Thompson Vicki Lewis Bądź moją walentynką (Harlequin Temptation 110)

background image

Vicki Lewis Thompson

BĄDŹ MOJĄ WALENTYNKĄ

(Be mine, Valentine)

background image

ROZDZIAŁ 1

Wszystko zaczęło się tamtego dnia, gdy spadł śnieg. Wiele lat

później Roxie zastanawiała się, czy i to było sprawką starego

Charliego. Jeśli jednak mówił o sobie prawdę, wyczarowanie małej

burzy śnieżnej w lutym, nawet w środku pustyni, nie wymagało

zachodu. Niezwykła pogoda mogła być, oczywiście, zbiegiem

okoliczności, jak i wszystko, co zdarzyło się później.

W piątkowe popołudnie całe Tucson przykrył śnieg. Roxie nie

mogła uwierzyć, że to, zdawać by się mogło, naturalne przyrodnicze

zjawisko może spowodować takie zamieszanie. Przez dwadzieścia

siedem zim spędzonych w New Jersey tyle się napatrzyła na śnieg, że

przestał robić na niej wrażenie. Najwyraźniej zupełnie inaczej sprawa

miała się z jej kolegami z pracy. Kilku rzuciło się do okien z pełnymi

niedowierzania okrzykami, pozostali zaś wybiegli na ulicę i próbowali

chwytać płatki w dłonie.

Jak dzieci, pomyślała Roxie. Interesanci, cierpliwie czekający w

kolejkach, poszli w ślady urzędników. Ratusz niemal opustoszał.

Roxie nie ruszyła się od biurka, postanawiając nie przerywać pracy.

Tylko ona zauważyła, że do poczekalni wszedł stary Charlie. W

ręku, jak zwykle, trzymał swą zniszczoną teczkę.

– Co za miła niespodzianka, Charlie. – Roxie wstała zza biurka,

by uciąć sobie ze starszym panem małą pogawędkę. Uważała go za

swego najlepszego przyjaciela w Tucson, co nie najlepiej świadczyło

background image

o jej życiu towarzyskim. Chociaż Charlie był naprawdę przemiły,

wszyscy dookoła wiedzieli, że to włóczęga.

Jego domem była ławka w pobliskim parku, a cały dobytek

trzymał w starej teczce, z którą się nigdy nie rozstawał. Jadał w

pobliskich bezpłatnych jadłodajniach. Musiał mieć jednak jakieś

źródło dochodów, skoro każdego ranka przynosił czerwoną różę i

wkładał ją do wazonu, stojącego na szarym laminowanym blacie.

Utrzymywał, że to dla przyszłych małżonków, przychodzących do

ratusza złożyć papiery. Zwykle ktoś z pracowników stawiał mu w

zamian lunch. Ostatnio, po awansie, tym kimś była najczęściej Roxie.

Co to za różnica przygotować dwie kanapki zamiast jednej?

Doprawdy żadna, poza tym bardzo lubiła towarzystwo Charliego.

– Co cię tu dziś sprowadza? – Roxie oparła się o szary blat i

posłała Charliemu czarujący uśmiech.

– Jak to co? Te piękne niebieskozielone oczy i wspaniałe rude

loki, moja droga.

– Daj spokój, Charlie. Moje oczy i rude loki nigdy przedtem nie

odciągały cię od popołudniowej partyjki szachów. Co się stało?

– Jeśli mam być szczery, pogoda zrobiła się paskudna i

postanowiłem poszukać schronienia w umiarkowanym klimacie

twojego biura. – Zdjął wytarty filcowy kapelusz i strzepnął resztki

śniegu z zatkniętego za wstążkę piórka. – Nie spodziewałem się takiej

zimy w Arizonie.

Za każdym razem Roxie była na nowo zaskoczona. Można by

przypuszczać, że rozmawia z szacownym profesorem jakiegoś

background image

europejskiego uniwersytetu. Jednak z bliska wychodziło na jaw, że

rękawy tweedowej sportowej marynarki są wystrzępione, przy

kamizelce brakuje guzika, kieszeń spodni jest rozerwana, a czerwona

muszka ma przetarte brzegi.

Koledzy Roxie zaczęli powoli wracać do biura.

– Wciąż pada – oznajmił ktoś radośnie. – Powinniśmy chyba

wcześniej skończyć pracę, bo jazda do domu może być niebezpieczna.

– Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś robił tyle szumu z powodu

odrobiny śniegu. – Roxie pokręciła głową.

– To upojenie nieznanym – wyjaśnił Charlie.

– Masz rację – przyznała Roxie. Po raz setny zadała sobie

pytanie, jak taki wykształcony człowiek mógł stać się włóczęgą. –

Może nie powinnam pytać, ale... co zrobisz, jeśli dziś w nocy będzie

naprawdę zimno?

Charlie obrzucił ją przenikliwym, a jednocześnie pełnym

aprobaty spojrzeniem, jak gdyby była jego ulubioną uczennicą, która

zadała właściwe pytanie.

– Nie mam zielonego pojęcia – odrzekł, wyjmując z kieszeni

śnieżnobiałą chusteczkę, by przetrzeć szpilkę w kształcie ósemki,

która wpięta poziomo w klapę marynarki, przypominała symbol

nieskończoności.

Już wiele tygodni temu Roxie odkryła, że szpilka jest z

prawdziwego złota. Szpilka oraz cynowe szachy, które stale nosił w

teczce, były prawdopodobnie całym majątkiem Charliego.

Do tej pory wydawał się zadowolony ze swego losu, ale do dzisiaj

background image

zima była wyjątkowo łagodna, nawet jak na Tucson.

– Są tu chyba jakieś schroniska – zauważyła – ale, niestety, nie

znam żadnych adresów.

– Zapewne są przepełnione. Sądzę, że wystarczy mi moja ławka.

Dołożę jeszcze jedną warstwę gazet.

– To nie brzmi zachęcająco. – Roxie wyobraziła sobie długą,

mroźną i śnieżną noc, Charliego przykrytego tylko gazetami. A jeśli

zamarznie na śmierć? Nigdy przedtem zbytnio się o niego nie

martwiła, ale było dużo cieplej. – Charlie, myślę, że powinieneś

zamieszkać u mnie, dopóki pogoda się nie poprawi.

– U ciebie? – Niebieskie oczy Charliego rozbłysły, pokręcił

jednak przecząco głową. – O nie, nie chciałbym ci sprawić kłopotu.

– To żaden problem. Osbornowie mają nieduży domek gościnny.

Nikt nie będzie cię krępował.

– Domek gościnny? Nie pamiętam, żebyś o nim wspominała.

– Nie było okazji. Wybierali się do mnie rodzice, skoro jednak nic

z ich planów nie wyszło, czemu ty nie miałbyś z niego skorzystać?

– Nie cierpię się narzucać – rzekł z wahaniem Charlie.

– Nie pleć głupstw. – Roxie coraz bardziej zapalała się do swego

pomysłu. Czuła się osamotniona. Chociaż Osbornowie poznali ją

przed wyjazdem z sąsiadami, krępowała się do nich chodzić, tym

bardziej że nie byli zbyt towarzyscy.

Miała oczywiście Como, ale przecież to tylko zwierzę. Roxie

szukała w myślach jakiegoś przekonującego argumentu. Doszła do

wniosku, że Charlie powinien czuć się potrzebny.

background image

– Mógłbyś mi pomóc przy Como. Ostatnio dziwnie się

zachowuje. Zastanawiam się, czy nie wezwać weterynarza. Nie

chciałabym wydawać pochopnie pieniędzy Osbornów, ale...

– Owszem, trudno się rozeznać w potrzebach zwierzęcia, ale czy

nie zagalopowałaś się trochę? Mówisz, jakbym już zamieszkał w

domku gościnnym, a tymczasem Osbornowie mogliby nie życzyć

sobie, by zwykły włóczęga kręcił się po domu w czasie ich

nieobecności.

– Nie jesteś zwykłym włóczęgą, lecz moim przyjacielem. Znam

cię od pół roku, a od dwóch miesięcy jadamy wspólnie lunch. Nie

pozwolę, żebyś zamarzł na ławce w parku.

– To miło z twojej strony, ale...

– Poza tym Osbornowie to wspaniali ludzie i z pewnością okażą

zrozumienie. Moi rodzice znają ich od wieków. Tata i Dave Osborn

służyli razem w wojsku. Mogę robić, co zechcę, mają do mnie

zaufanie. Nie przelewajmy z pustego w próżne. Załatwione!

– Mój Boże, cóż za nieodparte argumenty! Czy uczyłaś się

prowadzenia negocjacji?

– Zgadłeś. W szkole średniej w Newark byłam mistrzynią w tej

dziedzinie. Więc? Czy przekonałam cię, żebyś zamieszkał ze mną?

– Tak. – Zmarszczki na twarzy Charliego wygładziły się w

uśmiechu. – Niech cię Bóg błogosławi, Roxie Lowell.

– Cześć, Roxie. – Ciemnowłosy mężczyzna oderwał się od grupki

stojącej przy oknie i podszedł do nich. – Witaj, Charlie.

– Dzień dobry, Doug – skinął głową Charlie.

background image

– Roxie, wszyscy mówią o wcześniejszym wyjściu z pracy,

chciałem się więc upewnić, czy nasze spotkanie jest aktualne.

– Och, Doug, bardzo cię przepraszam, przez całe to zamieszanie

kompletnie o nim zapomniałam.

– Tobie, dziewczynie z New Joisey, nie przeszkodzi chyba ta

odrobina śniegu? – przekręcił nazwę jej rodzinnego stanu, jak zwykle,

gdy chciał się z nią podroczyć.

Roześmiała się z przymusem, żart bowiem miał wąsy i brodę i

dawno przestał ją śmieszyć.

– Jasne, że nie, ale zabieram dziś Charliego do domu.

– Mnie nigdy nie złożyłaś takiej interesującej propozycji. – Doug

zdziwiony uniósł brwi.

– Zamieszka w domku gościnnym – odparła z naciskiem Roxie. –

Poza tym – dodała – nie jesteś taki miły jak Charlie.

– To dlatego, że nie dajesz mi szansy – powiedział Doug pół

żartem, pół serio. – Roxie, czy mogę zamienić z tobą dwa słowa na

osobności? – Ujął ją za łokieć i nie czekając na odpowiedź, odciągnął

na bok. – Oszalałaś? – spytał, zniżając głos. – Ten stary może okazać

się prawdziwą pijawką. Jeśli go wpuścisz za próg, to nigdy się go nie

pozbędziesz, a przynajmniej do powrotu Osbornów.

– Doug, przestań. On cię może usłyszeć.

– No i co z tego? – Doug wzruszył ramionami. – To włóczęga.

– Doug! – Roxie chwyciła go za ramię i odciągnęła jeszcze dalej.

– Charlie jest wspaniałym starszym panem i nie pozwolę, żebyś go

obrażał.

background image

– Musi mieć mnóstwo zalet, skoro jadasz z nim codziennie lunch.

Roxie spojrzała na niego zaskoczona.

– Jesteś o niego zazdrosny!

– Nie o niego, ale o czas, który z nim spędzasz.

– Zapraszałam cię, żebyś się do nas przyłączył.

– Wielkie dzięki. On bez przerwy gada o historii.

– Mnie to fascynuje. Nie zdziwiłabym się, gdyby kiedyś jej uczył.

– Czemu więc nie uczy jej teraz? – prychnął Doug. – Dlaczego

sypia na ławce w parku?

– Nie wiem. Ludzi dotykają nieszczęścia. Najważniejsze w tej

chwili jest to, że pada śnieg, a on nie ma gdzie się podziać. Nie chcę,

żeby spędził noc na mrozie.

– Z pewnością jest do tego przyzwyczajony.

– Och, doprawdy? – Cierpliwość Roxie miała swoje granice. –

Zapewne głodujący ludzie również przyzwyczajają się do braku

pożywienia?

– Tego nie wiem, wiem natomiast, że to nie twoje zmartwienie.

Zresztą, co powiedzieliby na to Osbornowie?

– Pozwolili mi zapraszać, kogo zechcę: rodziców, znajomych.

Rodzicom nie uda się teraz przyjechać, a ja nie mam przyjaciół, którzy

mogliby...

– Szkoda, że nie pomyślałaś o mnie. – Doug pogłaskał Roxie po

ramieniu. – Dowiedziałbym się, jak wygląda życie na pogórzu, poza

tym mielibyśmy czas, żeby się lepiej poznać.

Roxie odsunęła się, strącając rękę Douga. Lubiła go, ale nie

background image

mogła zaakceptować jego stosunku do Charliego.

– Nie biorę pod uwagę takiej ewentualności i ty dobrze o tym

wiesz. Osbornowie, zostawiając mi dom, zakładali, że moi chłopcy nie

będą ze mną mieszkali. Poza tym masz dach nad głową, a Charlie go

nie ma.

– Roxie, uprzedzam cię, że będziesz tego żałowała. Dawanie

pieniędzy na cele dobroczynne to co innego niż branie kogoś pod swój

dach.

– Zgadzam się, to coś znacznie pożyteczniejszego.

– Roxie obrzuciła go wyzywającym spojrzeniem.

– Pomagam komuś konkretnemu. Nie muszę się zastanawiać, na

co wydano moje pieniądze. Nie próbuj mnie powstrzymywać, Doug,

podjęłam już decyzję.

– Ojciec ostrzegał mnie, żebym nigdy nie sprzeczał się z

rudzielcami – rzekł z rezygnacją Doug.

– To nie ma nic wspólnego z kolorem moich włosów. A teraz

przepraszam cię, ale musimy jechać z Charliem do domu.

– Czy mam rozumieć, że jutro wieczorem będziesz zajęta? –

spytał Doug przesadnie ugrzecznionym tonem.

Roxie próbowała nie okazać zniecierpliwienia. Przecież lubi

Douga, a on ma prawo się złościć. Z powodu Charliego zrezygnowała

z dzisiejszej randki, a Doug nie lubi takich niespodzianek.

– Będę gotowa o siódmej – odparła, po czym wróciła do biurka

po płaszcz i torebkę. – Chodźmy – zwróciła się do Charliego.

– Nie akceptuje twojego postępowania, prawda? – spytał starszy

background image

pan.

– To nie jego sprawa. Nie jesteśmy małżeństwem, po prostu się

spotykamy.

– Och, Roxie, mam nadzieję, że nie bierzesz pod uwagę

małżeństwa z Dougiem Kellym.

– Owszem, myślałam o tym, Charlie – odrzekła Roxie, obrzucając

go szybkim spojrzeniem. – To przystojny mężczyzna, ma stałą pracę,

a poza tym zwykle dobrze się czujemy ze sobą.

– A co z miłością?

– W pewnym sensie kocham Douga.

Charlie pokręcił ze smutkiem głową.

– Cóż, Charlie, mam już dwadzieścia siedem lat. Codziennie

przychodzą do nas młode pary pragnące się pobrać, a ja im

zazdroszczę. Chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci. Byłabym

dobrą matką.

– Jestem tego pewien. – Charlie podniósł przetarty kołnierz

marynarki, gdy szli kładką nad Pennington Street. – Ale Doug Kelly

to nie jest partner dla ciebie.

– Czemu? – Roxie skierowała się w stronę podziemnego garażu.

– Skoro do tej pory nie zakochałaś się w nim, to znaczy, że ma w

sobie zbyt mało miłości, by obudzić twoje uczucie. Oczywiście, to nie

musi być jego wina. Znałem kilku Kellych, którzy byli świetnymi

kochankami, ale Doug...

– Charlie, o czym ty mówisz?

– Mówię o jego nazwisku. Kelly oznacza bowiem wojownika.

background image

Czasami nie ma to wpływu na ludzi. Znałem Edmonda Kelly’ego,

który promieniał miłością i nigdy z nikim nie walczył. Ale Doug...

powiedzmy, że jego nazwisko absolutnie nie pasuje do twojego.

– Co ma do tego moje nazwisko? – spytała Roxie, otwierając

drzwiczki samochodu.

Charlie zaczekał, aż dziewczyna usadowi się za kierownicą, po

czym odpowiedział:

– Lowell znaczy tyle co kochana, a to nazwisko doskonale oddaje

twoją osobowość. Właśnie dlatego chciałem... zostać twoim

przyjacielem.

– A ty się nazywasz Hartman. – Roxie uruchomiła silnik i

wyjechała z garażu. Śnieg zalepiał przednią szybę, musiała włączyć

wycieraczki.

– To raczej proste, prawda? Hart to rogacz. Oczywiście, nie jest

to moje prawdziwe nazwisko. Podoba mi się po prostu ten asonans –

Charlie Hartman.

Roxie zaniepokoiła się. Hartman to nie jest prawdziwe nazwisko?

Nagle obudziły się w niej wątpliwości. Czy podjęła słuszną decyzję?

Może Doug miał rację, może popełniła błąd, proponując Charliemu

schronienie?

– Charlie, chyba nie uciekasz przed wymiarem sprawiedliwości?

– Na Boga, nie! Naprawdę nie musisz się mnie obawiać, Roxie.

Wyjechali z zatłoczonego śródmieścia i ruszyli na północ w

kierunku Santa Catalina Mountains. Roxie była pogrążona w myślach.

Przypomniała sobie róże, które Chariie przynosił codziennie, jego

background image

nienaganne maniery i trafne spostrzeżenia. Nie, to z pewnością

porządny człowiek.

– Czemu nie używasz swojego prawdziwego nazwiska? Jest

trudne do wymówienia?

– Coś w tym rodzaju. Czy ten śnieg nie jest zachwycający?

Tamten kolczasty kaktus wygląda, jak gdyby nosił szlafmycę.

Pustynia sprawia wrażenie raczej... zaskoczonej. Tak, to dobre

określenie.

– Owszem. Oto moja ulica, Calle de Suenos. – Roxie włączyła

lewy kierunkowskaz i czekała, aż przejadą samochody z naprzeciwka.

– Ulica snów. Jaka ładna nazwa.

– Powinnam się domyślić, że znasz hiszpański.

– Troszeczkę. O, tutaj buduje się coś wielkiego.

– Tak, tu będzie lecznica.

– Robotnicy nie wydają się specjalnie uszczęśliwieni pogodą.

– Nie przywykli do śniegu.

– Z pewnością. Spójrz na tego mężczyznę na dachu. Podoba mi

się jego postawa. Bije od niego pewność siebie.

– Widzisz to z tej odległości? W takiej zadymce?

– Jasne. Właśnie na tle śniegu. Kapitalny facet. Roxie skręciła i

zjechała na pobocze.

– Wzbudziłeś moją ciekawość. Pokaż mi go.

– O tam, na szczytowej belce.

– Och! – Roxie dojrzała go wreszcie. – Przypomina trochę

kapitana okrętu.

background image

– Trafne spostrzeżenie. Porównaj go z Dougiem Kellym.

– Doug jest urzędnikiem. Nie pracuje na budowie.

– To nie ma znaczenia. Czy potrafisz wyobrazić sobie Douga

stojącego tam w takiej pozycji?

– Chyba nie – roześmiała się Roxie. – Doug zaszyłby się raczej w

ciepłe miejsce z drinkiem w dłoni.

– Bez wątpienia. Co tam jest napisane na tablicy informacyjnej?

Nie mogę przeczytać z tej odległości.

Roxie niechętnie oderwała wzrok od mężczyzny na dachu.

Charlie miał rację, wyglądał rzeczywiście imponująco. W zapadającej

szarówce żółty kask lśnił niczym latarnia morska, gdy ponaglał

pracowników, by chowali materiały przed śniegiem.

– „Przedsiębiorstwo Projektowo-Budowlane Craddocka”. Pod

spodem jest jeszcze pełne nazwisko właściciela, Hank Craddock, oraz

numer telefonu.

– Założę się, że to ten na dachu.

– Możliwe. – Roxie obejrzała się jeszcze raz.

– Craddock to nazwisko dla ciebie.

– Tak? A co oznacza?

– Przepełniony miłością. – Charlie popatrzył na nią z zadowoloną

miną.

Po burzy śnieżnej nastąpiły cztery dni deszczu, co opóźniło

roboty budowlane. Hank zdecydował, że będą pracować w sobotę.

Jego ludzie nie mieli nic przeciwko temu. Godziny nadliczbowe były

background image

dobrze płatne, a praca na świeżym, czystym powietrzu, wśród pięknej

podgórskiej scenerii nie wydawała się szczególnie uciążliwa.

Hank nie lubił zostawiać swoich dzieci na weekend z gospodynią,

czasami jednak okazywało się to konieczne. Dolores była

sympatyczną kobietą, ale nie mogła zastąpić Hilary i Ryanowi matki.

Hank lubił swoją pracę i gdyby nie świadomość, że dzieciaki będą

za nim tęskniły, cieszyłby się nią nawet w sobotę. Odkąd pamiętał,

nawet jako mały chłopiec zbierał pogięte gwoździe i kawałki budulca,

podkradał ojcu młotek i spędzał każdą wolną chwilę na konstruowaniu

jaskiń dla dinozaurów, fortów dla zielonych plastykowych

żołnierzyków, tuneli oraz estakad dla kolejek elektrycznych. Później,

gdy już dorósł do narzędzi elektrycznych, urządził na nowo swój

pokój, umieszczając łóżko na wysokości dwóch metrów.

Teraz, po latach, nadal lubił dobre narzędzia, a nawet zapach

budowy – poruszonej ziemi, wilgotnego cementu, świeżej farby. Z

rozkoszą wdychał słodkawą woń piłowanego drewna.

Każdego ranka robił przegląd budowy z planami w ręku i

porównywał z nimi postępy prac. Porównywał je również z idealną

wizją, którą miał w głowie. Tej szczególnej soboty nie był jednak

pewien, czy nie doznaje halucynacji. Podczas swego zwykłego

obchodu zauważył najdziwniejszą parę gapiów, jaką zdarzyło mu się

kiedykolwiek spotkać na placu budowy. Przeszedł przez dziurę w

ogrodzeniu, by lepiej im się przyjrzeć.

Starszy mężczyzna w niemodnej tweedowej marynarce i

sportowym kapeluszu prowadził na lince... Hank nie wierzył własnym

background image

oczom. Toż to lama, na miłość boską! Biała lama o futerku puszystym

jak u angory.

Mężczyzna i zwierzę pasowali do siebie jak pięść do nosa.

Starszy pan powinien mieć na głowie sombrero i poncho albo też

prowadzić na smyczy angielskiego teriera. Hank miał mnóstwo roboty

tego dnia, jednak ciekawość zwyciężyła.

– Dzień dobry – zawołał, znalazłszy się w odległości paru metrów

od niezwykłej pary. – Widzę, że wybrał się pan na spacer ze swoją

lamą. Ładny dziś mamy dzień.

– Wprawdzie to nie moja lama, ale chcę, żeby zażyła trochę

ruchu. Miałem również nadzieję zawrzeć znajomość z panem

Hankiem Craddockiem.

– To właśnie ja. Ale muszę pana rozczarować. Nie znam się

kompletnie na lamach. – Hank przyglądał się swemu rozmówcy z

coraz większym zaciekawieniem. Maniery i sposób wysławiania się

miał bez zarzutu, ale ubranie dość zniszczone. Może zatrudniono go

do opieki nad lamą, choć byłby to najosobliwszy opiekun pod

słońcem.

– Nie chodzi mi o poradę w sprawie lamy ani też w żadnej innej,

panie Craddock. Chciałem po prostu zgłosić parę uwag.

Hank był przyzwyczajony do uwag. Okoliczni mieszkańcy

poddali go już nie jednej próbie. Jednak wśród nich nie było chyba

starszego pana. W każdym razie go nie zapamiętał.

– Projekt budynku został uzgodniony ze Stowarzyszeniem

Właścicieli Domów, obawiam się więc, że musi pan zgłaszać

background image

ewentualne skargi do nich.

– Niech się pan tak od razu nie jeży, młody człowieku. Moje

uwagi będą wyłącznie pozytywne. Nie znam się zbytnio na

budownictwie, za to doskonale na ludziach. Przyglądałem się pańskiej

pracy i jestem pod wrażeniem atmosfery... nazwijmy to, miłości.

Hank zmarszczył brwi. Czyżby miał do czynienia z religijnym

szaleńcem? Może lama jest zwierzęciem ofiarnym jakiegoś

nieznanego kultu?

– Nie bardzo rozumiem, o co panu chodzi, panie...

– Charlie Hartman. A chodzi mi o panujący tu klimat życzliwości.

Zaryzykowałbym twierdzenie, że kocha pan swoją pracę, panie

Craddock.

– Cóż, dziękuję bardzo. – Hank postukał nerwowo zwiniętymi w

rolkę planami po udzie. Starszy pan jest pewnie zdrowo stuknięty, ale

komplement pozostaje komplementem.

– Może ma to coś wspólnego z pańskim nazwiskiem.

– Moim nazwiskiem? Nie sądzę. Większość mojej rodziny

mieszka wciąż w Dakocie i nikt nie pracuje w branży budowlanej.

– Nie mówię o pańskiej rodzinie, lecz o pańskim nazwisku.

Craddock znaczy przepełniony miłością. Z pewnością pan o tym wie.

– Nie. – Hank w życiu nie prowadził tak dziwacznej rozmowy.

Lama zachowywała się bardzo spokojnie. Stała, wpatrując się w niego

i poruszając od czasu do czasu długimi białymi rzęsami. – Nie miałem

pojęcia, że Craddock cokolwiek oznacza.

– Ale pańska żona z pewnością wie. Kobiety częściej zwracają

background image

uwagę na takie rzeczy.

– Moja żona... – Hank ugryzł się w język. – Nie jestem żonaty.

– Jaka szkoda – uśmiechnął się Charlie.

– Owszem. – Naprawdę ma niezłego hopla, pomyślał Hank. –

Czy mieszka pan gdzieś w pobliżu? – Może starszy pan zabłądził?

– Zatrzymałem się u kogoś na tej ulicy. – Charlie pokazał palcem.

– To śliczna młoda kobieta. Nazywa się Roxie Lowell. Może pan ją

zna? Ma płomiennorude włosy, mniej więcej tej długości. Urocze

piegi, a jej oczy przypominają mi barwą Morze Śródziemne.

– Co za plastyczny opis! – Niesamowite spotkanie, pomyślał

Hank. Do tej pory był pewien, że Calle de Suenos to najzwyklejsza

ulica, zamieszkana przez przeciętnych, choć nieco grymaśnych ludzi.

– Czy to pańska wnuczka?

– Nie, po prostu bardzo droga przyjaciółka. Użyczyła mi

schronienia w gościnnym domku.

– I swojej lamy?

– W pewnym sensie. Spacer ze zwierzęciem jest dobrym

pretekstem do zwiedzenia okolicy i poznania sąsiadów, prawda?

– Ee... z pewnością. Musi pan spotykać rozmaitych ludzi,

spacerując z tym zwierzakiem.

– Cóż, musimy już wracać z Como.

– Como? To jej imię?

– Właśnie.

– Tak jak Perry?

– Nie, jak w Como se llama, llama. W skrócie.

background image

– Sprytnie. Jej imię lama – przetłumaczył Hank, śmiejąc się.

– Ja też uważam, że to dowcipne. No, Como, lepiej chodźmy już

do domu, Roxie będzie się o nas martwiła. – Podrapał lamę po nosie,

ona zaś przytuliła głowę do jego ręki. – Jest bardzo uczuciowa, gdy

już się do kogoś przekona.

– Pańska przyjaciółka Roxie czy lama?

– Prawdę mówiąc, obie.

– Czy trafi pan do domu? – spytał Hank, z trudem utrzymując

powagę.

– Oczywiście. Myślał pan, że zabłądziłem?

– Cóż...

– Wszystko w porządku, proszę się nie martwić. Wielu ludzi

uważa mnie za lekko stukniętego.

– Naprawdę nie mam pojęcia czemu. – Hankowi ledwo udało się

powściągnąć uśmiech.

– Ani ja. Zapewniam pana, że nie brak mi, jak to się teraz mówi,

piątej klepki.

– Miło mi to słyszeć.

– Do widzenia, panie Craddock – powiedział Charlie, dotykając

kapelusza.

– Do zobaczenia.

– Tak, z pewnością. Chodźmy, Como.

Hank zaczekał, aż Charlie znajdzie się poza zasięgiem słuchu, po

czym wybuchnął głośnym śmiechem. Co za zabawny staruszek! A

jaką reklamę zrobił swojej gospodyni – śliczna młoda kobieta o

background image

płomiennorudych włosach i oczach barwy Morza Śródziemnego.

Starszy pan był ogromnie szarmancki, ale biorąc pod uwagę jego

wiek, owa „młoda kobieta” mogła mieć równie dobrze koło

sześćdziesiątki, kilka podbródków i worki pod niebieskozielonymi

oczami.

Gdyby Hank stał na dachu budynku, a nie na dole, zaspokoiłby

choć częściowo swoją ciekawość. Roxie właśnie krzątała się w

ogrodzie. Wykorzystała nieobecność Como, by wysprzątać małą

zagrodę, którą zbudowali dla lamy Osbornowie. Skończywszy pracę,

ruszyła w stronę domu, zrywając po drodze grejpfruta.

Roxie zatroszczyła się o drzewka owocowe podczas śnieżycy,

okrywając je i ogrzewając przenośnymi lampami, zostawionymi na

wszelki wypadek przez Osbornów. Stało się już rytuałem, że

codziennie rano zbierała owoce, którymi dzieliła się z Charliem.

– Jaki radosny poranek – powiedział Charlie. Właśnie wrócił i

zamykał lamę w zagrodzie. – Taka bezwietrzna pogoda przypomina

mi południowe Włochy.

– Byłeś tam? – Roxie skorzystała z okazji, by wypytać o jego

przeszłość.

– O, tak. – Na twarzy Charliego malowało się rozmarzenie. –

Zresztą północne Włochy też są cudowne. Romeo i Julia kochali je.

– Romeo i Julia? – Roxie zastanawiała się, czy to imiona jego

dzieci lub wnuków. Miała nadzieję, że nie. Tylko wariat mógłby dać

dzieciakom takie imiona. Pewnie chodzi o psy. – Kim są Romeo i

Julia?

background image

Otworzył szeroko oczy, wracając do rzeczywistości.

– To chłopiec i dziewczyna, którzy bardzo się kochali, ale... –

Zamilkł i pokręcił głową. – Nie lubię opowiadać smutnych historii.

– Chcesz powiedzieć, że ktoś naprawdę dał takie imiona swoim

dzieciom? Wobec tego nie dziwię się, że miały problemy. Czy byłeś

kimś w rodzaju doradcy, Charlie?

– Uhm. Ale to było bardzo dawno temu. Zjemy śniadanie? –

spytał, otwierając przeszklone drzwi do kuchni. – Chcę ci

opowiedzieć o panu Craddocku.

– O kim? – Roxie opłukała grejpfruta i przekroiła go na pół.

Każdego ranka delektowała się chwilą, gdy aromat owocu wypełniał

kuchnię.

– O Hanku Craddocku, tym, którego widzieliśmy na dachu, gdy

mnie tu wiozłaś pierwszego dnia. – Charlie powiesił kapelusz na

wieszaku przy drzwiach.

– Och. – Roxie kroiła owoc, myśląc o nieznajomym. A więc

Charlie zdążył już go poznać. Nie zdziwiło jej to.

– Interesujący mężczyzna – mówił dalej Charlie, sadowiąc się

przy stoliku ze szklanym blatem. – Troszczy się o bliźnich. Bał się, że

starość osłabiła mi umysł i założę się, że gdyby doszedł do takiego

przekonania, odprowadziłby mnie do domu. Wspomniałem jednak, że

zatrzymałem się u ciebie i zapewniłem, że nie brak mi żadnej klepki.

Odbyliśmy miłą pogawędkę. Opowiedziałem mu również o tobie.

– O mnie? – Roxie przerwała krojenie i bacznie przyjrzała się

Charliemu. – Co przez to rozumiesz?

background image

– Nie denerwuj się. Mówiłem same dobre rzeczy.

Teraz Roxie zaniepokoiła się naprawdę.

– Na przykład?

– Opowiedziałem mu o twoich płomiennorudych włosach i

oczach koloru morza. Ach, wspomniałem też o piegach. Wygląda mi

na faceta, który lubi piegi.

– Charlie, co cię opętało, żeby zrobić coś takiego? – spytała

Roxie, odkładając nóż. – Nie mogę uwierzyć, że opowiadałeś

kompletnie obcemu człowiekowi, jak wyglądam.

– Pomyślałem, że powinien wiedzieć – uśmiechnął się do niej

Charlie. – Teraz będzie o tobie myślał podczas pracy.

– Niewątpliwie! Naprawdę czuję się zakłopotana.

– Niepotrzebnie, niepotrzebnie – machnął ręką Charlie. – Nic

więcej nie powiedziałem. Tylko że jesteś bardzo uczuciowa.

– O mój Boże!

– Do twarzy ci z tym rumieńcem, ale naprawdę nie masz powodu

do zdenerwowania. Przecież mówiłem prawdę.

– Charlie, czy nie zdajesz sobie sprawy, jak to mogło zabrzmieć?

Musiał pomyśleć, że próbujesz go mną zainteresować.

– Bo tak było – odrzekł z niezmąconym spokojem Charlie. –

Proponuję, żebyś zrobiła dziś mały spacer i poznała go. Jest naprawdę

miły.

– Nie odważę się wytknąć nosa za róg ulicy, dopóki budowa nie

zostanie zakończona. – Roxie patrzyła na niego z irytacją, choć z ust

Charliego nie znikał miły uśmiech, który zawojował jej serce kilka

background image

miesięcy temu. – Och, jestem pewna, że chciałeś dobrze, Charlie, ale

nie powinieneś plotkować o mnie z obcym człowiekiem.

– On nie jest obcy. Doskonale znam się na ludziach i wiem, że

powinnaś go poznać.

– Nawet jeśli to prawda, w co wątpię, nie mogę go poznać po

tym, co o mnie naopowiadałeś!

– Być może przekroczyłem odrobinę pewne granice, ale była to

ostatnia deska ratunku.

– Ostatnia deska ratunku? – W głosie Roxie zabrzmiały ostrzejsze

tony. – Czy mógłbyś mi to wyjaśnić?

Charlie założył ręce na piersi i spojrzał jej prosto w oczy.

– W obecnych okolicznościach nie pozostawało mi nic innego.

– W jakich okolicznościach? – spytała niecierpliwie Roxie. –

Charlie, albo ty zwariowałeś, albo ja!

– To naprawdę niezwykle proste. Dzisiaj jest sobota, jedenastego

lutego. Tak więc dzień świętego Walentego wypada we wtorek.

Roxie, dziecko drogie, mamy coraz mniej czasu.

background image

ROZDZIAŁ 2

Roxie popatrzyła badawczo na Charliego.

– Naprawdę przerażasz mnie, gdy mówisz rzeczy, które nie mają

sensu.

– Wszystko zyska sens, gdy zrozumiesz, jak ważny jest dzień

świętego Walentego. Nie wolno ci bagatelizować takiego dnia, jeśli

zależy ci na małżeństwie.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Próbuję cię ostrzec, Roxie. Gdy kobieta dojrzewa do związku z

mężczyzną, z którym pragnęłaby dzielić życie, a jestem pewien, że

właśnie tak jest z tobą, ów dzień może zaważyć na całej jej

przyszłości.

– Wciąż nie rozumiem.

– Smuci mnie niewiedza współczesnych ludzi o dniu świętego

Walentego. Bez względu na to, co o nim wiesz, znajdziesz się pod

działaniem pewnych sił.

– Na miłość boską, Charlie, jakich sił?

– Osusz ręce, moja droga, i usiądź przy stole, a postaram się

wszystko ci wytłumaczyć.

Roxie posłuchała go, sama nie wiedząc czemu.

– Gdy jesteś kobietą – zaczął cierpliwie Charlie, jak gdyby miał

do czynienia z opóźnionym w rozwoju uczniem – gotową się

zakochać, pierwszy wolny mężczyzna, którego spotkasz na ulicy tego

background image

dnia, zostanie twoim ukochanym i ożeni się z tobą przed upływem

roku. Zdarzają się, oczywiście, wyjątki od tej reguły, ale...

– Charlie, nie możesz wierzyć w takie przesądy!

– Nie ułatwiasz mi zadania, Roxie – rzekł z westchnieniem. –

Przestrzegam cię, nie traktuj lekko tego, co mówię. Przeklniesz ten

dzień, jeśli zbagatelizujesz moje przestrogi.

Roxie nie wierzyła w ani jedno słowo, ale nie chciała zranić

uczuć starszego pana. Przecież naprawdę pragnął pomóc jej odnaleźć

szczęście.

– Dobrze, Charlie, nie zbagatelizuję.

Zatarł z zadowoleniem ręce.

– Cieszę się bardzo. Martwi mnie tylko, że wtorek jest

normalnym dniem pracy. Obawiam się, by pierwszym wolnym

mężczyzną, którego spotkasz, nie okazał się Doug Kelly o szczurzej

twarzy.

– O szczurzej twarzy? To naprawdę okropne mówić coś takiego o

Dougu. Jest całkiem przystojny. Mogłabym trafić znacznie gorzej.

– Wątpię. – Charlie wyjął chusteczkę i zaczął polerować złotą

szpilkę. – Porównaj go z Craddockiem, którego spotkałem dzisiaj. To

twarz, której można zaufać. Uczciwe oczy, chyba szare, spokojne

spojrzenie.

– Posłuchaj, Charlie. – Roxie położyła dłoń na jego ramieniu. –

To miło z twojej strony, że troszczysz się o mnie i jestem pewna, że

pan Craddock jest bardzo sympatycznym człowiekiem, ale ja go nie

znam i nie zamierzam spacerować, żeby go poznać. Zresztą, jeśli jest

background image

taki wspaniały, z pewnością ma już żonę.

– Nie, nie jest z nikim związany.

– Spytałeś go?

– Oczywiście delikatnie.

– Charlie, jesteś delikatny jak nosorożec. A zresztą, nieważne...

Myślę, że mylisz się co do Douga. Może nie jest specjalnie lotny, ale

bardzo mnie lubi i jest pod ręką.

– Być może, ale nie potrafi cię docenić. Hank Craddock

natomiast...

– Nie obchodzi mnie, co powiedział ci pan Craddock. Posłuchaj,

on naprawdę może być żonaty, mężczyźni nie zawsze są

prawdomówni w tych sprawach. Doug natomiast jest kawalerem,

sprawdziłam to.

– Hank nie kłamał. Ma zbyt uczciwą twarz.

– Charlie, nie bądź naiwny! – Roxie uznała, że nadszedł czas, by

zdradzić mu pewne fakty z jej przeszłości. – W New Jersey

zakochałam się w mężczyźnie, którego twarz budziła zaufanie. Przez

trzy długie lata zwodził mnie. Twierdził, że nie może się ożenić,

dopóki nie odniesie wystarczających sukcesów w pracy. Newark to

duże miasto i udawało mu się, aż wreszcie pewnego dnia przypadkiem

poznałam jego żonę.

– Przykro mi, Roxie – westchnął Charlie, klepiąc ją po dłoni. –

Podejrzewałem, że przeżyłaś zawód miłosny. Nadał on głębi twoim

oczom. Nie rezygnuj jednak i nie trać nadziei.

– Nie mam zamiaru, ale z pewnością będę ostrożna, dopóki nie

background image

upewnię się, że ktoś jest wolny.

– Rozumiem – skinął głową Charlie. – Ten mężczyzna fałszywie

pojmował miłość. Przypuszczam, że odeszłaś od niego natychmiast?

– Wiedziałam, że powinnam tak postąpić. – Umilkła na chwilę.

Cóż, niech pozna również jej słabe strony. – Chciał utrzymać nasz

związek, częstował mnie oklepaną bajeczką, że żona nigdy nie da mu

rozwodu, ale on kocha tylko mnie.

