskazywanie właściwej drogi, a nie klapsy i bicie. Dla przykładu:

Pasterz używał rózgi po to, by owce prowadzić, a nie bić. Dobrze znamy werset z Psalmu 23:

„Twój kij i Twoja laska właśnie mnie pocieszają". Wątpię w to, że dobrze byśmy się czuli,

gdyby rózga Pana spadała na nasze głowy lub pośladki za każdym razem, kiedy zbłądzimy.

Kolejną rzeczą, która mnie martwi w «filozofii używania rózgi» jest to, że chodzi w niej

bardziej o kontrolowanie dzieci niż o troskliwe ich wychowywanie. Widuję aż nazbyt wielu

rodziców, którzy chcą dobrze, ale za bardzo zdominowali swoje dzieci. W ich umysłach

panuje dziwny zamęt co do tego, czy dzieci są wychowane dobrze czy źle. Rodzice zdają się

preferować dzieci potulne, miłe i łatwo dające sobą kierować — trochę na podobieństwo
szczeniaków.

Mnie również zależy na tym, żeby moje dzieci były dobrze wychowane, ale nie jestem

pewien, czy

chciałbym, żeby inni mogli je z łatwością kontrolować. Chcę, żeby moje dzieci

były przygotowane do życia. Chcę, żeby były przygotowane do wejścia w ten burzliwy świat,

w którym będą poddawane najróżniejszym wpływom swych rówieśników. Chcę, żeby

potrafiły stanąć na własnych nogach, żeby były odpowiedzialne i dojrzałe i żeby same

myślały za siebie. Jeśli jednak wtedy, kiedy są w młodym wieku, będę chciał je kontrolować i

dominować nad nimi, to wyrządzę im dużą krzywdę. Wolę koncepcję dyscypliny praktycznej,
która daje dzieciom wiele okazji do samodzielnego podejmowania decyzji, a nie ma lepszego

miejsca do uczenia się dokonywania wyborów jak dom. Uważam, że dom powinien być takim

miejscem, gdzie dzieci uczą się przeżywać niepowodzenia i tego, jak się po nich pozbierać i

iść dalej.

Ilekroć krytycznie odnoszę się do despotyzmu i nadużywania «rózgi», tylekroć mówię też,

iż wierzę w stosowanie dyscypliny z miłością. Czasami — tę decyzję musimy podjąć

ostrożnie i wtedy, kiedy jest to naprawdę niezbędne — sprawienie lania jest krokiem

koniecznym. Więcej na ten temat powiem w rozdziale piątym. Niezbędne jest, żeby rodzic —

za każdym razem, kiedy dyscyplinuje dziecko — niezwłocznie udzielał mu rady i

wskazówek, jakich ono potrzebuje, by stać się osobą wiarygodną i odpowiedzialną. Jeśli

rodzic zaniecha takiego działania, popada w drugą skrajność: w nadmierną pobłażliwość.

Pobłażliwość rodzi bunt

Pobłażliwy rodzic mówi: „Och, zrób to po swojemu. Zrób, jak chcesz. Będzie w porządku".
Lata praktyki w poradnictwie rodzinnym

podpowiadają mi, że w środowisku pobłażliwym

dzieci się buntują. Buntują się, ponieważ czują złość i wściekłość na rodziców za brak

wskazówek i za brak ustaleń, co im wolno, a czego im nie wolno. Wielu rodziców może się tu

ze mną nie zgodzi, ale sądzę, że dzieci chcą, aby w ich życiu panował porządek i nawet jeżeli

mają okazję do robienia «czego tylko dusza zapragnie», to i tak w końcu zwracają się ku
ogólnie akceptowanym normom zachowania.

W badaniach obejmujących klasy szkoły podstawowej pozwolono dzieciom przez 30 dni

jeść na stołówce to, na co miały ochotę. Badania wykazały, że chociaż — tak jak
przypuszczano —

przez pierwszy okres dzieci rzucały się na słodycze i na inne niezdrowe

jedzenie, to po paru tygodniach powracały do całkiem zbilansowanej diety. Uważam, że

badanie to uwidacznia potrzebę porządku i harmonii w życiu dziecka. Nie twierdzę, że dzieci

background image

powinny mieć nieograniczoną swobodę robienia co tylko chcą, ale sądzę, że w pewnych

sytuacjach dziecko, mając swobodę wyboru, uczy się wybierać w sposób mądry i
odpowiedzialny.

Pewnego razu siedziałem w gabinecie z rodzicami jedenastoletniego Ryana, którzy

skarżyli się, że wszystkie swoje kosztowności (łącznie z portfelami) muszą trzymać w skrytce

bankowej. Powód był prosty: Ryan okradał rodziców ze wszystkiego. Nałogowo korzystał z

automatów do gier, a oprócz tego lubił pozwalać sobie na różne przyjemności.

Złe zachowanie Ryana można by zrozumieć, gdyby jego rodzice nie dawali mu żadnych

pieniędzy, ale Ryan zawsze dostawał kieszonkowe.

Być może rodzice byli dla niego nieuprzejmi? Też nie, nie w tym tkwił problem.

Pewnego dnia, kiedy oboje uczestniczyli w sesji terapeutycznej, matka dała mi wskazówkę,

której szukałem. Oświadczyła mi z dumą:
-

Wie pan, nigdy nie zostawialiśmy Ryana samego w domu.

-

A to szkoda —

brzmiała moja odpowiedź.

Z początku matka nie zrozumiała, o co mi chodzi, ale w miarę rozmowy zaczęła

rozumieć, co miałem na myśli. Bez przerwy obserwując Ryana, rodzice odebrali mu szansę,

żeby stanął na własnych nogach i poczuł się odpowiedzialny. I tak w wieku lat jedenastu,

zachowywał się całkowicie nieodpowiedzialnie, raniąc rodziców.

Klasycznie pobłażliwi rodzice Ryana nie mogli pojąć, co się dzieje. Mówili mi: „Dajemy

Ryanowi wszystko, o co prosi, staramy się robić dla niego wszystko".

Jakże błędne pojmowanie miłości rodzicielskiej! Miłość nie polega na dawaniu dziecku

wszystkiego, czego ono chce. Jednej rzeczy jestem coraz bardziej pewien: Nasze

społeczeństwo wychowuje coraz więcej dzieci, które biorą. Nie znają one znaczenia słowa

«dawać», ale bez przerwy powtarzają: „Daj mi, daj mi, daj mi!".

Złoty środek

Powiedzieliśmy sobie w skrócie o skrajnych sposobach wychowywania: despotycznym i

pobłażliwym. Czujemy to instynktownie, a w oparciu o liczne przykłady przekonaliśmy się,

że żadna skrajność nie jest dobra. Jednakże wielu rodziców błądzi między nimi — raz są

pobłażliwi, raz nagle wpadają w gniew despotów. Widuję wielu rodziców miotających się w

ten sposób, a później dziwią się, że dziecko często zachowuje się jak jo-jo.

Co więc mogą zrobić rodzice? Jak mają zaprzestać tego balansowania pomiędzy

despotyzmem a pobłażliwością? Jak mają znaleźć złoty środek, który zadowoli zarówno ich,

jak i ich dziecko? Jest wiele określeń na ten złoty środek, ale ja najbardziej lubię określenie
«autorytatywny».

Nie mylcie pojęcia «autorytatywny» z pojęciem «autorytarny» (władczy).

Dzieli je cała przepaść znaczeniowa. Autorytatywni rodzice nie dominują nad dzieckiem i nie

decydują za nie. Wykorzystują natomiast założenia dyscypliny praktycznej, która jest tak
pomy

ślana, żeby można było wychowywać dziecko „w karności, napominając jak [chce]

Pan" (Ef 6, 4).

Jak to działa? Załóżmy, że siedmiolatek psuje zabawkę należącą do innego dziecka. Co

powinieneś uczynić?

Jakiego rodzaju dyscyplinowanie należałoby zastosować w tej sytuacji? Uważam, że musi

ono być adekwatne do rzeczywistości. A rzeczywistość wygląda następująco: Kto zniszczy

czyjąś własność, musi za nią zapłacić.

Możecie pomyśleć, że doktor Leman żartuje. Siedmio-latek ma zapłacić? Otóż wcale nie

żartuję. Siedmiolatek ma pieniądze. Pochodzą one z kieszonkowego albo z bankowej lokaty.

Zadziwiające, jak wielu dzieciom założono lokaty, zanim ukończyły one siedem lat życia.

Dziadkowie i babcie z wielką pieczołowitością dbają o utrzymanie płynności na rachunkach
ich wnuków.

background image

Tak wiec, jeżeli siedmiolatek zniszczy innemu dziecku zabawkę, to możecie

zdyscyplinować go z miłością — pociągając go do odpowiedzialności. Nauczy się, że tego

rodzaju postępowanie będzie go kosztować.

Oczywiście moglibyście dać mu klapsa, a nawet solidne lanie. Moglibyście na niego

nakrzyczeć, poniżyć go i odesłać do jego pokoju. To wszystko nazwałbym «karą». Kara

koncentruje się na dziecku i mija się z rzeczywistym problemem. Kiedy bowiem karzemy

dziecko, dajemy mu do zrozumienia, że go nie lubimy lub nie kochamy. Ale stosując

dyscyplinę praktyczną możemy wymóc na nim odpowiedzialność za jego czyny jednocześnie

pouczając je, jakie są konsekwencje błędnego wyboru.

I tak, jeżeli w moim domu dziecko zepsuje zabawkę (bez względu na to, do kogo ona

nale

żała), nie biegnę zaraz do sklepu, by kupić następną. Nauczyłoby je to po prostu

nieodpowiedzialności. Nasze dzieci szybko doszły-by do wniosku, że wolno im niszczyć, co

tylko chcą, a zawsze znajdzie się ktoś, kto kupi im nową zabawkę. To nie tak. Dobra
dyscyplina zawsze oparta jest na realizmie sytuacji. A w tej sytuacji realizm podpowiada:

„Zepsułeś zabawkę, więc za nową zapłacisz ze swego kieszonkowego".

W rozdziale czwartym opowiem więcej o wykorzystaniu kieszonkowego jako narzędzia

do nauki i dyscypli

ny. Będziecie zaskoczeni, jak to wszystko sprawdza się w praktyce. W

wielu sytuacjach możesz pozwolić, żeby to rzeczywistość była nauczycielem; wystarczy, że

odsuniesz się na bok i pozwolisz jej działać.
Moim zdaniem wychowywanie i dyscyplinowanie dzieci w

sposób autorytatywny wymagają

zachowania trzech warunków:

1.

Dyscyplinuj poprzez działanie. Kara powinna być szybka, bezpośrednia i skuteczna;

powinna ściśle nawiązywać do przewinienia. Przykładem jest to, o czym wspomniałem

przed chwilą. Kiedy zabawka ulega zniszczeniu, ma być zastąpiona, odkupiona lub
naprawiona.

2.

Rodzice muszą słuchać, co dzieci mają dopowiedzenia. W słuchaniu tkwi wielka moc, ale

niewielu z nas z niej korzysta. Zbyt łatwo jest nie słuchać — naszych dzieci,

współmałżonka, kogokolwiek. A kiedy próbujemy usłyszeć, co dzieci do nas mówią, to

nie staramy się tak naprawdę wczuć w ich problem, co oznacza, że nie słuchamy ich

wcale. Poważną lekcję tego, co znaczy nie słuchać, dostałem w rozmowie z własną córką.

Gościłem wtedy jako psycholog w programie Toni Tennille Show, emitowanym przez

telewizję publiczną. Zaprosiłem Holly, naszą najstarszą córkę, żeby poszła ze mną

zobaczyć program. Holly powiedziała:

-

Tatusiu, naprawdę bardzo bym chciała tam pójść.

-

Cóż, kochanie, właśnie dlatego ci to proponuję — odparłem. — Pomyślałem sobie, że

chciałabyś widzieć, jak wygląda kręcenie programu i jak tak naprawdę jest w studio
telewizyjnym.

Zapadła kilkusekundowa cisza, a kiedy popatrzyłem na Holly, miała łzy w oczach.
-

Holly! Co się stało?

-

Tatusiu,

ja nie o tym myślałam — odrzekła.

-

A o czym?

-

Tatusiu, czy jak już wystąpisz w programie, to czy i ja będę mogła wystąpić i

zaśpiewać piosenkę?

Aha! Było jasne, że nie słuchałem. Owszem, Holly powiedziała, że chce pójść do studia,

lecz ona chciała wystąpić w programie. Chciała zaśpiewać w telewizji publicznej! Nie

nastroiłem się na jej częstotliwość. Ale kiedy w końcu zacząłem odbierać na jej falach,

podjąłem ogromny wysiłek, by pomóc jej w zrozumieniu rzeczywistości. Łagodnie, acz

stanowczo wyjaśniłem, że nie mam możliwości załatwienia jej występu w programie, ale że

miałem nadzieję, że będzie mi towarzyszyć. W końcu zrozumiała!

background image

Ten krótki incydent może uchodzić za «brak porozumienia». Ja jednak wolę go postrzegać

jako świetny przykład tego, że prawdziwe słuchanie wymaga ćwiczenia. Musimy wczuwać

się w swoje dzieci i rozumieć, jak postrzegają one świat (przyjrzymy się temu bliżej w

następnym rozdziale).

3.

Rodzice powinni poświęcić się swoim dzieciom. Dawanie siebie (a nie rzeczy) jest

istotnym składnikiem dyscypliny praktycznej. Wiele razy rodzice pytają mnie

przepraszającym tonem: „Co mam dzieciom do zaoferowania?". Zawsze odpowiadam:
„Siebie".

Prawda jest taka, że dzieci chcą nas. Pragną naszego czasu. Ale czas jest cenny i

większości z nas zbyt często go brakuje. Czy to nie ironia losu, że brakuje nam czasu dla

własnych dzieci? Wydaje się nam, że później to nadrobimy. Być może uda się nam poświęcić

im więcej czasu za kilka miesięcy albo jak minie początek roku i w pracy się uspokoi. Jednak
czasu nigdy w

magiczny sposób nie przybywa. Kiedy tak pędzimy przez życie, czas staje się

coraz cenniejszy. Zanim się spostrzeżemy, nasze dzieci stają się nastolatkami, a potem

dorastają i odchodzą. Tymczasem my nie zdążyliśmy nawiązać z nimi bliskiego kontaktu. W
zamian

za to usiłowaliśmy narzucić im dyscyplinę, nie wiedząc, kim one tak naprawdę są.

Często słyszę, jak rodzice mówią o «jakości czasu». Rozumiem, co mają na myśli, ale w

całej mojej prywatnej praktyce ani razu nie słyszałem, żeby którykolwiek z moich młodych

pacjentów (czyli dzieci) wspomniał o «jakości czasu». Dziecko wie tylko tyle, że potrzebuje
twojego czasu i twojej uwagi —

nieważne, czy po to, żebyś patrzył, jak fika koziołki lub

biega w kółko, czy po to, żebyś je zabrał na Big Maca. Starając się znaleźć czas dla swoich

dzieci nie martw się zbytnio o to, ile w nim «jakości». Poświęć im cały czas, jaki możesz im

poświęcić, a jakość zatroszczy się o siebie sama. Kiedy poświęcasz dzieciom czas, poznajesz

je. Będziesz w stanie zbudować podstawy dla dyscypliny połączonej z działaniem i uczuciem.

Podsumowując: Nie zapominaj, że dzieci oczekują, żeby rodzice je dyscyplinowali. Jeśli

dyscyplinowanie jest przepełnione miłością, to będzie przejawiać się w instruowaniu,
nauczaniu, radzeniu, a przede wszystkim we wp

ajaniu odpowiedzialności za czyny.

Jeżeli rodzic nie dyscyplinuje dziecka, zachęca je do buntu. Przyzwala na to, by

lekceważyło rodziców. Dziecko może nawet znienawidzić rodziców, jeżeli ci nie są

stanowczy i go nie dyscyplinują.

Ale jeśli zdobędziemy się na stanowczość, efekt jest ogromny. Poniższa notatka jest tego

dowodem. Została napisana przez tę samą małą dziewczynkę, którą mieliście okazję poznać

na początku tego rozdziału. Jest tą samą dziewczynką, którą zaczęliśmy «ćwiczyć w
dyscyplinie* od pierwsz

ych tygodni jej życia, zostawiając ją raz w tygodniu z opiekunką i

wychodząc z domu, żeby utrzymać nasze małżeństwo w dobrej kondycji.

Kiedy Holly miała siedem lat, dostałem od niej na Dzień Ojca taką oto karteczkę.

Oryginał wisi na ścianie w moim gabinecie:

Ortografia Holly pozostawia nieco do życzenia, ale dla taty treść kompensuje te braki z

nadwyżką. Oczywiście podoba mi się linijka „Najspanialszy ojciec na świecie", ale większe

wrażenie robi na mnie coś innego. Ciekawi mnie, że Holly posłużyła się słowem

«dyscyplinuje», zamiast «karze». Dzieci chcą, abyśmy je dyscyplinowali, ponieważ jeśli je

dyscyplinujemy, to znaczy, że nam na nich zależy.

Zastanów się:

Jakie są trzy style wychowania? Który z nich najbardziej przypomina twój styl?

Jaka jest różnica między stylem autorytatywnym a autorytarnym?


background image

Wypróbuj:

Słuchaj. Zapytaj dzieci, co sądzą o sobie, o swoich zajęciach, o szkole, rodzinie,

wydarzeniach dnia. Naprawdę słuchaj, co mają ci do powiedzenia.

Spędzaj z dziećmi czas. Wygospodaruj w swoim grafiku czas specjalnie dla nich.

Spędzaj czas bez dzieci. Postaraj się o dobrą opiekunkę i zaplanuj wychodne.


Rozdział 3
Punkt widzenia

zależy od punktu siedzenia


G

dy myślimy o dyscyplinie praktycznej, zawsze dobrze jest się zatrzymać i zadać sobie

pytanie: Na czym to polega?

Jako uczeń szkoły średniej zostałem pewnego razu wezwany do sądu w sprawie wypadku

samochodowego, którego byłem świadkiem. Pamiętam, że mając siedemnaście lat

zastanawiałem się, jakie to dziwne, że dwóch innych świadków wypadku może być tak

ślepych. Ja wiedziałem, że mam rację. Winnym wypadku był samochód niebieski, a nie

czerwony, który został wskazany przez nich. I niebieski jechał na wschód, a nie na zachód!

Na sali sądowej zetknąłem się bezpośrednio z koncepcją często nazywaną «okiem

świadka». Wychowywanie dziecka w oparciu o dyscyplinę również zawiera element «oka

świadka». Jednym z podstawowych celów dyscypliny praktycznej jest nauczenie dziecka

myślenia i wyciągania wniosków. Lecz żeby ci się to udało, musisz zrozumieć, jaka jest

rzeczywistość — szczególnie dla dziecka. Niezależnie od tego, co myślisz lub wiesz o danej

sytuacji, to jeśli chodzi o dyscyplinę, rzeczywistość jest taka, jak postrzegają dziecko. Tak

naprawdę to nie jest istotne, co się dokładnie wydarzyło albo co się dzieje. Istotne jest, jak

widzi to dziecko. Postrzeganie sytuacji przez dziecko jest rzeczywistością, z którą musisz się

zmierzyć.

W tym rozdziale chciałbym opowiedzieć o trzech z pozoru niezwiązanych ze sobą

sprawach. Wszystkie trzy dają jednak istotny wgląd w to, w jaki sposób dzieci się uczą i czym

jest rzeczywistość — taka, jaką one ją widzą.

Dzieci

uczą się. poprzez kolejność narodzin

4

W rozdziale drugim dowiedzieliśmy się, jak postrzegają nas dzieci, kiedy postępujemy z nimi

niekonsekwentnie, szamocząc się między despotyzmem a pobłażliwością. Najlepszym

rozwiązaniem pośrednim jest podejście autorytatywne, które — moim zdaniem — uosabia

dyscyplina praktyczna. Wykorzystując je musimy być o wiele bardziej świadomi percepcji

dziecka i musimy nauczyć się je rozumieć, jak i odnosić się do każdego dziecka (i jego
potrzeb) z osobna.

Dlatego uważam, że istotne jest zrozumienie, iż kolejność narodzin ma ogromny wpływ

na to, w jaki sposób każde dziecko w twojej rodzinie uczy się i postrzega rzeczywistość.

Ponieważ każde dziecko obserwuje otoczenie z innej pozycji w rodzinie, można śmiało

stwierdzić, że każde z nich postrzega swą rodzinę w odmienny sposób. Na przykład pierwsze

dziecko uczy się naśladując jedynie dwa modele: mamę i tatę. Te dorosłe modele często robią

wszystko tak dobrze, że nie ma się co dziwić, że pierworodne dziecko ma tendencje do

zachowywania się jak «mały dorosły».

Sporo badań psychologicznych poświęcono cechom osobowościowym dzieci; badano

dzieci, które różniły się pod względem kolejności przyjścia na świat w rodzinie. Dzieci

4

Więcej na temat kolejności narodzin i jej wpływu na rozwój osobowości i szczęście małżeńskie znajdziesz w moich książkach New Birth

Order Book i Sex Begins in the Kitchen, wydanych przez wydawnictwo Ravel.

background image

pierworodne są często zdobywcami. Zaczynają wcześniej chodzić i mówić i we

wcześniejszym wieku mają duży zasób słownictwa. Nie dziwi więc, że później — w szkole

średniej, na studiach i w życiu dorosłym — w wyższych sferach aż roi się od pierworodnych.

Dzieci pierworodne bywają perfekcjonistami i podchodzą do nowych sytuacji i wyzwań z

ostrożnością. Nie lubią popełniać błędów. Być może przypominasz sobie chwile, kiedy

siedziałeś w klasie i znałeś odpowiedź na pytanie, ale z takich czy innych względów nie

chciałeś się zgłosić. To częsta cecha dzieci pierworodnych. Mają one rzadką potrzebę

posiadania racji i bycia «doskonałym» w każdej sytuacji.

Dzieci, które urodziły się jako drugie z kolei, bywają w wielu sprawach odwrotnością

pierworodnych. Drugie dziecko ma zazwyczaj łatwiejsze życie niż jego starszy brat czy

starsza siostra, który/która zapewne był/była swego rodzaju królikiem doświadczalnym.

Zasadniczo rodzice eksperymentują ze swoim pierwszym dzieckiem. Z reguły pierworodne

jest wychowywane według bardziej surowych zasad. Są w nim pokładane większe nadzieje

niż w kolejnych dzieciach. Dlatego też dzieci pierworodne często wydają się być bardziej

rzetelne i bardziej sumienne niż dzieci, które urodziły się po nich.

Dzieci drug

ie z kolei często kończą jako dziecko «środkowe». Ponieważ lądują «w

środku», prawie w każdej sytuacji bywają mediatorami. Środkowe dzieci za wszelką cenę

unikają konfliktów, ale pod żadnym względem nie są słabeuszami. Wiedzą zazwyczaj jak

walczyć o swoje, ponieważ wylądowały pomiędzy dwiema bardzo ważnymi w rodzinie
osobami —

najstarszą i najmłodszą. Rodzice niechętnie się do tego przyznają, ale zdają się

poświęcać środkowemu dziecku mniej uwagi; dlatego też w rozmaitych sytuacjach staje się
ono bardziej n

iezależne.

Trzecie dziecko często kończy jako najmłodsze. Bywa otwarte, urokliwe i lubi

manipulować. Ponieważ jest «pieszczoszkiem» całej rodziny, jest wyćwiczone w

manipulowaniu innymi. Zapytajcie jakieś pierworodne dziecko, a powie wam, że
pieszczoszkowi

całej rodziny ujdzie na sucho nawet morderstwo!

Oczywiście wszystkie moje spostrzeżenia dotyczące dzieci urodzonych w pierwszej,

drugiej i trzeciej kolejności mówią jedynie o przejawianych przez nie skłonnościach.

Kolejność przyjścia na świat naszych dzieci nie daje nam gwarancji, że będą one postępować

lub rozwijać się w określony sposób, niemniej jednak wiele badań potwierdza słuszność tych

uogólnień. Istotne jest, żeby rodzice zdali sobie sprawę z tego, że każde dziecko ma inną

percepcję życia i rzeczywistości, a w dużej mierze percepcja ta zależy od tego, jako które

dziecko przyszło ono na świat. Należy też zauważyć, że wraz z każdymi narodzinami lub z

każdym pojawieniem się w rodzinie kogoś nowego, zmienia się cała rodzina. Wraz z
narodzinami kolejnego

dziecka rodzina jako jednostka staje się zupełnie inną, nową strukturą.

Podstawowe pytania, jakie rodzice powinni sobie zadać, gdy pojawia się dziecko, są

następujące: Czy staramy się, żeby każde nasze dziecko czuło się przez nas kochane i
doceniane? Czy

jesteśmy świadomi nacisków i tarć w rodzinie?

Istnieje na przykład kwestia «detronizacji» pierworodnego dziecka w momencie narodzin

kolejnego. W mojej praktyce obserwuję stały syndrom: Pierwsze dziecko skupia nadmierną

uwagę rodziców. Za bardzo się na nim koncentrują. Pierwszemu dziecku robi się tysiące

(zdawać by się mogło) zdjęć. Każdy jego ruch utrwala kamera. Jest absolutnym pępkiem

świata. Potem pojawia się malutki braciszek albo malutka siostrzyczka i dziecko nagle spada

z piedestału. Nie wolno mu dotykać dzidziusia. Nie może ono pomagać karmić czy przytulać

nowego przybysza. A mamusia nie ma teraz dla niego czasu, bo jest zbyt zajęta małym
«intruzem».

Są dwa sposoby, żeby pomóc dziecku pierworodnemu poczuć się mniej odsuniętym:

jeden to rozmawianie z nim, a drugi —

angażowanie go. Mama powinna w czasie ciąży

rozmawiać z pierwszym dzieckiem i wytłumaczyć mu, co się dzieje i co dojrzewa w jej

brzuszku. Może pozwolić dziecku poczuć, jak nienarodzone maleństwo kopie.

background image

W każdy możliwy sposób, na wiele miesięcy przed pojawieniem się drugiego dziecka,

matka powinna przygotować swoje pierworodne na przyjście małej siostry lub małego brata,

tak aby było ono świadome, że narodziny nowego dziecka zabiorą nieco maminego czasu.

Kiedy drugie dziecko się pojawi, rodzice powinni robić wszystko, żeby w opiekę nad nim

angażować starszą pociechę. Nawet jeśli pierwsze dziecko jest zaledwie dwulatkiem, matka

powinna pozwolić mu dotykać maleństwo, pieścić je i pomagać na różne sposoby. Już nawet

samo pozwolenie dziecku, żeby pomogło potrzymać butelkę podczas karmienia może mieć

duże znaczenie.

I kiedy mama zajęta jest niemowlęciem, powinna stale zapewniać starsze dziecko, że też

jest bardzo ważne. Nie zapominajcie również o tatusiu, który wraz ze starszym dzieckiem

może zrobić coś specjalnego, żeby poczuło się ono wyróżnione i kochane.

W miarę pojawiania się kolejnych dzieci, każde z nich będzie szukało sposobu określenia

swojego miejsca w rodzinie, a w końcu także i w społeczeństwie. Jeśli dziecko będzie się

czuło kochane, doceniane i otoczone opieką, to jego samopoczucie też będzie dobre. I kiedy

nadejdzie czas na pójście do żłobka lub przedszkola, będzie o wiele lepiej przygotowane do
stoczenia nowej batalii.

Rodzice powinni zdawać sobie sprawę z tego, że na osobowość każdego dziecka

największy wpływ będzie miało to spośród rodzeństwa, które jest do niego najmniej podobne.

Weźmy na przykład chłopca, który ma zdolnego i wygadanego starszego o półtora roku brata.

Załóżmy, że starszy brat świetnie sobie radzi w szkole (co nie jest rzadkie w przypadku

pierwszych dzieci). Drugie dziecko może czuć się zniechęcone powodzeniem brata i nie

radzić sobie tak dobrze z obowiązkami szkolnymi. Może być tak samo uzdolnione, ale będzie

czuć się onieśmielone lub zagrożone osiągnięciami starszego brata. Wycofuje się więc ze
szkolnej rywalizacji, która nie jest ani bezpieczna, ani przyjemna. Drugie dziecko szuka

uznania zazwyczaj w innych dziedzinach. Jeśli starszy brat jest typem mola książkowego, to

może ono spróbować szczęścia w sporcie. Jest wiele dróg, którymi dzieci mogą podążyć.

Typowe jest to, że drugie dziecko często wybiera taką dziedzinę, w której nie będzie musiało

rywalizować łeb w łeb ze starszym bratem czy ze starszą siostrą.

Jedna rzecz jest pewna: Każde dziecko jest niepowtarzalne. Bóg stwarza każdego

obdarzając go specjalnymi przymiotami i jego własną osobowością. Moje najstarsze córki,

Holly i Kris, dzieli różnica osiemnastu miesięcy. Zawsze z ciekawością obserwowałem, kiedy

wchodziły do sklepu i wybierały zabawkę lub słodycze. Holly — gdybyśmy jej na to
pozwolili —

stałaby przez godzinę i rozważała każdą możliwość. Czytałaby instrukcję,

porównywałaby wagę i cenę itd. Natomiast Krissy decydowała, czego chce, w ciągu paru

minut. Oto prosta ilustracja tego, że pierwsze dziecko (Holly) jest ostrożne, podczas gdy

drugie (Krissy) przypomina błyskawicę.

Obserwuj swoje dzieci i zwróć uwagę, czym różnią się od siebie. I — co istotniejsze —

uświadom sobie, jak na te różnice reagujesz. Czy masz skłonność do faworyzowania któregoś

dziecka, choćby w najbardziej subtelny sposób? Dzieci są zdumiewająco spostrzegawcze. I

pamiętaj o tym, co powiedziałem na początku tego rozdziału: Dla dziecka rzeczywistością jest

to, co ono postrzega. Jest absolutnie niezbędne, żebyśmy każdemu z dzieci dawali do
zroz

umienia, że je kochamy i troszczymy się o nie tylko dlatego, że są takie, jakie są. Jeśli

dyscyplina praktyczna ma się sprawdzić w twoim domu, to ideałem, do którego zawsze

musisz dążyć, jest bezwarunkowa miłość do każdego dziecka. Dlatego też rzeczą absolutnie

konieczną jest dyscyplinowanie dziecka poprzez uczynienie go odpowiedzialnym za swe

postępowanie, a nie karanie go z użyciem słownej czy fizycznej przemocy.

Dzieci

uczą się. poprzez «próby sił»

Każda młoda matka wie, jak frustrujące może być siedzenie w domu przez cały dzień z

jednym lub kilkorgiem dziećmi. Zazwyczaj w taki czy inny sposób zaczyna jej to doskwierać.

background image

Nierzadko można usłyszeć dwie matki gawędzące przy kawie, z których jedna mówi na

przykład tak: „Przepraszam, Mary Jane, ale muszę iść zrobić siusiu". Niejedna młoda matka

wyznała mi, że marzy jej się normalna rozmowa z kimś dorosłym.

Dlatego jestem zdania, że młodzi rodzice powinni znaleźć w tygodniu czas tylko dla

siebie. (Pamiętacie, jak pewien lekarz poradził nam, abyśmy poszukali niani dla Holly, kiedy

miała zaledwie parę tygodni?) Jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wymyślono,

jest wprowadzony w wielu kościołach program o nazwie: Wolny ranek dla mamy. Młode

matki przyprowadzają swoje dzieci do kościoła i zostawiają je pod dobrą opieką, podczas gdy

same mogą przez ten czas robić to, na co mają ochotę. Nie przychodzi mi do głowy inny

sposób, w jaki kościół może praktycznie służyć społeczności, niż ten: pomóc matkom

oderwać się na kilka godzin od swoich pociech.

Wierzę również, że nie ma lepszego sposobu na okazanie żonie swej miłości jak

pomaganie jej przy dzieciach, kiedy to tylko możliwe. Tatuś może wrócić wcześniej z pracy i

pozwolić mamie, by miała chwilę dla siebie. Może zabrać dzieci do lekarza lub pomóc w
jakikolwiek inn

y sposób. Może od czasu do czasu powiedzieć: „Kochanie, siądź do stołu, a ja

podam kolację". W ten sposób, panowie, okazujecie żonie miłość. Często powtarzam ojcom,

którzy odwiedzają mój gabinet: „Miejsce mężczyzny/es* w domu".

Wyrwanie się choćby na parę godzin dla wielu matek może być czymś wspaniałym, ale

niektóre będą się zastanawiać: „A jeżeli dziecko będzie mnie potrzebować?". O to właśnie

chodzi. Twoje dziecko nie potrzebuje ciebie przez cały czas. Rodzice i dzieci potrzebują
regularnych mini wakacji

. Zawsze powtarzam młodym matkom, żeby wypoczywały tyle, ile

mogą (zazwyczaj słyszę w odpowiedzi ich histeryczny śmiech, ale ja wiem, co mówię). Matki

muszą być dla siebie sprawiedliwe, a nie stawać się niewolnicami swoich dzieci. Jeżeli mama
jest zawsze p

od ręką, żeby zaspokoić każdą potrzebę dziecka, to dziecko szybko staje się

emocjonalnym kaleką, któremu wydaje się, że może istnieć tylko z matką przy boku.

Kolejnym elementem syndromu «mama jest zawsze przy mnie» jest to, iż dziecko przekonuje

się, że opłaca się płakać i marudzić. Dziecko uczy się, że może użyć łez, żeby manipulować

mamusią i tatusiem, wciągając ich nadmiernie w swoje życie.

W mojej praktyce często obserwuję jak dzieci testują zakres własnych wpływów.

Psychiatra Alfred Adler nazywa to «za

chowaniem celowym». Adler spostrzega, że każde

zachowanie społeczne ma jakiś cel. W przypadku dzieci cel jest zwykle związany z

problemem przystosowawczym: żeby utrzymać rodziców na dystans albo niepotrzebnie ich

angażować. Przełożywszy to na jeżyk współczesny, powiemy: Dziecko urządza swego

rodzaju próbę sił, żeby przekonać się, kto będzie dominował, kontrolował i kto «będzie

szefem». Po każdej próbie sił dziecko stopniowo uczy się, co na rodziców działa, a co nie.

Adler podkreśla, że bardzo nieśmiałe dziecko może mieć silną osobowość. Dziecko

wykorzystuje swoją nieśmiałość, żeby wzbudzić współczucie rodziców i wciągnąć ich w

swoje życie. Przez «wciągnąć» rozumiem «wciągnąć nadmiernie^ Wszystkie dzieci są

skupione na sobie i zawsze obchodzi je tylko ich własna osoba. Szczególnie w młodym wieku

wydaje się, że nigdy nie dość im mamy i taty i że zrobią wszystko, żeby utrzymać ich na

postronku troski i trwogi. Pokażcie mi nieśmiałe dziecko, a ja raczej będę w stanie wykazać,

że ma ono bardzo silny charakter.

Nie

które dzieci mogą uciekać się do łez i napadów złości, żeby zmusić rodziców do

konkretnych zachowań. Dzieci mogą nawet stać się małymi tyranami, jeśli będą tak bez końca

angażować dorosłych w swe życie.

Uzasadnieniem tych zachowań jest to, że dzieci zawsze chcą zwracać na siebie uwagę.

Chcą naszej uwagi, potrzebują uwagi dorosłych i w taki czy inny sposób tę uwagę zdobędą.

Zapytajcie jakiegoś nauczyciela, czy dzieci chcą zwracać na siebie uwagę. Zawsze wam

odpowie: „Oczywiście, że tak!". I zdobywają tę uwagę — za pomocą albo pozytywnych, albo

negatywnych środków. Jeśli dziecko nie odnajdzie swojego miejsca w szkole posługując się

background image

środkami pozytywnymi, to może zwracać na siebie uwagę uciekając się do środków

negatywnych; odnosi to taki skutek, że nauczyciele zwracają uwagę rodzicom tego dziecka na

to, że musi ono pracować nad sobą.

Inną wykorzystywaną przez dzieci bronią jest symulowanie zniechęcenia. Niektóre dzieci

dochodzą do perfekcji w graniu na maminym współczuciu; urządzają próbę sił pod pozorem

użalania się.

Wszystkie tego typu zachowania są przez psychologów określane mianem «władcze».

Zachowanie władcze jest sposobem, w jaki dziecko komunikuje rodzicom lub innym

dorosłym: „Kontroluję cię. Mam nad tobą przewagę. Mogę wygrać. Mogę cię zmusić, żebyś
zrob

ił to, co chcę".

Władcze zachowanie dziecka jest dla rodziców szczególnie uciążliwe. Większość z nich

doskonale zdaje sobie sprawę, kiedy dziecko ich nabiera. Wzbierają w nas uczucia krzyczące:

„Nie możesz mi tego robić! Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoim ojcem —jestem twoją

matką!".

Wiele problemów istniejących między rodzicami a dziećmi zaczyna się właśnie wtedy,

kiedy dziecko zaczyna eksperymentować z władzą. Gdy dziecko dochodzi do tego etapu (od

drugiego roku życia), zaczyna pojmować, że ma władzę, i zaczyna sprawdzać — z całych sił

ograniczenia narzucane na niego w obrębie rodziny. Jednym z klasycznych przykładów

próby sił są napady złości. Jeśli rodzice potrafią poradzić sobie z tą początkową demonstracją

siły, unikną wielu problemów w późniejszym okresie. Kiedy dziecko swoim zachowaniem

oznajmia: „Mamo, tato, będę was kontrolował", lepiej, żeby byli przygotowani do szybkiej

rozprawy, i to za pomocą działania, a nie słów.

Załóżmy, że dziecko złości się, kiedy jesteś zajęta gotowaniem obiadu. W jaki sposób

uporasz się z tym za pomocą działania, a nie słów? Rzecz jasna, nie prosisz i nie błagasz,

żeby dziecko przestało. I oczywiście nie przekupujesz go ciastkiem lub inną nagrodą. To

wszystko umocniłoby go po prostu w postanowieniu zdobycia nad tobą władzy.

A co z laniem? Czy to działa? Zazwyczaj odpowiedź jest przecząca. Lanie tylko

podgrzewa sytuację, a dziecko przekonuje się, że i tak do pewnego stopnia kontroluje

rodziców, nawet kosztem ich negatywnej reakcji. W rozdziale piątym powiem więcej na
tema

t lania jako uzasadnionego narzędzia dyscyplinowania. W tym miejscu chciałbym

podkreślić fakt, że lanie przynosi mało korzyści, kiedy napad złości już trwa.

Uważam, że najlepszym sposobem radzenia sobie z napadem złości jest wyprowadzenie

dziecka do jego p

okoju. Zamknij za nim drzwi i niech wie, że może się złościć w samotności i

że kiedy się uspokoi, może wrócić do reszty rodziny. Może będzie konieczne nawet usunięcie

dziecka z domu. Niech wie, że może się wyzłościć na podwórku, a kiedy mu przejdzie, może

do was wrócić.

Co osiągamy przez izolację? Sygnalizuje ona dziecku: „W porządku, masz napad złości i

nie będę cię powstrzymywać. Ale nie będziesz miał nade mną kontroli i nie będziesz zmuszał

mnie do słuchania twoich wrzasków. Kiedy się uspokoisz, będziemy mogli znowu być
razem".

Kiedy usiłujesz powstrzymać atak złości prośbą, tłumaczeniem, łajaniem lub biciem,

zazwyczaj kończy się na tym, że dziecko jest jeszcze bardziej pobudzone i wymyka się spod

kontroli (właściwie to ono kontroluje sytuację, ale tobie wydaje się, że jest odwrotnie). Ale

jeśli masz odwagę wziąć dziecko i umieścić je w pokoju czy poza domem, to możesz być

prawie pewien, że napad złości zniknie jak ręką odjął. Dlaczego? Dlatego, że wyeliminowałeś

niezbędny element: odizolowałeś siebie od sceny, jaką dziecko urządza dla ciebie.

Oto kwintesencja dyscypliny praktycznej. Czynisz dziecko odpowiedzialnym za wybór

złego postępowania. Dajesz mu prawo do niewłaściwego zachowania, ale nie w towarzystwie.

Dałeś dziecku jasno do zrozumienia: „Jeśli chcesz, możesz się tak zachowywać, ale będziesz

to robił w samotności i nie będziesz zakłócał życia mojego i innych".

background image

Takie podejście rzadko nie przynosi rezultatów. Dzieci nie interesuje demonstrowanie

władczego zachowania bez widowni. Cały sens urządzania próby sił polega na tym, żeby

zaangażować w nią mamę lub tatę. Jeśli nikt się na to nie zgadza, to całe przedsięwzięcie

przestaje być dobrą zabawą.

Możesz powiedzieć: „W porządku, to może dobry sposób na radzenie sobie z wybuchem

złości w domu, ale co mam zrobić, kiedy jesteśmy w sklepie?".

Rozumiem ten problem —

naprawdę. Sam kilka razy przez to przeszedłem. Co masz

zrobić, kiedy jesteś w trakcie zakupów lub stoisz w kolejce do kasy, a dziecko zaczyna

szaleć? Oto trzyletni Festus — kopiący, wrzeszczący, gryzący i tłukący pięściami o podłogę.

Co zrobić? Jeśli schylisz się i ze złością mu przyłożysz, atak wściekłości tylko się nasili.

Podniesione głosy ściągną coraz więcej ludzi, którzy chcą pooglądać sobie ciebie w

klasycznej walce z dzieckiem o dominację.

Ra

dzę matkom i ojcom, którzy muszą zareagować na takie publiczne wybuchy gniewu,

żeby zrobili rzecz śmiałą: Po prostu przejdź obok dziecka (z pewnością jest pokusa wielka,

żeby przejść po dziecku, ale tobie chodzi o efekt, a nie o odwet). Przejdź obok dziecka i

skieruj się ku drzwiom. Brzmi łatwo, ale może to być najdłuższa droga w twoim życiu. Zrób

jednak kilka kroków, a podejrzewam, że twój maluch pójdzie za tobą prosząc, żebyś

zaczekała. Dlaczego? Ponieważ napad złości nie jest wiele wart, jeśli nie ma publiczności,

która by podziwiała jego występ.

Oczywiście publiczność może składać się z innych kupujących, którzy już zaczęli oglądać

ciebie i Festusa. Trzymaj się i nie daj sobą manipulować. Możesz być pewien, że dla dziecka

prawdziwą publicznością jesteś ty, a nie inni. Może ono próbować wprawić cię w

zakłopotanie przed nimi, ale jeśli tego nie kupisz, ono natychmiast przestanie to sprzedawać.

Po prostu przejdź obok i odejdź mrucząc coś w rodzaju: „Ach te dzieci bez opieki...".

A co jeśli twoje dziecko nie pójdzie za tobą? Idź wolno, zawsze mając je na oku. Jeśli to

konieczne, zatrzymaj się przy drzwiach i zacznij coś wertować albo przeglądać listę

sprawunków. Nie spuszczaj dziecka z oczu, ale utrzymuj sporą odległość, żeby nie miało

przed sobą publiczności, o jaką mu chodzi, czyli ciebie. W końcu (przed upływem

tygodnia?) odkryje, że się «zgubił»!

Jeśli napady złości będą się powtarzać przy innych okazjach, może będziesz

musiał/musiała zostawiać dziecko w domu. Zorganizuj opiekunkę i dokładnie wytłumacz
dzie

cku, dlaczego zostaje w domu. Powiedz po prostu: „Mamusia zostawia cię w domu,

ponieważ jesteś w sklepie niegrzeczny. Kiedy próbuję cię uspokoić, nie mam czasu na

zrobienie zakupów. Kiedy będziesz grzeczniejszy, znów pójdziemy razem".

Bez względu na to, jak zareagujesz na umyślne zachowanie się dziecka, pamiętaj, że za

każdym razem, kiedy podejmuje ono próbę sił, wybiera się także na wyprawę naukową.

Odkrywa rzeczywistość. Jeśli jego zachowanie będzie mu uchodzić na sucho, nauczy się, że

rzeczywistość to kontrolowanie i manipulowanie mamą i tatą w takim stopniu, w jakim to

tylko możliwe. Ale jeśli jego zapędy nie przyniosą żadnych owoców, pozna inną

rzeczywistość. Pozna rzeczywistość, która zakłada odpowiedzialność za własne uczynki i

dowie się, że zachowanie niedozwolone się nie opłaca.

Dzieci

uczą się obserwując

Dzieci uczą się postrzegając rzeczywistość własnymi oczyma i obserwując zachowanie

otaczających je dorosłych. Oczywiście pierwszymi wzorcami są mama i tata. W miarę jak

dzieci dorastają ich wzorcami stają się: dziadkowie, rodzeństwo, wujkowie i ciocie,

nauczyciele, koledzy, wdowa mieszkająca obok i wiele innych osób.

Niektórzy rodzice mogą się ze mną nie zgodzić, ale uważam, że mama i tata zawsze

pozostają głównymi wzorcami dla swoich dzieci. Zdaję sobie sprawę z tego, że wpływ grupy

rówieśników jest ogromny. Wiem również, że w miarę upływu lat dzieci często bywają pod

background image

wrażeniem jakiegoś nauczyciela, trenera lub nawet gwiazdy filmowej czy sportowca. Ale

osobami, z którymi obcują na co dzień, są ich rodzice. Dzieci naprawdę uczą się poprzez

obserwację i — wierzcie mi — obserwują o wiele uważniej, niż wam się zdaje.

Jak więc mają zachowywać się rodzice, skoro codziennie pełnią rolę «modeli zachowań»?

Oczywiście wszyscy znają odpowiedź: Być dobrym przykładem, być konsekwentnym, bo

uczynki przemawiają mocniej niż słowa, i tak dalej. Uważam jednak, że prawdopodobnie

najlepszym sposobem na to, żeby stać się dobrym wzorcem, jest szczerość.

Dzieci wchodzą w życie jako osoby całkowicie szczere. Z czasem mogą nauczyć się

oszukiwania i przebiegłości, ale na początku ich podejście do życia jest bardzo otwarte i
szczere.

Pamiętam jak raz odkryłem, że lokalna gazeta rezygnuje z kolumny porad, którą

redagowałem, na korzyść porad o diecie autorstwa Richarda Simmonsa. Kiedy moja córka,

Holly, dowiedziała się o tym, powiedziała: „O, świetnie!

Uwielbiam Richarda Simmonsa!". Tak, dzieci potrafią być szczere do bólu, nawet gdy w

grę wchodzi ego ich tatusia.

Czasami szczerość dzieci może spowodować zakłopotanie osoby, której ta szczerość

dotyczy. Kiedy mój syn, Kevin, miał prawie cztery lata, pewnego dnia w drodze z

przedszkola zatrzymał się z mamą na lody. Kiedy Sande i Kevin zajadali się lodami, przy

sąsiednim stoliku usiadła pewna pani. Zamówiła kawę i lody i zapaliła papierosa. Dym zaczął

lecieć prosto na Kevina i moją żonę. Większość nie palących zna tę mękę z restauracji lub

innych miejsc użyteczności publicznej. Zazwyczaj cierpią w milczeniu, ale nie Kevin. Rzucił

on na kobietę wrogie spojrzenie i powiedział: „Proszę pani, pani dym leci na moje lody!".

Moja żona skuliła się w sobie i oblała się rumieńcem. Winowajczyni zgniotła papierosa,

wymamrotała pospiesznie przeprosiny i jeszcze szybciej wyszła.

Nie ma wątpliwości, że dzieci, przy każdej nadarzającej się okazji, są absolutnie szczere.

A jednak wielokrotnie obserwuję, jak rodzice usiłują wybić z głowy lub wyperswadować

dzieciom szczerość. Uważam, że to poważny błąd. Rodzice powinni zrobić wszystko, żeby

pielęgnować w dzieciach szczerość. A najlepszym sposobem nauczenia je szczerości jest

bycie szczerym. Nalegam na rodziców, żeby od początku byli wobec dzieci jak najbardziej

bezpośredni i szczerzy. Z jakiegoś powodu sądzimy, że dzieci nie są w stanie poradzić sobie z

prawdą. W rozmowie z nimi mamy tendencje do «zatajania». Nie mówimy im wszystkiego,

co się dzieje, ponieważ sądzimy, że są za małe, żeby zrozumieć. Oczywiście w niektórych

sytuacjach skrytość jest niezbędna, zwykle jednak zachęcam rodziców, żeby dzielili się z

dziećmi swoimi prawdziwymi uczuciami, problemami czy zmartwieniami.

Niektórzy rodzice nie są do tej rady przekonani. Czy nasze obawy i niepokoje nie

spowodują, że dziecko będzie niespokojne i strachliwe? Oczywiście istnieje taka możliwość,

jeśli tylko skarżysz się lub zamartwiasz i wszystko widzisz w czarnych kolorach. Ale rodzic

może podzielić się z dziećmi odrobiną tego, co przeżywa — strachem, obawami i troskami.

Jeśli twoje dzieci będą widzieć cię takim, jaki jesteś, docenią fakt, że nie jesteś maszyną.

Przekonają się, że jesteś prawdziwą osobą, która ma uczucia i potrzeby i — tak! —

niepowodzenia. Mówiąc w skrócie, dziecko dowie się, że jesteś bardzo podobny do niego.

Powie sobie: „Mama wie, jak to jest się bać i być zmartwionym. Wie, kiedy się boję i kiedy
jestem zmartwiony".

Może to trochę przerażać rodziców, których wyćwiczono, żeby wyglądali na takich,

którzy nad wszystkim panują i są «kompetentni». Jestem jednak przekonany, że ważne jest,

aby nasze dzieci widziały naszą niedoskonałość. Moim zdaniem jest to najlepsza droga do
wpojenia dziecku prawd

ziwej wiary w Boga. Kiedy dziecko dowiaduje się, że jego rodzice są

naprawdę zależni od Bożej łaski i że potrzebują Bożej pomocy, przekona się, że Bóg jest

bardzo realny i nie jest tylko «wierzeniem», o którym dyskutuje się jak o czymś
abstrakcyjnym. Zawsz

e proponuję, żeby rodzice wspólnie z dziećmi modlili się, dzieląc się z

background image

serca płynącymi myślami i uczuciami. Modlitwa to wspaniały sposób porozumiewania się z

dzieckiem w sprawach związanych z rzeczywistością życia.

Szczerość jest pewnym wyzwaniem, ale ufam, że warto podjąć to ryzyko. Oto niektóre

powody:

1.

Dzięki naszej szczerości dzieci uczą się, że bycie niedoskonałym jest czymś

normalnym. Błędy, smutki i niepowodzenia nie czynią z nas osoby dziwacznej czy
gorszej. Wprost przeciwnie, tylko silna osoba przy

znaje się do słabości.

2.

Jeśli jesteś z dzieckiem szczery, masz ogromną szansę zbudować między wami

pocz

ucie intymności i silną więź rodzic-dziecko. Będąc szczery, obdarzasz dziecko

swym zaufaniem, dopuszczasz je do swego prywatnego świata, do którego wstęp mają

nieliczni. W rezultacie mówisz dziecku: „Ufam ci. Cenię twoje zdanie. Wiem, że dasz
sobie

radę".

3.

Szczerość daje okazję do dzielenia się z dzieckiem wiarą w Boga. Nie musisz jedynie

mówić o modlitwie i zaufaniu do Boga. Możesz zachęcić dziecko, żeby pomodliło się

razem z tobą. Nie ma lepszego podejścia do rzeczywistości.

Rodzice potrzebują planu gry

Oczywiste jest, że dzieci uczą się też na wiele innych sposobów, o których nie było mowy w

tym rozdziale. Zwróciłem jednak szczególną uwagę na kolejność przyjścia dzieci na świat

oraz na zachowania celowe i na modelowanie zachowań, aby podkreślić wagę uświadomienia

sobie, że dzieci są odrębnymi indywidualnościami oraz że każde z nich odkrywa świat i uczy

się go patrząc własnymi oczyma. Dyscyplina praktyczna opiera się na zrozumieniu

wyjątkowości każdego dziecka, ale nie jest ona cudownym lekiem na wszystko. Dyscyplinę

praktyczną oboje rodzice muszą realizować w sposób spójny i skoordynowany. Jeżeli tylko

jedno z nich usiłuje wcielać ją w życie, skutki będą mizerne. Pewien mędrzec powiedział, że

możesz zmylić dorosłego, ale nigdy nie zmylisz dziecka. Znając z praktyki tysiące takich

przykładów, całkowicie się z nim zgadzam. Dzieci są niesamowicie spostrzegawcze. Jeżeli

zauważą, że mama inaczej rozumie dyscyplinę niż tata, to zrobią wszystko, żeby doprowadzić
do ich konfrontacji.

Darzę miłością wszystkie dzieci, ale miłość nie sprawia, że jestem ślepy. Dlatego z

naciskiem powtarzam: „Zetknęliśmy się z przeciwnikiem, tylko tak się składa, że przeciwnik
ten j

est mały!". Pod wieloma względami dzieci są naszymi przeciwnikami. Działają

powodowane egoizmem i chęcią postawienia na swoim. Jeśli widzą choćby najmniejsze

rozbieżności między mamą a tatą, znajdą sposób na wbicie między nich klina. Ostrzegam

rodziców, żeby się mieli na baczności, bo w przeciwnym razie dzieci sprawią, że zrobicie lub

powiecie coś, czego później będziecie żałować.

Kiedy tylko mam okazję, zachęcam rodziców, żeby w kwestii wychowywania mówili

jednym głosem. W Liście do Filipian (2, 2) święty Paweł zachęca chrześcijan, żeby działali

mając „te same dążenia, tę samą miłość i wspólnego ducha". Gdy rodzice nie zgadzają się ze

sobą, powinni to «załatwić» za zamkniętymi drzwiami. Przedyskutujcie sprawę, a kiedy

wyjdziecie i będziecie rozmawiać z dziećmi oraz podejmować decyzje mające wpływ na ich

życie, niech widzą, że się ze sobą zgadzacie.

Rodzina mieszka razem, ale każdy jej członek uczy się indywidualnie. Każde twoje

dziecko postrzega świat z jedynej w swoim rodzaju perspektywy. Pierworodne widzi rzeczy

inaczej niż dziecko urodzone jako ostatnie. To, które przyszło na świat między nimi, ma

jeszcze inny, sobie tylko właściwy sposób postrzegania rzeczywistości. Bez względu na to, na

którym szczeblu drabiny urodzeń stoją, możecie mieć pewność, że wasze dzieci będą

testować, próbować i wykorzystywać wszelkie dostępne im środki, żeby zyskać możliwie

największe wpływy. Są czujne i ani na chwilę nie spuszczają was z oczu. Co widzą w

waszym domu? Właśnie tego się nauczą.

background image

Zastanów

się:

• W jaki sposób dzieci w

twojej rodzinie powielają charakterystyczne cechy jedynaków lub

pierwszych, środkowych i ostatnich pod względem urodzenia dzieci? Które najbardziej
przypomina ciebie?

W jaką próbę sił próbowały wciągnąć cię twoje dzieci?

Jeśli dzieci przyjrzałyby się twojemu życiu w dniu wczorajszym, czego by się nauczyły?

Wypróbuj:

Rozmawiaj z dziećmi szczerze o swych błędach i zmartwieniach. Zrób postanowienie,

żeby powiedzieć dziecku o tym, co cię smuci.

Spróbuj przewidzieć następne władcze zachowanie się twego dziecka. Bądź

przygotowany na to, że podejmie ono kolejną próbę sił. Zapisz swoją reakcje.

Zastanów się, czy faworyzujesz któreś z dzieci. Czy kolejność przyjścia na świat twoich

dzieci ma wpływ na traktowanie ich przez ciebie? Czy to sprawiedliwe? Jeżeli coś nie gra,

zaplanuj dokładnie, jak to zmienić.

Opowiedz coś dzieciom. Może to być wymyślona przez ciebie historyjka albo prawdziwa

historia z twego dzieciństwa. Możesz zawrzeć w tym opowiadaniu jakąś myśl

przewodnią, jak na przykład: mówienie prawdy, przyjaźń, dzielenie się, kradzież,

nieposłuszeństwo. To świetny sposób na przemycenie «reklamy» właściwego

postępowania.

Rozdział 4
Dlaczego system nagród i kar nie zdaje egzaminu?

Większość z nas, wychowanych w domach tradycyjnych, doświadczyła najczęściej
sto

sowanej metody kontrolowania dziecięcego zachowania, to jest metody nagradzania i

karania. Oba te środki są wykorzystywane w kontaktach z ludźmi w każdym wieku i w każdej

pozycji społecznej. Nagroda od dawna jest zachętą, by zmusić innych do zachowywania się

tak, jak my tego chcemy. Jeśli nie jesteśmy w stanie zjednać ich sobie przez nagradzanie, to

uciekamy się do karania.

Dlaczego

taki system się wie sprawdza?

Niektóre teorie wychowania głoszą, że jeśli nagradzamy dobre zachowanie, a karzemy złe, to
dzie

ci bardzo szybko pojmują różnicę i stają się aniołkami. Wielu rodziców trzyma się

kurczowo tego rozróżnienia, lecz w praktyce obserwuję sporo przykładów na to, że ten

system po prostu nie działa. Kary i nagrody mogły przynosić efekty dawniej, ale nie potrzeba

specjalnej wiedzy psychologicznej, żeby dostrzec, iż w nowym tysiącleciu ta teoria raczej się
nie sprawdza.

Istnieje ku temu kilka powodów. Chyba najważniejszym z nich jest silnie

wyeksponowana demokratyzacja życia społecznego. Gdy tylko u dzieci rozwinie się zdolność

rozumienia, zaczynają uważać, że są równe wszystkim — także rodzicom. Od przedszkola

przez szkołę średnią i uczelnię wyższą dzieci uczy się, że stworzono je równymi i że mają

prawo głośno wyrażać swoje opinie. Doszły nawet do wniosku, że mogą «domagać się

swoich praw». Były przypadki rozpraw sądowych, w których dzieci z różnych powodów

oskarżały własnych rodziców. A nawet wygrywały!

Istnieje oczywiście dobra strona takiej demokratyzacji. Bóg stworzył nas wszystkich jako

jednostki. Z pewnością każdego kocha jednakowo, bez względu na jego wiek. Każdy z nas

został przez Stwórcę obdarzony pewnymi niezbywalnymi prawami.

background image

Ale gdy dzieci zaczynają wierzyć, że mają tyle samo władzy, co dorośli, i że nie muszą

podporządkowywać się ich autorytetowi, zaczynają się poważne kłopoty. W wielu szkołach

nauczyciele rozpaczają z powodu problemów z dyscypliną. A skąd biorą się problemy z

dyscypliną? Z domu, w którym mama i tata poddali się i pozwolili małemu Festusowi rządzić.

Aby system nagród i kar był skuteczny, osoby nagradzane i karane muszą go akceptować.

Rodzice i nauczyciele stale używają tego systemu i nadal będą go używać, ale problem polega

na tym, że dzieci nie akceptują go bez zastrzeżeń. Mogą mu się podporządkować, lecz tak

naprawdę nie pomaga im to w rozwoju i w dorastaniu.

Jeśli system nagród i kar przestał być skutecznym narzędziem dyscypliny, to co powinno

zająć jego miejsce? Sądzę, że odpowiedź znajduje się w Liście do Efezjan, w którym jest

mowa o „karności (dyscyplinie opartej na miłości)" (6, 4).

Święty Paweł przestrzegał rodziców przed wychowywaniem dzieci w sposób, który

wywołuje niechęć i złość (do czego prowadzi system nagród i kar). Rodzice powinni zwrócić

uwagę raczej na metody inne niż stosowanie nagród i kar, czyli na zachętę i dyscyplinę

praktyczną.