– Dałaś mu odpowiednią odprawę?

– No cóż, owszem, ale... byłam naprawdę zakochana w tym

cymbale. W Newark mogłabym go stale widywać... w każdym razie

wtedy, gdy nie był z żoną... Uznałam to za zbyt dużą pokusę.

Musiałam wyjechać z miasta, żeby się jakoś pozbierać.

– Aha, dlatego znalazłaś się tutaj.

– Tak, skorzystałam z okazji. Przyjaciele moich rodziców

potrzebowali kogoś zaufanego do opieki nad lamą na czas swego

pobytu na Wschodzie.

– Wciąż o nim myślisz?

– Przez pierwsze kilka tygodni myślałam o nim bez przerwy –

odrzekła po chwili namysłu. – Teraz tylko czasami. Nie dziw się

jednak, że jestem podejrzliwa wobec mężczyzn, którzy twierdzą, że

nie są żonaci.

– Będę się upierał, że powinnaś dać szansę Hankowi

Craddockowi.

Roxie odsunęła z uśmiechem swoje krzesło.

– Lepiej zjedzmy trochę grejpfruta.

background image

– Zrób przyjemność staremu człowiekowi i zatrzymaj się we

wtorek na chwilę przy budowie po drodze do pracy.

– Daj spokój, Charlie. – Roxie wstała i podeszła do zlewu. – Zjesz

na śniadanie płatki czy może jajka?

– W moim wieku zdrowiej będzie zjeść płatki.

– Nie jesteś wcale taki stary.

– Starszy niż myślisz.

Przykro było patrzeć na jego smutną minę, postanowiła więc

zmienić temat.

– Czy nie sądzisz, że Como dziwnie się zachowuje? Wydaje mi

się apatyczna.

Charlie pstryknął palcami.

– A tak, Como. Wiem, co jej dolega.

– Co mianowicie?

– Usycha z miłości.

– Och, Charlie, tylko miłość ci w głowie.

– Podobnie jak Como. To bardzo samotna lama.

– I tak musi pozostać, dopóki Osbornowie nie powrócą do domu

– roześmiała się Roxie. Wyjęła mleko z lodówki i włożyła kromki

bułki do tostera. – Frań wspominała mi kiedyś, że próbowali już

skojarzyć Como, ale była wówczas za młoda i nic z tego nie wyszło.

– Są inne lamy w Tucson?

– Sądzę, że tak.

– Wobec tego musimy pilnować, żeby nie uciekła.

– Chyba masz rację. – To „my” spodobało jej się. Pominąwszy

background image

dziwaczne naciski, by zawarła znajomość z przedsiębiorcą

budowlanym, Charlie był przemiłym kompanem i miała nadzieję, że

zatrzyma się u niej dłużej.

Wyjęła grzankę z tostera i posmarowała ją masłem orzechowym.

– Może wezwiemy weterynarza, żeby się upewnić, czy nie dzieje

się nic złego – powiedziała, podobnie jak Charlie używając słowa

„my”. – Zadzwonię od razu, bo zwykle ma bardzo dużo pracy. W

sobotę rano przychodnia powinna być czynna.

– Świetny pomysł. – Charlie wstał od stołu. – Ty zadzwoń, a ja

skończę szykować śniadanie. Posmarować ci grzankę dżemem

truskawkowym czy wiśniowym?

– Wiśniowym. – Podniosła słuchawkę ściennego telefonu w

kuchni i wykręciła numer. Skończywszy rozmawiać z sekretarką,

uśmiechnęła się do Charliego. – Wygląda na to, że Doug Kelly nie

będzie pierwszym mężczyzną, którego spotkam w dzień świętego

Walentego. Doktor Babcock ma wolny czas tylko we wtorek rano, a

potem wyjeżdża na dwa tygodnie. Będę w biurze dopiero o pierwszej.

– Na którą się umówiłaś? – spytał Charlie z wyrazem paniki na

twarzy.

– Na dziesiątą.

– Czy doktor Babcock jest żonaty?

– Nie mam pojęcia – roześmiała się Roxie. – Charlie, czy nie

posuwamy się zbyt daleko?

Charlie mruknął coś, czego nie zrozumiała i sięgnął po kawę.

– Co powiedziałeś?

background image

– Och, nic, moja droga – odrzekł, nalewając kawę do kubków. –

Zajmę się... to znaczy, wszystko będzie dobrze.

We wtorek o wpół do szóstej rano Hank krążył po sklepie

spożywczym, zastanawiając się, jak pracujący rodzice dawali sobie

radę, nim otwarto supermarkety czynne przez całą dobę. Hilary

oświadczyła mu przed piętnastoma minutami, że zabrakło jej

walentynek. Odmówiła pójścia do szkoły, dopóki nie będzie ich miała

dla każdego trzecioklasisty oraz pewnego chłopca z czwartej klasy.

Ryan nie mógł jej pomóc, ponieważ wykorzystał wszystkie swoje

karty. Zresztą Hilary nie podobały się te, które kupił. Tak więc Hank

stał teraz przed wystawą pełną walentynkowych upominków, starając

się odgadnąć, które z nich najbardziej spodobałyby się jego córce.

Wreszcie wybrał komplet kartek z rysunkami pluszowych

zwierzaków. Hilary będzie zadowolona.

Paczuszka wylądowała w wózku obok mleka w kartonie i soku

pomarańczowego. Pewnie on też powinien kupić Ryanowi i Hilary

drobne prezenty? Sybil zawsze tak robiła. Prześlizgnął się wzrokiem

po kartkach z nadrukiem: Dla mojej żony. W końcu znalazł

walentynki dla dzieci.

Były raczej stereotypowe. Sybil nigdy by ich nie wybrała.

Zadałaby sobie trud i poszukała bardziej oryginalnych, takich, które

pasowałyby idealnie do osobowości dzieci.

Ale Sybil nie było. Hank wybrał z westchnieniem różowo-białą

kartę z namalowaną koronką dla Hilary i podobiznę chłopca z kijem

background image

do baseballa dla Ryana. Jego córka uwielbiała taniec i lalki, a Ryan

wszelkie sporty.

Hank podpisał obie kartki. Po powrocie do domu okazało się, że

miał dobre przeczucie, ponieważ dzieci powitały go w progu z

wykonanymi własnoręcznie walentynkami.

– Szczęśliwego dnia Walentego, tatusiu – zawołała Hilary,

obejmując go w pasie.

– Szczęśliwego dnia Walentego, tatusiu – powtórzył jak echo

Ryan.

Jego uścisk był krótszy i bardziej niezręczny. Ostatnio jedynym

dłuższym kontaktem fizycznym, na jaki sobie pozwalał, były chwyty

zapaśnicze. Hank ćwiczył z nim, kiedy tylko Ryan o to poprosił.

Hank położył torbę z zakupami na stoliku w przedpokoju i

przeczytał kartki od dzieci, zanim zdjął kurtkę. Ta od Hilary była w

serduszka i esy-floresy, a przez środek biegł staranny napis:

Najlepszemu tatusiowi na świecie – dużo szczęścia w dniu Walentego.

Ryan narysował na kartce koślawe serce, a w środku napisał:

Najrówniejszemu z facetów – z miłością Ryan.

Hank poczuł łzy pod powiekami, opanował się jednak, ponieważ

dzieciom nie spodobałby się widok taty płaczącego nad

walentynkami.

– No proszę, jakich się dochowałem artystów! – uśmiechnął się

do nich, odchrząknąwszy. – Obie kartki są przepiękne.

– Naprawdę uważasz, że moja jest ładna? – spytała Hilary.

– Taka śliczna jak ty, kochanie.

background image

– Ja nie jestem śliczna. Mam zwykłe ciemne włosy, a Ryan ma

jasne po mamie. To niesprawiedliwe.

– Wcale nie są „zwykłe ciemne”. Jesteś uroczą brunetką –

tłumaczył jej cierpliwie Hank, mając nadzieję, że nie chowa gdzieś w

pokoju butelki z wodą utlenioną. – Jest ci w nich naprawdę do twarzy,

Hilary.

– Wcale nie. To tobie jest dobrze w ciemnych, tatusiu, nie mnie.

Hank wiedział, o co jej chodzi. Chciała być podobna do matki, on

zaś w głębi duszy był szczęśliwy, że tak nie jest – cierpiałby jeszcze

bardziej.

– Cóż, mam w tej torbie walentynkę dla pięknej brunetki. Czy

mam ją dać komuś innemu?

– Nie, tatusiu – roześmiała się Hilary.

Hank podał dzieciom obie kartki i przyglądał się, jak w miarę

czytania życzeń na ich buziach wykwita uśmiech. Był zadowolony, że

nie zapomniał o kupnie walentynek.

Reszta poranka nie zapowiadała się równie przyjemnie. Gdy

przyjechał na budowę, okazało się, że część z dostarczonych okien ma

nieodpowiednie wymiary. Właśnie szedł w stronę ciężarówki, by

skontaktować się przez telefon z firmą, która je przysłała, kiedy

spostrzegł starszego pana z lamą. Nie chciał być nieuprzejmy, ale nie

miał nastroju do rozmowy o kobiecie z płomiennorudymi włosami i

oczami barwy Morza Śródziemnego. Nie dziś.

– Dużo szczęścia w dniu świętego Walentego – zawołał starszy

pan, zbliżając się do niego.

background image

– I nawzajem. Przepraszam pana bardzo, ale mam tu mały

problem i muszę zadzwonić.

– Nie widzę telefonu.

– Mam go w ciężarówce.

– Aha.

W nadziei, że nieznajomy zrozumiał aluzję, Hank ruszył szybkim

krokiem przez koleiny. Gdy jednak wdrapał się do ciężarówki i

zatrzasnął drzwiczki, ujrzał, że starszy pan idzie za nim. Rzucił kask

na siedzenie i zaczął szukać w portfelu wizytówki z numerem firmy.

Gdy ją wreszcie znalazł, pan z lamą stał już obok samochodu, z

uśmiechem na twarzy. Hankowi wydało się, że lama również się

uśmiecha.

Hank skinął uprzejmie głową i podniósł telefon. Sygnału nie było.

Zaklął pod nosem i nacisnął kilkakrotnie wyłącznik, ale oprócz

trzasków niczego nie usłyszał.

Starszy pan zapukał w szybę.

– Tak? – spytał Hank, opuszczając ją.

– Zdaje się, że ma pan jakieś problemy, panie Craddock?

– Niewielkie. – Hank cofnął się, ponieważ lama wsunęła łeb do

szoferki. – Ona nie gryzie, prawda?

– Nie. Jeśli kogoś nie lubi, pluje na niego.

– Wspaniale.

– Ale pan nie musi się obawiać. Lubi pana.

– Cieszę się, ale czy nie mógłby pan zabrać jej stąd? Przysłano mi

nieodpowiednie okna, a mój telefon nie działa. Muszę szybko znaleźć

background image

automat, żeby wyjaśnić nieporozumienie.

– Proszę skorzystać z telefonu Roxie – zaproponował natychmiast

starszy pan. – To naprawdę bardzo blisko. Ona z pewnością chętnie

panu pomoże.

Hank zastanawiał się chwilę.

– Rzeczywiście, czemu nie? Pojadę tam, jeśli nie ma pan nic

przeciwko temu. Tak będzie szybciej. Rozumiem, że jest w domu?

– Tak... Calle de Suenos 4335. Łukowate okna, tonące w

kwiatach bugenwilli.

– Świetnie. Dziękuję. – Hank uruchomił silnik i wycofał

ciężarówkę na ulicę. Starszy pan podsunął mu naprawdę dobry

pomysł. Najbliższy automat telefoniczny znajdował się przynajmniej

trzy kilometry stąd, w dodatku najczęściej był zepsuty.

Znalazł bez trudu wskazany adres i wjechał na kolisty podjazd.

Dom, najwyraźniej budowany na zamówienie, prezentował się

okazale. Hank przygotował się na widok zamożnej, zadbanej kobiety

koło pięćdziesiątki z ufarbowanymi na rudo włosami i przesadnym

makijażem.

Gdy nikt nie otwierał drzwi, zadzwonił ponownie i po chwili

usłyszał trzask zasuwki. Bogato rzeźbione drzwi otworzyły się i stanął

twarzą w twarz z kobietą o płomiennorudych włosach i oczach, które

przypominały barwą morze. Hank nie był nigdy nad Morzem

Śródziemnym, ale patrząc w oczy nieznajomej, pomyślał o leniwych

dniach w Mazatlan. Starszy pan dobrze ją opisał.

– A więc dopiął swego – odezwała się.

background image

– Słucham?

– Ściągnął tu pana przed przyjściem weterynarza. Jak tego

dokonał?

– Proszę pani – rzekł Hank, unosząc ze zdumieniem brwi – nie

mam zielonego pojęcia, o czym pani mówi.

– Czy pan Hank Craddock?

– Tak, pomyślałem, że...

– Przysłał tu pana Charlie, prawda?

– Tak, ale...

Roześmiała się, co zwróciło uwagę Hanka na jej delikatne różowe

usta i równe zęby. Zgoda, była pięknością, opis Charliego pasował do

niej jak ulał. Najpewniej oboje z Charliem byli stuknięci.

– Proszę, niech pan wejdzie, panie Craddock – powiedziała. –

Myślę, że nas to oboje przerasta.

– Czy mógłbym skorzystać z pani telefonu? – Hank postanowił

wyrwać się z tego zaczarowanego kręgu. – Telefon w mojej

ciężarówce jest uszkodzony, a ja muszę pilnie skorygować

zamówienie na okna.

– Co za zbieg okoliczności. – Wciąż się uśmiechając, zaprosiła go

do domu gestem ręki. – Oczywiście, może pan skorzystać z telefonu.

Najbliższy znajduje się w pracowni.

Idąc za nią wyłożonym terakotą holem, zauważył, że sięga mu

pod brodę. W sam raz, pomyślał, po czym skarcił się w duchu za tę

myśl. W sam raz do czego? Gdzie mu do niej? Jest właścicielką tego

domu, co oznacza, że albo go odziedziczyła, albo jest kobietą robiącą

background image

błyskawiczną karierę.

Pokazała mu telefon, stojący na dębowym biurku.

– Proszę bardzo. Będę w kuchni.

– Dziękuję. – Gdy ruszyła w stronę drzwi, poczuł nagle

nieprzepartą ochotę kontynuowania rozmowy. – Szkoda, że nie

słyszała pani, co powiedział o pani Charlie – wyrwało mu się, nim

zdążył się ugryźć w język.

– Powtórzył mi – odrzekła, rumieniąc się. – Musi mu pan

wybaczyć. On naprawdę ma dobre chęci, ale...

– Nie docenił pani. – Hankiem wstrząsnęły jego własne słowa. –

Ee... to znaczy, chciałem powiedzieć... nie wspomniał, że jest pani

taka młoda. – Nieprawda, stary. Powiedział, że jest śliczną młodą

kobietą, tylko ty mu nie uwierzyłeś.

– To te piegi. Nie jestem taka młoda, jak pan sądzi. Mam

dwadzieścia siedem lat.

Uśmiechnął się, słysząc jej ton. Mogłoby się zdawać, że powierza

mu straszliwą tajemnicę. Cóż, w jej wieku też uważał się za staruszka.

Miała rację – piegi i wysokie, gładkie czoło ujmowały jej

przynajmniej pięć lat.

– Ten akcent – powiedział. – Pochodzi pani z innych stron,

prawda?

– Newark, New Jersey.

– Co sprowadza panią do Tucson?

Spodziewał się, że odpowie mu, by pilnował własnego nosa, ale z

jakiegoś powodu zaspokoiła jego ciekawość.

background image

– Przyjaciele poprosili mnie, bym zaopiekowała się domem

podczas ich nieobecności.

Uśmiechnął się z wyraźną ulgą.

– A już myślałem, że go pani odziedziczyła.

Ależ nie. – Odwzajemniła uśmiech.

Hank rozluźnił się. Podświadomie uważał ją za nieosiągalną,

tymczasem wcale tak nie było. Szybkie spojrzenie na jej lewą dłoń

dostarczyło mu pożądanej informacji. Już zaczął wyobrażać sobie, że

mógłby ją zabrać na kolację i na tańce.

Lubił tańczyć, choć trochę wyszedł z wprawy. W tamtych latach,

gdy spotykał się z Sybil, taniec stanowił jedyny możliwy do przyjęcia

pretekst do przytulania się i poznawania kobiecego ciała.

– Czy tańczyła pani kiedyś swinga w wydaniu country? – spytał.

– Jest typowy dla naszych okolic. Warto to zobaczyć i...

Uśmiechnęła się, kładąc mu dłoń na ramieniu.

– Nie musi mnie pan zapraszać, naprawdę. Pewnie Charlie pana o

to poprosił, ale wcale nie ma pan obowiązku wybawiania Roxie z rąk

Douga Kelly’ego o szczurzej twarzy.

– Kogo? – Hank bał się drgnąć, by nie spłoszyć jej dłoni. Gdy ją

w końcu zabrała, westchnął z żalem.

– Charlie nie wspomniał o nim ani o legendzie związanej z dniem

świętego Walentego? – spytała.

– Najwyraźniej wie pani znacznie więcej ode mnie. Charlie

znalazł się przypadkiem w okolicy budowy, akurat w chwili, gdy

zepsuł się mój telefon, i zaproponował, bym zadzwonił od pani.

background image

– Czego pan dotąd nie zrobił – przypomniała mu.

– Rzeczywiście. Może zrobię to od razu, okna będą w drodze, a

pani tymczasem opowie mi o Dougu Kellym o szczurzej twarzy i dniu

Walentego. To z pewnością interesująca historia.

– Skądże, idiotyczna, powinnam była powściągnąć mój zbyt długi

język. Po prostu myślałam, że to Charlie namówił pana, by mi pan

zaproponował randkę.

– Nie, nic o tym nie wspominał. Sądzę jednak, że to dobry

pomysł. Co pani na to?

– Ja... zobaczymy. Proszę załatwić telefon.

– Dobrze. – Wyjął portfel z tylnej kieszeni spodni i upuścił go,

rozsypując na orientalnym dywanie fotografie i wizytówki. – Do

licha! – Pochylił się, aby je pozbierać.

– Zdarza się – powiedziała Roxie, schylając się, żeby mu pomóc.

Hanka ucieszyła ta chwila bliskości. Podobał mu się zapach jej

perfum. Pasował do niej, był lekki, a zarazem gorzkawy.

Gdy podniosła się, podając mu upuszczone przedmioty, zdumiała

go zmiana na jej twarzy. Zniknął przyjazny uśmiech, a na jego

miejscu pojawiła się obojętna mina kobiety z gabinetu figur

woskowych Madame Tussaud.

– Czy coś się stało? – spytał.

– Nic, czego bym się nie spodziewała, panie Craddock. I nie

sądzę, byśmy mogli się jeszcze spotkać.

– Nie rozumiem.

– Nie szkodzi. A teraz przepraszam, muszę zaparzyć sobie kawę.

background image

Proszę zatrzasnąć drzwi frontowe, gdy będzie pan wychodził. –

Obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.

Hank nie mógł pojąć tej nagłej zmiany nastroju. Jaką straszliwą

gafę mógł popełnić? Kręcąc głową, włożył wszystko z powrotem do

portfela, z wyjątkiem potrzebnej mu wizytówki. Co za dziwna kobieta

z tej Roxie Lowell. Już myślał, że coś się zaczyna nawiązywać między

nimi, a tymczasem wykonała niespodziewanie w tył zwrot.

Prawdopodobnie wyszedł z wprawy w postępowaniu z kobietami.

Przez ostatnie lata spotykał się zaledwie z dwiema, i to starymi

znajomymi. Nie musiał stosować żadnych sztuczek. Gdy jednak

spróbował uczynić znajomość bardziej intymną, zabrakło fascynacji

zmysłowej i skończyło się na niczym. Jego oczarowanie Roxie Lowell

to zupełnie inna historia.

A jednak nie wiedzieć czemu zmarnował szansę. Pokręcił głową i

załatwiwszy szybko sprawę, wyszedł cicho z domu, zatrzaskując

drzwi.

Gdy w kilka minut później Charlie wszedł do słonecznej kuchni,

uśmiechając się i robiąc perskie oko, Roxie wciąż tam siedziała.

Popijała kawę, próbując opanować gniew.

– Co o nim sądzisz? – spytał, jak gdyby był pewny odpowiedzi.

– Miałeś rację co do jego wyglądu. Rzeczywiście, to cholerny

przystojniak.

– I?

– I nic. Jest żonaty.

– Na pewno nie. Nie nosi obrączki. Sprawdziłem to, zanim go tu

background image

wysłałem.

– Jak więc wyjaśnisz, że miał w portfelu zdjęcie z blondynką i

dwójką dzieci?

– Roxie, chyba nie szperałaś w jego portfelu?

– Nie, upuścił portfel na podłogę i pomogłam mu pozbierać, to co

się wysypało. Wtedy zobaczyłam zdjęcie.

– Przecież powiedział mi, że nie jest żonaty. Mógł się rozwieść.

– Możliwe, ale rozwodnicy zwykle nie trzymają zdjęć byłych żon

w portfelu.

Charlie postukał się palcem wskazującym w brodę.

– Nie mogę uwierzyć, że się pomyliłem, ale proszę, przekonajmy

się. – Podszedł do półki i zdjął z niej książkę telefoniczną.

– Co zamierzasz?

– Zadzwonić do niego do domu i poprosić panią Craddock.

– A co zrobisz, jeśli podejdzie do telefonu?

– Spróbuję sprzedać jej dywan lub lampę kwarcową. Nie martw

się.

Roxie odstawiła kubek i wstała.

– Jeśli naprawdę zamierzasz to zrobić, pozwól, że będę słuchała z

drugiego aparatu.

– Tylko nie zacznij kasłać albo coś w tym rodzaju.

– Obiecuję. Idę do pracowni. Zawołaj mnie, gdy już wykręcisz

numer, wtedy podniosę słuchawkę.

Wróciła do pokoju, w którym przed chwilą rozmawiała z

Hankiem i na wspomnienie jego obecności ciarki przebiegły jej po

background image

plecach.

Charlie miał rację – jego oczy odzwierciedlały wizję przyszłych

konstrukcji, projektów, które istniały na razie tylko w jego wyobraźni.

Roxie zauważyła w nich również z zadowoleniem błysk

zainteresowania, gdy patrzył na nią. Chętnie uwierzyłaby, że jest

wolny, że być może Charlie znalazł dla niej prezent na dzień

Walentego, gdyby nie zdjęcie, które wypadło mu z portfela.

– Podnieś słuchawkę! – zawołał Charlie z kuchni.

Roxie posłusznie wzięła do ręki słuchawkę i pomyślała, że przed

chwilą trzymał ją przy ustach Hank. Rzadko zastanawiała się przy

pierwszym spotkaniu, jak też smakowałby pocałunek z nowo

poznanym mężczyzną, dziś jednak tak się właśnie stało.

W słuchawce odezwał się głos kobiety, mówiącej z hiszpańskim

akcentem. To z pewnością służąca. Kobieta na zdjęciu bez wątpienia

była pochodzenia anglosaskiego.

– Czy mogę mówić z panią Craddock? – spytał Charlie. – To

bardzo ważna sprawa.

Roxie poczuła, że za chwilę kichnie, i zaczęła masować palcem

nasadę nosa.

– Nie ma żadnej pani Craddock – odrzekła kobieta.

– Jak to? To chyba jakaś pomyłka. Pani Craddock miała

przewodniczyć komitetowi organizacyjnemu balu dla upośledzonych

dzieci.

Roxie przysłuchiwała się z uśmiechem pełnej inwencji paplaninie

Charliego. Trzeba przyznać, że ma poczucie humoru. W czasie

background image

weekendu, piorąc kilka należących do niego drobiazgów, odkryła, że

starszy pan nosi slipki w czerwone serduszka.

– To jakieś nieporozumienie – odpowiedziała kobieta śpiewnym

głosem. – Pani Craddock zmarła dwa lata temu.

Roxie wciągnęła głośno powietrze i zasłoniła szybko słuchawkę

dłonią, po czym powoli odłożyła ją na widełki, nie słuchając

przeprosin Charliego. Zmarła! Jego jasnowłosa żona ze zdjęcia nie

żyje! Nigdy nie przyszłoby to jej do głowy, była przecież taka młoda...

Roxie przygryzła wargę. Biedne dzieciaki. Na zdjęciu są jeszcze

takie małe i bezbronne – chodzą dopiero do szkoły podstawowej.

Dzięki Bogu, Hank wygląda na troskliwego i dobrego ojca. Jak ona go

potraktowała! Rzecz jasna, nie miał pojęcia, czemu była taka

nieuprzejma.

– Teraz już wiesz? – spytał Charlie, opierając się o futrynę drzwi.

– Czuję się okropnie. Byłam dla niego naprawdę niegrzeczna.

Musiał pomyśleć, że jestem sekutnicą.

– Może przejdę się później i wszystko naprawię?

– Nie! Wyglądałoby to... och, nie wiem, co począć. Pewnie myśli,

że oboje jesteśmy zwariowani. – Osunęła się na skórzany fotel przy

biurku. – Rozsądnie myśląca osoba zapytałaby go o zdjęcie, zamiast

stroić fochy.

– Nieważne. Wyjaśnię mu wszystko.

– Charlie, to na nic. Nie możesz usprawiedliwiać mnie jak

dziecka. To ja muszę go przeprosić. Tylko jak mam to zrobić w

obecności jego pracowników?

background image

– Pozwól mi więc spróbować.

– Nie, mam lepszy pomysł. – Otworzyła szufladę biurka i zaczęła

szukać papieru i pióra. – Napiszę list, jeśli zgodzisz się go zanieść.

Przeproszę za moje nieuprzejme zachowanie i zaproszę go na kolację,

razem z dziećmi, żeby zobaczyły Como. Co ty na to?

– Myślałem raczej o kolacji we dwoje przy świecach, z łagodną

muzyką w tle – odparł Charlie.

– Nie, nie zamierzam zaczynać naszej znajomości w ten sposób.

Poza tym, on ma dzieci, a ja nigdy nie spotykałam się z dzieciatymi

mężczyznami.

– Nigdy przedtem nie pracowałaś w ratuszu, a po czterech

miesiącach awansowałaś.

– To zupełnie co innego – roześmiała się.

– Owszem, ale jesteś inteligentna, tolerancyjna i, oczywiście,

pełna miłości. Poradzisz sobie z dziećmi.

– Charlie, zbytnio wybiegasz naprzód. Bez wątpienia przeprosiny

są niezbędne i kolacja wydaje się dobrym rozwiązaniem.

– Ale...

– Posłuchaj. W grę wchodzi tylko kolacja w towarzystwie dzieci.

Jeśli zaproszę go na kolację przy świecach, to może oczekiwać, że

wylądujemy w sypialni. Tego bym nie chciała. Nie lubię pośpiechu w

takich sprawach.

Charlie cofnął się, zaskoczony.

– Dobry Boże! Wcale się tego po tobie nie spodziewałem! Chyba

muszę lepiej poznać dzisiejsze obyczaje. Myślałem wyłącznie o tym,

background image

że mielibyście okazję lepiej się poznać, gdybyście byli sami.

– Może wcale się nie poznamy po tym, co zdarzyło się dziś rano.

Pewnie nie przyjmie zaproszenia.

– Och, nie sądzę. – Charlie uśmiechnął się tajemniczo.

– A właśnie, że może. Uraziłam jego miłość własną, a mężczyźni

tego nie lubią.

– Taki mężczyzna jak Hank jest ponad to. Wiem, że gdy ja... Cóż,

w każdym razie nie zapominaj o najważniejszym.

– To znaczy?

– Kości zostały rzucone i twoja romantyczna przyszłość ustalona.

– Skądże – zaprotestowała odruchowo, choć gdy myślała o

Hanku, zapominała o rozsądku. Ciepłe spojrzenie szarych oczu kazało

jej dopuścić myśl, że być może Charlie ma rację.

background image

ROZDZIAŁ 3

Roxie napisała cztery wersje, jak to określiła, „przeproszenia-

zaproszenia”, zanim wreszcie zadowoliło ją na tyle, że pozwoliła

Charliemu zanieść je Hankowi Craddockowi. Tym razem wybrał się

bez Como, ponieważ spodziewali się w każdej chwili weterynarza.

Gdy Charlie wrócił, niosąc coś, co wyglądało na kawałek drewnianej

konstrukcji, Roxie machała właśnie na pożegnanie odjeżdżającemu

doktorowi Babcockowi.

Poczekała w drzwiach na Charliego.

– Mam nadzieję, że nie zacząłeś zbierać patyków. Mamy dość

drewna opałowego i...

– Och, nie, moja droga. – Charlie podał jej sporą sosnową deskę.

– To odpowiedź od Hanka.

– Czy ten facet nie mógł znaleźć kawałka papieru?

– Zaskoczyłaś go. Zresztą przeczytaj.

Roxie przeczytała na głos słowa, napisane starannym

charakterem:

Mam nadzieję, że przeczytasz moją odpowiedź od deski do deski.

Bądź moją Walentynką. Nie przejmuj się porankiem. Nieporozumienia

się zdarzają. Z przyjemnością przyjmujemy twoje zaproszenie. Hank.

Roxie podniosła wzrok na Charliego, który przyglądał jej się z

zadowoloną miną.

– Jesteś z siebie dumny? – spytała.

background image

– Nieskończenie. Aha, dałem mu twój numer telefonu na

wypadek, gdyby chciał zadzwonić. Mam nadzieję, że nie masz nic

przeciwko temu.

Roxie wzruszyła ramionami.

– Cóż, jeśli trafisz między wrony...

– Co mają do tego wrony?

– To takie porzekadło. Musisz popracować nad swoim językiem,

Charlie. Czasami mogłoby się wydawać, że jesteś nie z tego stulecia.

– Czasami sam się zastanawiam, co tu robię.

– Słucham?

– Nic, nic, moja droga. Czy zamierzasz posłać mu walentynkową

odpowiedź?

– Cóż, nie myślałam o tym. Poza tym jak mam przebić jego żart?

– Podniosła do góry deskę.

– Może coś ci przyjdzie do głowy. A na razie chodźmy do domu

– powiedział Charlie, ujmując ją za łokieć. – Zmęczyły mnie trochę te

spacery. Usiądźmy sobie w kuchni, opowiesz mi o wizycie

weterynarza. Nie zwróciłaś przypadkiem uwagi, czy miał obrączkę?

– Owszem, zwróciłam. Wszystko przez te twoje głupstwa. Miał.

– Nigdy za wiele ostrożności. No, odwaliłem kawał porządnej

roboty.

Roxie pokręciła ze zdumieniem głową.

– Ktoś mógłby pomyśleć, że wszystko zaaranżowałeś. To

przypadek, że byłam akurat w domu, gdy Hankowi zepsuł się telefon.

W dodatku ty znalazłeś się na miejscu we właściwym czasie. Czysty

background image

zbieg okoliczności.

Charlie usiadł na swoim ulubionym kuchennym krześle i

otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, po czym szybko je

zamknął.

– Zamierzałeś mnie przekonywać, że to wszystko czary, związane

z dniem świętego Walentego, prawda?

– Coś w tym rodzaju.

Roxie nalała do szklanek wody, którą trzymała w butelce w

lodówce. Wkrótce po przyjeździe do Tucson odkryła, że z kranów

płynie letnia woda.

– Charlie, musisz się pogodzić z tym, że jestem osobą myślącą

racjonalnie, która wierzy w fakty, a nie w bajki. Pewnie dlatego

dostajesz co wieczór w skórę w szachy. – Uśmiechnęła się odrobinę

złośliwie.

– Kilka razy powaliłem cię na obie łopatki.

– Tak, ale kto wygrywa?

– Moja droga – odrzekł Charlie, popijając wodę – to dla mnie taka

przyjemność patrzeć, jak twoje oczy błyszczą radością zwycięstwa, że

nie mam nic przeciwko przegranej.

– Och, Charlie. – Roxie roześmiała się i uścisnęła mu dłoń. –

Jesteś naprawdę przemiły.

– Staram się. A teraz powiedz mi, co z Como.

– No cóż, miałeś rację. Biednej Como przydałby się partner,

obawiam się jednak, że musi zaczekać na powrót Osbornów. Jestem

dziewczyną z miasta i nawet gdyby Osbornowie dali mi wolną rękę,

background image

nie odważyłabym się bawić w swatkę lamy. To zbyt ryzykowne.

– Czy myślisz, że Osbornowie mieliby coś przeciwko wyswataniu

Como?

– Charlie, daj spokój. Musi ci wystarczyć odgrywanie roli

Kupidyna wobec ludzi.

– Ale....

– Nie, Charlie. – Postukała w deskę, leżącą na kuchennym

bufecie. – Na dziś wystarczy. Koniec dyskusji.

– Pamiętaj, że to najważniejszy prezent walentynkowy, jaki

kiedykolwiek dostałaś. Strzeż go jak oka w głowie.

– Czy mam dziś spać z nim pod poduszką?

– Może.

– Charlie, przecież żartuję.

– Poczekaj trochę, a przekonasz się, Roxie. Broń Boże nie

wyrzucaj tego kawałka drewna. Czy zdecydowałaś już, co mu

wyślesz?

– Nie mogę nic wymyślić. Przepraszam, Charlie, ale muszę

zadzwonić do pracy i zawiadomić ich, że będę dopiero po południu. –

Sięgnęła po słuchawkę i nagle wykrzyknęła: – Mam!

– Co takiego?

– Wiem już, co dam Hankowi. – Pobiegła do sypialni po torebkę.

– Muszę jeszcze iść do sklepu – wyjaśniła szybko Charliemu. –

Trzymaj kciuki, żeby mieli to, czego potrzebuję.

– Trzymanie kciuków nic nie pomoże, jeśli nie będę wiedział, o

co chodzi.

background image

– Nie szkodzi. Powiem ci później – powiedziała, otwierając drzwi

garażu. – Przygotuj mi, proszę, kilka kanapek do biura. Za moment

wracam.

– Z przyjemnością, moja droga. Masz zamiar dostarczyć tę

walentynkę osobiście?

– To konieczne.

– Kapitalnie, po prostu kapitalnie. – Charlie uśmiechał się coraz

szerzej.

Jadąc do sklepu z wyrobami czekoladowymi, Roxie rozmyślała o

pełnych determinacji usiłowaniach Charliego, by wprowadzić Hanka

do jej życia. Nie miała pojęcia, czemu tak mu na tym zależy. Może

widok młodych szczęśliwych ludzi po prostu czynił jego życie

znośniejszym?

Zaczynała zastanawiać się, co pocznie z Charliem po powrocie

Osbornów. Po kilku zaledwie dniach spędzonych w towarzystwie

starszego pana nie potrafiła wyobrazić sobie jego powrotu do

dawnego trybu życia. Rozważała nawet ewentualność zakupu domu

lub mieszkania w mieście, ale wówczas nie zostałoby jej wiele

środków na utrzymanie Charliego. Może rzeczywiście postąpiła

wbrew logice, zabierając go do domu i przywiązując się do niego.

Osbornowie wracają dopiero za pół roku, a przez ten czas wiele się

może zdarzyć.

Gdy wychodziła ze sklepu ze swym czekoladowym zakupem,

przypomniał się jej Doug. Z pewnością ma dla niej jakiś prezent

walentynkowy, a ona nie kupiła mu nawet kartki. W dodatku przez

background image

ostatnie trzy miesiące wszystkie sobotnie wieczory spędzali razem, a

ona umówiła się na najbliższą sobotę z innym mężczyzną, nieważne,

że w towarzystwie jego dzieci. Zdała sobie sprawę, że Doug po prostu

ją znużył. Może potrzebny był ktoś w rodzaju Hanka, żeby w końcu

przejrzała na oczy.

Zaparkowała obok ogrodzenia i rozejrzała się po placu budowy w

poszukiwaniu Hanka. Nigdzie go nie zauważyła. Wzięła paczuszkę z

tylnego siedzenia i wysiadła z samochodu. Onieśmielali ją mężczyźni

zajęci pracą, na której kompletnie się nie znała. Postanowiła jednak

nie okazywać tego, brnąc przez koleiny, pozostawione w rozmiękłej

ziemi przez ciężarówki i ciągniki. Dzięki Bogu, nie była jeszcze w

butach na wysokich obcasach i stroju odpowiednim do pracy.

Wypatrzyła przystępnie wyglądającego mężczyznę i skierowała

się ku niemu. Kilku robotników oderwało się od zajęć i wlepiło w nią

zaciekawione spojrzenia. Mężczyzna, którego wybrała, montował

okno. Widząc, że się do niego zbliża, odstawił je i spytał uprzejmie:

– Czy mogę w czymś pani pomóc?

Była mu wdzięczna za ten sympatyczny gest.

– Szukam Hanka Craddocka – odpowiedziała.

Mężczyzna rzucił okiem na paczuszkę w jej dłoni. Czekała na

pytanie: O co chodzi? Gdy nie padło, postawiła mu dodatkowy plus za

taktowne zachowanie.

– Jest tam, w przyczepie – rzekł mężczyzna, wskazując głową

kierunek. – Czy mam panią do niego zaprowadzić?

– Dziękuję. Poradzę sobie – powiedziała szybko.

background image

Pomyślała, że Hank z pewnością woli rozpakować swój

walentynkowy podarunek bez świadków. Może nawet ma w

przyczepie małą lodówkę. Jeśli nie, może się okazać, że jej pomysł

wcale nie był taki dobry.

Ominęła stertę materiałów izolacyjnych i ruszyła w kierunku

przyczepy ozdobionej z daleka widocznym napisem: Przedsiębiorstwo

Projektowo-Budowiane

Craddocka.

Pomyślała

o

podwójnej

odpowiedzialności, jaka spoczywa na Hanku – prowadzi własną firmę

i wychowuje dwójkę małych dzieci. Z pewnością ma niełatwe życie.

Zapukała do uchylonych drzwi i usłyszała, jak Hank zapraszają

do wejścia. Spotkali się tylko raz, ale zapamiętała męski timbre jego

głosu.

– Dużo szczęścia w dniu świętego Walentego – powiedziała,

otwierając drzwi i wchodząc do środka.

– Roxie! Co za miła niespodzianka! – Wstał z uśmiechem, który

uwidocznił drobne zmarszczki w kącikach oczu. Nie miał na sobie

kurtki, a wysoko podwinięte rękawy dżinsowej koszuli odsłaniały

umięśnione ramiona.

Patrząc na przystojnego, silnego Hanka, Roxie zastanawiała się,

jak mogła kiedykolwiek uważać bladego i ulizanego Douga za

atrakcyjnego mężczyznę.

– Twoja walentynkowa kartka była bardzo dowcipna – zaczęła

trochę niepewnie.

Charlie mógł wierzyć, że są sobie z Hankiem przeznaczeni, ale

dla Roxie był to wciąż obcy mężczyzna. Intrygujący, to pewne, ale

background image

obcy.

– Przesadzasz – odpowiedział. – Gdybyś widziała kartki od moich

dzieci!

– Dostałeś walentynki od dzieci? Jakie to miłe.

– Owszem – rzekł miękko. – Mam wspaniałe dzieciaki. –

Przyglądał jej się przez chwilę. – Wzruszyło mnie, że je również

zaprosiłaś. Większość kobiet, które znam, nie zrobiłaby tego.

Uważają, że Hilary i Ryan wiecznie plączą się pod nogami. I, szczerze

mówiąc, mają rację.

– Ryan i Hilary. Ładne imiona. – Miała wyrzuty sumienia. Nie

zaprosiła jego dzieci przez wzgląd na nie, lecz po to, by trzymać

Hanka na bezpieczną odległość, zanim się upewni, czego spodziewa

się po tej znajomości.

– Myślę, że spodoba im się Como – dodała.

– Na pewno.

– Hm, ja... proszę – powiedziała nagle, kładąc białe pudełko na

jego biurku. – To coś w rodzaju symbolu. Jeśli nie masz tu lodówki, to

klapa.

– Naprawdę mi coś przyniosłaś?

Jego rozradowana mina poruszyła jej serce. Oto mężczyzna, który

nie zatracił dziecięcej umiejętności cieszenia się z niespodzianki.

Hank powoli zdjął wieczko pudełka.

– Czy działa lepiej od tego w mojej ciężarówce? – spytał z

uśmiechem.

– Jeśli nie, zjem go.

background image

– Nie ma mowy. Masz przed sobą zdeklarowanego

czekoladoholika. Skąd o tym wiedziałaś?

– Nie wiedziałam – odrzekła, szczęśliwa, że trafiła w dziesiątkę. –

Postanowiłam zaufać intuicji.

– Fantastyczne – powiedział Hank. – Nigdy w życiu nie miałem

czekoladowego telefonu. Nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje.

– Nie znasz tego małego sklepiku niedaleko stąd? Mają foremki

do czekolady w najrozmaitszych kształtach.

– Słyszałem o nim, ale nigdy nie miałem czasu do niego wpaść.

Właśnie tam to kupiłaś?

– Uhm. Mam takiego fioła na punkcie czekolady, że odkryłam ten

sklep w niecały tydzień po przyjeździe do Tucson.

– Widocznie los chciał – roześmiał się Hank – żebym poznał

niektóre ciekawostki tego miasta dzięki kobiecie z New Jersey. Założę

się, że przegapiłem mnóstwo rzeczy.

Roxie ucieszyła się, że prawidłowo wymówił nazwę jej

rodzinnego stanu.

– To nie twoja wina. Musisz być ogromnie zajęty.

– Owszem, ale należy cieszyć się tym, co człowieka otacza. Może

uda ci się wyrwać mnie z letargu?

– Sklep z czekoladą to jedyna niespodzianka, jaką miałam w

zanadrzu.

– Chyba żartujesz! Dziewczyna opiekująca się lamą i udzielająca

schronienia takiemu ekscentrykowi jak Charlie? À propos, kim jest

ten facet? Twoim stryjecznym dziadkiem?

background image

– Charlie jest... – Umilkła i spojrzała na zegarek. – O mój Boże!

Pewnie zachodzi w głowę, co też mi się przytrafiło. Muszę przecież

iść jeszcze do pracy. Tobie też za długo już przeszkadzam.

– Nie mam nic przeciwko temu – rzekł, a jego szare oczy

potwierdziły, że to prawda. – Gdzie pracujesz?

– W ratuszu.

– Byłem tam kiedyś.

– Mam nadzieję, że nic nie zbroiłeś?

– Nie. Składałem papiery, gdy zamierzałem się ożenić.

Oczywiście, było to na wiele lat przedtem, zanim zaczęłaś tam

pracować.

– Taak. – Roxie, choć ledwie znała Hanka, poczuła niemiłe

ukłucie zazdrości namyśl o szczęśliwych chwilach, które wtedy

przeżywał. – Naprawdę muszę już iść. A więc zobaczymy się w

sobotę?

– Cieszę się. – Uśmiechnął się do niej. – Dziękuję za telefon.

Mam tu małą lodówkę, w której mogę go przechować.

– To dobrze – powiedziała, idąc ku drzwiom – ale przyrzeknij, że

go zjesz, zamiast mu się przyglądać. Czekolada jest pyszna.

– Zjem, zjem. Nie wystarczyłoby mi silnej woli, by się

powstrzymać. Z drugiej strony nie mam ochoty niszczyć dowodu.

– Dowodu? – spytała, przystając.

– Że dzięki naszemu spotkaniu ten dzień nabrał szczególnego

znaczenia. Dużo szczęścia w dniu świętego Walentego, Roxie.

– Nawzajem – odrzekła z uśmiechem.

background image

Gdy szła szybkim krokiem do samochodu, miała ochotę gwizdać

z radości. Jego ostatnie słowa rozproszyły jej nierozsądną zazdrość o

żonę i skierowały myśli ku teraźniejszości. W końcu to mężczyzna,

który sprawdził się już kiedyś jako kochający mąż. Może Charlie wie,

co robi.

Roxie zaprosiła Hanka z dziećmi na piątą, żeby Ryan i Hilary

mogli się pobawić z Como przed zmierzchem. Zastanawiali się z

Charliem przez cały tydzień nad menu – czy podać hamburgery, żeby

sprawić przyjemność dzieciom, czy też przyrządzić jej specjalność –

kurczaka z pieczarkami, żeby zrobić wrażenie na Hanku. W końcu

zdecydowała się na pieczeń wołową – danie proste, lecz smaczne.

Przynajmniej nie będzie musiała kręcić się po kuchni, gdy przyjdą

goście.

Charlie zmieniał koszulę w domku gościnnym, a Roxie wyszła

właśnie spod prysznica, gdy zadzwonił telefon. Rozległ się głos

Hanka.

– Przepraszam cię, Roxie, ale możemy się spóźnić. Mieliśmy tu

coś w rodzaju... małego wypadku.

– Mój Boże, co się stało? Czy ktoś się zranił?

– Nie, nie. Hilary... sekundę.

Usłyszała jakieś podniecone szepty, wreszcie Hank znów się

odezwał.

– Jeszcze raz przepraszam. Moja córka ma pewien problem, ale

nie pozwala, bym go zdradził. Poza tym uparła się, że nie pójdzie z

background image

nami. Mógłbym ją zaciągnąć na siłę, ale nie chcę zaczynać wieczoru

w ten sposób. Spróbuję załatwić opiekunkę i zadzwonię do ciebie.

Roxie okręciła sznur telefoniczny wokół palca.

– Czy to... z mojego powodu? Wiem, że niektóre małe

dziewczynki nie chcą, żeby ich ojcowie...

– Nie, nic z tych rzeczy. Czytałem również o takich historiach, ale

nie o to chodzi. Sprawa jest znacznie prostsza. Hilary tak bardzo

chciała przyjść do ciebie, że specjalnie się wyszykowała na tę okazję.

Roxie dosłyszała dziecięce protesty i zapewnienia Hanka, że nie

zdradzi, co się stało.

– W każdym razie – powiedział Hank do słuchawki – jej plan

spalił na panewce.

– A jeśli nie uda ci się załatwić opiekunki?

– Bądźmy dobrej myśli.

Mózg Roxie pracował gorączkowo. Co też mogła nabroić Hilary?

Makijaż można zmyć, ubranie zmienić, a więc musiała zmajstrować

coś z włosami.

– Hank, czy mogłabym z nią porozmawiać?

– Zobaczę, co da się zrobić. – Nastąpiła długa przerwa i znowu

szepty.

– Halo? – odezwał się wreszcie cienki głosik.

– Cześć, Hilary. Tu Roxie. Doprawdy bardzo mi przykro, że nie

możesz przyjść i zobaczyć Como.

– Nie mogę, ponieważ wyglądam śmiesznie.

Roxie szukała właściwych słów.

background image

– Wiesz, Hilary, gdy miałam siedem lat, obcięłam sobie włosy.

Myślałam, że to świetny pomysł, ale efekt okazał się żałosny.

– I co wtedy zrobiłaś? – padło po chwili pytanie.

Bingo, pomyślała Roxie, a więc chodzi o włosy.

– Moja mama próbowała je wyrównać, ale niezbyt jej się to

udało, zawiązała mi więc na głowie śliczną chustkę. A ty masz jakieś

ładne chustki?

– Mam jedną, która należała do mojej mamy.

– Spróbuj ją zawiązać i przyjdź pobawić się z Como.

Zapadła cisza, najwyraźniej Hilary rozważała propozycję.

– Dobrze – zdecydowała – jeśli będę mogła mieć chustkę na

głowie przez cały czas.

– Oczywiście. Zatem do zobaczenia wkrótce.

– Pa.

Roxie roześmiała się, gdy Hilary odłożyła słuchawkę, nie

troszcząc się o to, czy jej ojciec ma jeszcze coś do powiedzenia. Gdy

nie zadzwonił po raz drugi, Roxie wywnioskowała, że są już w

drodze. W pośpiechu skończyła się ubierać, po czym wróciła do

kuchni, by zająć się sałatą. Po chwili wszedł tam również sprężystym

krokiem Charlie. Nieźle jak na mężczyznę, który musi mieć co

najmniej siedemdziesiąt pięć lat. Nie chciał nigdy zdradzić swego

dokładnego wieku, mówił tylko, że „przeżył zbyt wiele zim, by

potrafiła je zliczyć”.

Pomyślała znów o trudnym położeniu Charliego, o tym, co by się

stało, gdyby stracił swoje nieprzeciętne zdrowie. Musi jakoś się nim

background image

zająć, ponieważ w krótkim czasie stał się jej bliski jak ktoś z rodziny.

– Fiu, fiu, ależ pięknie się prezentujesz – wykrzyknął z

zachwytem. – Ten sweter morskiego koloru i spodnie idealnie pasują

do twoich włosów i oczu.

Ucieszył ją ten komplement, ponieważ chciała dobrze wyglądać.

Biednej małej Hilary też o to chodziło, pomyślała z sympatią i

współczuciem. Może, jeśli się zaprzyjaźnią, pozwoli jej użyć

nożyczek do naprawienia szkody. Opowiedziała całą historię

Charliemu.

– Ale przyjdą? – spytał, zaniepokojony.

– Tak, udało mi się namówić Hilary. Poradziłam jej, żeby włożyła

ładną chustkę.

– Świetnie. – Charlie zatarł dłonie i uśmiechnął się do niej. – Czy

w tym wypadku posłużyłaś się rozumem, czy intuicją?

– Jednym i drugim po trosze – odrzekła, wkładając do lodówki

miskę z sałatą. – Nie martw się, Charlie, to twój wpływ.

– Nonsens. Zawsze miałaś intuicję, trzeba ci było tylko

podpowiedzieć, żebyś jej użyła.

Rozległ się dzwonek przy drzwiach. Spojrzeli na siebie. Roxie

poprawiła włosy i odetchnęła głęboko.

– Co ci mówi intuicja o dzisiejszym wieczorze, Charlie?

– Myślę, że doskonałe będzie określenie z twojej kosmicznej ery.

– Charlie przetarł chusteczką złotą szpilkę.

– Mianowicie jakie? – spytała, gdy szli razem ku drzwiom.

– Wszystkie systemy działają sprawnie.

background image

ROZDZIAŁ 4

Roxie otworzyła ciężkie, rzeźbione drzwi i ujrzała całą trójkę.

Przystojny mężczyzna o wyrazistych rysach trzymał za rękę

dziewczynkę w lawendowo-niebieskiej chustce zawiązanej na głowie.

Obok nich, dość blisko, by czuć się bezpiecznie, a jednocześnie na

tyle daleko, by zaakcentować niezależność, stał jasnowłosy chłopiec.

Miał niepewną minę. Ustawili się tak, jak gdyby chcieli zostawić

miejsce dla jeszcze jednej osoby.

Roxie nagle uświadomiła sobie, że chciałaby zająć to miejsce,

stać się członkiem tej rodziny. Jednak współczucie i instynkt

opiekuńczy nie może zaważyć na jej znajomości z Hankiem. Powinna

polubić go dla niego samego, a nie z powodu jego trudnej sytuacji

życiowej.

– Cieszę się, że przyszliście wszyscy – powiedziała z uśmiechem.

– Wejdźcie, proszę, i poznajcie mojego przyjaciela, Charliego

Hartmana.

– A to moje dzieci, Ryan i Hilary. – W głosie Hanka brzmiała

wyraźna duma. – Dzieciaki, poznajcie Roxie Lowell, od której

dostałem czekoladowy telefon.

– Zjedliśmy już słuchawkę – poinformowała Hilary. – Mnie było

żal, ale oni stwierdzili, że nie można trzymać czekolady w

nieskończoność.

– Hilary! – szepnął Ryan, trącając siostrę łokciem. Rozejrzał się

background image

po pokoju z uprzejmym zainteresowaniem dorosłego. – Widzę, że ma

pani telewizor z dużym ekranem.

– To telewizor Osbornów, znajomych, których domem się

opiekuję – wyjaśniła Roxie.

– Ryan próbuje zmienić temat, ale ja naprawdę nie chciałam jeść

czekoladowego telefonu.

– Rozumiem. – Roxie uśmiechnęła się do dziewczynki.

Mała spryskała się obficie perfumami na tę okazję, być może po

to, by odwrócić uwagę od swoich włosów.

– Kiedyś dostałam na Wielkanoc czekoladowego zająca i

wszyscy chcieli, żebym go zjadła. – Hilary wróciła do tematu. –

Ryan... – przerwała, by spiorunować brata wzrokiem – ... kazał mi

odgryźć głowę. Ale ja nie mogłam.

– Masz dobre serduszko – rzekł Charlie, kiwając z aprobatą

głową.

– Tak, a zając rozpuścił się w końcu w szafie – skrzywił się Ryan.

– Mama znalazła go czwartego lipca w jej kapciach z króliczkami.

– Cóż – Roxie poczuła, jak zalewa ją znów fala współczucia dla

całej trójki – skoro już mowa o zwierzętach, to może zanim się

rozbierzecie, pobiegniecie do ogrodu, żeby zobaczyć Como?

– Bardzo chętnie – odpowiedziała bez zastanowienia Hilary.

– Jasne – dodał bardziej powściągliwie Ryan. Wyraźnie starał się

zachowywać dorośle.

– Zaprowadzę ich, Roxie, a ty skończ przygotowania do kolacji –

zaproponował Charlie.

background image

– Świetnie, dziękuję. – Roxie musiała jeszcze przyprawić sos i

nakryć do stołu.

– Ja pomogę Roxie – zaofiarował się Hank. – Zresztą poznałem

już Como. Idźcie z Charliem, dzieci.

Proszę, jakie to proste, pomyślała Roxie, jak szybko zawarli

sojusz. Tak wszystko zaaranżowali, żeby walentynkowa para została

przez chwilę sama. Nie miała nic przeciwko temu, przyda im się

trochę czasu dla siebie.

– Lubię lamy – powiedziała Hilary, biorąc ufnie za rękę

Charliego, jak gdyby znała go od lat. – Głaskałam kiedyś jedną w zoo.

Są milutkie.

– Myślę, że Como również polubi was oboje – zapewnił Charlie,

prowadząc ich do ogrodu.

Roxie odprowadziła ich wzrokiem, próbując odgadnąć, jakiego

rodzaju szkody kryje chustka. Ciemna grzywka wyglądała normalnie.

To dobrze, tutaj najtrudniej coś poprawić.

– Pomysł z chustką był genialny. Dziękuję – powiedział Hank. –

Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzało, jeśli usiądzie w niej do

kolacji. Wymogła na mnie obietnicę, że jej na to pozwolę.

Po raz pierwszy, odkąd Hank wszedł z dziećmi do jej domu,

Roxie odważyła się poszukać jego spojrzenia. Było ciepłe i pełne

uczucia. Roxie mocniej zabiło serce.

– Hilary może jeść kolację nawet owinięta w prześcieradło. To mi

nie przeszkadza. Mam nadzieję, że w końcu zaufa mi i pozwoli sobie

pomóc.

background image

– Wątpię, by udało ci się cokolwiek naprawić – roześmiał się

cicho Hank.

– Nigdy nie wiadomo. Mam wprawę w posługiwaniu się

nożyczkami. Może uda mi się jakoś wyrównać włosy.

– Lepiej nie mówmy o tym, bo opowiem ci całą historię, a dałem

jej słowo honoru, że tego nie zrobię.

– Teraz ja umieram z ciekawości, co też mogła nabroić, ale

szanuję cię za to, że jesteś tatą dotrzymującym słowa.

– Dzięki. Byłaby wściekła, że się wygadałem, i długo nie dałaby

mi spokoju. Hilary jest pamiętliwa i łatwo nie wybacza.

– Ja też taka jestem – pokiwała ze zrozumieniem głową Roxie. –

Dlatego gdy pomyślałam, że jesteś żonaty... zresztą, nieważne. Może

zdejmiesz kurtkę, skoro nie idziesz oglądać Como?

– Chętnie. Rozumiem, że miałaś przykre doświadczenia?

– Tak. Ale zostawmy teraz ten temat. – Wzięła od niego kurtkę i

powiesiła ją w szafie, przesuwając lekko palcami po miękkim

złotawym zamszu.

Odwróciwszy się, spostrzegła, że ma na sobie stare spodnie

koloru khaki i jasnobrązową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem.

Nagle zapragnęła wtulić się w jego ramiona i pocałować na

przywitanie. Zamiast tego zaproponowała mu drinka.

– Poproszę o burbona, jeśli masz – odrzekł – ale tylko przed

kolacją, ponieważ jestem samochodem.

– Napijemy się w kuchni. Mam tam jeszcze coś do zrobienia, a ty

będziesz mógł obserwować przez okno, jak Charlie radzi sobie z

background image

dziećmi.

– Dobrze, ale myślę, że o to nie musisz się martwić. Nigdy nie

widziałem, żeby Hilary wzięła od razu za rękę kogoś obcego.

– Charlie łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi – powiedziała Roxie,

wyjmując butelkę burbona z kredensu. – Podbił moje serce w ciągu

pięciu minut.

– Mówisz, jak gdybyś znała go krótko. Czy dostałaś go z

dobrodziejstwem inwentarza razem z domem, tak jak lamę?

– Nie wiem, jak zareagujesz na moją opowieść o Charliem –

zaczęła. – Spotkałam go pierwszego dnia w pracy. – Umilkła,

wyjmując lód z zamrażalnika.

– Poczekaj, ja to zrobię. – Hank wziął od niej plastykową tackę i

jednym szybkim ruchem wytrząsnął z niej kostki lodu. – A więc

Charlie pracuje w ratuszu?

– Nie, ale przychodzi tam codziennie. – Roxie włożyła lód do

szklanek i spytała: – Jak mocny?

– Słaby.

Wlała po odrobinie burbona do szklanek i dopełniła je zimną

wodą z lodówki. Chciała podać szklankę Hankowi, gdy nagle cofnęła

rękę.

– To idiotyczne – powiedziała, kręcąc głową. – Nie spytałam cię

nawet, jak zwykłeś pić burbona.

– Właśnie tak. – Hank wziął szklankę i czekał, aż Roxie podniesie

swoją. – Kieruj się dalej intuicją w postępowaniu ze mną, a

prawdopodobnie zawsze trafisz w dziesiątkę.

background image

– Nie rozumiem. – Popatrzyła na niego ze zdumieniem.

– Łatwo mnie rozszyfrować.

– Nie, wspomniałeś coś o intuicji.

– Ach, tak – uśmiechnął się. – Często kieruję się intuicją, ty zaś

mówiłaś, że na pierwszym miejscu stawiasz rozum.

– Bo tak jest, Hank.

– Czemu więc nie spytałaś mnie, z czym lubię pić burbona?

– Nie wiem.

– Intuicja?

Poddała się z uśmiechem. Rozum nie miał nic wspólnego z jej

stosunkiem do Hanka Craddocka, a jednak jego obecność tutaj była

czymś naturalnym i właściwym. Czuła się tak jak kiedyś, gdy będąc

jeszcze dzieckiem, sadowiła się w słońcu na parapecie okiennym z

książką, którą od dawna pragnęła przeczytać.

– Moja intuicja podpowiada mi również, że będę cię bardzo lubiła

– przyznała.

– Moja mówi mi to samo o tobie. – Stuknął lekko szklanką o jej

szklankę. – Za naszą intuicję.

Skinęła głową i upiła łyk burbona.

– Miałaś coś jeszcze do zrobienia, prawda?

– Tak – odpowiedziała, niechętnie wyrywając się z

zaczarowanego kręgu. – Sos do pieczeni.

– Czy mogę ci pomóc?

– To zajęcie dla jednej osoby. Będzie mi miło, jeśli dotrzymasz

mi towarzystwa.

background image

– Chętnie. Nie ma nic przyjemniejszego od ciepłej kuchni i

smakowitych zapachów. No, prawie nic.

Roxie szybko pochyliła się nad piekarnikiem, by ukryć rumieniec,

który wywołała ta uwaga.

– Jak radzą sobie dzieci? – spytała.

– Świetnie. Ryan prowadzi Como, a Hilary jeździ na niej. Mają

doskonałą zabawę.

– To dobrze. – Roxie wyjęła pieczeń i położyła ją na półmisku.

– Jeszcze mi nie powiedziałaś, kim jest Charlie.

– Włóczęgą – odrzekła po chwili. Postanowiła nie owijać niczego

w bawełnę.

– Co takiego?

– Nie żartuję, Hank. Zanim sprowadziłam go tutaj, mieszkał na

ławce w parku. Czy nie zauważyłeś, że jego ubrania są zniszczone?

– Jasne. Starsi ludzie często przywiązują się do swoich rzeczy i

noszą je, póki niemal z nich nie spadną. – Roześmiał się. – Zresztą nie

tylko starsi. Sam mam dżinsy, całe w dziurach, z którymi nie mogę się

rozstać. – Przyjrzał jej się uważnie. – Naprawdę mieszkał w parku?

– Naprawdę. – Roxie upiła drinka. – Gdy zaczął padać śnieg,

przestraszyłam się, że zamarznie na śmierć na swojej ławce.

Zaprosiłam go więc, by zamieszkał w domku gościnnym Osbornów.

– Niech mnie licho. Co ty o nim wiesz? – Hank wyjrzał ponownie

przez okno.

– Niewiele, jeśli masz na myśli fakty. Jednak mam pewność, że

ten człowiek nie skrzywdziłby muchy – odparła Roxie, idąc za jego

background image

spojrzeniem. – Dzieci są z nim bezpieczne. Daję za to głowę.

– Jestem skłonny ci uwierzyć, widząc, jak garną się do niego.

Como też go lubi. Trudno nie ufać komuś, kogo lubią dzieci i

zwierzęta.

– Poza tym jest taki romantyczny – dodała Roxie.

– Poznałam Charliego mojego pierwszego dnia w pracy, gdy

przyniósł czerwoną różę.

– Co zrobił?

– Każdego dnia, odkąd tam pracuję, przynosi czerwoną różę i

wkłada ją do wazonu. Mówi, że to na szczęście dla przyszłych

małżonków.

– Zdumiewające. – Hank potrząsał swoją szklanką. – Skąd bierze

pieniądze na kwiaty, skoro jest bez grosza?

– Nikt, łącznie ze mną, nie miał odwagi zapytać go o to. Może

otrzymuje jakiś zasiłek.

– A czy przypadkiem nie... hm, nie przywłaszcza sobie gdzieś

tych róż?

– Nie Charlie. – Roxie pokręciła głową. – Jestem przekonana o

jego uczciwości.

– Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Myślałem,

że to któryś z mieszkańców przyszedł z interwencją. Tymczasem on

pochwalił moją pracę i zasugerował, że ma to coś wspólnego z moim

nazwiskiem.

– Wiem. Nie omieszkał zrobić uwagi na ten temat, gdy zobaczył

je po raz pierwszy na tablicy informacyjnej. Przykłada ogromną wagę

background image

do nazwisk.

– Wobec tego musiał ci powiedzieć, co oznacza twoje.

Nie patrząc na niego, Roxie wyjęła mąkę z szafki.

– Owszem, powiedział.

– I?

– To wszystko jest idiotyczne, nie uważasz? – Zaprawiła sos

mąką rozbełtaną w wodzie.

– Pewnie tak, mimo to jestem ciekaw.

– No, dobrze. – Roxie nie podnosiła oczu znad brytfanny. –

Według niego Lowell oznacza kochana – powiedziała cicho.

– Słucham? Nie dosłyszałem.

– Kochana – powtórzyła nieco głośniej.

– Hm.

Poczuła mrowienie w karku. Wiedziała, że Hank patrzy na nią i

bała się odwrócić, by go na tym nie przyłapać.

– Nie uważasz tego za dziwny zbieg okoliczności? Według

Charliego moje nazwisko znaczy przepełniony miłością. – Teraz

słyszała jego głos z bliska.

– Tak, ale to czysty przypadek. – Była pewna, że wcale tak nie

jest.

– Kochana – powtórzył Hank z upodobaniem. – Ładnie brzmi i

pasuje do ciebie, Roxie. A co, zdaniem Charliego, jeśli dwoje ludzi o

takich nazwiskach spotka się w dzień świętego Walentego?

Kątem oka widziała, że Hank stoi tuż obok niej. Zebrała się na

odwagę i popatrzyła mu w oczy.

background image

– Och, jak łatwo przewidzieć, uważa, że jesteśmy sobie

przeznaczeni. – Starała się mówić lekkim tonem, ale słowa więzły jej

w gardle.

– To interesujące.

– To... oczywiście, szalony pomysł – wyszeptała, bojąc się

poruszyć. Coraz wolniej mieszała sos.

Hank odetchnął głęboko i odstawił szklankę.

– Szkoda, że nie znam cię trochę dłużej, Roxie.

– Dlaczego?

– Ponieważ zamierzam cię pocałować, a niezależnie od tego, co

myśli na ten temat Charlie, zapewne uważasz, że na to jeszcze za

wcześnie.

Łyżka wyślizgnęła się jej z drżących palców i wylądowała z

pluskiem w sosie.

– Nie... nie wiem, co myśleć o tym wszystkim.

– Nie przejmuj się. Ja również. – Przyciągnął ją delikatnie do

siebie. – Z wyjątkiem tego, że pragnąłem cię dotknąć od pierwszej

chwili. – Ujął ją pod brodę i przybliżył twarz do jej twarzy.

Roxie wsparła lekko dłonie o jego pierś, czując miłe ciepło.

– Ja też o tym myślałam – przyznała cicho, patrząc mu w oczy i

przesuwając mocniej dłońmi po jego ramionach. – Tłumaczyłam

jednak sobie, że prawie się nie znamy.

– Ale mamy wrażenie, że jest zupełnie inaczej, prawda?

Kiwnęła twierdząco głową.

– Wszystko jest jak trzeba – powiedział cicho, przyciągając ją

background image

jeszcze bliżej.

Z bijącym sercem Roxie przymknęła oczy i czekała na dotyk jego

warg. Poczuła lekkie muśnięcie oddechu i zapach burbona. Otoczyła

ramionami szyję Hanka i właśnie w chwili, gdy ich wargi się zetknęły,

dobiegł ich jakiś hałas od strony podwórka. Odskoczyli od siebie jak

oparzeni i rzuciwszy się ku przeszklonym drzwiom do ogrodu, omal

nie zderzyli się z Hilary.

– Moja chustka, moja chustka! – zawołała płaczliwym tonem

dziewczynka i przebiegła pędem przez kuchnię, szukając jakiegoś

ustronnego kącika. – Nie patrzcie na mnie!

– Hilary! – powiedział Hank surowym tonem. – Wracaj

natychmiast i...

– Nie mogę! – wykrzyknęła i wpadła do pokoju, zatrzaskując za

sobą drzwi.

– Młoda damo, nie wolno ci się tak... – Hank podążył za nią.

– Poczekaj. – Roxie chwyciła go za ramię. – To mój pokój. Nie

ma tam niczego, co mogłaby popsuć. Pozwól jej odzyskać godność.

Do kuchni weszli Charlie z Ryanem, wymieniając uwagi o

wypadku.

– To nie była moja wina – zastrzegł się Ryan.

– Oczywiście – zgodził się Charlie. – Nie mogłeś wiedzieć, że

Como zainteresuje się chustką.

– Ani twoja – dodał lojalnie Ryan.

– Nie, takie rzeczy się zdarzają. Z pewnością nie można również

winić Como.

background image

– Czy już rozgrzeszyliście wszystkich? – roześmiała się Roxie.

– Tak bardzo chciałem, żeby wszystko poszło gładko. – Charlie

miał zmartwioną minę. – Czy bardzo się zdenerwowała?

– Cóż...

– Jasne, że tak. Biedactwo. Każdy by się zdenerwował, gdyby tak

sobie zniszczył włosy.

– Już wiem – odezwał się Ryan – będziemy udawać, że nic nie

zauważyliśmy.

– To miło z twojej strony, że troszczysz się o uczucia Hilary –

powiedział Hank. – Wątpię, by w to uwierzyła. Przecież wie, że jej

sekret się wydał.

– Ale co się stało? – spytała Roxie. – Czy próbowała rozjaśnić

włosy?

– Mówiłem jej, że to głupi pomysł – wyjaśnił Ryan. – Musiałem

jechać na rowerze do sklepu, żeby kupić jej to świństwo, ponieważ na

razie nie wolno jej tam jeździć samej.

– Hilary zaproponowała mu niezłą łapówkę – dodał Hank. –

Odbyliśmy z Ryanem poważną rozmowę, jak ma postępować w

podobnych wypadkach w przyszłości.

– Nie posłuchałbym jej, gdybym wiedział, jak narozrabia. Poza

tym to draństwo okropnie śmierdzi. Załatwiła tym całą łazienkę i

siebie. Dlatego tak się wyperfumowała.

Nagle Roxie poczuła zapach spalenizny.

– Mój sos! – wykrzyknęła, podbiegając do kuchenki.

Za późno. Substancja, która przylgnęła do dna patelni, w niczym

background image

nie przypominała smakowitego brązowego sosu.

– Tak mi przykro – powiedział Hank, zbliżając się do niej. –

Jestem pewien, że mięso będzie pyszne nawet bez sosu.

Podniosła na niego oczy, wspominając minioną chwilę.

– Biorąc pod uwagę wszystko inne, nie ma to najmniejszego

znaczenia.

– Rzeczywiście. – Przytaknął miękko.

Roxie stała, uśmiechając się do niego, dopóki nie przypomniała

sobie, że nie są sami. Zerknąwszy przez ramię, spostrzegła, że Charlie

i Ryan przyglądają im się z zainteresowaniem.

– Może nakrylibyście do stołu? – spytała, odsuwając się od

Hanka. – Serwetki są w górnej szufladzie kredensu w jadalni.

Potrzebne nam będzie masło, sól i pieprz. Och, jeszcze mleko dla

Ryana i Hilary i woda z lodem dla reszty. Kawę zaparzę później.

– Chodź, stary – powiedział Charlie, obejmując chłopca

ramieniem i prowadząc go do jadalni. – Zostaliśmy zaprzęgnięci do

roboty.

– Ho, ho! – odezwał się Hank po ich wyjściu. – Nie miałem

pojęcia, że masz takie zdolności przywódcze.

– Czas skierować nasze spotkanie na właściwe tory. Obiecałam

nakarmić twoją rodzinę, a Ryan wygląda na bardzo głodnego.

– On zawsze tak wygląda. Masz rację, musimy zaopiekować się

naszym stadkiem. Myślę, że następnym razem obędzie się bez

dodatkowych atrakcji.

Na myśl o „następnym razie” na policzki Roxie wypłynął

background image

rumieniec. Pochyliła się więc nad lodówką. Wyjęła z niej sałatę oraz

sos i podała Hankowi.

– Proszę, wymieszaj to, a ja porozmawiam z Hilary.

– Nie musisz tego robić. Pewnie woli, żeby ją zostawić w

spokoju.

– Być może, ja jednak spróbuję namówić ją, by zjadła z nami. O

ile, oczywiście, nie masz nic przeciwko temu.

– Ależ skąd! Nie mogę ci tylko zagwarantować, że będzie w

dobrym humorze.

– A co można zagwarantować, jeśli chodzi o dziecko? Pamiętam,

że ja też nie byłam aniołkiem.

– Szkoda, że cię wtedy nie znałem.

– Ale wtedy nie bylibyśmy tutaj, prawda?

– Cóż za logika!

– Uhm. No, zajmij się sałatą, a ja Hilary.

– Mam nadzieję, że wrócisz szybko.

– Ja też.

– Roxie, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Hilary chce

rozjaśnić włosy, żeby się upodobnić do matki.

– Och. – Roxie zrobiło się głupio, że Hank wspomina swą żonę w

chwilę po tym, gdy przyznał się, iż pociąga go inna kobieta. – Potrafię

to zrozumieć – powiedziała, dumna ze swego uprzejmego tonu. –

Twoja żona była bardzo piękna.

– Owszem.

Roxie posmutniała, choć nie mogła się przecież spodziewać innej

background image

odpowiedzi. Zresztą miałaby mu ją za złe. Ważne, że nie jest podobna

z urody do jego zmarłej żony. Przynajmniej ma pewność, że Hank

akceptuje ją taką, jaka jest.

– Zobaczę, co uda mi się wskórać u Hilary.

– Dzięki.

Roxie podeszła do drzwi swojej sypialni i zapukała.

– Kto tam? – spytała Hilary.

Biedne dziecko, musi podsłuchiwać, co się dzieje w drugiej części

domu, pomyślała Roxie. Wiedziała, oczywiście, że rozmawiają o niej i

jej włosach. Na szczęście mury są grube.

– To ja, Roxie. Czy mogę wejść?

– Czy to twój pokój?

– Tak, ale nie musisz mnie wpuszczać, jeśli nie chcesz.

– Domyślałam się, że to twój pokój. Pachnie tobą.

– Mam nadzieję, że to dobrze – uśmiechnęła się Roxie.

– Dobrze. Pachniesz o wiele ładniej ode mnie. – Hilary była

wyraźnie bardzo nieszczęśliwa.

– Hilary, chciałam porozmawiać o tym, jak doprowadzić do

porządku twoje włosy.

– Tatuś powiedział, że nic nie da się zrobić, że muszą odrosnąć.

Potrwa to pewnie do czwartej klasy. Do tego czasu chyba nie będę

chodziła do szkoły.

Jej głos brzmiał tak poważnie, że Roxie musiała zasłonić ręką

usta, żeby się nie roześmiać.

– Hilary, tatusiowie są wspaniali, ale nie znają się na takich

background image

sprawach. Nie sądzę, żebyś musiała czekać, aż włosy odrosną.

– Naprawdę? – Nadzieja wyraźnie ożywiła Hilary.

– Naprawdę. Pozwolisz mi zobaczyć?

– Dobrze. – Hilary otworzyła drzwi.

– Usiądźmy na łóżku i porozmawiajmy – zaproponowała Roxie,

biorąc ją za rękę i prowadząc w głąb pokoju.

– Dobrze – powiedziała znów Hilary. – Co powiesz na moje

włosy?

Roxie przyjrzała się uważnie dziewczynce i zdumiała. Włosy

Hilary pokrywały łaty w czterech kolorach – od dziwnego

pomarańczowego do ciemnobrązowego.

– I co? – Hilary podniosła na Roxie zmartwiony wzrok.

– Myślę, że się uda. – Roxie modliła się o to w duchu. – Moja

znajoma, która pracuje w salonie piękności, na pewno ufarbuje

rozjaśnione pasma na twój naturalny kolor i nic nie będzie widać.

– Och, nie! – wykrzyknęła Hilary. – Chcę rozjaśnić wszystkie.

Nie chcę mieć ciemnych włosów!

– Aha! – Roxie zaczęła dostrzegać rozmiary problemu.

Wizyta u fryzjera byłaby kosztowna, ale Roxie przypuszczała, że

Hank chętnie wyłożyłby pieniądze, aby tylko w jego domu znów

zapanował spokój, a mała skończyła trzecią klasę. Nie wyglądał

jednak na ojca, który zgodzi się, by jego córka stała się w wieku

ośmiu lat „szałową blondynką”.

– Czy w salonie piękności mogą rozjaśnić mi włosy na

jednakowy kolor? – nalegała Hilary.

background image

Roxie zawahała się. Wkroczyły na śliski teren.

– Chyba tak, ale trwałoby to długo, kilka godzin. Trzeba siedzieć

bardzo spokojnie, a przyjaciółka mówiła mi, że ten środek szczypie w

skórę. Nie wydaje mi się, żebyś chciała przez to wszystko przejść.

– Właśnie, że tak. Mogę siedzieć nawet przez dwa dni, jeśli

będzie trzeba.

– Hilary, twój naturalny kolor jest bardzo ładny.

– Mówisz jak tatuś – rzekła Hilary z rozgoryczeniem. – On nic

nie rozumie. Jemu jest dobrze z ciemnymi włosami, ale mnie nie.

– Wiesz co, porozmawiam o tym z twoim tatusiem.

– Czy powiesz mu, że będę o wiele ładniejsza w jasnych

włosach?

– Nie, ponieważ nie wyobrażam sobie, żebyś mogła wyglądać

jeszcze ładniej.

– Ależ mogę – odpowiedziała poważnie dziewczynka.

– Powiem mu, że trzeba koniecznie coś zrobić. Ja też nie

chciałabym pójść do szkoły w takim stanie. Co powiesz teraz na

kolację?

– Jestem głodna – przyznała Hilary. Spojrzała błagalnym

wzrokiem na Roxie. – Ja naprawdę bardzo chcę być blondynką.

– Wiem, kochanie – Roxie przytuliła ją do siebie.

– Porozmawiam później z tatusiem. A teraz chodźmy coś zjeść,

dobrze?

– Chyba tak. Czy pożyczysz mi chustkę?

– Chętnie, ale chyba nie jest potrzebna.

background image

– Wyglądam śmiesznie, poza tym mogę ją ubrudzić.

– No to jej nie wkładaj. Jesteś wśród przyjaciół.

– Ryan nazwał mnie punkiem.

– Powiemy mu, żeby tego nie robił – obiecała Roxie, wstając.

– Dziękuję. – Hilary zeskoczyła z łóżka i podeszła do komódki. –

Czy dostałaś to od mojego taty? – Wzięła do ręki kawałek deski.

– Owszem, to taki żart. – Roxie nie chciała, żeby Hilary

wyciągnęła zbyt daleko idące wnioski.

– On cię lubi, prawda?

– Chyba tak – odparła Roxie. – Czy to dobrze?

– Dobrze. – Hilary odłożyła prezent od Hanka.

Roxie odetchnęła z ulgą, mając uczucie, że zdała ważny egzamin.

– Lubisz ciasto czekoladowe? – spytała, pewna odpowiedzi.

– Nie lubię. Po prostu uwielbiam.

– No, to chodźmy zjeść najpierw kolację, żebyś mogła go

spróbować.

– Hurra! Ciasto czekoladowe! – Hilary schwyciła Roxie za rękę i

pociągnęła ją korytarzem. – Prędko! – Właściwie wpadły na Hanka.

– Szedłem zobaczyć, co się z wami stało.

– Dyskutowałyśmy – wyjaśniła Hilary. – Roxie zamierza odbyć z

tobą rozmowę na temat rozjaśniania włosów. Biegnę do stołu. Cześć!

– Hank, ja... – Roxie przełknęła nerwowo ślinę.

– Nieważne – powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu. –

Pogadamy o tym później. Musimy znaleźć trochę czasu tylko dla

siebie. Nie dokończyliśmy pewnej sprawy.

background image

ROZDZIAŁ 5

Charlie zabawiał wszystkich przy kolacji opowieściami o

egzotycznych miejscach i ludziach. Zaimponował nawet Roxie,

wspominając o swoim spotkaniu z księciem oraz księżną Windsoru na

przyjęciu w Nowym Jorku wiele lat temu, a także z Clarkiem Gable i

Carole Lombard podczas gali w Hollywood. Roxie, tak jak i pozostali

uczestnicy kolacji, z ciekawością słuchała Charliego. Ilekroć jednak

napotkała wzrok Hanka, wspominała nie spełniony pocałunek.

Jeszcze trochę, a zatraciłaby się w ramionach Hanka, nie

zastanawiając się nad konsekwencjami. Przytulna kuchnia, domowy

nastrój i odrobina alkoholu spowodowały, że przestała się

kontrolować. Jednak po pewnym czasie zaczęła zastanawiać się nad

intencjami Hanka.