Zachęta zamiast nagrody

Między zachętą a nagrodą istnieje subtelna, lecz istotna różnica. Jest pewne, że nagradzanie

sprawdza się w przypadku małych dzieci. Powiedz przeciętnemu trzylatkowi, że dostanie

lizaka, jeżeli zrobi, o co prosisz, a posłucha cię! Powiedz swojemu dwunastoletniemu

dziecku, że dostanie pięć dolarów, jeżeli zrobi porządek w ogrodzie, a istnieje szansa, że to

zrobi. Ale wcześniej czy później każdy rodzic zada sobie pytanie: „Czy chcę, żeby moje

dzieci robiły wszystko w zamian za nagrody?". Oto dlaczego moje dwunastoletnie dziecko

powinno na przykład zrobić porządek w ogródku:

1.

Jest członkiem rodziny.

2.

Ogródek trzeba posprzątać.

3.

Chcę, żeby było zaangażowane w sprawy rodziny i że by czuło się

współodpowiedzialne za jej funkcjonowanie.

Jasne jest, że zapłacenie pięciu dolarów za uporządkowanie ogrodu jest zupełnie inną

formą motywacji niż trzy wymienione wyżej. W końcu jest to dom nie tylko mamy i taty, ale

całej rodziny. Wszyscy domownicy w nim mieszkają. Jeżeli chodzi o różnego rodzaju prace

domowe, to może lepiej motywować dzieci do ich wykonania używając zachęt innych niż

finansowe. Jeśli używacie systemu nagród jako głównego sposobu motywowania dzieci, to

istnieje niebezpieczeństwo, że wychowacie «poszukiwaczy marchewek», czyli osoby, które

ilekroć zrobią coś dobrego, właściwego lub godnego zauważenia, będą oczekiwać marchewki
(nagrody).

Aby zilustrować, jak to działa, przejdźmy do przykładu dwunastoletniego Justina i

pięciodolarowej «marchewki». Otóż Justin znakomicie wywiązuje się z podjętego zadania i

otrzymuje pięć dolarów. Mama jest zadowolona, bo ogród jest uporządkowany, a Justin — bo

ma o pięć dolarów więcej. Koniec problemu, nieprawdaż? Otóż nie! Jakieś siedem dni później

Justin znowu posprzątał w ogrodzie i mówi:
-

Mamo, a moje pięć dolarów?

Mama patrzy nieco zaskoczona i mówi:
-

Justin, nie bardzo wiem, o czym mówisz. O co ci chodzi, kochanie?

-

No jak to, mamo, tydzień temu dałaś mi pięć dolarów za posprzątanie ogrodu, a teraz

znowu go posprzątałem. I chciałbym dostać pięć dolarów, które mi się należą.

Może mieliście do czynienia z podobną sytuacją u siebie w domu. Sprawa jest raczej

oczywista. Jeżeli zaczniemy płacić dzieciom za obowiązki, które powinny wykonywać po

background image

prostu dlatego, że są częścią rodziny, to wkrótce okaże się, że to do niczego nie prowadzi. Nie

przeczę, że czasem jest zasadne, aby dzieci otrzymały zapłatę za wykonanie jakiegoś

specjalnego zadania. Jednak w pracy obserwuję, że powszechnym zjawiskiem jest to, że

rodzice płacą dzieciom za wykonywanie wszystkich czynności związanych z utrzymaniem

domu. Jeśli wpadłeś w taką pułapkę, to najwyższy czas, by z niej wyjść i porozmawiać o

wprowadzeniu zasad, które na pierwszym planie stawiają samodyscyplinę, pokorę i pełnienie
dobrych uczynków bez oczekiwan

ia na uznanie wyrażone w zapłacie gotówką.

Zachęta eksponuje działanie

Nagroda i zachęta to dwa odrębne, choć bliskie sobie, pojęcia. Różnica między nimi istnieje

przede wszystkim w podejściu rodziców do ich dzieci i w przyjętych w rodzinie
podstawowych

zasadach postępowania. Wróćmy jeszcze do Justina i ogrodu. Jak wobec

dwunastolatka, który zrobił porządek w ogrodzie, zachowałaby się mama w domu, gdzie

większy nacisk kładzie się na zachętę niż na nagrodę? Przede wszystkim nie machałaby

marchewką. Po prostu poprosiłaby go o zrobienie porządku, ponieważ trzeba go było zrobić.

Przypuśćmy, że Justin zrobił go, i to starannie. Co by zrobiła i powiedziała mama?

Sądzę, że reakcja osoby propagującej zachętę wyglądałaby mniej więcej tak: „Justin,

dobra robota. Założę się, że jesteś z siebie dumny. Musiałeś włożyć w to sporo pracy! Ogród

wygląda naprawdę świetnie. Doceniam twoją pracę. Dziękuję, kochanie".

Jeszcze raz przyjrzyjmy się tym słowom. Zwróćmy uwagę, że nacisk położono na pracę, a

nie na Justina. Mama nie

mówi: „Jesteś grzecznym chłopcem, bo tak ładnie posprzątałeś".

Dobrze jest unikać utożsamiania bycia grzecznym lub dobrym z jakością pracy wykonanej

przez dziecko. Przypuśćmy, że Justin wykonał pracę po łebkach (jest to całkiem możliwe w
przypadku dwunasto

latka). Jeśli wykonałby pracę źle, to nie znaczy, że on stałby się zły.

Mama musiałaby uznać, że ogród jest nie do przyjęcia. Musiałaby spróbować zachęcić

Justina, aby bardziej się postarał.

W naszym przykładzie Justin spisał się jednak dobrze i mama może mu to powiedzieć.

Ale nie wiąże jego wartości jako człowieka z tym, co zrobił. Dziękuje mu, docenia jego pracę

i dodaje, że ogród wygląda znakomicie. W ten sposób zachęca Justina do dobrego
wykonywania innych prac po prostu dla satysfakcji, a nie dla pieni

ędzy lub dla jakiejś

etykietki, która mówi, że jest dobry lub wartościowy.

Próbuję tutaj dotrzeć do tego, że musimy zrobić wszystko, co tylko jest w naszej mocy,

żeby zachęcić nasze dzieci do rzetelnego wykonywania wszelkich prac i musimy pomóc im
dostrzec

, że są kochane nie tylko wtedy, kiedy wykonują polecenia. To, czy kochamy nasze

dziecko i czy je akceptujemy, nie może być uwarunkowane jego postępowaniem. Dyscyplina

praktyczna zawsze szuka miłości bezwarunkowej. Najwyższym wzorem jest dla nas sam Bóg,
k

tóry kocha nas bezwarunkowo, miłością bezwzględną. Zawsze możemy do Niego przyjść,

nawet wtedy, kiedy coś zawaliliśmy. Może bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, że możemy

do Niego przyjść zwłaszcza wtedy, kiedy coś zawaliliśmy.

W domu, w którym stosuje si

ę zachętę i kocha się bezwarunkowo, dziecko styka się ze

słowami i czynami, które niosą komunikat: „Kocham cię — bez względu na wszystko! Nie

zawsze mi się podoba to, co mówisz albo robisz, ale moja miłość do ciebie nigdy się nie

skończy". Takie podejście różni się zupełnie od: „Kocham cię, jeżeli..." albo „Kocham cię,
kiedy..." —

innymi słowy: mama będzie kochać Justina, jeżeli posprząta ładnie ogród; mama

będzie kochać Justina, kiedy posprząta ładnie ogród.

Jak stwierdza Josh McDowell w swojej świetnej książce Girers, Takers and Other Kinds

of Lovers, kochanie dzieci „jeżeli i kiedy coś zrobią" nie jest właściwym sposobem kochania.

McDowell zaznacza, że jedynym prawdziwym sposobem kochania jest po prostu kochanie.

Bez żadnych «jeżeli», «kiedy» czy «ale». Po prostu w każdy możliwy sposób dajesz dziecku

background image

do zrozumienia, że je kochasz. Dzieci muszą wiedzieć, że są kochane bez względu na to, jak

sobie radzą w różnych sferach życia.

Pamiętaj, że podstawową różnicą między nagrodą a zachętą jest to, że nagroda skupia się

na dziecku:

„O, jesteś naprawdę grzecznym chłopcem, że pozmywałeś. Masz tu pieniążka".

„O, jesteś naprawdę grzecznym chłopcem, że posprzątałeś u siebie. Możesz posiedzieć do

dziesiątej".

Podobne stwierdzenia jedynie utwierdzają dziecko w przekonaniu, że jest kochane,

ponieważ robi pewne rzeczy. Za wszelką cenę unikajcie podobnych nonsensów. W zamian za

to używajcie zachęty, która skupia się na zachowaniu dziecka. Reagując pozytywnie na

zachowanie dziecka dajemy mu odczuć, że jest kochane bezwarunkowo.

Dyscyplina praktyczna wie jest kara.

Trudno nam odróżnić nagrodę od zachęty, lecz jeszcze trudniej jest oddzielić dyscyplinę od

kary. Podobnie jak nagroda, kara skupia się na dziecku. I podobnie jak zachęta, dyscyplina

skupia się na zachowaniu dziecka.

List do Efezjan uczy nas, abyśmy wychowywali dzieci „w karności, napominając jak

[chce] Pan". Ale co oznacza ta «karność (dyscyplina oparta na miłości)»? Słowa te zdają się

sobie przeczyć. Chcemy okazywać dziecku naszą miłość, ale są okoliczności, kiedy musimy

je zdyscyplinować. Moim zdaniem te dwa słowa idą w parze i mają sens, jeżeli rozumiemy,

czym jest dyscyplina praktyczna. Odkryłem, że jest wiele sposobów na zdyscyplinowanie

dziecka. Metody te mają sens, są bezpośrednie i szybkie i są ukierunkowane na działanie. Co

ważniejsze, przynoszą o wiele lepsze rezultaty niż tradycyjne karanie.

Na przykład, mama rozmawia przez telefon, a sześciolatek zaczyna dokazywać. Jest

głośny, kapryśny i wychodzi z siebie, żeby rozmowę mamy uprzykrzyć lub nawet

uniemożliwić. Mama przez parę minut nie zwraca na niego uwagi, aż w końcu wybucha.

„Przepraszam na moment, Marge, mam mały problem" — mówi. Łapie sześciolatka za szyje,

wlepia mu kilka klapsów, tarmosi go i wtrąca do pokoju, krzycząc: „Siedź tu, dopóki się nie
naucz

ysz, jak trzeba się zachowywać!".

Co tak naprawdę zaszło podczas tej znajomo wyglądającej scenki? Mama starała się być

cierpliwa, ale straciła panowanie nad sobą. W końcu sprawiła dziecku lanie, żeby je ukarać, i

teraz siedzi ono w pokoju rozgoryczone, złe i zniechęcone. W jaki sposób moglibyśmy

osiągnąć pożądany skutek stosując dyscyplinę praktyczną?

Powróćmy do pierwszej chwili, gdy maluch zaczął przeszkadzać mamie w rozmowie. To

wtedy powinna była zareagować — szybko i zdecydowanie. Powinna była powiedzieć:

„Marge, przepraszam na chwilę, muszę pomówić z Tylerem".

Potem mama mogła była wziąć Tylera stanowczo, ale bez szarpania, i wyprowadzić do

drugiego pokoju lub do ogrodu. Tak postępując zademonstrowałaby, że Tyler może dalej

zachowywać się tak, jak się zachowywał, ale nie tam, gdzie mama rozmawia przez telefon.

Mama mogła dać mu to do zrozumienia mówiąc po prostu: „Rozmawiam przez telefon i nie

chcę, żebyś mi przeszkadzał. Pobaw się teraz sam; powiem ci, kiedy skończę, a jeśli będziesz

czegoś potrzebował, to spróbuję ci pomóc".

Zauważcie jednak, że nie ma tu mowy o biciu, a mama panuje nad swoimi emocjami. I

przez cały czas Tyler byłby dyscyplinowany, a nie karany. I byłby to właściwy rodzaj

dyscypliny. Jedno wiem, jeśli chodzi o sześciolatki: nie lubią być izolowane. Chcą słyszeć

wszystko, co się dzieje. Ale dla dziecka absorbującego, które po prostu musi zadręczać mamę

lub tatę, kiedy ci rozmawiają przez telefon, izolacja jest doskonałym środkiem

dyscyplinującym.

background image

Dlaczego karanie jest nieskuteczne?
Wyc

howując własne dzieci i doradzając innym rodzicom w kwestii wychowywania ich

potomstwa przekonałem się, że dyscyplina zawsze ma przewagę nad karą. Gdyby kara miała

poskutkować, nie trzeba byłoby karać dziecka więcej niż jeden raz za jedno przewinienie.
Gdy

by kara naprawdę skutkowała, dziecko wiedziałoby, jak ma postępować, już po

pierwszym razie. Ale kara nie skutkuje. Nam się tylko wydaje, że skutkuje; jej efekty są

doraźne, gdyż w głowie dziecka zbierają się myśli, takie jak: „Dobra, mamo, tym razem
wygra

łaś, ale ja ci jeszcze pokażę!".

Karanie uczy dzieci, że my — ich rodzice—jako więksi i silniejsi, możemy ich

przestawiać z kąta w kąt; że możemy wymusić na nich wykonanie naszej woli. A skoro nam

to wychodzi, umacniamy się w przekonaniu, że wymuszanie naszej woli na dzieciach jest

najzupełniej w porządku. W przypadku niektórych rodziców problem jest jeszcze

poważniejszy. Żeby się usprawiedliwić, że mamy zbyt ciężką rękę, zawsze wracamy do

naszego ulubionego hasła: „Dzieci, macie słuchać rodziców". Ale wymuszanie własnej woli

na dziecku nie jest zgodne z Pismem Świętym. Mówiliśmy już o znaczeniu słowa «rózga» w

Piśmie Świętym i o tym, że ludzie nie tylko błędnie cytują Pismo („oszczędzaj rózgi, a

zepsujesz dziecko"), ale i błędnie stosują to, co autorzy biblijni mieli na myśli, pisząc o

rózdze (p. wyżej, rozdział drugi).

Nie znajdziemy lepszego przykładu stosowania dyscypliny niż postępowanie Jezusa w

czasie Jego ziemskiego nauczania. Nigdy nie bił On swoich uczniów po głowie. Zawsze

zwracał się do nich w sposób bezpośredni, był sprawiedliwy i stanowczy. Nigdy nie podnosił

głosu ani nie wywoływał awantur, nigdy nie udzielał wymijających odpowiedzi. Ale zawsze

dawał uczniom wybór. Pozwalał im, by sami uczyli się odpowiedzialności. Jezus był
wzorcowym nauczycielem dyscypliny praktycznej.

Co prawda miał do czynienia z dorosłymi, a nam chodzi o dyscyplinowanie dzieci,

niemniej jednak założenia są takie same. Dyscyplinowanie dzieci jest trudne i wymaga

pewnych umiejętności. Jest to jeden z podstawowych powodów, dla których napisałem tę

książkę. Chcę pomóc rodzicom przyswoić sobie umiejętność dyscyplinowania dzieci w

każdej sytuacji. Chcę pomóc rodzicom okazywać dzieciom szacunek przy jednoczesnym

wpajaniu im szacunku dla rodziców. Rodzice zawsze powinni starać się postępować tak, aby

umacniać w dziecku gotowość do okazywania im szacunku. Dlaczego? Ponieważ nie tylko

sprzyja to budowaniu rodziny, lecz także wzmacnia strukturę społeczeństwa.

Nie napotkałem w Piśmie Świętym zasady, która nie przyczyniałaby się do rozwoju ludzi

i ich społeczności, jeśli chcą oni żyć w oparciu o te ogólnie przyjęte normy postępowania.

Przykazanie wyraźnie mówi: „Czcij ojca swego i matkę swoją, a będziesz długo żył i będzie

ci się dobrze powodziło na ziemi" (Wj 20, 12). A święty Paweł powtórzył naukę płynącą z

tego przykazania: „Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest

sprawiedliwe. Czcij ojca twego i matkę — jest to pierwsze przykazanie z obietnicą — aby ci

było dobrze i abyś długo żył na ziemi" (Ef 6, 1-3).

Jest jasne, że Słowo Boże podpowiada rodzicom, jak postępować mądrze. Jeżeli stosują

się do tych wskazówek, to wszyscy żyją dłużej i są szczęśliwsi. Jeśli jednak nie bierzemy tych

wskazówek pod uwagę lub uciekamy się do takich krańcowych zachowań, jak despotyzm czy
pob

łażliwość, to nie dzieje się najlepiej.

Jednym z podstawowych powodów, dla których karanie na dłuższą metę nie przynosi

efektów, jest to, że Bóg nie przewidział karania w rodzinie. Kiedy Bóg zwraca się do swoich

dzieci (wierzących), kładzie nacisk na karcenie, upominanie i dyscyplinę (zob. np. Hbr 12,5-

11). Skoro Pan Bóg nas stworzył, to wie, jak z nami postępować. Wskazał na dyscyplinę,

dzięki której uczymy się zachowywać i żyć w taki sposób, jaki Bóg mógłby zaaprobować.

background image

Nauczenie dziecka wymaga czasu
Ks

ięga Przysłów przypomina nam: „Ćwicz młodego według potrzeby drogi jego; bo gdy się

zestarzeje, nie odstąpi od niej" (22, 6). «Wyćwiczenie» dziecka oznacza poświęcenie czasu i

energii na nauczenie go właściwego zachowania się w każdej sytuacji. Ale najważniejsze jest

to, jak dziecko zachowuje się, gdy rodziców nie ma w pobliżu. Co powoduje, że dziecko

zachowuje się właściwie, gdy nie ma przy nim mamy ani taty? Czy jest to lęk przed karą czy
sumienie dziecka?

Jestem zdania, że jeśli w stosunku do dziecka kierujesz się zasadami dyscypliny opartej na

miłości, to jego sumienie będzie kształtowane w taki sposób, że coraz większe będzie

prawdopodobieństwo, iż zachowa się ono poprawnie również wtedy, gdy cię przy nim nie

będzie. Ale żeby wychować je we właściwy sposób, musisz stosować zachętę i dyscyplinę, a

nie nagrodę i karę. Rodzice, którzy uciekają się do nagrody i kary jako dwóch czynników

motywujących zachowanie dziecka, tak naprawdę nie pomagają mu w kształtowaniu dobrego

sumienia. W zamian za to dzieci uczą się: „Będę grzeczny, jak mama i tata są w pobliżu, ale

jak sobie pójdą, to będę robił, co mi się podoba".

Stosowanie dyscypliny praktycznej nie gwarantuje nam, że dziecko zawsze będzie małym

aniołkiem, ale mogę zagwarantować, że zaowocuje większą szczerością i lepszym

porozumieniem między wami.

Najlepszym sposobem na właściwe ukształtowanie sumienia dziecka jest nauczenie go

odpowiedzialności. Odpowiedzialności uczymy poprzez dawanie wskazówek lub —jeśli
wolimy — poprzez wprowadzanie zasad. Wskazówki wyznac

zają pewną granicę i ważne jest,

żeby dziecko rozumiało, gdzie ona przebiega i dlaczego została wyznaczona. Do nas,

rodziców, należy spokojne dyscyplinowanie dzieci, z gotowością na przedyskutowanie z nimi
przyczyn i skutków danej sytuacji.

Kolejnym ważnym etapem w procesie kształtowania sumienia dziecka jest wyjaśnienie

mu pojęcia «przebaczenie». Musimy nauczyć dzieci przebaczać i dać im szansę na wyrażenie

skruchy z powodu naruszenia zasad obowiązujących w rodzinie. Sami również musimy umieć

wyrażać skruchę. Jedynym sposobem nauczenia dziecka mówić «przepraszam» jest używanie

tego słowa przez nas samych. Dzieci zawsze uczą się przez naśladowanie przykładu

rodziców. Uwierzcie mi, prawdę mówi stare porzekadło: „Dzieci zwracają o wiele większą

uwagę na nasze czyny niż na nasze słowa".

Księga Przysłów zawiera jeszcze jedną prawdę o uczeniu dzieci. Dosłowny przekład z

hebrajskiego brzmi: „Ćwicz młodego według potrzeby drogi jego" (22, 6). Nie oznacza to, że

masz pozwolić dziecku, żeby zawsze stawiało na swoim i robiło, co chce (pobłażliwość).

Wspomniany fragment mówi, że każde dziecko jest inne. W rozdziale trzecim zwróciliśmy

uwagę na fakt, że każde dziecko postrzega świat z własnej perspektywy. Ma określony

temperament, określoną osobowość, reaguje na otaczający je świat i na różne wydarzenia w

określony sposób.

Gdy mówimy o dyscyplinowaniu dzieci, musimy pamiętać, że każde stworzenie Boże

zostało stworzone jako jedyne w swoim rodzaju. Każdy z nas jest inny. Nie jestem tak

naiwny, żeby przypuszczać, że wszystkie metody dyscyplinowania będą tak samo skuteczne

wobec każdego dziecka.

Niektóre dzieci mają silniejszą wolę i są bardziej aktywne, więc w danej sytuacji będą

potrzebować innego środka dyscyplinującego niż dziecko, które jest mniej aktywne. Ucząc
dziecko w

sposób dla niego właściwy okazujemy mu, że jesteśmy świadomi jego

odmienności i że każda sytuacja musi być rozpatrywana zgodnie z jego potrzebami i

temperamentem. Dyscyplina praktyczna jest metodą dającą swobodę potrzebną do
wychowywania dziecka w sposób d

la niego najkorzystniejszy. Każde dziecko jest wyjątkowe.

Oprzyj się pokusie porównywania swojej córki lub swojego syna z innymi dziećmi.

background image

Od kieszonkowego do odpowiedzialności

Do nauczenia dziecka odpowiedzialności potrzeba nie tylko czasu, lecz także strategii. Jedną

z najlepszych znanych mi strategii jest wykorzystanie kieszonkowego jako środka

pomagającego w kształtowaniu u dzieci odpowiedzialności. Kieszonkowe to oczywiście stary
wynalazek. Ale to, w jaki sposób kieszonkowe bywa wykorzystane i w jaki sposób jest

dawane, może mieć ogromny wpływ na zachowanie się dzieci. Proponuję rodzinom, które

przychodzą do mnie na konsultacje, żeby każde dziecko w rodzinie otrzymywało inną kwotę

(chyba że macie bliźnięta). Wiek jest równie dobrym jak inne kryterium zróżnicowania

wysokości kieszonkowego i logiczne jest, że im starsze jest dziecko, tym wyższe powinno

być jego kieszonkowe.

Proponuję także, by kieszonkowe postrzegać jako część rodzinnego budżetu. Każde

dziecko powinno mieć kieszonkowe, tak jak mama i tata mają pieniądze na cotygodniowy

lunch. Kieszonkowe jest praktycznym i skutecznym sposobem na to, by nauczyć dziecko, jak

sobie radzić z pieniędzmi, umacniając w nim poczucie własnej wartości. Bez względu na to,

czy mamy sześć, czy sześćdziesiąt lat — kiedy słyszymy w kieszeni brzęk mówiący „Hej,

mam własne pieniążki" — rośniemy we własnych oczach.

Kolejną oczywistą zasadą jest wypłacanie kieszonkowego co tydzień lub co miesiąc tego

samego dnia. Powinno to być coś, czego dzieci mogą się regularnie spodziewać.

Obserwuję jednak, że rodzice często nie rozumieją jednej rzeczy, mianowicie tego, że

każde dziecko powinno móc wydać te pieniądze na to, na co chce. Dawanie dziecku

kieszonkowego i mówienie mu, jak ma je wydać, to powrót do despotyzmu, o którym była
mowa

w poprzednich rozdziałach. Despota podejmuje za dziecko wszystkie decyzje, łącznie z

tymi, na co ma wydać — bądź co bądź własne — pieniądze. Wtedy dziecko nie ma okazji

nauczyć się, jak posługiwać się pieniędzmi ani jak być odpowiedzialnym. Żeby nauczyć je

odpowiedzialności, musisz stworzyć środowisko, w którym będzie ono czuło, że może

bezpiecznie testować, odkrywać i uczyć się. Przyswojenie sobie niektórych zasad

postępowania będzie trudne, a kieszonkowe to dobre narzędzie do rozpoczęcia tej nauki.

Za każdym razem, kiedy mówię o kieszonkowym, mówię też o odpowiedzialności.

Ponieważ dziecko jest odpowiedzialnym członkiem wspólnoty domowej, powinno

otrzymywać kieszonkowe. I ponieważ jest odpowiedzialnym członkiem rodziny, powinno

mieć pewne obowiązki i zadania. Możecie określić te zadania siedząc przy rodzinnym stole

lub podczas innej specjalnej okazji. Rodzice muszą jednak uważać, żeby kieszonkowe nie

stało się odpowiednikiem zapłaty za wykonanie zadania. Dziecko zaś powinno zrozumieć, że

ma pewne obowiązki. Powinno wiedzieć, że otrzymuje kieszonkowe tylko dlatego, że jest

członkiem rodziny. Niemniej jednak kieszonkowe nie jest całkowicie bezwarunkowe. Jako

odpowiedzialny członek rodziny, każde dziecko ma swoje zadania, polegające na tym, by

pomagać rodzinie sprawnie funkcjonować.

Z jednej strony uważam, że dzieci powinny mieć swobodę wydawania kieszonkowego jak

chcą, jednak z drugiej strony kieszonkowe powinno być wykorzystane jako okazja do

nauczenia ich oszczędzania i zarządzania. W naszym domu dajemy dzieciom możliwość

zaoszczędzenia pewnej kwoty. Jeżeli dziecko chce odłożyć pewną sumę w banku,

powiększam tę kwotę o drugie tyle. Wpoiliśmy również dzieciom to, jak ważne jest

oddawanie Bogu części swoich pieniędzy. Próbujemy unaocznić dzieciom, że najlepiej by

było, gdyby część swojego kieszonkowego oddawały Bogu, część oszczędzały, a resztę

wydawały wedle własnego upodobania.

W jaki więc sposób kieszonkowe staje się narzędziem uczącym odpowiedzialności? To

bardzo proste. Wyobraźmy sobie, że dziecko dostaje kieszonkowe w wysokości dolara i za

całą kwotę kupuje słodycze. Załóżmy jeszcze, że kupuje te słodycze towarzysząc mamie w

zakupach w supermarkecie. Pamiętajcie o zasadzie: część Panu Bogu, część do banku, a

reszta na własne przyjemności. Będzie to wymagało od was prawdziwej dyscypliny, żeby

background image

pozwolić dziecku kupić cukierki za siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt centów i je zjeść. Nie

sugeruję, abyście pozwalali na to tydzień w tydzień, ponieważ w grę wchodzi tu coś więcej

niż wydanie kieszonkowego — zdrowie i odżywianie. Sądzę jednak, że warto byłoby

pozwolić dziecku przepuścić kieszonkowe w ten sposób przynajmniej przez kilka tygodni.

Dzięki własnemu doświadczeniu nauczy się ono, że nie ma sensu być rozrzutnym i

pierwszego dnia wydawać na cukierki pieniędzy przeznaczonych na cały tydzień. W ciągu

tygodnia na pewno przyjdzie dziecku ochota na coś innego niż słodycze, ale nie będzie miało

na to pieniędzy; i tutaj właśnie rodzice mają wspaniałą okazję do wykorzystania sytuacji jako

nauczyciela i środka-dyscyplinującego.

Oto kilka dni później jesteście w innym sklepie i dziecko pyta:
-

Mamo, mogę kupić te gumę do żucia bez cukru?

Patrzysz dziecku prosto w oczy i mówisz:
-

Oczywiście, Brian. Masz przecież kieszonkowe.

Ale Brian patrzy z zakłopotaniem i mówi:
- Ale ma

mo, całe kieszonkowe wydałem w poniedziałek.

-

No cóż, kochanie — odpowiadasz. — Odłóż gumę i wrócimy po nią w sobotę. Kupisz

ją sobie, jak dostaniesz następne kieszonkowe.

Powyższy przykład moim zdaniem pokazuje, jak można wykorzystać kieszonkowe jako

str

ategiczne narzędzie do nauczenia dziecka odpowiedzialności. Kieszonkowe jest

doskonałym sposobem nauczenia dziecka podejmowania mądrych decyzji na co dzień. Po

kilku złych doświadczeniach większość dzieci uczy się, że nie należy wydawać rozrzutnie od
razu

całej sumy. Niektóre zaczynają nawet odkładać trochę na przysłowiową czarną godzinę.

Jak sprawić, żeby zadania były wypełniane

Nie lekceważ związku, jaki istnieje między kieszonkowym a przypisanymi dziecku zadaniami

lub obowiązkami. Każde dziecko powinno od najwcześniejszych chwil mieć określone

obowiązki domowe. Nawet trzylatek może pomóc w nakrywaniu do stołu. Oczywiście stół

będzie wyglądał tak, jakby nakrywał go trzylatek, ale ważne jest, żeby dać dziecku możliwość
wykonywania odpowiednich dla niego ob

owiązków.

Kiedy przydzielimy każdemu obowiązki, stajemy w obliczu problemu: Co się stanie,

jeżeli dziecko nie wywiąże się ze swoich obowiązków i nie wypełni swoich zadań? W
domach

tradycyjnych, gdzie królują kary i nagrody, mama zabiera się za dziecko. Wrzeszczy,

dopóki zadanie nie zostanie wykonane. Jeśli zaistnieje konieczność, ucieka się do silniejszych

środków: szlaban na przyjemności, brak kolacji, a nawet lanie. Ale w domu, w którym stosuje

się dyscyplinę praktyczną, na porządku dziennym są zachęta i dyscyplina. Jeżeli dziecko nie

wywiąże się ze swoich zadań w wyznaczonym czasie, mama i tata szybko i spokojnie

przystępują do rozwiązania sprawy. Jako przywódcy i szefowie w domu, muszą podjąć

decyzję, jak należy postąpić. Jedna możliwość, to znalezienie kogoś, kto wykona owo

zadanie. Na przykład, jeżeli mary Brian nie wyniesie śmieci, to może zrobić to jego siostra.

Czy jest to narzucanie siostrze zadania? Raczej nie. Siostrzyczka dostanie za swój trud część
kieszonkowego Briana!

Zwróćmy uwagę: W tym przypadku działa dyscyplina praktyczna. Brian traci część

kieszonkowego, ale nie odebraliście mu pieniędzy, żeby go «ukarać». Po prostu zwrócił on te

pieniądze do rodzinnego budżetu, żeby ktoś inny wypełnił jego obowiązek. Brian może

postrzegać to jako karę, więc musicie stanowczo i delikatnie wyjaśnić mu, że kara nie ma tu

miejsca. W budżecie domowym jest określona ilość pieniędzy i jeżeli istnieje konieczność

wynajęcia kogoś, Brian musi dołożyć część kieszonkowego, żeby zadanie zostało wykonane.

Jeżeli Brian jest spostrzegawczy, wkrótce nauczy się, że tracenie pieniędzy przez

zapominalstwo, niedbalstwo czy wojowniczość nie jest dobrym sposobem postępowania. Nie

koniec na tym; zobaczy również, jak jego pieniądze wędrują do brata lub siostry, a to

background image

naprawdę boli. Jest duża szansa, że Brian drastycznie zmieni swoje zachowanie i zacznie

wykonywać swoje zadania na czas.

Przerzucenie obowiązku na siostrę jest w tym przypadku doskonałym sposobem, żeby

rzeczywistość stała się nauczycielem. Czy nie na tym to wszystko polega? Jeżeli mama i tata

nie pójdą do pracy, to nie dostaną pieniędzy. To proste.

Jestem pewien, że polem do przećwiczenia zachowań, które mogą być przydatne w

dalszym życiu dziecka, powinien być dom. Musimy uczyć dzieci odpowiedzialności za swe
czyny. W z

byt wielu domach nie robi się tego. Mama i tata zawsze znajdą się pod ręką, żeby

przypomnieć, namówić, przekupić. Tak, być może polecenia zostają — w końcu —

wykonane, ale za jaką cenę? Częścią tej ceny jest to, że rodzice bez przerwy narzekają, przed
czym

jasno przestrzega List do Efezjan. Większym zagrożeniem jest to, że poprzez ciągłe

gderanie, namawianie i przekupywanie rodzice wpajają dzieciom, że kiedy rozpoczną one

dorosłe życie, też zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie je popychał, motywował i nagradzał za

ich zachowanie. A w życiu wcale tak nie jest. Możemy wyposażyć dzieci we wspaniałe,

przydatne w życiu narzędzie, ucząc je odpowiedzialności i obowiązkowości. Możemy — jak

mówi stare porzekadło — nauczyć je stać na własnych nogach.

Różnorodność i odpowiedzialność

Zanim zakończymy omawianie tematu obowiązków i odpowiedzialności, powinniśmy dobrze

przyjrzeć się kwestii zróżnicowania zadań. Złą stroną obowiązków jest to, że muszą być

wypełnione, a dobrą — że mogą się zmienić. Buford nie musi do końca życia wynosić śmieci.

Kiedy dorośnie, zadanie to może przejąć jego młodszy brat lub młodsza siostra.

Prawdę powiedziawszy, wielu rodziców zaskakuję proponując im, by starszym dzieciom

przydzielali mniej obowiązków. Moje rozumowanie jest następujące: Kiedy dziecko dorasta i

idzie do szkoły średniej, musi sprostać o wiele większym wyzwaniom, takim jak nauka i

zajęcia nadobowiązkowe. Sądzę, że prace domowe nastolatka powinno się ograniczyć,

przerzucając ich część na dzieci młodsze. W przypadku wielu znanych mi rodzin ma miejsce

coś odwrotnego. Starszym dzieciom narzuca się obowiązki i z roku na rok dowodzą one

swojej odpowiedzialności, podczas gdy ich młodsze rodzeństwo ma tych obowiązków mniej.

Jeśli macie dzieci w wieku od kilku do kilkunastu lat, to zastanówcie się nad tym przez

chwilę. Jakie obowiązki miał wasz szesnastoletni syn, kiedy miał dziesięć lat? Porównajcie je

z obecnymi obowiązkami waszej dziesięcioletniej córki. Zauważyłem, że w wielu rodzinach,

które do mnie przychodzą, jest tak, że kiedy dzisiejszy szesnastolatek był dziesięciolatkiem,

miał więcej obowiązków, niż ma jego dziesięcioletnia dziś siostra.

Rodzice powinni modyfikować obciążenia związane z pracami domowymi i powinni mieć

świadomość, że mają umożliwić młodszym dzieciom wniesienie własnego wkładu w życie

rodziny na równi z pozostałymi jej członkami.

Jak już powiedziałem, nastolatkowie powinni być—jeśli to możliwe — mniej obciążeni

zajęciami w domu, by mieć czas na naukę, dodatkowe zajęcia, sporty i wszystkie obowiązki

związane ze szkołą średnią. Nie twierdzę, że nastolatkowie powinni siedzieć i nic nie robić,

podczas gdy ich bracia i siostry wykonują wszystkie prace domowe. Poza tym zwolnienie

nastolatków z niektórych obowiązków może okazać się niemożliwe. Być może nie mają brata
ani siost

ry, którzy mogliby ich zastąpić, bądź istnieje jakiś inny powód. Jednakże rozsądną

regułą, do której zastosowania usilnie rodziców namawiam, jest podzielenie obowiązków

między rodzeństwem i jak największe odciążenie nastolatków, przy jednoczesnym wpajaniu

młodszym dzieciom obowiązkowości i odpowiedzialności.

Naturalnie jeśli nastolatek zostanie uwolniony od części swoich obowiązków i zadań,

musi on być odpowiedzialny za wykorzystanie swojego czasu. Marnowanie go, opuszczanie

się w nauce, lenistwo są nie do przyjęcia. Porozmawiaj z nastoletnim dzieckiem o jego

background image

obowiązkach. Wytłumacz mu, że chcesz zmniejszyć jego domowe obowiązki po to, żeby

mógł sprostać poważniejszym obowiązkom szkolnym.

Nigdy nie jest za późno, żeby wprowadzić zmiany
Pewnie zastanawiacie s

ię, dlaczego tak dużo czasu poświęcam na wyznaczanie zadań i

obowiązków. W wielu współczesnych domach, szczególnie na obszarach podmiejskich

Ameryki, przydzielanie dzieciom obowiązków jest czymś niemal zapomnianym. Wielu

dorosłych pamięta, jak dorastali w środowisku wiejskim, gdzie ich obowiązki były jasno

określone. Zadania, jakie im powierzano, miały znaczący wpływ na sytuację rodziny, a nawet

na jej budżet. Jednakże w obecnych czasach poszliśmy w innym kierunku: kształcenia i

łagodnego traktowania dzieci. Łatwiej jest wynająć ogrodnika, niż zagonić Jasona, żeby

wykosił trawnik. Z braku czasu, jak i z wygody nie stwarzamy dzieciom okazji, żeby

nauczyły się w domu obowiązkowości i odpowiedzialności poprzez wypełnianie pewnych

określonych codziennych lub cotygodniowych prac. Uważam, że ogromnym wyzwaniem dla

współczesnych rodziców jest sprawiedliwe rozłożenie obowiązków rodzinnych na wszystkich

członków rodziny. Obciążenia te mogą się od czasu do czasu zmieniać (na przykład, gdy

dzieci podrastają), ale każdy powinien być za coś odpowiedzialny.

Jeśli uważacie, że należycie do tej kategorii rodziców, którzy nie przyłożyli się do

stworzenia dzieciom okazji, aby nauczyły się odpowiedzialności poprzez wypełnianie

obowiązków w domu, to nigdy nie jest za późno, żeby to naprawić. Ale proponuję, abyście

zaczęli od drobnych zmian.

Siądźcie i przedyskutujcie to z dziećmi, pozwalając im wybrać zadania. Zróbcie listę

wszystkich prac, jakie są do wykonania. Spiszcie wszystko i przydzielcie poszczególne
zadania. Pozwólcie dzi

eciom wybrać zadania, ale jeśli się spierają i kłócą, będziecie musieli

przydzielić je według własnego uznania, koniecznie z uwagą: „Spróbujemy w ten sposób j

zobaczymy, jak to się sprawdzi". Przypominajcie dzieciom, że wyznaczone obowiązki nie są

karą dożywotnią i ich zakres może się zmieniać. Pamiętajcie, że chodzi wam o to, żeby

nauczyć dzieci obowiązkowości i odpowiedzialności.

W tym rozdziale wiele miejsca poświęciłem obowiązkowości i odpowiedzialności.

Przyglądaliśmy się różnicom między zachętą a nagrodą oraz między dyscypliną a karą. Może

powinniśmy baczniej przyglądnąć się temu, jak dyscyplina praktyczna działa wtedy, kiedy

dziecko nie słucha. Co się dzieje, jeżeli dzieci z nami nie współpracują? Mam ulubione

powiedzonko, które cytuję na wykładach i w czasie sesji terapeutycznych: „Czasami musisz

pociągnąć za dywan; niech się małe sępy powywracają".

Rodzice zazwyczaj uśmiechają się, kiedy wyobrażą sobie swoje «małe sępy»

powywracane. Oczywiście ostrzegam ich, że kiedy «ciągną za dywan», muszą to robić w

sposób, który dziecko czegoś nauczy, a nie zrani. W następnym rozdziale dokładnie

przyjrzymy się temu, jak należy «ciągnąć za dywan».

Zastanów się:

Czym dyscyplina praktyczna różni się od systemu nagród i kar?

W jaki sposób można zachęcić dziecko lub skorygować jego zachowanie, nie określając

go mianem «dobry» lub «zły»?
Dlaczego jest to istotne?


Wypróbuj:

Przećwicz słowa zachęty. Co powiesz zamiast «dobra dziewczynka» lub «dobry

chłopiec*? Przećwicz sformułowania, które zachęcają, w których nie ma przypinania
etykietek. „Dobra robota —

teraz już wiesz, o co chodzi".

background image

Podziel obowiązki. Jeśli dotąd tego nie zrobiłeś, podziel obowiązki rodzinne,

przydzielając dzieciom stosowne zadania. Porozmawiaj o odpowiednim kieszonkowym.


Rozdział 5

Pociągnij za dywan; niech się małe sępy powywracają

„Czyny przemawiają głośniej niż słowa".

To powiedzenie stało się frazesem, ale — jak wszystkie frazesy — bywa prawdziwe,

szczególnie w przypadku wychowywania dzieci. Nasze dzieci zwracają uwagę na to, co
robimy, ale ni

e zawsze zwracają uwagę na to, co mówimy. Dlatego powtarzam: „Czasami

musisz pociągnąć za dywan; niech się małe sępy powywracają".

Jeżeli jesteś matką, możesz wzdrygnąć się, kiedy twój dar od Boga nazywam «małym

sępem». I być może «pociąganie za dywan» bardziej przypomina karanie (i czyni

pobojowisko) niż dyscyplinowanie. Proszę o chwilę cierpliwości. Jestem z Tucson, a my w

Arizonie uważamy, że małe sępy są fajne — szczególnie te, które gnieżdżą się na huśtawce w

naszym ogrodzie. Co do tego, że «pociąganie za dywan» jest karaniem i czyni pobojowisko

nie zgodzę się. Jest ono kluczem do tego, żeby dyscyplina praktyczna zdała egzamin.

Pokażę wam dlaczego.

Kilka lat temu odbywałem sesje terapeutyczną z dziesięcioletnim Erykiem. Mieszkał on

na wsi i ogromnie l

ubił zwierzęta. Bez zgody rodziców kupił (za własne pieniądze) od kolegi

dwie małe świnki. Przyniósł świnki do domu i pokazał mamie, która oznajmiła mu, że musi

się ich pozbyć. Eryk wypróbował na rodzicach wszystkie sztuczki: już wydał pieniądze i nie

może ich odebrać, będzie się świnkami zajmował, wychowa je, sprzeda i nawet zarobi trochę

pieniędzy i tak dalej.

Ale mama Eryka po prostu nie chciała się zgodzić, żeby świnki zostały w domu. Eryk

uparcie obstawał przy tym, żeby pozwolono mu je zatrzymać. Kiedy cała sprawa z wolna

zmieniała się w świńską aferę, rodzice Eryka przyszli do mnie na konsultacje.

Moja propozycja była szybka i krótka: pozbyć się świnek. Ich reakcja wspaniale ilustruje

dylemat, w jakim stawiają się rodzice, którzy nie chcą «pociągnąć za dywan». Chcieli

wiedzieć, w jaki sposób mieli pozbyć się świnek, które należały do Eryka. I dokąd mieli je

zaprowadzić?

Sprowokowałem rodziców Eryka uwagą, że ich dziecko zachowało się

nieodpowiedzialnie przynosząc do domu dwa zwierzaki bez ich zgody. Przypomniałem im, że

jako jego rodzice, mają nad nim władzę. Jeśli dziecko przekracza granicę i swoimi czynami

mówi: „Nie macie nade mną władzy — zrobię, co mi się podoba", to rodzice muszą działać
szybko i zdecydowanie —

«pociągnąć za dywan».

Rodzice Eryka p

ojęli w czym rzecz i pozbyli się świnek. Nawiasem mówiąc, pozbyli się

ich w dość łatwy sposób, znajdując inną rodzinę, która chciała je zabrać — za darmo.

Oczywiście Eryk nie był zadowolony. Stracił pieniądze, jakie wydał na świnki. I być może to

była najlepsza nauczka w całym tym zajściu. Była to konsekwencja, na której poniesienie

rodzice musieli przystać.

Gdy Eryk wrócił do domu i odkrył, że świnek nie ma, był wściekły. Naprawdę szalał. Ale

(rodzice powiedzieli mi to później) to «pociągnięcie za dywan» rzeczywiście zwróciło uwagę

Eryka. Doprowadziło do pozytywnych zmian w jego zachowaniu.

Jestem pewien, że zdążyliście się domyślić, że incydent ze świnkami nie był jedynym

występkiem w życiu Eryka. Próbował on już wielokrotnie udowodnić, że «może postawić na

swoim». Rodzicom Eryka nie było jednak łatwo patrzeć, jak stracił on wszystkie pieniądze,

jakie zarobił pomagając w ciężkich pracach na sąsiedniej farmie. Niemniej jednak była to

doskonała lekcja, nawet jeśli nie przyszła łatwo. Rodzice okazali wielką cierpliwość, starając

background image

się przekonać syna, żeby pozbył się świnek. Istniało spore prawdopodobieństwo, że chłopak

będzie mógł oddać je na farmę, skąd pochodziły. Jego kolega mógł nawet zwrócić za nie

pieniądze. Ale Eryk tak się upierał, żeby postawić na swoim, że nawet nie próbował ich

oddać; i zapłacił za to.

Mimo że «wyciągnięcie dywanu» spod Eryka było rzeczą przykrą, to był to najlepszy

sposób, w jaki rodzice mogli zastosować dyscyplinę (i okazać mu miłość). W swojej pracy i

podczas prowadzonych w całym kraju wykładów miałem okazję przekonać się, że rodzicom

wmówiono wiele rzeczy. Słyszeli opinie psychologów, że psychika dziecka jest tak delikatna,

że nie wolno go w żaden sposób krzywdzić ani ranić. Zgadzam się z tekstem Listu do

Efezjan. Nie powinniśmy dzieci zniechęcać ani „pobudzać ich do gniewu" (Ef 6, 4). Ale

twierdzenie, że dzieci są za delikatne, by czerpać naukę z dyscypliny opartej na miłości, jest

niemądre.

Jak wspomniałem w rozdziale poprzednim, dzieci nieustannie sprawdzają swoich

rodziców. Nie te

stują nas z czystej złośliwości; tak naprawdę to chcą tylko wiedzieć, czy nam

na nich zależy. Jeśli jesteśmy stanowczy i dowodzimy, że zależy nam na nich, to może im się

to nie podobać, ale będą nas szanować i cenić. Powtórzę jeszcze raz: Stanowcze
dyscypl

inowanie to nie jest karanie. W tej konkretnej sytuacji z Brykiem i świnkami utrata

pieniędzy (nie mówiąc o stracie świnek) była doskonałą nauczką. Niestosowne —i

prawdopodobnie mało skuteczne — byłyby krzyki, wyzwiska lub bicie. I ten moment jest
równie d

obry jak każdy inny, żeby powiedzieć o najbardziej tradycyjnej formie «dyscypliny»,

czyli o karach cielesnych. Zastanawiacie się może, czyje aprobuję. Czytajcie dalej.

Czy pociągniecie za dywan» wymaga klapsa?

Owszem, uważam, że lanie pasuje do mojej teorii pociągania za dywan. Ale lanie może być

stosowane tylko w odpowiedniej sytuacji. Na przykład klaps w pupę może być dobrym

środkiem dyscyplinującym wobec dzieci w wieku od dwóch do siedmiu lat, kiedy są one
absolutnie uparte i zbuntowane.

Ostrożnie jednak z biciem dzieci poniżej dwóch lat. Moim zdaniem dzieci półtoraroczne

lub młodsze w ogóle nie powinny być bite. Takie małe dziecko nie rozumie, co się dzieje. Tak

naprawdę to dzieci w wieku poniżej półtora roku nie posiadają jeszcze wykształconego w

pełni myślenia pojęciowego. Nie rozumieją znaczenia słowa «nie». (Tak, wiem, wydaje się,

że rozumieją, ale o wiele lepiej rozumieją wyraz twojej twarzy). Kiedy mówisz do

półtorarocznego dziecka: „Chodź tutaj", to jest to skuteczny sposób na to, żeby pobiegło w

odwrotnym kierunku. Dzieci w tym wieku są przekorne, t'o znaczy, że lubią postępować

odwrotnie niż im proponujemy. Pokazanie zabawki albo przytulanki jest bardziej

odpowiednim sposobem przywołania dziecka do siebie.

Kiedy dzieci

osiągną wiek dwóch lat, zaczynają myśleć koncepcyjnie. Wyrastają również

z etapu przekory. Wiele

matek nie zgodziłoby się ze mną, ponieważ one dobrze wiedzą, co to

jest «straszny dwulatek». Niemniej jednak w wieku dwóch i więcej lat większość dzieci

rozumie prośbę: „Chodź tutaj", chociaż dziecko może być przekorne i nie posłuchać.

Wszyscy znamy sytuacje, kiedy dziecko zmusza nas do gry w otwarte karty. Jednak idę o

zakład, że w sytuacji, gdy wygrać może albo rodzic, albo Festus, górą będzie rodzic. Jeżeli
konieczne jest lanie, to t

rzeba je sprawić. Obserwując różne rodziny zauważyłem, że jeżeli

mały Festus postawi na swoim, to gra jest skończona i całe dyscyplinowanie idzie na marne.

Dobre

i złe sposoby sprawiania lania

Istnieją jednak dobre i złe sposoby sprawiania lania. Napisano o tym całe tomy, ale

przedstawię tutaj niektóre podstawowe zasady.

Istotne w czasie sprawiania dziecku

lania jest panowanie nad własnymi emocjami. Mimo

że słowa zdają się temu przeczyć, lanie to coś, co musi być robione z miłością. To prawda, że

background image

w trakcie

dawania lania możecie nie czuć się bardzo kochającymi rodzicami, ale żeby okazać

miłość, trzeba okazać opanowanie.

Istnieje przepaść między jednym lub paroma dobrymi klapsami a biciem dziecka w ataku

furii, czemu zazwyczaj towarzyszą krzyki i ubliżanie.

D

rugą podstawową zasadą, którą należy stosować przy dawaniu lania, jest coś, co

nazywam «czasem pojednania». Niektórzy autorzy książek o dyscyplinie i wychowaniu

wykazują, iż kiedy dziecko dostanie lanie, czuje, że dług został spłacony i że sytuacja została

wyjaśniona, a rachunki wyrównane. Nie czuję się zbyt pewnie poprzestając na tym. Uważam,

że jeżeli dajesz dziecku lanie, to masz obowiązek dokładnie mu wyjaśnić, dlaczego je dostało.

Następnym obowiązkiem jest wysłuchanie dziecka. Moment zaraz po otrzymaniu lania może

być dobry, żeby dziecko opowiedziało o swoich emocjach: Co je doprowadziło do złości, co

sprawiło, że powiedziało to, co powiedziało, lub że zrobiło to, co zrobiło, i tak dalej. Rodzic,

podobnie jak dziecko, może z takich sytuacji wynieść korzyść. I może przekonać się, że

działał pochopnie i być może sprawił lanie ze złego powodu. Jeśli tak było, rodzic winien jest
dziecku natychmiastowe przeprosiny.

Jednak kluczem do pojednania jest kontakt fizyczny. Przytul dziecko i opowiedz mu o

tym, co cz

ujesz. Wyjaśnij, co cię zmartwiło. Wytłumacz, co cię rozzłościło i dlaczego lanie

było konieczne. I wytłumacz dziecku, czego oczekujesz od niego w przyszłości.

Możliwe, że dziecko będzie chciało przeprosić lub okazać skruchę. Może powiedzieć coś

takiego: „

Mamusiu, przepraszam". Jeśli tak się stanie, dodaj mu otuchy, okazując mu czułość

i miłość. Możesz powiedzieć, że tobie jest również przykro, ale że miałaś obowiązek dać mu

lanie, żeby go nauczyć, jak ma postępować.

Zawsze staraj się dodać dziecku otuchy, szczególnie gdy jest w wieku od dwóch do

siedmiu lat. W trakcie «pojednania» powiedz mu, że je kochasz. Wytłumacz, że będą jeszcze

sytuacje, kiedy będzie postępował niewłaściwie, ale nawet wtedy nie przestaniesz go kochać i

troszczyć się o niego.

To tyle,

jeżeli chodzi o ogólne zasady dotyczące bicia. Ale wielu rodziców chciałoby

wiedzieć, kiedy i dlaczego powinni sprawiać lanie. Uważam, że lanie jest szczególnie

pomocne w przypadku małych dzieci, kiedy w grę wchodzi ich bezpieczeństwo. Na przykład,

dwuipółlatek może ciągle podchodzić za blisko krawędzi basenu lub innego niebezpiecznego

miejsca. Jeżeli umyślnie nie przestrzega maminego polecenia, to sprawienie mu lania i

odsunięcie go w bezpieczne miejsce może okazać się bardzo skuteczne.

Jeżeli powtórzy swe złe zachowanie, być może konieczne będzie powtórne lanie i

odizolowanie go od basenu poprzez zatrzymanie go w domu.

Te same zasady obowiązują w przypadku dzieci, które bez przerwy wbiegają na ulicę i nie

słuchają przestróg, żeby były ostrożne. Niektórzy specjaliści od wychowania radzą, żeby

nigdy nie bić dziecka ręką. Radzą, żeby użyć linijki lub kijka. Nie zgadzam się z takim

podejściem. Wierzę, że miłość i dyscyplina idą ręka w rękę (zamierzona dwuznaczność).

Księga Przysłów (13,24) mówi, że jeżeli kochasz swoje dziecko, to je dyscyplinujesz. Ta

sama ręka, która przeprowadza dziecko przez ruchliwą ulicę, musi czasem wyegzekwować

posłuszeństwo, żeby pomóc dziecku pojąć pewne rzeczy.

Zadbaj o to,

żeby dzieci czuły się. kochane

Zarówno lanie, jak i każda inna forma dyscyplinowania są bardziej skuteczne, jeżeli dziecko

czuje się kochane. Podoba mi się rada umieszczona w książce Larry'ego Tomczaka God, the

Rod, and the Child's Body (Bóg, rózga i ciało dziecka). Muszę przyznać, że początkowo tytuł
mnie odrzuci

ł, ale traktowanie przez autora kwestii bicia jako „sztuki czułej troski" ma sens.

Tomczak udziela praktycznych porad, jak sprawić, żeby dziecko czuło się kochane. Obejmują

one następujące kwestie:

background image

1.

Upewnij się, że postrzegasz dziecko tak, jak Bóg je postrzega — jako „dar", „nagrodę" i

„strzały w kołczanie" (Ps 127, 4) — a nie jako zaburzenie, przypadek czy «wakacje
podatkowe».

2.

Szanuj dziecięce podejście do życia. Nie traktuj się niezbyt poważnie. Odkryj na nowo

zabawę. Razem ze swym dzieckiem chodź na bosaka po mokrej trawie. Wsiądź na karuzele.

Odegraj historyjkę, zamiast ją tylko przeczytać.

3. Podtrzymuj z dzieckiem kontakt wzrokowy. Dziecko

posiada silną potrzebę skupiania na

sobie uwagi; kiedy jest w centrum zainteresowania, czuje się szanowane, ważne i kochane.

„Tatuś (mamusia) naprawdę troszczy się o mnie... o to, co mówię... o to, co robię".

4.

Wyrażaj swoją miłość poprzez gesty. Regularne przytulanie, całowanie, siadanie blisko

siebie, czochranie

włosów, łaskotanie, opieranie się o siebie, obejmowanie... są absolutnie

konieczne do zapewnienia

dziecku bezpieczeństwa emocjonalnego i podbudowania jego

samooceny. Gesty te wyrażają myśl: „Lubię cię i lubię z tobą być". To są cegiełki budujące

silną, zdrową więź emocjonalną.

5.

Wyćwicz się w umiejętności słuchania. Słuchanie wymaga samodyscypliny, szczególnie w

odniesieniu do

dzieci, które potrafią sto razy opowiedzieć tę samą historyjkę o Kubusiu

Puchatku. To wymaga oczu,

uszu, umysłu i serca. To oznacza klękanie, by znaleźć się na ich

poziomie i naw

iązać kontakt wzrokowy. Ważne jest, abyśmy jako rodzice reagowali na

uczucia dziecka. Odżywki takie jak: „Nie teraz, jestem zajęta" albo „Powiesz mi później" dają
dziecku do zrozumienia: „Nie jestem dla mamusi i tatusia tak

ważny, jak inne rzeczy”.

6.

Spędzajcie razem czas. Nic nie zastąpi czasu regularnie spędzanego razem na robieniu

zwykłych rzeczy (takich jak jedzenie, praca, spacer, modlitwa, jazda samochodem, pływanie,
zakupy) lub na «tworzeniu

wspomnień» i robieniu rzeczy niezwykłych (wizyty w zoo, w

sklepie ze zwierzętami, w parkach rozrywki lub odwiedzenie kogoś znajomego w szpitalu;
gry

planszowe, gra w piłkę, piknik, kemping, jazda na rowerze, wspinaczka, sklejanie modelu

samolotu, szycie ubranka dla lalki, wizyty w muzeach, zwiedzanie pobliskiej remizy

strażackiej i wizyta w biurze tatusia).

Szczególnie podoba mi się to, co Larry Tomczak mówi o słuchaniu i spędzaniu wspólnie

czasu. Spędzanie czasu z dziećmi tworzy niesamowite wspomnienia. Dziecko w okresie

rozwoju jest bardzo chłonne. Postaraj się codziennie dawać dziecku wspaniały prezent:

siebie! I słuchaj. Wszyscy rodzice spoglądają wstecz i zdają sobie sprawę z tego, jak szybko

czas ucieka. Wykorzystaj go mądrze. Słuchaj swoich dzieci, kiedy są małe, a będziesz mógł

się spodziewać, że kiedy będą starsze, też będą z tobą rozmawiać!

Szacunek obustronny

Bicie może być sposobem na dyscyplinowanie dziecka, ale upewnij się, że robisz to z troską o

to, aby się poprawiło, a nie tak, że może poczuć się odrzucone. Jak mówi Larry Tomczak,

jeżeli uznasz, że konieczne jest sprawienie dziecku lania, to nie rób tego tak, żeby je poniżyć

czy skrępować, albo w sposób okrutny czy gwałtowny.

Mimo że bicie jest pewną metodą dyscyplinowania, to uważam, że aby pomóc dziecku

coś zrozumieć, raczej nie powinno się zaczynać od «pociągnięcia za dywan». Sądzę, że

najlepszym nauczycielem życia są rzeczywiste doświadczenia. Nie twierdzę, że lanie nie jest

rzeczywiste, ale moim zdaniem życie podpowiada wiele innych sposobów stosowania
dyscypliny praktycznej.

Takim sposobem jes

t na przykład wykorzystanie możliwości dokonywania wyboru:

Pozwól dzieciom wybierać. Wiele przepychanek między rodzicami a dziećmi wynika z walki

o władzę. W stosunkach rodzic-dziecko zdarza się, że występuje różnica zapatrywań. Mama

każe Megan założyć tę sukienkę, a Megan mówi, że jej nie założy. Mama mówi, że mają

założyć, a Megan znów się sprzeciwia. I wojna gotowa.

background image

Jak można uniknąć podobnej utarczki? Jak mama powinna nauczyć córkę, żeby

szanowała wolę rodziców? Oczywista odpowiedź jest taka: Niech mama sama okaże córce

trochę szacunku. A jak może to zrobić bez narażenia na szwank swego autorytetu? Jedna

możliwość to posegregowanie ubrań Megan: ubrania do szkoły i do zabawy są po jednej

stronie, a ubrania do szkoły niedzielnej, do kościoła i na specjalne okazje — po drugiej.

Wtedy Megan może wybierać i czuje, że ma pewną kontrolę nad własnym życiem.

Można przy tym sortowaniu ubrań posunąć się jeszcze dalej i podzielić rzeczy szkolne na

kilka kategorii, a ubrania do zabawy umieścić też w osobnej kategorii.

Dokonując posezonowego przeglądu dziecięcej garderoby możesz odłożyć rzeczy, które

są za małe bądź już nie pasują z innych względów. Możesz zaangażować w to dziecko.

Poprzez takie proste działania pozwolisz dziecku podejmować coraz więcej

samodzielnych de

cyzji. Możliwość dokonywania samodzielnych wyborów wzmocni jego

samoocenę i pewność siebie. Dziecko czuje się szanowane i w zamian za to bardziej szanuje

rodziców. Jeżeli rodzice dadzą dziecku trochę swobody w wyborze ubrania, to dziecko często
samo przyjd

zie pokazać, jak się ubrało, i poprosi rodziców o aprobatę. Jest to tylko prosty

przykład podstawowej zasady: Jeżeli dobrze wywiązujemy się z roli rodziców i mądrze

korzystamy z naszego autorytetu, to nasze dzieci będą szanować nas i nasze zdanie.