Dlaczego nie przeżywała podobnych wątpliwości, całując się z

Dougiem Kellym? Po prostu nie obawiała się, że straci dla niego

głowę. Z Hankiem to zupełnie co innego.

Rozbudził w niej od razu tak silne emocje! Co się stanie, gdy się

na nim zawiedzie? Miała za sobą bolesne doświadczenia. Wyjechała z

New Jersey, odważając się porzucić mężczyznę, którego kochała.

Przez sześć miesięcy okrzepła i odzyskała równowagę. Przysięgła

sobie, że nigdy więcej nie będzie tak nieostrożna. Tymczasem w

ramionach Hanka szybko zapomniała o danej sobie obietnicy.

Teraz przed popełnieniem głupstwa chroniła ją obecność

background image

Charliego oraz dzieci. Jutro rano zastanowi się nad całą sytuacją,

zdecydowała, i od razu poczuła się raźniej. Jednak Ryan nieświadomie

zburzył jej pewność siebie.

– Czy masz magnetowid? – spytał, kończąc drugi kawałek ciasta

czekoladowego.

– Tak – odpowiedziała Roxie – ale nie mam zbyt wielu kaset.

– Żadnych filmów?

– Wyłącznie filmy z podróży Osbornów do Europy i Afryki.

Widziałam je i prawdę mówiąc, są trochę nudne.

– Nigdy nie oglądałem filmu na takim dużym ekranie. Koledzy

opowiadali mi, że to coś fantastycznego.

– Ryan sugeruje nam w swój niezbyt subtelny sposób, że na

ukoronowanie wieczoru powinniśmy wypożyczyć kasetę z jakimś

filmem – wyjaśnił Hank.

– Tak! To byłoby bombowo! – wykrzyknął Ryan.

– Cóż, myślę, że to da się załatwić.

– Wypożyczcie coś z szybką akcją, może „Top Gun”.

– Nie, lepiej bajkę rysunkową – zaprotestowała Hilary.

– Tylko proszę bez kłótni. Jeśli obiecacie, że będziecie zgodni,

wypożyczymy coś dla was.

– Może pojedziesz z Charliem, a ja tymczasem posprzątam? –

zaproponowała Roxie.

– Roxie, moja droga, przecież wiesz, że nie znam się na

współczesnych filmach. Poza tym napracowałaś się już w kuchni.

Pojedź, a my z dziećmi wszystko sprzątniemy i pozmywamy.

background image

– Ale... – Protest zamarł jej na wargach, pomyślała, że

zabrzmiałby idiotycznie. – Dobrze. Dziękuję. – Spojrzała na Hanka,

który wydawał się zdziwiony jej reakcją. Przecież tego wieczora dała

mu do zrozumienia, że pragnie tego samego, co on. I w pewnym

sensie tak było.

– Jedźcie już. – Charlie machnął ręką. – Nie musicie się spieszyć.

– Wystarczy, że pozbieracie wszystko ze stołu – powiedziała

Roxie, wstając. – Dajcie sobie spokój ze zmywarką.

– Dobrze, dobrze, nie martw się o nas. Mam bardzo zdolny

zespół, prawda? – Charlie uniósł w górę krzaczaste siwe brwi,

spoglądając na Ryana i Hilary.

– Jasne – odpowiedział dumnie Ryan.

– Naprawdę nie kłopoczcie się o zmywanie – powtórzyła Roxie.

– Zobaczymy, zobaczymy. – Charlie popchnął oboje w stronę

szafy z okryciami. – Nie spieszcie się.

Roxie rzuciła starszemu panu szybkie spojrzenie. Doskonale się

orientował, co się dzieje, i był zachwycony efektem swoich starań.

Roxie nie miała nic przeciwko jego zabawie w swata, dopóki nie zdała

sobie sprawy z ryzyka z tym związanego.

– Nie chcę się mieszać w wasze sprawy – rzekła Roxie do Hanka

po wyjściu z domu – ale obiecałam Hilary, że porozmawiam z tobą o

jej włosach. Może nie musiałaby czekać, aż odrosną.

Hank otworzył przed nią drzwiczki samochodu.

– To znaczy?

– Dobra fryzjerka potrafiłaby wyrównać kolor, żeby nie

background image

wyglądało to tak okropnie.

– Chyba rozważę tę propozycję, mimo że początkowo chciałem,

by dostała nauczkę.

– Została już wystarczająco ukarana. – Roxie była zadowolona, że

ma neutralny temat do rozmowy.

– Oczywiście, ona marzy o tym, by być blondynką.

– Szczerze mówiąc, nie podoba mi się ten pomysł – rzekł Hank,

siadając za kierownicą.

– Mnie też nie. Mam pewien plan, ale trochę ryzykowny. Może

powiedz jej, że zgadzasz się, by rozjaśniono jej włosy pod warunkiem,

że najpierw zobaczy, jak robią to komuś innemu. Nie wierzę, że wciąż

będzie trwać przy swoim.

– A jeśli jednak? – Hank wyjechał z podjazdu.

– To właśnie ten element ryzyka. Jeśli Hilary z własnej woli nie

zrezygnuje, to nadal będzie upierać się, że może być ładna jedynie

jako blondynka.

– Jest śliczną dziewczynką – rzekł podenerwowanym tonem

Hank. – Z pewnością wie o tym, w kółko jej to powtarzam.

– Jesteś jej ojcem – westchnęła Roxie. – Nie wierzy ci, tym

bardziej że nie chcesz jej pozwolić na rozjaśnienie włosów.

– Czy cię to dziwi?

– Zdaję sobie sprawę, że nie mam doświadczenia w postępowaniu

z dziećmi – uprzedziła ewentualny zarzut Hanka – ale sądzę, że ona

chce sama zadecydować o kolorze swoich włosów.

Hank spojrzał na nią z uśmiechem.

background image

– Być może powinienem posłuchać praktycznej Roxie, kierującej

się racjonalnymi przesłankami. Muszę się chwilę zastanowić.

Roxie patrzyła na niego ze zdziwieniem. Czyżby zamierzał tak

łatwo się poddać?

– Z drugiej strony, może po ostrzyżeniu nie byłoby tak bardzo

widać efektów jej działalności. Nie ryzykowałbyś wówczas, że jednak

postawi na swoim.

– Skoro tak uważasz, przychylam się do twojej propozycji.

– Och, nie, ja... to twoja córka i nie chcę namawiać cię do

niczego, co mogłoby...

– Czy nie to właśnie robisz przez cały czas?

Spojrzała na niego i spostrzegła, że się uśmiecha.

– No cóż... chyba tak.

– No więc wygrałaś. Prawdę mówiąc, jestem ci bardzo

wdzięczny, że wzięłaś to na siebie.

Milczeli przez chwilę. Nie potrafiła opanować wzruszenia i

współczucia.

Zdążyła

polubić

Hanka.

Był

sympatyczny

i

wyrozumiały, swobodny w obejściu. Zbyt swobodny. Gorączkowo

szukała w myślach następnego neutralnego tematu.

– Nie wiem czemu sądziłam, że przyjechałeś ciężarówką –

powiedziała.

– Żałuję, że tego nie zrobiłem. Jest tam bardzo wygodne siedzenie

– rzekł, sięgając po jej dłoń. – Dzieciaki lubią ten samochód. Ma

lepsze radio.

Roxie wpadła w panikę. Hank realizował swój plan punkt po

background image

punkcie. Mogłaby zabrać rękę, ale wówczas musieliby o tym

porozmawiać, a tego nie chciała.

– Czy w tym samochodzie również jest telefon? – Może udałoby

się jej zadzwonić do domu pod pretekstem sprawdzenia, jak się

sprawuje Charlie oraz dzieci. Właściwie naprawdę niepokoiła się, co

mogą tam sami wyprawiać.

– Nie, nie ma. Czy jest ktoś, do kogo bardzo chcesz zadzwonić?

– Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy się upewnić, że w domu

wszystko w porządku.

– Aha. – Puścił jej dłoń. – O co chodzi, Roxie? – spytał łagodnie.

– Najpierw próbowałaś wymówić się od przejażdżki, potem chciałaś

koniecznie rozmawiać o Hilary, a teraz proponujesz, żebyśmy

zadzwonili do domu.

Roxie roześmiała się nerwowo. Co miała mu powiedzieć? Że jest

mężczyzną, którego mogłaby pokochać, boi się jednak, ponieważ

niedawno się sparzyła?

– Nie wiem. Raz mi się wydaje, że znam cię od wieków, a za

chwilę zastanawiam się, jak to możliwe, by tak bardzo pociągał mnie

ktoś, kogo poznałam cztery dni temu.

– Ale cię pociąga? – spytał z uśmiechem, ujmując z powrotem jej

dłoń. – Masz lodowate palce. Czy naprawdę tak się denerwujesz?

– Nie wiem, jakie są twoje zamiary. – Powiedziała więcej, niż

zamierzała.

– Chodzi ci o dzisiejszy wieczór czy dalszą przyszłość?

Chciała odpowiedzieć, że i o jedno, i drugie, ale zabrzmiałoby to

background image

idiotycznie nawet dla niej.

– Oczywiście, że o dzisiejszy wieczór. Przecież dopiero się

poznaliśmy.

– A co z przepowiednią Charliego? Czy ani trochę w nią nie

wierzysz?

– Nie... niezupełnie.

– Rozumiem. Wobec tego zdradzę ci moje zamiary na dzisiejszy

wieczór. Wybierzemy film, prawdopodobnie komedię, a potem

zatrzymamy się na spokojnej uliczce, żeby przekonać się, jak wygląda

dalszy ciąg pocałunku.

Roxie była ciekawa, czy Hank słyszy głośne bicie jej serca.

– Masz jakieś zastrzeżenia?

– Ja... nie, chyba nie. – Przełknęła z trudem ślinę. – I co dalej?

– Jeśli nam się to obojgu spodoba – powiedział, śmiejąc się –

umówimy się na randkę, tym razem bez dzieci. Dziś nie możemy ich

zawieść, tym bardziej że to dzięki Ryanowi możemy spędzić chwilę

na osobności.

– Hank, dzieci z pewnością czekają na film. Może powinniśmy

wypożyczyć go i wrócić prosto do domu?

Pogłaskał ją po dłoni.

– Być może, ale wówczas nie pocałowałbym cię. Nie chcę wracać

do domu, nie znając smaku twoich warg, Roxie.

Podniecenie, które wzbudziły jego słowa, zagłuszyło niepokój.

Przecież jeden pocałunek to nie koniec świata.

– Czy zgadzasz się ze mną? – spytał Hank, wjeżdżając na parking

background image

przed wypożyczalnią kaset. – Bo jeśli wolisz wybrać film i jechać

prosto do domu, dostosuję się do ciebie.

Patrzyła na niego, zdając sobie sprawę, że stoi na rozstaju dróg i

że zapamięta tę chwilę do końca życia.

– Nie chcę jechać prosto do domu.

– To dobrze. – Przesunął lekko palcem po jej policzku. – Ani ja.

Chodź, wypożyczymy kasetę.

Wybrali z półki jakąś lekką komedię i podeszli do kontuaru.

– Powinni być zadowoleni – powiedział Hank, sięgając po portfel.

Gdy znaleźli się z powrotem w przytulnej ciemności lincolna,

Roxie nie odezwała się ani słowem. Hank, również w milczeniu,

wyjechał z parkingu i skierował samochód ku ślepej uliczce, gdzie

powstawał nowy kompleks mieszkaniowy. Zatrzymał samochód i

wyłączył silnik.

– Wyrosłem już z kradzionych pocałunków w samochodzie –

powiedział, odpinając pas. – Wysiadamy.

Roxie posłusznie odpięła swój pas. Hank wysiadł i otworzył

drzwiczki od jej strony.

– Chodź. – Poprowadził ją w kierunku pobliskiej budowy. – Jeśli

natkniemy się na nocnego dozorcę, powiemy mu, że kupujemy ten

dom i przyszliśmy dokonać wizji lokalnej.

– Ładnie pachnie – powiedziała Roxie, wdychając woń świeżo

ciętego drewna.

– Uwielbiam to. Mam nadzieję, że nie doczekamy dnia, kiedy

przestanie się używać drewna do budowy domów. Uważaj! Jakiś

background image

głupek zostawił deskę ze sterczącymi gwoździami. – Hank pochylił

się i odrzucił ją.

– Założę się, że jesteś pedantem, jeśli idzie o bezpieczeństwo

pracy.

– Owszem. A ta firma zaniedbuje te sprawy. W ogóle bardzo

lubię swoją pracę.

– Postaram się, żebyś był w pobliżu, gdy będę budowała dom

moich marzeń – rzekła bez zastanowienia Roxie.

– To bardzo interesujący pomysł.

– Hank, nie chodziło mi...

– Hej, nie denerwuj się – rzekł, przyciągając ją do siebie. – Kto

wie, co przyniesie nam przyszłość? Jesteś bojaźliwym stworzonkiem,

Roxie.

– Chyba tak. – Przesunęła palcami po klapach jego zamszowej

kurtki.

Przechyliła głowę i spojrzała mu w twarz. Nie widziała w

ciemności jej wyrazu. Czy był taki solidny, na jakiego wyglądał, czy

też jest to maska, pod którą kryje się zwykły łobuz? Trzy lata temu nie

umiała oceniać ludzi. Czy coś się od tej pory zmieniło?

Pochylił się ku niej. Jego lekko rozchylone wargi powoli dotknęły

jej ust. Ona jednak cofnęła się, przestraszona. Niczego nie

przyspieszał, gładził ją po karku, delikatnie chwytał zębami i drażnił

językiem jej wargi, dopóki nie opadło z niej napięcie. Z cichym

westchnieniem przylgnęła do niego, a jej wilgotne usta czekały już

tylko na pocałunki.

background image

Objął ją mocniej i obsypał pocałunkami, które sprawiły, że

zaczęła drżeć na całym ciele. Jeszcze raz przedarł się przez bariery,

które wzniosła pomiędzy nimi. Rozchyliła z jękiem usta, pozwalając,

by poznawał językiem ich wnętrze.

Krew żywiej krążyła jej w żyłach, nie musiała widzieć twarzy

Hanka, by rozumieć jego pragnienia, i choć przerażona, sama je

odwzajemniała.

Oderwał się na chwilę od niej, oddychając z trudem.

– Lepiej... zabiorę cię do domu.

Skinęła w milczeniu głową.

– Nie chcę tego – wyszeptał, przyciągając ją znów do siebie. –

Chcę... do licha! – Jeszcze raz przywarł namiętnie wargami do jej ust.

Tym razem wyszła mu naprzeciw, oddając pocałunek, uległa,

podniecona. Otoczyła jego szyję ramionami i zatraciła się zupełnie.

Jakaś ciemna, prymitywna siła pchała ją ku Hankowi.

Pocałunek przyniósł radość i pragnienie, które domagało się

zaspokojenia. Czy to możliwe, że uczucie, z którego tak trudno jej

było zrezygnować sześć miesięcy temu, było zaledwie zwiastunem

prawdziwej namiętności? Oszołomiona, zajrzała mu w twarz, gdy

podniósł głowę, kręcąc nią, jak gdyby coś go ogromnie zdziwiło.

– Musimy wracać – rzekł pełnym napięcia głosem. – Jesteś... to

więcej niż... chodźmy! – Ujął ją za rękę i pociągnął łagodnie w

kierunku samochodu. – Charlie chyba wie, co mówi – mruknął.

– Chyba... tak – przytaknęła.

Pomógł jej wsiąść do samochodu i zapiąć pas. Zauważyła, że ręce

background image

mu drżą. To tylko pocałunek, wmawiała sobie. To wszystko wina

przepowiedni Charliego. Hank jest zwykłym mężczyzną. Wszystko

będzie wyglądało inaczej w świetle dnia. Sama sobie jednak nie

wierzyła.

Hank usiadł za kierownicą i wpatrzył się w przednią szybę

samochodu.

– Naprawdę nie spodziewałem się tego – powiedział. – Jesteś

ładna, podobasz mi się i miałem ochotę cię pocałować, ale to był grom

z jasnego nieba.

– Wiem. Czuję to samo.

– Zwłaszcza że najpierw nie chciałaś ze mną jechać.

– Przeżyłam rozczarowanie. Przeprowadziłam się tutaj, żeby

dojść do siebie. Podobałeś mi się również i bałam się kolejnego...

– To był żonaty mężczyzna, prawda?

Skinęła w milczeniu głową.

– Domyśliłem się z twojej reakcji na zdjęcie. Czy wciąż go

kochasz?

– Nie.

– Pytam, ponieważ nie zniósłbym myśli, że całowałaś się ze mną,

myśląc o nim.

– A ty kogo całowałeś, Hank?

– Ciebie. – Pogłaskał ją po policzku. – Tylko ciebie. I mam

ochotę na coś znacznie więcej. Myślę, że spotkało nas coś

wspaniałego, Roxie. Nie przegapmy tego. Kiedy cię znów zobaczę?

– To zależy od ciebie. Ty masz dzieci.

background image

– Jakoś o nich w tej chwili nie myślałem. Tak, obiecałem im

pomóc jutro zbudować domek na drzewie. Może wpadłabyś...

– Może kiedy indziej – powiedziała łagodnie, kładąc mu rękę na

ramieniu.

– Dobrze – odrzekł cicho. – W poniedziałek mam zebranie. Co

powiesz na wtorek wieczorem?

– Chętnie – odpowiedziała z bijącym sercem.

– Przyjadę po ciebie o siódmej.

– Dobrze. – W ustach jej zaschło. Cały wieczór tylko z Hankiem.

Czuła wciąż na wargach jego palące pocałunki. Co się stanie, gdy

będą mieli dla siebie wiele godzin?

background image

ROZDZIAŁ 6

Roxie spędziła niedzielny ranek, szorując na kolanach posadzkę

w kuchni.

– Czemu nie chcesz, żebym ci pomógł? – spytał Charlie ze

skruszoną miną. – Czuję się odpowiedzialny za cały ten bałagan.

– Bo jesteś – powiedziała z uśmiechem Roxie. – Nie przejmuj się.

Podłoga prosiła się już o umycie.

– Byłem pewny, że sypiesz proszek do tych małych

pojemniczków. Ryan chciał użyć płynu, ale...

– Wiem, mówiłeś mi o tym wczoraj.

– Tak, ale nie byłem pewien, czy mnie słuchasz. Wyglądałaś na

trochę... oszołomioną.

– Och, doprawdy? – spytała z największą nonszalancją, na jaką ją

było stać.

– Po prostu promieniałaś. – Charlie wysunął swoje ulubione

krzesło kuchenne i usiadł. – Ryan i Hilary myśleli, że wściekniesz się,

gdy zobaczysz cały ten rozgardiasz, i byli zdumieni, że przyjęłaś to

tak spokojnie.

Roxie pochyliła głowę, zeskrobując zaschnięte mydliny, które

zebrały się w rogu kuchni.

– Już powiedziałam, że podłodze przydało się solidne szorowanie.

– Oczywiście, postąpiłbym dokładnie tak samo, włączając w to

nawet godny pożałowania incydent ze zmywarką. Tak, jestem

background image

zadowolony z wykonanej pracy.

– Pracy? – Roxie wrzuciła gąbkę do wiaderka i uśmiechnęła się

do niego złośliwie. – Czy przypisujesz sobie całą zasługę?

– Niewykluczone. – Charlie wyjął chusteczkę i zaczął polerować

swoją złotą spinkę.

– Może rzeczywiście sprowadziłeś Hanka, ale równie dobrze

mogła to być kwestia przypadku.

Charlie odchrząknął, dając Roxie do zrozumienia, że się z nią nie

zgadza, ale jest zbyt dobrze wychowany, by się sprzeczać.

– Może, ale nie lubię pozostawiać niczego przypadkowi.

Zwłaszcza gdy w pobliżu kręci się ktoś w rodzaju Douga Kelly’ego o

szczurzej twarzy.

– No wiesz, Charlie! Nie przeszkodziło ci to zajadać się

czekoladkami, które dostałam od niego z okazji dnia świętego

Walentego.

– Jadłem je wyłącznie po to, by zmniejszyć twoje poczucie winy,

moja droga. Pomyślałem, że możesz czuć się głupio, pałaszując

czekoladki od kogoś, z kim nie zamierzasz się więcej spotykać na

gruncie towarzyskim.

Roxie wzięła się pod boki i obrzuciła go wyzywającym

spojrzeniem.

– Skąd wiesz?

– A zamierzasz?

– Raczej nie, ale...

– A Hank?

background image

– We wtorek wieczorem – mruknęła Roxie pod nosem, wracając

do szorowania podłogi.

– Świetnie. Gdyby jeszcze udało mi się rozwiązać problem

biednej Como, poczułbym się znacznie lepiej.

– Charlie, ostrzegałam cię, żebyś dał sobie z tym spokój. Nic jej

nie jest. Weterynarz powiedział, że można poczekać do powrotu

Osbornów. Oni powinni mieć ostatnie słowo w tej sprawie.

– Podejdź tu do mnie i wyjrzyj przez okno. Czy nadal twierdzisz,

że wszystko jest w porządku?

– Co masz na myśli?

– Chodź, chodź. – Pomógł jej wstać. – Znowu to robi. Usycha z

tęsknoty.

– Och, na miłość boską! – Roxie spojrzała przez okno. – Ona po

prostu stoi przy płocie i wygląda.

– Stoi tak od wielu godzin. Czy dawniej też tak sterczała całymi

godzinami?

– Nie mam pojęcia, nie obserwuję jej każdego ruchu. Może

pragnie odmiany. Wezmę ją na spacer.

– Nie, ona tęskni do ukochanego. Nie pamiętasz, dokąd zabrali ją

Osbornowie, gdy była jeszcze za młoda? Może patrzy właśnie w

tamtym kierunku?

– Nie mam zielonego pojęcia. Nie będziemy się w to mieszać.

Charlie spojrzał na nią i cmoknął z dezaprobatą.

– Roxie Lowell, nie zasługujesz na swoje nazwisko!

– Hej, obiecałam ją karmić, szczotkować i ciepło do niej

background image

przemawiać. Zgodziłam się sprzątać jej zagrodę i mościć świeżą

słomą. Nie było mowy o graniu roli Kupidyna.

– Czy nie byłoby to miłe?

– Nie.

Charlie poklepał ją po ramieniu.

– Wiem, gdzie jest pies pogrzebany. Na razie nie identyfikujesz

się jeszcze z Como. Być może niedługo spojrzysz inaczej na jej

problem.

– Co to ma znaczyć?

Charlie nic nie powiedział, tylko spoglądał na nią z uśmiechem.

We wtorkowy wieczór, szykując się na randkę z Hankiem, Roxie

zaczęła znów się denerwować. Wolałaby usiąść z Charliem do

zwykłej partyjki szachów. Starszy pan zaszył się w domku gościnnym

z książką o wschodnich zwyczajach małżeńskich, wybraną z bogatej i

różnorodnej biblioteki Osbornów.

Ostatnio Roxie zaczęła podejrzewać, że może Charlie jest

socjologiem, który pisze pracę naukową poświęconą włóczęgom.

Zdecydował się żyć przez pewien czas tak jak oni, aby zebrać

materiał. Ucieszyłaby się, gdyby to była prawda. Jeśli jednak

rzeczywiście jest bezdomny, będzie mógł się u niej zatrzymać tak

długo, jak zechce.

Tymczasem jednak zastanawiała się, co ma włożyć na spotkanie z

Hankiem. Zaraz po przyjeździe była na przyjęciu i wtedy widziała

ludzi ubranych w najprzeróżniejsze, nierzadko dziwaczne stroje.

background image

Postanowiła zdać się na intuicję. W rezultacie zdecydowała się na

szmaragdową bluzkę z długimi rękawami, plisowaną spódnicę w

deseń przypominający witraże i buty na niskim obcasie.

Dokładnie o siódmej Hank zadzwonił do drzwi.

– Doskonale – powiedział, gdy mu otworzyła.

– Doskonale co? – spytała, patrząc na jego kowbojskie buty,

dżinsy i koszulę rodem z westernu. Zauważyła, że ma znowu

zamszową kurtkę i zadała sobie w duchu pytanie, czy Hank zdaje

sobie sprawę, jak seksownie w niej wygląda.

– Zobaczysz za dwadzieścia minut – dodał, mierząc ją

spojrzeniem od stóp do głów. – Uwierz mi, pasuje jak ulał.

Nie mogła zebrać myśli, gdy stał tak blisko niej. Przypominała

sobie jak przez mgłę, że mówił coś o swingu country.

– Tańce. Teraz pamiętam.

– Właśnie. Swing. Czy udało ci się doprowadzić kuchnię do

porządku?

– W końcu tak. – Uśmiechnęła się do niego. Było to takie łatwe. –

Mówiłam ci, że to ryzyko zostawić Charliego na gospodarstwie.

Pogłaskał ją po policzku, patrząc na nią z czułością.

– Powinnaś była pozwolić, bym ci pomógł. Chętnie

posprzątałbym połowę kuchni w zamian za chwile spędzone z tobą.

– Nie ma mowy. Charlie to mój kłopot. Zresztą sympatyczny.

– Właśnie, właśnie, gdzie on się podziewa?

– Czyta książkę w domku gościnnym.

– A ja marnuję czas na głupstwa. – Hank przyciągnął ją do siebie

background image

i pocałował łapczywie, jak gdyby nie miał żadnych wątpliwości, że

ona tego chce.

I nie powinien mieć, pomyślała. Lgnęła ku niemu niczym

przyciągana magnesem. Kompletnie zapomniała, że na wargach ma

błyszczyk, że spędziła dziesięć minut nad nową fryzurą. Zapomniała o

kolacji i tańcach, świat to były ramiona Hanka.

– To czyste szaleństwo – szepnął, odsuwając się na tyle, by móc

spojrzeć jej w oczy. – Wystarczy, że cię pocałuję, a zapominam o

bożym świecie.

– Ze mną jest podobnie.

– Naprawdę zarezerwowałem stolik, poza tym chcę zabrać cię na

tańce. Chcę tańczyć z kimś, kogo... Z kimś takim jak ty.

Była ciekawa, co chciał powiedzieć. Zabrzmiało to jak

wyznanie... czego? Jasne, że jej pragnął, ale gdy patrzył na nią, w jego

oczach tliło się nie tylko pożądanie. Zauważyła to już w sobotę, gdy

siedzieli przy stole, i potem, gdy oglądali film. I teraz. Ktoś, kto nie

wiedziałby, że poznali się zaledwie tydzień temu, nazwałby to

spojrzeniem pełnym miłości.

To śmieszne, pomyślała. Nie mógł jej kochać, nie mógł się

zakochać tak szybko.

– Wezmę płaszcz – powiedziała, wyswobadzając się delikatnie z

jego objęć. – Czy na pewno jestem odpowiednio ubrana?

– Wyglądasz świetnie, po prostu prześlicznie.

Roxie otworzyła szafę i wyjęła płaszcz.

– Jestem gotowa. Chyba że masz ochotę na małego drinka przed

background image

wyjściem.

– Nie, raczej nie. – Pomógł jej włożyć płaszcz i pocałował czule.

– Najbardziej w świecie pragnąłbym zaciągnąć cię do jaskini.

– Za włosy? – spytała, pokrywając śmiechem dreszcz

podniecenia.

– Nie, nigdy nie byłem zwolennikiem tej metody. Przerzuciłbym

cię przez ramię.

Przyspieszone bicie serca powiedziało jej, że nie miałaby nic

przeciwko temu. Potężna siła popychała ją tam, skąd nie było

odwrotu. Przestała dbać o konsekwencje, chciała tylko, by ją całował.

– Wracając do problemu mojej córki – powiedział Hank, gdy

wyszli z domu. – Chciałem cię o coś spytać, nim zapomnę. Czy

podtrzymujesz swoją propozycję?

– Zamierzasz jednak zaryzykować?

– Tak. Coś trzeba zrobić. Nie zdejmuje chustki ani na chwilę. Po

dwóch dniach w szkole można by pomyśleć, że używała jej do

czyszczenia podłogi.

– Spytam moją fryzjerkę. Może w sobotę?

– Wspaniale. Zapłacę za wszystko, mam jednak nadzieję, że

wróci do swego naturalnego koloru.

– Hank, nie mogę niczego zagwarantować. Nie chciałabym,

żebyś...

– Nie martw się. Nie będę miał do ciebie pretensji.

Pomógł jej wsiąść do samochodu. Ruszyli w kierunku

północnym. Po lewej stronie migotały światła miasta, po prawej

background image

majaczył ciemny kształt Catalina Mountains. Roxie żałowała, że

jechała tą samą drogą ubiegłego wieczoru. Przebywanie z Hankiem

było czymś tak szczególnym, że wydawało jej się, iż wszystko, co

robią razem, powinni robić po raz pierwszy.

Spojrzała na jego profil. Przez kilka lat był mężem kobiety, którą

kochał. Nie mogła tego zmienić. Nie mogła też zmienić faktu, że

przez trzy lata jej serce należało do kogoś innego. Mimo to miała

nadzieję, że uda jej się zacząć wszystko od nowa.

– Wszystko w porządku? – spytał Hank, biorąc ją za rękę. – Jesteś

taka cichutka.

– W porządku – odpowiedziała, odwzajemniając uścisk. – Co

wiesz o lamach?

– Że są spokrewnione z wielbłądami i hoduje je Kim Novak. To

wszystko.

– Kim Novak? Ta aktorka? Naprawdę?

– Tak. Gdzieś o tym czytałem. Och, i chyba Michael Jackson ma

jedną.

– Charlie twierdzi, że Como tęskni za ukochanym.

– Naszemu staruszkowi tylko romanse w głowie – roześmiał się

Hank.

– Właśnie. Weterynarz powiedział, że nie ma powodu

przejmować się nią, nawet jeśli dojrzała do krycia, ale Charlie w kółko

powtarza to samo i budzi we mnie poczucie winy. Co ty o tym

sądzisz?

– Jeśli chcesz, żebym cię poparł, to pytasz niewłaściwą osobę w

background image

niewłaściwym czasie. Ostatnio mam bardzo pozytywne podejście do

spraw miłosnych.

– Nawet jeśli Osbornowie by się zgodzili, w co wątpię, nie chcę

angażować się w miłosne życie Como.

– A moje? – spytał cicho Hank.

– Zgodnie ze słowami Charliego – odparła, rumieniąc się –

wszystko zostało zapisane w gwiazdach.

– Nie pytam Charliego, lecz ciebie. Odpowiedzi udzieliło za nią

jej ciało, przepełnione pożądaniem.

– Myślę, że Charlie wiedział, co mówi – wyszeptała.

– Ja również tak sądzę. Ja również.

Skręcili w drogę wjazdową do Conquistador. Gdy jechali krętym

podjazdem na parking, Roxie zorientowała się, że zmierzają do „The

Last Territory Steakhouse”. Drewniany budynek w stylu rustykalnym

przycupnął na zboczu wzgórza poniżej całego kompleksu o

wyszukanej architekturze.

– Ta knajpka żywcem z Dzikiego Zachodu niesamowicie

kontrastuje z nowoczesnym luksusem – powiedział Hank, pomagając

jej wysiąść z samochodu.

Gdy zbliżali się do restauracji, powitały ich dźwięki muzyki

country i zapach smażonego mięsa oraz prażonej fasoli. Hank

zastanawiał się, czy uda mu się cokolwiek przełknąć. Jedyne, na co

miał ochotę, to wziąć Roxie w ramiona. Zaprosił ją jednak na kolację,

a dobre wychowanie nakazywało dotrzymać słowa.

– Głodna? – spytał, gdy wchodzili do środka.

background image

– Bardzo.

– To świetnie. Chciałem cię jednak uprzedzić, że steki są tu

naprawdę ogromne, proponuję więc, żebyśmy wzięli jednego na pół. –

Miał nadzieję, że nie wyszedł na skąpca.

– Och tak, proszę – odrzekła z wdzięcznością.

Może ją też obfity posiłek napawa przerażeniem, pomyślał. To

byłby dobry znak.

Kelnerka poprowadziła ich do stolika obok baryłki pełnej

niełuskanych orzeszków ziemnych. Hank pomógł Roxie zdjąć płaszcz

i posadził ją przy stoliku, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko.

Stół był nakryty obrusem w biało-czerwona kratkę, pośrodku stał

świecznik z czerwonego szkła. Wsparłszy się na łokciach, Hank

przyglądał się, jak płomień świecy odbija się w niebieskozielonych

oczach Roxie. Zastanawiał się, czy choć trochę zdaje sobie sprawę,

jaka jest piękna.

– Kojarzysz mi się z Gwiazdką – powiedział, wskazując na jej

szmaragdową bluzkę i biało-czerwony obrus.

Chciał jej powiedzieć, że przypomina mu płomiennowłosą

boginię i że opis Charliego blednie przy oryginale. Jednak nie potrafił

znaleźć właściwych słów.

– Lubię Gwiazdkę – odpowiedziała z uśmiechem.

– Ja też. – Hank spojrzał z tęsknotą na guziki, znaczące szlak

pomiędzy jej piersiami i niknące pod paskiem spódnicy.

Nie, właściwie nie chciał traktować jej jak bogini, ponieważ

boginie są zbyt eteryczne. Roxie zaś jest kobietą z krwi i kości.

background image

Jej obecność zapierała mu dech w piersiach i nie spodziewał się,

by mu się to jeszcze kiedykolwiek przytrafiło. Miał w kieszeni klucz

do pokoju, ale to ona dyktowała warunki. Nie miał zamiaru o nim

wspominać, gdyby wyczuł w niej wahanie czy obawę.

Pojawiła się kelnerka i oboje zdecydowali, że piwo będzie

najodpowiedniejszym napojem w tym lokalu. Zamówili też jeden stek

i dwa talerze, by się nim podzielić. Kelnerka przyniosła dwa kufle i

koszyczek orzeszków ziemnych.

– Za zepsute telefony – wzniósł toast Hank. – Bez nich

moglibyśmy się nigdy nie spotkać.

– Za zepsute telefony – powtórzyła Roxie, podnosząc kufel do

ust.

Hank pociągnął długi łyk i odstawił swój kufel.

– I pomyśleć, że pracując tak blisko, mogłem cię nigdy nie

spotkać.

– Nie zastanawia cię, kogo jeszcze przegapiasz każdego dnia? –

spytała, zlizując pianę.

– Nie. Nie dziś. Czy zawsze jesteś taka praktyczna?

– Zazwyczaj.

Podziwiał jej inteligencję i umiejętność widzenia różnych stron

każdej sprawy. W tej chwili wolał jednak, żeby kierowała się

wyłącznie emocjami.

– Chodźmy zatańczyć – wyciągnął do niej rękę.

Zespół grał balladę o nieszczęśliwej miłości, ale Hank postanowił

odrzucić przesądy. Ballady w stylu country rzadko mówią o czym

background image

innym, pomyślał. Najważniejsze, że będzie znów trzymał Rocie w

ramionach.

Na parkiecie przyciągnął ją blisko do siebie. Roxie przylgnęła do

niego, jak gdyby tańczyli w ten sposób od lat.

– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – powiedział szeptem.

Odchyliła głowę i zatopiła w jego oczach rozmarzone spojrzenie.

Przestała kierować się rozsądkiem.

– Tańczę – powiedziała. – A ty co robisz?

– Och, nic – odrzekł. – Po prostu tracę rozum. Myślę, że

doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

Przycisnęła się do niego odrobinę mocniej biodrami, jemu to

jednak wystarczyło za odpowiedź. Przepełniła go radość. Flirtowała z

nim, drażniła się, żeby wzbudzić w nim jeszcze większe pożądanie. Z

pewnością nie należała do kobiet, które celowo podniecałyby

mężczyznę po to, by go odepchnąć, gdy poprosi o więcej.

Przytuliła głowę do jego piersi. Hank wdychał cudowny zapach

jej lśniących włosów. Jakże pragnął, żeby wszyscy inni się

zdematerializowali, żeby mógł zostać z Roxie sam na sam.

Taniec był rozkoszną torturą. Bliskość Roxie rozbudzała

namiętność. Marzył, by się z nią kochać. Na razie musiał mu

wystarczyć taniec. Mimo wszystko lepiej było tulić ją do siebie, czuć

jej pełne piersi, nacisk bioder, niż siedzieć przy stole.

Zespół przestał grać i Hank niechętnie wypuścił Roxie z objęć.

Wraz z innymi parami nagrodzili muzyków brawami. Hank modlił się,

żeby następna melodia była również powolna, wiedział jednak, że los

background image

mu nie sprzyja. Wielu tancerzy nie mogło już się doczekać swinga.

Roxie obserwowała ich przez chwilę, po czym pokręciła głową.

– Nie potrafię tak tańczyć – stwierdziła z żalem. – Posiedźmy

trochę, dopóki nie skończą grać.

– Nauczę cię. Nie tańczyłem już kilka lat, ale spróbujmy. –

Pokazał jej kroki i obroty, uradowany, że wciąż może jej dotykać. –

Świetnie, tylko tak dalej.

– Czuję się głupio. Wszyscy tańczą jak zawodowcy.

– Nie wyglądasz wcale głupio. Teraz przybliż się do mnie, obrót i

jeszcze jeden obrót. Nie masz pojęcia, jak cudownie światło igra w

twoich włosach, gdy się okręcasz – wyszeptał. – Boże, jesteś

naprawdę fantastyczna.

– Założę się, że mówisz to wszystkim swoim uczennicom – rzekła

z uśmiechem.

– Tylko tym, które mają lamy. – Oczy jej błyszczały, policzki

płonęły rumieńcem.

Hank nabrał pewności, że z Roxie każdy dzień będzie inny, każde

przeżycie szczególne. Przestało mieć dla niego znaczenie, czy

wykorzystają dzisiaj klucz, choć rozpaczliwie pragnął się z nią

kochać. Poczeka, jeśli to konieczne, wiedząc, że ta chwila musi

nadejść. Zdał sobie sprawę, że ich los został przesądzony. Charlie

Hartman, czy kimkolwiek jest starszy pan, ma sto procent ragi.

background image

ROZDZIAŁ 7

Nim skończył się drugi taniec, podano im zamówione potrawy.

Roxie z apetytem zabrała się za sałatki w śmietanowym sosie, solone

orzeszki i piwo.

Jednak największy apetyt miała na szarookiego mężczyznę

siedzącego naprzeciw niej. Taniec przypomniał dawne zmysłowe

pragnienia. Wzrok Hanka nie wprawiał jej już w zdenerwowanie i nie

peszył. Wręcz przeciwnie, przyciągał i pobudzał.

– A oto nasz stek i dodatkowy talerz – powiedział Hank, sącząc

piwo. – Kiedyś, gdy dzieliliśmy się jedzeniem z moim bratem,

zawarliśmy układ, że jedna osoba kroi wszystko na pół, a druga

wybiera.

– Nie musimy tak robić. – Roxie odstawiła świecznik i podniosła

wzrok na kelnerkę. – Proszę to postawić na środku stołu, nie będzie

nam potrzebny drugi talerz. Dziękuję.

– To powinno być interesujące – powiedział Hank, nachylając się

ku niej.

– Wygodne.

– Taak, podoba mi się. – Odkroił kawałek steku, uśmiechając się,

gdy ich dłonie przelotnie się zetknęły.

– Mm, pycha. – Roxie delektowała się soczystym mięsem.

– Nie musisz nic mówić, ale wciąż myślę o zawodzie, który

przeżyłaś. Chciałbym... to znaczy...

background image

– W porządku, Hank – powiedziała cicho Roxie. – Opowiem ci o

nim.

– Naprawdę cię zranił, prawda? – Hank obrzucił Roxie

współczującym spojrzeniem.

– Prawda. Po pierwsze, zabił moje marzenia. Gdy sobie

przypomnę moją paplaninę, ile dzieci chciałabym mieć, jaki dom...

Przez przypadek dowiedziałam się, że już ma to wszystko, a na

dodatek żonę.