Nie żądaj szacunku — zaskarb go sobie

Jest pewne, że szacunku dziecka nie zdobywa się w oparciu o jedno proste działanie, jakim

może być na przykład pozwolenie dziecku na decydowanie o tym, w co się ubierze. Podobnie

jak większość rzeczy w życiu, zyskanie sobie szacunku nie jest łatwe. Rodzice muszą być

świadomi i tego, że nie mogą żądać szacunku od swoich dzieci. Och, przypuszczam, że

uważacie, iż możecie go żądać i wskazujecie na szósty rozdział Listu do Efezjan, który jasno

mówi, że dzieci mają szanować swoich rodziców. Ale niekoniecznie wywrze to wrażenie na

małym Snookie czy Cletusie. Żeby zdobyć szacunek drugiej osoby (a trzeba pamiętać, że

nasze dziecko jest osobą), trzeba na niego zapracować. Nie da się przyrządzić szacunku w
kuchence mikrofalowej — potrzeba na to czasu.

Pamiętam, jak pewnego razu odwiedziłem piętnastoletnią dziewczynkę, która usiłowała

popełnić samobójstwo. Jej rodzina skontaktowała się ze mną niezwłocznie i poprosiła o

złożenie jej wizyty. Odwołałem inne zajęcia i poszedłem prosto do szpitala. Kiedy zbliżałem

się do jej pokoju, w mojej głowie tłoczyły się pytania: Dlaczego dziewczyna chciała odebrać

sobie życie? Jakim przeszkodom i problemom musiała stawić czoło?

Kiedy znalazłem się w jej pokoju, zastałem śliczną dziewczynę, która była zupełnie

rozbita, pogrążona we łzach i głębokiej depresji. Zapytałem, czy wie, kim jestem.

Potwierdziła. Usiadłem obok niej przy łóżku i po prostu zapytałem:

-

Czy chcesz o tym porozmawiać?

Nie odpowiedziała. W zamian za to wpatrywała się w sufit, a wyraz jej twarzy mówił

jasno: „Nie, nie chcę o tym rozmawiać".

Wyczułem, że sprawdza, czy naprawdę mi na niej zależy, czy też zostałem przysłany

przez rodziców w charakterze szpiega.

-

Jeżeli nie chcesz, to nie musimy o tym rozmawiać — powiedziałem. — Tak naprawdę

to nie musisz się ze mną spotykać ani mnie tutaj znosić, ale martwię się o ciebie i o twoją

rodzinę i jeżeli jest coś, co mógłbym zrobić, to chcę to zrobić.

Mówiłem dalej i opowiedziałem jej trochę o swoim życiu. Podzieliłem się z nią paroma

prywatnymi pr

zemyśleniami o nastolatkach, z którymi pracowałem, i o problemach, jakie

widziałem w rodzinach. Kiedy mówiłem, przestała płakać i zaczęła na mnie patrzyć. O mało

nie roześmiałem się na głos, bo wiedziałem, że nawiązanie kontaktu wzrokowego z tą

nieszczęśliwą dziewczyną było przełomem. Kiedy tak rozmawialiśmy i dawałem jej do

zrozumienia, że jej nie potępiam, zaczęła się otwierać. I kiedy zaczęła dzielić się tym, co w

background image

niej było, wyszło rzecz jasna na jaw sporo wrogości i złości. W czasie naszej rozmowy
wrogo

ść i złość częściowo uleciały i na koniec zapytałem ją, czy mogę przyjść nazajutrz,

żeby ją zobaczyć.

-

W porządku — odrzekła i pomachaliśmy sobie na do widzenia.

Wróciłem nazajutrz i wyglądała trochę lepiej. Wydawała się być w trochę lepszym

humorze, ale

ciągle w depresji. Kończąc naszą drugą rozmowę wyraźnie podkreśliłem, że nie

musi ze mną więcej rozmawiać ani mnie oglądać. Sama miała o tym zdecydować. Chciałem

ją odwiedzać, ale pod warunkiem, że będę mógł jej pomóc.

Wtedy zadała mi pytanie:
- Jak pan uw

aża, co powinnam zrobić z moim problemem?

W tym momencie wiedziałem, że przebiłem się przez

wszystkie zapory. Teraz pytała mnie o zdanie. Zadając to pytanie mówiła: „Cenię twoją

opinię. Powiedz mi, co ty o tym sądzisz".

W końcu zaskarbiłem sobie szacunek dziewczyny. Zrobiłem, co należało, i teraz chciała

wiedzieć, co moim zdaniem powinna zrobić. To właśnie jest szacunek.

Łatwo byłoby tak po prostu wejść do niej i być bardzo «profesjonalnym». Łatwo byłoby

jeszcze bardziej pogłębić jej poczucie winy, które i tak już odczuwała. W zamian za to

musiałem być łagodny, delikatny i rozumiejący. Musiałem jej pokazać, że mi na niej zależy, i

tak naprawdę było!

Koniec tej historii jest pomyślny. Młoda dama przemyślała sobie wszystko,

przezwyciężyła pewne przeszkody, które stały na jej drodze, i w stosunkowo krótkim czasie

poczyniła spore postępy.

W pewnym sensie oczywiście łatwiej jest terapeucie zdobyć szacunek zdesperowanej

nastolatki w szpitalu niż rodzicowi zdobywać szacunek małego Festusa (czy małej Zeldy)
przez 24

godziny na dobę i 365 dni w roku. Ale można i trzeba to osiągnąć. A jednym ze

znaków sygnalizujących, że zdobyłeś szacunek dziecka, są słowa: „Hej, mamo (tato), co o

tym myślisz?".

Rzecz jasna, nie zawsze będziesz się z dzieckiem zgadzać. Ale dopóki macie dla siebie

miłość i szacunek, wasza więź będzie się umacniać. Często mówię rodzicom małych dzieci,

że to dobra pora na budowanie wzajemnego szacunku. Będzie to jak oszczędności w banku,

które przydadzą się, gdy twoje dziecko stanie się nastolatkiem i tarcia między wami zaczną

się nasilać.

Od dawania wyboru

do pociągania za dywan

Możecie zapytać: „Co ma wspólnego budowanie szacunku i dawanie wolnej ręki z

«pociąganiem za dywan»?". Bardzo wiele, jak pokazuje poniższy przykład.

Wybory muszą być dokonywane we właściwym kontekście. Przecież nie dyskutujesz z

dwunastolatkiem o tym, czy może prowadzić wasz samochód. Nie mówisz sześciolatkowi, że

może wybierać, czy chce się pobawić samochodzikiem--ciężarówką czy bronią tatusia. Ale

dzieci mogą same podejmować wiele spośród drobnych decyzji, jeśli tylko pozwolimy im na

to. Możemy dziecku dać wybór, co chciałoby zjeść: „Matthew, masz ochotę na kanapkę z

tuńczykiem czy na kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę?"

Dajemy Matthew wybór, ale uczymy go, że kiedy już podjął decyzję, nie ma prawa jej

zmienić. Jeśli chcemy zastosować dyscyplinę praktyczną, musimy pokazać Matthew, że jeżeli

zmieni zdanie, to spowoduje to pewne konsekwencje. Tak jest w życiu. Innymi słowy,

musimy wymagać, żeby był odpowiedzialny za swój wybór.

A co się dzieje w wielu domach? Typowa scenka jest taka: Kiedy Matthew wybierze

kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę, a mama to wszystko przygotuje, on zmienia

zdanie i chce kanapkę z tuńczykiem. Więc mama zabiera kanapkę z masłem orzechowym i
galaretk

ę (i próbuje zachować je na następny dzień) i posłusznie robi kanapkę z tuńczykiem.

background image

Czego mama uczy Matthew pozwalając mu zmienić zdanie? O ironio, uczy go

nieodpowiedzialności, ponieważ sama postępuje nieodpowiedzialnie. Oto wspaniała okazja,

żeby rzeczywistość wpłynęła na życie Matthew i nauczyła go zasady, z której będzie mógł

korzystać przez całe życie. Chodzi mi o rzecz następującą: Daj Matthew wybór między

zjedzeniem tego, co wybrał najpierw (kanapka z masłem orzechowym i galaretka), a
niejedzeniem w

ogóle. Jeżeli Matthew postanowi nie jeść kanapki z masłem orzechowym i

galaretki, nie wmuszaj w niego. Odstaw to i spróbuj zachować na później. Ale dla Matthew

lunch już się skończył. Może się teraz pobawić albo robić to, na co ma ochotę, ale nic innego
do jedzenia nie dostanie.

Matthew może wzruszyć ramionami i iść się bawić, ale wkrótce rzeczywistość da mu

nauczkę. Da o sobie znać w postaci głodu.

Przed kolacją — być może nawet sporo przed kolacją — Matthew zjawi się z powrotem w

kuchni biadoląc, jaki jest głodny. To istotny moment z przynajmniej dwóch powodów: 1°

Mama może poczuć ukłucie winy i współczucia dla syna, ale musi się modlić o wytrwałość i

nie może się poddać. 2° Musi wyjaśnić synowi, dlaczego nie może on nic dostać do jedzenia
do czasu kolacj

i. Musi powiedzieć mu jasno i prosto, że podejmowanie decyzji jest ważne —

nawet w tak prostych sprawach, jak wybór kanapki. Może powiedzieć coś w rodzaju: „Tak,

wiem, że jesteś głodny. Skoro nie jadłeś lunchu, musisz być głodny jak wilk! No to masz

szczęście. Zjemy kolację za jakieś dwie i pół godziny, jak tylko tatuś wróci z pracy. Idź się

teraz pobawić i do zobaczenia o wpół do siódmej".

I tak oto, trzymając się za brzuch, Matthew wraca do zabawy głodny. Może uronić łzę lub

dwie albo przynajmniej powiedz

ieć, jaka mama jest okropna. Ale teraz nadszedł czas, żeby

dokończyć «pociąganie za dywan», które zaczęło się w porze lunchu, kiedy mama zabrała

kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę, ale odmówiła zrobienia kanapki z tuńczykiem.
Teraz, kiedy Matthew musi

przez kilka godzin stawiać czoło prawdziwemu głodowi, dywan

faktycznie został pociągnięty.

I czego nauczy się Matthew? Nauczy się, że decyzja, by nie zjeść tego, co przygotowała

mama, jest decyzją głupią. Kiepską decyzją jest zmiana zdania, kiedy jest już za późno. Dobrą

decyzją jest trzymanie się swojego zdania, nawet jeśli wydaje się nam, że w danej chwili

wolałoby się coś innego.

Chwytanie sępa za dziób

Czy to wszystko brzmi podle i okrutnie? Niektóre matki, które szukają u mnie porady,

oskarżają mnie o to, że mam zimne, «męskie» podejście do sprawy. Mówią: „Dobrze panu,

ojcu, mówić, niech dziecko chodzi głodne. Pan siedzi w pracy i nie musi pan patrzyć mu w

oczy". Mówię tym matkom, że je rozumiem. W naszym domu Sande i ja staramy się dzielić

obowiązek «pociągania za dywan», kiedy to tylko możliwe. A na stwierdzenie, że jestem

«zimny», uśmiecham się i mówię, że nic nie jest dalsze od prawdy i zachęcam protestującą

matkę, żeby zapytała moje dzieci, czy jestem zimny i okrutny. Sande i ja «pociągaliśmy za
d

ywan» i pozwalaliśmy naszym sępom się wywracać przez całe ich życie — i wygląda na to,

że wcale im to nie zaszkodziło. Powód? Kochamy je z całych sił i one o tym wiedzą!

Nie uważamy «pociągania za dywan» za formę kary lub odwetu. Nie «pociągamy za

dywan» p

o to, żeby dominować nad dziećmi lub podkreślić, że jesteśmy od nich ważniejsi.

«Pociągamy za dywan» z miłością (i czasami wymaga to ogromnego poświęcenia, ponieważ

jest to bolesne). Byłoby łatwiej tylko je przytulać, głaskać i rozpieszczać, ale to nie
nau

czyłoby ich odpowiedzialności i obowiązkowości, jaka będzie im potrzebna, by sprostać

wymaganiom stawianym przez życie. Nadejdzie dzień, kiedy twoje dzieci będą za duże, aby

otaczać je tak wielką czułością i pieszczotami. I wtedy, gdy będą się stawać
odpow

iedzialnymi i obowiązkowymi dorosłymi, twoja miłość nadal będzie wyraźnie obecna

w ich życiu.

background image

Lubię też myśleć o «pociąganiu za dywan» jako dobrym sposobie naśladowania mistrza w

stosowaniu dyscypliny praktycznej —

naszego Pana. Racja, nauczał On, żeby nadstawiać

drugi policzek, ale wielokrotnie też chwytał byka za rogi i doprowadzał rzeczy do końca. Był

uprzejmy i współczujący, ale równocześnie był stanowczy i bezpośredni, kiedy «pociągał za

dywan» w przypadku Piotra, Jakuba i Jana, bogatego młodzieńca i wielu innych.

I tym właśnie jest dyscyplina praktyczna: przejściem do czynów, chwytaniem byka za

rogi (bardziej dokładnie: chwytanie naszych małych sępów za dzioby) i «pociąganie za

dywan» z uprzejmością i współczuciem. Nie ma lepszego sposobu na okazanie prawdziwej

miłości.

Przypominam sobie pewną rodzinę, którą wodził za nos pięcioletni Todd. «Pociąganie za

dywan» było dla nich pomysłem zupełnie nie do przyjęcia, szczególnie dla jego mamy.

Todd był oczkiem w głowie całej rodziny i — jak wiele dzieci urodzonych jako ostatnie

był rozkapryszony. Lubił tylko niektóre rzeczy, szczególnie jeśli chodziło o jedzenie. Lubił

ziemniaki puree, ale nie gotowane lub pieczone. Lubił naleśniki uzłożone na talerzu obok

siebie, a nie jeden na drugim. Todd był faktycznie wybredny i trochę przypominał

perfekcjonistę.

Rzecz jasna podczas posiłków miały miejsce rozmaite przepychanki. Starszy brat i siostra

Todda zazwyczaj zjadali to, co im podano, ale nie Todd. Czas rodzinnego posiłku potrafił on

zamienić w miniwojnę.

Ojciec To

dda nie podzielał jego kapryśnego podejścia do naleśników czy ziemniaków.

Wychowywano go tak, że nie wolno mu było się odzywać, kiedy do niego nie mówiono, i

miał robić to, co mu kazano, i kwita. Posiadanie dziecka, które buntowałoby się przy czymś
tak pro

stym jak zjedzenie albo niezjedzenie posiłku, było ponad jego siły. Pięść lądowała na

stole i górę brał terror. Ale to rzadko powodowało, że Todd zjadał, co miał do zjedzenia.

Próbowałem pomóc tym rodzicom radząc im, żeby dawali dzieciom wybór.

Wytłumaczyłem, że stół rodzinny to doskonałe miejsce, by dzieci same zdecydowały, czy

chcą jeść czy nie. Pomogłem im opracować prostą strategię i wcielili ją w życie.

Tego wieczora na kolację serwowano smażonego kurczaka. Todd rzucił nań okiem,

pociągnął nosem i powiedział: „Tego nie lubię! Nie lubię kurczaka!".

Mama była zaskoczona, bo Todd zjadł w ubiegłym tygodniu dwie porcje kurczaka, ale nie

powtórzyła swojego rutynowego tłumaczenia: „Ależ kochanie, oczywiście, że lubisz. Dopiero

co w zeszłym tygodniu zjadłeś dwie porcje, a poza tym, jeśli zjesz kurczaczka, to dostaniesz
na deser swoje ulubione truskawkowe ciasteczko".

Wyjaśniłem mamie, że takie tłumaczenie jest bezużyteczne, a nawet szkodliwe. Nie

pomaga ani trochę. Mama spokojnie zabrała więc talerz Todda, podeszła do zlewu i jednym

ruchem dłoni pozbyła się kolacji Todda.

Nie jestem pewien, co się działo w głowie Todda, ale może pomyślał: „Mama wreszcie

pękła. Mówiła, że doprowadzam ją do szału, i tak się w końcu stało. Zawsze mi powtarza,
jakie jedzenie jest dro

gie, a dopiero co wyrzuciła moją kolację do śmieci".

Czy działanie mamy było zbyt radykalne? Czy powinna była to z Toddem

przedyskutować i próbować go przekonać? Próbowała już wielokrotnie. Wierzę, że jej czyn

był słuszny. I zawsze sprawdza się w odniesieniu do dzieci, które nie jedzą tego, co się im

podaje. Mają prawo wyboru: jeść czy nie jeść. I dzięki temu uczą się odpowiedzialności.

Jeżeli wolą grymasić i wybrzydzać, wiedzą, że do końca dnia nie będzie żadnych przekąsek

ani przysmaków. Mogą wstać od stołu. Mogą się pobawić, odrobić zadanie; mogą zrobić

wszystko, co zwykle robią — kary nie będzie. Ale jest dyscyplina. A dyscyplina mówi:

„Mama i tata nie będą cię przekupywać. Nie mamy zamiaru się sprzeczać, krzyczeć czy walić

pięścią w stół. Po prostu już więcej się w ten sposób nie bawimy. Jeśli nie chcesz jeść, to

kolacja skończona. Nie ma ciasteczek, słodyczy ani niczego podobnego. Jest tylko dobranoc i

do zobaczenia przy śniadaniu".

background image

Matka Todda powiedziała mi później, że następnego dnia zjadł on jedno z najobfitszych

śniadań w swoim życiu. Po tym pierwszym jej heroicznym geście (używam słowa

«heroiczny», ponieważ wiem, ile ją to kosztowało), zaczęła pozwalać Toddowi na

dokonywanie wyboru, ale nie wchodziło w grę grymaszenie. A życie w rodzinie w
niesamow

ity sposób zmieniło się na plus.

Jeżeli rodzice są na tyle odważni, by «pociągnąć za dywan», to dają dzieciom szansę

dokonania wyboru —

właściwego lub niewłaściwego. Moim zdaniem dom powinien być

miejscem, gdzie można dokonywać dobrych lub złych wyborów. Jednocześnie dom powinien

być ostatnim miejscem, gdzie karze się dzieci za dokonywanie błędnych wyborów. W nazbyt

wielu domach obserwuję, że rodzice robią wiele zamieszania z powodu drobiazgów. Jeżeli

rozleje się mleko albo spaghetti spadnie na stół, to nie potrzeba używać ostrych słów,

podnosić głosu, dawać klapsa czy solidnego lania. Potrzeba za to ścierki i miłego słowa, które

uświadomi dziecku, że wypadki się zdarzają.

Oczywiście dzieci nie zawsze uważają, że «pociągnięcie za dywan» i wyznawanie zasady

«

działać zamiast mówić» jest sprawiedliwe. Tak jak wspomniałem w poprzednim rozdziale,

są one mistrzami we wzbudzaniu w rodzicach poczucia winy. Spierają się z biegłością

wytrawnych prawników o to, co jest sprawiedliwe, a co nie; czy zostali ostrzeżeni czy nie.

Ale rodzice muszą być stanowczy. Powinni ustalić zasady postępowania i uświadomić

dziecku, że jeżeli je przekroczy, «pociągną za dywan».

Na przykład, rodzice często skarżą się, że ich dzieci psują zabawki. Mówię im, że jeśli

widzą, jak mały Brandon ze wszystkich sił stara się zniszczyć swoją grę wideo, to trzeba mu

ją po prostu spokojnie odebrać. Owszem, mały Brandon może się rozpłakać, lecz ty

osiągniesz kilka rzeczy. Ocalisz zabawkę i pokażesz Brandonowi, że zabawki kosztują i nie

należy ich psuć. Co ważniejsze jednak, utrzymujesz w domu porządek i uczysz Brandona

szacunku do własnych i twoich rzeczy.

Odebranie zabawki małemu dziecku, które stara sieją zniszczyć, nie jest karą. Nie

oznacza: „Nie kocham cię", „Nie zależy mi na tobie". Oznacza: „Jako twój rodzic nie mogę

pozwolić na psucie zabawki. Zabawki dużo kosztują i nie wolno ich niszczyć tylko dlatego,

że takie masz widzimisię".

Co jednak zrobić w sytuacji, gdy dziecko faktycznie zepsuje zabawkę (lub coś innego)?

Jeżeli dziecko jest na tyle duże, że dostaje kieszonkowe, doskonałym rozwiązaniem jest

spowodowanie, żeby zapłacił za nową zabawkę z własnych pieniędzy. Oto kolejny przykład,

w jaki sposób kieszonkowe może posłużyć do nauczenia obowiązkowości i

odpowiedzialności. Jeśli jest mowa o «pociąganiu za dywan», to oczywiście nie chodzi o to,

żeby dziecku stała się jakaś krzywda. Ale kiedy uzmysłowisz dziecku, że złe decyzje i złe

zachowanie uderzają je po kieszeni, to dajesz mu przedsmak rzeczywistości.

Wszystko jest łatwiejsze od dyscypliny praktycznej

Cały ten rozdział poświęciłem właściwie zilustrowaniu jednej kwestii: że dyscyplina

praktyczna jest najtrudniejsza. O wiele łatwiej jest być pobłażliwym i machnąć ręką. Łatwiej

jest nawet ukarać, ponieważ pozwalasz sobie wtedy na luksus wyładowania swych emocji.

Zazwyczaj nie musisz potem wracać do sprawy i upewniać się, czy dziecko wyniosło z tego

jakąś naukę. Lubimy myśleć, że sprawiając małemu Brandonowi lanie, wymyślając mu i

odsyłając go do pokoju, «dajemy mu nauczkę». Niestety, zazwyczaj uczymy Brandona

jedynie tego, żeby następnym razem nie dał się złapać; jeśli bowiem zostanie przyłapany i

ukarany, to potem przyczai się i poczeka, aż w taki czy inny sposób będzie się mógł na nas

odegrać.

Dyscyplinowanie dzieci wymaga od rodziców prawdziwego po

święcenia, wytrwałości i

odwagi. Nigdy nie jest to

łatwe, ale zawsze warto próbować. I to się opłaca. Przychodzi mi na

myśl list otrzymany od pewnej kobiety z Chicago. W jej rodzinie pojawił się typowy problem:

background image

Dzieci domagały się nadmiernej uwagi z jej strony. Prawie w każdej rodzinie znajdzie się

przynajmniej jedno dziecko, które bardzo skutecznie potrafi zmonopolizować na sobie uwagę

rodziców i rówieśników. Czasami robi to w sposób pozytywny poprzez dobre zachowanie,
przynoszenie dobrych stopni i tak dal

ej, ale często robi to w sposób negatywny, a jednym z

ulubionych jego zajęć jest gnębienie mamy i taty.

I właśnie z tyranią ze strony obydwojga jej dzieci musiała się zmagać ta pani. W liście

wspomniała, że była na moim seminarium w Chicago i szczególnie zainteresowała ją moja

teoria «pociągania za dywan».

W liście pisała:

Kiedy rozmawiałam z przyjaciółką przez telefon, dzieci zachowywały się

okropnie. Przynajmniej dwa razy prosiłam, żeby się uspokoiły. Za trzecim razem

przypomniałam sobie, co pan mówił, i postanowiłam działać, a nie tracić czasu na

bezproduktywne gadanie. Odłożyłam słuchawkę i wyprowadziłam dzieci z domu.

Następnie wróciłam do rozmowy i rozmawiałam przynajmniej przez dwadzieścia
minut.

Kiedy się odwróciłam i spojrzałam przez okno kuchenne, zobaczyłam małą

rączkę z karteczką. Było tam napisane: „Mamusiu, kochamy cię — odbiór".

Potem odwrócili kartkę, a na drugiej stronie było: „Przepraszamy. Czy możemy

już wejść?".

Pamiętam, że z przyjemnością czytałem jej słowa i napisaną przez dzieci karteczkę,

dołączoną do listu. Wysłałem do tej pani podziękowanie, że zachciała podzielić się ze mną

swoim doświadczeniem. Napisałem jej, że postąpiła bardzo odważnie i zwróciłem szczególną

uwagę na linijkę, w której pisała, że teraz, ilekroć rozmawia przez telefon, zachowanie dzieci

jest zupełnie inne. Skąd ta zmiana? Ponieważ zaczęła działać. Chwyciła małe sępy za dzioby.

Powiedziała im, że mogą się dalej okropnie zachowywać, jeśli chcą, ale będą musiały robić to
poza domem — szczególnie wtedy, kiedy mama rozmawia przez telefon.

Morał z tej historii nie może być bardziej jasny. Nasze dzieci faktycznie zauważają, kiedy

działamy stanowczo, i dyscyplina praktyczna zaczyna odnosić skutek. Oczywiście łatwo

byłoby tej młodej matce poddać się błaganiom dzieci, kiedy próbowała odsunąć je na bok.

Pewnie zawodziły: „Mamusiu! Będziemy grzeczni. Prosimy, nie wyprowadzaj nas. Już

będziemy grzeczni".

Gdyby wtedy matka ugięła się, przegrałaby całą bitwę. Ale zawzięła się i wytrzymała. Wy

możecie postąpić tak samo. Nigdy nie obawiajcie się «pociągnąć za dywan» i pozwólcie, żeby

małe sępy się poprzewracały. Gwarantuję wam, że wylądują właściwie — i wy też!

Zastawów si

ę:

Co sądzisz o biciu? Jaka jest twoja reakcja na zalecenia zawarte w tej książce?

W jaki sposób możesz zaskarbić sobie szacunek dzieci?


Wypróbuj:

Policz swoje konflikty. Jakie bitwy staczasz z dziećmi najczęściej? Czy są kwestie, do
których wracacie? Wypisz je.

"Pociągnij za dywan». W jaki sposób mógłbyś «pociągnąć za dywan» w codziennych
konfliktach, które wymien

iłeś? Jakie środki mógłbyś zastosować? Zrób konkretne plany.




background image

Rozdział 6
Niebezpie

czeństwo — Super Rodzic w akcji

Co mogę zrobić, żeby moje dziecko bardziej siebie lubiło? Wygląda na nieszczęśliwe.

Jak mam sprawić, żeby moje dziecko zrealizowało swoje możliwości? Wiem, że może

osiągnąć więcej.

Jak mam sprawić, żeby moje dziecko było odpowiedzialne?

Martwię się. Widzę, że moje dziecko schodzi na złą drogę — jest dopiero w czwartej

klasie, a już zadaje się z niewłaściwymi osobami.

Co zrobić z Joshem? Już się buntuje, a tak bardzo staraliśmy się wychować go dobrze i po

Bożemu.

Co tydzień słyszę od rodziców tego rodzaju uwagi. Wyrażają one rodzicielską troskę o dzieci

i ja również ją podzielam. Jako rodzic też martwię się o swoje dzieci. Też jestem
bombardo

wany poradami, jak być dobrym rodzicem. Wydano całe tony książek, artykułów,

broszur, kaset, filmów i kaset wideo, które mówią nam, dlaczego i jak powinniśmy się stać

Super Rodzicami. I zapewne w niektórych miejscach tej książki wyrażam się dokładnie tak
jak reszta ekspertów:

-

Absolutnie nie róbcie tego... Koniecznie zróbcie to.

-

Bądź szybszy od pocisku, kiedy używasz czynów, a nie słów.

-

Bądź silniejszy niż lokomotywa, kiedy wprowadzasz zasady dyscypliny praktycznej.

-

Problemy pokonuj jednym susem, b

ędąc rodzicem kochającym, troskliwym i

świadomym uczuć swoich dzieci.

Rozumiem, że rodzice mogą czuć się sfrustrowani poradami «ekspertów». Sam miałem

podobne odczucia —

a podobno zaliczam się do specjalistów! Rodzicielstwo jest trudnym

zadaniem. Moja pie

rwsza książka traktująca o rodzicielstwie nosiła tytuł Parenting without

Hassles —

Well, Almost (Rodzicielstwo prawie bez problemów). Mimo że byłem pewien, że

rodzicielstwo jest o wiele łatwiejszym zadaniem, niż wielu ludzi sądzi, to wiedziałem, że
wszystk

ie nieporozumienia nie znikną.

Teraz, wiele lat później, jestem jeszcze większym realistą. Tematem tej książki jest

dyscyplina praktyczna. I być może zdążyliście już zauważyć, że sugestia zawarta w tytule

mojej książki jest błędna — wcale nie kreujesz umysłu twojego dziecka

5

Czym różni się to, co mówię, od opinii pozostałych «ekspertów»? W pewnym sensie

wcale się od nich nie różnię. Wielu psychologów i specjalistów od wychowywania dzieci

wierzy w dyscyplinę, obowiązkowość, odpowiedzialność i konieczność pomagania dzieciom

w podejmowaniu mądrych decyzji. Ale jestem przekonany, że dyscyplina praktyczna posiada

cechy wyróżniające ją od innych metod wychowania i że powinno się ją stosować we

wszystkich domach, w których są dzieci.

. Wykorzystując

założenia dyscypliny praktycznej, towarzyszysz mu w podejmowaniu właściwych decyzji

związanych z realiami życia. I wiesz, że dziecko musi mieć swobodę błądzenia. Niemniej

jednak możesz być pewien, że podejmie więcej słusznych niż błędnych decyzji, kiedy nauczy

się odpowiedzialności i obowiązkowości poprzez dyscyplinowanie samego siebie.


1.

Rodzice nigdy nie stosują kar — zamiast tego uciekają się do dyscyplinowania,
treningu i uczenia.

5

Tytuł oryginału brzmi: Making children mind without losing yours (przyp. wyd.).

background image

2.

Jeżeli pojawi się «kara», ból czy konsekwencja czegoś, to nie rodzic jest ich sprawcą,
lec

z rzeczywistość. Twoje dziecko uczy się, jak funkcjonuje prawdziwy świat.

3. Dyscyplina praktyczna to najlepszy znany mi system unikania niekonsekwentnego

błądzenia między despotyzmem a pobłażliwością. Większość rodziców instynktownie

czuje, że powinni być autorytatywni — dowodzić, ale rozumnie i sprawiedliwie.
Trwanie przy

złotym środku — autorytatywności najlepiej osiągać poprzez dyscyplinę

praktyczną.

4.

Dyscyplina praktyczna jest najlepszym systemem uczenia odpowiedzialności i

obowiązkowości na dłuższą metę. Dziecko uczy się przez podejmowanie

samodzielnych decyzji, przez popełnianie błędów i przeżywanie swych porażek oraz

przez odnoszenie sukcesów. Nie jest marionetką ani naśladowcą swoich rodziców —
jest ich uczniem.

5. Dyscyplina praktyczna jest przede wszystki

m najlepszą drogą do uniknięcia syndromu

Super Rodzica. Gdy chodzi o rodzicielstwo, większość z nas nie tylko chce się

oderwać od ziemi, ale również chce, żeby nasze wysiłki osiągały jak najwyższe loty
— niczym ptak, samolot czy nawet rakieta kosmiczna. Ch

cemy, żeby nasze

rodzicielstwo się sprawdziło. Chcemy być skuteczni. Dlatego często ostrzegam

rodziców: „Bądź ptakiem, bądź samolotem, ale nie bądź Super Rodzicem!". Jeżeli

stosujesz zasady dyscypliny praktycznej, to nie popełnisz czterech kluczowych

błędów Super Rodzica.

Pułapki syndromu Super Rodzica

«Wielką Czwórkę»

6

błędnych koncepcji wychowawczych spotyka się dość powszechnie, ale

przekonałem się, że szczególnie podatne są na nią rodziny religijne. Super Mama czy Super

Tata daje się złapać w pułapki syndromu Super Rodzica, gdy sądzi, że:

1.

Dzieci są moją własnością.

2.

Jestem sędzią i wyrocznią.

3.

Moje dzieci nie mogą przegrywać.

4. Jestem szefem —

ma być tak, jak ja chcę.

Wszystkie cztery koncepcje są błędne i trącą despotyzmem — takim stylem rodzicielstwa,

w

którym wiele jest kontroli, a mało miłości i wsparcia. Despotyczny rodzic jest «u władzy» i

rządzi w sposób kategoryczny i stanowczy. Rodzic łatwo popada w taki styl, gdy towarzyszy

mu przekonanie, że tresując dziecko spełnia wolę Boga, i gdy wierzy, że sam Bóg tego

właśnie od niego oczekuje. Oczywiście niektórzy rodzice są większymi despotami niż inni,

ale jest to rola, w którą wcielamy się zbyt łatwo, szczególnie gdy sprawy wymykają się spod

kontroli i biorą w nas górę niecierpliwość, zniechęcenie lub zakłopotanie. Uważam, że byłoby

dobrze, gdyby rodzice wiedzieli o istnieniu owych czterech pułapek syndromu Super Rodzica.

1.

Dzieci są moją własnością.

Uważam, że wszystkim rodzicom należy przypomnieć, że dzieci nie są ich własnością.

Prawdą jest, że rodzicielstwo to długoterminowa inwestycja (nie mówiąc o kosztach). Ale

dzieci nie należą do nas. Dyscyplina praktyczna przypomina nam, że nie powinniśmy starać

się posiąść dzieci na własność ani ich zatrzymać. Przeciwnie, próbujemy pomóc im, żeby na

własną rękę stawały się osobami odpowiedzialnymi i obowiązkowymi.

6

Aluzja może dotyczyć czterech zwycięskich państw (USA, Wielka Brytania, ZSRR i Francja) — członków Międzynarodowego Trybunału

w Norymberdze sądzącego zbrodniarzy wojennych albo tytułu jednego z powieści kryminalnych Agathy Christie (przyp. tłum.).

background image

Nasze dzieci należą do Pana. On je nam powierzył, dając w Biblii konkretne wskazówki,

jak je uczyć i jak ubogacać ich życie. Kiedy popadamy w syndrom Super Rodzica, to tak się

angażujemy w życie naszych dzieci, że próbujemy nimi zawładnąć. Często przy tym bardzo je

kochamy. Jak już wcześniej wspomniałem, despotyczny rodzic z reguły często dziecko

kontroluje, a rzadko okazuje mu miłość i po-rnoc. W domach despotycznych owszem jest

obecna miłość, ale przejawia się ona w łaskawości dyktatora. Dyscyplina praktyczna została

pomyślana tak, żeby pomóc dziecku osiągnąć równowagę, która z jednej strony daje mu

ciepło i miłość, a z drugiej — swobodę podejmowania samodzielnych decyzji. Dyscyplina
praktyczna pomaga uk

ierunkować dziecko, ale nie prowadzi do posiadania go na własność ani

do kontrolowania go.

2.

Jestem sędzią i wyrocznią.

Nie jesteśmy też sędziami ani wyroczniami. Jedynym sędzią jest Bóg i kiedyś osądzi On

każdego z nas. Owszem, mamy władzę nad dziećmi, ale powinniśmy sprawować ją z

wyczuleniem na sprawiedliwość i z miłością. Każdy dzień naszego życia i życia naszych

dzieci obfituje w wyzwania. Ale dyscyplina praktyczna kładzie nacisk na to, że nie wolno

nam osądzać naszych dzieci, chociaż one same często próbują nas do tego nakłonić. Dzieci

posiadają naturalną skłonność do postrzegania mamy i taty jako nieomylnych i do uważania

ich za instancję ostateczną, która pomoże im osiągnąć to, czego w danej chwili chcą. Często

kusi nas, żeby tę rolę podjąć i rozwiązać ich problemy wydając słuszny wyrok.

Przyjrzyjmy się sześcioletniemu Ricky'emu i Bobby'emu, ośmiolatkowi. Kiedy nadchodzi

czas, żeby położyć się spać, oni się tarmoszą, biją ze sobą. Tata już trzykrotnie kazał im się

uspokoić. Ale Ricky i Bobby dalej się mocują i sprzeczają. W końcu Ricky (sześciolatek)

zaczyna płakać. To wystarcza — przycisk gniewu zostaje włączony i tato wpada do pokoju z

postanowieniem natychmiastowego załatwienia sprawy!

-

W porządku, kto zaczął? — tato jest teraz sędzią i ma zamiar wykryć, komu należy się

stosowna kara.

Jak można było się spodziewać, Ricky i Bobby pokazują na siebie nawzajem. Tato czuje się

zagubiony w roli sędziego i mówi:
-

Słuchajcie! Mam tego dość. Mówiłem wam trzy razy, że macie się uspokoić!

ZROZUMIANO?
-

Tak, tatusiu.

-

Tak, tatusiu.

Tatuś wychodzi wściekły, trzaskając drzwiami tak, że dom trzęsie się w posadach. A

co robią Ricky i Bobby za zamkniętymi drzwiami? Patrzą się na siebie z rączkami przy

buziach, usiłując zdusić chichot. Bobby parska:
-

Widziałeś, jak mu żyły wyszły na szyi? Nigdy nie widziałem, żeby tak się wściekł.

Tymczasem tatuś wraca do salonu i razem z mamą siadają przed telewizorem. Mama podsyca

problem zwracając się do taty:
-

John, wydaje mi się, że byłeś dla chłopców zdecydowanie za ostry.

John rzuca:
-

A mnie się wydaje, że gdybyś dbała o dyscyplinę, nie musiałbym tego robić!

Teraz Super Mama i Super Tata mogą wrócić do oglądania telewizji w grobowej ciszy

albo wszcząć własną awanturę. W prosty sposób wpadli w pułapkę zastawioną przez
Ricky'e

go i Bobby'ego, którzy bezustannie wciągają oboje rodziców we własne małe

sprzeczki. Jak na ironię, chociaż tacie wydawało się, że występuje jako sędzia, to tak

naprawdę był on obiektem manipulacji własnych dzieci! Jego pierwszym błędem było
trzykrotne upo

minanie, zanim doprowadzili go do ostateczności i spowodowali, że popełnił

drugi błąd, wpadając we wściekłość. Jego trzecim błędem było pytanie: „Kto to zrobił?". To

jasne, że w takiej sytuacji żaden z chłopców nie przyznał się do winy.

background image

Co powinien był zrobić ojciec? Miał kilka możliwości, które dadzą się wyprowadzić z

założeń dyscypliny praktycznej. Mógł skorzystać z tego, że w wyniku logiki następstw

chłopcy będą musieli przez kilka kolejnych dni kłaść się wcześniej spać, jeśli nie przestaną się

sprzeczać. Albo mógł zabrać jedno dziecko z pokoju i kazać mu spać gdzie indziej (więcej o

tym w rozdziale 11, podrozdziale Bitwy w łóżku).

Bez względu na powagę sytuacji, rodzic nigdy nie powinien stawać się sędzią. Rodzice

nie są przedstawicielami sądu. Prowadzą dom, w którym zachęta zajmuje miejsce nagrody, a

dyscyplina zawsze góruje nad karą. Żeby grać rolę sędziego i wyroczni, musisz być Super

Rodzicem; potrzebujesz szybkości wystrzelonego pocisku i mocy lokomotywy. Do tego

jednak, żeby stosować dyscyplinę praktyczną, potrzebujesz mądrości, aby wskazywać

dzieciom, jak podejmować dobre decyzje i aby pozwolić rządzić rzeczywistości.

3.

Moje dzieci nie mogą przegrywać.

Kiedy zaczynasz myśleć jak Super Rodzic, perspektywa porażki wcale nie jest atrakcyjna.
Super Rodzi

c uważa, że mu nie wolno i nie może on ponieść porażki, ponieważ Bóg jest po

jego stronie. Sądzi, że oczywiście jego dziecko także nie może ponosić porażek, a jeżeli coś

mu się nie uda, to ciężko jest im się z tym pogodzić. Rozczarowanie jest przez dzieci

odbierane jako przejaw warunkowego akceptowania ich, a to powoduje, że stres się nasila.

Prawda jest taka, że nasze dzieci mogą ponosić porażki.

Uważam, że dzieciom od czasu do czasu powinno coś się nie udać, ponieważ porażka jest

dla nich korzystna. Super

Rodzicom trudno jest zaakceptować tę gorzką prawdę. Parę lat temu

występowałem w programie radiowym z Abigail Van Buren, znanej z głośnego Droga Abby.

Abby wzięła «Dziesięć przykazań dzieci dla rodziców» z mojej książki Parenting without
Hassles — Well, A

lmost i przedrukowała je w swojej kolumnie. Podczas programu

oświadczyła, że po druku otrzymała ponad siedemset listów od osób, którym nie podobało się

przykazanie, które mówiło: „Proszę, daj mi wolność podejmowania decyzji, które mnie

dotyczą. Pozwól mi na klęski, żebym mógł się uczyć na błędach. Wtedy któregoś dnia będę

gotów do podejmowania takich decyzji, jakich będzie wymagało ode mnie życie".

Uwaga Abby była oczywistym dowodem na to, że we współczesnych domach problem

ten istnieje. Rodzice boją się pozwolić dzieciom na porażki. Nie twierdzę, że dziecko ma

wiecznie przegrywać ani że ma zostać życiowym nieudacznikiem. Twierdzę, że uczymy się

na błędach. Uczymy się przez podejmowanie własnych decyzji, więc jest rzeczą naturalną, że

niektóre z nich są błędne i prowadzą do porażek.

Bez względu na to, ile przychodzi listów krytykujących to «siódme przykazanie», w dalszym

ciągu uważam, że dom powinien być miejscem, gdzie wolno błądzić i gdzie traktuje się tę

kwestię w sposób rzeczowy, a ból porażki rodzice łagodzą miłością i wsparciem.

Przypomina mi się ojciec Harlana; w szkole średniej i na studiach był on znakomitym

zawodnikiem drużyny baseballowej. Mały Harlan bardzo się starał dostać do składu

głównego drużyny ligi juniorów, lecz nie udało mu się to. Trafił za to do drużyny niższej ligi.

Bez wiedzy i pozwolenia Harlana, jego ojciec poszedł do trenera i chciał o tym porozmawiać.

W rezultacie jego ojciec stracił panowanie nad sobą i doszło do awantury. Świadkami całego

zajścia byli niektórzy rodzice i wszyscy koledzy szkolni Harlana. Chłopiec też był przy tym

obecny i poczuł się tak speszony, że całymi miesiącami nie chciał pokazać się w szkole.

Skończyło się na tym, że opuścił drużynę niższej ligi i nie chciał już mieć nic do czynienia z
baseballem.

Rodzicom j

est ciężko poradzić sobie z porażką własnego dziecka. Chcemy, żeby nasze

dzieci odnosiły w życiu sukcesy i żeby były szczęśliwe, ale musimy postawić sobie pytania:

Kiedy i jak my odnosiliśmy sukcesy? Czy nie odnosiliśmy sukcesu często przez porażkę? Czy
na

wielu etapach naszego życia nie przechodziliśmy od niepowodzenia do sukcesu?

background image

Ciekawą rzeczą jest, że życie każdego chrześcijanina rozpoczyna się od niepowodzenia.

Kiedy przychodzimy zaczerpnąć zbawczej łaski Chrystusa, nie przychodzimy po nią przez

zwycięstwo, ale przez przyznanie się do klęski. Jesteśmy grzesznikami i potrzebujemy

Odkupiciela. Kiedy przyznajemy się do błędów i do tego, że potrzebujemy Chrystusa, wtedy

odnosimy zwycięstwo.

4. Jestem szefem —

ma być tak. jak ja chcę.

Rodzic, który stosuje dys

cyplinę praktyczną, sprawuje rzeczywistą władzę, ale nigdy nie jest

szefem. W domu chrześcijańskim szefem jest Bóg. Rodzic zarządza jedynie tym, co Bóg mu

powierzył. Stosując dyscyplinę praktyczną pomagasz dziecku stać się odpowiedzialnym i

obowiązkowym, ale nie podejmujesz za niego decyzji. Kiedy zaczynasz myśleć jak Super

Rodzic, zaczynasz decydować za dzieci, bo wydaje ci się, że wszystko wiesz najlepiej.

Prawdą jest, że rodzice przeważnie wiedzą więcej od swoich dzieci. Wiedzą, co dziecko

powinno zrobić, ponieważ sami już przez to przeszli.

Ale dyscyplina praktyczna pomaga ci kierować dzieckiem, a nie dominować nad nim i

dokonywać za niego wszystkich wyborów. Kierowanie wymaga większego wysiłku, ale

bardziej się opłaca. Rodzic może podejmować za dziecko wszystkie decyzje, ale co się stanie,

kiedy dziecko pójdzie do szkoły podstawowej, średniej, na studia i stanie się dorosłe? Często

mam do czynienia z sytuacjami tragicznymi, których przyczyną są rodzice usiłujący przez

cały czas decydować za dorosłe lub prawie dorosłe dzieci.

Nie tak dawno temu pracowałem z piętnastoletnią dziewczyną, którą nazwę tu «Sarą».

Była nastolatką, której rodzice dokładnie wiedzieli, co jest dla niej najlepsze. Całkowicie ją

usidlili. Nie miała żadnej swobody, była obserwowana, podejrzewana o najróżniejsze

wybryki, nie ufano jej. Nigdy nie było dowodów na to, że Sara się buntowała ani że robiła coś

złego. Rodzice nie mieli podstaw, żeby jej nie ufać, ale i tak jej nie ufali.

Sara mogła chodzić do kościoła, ale kiedy organizowano jakieś imprezy grupowe lub

wycieczki, rodzice stanowczo się sprzeciwiali, by brała w nich udział. Nigdy nie chodziła na

żadne spotkania.

W wieku piętnastu lat Sara zjawiła się w moim gabinecie — w ciąży. Wychodziła z domu

przez okno, żeby spotkać się ze swoim dziewiętnastoletnim chłopakiem. Rodzice mieli dobre

intencje, ale lekceważenie wolności, jakiej potrzebują dzieci, żeby nauczyć się

samodzielności i żeby dojrzeć, spowodowało tragedię. Rodzice wyszli z siebie, kiedy w

końcu do nich dotarło, że to oni przyczynili się do zaistniałej sytuacji. Sara zawsze

postrzegała rodziców jako niewrażliwych i surowych. Ich postępowanie postrzegała jako karę

i powiedziała sobie: „W porządku, mamo i tato, jeżeli wy macie prawo mnie karać, to ja mam

prawo ukarać was". I odegrała się na nich, przy okazji rujnując sobie życie.

Często obserwuję, jak rodzice wybierają dla swego dziecka szkołę i kierunek studiów.

Następnie decydują, jaki zawód powinno ono wykonywać. Wielu rodziców angażuje się
nawet w to, kogo ich dziecko powinno

poślubić. Nie twierdzę, że rodzice nie powinni mieć

zdania w kwestii wyboru dla ich dziecka szkoły, zawodu czy współmałżonka, ale rada i

opinia to nie to samo, co kontrola i presja. A przecież w grę wchodzi jeszcze najistotniejsza ze
wszystkich decyzja. C

zy rodzic ma prawo podejmować za dziecko decyzję o przyjęciu wiary

w Boga? Nawet Super Rodzic nie może tego dokonać!

7

Powyżej zaprezentowałem zaledwie kilka przykładów tego, że rozumowanie Super

Rodzica zawsze przynosi opłakane skutki. Jeśli starasz się być Super Rodzicem, to możesz

tylko przymnożyć problemów, a jeśli jesteście normalną rodziną — i tak macie do

7

Jeśli chodzi o chrzest dzieci, to Kościół katolicki chrzci nie tylko dorosłych, ale i niemowlęta, uważając, że chrzci się je w wierze tegoż

Kościoła, wyznawanej publicznie przez rodziców i chrzestnych dziecka oraz innych uczestników obrzędu. Dzieci te mają być wychowywane

w wierze, w której zostały ochrzczone (przyp. wyd.).

background image

rozwiązania wystarczającą ich ilość. Oczywiście jeżeli starasz się być Super Rodzicem za

wszelką cenę, nie przyznasz, że takie problemy istnieją. Nie ma nic złego w tym, że problemy

się pojawiają. Wszyscy je mamy. Chodzi o to, jak na nie reagujemy.

Czy twoja rodzina jest zdrowa, czy

Wszystkie rodziny troszczą się o zdrowie swych członków. Nie jest niczym nadzwyczajnym

fakt, że wydają one tysiące dolarów na właściwe odżywianie, na stosowną opiekę medyczną i

tak dalej. Jednak nawet wykonując to wszystko można mieć niezdrowy dom. Chodzi o to, jak

wy, rodzice, reagujecie na problemy będące częścią codziennego życia. Nie chcę nadużywać
analogii ze zdrowiem

, ale sądzę, że możemy spojrzeć na problemy tak, jak patrzymy na

zarazki. Czy pozwalamy, żeby problemy zainfekowały naszą rodzinę i przekształciły się w

poważną chorobę? Czy też potrafimy opanować chorobę, zwalczyć jej objawy i wyleczyć się?

Częstym przykładem niewłaściwego zachowania rodziców jest traktowanie dziecka jak

czarnej owcy. Rodzice umawiają się na rodzinną sesję terapeutyczną, na którą

przyprowadzają małego Buforda lub Cletusa i mówią mi: „Doktorze, to on. To on sprawia

kłopoty. To on się buntuje przeciw kościołowi. To on przynosi kiepskie stopnie. Proszę go

uleczyć!".

A czarna owca zazwyczaj siedzi ze smętnie zwieszoną głową lub patrzy przez okno,

znudzona na śmierć. Moja reakcja zazwyczaj zaskakuje rodziców. Mówię im, że jeżeli mają
zamiar pocz

ynić jakiekolwiek postępy w zmianie zachowania dziecka, to muszą najpierw

zastanowić się nad zmianą własnego zachowania.

Jeżeli mam do czynienia z rodziną, która uważa, że ich dziecko to czarna owca, często

proszę, żeby na spotkanie ze mną przyszła cała rodzina. Ważne jest, żeby rodzina postrzegała

złe zachowanie dziecka niejako wyłącznie jego problem, bo jest to problem całej rodziny.

Zazwyczaj istnieją jakieś powody, dla których dziecko właśnie tak się zachowuje, i często

przyczyniają się do tego członkowie rodziny.

Na przykład nietrudno zauważyć, jak bardzo idealnemu dziecku opłaca się mieć czarną

owce w postaci kogoś (brata lub siostry) młodszego o jakieś półtora roku (czasami czarną

owcą bywa starsze dziecko). Kędy wzorowe dziecko robi coś dobrze, czarna owca wypada na

jego tle jeszcze gorzej. W wielu rodzinach im przykładniej zachowuje się wzorowe dziecko,

tym bardziej przyczynia się do pogorszenia samooceny i pewności siebie jego rodzeństwa —

czarnej owcy. Wzorowe dziecko nigdy się do tego nie przyzna, ale z całą pewnością korzysta

z tej sytuacji. Jego własną pozycję w rodzinie umacnia złe zachowanie czarnej owcy. Rodzice

są jedynie ludźmi. Porównują i zastanawiają się, dlaczego mały Bufford nie może być taki,
jaka jest jego wzorowa starsza siostra.

Po

zostaje pytanie: No dobrze, ale co zrobić z Buffordem? Czyjego wzorowy brat lub

wzorowa siostra mają zacząć zachowywać się jak czarne owce, żeby inne dzieci nie czuły się

skrępowane?

Oczywiście, że nie, ale rodziny, a szczególnie rodzice, muszą zastanowić się, dlaczego

Bufford miewa napady gniewu, ssie kciuk, zachowuje się aspołecznie i tak dalej. Próbuję

pomóc rodzicom określić przyczyny (pozytywne lub negatywne) takiego zachowania się ich

dziecka, a następnie uporać się z nim w inny sposób, niż robili to dotychczas. Reakcje

rodziców i innych członków rodziny mogą w znacznym stopniu przyczynić się do umocnienia

niepożądanego zachowania się dziecka. Reakcje rodziny mogą też wywołać zachowanie

pożądane. Zależy to od tego, czy dana reakcja jest zdrowa czy niezdrowa. Poniższa tabela

ilustruje, co mam na myśli. Podaje ona przykłady pozytywnych i negatywnych zachowań,

zdrowych i niezdrowych reakcji na nie rodziców oraz wywołanego daną reakcją postrzegania
siebie przez dziecko:

background image

Zachowanie dziecka

Niezdrowa

reakcja

rodziców

Postrzeganie

siebie przez

dziecko

Zdrowa reakcja

rodziców

Postrzeganie

siebie przez

dziecko

Dziecko «zapomina» o
swoich

obowiązkach i idzie

bawić się z kolegami,
(negatywne)

„Jesteś taki
nieodpowiedzial
ny!" „Do niczego
nie dojdziesz,

jeżeli nie

nauczysz się

robić tego, co do

ciebie należy!"

„Przez tydzień
masz szlaban!"

„Jestem zły. Nie
jestem wiele wart".

„Karzą mnie, a to
jest
niesprawiedliwe".

„Naprawdę jest mi
smutno, kiedy nie

wypełniasz naszych

poleceń. Musiałam

nająć syna sąsiadów,

żeby wykonał za
ciebie te prace.

Kosztowało to pięć

dolarów i zostaną one

potrącone z twojego
kieszonkowego".

„Nie pójdziesz dziś

na zbiórkę, bo musisz

zostać w domu i

zrobić to, co miałeś

zrobić po południu".

„Mama jest na

mnie zła ,bo nie

wypełniłem moich

zadań". „Jeżeli ich
nie wykonam, to

będę musiał

zapłacić". „Daje mi
wybór".

Dziecko pomaga
mamie w zmywaniu i

sprzątaniu kuchni.
(pozytywne)

„Masz dolara za
to,

że pomogłeś
mamie".

„Och, jesteś
takim
dobrym
dzieckiem,

bo pomogłeś
mamie".

„Mogę dostać
p

ieniądze za

pomaganie
mamie". „Mama
mnie kocha pod

warunkiem, że
jestem dobry".

„Dzięki za ciężką

pracę.
Doceniam to".
„Twoja pomoc

bardzo mi ulżyła
w pracy".

„Dzięki. Kuchnia

wygląda

świetnie, prawda?"

„Jestem ważny.

Należę do
rodziny".
„Jestem
odpowiedzialny i

wykonuję dobrą

robotę".

Dziecko zostało

przyłapane na
wagarowaniu.
(negatywne)

„Jak mogłeś nam

to zrobić?"

„Jesteś

krętaczem i

kłamcą!"

„Wylądujesz
w szkole
specjalnej".

„Nie jestem
dobry".
„Moi rodzice

martwią się tylko o

to, jak wyglądają
przed
nauczycielami". „I

tak skończę jako

punk, więc równie

dobrze mogę stać

się nim już teraz".

„Przykro mi, że tak
bardzo nie lubisz

szkoły".
„Pogadajmy o tym,

co cię gnębi". „Może

się mylę, ale wydaje

mi się, że z różnych

powodów szkoła jest
ci potrzebna".

„Moi rodzice

martwią się
o mnie".

„Chcą usłyszeć, co
mam do
powiedzenia".

Dziecko samo

posprzątało pokój,
(pozytywne)

„Pokój wygląda

w porządku, ale

zapomniałeś

powiesić sweter".

„Jesteś taki

kochany, że

pomogłeś
mamusi

sprzątając swój
pokój".
„Bardzo

ucieszyłeś Pana
Boga".

„Nigdy nic nie

robię dobrze".
„Mamusia mnie
kocha, bo

posprzątałem
pokój".
„Pan Bóg kocha
mnie tylko wtedy,
kiedy

robię to, co mi

każą".

„Twój pokój wygląda

świetnie".

„Pewnie jesteś
dumny ze swojej
pracy. Dobra robota!"
„Twój wysi

łek się

opłacił. Pokój

wygląda wspaniale!"

„Jestem
odpowiedzialny.

Mogę wykonać

pracę bez mamy".

„Mogę sobie

narzucić

dyscyplinę.

Potrafię to zrobić".

Niezdrowe reakcje rodziców w dwóch negatywnych przykładach są łatwe do

zaobserwowania. W obu przypad

kach rodzic wysyła głośny i klarowny komunikat

zaczynający się od słowa «ty». Oznajmia to dziecku: „Nie jesteś dobry, jesteś niewiele wart,

rozczarowujesz nas i pakujesz się w dalsze kłopoty".

background image

Wiele dzieci stale słyszy takie komentarze i zamiast się poprawiać, stają się gorsze.

Rodzice utrwalają złe zachowanie dziecka powtarzając mu, że nie jest dobre i nie będzie w

stanie się poprawić, a dziecko tylko spełnia ich przepowiednie.

Zdrowszymi reakcjami na przewinienie dziecka są komunikaty zaczynające się od słowa

«ja», które sygnalizują dziecku, że rodzic czuje się zraniony, zły i zmartwiony. Ale zamiast

atakować dziecko, rodzic po prostu dzieli się z nim swoimi uczuciami i zmartwieniami i prosi
dziecko o pomoc w naprawieniu sytuacji.

Przyjrzyjmy się teraz dwóm przykładom pozytywnego zachowania oraz zdrowym i

niezdrowym reakcjom. Niezdrowe reakcje są powszechne. Mogą przypominać reakcje

naszych własnych rodziców. Na przykład: „Jesteś takim dobrym chłopcem, bo pomagasz
mamusi".

Co w niej jest złego? Co jest złego w mówieniu dziecku, że jest dobrym chłopcem?

Sporo jest złego, choć trudno to zauważyć. Taki komentarz daje dziecku do zrozumienia,

że jest kochane, ponieważ pomógł mamusi. Sugeruje, że jest kochane tylko wtedy, kiedy

pomaga. Co może dziać się w umyśle dziecka, kiedy słyszy taki komentarz? Może sobie

pomyśleć: „A gdybym nie pomógł, to nie byłbym kochany?".

Nawet jeśli dziecko nie potrafi wyrazić tego słowami, to może sądzić, że miłość

rodzicielska jest warunkowa: Jeśli się dobrze nie spisze, nie jest kochany. Rodzic powinien

zawsze próbować uświadamiać dziecku, że jest kochane bez względu na to, czy pomaga, czy

nie lub czy się spisuje dobrze czy źle.

Popatrzmy teraz na zdrowe reakcje: „Twoja pomoc bardzo ulżyła mi w pracy", „Dzięki!",

„Kuchnia świetnie wygląda, prawda?".

Te stwierdzenia wysyłają dziecku pozytywne sygnały. Dziecko słyszy, że jego praca

została doceniona. Nacisk położony jest na pracę, a nie na dziecko. Słyszy, że pomogło

mamie w pracy i mama jest mu za to wdzięczna. To sprawia, że czuje się dobre i

wartościowe. A stwierdzenie, że kuchnia wygląda wspaniale, sygnalizuje mu, że jest zdolne
do pracy —

że może zrobić coś dobrego.

Przykłady w tabeli dają podstawowe pojęcie o tym, jaka jest różnica między zdrowymi a

niezdrowymi reakcjami rodziców na

typowe domowe problemy. Przyjrzyj się im i zastanów

się, jakie są zazwyczaj twoje reakcje w odniesieniu do dzieci. Czy stosujesz zachętę i

dyscyplinę z miłością, czy popadasz w niedobry zwyczaj chwalenia i karania?

Zachęcam wszystkich rodziców, żeby zapamiętali werset 6, 4 z Listu do Efezjan. Niech

on stale przypomina im o różnicy między zdrowymi a niezdrowymi reakcjami na zachowanie

się dzieci. Biblia wspaniale to ujmuje: „A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych
dzieci, lecz wychowujcie je w karn

ości i napominając jak [chce] Pan".

Tym jednym zdaniem święty Paweł w sposób idealny ukazał, na czym polega dyscyplina

praktyczna. Rodzic opisany w Liście do Efezjan unika dominacji nad dzieckiem, próbując

wychować je zgodnie z wolą Bożą. Niestety obserwuję nazbyt wiele mam i tatusiów, którzy

usiłują stać się Super Rodzicami, ponieważ szczerze wierzą, że tego uczy Pismo Święte. Jak

na ironię ci Super Rodzice polegają bardziej na sobie niż na Bogu. Pewnie mówią o

pokładaniu ufności w Bogu, ale sposób, w jaki sprawują władzę rodzicielską, pokazuje, że

ufają oni przede wszystkim sobie. Sprawowanie roli sędziego i wyroczni albo bycie

ostateczną instancją wydaje się sprawiać im przyjemność. Tak bardzo kładą nacisk na

doskonałość, że ich dzieci paraliżuje strach przed porażką.

Czasami zaś dążenie Super Rodzica do doskonałości może doprowadzić go do

całkowitego wyniszczenia, gdyż zachowuje się on jak niewolnik całej rodziny. Często

przytrafia się to matkom. Na przykład, pewnego razu udzielałem porady Michelle, 34-letniej

perfekcjonistce, matce trzech córek, z których najstarsza była w gimnazjum. Córki Michelle

rzucały się w oczy. Ich dobrane pod względem kolorystycznym ubrania były widoczne z

background image

daleka. Michelle krochmaliła i prasowała nawet plisy sukienek, żeby mieć pewność, że

wyglądają schludnie.

Gdy do mnie trafiła, była kobietą całkowicie wyczerpaną — pod względem fizycznym i

emocjonalnym. Wstawała codziennie o 5.30. Codziennie staczała batalie wyciągając

dziewczęta z łóżek, upewniając się, czy mają umyte zęby, i tak dalej. O 6.45 nienagannie

ubrana i zadbana, podawała rodzinie cztery różne śniadania. Dla jednej córki były naleśniki z
borówkami, dla drugiej —jajecznica, a dla trzeciej —

płatki. Tata jadał oczywiście swoje

ulubione tosty.

Trwało to dość długo, lecz w pewnej chwili Michelle zaczęła tracić siły. Jej rodzina stała

się cyrkiem, a ona była jego dyrektorem. Była skrajnym i pożałowania godnym przykładem

matki chcącej dać rodzinie wszystko. To, co robiła, stało w sprzeczności z tym, co
podpowiada psychologia,

zdrowy rozsądek i mądrość Biblii. Po kilkutygodniowej terapii

Michelle w końcu poczyniła postępy. Jej najbardziej znaczącym czynem było rozłożenie rąk i

oznajmienie, że zaczyna strajk. Tak właśnie zrobiła; przestała być Super Mamą i sytuacja w

domu błyskawicznie się poprawiła.

Jak na ironię Michelle — mimo że wierzyła, iż kocha swoją rodzinę, i na pewno starała

się okazywać pozytywne uczucia — wcale nie osiągała zamierzonych celów. Podejmując tak

wiele decyzji za swoje dzieci i stale je wyręczając, w rzeczywistości utrudniała im stanie się

osobami samodzielnymi, które byłyby w stanie decydować za siebie, i osobami
odpowiedzialnymi —

przed innymi, a także przed Bogiem.


Ostateczny cel dyscypliny praktycznej

Najważniejsze pytania, jakie zadają mi rodzice podczas seminariów prowadzonych przeze

mnie w USA i w Kanadzie, brzmią następująco: „Jak mam pomóc dziecku w jego rozwoju

duchowym? Jak mam umacniać więź dziecka z Bogiem?".

Uważam, że kluczem do odpowiedzi na te pytania jest koncepcja dyscypliny praktycznej,

k

tóra jest oparta na czynach, a nie na słowach. Dzieci słyszą w domu wiele słów o Bogu.

Wiele mówi się o Bogu na katechezie i w kościele. Ale dzieci nieczęsto widzą uczynki, które

wynikałyby z relacji Bogiem. W miarę dorastania w swych domach i kościołach często

spotykają się ze słabością i hipokryzją dorosłych. Obserwują ułomność swoich rodziców i
innych osób.

Nie ma nic złego w tym, że ktoś jest ułomny, ale jest dużo złego w tym, że ktoś jest

hipokrytą. Wierzę, że otwarte przyznanie się przed dziećmi do swej słabości jest

wykorzystaniem doskonałej okazji do nauczenia ich, że człowiek jest zależny od łaski Bożej.

Kiedy przyznaję się przed dziećmi, że nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, i kiedy

modlę się razem z nimi, widzą one moją zależność od Boga w sprawach życia codziennego.

Jednym z najlepszych sposobów pokazania (a nie tylko powiedzenia) dzieciom, że

naprawdę polegasz na Bogu, jest modlitwa. Czy masz czas, żeby regularnie modlić się razem

z dziećmi? Nie mówię tu o siadaniu na łóżku dziecka przed położeniem go spać i

recytowaniu: „Aniele Boży...". Moje dzieci nigdy nie słyszały tego rodzaju modlitwy. Kiedy

się z nimi modlę, mówię o minionym dniu, o naszych potrzebach, konkretnych problemach

jakiekolwiek by one nie byty. Modlę się z moimi dziećmi za babcię i dziadka, za mamę i

tatę albo za brata lub siostrę. Dziękuję wraz z nimi za coś, za co w danym dniu jesteśmy

szczególnie Bogu wdzięczni—za spełnienie naszej prośby lub za udzielenie nam odpowiedzi.

Razem z dziećmi oddaję Bogu nasze słabości i niedociągnięcia. Moje dzieci nie słyszą, że

dziękuję Bogu za to, że jestem doskonały. Słyszą, że polegam na Bogu i proszę Go o mądrość

i siły.

Dzieci naśladują dorosłych. Dorośli są od nich o wiele więksi i mogą zrobić o wiele

więcej. Dorośli spełniają codzienne potrzeby dzieci. Nie ma więc co się dziwić, że ojcowie i

matki są przez małe dzieci postrzegani jako osoby właściwie doskonałe.

background image

Oczywiście peleryna doskonałości szybko opada z naszych ramion. Ale dopóki

oszukujemy dzieci tą maskaradą, krzywdzimy je. Ludzie doskonali wpędzają innych w

zakłopotanie i trudno z nimi przebywać. Wydają się niedostępni, a jeżeli jest coś, co jako

rodzic chciałbym moim dzieciom zaoferować, to jest to właśnie dostępność.

Przykro jest patrzeć na tak licznych rodziców, którzy — z poczucia dumy czy z egoizmu

zatajają przed dziećmi swe niedoskonałości. Kiedy rodzice są wystarczająco odważni,

żeby w czasie modlitwy podzielić się z dziećmi swoimi wadami i brakami, dają doskonały

przykład, jak polegać na Bogu. Jeżeli jesteś otwarty i przejrzysty przed Bogiem i dziećmi,

mówisz: „Chociaż jestem o wiele starszy, ja też polegam na naszym Ojcu, który jest w niebie,

i chcę, żebyście wy też na Nim polegali".

Inną korzyścią płynącą z bycia otwartym przed Bogiem i dziećmi jest to, że będzie je to

zachęcać do dzielenia się z tobą ich prawdziwymi uczuciami. Jest prawdopodobne, i będą

chętniej dzielić się z tobą swoimi problemami i słabościami, jeżeli będą wiedzieć, że też je

miałeś. Ich rozumowanie będzie następujące: „Mama nie będzie się o to złościć, bo jej też się

to przytrafiło".

Moim zdaniem czas modlitwy jest specjalną porą dla ciebie i dla twoich dzieci. Ważne

jest, abyście podczas modlitwy przytulali swoje dzieci. Nie spieszcie się. Mówcie naprawdę z

serca. Odejdźcie od wyszukanych modlitw i od pacierza, który znacie na pamięć. Nauczcie

dzieci modlitwy płynącej z serca i nauczcie je modlić się w każdej potrzebie.

Pokaż dziecku, że polegasz w życiu na wszechogarniającej miłości i potędze Boga.

Wyrób w sobie postawę podporządkowania się Panu, a nauczysz dziecko, jak

podporządkować Bogu swoje życie.

Niech modlitwa stanie się w twoim domu wydarzeniem takiej samej wagi co uczęszczanie

do kościoła i na lekcje religii. Znajdź czas na modlitwę przy posiłkach. Wykorzystaj każdą

okazję, aby — zdobywając się na odwagę — podzielić się swoimi najskrytszymi myślami i

odczuciami o Ojcu Niebieskim. Twoje dzieci nauczą się postępować tak samo.

Uważam, że wykształcenie w dziecku postawy uległości wobec Boga owocuje

podwójnym dobrodziejstwem:


1° Podejmujesz konkretne kroki ku nauczeniu dziecka podejmowania decyzji, szczególnie

podjęcia decyzji o przyjęciu Chrystusa jako Pana swego życia.

2° Wypełniasz rolę autorytatywnego rodzica, którego opis zawarł święty Paweł w Liście

do Efezjan.

Zauważ, że powiedziałem «autorytatywnego», a nie «autorytarnego». Rodzic

autorytatywny stoi na solidnym gruncie pomiędzy dwiema skrajnościami: pobłażliwością i

despotyzmem. Jak pokazuje poniższa tabela, ani rodzic pobłażliwy, ani rodzic despotyczny

nie pomoże dziecku nauczyć się podejmowania decyzji. Rodzic pobłażliwy odbiera dziecku

poczucie własnej wartości i inicjatywę poprzez robienie wszystkiego dla dziecka. Rodzic

despotyczny odbiera dziecku poczucie własnej wartości i niezależności poprzez robienie tak
wielu rzeczy za dziecko.

Rodzic-

despota kontroluje dziecko władzą autokratyczną, ale taki despotyzm skazany jest

na niepowodzenie. Despota może sądzić, że jego dziecko «przestrzega zasad», ale tak

naprawdę to czyni się on odpowiedzialnym za czyny dziecka. Autokratyzm pociąga za sobą

bunt, ponieważ umacnia w dziecku dwa typy zachowania. Jednym jest zachowanie na pokaz,

adresowane do rodziców i innych ważnych osób. Drugi typ zachowania objawia się wtedy,

gdy dziecko przebywa na osobności lub w gronie przyjaciół. Uwierzcie mi, że oba

zachowania mogą się radykalnie różnić.

Jednym z narzekań, jakie słyszę co tydzień, jest: „Mały Festus w domu jest inny, ale kiedy

jest z kolegami, zawsze pakuje się w kłopoty".

background image

Kiedy określam styl rodziców jako autokratyczny i despotyczny, pytam łagodnie: „Czego

się państwo spodziewają? Pozbawiliście dziecko szansy podejmowania życiowych decyzji.

Kładliście nacisk na kontrolę, ale zaniedbaliście to, by nauczyć je niezależności i wpoić w nie

pewność siebie w podejmowaniu decyzji".

Uważam, że dom powinien być miejscem, gdzie dzieci mogą uczyć się podejmowania

decyzji dotyczących ich życia i gdzie akceptuje się konsekwencje tych decyzji — tych

właściwych i tych niewłaściwych. Dom to tak naprawdę wolny, bezpłatny uniwersytet, gdzie

dzieci studiują życiowy program podejmowania decyzji. Używam słowa «wolny», ponieważ

Bóg dał nam wolną wolę. Możemy podejmować decyzje, łącznie z tą, czy przyjąć Jego

propozycję odkupienia i życia w wiecznej miłości, czy nie przyjąć. Wolność, jaką się
cieszymy, jest wielkim dowodem na to, jak bardzo Bóg nas kocha.

Dom powinien odzwierciedlać tego rodzaju miłość. Bóg ma władze nad rodzicami, ale

obdarza ich wolnością i miłością. Rodzice mają władzę nad dziećmi, ale dzieci również

powinny cieszyć się wolnością i miłością.

Dla niektór

ych rodziców brzmi to groźnie. Z całych sił obstają przy kontrolowaniu.

Uważają, że jeśli nie kontrolują dziecka, to wymknie się im ono z rąk, zostanie skrzywdzone,

zejdzie na złą drogę itp. Ale jeśli się zatrzymasz i zastanowisz, to zrozumiesz, że rodzic nie
ma innego wyboru —

musi dać dziecku wolność. Nie twierdzę, że powinien je zaniedbywać

albo pozwolić mu biegać po ulicy i dać się zabić. Ale u podstaw relacji dziecko — rodzic

powinno leżeć pragnienie rodzica, żeby nauczyć dziecko odpowiedzialności, pokazać mu, jak

należy w życiu postępować, i żeby dać mu wolność, by stało się osobą niezależną. Dziecko i

tak stanie się niezależne i zamiast ten proces tłumić i krępować, trzeba go akceptować i

wspierać.

Rodzic despota

Rodzic autorytatywny i

odpowiedzialny

Rodzic pobłażliwy

1. Podejmuje za dziecko
wszystkie decyzje.

1. Daje dziecku wybór i
wskazówki.

1. Jest niewolnikiem dziecka.

2. Stosuje nagrody i kary,

żeby kontrolować
zachowanie dziecka.

2. Daje dziecku okazje do
podejmowania decyzji.

2. Priorytetem jest dziecko, a

nie współmałżonek

3. Postrzega siebie jako

kogoś lepszego od dziecka.

3. Wprowadza konsekwentną

dyscyplinę opartą na miłości.

3. Pozbawia dziecko

poczucia własnej wartości i
ambicji, bo robi za nie to, co

ono może zrobić.

4. Rządzi w domu żelazną

ręką; daje dziecku mało

wolności.

4. Czyni dziecko
odpowiedzialnym.

4. Dostarcza dziecku

disneyowskich doświadczeń,

wszystko mu ułatwia:
odrabia za dziecko zadania,
udziela za nie odpowiedzi
itp.

5. Pozwala, by nauczycielem

dziecka była
rze

czywistość.

5.

Niekonsekwentnym
wychowaniem doprowadza
do buntu dziecka.

6. Okazuje dziecku szacunek, umacnia w nim poczucie własnej wartości, a przez to

podbudowuje jego poczucie godności i ambicję.

background image

Twoje dziecko niedługo stanie się nastolatkiem, a potem wejdzie w dorosłość. I tak

wkrótce będzie robić, co mu się podoba (a stanie się to o wiele szybciej, niż przypuszczasz).

Kiedy nasze dzieci staną się nastolatkami, to możemy polegać właściwie tylko na ich miłości

i szacunku. Może będzie się nam wydawać, że mamy nad nimi władzę i kontrolę, ale ta iluzja

szybko się rozwieje.

Stale mam do czynienia z rodzicami, którzy nie dali swym dzieciom wolności, a teraz,

kiedy dzieci te stały się nastolatkami i dorosłymi, zbierają gorzkie żniwo. W książce tej kładę

duży nacisk na to, żeby pomóc ci nauczyć dziecko jak najwcześniej podejmować mądre

decyzje. Rodzic nie może mieć w życiu wspanialszego celu.

Zastawów

się:

Czy kiedykolwiek próbowałeś być Super Rodzicem? Jak? Jakie były tego wyniki?

Czy pamiętasz cztery błędy w rozumowaniu Super Rodzica? Na które z nich jesteś

narażony najbardziej?


Wypróbuj:

Przestań być doskonały. l tak nie jesteś, wiec możesz przestać udawać. Porzuć

bezsensowne zadania, którym usiłujesz sprostać, żeby uszczęśliwić swoją rodzinę. Albo
pr

zyznaj się do ich niewypełnienia.

Módl się z dziećmi. Pokaż im, że znajdujesz oparcie w codziennej modlitwie. Nie

wygłaszaj kazań; po prostu pozwól, żeby Bóg zagościł w twoim domu. Bądź szczery

przed Bogiem i zachęć dzieci, aby też były szczere.



Rozdzia

ł 7

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka?

Po tej pory przyjrzeliśmy się podstawowym założeniom dyscypliny praktycznej. Obejmują

one następujące zagadnienia:

Osoby stosujące dyscyplinę praktyczną starają się być konsekwentne, zdecydowane i

szan

ują dzieci jako osoby.

Osoby stosujące dyscyplinę praktyczną wskazują kierunek, a nie używają siły; kładą

nacisk na czyny, a nie na słowa.

Osoby stosujące dyscyplinę praktyczną czynią dzieci odpowiedzialnymi za swoje

poczynania (jakie by one nie były), aby mogły czerpać naukę z doświadczenia. Poczynania te

mogą przynieść porażkę lub sukces, ale dzieci będą obowiązkowe i odpowiedzialne za to, co

robią.

Osoby stosujące dyscyplinę praktyczną pomagają dzieciom uczyć się. Zdają sobie sprawę

z tego, że są najważniejszymi nauczycielami, jakich kiedykolwiek będą miały ich dzieci; są

okoliczności i wydarzenia, z których płynie nauka.

Być może zżymacie się, kiedy używam określenia «osoba stosująca dyscyplinę

praktyczną». W potocznym rozumieniu osoba stosująca dyscyplinę to ktoś surowy,
despotyczny i —

ogólnie mówiąc — nie jest przyjemnie z nią przebywać. Jednak mam

nadzieję, że uda mi się w tej książce wykazać, że będąc osobą dyscyplinującą, staniesz się

możliwie najlepszym przyjacielem swego dziecka. Osoba dyscyplinująca to ktoś, kto kieruje,

trenuje i uczy drugą osobę, żeby pomóc jej stać się kimś dojrzałym, odpowiedzialnym i

odnoszącym w życiu sukces.


background image

Stawiaj zachowanie na drugim miejscu, przede wszystkim kochaj dziecko

W gruncie rzeczy dzieci pragną dyscypliny. Nie odrzucą cię dlatego, że jesteś osobą

dyscyplinującą, pod warunkiem, że mają pewność, że ty sam ich nie odrzucasz. I na tym

polega piękno koncepcji dyscypliny praktycznej. Dyscyplina praktyczna pomaga rodzicom

dawać dzieciom do zrozumienia, że je kochają, chociaż nie zawsze podoba im się ich

zachowanie. Moja praktyka i seminaria prowadzone w całym kraju nieustannie pokazują, że

rodzice nie opanowali sztuki okazywania dziecku, że: „Kocham cię, ale nie podoba mi się to,

co zrobiłeś". Dziwnym trafem dzieci ciągle odbierają komunikat: „Nie podoba ci się, co

zrobiłem, i za mną też nie przepadasz".

Ale dzieci ciągle chcą czegoś więcej. Bezustannie nas sprawdzają, buntują się, próbują, na

ile mogą sobie pozwolić, i przez cały czas zadają pytania: „Czy ty mnie kochasz? Czy

kochasz mnie wystarczająco, żeby mnie zdyscyplinować i skorygować moje zachowanie, a

jednocześnie nadal mnie lubić?".

Przy stosowaniu dyscypliny praktycznej słowem kluczowym jest słowo «równowaga».

Jeśli dziecko nie zachowuje się właściwie, musisz na to zareagować. Jeżeli zareagujesz w

sposób nadmiernie pobłażliwy, dziecku wkrótce przyjdzie do głowy, że to ono rządzi w

domu. Jeżeli zareagujesz w sposób nazbyt apodyktyczny, dziecko poczuje się zdeptane i

poczeka na moment, kiedy będzie mogło odegrać się na tobie. To odegranie się może

obejmować całą gamę zachowań, począwszy od zuchwałości lub nieposłuszeństwa, a na

ucieczce lub samobójstwie skończywszy. Obserwuję powtarzające się tragedie zbuntowanych

dzieci, które dosłownie niszczą swoje życie, usiłując zemścić się za despotyzm rodziców.

Niektóre dzieci wychowywane w domach despotycznych pozostają «grzecznymi

chłopcami i dziewczynkami» aż do chwili, kiedy staną się poważnymi nastolatkami albo

młodymi dorosłymi, i wtedy biorą odwet na rodzicach otwarcie się buntując, odrzucając wiarę

itd. Miałem wielu dorosłych pacjentów, którzy zbuntowali się jeszcze później. Wiele kobiet i

wielu mężczyzn przeżywających «kryzys wieku średniego» to osoby zmagające się ze

szkodliwymi pozostałościami wychowania despotycznego.

Nigdy wie odkładaj porachunków

Dyscyplina praktyczna stara się nie kierować ani nadmierną pobłażliwością, ani nadmiernym

despotyzmem. Chodzi w niej o konsekwencję i o ukierunkowanie na działanie. Rodzic

stosujący dyscyplinę praktyczną nie odwleka porachunków. Nie trwa w niechęci, gniewie czy

we frustracji. Kiedy zostaje złamana jakaś zasada lub ma miejsce innego rodzaju złe

zachowanie, dziecko wie, że rozwiązanie sytuacji będzie natychmiastowe.

To rozwiązanie nie musi oznaczać natychmiastowego klapsa czy lania. Kara cielesna ma

w wychowywaniu swoje miejsce, ale moim zdaniem zbyt wielu rodziców stosuje ją

niepotrzebnie. Chodzi przede wszystkim o to, żeby dziecko dostrzegło, co złego zrobiło, i

żeby dać mu okazję do wyrażenia skruchy oraz żeby wiedziało, iż postąpiono z nim
sprawiedliwie.

W niektórych wypadkach dziecku może być naprawdę przykro i może ono okazać

skruchę wobec osoby pokrzywdzonej. Jeżeli dziecko prosi o przebaczenie, to powinno je

otrzymać. Istotne jest porozumienie się. Jeżeli to możliwe, dziecko powinno porozmawiać o

zaistniałej sytuacji z mamą lub z tatą. To właśnie podczas rozmowy o złym zachowaniu lub

złamaniu jakiejś zasady ma miejsce prawdziwe wychowywanie. W przypadku dyscypliny
praktycznej nie dyscyplinujesz dziecka dla samego dyscyplinowania ani dla «utrzymania

porządku». Twoim dalekosiężnym celem jest pomóc dziecku stać się obowiązkową i

zdyscyplinowaną osobą, która nauczy się dyscyplinować się sama.


background image

Wykorzystaj najpotężniejszego sprzymierzeńca

Jeżeli stosujesz dyscyplinę praktyczną, zawsze wykorzystuj swego najpotężniejszego

sprzymierzeńca w tym względzie: naturalne lub logiczne konsekwencje. Pojęcie «naturalne

konsekwencje» po raz pierwszy sformułował psychiatra Rudolf Dreikurs. Uważał on, że
najlepszym sposobem uczenia d

zieci jest pozwolenie, by uczyło je życie. Konsekwencje są

naturalne przez to, że po prostu następują, jeżeli sprawy potoczą się w sposób naturalny.

Pismo Święte trafnie opisuje naturalne konsekwencje w Liście do Galatów (6,7). Parafrazując
nieco ten fragm

ent, można powiedzieć: „Dziecko zbiera to, co posiało". Na przykład:

Biegnij, kiedy powinieneś iść, a poślizgniesz się i zranisz kolano.

Połóż się późno, a spóźnisz się do szkoły.

Logiczne konsekwencje są nieco inne. Rodzice przedstawiają je dziecku wybiegając w

przyszłość, przestrzegając dziecko, co się stanie, jeżeli pewne obowiązki nie zostaną

spełnione. Na przykład:

Jeżeli nie zjesz kolacji, to wyląduje ona w koszu (albo w psiej misce), a ty nie

dostaniesz nic do jedzenia aż do śniadania.

Wróć późno od kolegi, a jutro nie będzie ci wolno do niego pójść (albo następnym

razem będziesz musiał wrócić wcześniej).

• Zapominaj o nakarmieniu kota, a znajdziemy mu nowy dom.

Wykorzystując naturalne i logiczne konsekwencje chętnie wyjaśniaj dziecku, o co chodzi,

a

le nie wracaj bez przerwy do podstawowych reguł i bez przerwy nie ostrzegaj, nie dawaj

dodatkowych szans itd. Jednym z kluczowych zamierzeń jest wpojenie dziecku, że

konsekwencje są realne i że życie nie zawsze daje drugą szansę.

Życie codzienne oferuje niezliczone możliwości zastosowania w praktyce naturalnych i

logicznych konsekwencji pewnych działań. I za każdym razem, kiedy to robisz, bądź gotów

na krytyczną «chwilę prawdy», w której konsekwencje te rzeczywiście nastąpią. Jeśli spuścisz
z tonu lub stani

esz się zbyt pobłażliwy, to twojej dyscyplinie zabraknie odniesienia do

rzeczywistości, a — co za tym idzie — także efektów.

Żal może być bronią dziecka

Jako rodzic zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze łatwo jest być twardym i obstawać przy
naturalny

ch i logicznych konsekwencjach. To może być po prostu bolesne. Oto pozwalasz

Bufordowi na długi sen, w rezultacie czego spóźnia się on do szkoły. Będzie narzekanie, łzy i

żal, co nieodmiennie powoduje nerwową atmosferę w domu.

Często przestrzegam rodziców, że skrucha dziecka czasami bywa prawdziwa, a czasami

jest zręcznie wykorzystywana jako skuteczna broń. Jeżeli dziecko bez przerwy łamie tę samą

zasadę lub bez przerwy robi tę samą rzecz źle i za każdym razem mówi, że tego żałuje, to być

może używa tej skruchy jako broni. Może ono zakładać: „Dopóki mówię mamie, że żałuję,

dopóty będzie mi się udawać". Pamiętaj, że dyscyplina praktyczna zawsze pyta o

odpowiedzialność. Skrucha jest dobra, ale w wielu wypadkach jest niewystarczająca. Na

przykład, kiedy dziecko zepsuje coś w domu w rezultacie nieprzestrzegania zasady «nie ma w

domu szaleństw», może okazać wielką skruchę. Niemniej jednak powinno zostać obciążone

odpowiedzialnością za zniszczoną rzecz.

Ta sama zasada odpowiedzialności powinna znaleźć zastosowanie w przypadku dziecka,

które bez przerwy spóźnia się na kolację. Możesz przyjąć przeprosiny raz lub dwa razy, ale za

trzecim razem dziecko powinno pójść spać bez kolacji.

Przypominam sobie dziewięcioletnią dziewczynkę, z którą odbyłem kilka sesji

terapeutycz

nych. Bardzo czekała na weekend, który miała spędzić ze swoją koleżanką. Miała

nocować w jej domu, następnego ranka zjeść tam śniadanie, a potem miały wybrać się gdzieś

razem z mamą przyjaciółki.

background image

Ale nasza dziewięcioletnia dziewczynka miała pewne domowe obowiązki, które powinna

była wykonać najpóźniej w piątek wieczorem. Mama wcześniej określiła te obowiązki i

wyznaczyła czas ich wykonania.

Piątek upłynął i wieczorem córka przypomniała mamie, że czas już jechać do koleżanki.

Kłopot polegał na tym, że dziewczynka nie wykonała poleceń mamy. Tak naprawdę to

większość z nich nie została nawet zaczęta. Mama spokojnie powiedziała:
-

Kochanie, przykro mi, ale nie będziesz mogła pojechać.

Rzecz jasna, był płacz i scena, ale kiedy emocje opadły, córka wróciła do stołu i wciąż

zapłakana zapytała:
-

Ale dlaczego, mamusiu?

Mama spokojnie odpowiedziała:
-

Ponieważ nie zrobiłaś tego, co do ciebie należy. Przykro mi, ale będziesz musiała

zostać w domu i to dokończyć.

To, co następnie się wydarzyło jest znaczące i zainteresuje rodziców, którzy myślą o

korzystaniu z dyscypliny praktycznej. Z całą przebiegłością, jaką dzieci zdają się posiadać,

dziewięciolatka zaczęła nękać mamę:
-

Ale mamo, przecież nie mówiłaś mi, że mam to zrobić! Dlaczego mnie nie

uprzedziłaś?

Widzicie, ja

k łatwo jest stworzyć małego potwora lub — jeśli wolicie — małego sępa?

Dzieci posiadają umiejętność zapędzania nas w kozi róg i wywoływania w nas poczucia winy.

Znają niezliczone sposoby oznajmiania nam, że mamy je ostrzegać, przymilać się, pochlebiać,
a

nawet przekupywać. Wszystko to nonsens! Córka dokładnie wiedziała, jakie są jej

obowiązki i do kiedy ma się z nich wywiązać. Jedyną różnicą było to, że matka nigdy

wcześniej tak stanowczo nie obstawała przy przestrzeganiu zasad.

I tutaj właśnie dotykamy sedna sprawy w dyscyplinie praktycznej. Nadejdzie moment,

kiedy trzeba twardo trzymać się ustaleń, co oznaczać będzie łzy i oskarżenia, i nękanie.

Możesz zamknąć się w skorupie winy i pobłażliwości i ustąpić albo założyć zbroję

despotyzmu. Żadne z tych posunięć nie przyniesie efektu.

Trzeba zrobić to, co zrobiła ta matka. Była spokojna, ale zdecydowana. Była stanowcza,

ale czuła. Oczywiście w ten weekend nie należała do osób najbardziej lubianych przez

dziewięciolatkę. Ale bardziej interesowało ją nauczenie córki odpowiedzialności niż to, żeby

być przez córkę «lubianą». Tego wymaga uczenie odpowiedzialności—czasami musimy

«pociągnąć za dywan» i pozwolić, żeby małe sępy się poprzewracały.

Skuteczna dyscyplina praktyczna pozwoli ci skoncentrować się bardziej na opanowaniu

swych emocji, tak by emocje nie panowały nad tobą. Rzecz jasna, łatwiej jest to powiedzieć
(albo — tak jak ja —

napisać), niż zrobić, gdy wybite jest okno albo gdy na podłodze leży

stłuczony flakon. Nie jest łatwo panować nad emocjami, gdy mała Courtney wraca późno i

sprawia wrażenie, że pozjadała wszystkie rozumy, lub gdy odkrywasz, że czteroletni Cletus

kąpie swoją dwuletnią siostrę w muszli klozetowej. Niemniej jednak wybuch gniewu niczego

nie rozwiązuje. Tak naprawdę to w chwilach, gdy tracimy panowanie nad sobą i nie

dyscyplinujemy z czułością, jesteśmy winni naszym dzieciom przeprosiny. To może być

trudne, ale jest to niezwykle pomocne w czynnym wypełnianiu nauki Chrystusa, który kazał

„przebaczać jak Bóg wam przebacza" (por. Ef 4, 32 i Koi 3,13).

W każdej sytuacji to do ciebie —jako rodzica — należy ocena tego, co się dzieje, i

rozstrzygnięcie, jak postąpić. Kluczem do skutecznej interakcji z dziećmi jest chwila

zastanowienia, zanim zacznie się działać. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze jest to

łatwe, szczególnie że dyscyplina praktyczna wymaga zdecydowanego działania, a nie

zwlekania. Ale w każdej sytuacji warto zastanowić się przez chwilę, co tak naprawdę się

dzieje i co trzeba zrobić. Chwila zastanowienia (jeżeli trzeba, sam się oddal lub usuń dzieci z

background image

miejsca zdarzenia) zmniejsza prawdopodobieństwo działania pod wpływem gniewu i

zwiększa prawdopodobieństwo zastosowania skutecznego rozwiązania dyscyplinującego.

Dziewięć sposobów na to, by zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka

Oto dziewięć wskazówek, które warto pamiętać przy stosowaniu dyscypliny praktycznej i

które pomogą stać się najlepszym przyjacielem swego dziecka:

1.

Reakcja rodzica powinna być adekwatna do tego, co się stało. Na przykład, dziecko

przepuściło swoje kieszonkowe. Kiedy prosi o dodatkowe pieniądze przed końcem
tygodnia, mówisz po prostu: „Przykro mi,

musisz wziąć z kieszonkowego, a jeżeli już

nic nie

2.

masz, to trzeba będzie poczekać do soboty".

3.

Nigdy nie skłaniaj do posłuszeństwa biciem lub znęcaniem się. Pamiętaj, kija

pasterskiego lub rózgi używano do prowadzenia owiec, a nie do bicia ich.

4.

Kiedy to tylko możliwe, wybieraj działanie.

5.

Staraj się zawsze być konsekwentny.

6.

Kładź nacisk na porządek. Praca ma pierwszeństwo przed zabawą, poranne obowiązki

przed śniadaniem itd. Sprzyja to umacnianiu posłuszeństwa i podkreśla, że w całym

królestwie Bożym istnieje potrzeba porządku — porządek jest istotny.

7.

Zawsze wymagaj od dziecka odpowiedzialności za swoje czyny.

8.

Zawsze dawaj dziecku do zrozumienia, że jest dobre, nawet jeśli jego zachowanie jest
nieodpowiedzialne.

9.

Zawsze dawaj dziecku wybór, by umacniać współpracę, a nie współzawodnictwo.

10.

Jeżeli lanie jest absolutnie niezbędne, powinieneś je wymierzyć, ale tylko wtedy, gdy

w pełni kontrolujesz swoje emocje. Zawsze powinno nastąpić po tym wyjaśnienie,

dlaczego lanie było konieczne oraz znaczące słowa: „Kocham cię i zależy mi na
tobie".


To

jest łatwe i skuteczne

Niejeden rodzic powtarzał mi: „Za dużo pan wymaga. Mam trudności ze zdyscyplinowaniem

dziecka w oparciu o pańskie metody".

Mówię tym rodzicom, że czuję to, co oni. Dyscyplina praktyczna jest prostą, bezpośrednią

metodą, ale jest trudna. Nie jest łatwo zachować się jak matka dziewięcioletniej dziewczynki,

która nie wywiązała się ze swoich obowiązków. Mała dziewczynka zaniedbała swoje

obowiązki i nie mogła spędzić wieczoru u swojej przyjaciółki. Wypróbowała wszystkie znane

sobie sztuczki, żeby wzbudzić w mamie poczucie winy, ale mama nie uległa. Była stanowcza,

lecz okazała jej uczucie. Rozumiała sytuację, ale pozostała nieugięta i wymogła na dziecku

odpowiedzialność.

Nacisk na odpowiedzialność nie jest czymś nowym. Sugeruje to wielu specjalistów

zajmujących się problemem wychowania dzieci. Ale lubię myśleć, że dyscyplina praktyczna

jest wyjątkowo skutecznym sposobem na osiągnięcie tego celu ze względu na nacisk

kładziony na działanie, na gotowość «pociągnięcia za dywan» z humorem, ale i z

niewzruszoną stanowczością. I to się opłaca. Dyscyplina praktyczna sprawdza się! Widzę

codziennie, jak sprawdza się w moim domu. Widzę, jak działa w rodzinach poddawanych

terapii i w tych, z którymi rozmawiam jeżdżąc po kraju. W drugiej części książki przyjrzymy

się konkretnym problemom, zawirowaniom i kłopotom, żeby przekonać się, jak dyscyplina

praktyczna może poprawić i umocnić twoją więź z dzieckiem — od zaraz.


background image

Zastanów się:

Ten rozdział mówi: „Będąc osobą dyscyplinującą staniesz się najlepszym przyjacielem

swego dziecka". Jak to możliwe?


Co to są naturalne i logiczne konsekwencje? Dlaczego odgrywają ważną role w
dyscyplinowaniu twojego dziecka?


Wypróbuj:

Uświadom sobie, jakie mogą być korzyści z konsekwencji wynikających z postępowania

twoich dzieci. Zastanów się, jakie naturalne i logiczne konsekwencje zachowania twojego

dziecka możesz wykorzystać do zdyscyplinowania go.

Za

planuj swoje postępowanie.


Rozdział 8
Kiedy rodzina nuklearna eksploduje

G

ail była samotną matką borykającą się z wychowaniem dwóch synów, ale kiedy kościół

opłacił jej uczestnictwo w seminarium nt. wychowania dzieci, nie pokazała się. Następnej
n

iedzieli pastor zapytał ją o powód nieobecności.

-

Być może zna już pani odpowiedź na wszystkie pytania — dogadywał jej.

-

Ależ nie, pastorze. Wie pastor, że tak nie jest — odparła. — Ale kiedy zobaczyłam te

wszystkie plakaty z obojgiem rodziców i kiedy pa

stor powtarzał, że seminarium jest

dla matek i ojców, pomyślałam, że to nie dla mnie. Jest inaczej, kiedy jest się samotną matką.

Zbyt często my, autorzy poradników i wykładowcy formułujemy nasze rady tak, jak

gdyby były one adresowane tylko do rodzin, w których są oboje rodzice — zwanych przez

socjologów «rodzinami nuklearnymi». Wielu samotnych rodziców uważa, że ich niepełne

rodziny nie spełniają norm, czują się wypchnięci poza nawias, jakby nasze starannie

przetestowane wzorce miały zastosowanie tylko w hermetycznych laboratoriach.

Przepraszam, jeśli to, co do tej pory napisałem w tej książce, tak zabrzmiało. Prawda jest taka,

że samotni rodzice mogą wcielać w życie dyscyplinę praktyczną równie skutecznie. Dla wielu

z nich może się to okazać właśnie tym, czego szukają.

Badania pokazują, że w Stanach Zjednoczonych prawie 30 procent dzieci wychowują

samotni rodzice. Natomiast 20 procent żyje w rodzinach zastępczych lub—jak je nazywam —

w rodzinach mieszanych. Ozzy i Harriet ustępują miejsca Brady Bunch i Murphy Brown

8

Jakie rozwiązania proponuje dyscyplina praktyczna w takich sytuacjach? Czy istnieją

jakieś szczególne sposoby okazywania miłości i stanowczości, «pociągania za dywan»,

egzekwowania odpowiedzialności —jeżeli jesteś samotnym rodzicem albo kiedy

wychowujesz czyjeś dziecko? I tak, i nie. W pozostałej część książki mówię o tych

przypadkach, ale istnieją jeszcze pewne dodatkowe zastrzeżenia, o których sobie tutaj
powiemy.

.

Rodziny nuklearne eksplodują i ich członkowie muszą dalej żyć w środowisku skażonym
opadem radioaktywnym.


Rozbite domy

Być samotnym rodzicem to najtrudniejsze zadanie na świecie. Jesteś żywicielem i

konsumentem, dozorcą i gorylem, opiekunem i jędzą. Samotnie bierzesz na siebie obowiązki

8

Bohaterowie popularnych amerykańskich seriali komediowych — osoby samotne, zajęte robieniem kariery zawodowej (przyp. tłum.).

background image

wychowawcze obojga rodziców, dodając je do pozostałych zajęć i obowiązków. Większość
znanych mi samotnych rodziców pada z nóg.

W przeważającej liczbie przypadków któreś z rodziców zostaje osamotnione na skutek

odejścia (śmierci)

współmałżonka, będącego zarazem rodzicem, lub rozwodu. W obu sytuacjach towarzyszy im

ogromny ból oraz poczucie winy i gniew. Tak więc nie tylko zmagasz się z codziennym

życiem, ale musisz też poradzić sobie z ładunkiem emocji — własnych i twoich dzieci! Nie

jest to łatwe życie. (Dostrzegam, że na macierzyństwo decyduje się coraz więcej kobiet

niezamężnych. W takiej sytuacji emocje są nieco inne, ale wcale nie jest im łatwiej).

Czy jesteś więc skazany na życie drugiej kategorii? Czy twoje dzieci zawsze będą

napiętnowane tą sytuacją? Niekoniecznie. Znam wiele dzieci pochodzących z rozbitych

domów, które wyrosły na odpowiedzialnych nastolatków i dorosłych i które są szczęśliwymi i

dobrze radzącymi sobie w społeczeństwie ludźmi. Świadczy to o sile ich charakteru, o

ciężkiej pracy rodzica i o działaniu łaski Bożej.

Zadbaj o siebie

Jeżeli jesteś samotnym rodzicem mającym pod opieką dziecko, to twój poziom stresu jest

wyższy od przeciętnego. Zawsze masz na głowie dziesięć milionów rzeczy do zrobienia, a
czasu tylk

o na dwanaście lub trzynaście. To szef każe ci zostać dłużej w pracy, to dzieci chcą

pojechać na zakupy, to telefon z banku w sprawie opóźnienia w spłacie kredytu. Stale coś się
dzieje.

Wiele żyjących w głębokim stresie osób uwija się jak w ukropie, lecz są tak do tego

przyzwyczajone, że nawet nie zauważają, jak bardzo są zestresowane. Często potrzeba

jakiegoś załamania — emocjonalnego, fizycznego lub w relacjach z innymi osobami — żeby

to sobie uświadomić. Nie czekaj, aż to się stanie. Bądź świadoma, jak wielki jest twój stres, i

zrób, co w twojej mocy, żeby choć trochę go zmniejszyć.

Przede wszystkim, zajmij się sprawami podstawowymi: odpoczynkiem, jedzeniem i

sportem. Śpij siedem lub osiem godzin i jedz trzy porządne posiłki na dobę. Unikaj przekąsek,
al

e także modnych diet. Jeśli nie możesz iść do fitness klubu, to idź i pobaw się z dziećmi, ale

znajduj czas na regularną aktywność fizyczną.

Następnie zajmij się rozkładem dnia. Znajdzie się mnóstwo rzeczy, na które po prostu nie

będziesz miała czasu. Jeśli jesteś samotnym rodzicem, to jest oczywiste, że nie możesz

zadowolić wszystkich. Naucz się odmawiać, gdy ludzie proszą cię o robienie czasochłonnych

rzeczy. Inaczej zamęczą cię na śmierć; uleganie bowiem ich prośbom oznacza dla ciebie
samobójstwo. Przyzn

aj sam przed sobą, że nie jesteś w stanie podołać wszystkiemu.

Zrób sobie wolne w chwilach szczególnie stresujących. Uważaj na te chwile, w których

czujesz się szczególnie zestresowana/zestresowany i podejmij stosowne kroki, żeby nie

wybuchnąć. Może jest coś — pora dnia, jakaś czynność, osoba lub pewne zachowanie dzieci

co zawsze powoduje, że czujesz się szczególnie zestresowana. W każdym razie zredukuj

stres pozwalając sobie na odrobinę luzu, robiąc sobie miniwakacje.

Spróbuj zachęcić dzieci do pomocy. Znam jedną mamę, która zarządziła, że pierwsze pół

godziny po jej powrocie do domu to «czas wytchnienia». Nie wolno było jej wtedy

przeszkadzać. Po tym czasie z uśmiechem na ustach zajmowała się dziećmi, ale potrzebowała
trzydziestu minut wypoczynku. Jej dz

ieci pojęły, że ich życie jest o wiele przyjemniejsze,

jeśli pozwolą mamie na tę chwilę relaksu. Ty też potrzebujesz takiego czasu. Niech dzieci

wiedzą, że czasem twoje potrzeby są ważniejsze.

Zadbaj o siebie. Znajdź przyjemności, które sprawią ci radość porównywalną z

wygraniem miliona, gdy tymczasem kosztują tylko kilka dolarów. Zamów kolację, zrób sobie

background image

pedicure, weź gorącą kąpiel, idź z przyjaciółmi na koncert. Zaoszczędź trochę czasu i

pieniędzy na własne proste przyjemności i nie czuj się z tego powodu winna.

Co to wszystko ma wspólnego z dyscypliną praktyczną? To punkt wyjścia. Musisz być silna,

żeby dyscyplina praktyczna przynosiła skutki, więc musisz zatroszczyć się o siebie.

Wcześniej wspomniałem, że rodzice powinni znaleźć dobrą opiekunkę do dzieci i od czasu do

czasu oderwać się od nich. Ich związek musi być silny, jeżeli mają być dobrymi rodzicami.

To samo dotyczy ciebie, z tym że teraz jesteś sama. Poświeć trochę czasu na nabranie sił. I od
czasu do czasu odpocznij od dzieci.

Zrozum ból dzieci,

ale mu się. nie poddawaj

Rzecz jasna nie jesteś jedyną osobą, która cierpi. Twoje dzieci cierpią również. Ten ból

będzie trwał bardzo długo, chociaż kiedyś zacznie zanikać. Przez pierwsze dwa lata daje znać

o sobie na wiele różnych sposobów, a przez następnych kilka lat będzie się pojawiał od czasu

do czasu. Niekiedy dzieci będą miały ataki gniewu. Jeżeli będziesz w pobliżu, wyżyją się na
tobie. (Tak bywa z gniewem —

nie zawsze wybiera adresata). Niektóre dzieci zamkną się w

sobie, nie okazując swoich uczuć. Niektóre popadną w autodestrukcję, inne opuszczą się w

nauce, a jeszcze inne nie zrobią nic, o co je poprosisz.

Jak możesz zdyscyplinować dziecko za to, że czuje się zranione? Wiesz, przez co

przechodzi, i mu współczujesz. Możesz mieć poczucie winy za spowodowanie tego bólu (a

jest ono źródłem większości niewłaściwych decyzji podejmowanych przez samotnego

rodzica). Możesz chcieć zrekompensować im stratę rodzica przez zbytnią pobłażliwość.

Ale tak naprawdę to wcale im to nie pomoże. Pewne rodzaje zachowań, bez względu na

uwarunkowania, są nadal nie do przyjęcia. Musisz wymagać od dziecka — nawet od

cierpiącego dziecka — żeby wniosło swój wkład w poprawne funkcjonowanie rodziny.

Tkwicie w tym razem i musicie sobie nawzajem pomagać. Wszyscy odczuwacie ból, ale nie

ma żadnego wytłumaczenia dla działań destrukcyjnych. Bardziej niż kiedykolwiek musisz

okazywać miłość swemu źle zachowującemu się dziecku („Rozumiem cię") i jednocześnie

stale wymagać, żeby zachowywało się właściwie. Jeżeli chcesz dać swojemu dziecku coś, co

zrekompensowałoby jego ból, to po prostu bądź konsekwentnym kochającym rodzicem ze

zdrowym podejściem do sprawy wychowania.

Niech dzieci wiedzą, że jesteś im oddana... na zawsze

Dzieci po rozwodzie ich rodziców szczególnie obawiają się odrzucenia. Przekonały się, że nie

mogą zaufać dorosłemu, którego kochały. Może się to objawiać poprzez brak pewności, czy

może ci zaufać, lub przez trudności z okazaniem miłości innym. Ponieważ dyscyplina

praktyczna opiera się na wzajemnym zaangażowaniu (każdy członek rodziny wnosi swój

wkład w jej funkcjonowanie), sytuacja może trochę się skomplikować.

Zrób wszystko, co w twojej mocy, żeby zachować poczucie rodzinnej więzi, bez względu

na to, czy masz jedno dziecko czy jedenaścioro. Musicie umieć poświęcać się dla siebie

nawzajem. Jesteś tym rodzicem, który pozostał, i na tobie spoczywa ciężar udowodnienia

dzieciom, że będziesz z nimi na dobre i na złe; że nie znikniesz, gdy tylko sprawy zaczną

układać się źle. Przezwyciężenie emocjonalnego nastawienia dzieci zajmie ci trochę czasu i

może być frustrujące, ale powtarzaj im w kółko, że jesteś tu dla nich. Zapewniaj je o swoim
oddaniu.

Przestrzegaj swoich zasad bez względu na eksmałżonka

Kiedy zdecydujesz się postępować zgodnie z zasadami dyscypliny praktycznej, trzymaj się
tego —

nawet jeżeli twój były mąż nie zgadza się na to. Niech dzieci wiedzą, że macie swoje

«domowe zasady». Kiedy dzieci zostają z tobą, wiedzą, czego mają się trzymać. Jeśli w

background image

weekendy odwiedzają drugiego rodzica, mogą postępować według innych reguł. Ale w twoim

domu słuchają twoich wskazówek.
-

Ale tatuś mi na to pozwala!

-

Możesz to robić u tatusia. Ale tutaj ci nie wolno.

Dzieci mogą przez jakiś czas narzekać, ale wkrótce przywykną. Mogą ci się nawet odgrażać,

że wolą być z tatusiem. Nie daj się na to złapać. Trzymaj się zaplanowanej dyscypliny

praktycznej tak długo, jak długo dzieci pozostają pod twoją opieką.

Trzymanie przez rodziców wspólnego frontu, nawet jeśli są rozwiedzeni, jest wskazane.

Jeżeli pozostajesz w możliwie dobrych stosunkach ze swoim byłym mężem, to możesz —
szczególnie gdy chodzi o dzieci —

spróbować opisać mu metody dyscypliny praktycznej,

które mógłby zastosować. Wyjaśnij, czego się spodziewasz od każdego z dzieci, i w jaki

sposób będziesz wymagać od nich odpowiedzialności. Dla dobra dzieci twój eks-mąż

powinien zgodzić się realizować twój sposób dyscyplinowania.

Ale nie jest to bezwzględnie konieczne. Wielu ludzi błędnie pojmuje dyscyplinę

praktyczną, uważając ją za zbyt surową, i twój były mąż może obawiać się, że jesteś dla

dzieci zbyt surowa. Niech cię to nie zniechęca. Postępuj zgodnie ze swoim planem.

Unikaj trójkątów

Załóżmy, że twój były mąż ma przyjechać po waszego syna w sobotę o godzinie 10, żeby

zabrać go do parku. O godzinie 9.45 twój maluch jest całkowicie ubrany, spakowany i czeka
na schodach. Mija 10.00, potem 10.30 i 11.00 —

tatusia ani śladu. Dziecko pyta pochlipując:

-

Dlaczego nie przyjeżdża? Przecież obiecał.

Oczywiście wszystko zaczyna się w tobie gotować. Twój były mąż rzadko dotrzymywał

obietnic, a ter

az dobija cię widok rozczarowanego synka. Już sięgasz po słuchawkę, żeby

zmyć byłemu mężowi głowę.

Ale to nie twój problem. Tak naprawdę to jest to sprawa między twoim byłym mężem a

waszym synkiem. Nie musisz się w to angażować. Podaj słuchawkę synkowi i powiedz:
-

Nie wiem. Znasz jego numer. Zapytaj go sam.

Dzięki takiemu postępowaniu nie tylko ty unikasz wybuchowej sytuacji, ale twoje dziecko

również dostaje cenną, choć bolesną lekcję. A czyj głos w słuchawce wywrze większy efekt
na nieobecnym tatusiu — t

wój (zrzędzący) czy dziecka (płaczliwy i proszący)? Niech dziecko

ma z drugim rodzicem swoje własne układy.

Często dzieci rozwiedzionych rodziców pełnią rolę gołębi pocztowych lub szpiegów.

Krążąc między rodzicami przynoszą wiadomości (zazwyczaj nieprzyjemne) albo zbierają
informacje.
-

Powiedz temu swojemu beznadziejnemu ojcu, żeby tym razem przywiózł cię o jakiejś

sensownej porze.
-

Czy matka się z kimś teraz spotyka?

Jeśli masz jakąś sprawę do swego byłego małżonka, zwróć się do niego sama lub

porozmawia

j z nim przez prawnika. Nie stawiaj dzieci między wami. Unikaj również pokusy

zdobycia sympatii dzieci. Czasami rozwiedzeni rodzice znajdują pewną dozę satysfakcji w

tym, że „dzieci bardziej mnie lubią".

W rezultacie kiedy tylko mogą, wieszają psy na byłym współmałżonku. Jest to niewskazane;

dzieci muszą nauczyć się szanować oboje rodziców tak, jak to tylko możliwe. (Ponadto twoje

pragnienie bycia lubianą przez dzieci może podkopać dyscyplinę praktyczną. Jeśli dzieci są

pionkami w jakiejś emocjonalnej rozgrywce, to mogą szybko nauczyć się wykorzystywać to

przeciwko tobie: „Tatuś jest fajniejszy od ciebie. U niego mogę nie kłaść się spać aż do
jedenastej!").

Czasami dzieci albo eksmąż będą usiłowali wciągnąć cię w swoje wzajemne relacje.

„Dlaczego tatuś już mnie nie kocha tak jak dawniej?" „Wydaje mi się, że od jakiegoś czasu

background image

Tyler jest na mnie zły. Dlaczego?" Oczywiście możesz w czymś pomóc, ale nie daj się

wciągnąć w nieporozumienia między twoim byłym mężem a waszym dzieckiem, bo tak

będzie dla ciebie bezpieczniej. Jeśli to tylko możliwe, niech kontaktują się ze sobą

bezpośrednio.

Nic wyręczaj nikogo w rozwiązywaniu problemów

Jako samotny rodzic jesteś przyzwyczajona do samodzielnego zaspokajania potrzeb dziecka.

Może to dość szybko przerodzić się w nadopiekuńczość, co spowoduje, że będziesz chciała

osłonić dziecko przed rzeczywistością. Na dodatek samotni rodzice często mają poczucie

winy za to, że ich dzieci znalazły się w sytuacji, która nie jest sytuacją wymarzoną. Chcą więc

zrekompensować to dzieciom, chroniąc je przed dodatkowym cierpieniem.

Al

e kluczem do dyscypliny praktycznej jest konieczność nauczenia się stawiania czoła

rzeczywistości, zaś czasami — jak mówią — «rzeczywistość boli». Wiem, że niełatwo jest

patrzeć, jak dziecko przynosi ocenę niedostateczną z historii, ponieważ zamiast pisać referat,

oglądało telewizję, ale to nie oznacza, że powinnaś je wyręczać. Następnym razem zdecyduje

mądrzej. Niełatwo jest patrzeć, jak twój syn zostaje usunięty z drużyny piłkarskiej, ale to nie

oznacza, że masz dzwonić do trenera ze skargą. W następnym roku syn więcej się przyłoży —

albo znajdzie dziedzinę, która bardziej odpowiada jego zainteresowaniom.

Rzeczywistość jest naprawdę dobrym nauczycielem, aczkolwiek wymagającym. A ty nie

wyświadczasz dzieciom przysługi chroniąc je przed nią. Zwalcz pokusę rozwiązywania za nie

wszystkich problemów. Niech odkryją kawałek rzeczywistości na własną rękę.

Nie szukaj zbytniego wsparcia u dzieci

Samotni rodzice często próbują przekazać dzieciom część obowiązków współmałżonka.

Jeżeli chodzi tylko o wyniesienie śmieci, nie ma sprawy. Ale uważaj, żeby nie

wykorzystywać dziecka jako powiernika. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy chodzi o

jedynaka. Wtedy robi się z tego «ty i ja przeciw światu». Regularne wylewanie swoich uczuć

jest bardzo kuszące. Jednak taka sytuacja może doprowadzić do naruszenia dyscypliny

praktycznej przez podważenie autorytetu rodzica. Jeżeli w jednej chwili jesteś pokrewną

duszą, to trudno w drugiej być osobą dyscyplinującą. Nie twierdzę, że nie powinnaś być z

dziećmi szczera i cieszyć się z ich towarzystwa. Powinnaś! Ale pamiętaj, że jesteś rodzicem.

I pamiętaj, że twoje dziecko jest tylko dzieckiem. Wiele twoich uczuć to uczucia z natury

«dorosłe» — złożone i sprzeczne. Twoje dziecko nie jest gotowe na ich poznanie. Ty możesz

poczuć ulgę zrzucając ciężar z serca przed słuchającym cię dzieckiem, ale teraz dziecko

przejęło ten ciężar i może się pod nim ugiąć. Jeżeli martwisz się pieniędzmi, snujesz marzenia

o własnym życiu uczuciowym albo masz pretensje do swojego eksmęża — zachowaj to dla

siebie albo (to jeszcze lepsze rozwiązanie) poszukaj kogoś dorosłego, z kim mogłabyś o tym

porozmawiać.

Jeśli masz kilkoro dzieci, to prawdopodobnie poszukasz oparcia w najstarszym, żeby

pomagało ci przy młodszych. Nie ma w tym nic złego — Sande i ja często tak robimy (ale

ułatwia to spora różnica wieku między naszymi dziećmi). Uważaj jednak, by nie składać na

barki najstarszego zbyt wielu obowiązków. Nie może ono stać się «współrodzicem». Pozwól,

żeby dziecko wykształciło w sobie naturalne zdolności przywódcze, lecz rodzicielską

odpowiedzialność zachowaj dla siebie.

Uwaga na dziadków

Pewnego razu miałem do czynienia z 35-letnią samotną matką dwójki dzieci w wieku

dwunastu i dziesięciu lat. Jej rodzice postanowili, że zabiorą całą rodzinę do Disneylandu i

zapłacą za wszystko. Był to wspaniały prezent, ale kobieta miała w związku z tym nieco

mieszane uczucia. Zgodziłem się z nią. Prezent był miły, ale i niebezpieczny.

background image

W tym wypadku dziadkowie postępowaliby jak rodzice. Decydowaliby za swą dorosłą

córkę i za jej dzieci. Podczas wycieczki to oni byliby u władzy, a nie ona. I jaką naukę

wyniosłyby z tego dzieci?

Możliwe, że w danej chwili nie miałabyś nic przeciwko zafundowaniu wycieczki do

Disneylandu. Mógł to być dobry pomysł, gdyby dziadkowie mimowolnie nie wykorzystali tej

sytuacji do kierowania córką i jej dziećmi. Sądzę, że czuli się nieco winni z powodu jej trzech

rozwodów (pewnie popełnili jakiś błąd wychowawczy), a teraz nie ufali jej, jeśli chodzi o

wychowanie jej własnych dzieci, i chcieli przejąć odpowiedzialność za tę sprawę. (W

rzeczywistości od czasu do czasu zajmowali się już dziećmi przez dwa lub trzy tygodnie z

rzędu, kiedy córka potrzebowała odpoczynku).

Dziadkowie byli mili, ale chcieli kontrolować córkę, a ona pozwalała na to. Kiedy inni

bez przerwy cię w czymś wyręczają, szybko nabierasz przekonania, że sama sobie nie
poradzisz.

Zaproponowałem, że najlepiej będzie, jeśli córka weźmie na siebie rolę rodzica, a

dziadkowie będą ją w tym wspierać. Wycieczka do Disneylandu nie umacniała jej w roli

rodzica (jeżeli naprawdę chcieli pomóc, mogli dać jej pieniądze i pozwolić, żeby sama zabrała
dzieci).

Ta historia odnosi się do wielu niepełnych rodzin. Dziadkowie — często pod wpływem

niejasnego poczucia winy (i zwykle r

zeczywiście chcąc pomóc) — uzurpują sobie rolę

rodzica. Samotny rodzic, który i tak boryka się z życiem, pozwala im na to. Ale jest to

pułapka kwestionująca faktyczny autorytet w rodzinie. Samotny rodzic i jego rodzice muszą

współpracować, żeby umocnić szacunek między tym rodzicem a jego dzieckiem. Dziadkowie

mogą pomagać, ale nie mogą przejmować steru.

Ostrożnie z własnym życiem uczuciowym
Od momentu rozwodu

9

Musisz być szczególnie ostrożna również przez wzgląd na dzieci. Zapewne twój stan

emocjonalny w znacznym stopniu wynika ze świadomości, że twoje dzieci potrzebują i ojca, i

matki. Zdajesz sobie sprawę, że samotne macierzyństwo jest ciężkie dla wszystkich osób,

których ono dotyka, i snujesz fantazje, że twój nowy towarzysz życia rozwiąże wszystkie te

problemy. Ale rzuć okiem na dalsze strony tej książki, a przekonasz się, że przybrany rodzic

to też nie bułka z masłem. Poślubienie niewłaściwej osoby — po raz kolejny—wyrządziłoby

twojej rodzinie jeszcze większą szkodę. Więc nie spiesz się.

lub śmierci, kiedy to stałaś się samotnym rodzicem, w twoim życiu

pojawiła się głęboka wyrwa. Jest rzeczą naturalną, że chciałabyś znaleźć kogoś, kto pomógłby

ci ją zapełnić. Ale musisz być ostrożna, kiedy twoje serce zaczyna się zwracać w stronę

drugiego człowieka. Co tobą kieruje: uczucie czy potrzeba? W wyniku tragedii pojawiły się w
tobie nowe pot

rzeby emocjonalne, które spowodują zaburzenie równowagi w każdym nowym

związku. Według ekspertów, żeby emocjonalnie pogodzić się z tym, że doszło do rozwodu,

potrzeba przynajmniej dwóch lat, a często nawet więcej. Jeśli zbyt szybko się z kimś

zwiążesz, szykujesz sobie kolejną porażkę.