Hank zaklął głośno.

– Wmawiał mi, oczywiście, że żona go nie rozumie, ale w

rzeczywistości to ja go nie rozumiałam.

– Co teraz porabia ta nędzna namiastka mężczyzny?

– Pewnie szuka w New Jersey nowej łatwowiernej zdobyczy.

– Ma szczęście, że jest tak daleko, inaczej przefasonowałbym mu

nos. Ale przecież są samoloty.

– Dziękuję, ale szkoda pieniędzy na bilet.

– Skrzywdził cię, mam więc ochotę odpłacić mu tym samym.

Roxie zatopiła spojrzenie w roziskrzonych gniewem szarych

oczach. Oto mężczyzna, który chce otoczyć ją opieką, który się o nią

troszczy, któremu najwyraźniej na niej zależy.

– Chodźmy zatańczyć – szepnęła.

Wtuliła się w ramiona Hanka z radosnym westchnieniem. To nie

do wiary, że tydzień temu jeszcze się nie znali. Kołysali się w takt

muzyki, jego ciało było tak blisko. Ogarnęła ją fala gorąca.

– Miłość wcale nie musi wszystkiego komplikować – szepnął jej

background image

do ucha.

Wzruszenie chwyciło ją za gardło, nie mogła wykrztusić słowa. A

więc on też to czuje. Piosenka się skończyła, a oni stali na parkiecie,

wpatrując się w siebie.

– Mam już dość tego miejsca – odezwał się wreszcie Hank. – A

ty?

– Jak na mój gust zbyt duży tutaj tłok.

– Chodźmy wiec. – Skinął na kelnerkę i szybko uregulował

rachunek.

Tymczasem Roxie poszła po ich okrycia i torebkę. Po chwili

podziwiali rozgwieżdżone niebo. Z dala, znad rzeki dobiegało wycie

kojotów, w stajniach tupały niespokojnie spłoszone konie.

– Czy chciałabyś wybrać się na przejażdżkę? – spytał Hank,

obejmując ją ramieniem.

– Może – odpowiedziała z wahaniem. – A na co ty masz ochotę?

Odwrócił ją ku sobie i położył ręce na jej ramionach, przyglądając

się uważnie.

– Posłuchaj, nie wiem, jak na to zareagujesz, ale...

zarezerwowałem dla nas pokój. Tutaj. Tak mi tylko przyszło do

głowy. Jeśli masz jakieś obiekcje, zrozumiem.

– Zarezerwowałeś pokój? – spytała z bijącym sercem.

– W porządku, pospieszyłem się. Znam cię zaledwie od tygodnia.

Zapomnij o tym.

Myśli kłębiły się w jej głowie. Mogłaby go dotykać, poznawać

tajemnice jego ciała, poddawać się jego pieszczotom aż do

background image

zaspokojenia dręczącego ją pożądania.

– Nie – wyszeptała, przesuwając pieszczotliwie dłonią po

policzku Hanka. – Nie chcę o tym zapomnieć.

– Nie chcesz?

– Nie.

– A więc nie myliłem się – westchnął z ulgą, wsuwając dłonie

pod jej rozpięty płaszcz i przytulając ją do siebie. – A więc zostaniesz

ze mną?

– Chyba tak – odpowiedziała, czując zawrót głowy na samą myśl

o tym, że będzie się z nim kochać.

– Cały wieczór myślałem tylko o tym, że chcę cię całować,

dotykać, o tak. – Powoli zaczął głaskać jej piersi, aż sutki naprężyły

się pod materiałem bluzki. – Pragnę cię, Roxie, pragnę każdego

skrawka twego ciała.

Zadrżała w jego ramionach. Nogi miała jak z waty.

– Jest jeden mały... szkopuł – powiedziała, gdy szli do

samochodu.

Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

– Nie brałam pod uwagę tego, że możemy... nie jestem na to

przygotowana... przestałam brać pigułki – wykrztusiła wreszcie.

– Zostaw to mnie – uśmiechnął się.

Ucieszyła się, że pomyślał i o tym. Podziwiała odwagę, z jaką

robił plany i ufność, jaką pokładał w intuicji. Do tej pory nie mogła

mu niczego zarzucić.

Z łatwością znalazł miejsce na parkingu, a następnie zaprowadził

background image

Roxie do pokoju. Speszyło ją to.

– Byłeś już tutaj – zauważyła, mając nadzieję, że nie

przyprowadzał tu innej kobiety.

– W niedzielę – odrzekł, rozwiewając jej obawy. – Chciałem się

we wszystkim zorientować. – Zamknął drzwi na klucz. – Miałem

nadzieję, że przyda mi się ta wiedza.

– To... bardzo miłe – powiedziała Roxie, obrzucając

roztargnionym spojrzeniem pokój, pewna, że nie zapamięta żadnych

szczegółów. Wyjrzała przez oszklone drzwi prowadzące na nieduży

balkon. W dole mieniła się turkusowo woda w ogromnym basenie.

Hank podszedł do niej i zaciągnął zasłony. Rzucił kurtkę na

krzesło, po czym pomógł Roxie zdjąć płaszcz. Zajrzał jej w oczy.

– Nawrót wątpliwości?

Roxie zastanawiała się, czemu we wszystkich pokojach

hotelowych czuć zawsze dym papierosowy, płyn do czyszczenia i

politurę. Nie był to brzydki zapach, po prostu zbyt znajomy. Kojarzył

jej się ze wspomnieniami, które pragnęła pogrzebać na zawsze.

Odwróciła wzrok. Hank nie zasługiwał na to, by go okłamywać.

– Ten... ee... żonaty mężczyzna, z którym widywałam się w New

Jersey, zawsze zabierał mnie do hotelu. Częstował mnie historyjką o

tym, że mieszka z siostrą, która nie uznaje seksu przed ślubem.

– Ten mężczyzna ma jakieś imię, Roxie. Jakie?

– Mel. – Nie wymawiała na głos tego imienia od sześciu miesięcy

i zdumiała się, jak łatwo jej to przyszło teraz. Chwile spędzone z

Hankiem bez wątpienia pomogły wymazać pamięć o dniach pełnych

background image

cierpienia. Gdyby znajdowali się w jakimkolwiek innym miejscu, a

nie w pokoju hotelowym, Roxie w ogóle nie pomyślałaby o Melu.

– Jeśli jeszcze o nim myślisz, zrozumiem. Ale proszę, nie kochaj

się ze mną, dlatego że za nim tęsknisz.

– Nie – zaprzeczyła szybko, wspierając się o jego pierś. – To nie

to. Przypomniał mi się, gdy weszliśmy do tego pokoju, ale z

pewnością nie marzę o powrocie do niego.

– To dobrze. Nie musimy tu zostać. Nie chcę, żebyś wspominała

tego bęcwała, gdy po raz pierwszy będziemy razem.

Razem, powtórzyła w myślach, czując, jak przebiega ją dreszcz.

– Pocałuj mnie, proszę – powiedziała, pragnąc, żeby z twarzy

Hanka zniknął wyraz niepewności. – Kochaj mnie, Hank. Kochaj –

powtórzyła.

Gdy ich usta się zetknęły, Roxie zamknęła oczy, wsłuchując się,

co jej szepczą inne zmysły. Poddała się magii jego dotyku, wdychała

jego zapach, wsłuchiwała się w nierówny oddech, rozchyliła usta,

otwierając drogę ruchliwemu językowi.

Niecierpliwie szarpał się z guzikami jej bluzki i ta niecierpliwość

wzmogła jeszcze jej pożądanie. Nie chciał żadnych gier, drażnienia

się, pragnął jak najszybciej przełamać wszystkie bariery. Ona też.

Pomogła mu, potem zajęli się wspólnie jego ubraniem. Po chwili

części garderoby walały się wszędzie, oni zaś, roześmiani i na wpół

przytomni, padli na łóżko.

– Roxie, och, Roxie – mamrotał, sunąc wargami po jej szyi i

poznając dłońmi każdy zakątek jej ciała. – Chcę cię zapamiętać całą.

background image

Chcę się ciebie nauczyć. Chcę wiedzieć o tobie wszystko.

Jęknęła, gdy Hank odnalazł jej pierś i zaczął ją pieścić językiem i

wargami. Słyszała tylko oszalałe bicie swego pulsu. Jego ręce głaskały

płaski brzuch, uda, wreszcie dotarły do najbardziej czułego punktu, w

którym koncentrowało się całe pragnienie, domagając się

natychmiastowego zaspokojenia.

– Twoje oczy błyszczą jak gwiazdy – powiedział, unosząc głowę.

– Pragnę cię – wymówiła ochrypłym szeptem.

Jednym ruchem połączył ich ciała. Roxie uniosła biodra, z trudem

chwytając oddech, jej ciałem wstrząsały dreszcze. W uszach narastał

szum, zagłuszając czułe słowa Hanka, on zaś poruszał się w niej

rytmicznie, potęgując jej rozkosz.

Stopniowo fala emocji opadła i Roxie wyczuła, że Hank przestaje

panować nad swymi ruchami. Oplotła go nogami i przylgnęła do

niego z całej siły. Wreszcie i on osunął się na nią z jękiem.

Oczy jej się zamgliły, gdy uświadomiła sobie, że cały czas myślał

o jej satysfakcji, a nie własnej. Pomyślała, że nie musiał się o to

martwić, ponieważ działa na nią tak bardzo, że wprost doprowadza ją

do szaleństwa. Gdy są razem, nie potrafi zapanować nad

namiętnością.

A jednak coś było nie tak. Zdała sobie nagle sprawę, co ją gryzie.

Czy, tak jak obiecał, zastosował środki ostrożności? Musiałaby

przecież zauważyć.

Hank poruszył się i uniósł głowę, by spojrzeć na nią. Miał włosy

w nieładzie i bardzo zadowoloną minę.

background image

– Jesteś cudowna – powiedział.

– Ty też – odrzekła, przesuwając pieszczotliwie palcem po jego

dolnej wardze. – Ale mam... jedno małe pytanie. Obiecałeś mi wziąć

na siebie sprawę... środków zapobiegawczych. Czy coś przegapiłam?

– Nie powiedziałbym, że wiele przegapiłaś – roześmiał się. – Nie

wyjaśniłem ci wszystkiego zbyt dokładnie, prawda?

Roxie walczyła z uczuciem niepokoju. Mężczyzna pokroju Hanka

nie potraktowałby lekko tej sprawy, nie naraziłby jej na ryzyko,

pocieszała się.

– Nie wyjaśniłeś czego?

– Na szczęście ten problem mamy z głowy – rzekł, całując ją

delikatnie. – Jeśli idzie o dzieci, wypadłem z gry.

Wpatrywała się w niego, usiłując zrozumieć, co ma na myśli. Nie

może mieć więcej dzieci?

– Masz taką minę, jak gdybyś mi nie wierzyła, Roxie. Możesz

być spokojna.

Doprawdy? – pomyślała, ogarnięta nagłą paniką. Poczuła się, jak

gdyby ktoś nagle zgasił lampki na świątecznej choince.

– Wobec tego wszystko w porządku – powiedziała,

odchrząknąwszy. – Po prostu nie wiedziałam.

– Po przyjściu na świat Hilary zdecydowaliśmy z Sybil, że

wystarczy nam dwójka dzieci, a dla mnie operacja była znacznie

prostsza. Roxie, czy coś się stało?

– Nie, nic. – Uśmiechnęła się z przymusem.

Myślenie o tych sprawach na obecnym etapie znajomości było

background image

śmieszne i przedwczesne. Na razie mogą cieszyć się miłością bez

ryzyka zajścia w ciążę. A jednak na dnie duszy pozostał jakiś osad.

Od chwili gdy po raz pierwszy pocałowała Hanka, marzyła o wspólnej

przyszłości. Było w niej miejsce dla dwójki jego dzieci, ale miała

nadzieję, że na tym nie poprzestaną. Chciała mieć własne dziecko.

– Zdaję sobie sprawę, iż niektórzy ludzie uważają, że mężczyzna

po takiej operacji jest mniej męski – powiedział, nie patrząc na nią.

– Och, Hank, wcale tak nie myślę! Uważam, że to bardzo

odpowiedzialna decyzja. Jeszcze bardziej cię za to podziwiam.

– Coś się jednak zmieniło, Roxie. Czuję to. – Badał spojrzeniem

jej twarz.

Przełknęła z trudem ślinę. Był zbyt spostrzegawczy i chyba lepiej,

żeby rozmawiała z nim całkiem szczerze. Nawet jeśli pomyśli sobie,

że poluje na męża, to trudno.

– Dobrze. – Odetchnęła głęboko. – Miejmy to już za sobą. Znamy

się bardzo krótko, ale myślałam już o... przyszłości. Twojej i mojej.

Naszej.

– To miłe. Prawdę mówiąc, ja też o tym myślałem.

– Chodzi o to, Hank, że kocham dzieci i zawsze pragnęłam mieć

jedno lub dwoje.

– Rozumiem.

– Och, do licha! – Odwróciła głowę. – Nie powinniśmy

rozmawiać w tej chwili na ten temat, Hank. To idiotyczne.

– Wcale nie – rzekł, głaszcząc ją po głowie.

– A właśnie, że tak. – Zamrugała szybko, powstrzymując łzy. –

background image

Może się przecież okazać po kilku randkach, że zupełnie do siebie nie

pasujemy.

– Teraz ty mówisz głupstwa. Odwróć się do mnie.

Otarła oczy i posłuchała go.

– Roxie – zaczął, ujmując jej twarz w dłonie – żadne z nas nie

wierzy, że to ślepa uliczka. Być może natknęliśmy się na barierę, ale

powinniśmy sobie z tym poradzić.

– Widać od razu, w jakiej branży pracujesz – roześmiała się. –

Ślepe uliczki, bariery. – Jego ciepły uśmiech stopił grudkę lodu w jej

sercu. – Co pan proponuje, panie budowniczy?

– Żebyśmy porozmawiali o tej sprawie, a nie odkładali ją na

później. Poza tym mogłabyś spędzać trochę czasu z Hilary i Ryanem.

To jeszcze dzieci.

– Wiem. W dodatku przemiłe dzieci. – Ale nie moje, chciała

dodać, ugryzła się jednak w język.

– Wiem, że większość kobiet pragnie mieć własne dzieci –

powiedział, gładząc ją po nagim ramieniu. – Może mimo to uda ci się

pokochać moją dwójkę? Nie odpowiadaj od razu. Zastanów się nad

tym.

No tak. Czy nie obawiała się, że ma tylko zapełnić puste miejsce

w tej rodzinie? Nie chciała teraz o tym rozmawiać, nie miała ochoty

na kłótnię.

– Hank, naprawdę za wcześnie mówić o takich sprawach. Przed

chwilą liczyliśmy się tylko my dwoje i nasza namiętność. Wciąż czuję

się dziwnie, zakładając, że pewnego dnia...

background image

– Staniemy się mężem i żoną? – dokończył cicho.

Spojrzała na niego, czując, jak dreszcz przebiega jej po plecach.

Być żoną Hanka. Ta myśl zachwycała ją, a zarazem przerażała.

– To bardzo prawdopodobne, Roxie. Bardzo. Przywarli do siebie

z rozbudzonym na nowo pożądaniem. Nic nie mogło tego zmienić.

– Powinnam wracać do domu – wyszeptała.

– Ja też. Ale tak bardzo cię pragnę, Roxie.

– I ja ciebie. Pozwól mi udowodnić, jak bardzo. Odwróciła go na

plecy i pochyliła się nad nim.

Głaskał jej piersi, aż sutki stały się twarde jak guziczki, prężyły

się w oczekiwaniu na pieszczotę jego warg i języka. Powoli opadła na

niego i zaczęła poruszać się w spokojnym miłosnym rytmie, pragnąc

mu się odwzajemnić, ofiarować mu rozkosz. Poddała się jednak,

obezwładniona namiętnością. Chwycił ją za biodra i zmusił do

przyspieszenia tempa, aż wreszcie, wstrząsana dreszczem, niemal

rozpłynęła się w rozkoszy. Jak przez mgłę usłyszała jęk Hanka,

świadczący, że nie pozostał za nią w tyle. Opadła bezsilnie na jego

szeroką pierś, z trudem łapiąc oddech.

Przez długi czas leżeli w milczeniu. Hank głaskał ją delikatnie po

plecach. Gdy wreszcie przemówił, w jego głosie pobrzmiewało

zdumienie.

– Kocham cię, Roxie. Bóg mi świadkiem, że zdążyłem cię już

pokochać.

background image

ROZDZIAŁ 8

Roxie zamknęła oczy.

– To wszystko stało się tak szybko, Hank. Nie potrafię...

– Wiem, kochanie. Podejrzewam, że jestem bardziej oszołomiony

od ciebie. Nie mam zamiaru cię ponaglać. Słowa przyjdą same.

Jeszcze niedawno uważałaś, że miłość oznacza zdradę i cierpienie.

Czuję, że boisz się znowu zawieść.

– Chyba tak. – Przytuliła się do niego z westchnieniem.

– On cię nie kochał, Roxie. Nie mógł cię kochać, skoro

okłamywał cię od samego początku.

– To prawda, czemu więc byłam taka głupia?

– Nie głupia, lecz cudownie ufna. To nie twoja wina. Nie bądź dla

siebie taka surowa.

– Przez całe życie kierowałam się logiką. Gdybym tym razem nie

dała się ponieść emocjom, cała ta farsa trwałaby bardzo krótko. To

właśnie, mnie niepokoi.

– Dlatego boisz się teraz zawierzyć uczuciom?

– Nie bardzo potrafię nad nimi zapanować – uśmiechnęła się.

– Na to liczę.

Zawisła spojrzeniem na jego odprężonej twarzy, zastanawiając

się, czy kiedykolwiek będzie miała dość patrzenia w te szare oczy czy

całowania miękkich warg. Będzie szczęśliwa, mogąc wpatrywać się w

twarz Hanka.

background image

To było proste, ale miłość do Hanka oznaczała również

obcowanie z dwójką jego dzieci i najwyraźniej rezygnację z własnych.

Inaczej planowała swoje życie...

Jednak dotąd nikt nie wzbudził w niej takiej namiętności jak

Hank. Połączyło ich coś absolutnie wyjątkowego. Nie może go

odepchnąć, nie teraz. Zostanie z nim bez względu na to, jakie

problemy mogą wyniknąć w przyszłości.

– Wiesz – powiedział cicho, rozczesując palcami jej splątane

włosy – uwielbiam obserwować, jak rozmyślasz. Naprawdę cenię

twoją inteligencję i rozsądek, ale w życiu jest również miejsce na

emocje, uczucia.

Milczała, rozkoszując się delikatnym dotykiem jego palców. Jest

w stanie przekonać ją o wszystkim, używając jako argumentu

pieszczoty.

– Chyba zrobiło się późno.

– Niestety.

– Hank, a twoje dzieci? Mam nadzieję, że nie zostawiłeś ich z

jakąś niedoświadczoną nastolatką?

– Nie. Moja gospodyni Dolores mieszka z nami od poniedziałku

do czwartku. Nigdy jednak nie spędzam nocy poza domem.

– Musimy się zbierać. Idziesz rano do pracy.

– Ty też.

– Tak, ale ja mogę zdrzemnąć się nad biurkiem, a tobie mogłoby

to grozić wypadkiem.

W drodze do domu milczeli, porozumiewając się tylko dotykiem.

background image

Żadne z nich nie miało ochoty rozstać się pod drzwiami Roxie, było to

jednak nieuniknione.

– Myślałem o naszych przyszłych spotkaniach – powiedział

Hank, gdy stali, tuląc się w objęciach.

– To wszystko jest nieco skomplikowane. Tutaj Charlie, w moim

domu dzieci.

– Wiem. Spodziewałam się, że zaproponujesz po kolacji, byśmy

przyjechali do mnie, ale...

– Tak. Podjąłem decyzję w niedzielę, dlatego zarezerwowałem

pokój. Niestety i ta możliwość jest ograniczona.

– Owszem. Nie chcę, żebyś kładł się tak późno spać w dni

powszednie.

Objął dłońmi jej pośladki i przycisnął ją mocno do swych bioder.

– Nawet mimo nagrody?

Przymknęła oczy, poddając się wzbierającej w niej namiętności.

Natychmiast wyczuła również jego reakcję.

– Tak. Nawet mimo nagrody.

– Och, moja praktyczna Roxie.

– Nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Jesteś słodka, wiesz o tym?

Uśmiechnęła się i pocałowała go w brodę, na której zaczynał się

już pojawiać zarost.

– Co więc zrobimy?

– Coś wymyślę. Na pewno. – Zastanawiał się przez chwilę. – Już

wiem. Rodzice Sybil mieszkają tutaj w mieście. Wielokrotnie

background image

zapraszali dzieci na weekend. Najbliższy odpada z powodu tej historii

z włosami, ale następny wchodzi w rachubę. Czy Charlie zajmie się

Como, gdybyś chciała spędzić weekend w moim domu?

Cały weekend! Nie mogła sobie wprost wyobrazić takiego

szczęścia.

– Chyba tak. Zapytam go.

– Myślę, że się zgodzi. Tymczasem może spędzilibyśmy tę sobotę

z dzieciakami? Miałabyś okazję lepiej je poznać.

– Boję się – rzekła po chwili wahania Roxie – że ty, a może nawet

dzieci, chcielibyście, abym zastąpiła twoją żonę. – Nie potrafiła na

razie wymówić imienia Sybil. Serce kołatało jej w piersi, czekała na

wybuch gniewu Hanka, tymczasem on pogłaskał ją pieszczotliwie po

karku.

– W przypadku dzieci jest to możliwe – powiedział spokojnie –

ale w moim wykluczone. Spróbuję wpłynąć na nie, żeby tego również

nie robiły. Nie mam ci za złe twoich obaw, ale dla mnie jesteś po

prostu Roxie. Gdy się dziś kochaliśmy, ani na moment nie

zapomniałem, kim jesteś.

Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się policzkiem do jego

policzka.

– Z przyjemnością spędzę z wami ten dzień – zapewniła. –

Poproszę Charliego, żeby popilnował Como, i dam ci znać.

– Zaufaj mi, Roxie. Proszę, zaufaj mi. – Objął ją jeszcze mocniej.

Odchyliła się i zajrzała mu w oczy, te przepiękne oczy, które

miały nad nią taką władzę.

background image

– Tylko głupiec nie miałby do pana zaufania, Hanku Craddocku.

Następnego ranka Roxie nie czuła wcale zmęczenia. Wstała

wcześniej niż zwykle, dokładnie w porze, gdy na placu budowy

rozpoczynała się praca. Hank był tak blisko! Ta myśl doprowadzała ją

do szaleństwa, ponieważ równie dobrze mógłby być na końcu świata.

Jednak nie chciała kręcić się po budowie, by nie narazić ich na plotki.

Włożyła stare dżinsy i postanowiła nakarmić Como przed

wyjściem do pracy. Powietrze było rześkie, a niebo błękitne niczym

oczy syjamskiego kota. Wszystko dziś wydawało się Roxie inne,

zdumiewająco piękne – ogród, domek gościnny, drzewa cytrusowe,

zagroda Como z miniaturową stajnią.

Zastanawiała się, czy Hank ma drzewka owocowe i czy zgodziłby

się kupić lampę. Hilary i Ryan byliby ogromnie szczęśliwi, a Roxie

zdobyła już przecież doświadczenie, zajmując się Como. Na obrazku,

który właśnie wyczarowywała w wyobraźni, znajdował się również

Charlie. Hank bez trudu zbudowałby dla niego mały domek gościnny.

Zastanawiając się nad przyszłością, Roxie pomyślała, że być

może Hank ma rację i przy Hilary i Ryanie nie odczuje braku

własnych dzieci. Charlie też będzie potrzebował jej czułej opieki.

Próbowała uciszyć wewnętrzny głos, który mówił jej, że nigdy nie

będzie uczyła chodzić własnego dziecka, nie ukołysze go do snu. Nie

można mieć wszystkiego, życie wciąż stawia człowieka przed

koniecznością wyboru.

Widząc Roxie, Como podeszła do ogrodzenia i stanęła przy nim,

strzygąc uszami. Roxie pogłaskała ją po aksamitnym nosie.

background image

– Jak się masz, mała – przemówiła do niej czule, zaglądając w

przepastne brązowe oczy. – Życzę ci, żebyś była równie szczęśliwa

jak ja dzisiaj. Cierpliwości, twój czas nadejdzie. – Roxie wydało się,

że lama zamrugała kokieteryjnie długimi białymi rzęsami.

– Każdy pan lama straciłby dla ciebie głowę – powiedziała,

drapiąc ją za uszami. – Jesteś tak piękna, że zasługujesz na

najlepszego. Osbornowie na pewno go znajdą.

– Czy Como nie ma tu nic do powiedzenia? – dobiegł ją z tyłu

głos Charliego. – Z pewnością nie wierzysz w takie aranżowane

małżeństwa, o których czytałem wczoraj wieczorem.

– Chodzi ci o ludzi czy o lamy? – spytała Roxie z uśmiechem.

– O wszystkie stworzenia. Każdy powinien mieć możliwość

wyboru. Spójrz, założę się, że on mieszka gdzieś tam – wskazał

gestem ręki. – Como zawsze gapi się w tamtą stronę.

– Pewnie podoba jej się widok z tego miejsca, a może lubi

wystawiać pysk na powiew wiatru. A tak naprawdę, to Como

potrzebne jest śniadanie i trochę ruchu. Może zabiorę ją na spacer.

– W jakimś konkretnym kierunku? – W niebieskich oczach

Charliego zamigotały figlarne ogniki.

– Charlie, czy widzisz mnie na wylot?

– Tak, moja droga, i jest to wspaniały widok. Rozumiem, że

dobrze się bawiłaś wczoraj wieczorem.

– Tak. – Roxie wiedziała, że policzki jej płoną, ale nie mogła nic

na to poradzić. – A skoro już mówimy o Hanku, chciałam cię poprosić

o przysługę.

background image

– Co tylko sobie życzysz.

– Hank poprosił, żebym spędziła sobotę z nim i jego dziećmi. Czy

nie zająłbyś się w tym czasie Como?

– Z przyjemnością. Poczytamy sobie. Czy wiesz, że ona lubi

poezję? Zwłaszcza wiersze o miłości.

– Czytasz jej? – spytała zdumiona Roxie.

– Przez cały czas. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki

wystrzępioną książkę w skórzanej oprawie.

– To sonety Szekspira, jej ulubione, ale pożyczyłem też kilka

książek z biblioteki Osbornów. Ednę St. Vincent Millay, Elizabeth

Barrett Browning...

– Nie chcę rozwiewać twoich złudzeń, ale Como prawdopodobnie

reagowałaby tak samo, gdybyś czytał reklamy w gazetach. Myślę, że

po prostu lubi słuchać twojego głosu.

– Mylisz się, Roxie. Próbowałem czytać Kiplinga, ale jej się

zdecydowanie nie podobał.

– Skąd możesz wiedzieć?

– Była niespokojna, strzygła uszami, przestępowała z nogi na

nogę. Nie wykazała odrobiny zainteresowania.

– Muchy.

– Nie ma much o tej porze roku.

– No to może była głodna.

– Nie. Była nakarmiona.

– Wobec tego... nie wiem – poddała się Roxie. – Ale musi być

jakieś logiczne wytłumaczenie.

background image

– Oczywiście. Woli Szekspira od Kiplinga.

– Niech ci będzie. – Przynajmniej dziwactwa Charliego są

nieszkodliwe. Nasypała lucerny do żłobu.

– Czy zechcesz jej poczytać, gdy będzie jadła?

– Zawsze to robię. Wcześnie coś dzisiaj wstałaś.

– Owszem. – Roxie rysowała wzorki na piasku czubkiem buta.

– Wystarczy ci czasu, żeby przejść do rogu i z powrotem – dodał

chytrze.

– Chyba tak.

– Czy chciałaś mnie jeszcze o coś prosić?

Roxie obawiała się, że jeśli poruszy sprawę weekendu, zdradzi

prawdziwy charakter stosunków, łączących ją z Hankiem. Inaczej

jednak się nie dowie, czy Charlie zechce zająć się Como.

– Nie krępuj się, Roxie. O co chodzi?

– Ee... o kolejny weekend. – Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. –

Dzieci Hanka spędzą go u dziadków i...

– Oczywiście – przerwał jej Charlie. – Młodzi kochankowie

potrzebują czegoś więcej niż kradzione chwile. Zajmę się wszystkim.

– Bałam się, że możesz tego nie pochwalać.

– Ach, Roxie – zmarszczył twarz w uśmiechu – nie pochwalam

wyłącznie działań, które biorą się z negatywnych emocji. Nie masz

pojęcia, jak się cieszę, że ty i Hank chcecie być razem. O nic się nie

martw.

– Dziękuję ci, Charlie. Jesteś kochany.

– Tak – odpowiedział, kołysząc się na piętach i poprawiając

background image

czerwoną muszkę – rzeczywiście jestem. A teraz umaluj się odrobinę i

uczesz, a ja poczytam Como. Potem możesz iść na spacer. Ostrzegam

cię jednak, że Como będzie chciała iść w przeciwnym kierunku.

– A ty uważasz, że tam mieszka jej ukochany.

– Naturalnie.

Roxie pobiegła z uśmiechem do domu. Nie miała zamiaru

zachowywać się tak każdego ranka, ale dzisiejszy był przecież

wyjątkowy. Musiała zobaczyć Hanka choć przez moment.

Gdy szła w kierunku placu budowy, zrozumiała, co Charlie miał

na myśli, mówiąc, że Como woli kierunek zachodni od wschodniego.

Ledwie udało jej się nagiąć zwierzę do swej woli. Może rzeczywiście

Como pamięta mgliście kierunek, w którym wieziono ją kilka

miesięcy temu do samca. Trudno, musi zaczekać do powrotu

Osbornów.

Gdy zbliżały się do rogu, Roxie błyskawicznie wypatrzyła

ciężarówkę Hanka, a po chwili jego samego, za ogrodzeniem, w

odległości jakichś pięćdziesięciu metrów. Rozmawiał z dwoma

mężczyznami, pochylony nad planami rozłożonymi na stercie desek.

Na wspomnienie minionej nocy serce zaczęło jej łomotać w piersi jak

oszalałe.

Właśnie gdy pomyślała, że chyba nie uda jej się z nim

porozmawiać, podniósł głowę i zobaczył ją. Nawet z daleka dostrzegła

błysk uśmiechu. Powiedział coś do obu mężczyzn, którzy się również

odwrócili. Następnie zwinął plany i ruszył w kierunku Roxie.

Poczuła nieprzepartą ochotę, by podbiec i rzucić mu się w

background image

ramiona, i zapewne by to uczyniła mimo wielu gapiów, gdyby nie

prowadziła na uwięzi lamy.

– Cześć, ślicznotko. W pierwszej chwili myślałem, że jesteś

pustynnym mirażem. W tym kraju zdesperowani mężczyźni widzą to,

co pragną zobaczyć.

Odczekała, aż zbliżył się bardziej, wzięła głęboki oddech i

powiedziała:

– Kocham cię, Hank.

– Czasami zdesperowani mężczyźni słyszą to, co pragną usłyszeć.

Czy mogłabyś powtórzyć?

– Kocham cię, Hank. Właśnie to sobie uświadomiłam.

Przebył dwoma susami dzielącą ich odległość i ujął jej twarz w

dłonie.

– Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptał. – Marzenia zwykle nie

spełniają się tak szybko.

– Czasami tak – rzekła z uśmiechem.

– Jestem cholernie szczęśliwym facetem. – Pochylił się nad nią i

ucałował czule jej wargi. – Co za wspaniały początek dnia! Miałem

kłopoty z koncentracją, ale teraz... – Pokręcił głową. – Nie

spodziewałem się takiego hojnego podarunku.

– Nie zamierzałam mówić ci niczego szczególnego – Roxie czuła

się lekka jak balonik – ale wszystko wydało mi się dzisiaj takie inne,

czułam, że muszę się z tobą zobaczyć. Kiedy szedłeś w moją stronę,

wszystko stało się jasne.

Wpatrywali się w siebie z zachwytem.

background image

– Widzę, że masz przyzwoitkę – powiedział Hank, drapiąc Como

w szyję.

– Nie chciała iść ze mną. Myśli, że jej ukochany mieszka w

przeciwnym kierunku, przynajmniej tak twierdzi Charlie.

– Nigdy już nie zlekceważę żadnego słowa, które wyszło z jego

ust.

– Ani ja – roześmiała się Roxie.

– Właśnie, właśnie, a czy poprosiłaś go, żeby zaopiekował się

tym stworem?

– Tak, i zgodził się z chęcią. – Roxie popuściła linkę i Como

znalazła niewielką kępkę chwastów, które zaczęła z lubością skubać. –

Aha, Charlie czyta Como sonety Szekspira i przysięga, że lama

uwielbia klasyczną poezję, zwłaszcza miłosną. Hank – dodała po

chwili milczenia – nie zrozum tego źle, ale czy nie sądzisz, że Charlie

jest ee...

– Niezrównoważony? Na pewno niegroźnie. Czasami tacy ludzie

widzą rzeczy, których inni nie zauważają. Charlie wiedział od razu, że

będzie nam ze sobą dobrze.

– W takim razie przestaję się martwić.

– I zacznij planować. Rodzice Sybil mają wolny ten weekend, a

nie następny, gdybyś więc mogła iść z Hilary do fryzjera wcześnie

rano, po południu odwiózłbym dzieci do dziadków.

– W ten weekend? – Roxie przebiegł dreszcz podniecenia.

– Bardzo się z tego cieszę. Chyba nie doczekałbym się przyszłego

tygodnia. Szczerze mówiąc, łamałem sobie głowę, jak tu ukraść parę

background image

godzin w czwartek wieczorem.

– Naprawdę? Przecież ustaliliśmy...

– Wiem, ale tak bardzo cię pragnę. A zwłaszcza teraz... Mam

pomysł, nie, nie obawiaj się, nie będzie to pokój hotelowy.

– Hank, jeśli myślisz o randce na łonie natury, to uprzedzam, że

potwornie boję się węży i robaków.

– Nie, to nie to.

– Naprawdę rozbudziłeś moją ciekawość.

– Chciałbym rozbudzić coś więcej – szepnął, puszczając do niej

oko. – Czy mogę zatem wpaść po ciebie w czwartek?

– Jasne, nie przegapiłabym za nic takiej okazji. Co też ty

wymyśliłeś?

– Niczego nie zdradzę. Przepraszam cię, ale niestety muszę

wracać do pracy.

– Wiem. Naprawdę nie miałam zamiaru zatrzymywać cię tak

długo. Chciałam tylko...

– Na miłość boską, nie przepraszaj mnie za najwspanialszą rzecz,

jaka mi się przydarzyła od niepamiętnych czasów. – Przechylił jej

głowę i pocałował szybko. – Czwartek o siódmej, moja ukochana

Roxie o płomiennorudych włosach i oczach barwy morza.

Nie ruszała się z miejsca, odprowadzając go wzrokiem. Odwrócił

się i pomachał jej ręką, ona zaś odpowiedziała tym samym, następnie

odciągnęła Como od kępki chwastów i wróciła na wpół przytomna do

domu. Jak zdoła wytrzymać te nie kończące się godziny, które dzieliły

ją od spotkania z Hankiem. Nie miała pojęcia, dokąd zabierze ją w

background image

czwartek, ale to było bez znaczenia. Wbrew temu, co powiedziała,

zgodziłaby się leżeć w samym sercu pustyni, na kocu, pośród dzikich

bestii, byle tylko Hank tulił ją mocno w ramionach.

background image

ROZDZIAŁ 9

W czwartek wieczorem Roxie włożyła złocisty welurowy dres.

Wciąż podejrzewała, że plany Hanka są jednak związane z łonem

natury. Gdy przyjechał po nią ubrany w dżinsy, adidasy i szarą bluzę,

doszła do przekonania, że się nie myliła.

– Pewnie domyśliłaś się, dokąd jedziemy – powiedział, całując ją

na przywitanie.

– Być może. – Cieszyło ją jego zachowanie. We wtorek nie miał

pewności, jak potoczy się wieczór. Dziś ta pewność odzwierciedlała

się w jego oczach, w pocałunku, w każdym geście.

– Chodźmy już – ponaglił. – Ostatnie dwa dni wydawały mi się

wiecznością.

– Czy mam wziąć latarkę?

– Mam świece.

– Płaszcz?

– Wystarczy ci dres, a potem sam cię rozgrzeję.

– To będzie dla mnie nowe doświadczenie – wyznała Roxie, gdy

siedzieli już w samochodzie.

– Dla mnie też.

– Naprawdę?

– Naprawdę – roześmiał się. – Czy uważasz mnie za podrywacza?

– Myślałam, że może... kiedy byłeś żonaty.

– Wtedy nie musiałem uciekać się do takich sztuczek. Muszę

background image

przyznać, że planowanie tej eskapady sprawiło mi wiele radości. Mam

w bagażniku kosz z przysmakami i winem, na wypadek gdyby

zechciało nam się tracić czas na coś tak nudnego jak jedzenie.

Przebiegł ją dreszcz oczekiwania. Spojrzała na Hanka w

milczeniu.

– Może się zdarzyć, że o nim zapomnimy – powiedział Hank,

przyspieszając na skrzyżowaniu.

Roxie spodziewała się, że pojadą w kierunku Catalina Mountains.

Hank jednak skręcił w drogę prowadzącą do eleganckiego osiedla

mieszkaniowego.

– Hank, dokąd jedziemy?

– Mój najlepszy przyjaciel buduje tutaj dom, który zamierza

sprzedać za duże pieniądze. Wczoraj położyli wykładzinę i będę miał

duże kłopoty, jeśli poplamimy ją winem. Ale Ed mi zaufał, poza tym

ma wobec mnie dług wdzięczności, tak więc dziś wieczorem dom jest

mój.

– Twój przyjaciel wie, po co był ci klucz? – Roxie spłonęła

rumieńcem i pomyślała, że wolałaby nie wpaść na faceta o imieniu

Ed.

– To sympatyczny człowiek, Roxie. Znam go i Joanie od lat.

Powiedział, że chętnie odegra rolę Kupidyna.

– Chyba nie rozmawiał z Charliem?

– Raczej nie – roześmiał się Hank. – Daj spokój, Charlie nie może

być sprawcą wszystkiego, co nam się przydarza. Nie jest

czarodziejem.

background image

– Masz rację, ale czasami wydaje mi się to wszystko

niesamowite. Nawet fakt, że w sobotę rano Hilary będzie mogła

przyjrzeć się rozjaśnianiu włosów. Nie jestem przesądna, ale...

– Możemy się tylko z tego cieszyć. – Uścisnął jej dłoń. – Czy jest

to przeznaczenie, czy zbieg okoliczności, będziemy mieć prawie cały

weekend dla siebie.

– Wiem. Czasami szczypię się, żeby sprawdzić, czy mi się to

wszystko nie śni.

– Ja tego nie robię – powiedział Hank, pomagając Roxie wysiąść i

wręczając jej klucze do domu. – Jeśli to sen, niech trwa dalej. Otwórz

drzwi, ja wezmę koszyk.

– A co z sąsiadami? Nie zdziwi ich światło i czyjeś głosy?

– Domy stoją od siebie tak daleko, że nawet nie zauważą.

Roxie otworzyła obydwa zamki i nacisnęła mosiężną klamkę.

Echo ich kroków odbijało się w wyłożonym terakotą holu.

– Którędy? – spytała, gdy jej oczy przywykły do ciemności.

– Tędy, do salonu. Przez okno sączy się światło księżyca, tak że

świece będą nam niepotrzebne.

Hank sprowadził ją po trzech schodkach w dół. Stanęli przed

kominkiem w kształcie ula. Postawił wiklinowy kosz w palenisku i

odwrócił się ku Roxie.