Wiele marzeń twoich dzieci jest podobnych do twoich. Widzą jak gawędzisz z

sympatycznym kasjerem/kasjerką w supermarkecie i już zaczynają planować wesele. Jeżeli

przyprowadzasz kogoś nowego do domu, mogę się założyć, że przyglądają mu się jako

potencjalnemu tacie/mamie. Opłakując utratę kogoś bliskiego żyje się nadzieją, że jeszcze nie

wszystko stracone. Kiedy w końcu dzieci zdają sobie sprawę, że ty i twój eksmąż to

przeszłość, szukają kogoś, żeby obsadzić wakujące stanowisko, żeby wszystko wyglądało jak

dawniej. Oczywiście nigdy nie będzie tak jak dawniej. Nie możesz się cofnąć. Jedyna droga

9

W dzisiejszym świecie rozwody są niestety zjawiskiem częstym. Autor kieruje swoje rady również do osób rozwiedzionych (przyp. wyd).

background image

prowadzi naprzód. Jednak presja ze strony dzieci może doprowadzić do rozpadu nowego

związku.

Radziłbym utrzymywać własne życie uczuciowe w jak największym sekrecie. Nie dziel

się z dziećmi szczegółami o randkach i nie przyprowadzaj swoich partnerów do domu, dopóki

nie jesteś zaręczona. Byłoby to dla dzieci tylko źródłem rozczarowań. Najlepszym sposobem

na to, abyście pozostali zdrową rodziną (i osobami), jest zaakceptowanie możliwości

pozostania osobą samotną. Ty i twoje dzieci musicie nauczyć się radzić sobie jako rodzina

funkcjonująca bez jednego elementu. Taka jest rzeczywistość. A jeżeli Bóg da ci nowego

towarzysza życia, to tym silniejsza będziesz w nowym związku.

Connie poznała Ricka za pośrednictwem kolegów z pracy. Zaczęła się z nim spotykać.

Mając dwóch synów z pierwszego małżeństwa, które zakończyło się dwa lata wcześniej, była

gotowa na poważny związek. Rick zdawał się być dla niej doskonałym mężczyzną. Nawet jej
ojciec —

chociaż nie podobał się mu żaden z mężczyzn, z którymi dotąd się spotykała —

wyraził swą gorącą aprobatę, kiedy przedstawiła mu Ricka.

Kiedy Rick zabrał jej synów na ryby, Connie pokochała go jeszcze bardziej.

Dziewięcioletni Jake i jedenastoletni Jeffy naprawdę potrzebowali ojca, a Rick był typem

człowieka aktywnego, który im imponował. Cała rodzina naprawdę oszalała na punkcie
Ricka.

Miło było na nich patrzeć.

Ale w pewnym momencie Connie zaczęła dostrzegać pewne problemy. Tajemnicze

wyjazdy służbowe, nieprzekonujące wyjaśnienia. Z początku ignorowała te niepokojące ją

sygnały, ale wkrótce zdała sobie sprawę, że Rick ją oszukuje. Kiedy w końcu doszło do

konfrontacji, roześmiał się.
-

Ach, tylko o to chodzi. Przecież jestem facetem. Nie jesteśmy małżeństwem ani nic w tym

stylu. To nie jest nic wielkiego.

Oczywiście dla niej to było coś wielkiego. W myślach już podążała ku małżeństwu, ale

teraz nacisnęła hamulec. Jej poprzedni mąż był oszustem. Nie zamierzała pozwolić, żeby

historia się powtórzyła.

Jake i Jeffy zmartwili się, że nie zobaczą już Ricka. Connie w delikatny sposób wyjaśniła

im sytuację, ale oni właściwie zaakceptowali już Ricka jako ojca. Skończyło się na tym, że

obwiniali Connie za zerwanie tego związku, manifestując swój bunt, co na długie miesiące

zatruwało atmosferę w domu.

To jeszcze bardziej pogorszyło życie Connie. Cierpiała rzecz jasna z powodu zdrady

Ricka, a teraz mus

iała jeszcze codziennie staczać batalie z własnymi dziećmi. Martwiło ją, że

nie była wystarczająco pociągająca, żeby podtrzymać zainteresowanie Ricka. Dlaczego

miałby spotykać się z innymi kobietami? I czuła się winna, że dała dzieciom nadzieję, a

następnie im ją odebrała. Ten uczuciowy galimatias wzmógł jej potrzebę znalezienia oparcia

w drugim człowieku, która to potrzeba pchnęła ją w ramiona kolejnego mężczyzny.

Stan zamieszkał w okolicy niedawno. Był przystojny, nie był wcześniej żonaty. Nie był

typem m

acho jak Rick; cechowała go stałość, był konsekwentny, miał dobrą pracę w firmie

ubezpieczeniowej i perspektywę na awans. Connie dobrze się z nim czuła, gdy oprowadzała

go po mieście i pomagała mu urządzić mieszkanie. On potrzebował jej, a ona jego. Dokładnie

cztery miesiące po rozstaniu z Rickiem Connie wybrała się na pierwszą oficjalną randkę ze
Stanem.

Wkrótce zaczęły się wspólne obiady z Connie i jej dziećmi trzy razy w tygodniu. Jake i

Jeffy traktowali go z ostrożnością, ale w końcu przywykli do jego obecności, szczególnie gdy

pomagał im w odrabianiu zadań. Connie zaczęła myśleć, że tym razem ten związek przetrwa.

Czuła, że Stan to dobry materiał na męża, że trafiła na takiego mężczyznę, który zaopiekuje

się nią i jej dziećmi.

Po sześciu miesiącach regularnego spotykania się Connie zaczęła się niecierpliwić.

Chciała pogłębić ten związek, ale Stanowi zdawał się odpowiadać obecny stan rzeczy. Connie

background image

zdała sobie sprawę, że cała inicjatywa, żeby być razem, pochodzi od niej, a Stanowi jak

gdyby nie zależało na tym, czy są razem czy nie. W jaki sposób taki świetny facet osiągnął

wiek 37 lat pozostając kawalerem? Może ma problem z angażowaniem się w związek?

Connie postanowiła wziąć byka za rogi. Gdy pewnego wieczora siedzieli w salonie,

wyłączyła telewizor i zaczęła mówić o swoim pragnieniu zawarcia ponownego małżeństwa.

Nie muszą się spieszyć, zapewniła Staną, ale zdecydowanie chciała iść w tym kierunku. Nie

dał jej zobowiązującej odpowiedzi. I więcej go nie zobaczyła. Przestał dzwonić. Przestał

przychodzić do kościoła. Nie odpowiadał na telefony. Za bardzo go przycisnęła i uciekł przed

koniecznością zaangażowania się.

Tym razem Jake i Jeffy nie okazywali zbytnio swych uczuć, ale w ciągu roku ich

zachowanie znacznie się pogorszyło. Ich stopnie poleciały w dół. Jeffy wdawał się w szkole

w bójki. Pewnego razu Connie dostała telefon z posterunku policji: Zatrzymano Jake'a za

kradzież w sklepie.

Ciąg porażek sercowych był dla Connie bolesny, ale cierpiały też jej dzieci. Nie

wiedziały, jak sobie poradzić z rozczarowaniem i spowodowanym przez nie gniewem. Ich

emocje wymykały się spod kontroli i przejawiały się w różnych destrukcyjnych
zachowaniach.

Historia Connie często się powtarza. Miałem do czynienia z wieloma rodzinami

przeżywającymi podobne doświadczenia: zawiedzione nadzieje i rozdrapywanie ran. Dlatego

mówię samotnym rodzicom, żeby byli bardzo ostrożni w kwestii mówienia dzieciom o

swoich romansach. Rzecz jasna musisz brać pod uwagę swe emocje, gdy odczuwasz wielką

potrzebę znalezienia nowego towarzysza życia, ale w sposób szczególny ochraniaj dzieci. Nie

przywiązuj ich do siebie, kiedy wybierasz się na przejażdżkę karuzelą miłości.

Najlepsza rada dla samotnych rodziców jest następująca:

1° Nie umawiaj się.

2° Jeśli się umawiasz, rób to poza domem.
3° Nie przyprowadzaj go/jej do domu, dopóki na

twoim palcu nie pojawi się coś, czym

będziesz w stanie przeciąć szkło.

Z następnego rozdziału dowiesz się, że nawet jeśli nowe związki są udane, to często

więcej problemów powodują, niż rozwiązują.

Zastawów się:

• W jaki

sposób możesz okazać dzieciom zrozumienie w tych trudnych dla nich chwilach,

nie pobłażając im? Dlaczego jest to ważne?

Jakie są największe wyzwania stojące przed tobą jako samotnym rodzicem?

Które z sugestii zawartych w tym rozdziale są dla ciebie najtrudniejsze do wypełnienia?

Które są najłatwiejsze? Dlaczego?


Wypróbuj:

Sporządź plan wprowadzenia w życie wybranej przez was najtrudniejszej i najłatwiejsze]

sugestii. Zrób dokładny harmonogram spotkań, ustal zasady postępowania, zaplanuj, z
którymi osobami

chcesz się spotkać, itd.








background image

Rozdział 9

Rodziny się nie łączą; owe się zderzają

W

dawnych czasach rodzice mieli wiele dzieci. Teraz dzieci miewają wielu rodziców.

Rozwody i powtórne małżeństwa są obecnie tak powszechne, że rodziny po przejściach są
n

iemal wyznacznikiem nowego tysiąclecia. Dzieci często muszą nauczyć się żyć z nowymi

rodzicami i z nowym rodzeństwem, co wcale nie jest łatwe.

Rodziny łączone wydają się wspaniałym pomysłem, dopóki nie spróbuje się tego na

własnej skórze. „Ja mam dzieci, które potrzebują tatusia, ty masz dzieci, które potrzebują

mamusi, więc wrzućmy wszystko do wspólnego worka". Wydaje się, że ma to sens. Ale kiedy

zajmiesz się dopracowywaniem szczegółów tworzenia nowego domu z dwóch odmiennych

rodzin, czar pryska. Możesz nawet zatęsknić za prostotą bycia samotnym rodzicem.

Ostatnio po wykładzie w Minnesocie podeszli do mnie pewni małżonkowie i oświadczyli:
-

Chcieliśmy panu tylko powiedzieć, jak wiele znaczy dla nas pańska książka Living in a

Stepfamily without Getting Stepped on.

A ja w swej głębokiej pokorze spodziewałem się zaraz usłyszeć, jak moje błyskotliwe

analizy sprawiły, że ich życie stało się wspaniałe i spokojne. Lecz oni zaskoczyli mnie swoją

szczerością.

-

Pańska książka przygotowała nas na «wieczory Armagedonu

10

Ich uwagi otrzeźwiły mnie, ale trafiły w sedno. Nawet jeżeli wszystko robisz dobrze, to

rodzina łączona i tak pozostaje strefą działań wojennych. Często powtarzam, że podczas ślubu

pobierają się więcej niż dwie osoby. Myślę o sześciu, bo musicie wliczyć w to obie pary

rodziców. W bardzo konkretnym sensie «poślubiacie» też swoich teściów. Czy wam się to
podoba, czy ni

e, wchodzicie w inną rodzinę.

», jakie od czasu do czasu

przeżywamy — powiedzieli. — Życie w rodzinie łączonej jest bardzo trudne. Dziękujemy, że

nas pan o tym uprzedził.

A co się dzieje, jeśli oboje — i panna młoda, i pan młody — mają dzieci? I tu ma miejsce

«poślubianie» członków rodziny, tyle że ich liczba jest nieco większa. «Poślubiasz» mamę i

tatę, syna i córkę swojego współmałżonka, a twój współmałżonek poślubia członków twojej

rodziny. Twoje dzieci zyskują nagle nowych braci i siostry oraz dziadków. W tej jednej

uroczystości może być zawieranych dwadzieścia albo trzydzieści «małżeństw»!

Problem polega na tym, że łączenie rodzin jest skomplikowane. Musisz wejść w tę

sytuację z szeroko otwartymi oczyma. Jeżeli masz nadzieję, że to małżeństwo rozwiąże

wszystkie twoje problemy samotnego rodzicielstwa, to zapomnij o tym. Właśnie otwierasz

puszkę Pandory.

Jeśli tylko jedno z małżonków posiada dzieci, to sprawa jest odrobinę prostsza, ale w dalszym

ciągu istnieją kwestie związane z połączeniem rodzin. Nowy ojciec albo nowa matka musi

zapracować na prawo bycia rodzicem, a to może zabrać trochę czasu.

Ogólnie rzecz biorąc, na zespolenie się rodzin potrzeba od trzech do siedmiu lat. Od

trzech do siedmiu lat! To oznacza, że do czasu, kiedy zaczniecie się czuć jak jedna rodzina,

twój szóstoklasista może już opuścić dom. To długi proces. Pomoże ci w nim dyscyplina

praktyczna, ale uważaj, jak ją stosujesz. Rozważ poniższe wskazówki.

Najpierw dyscyplinuj swoje dzieci

Pamiętaj że «relacje są przed zasadami», a ty nie masz jeszcze wystarczającej więzi

emocjonalnej z dziećmi twojego współmałżonka. Trudno ci więc będzie stanowić prawo. A

jeśli będziesz zmuszona «pociągnąć za dywan», to twoje przybrane dzieci poczują się

dotknięte. Przez kilka pierwszych lat każdy rodzic powinien dyscyplinować wyłącznie własne

10

Armagedon: według Biblii równina, na której nastąpi ostateczna rozprawa sił Dobra z siłami Zła.

background image

dzieci. W końcu rodzina połączy się na tyle, że taki podział dyscyplinowania nie będzie już
konieczny.

Jeśli jeden rodzic będzie surowszy od drugiego, to może to spowodować pewną

nierównowagę. Rodzice powinni wprowadzać dyscyplinę praktyczną wspólnie, «porównując

zasady» (patrz niżej). Ale odrobina nierównowagi jest lepsza od niechęci pasierba wywołanej
ni

eodpowiednio zastosowaną przez przybranego rodzica dyscypliną.


Stwórz nowy dom

Jestem tu daleki od używania metafor. Kiedy łączycie swoje rodziny, przeprowadźcie się do

nowego domu lub mieszkania. Jeżeli jedna rodzina przeprowadza się do drugiej, to jedni będą

się czuli wyobcowani, a drudzy stłoczeni. O wiele lepiej jest zacząć nową przygodę w

miejscu nowym dla wszystkich. Zdaję sobie sprawę z tego, że znalezienie innego mieszkania

wymaga sporych zachodów, ale j est to j edna z wielu rzeczy, jaką trzeba wziąć pod uwagę

przed połączeniem rodzin. Jeżeli jedna z rodzin już przeniosła się do domu drugiej, to

prawdopodobnie już widzicie problemy. Rodzina «gospodarza» z niechęcią dzieli się

«swoimi» pokojami, łazienkami, telewizorami, komputerami i telefonami. Rodzina «gości»

nigdy tak naprawdę nie czuje się u siebie. Spróbuj jak najszybciej temu zaradzić znajdując

dom, który dla wszystkich będzie nowym domem.

Porównuj zasady

Radzę to wszystkim parom bez względu na to, czy mają dzieci czy nie. Bądź świadom, że
ka

żde z was wzrastało z odmiennymi wyobrażeniami, co jest dobre, a co złe; co jest

uprzejme, a co samolubne; co należy do kompetencji mamy, a co do kompetencji taty. Swój

zestaw zasad otrzymałaś/ otrzymałeś od rodziców, chociaż w miarę wzrastania

mogłeś/mogłaś go nieco zmodyfikować. A w poprzednim małżeństwie miały miejsce kolejne

adaptacje. Twoje dzieci wpoiły sobie pewne zasady i oczekiwania. Ale twój współmałżonek

otrzymał odmienny zestaw zasad i oczekiwań, które też uległy pewnej modyfikacji, więc
jego/je

j dzieci mają inny kodeks postępowania niż twoje dzieci.

Co możesz zrobić? Porozmawiaj o tym ze współmałżonkiem i mówcie o tym nieustannie.

Niech wszyscy w rodzinie mają swój wkład w dyskusję o tym, co jest dla niej dobre, a co złe.

Ustal wspólną listę oczekiwań i obowiązków.

Jako przybrany rodzic zachowaj pewną pokorę. Nie wiesz, co powoduje, że twoje

przybrane dzieci wybuchają. Możesz sądzić, że ci dokuczają, gdy tymczasem one tylko

żartują. Możesz nie aprobować niektórych rzeczy, które dotąd wolno im było robić. Przyda

się tutaj stara dobra metoda rozpoczynania wypowiedzi od słowa «ja» („[Ja] nie lubię, kiedy

tak robisz"), ale nie zakładaj, że wiesz, jakie intencje przyświecają twoim przybranym

dzieciom („Jesteś taki przekorny!").

Nie muszą cię. kochać; wystarczy że cię szanują — i na odwrót

Między przybranymi rodzicami a przybranymi dziećmi zdarzają się wojny totalne. Dzieci

twojego współmałżonka mają wiele powodów, żeby cię nienawidzić, choć większość z tych

powodów jest nieracjonalna. Mogą cię uważać za intruza, wchodzącego w rolę prawdziwego

rodzica i nie potrafiącego tej roli sprostać. Mogą cię obwiniać o to, że przeszkadzasz ich

rodzicom w ponownym zejściu się. Mogą czuć do ciebie niechęć za to, że kradniesz im ich

matkę lub ojca (twojego współmałżonka) — dawniej cała uwaga ich rodzica była skupiona na

nich, a teraz muszą się nim z tobą dzielić. Albo mogą mieć niewyobrażalnie wysokie

oczekiwania związane z twoją osobą i mogą się czuć rozczarowane, że nie potrafisz sprostać
tym oczekiwaniom.

Możesz próbować udowodnić swoją wartość, wyperswadować im te uczucia albo

powiedzieć im, że je kochasz, ale pewnie wiele to nie zmieni. Jeżeli nadal odczuwają duży

background image

ból, winę za to przypiszą tobie. A im bardziej będziesz je zmuszać, żeby cię pokochały, tym

mniej będą do tego skłonne. Miłości nie da się wymusić.

Ale możesz prosić o szacunek. Kiedy nawiązujesz z dziećmi więź jako ich przybrany

rodzic, zrozum, jakiego rodzaju jest to związek, i nie wyolbrzymiaj swojej roli. (To by tylko

zwiększyło ich niechęć). Z czasem może zdobędziesz miłość swoich przybranych dzieci, ale

będzie to wymagać od ciebie wiele uporu. Póki co masz pozycję guasi-autorytetu. Owszem,

dyscyplinowaniem ich będzie się zajmował ich własny ojciec, ale ty uczestniczysz w

zajmowaniu się domem, więc muszą okazywać ci szacunek jako osobie współtroszczącej się

o dom i jako komuś, kogo kocha ich rodzic.

Domaganie się szacunku doskonale mieści się w ramach dyscypliny praktycznej. Gdyby

te dzieci przyszły do kogoś obcego i okazały rażący brak szacunku, wyproszono by je za

drzwi. Taka jest rzeczywistość. Ty i twój współmałżonek powinniście ustalić pewne

standardy szacunku, jaki twoje przybrane dzieci powinny ci okazywać; można tu stosować

odpowiednie środki dyscyplinujące.

Ale najlepszym sposobem zdobycia szacunku jest okazywanie go. Czasami przybrani

rodzice zwierzają mi się, że wcale nie kochają dzieci swojego współmałżonka. „W porządku"

mówię. Nie musicie ich kochać; po prostu je szanujcie. Są co najmniej istotami ludzkimi,

które mieszkają w naszym domu. Są również potomstwem osoby, którą kochasz. Mają

uczucia, ideały, marzenia i cele. Im więcej ich słuchasz, im większy szacunek im okazujesz,

tym bezpieczniej czują się z tobą. I w końcu odwzajemnią ten szacunek.

Wiem, że czasami czujesz się jak na wojnie. Jesteście tak pełni konfliktów, że traktujecie

przybranych członków rodziny gorzej niż potraktowalibyście w swym domu kogoś

nieznajomego. Przestańcie walczyć i zacznijcie znów okazywać sobie zwykłą uprzejmość.

Nie użalaj się nad brakiem miłości w tych relacjach. Dołóż wszelkich starań, abyście się

wzajemnie szanowali, a miłość pojawi się sama.

Weź pod uwagę czynnik starszeństwa

Od dawna fascynuje mnie to, jak kolejność przyjścia na świat wpływa na naszą osobowość.

Dzieci urodzone jako pierwsze, w środku czy na końcu posiadają inne cechy i kiedy uda ci się

je określić, będziesz w stanie wszędzie je rozpoznać. Pewnego razu, kiedy przeprowadzano ze

mną wywiad w ABC-TY na temat mojej książki The New Birth Order Book, zaskoczyłem
czterech gospodarzy programu The

View odgadując kolejność, w jakiej przyszli na świat.

(Meredith Yieira

11

Ale jest to coś więcej niż gra towarzyska. Jest to ważna informacja dla tego, kto stara się

tworzyć nowy związek. Parom będącym przed ślubem radzę, żeby zastanowiły się. w jaki

sposób kolejność ich przyjścia na świat wpłynie na ich małżeństwo. Niektóre kombinacje się

sprawdzają, a niektóre są mieszanką wybuchową. Sprawdza się to również w przypadku

łączenia rodzin, z tym że trzeba wziąć pod uwagę większą liczbę kombinacji.

szczególnie zaimponowało to, że odgadłem, iż ma starszych braci).

Urodzeni jako pierwsi bywają najbardziej odpowiedzialni, najszybciej dorastają. Często są

ambitni i mają skłonności do perfekcjonizmu. Urodzeni jako ostatni bywają otwarci, chcą

zwracać na siebie uwagę. Są «pieszczoszkami» całej rodziny i ta etykietka towarzyszy im

przez całe życie. Urodzeni pośrodku są często zagubieni. Muszą się bardziej starać, żeby

znaleźć swoje miejsce. Tak więc mimo że często są rozjemcami rozstrzygającymi spory

rodzeństwa, stają się również outsiderami, są skryci i trudno ich rozgryźć. Jedynak może

przejawiać w potrójnym nasileniu cechy dziecka urodzonego jako pierwsze, ale inni jedynacy

w dziwny sposób kompilują cechy pierwszego dziecka, które upodabnia się do dorosłego, z
cechami

dziecka urodzonego jako ostatnie, domagającego się specjalnej uwagi.

11

Meredith Yieira —

współprowadząca talk-show The Vlew.

background image

Rzecz jasna rozmaite czynniki wewnątrz rodziny mogą wpłynąć na zmianę pozycji, jaką

poszczególne dzieci w niej zajmują, ale powyższa teoria często się sprawdza. Szczegółowo

piszę o tym w książce The New Birth Order Book. Tutaj chodzi mi o to, że w rodzinach

łączonych sprawy są zazwyczaj postawione na głowie. Urodzony jako pierwszy w swojej

rodzinie może ni stąd ni zowąd zyskać dwójkę starszego rodzeństwa. Pieszczoszek może

będzie musiał dzielić z nowym dzieckiem zainteresowanie ze strony rodziny, jakim do tej

pory cieszył się sam. Może to spowodować frustrację i chęć odegrania się — nawet jeśli

dzieci nie zdają sobie sprawy z własnych uczuć. To tak, jakby były aktorami na scenie, a ktoś
nag

le zamienił im role. Nie wiedzą, którą rolę mają grać, i to wywołuje w nich niepokój.

Jest rzeczą ważną, żeby w nowej rodzinie znalazło się wyjątkowe miejsce dla każdego.

Jeżeli jesteś świadom, jaką pozycję zajmowało każde dziecko w hierarchii przyjścia na świat,

to będziesz w stanie służyć mu odpowiednim wsparciem. Dziecko, które przyszło na świat

jako pierwsze, a teraz ma starsze rodzeństwo, może w dalszym ciągu czuć się

odpowiedzialne. Nie przeocz jego przywódczej roli. I pamiętaj, żeby zwracać uwagę na

dziecko, które było wcześniej najmłodsze, nawet jeśli obecnie jest w domu ktoś młodszy od

niego. Urodzeni w środku mają zazwyczaj najmniej problemów z dostosowaniem się (nadal

są w środku), a ty możesz wykorzystać ich talenty rozjemcze do rozwiązywania konfliktów

między pozostałymi dziećmi.

Pozwól im boleć wad utraconą przeszłością

Rodziny łączone powstają po utracie kogoś bliskiego. Śmierć lub rozwód spowodowały

rozpad wcześniejszej rodziny, a tu pojawia się nowy twór, który ma zastąpić poprzedni dom.
Dzi

eci będą pełne sprzecznych uczuć. Z jednej strony żywiły nadzieję, że bolesną przeszłość

można odwrócić. Oto szansa, żeby na nowo wszystko posklejać — nowy dom, podobny do
starego —

taką przynajmniej mają nadzieję. Ale szybko zdają sobie sprawę, że nie

prz

ypomina on dawnego domu. Zaczynają porównywać wszystkie nowości z rzeczami

zapamiętanymi z przeszłości i to zestawienie nie wypada na korzyść rzeczy nowej.
-

Ojczym nie pozwala mi robić tego, na co pozwalał

mi tato.
-

Wolałem mieć pokój tylko dla siebie.

K

iedy dzieci pojmą, że nowe nie zastępuje im starego, będą wściekłe na ciebie, rodzica,

że próbowałaś je oszukać.

Ilekroć starasz się, żeby wszystko było lepiej, to nic ci nie wychodzi.

Dzieci mogą walczyć o zachowanie wspomnień o tym, co było, i mogą walczyć z tobą,

ponieważ uważają, że próbujesz te wspomnienia wymazać.

Kiedy ludzi dotyka strata, rzeczą normalną jest to, że cierpią. Klasyczne etapy cierpienia

to: negacja, złość, szukanie kompromisu, depresja i w końcu akceptacja. (Generalnie sytuacja
ulega

pewnej poprawie z etapu na etap, ale jest też dużo miotania się). Musisz pozwolić

dzieciom przez to przejść. W trakcie tego procesu mogą się wycofać i udawać, że wszystko

jest jak dawniej, mogą podnosić na ciebie głos o każdą najmniejszą rzecz, mogą usiłować

zniszczyć twoje nowe małżeństwo, żebyś mogła wrócić do poprzedniego małżonka, albo

mogą odmówić udziału w rodzinnych przedsięwzięciach.

Jako rodzic musisz stale wyjaśniać im istotę nowej sytuacji. Przeszłość odeszła, ale nie

została zapomniana. Wszystkim wam jest przykro z powodu utraty dawnej rodziny, ale nie

możesz na zawsze przykuć się do przeszłości. Nowy układ nie zastępuje starego, ale jest

całkiem nową przygodą. Potrzebujemy twojej obecności w nowej rodzinie, ponieważ taka jest
w tym momencie rzec

zywistość, której stawiamy czoło.



background image

Radź sobie z gniewem

Fundament rodziny łączonej cementuje zaprawa gniewu, winy, zazdrości, gniewu, miłości,

nieufności, gniewu, niepokoju i... czy wspomniałem już o gniewie? Jak już mówiłem, gniew
jest jednym z etapów p

rocesu ubolewania nad stratą. Ale gniew panoszy się także w domu,

gdzie dzieci zmagają się z innymi dziećmi w poszukiwaniu swojego miejsca. Adresatem

gniewu stanie się również przybrany rodzic, usiłujący zaprowadzić w rodzinie nowe zasady.

Każdy chowa w zanadrzu topór wojenny.

Ludzie złoszczą się, gdy sądzą, że nie są traktowani sprawiedliwie. A rodzina łączona

stwarza tyle nowych sytuacji: Jej członkowie muszą podejmować decyzje, jak podzielić się

obowiązkami, okazać pozostałym względy, znaleźć w domu własny kąt, wygospodarować

czas na telewizję lub na rozmowę telefoniczną, pobyć z rodzicami... — nawet Salomon by się

pogubił. Każdy czuje, że jest w czymś pokrzywdzony, nie wspominając już o

niesprawiedliwości wynikającej z konieczności życia w rozbitej rodzinie. Twoje dzieci mają

w nosie muchy wielkości słonia.

Proponuję, żeby rodziny łączone robiły sobie cotygodniowe sesje złości. Niech każda

osoba ma sposobność powiedzenia innym, co ją doprowadza do szału. Te spotkania mogą

mieć charakter wybuchowy, więc będziecie musieli ustalić kilka podstawowych zasad, ale

ważne jest żeby dzieci mogły dać upust swoim emocjom. Jeśli stłumią gniew w sobie,

znajdzie on ujście w niezdrowy sposób.

Unikaj wszelkiego rodzaju trójkątów

W rozdziale ósmym przestrzegałem samotnych rodziców przed utrudnianiem relacji

pomiędzy dzieckiem a byłym małżonkiem. Takie trójkąty nigdy nie są zdrowe. W rodzinach

łączonych istnieje o wiele więcej trójkątów, których trzeba unikać. Jest tu twój były mąż i

była żona twojego obecnego męża, i twoje dzieci, i dzieci twojego obecnego męża — sam

zobacz, jak skomplikowana potrafi być geometria rodzinna.

Na porządku dziennym jest walka dziecka z przybranym rodzicem o «kontrolę» nad

własnym rodzicem. Zewsząd słyszę o aktach sabotażu podejmowanych przez przybrane

dzieci w celu rozbicia nowego małżeństwa. Załóżmy, że para planuje weekendowy wypad we

dwoje. Dziecko będzie wtedy symulować chorobę, żeby pokrzyżować im plany. Regularnie

pojawiają się próby postawienia pytania: „Kto jest ważniejszy: ja czy on/ona?".

Możesz staczać i wygrywać te potyczki, ale moim zdaniem mądrzej będzie wyjść z tego

trójkąta. To znaczy znajdź takie sposoby, które w widoczny sposób wpłyną na umocnienie

więzi między twoim współmałżonkiem a jego dziećmi. Kiedy dzieci zrozumieją, że nie mają

do czynienia z sytuacją albo-albo, będzie mniej powodów do walki.

Dzieci mogą również starać się przeciwstawić ciebie swojej prawdziwej mamie lub

swojemu prawdziwemu tacie. Możesz poczuć się zraniona, ale nie daj się w to wciągnąć.

To nie są zawody. A dzieci cały czas będą odgrywać rolę swatki chcącej cię ponownie

skojarzyć z twoim byłym mężem. Oto kolejny trójkąt, którego trzeba unikać.

Często trzeba będzie się wtrącić i rozstrzygać konflikty między twoimi dziećmi a dziećmi

przybranymi, ale najlepie

j by było, żeby dzieci — kiedy to tylko możliwe — same

rozwiązywały swoje problemy. Kiedy się wtrącisz, uznają, że stoisz po tej lub po tamtej

stronie. Właściwe zastosowanie dyscypliny praktycznej skłoni je do rozstrzygania konfliktów

we własnym gronie.

C

hwal indywidualność, ale wymagaj współpracy

Wszystkich członków rodziny powinno się cenić i traktować w sposób wyjątkowy. Wysłuchaj

pomysłów i marzeń każdego, rozwijaj ich zainteresowania oraz chwal umiejętności. Jest to

szczególnie istotne w rodzinach łączonych, w których dzieci szybko mogą poczuć się
zagubione i niedoceniane.

background image

Ale jedną z najlepszych rzeczy, jakie możesz zrobić, żeby dziecko poczuło się ważne, jest

dać mu szansę współpracy na rzecz rodziny. Daj każdemu dziecku obowiązki do wypełnienia,

może jakieś prace domowe. Przy rozdzielaniu obowiązków weź pod uwagę wiek,

umiejętności i zainteresowania każdego dziecka. Tak naprawdę to dobrze jest porozmawiać o

tym w gronie rodzinnym, pozwalając dzieciom wybrać sobie obowiązki. Będą

współpracować chętniej, jeśli będą miały swój wkład w funkcjonowanie domu. Ale potem

dopilnuj, żeby wywiązywały się ze swych powinności, gdyż w przeciwnym razie będą

musiały stawić czoło dyscyplinie.

Przygotuj się na granaty rzucane przez byłego męża

Eksmężowie i eksżony potrafią uprzykrzyć nam życie. Co prawda nie wszyscy, bo znam kilka

przypadków, kiedy małżonkowie rozstawali się po przyjacielsku. Ale eks-małżon-kowie

posiadają szczególne umiejętności zatruwania życia w sposób spektakularny, szczególnie
przez podburzanie dzieci.

Twój były mąż może dzieci rozczarowywać, psuć, składać im niemożliwe do spełnienia

obietnice, wpajać im złe nawyki lub nastawiać je przeciw tobie. Jeżeli w jakikolwiek sposób

dzielisz z nim opiekę prawną nad dziećmi, to musisz odseparować je od niego, a następnie

przystąpić do naprawiania wyrządzonych szkód.

Nie mam w rękawie żadnych łatwych rozwiązań. Musisz po prostu wiedzieć, że może się

tak zdarzyć; i bądź z dziećmi zupełnie szczera w tym względzie. Nie zatruwaj ich więzi z

twoim byłym mężem, ale pomóż im dostrzec rzeczywistość. Nie daj się wciągnąć w konflikt

emocjonalny. On prawdopodobnie wie, na co jak reagujesz. Bądź obojętna na te matac-twa i

skup się na swoim nowym związku i na nowej rodzinie. Zrób co w twojej mocy, żeby

przygotować dzieci twoje i przybrane do życia w otaczającym je świecie.

Pamiętaj, że silna wież małżeńska jest ostoja, całej rodziny

W rodzinie łączonej najpierw muszą się połączyć mąż i żona. Jeżeli ich związek jest silny,

reszta jakoś pójdzie.

Oto ciekawe pytanie: Kto jest

dla ciebie ważniejszy: twój mąż/ żona czy twoje dzieci?

Rzecz jasna kochasz ich wszystkich, ale kto jest najważniejszy? W przypadku pierwszego

małżeństwa nie ma przeważnie problemu z wyznaniem, że na pierwszym miejscu stoi

małżonek. W końcu ta relacja była pierwsza.

Tak więc kiedy mówię, że silna więź małżeńska powinna być na pierwszym miejscu bo,

stanowi trzon silnej rodziny, to ma to sens. Ale w rodzinie łączonej sprawa jest bardziej

zawiła. Tutaj dłuższy staż ma więź z własnymi dziećmi. Twój współmałżonek jest osobą

stosunkowo nową. Jak więc ten nowy związek może być ważniejszy od dzieci, w których

żyłach płynie twoja krew?

Ale żeby twoja rodzina była w miarę stabilna, tak właśnie musi się stać. Twoja więź z

małżonkiem musi oprzeć się na solidnych podstawach. Dzieci będą tę więź testować,

zwalczać i odnosić się do niej z niechęcią. Jeżeli od samego początku nie dasz im jasno do

zrozumienia, że małżonek jest dla ciebie najważniejszy, dzieci mogą doprowadzić do rozpadu

tego związku.

Pojawienie się nowego towarzysza życia nie stawia cię od razu w sytuacji, która

zmuszałaby cię do dokonania wyboru, chociaż dzieci mogą się przy tym upierać. Twoje

małżeństwo nie pomniejsza statusu dzieci. Nie kochasz ich mniej dlatego, że obdarzasz

miłością nową osobę (i nową rodzinę). Wykorzystaj każdą okazję, żeby pokazać dzieciom,

jak bardzo je kochasz, ale jednocześnie niech wiedzą, jak bardzo kochasz swojego męża.


background image

Stwórzcie zespół

Stworzenie udanej rodziny łączonej zależy od wysiłku wszystkich jej członków. Nie możesz

żądać posłuszeństwa; musisz je sobie zaskarbić. Nie wymuszaj więc niczego, szczególnie na

początku. Szanuj i słuchaj dzieci. Nie znasz odpowiedzi na wszystkie pytania — niech one o

tym wiedzą. Nie podejmuj decyzji, które mają wpływ na innych członków rodziny, zanim

tego wcześniej z nimi nie uzgodnisz. Stwórzcie zgrany zespół.

Integracja rodziny potrwa od trzech do siedmiu lat. Możesz przyspieszyć ten proces

akceptując każdą osobę jako pełnowartościowego członka zespołu.

Zastanów się;

Dlaczego ważne jest «stworzenie nowego domu» dla integrującej się rodziny? Oprócz

zmiany miejsca zamieszkania (co jest wskazane), w jaki inny sposób można tego

dokonać?

Jakie są największe wyzwania dla waszej integrującej się rodziny?

Które z powyższych sugestii wydają się dla was najtrudniejsze? Które są najłatwiejsze?
Dlaczego?


Wypróbuj:

Sporządź plan wprowadzenia w życie wybranej przez was najtrudniejszej i najłatwiejszej

sugestii. Zrób dokładny plan spotkań, rozmów, określ zasady postępowania i wybierz
osoby, z którymi chcesz s

ię spotkać, itd.


Rozdział 10

Co robić, kiedy dzieci się buntują?

Kilka lat temu, można było zobaczyć dzieci bawiące się zwierzakami tamagochi. Potworki te

były tak naprawdę miniaturowymi komputerami, którym — żeby prawidłowo działały —

trzeba było zapewnić opiekę. Ich właściciele musieli naciskać pewne przyciski, żeby je

nakarmić, wyprowadzać na spacer, a nawet pieścić. Jeżeli nie były odpowiednio traktowane,

zaczynały się źle zachowywać, aż w końcu... przestawały działać. Przez jakiś czas te gadżety
by

ły istnym szaleństwem. Dzieci robiły przerwy podczas lekcji, spotkań, oglądania telewizji,

żeby nacisnąć właściwy guzik, żeby uszczęśliwić te małe «stworzonka». Jestem przekonany,

że wiele spośród tych dzieci narzekałoby i ociągało się, gdyby przyszło im karmić swe

prawdziwe zwierzęta.

Czasami myślę, że rodzice chcieliby, żeby ich dzieci były jak te małe komputery. Często

zwracają się do mnie dorośli, którzy chcieliby tylko «naciskać właściwe guziki». Przypisują

mi rolę wyroczni i zakładają, że jeżeli postąpią zgodnie z moimi wskazówkami, to wszystkie

ich problemy znikną.

Przykro mi, jeśli rozczarują was moje słowa, ale żadna z rnoich sugestii nie jest

gwarantowaną receptą na doskonałe rodzicielstwo. Mając do czynienia z tysiącami rodzin na
przestrzeni lat

przekonałem się, że to, co sprawdza się w przypadku jednego dziecka,

niekoniecznie musi się sprawdzać w przypadku innego.

To powiedziawszy, powtórzę po raz kolejny, że dyscyplina praktyczna się sprawdza. Jej

założenia są logiczne i przemyślane. Ale nie musisz z niej korzystać zawsze w taki sam

sposób i niektóre metody mogą okazać się lepsze od innych. Dyscyplina praktyczna jest

bardziej sztuką niż nauką. Nie chodzi w niej o przyciskanie guzików; rezultaty pojawią się,

tylko wtedy, gdy będzie stosowana w sposób subtelny i kreatywny, ze świadomością, że

każde dziecko jest wyjątkowe.

background image

W ostatnich trzech rozdziałach przedstawiłem sugestie, jak radzić sobie z codziennymi

problemami w domu, jak w konkretnych sytuacjach korzystać z dyscypliny praktycznej. Ten
rozdzi

ał dotyczy pewnych zachowań dzieci. Co powinieneś zrobić, kiedy postąpią w dany

sposób? Następne rozdziały obejmują konkretne sytuacje rodzinne i strategie stosowane przez

rodziców. W obrębie rozdziału tematy ułożone są w porządku alfabetycznym. Mam nadzieję,

że staną się dla ciebie materiałem wielokrotnie wykorzystywanym, w miarę jak dzieciom

będzie przybywało lat.

A może wreszcie zwrócisz na mnie uwagę?

Rodzice stosujący dyscyplinę praktyczną wiedzą, że dziecko zawsze stara się zwrócić na

siebie uwagę. Począwszy od najwcześniejszych chwil naszego życia wszyscy w taki czy inny

sposób staramy się być w centrum zainteresowania.

Niemowlęta na przykład szybko uczą się, że mogą zwrócić na siebie uwagę płaczem. Jeśli

rodzice zawsze reagują na pierwsze odgłosy płaczu, to dziecko pojmuje, że — chociaż jest

takie małe — dysponuje sporą władzą i wpływem na dorosłych.

W miarę jak dzieci dorastają, szukają bardziej pozytywnych sposobów zwracania na

siebie uwagi. Jeśli nie uda im się zwrócić na siebie uwagi i zdobyć uznania w oparciu o

działania pozytywne, to uciekają się do niezliczonych działań negatywnych, począwszy od

biadolenia, ociągania się, stukania ołówkiem o blat, a skończywszy na czesaniu się podczas

posiłku.

W bardzo wczesnym okresie życia dzieci mogą nabrać o sobie i o innych fałszywych

wyobrażeń, które —jeżeli nie zostaną skorygowane — przetrwają do wieku dorosłego.

Przykłady błędnego myślenia dzieci obejmują następujące przekonania: „Liczę się w życiu

tylko wtedy, kiedy jestem zauważany. Liczę się w życiu tylko wtedy, kiedy mam kontrolę,

dominuję albo wygrywam".

Uważam, że są to zapatrywania błędne; są bowiem po prostu nieprawdziwe. Nie liczymy

się w życiu tylko wtedy, kiedy zwracamy na siebie uwagę innych. Liczymy się już jako ci,
którzy zostali stworzeni

przez Boga. Musimy natomiast spotkać się z naszym Stworzycielem

na Jego warunkach i zrozumieć Jego plan przygotowany dla nas na czas naszego życia na
ziemi.

Istnienie naturalnego dziecięcego pragnienia skupiania na sobie uwagi jest istotnym

powodem, dla kt

órego rodzice powinni poświęcić czas, żeby nauczyć dzieci zasad, jakie

obowiązują w relacjach między ludźmi. Musimy znaleźć czas, żeby dotrzeć do prywatnego

świata każdego naszego dziecka. Musimy popatrzyć oczami dziecka i zobaczyć

rzeczywistość, jaką widzi nasz syn lub nasza córka.

Jeśli chodzi o patrzenie oczami waszego dziecka, to proponuję, żebyście zabawili się w

«psychologiczną zgadywankę»:

Usiądź ze swoim dzieckiem, popatrz mu prosto w oczy i powiedz: „Wiesz, kochanie, może

się mylę, ale kiedy patrzę, jak się bijesz z bratem, to mam wrażenie, że tak naprawdę wcale

nie jesteś tak bardzo na niego zły. Po prostu chcesz, żebym zwracała na ciebie większą uwagę

dlatego, że chcesz wiedzieć, że cię naprawdę kocham i że się o ciebie troszczę. Czy o to

właśnie chodzi?".

B

oję się

Dzieci —

szczególnie małe, poniżej szóstego roku życia — często się boją. Ich lęki

przybierają różne nasilenie i formy: nocnych koszmarów, strachu przed ciemnością i inne.

Większość rodziców spostrzega, że dziecięce lęki nasilają się w porze wieczornej, kładzenia

się spać i w czasie samotnego przebywania w pokoju.

Istnieje kilka bardzo prostych sposobów, by pomóc dziecku w pokonaniu tych lęków. Są

to między innymi zaświecenie lampki nocnej lub zostawienie światła w przedpokoju. Każdy

background image

rodzic powinien mieć świadomość, że większość lęków, które wywołują u dziecka koszmary,

strachy nocne oraz budzące trwogę myśli i uczucia, jest bezpośrednim skutkiem tego, że

pozwalamy mu na oglądanie przemocy w telewizji. Rodzice muszą mieć wyraźną

świadomość szkód, jakie mogą powstać w wyniku zezwalania dzieciom na oglądanie

drastycznych lub przerażających scen, programów i filmów. Doktor James Dobson przytacza

wyniki badań na Uniwersytecie Cornell, z których wynika, że ojcowie wywodzący się z klasy

średniej spędzają ze swymi dziećmi w wieku przedszkolnym przeciętnie 37 sekund dziennie

to mniej niż 5 minut tygodniowo! Dla porównania, wyniki badań pokazują, że dzieci

spędzają przed telewizorem 54 godziny na tydzień!

Jednym z najlepszych sposobów na to, b

y pomóc dzieciom w uporaniu się z lękami, jest

rozmowa z nimi o naszych własnych lękach. Kiedy sami byliśmy dziećmi, większość z nas

czegoś się bała. Dobrze jest podzielić się tym swoim doświadczeniem z własnym dzieckiem.

Opowiedz mu, jak rozpoznawałeś w swym życiu różne lęki i jak dawałeś sobie z nimi radę.

Nigdy nie krytykuj i nie strofuj dziecka za to, że się boi. Cokolwiek powie, nie żartuj z niego,

bez względu na to, jak zabawnie brzmiała jego wypowiedź. Pomóż dziecku zrozumieć, że

wszyscy się czegoś boją i że z twoją pomocą może przezwyciężyć ten lęk.

Bądź jednak świadom tego, że dziecko może wykorzystywać strach — jak i poczucie

winy —

jako taktykę lub narzędzie manipulacji. Dzieci są mistrzami w nadmiernym

angażowaniu w swe życie mamy i taty. Chcą zyskać monopol na rodziców i posuną się

daleko, żeby to osiągnąć. Mogą stać się mistrzami w tej dyscyplinie w bardzo młodym wieku.

Jedna z propozycji, jakie przedstawiam rodzicom małych dzieci (poniżej piątego roku

życia), dotyczy rutynowych czynności składających się na rytuał kładzenia się spać. Czas

przed ułożeniem się dziecka do snu może być czasem na modlitwę i na opowiadanie bajki

albo na posłuchanie jakiegoś nagrania. Daj dziecku jasno do zrozumienia, że będzie tylko
jedna bajka lub jedno nagranie, a p

otem drzwi zostaną zamknięte i mają pozostać zamknięte,

nie wolno ich otwierać (zob. Bitwy łóżkowe w następnym rozdziale).

Bójki

Wielu rodziców, z którymi rozmawiam, zdaje się sądzić, że niemożliwe jest, żeby dzieci nie

biły się ze sobą. Ale znam też rodziny, w których bójki między rodzeństwem są sporadyczne.

Jeżeli zrozumiemy przyczyny dziecięcych bójek, to możemy wpłynąć na poprawę sytuacji.

Przede wszystkim zdajmy sobie sprawę z tego, że jeżeli dwoje dzieci o coś walczy, to

równocześnie ze sobą współpracuje. Nazwanie bójki «przejawem współpracy» może

wydawać się dziwne, ale bójka tym właśnie jest. Niezwykle trudno jest walczyć w pojedynkę.

Jak mówi stare porzekadło, „do tanga trzeba dwojga". Żeby walka się wywiązała i trwała,

druga osoba musi powiedzieć prowokujące słowo albo zrobić odpowiednią minę czy
odpowiedni gest.

Odkryłem, że najlepszym sposobem radzenia sobie z bójką jest danie dzieciom tego, o co

jak twierdzą — im chodzi. Jeżeli chcą walczyć, niech walczą. Jednakże stale powtarzam

rodzicom, że mają powiedzieć dzieciom, gdzie i pod jakim warunkiem mogą się bić. Bójka

dzieci nie może zakłócać ciszy i spokoju pozostałym domownikom.

Gdy dwoje dzieci zaczyna się bić, najlepiej je wyprowadzić (kiedy są malutkie, wynieść)

do innego pokoju albo do ogródk

a. Poinstruuj je, że mogą walczyć, dopóki nie rozstrzygną

kwestii spornej. Zostaw je ich «walce». Wwiększo-ści przypadków, kiedy pozwolisz

dzieciom na walkę, nie będą się bić. Po prostu stoją i patrzą na siebie. Jedno powie: „Dobra,
ty zaczynaj". A drugie na to: „Nie, to ty zacznij".

Dzieje się zazwyczaj tak, że żadne z nich nie zacznie, bo aż tak bardzo nie zależy im na

bójce. Ich bezustanne walki zwykle mają na celu wciąganie rodziców w ich dziecięce

konflikty. Im szybciej rodzice nauczą się trzymać z dala od dziecięcych sporów, tym szybciej

nauczą dzieci większej odpowiedzialności i obowiązkowości. Wielu nauczycieli mówi mi, że

background image

kiedy widzą bijące się dzieci, rozwiązują problem w następujący sposób: Dają dzieciom

rękawice bokserskie, usuwają widownię, zaprowadzają je do sali gimnastycznej i mówią,

żeby sobie nie przeszkadzali. W takich sytuacjach dzieci rzadko podejmują walkę. Zazwyczaj

walczą bowiem po to, żeby przyciągnąć czyjąś uwag?- P°~ trzebuj ą widowni — swoich

kolegów albo, kiedy są w domu> rodziców. Zabierz widownię, a walka raczej się skończY-

Od każdej reguły są oczywiście wyjątki. Są przyj?adki, że dziecko wszczyna bójkę z

innym dzieckiem, które Całkowicie nie dorównuje mu pod względem wzrostu i siły, Pewna

matka przyłapała swojego dwunastoletniego syna na duszeniu dziewięcioletniego brata, który

już zaczynał sinieć. Chłopcy zostali przeniesieni do osobnych pokojów!

Często walka między dziećmi ma charakter słowny > me fizyczny. Najpierw jest

przekomarzanie się. Następnie zmienia się ono w przezywanie, a w końcu są zawody w
krzy

czeniu. Jeżeli ma to miejsce przy stole, to po prostu upomnij dzieci i powiedz im, żeby

wstały od stołu i poszły do innego pokoju lub na dwór. Jeśli zainteresowane są bardziej

przezywaniem się niż jedzeniem, to niech robią to gdzie indziej. Zazwyczaj dobrze jest

odprowadzić je tam, gdzie chcesz żeby poszły, i potem przykazać im, żeby tam zostały,

dopóki nie rozstrzygną sporu. Tylko wtedy, gdy rozstrzygną swoje problemy i są gotowe

zachowywać się grzecznie, mógł wrócić do towarzystwa przy stole.

Pozwól, żeby rzeczywistość była ich nauczycielem. Jeżeli do czasu ich powrotu kolacja

się skończy, nie będą jeść kolacji; dodatkowego posiłku też już nie dostaną. Spóźni się na

kolację, bo toczyli ze sobą kłótnię, natomiast życie w społeczności wymaga traktowania

innych z szacunkiem. Jeżeli nie są w stanie rozstrzygnąć swego nieporozumienia przed

końcem kolacji, to kolacja skończy się bez nich. Przypomina to trochę sytuację, kiedy nie

możesz się rano wybrać, a potem spieszysz się na autobus i kiedy jesteś już za rogiem,

widzisz jak autobus właśnie odjeżdża.

W dyscyplinie praktycznej podkreśla się, że okoliczności życiowe wymagają, iż pewne

rzeczy wykonuje się w określonym czasie. Jeżeli nie zmieścisz się w jednym czasowym,

musisz poczekać na następny. Jeśli spóźnisz się na autobus, musisz poczekać na następny.

Jeśli spóźnisz się na posiłek, musisz poczekać na następny.

Walka —

słowna lub fizyczna — często ma miejsce podczas rodzinnej podróży

samochodem. W takim wypadku najlepiej jest się zatrzymać. Jeśli to możliwe, wysiądź z

samochodu, idź na krótki spacer i pozwól dzieciom dalej bić się ze sobą. Wkrótce przestaną.

Jeśli opuszczenie samochodu nie jest bezpieczne, to po prostu powiedz dzieciom, że mogą bić

się dalej, ale nie pojedziecie dalej, dopóki nie skończą.

Kluczowe jest tutaj zachowanie spokoju, niezłoszczenie się. Jeśli dzieje się to w drodze na

zajęcia dzieci (zawody ligi juniorów, piłka nożna, lekcje muzyki itp.), to tym lepiej. Ich złe

zachowanie pociągnie za sobą naturalne konsekwencje.

Uważam, że rodzice wykazują dużą odpowiedzialność, jeśli odmawiają prowadzenia

samochodu w czasie, gdy ich dzieci biją się ze sobą. Sygnał wysyłany do dzieci w ten sposób

jest następujący: „Dobrze, możecie bić się dalej, ale ja dalej nie pojadę, dopóki nie

skończycie". I bójka kończy się zazwyczaj w ciągu minuty albo jeszcze wcześniej. Jeżeli się

nie kończy, to miej odwagę po prostu zawrócić do domu.

W każdym wypadku twoim celem jest zniechęcenie dzieci do bójki. Dzieci mają dostrzec, że
bójka nie je

st dobrym sposobem na rozwiązywanie problemów. Mają nauczyć się, że:


1.

Bicie się nie wywoła żadnej reakcji mamy i taty, nawet tej negatywnej.

2.

Jeśli się biję, mogę zostać zraniony.

3.

Jeśli się biję, mogę nie pójść na trening, do parku itd.

Pamiętaj, że nie ma dobrego sposobu na wyeliminowanie rywalizacji między

rodzeństwem. Realistycznie rzecz

background image

biorąc, możesz mieć nadzieję jedynie na jej zminimalizowanie. Konflikty w domu,

szczególnie pomiędzy rodzeństwem, są czymś naturalnym. Ucząc dziecko rozwiązywania

konfliktów w sposób pozytywny, tworzysz jego konstrukcję psychiczną, która jest pomocna

w zmaganiu się z otaczającym światem.

Chyba zapomniałem

Czy twoje dziecko cierpi od czasu do czasu na chwilową utratę pamięci? Nie mam tu na myśli
amnezji. Mam na

myśli te sytuacje, kiedy prosisz je o wypełnienie danego polecenia, a ono

odpowiada później na wpół przepraszająco: „Och, zapomniałem".

Ważne jest, żeby zdać sobie sprawę z tego, dlaczego twoje dziecko bez przerwy

«zapomina» — szczególnie o rzeczach, o kt

órych zrobienie prosiłaś. Czy dziecko ma coś z

tego, że «zapomina»? Nie chodzi mi tutaj o dodatkowe kieszonkowe. Mówię o tym, że
kolejna manipulacja uchodzi mu na sucho.

Jeżeli prosisz dziecko o zrobienie czegoś, a ono o tym «zapomina» i potem ty sama to

r

obisz, to dziecko zyskuje to, czego oczekiwało. Ugruntowałaś w nim nawyk «zapominania» i

jednocześnie uczyniłaś je o wiele słabszym. Po pierwsze osłabiasz jego pewność siebie.

Osłabiasz też jego umiejętność myślenia i zapamiętywania rzeczy istotnych. Na dalszą metę

osłabiasz jego zdolność bycia odpowiedzialnym i obowiązkowym.

Kiedy rodzice skarżą się na «zapominalstwo» swego dziecka, natychmiast nalegam, żeby

nie pozwalali, by zapominanie stało się wymówką do niewykonywania poleceń w ogóle.
Dyscyplina prakt

yczna nie przyjmuje żadnych wymówek. (Możesz uznać okoliczności

łagodzące, ale nie ciągłe wymówki, które stają się regułą). Nawet jeśli jest to dla ciebie trudne

i czujesz się «podle», pamiętaj, że w przyszłości twoje dziecko będzie pracowało dla osób,
któ

re nie przyjmą wytłumaczenia (czy przeprosin), że o czymś «za-pomniało».

Tak więc zawsze trzymaj się podstawowej zasady: Jeśli poprosiłeś dziecko, żeby coś

zrobiło, a następnie ono o tym «zapomniało», to i tak ma to zrobić. Jeśli oznacza to

rezygnację z ulubionego programu telewizyjnego, spóźnienie się gdzieś (włączając w to

szkołę) lub inne różne uciążliwości, to trudno. Nikt nie będzie tolerować wymówek twojego

dziecka w jego życiu dorosłym i ty też nie powinnaś ich tolerować.

K

łamstwo

Rodzice, których z

nam, chcą, żeby ich dzieci mówiły prawdę. Kłamstwo martwi ich

szczególnie i zastanawiają się, dlaczego dzieci czasem uciekają się do niego. Kłamstwo

najczęściej występuje w dwóch sytuacjach:

1.

Niektóre dzieci kłamią po to, aby spełnić swoje pragnienia. Ten rodzaj kłamstwa jest
odzwierciedleniem

dziecięcej fantazji. Małe dzieci fantazjują czasami o

wyimaginowanych przyjaciołach, o spotkaniu z Rudolfem (Czerwononosym Reniferem)

itd. Te «kłamstwa» to najczęściej pojedyncze przypadki i nie powinny być powodem do

zmartwień.

2.

Powodem większości kłamstw jest jednak lęk. Bez względu na to, jak bardzo dziecko

jest kochane i akceptowane, boi się, że gdy powie rodzicom prawdę o jakimś swym

przewinieniu, wtedy zdarzy się coś nieprzyjemnego, zostanie w jakiś sposób ukarane. U
podstaw tego

lęku leży obawa, że jeżeli powie prawdę, przestanie być kochane. Dziecko

uważa, że musi być doskonałe, aby zasłużyć na miłość.

Blagi i niewinne kłamstwa są często spontaniczną próbą zatuszowania małych

niedoskonałości. Jeśli rodzic jest despotą, to jego zachowanie daje podstawy do kolejnych

kłamstw. Dziecko despotycznych rodziców często ugina się pod ciężarem ich nierealnych

oczekiwań (nie mówiąc już o odczuwanym przez nie strachu). Tymczasem można zrobić coś
innego, a mianowicie podzi

elić się z dzieckiem własnymi niedociągnięciami. Pomóż mu

background image

zrozumieć, że każdy z nas ma jakieś niedoskonałości. Pewnego razu przyszła do mnie moja

dziewięcioletnia córka, Krissy, tonąc we łzach, bo zdała sobie sprawę z tego, że nakłamała
osobie, która do mn

ie telefonowała. Była to właściwie moja wina. Nie zastanowiwszy się

bowiem poprosiłem ją, żeby powiedziała, iż nie ma mnie w domu, chociaż byłem w łazience i

goliłem się.

Czasami mamy mówią dzieciom, że nie mają czasu, żeby upiec ciasteczka czy zrobić

lemo

niadę. W rzeczywistości mają czas, ale brakuje im energii. Lepiej jest być szczerym i

powiedzieć: „Jestem zbyt zmęczona" lub nawet: „Nie jestem teraz w nastroju".

Większość rodziców, z którymi mam do czynienia, zdaje sobie sprawę z tego, że ich

dzieci kłamią albo przynajmniej zaciemniają prawdę («niewinne kłamstwa»). Często rodzice

rozstrzygają kwestię w ten sposób, że każą dzieciom powiedzieć prawdę, i na tym sprawa się

kończy. Nie ma kary ani innej próby egzekwowania dyscypliny. Niestety czasem dziecko
mu

si ponieść odpowiedzialność za kłamstwo, pewne konsekwencje muszą nastąpić. Daj mu

wtedy jasno do zrozumienia, że chociaż skłamało i musi ponieść tego konsekwencje, to nadal

je kochasz i masz nadzieję, że w przyszłości nie będzie czuło, że musi kłamać.

O

to w jaki sposób rodzice mogą zachęcać dziecko do tego, by przestało kłamać:

1.

Zawsze ufaj dziecku. Daj mu szansę, by powiedziało prawdę. Kiedy powie prawdę,

podziękuj mu i od tego momentu zachowuj się tak, jakby nic się nie stało, nie wracaj do
tego, co

było. Jeżeli konieczne jest poniesienie konsekwencji, skrupulatnie wytłumacz

dziecku, dlaczego musi je ponieść, ale podkreśl, że prawda zawsze jest lepsza od

kłamstwa.

2.

Zawsze korzystaj ze sposobności, by pokazać dziecku, że kłamstwo nie popłaca. Jedno
k

łamstwo zawsze pociąga za sobą drugie. Lubię dzieciom powtarzać: „Jeżeli nie kłamiesz,

nie musisz mieć doskonałej pamięci". Kłamca zawsze musi pamiętać, co komu powiedział

i w jaki sposób powinien zastąpić jedno kłamstwo następnym.


Niejedzenie

Wspomnieliśmy już o tym we wcześniejszych rozdziałach. Moja praca z rodzicami i dziećmi

pokazuje, że co wieczór w amerykańskich domach ma miejsce zbyt wiele sprzeczek przy

posiłku. Dzieje się tak również podczas śniadania i lunchu, ale zdaje się, że szczególnie
kolac

ja jest porą, kiedy mały Rufus i mała Jessica postanawiają, że nie będą jeść.

Jestem głęboko przekonany, że jeśli dziecko nie chce jeść, to przekupstwo i nagradzanie

nie zdadzą egzaminu. Nie pomoże też «samolocik», który wyszedł z użycia dwadzieścia lat
te

mu (mówi się do dziecka: „Leci, leci samolocik" i tak w kółko).

Dyscyplina praktyczna proponuje prosty sposób radzenia sobie z dzieckiem, które nie

chce jeść: Niech odpowiada ono za swój wybór. Wyrzuć jedzenie do kosza i pozwól dziecku

wstać od stołu. To działa zarówno na dziesięcio-, jak i na trzylatków.

Właściwie wyrzucenie jedzenia i odesłanie dziecka od stołu jest tu najłatwiejsze. Trudne

chwile są wtedy, kiedy musisz trwać przy swoim postępowaniu i odmówić dziecku jedzenia

przez cały wieczór. Musisz pozwolić, żeby dziecko doświadczyło rzeczywistości głodu, skoro

postanowiło nie jeść kolacji. Jeżeli zdecydujesz się odpowiedzieć na blef małego Rufusa,

zabierz jedzenie i powiedz: „Koniec kolacji. Idź się pobawić". Możesz mieć pewność, że

wkrótce zdarzy się parę rzeczy:
1.

Rufus wkrótce powróci narzekając, że jest głodny. Wtedy po prostu powiesz: „Ciekawe,
dlaczego. Pewnie

nie zjadłeś kolacji".

2.

Innym wydarzeniem, jakie prawdopodobnie nastąpi, będzie to, że następnego ranka

dziecko zje obfite śniadanie. Wiem, że niektórzy z was pomyślą tak: „Co, pozwolić, żeby

dziecko nie zjadło posiłku?". Lekarz pediatra powie ci, że dziecko nie umrze, jeżeli nie zje

posiłku — zaś to, że go nie zje, pomoże mu zrozumieć realia rzeczywistości.

background image

Kiedy dziecko chce zagrać w grę «nie jestem głodny», ważne jest, aby nie dać się złapać

w pułapkę, w którą dali się czasem złapać nasi rodzice, gdy byliśmy dziećmi. Nie stosuj

przekupstwa, nagradzania, namawiania, proszenia, grożenia, krzyków czy bicia. Daj dziecku

prawo do podjęcia decyzji i do poniesienia konsekwencji tego wyboru.

A jeżeli wyrzucanie jedzenia do śmieci jest wbrew twoim zwyczajom, to po prostu

schowaj je do lodówki.

Samolubność

Oczywistą prawdą jest to, że nasze dzieci są małymi istotami skupionymi na sobie.
Wielokrot

nie kręcimy głowami zastanawiając się, dlaczego nasze dzieci potrafią myśleć tylko

o sobie. Odpowiedź jest prosta. Są dziećmi, a dla dzieci charakterystyczne jest to, że myślą

tylko o sobie. Dziecko musi dopiero się nauczyć, że ma myśleć także o innych.

Ja

k na ironię, mimo że jedną z podstawowych powinności rodziców jest nauczenie dzieci

myślenia o innych, to jednocześnie jednym z kluczowych błędów popełnianych przez wielu

rodziców jest skupianie się na dogadzaniu dzieciom i na uszczęśliwianiu ich. Nie twierdzę, że

mamy starać się sprawiać dzieciom przykrość. Ale raz za razem obserwuję, że rodzice są tak

pochłonięci uszczęśliwianiem swych dzieci i sprawianiem im przyjemności, że na żadną

naukę «myślenia o innych, a nie tylko o sobie» nie ma już czasu.

Jednym

z typowych tego przykładów jest dawanie dzieciom prezentów. Wiele podróżuję i

rozumiem rodziców, którzy chcą z podróży przywozić dzieciom upominki. Sam tak robię. Ale

jednocześnie staram się mówić rodzicom (sobie też), żeby nie zawsze przywozili dziecku
p

rezent. Jeśli przywożenie prezentów staje się regułą, to dziecko postrzega prezent jako coś,

co mu się należy. Ludzie nie mają «prawa» do prezentu. Prezent ma być symbolem

przywiązania do drugiej osoby.

Przypominam sobie pewien wywiad w telewizyjnym talk show. Gospodarz programu

zapytał mnie, jak moim zdaniem powinien postąpić ze swoim synem. Wyglądało na to, że

jego dziewięcioletniemu synowi często nie podobały się prezenty, jakie prowadzący program

przywoził mu ze swych podróży. Chłopiec był energicznym, uczuciowym i pod każdym

względem „bardzo dobrym dzieciakiem". Ale wkrótce przekształcił swoją «niechęć» do
prezentów od ojca

w pewnego rodzaju grę. Prawie zawsze, kiedy ojciec przywoził mu

upominek, zaczynał narzekać. Ojciec w końcu czuł się winny i poirytowany, ponieważ ze

wszystkich sił starał się przywieźć mu odpowiedni podarunek, który i tak się chłopcu nie

podobał.

Poradziłem gospodarzowi programu, żeby następnym razem postąpił tak: Gdy tylko

chłopiec okaże niechęć lub lekceważenie wobec prezentu, niech po prostu powie: „Przykro

mi, że ci się nie podoba. Czy mogę go zabrać z powrotem? Z pewnością nie chcesz, żeby ci tu

zawadzał"-

Następnie ojciec powinien prezent zabrać i coś z nim zrobić. Być może spodoba się

starszemu lub młodszemu rodzeństwu. A może dziecko sąsiadów go doceni. Cokolwiek

postanowi, ma to zrobić szybko. Jeżeli istnieje taka możliwość, może nawet zwrócić prezent

tam, gdzie go kupił.

Przestrzegłem ojca, żeby zrobił to spokojnie i z miłością. Gdyby dziecko poczuło, że

ojciec po prostu «szykuje odwet» lub daje upust zranionym uczuciom, dyscyplina praktyczna

nie odniosłaby skutku. Oto co w tym wypadku ojciec próbował dać dziecku do zrozumienia:

„Słuchaj, kocham cię. Przywożę ci prezenty, ponieważ chcę ci powiedzieć, jak bardzo cię

kocham. Jeżeli prezenty ci się nie podobają, to rozumiem, że nie chcesz, żeby zagracały twój
pokój".

Zasugerowałem gospodarzowi programu jeszcze jedną rzecz. Jest to coś, co sam próbuję

robić. Rodzice powinni wyzbyć się nawyku przywożenia prezentów za każdym razem, gdy

gdzieś wyjeżdżają. Rodzic, który dużo podróżuje, może bowiem wykorzystywać upominki

background image

jako sposób na zmniejszenie swego poczucia winy. Prezenty powinny być przyjemnością

dawaną raz na jakiś czas, a nie co tydzień, co miesiąc czy co wyjazd. Tak naprawdę to

chcemy nauczyć dzieci tego, że powinny czuć się szczęśliwe, kiedy tatuś wraca do domu.

Powinny doświadczyć radości z powodu powrotu taty do domu, a nie z otrzymania kolejnego
prezentu.

Kolejnym sposobem na zwalczanie u dzieci egocentryzmu jest wpajanie im od wczesnych

lat ich życia, że dawanie naprawdę jest czymś lepszym niż branie. Kiedy to tylko możliwe,

powinno się je zachęcać do robienia czegoś dla innych. Na przykład, może jest w sąsiedztwie

jakieś stare małżeństwo, któremu przydałaby się pomoc przy wykonywaniu różnych prac.

Jeżeli naprawdę zależy ci na tym, aby twoje zabiegi w tej mierze odniosły skutek, niech

niesienie pomocy innym stanie się przedsięwzięciem rodzinnym. Wszyscy — mama, tata i

dzieci mogą pójść i wykonać jakieś prace z czystej życzliwości. Pokazanie dzieciom, jak nie

być samolubnym, jest o wiele bardziej skuteczne niż mówienie o tym.

Seksualna eksploracja

Kiedy wygłaszam wykład i pojawia się temat seksu, na sali zalega cisza jak makiem zasiał.

Myślę, iż jest to spowodowane tym, że — szczególnie w Ameryce — zawsze czuliśmy się

nieswojo rozmawiając o seksie. Kiedy w gabinecie mam do czynienia z matkami i ojcami,

często mówią, że ich dzieci odkryły genitalia i «dotykają się», i pytają mnie, co powinni z tym

zrobić.

Moja pierwsza rada to:

Nie panikować. Dzieci rzeczywiście odkrywają swoje genitalia

prawie natychmiast po urodzeniu się i są zafascynowane dotykaniem się.

Ale w jaki sposób rodzice mają porozmawiać z dzieckiem, kiedy to się zdarzy? Uważam,

że przede wszystkim należy dać dziecku do zrozumienia, że chęć dotykania się jest czymś

bardzo naturalnym. Nawet bardzo małemu dziecku możesz wyjaśnić, że nie ma nic złego w

dotykaniu siebie, ale że nie powinno się dotykać ciała drugiej osoby bez jej zgody.

Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy inne dzieci <<wyrażają zgodę» na to. Znane są

zabawy dzieci w dom i karzą i «wzajemne badanie się». Jak w takiej sytuacji ma się

zachować rodzic? Przede wszystkim musi zrozumieć, że motywacja do zabawy w lekarza

wyrasta zazwyczaj z dziecięcej potrzeby przekonania się, czy wszyscy chłopcy i wszystkie

dziewczynki są tak samo zbudowane. Jakieś 95 procent mężczyzn i kobiet, z którymi mam do
czynieni

a w mojej prywatnej praktyce, przyznaje się do seksualnej eksploracji (zabawy w

lekarza) z dziećmi tej samej płci; kiedy sami byli dziećmi.

Kiedy odkryjesz, że twoje dziecko lub dzieci bawić. się w lekarza, to im spokojniej

zareagujesz na to —

normalne przecież — zachowanie, tym lepiej. Po prostu weź na stronę i

wytłumacz mu, że jego ciekawość jest normalna. Jednakże przestrzeż je, że dotykanie innycJ1

może spowodować niemiłe wrażenia. Powiedz dziecku, że porozmawiasz z nim o ciele i o

tym jak ono funkcjonuje. Powiedz, że kupicie książkę, która „pomoże nam znaleźć
odpowiedzi na pytania, które zadajemy".

Zalecam ta

kże, abyście powiedzieli innym rodzicom dzieci uczestniczących w zabawie w

lekarza o «med

ycznej poradzie», jaką dałeś swemu dziecku, i w skrócie opisz im, jak

zamierzasz postąpić.

A następnie zrób tak, jak powiedziałaś, że zrobisz - Kup stosowną książkę

12

Gorąco zachęcam rodziców także do opowiedzenia dzieciom o czasach, kiedy sami bawili

się w lekarza, gdy byli mali. Polecam to, ponieważ takie wyznanie umocni w dziecku

przekonanie, że to, co zrobiło, jest naturalne i nie jest czymś, za

i

niech będzie

ona punktem wyjęcia do dalszych dyskusji.


12

Polecam Wonderf

ul Story ofHow You Werę Bom Sidonie? Gruenberg, wydaną przez Doubleday.

background image

co powinno czuć się winne. Takie wyznanie stwarza wiele możliwości głębszego

porozumienia. Zasada dyscypliny praktycznej głosi, że rodzice mają chętnie dzielić się z

dziećmi własnymi doświadczeniami, żeby nawiązać z nimi szczery kontakt.

Nigdy nie karz dziecka za jego naturalną ciekawość swego ciała. Jeżeli zareagujesz

gwałtownie i wywołasz w dziecku poczucie winy i lęk, to możesz zasiać w jego umyśle

ziarno, które później zakiełkuje i wywoła nienormalne zachowania seksualne.

Zabawa w lekarza to jedna sprawa, ale co ma zrobić matka, która odkrywa, że jej

pięcioletnia córka podnieca się siedząc na podłodze w czasie oglądania porannych

niedzielnych kreskówek? Zawsze gdy zauważamy, że dziecko dotyka swoich genitaliów,

najważniejsze jest nasze spokojne, ciepłe i pozytywne zachowanie. Nigdy nie krytykuj, nie

potępiaj i nie histeryzuj, jeśli nie chcesz, żeby dzieci utożsamiały swoje genitalia z czymś

niestosownym, złym czy brudnym.

Od najwcześniejszych lat życia dziecka próbuj —w każdy możliwy sposób — dać do

zrozumienia, że wszystkie części jego ciała są dobre, wspaniałe i dane przez Boga. To, jakimi

stworzył nas Bóg, jest częścią Jego planu odnośnie do naszego życia. Kiedy dzieci podrosną

(powyżej szóstego roku życia), możesz zacząć rozmawiać z nimi o darze, jakim jest seks, i o
tym, w jaki sposób mamusia i

tatuś starają się o dzidziusia. Wspomniałem już o świetnej

książce Sidonie Gruenberg. Inną dobrą pozycją jest How to Teach Tour Child about Sex
autorstwa doktor Grace H. Ketterman (wyd. Revell)

13

Słuchacze wykładów często proszą mnie, abym podzielił się doświadczeniami, jakie ja i

moja żona mieliśmy w trakcie wychowywania naszych dzieci, gdy zaczęły one odkrywać swe

genitalia. Najbardziej zabawny incydent miał miejsce pewnego dnia, gdy pracowałem w

gabinecie. Zadzwonił telefon i okazało się, że dzwoni Sande, bardzo wzburzona. Płakała i

zdołałem wydobyć z niej jedynie to, że coś złego stało się z Kevinem, który miał wtedy

dziewiętnaście miesięcy. Natychmiast przyszedł mi na myśl basen w ogrodzie i pomyślałem o

najgorszym. Czy znalazła go utopionego w basenie? Nie, nie o to chodziło.

.

-

No więc co się stało? — pytam. — Mów prędko.

-

No więc — odpowiada. — Chodzi o jego ptaszka.

- Jego ptaszka?
- Tak — no wiesz, jego ptaszka.
- No w

ięc co się stało z jego ptaszkiem? — zapytałem.

- Jest fioletowy! —

wybuchła.

- Fioletowy? —

powtórzyłem jak echo. — Co to znaczy, że jest fioletowy?

Sande zaczęła tłumaczyć, że mały Kevin zdjął pamper-sa, znalazł fioletowy mazak i

stworzył małe dzieło sztuki na swoim «ptaszku». Następnie wmaszerował jak Napoleon do

pokoju, żeby się zaprezentować mojej żonie. W tym miejscu wybuchnąłem śmiechem. Nie

powinienem był, ale nie mogłem się powstrzymać.

-

No dlaczego się śmiejesz? — zapytała Sande.

Zorientowałem się, że moje rozbawienie nie bardzo jej się podoba.
- Widzisz, kochanie —

odpowiedziałem. — Mali chłopcy robią podobne rzeczy, nie

powinnaś się tym przejmować.

Sande nie mogła uwierzyć własnym uszom.
-

Robią? — zapytała — Czy naprawdę uważasz, że to w porządku?

-

W wieku dziewiętnastu miesięcy to jest w porządku — zapewniłem ją. — Mam tylko

nadzieję, że nie dostanie wysypki.

13

W języku polskim wartościową pozycją jest książka Włodzimierza Fijałkowskiego i Roksany Jedrzejewskiej-Wróbel pt. Oto jestem,

wydana przez Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe (przyp. tłum.).

background image

I w ten oto sposób moja żona dowiedziała się, że mali chłopcy robią „podobne rzeczy".

Wniosek z tej historii jest taki, że dzieci będą eksperymentować — same ze sobą, a czasami z

innymi. Dyscyplina praktyczna domaga się, abyście zachowali spokój i nigdy nie dali dziecku

do zrozumienia, że jego szczera ciekawość jest czymś brudnym lub perwersyjnym.

Jednocześnie zawsze podkreślaj, że organy płciowe są sprawą intymną i że dał je nam sam

Bóg w ramach swego cudownego planu dotyczącego naszego życia.

Słowa, od których puchną uszy

Pewnego dnia moja sześcioletnia córeczka nagle zmroziła wszystkich wypowiedzeniem

przekleństwa. Jej matka popatrzyła na mnie, a ja na nią. Następnie oboje popatrzyliśmy na

naszą córkę. Bez słowa podniosłem ją, zabrałem do jej pokoju i posadziłem na łóżku. Moja

sześcioletnia córka była zaskoczona szybkim usunięciem jej z pokoju. Jej oczy przypominały

piłeczki do ping-ponga. Popatrzyłem prosto w te oczy i powiedziałem:
-

Krissy, tatuś i mamusią znają każde brzydkie i ordynarne słowo. Ale wolimy ich nie

używać.

Oczywiście Krissy zalała się łzami i bardzo żałowała tego, co powiedziała. Zapewniliśmy

j ą, że jej przebaczamy, a następnie przeprowadziliśmy z nią rozmowę o tym, że usłyszy takie

słowa w szkole lub na placu zabaw, że będzie widziała brzydkie wyrazy powypisywane na

ścianach toalet i usłyszy je także z ust dorosłych. Takie są realia. Mimo że tego nie znosimy,
nasze d

zieci od najwcześniejszych lat są narażone na brzydkie, ordynarne i bluźniercze słowa

i będą na nie narażone do końca życia.

Uważam, że kiedy słyszysz, jak dziecko przeklina lub mówi ordynarne słowa, najlepiej

jest uświadomić mu, że znasz wszystkie słowa — każde z osobna — ale wolisz ich nie

wypowiadać. Wytłumacz dziecku dokładnie, dlaczego postanowiłeś tych słów nie używać.

Jeżeli w przekleństwa wplecione jest imię Boże, to wyjaśnij dziecku, że w twoim domu

takiego jeżyka się nie używa, ponieważ jest wulgarny, prostacki i obraźliwy dla wszystkich,

którzy to słyszą.

Powyższe podejście jest nieskończenie lepsze od tradycyjnego karania poprzez

wymierzenie dziecku policzka, klapsa czy klasycznego «zmycia mu głowy». Wszystkie te

metody mogą zmniejszyć twoje napięcie i gniew, ale nie będą miały nic wspólnego z

dyscypliną czy wychowaniem.

Wymądrzanie się i odszczekiwanie

Jeżeli w twoim domu nie panuje dyktatura, to prawdopodobnie od czasu do czasu twoje

dziecko pozwala sobie na odszczekiwanie się. Wielu rodziców, z którymi mam do czynienia,

ma poważny problem z wymądrzaniem się ich dzieci. Chcą, żeby dzieci potrafiły

kwestionować, sprzeciwiać się im i mówić, co czują, ale kiedy przekraczają niewidzialną, ale

bardzo wyraźną granicę i stają się bezczelne, w głowie rodzica zapala się lampka. Cichy

głosik mówi: „Nie możesz tak do mnie mówić. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!".

Czasami rodzic komunikuje dziecku właśnie tę myśl, co z kolei prowadzi rzecz jasna do

tego, że odszczekuje się ono jeszcze bardziej i jest jeszcze bardziej bezczelne.

Kiedy dziecko zaczyna brać nad tobą górę, nie powinieneś odwzajemniać się mu tym

samym. Próba wywarcia na dziecko nacisku prowokuje jedynie zaciekłą walkę. Można sobie

poradzić z odszczekiwaniem się dziecka na wiele różnych sposobów.

Jeżeli masz trudności z opanowaniem się, spróbuj na parę minut wyjść z pokoju. To

komunikuje dziecku: „Nie mam zamiaru z tobą walczyć". Krótka wizyta w sypialni lub

włączenie radia (aby zagłuszyć odszczekiwanie się, jeśli jest to konieczne) pozwolą ci

zapanować nad emocjami. Jednak uważaj, żeby twoja nieobecność nie trwała dłużej niż kilka

minut. Nie chodzi ci o to, by dziecko doszło do wniosku, że może «wykurzyć mamę z

background image

pokoju», kiedy tylko zechce. I kiedy już odzyskasz opanowanie, musisz wrócić i stawić czoło
sytuacji.

Jednym ze sposobów radzenia sobie z wymądrzaniem się dziecka jest po prostu

stosowanie komunikatów w pierwszej osobie, które sygnalizują mu, że nie podoba ci się jego

zachowanie i nie będziesz go tolerować. Jeżeli dziecko nie zmieni swego zachowania, to

zostanie usunięte z pokoju i na krótko odizolowane.

Jeżeli nadal się odszczekuje, to znaczy, że prosi się o lanie. Jeśli dziecko ma siedem lat

lub mniej, lanie może być jak najbardziej wskazane. Upewnij się tylko, że panujesz nad
swoi

mi emocjami i że po sprawieniu dziecku lania dasz mu do zrozumienia, że je kochasz, ale

nie wolno mu odzywać się do rodziców w ten sposób.

Przypuśćmy, że odszczekiwanie się dotyczy kwestii, co mała Jessica ma włożyć na

przyjęcie urodzinowe. Jeżeli Jessica obstaje przy swoim wyborze zachowując się głośno i

obraźliwie, to możesz «pociągnąć za dywan» i po prostu oznajmić: „Chyba nigdzie nie
pójdziesz".

Bez względu na to, jak rodzice postępują, uważam, że nigdy nie powinni akceptować

odszczekiwania się. Co więcej, jest rzeczą istotną, żeby kobiety nie tolerowały niegrzecznego

zachowania się swoich synów, a ojcowie — córek. Między matką a synem oraz między ojcem

a córką istnieje bardzo silna więź. Tak naprawdę to rodzice pozwalają swemu dziecku

zrozumieć, kim jest jako kobieta czy jako mężczyzna oraz co oznacza być kobietą lub

mężczyzną.

Szczególnie ważne jest, żeby matki uczyły synów, iż kobiety należy szanować.

Badania psychologiczne pokazują, że mężczyźni poślubiają zazwyczaj te kobiety, które

mają cechy osobowościowe przypominające im ich matki, zaś kobiety poślubiają mężczyzn o

osobowościach przypominających im ich ojców. Wyniki tych badań świadczą jedynie o tym,

że konieczne jest, aby rodzice byli świadomi wyjątkowości relacji matka-syn oraz relacji
ojciec-c

órka. Kiedy rodzice są stanowczy wobec dzieci o przeciwnej płci, to tak naprawdę

wiele uczą je o szacunku i miłości w małżeństwie. Może nie jest to w danej chwili oczywiste,

ale kiedy mama nie pozwala, by odszczekiwanie się uszło małemu Bufordowi na sucho, a tata

ukróca wybuch gniewu małej Jessiki, to tak naprawdę zwiększają oni szansę swego dziecka

na to, żeby kiedyś było szczęśliwe w swoim małżeństwie.

Dyscyplina praktyczna całkowicie potwierdza zdanie: „Bóg nie stworzył żadnego z nas po

to, by nim pomiatano!".

Zwalanie winy

Jedną z najstarszych sztuczek stosowanych przez dzieci po to, by wciągać rodziców w swoje

spory, jest wzajemne oskarżanie się. Problem ze zwalaniem winy jest taki, że jeśli wysłuchasz

opowieści jednego dziecka, będziesz musiał wysłuchać opowieści ich wszystkich. Proponuję

rodzicom, żeby nigdy nie słuchali niczego, co przypomina skarżenie. Oczywiście rodzic musi

umieć odróżnić historyjkę, która ma sprowadzić kłopoty na brata lub na siostrę, od

doniesienia o czymś bardziej poważnym. Na przykład, jeżeli dwunastolatek okłada swoją

ośmioletnią siostrę, to dziewczynka ta powinna mieć możliwość zakomunikowania mamie, że

jest bita. Ale najczęściej dzieci przychodzą po prostu z opowieściami o tym, co robi ich

starszy brat albo co zrobiła ich siostra.

Kiedy wyczuwasz, że nikomu nie dzieje się żadna krzywda, powiedz prosto z mostu:

„Kochanie, jestem pewna, że sobie z tym poradzisz. Ty i twoja siostra możecie sami dojść do

porozumienia". Zasygnalizuje to dziecku, że nie masz zamiaru się poddać i dać się

wykorzystywać lub sobą kierować. Jeszcze raz podkreślam, że czasem skarga dziecka jest

uzasadniona. Ale jeśli wyczuwasz, że próbuje ono tobą po prostu manipulować, by dopiąć

swego, to musisz działać szybko, żeby temu zapobiec. W przeciwnym razie wpadniesz prosto

background image

w pułapkę. Będziesz biegać w kółko, a każde dziecko będzie chciało przeciągnąć cię na swoją

stronę i uwikłać w ich konflikt.

Kiedy pozwalasz dziecku tak sobą manipulować, nieuniknione stanie się przyjęcie roli

sędziego, który musi podjąć szybką decyzję w oparciu o nieliczne i stronnicze informacje,
uzyskane od jednego lub od obojga dzieci. W takich warunkach dyscyplina praktyczna nie

funkcjonuje prawidłowo. Jeśli to tylko możliwe, trzymaj się z daleka od dziecięcych

nieporozumień i sprzeczek. Pozwól, żeby dzieci odpowiadały za swoje czyny. Kiedy pojawi

się taka konieczność, zainterweniuj, ale takie przypadki powinny być ograniczone do
minimum.

Znam pewną matkę, która miała następujący sposób, by w takich sytuacjach zachować

odpowiedni dystans: I

lekroć któreś z trojga jej dzieci przychodziło na skargę, wysłuchiwała

go z uwagą. Jeśli chodziło o proste „Brian mnie uderzył" lub „Yicki nie pozwala mi się

bawić", to odpowiadała: „Dziękuję" i nic nie robiła. Ale gdy skarga dotyczyła prawdziwego
przewini

enia lub konfliktu, w którym dwoje dzieci atakowało jedno, wtedy reagowała

stosownym działaniem. Jej dzieci wkrótce zrozumiały, że kiedy tylko skarżą, są ignorowane, i

przestały przychodzić z takimi doniesieniami. Przychodziły natomiast z bardziej poważnymi
skargami.

Codzienna walka
W

ychowywanie dzieci nie powinno być walką, ale dobrze wiecie, że często nią bywa.

Czasami przypomina nawet totalną wojnę. Niektóre dzieci odkrywają, że mają władzę i ją

wykorzystują. Sprawdzają cię na każdym kroku w wielu sytuacjach, z jakimi masz do

czynienia na co dzień. Od chwili, kiedy wstaną, aż do położenia się spać, są gotowe stawiać

na swoim wbrew tobie, więc musisz być na to przygotowana.

Wielu rodziców nie znosi pewnych pór dnia, ponieważ wiedzą, że wtedy mary Sean lub

mała Sharisse będzie z nimi walczyć. Czy jest to: „Nie chce mi się jeszcze wstać", czy: „Nie

będę tego jeść", czy: „Jeszcze tylko dziesięć minut, dobrze?" — dzieci będą naciągać granice

twojej władzy na swoją korzyść. Jak zareagujesz?

Piękno dyscypliny praktycznej polega na tym, że przesuwa nieco punkt ciężkości w walce

o władzę. Nie chodzi po prostu o sytuację: ty przeciwko twoim dzieciom. Jest to sytuacja:

dziecko przeciwko rzeczywistości, a ty jesteś tu po to, by nadzorować konfrontację dziecka z
rzec

zywistością. Sharisse może nie chcieć rano wstawać, ale jeżeli spóźni się do szkoły,

spowoduje to pewne konsekwencje.

Sean może nie chcieć jeść brokułów, ale jeśli ich nie zje, to będzie głodny. Tak naprawdę to

nie walczysz z dziećmi, ale stajesz po ich stronie, kiedy stawiają czoło trudnym realiom życia.

One rzecz jasna mogą nie postrzegać tego w ten sposób.

W tym rozdziale skupiam się na sytuacjach konfliktowych w rodzinie. Jak można

zastosować dyscyplinę praktyczną w codziennych konfliktach?

Bitwy łóżkowe

Klasyczne problemy mają w wielu domach miejsce w porze kładzenia się do snu. Dzieci

często mają opory przed położeniem się do łóżka oraz/lub ciężko jest im zasnąć, kiedy już

znajdą się pod kołdrą.

Kluczem do rozwiązania problemu „Czy mogę nie kłaść się jeszcze spać?" jest użycie

standardowej reguły dyscypliny praktycznej: bezpośredniego i szybkiego działania. Nie

sprzeczaj się i nie negocjuj. Oświadcz: „O ósmej masz być w łóżku" czy o jakiejś innej

wyznaczonej przez ciebie godzinie. I tego się trzymaj.

Jeśli chodzi o dzieci młodsze, to możesz wprowadzić stały zwyczaj czytania im książki

lub odmawiania z nimi modlitwy. Ale kiedy rytuał dobiega końca, otul je i zamknij drzwi.

Czas spać.

background image

Władcze dziecko będzie cię testowało, krzycząc, kwękając lub marudząc w inny sposób.

Spotykałem się z rodzicami, których dzieci mogły wrzeszczeć po cztery godziny. To może

ogromnie irytować i w końcu osłabić wolę rodzica. Ale nie będzie dobrych efektów, jeżeli po

prawie dwóch godzinach poddadzą się i pójdą zobaczyć, co się dzieje. Uczysz wtedy dziecko,

że trzeba dalej wrzeszczeć; prędzej czy później mama albo tata się podda.

Jeżeli trudno ci opracować odpowiedni rytuał kładzenia dziecka do łóżka, to możesz

pomyśleć o zastosowaniu magnetofonu z automatycznym wyłączaniem. Pobliska księgarnia

może dysponować kasetowymi nagraniami bajek lub opowiadań, które pomogą dziecku

przenieść się w krainę snów.

Czegokolwiek próbujesz, pamiętaj o kilku podstawowych zasadach:
1.

Opracuj listę regularnych czynności wykonywanych codziennie przed snem.

2.

Niech słuchanie nagrania będzie ostatnim etapem usypiania dziecka.

3.

Kiedy dziecko już leży przykryte kołdrą, pod żadnym pozorem nie otwieraj drzwi do

jego pokoju.

4.

Jeżeli dziecko z jakiegoś powodu wstanie, będzie musiało samo ponownie ułożyć się do

spania. Kiedy

się zorientuje, że nie będzie powtórki wieczornego rytuału,

prawdopodobnie nie będzie wstawać z łóżka.

5.

Czas utulenia i modlitwy może być wspaniałą okazją do rozmowy o tym, co się

wydarzyło w ciągu dnia (zarówno u dziecka, jak i u ciebie). Nie spiesz się, kiedy tulisz

dziecko i modlisz się z nim. Jest to twoja codzienna szansa na okazanie mu swej miłości

w ważnej chwili. Nie spiesz się, żeby zdążyć na program w telewizji. Dziecko jest

ważniejsze.


Dzieci starsze (od siedmiu lat w gór

ę) będą się uciekać do różnego rodzaju sztuczek, żeby

uniknąć pójścia spać (szczególnie gdy ma się zacząć w telewizji jakiś ciekawy program).

Będą się targować niczym dealerzy używanych samochodów, żeby wydusić z ciebie kilka

dodatkowych minut. Nie daj się wciągnąć w tę grę. Zawrzyjcie jasny układ: „Jeżeli nie

położysz się spać o wyznaczonej porze, to przez następnych kilka wieczorów będziesz kładł

się wcześniej". Albo: „Jeżeli nie położysz się spać o wyznaczonej porze, to przez tydzień nie

będziesz oglądał ulubionego programu". Grunt to się nie poddawać i nie wahać. Bądź miła i

przyjacielska, ale postępuj jak generał Ulisses S. Grant. Jego motto brzmiało: „bezwarunkowa
kapitulacja".

Ale załóżmy, że twoje małe sępy położyły się spać we względnym spokoju, a po paru

minutach dochodzą cię dziwne hałasy. (To typowy problem, gdy dwoje dzieci ma wspólny

pokój). Nie możesz skupić się na pogawędce z mężem, na oglądaniu programu lub czytaniu

gazety. Stuki i piski są zbyt głośne. I znów sytuacja wymaga działania — bezpośredniego i
szybkiego. Jaki masz wybór?

Możesz skorzystać ze sposobu, którego sam kiedyś użyłem. Polecam go pod warunkiem,

że wykażesz się zdrowym rozsądkiem i wielką ostrożnością. Nasze małe dziewczynki, Holly i

Krissy, miały kłopot z zaśnięciem. Zanim się spostrzegły, znalazły się na werandzie w mało

sprzyjających warunkach pogodowych (w Tucson lubi popadać). Postały na werandzie przez

dokładnie dziewięćdziesiąt sekund i wtedy pozwoliłem im wejść do domu. Poszły cichutko do

łóżek już bez zwlekania i marudzenia.

Jeżeli wystawianie dzieci na krótko za drzwi wydaje się zbyt radykalne lub jest

niemożliwe ze względów praktycznych — oto inne pomysły: Zabierz dzieci z pokoju i umieść

je w innym pomieszczeniu, takim jak kuchnia, pomieszczenie gospodarcze, być może nawet

łazienka. Przykaż im, że mają tam siedzieć, dopóki nie dojdą do porozumienia. Pod żadnym

warunkiem nie mogą mieć dostępu do telewizora, radia lub jakiejkolwiek zabawki czy innego

sprzętu, którym mogłyby się zainteresować. Chodzi o to, żeby usiadły na osobnych krzesłach

i miały «czas wolny» na dojście do porozumienia.

background image

Innym sposobem jest rozdzielenie dzieci. Jeśli jedno z nich jest oczywistym winowajcą,

zabierz je z pokoju i zaprowadź na krótko do innego pomieszczenia. I też ma siedzieć tam na

krześle przez pięć czy dziesięć minut, aż będzie mu wolno wrócić spokojnie do łóżka.

Wyjściem ostatecznym jest bicie. Ale istnieje szansa, że nie będzie ono konieczne. Kiedy

zaczniesz działać, twoje dzieci prawdopodobnie będą bardziej skłonne do tego, żeby się
u

spokoić. Siłowanie się i chichotanie w łóżku to dobra zabawa. Siedzenie ze sobą w pokoju

nie. Możesz wypracować własne najlepsze sposoby działania z wykorzystaniem czynów, a

nie słów, żeby poradzić sobie z bitwami łóżkowymi. Istnieje wiele metod reagowania w

oparciu o pozytywną dyscyplinę, z pominięciem gier, w które dzieci chcą cię wciągnąć,

takich jak: ostrzeżenia, napominanie, wędrówki w celu uciszenia ich itd.

Dzieci muszą zrozumieć, że pora snu jest koniecznością, a nie czymś, co można

negocjować. Mogą protestować: „Ale ja nie jestem śpiący". Powiedz im: „Dobrze, nie jesteś

śpiący, ale jest pora spania, więc do łóżka". Niech wiedzą, że pod koniec dnia mama i tata

potrzebują trochę czasu tylko dla siebie — na rozmowę lub na coś innego.

Grzeczność
Inny

m częstym pytaniem, które pada z ust matek jest: „Jak mam nauczyć dzieci grzeczności?

Jak mam je nauczyć, żeby mówiły «dziękuję», «nie ma za co» i «proszę»?".

Prawie wszyscy, których znam — inni terapeuci, nauczyciele i rodzice —

zgadzają się, że

uczenie b

ycia grzecznym trzeba rozpocząć bardzo wcześnie, tak żeby uprzejmość stała się dla

dziecka drugą naturą. Radzę rodzicom, żeby razem postanowili, czego jeśli chodzi o

grzeczność chcą dziecko nauczyć. Czy chcesz nauczyć dziecko mówić «Tak, proszę pana» i
«Ni

e, proszę pani»? Innymi powszechnymi zwrotami grzecznościowymi, które znajdą się na

liście, będą bez wątpienia: «Dziękuję», «Proszę», «Miło mi», «Czy mogę»...

Wszyscy mamy na ten temat pewne podstawowe wyobrażenia i możemy próbować wbijać

je dzieciom do głowy. Ale chociaż nauka uprzejmości polega częściowo na poprawianiu

dzieci i egzekwowaniu grzecznych odpowiedzi, to jednak nie ma dwóch zdań co do tego, że

najlepszym sposobem na nauczenie dzieci grzeczności jest po prostu bycie uprzejmym. Kiedy
rodzice daj

ą przykład grzeczności — w relacjach między sobą oraz wobec dzieci — uczą je

przykładem.

Jednym ze sposobów, w jaki uczymy grzeczności w naszym domu, jest zabawa podczas

kolacji, którą nazywam «gra w centa». Wszyscy — łącznie z dorosłymi — otrzymują po pięć

centów. Celem gry jest złapanie kogoś, kto nie stosuje dobrych manier przy stole (jedzenie z

otwartymi ustami, brak serwetki na kolanach, łokcie na stole, sięganie po coś przed nosem

innego, hałaśliwość). W czasie trwania kolacji każdy obserwuje każdego, żeby go przyłapać i

otrzymać centa. Na przykład, moja córka widzi, że robię coś niewłaściwego, i zwraca mi

uwagę, więc muszę daj jej centa. To wspaniała gra dla dzieci poniżej dziesiątego roku życia.

Nasze dzieci ją uwielbiały. Ta gra stała się również punktem wyjściowym do dyskusji o tym,

dlaczego coś jest niewłaściwe i jak można to zrobić lepiej.

Załóżmy, że twoje dziecko uraziło czymś inną osobę — dorosłego lub dziecko. Jak to

podkreślałem w rozdziale piątym, najlepiej jest wkroczyć i «chwycić sępa za dziób». Innymi

słowy, zająć się danym zachowaniem od razu.

Nie łajaj dziecka przy osobie, którą obraziło. Spróbuj wyprowadzić je z pomieszczenia

lub przynajmniej odejdź z nim na bok i wtedy z nim porozmawiaj. Łagodnie, ale stanowczo

wyjaśnij mu, co czujesz w związku z tym, co powiedziało lub zrobiło, i dlaczego tak się

czujesz. Jeżeli dziecko jest wystarczająco duże (powyżej trzech lat), to niech wróci do

obrażonej osoby i ją przeprosi. Jeżeli dziecko nie chce przeprosić, to możesz uciec się do
innej formy d

yscypliny, jaką jest odosobnienie: na jakiś czas odizoluj dziecko od innych.

background image

Zawsze powinnaś starać się, żeby — jeśli w ogóle jest to możliwe — dziecko powiedziało

«przepraszam», aby dać obrażonej osobie lub osobom do zrozumienia, że żałuje tego, co

zrobiło.

Powtarzam: Najlepszym sposobem na nauczenie kogoś grzeczności jest być grzecznym.

Jeżeli kiedykolwiek urazisz swoje dziecko lub małżonka, to nie wahaj się powiedzieć
«przepraszam».

Grzeczność jest dobrym tematem do rozmowy przy kolacji lub o specjalnej porze, jaką

może być pora kładzenia się spać. Porozmawiaj z dziećmi o okazywaniu sobie uprzejmości w

taki czy inny sposób. (Możesz dowiedzieć się czegoś o tym, co dzieci rozumieją pod

pojęciem «zwykłej grzeczności»!) Przedstaw konkretne pomysły okazywania uprzejmości
innym i —

co ważniejsze — pomóż dziecku zrozumieć, jak się czuje dana osoba, kiedy ktoś

jest wobec niej uprzejmy, a jak — kiedy jest nieuprzejmy.

Korzystanie z nocnika

Wyrabianie w dziecku nawyków związanych z higieną osobistą jest zadaniem, które

prawdopodobnie wymaga więcej dyscypliny praktycznej od ciebie niż od dziecka. Wszyscy

znamy panią, której dziecko uczone było korzystać z nocnika, kiedy miało dziesięć czy

czternaście miesięcy. W wielu przypadkach to nie dziecko jest przyuczane do nocnika, ale

jego mama. Zanim zapamięta ona, aby w porę posadzić dziecko na nocniku, prawdopodobnie

zaliczy parę wpadek. Oczywiście istnieją dzieci wyjątkowe, które potrafią korzystać z

nocnika w bardzo wczesnym wieku, ale nie ma tu żadnej reguły. Nie ma jakiegoś magicznego

dnia, w którym dziecko powinno umieć wydalać resztki przemiany materii do nocnika.

Każde dziecko jest wyjątkowe. Dla każdego przychodzi czas, kiedy opanowuje sztukę

korzystania z nocnika. Większość dzieci zaczyna korzystać z nocnika w wieku od około

osiemnastu miesięcy do dwóch lat. Upewnij się, że i ty — nie tylko dziecko — jesteś na to
przygotowana.

Powtarzam rodzicom — szczególnie matkom —

że najważniejsze jest to, aby ucząc

dziecko korzystania z nocnika zachowywały spokój. Nie denerwuj się i nie bądź napięta.

Dziecko wyczuje twój nastrój i też będzie zdenerwowane i napięte.

Oboje z żoną pamiętamy dzień, w którym oznajmiła ona jednej z naszych córek: „Od

dzisiaj uczymy się korzystać z nocnika". Sande miała już dość brudnych pieluch i uznała, ze

sytuacja wymaga pewnej «dyscypliny». Takie podejście spotkało się oczywiście z całkowitą

porażką. Nasza córka wyczuła napięcie Sande i stosownie do niego zareagowała. Cała

operacja skończyła się totalną klapą, mimo że żona zastosowała system nagród, dając córce

cukierki, gdy tylko zbliżyła się do nocnika lub na nim usiadła. Skąd moja żona dowiedziała

się o użyciu cukierków jako nagrody? Zgadliście. Z książki o sztuce korzystania z nocnika
napisanej przez —

znowu zgadliście — psychologa!

Po pierwszej k

lęsce wszyscy zapomnieli o nocniku i na parę miesięcy odzyskali spokój.

Kiedy nasza córka miała jakieś dwa latka, moja żona uznała, że pora spróbować jeszcze raz.

Tym razem posłuchała rady swojego ulubionego psychologa (mnie). Kupiła zwykły
plastikowy nocn

ik i po prostu zostawiła go w łazience. Nasza córka «odkryła» nocnik i z

wielkim entuzjazmem zaczęła go używać. W ciągu trzech dni nauczyła się z niego korzystać.

Wynagrodziliśmy jej pojętność nagrodą — fikuśną bielizną (dla córeczki, nie dla żony).

Zawsze

ostrzegam rodziców, że kiedy chodzi o naukę korzystania z nocnika, to dzieci

mogą mieć sporą władzę nad rodzicami, którzy dotąd kontrolowali ich życie. Jeśli się nad tym

zastanowimy, to wcale nie tak trudno jest pojąć, dlaczego dziecko wpada na pomysł
kon

trolowania dorosłych. My naprawdę zachowujemy się trochę głupio i mówimy głupie

rzeczy, kiedy dziecko załatwi się do nocnika. Pochwalić dziecko owszem można, ale

mówienie: „Och, popatrzcie na to!" albo „Zobaczcie, jaki śliczny prezent dostała mamusia od
Fe

stusa" jest przesadną reakcją na — bądź co bądź — podstawową czynność fizjologiczną.

background image

Niektórzy rodzice usiłują przyuczyć dzieci do załatwiania się z wykorzystaniem nakładki

na sedes. Lepszą metodą jest kupienie dziecku nocnika z oparciem; może on stać na podłodze

i jest dostosowany do wzrostu dziecka. Dziecko będzie na nim siedzieć nie obawiając się, że

spadnie. Jeśli twoje pierwsze wysiłki spełzną na niczym i dziecko nie zainteresuje się

nocnikiem, to możesz odstawić go na jakiś czas i spróbować później.

M

ożesz też spróbować metody, która najbardziej mi się podoba. Moim zdaniem

najlepszym sposobem nauczenia dziecka siadania na nocniku jest kupić mu nocnik, postawić

go w łazience i nawet słowem o nim nie wspomnieć. Niech dziecko samo go odkryje. Jeśli

użyje go prawidłowo, pochwal je. Przytul, porozmawiaj z nim i daj mu do zrozumienia, że

jest duże i uczy się dorosłego zachowania.

O nauce korzystania z nocnika napisano całe tomy. Jeśli uważasz, że potrzebne ci są na

ten temat jeszcze jakieś informacje, porozmawiaj z lekarzem pediatrą. Dyscyplina praktyczna

podpowiada nam, że w nauce korzystania z nocnika ważne jest odprężenie i spokój, tak aby

natura sama zadziałała. Nie ma bardziej naturalnej umiejętności i twoje dziecko posiądzie ją,

gdy będzie na to gotowe. Cokolwiek zrobisz, nie daj się upokorzyć lub nabrać na opinie

innych matek, które przeczytały poradnik Jak w niecałą godzinę nauczyć dziecko korzystać z

nocnika. Wierzcie mi, w rzeczywistości nie da się tego zrobić.

Niebezpieczeństwa życiowe
W jaki sposób

rodzic podchodzi do rozmowy o realiach życia w świecie, w którym zewsząd

czai się niebezpieczeństwo?

Jednym z prostych sposobów, które można wykorzystać podczas jazdy samochodem, jest

pokazywanie rozjechanych skunksów, przejechanych królików, potrąconych kotów, psów i

jeleni, żeby w dramatyczny sposób unaocznić dzieciom, co się stanie, kiedy „nie oglądamy

się w obie strony".

Jeżeli masz basen, pamiętaj, że dzieci w wieku od trzech do sześciu lat często twierdzą, że

potrafią pływać, gdy tak naprawdę nie potrafią. Dla dziecka «pływanie» może oznaczać

chlapanie się w basenie. Zrób dzieciom z sąsiedztwa krótki test na pływanie, zanim w pełni

skorzystają z twojego basenu. Starszym dzieciom uświadom, jak głęboka jest woda. Mądrze

jest zakazać dzieciom nurkowania.

Sugeruję także, żeby od czasu do czasu czytać dzieciom — z dużą dozą ostrożności —

wzmianki prasowe o utonięciach, szczególnie te dotyczące ich rówieśników. Nie przesadzaj z

tym, ponieważ możesz źle wykorzystać czynnik strachu. Chodzi o wyrobienie u dziecka

zdrowego podejścia do niebezpieczeństw związanych z wodą.

Jednym z niebezpieczeństw zagrażających dzieciom (w ostatnim czasie coraz częstszym)

jest uprowadzanie dzieci. Jest wiele specjalnych komunikatów telewizyjnych informujących o
zaginionych dziecia

ch i o porwaniach. Jak możesz ostrzec dziecko przed «niebezpiecznym

nieznajomym»?

Tu również trzeba uważać, żeby dzieci za bardzo nie przestraszyć. Z drugiej jednak strony

chcemy, żeby dzieci były świadome tego niebezpieczeństwa. Uważam, że podejściem
rea

listycznym jest po prostu uświadomienie dzieciom, że nie wszyscy ludzie są tacy jak

mama czy tata. Jest wielu ludzi miłych, ale jest też pewna liczba ludzi bardzo złych. Niech

dzieci wiedzą, że ludzi spotyka nie tylko to, co dobre. Jeśli nie będą ostrożne, to złe rzeczy

mogą się przytrafić również im.

Rodzice mogą dzieciom powiedzieć, że Bóg będzie je chronił, jeśli nauczą się myśleć i

korzystać z rozsądku, jakim je obdarzył.

Porozmawiaj z dziećmi i nawet zainscenizuj sytuację, jak należy postąpić, kiedy

ni

eznajomy proponuje przejażdżkę. Niech w twoim domu panuje żelazna zasada, że dzieci

nigdy nie przyjmują propozycji przejażdżki z nieznajomym i oczywiście nigdy nie jeżdżą

background image

autostopem. (Kiedy byłem asystentem na Uniwersytecie w Arizonie, studentki korzystające z

autostopu często padały ofiarą gwałtu).

Pomóż dzieciom wymyślić, co powiedziałby nieznajomy, żeby je zwabić do samochodu.

Porywacze dzieci stosują następujące chwyty: „Twój piesek wpadł pod auto. Zawiozę cię do
niego". „Mama (lub tata) mieli wypadek i

przysłali mnie, żebym cię zabrał".

Zwróć dzieciom uwagę, że gdyby któreś z rodziców zostało ranne, na pewno nie

przysłałoby po nie kogoś nieznajomego.

Przygotuj dzieciom także awaryjny plan działania na wypadek, gdyby kiedykolwiek

zaczepił je nieznajomy. Powiedz im, żeby z nim nie dyskutowały ani nie rozmawiały.

Powiedz, żeby grzecznie odrzuciły jego propozycję i szybko się oddaliły. Jeżeli nieznajomy

będzie nieustępliwy, dziecko powinno pobiec po pomoc — na przykład do pobliskiego domu,

w którym pali się światło lub widać kogoś przez okno.

Wiele szkół korzysta z pomocy rodziców, żeby zapewnić dzieciom pomoc na wypadek

takiego zdarzenia. Na frontowym oknie wybranych domów umieszcza się wielką literę «E»

(lub inny symbol), żeby zaznaczyć, że rodzice w nim mieszkający mają prawo i chęć

niesienia pomocy dziecku w sytuacjach zagrożenia. Porozmawiaj o tym z dzieckiem,

przejdźcie razem drogę powrotną ze szkoły i wskaż mu te domy, żeby z góry wiedziało, gdzie

może szukać pomocy.

Zgodzę się, że smutnym znakiem naszych czasów jest konieczność ostrzegania dzieci o

takich sprawach, ale statystyka pokazuje, że z roku na rok coraz więcej dzieci pada ofiarą

gwałtów, przemocy, porwań, a nawet zabójstw. Taka jest rzeczywistość i powinieneś znaleźć

czas, żeby pomóc dzieciom to zrozumieć. Staraj się ich nie przestraszyć, ale uświadomić je.

Jeżeli dziecko jest na tyle duże, żeby przebywać z dala od ciebie, choćby przez krótki okres

czasu, to pomóż mu nauczyć się, jak być odpowiedzialnym i jak podejmować szybkie
decyzje, które p

omogą mu uniknąć kłopotów.


O jedzeniu raz jeszcze

Wspominałem już w tej książce o problemach związanych z jedzeniem, ale tutaj chciałbym

zaproponować strategię, która może okazać się pomocna we wcielaniu w życie dyscypliny
praktycznej w porze krytycznej,

jaką bywa pora kolacji; dla wielu rodzin jest to moment

napięć, walk i niezadowolenia. Pora kolacji powinna być jedną z bardziej kojących,

podbudowujących i umacniających chwil dnia, ale w zbyt wielu domach dzieje się dokładnie

odwrotnie. Jak można temu zaradzić?

Po pierwsze, zadaj sobie trud zerwania ze zwyczajami, które stały się rutyną. Jest tak

szczególnie w domach, w których dzieci nie chcą jeść, grymaszą przy jedzeniu itd. Niech

wszyscy siądą do kolacji, ale nie zawracaj sobie głowy nakładaniem jedzenia na talerze

dzieci. Niech dzieci poproszą, żeby podano im jedzenie. Niech wezmą dokładnie to, na co

mają ochotę. Nie zmuszaj ich ani nie namawiaj do zjedzenia jarzyn czy do wypicia mleka.

Nie namawiaj ich ani im nie przypominaj, żeby skończyły jedzenie. Nie trać słów na

historie o ludziach umierających z głodu na Dalekim Wschodzie. Twoje dzieci wiedzą, że nie

ma szans, by wysłać im jedzenie, które twoja rodzina właśnie spożywa na kolację. Niektóre

dzieci wiedzą nawet, że w wielu krajach wschodnich ludzie jedzą ryby i inne zdrowe rzeczy i

że są w lepszej kondycji niż wielu przekarmionych i niewysportowanych Amerykanów.

Ogólnie rzecz biorąc, traktuj dzieci jak dorosłych, którzy wiedzą, ile mogą sobie nałożyć i

zjeść.

Następnie usiądź wygodnie i słuchaj. Obserwuj jak przebiega rozmowa przy stole.

Rozmawiaj o tym, co cię interesuje, i o tym, co interesuje pozostałych. Jeśli dzieci nie chcą

opowiedzieć, co było w szkole, nie przejmuj się. Ale postaraj się ze wszystkich sił utrzymać

swobodną i rozluźnioną atmosferę.

background image

Bądź świadoma, że dzieci wkrótce połapią się, do czego zmierzasz i odpowiedzą atakiem.

Zastawią pułapki i będą się starały wplątać cię w kontrowersję dotyczącą zjedzenia lub

niezjedzenia posiłku. Zachowaj spokój i stanowczość. Nie mieszaj się w to, co jedzą. Przede

wszystkim ciesz się swoim posiłkiem.

Dla rodziców, którzy — oboje —

pracują, dodaję następujące wskazówki: Kiedy mam do

czynienia z rodzinami, w których zawodowo pracuje tylko mama, przekonuję się, że dzieci w

tych rodzinach mają samodzielnie przygotować kolację, nakryć do stołu, wynieść śmieci itd.

Uważam, że w każdym domu dzieci powinny mieć swoje obowiązki, ale szczególnie

pochwalam ich zaangażowanie w domach, w których oboje rodzice pracują. Kiedy oboje

muszą pracować, a mama ma mało czasu na przygotowanie kolacji, wyznaczanie dzieciom

zadań jest piękną okazją wcielania w życie zasad dyscypliny praktycznej.

A co się dzieje, gdy to nie zdaje egzaminu? Co wtedy, gdy mama i tata wracają do domu i

widzą, że stół nie jest nakryty, śmieci nie są wyrzucone, a przygotowania do kolacji nie są

nawet rozpoczęte? Dzieci są zajęte — wypadem z przyjaciółmi, najnowszą grą Nintendo itd.

Co wtedy podpowiada dyscyplina praktyczna? Podpowiada, żeby użyć czynów, nie słów, ale
nie takich czynów, jakie masz na my

śli. Nie reaguj; niech nastąpią logiczne konsekwencje.

Nie przypominaj i nie namawiaj, nie przekupuj ani nie groź ł nie wybuchaj. Po prostu usiądź i

poczytaj gazetę. Zrelaksuj się i odpręż po ciężkim dniu.

Prędzej czy później jedno z dzieci przyjdzie i zada oczywiste pytanie: „Kiedy będzie

kolacja? A co jest na kolację?".

Oto okazja dla mamy lub taty, by spokojnie oznajmić: „Kiedy kuchnia będzie gotowa,

zacznie się kolacja. Teraz kuchnia wygląda tak, jakby nikt nie był dziś zainteresowany

kolacją. Nie mogę przygotować kolacji w zabałaganionej i brudnej kuchni".

Taka odpowiedź uczy dzieci, że porządek jest ważny. Jeśli nie chcą pomóc w utrzymaniu

porządku w domu, kolacji nie będzie.

Jeszcze jedno, nie pozwólcie dzieciom na to, żeby «zja-dły kolację» chwyciwszy pierwszą

lepszą paczkę krakersów lub chipsów i zapychając się nimi przed telewizorem. Niech wiedzą,

że nie ma żadnego jedzenia, dopóki obowiązki, które miały zostać wykonane, nie zostaną
wykonane.

Poranne wstawanie

Z tego, co słyszę na sesjach terapeutycznych i wiem z pytań otrzymywanych w listach, można

odnieść wrażenie, że wiele amerykańskich domów stanowi strefę działań wojennych —

szczególnie nad ranem. Wydaje się, że wyciągnięcie małego Bufforda z łóżka i wyprawienie

go na czas do szkoły to bitwa na śmierć i życie. Kiedy ojcowie lub matki zwracają się do

mnie z problemem: „Co mam zrobić, żeby dziecko wstało", przypominam im o jednej z

podstawowych zasad dyscypliny praktycznej: Nie możesz zmuszać innej osoby do zrobienia

czegoś. Zamiast je zmuszać postępuj z nim tak, żeby rzeczywistość sprawiła, iż zrobi ono to,

co powinno zrobić.

Tak więc w wypadku problemu „Nie mogę ich rano wyciągnąć z łóżek" najlepszym

sposobem postępowania jest całkowite zrzucenie z siebie odpowiedzialności za to, że dzieci

zaspały. Innymi słowy, ogłoś rozejm. Nie będziesz już więcej nękać dzieci, żeby wstawały.

Czy sugeruję, żeby pozwolić dzieciom zaspać i spóźnić się na pierwsze lekcje? Absolutnie

tak. Niech rzeczywistość postawi dziecko na nogi. Po parokrotnych próbach dobu-dzenia

dziecka zakończonych fiaskiem po prostu odmów współpracy. Nie zgadzaj się być

człowiekiem-budzikiem. Powiedz dziecku, że będzie musiało wymyślić sobie jakiś sposób,

żeby rano wstawać. Będzie musiało podjąć stosowne decyzje co do tego, w jaki sposób zwlec

się rano z łóżka i wyprawić się do szkoły. Jeśli dziecko nie dotrze do szkoły na czas,

rzeczywistość da o sobie znać na różne sposoby. Przede wszystkim będą kłopoty z

nauczycielami. Prawda, nauczyciele mogą zadzwonić do ciebie, ale ty po prostu przekażesz tę

background image

wiadomość dziecku. Nie pozwól, żeby nauczyciele cię upokarzali, wywoływali w tobie

poczucie winy czy w jakiś inny sposób zmuszali cię do tego, byś znów odgrywała rolę

człowieka-budzika.

Jednym z najprostszych rozwiązań problemu wstawania jest kupienie dziecku własnego

budzika. Daj mu go i naucz je, jak go nastawiać. Jeżeli zapomni nastawić budzik, poniesie te

same konsekwencje, jakie ponosisz ty, kiedy zapomnisz nastawić budzik przed ważnym
spotkaniem.

Może zechcesz włączyć w swój plan nauczyciela lub nauczycieli. Zadzwoń do szkoły i

powiedz, że twoje dziecko się spóźni, ponieważ zaspało, i że twoim zdaniem byłoby dobrze,

gdyby jego spóźnienie wywołało określone konsekwencje. Kiedy Bufford dotrze do szkoły,

jego nauczyciel mógłby powiedzieć: „Bufford, widzę, że się spóźniłeś. Ale masz szczęście;

będziesz mógł nadrobić te stracone dwadzieścia minut na długiej przerwie; trochę

popracujesz, kiedy reszta dzieci wyjdzie się pobawić".

Oczywiście pozwolenie na to, by Bufford zaspał do szkoły, ani nie jest łatwe, ani nie rodzi

miłej perspektywy. Reakcje mogą być różne, począwszy od zawstydzenia, a na odczuwaniu

niewygody skończywszy. Na przykład może się okazać, że będziesz musiała odwieźć
Bufforda do

szkoły, ponieważ autobus odjedzie, zanim będzie on gotowy do wyjścia. (Z

drugiej jednak strony, jeżeli szkoła jest wystarczająco blisko, niech Bufford cierpi niewygody

niech idzie do szkoły na piechotę).

Wygranie bitwy «nie mogę ich rano dobudzić» może być trudne, ale jeżeli wytrzymasz

przez kilka dni lub może tydzień albo dwa, to ci się to opłaci. Wybór należy do ciebie —

możesz nadal pełnić rolę budzika i brać na siebie odpowiedzialność, która tak naprawdę

powinna spaść na dziecko, albo możesz zrzucić tę odpowiedzialność na dziecko i pozwolić

mu, żeby poranne budzenie się i wstawanie stało się jego obowiązkiem.

Może jednak jesteś jednym z tych szczęśliwców, których dziecko wstaje rano na pierwsze

wezwanie bez szczególnych problemów. Jeśli obdarzono cię takim błogosławieństwem,
zignoruj moje uwagi o kupowaniu budzik

a i trwaj w tym błogostanie. Później, kiedy dziecko

podrośnie, może zechce mieć własny budzik, ale będzie on służył jego własnej wygodzie, a

nie jako narzędzie dyscypliny.