– Co o tym myślisz?

– Wszystko pachnie nowością. – Spojrzała na majaczące w

ciemności belki sufitu. – Podoba mi się ten dom i jego klimat.

– Ed zna się na rzeczy. – Hank wyjął z koszyka miękki koc.

background image

– Rozumiem, dlaczego się przyjaźnicie.

Hank rozłożył koc w kwadracie księżycowego światła, po czym

przyciągnął ją do siebie.

– Idealne miejsce, by cię kochać – powiedział, układając Roxie na

kocu.

– I ciebie – szepnęła, lgnąc do niego całym ciałem.

Hank modlił się, żeby to nie był sen. Tulił Roxie, wdychał zapach

jej skóry, całował jej wilgotne usta, pieścił piersi. Jęknęła, gdy ścisnął

palcami naprężony sutek. Każdy mężczyzna marzy, żeby kobieta

pragnęła go tak bardzo, pomyślał. Serce Roxie waliło jak młotem, gdy

smakował językiem głębię jej ust.

– Roxie, Roxie – szeptał jej imię między pocałunkami.

Przerwał tylko na chwilę, by ściągnąć jej bluzę przez głowę. Jej

nagie piersi bieliły się w świetle księżyca. Pozostawienie reszty

ubrania wydało mu się świętokradztwem, zsunął jej więc z bioder

spodnie i majteczki.

– Boże! Jakże kocham cię właśnie taką.

Uśmiechnęła się zmysłowo, kusząco.

– Będziesz mógł kochać mnie lepiej, jeśli sam zdejmiesz ubranie.

Posłusznie wykonał polecenie, nie spuszczając z niej wzroku.

Opadł z powrotem na koc, błogosławiąc w myśli przyjaciela za to, że

położył taki puszysty dywan. Mógł się kochać namiętnie z Roxie, bez

obawy, że sprawi jej ból.

Muskał ją lekko palcami, jak gdyby była kosztownym naczyniem

z porcelany. Zaczął od szyi, potem sunął dłońmi po jej rozgrzanej

background image

skórze, aż zamknął w nich obie piersi.

Wpatrywał się w jej twarz. Rozszerzone źrenice Roxie ciemniały,

gdy błądził palcami po jej ciele, pieszcząc napięty brzuch. Rozchyliła

wargi, oddychając coraz szybciej. Gdy jego dłonie powędrowały niżej,

Roxie niespokojnie poruszyła biodrami.

– Hank – szepnęła, mówiąc mu spojrzeniem, czego pragnie.

– Zaraz, kochanie – obiecał, całując jej szyję.

Poznawał wargami jej ciało, sprawdzając, ile sam jest w stanie

wytrzymać. Drażnił sutki zębami, aż wreszcie zamknął usta na jej

piersi. Roxie zanurzyła palce w jego włosach, prężąc ciało i mrucząc

jakieś zaklęcia. Hank z trudem panował nad sobą, chciał jednak, żeby

zapamiętała tę noc do końca życia.

Jego wargi odbyły tę samą podróż co dłonie. Jej smak sprawił, że

niemal przestał się kontrolować. Roxie wiła się, aż musiał chwycić ją

za biodra.

– Hank... teraz, proszę, Hank.... – wykrzyknęła.

Nie mając siły opierać się dłużej jej namiętnym prośbom, uniósł

się i wszedł w nią głęboko. Nic nie byłoby w stanie go powstrzymać.

Dygotała pod nim, poruszali się w szalonym rytmie, aż wreszcie

obojgiem wstrząsnął spazm rozkoszy.

Już nie wiedział, ile razy szepnął, że ją kocha, ile razy usłyszał od

niej słowa miłości. Nigdy, przenigdy nie będzie miał tego dość.

Objął ją mocniej i przekręcił się razem z nią na bok, tak że leżeli

twarzą w twarz.

– Kocham cię – powtórzył jeszcze raz. – Wydaje mi się, że to

background image

najważniejsze, co mam ci do powiedzenia. Kocham cię, kocham cię,

kocham cię.

– Ja też cię kocham – wymówiła chrapliwym szeptem. – I jest to

najważniejsze, co mam ci do powiedzenia.

Patrzył na nią w milczeniu przez długą chwilę.

– Mógłbym tylko dodać jedną rzecz.

– Tak? – spytała cicho.

– Wyjdź za mnie.

Nie odpowiedziała.

– Może... może jeszcze nie jesteś przygotowana na tę propozycję.

– Hank, ja...

– Cśś. Nieważne. – Położył jej palec na wargach. – Kochasz mnie

i to na razie wystarczy. Nie myśl o niczym więcej.

A jednak ta myśl zaprzątała głowę Roxie przez cały czas – gdy

popijali wino i jedli sałatkę oraz mięso z plastykowych

pojemniczków, gdy odpoczywali, znużeni miłością, gdy jechali z

powrotem do domu, gdy siedziała w piątek przy swoim biurku w

pracy.

Nie mogła przestać myśleć o propozycji Hanka, ponieważ omal

nie powiedziała „tak”. Gdyby się wtedy nie odezwał, w następnej

chwili zgodziłaby się zostać jego żoną. A jednak miał rację. Nie była

jeszcze gotowa.

Nie miało to nic wspólnego z Hankiem. Był dla niej ideałem

męża i kochanka. Ale Roxie słowo „małżeństwo” zawsze kojarzyło

background image

się ze słowem „rodzina”. A tu dostawała w prezencie gotową rodzinę,

bez możliwości jej poszerzenia. Musiała nagle stać się matką dla

Ryana i Hilary, a zapomnieć o tym, że mogłaby mieć własne dziecko.

Nie było to łatwe.

Charlie nie robił żadnych uwag przez cały piątek, dopóki nie

usiedli wieczorem do zwykłej partyjki szachów. Po pierwszych trzech

ruchach roześmiał się i poklepał Roxie po ręce.

– Może wypożyczymy film na dziś wieczór?

– O co chodzi? – Roxie zmarszczyła brwi.

– Grasz dzisiaj po obu stronach szachownicy. Przed chwilą

zrobiłaś ruch moją królową.

– Naprawdę?

– Co się stało, Roxie?

– Dobrze, powiem ci. – Roxie postanowiła zasięgnąć rady u

doświadczonego i życzliwego jej człowieka. – Wczoraj wieczorem

Hank poprosił mnie o rękę.

– Wspaniale! Tak się cieszę. – Charlie rzeczywiście promieniał

radością. – Nie martw się, że tak krótko się znacie. Ten związek

będzie trwały. Możesz mi zaufać, Roxie.

– Nie to mnie martwi, Charlie. Prawdę mówiąc, mam uczucie, jak

gdybym go znała przez całe życie. Chodzi mi o dzieci.

– Świetnie sobie radzisz z Hilary i Ryanem. Musicie się wszyscy

do siebie przyzwyczaić, z pewnością będzie wiele potknięć, ale nie

zapominaj, że one również noszą nazwisko Craddock i są pełne

miłości. Pragną przelać ją na kogoś poza ojcem, ty zaś odczuwasz

background image

naturalną potrzebę wychowywania dzieci. To bardzo dobry układ.

– Nie rozumiesz, Charlie. Hilary i Ryan nie stanowią

największego problemu, chociaż muszę się zastanowić, czy jestem

gotowa stać się z dnia na dzień matką ośmiolatki i dziesięciolatka.

Myślę jednak, że wszystko się rzeczywiście ułoży. To miłe dzieciaki.

– Jasne, przecież Hank jest ich ojcem.

– Z pewnością to również zasługa ich matki – powiedziała Roxie

z nikłym uśmiechem.

– Oczywiście. Przypuszczam, że była wspaniałą kobietą. Czy to

ci spędza sen z powiek, Roxie?

– Szczerze mówiąc, trochę. Skoro była dobrą żoną i matką,

zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że będą chcieli zrobić z niej

świętą. Tak się czasami dzieje. Nie zapominaj, że Hilary chce

rozjaśnić włosy, żeby się do niej upodobnić.

– Byłoby niedobrze, gdybyś ty chciała ją naśladować. Znam cię,

nie będziesz żyła w jej cieniu. Poza tym ciebie z Hankiem połączyła

namiętność, jakiej żadne z was dotąd nie doświadczyło.

– Przyznaję, jeśli o mnie chodzi, jest to prawda, ale skąd możesz

wiedzieć, co czuje Hank? Myślę, że bardzo kochał swoją żonę.

– Owszem, ale ty go opętałaś, a to coś zupełnie innego. Sam mi

powiedział dzisiaj rano.

– Rozmawiałeś z nim?

– Krótko. Poszedłem się przejść, gdy brałaś prysznic. Odbyliśmy

przyjacielską pogawędkę, podziękował mi za to, że was zetknąłem.

Zwierzył mi się, że jesteś najbardziej fascynującą ze znanych mu

background image

kobiet, zarówno umysłowo, jak i fizycznie.

– O mój Boże! – Roxie zaczerwieniła się na wspomnienie

wczorajszej nocy z Hankiem. – Trudno mi sobie wyobrazić, że

powiedział ci to wszystko.

– Dlaczego? Doskonale się rozumiemy.

– Skoro tak, czy wspomniał ci również, że jeśli się pobierzemy,

rodzina nam się nie powiększy, ponieważ nie może mieć więcej

dzieci?

– Słucham? – Życzliwy uśmiech powoli znikał z twarzy

Charliego.

– To właśnie zaprząta moje myśli przez cały dzień, Charlie.

Widzisz, Hilary i Ryan to wspaniałe dzieciaki, ale nie moje własne.

Zawsze pragnęłam mieć dziecko. Kocham Hanka, więc chciałabym

mieć dziecko z nim, a to niemożliwe.

– Niemożliwe? Nie rozumiem.

– Z pewnością słyszałeś o sterylizacji. Po przyjściu na świat

Hilary Hank i jego żona zdecydowali się nie mieć więcej dzieci i

Hank poddał się operacji.

– Ale, Roxie, mam nadzieję, że mimo to może...

– Tak – odpowiedziała Roxie, piekąc raka – ale nie będzie z tego

dzieci. Wielu mężczyzn poddaje się teraz takiemu zabiegowi. –

Spojrzała na Charliego. Gdyby ten problem jej nie dotyczył,

rozśmieszyłby ją widok jego skonsternowanej miny. – A więc

widzisz, że mój walentynkowy kochanek nie jest tak idealny, jak

sądziłeś.

background image

Charlie otarł czoło chustką i westchnął.

– Przeklęta nauka – mruknął do siebie. – Jak mam jej dotrzymać

kroku? Kłopoty zaczęły się już wówczas, gdy jakiś idiota wynalazł

pas cnoty.

– Charlie. – W głosie Roxie brzmiała troska. – O czym ty, do

licha, mówisz?

Spojrzał na nią nie widzącym wzrokiem.

– Musi być na to jakaś rada. – Wstał od stolika i podszedł do

regałów, zapełnionych książkami. – Przecież Osbornowie muszą mieć

encyklopedię zdrowia. O, jest. – Sięgnął do kieszeni po okulary i

zaczął nerwowo wertować strony.

Roxie przyglądała mu się zdumiona.

– No właśnie! – Charlie zamknął z trzaskiem książkę i podszedł

do niej. – Jest na to rada – oświadczył triumfującym tonem. –

Medycyna uczyniła ogromne postępy.

Roxie siedziała z otwartymi ustami. Trzeba przyznać, że nie

wzięła pod uwagę tej możliwości, ale czy może prosić o to Hanka?

– Czy to rozwiązuje twój dylemat, Roxie?

– Nie jestem pewna. Takie operacje nie zawsze się udają.

– Ta się uda. Ty i Hank będziecie mieli dziecko, którego

pragniecie.

– O to właśnie chodzi. Nie wiem, czy Hank chce mieć jeszcze

jedno dziecko.

– Ale to ważna sprawa dla ciebie, prawda? Byłaś okropnie

roztargniona przez cały dzień. Musisz po prostu spytać o to Hanka.

background image

Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze.

– Jesteś niepoprawnym optymistą, Charlie. – Mimo wszystko

Roxie poczuła się lepiej, wiedząc, że istnieje jakieś rozwiązanie.

Zadzwonił telefon i Roxie pobiegła go odebrać, w nadziei, że to

Hank. Postanowiła jednak nie poruszać sprawy dziecka przez telefon.

– Roxie? Tu mówi Fran – odezwał się kobiecy głos. – Co

słychać?

– Och, wszystko świetnie, po prostu świetnie. – Roxie nie

rozmawiała z Osbornami, odkąd Charlie się wprowadził, i dopiero w

tej chwili zdała sobie sprawę, ile rzeczy wydarzyło się w tak krótkim

czasie. – Zaprosiłam starego przyjaciela. Mieszka w domku

gościnnym.

– Bardzo dobrze. Mówiliśmy, że możesz zapraszać, kogo chcesz.

Jak się miewa Como?

– Dobrze. Wezwałam weterynarza, ponieważ wydawała mi się

trochę apatyczna. Powiedział, że jest w okresie rui.

– Naprawdę? Wspaniale. Dave i ja myśleliśmy o tym, żeby

doprowadzić ją do samca. Wybraliśmy jej nawet najdroższego. Nie

mogę wprost się doczekać powrotu. Co nowego poza tym?

– Och, nic szczególnego. – Roxie nie podjęłaby się tłumaczyć

Fran, jak to się stało, że zakochała się po uszy w ciągu dwóch tygodni.

– Jak tam podróż?

– Prawdę mówiąc, jesteśmy już trochę zmęczeni, ale chyba jakoś

wytrwamy do końca. Zapowiedziałam Dave’owi, że następna podróż

będzie krótsza. Może się starzeję, ale brakuje mi mojej kuchni i

background image

łazienki.

– Potrafię to zrozumieć. Macie prześliczny dom.

– Mamy szczęście, że zechciałaś się nim zaopiekować. Jesteś

pewna, że Como nic nie dolega?

– Weterynarz zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku.

– Nie miej żadnych skrupułów i wezwij go ponownie, gdyby to

było konieczne. Nie wahaj się wydać pieniędzy, które ci zostawiliśmy.

– Sądzę, że to nie będzie konieczne. Como jest zdrowa.

– Po prostu usycha z tęsknoty – roześmiała się Fran. – Dobrze,

uściskaj ją od nas. Zadzwonię znów za kilka tygodni. I dziękuję ci za

wszystko.

– Nie ma za co. Do widzenia. – Roxie odwiesiła słuchawkę i

wróciła do salonu, gdzie Charlie siedział znów przy stoliku do

szachów. – To była Fran Osborn. Powiedziałam jej, że mój bliski

przyjaciel mieszka w domku gościnnym i że Como jest w okresie rui.

– I że się zakochałaś?

– Nie. Nie wspomniałam o tym.

– Aha. – Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. – Wciąż trudno ci w

to uwierzyć, prawda?

– Chyba tak.

– Nie szkodzi. Ten weekend powinien rozproszyć twoje

wątpliwości. A co powiedziała na temat Como?

– Była zachwycona. Wybrali już dla niej samca i doprowadzą ją

do niego po powrocie do domu.

– To brzmi dość arbitralnie.

background image

– Charlie, to przecież lama.

– Stworzenie, które docenia Szekspira, nie powinno być

traktowane tak lekceważąco. Como jest bardzo wrażliwa.

Roxie zajęła miejsce naprzeciwko starszego pana.

– Wrażliwa czy nie, nie jest własnością ani moją, ani twoją, i

Osbornowie mają prawo decyzji w jej sprawie. – Zauważywszy

buntowniczą minę Charliego, dodała: – Naprawdę tak uważam,

Charlie.

– Oczywiście, moja droga. Oczywiście – uśmiechnął się starszy

pan.

background image

ROZDZIAŁ 10

Hank przyprowadził Hilary do domu Roxie nazajutrz przed ósmą

i powierzył dziewczynkę jej opiece z takim zaufaniem, że Roxie

poczuła się wzruszona.

– Jak długo będę musiała przyglądać się rozjaśnianiu włosów u

tamtej pani? – spytała Hilary w drodze do salonu piękności.

– Moja fryzjerka Georgia powiedziała, że zajmie to dwie do

trzech godzin. Oczywiście, nie będziesz musiała siedzieć tam przez

cały czas, chyba że definitywnie zdecydujesz się rozjaśnić swoje

włosy. – Roxie obrzuciła szybkim spojrzeniem siedzącą obok

dziewczynkę. Lawendowo-niebieska chustka po pięciu dniach była

już mocno przybrudzona.

– Wobec tego będę musiała siedzieć do końca. – Hilary

westchnęła z rezygnacją. – Postanowiłam, że od dziś jestem

blondynką.

– Cóż, jak chcesz. – Roxie zastanawiała się, czy Hilary mimo

wszystko odważy się na całą operację.

Była pełna determinacji, ale Georgia zapewniła Roxie, że proces

rozjaśniania jest wystarczająco nieprzyjemny, by dziewczynkę

zniechęcić. Georgia, Roxie i Hank byli przygotowani na obie

ewentualności. Gdyby Hilary zdecydowała się jednak na rozjaśnienie

włosów, Roxie miała zadzwonić do Charliego, który z kolei

zawiadomiłby Hanka.

background image

Roxie zaparkowała w centrum handlowym, w tym samym

miejscu, gdzie zatrzymali się z Hankiem, by wypożyczyć kasetę

wideo.

– Jesteśmy – powiedziała, wyłączając silnik.

– Znam to miejsce. Wypożyczamy tutaj filmy.

– Masz rację. No, jesteś gotowa?

– Tak. – Hilary radośnie pokiwała głową.

Wyskoczyła z samochodu, uśmiechnięta, pełna oczekiwania.

Roxie zrobiło się przykro, że radość dziecka szybko zgaśnie. Trudno,

Georgia opisała jej ze szczegółami cały proces rozjaśniania włosów i

Roxie upewniła się, że nie jest to zabieg stosowny dla ośmiolatki.

Georgia przywitała się z nimi.

– Proszę, usiądź tutaj – wskazała Hilary miejsce, rozczesując

długie do ramion, ciemne włosy klientce około czterdziestki. – Judy

zgodziła się, żebyś przyglądała się temu, co robię.

– Bardzo wam dziękuję – powiedziała Roxie. – Hilary marzy o

rozjaśnieniu włosów, ale nie ma pojęcia, z czym to się wiąże.

– To nic przyjemnego – stwierdziła, krzywiąc się, Judy. – Na

twoim miejscu poczekałabym kilka lat, kochanie.

– Nie chcę czekać – oznajmiła Hilary, ściskając kurczowo dłoń

Roxie. – Chcę mieć jasne włosy już dziś.

Georgia rzuciła Roxie uspokajające spojrzenie.

– Wobec tego zaczynamy.

Hilary usiadła na obrotowym krześle i natychmiast wykorzystała

jego właściwości.

background image

– Pamiętaj – powiedziała Georgia, przerywając na chwilę swoją

pracę – że gdy będziesz siedziała na miejscu Judy, nie będzie ci wolno

tak się kręcić. Lepiej zacznij ćwiczyć siedzenie bez ruchu.

Hilary natychmiast się uspokoiła.

– Dobrze – rzekła potulnym tonem.

Roxie oparła się o ścianę, myśląc, jakie to szczęście, że Georgia

jest matką dwóch córeczek i umie postępować z dziećmi.

– To pierwszy etap. – Georgia odkręciła tubkę i wycisnęła gęsty

płyn na pasmo włosów Judy.

– Fu, ależ to śmierdzi! – wykrzyknęła Hilary, zatykając sobie nos.

– Nie ma na to rady – odrzekła Georgia, nie przerywając pracy.

– To cuchnie o wiele gorzej od płynu, którego sama użyłam –

dodała Hilary przez nos. – Jak długo trzeba to trzymać?

– Och, dość długo.

– Powiem ci jeszcze coś – wtrąciła Judy, trzymając ręcznik przy

nosie. – To świństwo szczypie, gdy dostanie się do skóry.

– Bardzo? – spytała Hilary z przerażeniem.

– Mniej więcej jak po użądleniu pszczoły.

– Kiedyś mnie użądliła – wstrząsnęła się Hilary. – Ojej, to

naprawdę ohydny zapach, prawda?

– To amoniak – wyjaśniła Georgia. – Do rozjaśnienia potrzebny

jest silny środek.

– Nie wiedziałam, że to aż tak śmierdzi. – Hilary zasłaniała nos i

usta stulonymi dłońmi.

– Czy brązowa farba też tak brzydko pachnie? – spytała od

background image

niechcenia Roxie, jak gdyby nie omówiły dokładnie całego tematu

przez telefon.

– Ależ nie – pokręciła głową Georgia. – Przypomina raczej klej

Elmera.

– Mamy w domu klej Elmera.

Roxie nie odezwała się, pozwalając, by zapach amoniaku nadal

torturował Hilary. Sama ledwie mogła go znieść, oczy miała pełne łez,

zastanawiała się, jak Georgia może pracować przez cały czas z tak

silnymi chemikaliami.

– Jak długo jeszcze? – spytała po chwili Hilary, odrywając dłonie

od buzi i natychmiast z powrotem ją zasłaniając.

– Przynajmniej pół godziny. Czy Roxie nie mówiła ci, że w sumie

trwa to około trzech godzin?

– Mówiła, ale nie wiedziałam, że tak strasznie śmierdzi.

– A ile czasu zajmuje nałożenie ciemnego koloru? – spytała

Roxie.

– Jeśli ktoś siedzi bardzo spokojnie, pół godziny.

– To niezbyt długo. – Hilary była wyraźnie zaskoczona.

– Oczywiście, musiałabyś najpierw skończyć włosy Judy,

prawda, Georgio? – spytała Roxie, znając z góry odpowiedź.

– Nie, niekoniecznie. Mogłabym robić obie głowy jednocześnie.

– Ale Hilary przecież nie chce...

– A właśnie, że chcę! – Dziewczynka zeskoczyła z krzesełka. –

Ten smród jest nie do wytrzymania!

Roxie westchnęła z ulgą. Plan się powiódł. Pomyślała, że skoro

background image

kryzys minął, może sobie poczytać czasopisma w poczekalni.

Znalazła przynajmniej trzy artykuły na temat rodzin, w których ojca

lub matkę zastępuje ojczym lub macocha. Autorzy zapewniali, że z

czasem dzieci, otoczone miłością i opieką, adaptują się do nowej

sytuacji.

Roxie wcale w to nie wątpiła. Ryan i Hilary po śmierci matki już

musieli się przystosować i być może zniosą zmianę łatwiej niż ona.

Czeka ją wejście do „gotowej” rodziny, w której wszystko będzie jej

przypominać, że jej miejsce zajmowała kiedyś inna kobieta.

Dzieci tęskniły za matką, zawsze będą za nią tęskniły, ale Roxie

wiedziała, że nieżyjąca Sybil będzie miała coraz mniejszy wpływ na

ich życie, a ona nie zawsze będzie czuła się jak intruz.

Potem przypomniała sobie uwagę Charliego, że lekarze mogliby

przywrócić Hankowi płodność i tym samym dać im szansę na dziecko.

Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej zapalała się do tego

pomysłu. Pragnęła mieć dziecko z Hankiem, poza tym Hilary i Ryan

zyskaliby braciszka lub siostrzyczkę.

Roxie zamknęła z westchnieniem ostatnie czasopismo i odłożyła

je na stolik. Nie widziała Hilary ze swojego miejsca, ale słyszała

wesoły głos, szczebiocący coś do Georgii.

Łatwo ją będzie pokochać, pomyślała. Miała nadzieję, że

dziewuszka szybko odwzajemni jej miłość. Nie może jednak

oczekiwać tak gorącego uczucia, jakim darzyła rodzoną matkę,

dlatego powinna mieć własne dziecko.

Wtem usłyszała chichot dziewczynki i okrzyki zachwytu Georgii.

background image

Po chwili obie wkroczyły do poczekalni.

– Mój Boże, jaka ty jesteś śliczna! – zawołała Roxie.

Georgia nie tylko przywróciła Hilary jej naturalny kolor włosów,

lecz znacznie je skróciła i wymodelowała, co wyeksponowało duże

szare oczy.

– Mimo że nie jestem blondynką – dodała z dumą Hilary.

– Świetnie, naprawdę świetnie. – Roxie wyjęła z torebki

pieniądze, które dał jej Hank, i wręczyła je Georgii.

– Dziękuję. Mnie też się wydaje, że wyszło nieźle. To urocza

młoda dama.

– No, Hilary, musimy się pospieszyć. – Roxie spojrzała na

zegarek. – Twój tata z Ryanem zaraz się zjawią u mnie w domu.

– Nie mogę się doczekać, żeby im pokazać moje włosy. Nie

uwierzą, że tak ładnie wyglądam. Potem pochwalę się babci i

dziadkowi.

– Oczywiście. – Roxie nie myślała dotąd o rodzicach Sybil, a

przecież i oni stanowią część tej rodziny. Jeśli zgodzi się wyjść za

Hanka, wkrótce ich pozna. Z pewnością będą wspominać dawne

czasy. Miała nadzieję, że jakoś to wytrzyma.

W drodze powrotnej do domu spoglądała wciąż na Hilary, która

naprawdę wyglądała jak nie to samo dziecko. Gdy dotarły do domu

Osbornów, powitał ich Charlie, wykrzykując słowa zachwytu nad

dziewczynką, a zanim Roxie zdążyła wstawić volvo do garażu,

nadjechał Hank z Ryanem.

Hilary rzuciła się w ich stronę.

background image

– Tatusiu, tatusiu, zobacz, jaka jestem teraz piękna!

Na twarzy Hanka odmalowało się takie zdumienie i radość, że

Roxie poczuła ogromną satysfakcję. Jakie szczęście, że udało jej się

pomóc. Pochwycił Hilary w objęcia i uśmiechnął się do niej.

– Zawsze byłaś piękna.

– Nieprawda, ale teraz jestem. To dzięki Georgii.

– Naprawdę wyglądasz inaczej, Hil – powiedział Ryan.

– Ale czy ładnie, Ryanie? Wyglądam ładnie?

– Tak, chyba tak. Dobrze ci z krótkimi włosami.

– Tatusiu, czy mogę zobaczyć Como, zanim pojedziemy do

dziadków?

– Ja też chciałbym do niej pójść – dodał Ryan.

– Z przyjemnością zaprowadzę ich do zagrody – powiedział

Charlie. – Como z pewnością się ucieszy.

– Dobrze.

Gdy cała trójka udała się do ogrodu, Hank podszedł do Roxie i

ujął ją za ramiona.

– Dziękuję ci. Cieszę się, że twój plan się powiódł.

– Chwilami śmiertelnie się bałam.

– Coś ty? Przecież to tylko włosy. – Uśmiechnął się. – Byłem

przygotowany na najgorsze.

– Mówisz tak teraz, kiedy wszystko dobrze się skończyło. Poza

tym jesteś ojcem, a ja obcą osobą.

Zajrzał jej głęboko w oczy.

– Jak na obcą osobę odwaliłaś niezły kawał roboty.

background image

– Ja... dzięki. – Zaczerwieniła się z zadowolenia.

– Nie mogę się już doczekać, żeby odstawić dzieciaki do

dziadków i wrócić po ciebie. Spakowałaś się już?

– Prawie.

– To dobrze. Zaraz je stąd zabiorę i wrócę za pół godziny.

Rzeczywiście pół godziny później Roxie siedziała w lincolnie

Hanka. Zostawiła Charliemu coś do jedzenia i numer telefonu Hanka,

tak na wszelki wypadek.

Gdy ruszyli w drogę, zaczął siąpić deszcz.

– Ach – ucieszył się Hank – deszcz, zgodnie z moim

zamówieniem. Deszczowe dni sprzyjają romantycznemu nastrojowi.

– W Newark nienawidziłam deszczowych dni, ale tutaj jest ich

tak mało, że zmieniłam zdanie.

– Przeszkadza mi tylko, gdy opóźniają się prace na budowie, ale

zdarza się to bardzo rzadko. Przeważnie świeci słońce.

– Chyba że pada śnieg. – Roxie popatrzyła na niego z czułością.

– Tak – roześmiał się Hank.

– Czy zdajesz sobie sprawę, że gdyby nie śnieg, moglibyśmy się

nie spotkać? Mogłabym nie zaprosić Charliego, by zamieszkał w

domku gościnnym, a wtedy nie wypatrzyłby cię, stojącego na belce.

Uważał, że wyglądasz wspaniale.

– Wspaniale? A rozsądna, praktyczna Roxie pewnie zastanawiała

się, kim jest idiota, który nie ma dość rozumu, by schować się przed

śnieżycą.

– Prawdę mówiąc – powiedziała cicho – ja też uważałam, że

background image

jesteś wspaniały.

– Czyżby?

– Powinieneś już wiedzieć, że jeśli idzie o ciebie, przestaję

myśleć racjonalnie.

Mijali podobne do siebie, starannie utrzymane domy. Z powodu

deszczu podwórka były puste, ale Roxie wyobrażała sobie, że zwykle

w sobotnie popołudnie panuje na nich ożywiony ruch, dorośli

wykonują różne prace, a dzieci jeżdżą na rowerach lub grają w piłkę.

– Jesteśmy – oznajmił Hank, skręcając w podjazd jednego z

bliźniaczych domów.

– Sympatycznie tu, Hank – pochwaliła Roxie, zastanawiając się,

czy patrzy na swój przyszły dom. Mimo woli porównała go z domem

pośród krzewów mimozy, do którego Hank zabrał ją w czwartek.

Czuła się jak zdrajczyni, ale musiała przyznać, że tamten podobał jej

się nieporównanie bardziej. Ale dom się nie liczy. Ważni są ludzie.

– Nie muszę ci mówić, że nie jest to dom moich marzeń –

powiedział Hank, otwierając automatyczne drzwi garażowe. – Sybil i

ja zamierzaliśmy się przeprowadzić, ale ona umarła. Nie mogłem w

tym momencie robić tego dzieciom, poza tym sam straciłem serce do

przeprowadzki. – Zaparkował samochód obok ciężarówki i wyłączył

silnik.

– Hank, to bardzo ładny dom. Gdy wrócą Osbornowie, ucieszę

się, jeśli będzie mnie stać na dom odpowiednio duży dla mnie i

Charliego.

– Masz zamiar opiekować się Charliem nawet po powrocie

background image

Osbornów?

– Tak – odrzekła, patrząc mu w oczy. – Nie pozwolę, by znów

znalazł się na ulicy.

Hank namyślał się chwilę, po czym skinął głową z aprobatą.

– W porządku – powiedział, sięgając po torbę z jej rzeczami.

Roxie uśmiechnęła się. Właśnie uzgodnili coś bez zbędnych

dyskusji. Hank zaakceptował pomysł włączenia Charliego do rodziny,

jeśli się pobiorą. Może zatem mieć nadzieję, że równie łatwo przekona

go do dziecka. Roxie cieszyła się z góry na cudowny weekend.

Hank pomógł jej wysiąść z samochodu i zaprowadził przez

wewnętrzne drzwi do nieskazitelnie czystej kuchni, utrzymanej w

niebiesko-białych barwach. Kuchnia wyglądała sympatycznie, ale

Roxie miała ochotę zdjąć zasłony w krówki i gąski i zastąpić je

bajecznie kolorowymi meksykańskimi materiami. Osbornowie byli

zafascynowani Wschodem, tutaj znalazła atmosferę wiejskiego domu.

Ciekawe, czy ktokolwiek w Tucson lubi południowozachodni styl,

który tak jej odpowiadał.

– I jak?

Odwróciwszy się, napotkała badawcze spojrzenie Hanka.

– Szczerze?

– Szczerze. – Postawił jej torbę na krześle.

Roxie uznała, że nie może go oszukiwać. Nie czuła się tu jak w

domu. Był to dom innej kobiety, urządzony według jej gustu. Musiał

sam to zauważyć.

Gdy jednak wpatrywała się w jego twarz, zastanawiając się, co

background image

mu odpowiedzieć, zrozumiała, że wszystko to jest nieważne. Kogo

obchodziłoby, jak wygląda pokój, jeśli jest w nim taki mężczyzna?

Nigdy nie widziała, żeby ktoś wyglądał lepiej w spranych dżinsach,

sportowej bluzie i rozpiętej do połowy kurtce. W jego ramionach

czuła się jak w niebie. Powoli zdjęła płaszcz i podeszła do niego.

– Myślę – powiedziała – że strasznie dawno mnie nie całowałeś.

– Nieskończenie dawno – zgodził się, biorąc ją w ramiona. –

Chyba upadłem na głowę.

– Nie pozwól, żeby to się jeszcze kiedyś powtórzyło.

– Możesz się nie obawiać – obiecał, całując ją zachłannie.

Natychmiast ogarnęła ją namiętność. Rozpięła do końca jego

kurtkę i przylgnęła do niego całym ciałem. Gładziła jego szyję,

następnie musnęła ucho lekką pieszczotą. Pocałunek stawał się coraz

gorętszy, gwałtowność Hanka przyspieszyła bicie jej serca, wzmogła

jej pragnienie połączenia się z ukochanym.

Oderwał się od niej na chwilę i powiedział głosem ochrypłym z

pożądania:

– Nigdy nie kochałem cię w pełnym świetle dnia.

– Nie.

– Chyba to polubię.

– Ja też.

Zaprowadził ją do sypialni, zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło.

Pościelone łóżko czekało na nich, zdawało się zapraszać ich do

miłości. Drżała z podniecenia, gdy rozpinał jej bluzkę, a potem stanik.

– Jestem zazdrosny o ten skrawek koronki – szepnął, obejmując

background image

dłońmi jej piersi.

– Nie powinieneś – odpowiedziała, przyciskając mocniej jego

dłonie. – Wiesz, że wolę, gdy ty je trzymasz.

– Chcę czegoś więcej. – Wyprężyła się, gdy pochylił głowę i

pochwycił wargami sterczący sutek. Jęknęła z rozkoszy, zamykając

oczy.

Jak przez mgłę docierało do niej, że rozpina jej spodnie, które

opadły na podłogę. Wsunął dłoń pod elastyczny materiał jej

majteczek.

– Och! – wykrzyknęła, gdy jej dotknął.

Nigdy nie pragnęła tak bardzo pieszczoty mężczyzny, nie

poddawała się jej tak bezwstydnie. Gdy przerwał, krzyknęła znowu,

tym razem na znak protestu, on jednak wziął ją na ręce i zaniósł na

łóżko.

Położył ją na świeżym prześcieradle, zdjął jej buty, potem

majteczki. Stał przez dłuższą chwilą, przyglądając się, gdy tak leżała

w pełni swej urody, zarumieniona pod jego spojrzeniem.

– Wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyszeptała.

– Nie miałem takiego zamiaru – powiedział, siadając obok i

głaszcząc po policzku. – Jesteś taka piękna, a zawsze było ciemno i

nie mogłem się nacieszyć twoim widokiem.

– Ale ty jesteś taki... wymagający.

– Co do budynków, a nie ludzi. Zresztą nawet najbardziej

wymagający mężczyzna znalazłby przyjemność w patrzeniu na ciebie.

Wsunęła mu dłoń pod bluzę.

background image

– Zdejmij to – zażądała. – Zdejmij wszystko. Ja też chcę na ciebie

patrzeć.

Hank posłusznie ściągnął bluzę, po czym wstał, by rozpiąć

spodnie. Rozebrał się przed nią bez odrobiny skrępowania i pozwolił

jej patrzeć.

Po raz pierwszy napawała się widokiem jego muskularnego

męskiego ciała, przesunęła spojrzeniem po ciemnych włosach na

klatce piersiowej, zauważyła pieprzyk pod żebrami, płaski brzuch,

wgłębienie pępka, męskość.

Podszedł powoli do łóżka i usiadł obok niej.

– Nie mamy już żadnych tajemnic – powiedział, drażniąc lekko

palcami jej sutek. – Widzisz sama, jak bardzo cię pragnę.

– Tak. – Wyciągnęła rękę, by go popieścić. – Ty też jesteś piękny.

Zanurzył palce w jej włosach i przyciągnął ją do siebie.

– Pragnę... – przewrócił ją na plecy i wsunął się w nią – ... tego.

Nigdy nie czuła się taka swobodna. Gdy byli zespoleni, wszystko

wydawało zupełnie naturalne, poruszali się w zgodnym rytmie, by w

końcu dać się ponieść fali uniesienia.

– Cśś, kochanie. – Hank otarł Roxie łzy rozkoszy.

– Jest nam tak cudownie razem – szepnęła.

– Tak. – Ucałował jej drżące wargi.

– Nie chcę tego stracić. – Łzy wciąż spływały po jej policzkach.

– Stracić? O czym ty mówisz, Roxie. Będziemy się kochać

bardzo, bardzo długo.

– Wiem, ale ja pragnę... – Wciągnęła ze świstem powietrze. –

background image

Pragnę mieć twoje dziecko.

– Nie mogę ci go dać – rzekł po chwili.

– Skutki operacji... można odwrócić.

Milczenie zawisło nad ich radością niczym szary welon.

– Nie ma żadnej gwarancji, że się uda – powiedział z naciskiem. –

Lekarze postawili sprawę jasno, gdy się na to decydowałem.

– Przynajmniej spróbujmy – rzekła, patrząc na niego błagalnym

wzrokiem. – Mam przeczucie, że wszystko dobrze się skończy.

Zamknął oczy i przytulił czoło do jej czoła.

– Och, Roxie, nie proś mnie o to.

Otoczyła jego szyję ramionami.

– Ja... rozumiem, że nie masz ochoty poddawać się kolejnej

operacji, ale...

– Nie o to chodzi. Operacja to doprawdy głupstwo.

– Więc? – Czekała w napięciu na odpowiedź.

– Mógłbym spróbować, gdybym chciał. – Zamilkł na długą, pełną

udręki chwilę. – Ale prawda jest taka, że nie chcę.

background image

ROZDZIAŁ 11

Roxie ogarnęła rozpacz, zatruwając wspomnienie cudownych

chwil, które spędzili.

– Nie chcesz mieć więcej dzieci? – spytała, łudząc się, że źle go

zrozumiała.

– Nie, nie chcę. – Hank odwrócił się na plecy i wlepił wzrok w

sufit. – Podejmując decyzję, wziąłem pod uwagę wiele rzeczy. Tak

praktyczna osoba jak ty, Roxie, powinna być ze mnie dumna.

– Co, na przykład, brałeś pod uwagę?

– Och, wiele rzeczy, takich jak możliwość śmierci jednego lub

obojga dzieci. Postanowiłem nie wywoływać wilka z lasu.

Zastanawiałem się też, co stałoby się, gdybym utracił Sybil i

zdecydował się na powtórne małżeństwo. Czy chciałbym mieć jeszcze

jedno dziecko z nową żoną? Odpowiedź brzmiała: nie. I nie

zmieniłem zdania.

– Nie rozumiem – rzekła Roxie drewnianym głosem – jak mogłeś

postanowić coś podobnego.

– To proste. Mam dwoje dzieci, które ogromnie mnie absorbują i

sporo kosztują. Poza tym wyrosłem już z pieluszek, wstawania w

nocy, kolki i ospy wietrznej. Ryan i Hilary stają się z każdym dniem

coraz bardziej samodzielni i nie uśmiecha mi się perspektywa

zajmowania się znów całkowicie zależnym ode mnie maleństwem.

– Nawet... – przełknęła z trudem ślinę – ... nawet gdy wiesz już,

background image

jak wiele to dla mnie znaczy?

– Roxie, posłuchaj. – Hank przewrócił się na bok i wsparł głowę

na dłoni. – Jeśli za mnie wyjdziesz, a mam nadzieję, że tak się stanie,

będziesz miała pełne ręce roboty przy Ryanie i Hilary. Będziemy

spędzać dużo czasu we czworo, żebyś mogła ich lepiej poznać,

pokochać. Widzisz sama, jak wypełnione życie nas czeka. Nie

potrzebujemy jeszcze jednego dziecka.