Praca domowa

W wielu szkołach na terenie całego kraju nakłanianie dzieci do odrabiania zadania domowego

staje się problemem już od trzeciej klasy. Większość nauczycieli twierdzi, że jeżeli dziecko

sprawnie wykorzystuje czas, to znaczną część zadań domowych może odrobić w czasie

wolnym, kiedy przebywa jeszcze w szkole. Oczywiście wiele dzieci woli bawić się lub

spędzać czas inaczej i zadaną pracę muszą wykonać w domu.

I tu zaczyna się bitwa. Rodzicom, którzy są zaangażowani w dziecięce problemy z

zadaniem domowym, proponuję kilka podstawowych reguł:

1. Pamiętając o podstawowej zasadzie dyscypliny praktycznej, nie zmuszamy dziecka do

odrobienia zadania. Próbujemy natomiast zapewnić mu warunki sprzyjające nauce. Są

domy, w których mama i tata tylko tyle mają do zrobienia. Niektóre dzieci posiadają

wystarczającą motywację, żeby dobrze odrobić zadanie i przy niewielkiej współpracy ze

strony mamy lub taty skończą zadanie bez problemów.

Jeśli to możliwe, zapewnij dziecku specjalny pokój do nauki, ale jeśli jest to

nieosiągalny luksus, ma ono zasiąść do nauki w swym własnym pokoju. Dziecko powinno

mieć tam biurko i miejsce, gdzie będzie mogło rozłożyć swe książki i zeszyty.

Dobrym pomysłem jest też wyznaczenie czasu, w którym dzieci mają odrabiać swe

zadania. Pora po kolacji, od 18.30 do 20.00, od poniedziałku do czwartku, byłaby
odpowiednia dla dz

ieci od czwartej do ósmej klasy. Młodsze dzieci mogłyby odrabiać

background image

lekcje w tym samym lub nieco krótszym czasie, gdzieś między 18.30 a 19.00 lub 19.15.

Rzecz jasna godziny te mogą ulegać zmianie w zależności od warunków domowych.

Mama może pomóc dziecku starając się nie hałasować, kiedy mały Bufford się uczy.

Odgłos odkurzania, na przykład, nie będzie sprzyjać odrobieniu zadania.

2. K

olejną istotną sprawą, o której rodzice muszą pamiętać, jest to, że nie powinni odrabiać

zadania za dziecko. Niektórzy rodzice

uśmiechają się na myśl o odrabianiu zadania, ale

znam wielu rodziców, którzy to robią — i to regularnie. (Jednymi z najgorszych

przestępców są tu rodzice, którzy są także nauczycielami. Po kolacji zamieniają dom w

pseudoszkołę).

Gorąco namawiam rodziców, żeby się powstrzymywali przed zbytnim angażowaniem

się w odrabianie zadania domowego ich dziecka. Jeżeli od czasu do czasu poprosi ono o

pomoc, to co innego. Ale każdy musi zrozumieć, co dokładnie znaczy wyrażenie «od czasu

do czasu». Jeśli będziesz nieuważny, to wkrótce większość godzin wieczornych w dni

powszednie będziesz spędzać nad zadaniem twego dziecka. Jeżeli tak jest, to coś nie gra.

Spotkaj się z nauczycielem dziecka lub z psychologiem i porozmawiajcie o tym. Postanów,

że będziesz się trzymać z dala od zadań domowych swego dziecka i że będziesz wspierać

nauczyciela w każdy możliwy sposób, tak by dziecko samo odrabiało zadanie.

Czasem może okazać się to trudne, ponieważ rodzice posiadają naturalną skłonność do

pomagania swemu dziecku (które może faktycznie mieć kłopoty). Zawsze istnieje też
element dumy rodzicielskiej —

niezadowolenie z naciąganej oceny dobrej lub dostatecznej,

kiedy rodzic wie, że może pomóc Buffordowi tak, aby dostał on ocenę bardzo dobrą, a

nawet celującą.

Zdrowy rozsądek podpowiada: Niewielka pomoc —-tak, nadmierna pomoc — nie,

ciągła pomoc — w żadnym wypadku! Na przykład, jeżeli dziecko przychodzi i prosi, żebyś

przepytała je z pisowni słówek, to je przepytaj. Zabiera to stosunkowo mało czasu i mieści

się w kategorii pomagania, a więc nie jest wyręczaniem dziecka. Ponadto pokazujesz przez

to dziecku, że interesujesz się tym, co ono robi.

3. Załóżmy, że dziecko nie chce odrabiać zadania. Przypuśćmy, że zorganizowałeś miejsce do

nauki i uczyniłeś wszystko, żeby w domu było cicho, a mimo to dziecko nie odrabia pracy

domowej. Twój następny krok to ukazanie mu logicznych konsekwencji (patrz rozdział

siódmy). Najlepszym sposobem na uniknięcie logicznych konsekwencji jest rozmowa z

dzieckiem i wspólne ich określenie.

Na przykład, jeżeli dziecko nie odrobi lekcji i otrzyma zły stopień, to nie będzie mogło

bawić się po szkole albo po kolacji; albo nie będzie mu wolno chodzić na nadobowiązkowe

zajęcia czy treningi. Powtarzam: Porozmawiaj z dzieckiem o tym, co według niego będzie
sprawiedliwe

, i wypracujcie porozumienie, które dla obojga będzie miało sens.

Pamiętaj też, że oceny, jakie dziecko dostaje, są jego, a nie twoje. Koniecznie

porozmawiaj z dzieckiem o jego stopniach. Oglądając kiepskie świadectwo swojego

dziecka, możesz powiedzieć: „Przykro mi, że nie lubisz się uczyć". To będzie szczera

uwaga, a nie krytyczny czy potępiający komentarz.

Jeżeli postępy dziecka wydają się marne, okaż cierpliwość. Niektóre dzieci nie radzą

sobie dobrze w niektórych klasach, ale później idzie im znacznie lepiej. Jako rodzic

chrześcijański zostałeś obdarzony przez Boga władzą i odpowiedzialnością, żeby właściwie

pokierować swym dzieckiem. Zawsze wpajaj mu następującą hierarchię wartości:

1. l.Bóg
2. Rodzice
3. Dom i rodzina
4.

Szkoła

5.

Zajęcia dodatkowe

background image

Rówieśnicy
W mia

rę dorastania naszych dzieci coraz większą rolę w ich życiu zaczyna odgrywać grupa

rówieśników. Jej wpływ zaczyna być widoczny już w pierwszej lub drugiej klasie.

Aby rodzice dobrze wypełniali swą misję, muszą zdać sobie sprawę z tego, że dzieci chcą

się identyfikować z jakąś grupą społeczną. Dzieci identyfikują się albo ze swoją rodziną, albo

z grupą rówieśników, czyli z innymi dziećmi — z sąsiedztwa lub ze szkoły. Możecie być tego
pewni.

Wyzwaniem dla rodziców jest codzienne zapewnianie dzieci, że należą one do rodziny.

Poczucie przynależności jest jednym z podstawowych elementów samooceny. Jeżeli dziecko

czuje się dowartościowane w domu, będzie mniej podatne na wpływ rówieśników. Oto kilka

prostych sposobów na to, żeby dziecko czuło: „Należę do rodziny. Mama i tata naprawdę

mnie kochają".
1.

Nich dzieci maj ą prawo głosu w kwestii rodzinnych zajęć, wyjść, wycieczek i wakacji.

Zapytaj je, co chciałyby robić. Bądź gotów na kompromis.

2. Zapytaj ich o zdanie w sprawie problemów, jakim wy —

rodzice i inni członkowie rodziny

musicie sprostać. Problemy mogą mieć charakter duchowy, finansowy

lub emocjonalny. Kiedy pytasz ich o zdanie, mówisz:

„Cenię twoją opinię. Jesteś wartościowy i ważny w rodzinie".
3.

Uważam, że zapewniamy dziecku poczucie przynależności, kiedy dzielimy się z nim

obowiązkami domowymi. Nie wyznaczaj zadań tak, jak gdyby były one czymś

nieprzyjemnym, czym każdy musi być obarczony. Pomóż dzieciom dostrzec, że dobre

wypełnianie obowiązków pozwala być dumnym z tego, jak wygląda wasz dom. Z

pewnością wygląd domu jeszcze przez kilka lat nie będzie plasował się wysoko na ich liście

priorytetów, ale kiedy zaczną przyprowadzać kolegów — szczególnie kiedy zaczną chodzić

do szkoły średniej i nawiązywać kontakty z osobami płci przeciwnej — sytuacja może
r

adykalnie się zmienić. W rzeczy samej, mały Festus może przeistoczyć się w młodego

Czyścioszka, dbającego o to, żeby dom dobrze się prezentował na przyjście przyjaciół.

4.

Niech dziecko ma możliwość wpływania na ustalanie reguł (rodzinnych zasad) i bądź

gotów do negocjacji.

Wymaż ze słownika zwroty takie, jak: «Zrobisz to, bo ja tak mówię»,

«Dopóki tutaj mieszkasz, masz

robić tak, jak ja każę». W zamian za to bądź skłonny do

argumentowania, przekonywania i wyjaśniania dziecku, dlaczego uważasz, tak jak uważasz,

i dlaczego robisz to, co robisz. Jeśli nie szczędzisz czasu na wyjaśnienie dziecku przyczyn

wprowadzenia jakichś zasad, to komunikujesz mu: „Cenię cię jako osobę. Uważam, że

jesteś człowiekiem odpowiedzialnym".

Jeśli chcesz wiedzieć więcej na temat wpływu grup rówieśniczych, zapoznaj się z

następującymi pozycjami. Każdy z trzech autorów przyjmuje nieco inny punkt widzenia, ale

wszystkie te książki dobrze ukazują rzeczywistość, z jaką twoje dziecko już się styka lub

zetknie się wkrótce w ramach swych kontaktów z rówieśnikami, i podpowiadają, w jaki

sposób możesz sprawić, żeby dziecko czuło się w domu pewniej i bardziej akceptowane:

• How to Really Love Your Teenager, Ross Campbell (Chariot Yictor)

• Preparing for Adolescence, James Dobson (Gospel Light)

• Rightfrom Wrong, Josh McDowell (Word).

Rywalizacja między rodzeństwem

Niewiele rodzin posiadających więcej niż jedno dziecko jest wolnych od kłopotów

związanych z rywalizacją między rodzeństwem. Uważam, że częściowo problem bierze się

stąd, że rodzice mają tendencje do traktowania wszystkich dzieci w jednakowy sposób.

Możecie być pewni, że tak przynajmniej widzą to dzieci. Jeśli jedno dziecko coś dostaje,
natychmiast pragnie tego drugie dziecko.

background image

W wielu sytuacjach moje własne dzieci usiłowały naciągać mnie w ten sposób. Holly

mawiała: „Tatusiu, dlaczego ona to dostała, a ja nie? Dlaczego Krissy wolno to robić, a mnie
nie?".

Czasami drażniłem się trochę z Holly i «pociągałem za dywan» mówiąc coś okrutnego w

rodzaju: „No cóż, pewnie dlatego, że mama i ja kochamy ją o wiele bardziej niż ciebie!".

Jeśli Holly w dalszym ciągu mnie dręczyła i domagała się równego traktowania, w końcu

rzucałem jej wyzwanie w rodzaju: „W porządku, Holly, jeżeli naprawdę chcesz, żebym cię

traktował dokładnie tak jak twoją siostrzyczkę, Krissy, to od dziś kładziesz się o 8.30, a nie o

9.00, a twoje kieszonkowe wynosi dwa dolary pięćdziesiąt centów, a nie trzy dolary".

W takiej sytuacji Holly decydowała, że nie chce być zawsze traktowana tak samo jak jej

siostrzyczka. Powyższy przykład zdał egzamin, ponieważ Holly była starsza od Krisy i

cieszyła się liczniejszymi przywilejami, takimi jak dłuższe siedzenie wieczorami czy większe

kieszonkowe. Pozwoliliśmy Krissy zrobić coś, co według Holly ona też mogła zrobić i to

wywołało problem. Ale co się dzieje, kiedy młodsze dziecko domaga się tych samych
przywilejów, co jego starszy brat lub starsza siostra? Zasada dyscypliny praktycznej, do której

zawsze należy się odwoływać, mówi, że kochasz swoje dzieci jednakowo, ale traktujesz je
odmiennie, zgo

dnie z tym, co na danym etapie rozwoju dziecka uważasz za stosowne dla

niego i sprawiedliwe.

Jedną z głównych przyczyn kryjących się za rywalizacją rodzeństwa jest to, że dzieci chcą

dla siebie tego, co na świecie najlepsze. Chcą mieć pewność, że ich brat czy siostra nie

dostanie więcej od nich, ale jednocześnie chcą być traktowane w sposób odmienny —jako

ktoś wyjątkowy. Rodzice zbyt łatwo dają się złapać w pułapkę wydawania sądów.

Większość z tego, o czym była mowa w podrozdziale Bójki, odnosi się do

współzawodnictwa między rodzeństwem. Jak już wspomniałem, nie da się całkowicie

wyeliminować rywalizacji, więc powinniście poszukać sposobów na minimalizowanie i

kontrolowanie jej. Zgadzanie się na to, aby dziecko dało upust frustracji i negatywnym
uczuciom odn

oszącym się do rodzeństwa, jest podejściem zdrowym i w dłuższej

perspektywie doprowadzi do zmniejszenia wrogości, złości i rywalizacji.

Rzecz jasna, chodzi o to, żeby nad tym panować i nie pozwolić, by sprawy wymknęły się

spod kontroli. Zgodnie z podstawowymi zasadami dyscypliny praktycznej, w przypadku

rywalizacji między rodzeństwem należy spróbować nakłonić dzieci do tego, aby zastanowiły

się nad sytuacją i — jeśli to w ogóle możliwe — doszły do porozumienia. Na przykład, jeśli
dwoje dzieci, siedmio-

i ośmiolatek, sprzeczają się, zabierz je z salonu, zaprowadź do pustego

pokoju i każ im tam pozostać, dopóki się nie pogodzą.

Pamiętaj zawsze o tym, że większość słownych utarczek między rodzeństwem

adresowana jest do rodziców. Chcą, żebyśmy interweniowali i zaangażowali się. Jedno

dziecko rzuca bratu lub siostrze złośliwą odżywkę, w zamian otrzymuje wulgarną odpowiedź

i zanim się zorientujesz, cała rodzina znajduje się w epicentrum wojny. Jeżeli dzieci chcą być

przykre, jeśli chcą wrzeszczeć i krzyczeć na siebie, to niech robią to na zewnątrz lub w innym

odległym pomieszczeniu. Nie wolno im się tak zachowywać przy stole ani w salonie.

Kolejną kluczową wskazówką dyscypliny praktycznej, którą należy zapamiętać, jest to, że

dzieci —

świadomie bądź nie — będą zastawiać na rodziców pułapki, aby ich wciągnąć w

swe kłótnie i zaangażować do rozstrzygania sporów. Jednakże odpowiedzialny rodzic

korzysta z zasad dyscypliny praktycznej, nakazujących trzymać się na uboczu i pozwolić

dzieciom, żeby — w miarę możliwości — same doszły do porozumienia.

W domach tradycyjnych, w których funkcjonuje system nagród i kar, dzieci zastawiają

pułapki na siebie nawzajem. Chcą, żeby rodzice interweniowali i ukarali brata lub siostrę.

Twoje decyzje w najlepszym razie będą w 50 procentach sprawiedliwe i zazwyczaj

doprowadzą do powiększenia zamieszania i wrogości, a nie do rozwiązania problemów.

background image

Słyszałem z ust najmłodszych dzieci wiele opowieści o tym, jaką frajdę sprawiało im

wrabianie starszego rodzeństwa i naciskanie przycisków wywołujących w starszym bracie lub

w starszej siostrze odruch bicia. Następnie z doskonałym wyczuciem czasu i z teatralnymi
gestami godnymi

Oscara, najmłodsze dziecko zaczynało krzyczeć, jęczeć i

wrzeszczeć,

tak by przekonać rodziców, że grozi mu śmierć.
Zazwyczaj

rodzice reagowali bezzwłocznie i surowo karali starsze rodzeństwo. Młodsze

dziecko musiało co prawda znieść ból sporadycznych kuksańców od starszego brata czy od

starszej siostry, ale zawsze czuło, że na nie zasłużyło.

Dlaczego? Ponieważ tak naprawdę cieszył je widok rodzica okładającego brata lub siostrę.

My, psycholodzy, często mamy do czynienia z rodzinami, w których obserwujemy, jak

najstarsze dziecko zdaje się iść przez życie patrząc na rodzeństwo «oglądając się przez

ramię». Fachowy termin to «detronizacja». Problem detronizacji jest bardziej jaskrawy, gdy

między rodzeństwem jest mała różnica wieku, a zaostrza się jeszcze bardziej, jeśli dzieci są

tej samej płci.

Choć może nie jest to doskonałe rozwiązanie w każdej sytuacji, to nadal uważam, że

najlepszym sposobem na zapewnienie indywidualnego i sprawiedliwego traktowania dzieci

jest «nadanie prawa pierwszeństwa» najstarszemu dziecku. Oznacza to, że najstarsze dziecko

ma więcej swobody i przywilejów, ale jednocześnie ma więcej obowiązków.

Telewizja - potwór

W dzisiejszych czasach telewizja staje się dla rodziców coraz dotkliwszym problemem.

Kanały telewizyjne są pełne wręcz szkodliwych programów, począwszy od tych, w których

pełno przemocy i erotyki, a skończywszy na zwykłych marnych programach w kiepskim

stylu. Martwi mnie nie tylko to, że dzieci oglądają w telewizji to, co oglądają, ale także to, że

dzieci nie oglądają tego, czego nie oglądają. Pokażcie mi program, w którym ludzie nie byliby
ukazani jako niepozbierani bufoni, lub program, w którym mam

a i tata szanowaliby się

nawzajem, a dzieci czułyby respekt przed każdym dorosłym, łącznie z rodzicami, czy też
program, w którym pokazano by tragiczne skutki przygodnego seksu. Nawet te programy, w

których nie ma brzydkiego języka, seksu czy przemocy, często wypaczają nasze wyobrażenie

o tym, jak powinno wyglądać życie rodzinne.

Choć tematyka programów telewizyjnych bywa problematyczna, to jednak telewizja daje

okazję do skutecznego zastosowania dyscypliny praktycznej. Oto kilka kroków, które

powinieneś podjąć:
1.

Ustanów zasady oglądania telewizji w twoim domu. Dowiedz się, co twoje dzieci chcą

oglądać, i sam obejrzyj niektóre z tych programów. Jeśli któreś z nich nie są do
zaakceptowania, powiedz dzieciom, co

o nich sądzisz i dlaczego tak uważasz.

Określenie «do zaakceptowania» jest bardzo subiektywne. Najważniejsze jest, abyś określił,

co w twoim domu jest w telewizji do zaakceptowania, i tego się trzymaj.

2.

Kolejną istotną zasadą dotyczącą oglądania, telewizji jest ograniczenie czasu spędzanego

przez dzieci przed

telewizorem. Za każdym razem kładź nacisk na regułę dyscypliny

praktycznej, według której praca zawsze wyprzedza zabawę, a zadanie ma być zrobione,

zanim wolno będzie włączyć telewizor.

3.

Czuwaj nad tym, jakie programy są oglądane, nawet wtedy, gdy jesteś nieobecny. Na rynku

są już dostępne urządzenia pozwalające zaprogramować wybrane programy nawet z
tygodniowym wyprzedzeniem.

Tego rodzaju urządzenie jest szczególnie przydatne w

rodzinach rozbitych, gdzie dzieci przez dłuższy czas muszą być w domu same.

4.

Poświęć trochę czasu na lekturę programu telewizyjnego. Zaznacz programy, które są

wartościowe dla całej rodziny. Niech to będzie wydarzenie. Zróbcie popcorn i razem dobrze

się bawcie.

background image

5.

Zapoznaj się z innymi propozycjami telewizji. Chrześcijańscy rodzice często narzekają na

telewizję kablową, aleja bardzo ją lubię. Ogólnodostępne stacje telewizyjne pokazują

głupawe i sugestywne programy, zaś telewizja kablowa oferuje wiele programów o

charakterze popularnonaukowym dla całej rodziny. Oprócz kilku sieci kablowych
skierowanych specjalnie do dzieci, wiele sieci kablowych i telewizji satelitarnych oferuje

programy o charakterze religijnym na kanałach takich jak CBN i PAX. Rzućcie też okiem

na kasety wideo dla dzieci w przykościelnych wypożyczalniach lub w innych sprawdzonych

źródłach. Począwszy od Yeggie Tales, a skończywszy na disneyowskiej klasyce,

powinniście znaleźć kasety, które uczą i bawią w pozytywny sposób.


T

error podróżowania

Wyobraźmy sobie, że wakacje postanowiliście spędzić podróżując po kraju. Jeśli chodzi o

dzieci, to można rozważyć następujące opcje: (a) zostawić je w domu, (b) wysłać je na obóz,

(c) zabrać je ze sobą, (d) wysłać je przesyłką priorytetową. Jeżeli wybraliście odpowiedź (c)

zabrać je ze sobą, to pewnie już wiecie, że podróżowanie z dziećmi bywa trudne.

Jednym z niezawodnych sposobów na dotarcie do celu jest wiezienie dzieci «na jelenia» z

przodu samochodu. Jeśli jesteś wystarczająco dorosły, by pamiętać, że dawniej samochody

miały z przodu ochraniacze, to być może jesteś w stanie wyobrazić sobie małego Bufforda

czy Festusa przywiązanego nad światłami samochodu, co gwarantowałoby dotarcie na
miejsce bez bójek, dogadywania i 47 postojów. Ale pewnie nie dysponujesz ochraniaczami

albo nie skłaniasz się ku tak radykalnym rozwiązaniom, więc proponuję, żeby w trakcie

podróży z dziećmi pamiętać o kilku podstawowych sprawach:

l.

Jeżeli masz małe dzieci (poniżej piątego roku życia), nagraj na kasetę wszystkie ich

ulubione historyjki. Mogą one słuchać ich całymi godzinami i chociaż ty możesz być

trochę znudzony słuchaniem ciągle tych samych bajek, to jest to i tak nieporównanie

lepsze od słuchania docinków czy narzekań. Zabierz także jedną lub dwie puste taśmy,

żeby dzieci same mogły coś nagrać. Dźwięk własnego głosuje upaja.

2.

Dzieci często proszą o coś do jedzenia i picia. Mądry rodzic zabiera ze sobą popcorn. Jest

świetny na przemianę materii u dzieci. Zostaje po nim trochę śmieci, ale łatwo je

posprzątać. Popcorn jest o wiele lepszy niż batoniki czekoladowe. Jest zdrowszy i nie

zostawia plam (pod warunkiem, że nie zawiera zbyt dużo tłuszczu).

Zabierz także coś do picia. Uważaj, bo dzieci pakują w siebie za dużo cukru. Napoje

dietetyczne są równie, a nawet bardziej szkodliwe, gdyż zawierają środki chemiczne.

Doskonałe są małe soczki jabłkowe lub ananasowe, jak również woda mineralna.

3.

Wielu rodziców zna gry umilające podróż, takie jak liczenie słupów telefonicznych, krów

itd. Może to też być szukanie tablic rejestracyjnych z innych stanów.

Innym doskonałym sposobem na «zabicie czasu» jest rysowanie: Zabierz zmywalne i
nietoksyczne pisaki

oraz papier. Nie bierz ze sobą kredek woskowych. Topią się na słońcu

i bardzo niszczą tapicerkę auta.

Kolejnym dobrym produktem, jaki można zabrać dla dzieci (szczególnie poniżej piątego
roku

życia) są Colorforms — małe plastikowe figurki, które można przylepiać na szyby.

Są idealne do użycia w samochodzie, a nawet w pociągu czy w samolocie, ponieważ

można je potem łatwo zdjąć. Dzieci potrafią godzinami zabawiać się Wielkim Ptakiem
czy Misiem Yogi i tuzinem innych znanych z kreskówek postaci.

4.

Nie unikniemy okrzyku: „ Chce mi się siusiu " — zazwyczaj co parę mil. Oto jeden ze

sposobów na ograniczenie częstotliwości takich okrzyków do minimum: Za każdym

razem, kiedy się zatrzymujesz, bez względu na powód, zabierz dziecko, żeby zobaczyło

toaletę.

background image

Dzieci są zafascynowane toaletami. Uwielbiają do nich zaglądać — czy chcą z nich

skorzystać, czy też nie. A co drugi raz będą chciały z niej skorzystać. Pomaga to

wyeliminować niektóre z nieplanowanych postojów.

5.

Unikaj obiecywania podczas podróży. Niczego dzieciom nie obiecuj. Nie ma ku temu

powodu, a może to sprowadzić na ciebie różnego rodzaju kłopoty. Obiecywanie, że „tam

nie będzie padało" lub że „dojedziemy na miejsce przed południem" może cię kosztować

ból głowy. Dzieci mają pamięć niczym słonie, a ty nie musisz co chwilę wysłuchiwać, że

„przecież obiecałeś..."

6.

Nie pluj na dzieci. Wiem, że zabrzmi to trochę niewiarygodnie, ale mówię poważnie.

Wielu rodziców może się znaleźć w takiej sytuacji, że będą musieli doprowadzić dziecko

do czystości. Ponieważ nie mają niczego pod ręką, używają w tym celu własnej śliny,

żeby za pomocą chusteczki wytrzeć buzię Buffordowi.

Jeśli mam jakieś przerażające wspomnienia z własnego dzieciństwa, to jest to właśnie

ślina mamusi na mojej twarzy. Żebyście nie musieli pluć, weźcie ze sobą pojemnik z

nawilżonymi chusteczkami.

Wszystkie powyższe rozwiązania noszą nazwę «sztuczki dla odwrócenia uwagi». Dzieci

pełzające po sobie (i po was), domagające się uwagi mamy lub taty dają się rodzicom we

znaki (i z czasem doprowadzają ich do szału). Te pomysły są po to, żeby dzieci zajęły się

sobą, a rodzice mieli chwilę wytchnienia. Przy odrobinie planowania i przygotowania

możesz uczynić tę podróż po kraju o wiele przyjemniejszą — i dla siebie, i dla nich.


Rozdział 12
Sposób na sukces

W

dzisiejszych czasach żołnierzy szkoli się przy pomocy specjalistycznych gier

komputerowych. Krąży historia o rekrucie, który zdobywał niezliczoną liczbę punktów w
symulowanej wojnie pancernej. Z

aintrygowany dowódca przyszedł pooglądać młody narybek

i natychmiast zauważył, w czym problem.
-

Synu, zabijasz swoich żołnierzy.

-

Tak —

odparł żołnierz nie odrywając palców od kla

wiszy strzału — ale w ten sposób wygrywam.

Czasami rodzice tak bardzo chcą wygrać batalię o wychowanie, że strzelają do własnych

żołnierzy — dzieci. Owszem, musisz konsekwentnie obstawać przy swoim, nawet gdyby

dzieci wymyśliły milion powodów, abyś zmienił swoją decyzję. Jednak ostateczne

zwycięstwo nie jest równoznaczne z wykazaniem, że masz rację, ale z tym, żeby dzieci

«wyszły na ludzi» radzących sobie w różnych sytuacjach życiowych.

W codziennym natłoku problemów wychowawczych będziecie musieli podjąć wiele

trudnych decyzji. Prześledziliśmy typowe zachowania dzieci i sytuacje, które przywodzą na

myśl działania wojenne. W tym rozdziale skupię się na ogólnych metodach wychowawczych

opartych na zasadach dyscypliny praktycznej (oraz przedstawię parę metod, których

powinniście unikać).

Aktywne słuchanie
Dyscyplina praktyczna opier

a się zarówno na działaniu, jak i na słuchaniu. Kiedy pojawia się

problem, należy najpierw wysłuchać dziecka. Wyobraź sobie, że twój dziewięcioletni syn

tupie i złości się na kolegę z sąsiedztwa, nauczyciela lub na trenera. Co masz w tej sytuacji
powiedzie

ć? Co powinieneś zrobić?

background image

Uważne słuchanie dziecka polega na tym, że go nie poprawiasz, nie prawisz mu kazań ani

nie grozisz. Po prostu dajesz mu do zrozumienia, że widzisz jego problem. Możesz

powiedzieć coś w tym stylu: „Słuchaj, wyglądasz na zmartwionego. Chcesz o tym pogadać?".

Jeżeli dziecko wypada z pokoju i trzaska drzwiami, to łatwo zgadnąć, że teraz nie chce o

rym rozmawiać. Za chwilę (może za pół godziny) wyjdzie skruszone i chętnie skorzysta z
twojej propozycji.

Jeśli dziecko sygnalizuje, że chce porozmawiać, to twoim następnym posunięciem

powinno być zareagowanie na jego uczucia. Na przykład, dziecko może powiedzieć: „Nigdy
na nic mi nie pozwalasz!".

Odpowiedź, która zasygnalizowałaby dziecku, że jesteś świadoma jego uczuć, mogłaby

brzmieć następująco: „Jesteś zły i gniewasz się na mnie". Niewłaściwą reakcją na zarzut

dziecka „Nigdy na nic mi nie pozwalasz" byłoby coś w rodzaju: „Nie waż się tak do mnie

mówić, młody człowieku. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!".

Co powinien powiedzieć rodzic, kiedy usłyszy: „Mamusiu, nie potrafię tego zrobić"?

Rodzic, który nie wsłuchał się w uczucia dziecka, zareaguje zniechęcającą odpowiedzią w

stylu: „Oczywiście, że potrafisz. Przecież w zeszłym tygodniu to zrobiłeś". Ale jeżeli

naprawdę wsłuchasz się w uczucia dziecka, to twoja odpowiedź może być następująca:

„Wygląda na to, że to naprawdę jest dla ciebie za trudne".

Dla większości rodziców jest oczywiste, że do ich podstawowych obowiązków należy

poprawianie lub pouczanie dziecka, aż poda ono właściwe rozwiązanie lub wskaże właściwą

odpowiedź. Jeśli zaczniesz pielęgnować w sobie umiejętność aktywnego słuchania, to coraz

rzadziej będziesz musiał dziecko pouczać i sam udzielać właściwych odpowiedzi. Oprzesz się

pokusie szybkiego rozwiązywania problemów dziecka. I coraz większy nacisk będziesz kładł

na empatię — na dawanie dziecku do zrozumienia, że wiesz, jak się czuje, i że jego uczucia

cię obchodzą.

Ataki złości

Częstym pytaniem, stawianym podczas mych ogólnokrajowych seminariów z cyklu Family
Living, jes

t: „Czy rodzic w ogóle powinien się złościć?".

Oczywiście, że rodzice powinni się złościć! Pytanie tylko, czy powinniśmy się złościć na

nasze dziecko, czy na to, co ono robi. Kiedy rozgraniczymy te dwie sprawy, zaobserwujemy,

że nasza złość wywoła inny skutek wtedy, gdy złościmy się na dziecko, zaś inny wtedy, gdy

okazujemy niezadowolenie z tego, co ono zrobiło.

Rodzice muszą mieć możliwość okazania złości na to, co robi ich dziecko. Na przykład,

wyobraź sobie, że właśnie posprzątałaś cały dom, a twój pięciolatek wyciągnął Wszystkie

zabawki i zostawił je w salonie. W takim momencie masz ochotę zrobić pożytek z płuc i

okazać, jak bardzo jesteś zła z powodu zaistniałej sytuacji. Ważne jest, w jaki sposób

komunikujesz, że jesteś zła. Możesz stwierdzić coś takiego: „Jestem bardzo zła, kiedy widzę

te porozrzucane po pokoju zabawki. Przez dwie godziny sprzątałam dom. Mogłabym

wrzeszczeć ze złości!".

Oto szczera wypowiedź o tym, jak czuje się mama z powodu nieodpowiedzialnego

zachowania się pięciolatka. Czy mama zasugerowała, że nie kocha dziecka? Nie. Po prostu

przesłała mu w pierwszej osobie komunikat, że jest zła. Nie przesłała mu żadnego

komunikatu w drugiej osobie, mówiącego: „Jesteś niegrzecznym dzieckiem. Nie znoszę,

kiedy jesteś blisko mnie".

Z pewnością dobrze by było, gdyby mama usiadła z pięciolatkiem (po pozbieraniu

wszystkich zabawek) i jeszcze trochę z nim porozmawiała. Mogłaby wyjaśnić mu swoje

uczucia złości i frustracji. Mogłaby spróbować wytłumaczyć mu, że ciężko pracuje, żeby

zrobić w domu porządek, a kiedy on robi bałagan, to czuje się zniechęcona. Wszystko to

background image

powinna wyjaśnić trzymając pięciolatka na kolanach, oko w oko, cały czas trzymając go i

głaskając, i dając mu do zrozumienia, że jest kochany i akceptowany.

Więcej na temat radzenia sobie ze złością i koncentrowania się na zachowaniu dziecka, a

nie na nim samym, znajdziesz w podrozdziale Komunikacja.

Podawanie otuchy

Rodzice często mają do czynienia z dzieckiem, które z jakiegoś powodu jest strapione,

nieszczęśliwe lub płacze. Kiedy, według zasad dyscypliny praktycznej, mamy podejść do

niego i pocieszyć je, a kiedy nasza reakcja powinna być inna?

Na przykład, co robić, kiedy dziecko wraca do domu zapłakane z powodu kiepskiego

świadectwa? Zdrową reakcją mamy lub taty mogłoby być stwierdzenie: „Jesteś

niezadowolony ze swoich ocen i dlatego jesteś zniechęcony. Boisz się, że mama i tata będą

mieli gorsze mniemanie o tobie, ponieważ dostałeś złe oceny". Niezdrową reakcją natomiast

byłoby stwierdzenie: „Powinieneś płakać, kiedy przynosisz takie stopnie. Ja wstydziłabym się

pokazać takie stopnie moim rodzicom. Za moich czasów..."

Używszy wyrażenia «za moich czasów» zablokowałeś w świadomości dziecka drogę do

porozumienia. Również okazując niezadowolenie z jego złych stopni potwierdziłeś jedynie
jego ob

awy i dałeś mu powód do płaczu.

Kiedy pojawiają się problemy, które są przyczyną płaczu dziecka, należałoby postąpić

zgodnie z poniższymi wskazówkami:

1.

Słuchaj. Posłuchaj uważnie, co dziecko ma do powiedzenia i — co ważniejsze — co
dziecko czuje.

2. Zar

eaguj na dziecięce odczucia. Na przykład, zdrową reakcją rodzica, wspomnianą wyżej,

było stwierdzenie: „Jesteś niezadowolony ze swoich ocen i dlatego jesteś zniechęcony".

Tego rodzaju uwaga sygnalizuje dziecku, że wiesz, jak ono się czuje. Najlepszą reakcją

jest nie współczucie, ale empatia — danie synowi czy córce do zrozumienia, że wiesz, jak

on/ona się czuje, i że nieraz sam tak właśnie się czułeś.

3.

Nie obawiaj się dotykać dziecka. Dotyk mówi, że je rozumiesz i że ci na nim zależy. W
wielu sytuacjach j

eden dotyk zastępuje wiele słów.

Na początku mojej drogi zawodowej przekonałem się, że kiedy dziecko odczuwa presję,

może zacząć płakać. Płacze często, gdyż takie zachowanie utrwaliło się w nim już

wcześniej. Wie, że kiedy sytuacja staje się trudna, wystarczy uronić kilka łez i dorośli się

wycofują.

Parę lat temu prezentowałem nauczycielom i terapeutom techniki rodzinnej terapii
grupowej. Prezentacji tej —

z udziałem prawdziwej rodziny — przyglądało się blisko sto

osób. Pracowałem z około ośmioletnim chłopcem i widziałem, że był on bliski łez. Nie

przerwałem mojej wypowiedzi. Po prostu wyciągnąłem rękę i dotknąłem jego nogi.

Dziecko pociągnęło parokrotnie nosem, zebrało się w sobie i mogliśmy kontynuować

prezentację terapii.

Jestem pewien, że gdybym przerwał swą wypowiedź i słowami okazał dziecku

współczucie z powodu łez, które widziałem w jego oczach, to zaczęłoby ono naprawdę

płakać i musiałbym przerwać sesję.

Natomiast dotykając dziecko, oznajmiłem mu: „Rozumiem. Wiem, że to jest ciężkie.

Wiem, jak się czujesz. Nie czujesz się teraz dobrze, ale będziemy kontynuować

prezentację, ponieważ musimy uporać się z tym problemem".

W ten sam sposób mogą postąpić rodzice ze swymi dziećmi. Zwykły dotyk mówi

dzieciom, że rodzice rozumieją ich kłopoty.

4. Zawsze szukaj r

ozwiązań alternatywnych. Często gdy rodzic widzi płaczące dziecko lub

słyszy jego skargę, kusi go, żeby problem rozwiązać w sposób szybki i prosty — z punktu

background image

widzenia osoby dorosłej. Często dyscyplina praktyczna pomaga dziecku w rozwiązywaniu
problemów. Za

stanów się, jakie są możliwości, i namów dziecko, żeby również

zastanowiło się nad nimi. Załóżmy na przykład, że rodzina planuje w sobotę piknik, ale

wszystkich budzi odgłos straszliwej ulewy. Piknik odpada i dziecko zaczyna płakać, tak

że nie może się uspokoić.

Przytul dziecko i okaż mu, że też jesteś rozczarowana, a potem zapytaj, czy nie mogłoby

wymyślić jakiegoś innego sposobu na spędzenia dnia. Może kiedy indziej pojedziecie na

piknik? Jeżeli dziecko jest małe, odłożenie przyjemności na później nie przemówi do

niego. Być może da się zorganizować piknik w domu (zważ, że musicie mieć w salonie

wystarczającą przestrzeń, żeby stworzyć scenerię pikniku!)

Cokolwiek zrobisz, nie karz dziecka za jego rozczarowanie. Ale jednocześnie nie

proponuj rozwiązania, które przyszłoby do głowy tylko dorosłemu lub myślenia w stylu:

„No cóż, czasami zdarza się, że pada deszcz. Będziemy po prostu musieli poczekać na

inny dzień".

5.

Daj dziecku wybór. Gdy rozważycie wszystkie możliwości, pozwól, żeby dziecko samo

dokonało wyboru — nie wybieraj za niego. Kiedy podejmujesz decyzję za dziecko,
okazujesz mu brak szacunku. Dyscyplina praktyczna uczy dziecko dokonywania wyboru
w sposób odpowiedzialny.

6.

Nigdy nie przyjmuj usprawiedliwień. Kiedy zaczynasz akceptować dziecięce wymówki,

tak naprawdę zachęcasz je, żeby wskazywało palcem na wszystkich, tylko nie na siebie.

Zachęcasz je, żeby zawsze szukało winnego poza sobą i unikało odpowiedzialności.

7.

Postrzegaj dziecięce błędy jako budulec, a niejako klęskę czy powód do frustracji.
D

ziecko uczy się na błędach i ty też możesz uczyć się na błędach. Dyscyplina praktyczna

pokazuje, że niepowodzenia i błędy życiowe nie są czymś negatywnym, lecz

pozytywnym. Pomagają dziecku nauczyć się, jak następnym razem wybrać lepiej.

8.

Zachęcaj dziecko do zaangażowania się. Jeżeli razem z dzieckiem zastanawiacie się nad

problemem, wyegzekwuj od niego, by zaangażowało się w rozwiązanie danej kwestii

własnymi siłami.

9.

Bądź gotów ponownie ocenić problem po wyborze przez dziecko rozwiązania. Możesz to
zro

bić w kilku etapach.

Nie pozwól dziecku, żeby ugrzęzło w poczuciu niepowodzenia. Zawsze okazuj mu

gotowość do wsparcia go i do udzielenia mu odpowiedniej pomocy, kiedy okaże się to

niezbędne. Jednakże przede wszystkim pozwól mu spróbować samodzielnie uporać się z
problemem.

Przypominam sobie pewną sytuację, kiedy Sande i ja zabraliśmy troje najstarszych dzieci

do biblioteki publicznej. Holly była w czwartej klasie i potrzebowała pomocy w odnalezieniu

encyklopedii. Poprosiła nas o pomoc, lecz my delikatnie zasugerowaliśmy, żeby

porozmawiała z bibliotekarką i żeby bibliotekarka pokazała jej, jak znaleźć potrzebne

materiały. Krissy i Kevin poszli sami poszukać książek, które chcieli pożyczyć, podczas gdy

Sande i ja szukaliśmy swoich.

Tymczasem Holly porozmawi

ała z bibliotekarką i otrzymała pomoc, o jaką jej chodziło, i

wszystko potoczyło się gładko. Uważam, że gdybyśmy pomogli Holly poszukać to, czego

potrzebowała, skończyłoby się to jakimś nieporozumieniem. Co więcej, nie nauczyłaby się,

jak korzystać z biblioteki i jak prosić o pomoc bibliotekarkę.

Komunikacja

Bez dobrej komunikacji techniki dyscypliny praktycznej polegające na działaniu nie

przyniosą pożądanych wyników. Poniżej przedstawiam osiem zasad dobrego porozumiewania

się z dziećmi:

background image

1. Pomyśl zanim się odezwiesz. Staraj się bezwarunkowo zaakceptować dziecko takim,

jakie jest. Spotykaj się z dzieckiem w jego świecie. Jezus zawsze spotykał się z ludźmi

na ich gruncie i postępował z nimi stosownie do ich potrzeb. Zawsze szukaj sposobów
na otwarcie drzwi

pomiędzy tobą a dziećmi. Jedną z najprostszych i najlepszych metod

jest stosowanie następujących zwrotów: „Wiesz, kochanie, może się mylę..." lub „Może

nie nadążam za twoim rozumowaniem, ale...". Tych kilka słów czyni wiele, żeby

nastawić dziecko na odbiór. Jest prawdopodobne, że wysłucha tego, co masz do

powiedzenia, ponieważ nie przychodzisz do niego, by prawić mu kazania, i nie

występujesz z pozycji silniejszego ani też mu nie grozisz.

2.

Kładź nacisk na pozytywne aspekty sytuacji. Niech wypowiadanie słów zachęty i

komplementów stanie się twoją «drugą naturą». Zawsze szukaj sposobów na

pogłębienie porozumienia z dziećmi. Podkreślanie pozytywnych aspektów sytuacji jest

równie łatwe jak podkreślanie aspektów negatywnych; nie zabiera też więcej czasu, a
przynosi o wiele lepsze rezultaty. Na

przykład, twoja córka bierze udział w pokazie

gimnastycznym i w pięciu występach osiąga bardzo dobre wyniki, a w jednym —

słabszy. Możesz powiedzieć: „W tych pięciu występach, kiedy tak dobrze ci szło,

pomyślałem sobie, że się świetnie bawisz i że gimnastyka naprawdę ci się podoba.

Naprawdę świetna robota. Moje gratulacje". Nie ma potrzeby wspominać o występie,

który się nie udał. Jeśli sama do tego nawiąże, możesz powiedzieć: „Tak, to było dla
ciebie trudniejsze, ale jak b

ędziesz więcej ćwiczyć, to następnym razem ci się uda.

Naprawdę podoba mi się to, co zrobiłaś w tych pięciu. Moim zdaniem szczególnie

dobrze wypadłaś na równoważni".

3.

Kiedy masz do czynienia z sytuacją, która wzbudza reakcje negatywne, podejdź do

niej w

sposób pozytywny, rzeczowy. Jeden z takich sposobów ilustruje przykład z pod

punktu 2, sugerujący, jak należałoby potraktować zły wynik w jednym z występów

gimnastycznych. Innym przykładem może być sytuacja, kiedy czterolatek wraca do

domu z czymś, co do niego nie należy. Jasne jest, że zabrał to z podwórka sąsiadów. Nie

krzycz na niego, nie pouczaj i nie zachowuj się, jak gdyby był Wrogiem Publicznym

Numer Jeden. Po prostu powiedz w rzeczowy sposób: „Buford, to do ciebie nie należy.

Zanieśmy to z powrotem i oddajmy właścicielowi".

Następnie weź Buforda za rękę, zaprowadź do domu sąsiadów i każ mu zwrócić zabrany

przedmiot. Zaproponuj, żeby przeprosił za to, że go zabrał, i żeby obiecał, że więcej

tego nie zrobi. W drodze powrotnej do domu powiedz coś w stylu: „Założę się, że jesteś

zadowolony, że to oddałeś. Chodź, pohuśtamy się trochę".

4.

Poświęcaj dziecku czas. Poświęcając dziecku czas komunikujesz mu, że naprawdę

zależy ci na nim. Mam na myśli czas specjalny — co tydzień spędzasz go z innym
dzieckiem, z

każdym osobno. Dla większości z nas stanowi to spore wyzwanie — ale

sprawa jest warta

zachodu. Mama i tata powinni naradzić się, jak pomóc sobie

nawzajem, żeby znaleźć czas na przebywanie z każdym dzieckiem z osobna. Owszem,

będzie to trudne, ale zapewniam, że zauważycie w waszych wzajemnych relacjach

ogromną zmianę na lepsze.

5.

Zawsze miej świadomość, że nie musi ci się podobać to, co dziecko robi, ale zawsze

powinieneś dawać mu odczuć, że je kochasz i że ci na nim zależy. Możesz powiedzieć

parę prostych słów, takich jak: „Chcę, żebyś wiedział, że jest mi bardzo przykro, kiedy
tak

do mnie mówisz. Wiem, że ci smutno, ale nie powinniśmy tak odzywać się do

siebie, nawet wtedy kiedy

jesteśmy zdenerwowani. Co o tym sądzisz?", „Czy wiesz,

dlaczego tak krzyknęłam, żebyś się zatrzymał, gdy wbiegałeś na ulicę? Gdyby potrącił

cię samochód i byś zginął, byłabym bardzo, bardzo nieszczęśliwa. Za bardzo cię

kocham, żeby pozwolić, aby coś podobnego ci się przytrafiło".

background image

Gdy dzieci źle się zachowują, złość jest naturalnym odczuciem. Nie obawiaj się

okazywać złości. Ale pamiętaj, że twoja złość musi odnosić się do czynu czy
zachowania dziecka, a nie do dziecka.

6.

Jeżeli «wybuchniesz» na dzieci, poproś je o przebaczenie. Osiągniesz przez to dwie

rzeczy. Po pierwsze zyskasz o wiele lepsze porozumienie z nimi. Po drugie

pokażesz,

jak prosić o przebaczenie, i pomożesz dzieciom nauczyć się tej trudnej sztuki.

Kiedy przyznajesz się do własnych błędów, zacznij od słów: „Nie miałam racji...",

„Jestem ci winna przeprosiny...", „Źle osądziłam...", „Nie pomyślałam...". Wszystkie te

zwroty pokazują dziecku twoją szczerość i gotowość do przyznania się do

niedoskonałości. Nie obawiaj się, że dziecko straci do ciebie szacunek. Wprost

przeciwnie, będzie dokładnie na odwrót.

7.

Pamiętaj, że wyniki nie zawsze widać od razu. Rodzicielstwo jest obowiązkiem

długoterminowym. Nie poddawaj się, jeżeli twoje dziecko nie zawsze reaguje na

metody dyscypliny praktycznej. Jeśli postanowisz jakoś dyscyplinować swoje dziecko,

możesz posłużyć się metodą opartą na Piśmie Świętym (Ef 6, 4); na dłuższą metę

metoda ta się opłaci.

8.

Codziennie proś Boga o wskazanie twojej drogi i drogi twoich dzieci. Módl się, aby

Boża dobroć była widoczna w twoim życiu, tak aby twe dzieci dostrzegły, że masz

osobistą relację z wszechmogącym Bogiem.


Kooperacja

Matki stale pytają mnie o to, jak sprawić, żeby dzieci lepiej wypełniały swoje obowiązki,

żeby były punktualne itd. Uważam, że stosując dyscyplinę praktyczną można szybko i w

bezpośredni sposób zwrócić uwagę dziecka na to, jak ważna jest współpraca w domu. Przede

wszystkim trzeba wpoić dziecku, że jeżeli nie współpracuje z tobą, to ty też możesz odmówić

współpracy z nim. Z takimi realiami dziecko spotka się w życiu — czy to w szkole, czy

później, kiedy podrośnie i będzie pracować i będzie miało własną rodzinę.

Pamiętam spotkanie z matką, której czterolatek urządzał płacz i awantury, po to by

dominować w domu. Pewnego popołudnia matka poprosiła go, żeby pozbierał swoje zabawki.

Prośba była sensowna. Zabawek nie było zbyt wiele i chłopczyk dokładnie wiedział, gdzie

trzeba je położyć. Ale mary Jimmy odparł: „Są za ciężkie".

W tej chwili mama nie miała czasu zareagować — miała umówioną wizytę u dentysty.

Zostawiła więc nietknięte zabawki na podłodze i zabrała ze sobą dziecko do dentysty.

W drodze powrotnej Jimmy zaczął męczyć mamę o loda. Ale przejeżdżając obok budki z

lodami mama odwróciła się do Jimmy'ego i spokojnie oznajmiła: „Kochanie, dziś nie możesz

dostać lodów. W domu czekają jeszcze na ciebie obowiązki. Mam na myśli twoje zabawki".

Gdy wrócili do domu, zastali zabawki w miejscu, gdzie wcześniej zostały rozrzucone. Jimmy

zrozumiał, o co chodzi. Położył zabawki na miejsce.

Ten przykład pokazuje działanie dyscypliny praktycznej:

1.

Matka kochała dziecko tak bardzo, że nie poddała się jego widzimisię.

2.

Nie dała się wykorzystać ani sobą manipulować. To ona miała nad dzieckiem władzę, a
nie na odwrót.

3.

Nie «wygładzała» dróg życiowych dziecka wyręczając je w obowiązkach. Gdyby sama

pozbierała zabawki (co z pewnością zrobiłaby o wiele szybciej niż dziecko), uczyłaby je

nieodpowiedzialności.

4.

Ten incydent to dla dziecka podstawowa lekcja współpracy: Jeżeli nie współpracujesz z

mamą, to mama nie będzie współpracować z tobą. Nie chodzi tu jednak o zasadę «oko za
oko», ale o wpojenie dziecku

normy, że jeśli nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, to

nie może mieć tego, czego chce.

background image

Załóżmy, że czterolatek wrócił do domu i nadal nie chce pozbierać zabawek. Matka może

dalej stosować zasady dyscypliny praktycznej i nie pozwolić mu na robienie czegoś innego,

dopóki jej polecenie nie zostanie wykonane. Nie będzie zabawy, telewizora, przekąsek ani

słodyczy. Dyscyplina praktyczna kładzie nacisk na porządek: A (obowiązek) jest przed B

(nagrodą lub słodyczami).

Inną istotną sprawą było to, że matka zachowała spokój, ale była stanowcza. Nie

krzyczała na dziecko. Można krzyczeć, a nawet bić dziecko, żeby zmusić je do współpracy, i

czasem będzie się wydawać, że przynosi to owoce. Ale uzyskanie posłuszeństwa poprzez

upokarzanie, nakłanianie i straszenie nie prowadzi do współpracy. Uczy natomiast dziecko

upokarzać innych, co zapewne będzie robić, kiedy dorośnie. W przypadku dyscypliny

praktycznej zawsze chodzi o okazanie szacunku i dziecku, i sobie. Zawsze trzeba starać się

pokazać dziecku, że współpraca to droga dwukierunkowa, a nie droga jednokierunkowa, po

której tylko ono może odbywać przyjemną przejażdżkę.

Mądra zachęta

Spotykam wielu rodziców, którym trudno uchwycić różnicę pomiędzy zachęcaniem dzieci, a

chwaleniem ich. Przecież wiele książek zaleca rodzicom, by często wygłaszali słowa uznania

i pochwały pod adresem dzieci. Faktem jest, że w zbyt wielu domach jeden z problemów

polega na tym, że dzieci nigdy nie słyszą słów uznania czy pochwał, są zazwyczaj

krytykowane i słyszą raczej komentarze dotyczące tego, czego nie zrobiły, a nie tego, co

zrobiły dobrze.

Rozumiem motywację, jaka przyświeca surowym rodzicom, kiedy decydują się pochwalić

swoje dzieci, ale nad pochwały przedkładam zachęty. Choć trudno to zrozumieć, pochwała

może być bardzo zniechęcająca. Ostatecznie to jedynie Bóg jest godzien pochwały. Ludzie

potrzebują zachęt, a nie pochwał.

Zachęta skupia się na wysiłkach osoby, na poczynionym postępie, na poczuciu

odpowiedzialności, na wytrwałości i docenieniu tego, że postęp nastąpił. Oto przykłady słów

zachęty adresowanych do dzieci:

Jestem pewna, że sobie z tym poradzisz.

Cieszę się, że nauka sprawia ci przyjemność.

Jak to ładnie z twojej strony — kuchnia wygląda wspaniale!

Widzisz, teraz zaczynasz rozumieć!

Wygląda na to, że te dodatkowe ćwiczenia przyniosły skutek — moje gratulacje!

Jak się czujesz? Sporo już zrobiłeś.

A oto — dla kontrastu —

kilka przykładów, jak brzmią pochwały:

Jesteś dobrym chłopcem.

Mamusia jest z ciebie dumna, kochanie. Występ świetnie ci dzisiaj poszedł.

• Zja

dłaś całą kolację. Jaka dobra dziewczynka! Teraz możesz zjeść deser.

Masz trzy oceny bardzo dobre i jedną dobrą! Jestem taka szczęśliwa. Następnym

razem może ta dobra zamieni się w bardzo dobrą!

Ładnie się dziś zachowałeś na zbiórce harcerskiej. Masz tu pięć dolarów, żebyś

wiedział, że to dla mnie bardzo ważne.

Jak już wcześniej wspomniałem, do książki Parenthood without Hassles — Well, Almost

dołączyłem coś, co nazwałem ^Dziesięcioma przykazaniami dzieci dla rodziców^. Wszystkie

te «przykazania» są zapisane w formie słów skierowanych przez małe dziecko do rodziców.

Jedno z nich mówi: „Żeby rosnąć, potrzebuję twojej zachęty, a nie pochwał. Proszę, nie

background image

przesadzaj z krytyką. Pamiętaj, że możesz krytykować rzeczy, które robię, nie krytykując
mnie".

Proponuję rodzicom, aby uświadamiali sobie to, co mówią do dzieci. Czy twoje uwagi

przypominają chwalenie czy raczej mają dziecko zachęcać? Różnica jest subtelna, ale

ogromnie istotna. Pochwała tak naprawdę może zniszczyć lub umniejszyć czyjeś poczucie

własnej wartości, szczególnie dziecka. Pochwała sugeruje dziecku, że jest kochane

warunkowo. Budzi w dziecięcej świadomości pytania: „Czy jestem kochany i chwalony

dlatego, że przyniosłem dobre stopnie lub posprzątałem kuchnię? A co by było, gdybym tego

nie zrobił?".

M

iłość

Choć niełatwo w to uwierzyć, to cały czas mam do czynienia z rodzicami, którzy z trudnością

mówią dzieciom słowa:
«Kocham ci

ę». Być może wychowali się w domach, gdzie nie mówiono im, że są kochani,

toteż ciężko im przychodzi dzielić się z własnymi dziećmi swymi najskrytszymi myślami i

uczuciami. Ale jeśli dyscyplina praktyczna ma być ci pomocna, to musisz nauczyć się

okazywać miłość.

Mamy pięcioro dzieci i nie przypominam sobie ani jednego dnia z ich życia (odkąd

nawiązałem z nimi kontakt), w którym nie usłyszałyby ode mnie słów «kocham cię». Nie

tylko im to mówię, ale i okazuję. Przychodzą mi na myśl trzy sposoby na okazanie dziecku,

że jest kochane:

1.

Dyscyplinuj dzieci. Nie mam na myśli karania; mam na myśli korygowanie ich
zachowania — czego nie

kiedy potrzebują — z miłością.

2.

Dotykaj dzieci. Przytulaj je i pieść. Dotyk może zdziałać cuda!

3. Okazuj zainteresowanie tym, co interesuje dziecko.

Tak wiele dzieci żyje w swoim

świecie, podczas gdy mama i tata zdają się żyć w swoim.

Wspominałem już o badaniach przeprowadzonych przez terapeutę rodzinnego, Craiga

Massey'a, który wykazał, że 79 procent spośród 2.200 badanych dzieci z rodzin

chrześcijańskich czuło się niekochanych. Jedno badanie niekoniecznie odzwierciedla

odczucie ogółu, niemniej jednak w jakiejkolwiek grupie badanych wynik mówiący o tym, że

79 procent osób nie czuje się kochane, jest niezrozumiały; a tym bardziej nie mieści się to w

głowie, kiedy badanie dotyczy domów chrześcijańskich. Jak to możliwe? Dlaczego tak się

dzieje, że w domach, w których rodzice prawdopodobnie utrzymują więź z Bogiem w

Chrystusie i mają pojęcie o Bożej miłości, dzieci czują się niekochane? Myślę, że jedną z

podstawowych przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że rodzice po prostu nie umieją

okazywać swym dzieciom miłości. Trudno im pogodzić się z tym, że ich dzieci dorastają i

uczą się sami podejmować decyzje. Może to wyglądać na paradoks, ale jednym ze sposobów

okazywania dziecku miłości jest dawanie mu wolnej ręki w podejmowaniu decyzji. Dawanie

wolnej ręki również w błądzeniu. Kiedy pojawią się niepowodzenia, to będzie to właśnie czas

na powiedzenie «kocham cię» i okazanie tego poprzez przytulenie, pieszczotę i uśmiech.

Pomyłki

Nie będę mówić tu o pomyłkach popełnianych przez dzieci. Powiem o pomyłkach

popełnianych przez ciebie. Co robi rodzic, kiedy popełni błąd? Wiem, że gdy w grę wchodzi

rozwiązywanie problemów dzieci, łatwo jest naszkicować schemat postępowania krok po

kroku, ale nieobce mi są również odczucia frustracji i niepowodzenia, kiedy sprawy nie
uk

ładają się wedle określonego schematu. Wiem, jak to jest, kiedy plany, motywacje i

background image

przekonania nie mają szans na realizację. Życie nie jest doskonałe i my też nie jesteśmy
doskonali.

Przypominam sobie pewne wydarzenie, kiedy moja córka, Krissy, mając sześć lat, uczyła

się jeździć na rowerze. W pewnej chwili doszedłem do wniosku, że posiadła ona umiejętność

samodzielnej jazdy na dwóch kółkach. Robiła parę kroczków, wskakiwała na rower,

parokrotnie kręciła pedałami i zeskakiwała z roweru. Wyglądało na to, że potrzebowała tylko

pewności siebie, żeby utrzymać się na siodełku i pedałować dalej.

Więc pewnego sobotniego ranka tatuś postanowił, że dziś Krissy nauczy się «naprawdę

jeździć na rowerze».

Arbitralna decyzja, że nadszedł dzień, w którym Krissy miała nauczyć się tego, czego

chciałem, była moim pierwszym błędem. Zabrałem ją na ulicę na osiedlu, na którym
mieszkamy.

Obiema rękami podtrzymywałem ją na rowerku. Trochę po-pedałowała i podjechała pod

wzniesienie, i zaczęła zjeżdżać po drugiej stronie tego wzniesienia. Teraz pedałowała

spokojnie, a ja biegłem truchtem obok niej, w dalszym ciągu utrzymując rower w

równowadze. Puszczałem już rower na parę sekund, żeby przekonać się, że Krissy

prawidłowo balansuje, i rzeczywiście dobrze jej to wychodziło. Podjechaliśmy jeszcze

kawałek i postanowiłem (bez porozumienia się z Krissy) puścić ją, żeby resztę drogi w dół

pokonała samodzielnie. Kiedy ją puściłem, nabrała prędkości, straciła panowanie nad

kierownicą i wpadła wprost na krzak kaktusa. Może wcześniej nie zwróciliście na to uwagi,

ale mieszkamy w Tucson, w Arizonie, gdzie rosną jedne z najbardziej kolczastych na

zachodzie kaktusów. Biedna mała Krissy przewróciła się na takiego kaktusa i długo

usuwaliśmy kolce z małego sześcioletniego ciałka.