– My? Jak możesz mówić za mnie? – Jej rozpacz przerodziła się

w gniew. – Ty miałeś swoją szansę, by trzymać na rękach nowo

narodzone maleństwo. Widziałeś, jak wyrzynał mu się pierwszy

ząbek, słyszałeś pierwsze słowo. Nie rozumiesz. Ja też chcę to

przeżyć.

– Namalowałaś uroczy obrazek rodzicielskich przyjemności, ale

nie zapominaj o stałych obowiązkach, karmieniu, przebieraniu,

zmienianiu pieluszek. Masz rację, przeszedłem przez to wszystko i

wiem, że to mnóstwo pracy.

– Cieszyłaby mnie każda chwila takiej pracy, ponieważ byłoby to

nasze dziecko, Hank. Czy nie chcesz mieć ze mną dziecka?

Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.

– Chcę ciebie, Roxie. Dzieci to rzecz przejściowa, ale

małżeństwo, jeśli masz szczęście, jest na zawsze. Wiem, że to brzmi

trochę egoistycznie, ale Ryan i Hilary są już w takim wieku, że mogą

spędzić noc poza domem, tak jak dzisiaj. A malutkie dziecko

oznaczałoby zaczynanie wszystkiego od początku.

Roxie zesztywniała w jego ramionach.

background image

– Może tego właśnie pragnę. Zacząć wszystko od początku. Może

nie chcę wprowadzić się do twojego urządzonego od a do zet świata i

zostać twoją beztroską towarzyszką zabaw.

– Nie przekręcaj moich słów, Roxie. Mamy szansę uniknąć

obowiązków, w których ugrzęźliśmy z Sybil, cieszyć się sobą i naszą

miłością.

– Widzę teraz jasno, czego pragniesz – powiedziała Roxie,

uwalniając się z jego objęć. Wstała z łóżka. – Najwyraźniej źle

oceniłam sytuację. Myślałam, że jedyną przeszkodą jest twoja

operacja.

– Nie podejmuję pochopnie decyzji. Może wyciągnęłaś takie

wnioski, biorąc pod uwagę tempo, w jakim poprosiłem cię o rękę.

Zapewniam cię jednak, że wiedziałem, co robię, poddając się operacji,

podobnie, jak wiem dobrze, co robię, prosząc cię, byś została moją

żoną.

– Żoną? – Sięgnęła po ubranie. – Nie sądzę, by chodziło ci o

żonę. Miałeś już jedną, która szybko przestała być atrakcyjna,

ponieważ została matką i nie mogła zawsze zaspokajać twoich

potrzeb. Może tobie chodzi o... konkubinę.

– Roxie! – Hank wyskoczył z łóżka i stanął przed nią, wspaniały

w swej nagości, gniewny. – To obrzydliwe, co mówisz!

– Być może, ale logika podpowiada mi, że mam rację.

– Do diabła z twoją logiką! – Chwycił ją za ramię i odwrócił

twarzą ku sobie. – Kocham cię i nie chcę patrzeć, jak się

zapracowujesz na śmierć przy trójce dzieciaków.

background image

– Nie doceniasz mnie. Nie jestem tchórzem.

– Ja też nie! – huknął. – Ale mam więcej doświadczenia i jestem

realistą. Wystarczy, że musimy przystosować się do nowej sytuacji z

Ryanem i Hilary!

– Mam wrażenie – powiedziała, walcząc z łzami – że żadne

przystosowanie nie będzie konieczne.

– Roxie, nie dręcz nas.

– Dlaczego nie? – Łzy popłynęły jej z oczu. – Poco ciągnąć dalej

nasz związek, skoro ja wiem, jak bardzo pragnę dziecka, a ty nie

chcesz nawet o nim słyszeć? Będziemy tylko zadawać sobie ból,

Hank, ponieważ problem nie przestanie istnieć.

– Niekoniecznie – powiedział cicho. – Poznasz i pokochasz moje

dzieci.

– Nie – pokręciła głową. – To twoje pobożne życzenia, ale ja chcę

własnego dziecka.

– Bardziej niż mnie?

Łzy przesłoniły jej postać Hanka.

– Nie wiem. Może... może tak.

– Nie mogę uwierzyć... – nie dokończył zdania, ponieważ

zadzwonił telefon.

– Odbierz, proszę – powiedziała Roxie, zapinając bluzkę

drżącymi palcami. – Skończyliśmy już rozmowę.

Spojrzał na nią, po czym podszedł do telefonu i podniósł

słuchawkę.

– To Charlie – powiedział, odwracając się do Roxie. – Chce

background image

mówić z tobą.

Roxie patrzyła tępo na słuchawkę w dłoni Hanka. Charlie był

ostatnią osobą, z którą miała ochotę rozmawiać. To on był winien

wszystkiemu.

– Lepiej podejdź do telefonu. – Wyciągnął do niej słuchawkę. –

Jest bardzo zdenerwowany.

– Charlie, czy coś się stało? – spytała, podnosząc słuchawkę do

ucha.

– Och, Roxie, moje dziecko, czuję się naprawdę okropnie. Miałaś

rację, powinienem był spocząć na laurach, gdy zetknąłem was z

Hankiem.

– Charlie, o co chodzi? – zatrwożyła się nagle Roxie.

– O Como. Nie... nie ma jej.

– Jak to jej nie ma?

– To moja wina. Przeczytałem jej kilka pięknych sonetów i

zabrałem na spacer. Koniecznie chciała iść w kierunku zachodnim,

poszliśmy więc i... och, Roxie, tak mi przykro.

– Charlie – z trudem wykrztusiła Roxie – ona żyje, prawda?

– Ależ tak, dzięki Bogu, tak. Przynajmniej żyła, gdy ją ostatnio

widziałem.

– To gdzie jest teraz?

– Nie wiem. Gdy mi się wyrwała, próbowałem dotrzymać jej

kroku, ale ona jest bardzo szybka, Roxie. Gdy straciłem ją z oczu,

wróciłem do domu i znalazłem kluczyki do twojego samochodu.

– O mój Boże.

background image

– Nie denerwuj się. To tylko małe wgniecenie. Ale skrzynka na

listy Osbornów jest w opłakanym stanie. I posterunkowy chciał mi

zabrać prawo jazdy za poruszanie się nieprawidłową stroną ulicy,

tylko że ja nie mam takiego dokumentu. Posterunkowy Grundy jest

tutaj ze mną. Czy chcesz z nim rozmawiać?

– Nie, to znaczy tak, ale osobiście. Gdzie jesteś? Czy cię

aresztowali, Charlie?

– Nie, chyba nie. Jestem w kuchni. Posterunkowy Grundy

przywiózł mnie tutaj, ponieważ nie pozwolono mi więcej prowadzić

twojego samochodu.

– Zaraz tam będę, Charlie. Zaczekaj na mnie.

– Posterunkowy Grundy powiedział to samo. Nie chciałem wam

przeszkadzać, mam nadzieję, że ty i Hank...

– Nie szkodzi – przerwała mu. – Za chwilę będę.

– Dobrze, Roxie. Bardzo mi przykro, moja kochana.

Roxie rzuciła słuchawkę na widełki i powiedziała do Hanka,

który był już prawie ubrany:

– Musisz mnie natychmiast zawieźć do domu. Como uciekła.

Charlie próbował prowadzić mój samochód i został zatrzymany przez

policję.

– Dobry Boże!

Roxie włożyła buty i wyszła z pokoju.

– Pośpiesz się – rzuciła przez ramię.

Hank podążył za nią, wkładając kurtkę. Roxie stała przy drzwiach

z torbą w ręku.

background image

– Nie masz zamiaru wrócić tutaj? – spytał.

– Nie, Hank. Muszę zająć się wszystkim.

– Może to nie potrwa długo. Pomogę ci.

– Nie musisz. Jestem pewna, że masz mnóstwo spraw do

załatwienia.

– Uspokój się, Roxie. Mam zamiar ci pomóc w sprawie Charliego

i Como. Im więcej osób będzie jej szukało, tym prędzej się znajdzie.

– Masz oczywiście rację. Doceniam twoją troskę.

– Skończ z tą uprzejmą gadką – rzekł, wprowadzając ją do

garażu. – Wolałbym, żebyś na mnie nakrzyczała.

– Wobec tego może lepiej w ogóle przestanę się odzywać.

– Może.

Wóz policyjny stał przed domem, nie opodal rozbitej skrzynki.

Charlie musiał w nią uderzyć, a następnie po niej przejechać.

Szczęście, że nikogo nie zabił, pomyślała Roxie. Myśl o Charliem za

kierownicą jej samochodu przejmowała ją przerażeniem. Musiał być

naprawdę zrozpaczony, skoro się na to odważył.

Hank zatrzymał samochód. Roxie szybko wyskoczyła i pobiegła

w stronę domu. Znalazła Charliego i posterunkowego Grundy’ego w

kuchni. Siedzieli naprzeciw siebie i przyglądali się sobie nieufnie.

Obaj wstali na jej widok.

– Panna Lowell? – Policjant był szczupły i nerwowy, nosił wąsy,

prawdopodobnie żeby wyglądać poważniej. Mógł mieć najwyżej

dwadzieścia dwa lata. – Czy zna pani tego mężczyznę? – spytał.

– Tak, oczywiście.

background image

– Czy wie pani, że nie ma prawa jazdy ani też doświadczenia w

prowadzeniu samochodu?

– Tak, bardzo przepraszam za wszystko. Charlie wpadł w panikę,

gdy uciekła mu lama... Miał dobre intencje, jestem tego pewna –

powiedziała, słysząc odgłos kroków Hanka.

– Gdzie samochód? – spytał Hank.

– Niedaleko – odpowiedział policjant. – Na szczęście szybko go

wypatrzyłem. Samochody omijały go z lewej i z prawej, ale nikt go

nie stuknął.

– Dzięki Bogu – wyszeptała Roxie.

– Samochód stoi na parkingu i jest zamknięty, panno Lowell, ale

ma chyba świeże wgniecenie po lewej stronie. Muszę wiedzieć, czy

chce pani wnieść oskarżenie, ponieważ pan Hartman najwyraźniej nie

miał pani pozwolenia na prowadzenie samochodu.

– Na miłość boską, nie.

– A więc sprawa skończy się na dwóch mandatach, zakładając, że

pani samochód jest ubezpieczony.

– Jest ubezpieczony. O jakich mandatach pan mówi?

– Za jazdę po niewłaściwej stronie ulicy, sześćdziesiąt pięć

dolarów, i prowadzenie samochodu bez ważnego prawa jazdy –

czterdzieści. Czy polisa ubezpieczeniowa jest w pani samochodzie?

– Tak, ale mam kopię w sypialni. – Roxie chciała jak najprędzej

skończyć z formalnościami i skoncentrować się na poszukiwaniu

Como.

– Ja zapłacę oba mandaty, Roxie – powiedział Hank. – I naprawię

background image

skrzynkę.

– Nie bądź śmieszny. Ja odpowiadam za Charliego.

– Tak, ale nic by się nie wydarzyło, gdybym...

– Porozmawiamy o tym później – powiedziała, zaciskając zęby.

Popatrzyła na Charliego, który spoglądał to na nią, to na Hanka z

zatroskaną miną. Zorientował się, że coś między nimi zaszło.

Wróciła szybko z polisą ubezpieczeniową i wręczyła ją

policjantowi.

– Rozumiem, że musimy załatwić formalności – powiedziała –

ale bardzo niepokoję się o zaginioną lamę. Czy mógłby pan nam jakoś

pomóc?

Policjant wyrwał mandaty z bloczka i podał Charliemu, żeby je

podpisał.

– Podam kolegom meldunek przez radio, proszę pani, ale nie

mogę obiecać, że ta sprawa będzie miała pierwszeństwo. – Wyjął

notatnik z kieszeni na piersi.

– Proszę opisać to zwierzę.

– Ma piękne brązowe oczy i uwielbia sonety – wtrącił Charlie. –

Jest bardzo łagodnego usposobienia i gdyby nie była zakochana, nigdy

nie...

– Chwileczkę, proszę pana. – Policjant postukał piórem w

notatnik i zwrócił się do Roxie z niemą prośbą w oczach. – Kolor?

– Biała – odpowiedziała szybko. – Dorosła lama płci żeńskiej, o

imieniu Como. Przypomina trochę wielbłąda bez garbu. One...

– Wiem, jak wygląda lama – przerwał jej policjant. – Byłem w

background image

zoo. W jakim kierunku się udała?

– Na zachód – odpowiedział natychmiast Charlie. – Jestem

pewny, że gdzieś tam mieszka jej ukochany. Od wielu dni tęskniła i

pomyślałem...

– Ukochany? – Policjant spojrzał na Roxie z miną świadczącą o

tym, że powątpiewa w zdrowie psychiczne Charliego.

– Ona jest w okresie rui – wyjaśniła Roxie cicho.

– Och. – Młody człowiek zaczerwienił się. – Cóż, jak już

obiecałem, przekażę tę wiadomość kolegom, ale nie ręczę za skutek,

może poda pani komunikat przez radio i telewizję. Nie możemy tracić

zbyt wiele czasu na poszukiwanie zaginionych zwierząt. – Podał kopie

mandatów Charliemu. – I żadnego prowadzenia samochodu, panie

Hartman, dopóki nie zrobi pan prawa jazdy.

Charlie wyprostował się i rzekł z godnością:

– Młody człowieku, nie zamierzam nigdy więcej usiąść za

kierownicą takiego pojazdu, chyba że udoskonalą mechanizmy

kierownicze.

– Tak, proszę pana. – Policjant przygryzł wargę i szybko wyszedł.

– Co teraz robimy? – spytała Roxie. – Rzeczywiście powinniśmy

podać komunikat przez radio i telewizję, ale jak najsprawniej

zorganizować poszukiwania?

– Ktoś musi zostać tutaj, na wypadek gdyby odnaleziono Como –

myślał na głos Hank. – Pojedziemy na poszukiwanie ciężarówką, bo

jest wyposażona w telefon.

– Dobrze. – Roxie odłożyła na bok sprawy osobiste. Hank miał

background image

naprawdę dobry pomysł. – Sprowadź ciężarówkę, a my z Charliem

obdzwonimy stacje radiowe, telewizyjne i schroniska dla zwierząt.

Gdy wrócisz, pojadę z tobą, a Charlie będzie dyżurował przy

telefonie.

– Dobrze. Zaraz wracam. – Hank obrócił się na pięcie i wybiegł.

– Roxie, nie masz pojęcia, jak mi przykro – rzekł Charlie,

dotykając jej ramienia.

– Myślę – rzuciła Roxie, wertując książkę telefoniczną. –

Pogadamy później.

Podała mu pierwszy numer. Gdy rozmawiał, wypisała na kartce

cały szereg numerów stacji radiowych i telewizyjnych oraz schronisk

dla zwierząt.

– Proszę – wręczyła kartkę Charliemu. – Poszukam jeszcze

notesu Fran, choć obawiam się, że zabrała go ze sobą do Chin. Jej

przyjaciółka może wiedzieć, gdzie doprowadzono Como do samca po

raz pierwszy.

– Słuszny tok rozumowania, Roxie. – Charlie zaczął wykręcać

kolejny numer z listy.

Udało jej się znaleźć jakiś stary notes z telefonami, obawiała się

jednak, że jest nieaktualny. Do czasu jej powrotu do kuchni Charlie

zdążył załatwić dużą część telefonów.

– I co? – spytała, gdy odłożył słuchawkę. – Pomogą?

– O, tak. Bardzo sympatyczni ludzie. Jeden z prezenterów

powiedział, że otwiera specjalną „linię zaginionej lamy” dla ludzi,

którzy widzieli Como.

background image

– Mam nadzieję, że to pomoże i że ją znajdziemy. Wiem, że

kosztowała Osbornów sporo pieniędzy, ale nie o to chodzi. Kochają ją

jak własne dziecko. Jeśli coś jej się stanie, nigdy mi tego nie wybaczą.

– Roxie, to ja jestem wszystkiemu winien.

– Nie, Charlie. Obarczyłam cię zbyt wielką odpowiedzialnością.

– Tak bardzo chciałem, żebyście mieli z Hankiem trochę czasu

dla siebie. To było częścią planu.

– Nie przejmuj się, Charlie. Dzwoń dalej. Gdy skończysz, dam ci

jeszcze notatnik z numerami przyjaciół Osbornów. Zadzwoń pod

wszystkie, może ktoś wie coś o samcu, do którego doprowadzono

kiedyś Como. I do weterynarza.

Poorana zmarszczkami twarz Charliego wydawała się starsza niż

zwykle.

– Po prostu musimy ją znaleźć – powiedział, wykręcając numer

kolejnej stacji radiowej.

Wkrótce nadjechał Hank. Na wszelki wypadek zostawili

Charliemu numer telefonu w ciężarówce i obiecali sami zadzwonić,

gdyby się czegoś dowiedzieli.

– Charlie mówił, że gdy ją widział po raz ostatni, biegła w

kierunku zachodnim Sunrise Drive, tak? – spytał Hank, gdy ruszyli w

drogę.

– Tak. Mam nadzieję, że zmieniła trasę. Ruch jest... – Roxie

umilkła.

– Po pierwsze, musimy zawierzyć jej instynktowi – powiedział

Hank. – Zakładamy, że skręciła w boczną ulicę i biegła nadal w

background image

kierunku zachodnim. Mogła kierować się na pole golfowe.

– Mam nadzieję. Chyba że poszła wąwozem w góry. A wtedy...

– Nie myśl o tym. Nie uciekła dawno, ktoś na pewno ją widział.

Lama na wolności będzie budziła ogólną ciekawość.

– Chyba masz rację.

– Musimy zacząć myśleć tak jak ona – uznał Hank. – Co

zrobiłabyś na miejscu Como, gdybyś chciała podróżować na zachód, a

ulica byłaby bardzo ruchliwa?

– Hank, nie potrafię myśleć jak lama. Mam w ogóle kłopoty z

myśleniem, ponieważ okropnie się martwię.

– Uspokój się, Roxie. Połączenie twojej logiki i mojej intuicji

może dać niezłe rezultaty.

– Dobrze, spróbuję. Po pierwsze, chyba odbiła w prawo. Nie

wierzę, żeby przebiegła na drugą stronę ruchliwej szosy.

– Zgadzam się, ale gdzie?

– Nie wiem. Przejechaliśmy już kilka ulic, ale nie wyglądały zbyt

zachęcająco... zaczekaj, Hank, tam! Spójrz na te kwiaty i kaskadę.

Mogło jej się chcieć pić.

– To jest pomysł. Może strażnik przy bramie coś zauważył.

– A obok mamy pole golfowe. Gdybym była Como, skręciłabym

w tym miejscu.

– Widzisz? – uśmiechnął się do niej. – Wiedziałem, że potrafisz.

– Nie mamy żadnej gwarancji, że się nie mylę. – Nie poddała się

czarowi tego uśmiechu. Szukają wspólnie Como, ponieważ tak

nakazuje rozsądek. Gdy ją znajdą, o co się modliła, ich znajomość

background image

dobiegnie końca.

Strażnik przy bramie wyraźnie się ożywił, gdy wspomnieli o

białej lamie.

– A więc to była lama. Widziałem zwierzę, które przybiegło tutaj,

by napić się wody z kaskady. Próbowałem je złapać, niestety,

bezskutecznie.

– Hank, ona jest tutaj! – wykrzyknęła Roxie.

– Raczej była – powiedział strażnik. – Uciekła przez pole

golfowe.

– Czy możemy dostać się na to pole? – spytał Hank.

– Wątpię. To teren prywatny.

– Ta lama jest niezwykle cennym zwierzęciem – nalegał Hank. –

Zapłacimy za korzystanie z pola golfowego.

– Cóż, proszę pana, karta członkowska klubu kosztuje kilka

tysięcy dolarów.

– Z pewnością musi być jakiś inny sposób. Czy mogę zadzwonić

do kierownika?

Strażnik zastanawiał się przez chwilę, po czym rzekł:

– Tak, myślę, że to możliwe – powiedział wreszcie. Roxie czekała

niecierpliwie na wynik rozmowy.

Dobiegł ją śmiech Hanka i strzępy przyjacielskiej pogawędki. Po

chwili Hank był z powrotem.

– I co? – spytała, gdy wjechali przez bramę.

– Dostaniemy elektryczny wózek, ale nie wolno nam

przeszkadzać graczom.

background image

– Cudownie! Jak go przekonałeś?

– Powiedziałem mu, że kupiłem tę drogą białą lamę w prezencie

ślubnym dla mojej żony. Przez nieuwagę zapomniałem zamknąć

bramę i cholerny zwierzak uciekł od razu pierwszego dnia.

Wspomniałem, że żona zagroziła, iż będzie spała w domku gościnnym

przez następne czterdzieści lat, jeśli nie odnajdę lamy. Wygląda na to,

że wszyscy chcą usuwać przeszkody z drogi prawdziwej miłości.

– Mój Boże, mówisz zupełnie jak Charlie.

– Powiedziałem ci kiedyś, że dobrze się rozumiemy.

– Wobec tego może powinieneś wiedzieć, że to Charlie sprawdził,

iż skutki twojej operacji można cofnąć.

– A więc starszy pan nie jest ideałem. Zauważyłaś, że nigdy nie

mówi o swojej rodzinie? Podejrzewam, że jest kawalerem, a skoro

nigdy nie zmieniał pieluszek, nie ma prawa udzielać rad na temat

dzieci.

– Myślę, że on udzielił zupełnie innej rady, a mianowicie, że

naprawdę kochający się ludzie powinni iść na kompromis.

Hank zatrzymał ciężarówkę przed biurem kierownika i wyłączył

silnik.

– To działa w obie strony – stwierdził, otwierając drzwi

ciężarówki. – Idziemy?

– Tak. I ja będę prowadziła wózek.

– Proszę bardzo.

Roxie nigdy dotąd nie kierowała elektrycznym wózkiem i szybko

przekonała się, że lekki pojazd błyskawicznie nabiera rozpędu na dość

background image

stromym zboczu. Hank chwycił się kurczowo wspornika kabiny, gdy

omal nie zderzyli się u podnóża wzniesienia z innym wózkiem.

– Czy już kiedyś to robiłaś? – spytał łagodnie, gdy Roxie udało

się jakoś wymanewrować i posuwali się dalej ścieżką, dopóki nie

zrównali się z mężczyzną szykującym się właśnie do uderzenia.

– Setki razy – burknęła. – Hej, proszę pana! – zawołała do

samotnego gracza.

– Roxie, on właśnie brał zamach – zauważył Hank, krzywiąc się,

gdy piłeczka wylądowała w koronie pobliskiego drzewa. Mężczyzna

zaklął soczyście.

– Proszę pana, czy nie widział pan tutaj białej lamy? – wołała

dalej Roxie.

Mężczyzna odwrócił się i oparł na kiju golfowym.

– Jasne – odkrzyknął. – I dwa różowe słonie, i czerwoną zebrę. A

teraz, czy pozwoli pani, że będę kontynuował grę?

– Biała lama, o, takiej wysokości – nie dawała za wygraną Roxie.

– Ostatnio widziano ją na tym polu golfowym, a my musimy ją

koniecznie znaleźć.

– Nie, nie widziałem białej lamy, ale dam pani pewną radę, młoda

damo. To bardzo trudne pole, ma mnóstwo naturalnych nierówności i

przeszkód. Proszę ich jeszcze nie przysparzać, dobrze?

– Dobrze. Przepraszam. – Roxie, przygnębiona, ruszyła dalej

ścieżką. – Bardzo martwię się o Como – powiedziała do Hanka.

– Wiem. Po prostu zaczekaj, aż ktoś uderzy w białą piłeczkę i

wszystko będzie dobrze.

background image

– Nie znam się na golfie... Hank! Widzę tam coś białego! –

Skręciła gwałtownie w lewo i ruszyła prosto przez pole.

– Uwaga! – rozległ się krzyk mężczyzny.

– Roxie, schyl głowę! – zawołał Hank.

Roxie posłuchała go i w tej samej chwili piłeczka golfowa

uderzyła o wspornik kabiny, po czym wylądowała na kolanach Hanka.

– Wspaniale – jęknął Hank. – To ten sam facet, w dodatku mamy

teraz jego piłeczkę. Biegnie do nas, wściekły jak diabli.

– Nie szkodzi. Po prostu ją odrzuć. Hank, to była ona. Wciąż

kieruje się na zachód, widzisz?

– Przebijesz opony na kaktusach, jeśli będziesz dalej jechać na

przełaj.

Roxie zatrzymała gwałtownie wózek.

– Wobec tego będę ją ścigać piechotą.

– Nie. – Hank chwycił ją za ramię. – Nie w tych butach.

– Ale...

– Zaczekaj. Czy widzisz tam skupisko domów?

– Tak. Myślisz, że to jest właśnie cel jej podróży?

– Miejmy nadzieję. Zawracaj, podjedziemy ciężarówką do tego

osiedla.

Zawrócili, odprowadzani przekleństwami zdenerwowanego

gracza. Roxie pomyślała, że czekają niezła bura od Hanka.

– Ciekawe, czy to, co się wydarzyło, może być poczytane za

przeszkadzanie graczom?

– Nie. Raczej za wzbogacenie gry w twórcze wyzwanie.

background image

– Dziękuję, że nie zwalasz wszystkiego na mnie. Nie wiem, czy

zniosłabym to teraz.

– Zapominasz, że cię kocham – powiedział cicho. Serce jej się

ścisnęło. Czy gdyby ją naprawdę kochał, nie chciałby zostać ojcem jej

dziecka?

Gdy ruszyli w stronę osiedla, zadzwonił telefon. Był to Charlie z

wiadomością, że znalazł znajomych Osbornów, którzy mają samca

lamy.

– Wiesz, gdzie mieszkają? Z adresu wynika, że w osiedlu, do

którego jedziemy.

– Żartujesz.

– Absolutnie nie. Widocznie Como wie, czego chce.

– Hank wykręcił podany przez Charliego numer.

– Czy mówię z panią Griffith? – Milczał przez chwilę. – Tak,

właśnie dzwonił pan Hartman. Widzieliśmy Como kilka minut temu,

biegnącą przez pole golfowe. Jeśli pojawi się u państwa, proszę

bardzo o uwiązanie jej. Już po nią jedziemy.

Pani Griffith czekała obok przywiązanej do ogrodzenia Como i

głaskała ją po szyi. Como wydawała się całkiem zadowolona,

ponieważ po drugiej stronie ogrodzenia znajdował się przystojny

czarny samiec, z którym trącali się nosami.

– Czy widzisz to, co ja? – spytała Roxie. – Charlie miał rację.

– Czy zamierzasz pozwolić kochankom, by dzielili dzisiejszej

nocy tę samą zagrodę?

– Jasne, że nie. Nie chcę kłopotów z brzemienną lamą. Za duże

background image

ryzyko.

– Wprawdzie trudno tu upatrywać analogii, ale czuję to samo, gdy

myślę o twojej ciąży.

– Masz rację, analogia jest zbyt odległa. W porządku, Hank, nie

mam prawa krytykować twojego sposobu myślenia, ale ponieważ się z

nim nie zgadzam, lepiej będzie, jeśli zakończymy naszą znajomość,

zanim znów sprawimy sobie ból. Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale

gdy odstawimy Como do domu, pożegnamy się i nie będziemy się

więcej widywać.

– Jeśli tego właśnie chcesz – powiedział.

– Właśnie tego.

Przewiezienie Como do jej zagrody i odzyskanie samochodu

Roxie zajęło około godziny. Nim Hank odjechał, zaproponował

jeszcze raz, że zapłaci oba mandaty Charliego. Roxie odmówiła.

– Como wygląda świetnie – powiedziała w jakiś czas później

Roxie, czesząc miękkie futro lamy. – Możesz już przestać się martwić.

– Rzeczywiście – zgodził się Charlie, okrążając lamę, która

wodziła za nim ciemnobrązowymi oczami. – Może posłuchałaby

trochę poezji po swoich przygodach.

– Może – uśmiechnęła się Roxie.

Charlie wyciągnął swoje ulubione sonety Szekspira i zaczął

czytać na głos. Roxie nie mogła powstrzymać łez, słuchając tych

romantycznych strof.

Charlie odłożył szybko książkę, okulary i podszedł do niej.

background image

– Roxie, moje dziecko, powiedz mi, proszę, co się stało – rzekł,

kładąc jej dłoń na ramieniu. – Czuję, że coś okropnie smutnego zaszło

między tobą a Hankiem, i bardzo mnie to martwi.

Roxie spojrzała w jego poczciwą, zasmuconą twarz i omal nie

straciła panowania nad sobą. Zaczęła energicznie szczotkować Como,

żeby się nie rozpłakać.

– Chyba jednak Hank nie będzie moim walentynkowym

prezentem – powiedziała.

– Dlaczego? Wszystko układało się tak pięknie.

– Charlie – odpowiedziała drżącym głosem – czy nie uważasz, że

dziecko jest wyrazem miłości dwojga ludzi?

– Cóż, chyba tak.

– A co powiedziałbyś o mężczyźnie, który nie chce się na nie

zgodzić, mimo że... wie, iż kobieta, którą kocha, bardzo pragnie

maleństwa? – Roxie objęła szyję Como i rozpłakała się żałośnie.

– Och, moja kochana. – Charlie poklepał ją niezręcznie po

ramieniu. – Tak mi przykro. Może sprawy nie wyglądają tak źle.

Może Hank musi przyzwyczaić się do tej myśli.

– Gdyby mnie kochał, nie musiałby przyzwyczajać się do tej

myśli. Gdyby mnie kochał, pragnąłby mieć ze mną dziecko. Nie chcę

go więcej widzieć! – Znów przytuliła się do Como, lama zaś trąciła ją

nosem, jak gdyby ją pocieszała.

– O mój Boże, o mój Boże. Dwie miłosne historie ze smutnym

zakończeniem – westchnął Charlie. – Może to prawda, że już się nie

nadaję. Sugerowano mi przejście na emeryturę, ale nie chciałem o tym

background image

słyszeć. Uparcie czepiałem się powiedzenia: „Miłość zwycięża

wszystko”, ale teraz nie jestem już tego taki pewny. Nie wiem, po

prostu nie wiem.

– Charlie, o czym ty, u licha, mówisz? – spytała Roxie, ocierając

łzy. – Jaka emerytura?

– Taki byłem pewny ciebie i Hanka – mówił dalej starszy pan. –

Dzięki wam odzyskałem wiarę w prawdziwą miłość, rozproszyliście

moje obawy, że wyszła już z mody. Ale teraz... – Pokręcił smutno

głową.

Przykro

mi

kończyć

moją

karierę

zawodową

niepowodzeniem.

Roxie odłożyła zgrzebło i stanęła przed Charliem.

– Jaką karierę? Pleciesz znowu, jakbyś nie miał piątej klepki,

Charlie. Nie strasz mnie.

– Chyba już czas, żebyś się dowiedziała. Chociaż niechętnie

wyznam ci prawdę po tym wszystkim, co się stało.

– Jaką prawdę? – Wpatrywała się w niego z drżeniem. – Kim

jesteś?

Zdjął z głowy kapelusz i wykonał dworski ukłon.

– Święty Walenty we własnej osobie. Do usług.

background image

ROZDZIAŁ 12

Roxie patrzyła na niego z niedowierzaniem, niezdolna wymówić

słowa.

– Oczywiście mi nie wierzysz. Cóż, miałem zamiar powiedzieć ci

o tym w bardziej szczęśliwych okolicznościach. Może wówczas

dałabyś wiarę moim słowom.

– Mój Boże, jesteś szalony – wyszeptała.

– To całkiem możliwe po tylu wiekach wypełniania tego samego

zadania.

– Naprawdę wydaje ci się, że jesteś świętym Walentym, prawda?

– Wierz mi, że w tej chwili wolałbym być starym poczciwym

Charliem Hartmanem, włóczęgą, którego przygarnęłaś. Nie

musiałbym wówczas brać na siebie odpowiedzialności za to

niepowodzenie.

– Jakim sposobem możesz być za to odpowiedzialny? Nie mogę

się doczekać, kiedy mi wyjaśnisz.

Charlie machnął ręką w kierunku dwóch wyściełanych krzeseł,

ustawionych pod domem na kamiennej posadzce.

– Może usiądziemy na chwilę i wszystko ci wyjaśnię.

– Dobrze – odrzekła Roxie, idąc za nim. – Ja też mam ochotę

usiąść.

– No więc – zaczął Charlie, gdy już zajęli miejsca – dawno,

dawno temu, może w trzynastym lub czternastym wieku odkryłem, że

background image

przebranie włóczęgi pozwala poruszać się tu i tam bez zwracania na

siebie uwagi. Zjawiam się, załatwiam sprawę i znikam. Wszyscy

uważają, że sympatyczny wagabunda po prostu ruszył w dalszą drogę.

I rzeczywiście tak robię, po to, by zetknąć kolejną parę kochanków.

– Nie wierzę, że tego słucham. – Roxie pokręciła głową.

– Przybyłem do Tucson dla jego ciepłego klimatu – opowiadał

dalej Charlie, nie zrażony jej sceptycyzmem. – Zaczął mi trochę

dokuczać artretyzm. Gdybyś została w Newark, moja droga, pewnie

byśmy się nie spotkali. Martwię się o biednych kochanków w

chłodniejszych rejonach, dlatego myślałem o wyszkoleniu młodszego

asystenta. – Popatrzył ze smutkiem na kamienną posadzkę. – Teraz

może się to okazać niepotrzebne.

– Chciałabym być przy tym, gdy kogoś poprosisz, by zgodził się

zająć to stanowisko.

– Jednym z kandydatów jest Geoff Chaucer. Zaimponowała mi

jego spostrzegawczość. Zauważył, iż ptaki dobierają się w pary

czternastego lutego. Mimo to moim faworytem jest Karol, książę

Orleanu. Oczywiście, pamiętasz, kto to taki.

– Oczywiście.

– Co za facet. Zapoczątkował nową modę, wysyłając żonie list

miłosny z twierdzy Tower w dniu świętego Walentego.

– Tak, to fascynujące – przytaknęła Roxie, postanawiając włączyć

się do zabawy.

– W każdym razie, wracając do czasów współczesnych, ciebie

wybrałem natychmiast.

background image

– Z powodu mojego nazwiska.

– Tak, i niebezpieczeństwa, które nad tobą zawisło w osobie

Douga Kelly’ego o szczurzej twarzy.

– Ach tak, Doug. Muszę przyznać, że kimkolwiek jesteś i

cokolwiek zrobiłeś, jestem ci wdzięczna, że odwróciłeś od niego moje

myśli. Mogłam popełnić fatalny błąd.

– To prawda. Moim celem było szybko znaleźć ci odpowiedniego

partnera. Gdy ujrzałem Hanka Craddocka, byłem pewny, że świetnie

się nadaje.

– Cóż... – Oczy Roxie znów napełniły się łzami.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że się pomyliłem.

– Charlie, nie mogłeś przewidzieć, że tak się to skończy. –

Roześmiała się przez łzy. – Zabrzmiało to, jak gdybym ci uwierzyła.

Rozumując logicznie, mogłeś zaaranżować to wszystko, będąc po

prostu kochanym, poczciwym Charliem Hartmanem.

– Nie wszystko. Najtrudniej poszło mi z telefonem.

– Wydaje ci się, że zepsułeś telefon Hanka tamtego dnia?

– Nie wydaje mi się. Po prostu to zrobiłem.

Roxie wpatrywała się w Charliego przez długą chwilę.

Potwierdziły się jej obawy. Biedny Charlie był naprawdę szalony,

choć niegroźny dla otoczenia. Wciąż żywiła do niego sentyment. Miał

rację co do Douga. To nie był odpowiedni dla niej mężczyzna.

Przekonała się o tym dobitnie po poznaniu Hanka. Nie żałowała ani

jednej spędzonej z nim chwili. Było jej ciężko na duszy, że ich

znajomość tak się zakończyła. Jednak u boku Hanka doświadczyła

background image

wspaniałych przeżyć i tylko to się liczyło.

– Widzisz więc sama, Roxie, jeśli zerwaliście ze sobą, nadaję się

tylko na emeryturę.

– I co to oznacza?

– Nie wiem – odrzekł Charlie, przyglądając się swoim dłoniom,

złożonym na kolanach. – Nigdy nie byłem na emeryturze.

– Możesz zostać ze mną, wiesz o tym.

– Jak gdybym był naprawdę Charliem Hartmanem?

– Tak – skinęła uroczyście głową. – Jak gdybyś był Charliem.

– Zastanowię się nad tym, Roxie. Jesteś naprawdę kochana, że

tyle ze mną wytrzymałaś. Sprawiłem ci mnóstwo kłopotów.

– Na szczęście szkody dadzą się naprawić – powiedziała Roxie. Z

wyjątkiem złamanego serca, dodała w myślach.

Charlie odchylił klapę marynarki i spojrzał w dół na złotą szpilkę.

– Jeśli pójdę na emeryturę, sprzedam tę szpilkę. Może wystarczy

przynajmniej na zapłacenie moich mandatów.

– Zawsze chciałam cię spytać o tę szpilkę, Charlie. Skąd ją masz?

– Jest związana z moją pracą. Gdy uda mi się pomyślnie wykonać

zadanie, darowuję ją szczęśliwej parze i dostaję nową.

– Czy ona coś oznacza? – Roxie zastanawiała się, po co zadała

kolejne pytanie. Po chwili uświadomiła sobie, że rozmowa z Charliem

zmniejsza trochę ból, który przeszywał jej serce.

– To węzeł miłości – odpowiedział Charlie. – Symbolizuje miłość

bez początku i końca. Oznacza również nieskończoność.

– Tyle wiem.

background image

– I, rzecz jasna, złoto nigdy nie traci blasku.

– Jest śliczna, Charlie, ale wątpię, czy uda ci się dostać za nią

tyle, żeby wystarczyło na mandaty. Zatrzymaj szpilkę. Sięgniemy do

pieniędzy, które zaoszczędziłam na wpłatę na dom w mieście.

Musimy naprawić też skrzynkę i samochód.

– Tak, ale naruszysz swój fundusz.

– Będziemy mieli kilka miesięcy na odrobienie strat. No, nie

wiem jak ty, ale ja na dziś mam dość problemów.

– Racja, moja droga, racja. – Wstał i poprawił muszkę. – Może

odświeżyłbym się trochę przed kolacją.

– Dobry pomysł. – Roxie podniosła się z trudem z krzesła. Czuła

się jak stuletnia staruszka. – Zjemy wobec tego kurczaka, którego

upiekłam dla ciebie, i otworzymy butelkę wina.

– Świetnie.

Roxie trzymała się do chwili, kiedy znalazła się sama w sypialni.

Zobaczyła walentynkę od Hanka leżącą na komodzie i jej opanowanie

prysnęło.

– Dlaczego, Hank, dlaczego? – szlochała. – Dlaczego nie

możemy pragnąć tego samego?

Okazało się jednak, że Roxie nie ma pięciu miesięcy na

odtworzenie swoich oszczędności. Zaledwie w kilka dni po

uregulowaniu rachunków zatelefonowali Osbornowie z wiadomością,

że wkrótce wracają. Doszli do wniosku, że sprawa Como jest dla nich

ważniejsza od kontynuowania podróży. Prosili Roxie, by pozostała w

background image

ich domu tak długo, jak będzie chciała.

– Przenoszę się jutro z powrotem do parku – oznajmił Charlie,

gdy usłyszał, że Osbornowie wracają nazajutrz wieczorem.

– Charlie, nie chcę, żebyś tam wracał. Osbornowie nie będą mieli

nic przeciwko temu, żebyś został, dopóki nie zbiorę pieniędzy na dom

dla nas.