Oczywiście, cierpiałem bardziej niż ona, ale to wcale nie poprawiło samopoczucia

Krissy. Sporo czasu upłynęło, zanim znów wsiadła na rower — przynajmniej rok.

Ponieważ o tym, iż Krissy potrafi już jeździć na dwóch kółkach zdecydował jej tata, cała

przygoda pozwoliła jej nauczyć się dwóch rzeczy:

1.

Trzymaj się z dala od dwukołowych rowerów — są niebezpieczne.

2.

Trzymaj się z dala od taty—jest jeszcze bardziej nie bezpieczny!

Tamtego dnia ja też coś zrozumiałem. Zrozumiałem, że przeszkodziłem Krissy nauczyć się

jeździć na rowerze po swojemu i w swoim tempie. Chcąc być dobrym i pomocnym tatusiem,

wtrąciłem się i próbowałem zmusić ją, by w moim tempie nauczyła się jazdy na rowerze i

skończyło się to katastrofą.

Opowiadam to, żeby pomóc wam zrozumieć następujące sprawy:

1. Nigdy

nie zmuszaj dziecka, żeby robiło więcej, niż jest w stanie zrobić. Może się

zdarzyć, że przekroczymy tę granicę. Usiłując wyrobić w dziecku odpowiedzialność i

obowiązkowość możemy wymagać od dziecka czegoś, co jest ponad jego aktualne

możliwości.

2. Wymag

aj od dziecka odpowiedzialności, ale nie stosuj niepotrzebnego nacisku. Skąd

wiesz, że stosujesz nie potrzebny nacisk? Nie ma pewnego ani gwarantowanego

sposobu, żeby się tego dowiedzieć – będziesz musiał po prostu dostroić się do swego
dziecko i po rozumi

eć się z nim (patrz podrozdział Komunikacja}.

3.

Dyscyplina praktyczna działa w obie strony. Chcesz, żeby dziecko rozumiało, jaka jest

rzeczywistość, ale ty również musisz zrozumieć rzeczywistość — szczególnie

rzeczywiste umiejętności, obawy i słabości twojego dziecka. Mówiąc w skrócie,

dyscyplinę praktyczną stosuje się zawsze z dużą dozą miłości.

background image

Powtarzanie

Rodzice często znajdują się w potrzasku. Czują, że muszą przypominać dzieciom o zrobieniu
albo o nierobieniu pewnych rzeczy. Rodzic przypomina, ale d

ziecko słyszy wyłącznie

«

zrzędzenie».

Dyscyplina praktyczna niesie ze sobą rozwiązanie tego problemu: Po prostu przestań

przypominać.

Kiedy proponuję to rodzicom, patrzą na mnie, jak gdybym postradał zmysły. Zadają

bardzo logiczne pytania: „A co złego jest w tym, że o czymś dziecku przypominam? Czy

każdy z nas od czasu do czasu nie potrzebuje przypomnienia?".

Owszem, z pewnością większość ludzi potrzebuje, aby °d czasu do czasu im o czymś

przypomnieć, ale problem z rodzicami polega na tym, że sprawy wymknęły się im spod

kontroli. W wielu domach schemat jest następujący: Mama i tata nieustannie o czymś

dzieciom przypominają albo namawiają je do robienia tego, co należy do ich codziennych

obowiązków. Radzę rodzicom, żeby zerwali z tym zwyczajem. Jeżeli przez cały czas o czymś

dziecku przypominasz lub namawiasz je do zrobienia czegoś, o czym ono wie, że ma być
zrobione —

to uczysz je nieodpowiedzialności.

Na przykład, jeśli bezustannie wołasz dziecko na kolację, to uczysz je po prostu tego, że

pierwsze wezwanie

się nie liczy. Może ono kontynuować oglądanie telewizji albo budowanie

modelu samolotu, a mama ponowi wołanie trzy-lub czterokrotnie. Dziecko idzie dopiero

wtedy, gdy poziom decybeli wzrasta do określonego pułapu, bo wie, że żarty się skończyły.

Dla każdego rodzica jest to bardzo trudne. Wybór jest prosty: Możesz wyszkolić dzieci,

żeby reagowały od razu, kiedy poprosi się je o zrobienie czegoś, albo możesz je wyszkolić,

żeby nie reagowały na pierwszą prośbę lub na pierwsze ostrzeżenie i dalej beztrosko się

bawiły, dopóki naprawdę się nie zniecierpliwisz.

Jak więc wcielać w życie zasady dyscypliny praktycznej w kwestii przypominania i

namawiania? Daj dzieciom do zrozumienia, że prosisz o coś tylko raz. Nie wyrażaj się o nich

bez szacunku, mówiąc, że są głupi, skoro to, co mówisz, nie dociera do nich za pierwszym

razem. Powiedz im, że nie zamierzasz powtarzać swej prośby bez końca; jeśli nie posłuchają

od razu, uciekniesz się do czynów, a nie do słów. Niech poznają, jakie będą konsekwencje,

jeżeli — na przykład wołani na kolację — nie przyjdą od razu. Nie dostaną kolacji.

Powtarzam —

wybór należy do ciebie. Twoje podejście do dzieci może być zdrowe albo

niezdrowe. Bezustanne przypominanie, nakłanianie i namawianie jest niezdrowe dla
wszystkich zainteresowanych.

Przymusowa przerwa

Mówiąc «przymusowa przerwa» mam na myśli przerwanie zajęcia dziecka i spowodowanie,

aby usiadło na krześle lub poszło do swojego pokoju — żeby się chwilę zastanowić.

Rodzice często pytają mnie, czy przymusowa przerwa to dobra rzecz, czy to dobry sposób

stosowania dyscypliny. Zawsze odpowiadam, że tak. W ciągu dnia są takie chwile, kiedy

mama lub tata potrzebują trochę czasu, żeby zadbać o porządek w domu. Mały Festus lub

Felicia powinni wtedy usiąść albo pójść do swojego pokoju, aby trochę podumać i uspokoić

się.

Kiedy ogłaszasz któremuś ze swoich dzieci przymusową przerwę, mówisz mu po prostu:

„Twoje zachowanie jest tak okropne, że teraz przez jakiś czas pobędziesz sam".

Kiedy mówię o przymusowej przerwie, zawsze dodaję ostrzeżenie: Jeżeli izolujesz

dziecko, nie przesadź z tym. (Cztery miesiące izolacji to jest za długo, choć zdaję sobie

sprawę, jakie to czasem kuszące.) Pięć do dziesięciu minut zazwyczaj wystarczy, by dzieci w

wieku od sześciu lat w górę zdołały ochłonąć. Dzieciom przedszkolnym wystarczy około
dwóch minut.

background image

Pamiętaj o tym, że chwilowe odosobnienie nie jest karą, ale sposobem na to, by pomóc

dziecku zrozumieć, że jest odpowiedzialne za swoje czyny. Kiedy jego czyny stają się

nieodpowiedzialne, musi zatrzymać się i zrozumieć, co robi. Jeżeli zachowanie dziecka się
poprawi —

to dobrze. Ale jeśli od razu wraca ono do tego, co spowodowało zamieszanie lub

problem, może trzeba będzie zarządzić kolejną przerwę.

Za każdym razem, kiedy uważasz, ze przerwa jest niezbędna, ważne jest, żeby odbyć z

dzieckiem krótką rozmowę. Zapytaj małą Felicię: „Jak się teraz czujesz? Jesteś już gotowa,

żeby wrócić i bawić się jak należy? Naprawdę wszyscy chcemy, żebyś do nas wróciła — jeśli

jesteś gotowa".

Odbywając taką rozmowę dotykaj dziecko. Obdarzaj je pieszczotą i czułością tłumacząc mu,

dlaczego zostało odizolowane i dlaczego tamto jego zachowanie jest nie do przyjęcia.

Ostatnie słowo

Dzieci są jak mokry cement. Poświęcamy zbyt mało naszego cennego czasu na to, by

ukształtować je na odpowiedzialnych i kochających ludzi. To, jak z nimi postępujesz w tym

właśnie czasie, formuje je na resztę życia.

Nie mówię tego, żeby was przerazić, ale żeby postawić przed wami wyzwanie. Jako

rodzice macie przed sobą niesamowicie ważne zadanie. Nie chcę, żeby to, co mówię,

brzmiało jak stara płyta, ale moje przesłanie jest całkiem proste: Wszystko zależy od was.

Ostatnio przypomniano mi, jak wpłynąłem na życie jednej z moich córek, Hannah, która

obecnie ma trzynaście lat. Jej klasa dostała kiedyś zadanie, by porównać swoich ojców do

jakiegoś przedmiotu. Hannah powiedziała nam, że kilkoro dzieci napisało coś w stylu „Mój

ojciec jest skałą" i wymieniło cechy, dzięki którym ich ojcowie kojarzyli im się ze skałą. Ale

Hannah napisała:
Mój tato jest jak lody,

Gładki i lekki, stały i słodki,

Pełen smaków, fascynujący, kolorowy i słodki,

Odżywczy jak chłodny letni wiatr

Łatwo się rozpływa, płynie prosto do serca

Nigdy się nie znudzi

Zawsze ma różne polewy

Uszczęśliwia mnie różnymi smakami

Panuje nad pudełkiem z lodami i chce; żebym panowała nad sobą

Zawsze jest go jeszcze trochę więcej

Byłem poruszony analogią Hannah. Pokazała mi, że coś robię dobrze (z pewnością nie

wszystko; na następnych stronach podzielę się z wami jedną z moich najpoważniejszych

klęsk). Ale istnieje między nami więź miłości, stanowiąca kontekst dla dyscypliny

praktycznej, którą w tej książce opisałem. Znam wielu ojców, którzy nie chcieliby być

„lodami". Dokładają wielu starań, aby być w swym domu „skałą". Nie chcą „łatwo się

rozpływać i płynąć prosto do serca". Wydaje mi się, że właśnie o to proszę rodziców —
zarówno ojców, jak i matki —

żeby trochę się rozpływali, byli prawdziwi, okazywali

dzieciom miłość i szacunek i żeby pozwolili, aby wasze życie rodzinne było „pełne smaku".

Powyżej starałem się zaprezentować wam podstawowe zasady dyscypliny praktycznej

wraz ze wskazówkami zastosowania ich w sytuacjach, z którymi mamy w naszej rodzinie do

czynienia na co dzień. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie napisałem o wszystkim. Problemy

związane z wychowaniem dzieci są naprawdę liczne. Starałem się jednakże nawiązać do tych

spraw, w których rodzice często proszą mnie o pomoc.

Dołożyłem starań, żeby przedstawić zarys metody wychowawczej; możesz ją

modyfikować i zmieniać w zależności od twojej osobowości. Być może nie zawsze będziecie

background image

chcieli skorzystać z rozwiązań, które tu zaproponowałem. Ważne jest, żeby działać — szybko

i zdecydowanie, żeby nauczyć dziecko odpowiedzialności za swoje czyny.

Jednym z najtragiczniejszych doniesień prasowych, jakie kiedykolwiek czytałem, był

artykuł zatytułowany Ranny chłopiec wygrywa odszkodowanie w kwocie 810.000 dolarów.

Artykuł ten mówił o tym, jak dwunastoletni chłopiec stracił cześć lewej stopy próbując

przejechać się wolno jadącym pociągiem towarowym. Sędzia nakazując wypłatę 810.000

dolarów odszkodowania orzekł, że chłopiec ma otrzymywać miesięczne raty począwszy od

osiemnastego roku życia, aż do śmierci. Adwokat występujący w imieniu chłopca oparł swoją

Argumentację o zarzut zaniedbania, którego dopuściły się władze miasta, ponieważ urzędnicy

wiedzieli, że w ogrodzeniu przy torach jest dziura i „powinni byli przewidzieć, że dzieci

będzie kusiło, żeby tamtędy chodzić".

Historia ta jest tragiczna z dwóch powodów: Po pierwsze, młody chłopak został kaleką na

całe życie, a po drugie — i to jest jeszcze bardziej tragiczne — sąd wydał wyrok na korzyść

nieodpowiedzialności. W wieku dwunastu lat dziecko powinno zastanowić się, zanim

przejdzie przez płot i wskoczy na pociąg towarowy. Podobną ironię dostrzegłem w reklamie,

którą czytałem kilka lat temu. Reklama mówiła: „Nie pozwól, żeby dziecko wstąpiło na złą

drogę!". Ogłoszenie to upomina kierowców, żeby nie zostawiali kluczyków w samochodach,

ponieważ zachęci to młodych do kradzieży! Czy nie sądzicie więc, że pora już na dyscyplinę
pr

aktyczną?

Nie twierdzę, iż stosowanie dyscypliny praktycznej daje wam żelazną gwarancję, że nigdy

nie będziecie mieli problemów lub że wasze dzieci nigdy nie zachowają się w sposób

drastycznie zły. Dyscyplina praktyczna nie gwarantuje, że wasze dzieci staną się wierzące.

Ale korzystając z reguł i metod leżących u podstaw dyscypliny praktycznej, uczycie dzieci za

pomocą działania, a nie słów i pomagacie im wyrobić w sobie obowiązkowość i

odpowiedzialność za swoje decyzje.

Podejmowanie decyzji — szczególnie decyzji istotnych — jest o wiele trudniejsze dla

dziecka, które cieszyło się zbyt dużą swobodą i które robiło «co mu się podoba». Równie
trudne jest to dla dziecka przygniecionego jarzmem despotyzmu, za które podejmowano
wszystkie decyzje. Ale dziecko wych

owane w dyscyplinie praktycznej ma szansę przekonać

się, co znaczy kochający autorytet.

Wiem, co sobie pomyśleliście: „Doktorze Leman, to tylko teoria. Gdybym skończył

psychologię, może potrafiłbym wcielić ją w życie".

Wierzcie mi, ja — tak zwany ekspert — wiem, jakie to jest trudne. Dzieci bez przerwy

nas sprawdzają i nie zawsze zaliczamy testy z wyróżnieniem. Ciągłe pamiętam wypadek,

kiedy Holly była w okresie przekory. Wpadła w koszmarny humor i zupełnie się zbuntowała.

Musiałem ją zanieść do pokoju i powiedzieć: „Holly, masz tu zostać, dopóki się nie uspokoisz

i nie będziesz się zachowywać, jak należy".

Zgodnie z poradami kierowanymi pod adresem rodziców (patrz podrozdział Przymusowa

przerwa w poprzednim rozdziale), Holly miała siedzieć spokojnie przez kilka minut,

zrozumieć, że odpowiada za swoje czyny, i w znacznie lepszym humorze dołączyć do reszty

rodziny. Nie całkiem to się udało. Po trzydziestu sekundach moja mała córeczka wybiegła z

pokoju, dopadając mnie z powrotem i ze wszystkich sił starając się uprzykrzyć mi życie. Z

powrotem zaprowadziłem ją do pokoju z tym samym poleceniem: „Holly, chciałbym, żebyś

mogła być znów z mamusią i ze mną, ale jeszcze nie jesteś na to gotowa".

Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi, mając pewność, że tym razem Holly zrozumie.

Ale Holly nie była nastrojona na rozumienie. Tym razem izolacja trwała krócej niż trzydzieści

sekund; Holly wróciła i znów zaczęła mi się naprzykrzać.

Sytuacja stawała się rozpaczliwa. Spróbowałem już klapsa, ale to tylko rozjuszyło Holly.

Postanowi

łem uciec się do mojej ostatecznej broni: Gałki do Drzwi Doktora Kevina Lemana.

To mój własny wynalazek, który jest po prostu zwyczajną gałką do drzwi, odwróconą tak, że

background image

można ją blokować od zewnątrz. Powinienem był jej użyć za pierwszym razem, kiedy

umieściłem Holly w pokoju, ale błędnie założyłem, że będę w stanie nakłonić ją do

współpracy. Jedno przekręcenie zamka i Holly była bezpieczna — przynajmniej tak mi się

wydawało.

Jak to było do przewidzenia, Holly błagała, zawodziła, krzyczała i w ogóle sprawiała

wrażenie, że jest poddawana okrutnym torturom. Trwało to zaledwie minutę lub coś koło

tego, a potem Holly się uciszyła. Kiedy gratulowałem sobie odwagi zastosowania

«kochającego autorytetu», zadzwonił dzwonek u drzwi. Traf chciał, że była to moja mama,

która wpadła z nieoczekiwaną wizytą i chciała się widzieć właśnie z Holly!

Babcia przywitała się ze mną i od razu zapytała, gdzie jest jej «mała księżniczka*.

Ukradkiem rzuciłem okiem na drzwi do pokoju Holly i z przerażenia prawie zaparło mi dech.
Spod dr

zwi wypełzły białe paluszki, które bezgłośnie wyrażały błaganie o pomoc. Bystre oko

babci natychmiast spostrzegło rączkę Holly, odcinającą się na jasnobłękitnym dywanie.

Babcia przeszyła mnie miażdżącym spojrzeniem i rzuciła:
-

Chyba nie zamknąłeś mojej ukochanej wnuczki na

klucz?
-

Zamknąłem, mamo.

Babcia wycedziła z pogardą:

-

Ty, ty psycholog, ty! —

to było wszystko, co przeszło

jej przez gardło, po czym oddaliła się z godnością.

Stałem tam dalej, wpatrując się w paluszki Holly, które w dalszym ciągu wysyłały całemu

światu komunikat SOS. Nie widziałem jej buzi, ale mogłem sobie wyobrazić, jak leży na

brzuchu z szelmowskim uśmieszkiem na twarzyczce cherubina. Wygrałem bitwę, ale nie

miałem pewności co do tego, czy wygram wojnę. Przeczekałem jeszcze parę minut i

otworzyłem drzwi. „Jesteś już gotowa, żeby wyjść i dołączyć do nas?" — zapytałem. Moja

dwuipółletnia córeczka skinęła szybko główką i przemaszerowała obok mnie w poszukiwaniu

babci, która siedziała w salonie i pod nosem nadawała na psychologów oraz na los, który

pokarał ją synem psychologiem.

Kiedy parę minut potem zaglądnąłem przypadkiem do salonu, Holly siedziała zwinięta na

kolanach babci. Spróbowałem je przyjaźnie pozdrowić, ale obie obdarzyły mnie chłodnym i

lekceważącym spojrzeniem. Resztę dnia spędziłem nie czując się ani kochającym tatusiem,
ani autorytetem!

Przytaczam tę historię, żeby podkreślić jeden istotny punkt: Wychowując dzieci

przeżyjecie wiele momentów, kiedy sprawy nie będą się układać książkowo — czy to będzie

chodziło o tę książkę, czy też o inną, napisaną przez innego eksperta w dziedzinie

wychowania. Moje starcie z Holly i z babcią sprawiło, że wcale nie czułem się jak

profesjonalista, który radzi sobie z każdym rodzinnym kryzysem. Musiało upłynąć jeszcze
kilka lat, zanim Holly na

pisała mi tę cenną notatkę, którą wam wcześniej przytoczyłem:

„Mój ojciec jest najspanialszy, bo jesteś najlepszy, troskliwy, kohający,

NAJLEPSZY!!!!!!"

I dlaczego powiedziała, że jestem najlepszy? Ostatnia linijka zapisku odkrywa ten sekret:
„Nawet kiedy

mnie dysplinujesz, kocham cię tak samo".

Holly nie rozumiała zasad i teorii, którymi kierowaliśmy się w wychowaniu naszych

dzieci, ale mogła zrozumieć, że jest dyscyplinowana z miłością. Napisałem tę książkę, żeby

pomóc wam jak najskuteczniej dyscyplinować z miłością. Nie musicie być doskonali. Będzie

wiele sytuacji, kiedy będziecie się czuli sfrustrowani i zniechęceni. Będą sytuacje, kiedy

wasze dzieci lub współmałżonek (albo może babcia) wzbudzą w was poczucie winy lub

sprawią, że ze wstydu będziecie się chcieli zapaść pod ziemię.

To są chwile, w których potrzeba odwagi bycia niedoskonałym, tak jak to było w moim

przypadku, kiedy małe paluszki wypełzły spod drzwi. Nie poddawajcie się. Trzymajcie się

background image

planu gry, zawsze pamiętając, że rodzicielstwo to bardzo długa gra i jedno potknięcie lub

niepowodzenie nie przesądza o wyniku. O wyniku zadecyduje wasze zaangażowanie w takie

wychowanie dzieci, żeby stały się one obowiązkowe i odpowiedzialne za swoje decyzje:

wychowywanie „w karności, napominając jak [chce] Pan".

Jeszcze jedno

Oto mała sugestia, co zrobić, jeśli zepsują się wasze relacje z synem lub z córką. Nie

znajdziecie tej sytuacji nigdzie indziej. Jest to oryginalna myśl oparta na ponad

trzydziestoletnim doświadczeniu w pracy z rodzicami i ich dziećmi.

P

rowadziłem właśnie wykład dla grupy dyrektorów w Los Angeles, kiedy podszedł do

mnie nienagannie ubrany biznesmen.

- Doktorze Leman —

powiedział — jestem panu winien przeprosiny.

- Przeprosiny? Za co?
-

Widzi pan, miał pan odczyt w naszym oddziale w Gotham (oddział Organizacji

Młodych Prezesów w Nowym Jorku), a w tym czasie mieliśmy różne problemy z naszym

szesnastoletnim synem. Zapytałem pana, co możemy zrobić, i pan nam powiedział, ale

zrobił pan to w sposób tak lapidarny, że pomyślałem, że nas pan zbywa.

Natychmiast odparłem:
-

Och, pamiętam, co państwu poradziłem. Powiedziałem, żebyście przestali zadawać

pytania, prawda?
-

Byliśmy w końcu tak zdesperowani, że posłuchaliśmy pańskiej rady, i po dwóch

tygodniach mieliśmy w domu inne dziecko.
Wiecie jak to

jest, kiedy rodzice bezustannie zadają dzieciom pytania:

-

Kochanie, jak ci minął dzień?

-

W porządku.

-

Co było dziś w szkole?

-Nic.

A później rodzice domagają się od nastolatków dalszych odpowiedzi:
-

Gdzie byłeś?

- Poza domem.
-

Co robiłeś?

-Nic.
Kiedy

się wycofujesz i przestajesz być typową dociekliwą mamą lub typowym

dociekliwym tatą, pozwalasz swemu dziecku opowiadać, co tak naprawdę dzieje się w jego

życiu. Rodzice, musicie wiedzieć jedno: Dzieci nie tylko chcą należeć do waszej rodziny —

one muszą należeć do waszej rodziny. Wierzcie lub nie, ale one chcą, żebyście je

akceptowali, żebyście im pomagali i oczywiście żebyście je kochali. Nie zapominajcie jeszcze
o jednym —

o dyscyplinowaniu. Ale dyscyplina to nie coś, co przekazujecie dzieciom.

Dyscyplin

a to sposób na życie.



Przewodnik po dyskusji

Możesz poprawić swoje umiejętności wychowawcze rozmawiając z innymi rodzicami.

Wszyscy stajemy w obliczu podobnych wyzwań i zmagamy się z takimi samymi problemami

związanymi z dziećmi. Pora o tym porozmawiać!

Poniższe strony dają ci okazję do porównania doświadczeń. Mogą cię także podtrzymać

na duchu w trudnym, choć bardzo satysfakcjonującym przedsięwzięciu wychowywania dzieci

na szczęśliwych i zdrowych dorosłych. Ten przewodnik poprowadzi cię przez trzy etapy

analizy każdego rozdziału tej książki.

background image

Po pierwsze, odwołaj się do treści konkretnego rozdziału. Będzie to sposobność do

przemyślenia zawartych w nim treści i do rozmowy o konkretnych przykładach

zaczerpniętych z waszego życia. Opowiedzcie sobie nawzajem, jakie sprawy «wyglądają
znajomo».

Po drugie, zareaguj na treść. Bardziej szczegółowe rozważenie dwóch lub trzech cytatów

zaczerpniętych z tekstu powinno wywołać głębszą dyskusję — lub nawet polemikę.

Po trzecie, zastanówcie się wspólnie. Znajdziecie tu konkretne pytania odnoszące się do

kwestii poruszanych w danym rozdziale. Wybierzcie jedno z nich lub więcej, w zależności od
tego, ile macie czasu.

Pamiętajcie, że wasza dyskusja będzie bardziej owocna, jeśli założycie, iż ma być ona jak

najbardziej otwarta.

Innymi słowy, czasami zadacie pytanie, które «brzmi znajomo» i poświecicie całe spotkanie

na udzielanie nań odpowiedzi. Innym razem zechcecie przejść do rozmowy na temat

sposobów rozwiązywania trudnych sytuacji. Zawsze zaczynajcie i kończcie spotkanie
m

odlitwą i dzielcie się funkcją prowadzącego. (Dobrym rozwiązaniem jest cotygodniowa

zmiana prowadzącego dyskusję).

A może przygotujecie małą przekąskę? Jednak bez względu na to, w jaki sposób

zechcecie wykorzystać ten przewodnik, życzę wam wszystkiego najlepszego na drodze

odkrywania błogosławionych wzlotów i upadków rodzicielstwa.

Pamiętajcie, celem jest bycie dobrym rodzicem — niekoniecznie wspaniałym. A oto znak, że

jesteś dobrym rodzicem, według Midasa Mufflera: „Jeżeli jesteś dobrym rodzicem, uda ci się

wychować dobre dziecko!".

Dr Kevin Leman




R

ozdział l

Tam

jest dżungla! Chwyć


Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz innym

członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

• Jakie wydar

zenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi

tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Wykorzystanie dyscypliny praktycznej w
wychowaniu dzieci, (2) Dawanie i otrzymywanie

miłości bezwarunkowej!

Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem
Jak z

areagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony

20: „Nie bój się pozwolić dzieciom na niepowodzenia. Zbyt wielu rodziców

obawia się, że porażka urazi dziecięcą ambicję. W konsekwencji rodzice oszukują, zmieniają

zasady, udają, że dziecko nie przegrało lub powstrzymują je przed spróbowaniem czegoś
nowego

. Obwiniają się o to, że nie chronią swoich pociech przed porażkami, i takie poczucie

winy prowadzi do różnego rodzaju błędnych decyzji".

Ze strony 28: „Miłość Boga do nas jest bezwarunkowa. Bóg po prostu nas kocha —

takich, jacy jesteśmy: niedoskonałych i skłonnych do popełniania błędów. Bóg pragnie,

background image

żebyśmy kochali nasze dzieci w ten sam sposób — bezwarunkowo. Miłość bezwarunkowa

jest zasadą numer jeden dla rodziców, którzy chcą wprowadzać dyscyplinę praktyczną.

Po wspólnego zastanowienia
Przedyskutujci

e jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie

do dyspozycji:

1. Dr Leman rozpoczyna od prezentacji typowych obaw rodziców. Kiedy najbardziej

obawiałeś się popełnić błąd w kontaktach z własnym dzieckiem?

2. W jaki sposób my

, rodzice, możemy uczyć się na błędach?

3. Czy —

według ciebie — do wychowania dziecka „potrzeba całej wioski"? Czy

zgadzasz się w tej kwestii z opinią doktora Lemana? Wyjaśnij swoje stanowisko.

4.

Jakie są różnice między rodzicem dobrym a doskonałym?

5. J

ak wyjaśniłbyś różnicę między dyscypliną a karą; między pobłażliwością a

wychowywaniem z miłością?

6.

Przedstaw w jednym zdaniu definicję dyscypliny praktycznej. Które aspekty takiej
metody wychowania

dziecka maj ą według ciebie sens? Jakie obawy wzbudza w tobie ta

metoda?

7.

Sprawdźcie, czy potraficie w swej grupie nazwać wszystkie siedem zasad dyscypliny
praktycznej (bez

zaglądania do tekstu). Która zasada najbardziej przystaje do waszej

obecnej sytuacji, jeśli chodzi o wychowanie dzieci?

8. Doktor Leman

mówi: „Dzieci są nadmiernie obładowane zajęciami dodatkowymi". Czy

dostrzegasz

ten problem we własnej rodzinie? Jak rodzice mogą sobie z nim poradzić?

9.

Dlaczego pobłażliwość «stwarza potwora»? Własnymi słowami streść zaproponowane

w rozdziale rozwiązanie alternatywne.

10.Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe pytania

postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad nimi?

Wyjaśnij to.



R

ozdział 2

Brak konsekwencji albo efekt jo-jo w wychowywaniu

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz innym

członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Nadmierny despotyzm lub

zbytnia pobłażliwość,

(2) Znalezienie pośredniego rozwiązania pomiędzy dwoma skrajnościami!
Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 35: „Jeżeli chcecie katastrofy i chaosu, to wyręczajcie dzieci we wszystkim".

Ze strony 40: „Lata praktyki w poradnictwie rodzinnym podpowiadają mi, że w

środowisku pobłażliwym dzieci się buntują. Buntują się, ponieważ czują złość i wściekłość na

background image

rodziców za brak wskazówek i za brak ustaleń, co im wolno, a czego im nie wolno. [...] dzieci

chcą, aby w ich życiu panował porządek".

Ze strony 46: „[...] ani razu nie słyszałem, żeby którykolwiek z moich młodych pacjentów

(czyli dzieci) wspomniał o «jakości czasu». Dziecko wie tylko tyle, że potrzebuje twojego
czasu i twojej uwagi —

nieważne, czy po to, żebyś patrzył, jak fika koziołki lub biega w

kółko, czy po to, żebyś je zabrał na Big Maca. Starając się znaleźć czas dla swoich dzieci nie

martw się zbytnio o to, ile w nim «jakości»".

Do wspólnego zastanowienia
Przedyskutuj

cie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie

do dyspozycji:

1.

Jaki jest «jeden istotny składnik» skutecznej dyscypliny w domu? Jakie dowody na to
znajdujesz teraz

we własnym domu? A w domu rodzinnym, w którym się wychowałeś?

2.

Jak wygląda «miłość bez dyscypliny»? Czy możesz podać przykłady z życia wzięte?

3.

Kiedy zaczynamy wprowadzać dyscyplinę w życie dziecka? Dlaczego? Jak?

4.

Dlaczego istotna jest dla dzieci świadomość, że mogą popełniać błędy? Czy jako
dziecko mia

łeś do tego prawo?

5.

W jaki sposób dzieci uczą się podejmować decyzje? Jak uczą się obowiązkowości i

odpowiedzialności? Jak radzą sobie z tym twoje dzieci?

6.

Wymień niektóre różnice miedzy rodzicem autorytatywnym a autorytarnym.

7. Kiedy ostatnim razem

uczyniłeś dziecko odpowiedzialnym za jego działanie i sprawiłeś,

że naprawdę poniosło konsekwencje, o których pisze doktor Leman? Opowiedz o tym.

8.

Jaka jest różnica między słyszeniem, co dziecko mówi, a słuchaniem go?

9. Co w praktyce oznacza dla ciebie «dawanie dziecku siebie», tak jak to proponuje doktor

Leman?

10.Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe pytania

postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad nimi?

Wyjaśnij to.



R

ozdział 3

Punkt widzenia

zależy od punktu siedzenia


Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi

w rozdziale: (1) Reagowanie na dziecięcy sposób postrzegania,

(2) Zrozumienie, w jaki sposób dzieci się uczą! Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 61: „Bez względu na to, jak zareagujesz na umyślne zachowanie się dziecka,

pamiętaj, że za każdym razem, kiedy podejmuje ono próbę sił, wybiera się także na wyprawę

naukową. Odkrywa rzeczywistość. Jeśli jego zachowanie będzie mu uchodzić na sucho,

nauczy się, że rzeczywistość to kontrolowanie i manipulowanie mamą i tatą w takim stopniu,

background image

w jakim to tylko możliwe. Ale jeśli jego zapędy nie przyniosą żadnych owoców, pozna inną

rzeczywistość. Pozna rzeczywistość, która oznacza odpowiedzialność za własne uczynki i

dowie się, że zachowanie niedozwolone się nie opłaca".

Ze strony 63: „Z jakiegoś powodu sądzimy, że dzieci nie są w stanie poradzić sobie z

prawdą. W rozmowie z nimi mamy tendencje do «zatajania». Nie mówimy im wszystkiego,

co się dzieje, ponieważ sądzimy, że są za małe, żeby zrozumieć. Oczywiście w niektórych

sytuacjach skrytość jest niezbędna, zwykle jednak zachęcam rodziców, żeby dzielili się z

dziećmi swoimi prawdziwymi uczuciami, problemami czy zmartwieniami".

Po wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Które miejsce pod względem kolejności narodzin zajmowałeś w swojej rodzinie? Czy w

twoim przypadku charakterystyka doktora Lemana odpowiada rzeczywistości? Wyjaśnij
to.

2.

W jaki sposób cechy związane z kolejnością przyjścia na świat ujawniają się w twoich
dzieciach? Jak twoje

własne spostrzeżenia na temat kolejności narodzin pomogą ci być

lepszym rodzicem?

3.

Podaj przykład, kiedy dziecko nauczyło się przez «próbę sił» czegoś złego. Następnie

podaj przykład, kiedy mogłoby nauczyć się czegoś dobrego.

4. Jaka jest —

według doktora Lemana — najważniejsza cecha rodzica? Dlaczego warto ją

posiadać?

5.

Czy dzielisz się z dziećmi swymi lękami i obawami, w miarę jak dorastają? Co może cię

powstrzymać przed taką otwartością?

6.

Przyjrzyj się ponownie trzem przyczynom, dla których warto zaryzykować szczerość w

relacjach z dziećmi. Które z tych przyczyn cenisz sobie najbardziej? Dlaczego?

7.

Czy zgadzasz się z tym, że dziecka nie da się oszukać? Jakie są twoje doświadczenia w

tym względzie?

8. Doktor Leman z cz

ułością mówi o dzieciach: «przeciwnicy». Co to oznacza? Wymień

największe nie bezpieczeństwo, jakie mogą spowodować dzieci. Jak można go uniknąć?

9.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się

nad nimi? Wyjaśnij to.



R

ozdział 4

Dlaczego system nagród i kar nie zdaje egzaminu?

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Stosowanie nagród i kar, (2) Promowanie
odpowiedzial

ności poprzez kieszonkowe i zadania! Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj
prz

ykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

background image

Ze strony 73: „[...] nacisk położono na pracę, a nie na Justina. Mama nie mówi: 'Jesteś

grzecznym chłopcem, bo tak ładnie posprzątałeś'. Dobrze jest unikać utożsamiania bycia
grzecznym lu

b dobrym z jakością pracy wykonanej przez dziecko".

Ze strony 77: „Karanie uczy dzieci, że my — ich rodzice — jako więksi i silniejsi,

możemy ich przestawiać z kąta w kąt; że możemy wymusić na nich wykonanie naszej woli. A
skoro nam to wychodzi, umacniam

y się w przekonaniu, że wymuszanie naszej woli na

dzieciach jest najzupełniej w porządku".

Ze strony 86: „Większym zagrożeniem jest to, że poprzez ciągłe gderanie, namawianie i

przekupywanie rodzice wpajają dzieciom, że kiedy rozpoczną one dorosłe życie, też zawsze

znajdzie się ktoś, kto będzie je popychał, motywował i nagradzał za ich zachowanie. A w

życiu wcale tak nie jest".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Jak opisałbyś różnicę między nagrodą a zachętą?

2. W jaki sposób kszt

ałtuje się «poszukiwacza marchewek»? Czy masz go w domu?

3.

Poświęć trochę czasu na przypomnienie sobie dwóch lub trzech prawdziwych historii,

które w jasny sposób ilustrują różnicę między karaniem a dyscyplinowaniem dziecka.

4.

Odczytajcie na głos fragment z Listu do Hebrajczyków 12, 5-11. Jak Bóg traktuje swoje
dzieci, kiedy

dorosną? Które z podanych zasad wychowywania stosujesz?

5.

Jaki jest najlepszy sposób, by właściwie ukształtować sumienie dziecka?

6. Czy dajesz dzieciom kieszonkowe? Dlaczego dajesz (albo nie dajesz)? Jakie jest twoje

zdanie na temat sposobów wykorzystania kieszonkowego, zaproponowanych przez
doktora Lemana?

7.

Kiedy ostatnio dzieliłeś się z dziećmi domowymi obowiązkami? Co, według ciebie,

poradziłby ci doktor Leman?

8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.




Rozdzi

ał 5

Pociągnij za dywan niech się małe sępy powywracają.

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi

w rozdziale: (1) ^Pociągnięcie za dywan», (2) Zaskarbienie

sobie szacunku dziecka! Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

background image

Ze strony 93: „[...] rodzicom wmówiono wiele rzeczy. Słyszeli opinie psychologów, że

psychika dziecka jest tak delikatna, że nie wolno go w żaden sposób krzywdzić ani ranić [...].

Ale twierdzenie, że dzieci są za delikatne, by czerpać naukę z dyscypliny opartej na miłości,

jest niemądre".

Ze strony 109: „Moim zdaniem dom powinien

być miejscem, gdzie można dokonywać

dobrych lub złych wyborów. Jednocześnie dom powinien być ostatnim miejscem, gdzie karze

się dzieci za dokonywanie błędnych wyborów. W nazbyt wielu domach obserwuję, że rodzice

robią wiele zamieszania z powodu drobiazgów".

Ze strony 110: „Cały ten rozdział poświęciłem właściwie zilustrowaniu jednej kwestii: że

dyscyplina praktyczna jest najtrudniejsza. O wiele łatwiej jest być pobłażliwym i machnąć

ręką. Łatwiej jest nawet ukarać, ponieważ pozwalasz sobie wtedy na luksus wyładowania

swych emocji. Zazwyczaj nie musisz potem wracać do sprawy i upewniać się, czy dziecko

wyniosło z tego jakąś naukę".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Co oznacza «pociągnięcie za dywan»? Kiedy zaobserwowałeś takie działanie?

2. Kiedy, zdaniem doktora Lemana, sprawienie lania jest stosowne, a kiedy nie? Opisz

dobre i złe sposoby sprawiania lania. Które z podanych wskazówek okazały się
najbardziej pomocne tobie?

3.

Jak sprawić dziecku lanie z miłością?

4.

Które spośród sześciu podanych sposobów okazywania dziecku, że jest przez ciebie

kochane, masz zamiar zastosować w najbliższym czasie lub stosować częściej?


5.

Jaka siła tkwi w dawaniu dzieciom możliwości wyboru? Jak może to zadziałać w twojej
rodzinie?

6.

Zaproponuj kilka praktycznych sposobów, w jaki rodzice mogą zaskarbić sobie
szacunek dzieci.

7.

Czy podobała ci się historia Todda i wyrzuconej kolacji? Jak wyglądałoby to w twoim
domu? Czy masz

własne pomysły, jak sobie radzić z dzieckiem grymaśnym?

8.

Czy prawdą jest, że —jak twierdzi doktor Leman — dyscyplina praktyczna jest
najtrudniejsza?

9.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.


R

ozdział 6

Niebezpieczeństwo — Super Rodzic w akcji!

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Bycie Super Rodzicem, (2) Budowa nie
zdrowej rodziny! Przedyskutujcie to.

background image




Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze

strony 124: „Jeżeli mam do czynienia z rodziną, która uważa, że ich dziecko to czarna

owca, często proszę, żeby na spotkanie ze mną przyszła cała rodzina. Ważne jest, żeby

rodzina postrzegała złe zachowanie dziecka nie jako wyłącznie jego problem, bo jest to

problem całej rodziny. [...] często przyczyniają się do tego członkowie rodziny".

Ze strony 129: „Super Rodzice polegają bardziej na sobie niż na Bogu. Pewnie mówią o

pokładaniu ufności w Bogu, ale sposób, w jaki sprawują władze rodzicielską, pokazuje, że

ufają oni przede wszystkim sobie. Sprawowanie roli sędziego i wyroczni albo bycie

ostateczną instancją wydaje się sprawiać im przyjemność. Tak bardzo kładą nacisk na

doskonałość, że ich dzieci paraliżuje strach przed porażką".

Ze strony 131: „Nie ma

nic złego w tym, że ktoś jest ułomny, ale jest dużo złego w tym,

że ktoś jest hipokrytą. Wierzę, że otwarte przyznanie się przed dziećmi do swej słabości jest

wykorzystaniem doskonałej okazji do nauczenia ich, że człowiek jest zależny od łaski Bożej".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Jak scharakteryzowałbyś syndrom Super Rodzica?

Opowiedz, czy kiedykolwiek cierpiałeś na tę przerażającą dolegliwość.
2.

Przeanalizuj cztery typy błędnego rozumowania, w które popadają Super Rodzice. Które
najbardziej

ci doskwierają? Jakie rady ma doktor Leman dla rodziców popełniających te

błędy?

3.

Dlaczego «posiadanie dzieci na własność» jest tak kuszące?

4.

Jak postąpiłbyś z Rickym i Bobbym, którzy nie chcą położyć się spać? Krótko mówiąc,

co trzeba zrobić, żeby przerwać grę «w sędziego», jaką uprawiamy z dziećmi?

5.

Doktor Leman twierdzi, że porażka służy dobru dzieci. Czy zgadzasz się z tym? Kiedy

ty, jako człowiek dorosły, nauczyłeś się czegoś dzięki porażce?

6.

Jakie mogą być efekty podejmowania za dziecko wszystkich decyzji? Jaka jest inna

możliwość?

7.

Jak zareagowałeś na historie o Super Mamie Michelle? Czy jako rodzic przejawiasz
podobne tendencje?

Jeżeli tak, to porozmawiaj z kimś o tym, w jaki sposób mógłbyś zastrajkować.
8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe.

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.






background image

Ro

zdział 7

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka?

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym
rozdziale tematem:

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka!

Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 141: „Niektóre dzieci wychowywane w domach despotycznych pozostają

«grzecznymi chłopcami i dziewczynkami» aż do chwili, kiedy staną się poważnymi

nastolatkami albo młodymi dorosłymi, i wtedy biorą odwet na rodzicach otwarcie się

buntując, odrzucając wiarę itd.

Miałem wielu dorosłych pacjentów, którzy zbuntowali się jeszcze później. Wiele kobiet i
wie

lu mężczyzn przeżywających «kryzys wieku średniego» to osoby zmagające się ze

szkodliwymi pozostałościami wychowania despotycznego".

Ze strony 143: „Wykorzystując naturalne i logiczne konsekwencje chętnie wyjaśniaj

dziecku, o co chodzi, ale nie wracaj bez

przerwy do podstawowych reguł i bez przerwy nie

ostrzegaj, nie dawaj dodatkowych szans itd. Jednym z kluczowych zamierzeń jest wpojenie

dziecku, że konsekwencje są realne i że życie nie zawsze daje drugą szansę".

Ze strony 145: „Dzieci posiadają umiejętność zapędzania nas w kozi róg i wywoływania

w nas poczucia winy. Znają niezliczone sposoby oznajmiania nam, że mamy je ostrzegać,

przymilać się, pochlebiać, a nawet przekupywać. Wszystko to nonsens!"

Do wspólnego zastanowienia
Przedyskutujcie jedno lub wi

ęcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie

do dyspozycji:

1.

Kiedy dałeś dziecku do zrozumienia: „Kocham cię, ale nie podoba mi się to, co

zrobiłeś"? Dlaczego tak trudno jest to zrobić?

2. Jakie jest podstawowe pytanie, które dzieci

bez przerwy stawiają rodzicom? W jakim

stopniu sam nadal

je stawiasz (bez względu na to, czy twoi rodzice jeszcze żyją czy

nie)?

3. Opisz, na czym polega «równowaga» w dyscyplinie

praktycznej. Oceń, w którym

miejscu «skali» pomiędzy pobłażliwością a despotyzmem się znajdujesz.

4.

Co znaczy «nie odkładać porachunków» z dziećmi? Czy możesz dać konkretny

przykład takiego «odkładania porachunków»?

5.

W jaki sposób rozżalenie może być bronią dziecka? Co można zrobić, kiedy ta broń jest
wycelowana w nas? (Ustosu

nkuj się do historii o dziewięcioletniej dziewczynce, która

nie wywiązała się ze swoich obowiązków.)

6.

Dlaczego, kiedy stanowczo opowiadamy się za odpowiedzialnością, musimy pogodzić

się ze spadkiem na liście osób najbardziej lubianych przez nasze dzieci? Co ci
najbardziej pomaga w chwilach, gdy dzieci

wzbudzają w tobie poczucie winy?

background image

7.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad
nimi? Wyj

aśnij to.


rozdział 8
Kiedy nuklearna rodzina eksploduje

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Bycie samotnym rodzicem, (2) Pomoc
samotnym rodzicom"? Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 155: „Przez pierwsze dwa lata daje znać o sobie na wiele różnych sposobów

[.

..]. Niekiedy dzieci będą miały ataki gniewu. Jeżeli będziesz w pobliżu, wyżyją się na tobie.

(Tak bywa z gniewem —

nie zawsze wybiera adresata). Niektóre dzieci zamkną się w sobie,

nie okazując swoich uczuć. Niektóre popadną w autodestrukcję, inne opuszczą się w nauce, a

jeszcze inne nie zrobią nic, o co je poprosisz".

Ze strony 160: „I pamiętaj, że twoje dziecko jest tylko dzieckiem. Wiele twoich uczuć to

uczucia z natury «dorosłe» — złożone i sprzeczne. Twoje dziecko nie jest gotowe na ich
poznanie. Ty

możesz poczuć ulgę zrzucając ciężar z serca przed słuchającym cię dzieckiem,

ale teraz dziecko przejęło ten ciężar i może się pod nim ugiąć".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Doktor Leman twierdzi, że większość rodziców samotnych musi zmagać się z emocjami

w związku ze stratą współmałżonka. Porozmawiajcie o zmienności nastrojów, jaka ma
miejsce w domach rozbitych.

2.

Jak troszczysz się o siebie? Kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że zbyt mało troszczysz

się o siebie? (Wymień typowe objawy niedbania o siebie).

3.

Doktor Leman sugeruje, żeby zrozumieć żal dziecka, ale nie ulegać mu. Co ta sugestia

oznacza dla dębie w praktyce?

4.

Jeśli jesteś samotnym rodzicem, co sądzisz o pomyśle wprowadzenia «zasad

domowych»? Czy wprowadziłeś je w swoim domu? Jeżeli nie, spróbujcie opracować w

grupie parę zasad, które mógłbyś wypróbować.

5.

Co autor ma na myśli pisząc o unikaniu związków w trójkącie?

6.

Gdzie leży granica między korzystaniem z pomocy starszego dziecka przy opiekowaniu

się młodszym rodzeństwem a robieniem z niego współrodzica?

7.

Zastanów się nad wskazówkami doktora Lemana dotyczącymi życia uczuciowego
samotnego rodzica.

Które spośród jego uwag uważasz za najbardziej pomocne?

background image

8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe,

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.



R

ozdział 9

Rodziny się nie one się. Zderzają

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi

w rozdziale: (1) Łączenie rodziny, (2) Radzenie sobie z

rodzinnymi konfliktami! Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 174: „Ale najlepszym sposobem zdobycia szacunku jest okazywanie go.

Czasami przybrani rodzice zwierzają mi się, że wcale nie kochają dzieci swojego

współmałżonka. W porządku — mówię. Nie musicie ich kochać; po prostuje szanujcie. Są co
najmniej istotami ludzkimi, które

mieszkają w waszym domu. Są również potomstwem

osoby, którą kochasz. Mają uczucia, ideały, marzenia i cele. Im więcej ich słuchasz, im

większy szacunek im okazujesz, tym bezpieczniej czują się z tobą. I w końcu odwzajemnią
ten szacunek".

Ze strony 179: „Zewsząd słyszę o aktach sabotażu podejmowanych przez przybrane dzieci

w celu rozbicia nowego małżeństwa. Załóżmy, że para planuje weekendowy wypad we

dwoje. Dziecko będzie wtedy symulować chorobę, żeby pokrzyżować im plany. Regularnie

pojawiają się próby postawienia pytania: 'Kto jest ważniejszy: ja czy on/ona?'.

Możesz staczać i wygrywać te potyczki, ale moim zdaniem mądrzej będzie wyjść z tego

trójkąta. To znaczy znajdź takie sposoby, które w widoczny sposób wpłyną na umocnienie

więzi między twoim współmałżonkiem a jego dziećmi. Kiedy dzieci zrozumieją, że nie mają

do czynienia z sytuacją albo-albo, będzie mniej powodów do walki".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Zastanów się nad wskazówkami doktora Lemana dotyczącymi łączenia rodzin; niech

każda osoba wybierze jedną lub kilka wskazówek i scharakteryzuje je innym
uczestnikom spotkania.

2.

Doktor Leman pisze, że w trakcie jednego ślubu związek zawiera przynajmniej sześć
osób. Co to oznacza?

3.

Czy zaskakuje cię to, jak długo trwa zazwyczaj łączenie rodzin? Co, twoim zdaniem,

powoduje, że łączenie rodzin jest tak trudne? Skorzystaj z doświadczeń lub obserwacji
innych osób.

4. Co oznacza w rodz

inie łączonej określenie «porównywanie zasad»? Jakie przynosi

korzyści?

background image

5.

Dlaczego powinniśmy zabiegać o szacunek przybranych dzieci, zaś o ich miłość
niekoniecznie?

6.

Jakie kroki można przedsięwziąć, żeby pomóc dzieciom poradzić sobie z żalem za

utraconą przeszłością? Dlaczego niesie to ze sobą ryzyko dla dorosłych?

7.

Jakie «granaty» może powrzucać do nowej rodziny były małżonek? Przedstaw fikcyjne

sytuacje wybuchowe, a następnie przedyskutujcie w grupie możliwe reakcje i

rozwiązania.

8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.



R

ozdział 10

Co robić, kiedy się buntują?

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

• Jakie wy

darzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym

rozdziale tematem: Radzenie sobie z nieodpowiednim zachowaniem dziecka!
Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 190: „Każdy rodzic powinien mieć świadomość, że większość lęków, które

wywołują u dziecka koszmary, strachy nocne oraz budzące trwogę myśli i uczucia, jest

bezpośrednim skutkiem tego, że pozwalamy mu na oglądanie przemocy w telewizji. Rodzice

muszą mieć wyraźną świadomość szkód, jakie mogą powstać w wyniku zezwalania dzieciom

na oglądanie drastycznych lub przerażających scen, programów i filmów. [...] ojcowie

wywodzący się z klasy średniej spędzają ze swymi dziećmi w wieku przedszkolnym

przeciętnie 37 sekund dziennie — to mniej niż pięć minut tygodniowo! Dla porównania,
wyn

iki badań pokazują, że dzieci spędzają przed telewizorem 54 godziny na tydzień!"

Ze strony 204: „Od najwcześniejszych lat życia dziecka próbuj — w każdy możliwy

sposób —

dać dziecku do zrozumienia, że wszystkie części jego ciała są dobre, wspaniałe i

dane

przez Boga. To, jakimi stworzył nas Bóg, jest częścią Jego planu odnośnie do naszego

życia. Kiedy dzieci podrosną (powyżej szóstego roku życia), możesz zacząć rozmawiać z

nimi o darze, jakim jest seks, i o tym, w jaki sposób mamusia i tatuś starają się o dzidziusia".

Ze stron 207: „[Rodzice] chcą, żeby dzieci potrafiły kwestionować, sprzeciwiać się im i

mówić, co czują, ale kiedy przekraczają niewidzialną, ale bardzo wyraźną granicę i stają się

bezczelne, w głowie rodzica zapala się lampka. Cichy głosik mówi: 'Nie możesz tak do mnie

mówić. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!'".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

background image

1.

Które, spośród jedenastu zachowań przedstawionych w tym rozdziale, najbardziej

pasują do sytuacji w twoim domu? Jak sobie radziłeś do tej pory? Jakie wskazówki

najbardziej ci się przydadzą?

2.

Co ma na myśli doktor Leman pisząc o patrzeniu oczyma dziecka?

3.

Doktor Leman pisze, że jednym z najlepszych sposobów na to, by pomóc dziecku w

walce z jego lękami,

jest mówienie o swych własnych lękach. Czy zgadzasz się z tym? Opowiedz o swych

lękach z dzieciństwa. Jak reagowali na nie twoi rodzice? Co najbardziej pomogło ci

przezwyciężyć te lęki?

4.

Dlaczego rodzeństwo kłóci się ze sobą? Ustosunkuj się do niektórych propozycji

doktora Lemana, dotyczących zapobiegania takim kłótniom.

5.

Dlaczego dziecku «opłaca się» zapominać?

6.

Przedyskutuj wyjątkowość relacji matka-syn oraz relacji ojciec-córka. Jaka powinna być
w tych relacjach postawa rodziców?

7.

Jak rozwiązujesz problem skarżenia w twoim domu? Czy twoja metoda jest skuteczna?
Opowiedz o niej.

8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.

rozdział 11
Codzienna walka

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z następującymi
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Radzenie sobie z codziennymi bitwa mi, (2)

Nauczenie się strategii wspólnego z dziećmi rozstrzygania konfliktów!
Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 222: „[...] statystyka pokazuje, że z roku na rok coraz więcej dzieci pada ofiarą

gwałtów, przemocy, porwań, a nawet zabójstw. Taka jest rzeczywistość i powinieneś znaleźć

czas, żeby pomóc dzieciom to zrozumieć. Staraj się ich nie przestraszyć, ale uświadomić je".

Ze strony 230: „Aby rodzice dobrze wypełniali swą misję, muszą zdać sobie sprawę z

tego, że dzieci chcą się identyfikować z jakąś grupą społeczną. Dzieci identyfikują się albo ze

swoją rodziną, albo z grupą rówieśników, czyli z innymi dziećmi — z sąsiedztwa lub ze

szkoły. Możecie być tego pewni.".

Ze strony 219: „Jeśli się nad tym zastanowimy, to wcale nie tak trudno jest pojąć,

dlaczego dziecko wpada na pomysł kontrolowania dorosłych. My naprawdę zachowujemy się

trochę głupio i mówimy głupie rzeczy, kiedy dziecko załatwi się do nocnika. Pochwalić

dziecko owszem można, ale mówienie: „Och, popatrzcie na to!" albo „Zobaczcie, jaki śliczny

background image

prezent dostała mamusia od Festusa" jest przesadną reakcją na — bądź co bądź —

podstawową czynność fizjologiczną".

Do wspólnego zastanowienia

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie
do dyspozycji:

1.

Jak wygląda w waszym domu wieczorny rytuał kładzenia dziecka (dzieci) spać? Czy

zapobiega on bitwom łóżkowym?

2.

Czy przy waszym stole zdałaby egzamin «gra w pensa»? Jeśli ktoś spróbował — proszę

o wrażenia!

3.

Doktor Leman pisze: „Nie możesz zmuszać innej osoby do zrobienia czegoś". Jeśli to
prawda, to jaka jest

inna możliwość niż przymus — według dyscypliny praktycznej?

Przypomnij sobie na przykład poranne budzenie Buforda do szkoły.

4.

Wymień sugestie dotyczące radzenia sobie z problemami związanymi z zadaniami
domowymi. Zastanów

się, czy zastosowanie ich mogłoby być skuteczne w twoim domu.

5.

Doktor Leman proponuje, aby pomóc dziecku poczuć, iż «należy» do rodziny.

Ustosunkuj się do tej propozycji. Które z podanych sposobów zastosujesz? Dlaczego?

6.

Czy telewizor jest w waszym domu «potworem»? Jeśli tak, oceń zaproponowane środki
zaradcze. Czy

masz jakieś inne pomysły?

7. Opowiedz o swym n

ajgorszym i najlepszym doświadczeniu związanym z podróżą twej

obecnej rodziny

albo rodziny, z której pochodzisz. Co najlepiej przeciwdziała

koszmarom podróży?

8.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.



R

ozdział 12

Sposób wa sukces

Zagadnienia do omówienia

Wybierz fragment rozdziału, który miał na ciebie szczególny wpływ. Opowiedz

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo».

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym
rozdziale tematem: Strategie wychowawcze w stosowaniu dyscypliny praktycznej!
Przedyskutujcie to.


Praca z tekstem

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii.

Ze strony 243: „Jeśli zaczniesz pielęgnować w sobie umiejętność aktywnego słuchania, to

coraz rzadziej będziesz musiał dziecko pouczać i sam udzielać właściwych odpowiedzi.

Oprzesz się pokusie szybkiego rozwiązywania problemów dziecka. I coraz większy nacisk

będziesz kładł na empatię — na dawanie dziecku do zrozumienia, że wiesz, jak się czuje, i

uże jego uczucia cię obchodzą".

Ze strony 247: „Nigdy nie przyjmuj usprawiedliwień. Kiedy zaczynasz akceptować

dziecięce wymówki, tak naprawdę zachęcasz je, żeby wskazywało palcem na wszystkich,

background image

tylko nie na siebie. Zachęcasz je, żeby zawsze szukało winnego poza sobą i unikało

odpowiedzialności".

Ze strony 251: „Pamiętaj, że wyniki nie zawsze widać od razu. [...]. Nie poddawaj się,

jeżeli twoje dziecko nie zawsze reaguje na metody dyscypliny praktycznej. Jeśli postanowisz

dyscyplinować jakoś swoje dziecko, możesz posłużyć się metodą opartą na Piśmie Świętym

(Ef 6, 4); na dłuższą metę metoda ta się opłaci".

Do wspólnego zastanowienia
Przedys

kutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie

do dyspozycji:

1.

Kiedy ktoś ma problem, należy go wysłuchać i zareagować na jego uczucia. Czy nie

masz z tym kłopotów? Czy możesz podać jakiś przykład?

2. Dlaczego isto

tne jest rozróżnienie pomiędzy złoszczeniem się na dziecko a

złoszczeniem się na to, co ono robi? Jakie znaczenie ma to, czy wypowiedź jest w
pierwszej czy w drugiej osobie?

3.

Jakie są istotne różnice między pochwałą a zachętą? Dlaczego pochwała może działać

zniechęcająco!

4.

Łatwo czy trudno przychodzi ci powiedzenie dziecku (dzieciom): „Kocham cię"? A

współmałżonkowi? A sobie?

5.

Doktor Leman pisze, że dyscyplina praktyczna działa w obie strony. Co to znaczy? Jaką

rolę odgrywa tu miłość?

6.

Prześledź wskazówki dotyczące zastosowania «przy-musowej przerwy». Jakie, twoim
zdaniem, ma ona zalety, a jakie wady?

7.

Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się nad

nimi? Wyjaśnij to.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Leman Kelvin Jak wychowac dziecko i nie oszalec
Leman Kelvin Wychować dziecko i nie oszaleć
Kelvin Leman Wychowac dziecko i nie oszalec
Leman Kelvin Wychowac dziecko i nie oszalec[1]
Rodzice Jak wychować dziecko mądre, radosne, otwarte
Jak wychowywać dziecko
rodzice Jak wychować dziecko mądre, radosne, otwarte
Jak wychowac dziecko zdrowe emocjonalnie i osobowosciowo
Jak wychować dziecko mądre, radosne, otwarte
Trudne tematy dla mamy i taty czyli jak wychować dziecko na człowieka ebook
JAK POMÓC DZIECKU NIE PIĆ ALKOHOLU
jak wychowac szczesliwe dziecko, Teoria dla nauczycieli, Dla rodziców
Jak wychowywać małe dziecko, Wychowanie przedszkolne
Wychowywanie dziecka autystycznego nie jest sprawą prostą ani łatwą
jak umożliwic dziecku z niepelnosprawnoscia ruchowa udzial w lekcjach wychowania fizycznego 2
Jak rozmawiać z dzieckiem o seksie, wychowanie

więcej podobnych podstron