– Nie ma mowy. Osbornowie mogą chcieć zaprosić kogoś do

domku gościnnego. Nie wypada mi ich krępować. Zresztą pogoda jest

przepiękna, Roxie. Ławka nie jest wcale złym wyjściem.

– Och, Charlie. – Roxie westchnęła, wiedząc, że jego decyzja jest

w gruncie rzeczy słuszna. Sądziła, że Osbornowie nie mieliby nic

przeciwko jego obecności, nie była jednak całkowicie pewna.

Mogliby nie zrozumieć, dlaczego przygarnęła włóczęgę z parku. – Ale

to tylko na krótki czas – powiedziała. – Zanim zaczną się letnie upały,

z pewnością uda mi się załatwić mieszkanie z klimatyzacją.

– Jesteś taka kochana. – Patrzył na nią zamglonymi ze wzruszenia

oczyma. Potem klasnął w dłonie. – Został nam jeszcze jeden wspólny

wieczór. Myślę, że będzie to wieczór mojego triumfu szachowego.

Roxie otarła łzy.

– Akurat – powiedziała, uśmiechając się dzielnie.

W czasie gry walczyła z ogarniającym ją przygnębieniem.

Najpierw odepchnęła Hanka, teraz odchodzi Charlie, który tak

wspaniale rozumiał jej nastroje od czasu tamtego nieszczęsnego

weekendu. Za dwadzieścia cztery godziny, gdy przyjadą Osbornowie,

będzie musiała robić dobrą minę do złej gry, inaczej narazi się na

background image

kłopotliwe pytania.

Żałowała, że nie ma dość pieniędzy, by przeprowadzić się do

domu w mieście. Mieszkanie u Osbornów oznaczało konieczność

przejeżdżania obok placu budowy dwa razy dziennie. Miała nadzieję,

że serce przestanie walić jej jak młotem za każdym razem, gdy mignie

jej postać Hanka.

Pozwoliła wygrać Charliemu w szachy, potem zaś oboje

stwierdzili, że zostało im jeszcze trochę roboty przed przyjazdem

Osbornów. Roxie postanowiła uprać po raz ostatni wszystkie rzeczy

Charliego, on zaś miał tymczasem wysprzątać domek gościnny. Roxie

wiedziała, że zajmie mu to niewiele czasu, bo Charlie nie pozostawiał

po sobie bałaganu.

Roxie źle spała tej nocy. Rano nakarmiła Como i ukryła się w

domu, gdy Charlie przyszedł pożegnać się z lamą. Nie zniosłaby teraz

ich widoku razem. Charlie kazał jej obiecać, że będzie czytała Como

poezję. Roxie obawiała się, że nie będzie w stanie dotrzymać słowa.

Zbyt dużo by to ją kosztowało.

Wreszcie byli gotowi do wyjścia. Zniszczona teczka Charliego z

całym jego dobytkiem oraz jedzeniem, które wepchnęła mu na siłę

Roxie, leżała na tylnym siedzeniu samochodu.

– Weź koc, Charlie – powiedziała Roxie, buszując w szafie i

odwlekając chwilę wyjazdu. – Jest stary, Osbornowie pozwolili mi go

używać na pikniki. Kupię im nowy.

– Dziękuję, ale byłoby mi za ciężko. Nie będzie potrzebny.

background image

– No to weź chociaż moją poduszkę.

– Roxie – dotknął lekko jej ramienia – poduszki też nie

potrzebuję. Dobrze jest, jak jest.

– Nie mogę tego znieść, Charlie. – Popatrzyła na niego przez łzy.

– Myśl, że spędzisz noc sam w parku, doprowadza mnie do

szaleństwa. Zostań. Osbornowie na pewno nie będą mieli żadnych

zastrzeżeń. Nie sądzę, by chcieli kogoś zapraszać od razu po

powrocie. Proszę, Charlie.

– Nie, muszę iść. Zaufaj mojemu instynktowi w tej sprawie.

Roxie wiedziała, że starszy pan nie zmieni zdania. Jedyne wyjście

to znaleźć jak najszybciej mieszkanie.

– No to chodźmy, zanim się kompletnie rozkleję.

– Dobrze, ale chciałbym cię jeszcze prosić o małą przysługę.

– Co tylko zechcesz, Charlie.

– Zatrzymaj się na chwilę przy budowie i pozwól mi się pożegnać

z Hankiem.

Wszystko, tylko nie to, pomyślała Roxie. Jednak nie mogła

odmówić jedynej prośbie najlepszego przyjaciela.

– Dobrze, ale nie mamy wiele czasu.

– Zajmie mi to tylko chwilę.

Gdy zatrzymała się obok ogrodzenia, wypatrzyła Hanka od razu,

jak gdyby miała zamontowany w głowie radar. W tej samej chwili on

ją również zobaczył i ruszył w kierunku samochodu.

– Błagam cię, idź do niego, Charlie – wyszeptała. – Nie pozwól

mu podejść do samochodu.

background image

– Jak sobie życzysz, moja droga.

Gdy Charlie wysiadł z volvo, Hank przystanął i czekał na niego.

Znajdowali się zbyt daleko, by Roxie mogła usłyszeć, co mówią, ale

żaden z nich ani razu się nie uśmiechnął. Hank dwukrotnie pokręcił

głową w odpowiedzi na energiczną gestykulację Charliego. Roxie

przypuszczała, że rozmawiają o niej.

W końcu uścisnęli sobie dłonie, a Hank poklepał Charliego po

ramieniu. Potem odszedł, Charlie zaś wrócił do samochodu.

– To wszystko – powiedział. – Dziękuję.

Była ciekawa, o czym rozmawiali, ale pomyślała, że nie ma

prawa pytać. Charlie nie kwapił się, żeby uchylić rąbka tajemnicy, tak

więc jechali do śródmieścia w milczeniu. Roxie zauważyła, że wiosna

zbliża się milowymi krokami i ucieszyła się ze względu na Charliego.

W ogródkach pojawiły się pierwsze wiosenne kwiatki. W innych

okolicznościach Roxie cieszyłaby się tą feerią kolorów. W Newark

zimy trwały bardzo długo, a ostatnio miasto nawiedziła potężna

śnieżyca. Dziś jednak było jej wszystko jedno. Wciąż miała przed

oczami Hanka rozmawiającego z Charliem. Hank kręcący głową,

Hank mówiący: „nie”. „Nie” dla dziecka, „nie” dla wspólnego życia z

Roxie, „nie” dla miłości.

Nie miała ochoty wysiadać z samochodu, ponieważ wiedziała, że

to oznacza rozstanie z Charliem.

– Chodźmy, moja droga. Spóźnisz się do pracy. Dziękuję ci za

podwiezienie – powiedział Charlie, uchylając kapelusza.

– Och, Charlie! – Roxie uściskała go serdecznie. – Nie chcę,

background image

żebyś odchodził.

– Zobaczymy się niedługo, gdy przyniosę różę, a potem w porze

lunchu.

– Wiem, ale...

– Nie przejmuj się, Roxie. Jakoś to będzie. Głowa do góry. Muszę

iść do kwiaciarni, wybrać najpiękniejszą różę. Oczywiście, jeśli

przestanę wykonywać moje obowiązki jako święty Walenty, nie będę

już tego robił.

Roxie ogarnął smutek. Choć brzmiało to jak czyste wariactwo,

wolała, żeby Charlie wierzył, że jest świętym Walentym. Jego

dziecinna wiara w potęgę prawdziwej miłości dodawała mu

szczególnego blasku, który gdzieś nagle zniknął, a Roxie chciała, żeby

powrócił. To brak realizmu, skarciła samą siebie. Charlie żył w

świecie marzeń, przez krótki czas ona również. W realnym świecie

miłość nie wystarczyła, by przezwyciężyć trudności.

Odchrząknęła i spróbowała się uśmiechnąć.

– Na razie nie przestawaj przynosić róż – poprosiła.

– Nie – zgodził się Charlie. – Na razie nie przestanę.

– Do widzenia, Charlie.

– Do widzenia, moja droga. Dziękuję za przygarnięcie takiego

nieznośnego staruszka.

Pokręciła głową, nie mogąc wykrztusić słowa. Charlie chyba

zrozumiał, uchylił jeszcze raz kapelusza, po czym odwrócił się i

pomaszerował w stronę parku. Szedł szybkim krokiem, z podniesioną

głową. Niósł swą podniszczoną teczkę tak dumnie, jak gdyby

background image

zawierała pokaźny pakiet papierów wartościowych albo projekt

ważnego programu badawczego. Roxie nigdy nie kochała go bardziej

niż w tej chwili.

background image

ROZDZIAŁ 13

Powrót Osbornów przyniósł jedną pozytywną zmianę w życiu

Roxie. Odzyskała zaufaną przyjaciółkę, której mogła się zwierzyć.

Roxie pragnęła od razu opowiedzieć Fran o Hanku, ponieważ jednak

codziennie rano wyruszała do pracy, musiała zaczekać do sobotniego

popołudnia. Dave właśnie wybrał się z przyjaciółmi pograć w golfa.

Fran i Roxie postanowiły spędzić popołudnie na nawożeniu i

przycinaniu drzewek cytrusowych. Powietrze było balsamiczne. Ciszę

przerywało tylko brzęczenie pszczół, zbierających nektar z kwiatów

pomarańczy i grejpfruta. Nie było nawet Como, którą przeniesiono na

tydzień do zagrody ukochanego. Roxie opowiedziała o tym

Charliemu, którego bardzo ucieszyła ta nowina, chociaż nadal martwił

się o Roxie i Hanka.

Gdy pracowały z Fran w ogródku, Roxie szukała pretekstu, by

zacząć rozmowę. Wreszcie przyszła jej do głowy najprostsza w

świecie myśl.

– Wydajecie się z Dave’em tacy szczęśliwi, tacy wciąż zakochani

– powiedziała. – Nawet po... właśnie, po ilu latach?

– Dwudziestu sześciu. – Fran roześmiała się. – Świadczą o tym

moje siwe włosy.

– Dave’owi się podobają. Słyszałam, jak mówił, żebyś ich nie

farbowała.

– Wiesz, czym mi zagroził? Że kupi sobie perukę, jeśli je

background image

ufarbuję.

– To dlatego, że oboje podobacie się sobie tacy, jacy jesteście –

uśmiechnęła się Roxie. Wyrwała kupkę I chwastów spod drzewa i

spytała nieśmiało: – Fran, przepraszam, jeśli to zbyt osobiste pytanie,

ale czy nigdy nie chcieliście... mieć dzieci?

– Jeszcze jak. To ja nie mogłam ich mieć. Odwiedziliśmy

niezliczonych lekarzy, ale nic nie dało się zrobić.

– A nie myśleliście o adopcji?

– Ciągle się gdzieś przenosiliśmy – powiedziała Fran, przycinając

gałęzie – i nie mogliśmy przebrnąć przez sprawy papierkowe.

Wreszcie daliśmy sobie spokój. Podsumowaliśmy wszystkie plusy

naszego życia – wzajemną miłość, swobodę, brak obciążeń

finansowych, i stwierdziliśmy, że jesteśmy szczęśliwi, mimo że nie

mamy dziecka.

– I nigdy nie żałowaliście?

– Nie. Na szczęście, Dave wolał mnie od kogoś, kto obsypałby go

potomstwem. – Podniosła głowę i spojrzała na Roxie. – Dzieci są

miłe, ale rzadko zostają przy tobie. W końcu liczy się przede

wszystkim ten ktoś, za kogo wyjdziesz i z kim spędzisz życie. –

Przyglądała jej się przez chwilę badawczo. – A teraz pozwól, że ja ci

zadam osobiste pytanie. Kim on jest?

Roxie otworzyła usta ze zdumienia.

– Aha, czyli tak jak myślałam. Czy opowiesz o tym starej ciotce?

Roxie oparła się na łopacie.

– Tak – powiedziała. – Marzę o tym od wielu dni. Opowieść

background image

popłynęła jak rzeka. Roxie nie pominęła niczego, nawet roli Charliego

i jego zapewnień, że jest świętym Walentym, a także ucieczki Como.

– Fiu, fiu! – zagwizdała Fran. – Chiny nie były nawet w połowie

tak podniecające.

– Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie wściekła za sprowadzenie

tutaj Charliego.

Fran odłożyła nożyce i podeszła do Roxie, by ją uściskać.

– Oczywiście, że nie. Może chciałabyś go tu mieć z powrotem?

Domek gościnny nie będzie nam pewnie potrzebny przez całe lato.

– Zapytam go, ale wątpię, czy przyjmie zaproszenie. Wtedy się

zgodził, ponieważ był przekonany, że pomaga mi znaleźć

odpowiedniego mężczyznę. Myślę, że gdy wszystko spaliło na

panewce, poczuł się bezużyteczny. Opowiada wciąż o emeryturze.

– Mój Boże – roześmiała się Fran – jakie wspaniałe zajęcie sobie

wymyślił.

– Jest kochany, prawda? Wiem, że brak mu piątej klepki, ale lubię

go takim, jakim jest. Nie chcę, żeby poszedł na emeryturę.

– Zatem jedynym sposobem, żeby go od tego powstrzymać, jest

pogodzenie się z panem Craddockiem.

– Nawet jeśli oznacza to rezygnację z mojego marzenia o

dziecku?

– A z jakiego marzenia rezygnujesz w tej chwili?

Roxie nie odzywała się przez długą chwilę.

– Masz rację – powiedziała w końcu. – Życie bez Hanka jest

okropnie smutne. Jeśli poślubię jakiegoś miłego, ale nudnego faceta

background image

tylko dlatego, że chce mieć dzieci, to co mi zostanie, gdy one odejdą?

– No właśnie.

– Ale, Fran, ja tak bardzo pragnę mieć dziecko Hanka.

– Wiem – westchnęła Frań. – Naprawdę to rozumiem. Ale

rozumiem też jego. Ma już dwójkę dzieci.

Zapadło milczenie. Roxie zastanawiała się nad swoim wyborem.

– Chyba – powiedziała w końcu – wolę mieć Hanka bez dziecka,

niż nie mieć go wcale.

– Chyba? Tu nie ma miejsca na chyba, Roxie.

– Bardzo za nim tęsknię. – Roxie popatrzyła na potężny masyw

górski. – Jest mężczyzną, o jakim można tylko marzyć –

szarmanckim, hojnym, twórczym, seksownym...

– Czy słuchasz samej siebie? – spytała Frań.

– Kocham go, Fran. Ponad wszystko. – Odetchnęła głęboko. –

Nie pozwolę, by spór o dziecko nas rozdzielił.

– Mądra dziewczynka.

Roxie poczuła nagły przypływ radości.

– Szkoda, że nie podjęłam decyzji wcześniej, zaoszczędziłoby to

nam wszystkim wielu zmartwień.

– Nie bądź dla siebie taka surowa. Trudno zrezygnować z

własnych marzeń. Wiele kobiet nie zdecydowałoby się na to.

– Tylko że one nie mają takiego mężczyzny jak Hank.

– Skończ już z zajęciami w ogródku – powiedziała Fran,

zabierając jej łopatę – i odszukaj mężczyznę swoich marzeń. Gdy już

wszystko sobie wyjaśnicie, przyprowadź go tutaj, żebym mogła go

background image

poznać.

– Stokrotne dzięki. – Uściskała Fran. – Moja matka nie

doradziłaby mi lepiej.

– Twoja matka miałaby pretensje za udzielanie takich rad. Nie

zapominaj, że pozbawiasz ją wnuków.

– Och, nie zapominam. – Roxie podniosła owoc grejpfruta, który

spadł z drzewa, jeden z ostatnich w tym sezonie. – O tym też

myślałam, ale to nie jest najważniejsze, prawda?

– Prawda.

– Nic nie jest ważne, jeśli ma się właściwego mężczyznę.

– Idź po niego, Roxie.

Roxie podrzuciła owoc wysoko w górę i zręcznie go pochwyciła.

– Mam nadzieję, że mi się to uda.

Niestety na budowie nie było dziś nikogo, a telefon w domu

Hanka nie odpowiadał. Roxie dzwoniła co pół godziny aż do

dziesiątej. Dave został wtajemniczony w całą historię i podnosił

wzrok znad książki za każdym razem, gdy maszerowała przez salon

do telefonu, po czym pytał, czy udało jej się dodzwonić.

Po dziesiątej Roxie biła się z myślami, czy może zadzwonić

jeszcze raz. Gdy się zdecydowała o wpół do jedenastej, Hank podniósł

wreszcie słuchawkę.

– Roxie? – spytał niespokojnie. – Czy coś się stało?

– Nie – odpowiedziała drżącym głosem. – Muszę z tobą

porozmawiać. Osobiście.

– Czy coś się przydarzyło Charliemu? A może Como?

background image

– Nie. Zastanawiałam się, czy nie moglibyśmy... spotkać się... jak

najszybciej. – Przełknęła z trudem.

– Oczywiście. Przyjechałbym natychmiast, ale dzieci śpią i nie

mogę ich zostawić. Może ty wpadłabyś do mnie?

– Cóż, ja... – Roxie rozważyła tę ewentualność i stwierdziła, że to

nie jest dobre rozwiązanie. – A jutro? – spytała.

– Przyjadę po ciebie o dziesiątej – odpowiedział natychmiast.

– A co z Hilary i Ryanem? Czy uda ci się załatwić tak szybko

opiekunkę?

– To już moje zmartwienie, Roxie. Bądź gotowa o dziesiątej.

– Dobrze. I dziękuję ci.

– Wiesz, że przeszedłbym po rozżarzonych węglach, żeby się z

tobą zobaczyć – rzekł po chwili milczenia. – Nie musisz mi więc

dziękować.

– Hank, ja... – Chciała mu powiedzieć o swej decyzji i przeprosić

go za to, co się stało, ale pomyślała, że to rozmowa nie na telefon. –

Do zobaczenia jutro o dziesiątej. Dobranoc, Hank.

Nazajutrz wiał ciepły pustynny wiatr, który przepędził drobne

obłoczki z błękitnego nieba. Hank przyjechał dokładnie o dziesiątej.

Chcąc ukryć zdenerwowanie, Roxie zaciągnęła go natychmiast do

kuchni i przedstawiła Fran i Dave’owi, który miał wyraźnie

rozbawioną minę.

– Miło cię poznać – powiedziała Fran. – Napijesz się kawy?

– Dziękuję, ale musimy jechać. – Hank rzucił Roxie szybkie

spojrzenie.

background image

– Tak, rzeczywiście – przytaknęła. Wychodząc z kuchni,

pomachała radośnie Fran i Dave’owi. – Dokąd właściwie jedziemy?

Hank nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do niej. Jego

uśmiech kompletnie ją rozbroił, ruszyła szybkim krokiem ku

drzwiom, bała się bowiem, że nie bacząc na obecność Osbornów,

rzuci mu się na szyję i zacznie błagać, żeby się z nią ożenił.

Dzień był tak ciepły, że miała na sobie tylko lekki sweter koloru

czekolady i beżową wełnianą spódnicę, Hank zaś włożył szary półgolf

i jasne spodnie. Roxie, która nie widziała go od kilku tygodni, nie

mogła oderwać od niego wzroku.

Zauważyła drobiazgi, które przedtem uszły jej uwagi – kształt

ucha, mały pieprzyk na policzku, silne dłonie – wszystko było jej takie

drogie. Miała nadzieję, że to prawda, co powiedział o rozżarzonych

węglach, że wciąż ją kocha na tyle, by wybaczyć jej ostre słowa

sprzed dwóch tygodni.

– Czy znalazłeś kogoś do dzieci? – spytała.

– Przyszła Dolores. Wprawdzie ponarzekała sobie, ale obiecała,

że zajmie się dziećmi tak długo, jak będzie trzeba. Musiałem przyrzec,

że zabiorę ją i jej chłopaka na kolację.

– Ja powinnam za to zapłacić.

– Nie pozwoliłaś mi zapłacić mandatów Charliego, więc bądź

cicho, Roxie.

– Czy jesteś na mnie bardzo zły?

– Nie – odpowiedział cicho, skręcając w boczną drogę.

Westchnęła z ulgą. Nie wyglądał na mężczyznę, który żywiłby

background image

urazę.

– Jedziemy do domu twojego przyjaciela, prawda? – Poznała

drogę, mimo że za pierwszym razem jechali późnym wieczorem.

– Tak. Nie ma tam dziś nikogo i Ed chętnie dał mi klucz. Myślę,

że próbuje sprzedać mi ten dom.

Serce Roxie zabiło mocno, jak gdyby Hank mógł rzeczywiście

serio rozważać kupno domu i jak gdyby jego decyzja miała coś

wspólnego z nią. Ale przecież wspomniał przedtem, że dom jest

bardzo drogi, nie ma co wiec budować zamków na lodzie.

– Jest już wykończony? – spytała, gdy podjechali pod frontowe

drzwi. Sterty desek zniknęły, a duże okna lśniły czystością.

– W zasadzie tak – odrzekł Hank. – Wprawdzie Ed chce jeszcze

zagospodarować otoczenie, ale sam dom jest już gotowy.

Spojrzenie Roxie przesunęło się po pełnych harmonii liniach

domu zbudowanego w stylu Santa Fe. Była nim po prostu

oczarowana. Wszystko jej się w nim podobało, duże rzeźbione drzwi,

belki wkomponowane w otynkowaną fasadę.

Zatopiona w myślach, nie zauważyła, że Hank wysiadł z

samochodu, dopóki nie otworzył drzwiczek po jej stronie. Pomógł jej

wysiąść, po czym puścił jej dłoń, jak gdyby nie chciał pozwalać sobie

na zbyt wiele.

– Podoba ci się? – spytał.

– Tak – przyznała ostrożnie.

– Dziś rano wpłaciłem zadatek.

Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.

background image

– Jeśli naprawdę podoba ci się ten dom, chciałbym, żebyśmy

wszyscy tu zamieszkali – ty, ja, Ryan, Hilary i, oczywiście, Charlie. –

Po chwili milczenia dodał: – I maleństwo.

Zdezorientowana, potrząsnęła głową, próbując zrozumieć

wszystko, co powiedział.

– I kto? – wyszeptała, chwytając się ręką za serce.

– Byłem w zeszłym tygodniu u chirurga. Gotów jest zrobić drugą

operację, kiedykolwiek się do niego zgłoszę.

– Nie mogę w to uwierzyć. – Kręciło jej się w głowie, miała

uczucie, że wszystko to jej się śni. – Przygotowałam sobie małą mowę

o tym, jak to odkryłam, że jesteś dla mnie najważniejszy, a ty mówisz

mi...

– Że się myliłem – powiedział, biorąc ją w ramiona. – Chcę,

żebyśmy mieli dziecko, Roxie.

– Zaczekaj chwilę. Nie wymagam od ciebie poświęcenia, nie

chcę, żebyś potem żałował...

– Nie obawiaj się, przemyślałem wszystko podczas wielu

nieszczęśliwych nocy bez ciebie. W końcu wyciągnąłem stare albumy

ze zdjęciami z okresu wczesnego dzieciństwa Ryana i Hilary. Zdałem

sobie sprawę, jak bardzo był szczególny. Zasługujesz na to, żeby to

wszystko przeżyć, a i ja zasługuję, by przeżyć to z tobą.

Powoli zaczęło docierać do niej, że Hank mówi najzupełniej

poważnie.

– Naprawdę zmieniłeś zdanie – powiedziała.

– Tak.

background image

Radość wybuchła w niej jak gejzer.

– Och, Hank, Charlie oszaleje z radości. Poza tym nie przejdzie

na emeryturę. Musimy mu zaraz o tym powiedzieć.

– No, może nie zaraz. – Hank przyciągnął ją do siebie.

– Ale niedługo.

– Jutro – zaprotestował Hank, całując jej szyję. – Zabierzemy go

na lunch, gdy przyjadę do ratusza złożyć papiery. Dzisiaj mam inne

plany.

– Ale Hank, jest środek dnia.

– Nie znasz jeszcze dokładnie tego domu – zauważył, wsuwając

jej dłonie pod sweter i głaszcząc ją po plecach. – Na przykład nie

wiesz, że okna w sypialni mają żaluzje.

– Bardzo rozsądnie.

– Sam to zasugerowałem – oznajmił, patrząc jej w oczy. – Ten

dom spodobał mi się od początku, ale nie miałem bodźca, żeby go

kupić, dopóki nie poznałem ciebie.

– Odkąd kochaliśmy się w nim, nie mogłam sobie wyobrazić, że

będzie należał do kogoś innego.

– Ja również, ale później wynikły... pewne problemy.

– Myślę – powiedziała, przytulając się do niego z całych sił – że

już je przezwyciężyliśmy.

– Z wyjątkiem jednego, który domaga się natychmiastowego

rozwiązania – dodał Hank. – Pewien starszy pan powiedział mi, że

jestem przepełniony miłością. Byłem ogromnie sfrustrowany przez

ostatnie tygodnie, ponieważ nie mogła znaleźć ujścia.

background image

– Za nic w świecie nie chcę, żeby był pan sfrustrowany, panie

Craddock.

– To dobrze – szepnął, zamykając jej usta chciwym pocałunkiem.

Po kilku pełnych szczęścia godzinach Hank i Roxie postanowili,

że nie zatrzymają swojej słodkiej tajemnicy dla siebie. Charlie musi

zaczekać do jutra, ale Ryan i Hilary powinni dziś dowiedzieć się o

małżeńskich planach ojca.

Zdecydowali, że Hank ogłosi im nowinę sam, żeby dzieci nie

były skrępowane obecnością Roxie.

– A jeśli nasza decyzja im się nie spodoba? – spytała Roxie, gdy

wracali do Osbornów.

– Wtedy zastanowimy się, jak sobie z tym poradzić –

odpowiedział Hank. – Ale nie mogą nam dyktować, co mamy robić.

Zresztą chyba niepotrzebnie się martwisz. Dzieci cię lubią, pytały

mnie nawet, czemu tak dawno cię nie widziały.

– Tak, ale od tego jeszcze daleko do oznajmienia im, że zostanę

ich macochą.

– Nie mówię, że to będzie bułka z masłem, ale zobaczysz, że

przystosują się bardzo szybko.

– Okropnie się boję.

– To dlatego, że nie znasz ich tak jak ja. Wszystko będzie dobrze.

Wieczorem wybierzemy się razem na spaghetti.

– Nie zmuszaj ich, dobrze? Zrozumiem, jeśli nie zechcą jeść ze

mną kolacji.

background image

– Do niczego nie będę ich zmuszał. Tak czy owak zadzwonię do

ciebie. – Uśmiechnął się do niej. – Uszy do góry.

– W ogóle się nie denerwujesz?

– Może trochę – odparł. – Myślę, że wszystko się ułoży. – Hank

uścisnął dłoń Roxie, mając nadzieję, że ją przekonał. Teraz musiał

jeszcze przekonać siebie. Modlił się, żeby dzieci okazały się

wystarczająco dojrzałe, by go zrozumieć.

Pocałował Roxie na pożegnanie przed drzwiami Osbornów i

pojechał do domu, czując się jak rycerz, który rusza do walki o swą

ukochaną.

W domu zapłacił Dolores i zwolnił ją na resztę dnia. Potem

poprosił Hilary i Ryana do kuchni, która była tradycyjnym miejscem

ich narad.

– O co chodzi, tato? – spytał Ryan, siadając na swoim krześle.

– Mam nowinę dla ciebie i Hilary – zaczął ostrożnie Hank.

– Jaką nowinę? – spytała zaciekawiona Hilary.

– Poprosiłem Roxie, żeby za mnie wyszła, i zgodziła się.

Dzieci patrzyły na niego w milczeniu. Hank powstrzymał się od

uwag. Dał im czas do namysłu.

– To znaczy, że ona będzie naszą mamą? – spytał Ryan.

– Tak i nie, Ryanie. Matki nie da się zastąpić. Jestem pewien, że

Roxie zechce zajmować się wami, tak jak to robią matki, ale sama mi

powiedziała, że nigdy nie będzie próbowała zająć miejsca waszej

mamy.

– Czy będzie mieszkała tutaj? – spytała Hilary, okręcając pasmo

background image

włosów wokół palca.

– No cóż, mam jeszcze jedną nowinę. – Hank uświadomił sobie,

jak wiele oczekuje od swych dzieci.

– Kupiłem nowy dom.

– Nowy dom? Bomba! – wykrzyknął Ryan. – Kiedy możemy go

obejrzeć?

– Kiedykolwiek zechcecie – odrzekł Hank, któremu ciężar spadł z

serca. – Co o tym myślisz, Hilary?

– Jak wygląda mój pokój? Czy jest większy od obecnego?

– Większy. Przynajmniej ten, który według mnie ci się spodoba. –

Hank zrozumiał, że rozmowa o domu jest dla dzieci łatwiejsza od

rozmowy o macosze. I w tej chwili było to nawet wygodne.

– Chodźmy – powiedziała Hilary. – Wezmę tylko moją Barbie.

Ona też chce obejrzeć moją nową sypialnię.

– Tak, chodźmy, tato – poparł ją Ryan. – To nie jest daleko stąd,

prawda? To znaczy, nie będziemy musieli zmieniać szkoły?

– Nie. Posłuchajcie, dzieciaki – powiedział z duszą na ramieniu –

czy nie macie nic przeciwko temu, żebyśmy zabrali po drodze Roxie?

– Oczywiście, że nie, tato – rzekł niedbale Ryan. – Roxie jest w

porządku.

– Ależ tatusiu – dodała Hilary, zatrzymując się w połowie

schodów – Roxie musi jechać. Na pewno też chce zobaczyć dom,

skoro zamierzacie się pobrać.

Hank roześmiał się i potrząsnął głową.

– Masz rację, Hilary. – Był szczęśliwy. Jego dzieci

background image

nadspodziewanie szybko i bez oporów zaakceptowały zarówno kupno

nowego domu, jak i małżeństwo. Z uśmiechem podniósł słuchawkę

telefonu.

Nazajutrz Roxie wprost nie mogła się doczekać, kiedy zjawi się

Charlie ze swą różą. Gdy go zobaczyła, serce jej się ścisnęło na widok

jego smutnego uśmiechu. Ale dziś wszystko się zmieni.

Podeszła do niego szybkim krokiem.

– Witaj, Charlie.

– Ho ho, ależ pięknie dzisiaj wyglądasz – powiedział, kładąc na

blacie swój kapelusz.

– Nic dziwnego – powiedziała. – Hank i ja zamierzamy się

pobrać. Składamy dzisiaj papiery.

Na pomarszczonej twarzy Charliego odmalowało się najpierw

niedowierzanie, potem zachwyt. Zrobił coś, na co sobie nigdy

przedtem nie pozwalał. Wbiegł za kontuar i gorąco uściskał Roxie,

która roześmiała się radośnie.

– Zaskoczyliśmy cię, co?

– To najmilsza niespodzianka, jaka mnie kiedykolwiek spotkała.

– Czy wiesz, że w tym samym czasie, gdy doszłam do wniosku,

że Hank jest dla mnie najważniejszy, on postanowił, że jednak

powinniśmy mieć dziecko?

– Cudownie. Każde z was było gotowe poświęcić się dla

drugiego. Będziecie więc mieli dziecko?

– Hank nalega, żebyśmy spróbowali – odrzekła Roxie, zniżając

background image

głos, świadoma, że mają audytorium. – Gdyby się jednak nie udało, to

trudno. Będę miała Hanka. Zobacz, co mi przysłał dziś rano do pracy.

– Zaprowadziła Charliego do swego biurka i otworzyła płaskie

pudełko.

– Ależ to gigantyczny płatek śniegu! – wykrzyknął Charlie,

zaglądając do środka. – Bardzo dowcipnie.

– To biała czekolada. Kupił w tym samym sklepie, w którym ja

kupiłam telefon.

– Przypuszczam, że to symbol dnia, w którym po raz pierwszy

zobaczyłaś Hanka.

– Nie tylko. Napisał mi, że płatki śniegu, podobnie jak ludzie,

różnią się od siebie. Chciał mi jeszcze raz dać do zrozumienia, że

kocha mnie dla mnie samej, że nie zapełniam tylko pustego miejsca

po Sybil. Mam jeszcze jedną nowinę – kupujemy nowy dom, Charlie,

i będziemy mieszkali tam wszyscy razem, ty też. Dopóki Hank nie

wybuduje domku gościnnego, zamieszkasz w wolnym pokoju.

Niebieskie oczy Charliego błysnęły tajemniczo.

– Jesteś zbyt dobra, Roxie. Nie wiem, co powiedzieć.

– Po prostu zgódź się. Ślub ma się odbyć za dwa tygodnie, co

pozwoli moim rodzicom otrząsnąć się z szoku i kupić bilety na

samolot. Ach, i zabieramy cię dzisiaj na lunch, tylko załatwimy

formalności. Spotkamy się przy twojej ławce.

– Dobrze – rzekł powoli Charlie, patrząc na nią.

– Czy sprawi ci to kłopot?

– Nie, oczywiście, że nie. O której przyjdziecie?

background image

– Około wpół do pierwszej, ale jeśli godzina ci nie odpowiada,

możemy...

– Nie, nie, Roxie – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu. –

Będę gotów o wpół do pierwszej.

– Świetnie. No, muszę wracać do pracy, zanim mnie wywalą.

– Tak. – Charlie wyciągnął do niej rękę. – Życzę tobie i Hankowi

wiele szczęścia.

– Wiem o tym. – Roxie uścisnęła jego dłoń. – Do zobaczenia.

Hank przyjechał do ratusza o dwunastej, a za pięć wpół do

pierwszej szli, trzymając się za ręce, w kierunku parku.

– Dokąd pójdziemy na lunch?

– Może do „El Charro”? To niedaleko, a Charliemu z pewnością

spodobają się portrety sławnych osobistości z autografami. Może

kogoś znać.

– Świetnie. – Hank rozejrzał się wokoło, gdy dotarli do parku. –

Która ławka należy do Charliego? Nie widzę go.

– Tamta. Mówiłam mu, że będziemy o wpół do pierwszej i

przyszliśmy dokładnie na czas. Gdzie on się podziewa?

– Nie mam pojęcia. Myślałem, że będzie na nas czekał.

Dozorca, który wypróżniał właśnie kosze na śmieci, przerwał na

chwilę pracę i popatrzył uważnie na Hanka i Roxie. Zbliżył się do

nich na odległość głosu i zawołał:

– Czy to wy jesteście przyjaciółmi Charliego?

– Tak. – Przestraszona Roxie podbiegła do niego.

– Czy coś mu się stało?

background image

– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł mężczyzna. – Ale prosił

mnie, żebym dał wam to. – Wyjął pogniecioną kopertę z tylnej

kieszeni spodni.

Roxie wzięła od niego kopertę, ale nie otworzyła jej.

– Gdzie on jest? – nalegała.

– Nie wiem – wzruszył ramionami mężczyzna. – Powiedział, że

rusza w dalszą drogę. Chyba zrobiło się dla niego za gorąco.

Przepraszam, ale mam mnóstwo roboty.

– On nie mógł odejść. – Roxie patrzyła na Hanka błagalnym

wzrokiem. – Nie odszedłby bez pożegnania.

– Nie wiem, Roxie. Może lepiej otwórz kopertę.

Drżącymi palcami Roxie rozdarła kopertę, omal nie upuszczając

złotej szpilki w kształcie ósemki.

– Och, Charlie – wyszeptała. – Powiedziałeś mi, że zawsze na

koniec dajesz w prezencie złotą szpilkę.

– Na koniec czego? – spytał Hank.

– Każdego pomyślnie wykonanego przez świętego Walentego

zadania. Za każdym razem dostaje nową szpilkę.

– Roxie, czy chcesz powiedzieć, że wierzysz...

– Nie wiem. Nic już nie wiem.

– Co jest jeszcze w kopercie?

– List. – Rozłożyła kartkę papieru. – Papeteria w najlepszym

gatunku. Gdzie mógł ją kupić?

– Pewnie tam, gdzie kupuje złote szpilki.

– Spójrz na ten złoty napis na górze. Znasz łacinę?

background image

– Nie. Ale może się domyśle. Amor znaczy miłość a vincit

pewnie coś w rodzaju niepokonana.

– Oczywiście – wykrzyknęła Roxie. – Miłość zwycięża wszystko.

Posłużył się kiedyś tą maksymą.

– Czytaj.

„Kochani. Wykonałem swoje zadanie. Muszę się przygotować do

następnego. Zostawiam was, wiedząc, że czeka was piękna wspólna

przyszłość, ponieważ otrzymaliście magiczne błogosławieństwo w

dniu świętego Walentego. Przez krótką chwilę bałem się, że czar

przestał działać, ale teraz odzyskałem wiarę i muszę kontynuować

moją podróż. Pozdrówcie ode mnie Como i powiedzcie Osbornom, że

woli Szekspira od Kiplinga.

Moje najlepsze życzenia. Święty Walenty (Charlie Hartman)”.

Roxie złożyła powoli list i włożyła go z powrotem do koperty.

– Sama nie wiem, w co mam wierzyć – powiedziała.

– A ja wiem. Wierzę, że Charlie Hartman, kimkolwiek jest, dał mi

szansę pokochania wspaniałej kobiety i dzięki Bogu nie

zaprzepaściłem jej. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jest świętym

Walentym, czy też nie. Nasza miłość jest prawdziwa i to się liczy.

– Będzie mi go brakowało, Hank.

– Mnie też. – Otoczył ją ramieniem i poprowadził przez park. –

Ale mamy całe życie na to, by się wzajemnie pocieszać, kochanie.

background image

EPILOG

Kierowca ciężarówki był gadatliwy, toteż podróż mijała

Charliemu bardzo szybko.

– Musi być przyjemnie – mówił kierowca – tak sobie

podróżować, kiedy tylko przyjdzie ochota. W Tucson robi się za

gorąco, wybiera się pan w góry, żeby przeczekać lato. Nie musi pan

żyć według żadnego rozkładu. Niezłe życie, staruszku.

– Rzeczywiście, nie narzekam. Ale myli się pan co do rozkładu.

Do września muszę poczynić pewne przygotowania.

– Przygotowania? – Kierowca był wyraźnie zaintrygowany.

– Tak, i to bardzo gruntowne. Muszę stworzyć bazę do działania,

zlokalizować i znaleźć odpowiednich ludzi.

– Czy to rodzaj jakiejś oszukańczej gry?

– Ależ skąd. Moje cele są czysto filantropijne.

– Skoro pan tak twierdzi.

– Ale wszystko musi przebiegać zgodnie z rozkładem. Nie wolno

mi zlekceważyć nieprzekraczalnego terminu.

– Jakiego terminu?

– Oczywiście czternastego lutego, młody człowieku. To

najważniejszy dzień w roku dla zakochanych. – Charlie rozparł się

wygodnie na siedzeniu i dodał:

– Nadal.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Thompson Vicki Lewis Badz moja walentynka
Thompson Vicki Lewis Bądź moją walentynką
Thompson Vicki Lewis Boże Narodzenie w Connecticut (Harlequin Temptation 53)
Thompson Vicki Lewis Seks w Nowym Jorku (Harlequin Pokusa 13)
Vicki Lewis Thompson Bądź moją Walentynką
110 Thompson Lewis Vicki Badź moją walentynką
Thompson Vicki Lewis W hawajskim rytmie (Harlequin Temptation 107)
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend (Harlequin Temptation 18)
Thompson Vicki Lewis Ulubieniec kobiet (Harlequin Temptation 170)
Thompson Vicki Lewis Skradziony pocałunek (Harlequin Temptation 195)
Thompson Vicki Lewis Strzala Kupidyna (Harlequin Temptation 63)
Harlequin Temptation 018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
HT018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Boże Narodzenie w Connecticut
HT063 Thompson Vicki Lewis Strzala Kupidyna
HT170 Thompson Vicki Lewis Ulubieniec kobiet
051 Thompson Vicki Lewis U ciebie czy u mnie

więcej podobnych podstron